Recenzja rozprawy doktorskiej mgr Marii Dębińskiej pt. Prawo

Transkrypt

Recenzja rozprawy doktorskiej mgr Marii Dębińskiej pt. Prawo
Dr hab. Magdalena Radkowska-Walkowicz
Instytut Etnologii i Antropologii Kulturowej
Uniwersytet Warszawski
ul. Żurawia 4
00-503 Warszawa
tel. 22 553 16 11
[email protected]
Recenzja rozprawy doktorskiej mgr Marii Dębińskiej
pt. Prawo, seksuologia a transpłciowość. Przemiany społeczno-kulturowych praktyk
konstruowania płci w Polsce (1964–2012)
Przedstawiona do recenzji praca mgr Marii Dębinskiej to rozprawa ważna i merytorycznie bardzo dobra. Na blisko 300 stronach autorka zmieściła wstęp, pięć rozdziałów,
na które składa się po kilka podrozdziałów, zakończenie i aneks ze spisem rozmówców oraz
omawianych spraw sądowych, a także zaświadczeniem dla sądu od dr Stanisława Dulki oraz
listem Urszuli Werkowskiej do posłanek i posłów. W obszernej bibliografii wydzielona
została literatura seksuologiczna i prawnicza oraz artykuły znajdujące się w Archiwum
„Gazety Wyborczej”.
Od formy pracy znacznie ważniejszy jest oczywiście jej przedmiot. Rozprawa dotyczy
tematu coraz częściej podejmowanego przez nauki społeczne i humanistyczne, ale wciąż,
przynajmniej na gruncie polskim, w sposób niedostateczny; co nie dziwi w kontekście
konstatacji Marii Dębińskiej, że transpłciowość jest czymś w kulturze zachodniej
niezrozumiałym i trzeba ją wciąż opowiadać: u seksuologa, w sądzie, w badaniach
antropologicznych i socjologicznych. Sięgając zatem do tekstów z zakresu transgender
studies napisanych przede wszystkim przez badaczy amerykańskich, Maria Dębińska podjęła
się próby opisu polskiej rzeczywistości prawnej, medycznej, narracyjnej związanej z transpłciowością. Zrobiła to w sposób dojrzały i rzetelnie. Problem ten jest tu traktowany, zgodnie
z najnowszymi trendami wyznaczanymi przez aktywistów i aktywistki, teoretyków i teoretyczki transseksualności, jako „efekt i skutek uboczny binarnego płciowo systemu
społecznego” (s. 13 omawianej pracy). Opowiadając o transpłciowości, etnografka mówi więc
o „dwupłciowym świecie i opresyjnym społeczeństwie” (s. 13).
Osoba transpłciowa to dla Dębińskiej „znak i dowód niepewności i nienaturalności
płci”, a jako taka jest „figurą na różne sposoby eksploatowaną w publicznych i akademickich
dyskursach liberalnej diaspory. Stanowi narzędzie do myślenia o płci, tożsamości, moralności
i kulturze, i wyznacza ich granice: płeć osoby transpłciowej może być wytwarzana jako
niepewna, niewiadoma i niezrozumiała tylko w ramach heteronormatywnego i gwarantowanego biologią porządku”. Taka nierozpoznawalna istota „świetnie się nadaje do
projektowania na nią lęków i fantazji dotyczących tego, co czyha poza granicami społecznie
usankcjonowanych praktyk związanych z płcią i seksualnością” (s. 25–26). Dobrze autorka
streszcza, w duchu mocnego konstruktywizmu, historię powstania nowoczesnego języka
heteronormatywności, a co za tym idzie transseksualności i cisnormatywności. W gruncie
rzeczy jest to historia powstania pewnego rodzaju przemocy czy jak pisze Dębińska, „ekologii
ignorancji”, opierającej się na esencjalizowaniu transpłciowych tożsamości jako patologicznych.
