zapraszamy do gimnazjalnej STÓ-wy
Transkrypt
zapraszamy do gimnazjalnej STÓ-wy
Kochani Czytelnicy (mamy nadzieję, że jeszcze tacy istnieją) nie zamierzamy się poddać - będziemy nadal tropić ciekawe tematy z naszego szkolnego życia, komentować bieżące wydarzenia, prezentować najciekawsze prace powstałe na języku polskim, recenzować filmy i spektakle z nadzieją, że wzbudzimy Wasze życzliwe zainteresowanie. Serdecznie zapraszamy do współpracy wszystkich, którzy mają do powiedzenia coś ważnego dla szkolnej społeczności, chcą się podzielić swoją pasją czy wiedzą z ulubionej dziedziny, na przykład fotografii. :-)) Zgodnie z tradycją, będziemy także zbierać materiał poświęcony ostatniej już klasie gimnazjalnej, która będzie bohaterką czerwcowego numeru STÓ-wy. Absolutnie pamiątkowego. Zapraszamy także do nowej kolumny, prezentującej najciekawsze momenty z życia Gimnazjum S.T.O. od początku jego istnienia. Życzymy miłej lektury. Redakcja STÓ-wa 1 W numerze... 1. Rok inny niż zwykle 2. Dzień Chłopaka... 3. Festyn Jesienny 4. Rok przyjaciół Ziemi 5. Coś nowego o klasie? - Brzydka lala... 6. Bolesne świętowanie 7. Warszawa 8. Wigilia inne niż wszystkie 9. Kino zamiast balu 10. Egzamin gimnazjalny (okiem fotoreportera) 11. Warsztaty z techniki 12. Moto 3 the Movie 13. Motocross - moja pasja 14. Nasze prace: Czy to prawda, że pieniądze dają szczęście? 15. Konkurs języków obcych 16. Kierunek – Kraków 17. To już koniec 18. Ku pamięci - Mateusz - Marek - Paulina - Olek - Wiktor - Emilka - Kamila - Maciek - Kuba - Adam - Agnieszka - pan Przemek 19. Wychowawca 20 . Pani Ewa o klasie trzeciej 21. Pan Przemek o klasie trzeciej 22 Koniec końców... 23. Pożegnanie STÓ-wy STÓ-wa 2 Rok inny niż zwykle Tradycyjnie rozpoczęcie roku szkolnego niestety nie było takie samo jak zawsze. Szliśmy przez puste korytarze. Samotni. Wyjątkowo spokojni. Wręcz melancholijni. Gimnazjum liczące 11 osób. Bez rówieśników czuliśmy się jak prawdziwe sieroty. Szkołę obecnie wypełnia tylko podstawówka. Na szczęście nie opuścili nas nauczyciele, zostali, by dokończyć naszą edukację. Odwiedzają nas także koledzy z byłych klas trzecich, którzy o nas nie zapominają. Podnoszą nas na duchu i nie pozwalają wpaść w depresję po kolejnych lekcjach, na których słyszymy niczym mantrę, jak ważny jest egzamin gimnazjalny i że będziemy się przygotowywać do niego cały rok, co zamiast pobudzić nas do działania, wyzwala raczej organiczną wręcz niechęć. Przerwy nie są już tak fascynujące jak kiedyś. Nie ma siedzenia przed radiowęzłem, puszczania polskich hitów i nie tylko, zajmowania sklepikowego kaloryfera. Grania w piłkę na szkolnym boisku i przesiadywania w toaletach. Na lekcjach wf-u nie jest już tak zabawnie, choć być powinno, zważywszy na to, że zajęcia odbywają się w sali zabaw, a czas spędzamy grając w gry dla dzieci. Na przykład wyrabiamy precyzję ruchów poprzez łowienie rybek czy układanie puzzli. Wcielamy się także w rolę pasikoników, skacząc na mini trampolinie J. A sala od chemii, z którą każdy był związany sentymentalnie, została przerobiona na salę dla maluszków. Jedynie klasa pani Ewy, od języka polskiego, została w całości gimnazjalna. Jedyna w szkole, nasza i nikogo innego . Zmiany są naturalną koleją rzeczy, ale fakt, że zostaliśmy sami, nie jest zmianą, której można by się spodziewać. Powinno nas otaczać grono młodszych kolegów. Wtedy byłoby wszystko jak trzeba. Jak dawniej. Agusia i Paulina Dzień Chłopaka… Festyn Jesienny... czyli ulubione święto naszych kolegów, było naturalnie obecne w naszym szkolnym życiu i w tym roku, tyle że… wpisany już w tradycję szkoły, w tym roku obchodzony był w aurze niezwykle barwnej, gdyż jego tematem były kolory. Wyglądało ono inaczej niż zwykle - cztery dziewczyny dla siedmiu chłopaków przygotowały dwie lekcje rozmów i jedzenia. Oczywiście, nasi cudowni panowie marudzili, że nigdzie nie wychodzimy, zadręczali pytaniami, dlaczego zostajemy w szkole i w dodatku mamy fizykę, skoro można zorganizować wyjście z wychowawcą, chociażby do kina. Nie było nam przykro, gdyż – tak po cichu i dyplomatycznie – przyznawałyśmy im rację. Na poprawę humoru przygotowałyśmy dla nich w prezencie podkładki pod kubek oraz czekoladę. Poprosiłyśmy p. Malwinę, aby zamiast angielskiego po prostu porozmawiać na tematy… ogólnie mówiąc – ogólne :-) Nasza klasa, już jedyna w gimnazjum, została przydzielona do klas 0 - 6 szkoły podstawowej jako wsparcie organizacyjne. Z jednej strony było to bardzo wygodne – mieliśmy z głowy mnóstwo pracy związanej z przygotowaniem sali i atrakcyjnych produktów do sprzedaży, z drugiej natomiast – ogarnął nas żal, że po raz pierwszy od lat na festynie zabraknie stoiska gimnazjalnego. Zniecierpliwieni chłopcy czekali, aż wpuścimy ich do sali, a gdy to nastąpiło, dosłownie rzucili się na prezenty i zjedli - każdy swoją tabliczkę czekolady, nie częstując dziewczyn. Nigdy bym nie pomyślała, że tabliczka czekolady może wzbudzić tyle emocji. Niespodziewanie na naszej lekcji pojawiła się nasza starsza koleżanka, która opowiedziała nam, jak jest w liceum. Dziewczyny słuchały z zaciekawieniem, lecz chłopcy, jak to chłopcy, wariowali. Następnie dostarczono zamówioną przez nas pizzę, która u wszystkich wzbudziła zrozumiały zachwyt. Bardzo miłe chwile spędziliśmy z panem Przemkiem w sali informatycznej, gdzie oglądaliśmy nasze zdjęcia sprzed paru lat. Muszę przyznać, że tak szczerze nie śmialiśmy się od lat. Podczas przeglądania zdjęć ze szkoły podstawowej co chwilę padały pełne zdziwienia pytania: „To ty? Naprawdę? To ty?!”. Było naprawdę zabawnie. Myślę, że ten Dzień Chłopaka był naprawdę wyjątkowy, ponieważ był ostatni i wreszcie spędzony razem, tak prawdziwie, nie przed wielkim kinowym ekranem. Tak więc dobraliśmy się w pary i poinformowaliśmy wychowawców klas, że będziemy pomagać w przygotowaniach oraz na samym festynie. W piątek na ostatnich lekcjach ozdabialiśmy wyznaczone nam klasy. Nazajutrz przyszliśmy trochę przed czasem, aby się upewnić, czy nie potrzeba jeszcze w czymś pomóc. Festyn rozpoczął się o 9.00 i do jego końca, czyli ok. 13.00, krążyliśmy pomiędzy salami, które składały się w barwną tęczę. W zerówce był kolor żółty, w pozostałych salach na parterze - czerwony, niebieski i brązowy. Na pierwszym piętrze natomiast była Lodowa Kraina, kolor zielony i tęczowy. Na samej górze - tradycyjnie kafejka internetowa, gdzie w tym roku można było wymienić na bilet wstępu książki i filmy, które gimnazjum zbiera dla dzieci ze świetlicy środowiskowej. W każdej sali było mnóstwo pysznego jedzenia i niezliczonych atrakcji. Dzieci z młodszych klas chodziły po korytarzach z przekąskami, zachęcając do ich kupna. Nad wszystkim czuwało zabiegane grono pedagogiczne. Mam nadzieję, że w przyszłym roku festyn będzie równie udany i choć my – gimnazjaliści, już nie będziemy uczniami STO, to na pewno odwiedzimy młodszych kolegów i koleżanki. Agnieszka Agusia STÓ-wa 3 Rok przyjaciół Ziemi Rok szkolny 2011/2012 w naszej szkole będzie szczególnie przyjazny Ziemi. Ma on na celu ukazanie nam, że nasza planeta jest bardzo ważna i trzeba o nią dbać. O szczegółach tego projektu opowiedziała nam pani Basia Rakicka. Czy ekologia jest dla Pani ważna? Z punktu widzenia nauczyciela biologii ekologia jest dla mnie nauką o organizmach i ich środowisku oraz wzajemnych relacjach. Bardzo przeszkadza mi używanie słowa ekologia w innym, potocznym znaczeniu, ale zdaję sobie sprawę, że walka z przyzwyczajeniami, wręcz nałogami językowymi, jest bardzo trudna. Jeśli więc pytasz, czy dbanie o środowisko jest dla mnie ważne - to odpowiem, że zdecydowanie tak. Jest to pewnie wybór, sposób życia, styl. Czy Pani pomysłem było, aby ten rok był rokiem przyjaciół ziemi? Nie do końca moim, brali w tym udział inni zaangażowani nauczyciele i pani dyrektor. Jak ma wyglądać taki rok w szkole i czy zamierza Pani coś organizować ? Żegnajcie Festyny... STÓ-wa 4 Ten rok będzie bardzo dla mnie bardzo ważny, ale także trudny. Dlaczego? Dlatego, że będziemy pracować nad postawami, czyli chcemy wypracować dobre, trwałe nawyki, które skierują naszą uwagę na środowisko. Każdemu z kolejnych miesięcy towarzyszy temat przewodni. Za nami już papierowy wrzesień, w którym kierowaliśmy uwagę na oszczędność papieru, prosiliśmy, aby w każdej klasie pojawił się pojemnik na makulaturę i „przypominajki”, jak z niego k0rzystać. Pojemniki pojawiły się, choć w sali 22, a więc "waszej" - go brakuje. Próbujemy ograniczyć używanie jednorazówek, na przykład nauczyciele korzystają ze swoich kubków, a nie z jednorazowych. Podczas festynu również staraliśmy się, by jednorazówki, jeśli już muszą nam towarzyszyć, były papierowe, a nie - plastikowe. Nie organizujemy żadnych konkursów, staramy si,ę żeby uczniowie angażowali się z własnej woli, bez dodatkowych nagród w postaci punktów czy nagród. To naprawdę trudne. W październiku skupiliśmy się na festynie, a tematem przewodnim było hasło "Ziemia żywicielka". Mam nadzieję, że podczas festynu widać było oszczędność papieru, bibuł i innych materiałów, które dotychczas, choć pięknie, służyły nam tylko przez kilka godzin, a potem wypełniały po brzegi kosze na śmiecie. Bieżący miesiąc - listopad będzie poświęcony energii. To czas, kiedy w szkole rozpoczął się sezon grzewczy, zaczynamy często korzystać z dodatkowego światła. Bardzo zależy nam, żeby być świadomym naszych działań, i jednocześnie wierzyć, że przynoszą one pożądane skutki. Czy ma Pani z tych działań satysfakcję? Trudne pytanie. Moja satysfakcja związana jest przede wszystkim ze zmianami, jakie zachodzą w moich uczniach. Kiedy widzę, że naprawdę robią coś z serca, wierzą w to i zmieniają swoje postawy, jestem szczęśliwa. Martwi mnie jednak, że ciągle na naszych korytarzach można często spotkać w pojemnikach na śmieci makulaturę, puszki po napojach, nieodkręcone plastikowe butelki (zbieramy nakrętki, więc powinny one trafić do specjalnego