Nr 4(6) - Koło naukowe "Europa Nova"
Transkrypt
Nr 4(6) - Koło naukowe "Europa Nova"
NTRUM 3 NTRUM NTRUM Co nas cieszy, co nas martwi B ez wątpienia cieszy nas to, że do Waszych rąk trafia kolejny numer czasopisma studentów CE! Może niezauważalnie, może bez fajerwerków, ale stuknął nam właśnie roczek od rejestracji pod nową nazwą! Cieszymy się z tego bardzo, dziękujemy za wszystkie opinie (takż krytyczne) i liczymy na dalsze wsparcie! A propos wsparcia – witamy w naszych szeregach nowych studentów! W tym numerze wiele Was (na zdjęciach) i o Was (w relacji z tegorocznego wyjazdu do Sielpii na str. 22 oraz we wspomnieniu imprezy otrzęsinowej na str. 23). Życzymy powodzenia i udanego startu w studenckie życie! W większości cieszymy się również z Nagrody Nobla dla Unii Europejskiej. Jesteśmy podzieleni w opiniach, czy jest to najlepszy czas na taką nagrodę, oraz czy nie było bardziej godnych wyróżnienia kandydatów (krótki tekst na ten temat na str. 4-5). Zdecydowanie cieszy nas to, że nagroda nie musiała być przyznana „pośmiertnie”. Co nas martwi? Martwi nas sytuacja wewnątrz Unii. Przedłużający się kryzys, spory o to jak z niego wyjść… Czy nowe pomysły to tylko kupowanie sobie czasu przez polityków czy realny plan? O ostatnich propozycjach Komisji Europejskiej piszemy na str. 8-9, a o naszych wątpliwościach – w kolejnej redakcyjnej polemice. Na koniec – o uczuciach mieszanych. Wraz z tym numerem „Centrum” ze stanowiska redaktor naczelnej odchodzi od nas Iga Kamocka pełniąca tę funkcję jeszcze w „Piśmie !CE”. Ciesząc się z tych wielu miesięcy, kiedy mogliśmy wspólnie w redakcji pracować, doskonalić czasopismo i uczyć się od siebie, mamy gdzieś w sobie smutek, że ten etap się kończy… Ponieważ Iga należy do osób niezwykle skromnych, a to, co robiła dla nas i gazetki nie zmieściłoby się w krótkim wstępniaku, pozostaniemy przy prostym, acz płynącym z serc „dziękujemy” :) W imieniu redakcji Adam Leśniewicz Piszesz do szuflady? Pisz do „Centrum Europa Świat”! Znasz się na grafice? Rysujesz? Chcesz się zająć promocją? Poszukujemy studentów chętnych do współpracy – skontaktuj się z nami poprzez maila [email protected]. Czekamy! Poprzez pracę w redackcji !CEntrum oraz aktywność w Kole Naukowym Europa Nova możesz uzyskać zaliczenie praktyk studenckich. Redakcja „Centrum Europa Świat” Centrum Europejskie Uniwersytet Warszawski Al. Niepodległości 22 02-653 Warszawa e-mail: [email protected] Członkowie redakcji Adam Leśniewicz (redaktor naczelny, [email protected]) Iga Kamocka Judyta Skowrońska Paweł Leśniewski Witold Kunicki-Goldfinger Magda Dawidziuk Martyna Szostek Marzena Skubij Adam Dorywalski 4 Patrycja Michałek Paulina Zając Martyna Steckiewicz Bartłomiej Marczak Klaudia Kapała Isabella Stajer Redakcja naukowa Dr Gabriela Ziewiec Dr hab. prof. UW Paweł Kozłowski Skład tekstu i grafika Marek Kamocki www.webworkshop.pl Współpraca Jan Król Mikołaj Dmytryszyn Aneta Kiszko Samorząd CE UW FOTOKOŁO CE POD LUPĄ 4 Wiadomości 8 Jak wyleczyć kraje UE z kryzysu? 13 15 OKIEM CENTROWICZÓW Grób Nieznanego Żołnierza Witold Kunicki-Goldfinger Od biednego studenta do prezydenta Witold Kunicki-Goldfinger 16 Wybory w USA 18 Trybunał o bioetyce 21 Quo vadis Ukraino? 22 Sielpia 2012 23 W świecie samorządu 24 Społeczność !CE ma swoje stowarzyszenie! 26 Adam Dorywalski Adam Leśniewicz Martyna Szostek, Mikołaj Dmytryszyn CE W SOSIE WŁASNYM Aneta Kiszko Magda Dawidziuk Adam Leśniewicz Miej swoje zdanie o lektoratach Magda Dawidziuk W KULTUR!CE 28 Moja Bruksela 29 My memories from Brussels 30 Apetyt na miłość 31 Dreszczowiec na długie jesienne wieczory 32 Bursztynowym szlakiem 33 Europejczyk 34 Zaskoczyliśmy normalnością Marzena Skubij Isabella Stajer Patrycja Michałek Paulina Zając Adam Dorywalski FELIETONY Bartłomiej Marczak Paweł Leśniewski Druk Zakład Graficzny UW ul. Krakowskie Przedmieście 26/28 00-927 Warszawa Wydawca Uniwersytet Warszawski ul. Krakowskie Przedmieście 26/28 00-927 Warszawa “Centrum Europa Świat” zostało wydane dzięki pomocy Centrum Europejskiego. Dziękujemy! Projekt okładki: Marek Kamocki Zdjęcie: PHOTO © European Union 2012, www.europarl.europa.eu 5 Waluty w państwach europejskich spoza strefy euro Albania – lek Bośnia i Hercegowina – marka zamienna Bułgaria – lew Białoruś – rubel białoruski Lichtenstein, Szwajcaria – frank szwajcarski Czechy – korona czeska Dania – korona duńska Andora, Czarnogóra, Monako, San Marino, Wyspy Alandzkie – euro Chorwacja – kuna Węgry – forint Islandia – korona islandzka Litwa – lit Łotwa – łat Mołdawia – lej mołdawski Macedonia – denar Norwegia – korona norweska Rumunia – lej rumuński Serbia – dinar serbski Szwecja – korona szwedzka Ukraina – hrywna Klauzula rendez-vous Decyzja przywódców UE o powróceniu do rozmów nad daną kwestią w późniejszym terminie, jeżeli nie mogą oni dojść do porozumienia. Decyzja ta formułowana jest na piśmie i jako klauzula załączana do dokumentu prawnego, który jest przedmiotem dyskusji. Semestr europejski Sposób współpracy państw UE w zakresie polityki gospodarczej. Nazwa pochodzi od czasu, jaki ta procedura zajmuje – około sześciu miesięcy. Wprowadzono ją w 2011 roku, odbywa się w pierwszej połowie roku. Składa się z debaty nas stanem gospodarki, przedstawienia przez państwa UE ich planów budżetowych i strategii mających prowadzić do wzrostu PKB oraz ustalenia wspólnych wytycznych. Sieci Transeuropejskie, Trans-European Networks (TEN) Program unijny ustanowiony w Traktacie z Maastricht, którego zadaniem jest rozbudowa i modernizacja europejskich sieci infrastruktury – transportowych, energetycznych i telekomunikacyjnych. TEN ma ułatwić korzystanie ze swobód wspólnego rynku. Szczególną uwagę poświęca się konieczności połączenia wysp oraz regionów zamkniętych i peryferyjnych z centralnymi regionami UE. Państwa członkowskie przy realizacji projektów związanych z TEN są wspierane przez gwarancje kredytowe, subwencje oraz Fundusz Spójności. Dopełnieniem programu Sieci Transeuropejskie jest program Euret. Batalia o wieloletni budżet UE trwa Do końca roku powinny zakończyć się negocjacje dotyczące unijnego wieloletniego budżetu na lata 2014-2020. Państwa członkowskie nie mogą jednak porozumieć się co do jego wysokości. Część krajów UE-27 chce go drastycznie ograniczyć, ale rośnie także grupa zwolenników dużego budżetu. Nieformalna grupa 15 państw, tzw. Przyjaciół Spójności, a ostatnio także Irlandia, Włochy, Luksemburg i Belgia domagają się budżetu ambitnego pod względem wielkości (przynajmniej w wysokości zaproponowanej przez Komisję Europejską w ubiegłym roku, czyli na poziomie 988 mld euro na siedem lat). Takie stanowisko poprał również niedawno Parlament Europejski. Polska, należąc do grupy Przyjaciół Spójności, także konsekwentnie występuje przeciwko cięciom w polityce spójności, której jest największym beneficjentem. W negocjacjach zabiega o to, by budżet był jak najbliższy propozycji KE z czerwca zeszłego roku. Według tego dokumentu, Polska mogłaby zyskać nawet do 80 mld euro. Płatnicy netto do unijnej kasy – z Niemcami, Wielką Brytanią, Francją i Holandią na czele – obstają wciąż za redukcją tej propozycji o 100-150 mld euro, argumentując cięcia tym, że w czasach kryzysu także budżet unijny musi być bardziej oszczędny. Płatników netto jest co prawda mniej, ale to te państwa wpłacają ponad połowę tego, co stanowi budżet europejski. Na razie nie udało się osiągnąć żadnego postępu w negocjacjach dotyczących dochodów do budżetu UE (w tym nowych dochodów) i rabatów w składkach wpłacanych do unijnej kasy. Korzysta z nich obecnie nieliczna grupa państw UE, w największym stopniu – Wielka Brytania. Premier David Cameron zapowiedział nawet, że jest gotów zablokować porozumienie w sprawie budżetu, jeśli tzw. „rabat brytyjski” nie zostanie utrzymany. Komisja Europejska i prezydencja cypryjska chcą, by polityczne porozumienie przywódców 27 państw w sprawie budżetu udało się osiągnąć podczas nadzwyczajnego szczytu, który odbędzie się w dniach 22-23 listopada, oraz aby do końca roku udało się wypracować konsensus również z Parlamentem Europejskim. Negocjacje budżetowe mogą się jednak skomplikować przez rozmowy w sprawie utworzenia odrębnego budżetu tylko dla strefy euro. Decyzja w tej sprawie ma zapaść na grudniowym szczycie UE. Tegorocznym laureatem Pokojowej Nagrody Nobla została Unia Europejska. Wyróżnienie sygnowane nazwiskiem wynalazcy dynamitu przyznawane jest przez komitet norweskiego parlamentu od 1901 roku. Choć nie pierwszy raz wybór budzi kontrowersje, w ostatnich latach słowa krytyki słychać szczególnie głośno. Jedną z najbardziej komentowanych decyzji komisji było uhonorowanie w 2009 roku pokojową nagrodą Nobla prezydenta Stanów Zjednoczonych Baracka Obamy. Komitet uzasadnił swoją decyzję odejściem Stanów Zjednoczonych od polityki mocarstwowej, co w opinii wielu komentatorów stanowiło raczej wyraz nadziei wiązanych z postacią nowego prezydenta i nie znajdowało dowodów w rzeczywistej polityce państwa. I w tym roku laureat nagrody budzi mieszane uczucia. Thorbjoern Jagland, szef norweskiego komitatu noblowskiego, w uzasadnieniu do nagrody podkreślił wkład Unii Europejskiej 6 Judyta Skowrońska Unia Europejska laureatką Nagrody Nobla! w działaniu na rzecz demokracji i praw człowieka oraz rolę pokojowego spoiwa kontynentu, którą ta organizacja pełni przez ponad sześćdziesiąt lat istnienia. Przyznał jednak, że przyznana w tym roku nagroda ma również na celu podnieść na duchu tę walczącą z poważnym kryzysem organizację. Do osób negatywnie zaskoczonych wyborem komitetu noblowskiego należał prezydent Lech Wałęsa, którego zdaniem nagroda przydzielana powinna być raczej indywidualnym osobom. W ten sposób można podkreślić ich wkład w popularyzację i ochronę praw człowieka na świecie i zachęcić do dalszej działalności na rzecz pokoju. Jego zdanie podziela również prezydent Czech Vaclav Klaus, który mocno skrytykował tę decyzję. W kontekście tych zarzutów warto wspomnieć, iż Unia Europejska nie jest pierwszą organizacją, której przyznano Pokojową Nagrodę Nobla. Ostatni raz tego rodzaju nagroda przyznana została organizacji Lekarze bez Granic w 1999 roku. Oprócz tego na przestrzeni lat laureatami byli m.in. ONZ, Urząd Wysokiego Komisarza Narodów Zjednoczonych do spraw Uchodźców, Amnesty International, UNICEF i parokrotnie Ruch Czerwonego Krzyża i Czerwonego Półksiężyca. Oprócz przedstawicieli UE pozytywne opinie na temat decyzji komitetu noblowskiego wyraża również część europejskiej prasy, chwaląc uhonorowanie historii i widząc w nagrodzie motywację do budowania w Europie dalszej wspólnej przyszłości. Dziennikarze zastanawiają się jednak także nad zasadnością momentu, w którym nagroda została przyznana. Wzmagające się protesty przeciwników drastycznego oszczędzania w Grecji, Hiszpanii i Portugalii nie pomagają postrzegać obszaru Unii jako ostoi spokoju, a niedawne wybory w Grecji pokazują, że do głosów zaczynają dochodzić partie o radykalnych poglądach politycznych. Niekwestionowany pozostaje fakt, iż państwa Unii Europejskiej od 67 lat są w stanie pokoju. Nagroda ta docenia wkład nie tylko samej organizacji, ale również wielu osób, narodów i głów państw, jednoczących wysiłki dla zachowania takiego stanu rzeczy. Pamiętajmy o tym. Jan Król Zmiana u steru władzy w Gruzji Michaił Saakaszwili przegrywa wybory parlamentarne 1 października 2012 r. odbyły się w Gruzji wybory parlamentarne. Były one jednym z najbardziej przełomowych wydarzeń w tym kraju od czasu „rewolucji róż” w 2003 roku, gdy obalono prezydenta Eduarada Szewardnadze. Obecne wybory były tak ważne, gdyż wiązały się ze zmianą w konstytucji wprowadzoną w 2010 roku, która zwiększyła rolę premiera kosztem zmniejszenia roli prezydenta. Zmiana ta stanie się bardziej widoczna po wyborach prezydenckich w 2013 r., jednak to właśnie wybory parlamentarne pełnią kluczową rolę dla politycznego układu sił na najbliższe lata. Prawie 3,5 mln uprawnionych do głosowania Gruzinów wzięło udział w wyborze swoich przedstawicieli do 150-osobowego parlamentu. Gruziński system wyborczy ma charakter mieszany. 73 parlamentarzystów jest wybieranych w okręgach jednomandatowych, natomiast pozostałych 77 pochodzi z ogólnokrajowych list partyjnych. W październikowych wyborach rywalizacja toczyła się głównie pomiędzy dwoma obozami – zwolennikami Zjednoczonego Ruch Narodowego (ZRH), na czele którego stoi obecny prezydent Michaił Saakaszwili, a koalicją Gruzińskie Marzenie. Na czele opozycji stanął Bidzina Iwaniszwili – gruziński polityk i miliarder (153. na liście najbogatszych ludzi świata według magazynu Forbes), który dorobił się swojego majątku głównie na handlu z Rosją. Kampania wyborcza przebiegała w atmosferze skandalu związanego z upublicznieniem nagrania ukazującego tortury, jakim byli poddawani więźniowie w Tibilisi. To nagranie wpłynęło na dalsze pogorszenie się wizerunku obecnego prezydenta Gruzji. Saakaszwili, który jeszcze kilka lat temu był uznawany przez obywateli za reformatora i męża stanu, jest obecnie silnie krytykowany m.in. za sposób, w jaki prowadzi politykę zagraniczną (przede wszystkim w stosunku do Federacji Rosyjskiej). Zdaniem opozycji, wojna o Abchazję i Osetię Południową była błędem. Zarzuty kierowane są także w stosunku do autorytarnego prowadzenia polityki wewnętrznej przez prezydenta. Podczas kampanii wyborczej, krytyka dotknęła jednak również Iwaniszwilego, któremu zarzucano przede wszystkim prorosyjskie poglądy. 