Dlaczego ludzie tak działają, jak działają oraz jak działać powinni

Transkrypt

Dlaczego ludzie tak działają, jak działają oraz jak działać powinni
– M B A
Prof. dr hab.
1/ 2 0 0 8–
Wojciech Gasparski
Wyższa Szkoła Przedsiębiorczości i Zarządzania im. L. Koźmińskiego, Warszawa
[email protected]
Dlaczego ludzie tak działają, jak działają
oraz jak działać powinni
– Dzień dobry!
Każdy z nas odwiedza niekiedy kogoś ze
swych znajomych, gdzie spodziewa się spotkać zebrane tam różne inne, także znajome i
nieznajome osoby. Nie ma znaczenia, jaki jest
ogólny motyw lub pretekst zebrania. Idę na
to spotkanie kierowany aktem własnej woli,
zamiarem spełnienia tam czegoś, co mnie
osobiście interesuje. Istotna jest świadomość,
że wszystko, co uczynię, jest moim pomysłem,
pochodzi z mojej inspiracji, ma sens.
salonu, gdzie jest on i zebrani goście? Jakie jest
to wstępne działanie poprzedzające wszystkie
inne, niczym pierwsza nuta w melodii mych
czynności, które następnie rozwinę? Otóż jest
ono niezmiernie dziwaczne – przyłapuję się
mianowicie na tym, że zbliżam się do każdej
z osób, biorę jej rękę w swoją, potrząsam i
puszczam. Czynność ta nazywa się powitaniem. Czyżby jednak ona była celem mojego
przybycia? Czy przyszedłem po to, by ściskać i
potrząsać ręce innych, oczekując tego samego
od nich? Nie. Czymże jest, więc powitanie?
Powitanie jest formą sztywną, o zawsze identycznym schemacie, zwyczajową i powszechnie znaną, zgodnie z którą należy ująć cudzą
rękę, ścisnąć ją – nieważne, mocno czy słabo
– potrząsnąć ją przez chwilę i puścić. Gestom
powitania zwykły towarzyszyć odpowiednie
słowa. Basutowie1 pozdrawiają swego wodza
słowami „tama sewaba” (bądź zdrowa, dzika
bestio). To najprzyjemniejsze, co mogą powiedzieć. Wszystkie ludy posiadają swoje preferencje i Basutowie najbardziej cenią sobie dzikie
bestie. Arab powie: „salam alejkum” – niech
będzie pokój z tobą, co równa się hebrajskiemu: „szalom” i wchodzi do chrześcijańskiego
rytuału w postaci pocałunku pokoju i „pax
vobiscum”. Natomiast Hindusi, witając się z
rana, zwykli się pytać: „Czy wiele komarów
ugryzło cię tej nocy?”.
I oto zdarza się rzecz zdumiewająca. Co robię najpierw u mego przyjaciela, wszedłszy do
Przywitanie jest pierwszą czynnością, jakiej
dokonujemy ze spotkanymi osobami, zanim
Oto słowa powitania, które każdy z nas wypowiada codziennie po kilkadziesiąt razy i na
które tyleż razy odpowiada. Niekiedy wręcz
automatycznie, bez zastanowienia się, dlaczego
to czyni. Gdy spotykamy innych w sytuacjach
mniej oficjalnych niż wykład, słowom „dzień
dobry” towarzyszą gesty. Są to: uścisk dłoni,
czasem uśmiech, niekiedy pocałunek, uchylenie kapelusza lub czapki, ukłon, machanie ręką
– jeśli witamy kogoś z odległości itp. Działanie
to – bo trzeba wiedzieć, że powitanie jest działaniem – stało się dzięki rutynie, jakiej każdy z
nas nabył w ciągu życia, niemal oderwane od
swego pierwotnego przeznaczenia.
Jakie to przeznaczenie? Po odpowiedź sięgnijmy do eseju Człowiek i ludzie hiszpańskiego
myśliciela Jose Ortegi y Gasseta:
27
– M B A
jeszcze zajmiemy się czymkolwiek innym. Jest
to więc akt początkowy, wstępny, inauguracyjny, bardziej niż czynnością jest preludium
do wszelkiej faktycznej czynności podejmowanej wobec bliźniego. Co interesujące, na
ogół ograniczamy nasze powitanie wobec osób
bliskich nam. W sposób bardziej formalny i
pełny witamy natomiast ludzi dla nas dalszych,
mniej określone jednostki, będące ostatecznie
tylko abstrakcją jednostek lub jednostkami
abstrakcyjnymi, inaczej mówiąc osobnikami
posiadającymi jedynie swą formę rodzajową,
bowiem dla nas, którzy ich niemal nie znamy,
pozbawieni są określonej jednostkowości. Kiedy dobrze znamy danego człowieka i, niezależnie od zwyczaju, możemy przewidzieć jego
zachowanie względem nas, nie odczuwamy
takiej potrzeby powitania, natomiast narzuca
się ono w miarę, jak bliźni staje się dla nas
mniej określoną indywidualnością, mniej takim to a takim człowiekiem, a staje się coraz
bardziej jakimkolwiek człowiekiem, jednym z
ludzi. Nie wiemy, kim jest spotkana przez nas
quasi-jednostka i nie umiemy przewidzieć jej
zachowania wobec nas. Ona także nie wie,
czego może się spodziewać, bo przecież ja również jestem dla niej quasi-jednostką. Zanim
więc podejmę wobec niej jakiekolwiek pozytywne działania, musimy najpierw dać sobie
wzajemnie do zrozumienia, że przyjmujemy
reguły postępowania, system zachowań zgodny ze zwyczajami panującymi w tym punkcie
globu ziemskiego. Jednym słowem, podając
rękę, proklamujemy wzajemną wolę pokoju
i nawiązania łączności społecznej z drugim;
wchodzimy z nim w związek społeczny.