pojemnika na terenie szkoły). Czy inni nauczyciele chętnie angażują się w organizowane przez Panią akcje? Niektórzy bardzo. Mam duże wsparcie ze strony pani Mirosławy Kozłowskiej - wspólnie stworzyłyśmy plan działań na ten rok szkolny, pani pedagog i samorządu uczniowskiego, z którym współpracujemy. Paulina STÓ-wa 5 Ostatnio największe nasze zainteresowanie wzbudzają lekcje techniki. Są naprawdę nietypowe. Wszystko zaczęło się od odkręcania kół w rowerze pana Krzysztofa Grali. Potem mieliśmy wgląd pod maskę samochodu, aż wreszcie wylądowaliśmy na projekcie „Brzydka lala”. Jego efektem była lalka - zaprojektowana i uszyta przez nas. Tak, naszymi własnymi rękami. Najpierw długo przygotowywaliśmy się do jej uszycia. Przekopaliśmy wszystko, co mieliśmy w domu, by dobrać jak najlepsze materiały. Jedni pocięli swoje ubrania, inni znaleźli obrusy, a niektórzy nawet zdecydowali się na kocyki. W pewną środę przyszliśmy z wielkimi torbami zwarci i gotowi do szycia naszych potworów. Szczerze, można je tak nazwać, bo po rozpoczęciu naszego szycia przypominały bardziej kawałek filcu z nitką niż lalkę. No, ale w końcu miała być brzydka. „Brzydka lala” Minęły już bite dwa miesiące „wyczerpującej” nauki. A nasze gimnazjum o dziwo - ma się całkiem dobrze. Lecz bywają dni, kiedy każdy z nas śpi lub ma ochotę porobić coś ciekawego (nie zawsze tą ciekawą rzeczą jest uczenie się ). Wtedy do akcji wkraczają nauczyciele oraz my z naszymi nietypowymi pomysłami. Co chwila mamy inne koncepcje spędzania czasu w szkole. Raz wychodzimy do kina, by wspólnie obejrzeć jakiś interesujący film, porozmawiać, a przede wszystkim - zwiać z lekcji. Oczywiście wszystko jest legalne, ponieważ od czego ma się dwa wyjścia z wychowawcą w semestrze ? Innym razem idziemy na spacer wokół jeziorka, by między wyczerpującymi zajęciami odprężyć się trochę i dotlenić. Nie jesteśmy rozczarowani, kiedy możemy oglądnąć jakiś historyczny film lub samemu poprowadzić lekcję ... STÓ-wa 6 Powrócę jednak do omówienia tego, jak ją tworzyliśmy. Gdy już zasiedliśmy na stanowiskach i wyjęliśmy z worów nasze materiały, zdaliśmy sobie sprawę, że nie będzie łatwo. Nasunęło się pytanie: „Jak to zrobić!?”. W jednej ręce trzymaliśmy igłę, a w drugiej nić, i co dalej? Dobrze, że jednak pan Krzysztof był w pobliżu. Pokazał nam sposób, w jaki mamy zszyć korpus naszych lal. Z uwagą i niejaką fascynacją przyglądaliśmy się przyglądaliśmy się, jak Pan to wykonał. Powróciliśmy do naszych punktów krawieckich (ze słuchawkami w uszach, ponieważ muzyka, za pozwoleniem pana, dodawała nam wy- Bolesne świętowanie Święto Niepodległości 11. listopada większość z ludzi uważa za dzień pełen radości, spokoju oraz przede wszystkim - wolności. Tego roku, niestety, zamienił się on w święto agresji i nienawiści. Stolica naszego kraju – i chwała jej za to – przyciąga tłumy turystów, a w taki szczególny dzień – również warszawiaków. Jest to data ważna dla każdego Polaka. Tym bardziej robi się przykro, gdy w taki właśnie dzień – poza oficjalnymi uroczystościami państwowymi – dochodzi do demonstracji niezadowolenia, które łamią wszelkie zasady nie tylko kultury społecznej, ale także i bezpieczeństwa. Daje to dużo do myślenia. obraźni) i ruszyliśmy do boju. Co chwilę rozbrzmiewało: „ Proszę pana, pomoże mi pan?” i długa kolejka ustawiała się do biurka. Jedno nie chciało się zszyć prosto, drugie odpadło, a tamto było krzywe. Ktoś nawet zaczął narzekać: „ Proszę pana, nić się skończyła”. Chłopcy tak się wczuli w rolę krawców, że chyba pierwszy raz nie chcieli wyjść na przerwę, aby skończyć to, co zaczęli. Nie obeszło się również bez zdjęć, na których każdy z nas był wpatrzony w swój projekt jak w obraz. A wymagał on nie lada samozaparcia, gdyż palce mieliśmy pokłute do krwi. Co rusz można było usłyszeć: „Ała, mój palec”. I tak oto klasa 3 gimnazjum, szyjąc swoje laleczki, zrobiła sensację - co chwila jakiś nauczyciel wchodził do sali i pytał, czy żyjemy albo jak nam idzie praca. Tego roku w Warszawie doszło do starcia dwóch demonstrujących grup, które przerodziło się w bitwę stoczoną na Placu Konstytucji. Agresywni byli nie tylko uczestnicy pochodów, ale również policjanci, którzy ewidentnie mieli problem z opanowaniem sytuacji. Niemało chaosu wprowadziły także błędne decyzje władz miasta. Bili się wszyscy ze wszystkimi. Na obrażenia był narażony każdy, kto znalazł się w pobliżu zamieszek. Niszczono wszystko, co stało na drodze. Podpalano samochody i demolowano całe ulice, łącznie z brukiem. Padały obraźliwe słowa. W efekcie zatrzymano około 200 osób, z czego 20 było rannych. Trudno w to uwierzyć. Aż strach pomyśleć, co może stać podczas kolejnego święta, które może wyzwolić tyle „patriotycznych” uczuć. Mam nadzieję, że to, co się wydarzyło w Warszawie, będzie gorzką lekcją, z której wyciągniemy wnioski. Paulina Cieszymy się, że w szkole nie tylko musimy ślęczeć nad książkami, ale możemy również porobić coś ciekawego. Oby było jak najwięcej takich miłych chwil. Paulina STÓ-wa 7 Warszawa W tym roku, zamiast tradycyjnie pojechać do Berlina na targi świąteczne, zdecydowaliśmy udać się do Warszawy. Trochę było kłopotu z terminem wyjazdu, ponieważ na początku mieliśmy jechać w listopadzie, ale prawie cała klasa brała udział w różnych konkursach przedmiotowych, więc udało nam się znaleźć czas dopiero w grudniu. Dzień wyjazdu to był prawdziwy horror - musieliśmy stawić się na dworcu o 6.20!!! Choć większości z nas trudno było wstać o tak wczesnej porze, wszyscy stawili się na zbiórkę punktualnie. I tak wyjechaliśmy do Warszawy około godziny 7. Jechaliśmy bite 6 godzin, połowa spała w pociągu, połowa nudziła się, czytała gazety, słuchała muzyki, grała, a nawet oglądała filmy. W końcu zmęczeni wysiedliśmy w stolicy i dość niechętnie ruszyliśmy ku schronisku, gdzie złożyliśmy bagaże i czym prędzej pojechaliśmy tramwajem do Muzeum Powstania Warszawskiego. Oprowadzał nas przewodnik – nie tylko kompetentny, ale również niezwykle przyjazny młodzieży. Rozumiał, że chcemy poznać historię nie tylko z przekazu słownego, ale także doświadczając jej poprzez zapoznanie się z niezwykłymi eksponatami, oglądanie filmów, zdjęć, studiowanie map. Opowiadane przez niego historie były naprawdę interesujące i w większości ogromnie poruszające. Trudno sobie wyobrazić, że w powstaniu walczyli i ginęli bohatersko nie tylko dorośli żołnierze, STÓ-wa 8 ale też nasi rówieśnicy. Muzeum poraża autentyzmem, wzrusza i uświadamia, jak nieprawdopodobnie ogromnym wysiłkiem była nie tylko walka z silniejszym i bezwzględnym wrogiem, ale również – w przypadku ludności cywilnej przeżycie kolejnych dni powstania. Po kilkugodzinnym zwiedzaniu byliśmy niesamowicie głodni, a że niedaleko naszego schroniska znajdowało się KFC, tam też udaliśmy się na posiłek - nie tyle zdrowy, co przez nas ulubiony. Zaledwie na chwilę zaszliśmy do pokoi, by wyruszyć znów do miasta. Spacerowaliśmy po naprawdę urokliwej starówce, rozmawialiśmy, no może troszkę wygłupialiśmy, rozsądnie zrobiliśmy zakupy na śniadanie, a potem… Potem siedzieliśmy u siebie w przytulnych pokojach do późnej nocy, nie pamiętając, że o 7 rano czeka nas pobudka. Następnego dnia zjedliśmy śniadanie i ledwo żywi doszliśmy do Centrum Kopernika. Tam spędziliśmy dobre parę godzin na sprawdzaniu wszystkich wynalazków i zabawie. Mieliśmy także bilety do planetarium, gdzie obejrzeliśmy film o teorii rewolucji Darwina i dowiedzieliśmy się trochę o gwiazdach. Zjedliśmy na miejscu obiadokolację i wróciliśmy z powrotem. Kto chciał, poszedł jeszcze do miasta na zakupy. Rano spakowaliśmy się, posprzątaliśmy w pokojach J , zostawiliśmy bagaże w przechowalni i wręcz pobiegliśmy do Sejmu, który zwiedziliśmy z dużym zainteresowaniem, zwłaszcza że nie stanowi on takiej wielkiej tajemnicy, gdyż niemal codziennie można natknąć się w telewizji na relacje z odbywających się tam posiedzeń. Warszawę pożegnaliśmy rundą po sklepach w Złotych Tarasach. Po chwili odpoczynku i oczywiście kolejnym smakowitym fast foodzie wróciliśmy do schroniska po bagaże i czym prędzej wyruszyliśmy na dworzec. W pociągu panowała radosna atmosfera, gdyż wyjazd był bardzo udany, a poza tym wracaliśmy już do domu. Rodzice wyglądali na naprawdę stęsknionych, a my jeszcze lepiej zintegrowanych. Aga STÓ-wa 9 Wigilia inna niż wszystkie... Tegoroczna wigilię klasową spędziliśmy dość nietypowo. Zamiast siedzenia w szkole i przygotowywania wielkiej uczty postanowiliśmy, że zrobimy coś, co pomoże innym. Odwiedziliśmy Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami – nie przyszliśmy oczywiście z pustymi rękami. W prezencie mieliśmy kilka kilogramów smacznego jedzonka. Myślę, że drugi upominek – wyjście na spacer – zwierzaki przyjęły równie radośnie. Pewien mały kundelek miał tyle energii, że zmęczył samego WiktoraJ. Drugi, znacznie większy, całą głowę miał w szwach, a jego oko było w bardzo złym stanie. Nie wiemy, co się stało, ale był to bardzo przykry widok. Mimo tego, że pies wyglądał nie najlepiej, miał w sobie tyle radości i energii, że w zasadzie to on wyszedł z nami na spacer, a nie my z nim. Biegł, ciągnął, mało kto był w stanie go utrzymać. Około dwugodzinny spacer po lesie był bardzo przyjemny zarówno dla nas, jak i dla naszych podopiecznych. Pomimo wielkiego błota, które ubrudziło nas od butów po kolana, byliśmy zadowoleni z wykonanego zadania. Odprowadzane do klatek psy piszczały i szczekały, były bardzo niezadowolone z naszego odejścia, no ale zrobiliśmy, co mogliśmy. Mamy nadzieję, że psiaki znalazły już dom i kochających właścicieli. Po wyczerpującym spacerze w lesie pojechaliśmy kupić paszteciki, a następnie ruszyliśmy w kierunku szkoły. Dotlenieni i nieźle zmęczeni odpoczęliśmy w szkole, pijąc ciepły barszcz i jedząc wcześniej zakupione paszteciki. Oczywiście złożyliśmy sobie życzenia, chwilę porozmawialiśmy i poszliśmy do domu. Wielkie podziękowania dla