Recenzja latarki czołowej Fenix HL50

Transkrypt

Recenzja latarki czołowej Fenix HL50
Recenzja latarki czołowej Fenix HL50
Na polskim rynku latarek czołowych od pewnego czasu panuje względny spokój i swoista stagnacja.
Swoistym zaburzeniem sytuacji będzie niewątpliwie podjęcie nierównej walki o wymagającego klienta przez
firmę Fenix, kreującą się na nowego potentata a dotychczas będącą zupełnie nieznaną marką na polskim
rynku. Pod koniec lipca miałem niesamowite szczęście pozyskać do testów najnowszy produkt tej firmy –
latarkę czołową HL50. Przesyłka od polskiego dystrybutora, firmy PPHU Kolba Łukasz Matuszczak z
Będzina, przyszła w przeddzień mojego miesięcznego wyjazdu jaskiniowego, zatem nadarzyła się świetna
okazja do jej przetestowania w niezwykle wymagających warunkach oraz weryfikacji zapewnień producenta
o rzekomej niezniszczalności tego nowego produktu.
Obszar testowy nr 1 – mieszkanie
Czołówka zapakowana była w blister co, nie ukrywam, dość mocno mnie zirytowało. Producent kompletnie
nie przemyślał prostego sposobu jego otwarcia – dłuższą chwilę walczyłem z nożyczkami żeby przeciąć
dość twardy plastik. Po wydobyciu kompletu przyszedł czas na przyjrzenie się całości. Od pierwszego
wrażenia zakochałem się w solidnym wykonaniu elementów – korpus czołówki jest w całości wycięty ze
stopu aluminium, pojemnik na baterię uszczelniono o-ringami, szybkę diody przykręcono na cztery śruby
a wyłącznik odlano z grubej gumy. Moją uwagę zwrócił także wypalony na bocznej ściance numer seryjny –
rzecz niespotykana w czołówkach z tej półki cenowej.
Wg. instrukcji, latarka zasilana jest z pojedynczego „paluszka” w rozmiarze AA, bądź też może być zasilana
z 3V ogniwa CR123A, praktycznie nieznanego w Polsce. Różnica w długości obu ogniw rekompensowana
jest poprzez zastosowanie odpowiedniej przedłużki korpusu oraz plastikowej wkładki. Elementy te,
konieczne do zamontowania wraz z użyciem ogniw AA, dostarczane są oczywiście w komplecie wraz z
latarką, ponadto producent dorzucił zapasowy komplet uszczelek typu o-ring.
Zdecydowanie nietypowym rozwiązaniem jest sposób mocowania czołówki. W tradycyjnym rozwiązaniu,
gumowe paski na głowę mocowane są bezpośrednio do głowicy latarki. Tu zaś, głowica jest elementem
całkowicie niezależnym, osobną latarką, którą w każdej chwili można zdjąć z zawiesia i użytkować
niezależnie. W komplecie dostarczane jest metalowe zawiesie z gumowym paskiem z regulacją długości.
Zawiesie to utrzymuje latarkę w odpowiedniej pozycji za pomocą metalowego klipsa, wewnątrz którego
można dowolnie pochylać głowicę. Pomyślano również o zabezpieczeniu latarki przed przypadkowym
wypadnięciem z klipsa – zastosowano dodatkową opaskę, która zahaczona o gumowy pasek z pewnością
ochroni głowicę przed utratą.
Pierwotnie byłem sceptykiem takiego mocowania niemniej po założeniu całości na głowę okazało się, że jest
to bardzo sprytny patent! Nie ma mowy o ograniczeniach w kącie nachylenia głowicy – tu regulacja jest
płynna w zakresie ±90º. Jedyną wadą, jednak mało znaczącą, okazuje się być niecentralne ułożenie źródła
światła – niemniej coś za coś.
Po zapakowaniu do latarki bateryjki AA, pierwszy test wykonałem w jedynym prawdziwie ciemnym
pomieszczeniu – łazience. Jakież było moje pozytywne zaskoczenie jasnością strumienia świetlnego oraz
szerokim kątem świecenia – 365 lumenów neutralnej bieli rozświetliło pomieszczenie, ukazując kurz w
każdym zakamarku... Zdecydowałem więc zmienić miejsce zabawy na bardziej bliskie naturze...
Obszar testowy nr 2 – obóz jaskiniowy na Jurze Szwabskiej, Niemcy
Przez pierwsze kilka dni, żeby przypadkiem nie popsuć latarki przedwcześnie, użytkowałem czołówkę jak
przystało na przeciętnego turystę, tj. w drodze do namiotu, podczas spacerów po lesie czy nocnego zerkania
na mapę. Już pierwszej nocy byłem pozytywnie zaskoczony jakością światła – kąt świecenia idealnie
odpowiada potrzebom ludzkiego oka, natomiast temperatura barwowa pozwala na dość dobre odwzorowanie
kolorów. Było to szczególnie istotne podczas czytania map – koledzy korzystający z innych czołówek, z
zimnym światłem, mieli spore problemy przy rozróżnianiu niektórych barw, ponadto ich czołówki nie
posiadały trybu „low-power”, przez co byli oślepiani przez zbyt mocne światło.
Tryb "Low" - idealny do czytania map bądź
nocnych porządków w namiocie.
Tryb "Mid" - świetny do poruszania się po
leśnych duktach, ścieżkach czy łące.
Tryb "High" - polecany przy trudniejszych
miejscach oraz orientacyjnie trudnym terenie.
Również opady deszczu czy poranna wilgoć w żaden sposób nie zakłóciły pracy latarki, w każdej chwili była
gotowa do pracy. No, prawie każdej...
