Unia szykuje piecową rewolucję
Transkrypt
Unia szykuje piecową rewolucję
Unia szykuje piecową rewolucję Utworzono: czwartek, 28 stycznia 2016 Autor: Andrzej Bęben Źródło: Trybuna Górnicza W Krakowie i okolicach, Poznaniu, Wrocławiu, Wałbrzychu, Rybniku, Zakopanem i może jeszcze kilkunastu innych miastach (na ponad 900 istniejących) władza i społeczeństwo lub też władza albo społeczeństwo stwierdzili, że na jakość powietrza istotny (czytaj: destrukcyjny) wpływ ma ogrzewanie węglowe. W zależności od podejścia do problemu i stopnia zaangażowania się w jego rozwiązanie pozarządowych organizacji ekologicznych, w jednych miastach wprowadza się całkowity zakaz spalania węgla i pochodnych, a w innych w istotny sposób, poprzez system motywacyjny, ogranicza się jego zużycie. Nie można udawać, że problemu nie ma, albo że dotyczy tylko tych spalających śmieci w tzw. piecu węglowym. Węgiel o słabych parametrach jakościowych, dodatkowo spalany w przestarzałych piecach po prostu kopci. Nie bez powodu Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej wdrożył program poprawy jakości powietrza KAWKA, a Wojewódzki Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Katowicach poszedł krok dalej i w porozumieniu ze Śląskim Urzędem Marszałkowskim finansuje wymianę starych kotłów węglowych na nowoczesne, też węglowe, ale niskoemisyjne. Krakowska krucjata O Krakowie i jego antysmogowej krucjacie mało kto nie słyszał. Węgiel jako paliwo do ogrzewania indywidualnych gospodarstw domowych zniknie tam w 2019 r. W 2012 r. Kraków w rankingu Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) znalazł się na pierwszym miejscu wśród najbardziej zanieczyszczonych miast w Polsce. Rok później władze uznały, że trzeba zmienić ten stan rzeczy i łatwiej wyeliminować z miasta wszelkie piece węglowe, niż wprowadzić daleko idące ograniczenia w ruchu samochodowym (tak np. dzieje się w Rzymie). W 2013 r. samorząd Krakowa przyjął uchwałę o wprowadzeniu zakazu opalania domowych pieców paliwami stałymi na terenie miasta. W ub.r. Naczelny Sąd Administracyjny zakwestionował ją ze względów formalnych. Sytuacja się zmieniła, gdy jesienią prezydent Andrzej Duda podpisał tzw. ustawę antysmogową. Umożliwia ona wprowadzanie lokalnych zakazów korzystania z domowych pieców opalanych paliwami stałymi. Kraków skorzystał z tego prawa. Jeśli nic się nie zmieni, to dobrowolność wprowadzenia zakazu zastąpiona zostanie obligatoryjnością. W 2020 r. UE chce wprowadzić we wspólnocie zakaz palenia węglem w gospodarstwach domowych. Oczywiście będzie można jakoś wywinąć się od tego obowiązku zgodnie z duchem unijnej biurokracji. Jak wiadomo, węgiel jest passe, ale gdy zmiesza się go z biomasą jest już paliwem... ekologicznym. Góralski rozsądek Zakopane też jest zasmogowane i z podobnych przyczyn, co Kraków, bo tzw. wietrzenie jest zbyt małe. Ruch samochodowy jest skoncentrowany, ludzie palą byle czym, byle taniej. Mając podobne jak Kraków zmartwienia, Zakopane podchodzi do sprawy nieco inaczej. W 2020 r. ma być wprowadzony zakaz palenia węglem niskiej jakości. Tutejsza władza uważa, że trudno jest ludziom siłą nakazywać wymianę pieców węglowych na gazowe, skoro nowe ogrzewanie będzie droższe od poprzedniego. Dlatego postanowiono, że w takiej sytuacji lepiej kontrolować jest jakość paliwa i liczyć, że jeśli kogoś stać na zmianę systemu ogrzewania, uczyni to bez bata i marchewki - dla własnej wygody. Problem leży nie w tym, w Krakowie o nim raczej nie wspominają, że używa się węgla do ogrzewania, ale w tym, że jest on spalany w indywidualnych piecach, a nie zakładach zbiorczych do tego pod względem technicznym przystosowanych. Z drugiej strony jeden problem implikuje kolejny. Nie jest bowiem wszędzie możliwe (uwaga, rok 2020 i dyrektywa węglowa nadchodzą), by administracyjnie pokasować ludziom piece węglowe i przyłączyć ich do miejskich/gminnych ciepłowni węglowych lub instalacji gazowych. I co wówczas? Wiatrak przed domem i panele słoneczne na dachu, by dyrektywie unijnej stało się zadość? Kosztowne „eko” Wahania cen, niski komfort użytkowania i zanieczyszczenie środowiska naturalnego wpływają na coraz mniejszą popularność węgla, ale jeśli ktoś ma sprawny system grzewczy na to paliwo, to musiałby być zagorzałym aktywistą Greenpeace’u, by przejść na ogrzewanie opatrzone przedrostkiem „eko”. A propos eko. Gdy nie ma możliwości przyłączenia domu lub mieszkania do sieci ciepłowniczej lub gazowej, to alternatywą ekologiczną – podkreślają specjaliści — są „kotły opalane różnymi formami drewna”. We wspomnianym Krakowie na energetycznej liście proskrypcyjnej obok węgla znalazło się też drewno, łącznie z węglem drzewnym. W Krakowie zapomnieli, że 1 kg węgla drzewnego ma wartość energetyczną litra benzyny, a ze względu na stosunkowo małą zawartość substancji smolistych należy on do paliw stałych generujących najmniejsze ilości zanieczyszczeń. Wyższe rachunki, to nie jedyne zmartwienie użytkowników pieców węglowych. Zakładając, że w 2020 r. wprowadzony zostanie unijny zakaz palenia (w domach) węglem i nawet towarzyszyłoby mu jakieś vacatio legis, to wydatki na zmianę systemu ogrzewania będą kolosalne. Skąd pieniądze na to, gdy ich już teraz brakuje w miastach odchodzących od indywidualnego ogrzewania węglowego? Milion pieców Nie wdając się w głębsze rachunki: 4 mln ludzi w Polsce grzeje się ciepłem z węgla i gotuje na ogniu z węgla. Statystyczna rodzina to cztery osoby. Wychodzi, że w milionie gospodarstw domowych jest co najmniej (licząc minimalnie) milion pieców węglowych. Po 2020 r. będą one faktycznie nic nie warte i będą nadawały się tylko do kasacji. Trzeba będzie ponieść koszty przyłączenia do sieci, zakupu kotłów i pieców itp. Kto zapłaci za realizację dyrektywy? Z programu KAWKA – oferującego teraz dotacje na likwidację pieców, kotłów zasilanych paliwem stałym i zastąpienie ich podłączeniem do miejskiej sieci ciepłowniczej, ogrzewaniem gazowym czy elektrycznym – nie sfinansuje się tak gigantycznej rewolucji.