pani Krysi za przygotowanie nam sali i słodki poczęstunek. A największe dla pana Przemka, który wpadł na tak genialny pomysł spędzenia klasowej wigilii. Paulina STÓ-wa 10 Kino zamiast balu Egzamin gimnazjalny Tradycją naszego gimnazjum było, że co roku spotykaliśmy się na balu zamkowym – dziewczyny miały pretekst, aby pochwalić się strojami wieczorowymi, niecodziennymi fryzurami, chłopcy zaś mogli wykazać się fantazją w tańcu albo rozmowie. Słowem, była to okazja, aby pobawić się w rytmie muzyki na żywo. Niestety, lecz w tym roku balu nie było. W ramach zadośćuczynienia dostaliśmy pozwolenie na wyjście do kina. Wyjątkowy dzień - środek tygodnia, a my o 9 rano jeszcze w łóżkach. Spotkanie klasowe w kinie dopiero o 10.30. Oczywiście większość z nas przyszła nieco wcześniej, żeby kupić coś do zjedzenia lub po prostu chwilę posiedzieć i porozmawiać. Po odebraniu biletów od pana Przemka udaliśmy się do sali, gdzie po zajęciu wygodnych miejsc byliśmy gotowi oddać nasze umysły fascynującemu filmowi. Musieliśmy naturalnie przebrnąć przez reklamy, których czas trwania był wprost proporcjonalny do ilości zjedzonego przez nas popcornu. Film „Na krawędzi” - jak to zwykle bywa jedynym się podobał, innym nie. Choć - moim zdaniem - nie był całkowicie do niczego, to na pewno widziałam dużo lepsze. Na koniec wspólnie spędzonego czasu wybraliśmy się na pizzę. Posiedzieliśmy, podjedliśmy, porozmawialiśmy, nie obyło się bez śmiechu, i rozeszliśmy się do domów. Teoretycznie dzień bez szkoły to dobry dzień, nikt nie narzeka, że przepadają mu chemia czy fizyka, ale trochę żal, że ostatniego balu gimnazjalnego nie było. Takie wydarzenia jak bal na zamku, choć byli i tacy, którzy za nim nie przepadali, zawsze miło się wspomina i na długo pozostaje w pamięci. Tak czy inaczej, ważne, że ten dzień spędziliśmy wspólnie, dobrze się przy tym bawiąc. Paulina STÓ-wa 11 Warsztaty z techniki Święto Infy Ostatnio odwiedziliśmy Zachodniopomorskie Centrum Edukacji, gdzie mieliśmy warsztaty z techniki. Dla jednych były one utrapieniem, a dla innych – niezwykle ciekawymi zajęciami spędzonymi między maszynami, komputerami i kablami. Przez dwa dni spotykaliśmy się na Hożej, przed szkołą. Następnie podzieleni na dwie grupy udawaliśmy się na zajęcia. Pierwszego dnia analizowaliśmy wykresy z fizyki. Na ich podstawie budowaliśmy układy na specjalnych tablicach. Ci, którzy nie przepadali za łączeniem kabli, sprawdzaniem ciśnienia i innymi czynnościami z gatunku magicznych mogli się wykazać na obróbce skrawaniemJ Prawda jest taka, że większości nie podobało się obliczanie ciśnienia i siły ciężkości, za to wszystkim jednogłośnie spodobała się praca przy maszynach. Swoje breloczki tworzyliśmy w wielkim skupieniu. Jednym wyszły od razu, drugim zajęło to trochę czasu, ale wszyscy świetnie się bawili i nawet nie chcieli wyjść na przerwę, co rzadkie w naszym przypadku. Byliśmy tak zauroczeni otaczającymi nas tokarkami, że zwiedziliśmy pozostałe klasy i poznaliśmy resztę urządzeń, jakie w swoich murach kryje tajemnicze Centrum. Drugiego dnia zaczęliśmy od programowania maszyn i grawerowania. Przez ponad dwie godziny staliśmy przy urządzeniu, grawerując zaciekle. Efekt? Kilka plastikowych kwadratów imionami, inicjałami oraz wymyślonymi słowami. Następnie zamieniliśmy się z drugą grupą i poszliśmy na może nieco mniej ciekawsze zajęcia z prądu elektrycznego. Każdy z nas, po krótkim wprowadzeniu, zasiadł na swoje stanowisko i pracował na tablicach według kart pracy. Tworzyliśmy wykresy, sprawdzaliśmy przepływ prądu, jak działają niektóre elementy niezbędne do budowy układu, a wszystko to potem notowaliśmy na kartach. Praca wymagała od nas skupienia i wnikliwego czytania wykresów. Warsztaty techniczne zakończyliśmy z pozytywnymi ocenami. Muszę powiedzieć, że były to bardzo ciekawe zajęcia, choć może niekoniecznie przydatne. A jednak szkoda, że nie będzie ich więcej. Paulina STÓ-wa 12 Technicznie i informatycznie rozwijaliśmy się również w LO 4, gdzie zostaliśmy zaproszeni na Dni otwarte szkoły połączone z obchodami Święta Szkolnej Informatyki – było fajnie (chłopcy programowali działanie robotów, dziewczęta…) „Moto 3 the Movie” – poznaj świat motocrossu Film, który wywarł na mnie największe wrażenie, to wyreżyserowany przez Taylora Congdona „Moto3 the Movie”. Jest to trzecia odsłona rewelacyjnej serii dokumentalnych filmów poświęconych dirtowi na dwóch kołach. Występują w nim najlepsi zawodnicy światowego motocrossu, tacy jak : Ryan Villopoto, Ken Roczen, Justin Barcia, Kevin Rookstool czy Jake Weimer. Obraz ten zawiera wszystko, czego oczekuje każdy „rider” wsiadający na swój motocykl – emocje. Twórcy postarali się, by w „Moto3 the Movie” pokazać odrobinę motocrossu, supercrossu, prawdziwego enduro oraz endurocrossu. Każda z tych dyscyplin jest pokazana w inny sposób, ma swojego bohatera i narratora. Dzięki temu każdy miłośnik jazdy off-road znajdzie coś dla siebie. Film zaczyna się od akrobatycznych wyczynów Justina Barcii. Zawodnik Hondy opowiada o swoim torze oraz wykonuje nieziemskie whipy i skruby. Następnie możemy podziwiać wyprawę po niesamowitych terenach Arizony dwóch najlepszych riderów off-roadu. Oczywiście nie zabraknie Jeffreya Herlingsa, jego profesjonalnej jazdy po piaszczystym terenie oraz rozmowy, w której mówi, czym dla niego jest motocross. Uwagę widza skupia także polski zawodnik, mistrz świata w endurocrossie – Tadeusz Błażusiak. Śledzimy jego zmagania na najtrudniejszych zawodach na świecie. Po wywiadzie z Teddym przenosimy się w trochę inny świat, z nutą szaleństwa, a mianowicie w ekstremalne miejsca pełne niespodzianek. Wraz z Kevinem Rookstolem i Codym Webbem jedziemy w stromych górach przez rzeki, śnieg, pnie drzew, kamienie i piach, które wydają się nie do pokonania, ale dla tych facetów nie ma rzeczy niemożliwych. Następnie można zagłębić się w tajniki największych zawodów motocrossowych w Stanach Zjednoczonych i na świecie - Lucas Oil AMA Motocross Championships - marzenie każdego zawodnika, wszyscy chcą choć raz pościgać się z najlepszymi. W filmie nie zabraknie również Ryana Villopoto - numeru jeden, najlepszego z najlepszych. Pokazuje on nam swój tor, na którym trenuje, mówi, jak dużo trzeba pracować, by osiągnąć sukces. W „Moto3 the Movie” możemy podziwiać niesamowite skoki i triki na motorach nad brzegiem morza oraz po stromych i skalistych klifach, jakie znajdują się w Meksyku. Pod koniec filmu występuje Ken Roczen, który opowiada o swoich zawodach w klasie 250, możemy podziwiać jego starty, pozazdrościć, gdy mówi, że skacząc czuje się jak ptak. Film kończy się na wypowiedzeniach różnych zawodników o legendzie motocrossu. Do tego wszystkiego wystarczy dodać świetne zdjęcia, rewelacyjny montaż, bardzo dobrą muzykę i sukces gwarantowany. Przez cały film na ekranie dużo się dzieje. Jaki jest najlepszy sposób na relaks po udanym treningu? Odpowiedzi zapewne jest mnóstwo, ale jedną z nich jest zdecydowanie wygodny fotel i dobry film. Pisząc „dobry”, mam na myśli „Moto3 the Movie”! Film godny polecenia nawet dla tych, którzy nie interesują się motocrossem. Przy tym obrazie nikt nie ma prawa się nudzić. Paulina STÓ-wa 13 „Mówią, że to niebezpieczne, aby ryzykować życie, ale nie rozumieją, że to właśnie całe moje życie.” Piaszczysty tor, pełen wzniesień, niebezpiecznych zakrętów, błota, piachu, kamieni. Wokół ciebie pełno ludzi, którzy stoją i obserwują twój każdy ruch. I ty, siedzący na swoim sprzęcie. Jesteście jednym ciałem, jedną duszą. Słyszysz tylko warkot silnika. Serce bije jak oszalałe w tempie obrotów maszyny. Twój wzrok skupiony w jednym miejscu. Lewa dłoń trzyma sprzęgło, prawa dodaje gazu. Jesteś zdany wyłącznie na siebie. Moment nieuwagi może sprawić, że już nigdy nikt więcej nie uściśnie twojej dłoni. Czekasz na znak. Znak, który pozwoli ci ruszyć. 3,2,1 … start. Motocross – dla jednych to szaleństwo, dla innych całe życie. Każdy z nas ma swoją pasję. Niektórzy wolą grać w piłkę nożną czy siatkówkę, my – crossowcy, preferujemy bardziej ekstremalny styl życia . To, co robimy, jest dla nas wszystkim. Nieodzownym elementem życia. Żyjemy po to, aby jeździć, jeździmy po to, aby żyć. Po prostu spełniamy swoje marzenia. Pisząc o tym, chcę uświadomić wszystkim, że nie warto słuchać innych, tylko robić to, co kochasz, a nie to, co ci każą. Marzenia wcale nie są nierealne, wystarczy trochę wiary i nadziei, że się uda. Jedyne, o czym trzeba pamiętać, to by nigdy się nie poddawać i walczyć do samego końca. Bez względu na płeć, wiek czy chorobę, zawsze można dojść do celu, jaki sobie obierzemy. Pomimo tego, że estem dziewczyną, nic mnie nie powstrzyma, żeby osiągnąć sukces, może i w dziedzinie typowo męskiej. Zadziwiające jest to, że w oczach niektórych ludzi nie mam szans tylko z tego powodu, że jestem kobietą. Na szczęście, uważają tak tylko osoby, które same się na tym nie znają. Moje męskie towarzystwo bardzo mnie wspiera, pomaga i cieszę się, że spotkałam tylu ludzi z tą samą pasją. Jeżdżąc na motorze i ucząc się jeździć w motocrossie, uświadomiłam zarówno sobie, jak i innym ludziom, że mogę, że potrafię, że mnie na to stać. Wiadomo, nie jest to łatwe, ale dla chcącego nic trudnego. STÓ-wa 14 Znam wiele osób, które w życiu łatwo nie miały, a mimo przeciwności losu dalej robiły to, co kochały. Moim autorytetem, a zarówno najlepszym przykładem, że marzenia się spełniają, jest Ashley Fiolek. Dwukrotna mistrzyni w mistrzostwach świata w motocrossie kobiet, a także dwukrotna złota medalistka X Games. Mimo tego, że od dziecka jest głucha. Przechodząc na zawodowstwo, stała się pierwszą niesłyszącą profesjonalistką w tej dziedzinie sportu. Podczas swoich startów w zawodach Ashley ma utrudnione zadanie, ponieważ nie słyszy huku silników nadjeżdżających rywali. Natomiast nie jest to powód, by miała zrezygnować z walki o zwycięstwo. Jej sposobem jest obserwacja