Opowiadanie konkursowe
Transkrypt
Opowiadanie konkursowe
3. 25 marca 1940 r. Lublin Gdy tylko przypomnę sobie sytuację, w której znajdowałam się zaledwie kilka godzin temu, dreszcze przebiegają mi po plecach. Teraz wiem, że nikomu nie życzyłabym takich chwil, jakie dzisiaj przeżyłam. Na początku dnia wszystko zdawało się być normalne. Kiedy spojrzałam w kalendarz, od razu sobie przypomniałam, że dzisiaj jest dzień wyjścia do miasta. Co tydzień dwóch opiekunów z trojgiem wybranych dzieci idzie na spacer po mieście. Oczywiście, udając zwykłą, polską rodzinę. Dla nas, dzieci żydowskich, jest to jak wycieczka. Akurat miałam szczęście i zostałam wybrana. Gdy wszyscy byliśmy gotowi, wyszliśmy i zaczęliśmy spacerować jedną z ulic miasta. Tak miło jest spacerować w słoneczny, majowy dzień. Nasi opiekunowie zgodzili się abyśmy poszli dalej. Nie zdając sobie sprawy z niebezpieczeństwa, weszliśmy w tłum ludzi. Nagle moja koleżanka, która trzymała moją rękę, puściła ją, a "rodzina" zanikła mi z oczu. Rozglądałam się, idąc niepewnie, a w środku narastał we mnie strach. Postanowiłam stanąć na uboczu, uspokoić się i pomyśleć, co dalej robić. Gdy się trochę opanowałam, postanowiłam znaleźć drogę z powrotem do ochronki. Szłam ulicami, udając przed ludźmi dziecko pewnie idące do domu. Mijały minuty, a mnie coraz bardziej wydawało się, że nie dojdę do ochronki. Ani się spostrzegłam, a znów znalazłam się w jakimś tłumie. Nagle rozpoznałam ich. Większość z tych ludzi to byli Niemcy. Bardzo się przestraszyłam i zaczęłam przepychać się do przodu. Niestety, tak ciągle przepraszając i przeciskając się, zwróciłam tylko na siebie uwagę. Od razu podszedł do mnie patrol niemiecki i zaczęto zadawać mi pytania. Oczywiście, wciąż udawałam polskie dziecko. Powiedziałam, że się spieszę i chciałam już iść, lecz jeden z żołnierzy złapał mnie za rękę i nie pozwolił odejść. W tym momencie ogarnęła mnie panika, a strach ścisnął mi gardło tak mocno, że nie mogłam już nic z siebie wykrztusić. Nagle od tyłu podeszła do mnie młoda kobieta i położyła mi ręce na ramionach. Miała czerwony beret i brązowy płaszcz. Jej twarz ozdabiały piękne blond loki i duże, zielone oczy. Szybko zaczęła tłumaczyć Niemcom, że jestem jej dzieckiem i tylko na chwilę spuściła mnie z oczu. Domyśliłam się, o co chodzi i zaczęłam pośpiesznie kiwać głową, że to prawda. Moja wybawicielka przeprosiła za zamieszanie i żołnierze kazali nam odejść. Kiedy kobieta wyciągnęła mnie z tłumu, wszystko sobie wyjaśniłyśmy. Powiedziałam jej, że jestem dzieckiem żydowskim i mieszkam w ochronce. Potem zaprowadziła mnie do domu. Kiedy tam przyszłam, wszyscy myśleli, że stało się najgorsze. Byłam szczęśliwa, że jestem znów bezpieczna. Kobieta, która mnie uratowała nazywa się Aneta. Powiedziała, że mogę przychodzić do niej do domu, bo chciałaby mnie lepiej poznać i zaprzyjaźnić się ze mną. Moi opiekunowie zgodzili się, a ja już nie mogę się doczekać najbliższego spotkania. Jestem jej niesamowicie wdzięczna. Po tym, jak zostali zabici moi rodzice i jak trafiłam do ochronki, nigdy już nie pomyślałam, że mogą jeszcze istnieć tacy ludzie jak Aneta. Teraz wiem, że gdyby nie ona, nie byłoby mnie tutaj. Jest wspaniałą osobą. Uratowała mnie, a ja nie jestem w stanie się jej odwdzięczyć, bo nic nie może się równać z takim darem, jakim jest życie. Paulina Ćwieluch