Maria Dębińska w swojej pracy wykazuje się świetną znajomością najnowszej
literatury z zakresu gender, transgender i queer studies, daleko wykraczającą poza wymagania stawiane pracom doktorskim. Sprawnie porusza się między kategoriami filozoficznymi,
antropologicznymi, politologicznymi, a także prawnymi. Dzięki temu powstała praca
interdyscyplinarna, zaznajamiająca czytelników z najnowszymi prądami teoretycznymi, które
mogą być (i są) wykorzystywane także do opisu innych zjawisk kulturowych.
Na uwagę zasługuje na pewno bardzo przemyślana metodologia badawcza zaprezentowana w pracy. Zgodnie z propozycją George’a Marcusa autorka podąża za przedmiotem
badań, za związkami, asocjacjami i domniemanymi relacjami (Marcus 1995, s. 97). Taka
wielostanowiskowa etnografia daje jej więc możliwość uchwycenia, jak postulował Marcus,
różnych postaci tożsamości w jej wędrówkach i rozproszeniach (Marcus 2004, s. 126), co jest
świetnym wyborem w kontekście tematu podejmowanego przez autorkę recenzowanej
rozprawy. Transpłciowość to bowiem opowieść o świecie bez granic i płynnych
podmiotowościach, o pofragmentowanej nowoczesności i rozproszonych, wieloznacznych i
wieloźródłowych tożsamościach. Wszak opisywane przez etnografkę osoby „coraz częściej
żyją w ciałach, które nie wpisują się w cis-płciową normę i nie pozwalają na uchodzenie we
wszystkich sytuacjach; odkrywają, że można »normalnie żyć« bez operacji” (s. 235).
Dysertacja mgr Dębińskiej oparta jest na materiale etnograficznym, zwłaszcza na
wywiadach, w tym 43 półstrukturyzowanych wywiadach biograficznych z osobami
transpłciowymi oraz z seksuologami i seksuolożkami zajmującymi się pomocą osobom
transpłciowym. Ponadto autorka analizuje polską literaturę seksuologiczną i prawniczą
poświęconą transpłciowości oraz, co oceniam bardzo wysoko, akta sądowe 35 spraw o ustalenie płci. Dębińska poddaje refleksji orzeczenia sądu, słusznie zakładając, że nawet jeden
proces może nam dużo powiedzieć o rzeczywistości społecznej, prawnej, w której przyszło
żyć bohaterkom i bohaterom pracy. Do materiału źródłowego dołącza także, jak pisze,
„rozmowy z osobami zaangażowanymi w reformę procedury korekty płci, uzupełnione o wybrane narracje medialne, nieformalne rozmowy i obserwacje podczas różnego rodzaju spotkań
organizowanych przez Fundację Trans-Fuzja w Warszawie” (s. 16). Autorka brała udział
także w wielu spotkaniach osób transpłciowych, w klubach czy podczas wyborów MissTrans.
Dębińska przyznaje, że nie szukała reprezentatywnej próby osób transpłciowych,
a rozmawiała przede wszystkim z osobami zaangażowanymi w jakiś sposób w działania
podejmowane przez środowisko osób transpłciowych, które posiadają kompetencje
pozwalające na poddanie głębszej refleksji kwestii związanych z tożsamością i jej społecznokulturowymi uwarunkowaniami. Autorkę interesowały „sposoby tworzenia narracji
autobiograficznych przez te osoby i to, w jakim celu i w jakich okolicznościach opowiadają
swoje historie” (s. 17).
Jak pisałam, bardzo doceniam świadomość metodologiczną autorki, co obrazuje
chociażby świetny podrozdział o wywiadach i praktykach opowiadania. Wyzbywa się przy
tym Dębińska antropologicznego narcyzmu, który każe w wywiadach etnograficznych
widzieć więcej autentyczności niż w innych praktykach badawczych. Zdaje sobie sprawę, że
jej materiał jest „wytworem wspólnoty narracyjnej” (s. 211), a sama antropolożka jest
elementem publiczności, wobec której tworzona jest opowieść. Autorka traktuje narracje
biograficzne jako rodzaj technologii „siebie”, „troski o siebie”. Nie mówi, które rodzaje
opowieści seksualnych biografii są dobre, a które złe; w zamian proponuje kategorię
przyjemności: „Nie chodziłoby o to, kto ma jakie możliwości wyboru, tylko o to, jakie
rodzaje przyjemności towarzyszą opowiadaniu jakich historii, i kto czerpie przyjemność z ich
opowiadania” (s. 74–75).
