Recenzja rozprawy doktorskiej mgr Marii Dębińskiej pt. Prawo
Transkrypt
Recenzja rozprawy doktorskiej mgr Marii Dębińskiej pt. Prawo
Dr hab. Magdalena Radkowska-Walkowicz Instytut Etnologii i Antropologii Kulturowej Uniwersytet Warszawski ul. Żurawia 4 00-503 Warszawa tel. 22 553 16 11 [email protected] Recenzja rozprawy doktorskiej mgr Marii Dębińskiej pt. Prawo, seksuologia a transpłciowość. Przemiany społeczno-kulturowych praktyk konstruowania płci w Polsce (1964–2012) Przedstawiona do recenzji praca mgr Marii Dębinskiej to rozprawa ważna i merytorycznie bardzo dobra. Na blisko 300 stronach autorka zmieściła wstęp, pięć rozdziałów, na które składa się po kilka podrozdziałów, zakończenie i aneks ze spisem rozmówców oraz omawianych spraw sądowych, a także zaświadczeniem dla sądu od dr Stanisława Dulki oraz listem Urszuli Werkowskiej do posłanek i posłów. W obszernej bibliografii wydzielona została literatura seksuologiczna i prawnicza oraz artykuły znajdujące się w Archiwum „Gazety Wyborczej”. Od formy pracy znacznie ważniejszy jest oczywiście jej przedmiot. Rozprawa dotyczy tematu coraz częściej podejmowanego przez nauki społeczne i humanistyczne, ale wciąż, przynajmniej na gruncie polskim, w sposób niedostateczny; co nie dziwi w kontekście konstatacji Marii Dębińskiej, że transpłciowość jest czymś w kulturze zachodniej niezrozumiałym i trzeba ją wciąż opowiadać: u seksuologa, w sądzie, w badaniach antropologicznych i socjologicznych. Sięgając zatem do tekstów z zakresu transgender studies napisanych przede wszystkim przez badaczy amerykańskich, Maria Dębińska podjęła się próby opisu polskiej rzeczywistości prawnej, medycznej, narracyjnej związanej z transpłciowością. Zrobiła to w sposób dojrzały i rzetelnie. Problem ten jest tu traktowany, zgodnie z najnowszymi trendami wyznaczanymi przez aktywistów i aktywistki, teoretyków i teoretyczki transseksualności, jako „efekt i skutek uboczny binarnego płciowo systemu społecznego” (s. 13 omawianej pracy). Opowiadając o transpłciowości, etnografka mówi więc o „dwupłciowym świecie i opresyjnym społeczeństwie” (s. 13). Osoba transpłciowa to dla Dębińskiej „znak i dowód niepewności i nienaturalności płci”, a jako taka jest „figurą na różne sposoby eksploatowaną w publicznych i akademickich dyskursach liberalnej diaspory. Stanowi narzędzie do myślenia o płci, tożsamości, moralności i kulturze, i wyznacza ich granice: płeć osoby transpłciowej może być wytwarzana jako niepewna, niewiadoma i niezrozumiała tylko w ramach heteronormatywnego i gwarantowanego biologią porządku”. Taka nierozpoznawalna istota „świetnie się nadaje do projektowania na nią lęków i fantazji dotyczących tego, co czyha poza granicami społecznie usankcjonowanych praktyk związanych z płcią i seksualnością” (s. 25–26). Dobrze autorka streszcza, w duchu mocnego konstruktywizmu, historię powstania nowoczesnego języka heteronormatywności, a co za tym idzie transseksualności i cisnormatywności. W gruncie rzeczy jest to historia powstania pewnego rodzaju przemocy czy jak pisze Dębińska, „ekologii ignorancji”, opierającej się na esencjalizowaniu transpłciowych tożsamości jako patologicznych. Maria Dębińska w swojej pracy wykazuje się świetną znajomością najnowszej literatury z zakresu gender, transgender i queer studies, daleko wykraczającą poza wymagania stawiane pracom doktorskim. Sprawnie