Dawnymi czasy, kiedy żaden stały „kodeks”
zwyczajów nie rozpowszechnił się jeszcze na
szerszym terytorium, nieprzewidywalność za28
1/ 2 0 0 8–
chowania innych była nieograniczona, obejmowała również grabież i morderstwo. Człowiek
był kiedyś potencjalnie dziką bestią i wciąż
nią jest w mniejszym lub większym stopniu,
dlatego zbliżenie dwojga ludzi zawsze niosło
możliwość tragedii. To, co dziś wydaje nam
się rzeczą tak prostą i zwyczajną – zbliżenie
jednego człowieka do drugiego – jeszcze do
niedawna było trudne i niebezpieczne. Trzeba
było wymyślić technikę (proszę zapamiętać
to słowo) zbliżenia, która ewoluuje w ciągu
całych dziejów ludzkości. Techniką tą jest
powitanie2.
Powitanie ludzi, którzy się pierwszy raz spotykają, jest preludium do działań właściwych,
dlatego warto było powitaniu jako rodzajowi
działania i jego sprawnościowemu aspektowi
poświęcić nieco uwagi. Bo proszę się zastanowić, co powiedzieć innemu, gdy się go spotyka
po raz pierwszy? „Dzień dobry” właśnie. A
owo „dzień dobry” okazuje się wierzchołkiem
góry lodowej. Podobnie rzecz ma się z innymi
rodzajami działań, z których – niczym nawigatorzy Titanica albo nie zdajemy sobie sprawy,
albo które ignorujemy, rozbijając się o zimny
lód rzeczywistości ukrytej pod powierzchnią
struktury.
„Co powiedzieć innemu, gdy się go spotyka po raz pierwszy?” – pytaliśmy, a więc „co
zrobić?”, „jak postąpić?”, „jak się zachować?”,
„jak działać?” – zastanawiamy się setki, jeśli
nie tysiące razy każdego dnia. Ale to przecież
tylko pierwsza część zdania, drugą częścią jest
„co zrobić... po to, by osiągnąć to i to?”, tj.
cel będący stanem rzeczy wybranym ze
względu na to, co dla podmiotu działania jest „cenniejsze niż wszystko inne”,
czyli jego wartości?
– M B A
Takie pytania, na które świadomie lub nie,
jawnie lub nie, odpowiadamy po wielekroć,
to decyzje. Te z nich, które widzimy niczym
wierzchołki gór, to ostre „tak” lub „nie”, przesądzające sprawę w jedną lub drugą stronę,
jak podpis lub weto prezydenta pod ustawą.
Struktura, której nie widzimy, to molekuły i
atomy decyzyjne, z których podejmowania na
ogół nie zdajemy sobie sprawy. Oto, co pisze
na ten temat japoński teoretyk decyzji, prof.
M. Toda (1982: 257–258):
„Wyobraźmy sobie osobę zajętą rozmową
podczas jedzenia. Jedzenie jest zwykle sytuacją wyboru, gdyż na talerzu może być więcej
niż jeden rodzaj jadła: mięso, marchewka,
ziemniaki itd. do wzięcia i natychmiastowego
zjedzenia. Jedzący może zauważyć, po wyczerpaniu pewnej dyskutowanej sprawy, że
w trakcie dyskusji zjadł coś niecoś z talerza,
to jest, że dokonywał wyborów, czyli, że jego
uzewnętrznione zachowanie z powodzeniem
realizowało motoryczne działania niezbędne
do zjedzenia tego, co zostało wybrane bez
świadomego wysiłku związanego z podejmowaniem decyzji”.