Jak się wydaje, z wieloma swoimi rozmówczyniami i rozmówcami Maria Dębińska
miała bardzo dobry kontakt, ale co najważniejsze jest w stosunku do nich w swoim tekście
bardzo lojalna, a to w pracy etnografa jest niezwykle istotne. Na czym polega ta lojalność?
Przede wszystkim na zaufaniu: ale nie po prostu zaufaniu w opowieść, ale raczej na zaufaniu,
że rozmówcy, badani robią to, co robić mają. Nie trzeba ich zatem oceniać ani nadmiernie
uwznioślać. Ta lojalność nie pozwala etnografce drobiazgowo przedstawiać życia osobistego
rozmówców czy pytać ich o to, jak wyglądają ich genitalia (jak zauważa, powoli także
dziennikarze przestają się tym interesować i tylko w odniesieniu do Anny Grodzkiej tracą
poczucie „dobrych manier” i skupiają się na jej fizjologii), choć to właśnie o „moralnych
genitaliach” jest pierwszy, bardzo dobry, rozdział recenzowanej dysertacji. Dębińska celowo
rezygnuje z perspektywy doświadczenia, dzięki czemu nie ma tu emocjonalnego szantażu,
a bohaterki i bohaterowie pracy nie są jedynie ofiarami, którym odbiera się racjonalność, lecz
sprawczymi aktorami w różnym stopniu skutecznie negocjującymi swoje pozycje w polu
znaczonym przemocą rodziny, medycyny, sądu, państwa, społeczeństwa, wszystkich tych
instytucji, które działają na rzecz nowoczesnego porządku płci. Nie znaczy to oczywiście, że
praca jest optymistyczną opowieścią o świecie, chociaż ufundowanym na przemocy, to jednak
znośnym. Jest tu wiele „ponurych diagnoz społecznych”, jak nazywa je Dębińska, która zdaje
się podzielać zdanie Sary Ahmed proponującej „odrzucenie żądania dobrego życia czy nawet
życia możliwego do przeżycia i skupienie się na życiu możliwym do zniesienia i na tym, żeby
dało się oddychać” (s. 260). Dodam, że obecność książki The promise of happiness Sary
Ahmed w recenzowanym tekście uważam za jego ogromną zaletą.
Maria Dębińska nie pyta zatem o doświadczenia osób transpłciowych ani o ich
tożsamość, które były obiektem chociażby socjologicznej refleksji Małgorzaty Bieńkowskiej
(Transeksualizm w Polsce. Wymiar indywidualny i społeczny przekraczania binarnego
systemu płci), interesują ją praktyki opowiadania, miejsca, w których produkuje się
dyskursywnie płeć, co w opinii autorki (i jej teoretycznych sojuszniczek) nierozdzielnie wiąże
się z dyscyplinowaniem i społeczną przemocą, a społeczeństwo staje się w tej perspektywie
wręcz synonimem przemocy. Rozprawa jest bowiem w dużym stopniu oskarżeniem
społeczeństwa, jako kategorii socjologicznej, koncepcji filozoficznej, jako nowoczesnej
formacji mentalno-instytucjonalnej i jako zbioru jednostek posługujących się w codziennych
relacjach różnymi rodzajami przemocy. Niemniej w końcowej części swojej dysertacji
Dębińska napisze: „Tworzenie map realnej i antycypowanej przemocy jest więc jednocześnie
rozmontowywaniem koncepcji opresyjnego społeczeństwa, bo oczekiwanie przemocy często
okazuje się nieuzasadnione i mapę trzeba zmodyfikować. Okazuje się, że oprócz społeczeństwa jako monolitycznej wrogiej siły istnieje również bardziej zróżnicowana i dająca
się modyfikować przestrzeń relacji z otoczeniem, w której można zweryfikować
zinternalizowane formy »patrzenia jak społeczeństwo«” (s. 228).