28 października 2011 roku, w wyniku tych oskarżeń, opozycyjny polityk został wraz z żoną pozbawiony gruzińskiego obywatelstwa. Miało mu to uniemożliwić start w wyborach prezydenckich w 2013 roku. Ostatecznie Iwaniszwili wziął udział w wyborach parlamentarnych jako obywatel Michaił Saakasziwili przegrał wybory parlamentarne i po 9 latach rządzenia przechodzi do opozycji. Źródło: www.president.gov.ge EUROSŁOWNIK NTRUM Francji (patrz: ramka). Jak się okazało – gruzińskiemu miliarderowi nie przeszkodziło to jednak w wygraniu wyborów. Partia Gruzińskie Marzenie uzyskała w październikowych wyborach parlamentarnych 54,8% głosów, natomiast Zjednoczony Ruch Narodowy, otrzymał jedynie 40,4% głosów. Oznacza to zdecydowaną zmianę na gruzińskiej scenie politycznej i może stanowić „nowe otwarcie” w stosunkach tego państwa z Federacja Rosyjską. Partia Iwaniszwilego za swój priorytet na najbliższe 4 lata uznała bowiem normalizację stosunków z Rosją. Ma ona nastąpić przede wszystkim w obszarze relacji gospodarczych, w dalszej kolejności poprawie mają jednak ulec również relacje społeczno-kulturowe. Przyszłoroczne wybory prezydenckie będą dla silnie antyrosyjskiego obozu Saakaszwilego bitwą o przetrwanie. Martyna Szostek Budzina Iwaniszwili, mimo że został pozbawiony gruzińskiego obywatelstwa w październiku 2011 roku, dzięki poprawce wprowadzonej przez parlament w prawie wyborczym, mógł wystartować jako kandydat w wyborach parlamentarnych jako obywatel Francji. Sam nie mógł jednak głosować. 7 NTRUM TABLICA OGŁOSZEŃ Siedem kroków do zrozumienia Europejskiej Inicjatywy Obywatelskiej Możliwość zrealizowania praktyk studenckich W dniach 22-23 września w 19 wybranych miastach na terenie całej Polski odbyła się akcja informacyjno - edukacyjna dotycząca upowszechnienia wiedzy na temat Europejskiej Inicjatywy Obywatelskiej. Projekt został przygotowany przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych przy współpracy z Przedstawicielstwem Komisji Europejskiej oraz Biurem Informacyjnym Parlamentu Europejskiego w Polsce. Celem tego dwudniowego wydarzenia było zwiększenie wśród Polaków świadomości własnych praw. By dotrzeć do szerszego grona odbiorców, na miejsca, w których znalazły się stoiska informacyjne wybrano galerie handlowe, zaś dla zwiększenia zainteresowania akcją, oprócz folderów informacyjnych i możliwości rozmowy ze specjalistą z MSZ, przygotowano liczne konkursy z nagrodami. Europejska Inicjatywa Obywatelska (EIO) weszła w życie 1 kwietnia 2012 roku na mocy Traktatu Lizbońskiego. Umożliwia ona obywatelom UE zaproponowanie Komisji Europejskiej zmian w unijnych przepisach w sprawach, w których KE posiada kompetencje do stanowienia prawa. Jest to sposób na wyrażenie własnego stanowiska w danej kwestii oraz szansa na współtworzenie europejskiego systemu prawnego! W zrozumieniu jak wygląda w praktyce proces tworzenia EIO z pewnością pomoże poniższy schemat. niającym do głosowanie w wyborach do Parlamentu Europejskiego; 1. Inicjatywa przed zgłoszeniem wniosku należy sprawdzić, czy pomysł dotyczy obszaru kompetencji Komisji, zastanowić się nad celem, jaki chce się uzyskać przez proponowaną zmianę oraz wybrać odpowiedni środek jego realizacji; 5. Weryfikacja danych organizatorzy po zgromadzeniu odpowiedniej liczby deklaracji poparcia muszą skierować się do właściwych organów krajowych, z każdego z państw, w którym zbierali deklaracje, by potwierdzić liczbę ważnych deklaracji poparcia (organy krajowe mają na takie poświadczenie trzy miesiące); 2. Komitet Obywatelski - inicjatywę musi zgłosić „komitet obywatelski” składający się z co najmniej siedmiu obywateli UE w wieku upraw- 3. Rejestracja - inicjatywę należy zarejestrować na portalu internetowym Komisji, która ma maksymalnie dwa miesiące na rozpatrzenie wniosku o rejestracje. Inicjatywa może być zgłoszona w dowolnym języku urzędowym UE, a po zarejestrowaniu jest publikowana oraz tłumaczona na pozostałe języki; 4. Zbieranie deklaracji poparcia - w ciągu dwunastu miesięcy pod wnioskiem należy zebrać milion deklaracji poparcia z co najmniej siedmiu państw członkowskich, od obywateli będących w wieku uprawniającym do głosowanie w wyborach do PE (w przypadku deklaracji on-line, organizatorzy muszą wystąpić do określonych organów krajowych o certyfikację systemu przeznaczonego do zbierania danych); 6. Przedłożenie inicjatywy obywatelskiej - na tym etapie organizatorzy inicjaty- Biuro ds. Osób Niepełnosprawnych UW poszukuje asystentów, którzy w ramach praktyk podjęliby się sporządzania notatek dla studentów niepełnosprawnych. Wymagania: 1. Posiadanie własnego komputera przenośnego. 2. Umiejętność szybkiego pisania na laptopie ( w tempie wykładu). wy, ze swojego konta w portalu KE, są zobowiązani przesłać Komisji formularz umożliwiający przedłożenie inicjatywy wraz z kopią wszystkich certyfikatów poświadczających zebranie wymaganej liczby głosów poparcia; 7. Rozpatrzenie inicjatywy i odpowiedź Komisji Europejskiej - po przedłożeniu inicjatywy, w ciągu trzech miesięcy, musi nastąpić spotkanie organizatorów z przedstawicielami Komisji w celu szczegółowego omówienia inicjatywy. Organizatorzy mają również prawo zaprezentować inicjatywę w PE podczas wysłuchania publicznego. - Komisja przygotowuję oficjalną odpowiedź wraz z jej wyjaśnieniem, a w przypadku zaakceptowania inicjatywy występuje z projektem nowych przepisów prawa UE i przedkłada go Parlamentowi i Radzie. Szczegółowe informację oraz opis dotychczasowych inicjatyw można znaleźć na stronie internetowej: http://ec.europa.eu/citizens-initiative. Serdecznie zachęcam do zapoznania się z materiałami zamieszczonymi na stronie i do dołączenia do którejś z proponowanych inicjatyw. Mamy szansę wpłynąć na unijną rzeczywistość, wykorzystajmy to! Magda Dawidziuk Poprzez pracę w redackcji !CEntrum oraz aktywność w Kole Naukowym Europa Nova możesz uzyskać zaliczenie praktyk studenckich. Piszesz do szuflady? Pisz do „Centrum Europa Świat”! Znasz się na grafice? Rysujesz? Chcesz się zająć promocją? Poszukujemy studentów chętnych do współpracy – skontaktuj się z nami poprzez maila [email protected]. Czekamy! 8 Dodatkowe informacje: 1. Zadaniem asystenta jest sporządzanie notatki z zajęć, na których jest obecny razem ze studentem oraz drobna pomoc np. w przemieszczeniu się do innej Sali. 2. Zajęcia odbywają się na Kampusie Głównym UW oraz w budynku Centrum Europejskiego, al. Niepodległości 22 według załączonego grafiku. Osoby zainteresowane współpracą prosimy o przesłanie mailowego zgłoszenia do Biura ds. Osób Niepełnosprawnych [email protected]. Koło Naukowe „Europa Nova” zaprasza do współpracy! Chcesz realizować przedsięwzięcia wykraczające poza standardowy program studiów? Chcesz nauczyć się pracować w zespole, zarządzać dużymi projektami i poznać ludzi z pasją? Organizacja spotkań, konferencji, seminariów oraz wspieranie i promocja wydziałowego czasopisma „Centrum” – oto nasze najważniejsze cele na nadchodzący rok. Zapraszamy do współpracy wszystkich studentów Centrum Europejskiego UW! Kontakt: [email protected] lub [email protected] (Adam Leśniewicz, prezes koła). W ramach pracy w kole naukowym istnieje możliwość zaliczenia praktyk studenckich. Biblioteka CE na Facebooku! Zachęcamy do dołączenia do przyjaciół biblioteki CE na Facebooku. Chcesz szybko dowiedzieć się o zmianach w godzinach pracy biblioteki? Szukasz informacji o ciekawych konferencjach lub nowych dostępnych książkach? Dołącz! Fanpage możecie znaleźć wpisując „Biblioteka CE i CDE – CE UW” w wyszukiwarkę portalu Facebook. Fotokoło CE Koło stworzone przez studentów i dla studentów! Zajmujemy się fotografią analogową i cyfrową. Kreatywne myślenie i świeże pomysły to podstawa naszej działalności, ale nas – studentów – łączy coś więcej… to przyjaźń i niezapomniane chwile, które są esencją studiowania! Nasze plany? √√ Kurs wywoływania zdjęć w ciemni √√ Warsztaty z profesjonalnymi fotografami i hobbistami √√ Sesje plenerowe √√ Wystawy naszych prac √√ Konkursy W ramach współpracy z naszym kołem istnieje możliwość zaliczenia praktyk studenckich! Czekamy na wasze zgłoszenia! Prezes „Fotokoła” Klaudia Kapała Adres: [email protected] lub [email protected] 9 NTRUM Jak wyleczyć kraje UE z kryzysu? Polemika wewnątrz redakcji - część trzecia Źródło: www.europarl.europa.eu Ostatnie miesiące to okres nieustannej debaty nad tym, jak Europa powinna wychodzić z kryzysu, co może jej w tym pomóc i jak ten proces przyspieszyć. Przez wakacyjne miesiące słowo „kryzys” odmieniane było na europejskich salonach przez wszystkie przypadki, a przywódcy państw UE wyraźnie podzielili się na tych, którzy ratunek widzą w zaciskaniu pasa oraz zwolenników polityki prowzrostowej. Jak do obecnych realiów przystają pomysły na wyjście z kryzysu? Redakcja „Centrum” postanowiła przyjrzeć się najnowszym propozycjom. Zachęcamy do lektury krótkiego podsumowania proponowanych przez Komisję Europejską rozwiązań (Klaudia Kapała, „Czym jest unia bankowa, Europejski Mechanizm Stabilności oraz pakt fiskalny?”) oraz przeczytania kolejnej redakcyjnej polemiki, w której staraliśmy się ocenić skuteczność i zasadność pomysłów na kryzys. Adam Leśniewicz Czym jest unia bankowa, Europejski Mechanizm Stabilności oraz pakt fiskalny? Potrzeba większej kontroli bankowości i rynków wewnętrznych państw członkowskich jest poruszana na szczeblu unijnym już od kilku lat. W 2011 roku Komisja Europejska powołała Europejski System Nadzoru Finansowego, w którego skład wchodzą: Europejska Rada ds. Ryzyka Systemowego (ang. European Systemic Risk Board), Europejskie Urzędy Nadzoru (ang. European Supervisory Authorities), Wspólny Komitet Europejskich Urzędów Nadzoru (ang. Joint Committee) oraz właściwe organy nadzoru państw członkowskich określane w odpowiednich aktach unijnych. Powodem ustanowienia powyższych regulacji była potrzeba osiągnięcia stabilności gospodarczej oraz zapewnienia zaufania do systemu bankowości w Unii Europejskiej. Dziś wiemy, że europejskie banki, w większości zadłużone i nierentowne, nie są w stanie samodzielnie funkcjonować. Niestety, sytuacja ta dotyczy już nie tylko planów długoterminowych, ale również rachunków bieżących. Aby móc je zaspokajać, potrzebują one nieustającej pomocy w postaci kredytów czy transz pomocowych. Choć Europejski Bank Centralny na ratowanie wspólnej waluty przeznaczył jak dotąd już 820 mld euro, banki Grecji, Hiszpanii i Portugalii, nie myślą o długoletnim wzroście gospodarczym, lecz o tym, jak przeżyć nadchodzący kwartał. Nic więc dziwnego, że ostatnie wydarzenia w strefie euro, w tym narastający odpływ depozy- 10 tów akcjonariuszy z krajów zadłużonych, wzbudziły głęboki niepokój wśród europejskich instytucji. Jak poprawić kondycję europejskich banków? Pomysł utworzenia unii bankowej jest przede wszystkim skutkiem osłabienia wartości europejskiej waluty oraz spadku zaufania inwestorów do unijnych instytucji bankowych. Priorytet stanowi stworzenie jednolitych przepisów w sprawie bankowości, które obowiązywałyby na całym jej terenie. Na szczeblu unijnym rozwiązane będą kwestie m. in. standardów dotyczących kapitału i płynności banków, limitów pożyczek miedzy bankami, wymogów kapitałowych oraz systemu restrukturyzacji. Wspólnie mają zostać również uporządkowane procedury likwidacji banków i systemy gwarantowania depozytów. Utworzenie unii bankowej będzie wiązać się z powołaniem Europejskiego Urzędu Nadzoru Bankowego (EUNB), który ma przeciwdziałać naruszeniom prawa unii w dziedzinie bankowości, służyć mediacjom, kontrolować wiążące standardy techniczne oraz wydawać wytyczne i zlecenia. Jego działalność ma zniwelować ryzyko rozdrobnienia jednolitego rynku. EUNB będzie miał obowiązek kontrolować prawidłowość w udzielaniu pomocy państwa oraz pomocy gospodarczej. Nie mniej ważnym zadaniem dla unii bankowej jest stworzenie jednego, głównego organu nadzoru nad bankami. Taką funkcję ma spełnić Jednolity Mechanizm Nadzorczy, w myśl którego, Europejskiemu Bankowi Centralnemu mają zostać przyznane szczególne prawa nadzorcze nad wszystkimi bankami w unii. Decentralizacja tego systemu opierać się będzie na współpracy EBC z krajowymi organami nadzoru posiadającymi lokalną i fachową wiedzę na temat konkretnych rynków. Podział kompetencji pomiędzy EBC a krajowymi organami nadzorczymi Czym jest Europejski Mechanizm Stabilności? EBC w wyniku przyznania szczególnych kompetencji, zyska uprawnienia umożliwiające kontrolę ponad 6000 banków w strefie euro. Działanie to ma spowodować większą kontrolę rynków wewnętrznych. W razie naruszenia ustanowionych odgórnie unijnych progów, banki, zobowiązane będą do naprawienia szkód. Zgodnie z komunikatem Komisji z dnia 12.09.2012 roku do Parlamentu Europejskiego i Rady (COM(2012)510): „[…] EBC będzie, między innymi, organem odpowiedzialnym za wydawanie zezwoleń instytucjom kredytowym, ocenę znacznych pakietów akcji, zapewnienie zgodności z minimalnymi wymogami kapitałowymi, zapewnienie adekwatności poziomu kapitału wewnętrznego w stosunku do profilu ryzyka instytucji kredytowych, (środki w ramach drugiego filaru), sprawowanie nadzoru skonsolidowanego oraz wykonywanie zadań nadzorczych w stosunku do konglomeratów finansowych. EBC będzie również zapewniał zgodność z przepisami w sprawie lewarowania i płynności, stosował bufory kapitałowe oraz wdrażał, we współpracy z organami ds. restrukturyzacji i uporządkowanej likwidacji, środki wczesnej interwencji, w przypadku gdy bank nie spełnia lub prawdopodobnie wkrótce nie będzie spełniał regulacyjnych wymogów kapitałowych.” Zgodnie z projektem Komisji Europejskiej, krajowe organy nadzorcze odpowiedzialne będą za ochronę konsumentów i walkę z praniem pieniędzy. Ich kontroli podlegać będą również instytucje kredytowe państw trzecich zakładające oddziały w państwie członkowskim bądź świadczące w nim usługi transgraniczne. Od początku europejskiego kryzysu KE przedłożyła około 30 wniosków ustawodawczych mających poprawić system finansowy. Restrukturyzacja sektora bankowego wydaje się nieunikniona. Unia bankowa miałaby dopełnić już istniejącą unię walutową, Jak podkreślono we wspomnianym już komunikacie: „Stworzenie unii bankowej nie może zagrozić jedności i integralności jednolitego rynku, który pozostaje jednym z największych osiągnięć integracji europejskiej. Rola unii bankowej polega w rzeczywistości na ukończeniu będącego w toku istotnego programu reform dotyczących jednolitego rynku. […] Ustanowienie unii bankowej będzie wymagało dalszej pracy nad stworzeniem jednolitego mechanizmu nadzorczego”. Całkowite wdrożenie unijnych regulacji planowane jest na 1 stycznia 2014 roku. Europejski Mechanizm Stabilności (EMS) stwarza możliwość uzyskania pomocy finansowej państwom będącym w trudnej sytuacji ekonomicznej. Z doświadczenia wiemy, że długo utrzymująca się recesja w jednym z państw członkowskich przekłada się na kondycję rynków całej UE. EMS będący następcą Europejskiego Mechanizmu Stabilności Finansowej ma zapobiegać rozprzestrzenianiu się negatywnych skutków ekspansji gospodarczej. W rozporządzeniu Rady (UE) nr 407/2010 z dnia 11 maja 2010 roku ustanawiającym EMSF możemy przeczytać, że „Europejski mechanizm stabilizacji finansowej może przybrać formę pożyczki lub linii kredytowej przyznanej państwom członkowskim. […] Pomoc finansowa jest skierowana do państw członkowskich, które nie przyjęły euro i które mają trudności z bilansem płatniczym.” Europejski Mechanizm Stabilności, polegać ma głównie na badaniu rachun- Najbardziej kontrowersyjnym aspektem paktu fiskalnego jest jednak zapis dotyczący kontroli budżetów krajowych i reform gospodarczych przez instytucje unijne. ków bieżących i udzielaniu pomocy finansowej danym państwom członkowskim nie będącym w strefie euro. Skoro przedstawiony został projekt unii bankowej, która miałaby być odpowiedzialna za kondycję banków oraz Europejski Mechanizm Stabilności służący ewentualną pomocą krajom spoza strefy euro, nasuwa się pytanie, czy potrzebny jest jeszcze pakt fiskalny? obszarem euro. Pakt fiskalny, podobnie jak Pakt Stabilności i Wzrostu, wprowadza kryteria konwergencji dla wartości deficytu budżetowego poniżej 3% PKB oraz długu publicznego poniżej 60% PKB, których państwom nie wolno przekroczyć. Za niedotrzymanie warunków umowy obowiązywać mają kary pieniężne. Należy mieć nadzieję, że tym razem egzekwowanie powyższych progów będzie jednolite w stosunku do wszystkich państw członkowskich. Poprzez to rozwiązanie wprowadzony ma zostać również nowy rodzaj euroszczytów, w których uczestniczyć będą sygnatariusze z państw strefy euro, przewodniczący Komisji Europejskiej oraz prezes EBC. Przewiduje się, że państwa nienależące do unii walutowej będą mogły uczestniczyć w spotkaniach - najprawdopodobniej bez prawa głosu. Najbardziej kontrowersyjnym aspektem paktu fiskalnego jest jednak zapis dotyczący kontroli budżetów krajowych i reform gospodarczych przez instytucje unijne. Pomysł ten rodzi obawy niektórych państw członkowskich w związku z możliwością utraty suwerenności na rzecz Unii Europejskiej. Należy być jednak świadomym, że o „suwerenności” możemy mówić jedynie na przestrzeni prawa międzynarodowego. Powstanie unii bankowej, EMS, paktu fiskalnego (który sam w sobie przewiduje pozyskanie zasobu finansowego w wysokości 700 mld euro) oraz pomysł powstania oddzielnego budżetu dla państw eurolandu, powodują niepokój zarówno wśród przywódców państw członkowskich jak i zwykłych obywateli. Z jednej strony oczekujemy i jesteśmy świadomi potrzeby zmian w dziedzinie bankowości, lecz z drugiej strony obawiamy się podziału unii na dwie strefy: kraje euro - pozostałe, kraje zadłużone – wykazujące zyski. W tym przypadku wizja Europy dwóch prędkości staję się coraz bardziej realna. Klaudia Kapała Dlaczego potrzebny jest nam pakt fiskalny? Pakt fiskalny, a dokładniej Traktat o stabilności, koordynacji i zarządzaniu w Unii Gospodarczej i Walutowej, opiera się na trzech dyscyplinach ekonomicznych. Są to: powszechny układ fiskalny, koordynacja polityk gospodarczych krajów członkowskich oraz efektywne zarządzanie 11 Gdzie szukać wyjścia? Nie od dziś wiadomo, że w szeroko pojętej dziedzinie finansów czy też bankowości, Unia Europejska pogrąża się w coraz wyraźniej odciskającym swe piętno kryzysie. Wspólny system gospodarczy oparty o wyrażone w traktatach jednolite przepisy, lecz złożony z 27 suwerennych obszarów społeczno-politycznych, mimo licznych deklaracji wciąż nie potrafi poradzić sobie z przeciągającymi się niebezpiecznie problemami mikrego wzrostu gospodarczego, galopującego zadłużenia, niekorzystnych wskaźników inflacji czy rosnącego bezrobocia. Sytuacja ta w logiczny sposób sprzyja tworzeniu nowych propozycji na poprawę losu zjednoczonej Europy, omawianych i aprobowanych przez władze na najwyższym szczeblu. Trudno jednak oczekiwać czegoś nowego od włodarzy eksperymentalnego tworu zwanego dalej „Unią”, skoro w poszukiwaniu przyczyn katastrofy finansów nieustannie poruszają się tym samym błędnym torem, nie dostrzegając istoty problemu. Podobna reguła polityczna legła u podstaw niedawnego pomysłu regulacji autorstwa Komisji Europejskiej, której retoryka zdaje się być prosta: winę za obecny kryzys ponosi bliżej niesprecyzowany brak jednolitości systemu i niesprawność mechanizmów działań Unii, zaś jedynym teoretycznie skutecznym remedium pozostaje dalsze zacieśnianie współpracy. Dlatego też niejako ubocznym rezultatem nowego prawa bankowego miałoby być częściowe ograniczenie suwerennych praw krajów członkowskich, zaś celem długofalowym – gwałtowna i trwała poprawa kondycji finansów Unii. W dalszej konsekwencji mogło by to oznaczać nawet powrót do dawno zarzuconej w praktyce koncepcji zrównoważonego rozwoju i wzrostu dobrobytu. Lecz skąd pomysł, że przekonanie o skuteczności planu KE stanowi właściwe podejście do zagadnienia? Osobiście wychodzę z przekonania, iż praktyka kilku kolejnych lat dobitnie wykazałaby, jak krótkowzroczna i miałka jest to koncepcja oraz jakie mogłoby przynieść zgubne konsekwencje nie tyle wdrożenie jej, co utopijna wiara, że tego typu działania faktycznie staną się motorem napędowym przemian zmierzających do wyciągnięcia Europy z zapaści. Niestety, na empiryczne testy i wyciąganie tej niewesołej nauki z dokonanych błędów zwyczajnie nie mamy już czasu. Analizując plan Komisji zakładający wsparcie dotychczasowych postanowień tzw. paktu fiskalnego o projekty Europejskiego Mechanizmu Stabilności Finansowej (EMSF) oraz unii bankowej, jak bumerang powraca pytanie o ewen- 12 tualne ryzyko utraty suwerenności państwowej członków Unii w sytuacji, gdy zdecyduje się ona na dalsze zacieśnianie współpracy i ujednolicanie standardów. O to jednak możemy być spokojni, dopóki istnieje możliwość swobodnego wystąpienia z unijnych szeregów (niedawno głosowanie w tej sprawie przeprowadził parlament brytyjski). Żywe pozostają natomiast dwa ogólne pytania, które poleciłbym rozważyć każdemu en- Nie zmienił się tok rozumowania urzędników z Brukseli przekonanych, że poprzez intensyfikację i radykalizację dotychczasowym działań (bo tym właśnie mają być nowe regulacje) są jeszcze w stanie coś zmienić, naprawić. tuzjaście zapowiadanych rozwiązań. Po pierwsze: czy projekt ów, założywszy nawet jego realizację bez żadnych nieprzewidzianych perturbacji, naprawdę doprowadzi do radykalnej poprawy sytuacji? A także – co wynika bezpośrednio z pytania wcześniejszego – czy jego twórcy w ogóle zdają sobie sprawę ze specyfiki obecnego kryzysu? U progu roku 2013, który, jak wszyscy zgodnie przyznają, nie będzie należał do najłatwiejszych, nie wystarczy już nawet czołobitna acz niekonkretna deklaracja, że winę za stan rzeczy ponosi „złe zarządzanie finansami” czy „błąd na szczeblu decyzyjnym”. Nie zmienił się tok rozumowania urzędników z Brukseli przekonanych, że poprzez intensyfikację i radykalizację dotychczasowym działań (bo tym właśnie mają być nowe regulacje) są jeszcze w stanie coś zmienić, naprawić. Przyjrzyjmy się bliżej ich roz- wiązaniom… Proponowana unia bankowa scalająca zasady funkcjonowania banków pod dominującym nadzorem organów unijnych, zgodnie ze słowami twórców projektu, miałaby stanowić dopełnienie unii walutowej. Brzmi to poniekąd zatrważająco, z racji tego, iż to ona właśnie pozostaje główną przyczyną zapaści finansowej w UE. Nieracjonalny ekonomicznie, awangardowy projekt zakładający, że nowa waluta funkcjonująca w obiegu na dużym, zróżnicowanym obszarze, pozbawiona kontroli kursowej i monetarnej zachowa konkurencyjność bez gigantycznych transz z publicznej kasy Wspólnoty, nie miał szans powodzenia zarówno 10 lat temu jak i teraz. Z kolei wciągnięcie w ten system państw niewypłacalnych (vide Grecja) jedynie przyspieszyło nieunikniony kryzys i działanie efektu domina. Lekcja ta uczy nas, że usilne zacieranie wszelkich różnic pomiędzy państwami na przekór oczywistym ograniczeniom i faktom nie musi być dla nikogo korzystne. Projektodawców nowych rozwiązań należałoby zapytać, czy wspólna kontrola banków pomoże Grekom w pozbyciu się długu przekraczającego 120% PKB? Albo uspokoi tysiące sfrustrowanych Hiszpanów, którzy wychodzą na ulice w proteście przeciwko ponad 20-procentowemu bezrobociu? Odpowiedź jest oczywista – nie. Szczelniejsza kontrola i nadzór mogą częściowo zapobiec korupcji, lecz nie zastąpią braku perspektyw. Będą za to wymagać szeregu dalszych regulacji, reorganizacji dotychczasowej polityki, fizycznej budowy nowych komórek nadzoru finansowego, pieniędzy na ich opłacenie, okresu przejściowego na ugruntowanie się nowych przepisów i aklimatyzację ich wykonawców, walki o rzeczywistą aprobatę nowych rozwiązań przez banki… Do tego czasu w unijnej kasie zabraknie pieniędzy, a pozytywny skutek scalenia zasad bankowości i tak pozostanie mizerny. Druga część planu Komisji, zakładająca ustanowienie EMSF, jest z samego swojego założenia bezcelowa. Instytucja ta posiadać będzie tylko jedno praktyczne zastosowanie – zdolność do udzielania kolejnych pożyczek. Nie ma znaczenia, że będą one zarezerwowane głownie dla krajów spoza strefy euro. „Głównie” oznacza „nie tylko”. „Nowa” regulacja okazuje się być przedłużeniem dawnego porządku pod inną nazwą. Setki miliardów z podatków i ceł zostały już w ostatnich latach zmarnotrawione na bezskuteczne transfery mające w założeniu ożywić śródziemnomorską gospodarkę. Poza tym, mechanizm łatania dziury budżetowej za pomocą instrumentów unijnych bez względu na to, czy dotyczy kraju ze strefy euro czy nie, zawsze oznacza jedno – kolejne państwo członkowskie w trudnej sytuacji finansowej. Wygląda na to, że eksplozja nowości, jakimi próbują ratować Unię ludzie za nią odpowiedzialni, nie zdoła skutecznie wesprzeć tego, co zostało już ustanowione i od pewnego czasu funkcjonuje, czyli Paktu Fiskalnego. Niestety! Przy całym arsenale zalet i szlachetnych intencji wbudowanych u jego podstawy, pozostaje on dokumentem niedoskonałym i zachowawczym, źle rozkładającym akcenty planowanych działań. Unii nie potrzeba dodatkowego nadzoru, tylko wolności gospodarczej, pozwalającej na rzeczywistą realizację tak wychwalanej przez europejskich polityków idei wolnego rynku. Ustanowienie dopuszczalnego progu zadłużenia publicznego było postulatem słusznym, chociaż w rzeczywistości mało kto go realizuje i mija się on z celem – skutkiem nadmiernego zadłużenia danego państwa staje się kara finansowa powodująca… dalszy wzrost jego zadłużenia. Komisja zarzeka się, iż proponowane rozwiązania mogą przynieść nawet 700 mld euro oszczędności. Jest to mniej niż wyniosły dotychczasowe transfery pomocowe dla najbardziej zagrożonych członków Unii. Jeżeli pieniądze te trafią do EMSF – przepadną, jak pozostałe. Wykorzystuje się je wyłącznie do rozliczania rachunków bieżących (choć nawet na to nie starcza), nie zaś na inwestycje i rozwój. Moim zdaniem jedyną nadzieją na naprawę sytuacji od dawna pozostaje głęboka modernizacja systemu redystrybucji pieniądza, zarówno na poziomie unijnym, jak i krajowym (ale oddzielnie!). Oznacza ona racjonalizację wydatków publicznych, a więc przycięcie rozrośniętego do granic możliwości systemu socjalnego, uwolnienie przedsiębiorców z jarzma podatkowego oraz redukcję administracji. Inwestycje sektora publicznego powinny być bardziej przemyślane i nastawione w pierwszej kolejności na zysk – jest to wymóg niezbędny, gdy idą trudne czasy. Warta rozważenia byłaby także rezygnacja z części unijnych przepisów scalających systemy podatkowe (np. wspólny VAT), jak i większości wymogów prowadzenia działalności zarobkowej, norm i kontroli pracy. Słowem-kluczem do uratowania finansów Unii jest racjonalność. Niesie ona ze sobą zwrot ku idei będącej podwaliną europejskiej integracji, czyli „jedności w różnorodności”, sprzeciw wobec ekstrawagancji O Europejskim Mechanizmie Stabilizacyjnym słów kilka Powołanie Europejskiego Mechanizmu Stabilizacyjnego jest zapewne ważne ze względu na rynki europejskie i ze względu na sytuację finansową państw europejskich. Mogę jedynie mieć nadzieję, że ekonomiści z tej nowej organizacji międzynarodowej (bo taki status uzyskał Europejski Mechanizm Stabilizacyjny) faktycznie zapobiegną kryzysowi albo przynajmniej go załagodzą. Martwię się jednak o to, czy powoływanie nowej organizacji nie utrudni w przyszłości Unii Europejskiej dojścia do federacji. Decyzje w ramach EMS będą podejmowane bądź jednomyślnie, bądź w „pilnych przypadkach” (cokolwiek by to znaczyło) będą one mogły być podejmowane przez państwa mające 85% wkładu w fundusz. Decyzje te mają dotyczyć między innymi udzielenia pomocy państwu potrzebującemu. Zgodnie z planowanym udziałem państw euro w tym funduszu jedynie Włochy, Francja oraz Niemcy mogą samodzielnie zablokować przyznanie pomocy. Z tego też powodu państwa te są kluczowe i bez ich zgody żadna decyzje nie zostanie podjęta. Pozostałe państwa euro mają bardzo niewielki udział finansowy w EMS, a więc ich głos będzie mało znaczący. Taki sposób