Spis treści Zeszytu Historycznego nr 20

Transkrypt

Spis treści Zeszytu Historycznego nr 20
Ludowe Towarzystwo Naukowo-Kulturalne
Oddział w Garwolinie
ZESZYTY HISTORYCZNE
ZIEMI GARWOLIŃSKIEJ
Zeszyt Nr 20
Publikacja została sfinansowana przez Zarząd Powiatu Garwolińskiego
GARWOLIN 2015
Projekt okładki:
szkic Iwony Jończyk
inspirowany obrazem Józefa Chełmońskiego
pt. Modlitwa przed bitwą.
Zespół redakcyjny:
Zbigniew Węgrzynek
Sławomir Zawadka
Mariola Kostyra-Talarek
Adres redakcji:
Ludowe Towarzystwo Naukowo-Kulturalne Oddział w Garwolinie
ul. Staszica 10, 08-400 Garwolin
tel. 504 305 498, 601 295 005
e-mail: [email protected]
www.ludowegarwolin.cba.pl
Współpraca:
Starostwo Powiatowe w Garwolinie
ul. Staszica 15, 08-400 Garwolin
tel./fax: (25) 684 30 10
e-mail: [email protected]
www.garwolin-starostwo.pl
Copyright by Ludowe Towarzystwo Naukowo-Kulturalne Garwolin
ISBN 978-83-921437-5-8
Wydanie I
Druk i oprawa:
USŁUGI POLIGRAFICZNO - INTROLIGATORSKIE
Wygoda 39, 08-440 Pilawa
tel. 692 692 041
SPIS TREŚCI
M. Chciałowski, Wstęp ……………………………………………..….…...4
M. Rombel, Insurekcja kościuszkowska w okolicy Sobień-Jezior, Karczewa
i Góry Kalwarii ..............................................................................................6
W. Kostecki, Insurekcja kościuszkowska na ziemi stężyckiej ......................21
R. Mazek, Generał Dwernicki odpoczywa w Parysowie ….….……...........27
M. Rombel, Konfidenci rosyjscy w Powstaniu Styczniowym
na przykładzie Powiśla Garwolińsko-Otwockiego ......................................33
W. Kostecki, I wojna światowa....................................................................39
M. Matosek, Wojennego Sobolewa dzień powszedni ………......................42
M Kalbarczyk, Bataliony Chłopskie w powiecie garwolińskim. Struktury,
działalność i współpraca z Armią Krajową Obwód "Gołąb" – Garwolin ...63
Z. Węgrzynek, Forsowanie Wisły przez wojska radzieckie i polskie
w 1944 r. w rejonie Wilgi…………………….………………………...….77
M. Rombel, Bitwa na Kępie Radwankowskiej (sierpień1944 r.)………..104
S. J. Siudalski, Broń partyzancka w okolicach Garwolina.......……...…..145
M. Rombel, Sebastian Jędrych, Ludzie z Garwolina i okolic,1610-1945..174
B. Węgrzynek, Termopile polskie ……………………………………….176
B. Węgrzynek, Skazanemu ………………………………………..……..177
B. Węgrzynek, Jak „Rudy” .. ……………………………………………178
B. Węgrzynek, Pieśń z łagru ……………….……………………………179
A. Paduch, *** [Chmury błękitne ]………………………………………180
A. Paduch, *** [W pogoni za lepszym światem] …………….…………..180
In memoriam,……………………………………………………………..181
„Pamięć jest niezbędnym składnikiem małej ojczyzny. Pozwala nam
zachować ją we wspomnieniu, nawet jeżeli utracimy z nią kontakt
bezpośredni. Tak długo jak żyjemy i gdziekolwiek jesteśmy, pozostaje ona
cząstką naszej tożsamości, naszym znakiem identyfikacyjnym. Ma to
szczególną wartość dziś…”
Kapuściński R., 2007: Rwący nurt historii - zapiski o XX i XXI
wieku. Wydawnictwo Znak, Kraków, s. 21-22.
Szanowni Państwo!
Powiat
Garwoliński
położony
blisko
Warszawy, przy głównej drodze do Lublina, na
prawym brzegu Wisły, zawsze narażony był na
działania wojenne. Każde z nich pozostawiało ślady
na naszej ziemi. Ginęli nasi mieszkańcy, palone były
miasta i wsie, a urodzajne pola zamiast rodzić chleb
leżały ugorem, porośnięte chwastami i krzakami. Ta sytuacja kształtowała
twardą postawę naszych mieszkańców, wytrwałość, gotowość do walki
z przeciwnościami, jakie niosły za sobą trudne doświadczenia. To wszystko
spowodowało, że Powiat Garwoliński zamieszkują ludzie, którzy od
pokoleń mają mocno ukształtowane poczucie patriotyzmu i miłości do
swojej ziemi ojczystej.
Dziś, gdy żyjemy w zjednoczonej Europie, bez granic, łatwo i często
podróżujemy oraz zmieniamy miejsce zamieszkania, ogromną wartością jest
przekazanie informacji o naszej małej Ojczyźnie – Powiecie Garwolińskim.
Naprzeciw tym potrzebom wyszło Ludowe Towarzystwo Naukowo
– Kulturalne, tworząc „Zeszyty Historyczne”. Przybliża w nich historię wsi
i miast, wydarzeń historycznych, które rozgrywały się na naszym terenie,
ma również bogaty wkład w spisanie wielu pieśni, przyśpiewek,
przekazania tradycji związanych z etnografią i kulturą materialną. Poprzedni
zeszyt ukazał się w 150 rocznicę Powstania Styczniowego, przypomniał
wydarzenia, które rozgrywały się na naszym terenie i przybliżył nam udział
naszych przodków w niepodległościowym zrywie. Obecny, szerszy
tematycznie, przenosi nas w czasy bardziej odległe – Insurekcji
Kościuszkowskiej, bitwy pod Maciejowicami, Powstania Listopadowego,
ale również pokazuje historię bliższą, czasy naszych dziadków i ojców.
4
Cieszę się bardzo, że naszą ziemię zamieszkują ludzie z PASJĄ, a do
nich zaliczają się członkowie LTN-K. Życzę, aby publikacja, która została
wydana przy pomocy środków Samorządu Powiatu Garwolińskiego,
spełniła Państwa oczekiwania i stała się źródłem inspiracji do spisywania
historii naszych rodzin czy miejscowości. Niech słowa naszego rodaka,
Świętego Jana Pawła II będą przesłaniem dla nas wszystkich:
,,Pamięć o przeszłości oznacza zaangażowanie w przyszłość''.
Z wyrazami szacunku
Marek Chciałowski
Starosta Powiatu Garwolińskiego
5
dr Mariusz Rombel
Insurekcja kościuszkowska w okolicy Sobień-Jezior,
Karczewa i Góry Kalwarii1
W kadłubowej Rzeczypospolitej po II rozbiorze narastała chęć walki
z zaborcami, którą rozpoczął w marcu 1794 r. gen. Antoni Madaliński,
przeciwstawiając się planom rozwiązania armii polskiej. Także
w stacjonujących w powiecie garwolińskim oddziałach polskich powstał
popłoch przed spodziewanym wcielaniem do armii rosyjskiej. Zaczęły się
masowe dezercje do tworzonych oddziałów powstańczych. 24 marca
w Krakowie przysięgę powstańczą złożył gen. Tadeusz Kościuszko,
wskutek czego wybuchła insurekcja, która objęła resztki kraju. 4 kwietnia
Komisja Wojskowa Insurekcji przeniosła część pułku 4 straży przedniej
z Ryk do Góry Kalwarii2, w wyniku czego okolica Sobień została jako tako
wyzwolona z oddziałów rosyjskich, choć jeszcze 16 kwietnia w Karczewie
na drogach prowadzących z Lublina grasowali kozacy gen. W. Denisowa.
17 kwietnia około 4000 Rosjan pod gen. Nowickim uciekło z Warszawy,
a idąc od Raszyna w stronę Wisły naprzeciw Karczewa, gdzie zbudowano
„Wagenburg”, czyli barykady z wozów i furgonów, bezlitośnie mordowali
miejscowych chłopów3. Za nimi ruszył Hauman z Działyńczykami przez
Czersk i Warkę (1 maja), gdzie rozpędzał kozaków i brał do oddziału
licznych ochotników4. 25 kwietnia Kwaśniewski z 300 jazdy ochotniczej
ścigał kozaków od Pragi do Karczewa5, zaś 28 kwietnia mieszkańcy miast
Góry i Czerska już samodzielnie „odpędzili wchodzącego nieprzyjaciela”6.
Wreszcie 18 kwietnia wygnano z Warszawy oddziały rosyjskie. Tłum
odnalazł archiwum ambasady rosyjskiej „z dokumentami kompromitującymi
1
Artykuł był wygłoszony podczas XXX Międzynarodowego Sympozjum
Kościuszkowskiego w Maciejowicach, w dniu 5 października 2013 r.
2
Z. Gnat-Wieteska Powiat garwoliński w Powstaniu Kościuszkowskim 1794 roku, s. 88 /w/
Garwolin – dzieje miasta i okolicy, Warszawa 1980, s. 88-89 [dalej: Z. Gnat-Wieteska,
Powiat garwoliński].
3
K. Bartoszewicz, Dzieje Insurekcji Kościuszkowskiej, Wiedeń, b. d. w., s. 197, 201 [Dalej:
K. Bartoszewicz, Dzieje insurekcji].
4
Tamże, s. 228.
5
Tamże, s. 229.
6
Tamże, s. 232.
6
zdrajców i jurgieltników carskich”7. Powieszono kilku zdrajców, reszta
uciekła i trzeba było się zadowolić powieszeniem ich portretów na
szubienicach. Oskarżany o konfidencję kasztelan łukowski, Jacek Jezierski,
ofiarowywał wyrób broni w swych fabrykach, m. in. w Sobieniach
Jeziorach i Trzciance, lecz władze powstańcze z propozycji nie skorzystały8.
17 kwietnia dwa razy Lud Warszawy nachodził jego mieszkanie przy
ul. Bednarskiej, które zabezpieczyła milicja miejska przysłana przez
prezydenta Zakrzewskiego. Wśród tłumu chodziły pogłoski, iż miał być
przeciwny równouprawnieniu mieszczan na Sejmie9. Istotnie bowiem,
jeszcze 15 grudnia 1789 r. Jezierski sprzeciwiał się Dekertowi, nazywając
go „hersztem spiskowym”, domagał się kary za pisanie listów cyrkularnych
bez wiedzy zwierzchności i „bardzo wiele mówił z wielką obelgą dla miasta
Warszawy”10. Jeden z jego domowników donosił, iż Jezierski ukradkiem
wywiózł ze stolicy wielkie ilości złota i srebra oraz korespondował skrycie
z królem pruskim. Później, w sierpniu kasztelan figurował na liście
podejrzanych o szpiegostwo, poszukiwał go nawet Wydział Bezpieczeństwa
Rady Najwyższej Narodowej.
Po bitwie racławickiej, a szczególnie uniwersale połanieckim, w którym
Naczelnik obiecywał wolność od poddaństwa dla chłopów, którzy będą
walczyć dla Ojczyzny, powstanie poparł lud wiejski. Już 13 kwietnia
Kościuszko wystosował ordynans na rozpoczęcie powstania w ziemi
czerskiej, w której powiat garwoliński miał się organizować samodzielnie.
28 kwietnia Rada Zastępcza Tymczasowa wydała list polecając, aby
powstała w powiecie garwolińskim Komisja Porządkowa, ludzie zaciągali
się do wojska i ponosili inne ofiary: „Ufa zaś Rada po gorliwości
7
Cztery wieki Mazowsza, Szkice z dziejów 1526-1914, J. Gieysztorowa, A. Zahorska,
J. Łukaszewicz, red. S. Herbst, Warszawa 1968, s. 210 [dalej: Cztery wieki Mazowsza].
8
Cztery wieki Mazowsza, s. 214. J. M. Cygan OFMCap., Dzieje parafii Sobienie Jeziory,
Biała Podlaska 2001, s. 306. T. Korzon, Wewnętrzne dzieje Polski za Stanisława Augusta
Poniatowskiego, t. 2, 1897, s. 319-320. K. Bauer, Wojsko koronne powstania
kościuszkowskiego, Warszawa 1981, s. 16. S. Herbst, Z dziejów wojskowych powstania
kościuszkowskiego 1794 roku, Warszawa 1983, s. 36. K. Bauer, Blaski i cienie insurekcji
kościuszkowskiej, Warszawa 1982, s. 13. A. Zahorski, Uzbrojenie i przemysł zbrojeniowy
w Powstaniu Kościuszkowskim, Warszawa 1957, s. 18-19. A. Czaja, Lata wielkich nadziei.
Walka o reformę państwa polskiego w drugiej połowie XVIII w., Warszawa 1992, s. 171.
Historia Kultury Materialnej Polski w zarysie, t. IV Od połowy XVII do końca XVIII wieku,
1978, s. 166.
9
W. Mikuła, Maciejowice 1794, Warszawa 1991, s. 269 [dalej: W. Mikuła, Maciejowice].
10
W. Smoleński, Mieszczaństwo Warszawskie w końcu wieku XVIII, Warszawa 1917,
s. 118, 122, 123.
7
obywatelów tegoż powiatu, iż tam, gdzie idzie o ich własne i ich pokoleń
losy, pamiętając, iż ocalenie Ojczyzny przedsięwzięte samą tylko jednością
i wspólnym ratunkiem do pomyślnego skutku doprowadzone być może,
wezmą się ciż obywatele jak najdzielniej do pomienionych celów”11. Rosjan
w powiecie garwolińskim już wówczas nie było, bowiem uciekli za Wisłę
do Ryczywołu i Magnuszewa, dokąd ściągnęli jak najwięcej promów.
Tymczasem jeszcze w Tarnowie, mjr Antoni Hussarzowski „Moskalów
resztę, przeprawiających się przez Wisłę, na galarze zastał, kilku ich ubił,
przez obopólny ogień w swojej komendzie konia ma jednego tylko
ranionego”12.
1 maja 1794 r. zebrała się w Stężycy Komisja Porządkowa Cywilno
-Wojskowa Ziemi Czerskiej Powiatu Garwolińskiego, wśród jej członków
był przyszły dzierżawca Sobień Biskupich, ks. Baltazar Tarkowski.
Wezwała ona do „ogólnej obrony Ojczyzny” oraz likwidowania błąkających
się po okolicy i szkody czyniących niedobitków rosyjskich. Jedynie szlachta
zobowiązała się do dostarczenia rekruta, bowiem chłopów jakby
ograniczano przed uzbrojeniem. Najbogatszy w powiecie magnat,
Franciszek III Bieliński obiecał wystawić 10 zbrojnych ludzi z furażem na
8 dni. Łącznie powiat wystawił około 50 żołnierzy milicji powstańczej na
czele, której stanął gen.-mjr. Antoni Skilski. W skład Komisji Czerskiej
wchodził także Karol Jezierski, syn Jacka i dziedzic z Sobień Szlacheckich,
jednak władze w Warszawie uznały, że lepiej będzie przyłączyć Komisję
Garwolińską do Ziemi Stężyckiej, co też uczyniono13. Postanowiono też
pobór chłopski po 1 żołnierzu z 5 dymów nadzorowany przez komendy,
ponieważ np. w starostwie osieckim „lud do tego upatrzony i zdatny ukrywa
się.” Mimo tego chłopi odmawiali szpiegostwa na rzecz okupantów
rosyjskich i brali udział w obronie własnych wsi14.
6 czerwca Rada Najwyższa Narodowa wydała uniwersał, w którym
nakazywała w każdej wsi i mieście uzbroić mężczyzn od 18 do 40 lat
w jakąkolwiek broń i co niedzielę przeprowadzać ćwiczenia wojskowe.
Wszyscy mieli stawać na pospolite ruszenie, z czego tylko połowę wysyłano
11
Z. Gnat-Wieteska, Powiat garwoliński, s. 90, cytuje Akty powstania Kościuszki, t. 1,
s. 69-70.
12
Z. Gnat-Wieteska, Powiat garwoliński, s. 91.
13
W skład Komisji Stężyckiej weszli m. in. ks. B. Tarkowski, F. Bieliński i K. Jezierski.
Z. Gnat-Wieteska, Powiat garwoliński, s. 96.
14
J. Leskiewiczowa, Dobra osieckie w okresie gospodarki folwarczno-pańszczyźnianej
XVI-XIX w., Wrocław 1957, s. 113 [dalej: J. Leskiewiczowa, Dobra osieckie].
8
na walki poza powiat. Uniwersał obowiązywał do 18 września, kiedy Rada
wycofała się z planów używania pospolitego ruszenia.
Rada Najwyższa Tymczasowa Insurekcji poleciła Komisji Ziemi
Czerskiej zabezpieczyć żeglugę na Wiśle, lecz było to utrudnione przez
częste napady kozackie. Dowództwo pospolitego ruszenia czerskiego objął
niechętny chłopom gen-mjr. Karol Wodziński. Ziemia ta nie dostarczała
broni do Warszawy, bowiem kuźnice zostały zniszczone przez Rosjan.
Natomiast w ziemi liwskiej gen Ignacy Hryniewicz donosił, że „wszystko co
żyje w tej ziemi liwskiej, orężem ręcznym, to jest pikami bądź kosami, jest
uzbrojonym”, lecz szlachta liwska słabo na pospolite ruszenie wychodziła,
a „wyszedłszy, bezwstydnie do domów uciekała”15. 18 czerwca mieszkańcy
wsi nadwiślańskich obserwować mogli transporty zaopatrzenia wojskowego
płynące Wisłą z Austrii do Gdańska na pomoc armii austriackiej walczącej
z rewolucyjną Francją. Na szczęście wszystkie statki zarekwirowano
w Warszawie.
23 czerwca korpus gen. Sierakowskiego przemieścił się ze stolicy na
Karczew, gdzie uzupełniony został licznymi ochotnikami. Naczelnik
rozkazał mu przeciąć drogę korpusowi gen. Ottona Derfeldena idącego
z Puław przez Łuków na Brześć. 26 czerwca Sierakowski ruszył na
Garwolin z 1500 jazdy i 2966 piechoty, przechodząc groblą przez Karczew,
Łukówiec, Podbiel i Osieck. W Garwolinie spotkał pospolite ruszenie
i milicję garwolińską w sile 1300 piechoty i 30 koni16. Taką wielką siłę
zawdzięczać należy ochotnikom chłopskim, którzy licznie zasilili oddziały
w Karczewie. Szlachta jednak nie zmniejszała pańszczyzny włościanom,
tak, że do komisarza żywnościowego ziemi stężyckiej Mikołaja Witthoffa
„z płaczem przychodzili, żądając jego pomocy”17. Wzywano więc Radę
Najwyższą do wydawania kolejnych uniwersałów w obronie chłopów.
W czasie letniego oblężenia Warszawy przez siły prusko-rosyjskie,
pojawiały się problemy z aprowizacją miasta, które rozwiązywano poprzez
przymusowy skup żywności na Mazowszu Wschodnim i Podlasiu.
15
Cztery wieki Mazowsza, s. 211, 215.
W. S. Mikuła, Działania wojenne na ziemiach wschodnich w okresie powstań
narodowych, s. 201 /w/ Działania militarne na Mazowszu i w Polsce Północno-Wschodniej,
red. W. Wróblewski, Warszawa 2000 [dalej: W. S. Mikuła, Działania wojenne]. G. Nowik,
Tradycje podlaskich formacji Wojska Polskiego, s. 30 /w/ E. Kospath-Pawłowski,
S. Maksimiec, B. Martowicz, P. Matusak, G. Nowik, D. Radziwiłowicz, 9 Dywizja
Piechoty w dziejach Oręża Polskiego, Pruszków 1995. K. Bartoszewicz, Dzieje Insurekcji
Kościuszkowskiej, Wiedeń, s. 275.
17
Z. Gnat-Wieteska, Powiat garwoliński, s. 100-102.
16
9
Zarządzono, aby do 5 września chłopi zwieźli zboże i siano dworskie do
magazynów powiatowych w Garwolinie. 23 lipca na skutek braków
w magazynie garwolińskim nakazano z każdego dymu przekazać po
4 garnce owsa, garniec kaszy i 8 funtów chleba. Pobór do wojska opóźnił
prace przy żniwach i jeszcze w połowie sierpnia dużo zboża stało na polach.
Do tego doszła zaraza na bydło oraz na ludzi, którzy jedli zarażoną
wołowinę. Sprowadzeni z Warszawy lekarze nakazali w powiecie
garwolińskim izolację chorego bydła i zabronili jego jedzenia. W sierpniu
przeprowadzono też zbiórkę kożuchów, butów, sukman i koszul dla wojska.
11 sierpnia każde 200 dymów miało wystawić 1 bryczkę i 2 konie.
Wcześniej na potrzeby Skarbu Narodowego 8 lipca znacjonalizowano dobra
biskupa poznańskiego na Mazowszu. Przeprowadzono licytację, w której za
10000 zł dobra Sobienie Biskupie obejmujące jeszcze Sobienki
i Szymanowice wydzierżawił ks. Baltazar Tarkowski18. 10 lipca koło
Karczewa gen. Skilski otoczył konwój rosyjski prowadzący 276 wołów,
furaże i pontony naładowane na 44 wozach oraz wziął do niewoli 50
jeńców19.
Przeorganizowano też wojska polskie nad środkową Wisłą. Na linii od
Warszawy do Kazimierza stacjonowało 1750 ludzi. Nad rzeką stało 500
chłopów zbrojnych w kosy i piki. W każdej wsi nadwiślańskiej,
prawdopodobnie także w Radwankowie, Gusinie, Wysoczynie, Piwoninie
i Dziecinowie, wydzielono w dzień po dwóch, a w nocy po czterech
strażników chłopskich do obserwowania nieprzyjaciela20. Od Tarnówka do
Karczewa brzegi obsadziła milicja garwolińska mjra Skilskiego stojąca
w obozie naprzeciw Góry Kalwarii (ok. 500 ludzi). 29 czerwca gen. Skilski
i gen. Stanisław Zgliczyński zwołali pospolite ruszenie ziemi garwolińskiej
i stężyckiej, lecz stawiło się na nie niewielu ludzi, zaś po kilkunastu dniach
i oni rozeszli się do domów. Potem milicję Skilskiego przyłączono do
oddziałów Sokolnickiego, który wyruszył na wschód. Od 5 lipca pospolite
ruszenie miało strzec brzegów Wisły. W początkach lipca odcinek Wisły od
Maciejowic do Ostrówka pod Górą Kalwarią obsadził 400 osobowy oddział
gen. Piotra Potockiego. Potocki osłaniał brzegi patrolami i ustawił jeden
posterunek w Wildze. W pierwszej dekadzie lipca nakazano Potockiemu
przesunąć się na Lublin, lecz ten domagał się powrotu milicji Skilskiego
podkreślając wagę przeprawy pod Górą. Od zachodu, nad Wisłą pojawiły
18
Z. Gnat-Wieteska, Powiat garwoliński, s. 104-105, 110.
K. Bartoszewicz, Dzieje Insurekcji, s. 288.
20
Chłopów powołano w maju 1794 r. W. S. Mikuła, Działania wojenne, s. 200.
19
10
się bowiem silne oddziały kozackie i komendy pruskie. Potocki 11 lipca był
pod Maciejowicami, nazajutrz przybył do Wilgi, lecz po kilku dniach
poszedł na Lublin, a nad rzeką zostały słabe placówki. W lipcu najwięcej
potyczek stoczono w rejonie Góry Kalwarii21.
W połowie lipca pod Górę Kalwarię powrócił gen. Skilski, po czym
w Wólce Gruszczyńskiej założył placówkę strażniczą. Wojska polskie
zaczęły nękać nieprzyjaciół okupujących lewy brzeg Wisły. Na północ od
Góry, aż do samej stolicy, brzegi obsadzał na pięciu posterunkach
mjr Tomasz Gąsiorowski. Po dwóch miesiącach obrony umocniły się
placówki w Siekierkach, Karczewie, Ostrówku, Radwankowie, Leśnikach,
Tarnowie (Tarnówku) i Maciejowicach, Tyrzynie, Stężycy, Dęblinie
i Puławach. Wzdłuż rzeki sypano umocnienia. Insurgenci niszczyli też lub
przeciągali na swój brzeg łodzie i promy zdobyte na nieprzyjacielu.
3 sierpnia pod Górę podszedł gen. Ignacy Hryniewiecki z pospolitym
ruszeniem ziemi liwskiej (970 ludzi)22. W tym dniu pełnomocnik Rady
Najwyższej Narodowej, Jan Horain zwołał pospolite ruszenie nad Wisłę do
Dęblina, Stężycy, Maciejowic, Tarnówka i Ostrówka, ale szlachta rozeszła
się po 10 dniach bezczynnego stania nad rzeką. Podobnie samowolnie
odchodzili uzbrojeni chłopi, a dowódcy oddziałów nie mogli w żaden
sposób im się przeciwstawić, ponieważ paradoksalnie oddziały chłopskie
były od nich silniejsze23.
17 sierpnia gen. Jasiński przeorganizował odcinki obronne tworząc
cztery ich części. Odcinek od Kazimierza do Gołębia objął gen. Adam
Baranowski, od Stężycy do Maciejowic gen. Radzimiński, od Maciejowic
do Wólki Gruszczyńskiej płk Ignacy Boski, od Wólki do Karczewa gen.
Skilski, a za nim mjr Gąsiorowski. W Tarnówku stanęło 600 kantonistów
milicji stężyckiej płk Ignacego Boskiego, uzbrojonych w kosy i piki.
Odcinki miały składać raporty co 24 godziny24.
27 sierpnia, na polecenie Naczelnika, insurgenci atakowali pod Górą
Kalwarią, przemieszczające się z południa w kierunku stolicy oddziały
rosyjskie25. Na obóz znajdujący się za miastem uderzał mjr Przebendowski
z kawalerią brygady Jaźwińskiego i 50-konnym oddziałem milicji
garwolińskiej. Czekano jednak na jazdę garwolińską ppor. Bernarda Boboli
21
W. S. Mikuła, Działania wojenne, s. 201-202.
K. Bartoszewicz, Dzieje Insurekcji, s. 316. W. Mikuła, Maciejowice, s. 55.
23
W. Mikuła, Maciejowice, s. 58.
24
Z. Gnat-Wieteska, Powiat garwoliński, s. 102. W. Mikuła, Maciejowice, s. 59.
25
W. S. Mikuła, Działania wojenne, s. 202-206.
22
11
oraz piechotę 3 i 16 regimentu, która przeprawiała się przez Wisłę. Jednak
Rosjanom przybyły w pomoc 3 roty piechoty i 200 kozaków, którzy zmusili
powstańców do wycofania się za rzekę.26 Środkową Wisłę obsadził
wówczas oddział gen. Adama Ponińskiego, a na lewym brzegu pod Górą
Kalwarią stanął z silniejszą komendą Aleksander Różniecki27. Rosjanie
pojawiali się również i od wschodu, gdzieś na początku października
powstańcy stoczyli potyczkę w samym Osiecku28.
Powstanie spotkało się z poparciem duchowieństwa parafialnego. Na
każdej Mszy św. proboszczowie czytali zarządzenia Rady Najwyższej
Narodowej i Komisji Porządkowej. Na kilka dni przed własną śmiercią
administrator warszawski Prymas Michał Poniatowski nakazał odprawiać
po kościołach diecezji nabożeństwa żałobne za poległych powstańców29.
Wraz z ubożeniem społeczeństwa rekwizycje, za które dawano kwity
(pierwsze banknoty polskie), objęły kościoły parafialne. 6 sierpnia nakazano
przejąć srebra, „żelazka, miedź, cynę i ołów” z parafii oraz 26 dzwonów
z terenu powiatu. Dzwony te na początku września przesyłano do stolicy30.
2 września oddział rosyjski gen. Fersena odszedł spod Warszawy na
południe, ciężko ostrzeliwując komendę Skilskiego pod Ostrówkiem.
Posterunki mjra Gąsiorowskiego meldowały wówczas o przesuwaniu się
Rosjan w stronę Góry Kalwarii, a od 5 września w kierunku Warki. W tym
samym czasie Prusacy zwinąwszy oblężenie Warszawy, odchodzili też
z pozycji nadwiślańskich w Ryczywole i Magnuszewie w stronę Piotrkowa.
Kościuszko zaczął więc obawiać się, że Rosjanie przeprawią się pod Górą
Kalwarią i zaatakują Pragę od wschodu31. Gąsiorowski nakazał wtedy, aby
kpt. Melfort wraz z załogą posterunku Świdry, skierował się do Karczewa,
a stamtąd razem z mjrem Przebendowskim do Ostrówka w celu wsparcia
posterunku przy przeprawie. 11 września w Ostrówku stanął sam
Gąsiorowski. Świdry obsadziła wówczas część oddziału stojącego w obozie
pod Zbytkami, gdzie została jedynie milicja warszawska. Obawy okazały
26
W. Mikuła, Maciejowice, s. 62.
T. Rawski, Warszawa – Mazowsze czasu powstania 1794 r. Aspekty militarne, s. 45 /w/
Warszawa i Mazowsze w walce o niepodległość kraju w latach 1794-1920, red. A. Kosecki,
A. Stawarz, Warszawa 2001.
28
B. Strzeżysz, Dzieje Osiecka, Osieck 2001, s. 50 powołuje się na Gazetę Rządową, nr 91,
3 X 1794 r., s. 366.
29
Zmarł w nocy z 12 na 13 VIII 1794 r. J. Wysocki, Powstanie diecezji warszawskiej,
Leszno k. Błonia 1998, s. 19.
30
Z. Gnat-Wieteska, Powiat garwoliński, s. 108.
31
W. Mikuła, Maciejowice, s. 63.
27
12
się daremne, ponieważ 12 września Gąsiorowski doniósł o wycofaniu się
Rosjan z Góry Kalwarii i spaleniu przez nich kilku budynków. Okazało się
również, że 13-letni Dominik Wrzesiński, pochwycony przez żołnierzy
Skilskiego 11 września, obiecał kozakom spalić Czersk i Górę32.
15 września Fersen zaatakował pod Czerskiem, zaś 17 kozacy mjra
Adriana Denisowa zaatakowali komendę rtm Rożnieckiego, która przeszła
na prawy brzeg pod Góra Kalwarią. Denisow wysłał pod Górę Kalwarię 150
kozaków mjra Wasyla Tiemirowa i mjra Piotra Grekowa, którzy rozbili tam
oddział polski.33 26 września Rosjanie atakowali także inne posterunki
polskie nad rzeką.34 Jednocześnie Rosjanie rabowali na lewym brzegu co
popadnie. Według ks. Jana Nepomucena Mędzyrzeckiego proboszcza
Mniszewa „kościół [mnieszewski] przez tygodni 16 [od 15 października] po
wyłamaniu okien y drzwi otwarty, codziennie przez Moskali odwiedzany
y rabowany, nawet z organów przez strącenie ich z chóru, tak, że ofiary
mszy św. nie mogłem odprawić, i aż z dalekich kościołów pożyczać
musiałem apparamentów i przyzwoitych do św. ofiary naczyń”35. Na
początku października Fersen przeprawił się pod Holendrami na prawy
brzeg Wisły odrzucając siły Ponińskiego. Zareagował na to Kościuszko,
który szybko, wyruszył na południe, aby osobiście mieć wpływ na
wydarzenia.
O okolicznościach nagłego wyjazdu Naczelnika z Warszawy
wspominali świadkowie i historycy. W niedzielny wieczór, 5 października,
jak twierdzą Wacław Tokarz, Bartłomiej Szyndler i Alex Storożyński, po
32
Tamże, s. 64.
Z. Gnat-Wieteska, Powiat garwoliński, s. 111. M. Kukiel, Maciejowice, s. 20 /w/
Rozprawy Polskiej Akademji Umiejętności, Wydział Historyczno-Filozoficzny, ser. II,
t. 42, Warszawa-Kraków-Lublin-Łódź-Poznań-Wilno-Zakopane 1930. W. Mikuła,
Maciejowice, s. 67 [dalej: M. Kukiel, Maciejowice]. W. Mikuła cytuje Zapiski dońskiego
atamana Denisowa, Russkaja Starina, 1874, t. XI, s. 399-400. Mjr Adrian Karpowicz
Denisow (1763-1841), synowiec gen. Fiodora Denisowa, który brał udział jako dowódca
pułku kozaków m. in. w bitwie pod Racławicami, zdaniem Bartłomieja Szyndlera
(Racławice 1794, Warszawa 2009, s. 35) w pamiętnikach spisanych kilka lat po insurekcji
usiłował bronić swego wuja za to, że nie przyszedł w pomoc gen. Tormasowowi
i umożliwił zwycięstwo Naczelnikowi Kościuszce. Polskiego tłumaczenia, które według
B. Szyndlera znajduje się w Przeglądzie Archeologicznym (Lwów 1882) nie znalazłem
w tym tomie.
34
Z. Gnat-Wieteska, Powiat garwoliński, s. 111. M. Kukiel, Maciejowice, s. 20.
35
Ks. J. Wiśniewski, Dekanat Kozienicki, Radom 1913, s. 95. Od sierpnia do października
1794 r. zarząd nad zawiślańską częścią parafii Mniszew przekazano marianom z Goźlina,
„którzy w tey mierze najprzychylniejszą ku błędnym owieczkom okazali czułość.”
33
13
odesłaniu dwóch regimentów na wschód, Kościuszko zjadł kolację w domu
prezydenta Warszawy, Zakrzewskiego razem z ks. Hugonem Kołłątajem,
Ignacym Potockim, Tadeuszem Mostowskim, Michałem Kochanowskim,
członkami RNN i kilkoma przyjaciółmi. Tajemnicę wyjazdu przekazał
wyłącznie ks. Kołłątajowi i gen. Zajączkowi, któremu też powierzył
zastępstwo naczelnego dowództwa36. Zdaniem J. U. Niemcewicza, kolacja
przedłużyła się do pierwszej w nocy37. Tymczasem inny świadek zdarzenia,
Jan Kiliński, wspominał, iż Kościuszko „wyjechał (...) o dwunastej w nocy,
przy pożegnaniu się z nami zalecając nam wielką pilność i gotowość do
marszu”38.
Wczesnym poniedziałkowym rankiem, prawdopodobnie o godzinie
piątej, 6 października Kościuszko razem z Julianem Ursynem
Niemcewiczem39, zdał oficjalne dowództwo na Zajączka i mówiąc, że
wyrusza do Warszawy, wymknął się z obozu pod Mokotowem, przejechał
mostem na Pragę i pojechał na wschód. Jak pisze Alex Storożyński, ze
względu na rześkość dnia galopowali ile konie mogły wytrzymać, często je
36
B. Szyndler, Tadeusz Kościuszko 1746-1817, Warszawa 1991, s. 253 [dalej: B. Szyndler,
Tadeusz Kościuszko]. Por. W. Tokarz, Ostatnie lata Hugona Kołłątaja, t. I, s. 114
A. Storożyński, Kościuszko. Książę chłopów, Warszawa 2011, s. 284 [dalej:
A. Storożyński, Kościuszko]. Podobnie: K. Koźmiński, Kościuszko. Opowieść, Warszawa
1963, s. 178. K. Bartoszewicz, Dzieje Insurekcji, s. 345. J. U. Niemcewicz, Bitwa pod
Maciejowicami /w/ Kościuszko. Listy, odezwy, wspomnienia, zebr. H. Mościcki, Warszawa
1917, s. 92-93 [dalej: J. U. Niemcewicz, Bitwa]. Listy Kościuszki do Jenerała
Mokronowskiego i innych osób pisane, zebr. L. Siemieński, Lwów 1877, s. 51. T. Korzon,
Kościuszko. Biografia z dokumentów wysnuta, Kraków-Warszawa, [b. d.], s. 433 [dalej:
T. Korzon, Kościuszko]. K. [T. Korzon], Kościuszko. Biografia z dokumentów wysnuta,
Kraków 1894, s. 433).
37
J. U. Niemcewicz, Bitwa, s. 93.
38
J. Kiliński, Maciejowice i Praga /w/ Szturm i rzeź Pragi 1794 r. Antologia tekstów
historycznych i literackich, opr. M. M. Drozdowski, Warszawa 1994, s. 23.
39
Zdaniem L. Wegnera (Bitwa pod Maciejowicami, dnia 10 października 1794, według
źródeł mniej przystępnych, Poznań 1863, s. 21-22 [dalej: L. Wegner, Bitwa]) towarzyszył
im adiutant Kościuszki o nazwisku Fiszer. Z kolei (Usque ad finem. Żywoty Narodowe
z ostatnich lat stu ozdobione portretami, rękopisami i pomnikami wydane staraniem
Młodego Pokolenia Polaków. Tadeusz Kościuszko, Paryż 1859, s. 41 [dalej: Usque ad
finem]) podają, iż dopiero w drodze spotkali się ze Stanisławem Fiszerem i Józefem
Drzewieckim. Tymczasem Listy Kościuszki do Jenerała Mokronowskiego i innych osób
pisane (zebr. L. Siemieński, Lwów 1877, s. 53 [dalej: Listy Kościuszki) wskazują, że
Kościuszko pojechał z dwoma swymi adiutantami, Niemcewiczem i Fiszerem. Z kolei
T. Korzon (Kościuszko, s. 435. K. [T. Korzon], Kościuszko. Biografia z dokumentów
wysnuta, Kraków 1894, s. 435) twierdzi, że Fiszer był przez Kościuszkę uprzednio wysłany
do Sierakowskiego.
14
też zmieniali. Jechali na chłopskich konikach bez strzemion używając
najczęściej liny, jako uzd i wędzidła. Około godz. 16 i przejechaniu około
118 km (15 mil) dotarli do pierwszych patroli oddziału gen.
Sierakowskiego, a godzinę później o samego obozu w okolicach Korytnicy
i Okrzei40. Pisał o tym Julian Ursyn Niemcewicz: „przebyliśmy most na
Pradze; o trzy mile od Warszawy zostawiliśmy nasze konie, a wzięliśmy
chłopskie. Jadąc wciąż galopem, musieliśmy często zmieniać konie. Częste
przechody wojska, a bardziej jeszcze łupiestwa nieprzyjaciół, zniszczyły do
szczętu okolicę; koni chłopskich same kości i skóra, siodła bez strzemion
i nieraz powróz, w pysk włożony, służył nam za munsztuk. Z tem wszystkiem
nie złamaliśmy karku, przeznaczenie bowiem zachowało nas na coś
gorszego. O czwartej godzinie po południu spotkaliśmy pierwsze czaty
wojska generała Sierakowskiego, a o piątej stanęliśmy w głównej kwaterze
jego”41. Tymczasem Kazimierz Bartoszewicz42 podał wyjazd z Mokotowa
na godz. 4 rano, spotkanie z pierwszymi czatami Sierakowskiego na
16 wieczorem, zaś na 17 dotarcie do kwatery. Inaczej pisał gen. Franciszek
Maksymilian Paszkowski.43 Jego zdaniem Kościuszko wymknął się
z Warszawy potajemnie w nocy z 7 na 8 października.
Trasę, jaką mogli jechać z Pragi do Okrzei wielokrotnie próbowano
wyznaczać, opierano się jednak na badaniach Mariana Kukiela44, który
40
A. Storożyński, Kościuszko, s. 284. M. Kukiel, Maciejowice, s. 20. B. Szyndler, Tadeusz
Kościuszko, s. 253. A. Zahorski, Naczelnik w sukmanie, Kraków 1990, s. 62 [dalej:
A. Zahorski, Naczelnik]. W. Mikuła, Maciejowice, s. 96. K. Koźmiński, Kościuszko.
Opowieść, Warszawa 1963, s. 178. F. Koneczny, Tadeusz Kościuszko na setną rocznicę
zgonu Naczelnika. Życie – Czyny – Duch, Poznań 1917, s. 324. P. Jasienica, Rzeczpospolita
Obojga Narodów. Dzieje agonii, s. 546. K. Bartoszewicz, Dzieje Insurekcji, s. 345.
A. Śliwiński, Powstanie Kościuszkowskie, Poznań-Łódź-Lublin-Wilno 1920, s. 166. Listy
Kościuszki, s. 52-53. T. Korzon, Kościuszko, s. 436. K. [T. Korzon], Kościuszko. Biografia
z dokumentów wysnuta, Kraków 1894, s. 436. J. Marcinkowska, Powstanie
Kościuszkowskie w roku 1794-ym, Warszawa 1907, s. 59.
41
J. U. Niemcewicz, Bitwa, s. 93-94. Podobnie L. Wegner, Bitwa, s. 21-22.
42
K. Bartoszewicz, Dzieje Insurekcji, s. 345. Autor powołuje się na raport Sierakowskiego
u T. Korzona na s. 435. Tymczasem T. Korzon (Kościuszko, s. 436. K. [T. Korzon],
Kościuszko. Biografia z dokumentów wysnuta, Kraków 1894, s. 436) wskazał
konsekwentnie na godzinę 5 jako czas wyjazdu Kościuszki i Niemcewicza.
43
F. M. Paszkowski, Dzieje Tadeusza Kościuszki, Pierwszego naczelnika Polaków, Kraków
1872, s. 159 [dalej: F. M. Paszkowski, Dzieje]. Podobnie Usque ad finem, s. 41. Listy
Kościuszki, s. 54, 126-127) zawierają list z obozu pod niezidentyfikowanymi Krupczycami
k. Okrzei z 7 X 1794 r. Siemieński wyraża wątpliwość, że Kościuszko znajdowałby się
w Krupczycach k. Brześcia Litewskiego i domniemywa, że pisał z Okrzei lub Korytnicy.
44
M. Kukiel, Maciejowice, s. 31-32.
15
potwierdził, iż relacjonujący zdarzenie Niemcewicz „pogubił nazwy
miejscowości, przez które jechali.”
Jednak Kukiel rozważał cztery trasy: 1. Karczew, Garwolin,
Żelechów (90 km), 2. Karczew, Kołbiel, Parysów, Żelechów (100 km),
3. Siennica, Parysów, Żelechów (110 km), 4. Siennica, Latowicz, Stoczek
(ponad 110 km). Domniemywał przy tym, że Kościuszko nie mógł jechać
na Żelechów ponieważ mógł obawiać się, że operują tam już podjazdy
kozackie. Dlatego, według niego, Kościuszko miał jechać drogą najdłuższą
przez Dębe Wielkie, Siennicę, Latowicz, Stoczek45. Z kolei Andrzej
Zahorski wyznaczył ich trasę na odcinku Praga – Kołbiel - Garwolin –
Żelechów46. Za Marianem Kukielem powtórzył jednak, że po przejechaniu
trzech mil, w okolicach miejscowości Dębe Wielkie ich konie ustały i tu
musieli wymienić je na chłopskie47. Wojciech Mikuła ograniczył się jedynie
do podania informacji, że 3 mile od Warszawy konie ustały, a inne
wymieniali po przejechaniu 1 mili. Często też czekali na pracę kowala48.
Z kolei Leon Wagner podawał, że pędzili przez zniszczone przez zaborców
okolice49.
Nowe światło na trasę przejazdu może rzucić następująca informacja.
Oto w Sobieniach Biskupich zachował się przekaz ludowy50, jakoby
Kościuszko jadąc do swych wojsk przed bitwą pod Maciejowicami
„podkuwał konie” w kuźni miejscowego kowala Kabulskiego. Relację
powtarzali bezpośredni potomkowie kowala, Adam i Ryszard Kabulscy oraz
kilka rodzin mieszkających w Sobieniach. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu
pokazywali kamień, na którym siedział Naczelnik oraz pochylony budynek
45
Tamże, s. 31-32.
A. Zahorski, Naczelnik, s. 62.
47
Tamże, s. 62.
48
W. Mikuła, Maciejowice, s. 96.
49
L. Wegner, Bitwa, s. 21-22.
50
Relacja Adama, Ryszarda i Bogdana Kabulskich z l. 60 XX w., potomków kowala,
u którego konie podkuwał T. Kościuszko oraz T. Kasprzaka z Sobień Biskupich. Jeszcze
w tychże latach pokazywano kamień przy starej kuźni, na którym miał siedzieć Naczelnik
Powstania. Kuźnia została rozebrana i sprzedana w l. 70 XX w. Do 1999 r. w tym miejscu
przetrwał zetlały krzyż zastąpiony metalowym. Rodzinę kowala Kabulskiego sprowadził
spod Krakowa jeden z biskupów poznańskich, pierwszym jej znanym przedstawicielem jest
piśmienny Łukasz Kabulski not. w l. 20 XIX w. przez metryki par. Warszawice. Ostatnie
badania Łukasza Maurycego Stanaszka (Pochodzenie ludności Urzecza. Podział na grupy
regionalno-etniczne/w/
http://www.familytreedna.com/public/otwock/default.aspx?section=results[2013.09.19]
wskazują na normańskie ich pochodzenie.
46
16
drewnianej kuźni przy drodze zwanej Trytwą. Według tej relacji jechali
z Warszawy wzdłuż Wisły, ponieważ ta droga była wówczas główną na
Lublin, następnie w Sobieniach odbili na wschód Gościńcem Wielkim.
Szczegóły przyjazdu Kościuszki do kuźni w Sobieniach zgadzają się
z ustaleniami historiografii, jedynie trasa przejazdu według nich byłaby za
bliska Wiśle, za którą siedzieli Rosjanie. Badacze tematu nie mogą, czy nie
chcą przyjąć, iż Kościuszko ryzykował łatwą niewolę. Nie było nic
nadzwyczajnego w wyprawie, ponieważ taki nagły wyjazd Naczelnika
zdarzył się już wcześniej, 26 września Kościuszko z Niemcewiczem
pojechali konno do Grodna51. Przekaz ludowy wymaga jednak szerszych
badań, czy podobne zatrzymanie się Kościuszki w kuźniach nie miało
miejsca w innych miejscowościach.
Z wyprawą związany jest kolejny epizod, ponieważ po drodze
niedaleko Warszawy, spotkali wicebrygadiera Józefa Drzewieckiego
wracającego z Galicji, którego wzięli ze sobą, aby w Warszawie nie
dowiedziano się o wyprawie52. Drzewiecki był uprzednio wysłany przez
Kołłątaja do okupowanego przez Austriaków Lwowa, aby wybadać sytuację
do wywołania powstania. Naczelnik w czasie podróży miał być dobrej myśli
i „z jasną otuchą patrzał w przyszłość.” Miał informacje, że Suworow
dostał z Petersburga rozkaz wejścia w układy z insurgentami. Kościuszko
wypytywał posła o tamtejsze nastroje, a w chwilach zwolnionej jazdy
prowadził wywody filozoficzne, które później Drzewiecki przekazał
w pamiętnikach. Kościuszko mówił o szczęściu człowieka, które będzie
możliwe tylko przy dobrym wypełnianiu obowiązków i powinności,
„wszystko jest zresztą podrzędne. Chwała najczęściej podnieca próżność,
a nawet z drogi obowiązków sprowadzić może. Pełń twe przeznaczenie
z ochotą, a reszty czekaj; sumienie stanie ci za szczęście. Nie szukaj zbytku,
bo go znajdziesz w mierności. Chcesz miłego spoczynku, nabądź go pracą;
jak się to wtedy odpoczywa z rozkoszą! Jeźli dobry stół cię łechce, po
trudach i głodzie użyj pokarmu, to jest najlepsza przyprawa. Sądź ciągle
twoje postępowanie, a jeźli cudze złem ci się wydaje, powiédz sobie, że
twoje odmiennem być powinno. Nie sądź ostro drugich, oni cię sądzić nie
będą i nie obudzisz zawiści. Pracuj, o ile możesz, strzeż się próżnowania,
a resztę powierz Bogu. Jeźliś przeznaczony do szczęścia, ono ci się samo
nastręczy; jeźli masz ciérpiéć, żadnym obrotem nie wykręcisz się z tego.
Sumienie jest jak koszula przy ciele; od niego szukaj porady i w niem miéj
51
52
B. Szyndler, Tadeusz Kościuszko, s. 251.
W. Mikuła, Maciejowice, s. 96. Usque ad finem, s. 41.
17
świadka i stróża spokojności twojéj”53. Taka była relacja Drzewieckiego,
jednak Paszkowski54 a za nim, m. in. Kazimierz Bartoszewicz55, wykazali
„bałamuctwo” relacji wicebrygadiera o samych Maciejowicach. Może więc
też się mylił co do słów i nastroju Kościuszki podczas wyprawy z Pragi do
Okrzei?
10 października 1794 r. Polacy ponieśli klęskę pod Maciejowicami,
a Kościuszko dostał się do niewoli. Na pole bitwy o kilka godzin spóźnił się
gen. Poniński, po czym wycofał się na Warszawę, a za nim ewakuowano
magazyny garwolińskie. Pośpiesznie ściągano podwody z okolicznych wsi
do fortyfikowania Pragi. Gen. Skilski początkowo osłaniał gościńce na
prawym brzegu i gromadził wycofujące się oddziały w obozie pod Górą
Kalwarią, 12 października przesunął się pod Karczew, by w końcu także
wycofać się za umocnienia praskie. 14 października zameldował, że
Rosjanie stanęli obozem pod Łaskarzewem i wysyłają patrole pod Garwolin
i Parysów. Szybko w całym powiecie działać zaczęły podjazdy kozackie
korpusu Fersena, które uniemożliwiły działalność Komisji Porządkowej56.
16 października do Karczewa przybył płk Kwaśniewski, który próbował
wysyłać na południe patrole i szpiegów, ale nic to nie dało i cały kordon
nadwiślański zwinął się do Pragi, ustępując pola nacierającym Rosjanom57.
Po dojściu do stolicy wiadomości o niewoli Kościuszki, 20-tysięczny Lud
Warszawy w rozpaczy ruszył w stronę Maciejowic docierając do wsi
Jeziorna 3 mile od Warszawy, gdzie z ogromnym trudem go zatrzymano58.
53
L. Wegner, Bitwa, s. 20-21.
F. M. Paszkowski, Dzieje, s. 326-331. Autor jednak nie zaprzecza udziałowi
Drzewieckiego w bitwie czy też spotkania z Kościuszką i Niemcewiczem w drodze
pomiędzy Pragą a Okrzeję, ale fakt, że po latach wicebrygadier mylił szczegóły samej
bitwy.
55
K. Bartoszewicz, Dzieje Insurekcji, s. 347, przypis 1.
56
Z. Gnat-Wieteska, Powiat garwoliński, s. 113-115. Z. Gnat-Wieteska, Dzieje parafii
Górzno 1485-2008, Pruszków 2008, s. 23 [dalej: Z. Gnat-Wieteska, Dzieje parafii].
W. Mikuła, Maciejowice, s. 69, 199.
57
W. Mikuła, Maciejowice, s. 199.
58
L. Wegner, Ostatnie dni powstania kościuszkowskiego (od 12 października do
8 listopada 1794 roku), s. 251-252 /w/ Roczniki Towarzystwa Przyjaciół Nauk
Poznańskiego, t. 6, Poznań 1871 [dalej: L. Wegner, Ostatnie dni]. A. Chołoniewski
(Tadeusz Kościuszko, Lwów 1902, s. 114 [dalej: A. Chołoniewski, Tadeusz Kościuszko])
cytując Ogińskiego pisze: „we wszystkich kołach towarzyskich, we wszystkich
zgromadzeniach familijnych nie przestawano powtarzać: już nie ma Kościuszki! a łkania
towarzyszyły temu wykrzyknikowi powtarzanemu w całej Polsce. Kilku chorych uległo
porażającej febrze, kilku popadło w szaleństwo, które ich już nie opuściło, a spotykano na
ulicach mężczyzn i kobiety, którzy załamywali ręce, uderzali głową o mur, powtarzając
54
18
22 października gen. Fersen zajął Garwolin i posuwał się na Mińsk
Mazowiecki do połączenia z wojskiem gen. Suworowa i gen. Wilhelma
Derfeldena w dniu 30 października59. W ziemi garwolińskiej zaczął się
okres zaborów.
Nie załamał się jednak od razu duch walki, lecz wolna od zaborców
pozostawała na prawym brzegu tylko Praga. Po klęsce maciejowickiej nowy
naczelnik gen. Tomasz Wawrzecki nakazał brygadierowi Piotrowi
Jaźwińskiemu wycofać 3 tys. wojska znad Narwi i obsadzić nim brzegi
Wisły od Karczewa do Warki. Niestety w pocz. listopada Jaźwiński przegrał
potyczkę z Denisowem pod Karczewem i wycofał się do Warszawy60.
Tymczasem 4 listopada 1794 roku rosyjski generał Suworow zaczął
oblężenie Pragi, które przerodziło się w rzeź mieszkańców. „Moskale
walczyli i mordowali z niewysłowioną zajadłością, nie dając pardonu i nie
biorąc jeńców w niewolę. (…) Tysiące bezbronnych ludzi, starców, kobiet,
księży, zakonnic i dzieci padło pod żelazem rozbestwionego zemstą
i gorzałką żołdactwa. Przytomny tam przypadkiem oficer pruski, starał się
ocalić małego chłopczynę w chwili, kiedy Moskal zabierał się przeszyć go
bagnetem. Precz z nim, odpowiedział mu rozbestwiony Moskal, skoro
urośnie, zamorduje on którego z moich braci, i zakłuł w oczach jego
dziecko, wśród dzikiego śmiechu kozaków, którzy na dzidach swych
przeszyte roznosili niemowlęta. (…) Mnóstwo żołnierzy i mieszkańców
Pragi, którzy w rozpaczy rzucali się do Wisły, szukając w nurtach jej
ostatecznego sposobu ocalenia, potonęło zabitych od kul, którymi z brzegu
do pływających strzelali Moskale.” Zginęło 10000 cywilów, 8000 żołnierzy,
2000 żołnierzy utopiło się w rzece61. 6 listopada przyjęto warunki
kapitulacji. To sprawiło, że powstańcy zaczęli myśleć o opuszczeniu stolicy,
z której wyszli 9 listopada. Insurgenci zaczęli się rozchodzić do domów,
a 17 listopada resztki wojsk polskich poddały się pod Radoszycami w woj.
z wyrazem rozpaczy: nie ma Kościuszki!” Klęska wywarła tak ogromne wrażenie,
że jeszcze w 1806 r. byli naoczni świadkowie bitwy, o której opowiadali przyjezdnym.
Pisał F. Gajewski (Pamiętniki Franciszka z Błociszewa Gajewskiego, pułkownika Wojsk
Polskich (1802-1831) do druku przysposobione przez Prof. Dra Stanisława Karwowskiego,
t. I, Poznań 1913, s. 28): „zatrzymywaliśmy się też w Maciejowicach dla zwiedzenia
pobojowiska, na którem rozstrzygnął się nasz los. Naoczny świadek oprowadzał nas po
niem (…).”
59
W. S. Mikuła, Działania wojenne, s. 221.
60
L. Podhorecki, Karczew w powstaniach narodowych, s. 108 /w/ Karczew. Dzieje miasta
i okolic, red. L. Podhorecki, Karczew 1998 [dalej: L. Podhorecki, Karczew].
61
L. Wegner, Ostatnie dni, s. 305-307. A. Chołoniewski, Tadeusz Kościuszko, s. 116-117.
W. Dzwonkowski, Tadeusz Kościuszko, Warszawa 1917, s. 117.
19
sandomierskim. Ostatecznie też po kapitulacji stolicy Rosjanie spalili
Karczew i złupili okoliczne wsie62. Pod datą 10 listopada 1794 r. proboszcz
pobliskiego Drwalewa i dziekan warecki, ks. Franciszek Mik, ponuro
opisywał, co się działo podczas stacjonowania oddziałów moskiewskich
w okolicznych parafiach: „przez okrucieństwo wrogów, kapłani kościoły,
szlachcice wioski swoje musieli opuścić i ucieczką życie swoje ratować
w obcych stronach, niejedni zaś w domach pomarli, jednym słowem, nic
innego nie było słychać, niż wycie i płacz przez szesnaście tygodni”63.
W całej ziemi czerskiej jesienią 1794 roku chłopi nie mieli zboża na
wyżywienie i na kolejny siew. Podobnie w ziemi stężyckiej okupacja
rosyjska spowodowała kontrybucje, a w zimie 1795 r. zapanowały
epidemie64.
62
L. Podhorecki, Karczew, s. 108.
H. i A. Szczekowscy, Dzieje parafii Drwalew od jej powstania w XIV w. do 1939 r.,
Warszawa 1996, s. 54. Ks. Mik był plebanem w Drwalewie w latach 1785-1795.
64
J. Leskiewiczowa, Dobra osieckie, s. 113. Z. Gnat-Wieteska, Dzieje parafii, s. 24.
T. Mencel, Galicja Zachodnia 1795-1809, Lublin 1976, s. 189.
63
20
dr Włodzimierz Kostecki
Insurekcja kościuszkowska na ziemi stężyckiej
Insurekcja kościuszkowska na ziemi stężyckiej wielu kojarzy się
wyłącznie z dramatyczną bitwą maciejowicką. Przecenienie roli tego,
w końcu niewielkiego terenu, jaki tworzy ziemia stężycka w dziejach
powstania byłoby oczywistą przesadą. Warto jednak zauważyć, że tu
właśnie 10 października 1794 r. rozegrała się dramatyczna bitwa
maciejowicka, która dla przebiegu powstania miała podstawowe znaczenie.
Trzeba też pamiętać, że ta nadwiślańska ziemia była istotną częścią zaplecza
Warszawy, najważniejszego politycznego, wojskowego i gospodarczego
ośrodka powstania. Trzeba wreszcie pamiętać o wadze, jaką posiadało
utrzymanie linii Wisły, w mniejszym stopniu także Wieprza. Rzeki te
dzieliły cały operacyjny obszar powstania – ich kontrola należała do
głównych wojskowych zadań insurekcji. Należy zatem sądzić, że spojrzenie
na dzieje powstania na ziemi stężyckiej, próba opisu działalności władz
i postaw miejscowej społeczności – ważna dla kształtu lokalnej tradycji
historycznej – posiada także szerszy walor.
Na kartach dziejów powstania kościuszkowskiego ziemia stężycka
pojawiła się zanim jeszcze 24 marca 1794 r. w Krakowie nastąpiła formalna
i uroczysta proklamacja insurekcji. Otóż, do stojących w Rykach trzech
szwadronów jazdy z 4 pułku przedniej straży, jednej z lepszych polskich
jednostek, dotarły wieści z Ostrołęki o buncie brygady I Wielkopolskiej
Kawalerii Narodowej Antoniego Madalińskiego, a także dotarli emisariusze
Madalińskiego z agitacją na rzecz zbrojnego wystąpienia. Wśród kadry
oficerskiej pułku nastąpił dramatyczny rozłam. 16 marca rotmistrz Ignacy
Zborowski na czele dwóch szwadronów opuścił Ryki z zamiarem
połączenia się z oddziałami brygadiera Madalińskiego. Po drodze, w rejonie
Stężycy, Zborowski zagarnął jeszcze dwie kompanie piechoty ze stojącego
tam 7 regimentu pieszego. Nocą z 18 na 19 marca wojsko przekroczyło
Wisłę i w następnych dniach połączyło się z brygadą wielkopolską.
Żołnierze prowadzeni przez Zborowskiego wzięli udział w bitwie
racławickiej oraz późniejszych działaniach dywizji Kościuszki. Rotmistrz
Zborowski został oskarżony o bunt i pozwany przed Sąd Komisji
21
Wojskowej, natomiast Kościuszko, przeciwnie, awansował go do stopnia
majora.
Ten pierwszy epizod powstania nie miał poważniejszego
bezpośredniego wpływu na bieg wypadków na ziemi stężyckiej. Obszar
nadwiślański, podobnie jak większość państwa, pozostawał nadal poza
insurekcją. Pomimo wydarzeń w Krakowie, pod Racławicami i pod
Połańcem, pomyślny rozwój insurekcji wciąż nie był przesądzony. Szlachta
większości województw i ziem wybierała postawę wyczekującą.
Województwo sandomierskie z należącą doń ziemią stężycką było
w większości kontrolowane przez siły rosyjskie. Zasadnicze dla ożywienia
powstania przede wszystkim na Mazowszu miała dopiero zwycięska
insurekcja warszawska przeprowadzona 17-18 kwietnia 1794 r.
30 kwietnia na zjeździe w Nowym Mieście Korczynie ogłoszono akt
przystąpienia do powstania województwa sandomierskiego. Obywatele
ziemi stężyckiej zgłosili akces do powstania 7 maja 1794 r. na zjeździe
w Stężycy. Podobne akty uchwalono 8 maja w powiecie garwolińskim,
a10 maja w powiecie radomskim. Dokonano wyboru 40-osobowej komisji
porządkowej ziemi stężyckiej, zresztą zdominowanej przez przedstawicieli
ziemiaństwa. Kluczowe znaczenie miała uchwała o poborze rekruta,
odzwierciedlająca interesy ziemiańskie. Bowiem wbrew ogólnym zasadom
obowiązkiem wystawienia jednego rekruta z każdych 5 dymów wiejskich
i miejskich obciążono tylko dobra królewskie i duchowne, majątki
szlacheckie miały oddawać do służby jednego rekruta z 10 dymów. Jeden
z komisarzy, Rafał Tarnowski, potępiając dość partykularną uchwałę,
zobowiązał się wystawić w swoich dobrach rekrutów 5 – dymowych.
W działalności komisji od początku dawał się zauważyć brak energii
i partykularyzm, przez co w maju i początkach czerwca 1794 r. nieobecność
rosyjskiego wojska na obszarze ziemi stężyckiej nie została odpowiednio
wykorzystana. 7 czerwca 1794 r. Rada Najwyższa narodowa utrzymała
komisję stężycką, chociaż postanowiono połączyć ją z komisją powiatu
garwolińskiego. 16 czerwca zdecydowano, że połączenie obu komisji
nastąpi w końcu czerwca w Garwolinie.
Ten chaos organizacyjny potęgował spór o obsadę funkcji generała
majora ziemiańskiego, tj. lokalnego dowódcy pospolitego ruszenia
i organizatora poboru rekruta, między Stanisławem Zgliczyńskim,
wyznaczonym przez Kościuszkę, bez doświadczenia wojskowego, ale
znanym z patriotyzmu i ofiarności na cele powstańcze, a Ignacym Boskim,
podkomorzym czerskim, wspieranym przez komisję stężycką. Spór
rozstrzygnięty został dopiero w końcu lipca 1794 r., kiedy to Kościuszko
22
odwołał gen. mjr Zgliczyńskiego z jego oddziałem do obozu sił głównych,
a organizację stężyckiego pospolitego ruszenia i pobór rekrutów powierzył
płk. Boskiemu.