Co ważne, bohaterowie pracy Dębińskiej, ci „płciowi oszuści”, demaskują innych
oszustów: lekarzy, psychologów, narzędzia badawcze takie jak testy psychologiczne.
A częścią owego oszukującego i opresyjnego społeczeństwa (to dosyć problematyczna
kategoria, z czego bardzo dobrze zdaje sobie sprawę autorka pracy) jest prawo, które
posługuje się własną logiką i tworzy własną rzeczywistość, niezgodną ani z tzw. zdrowym
rozsądkiem, ani z intuicjami dotyczącymi tego, co zasadne i sprawiedliwe. Najlepszym
przykładem jest tu prawo nakazujące, by osoby transseksualne, dążące do zmiany zapisów w
dokumentach, pozywały swoich rodziców w trybie powództwa o ustalenie płci. Jak ważnym
dla autorki jest ten akt prawny dowodzi to, że to próba jego nowelizacji w 2012 r. stała się
datą określającą ramy czasowe podane w tytule rozprawy (1964 r. to data pierwszego wyroku
w Polsce dopuszczającego sprostowanie płci, a 2012 – wniesienia przez Annę Grodzką
projektu ustawy regulującego kwestie związane z prawną korektą płci). Spotkanie dorosłych
ludzi z rodzicami na sali sądowej jest więc rodzajem spektaklu rodem z opery mydlanej
i osadzeniem problemu w rodzinie, rozumianej w prosty sposób: jako rodziców z dzieckiem
będącym w dużym stopniu ich własnością. Osoby transpłciowe na powrót stają się tu więc
dziećmi, pozbawionymi prawa do autonomii, do bycia jednostkami niezależnymi od swoich
rodziców.
Nie tylko prawo zostaje posadzone na ławie oskarżonych przygotowanej przez autorkę
i jej rozmówców. Ważnym aktorem owego prawno-medycznego spektaklu są seksuolodzy
(wydaje się, że współcześnie praktykujące seksuolożki wyłączone są z tego antropologicznego aktu oskarżenia). Bywają oni sojusznikami osób transpłciowych w ich walce
o przetrwanie w nowoczesnym świecie ufundowanym na binarnych podziałach, ale także
mogą ucieleśniać przemoc dyskursywną, symboliczną, a nawet fizyczną wymierzoną
przeciwko osobom transseksualnym. Na s. 111 autorka pisze: „Z przeprowadzonych przeze
mnie rozmów wynika, że spośród tych kilkorga seksuologów, którzy podejmują się w Polsce
terapii osób transseksualnych, jeden domaga się łapówek, drugi molestuje pacjentów
seksualnie – robi zdjęcia ich narządów płciowych i lubi seksistowskie żarty, trzeci stosuje
manipulację i przemoc psychiczną, czwarta z kolei przepisuje hormony dopiero po dwuletnim
okresie terapii, a standard zdrowia psychicznego jakiego wymaga od swoich pacjentów
wydaje się trudny do spełnienia nawet przez osoby, które nie zmagają się z nienormatywną
tożsamością płciową i związanymi z tym problemami w relacjach społecznych. Pacjentka
może więc zdecydować, jaki rodzaj nadużyć najmniej jej przeszkadza”. Są to bardzo mocne
słowa, zwłaszcza że owi seksuolodzy, których przecież nie jest wielu, mogą być rozpoznani.
I tu pierwsze moje słowa krytyki pod adresem autorki: zrezygnowałabym z tego fragmentu
lub lepiej udokumentowałabym go, albo – i to pewnie najlepsze wyjście – przynajmniej
odpowiednio skomentowała, chociażby odnosząc się do rodzaju danych, jakie możemy
otrzymać w procesie wywiadu etnograficznego.