przeliczana głosów bywa obecnie uzasadniany tym, że rok temu Finlandia wstrzymała wypłatę pomocy dla Gracji (tłumacząc to potrzebą dodatkowych gwarancji). Czy jest to jednak wystarczający argument, aby de facto wykluczać Źródło: www.flickr.com, kakhunwart NTRUM w rodzaju wspólnej waluty dla wszystkich i koniec z niewłaściwą alokacją zasobów. Wstrzymanie nieefektywnych transz wcale nie musi oznaczać przyzwolenia na czyjekolwiek bankructwo – choć akurat w przypadku Grecji los zdaje się być przesądzony. Bartłomiej Marczak pozostałe państwa z możliwości podejmowania kluczowych decyzji? Zastanawiam się, na ile została właśnie stworzona organizacja, która albo będzie musiała być reformowana w przyszłości (ponownie) albo będzie drugim bytem obok budżetu unijnego (ale kontrolowanym jedynie przez niewielką ilość państw) sprzecznym z ideą obecnej Unii Europejskiej. Witold Kunicki-Goldfinger 13 NTRUM Bitwa o przetrwanie, walka o władzę „Sektor finansowy z gruntu potrzebuje regulacji, a nie wolności” Francis Fukuyama Sektor finansowy – płynny, stabilny i godny zaufania inwestorów… to marzenie niejednego ekonomisty. Czy Fukuyama ma rację mówiąc, że liberalizacja sektora finansowego nie była dobrym pomysłem? Myślę, że źródło dzisiejszych problemów Europy nie leży u jej podstaw. Oczywiście, trzeba założyć, iż wolność sektora finansowego również ma swoje granice. O tym często dziś zapominamy. Obecnie, przywódcy europejscy chcą utworzyć trzy podstawowe środki regulacji, opierające się na zaostrzeniu przepisów w dziedzinie bankowości, ograniczeniu wydawania zezwoleń na prowadzenie działalności finansowej oraz wzmocnieniu mechanizmów kontroli już istniejących instytucji. Powyższe środki mają służyć przede wszystkim utworzeniu skutecznej bariery ochronnej przed czynnikami zewnętrznymi oraz przyspieszyć czas reakcji i decyzji na szczeblu unijnym. Tez dotyczących sposobu na poprawę kondycji banków i mechanizmów rynkowych jest nieskończona ilość. Jedni, tak jak Fukuyama, nawołują do nacjonalizacji instytucji finansowych i wstrzymania płynności finansowej. Drudzy – wręcz przeciwnie. Paul Krugman apeluje o zwiększenie podaży pieniądza przez Europejski Bank Centralny grożąc unii klęską. Prawda jest jedna – idealnego wyjścia nie ma. Nigdy nie zadowolimy wszystkich… to prosta choć brutalna rzeczywistość. Na ten temat pisał już Niccolò Machiavelli: „To dlatego właśnie wszyscy zbrojni prorocy odnosili zwycięstwa, a bezrobotnych spotykała zagłada […] natura ludzi jest zmienna i choć łatwo ich przekonać, to jednak trudno ich w przekonaniu tym utrzymać. Toteż jest nieodzowne, aby przedsiębrać środki, pod wpływem których – gdyby przestali wierzyć – będą do wierzenia zmuszeni”. Słowo „zmuszeni” jest oczywiście w tym przypadku użyte na wyrost. Pamiętajmy, że reguły, o których mowa w artykule „Czym jest unia bankowa, W dobie kryzysu, który faktycznie jest dziś bardziej europejski niż amerykański, tak naprawdę zawiodły dwa systemy: obrony i szybkiej reakcji. To właśnie chce się dziś naprawić. Tworząc narzędzia kontroli, centralne instytucje decyzyjne, budujemy coś w rodzaju „tamy” dla europejskich rynków. Europejski Mechanizm Stabilności oraz pakt fiskalny” są ustalane na drodze kompromisu i wspólnie wypracowanych decyzji. Nie można mówić o jakimkolwiek zmuszaniu. Europie faktycznie potrzeba zapisów nowych regulacji, świeżych koncepcji czy idei. Nie jest to nic nowego, zawsze je tworzono, aby spowodować poczucie bezpieczeństwa i wspólnoty. W dobie kryzysu, który faktycznie jest dziś bardziej europejski niż amerykański, tak naprawdę zawiodły dwa systemy: obrony i szybkiej reakcji. To właśnie chce się dziś naprawić. Tworząc narzędzia kontroli, centralne instytucje decyzyjne, budujemy coś w rodzaju „tamy” dla europejskich rynków. „Tama”, w tym przypadku stanowi doskonałe porównanie. Za jej pomocą zostanie zwiększona liczba regulacji przepływów środków finansowych, lecz w razie potrzeby będzie można skutecznie ograniczyć negatywny wpływ czynników zewnętrznych. Spór o to, czy wprowadzone przez instytucje unijne zmiany są słuszne jest bezsensowny. Obecnie, na takim poziomie integracji, nie można pozwolić sobie na tego typu spekulacje. Wspólnie toczymy grę o przetrwanie całej Unii. Pozostaje kwestia, kto rozdaje karty… ale to już zupełnie inny temat. Pamiętajmy, proces integracji europejskiej wciąż trwa. Unia nie jest „tworem” idealnym. Nic nim nie jest. My – Europejczycy, uczymy się na błędach, uczymy się przezwyciężać trudności i budować swój świat w oparciu o wiedzę i doświadczenie. Pospolite slogany: „Czy Unia upadnie?”, „Czy to koniec strefy euro?” tracą na wartości w oczach wykształconych i świadomych obywateli. Scenariusz rozpadu integracji 27 gospodarek państw członkowskich można przypisać do kategorii komedii. Unia bankowa, Europejski Mechanizm Stabilności i pakt fiskalny – lek zadziała? Nikt tego nie wie… politycy, ekonomiści, prawnicy a już na pewno nie student. Jednak jako osoba realnie patrząca na rzeczywistość wiem jedno – warto próbować w życiu zmian, ponieważ mamy o co walczyć. Przebudzenie – radykalne i krwawe przyszło jednak szybciej niż ktokolwiek przypuszczał. Kolejna królewska głowa (i to nie byle jaka, bo należąca do monarchy najpotężniejszego w Europie 14 państwa) potoczyła się po paryskim bruku (nomen omen również w styczniu) już w 1793 roku. Pociągnęło to za sobą rewolucyjne zmiany, które – mimo prób restauracji – odmieniły Europę na zawsze. kryteriów konwergencji? Współcześni europejscy „monarchowie” zdają się uważać podobnie jak ich koronowani koledzy sprzed rewolucji francuskiej – im mocniej zamknie się oczy, tym prędzej znikną niepokojące nas problemy. Nie czują, że kończy Dziś potrzeba nam nowej Europy i nowego pragmatyzmu. Dzisiaj oznacza on solidarną współpracę pomiędzy krajami i lojalność wobec europejskich obywateli. Ta lojalność to umiejętność odpowiadania na bardzo konkretne i fundamentalne potrzeby społeczeństw. się pewna epoka i najwyższa pora oddać część swoich kompetencji unijnym strukturom. To najlepszy czas na duże, europejskie projekty – inwestycje w infrastrukturę, telekomunikację i innowacyjne rozwiązania. Projekty, które tworzyłyby miejsca pracy i budowały wzrost gospodarczy na poziomie ponadnarodowym. To najlepszy czas na zjednoczenie wysiłków w takim przeprogramowaniu polityki fiskalnej wszystkich państw, aby dawała większą szansę na równość i sprawiedliwą redystrybucję dóbr. Ludzi w Europie nie zajmuje temat odpowiednich progów w pożyczkach międzybankowych czy sposób zarzą- dzania strefą euro. Jak pokazują badania, społecznym oczekiwaniem jest odpowiedź na pytania takie jak: jak zmniejszyć bezrobocie, jak prowadzić gospodarkę ku wzrostowi czy powstrzymać wzrost cen? Nie da się tego zrobić w wymiarze ogólnoeuropejskim, jeśli debatujące w Brukseli „koronowane głowy” nie zdecydują się na przekazanie kolejnej części swoich kompetencji na poziom unijny. Niezauważanie tego faktu grozi narastaniem niepokojów społecznych i tendencji odśrodkowych w UE. Idea integracji mimo swojego politycznego charakteru miała bardzo pragmatyczne korzenie. Dziś potrzeba nam nowej Europy i nowego pragmatyzmu. Dzisiaj oznacza on solidarną współpracę pomiędzy krajami i lojalność wobec europejskich obywateli. Ta lojalność to umiejętność odpowiadania na bardzo konkretne i fundamentalne potrzeby społeczeństw. Po co nam Unia, w którą nikt nie będzie wierzył? Co nam po Unii, która nie będzie potrafiła udzielić odpowiedzi na naprawdę istotne dla ludzi pytania? Stanie się wtedy sztucznym tworem, z którym nikt (może poza politykami) nie będzie się identyfikował. Nie czekajmy aż tłum urośnie w siłę aż tak, aby ruszyć na Wersal. Tłum zawsze jest nieprzewidywalny. Adam Leśniewicz Klaudia Kapała Grób Nieznanego Żołnierza Koniec ze starym porządkiem W styczniu 1649 roku 59 członków specjalnego angielskiego trybunału najwyższego złożyło swoje podpisy pod wyrokiem skazującym na śmierć „tyrana, zdrajcę, mordercę i wroga państwa” Karola I Stuarta podkreślając, że żaden człowiek nie znajduje się ponad prawem. Europejskim elitom tamtych czasów nie śniło się jeszcze, że może być to symptom końca pewnej epoki. Daleka wyspa ze skompromitowanym monarchą – jakież to może mieć odniesienie do sytuacji kipiącego absolutyzmem monarchicznym kontynentu? Wystarczyło odwrócić wzrok i kontynuować dworską zabawę. Przecież to nie nasz problem. niczący Barroso a także wielu jego kolegów mówi o tym, że remedium na kryzys jest „więcej Europy”. Co się kryje pod tym zgrabnym określeniem? Nie – nie są to nowe projekty mogące nadać integracji europejskiej nowe życie, nowego ducha. Poprzez takie rozwiązania jak pakt fiskalny czy Europejski Mechanizm Stabilności Finansowej proponuje się nam rozwiązania, które się nie sprawdziły i zasady, które już wcześniej były łamane bądź naginane. Dostajemy ten sam produkt, trochę ładniej opakowany i wsparty nowym ładunkiem brukselskiej nowomowy. Co pragnę wyraźnie podkreślić, nie uważam, że rozwiązania te są kompletnie niepotrzebne. Należy mieć jednak świadomość, że bez większych systemowych zmian jest to wyłącznie kupowanie sobie czasu przez polityków. Co istotne, kupowanie za publiczne pieniądze… Najwyższa pora zrezygnować z tematów zastępczych i doraźnych rozwiązań. Prawdziwy kryzys jest bowiem gdzie indziej. Jest w oburzeniu hiszpańskiego studenta, który od lat nie może znaleźć godnej pracy i nie ma żadnych perspektyw na założenie domu i rodziny. Można go dostrzec w zrezygnowanym spojrzeniu greckiego rolnika, który wraca do wymiany towarowej, ponieważ pieniądz stał się dla niego czymś abstrakcyjnym. Kiedy patrzy się uważnie, trudno nie zauważyć kryzysu także w furii brytyjskiej młodzieży demolującej sklepy i podpalającej samochody. Czy odpowiedzią na te konkretne sytuacje naprawdę może być stworzenie unii bankowej albo określenie Okazało się, że polityczny majestat i koncepcja „pomazańca Bożego” nie chroni już osoby króla przed tłumem domagającym się wolności, równości i braterstwa. Oburzenie, trwoga i świadomość nowej rzeczywistości u elit politycznych całego kontynentu przyszła zbyt późno. Współcześni europejscy przywódcy wydają się działać podobnie jak dworskie elity na przełomie XVII i XVIII wieku. Co jest nam proponowane w obliczu permanentnego kryzysu gospodarczego i fiskalnego? Co jest odpowiedzią na kryzys społecznego zaufania? Przewod- I wojna światowa pozostawiła olbrzymie piętno w społeczeństwie europejskim (i nie tylko). Skutkowało to próbą upamiętnienia tych poległych, którzy do końca pozostali niezidentyfikowani. We Francji już w roku 1918 parlament podjął decyzję o budowie Grobu Nieznanego Żołnierza. Francuzi stworzyli w ten sposób pewną symbolikę grobów nieznanego żołnierza, gdyż równocześnie prace nad własnym pomnikiem rozpoczęli Anglicy. Wkrótce, bo w 1921 roku, dołączyli do nich Polacy. Poniżej zostanie przedstawiona krótka historia Grobu Nieznanego Żołnierza w Warszawie, w szczególności zmiany, jakie zachodziły w symbolice Grobu na skutek zmian władzy w drugiej połowie XX wieku. Po odzyskaniu niepodległości przez Polskę oraz po narodzinach idei Grobu Nieznanego Żołnierza we Francji, również w Warszawie powstał silny ruch społeczny na rzecz stworzenia owego symbolicznego miejsca pamięci zbiorowej. W grudniu 1923 roku ówczesny prezydent RP Stanisław Wojciechowski zlecił kierownikowi Ministerstwa Spraw Wojskowych powołanie Tymczasowego Komitetu Organizacyjnego Budowy Pomnika Nieznanego Żołnierza. Przedsięwzięcia miała być finansowane przede wszystkim przez społeczeństwo. W 1923 roku na obecnym Placu Piłsudskiego, a ówcześnie na placu przed Pałacem pod Arkadami (Pałacem Saskim), który był siedzibą Sztabu Generalnego Wojska Polskiego, postawiono pomnik Księcia Józefa Poniatowskiego. Jeszcze w tym samym roku niespodziewanie pojawiła się tam również piaskowa płyta z wyrytym napisem Nieznanemu Żołnierzowi, poległemu za Ojczyznę. Została ona ufundowana przez długo nieujawniającego się fundatora (cztery lata później okazało się nim Zjednoczenie Polskich Stowarzyszeń Rzeczypospolitej). W 1925 roku rozpoczęto budowę samego grobowca. Z założenia grobowiec ten miał się znajdować pod trzema przęsłami arkad Pałacu Saskiego, na dwóch przednich przęsłach znajdowały się płaskorzeźby przedstawiające miecze 15 NTRUM 16 rza. W bibliografii z roku 2005 dotyczącej grobu nie wymieniono żadnych pozycji z lat 50 i 60 (Grób Nieznanego Żołnierza 19252005. Bibliografia, oprac. Monika Biedrzycka i inni, Warszawa 2005). A nawet w Encyklopedii Warszawy wydanej w 1975 roku przez PWN nie odnajdujemy żadnej wzmianki o takim miejscu. Przewodniki po Trakcie Królewskim również zazwyczaj omijają Plac Zwycięstwa (tym samym grobowiec). Mimo powyższych przeszkód, przy Grobie Nieznanego żołnierza odbywały się opozycyjne uroczystości jak i oficjalne wizyty. Tego rodzaju wydarzenia mogą obrazować pamięć o znaczeniu tego miejsca jak i jego symbolikę upamiętniającą walkę o niepodległość. W listopadzie 1975 roku w okrągłą rocznicę wzniesienia grobu, generałowie-dowódcy listopadowej obrony Lwowa z 1918 r. – Mieczysław Boruta-Spiechowicz i Roman Abraham – złożyli biało-czerwony wieniec i ucałowali płytę grobu. Warto zauważyć, że tego dnia nie odbyła się uroczysta odprawa warty, która zazwyczaj miała miejsce. Wieczorem tego samego dnia odbyła się msza patriotyczna w kościele Świętego Ducha, podczas której śpiewano między innymi Salve Regina i Ojczyznę wolną racz nam wrócić Panie. To miejsce było również świadkiem pierwszej pielgrzymki do Polski papieża Jana Pawła II w 1979 roku, kiedy to na Placu Zwycięstwa celebrował on mszę świętą. To właśnie w pobliżu tego miejsca wypowiedział znane słowa Niech zstąpi Duch Twój/ I odnowi oblicze ziemi./ Tej Ziemi!. Należy jednak pamiętać, że zachodni przywódcy