Pochwała ironii.
Transkrypt
Pochwała ironii.
Pochwała ironii. Słowo o słowiańskości i o rumuńskich przysłowiach i metaforach. Wojciech Grochala Któregoś jesiennego dnia zabrałem żonę do pięknej cerkwi prawosławnej na warszawskiej Pradze. W środku było niewielu wiernych, cerkiew świeciła pustkami. Już u wejścia podszedł do nas opiekun świątyni, miły starszy pan. Tylko oczy miał dziwne, jakoś tak wpatrzone w dal, jakby nas w ogóle nie dostrzegał. Próbując nawiązać kontakt poinformowałem go, że żona pochodzi z Rumunii, kraju w większości prawosławnego. Ale gospodarza mało to interesowało, nie traktował nas jako potencjalnych neofitów. Zaprowadził nas do stolika z dewocjonaliami i pokazał niepozorną, podle wydaną książeczkę. Na okładce ikona Matki Boskiej, taka jak wiele innych. Przewodnik rozpoczął cichym głosem swą opowieść. –Ta ikona, panie, to święta ikona. Nie wiadomo nawet skąd się wzięła, ktoś ją znalazł i przyniósł do soboru koło Tweru. Na uroczystość jej poświęcenia ikony przyjechał sam patriarcha Aleksij. Przewodnik powoli podnosił głos. –Gdy tylko odkryli tą cudowną ikonę, panie, to cały ołtarz zaczął spływać krwią! Nie kiwajcie głową, panie, cały ołtarz mówię! Uprzejmie się uśmiechając i potakując ze zrozumieniem głową, bardzo powoli, niepostrzeżenie Impresja świetlna w zaczęliśmy się wycofywać w stronę wyjścia. Lecz gospodarz szałasie pasterskim w uparcie towarzyszył nam aż do drzwi, cały czas zarzucając górach Leaota kolejnymi rewelacjami, i niemal krzycząc. –A i w okolicznych cerkwiach, w promieniu 50 km, krew płynęła z ikonostasów złocistych i z wszystkich cerkiewnych ikon. Ze wszystkich ikon, panie! Teraz wszyscy pielgrzymują do tego świętego miejsca. Pojedźcie i wy! Pojedźcie koniecznie! Przerażający, nierealny patos rosyjskiej duszy wypełniał gęsto cerkiewne czeluście; w ostatniej chwili zakupiliśmy w kiosku obrazek ikony i z ulgą wydostaliśmy się na świeże powietrze. Przypomniałem sobie co pisał Eliade o ‘spazmatycznym chaosie słowiańskiej duszy’. Oddalając się, pomachałem jeszcze przewodnikowi ręką na pożegnanie, obiecując sobie już nigdy tego miejsca nie odwiedzać. Pelargonie w krużganku monastyru wołoskiego Aninoasa Rumuni to naród bardzo zeslawizowany; znawcy twierdzą, że nawet do 30 % słownictwa rumuńskiego zapożyczonego jest z języków słowiańskich. Przykładowo, gdy mówię: ‘Păstrăv se învârtea prin vârtejuri bistriţei, oglindindu–se în valuriile ei zlăte, zvârlite’ (‘Pstrąg obracał się wśród wirów szybkiego potoku, odbijając się w jego złotych, postrzępionych falach’) to – choć nieco naginam użycie niektórych mniej powszechnie stosowanych wyrażeń – to praktycznie używam wyłącznie słów o słowiańskim rodowodzie.* * W większości za słownikiem ‘Dicţionar general al limbii române’ Vasile Breban, Ed. Ştiinţifică şi Enciclopedică, Bukareszt 1987, podaję: păstrăv (bułg. păstărva), învârti (sł. vrǔtĕti), vârtej (bułg. vărtež), bistriţă (sł. bistrica), oglindi (sł. oglendati), val (sł. valǔ), zlătă (sł. zlati), zvârli (bułg. hvârljam). 