Zadania komisji stężyckiej polegały przede wszystkim na poborze
rekruta i tworzeniu oddziałów lokalnej milicji. Przystąpiono również do
rekwizycji żywności i furażu, które miały być gromadzone w magazynach
założonych w Puławach. Efekty pracy komisji nie były imponujące. Zamiast
sformowania dwóch batalionów piechoty, płk Boski zgromadził w końcu
czerwca zaledwie kilkunastu żołnierzy. Energiczniej przebiegały działania
gen. Zgliczyńskiego, który sformował pułk lekkiej jazdy, zwany później
pułkiem „złotej wolności”, liczący 200 rekrutów i ochotników, ale któremu
brak było koni i uzbrojenia. Dopiero dzięki pomocy Tadeusza Morskiego,
delegata Rady Najwyższej Narodowej, opublikowano uniwersał zwołujący
pospolite ruszenie na 21 czerwca, przystąpiono do stawiania słupów
alarmowych (wykonane ze smolnego drzewa i owinięte słomą, w razie
zbliżania się nieprzyjaciela miały być podpalane, sygnalizując
niebezpieczeństwo), organizowano warty i patrole, zbierano pieniężne
i rzeczowe dary na rzecz wojska, które kierujący kancelarią komisji ksiądz
Wincenty Łotocki przekazał potem do Warszawy.
W połowie czerwca, w działaniach powstańczych na ziemi
stężyckiej nastąpił ponowny, głębszy nawet, choć chwilowy, kryzys
spowodowany zbliżaniem się do Wieprza i Wisły wojsk rosyjskich. Została
złupiona rezydencja Czartoryskich w Puławach, oddziały kozackie przeszły
Wieprz i grasowały także na ziemi stężyckiej, pustosząc zwłaszcza okolice
Stężycy, Ryk i Maciejowic. W ostatnich dniach czerwca głównie siły
korpusu gen. Otto Derfeldena, omijając ziemię stężycką odeszły na Litwę
przeciw tamtejszym powstańcom.
W ciągu tych kilkunastu dni zagrożenia, nastroje mieszkańców były
bliskie paniki. Część ludności chłopskiej, ratując dobytek, kryła się
w lasach. Niektórzy komisarze porzucili zupełnie swoje obowiązki.
Budowany wcześniej system powstańczej organizacji rozsypał się niemal
całkowicie. Zaplanowane na 21 czerwca zgromadzenie pospolitego ruszenia
nie doszło do skutku. Zdekompletowana komisja porządkowa przeniosła się
za Wisłę, do Kozienic. Opisane wypadki spotkały się z bardzo surową
oceną. Krytykowano przede wszystkim postawę komisji porządkowej,
której „jakby nie było, bo za każdym ujrzeniem kozaka na drugiej stronie
Wisły ucieka”. Potępiono także zachowanie całej szlacheckiej społeczności,
która opuściła domy i majątki, a piki i kosy potopiono i pokopano.
Z krytyką wystąpił również Tadeusz Kościuszko. Z tej krytyki pochodzą
23
znane, później wielokroć cytowane słowa: „…trzeba przymuszać ludzi,
żeby byli wolnymi, kiedy dobrowolnie być nimi nie chcą. Robimy
rewolucję, półsposobami robić jej nie można”. Dopiero przybycie
osławionej dywizji gen. Sierakowskiego zapobiegło całkowitemu krachowi.
Korzystając z tej osłony, komisja stężycka powróciła 26 czerwca zza Wisły
i wznowiła urzędowanie w Garwolinie już jako połączona komisja stężycko
– garwolińska. W połowie września przeniesiono miejsce prac komisji
z Garwolina do centralnie położonego Żelechowa.
Letnie miesiące 1794 r. były dla ziemi stężyckiej czasem stabilizacji.
Nieporównanie sprawniejsza i skuteczniejsza była działalność lokalnych
władz powstańczych, głównie dzięki Karolowi Sosnkowskiemu,
pełnomocnikowi Rady Najwyższej Narodowej. Przystąpiono do organizacji
pospolitego ruszenia. Zwołał je 29 czerwca na okres kilku dni
gen. Zgliczyński, który powrócił ze swym pułkiem pod Stężycę. Później
jeszcze dwukrotnie zwoływano pospolite ruszenie: 18-21 lipca
i 5-16 sierpnia – do Stężycy, Dęblina, Maciejowic, Tarnówka i Góry. W obu
wypadkach zasadniczym celem była obrona linii Wisły.
Przydatność pospolitego ruszenia, liczącego około 800 ludzi, nie
była duża. Jego uzbrojenie stanowiły piki, kosy, czy siekiery. Brakowało
broni palnej, szwankowało zaopatrzenie w żywność, szlacheccy dowódcy
zaniedbywali obowiązki, nie najlepiej wyglądała dyscyplina, zdarzały się
wypadki dezercji. Komisja utworzyła także stosunkowo gęstą sieć
posterunków wojskowych, tzw. stójek i kresów. Stójki złożone
z mieszkańców miast i wsi pełniły warty np. przy słupach alarmowych.
Kresy z kolei, złożone z ludzi na koniach, miały zapewnić sprawne
przesyłanie pism między poszczególnymi ośrodkami władzy oraz szybkie
przemieszczanie się kurierów rządowych.
Znacznie sprawniej przebiegał pobór rekruta. ziemia stężycka,
licząca 6 tys. dymów, miała dostarczyć prawie 1900 rekrutów, tzw.
kantonistów. Do końca września powołano do służby co najmniej 900 ludzi.
Stężyccy kantoniści zasilali przede wszystkim jednostki wchodzące w skład
garnizonu warszawskiego oraz tworzone na miejscu oddziały
Zgliczyńskiego i Boskiego. Stan tych jednostek ulegał systematycznej
poprawie.
Pułk lekkiej kawalerii gen. Zgliczyńskiego pełnił służbę w rejonie
Stężycy, strzegąc linii Wisły. W połowie lipca pułk liczył 250 ludzi, słabo
jednak uzbrojonych. W końcu lipca oddział opuścił ziemię stężycką
i w następnych miesiącach przebywał na Pradze. Powiększył się jego stan
ilościowy, był też lepiej wyposażony, głównie dzięki Zgliczyńskiemu, który
24
nie szczędził własnych pieniędzy na zakup koni i uzbrojenia. Dowódca był
wysoko ceniony, pułk natomiast uchodził za jednostkę słabo wyszkoloną
i niesforną.
Utworzony w czerwcu batalion milicji stężyckiej płk Ignacego
Boskiego, liczący w lipcu ponad 500 żołnierzy, początkowo uzbrojony był
tylko w piki. Później otrzymał jednak 150 karabinów z magazynów
żelechowskich i warszawskich i od sierpnia pełnił służbę nad Wisłą, gdzie
chronił 30 – kilometrowy odcinek rzeki. Ciężkie warunki służby, niewielka
liczba oficerów, brak żywności i namiotów spowodowały dość znaczną
dezercję żołnierzy.
Latem 1794 r. skurczył się znacznie obszar kontrolowany przez
wojska i władze powstańcze, a zatem rosło niepomiernie znaczenie wolnych
obszarów położonych po prawej stronie Wisły, w tym ziemi stężyckiej,
które stawały się głównym zaopatrzeniowym zapleczem armii powstańczej.
Taksa z sierpnia przewidywała dostawę 8 garncy żyta, 2 garncy kaszy,
1 korca owsa i 3 pudów siana z każdego dymu. Ponadto na mieszkańców
ziemi spadł ciężar utrzymania coraz liczniejszych oddziałów wojskowych
stojących nad Wisłą. W sierpniu i wrześniu dostawy stężyckie obejmowały
kożuchy, sukmany, buty i koszule na wyposażenie wojska. W sierpniu
polecono komisji porządkowej przysłanie 700 ludzi do prac przy budowie
fortyfikacji Pragi. W konsekwencji ziemia stężycka została w znacznym
stopniu ogołocona.
W podstawowe zadanie – w obronę Wisły, zaangażowanych było
ponad 1700 żołnierzy. Utworzono sieć posterunków obsadzonych przez
niewielkie, zwykle ponad 100 – osobowe oddziały oraz liczne widety
patrolujące teren. Starano się niszczyć bądź ukrywać środki przeprawowe,
w newralgicznych miejscach, m.in. w Tarnówku, Maciejowicach, Tyrzynie,
Stężycy i Dęblinie, sypano również umocnienia polowe. Obronę ziemi
stężyckiej zapewniały w tym czasie milicja mielnicka gen. Antoniego
Radzimińskiego (Stężyca) i batalion płk. Boskiego (Maciejowice).
W pierwszych dniach października korpus rosyjski gen. Iwana
Fersena był gotowy do przełamania polskiej obrony między Stężycą,
a Maciejowicami. Wczesnym rankiem 4 października, po gwałtownym
ostrzale artyleryjskim, oddziały rosyjskie w kilku miejscach przeszły Wisłę
w rejonie wsi Wróble, Wargocin, Tyrzyn. Niewielki oddział polski wycofał
się bezładnie po krótkiej walce. Rosjanie kontynuowali przeprawę aż do
9 października, jednocześnie wysyłając podjazdy w kierunku Maciejowic
i Paprotni, które penetrowały teren niszcząc i grabiąc dalej położone rejony
ziemi stężyckiej, jak Stężyca, Ryki, Maciejowice, Żelechów, Garwolin.
25
Głównym celem Kościuszki stało się zniszczenie korpusu Fersena.
10 października doszło do dramatycznej bitwy maciejowickiej. Klęska
maciejowicka wpłynęła na stopniowy upadek lokalnych władz
powstańczych. Komisja stężycka w kadłubowym składzie działała nadal,
jeszcze 17 października Rada Najwyższa Narodowa wzywała ją do
wspierania budowy umocnień Pragi. Jej działania nie miały już większego
znaczenia, chociaż formalnie istniała do listopada. Tak zakończyła się
epopeja kościuszkowska na ziemi stężyckiej.
26
dr Roman Mazek
Generał Dwernicki odpoczywa w Parysowie
Bitwa pod Stoczkiem jest jednym z powszechniej znanych wydarzeń
militarnych z okresu wojny polsko – rosyjskiej 1831 r. Chociaż była to
jedynie większa potyczka, to jednak z racji niespodziewanej porażki Rosjan
odbiła się szerszym echem i wzmocniła morale i nastroje Polaków.
Wymęczeni wcześniejszymi przemarszami, kilkudniowym głodem,
obozowaniem pod gołym niebem i w końcu samą walką, żołnierze musieli
wypocząć. Najbliższą dobę po bitwie spędzili w Parysowie.
Ostatnie dni przed bitwą były dla żołnierzy Józefa Dwernickiego
szczególnie wyczerpujące. 10 lutego generał z częścią wojsk przeprawił się
pod Mniszewem po skutej lodem Wiśle i zajął stanowiska m.in.
w Piwoninie, Celejowie, Wildze i Podolu. Stąd szerokim frontem ruszył
w kierunku Łukowa. W ciągu następnych dwóch dni oddziały zajęły m.in.
Łaskarzew, Izdebno, Rębków, Garwolin, Miastków, Zwolę, Górzno,
Goniwilk, Żelechów, Zadybie i Kłoczew1. 11 lutego przeprawiły się przez
Wisłę oddziały artyleryjskie zorganizowane przez kapitana Puzynę,
wkładając duży wysiłek w bezpieczny transport sześciu trzyfuntowych
dział. Na prawym brzegu Wisły przeszli najpierw do Celejowa, następnie do
Rębkowa i Chotyni. W niedzielę 13 lutego wyruszyli w kierunku Żelechowa
i Miastkowa i w godzinach popołudniowych zatrzymali się pod Filipówką,
gdzie Dwernicki skoncentrował swe wojska2. Tu długo nie obozowali, bo
już w poniedziałek o drugiej nad ranem zostali zaalarmowani i leśnymi
drogami ruszyli w kierunku Łukowa. Zaatakowani w Stoczku przez wojska
generała Gejsmara podjęli zwycięską bitwę. Po niej nie było jednak czasu
na odpoczynek. Według relacji jednego uczestników część żołnierzy
wymaszerowało już w godzinę po bitwie, kolejni wyruszyli wraz
z nadchodzącym zmrokiem3.
1
W. Tokarz, Wojna polsko – rosyjska 1830 i 1831, Warszawa 1993, s. 167, 168; „Kurier
Polski” 1831, nr 458.
2
Z pamiętnika Józefa Kniazia z Kozielska Puzyny, kapitana artylerii wojska polskiego
w powstaniu 1831 r., wybór i wstęp J. Kazimierski, „Rocznik Mazowiecki” 1999, 11,
s. 206.
3
I. Maciejowski, Pod rozkazami jen. Dwernickiego, „Tygodnik Ilustrowany” 1921, 3,
s. 44; Maciejowski, s. 44; Z pamiętnika Józefa Kniazia z Kozielska Puzyny, s. 206.
27
Chociaż Parysów nie leżał przy głównych szlakach
komunikacyjnych, to jednak był stosunkowo często narażony na przemarsze
wojsk. Był to szlak dla odwodów wojskowych idących z Mińska bądź
Kołbieli na Żelechów, Łuków, Garwolin, czy też Osieck. O częstych
przemarszach zachowały się wzmianki źródłowe z czasów wielkiej wojny
północnej, konfederacji barskiej, powstania kościuszkowskiego, wojny
1809 r. oraz wojny 1831 r. Odwiedziny te nie miały niestety charakteru
paradnego. Małe skupione przy drodze miasteczko było dobrym miejscem
zaopatrzeniowym dla wymęczonych piechurów. Stąd nawet jeśli nie
dochodziło tu do znaczących potyczek to miasteczko ulegało zniszczeniu
z powodu grabieży, zajmowania majątku i inwentarza, a ludność zmuszana
była do zakwaterowania żołnierzy. Sytuacja taka miała miejsce niezależnie,
czy były to wojska rosyjskie czy polskie.
Po wybuchu powstania listopadowego ludność Parysowa gotowa
była do współpracy z nowymi władzami powstańczymi. W 1831 r. gdy
władze wezwały rzemieślników do produkcji obuwia dla wojska szewcy
z Parysowa zadeklarowali wyrób 300 par butów po 6 zł za parę, w terminie
do 10 lutego 1831 r4. Równie żywo zareagował proboszcz parysowski,
ksiądz Kazimierz Wiśniewski, ówczesny wicedziekan garwoliński. Na rzecz
powstania zadeklarował odesłanie ze swego dekanatu pięć dzwonów, co
było znaczącą ilością zważywszy, że w całym dekanacie było ich zaledwie
19 z powodu dostarczenia części ich powstańcom w 1794 r5.
Pierwsze dni działań wojennych, które rozpoczęły się wraz
przekroczeniem przez wojska rosyjskie granicy Królestwa Polskiego nie
były dla mieszkańców Parysowa powodem do wiwatowania. W pierwszych
dniach lutego weszły tu wojska polskie. Miasteczko zostało wówczas
splądrowane, a ludność została ograbiona z żywności. Pierwsze kolumny
zwycięzców spod Stoczka weszły do Parysowa 15 lutego o trzeciej nad
ranem6. Dotarli tu po całonocnym marszu zmrożeni i głodni. Tu oczywiście
nikt nie witał ich nawet przysłowiowym chlebem. Według wspomnień
jednego z żołnierzy „[…] w miasteczku już poprzednio zrabowanym, ani
chleba, ani innej żywności dostać nie można było. Wołał żołnierz o chleb
i mięso, również jak i furaż dla koni. Przypominam sobie jak wśród tego
4 W.W. Bednarski, Organizacja siły zbrojnej na Podlasiu w okresie powstania 1830/31 r.
„Rocznik Międzyrzecki” 1972, 4, s. 50.
5
J. Warmiński, Duchowieństwo województwa podlaskiego w powstaniu 1830 – 1831,
w: Państwo – Kościół – Niepodległość, red. J. Skarbek, J. Ziółek, Lublin 1986, s. 80.
6
Z pamiętnika Józefa Kniazia z Kozielska Puzyny, s. 206.
28
niedostatku, czując zimno w żołądku, gorącą wodą soloną zasilaliśmy się
wraz z Krępowieckim7, tak jak herbatą. Dopiero nazajutrz dostarczono nam
z okolic wołów, mąki i krup, można tedy rosołem lub pieczonem na węglach
mięsem zaspokoić uczucie głodu8.
Wojska było na tyle dużo, że zostało rozlokowane również po
okolicznych wsiach. Do nich dołączały wojska idące z Warszawy oraz
poruszeni zwycięstwem pod Stoczkiem, ochotnicy9. Jeden z takich
oddziałów doświadczeni wojskowi przywitali ze śmiechem na ustach.
Według relacji Maciejowskiego: „W Parysowie mieliśmy nowe, budujące
zrazu…zjawisko rewolucyjne. Przybyło do nas przeszło dwudziestu
młodzieży, w różnych cywilnych ubraniach, uzbrojonych w strzelby
myśliwskie, pistolety i pałasze, razem z dwoma księżmi z Warszawy. Odgłos
pomyślnego wypadku pod Stoczkiem sprowadził ich do korpusu
Dwernickiego. Opowiadali, że byli bliskimi spotkania się z nieprzyjacielem
i że po drodze, na polu, ujrzeli z dala coś na kształt kozaków, chcąc ich tedy
godnie przywitać, nie ustępując z miejsca, ustawili się w cuneus (klin
rzymski), bo trzeba o tem wiedzieć, że między sobą liczyli uczonych
historyków. W takim szyku gotowi byli do spotkania, lecz wkrótce
przekonały się ich oczy, że to co wzięli za kozaków, było bydłem do obozu
naszego pędzonem”.
Nadciągający ochotnicy byli tyle pomocą, co i swego rodzaju
utrapieniem dla dowódcy chcącego utrzymać silne morale w armii. Część
z nich przyłączyła się bezpośrednio do korpusu, jako adiutanci bądź
szeregowi żołnierze. Część natomiast, jak pisał dalej Maciejowski, trzymała
się czas jakiś przy korpusie bezczynnie, kwaterując się najczęściej
u plebanów, nareszcie rozproszyła się, wróciła do Warszawy i poszła do
domów. Opis takiej niespodziewanej wizyty na plebanii w Parysowie
odnajdujemy w księgach parafialnych. W jednej z nich jest dość ciekawe
7
Tadeusz Krępowiecki (Krempowiecki) (1798-1847), członek Związku Wolnych Polaków,
współzałożyciel i działacz Towarzystwa Patriotycznego; od 13 II 1831 r. kanonier
w korpusie gen. J. Dwernickiego, potem podporucznik artylerii; bił się pod Boremlem,
przeszedł 27 IV 1831 r. z Dwernickim do Galicji; adiutant gen. J. Krukowieckiego, ranny
podczas oblężenia Warszawy, przeszedł do Prus. Na emigracji we Francji, członek
Komitetu Narodowego Polskiego, członek Towarzystwa Demokratycznego Polskiego.
Współzałożyciel Gromady Grudziąż, zob. Z pamiętnika Józefa Kniazia z Kozielska
Puzyny, przypis 103.
8 I. Maciejowski, Pod rozkazami jen. Dwernickiego, s. 44.
9
Według Puzyrewskiego przybył tu czwarty batalion drugiego pułku liniowego oraz szósty
szwadron drugiego pułku Ułanów, zob. A.K. Puzyrewski, Wojna polsko – ruska 1831 r.,
Warszawa 1899, s. 85.
29
wytłumaczenie dlaczego brakuje kilku kart10. Otóż „w 1831 r. pewien
rewolucjonista wkroczył do kancelarii chwycił jedną z ksiąg, wyrwał kartę
i zwinąwszy w rulon zapalił od niej fajkę”!
Z Parysowa Dwernicki wysłał do władz powstańczych raport
z przebiegu zwycięskiej potyczki. Początek raportu był znamienny: „Mam
honor donieść Najwyższemu Narodowemu Rządowi iż w dniu 14 bm
spotkawszy nieprzyjaciela w Stoczku, pobiłem go zupełnie…”11. Jeszcze
tego samego dnia (15 lutego) do Parysowa przybył kapitan Ignacy
Kruszewski, adiutant naczelnego wodza, z rozkazami generała Klickiego
nakazującymi osłonę Warszawy przed wojskami generała Kreutza12. Obraz
stacjonujących w miasteczku żołnierzy zrobił na nim duże wrażenie:
„Szczególny to był obraz obozu generała Dwernickiego w Paryssowie, nie
bardzo porządny, niezupełnie wojskowy, ale rzewnie przemawiający do
serca Polaka. Już z daleka słychać strzały, myślę, że się utarczka nowa
rozpoczyna, byłem konno i gotów; zbliżamy się, nieprzyjaciela nie widać –
były to strzały radości. Wjeżdżam na rynek Paryssowa, otaczają mnie
koledzy, każdy chce opowiadać zwycięstwo, ten częstuje Geismarowskim
tytoniem, ten konfiturami, ten pokazuje zabrane armaty; był to miły
początek kampanii. Generała Dwernickiego zastałem w małym dworku
wśród miasteczka i wręczyłem mu rozkaz. Pełno oficerów w pokoju, radość
na wszystkich twarzach, siwy i gruby generał jak ojciec między nimi,
pobłażający ale kochany i umiejący tę młodzież zapalić do boju.
Przepędziłem resztę dnia z nimi, zwiedziłem obóz; piechotą komenderował
podpułkownik Rychłowski, było to młode wojsko, dzieci obdarte, ale wesołe;
pod tak patryotycznym i walecznym dowódcą, można było na nich
rachować13!”
W celu wykonania rozkazu wojsko następnego dnia wyruszyło
z Parysowa kierując się przez Osieck na drugi brzeg Wisły. Wymarsz miał
nastąpić z samego rana, jednak, jak wspomina inny uczestnik powstania
„o godzinie 10-ej nowo przybyły kapelan wojskowy, dawny jest oficer
z 1812 roku, dziś ksiądz Szynglarski nazwiskiem, miał na polu kazanie do
wszystkich oddziałów po kolei, w którym to kazaniu, pochwalając odwagę
10 Archiwum Parafialne w Parysowie, Luźne Karty.
11
AGAD, Władze Centralne Powstania Listopadowego 1830-1831, sygn. 262.
12
Puzyrewski w cytowanej wyżej pracy, s. 85, podaje, że Kruszewski przybył z rozkazem
dopiero następnego dnia do Osiecka. Maciejowski i sam Kruszewski w swoim pamiętniku
podają bezsprzecznie, że miało to miejsce 15 lutego w Parysowie.
13
Pamiętniki z roku 1830-1831 Generała Ignacego Skarbka-Kruszewskiego, Warszawa
1930, s. 35-36.
30
i męstwo okazane w bitwie pod Stoczkiem, wzywał w dalszych zdaniach do
podobnego poświęcenia się za wolność i swobodę narodową. Po ukończonej
ceremonii całe wojsko uszykowało się w kolumnę marszową i udaliśmy się
do Osiecka14.
Na tym jednak nie zakończyły się straty miejscowej ludności.
W przerwie działań wojennych w okolicach Parysowa stacjonowały na
kwaterach zimowych korpusy główne armii rosyjskiej. W Siennicy
znajdowała się kwatera feldmarszałka Dybicza, natomiast w Parysowie
stacjonowała między 17 a 29 marca część piechoty i huzarów. Po ich
wycofaniu już 3 kwietnia dotarły tu oddziały polskiej kawalerii, po
wcześniejszym rozbiciu pod Górznem oddziałów generała Reada.
Następnego dnia do Parysowa dotarły patrole feldmarszałka Dybicza15.
Droga biegnąca przez Parysów była chętnie wykorzystywana do
przerzucania wojska i wielu dowódców, jak np. generał Toll, uwzględniało
ją w swoich planach, omijając główne trakty. Wieczorem 25 sierpnia
generał Rosen wysłał do Parysowa pułk kozaków w celu podjęcia działań na
tyłach korpusu Ramorina maszerującego z Osiecka do Garwolina16.
Dużym obciążeniem dla tutejszych mieszkańców i gospodarki było
oddawanie kontyngentów na potrzeby wojska. Dziedzic Parysowa
i Stodzewa, Tadeusz Orlewski musiał na własny koszt odstawić
jednorazowo do Karczewa czterdzieści sztuk bydła na prowiant dla wojska
rosyjskiego17. Największe straty związane z żywieniem kwaterujących
wojsk spadły na folwark kozłowski. Stacjonujące w Siennicy wojska
rosyjskie, następnie polskie zarekwirowały niemal całe plony, łącznie
z materiałem siewnym. Zniszczono także groble na stawach. W samym
Parysowie poważnie uszkodzono wzniesiony kilka lat wcześniej parkan
cmentarza18.
14
Z pamiętnika Józefa Kniazia z Kozielska Puzyny, s. 209. Ksiądz Ignacy Szynglarski był
w czasie powstania listopadowego członkiem Towarzystwa Patriotycznego, uczestniczył
jako kapelan w wyprawie wołyńskiej generała J. Dwernickiego, wyróżnił się w bitwie pod
Markuszowem, zob. Tamże, s. 198, przypis 102.
15
T. Strzeżek, Polska ofensywa wiosenna w 1831 roku, Olsztyn 2002, s. 30, 57, 84,
152 – 154.
16 A.K. Puzyrewski, Wojna polsko – ruska, s. 418, 419.
17
Archiwum Główne Akt Dawnych (AGAD), Komisja Rządowa Spraw Wewnętrznych
sygn. 3906.
18
AGAD, II Rada Stanu sygn. 294; Centralne Władze Wyznaniowe sygn. 695.
31
Raport gen. Józefa Dwernickiego o zwycięstwie pod Stoczkiem pisany
15 II 1831 r. z obozu pod Parysowem.
32
dr Mariusz Rombel
Konfidenci rosyjscy w Powstaniu Styczniowym
na przykładzie Powiśla Garwolińsko-Otwockiego
Wśród opracowań dotyczących wybuchu Powstania Styczniowego,
którego rocznicę czczono w całym kraju w 2013 r., brakowało studiów nad
osobami współpracującymi z zaborcą rosyjskim przeciwko walczącym
o niepodległość Polski żołnierzom ochotnikom. Działali oni także na
Powiślu Garwolińsko-Otwockim, a skupiali się w większości z kolonistów
niemieckich pozbawionych więzi narodowej z Polakami, choć zdarzali się
i wyrodni rodacy.
Oczywiście, wśród ówczesnych trwały zaciekłe dyskusje, czy wręcz
kłótnie, jakie konsekwencje może przynieść przegrana walka. Jeden
z bogatych szlachciców w województwie podlaskim, „półpanków”, jak go
nazywa Bronisław Deskur, mówił do Kazimierza Bogdanowicza: „Pan nie
masz prawa, jako jakiś lichy dzierżawca, decydować o losie całego narodu,
bardzo łatwo poświęcać to, czego się nie ma, ale wara rozporządzać się
tem, co zasługą w kraju i wiekami zdobyły sobie rodziny, rujnować je
materyalnie przez zaburzenia, które w mętnej wodzie niektórym ryby łapać
pozwolą.” Później syn tego zachowawczego szlachcica zginął w powstaniu.
K. Bogdanowicz na to mu odpowiedział: „Mam życie, to do mnie należy i to
złożę na ołtarzu ojczyzny. Mówisz pan, że będę łapał ryby w mętnej wodzie,
uprzedzili mnie już twoi przodkowie panie, obdzierając Polskę przy każdej
sposobności i sprzedając ją”.1 Podobnie 27 stycznia 1863 r. pod wsią Rowy
k. Łaskarzewa zebrała się szlachta powiatu garwolińskiego. Przyjechał do
nich naczelnik wojskowy województwa podlaskiego płk Walenty
Lewandowski, rodem z Łaskarzewa, ale źle został przyjęty. Szlachta
„piorunowała przeciw półgłówkom, którzy nie mają nic do stracenia i kraj
w nieszczęście wtrącają”, zapowiedziała, „że nic nie da, ani pieniędzy, ani
koni, ani żywności, że niech sobie piją piwo ci, którzy je nawarzyli.” Wobec
takiej postawy naczelnik zagroził karami i zarządził koncentrację młodych
szlachciców na następny dzień pod kaplicą św. Onufrego2. Także po
1
Z pamiętników Bronisława Deskura /w/ Wydawnictwo materyałów do historii Powstania
1863-1864, t. II, Lwów 1890, s. 139-140.
2
Z. Gnat-Wieteska, Lata manifestacji i walki (1861-1864), Garwolin 1984, s. 5 oraz tenże
Dzieje parafii Garwolin, Pruszków 1993, s. 162. K. Kubiak, Z dziejów Łaskarzewa
33
Powstaniu niektórzy ziemianie guberni siedleckiej negatywnie oceniali
insurekcję, niechętnie odnosili się do chłopów i zajmowali się tylko
własnymi sprawami3.
Także i wśród chłopów zdarzały się przypadki współpracy z zaborcą,
jednak były one wynikiem nacisku administracyjnego władz rosyjskich. Nie
bez znaczenia był fakt, iż powszechny był wyzysk pańszczyźniany szlachty,
niechcącej dostosować się do przemian agrarnych jakie zachodziły
w świecie, aby przechodzić na czynsze pieniężne, jak również zachęty
finansowe ze strony Rosjan. Na początku 1864 r. w każdej gminie powstała
prorosyjska straż policyjna (wiejska), która zgodnie z zarządzeniem z 13
maja 1863 r. miała informować o powstańcach, chwytać ich i odstawiać do
urzędu powiatowego. Do straży należał każdy mieszkaniec wsi, co noc
stawało po około 50, uzbrojonych w kosy, widły i kołki, osób. Za każdego
powstańca płacono 5-10 rb. Najwięcej zgłaszało się do nich kolonistów
niemieckich. Oddziały złożone z Polaków rzadko łapały Powstańców.
Straże zlikwidowano we wrześniu 1866 r. Oddziały powstańcze próbowały
rozbijać Straże Wiejskie i karać prorosyjskich urzędników. W każdej wsi na
wjazdach stały szlabany i słupy słomiane oblane smołą, które zapalano
w razie zagrożenia. Aż do 1865 r. obowiązywał zakaz jazdy konnej. Od
stycznia 1864 r. rąbano przesieki w lasach. Reglamentowano też sprzedaż
kos, które musiały mieć zezwolenie naczelnika powiatu. Ponadto ogłaszano
amnestię dla powstańców pod warunkiem przysięgi na wierność carowi
w dniu 10 stycznia, 6 kwietnia i 30 czerwca 1864 roku4. Uwłaszczenie
chłopów sprawiło opuszczanie przez nich oddziałów powstańczych, jednak
najdłużej popierali powstańców chłopi z wsi niepańszczyźnianych
i oczynszowanych. W kwietniu 1864 r. przeprowadzono wybory sołtysów,
a w maju komisje włościańskie zaczęły objaśniać chłopom znaczenie
ukazów. Delegacje chłopskie zaczęły jeździć do cara z podziękowaniami.
(1418-1864) /w/ Rocznik Mazowiecki, t. IV, Warszawa 1972, s. 398. T. Swat, Bitwa pod
Węgrowem 3 II 1863 roku na tle innych bitew powstania styczniowego, s. 35 /w/ Powstanie
Styczniowe na południowym Podlasiu, red. A. Kołodziejczyk, Węgrów-Warszawa 1994.
3
E. Niebelski, Zmierzch powstania styczniowego w Lubelskiem i na Podlasiu (1864-1872)
/w/ Dzieje Lubelszczyzny, t. VII, Lublin 1993, s. 114-115. T. Krawczak, Kształtowanie
świadomości narodowej wśród ludności wiejskiej Podlasia w latach 1863-1918, Biała
Podlaska 1982, s. 20, 22. Z. Gnat-Wieteska, Dzieje parafii Górzno 1485-2008, Pruszków
2008, s. 39. G. Welik, Życie codzienne ziemian guberni siedleckiej w 2 połowie XIX wieku
/w/ Prace Archiwalno-Konserwatorskie, z. 12, Siedlce 2001, s. 70.
4
Z. Gnat-Wieteska, Dzieje parafii Górzno 1485-2008, op. cit., s. 39. E. Niebelski, op. cit.,
s. 106-110. K. Kubiak, op. cit., s. 399. Z. Gnat-Wieteska, Z dziejów Powiatu
Garwolińskiego. Tradycje patriotyczne, Pruszków-Garwolin 2009, s. 55.
34
Postulowano ogłosić dzień 2 marca świętem narodowym. Rozpoczęły teraz
się konflikty z dziedzicami o wysokość czynszu i rodzaj przydzielonej
ziemi5.
Jeszcze długo, aż do końca okupacji dnia 1 marca każdego roku
uroczyście obchodzono rocznicę uwłaszczenia chłopów6.
Szczególny przypadek donosicielstwa miał miejsce w czasie bitwy
pod Dziecinowem i Zambrzykowem 17 marca oraz Natolinem i Łucznicą
18 marca 1863 roku7. Powstańcy usiłowali się wyrwać z pościgu kozaków,
ale znalazł się zdrajca, który spowodował, że Rosjanie doścignęli polskich
żołnierzy i zadali im ciężkie straty. Po bitwie, powstańcy zaczęli wydawać
wyroki śmierci na donosicieli, z których najbardziej znany był Michał
Piotrowski, były żołnierz, pozostający na rządowej emeryturze. Został on
powieszony „na drzewie w lesie pomiędzy Łucznicą a Natolinem”8.
Zdaniem M. Pawliszczyna, „w Lesie Osieckim koło wsi Łucznica (...)
22 marca buntownicy powiesili wysłużonego żołnierza Piotrowskiego”9.
Szczegółowo opisał sprawę Arkadiusz Kuk, który w swym ubiegłorocznym
opracowaniu przytacza liczne szczegółowe relacje mieszkańców okolicy
Osiecka10. Do dziś zachowała się tradycja wiązania w tymi wypadkami
5
E. Niebelski, op. cit., s. 114-115. T. Krawczak, op. cit., s. 20, 22. Z. Gnat-Wieteska,
Dzieje parafii Górzno 1485-2008, op. cit., s. 39. G. Welik, op. cit., s. 70.
6
Później odprawiano Msze św. za duszę cara Aleksandra II, a w dniu 30 czerwca 1889 r.
na Jasnej Górze odsłonięto pomnik tegoż cara, „wybawcy chłopów polskich”, ufundowany
ze składek włościańskich K. Lewalski, Kościół rzymskokatolicki a władze carskie
w Królestwie Polskim na przełomie XIX i XX w., Gdańsk 2008, s. 313-314, 315. W. Paulus,
Jasna Góra w latach 1864-1904 /w/ Z dziejów Polski XIX i XX wieku. Księga
Jubileuszowa ofiarowana Profesorowi Ryszardowi Szwedowi, red. T. Dubicki, T. Panecki,
Częstochowa 2004, s. 189.
7
M. Rombel, Bitwy pod Dziecinowem i Zambrzykowem, Zeszyty Historyczne Ziemi
Garwolińskiej, 2013, nr 19, s. 29.
8
Zajście zgłosiła u sołtysa Kolonii Natolin, Onufrego Barejki, żona straconego Michała
Piotrowskiego. Rapport Gubernatora Cywilnego Lubelskiego do Dyrektora Głównego
Prezydującego Komisji Rządowej Spraw Wewnętrznych, Lublin, 27 marca 1863 r. /w/ Rząd
Gubernialny Lubelski, sygn. 1640, mkf. 110617 /w/ APL. Rapport Wójta Gminy Osieck
w Powiecie Łukowskim do Gubernatora Cywilnego Guberni Lubelskiej, Łucznica,
14/23 marca 1863 r. /w/ Rząd Gubernialny Lubelski, sygn. 1640, mkf. 110617 /w/ APL.
9
M. Pawliszczew, Tygodnie Polskiego Buntu, t. II, Walka orężna, 1863-1864, przeł. i opr.
A. Zawilski, Warszawa 2003, s. 151.
10
A. Kuk, Pamięć wiecznie żywa, Zeszyty Historyczne Ziemi Garwolińskiej, 2013, nr 19,
s. 34-36. Por. ks. E. Matyska, Jubileusz 700-lecia rzymskokatolickiej parafii Osieck, Ząbki
1997, s. 13. Z. Węgrzynek, Niemieccy koloniści wobec powstania styczniowego, Zeszyty
Historyczne Ziemi Garwolińskiej, 2013, nr 19, s. 107.
35
nazwy leśniczówki Szubienica koło Huty Garwolińskiej, gdzie kozacy mieli
wieszać złapanych polskich żołnierzy. Przypominała o tym również
szubienica, która stała do niedawna w Rębkowie11. O innym przypadku
wieszania wspominał również Piotr Krzysztoszek, który jako 14 latek był
powstańczym łącznikiem. Pewnego razu był świadkiem, „kiedy powstańcy
z błahych powodów chcieli powiesić obywatela polskiego, który przed
śmiercią żądał spowiednika. Był nim proboszcz parafii Goźlin, który uprosił
o darowanie życia doprowadzonemu do spowiedzi”12.
Najbardziej jednak dawała się we znaki współpraca kolonistów
niemieckich. Jak pisze J. Grabiec w tym czasie „masowo i głośno
manifestowali swój wrogi do Polski stosunek żydzi i koloniści niemieccy”13.
Poza tym tenże autor wspomina antypolską działalność niektórych żydów,
np. 15 października 1861 r. w Górze Kalwarii podczas odpustu, kiedy osiem
tysięcy chłopów weszło do miasta z procesją słuchając patriotycznych
kazań, jedynie rabin sekty górskich chasydów potępił ich udział, „ponieważ
naruszyli podstawowe przepisy Izraela”14. Koloniści niemieccy, których
znaczna ilość zamieszkiwała tereny dawnej puszczy osieckiej oraz dolinę
Wisły, w większości opowiedzieli się przeciwko Powstaniu15. Przykładem
zdrady niech będzie przesłuchiwanie w siedleckim więzieniu, przez Niemkę
spod Dęblina, Konstantego Rinaldo Borowskiego, powstańca w oddziale
Brandta, na okoliczność pobytu polskich żołnierzy w Warszawicach16.
11
Stała tam legendarna szubienica, przeniesiona potem do Rębkowa, którą zniszczono w
2007 r. S. J. Siudalski, Dokumenty dotyczące Rębkowa – tajemnice, nierozwiązane zagadki
/w/ http://rebkow.siudalski.pl/tajemnice.html [2014.06.25]. Omijają go z daleka, Życie
Warszawy, 12 sierpnia 2005 r. /w/ http://www.zw.com.pl/artykul/112141.html?print=tak
[2014.06.25]. M. Kalinowska, Tajemnicze zniknięcie szubienicy z Rębkowa, Życie
Garwolina, 4 kwietnia 2007 r., nr 103, s. 3. A. Kamiński, Diabli wzięli szubienicę, Linia
Otwocka, 27 czerwca 2007 r. /w/ liniamedia.com.pl/public/article.php?1-12100-0
[2014.06.25].
12
J. Krzysztoszek, Pamiętnik przygotowany do druku przez syna Stefana /w/
S. Krzysztoszek, Świadectwo Pamięci, Warszawa 2005, s. 16.
13
Z. Węgrzynek, Niemieccy koloniści wobec powstania styczniowego, op. cit., s. 109.
J. Grabiec, Powstanie Styczniowe 1863-1864, Warszawa 1921, s. 182.
14
Por. M. Rombel, Patriotyczna działalność duchowieństwa okolic Goźlina w XIX w.,
Zeszyty Historyczne Ziemi Garwolińskiej, 2013, nr 19, s. 90.
15
S. Kieniewicz, Sprawa włościańska w powstaniu styczniowym, Wrocław 1953, s. 273.
W. Śladkowski, Kolonizacja niemiecka w południowo-wschodniej części Królestwa
Polskiego w latach 1815-1915, Lublin 1969, s. 234. Z. Węgrzynek, op. cit., s. 103.
16
M. Rombel, Powstańcze epizody pod Sobieniami. Zagadkowa obecność powstańców
w Warszawicach, Zeszyty Historyczne Ziemi Garwolińskiej, 2013, nr 19, s. 41-42.
K. R. Borowski, Wspomnienia powstańca i sybiraka z 1863 roku, s. 263-264 /w/
36
Najbardziej antypolską postawę mieli niemieccy mieszkańcy wsi Celejów,
Górki, Jaszczysko, Kępa Celejowska, Polewicz, Nowe Podole, Stare
Podole, Tatarczysko, Wicie Wschodnie, Wicie Stare, Zakrzew, Kępa
Podwierzbiańska oraz Pilawy17.
W Łucznicy, Pilawie i na terenie całej gminy osieckiej doszło do
masowego wieszania niemieckich zdrajców18. Udokumentowane są
przypadki ukarania śmiercią Leona Friedmana z Zawad, niejakiego Hanke,
sołtysa tejże wsi, Krystiana Nejmana z Wólki Gruszczyńskiej oraz Karola
Wegnera z Cegielni (dziś osiedle Wilga), Łukasza Sztejnke z Puznowa19.
Aresztowano również sołtysa Świdrów Małych o nazwisku Pach
i uprowadzono ziemianina Szpilpenbacha20.
W celu ochrony Niemców nadwiślańskich, gen. Drejer zezwolił na ich
uzbrojenie21, co jednak okazało się mało skuteczne, bowiem w maju
1863 roku z „okolic Garwolina” przyjechało do Warszawy „kilkanaście fur
Niemców i innych różnych osób zasłużonych rządowi moskiewskiemu,
z całemi rodzinami i naprędce zebranym dobytkiem.” Zakwaterowano ich
w cytadel22.
Zdrajcy otrzymywali okolicznościowe medale w podziękowaniu za
donosy i usługi okazane zaborcy23. Zachowała się również Lista rodzin
pozostałych po osobach zamordowanych przez buntowników w czasie
rozruchów 1861, 1862, 1963, 1864 roku, którym wyznaczone zostały
jednorazowe wsparcia. W okolicy Garwolina były to następujące osoby:
Julia Garwolińska, po Karolu Garwolińskim z m. Garwolina, rs. 50. Anna
Wajencowa i córki Marianna i Katarzyna, po Piotrze Wajencu z Głoskowa
– 150 rs. Eleonora Miller, po Gotlibie Millerze z Pilawy – 50 rs. Estera
Czarnobrocka po starozakonnym Szlomie Czarnobrockim z m. Osiecka – 50
rs. Józefa Litwińska, matka Augusta Litwińskiego z m. Maciejowice – 50 rs.
Marianna Ościanek i synowie Stanisław i Jan po Wojciechu Ościanek ze
Z. Starorypiński, K. Borowski, Między Kamieńcem a Archangielskiem. Dwa pamiętniki
powstańców z 1863 roku, opr. S. Kieniewicz, Warszawa 1986.
17
J. Tomczyk, Ludność Łukowa i powiatu łukowskiego w powstaniu styczniowym /w/
Z przeszłości ziemi łukowskiej, red. R. Orłowski, J. R. Szaflik, Lublin 1958, s. 90.
18
Z. Węgrzynek, op. cit., s. 107. Autor powołuje się na Raport Dowódcy
Aleksandryjskiego Pułku Piechoty do Naczelnika Oddziału Gubernialnego, Garwolin,
20 stycznia 1864 r. /w/ APL, NWPŁ, mkfm 110503.
19
Z. Węgrzynek, op. cit., s. 107.
20
M. Pawliszczew, op. cit., s. 148-149. M. Rombel, Bitwy pod Dziecinowem, s. 21.
21
J. Tomczyk, op. cit., s. 90.
22
Warszawa, 15 maja /w/ Nadwiślanin, Chełmno, 24 maja 1863 r., nr 59, r. XIV, s. 3.
23
J. Tomczyk, op. cit., s. 90. Z. Węgrzynek, op. cit., s. 109.
37
wsi Strych, 100 rs. Paulina Kalbarczyk i córki Katarzyna i Marianna po
Łukaszu Kalbarczyku, ze wsi Strych, 100 rs. Marianna Piros i córki
Agnieszka, Franciszka, po Mateuszu Piros, ze wsi Strych, 100 rs.24.
24
Lista rodzin pozostałych po osobach zamordowanych przez buntowników w czasie
rozruchów 1861, 1862, 1963, 1864 roku, którym wyznaczone zostały jednorazowe
wsparcia. W oddziale siedleckim /w/ Dodatek II do Nru 25 Dziennika Urzędowego Guberni
Radomskiej, Radom, 12/24 czerwca 1865 r., s. 401-402.
38
dr Włodzimierz Kostecki
Sobolew i okolice w latach 1914-1915
1 sierpnia 1914 roku rozpoczął się konflikt zbrojny niemiecko
-rosyjski, pierwszy od ponad 100 lat pomiędzy zaborcami Polski, który
wkrótce przerodził się w I wojnę światową.
Działania wojenne początkowo toczyły się na odległych terenach.
Dla społeczeństwa sobolewskiego pierwszym odczuwalnym skutkiem
wojny był pobór młodych mężczyzn do armii carskiej. Ponadto dla ludności
pozostałej w gospodarstwach przybyły nowe ciężary w postaci rekwizycji
na utrzymanie wojska.
Od września 1914 r. aż do sierpnia 1915 r. walki oddziałów
niemiecko-austriackich z armią rosyjską toczyły się na terenie powiatu
garwolińskiego, w tym gminy sobolewskiej. Szczególnie ciężkie boje
toczyły się o twierdzę Dęblin i przeprawy na Wiśle1.
15 marca 1915 r. dywizjon ułanów Legionu Puławskiego,
sformowanego z ochotników na podstawie zezwolenia rosyjskich władz
wojskowych, został przeniesiony z Puław do dóbr Podzamcze, a 1 szwadron
(d-ca sztab-rtm. Henryk Budkowski i jednocześnie d-ca dywizjonu) stanął
w folwarku Krępa. Pomimo stałych nacisków rosyjskich, wrogich
formacjom polskim, ułani zebrani przy Kopcu Kościuszki w Krępie
postanowili jednak wytrwać i pozostać w szeregach. Szwadrony, mimo
starań władz, aby zlikwidować polski charakter oddziałów, zachowały
polski mundur, polski język służbowy i polską komendę2.
W lipcu 1915 r. sytuacja na froncie uległa radykalnej zmianie,
wojska rosyjskie zaczęły odchodzić na wschód. 24 lipca nastąpił w powiecie
pobór żołnierzy rezerwy do 43 roku życia, a dwa dni później nastąpiła
ewakuacja urzędów gminnych i sądowych. 23 i 24 lipca opuściły Krępę
i Ksawerynów szwadrony ułanów sztab-rtm. Budkowskiego i marszem
konnym odeszły do Brześcia nad Bugiem. 31 lipca oddziały rosyjskie
opuściły Podzamcze. Początkowo okopały się nad Okrzejką, potem w lesie
pod Sobolewem, a następnie odeszły w kierunku wschodnim.
1
Dęblińsko-warszawska operacja 14 IX – 3 XI 1914, Encyklopedia wojskowa, t.2,
Warszawa 1931, s.204-218.
2
Jan Litewski, Włodzimierz Dziewanowski, dzieje 1-go Pułku Ułanów Krechowieckich,
Warszawa 1932, s.31.
39
W niedzielę 1 sierpnia Rosjanie ostrzelali Maciejowice. Ogień
artyleryjski wzniecił pożary, spłonęło wówczas wiele zabudowań. 3 sierpnia
Niemcy opanowali Sobolew i przerwali połączenie między Warszawą
a Dęblinem. W czasie 6-dniowych walk straty Rosjan i Niemców sięgnęły
ogółem kilkunastu tysięcy zabitych i wielu rannych. Duże zniszczenia
zanotowano w Godziszu, spłonął także folwark w Krępie3.
Działania wojenne, niosące ze sobą zniszczenia materialne
i cierpienia ludności, spowodowały w II połowie 1914 r. podjęcie
inicjatywy pomocy dla ofiar wojny i ulżenia doli ludności. Za wiedzą władz
rosyjskich powstał we wrześniu 1914 r. Centralny Komitet Obywatelski,
nastawiony na niesienie pomocy ludności, która ucierpiała wskutek działań
wojennych. W skład powstałego 2 września 1914 r. Garwolińskiego
Komitetu Obywatelskiego wszedł Wincenty Śnieżko, działacz społeczny
i ziemianin z Chotyni.
W połowie września 1914 r. Komitet Powiatowy utworzył oddział
prowincjonalny Polskiego Komitetu Pomocy Sanitarnej na powiat
garwoliński, w którego skład wchodzili: hr. Stanisław Łoś, Wincenty
Śnieżko i sędzia Tadeusz Krassowski. Oddział założył i prowadził 2 szpitale
dla rannych i chorych żołnierzy w Żelechowie i Maciejowicach oraz
posterunek opatrunkowy w Pilawie. Ponadto zrobiono ok. 400 opatrunków
przechodzącym żołnierzom w Sobolewie, Celestynowie i na st. Mirwan
(obecnie stacja kolejowa Garwolin)4.
W ramach swojej działalności Garwoliński Powiatowy Komitet
Obywatelski udzielił pożyczki Kasie Pożyczkowo-Oszczędnościowej
w Gończycach w kwocie 2600 rb. na zakup zboża do siewu, a także
przekazał środki na założenie herbaciarni w tejże wsi, wydającej posiłki za
niską opłatą.
Na przełomie 1914/1915 r. powstały w powiecie garwolińskim
komitety obywatelskie gminne. 17 stycznia 1915 r. na zebraniu w Korytnicy
powołano Komitet Obywatelski Gminy Sobolew w składzie: prezes –
Michał Turoboyski, zastępca prezesa – ks. Remigiusz Wrześniak (proboszcz
parafii Korytnica), skarbnik – Franciszek Gajdzinski (wójt gminy) oraz
sekretarz – ks. Stanisław Grzeszko. Po tygodniu dokooptowano do
Komitetu Onufrego Błachnio z Grabniaka i Kazimierza Roszkowskiego
3
Aleksander Bystrzycki, twierdza Dęblin (1937-1915), „Rocznik Mazowiecki”, Warszawa
1976, t. VI, s. 202.
4
Zbigniew Gnat-Wieteska, Z dziejów powiatu garwolińskiego. Tradycje patriotyczne.
Pruszków 2009, s. 104-106.
40
z Gończyc5. Komitet urzędował w Korytnicy. 14 lutego w każdej wsi
powołał instruktorów, którzy mieli informować go o potrzebach
gospodarczych i życiowych mieszkańców. 24 lutego podjął decyzję
o założeniu herbaciarni w Gończycach. Następnie na posiedzeniu w tychże
Gończycach utworzono sekcję sanitarną w składzie: prezes – Kazimierz
Roszkowski, zastępca prezesa – ks. Marcin Bylicki (proboszcz parafii
Gończyce), sekretarz – Władysław Chabrowski, członkowie –
M. Daszkiewicz i Antoni Więckowski (wszyscy z Gończyc) oraz podległe
jej rewiry, jeden w Korytnicy (Michał Turoboyski, ks. Stanisław Grzeszko,
Józef Tomaszek i Piotr Kowalczyk z Damianowa), drugi w Sobolewie
(ks. Leon Kalinowski, Bolesław Ratyński, Stanisław Liszewski i Janusz
Gorczycki z Godzisza)6. W pierwszym kwartale komitet otworzył
i prowadził ochronkę w Gończycach, a w czerwcu 1915 r. ochronkę
w Sobolewie, w której ks. L. Kalinowski zgromadził ponad 125 dzieci.
Podczas działań wojennych w lipcu/sierpniu obie ochronki zostały
zlikwidowane, a sprzęty oraz wyposażenie uległy zniszczeniu7.
12 września 1915 r. władze niemieckie rozwiązały Centralny
Komitet Obywatelski i podlegle mu komitety terenowe. 15 września 1915 r.
odbyło się ostatnie posiedzenie Garwolińskiego Powiatowego Komitetu
Obywatelskiego z udziałem m.in. Wincentego Śnieżki z Chotyni.
Jednocześnie tego samego dnia 15 września powstała Komisja
Likwidacyjna funduszu Komitetu Obywatelskiego, także z Wincentym
Śnieżko. Jako organy lokalne pozostały na stanowiskach Rady Gminne.
Życie religijne Sobolewa, wbrew istniejącym warunkom wojennym,
uległo znacznemu ożywieniu. W 1914 r. w skład dekanatu garwolińskiego,
pokrywającego się z terenem powiatu, wchodziły 24 parafie, m.in.
Gończyce, do której od 1887 r. należał Sobolew8.
5
Pismo z 20 stycznia 1915 r. do Powiatowego Komitetu Obywatelskiego w Garwolinie,
(w:) Akta garwolińskiego Powiatowego Komitetu Obywatelskiego.
6
Pismo nr 17 Komitetu Obywatelskiego Gminy Sobolew z 4 marca 1915 r. do Komitetu
Powiatowego w Garwolinie.
7
Relacja ks. Leona Kalinowskiego z września 1919 r. w posiadaniu autora.
8
Marcin Ławecki, Dzieje parafii Sobolew, „Echo katolickie” nr 49, 2004.
41
dr Mirosław Matosek
Wojennego Sobolewa dzień powszedni
Lato 1939 roku było upalne. Słońce prażyło niemiłosiernie i tylko
pogłoski o nieuchronnej wojnie mąciły beztroski nastrój wypoczynku.
Rezerwistów powoływano na ćwiczenia wojskowe.
Zaświadczenie Ireny Stefaniak
przeciwlotniczej i przeciwgazowej
42
o
przeszkoleniu
w
obronie
W pobliskim Życzynie odbywał się pod protektoratem Prezydenta RP kurs
ochrony przeciwlotniczej i przeciwgazowej. Brały w nim udział dzieci
kolejarzy z Sobolewa - jak wspominała po
latach Irena Matosek, córka starszego
torowego Michała Stefaniaka - aby przejść
przyspieszony kurs opatrywania ran oraz
przygotować dla siebie i swoich bliskich
„maski
przeciwgazowe”:
woreczki
napełnione
piaskiem.
Bardziej
zapobiegliwi
mieszkańcy
gromadzili
zapasy żywności, wykupywali naftę
i zapałki, niektórzy kopali w ogródkach
prowizoryczne schrony.
Irena Matosek z domu Stefaniak
w chwili wybuchu wojny miała 10 lat.
Płonący wrzesień
Już 1 września, zaraz po godzinie piętnastej, spadło na Sobolew
kilka niemieckich bomb lotniczych, wywołując panikę wśród mieszkańców.
Straty były niewielkie, zniszczony został budynek gospodarczy przy domu
kolejowym.
Tego samego dnia zbombardowane zostały pola i łąki między
Kownacicą a Przyłęgiem. Prawdopodobnie bohaterscy lotnicy z Luftwaffe
widząc stogi z sianem, wzięli je za zamaskowane stanowiska artylerii.
Zginął pastuszek i kilka krów. Był to chłopiec pochodzenia francuskiego,
który mieszkał z matką we wsi Przyłęg1.
Radio od rana nadawało piosenki wojskowe: "Wojenko, wojenko",
"Pąki białych róż", a przez następne dni przetaczały się przez Sobolew fale
uciekinierów cywilnych. Na stacji kolejowej zatrzymywały się pociągi
osobowe i towarowe pełne głodnych, zupełnie nieprzygotowanych do drogi
ludzi. Prosili o wodę do picia, a zdarzało się, że ślubne obrączki
i pierścionki wymieniali na bochenki chleba2.
1
J. Papiernik, Moje wrażenia i spostrzeżenia, Żelechów, 19. 09. 2005 r. ( rękopis
w zbiorach autora ).
2
Relacja W. Michalca.
43
Po okolicy przemieszczały się regularne, a później rozbite oddziały
wojsk polskich wycofujących się na południe, za Wieprz.
Bezpośrednie walki ominęły Sobolew, chociaż ze wszystkich stron
dochodził zgiełk bitewny. Do połowy września trwała obrona przeprawy
przez Wisłę w rejonie Maciejowic. Po intensywnych nalotach
i bombardowaniu mostu drogowego, 5 września opuścili stanowiska
żołnierze Oddziału Wydzielonego Maciejowice-Most, dowodzonego przez
rotmistrza Jana Tyblewskiego. Następnego dnia dowodzenie obroną
przeprawy przejął rotmistrz Gwidon Salomon. Z wycofujących się zza
Wisły żołnierzy zorganizował Oddział Zbiorczy, zwany też Grupą
Salomona. Pierwsza bateria grupy pod dowództwem por. Antoniego
Kuźmińskiego zajęła stanowiska na skraju lasu, kilkaset metrów od szosy
z Maciejowic do Sobolewa1.
W atmosferze wojennej psychozy żołnierze spieszący w stronę
bronionej przeprawy rozstrzelali cywila podejrzanego o szpiegostwo.
Zdarzenie to opisał Melchior Wańkowicz w "Opowiadaniu Witka",
w zbiorze reportaży "Wrzesień żagwiący". Bohaterem jest młody
podchorąży, który na czele naprędce sformowanego w Garwolinie plutonu
żołnierzy idzie w stronę Maciejowic bronić przeprawy na Wiśle. "Na drugi
dzień w Sobotowie2 pod Maciejowicami, donoszą chłopi, że po wsi pęta się
jakiś podejrzany, potłuczony cywil, okazuje się – stary znajomy – doktor
Grabowski. – Panie podchorąży – mówi rzekomy doktor – jestem doktor
Margulies z Płocka (widać nie poznaje Witka ). O, tu mam zaświadczenie
od komendanta garnizonu z Płocka. Wszyscyśmy wiali, nie było czasu na
pieczęcie.
Pokazuje nagryzmoloną ołówkiem kartkę, która głosi, że doktor
Margulies jest osobiście znany komendantowi garnizonu i godnym zaufania
człowiekiem.
–
Co się, panie doktorze, stało z konwojem, który pana zabrał? - pyta
Witek, a gardło mu ściska narastające wzruszenie. On, Witek, ma przed sobą
życie ludzkie, którego los będzie musiał rozstrzygnąć.
Wracają do wsi, żołnierze są niezadowoleni.
- Panie podchorąży, ja go rąbnę sam – ofiarowuje się zdjąć z Witkowego
sumienia jeden.
- Panie podchorąży – mówi któryś z cywila, warszawski Antek – ja go
1
Z. Gnat – Wieteska, Zarys działań wojennych we wrześniu 1939 roku na terenie powiatu
garwolińskiego, Wydawca "Głos Garwolina", Garwolin 2000, s. 30 -31.
2
Powinno być: w Sobolewie.
44
kozikiem zarżnę.
W Sobotowie natrafiają na zaaferowanego podchorążego – dowódcę
konwoju. Ucieszył się:
- To ta cholera mi zwiała!...
Witek więc robi się nieubłagany. Delikwent odciąga egzekucję żądając
księdza.
Ksiądz go długo spowiada i potem z wyrzutem patrzy na Witka.
Chłopaka skręca w sobie.
- Pod gruszę! - komenderuje.
Rzekomy Grabowski-Margulies zaczyna płakać. Kiedy stoi już pod
gruszką, wyrzuca z siebie jakieś niemieckie słowa. Salwa je przerywa1.
Świadkowie egzekucji wspominali, że z kieszeni rzekomego szpiega
wypadło jabłko. W tłumie podniósł się krzyk, że owoc jest zatruty. Jeden
z żołnierzy rozdeptał jabłko obcasem”2.
Nadchodzą Niemcy
Już 12 września w rejon skrzyżowania dróg warszawsko-lubelskiej
i maciejowicko-łukowskiej dotarł od strony Żelechowa batalion
rozpoznawczy niemieckiej 1 Dywizji Piechoty. Stoczył z nim walkę
11 dywizjon pancerny pod dowództwem majora Stefana Majewskiego ze
składu Mazowieckiej Brygady Kawalerii, przemieszczający się od strony
Garwolina na Lubelszczyznę. Następnego dnia oddział rozpoznawczy,
wspólnie z Grupą "S", dowodzoną przez SS-Standartefurrera Felixa Steinera
z dywizji Pancernej gen. Kempfa opanowali Gończyce. Po zamknięciu
szosy lubelskiej Niemcy podjęli działania w kierunkach na Garwolin,
Łaskarzew i Sobolew3.
Lasy Łaskarzewskie były 14 września rejonem koncentracji Grupy
Operacyjnej Kawalerii generała Władysława Andersa. Po krwawym boju
w rejonie Wiązowny i wyczerpującym całonocnym marszu, oddziały
porządkowały swoje stany, uzupełniały amunicję i wyposażenie. Wysłany
na zwiad patrol konny pod dowództwem rotmistrza Michała Śliwińskiego,
donosił w nocnym meldunku, że Sobolew jest jeszcze wolny, ale Korytnica
i lasy na północ są obsadzone przez nieprzyjaciela i dywersantów
– kolonistów4.
1
M. Wańkowicz, Wrzesień żagwiący, Wydawnictwo Polonia, Warszawa 1990, s. 140.
Relacja W. Michalca op.cit.
3
Z. Gnat – Wieteska, Zarys...op. cit. s. 38.
4
Z. Gnat – Wieteska, Zarys...op. cit. s. 41-42.
2
45
Przed wieczorem żołnierze z plutonu gospodarczego zaopatrzyli się
w cały wypiek chleba z sobolewskich piekarni1.
Korzystając z osłony ciemności, oddziały polskie unikając starć
z Niemcami, ruszyły skrajem Sobolewa na południe, w stronę przeprawy na
Wieprzu.
Nastał pamiętny dzień – 15 września. Po południu, po silnym
ostrzale artyleryjskim oddziały Wehrmachtu opanowały Ziemię
Sobolewską. Ku zaskoczeniu przerażonych mieszkańców, którzy domyślali
się, że walki toczyć się mogą o przeprawę na Wiśle w okolicach
Maciejowic, Niemcy wkroczyli do Sobolewa od strony południowo
-wschodniej, prosto z szosy lubelskiej.
Szli jak burza, a wraz z nimi śmierć, zniszczenia, łuny pożarów.
Spodziewali się zorganizowanej obrony, w Sobolewie była przecież stacja
kolejowa ważnego traktu Warszawa - Lublin, dlatego drogę do osady już
zawczasu znaczyli swoją obecnością. W okolicach Sokoła spalili dworek
Emerytka, a jej właściciela Józefa Babika wrzucili do ognia2. Posuwali się
dalej, skokami wzdłuż szosy żelechowskiej, rzucając przy tym granatami
w okna mijanych budynków: "Granat odbił się od okiennej ramy i rozerwał
w krzaku róży rosnącej przy ścianie. Nasz dom ocalał - wspomina po
prawie 75 latach od tych wydarzeń Daniela Mikulska - Po sąsiedzku,
u babci Bożkowej wybuch w mieszkaniu spowodował oberwanie się wapna
ze ścian i sufitu. Pożaru na szczęście nie było. Domownicy ocaleli, bo ukryli
się w piwnicy"3.