również właśnie w tym miejscu składali wieńce, byli to między innymi Charles de Gaulle w 1967 roku czy Helmut Schmidt w 1977 r. W latach 80. społeczność warszawska coraz częściej naciskała na władzę w celu przywrócenia dawnych treści tablic. Władze rozpoczęły działania na rzecz zmiany dopiero w okresie przedwyborczym w 1989 roku. Okazały się to jednak być działania pozorne i propagandowe a jedynym wymiernym skutkiem było złożenie w mauzoleum urny z ziemią katyńską. Dopiero za rządu Tadeusza Mazowieckiego rozpoczęto prace nad odnową symboliki grobu. W 1990 roku Ministerstwo Obrony Narodowej zleciło przywrócenie tablic z okresu przedwojennego (co stało się już rok później). Równocześnie rozpoczęto pracę nad nowymi dodatkowymi tablicami przestawiającymi historię walki Polski o niepodległość oraz nad przywróceniem starych elementów wystroju wewnętrznego. Nowe tablice miały obejmować okres od Cedyni 972 r. do Berlina 1945 r.. W ten sposób dokonano kluczowej zmiany w symbolice pomnika, gdyż dotyczy on już nie tylko okresu odzyskania nieodległości po I wojnie światowej, ale również kluczowych bitw w całym okresie istnienia Polski. Warto jednak zwrócić uwagę, iż do treści tablic przedwojennych dodano dwa wydarzenia: Powstanie Wielkopolskie oraz Powstanie Górnośląskie. Wpisując tym samym te dwa powstania do panteonu pamięci narodowej. Przedstawiona wyżej historia Grobu Nieznanego Żołnierza w Warszawie obrazuje dobrze, w jaki sposób władza może oddziaływać na świadomość historyczną społeczeństwa oraz jak istotne są, wydające się jedynie kosmetycznymi, zmiany symboliczne. Jest to również przykład tego, w jaki sposób próbuje się czasem „zmieniać” historię dla celów politycznych. Źródło: www.flickr.com, Eazylanish w stylu jagiellońskim, otoczone skrzydłami husarskimi. Od strony Ogrodu Saskiego grobowiec był zamknięty trzema kratami. Na środkowej z nich znajdował się orzeł z koroną, a na bocznych krzyż Virtuti Militari i Krzyż Walecznych. Centrum grobowca zajmowała płyta nagrobna z napisem Tu leży żołnierz Polski poległy za ojczyznę, wokół której paliły się znicze podczas uroczystości. Za samą płytą znajdował się tzw. wieczny ogień, a wokół całości znajdowało się piętnaście urn, które zawierały ziemię z miejsc bitew. Na filarach znajdowały się tablice upamiętniające walki, dwie z nich dotyczyły okresu 1914-1918, a pozostałe dwie lat 1918-1920. Projektantem i budowniczym mauzoleum był Stanisław Ostrowski. Wielkim wydarzeniem było również przeniesienie prochów jednego z nieznanych żołnierzy z cmentarza Obrońców Lwowa i złożenie ich w grobie. Stał się on dla Warszawiaków (i nie tylko dla nich) miejscem wielkiej czci narodowej. Było to widoczne między innymi podczas II wojny światowej, kiedy to mimo próby izolowania warszawiaków od grobu przez okupantów, pomnik nadal był otoczony wielką estymą i dbałością. W momencie wycofywania się hitlerowców z Warszawy wysadzili oni Pałac Saski, na skutek czego ucierpiał też sam grobowiec. Filary ostały się jednak w całości. Jedną z pierwszych decyzji dotyczących tego miejsca podjętą przez komunistów było rozebranie cokołu spod pomnika Księcia Józefa Poniatowskiego. Komuniści przejmując władzę w Warszawie byli świadomi, jak ważne dla Polaków jest miejsce pochowania nieznanego żołnierza. Dlatego też w 1946 roku zlecono zaprojektowanie odbudowy Grobu Nieznanego Żołnierza Zygmuntowi Stępińskiemu. Celem było tak szybkie ukończenie rekonstrukcji, aby można było 8 maja 1946 roku obchodzić pierwszą rocznicą zakończenia wojny na odbudowanym Placu Zwycięstwa. W latach 50. w grobowcu dokonano wiele zmian, mających charakter polityczno-ideologiczny. Co za tym idzie, miały one również dokonać przemian w sposobie postrzegania tego miejsca przez Polaków. Pierwsze zmiany można było zaobserwować na samych kratach. Orłowi, który znajdował się na środkowej kracie, „zdjęto” koronę, a poniżej niego, w centrum, powieszono Krzyż Grunwaldu (odznaczenie ustanowione przez Krajową Radę Narodową). Z krzyża Virtuti Militai usunięto zaś datę 1792 r. (symbolizującą wojnę polsko-rosyjską za czasu konfederacji targowickiej), a w Krzyżu Walecznych zmieniono rok 1920 (wojna polsko-bolszewicka) na 1918 (odzyskanie niepodległości). Największe zmiany związane jednak były z tablicami umiejscowionymi na filarach. Postanowiono zamontować nowe, które już zupełnie co innego symbolizowały. Upamiętniały one miejsce związane z Wojskiem Polskim walczącym z faszyzmem i hitleryzmem. Na jednej z nich było wypisane: Madryt 7 XI 1936, Guadalajara 18 III 1937. Druga z tablic zaczynała się od słów: Partyzantka, Sabotaż, dywersja, Gwardia Ludowa, Armia Ludowa, Bataliony Chłopskie, Milicja Ludowa. Umiejscowienie tych nazw miało za zadanie przyrównanie walk z czasów hiszpańskiej wojny domowej z walką o niepodległość Polski z II wojny światowej. Miało to wymiar ideologiczny, gdyż walki te miały być wedle ówczesnych władz równorzędnym obowiązkiem patriotycznym Polaków. Miejsca i nazwy wypisane na tablicach miały głównie wykazywać działania bojowe ruchu lewicowego w Polsce i nie tylko. To wszystko miało za cel uprawomocniać władzę komunistów w Polsce. W okresie PRL starano się jednak nie uwidaczniać Grobu Nieznanego Żołnie- Witold Kunicki-Goldfinger Barack Obama Poniżej przedstawiam krótki tekst dotyczący ruchliwości wertykalnej w hierarchii społecznej na przykładzie Baracka Obamy. Pisząc oparłem się głównie na autobiografii Obamy Odziedziczone marzenia. Spadek po moim ojcu wydanej w USA w 1995 r., jednak w niewielkim stopniu dokonałem analizy porównawczej z innymi źródłami. W związku z powyższym należy czytać poniższą historię jak najbardziej krytycznie, gdyż przedstawia ona jedynie obraz, który stworzył sam Obama. Barack Hussein Obama urodził się 4 sierpnia 1961 roku na Hawajach. Jego matką była biała amerykanka z Kansas – Ann Durham, a ojciec – Barack Obama senior – był czarnoskórym studentem z Kenii. Ojciec szybko jednak opuścił rodzinę, stało się to wtedy, kiedy Barack junior miał zaledwie dwa lata. W 1967 roku Ann ponownie wyszła za innego zagranicznego studenta z Indonezji. Tam też (w Dżakarcie) młody Barack uczęszczał do szkoły od 6 do 10 roku życia. Jednak szkołę średnią zakończył on na Hawajach, gdzie mieszkał z dziadkami. Od jego przybycia do Honolulu można obserwować jak najpierw dziadkowie, a później on sam, starają się zmienić swoją (i nie tylko swoją) pozycją społeczną. Nauka w szkole w Honolulu Jeśli chodzi o szkołę średnią, tak Obama wspomina wydarzenie, jakim było przyjęcie go do Punahou Acadamy: Przede wszystkim zależało mi na znalezieniu towarzystwa w moim wieku, jednak dla dziadków fakt przyjęcia mnie do renomowanej szkoły średniej znanej, jako Punahou Academy był zapowiedzią wielkich rzeczy i społecznym awansem dla całej rodziny . Wówczas była to elitarna prywatna szkoła, do której to niełatwo było się dostać czarnoskóremu chłopcu z mało znanej rodziny. Sam Barack przyznaje, że dziadkowie musieli interweniować: Lista oczekujących była długa i moje podanie zostało uwzględnione dopiero po interwencji szefa dziadka, który okazał się absolwentem tej samej szkoły (było to moje pierwsze zetknięcie z czymś, co dzisiaj nazywa się „akcją afirmacyjną na rzecz grup dyskryminowanych”, jednak wtedy najwyraźniej miało niewiele wspólnego z moją przynależnością rasową) . Wyjazd do L.A. Po ukończeniu szkoły Obama wyjeżdża Od biednego studenta do prezydenta na studia do Occidental College w Los Angeles. Jak to sam ujął, początkowo do studiów miał stosunek obojętny. W czasie studiów w L.A. poznaje jednak wielu zaangażowanych politycznie czarnoskórych, ale również marksistowskich profesorów, feministki, punk-rockowców. Wdaje się w dyskusje ideologiczne, zdobywa doświadczenie i wiedze, dzięki którym w przyszłości będzie mógł łatwiej przekonywać do siebie i swojej polityki osoby z różnych grup społecznych. Po dwóch latach Barack udaje się do Uniwersytetu Columbia w Nowym Jorku w ramach międzyuczelnianej wymiany studentów. Chicago Po uzyskaniu dyplomu ukończenia studiów z politologii w Columbia University, Obama przenosi się do Chicago, gdzie podejmuje się pracy społecznej. Zajmuje się tam kwestią mieszkań i nauki dla czarnoskórych. Jego upór w dążeniu do celu oraz charyzma powodują, że staje się coraz bardziej doceniany i uznawany. Często musi również wygłaszać publiczne przemówienia. Jego umiejętność przemawiania będzie w przyszłości jednym z jego największych atutów w drodze kariery politycznej. Harvard Po pewnym czasie, mimo sukcesów w Chicago, Barack podejmuje studia na Harvardzie na wydziale prawa. Wydarzenie, jakim było objęcie stanowiska redaktora Harvard Law Review, przyniosło Obamie popularność. Był pierwszym czarnoskórym, który objął tak wysokie stanowisko w tym jakże prestiżowym czasopiśmie. Wówczas to prasa ogólnokrajowa po raz pierwszy zwróciła na niego uwagę. Również wtedy zaproponowano mu napisanie autobiografii, która powstała dopiero po zakończeniu studiów. Chicago Po ukończeniu studiów Barack Obama wrócił do Chicago, gdzie kontynuował pracę w organizacjach społecznych oraz rozpoczął wykładać prawo konstytucyjne na stanowym uniwersytecie. W tym okresie Obama rozpoczyna również działalność polityczną – wstępuje do Partii Demokratycznej. Początkiem jego kariery politycznej była praca przy kampanii wyborczej Carol Moseley Braun (pierwsza czarnoskóra kobieta w Senacie). Uważa się, że to dzięki Obamie zostało wówczas zmobilizowanych 150 tysięcy nowych wyborców. Sam Barack próbował (bez powodzenia) w następnych wyborach w 1995 roku również dostać się do Kongresu (a dokładnie do Izby Reprezentantów). Od 1997 do 2004 roku pełnił funkcję senatora stanu Illinois. Barack, posiadający wielką umiejętność przemawiania i zachwycania słuchaczy, był cenną osobą dla Partii Demokratycznej. W 2004 roku w czasie kampanii prezydenckiej demokraci zdecydowali, aby to on wygłosił mowę podczas ich konwencji w Bostonie. Wtedy to przyszły prezydent użył słów, które będą cechowały jego wizję Ameryki: Well, I say to them tonight, there’s not a liberal America and a conservative America; there’s the United States of America. There’s not a black America and white America and Latino America and Asian America; there’s the United States of America . Od tej pory młody senator, który widział nadzieję dla odnowy Ameryki i nią zarażał, stawał się coraz bardziej popularny. W późniejszym czasie, podczas kampanii prezydenckiej, to właśnie hope było kluczowym hasłem przynoszącym mu poparcie. W 2005 roku stanowa senator Alice Palmer, rezygnując ze swojego stanowiska i przekazując polityczną pałeczkę Obamie, spowodowała, że ten ostatni został senatorem stanu Illinois w Kongresie USA. W 2007 roku Barack Obama ogłasza zamiar kandydowania w wyborach prezydenckich. Czy w czasie kampanii wyborczej Obama pokazał swoją najlepszą twarz i dzięki temu wygrał wybory? Czy jego wygrana była możliwa tylko dzięki silnej mobilizacji czarnoskórych wyborców? A może dlatego, że Ameryka była zmęczona wojnami i sporami wewnętrznymi? Najpewniej każde z tych pytań zawiera odrobinę prawdy. Nadzieja na to, że Barack Obama będzie ponadpartyjnym i ponadrasowym prezydentem mogącym odbudować nadszarpnięty wizerunek USA na świecie skutkowała jego wygraną. W swojej książce Odziedziczone marzenia Barack Obama podkreśla swoją pracowitość oraz umiejętność porozumiewania się z ludźmi. Czy tyle wystarczyło, aby zostać prezydentem USA? Pewnie istnieje jeszcze wiele faktów nieznanych dla Amerykanów, a zwłaszcza dla polskiego czytelnika, które w przyszłości pozwolą na dokonanie głębszej analizy historii Baracka Obamy. Witold Kunicki-Goldfinger 17 NTRUM Wybory w USA Przed pierwszą z trzech debat pomiędzy obydwoma kandydatami zdecydowanym faworytem wszystkich sondaży w wyścigu do Białego Domu był Barack Obama. Jego przewaga w tzw. swing states (stany, w których czasem wygrywają demokraci, a czasem republikanie) wynosiła nawet kilka procent. Punktem zwrotnym tej kampanii może się jednak okazać debata, która odbyła się 3 października na uniwersytecie w Denver. Obama, uchodzący za prezydenta będącego najlepszym mówcą w historii, był od początku debaty zepchnięty do defensywy – nie potrafił umiejętnie zbijać argumentów swojego przeciwnika, często zaglądał do notatek. Tymczasem Romney popełniający w trakcie kampanii wiele gaf (wystarczy przypomnieć jego słynną wypowiedź, iż 47% obywateli to nieudacznicy żyjący na garnuszku państwa, którzy zawsze będą głosować na Obamę), był podczas debaty wyluzowany, szukał kontaktu z widownią oraz wygłaszał swoje tezy z niezachwianą pewnością siebie. Według sondażu przeprowadzonego przez CNN aż 67% Amerykanów przyznało w owej debacie zwycięstwo republikaninowi. Przełożyło się to także na poparcie dla obu kandydatów w swing states – idą oni teraz łeb w łeb (np. na Florydzie Obama ma 47% a Romney 46%). Pierwsza debata była poświęcona wyłącznie amerykańskiej polityce wewnętrznej. Kolejne także będą dotyczyły tego zagadnienia, ale nie będzie ono już głównym tematem rozmowy. Kandydaci będą przede wszystkim przedstawiać swoje pomysły na politykę zagraniczną. Należy jednak pamiętać, że dla Amerykanów aktualnie najważniejsze są kwestie gospodarcze. To właśnie pomysły obu kandydatów na pobudzenie amerykańskiej gospodarki i tym samym jak najszybsze wyjście z kryzysu zadecydują o tym, kto wygra najbliższe wybory. 