Nie wystarczy autorce prosta krytyka medykalizacji, która niewątpliwie jest związana
z patologizacją. Dębińska bardzo zasadnie zauważa też wspierający, a może nawet emancypujący element działania biomedycznych narracji, pozwalając sobie przy tym na krytykę
(za Gayle Rubin i Joyem Prosserem) Judith Butler, a tym samym dowodząc, że nie przyjmuje
nowych i modnych teorii bezkrytycznie, tylko umie z nimi po partnersku dyskutować
i inkorporować do tekstu niezwykle świadomie.
Bardzo zasadne wydaje mi się umieszczenie przez autorkę problemu transpłciowości
w kontekście zmian polityczno-historycznych w Polsce, a zwłaszcza procesów transformacji.
Podkreślenie roku 1989 jako znaczącego dla zmian w obrębie życia transseksualnych
biografii pokazuje, że podobnie jak inne tematy związane z kwestiami płci, reprodukcji
i seksualności i ten może być postrzegany jako rodzaj mikrohistorii obrazującej zmiany na
mapie polityczno-obyczajowej Polski, znaczonej procesami liberalizacji ekonomicznej z jednej strony i umacniania światopoglądów konserwatywnych (wyznaczanych w Polsce przez
Kościół katolicki) z drugiej.
Teraz przejdę do części krytycznej mojej recenzji. Przy czym jeszcze raz pragnę
podkreślić, że pracę oceniam bardzo wysoko. Pewne jej wady, które zaraz wskażę, to raczej
katalog życzeń recenzentki i pomysłów na to, co zrobić, by praca w jej opinii była jeszcze
lepsza.
Teoretyczne przygotowanie doktorantki, zaprezentowane w pracy, nie budzi moich
zastrzeżeń, niemniej dziwi mnie zupełny brak odwołań (chociażby negatywnych lub na
zasadzie: wiem, ale nie będę się zagłębiać) do języka psychoanalizy, rozumianego jako rodzaj
hermeneutyki czy szerzej, filozofii. Nie chodzi mi o tę psychoanalizę, o której wspomina
Dębińska, wspierającą w latach 60. psychologiczne diagnozy upatrujące problemów z tożsamością płciową z zaburzeniach relacji z matką, ale o propozycję ściśle filozoficznoantropologiczną. Rozumiem wybór autorki, miała do tego pełne prawo, tutaj chciałam jedynie
wyrazić swój pewien żal, że w ogóle nie ma w pracy mowy o psychoanalizie, a nawet jak się
pojawiają pewne kategorie charakterystyczne dla opisu psychoanalitycznego, np. przyjemność, przemoc, fantazja, czy sposoby myślenia, np. o relacji między językiem a tożsamością, czy roli przemocy i spojrzenia w wyłanianiu się podmiotowości, autorka nie
wspomina o ich związkach z psychoanalizą jako ważną propozycją filozoficzną.
Kolejną nieobecną w tekście Marii Dębińskiej jest kultura popularna, która przecież
też bierze udział w przemianach społeczno-kulturowych praktyk konstruowania płci.
Rozumiem, że o obecności motywu przebieranek czy nawet wężej transpłciowości w kulturze
popularnej można by napisać osobną rozprawę doktorską, niemniej brakuje chociażby
wspomnienia o roli popularnych wizji w kształtowaniu narracji transpłciowych. A może
w ogóle nie wpływały? Wówczas należałoby to napisać. Brakuje mi wyjaśnienia związków
lub ich braku opisywanych zmagań narracyjnych z dobrze zakorzenionym w kulturze
motywem mężczyzny udającego kobietę czy kobiet podszywających się za mężczyzn (filmy
takie jak Pół żartem, pół serio, Poszukiwany, poszukiwana czy powieść Dziewczyna i chłopak, czyli heca na 14 fajerek, adaptowana na popularny film). Można by także nawiązać do
propozycji podchodzących do problemu w bardziej złożony sposób, np. jak w znanym
w Polsce filmie Transamerica, którego głównym motywem jest relacja transseksualnej
kobiety z jej już prawie dorosłym, ale nowopoznanym synem.