W pobliżu przejazdu kolejowego, Stanisław i Józef
Agnieszczakowie schowali się w wykopanym w ogrodzie prowizorycznym
schronie przeciwlotniczym. Obaj zginęli4.
„Ten dzień, 15września, dobrze pamiętam. Najeźdźcy przeszli przez
Sobolew całą szerokością głównej ulicy. Wysocy i groźni, z bronią gotową
do strzału. Zaglądali do mieszkań w poszukiwaniu żołnierzy polskich.
Granatów już nie rzucali. Zabrali moich braci Stanisława i Władysława
Kobusów, ale szybko ich wypuścili." - mówi Józefa Pigłas, mieszkająca
wtedy i dziś w centrum osady, przy ulicy Tadeusza Kościuszki5.
Według relacji świadków wydarzeń, podczas zajmowania osady
1
Relacja J. Pigłas.
Ks. mgr P. Aleksandrowicz, Parafia Gończyce. Rys historyczny w 250 rocznicę istnienia,
Opole 1949.
3
Relacja D. Mikulskiej.
4
Relacja E. Wiśniewskiego.
5
Relacja J. Pigłas.
2
46
przez nieprzyjaciela, straciło życie dwunastu mieszkańców. Niemcy strzelali
głównie do tych cywilów, którzy w panice przed nimi uciekali. Od
pocisków zapalających stanęło w płomieniach wiele drewnianych
budynków, spaliła się plebania, ale stojący po drugiej stronie szosy
maciejowickiej kościółek, wspólne dzieło parafian i pierwszego proboszcza,
księdza Leona Kalinowskiego – szczęśliwie ocalał. Pożar drewnianych
zabudowań i znajdującej się nieopodal plebanii – pamięta Edward
Wiśniewski: "Wszystko spaliło się doszczętnie"1.
W nocy z 15 na 16 września, już po obsadzeniu Sobolewa przez
wojska niemieckie, wyrwał się z okrążenia błyskawicznym rajdem przez
Krępę 26 Pułk Ułanów Wielkopolskich pod dowództwem pułkownika
dyplomowanego Ludwika Schweitzera. Rankiem, 17 września polscy ułani
sforsowali Wieprz2.
Hubal i inni
Ostatnim akordem Września 1939 roku na ziemi sobolewskiej był
przemarsz przez okoliczne lasy 70-osobowego szwadronu ułanów majora
Henryka Dobrzańskiego. W pobliskim majątku Podzamcze żołnierze
zaopatrzyli się w konie z ewakuowanej stadniny kozienickiej. Zdarzenie to
Melchior Wańkowicz uwiecznił w zbiorze "Hubalczycy".
"Za zakrętem leśnej drogi zawarczał motor. Schwycili za pistolety.
Ale w samochodzie siedział cywil, hrabia Zamoyski. Posłyszał, że jakiś
oddziałek niezawisły krąży w okolicy. "Pewno macie zdrożone konie? Siła
w tych okolicznościach zależy na koniu...A u niego, w majątku, Niemcy
przyaresztowali część stadniny ” [...]. Srogie ogiery, gwaranty immunitetu,
biły kopytami
o przeorynę [...]. Major dosiadł Dzianeta, Irene dostała się podchorążemu
Morawskiemu3.
Przed świtem 1 października szwadron Hubala przeprawił się na
drugą stronę Wisły.
W kampanii wrześniowej brali udział żołnierze - mieszkańcy
Sobolewa. Pod Kockiem złożył broń Józef Zawadzki, walczący
w dywizjonie artylerii przeciwlotniczej. W formacjach pomocniczych
lotnictwa w Dęblinie, służył Władysław Liszewski.
1
Relacja E. Wiśniewskiego.
M. Matosek, Od Września do Maja. Wojna i okupacja niemiecka w Sobolewie, [ w: ]
"Głos Garwolina", nr 6 /111/ 2003, s. 56.
3
M. Wańkowicz, op.cit., s. 324.
2
47
W Kamionkowie, pod Ostrołęką, zginął 10 września plutonowy
Teodor Stefaniak, absolwent Publicznej
Szkoły Powszechnej nr 82 w Sobolewie.
Policjantów – Baryłkę i Witolda
Piotrowskiego, którzy trafili do sowieckich
łagrów – zamordowano w Miednoje1.
W obozie
w
Kozielsku
przebywał
Aleksander
Papliński,
przed
wojną
pracownik fabryki prochu w Pionkach. Jako
cywil został zwolniony i już 10 listopada
1939 roku, nieoczekiwanie pojawił się
w Sobolewie, wywołując ogromną radość
wśród najbliższych2.
Plutonowy Teodor Stefaniak
"Krajobraz po bitwie" i leczenie ran
Po wrześniowym ostrzale artyleryjskim Sobolew był w dużej części
zniszczony. "Wzdłuż szosy ciągnęły się po obu stronach szeregi samotnie
sterczących kominów, pozostałych po spalonych, drewnianych domach –
obraz przejmujący zgrozą. Co zawiniły najeźdźcom te liche, kryte słomą
chatki? Herrenvolk3 nie mógł najwidoczniej tolerować takiego
dziadostwa"4.
Działania wojenne spowodowały zawieszenie nauki w szkołach na
terenie gminy. W Sobolewie, w budynku szkolnym mieścił się przez kilka
tygodni tymczasowy szpital polowy dla rannych żołnierzy polskich.
Mieszkańcy osady codziennie dostarczali im posiłki.
Powoli leczył rany okaleczony Sobolew. Centralna część osady
(urzędowa nazwa Sobolew – Place), tzw. Kolonia, ucierpiała stosunkowo
najmniej. Tu znajdowały się urzędy, sklepy i warsztaty pracy. Przez cały
czas pełnili służbę kolejarze, już następnego dnia po wkroczeniu Niemców
uruchomiono piekarnię polską i dwie żydowskie. Do pracy stawili się
1
M. Matosek, Od Września..., s. 56.
Relacja E. Kowalskiej.
3
Naród panów – tak siebie nazywali naziści ( przypis L. J. Weiss ).
4
L.J. Weiss, Dawne lata, dawne dni, Wydawnictwo Towarzystwa Miłośników Borów
Tucholskich, Bydgoszcz 1999, s. 31.
2
48
nauczyciele, urzędnicy gminy i pocztowcy. Otwierano kolejne sklepy
spożywcze – u Grochów i u Piotra Andrzejewskiego, byłego pilota, który
oprócz sklepu prowadził bufet w budynku stacyjnym 1.
Natalia Kotlarska, zwana Nastką, zapraszała po artykuły kolonialne.
Sklep z galanterią prowadził F. Landau. Wznowił działalność F. Szyber,
o którym mawiano, że "goli, strzyże i rwie zęby". Jako inwalida wojenny
miał przed okupacją koncesję na sprzedaż wódki. Działała służba zdrowia
i akuszerki, bo dzieci nie wybierały sobie terminu przyjścia na świat.
Otwierano restauracje, punkty naprawy ubrań i butów. Wiatrak Czyszka
i Kalbarczyka jak dawniej mełł zboże na mąkę. Drewnem handlował
Glajzer, a Żochowski, który wyrabiał trumny, miał pełne ręce roboty2.
Najeźdźcy
W pierwszych miesiącach okupacji roiło się w Sobolewie od
szarozielonych mundurów żołnierzy Wermachtu. Najeźdźcy kwaterowali
m.in. w dużym, murowanym domu Marianny i Michała Stefaniaków, który
wynajmował Sąd Grodzki. Wartownicy trzymali straż przed wejściem od
strony ulicy Sądowej. Wobec gospodarzy zajętego budynku zachowywali
się poprawnie. Wyglądało to nawet na swojego rodzaju żołnierską
solidarność: „wojna jest wojną, dlatego rozumiemy wasz niepokój o los
syna”.
Plutonowy rezerwy Teodor Stefaniak, zmobilizowany pod koniec
sierpnia 1939 roku zaginął bez wieści. Po kapitulacji rodzina poszukiwała
go i przez polski, i przez niemiecki Czerwony Krzyż. Codziennie znosiła
upokarzającą sytuację, kiedy przed furtką własnego domu zatrzymywał ją
uzbrojony wartownik. Marianna Stefaniak z dziesięcioletnią córką znalazła
bowiem zajęcie przy obieraniu ziemniaków dla kwaterujących tu Niemców.
Za to w porze obiadowej z różnych stron osady schodzili się głodni
i z miseczkami w rękach czekali pod płotem, aż żołnierze najedzą się,
a kucharz wytoczy wielki gar i wojskową chochlą zacznie nalewać im
resztki zupy3.
Kucharz był gruby, chodził w mundurze z narzuconym białym
kitlem, a jego ulubioną rozrywką było strzelanie z okna kuchni do wron
zlatujących się w okolice latryny, stojącej z drugiej strony podwórka.
1
Tamże.
Tamże.
3
Relacja I. Matosek.
2
49
Mieszkańcy sąsiedniej posesji znali tę jego skłonność do „polowań” i nie
przejawiali zbytniego zaniepokojenia1.
Nieoczekiwanie 27 marca 1940 roku wszyscy żołnierze odjechali.
Tego dnia, na stację kolejową przybyły tłumy zaciekawionych
sobolewiaków. „Stał tam bardzo długi pociąg, składający się z wagonów
osobowych i towarowych. Na platformach stały wozy, auta, rowery,
kuchnie i konie. Po mieście kręciło się wielu pijanych Niemców, którzy
robili zdjęcia żegnając się ze znajomymi”2.
Posterunek żandarmerii mieścił się w dużym, piętrowym, ceglanym
domu Uścińskiego przy ulicy Ogrodowej. Przed wejściem powiewała na
maszcie hitlerowska flaga, a wewnątrz – oprócz biura i pokoi mieszkalnych
była katownia dla przesłuchiwanych Polaków.
Niemcy zajęli także częściowo posesję znajdującą się po drugiej
stronie ulicy. Jej właściciel, Roman Ambroziak, z zawodu kierowca
-mechanik, posiadał samochód, którym przed wojną zapewniał
mieszkańcom regularną komunikację z Warszawą. Niemcy wysiedlili
prawowitych gospodarzy do chatki obok, zarekwirowali na swoje potrzeby
pojazd oraz warsztat, mieszczący się na parterze budynku, podwórze
wybrukowali żydowskimi macewami, a mieszkanie na piętrze
przeznaczyli na pokoje gościnne3.
Na tyłach budynku żandarmerii znajdowały się glinianki. Niemcy
urządzili tam staw. Latem zażywali kąpieli i nie przeszkadzało im, że tuż
obok było miejsce kaźni, gdzie rozstrzeliwali Polaków. Na gliniankach
zginęło około 100 osób4.
Załoga posterunku nie była liczna, zwykle około siedmiu osób.
W sumie przewinęło się tu szesnastu żandarmów. Kontrolowali gminę
Sobolew i sąsiednie – Maciejowice i Łaskarzew. Szybko zasłynęli
z przebiegłości i okrucieństwa. Takie nazwiska, jak komendant Hartman,
jego zastępca Werner, Röm, Zetner, „Śpiący” czy Klinger, jeszcze wiele lat
po wojnie wywoływały lęk wśród starszych mieszkańców, którzy we
wspomnieniach mieli widok żandarmów w czapkach i podwiniętych długich
płaszczach, przemierzających na rowerach sobolewskie ulice i drogi
ciągnące się wzdłuż torów kolejowych5.
1
Relacja S. Sawickiego.
E. Kowalska, Mój życiorys, t. 1...op.cit.
3
Relacja Z. Ambroziaka.
4
Relacja W. Michalca.
5
M. Matosek, Akcje specjalne [ w: ] „ Życie Garwolina“, nr 4 ( 45 ) z 2003 r., s. 10.
2
50
Postacie sobolewskich żandarmów uwiecznione zostały
w literaturze, a zdaniem mieszkańców, opisy te są bardzo trafne i zgodne
z rzeczywistością. W latach 1942-1944 urzędnikiem gminnym zajmującym
się rejestracją bydła i trzody chlewnej był Stanisław Łukasiewicz, pisarz
i nauczyciel języka polskiego. Jako działacz przedwojennego Związku
Nauczycielstwa Polskiego, zmuszony był ukrywać się na wsi. Pobyt
w Sobolewie stał się inspiracją do napisania „Okupacji”, powieści na
motywach autobiograficznych. Już z pobieżnej lektury można
wywnioskować, że autora w sposób szczególny fascynowała postać
zastępcy komendanta posterunku: „Werner miał teraz wygląd oficera
frontowego. U boku nosił mapnik, duża lorneta polowa zwisała mu na
ramieniu, kiedy wraz z powiększonym oddziałem żandarmerii uwijał się po
okolicy. Chudy, męski i dziko zuchwały, pełen był lotności psa gończego,
drapieżnej i zimnej wzgardy, która nie ulęknie się niczego i nie cofnie przed
niczym”1. Popłoch graniczący z paniką wywoływało wśród mieszkańców
osady pojawienie się na ulicy pijanego żandarma o przezwisku „Śpiący”.
Wieść gminna głosiła, że był to sadystyczny morderca, zwolniony
warunkowo z zakładu karnego. Chociaż sprawiał wrażenie, że śpi na stojąco
– był bardzo czujny2. Przekonał się o tym Wacław Michalec, wówczas
trzynastoletni chłopak, kiedy zapomniał ukłonić się Niemcowi:
-Komm! - przywołał go „Śpiący”, kiwając palcem.
Wacek podszedł, choć nogi uginały się pod nim ze strachu.
- „Cień toply“ - powiedział żandarm.
- Dzień dobry - grzecznie ukłonił się chłopiec.
Nagle „Śpiący” schwycił go mocno za kark, obrócił do tyłu
i wymierzył potężnego kopniaka.3
Chwile grozy przeżył Stanisław Sawicki, kiedy na ulicy „Śpiący”
nieoczekiwanie przyłożył mu lufę pistoletu do głowy. Powodem była
podejrzana kieszeń kurtki chłopaka. Nie było w niej broni, tylko zawinięta
w papier kromka chleba4.
Józefa Pigłas pamięta natomiast codzienne, brutalne najścia
żandarmów do piekarni i mieszkania jej rodziców. Poszukiwali brata
Stanisława Kobusa, żołnierza ZWZ – AK, który ukrywał się od 1941 roku.
To właśnie „Śpiący” pobił kiedyś do nieprzytomności jej matkę.
1
S. Łukasiewicz, Okupacja, PIW, Warszawa 1965, s. 266.
Relacja S. Sołtyska.
3
Relacja W. Michalca.
4
Relacja S. Sawickiego.
2
51
Nieustannie sprawdzał, czy podłoga w piekarni jest wyszorowana
i niezależnie od wyników kontroli wymierzał karę pieniężną.
Pod sam koniec wojny „Śpiący” złagodniał. Zdarzyło się, że Józefa
jechała z ojcem do Garwolina, aby złożyć sprawozdanie z ilości wypieków.
Po drodze zatrzymali ich Kałmucy, stacjonujący w budynku Sądu
Grodzkiego i zarekwirowali podwodę. Ojciec wysłał ją do żandarmów
z prośbą o interwencję. Przed posterunkiem stał „Śpiący”, któremu
dziewczyna przedstawiła sprawę. „Idź do ojca – powiedział – więcej wam
nie zabiorą“1.
Najmłodszy z żandarmów, Klinger – volksdeutsch z okolic
Żelechowa, posiadał delikatną chłopięcą urodę i sprawiał wrażenie wesołka.
Były to pozory, bo zabijanie Polaków i Żydów traktował jako rozrywkę.
Tak też było w styczniu 1943 roku, kiedy dla zabawy zastrzelił m.in.
łaskarzewskiego rabina. Klinger biegle władał językiem polskim w mowie
i piśmie, czasami zaglądał do zakładu mechanicznego Jończyka. Kiedy
Mundek, syn majstra odrabiał lekcje, żandarm potrafił wytknąć mu błędy
w wypracowaniu2.
Żandarmi chętnie pili wódkę z granatowymi policjantami
i urzędnikami gminy. „Sami ze sobą nudzili się i przeważnie milczeli
ponuro – ożywiali się dopiero w towarzystwie Polaków. Nabierali wtedy
fantazji, dzikiej i dość nieodpowiedzialnej“3.
Wysiedleńcy
W listopadzie i grudniu 1939 roku przybywały do Sobolewa grupy
wysiedleńców z Wielkopolski i Pomorza. Przyjmowano ich z całą
serdecznością, a przybysze szybko wtapiali się w nową społeczność, ucząc
przy okazji sobolewiaków poznańskiej przedsiębiorczości i racjonalnego
podejścia do życia.
Lech Jan Weiss, jako trzynastoletni chłopiec przyjechał
tu z Trzemeszna: "Pociąg odjechał, myśmy zostali na peronie. Było
południe. Mama z panią Szymańską poszły szukać locum. My siedzieliśmy
na walizkach. Wreszcie mama nadeszła. Locum znalazła w szkole. W jednej
klasie musiało pomieścić się pięćdziesiąt kilka osób. W szkole tej
przebywaliśmy trzy tygodnie. Na śniadanie zapraszali nas państwo
Michalikowie. Pan Michalik był sekretarzem gminy w Sobolewie. Na obiad
1
Relacja J. Pigłas.
Relacja E. Jończyka.
3
S. Łukasiewicz. op. cit., s. 78.
2
52
dostawaliśmy zupę od księgowego z majątku Godzisz. Zupę tę przynosiłem
w kance. Była wspaniała." 1
Po trzech dniach przybysze zakwaterowani zostali w gajówce
należącej do majątku Godzisz. Dom był nowy i podzielony na dwa
mieszkania: jedno pozostawiono gajowemu, a drugie otrzymali
"wygnańcy". Z jednej strony szumiał las, a z drugiej ciągnęły się poletka
szkółki drzewek. "Byli z nami: rodzina Rosińskich – stolarzy z Trzemeszna,
siedem osób; rodzina Jankowskich, pięć osób; pani Szymańska i my, pięć
osób i jedno małe dziecko. Cieszyliśmy się niezmiernie, że tułaczka się
skończyła. Administrator Godzisza, pan Olszewski, dał nam po kilogramie
słoniny, woreczku kaszy i litr nafty na rodzinę. Poza tym dostaliśmy kilka
bochenków chleba. Otrzymaliśmy też dwa duże wojskowe kotły, które
służyły nam jako zbiorniki. Pozwolono również korzystać z drewna
opałowego zwiezionego na podwórze.
W domu komendę objęła pani Szymańska. Ustalono, że mężczyźni
będą spać w kuchni, a kobiety z dziećmi w pokoju. Odgrodzono deskami
szeroki na dwa metry pas na podłodze od ściany do ściany. Nałożono słomy
i każdy miał tyle miejsca, ile potrzebował do leżenia – jak śledzie w beczce.
Z początku nocowałem z mężczyznami. Mimo, że mężczyzn było mniej,
warunki do spania były jednak gorsze. Pan Jankowski przeziębił się. Leczył
się jedząc co chwilę w nocy łyżeczkę masła i popijał wódką. Ponieważ
leżałem obok niego, nie mogłem spać. Powietrze było okropne. Po kilku
dniach pani Szymańska zaproponowała, że mógłbym spać w ich pokoju, bo
właściwie nie jestem jeszcze dorosłym mężczyzną. Zmieniłem więc miejsce
noclegu.
Przy ścianie, w której nie było okien ani drzwi, ustawiono wielki
stojak prowizorycznie zbity z desek. W deski powbijano gwoździe.
Wieszaliśmy na nich nasze ubrania i płaszcze. Wszystko było przykryte
wielkimi płachtami od maglowania, zabranymi z domu. Pan Olszewski
przydzielił jeden litr mleka dziennie dla mojej małej siostry. Chodziłem
więc po mleko około dwa kilometry przez las – do majątku Godzisz.
Zauważyłem, że proste dziewczyny "od krów" mówiły czystym polskim
językiem, prawie literackim, co wzbudzało mój szczery podziw.
Do moich obowiązków należało zaczerpnąć i przynieść wody oraz
dbać, by nasze zbiorniki zawsze były pełne. Studnia była głęboka. Czerpało
się żurawiem, do którego przyczepiony był drewniany kubeł. Drąg żurawia
najczęściej był bardzo oblodzony. Czerpanie i wyciąganie wody było
1
L. J. Weiss, Dawne lata..., op. cit. s. 31.
53
czynnością trudną. Często pomagała pani Szymańska.
Mężczyźni dostali pracę w majątku. Wszyscy byli stolarzami, lecz
teraz musieli wykonywać różne zawody. Gdy po raz pierwszy wrócili
z pracy, każdy opowiadał, jaki dostał przydział. Pan Jankowski, który był
już emerytem śpiewał: "A ja kowal, kując młotem...", bo dostał pracę
w kuźni. Inn – stelmacha lub w młynie. Mnie przypadło rąbanie drzewa na
opał. Na podwórzu leżał stos wykarczowanych korzeni dużych sosen. Były
smolne i paliły się pięknie, lecz porąbać je było bardzo trudno.[...]
Pan Olszewski, administrator Godzisza, przyjeżdżał raz po raz do
naszej gajówki. Dowiadywał się, jak nam się wiedzie i objeżdżał szkółki
drzewek. Jeździł konno. Podobno dawniej był atamanem kozackim. Dla
wysiedleńców miał dobre serce." - tak po sześćdziesięciu latach wspominał
swoją okupacyjną "przygodę" wybitny polski elektronik, dziekan Wydziału
Telekomunikacji i Elektrotechniki Akademii Techniczno - Rolniczej
w Bydgoszczy, członek Rady Głównej Nauki i Szkolnictwa Wyższego,
profesor Lech Jan Weiss1.
Grupa wysiedleńców pracowała w Spółdzielni Rolniczej. Wśród
nich był nauczyciel Marian Kowalski, wygnaniec z Kujaw. Prezes
spółdzielni, obywatel ziemski o nazwisku Barc przybył z rodziną
z Poznańskiego. Mieszkali w małym dworku Świderskich. Żona Barca
pracowała na poczcie. W 1943 roku prowadziła tam konspiracyjne kursy dla
łączniczek Armii Krajowej. Dziewczęta w pięcioosobowych grupach uczyły
się alfabetu Morse'a i obsługi łącznicy telefonicznej2.
Małżeństwo Dożygowskich przyjechało z dwoma synami z Mogilna.
Ojciec pełnił w gminie funkcję dolmeczera, czyli tłumacza języka
niemieckiego. W dużym murowanym budynku należącym do restauratora
Węża, poznaniak Franciszek Świątek uruchomił piekarnię. Przez całą
okupację piekł chleb, a nawet wyroby cukiernicze3.
Inny poznaniak, Hieronim Pigłas, który przybył do Sobolewa jeszcze
w spokojnym 1938 roku, prowadził z siostrą Marią sklep spożywczy.
Później otworzył zakład fryzjerski, w którym do czasu likwidacji getta
zatrudniał pomocnika – Żyda4.
1
Tamże.
Relacja E. Kowalskiej.
3
Relacja E. Wiśniewskiego.
4
Relacja J. Pigłas.
2
54
Przejawy przedsiębiorczości
Szalejąca
drożyzna
artykułów
spożywczych
uaktywniła
w społeczności Sobolewa zachowania przedsiębiorcze. Sposobem na
przeżycie stał się handel. W dziennikach Eugenii Kowalskiej już pod datą
7 listopada 1939 roku, można przeczytać, że jej matka otworzyła sklep we
frontowej części domu, w którym sprzedawali papier, zeszyty, zapałki,
papierosy i naftę. Przychodziło wielu klientów, również Niemcy. Ruch
w interesie był duży, ale zarobki małe. Dlatego też na jarmarkach
sprzedawali jaja, masło, słoninę. Po powrocie z obozu w Kozielsku,
w działalność handlową aktywnie włączył się ojciec autorki1.
Gospodarni wysiedleńcy z Poznańskiego wybierali się na handel
aż do Kozienic. "Siarczysty mróz umożliwił im przejście przez Wisłę po
lodzie, co nie tylko znacznie skróciło drogę, lecz przede wszystkim
pozwoliło ominąć most i niemiecką kontrolę. W Kozienicach można było
tanio kupić tabakę w liściach. Tabakę krajało się, a potem sprzedawało
z pewnym zyskiem. Zakupu dokonano, a ja otrzymałem zajęcie przy
krajaniu – wspomina L. J. Weiss"2.
Pomysłowy był sposób poprawiania jakości tytoniu: "Wsypywali go
do żelaznej puszki, dodawali niewielką ilość rumu, koniaku lub innego
"dobrego sznapsa". Zamkniętą puszkę odstawiali na kilkanaście dni. Po tym
czasie tytoń nabierał aromatu i stawał się "gatunkowym"3.
W okupacyjnych warunkach poszukiwanie w terenie żywności stało
się koniecznością. Oto jak wyglądała rodzinna wyprawa na wieś po jajka:
"1.06.1940 r. wyszliśmy z domu o dziewiątej. Było pochmurnie i chłodno.
Przeszliśmy przez Wolę Korycką, obok dworu w Korytnicy, a następnie
przez szosę warszawsko-lubelską. Znaleźliśmy się we wsi oddalonej od
Sobolewa o 10 kilometrów. Jajka kupowaliśmy za pieniądze albo
wymienialiśmy za cukier, który nieśliśmy ze sobą. Tak wędrowaliśmy od
wsi do wsi. O godzinie szóstej po południu zawróciliśmy z powrotem,
mieliśmy już 450 jaj. Do domu wróciliśmy około dziewiątej wieczorem,
a szyja i ramiona bolały nas jeszcze na drugi dzień. [...] Mamusia codziennie
jeździ do Warszawy z jajkami i tygodniowo zarabia 200 złotych. Wczoraj
kupiła sobie i Kazi pantofelki skórkowe, a mnie – płócienne"4.
Wraz ze wzrostem cen żywności kwitło pośrednictwo handlowe na
1
E. Kowalska, Mój życiorys, tom 1, kopia rękopisu w zbiorach autora.
L. J. Weiss, op.cit. s. 33.
3
Tamże.
4
E. Kowalska, Mój życiorys...op.cit.
2
55
czarnym rynku tzw. szmugiel. Po okolicznych wsiach krążyli szmuglerzy
z Warszawy i innych miast, wykupując od chłopów żywność. Wielu też
sobolewiaków jeździło z towarem do stolicy nawet po kilka razy
w tygodniu. Szmuglowali słoninę, mięso i wędliny pochodzące
z nielegalnych ubojów, również nabiał, kaszę i mąkę.
Zdarzało się, że po mąkę i chleb jeżdżono aż do Zamościa, gdzie
żywność była dwukrotnie tańsza, ale podróż pociągiem w jedną stronę
trwała 9 godzin. Eugenia Kowalska pisze: "Pociąg parowy jechał powoli,
przystawał na każdym wojennym przystanku i przepuszczał transporty
wojskowe. Pasażerowie w tym czasie opalali się na słońcu, albo biegli po
wodę. Zanim dojechaliśmy na miejsce i zrobiliśmy zakupy, zrobiło się
ciemno. Z trudem wcisnęliśmy się do zatłoczonego pociągu. Wszystkie
ławki były zajęte, mama usiadła na koszyku, ja na podłodze. Jechałyśmy
w zupełnych ciemnościach, czasem ktoś zapalił papierosa. Tak
dojechałyśmy do Dęblina. Tu pociąg długo stał. Do każdego wagonu
wchodzili żandarmi i zabierali co im się podobało. Jednej z kobiet zabrali
plecak. Ponieważ protestowała, żandarm uderzył ją w twarz, aż zalała się
krwią. Udało się nam przywieźć 10 kg mąki i 10 kg chleba”1.
Nowym, bardzo ryzykownym zajęciem była tzw. kanada. Polegała
na okradaniu niemieckich transportów kolejowych. Wyspecjalizowały się
w tym całe grupy odważnych ludzi. Działali w porozumieniu z kolejarzami,
którzy dostarczali informacje, czasem udało się w umówionym miejscu
zwolnić lub zatrzymać pociąg. Nie odstraszało ich, że mogli zginąć od kul
konwojentów. Opróżniali wagony z żywności i odzieży, czasem trafiła się
amunicja. Towar odkupywali handlarze.
Na taką nocną akcję wybrał się z kolegami Wacław Michalec.
Wszystko przebiegło pomyślnie i zadowolony przyniósł do domu swój
udział – worek pełen wojskowego obuwia. Nie nacieszył się długo,
bo rankiem do drzwi zastukał plutonowy Gołębiowski, granatowy policjant.
Wacek uciekł, a wystraszona matka usłyszała od policjanta: "Zabieram buty
na potrzeby Armii Krajowej"2. Czy partyzanci rzeczywiście chodzili na
akcje w tych niemieckich butach – nie wiadomo.
Getto – ziemia nieludzka
Zgodnie z zarządzeniem starosty garwolińskiego Carla Ludwiga
Freudenthala z 20 listopada 1941 roku utworzono na terenie powiatu siedem
1
2
Tamże.
Relacja W. Michalca.
56
dzielnic żydowskich. Getto w Sobolewie zlokalizowane było w rejonie ulic:
Długiej, Orlicz-Dreszera i Starego Rynku. Przeszło przez nie około dwóch
tysięcy Żydów miejscowych i spędzonych z okolicznych wiosek.
Na niewielkiej przestrzeni stało kilkadziesiąt drewnianych domków.
W każdej izbie mieściło się kilkanaście osób. Spali na piętrowych łóżkach
zbitych z desek, na słomie. Nie wolno im było opuszczać miejsca
zamieszkania bez zezwolenia. Groziła za to kara śmierci1.
W rejonie getta działał Judenrat, ale jego funkcja ograniczała się do
przyjmowania rozporządzeń dla ludności żydowskiej. Z powodu złych
warunków wielu Żydów zmarło z głodu i szerzących się chorób.
W 1942 roku nastąpiła eksterminacja ludności żydowskiej.
Wieczorem 30 września żandarmi i policjanci zaciągnęli wokół getta straże
i padły pierwsze strzały. Następnego dnia zapędzono Żydów na rampę
i załadowano do towarowych wagonów. Do Sobolewa przybył pieszo i na
podwodach eskortowany konwój, liczący kilkanaście tysięcy ludzi
z likwidowanego getta w Żelechowie. Kto próbował ucieczki lub nie mógł
wytrzymać zabójczego tempa marszu, ginął z rąk konwojentów. Pobocza
dwudziestokilometrowej drogi Żelechów – Sobolew usłane były ciałami
zabitych.
Tego dnia w szkole odbywały się lekcje i nauczyciele w trosce
o bezpieczeństwo uczniów odprowadzali ich do domów. Grupkę dzieci
z Milanowa przeprowadził przez przejazd kolejowy pan Mosek,
wysiedleniec. „Przykazał nam abyśmy, broń Boże, nie szli szosą, tylko –
z drugiej strony rowu. Istniała obawa, że wchłonie nas pędzona na stracenie
kolumna Żydów”2.
Siedmioletnia Daniela Doktorówna (Mikulska) była świadkiem, jak
niedaleko ich domu zabito trzech Żydów. Żandarmi zmusili sąsiada
Tobiasza, aby ich na miejscu zakopał.
Nielicznym tylko udało się uciec. Jeden z Żydów wcisnął się pod
mostek. Inny był tak wycieńczony, że umarł podczas otwierania drzwi do
domu Jaworskich, martwy zawisł na klamce3.
Skrajnie umęczonych ludzi spędzono na dużą łąkę Pawelcowej koło
stacji. Oprawcy ustawili reflektory i zaciągnęli straże. Przez całą noc
słychać było strzały. Rano pozostałych przy życiu załadowano do wagonów
towarowych i wywieziono wraz z mieszkańcami zlikwidowanego getta
1
M.Matosek, Od Września...., op. cit., s. 56-57.
Relacja D. Mikulskiej.
3
Tamże.
2
57
sobolewskiego do obozów zagłady.
Według relacji świadków wydarzeń, w zbiorowych mogiłach na
placu Bajerowskiego zakopano około trzystu osób narodowości żydowskiej.
„Mogło być ich nawet więcej, bo leżeli jedni na drugich – wspomina
Stanisław Sawicki, wówczas młody żołnierz Armii Krajowej. – Ja i kilku
mieszkańców otrzymaliśmy polecenie od zastępcy sołtysa Piotra Czyszka,
żeby poprzykrywać doły gałęziami i darniną. To był straszny widok, bo do
zwłok dobrały się stada wygłodniałych psów”1.
Gehenna pozostałych przy życiu Żydów powtórzyła się niebawem.
Już 28 października 1942 roku, wyższy dowódca SS i policji w Generalnej
Guberni Kruger, wydał nowe rozporządzenie, które wyznaczało miejsca
pobytu dla Żydów w dystrykcie warszawskim. Było to sześć miejscowości,
w tym – Sobolew.
Zrujnowane domy dawnego obszaru getta ponownie zapełniły się
Żydami, którzy ściągali tu z okolicznych lasów i kryjówek u chłopów. Na
taką kryjówkę – leśną norę natrafiły dzieci, wśród których była późniejsza
nauczycielka powojennej szkoły w Sobolewie, Helena Pielak. Nawet po
wielu latach z drżeniem w głosie opisywała wygląd straszliwie
wynędzniałych, zaszczutych ludzi2.
Ostateczna likwidacja getta nastąpiła w styczniu 1943 roku. Dwaj
mieszkańcy osady, Władysław Pracz i Urawski, zmuszeni zostali przez
Niemców wrzucać ciała zabitych do dołu. Naliczyli, że jednego tylko dnia
zamordowano 46 Żydów.
Tylko nieliczni uniknęli zagłady, tak jak młody Żyd, który
w warsztacie mechanicznym Jończyka (przylegającym do getta!) schował
się w cylindrze od młockarni. Inny, którego przez całą okupację ukrywała
rodzina gospodarzy z leśnej kolonii Teofilów – doczekał wyzwolenia
i wyjechał do Izraela. A skromnej, zapracowanej babci Elżbiety
Niemirowskiej, nigdy nawet nie przyszło na myśl, że powinna znaleźć się
na liście Sprawiedliwych wśród Narodów Świata, chociaż doskonale
wiedziała o niemieckim obwieszczeniu z 5.09.1942 roku, informującym
o karze śmierci grożącej za udzielenie jakiejkolwiek pomocy Żydom3.
1
Relacja S. Sawickiego.
Relacja H. Pielak.
3
Relacja E. Niemirowskiej.
2
58
Jawne i tajne nauczanie
Zaraz po wkroczeniu Niemców, 16 września 1939 roku kierownik
Szkoły Powszechnej w Sobolewie, Jan Gądek zwołał zebranie Rady
Pedagogicznej. Wznowiono przerwane działaniami wojennymi zajęcia
lekcyjne, ale odbywały się one nieregularnie. W salach szkolnych leżeli
ranni żołnierze, a później znajdowali tu schronienie wysiedleńcy z terenów
wcielonych do Rzeszy. Nie przeprowadzono klasyfikacji za drugi okres.
Dramatycznie spadła liczba uczniów: z 568 w roku szkolnym 1938/39 do
345 w pierwszym roku wojny1.
W latach następnych wielokrotnie przerywano nauczanie z powodu
silnych mrozów, braku opału oraz szalejącej epidemii tyfusu. Nie zachowała
się żadna dokumentacja szkolna z lat 1942 -1944. Inne szkoły –
w Gończycach, Kaleniu, Godziszu borykały się z podobnymi trudnościami.
Z relacji zebranych przez K. Szostaka wynika, że 11 sierpnia
1942 roku szkołę w Sobolewie zajęto pod magazyn zbożowy, a od
13 stycznia do 19 lutego 1943 roku ponownie mieścił się tu prowizoryczny
szpital. Klasy I -IV nie uczyły się wcale, a uczniowie klas V – VII
rozpoczęli naukę po drugim okresie2.
Aby dzieci nie traciły roku szkolnego, rodzice organizowali lekcje
prywatne. I tak np. pan Mosek, nauczyciel – wysiedleniec, którego pamięta
Daniela Mikulska, miał pod opieką pięcioosobowa grupę uczniów. Oprócz
niej uczyli się w tej maleńkiej klasie: Janusz Kobus, Marian Konopka,
Janina i Kazimiera Babik. Przerabiali przedmioty objęte oficjalnym
programem, ale otrzymywali też elementarną, lecz wówczas zakazaną,
wiedzę z historii i języka polskiego. Dla konspiracji, zeszyty do tych
przedmiotów nosili pod ubraniami. Zajęcia odbywały się w Walerkowie,
ponieważ tutaj mieszkał ich poznański nauczyciel, w dworku pana Zadury,
który również był nauczycielem i kierownikiem szkoły w Gończycach 3.
1
K. Szostak, Szkoła Podstawowa w Sobolewie im. Henryka Sienkiewicza w latach
1946 – 1998, praca magisterska, Wyższa Szkoła Rolniczo-Pedagogiczna w Siedlcach,
Wydział Humanistyczny, Siedlce 1999, s. 24.
2
Tamże.
3
Relacja D. Mikulskiej.
59
Okupacyjne świadectwo szkoły powszechnej w Sobolewie.
Od grudnia 1939 roku działały komplety tajnego nauczania na poziomie
szkoły średniej. W czterech klasach gimnazjalnych było 30-40 uczniów.
Lekcje odbywały się w prywatnych mieszkaniach uczniów, m.in.
u Gzowskich, Kielaków, Oleksińskich, Sobiesków. Tajną oświatą na terenie
gminy kierowała Krystyna Witwicka, była studentka Wydziału Matematyki
Uniwersytetu Poznańskiego, która przybyła do Sobolewa wraz z grupą
wysiedleńców. W gronie nauczycielskim byli Bernard i Krystyna Błaszek
oraz Emilia i Kazimierz Marzysz (przed wojną przewodniczący Zarządu
Powiatowego Związku Nauczycielstwa Polskiego w Garwolinie). W latach
1942-1944 na tajnych kompletach uczyła Maria Wojciechowska. Pochodziła
60
z rodziny nauczycielskiej dotkniętej okupacyjną tragedią. W obozie
koncentracyjnym zginął jej brat i bratanek, a bratowa z dziećmi
– Stanisława Jaworska – spędziła za drutami trzy lata. Łącznikiem
z Powiatową Komisją Oświaty i Kultury był Franciszek Mittek1.
Sytuacja materialna nauczycieli była tragiczna. W wyniku szalejącej
inflacji otrzymywane pobory nie wystarczały na wyżywienie, nie
wspominając o podstawowych artykułach przemysłowych. Prowadzenie
tajnych kompletów było śmiertelnym zagrożeniem i jednocześnie – szansą
na przetrwanie, bo najczęstszą formą wynagrodzenia były produkty
spożywcze. Nauczycielom znajdującym się w szczególnie trudnej sytuacji
życiowej, tajne władze oświatowe wypłacały symboliczne zasiłki2.
W Gończycach, w tajnej oświacie działali Irena i Józef Ciszewscy
oraz Maria i Stefan Domańscy. Pan Józef uczył matematyki, biologii
i geografii, a jego żona – historii i języka polskiego. W 1943 roku na tajne
komplety uczęszczała siedmioosobowa grupa dziewcząt, sześć z nich
przeszło do pierwszej klasy gimnazjalnej. Po wojnie uczennice te przyjęte
zostały do drugiej klasy w Garwolinie.
W Godziszu tajnym nauczaniem zajmował się Stanisław
Michociński. Prowadził komplet w ramach szkoły jawnej. W roku szkolnym
1943/44 uczęszczało tu siedmiu uczniów.3Po wejściu Sowietów w lipcu
1944 roku, Sobolew znalazł się w strefie przyfrontowej i po wakacjach
zajęcia szkolne odbywały się w Gończycach. W tym samym roku,
w obecności powiatowych władz szkolnych odbyły się egzaminy końcowe
dla poszczególnych klas i wydano świadectwa4.
Warto dodać, że wielu nauczycieli było uczestnikami ruchu oporu,
należeli do AK, AL, BCh. W rejonie Sobolew wyróżniał się Jan Madoń
z Mrokowa. Był dowódcą oddziału taktycznego Batalionów Chłopskich
w sile kompanii liczącej 170 żołnierzy. Nauczycielki kolportowały prasę
konspiracyjną, przenosiły meldunki, broń i amunicję. Organizowały pomoc
sanitarną i gromadziły środki opatrunkowe i leki na wypadek powszechnego
powstania.
1
H. Frelek, Zarys działalności Tajnej Organizacji Nauczycielskiej w powiecie garwolińskim
w latach 1939 – 1944 [ w:] S. Ceranka i inni, Działalność Tajnej organizacji
Nauczycielskiej na terenie obecnego województwa siedleckiego w latach 1939 -1944, ZNP
Okręgowa Komisja Historyczna w Siedlcach, Siedlce 1992, s. 19.
2
Tamże, s. 28.
3
H. Frelek, op.cit., s. 24.
4
(b.a.) Liceum Ogólnokształcące im. Tadeusza Kościuszki w Sobolewie w 60 rocznicę
powstania, Sobolew 2005, s. 3.
61
Literatura
1. (b.a.), Liceum Ogólnokształcące im Tadeusza Kościuszki w Sobolewie
w 60 rocznicę powstania
2. Ceranka S. i inni, Działalność Tajnej organizacji Nauczycielskiej na
terenie obecnego województwa siedleckiego w latach 1939 -1944, ZNP
Okręgowa Komisja Historyczna w Siedlcach, Siedlce 1992
3. Gnat – Wieteska Z., Zarys działań wojennych we wrześniu 1939 roku na
terenie powiatu garwolińskiego, Wydawca „Głos Garwolina”, Garwolin
2000
4. Kowalska E., Mój życiorys, ( kopia rękopisu w zbiorach autora )
5. Łukasiewicz S., Okupacja, PIW, Warszawa 1965
6. Matosek M, Akcje specjalne [ w: ] „ Życie Garwolina“, nr 4 /45 /
7. Matosek M., Od Września do Maja. Wojna i okupacja niemiecka
w Sobolewie, [ w: ] „Głos Garwolina”, nr 6 /111/
8. Papiernik J., Moje wrażenia i spostrzeżenia, Żelechów, 19. 09. 2005 r.
(kopia rękopisuw zbiorach autora )
9. Szostak K. Szkoła Podstawowa w Sobolewie im. Henryka Sienkiewicza
w latach 1946 – 1998, praca magisterska, Wyższa Szkoła Rolniczo
-Pedagogiczna w Siedlcach, Wydział Humanistyczny, Siedlce 1999
10. Wańkowicz M., Wrzesień żagwiący, Wydawnictwo Polonia, Warszawa
1990
11. Weiss L. J., Dawne lata, dawne dni, Wydawnictwo Towarzystwa
Miłośników Borów Tucholskich, Bydgoszcz 1999
12. Relacje: Z. Ambroziaka, E. Jończyka, E. Kowalskiej, I. Matosek,
W. Michalca, D. Mikulskiej, E. Niemirowskiej, H. Pielak, J. Pigłas,
S. Sawickiego, S. Sołtyska, E. Wiśniewskiego.
62
dr Michał Kalbarczyk
Bataliony Chłopskie w powiecie garwolińskim. Struktury,
działalność i współpraca z Armią Krajową Obwód "Gołąb" – Garwolin
Historiografia Armii Krajowej i Batalionów Chłopskich w powiecie
garwolińskim.
Armia Krajowa i Bataliony Chłopskie w czasie wojny były
organizacjami zbrojnego podziemia niepodległościowego. W ciągu blisko
siedemdziesięciu lat po zakończeniu II wojny światowej powstało wiele
publikacji przedstawiających działalność obydwu zasłużonych organizacji.
Również na ziemi garwolińskiej żołnierze Armii Krajowej i Batalionów
Chłopskich mieli swoje zasługi w walce z okupantem niemieckim.
Działalność Armii Krajowej na terenie powiatu garwolińskiego
przedstawiona została w monografii Zbigniewa Gnat-Wieteski Armia
Krajowa Obwód "Gołąb"-Garwolin, Pruszków 19971. Wiele informacji
dotyczących AK na ziemi garwolińskiej zawiera inna książka tego autora
Inspektorat puławski ZWZ/AK-WiN 1939-1949, Pruszków 20052. Dzieje
Batalionów Chłopskich opracowane zostały piórem Tadeusza Piesio
w książkach Konspiracyjny Ruch Ludowy w powiecie garwolińskim 19391945, Warszawa 1999,3 Historia Ruchu Ludowego w powiecie
garwolińskim w latach 1864-1949, Warszawa 20014. W wymienionych
publikacjach współpraca AK i BCh została przedstawiona marginalnie,
na tle współdziałania z innymi mniejszymi liczebnie organizacjami
zbrojnego podziemia. Armia Krajowa i Bataliony Chłopskie podlegały
rozkazom rządu londyńskiego. Współpraca w warunkach konspiracji była
sprawą naturalną, aczkolwiek utrudnioną i obwarowaną wieloma
czynnikami.
Sytuacja Ruchu Ludowego przed wybuchem II wojny światowej
W drugiej połowie XIX w. na ziemiach polskich zapoczątkował
swoją działalność Ruch Ludowy. Działacze Ruchu Ludowego mieli istotny
1
Gnat-Wieteska Z., Armia Krajowa Obwód "Gołąb"-Garwolin, Pruszków 1997.
Gnat-Wieteska Z., Inspektorat puławski ZWZ/AK-WiN 1939-1945, Pruszków 2005.
3
Piesio T., Konspiracyjny Ruch Ludowy w powiecie garwolińskim 1939-1945, Warszawa
1999.
4
Piesio T., Historia Ruchu Ludowego w powiecie garwolińskim w latach 1864-1949,
Warszawa 2001.
2
63
wpływ na życie polityczne w okresie międzywojennym. W 1931 r.,
powstało Stronnictwo Ludowe. Głównymi działaczami ugrupowania byli
wówczas: Wincenty Witos, Maciej Rataj, Stanisław Thugutt, a także
Stanisław Mikołajczyk5.
Udział ludowców w pracach rządu emigracyjnego
Wybuch II wojny światowej spowodował zmiany na polskiej scenie
politycznej. Stanisław Mikołajczyk znalazł się w okresie wojny w rządzie
emigracyjnym na obczyźnie. Początkowo pełnił funkcję wicepremiera
i ministra spraw wewnętrznych w rządzie londyńskim, a następnie – po
śmierci w katastrofie w Gibraltarze gen. Władysława Sikorskiego –
premiera tego rządu.
Początki działalności Batalionów Chłopskich
W pierwszym okresie okupacji ludowcy stworzyli na terenie
okupowanego kraju Straż Chłopską, przemianowaną na Bataliony
Chłopskie. Komendantem Głównym BCh został Franciszek Kamiński6.
W wyniku scalenia Batalionów Chłopskich z Armią Krajową Franciszek
Kamiński objął funkcję szefa oddziału I organizacyjnego Komendy Głównej
AK7. W lipcu 1943 r. oddziały taktyczne BCh podporządkowały się Armii
Krajowej (rozkaz wcielenia z 30.05.1943 r.), a jednostki terytorialne,
przeznaczone do zadań specjalnych Stronnictwa Ludowego, zachowały
niezależność. Pomimo podporządkowania struktur BCh Armii Krajowej,
kierownictwo ruchu ludowego miało prawo do dalszego oddziaływania
ideowo-wychowawczego na wcielone oddziały i dostarczania im swojej
prasy8.
W okresie międzywojennym na terenie powiatu garwolińskiego
sprawnie funkcjonował ruch ludowy. Po wybuchu wojny w warunkach
okupacji swoją działalność rozwinęła Straż Chłopska, a następnie Bataliony
Chłopskie. Skład Komendy Obwodu BCh Garwolin przedstawiał się
następująco:
5
Przybysz K., Partie polityczne Polski Podziemnej 1939-1945, Warszawa 2006, s. 11-14.
Tamże, s. 47.
7
Rozwadowski P., Wojsko powstania warszawskiego. Struktury, dowodzenie, skład
osobowy, możliwości bojowe. Warszawskie Termopile 1944, Warszawa 2006, s. 9.
8
Rudnicki B., Wychowanie w polskich formacjach zbrojnych w czasie II wojny światowej
(1939-1945). Wychowanie w Batalionach Chłopskich, (w:) Wychowanie obronne w
Polsce, praca pod redakcją L. Wyszczelskiego i M. Starnawskiej, Siedlce 2007, s. 154-155.
6
64
Komendant – Bronisław Warowny ps. "Walenty Dębień" (IX 1940 –
III 1943);
Komendant – Władysław Bąbik ps. "Zgrzebny" (VII 1943 – do
końca okupacji);
Zastępca Komendanta – Antoni Rusznica ps. "Jędrek Jagodzki" (IX
1940 – IX 1942);
Zastępca Komendanta – Władysław Kalbarczyk ps. „Światowid"
(IX 1942 – do końca okupacji), p.o. komendanta obwodu (III 1943 – VII
1943);
Członek Komendy – Marian Turek ps. "Szymon" (III 1943 – do
końca okupacji, komendant oddziałów specjalnych);
Członek Komendy Obwodu – Tadeusz Ilczuk ps. "Wilkowski" (IX
1940 – V 1942);
Członek Komendy Obwodu – Jan Rękawek ps. "Wierzba" (XI 1941
– do końca okupacji);
Członek Komendy Obwodu – Henryk Zając ps. Brzoza" (VI 1941 –
do końca okupacji);
Członek Komendy Obwodu – Stefan Wanecki ps. "Kruk" (II 1944 –
do końca okupacji);
Funkcję łączników i kurierów Komendy Obwodu BCh pełnili: Jan
Gniadek ps. „Choinka", Janina Turek ps. "Dąbrówka", Józef Piesiewicz
ps. "Młot", Wiesław Parzyszek ps. "Gawron", Bronisław Florek, Adolf
Płatek ps. Orkan", Henryk Baran, Zdzisław Rusznica ps. "Jaśmin"9. Wśród
władz komendy obwodu BCh powiatu garwolińskiego większość stanowili
przedwojenni działacze Ruchu Ludowego, z reguły wywodzący się z ziemi
garwolińskiej, bądź z terenów południowego Podlasia i wschodniego
Mazowsza.
Pierwszy Komendant Obwodu BCh Garwolin Bronisław Warowny
urodził się 24 III 1910 r. w Dąbi Starej niedaleko Ryk. Po ukończeniu
szkoły rolniczej w Miętnem (pow. Garwolin), kształcił się w Szkole
Spółdzielczości Rolniczej w Nałęczowie, a następnie w Studium
Ekonomiczno-Spółdzielczym
przy
Uniwersytecie
Jagiellońskim.
Po odbyciu służby wojskowej, w latach 1934-1939 był prezesem
i kierownikiem Kasy Spółdzielczej w Garwolinie. W 1934 r. został wybrany
na stanowisko prezesa Zarządu Powiatowego ZMW RP w Garwolinie
i wszedł w skład władz powiatowych Stronnictwa Ludowego. W 1938 r.
9
Piesio T., Historia Ruchu Ludowego w Powiecie Garwolińskim w latach 1864-1949,
Warszawa 2001, s. 379.
65
został wybrany wiceprezesem Zarządu Okręgowego Stronnictwa
Ludowego, będąc działaczem Ruchu Ludowego w Garwolinie. W 1940 r.
mianowany został komendantem Obwodu Batalionów Chłopskich na powiat
Garwolin. W kwietniu 1943 r. był z kolei mianowany Delegatem Rządu na
powiat Garwolin10. Funkcja ta stanowiła funkcję zakonspirowanego starosty
powiatu, który podlegał Okręgowemu Delegatowi na województwo
warszawskie, a ten z kolei podlegał Delegatowi Rządu na Kraj11.
Świadczyło to niewątpliwie o silnej pozycji ruchu ludowego na ziemi
garwolińskiej, a także o silnej roli konspiracyjnego ruchu ludowego
w Polskim Państwie Podziemnym, które podlegało emigracyjnemu rządowi
w Londynie.
Przedstawiciele Komendy Obwodu Batalionów Chłopskich
w Garwolinie w większości odbyli w okresie międzywojennym
przeszkolenie wojskowe i uczestniczyli w wojnie obronnej 1939 r. Posiadali
więc przygotowanie wojskowe i doświadczenie frontowe, które okazały się
pomocne w tworzeniu konspiracji wojskowej. Liczba żołnierzy Batalionów
Chłopskich w Obwodzie Garwolin wynosiła około 4000 osób. Członek
Komendy Obwodu BCh Marian Turek wskazał liczbę 5000 żołnierzy12.
Szkoła Podchorążych Piechoty Batalionów Chłopskich
Rozwój konspiracji na terenie kraju, a także ziemi garwolińskiej,
spowodował, że zaistniała potrzeba stworzenia na terenie powiatu
garwolińskiego Szkoły Podchorążych Piechoty Batalionów Chłopskich.
Szkoła Podchorążych powstała wiosną 1944 r. Zaprzysiężenie elewów
odbyło się 30 IV 1944 r. w lasach niedaleko Pawłowic w gminie Stężyca.
Następnego dnia rozpoczęły się zajęcia, po których zakończeniu odbyły się
egzaminy, a następnie – w dniu 15 VII 1944 r. – promocja. Funkcję
Komendanta Szkoły pełnił do 08 V 1944 r. Mieczysław Dańko
ps. "Odwaga", a następnie kpt. Bogumił Karaszewski ps. "Rafał"13 urodzony
18 II 1914 r. w Pyrach pod Warszawą. Ukończył on Korpus Kadetów
w Chełmnie, a następnie Szkołę Podchorążych Inżynierii w Warszawie,
uzyskując stopień podporucznika. Uczestniczył w wojnie obronnej 1939 r.
10
Słownik biograficzny działaczy Ruchu Ludowego, praca zbiorowa pod red. Józefa
Ryszarda Szaflika, Warszawa 1989, s.419.
11
Grabowski W., Polska Tajna administracja cywilna 1940-1945, Warszawa 2003, s. 326408.
12
Turek M., Bataliony Chłopskie w powiecie garwolińskim, (w:) Roczniki Dziejów Ruchu
Ludowego nr 13 z 1971 r. s. 465-502.
13
Piesio T., Historia Ruchu Ludowego...s. 395.
66
Dowodził pododdziałem saperskim w Armii Prusy. W konspiracji
początkowo w Związku Walki Zbrojnej, a następnie od jesieni 1942 r.
w Batalionach Chłopskich. W komendzie okręgu II (woj. warszawskie) kpt.
B. Karaszewski pełnił funkcję szefa wyszkolenia. Z racji pełnionej funkcji
został odkomenderowany do Komendy Obwodu BCh w Garwolinie na
stanowisko Komendanta Szkoły Podchorążych Piechoty BCh. Pod koniec
okupacji pełnił funkcję szefa wyszkolenia w KG BCh14. Nie przypadkowo
powołano kpt. Bogumiła Karaszewskiego na stanowisko Komendanta
Szkoły Podchorążych Piechoty Batalionów Chłopskich w powiecie
garwolińskim. Był on bowiem oficerem wyszkolonym przed wybuchem
II wojny światowej. Doświadczenie wojenne zdobyte podczas wojny
obronnej 1939 r., a także działalność konspiracyjna w ZWZ a następnie
w BCh wpływała korzystnie na jego kwalifikacje. Oprócz komendanta
Karaszewskiego w skład kadry dowódczej i instruktorskiej Szkoły
Podchorążych wchodzili:
ppor. Tadeusz Golka ps. "Stefan" – szkolenie ideowo-polityczne,
dywersja, sabotaż;
por. Edward Popiołek ps. "Konrad" – taktyka;
ppor. Bronisław Wielgomas ps. "Czamara" – nauka o broni,
regulaminy, musztra;
ppor. Augustyn Kisielewski ps. "Miecz", "Piotr";
sierż. Jan Ptaszek ps. "Rzutny" – kwatermistrz szkoły15.
Szkołę
Podchorążych
Piechoty
Batalionów
Chłopskich
funkcjonującą na terenie powiatu garwolińskiego ukończyło 48 słuchaczy.
W dniu 15 VII 1944 r. nastąpiła promocja podchorążych 16. Data nie była
przypadkowa. Była to 534 rocznica zwycięstwa pod Grunwaldem. Ponadto
zbliżał się front, a organizacje podziemne AK i BCh przygotowywały się do
akcji "Burza".
Armia Krajowa Obwód "Gołąb" - Garwolin
Armia Krajowa była największą organizacją zbrojnego podziemia.
Upadek Warszawy we wrześniu 1939 r. spowodował stworzenie
konspiracyjnej organizacji o nazwie Służba Zwycięstwu Polski. Wkrótce
14
Słownik biograficzny działaczy...s. 174.
Piesio T., Historia Ruchu Ludowego...s. 395.
16
Tamże.
15
67
rząd emigracyjny rozwiązał SZP i powołał Związek Walki Zbrojnej17.
Rozwój konspiracji spowodował tworzenie Armii Krajowej na przełomie
1941 i 1942 roku. Szeregi ZWZ zostały wtedy wcielone do AK. Na terenie
powiatu garwolińskiego Armia Krajowa skupiła większość mniej licznych
organizacji zbrojnego podziemia. Strukturalnie powiat garwoliński stanowił
obwód podległy okręgowi warszawskiemu, który podlegał Komendzie
Głównej AK. Kryptonim "Gołąb" nawiązywał do pierwszej litery stolicy
powiatu.
Skład Komendy Obwodu „Gołąb”-Garwolin przedstawiał się
następująco:
Komendant – por. Zygmunt Żebracki ps. "Żeliwa" (koniec1939 –
VII 1942),
Komendant – kpt/mjr Władysław Szkuta ps. "Marcin", "Helena" (II
poł. 1942 – VII 1944),
Zastępca Komendanta – por./kpt Czesław Benicki ps. "Komar"
(koniec1939 – III 1943),
Adiutant – por. Zbigniew Jarewicz-Jaciński ps. "Halicz"
(koniec1939 – VI 1942),
Adiutant – por/kpt Wacław Makulec ps. "Mirkowski" (II poł. 1942 –
VII 1944).
Struktura Komendy Obwodu "Gołąb" składała się z siedmiu
referatów:
Referat I – organizacyjno-personalny,
Referat II – wywiad i kontrwywiad,
Referat III – operacyjno-wyszkoleniowy,
Referat IV – kwatermistrzowski,
Referat V – łączności,
Referat VI – informacyjno-prasowy,
Referat VII – finansów i kontroli.18
Struktury
AK
charakteryzowały
się
następującymi
prawidłowościami: w obwodzie (powiat) funkcjonowały referaty, w okręgu
(województwo) wydziały, w KG AK (Komenda Główna) oddziały19.
17
Armia Krajowa w dokumentach 1939-1945, t. 1 wrzesień 1939-czerwiec 1941, Wrocław,
Warszawa, Kraków, Gdańsk, Łódź,1990 r., s. 1-3, 10, 20.
18 Gozdawa-Gołębiowski J., Obszar Warszawski Armii Krajowej. Studium wojskowe,
Lublin 1992, s. 519-520. Szerzej, Gnat-Wieteska Z., Armia Krajowa Obwód „Gołąb”Garwolin, Pruszków 1997, s. 31-33.
68
Armia Krajowa w powiecie garwolińskim w dużej mierze opierała
się o przedstawicieli rzemiosła, inteligencji i żołnierzy 1 Pułku Strzelców
Konnych. Bataliony Chłopskie na ziemi garwolińskiej miały z kolei wpływy
w spółdzielczości i wśród ludzi związanych z przedwojennym ruchem
ludowym. Obydwie organizacje zbrojne miały w swoich szeregach ludzi
związanych ze szkolnictwem.
Na terenie Obwodu "Gołąb" został zorganizowany oddział
partyzancki. Organizatorem i pierwszym dowódcą oddziału był kpt.
Czesław Benicki ps. "Komar". Następnie dowódcami oddziału byli kolejno:
por/kpt. Leopold Aksman i ppor. Władysław Klimaszewski. Oddział działał
od marca 1943 r20.
Oficer Armii Krajowej Klemens Kurzyp w swojej monografii
Historia "Społem" Powszechnej Spółdzielni Spożywców w Garwolinie
napisał: "Od 1943 roku działacze konspiracyjnego Stronnictwa Ludowego
"Rocha" brali udział w organizowaniu podziemnej administracji powiatuDelegatury Powiatowej Rządu. Delegatem na powiat został prezes
Spółdzielni Bronisław Warowny (prezes PSS Społem w Garwolinie-przyp.
MK). Spośród spółdzielców Jan Rękawek był w Delegaturze referentem
rolnictwa i aprowizacji, Wacław Filipek-referentem samorządowym,
a Franciszek Adamiak-jego zastępcą. Wielu spółdzielców na terenie
powiatu mianowano konspiracyjnymi wójtami gmin"21 Podporucznik AK
Klemens Kurzyp wskazał ponadto, że Spółdzielnia "Społem" w Garwolinie
udzielała pomocy finansowej Armii Krajowej i Batalionom Chłopskim.
Formą pomocy udzielanej tym organizacjom podziemnym były sfingowane
"napady rabunkowe" dokonywane przez partyzantów z bronią w ręku
w umówione dni, kiedy sklepy Spółdzielni miały największe utargi.
Przykład stanowi akcja żołnierzy AK obwodu "Gołąb" w dniu 10 V 1944 r.
i akcja oddziału BCh w nocy 20/21 V 1944 r22. Wydarzenia z dziejów PSS
Społem świadczą niewątpliwie o współpracy AK i BCh, a także o mocnej
pozycji ruchu ludowego nie tylko w spółdzielczości, ale także
w Delegaturze na powiat garwoliński. Wiarygodność tego źródła jest tym
bardziej zasługująca na uwagę, że jego autor to oficer Armii Krajowej
działający w konspiracji na terenie powiatu garwolińskiego.
19
Rozwadowski P., Wojsko powstania warszawskiego. Struktury, dowodzenie, skład
osobowy, możliwości bojowe. Warszawskie Termopile 1944, Warszawa 2006, s. 9-12.
20
Gnat-Wieteska Z, 1 Pułk Strzelców Konnych, Warszawa 1995, s. 122-126.
21
Kurzyp K., Historia "Społem" Powszechnej Spółdzielni Spożywców w Garwolinie,
(maszynopis w posiadaniu autora), Garwolin 1988, s. 44.
22
Tamże, s. 41.