18 Gospodarka Romney chce zredukować do 2016 roku obecny deficyt budżetowy z poziomu 24,5% do 20%. Zamierza to osiągnąć poprzez obniżenie podatków, zwłaszcza od korporacji, redukcje wydatków rządowych oraz likwidację kruczków prawnych, które pozwalają unikać płacenia podatków. Republikanin jest krytykiem reformy wprowadzonej przez obecnego prezydenta, tzw. „Obamacare”, która gwarantuje ubezpieczenie zdrowotne najbiedniejszym Amerykanom. Sprzeciwia się również zbyt dużym regulacjom wprowadzonym na Wall Street oraz ulgom podatkowym i dotacjom dla firm produkujących alternatywne źródła energii. Kandydat republikanów jest zwolennikiem wykorzystywania przez Amerykę swoich bogatych złóż surowców energetycznych, np. węgla. Romney krytykuje Baracka Obamę również za stworzenie klasy banków, które nie mogą upaść gdyż są zbyt duże, w związku z czym w razie kłopotów finansowych mogą one zawsze liczyć na nieograniczoną pomoc państwa. Taki system jawnie dyskryminuje właścicieli mniejszych banków, którzy na taką pomoc liczyć nie mogą. Romney jest za to zwolennikiem przeznaczenia większych pieniędzy na armię w przeciwieństwie do urzędującego prezydenta, który proponuje utrzymanie obecnego poziomu wydatków. Obama w kampanii wyborczej zdecydowanie broni swojej reformy służby zdrowia oraz sposobu wychodzenia z kryzysu. Na pewno korzystne dla niego są najnowsze dane podane przez Departament Pracy, który podaje, iż bezrobocie spadło po raz pierwszy od początku kryzysu poniżej 8%, tj. do 7,8%. Urzędujący prezydent chce także opodatkować najbogatszych Amerykanów zarabiających powyżej miliona dolarów Źródło: www.flickr.com, DonkeyHotey 6 listopada Amerykanie wybiorą swojego nowego prezydenta. Wybór mają pomiędzy obecnie sprawującym urząd Barackiem Obamą, kandydatem demokratów, a republikaninem Mittem Romneyem. Czy przyszłość Ameryki rzeczywiście zależy od tych wyborów w tak dużym stopniu jak jest to przedstawiane w mediach? rocznie i w ten sposób zmniejszyć deficyt budżetowy. Krytykuje Romneya za brak realizmu, gdyż ten obiecuje obniżenie deficytu i podatków jednocześnie. Zdaniem Obamy spowoduje to zmniejszenie dochodów państwa o 5 bilionów dolarów w przeciągu najbliższych kilku lat. Ile programy poszczególnych kandydatów mają wspólnego z rzeczywistością? Tak naprawdę niewiele, jakkolwiek trochę bardziej oderwany od rzeczywistości wydaje się być program Romneya. Jego pomysł na obniżenie podatków w momencie, kiedy są one już i tak najniższe od pół wieku, mógłby zrujnować doszczętnie finanse publiczne państwa, z których to przecież finansowana jest infrastruktura, opieka medyczna, edukacja i armia. Postulat prezydenta Obamy, aby utrzymać bądź zwiększyć wydatki na armię wydaje się jednak w czasie kryzysu równie nietrafny. Cytując magazyn „Forum” (nr 41, 10.2012): „w kraju pilnie potrzebującym lepszej infrastruktury, edukacji oraz innych inwestycji, niekończące się pompowanie pieniędzy w Pentagon istotnie osłabia narodowe bezpieczeństwo… gdyby uznać cały amerykański przemysł zbrojeniowy za odrębne państwo byłaby to 19 gospodarka świata, wyprzedzająca Arabię Saudyjską, Tajwan i Szwajcarię”. Biorąc pod uwagę powyższe fakty, przyszły prezydent USA z pewnością będzie musiał być otoczony zespołem ekspertów, który urealni wszystkie pojawiające się w kampanii obietnice. Tutaj właśnie dochodzimy do paradoksu w systemie politycznym USA. Otóż Amerykanie czynią przede wszystkim prezydenta odpowiedzialnym za dobrobyt kraju. Tymczasem to Kongres ma konstytucyjnie dużo więcej władzy nad gospodarką – między innymi wyłączność w regulowaniu handlu krajowego i zagranicznego oraz finansów federalnych. Biały Dom bez poparcia Kongresu jest w kwestiach gospodarczych bezsilny. Prezydent nie ma w tej dziedzinie tak dużych uprawnień jak w kwestiach związanych z dyplomacją czy wojskiem. Dowodem na to jest sytuacja sprzed roku, kiedy to Obama chcąc uchwalić budżet musiał dojść do porozumienia z republikanami mającymi większość w Kongresie. Polityka zagraniczna Warto także omówić pokrótce pomysły obu kandydatów na politykę zagraniczną. Mitt Romney wydaje się być w tych kwestiach neokonserwatystą, uważa, że USA jako wiodące państwo świata ma obowiązek szerzyć demokrację oraz walczyć twardo o swoje interesy podejmując decyzje w sposób unilateralny. Jest zwolennikiem pogłębiania współpracy, z porzuconymi przez administrację Obamy sojusznikami takimi jak Wielka Brytania, Polska czy Izrael. Sprzeciwia się polityce resetu stosunków z Rosją, zapowiada także, że jeśli Chiny nie przestaną sztucznie zaniżać kursu własnej waluty to wypowie im wojnę handlową. Barack Obama przez ostatnie 4 lata swojej prezydentury wykazał pragmatyczne podejście do spraw międzynarodowych współpracując z Rosją i Chinami we wszystkich dziedzinach, w których jest to możliwe. Należy pamiętać iż urzędujący prezydent chciał nawet podzielić się z tym drugim krajem rolą światowego mocarstwa. Wizja Obamy opierała się na utworzeniu tzw. G2, czyli nowego układu globalnego opartego na sojuszu USA i Chin. Miały one podzielić się strefami wpływów na świecie. Chiny odrzuciły jednak tę propozycję. Warto podkreślić, że w obszarze po- lityki zagranicznej różnice między kandydatami są w dużej mierze pozorne. Obama, który został prezydentem po znienawidzonym przez opinię międzynarodową George’u W. Bushu, budził nadzieje na ogólne poprawienie wizerunku Ameryki w świecie. Za rozbudzenie owych nadziei został nawet nagrodzony przez Komitet Noblowski pokojową nagrodą Nobla. Miała ona zachęcić nowego prezydenta do prowadzenia polityki zagranicznej nastawionej na multilateralizm. Tymczasem w praktyce Ameryka Obamy nadal wiele decyzji podejmuje w sposób unilateralny. Świadczy o tym fakt, że Stany Zjednoczone ciągle nie uznały jurysdykcji Międzynarodowego Trybunału Karnego czy choćby sposób, w jaki na terenie Pakistanu przeprowadzona została operacja mająca na celu zlikwidowanie Osamy Bin Ladena. Prócz tego Obama nie zrealizował swojej wyborczej obietnicy o zamknięciu słynnego więzienia Guantanamo. Ten rozdźwięk pomiędzy obietnicami Baracka Obamy z kampanii wyborczej w 2008 roku (wygrał ją głosząc hasło „zmiana”) a realnymi działaniami, podobnie jak w przypadku polityki wewnętrznej wynika z pragmatyzmu. Niezależnie od tego, kto wygrywa wybory, prezydent USA musi bowiem uwzględniać przede wszystkim bieżący interes państwa. Z tego właśnie powodu, o ile wybory wygra Romney, mało prawdopodobne wydaje się zdecydowane zaostrzenie relacji z Chinami czy Rosją. sposób o każdych wyborach prezydenckich w Stanach) to tak naprawdę żaden z kandydatów nie dokona rewolucji w obecnie prowadzonej polityce, zarówno wewnętrznej jak i zagranicznej. Wynika to w dużej mierze z podejścia Amerykanów do ich własnego państwa, które zdaniem większości obywateli powinno gwarantować ciągłość w sposobie zarządzania. Na straży tej ciągłości stoi prezydent. Kto ma większe szanse na wygranie wyborów? W poprzedniej walce o fotel prezydenta, po kadencji znienawidzonego Busha juniora, Amerykanie oczekiwali od Obamy wprowadzenia prawdziwej zmiany. Po tym, jak prezydent Obama w miarę spokojnie przeprowadził Amerykę przez największy od lat 30. XX wieku kryzys gospodarczy, od obecnego kontrkandydata obywatele Stanów Zjednoczonych oczekują już nie rewolucji, ale lepszych pomysłów na gospodarkę. Czy Mitt Romney będzie umiał je zaprezentować i do nich przekonać? Szanse kandydatów wydają się być wyrównane. Amerykański politolog prof. Allan Lichtman, który w 1984 roku opracował metodę prognozowania wyników wyborów, tzw. „13 kluczy do Białego Domu” (i nie pomylił się od tamtej pory ani razu) w tych wyborach stawia na Baracka Obamę. Już niedługo przekonamy się, czy i tym razem miał rację. Adam Dorywalski Obama czy Romney? Wydaje się, że wbrew nadmuchiwanej przez amerykańskie media atmosferze, że od tych wyborów zależy w jakim kierunku pójdzie Ameryka (mówi się w ten 13 Kluczy do Białego Domu Prof. Allan Lichtman, historyki i politolog z American University w Waszyngtonie, stworzył metodologię prognozowania wyników wyborów prezydenckich w USA. Opracował ją na podstawie analizy wyników wyborów od roku 1860 do 1980. Owe 13 kluczy to po prostu lista tez zakładających, że faworytem wyścigu jest partia urzędująca (ta, z której wywodzi się obecny prezydent). Jeżeli co najmniej sześć z tych stwierdzeń jest fałszywych, to wybory wygrywa partia opozycyjna. Owe tezy to: 1. Urzędująca administracja nie została skompromitowana większym skandalem. 2. Nie było poważnych prawyborów w partii, która ubiega się o reelekcję. 3. Kandydat partii ubiegającej się o reelekcję jest urzędującym prezydentem. 4. Gospodarka nie jest w recesji podczas kampanii wyborczej. 5. Podczas kadencji urzędującego prezydenta nie doszło do długotrwałych niepokojów społecznych. 6. Po wyborach uzupełniających partia ubiegająca się o reelekcję ma w Izbie Reprezentantów więcej miejsc, niż miała po poprzednich wyborach uzupełniających. 7. Wzrost realnego PKB na mieszkańca w okresie kadencji ubiegającego się o reelekcję prezydenta jest równy lub przekracza średni wzrost w ciągu dwóch poprzednich kadencji. 8. Kandydat partii ubiegającej się o reelekcję jest charyzmatyczny bądź jest bohaterem narodowym. 9. Kandydat partii opozycyjnej nie jest ani charyzmatyczny, ani nie jest bohaterem narodowym. 10.Nie ma istotnego trzeciego kandydata w wyborach prezydenckich. 11.Obecna administracja osiągnęła znaczący sukces w polityce zagranicznej i sprawach wojskowych. 12.Obecna administracja nie poniosła sromotnej klęski w dziedzinie polityki zagranicznej i bezpieczeństwa. 13.Obecna administracja przeprowadziła istotne zmiany w polityce wewnętrznej. 19 NTRUM W kontekście trwającej obecnie w Polsce debaty nad regulacjami dotyczącymi zapłodnienia in vitro, warto zwrócić uwagę na orzecznictwo Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu w sprawach dotyczących tego obszaru. Choć wyroki Trybunału bezpośrednio dotyczą wyłącznie zaskarżonych krajów, ustanawiają równocześnie standardy obowiązujące wszystkie państwa Rady Europy. Przy tworzeniu uregulowań prawnych praktycznie od zera (jak ma to miejsce w przypadku Polski), stworzenie przepisów korespondujących z wykładnią prawa przedstawianą przez Trybunał może uchronić nasz kraj przed pozwami o złamanie któregoś z przepisów Konwencji o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności. W związku z niezwykle szybkim rozwojem technologii i medycyny, kwestia zapłodnienia in vitro (podobnie jak inne kwestie bioetyczne) coraz częściej staje się sprawą sporną w kontaktach między obywatelami a państwami członkowskimi Rady Europy. Nim jednak do tego doszło, pierwsze sprawy pojawiające się na wokandzie Trybunału dotyczyły przede wszystkim definicji i statusu prawnego embrionu ludzkiego. Bez choćby krótkiego omówienia tej kwestii nie jest możliwe przejście do sprawy in vitro. Gdzie zaczyna się człowiek? Przed niezwykle ważnym dylematem Trybunał stanął już w 2004 roku rozpatrując przypadek Pani Vo przeciwko Francji (skarga nr 53924/00). Choć sprawa bezpośrednio dotyczyła kwestii aborcji, Trybunał musiał w niej rozstrzygnąć fundamentalny dla bioetyki problem ochrony dziecka nienarodzonego. W wyniku przeglądu istniejącego orzecznictwa oraz weryfikacji zapisów prawnych w państwach Rady Europy, Trybunał ustalił, że w prawie aborcyjnym państw-sygnatariuszy Konwencji, dziecko nienarodzone nie jest zazwyczaj uznawane za „osobę” bezpośrednio chronioną na podstawie art.. 2 (prawo do życia). Trybunał uniknął jednak w tym wypadku jednoznacznych deklaracji. Z racji różnic w prawodawstwie krajowym państw członkowskich uznał, że rozstrzygnięcie kwestii w jakim momen- 20 Orzecznictwo Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w kwestii in vitro Źródło: www.flickr.com, m!Chou Ewolucja czy rewolucja cie zaczyna się życie należy do państw, które podpisały Konwencję. Nie wykluczył możliwości objęcia dziecka nienarodzonego ochroną. W sprawie Pani Vo Trybunał podkreślił, że życie embrionu lub płodu jest blisko związane z życiem matki i może być chronione poprzez przyrodzone jej prawa. Prawa przynależne nienarodzonemu są jednak w tym wypadku z istoty rzeczy ograniczone prawami i interesami matki. Takie przedstawienie sprawy powoduje, iż od razu nasuwa się pytanie o status zarodków niezwiązanych bezpośrednio z organizmem matki. Do wyrażenia opinii na temat ich statusu już w 2007 roku skłoniła Trybunał kolejna niezwykle ciekawa sprawa związana z pozwem Pani Evans z Wielkiej Brytanii (6339/05). In vitro na wokandzie Trybunału Historia tego przypadku jest niezwykle dramatyczna. Pani Evans ze względów zdrowotnych musiała poddać się zabiegowi usunięcia jajowodów. Państwo Evans w celu przyszłej prokreacji zgodzili się poddać procedurze pobrania ko- mórek rozrodczych i stworzenia metodą in vitro sześciu zarodków. Równocześnie państwo Evans zostali poinformowani o możliwości wycofania zgody na zapłodnienie jeśli nie zdecydują się na implantację powstałych zarodków. Po około dwóch latach związek małżeński Państwa Evans rozpadł się, a Pan Evans pisemnie wycofał swoją zgodę na zapłodnienie. Mimo odwołań Pani Evans, sąd brytyjski uznał, iż w tej sytuacji embriony powinny zostać zniszczone. Brytyjka złożyła skargę do Trybunału. Pani Evans wystąpiła z zarzutem, że brytyjska ustawa o ludzkim zapłodnieniu i embriologii, dopuszczając w przypadku wycofania zgody partnera na zapłodnienie możliwość unicestwienia embrionów powstałych in vitro, narusza art. 2 Konwencji (prawo embrionów do życia) oraz art. 8 (prawo skarżącej do poszanowania jej życia prywatnego i rodzinnego) i art. 14 (zakaz dyskryminacji). Odpowiedź Trybunału w tej sprawie stworzyła podwaliny dalszego orzecznictwa w sprawie in vitro. Rozpatrując domniemane naruszenie art. 2, Trybunał kontynuował linię orzeczniczą charakte- rystyczną dla sprawy Pani Vo. Orzekł, że w związku z brakiem zgody na poziomie europejskim co do naukowej i prawnej definicji początku życia oraz braku konsensusu co do określenia momentu, od którego prawo do życia podlega ustawowej ochronie, owe kwestie powinny być rozstrzygane na poziomie krajowym. Zgodnie z prawem brytyjskim embrionowi ludzkiemu nie przysługują