porusza się między kategoriami filozoficznymi, antropologicznymi, politologicznymi, a także prawnymi. Dzięki temu powstała praca interdyscyplinarna, zaznajamiająca czytelników z najnowszymi prądami teoretycznymi, które mogą być (i są) wykorzystywane także do opisu innych zjawisk kulturowych. Na uwagę zasługuje na pewno bardzo przemyślana metodologia badawcza zaprezentowana w pracy. Zgodnie z propozycją George’a Marcusa autorka podąża za przedmiotem badań, za związkami, asocjacjami i domniemanymi relacjami (Marcus 1995, s. 97). Taka wielostanowiskowa etnografia daje jej więc możliwość uchwycenia, jak postulował Marcus, różnych postaci tożsamości w jej wędrówkach i rozproszeniach (Marcus 2004, s. 126), co jest świetnym wyborem w kontekście tematu podejmowanego przez autorkę recenzowanej rozprawy. Transpłciowość to bowiem opowieść o świecie bez granic i płynnych podmiotowościach, o pofragmentowanej nowoczesności i rozproszonych, wieloznacznych i wieloźródłowych tożsamościach. Wszak opisywane przez etnografkę osoby „coraz częściej żyją w ciałach, które nie wpisują się w cis-płciową normę i nie pozwalają na uchodzenie we wszystkich sytuacjach; odkrywają, że można »normalnie żyć« bez operacji” (s. 235). Dysertacja mgr Dębińskiej oparta jest na materiale etnograficznym, zwłaszcza na wywiadach, w tym 43 półstrukturyzowanych wywiadach biograficznych z osobami transpłciowymi oraz z seksuologami i seksuolożkami zajmującymi się pomocą osobom transpłciowym. Ponadto autorka analizuje polską literaturę seksuologiczną i prawniczą poświęconą transpłciowości oraz, co oceniam bardzo wysoko, akta sądowe 35 spraw o ustalenie płci. Dębińska poddaje refleksji orzeczenia sądu, słusznie zakładając, że nawet jeden proces może nam dużo powiedzieć o rzeczywistości społecznej, prawnej, w której przyszło żyć bohaterkom i bohaterom pracy. Do materiału źródłowego dołącza także, jak pisze, „rozmowy z osobami zaangażowanymi w reformę procedury korekty płci, uzupełnione o wybrane narracje medialne, nieformalne rozmowy i obserwacje podczas różnego rodzaju spotkań organizowanych przez Fundację Trans-Fuzja w Warszawie” (s. 16). Autorka brała udział także w wielu spotkaniach osób transpłciowych, w klubach czy podczas wyborów MissTrans. Dębińska przyznaje, że nie szukała reprezentatywnej próby osób transpłciowych, a rozmawiała przede wszystkim z osobami zaangażowanymi w jakiś sposób w działania podejmowane przez środowisko osób transpłciowych, które posiadają kompetencje pozwalające na poddanie głębszej refleksji kwestii związanych z tożsamością i jej społecznokulturowymi uwarunkowaniami. Autorkę interesowały „sposoby tworzenia narracji autobiograficznych przez te osoby i to, w jakim celu i w jakich okolicznościach opowiadają swoje historie” (s. 17). Jak pisałam, bardzo doceniam świadomość metodologiczną autorki, co obrazuje chociażby świetny podrozdział o wywiadach i praktykach opowiadania. Wyzbywa się przy tym Dębińska antropologicznego narcyzmu, który każe w wywiadach etnograficznych widzieć więcej autentyczności niż w innych praktykach badawczych. Zdaje sobie sprawę, że jej materiał jest „wytworem wspólnoty narracyjnej” (s. 211), a sama antropolożka jest elementem publiczności, wobec której tworzona jest opowieść. Autorka traktuje narracje biograficzne jako rodzaj technologii „siebie”, „troski o siebie”. Nie mówi, które rodzaje opowieści