O relacjach między transseksualnymi rodzicami a ich dziećmi w pracy Marii
Dębińskiej też w zasadzie nic nie ma. Pojawiają się jedynie w wyliczeniach, jako elementy
biografii rozmówców, obok innych jego cech. Jest sporo wątków związanych z pozycją
partnera, małżonka, pojawia się kwestia płodności (choć jeszcze nie w kontekście bardzo
ciekawego problemu anticipated infertility), ale prawie wcale nie ma tu dzieci. Czy w tej
narracji nie ma po prostu dla nich odpowiedniej roli? Tego Dębińska nie wyjaśnia, a wydaje
mi się, że mogłoby to być istotne.
Podobnie brakuje nawiązań do antropologicznych studiów nad pokrewieństwem, dla
którego zmiana płci jest sporym wyzwaniem. Zachodnie systemy pokrewieństwa są bowiem
zbudowane na podziałach dychotomicznych, które są definiowane w pracy jako główni
wrogowie – autorka odwołuje się tu oczywiście do swoich rozmówczyń i, mówiąc językiem
pracy, sojuszniczek, także ze środowisk akademickich. Zwłaszcza niebezpieczny okazuje się
podział natura – kultura, gdzie natura ma być gwarantem niezmienności. Przekonują mnie te
fragmenty, w których Maria Dębińska odwołuje się do teorii Brunona Latoura czy Donny
Haraway, nie przekonuje mnie zaś Thomas Laquer, który dowodzi, że model dwupłciowy jest
dziełem europejskiej nowoczesności. Autorka słusznie zauważa, że teza Laquera była już
krytykowana, nie chce jednak zapoznać z tą krytyką czytelników (a cytat z Mointaigne’a
w przyp.15 na s. 36 to zdecydowanie za mało na obronę mocnej, a może raczej spektakularnej
tezy Laquera), co więcej sama konstatuje, że „naturalna opozycja płci i jego produkt uboczny
w postaci płciowych oszustów, rebeliantów i potworów jest nowo-czesnym wynalazkiem”
(s. 36). Trudno nie zgodzić się z dalszym wywodem Dębińskiej, w którym pokazuje ona rolę
medykalizacji, w tym zwłaszcza rozwoju endokrynologii i jej historii o hormonach,
w skonstruowaniu nowoczesnej transpłciowości. To jednak nie jest jeszcze dowód na to, że to
nowoczesność wynalazła transpłciowość i kłopoty z nią.
Z kolejnych niedociągnięć: jest w pracy mały słownik terminów związanych z transpłciowością – to bardzo dobrze, brakuje mi jednak opracowania pewnych kluczowych dla
pracy pojęć, w tym przede wszystkim wyjaśnienia, jak rozumie autorka słowo „państwo”,
które jest głównym aktorem jej opowieści. O ile dobrze w pracy wyjaśnione jest rozumienie
kategorii społeczeństwa, szczególnie podoba mi się przywołanie krytycznej perspektywy
Marilyn Strathern, o tyle kategoria państwa pozostaje bez komentarza. Sądzę, że w publikacji
książkowej przygotowanej na podstawie doktoratu – a liczę, że taka powstanie – ta rzecz powinna być uzupełniona.
Nie przekonuje mnie też tytuł recenzowanej pracy, zwłaszcza pierwsza jego część. Co
jest przeciwstawione czemu? Może lepiej byłoby: Prawo i seksualność a transpłciowość?
Podtytuł raczej nie zawęża tematu a poszerza, co nie jest bardzo dobrym rozwiązaniem.
Konstruowanie płci w Polsce to znacznie szerszy proces niż uzgadnianie jej w ramach
procesów zmiany płci.