cieni, jakie rzucają zbliżający się do niej przeciwnicy. Nie powstrzymał jej także groźny upadek, który przeżyła na jednych eliminacjach. Wywracając się złamała obojczyk, lecz nie poddała się, wsiadła na motor i pojechała dalej. Dokończyła pięć okrążeń, wygrywając tym zawody. Ashley jest niesamowitą dziewczyną, która udowadnia, iż nie ma rzeczy niemożliwych. Sam fakt bycia niepełnosprawną i odnoszącą tak spektakularne sukcesy zawodniczką zadziwia wszystkich. Teraz nikt mi nie wmówi, że marzenia nie mogą się spełnić. Nie ma rzeczy niemożliwych, po prostu te bardziej skomplikowane zajmują nam więcej czasu. Oczywiście, żeby jeździć, prócz „benzyny” we krwi, trzeba mieć jeszcze „olej” w głowie. Determinacja i upór to - jedno. Wiadomo, że motocykl to nie wszystko, że liczy się pasja, ale nie zapominajmy o własnym bezpieczeństwie. Zwracam się do piratów drogowych, którzy jeżdżą po mieście 200km/h, a potem się dziwią, że coś im się stało. Na szczęście, w społeczeństwie motocrossowym jest bardzo mało takich ludzi, ponieważ każdy z nas zdaje sobie sprawę z tego, jak bardzo jest to niebezpieczne. Zna swoje możliwości i wie, na ile może sobie pozwolić. Musimy jeździć tak, byśmy ponownie mogli wsiąść na swoją maszynę. Nie sprzęt, lecz technika zrobi z ciebie zawodnika. A czym dla mnie jest motocross? Jest to na pewno część mnie i mojego życia. Powód, dla które żyję. Coś, bez czego nie potrafię normalnie funkcjonować. Dla mnie motor - to mój strój, mój wybór, moje życie. Gdy zakładam kask, zaczynam patrzeć inaczej STÓ-wa 15 na świat. Czuję zapach benzyny, spalin, brudu, smaru. Zapach adrenaliny. Czuję moc, która sprawia, że jeżą się włosy na karku. Uwolnienie jej powoduje pojawienie się uczucia podobnego do strachu, ale jest to strach bardzo przyjemny. Strach, który uzależnia i który na pewno kocha każdy motocyklista. Gdyby nie on, nikt by nie chciał tego robić. Pokonując muldy piachu, błota i kamieni, skacząc, czuję, że żyję. Cieszę się z każdej sekundy spędzonej na moim motorze. Potrafię myśleć o tym całymi dniami. Czasem nie mogę doczekać się dnia treningu. Podporządkowuję temu moje całe życie. Skupiam się na tym i z tygodnia na tydzień staram się być lepsza. Po wyczerpującej całodziennej jeździe boli mnie każda część mojego ciała, nawet ta najmniejsza. Ból jest nie do opisania. Mądre słowa, jakie kiedyś usłyszałam od pewnego zawodnika: ból uświadamia, że żyjesz, że jeździsz, ale też, że nie powinieneś narażać się na kontuzję. Zgadzam się w pełni. Kto choć raz jechał na motorze off road wie, że to wcale nie takie łatwe, jak się wydaje. Szczerze przyznam, że w momencie, kiedy nie mam siły zejść z motoru, wiem, że dałam z siebie wszystko i że dobrze wykorzystałam mój czas na torze. Czasem nawet brakuje mi tego wysiłku. Choć bardziej brakuje mi ludzi, z którymi jeżdżę, ponieważ większość to profesjonalni zawodnicy, którzy mnie uczą, poprawiając mój każdy błąd. Ważni są też rodzina i przyjaciele, którzy wierzą we mnie i mnie wspierają. Zawsze powtarzam, że sukces nigdy nie jest ostateczny. Porażka nigdy nie jest totalna. Liczy się tylko odwaga. Aby osiągnąć sukces, wystarczy tylko mocno chcieć i pracować, ponieważ samo nic do nas nie przyjdzie. Polecam każdemu, aby poszukał swojego powołania w życiu i tego, co lubi robić, bo na pewno z tym będzie mu łatwiej. Jest to odskocznia od szarej rzeczywistości. Można choć na chwilę uciec od problemów i zatopić się w naszym wymarzonym świecie. Ludzie są niesamowici i robią niesamowite rzeczy, tylko trzeba mieć odwagę realizować swoje marzenia, bo kto jej nie ma, nie ma także siły do walki. Paulina STÓ-wa 16 Nasze prace: Czy to prawda, że pieniądze dają szczęście? Pieniądze zdecydowanie nie dają szczęścia. Mogą nas jedynie uszczęśliwić tym, co możemy za nie kupić. Jednak uczuć nigdy nie można zdobyć za pieniądze, a jeżeli już, to tylko te fałszywe. Spróbuję to uzasadnić kilkoma argumentami. Po pierwsze, są ważniejsze wartości niż pieniądz - metal lub papier z nominałem, którym płacimy i kupujemy. Jest jeszcze rodzina. Harpagon – główny bohater „Skąpca” Moliera, nie wiedział, jaką wartość mają uczucia, rodzina i przyjaciele, że tylko oni dają nam prawdziwe szczęście. To w nich możemy zawsze znaleźć oparcie. Dla tytułowego skąpca jednak nic nie liczyło się poza dobytkiem, który dawał mu poczucie sensu życia. Uczucia jego syna i córki w ogóle go nie obchodziły, jednak do czasu – kiedy dowiedział się, że są zakochani w ludziach z biednego domu. Wówczas zainteresował się ich losem, ale w mało ojcowski sposób – po prostu zabronił im kochać i zaaranżował małżeństwa z bogatymi osobami. Na szczęście, są sytuacje, które pokazują wartości ważniejsze niż pieniądz. Przykładem tego jest historia bohatera utworu Ignacego Krasickiego „Podróżny”. Pewien Arab, który przemierzał przez dwa dni pustynię, nie mając ani jedzenia, ani wody – ujrzawszy worek, pomyślał, że wreszcie los się do niego uśmiechnął, że znajdzie w nim jedzenie. Jednak rozczarował się tym, co zobaczył. Worek był cały wypełniony diamentami, czyli dla głodnego – niejadalnymi kamieniami. Bajka Krasickiego pokazuje, że bogactwo, za które teoretycznie możemy kupić wszystko, może być kompletnie nieprzydatne. Pieniądze tak naprawdę nabierają wartości, jeśli mogą pomóc komuś naprawdę potrzebującemu. Świetnym tego przykładem może być historia opisana przez Karola Dickensa w „Opowieści wigilijnej”. Ebenezer Scrooge, który podobnie jak Molierowski skąpiec nie widział nic poza swoim majątkiem, ma okazję odwiedzić biedną rodzinę. Patrząc na jej ubóstwo, ze zdumieniem stwierdza, że mimo wszystko ludzie ci są szczęśliwi, ponieważ mają siebie nawzajem, są dla siebie oparciem. Zdaje sobie też sprawę, że może im pomóc, co również i jemu przynosi szczęście. Na podstawie powyższych rozważań można śmiało stwierdzić, że pieniądze szczęścia nie dają. Nie dadzą nam uczuć, pocieszą nas tylko na chwilę, nie pomogą, kiedy będziemy w bardzo trudnej sytuacji, wręcz przeciwnie, to przez pieniądze ludzie często się poniżają i tracą swą godność. Pieniądze – to tylko rzecz materialna, ułatwiająca nam życie. Aga TYDZIEŃ JĘZYKÓW OBCYCH W ramach Tygodnia Języków Obcych, który co roku obchodzi nasza szkoła, gimnazjum przygotowało dla klas młodszych konkurs – przypominający grę komputerową quiz (każdy uczestnik miał trzy „życia”, które tracił, jeśli popełnił błąd). Należało w określonym czasie odpowiedzieć na pojawiające się na slajdach pytania. Niektóre z nich były łatwe, a niektóre – naprawdę trudne. Dotyczyły między innymi historii Stanów Zjednoczonych, Anglii, gramatyki i słownictwa. Widownia dzielnie dopingowała uczestnikom konkursu. Wszyscy dobrze się bawili. I to był nasz skromny wkład w „zagraniczną” szkolna imprezę... :) Paulina STÓ-wa 17 Kierunek – Kraków Ostatnia wycieczka klasowa w historii naszej klasy, jak i gimnazjum Spotkanie na dworcu w niedzielę wieczorem rozpoczęło organizacyjną część naszego wyjazdu. Wszyscy zwarci i gotowi czekaliśmy na przyjazd pociągu, by sprawnie zająć nasze miejsca, a dokładniej - jakże wygodne i przez każdego uwielbiane kuszetki. Noc, niestety, dłużyła strasznie się nam dłużyła - rozmawialiśmy i rozmawialiśmy, aż w końcu usnęliśmy. Dojeżdżając do Krakowa, marzyliśmy, aby jak najszybciej znaleźć się w hotelu i nieco odświeżyć. Całe szczęście, ze dworzec znajdował się tuż przy galerii handlowej, więc po przyjeździe mogliśmy napić się kawy i coś zjeść. Niestety potem, w 30 stopniowym upale, wlekliśmy się z walizkami po całym Krakowie, z jednego autobusu do drugiego, aż w końcu ujrzeliśmy wejście do naszego hotelu. Pokoje, nie powiem, były bardzo ładne. Wyremontowane, czyste, jasne, a co najważniejsze – z łazienkami, co niezmiernie wszystkich ucieszyło (zwłaszcza dziewczyny ). Po zimnym prysznicu, który skutecznie nas orzeźwił, ruszyliśmy na podbój Wieliczki. Czas dojazdu wykorzystaliśmy na „szybki” sen – chwila regeneracji okazała się niezwykle przydatna, ponieważ po dotarciu na miejsce musieliśmy pokonać niezłą trasę schodami w dół, do kopalni. A wrażenia? Chociaż większość z nas już tam była, niektórzy nawet kilka razy – warto było odwiedzić to unikatowe miejsce ponownie, choćby dla zdrowia... Słone ściany, słone powietrze na pewno oczyściły nasze płuca. STÓ-wa 18 Na drugi dzień mieliśmy w planie wizytę w obozie Auschwitz-Birkenau. Choć znaliśmy historię tego miejsca, z przerażeniem słuchaliśmy o niewyobrażalnym okrucieństwie, z jakim traktowano tam miliony ludzi. To było bardzo smutne doświadczenie. Każdy przeżywał je na swój sposób – bez wątpienia był to czas gorzkiej refleksji. Atmosfery obozu nie można wyrazić słowami, trzeba tam pojechać, żeby naprawdę zrozumieć jego historię. Wyjazd ten bez wątpienia pozostanie w pamięci każdego z nas na długo. Nastrój powagi towarzyszył nam do końca dnia. W środę czekała nas wycieczka do Zakopanego, które przywitało nas zimnem i deszczem. Nie daliśmy się jednak zniechęcić do spaceru i dzielnie przemierzyliśmy wzdłuż i wszerz malownicze Krupówki., a to wstępując na coś do jedzenia, a to robiąc jakieś małe zakupy. I tak minął kolejny dzień. Następnego, ostatniego już dnia naszej krakowskiej przygody, spaliśmy dłużej, bez pośpiechu zjedliśmy śniadanie, wykwaterowaliśmy się z hotelu i wyruszyliśmy na podbój niezwykle malowniczego Kazimierza, gdzie zobaczyliśmy synagogę i najstarszy w Polsce cmentarz. Następnie - trochę już zmęczeni - udaliśmy się na Wawel, a tam pełni entuzjazmu oglądaliśmy słynny obraz Leonarda da Vinci „Dama z łasiczką”. Po wrażeniach natury artystycznej przyszła pora na nieco bardziej przyziemne przyjemności – obiad i ostatnie zakupy na starym mieście i w galerii handlowej. Nawet się nie obejrzeliśmy, gdy trzeba było iść na dworzec. Po kilkudniowej nieobecności odczuliśmy nadspodziewanie dużą radość na widok naszego rodzinnego miasta, a potem – wyściskani przez stęsknionych rodziców – z żalem zakończyliśmy