prawa, ani nie można mówić o jego „dobru”. W związku z powyższym nie jest nawet możliwe, aby inna osoba występowała w jego imieniu o przyznanie mu prawa do życia. Zdaniem Trybunału przepisy brytyjskie nie naruszyły art. 2 Konwencji. Trybunał uznał, iż w rozpatrywanej sprawie nie doszło również do naruszenia art. 8 Konwencji. Argumentacja sędziów była podobna jak wobec pierwszego zarzutu. Ponieważ na poziomie prawa międzynarodowego nie ma jednorodnych regulacji prawnych dotyczących zapłodnienia in vitro, państwo-strona Konwencji ma szeroki margines swobody uznania (margin of appreciation) w tym obszarze. Brytyjska ustawa dotycząca zapłodnienia in vitro zapewniała równy dostęp do tej metody wszystkim pacjentom nie dyskryminując ich praw ze względu na płeć. Choć może się to wydawać okrutne (Pani Evans na zawsze traciła w ten sposób możliwość posiadania biologicznego potomstwa), rozstrzygnięcie tej sprawy na korzyść kobiety było niemożliwe. Prawa donora płci męskiej muszą pozostać chronione nie słabiej niż kobiety. W związku z brakiem naruszenia art. 8, Trybunał uznał, że nie jest konieczne badanie, czy naruszony został art. 14. Jak zauważa Jelena KondratiewaBryzik: „Z orzeczenia w sprawie Evans wynika, że zakres ochrony embrionu nie zmienia się w zależności od tego, czy rozwija się on in vivo, czy in vitro. Państwo-strona dysponuje pewną swobodą uznania co do stopnia intensywności prawnej ochrony płodu ludzkiego, lecz ta ochrona powinna być jednakowa dla wszystkich embrionów, niezależnie od tego, czy powstały one z pomocą biotechnologii” (zob. Evans v. Wielka Brytania). Co niezwykle istotne, Trybunał rozstrzygnął status prawny embrionu, który inaczej niż w sprawie Pani Vo nie jest chroniony dzięki ochronie życia matki. Według Trybunału w Strasburgu brak ochrony życia embrionu powstałego in vitro nie powoduje sprzeczności z artykułem 2. Konwencji. Co więcej, przepisy krajowe dopuszczające w pewnych okolicznościach możliwość unicestwienia embrionów powstałych in vitro nie zostały przez Trybunał potraktowane jako sprzeczne z Konwencją. Dużym ułatwieniem przy rozstrzyganiu w sprawie brytyjskiej z pewnością było sformułowanie przepisów o dostępie do zapłodnienia in vitro w sposób niedyskryminujący żadnego z pacjentów. Co jednak w przypadku, kiedy kraj zdecyduje się na pewne ograniczenia w dostępności do tej metody? Taki przypadek stanowi sprawa S.H. i inni przeciwko Austrii (skarga nr 57813/00). Dostępność metody in vitro W tej sprawie skarżącymi były dwie pary z Austrii cierpiące z powodu niepłodności. Zgodnie z austriackim prawem, Choć polski prawodawca ma prawo korzystać w pełni z zasady marginesu swobody uznania przy tworzeniu prawa związanego z kwestiami bioetycznymi, powinien brać pod uwagę wiele rozsądnych zasad wynikających z rozstrzygniętych już wyroków Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. zabiegi in vitro związane z pobraniem komórki jajowej od dawczyni są zakazane, zaś pobranie nasienia od dawcy jest dopuszczone jedynie w pewnych sytuacjach. Dla zajścia w ciążę u pierwszej pary konieczne było pobranie komórki jajowej od dawczyni i zapłodnienie jej nasieniem partnera (kobieta cierpiała na bezpłodność z powodu braku jajników). W stosunku do drugiej pary konieczne było zaś pobranie komórki jajowej od kobiety i zapłodnienie jej nasieniem dawcy (kobieta cierpiała na zablokowanie jajowodów, zaś mężczyzna był bezpłodny). Obie pary zajęły stanowisko, że prawo austriackie łamie art. 8 Konwencji ograniczając prawo do decyzji o sztucznym zapłodnieniu. Trybunał musiał zdecydować, czy przepisy przyjęte w Austrii nie przekraczają dopuszczalnego marginesu swobody państw. Austria tłumaczyła przyjecie takich przepisów m.in. koniecznością ochrony tradycyjnego modelu rodziny, prawidłowego rozwoju psychicznego dziecka oraz ochroną praw kobiet będących potencjalnymi dawczyniami. Trybunał nie przychylił się po wątpliwości skarżących. Podkreślił, że choć art. 8 Konwencji daje prawo do posiadania potomstwa, to biorąc pod uwagę zasadę marginesu swobody, państwa mają prawo zakazywać pewnych praktyk i nie godzi to w prawo do zastosowania medycznych praktyk w celu posiadania potomstwa. Co warto zauważyć, prawo austriackie nie zabraniało parom wyjazdu poza granice kraju w celu zastosowania pożądanej techniki in vitro. Z drugiej jednak strony, Trybunał w orzeczeniu S.H. i inni przeciwko Austrii wyraźnie zaznaczył, że rozwój medyczny i technologiczny a także dynamizm debaty społecznej w dziedzinie bioetyki wyznacza „wyraźny trend” w legislacji europejskiej dla legalizacji in vitro. Zdaniem sędziów w obszarach, w których prawo szybko ewoluuje i następuje szczególnie dynamiczny rozwój nauki, państwa powinny w sposób szczególny nadzorować proces legislacyjny. Choć, jak podkreślił Trybunał, na ten moment nie było możliwe wypracowanie wspólnych podstaw oraz podejścia do kwestii in vitro, to Austria dostała w ten sposób wyraźny sygnał do weryfikacji swoich przepisów powstałych w 1999 roku. Co nie mniej istotne dla sprawy in vitro, Trybunał w Strasburgu w wyroku wobec Austrii wyraźnie rozróżnił rodzinę powstałą w wyniku dawstwa komórek rozrodczych od rodziny powstałej w wyniku adopcji. Zdaniem sędziów, pojawiający się przy technice in vitro problem podwójnego macierzyństwa (matka biologiczna i genetyczna) może wpływać na rozwój tożsamości dziecka. Zdaniem Trybunału konieczne wydaje się respektowanie zasady mater semer certa est (matka jest zawsze pewna). Aborcja zamiast in vitro? Nie mniej ważnym sygnałem w ogólnoeuropejskiej dyskusji na temat in vitro jest z pewnością wyrok w sprawie Costa i Pavan przeciwko Włochom (sprawa 54270/10), który zapadł nieco ponad dwa miesiące temu, 28 sierpnia 2012 roku. Sprawa dotyczyła dwójki rodziców Rosetty Costa i Waltera Pavana, którzy przy narodzinach pierwszego dziecka dowiedzieli się, iż choć sami są zdrowi, są nosicielami nieuleczalnej choroby – zwłóknienia torbielowatego. Kiedy Pani Costa ponownie zaszła w ciążę, u płodu wykryto tę samą chorobę na którą cierpiało pierwsze dziecko pary. Pani Costa zdecydowała się na aborcję ze względów medycznych. Ponieważ państwo Costa i Pavan bardzo chcieli mieć drugie, zdrowe dziecko, postanowili, że najlepszą techniką zapłodnienia będzie metoda in vitro, która pozwala na zdiagnozowanie zarodka pod względem genetycznym przed wszczepieniem go do macicy. Taka możliwość praktycznie eliminuje zagrożenie, 21 NTRUM że kolejne dziecko włoskiej pary byłoby chore na nieuleczalną chorobę genetyczną. Przeprowadzenie zapłodnienia w omówiony sposób okazało się jednak niemożliwe. Prawo włoskie zezwala na zapłodnienie in vitro wyłącznie parom bezpłodnym i takim, w których mężczyzna cierpi na przenoszoną drogą płciową chorobę taką jak HIV czy zapalenie wątroby typu B lub C. Pani Costa i Pan Pavan złożyli skargę do Trybunału. Jak możemy przeczytać w omówieniu do tej sprawy autorstwa Marka Antoniego Nowickiego: „Powołując się na prawo do poszanowania życia prywatnego i rodzinnego (art. 8), skarżący zarzucili, że jedynym sposobem, aby mieć dziecko, które nie byłoby chore na zwłóknienie torbielowate, było zajście w ciążę w sposób naturalny i przerwanie jej ze względów medycznych za każdym razem po stwierdzeniu choroby płodu. Na podstawie art.14 skarżący twierdzili, że byli dyskryminowani w stosunku do par bezpłodnych albo takich, w których mężczyzna był chory na chorobę przenoszoną drogą płciową” (zob. orzeczenie w sprawie Costa i Pavan przeciwko Włochom). Trybunał w Strasburgu analizując sprawę skupił się po pierwsze na ustaleniu istoty zarzutu. Co trzeba podkreślić, rodzice poprzez możliwość dostępu do technik wspomagania prokreacji i diagnozy płodu pod względem genetycznym nie chcieli wyeliminowania wszystkich możliwych chorób, na które mogło chorować ich kolejne dziecko, pragnęli jedynie mieć pewność, że ich dziecko nie będzie dotknięte konkretną chorobą genetyczną, o której wiedzieli, że są jej zdrowymi nosicielami. Zdaniem Trybunału, pragnienie skarżących spłodzenia dziecka, które nie byłoby dotknięte chorobą genetyczną, której są zdrowymi nosicielami, jak i decyzja o sięgnięciu do możliwości medycznych najlepiej uprawdopodabniających spełnienie tego celu – są objęte ochroną na podstawie art. 8 Konwencji. „Wybór taki stanowił bowiem formę przejawu ich życia prywatnego i rodzinnego” (zob. orzeczenie w sprawie Costa i Pavan przeciwko Włochom). Zdaniem rządu włoskiego ingerencja w to prawo była uzasadniona troską o ochronę zdrowia „dziecka” i kobiety, godność i wolność sumienia pracowników służby zdrowia oraz pragnieniem uniknięcia ryzyka nadużyć o charakterze eugenicznym. Jak podkreślili jednak sędziowie Trybunału, meritum oskarżenia ze strony rozpatrywanej pary nie było twierdzenie, iż zakaz diagnozy genetycznej naruszał art. 8 Konwencji, lecz to, iż był on stosowany nieproporcjonal- 22 nie. Trybunał podkreślił, że nie jest możliwe pogodzenie tłumaczenia rządu (że poprzez ograniczony dostęp do diagnozy genetycznej chronione są prawa dziecka), jeśli to samo prawo równocześnie dopuszcza, aby skarżący mieli nieograniczoną możliwość dokonania aborcji terapeutycznej na podstawie wykrycia nieuleczalnej choroby u płodu. Sędziowie przede wszystkim wzięli tutaj pod uwagę konsekwencje dla płodu, którego rozwój był oczywiście znacznie bardziej zaawansowany niż zarodka oraz konsekwencje dla rodziców, zwłaszcza kobiety. Trybunał podkreślił kolejny raz, iż pojęcia „dziecko” nie można traktować W związku z niezwykle szybkim rozwojem technologii i medycyny, kwestia zapłodnienia in vitro (podobnie jak inne kwestie bioetyczne) coraz częściej staje się sprawą sporną w kontaktach między obywatelami a państwami członkowskimi Rady Europy. równoznacznie z pojęciem „zarodek” jak miało to miejsce w opinii przedstawionej przez włoski rząd. Pojęcie „godności” pojawiające się w Konwencji charakterystyczne jest dla osób narodzonych, czyli dla „dziecka”. Sędziowie nie zostali również przekonani przez stronę włoską, w jakim stopniu legalna diagnoza genetyczna zarodka narażałyby na ryzyko nadużyć o charakterze eugenicznym i była zamachem na godność i wolność sumienia pracowników służby zdrowia. Biorąc pod uwagę niespójność systemu prawa włoskiego w zakresie, którego dotyczyła ta sprawa, Trybunał uznał, że ingerencja w prawo skarżących do poszanowania ich życia prywatnego i rodzinnego była nieproporcjonalna i w rezultacie nastąpiło naruszenie art. 8 Konwencji. Zarzut dotyczący dyskryminacji oddalono. Ustawa przygotowana przez Trybunał? Jak można zauważyć, analiza orzecznictwa Europejskiego Trybunału Praw Człowieka przynosi bardzo wiele wskazówek co do tego, jak w prawodawstwie państw-stron Konwencji powinna być regulowana kwestia bioetyki i in vitro. Choć polski prawodawca ma prawo korzystać w pełni z zasady marginesu swobody uznania, przy tworzeniu prawa związanego z kwestiami bioetycz- nymi powinien brać pod uwagę wiele rozsądnych zasad wynikających z rozstrzygniętych już wyroków. Choć objęcie dziecka nienarodzonego ochroną nie jest sprzeczne z duchem Konwencji, należy pamiętać, że powinna to być inna ochrona niż ta, która jest zagwarantowana dziecku narodzonemu. Naturalną granicą praw dziecka nienarodzonego powinny być prawa i zdrowie matki. W regulacjach dotyczących in vitro należałoby pamiętać, aby w inny sposób zapewniać ochronę płodu (który jest naturalnie powiązany z życiem matki) a inaczej embrionów tworzonych przy medycznych zabiegach wspomagania urodzeń. Brak ochrony życia embrionów nie jest jednak zdaniem Trybunału sprzeczny z Konwencją. Orzecznictwo Trybunału powinno także zostać wzięte pod uwagę przez grupy wywierające presje na stworzenie liberalnego prawa regulującego kwestie bioetyczne. Jak podkreśla Trybunał, państwa Rady Europy mają prawo zakazywać pewnych praktyk medycznych wspierających prokreację ze względu na ochronę tradycyjnego modelu rodziny, zdrowie i prawa dziecka lub matki. Nie należy oczekiwać od państwa, że na swoim terenie dopuści każdą formę in vitro. Ograniczenia te powinny być jednak proporcjonalne i stale konfrontowane z wiedzą przynoszoną przez najnowsze badania medyczne. Lobbujący za ustawą dotyczącą in vitro powinni wywierać większy nacisk na takie uregulowanie tej kwestii, aby osoby decydujące się na tę metodę były traktowane równo ze względu na płeć. W ustawie powinny się pojawić również precyzyjne przepisy regulujące przypadki rodziców cierpiących na choroby genetyczne lub wirusowe, dla których metoda in vitro jest często jedynym rozwiązaniem umożliwiającym posiadanie zdrowego potomstwa. Czy zwalczające się obozy zwolenników i przeciwników in vitro będą jednak chciały przy tworzeniu nowej ustawy wziąć pod uwagę doświadczenia europejskie płynące z orzecznictwa Trybunału? Czy rozsądny kompromis jest możliwy? Stan obecnej debaty w tej kwestii nie napawa optymizmem. Może przyjdzie jednak moment, w którym obie strony zauważą, że niekończąca się wojna ideologiczna nikomu nie służy. Na regulacje w tej kwestii czeka naprawdę wiele rodzin. Adam Leśniewicz Czy wybory parlamentarne na Ukrainie są szansą na zmiany na scenie politycznej? 