Wybory nie są jednak decyzjami dokonywanymi z przyzwyczajenia. Nawet przy jedzeniu, gdy jakiegoś smakołyku nie zjadamy od
razu w całości, by przedłużyć przyjemność
cieszenia się jego widokiem. A przecież jedzenie to prosta czynność. Ale czy spożywanie
proszonego obiadu jest też tak samo proste
jak szybko zjedzony lunch? Chyba nie, skoro
znane amerykańskie przysłowie głosi, że „nie
ma darmowych lunchów”. Bo przecież taki
proszony obiad to może być test na to, jakimi jesteśmy, może być okazją do załatwienia
ważnej sprawy. To przecież okoliczności
1/ 2 0 0 8–
nadają naszym zw ykłym decyzjom
inny wymiar. W miarę komplikowania się
działań, decyzje, te fundamenty późniejszych
sukcesów lub lotne piaski porażek, stają się
coraz trudniejsze, coraz bardziej złożone.
Nie bez przyczyny francuski prakseolog Arnold Kaufmann, autor książki The Science of
Decision-making: An Introduction to Praxiology
(Kaufmann 1968, 2000), powiada o swego
rodzaju bioprakseologii jako manifestowanej
przez żywe organizmy, a więc zwierzęta i
rośliny, instynktownej zdolności do sprawnego zachowania związanego z ich strategiami obrony, egzystencji i zmiany. Zdolność ta
przejawia się w standardowych sytuacjach,
skatalogowanych w schematach reagowania,
dziedziczonych po poprzednich pokoleniach
oraz wyuczonych u początków życia osobniczego, ot tak, jak dorosły ptak zmusza swe
potomstwo do fruwania, wydziobując pisklęta
z gniazda.
My, ludzie, niewielki zasób umiejętności
dziedziczymy, inne umiejętności – nazywane
praksjami – nabywamy wówczas, gdy uczymy
się chwytać smoczek czy grzechotkę, leżąc w
kołysce, a następnie, gdy z raczkującego niemowlaka przeistaczamy się w wyprostowanego dumnie pana wszelkich stworzeń. Przede
wszystkim, nie zdając sobie sprawy z tego, że
się uczymy, nabywamy umiejętności władania
ojczystym językiem, będącym narzędziem
komunikowania się. Pisał 117 lat temu Alfred
Victor Espinas, francuski filozof społeczny,
ojciec-założyciel prakseologii:
„Umiejętności ludzi, podobnie jak instynkt
zwierząt, mają dwie ważne cechy dziedziczenia
i przystosowania. Instynkt to forma działania
przekazywana przez dziedziczność wraz z or29
– M B A
ganizmem, umiejętności natomiast są wytworem doświadczenia i refleksji. Zakładają one
inwencję, inicjatywę, wolność.
W istocie każdy z nas należy do pewnego
środowiska społecznego, do pewnego świata,
który zamiast nas zajmuje się interpretacją reguł i najczęściej oszczędza nam kłopotu określania zarówno tego, »co się robi«, jak i tego,
»czego się nie robi«. Z tego punktu widzenia
każda grupa społeczna jest w nie mniejszym
stopniu określona przez swoje umiejętności niż
każdy gatunek przez swoje instynkty. Zauważmy, że chodzi tu o umiejętności użyteczne.
Grecy nazywali je techne i my możemy im dać
nazwę technik.
Umiejętności dojrzałe, nie zaś nieświadome czynności, dają początek nauce, którą się
zajmujemy, i tworzą Technologię. Z każdej z
nich pochodzi specyficzna technologia, tak,
że zbiór tych częściowych studiów tworzy oczywiście ogólną Technologię systematyczną.
Słowo praktyka ma niewątpliwie szerszy
sens, odpowiada ono wszystkim zbiorowym
przejawom woli, zarówno spontanicznym, jak
i wykonywanym po namyśle. W celu nazwania
nauki o tym rzędzie faktów w jego zbiorze daje
ono znakomity termin: Prakseologia. Czyli
technologie generale” (Espinas 1991).
Tak zakreślona prakseologia zajmuje się:
• analitycznym opisem umiejętności praktycznych występujących w danym społeczeństwie, określaniem ich rodzajów i
typów oraz utworzeniem morfologii technik
– jest to statyczny punkt widzenia;
• badaniem warunków, pod jakimi, oraz praw,
zgodnie z którymi umiejętności praktyczne
oddziałują, oraz przyczyn, którym zawdzię30
1/ 2 0 0 8–
czają skuteczność praktyczną, tj. relację
środków i celów – jest to dynamiczny punkt
widzenia;
• badaniem zmian umiejętności praktycznych i związanej z tym ewolucji technik
przy uwzględnieniu alternatywy tradycji i
inwencji.
Prakseologia odgrywa w dziedzinie działania
podobną rolę, jaką w dziedzinie poznania logika – zajmuje się formą działań, a nie ich treścią.
Tadeusz Kotarbiński, znawca języka nauki i tak
traktujący odzwierciedlone w języku działanie,
nazywał ją gramatyką czynu.