Producent całkowicie nie przemyślał faktu, że wrzucenie czołówki do plecaka spowoduje jej przypadkowe
załączenie. Wielokrotnie się o tym przekonałem, raz boleśnie, kiedy zapomniałem zabrać zapasowego
ogniwa, a latarka po wyjęciu z plecaka była całkowicie „martwa”. Wystarczyłoby schować przycisk nieco
głębiej do obudowy oraz programowo wyeliminować chwilowe, krótkie naciśnięcia, aby uchronić
użytkowników od takich przykrych niespodzianek. Jest to zdecydowanie największa wada tej czołówki,
która dała mi się we znaki podczas „turystycznego” zastosowania.
W kolejnych dniach pobytu przyszedł czas na testy jaskiniowe. Odwiedzane przeze mnie jaskinie były
niezmiernie błotniste, co napawało mnie czarnymi myślami odnośnie sprawności tego sympatycznego
Fenixa. I tym razem HL50 pozytywnie mnie zaskoczył, dzielnie znosząc błoto we wszelkiej postaci – od
formy gęstego kleiku po brązową, zapiaszczoną wodę. Po wyjściu z jaskini ciężko było odkleić czołówkę z
kasku, błotniste formy działały jak super-glue, a latarka wciąż świeciła! Kolejny test to mycie sprzętu w
rzece – czołówka przeleżała ponad pół godziny na głębokości ok. 1m, bez żadnego uszczerbku na
szczelności. Nikt z kolegów, którzy współdziałali ze mną w jaskiniach, nie chciał podjąć takiej próby z
własną lampką, zakładając z góry konieczność kupna nowej sztuki po takim teście...
Woda, piach i błoto niemieckich jaskiń nie wyrządziły HL50 żadnej szkody.
Największym problemem w działalności jaskiniowej była wymiana baterii. Bez ściągnięcia kasku z
czołówką ich wymiana „na czuja” jest niemożliwa. Ponadto drobny skok gwintu zasobnika stawia realne
trudności w prawidłowym załapaniu gwintu zakrętki, szczególnie gdy dostanie się nań nieco błota. Niemniej
nie jest to czołówka dedykowana do speleologii, więc nie można od niej oczekiwać za wiele w tym zakresie.
Obszar testowy nr 3 – wyprawa jaskiniowa do Czarnogóry
Podczas zarzynania czołówki w błocie w niemieckich jaskiniach sądziłem, że nie będę już miał czego
testować w Czarnogórze. Jednak solidne wykonanie HL50 sprawiło, że dotrwała bez uszczerbku do tego
wyjazdu, można się więc nią było pobawić i w czarnogórskich podziemnych pustkach.
Tym razem, ze względu na zastosowanie jako podstawowego oświetlenia karbidowego, czołówka służyła
jako światło rezerwowe oraz z przeznaczeniem na doświetlenie dojścia i powrotu z jaskini. Przy
zastosowaniu baterii AA, czołówka wraz z zawiesiem ważyła równo 95g, co w połączeniu z niezwykle
małymi wymiarami zapewniało komfort noszenia na szyi podczas wielogodzinnych akcji jaskiniowych –
latarki praktycznie nie było czuć.
Kąt świecenia czołówki dobrano idealnie do potrzeb ludzkiego oka.
Porównanie popularnej czołówki francuskiej marki ze światłem HL50.
Czołówka Fenix HL50 wygrywa bezapelacyjnie,
oświetlając równomiernie całą salę.
Przetestowałem również zachowanie czołówki przy rozładowanej baterii. Moje obawy o pozostanie w
ułamku sekundy w całkowitej ciemności po przekroczeniu dolnego poziomu napięcia baterii, podobnie jak
dzieje się to z czołówkami jednej z najbardziej znanych francuskich firm tej branży, zostały rozwiane.
Fenix HL50 skokowo zmniejsza strumień świetlny przechodząc samoczynnie na kolejne niższe tryby,
sugerując użytkownikowi wymianę ogniwa. Na najniższym trybie czołówka świeci aż do zamienienia
ostatnich wolnych elektronów w energię świetlną – jest to zachowanie szczególnie pożądane w jaskiniach w
sytuacjach awaryjnych.
Będąc przy dywagacjach na temat sytuacji awaryjnych – dziwi fakt, że producent nie przewidział
przejściówki do zasilania czołówki „paluszkiem” AAA, nawet jedynie w opcji z najniższą jasnością. Jak
bardzo przydatna byłaby to możliwość, przekonałem się podczas jednego ze spacerów, kawałek od
obozowiska, kiedy to bateria AA odmówiła posłuszeństwa, a współtowarzysze mieli w zapasie jedynie
„chude” ogniwa AA A. Efekt? Wracałem potulnie za nimi, po ciemku...
Podsumowanie
Jest to najlepsza z uniwersalnych czołówek, jaką miałem dotychczas w rękach. Nie próbuję porównać tutaj
tego małego, sympatycznego Fenixa do olbrzymich czołówek dedykowanych do speleologii czy prac
specjalistycznych lecz w kategorii czołówek turystycznych zajmuje zdecydowanie zasłużone, pierwsze
miejsce. Do jej największych zalet można zaliczyć całkowitą wodoszczelność, odporność na błoto i brud,
płynną regulację kąta pochylenia, optymalny kąt świecenia, przyjemną dla oka temperaturę barwową oraz
możliwość odłączenia uchwytu (zawiesia) od głowicy latarki. Wśród głównych wad można wymienić źle
przemyślany wyłącznik w wyniku którego latarka dość często załącza się samoczynnie podczas transportu
oraz brak możliwości pracy na popularnych w Polsce ogniwach typu AAA.
Śmiało mogę polecić tą czołówkę każdemu wymagającemu turyście oraz grotołazom, jako latarkę zapasową.
Adam Pyka
adampyka [maupa] gmail.com