seksualnych biografii są dobre, a które złe; w zamian proponuje kategorię przyjemności: „Nie chodziłoby o to, kto ma jakie możliwości wyboru, tylko o to, jakie rodzaje przyjemności towarzyszą opowiadaniu jakich historii, i kto czerpie przyjemność z ich opowiadania” (s. 74–75). Jak się wydaje, z wieloma swoimi rozmówczyniami i rozmówcami Maria Dębińska miała bardzo dobry kontakt, ale co najważniejsze jest w stosunku do nich w swoim tekście bardzo lojalna, a to w pracy etnografa jest niezwykle istotne. Na czym polega ta lojalność? Przede wszystkim na zaufaniu: ale nie po prostu zaufaniu w opowieść, ale raczej na zaufaniu, że rozmówcy, badani robią to, co robić mają. Nie trzeba ich zatem oceniać ani nadmiernie uwznioślać. Ta lojalność nie pozwala etnografce drobiazgowo przedstawiać życia osobistego rozmówców czy pytać ich o to, jak wyglądają ich genitalia (jak zauważa, powoli także dziennikarze przestają się tym interesować i tylko w odniesieniu do Anny Grodzkiej tracą poczucie „dobrych manier” i skupiają się na jej fizjologii), choć to właśnie o „moralnych genitaliach” jest pierwszy, bardzo dobry, rozdział recenzowanej dysertacji. Dębińska celowo rezygnuje z perspektywy doświadczenia, dzięki czemu nie ma tu emocjonalnego szantażu, a bohaterki i bohaterowie pracy nie są jedynie ofiarami, którym odbiera się racjonalność, lecz sprawczymi aktorami w różnym stopniu skutecznie negocjującymi swoje pozycje w polu znaczonym przemocą rodziny, medycyny, sądu, państwa, społeczeństwa, wszystkich tych instytucji, które działają na rzecz nowoczesnego porządku płci. Nie znaczy to oczywiście, że praca jest optymistyczną opowieścią o świecie, chociaż ufundowanym na przemocy, to jednak znośnym. Jest tu wiele „ponurych diagnoz społecznych”, jak nazywa je Dębińska, która zdaje się podzielać zdanie Sary Ahmed proponującej „odrzucenie żądania dobrego życia czy nawet życia możliwego do przeżycia i skupienie się na życiu możliwym do zniesienia i na tym, żeby dało się oddychać” (s. 260). Dodam, że obecność książki The promise of happiness Sary Ahmed w recenzowanym tekście uważam za jego ogromną zaletą. Maria Dębińska nie pyta zatem o doświadczenia osób transpłciowych ani o ich tożsamość, które były obiektem chociażby socjologicznej refleksji Małgorzaty Bieńkowskiej (Transeksualizm w Polsce. Wymiar indywidualny i społeczny przekraczania binarnego systemu płci), interesują ją praktyki opowiadania, miejsca, w których produkuje się dyskursywnie płeć, co w opinii autorki (i jej teoretycznych sojuszniczek) nierozdzielnie wiąże się z dyscyplinowaniem i społeczną przemocą, a społeczeństwo staje się w tej perspektywie wręcz synonimem przemocy. Rozprawa jest bowiem w dużym stopniu oskarżeniem społeczeństwa, jako kategorii socjologicznej, koncepcji filozoficznej, jako nowoczesnej formacji mentalno-instytucjonalnej i jako zbioru jednostek posługujących się w codziennych relacjach różnymi rodzajami przemocy. Niemniej w końcowej części swojej dysertacji Dębińska napisze: „Tworzenie map realnej i antycypowanej przemocy jest więc jednocześnie rozmontowywaniem koncepcji opresyjnego społeczeństwa, bo oczekiwanie przemocy często okazuje się nieuzasadnione i mapę trzeba zmodyfikować. Okazuje się, że oprócz społeczeństwa jako monolitycznej wrogiej siły istnieje również bardziej zróżnicowana i dająca się modyfikować przestrzeń relacji z