69
Udział żołnierzy Batalionów Chłopskich Obwodu Garwolin
w odbiorze cichociemnych
W czasie okupacji niemieckiej na ziemie polskie drogą powietrzną
zostało przerzuconych kilkuset przeszkolonych żołnierzy tzw.
cichociemnych. Zrzuty cichociemnych miały miejsce również na ziemi
garwolińskiej. Żołnierze BCh Obwodu Garwolin mieli zasadniczy udział
w odbiorze cichociemnych. Bogumił Karaszewski w swojej książce napisał,
że w latach 1942-1943 na terenie powiatu garwolińskiego żołnierze BCh
przyjęli 4 zrzuty oraz jeden wspólnie z AK23. W nocy z 1 na 2 października
1942 r. w wyniku operacji lotniczej "Gimlet" żołnierze BCh przyjęli zrzut 6ciu cichociemnych. Skoczkami byli: ppor. Marian Gołębiewski, ps. "Ster",
ppor. Stanisław Jagielski, ps. "Gacek", ppor. Ewaryst Jakubowski, ps.
"Brat", ppor. Władysław Klimowicz, "ps. "Tama", ppor. Ryszard Kowalski
ps. "Benga", ppor. Jan Poznański, ps. "Pływak"24. Ppor. Marian
Gołębiewski opisał skok następująco: "Jeżeli chodzi o kierunek lotu, to
miałem skakać pod Warką. Jednak zmieniono nam w ostatniej chwili.(...)
Ostatecznie przydzielono miejsce koło stacji Życzyn, Pawłowice,
Maciejowice. To jest na północ od Dęblina. (..) Droga stamtąd (z miejsca
lądowania - przyp. M.K.) była dwojaka. Można było pójść do Wisły i tam
była przystań (...) i tam można było wsiąść na statki. Dwóch naszych w ten
sposób pojechało. Natomiast czterech z nas pojechało pociągiem. (...)
W pierwszym dniu nie zdążyliśmy na pociąg ranny (...) wskutek tego
musieliśmy cały dzień przesiedzieć i następną noc. (...) Dalej na wschód to
była stacja Życzyn, do której trzeba było iść przez łąki, bagna itd. Parę
kilometrów, chyba z pięć (...) od miejsca lądowania, była ta stacja. Otóż
była to wioska zorganizowana przez Stronnictwo Ludowe. Była to
organizacja Chłosta - Chłopskie Straże. Ludzie bardzo sympatyczni, a co
najważniejsze - ofiarni"25. Cichociemny ppor. Marian Gołębiewski wskazał
jednoznacznie Stronnictwo Ludowe i Straż Chłopską (pierwotna nazwa
BCh - przyp. M.K.), jako organizacje, które stanowiły konspirację i polskie
podziemie zbrojne na ziemi garwolińskiej. Zrzut cichociemnych odbierali
żołnierze BCh rejonu Trojanów Podobwodu Ryki Obwodu Garwolin.
23
Karaszewski B., Partyzancka broń, Warszawa 1980, s. 99.
Tucholski J., Cichociemni, Warszawa 1985 r., s. 139.
25
"Bo mnie tylko wolność interesuje..." Wywiad rzeka z Marianem Gołębiewskim (Nowy
Jork, listopad 1988 - czerwiec 1989). Wywiad przeprowadził Dariusz Balcerzyk, Lublin
2011, s. 174-176.
24
70
Dowódcą tej akcji był Stanisław Bober ze Stężycy. Ppor. Gołębiewski
zapamiętał Stanisława Bobera następująco: "To był gorący zwolennik
Stronnictwa
Ludowego,
oczywiście
witosowiec
i
zwolennik
Mikołajczyka"26 Ruch ludowy i zbrojne ramię tego ruchu, Bataliony
Chłopskie były więc nie tylko liczną organizacją zbrojnego podziemia, ale
również organizacją współdziałającą z Armią Krajową.
W tym samym czasie, gdy odbywał się odbiór skoczków na terenie
placówki Trojanów, niedaleko Borowia odbywała się operacja lotnicza
"Chisel". W operacji tej żołnierze BCh odbierali skok niżej wymienionych
cichociemnych: kpt. Adam Borys ps. "Pług", por. Stanisław Kotorowicz ps.
"Kron", mjr Bronisław Żelkowski ps. "Dąbrowa" oraz kurier do Delegatury
Rządu st. strz. Jan Cegłowski ps. "Konik"27. Zrzut odbierali żołnierze BCh
dowodzeni przez Stefana Waneckiego ps. "Kruk". W akcji uczestniczył
również oficer łącznikowy z Warszawy28.
Kolejny zrzut broni i skok cichociemnych, w którego odbiorze
uczestniczyli żołnierze Batalionów Chłopskich z ziemi garwolińskiej miał
miejsce w marcu 1943 r. w rejonie Warszawic. Według relacji
Maksymiliana Rytki, akcja odbioru zrzutu nastąpiła przy współdziałaniu
AK i BCh29. Kolejny skok cichociemnych miał miejsce w rejonie Wilgi
w nocy 14/15 IX 1943 r. Placówka odbiorcza nosiła nazwę "Spodek". Skok
wykonali wówczas cichociemni: ppor. Kazimierz Fuhrman, ps. "Zaczep",
ppor. Roman Wiszniowski ps. "Harcerz", ppor. Franciszek Żaak ps.
"Mamka". Oprócz skoczków placówka przyjęła 6 zasobników, 1 paczkę,
252 000 dolarów i 100 000 marek30. Akcję odbioru przeprowadzili żołnierze
AK i BCh z powiatu garwolińskiego.
Leśny Oddział Specjalny Batalionów Chłopskich
Od początku okupacji Bataliony Chłopskie prowadziły na terenie
Sobolewa działalność konspiracyjną. W myśl struktur BCh Sobolew
26
Tamże, s. 175.
Tucholski J., Cichociemni, Warszawa 1985 r., s. 139.
28
Paryszek K., Zarys historyczny powstania i działalności Batalionów Chłopskich z rejonu
gminy Miastków Kościelny, maszynopis w posiadaniu autora, s. 6.
29
Relacja pisemna Maksymiliana Rytki z dnia 16.05. 1994 r; Piesio T., Historia Ruchu
Ludowego...s. 432.
30
Tucholski J., Cichociemni...s. 150-151.
27
71
stanowił rejon, w skład którego wchodziło 21 placówek (wsi). Rejon
Sobolew podlegał Komendzie Obwodu (powiatu)31.
Pod koniec 1943 r. żandarmeria niemiecka podjęła próbę aresztowań
działaczy podziemia niepodległościowego. Jednym z żołnierzy BCh,
którego Niemcy zdekonspirowali, był Józef Zawadzki urodzony 16 III 1920
r. w Sobolewie. Służbę wojskową odbył w Szkole Podoficerskiej Artylerii
Przeciwlotniczej w Stężycy. Wojnę obronną zakończył w bitwie pod
Kockiem jako żołnierz Samodzielnej Grupy Operacyjnej Polesie
dowodzonej przez Generała Franciszka Kleeberga. W 1940 wstąpił do BCh.
Z racji doświadczenia wojskowego został dowódcą oddziału specjalnego
rejonu Sobolew32. Oddział specjalny prowadził działalność konspiracyjną.
Na przełomie 1943 i 1944 roku Niemcy trafili na ślad konspiracyjnej
działalności Józefa Zawadzkiego. W dniu 03 I 1944 r. podjęli próbę
aresztowania tego żołnierza BCh33. Zawadzki został ranny od postrzału
niemieckiego, ale zdołał zbiec i po rekonwalescencji uzyskał zgodę
dowództwa Komendy Obwodu Batalionów Chłopskich na stworzenie
oddziału partyzanckiego.
W styczniu 1944 r. na terenie gminy Sobolew powstał Leśny
Oddział Specjalny Batalionów Chłopskich. Trzon oddziału tworzyli
żołnierze BCh rejonu Sobolew: Józef Zawadzki "Wilk", Stanisław Gromuł
"Góra", Władysław Chmielak, Jan Chmielak "Waligóra", Stefan Chmielak,
Adam Zawadzki, Władysław Kalbarczyk "Jabłoń", Bronisław Kalbarczyk
"Cienki", Stanisław Konopka "Cichy", Józef Kowalczyk "Zając", Jan
Kowalczyk, Aleksander Kowalczyk34. W ciągu kolejnych tygodni oddział
dowodzony przez "Wilka" powiększył swój stan liczebny. Żołnierze
napływający do oddziału byli podobnie jak żołnierze z Sobolewa
zdekonspirowani. Działalność Leśnego Oddziału Specjalnego BCh polegała
na przeciwdziałaniu policji niemieckiej i wojskom niemieckim.
LOS BCh współpracował również z Armią Krajową. Józef Zawadzki
w swoich wspomnieniach opisał spotkanie i wspólną walkę z oddziałem AK
dowodzonym przez Mariana Bernaciaka ps. "Orlik": "Oddział LOS
31
Piesio T., Historia Ruchu ludowego w powiecie garwolińskim w latach 1864-1949,
Warszawa 2001, s. 382.
32
Ogólnopolski Związek Żołnierzy Batalionów Chłopskich, Karta Ewidencyjna żołnierza
BCh J. Zawadzkiego.
33
Zawadzki J., Wspomnienia, (maszynopis w posiadaniu autora), s. 1.
34
Turek M., Bataliony Chłopskie w powiecie garwolińskim, (w:) Roczniki Dziejów Ruchu
Ludowego...s. 465-502.
72
kwaterował w lasach na północ od wsi Podebłocie. Nasz oddział otrzymał
wiadomość, że oddział "Orlika" walczy z żandarmerią niemiecką
z Sobolewa. Poderwaliśmy się aby włączyć się z pomocą. W pewnym
momencie otrzymaliśmy meldunek, że od strony Dęblina przez Stężycę
i Pawłowice zbliżają się samochodami Niemcy. Nasz oddział natychmiast
ruszył na północ od wsi Paprotnia. Właśnie tam oddział Orlika miał być
zaatakowany przez Niemców. W odległości 1 kilometra od wsi Paprotnia na
skraju lasu zorganizowaliśmy zasadzkę na zbliżających się Niemców.
Podpuściliśmy przeciwnika do naszych stanowisk na odległość 350 metrów
i w tym momencie wydałem komendę ognia. Zaskoczeni Niemcy
natychmiast się wycofali. Nie przyjęli walki, gdyż byli w otwartym terenie
i nie mieli szans. (....) Oddział "Orlika" w walce z żandarmerią z Sobolewa
stracił pięciu kolegów. Po wycofaniu się oddziału "Orlika" i naszego LOS
nastąpił wspólny przemarsz obydwu oddziałów"35. Wspomnienia dowódcy
LOS Józefa Zawadzkiego świadczą niewątpliwie o wspólnej walce
żołnierzy BCh i AK przeciwko wspólnemu wrogowi. W swoich
wspomnieniach J. Zawadzki opisał ponadto pogrzeb poległych żołnierzy
Armii Krajowej (podkomendnych Bernaciaka ps. "Orlik"), w którym
uczestniczyli żołnierze Batalionów Chłopskich. Wspólna walka przeciwko
okupantowi niemieckiemu niwelowała różnice polityczne powstałe jeszcze
w okresie międzywojennym. Ponadto żołnierze obydwu organizacji
zbrojnych nie znali różnic politycznych, a wstępowali do AK bądź BCh
dlatego, że mieli możliwość nawiązania współpracy z tymi organizacjami
i tym samym walki z okupantem. W warunkach konspiracji młodzi
żołnierze nie rozumieli różnic politycznych, mających swoje korzenie
w okresie międzywojennym albo wcześniejszym, a pragnęli walki
przeciwko Niemcom. Należy też pamiętać, że zarówno AK jak również
BCh podlegały rządowi londyńskiemu.
Akcja „Burza” na terenie ziemi garwolińskiej
Klęski wojsk niemieckich na froncie wschodnim spowodowały
decyzję Komendy Głównej Armii Krajowej o przygotowaniu planu
wyzwolenia ziem polskich spod okupacji niemieckiej. Plan ten miał być
zrealizowany w chwili zbliżania się frontu niemiecko-radzieckiego. W myśl
koncepcji władz polskiego państwa podziemnego, oddziały partyzanckie
35
Zawadzki J., Wspomnienia...s. 5; Wspomnienia Józefa Zawadzkiego, "Zeszyty
Historyczne Ziemi Garwolińskiej", nr 15 z 2009 r. s. 66-69, Przypisami i wstępem opatrzył
Michał Kalbarczyk.
73
i żołnierze działający w konspiracji mieli wyzwolić tereny polskie i przyjąć
– w roli gospodarzy – Armię Czerwoną. 04 I 1944 r. wojska radzieckie
pokonując Niemców przekroczyły przedwojenną granicę Rzeczypospolitej.
W dniu 23 VI 1944 r. Armia Czerwona przystąpiła do operacji militarnej
Bagration. W ciągu kolejnych tygodni wojska niemieckie wycofały się
i 20 VII 1944 r. linia frontu przebiegała na linii rzeki Bug36. Wkrótce
żołnierze podziemia z terenu powiatu garwolińskiego przystąpili do akcji
"Burza".
W trzeciej dekadzie lipca 1944 r. ziemie powiatu garwolińskiego
zostały wyzwolone spod okupacji niemieckiej. W dniu 20 VII 1944 r. na
terenie gminy Miastków Kościelny żołnierze BCh zdekonspirowali się37.
Wspólne działania żołnierzy AK i BCh doprowadziły do wyzwolenia
miejscowości i gminy Stężyca. Dowódcą połączonych sił był ppor. Klemens
Kurzyp ps. "Wojtyński". W trakcie wyzwalania tej miejscowości żołnierze
podziemia niepodległościowego udaremnili próbę wysadzenia koszar, które
wówczas pełniły rolę szpitala polowego38. Jan Gozdawa-Gołębiowski
w książce Obszar warszawski Armii Krajowej. Studium wojskowe, wskazał
dzień 23 VII 1944 r. jako moment faktycznego rozpoczęcia akcji "Burza"39.
Tego dnia zmobilizowane oddziały AK dowodzone przez mjr. Władysława
Szkutę ps. "Marcin" zapoczątkowały wyzwalanie miasta Garwolina i okolic.
W odróżnieniu od innych terenów powiatu garwolińskiego,
współdziałanie oddziałów AK i BCh w Garwolinie i w gminie Garwolin nie
układało się dobrze. W ciągu kilku dni miasto Garwolin i okolice wyzwolili
żołnierze AK z Obwodu "Gołąb". Natarcie dokonane w dniu 27 VII 1944 r.
przeciwko wojskom niemieckim stacjonującym we wsiach Rębków,
Rębów-Borki i Stoczek osiągnęło pełne powodzenie. Niemcy wycofali się
w kierunku Wilgi. W tym samym dniu żołnierze AK opanowali stację
kolejową w Woli Rębkowskiej oraz węzeł kolejowy w Pilawie i patrolowali
wyzwolony spod okupacji niemieckiej Garwolin40.. Oddziały 8 Korpusu
Armii Czerwonej wkroczyły do Garwolina.
Ostatnim akordem akcji "Burza" na ziemi garwolińskiej wykonanej
przez żołnierzy AK było ostrzelanie w dniu 29 VII 1944 r. załogi
36
Rozwadowski P., Wojsko powstania warszawskiego...s. 28-30.
Paryszek K., Zarys historyczny powstania...s. 11.
38
Ślaski Jerzy, Żołnierze wyklęci, Warszawa 1996, s. 83.
39
Gozdawa-Gołębiowski J., Obszar Warszawski Armii Krajowej...s. 417.
40
Relacja ustna Henryka Hyżyńskiego z dnia 27.10.2005 r. (zapis własny autora).
37
74
niemieckiego pociągu pancernego41.42 Leśny Oddział Specjalny BCh
dowodzony przez Józefa Zawadzkiego ps. "Wilk" wziął udział
w rozgromieniu oddziałów niemieckich wzdłuż rzeki Wilga, na odcinku
Garwolin – rzeka Wisła. Na terenie gmin Sobolew i Maciejowice walczyli
żołnierze BCh Jana Madonta ps. "Ostroga". Podobnie jak w innych gminach
powiatu garwolińskiego, również w tamtym rejonie Niemcy wycofywali się
w kierunku Wisły. Na ziemi ryckiej (wówczas wchodzącej w skład powiatu
garwolińskiego – przyp. M.K.) walki przeciwko Niemcom prowadziły
oddziały BCh dowodzone przez Henryka Zarębę ps. Bolszecki", Bolesława
Zarębę ps. "Bijak" i Stanisława Filipka ps. "Sobór"43. Na terenie Ryk walkę
przeciwko wojskom niemieckim prowadził oddział AK dowodzony przez
Mariana Bernaciaka ps. "Orlik"44. Skomplikowany charakter przybrała
akcja wyzwolenia spod okupacji niemieckiej gminy Wilga. Tadeusz Piesio
napisał: "21 lub 22.07. 1944 r. przejął urzędowanie wójt gminy WilgaFeliks Baczyński "Wisła", wyznaczony na to stanowisko przez delegaturę
rządu. W urzędzie gminy zakwaterował również 12-osobowy oddział BCh
pod dowództwem Franciszka Friedy"45 Strategiczne położenie gminy Wilga
nad rzeką Wisłą spowodowało, że wojska niemieckie wyparte z terenów
Garwolina przez żołnierzy AK podążały w kierunku zachodnim. Walki na
terenie gminy Wilga trwały do 27 VII 1944 r.
Sytuacja, w której Feliks Baczyński został mianowany przez
Delegata Rządu na Powiat Garwoliński wójtem gminy Wilga, świadczy
niewątpliwie o silnej pozycji ruchu ludowego. Należy zwrócić uwagę, że
cywilne władze administracyjne, do momentu wyzwolenia spod okupacji
niemieckiej pozostawały w konspiracji. W wyniku powodzenia akcji
"Burza" miały przejąć realną władzę. W dużej mierze władze te wywodziły
się z ruchu ludowego i funkcjonowały w myśl postanowień emigracyjnego
rządu londyńskiego. Niestety, po wkroczeniu Armii Czerwonej, sytuacja
członków Delegatury Rządu uległa gwałtownemu pogorszeniu.
Ziemia powiatu garwolińskiego wyzwolona została spod okupacji
niemieckiej przez żołnierzy Armii Krajowej i Batalionów Chłopskich.
Żołnierze Obydwu organizacji zbrojnego podziemia niepodległościowego
postępowali w myśl założeń akcji "Burza".
41
Gozdawa-Gołębiowski J., Obszar Warszawski Armii Krajowej...s. 418.
42 Gozdawa-Gołębiowski J., Obszar Warszawski Armii Krajowej...s. 418.
43
Piesio T., Historia Ruchu Ludowego w powiecie garwolińskim w latach 1864-1949,
Warszawa 2001, s. 444.
44
Ślaski Jerzy, Żołnierze wyklęci, s. 80-116.
45
Piesio T., Historia Ruchu Ludowego...s. 446.
75
Armia Krajowa i Bataliony Chłopskie były organizacjami
patriotycznymi, które postępowały zgodnie z racją stanu rządu
emigracyjnego w Londynie. Powojenne losy nie były łaskawe dla żołnierzy
AK i BCh. W czasach współczesnych, blisko siedemdziesiąt lat po
zakończeniu II wojny światowej pamięć o bohaterstwie żołnierzy tych
dwóch organizacji jest jednak ciągle żywa.
76
Zbigniew Węgrzynek
Forsowanie Wisły przez wojska radzieckie i polskie
w 1944 r. w rejonie Wilgi
22 czerwca 1944 r., w trzecią rocznicę ataku niemieckiego na ZSRR,
na całej długości frontu ruszyła na zachód ofensywa wojsk radzieckich
nazwana operacją „Bagration”. Jedną z jej części była operacja brzesko
– lubelska lub też zwana Bug – Wisła. Na tym kierunku nacierały wojska
radzieckie 1 Frontu Białoruskiego, a w drugim rzucie maszerowała 1 Armia
Wojska Polskiego.
8 Armia Gwardyjska otrzymała rozkaz dotarcia do Wisły na odcinku
od Stężycy do ujścia rzeki Wilgi i przygotowania się do jej forsowania.
26 lipca po południu, do Skurczy przybył zwiad konny, a przed południem
następnego dnia przyjechały dwa czołgi, które zapobiegły pacyfikacji Wilgi.
27 i 28 sierpnia przybywały kolejne oddziały wojsk radzieckich. Dowódca
8 Armii gen. Wasilij Czujkow po rozpoznaniu terenu uznał, że należy
sforsować rzekę na wysokości miejscowości: Tatarczysko, Skurcza,
Damirów, Domaszew. Przyczółek uchwycony na drugim brzegu (skrzydła
armii) miały osłaniać od północy rzeka Pilica, a od południa – Radomka.
Umożliwiało to wykonanie głównego uderzenia przez Magnuszew na
głębokość do linii kolejowej Warka – Radom.
O świcie 30 lipca oddziały 4 Gwardyjskiego Korpusu obsadziły
brzeg Wisły na odcinku Tatarczysko – Wilga – Tarnów, zachowując zasady
maskowania podczas przemarszu i w obsadzonym rejonie. Po rozpoznaniu
(przez lornetki) zachodniego brzegu Wisły nie zauważono intensywnych
prac inżynieryjnych, jedynie gdzieniegdzie kopano okopy. Po naradzie
w lesie osiedlowym zdecydowano o forsowaniu Wisły na odcinku ujść
Radomki i Pilicy, ustalono odcinki i linie rozgraniczenia korpusów. Szef
wojsk inżynieryjnych, gen. Władymir Tkaczenko miał za zadanie
rozpoznanie osłoniętych dróg i podejść do Wisły. Ze sztabu armii, który
znajdował się w Żelechowie, Czujkow połączył się z dowódcą frontu
marszałkiem Rokosowskim, przedstawił wyniki rekonesansu i prośbę na
forsowanie, którą ostatecznie otrzymał.
W dniu 1 sierpnia 1944 r. 8 Armia Gwardyjska składała się
z dziewięciu dywizji piechoty (jedna dywizja liczyła około 6-6,5 tysięcy
żołnierzy). Razem ze związkami taktycznymi liczyła około 70 tysięcy
żołnierzy. Piechotę stanowiły: 4 Gwardyjski Korpus Piechoty składający się
77
z gwardyjskich dywizji piechoty: 35 (gwardyjskie pułki piechoty – 100,
101, 102 i 65 gwardyjski pułk artylerii), 47 (gwardyjskie pułki piechoty
– 137, 140, 142 i 99 gwardyjski pułk artylerii), 57 (gwardyjskie pułki
piechoty – 170, 172, 174 i 128 gwardyjski pułk artylerii). 28 Gwardyjski
Korpusu Piechoty składał się z 39 Gwardyjskiej Dywizji Piechoty
(gwardyjskie pułki piechoty – 112, 117, 120 i 87 gwardyjski pułk artylerii),
79 Gwardyjskiej Dywizji Piechoty (gwardyjskie pułki piechoty – 216, 220,
227 i 172 gwardyjski pułk artylerii), 88 Gwardyjskiej Dywizji Piechoty
(gwardyjskie pułki piechoty – 266, 269, 271 i 194 gwardyjski pułk
artylerii). 29 Gwardyjski Korpusu Piechoty składał się z gwardyjskich
dywizji piechoty 27 Gwardyjskiej Dywizji Piechoty (gwardyjskie pułki
piechoty – 74, 76, 83 i 54 gwardyjski pułk artylerii), 74 Gwardyjskiej
Dywizji Piechoty (gwardyjskie pułki piechoty – 226, 236, 240 i 157
gwardyjski pułk artylerii) i 82 Gwardyjskiej Dywizji Piechoty (gwardyjskie
pułki piechoty – 242, 244, 246 i 1185 gwardyjski pułk artylerii).
Wojska pancerne składały się z 11 Gwardyjskiej Brygady Pancernej,
(pułki czołgów 34, 36 i 166, pułki dział pancernych 1061, 1087 i 1200).
Artylerię stanowiła 4 Brygada Artylerii Korpuśnej, 43 Gwardyjska Brygada
Artylerii Armat, 40 Gwardyjski Pułk Artylerii Korpuśnej, 295 gwardyjski
pułk artylerii armat, 266 gwardyjski artyleryjski pułk myśliwskoprzeciwpancerny, 32 Brygada Moździerzy, 141 pułk moździerzy, 31
Dywizja Artylerii Przeciwlotniczej (pułki artylerii przeciwlotniczej 1376,
1380, 1386, 1392), 878 pułk artylerii przeciwlotniczej. W skład armii
wchodziły również wojska inżynieryjne, 9 kompani karnych i trzy brygady
zaporowe.
Operację forsowania Wisły wyznaczono na 1 sierpnia. Plan działań
8 Armii dowódcy frontu był następujący: „Wstrzeliwanie się od 5,00
do 8,00. Równocześnie batalionami każdej dywizji prowadzi się
rozpoznanie. W razie pomyślnego rozwoju działań rozpoznanie, walka
przekształca się w natarcie, podobnie jak podczas przełamywania obrony
nieprzyjaciela na zachód od Kowla. Jeśli rozpoznanie, walka nie powiedzie
się (przeciwnik uniemożliwi wylądowanie lub desant nie zdoła rozwinąć
powodzenia na zachodnim brzegu), zarządzi się godzinną przerwę dla
uściślenia celów i uzgodnienia współdziałania, lotnictwo szturmowe
»rozpracowuje« przedni skraj nieprzyjaciela. 9,00 - początek przygotowania
artyleryjskiego oraz początek forsowania wszystkimi siłami”. Rosjanie
dysponowali 83 amfibiami i około 300 łódkami i kutrami, które mogły
jednorazowo przewieźć około 3700 żołnierzy. Brak było pontonów do
78
budowy mostów, których nie wystarczało do zbudowania nawet jednego
mostu.
W zarządzeniu bojowym sztabu 4 Gwardyjskiego Korpusu Piechoty
wydanym 31 lipca o godzinie 21 czytamy: 4 Gwardyjski Korpus Piechoty
z 266 gwardyjskim artyleryjskim pułkiem myśliwsko – przeciwpancernym,
295 pułkiem artylerii armat, 141 pułkiem moździerzy, 279 i 288 pułkami
moździerzy (32 Brygada Moździerzy), 92 gwardyjskim pułkiem artylerii
rakietowej, 1087 pułkiem dział pancernych, osłaniając się od północy. 47
Gwardyjska Dywizja Piechoty na rubieży wzg. 155,1, Garwolin,
Cyganówka, Wilga i częścią sił 57 Gwardyjskiej Dywizji Piechoty, wzdłuż
wschodniego brzegu rzeki Wisła na odcinku Maciejowice, Stężyca, 35 i 57
Gwardyjskimi Dywizjami Piechoty 1.08.1944r. forsuje rzekę Wisła na
odcinku (wył.) Skurcza, (wył.) Kępa Podwierzbiańska i opanowuje
Wilczowole, Dębowolę, uchwyciwszy przeprawę przez rzekę Radomkę
w rejonie m. Ryczywół. Po prawej forsują Wisłę oddziały 28
Gwardyjskiego Korpusu Piechoty na odcinku Wilga, Skurcza. 35
Gwardyjska Dywizja Piechoty z 279 i 288 pułkami moździerzy, 1 i 2
dywizjonami 92 gwardyjskiego pułku artylerii rakietowej, 295 pułkiem
artylerii armat w noc z 31 lipca na 1 sierpnia zająć rubież na wschodnim
brzegu rzeki Wisła w pasie – po prawej (wył.) Skurcza, po lewej Damirów,
z rana 1.08.1944 r. forsować rzekę Wisła i współdziałając
z prawoskrzydłowymi oddziałami 57 Gwardyjskiej Dywizji Piechoty. Linia
rozgraniczenia z lewej – Sośninka, Ruda Tarnowska, Magnuszew, Trzebień,
Ignacówka (wszystkie punkty, z wyjątkiem Rudy Tarnowskiej, włącznie dla
35 Gwardyjskiej Dywizji Piechoty). Punkt dowodzenia – las [położony]
kilometr na wschód od wzgórza 112,9. 57 Gwardyjska Dywizja Piechoty
z 141 pułkiem moździerzy, 3 dywizjonem 92 gwardyjskiego pułku artylerii
rakietowej, 40 gwardyjskim pułkiem artylerii, osłaniając się dwoma
batalionami na wschodnim brzegu rzeki Wisła na rubieży Maciejowice,
Stężyca, głównymi siłami w nocy z 31.07.1944 r na 1.08.1944 r. zająć
rubież na wschodnim brzegu rzeki Wisła w pasie (wył.) Damirów, (wył.)
Kępa Podwierzbiańska i z rana 1.08.1944r. sforsować rzekę Wisła
z zadaniem opanowania rubieży wzgórze 103,5, zagajnik na północny –
wschód od Trzebień, Przydworzyce i uchwycić przeprawę przez Radomkę
w rejonie m. Ryczywół. Punkt dowodzenia – las 500 metrów na wschód od
Czerwonego Krzyża. 47 Gwardyjska Dywizja Piechoty z 266 gwardyjskim
artyleryjskim pułkiem myśliwsko – przeciwpancernym w dalszym ciągu
mocno trzymać zajmowaną rubież z zadaniem – nie dopuścić do przerwania
przeciwnika w kierunku południowym. W centrum ugrupowania armii,
79
w rejonie na zachód od Dąbrowy, na odcinku szerokości 5 kilometrów
Wisłę forsować miała 79 Gwardyjska Dywizja Piechoty z 28
Gwardyjskiego Korpusu Piechoty. 39 Gwardyjska Dywizja Piechoty miała
forsować Wisłę w drugim rzucie z zadaniem rozwinięcia powodzenia
pierwszorzutowej dywizji. 88 Gwardyjska Dywizja Piechoty stanowić miała
odwód. Na prawym skrzydle, w rejonie na południe od Wilgi, na odcinku
szerokości 6 kilometrów Wisłę forsować miała 27 Gwardyjska Dywizja
Piechoty z 29 Gwardyjskiego Korpusu Piechoty. 74 i 82 Gwardyjskie
Dywizje Piechoty, ześrodkowane w rejonie na północny – wschód od
Garwolina, miały osłaniać operacje forsowania rzeki z kierunku
północnego, pozostając w gotowości do wyjścia do rzeki i rozwinięcia
powodzenia 27 Gwardyjskiej Dywizji Piechoty, co miało nastąpić z chwilą
dotarcia lewoskrzydłowej dywizji 47 Armii do Stoczka.
Na południowym odcinku od Domaszewa, w pasie szerokości
12 km. Wisłę forsować miały związki i oddziały 4 Gwardyjskiego Korpusu
Piechoty: 35 Gwardyjska Dywizja Piechoty oraz 57 Gwardyjska Dywizja
Piechoty (bez dwóch batalionów 174 gwardyjskiego pułku piechoty, które
miały osłaniać południowe skrzydło armii). 47 Gwardyjska Dywizja
Piechoty miała stanowić drugi rzut korpusu i pozostawać w gotowości do
forsowania rzeki po utworzeniu przyczółku przez dwie czołowe dywizje.
Posiadane przez 8 Armię Gwardii środki przeprawowe rozdzielone
zostały, według W. Bielawskiego („Работа штаба 8-й гвардиейской
армии при форсировани Вислы”), w sposób następujący:
4 Gwardyjski
Korpus
Piechoty
150
29 Gwardyjski
Korpus
Piechoty
50
28 Gwardyjski
Korpus
Piechoty
50
razem
DSŁ
(sztuki)
Łódki
30
33
(sztuki)
Parki
1
1
(kompl.)
T2N
5
(kompl.)
Kutry
1
1
(sztuki
DSŁ – Drewniana składana łódź – zabierała 10-12 żołnierzy.
80
200
60
2
5
2
Ostatnie przygotowania do przeprawy 35 Gwardyjskiej Dywizji
Piechoty opisuje N. I. Afanasjew („От Волги до Шпрее”):
„U schyłku dnia 30 lipca 1944 roku oddziały 35 Gwardyjskiej
Dywizji zostały wyprowadzone na pozycje wyjściowe do rozpoczęcia
operacji forsowania Wisły. 100 pułk ześrodkował się w lesie na wschód
od Skurczy, mając za zadanie w ciągu nocy przygotować odział
rozpoznawczy w składzie jednej wzmocnionej kompanii, sforsować Wisłę
na północny – zachód od Tarnowa, uchwycić przyczółek i – rozwijając
powodzenie – stworzyć odpowiednie warunki do przeprawy dla pozostałych
sił pułku, a następnie kontynuować natarcie w kierunku na Grzybów,
Wilczkowice Dolne. Pułk wspierał I dywizjon artylerii i 279 pułk
moździerzy, które zajęły pozycje w lesie w odległości 1 kilometra na
wschód od Skurczy. 102 pułk, zachowując wszelkie środki ostrożności,
przesunął się na pozycje wyjściowe w lesie leżącym na południowy
– wschód od Tarnowa z zadaniem forsowania Wisły oddziałem
rozpoznawczym by – rozwijając powodzenie – u schyłku dnia wyjść na
rubież Dziecinów, Stara, odepchnąć przeciwnika od lewego brzegu
i stworzyć warunki do rozszerzenia przyczółku postępującym za oddziałem
rozpoznawczym batalionom pułku. Oddział rozpoznawczy wspierał III
dywizjon 118 pułku artylerii i 282 pułk moździerzy. 101 pułk zajął pozycje
w lesie na południe od Aleksandrowa w gotowości do wsparcia natarcia
pododdziałów 100 i 102 pułków piechoty. 37 samodzielny gwardyjski
myśliwsko – przeciwpancerny dywizjon zajął pozycje na prawym brzegu
Wisły w pasie natarcia dywizji, mając za zadanie ogniem na wprost
likwidować cele na przednim skraju obrony przeciwnika. II dywizjon 118
pułku artylerii, I i II dywizjony gwardyjskich moździerzy 92 pułku
moździerzy [„katiusz”] wespół z 295 pułkiem przeciwpancernym z lasu na
północny – wschód od Tarnowa gotowe były ogniem w głąb obrony
przeciwnika wspierać czołowe oddziały i postępujące za nimi bataliony
pułków piechoty. Na rozkaz sztabu armii dowódca 273 Samodzielnej
Brygady Zmechanizowanej (zmotoryzowany batalion specjalnego
przeznaczenia) wydzielił do dyspozycji dowódcy 35 Gwardyjskiej Dywizji
Piechoty 50 łodzi „amfibia” i 30 łodzi motorowych, załogi których gotowe
były przeprawić jednym kursem na lewy brzeg Wisły 400 żołnierzy
piechoty wraz z wyposażeniem. Dziewięć batalionów 35 Gwardyjskiej
Dywizji Piechoty, mających na wyposażeniu 1.607 automatów, 196
ręcznych karabinów maszynowych, 88 ciężkich karabinów maszynowych,
46 pułkowych i dywizyjnych dział oraz 129 moździerzy, z dodatkowymi
środkami wzmocnienia, czekało w gotowości, by rzucić się na wroga” .
81
W pierwszym rzucie 4 Gwardyjskiego Korpusu Piechoty znalazła się
też 57 Gwardyjska Dywizja Piechoty, która miała forsować Wisłę na lewo
od 35 Gwardyjskiej Dywizji Piechoty.
M. P. Smakotin w książce „От Дона до Берлина” pisze:
„Dowództwo dywizji, opracowując plan forsowania, wyznaczyło
dwa punkty przeprawy: jeden na odcinku forsowania 170, drugi na odcinku
172 gwardyjskiego pułku piechoty na froncie do trzech kilometrów.
Początek forsowania wyznaczono w różnym czasie. Przewidywano,
że w ten sposób odciągnie się siły nieprzyjaciela na jeden odcinek,
co stworzy warunki do pomyślnego forsowania na innym. Główną
i decydującą rolę w wykonaniu planu odgrywał 170 gwardyjski pułk
piechoty. 172 pułk odgrywał drugorzędne zadanie, a 174 pułk,
przeprawiający się za 170 pułkiem, stanowił drugi rzut dywizji.”
Forsowanie Wisły nastąpiło przed świtem 1 sierpnia 1944r.
we mgle. Na łódkach miejscowych rybaków przepłynęli Wisłę żołnierze,
którzy opanowali okopy na drugim brzegu. Za nimi rzekę forsowali
żołnierze na amfibiach i łodziach desantowych pchanych wiosłami już pod
ogniem zaporowym z kilkudziesięciu dział niemieckich.
Na południe od Wilgi (Holendry), na odcinku szerokości
6 kilometrów Wisłę forsowała 27 Gwardyjska Dywizja Piechoty z 29
Gwardyjskiego Korpusu Piechoty. Pozostałe Dywizje Piechoty 74 i 82
z tegoż korpusu ześrodkowano w rejonie na północny – zachód od Wilgi
z zadaniem osłaniania operacji forsowania Wisły od północy. Po dotarciu
lewoskrzydłowej dywizji z 47 Armii do Stoczka, 74 i 82 Dywizje miały
pozostać w gotowości, a z chwilą powodzenia forsowania przez 27 Dywizję
również się przeprawić.
M. Altgowzen („Форсирование Вислы войсками 8-й
гвардейской и 69-й армий”) pisze na ten temat: „Przedni oddział 27
Gwardyjskiej Dywizji Piechoty – 3 batalion 76 gwardyjskiego pułku
ze środkami wzmocnienia (dowódca batalionu – kapitan B. S. Wieriżnikow)
w nocy na 1 sierpnia skrycie skoncentrował się koło rzeki i we mgle, przed
świtem, przystąpił do forsowania Wisły. Na samym początku zajął on
wyspę na zachód od Gruszczyna (winno być Wólki Gruszczyńskiej),
a następnie przystąpił do opanowywania odcinka terenu na zachodnim
brzegu. Przeciwnik zauważył, że desant forsuje Wisłę, otworzył do niego
ogień z broni ręcznej i maszynowej oraz z moździerzy. Niektóre łódki
zostały podziurawione i utonęły, ale pozbawieni łódek żołnierze
kontynuowali przeprawę przez rzekę wpław. Zebrawszy się na
przeciwległym brzegu pododdziały 76 gwardyjskiego pułku przeszły do
82
ataku, rozszerzyły zdobyty odcinek terenu, zajęły miejscowość Mniszew
i umocniły się tam. Z powodzeniem działały także i przednie oddziały 79,
35 i 57 Gwardyjskich Dywizji Piechoty. Do godziny 11 sforsowały one
rzekę, wykorzystując do tego posiadane łódki desantowe, a także łódki A-3
i umocniły się w odległości 400 – 800 metrów od brzegu. Przeciwnik,
chociaż odkrył zaczynające się forsowanie, był w stanie stawić jedynie
słaby opór.”
35 Gwardyjska Dywizja forsowała Wisłę na odcinku Ruda
Tarnowska – Skurcza. W Tarnowie znajdował się punk obserwacyjny
dowódcy 4 Korpusu Armijnego Gwardii gen. W. Głazunowa. Wśród
żołnierzy, którzy jako jedni z pierwszych znaleźli się na drugim brzegu
rzeki, był Magat Jegorow („Семи смертям назло. Несколько трагических
моментов из жизни солдатской”) służący wówczas w 100 pułku piechoty
(35 Gwardyjska Dywizja Piechoty).Wspomina on: „Nocą przyszedł rozkaz:
forsować Wisłę. W ciągu kilku ciemnych godzin saperzy zdołali oczyścić
podejścia do brzegu dla 100 gwardyjskiego pułku piechoty, któremu zostało
nakazane jako pierwszemu zacząć przeprawę. …
O świcie nadeszły samochody – amfibie. Na każdą wsiadło po kilku
żołnierzy desantu, którzy ustawili na nich po ciężkim karabinie
maszynowym. Na jednej z maszyn znalazło się miejsce i dla mnie
z radiostacją. Przygotowanie artyleryjskie było krótkie, ożywiły się
nieprzyjacielskie działa i karabiny maszynowe, które otwarły gwałtowny
ogień, ale nasz oddział szturmowy szybko parł do przodu. Letnia Wisła
nagle pokazała swój zdradziecki charakter. Czołowe maszyny natknęły się
na ledwie skryte pod powierzchnią wody płycizny. Żołnierzom przyszło
zeskakiwać z nich do wody i wypychać je na czystą wodę. Pozostałe
amfibie wymijały je i tak utworzyła się cała tyraliera maszyn, które osiadły
na mieliźnie” . Do wieczora 3 sierpnia została przeprawiona na lewy brzeg
Wisły artyleria pułkowa i batalionowa oraz częściowo i dywizyjna.
Na lewo od 35 Gwardyjskiej Dywizji Piechoty forsowała Wisłę 57
Gwardyjska Dywizja Piechoty. Oddajmy ponownie głos M. P. Smakotinowi
(„Оm Дона до Берлина”):
„Dokładnie o godzinie 6,00 rano 1 sierpnia 1944 roku na dwóch
odcinkach przeprawy, na froncie do trzech kilometrów, na jeden sygnał –
„Naprzód!”, przy zagłuszającym wszystko huku kanonady, w jednym
porywie rwało do przodu piętnaście plutonów piechoty, fizylierów
i karabinów maszynowych przedniego oddziału 170 gwardyjskiego pułku
piechoty pod dowództwem dowódcy batalionu kapitana gwardii Władimira
Stiepanowicza Goriegliadowa. Wkrótce zaczęły przeprawę pododdziały
83
przedniego oddziału 172 gwardyjskiego pułku piechoty pod dowództwem
przesławnego dowódcy batalionu kapitana gwardii Aleksieja Pietrowicza
Gołubowskiego. Trzydzieści plutonów piechoty, fizylierów i karabinów
maszynowych sławnej 57 Gwardyjskiej Dywizji Piechoty rzuciło się
w pierwszym rzucie do szturmu „nieprzystępnej” wiślanej rubieży
niemiecko – faszystowskich wojsk na zachodnim brzegu rzeki, na południe
od stolicy Polski – Warszawy. Przeszło tysiąc odważnych gwardzistów 57
Dywizji niemal równocześnie rzuciło się naprzód, aby złamać w zażartym
boju rozpaczliwy opór niemiecko – faszystowskich najeźdźców. ... W tej
minucie niemieckie okopy ożyły. ... Pierwsza połowa rzeki była osłonięta
wyspą i przeprawa szła w szybkim tempie. Ale kiedy zaczęło się
pokonywanie drugiej połowy rzeki, bohaterowie byli dla wroga jak na dłoni.
Przeciwnik otworzył huraganowy ogień ze wszystkich rodzajów broni. Nad
przeprawą pojawiły się niemieckie samoloty i z powietrza posypały się
tysiące nieprzyjacielskich bomb. W deszczu ołowiu część maszyn zaczęła
przybijać do wyspy, chcąc ukryć się za nią. Szybkie tempo przeprawy
zaczęło nagle spadać. Obserwując forsowanie rzeki przez oddział przedni,
dowódca 170 gwardyjskiego pułku piechoty podpułkownik gwardii Nikita
Dorofiejewicz Dronow wyczuł, że pomyślnie rozpoczęte forsowanie może
zostać zniweczone. Nie tracąc ani minuty, rzucił się do pierwszej lepszej
amfibii i w ciągu kilku minut już znajdował się na przodzie przedniego
oddziału. Pojawienie się odważnego dowódcy podbudowało żołnierzy.
Amfibie pognały naprzód, do brzegu zajętego przez wroga. W tym czasie po
prawej, w odległości pół kilometra, gwardziści – fizylierzy kompanii
Andrieja Aleksandrowicza Sbitniewa, z tegoż pułku, wysiedli na brzeg
i podjęli zaciekłą walkę z przeważającymi siłami przeciwnika”.
Borys Naumowicz Zamańskij służący w 183 samodzielnym
batalionie łączności z 4 Gwardyjskiego Korpusu Piechoty wspomina: „Jako
pierwsze forsowały Wisłę amerykańskie samochody - amfibie, ale Niemcy
wystrzelali je szybko, kiedy jeszcze były na wodzie. Wtedy my zaczęliśmy
przeprawiać się „starym wypróbowanym sposobem” – na tratwach i przy
użyciu podręcznych środków przeprawowych. A jak takie forsowanie za
dnia w „pierwszej fali forsujących” pod ogniem przeciwnika postępuje – nie
muszę opowiadać. Ale udało nam się uczepić skrawka brzegu.
Uchwyciliśmy niewielki przyczółek, ostrzeliwany dniem i nocą ze
wszystkich stron ze wszelkich rodzajów broni. Niemcy bez przerwy nas
atakowali i bombardowali".
O godzinie 12 przeprawę rozpoczęła 39 Gwardyjska Dywizja
Piechoty, na prawo od 79 Gwardyjskiej Dywizji Piechoty. A. W. Morozow
84
w książce „39-я Барвенковская” pisze: „O godzinie 5.00 1 sierpnia (winno
być 31 lipca) dywizja ześrodkowała się w rejonie Grabina, Grabina Olszana,
Komisja, a dokładnie dzień później ze środkami zabezpieczenia
i rozpoznania przystąpiła do forsowania rzeki Wisły na odcinku Wielkolas,
Przewóz. Po prawej forsowała rzekę 79 Gwardyjska Dywizja Piechoty, po
lewej – 35 Gwardyjska Dywizja Piechoty. 117 gwardyjski pułk piechoty
sforsował Wisłę w rejonie Wielkolasu, 112 gwardyjski pułk – w rejonie
Skurczy, 120 gwardyjski pułk piechoty – w rejonie Przewozu. Istotną rolę
w działaniach tych odgrywała artyleria, która wspierała walczące na
zachodnim brzegu Wisły oddziały oraz osłaniała rejony przepraw.
M. Altgowzen („Форсирование Вислы войсками 8-й гвардейской
и 69-й армий”) podsumowuje: „W chwili rozpoczęcia forsowania przez siły
główne 8 Armii Gwardii znaczna cześć jej artylerii była już podciągnięta do
rzeki. U schyłku dnia 1 sierpnia na pozycjach ogniowych znajdowało się
1.348 dział i moździerzy. Utworzone zgrupowania artyleryjskie w obu
armiach [8 Armii Gwardii i 69 Armii] zabezpieczały gęstość 55 – 59 dział
i moździerzy na 1 km frontu forsowania na głównym kierunku. W obu
armiach ogromne znaczenie przywiązywano do wydzielenia dział
do prowadzenia ognia na wprost. U progu dnia 1 sierpnia do prowadzenia
ognia na wprost w pasie forsowania wojsk 8 Armii Gwardii została
wyznaczona cała artyleria pułkowa, do 70 procent artylerii dywizyjnej,
a także osiem armato – haubic 152 mm 43 armijnej brygady armat.
Zagęszczenie przeciwpancernej artylerii wahało się w przedziałach 5 – 6
dział przeciwpancernych na 1 km frontu. W zestawieniu z artyleryjską
gęstością w innych armiach, tworzona przy forsowaniu szerokich rzek
w okresie Wielkiej Wojny Ojczyźnianej, taka artyleryjska gęstość była
wysoka.”
Do przeprawy przez Wisłę przygotowywała się tymczasem
11 Gwardyjska Brygada Pancerna. Pułkownik P. D. Kazakow w książce
„Глубокий след” pisze: „O ile piechurzy mieli za cel dobrać się do
przeciwległego brzegu, umocnić się na kawałku ziemi, żeby stworzyć
przyczółek, o tyle nasi zwiadowcy mieli zupełnie inne zadanie. Winni oni
byli rozpoznać dno Wisły. Dlaczego właśnie dno? Dlatego że innych
środków do przeprawienia czołgów nie mieliśmy i dowódca brygady
postanowił puścić czołgi pod wodą. Innego wyjścia nie było. Piechota już
umocniła się na brzegu, ale hitlerowcy w każdej chwili mogli przejść do
kontrataku i zepchnąć ja do rzeki. I. Jeremiejew przyjął takie, powiem
wprost, ryzykowne postanowienie. W przybrzeżnym gęstym lesie pełną parą
szły przygotowania czołgów do podwodnej przeprawy. Szczelnie
85
zatykaliśmy wszelkie szczeliny, luki, dziury wieży i inne szpary i otwory,
zalewaliśmy je rozpuszczoną smołą, na żaluzje nakładaliśmy plastry
z natłuszczonego brezentu. Do luków i rur wydechowych przymocowaliśmy
wysokie rury do wpuszczania powietrza i odprowadzania wypracowanych
gazów. Szczególnie gorąca praca miała miejsce przez cały dzień 31 lipca
i całą noc i przeciągnęła się na 1 sierpnia.”
Po południu Niemcy wprowadzili do akcji lotnictwo. M. Altgowzen
pisze: „Po zdobyciu niewielkich odcinków terenu na przeciwległym brzegu
przez przednie oddziały wojska inżynieryjne przystąpiły do budowy
promów, które wespół ze środkami desantowymi zostały użyte do
przeprawiania sił głównych dywizji pierwszego rzutu. Lotnictwo
przeciwnika w drugiej połowie dnia przejawiać poczęło znaczną aktywność,
wykonując uderzenia na nasze przeprawy grupami do 30 samolotów.
W tych okolicznościach dowódca armii wydał rozkaz postawienia zasłony
dymnej w pasie forsowania 28 Gwardyjskiego Korpusu Piechoty celem
przykrycia armijnej przeprawy w rejonie Skurczy. Zadymienie trwało 2,5
godziny. Zasłoną dymną została przykryta cała powierzchnia wody w pasie
forsowania korpusu oraz miejsca wsiadania i wysiadania wojsk. Właściwe
i umiejętne zastosowanie maskującej zasłony dymnej odegrało pozytywna
rolę w szybkim sforsowaniu Wisły przez siły główne korpusu.”
W ciągu pierwszego dnia operacji na drugi brzeg przerzucono pięć
dywizji piechoty oraz 341 dział i moździerzy. Początkowo nie udało się
Rosjanom zbudować mostu, ponieważ jak wspomina Czujkow, że to co
ustawiono na wodzie niemieckie samoloty natychmiast niszczyły. 5 sierpnia
na dwie godziny udało się zestawić most pontonowy, którym przejechała
artyleria, zaopatrzenie armii w tym główne wozy z amunicją. Z czasem
Rosjanom udało się wykonać następujące mosty: duży most w Podwierzbiu,
którym przejeżdżały czołgi, drugi w Bączkach, trzeci most na północ od
Tarnowa ukończono o 4 rano 2 sierpnia (wybudowany przez saperów
z 64 brygady inżynieryjno – saperskiej). Był to most pontonowy o nośności
16 t i miał długość 387 metrów. Czwarty most znajdował się na wysokości
Skurczy o nośności 60 t, obok którego znajdował się most pontonowy
„Niedaleko był most pontonowy dla samochodów i piechoty. W czasie
nalotów był rozsuwany. Po nalocie składano go z powrotem. Rosjanie, aby
uchronić most wpadli na chytry pomysł, żeby odciągnąć naloty
niemieckiego lotnictwa. O dwa, trzy km w górę i w dół od mostu ustawili
blisko brzegu brezentowe makiety czołgów i samochodów, na które Niemcy
rzucali się i zostawiali główną przeprawę w spokoju”. Piąty most był na
Holendrach. Według relacji mieszkańców oprócz mostów było dwanaście
86
kładek dla piechoty. Na drugi brzeg przeprawiono działa pancerne
i artylerię armijną. Rano 2 sierpnia na lewym brzegu Wisły, 8 Armia
Gwardii miała sześć dywizji piechoty z artylerią i cały 1087 pułk dział
pancernych (19 pojazdów SU-76). Rozpoczęto przeprawianie 1061 pułku
dział pancernych.
Do przepraw, zorganizowanym przez 1 i 4 ciężkie pułki pontonowo
-mostowe, podchodzić zaczęły 11 Gwardyjska Brygada Pancerna oraz 34
i 36 gwardyjskie pułki czołgów ciężkich.
Niemcy zaabsorbowani wybuchem powstania warszawskiego
i walkami pod Wołominem początkowo nie docenili zagrożenia i dopiero po
dwóch dniach zaczęli ściągać znaczne siły w celu zlikwidowania
tworzonego przyczółku. Od 5 sierpnia nastąpiły silne ataki 19 Dywizji
Pancernej „Herman Göring” na przyczółek. Zaczęto bombardować
i ostrzeliwać ogniem artylerii, w tym z największego ówczesnego działa
kolejowego, przeprawy mostowe oraz oba brzegi Wisły gdzie rozlokowane
było wojsko. Wobec realnego zagrożenia zlikwidowania przyczółku,
wieczorem 6 sierpnia dowódca 1 Frontu Białoruskiego podjął decyzję
o przegrupowaniu 1 Armii Wojska Polskiego spod Puław i Dęblina w rejon
Wilgi.
Przegrupowanie 1 Armii Wojska Polskiego
Zadanie polegało na wyruszeniu w nocy 7 sierpnia 1944 r. siłami
głównymi wraz ze środkami wzmocnienia z dotychczasowego rejonu,
z zadaniem ześrodkowania się do rana 8 sierpnia w rejonie Łaskarzew,
Wilga, Samogoszcz. Marsz odbywał się trzema marszrutami, prawą
przebiegającą drogą lubelską przez Ryki, Garwolin, Stoczek, Wilga
przerzucono oddziały zmotoryzowane (1 BPanc, 13 papanc, 1 i 5 BAC, 2 i 3
BAH, 4 BAPpanc, 1 pm. 1 BSap. Środkową przebiegającą przez Ryki,
Trojanów, Wolę Korycką, Łaskarzew, Żabieniec odziały piesze 2 i 3
Dywizji Piechoty. Lewą marszrutą przez Wolę Życką, Jabłonowiec,
Godzisz, Sobolew, Łaskarzew, Izdebno, Izdebnik maszerowały oddziały
1 Dywizji Piechoty.
Oddziały 1 Armii Wojska Polskiego przybywały do wyznaczonych
rejonów w dniach 8-9 sierpnia. Związki i oddziały artylerii armii miały
skoncentrować się w rejonie: Cyganówka, Uśniaki, Wola Celejowska,
Wilga, wzgórze 102,4, Żabieniec. Na kwaterę główną sztabu 1 Armii od
południa 8 sierpnia wyznaczono miejscowość Żabieniec.
87
Położenie 1 Armii Wojska Polskiego w dniach 8 i 9 sierpnia 1944 r.
Artylerię rozlokowano w następujących rejonach: 7 dywizjon
artylerii pancernej (SU-57) w lesie na południe od Żabieńca, 1 pułk
moździerzy rejon Wilgi, leśniczówka, wzgórze 99,2, 4 Brygada Artylerii
Przeciwpancernej rejon Cyganówki, wzgórze 107,7, leśniczówka,
1 Brygada Artylerii wzgórze 102,4 (Osiedle Wypoczynkowe), 5 Brygada
Artylerii w rejonie Grabina – Olszyna, leśniczówka, wzgórze 119,0,
2 Brygada Artylerii Haubic rejon Cyganówka, Uśniaki, Malinówka,
3 Brygada Artylerii Haubic rejon Trzcianki.
Dla saperów wyznaczono rejony: 1 Brygada Saperów na północ od
Komisji bez jednego batalionu, który został wydzielony do budowy mostu
dla 35 Gwardyjskiej Dywizji w rejonie Tarnowa (trzysta metrów na północ
od wsi). 7 zmotoryzowany batalion saperów 1 km. na wschód od Żabieńca,
a jeden pluton wysłano samochodami do Żabieńca w celu rozpoznania oraz
rozminowania terenu i zabudowań przeznaczonych na miejsce
stacjonowania sztabu armii. Batalion ten przystąpił do budowy schronów
dla poszczególnych komórek sztabu. 6 i 21 batalion pontonowo-mostowy
miał się ześrodkować na północny zachód od Komisji i przystąpić do
88
wsparcia Rosjan przy budowie mostu pod Tarnowem. Batalion
rozpoznawczy armii rozmieszczono w rejonie lasu na wschód od Żabieńca.
3 Dywizja Piechoty im. Romualda Traugutta (gen. bryg. Stanisław
Galicki). Jej oddziały wymaszerowały o godz. 19 6 sierpnia, a dotarły
w nocy 7 sierpnia. Na rejon koncentracji dywizji wyznaczono miejscowości:
Wilga, Skurcza, Tarnów, Grabina-Olszyna. Poszczególne oddziały
rozlokowały się następująco: 7 pułk (ppłk Stanisław Russijan) w lesie na
zachód od Skurczy, 8 pułk (ppłk Konstanty Karasiewicz) w lesie w rejonie
leśniczówki Olszynka, 9 pułk (mjr Franciszek Mierzwiński) w lesie
w rejonie wzgórza 119,0, Batalion saperów w Skurczy, Batalion szkolny
dywizji w lesie na wschód od wsi Grabina – Olszyna, Dywizjon dział
pancernych SU-76 w folwarku Uścieniec, Kwatermistrzostwo dywizji
w lesie na południe od Osuchowa, Sztab dywizji rozmieszczono w Grabina
– Olszyna.
2 Dywizja Piechoty im. Henryka Dąbrowskiego (d-ca. płk Jan
Rotkiewicz). Siły główne (bez 6 pułku) przybyły w rejon ześrodkowania
8 sierpnia 1944 r. o godz. 8 i rozmieściły się następująco; 5 pułk w lesie na
północny wschód od Samogoszczy i Podłęża, 3 pułk w lesie na zachód od
Leonowa, Smolarnia, wzg. 128,4, 2 pułk artylerii lekkiej, 2 samodzielny
dywizjon artylerii samochodowej (pancernej SU-76), kompania chemiczna
w lesie na południowy zachód od Sośninki, 6 pułk, który przybył później
ześrodkował się w rejonie Damirowa, Bączek i lesie na wschód od szosy
z Lewikowa do Samogoszczy na północ od rzeki Promnik. Pododdziały
specjalne dywizji skoncentrowano w lesie na zachód od Lipnik. Batalion
szkolny północno – wschodni skraj lasu od Bud Krępskich. Sztab rozmieścił
się w wsi Lipniki.
1 Dywizja Piechoty wyruszyła 8 sierpnia, a jej oddziały dotarły na
miejsce 9 sierpnia o 5 rano, 3 pułk ześrodkował się w rejonie Wilkowyja –
Marianów, a 2 pułk we wsi Wycinki i w lesie na wschód od Żabieńca.
1 pułk artylerii lekkiej oraz 1 dywizjon dział pancernych we wsi Budel
i okolicznym lesie. 1 pułk, który wyruszył i dotarł najpóźniej rozlokował się
we wsi Grabina na wschód od Żabieńca.
1 Brygada Pancerna (dowódca gen. bryg. Jan Mierzycan) wraz
z 13 ppanc wyruszyła z Żyrzyna i osiągnęła rejon Dąbrowa, Krupa,
Aleksandrów o 7 rano 7 sierpnia. 7 dywizjon artylerii pancernej (SU-57)
przybył do Żabieńca z zadaniem ochrony stanowisk dowodzeni 1 Armii.
Całość sił artylerii armii została przegrupowana do nowego rejonu do rana
8 sierpnia. Wszystkie oddziały po przybyciu przystąpiły do kopania
schronów. Sztab 1 Armii zakwaterował się w pobliskim Żabieńcu.
89
Oddziały inżynieryjne rozmieszczono następująco; 1 Brygada
Saperów ( bez 9 basap) w lesie na południowy wschód od Cyganówki,
9 batalion saperów w lesie 1 km na zachód od Komisji, 7 samodzielny
batalion saperów w lesie 1 km na wschód od Żabieńca, 6 batalion
pontonowo – mostowy w lesie 2-5 km na południe od Cyganówki,
21 batalion pontonowo – mostowy w lesie 1 km na południowy zachód od
Komisji. Po przybyciu w rejon koncentracji saperzy przystąpili do
organizacji przeprawy 3 Dywizji w rejonie wsi Holendry, budowy
stanowisk dowodzenia armii oraz do pomocy oddziałom radzieckim
w budowie mostu.
W zarządzeniu bojowym szef sztabu 1 Armii Polskiej pisał:
„Dowódca armii rozkazał:
1. Przed frontem 8 Armii gwardii znajdują się dwie nieprzyjacielskie
dywizje pancerne i trzy dywizje piechoty, mające zadanie zepchnąć
oddziały 8 gwardii na wschodni brzeg rz. Wisła. Częste kontrataki
nieprzyjaciela uwieńczone zostały nieznacznym powodzeniem na
poszczególnych odcinkach.
2. Na skutek szyfrowanego telegramu dowódcy 1 Frontu Białoruskiego
1 Brygadzie Pancernej w składzie 1 i 2 pułk czołgów oraz baon piechoty
zmotoryzowanej odbyć marsz po osi Dąbrowa – Tarnów i o godz. 13,00
9. VIII. 1944 r. zgrupować się w rejonie lasu na wschód od m. Tarnów
w gotowości przeprawy przez rz. Wisła, gdzie wejść pod bezpośrednie
dowództwo dowódcy 8 armii gwardii…” .
Przeprawa 1 Brygady Pancernej
Po skoncentrowaniu brygady zorganizowano zwiad saperski rejonu
przeprawy, który ustalił, że Wisła w tym miejscu posiada stromy brzeg
piaszczysty utrudniający przeprawę, a rzeka o szerokości 600 m posiada
liczne mielizny i występujący miejscami silny prąd. W związku z tym, że
budowa mostu niskowodnego na podporach o nośności 60 t nie była jeszcze
ukończona przez saperów 8 Armii. Zapadła decyzja o przeprawie na
promach. Polscy i radzieccy saperzy zbudowali podejścia dla czołgów do
promu. Do przeprawy przydzielono jeden prom zbudowany z dwóch barek
rzecznych o nośności 100 t, który mógł zabrać dwa średnie czołgi T-34
i jeden pluton żołnierzy. Czas jednego rejsu trwał średnio około godziny.
Przeprawę rozpoczęła 1 kompania z 1 pułku czołgów 9 sierpnia
1944 r. o godz. 14. Przeprawa 10 czołgów trwała do godz. 21, opóźnienie
spowodowane było bombardowaniem przez Junkersy i Heinkle oraz
90
ostrzałem artyleryjskim. Na stanie Rosjan był jeszcze drugi prom
zbudowany z barek, lecz był wykorzystywany do przeprawy czołgów i dział
sąsiednich korpusów 28 i 29 KPgw. Rosjanie posiadali ponadto 4 promy 16
tonowe i 7 promów o nośności 6-9 ton. W tym czasie na drugi brzeg
przeprawiał się radziecki 29 KPgw i polska 3 Dywizja Piechoty.