1 Wpływy słowiańskie w Rumunii są bardzo stare. Słowianie pojawili się na terenach rzymskiej Dacji na przełomie V i VI w. po Chrystusie.† Już wkrótce barbarzyńskie plemiona najeźdźców (Sklawinowie, Antowie) rozpoczęły najazdy na prowincje rzymskie, sprawiając poważne kłopoty cesarstwu. Slawizacja południowych obszarów dzisiejszej Rumunii zintensyfikowała się po utracie przez Rzym w 602 r. strategicznej granicy na Dunaju. Po kilkudziesięciu latach dotarł na te obszary tureckie lud Bułgarów, którzy również szybko się zeslawizowali. Po upływie wieku chanowie bułgarscy uzyskali tytuł cara i zdominowali politycznie ten region. W 866 r. lud rumuński, wraz z całym cesarstwem bułgarskim, zostaje ochrzczony w wierze prawosławnej, choć pierwszego chrztu udzielili mu oczywiście Rzymianie na początku II w.‡ Bułgarzy i Słowianie, mimo upadku ich imperium, wywierali silny wpływ na społeczność rumuńską w okresie przedpaństwowym. Nie ograniczał się on do użycia alfabetu słowiańskiego i był odczuwalny jeszcze nawet w XIII w. Kroniki odnotowują obecność kilku księstw feudalnych (‘wojewodatów’) na terenie Siedmiogrodu i Wołoszczyzny. W jednym z nich rządził knez tj. kniaź o słowiańskim imieniu Seneslav (1247–1251), następca – nomen omen – Mişelava.§ Również wojewodat współczesnego im księcia Gelu Wschód słońca w górach Godeanu kroniki określają wyraźnie jako ‘ziemię Wołochów i Słowian’. Pomimo tak silnych i długotrwałych wpływów słowiańskich – politycznych, kulturowych i religijnych –Rumuni nigdy nie zrozumieli spazmatycznego chaosu słowiańskiej duszy, nie uznali za swój i nie zaczęli tego grząskiego poletka uprawiać. Rumuni bowiem to naród bardzo spontaniczny w swych zachowaniach, nie pozbawiony romantyzmu, lecz zarazem mocno stojący nogami na ziemi. Najlepszy wyraz znajduje to w przysłowiach rumuńskich, które doskonale oddają ducha tego narodu; wesołością. są nasączone ironią i Mgły po deszczu w górach Frunţii Przykładowo, gdy Polak chce powiedzieć, że w sytuacjach ekstremalnych rzeczy drobne tracą na znaczeniu, mówi patetycznie: Nie czas żałować róż, gdy płoną lasy. Tą samą myśl Rumun wyraża dużo prościej: Kraj płonie, a baba się czesze! (Ţara arde, baba se piaptăna). W polskim przysłowiu czuć smutek i żal, z rumuńskiego nie sposób się nie uśmiać: ten zwrot wręcz akcentuje fakt, iż ludzie są tylko ludźmi, i dla wielu z nich rzeczy mało ważne pozostają istotnymi nawet w obliczu kolosalnych zmian wokoło! Bowiem celem przysłów rumuńskich nie jest wyłącznie trafne wyrażenie jakiejś myśli, lecz także – a może nawet przede wszystkim – sprowokowanie słuchacza do równie wesołej odpowiedzi i przedłużenie rozpoczętego dialogu. Różnica w formie nie wynika wcale z † Historia Rumunii, wyd.2, Juliusz Demel, Ossolineum, Wrocław 1986. Wg. niektórych współczesnych badaczy Hunowie, którzy dotarli tu w 375 r., byli Słowianami. ‡ Borys prowadził również rozmowy z Rzymem, jednak Papież odrzucił kandydaturę znanego Borysowi mnicha na biskupstwo Bułgarii; w konsekwencji Bułgarzy i Rumuni przyjęli prawosławie. § ‘Enciclopedia României’ (reprint) Lucian Predescu, Ed. Saeculum I.O. & Ed. Vestala, Bukareszt 1999. 