naszą ostatnią klasową wycieczkę, którą na pewno można zaliczyć do udanych. Była ona sympatycznym zakończeniem naszej przygody w gimnazjum. Paulina STÓ-wa 19 To już koniec... Czy to już koniec?! Bez wątpienia - wielkimi krokami zbliżamy się do ukończenia ostatniej gimnazjalnej klasy. Spędziliśmy ze sobą 3 wspaniałe lata, pełne niezapomnianych chwil, ale także kłótni i problemów. Był to trudny czas pod względem nauki, ponieważ musieliśmy dużo pracować, zdobywać dobre oceny i przygotować się do egzaminów, które - na szczęście - mamy już za sobą. W klasie dużo się działo – ktoś dochodził, ktoś odchodził, aż na koniec została nas garstka - 11 osób. Myślę, że każdy z nas wynosi z gimnazjum wiele wspomnień. Po pierwsze, wszystkie wycieczki klasowe: ta do Pragi, Warszawy, Holandii, czy nasza ostatnia - do Krakowa, były świetnie spędzonym czasem w bliskim gronie. Właśnie w takich chwilach lepiej się poznawaliśmy, zacieśnialiśmy przyjaźnie. Każdy wyjazd był jedyny w swoim rodzaju i na pewno wszyscy je zapamiętamy. Prócz wycieczek - wyjścia klasowe, do kina czy na pizzę, były równie udane. Wspólne pogawędki i wypady do Galaxy. Klasowe wagary, które ani razu się nie udały. I to wszystko, co przez te trzy lata się działo, było wspaniałym czasem, który - niestety - już nie powróci. Większość z nas narzeka, że ma dość tej klasy, nauczycieli i szkoły, STÓ-wa 20 ale za kilka lat jeszcze zatęsknimy. W ciągu tych wszystkich lat tyle się działo, że nie jestem w stanie tego opisać. Najpierw wszyscy lepiej poznaliśmy się na otrzęsinach, podczas których przeżyliśmy „straszny” rytuał chrzcin. Potem przez cały rok budowaliśmy swoje relacje. Była niezwykła wycieczka do Pragi i Budapesztu oraz wiele innych. Gdy nastała 2 klasa, okazało się, że odeszło dużo osób. Mimo to udało nam się spędzić ją w dobrej atmosferze, choć nie obyło się bez kłótni. Jeździliśmy na wycieczki, wychodziliśmy do kina. Ostatni rok spędziliśmy naprawdę w małym gronie, w dodatku jako jedyna klasa gimnazjalna. Na początku było dziwnie, samotnie, ale z czasem się przyzwyczailiśmy. Może właśnie przez to bardziej się ze sobą zżyliśmy. Szkoda, że musimy się rozstawać, mimo że większość z nas na pewno chce poznać nowych ludzi i miejsca, z tym łączyło nas tak wiele. Dzięki temu choć nasze drogi się rozejdą, każdy pójdzie w swoją stronę, na pewno będziemy utrzymywać ze sobą kontakt. Czas w gimnazjum zleciał nam bardzo szybko. Niemal się nie obejrzeliśmy, a już idziemy do liceum. Rozpoczynamy kolejny rozdział w naszym życiu. Mam nadzieję, że wszyscy dostaniemy się do wymarzonej szkoły, a nasze Gimnazjum S.T.O będziemy mile wspominać. Paulina Mateusz Imiona (wszystkie!): Mateusz Marcin Krzysztof Nazwisko: Bandel Data urodzenia: 25.09.1996 Data imienin: nie obchodzę Ulubione: - jedzenie: kuchnia polska, włoska i chińska, no i sushi - picie: Pepsi, woda, Sprite Ulubiony: - film: Szeregowiec Ryan, Skazani na Shawshank, Zielona mila, Bękarty wojny, Kac Vegas - aktor/aktorka: nie mam - zespół (piosenkarz/piosenkarka): Dj Tiesto, David Guetta ,Avicii - serial/program telewizyjny: Dr House - sport: piłka nożna, tenis, golf - kolor: zielony, czarny Co lubisz robić wolnym czasie? Grać na komputerze, uprawiać sport. Boję się... pani Wandy. Śmieję się... ze wszystkiego, co śmieszne. Nie lubię… chemii. Ulubiony przedmiot: angielski, historia Ulubione miejsce w szkole - to... sklepik i sofa na drugim piętrze. Niezapomniana chwila na lekcji: Żadna nie zapadła mi w pamięć. Moje wspomnienie z gimnazjum: Trudna chemia i fizyka, megadługie dni w szkole. The best of... wycieczki, czyli którą zapamiętasz najbardziej (dlaczego?): Warszawa-ogólnie było super. Nie zapomnę swojej klasy, ponieważ... tylko raz chodzi się do gimnazjum. To jest miejsce na Twoją własną wypowiedź: … Marek Imiona (wszystkie!): Marek Marcin Wojciech Nazwisko: Chmielewski Data urodzenia: 03.03.1996 Data imienin: ??? Ulubione: - jedzenie: schabowy - picie: Tymbark /jabłko i wiśnia/ Ulubiony: - film: Matrix - aktor/aktorka: brak - zespół (piosenkarz/piosenkarka): Rammstein/Tool - serial/program telewizyjny: How I Met Your Mother - sport: Esport-Starcraft2 - kolor: niebieski STÓ-wa 21 Co lubisz robić wolnym czasie? Grać na komputerze. Boję się... Penumbry (gra horror). Śmieję się... 9gag Nie lubię… niemieckiego. Ulubiony przedmiot: matma. Ulubione miejsce w szkole - to... sklepik. Niezapomniana chwila na lekcji: pakowanie śmieci do kaptura Maćka Moje wspomnienie z gimnazjum: brak prądu w Warszawie The best of... wycieczki, czyli którą zapamiętasz najbardziej (dlaczego?): Praga (hotel) Nie zapomnę swojej klasy, ponieważ... haha zapomnę. To jest miejsce na Twoją własną wypowiedź: ... Paulina Imiona (wszystkie!): Paulina Nazwisko: Dudaronek Data urodzenia: 19.01.1996 Data imienin: 26. maja Ulubione: - jedzenie: wszystko, co wegetariańskie - picie: Frugo, Aloe vera, Nestea STÓ-wa 22 Ulubiony: - film: Moto 3 the Movie, Green Street Hooligans - aktor/aktorka: Vin Diesel, Bruce Willis - zespół (piosenkarz/piosenkarka): Lil Wayne, Rise Against, Mike Patton, Dj Egadz - serial/program telewizyjny: Fantasy factory, Shakalaka, Nitro Circus - sport: motocross, mma, jet-ski, - kolor: złoty, brązowy Co lubisz robić wolnym czasie? W wolnym czasie trenuję, ale również lubię oglądać filmiki o mx i czytać gazety. Boję się... pająków i węży. Śmieję się... ze wszystkiego, co mnie rozbawi – co chwilę się śmieję Nie lubię… fałszywych ludzi, którzy nigdy nie rozmawiając z daną osobą, obgadują ją za plecami. Ulubiony przedmiot: biologia Ulubione miejsce w szkole - to... ławki na ostatnim piętrze. Niezapomniana chwila na lekcji: Lekcja religii, na której przez całą godzinę się śmialiśmy, nawet nie wiem, z czego, taki niekontrolowany napad śmiechu Jak również niezapomniana lekcja angielskiego, na którą Wiktor przyniósł zrobione przez siebie tiramisu. Mniam :D. Niestety, było takich niezapomnianych chwil tak dużo, że nie jestem wstanie ich tutaj wymienić. Moje wspomnienie z gimnazjum: To wszystkie wycieczki, na których jest pełno śmiechu i zabawy! Wszystkie wyjścia do kina i nie tylko. Nasze przysłowiowe „wagary”, które ani razu klasowo się nie udały :D No i na pewno wszystkie miłe i śmieszne chwile spędzone razem w szkole, na lekcjach i przerwach. The best of... wycieczki, czyli którą zapamiętasz najbardziej (dlaczego?): Najbardziej chyba zapamiętam wycieczkę do Warszawy, ponieważ była niepowtarzalna. Cały czas chodziliśmy całą klasą, rozmawiając i śmiejąc się co chwilę. A nocami w pokoju ojjj, działo się bardzo dużo. Jednym słowem było: super. Nie zapomnę swojej klasy, ponieważ... była jedyna w swoim rodzaju. Z niektórymi spędziłam aż 9 lat, wiec na pewno jesteśmy ze sobą zaprzyjaźnieni. Zawsze każdy stał w obronie każdego, razem dawaliśmy sobie radę. Pomagaliśmy sobie nawzajem i byliśmy zgraną grupą. Aż smutno będzie się rozstawać. To jest miejsce na Twoją własną wypowiedź: Bardzo chciałabym podziękować mojej klasie za te 3 wspaniałe lata. Wiadomo, nie zawsze było kolorowo, ale i tak są to niezapomniane chwile. Najbardziej chciałabym podziękować Agnieszce za to, że zawsze mogę na nią liczyć. Za jej nad wyraz dziwne poczucie humoru, z którego czasem aż brzuch boli od śmiechu. Za piękne ozdobienie moich zeszytów i posiadanie w piórniku dodatkowego długopisu - dla mnie. Również Kamili za 10 lat w jednej klasie, za to, że ze mną wytrzymała, co jest nie lada sztuką. Dziewczynom z byłej 3 klasy, za niezapomniany rok w ich towarzystwie. Również dziękuję wszystkim nauczycielom za trud włożony w naszą edukację, pani Basi za naukę biologii i ciekawe zajęcia dodatkowe oraz panu Przemkowi, że dał radę i nie zwariował :) Chciałabym także bardzo podziękować rodzicom za pomoc w realizowaniu moich marzeń i za to, że są zawsze przy mnie. Jestem im ogromnie wdzięczna za wszystko, co dla mnie zrobili, za to, ile włożyli w to trudu. Olek Imiona (wszystkie!): Aleksander Filip Michał Nazwisko: Fiuk Data urodzenia: 13.10.1996 Data imienin: nie pamiętam/nie obchodzę Ulubione: - jedzenie: pizza - picie: Nestea Ulubiony: - film: Fight club i Drive. Nie mogę się zdecydować. - aktor/aktorka: Robert Downey Junior - zespół (piosenkarz/piosenkarka): Rise Against - serial/program telewizyjny: The Killing (Dochodzenie) - sport: taki, który mogę oglądać, leżąc na kanapie - kolor: niebieski Co lubisz robić wolnym czasie? Nic nie robić :P Boję się... pani Wandy. Śmieję się... z rzeczy śmiesznych. Nie lubię… dzwonka na lekcję. Ulubiony przedmiot: Chyba informatyka, bo łatwa Ulubione miejsce w szkole - to... sklepik oczywiście. Niezapomniana chwila na lekcji: nie pamiętam Moje wspomnienie z gimnazjum: Najbardziej będę wspominał te przerwy, na których zostało w szkole coś zniszczone The best of... wycieczki, czyli którą zapamiętasz najbardziej (dlaczego?): Warszawa (nie wiem - dlaczego). Nie zapomnę swojej klasy, ponieważ... była nieduża i na swój sposób oryginalna. To jest miejsce na Twoją własną wypowiedź: Dziękuję i dobranoc. STÓ-wa 23 Moje wspomnienie z gimnazjum: Kiedy zatrzymała nas Straż Miejska !!! HAHAHA! The best of... wycieczki, czyli którą zapamiętasz najbardziej (dlaczego?): Wycieczka do Warszawy ! Nie zapomnę swojej klasy, ponieważ... było super . To jest miejsce na Twoją własną wypowiedź: ... Wiktor Imiona (wszystkie!): Wiktor Nazwisko: Kuśmierek Data urodzenia: 08.12.1996 Data imienin: 15. grudnia Ulubione: - jedzenie: frytki - picie: Frugo Ulubiony: - film: Ace Ventura - aktor/aktorka: Jim Carrey - zespół (piosenkarz/piosenkarka): Fatboy Slim - serial/program telewizyjny: Komisarz Alex - sport: carling - kolor: niebieski Co lubisz robić wolnym czasie? Lubię zajmować się polityką, wylegiwać się przed telewizorem, spotykać się ze znajomymi i słuchać muzyki. Boję się... pani Wandy. Śmieję się... często. Nie lubię… słuchać się nauczycieli. Ulubiony przedmiot: biologia Ulubione miejsce w szkole - to... sklepik. Niezapomniana chwila na lekcji: Było ich dużoooo!! STÓ-wa 24 Emilka Imiona (wszystkie!): Emilia Małgorzata Nazwisko: Mościbroda Data urodzenia: 13.06.1995 Data imienin: 30. czerwca Ulubione: - jedzenie: polędwiczki w sosie kurkowym - picie: Sprite Ulubiony: - film: Step up ( wszystkie części) - aktor/aktorka: Richard Gere, Jessica Alba - zespół (piosenkarz/piosenkarka): Michael Jackson, Whitney Huston - serial/program telewizyjny: Julia - sport: piłka nożna - kolor: żółty Co lubisz robić wolnym czasie? Spotykać się z przyjaciółmi, chodzić na imprezy ;) Boję się... burzy (ale tylko jak jestem sama :D ) Śmieję się... ze wszystkiego – nawet z siebie Nie lubię… białej czekolady, chamstwa. Ulubiony przedmiot: w-f ;) Ulubione miejsce w szkole - to... toaleta (jest tam w miarę cicho Xd) Niezapomniana chwila na lekcji: kiedy Emilka (czyli ja) powiedziała , że Polska to kontynent, a Chiny leżą w Europie Xd, oraz kiedy Emilka (nadal ja) zapytała księdza Marka, czy jedzenie bananów w samochodzie to grzech…Xd Moje wspomnienie z gimnazjum: ... The best of... wycieczki, czyli którą zapamiętasz najbardziej (dlaczego?): Praga, Budapeszt , kiedy rzucaliśmy batony i inne rzeczy z chłopakami przez balkony Nie zapomnę swojej klasy, ponieważ... z nimi na lekcjach zawsze było wesoło … To jest miejsce na Twoją własną wypowiedź: Na pewno będę miała wspomnienia związane ze szkołą. Same miłe - oczywiście, jak na przykład ciekawe wycieczki i wyjścia do teatru. Nauczyciele byli zawsze gotowi pomóc uczniom. Jak wszyscy, miewali lepsze i gorsze dni, ale zawsze pracowali z nami na najwyższym poziomie. Uwzględniali nasze słabsze chwile i pozwalali na poprawę. W większości sytuacji okazywali nam wyrozumiałość i cierpliwość. Mam nadzieję, że w średniej szkole będę miała tak dobrze jak tu w naszym gimnazjum – Gimnazjum S.T.O. Kamila Imiona (wszystkie!): Kamila Katarzyna Rozalia Nazwisko: Pawlak Data urodzenia: 12.10.1996 Data imienin: nie obchodzę. Ulubione: - jedzenie: czekolada - picie: koktajl truskawkowy Ulubiony: - film: Diabeł ubiera się u Prady - aktor/aktorka: ??? - zespół (piosenkarz/piosenkarka): Ciara - serial/program telewizyjny: Ellen DeGeneres Show - sport: narty - kolor: brązowy Co lubisz robić wolnym czasie? Rysować, jeździć na rowerze, spotykać się ze znajomymi, oglądać filmy. Boję się... klaunów. Śmieję się... praktycznie ze wszystkiego ;)) Nie lubię… poniedziałków. Ulubiony przedmiot: zajęcia artystyczne Ulubione miejsce w szkole - to... sklepik. Niezapomniana chwila na lekcji: Wiktor padający na podłogę i Mateusz z niedoborem magnezu na lekcji języka niemieckiego. Moje wspomnienie z gimnazjum: ??? The best of... wycieczki, czyli którą zapamiętasz najbardziej (dlaczego?): Wycieczka do Holandii. Z całej klasy pojechałam tylko ja, jednak chwile spędzone z ludźmi z innych klas były niezapomniane! Nie zapomnę swojej klasy, ponieważ... zawsze jest nieprzewidywalna ;)) To jest miejsce na Twoją własną wypowiedź: ??? STÓ-wa 25 Maciek Imiona (wszystkie!): Maciej Felix Nazwisko: Radziszewski Data urodzenia: 01.04.1996 Data imienin: 14. maja Ulubione: - jedzenie: hamburger ze sklepiku, pizza, kebab, schabowy - picie: Nestea, Tarczyn Ulubiony: - film: Piła 1-7, Oszukać przeznaczenie 1-5, Forrest Gump, Dzień świra, Avatar, The Dark Knight, Jestem Legendą - aktor/aktorka: Will Smith, Johnny Depp, Bruce Willis, Jason Statham, Jessica Alba - zespół (piosenkarz/piosenkarka): Slipknot, Avenged Sevenfold, Papa Roach, Disturbed, Godsmack, Stone Sour, Shinedown, The Doors, Dżem, Hollywood Undead, Bon Jovi, Queen, Strachy na Lachy, Olaf Deriglasoff - serial/program telewizyjny: Dr. House, Z Archiwum X, Heroes, Kości - sport: koszykówka, piłka ręczna - kolor: czarny Co lubisz robić wolnym czasie? Grać an komputerze, jeździć na rowerze. Boję się... – niczego się nie boję. Śmieję się... z kawałów. Nie lubię… poniedziałków… STÓ-wa 26 Ulubiony przedmiot: matematyka, informatyka Ulubione miejsce w szkole - to... sklepik i kanapa na II piętrze. Niezapomniana chwila na lekcji: Gdy przyszła pani wicedyrektor i powiedziała, że tego dnia nie mamy chemii i fizyki. The best of... wycieczki, czyli którą zapamiętasz najbardziej (dlaczego?): Praga – piszczący kibel i alarm bombowy. Nie zapomnę swojej klasy, ponieważ... była jedyna w swoim rodzaju. To jest miejsce na Twoją własną wypowiedź: ... Kuba Imiona (wszystkie!): Jakub Krzysztof Nazwisko: Szulwiński Data urodzenia: 03.06.1996 Data imienin: 25. lipca Ulubione: - jedzenie: smażony camembert, frytki - picie: Ice Tea Ulubiony: - film: Gwiezdne wojny, Kronika, Avengers, Easy Rider, Bananowy czubek, Śpioch, Przetrwanie - aktor/aktorka: Woody Allen - zespół (piosenkarz/piosenkarka): NERD ALERT, TryHardNinja - serial/program telewizyjny: Nie oglądam telewizji. - sport: tenis stołowy, narty e-sport: StarCraft II - kolor: niebieski Co lubisz robić wolnym czasie? Grać na komputerze, PS3. Boję się... niemieckiego! Śmieję się... z głupoty kolegów z klasy. Nie lubię… zadań domowych. Ulubiony przedmiot: informatyka Ulubione miejsce w szkole - to... kanapa !!! Niezapomniana chwila na lekcji: Kiedy przez całe dwie lekcje ładowaliśmy Maćkowi śmieci do kaptura i usypaliśmy tam spory kopiec, a on zauważył to dopiero, gdy schylił się po plecak i wszystko wysypało się na podłogę. Moje wspomnienie z gimnazjum: Wkurzanie pana Przemka poprzez wchodzenie do jego sali na przerwie :D The best of... wycieczki, czyli którą zapamiętasz najbardziej (dlaczego?): Najbardziej zapamiętam wycieczkę do Warszawy, ponieważ myślę, że zobaczyliśmy tam rzeczy, które sami chcieliśmy zobaczyć. Nie zapomnę swojej klasy, ponieważ... jest niepowtarzalna. To jest miejsce na Twoją własną wypowiedź: ... Adam Imiona (wszystkie!): Adam Rafał Nazwisko: Staworowski Data urodzenia: 17.05.1996 Data imienin: 24. grudnia Ulubione: - jedzenie: pizza - picie: nie powiem Ulubiony: - film: Lock, Stock and Two Smoking Barrels - aktor/aktorka: Brad Pitt - zespół (piosenkarz/piosenkarka): Łona - serial/program telewizyjny: nie oglądam telewizji - sport: boks - kolor: niebieski Co lubisz robić wolnym czasie? Oglądać filmy, grać, boksować. Boję się... niemieckiego. Śmieję się... zawsze. Nie lubię… zadań domowych. Ulubiony przedmiot: informatyka Ulubione miejsce w szkole - to... sklepik. Niezapomniana chwila na lekcji: Wtopa Piotra O. przy ściąganiu na geografii “Płaszcz zewnętrzny”. Moje wspomnienie z gimnazjum: patrz wyżej The best of... wycieczki, czyli którą zapamiętasz najbardziej (dlaczego?): Najbardziej zapamiętam wycieczkę do Pragi i dwumetrową Azjatkę, okładającą mnie czajnikiem pełnym wrzątku (nie zadawajcie żadnych pytań!!!) :| Nie zapomnę swojej klasy, ponieważ... WIKTOR. STÓ-wa 27 Agnieszka Imiona (wszystkie!): Agnieszka Wiktoria Nazwisko: Zubko Data urodzenia: 4.12.1996 Data imienin: 21. stycznia Ulubione: - jedzenie: spaghetti, kit katy - picie: Pepsi, Red bull Ulubiony: - film: Mamma Mia, Moja dziewczyna wychodzi za mąż, Sherlock Holmes, Ciekawy przypadek Benjamina Buttona – dużo tego jest, chociaż najbardziej lubię horrory i komedie - aktor/aktorka: Johnny Depp, Paul Wesley, Nicolas Cage - zespół (piosenkarz/piosenkarka): Guns’n’Roses, 30 STM, Skrillex, David Guetta I hahaha One Direction <3 - serial/program telewizyjny: The Vampire Diaries - sport: bieg na 100 metrów do lodówki lub sprint do szafki ze słodyczami, ewentualnie narty - kolor: wszystko, oprócz różowego i żółtego – dostaję od nich oczopląsu O.o Co lubisz robić wolnym czasie? Głównie słuchać muzyki, ale też spotykać się ze znajomymi, gadać z Pauliną :D, no i też wyjeżdżać STÓ-wa 28 Boję się, kiedy pani Wanda bierze mnie do tablicy, i dziewczynki z The Ring O.o . Śmieję się... praktycznie ze wszystkiego :D Nie lubię… fałszywych dziewczyn, które wciskają kit tylko po to, aby skłócić każdego z każdym. Ulubiony przedmiot: przerwa i matma hahaha :D Ulubione miejsce w szkole - to... wszystkie ławki Niezapomniana chwila na lekcji: latające krzesło Pauliny na religii :D Moje wspomnienie z gimnazjum: Najbardziej będę pamiętać wyjazdy do Podgrodzia, a szczególnie w 1 i 2 klasie. The best of... wycieczki, czyli którą zapamiętasz najbardziej (dlaczego?): Budapeszt – Praga, ten hotel w Pradze był epicki, a poza tym to była pierwsza nasza gimnazjalna wycieczka, więc dlatego niezapomniana. Oczywiście, jeszcze Warszawa, ale to już tajemnica zawodowa, czemu ją zapamiętam ;D Nie zapomnę swojej klasy, ponieważ... Nie będę wymyślać tutaj jakichś poetyckich wypowiedzi (Pani Ewo, przepraszam ), powiem tylko jedno – jesteśmy epiccy. To jest miejsce na Twoją własną wypowiedź: Dziękuję wszystkim, a szczególnie nauczycielom, że się przez 3 lata przemęczyli ze mną i moją „nieśmiałością” na lekcjach i moim „nie wiem” :D Klasie dziękuję za to, że ze mną wytrzymała, szczególne podziękowania dla Pauliny, za te nasze odpały na przerwach, dokuczanie :D, za to, że zawsze jest przy mnie, kiedy jej potrzebuję, możemy gadać o wszystkim all day, all night i śmiać się nawet z najgłupszych rzeczy w nieskończoność <3 Dzięki wszystkim i goodbye Pan Przemek Imiona (wszystkie!): Przemysław, Michał, Mikołaj Nazwisko: Stecewicz Data urodzenia: 06.12.1960 Data imienin: nie obchodzę Ulubione: - jedzenie: najbardziej lubię poznawać smaki nieznanych mi potraw - picie: niezbędna do życia – kawa, a po pracy (najlepiej w dobrym towarzystwie) odrobina napoju z dodatkiem chmielu Ulubiony: - film: niezmiennie Łowca jeleni Michaela Cimino, z klasyki Easy Rider Dennisa Hoopera, z pozycji aktualniejszych Władca Pierścieni Petera Jacksona. Z ostatnio oglądalnych bardzo podobał mi się obraz Nietykalni Oliviera Nakache i Erica Toledano. - aktor/aktorka: Robert de Niro, Jean Reno, Al Pacino... - zespół (piosenkarz/piosenkarka): psychodeliczny rock - Pink Floyd, King Crimson, blues - Breakout, jazz - Piotr Wojtasik, piosenka poetycka - SDM i Wolna Grupa Bukowina - serial/program telewizyjny: Jestem częstym gościem kanałów Discovery, Nathional Geographic, Planete i Animal Planet (lubię filmy dokumentalne, podróżnicze i przyrodnicze). - sport: rower, kajak i piłka nożna (choć uczciwie przyznam, że dawniej grywałem, teraz już tylko raczej oglądam) - kolor: oliwkowy, niebieski, czarny Co lubisz robić wolnym czasie? Trochę mało go mam, ale zawsze staram się wysupłać choć parę minut na dobrą książkę, a w weekendy – na ciekawy film. Boję się bezradności. Śmieję się... dużo i chętnie. Nie lubię… nieuczciwości i kłamstwa. Ulubiony przedmiot: informatyka oczywiście Ulubione miejsce w szkole - to... klimatyzowana sala na drugim piętrze Niezapomniana chwila na lekcji: seria klasowych omdleń wywołanych brakiem magnezu i innych minerałów niezbędnych do życia (...a może to tylko alergia na niemiecki?). Moje wspomnienie z gimnazjum: Wspólne gimnazjalne wyjazdy (coroczne integrowanie połączone z pasowaniem w Pobierowie i wycieczki majowe) - były super! The best of... wycieczki, czyli którą zapamiętasz najbardziej (dlaczego?): Holandia. Dlaczego? Było fajnie i na luzie - jak to w Holandii. To był też ostatni nasz wspólny wyjazd z całym gimnazjum, była wesoła klasa pani Eli, zwariowana klasa pani Ewy i niedobitki naszych drugoklasistów (szkoda, że tak mało osób zdecydowało się wtedy pojechać). Ten wyjazd miał swój urok i niepowtarzalną atmosferkę. Piękny Amsterdam z uroczymi kanałami, niezwykłe obrazy w muzeum van Gogha, przecudowny skansen w De Zaanse Schans, urokliwe Volndam. Dorzućmy do tego nieco mokry Heide Park i koniecznie ...stada królików na campingu. Jest co wspominać. Nie zapomnę swojej klasy, ponieważ... jest niewątpliwie klasą niepowtarzalną ...z żadną nie miałem jeszcze tylu problemów. STÓ-wa 29 To jest miejsce na Twoją własną wypowiedź: To nie były łatwe trzy lata. Obok fajnych okresów trafiały się często trudne dni. W tak małym gronie nawet drobny konflikt urastał czasem do monstrualnych rozmiarów. A przecież z każdym rokiem było nas coraz mniej - nie tylko w klasie, całym gimnazjum. Ważne jednak, że udało nam się dotrwać (i tutaj słyszę wielkie brawa dla Was, dla mnie, dla waszych gimnazjalnych nauczycieli). ...A na koniec przyjdzie chyba uronić łez kilka, bo to przecież ostatnie dni gimnazjum – szkoły, którą z takim powodzeniem przez 13 lat współtworzyliśmy. Szkoda… Wychowawca Pan Przemek – nasz cudowny wychowawca, który niejedno z nami przeszedł. Był z nami i w tych dobrych, i tych złych momentach, kiedy to zdarzały się w naszej klasie awantury - potrafił wówczas nas wspomóc i rozwiązać problem. Umiał wszystko załatwić z nauczycielami, gdy trzeba było przełożyć pracę klasową czy sprawdzian. Nie zawsze znajdowaliśmy wspólny język, ale i tak można powiedzieć, że dogadywaliśmy się tak, jak prawdziwie zgrana klasa powinna dogadywać się ze swoim wychowawcą. Na początku, we wrześniu 2009, gdy dołączyliśmy do grona gimnazjalistów, każdy zazdrościł nam wychowawcy. Mówili: „Ale fajnie, że macie pana Przemka”, „On jest najlepszy”. Śmiało możemy powiedzieć, że jesteśmy wdzięczni losowi, że trafiliśmy na takiego wychowawcę. Nikt z nas nie zapomni lekcji informatyki, przerabiania od A do Z - Excela, Accesa czy Power Pointa. Zdarzało się, że pan Przemek podnosił głos, kiedy zaszliśmy mu za skórę, ale było to już w sytuacjach bardzo STÓ-wa 30 wyjątkowych, choć - jak każdy wie – kiedy pan prowadzi zajęcia, to słychać go nawet zza ściany w sali od języka polskiego lub biologii. Na każdej lekcji wychowawczej omawialiśmy nasze sprawy, za każdym razem pan pytał, czy w klasie wszystko w porządku, jak u nas, choć jak dla mnie zawsze najlepsze były debaty na temat wycieczek. Gdzie jedziemy, co robimy, dlaczego akurat tu i podstawowe pytanie: kto nie jedzie. Zawsze, jeśli zostawało trochę czasu wolnego, pan pozwalał włączać komputery i wchodzić na Facebooka. Pan Przemek jest takim wychowawcą, z którym można porozmawiać o wszystkim. Przy nim dojrzeliśmy na w miarę normalnych ludzi. Sądzę, że każdy będzie tęsknił za jego „donośnym” tonem głosu, który przebija ściany, i choć zdarzało się nam na pana narzekać (bardzo rzadko), będzie nam go bardzo brakowało. Ja, jako jedna z uczennic będę tęsknić za tym, że przez 3 lata pan Przemek dalej mnie nazywa „Agatka” . Całą klasą, z czystym sumieniem, możemy szczerze powiedzieć: „Panie Przemku, dziękujemy za wszystko”. Aga STÓ-wa 31 Pani Ewa o klasie trzeciej Tegoroczna klasa III gimnazjum bez wątpienia przejdzie do pamięci wielu z nas z różnych powodów i to wcale niebłahych. Po pierwsze, klasa ta kończy historię Gimnazjum S.T.O. – szkoły niebanalnej, dającej uczniom naprawdę rozległe pole do aktywności zarówno na zajęciach, jak i kołach zainteresowań. Szkoły mającej świetną kadrę, pełną energii i pomysłów, samodzielną i kompetentną, mądrze rozwiązującą problemy wychowawcze, które – co przecież zupełnie naturalne – były, niektóre nawet bardzo poważne. Szkoły, która umiała zintegrować społeczność uczniowską tak silnie, że zawiązane w szkolnej ławie przyjaźnie niejednokrotnie przetrwały liceum, a nawet studia i kto wie, czy nie okażą się przyjaźniami na całe życie. Szkoły, która umiała sprawić, że byli jej absolwenci do dzisiaj ciepło ją wspominają, utrzymują kontakt z wychowawcami, zaglądają na festyny jesienne, pamiętają o Dniu Nauczyciela i jako nieliczni pomyśleli, aby ją godnie pożegnać. Po drugie, klasa ta w mojej pamięci zostanie jako zespół niezwykle barwny, by nie rzec – egzotyczny. Masowe wręcz odejście uczniów po klasie I, wstrząsy towarzyskie w klasie II i wreszcie nieco spokoju w III. Niezwykła specyfika pracy wynikająca z cechującej ten zespół totalnej odporności na wiedzę ogólnie mówiąc humanistyczną, nienawiści do gramatyki i pisania, alergicznej niechęci do systematycznej pracy, podjęcia jakiejkolwiek samodzielnej aktywności, totalne niezrozumienie zasad dyscypliny, umiłowanie zabawy, sprowadzanie nauczyciela do roli przedszkolanki skrzyżowanej z klaunem, a tym samym - pozbawienie go roli znającego swój zawód profesjonalisty. Do tego należy dodać silne poczucie własnej wartości i wynikającą z niego postawę roszczeniową. Po trzecie, ze względu na wyżej wymienione cechy rzeczonej klasy III należało opuścić STÓ-wa 32 sprawdzone wcześniej ścieżki i na gwałt poszukiwać nowych. Słynne „być albo nie być” na naszym podwórku oznaczało bowiem: brak jakichkolwiek osiągnięć dydaktycznych, związane z nim poczucie totalnej porażki i nerwowe załamanie albo poszukiwanie nowych rozwiązań, może i dyskusyjnych, ale – skutecznych. Dawało to szansę nie tyle na uznanie uczniów dla wprowadzonych metod czy – nie daj Boże! – pomysłowego i zaangażowanego nauczyciela, ale na przyzwoite wyniki na egzaminie gimnazjalnym (oby takimi się okazały!). Po ostatnie (last but not least), należy pamiętać, że nasza klasa III nie powinna być utożsamiana jedynie z grupą. Pamiętajmy, że zespół ten tworzą jednostki, indywidualności, konkretni ludzie, którzy mają swoje wady, ale i mnóstwo zalet, ciekawe pasje i zainteresowania, niekoniecznie (najczęściej!) związane ze szkołą, bogate uczucia i niezwykle ciekawe poglądy. Nie ma przyjemniejszej chwili niż rozmowa z Mateuszem o ekonomii i przedsiębiorczości, Markiem – grach komputerowych, Pauliną – motocrossie, Olkiem - najnowszych filmach, Wiktorem - kuchni, Emilką – tajnikach produkcji reklam, Kamilą – sztuce, Maćkiem – zespołach, których nazwy nie wymienię, Adamem – boksie, Kubą – wszystkim, tylko nie o szkole, Agnieszką – książkach i filmach, a także skutecznym wychowaniu. Kochane dzieciaki – mądre, wyważone, kulturalne, pogodne, ciepłe, niezwykle ujmujące, po prostu – wspaniałe. I dzięki temu wszystkiemu klasa III nie tylko przejdzie do pamięci, ale i na długo w niej zostanie . Pan Przemek o klasie trzeciej I cóż mogę dodać po takim tekście? Trudno stawać w szranki z wytrawnym polonistą... Pani Ewa miała Was na co dzień, ja trochę bardziej od święta – jedna informatyka i lekcja wychowawcza, czyli dwa spotkania w tygodniu – może to zbyt mało czasu żeby poznać się bardzo blisko? Naukę w gimnazjum rozpoczęliśmy mocnym uderzeniem – pamiętacie siedemnaście czerwonych czapeczek? Silny zespół – 6 dziewczyn i aż jedenastu chłopców. I na początku szło nam naprawdę nieźle – bez większych problemów w szkole, nieźle funkcjonowaliśmy również jako grupa. Sukcesy w nauce skłoniły dyrekcję i nauczycieli do tworzenia „superkół”, w ramach których rozszerzaliście swoją wiedzę, przygotowując się do olimpiad i konkursów przedmiotowych. Ukoronowaniem pierwszego roku pracy był udany, pełen przygód wyjazd do Budapesztu i Pragi. to w trzeciej – awersja do języka naszych najbliższych sąsiadów. Czyżby wpływ propagandowego serialu z drużyną Janka Kosa...? To już koniec naszej wspólnej przygody. Trafiliśmy na trudny czas w naszej szkole, ale udało nam się wbrew wielu przeciwnościom dotrwać do końca w niezłym stylu. Przed Wami nowe wyzwania, w nowych szkołach, w towarzystwie nowych przyjaciół i nowych belfrów. Na pewno sobie poradzicie, bo (i tu pozwolę sobie powtórzyć za panią Ewą) kochane z Was dzieciaki – mądre, wyważone, kulturalne, pogodne, ciepłe, niezwykle ujmujące, po prostu – wspaniałe. Tylko trzeba Was nieco bliżej poznać. Będę za Wami tęsknił (sporadycznie ). Trzymajcie się cieplutko. Powodzenia. Klasę drugą rozpoczęliśmy w okrojonym składzie. Odeszły aż 4 osoby – pożegnaliśmy Justynę, Michała, Mateusza i Tomka. Darem niebios okazała się Maja, niestety, była w naszej klasie tylko rok. Pogłoski, a potem już potwierdzona informacja o wygasającym gimnazjum, nie sprzyjały budowaniu trwałego zespołu. Wkrótce nasze grono zmniejszyło się jeszcze o kolejne dwie osoby – Piotra a następnie Olę (i trzeba uczciwie powiedzieć, że tym razem nie wszyscy z tego powodu ronili łzy). To był chyba najtrudniejszy rok, w klasie było wiele spięć i niepotrzebnych kłótni. Na wspólną gimnazjalną wyprawę