Przedłużający się czas przeprawy czołgów spowodował wybranie na
przeprawę czołgów rejon Bączek, podczas przeprawy przez 16 t most na
rzece Bączycha o godz. 16 dwa czołgi przejechały, lecz pod trzecim most
się zawalił. W związku z niepowodzeniem tej przeprawy powrócono na
Tarnów. O zmroku nasiliły się ataki lotnictwa na rejon przeprawy,
atakowało ją łącznie 311 samolotów, które zrzuciły 112 bomb od 200 do
250 kg oraz dużo bomb mniejszych. 10 sierpnia rano w godz. 7.50 i 8.10
zrzucono 49 bomb różnych wagomiarów. 1 pułk wznowił przeprawę
o godz. 8 i zakończył o godzinie 16 (według założeń przeprawić się miał do
7 rano). Pod koniec dnia 10 sierpnia na lewy brzeg z 1 pułku przeprawiono
23 czołgi, a pozostałe 13 czołgów o świcie 11 sierpnia.
2 pułk wraz z batalionem piechoty zmotoryzowanej (w tym pluton
saperów, pluton łączności, kompania ckm, rusznic ppanc., moździerzy 82
mm, pluton fizylierów i sztab batalionu), według rozkazu bojowego nr 013,
miał przeprawę rozpocząć o godz. 6.00 dnia 10 sierpnia i zakończyć pod
koniec tego samego dnia. W dziejach formowania, szkolenia i bojów
2 pułku z dnia 10.08.44 r. czytamy: „Dowódca pułku postanowił przeprawić
tylko główne siły pułku w kolejności: zwiad czołgowy z desantem fizylierów
i RPP. Pod nieustającymi nalotami niemieckiej awiacji o godz. 9,00 10.08
rozpoczęto przeprawę. Pułk był skoncentrowany około 6 klm. od przeprawy.
Aby nie wystawiać pod ostrzał artyleryjski i bomby podciągnięto oddziały
pojedynczo. Pułk przeprawił się na promie po 2 czołgi. Jeden przejazd trwał
40 min.
O godz. 9,00 pierwsze 2 czołgi zwiadu zjechały na prom i odbiły od
prawego brzegu. Lotnictwo npla. nie dawało odetchnąć. Przestrzeń
w rejonie przeprawy i dojazdu była zryta bombami. Minęło jednak 40 min.
i dwa czołgi z kpt. Makarowem wylądowały na lewym brzegu Wisły. I tak
parami przeprawiały się czołgi naszego pułku”. 2 pułk do godz.
16 przeprawił 11 czołgów. O godz. 6 rano pułk przeprawił się bez dwóch
czołgów i był gotowy do odpierania ataków. Mimo, że przeprawa odbywała
się pod silnym ogniem artylerii i lotnictwa, to zdołano dojść do wprawy
i jeden rejs promu trwał już 40 minut. Czołgi ostatni odcinek przeprawy 3040 m od lewego brzegu pokonywały w bród.
91
Przeprawa 3 Dywizji Piechoty
Według rozkazu armii, dla wzmocnienia przyczółku, należało
przeprawić 3 Dywizję Piechoty wzmocnioną dwoma brygadami artylerii
haubic, pułkiem artylerii przeciwpancernej oraz dwoma brygadami artylerii
ciężkiej. Na drugi brzeg dywizja (10 000 ludzi, 906 koni, 364 samochodów,
128 ckm, 218 rusznic ppanc. i 248 dział i moździerzy) miała przeprawić
w nocy z 9 na 10 sierpnia 1944 r. Dla przeprawy artylerii i transportu
kołowego wyznaczono most pontonowy w rejonie Tarnowa, lecz w związku
z odmową Rosjan zapadła decyzja o przeprawie na środkach
przeprawowych.
Do celów przeprawy wyznaczono 4 promy 16 tonowe z parku N2P
(z 6 i 21 bpontmost). Dla poruszania tych promów miano wykorzystać kutry
z obsługą z jednostek inżynieryjnych. W rejonie cegielni na Osiedlu Wilga,
9 sierpnia o godz. 15.20 rozpoczęła się przeprawa na podręcznych środkach
przeprawowych (tratwy, pontony i łódki). Dowództwo 1 Armii przydzieliło
3 Dywizji: 24 pontony 5-tonowe z parku NLP (nowy lekki park
przeprawowy) (z 1BSap i 7 zmotbasa) i 6 promów, które miały być
obsługiwane przez oddziały 1 brygady saperów. Na przeprawie 3 Dywizji
ostatecznie kursowało 40 pontonów (25 pontonów z 1 BSap
i 15 z 7 zmotbsap) oraz 6 promów 5 tonowych. Czas jednego rejsu dla
pontonów wynosił około jednej godziny, a promów 25 min. na przeprawie
w rejonie cegielni zorganizowano przeprawę desantowo – promową, a na
północ od niej (700 m przed Holendrami) przeprawę promową.
Szerokość obu przepraw wynosiła 2 km. Do godz. 22.00
przeprawiono trzy pułki piechoty oraz dywizjon artylerii (3 pal). W wyniku
intensywnych nalotów (rozpoczętych od godz. 22.30 bez przerwy do 5 rano
10 sierpnia) zaprzestano dalszej przeprawy. Przeprawę wznowiono rano,
lecz ze zmniejszonymi środkami przeprawowymi 4 promy 16 tonowe,
6 promów 5 tonowych i 9 pontonów. Od 7 rano do 21 przeprawiono
oddziały specjalne dywizji (batalion szkolny, batalion saperów, baterię dział
45 mm, kompanię rusznic przeciwpancernych, łączności, fizylierów
i wszelkie inne mniejsze oddziały) oraz 2 dywizjon 3 pułku artylerii lekkiej.
Przeprawił się również 19 pułk artylerii przeciwpancernej. W ciągu dnia
(10 sierpnia) nadal rejon przeprawy był ostrzeliwany i bombardowany
samolotami w grupach od 6 do 18 z wysokości 4000 m. W tym dniu
naliczono 92 samolotów, które zrzuciły ponad 350 bomb. W wyniku
bombardowań dywizja poniosła straty w ludziach i sprzęcie. W nocy z 10 na
11 sierpnia przeprawiono sztab artylerii 3 Dywizji, a 11 sierpnia 4 pułk
92
artylerii przeciwpancernej i sztab 4 brygady artylerii. Artyleria i transport
kołowy przeprawiły się przez most 16 t. pod Tarnowem. W ciągu dnia
11 sierpnia lotnictwo niemieckie ograniczało się do lotów rozpoznawczych,
dopiero na wieczór rozpoczęło bombardowanie, lecz silny ogień baterii
uniemożliwił skuteczne bombardowanie. Jeden dzień oddziały radzieckie
i polskie przebywały razem w celu zapoznania się z terenem walki,
a następnie w nocy z 11 na 12 sierpnia 3 Dywizja rozpoczęła luzowanie
oddziałów radzieckich na przyczółku. Osłonę artyleryjską dla dywizji
stanowiła 2 i 3 Brygada Artylerii, które zajęły pozycję ogniowe w rejonie od
Kępy Zalewskiej poprzez Jaszczysko, Górki, wzgórze 99,2 (500 m na
zachód od Kępy Zalewskiej), Wólkę Gruszczyńską. Przeprawiono na lewy
brzeg punkty rozpoznania i dowodzenia. Oddziały komunikowały za
pośrednictwem łączności radiowej (radiostacje), telefonicznej (kablami
przeciągniętymi przez Wisłę) oraz pisanymi meldunkami (oficerowie
łącznikowi).
Przeprawę osłaniała 1 Dywizja Artylerii Przeciwlotniczej. W rejonie
Skurczy rozlokowano 15 i 18 pułk artylerii przeciwlotniczej. Natomiast
16 i 17 pułk artylerii od rana 9 sierpnia rozmieszczono w rejonie
Malinówka, Wola Celejowska, Cyganówka, Wilga, Komisja. Nadmienić
trzeba, że 15 pułk nie osłaniał polskiej przeprawy, lecz most w Tarnowie,
również pozostałe pułki rozlokowano zbyt daleko bo 3-5 km od miejsca
przepraw. Widząc nieskuteczność działań artylerii zastępca dowódcy
artylerii zorganizował obronę przepraw następująco: 17 i 18 pułk miał być
przegrupowany do Holendrów (zadanie to zostało wykonane), a 16 pułk
miał się rozlokować na wzgórzu 117,8 (Osiedle) lecz z braku materiałów
pędnych nie osiągnął wyznaczonego rejonu. Nowe pozycję pułki osiągnęły
9 sierpnia o godz. 22, lecz 3 Dywizja już się przeprawiła (bez artylerii
i taborów). W wyniku braku osłony przeciwlotniczej stracono 3 pontony,
a 4 zostały uszkodzone. Nie istniała wówczas osłona lotnicza przepraw
przez samoloty radzieckie, które pojawiły się dopiero znacznie później.
Zaangażowanie tak dużych środków przeprawowych 9 sierpnia
i zmniejszenie ich liczebności dnia następnego związane było z budową
polskiego mostu.
93
Położenie wojsk w dniach 16 sierpnia – 13 września 1944 r.
Polski most
Dostarczanie sprzętu na przyczółek poprzez przeprawę nie było
racjonalne, pozostawała możliwość wybudowania własnego mostu. Według
zarządzenia zastępcy dowódcy wojsk inżynieryjnych nr 028 z 09.08.1944 r.
most miał być zbudowany w rejonie Wólki Gruszczyńskiej w terminie do
12 sierpnia. Z projektu tego zrezygnowano ze względu na bliskość (3,5 km)
nieprzyjaciela na lewym brzegu rzeki Pilicy i otwarty teren. Wybrano drugie
korzystne miejsce budowy mostu. Zlokalizowano je poniżej przystani
portowej Osiedla Wilga. Do miejsca wyznaczonej przeprawy przylegały
zalesienia, które maskowały ruchy wojska, a koryto rzeki w tym miejscu
posiadało liczne mielizny i wyspy ułatwiające gromadzenie na nich
materiału.
Budowę mostu powierzono 1 Brygadzie Saperów, której
podporządkowano dodatkowe jednostki: 7 samodzielny zmotoryzowany
batalion saperów (bez dwóch kompanii), 6 samodzielny zmotoryzowany
batalion pontonowo mostowy (bez 1 kompanii), 1 i 2 batalion saperów
94
( z 1 i 2 DP), 3 samodzielny batalion budowy mostów (bez jednej kompanii)
i 2 samodzielny batalion budowy dróg. 11 sierpnia ustalono, że most ma być
gotowy na 16 sierpnia. Postanowiono, że most początkowo będzie
kombinowany, czyli część mostu będzie na podporach stałych, a część na
pontonach. Część stałą miał stanowić 700 metrowy odcinek, a część
pływającą na pontonach odcinek 194 metrowy. Szerokość mostu ustalono
na 4,1m, a nośność na 16 t. Przewidywano, że w przyszłości będzie to most
stały o nośności 30 t.
Do budowy wyznaczono dwadzieścia trzy kompanie saperów (1699
ludzi), 20 samochodów i 32 ciągniki. Budowę mostu podzielono na dwa
etapy. W pierwszym, sztab przeprowadził rekonesans i wyznaczył oś mostu,
natomiast wojska inżynieryjne przygotowały elementy mostu (pale, kaptury,
części dźwigarów) oraz sprzęt do spławiania (promy, pontony, łódki).
Wojsko w okolicznych oraz dalszych lasach, jak Huta Garwolińska
i w lasach pod Dęblinem wycinało dorodne sosny z przeznaczeniem na
budowę mostu. Sosny na deski i kantówki cięto w polowym tartaku
zlokalizowanym w pobliżu przeprawy oraz w tartaku znajdującym się
w pobliżu Komisji. Elementy mostu były gotowe o godz. 11.30 13 sierpnia
i zostały spławione na budowę. Transport elementów powierzono 11
batalionowi saperów (1 BSap), pozostałe oddziały saperów skierowano na
wyznaczone odcinki.
Budowę mostu na Wiśle zlecono saperom z 1 Brygady i podzielono
ją na odcinki, zaś samo wykonanie można podzielić na trzy okresy.
W pierwszym okresie rozpoczętym o godz. 11.30 zaczęto wbijać
ręcznie pale w dno rzeki, prace tą wykonywało 1399 saperów. Pale
mostowe nabijało czterech żołnierzy ręcznie tzw. babą na zmianę, (jedna
zmiana wbijała, a druga odpoczywała). Saperzy radzieccy przy budowie
mostu w Tarnowie nabijali pale kafarem parowym. Wbijanie pali
ukończono o godz. 23. W czasie budowy mostu nieprzyjaciel przeprowadzał
naloty, w wyniku których ginęli lub zostawali ranni saperzy. Częściowemu
zniszczeniu ulegał również sprzęt używany do budowy. W związku
z nasileniem się nocnych nalotów przerwano prace saperskie, a żołnierzy
wycofano 4 km od budowy, pozostała tylko ochrona. W drugim okresie (14
sierpnia 1944 r.) układano kaptury i dźwigary. Pracę rozpoczęto o świcie
i ukończono o godz. 22. Tego dnia wykonano również drogi dylowane na
przyczółkach mostu. W trzecim okresie od 15 sierpnia układano
nawierzchnię mostu, krawężniki i poręcze. Na głównym nurcie, gdzie nie
zabito jeszcze pali wprowadzono część pływającą – pontony.
95
Budowę mostu rozpoczęto 13 sierpnia o godz. 11.30 a ukończono
15 sierpnia o 21.30. Most wykonano tak szybko, ponieważ jego budowę
rozpoczęto jednocześnie na całej jego długości przy skoordynowanych
działaniach wszystkich jednostek i ogromnym poświęceniu saperów.
Do kierowania pracami utworzona była specjalna grupa oficerów.
Zorganizowana została łączność radiowa i telefoniczna pomiędzy sztabem
i oddziałami. Przygotowane zostały schrony przeciwlotnicze dla saperów
oraz miejsca postawienia zasłony dymnej. Kilka razy w dniach
15-17 sierpnia 1 kompania obrony przeciwchemicznej (z 1DP) wykonała
zasłony dymne na łasze piaszczystej na wysokości Holendrów. Gdy była
postawiona zasłona dymna ostrzał artylerii nieprzyjaciela ustawał.
Po wybudowaniu mostu od 1 brygady saperów odeszły: 3 batalion budowy
mostów, 7 samodzielny zmotoryzowany batalion saperów i batalion
saperów z 2 Dywizji. Gdy jednostki 2 Dywizji przeprawiły się na lewy
brzeg, 1 Brygada z pozostałymi jednostkami przystąpiły od rana 16 do
wieczora 17 sierpnia do gromadzenia materiałów na wymianę części
pływającej mostu. W nocy z 17 na 18 sierpnia most zamknięto i od godz.
11.30 przystąpiono do zmiany 281 metrowego odcinka pływającego. Prace
ukończono o godz. 22. Powstał wówczas najdłuższy most drewniany
w Europie, który miał 894 m. długości, 4,15 m szerokości i 16 t obciążenia.
W wyniku bombardowania most został uszkodzony dwukrotnie, a po
upływie dwóch godzin wznawiano na nim ruch. Przez „polski” most od jego
wybudowania do 3 września przejechało ponad 200 dział, około 2000
samochodów i przeszło około 10 000 żołnierzy.
Przeprawa 2 Dywizji Piechoty
Powiększenie terenu do obrony na przyczółku wymusiło użycie
2 Dywizji Piechoty wzmocnionej 1 pułkiem moździerzy, 19 i 20 pułkiem
artylerii przeciwpancernej i 3 brygadą artylerii. Zgodnie z nowym
zadaniem, 11 sierpnia miedzy godzinami 10 a 17.30, dywizja przeszła
z miejsca stacjonowania do rejonu pomiędzy Wilgą, Skurczą, Komisją
i wzgórzem 122,0 na wprost mostu. 13 sierpnia dowódca dywizji zarządził
budowę po 10 łodzi saperskich na pułk piechoty, które miano wykonać do
18 sierpnia.
Przeprawę 2 Dywizji wyznaczono na 15 sierpnia. Miała się ona
przeprawiać od godz. 11 do godz. 9 rano 16 sierpnia. Pierwszy po moście
8 Armii Gwardii (radziecki) w Skurczy w godz. 11-14 przeprawił się 5 pułk
z 2 dywizjonem 2 pułku artylerii lekkiej. W czasie przeprawy 1 batalionu
96
jego 5 pp. został zaatakowany przez radzieckie samoloty. Żołnierze zostali
ostrzelani z broni pokładowej (ckm) i pociskami rakietowymi. Nalotu
dokonały dwa IŁy-2 w osłonie jednego myśliwca. W wyniku ataku
11 żołnierzy zostało rannych, w tym jeden oficer ppor. Szymonowicz
(oficerem w 5 pp pułku był Wojciech Jaruzelski). Jako drugi przeprawiał się
6 pułk z 3 dywizjonem 2 pułku artylerii lekkiej w godzinach 15 - 18.
Podczas przeprawy 6 pułk został ostrzelany przez niemiecką artylerię
ciężką. Po piechocie mostem radzieckim 16 sierpnia od godz. 18 rozpoczęła
przeprawę artyleria; 11 pułk artylerii lekkiej, 12 pal i 10 pal. Natomiast
4 pułk z 1 dywizjonem 2 pułku artylerii lekkiej przeprawił się mostem
polskim 1 Armii 16 sierpnia od godz. 24 do godz. 4. Po 4 pułku przeprawiły
się pozostałe pododdziały i sztab dywizji (w godz. 5-6). Od godz.
13 przeszła mostem artyleria z 1 pułku moździerzy, od 15.30 rozpoczął
przeprawę 20 pułk artylerii przeciwpancernej, a od 16.30 3 Brygada
Artylerii Haubic. Przeprawa przez mosty odbywała się grupami po jednym
batalionie a artyleria bateriami, oddziały wyruszały na most tylko na rozkaz
komendanta przeprawy. Nie dopuszczano do grupowania się piechoty
i taborów bezpośrednio przy przeprawach. Na północ od mostu na promach
30 tonowych, 21 samodzielny batalion pontonowo mostowy przeprawił
13 pułk artylerii pancernej. Przeprawa trwała całą noc. Wyznaczenie
przepraw artylerii po określonych mostach spowodowane było zadaniami
bojowymi na przyczółku położonym w bliskiej odległości od ich miejsc
przepraw.
Dalsze działania na wschodnim brzegu Wisły
Po przeprawieniu na lewy brzeg większości 1 Armii, na jej prawym
brzegu pozostała 1 Dywizja Piechoty i 1 Brygada Kawalerii oraz oddziały
artylerii wspierające walczące oddziały na przyczółku. W związku
z odejściem 9 Dywizji Kawalerii Gwardii do odwodu, jej miejsce zajęła
1 Dywizja. Od rana 22 sierpnia 1944 r. 1 Dywizja zajęła rubież obrony od
ujścia rzeki Wilgi aż do ujścia rzeki Świder. 1 pp. zajął rejon od Górnego
Zalesia, Mariańskiego Porzecza do Radwankowa Królewskiego. W tym
rejonie 1 Dywizja przebywała do 7 września, a następnie odeszła pod
Warszawę (Miedzeszyn, Michalin, Wiązowna).
W celu wzmocnienia prawego skrzydła 1 Armii od 3 września do
działań bojowych przystąpiła 1 Brygada Kawalerii z 1 Armii WP, która była
dotychczas w odwodzie w okolicach Bud Uśniackich i Uśniak. Jej 2 pułk
został przeprawiony na drugi brzeg promami przy ujściu rzeki Wilgi w celu
97
wzmocnienia 3 Dywizji. Na prawym brzegu brygada stworzyła batalionowy
rejon obrony nr 1a. Tworzył go 3 pułk zajmujący pozycję obronną na
prawym brzegu od ujścia rzeki Wilgi do Kępy Celejowskiej, 1, 2 i 3
szwadron zajmujący rejon Tatarczyska, a 4 szwadron rejon Podola Nowego.
4 dywizjon artylerii konnej (baterie 1,2,3) zajął pozycje ogniowe w rejonie
Jaszczyska, Wicia Wschodniego i Wicia Górki wspierając swym ogniem
2 i 3 pułk kawalerii. Bateria dział 76 mm usytuowana została na styku dróg
w Podolu Nowym. Stanowiska ogniowe baterii moździerzy 82 mm
rozmieszczono w rejonie styku dróg 1 km na południe od wzgórza 94,4.
Brygada utworzyła rejony przeciwpancerne nr 3 (Tatarczysko) dysponujący
4 działami 76 mm z 3pk i nr 4 (Wicie Górki) dysponujący 12 działami 76
mm z 4da. Stanowisko dowodzenia brygady, 10 szwadron łączności i 13
szwadron saperów zostały rozlokowane w Zakrzewiu, a tyły brygady
i brygadowy punk żywności, skład materiałów i 9 szwadron techniczny
w folwarku Zagroda. W Celejowie rozlokowano 8 baterię artylerii
przeciwlotniczej i 6 szwadron sanitarny (5 ambulansów weterynaryjnych).
Od 8 września rozpoczęła się ewakuacja ludności cywilnej z pasa obrony
1 Brygady Kawalerii. Ewakuacja objęła 175 rodzin (951 osób). Od 29
sierpnia rejon przepraw stał się celem ostrzału przez ciężkie działo kalibru
520 mm ustawione przez Niemców na platformie kolejowej.
31 sierpnia zapadła decyzja dowódcy 1 Frontu Białoruskiego
o rozbudowie pasów obrony. Pierwszy i drugi pas znajdował się za Wisłą
i osłaniał przyczółek, a trzeci pas zaczęto rozbudowywać na wschodnim
brzegu Wisły. Pas obrony ciągnął się od Tarnowa do ujścia rzeki Wilgi.
Kopano schrony dla ludzi, koni, sprzętu, obiekty obrony okrężnej,
przeciwlotniczej i pancernej. Pokaz sposobu rozbudowy batalionowych
umocnień przeprowadzono w Holendrach. Wykonano około 100 km
transzei i rowów łącznikowych, 1500 stanowisk dla broni zespołowej, 400
stanowisk dla dział i moździerzy. Oprócz budowy okopów (transzei,
rowów), wykonano zapory inżynieryjne (pola minowe i zasieki z drutu
kolczastego). W niedzielę 3 września 1944 r. żołnierze 1 Dywizji wolni od
prac inżynieryjnych brali udział w nabożeństwie, a 2 Dywizja w szkoleniach
bojowych. Prace inżynieryjne przerwano 11 września w związku
z odejściem 1 Armii w rejon Warszawy. Wraz z dyrektywą o inżynieryjnej
rozbudowie obrony wydano rozkaz o ewakuacji, według którego 1 Armia
miała wysiedlić ludność z przyczółku na odległość 12-15 km.
98
Obrona przeciwlotnicza
Do obrony przepraw przed atakami lotnictwa nieprzyjaciela
(najsilniejsze miały miejsce w dniach 9-13 sierpnia gdzie atakowało
przeprawy około 50 samolotów), 1 Armia dysponowała artylerią
przeciwlotniczą. Obronę na szczeblu armii organizowała 1 Dywizja
Artylerii. 16 pułk artylerii (1 i 5 BAC, 2 i 3 BAH) rozmieszczono w Wildze,
17 i 18 pułk na południe od Holendrów (Kolonia Wilga). 15 pułk wraz
z 3 baterią 1 samodzielnego dywizjonu artylerii podporządkowano 8 Armii
w rejonie Tarnowa. 1 samodzielny dywizjon artylerii bez trzeciej baterii
osłaniał sztab armii w Żabieńcu. W dniach 10-11 sierpnia 16 pułk zajął
nowe pozycje w rejonie od Niecieczy i Zalesia poprzez Kępę Celejowską
i Kępę Zalewską. Wraz z 2 dywizją przeprawił się na drugi brzeg 17 pułk,
a jego stanowiska obsadził 16 pułk. Dopiero 26 sierpnia zwolniony został
15 pułk z obrony pod Tarnowem. Obsadził on rejon Woli Celejowskiej,
młyn 500 m na północ od Woli Celejowskiej i Zakrzew, z zadaniem
osłaniania brygad artylerii 1, 5 i 2. W drugiej połowie sierpnia do osłony
lotniska w Woli Rowskiej przerzucono jedną baterię z 15 pułku i 3-cią
baterię z 1 samodzielnego dywizjonu artylerii.
Niemcy próbowali bombardować mosty z lotów nurkowych, lecz te
nie przynosiły efektów, bombardowano więc z dużych wysokości (4-5 tys.
m). W trakcie obrony przeciwlotniczej 15 pułk strącił dwa samoloty
(11 sierpnia Fw-190, a 12 sierpnia samolot He 111). Jeden z nich spadł na
terenie Osiedla Wypoczynkowego, a drugi między Skurczą i Tarnowem.
W okresie od 12 do 20 sierpnia odnotowano 181 przelotów, tym 66
nocnych.
Wycofanie 1 Armii
W związku z użyciem 1 Armii w walkach o Warszawę, dowództwo
armii otrzymało rozkaz od dowódcy 1 Frontu Białoruskiego o przekazaniu
zajmowanych stanowisk do rana 12 września oddziałom 8 Armii i przejścia
w rejon Garwolina, Cyganówki, Izdebna, Feliksina, Sulbin Górnych
i skierowania ich w rejon Warszawy.
W związku z przegrupowaniem wojsk zarządzono przeprawę
2 Dywizji Piechoty i artylerii przez most koło Skurczy w dniach 11 - 13
września i skoncentrowanie się w nowym rejonie - Stoczek, Wycinki,
Izdebno, Izdebnik. Wraz z wojskiem ewakuowano ludność cywilną. Do 10
września ewakuowano 1320 osób z 288 gospodarstw. 11 września
99
ewakuowano 215 osób z 70 gospodarstw, a 12 września 520 osób. Pozostało
jeszcze do ewakuacji około 800 ludzi.
W nocy z 11 na 12 września przeprawiały się: 4 Brygada Artylerii
Przeciwpancernej (4, 19 i 20 pułk artylerii przeciwpancernej) – rejon
ześrodkowania okolice Marianowa, Wilkowyi; 3 Brygada Haubic (10, 11
i 12 pułk artylerii) – rejon ześrodkowania okolice Izdebna, las Żebrak.
W dniu 11 września zapoznano Rosjan z lokalizacją pól minowych,
skrajem obrony i środkami obrony nieprzyjaciela, a w nocy z 11 na 12
września nastąpiło zluzowanie oddziałów 2 Dywizji przez 74 Dywizję
Piechoty Gwardii. 2 Dywizja przeprawiała się również przez most pod
Skurczą. 4 pułk przeszedł w rejon Zakącia, 5 pułk w rejon Izdebnika,
a 6 pułk w rejonie Zwierówki. W nocy z 12 na 13 września przeprawił się
2 pal, batalion saperów, kompanie: łączności, chemiczna, zwiadu
i fizylierów. Na rejon ześrodkowania tych oddziałów wyznaczono północne
i zachodnie okolice Wilkowyi.
14 stycznia z przyczółku warecko-magnuszewskiego nastąpiło
uderzenie radzieckiej 61 Armii i 2 Armii Pancernej, która nacierała
w kierunku Warki, Grójca i Grodziska.
W wyniku działań wojennych uległy całkowitemu zniszczeniu wsie;
Skurcza, Tarnów i Ruda Tarnowska. W pozostałych wsiach nadwiślańskich
wiele budynków zostało rozebranych przez żołnierzy radzieckich.
Mieszkańcy nie uzyskali żadnej pomocy od władz, musieli sami usuwać
ślady wojny (okopy, leje, spalone i zburzone budynki). Zbudowany polski
most służył jeszcze po odejściu frontu okolicznym mieszkańcom po obu
brzegach Wisły.
W wyniku walk nad Wisłą 1 Armia Wojska Polskiego poniosła
znaczne straty w ludziach. Poległo 484 żołnierzy, zaginęło 63, a zostało
rannych 1459. Polegli żołnierze byli urodzeni w latach 1891-1927.
Najwięcej żołnierzy zginęło w sierpniu 1944 r. Po wojnie planowano
utworzyć cmentarz wojenny dla żołnierzy poległych na obu brzegach Wisły
w Skurczy (1000 m na południe od cmentarza z I wojny). Na cmentarzu
w Skurczy pochowano zwłoki 216 żołnierzy z gmin Łaskarzew, Sobienie
Jeziory i Wilga. Ostatecznie cmentarz wojenny utworzono w Garwolinie, na
który przeniesiono ekshumowane zwłoki żołnierzy polskich i radzieckich
z mogił pojedynczych i zbiorowych znajdujących się na obu brzegach
Wisły. Według sporządzonych po wojnie przez sołtysów z gminy Wilga
wykazów mogił żołnierzy radzieckich ustalono następujące liczby
pochowanych: Celejów – 7, Podole Stare – 8, Zakrzew – 6, Kępa
Celejowska – 3, Wilga – około 60, w tym 7 oficerów. Najwięcej mogił
100
znajdowało się na terenie Osiedla Wypoczynkowego: ustalono
10 pojedynczych mogił i dwie zbiorowe, jedna w lesie przy drodze na
Dęblin, a druga przy ośrodku KZST, gdzie zlokalizowany był szpital
polowy. Wiele mogił na Osiedlu nie zdołano zlokalizować z powodu
zniszczenia ich przez pojazdy podczas stacjonowania wojsk radzieckich.
Żołnierze polscy, którzy zginęli w 1944 r. w trakcie działań
wojennych byli chowani na cmentarzach parafialnych w Wildze
i Mariańskim Porzeczu. Po wojnie ich ciał nie ekshumowano na cmentarz
wojenny w Garwolinie.
Na cmentarzu w Mariańskim Porzeczu spoczywają:
1. Iżykowski Michał, plut. szef 5BAC, zg. 10-08 w rejonie Wilgi.
2. Marcinów Piotr, kan. 8 pah, zg. 25-08 w Podolu Nowym.
Na cmentarzu w Wildze w bratniej mogile z żołnierzami września 1939 r.
spoczywają:
1. Chomowski Mikołaj, ppor. 1 BAC, ur. 1913 r. w Krasnodar, zg. 11-08
w Wildze.
2. Baran Mikołaj, kan. 19 papanc, ur. 1922 r. Horodnica rej. Kopczyńce,
zg. 8-08 pod Wilgą.
3. Hajac Henryk, kan. 8 pah. ur. 1924 r. Tarnopol, zmarł z ran 10-08
w Wildze.
4. Jakubiszyn Michał, kan. 19 papanc, ur.1916 r. Uhryńkowce rej.
Zaleszczyki, zg. 8-08 pod Wilgą
5. Kielski Józef, kan. 19 papanc, ur 1911 w Toporowce rej. Horodenka,
zg. pod Wilgą 8-08
6. Rzeszewski Maks, kan. 5 BAC, ur.1915 z Włodawy, zginął
w wypadku 8-08 w Wildze.
7. Suchecki S. szer.
Inni polscy żołnierze którzy polegli na prawym brzegu Wisły podczas
działań frontowych:
1. Bończuk Stanisław kpr. 15 palot, ur.1906 r. Ihrowice, rej Tarnopol
zg. 12-08 w Skurczy.
2. Buczkowski Michał, zg. 09-08 w Cyganówce.
3. Czyżenko Taras, kpt. 1 Bsap, ur. 1916 r. Lubonicze, zmarł z ran 10-08
na Komisji.
4. Matuszkiewicz Władysław, kpr. 8pp, zg. 9-08 w Tarnowie.
5. Piotrowski Zygmunt, kan. 9 pah, ur.1926, Rybcza, rej Krzemieniec,
zg. 19-08 w Cyganówce
101
6. Piotrowski Michał, ur. 1925, zg. w Cyganówce.
7. Szulak Michał, zg. 9.08 na Osiedlu Wilga.
8. Świtała Henryk, chor. 7pp., zg. 9-08 w Skurczy.
9. Żarkiewicz Tadeusz, szer. 7pp., zg. 9-08 w Skurczy.
10. Żmijewski Cezary, kan. 7pah, zg. 16-08 w Mariańskim Porzeczu.
11. Kuczyński Józef z Równego, zg. w Podolu Starym.
Zdjęcia poprzedniego pomnika saperów z lat 1954-1974.
102
Literatura:
1. Antoni Karpiński, Pod Dęblinem Puławami i Warką, Wojskowy
Instytut Historyczny Akademii Sztabu Generalnego, Warszawa 1967.
2. Wojciech Kempa, Na przedpolu Warszawy, Siemianowice Śląskie,
2007.
3. Stanisław Szulczyński (red. naukowy) Organizacja i działania bojowe
Ludowego Wojska Polskiego w latach 1943 – 1945, Tom II część I,
Warszawa 1962, wydawnictwo MON.
4. Opracowanie zbiorowe, Księga poległych na polu chwały 1943-1945,
Warszawa 1974, wydawnictwo MON.
103
dr Mariusz Rombel
Bitwa na Kępie Radwankowskiej (sierpień1944 r.)
Bitwa na Kępie Radwankowskiej1 doczekała się, szczególnie
w okresie PRL, wielu opracowań pamiętnikarskich oraz kilku analiz,
w większości publikacji ograniczano się do suchych informacji2, jednak im
więcej czasu upływało od 1944 r., tym niektórzy autorzy odważniej
zaczynali krytykować dowódców, a nade wszystko kwestionowali celowość
walki w rejonie Czerska i Sobień-Jezior. Oficjalnie chodziło
o niedopuszczenie do przeprawy niemieckiej przez Wisłę3. Obok
oficjalnych relacji wydawanych przez Ministerstwo Obrony Narodowej
PRL, i oczywiście cenzurowanych, funkcjonowała wśród mieszkańców4
inna wersja, podkreślająca bohaterstwo żołnierzy, lecz wskazująca,
że polscy żołnierze na Wyspie Rembezy padli ofiarą ostrzału niemieckiego
i radzieckiego. Żołnierze, szczególnie z kompanii karnej, zostali zmuszeni
do przeprawy na wyspę i ostrzelani celowo przez artylerię radziecką5.
Zdaniem Kazimierza Sobczaka, wyspa miała strategiczne znaczenie,
ponieważ „pozwalała na znaczne wysunięcie na przedpolu posterunków”,
które mogły obserwować przeciwnika i kontrolować ruch na rzece6. Pisze
1
„Bezimienna wyspa na Wiśle” była jedynie dla map wojskowych, miejscowi mieli swoją
nazwę. Wyspę nazywano różnie: Kępniaki, Wyspa Czerska. Kępniaki to też gwarowa
nazwa lewobrzeżnej wsi Kępa Radwankowska. Por. K. Sobczak, Lenino – Warszawa Berlin. Wojenne dzieje 1 DP im. Tadeusza Kościuszki, Warszawa 1988, s. 227 [dalej:
K. Sobczak, Lenino].
2
Kępa Radwankowska /w/ Encyklopedia II Wojny Światowej, red. K. Sobczak, Wyd.
MON, Warszawa 1975, s. 216 [dalej: Encyklopedia]. U. Lewandowska, K. Malik,
Przewodnik po Polsce, Sport i Turystyka, Warszawa 1991, s. 515, 526, J. Kałuszko,
P. Ajdacki, Otwock i okolice, Rewasz, Pruszków 2006, s. 197, 233. P. Ajdacki, Z. Wiliński,
Miejsca Pamięci Narodowej Otwocka i okolic, Otwock 2013, s. 185, 241-242.
3
Braterstwo broni, red. E. Jadziak, P. A. Żylin, Wyd. MON, Warszawa 1975, s. 253 [dalej:
Braterstwo].
4
Do dnia dzisiejszego, po upływie 70 lat, bezpośredni i pośredni świadkowie chcą
zachować anonimowość. Za przykład zastraszenia można podać, iż w l. 60 XX w.
gospodarz z Radwankowa, którego stryjem był Józef Kociszewski, chętnie mówił o bitwie,
ale jak dowiedział się, że stoi przed nim uczestnik, por. Leś, to „patrzył na nas, milcząc,
jakby mówił, że nie pamięta.” W. Kozłowicz, Kształt pamięci. Szkice do portretu
polskiego, Wyd. MON, Warszawa 1971, s. 172 [W. Kozłowicz, Kształt pamięci].
5
Por. Kałuszko J., Ajdacki P., Otwock i okolice. Przewodnik, Rewasz, Pruszków 2006, s.
197.
6
K. Sobczak, Lenino, s. 227.
104
on, że „przygotowanie do działań było należyte”7, zaś innym miejscu,
że jednak siły polskie nie wystarczały do zniszczenia sił niemieckich8.
Według niego, „dywizja, zwłaszcza 2 pułk piechoty, w walkach o wyspę
zdobyła nowe doświadczenia”, „postawa żołnierzy i oficerów była (…)
bojowa, przepojona zdecydowaną wolą walki na śmierć i życie”, zaś walka
o wyspę „dostarczyła dowództwu nowych elementów do oceny
nieprzyjaciela”9.
Ze wspomnień żołnierzy można jednak wydobyć krytykę gen.
Bezwiuka, dowódcy 1 Dywizji Piechoty. O fatalnym rozpoznaniu pisał Jan
Zasadzki: „nie ma prawie żadnych informacji o sytuacji w rejonie
zamierzonej przeprawy. Dowódca 2 pułku powiedział tylko lakonicznie, że
naszych żołnierzy na wyspie nie ma. A czy są Niemcy? Nie wiadomo”10.
Miał on świadomość, że brak rozpoznania spowoduje straty podobnie jak
pod Dęblinem (31 VII-1 VIII)11, ale czy wiedział to Bezwiuk? W 2004 r.
uczestnik bitwy, Tadeusz Cynkin zaatakował nieudolność, czy może
roztargnienie, gen. Bezwiuka, dowódcy 1 DP. Przybył on na punkt
obserwacyjny naprzeciw Wyspy i „przechodząc wzdłuż wału, który był
wówczas przednim skrajem obrony, zgubił mapę z wyrysowaną sytuacją
dywizji i armii. Zobaczyłem leżącą na trawie mapę, podniosłem
i podszedłszy do generała w sposób dyskretny mu ją podałem. Nic mi nie
powiedział, ale musiał być wielce rad. Niebagatelna to rzecz stracić mapę
z wyrysowaną sytuacją bojową armii”12. Dokumenty gubili także Niemcy,
sierż. Karpiński, który w nocnej eskapadzie opłynął północny cypel wyspy
i przedostał się na tyły niemieckie, znalazł przy zabitym oberlejtnancie
portfel z dokumentami. Niemiec miał przy sobie mapę ze szlakiem
bojowym prowadzącym przez Belgię, Francję do ZSRR, a stamtąd przez
Mińsk, Spass-Demiańsk i Mceńsk do Kurska i w prostej linii nad Wisłę oraz
rozkaz dzienny datowany na 25 sierpnia 1944 r. dla 31 pułku grenadierów13.
Niepotwierdzoną dotychczas jest również relacja, jakoby
7
Tamże, s. 229
Tamże.
9
Tamże, s. 231.
10
M. Nowiński, Współtwórcy ludowego czynu zbrojnego, Wyd. MON, Warszawa 1974,
s. 274 [dalej: M. Nowiński, Współtwórcy].
11
Tamże, s. 275-276.
12
Cynkin T., Życie warte życia. Vita vitalis, wyd. Adam Marszałek, Toruń 2004, s. 98-99
[dalej: T. Cynkin, Życie].
13
L. Małek, Strzępy żołnierskiej epopei, Warszawa 1973, s. 80-84 [dalej: L. Małek,
Strzępy].
8
105
że względu na zaminowanie14 i trudny dostęp, ciała zabitych polskich
żołnierzy leżały niepochowane aż do wiosny 1945 r., kiedy to spłynęły
Wisłą do morza15. W 2004 r. jeden z uczestników wydarzeń zasugerował
nawet związek bitwy z Powstaniem Warszawskim. 16 Planowano bowiem
poszerzyć przyczółek mostowy, z którego można by uderzyć od południa na
Warszawę17.
Brakuje dziś, popartej kwerendą archiwalną, bezstronnej
analizy ówczesnych wydarzeń. Poniższy artykuł stawiający sobie za cel
przedstawienie aktualnego stanu badań nad bitwą, może stać się impulsem
do bardziej szczegółowych rozważań.
21 sierpnia 1944 r. - przybycie 1 Dywizji Piechoty
w okolice Sobień-Jezior
Zatrzymanie ofensywy radzieckiej latem 1944 r. umożliwiło
Niemcom przegrupowanie sił i zdławienie Powstania Warszawskiego.
Jednocześnie Stalin nie przewidział, że hitlerowcy będą usiłowali
zlikwidować przyczółek warecko-magnuszewski, dokąd 7-8 sierpnia 1944 r.
spod Wołomina przetransportowano dywizję „Hermann Göring”18. Niemcy
na odcinku Opacz, Góra Kalwaria, Pólko posiadali 31 DP (ewentualnie pułk
grenadierów), 697 i prawdopodobnie 976 baon oraz dywizję lotniczopolową o nieustalonej numeracji. Natomiast na wyspie stała kompania
landwehry „Wiener”19. W ciągu dnia 21 sierpnia, „nieprzyjaciel przejawiał
14
Okolica terenu bitwy, szczególnie na lewym brzegu, pozostawała zaminowana, zaś
saperzy rozminowali wyspę dopiero w k. maja 1945 r., ale wcześniej na własną rękę młodzi
chłopcy próbowali sił na wyspie, nie jeden zginął. S. Sosna-Sarno, Wyspa Rembezy,
Warszawa 1987, s. 8 [dalej: S. Sosna-Sarno, Wyspa].
15
Relacja anonimowa, Radwanków Szlachecki, październik 2013 r.
16
T. Cynkin, Życie, s. 98. Z kolei E. Kospath-Pawłowski, S. Pataj, M. Szczurowski (Hej,
hej ułani. Z dziejów 1 Warszawskiej Brygady (Dywizji) Kawalerii, wyd. Egros, Siedlce
1996, s. 64-65 [dalej: E. Kospath-Pawłowski, S. Pataj, M. Szczurowski, Hej, hej ułani]),
stwierdzali, że zatrzymanie frontu wschodniego na osobiste życzenie Stalina musiało być
zastąpione przez „działania lokalne” i propagandę panująca wśród żołnierzy 1AWP
mówiącą o rychłym wyzwoleniu Warszawy. Z kolei L. Małek (Strzępy, s. 72), uczestnik
wydarzeń, twierdził, iż planowano poszerzyć przyczółek mostowy, z którego można by
uderzyć od południa na Warszawę.
17
L. Małek, Strzępy, s. 72 oraz tamże mapa: Schemat obrony 3 bat. 2 pp na linii Wisły.
18
E. Kospath-Pawłowski, S. Pataj, M. Szczurowski, Hej, hej ułani, s. 65.
19
K. Sobczak, Lenino, s. 227. W. Kozłowicz, Kształt pamięci, s. 176. Rozkaz bojowy nr
041/Op/w/ Organizacja i działanie Ludowego Wojska Polskiego w latach 1943-1945, t. II,
cz. 1, opr. L. Ponahajba, J. Czmut, J. Jankowski, L. Lewandowicz, J. Magnuski,
J. Malczewski, P. Stawecki, M. Wrzosek, red. S. Szulczyński, Warszawa 1964, s. 385
106
słabą aktywność ogniową, prowadził ogień z artylerii, moździerzy i ckm.”20.
Wzmacnianie sił niemieckich w tym rejonie spowodowało zaniepokojenie
dowództwa radzieckiego, które stwierdziło, że konieczne jest poprawienie
obrony pomiędzy Wilgą a Otwockiem, gdzie stacjonowała radziecka
9 Dywizja Kawalerii Gwardii21. Odcinek pomiędzy Władysławowem
a Radwankowem Szlacheckim obsadzał dotychczas 30 pułk kawalerii, zaś
od Radwankowa do ujścia Wilgi – 32 pułk kawalerii22.
Jeszcze na początku sierpnia 1944 r. przyczółek o rozmiarach 200
x 300 m na wyspie wiślanej koło Kępy Radwankowskiej zajął spieszony
szwadron radzieckich kawalerzystów. Nieatakowani przez Niemców
„z braku zajęcia (oczywiście poza ubezpieczeniami bojowymi) opalali się
po całych dniach, łowili ryby i grali w karty. To sielskie życie z dużym
humorem scharakteryzował radziecki dowódca pułku kawalerii, przekazując
zluzowany odcinek naszemu „papie” Siennickiemu. – Poślijcie tak jakąś
kompanię na wypoczynek. Nasi wybyczyli się na wyspie za wszystkie
czasy, a od moczonych przez nich nóg musiały chyba wyzdychać w Wiśle
nie tylko ryby, lecz nawet i żaby. Fryce siedzą cicho. Chyba sami
w strachu”23. Radziecki dowódca wręcz mówił, że mieli na wyspie „urlop”
i że „Niemców nie ma na wyspie”24.
20 sierpnia radziecki marsz. K. Rokossowski wydał rozkaz,
[dalej: Organizacja, t. II, cz. 1]. Rozkaz bojowy gen. W. Bezwiuka, dowódcy 1 DP nr 012,
21 VIII, godz. 18.00, Pogorzel /w/ Organizacja, t. II, cz. 1, s. 386-388. S. Sosna-Sarno,
Wyspa, s. 65. Zdaniem L. Małka (Strzępy żołnierskiej epopei, Warszawa 1973, s. 72), na
łasze wiślanej i pod wałem od strony Kępy Kosumieckiej i Radwankowskiej na lewym
brzegu stacjonował 31 pułk grenadierów niemieckich.
20
Meldunek bojowy nr 090 d-cy 1DP do d-cy 1AWP o zluzowaniu 9 dywizji kawalerii
gwardii na odcinku Wielki Kresy – ujście rz. Wilga, 22 VIII, godz. 22.00, Pogorzel /w/
Organizacja, t. II, cz. 1, s. 394-395.
21
E. Kospath-Pawłowski, S. Pataj, M. Szczurowski, Hej, hej ułani, s. 67.
22
Z. Gnat-Wieteska, Z dziejów Powiatu Garwolińskiego. Tradycje patriotyczne, Pruszków
-Garwolin 2009, s. 242 [dalej: Z. Gnat-Wieteska, Z dziejów].
23
L. Małek, Strzępy, s. 72-73. Jeden z sołdatów wprost określał wyspę „letniskiem”: „plaża
jak patelnia (…) w rzece świeże rybki, tylko wędkę zanurzyć…” (W. Kozłowicz, Ej, ty
Wisło… Major Jan Rembeza (1908-1944) /w/ Oni walczyli za naszą wolność, dobór
materiału P. Marciniszyn, Warszawa 1975, wyd. MON, s. 302 [dalej: W. Kozłowicz, Ej, ty
Wisło]). Por. R. Leś, Wyspa Majora Rembezy /w/ Braterstwo. Wspomnienia i relacje
z walk przeciwko hitlerowskim najeźdźcom, red. S. Nadzin, Wyd. MON, Warszawa 1960,
s. 149 [dalej: R. Leś, Wyspa].
24
W. Kozłowicz, Kształt pamięci, s. 171, 174.
107
przekazany później przez gen. Z. Berlinga25, aby 1 DP gen. bryg. Wojciecha
Bewziuka 26 do rana 22 sierpnia zluzowała radziecką kawalerię i obsadziła
odcinek od ujścia Wilgi do Karczewa27. Po otrzymaniu rozkazu bojowego
nr 041/Op o godz. 2.45, 1 DP zaczęła maszerować do nowych rejonów
ześrodkowania28.
W celu sprawnego przeprowadzenia operacji, rankiem 21 sierpnia,
o godz. 9.00, nad Wisłę pojechała grupa rekonesansowa w składzie: d-ca
dywizji, szef sztabu, d-ca artylerii, szefowie 1 i 2 oddziału, szef służby
saperów, d-cy 1, 2 i 3 pp i 1 palu.29. Nawiązano łączność z 4 korpusem
kawalerii radzieckiej. Ale dowódcy pacyfikowali negatywne nastroje
żołnierzy, bowiem sam mjr Rembeza „obserwował szeroką taflę rzeki
i kręcił z niezadowoleniem głową. Po przeciwległej stronie, nieopodal
niemieckiego brzegu, widać było długą zieloną kępę, sterczącą z wiślanego
nurtu białym piaskiem plaż”30. Zadaniem 1 DP była osłona prawego
25
Rozkaz bojowy nr 041/Op dowódcy 1 AWP, 21 VIII, godz. 1.40, Pogorzel /w/
Organizacja, t. II, cz. 1, s. 385. 1 DP miał do rana 22 VIII zluzować 9 Dyw kawalerii
4 korpusu kawalerii gwardii Armii Czerwonej na odcinku Karczew, ujście rz. Wilga
i „uporczywie bronić tego odcinka mając przedni skraj obrony wzdłuż wschodniego brzegi
rz. Wisła.” Po zluzowaniu mieli zorganizować wypady na zachodni brzeg w celu ustalenia
systemu obrony, numeracji oddziałów i ugrupowania nieprzyjaciela oraz zorganizować
zwiad Wisłą w celu ustalenia możliwości jej forsowania. Zadanie miało być wykonane do
godz. 12 dnia 22 sierpnia.
26
Rozkaz bojowy gen. W. Bezwiuka, dowódcy 1 DP nr 012, 21 VIII, godz. 18.00, Pogorzel
/w/ Organizacja, t. II, cz. 1, s. 386-388.
27
Z. Gnat-Wieteska, Z. Gnat-Wieteska, Z dziejów, s. 242. E. Kospath-Pawłowski, S. Pataj,
M. Szczurowski, Hej, hej ułani, s. 67-68. B. Strzeżysz, Dzieje Osiecka, Osieck 2001, s. 9293 [dalej: B. Strzeżysz, Dzieje]. T. Rutkowski, Gorąca karta życia. Wspomnienia
artylerzysty, Wyd. MON, Warszawa 1979, s. 131 [dalej. T. Rutkowski, Gorąca karta].
Braterstwo, s. 253. M. Nowiński, Współtwórcy, s. 273. Zdaniem S. Sosna-Sarno(Wyspa,
s. 40) rozkaz przyszedł wieczorem 21 sierpnia. Rozkaz bojowy nr 012 /w/ Organizacja,
t. II, cz. 1, s. 386-388. Meldunek bojowy nr 090 /w/ Organizacja, t. II, cz. 1, s. 394-395.
28
Meldunek bojowy nr 085 d-cy 1DP do d-cy 1AWP o wymarszu oddziałów dywizji do
rejonu ujścia rz. Wilga do rz. Wisła w celu zluzowania 9 dywizji kawalerii gwardii,
21 VIII, godz. 20.00 Izdebnik /w/ Organizacja, t. II, cz. 1, s. 388-389. Meldunek bojowy
nr 0382 d-cy 1 AWP do d-cy 1 Frontu Białoruskiego, 21 VIII, godz. 22.00, Żabieniec /w/
Organizacja, t. II, cz. 1, s. 389.
29
K. Korkozowicz, Nad Wisłą, Wyd. MON, Warszawa 1973, s. 127 [dalej:
W. Korkozowicz, Nad Wisłą]. Meldunek bojowy nr 085 /w/ Organizacja, t. II, cz. 1, s. 388
-389. Meldunek bojowy nr 0382 /w/ Organizacja, t. II, cz. 1, s. 389.
30
Rekonesans przeprowadzili Rembeza, Leś i Winogradow, „było cicho, upalnie. Czasem
z głębi zieleni, gdzie w wiosce Warszawice rozlokował się właśnie ich trzeci batalion,
dolatywało krótkie rżenie konia. Wisła płynęła wolno, ale woda była brudna, mętna
108
skrzydła 1 AWP, która broniła północnej części przyczółka
magnuszewskiego, w szczególności przeprowadzanie rozpoznanie terenu
i systemu obrony niemieckiej oraz przeciwdziałanie przeprawie wroga31,
z kolei 2 pp ppłka Wiktora Siennickiego miał przeciwdziałać przeprawom
rozpoznawczym, prowadzić własne rozpoznanie i utrzymać wyspę Kępa
Radwankowska.32 Artyleria miała nie dopuścić do przepraw przez Wisłę
Niemców w rej. Kopyty, Wólka Dworska, Góra Kalwaria, Brzumin,
Podgóra, Kępa Konarska, uniemożliwić koncentrację nieprzyjacielską
w tych rejonach, a także nie dopuścić do podejścia sił niemieckich
z Jeziornej, Baniochy i Czaplinka33.
3 pułk piechoty o godz. 8.00 rozpoczął przemieszczanie się do
rejonu: wzgórze 101,8, Janów, „Łukowiec” [!] w celu zluzowania
oddziałów 24 pułku kawalerii radzieckiej na odcinku Wielkie Kresy - Kępa
Nadbrzeska. Jego punkt dowodzenia określono we wsi Dąbrowa. Pułk miał
też zająć wyspę pomiędzy Karczewem a Czernidłami. Za styk z 2 pp był
odpowiedzialny dowódca 3 pp34.
2 pułk piechoty oraz 2 dywizjon 1pal o godz. 10.00 wymaszerował
do rejonu płd.-zach. skraju lasu na wsch. od Warszówki, aby zluzować
pozycje 30 pułku kawalerii radzieckiej od Władysławowa do Radwankowa
Szlacheckiego. Punkt dowodzenia oznaczono w Piotrowicach. Przedni skraj
obrony ustalono na wschodnim brzegu rzeki, zaś wyspę pomiędzy
„m. Warszowice [!] i m. Czersk [miał] zająć kompanią piechoty.” Za styk
z 1 pp w rej. Radwankowa Szlacheckiego był odpowiedzialny d-ca 2 pp35.
Pozycje 2 pp były następujące: od Władysławowa do Kępy Glinieckiej
stanął 1 batalion kpta Stefana Zagórskiego, od Kępy Glinieckiej do Kępy
Radwankowskiej - 2 batalion kpta Władysława Laskowskiego, od Kępy
Radwankowskiej do Radwankowa Szlacheckiego - batalion mjra Jana
Rembezy. Odwód stanowiła 5 kompania piechoty z 2 batalionu, kompania
i czepiając się nadbrzeżnych krzaków zdradzała gwałtownie pieniącą się falą liczne wiry
i podskórne prądy.” W. Kozłowicz, Ej, ty Wisło, s. 302-303.
31
K. Sobczak, Lenino, s. 226.
32
E. Kospath-Pawłowski, S. Pataj, M. Szczurowski, Hej, hej ułani, s. 68.
33
Rozkaz bojowy nr 012/w/ Organizacja, t. II, cz. 1, s. 386-388.
34
Rozkaz bojowy nr 012/w/ Organizacja, t. II, cz. 1, s. 386-388. Meldunek bojowy nr 085
/w/ Organizacja, t. II, cz. 1, s. 388-389. Meldunek bojowy nr 0382 /w/ Organizacja, t. II,
cz. 1, s. 389. Meldunek bojowy nr 090 /w/ Organizacja, t. II, cz. 1, s. 394-395.
35
Rozkaz bojowy nr 012/w/ Organizacja, t. II, cz. 1, s. 386-388. Meldunek bojowy nr 085
/w/ Organizacja, t. II, cz. 1, s. 388-389. Meldunek bojowy nr 0382 d-cy 1 AWP do d-cy
1 Frontu Białoruskiego, 21 VIII, godz. 22.00, Żabieniec /w/ Organizacja, t. II, cz. 1, s. 389.
Meldunek bojowy nr 090 /w/ Organizacja, t. II, cz. 1, s. 394-395.
109
fizylierów oraz kompania rusznic przeciwpancernych. Pułkowa grupa
artylerii 2 pp zajęła stanowiska pomiędzy Warszawicami a Warszówką 36.
Wieczorem 24 sierpnia artylerię 2 pp wsparł 4 dywizjon artylerii konnej 37.
Artyleria miała do 22 sierpnia osiągnąć stan gotowości i nie dopuścić do
spodziewanej przeprawy niemieckiej pod Jeziorną, Wólką Dworską, Górą
Kalwarią, Czerskiem i Konarami.38 W szczególności 3 batalion rozlokował
się w Radwankowie Szlacheckim (8 kompania), od Zapola do mostu na
Kanale Warszawickim na Kępie Radwankowskiej (dwa działa SU-76
i 9 kompania) na prawym brzegu Łachy, z kolei 2 batalion leżał na
pozycjach od wspomnianego mostu w kierunku północnym wzdłuż wału
przed Małoszeniem (kompania karna), w Dziecinowie (4 kompania)
i Kosumcach (5 kompania). Dalej od Ostrówka pod wałem wiślanym
pozycje zajął 1 batalion39.
Jak pisał por. Roman Leś, „szli przez skwarne południe, Wisła była
blisko, ale wiatr wiał suchy, upalny jak sierpień. Czasem któryś skoczył ku
drzewom, ciężkim od niezebranego owocu. Kurz polnej drogi czepiał się
żołnierskich nóg, a im dalej od początku kolumny – sięgał gardła i tak
spragnionego upałem, łzawił oczy, czerwone bezsennością. Naprzeciw
zdążali ku nim konni. Gdy byli blisko, poznali radzieckich
kawalerzystów”40. Przemarsz wspominał też Stanisław Sosna-Sarno, który
twierdził, że po forsownym marszu 2pp przybył w okolice Radwankowa
Szlacheckiego, „ześrodkowano nas na jakimś wzniesieniu wśród gęstego
lasu, skąd rozciągał się widok na rzekę. Wisła wrzynała się tu dużym łukiem
w nasz brzeg. W części środkowej tego łuku, skręcającego na północny
zachód, ciągnęła się długa wyspa, porośnięta gęstą zielenią łoziny, krzewów
i karłowatych drzew. Wyspa całkowicie zlewała się ze stromym zachodnim
brzegiem, tworząc jakby naturalne jego przedłużenie. W swojej prawej
części była przecięta wąską odnogą tej rzeki, do której przylegała jeszcze
jedna, również zielona wysepka znacznie mniejszych rozmiarów. Przed
nimi wynurzała się piaszczysta mielizna o wrzecionowatym kształcie. Lewa
strona wyspy była znacznie szersza od prawej, ale mniej zalesiona. W jej
36
Z. Gnat-Wieteska, Z. Gnat-Wieteska, Z dziejów, s. 242. M. Nowiński, Współtwórcy,
s. 273. W. Korkozowicz, Nad Wisłą, s. 126. E. Kospath-Pawłowski, S. Pataj,
M. Szczurowski, Hej, hej ułani, s. 68. Autorzy błędnie odczytali nazwy miejscowości
„Warszowice” i „Wornówka” [!] w gminie Sobienie-Jeziory.
37
E. Kospath-Pawłowski, S. Pataj, M. Szczurowski, Hej, hej ułani, s. 66.
38
K. Sobczak, Lenino, s. 226.
39
L. Małek, Strzępy, s. 72 oraz tamże mapa: Schemat obrony 3 bat. 2 pp na linii Wisły.
40
W. Kozłowicz, Kształt pamięci, s. 170-171.
110
zachodniej części nad samym brzegiem rosły wysokie drzewa. Obserwację
tego lasu utrudniało wzgórze usytuowane na jego południowym skraju”41.
Wreszcie 1 pp bez 3 batalionu oraz 1 dywizjon 1 pal o godz. 12.00
skierował się do rejonu lasku w m. „Gorzlin”42 [!] Górny i Zalesie
zastępując na pozycjach od Radwankowa Królewskiego przez Wysoczyn,
ujście Wilgi do „Zębrzykowa” [!] do ujścia Wilgi 32 pułk kawalerii
radzieckiej. Punkt dowodzenia stanął w Kozorzywiu – Śniadkowie Dolnym.
Poszczególne oddziały 1 pal zostały rozdzielone do pułków. Przedni skraj
obrony miał być na wschodnim brzegu Wisły. Polecono nawiązać łączność
z 9 pp 3 DP znajdującym się na zach. brzegu Wisły, zaś odpowiedzialnym
za styk z tymże 9 pp uczyniono d-cę 1 pp43.
O godz. 16.00 do miejsca ześrodkowania wyruszyły 1 samodzielny
dywizjon samochodowy i kolumny samochodowe, które stanęły w lesie na
zach. skraju Pogorzeli. Odwód d-cy, składający się z 3 batalionu 1 pp, miał
początkowo stanąć w rej. „Sobienie – Kiełczewskie nowe” [!],
w rzeczywistości zajął pozycje o godz. 20.00 w rejonie: „północny skraj
lasu obok szosy (1,5 km na południowy zachód od SO-Bienki [!]), wzg.
98,8. [Miał] być gotowym do działań w kierunkach: a) Biskupiec [!]44–
Dziecinów, b) Sobienie-Jeziory – Wysoczyn, c) Zębrzyków45 [!] – ujście rz.
Wilga” i bronić lasu na wsch. od Warszówki i grobli Gać Warszawicka do
Pogorzeli. Jednostki sztabu dywizji w rej. Pogorzeli, zaś kwatermistrzostwo
w rej. Grabianki, Rudnika, Górek i lasu w rej. Górek (godz. 20.00 dnia 22
VIII). Dopiero o godz. 17.30 sztab 1 DP wyjechał do Pogorzeli. Batalion
saperów, kompania zwiadowcza, kompania chemiczna i pozostałe jednostki
sztabu dywizji stanęły w lesie na płn. od Pogorzeli. Baon szkolny
ześrodkował się w rej. lasu na płn. od Pogorzeli o godz. 20.00, 21 VIII i od
rana dnia następnego zaczął ćwiczenia z elewami. Ostatni z oddziałów, baon
sanitarny o godz. 12.00, 22 VIII stanął w Sobieniach46.
41
S. Sosna-Sarno, Wyspa, s. 56-57.
Tu i w następnych miejscach podaję zniekształcone przez sztab nazwy miejscowości.
43
Rozkaz bojowy nr 012/w/ Organizacja, t. II, cz. 1, s. 386-388. Meldunek bojowy nr 085
/w/ Organizacja, t. II, cz. 1, s. 388-389. Meldunek bojowy nr 0382 /w/ Organizacja, t. II,
cz. 1, s. 389. Meldunek bojowy nr 090 /w/ Organizacja, t. II, cz. 1, s. 394-395. Z. GnatWieteska, Z. Gnat-Wieteska, Z dziejów, s. 242.
44
Sobienie Biskupie.
45
Zambrzyków Stary i Nowy w gm. Sobienie-Jeziory.
46
Rozkaz bojowy nr 012/w/ Organizacja, t. II, cz. 1, s. 386-388. Meldunek bojowy nr 085
/w/ Organizacja, t. II, cz. 1, s. 388-389.
Meldunek bojowy nr 0382 /w/ Organizacja, t. II, cz. 1, s. 389.