2 uwarunkowań historycznych: w ciągu ostatniego millenium rumuńskie lasy płonęły równie często jak i polskie, a ziemie rumuńskie były pod obcą okupacją – lub płaciły słone trybuty – dużo dłużej niż trwały rozbiory Polski. Po prostu, Rumun cały czas szuka kontaktu z drugim człowiekiem, a to z kolei nie jest najważniejszym celem Polaka – indywidualisty. W sytuacjach dramatycznych Polak sięga po szablę i nierzadko wbija w swą własną pierś – patosu przecież nigdy dość! – zaś Rumun – po prostu się śmieje (Românu face haz de necaz) by łatwiej przetrwać trudności. Chłop rumuński to urodzony filozof. Jest bystry, wnikliwy i ma wyjątkowy dar obserwacji. A większość jego powiedzeń i powiedzonek jest wziętych z życia, dotyczy sytuacji zwykłych, typowych, i zawiera silną dawkę ironii, również autoironii. Gdy chce powiedzieć, że wyskoczyłeś z czymś jak Filip z konopi, mówi wesoło: Gdybyś milczał, nadal mógłbyś uchodzić za filozofa (De tăceai, filosof rămâneai). A gdy jesteś obojętny na jego nagabywania, stwierdza – jakby był pasterzem stada owiec: Psy szczekają, niedźwiedź przechodzi (Câini latra, Zachód słońca w górach Ghiţu ursu trece). Gdy chce cię ostrzec przed kłopotami ze strony nieżyczliwych ludzi, stwierdza dobitnie: W drodze do Boga zjedzą cię święci (Până la Dumnezeu te mânca sfinţii). A kiedy ma już serdecznie dosyć sąsiadów, celnie podsumowuje: Bóg buduje ci dom, diabeł przyprowadza gości (Dumnezeu face casă, dracu aduce musafiri). Lecz gdy ci nadal nie wychodzą, woła: Dzieci, pocałujcie dłonie gości, bo chcą już wychodzić! (Copii, sărutaţi mâna musafiirilor, că vor sa plece). Mnogość sytuacji życiowych i powtarzalność pewnych ogólnych schematów zachowań ludzkich wygenerowała zupełnie różne pointy u Słowian i u Rumunów. U Słowian są one patetyczne i często nierealne, czasami wręcz trudno je wytłumaczyć obcokrajowcom. Przysłowia rumuńskie są zrozumiałe niemal na każdej szerokości geograficznej. Ironia rumuńskiej duszy i potrzeba śmiechu objawia się cały czas w codziennych rozmowach. Któregoś dnia stałem z przyjaciółmi pod blokiem na podwórku pewnego rumuńskiego miasta. Po podwórkowej drodze jechały w przeciwnych kierunkach dwie stare auta marki Dacia. Szoferzy próbowali omijać olbrzymie dziury w błocie, które stanowiło najbardziej zewnętrzną i jedyną chyba nawierzchnię drogi. Mój znajomy, Nelu, bacznie Polana w masywie Buila – obserwował klekoczące dwudziestoletnie pojazdy, robiące Vânturariţa (M. Căpăţânei) swoje fikuśne błotne wygibasy z prędkością nie więcej niż 10 km/h, i przejęte twarze ich kierowców, wpatrzone bardziej w drogę niż w nadjeżdżający z przeciwka pojazd. Wreszcie obdrapane Dacie minęły się, niemal ocierając o siebie. ‘Prawie czołowe…’ mruknął sarkastycznie Nelu, niejako antycypując już swój zysk w przypadku gdyby nastąpiła kolizja (Nelu jest mechanikiem samochodowym). Już po chwili nasz Nelu obserwował wraz z nami kolejną