otoczeniem, w której można zweryfikować zinternalizowane formy »patrzenia jak społeczeństwo«” (s. 228). Co ważne, bohaterowie pracy Dębińskiej, ci „płciowi oszuści”, demaskują innych oszustów: lekarzy, psychologów, narzędzia badawcze takie jak testy psychologiczne. A częścią owego oszukującego i opresyjnego społeczeństwa (to dosyć problematyczna kategoria, z czego bardzo dobrze zdaje sobie sprawę autorka pracy) jest prawo, które posługuje się własną logiką i tworzy własną rzeczywistość, niezgodną ani z tzw. zdrowym rozsądkiem, ani z intuicjami dotyczącymi tego, co zasadne i sprawiedliwe. Najlepszym przykładem jest tu prawo nakazujące, by osoby transseksualne, dążące do zmiany zapisów w dokumentach, pozywały swoich rodziców w trybie powództwa o ustalenie płci. Jak ważnym dla autorki jest ten akt prawny dowodzi to, że to próba jego nowelizacji w 2012 r. stała się datą określającą ramy czasowe podane w tytule rozprawy (1964 r. to data pierwszego wyroku w Polsce dopuszczającego sprostowanie płci, a 2012 – wniesienia przez Annę Grodzką projektu ustawy regulującego kwestie związane z prawną korektą płci). Spotkanie dorosłych ludzi z rodzicami na sali sądowej jest więc rodzajem spektaklu rodem z opery mydlanej i osadzeniem problemu w rodzinie, rozumianej w prosty sposób: jako rodziców z dzieckiem będącym w dużym stopniu ich własnością. Osoby transpłciowe na powrót stają się tu więc dziećmi, pozbawionymi prawa do autonomii, do bycia jednostkami niezależnymi od swoich rodziców. Nie tylko prawo zostaje posadzone na ławie oskarżonych przygotowanej przez autorkę i jej rozmówców. Ważnym aktorem owego prawno-medycznego spektaklu są seksuolodzy (wydaje się, że współcześnie praktykujące seksuolożki wyłączone są z tego antropologicznego aktu oskarżenia). Bywają oni sojusznikami osób transpłciowych w ich walce o przetrwanie w nowoczesnym świecie ufundowanym na binarnych podziałach, ale także mogą ucieleśniać przemoc dyskursywną, symboliczną, a nawet fizyczną wymierzoną przeciwko osobom transseksualnym. Na s. 111 autorka pisze: „Z przeprowadzonych przeze mnie rozmów wynika, że spośród tych kilkorga seksuologów, którzy podejmują się w Polsce terapii osób transseksualnych, jeden domaga się łapówek, drugi molestuje pacjentów seksualnie – robi zdjęcia ich narządów płciowych i lubi seksistowskie żarty, trzeci stosuje manipulację i przemoc psychiczną, czwarta z kolei przepisuje hormony dopiero po dwuletnim okresie terapii, a standard zdrowia psychicznego jakiego wymaga od swoich pacjentów wydaje się trudny do spełnienia nawet przez osoby, które nie zmagają się z nienormatywną tożsamością płciową i związanymi z tym problemami w relacjach społecznych. Pacjentka może więc zdecydować, jaki rodzaj nadużyć najmniej jej przeszkadza”. Są to bardzo mocne słowa, zwłaszcza że owi seksuolodzy, których przecież nie jest wielu, mogą być rozpoznani. I tu pierwsze moje słowa krytyki pod adresem autorki: zrezygnowałabym z tego fragmentu lub lepiej udokumentowałabym go, albo – i to pewnie najlepsze wyjście – przynajmniej odpowiednio skomentowała, chociażby odnosząc się do rodzaju danych, jakie możemy otrzymać w procesie wywiadu etnograficznego. Nie wystarczy autorce prosta krytyka medykalizacji, która niewątpliwie jest związana z patologizacją. Dębińska bardzo zasadnie zauważa też wspierający, a może nawet emancypujący element działania