42
111
Noc 21/22 sierpnia 1944 r. - Przeprawa 7 kompanii
ppor Mieczysława Janiszewskiego z 22 pułku piechoty 1 DP
na Wyspę Kępa Radwankowska
W nocy z 21 na 22 sierpnia 7 kompania 2 pp przeprawiła się na
wyspę na 3 pontonach i łodzi rybackiej. Łącznie było tam 79 ludzi:
kompania wzmocniona plutonem rusznic przeciwpancernych i 3 plutonem
3 kompanii47. Kawalerzyści radzieccy przekazali 3 pp 2 łódki, 2 pp
– 7 łódek, zaś 1 pp – 6 łódek48. Jedną łódkę „pożyczył” też Józef
Krzemiński z Warszawic49. Przeprawa odbywała się w spokoju, ponieważ
nastąpiła „między jedną a drugą chmurą maskującą, jakby specjalnie dla
nich, daleki maskujący księżyc”50.
Ze względu na ciasne pozycje, usiłowano poszerzyć stan posiadania
na wyspie wypierając Niemców51. Jak wspominał Stanisław Sosna-Sarno,
„Niemcy siedzieli cicho; nie było nawet pewności czy tam są. Rembeza
nakazał dowódcy 7 kompanii podporucznikowi Janiszewskiemu, aby zabrał
ze sobą jak najwięcej amunicji i co najmniej jedną dużą łopatę na trzech
żołnierzy. Okoliczni gospodarze dostarczyli nam tego sprzętu sporo.
Dysponowaliśmy 4 cekaemami.” Rembeza rozmawiał z żołnierzami
udzielając im rad52. Wspominał Stanisław Sosna-Sarno: „noc była jasna
i ciepła. Gdyby nie poczucie zagrożenia, mogłoby się wydawać,
że odbywamy wycieczkę. Kto źle pływał, zobowiązany był mieć przy sobie
Rozkaz bojowy nr 012/w/ Organizacja, t. II, cz. 1, s. 386-388. Meldunek bojowy nr 090 /w/
Organizacja, t. II, cz. 1, s. 394-395. Z. Gnat-Wieteska, Z. Gnat-Wieteska, Z dziejów, s. 242.
L. Małek, Strzępy, s. 73-74 (zachodzi rozbieżność w relacjach L. Małka i innych
wspomnieniach. Prawdopodobnie pomylił datę przeprawy o jeden dzień).
47
S. Sosna-Sarno, Wyspa, s. 60. T. Cynkin (Życie, s. 98-99podaje, że początkowo na
Wyspę skierowano całą kompanię fizylierów „okopaną [dotychczas] na wale
regulacyjnym” [prawd. przeciwpowodziowym], jednak dowódca pułku w ostatniej chwili,
może „obawiając się niepowodzenia” wysłał tam jedynie pluton fizylierów. 3 batalion
przybył z obozu w Żabieńcu k. Wilgi. L. Małek, Strzępy, s. 70-72. E. Kospath-Pawłowski,
S. Pataj, M. Szczurowski, Hej, hej ułani, s. 68. M. Nowiński, Współtwórcy, s. 273.
Z. Gnat-Wieteska, Z. Gnat-Wieteska, Z dziejów, s. 242. W. Korkozowicz, Nad Wisłą,
s. 127. Encyklopedia, s. 216.
48
Meldunek bojowy nr 090 /w/ Organizacja, t. II, cz. 1, s. 394-395.
49
W. Kozłowicz, Kształt pamięci, s. 172.
50
W. Kozłowicz, Ej, ty Wisło, s. 306.
51
E. Kospath-Pawłowski, S. Pataj, M. Szczurowski, Hej, hej ułani, s. 68.
52
S. Sosna-Sarno, Wyspa, s. 58.
112
napchany słomą plecak lub płaszcz-namiot, co zastępowało środki
ratunkowe. Około 20 metrów przed wyspą trzeba było wejść do wody,
bo zaczynała się mielizna i środki przeprawowe grzęzły w piasku. Woda
sięgała przeważnie do pasa, ale zdarzały się również niespodziewane doły.
Właśnie trafiłem na jeden z nich i zanurzyłem się w pełnym rynsztunku
bojowym z głową pod wodę. Wciągnął mnie wirujący prąd. Ogarnięty
lękiem szamotałem się jak w matni, próbując się wydostać na powierzchnię.
Poczułem bolesny skurcz w nodze i to zmusiło mnie widocznie do jeszcze
energiczniejszego działania. Z całych sił rzuciłem się w bok i dotknąłem
dna. Byłem uratowany”53. Około 2 w nocy, dnia 22 sierpnia zluzowano
radziecki 1 szwadron kawalerii kpta Ałdajenki, stojący na najszerszej, płd.
-wch. części wyspy. Zdaniem S. Sosny-Sarno, krasnoarmiejcy, „nie bez żalu
opuszczali to zaciszne miejsce. Chwalili się, że fryce po prostu bali się ich
ruszyć, a oni nie zaczynali tylko dlatego, że nie warto było zadawać się
z byle kim...”54.
Żołnierze niezwłocznie zaczęli pogłębiać umocnienia i szykować
zamoczoną broń, „staraliśmy się zachować ciszę, rozmawialiśmy szeptem.”
W godz. 3.30 – 5.00 za radą por. Janiszewskiego zbudowano nowe
umocnienia, 100 m dalej od zajmowanych, „okopy ciągle zasypywał piach,
lecz wzmacniano je palami i gałęziami. (...) Rowy kopano w pozycji leżącej
lub kucając, wyrzucony piasek maskowano trawą i gałęziami.” Doszło
wówczas do rozbieżności zdań pomiędzy Janiszewskim, a chor. Wiktorem
Kikowiczem, dowódcą 3 plutonu rusznic przeciwpancernych. Jego zdaniem
zbytnio ogołocono drugą linię obrony nad samą Wisłą55. W nocy z 21 na 22
sierpnia, do wyspy dotarł z prawego brzegu, „wielkiej ziemi”, jak go
nazywali żołnierze, chor. Roman Leś, zastępca d-cy 3 kompanii cekaemów
ds. politycznych. Przepłynął sam małą łódką, ale prąd go zniósł na wysepkę
po prawej stronie od Kępy, po zauważeniu kilku żołnierzy niemieckich
ukrył się i wycofał56. Jego wizyta była na rozkaz d-cy 3 kompanii
cekaemów, por. Winogradowa. Leś po dwóch godzinach powrócił na
wschodni brzeg i przekazał informacje o potrzebach oddziału. O 8 rano
przysłano na wyspę prowiant, „prócz papierosów i herbatników znalazło się
w nim po puszce konserw mięsnych, popularnej wówczas „świnnoj
53
Tamże, s. 58-59.
Tamże, s. 59.
55
Tamże, s. 60.
56
Z kolei W. Kozłowicz (Ej, ty Wisło, s. 306) podał, że por. Leś, ze względu na spokój
podczas przeprawy, uznał, że nie ma tam Niemców. Identycznie: W. Kozłowicz, Kształt
pamięci, s. 174, mówi, że informacje o baku Niemców miał od „oficera rzedzieckiego.”.
54
113
tuszonki.” Wraz z Kikowiczem „rozpracowaliśmy” jedną z puszek na
spółkę jako dodatek do kaszy jęczmiennej. Wiktor z apetytem zjadł swoją
dolę, położył się na trawie i zaciągnął papierosem. Czuł się niemal jak na
wczasach, lecz spokój nie trwał długo”57.
Dzień 22 sierpnia 1944 r. – walki z przeprawiającym się na
Wyspę niemieckim 9 batalionem szturmowym
Kiedy Niemcy zorientowali się, że na wyspie nie ma Rosjan
a przybyli Polacy, uznali, że czynione są przygotowania do przeprawy na
lewy brzeg. Wówczas to 9 batalion szturmowy niemiecki ruszył do ataku.
O godzinie 9 rano Niemcy rozpoczęli ostrzał artyleryjski wyspy, o 10.45
przy pomocy artylerii zaatakowali oddziały polskie, które w centrum
cofnęły się o 60 m, zaś na skrzydłach utrzymały pozycje58. Jak wspominał
Stanisław Sosna-Sarno, kilka minut po 9 rano, Niemcy zaczęli ostrzał
artyleryjski na wyspę, celując w opuszczone pozycje. Polacy czekali na atak
i nie strzelali. Podobnie, po rozmowie ppor. Ładogi z d-cą plutonu
dowodzenia 1 pułku artylerii lekkiej, nie strzelały polskie działa. Po trzech
godzinach „jeden z naszych obserwatorów dostrzegł, że nagle w wielu
miejscach zafalowała przed nami wysoka trawa. Przez lornetki wyraźnie
dostrzegliśmy czołgających się ku nam Niemców. Niebawem zaczęli
posuwać się półzgięci, po dwóch – trzech w grupach, przebiegając od
krzaka do krzaka.” Wówczas nie wytrzymał psychicznie jeden z żołnierzy
krzycząc „O rety! Faszyści idą mnie zabić!”, ale pomimo gróźb chor.
Kikowicza, aby się uspokoił pobiegł na koniec wyspy. Wówczas
Janiszewski stwierdził, aby go nie zabijać, ponieważ „sam wróci, uciekać
i tak nie ma gdzie”59. Niemcy z kompanii Landwehry „Wiener” przystanęli
na polance, „mieli zarośnięte twarze, podarte mundury, (...) każdy miał na
głowie mocno osadzony hełm, przy pasie długie granaty, a na szyi
zawieszony pistolet maszynowy. Wysoki oficer dawał jakieś komendy.
Żołnierze zatrzymali się na chwilę, rozczłonkowali w tylarierę, skierowali
przed siebie broń i ruszyli naprzód. Posuwali sie jednak niemrawo, jak
skazańcy, w milczeniu, potykając się o gałęzie. Szli na spotkanie własnej
śmierci.” Zostali ostrzelani przez dwa cekamy polskie i unieszkodliwieni po
57
Tamże, s. 62.
K. Sobczak, Lenino, s. 227.
59
S. Sosna-Sarno, Wyspa, s. 62-63.
58
114
kilku minutach60. Niebawem przybiegł żołnierz, który uciekł na koniec
wyspy, miał 18 lat, później nazwano go „Lunatykiem” i chciał, aby go
rozstrzelano, „bowiem nad brzegiem Wisły, gdzie szukał schronienia,
przeżył prawdziwe piekło. Nie było tam miejsca, na które by nie spadł
pocisk. Widział zabitego żołnierza, opatrzył dwóch rannych.” Jednak ppor.
Janiszewski uznał, że i tak brakuje żołnierzy i uciekinier musi się
zrehabilitować. Przydzielił mu obsługę telefoniczną, lornetkę i nakazał
obserwację61. Po przerwaniu ognia Polacy wycofali się na środkowe
umocnienia, opuszczając pozycję najbardziej zachodnią62. Aby odseparować
żołnierzy, Niemcy zastosowali zaporę artyleryjską, strzelali na rzekę, „co
kilka minut wytryskały fontanny wody”, a „niewielki przyczółek tonął
w kłębach dymu, kurzu, rozbłyskach wybuchających min”. Jak wspominał
R. Leś, wybudzony strzałami ze snu, „z daleka rozpoznałem na wale d-cę
pułku – pułkownika Sienickiego, majora Rembezę i kilku innych oficerów,
żywo rozprawiających o sytuacji, jaka się wytworzyła. (…) Oddzieleni od
Kępy tylko pasmem wody, wyraźnie słyszeliśmy – szczególnie gdy wiatr
był w naszą stronę – rozbrzmiewające raz po raz wrzaskliwe: wowaat! hura!
Jęki rannych, wołanie o pomoc, przekleństwa w obu językach oraz
nieustanna strzelanina utwierdzały nas w przekonaniu, że siódma kompania
przeżywa ciężkie chwile”63.
Niedługo po tym wspomniany Lunatyk zameldował, że na brzeg
przyjechało 10 samochodów z żołnierzami 9 batalionu, który zastąpił
Landwehrę wycofaną na tyły. Wówczas Janiszewski poprosił telefonicznie
Rembezę o posiłki, a sam polecił żołnierzom gotowość, „przypomniał (...),
iż trzeba oszczędzać amunicję, ponieważ nie można liczyć na jej
uzupełnienia. Każdy pocisk winien trafiać w cel. Strzelać na wyczucie,
według własnego uznania, nie oglądając się na innych. Zmieniać ciągle
zasady walki, aby wróg nie mógł poznać jej stałych reguł”64. Około
południa 22 sierpnia, niemiecka kompania z 9 batalionu szturmowego
wsparta artylerią i moździerzami z Góry i Czerska, przeprawiła się przez
rzekę i zaatakowała 7 kompanię. W czasie walk Niemcy dosyłali kolejne
60
Tamże, s. 63-64.
Tamże, s. 64.
62
Tamże, s. 64-65.
63
R. Leś, Wyspa, s. 150-151.
64
S. Sosna-Sarno, Wyspa, s. 66.
61
115
pododdziały 9 batalionu szturmowego65. Około 14.00 „atak został odparty
ogniem moździerzy, rkm i ckm 7 kompanii, jednakże nieprzyjaciel
w dalszym ciągu usiłował przedostać się na zachodnim skraju wyspy przed
drutami kolczastymi, prowadząc walkę ogniową z zachodniego brzegu
rz. Wisła i z samej wyspy”66.
O godz. 15.10 po południu dowódca pułku wysłał dwie łodzie
z plutonem piechoty i jednym ckm. Niemcy zaczęli w nie strzelać, ale trzy
rusznice z wyspy unieszkodliwiły ich ckm, a w dalszej kolejności w to samo
miejsce trafiły ciężkie granaty baterii 120 mm moździerzy por. Perygi 67.
W czasie przeprawy nieprzyjaciel rozbił jedną łódkę. Następnie usiłowano
przeprawić jeden pluton fizylierów i jeden pluton saperów, ale nieprzyjaciel
ogniem moździerzy rozbił cztery łódki68. Jak wspominał plut. Małek: „pod
wieczór nie było już prawie zupełnie amunicji. Niemcy położyli na rzece
silony ogień zaporowy i nikt się nie mógł przedrzeć. Każdy znaleziony
pocisk karabinowy był starannie czyszczony i oddawany cekaemistom.
Pozostało jeszcze trochę granatów ręcznych i bagnety. Około dwudziestej
Niemcy z furią zaatakowali. Kompania ostrzeliwała się trochę, lecz wkrótce
zamilkła. Nie było czym strzelać. Tyraliera wroga zbliżała się. Każdy
kurczowo ściskał w ręku granat, zdając sobie sprawę, że zbliża się koniec.
I wtedy właśnie z prawego brzegu otworzyły ogień moździerze naszego
pułku. Nawała była celna i skuteczna. Na naszych oczach granaty
rozdzierały szkopów dosłownie w strzępy. Wroga tyraliera drgnęła
i bezładnie odpłynęła do swoich okopów. Tego dnia byliśmy gotowi nosić
moździerzystów na rękach…”69. Zdarzyła się też smutna historia
z ewakuacją rannego kpr. Laszka z 7 kompanii. Próbowano go wywieźć
łódką, ale Niemcy strzelili i jedynie Laszek „dobrnął jakoś do mielizny
pośrodku nurtu. Był do pasa w wodzie. Miał coraz mniej sił. Krzyczał.
Woda niosła ten krzyk daleko. A między rozpaczą rannego a brzegiem leżał
65
Meldunek bojowy nr 090 /w/ Organizacja, t. II, cz. 1, s. 394-395. Z. Gnat-Wieteska,
Z dziejów, s. 242-243. K. Korkozowicz, Nad Wisłą, Wyd. MON, Warszawa 1973,
s. 142-143. K. Sobczak, Lenino, s. 227.
66
Meldunek bojowy nr 090 /w/ Organizacja, t. II, cz. 1, s. 394-395.
67
S. Sosna-Sarno, Wyspa, s. 66-67.
68
Meldunek bojowy nr 090 /w/ Organizacja, t. II, cz. 1, s. 394-395.
69
L. Małek, Strzępy, s. 73-74. Autor pomylił jednak dzień 23 z 22 sierpnia. Por. R. Leś,
Wyspa, s. 151-152. Ranni twierdzili, że ataki niemieckie były zacięte. „Tyraliera szła za
tyralierą, w wielu miejscach dochodziło do walki wręcz. Odwaga i solidarność walczących
uratowała przyczółek. W początkowym momencie kilkunastu żołnierzy rzuciło broń –
zawrócili jednak od brzegu i do końca walczyli dzielnie. Prawie wszyscy spośród obrońców
Kępy są cieżej lub lżej ranni.”
116
nie tylko wartki prąd Wisły, ale i śmiercionośna zapora ognia hitlerowskich
cekaemów. (…) Krzyczał długo”70.
Przed wieczorem na wyspie znajdował się już cały niemiecki
9 batalion szturmowy (2, 3 i 4 kompania) oraz ich pluton saperów. Posiadał
wsparcie dywizjonu artylerii przeciwlotniczej 88 mm, baterii lekkich haubic
polowych 105 mm, plutonu ciężkich dział piechoty i plutonu moździerzy
ciężkich sześciolufowych. Kompanię Wiener wycofano na tyły71. Z kolei
polscy saperzy 2 pp zajęli się „remontem łódek w celu jak najszybszego
wzmocnienia garnizonu wyspy”72. Po zmroku nad brzegiem pojawiły się też
dwa działa samobieżne SU-76, tzw. „samochodki”, które wkopano
naprzeciw lewego i prawego skrzydła przyczółka73. Jak wynika z meldunku
gen. Bezwiuka ze sztabu w Pogorzeli, w 3 pp w nocy w trakcie luzowania
ranny został przez minę na polu minowym jeden oficer, zaś w 2 pp straty
były cały czas ustalane, z łodzią utonął 1 ckm. Zaopatrzenie w żywność
szacowano na 11 dni, brakowało tłuszczów74.
Dzień 23 sierpnia 1944 r.
Kiedy dowódca 2 pułku piechoty ppłk Sienicki dowiedział się
o ataku niemieckim próbował w godzinach popołudniowych dostarczyć
pomoc, ale dopiero w nocy z 22 na 23 sierpnia, z chwilą ustania ognia
wroga, udało się przeprawić pluton z 9 kompanii, pluton fizylierów oraz
amunicję i żywność75. Niemcy zaprzestali chwilowo ataków, ale pracowali
snajperzy, jeden z nich zabił st. sierż. Stefana Zientkiewicza76.
70
W. Kozłowicz, Kształt pamięci, s. 173.
K. Sobczak, Lenino, s. 227. E. Kospath-Pawłowski, S. Pataj, M. Szczurowski, Hej, hej
ułani, s. 68.
72
Meldunek bojowy nr 090 /w/ Organizacja, t. II, cz. 1, s. 394-395.
73
R. Leś, Wyspa, s. 151. W. Kozłowicz, Kształt pamięci, s. 178.
74
Meldunek bojowy nr 090 /w/ Organizacja, t. II, cz. 1, s. 394-395.
75
K. Sobczak, Lenino, s. 227-228. W. Kozłowicz, Ej, ty Wisło, s. 306-307. R. Leś, Wyspa,
s. 151-152.
76
S. Sosna-Sarno, Wyspa, s. 60-61. R. Leś, Wyspa, s. 152. Ur. 1903, d-ca plutonu ckm na
wyspie, zdaniem R. Lesia (Wyspa, s. 149, 151) miał na nazwisko Zientkiewicz. Był
żołnierzem „nadzwyczaj służbistym i uczynnym (...), osobiście dopilnował wykonania
najdrobniejszych czynności związanych z urządzeniem gniazd bojowych tej groźnej broni.
Sprawdził działanie wszystkich zamków, taśmy z amunicją, rozstawił odpowiednio ludzi.
Podporucznik Janiszewski był z niego bardzo zadowolony.”
71
117
O godz. 20 gen. Bezwiuk77 w meldunku bojowym stwierdził,
że „nieprzyjaciel nie przejawiał aktywności, prowadził rzadki ogień
z moździerzy i karabinów. W szczególności z rejonu wschodni skraj
m. Gassy wystrzelono 9 serii z automatycznych dział przeciwlotniczych na
teren 2 baonu 3 pp. Ponadto z rejonu na północ od m. Piaski wystrzelono 25
min 81 mm na teren 3/3 pp”, zaś pozostałe „oddziały dywizji ulepszają
swoje stanowiska. 7 kompania 2 pp zajmująca bezimienną wyspę na wschód
od m. Czersk broni się na długości 120 m i głębokości 40 m jako
uzupełnienie tej kompanii działa na wyspie pluton piechoty z 9 kompanii.
Ogólny stan załogi na wyspie – 79 ludzi, środki ogniowe – 7 rkm i 5 ckm.
Ludzie na wyspie zabezpieczeni w amunicję i produkty. Czynione są
przygotowania do przeprowadzenia operacji mającej na celu oczyszczenie
wyspy z wojsk nieprzyjaciela.” Straty78 wyniosły w 1 pp – jeden lekko
ranny, w 2pp – 10 zabitych79, 22 rannych, 4 zaginęło bez wieści, 3 rannych
koni, a „zdobyczy nie było.” Zaopatrzenie w żywność szacowano na 10 dni,
tłuszcze na 2 dni, furażu nie było, benzyny nie brakowało.
Dzień 24 sierpnia 1944 r.
W nocy z 23 na 24 sierpnia gen. Bezwiuk nakazał odzyskać utracone
pozycje na wyspie przez 2 pp80, a płk dypl. Siennicki wyznaczył do
przeprawy 3 batalion mjra Rembezy wraz ze wsparciem PGA-2 oraz dwóch
dział pancernych SU-76 z dywizjonu pancernego 1DP, zaś od wieczora 24
sierpnia, również 4 dywizjonu pancernego81. Zdaniem Bezwiuka,
77
Meldunek bojowy nr 091 d-cy 1 DP do d-cy 1AWP o sytuacji bojowej dywizji
w obronie, 23 VIII, godz. 20.00, Pogorzel /w/ Organizacja, t. II, cz. 1, s. 402.
78
Meldunek bojowy nr 091 /w/ Organizacja, t. II, cz. 1, s. 402. W. Kozłowicz, Kształt
pamięci, s. 178.
79
Z kolei W. Kozłowicz (Ej, ty Wisło, s. 307) podał, że sama 7 kompania straciła tego dnia
23 żołnierzy.
80
„1DP utrzymując zajętą linię na wschodnim brzegu rz. Wisła, przeprowadzić operację
mającą na celu zajęcie wyspy na zachód od m. Kępa Radwankowska i umocnienie się na
niej.” Rozkaz bojowy nr 013 d-cy 1 DP ustalający zadania bojowe jednostek w celu
zdobycia wyspy na zachód od m. Kępa Radwankowska, 24 sierpnia, godz. 8.00, Pogorzel
/w/ Organizacja, t. II, cz. 1, s. 402-403.
81
Do przeprowadzenia operacji wyznaczono d-cę 2 pp, ppłka dypl. Sinnickiego, a na d-cę
ABW-2 d-ce 1 palu, ppłka Raskowa. Wydzielono do akcji również: jeden batalion
piechoty, jedną baterię 120 mm, pułkową baterię 76 mm, dwie kompanie 82 mm
moździerzy z 2 pp, jedną baterię 120 mm moździerzy z 1 pp, trzy baterie 122 mm i dwie
baterie 76 mm z 1 palu, środki przeprawowe: 6 łódek lekkiego parku przewozowego, 10
118
szczegółowy plan zdobycia wyspy zatwierdził osobiście gen. Berling, który
po osobistym rekonesansie na prawym brzegu rzeki, przesunął termin ataku
z wieczora 24 na dzień 25 sierpnia. Akcja miał trwać dwa dni82. O godz.
8.00 Bezwiuk nie dysponował dobrym rozpoznaniem, ponieważ wskazywał,
iż „nieprzyjaciel nieustalonymi siłami broni się na zachodnim brzegu
rz. Wisła. W sile kompanii piechoty zajmuje zachodnią część wyspy na
rz. Wisła na zachód od m. Kępa Radwankowska”83.
Roman Leś przytoczył rozmowę Rembezy ze sztabem 2 pułku.
Major zwykle spokojny, teraz „nieustępliwie domagał się wsparcia
artyleryjskiego”, niedługo potem „przez podmokły teren podpełzły aż
niemal na brzeg dwa ciężkie działa pancerne. Ich celny ogień skutecznie
osłabił impet niemieckich ataków na obrońców przyczółka.” Rembeza
tymczasem mówił: „Diabli wiedzą, gdzie jest ta wyspa?! (…) Wyspa
Czerska jest na prawo. Kępa Radwankowska to na lewo od nas – wolno
czytał obce litery Rembeza – A ta trzecia, bez nazwy, będzie chyba tu”84.
Stan na wyspie „budził niepokój”, ponieważ „każda piędź ziemi była zryta,
na każdym metrze kwadratowym leżał żołnierz”85. Tegoż dnia płk Romeyko
spotkał się z gen. Bezwiukiem w Pogorzeli w celu omówienia wsparcia
lotniczego dla walczących Polaków. Zdecydowano w dniu następnym
wysłać nad Górę Kalwarię parę Iłów w celu atakowania Niemców
i przeprowadzenia rozpoznania86. Zdaniem kpt. Medarda Koniecznego,
„pilotom aż się oczy zaiskrzyły”, kiedy usłyszeli, że mogą „połowę amunicji
zużyć do naziemnych celów”87.
Od rana 24 sierpnia trwał ostrzał niemiecki. Niemcy łatwo też
przechodzili na wyspę, bo zasłaniały ich krzaki.88 Rozkaz dla saperów do
łódek saperskich, 1 łódkę gumową i 6 łódek rybackich. Początek operacji wyznaczono na
godz. 14.00 dnia 25 VIII, koniec operacji zaplanowano na koniec dnia 25 VIII. Do 10.00 24
VIII d-ca 2 pp miał przedłożyć plan operacji. Rozkaz bojowy nr 013 /w/ Organizacja, t. II,
cz. 1, s. 402-403. E. Kospath-Pawłowski, S. Pataj, M. Szczurowski, Hej, hej ułani, s. 68.
K. Sobczak, Lenino, s. 228.
82
K. Sobczak, Lenino, s. 228. E. Kospath-Pawłowski, S. Pataj, M. Szczurowski, Hej, hej
ułani, s. 68.
83
Rozkaz bojowy nr 013 /w/ Organizacja, t. II, cz. 1, s. 402-403.
84
W. Kozłowicz, Ej, ty Wisło, s. 307.
85
R. Leś, Wyspa, s. 153.
86
K. Spławiński, Pierwszy Myśliwski. Z dziejów 1 Pułku Lotnictwa Myśliwskiego
„Warszawa”, Wyd. MON, Warszawa 1980, s. 86-87 [dalej: K. Spławiński, Pierwszy].
87
C. Krzemiński, Lotnictwo polskie w walkach 1 Armii Wojska Polskiego, Interpress,
Warszawa 1972, s. 37-38 [dalej: C. Krzemiński, Lotnictwo].
88
W. Kozłowicz, Ej, ty Wisło, s. 307.
119
przygotowania przeprawy przyszedł jeszcze 23 sierpnia, zaś 24 sierpnia
późnym popołudniem przystąpiono do zadania. Podzielono oddział na dwie
grupy dowodzone przez por. Władysława Wiśniocha i kpr. Jana
Zasadzkiego, który był zastępcą d-cy ds. polityczno-wychowawczych89.
Saperzy w grupie kpr. Zawadzkiego na dwóch łodziach gumowych i jednej
rybackiej
wraz
z
fizylierami,
zwiadowcami
artyleryjskimi
i łącznościowcami w liczbie około 70 ludzi stanęli pod wałem wiślanym,
zaś na rozpoznanie poszedł Zasadzki wraz z saperami Łojkiem
i Michalikiem: „wieczór jest pogodny, rześki chłód, cisza. Denerwująca
cisza i świadomość saperów, że za sekundę, za minutę poszybuje w górę
rakieta, oświetli teren i zacznie się morderczy ogień wroga”90. Grupa
Zasadzkiego trafiła na „piętkę” wiślaną, ale okopana w pobliżu załoga
rusznicy przeciwpancernej odradziła przeprawę w tym miejscu, ponieważ za
nią były wiry. Zalecili przeprawę bardziej na północ, w miejscu mielizny.
Zasadzki wrócił na prawy brzeg i przeprowadził oddział przez mieliznę, na
której żołnierze znów przystanęli, a saperzy zaczęli rozpoznanie brzegu
wyspy. Obawiali się ataku Niemców, ale „panowała cisza, która zdawała się
im złowroga. (…) Wkoło panuje spokój, tylko z dala, z innych odcinków
frontu, dochodzą odgłosy wybuchów pocisków artyleryjskich, serie
z automatów lub świst rakiet oświetlających na chwilę wiślane koryto.”
Po przeprowadzeniu fizylierów i artylerzystów, saperzy wrócili na prawy
brzeg91.
O godz. 17.40, 4 dywizjon artylerii por. Abrama Rowina
przechodząc przez Pilawę, Grabiankę na wieczór stanął w Osiecku
i rozmieścił stanowiska ogniowe pomiędzy Sobieniami Biskupimi,
Szlacheckimi i Sobienkami, 1 bateria chor. Tarnawskiego kilometr od
Kozaków, 2 bateria por. Kołomogarowa kilometr na zach. od Kolonii
Sobienki, zaś 3 bateria por. Kuźniczowa – kilometr na wschód od Sobień
Szlacheckich92. Stanowiska obserwacyjne artylerii zlokalizowano
w szykach 3 batalionu piechoty w Kępie Radwankowskiej, naprzeciwko
wyspy. Punkt obserwacyjny dowódcy dywizjonu oraz dowódcy 1 baterii
rozwinięty został przy punkcie obserwacyjnym dowódcy PGA-2 koło
Radwankowa Szlacheckiego. Sztab dywizjonu stanął przy drodze
brukowanej z Osiecka do Sobień-Jezior. Punkt obserwacyjny dowódcy
89
M. Nowiński, Współtwórcy, s. 274.
Tamże, s. 274-275.
91
L. Małek, Strzępy, s. 74. M. Nowiński, Współtwórcy, s. 276-277.
92
E. Kospath-Pawłowski, S. Pataj, M. Szczurowski, Hej, hej ułani, s. 68-69.
90
120
3 baterii koło Zapola, punkt obserwacyjny dowódcy 2 baterii, na „stokach
skarpy na wschód od Radwankowa Szlacheckiego.” Zdolność bojową
osiągnięto w nocy z 24 na 25 sierpnia93. Gdzieś „na stoku wzgórza
rozciągającego się przed wsią Sobienie Jeziory” 24 sierpnia doszło do
pociesznej rozmowy Tadeusza Rutkowskiego z mieszkankami Sobień
Szlacheckich: „- Panienki, co to za zamek wznosi się za Wisłą?
– zaczepiłem z Tarnackim dwie przechodzące drogą podejrzliwie
przyglądające się nam dziewczyny.
- To Czersk, siedziba książąt mazowieckich – odpowiedziała
ciemnolica brunetka. I nagle szturchnęła koleżankę w bok. – Słyszysz,
Krysia, po polsku mówią!
- A niby jak mamy mówić? – roześmiał się Tarnacki. – Przecież my
polscy żołnierze.
- O matko, rzeczywiście Polacy! – ucieszyły się.
Rozmowa potoczyła się jak po maśle:
- A może panowie odwiedzą nasza wieś? – gorąco zapraszały. – Nasi
rodzice bardzo się ucieszą.
- Z wielką przyjemnością, ale teraz nie możemy, służba. Może pod
wieczór – żegnaliśmy się z dziewczynami”94.
Wieczorem 24 sierpnia przeprawiała się reszta batalionu,
dowództwo, 8 kompania por. Luftglasa z 2 plutonem i kompanią rusznic
przeciwpancernych Kazimierza Kwolika oraz 9 kompania ppor.
Jagientowicza z 1 plutonem i kompanią rusznic Leona Małka. Na przeprawę
zdołano zgromadzić jedynie 4 pontony i 2 łodzie rybackie, więc ustalono
trzy rzuty. Pierwsi żołnierze szczęśliwie dotarli na wyspę. Drugim razem
Niemcy zaczęli strzelać. „Pociski eksplodujące w miejscu przeprawy
spowodowały zamieszanie i straty. Od rakiet i pocisków świetlnych stawało
się jasno jak w dzień. Niektóre z pontonów tonęły i żołnierze trzymając
broń wysoko nad głową brnęli przez płycizny po pas w wodzie. Tuż przy
brzegu zginął dowódca 9 kompanii podporucznik Jagientowicz. Granat
z moździerza trafił w sam środek jego pontonu. Ochrypłe komendy
i rozkazy mieszały się z przekleństwami, serie z broni maszynowej
z ogniem polskiej i niemieckiej artylerii”95. W trzecim rzucie znajdował się
Leon Małek: „Wreszcie padł oczekiwany z napięciem rozkaz: „Na brzeg!”,
następnie zaś „Na pontony!” Załadowałem swoich ludzi i sprzęt. Odbiliśmy.
93
Tamże.
T. Rutkowski, Gorąca karta, s. 131.
95
L. Małek, Strzępy, s. 75-76.
94
121
Noc jak na złość była jasna, księżycowa, rozświetlona pociskami
i rakietami. Czarne krechy pontonów widać było na srebrnej fali wody jak
na dłoni. Sekundy wlokły się dłużej niż godziny, a wyspa zbliżała się
powoli. Dokoła orały powietrze serie pocisków świetlnych. Nie słyszałem
chyba nawet ich gwizdu, zdawało mi się, że mam we krwi magnes
przyciągający pociski. Za włosy chwytał strach. Wciągałem głęboko
powietrze i czekałem na pocisk, który mnie trafi. Widocznie jednak takiego
jeszcze nie odlano.” Po przybiciu do brzegu żołnierze musieli przebiec
jeszcze 15 m w lewo (na południe) do pozycji por. Janiszewskiego. Niemcy
przestali strzelać96. Rano 25 sierpnia po stratach, doliczono się 224
żołnierzy na wyspie, 5 cekaemów, 5 erkaemów i rusznice. Dowódcą
9 kompani w miejsce poległego por. Janiszewskiego został jego zastępca ds.
politycznych chor. Dworzyński97.
Na zakończenie dnia, gen. Berling stwierdził w rozkazie ogólnym98,
że analiza dokumentów bojowych wykazała, że straty wynikają z ognia
artylerii i moździerzy nieprzyjaciela, zaś „wielki procent strat jest
rezultatem słabej dyscypliny oddziałów tak na przednim skraju obrony, jak
i w głębi oraz niewykonaniem przez oficerów liniowych przepisów
regulaminowych, a także złej kontroli zorganizowanej przez sztaby
jednostek i oddziałów w kwestiach: wykończenia prac inżynieryjnych na
przednim skraju i maskowania na otwartych miejscach. Nie stawia się
pionowych masek, żołnierze zbierają się w grupy, chodzą po przednim
skraju pod obserwacją nieprzyjaciela, czym demaskują szyki bojowe,
a oficerowie nie wymagają tego od żołnierzy i sami często nie wiedzą, gdzie
przechodzi linia przedniego skraju powierzonych im oddziałów. (…)
Dowódcy kompanii i batalionów nie przyzwyczaili żołnierzy do
okopywania się podczas walki i nie wymagają tego. (…) Źle zorganizowana
jest obserwacja działań nieprzyjaciela na przednim skraju w celu ustalenia
jego systemu obrony.” Groził także dowódcom, że „w przyszłości za tak
wielkie nie usprawiedliwione straty składu osobowego oddziałów od ognia
artylerii i moździerzy nieprzyjaciela” będzie pociągał do odpowiedzialności
za „nieumiejętność dowodzenia.”
96
L. Małek, Strzępy, s. 76-77
Tamże, s. 74, 77.
98
Rozkaz ogólny nr 042/Op d-cy 1 AWP nakazujący usunięcie wad w dowodzeniu
wojskami, 24 VIII, godz. 24.00, Pogorzel /w/ Organizacja, t. II, cz. 1, s. 404-405.
97
122
Dzień 25 sierpnia 1944 r.
Od rana do południa artyleria 2 pp przeprowadziła próbne
wstrzeliwanie celów. Akcją dowodził zastępca d-cy 4 dywizjonu, por.
Eugeniusz Cywilow, szef sztabu dywizjonu por. Mikołaj Antonow, oficer
rozpoznawczy dywizjonu, por. Herman Czyżkow, dowódca plutonu
dowodzenia, chor. Mieczysław Bużyński, jak również dowódcy
poszczególnych baterii. Strzelały najpierw pierwsza bateria, potem druga
i trzecia. Doszło wówczas do wypadku, ponieważ artylerzyści z 6 baterii
1 pułku artylerii lekkiej „tak nieszczęśliwie się wstrzeliwali, że jeden pocisk
spadł na własne wojska i 1 żołnierz zginął, a 2 zostało rannych99. Zdaniem
gen. Berlinga, tegoż dnia, „nieprzyjaciel w dalszym ciągu nieznanymi siłami
bronił się na zachodnim brzegu rz. Wisła wykazując słabą aktywność
ogniową. Artyleria nieprzyjaciela wystrzeliła 145 pocisków szrapnelowych
z rejonu m. Kopyty, 34 serie z ckm i rkm z rejonu promu na wschód od
m. Kopyty na wał wiślany na zachód od m. Przewóz, 30 pocisków 75 mm
z rejonu m. Kopyty na zachodni skraj m. Karczew, kilkanaście serii z ckm
ze wschodniego skraju m. Kopyty, 14 pocisków i około 8 min z północnych
okolic m. Góra Kalwaria, 9 pocisków 120 mm oraz 17 różnokalibrowych
min z okolic m. Czersk na przeprawę (na zachód od m. Kępa
Radwankowska), 3 pociski z zachodniego skraju m. Góra Kalwaria. Na
wyspie na zachód od m. Kępa Radwankowska nieprzyjaciel prowadził ogień
z ckm, rkm, kb i pp. Ogniem ckm i rkm (dość rzadkim) ostrzeliwał przedni
skraj 2 pp 30 min i pocisków różnokalibrowych z rejonu m. Podgóry,
wyrzucił na Sobienie-Jeziory i Śniadków. Rzadkim ogniem karabinowym
ostrzeliwał przedni skraj 1 pp”100. Wyróżniła się 1 bateria chor. Antoniego
Tarnawskiego, która m. in. zlikwidowała punkt obserwacyjny na wieży
zamku czerskiego i rozbiła Niemcom kuchnię polową101. Jednym ze
zwiadowców 4 dywizjonu artylerii konnej był kpr. Kazimierz Grządko,
który wspominał: „stosunkowo szybko przyzwyczaiłem się do kul
karabinowych, huku armat, świstu przelatujących pocisków artyleryjskich
i detonacji. Jako zwiadowca prowadziłem rozpoznanie przy pomocy lornety
nożycowej z punktu obserwacyjnego dowódcy dywizjonu w rejonie
Radwankowa. Ludność miejscowa mieszkała w piwnicach, a my
99
E. Kospath-Pawłowski, S. Pataj, M. Szczurowski, Hej, hej ułani, s. 69.
Meldunek bojowy nr 0102 dcy 1 DP o działaniach bojowych w rejonie m. Kępa
Radwankowska, 25 VIII, godz. 20.00, Pogorzel /w/ Organizacja, t. II, cz. 1, s. 410-412.
101
E. Kospath-Pawłowski, S. Pataj, M. Szczurowski, Hej, hej ułani, s. 70.
100
123
w ziemiankach, które zbudowaliśmy w pobliżu punktu obserwacyjnego.
Początkowo nie miałem sukcesów i skierowano mnie do prac
inżynieryjnych – kopałem rowy łącznikowe. Później powróciłem do lornety
i zacząłem nabierać doświadczenia. Zacząłem rozróżniać wiele
szczegółowe, których przedtem nie widziałem”102.
O godz. 14.40 w celu przeprowadzenia rozpoznania z Zadybia
Starego wyleciała w stronę Góry Kalwarii para szturmowców osłaniana
przez klucz czterech myśliwców, którymi dowodził kpt. Medard Konieczny,
a towarzyszyli mu kpt. Lisiecki, ppor. Gołubicki i chor. Kozak. Lecieli na
wysokości 400 m, jeszcze 200 m nad nimi kpt. Konieczny i chor. Kozak
w myśliwcach do osłony, zaś 200 m wyżej „para uderzeniowa”, kpt.
Lisiecki i ppor. Gołubicki. Po upływie kilkunastu minut dotarli nad Wisłę
i wywołali reakcję, zamaskowanej m. in. w stodołach, artylerii niemieckiej,
zdecydowano się na atak na kilka celów, rozbito trzy baterie niemieckie na
wschodnimi północnym skraju Góry Kalwarii103. Podczas całego dnia 25
sierpnia, saperzy odpoczywali w Dziecinowie, zaś po zapadnięciu nocy
znów podjęli przeprawę. Niemcy zaś widzieli ruch na rzece i brzegu, więc
oświetlali tym razem wodę i strzelali do Polaków. W pierwszej fazie
przeprawy zabili d-cę 9 kompanii por. Jagientowicza i kilku żołnierzy104.
Pod wieczór 25 sierpnia 3 batalion mjra Rembezy zajął pozycje
w pobliżu przeprawy i zaczął przygotowania do przejścia rzeki 105. Jak
donosił meldunek gen. Bezwiuka, „zwiad na wyspie (składający się
z 6 ludzi), stwierdził, że nieprzyjaciel zajmuje obronę w odległości 60-80 m
od naszej linii brony, posiadając okopy ciągłe, idące wzdłuż wyspy
równolegle do jej lewego brzegu. W środku okopów ustawiono 2 ckm, które
prowadziły ogień do zwiadowców. Nieprzyjaciel prowadził prace obronne
(rąbanie drzewa, wbijanie pali i piłowanie). 6 bateria 2/1 palu o godz. 5.00
wstrzeliwując się wystrzeliła jeden pocisk za blisko, pocisk padł koło
plutonu ckm znajdującego się na wyspie przy 7 kompanii piechoty,
zabijając 1 oficera i raniąc 2 szeregowców”106.
102
Tamże, s. 70-71.
K. Spławiński, Pierwszy, s. 87-88. C. Krzemiński, Lotnictwo, s. 37-38.
104
M. Nowiński, Współtwórcy, s. 277-278.
105
E. Kospath-Pawłowski, S. Pataj, M. Szczurowski, Hej, hej ułani, s. 69. Meldunek
bojowy nr 0102 dcy 1 DP o działaniach bojowych w rejonie m. Kępa Radwankowska, 25
VIII, godz. 20.00, Pogorzel /w/ Organizacja, t. II, cz. 1, s. 410-412.
106
Straty własne: W 3 pp w czasie działań grupy zwiadowczej został 1 zabity, 1 ciężko
ranny, 2 automaty, 4 dyski, 1 rakietnica. Ranny ppor Jeziewicz „poderwał się na minie.”
5 rannych od ognia artyleryjskiego Łącznie 1 zabity i 7 rannych. W 2 pp: na wyspie
103
124
Przez cały czas Niemcy ostrzeliwali polski brzeg, a artyleria polska
oddawała z identycznym nasileniem. Około 23 w nocy zaczęto przeprawę,
ale zdaniem E. Kospath-Pawłowskiego, „nie zachowano (…) całkowitej
ciszy” i Niemcy zrozumieli, że chodzi o wzmocnienie załogi na wyspie.
Zaczęli ostrzał maszynowy, moździerzowy i z dział. Przez cały czas
panowała także widna noc księżycowa107. Wyruszyły łodzie mogące
pomieścić po 4 żołnierzy, pomiędzy wyspą a brzegiem była piaszczysta
łacha, która usiłowali wyminąć, ale prąd znosił ich na pozycje niemieckie.
Łódź obsługiwana przez saperów Bednarczuka i Michała Białowąsa został
trafiona i wywróciła się, lecz tylko jeden żołnierz został ranny108. Przed
wyspą na południu była mielizna, którą można było przejść w bród
z południa, natomiast na od północy do wyspy był szeroki nurt o głębokości
ok. 2-3 m. Pierwsze dwa pontony popłynęły na północną część mielizny
i żołnierze zostali zabici lub utonęli. Widząc to ppor. Janiszewski dał znaki
latarką i nakierował pozostałe pontony na południe mielizny, skąd udało im
się dotrzeć do Wyspy109. Przez „pewien okres czasu” batalion nie posiadał
łączności z dowództwem110. W 3 batalionie straty wyniosły 87 żołnierzy,
w tym 7 poległo, 38 utonęło, 7 zaginęło, zaś 35 zostało rannych111.
W nocy 25 sierpnia także 6 osób z grupy zwiadowczej 3 pp
usiłowało przeprawić się przez Wisłę „w rejonie promu na wschód od
m. Kopyty na zachodni brzeg celem przeprowadzenia zwiadu. Nieprzyjaciel
własnym pociskiem zabity 1 oficer, 2 rannych żołnierzy. Straty 2 pp od 22 do 25 VIII do
godz. 14.00: 15 zabitych, w tym 2 oficerów, 48 rannych, w tym 2 oficerów,7 zaginęło bez
wieści. Baon saperów – 1 ranny. Straty nieprzyjaciela od godz. 18 w dniu 24 VIII do godz.
14.00 dnia 25 VIII. Ogniem artyleryjskim zniszczono SO 150 mm a płd.-zach. do m.
Podgórze, 1 ckm na domu w m. Kopyty, ogniem ckm i rkm 2 punkty ogniowe w m. Piaski,
podpalono skład materiałów pędnych na płn. skraju m. Piaski, zniszczono 1 ckm w rej.
711,4, obezwładniono 1 ckm i działo przeciwpancerne, zabito do 15 żołnierzy. 1 sdas
samochodowy ogniem na wprost zniszczył 1 ckm na wyspie 5818
i 1 działo przeciwpancerne. Artyleria 2 pp zniszczyła1 ckm na budynku w Górze Kalwarii
i 2 łodzie z 8 ludźmi płynące w rej. Kępy Kosumieckiej. Artyleria 3 pp zabiła ok. 10
żołnierzy niemieckich i stłumiła ogień 1 ckm. Zaopatrzenie zostało na 9 dni, brak
tłuszczów, owies na 6 dni, benzyna jeszcze była. Łączność ze sztabem w Pogorzeli
utrzymywano przez radio, telefon oraz gońców konnych i pieszych. Meldunek bojowy nr
0102 /w/ Organizacja, t. II, cz. 1, s. 410-412.
107
E. Kospath-Pawłowski, S. Pataj, M. Szczurowski, Hej, hej ułani, s. 143-144.
T. Rutkowski, Gorąca karta, s. 131-132. Encyklopedia, s. 216.
108
M. Nowiński, Współtwórcy, s. 277-278.
109
E. Kospath-Pawłowski, S. Pataj, M. Szczurowski, Hej, hej ułani, s. 69.
110
Tamże, s. 70.
111
Tamże, s. 69-70.
125
dopuścił łódkę na odległość 10 m od brzegu i silnym ogniowe z rkm, ckm
i moździerzy zmusił ją do powrotu”112. W 1 pp powrócili zwiadowcy
z płn. skraju wyspy Kępa Konarska meldując o czystym terenie. Dla
potwierdzenia, „o godz. 24.00 – 24.50 pięciu ochotników przeprawiło się na
wyspę Kępa Konarska zadaniem sprawdzenia wiadomości pierwszej grupy
zwiadowczej i zdobycia jeńca ze wsi Kępa Konarska”113.
Dzień 26 sierpnia 1944 r.
Dowódcą akcji zdobywania wyspy był ppłk dypl. Sienicki,
d-ca 2 pp, zaś dowódcą grupy PGA-2, ppłk Raskow, d-ca 1 pal. Operację
miały przeprowadzać następujące odziały: 3 batalion 2 pp, dwie baterie
moździerzy 120 mm, dwie kompanie moździerzy 82 mm, trzy baterie dział
122 mm, trzy baterie dział 76 mm, dwa działa pancerne SU-76, trzy plutony
saperów, dywizjon artylerii konnej posiadające sześć pontonów, 10 łodzi
saperskich, sześć łódek rybackich i jedną łódkę gumową. Miała też być
zapewniona pomoc lotnictwa114. 8 kompania licząca 40 żołnierzy
z plutonem ciężkich karabinów maszynowych miała atakować na prawym
skrzydle, 7 kompania (24 żołnierzy) z plutonem ciężkich karabinów
maszynowych i drużyna rusznic przeciwpancernych w centrum, zaś
9 kompania (25 żołnierzy) i 3 karabiny maszynowe z drużyną rusznic
przeciwpancernych na lewym skrzydle. 8 kompania miała się okopać na
północnym brzegu, 7 kompania – na zachodnim, zaś 9 na południowo
-zachodnim. Odwód mjra Rembezy stanowiły dwie drużyny fizylierów,
drużyna piechoty, drużyna rusznic przeciwpancernych i dwa ciężkie
karabiny maszynowe115.
Przeprawa 3 batalionu zaczęła się w 25 sierpnia o godz. 23.30 na
4 pontonach i 2 łodziach rybackich116, jednak łodzie znosił prąd. „Rembeza
szybko przeprawił się na wyspę lekka łodzią rybacką i wyznaczał lądującym
kompaniom stanowiska obronne.” Mimo, że „księżyc, wyglądając czasem
zza chmur, ujawniał ruch na rzece, Niemcy milczeli. Na wyspie też
obowiązywała bezwzględna cisza. Czasem tylko stal łopatki szczęknęła
112
Meldunek bojowy nr 0102 dcy 1 DP o działaniach bojowych w rejonie m. Kępa
Radwankowska, 25 VIII, godz. 20.00, Pogorzel /w/ Organizacja, t. II, cz. 1, s. 410-412.
113
Tamże.
114
K. Sobczak, Lenino, s. 228.
115
Tamże, s. 229.
116
Tamże.
126
o kamień, gdy kopano stanowiska strzeleckie.”117. Powstał szum przy
spuszczaniu łodzi na wodzie, który usłyszeli Niemcy i zaczęli strzelać.
Zginęło 7 żołnierzy, rannych zostało 35, zaś utonęło 28, m. in. dowódca
9 kompanii por. Stanisław Jegentowicz118.
26 sierpnia o godz. 4.30 było na przyczółku o długości 120 m x 80 m
przebywało 224 polskich żołnierzy119. Rano mjr Rembeza po
przeprowadzeniu z dowódcami kompanii rekonesansu na wyspie nakazał
opanowanie wyspy i przydzielił zadania kompaniom. Batalion miał
opanować wyspę i zająć pozycje obronne na zachodnim jej brzegu120.
Saperzy Zasadzkiego mieli wspierać piechotę i kompanię ckm na lewym
skrzydle, zaś grupa Wiśniocha na prawym121. Wczesnym rankiem
przeprowadzono też rozpoznanie na wyspie, które utrudniały krzaki
i drzewa, z tego powodu nie określono celów dla artylerii. Polska artyleria
z 4 dywizjonu artylerii konnej zaczęła strzelać w pozycje niemieckie
w północnej części wyspy, ale ze względu na brak obserwowania, ostrzał
niewiele dał122.
Tegoż dnia rozkaz przesunięcia się na pola koło Wysoczyna
otrzymała bateria kpta Sołowiejczyka, do której należał Tadeusz Rutkowski.
Ppor Kozak miał wybudować stanowiska ogniowe dział, chor. Berman zająć
punkt obserwacyjny na wale wiślanym, zaś por. Hubaj rozlokować się
w lesie pluton zaopatrzenia. Na drugi dzień po meldunku chor. Bermana,
informujące, że pod Potyczą jest bateria moździerzy skierowano tam ogień
skutecznie niszcząc pozycję niemiecką. Po jakimś czasie do baterii
„podeszło dwoje starszych wieśniaków. Przynieśli dzban kwaśnego mleka
i kosz jabłek. - Może panowie się poczęstują – zwrócili się nieśmiało do
ppor. Kozaka. – Gorąco jest, a i na pewno jesteście zmęczeni – wręczali
darty. – A bijcie dobrze tych przeklętych szwabów… Za nasze męczarnie
i tyle zbrodni przez nich popełnionych – życzyli nam na pożegnanie”123.
Nie zawsze przyjęto żołnierzy z otwartymi ramionami. Grzegorz Rybakow
podał przykład zawiści na Łużycu: „Do wymarszu było jeszcze sporo czasu.
Zdecydowałem się tych parę godzin poświęcić na odpoczynek po nie
117
W. Kozłowicz, Ej, ty Wisło, s. 310.
K. Sobczak, Lenino, s. 229.
119
K. Sobczak, Lenino, s. 229. E. Kospath-Pawłowski, S. Pataj, M. Szczurowski, Hej, hej
ułani, s. 70.
120
K. Sobczak, Lenino, s. 229.
121
M. Nowiński, Współtwórcy, s. 278.
122
E. Kospath-Pawłowski, S. Pataj, M. Szczurowski, Hej, hej ułani., s. 70.
123
T. Rutkowski, Gorąca karta, s. 133.
118
127
przespanej nocy. Udałem się do sadu. Było południe i nagrzane powietrze
nawet w cieniu nie dawało upragnionego chłodu. Wybierając sobie dogodne
miejsce doszedłem do krańca sadu i już miałem zamiar położyć się pod
rozłożystą jabłonią, gdy usłyszałem wrzaskliwy kobiecy głos. Poszedłem
w tym kierunku. Na ściernisku przy sąsiedniej stodole, ująwszy się pod
boki, stała kobieta i jazgotliwym głosem zawzięcie przeklinała żołnierzy,
którzy nie zwracając na nią uwagi, zabierali spod stodoły stare deski
i złożone bierwiona niosąc to wszystko do nakrycia swych rowów
przeciwlotniczych. – Cholernie chciwe babsko – oburzali się zwabieni jak
i ja jej krzykiem żołnierze. – Żeby tak Niemcom pyskowała, toby ją od razu
uciszyli na amen – dodał szpakowaty kapral. – Pewnie! – zgodził się młody
żołnierz. – Na naszych to pyskuje, ile wlezie. Desek jej, ścierwie, żal, a nie
ludzkiego życia. Cholera! – Splunął z irytacją. Wtem z obejścia wybiegł
barczysty chłop próbując uspokoić babę, która w swej wściekłości wcale nie
reagowała na jego słowa. Przygodni świadkowie tego zajścia pokpiwali
z obojga. Zirytowany małżonek w końcu złapał kobietę wpół i jak snop
poniósł wierzgającą do obejścia, co wywołało ogólną wesołość. A jednak,
jak przepowiedział mój taboryta, „Pan Bóg ukarał złośnice za chciwość.”
Jeszcze przed naszym wyjściem nieprzyjaciel ostrzelał rejon przeprawy
i kilka artyleryjskich pocisków wroga uderzyło w wioskę. Jeden z nich trafił
stodołę kłótliwej baby burząc ją doszczętnie”124.
Walki obejmowały nie tylko wyspę, bowiem również oddziały na
prawym brzegu ponosiły straty. „Pewnego dnia [26 VIII w Piotrowicach] –
wspomina J. Lewandowski – skradałem się pod ostrzałem artylerii
niemieckiej w kierunku pozycji zajmowanych przez naszych żołnierzy, aby
doręczyć listy odebrane we wsi Górki, gdzie znajdowała się dywizyjna baza
pocztowa. Po drodze spotkałem szeregowego Władysława Jakimowicza,
z plutonu administracyjnego, który szedł na punkt dowodzenia w celu
objęcia jego ochrony. Przez jakiś czas szliśmy razem, ale rozstaliśmy się.
Nie upłynęło nawet pół godziny, gdy dogonił mnie kapral Mikołaj Krawiec,
mający za zadanie usuwać uszkodzenia na linii telefonicznej. Z wyrazu
twarzy wywnioskowałem, że chce mi zakomunikować jakąś niedobrą
wiadomość. I rzeczywiście. – Jurek, choć ze mną, niedaleko stąd na rżysku
leży zabity Jakimowicz. – Jak to? – wykrzyknąłem – przecież kilkanaście
minut temu rozmawiałem z nim. – Na wojnie czas biegnie inaczej – odrzekł
melancholijnie Mikołaj. – W ciągu minuty zdarzyć się może więcej
124
. Rybakow, „Spoza gór i rzek…” Wojennych dróg część trzecia, Kraków 1986, s. 246247.
128
nieszczęść niż w czasie miesiąca w okresie pokoju.” W. Jakimowicz oraz
inni polegli „w tej samej godzinie na odcinku, który w porównaniu z Wyspą
Radwankowską był względnie spokojny, pochowaliśmy tejże nocy na skraju
polnej drogi, prowadzącej ze spalonej wsi Piotrowice do Dziecinowa. Byli
to: kapral Franciszek Gromek, szeregowy Abram Kaufman, kapral Antoni
Łoś (wszyscy trzej z pułkowej kompanii łączności) oraz szeregowy Henryk
Klapper125 z 3 batalionu. Cichy i skromny był to pogrzeb. Bez przemówień,
bez salwy honorowej, bez werbli. Kilkunastu obecnych wraz ze mną
kolegów złożyło na świeżo usypanej wspólnej mogile wiązanki polnych
kwiatów, a u wezgłowia grobu wkopaliśmy zbite naprędce z desek krzyże,
na których kopiowym ołówkiem wypisaliśmy imiona i nazwiska poległych
oraz ich stopnie wojskowe i przynależność do jednostki”126.
O godzinie 14 polska artyleria zaczęła ostrzał tzw.
„artpodgotowkę”127, ale pociski padały na zachodni skraj wyspy, na lewy
brzeg rzeki oraz w stronę Czerska i Góry Kalwarii. Pozycje niemieckie na
wyspie pozostały nienaruszone, ponieważ znajdowały się w odległości 50
-70 m od polskich okopów i było ryzyko ostrzelania własnego. Po 10
minutach ostrzał został przesunięty jeszcze głębiej w stronę wojsk
niemieckich128, zaś o 14.10 zaatakował 3 batalion129. Strzelały 2 baterie 76
mm AD, 1 bateria 76 mm AP, 3 baterie haubic 12 mm, 2 baterie moździerzy
120 mm oraz dwa działa pancerne SU-76130.
O godz. 14 w celu zniszczenia artylerii 1 dywizji niemieckiej
wyleciało 20 samolotów, 10 Iłów i 10 Jaków z 2 eskadry szturmowej por.
Kitajewa. Dowódcą osłony został ppłk Tałdykin, a samoloty pilotowali:
125
Henryk Klapper, s. Mojżesza, ur. 1921 w Rzeszowie, st. szer., 2 pp., zginął w walkach
26 VIII 1944 w Piotrowicach, leży w Karczewie na cmentarzu). B. Meirtchak, Jewish
Military Casualties in the Polish Armies in World War II: Jewish soldiers and officers of
the Polish People's Army killed and missing in action 1943-1945, t. 1, Tel Aviv 1994, nr
551. B. Affek-Bujalska, E. Pawłowski, Księga pochowanych żołnierzy polskich poległych
w II wojnie światowej: Żołnierze Wojska Polskiego na Wschodzie: A-M, Tom 4, cz. 1,
Warszawa 1998, s. 259.
126
S. Lewandowski, Z torby frontowego listonosza, Warszawa 1982, s. 126-127 [dalej:
J. Lewandowski, Z torby]. J. Lewandowski w 1964 r. bezskutecznie poszukiwał miejsca
pochówku. Po wojnie zwłoki ekshumowano na cmentarz w Karczewie.
127
W. Kozłowicz, Ej, ty Wisło, s. 310.
128
M. Nowiński, Współtwórcy, s. 278-279.
129
K. Sobczak, Lenino, s. 229-230.
130
Z. Gnat-Wieteska, Z dziejów, s. 242-243.
129
ppor. Gabis, por. Wasyl Gaszyn131, chor. Bobrowski, kpt. Matwiejew, chor.
Chromy i dwóch pilotów radzieckich z 233 pułku lotnictwa myśliwskiego.
„Dzień był piękny, słoneczny, ale z zachodu nadciągały obłoczki,
niewątpliwie zwiastuny ciepłego frontu”, nad Zadybiem uformowano szyk:
„schody kluczy w prawo”, ale już nad Żelechowem awarię miał samolot
chor. Chromego, który powrócił na lotnisko. „Zespół doleciał nad wioskę
Lubice. Tu skręcono przyjmując kurs prosto na Górę Kalwarię. Pod
samolotami przesuwały się kępki lasów, niewielkie uprawne pola
i rozrzucone w terenie wioski. Na zachodzie połyskiwała Wisła, a na jej
lewym wysokim brzegi przecupneły [!] dwa charakterystyczne osiedla:
malowniczo położona Góra Kalwaria i na południe od niej Czersk z ruinami
zamku książąt Mazowieckich. Na wschód od tych miejscowości płynie
Wisła upstrzona łachami.” Nastąpił wtedy atak szturmowców na pozycje
niemieckie na wyspie, wykorzystany przez oddział polski, który wyrzucił
Niemców na zachodni skraj łachy. Samoloty poleciały też nad Górę
Kalwarię, tam „okładały (…) bombami i ostrzeliwały bronią pokładową
stanowiska dział i moździerzy, samochody, różne pojazdy na ulicach i na
rynku, uciekające grupki żołnierzy i umocnienia polowe.” Po wyczerpaniu
amunicji samoloty powróciły do bazy w komplecie132. Z kolei dowódca
1 eskardy 1 pułku myśliwskiego, kpt Stanisław Lisiecki w następujący
sposób wspominał atak na Górę Kalwarię: „z wysokości 400
m wykonujemy zajście na cel. Widać dokładnie pozycje artyleryjskie
wzdłuż wybrzeża. W miasteczku lufy armat wystają z podziurawionych
ścian domów. Szturmowce zaczęły bombardowanie. Śledzimy jego
rezultaty. Kilka pozycji ogniowych spowija się dymem. Płoną budynki,
w których zamaskowane są działa. Zachodzimy jeszcze raz nad miasteczko.
Odezwała się artyleria przeciwlotnicza. Pociski rozrywają się nad
szturmowcami i pod nami. Wspólnie z Gołubickim nurkujemy na pozycje
artylerii przeciwlotniczej i ogniem z działek i kmów zmuszamy ją do
zamilknięcia. W trzecim zajściu szturmowce zapalają skład z benzyną
– w górę bucha wielki słup ognia i dymu. Atakujemy samochody skupione
obok składu. Ogółem zaobserwowaliśmy osiem pożarów”133.
131
Rosjanin z sowchozu Grigoriewskoje położonego przy szosie Moskwa-Riazań,
instruktor Moskiewskiego Okręgu Wojennego, wspomniany przez K. Spławińskiego, Spod
znaku szachownicy. Reportaże o Ludowym Lotnictwie Polskim 1943-1945, Wyd. MON,
Warszawa 1982, s. 116. 26 sierpnia ostrzelał linie niemieckie na Kępie Radwankowskiej.