sytuację: czterech mężczyzn przestawiało pod blokiem ławkę. Każdy z nich chciał by postawić ją w trochę innym miejscu. Nelu podsumował: ‘To kraj nieograniczonych możliwości, tu wszyscy są dyrektorami…’. Albo ta wymiana zdań z innym z przyjaciół, Claudiu, gdy 3 jechaliśmy wąską drogą w kierunku do Cisnădie. Zauważyłem stojącą przy drodze piękną sporą krowę rasy, której dotychczas w Rumunii nie widziałem. Claudiu uśmiechnął się na mój komentarz i opowiedział o turystach japońskich, wyposażonych w najnowocześniejszy sprzęt elektroniczny, dokumentujących w nieprzeliczonych zdjęciach i ujęciach kamery życie rumuńskiego chłopa w prowincji Maramureş, tak różne od ich własnego. –Pomyśl sobie – powiedział Claudiu – oni tak patrzą na nasze krowy jak my na samochód marki Jaguar. Do klasyki rumuńskich powiedzonek należą m.in. następujące: Uciekłem przed diabłem i trafiłem na jego matkę (Am scăpat de dracu şi am dat peste muma sa), Pali się mój dom, ale pali się i u sąsiada (Arde casa mea, dar arde şi a vecinului), Bryndza dobra lecz w psim żołądku** (Brânza buna în burduf de câine), Lepiej sparzyć się smaczną niż niesmaczną zupą (Mai bine sa te arde o ciorbă buna decât una rea), Pan Bóg daje, ale nie wsadza do torby (Dumnezeu iţi da, dar nuţi bagă şi-n traistă), Gdy nie masz pięknego, całujesz i zasmarkanego (Când n-ai frumos, Połoniny we wschodniej części masywu Făgăraş pupi şi mucos), Kto się sparzył zupą, dmucha i w jogurt (Cine s-a ars cu ciorbă, suflă şi-n iaurt), Stary pies nie szczeka po próżnicy (Câinele bătrân nu latră el degeaba), Przyjdź, nieszczęście, byle w pojedynkę (Vino, necazule, dar vino singur), itd. Powiedzenia te doskonale obnażają humorystyczność rumuńskiego l’esprit. Gdy ktoś nie jest spełna rozumu, wyczynia rzeczy szalone, mówi mu się: Ochrzcili cię w zakwasie z kapusty (Ai fost botezat în zeama de varză). Spośród nowoczesnych wyrażeń przytoczmy: Stanął jakby u dentysty (Am rămas ca la dentist) – Zachód słońca w górach Retezat miast polskiego ‘Stanął z otwartą gębą’; Tych czterech Ewangelistów to tak naprawdę było trzech: Łukasz i Mateusz (Cei patru evangelişti erau trei: Luca si Matei). Rumuni zwykli śmiać się nawet ze śmierci; zamiast ‘umierać’ mówi się tu często ironicznie ‘dać ostatni grosz księdzu’ (a da ortul popii). Podobne powiedzenie to: Od księdza nie uciekniesz nawet po śmierci (De popa nu scapi nici mort). Zabawnych sytuacji godnych komentowania zdarzają się dziennie setki; będąc w Rumunii odnoszę wrażenie, że cały czas coś się tu ciekawego dzieje. Najzwyklejsze sytuacje są dla rumuńskiego ducha wieczną pożywką do śmiechu. Ten naród po prostu nie potrafi się smucić. Zaś rumuński piosenkarz Alexandru Andrieş, śpiewa w jednej ze swych piosenek: Siostrzyczko, proszę, zrób mi zastrzyk, gdziekolwiek chcesz i w którąkolwiek stronę…(Sora, te rog, fă–mi o injecţie, oriunde vrei, şi–n orice direcţie…). www.aforisme.ro Warszawa, 7 sierpnia 2006 ** Jeden z droższych gatunków mocno dojrzałej bryndzy to tzw. ‘bryndza w żołądku’ (owczym). 4