biomedycznych narracji, pozwalając sobie przy tym na krytykę (za Gayle Rubin i Joyem Prosserem) Judith Butler, a tym samym dowodząc, że nie przyjmuje nowych i modnych teorii bezkrytycznie, tylko umie z nimi po partnersku dyskutować i inkorporować do tekstu niezwykle świadomie. Bardzo zasadne wydaje mi się umieszczenie przez autorkę problemu transpłciowości w kontekście zmian polityczno-historycznych w Polsce, a zwłaszcza procesów transformacji. Podkreślenie roku 1989 jako znaczącego dla zmian w obrębie życia transseksualnych biografii pokazuje, że podobnie jak inne tematy związane z kwestiami płci, reprodukcji i seksualności i ten może być postrzegany jako rodzaj mikrohistorii obrazującej zmiany na mapie polityczno-obyczajowej Polski, znaczonej procesami liberalizacji ekonomicznej z jednej strony i umacniania światopoglądów konserwatywnych (wyznaczanych w Polsce przez Kościół katolicki) z drugiej. Teraz przejdę do części krytycznej mojej recenzji. Przy czym jeszcze raz pragnę podkreślić, że pracę oceniam bardzo wysoko. Pewne jej wady, które zaraz wskażę, to raczej katalog życzeń recenzentki i pomysłów na to, co zrobić, by praca w jej opinii była jeszcze lepsza. Teoretyczne przygotowanie doktorantki, zaprezentowane w pracy, nie budzi moich zastrzeżeń, niemniej dziwi mnie zupełny brak odwołań (chociażby negatywnych lub na zasadzie: wiem, ale nie będę się zagłębiać) do języka psychoanalizy, rozumianego jako rodzaj hermeneutyki czy szerzej, filozofii. Nie chodzi mi o tę psychoanalizę, o której wspomina Dębińska, wspierającą w latach 60. psychologiczne diagnozy upatrujące problemów z tożsamością płciową z zaburzeniach relacji z matką, ale o propozycję ściśle filozoficznoantropologiczną. Rozumiem wybór autorki, miała do tego pełne prawo, tutaj chciałam jedynie wyrazić swój pewien żal, że w ogóle nie ma w pracy mowy o psychoanalizie, a nawet jak się pojawiają pewne kategorie charakterystyczne dla opisu psychoanalitycznego, np. przyjemność, przemoc, fantazja, czy sposoby myślenia, np. o relacji między językiem a tożsamością, czy roli przemocy i spojrzenia w wyłanianiu się podmiotowości, autorka nie wspomina o ich związkach z psychoanalizą jako ważną propozycją filozoficzną. Kolejną nieobecną w tekście Marii Dębińskiej jest kultura popularna, która przecież też bierze udział w przemianach społeczno-kulturowych praktyk konstruowania płci. Rozumiem, że o obecności motywu przebieranek czy nawet wężej transpłciowości w kulturze popularnej można by napisać osobną rozprawę doktorską, niemniej brakuje chociażby wspomnienia o roli popularnych wizji w kształtowaniu narracji transpłciowych. A może w ogóle nie wpływały? Wówczas należałoby to napisać. Brakuje mi wyjaśnienia związków lub ich braku opisywanych zmagań narracyjnych z dobrze zakorzenionym w kulturze motywem mężczyzny udającego kobietę czy kobiet podszywających się za mężczyzn (filmy takie jak Pół żartem, pół serio, Poszukiwany, poszukiwana czy powieść Dziewczyna i chłopak, czyli heca na 14 fajerek, adaptowana na popularny film). Można by także nawiązać do propozycji podchodzących do problemu w bardziej złożony sposób, np. jak w znanym w Polsce filmie Transamerica, którego głównym motywem jest relacja transseksualnej kobiety z jej już prawie dorosłym, ale nowopoznanym synem. O relacjach między transseksualnymi rodzicami a ich dziećmi w pracy Marii Dębińskiej też