Brakuje mi tu jednak trochę właśnie tego szerszego kontekstu, zapowiedzianego
w tytule, choć w wielu miejscach autorka słusznie sugeruje, że chodzi w tym wszystkim
o znacznie więcej niż kwestie przypisywania do danej płci. Oczywiście czytelnik może sobie
sam ten kontekst „dowyobrazić”, autorka daje na to przestrzeń, niemniej chciałoby się więcej
osadzenia problemu w kulturze popularnej, o czym pisałam, a także – być może – pokazania
związków transpłciowości zachodniej z kategorią trzeciej czy czwartej płci w kulturach
niezachodnich. Najbardziej jednak brakuje mi szerszego ujęcia tematu w kontekście
wspomnianej przez Dębińską polskiej paniki moralnej wokół ideologii gender i innych
tematów związanych z seksualnością i reprodukcją. I jeszcze jedna kwestia, o której
chciałabym więcej przeczytać, to genetyka, choć zdaję sobie sprawę, ze być może to w ogóle
nie pojawiało się w materiałach zebranych przez autorkę. Płeć genetyczna wcale nie musi być
bowiem oczywista i ona także może, chociaż zakorzeniona jest silnie w biologii, wspierać
niebinarne układy odniesienia.
Oczywiście mogłabym wymieniać jeszcze wiele rzeczy, które z tematem mi się
kojarzą i chciałabym o nich poczytać, rozumiem jednak, że osoba ubiegająca się o stopień
doktora powinna umieć także rezygnować z pogłębiania pobocznych wątków. Niewątpliwie
Maria Dębińska taką umiejętność posiadła i warto to docenić, a uczucie niedosytu uznać za
pozytywną wskazówkę, że praca inspiruje do zadawania pytań i pogłębiania tematu.
Praca jest napisana dobrą polszczyzną, niemniej chwilami zdania wydają się zawiłe,
a język może nieco drażnić osoby nieprzyzwyczajone do charakterystycznej dla studiów nad
płcią i seksualnością nowomowy. Mam tu na myśli także zmaganie się z końcówkami
żeńskimi i męskimi. „Małe literki w małych ilościach, a zmieniają całe sedno tego, kim
jestem w obiegowej opinii” – mówi jeden z rozmówców autorki (s. 229), świetnie pokazującej, jak ważne są wybory gramatyczne dokonywane i w codziennym życiu, i w pracy
naukowej. I chociaż zdarzają się w pracy, jak w każdym tekście przed profesjonalną redakcją
językową (której nie można wymagać od jeszcze niepublikowanej dysertacji doktorskiej),
błędy językowe, są one jednak nieliczne; np. na s. 249 przeczytamy: „Adresatem transpłciowych narracji biograficznych jest wyobrażone społeczeństwo, które narracje mają
edukować” – chciałoby się zapytać, kto ma edukować kogo. I dalej pojawia się niepoprawna
struktura gramatyczna zdania: „To wyobrażenie zawiera elementy »dominującej fantazji«
opisanej przez Butler, której źródłem jest przede wszystkim język, którym posługują się
opisane wcześniej teksty seksuologiczne, ale opiera się również na wiedzy innego rodzaju,
zakorzenionej w osobistych doświadczeniach i relacjach społecznych”. Ponadto we wstępie,
na s. 10 powtórzony został niemal cały akapit ze s. 9 (od słów: „Polski termin transpłciowość
pochodzi od angielskiego transgender, które jako kategoria medyczna zostało stworzone na
początku lat 60. XX wieku”). Z innych zupełnie nieistotnych błędów zauważyłam brak
w bibliografii końcowej pozycji opisanej w tekście jako: Rubin 1998, a na s. 170 na górze
zostało rozbite zdanie i pojawiło się niepotrzebne światło między częściami jednego (?)
zdania.
Oczywiście wymienione niedociągnięcia, a także mój katalog życzeń co do wątków
wartych zastanowienia przy konstruowaniu książki, dla której mam nadzieję podstawą stanie
się doktorat, w ogóle nie obniżają wartości pracy, którą oceniam bardzo wysoko. Uznaję
więc, że praca mgr Marii Dębińskiej pt. Prawo, seksuologia a trans płciowość. Przemiany
społeczno-kulturowych praktyk konstruowania płci w Polsce (1964–2012) spełnia wymogi
stawiane rozprawom doktorskim i wnoszę o dopuszczenie jej autorki do dalszych etapów
przewodu doktorskiego.
Magdalena Radkowska-Walkowicz