do Holandii zdecydowało się pojechać tylko trzech drugoklasistów (a było tak fajnie). W klasie trzeciej skład się w końcu ustalił – 11 uczniów, zespół indywidualistów, niekoniecznie dążących w tym samym kierunku. I chyba stąd te trudności, nad którymi nie każdy nauczyciel mógł zapanować. O ile w klasie drugiej problemem była głównie matematyka, STÓ-wa 33 Koniec końców… Po wnikliwej analizie zawartości Stówy, będącej bezcennym źródłem historycznej wiedzy o naszej drogiej Alma Mater, znalazłam temat, którego nigdy w niej nie podejmowaliśmy: zakończenie roku szkolnego. Ze względów praktycznych bowiem gazetka wychodziła zawsze przed tą radosną uroczystością i w związku z tym brakowało jej opisu. We wrześniowym numerze zawsze były już nowe historie, „gorące” tematy i tzw. sprawy bieżące – nikomu nawet nie przyszłoby do głowy wracać do czerwca. Jednak w tym roku mamy sytuację szczególną - jest to nie tylko zakończenie roku, pożegnanie kolejnych absolwentów, ale także ostatni rok działalności szkoły. To zamknięcie pewnego etapu nie tylko w jej historii, ale także – naszej biografii indywidualnej. Czy przeżywamy właśnie smutną chwilę? Koniec końców? Nie chciałbym, żeby było to tak odebrane. Spróbujmy bez zbędnego patosu, ale z należnym szacunkiem pożegnać miejsce, w którym dorastaliśmy, dojrzewaliśmy nie tylko intelektualnie, ale przede wszystkim – emocjonalnie i społecznie. Oczywiście, zmiany, szczególnie te ostateczne, są trudne, czasem bolesne. Można je także potraktować jako impuls do pewnych podsumowań, do zbudowania pozytywnego obrazu przeszłości. A więc… pora na trochę statystyki: Gimnazjum S.T.O. ukończyło: 11 roczników, 12 klas, 170 uczniów; kierowało nią 4 dyrektorów; klasami opiekowało się 8 wychowawców; uczyło kilkudziesięciu nauczycieli, z których do końca wytrwało: 19. Przez 13 lat istnienia szkoła zebrała wiele nagród i wyróżnień nie tylko w konkursach przedmiotowych, ale i artystycznych. Jej absolwenci znajdowali miejsca w najlepszych szczecińskich liceach, osiągając świetne wyniki na maturze, a następnie dostając się na wybrane uczelnie zarówno w Szczecinie, jak i Warszawie, Poznaniu czy Wrocławiu. STÓ-wa 34 To są naprawdę duże sukcesy! Dobrze by było, gdybyśmy myśleli o naszej szkole przede wszystkim w tym kontekście. Sukcesu konkretnych ludzi – uczniów i nauczycieli. Niestety, gospodarka kapitalistyczna rządzi się swoimi prawami i dlatego nie zawsze to, co cenne, jest opłacalne. Ja jednak nie mam wątpliwości, że gdyby nie 10 lat w tych murach, byłabym zupełnie inną osobą. Myślę, że wielu się ze mną zgodzi, zwłaszcza że niektórzy z nas spędzili tu nie tylko 3 lata gimnazjum, lecz dodatkowe 6 w szkole podstawowej, w której zdobywaliśmy wiedzę i umiejętności, wykorzystywane później na nie tylko podczas lekcji, ale i kół zainteresowań. Królowaliśmy na scenie teatralnej podczas wspaniałych inscenizacji i programów artystycznych. Na apelach odbieraliśmy nagrody za udział w niezliczonych konkursach. Naszą wyobraźnię pobudzał klub, który był, a jednak jakoby go nie było. Talenty pisarskie – prawdziwe i urojone – rozwijała Stówa. Nasz wolny czas to był czas zajęć, spędzany bardzo pracowicie i to nie z przymusu, ale absolutnej chęci. Bo szkoła to nie tylko dydaktyka – to także wspólne działania, wyjazdy, projekty. I właśnie taka aktywność wyróżniało nasze gimnazjum. I ta jego cecha wydaje mi się najważniejsza. Ważne było również to, że nikt nie gasił naszej osobowości. Czuliśmy się, że dorośli się z nami liczą, a w wieku gimnazjalnym młodzież nie zawsze jest tak traktowana, choć bardzo jej na tym zależy. Byliśmy taką gliną do uformowania przede wszystkim przez rodziców, także nauczycieli i rówieśników. Gimnazjum S.T.O. zapewniało nam takie warunki do wszechstronnego rozwoju, że lepszych nie moglibyśmy sobie wymarzyć. Chcieliśmy grać w piłkę, powstał sks, chcieliśmy zostać dziennikarzami, aktorami, piosenkarzami, naukowcami, informatykami, programistami, kierowcami motorowerów, podróżnikami - wystarczyło dać znać, a stawało się to możliwe! Martyna Kawecka Pożegnanie STÓ-wy Tak zaczynaliśmy… Witamy w STÓ-wie, gimnazjalnej siostrze STÓ-wki. Dzielimy się z Wami, Drodzy Czytelnicy (mamy nadzieję – w przyszłości wierni, zakochani, oddani, zachwyceni, porażeni, olśnieni, oświeceni, …) naszą dziennikarskoliteracką pracą codzienną i odświętną. Większość tekstów powstaje na warsztatach dziennikarskich, niektóre rodzą się w zaciszu nocnego natchnienia, inne z konieczności zadośćuczynienia szkolnemu obowiązkowi. Wszystkie jednak mają wspólny rys - potrzebę zatrzymania czasu choć na chwilę, zapisu ulotnych wrażeń, wręcz kronikarskiego odnotowania „ku pamięci”. Brzmi górnolotnie, ale czyż nasze życie nie zasługuje na odrobinę wzniosłości? Łakniemy pochwały, gratulacji, uścisków i zachwytu, ale przyjmiemy także przyjazną krytykę, zwłaszcza jeśli pomoże nam ona ciekawiej pisać, tak abyście – Kochani Czytelnicy – byli z nas zadowoleni. I jeszcze jedno – serdecznie dziękujemy tym, którzy hojną ręką podzielą się z nami swoimi tekstami. Redakcja 2005 (Magda Duma, Ola Garus, Martyna Kawecka, Daniela Orzechowska, p. Ewa i p. Przemek ) Odbieraliśmy nagrody… Zacznę od końca. WYGRALIŚMY!!! Dostaliśmy Pulitzera, nagrodę dla najlepszej szkolnej gazetki w kategorii gimnazjum! A ściślej mówiąc, nie my, tylko nasza STÓ-wa! Ale, po kolei... Spośród 50 zgłoszonych do konkur- su redakcji w trzech kategoriach wiekowych (szkoły podstawowe, gimnazjalne i ponadgimnazjalne) nominowano 18 – między innymi nas. Cała osiemnastka została zaproszona na uroczystość wręczenia nagród – w każdej kategorii miał zostać przyznany jeden tytuł „Szkolnego Pulitzera”. A jak było? Najpierw oficjalne wręczenie nominacji, pierwszy powód do zadowolenia. Zastanawiamy się, czy mamy szansę? Nikt nie ma odwagi powiedzieć tego na głos. Nie chcemy zapeszyć. Przerwa, a w zasadzie chwila na obejrzenie gazetek konkurencji. Z czego zaczerpnąć ciekawy pomysł? Co podpatrzyć, a co zdecydowanie mamy lepsze? Wszyscy młodzi dziennikarze mimo rywalizacji nie zapominają o życzliwych uśmiechach, miłej, serdecznej atmosferze. I w końcu... Nerwy, ale też spokój – mogłoby się wydawać, nie do pogodzenia, jednak taki właśnie stan emocjonalny nas ogarnął. Słyszymy – „Nagroda w kategorii szkół podstawowych dla gazetki »Słonecznik«”. Głęboki oddech – teraz gimnazjum... Otwarcie koperty. Ostatnie spojrzenie na siedzącą obok panią Ewę, jeszcze w bok, do tyłu, w prawo... (zaraz, czy oni nie przeglądają naszej gazetki?)... Straszą nas plotki, że wygra gazetka Gimnazjum nr 12. Plotki, plotki, plotki... a w sercu skrywa się nadzieja. I wreszcie najważniejsze słowa: „Nagroda Pulitzera 2007 w kategorii szkół gimnazjalnych wędruje do redakcji gazetki „STÓ-wy” Gimnazjum Społecznego Towarzystwa Oświatowego w Szczecinie.” Nie!!! STÓ-wa 35 Kończymy…. To nie dzieje się naprawdę!!! Martyna Kawecka Redakcja 2007 (Agnieszka Awiżeń, Martyna Kawecka, Katarzyna Klukowska, Kinga Kociszewska, Róża Kawałko, Martyna Sroczyńska, Iga Schuman-Krzych, Karolina Wojdała, pani Ewa) Zmienialiśmy nasz image... W nowym roku szkolnym STÓ-wa wita Was w nowej formule. Po długich dyskusjach zdecydowaliśmy się na zasadniczą zmianę w naszej pracy. Dotychczas gimnazjalna gazetka wydawana była dopiero wówczas, kiedy uzbierało się dość artykułów na pełny numer. Wydaniu papierowemu towarzyszyło publikowane z niewielkim poślizgiem wydanie elektroniczne (w postaci strony WWW i dodatkowo pliku PDF). W efekcie otrzymywaliśmy gazetkę uporządkowaną, o przemyślanej strukturze, w której każdy element pasował do pozostałych. Moim zdaniem „cacuszko” (warte Szkolnego Pulitzera, o czym przekonaliśmy się przed dwoma laty), jednak z zasadniczym mankamentem – materiał tak skrupulatnie dobierany i składany na przestrzeni dwóch – trzech miesięcy tracił na aktualności. Sprawy ważne dla naszej społeczności po prostu się starzały. Wiem, wiem – trochę dziwnie czytać o rozpoczęciu roku szkolnego w okolicach listopada, wspominać Dzień Chłopaka w cieniu świątecznej choinki, dyskutować o potrawach wigilijnych tuż przed Wielkanocą... Tak, nam też się to nie podobało i dlatego zdecydowaliśmy się to zmienić – postanowiliśmy wydawać i aktualizować kolejne numery na bieżąco w sieci. Ufff… Dziadek (2009) Redakcja 2009 (Aleksandra Bergiel, Paulina Dudaronek, Natalia Karwowska, Jagoda Kłopotowska, Justyna Menczak, Sonia Sobolewska, Agnieszka Zubko, pani Ewa) REDAKCJA: Paulina Dudaronek, Agnieszka Zubko Opiekun: p. Ewa Madruj SKŁAD KOMPUTEROWY: p. Przemek STÓ-wa 36 jubileuszowo – od 2005 roku wydaliśmy 25 numerów, każdego roku staraliśmy się wydać cztery do pięciu supernumerów, które powstawały dzięki niezwykłemu zaangażowaniu i kreatywności naszych redaktorów (literackich i technicznych). Stały się one swoistą kroniką życia codziennego i odświętnego naszego Gimnazjum S.T.O. i jednocześnie miejscem, gdzie rozwijały się talenty – dziennikarskie, edytorskie, fotograficzne. Gazetka miała swoich stałych czytelników – głównie rodziców, ale i nauczycieli (uczniowie oglądali głównie zdjęcia). Niektóre artykuły – co zawsze bardzo nas cieszyło – wzbudzały ogromne emocje, były komentowane w kuluarach (na szkolnych korytarzach, w pokoju nauczycielskim i gabinecie dyrekcji…). Nie ominęły nas nagrody - 2 nominacje do „Szkolnego Pulitzera” i sam „Pulitzer”. Zawiązały się redakcyjne przyjaźnie. Nieprzespane noce przy monitorze albo nad kartką papieru na pewno pozostaną w pamięci nas wszystkich. Zażarte dyskusje na temat zawartości kolejnych numerów, a zwłaszcza słynne pani Ewy: „Mam taki pomysł…” i pana Przemka: „Za dużo!”, „Jak ja to złożę?” albo „Może bez nowych pomysłów” - przejdą do historii redakcyjnych spotkań. DZIAŁO SIĘ!!!!!!!! To była piękna przygoda. Ale wszystko kiedyś ma swój kres. Odchodzi III klasa, zamyka się historia naszego Gimnazjum S.T.O., powstaje ostatni numer STÓ-wy… Redakcja (2012)