w zasadzie nic nie ma. Pojawiają się jedynie w wyliczeniach, jako elementy biografii rozmówców, obok innych jego cech. Jest sporo wątków związanych z pozycją partnera, małżonka, pojawia się kwestia płodności (choć jeszcze nie w kontekście bardzo ciekawego problemu anticipated infertility), ale prawie wcale nie ma tu dzieci. Czy w tej narracji nie ma po prostu dla nich odpowiedniej roli? Tego Dębińska nie wyjaśnia, a wydaje mi się, że mogłoby to być istotne. Podobnie brakuje nawiązań do antropologicznych studiów nad pokrewieństwem, dla którego zmiana płci jest sporym wyzwaniem. Zachodnie systemy pokrewieństwa są bowiem zbudowane na podziałach dychotomicznych, które są definiowane w pracy jako główni wrogowie – autorka odwołuje się tu oczywiście do swoich rozmówczyń i, mówiąc językiem pracy, sojuszniczek, także ze środowisk akademickich. Zwłaszcza niebezpieczny okazuje się podział natura – kultura, gdzie natura ma być gwarantem niezmienności. Przekonują mnie te fragmenty, w których Maria Dębińska odwołuje się do teorii Brunona Latoura czy Donny Haraway, nie przekonuje mnie zaś Thomas Laquer, który dowodzi, że model dwupłciowy jest dziełem europejskiej nowoczesności. Autorka słusznie zauważa, że teza Laquera była już krytykowana, nie chce jednak zapoznać z tą krytyką czytelników (a cytat z Mointaigne’a w przyp.15 na s. 36 to zdecydowanie za mało na obronę mocnej, a może raczej spektakularnej tezy Laquera), co więcej sama konstatuje, że „naturalna opozycja płci i jego produkt uboczny w postaci płciowych oszustów, rebeliantów i potworów jest nowo-czesnym wynalazkiem” (s. 36). Trudno nie zgodzić się z dalszym wywodem Dębińskiej, w którym pokazuje ona rolę medykalizacji, w tym zwłaszcza rozwoju endokrynologii i jej historii o hormonach, w skonstruowaniu nowoczesnej transpłciowości. To jednak nie jest jeszcze dowód na to, że to nowoczesność wynalazła transpłciowość i kłopoty z nią. Z kolejnych niedociągnięć: jest w pracy mały słownik terminów związanych z transpłciowością – to bardzo dobrze, brakuje mi jednak opracowania pewnych kluczowych dla pracy pojęć, w tym przede wszystkim wyjaśnienia, jak rozumie autorka słowo „państwo”, które jest głównym aktorem jej opowieści. O ile dobrze w pracy wyjaśnione jest rozumienie kategorii społeczeństwa, szczególnie podoba mi się przywołanie krytycznej perspektywy Marilyn Strathern, o tyle kategoria państwa pozostaje bez komentarza. Sądzę, że w publikacji książkowej przygotowanej na podstawie doktoratu – a liczę, że taka powstanie – ta rzecz powinna być uzupełniona. Nie przekonuje mnie też tytuł recenzowanej pracy, zwłaszcza pierwsza jego część. Co jest przeciwstawione czemu? Może lepiej byłoby: Prawo i seksualność a transpłciowość? Podtytuł raczej nie zawęża tematu a poszerza, co nie jest bardzo dobrym rozwiązaniem. Konstruowanie płci w Polsce to znacznie szerszy proces niż uzgadnianie jej w ramach procesów zmiany płci. Brakuje mi tu jednak trochę właśnie tego szerszego kontekstu, zapowiedzianego w tytule, choć w wielu miejscach autorka słusznie sugeruje, że chodzi w tym wszystkim o znacznie więcej niż kwestie przypisywania do danej płci. Oczywiście czytelnik może sobie sam ten kontekst „dowyobrazić”, autorka daje na to przestrzeń, niemniej chciałoby się więcej osadzenia problemu w kulturze popularnej, o czym pisałam, a także – być może – pokazania związków