Przenosząc się z XIX-wiecznego fin de
siècle’u, kiedy Espinas formułował program
prakseologii do czasów, w których żyjemy,
zauważmy, że każdy z nas, przedstawicieli
świata organizmów żywych, czołga się, fruwa
lub chodzi, przy czym jedni niżej i z obawą,
inni wyżej i pewniej. Zależy to od predyspozycji osobniczych: ptakowi będzie łatwiej niż
ślimakowi. Ale przecież i ślimak, jeśli utalentowany, może rywalizować z ptakiem, jak w
anegdocie, w której ślimak, zapytany przez
zaskoczonego ptaka o to, jak znalazł się na
wierzchołku drzewa, odparł „Czołgając się,
czołgając, mój fruwający przyjacielu”. Uni dedit unique talenta, alii autem duo, alii vero unum
(Wulgata, Mateusz, 25:15), co znaczy: „Dał
jednemu pięć talentów, drugiemu zaś dwa, a
trzeciemu jeden, czyli każdemu według zdolności”. Bo talentum w łacinie to waga, pieniądz,
z greckiego talanton. Talent więc to dobry
zadatek, to kapitał odziedziczony w spadku
po przodkach. Kapitał ten można łatwo roztrwonić, o czym wielu się przekonało, można
też pomnożyć, czego nie mało doświadczyło,
a znacznie więcej zazdrości.
– M B A
Podobnie jak z lataniem czy chodzeniem
jest z każdym rodzajem postępowania człowieka – bo dalej już będzie tylko o ludziach
– jakie nazywamy działaniem. Działaniem
nazywamy wszelkie zachowanie człowieka, które ukierunkowane jest na
osiągnięcie celu, a przy tym zachowanie
podejmowane świadomie i zgodnie z
wolą wykonującego, tj. gdy występuje jako
podmiot, a nie przedmiot działania.
Podmiotowość związana z działaniem wiąże się z tym, że działanie jest postępowaniem
człowieka nie dlatego, że człowiek musi (np.
oddychać), ale dlatego, że chce coś osiągnąć
(np. zbudować dom, napisać list, uniemożliwić
kradzież itp.). Nawet bowiem wówczas, gdy
ktoś stara się kogoś do czegoś przymusić, przymuszany może – ryzykując niekiedy zdrowie,
życie, majątek – dokonać wyboru, godząc się
na wymuszane postępowanie lub nie.
Prakseologia jest jak proza pana Jourdain,
bohatera komedii Moliera Mieszczanin szlachcicem: wszyscy się nią posługują, a tylko niektórzy wiedzą, co myślą, co mówią, co czynią.
Większość z nich (z nas) pozostaje „mieszczanami” przez całe życie (i to niezależnie
od tego, czy mieszkać będą w chałupie, czy w
pałacu), nie wiedząc o tym, że zachowuje się
prakseologicznie, nawet jeśli stanie się cudzysłowiowymi „szlachcicami”. Tylko niektórzy,
którym – jak Molierowskiemu bohaterowi
– zdarzy się spotkać Filozofa, dajmy na to Tadeusza Kotarbińskiego, stają się szlachcicami
działania par excellence, umiejącymi odróżnić
prozę od poezji. Każdy – bez względu na to,
czy należy do „mieszczan”, czy jest szlachcicem
(w cudzysłowie lub bez) – działa zanurzony w
„bąblu” swojej sytuacji praktycznej, wy-
1/ 2 0 0 8–
znaczonej przez wartości, w które wierzy i
przez fakty, jakie postrzega.
Najważniejszy jest JA, co znajduje wyraz w
pisaniu go po angielsku wielką literą „I”. TY,
niezależnie od tego, czy występuje w liczbie
pojedynczej czy mnogiej, jest pisany małą literą, ot po prostu „you”. Dla JA, TY jesteś ty, dla
TY, ty jest JA, ja zaś jest ty. Nawet jeśli doradza
się JA, by kochał TY, to ma kochać „jak siebie
samego”. Człowiek jest może miarą wszechrzeczy, ale nie miłości, miarą miłości jest JA. Tak
rodzi się moralność typu: niech JA nie czyni
TY, co JA niemiłe („nie czyń drugiemu co tobie niemiłe”). Zderzając się więc z „bąblami”
sytuacji praktycznych innych JA natrafia się, ku
swemu zaskoczeniu, na niezadowolonego TY.
A przecież niby dlaczego dla TY ma być miłe
to, co jest miłe dla JA? Sprawność bioprakseologiczna nie wystarcza, praksje są pomocne,
ale też niewystarczające, sięgać przychodzi po
Espinasowe umiejętności – owe techne – grupy
społecznej, do której należy JA i niektórzy TY.
JA i wszyscy TY – bliżsi – to MY, TY dalsi – to
ONI. MY jesteśmy MY, ponieważ jesteśmy do
siebie podobni i fizycznie, i aksjologicznie, i
prakseologicznie. ONI są inni. Chroniąc podobieństwo, tworzymy NASZĄ moralność, co
powoduje, że ONI zarzucają nam relatywizm.