132
K. Spławiński, Pierwszy, s. 88-90. Por. K. Sobczak, Lenino, s. 229-230.
133
C. Krzemiński, Lotnictwo, s. 38. Autor cytuje artykuł w Zwyciężymy, nr 185, 12
września 1944 r.
130
Podczas ostrzału artyleryjskiego „odłamki całymi chmurami
przelatywały ponad głową” Polaków w okopach134. 100 m od zarośli
batalion został zaatakowany silnym ogniem maszynowym. Żołnierze polscy
byli zaskoczeni, ponieważ myśleli, że samoloty unieszkodliwiły Niemców.
Atak się załamał na chwilę, ponieważ krzaki ukrywały pozycje niemieckie
w dwóch liniach okopów135. Jan Zasadzki twierdzi, że artyleria i lotnictwo
strzelało za daleko, ponieważ obawiano się ataków na swoje oddziały136.
Nastąpiło zerwanie łączności przewodowej z artylerią polską, która
w związku z tym nieskutecznie strzelała, wskutek czego natarcie po
„częściowym opanowaniu pierwszej transzei” załamało się137.
Szczegóły bitwy podali bezpośredni świadkowie, których relacje
niekiedy są rozbieżne. Zdaniem L. Małka, „Ziemia zagotowała się od
wybuchów. I wtedy właśnie poszliśmy do ataku. Zielony wprost ze
zdenerwowania chorąży Dworzyński wyskoczył z pistoletem z transzei.
– „Chłopcy, naprzód!” – Za nim poderwała się reszta kompanii. To był jakiś
zupełnie niesamowity atak. Wysepka była niewielka, porośnięta łoziną
i krzakami. Ograniczało to widoczność na boki do kilkunastu metrów. Bój,
który rozgorzał, stanowił właściwie kilkanaście luźno ze sobą powiązanych
ognisk walki. Walki na kolby, bagnety i granaty. Walki zażartej
i bezpardonowej.” Jednak na prawym skrzydle zaczął strzelać niemiecki
cekaem, który „skosił dowódcę 8 kompanii porucznika Luftglasa, dowódcę
kompanii cekaemów porucznika Winogradowa i kilkunastu żołnierzy”.
Wtedy też zginął mjr Rembeza, który „nacierał w pierwszej linii atakującej
tyraliery. Na pozór było to sprzeczne ze wszystkimi zasadami taktyki,
nakazującymi dowódcy zajmować miejsce z tyłu szyku bojowego. Na
wyspie jednak nie było mowy o normalnych warunkach prowadzenia walki.
Rembeza wiedział, że musi być w natarciu widoczny dla żołnierzy, że musi
im dawać osobisty przykład. I przykład ten dawał. Biegł z gołą głową,
z pistoletem w ręku. Dwukrotnie ranny, nie wyszedł z szeregu, nie
przestawał dowodzić. Sprawiał wrażenie, jakby w ogóle nie poczuł tego, że
został trafiony. Rozpiął mundur tylko pod szyją. – Chłopcy, żołnierze!
Naprzód!138 – Były to jego ostatnie słowa. Dostał całą serię w pierś. Zgiął
134
R. Leś, Wyspa, s. 154.
K. Sobczak, Lenino, s. 229-230.
136
M. Nowiński, Współtwórcy, s. 280.
137
Tamże.
138
Słowa Rembezy były różnie przytaczane. Wydaje się, że jako radziecki oficer krzyknął:
„Żołnierze, chłopcy! Za waszą Polskę – naprzód!” (W. Kozłowicz, Ej, ty Wisło, s. 311),
135
131
się wpół, padł, nie wypuszczając pistolety z ręki” – pisał po latach Leon
Małek139.
Z kolei Jan Zasadzki twierdził, że „widzi, jak major Rembeza
wyskakuje z okopu, mając podniesioną do góry rękę z pistoletem. Gromkim
głosem wzywa podwładnych do ataku: „Naprzód! Za Ojczyznę! W tej
chwili majora dosięga kula wroga. Ranny jeszcze biegnie.” Niedługo potem
„godzi weń seria pocisków karabinu maszynowego i odważny oficer pada
na wiślanym piasku wyspy.” Zerwali się też dowódcy i żołnierze, ginęli, ale
dopadli „pierwszej transzei nieprzyjaciela.” Śmierć dowódców
spowodowała zamieszanie wśród żołnierzy140. Doszło też do załamania
psychicznego wielu z nich: „w krytycznej sytuacji, kiedy na polu walki leżą
zabici i ranni, nastroje walczących są zmienne. Jedni z zimną krwią
i determinacja usiłując przeć naprzód lub skutecznie bronią się na zajętych
pozycjach, inni porażeni strachem, załamują się psychicznie. Rodzą się
czyny zarówno bohaterskie, jak i będące wynikiem rozpaczy, desperacji.
Nierzadko instynkt bierze górę nad racjonalnym rozumowaniem”141. Jak
wspominał Roman Leś, „tuż po skoku zaczęli padać pierwsi z atakujących.
Dostrzegłem, że z prawej strony, poza potokiem, Niemcy przyczaili się na
ścieżce, zabezpieczając ją bronią maszynową. Wielu zatrzymało się na tej
śmiertelnej przesiece. Mijały sekundy. W obłokach kurzu, w gąszczu
wikliny niemożliwe było jakiekolwiek rozeznanie. Wybuchały ręczne
granaty, walczono na bagnety i pięści. Przed moimi oczami mignęła seria
obrazów: dwóch hitlerowców wznosi błagalnie ręce… Potężny dryblas dusi
naszego za gardło… Ale najbardziej zmroził mi kres w żyłach widok
hitlerowskiego kaemu, który z dogodnej, otwartej pozycji siał śmierć na
naszym prawym skrzydle. Na szczęście, w pobliżu był nasz cekaem.
Poleciłem odpowiedzieć hitlerowcom ogniem. W tym pojedynku zginął
celowniczy Misiarz; nieprzyjacielski cekaem zmuszony jednak został do
milczenia”142.
Kiedy walka jeszcze trwała na pozycjach niemieckich, łącznik d-cy
batalionu, Władysław Michałowski przyniósł na plecach ciało zabitego mjra
Rembezy do polskiego okopu, skąd obserwował akcję por. Leś 143. Z kolei
a nie np. „Za Polskę, naprzód! Hurraa!” (R. Leś, Wyspa, s. 154. K. Sobczak, Lenino,
s. 230.), ponieważ jego ojczyzną był ZSRR, a nie Polska.
139
L. Małek, Strzępy, s. 78-79. K. Sobczak, Lenino, s. 230.
140
M. Nowiński, Współtwórcy, s. 279.
141
Tamże, s. 280.
142
R. Leś, Wyspa, s. 154.
143
R. Leś, Wyspa, s. 154.
132
w innym wspomnieniu por. Lesia, miał on podbiec do umierającego
Rembezy: „Niemcy nie dali się zaskoczyć. Pod ogniem ich broni
maszynowej nasz atak stracił impet. Potem się załamał. Wpadliśmy w silny
ogień krzyżowy bijący przez wycięte w gąszczu wikliny przesieki. Ale ten
krzyk dosłyszałem przez zgiełk bitwy: - Dowódca batalionu nie żyje!
…Byłem przy majorze niemal natychmiast. Rembeza umierał. Biegnąc
przez splątane krzaki wpadł wprost na serię pistoletu maszynowego. Nie
zdążył już nic powiedzieć…”144.
Jak pisał L. Małek, „straty były ogromne. (…) Ogień broni ciężkiej
zamilkł. Słychać było tylko trzask pojedynczych wystrzałów, łomot uderzeń
kolbami, krzyki, przekleństwa, jęki rannych. Dopadliśmy okopów wroga.
Nie starczyło jednak sił, by je zdobyć. Została tylko garstka żywych
i ocalałych. Mieliśmy cofnąć się na pozycje wyjściowe”145. Jan Zasadzki,
„podoficer polityczny”, leżał na ziemi lekko ranny w biodro, ale po
udzieleniu pomocy sanitarnej wycofał się z saperami na tyły. Jeden
z dowódców nakazał mu odszukanie przerwania kabla na rzece, wsiadł więc
do łodzi i wraz z towarzyszami naprawił połączenie. Wówczas to oddział
z wyspy prosił dowództwo o wsparcie artyleryjskie. Ubolewał, że z powodu
obaw o atak na własne siły, „niestety, ogień dział raził cele tylko w głębi
obrony nieprzyjacielskiej. Lotnicze bombardowanie też się odbywa
podobnie – na obiekty położone za Wisłą, nawet koło Czerska”146.
Tymczasem Niemcy przeszli do kontrataku, na lewym skrzydle
odpierał ich ppor. Sztajn z „niewielką grupa ludzi.” Polacy rozbili się na
„pojedyncze grupki, które w gąszczu drzew straciły orientację”.
Zorganizowano więc „okrężną obronę, rozszerzoną o zdobyty teren”,
a grupki te sukcesywnie wracały do okopów. „Pod wieczór zapanował
spokój. Zakłócały go tylko jęki oraz pojedyncze strzały147. Po trzech
godzinach od ataku, około 17, batalion okopał się 60 m od pozycji
wyjściowej i zaprzestał ataku148. Obserwujący z prawego brzegu Tadeusz
Cynkin relacjonował: „Natarcie 3 batalionu poprzedzone było krótką nawałą
ogniową. Słychać było silny ogień z broni ręcznej i maszynowej.
Odróżniałem wyraźnie niemieckie cekaemy. Walki nie było widać, wyspa
była zarośnięta gęstymi krzakami. Po paru godzinach strzelanina ucichła
144
W. Kozłowicz, Ej, ty Wisło, s. 311.
L. Małek, Strzępy, s. 79, 80.
146
M. Nowiński, Współtwórcy, s. 279, 280.
147
R. Leś, Wyspa, s. 154-155.
148
K. Sobczak, Lenino, s. 228, 230. Z. Gnat-Wieteska, Z dziejów, s. 242-243.
145
133
i jasnym się stało, że forsowanie się nie powiodło. Nocą niedobitki
batalionu przeprawiły się na nasz brzeg”149. O przerażeniu wśród żołnierzy
i tragedii opowiadali ewakuowani z wyspy Roman Leś i Zygmunt Stein 150.
Wspominał J. Lewandowski, że „gdyby nie tragiczna wymowa faktów
związanych z walkami 2 pułku piechoty, gdyby nie ogromne ofiary
w ludziach, jakie walki te za sobą pociągały, można byłoby zaryzykować
dowcipne powiedzenie, że „tańczyliśmy na wszystkich weselach”151.
Po mjr Rembezie dowództwo przejął ppor. Jolles, lecz i on zginął od
odłamka granatu moździerzowego152. Tymczasem zastępca d-cy batalionu
ds. liniowych, kpt. Mycielski, podobno pod pretekstem choroby, ewakuował
się na prawy brzeg, zaś dowództwo objął „oficer polityczny”, ppor. Roman
Leś, dotychczasowy zastępca dowódcy 3 kompanii. Z kolei dowództwo
9 kompani przejął plut. Leon Małek153. Leś zatelefonował do ppłka
Sienickiego informując go o stanie batalionu, a ten nakazał wstrzymanie
natarcia, umocnienie się na pozycjach i prowadzenie obserwacji. Stało się to
wieczorem 26 sierpnia154.
Niemcy osiągnęli nawet małe odcinki na wschodnim brzegu wyspy
i przez nie kontrolowali sytuację na rzece. Jednak Zasadzki wraz z saperami
Mikołajem Żakoniem oraz rannym podoficerem i „rannym kapralem
piechoty” weszli do łodzi i odpłynęli. Tam ustalono, że Żakoń wróci na
wyspę. W tym samym czasie rozległa się z megafonów „znana melodia”,
a po polsku Niemcy mówili, aby się poddano. Z kolei podoficerowie doszli
do Warszawic i w szopie znaleźli odpoczynek. Na drugi dzień pojechali
furmanką do Pogorzeli, tam Jan Zasadzki „nie mógł się ponieść z łóżka”
i został operowany155. Sanitariuszy docenił też L. Małek: pisząc,
iż „prawdziwymi bohaterami okazali się nasi batalionowi sanitariusze pod
dowództwem sierżanta Karpińskiego. Ich odwadze i ofiarności większość
149
T. Cynkin, Życie, s. 99.
S. Lewandowski, Z torby, s. 77. T. Cynkin, Życie, s. 99.
151
S. Lewandowski, Z torby, s. 126.
152
L. Małek, Strzępy, s. 78-79.
153
Tamże, s. 80-84.
154
E. Kospath-Pawłowski, S. Pataj, M. Szczurowski, Hej, hej ułani, s. 70. Encyklopedia,
s. 216. K. Sobczak, Lenino, s. 230. Z. Gnat-Wieteska, Z dziejów, s. 242-243. T. Cynkin,
Życie, s. 99.
155
M. Nowiński, Współtwórcy, s. 281-282. Kolejne losy Zasadzkiego to: leczył się
w szpitalach w Garwolinie i Otwocku, w kwietniu 1945 r. dostał przydział do 1 batalionu
saperów 1 PD i uczestniczył w zdobywaniu Berlina. Po zakończeniu działań wojennych
brał udział w rozminowywaniu, a potem „walczył z reakcyjnym podziemiem”, tzn.
prześladował Żołnierzy Niezłomnych. W LWP został pułkownikiem.
150
134
rannych zawdzięczać może życie. Nikt, kto choć trochę zdradzał objawy
tego, że duch jeszcze się w nim kołacze, nie został na przedpolu. Pod
ogniem wyniesiono również z pola walki ciało dowódcy. A naszą wiślaną
kępę, zlana tak obficie krwią 3 batalionu, żołnierze naszego pułku nazwali
wyspą Rembezy. I tak już zostało”156.
W 3 batalionie pozostało 80 żołnierzy157.
Polegli żołnierze oraz relacje o dowódcach
Straty podczas bitwy były ogromne, jak na batalion. Zginęło 28
żołnierzy158, rannych i ciężko rannych było kilkudziesięciu159, zaginęło bez
wieści 16160, 17161 lub 63 żołnierzy162. Łączne straty batalion wyniosły 75163
lub 185 osób164.
78 zabitych zostało pochowanych wraz z dowódcą „na niewielkim
wiejskim cmentarzu”165. Później zostali ekshumowani na cmentarz wojenny
w Garwolinie166, gdzie spoczywają do dziś. Jeszcze jednak w l. 60 XX w.
wielu było przekonanych, że w „anonimowym grobie” bez tabliczki na
156
L. Małek, Strzępy, s. 79, 80.
Tamże.
158
K. Sobczak, Lenino, s. 230. Z. Gnat-Wieteska, Z dziejów, s. 242-243. T. Cynkin, Życie,
s. 99. Jedynie E. Kospath-Pawłowski, S. Pataj, M. Szczurowski (Hej, hej ułani, s. 70)
podają liczbę zabitych na 18.
159
Liczbę 50 podaje Z. Gnat-Wieteska (Z dziejów, s. 242-243) oraz T. Cynkin, Życie,
s. 99), zaś 30 - K. Sobczak (Lenino, s. 230), zaś 40 - E. Kospath-Pawłowski, S. Pataj,
M. Szczurowski (Hej, hej ułani, s. 70).
160
Z. Gnat-Wieteska, Z dziejów, s. 242-243. T. Cynkin, Życie, s. 99.
161
K. Sobczak, Lenino, s. 230.
162
E. Kospath-Pawłowski, S. Pataj, M. Szczurowski, Hej, hej ułani, s. 70.
163
K. Sobczak, Lenino, s. 230.
164
W. Kozłowicz, Ej, ty Wisło, s. 311. L. Małek, Strzępy, s. 88. B. Strzeżysz, Dzieje, s. 9293.
165
W. Kozłowicz, Ej, ty Wisło, s. 311.
166
E. Kospath-Pawłowski, Cmentarze i mogiły żołnierskie na ziemi siedleckiej
i bialskopodlaskiej, s. 57n /w/ E. Kospath-Pawłowski, H. Mierzwiński, Groby wojenne na
Podlasiu, Siedlce 1997. Leżą tam m. in. Emil Pawłowicz, s. Jana (ur. 1918 Dolina Polna,
pow. Nadwórna, kan. 1 pal, +26 VIII 1944, Kępa Radwankowska, poch. Garwolin)
i Edward Kozieł (Kozioł), s. Adama (ur. 1916 Ustroń k. Cieszyna, chor. 2 pp, +24 VIII
1944 Kępa Radwankowska, poch. w Garwolinie. B. Affek-Bujalska, E. Pawłowski, Księga
pochowanych żołnierzy polskich poległych w II wojnie światowej: Żołnierze Wojska
Polskiego na Wschodzie: A-M, Tom 4, cz. 1, Warszawa 1998, s. 319, 349.
157
135
cmentarzu parafii warszawickiej w Radwankowie Szlacheckim leżą
wszyscy polegli w bitwie. Roman Leś, po dwudziestu latach pułkownik
LWP, przyjechał na mogiły towarzyszy broni: „tutaj mijający czas znać
wyraźnie. Krata cmentarnej bramy jest otwarta. Cicho tu i pięknie, tym
dostojnym spokojem wieczności. Nie surowym chłodem marmurów
miejskich cmentarzy, ale pogodą owej prawdziwie mądrej postawy wobec
nieuchronności ludzkiego losu. Jak ogród przed wiejską chatą, czekający na
strudzonego gospodarza. Krzyże nikną w dojrzałej zieleni drzew. Barwy
kwiatów, rozsypanych wśród mogił, są pachnącym bukietem lata, pięknym,
bo niewymyślnym. Chodzimy wśród grobów, wywołując z tabliczek
nazwiska zmarłych. Ale szukamy tych, co polegli. Jest betonem
obramowana ziemia. Jest parę świeżych, polnych wiązanek. Napis:
ŻOŁNIERZE POLSCY POLEGLI W WALKACH 1939-1944… Leżą tu
razem. Zebrani z polnych mogił obrońcy Września i wyzwoliciele
z Sierpnia, co przyszedł w pięć lat później”167. Na cmentarzu
radwankowskim pochowano jednak tych, którzy zginęli 22 sieprnia.
W zbiorowej mogile ziemnej, zwanej „Grobem Żołnierskim” leżą tam:
Franciszek Grabowy (1923+22 VIII 1944) szer. 2 pp 1 DP WP, Jan
Jendzyj168 (1901+22 VIII 1944) szer. 2 pp 1 DP, Michał Mroczko (1912+22
VIII 1944) szer. 2 pp 1 DP, Michał Prokopowicz (1911+22 VIII 194) kpr.
2 pp 1DP, Andrzej Robak (1915+22 VIII 1944) szer. 2 pp 1 DP, Andrzej
Szary (1915+22 VIII 1944) szer. 2 pp 1 DP169, Kazimierz Budzena,
s. Franciszka (ur. 1909 Wałachówka, pow. Zbaraż, szer. 2 pp, +22 VIII
1944, rej. wsi Warszawic)170.
Zdaniem s. Lewandowskiego polegli byli to „starzy, choć jakże
młodzi wiekiem kościuszkowcy, którzy szli w szeregach pułku od Sielc nad
Oką”171. Nie da się ukryć, że oficerowie w większości byli tzw. ludźmi
radzieckimi, obywatelami sowieckimi, którzy zostali przydzieleni do
167
W. Kozłowicz, Kształt pamięci, s. 178-179.
Jan Jendzyj, s. Franciszka, ur. 1901, w m. Podlesie Grzymałowskie, rej. Skałat (ZSRR),
szer. 2 pp, poległ 23 VIII, poch. w Warszawicach. Leszek Lewandowski, Księga poległych
na polu chwały: żołnierze ludowego Wojska Polskiego polegli, zmarli z ran i zaginieni
w czasie drugiej wojny światowej w latach 1943-1945, Warszawa 1974, s. 292.
169
E. Kospath-Pawłowski, Cmentarze i mogiły żołnierskie na ziemi siedleckiej
i bialskopodlaskiej, s. 57n /w/ E. Kospath-Pawłowski, H. Mierzwiński, Groby wojenne na
Podlasiu, Siedlce 1997.
170
B. Affek-Bujalska, E. Pawłowski, Księga pochowanych żołnierzy polskich poległych
w II wojnie światowej: Żołnierze Wojska Polskiego na Wschodzie: A-M, Tom 4, cz. 1,
Warszawa 1998, s. 92.
171
S. Lewandowski, Z torby, s. 76.
168
136
polskiego wojska jako pion dowódczy. Warto się przyjrzeć kilku postaciom.
Poległy mjr Jan Rembeza172,urodził się w 1908 r. we wsi
Czerniówka k. Winnicy w dawnym polskim województwie bracławskim na
Podolu. Wychowywany w ideologii radzieckiej, jako inżynier, ukończył
Instytut Chemiczny w Połtawie, a następnie Wyższego Kursu Doskonalenia
Oficerów „Wystrieł”. Był członkiem Wszechzwiązkowej Komunistycznej
Partii (Bolszewików). Został szefem sztabu 562 pułku piechoty 135 DP
Armii Czerwonej, a następnie d-cą pułku, walczył pod Leningradem,
w 1943 r. rannego po rekonwalescencji w szpitalu przydzielono w stopniu
kapitana na d-cę 3 batalionu 2 pułku piechoty 1DP w 1 Armii Wojska
Polskiego, w lipcu 1944 r. został majorem, brał udział w walkach pod
Dęblinem. Zginął w wieku 36 lat. Pośmiertnie dostał order Virtuti
Militarii173.
Prawdopodobnie był narodowości rosyjskiej, za oficera radzieckiego
uważa go Wojciech Kozłowicz174. Nie potrafił dobrze czytać po polsku,
z trudem odczytywał z mapy nazwę Kępa Radwankowska175. Tłumaczono
mu też słowa ludowej piosenki: „Ej ty Wisło, modra rzeko”176. Zdaniem
L. Małka, „był to człowiek, którego trudno zapomnieć. (…) Przyszedł do
nas na wiosnę 1944 roku. Po jego poprzedniku pozostały nie najlepsze
wspomnienia, Rembeza okazał się zupełnie inny. Pochodził z Ukrainy
z okolic Winnicy. Był oficerem rezerwy Armii Radzieckiej, z wykształcenia
inżynierem chemikiem. Świetnie dawał sobie jednak radę z dowodzeniem,
jakby całe życie chodził w mundurze. Aż przyjemnie było na niego
popatrzeć: wysoki, przystojny, świetnie trzymał się w siodle. Bardzo
spokojny, opanowany, był zarazem na swój sposób niezwykle życzliwy dla
ludzi, którzy mu podlegali i z którymi pracował. Pod tym względem
stanowił doskonałą parę ze swym zastępcą do spraw politycznych
porucznikiem Stanisławem Jollesem. Nigdy prawie nie podnosił głosu, nie
posługiwał się tak zwanym „słownikiem” wojskowym. Mimo to w czasie
jego dowodzenia batalionem poziom dyscypliny wyraźnie się podniósł.
Może działo się tak dlatego, że major Rembeza wiedział, czego
172
Z. Gnat-Wieteska, Z dziejów, s. 242-243. T. Cynkin, Życie, s. 99. E. KospathPawłowski, S. Pataj, M. Szczurowski, Hej, hej ułani, s. 70. T. Rutkowski, Gorąca karta,
s. 132. W. Lang, Na szlaku, s. 83. Encyklopedia, s. 216.
173
W. Kozłowicz, Ej, ty Wisło, s. 302, 309-310, 312. S. Sosna-Sarno, Wyspa, s. 42. R. Leś,
Wyspa, s. 155. W. Kozłowicz, Kształt pamięci, s. 177.
174
W. Kozłowicz, Ej, ty Wisło, s. 311.
175
Tamże, s. 307.
176
Tamże, s. 310.
137
rzeczywiście wymagać, a na co przymykać oko. Może dlatego, że mimo iż
nie podnosił głosu, emanowały wprost z niego zdecydowanie i siła woli.
A może dlatego, że starał się wierzyć ludziom i oceniać ich zawsze z dobrej
strony?”177. Zdaniem S. Sosny-Sarno, Rembeza „należał do grona tych
oficerów, którzy potrafią wzbudzać bezgraniczne zaufanie swoich
podwładnych”178. Mówił żołnierzom: „każdy z nas winien dążyć do tego,
aby pokonać wroga, ale ocalić życie. Przecież wszyscy pragniemy doczekać
dnia zwycięstwa”179. Przed śmiercią, na wyspie powiedział do S. Sosny
-Sarno: „Jeśli ci szczęście dopisze, opowiedz wszystkim, jak tu było,
i o mnie pamiętaj. Wspomnij po prostu, że był taki Jan Rembeza, nic
więcej”180.
Zmarły od rany w brzuch chor. Marian Dworzyński181
„komsomolec z Leningradu”182, był zastępcą dowódcy 9 kompanii piechoty
ds. politycznych. Miał 22 lata, „wysoki blondyn, zamknięty w sobie,
małomówny, z twarzą bez uśmiechu, lecz jakże uczynny, nie odmówił
nikomu pomocy, przebywa ciągle z żołnierzami, nie oszczędzając siebie
w niczym, zadziwiająco łagodny i wyrozumiały dla innych”183.
Zabity por. Stanisław Jagentowicz184, dowódca 9 kompanii piechoty,
„wysoki i chudy blondyn, często wspominał Leningrad, skąd pochodził.
Choć był narodowości polskiej, słabo znał język ojczysty, ale chyba nie
zdawał sobie z tego sprawy, bo kiedyś na przykład zwrócił mi uwagę, że nie
mówi się „wszystko jedno”, tylko „wszystko równo”185.
Dowódcą 7 kompanii strzeleckiej 2 pp był por. Mieczysław
Janiszewski186, „dwudziestoczteroletni, średniego wzrostu, blondynek,
rzutki, wesoły, lubiany przez przełożonych i szanowany przez
podwładnych, wysportowany, odważny, pogodny i dowcipny – słowem, jak
177
L. Małek, Strzępy, s. 62-63.
S. Sosna-Sarno, Wyspa, s. 40.
179
Tamże, s. 42.
180
Tamże, s. 5-6.
181
L. Małek, Strzępy, s. 79, 80. K. Sobczak, Lenino, s. 230. S. Lewandowski, Z torby,
s. 76.
182
W. Kozłowicz, Ej, ty Wisło, s. 310, 312.
183
S. Sosna-Sarno, Wyspa, s. 45-46.
184
Z. Gnat-Wieteska, Z dziejów, s. 242-243. T. Cynkin, Życie, s. 99. S. Lewandowski,
Z torby, s. 76.
185
S. Sosna-Sarno, Wyspa, s. 47.
186
. Gnat-Wieteska, Z dziejów, s. 242-243. T. Cynkin, Życie, s. 99. K. Sobczak, Lenino,
s. 230. E. Kospath-Pawłowski, S. Pataj, M. Szczurowski, Hej, hej ułani, s. 70.
T. Rutkowski, Gorąca karta, s. 132. W. Lang, Na szlaku, s. 83. Encyklopedia, s. 216.
178
138
koledzy mawiali, chłopak do bitki i wypitki” – wspominał Jerzy
Lewandowski, frontowy listonosz z 2 pp. Miał rodzinę w obwodzie
wołogodzkim w ZSRR, „do ostatnich chwil swego młodego życia prowadził
Mietek ożywioną korespondencję z rodziną (…). Często do niego
zachodziłem i żadne z naszych spotkań nie obeszło się bez długich
pogawędek, urozmaiconych wspaniałą grochówką, a czasem i czymś
„mocniejszym.” Był uroczym gawędziarzem. Dużo mi opowiadał o swej
matce, o trzech młodszych siostrach oraz bracie Jerzym. Kochał ich nad
życie. Ostatni list przyniosłem mu w lipcu 1944 r. Siedliśmy pod sosną
w gęstym lesie, w którym biwakowała nasza 7 kompania.” Odpowiedział 10
lipca187. Janiszewski brał udział w kampanii wrześniowej w Brygadzie
Poleskiej KOP jako szeregowiec, kończył szkołę podchorążych przy 1 DP
w Siedlcach188. W 1974 r. pośmiertnie wręczono rodzinie Janiszewskiego
w Płocku Srebrny Krzyż Orderu Virtuti Militarii i Srebrny Medal
„Zasłużony na Polu Chwały”189.
Z kolei por. Stanisław Jolles190 „komunista i były więzień
Berezy”191. Do 1943 r. nazywał się Salomon od 1943 r. Urodził się
w 1911 r. w Gródku Jagiellońskim, s. Michała, właściciela szynku, w 1932
r. wstąpił do Komunistycznego Związku Młodzieży Zachodniej Ukrainy,
a później już do Komunistycznej partii Zachodniej Ukrainy działając w celu
oderwania Małopolski wschodniej od Rzeczypospolitej. W 1933 r. został
aresztowany i skazany za działalność antypaństwową i osadzony
w więzieniach we Lwowie i Wronkach. Po amnestii w 1936 r. na krótko na
wolności, ponownie złapany, został osadzony w Berezie Kartuskiej, gdzie
przebywał do 18 września 1939 r. Kiedy Armia Czerwona zaczęła okupację
miasta, „należał do grona tych osób, które zabezpieczyły archiwum
obozowe i przekazały je następnie władzom radzieckim.” Do 1941 r. był
dyrektorem fabryki we Lwowie, a po ataku niemieckim na ZSRR powołany
do Armii czerwonej do 747 batalionu budowlanego w Orsku na Uralu.
W czerwcu 1943 r. „zgłosił się na ochotnika do Armii Polskiej.” Został
dowódcą drużyny zwiadowczej 1 dywizjonu 1 pal jako plutonowy,
a następnie zastępcą dowódcy 3 batalionu ds. polityczno-wychowawczych
w 2 pp 1 DP jako podporucznik. Walczył od Lenino do Kępy
187
S. Lewandowski, Z torby, s. 75.
S. Sosna-Sarno, Wyspa, s. 46.
189
S. Lewandowski, Z torby, s. 77.
190
S. Lewandowski, Z torby, s. 76. K. Sobczak, Lenino, s. 230.
191
W. Lang, Na szlaku, s. 83.
188
139
Radwankowskiej, gdzie zginął. Po śmierci odznaczono go Krzyżem
Walecznych192.
Wreszcie dowódca 3 kompanii ckm, por. Jefim Winogradow193,
oficer radziecki, „znaleziono [go] z ręką zaciśniętą na odbezpieczonym
granacie.” Mówił „śpiewnym białoruskim akcentem”, gubił wyrazy polskie,
zamiast „tak jest” odpowiadał „jest.” Jego rodziców zabili Niemcy, a sam
walczył w oddziale partyzanckim, na jesieni 1943 r. został ranny, leczył się
nad Bajkałem, zaś w pocz. 1944 r. skierowano go do polskiej armii 194. Przed
bitwą powiedział: „Teraz koniec ze mną, pozostało mi kilka godzin
życia”195. Po walce znaleziony wraz ze swym przyjacielem frontowym,
Janem Kulikiem, który miał jeszcze żołnierską „łopatkę w prawej ręce”196.
Dzień 27 sierpnia 1944 r.
W nocy z 26 na 27 sierpnia naprzeciw wyspy nasunął się
niezidentyfikowany oddział radziecki197. Tegoż dnia wydano biuletyn198
poświęcony żołnierzom następującej treści: „W dniu wczorajszym, w czasie
zaciekłych walk o wyspę na Wiśle, oficerowie i żołnierze 3 batalionu
wykazali niespotykany hart ducha i pełne poświęcenia męstwo w nierównej
walce z przeważającymi siłami niemieckimi. nasi koledzy z 3 batalionu
pokazali, jak żołnierz polski umie się bić i poświęcać własne życie, gdy
w grę wchodzi zemsta i walka z okrutnym wrogiem ludzkości i polskości
– Niemcem. Oficerowie, nie zważając na grożące zewsząd
niebezpieczeństwo, szli odważnie naprzód, porywając swym męstwem
żołnierzy. Bili się jak lwy, okrywając sławą imię oręża polskiego i chlubnie
zapisując nasz pułk w historii walk z Niemcami.” Walki trwały jeszcze 12
192
Słownik Biograficzny Działaczy Polskiego Ruchu Robotniczego, t. 2, lit. E-J, Książka
i Wiedza, Warszawa 1987, s. 732-733.
193
S. Lewandowski, Z torby, s. 76. W. Lang, Na szlaku, s. 83.
194
W. Kozłowicz, Ej, ty Wisło, s. 304.
195
S. Sosna-Sarno, Wyspa, s. 6.
196
R. Leś, Wyspa, s. 155. Por. tamże, s. 153.
197
L. Małek, Strzępy, s. 84-87.
198
27 sierpnia 1944 r., Pogorzel. Sekcja Polityczno-Wychowawcza 2 Pułku Piechoty,
Biuletyn nr 2, poświęcony pamięci bohaterów poległych w walce o bezimienną wyspę na
Wiśle w rejonie Czerska /w/ Organizacja i działanie Ludowego Wojska Polskiego w latach
1943-1945, t. IV, Działalność aparatu polityczno-wychowawczego, opr. I. Blum,
L. Lewandowicz, J. Malczewski, R. L. Polkowski, W. Romanowski, M. Wrzosek, red.
I. Blum, Warszawa 1963, s. 321-323.
140
dni. Jednej nocy sierż. Karpiński opłynął północny cypel wyspy i przedostał
się na tyły niemieckie. Tam zaobserwował pozycje wroga i znalazł przy
zabitym oberlejtnancie portfel z dokumentami. Niemiec miał przy sobie
rozkaz dzienny datowany na 25 sierpnia 1944 r. dla 31 pułku grenadierów.
W nocy z 25 na 26 sierpnia wzmocniony 2 pluton niemiecki miał się
przeprawić na wyspę i „zdecydowanym uderzeniem zepchnąć do Wisły
i zniszczyć rozpoznaną tam kompanię bolszewików.” Atak niemiecki zbiegł
się więc z polskim natarciem. Do końca pobytu 3 batalionu na wyspie wróg
nie podejmował żadnych poważniejszych operacji. „Mijały upalne
sierpniowe dni i noce”199.
28 sierpnia 1944 r. w Pogorzeli gen. W. Bezwiuk sporządził
Sprawozdanie dowódcy 1 dywizji piechoty z działań 3 batalionu 2 pułku
piechoty na bezimiennej wyspie na rz. Wisła w rejonie Kępy
Radwankowskiej200:
Wnioski. Operacja nie miała powodzenia z następujących powodów:
brak rozpoznania nieprzyjaciela i jego środków ogniowych, spowodowany
specyficznymi warunkami terenowymi, a także brakiem doświadczenia
zwiadowców. Należy podkreślić, że 3/2 pp nie wykorzystał wielogodzinnej
bytności na wyspie do rozpoznania, które było źle zorganizowane
i prowadzone niedostatecznie.
Na skutek złego rozpoznania środki ogniowe nieprzyjaciela nie
zostały obezwładnione przez artylerię, a w czasie akcji na skutek posiadania
tylko 2 artyleryjskich posterunków obserwacyjnych na wyspie na 10
działających baterii – istniejące PO201 nie mogły kierować ogniem całej
grupy ABW202, która strzelała na płaszczyzny i nie do celu;
strata dowódcy baonu i jego zastępcy oraz dowódców kompanii
spowodowała brak kierownictwa i uporczywości w walce.”
28 sierpnia przyszedł rozkaz opuszczenia wyspy, bowiem
zrezygnowano „z forsowania Wisły na tym odcinku.” Od godziny 24 do
2 w nocy trwała ewakuacja pod ostrzałem cekaemów niemieckich. W czasie
ewakuacji, „aby osłonić nasze odejście, artyleria otworzyła ogień z prawego
brzegu. jakiś zabłąkany pocisk uderzył kilka metrów ode mnie.” – pisał
199
L. Małek, Strzępy, s. 80-84.
28 sierpnia 1944 r. Pogorzel. gen. W. Bezwiuk, Sprawozdanie dowódcy 1 dywizji
piechoty z działań 3 batalionu 2 pułku piechoty na bezimiennej wyspie na rz. Wisła
w rejonie Kępy Radwankowskiej /w/ Organizacja, t. II, cz. 1, s. 414-416.
201
punkt obserwacyjny.
202
artyleria bezpośredniego wsparcia.
200
141
L. Małek203.
Ostatnia odpływała 9 kompania plut. Małka, a po niej jeszcze chor.
Leś i chor. Stein z radiostacją i kilku żołnierzy dla osłony. Lądujący
żołnierze klękali na brzegu i całowali ziemię z radości. Ocaleni dostali
kwatery w pobliskich wsiach. Dowództwo nad 3 batalionem objął kpt.
Romanowski, zaś chor. Lesia mianowano jego zastępcą ds. politycznych.
Dowódcą 9 kompani został chor. Florian Wencel, a Leon Małek otrzymał
rangę zastępcy ds. politycznych tej kompanii204. Po całkowitej ewakuacji
z wyspy, Leś i Stein wydali komunikat radiowy dla artylerii: „Ogień na
nasze pozycje! Odchodzimy”, aby ostrzelać opuszczone okopy205.
29 sierpnia gen. Z. Berling206 wyraził uznanie dla bohaterskiej
postawy żołnierzy. Zauważył jednak błędy dowódców, którzy wysyłali na
śmierć żołnierzy nie licząc się ze stratami: „na rozkaz oddziały wstają i idą
do natarcia, nie biorąc zupełnie pod uwagę możliwości ogniowej
przeciwdziałania przeciwnika, ponosząc często wielkie straty (zwłaszcza
w oficerach), zalegają, tracą orientację i nie wypełniają postawionych im
zadań. W ten sposób poniesione straty stają się daremne, a wykonanie zadań
trzeba znów organizować z nowym nakładem sił i środków.” Autorzy
cytowanej książki pominęli jednak szczegółowe wyliczenie błędów
dowódczych. Zarzucono ogólnie brak rozpoznania, brak współdziałania
z artylerią, wydawanie rozkazów niewykonalnych.
Jak pisał S. Lewandowski, po wypoczynku „swoich poległych
pogrzebaliśmy na cmentarzu o romantycznej nazwie „Całowanie”207.
Krótkie przemówienie zastępcy dowódcy pułku, salwa, usypane z piasku
mogiłki…” Zdaniem Lewandowskiego pochowano ich na skraju wsi
Całowanie208.
Następnie „zaczęły napływać oddziały radzieckiej kawalerii, na
pierwszej linii obrony 1 DP pojawili się radzieccy dowódcy w celu
203
L. Małek, Strzępy, s. 84-87.
Tamże.
205
R. Leś, Wyspa, s. 155.
206
29 sierpnia 1944 r. godz. 24.00, Pogorzel. Z rozkazu ogólnego nr 043/Op.
/w/ Organizacja, t. II, cz. 1, s. 417-418.
207
Wydaje się, że autor pomylił wieś, gdzie kwaterowali po walce, z cmentarzem parafii
warszawickiej, który znajdował się w Radwankowie Szlacheckim. Tutaj też, a nie
w Całowaniu pochowano kilkunastu poległych żołnierzy. Reszta leży na cmentarzu
wojennym w Garwolinie. Niewykluczone jednak, że w Całowaniu powstała wówczas
czasowa mogiła, skąd żołnierze zostali ekshumowani.
208
S. Lewandowski, Z torby, s. 77.
204
142
protokólarnego jej przejęcia. Na wyścigi przekazywali radzieckim
towarzyszom broni dane uzyskane o nieprzyjacielu, wskazywali jego
stanowiska, niebezpieczne odcinki. Luzowanie odbyło się pod osłoną nocy
z 31 sierpnia na 1 września. A jednak z żalem ostatni raz spoglądali na
rzekę. – Żegnaj Wisło, szeroka, za która tęskniliśmy tam, nad Oką, tak
niedostępna i sroga… Żegnajcie drodzy towarzysze, pogrzebani tu nad jej
brzegami…”209.
W nocy z 31 sierpnia na 1 września, 1 DP zaczęła przekazywać pozycje 17
dywizji kawalerii gwardii 2 korpusu kawalerii radzieckiej i do rana
2 września stanęła w rejonie Malcanów, Pogorzel, Sępochów, Wola
Karczewska210.
Pamięć o walkach na Kępie Radwankowskiej
Na pamiątkę bitwy o Kępę Radwankowską harcerze powiatu
otwockiego postawili pomnik w Radwankowie – Zapolu z napisem
„Bohaterskim żołnierzom 3 bat. 1 dywizji LWP dowodzonego przez majora
Jana Rembezę, poległym w walce z najeźdźcą hitlerowskim dnia 26 sierpnia
1944 r. Cześć ich pamięci! Harcerze hufca im. Bohaterów 1 P.P.P.
w Otwocku. Radwanków 18 X 69”211. Zorganizowano wielką uroczystość
z udziałem żołnierzy walczących w 1944 roku. Przez kilkanaście
następnych lat odbywały się w Radwankowie rajdy harcerskie
wspominające opisaną wyżej bitwę. W Czersku w październiku 1968 r.
wmurowano tablicę pamiątkową: „W sierpniu 1944 roku 2 batalion 2 pp
1 DP 1 AWP toczył na bezimiennej wyspie pod Czerskiem zaciekłe walki
z hitlerowcami. Batalion poniósł poważne straty. Wyspa od tej pory nosi
imię dowódcy Rembezy. Tablicę tę wmurowano w rocznicę 25-lecia
powstania LWP. 12.10.1943 – 12.10.1968 r.”212.
Wielokrotnie też żołnierze 1 AWP odwiedzali miejsce bitwy. Kilka
lat po wojnie, na zaproszenie Biura Historycznego, Leon Małek wraz z płk
Lesiem, płk Szlubiczem i gen. Piotrem Jaroszewiczem przybyli na miejsce
209
S. L. Wadecka, Wyzwolenie Pragi 1944, Wyd. MON, Warszawa 1970, s. 13.
K. Sobczak, Lenino, s. 226, 231. W. Korkozowicz, Nad Wisłą, s. 145. Encyklopedia,
s. 216.
211
J. M. Cygan OFMCap., Dzieje parafii Sobienie Jeziory, Biała Podlaska 2001, s. 242.
Por. S. Sosna-Sarno, Wyspa, s. 5.
212
S. Sosna-Sarno, Wyspa, s. 3-4. Zdaniem autora tablica zawiera błąd, ponieważ na
wyspie walczył nie 2 a 3 batalion 2 pp. Drugi batalion został zdziesiątkowany podczas walk
pod Dęblinem
210
143
bitwy. „Trudno mi było ukryć wzruszenie. Zachowały się jeszcze zarysy
dawnych transzei, wokół walały się zardzewiałe łuski i resztki kolczastego
drutu. Zadawało mi się, że widzę ślad dołka, który był „moim stanowiskiem
dowodzenia.” Potem poszedłem popatrzeć na dawne pozycje niemieckie.
A więc tak to wyglądało! Przed oczami stanął mi obraz tego, co przeżyłem,
ujrzałem twarze moich żołnierzy. I to, co było złe w tych wspomnieniach,
odpłynęło nagle, znikło” – napisał po latach213. W końcu lat 70 XX w. Kępę
Radwankowską
odwiedził
wraz
z
frontowym
listonoszem
J. Lewandowskim, syn mjra Jana Rembezy, Stanisław, który jest
profesorem radzieckiej wyższej uczelni214. W l. 80 XX w. Stanisław SosnaSarno także zwiedzał miejsce bitwy. Po ominięciu „kilku chat [na Kępie
Radwankowskiej], skręcił w polną drogę i oto rzeka. Pojedyncze wysokie
drzewa buczyny – niemi świadkowie dawnych wydarzeń – strzegą
pamiętnego dla mnie miejsca. Poznaję ten brzeg – pofałdowany, z licznymi
dołami, porozmywany wodą. Tu, mając dwadzieścia lat, szedłem na pewną
śmierć, a tak bardzo chciało mi się żyć...”215.
Po II wojnie światowej miejsce bitwy zaczęto nazywać Wyspą
Rembezy216, lub Kępą Rembezy217, ale nowa nomenklatura stopniowo
zanikała, w l. 80 XX w. rzadko już była używana218. Zapomnienie
o dziejach bitwy zauważył płk Leś już w l. 60 XX w., wtedy niewielu
mieszkańców Czerska czy Radwankowa potrafiło cokolwiek powiedzieć219.
Postulowano też inwestycje, np. w l. 70 XX w. planowano w okolicy Kępy
Radwankowskiej oraz na samej wyspie zbudować Zespół Rekreacyjny
„Kępa Radwankowska” dla około 15-20 tys. osób220. Jednak do dnia
dzisiejszego wyspa pozostała niezagospodarowana, rozwija się przyroda,
ostatnio zaczął się tam nawet pojawiać się orzeł bielik.
213
L. Małek, Strzępy, s. 85.
S. Lewandowski, Z torby, s. 126.
215
S. Sosna-Sarno, Wyspa, s. 5.
216
K. Sobczak, Lenino, s. 230. M. Nowiński, Współtwórcy, s. 282. T. Rutkowski, Gorąca
karta, s. 132. Encyklopedia, s. 216. W. Kozłowicz, Ej, ty Wisło, s. 312. R. Leś, Wyspa,
s. 155.
217
K. Spławiński, Pierwszy, s. 89.
218
Relacja Zbigniewa Morawskiego z Góry Kalwarii, l. 80 XX w. /w/ S. Sosna-Sarno,
Wyspa, s. 5.
219
W. Kozłowicz, Kształt pamięci, s. 176-177.
220
A. Piskozub, Wisła. Monografia rzeki, Warszawa 1982, s. 332. S. Putowski, Dolina
Wisły i Narwi na obszarze Warszawy i stołecznego województwa, Stolica, Warszawa,
6 sierpnia 1978 r., nr 32 (1598), r. XXXIII, s. 3.
214
144
Stefan Siudalski
Broń partyzancka w okolicach Garwolina
Podczas drugiej wojny światowej na terenach Polski najdłużej trwały
zarówno okupacja, jak i walki. To u nas przetaczały się nasze i obce armie
pozostawiając ślady swojej obecności między innymi w postaci
różnorodnego uzbrojenia.
Nie jest możliwy nawet bardzo pobieżny przegląd broni używanej
przez polskich partyzantów, aby zmieścić informacje w ramach mniejszego
opracowania. Dodatkowym ograniczeniem dla tego opracowania jest
zawężenie zakresu używanej broni do terenów Ryk, Żelechowa, Miastkowa,
Maciejowic, Sobień Jezior, Stoczka Łukowskiego, Kołbieli, Osiecka, Wilgi
i Garwolina1/w przybliżeniu akowski okręg Gołąb/. Aby zmieścić się w tej
objętości opracowania opisuję tylko kilka wybranych, wg mnie
charakterystycznych rodzajów broni ręcznej, ograniczając się do jej mniej
znanych cech w dotychczasowej literaturze.
Czy ma sens osobne opracowanie dla okolic Garwolina, jeśli już tyle
napisano na temat partyzanckiej broni? Uważam, że tak, ponieważ: to, że
jakaś broń była używana np. podczas powstania w Warszawie czy na
Wołyniu wcale nie oznacza, że podobne sztuki broni były na uzbrojeniu na
naszych ziemiach. W naszej okolicy zdarzały się przypadki nietypowego
używania broni albo nietypowej czy wręcz unikalnej broni. Praktycznie brak
opracowań w skali kraju wyjaśniających, co się stało z bronią partyzancką,
a dotychczasowe opracowania pomijają lub zmarginalizowały kilka
istotnych aspektów dotyczącej broni partyzanckiej.
Przez dziesiątki lat znajdowana i zgłaszana broń była niszczona na
wiele sposobów – od wysłania do huty na przetopienie do formy zniszczenia
najłagodniejszej, czyli przymusowego przewiercania luf lub innego
trwałego uszkodzenia broni. Nie brano pod uwagę ani wartości historycznej
broni, ani polskiej tradycji, ani sentymentów ludzi, którzy ją przez dziesiątki
lat przechowywali jako rodzinne pamiątki. Jedynie w przypadku broni
przekazywanej od kilku lat do zbiorów Muzeum Powstania Warszawskiego
stwierdzono, że broń wytworzona przed 1945 rokiem ma wartość
historyczną i nie wolno jej niszczyć przez przewiercenie. Co ciekawe przez
cały czas istnienia NRD /Niemiecka Republika Demokratyczna/ nie
1
Określenie dotyczy terenów od Ryk, Żelechowa, Stoczka Łukowskiego, Kołbieli, Wilgi
i Garwolina.
145
zniszczono przez nawiercenie w ich muzeach żadnej sztuki broni. W Polsce
każda sztuka broni prezentowana w muzeach po wojnie jest już w istocie
tylko atrapą wskutek jej zniszczenia.
Źródła pozyskiwania broni przez partyzantów
Znaczna część używanej przez partyzantów broni, zwłaszcza do
1941 roku, pochodziła z kampanii wrześniowej w 1939 roku i była to broń
na taką samą amunicję jak używali Niemcy, czyli nabój karabinowy 7,9x57
i nabój 9x19 do pistoletów i pistoletów maszynowych. Natomiast trudno jest
ustalić jak procentowo rozkładały się ilości broni pozyskiwanej:
1. tej przedwrześniowej – na pewno większość do co najmniej 1941-43
roku pochodziła z tego źródła – do kilku tysięcy sztuk,
2. ze zrzutów – praktycznie wszystkie Steny, Colty 1911 i część
rewolwerów – kilkaset sztuk,
3. zdobycznej w walkach i wymontowanej z samolotów2, czołgów itp.
4. w poszczególnych oddziałach bardzo różny skład procentowy,
zabranej kolonistom niemieckim i bandytom – szacunkowo do około
100 szt.,
5. kupionej i ukradzionej formacjom zarówno niemieckim jak
i sowieckim – trudno oszacować,
6. z prywatnych przedwojennych zbiorów, kolekcji itp. – poniżej 100
szt.,
7. dzięki wymianie z innymi ugrupowaniami partyzanckimi – nie
więcej niż kilkadziesiąt.
Ad.1 Broń z 1939 roku to przede wszystkim karabiny typu Mauser3,
pistolety Vis, erkaemy wz. 28 określany przez partyzantów jako Brauning
/browning/ i ckm wz. 30 oraz udokumentowany na naszym terenie
przynajmniej jeden przypadek używania kb Ura, który prawdopodobnie do
dziś zakonserwowany spoczywa w ziemi4.
Ad.2 Broń ze zrzutów to przede wszystkim były Steny /nabój 9x19/,
pistolety maszynowe MP40 /nabój 9x19/5, Colty 1911 /nabój .45 ACP/,
2
Udokumentowany jeden przypadek używania karabinu maszynowego wymontowanego
z rozbitego samolotu w okolicach Żelechowa.
3
Tej nazwy używam dla karabinów w. 98, wz. 98a i karabinków wz.29.
4
Z ponad 3000 szt. wyprodukowanych kb Urów w rękach partyzantów na terenie całego
obszary działań AK znajdowało się jedynie około 29 szt. tej broni.
5
Prawdopodobnie zdobyczne w Afryce, gdzie do niewoli alianckiej trafiło dwa razy więcej
żołnierzy wojsk osi niż pod Stalingradem.
146
rewolwery, erkaemy zarówno niemieckie /MG34 i MG42/, jak i angielskie
Breny na różne rodzaje amunicji.
Ad.3 Broń zdobyczna pochodziła zarówno z Niemiec jak i CCCP,
przy czym na formacjach niemieckich zdobywano zarówno broń niemiecką,
jak i sowiecką, a na oddziałach sowieckich tylko sowiecką6. Zdarzały się
przypadki uzyskiwania broni od granatowych policjantów - były to zwykle
rewolwery typu Nagant przedwojennej polskiej produkcji lub karabiny
Mauser.
Ad.4 Na Powiślu, w okolicach Wilgi partyzanci zabierali broń
niemieckim kolonistom - były to zwykle pistolety, dubeltówki a czasami też
karabiny.
Ad.5 Wiadomo, że takie akcje były przeprowadzane podczas
okupacji ale brak ich jest potwierdzeń na omawianych terenach.
Ad.6 Jeszcze przed pierwszą wojną światową na terenach
garwolińskich pojawiła się z zakupów dokonywanych w Berlinie pewna
ilość pistoletów Mauser C96 i rewolwerów Nagant. Pistolety C96 były
wykonywane zarówno na amunicję 7.63x257 jak i 9x19.
Ad.7 Wymiana miała różny charakter np. po to aby doprowadzić do
tego, aby mieć w oddziale broń na taka samą amunicję lub miała charakter
podarunku.
Na końcu opracowania znajduje się spis literatury, na jakiej się
opierałem pisząc ten materiał, ale podstawą do wyboru omawianych
rodzajów broni były zdjęcia oraz opublikowane i nie publikowane
wspomnienia.
Do omówienia w tym opracowaniu wybrałem najbardziej
charakterystyczne i najczęściej używane przez partyzantów rodzaje broni.
Z broni krótkiej wybrałem do omówienia pistolet VIS i Parabellum,
z pistoletów maszynowych Stena i PPSzę, z erkaemów nasz wz.28
i sowiecki erkaem Diegtiariowa też wz.28. Nie omawiam karabinów,
ponieważ trudno na ich temat dodać coś nowego, ani cekaemów, ponieważ
były używane sporadycznie. Nie wymieniłem również wielu rodzajów
często używanej partyzanckiej broni, ponieważ to opracowanie ma na celu
6
W wyposażeniu załóg czołgów Sherman, które były na stanie Sowietów, były pistolety
maszynowe Thompson, ale nie natrafiłem na udokumentowany przypadek używania
z takiego źródła broni przez partyzantów, pomimo tego, że czołgi te były pod Garwolinem
/Niecieplin/.
7
Amunicja 7.63x25 jest w pełni wymienna z amunicja 7,62x25, czyli używaną przez
sowiety.
147
jedynie zasygnalizowanie kilku dotychczas nie poruszanych lub mało
znanych aspektów dotyczących broni partyzanckiej.
VIS
Ten należący do ścisłej światowej czołówki najlepszych trzech
pistoletów8 używanych podczas drugiej wojny światowej jest w Polsce
bardzo mało znany. Większość Polaków bez problemu rozpozna pistolet
Parabellum, a VIS-a może co 1000 osoba, a przecież VIS pod praktycznie
wszystkimi względami przewyższał Parabellum.
W partyzanckich rękach9 znajdowały się duże ilości tych pistoletów
zarówno pochodzących z przedwojennej produkcji polskiej, jak i tych
8
Równie cenione jak VIS-y były i są do dziś Colt 1911 i Brauwning HP.
Ze strony http://www.prawica.net/node/10927 - przygotowania do zamachu na
Freudenthala:
l) grupę z Garwolina (dwie sekcje dowodzone przez st. sierż. "Czarnego" i st. wachm.
"Sęka" w sile 12 żołnierzy); uzbrojenie - l erkaem "browning", 4 peemy "sten",
10 pistoletów "vis", 16 granatów i kilka butelek z płynem zapalającym;
9
148
produkowanych przez Niemców, a na nich zdobywanych 10 lub kupowanych
z kradzieży z fabryki w Radomiu w czasie gdy produkcję VISów podjęli
Niemcy. Między innymi dlatego zostały w tym opracowaniu umieszczone
informacje, które umożliwią ustalenie źródła pochodzenia broni na
omawianych terenach po opisanych w tabelach jej cechach.
Jak wynika ze wspomnień, na naszych terenach w partyzanckich
zasobach było nadspodziewanie dużo VISów. W akcji przeciw Karlowi
Freudenthalowi miało być użyte 16 VIS-ów! Nie jest wiadome ich
pochodzenie, ale z dużym prawdopodobieństwem można przyjąć, że była to
broń, która została ukryta po klęsce we wrześniu 1939 r. Jest to tym bardziej
prawdopodobne, że grupy uderzeniowe, które miały wykonać zadanie,
miały na uzbrojeniu broń, która mogła pochodzić tylko z czasów kampanii
wrześniowej. Były to erkaemy nazywane we wspomnieniach
"browningami", czyli nasze erkaemy wz.2811.
Patent nr 15567 z dnia 8 kwietnia 1932 roku Piotr Wilniewczyc
i Jan Skrzypiński.
Pistolet samoczynny
Zastrzeżenia patentowe:
 odryglowywanie, zatrzymywanie i zaryglowywanie lufy jest realizowane
za pomocą bezpośredniego współdziałania haka, który znajduje się na
lufie i ześlizgów gniazda, które znajduje się w chwycie pistoletu,
 zarówno hak jak i ześlizg mają kształt płaszczyzn,
 główka trzonu /żerdzi/ na którym znajduje się sprężyna powrotna jest
zablokowana za pomocą przetyczki,
 na trzonie ze sprężyną znajduje się pierścień ślizgowy naciskający
bezpośrednio na zamek,
 lufa jest osadzona w przedniej części zamka za pomocą łożyska
w kształcie pierścienia,
2) grupę z Woli Rębkowskiej (pod dowództwem kpr. "Świecia" w sile 10 żołnierzy);
uzbrojenie - 2 erkaemy "browning", 4 peemy "sten", 2 kbk, 6 pistoletów "vis" i kilka
granatów.
10
Brak jest co prawda potwierdzenia we wspomnieniach takiego źródła pozyskiwania
VISów, ale po wojnie były w okolicy znajdowane VISy z produkcji niemieckiej i to także
z ostatniej serii produkcyjnej.
11
Nie należy ich mylić z erkaemami wz.28 produkcji sowieckiej czyli Diegtiariewami.
149
 możliwe jest za pomocą bezpiecznika dźwigniowego spuszczenie
napiętego kurka tak, aby nie uderzył w iglice.
VIS był zaprojektowany w oparciu o sprawdzoną i bardzo udaną
konstrukcję Colta Goverment 191112. Różnił się co prawda kalibrem13,
uproszczoną w stosunku do Colta 1911, a także bardzo dobrze sprawującą
się zasadą odryglowywania lufy, a w stosunku do innych pistoletów również
bezpiecznikiem chwytowym, możliwością zwolnienia napiętego kurka bez
spowodowania strzału, możliwością zarepetowania przy użyciu jednej ręki14
oraz drewnianą kolbą, która pełniła także rolę kabury15. VIS był i jest bronią
bezpieczną, niezawodną, intuicyjnie ustawiającą się do strzału po lufie, a nie
tylko wg celowników16. Znane przypadki zacięć czy postrzeleń się przy
pomocy VISa wynikały ze złej amunicji17 i nieumiejętności jej usuwania
po zacięciu się broni18.
Niemcy podjęli produkcję VISów i wyprodukowali ich około 30031019 tys. sztuk, czyli o ponad 260 tys. sztuk więcej niż Polska
wyprodukowała ich do września 1939 roku.
W poniższej tabeli są zebrane cechy, które umożliwiają ustalenie
z jakiej serii konkretny VIS pochodzi. Tabela jest ułożona na podstawie
pięciu artykułów, jakie się ukazały w polskiej prasie. Okazało się, że
autorzy nie zawsze są zgodni co do czasu czy serii – jakie, kiedy zmiany
wchodziły. Nieścisłości mogą wynikać z braku dokumentacji oraz
prawdopodobieństwa kanibalizowania broni, czyli składania broni z kilku
np. uszkodzonych sztuk.
Zmiana >
rok
Do września
1939
1940
Pierwsza seria
1941-43
Druga seria
niemiecka
1944
Trzecia
seria
1945
Czwarta
seria
Austria
Napisy lewa strona
12
Colty 1911 był używane przez partyzantów i pochodziły praktycznie tylko ze zrzutów.
VIS był na nabój 9 Para, czyli 9x19, a Colt na nabój .45 ACP, czyli 11,43x23.
14
Zaczepiając szczerbinką o pasek.
15
Użycie kolbo-kabury zwiększało pewność strzału na odległościach około 50m.
16
Ma małe celowniki jak większość pistoletów w tamtym czasie, źle są one widziane
o zmroku.
17
Amunicja źle przechowywana ma tendencję nie tylko do niewypałów, ale także daje
znacznie mniejszą energię strzału, co może być przyczyną zbyt krótkiego dla wyrzucenia
łuski cofnięcia się zamka. Ten efekt może także wystąpić w przypadku znacznego zużycia
się lufy.
18
Jest opis takiego przypadku w książce "Wanaty, ocalić od zapomnienia".
19
Wg Ryszarda Woźniaka ok. 350 tys. sztuk.
13
150
Zmiana >
rok
Orzełek/
gapa
P.35
1941-43
Druga seria
niemiecka
rok r. F.B.
RADOM
VIS-wz.35
Pat. Nr 5567
F.B. RADOM
VIS Mod.35
Pat. Nr 15567
?
F.B.
RADOM
VIS Mod.35
Pat. Nr.
15567
2xgapa 20
Od serii M
brak
tak
77
tak
P.35
P35 (p)
tak
x
tak
WaA77
Znaki
odbioru
/niemieckie/
x
625
Zaczep
demontażu
Zmiana
wycięć na
zamku
Śruby
okładek
Zaczep do
kolby
21
1940
Pierwsza seria
Radom
Stemple
Waffenamtu
Numeracja
20
Do września
1939
Pięciocyfrowy
numer broni
ok 40 tys.
nie
Bolce i śruby
tak
Napisy prawa strona 21
Cztery cyfry /?/
E do W
10-12 tys. bez
150 tys.
liter następnie
A-Z i cztery
cyfry A -D
około 40 tys.szt.
Cechy mechaniczne
tak
nie
1944
Trzecia
seria
1945
Czwarta
seria
Austria
77
Z i od
nowa A
100 tys.
Od K
> 10 tys.
brak
Tak?
Tak?
Od D lub później zmienione na śruby Ø 6
Możliwe,
że w serii D
zrezygnowano
Od serii E
bez
szczeliny a
być może
także cześć
od serii B
także
Wg pistoletu pokazanego w Internecie o numerze W6748.
Patrz – numeracja.
151
Zmiana >
rok
Do września
1939
Zwalnianie
kurka
Polerowanie
Żerdź
sprężyny
powrotnej
1940
Pierwsza seria
1941-43
Druga seria
niemiecka
1944
Trzecia
seria
1945
Czwarta
seria
Austria
tak
tak
nie
rozbieralna
nie
rozbieral
na
Informacje o wersjach VISa opracowano na podstawie
następujących artykułów :
1. Ryszard Woźniak, "Broń i amunicja" 01/2002 9 mm pistolet VIS wz.
1935,
2. Wojciech Weiler, "Arsenał" luty-marzec 2004 VIS,
3. Leszek Erenfeicht, "Strzał" Oręż na tygrysa 9 mm VIS wz.35,
4. Lucjan Zawodny, "Strzał" 8/2004 /cz.2/ 9 mm pistolet VIS wz. 35,
5. Piotr Kocyan, "Arsenał" wrzesień 2007 Pewien VIS oraz cech broni
wystawianej obecnie w Internecie do sprzedaży.