transpłciowości zachodniej z kategorią trzeciej czy czwartej płci w kulturach niezachodnich. Najbardziej jednak brakuje mi szerszego ujęcia tematu w kontekście wspomnianej przez Dębińską polskiej paniki moralnej wokół ideologii gender i innych tematów związanych z seksualnością i reprodukcją. I jeszcze jedna kwestia, o której chciałabym więcej przeczytać, to genetyka, choć zdaję sobie sprawę, ze być może to w ogóle nie pojawiało się w materiałach zebranych przez autorkę. Płeć genetyczna wcale nie musi być bowiem oczywista i ona także może, chociaż zakorzeniona jest silnie w biologii, wspierać niebinarne układy odniesienia. Oczywiście mogłabym wymieniać jeszcze wiele rzeczy, które z tematem mi się kojarzą i chciałabym o nich poczytać, rozumiem jednak, że osoba ubiegająca się o stopień doktora powinna umieć także rezygnować z pogłębiania pobocznych wątków. Niewątpliwie Maria Dębińska taką umiejętność posiadła i warto to docenić, a uczucie niedosytu uznać za pozytywną wskazówkę, że praca inspiruje do zadawania pytań i pogłębiania tematu. Praca jest napisana dobrą polszczyzną, niemniej chwilami zdania wydają się zawiłe, a język może nieco drażnić osoby nieprzyzwyczajone do charakterystycznej dla studiów nad płcią i seksualnością nowomowy. Mam tu na myśli także zmaganie się z końcówkami żeńskimi i męskimi. „Małe literki w małych ilościach, a zmieniają całe sedno tego, kim jestem w obiegowej opinii” – mówi jeden z rozmówców autorki (s. 229), świetnie pokazującej, jak ważne są wybory gramatyczne dokonywane i w codziennym życiu, i w pracy naukowej. I chociaż zdarzają się w pracy, jak w każdym tekście przed profesjonalną redakcją językową (której nie można wymagać od jeszcze niepublikowanej dysertacji doktorskiej), błędy językowe, są one jednak nieliczne; np. na s. 249 przeczytamy: „Adresatem transpłciowych narracji biograficznych jest wyobrażone społeczeństwo, które narracje mają edukować” – chciałoby się zapytać, kto ma edukować kogo. I dalej pojawia się niepoprawna struktura gramatyczna zdania: „To wyobrażenie zawiera elementy »dominującej fantazji« opisanej przez Butler, której źródłem jest przede wszystkim język, którym posługują się opisane wcześniej teksty seksuologiczne, ale opiera się również na wiedzy innego rodzaju, zakorzenionej w osobistych doświadczeniach i relacjach społecznych”. Ponadto we wstępie, na s. 10 powtórzony został niemal cały akapit ze s. 9 (od słów: „Polski termin transpłciowość pochodzi od angielskiego transgender, które jako kategoria medyczna zostało stworzone na początku lat 60. XX wieku”). Z innych zupełnie nieistotnych błędów zauważyłam brak w bibliografii końcowej pozycji opisanej w tekście jako: Rubin 1998, a na s. 170 na górze zostało rozbite zdanie i pojawiło się niepotrzebne światło między częściami jednego (?) zdania. Oczywiście wymienione niedociągnięcia, a także mój katalog życzeń co do wątków wartych zastanowienia przy konstruowaniu książki, dla której mam nadzieję podstawą stanie się doktorat, w ogóle nie obniżają wartości pracy, którą oceniam bardzo wysoko. Uznaję więc, że praca mgr Marii Dębińskiej pt. Prawo, seksuologia a trans płciowość. Przemiany społeczno-kulturowych praktyk konstruowania płci w Polsce (1964–2012) spełnia wymogi stawiane rozprawom doktorskim i wnoszę o dopuszczenie jej autorki do dalszych etapów przewodu doktorskiego. Magdalena Radkowska-Walkowicz