MY się bronimy, powiadając, że to ONI głoszą
relatywizm, nie uznając naszej moralności, bo
przecież to MY mamy rację. Swoje racje wzmacniamy swoją polityką, swoim prawem, a po to,
byśmy mogli egzystować, musimy uprawiać gospodarkę. Sprawy zaczynają się komplikować,
jedno wpływa na drugie, jedni wpływają na
innych. Czasem z dobrym skutkiem, czasem nie.
Zachowania prakseologicznie poprawne to zachowania zmierzające do najlepszego – według
sprawcy – zrealizowania stanu, który sprawca
31
– M B A
uznaje za cenny w stopniu skłaniającym go do
podjęcia i kontynuowania działań. Są to więc
działania efektywne – od efekt, czyli skutek.
Paradoksalne jest przy tym, że nawet szkodliwe
na dłuższą metę postępowanie, które doraźnie
dostarcza sprawcy satysfakcji, wielu sprawców
realizuje według strategii nakierowanej na te
bliższe doznania. Wśród polityków są tacy,
którzy również postępują w ten sposób, stąd
spotyka się dominację spraw prywatnych i
grupowych (np. ambicji partyjnych) nad ezoterycznym dobrem Rzeczypospolitej.
Trudność działań wielopodmiotowych
wiąże się z trudnością uzgodnienia między
podmiotami stanu, który łącznie wszystkie
podmioty uznawałyby za cenny w stopniu
skłaniającym ich do współdziałania w jego
realizacji, lub który każdy z nich uznałby za
środek do osiągnięcia celów indywidualnych.
Trudność ta powoduje, że częściej zachodzi
kooperacja negatywna niż pozytywna.
Jest przy tym równie paradoksalne, że czasami
w szerszym wymiarze kooperacja negatywna
okazuje się pozytywna, a pozytywna ukazuje
swe negatywne strony.
Sprawność działań zależy nie tylko
od natury, ale także, a nawet w większym stopniu, od kultury, tj. od tego, co
stanowi wytwór człowieka. Jednym z wytworów sztuki człowieka (z łaciny ars) – artefaktów, jest wiedza, w tym wiedza prakseologiczna. Nie dostarcza ona jednak recepty
na cudowny środek pobudzający sprawność
– „efektodyzjak” – a przy tym dozwolony
przez antydopingowe komisje moralistów.
Prakseologia dostarcza wglądu w rzeczywistość, którą bada. Użytek, jaki z
niej zostanie zrobiony, zależy od użyt32
1/ 2 0 0 8–
kownika. Użytek ten jest częściej pośredni
niż bezpośredni, wymaga bowiem refleksji
nad własną praktycznością sprawcy (a więc
dodatkowego wysiłku), który w im większym
stopniu jest praktykiem refleksyjnym, jak
nazywa go Donald A. Schön (1983; Auspitz,
Gasparski 2000), w tym większym stopniu
działa sprawnie.
Człowiek może wspiąć się nie tylko wysoko, może jeszcze wyżej, ale grozi mu upadek,
jeśli spocznie na tym, w co został wyposażony przez naturę i mniej lub bardziej hojnych
przodków, bo samo wspięcie się nie wystarczy.
Pisał w roku 1992 profesor Józef Kozielecki
(1992: 6):
„Najwyższą sztuką staje się pojednanie tego,
co pożądane, z tym, co możliwe: to scalanie
świata „ciepłych interesów” ze światem „zimnych interesów” jest rodzajem olimpijskiej
racjonalizacji. W tym procesie zasadnicze
znaczenie posiadają „techniki nawigowania”.
Wszystkie te sprawności są mało znane. Państwo, którym nawigują ludzie bez dostatecznych sprawności prakseologicznych, jest tak
bezsilne i tak karykaturalne, jak wykastrowany
kocur”.
Navigare nescesse est, vivere non est necesse,
„żeglowanie jest koniecznością, życie nią nie
jest”, głoszą słowa Plutarcha, znane tym, którzy
świadomi zmagań z żywiołem fal, wichrów i
burz, cenią wartość umiejętności dopływania
do celu, niekiedy bardzo odległego. Sztuki
nawigacji, wrodzonej ptakom odlatującym do
cieplejszych krajów na zimę i powracających z
nich wiosną, człowiek musi się nauczyć. A skoro musi – w sensie, że jest to dlań niezbędne,
aby nie popełniać błędów praktycznych – to
– M B A
może3. Jakie więc umiejętności powinniśmy
jako ludzie posiąść, szczególnie wówczas, gdy
przychodzi nam nie tylko podejmować decyzje elementarne, lecz decyzje ważące na bycie,
zdrowiu, a nawet życiu innych?