Parabellum
Elegancka
broń
o
łatwo
rozpoznawalnym
wyglądzie,
zaprojektowana dobre 30 lat przed VISem miała kilka istotnych wad:
zarepetować ją można było tylko przy użyciu dwóch rąk 22, ponadto
posiadała dużą wrażliwość na zacięcia i to zarówno wynikające
z zabrudzenia broni – pistolet miał bardzo dokładne pasowania części, jak
i użycia "gorszej" amunicji.
Pistolet ten miał również kilka zalet: wskaźnik załadowania
widoczny /Geladen/ i łatwo wyczuwalny dotykiem, możliwość oddania
strzału nawet po odłączeniu lufy i zamka od rękojeści 23 - dawało to
możliwość strzału z zaskoczenia24, VIS ze względu na niezawodność,
22
VISa można było przeładować jedną ręką! Co ciekawe o tej właściwości broni nie
wiedzieli fachowcy od broni współczesnej.
23
Podobną właściwość miał także Mauser C96.
24
Niestety bywało to także przyczyną postrzeleń przy czyszczeniu broni.
152
bezpieczeństwo i intuicyjnie ustawianie się broni podczas strzału miał i ma
nadal zdecydowanie lepszą wśród użytkowników opinię od Parabellum.
Sten25
Steny to druga po VIS-ie legendarna broń używana przez
partyzantów. Steny pochodziły przede wszystkim ze zrzutów alianckich26.
Co prawda były też produkowane w zakonspirowanych wytwórniach27
w okolicach Radomia i w Warszawie, ale na omawianym terenie, czyli
w okolicach Garwolina, brak jest danych, które wskazywałyby na inne
źródła pochodzenia Stenów niż ze zrzutów28.
Sten był z samego założenia jego konstrukcji wygodny do używania
w konspiracji ze względu na łatwe przenoszenie w stanie rozłożonym
i szybkie jego złożenie. Wykonanie Stenów w porównaniu do niemieckich
pistoletów maszynowych MP40, czy nawet sowieckich PPSz, było
"toporne", ale broń była tania, łatwa do ukrycia i w walce na bliskich
odległościach dobrze się spisywała.
25
Skrót - pierwsze litery nazwisk konstruktorów - Shepparda i Turpina - pierwsze dwie
litery nazwy miejscowości Enfield czyli STEN.
26
Wysłano do Polski ponad 11 tys. Stenów w okresie wrzesień 1943 -lipiec 1944;
z wysłanych 7767 Stenów odebrano 6838 /Stanisław Kochański Pistolet maszynowy Sten/ informacja dotyczy całego obszaru działania AK.
27
Prawdopodobnie były wytwarzane w kilkudziesięciu warsztatach partyzanckich najbliżej Warszawa i Suchedniów.
28
Steny przez pewien czas były też produkowane przez Niemców dla grup dywersyjnych,
lecz brak jakichkolwiek przesłanek, aby mogły się one znaleźć na naszym terenie.
153
Broń ta miała trzy cechy, które mogły być, jeśli ktoś o nich nie
wiedział, wadami. Pierwsza to gniazdo magazynka i samo zamocowanie
magazynka – podczas strzelania odruchowo chwyta się za magazynek
i może wtedy dojść do zacięć bo gniazdo magazynka miało luzy na tyle
duże, że broń się zacinała. Oczywiście instrukcje do Stenów zakazywały
takiego trzymania broni podczas strzelania. W Polsce nagminnie strzelano
ze Stenów trzymając za magazynek i... brak jest informacji o zacięciach
z tego powodu29.
Drugą cechą Stena, która mogła sprawiać problemy był sposób
mocowania lufy. Lufa była po każdym rozłożeniu przykręcana do komory
zamkowej, ale jej ustawienie mogło być za każdym razem inne. Nawet
minimalna nie osiowość lufy powodowała, że broń powinna być po każdym
złożeniu od nowa przestrzeliwana30. Nie miało to większego znaczenia przy
strzelaniu na dystansach około 50 m, ale efekt "rozjechania" się linii
celowania z osią strzału był widoczny przy odległościach około 150-200m.
Trzecią cechą Stena i wszystkich pistoletów maszynowych bocznego
zasilania była zmiana środka ciężkości broni w miarę opróżniania się
magazynka, co powodowało lekkie przesuwanie się toru pocisków w prawo
podczas strzelania seriami. Innym wytłumaczeniem przesuwania się
strzałów w prawo przy strzelaniu seriami jest "uderzanie" przesuwających
się naboi w magazynku po każdym wystrzale.
Steny źle znosiły różne rodzaje amunicji załadowane do jednego
magazynka. Magazynki do Stenów były wzorowane na magazynkach do
MP40, lecz nie były z nimi wymienne31. Wg Stanisława Kochańskiego
Steny wykonywane w Suchedniowie spisywały się lepiej niż Steny
oryginalne. Wśród broni pochodzącej ze zrzutów trafiały się wykonania
z dość dziwnymi lufami, które posiadały dwie bruzdy gwintu, a nie sześć32.
Znacznie pogarszało to celność broni.
29
Podczas Akcji pod Arsenałem użyto dwa Steny, przynajmniej jeden z nich się zacinał.
Na tą cechę Stena zwrócił uwagę w liście do redakcji pisma Arsenał Zbigniew
Szkudlarek, zamieszkały Nova Scotia, Kanada.
31
Pojawiają się informacje o wymienności, ale nie dotyczą one chyba broni wytwarzanych
seryjnie.
32
Może to być też wskazanie na inne pochodzenie Stenów /lub samych luf/ niż ze zrzutów.
Wg Kochańskiego zdarzały się wśród Stenów zrzutowych takie z dwoma bruzdami. Na
jednej z grup dyskusyjnych pojawiła się informacja, że Anglicy testowali lufy z różną
liczbą bruzd i ponoć te z dwiema bruzdami były prawie tak samo celne jak te z 6-8
bruzdami - informacja ta budzi moje wątpliwości.
30
154
PPSza
PPSze na naszym terenie pochodziły z kilku źródeł. Po pierwsze
Niemcy przejęli na terenach zajmowanych przez ZSRR duże ilości tych
pistoletów maszynowych po 1941 roku i uzbrajano w nie zarówno formacje
kolaboranckie współpracujące z Niemcami jak i regularne oddziały
Wehrmachtu. Partyzanci mogli wchodzić w ich posiadanie do 1944 roku
prawie wyłącznie podczas rozbrajania formacji w służbie niemieckiej lub
w walce z nimi. Na naszym terenie brak jakichkolwiek informacji, aby
sowieci dokonywali tu zrzutów broni, natomiast nie można wykluczyć
występowania sporadycznych grup sowieckiej partyzantki /przemarsze/ lub
prosowieckiej – Ryki, Dęblin.
PPSze były przez Niemców przerabiane z amunicji 7,62x25 na
amunicję 9x19, czyli 9 Para. Wymiana lufy była dość łatwa, zamka nie
trzeba było wymieniać ani przerabiać, ponieważ wymiary stopek obu
rodzajów amunicji były takie same. W większości używano nawet tych
samych magazynków bębnowych chociaż były także "przejściówki" na
proste magazynki od niemieckich pistoletów maszynowych, a także
pasowały magazynki od Stena.
Na podstawie zdjęć partyzantów z bronią nie można ustalić, jakiego
kalibru miały używane przez nich PPSze, bo wygląd zewnętrzny broni
przerobionej nie różnił się od oryginału. Opierając się na
prawdopodobieństwie można uznać, że były to prawie wyłącznie PPSze na
oryginalny nabój 7.62x25. Od połowy 1944 roku, albo kupowano broń tego
typu od sowieckich żołnierzy, albo ją kradziono lub zdobywano.
PPSza z założenia była prostą w obsłudze bronią dla żołnierzy,
którzy przechodzili przed wysłaniem ich na front zaledwie kilkutygodniowe
przeszkolenie. Trudno jest w takim czasie wyszkolić dobrych strzelców,
więc bardzo wysoka szybkostrzelność33 tej broni być może miała
rekompensować braki w wyszkoleniu strzeleckim. Magazynek
o pojemności 91 naboi był opróżniany przy tej szybkostrzelności w 3,7
sekundy! Nawet wyposażenie żołnierza w trzy takie magazynki zapewniało
jedynie około 12-15 sekund prowadzenia ognia. PPSze były wyposażone
33
Praktycznie z pistoletów maszynowych tylko PPSza miała szybkostrzelność na poziomie
1000 strz/min.
155
w przełącznik
ogień
pojedynczy/ogień
ciągły,
co
poprawiało
wykorzystywanie amunicji przy strzelaniu.
Broń ta była odporna na zapiaszczenie, łatwo rozbieralna do
podstawowego czyszczenia, dość celna przy prowadzeniu ognia
pojedynczego na dystansie 200 m. Jednocześnie PPSza miała trzy wady,
które w warunkach walki partyzanckiej były kłopotliwe: grzechoczący
magazynek34 - trudno się było z nią skradać, bo naboje w magazynku
i mechanizmy dość głośno grzechotały – uwaga dotyczy magazynków
bębnowych, co ciekawe tej cechy nie posiadały magazynki oryginalne od
Suomi, na których wzorowano magazynki do PPSz, ograniczona
wymienność magazynków między PPSzami – jeśli w oddziale było kilka
PPSz, to mogło się okazać, że magazynki pasujące do jednej PPSzy mogą
nie pasować do innej35, trudności z załadowaniem amunicji do magazynków
po ciemku – o ile z magazynkami pudełkowymi nie ma problemu, aby je
napełnić po ciemku, to z magazynkami bębnowymi był problem i to duży.
We fragmencie wspomnień: „Zamach na kata” Jerzego
Piesiewicza36, dotyczących zamachu na Freudenthala, odnośnie broni
czytamy: „Ogarnęła nas radość. Wreszcie koniec z nim! Podbiegam do
samochodu, zabieram teczkę z dokumentami i broń osobistą Freudenthala
- pistolet typu "mauser". "Sęk" i "Kruczek", który zdążył wrócić z punktu
obserwacyjnego, zabierają resztę broni i dokumenty zabitych”.
Rezultat akcji: zabito trzech Niemców, a wśród nich Freudenthala,
zdobyto teczkę z ważnymi dokumentami oraz l pepeszę, l peem, 3 pistolety
ręczne, 2 kbk i dużo amunicji (Freudenthal jeździł stale z pepeszą).
Jak wynika z tych wspomnień Freudenthal miał i pistolet typu
Mauser i PPSzę, przy czym obie te bronie mogły mieć ten sam kaliber
i mogły być zasilane tym samym rodzajem amunicji. Były bowiem
w użyciu wykonania obu tych broni zarówno dla amunicji 7,62x25 jak
i 9x19. Jakie wykonania broni miał Freudenthal nie wiadomo, ponieważ był
to rok 1944, a wtedy występowały oba wykonania PPSz i Mauserów C96.
kb Ur czyli karabin przeciwpancerny wz. 35.
34
Magazynek PPSzy był "wzorowany" na magazynku pistoletu maszynowego Suomi, lecz
oryginalny fiński magazynek nie grzechotał i nie wymagał smarowania - nawet
zakazywano smarowania po pierwsze ze względu na zamarzanie smarów, a po drugie ze
względu możliwość zniszczenia spłonek przez przenikający do nich olej.
35
Jest to ewenement - nie jest znany inny przykład takiej niewymienności magazynków.
36
Rocznik 1923, żołnierz Armii Krajowej Obwodu "Gołąb" ps. "Jur". Absolwent Wydziału
Prawa Uniwersytetu Warszawskiego i Wydziału Konsularnego Akademii Nauk
Politycznych w Warszawie. Publicysta i redaktor Instytutu Wydawniczego "Pax".
156
W polskich muzeach są zaledwie cztery sztuki tej rewelacyjnej jak
na warunki 1939 roku broni przeciwpancernej, więc czy mogli używać jej
partyzanci w okolicach Garwolina? Z pewnością tak i partyzant, który
posługiwał się tą bronią, mieszkał w Rębkowie.
Około 1956-58 roku do szkoły w Rębkowie kolega z klasy przyniósł
nietypowy nabój. W tamtych czasach bardzo dużo broni i amunicji "walało
się" po obejściach. Nabój ten był w bardzo dobrym stanie, bez śladów rdzy
i szybko udało się ustalić, że był to nabój od kb Ur-a. Gdy kilka lat temu
rozmawiałem ze św. pamięci Stefanem Zielińskim o czasach wojny,
usłyszałem o Władku Dziaku, który zgłaszał się ochotnika z bardzo długim
polskim karabinem na wszelkie partyzanckie akcje. Nie ma wątpliwości, że
Władek Dziak miał kb Ura, ponieważ amunicja, która była przyniesiona
w latach pięćdziesiątych pochodziła z domu Dziaków.
W lipcu 2014 roku w zbiorach po Stanisławie Kępińskim,
partyzancie AK, znalazłem poniższe zdjęcie z czasów wojny
przedstawiające grupę partyzantów:
Trudno rozpoznać nie tylko twarze, ale i broń jest nierozpoznawalna,
lecz na drugiej stronie zdjęcia jest opis.
157
W siódmej pozycji spisu jest Władysław Dziak z ... rusznicą
przeciwpancerną, co potwierdza, że miał kb Ur-a. Natomiast nie zgadza się
opis niemieckiego karabinu maszynowego trzymanego przez Stanisława
Półtoraka, bo nie było erkaemu o nazwie MG 43 - były MG 34 i MG 42.
Rkm wz.28
Erkaemy wz.28 pochodziły ze skrytek broni ukrytej przez wojsko we
wrześniu 1939 roku. Jeśli były dobrze przechowywane, to w rękach dobrego
strzelca mogły siać spustoszenie37. Zdarzały się jednak sztuki, które przed
zakopaniem były źle zabezpieczone i te wymagały interwencji rusznikarza.
Z relacji Wilhelma Siemieńskiego, który po wojnie wyemigrował do
Kanady, wynika, że około 1941-1942 roku furmanką wiózł wykopaną
wrześniową broń od Wilgi w kierunku Sobień. Między Celejowem a Wolą
Celejowską, z miejsca, gdzie widać z drogi starorzecze, zobaczył jak dwóch
Niemców złapało dwóch żydowskich chłopców i po zabraniu żywności
37
Mogły pełnić zarówno rolę erkaemu, jak i karabinu samopowtarzalnego.
158
zaczęli tych chłopców topić. Siemieński był dobrym strzelcem i bez
problemu zabiłby Niemców z odległości, która go od nich dzieliła. Jednak
sytuacja miała miejsce w dzień, broń nie była przestrzelona, amunicja
niepewna, w oddali były widoczne domy i ludzie. Byliby więc świadkowie,
a Niemców trzeba by zakopać, bo jeśli się wyda wsie pójdą z dymem.
Decyzja – jechać dalej – i na resztę życia zostaje obciążenie.
We wspomnieniach partyzanckich znalazłem informację o kłopotach
z naszymi erkaemami. Zacinały się, nie wyrzucając prawidłowo łuski.
Okazało się, że jeśli lufa broni była zbyt zużyta38, ilość gazów podawanych
na tłok była za mała dla pełnego cofnięcia zamka. Prostą receptą było
zwiększenie otworu bocznego w lufie odprowadzającego gazy.
Rkm Diegtiarew wz.28
Ten erkaem pojawił się, jak należy sądzić, na naszych terenach
dopiero od 1941 roku, czyli po tym jak Niemcy zdobyli bardzo duże ilości
broni na wojskach sowieckich – wg różnych szacunków od 3 mln do ponad
5,4 mln sztuk sowieckiej broni oraz całe składy i wagony amunicji i to
zarówno w 1941 roku jak i później. W tę zdobyczną broń uzbrajano
formacje kolaborujące z Niemcami – około miliona egzemplarzy broni
i partyzanci na nich broń zdobywali, kradli, kupowali lub pozyskiwali od
dezerterów.
Na zdjęciach oddziałów partyzanckich z naszego terenu widać
erkaemy Diegtiariewa, ale we wspomnieniach brak jest informacji jak je
pozyskano – na pewno nie ze zrzutów sowieckich, bo na naszym terenie
takich nie było39. Najbardziej prawdopodobnym ich źródłem do 1944 roku
były zdobycze na formacjach w służbie niemieckiej, a od 1944 roku na
formacjach sowieckich.
Ta broń była zasilana taką samą amunicją jak karabiny Mosin i ckmy
Maxim, tj. 7,62x54R. W stosunku do naszych erkaemów wz.28 broń ta
miała istotne wady: możliwość celnego strzelania tylko z podpórki, gdy
z naszego wz.28 można było strzelać z każdej pozycji, wymiana magazynka
wymagała dwóch rąk i trzeba było oderwać wzrok od pola walki /czas
38
Świadczyłoby to o intensywnym strzelaniu z broni - tyle że w warunkach partyzanckich
wystrzelenie ponad 10 tys. sztuk amunicji nie było realne - broń więc musiała być
intensywnie używana w kampanii wrześniowej.
39
Przynajmniej nic na ten temat nie wiadomo.
159
wymiany około 13 sekund/ - w naszym wz.28 wymiana magazynka była
możliwa jedną ręką i bez odrywania wzroku od przedpola /czas wymiany
około 3 sekundy/, wymiana magazynka była możliwa tylko wtedy, gdy broń
była postawiona na ziemi40 - w przypadku naszych erkaemów wymiana
magazynka była możliwa w każdej pozycji, prawie dwukrotnie większy
ciężar tej samej ilości amunicji w porównaniu do naszego wz.28 ze względu
na rodzaj mechanizmu magazynków /podajnik sprężynowy, obracany talerz
w talerzu, bardzo łatwe zapiaszczenie broni41.
Broń ze zrzutów
Praktycznie należy brać pod uwagę jedynie broń ze zrzutów
alianckich, gdyż ze zrzutów sowieckich mogły pojawić się jedynie
pojedyncze sztuki, zwłaszcza w rejonie Ryk. Na omawianym terenie
odebrano wiele zrzutów alianckich, ale duża część tej broni, a może nawet
większość była transportowana do Warszawy także drogą wodną. Nie jest
możliwe ustalenie jaka ilość broni została odebrana na naszym terenie, ani
jaka jej część zasiliła miejscową partyzantkę.
„26 stycznia 1945 r. funkcjonariusze organów bezpieczeństwa
w Garwolinie st. Wachm. Kazimierza Wojciechowskiego ps. „Lufka”,
„Korba”, byłego referenta uzbrojenia „Gołębia”. Po śledztwie został
skazany przez Wojskowy Sąd Garnizonowy w warszawie na karę śmierci
i rozstrzelany 27 lutego 1945 r.”42
Nawet ustalenie ile mniej więcej pojemników zostało odebranych też
nie daje możliwości ustalenia ilości broni, bo pojemniki miały różną
zawartość. Zdarzała się w nich także broń zdobyta na Niemcach we
Włoszech! Niestety, nagminnie przysyłano w pojemnikach także broń na
nietypowe kalibry amunicji np. .45ACP – Colt 1911 i Thompson, czy .303 –
erkaem Bren.
Można przyjąć jednak, że liczba pistoletów maszynowych
w oddziałach partyzanckich wyraźnie wzrosła dzięki zrzutom. W wielu
oddziałach większość pistoletów maszynowych do 1944 roku to były Steny.
40
Jeśli bez pomocy drugiej osoby.
Miały co prawda zasuwkę zamykającą otwór podawania amunicji, ale w trakcie wymiany
magazynka musiał on być otwarty.
42
Z. Gnat-Wieteska, Armia Krajowa Obwód „Gołąb” – Garwolin, Pruszków 1997,s.191.
41
160
Broń nietypowa
Nie jest moim celem omówienie wszelkiej nietypowej broni palnej,
jaka była używana na omawianym terenie, ale jedynie zasygnalizowanie, że
pojawiała się prymitywna broń krótka wykonywana domowymi metodami,
np. jednostrzałowe pistolety. Zwykle ich przeznaczeniem była obrona przed
napadami. Plagą podczas wojny były nocne napady na młyny, dwory
i bogatych gospodarzy.
W rękach partyzanckich znajdowały się pojedyncze sztuki Mosinów
przerobionych jeszcze przed wojną z amunicji 7,62x54R na amunicję
mauzerowską 7,9x57. Przeróbek tych dokonywano przed wojną w polskich
zbrojowniach.
Urzyny, czyli karabiny z obciętą lufą do około 1/3 długości były
używane przez bandytów i w celach obrony przed bandytami. Nie są znane
przypadki, aby tego typu "poprawki" były wykonywane i używane przez
partyzantów.
Granaty
Wg Kazimierza Satory43 około 90% granatów na całym obszarze
działania partyzantów w kraju była produkcji konspiracyjnej. Były one
testowane między innymi na "strzelnicy" między Otwockiem
a Celestynowem. Sprawdzano tam procent niewybuchów.
Na Aleksandrówce i w Garwolinie na ul. Długiej oprócz naprawy
broni wytwarzano granaty tzw. Sidolówki.
Strzelnice
Podczas wojny do partyzantki wstępowali ludzie, którzy w 1939
roku byli zbyt młodzi, aby odbyć służbę wojskową, a więc trzeba było ich
przeszkolić nie tylko w obsłudze broni, ale także w strzelaniu. Przeszkolić
w strzelaniu trzeba było także tych, którzy służyli już w wojsku, ale nie
znali nowych rodzajów broni.
43
"Podziemne zbrojownie polskie 1939-1944" Kazimierz Satora.
161
Głównym problemem z wyborem miejsca na strzelnicę był z daleka
słyszalny huk wystrzałów, który mógłby zostać zasygnalizowany służbom
niemieckim. To, że strzelnice partyzanckie musiały być daleko od ludzi
i w lesie jest oczywiste, ale różne tereny leśne różnie tłumią strzały.
Partyzanckich strzelnic należy szukać także w okolicach, gdzie są
podkowiaste wydmy czyli np. między Łucznicą, Krystyną a Ewelinem.
Wiadomo o istnieniu akowskiej strzelnicy między Celestynowem
a Otwockiem. Uczono tam strzelania także z ckmów oraz testowano granaty
produkcji podziemnej. Zakładam, że granaty były przywożone przede
wszystkim z miejsca ich produkcji, czyli z Warszawy. Ze strzelnicy tej
korzystali akowcy z Warszawy44. Z. Gnat- Wieteska tak pisze: „Władysław
Osiński ps. ”Olcha” i „Lech II” (NN). Zajęcia szkoleniowe prowadzili: por.
„Puchacz” – wyszkolenie bojowe, st. wachm./ppor. Wacław Matysiak ps.
„Ziuk” – terenoznawstwo i naukę o broni, ppor. Seweryn Piesiewicz ps.
„Czech” – wyszkolenie bojowe i musztrę, pchor../ppor. Stanisław Sewruk
ps. „Kmicic” i st. sierż. Franciszek Różczka ps. „Wybuch’ – minerstwo
i materiały wybuchowe, st. wachm. Kazimierz Wojciechowski ps. „Korba”
– naukę o broni oraz kpt. Wacław Makulec ps. „Mirkowski” i por. Zdzisław
Golański ps. „Sambor”. Wiadomości teoretyczne doskonalono w czasie
zajęć terenowych. W połowie września 1943 r. elewi wzięli udział
w koncentracji Oddziału Partyzanckiego zarządzonej dla osłony przyjęcia
zrzutu na placówce „Spodek” w rejonie Łucznicy. „Po przyjęciu zrzutu
– wspomina Czesław Benicki – koncentracja została przedłużona o dwa dni.
Pierwszego dnia w rejonie Całowania odbyły się ćwiczenia i przygotowanie
do ostrego strzelania. W dniu następnym pomiędzy Celestynowem
a Otwockiem odbyło się ostre strzelanie z pokazaniem każdego wyniku.
Uczestnicy kursu podchorążych i podoficerów z oddziału strzelali z rkm
i ckm. na zakończenie odbyło się rzucanie granatami produkcji podziemnej
dla stwierdzenia procentu ilości niewypałów.
20 stycznia 1944 r. odbyły się egzaminy końcowe. Szkołę
Podchorążych ukończyło 9 wyżej wspomnianych elewów, lecz dopiero
rozkazem Nr 40 z 7 listopada 1944 r. ppłk Lucjan Szymański ps. „Janczar”,
komendant Podokręgu „Wschód” AK zatwierdził im tytuły podchorążych .
44
Jest informacja w życiorysie Krzysztof Kamila Baczyńskiego, że wyjeżdżał na ćwiczenia
w strzelaniu między Celestynowem a Otwockiem.
162
Mamy również informacje o podchorążówce w Sobieniach. Taktykę
i terenoznawstwo wykładał rtm. Michał Jaczyński, naukę o broni pchr.
Henryk Czaplicki ps. „Lubicz”45.
W 1943 roku szkolenia ze strzelania z erkaemów odbywały się
w pobliżu wsi Zawaliny.
Sygnałem natrafienia na ślad strzelnicy nie będą łuski, ale np.
pociski w zboczu wydmy. Łuski po partyzanckich strzelaniach musiały być
ukrywane tak samo solidnie jak broń. Na nich bowiem pozostawały ślady
linii papilarnych i charakterystyczne cechy broni takie jak ślad iglicy czy
pazura wyciągu, a także najważniejsze dane identyfikujące producenta
amunicji.
Powielano przedwojenne instrukcje broni i pisano instrukcje dla
nowych, pojawiających się podczas okupacji rodzajów broni, ale jak
dokładnie przebiegały same szkolenia informacji brak46.
Amunicja
Rozróżnianie amunicji
Cichociemnych w Anglii szkolono w rozpoznawaniu amunicji ....po
ciemku. Nie tylko amunicję, ale i broń musieli znać doskonale. Jedna z prób
wiedzy polegała na daniu po ciemku broni i pojemnika z wymieszanymi
różnymi rodzajami amunicji. Zadanie polegało na tym, aby rozpoznać broń,
jej kaliber i z pojemnika wybrać odpowiednią do tej broni amunicję. Być
może cichociemni szkolili w ten sam sposób partyzantów, w każdym razie
brak jest we wspomnieniach wzmianek, aby ktokolwiek z partyzantów miał
kłopoty z rozpoznawaniem amunicji.
Podczas okupacji na naszym terenie występowało kilkanaście
rodzajów amunicji, a część tej amunicji występowała z różnymi pociskami
o różnym przeznaczeniu. W poniższej tabeli zebrane są najczęściej
występujące rodzaje amunicji w latach 1939-1945. Szarym kolorem
zaznaczona jest amunicja najczęściej używana przez partyzantów.
Lp
45
46
kaliber
oznaczenie
broń
uwagi
Z. Gnat-Wieteska, Armia Krajowa obwód "Gołąb"-Garwolin, Pruszków 1997, s.62.
Są spisy szkolących i szkolonych oraz orientacyjny zakres szkolenia.
163
Lp
1.
2.
3.
4.
5.
6.
kaliber
oznaczenie
.22 Short i
.22LR
6,35 ACP
lub
6,35x15,8
broń
uwagi
rewolwery, karabinki
także automatyczne47
kilkaset rodzajów
pistoletów48 tzw.
"damskie piątki"
przydatne do ćwiczeń
w strzelaniu
mała moc obalająca, pewne
znaczenie w obronie przed
napadami, nadawał się do
wykonywania wyroków, przed
wojną w wielu krajach broń na
ten kaliber /do 7 milimetrów/
była bez zezwolenia
jw, przydatna do ćwiczeń
w strzelaniu49
7,65 ACP kilkadziesiąt rodzajów
czyli
pistoletów
7,65x17HR
9 Para
większość pistoletów
czyli 9 x19 czyli VIS, Parabellum,
lub 9
Walther, Browning HP
Luger
oraz pistolety
maszynowe MP40,
Sten, przerabiane
PPSze,
7,62x25
pistolet Mauser C96
czyli
i TT, pistolet
7,63x25
maszynowy PPSz
i PPS
7,62x38R
wyłącznie rewolwer
Nagant
47
nabój używany przez cały czas
okupacji, duże
zapotrzebowanie, pochodzenie
- polskie przedwojenne,
zdobyczne na Niemcach, ze
zrzutów, Sowieci nie używali
tej amunicji,
do 1941 roku tylko jako
amunicja do Mausera C96, po
1941 stopniowo zwiększał się
udział tej amunicji, używali
Sowieci i jako zdobyczną
Niemcy, a także Niemcy jako
7,63x25
znikome znaczenie ze względu
na małą energię pocisków50,
powolne ładowanie i trudności
z amunicją, praktycznie tylko
zapasy przedwojenne, używane
Automatyczne - np. z magazynkiem rurowym w kolbie.
To nie pomyłka - było kilkaset różnych typów broni na ten kaliber - rynek cywilny.
49
Była użyta w Akcji pod Arsenałem z pistoletami Colt - nic nie wiadomo aby te pistolety
były używane w okolicach Garwolina.
50
Około 200 J.
48
164
Lp
kaliber
oznaczenie
broń
uwagi
7.
7,62x54R
karabiny Mosin,
erkaemy wz.28
Diegtiariewa, ckm
Maxim,
wyłącznie do
zrzutowych erkaemów
Bren
8.
.303 lub
7,7x56
9.
.45 ACP
czyli
11,43x23
pistolet Colt 1911,
pistolety maszynowe
Thompson
10.
7,9x33
pistolet maszynowy
MP43
11.
7,9x57
12.
7,9 x 107
mm DS
karabiny Mauser,
przerobione Mosiny,
polski erkaem wz.28,
MG 34, MG 42, ckm
Maxim, niektóre
wykonania Brenów52,
tylko karabin
przeciwpancerny kb
Ur wz.36
51
podczas okupacji przez
granatową policję,
wzrost występowania tej
amunicji po 1941 roku, kilka
rodzajów pocisków.
zrzucane Breny występowały
w dwóch wykonaniach51 - na
wskazaną tu amunicje oraz na
nabój mauserowski 7,9x57
prawie wyłącznie ze zrzutów,
broń na ten kaliber co prawda
znalazła się w czołgach
dostarczanych w ramach Lend
Lees lecz pomimo stwierdzenia
obecności Shermanów pod
Garwolinem w 1944 roku nie
ma żadnych informacji aby
broń lub amunicja z tych
czołgów znalazła się w rękach
partyzantów,
pojawił się po 1943 roku,
trudności z amunicją, pewne
ilości używane po wojnie
używane przez cały okres
okupacji, kilka rodzajów
pocisków
kłopoty z amunicją
W 2007 roku znaleziono jak dotąd jeden jedyny egzemplarz w skrytce powstańców
Brena na kaliber 7,9 mm.
52
Brak jest informacji jaki procent zrzutowych Brenów był na amunicję mauzerowską.
165
Lp
13.
kaliber
oznaczenie
12 i 16
broń
uwagi
dubeltówki
obrona przed bandytami
Litera R przy oznaczeniu rodzaju amunicji oznacza nabój z kryzą
- pozostała amunicja ma wtoki.
Nie umieściłem w spisie amunicji do rewolwerów, ponieważ nie
znalazłem wiarygodnych danych na ten temat. W spisach zrzutowych
wymienione są rewolwery bez podania typu53, a rodzajów rewolwerów było
wtedy dużo i stosowane było do nich kilka typów zwykle niewymiennej
amunicji. Samo określenie np. rewolwer kalibru 9 mm niewiele uściśla bo
typów nawzajem niewymiennej amunicji w tym kalibrze jest około
dwudziestu i to uwzględniając jedynie rewolwerową amunicję. Także
podanie kalibru broni np. .38 też nic nie daje, bo to jest tylko część nazwy
amunicji. Po kalibrze podanym w calach musi być podana jeszcze nazwa
np.
.38 Smith & Wesson - dł. łuski 18-20 mm,
.380 Rewolwer MK II - dł. łuski ok 19 mm,
.38 Smith & Wesson long - dł. łuski ~28 mm
.38 S&W Special - dł. łuski 28-29 mm
itd. i są to za każdym razem różne amunicje chociaż w pewnych
przypadkach wymienne.
To nie jest pełna lista rodzajów amunicji, bo występowała także
amunicja z okresu pierwszej wojny światowej, używana w Wojsku Polskim
jeszcze przez pewien czas, ale do 1939 roku została albo wycofana albo
była wycofywana. Mogła się też pojawić w śladowych ilościach amunicja
do Arisaki – 6,5x50 /rejon Puław/, do Lebeli – 8x50R, na całym obszarze
i punktowo amunicja do broni używanej przez Włochów np. nabój 9x23
i Węgrów.
Magazyny broni
Broń przechowywano zwykle w magazynach wykonywanych
specjalnie do tego celu zarówno w obrębie zabudowań jak i w lasach. Broń
zakopywano w skrzyniach zwykle w stodołach lub wykonywano specjalne
53
Prawdopodobnie były to Enfieldy No. 2 Mk.1 i Smith&Wessony.
166
"bunkry", które zapewniały ukrycie i zabezpieczały przed dostaniem się
wody. Zdarzały się przypadki układania kamionki na zakopanej broni.
Wg literatury magazyny broni były:
w Rębkowie na Borkach u Stanisława Piętki,
w Rębkowie – w budynku dworu54,
w Rębkowie – u Kasperkiewicza pod szopą,
w Górkach – na terenie cegielni pchor. Romana Tomalskiego ps. "Lech"
w Zawadach – Stanisław Szabo i Franciszek Cabaj,
w Leszczynach pod nadzorem Bolesława Zarzyckiego i Mariana Pliszki,
kontrolował Frontczak,
w Przykorach u Bolesława Sitka
w Woli Żelechowskiej u sierżanta "Niedźwiadka"
schron w lesie k/Sobień – Kazimierz Siemierzewicz oraz u Krupki w Woli
Starogrodzkiej – magazyn broni na 69 ludzi włącznie z granatami
cekaemem,
Wola Łaskarzewska – Magdalena Gąska> broń przeniesiono do
Łaskarzewa,
Pilawa ul. Dworcowa,
Parysów – w lesie,
Wola Starogrodzka - Piotr Krupka,
schron pod kaplicą cmentarną w Samogoszczy,
schron w lesie między Samogoszczą a Lewikowem,
kolonia Unin – u Gorów ok. 60 karabinów i ckm,
pola wsi Puznów – schron pod kamionką,
Żelechów – w stodole obok urzędu gminy,
schron na polach wsi Gościewicz,
las koło Łucznicy – zdradzony i zlikwidowany przez sowiety,
wsie Zakrzówek i Kotłówka /1944 rok/.
Były też przypadki przechowywania broni, zwłaszcza krótkiej,
indywidualnie przez partyzantów. Zwykle broń przechowywana w takich
warunkach znajdowała się w lepszym stanie niż ta przechowywana
w magazynach.
54
"Armia Krajowa Obwód "Gołąb" - Garwolin" Zbigniew Gnat - Wieteska Pruszków 1997
...Placówka Wola Rębkowska ... Na terenie cegielni pchor. Romana Tomalskiego ps.
"Lech" znajdował się od września 1943 r. magazyn broni. Wydobyto ją dopiero na akcję
Burza". Podobny magazyn znajdował się również w Rębkowie - początkowo kilkanaście
karabinów przechowywano na poddaszu budynku w majątku Rębków..
167
Rusznikarnie
Tam gdzie broń, to i rusznikarnia musi być. Rusznikarnie były:
w Rębkowie pod Borkami, w Wylezinie, a na Aleksandrówce
i w Garwolinie na Długiej oprócz naprawy broni wytwarzano granaty tzw.
Sidolówki.
Rusznikarze:
Henryk Gadoś – Jagodne,
Jan i Marian Majkowie z Wylezina gm. Kłoczew - zamordowani przez
Niemców,
Antoni Seltenreich – Łaskarzew,
Bolesław Biernacki z Rębkowa Kolenie był do aresztowania w 1943 roku
rusznikarzem55,
Henryk i Witold Zwolińscy – rejon Żelechów,
Kazimierz Wojciechowski – Aleksandrówka i Garwolin.
Zrzutowiska:
Bór – północny wschód od Garwolina, pola wsi Gościewicz,
Kąty – w pobliżu wsi w rejonie Kłoczew,
Kubek – pola wsi Ostry Bór w gminie Wilga,
Ryba – pomiędzy wsiami Wanaty a Dąbrowa,
Sokół – rejon wsi Zadybie Stare,
Spodek – rejon Huta Anglia, Natolin, Kościeliska, Stara Huta,
Sucha – między wsiami Dziecinów i Całowanie,
Talerz – pomiędzy Oziemkówka a Borowiem,
Waza – koło wsi Sobienie Kiełczewskie,
Zamek – pola wsi Pawłowice.
W spisie zrzutowisk jest niezgodność, ponieważ w jednych
dokumentach zrzutowisko Spodek jest sytuowane w okolicach Kościelisk,
natomiast w innych na polach wsi Mariańskie Porzecze.
Potwierdzone jest pięć zrzutów odebranych przez BCH, w tym jeden
razem z AK. Nie byłem natomiast w stanie ustalić liczby zrzutów
odebranych przez AK.
55
Na podstawie informacji córki Bolesława Biernackiego Teresy.
168
Liczba broni
Na omawianym obszarze było około 3000 akowców i około 500056
członków BCH. Ponieważ zaopatrzenie w broń zrzutową było przeznaczone
prawie wyłącznie dla AK, a głównymi źródłami zaopatrzenia w broń BCH
była broń powrześniowa, zdobyczna i kupiona, nie będzie błędem przyjęcie
założenia, że partyzantka BCH była gorzej uzbrojona niż AK, zwłaszcza
jeśli chodzi o pistolety maszynowe.
Można spodziewać się, że partyzanci mieli łącznie od około
4 do 6 tys. sztuk broni57. To dużo porównując do tej ilości broni, jaką miała
AK w chwili wybuchu powstania w Warszawie. W AK obowiązywała
zasada: tylu może być akowców ile jest broni, oczywiście w przybliżeniu,
bo przecież AK miała także służby, które uzbrojenia nie potrzebowały.
Zagadki
Broń powrześniowa
Na stronie http://www.historycy.org/index.php?showtopic=35342
znajduje się informacja, że do 5 października istniało w lesie Izdebno koło
Łaskarzewa zgrupowanie majora Gumińskiego w sile 1,500 żołnierzy, 60
ckm, 10 armat ppanc. i bateria artylerii polowej.
Na stronie http://archiwumcaw.wp.mil.pl/biuletyn/b25/b25_12.pdf
we wspomnieniach Franciszka Hynka czytamy: „Po przybyciu
do IZDEBNA stan Grupy wynosił około 1.500 ludzi z Kb., 60 c.k.m.,
1 Baterię art. pol., 10 dni ognia amunicji, 40 furmanek, 10 działek p. panc.
Oddziały jakkolwiek zmęczone nocnymi marszami to pod względem
moralnym i zgrania bojowego przedstawiały się dobrze. Po drodze
zaopatrzyliśmy się w prymitywny sprzęt przeprawowy jak liny, powrozy,
pasy korkowe, dętki samochodowe, itp., w przewidywaniu przeprawy przez
Wisłę i dalszego marszu na południe. W IZDEBNIE zarządziliśmy
trzydniowy odpoczynek na kwaterach. Miejsce postoju dowódcy Grupy
było w leśniczówce w IZDEBNIE. Radioodbiornik, który tam zastaliśmy
uruchomiłem stosując akumulator samochodowy. Przez radio
dowiedzieliśmy się o upadku Warszawy, Lublina i właściwie o smutnym
zakończeniu naszych działań. Ze względu na te wiadomości postanowiliśmy
56
Liczba dość wysoka, lecz BCH miało najprawdopodobniej znacznie mniejsze nasycenie
bronią niż AK i miała mniej broni maszynowej.
57
W 1941 roku około 1500-2000 szt.
169
zdemobilizować. Grupę, uważając dalsze działania za bezcelowy rozlew
krwi. Rozkaz rozwiązania Grupy został wydany w dniu 4 października 1939
wieczorem. Broń polecono zakopać w lasach, podwody zwolnić."
Natomiast w książce pt. „Wanaty - ocalić od zapomnienia" podana
jest informacja o tym, że jeden z mieszkańców wsi Wanaty wskazał
Niemcom miejsce przechowywania broni i broni tej było tak dużo, że
Niemcy potrzebowali 16 furmanek, aby ją wywieźć58.
Po połączeniu tych dwóch informacji jest wysoko prawdopodobne,
że zdradzona została kryjówka broni tego właśnie zgrupowania koło
Izdebna. Wskazuje na to duża ilość broni i rejon, ale jak to zwykle bywa
w takich przypadkach broń jest chowana w wielu kryjówkach. Jest więc
bardzo prawdopodobne59, że część broni tego zgrupowania może jeszcze
gdzieś spoczywać, ponieważ jeśli wywieźli Niemcy 16 furmanek i nie ma
ani słowa w przekazach, ani o armatach, ani cekaemach. Broń mogła zostać
ukryta np. w zboczu wydmy, ponieważ łatwiej, szybciej można ją w ten
sposób zakopać i można skuteczniej zabezpieczyć przed wilgocią.
Karabin maszynowy z polskiego samolotu
W rejonie Stężycy bechowcy używali karabin maszynowy
wymontowany z polskiego samolotu, który się zacinał i tyle na jego temat
informacji60. Czy mógł by to być "szczeniak"?
Szczeniak – erkaem lotniczy wz.37 był oparty na erkaemie wz.28,
ale wprowadzono w nim duże zmiany. Najważniejszą było przystosowanie
do magazynka o pojemności 91 naboi i zwiększenie szybkostrzelności
do 1100 strz./min. Wyprodukowano jedynie 339 egzemplarzy. Gdyby
zachowały się po nim magazynki, można byłoby to ustalić czy
to „szczeniak”, czy nie, a i same magazynki też byłyby rewelacją, bo znany
jest tylko jeden egzemplarz, który znajduje się w filii Muzeum Wojska
Polskiego w Warszawie w Forcie na Czerniakowskiej.
Karabin na 10 naboi
58
Nie wywiezie się na 16 furmankach takiej ilości broni, więc co się z resztą stało?
W latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku natrafiono na zakopane polskie
przeciwpancerne działko w okolicach Wiązowny.
60
"Historia ruchu ludowego w powiecie garwolińskim 1864-1949" Tadeusz Piesio.
59
170
W wspomnieniach pojawia się informacja o karabinie na 10 naboi.
W grę wchodzi chyba tylko następujące pochodzenie broni:
polski karabin Maroszka wz.38M, 7.9x57 – są znane dwa egzemplarze tej
broni, ostatnio egzemplarz broni został zakupiony w USA,
radziecki karabin SWT – bardzo prawdopodobne,
niemiecki karabin Gewehr 43 – prawdopodobne,
amerykańskie karabiny – bardzo mało prawdopodobne,
angielskie – nie są wymienione wśród zrzucanych, ale możliwe.
Pistolety maszynowe Marlin61
Zrzucono ich na teren działań polskiej partyzantki około 4 tys. sztuk,
czyli ponad 1/4 całej produkcji tej broni – wyprodukowano około 15 tys.
sztuk. Nie ma we wspomnieniach z okolic Garwolina śladu informacji
o nich. Broń ta kosztowała w produkcji kilka razy więcej niż Steny62 więc
dlaczego zdecydowano je zrzucać dla polskiej partyzantki63?
Pewne podobieństwo do Thompsona mogło powodować, że ludzie
mało obeznani z bronią mogli tych dwóch pistoletów maszynowych nie
odróżniać, ale nie partyzanci. Broń ta miała charakterystyczne magazynki,
które można było zaczepiać po dwa, aby przyśpieszyć wymianę.
Zawartość zrzutów dla AK i ich przydatność
Od lutego 1941 roku do grudnia 1944 na tereny działania polskiej
partyzantki zrzucono z Anglii:
mało przydatne rewolwery bo amunicja była nietypowa,
a w walkach zarówno partyzanckich jak i w mieście liczy się liczba naboi
i czas załadowania, a tu w zrzutach przewaga rewolwerów i tylko niewiele
pistoletów, a na dodatek niepotrzebne wprowadzenie do uzbrojenia
nietypowej amunicji dostępnej tylko ze zrzutów,
pistolety maszynowe Marlin były wielokrotnie droższe od Stenów
i miały tylko do nich pasujące magazynki, więc zarówno cena jak
i przydatność przemawiałaby za Stenami lub zdobycznym MP40,
61
United Defence M42.
Koszt Stena to niecałe 3 funty - podawany jest rozrzut cenowy od ok 10$ do około 17$
w zależności od producenta i do ewentualnego dodatkowego wyposażenia!
63
Być może wątpliwości by nie było gdybyśmy znali zasady rozliczania za broń zrzutową.
62
171
alianci zdobyli w latach 1943/44 bardzo dużo broni niemieckiej,
a okazuje się, że tylko około 500 MP40 /Schmeisery/ zrzucono,
Beretta nic aliantów nie kosztowała, bo zdobyczna, a była to dobra
broń, chociaż o ile dobrze wiem to magazynki tylko do niej pasowały64,
Bren w czasie całego okresu zrzutów było ich około 500, ale
nietypowa amunicja .303 i po wyczerpaniu – złom, a przecież alianci mieli
dużo zdobycznych i MG32 i MG42, chyba że mieli wersje Brena na 7,9x57,
ale sądzę, że dawali65 na .303,
Spandau – niby wg nazwy to MG0866, ale chyba jednak chodzi
o MG42 lub MG34.
Podsumowanie
Zbieranie danych o używanej na naszym terenie broni jest spóźnione
o dobre 40-60 lat i dlatego ogromna część informacji bezpowrotnie
przepadła. Obecnie możliwe jest tylko szacowanie i to z dużym błędem.
Uzbrojenie partyzantów w omawianym rejonie było o wiele lepsze
niż powstańców w Warszawie w 1944 roku. Mało jest we wspomnieniach
wzmianek o porównaniu skuteczności czy niezawodności różnych rodzajów
broni. Duża część broni i partyzanckiej i tej powrześniowej ciągle spoczywa
w skrytkach lub jest zakopana w ziemi.
Literatura i źródła
1.
2.
3.
4.
5.
6.
"Historia ruchu ludowego w powiecie garwolińskim 1864-1949"
Tadeusz Piesio,
"Armia Krajowa obwód "Gołąb" - Garwolin Zbigniew Gnat-Wieteska,
"Żelechów - Tradycje patriotyczne" Zbigniew Gnat-Wieteska
"Podziemne zbrojownie polskie 1939-1944" Kazimierz Satora
"Polskie konstrukcje broni strzeleckiej" Zbigniew Gwóźdź, Piotr
Zarzycki,
"Współczesna Broń strzelecka" Major Frederick Myatt M.C.
64
Nie ma nic w przekazach wspomnieniowych, aby ten typ broni występował w okolicach
Garwolina ze zrzutów, ale są sugestie, że zakupiono czy też pozyskano od dezerterów
włoskich.
65
Wg wspomnień Lecha Jana Weissa w pojemnikach zrzucanych w okolicach Kościeliska
były Breny na amunicje .303.
66
Ckm – mało przydatny w partyzantce.
172
7.
8.
9.
10.
11.
"Dawne lata, dawne dni..." Lech Jan Weiss
Wymienione w przypisach strony internetowe,
Wspomnienia Stefana Zielińskiego,
Wspomnienia Wilhelma Siemieńskiego,
Raport Franciszka Hynka spisany w lecie 1945 roku Londynie.
173
dr Mariusz Rombel
Sebastian Jędrych, Ludzie z Garwolina i okolic, 1610-1945, Garwolin
2013, ss. 1876, il., wyd.: http://genealogia.garwolin.org/ [2013-11-01]
Dzień Wszystkich Świętych 2013 r. zapisał się w dziejach powiatu
garwolińskiego, nie tylko pamięcią o zmarłych przodkach, ale też publikacją
opracowanych danych osobowych mieszkańców parafii Garwolin żyjących
w latach 1610-1945. Oto miejscowy pasjonat historii sporządził rejestr na
podstawie metrykaliów zachowanych w parafii Przemienienia Pańskiego
w Garwolinie.
Monumentalność opracowania, liczącego 1876 stron nie pozwoliła na
wydanie drukiem dzieła, które będzie zapewne poszerzane i uzupełniane.
Dostępne
jest
ono
nieodpłatnie
na
stronie
internetowej:
http://genealogia.garwolin.org/.
Książka podzielona została na trzy części obejmujące kolejno chrzty,
śluby i zgony. Każdy rok zawiera nr metryki, imię i nazwisko osoby
chrzczonej, zmarłej lub zawierającej katolickie małżeństwo, imiona
rodziców lub małżonków, wreszcie miejscowości oraz szereg innych
danych. Poza tym spis alfabetyczny osób z rocznika i odnośnik do
poszczególnego aktu. Książkę uzupełnia rozdział dotyczący dziejów metryk
garwolińskich od XVII w. do współczesności, opis metodyki pracy, jak
również skany niektórych z nich. Zabory i okupacje, wielokrotnie
zmieniany porządek prawny na ziemiach polskich nie sprzyjał
skrupulatności i powodował zamieszanie u współczesnych, teraz zaś
utrudnia badania, nie każdy bowiem genealog poradzi sobie z tekstem
łacińskim z XVIII w., czy rosyjskim z XIX w. Autor zaś podjął się
przetłumaczenia tychże metryk.
Autor ma zamiar „zrekompensować utraconą pamięć o ludziach, którzy
żyli” w Garwolinie i okolicy. Jak sam pisze, parafia garwolińska miała
szczęście, że zachowały się metryki aż z pocz. XVII w., docenia
poprzednich księży proboszczów, którzy starali się zachować pozostałe
dokumenty, szczególnie chodzi o ks. Garczyńskiego, który „najstarsze
księgi zebrał z podłogi i kazał pozszywać, próbując chociaż zachować
chronologię.”
Słowo wstępne sporządził ks. prałat Ryszard Andruszczak, prepozyt
garwoliński, który ma nadzieję, że „opracowanie stanie się bodźcem do
działania dla tych, którzy chcą poznać swoją historię i szukają w różnych
174
archiwach danych o przodkach.” Również ks. prałat Bernard Błoński,
dyrektor Archiwum Diecezjalnego w Siedlcach, którego instytucja
koordynowała prace badawcze, uznał, że praca Sebastiana Jędrycha stanowi
„cenny początek, pomoc, a dla wielu pierwszą informację w poznawaniu
swoich korzeni i przodków.”
Praca będzie skarbnicą wiedzy na temat społeczeństwa Garwolina
i okolic, przyda się nie tylko ze względu na badania historyczne, bowiem
wiele osób poprowadzi swe drzewa genealogiczne aż do XVII w. Warto
zatem podjąć inicjatywę dygitalizacji zasobów archiwów parafialnych
w dekanatach garwolińskim, łaskarzewskim i osieckim. Pozwoli ona na
nieskrępowane badania. Inicjatywa powinna mieć struktury organizacyjne,
pozwalające na utrzymanie wiarygodności i bezpieczeństwa zbioru.
Zawieruchy wojenne, przede wszystkim ostatnia, II wojna światowa,
dokonała w archiwach z metrykami ogromnych i nieodwracalnych strat.
Nierzadko w kancelariach parafialnych znajdują się unikaty dokumentów.
Ogrom pracy nie może być niedoceniony, wręcz przeciwnie, powinien
zostać nagrodzony, Autor przecież poświęcając własny czas działał na rzecz
społeczeństwa garwolińskiego.
175
Bożena Węgrzynek
Termopile polskie
Tylko tam, w tamtym miejscu pachną zioła letnie,
Odurzają zapachem, gdy idę wąwozem
Do uśpionych pod kopcem trzystu… tam polegli,
W roku dwudziestym. Polski Lwów był ich domem.
Jakiś pociąg przejeżdża, turkocząc po torze.
Zagwizdał im na chwałę jak hejnał, pobudkę.
Życie śmierć im zabrała, życie młode, krótkie
Oddali z honorem w zaciętym oporze.
Tam przed walką dowódcy, stratedzy przebiegli
Plan ataku, obrony podali przed bitwą.
Raz ostatni ze stacji do boju wybiegli,
Prosząc Boga o wsparcie szeptaną modlitwą.
Jaki plan miałeś, Panie, patrząc na nich z góry?
Gdy krzycząc –Jeszcze Polska! - Szli przeciw potędze
I w ostatnim odruchu wyrwali z kabury
Pistolety, by nie popaść w bolszewików ręce.
Ich ofiarę w zwycięstwo obróciłeś, Panie,
Nieopodal stacyjki, którą zwą Zadwórze.
Im cichutko nucę polską pieśń na kurhanie,
Bukiet ziół, niechaj pachną, położę na górze.
176
Bożena Węgrzynek
Skazanemu
„Bez jednego drzewa las lasem zostanie…”,
Podcięte korzenie nie wykarmią drzewa.
Żadne ludzkie istnienie z martwych nie powstanie,
Złożone Ojczyźnie, lepszemu zaśpiewa?
„Bez jednej jaskółki wiosna też zakwita…”,
Porozrzuca kwiaty na leśnych polanach.
Uwięziona jaskółka śmierć nagłą przywita,
Nie odmieni oprawcy, nawet na kolanach.
Byłeś pięknym drzewem i owocowałeś
Poszumem listowia, pieśnią chciałeś cieszyć.
Salwa. Krótki świst kul. W ofierze się dałeś
I jaskółkę tuląc, w zaświaty pośpieszysz.
Gdy modlisz się teraz za swoich oprawców,
Którzy ci zadali nadludzkie cierpienie,
Powracasz jaskółką podniebny latawcu,
W ziemskim lesie nowe zapuszczasz korzenie.
W nowym lesie drzewo, przysiądziesz ptaszyną,
Znów zaśpiewasz niebu pospołu z listowiem.
Gałązką oliwną, chleba okruszyną
Nakarmisz spragnionych pocieszenia słowem.
177
Bożena Węgrzynek
Jak „Rudy”
Miałeś w sobie odwagę pójść na barykady,
Strzelać w piersi wroga i patrzeć jak kona.
Miałeś tyle skromności, by w czasach zagłady
Mówić, że to twoja powinność, obrona.
Jakaż wytrzymałość i jaki hart woli
Dały siłę przetrwać, kiedy rany pieką?
Kiedy ból ci się sączył do mózgu powoli,
Aby stać się cierpienia nieprzebraną rzeką.
Twoje ideały dały ci tę siłę
Patrzeć w oczy wroga z uporem, nie butą.
Skatowany, wciąż bity, ty miałeś przewagę,
Nie złamali twej dumy, gdy ci w oczy pluto.
Stałeś się kamieniem rzuconym na szaniec
Przez Boga, w walce twardej dla miłej ojczyzny.
Twoją śmierć w sercu nosił sierpniowy powstaniec,
Dojrzewając do męstwa, biorąc nowe blizny.
Byłeś wzorem. Dziś w czasach nowych ideałów,
Blizny niepotrzebne i dalekie wojny.
„Rudy”, „Alek” i „Zośka”… - Przeszli do annałów,
Dając młodość i życie za mój czas spokojny.
178
Bożena Węgrzynek
Pieśń z łagru
Posłuchaj synku, to trawa śpiewa
Z sowieckich łagrów pieśń o niewoli.
W poszumie liści starego drzewa
Płynie historia chłopców, niedoli.
Gdy za ojczyzny miłość wyrwani
Z objęcia kobiet ramion bezpiecznych,
W wagonach śmierci niepokonani
Karmili duszę pieśnią walecznych.
Tam za ojczyzny miłość musieli
Przejść poniewierkę w obozach wschodu.
Głodni, wzgardzeni w chłodzie ginęli
I powierzali swą duszę Bogu.
Gdy bunt się łączył z odwagą myśli
I dawał przetrwać kolejne lata.
Wtedy tulili w snach kraj ojczysty,
Gdy krwią się dławił z wyroku kata.
I w smaku trawy wyrwanej z głodu
Szukali siły, by przetrwać jeszcze.
I nie zapłakać, dumą narodu
Karmili serca, ożywczym deszczem.
Ci co wrócili jak z piekła czadu,
Czytali z płaczem napis na murze.
Karłem zaplutym są dla narodu,
Który zapomniał, że Bóg jest w górze.
Łagrów historię opowiadają,
Trawy gdy szumią pieśń obozową.
A wiatr swobodny, młodzi słuchają,
Piszą wolności historię nową.
179
Andrzej Paduch
***
Chmury błękitne na niebie się ścielą,
Księżyc je maluje, rozjaśnia swą bielą.
Są jak żagle olbrzymów napuszonych po trosze,
Mars z ich twarzy przebija, wróży dziwną tęsknotę.
My wielcy ludzie po ziemi stąpamy,
Nosy w górę zadarte, z Bogiem się równamy.
Przecież ziemia nas schowa, przykryje kołderką,
Niebo zniknie na zawsze razem z ziemską udręką.
Współczesnego człowieka pochłaniają sprawy,
Światem kroczy w powadze częściej dla zabawy.
Mamią wdziękiem ulotnym, chcesz dotknąć, to znika,
Tylko wzrok jakiś z góry w dusze nasze wnika.
***
W pogoni za lepszym światem,
Za życiem pełnym nieznanych chwil,
Wśród ludzi zimnych bez serca i uczuć
Straciłem miejsce na lepszy byt.
Ciągle umysł dręczą pytania
A na odpowiedź brakuje sił,
Usta zmęczone od powtarzania,
Po co? Dla kogo będę żył?
Uśmiech opuścił moją twarz,
Cicho ze smutkiem wdarł się czas.
Zranił bez bólu jak nocny strach
Pozostawiając trwały ślad.
Czuję jak otchłań wciąga mnie
I nie pozwala wyrwać się.
Nadzieja ginie a wraz z nią myśl,
Że jeszcze przyjdzie mi tu raz żyć.
180
In memoriam
Stanisław Kot (1941-2012)
20 listopada 2012 r. zmarł Stanisław Kot, działacz Ludowego
Towarzystwa Naukowo-Kulturalnego w Garwolinie oraz Ochotniczej Straży
Pożarnej w Woli Rębkowskiej.
Stanisław Kot przez wiele lat gromadził informacje dotyczące
historii Woli Rębkowskiej. W Ludowym Towarzystwie NaukowoKulturalnym Oddział Garwolin i jednostce OSP Wola Rębkowska pełnił
funkcję skarbnika. W 2009 roku był delegatem na zjazd ogólnopolski
Ludowych Towarzystw. Z ogromną pasją opracowywał historię swojej
rodzinnej miejscowości. Owocem jego pracy była książka o dziejach Woli
Rębkowskiej, napisana wspólnie z Tadeuszem Barankiewiczem. Stanisław
Kot nie doczekał wydania tej publikacji.
181
Tadeusz Piesio (1937-2012)
8 grudnia 2012 roku, po długiej
i ciężkiej chorobie zmarł Tadeusz Piesio
– historyk, regionalista, inicjator powstania
Wojewódzkiego
Związku
Batalionów
Chłopskich z siedzibą w Garwolinie oraz Koła
Przyjaciół Byłych Żołnierzy BCh.
Tadeusz Piesio urodził się w 1937 r.
w Jagodnem koło Garwolina. Przez wiele lat
był pracownikiem spółdzielczości na terenie
powiatu garwolińskiego. Był też aktywnym
działaczem ruchu ludowego. Z zamiłowania historyk i popularyzator historii
regionalnej. Publikował w „Zeszytach Rejonowej Komisji Historycznej PSL
w Garwolinie”. Był jednym z inicjatorów i założycieli Ludowego
Towarzystwa Naukowo-Kulturalnego oddział Garwolin oraz działaczem
tego towarzystwa w skali ogólnokrajowej. Kilkakrotnie jako delegat
uczestniczył w zjazdach ogólnopolskich Ludowego Towarzystwa Naukowo
-Kulturalnego. Podczas tych zjazdów był wybierany do zarządu LTNK.
Autor książek: Konspiracyjny ruch ludowy w powiecie garwolińskim
1939-1945,
Warszawa
1999,
Historia
Ruchu
Ludowego
w powiecie garwolińskim w latach 1864-1949, Warszawa 2001. Książki
Tadeusza Piesia dotyczące historii ruchu ludowego na ziemi garwolińskiej
zostały docenione przez najwybitniejszych historyków Polski.
Tadeusz Piesio był wiceprezesem Ludowego Towarzystwa
Naukowo-Kulturalnego oddział Garwolin. Często publikował w „Zeszytach
historycznych ziemi garwolińskiej”. Stał się współautorem monografii
Zespołu Szkół Rolniczych w Miętnem, a także inspiratorem wydania
wierszy lokalnego poety ludowego Bronisława Majka. Wygłaszał prelekcje
na sesjach naukowych i popularnonaukowych, a jego referaty zostały
wydane drukiem. Za swoją działalność społeczną został odznaczony
srebrnym i złotym krzyżem zasługi, medalem Wincentego Witosa, srebrną
odznaką LZS. Pozostanie w pamięci historyków i działaczy ruchu
ludowego.
182
Andrzej Paduch (1960-2013)
5 maja 2013 r. przedwcześnie zmarł Andrzej Paduch. Był
działaczem Ludowego Towarzystwa Naukowo-Kulturalnego w Garwolinie.
Andrzej Paduch z zamiłowania był poetą. Swoje wiersze publikował
w „Zeszytach historycznych ziemi garwolińskiej”. Był też rzeźbiarzem. Ten
lokalny artysta dał się poznać jako autor wierszy: Mgielne Bajanie, Leśna
zaduma, Pytanie, Zgon Motyla.
Andrzej Paduch pozostanie w pamięci mieszkańców ziemi
garwolińskiej.
183
Henryk Ornat (1934-2014)
21 listopada 2014 roku w wieku 80 lat odszedł od nas nagle Henryk
Ornat – utalentowany malarz i grafik, skromny, pracowity człowiek
związany z Rębkowem. Od lat był działaczem Ruchu Ludowego, Koła
Przyjaciół BCh i Ludowego Towarzystwa Naukowo Kulturalnego
w Garwolinie. Tematy obrazów czerpał z otaczających go pejzaży wiejskich
i leśnych, miejsc związanych z jego pracą zawodową w Lasach
Państwowych. W większości obrazów ukazał architekturę polskiej wsi,
dawne drewniane domy, prace polowe, widoki. Hodował pszczoły.
Zostawił po sobie w nas wspomnienie przesympatycznego, cichego,
przyjaznego ludziom człowieka.
184
185
186

Podobne dokumenty