Powinniśmy przede wszystkim posiąść
umiejętności drugiego rzędu. Na początek
meta-umiejętność, to jest umiejętność
zdobywania umiejętności (wiedzieć jak?),
umiejętność zdobywania wiedzy (wiedzieć
co?). Tylko w ten sposób będziemy mieli szanse
reagować na to, co nieprawdopodobne dziś, a co
może stać się faktem jutro. Umiejętność pozyskiwania nowej wiedzy i nowych umiejętności
nie jest, wbrew pozorom, umiejętnością łatwą.
Przywykliśmy do tego, że życie dzieli się na lata
szkolne i resztę. Lata szkolne zaś, to mieszanina
uczenia się, czy raczej bycia nauczanym, oraz
mile wspominanych – szczególnie w starszym
wieku – pierwszych miłości, wagarów i figlów
płatanych kolegom oraz nauczycielom. Czasy
jednak się zmieniają. Wkraczamy – co ja mówię
– już wkroczyliśmy w okres społeczeństwa
wiedzy, jak je nazywa Peter Drucker. A społeczeństwo wiedzy nie ugania się z wypiekami
na twarzach za surowcami, siłą roboczą czy
pieniędzmi. Społeczeństwo to – dzięki umiejętności wytworzenia wiedzy o wysokiej produktywności oraz umiejętności wykorzystania
wiedzy gdziekolwiek wytworzonej – zdolne
jest do pozyskania tych pierwszych zasobów,
które faktycznie stają się zasobami wtórnymi
w stosunku do wiedzy. Czy my w Polsce jesteśmy już społeczeństwem wiedzy? Zapewne
nie. W wielu jednak miejscach naszego kraju
znajdują się grupy, które pragną być społeczeństwem wiedzy i takie społeczeństwo tworzyć
przez działanie w miejscach swej zawodowej
aktywności. Myślę o praktykach, którzy nie
1/ 2 0 0 8–
tylko wykonują swe zadania, lecz także własną
pracę traktują jako przedmiot refleksji. Są, jak
powiedziano wcześniej, praktykami refleksyjnymi.
Zatem umiejętność ekstrakcji wiedzy z
osobistego doświadczenia zawodowego
jest kolejną umiejętnością drugiego rzędu, którą
należy pozyskać.
Doświadczenie innych, nasza praktyka, ich
działanie, twoje działanie, moje działanie...
czym się różnią, pod jakimi względami są
do siebie podobne? Oto kolejna seria pytań
oraz umiejętności związanych z odpowiedziami na nie, jakie warto posiąść, by działania
moje, twoje, nasze, były sprawne, dokładniej
– osiągały wyższy stopień doskonałości nie
tylko w wymiarze efektywności, lecz także
ekonomiczności, czyli sprawności procesu
dochodzenia do celu. W poszukiwaniu odpowiedzi sięgnijmy do prakseologii nowoczesnej,
wyrosłej z dyscyplin zwanych praktycznymi (jak nazywał je Tadeusz Kotarbiński
1990: 405–414, 2003: 253–351) lub „nauk
o tym, co sztuczne” – the sciences of the
artificial (używając nazwy Herberta A. Simona). Zarówno obaj, Kotarbiński i Simon,
jak i niektórzy inni, zgodni są co do tego, że
metodologicznym wyróżnikiem nauk
praktycznych jest projektowanie.
Charakterystyczne dla ludzi, powiada nowoczesna prakseologia, jest to, że działają oni ze
względu na sytuacje praktyczne, których są podmiotami. Każda taka sytuacja stanowi oikos jej
podmiotu, a ich zbiór – swego rodzaju ekologię
(oikos i logos) sytuacji praktycznych. Jeśli sytuacja praktyczna jest niesatysfakcjonująca dla
podmiotu, to podmiot dąży do zmiany faktów,
w taki sposób, by uzyskać sytuację zadowalającą go. Ale nawet wówczas, gdy podmiot uznaje
33
– M B A
sytuację za satysfakcjonującą go, zmiana jest potrzebna. W tym przypadku chodzi nie o zmianę
„terapeutyczną”, lecz „profilaktyczną”, służącą
zapobieganiu naruszania sytuacji zadowalającej
przez procesy naturalne i sztuczne (tj. spowodowane przez człowieka). Zmiana pierwszego
rodzaju dotyczy wnętrza sytuacji praktycznej,
podczas gdy zmiana drugiego rodzaju dotyczy
kontekstu sytuacji – „reszty świata”, czyli nadsystemu.
Prakseologia nowoczesna rozpatruje „byt
akcyjny”, tj. rzeczywistość związaną z działaniem w kategoriach, jeśli można tak powiedzieć, ontologii sytuacji praktycznych. Sytuację
praktyczną podmiotu interpretować można
jako uogólnienie pojęcia przestrzeni osobniczej
wprowadzonego przez proksemikę – dyscyplinę zajmującą się przestrzenią indywidualną i społecznym jej postrzeganiem przez
człowieka. Byłaby tedy prakseologia z jednej
strony, uogólnieniem ekonomii, ze względu na
zachowania sprawnościowe (owo „podwójne
E” efektywności i ekonomiczności), z drugiej
– uogólnieniem proksemiki ze względu na
„bąble” sytuacji praktycznych, w których każdy
z nas jest zanurzony.
Techne projektowania byłaby tedy trzecią umiejętnością drugiego rzędu, którą posiąść należy, by umieć rozwiązywać problemy
wypływające z sytuacji praktycznych, tj. problemy praktyczne. Projektowanie metodologicznie
poprawne narzuca konieczność eksternalizacji
procesu rozwiązywania problemów, dzięki
czemu proces staje się przejrzysty. Zmusza to
do jawnego prezentowania wszelkich „za” i
„przeciw” poszczególnych rozwiązań kandydujących, dostarczając tym samym ewidencji rozwiązaniu wybranemu. Tak uprawiane
34
1/ 2 0 0 8–
projektowanie stwarza szansę, iż działania
koncepcyjne przezeń przygotowywane
będą w większym stopniu trafne niż działania
niepoprzedzone takim przygotowaniem.
Umiejętności projektowania towarzyszy
zagadnienie wieloaspektowości (systemowość!)
oceniania i wartościowania działań, tj. techne uwzględniania wielu perspektyw
– nie tylko perspektywy technicznej, która
ma skłonność do dominowania w działaniach
praktycznych wykonywanych zawodowo, lecz
także perspektywy społecznej oraz licznych
perspektyw indywidualnych tych podmiotów,
których sytuacje praktyczne stanowią ekologię
rozwiązywanego problemu.
Do w ymienionych wcześniej dwu „E”
(efektywności i ekonomiczności), odpowiedzialnych za sprawność działań, dołącza „E”
trzecie, związane z etyczną stroną działań
– etyczność. „Podejmuj tylko takie projekty i pomagaj wdrażać tylko takie rozwiązania,
które nie narażą na szwank dobra powszechnego i wzbudzaj czujność społeczną przeciw
wszelkim takim przedsięwzięciom, które nie
spełniają tego warunku” – głosi imperatyw
sformułowany przez kanadyjskiego filozofa
Mario Bungego (1985: 310).
Zmarły w 2003 roku noblista Ilia Prigogine
pisze:
Żyjemy w niezwykłych czasach. Znaleźliśmy
się w punkcie, w którym głębokim zmianom
naukowego oglądu przyrody towarzyszą zmiany struktury ludzkiego społeczeństwa wskutek
eksplozji demograficznej. Wynika stąd potrzeba stworzenia nowych stosunków między człowiekiem a przyrodą oraz między człowiekiem
– M B A
a człowiekiem. Nie sposób już dłużej godzić
się na dawne aprioryczne rozdzielanie wartości
naukowych od etycznych. Można na to było
przystać w czasach, gdy świat zewnętrzny i
nasz świat wewnętrzny były, jak się zdawało,
niemal do siebie „prostopadłe”. Dziś wiemy,
że czas jest tworzeniem i jako taki niesie w
sobie odpowiedzialność etyczną (Prigogine,
Stengers 1990).
Konkludując – umiejętności drugiego rzędu, jakie cechować powinny refleksyjnych
praktyków, niezbędne do tego, by działania
przez nich podejmowane były sprawne na
miarę czasów, tj. czasów społeczeństwa wiedzy
i organizacji, to:
• umiejętność zdobywania nowych umiejętności (meta-umiejętność),
• umiejętność pozyskiwania wiedzy,
• umiejętność projektowania
• umiejętność wielowymiarowego wartościowania mieszczącego się w przestrzeni
wyznaczonej przez efektywność, ekonomiczność, etyczność, czyli „potrójne E”.
Wiedza, jaką tworzymy i przekazujemy
naszym słuchaczom oraz umiejętności, jakie
posiadamy i w jakie wyposażamy adeptów naszych techne oraz sposób, w jaki to czynimy,
powinny przyczynić się do upowszechnienia
postawy refleksyjnego praktyka. Jest to konieczne, bowiem, jak pisze Peter F. Drucker:
w społeczeństwie wiedzy – a takim chcemy,
aby było społeczeństwo naszego kraju – osoba wykształcona jest symbolem tego
społeczeństwa, jest społecznym archetypem. Jeśli we wczesnych wiekach średnich
feudalny Książę był społeczeństwem i jeśli
„burgeois” był społeczeństwem w kapitalizmie,
to w społeczeństwie pokapitalistycznym4 wy-
1/ 2 0 0 8–
kształcona osoba będzie społeczeństwem, w
którym wiedza staje się centralnym zasobem.
Pokapitalistyczne społeczeństwo jest zarówno
społeczeństwem wiedzy, jak i społeczeństwem
organizacji, a oba są nawzajem od siebie zależne. Intelektualiści potrzebują organizacji jako
narzędzia, organizacja umożliwia im praktykowanie ich techne, wyspecjalizowanej wiedzy.
Ale obecnie, kiedy techne stały się różnymi
zastosowaniami wiedzy, muszą zostać zintegrowane w obrębie wiedzy. Techne muszą stać się
częścią tego, czym ma być wykształcona osoba
(Drucker 1999: 171–177).
Referat jaki przedstawiłem na konferencji,
zorganizowanej w czerwcu 2007 r. przez kierowaną przez prof. Jerzego Dietla Fundację
Edukacyjną Przedsiębiorczości, poświęconej
nauczaniu w uczelniach ekonomicznych i
szkołach biznesu, opatrzyłem jako mottem
słowami zaczerpniętymi z Kodeksu Etyki Wyższej
Szkoły Przedsiębiorczości i Zarządzania im. Leona
Koźmińskiego: „Szkoła nakłada na nauczycieli
akademickich obowiązek rzetelnego służenia
swą wiedzą i doświadczeniem studentom oraz
doktorantom. Szkoła dąży do bycia wzorcem zorganizowanego postępowania,
dostarcza zatem przykładu stosowania
wiedzy z dziedzin, w których prowadzone jest
kształcenie oraz badania naukowe”. Ważne to
słowa, bowiem przypominają, że nauczamy nie
tylko na wykładach, ćwiczeniach, czy seminariach oraz laboratoriach, lecz także poprzez
codzienne postępowanie, będąc swego rodzaju
kliniką organizacji i zarządzania. W tym sensie
nauczycielami jesteśmy wszyscy, niezależnie
od pełnionej funkcji czy zajmowanego stanowiska: naukowca, wykładowcy, pracownika
administracji, obsługi technicznej itd. Na tym
polega szczególność uczelni kształcącej orga35
– M B A
nizatorów. Parafrazując znane powiedzenie
– medice disce te ipso. Tego wymaga autentyzm
szkoły ery społeczeństwa wiedzy.
Tekst wykładu wygłoszonego 20 kwietnia 2007 r. we Wrocławskim Salonie na zaproszenie prof. dr. hab. Józefa Dudka,
z pewnymi uzupełnieniami przedstawiony na Seminarium
Krytycznej Teorii Organizacji w dniu 16 listopada 2007 r. w
Wyższej Szkole Przedsiębiorczości i Zarządzania im. Leona
Koźmińskiego w Warszawie.
1
Murzyński lud Bantu wchodzący w skład wschodniej grupy
Beczuena, zamieszkujący tereny Afryki Południowej.
2
Przytoczone (z pewnymi modyfikacjami) fragmenty pochodzą z: J. Ortega y Gasset (1982: 531–583).
3
„Jeśli muszę, ale nie mogę, to nie mogę, ale jeśli muszę i
mogę, to muszę” – T. Kotarbiński (1986: 39).
4
„(...) mimo tego, że gospodarka pozostanie gospodarką
rynkową (...), jej treść ulega zasadniczej zmianie. Pozostając
bowiem nadal gospodarką kapitalistyczną, jest nią w sensie
kapitalizmu informacyjnego, który nad gospodarką dominuje”
(Drucker 1999).
Bibliografia
Auspitz, J.L., Gasparski, W. et al. (eds.) (2000) Praxiologies
and the Philosophy of Economics, Transaction Publishers, New
Brunswick (USA) – London (UK), p. 163–186.
Bunge, M. (1985) Treatise on Basic Philosophy, Vol. 7 (Part
II), Reidel.
Drucker, P.F. (1999) Społeczeństwo pokapitalistyczne, PWN,
Warszawa.
Espinas, A.V. (1991) Początki techniki. Prakseologia, nr 3–4
(112–113), s. 107–143.
Kaufmann, A. (1968) The Science of Decision-making:
An Introduction to Praxeology, Weidenfeldt and Nicolson,
London.
Kaufmann, A. (2000) The science of decision-making, in:
Alexandre V., Gasparski, W. (eds.), The Roots of Praxiology:
French Action Theory from Bourdeau and Espinas to Present Days, Transaction Publishers, New Brunswick (USA)
– London (UK).
Kotarbiński, T. (1986) Aforyzmy i myśli, PIW, Warszawa.
Kotarbiński, T. (2003) Elementy metodologii dyscyplin praktycznych, Ossolineum, Wrocław.
Kotarbiński, T. (1990) O umiejętnościach praktycznych, Ossolineum, Wrocław 1990.
Prigogine, I., Stengers, I. (1991) Z chaosu ku porządkowi,
PIW, Warszawa.
Kozielecki, J. (1992) Narodziny klasy politycznej. Polityka,
nr 5(1813).
Ortega y Gasset, J. (1982) Bunt mas i inne pisma socjologiczne,
PWN, Warszawa.
Schön, D.A. (1983) The Reflective Practicioner, Basic Books,
New York.
Tod, M. (1982) What happens at the moment of decision?,
in: Sjöberg, L. et al. (eds.) Human Decision-making, Doxa,
Bodafors.
36
1/ 2 0 0 8–