29 października Ukraińcy poszli do urn wyborczych by zadecydować, kto będzie stał na czele ich rządu przez najbliższe cztery lata. Obywatele Ukrainy stanęli w tych wyborach przed ważną decyzją, ponieważ od ich głosów zależało, w którą stronę pójdzie Ukraina – czy w stronę bliższej współpracy z Unią Europejską, czy z państwami Wspólnoty Niepodległych Państw (WNP). W dobie kryzysu znalezienie odpowiedniego partnera nie tylko gospodarczego ale i politycznego jest niewątpliwie priorytetem dla Ukrainy. Podczas kampanii wyborczej trudno było ocenić, która z partii ma szansę otrzymać najwięcej mandatów w Verhowej Radzie (odpowiednik polskiego parlamentu). Odpowiedź na to pytanie nie była prosta przede wszystkim ze względu na częste zmiany lidera sondaży wyborczych. Dodatkowo, wiele do życzenia pozostawiała rzetelność badań opinii publicznej. Wielokrotnie dawały się słyszeć zarzuty o przeprowadzanie sondaży na zlecenie partii politycznych. Przez dłuższą część kampanii na prowadzenie wysuwała się Batkiwszczyna (dosł. Wszechukraińska Koalicja „Ojczyzna”), partia założona i kierowana z więzienia przez Julię Tymoszenko. W ostatnim etapie kampanii wyborczej sondaże dawały tej partii wynik w granicach 20-25%. Oceniano, że wysokie poparcie dla tego ugrupowania spowodowane jest kontrowersyjną i źle odebraną przez społeczeństwo decyzją rządzącej Partii Regionów, która wprowadziła język rosyjski jako drugi język urzędowy. Drugie miejsce w sondażach przez dłuższy czas zajmowała Partia Regionów, na czele której stoi obecny prezydent Wiktor Janukowycz. Partia Regionów do ugrupowanie, które przejęło władzę z rąk przywódców pomarańczowej rewolucji w 2006 r. Partia ta nawołuje do pogłębiania współpracy, zarówno z Unią Europejską jak i Rosją. Podkreśla jednak, że strategiczna dla Ukrainy jest współpraca z Rosją i krajami WNP. Przedwyborcze sondaże dawały tej partii poparcie na poziomie 22-26%. Byłby to wynik mniejszy o prawie dwadzieścia punktów procentowych niż 4 lata temu. Warto jednak wspomnieć, że obie partie – Batkiwszczyna i Partia Regionów – wymieniały się na pierwszym miejscu sondaży w okresie bezpośrednio poprzedzającym wybory. Trzecią siłą w tegorocznych wyborach wydaje się być partia UDAR (Ukrainian Democratic Alliance for Reform) Vitalija Kliczki, która w trakcie kampanii notowała rosnące poparcie. Twórcą tej partii jest mistrz świata w boksie, który niedawno zaangażował się życie polityczne Ukrainy. Bardzo aktywnie prowadził kampanię wyborczą, objeżdżając niemal cały kraj. Jego główne hasła to wprowadzenie europejskich standardów życia gospodarczo-politycznego, wstąpienie do UE, walka z korupcją i decentralizacja państwa. Według ekspertów poparcie dla partii Kliczki nie wynika jednak ze zdolności politycznych samego boksera, ale z szacunku, jakim on i jego brat są obdarzani przez Ukraińców. W ostatnich przedwyborczych sondażach partia ta cieszyła się poparciem około 12% wyborców. Miejsca w parlamencie najprawdopodobniej uzyska również Komunistyczna Partia Ukrainy (KPU). Jej poparcie w przedwyborczych sondażach wahało się w graniach 7-10%. KPU w razie wygranej Partii Regionów w wyborach parlamentarnych jest typowana na partnera koalicyjnego. Szanse na wejście do Verhownej Rady wydaje się mieć jeszcze partia Nacjonalistyczna Svoboda (która w programie ma między innymi rewizję obecnych granic). Poparcie dla jej postulatów w przedwyborczych sondażach wyrażało około 3-4% wyborców. Quo vadis Ukraino? Zmiany ordynacji wyborczej zagrożeniem dla małych partii? Duże znaczenie dla przebiegu kampanii parlamentarnej miała niewątpliwie zmiana ordynacji wyborczej dokonana w 2011 roku. Przede wszystkim wprowadzono zakaz tworzenia bloków wyborczych, które umożliwiały mniejszym partiom łączenie się i w ten sposób wejście do parlamentu (tworzenie bloków wyborczych było bardzo popularne na Ukrainie od czasów pomarańczowej rewolucji). Drugim utrudnieniem, z którym zmierzyć się muszą partie kandydujące, głównie małe ugrupowania polityczne, to podwyższenie progu wyborczego z 3 do 5 procent. Stawia to mniejsze ugrupowania przed ryzykownym wyborem samodzielnego startu w wyborach lub wystawienia swoich liderów na listach większych komitetów. Kolejną zmianą jest wprowadzenie ordynacji mieszanej, która polega na tym, że połowa parlamentarzystów wybierana jest w wyborach proporcjonalnych a połowa w jednomandatowych okręgach wyborczych. To w pewnym sensie szansa dla mniejszych partii, które nie przekraczając progu wyborczego, mogą wprowadzić do Verhownej Rady pojedynczych deputowanych. Niewątpliwie nowa ordynacja wyborcza została jednak stworzona by chronić interesy dużych partii kosztem mniejszych ugrupowań. Zmiana progów wyborczych ma przyczynić się do tego, by zmniejszyć liczbę partii zasiadających w parlamencie, czyli zatrzymać jak najwięcej głosów dla ugrupowań, które mają już ugruntowaną pozycję na scenie politycznej. Partia Regionów ma obawy przed dopuszczaniem do władzy nowych partii spoza swojego kręgu wpływu. Główne tematy kampanii wyborczej Kampania wyborcza dotyczyła głównie spraw, które wzbudzają ogromne emocje wśród społeczeństwa. Linia podziałów socjo-politycznych przebiegała oczywiście pomiędzy zachodem a wschodem kraju. Wciąż głośno mówi się o uwięzionej Julii Tymoszenko, a także o kolejnych oskarżeniach wobec byłej premier. Ważną kwestią jest wstąpienie Ukrainy do Unii Europejskiej oraz spadek prestiżu Ukrainy na arenie międzynarodowej. Wciąż trwa „bitwa o mowę”, związana z kontrowersyjną ustawą partii Janukowycza, która de facto ustanawia język rosyjski drugim językiem urzędowym w wielu regionach Ukrainy. Te wybory są ważne nie tylko dla samych Ukraińców, ale również dla Polski i całej Unii Europejskiej, gdyż od ich wyniku zależy w którą stronę pójdzie Ukraina. Głosowanie obywateli Ukrainy stanowi bowiem swoistą weryfikację koncepcji Partnerstwa Wschodniego i sprawdzian skuteczności całej polityki wschodniej Unii Europejskiej. Wstrzymani w niepewności Co o wynikach wyborów można powiedzieć kilka dni po dniu wyborczym? Na razie niewiele. Oficjalnych wyników wciąż brak. Sondaże exit polls wskazują raczej na wygraną Partii Regionów prezydenta Witora Janukowycza. Ugrupowania opozycyjne, Batkiwszczyna Julii Tymoszenko i partia UDAR boksera Witalija Kliczki, zajęły najprawdopodobniej kolejne miejsca, zaś do Verhovej Rady dostała się również Nacjonalistyczna Swoboda oraz dawna partia komunistyczna. Na oficjalne wyniki przyjdzie jeszcze poczekać. Centralna Komisja Wyborcza nadal rozpatruje niezliczoną ilość protestów wyborczych donoszących o fałszerstwach podczas wyborów. Już teraz można ocenić, iż były to jedne z trudniejszych wyborów w historii Ukrainy. Martyna Szostek, Mikołaj Dmytryszyn 23 NTRUM SIELPIA 2012 W kolejny rok akademicki wkraczamy z nową energią, pomysłami i chęcią do pracy. Po ostatnim przedwakacyjnym evencie – pikniku europejskim, z którego kilka zdjęć możecie znaleźć na ostatnich stronach czasopisma, od września ponownie działamy pełną parą! Obóz zerowy dla nowych studentów Centrum Europejskiego już po raz szósty otworzył kolejny rok akademicki! fot. Samorząd !CE Okiełznać USOSa! Tegoroczna Sielpia, dzięki uprzejmości władz CE, odbyła się tuż po inauguracji roku. Okres między 3 i 7 października to dni, które pozostaną w naszych głowach przez co najmniej cały najbliższy rok! Wspólne spędzanie czasu, poznanie się i zabawa – to główne cele, dla których tradycyjnie wracamy do tego najwspanialszego, zdaniem studentów !CE, miejsca na ziemi. Prace organizacyjne rozpoczęliśmy jeszcze na początku czerwca. Dzięki temu, że przygotowaliśmy różnorodne zajęcia i atrakcje, wyjazd cieszył się znakomitą frekwencją. Pierwszy dzień wyjazdu to czas, kiedy świeżo zaprzysiężeni studenci mieli okazję się poznać. Zajęcia grupowe, wspólne rozmowy, gra w kalambury, a na koniec dnia grill przy skocznych rytmach ludowych piosenek śpiewanych przez słynny zespół „Korniczanki”. Ten dzień minął pod hasłem: „POZNAJMY SIĘ CHOĆ TROCHĘ!” Dalej było już tylko lepiej! Paintball, szkolenie dotyczące życia akademickiego na UW, stypendiów, wymian zagranicznych, spotkanie dotyczące zajęć w CE, prezentacja działalności Samorządu i Koła Naukowego „Europa Nova” oraz spotkanie z magistrem Maciejem Tauberem dotyczące akademickiego obycia lub inaczej „studenckiej etykiety”. Wszystkie te zajęcia prowadzone były z myślą o ułatwieniu nowym studentom wdrożenia się w nową rzeczywistość. Jak powszechnie wiadomo, 24 studia to już nie liceum, czas wziąć życie w swoje ręce! Spotkanie, w którym również pobrzmiewała ta myśl, poprowadził jeden z gości specjalnych wyjazdu, dyrektor Instytutu Obywatelskiego Jarosław Makowski. Konkluzja wynikająca z dyskusji tylko utwierdziła wszystkich w przekonaniu, że „jak nie my, to kto?”. Mimo że żyjemy w ciężkich czasach, zewsząd słyszymy o kryzysie i braku pracy dla młodych, to właśnie w naszych rękach leży przyszłość i tylko od naszego działania dziś zależy, jak będzie wyglądało jutro! Tym optymistycznym akcentem i zachętą do działania przeszliśmy w kolejny aktywny dzień, w którym w drodze europejskiej debaty na przywódcę całej Unii wyłoniony został kandydat z Wielkiej Brytanii. Dyskusja pełna zabawnych replik, wzajemnych uszczypliwości i błyskotliwych ripost bardzo ożywiła sztaby wyborcze i widownię oraz zachwyciła jury, w którego skład weszli wysłannicy Centrum Europejskiego – mgr Maciej Tauber oraz mgr Kamil Kosiński. W weekend, oprócz imprez z kolegami ze starszych roczników, relaksu na plaży, wspólnej gry we frisbee oraz zabawy w wesołym miasteczku, miało miejsce kolejne spotkanie z serii wydarzeń „dla ducha”. Specjalnie aby wygłosić wykład dla studentów CE do Sielpi przyjechał eurodeputowany z frakcji Europejskich Konserwatystów i Reformatorów, Janusz Wojciechowski. W trakcie swojego wykładu opowiedział czym zajmuje się w Parlamencie Europejskim, jak wygląda praca w tej instytucji oraz odniósł się do pytań studentów, dotyczących m.in. bezpośrednich dopłat rolniczych i nowego planu budżetowego. Nasz gość zaskoczył wszystkich uczestników spotkania, gdyż pod koniec wykładu zagrał na gitarze i zaśpiewał swoje ulubione utwory. Krótkie lecz niezwykle sympatyczne spotkanie odbyło się w obecności pani Ewy Tomaszewskiej, eurodeputowanej poprzedniej kadencji oraz dr Mirelli Kurkowskiej, która co roku odwiedza nas na obozie zerowym. Przypieczętowaniem całego wyjazdu były, jak co roku, otrzęsiny. W ruch poszły jajka, śledzie, mąka oraz zielony kisiel, na którym poślizgnęła sie nie jedna osoba. Cali brudni, ale po akademicku przyjęci w poczet studentów, zakończyliśmy tegoroczny wyjazd. Działo się! Tak krótkie, a jednocześnie wymowne sformułowanie nasuwa mi sie jako podsumowanie całego wyjazdu. Piękna pogoda, znakomita zabawa, wspaniali, inteligentni ludzie, klimat !CE, chwile relaksu oraz gimnastyki umysłu – czyli doskonała hybryda, której owoce widzimy już teraz. Ci, których zabrakło w Sielpi, mogą tego żałować. Nie poprawię im humoru pisząc „a nie mówiłam”, ale – spokojnie! Okazja do nadrobienia zaległości na pewno sie nadarzy! :) Aneta Kiszko przewodnicząca Samorządu Studentów CE UW 18 września w Centrum Europejskim odbyło się szkolenie z obsługi systemu USOS przygotowane dla nowych studentów. Osoby z pierwszego roku mogły zapoznać się z działaniem poczty studenckiej, procesem logowania na zajęcia oraz z wymogami programowymi toku studiów. Uzbrojeni w wiedzę o żetonach, OGUNach i lektoratach, a także w prezentacje będącą zbiorem wszystkich niezbędnych informacji dotyczących wyżej wspomnianych kwestii, kilka dni później mogli ,stoczyć swoją pierwszą walkę podczas rejestracji na zajęcia. Czas na inauguracje i integracje 25 września w auli im. Adama Mickiewicza Auditorium Maximum na Kampusie Centralnym UW, oficjalnie rozpoczęliśmy rok akademicki 2012/2013. Nowi studenci uczestniczyli w spotkaniu informacyjno-adaptacyjnym przeprowadzonym przez kierownika studiów dr Agnieszkę Chmielewską i dyrektor ds. studenckich dr Annę M. Ostrowską. Po krótkim powitaniu nowych studentów przez dyrektora Centrum Europejskiego prof. UW dra hab. Dariusza Milczarka nastąpiła uroczysta immatrykulacja. Nowe koleżanki i kolegów oficjalnie powitała również przewodnicząca Samorządu Studentów CE UW Aneta Kiszko. Od tego momentu oficjalnie dołączyli do nas nowi CEntrowicze – serdecznie witamy! W świecie Samorządu !CE Spotkanie uświetnił wykład inauguracyjny „Unia Europejska w ładzie globalnym” wygłoszony przez prof. UW dra hab. Bogdana Góralczyka. Po zakończeniu uroczystości studenci pierwszego roku wraz ze starszymi rocznikami udali się na mniej oficjalną, dalszą część integracji :)) dr Anny M. Ostrowskiej, która wystąpiła z krótkim przemówieniem, oraz obejrzeli filmową relację z tegorocznego wyjazdu do Sielpi. Tańce i zabawa trwały do samego rana. Wszystkim uczestnikom dziękujemy za przybycie! :) Legendarna Sielpia cd W tym roku samorząd studentów naszego wydziału ponownie bierze udział w konkursie Danone, polegającym na przedstawieniu swojej studenckiej organizacji w postaci krótkiego filmiku ukazującego projekty i wartości, którymi kieruje się w działaniu. Rok temu samorząd CE wygrał nagrodę dodatkową. Tym razem zamierza zawalczyć o pierwsze miejsce! Obecnie trwają prace nad tym projektem. Efekty będziecie mogli ujrzeć już w grudniu podczas głosowania na najlepszy filmik. W odpowiednim czasie samorząd poinformuje Was o rozpoczęciu etapu zbierania głosów – liczy na to, że również tym razem nie zawiedziecie i swoimi głosami pomożecie w zdobyciu głównej nagrody! Uzyskane w ten sposób fundusze będzie można wykorzystać do realizacji kolejnych interesujących wydarzeń. Podczas trzech ostatnich miesięcy trwały przygotowania do tradycyjnego dla naszego wydziału obozu integracyjnego w Sielpi. W tym roku w organizacji obozu Samorząd Studentów CE UW wspierało Koło Naukowe „Europa Nova”. Dzięki niezwykłemu zaangażowaniu studentów wyjazd do Sielpii kolejny raz okazał się bezkonkurencyjny i wspaniale zintegrował nowych CEntrowiczów. Relację Anety Kiszko, przewodniczącej Samorządu, znajdziecie w tym numerze CEntrum! Otrzęsiny! Samorząd po raz kolejny zapobiegł jesiennej nudzie i melancholii poprzez organizację jednego ze swoich cyklicznych eventów – otrzęsin. Wydarzenie odbyło się 19 października w klubie „Freedom” (dawnej „Piekarni”). Świetną oprawę muzyczną zapewnił znany z różnych imprez !CE, stale z nami współpracujący zespół Play That Funky Music. Studenci pierwszego roku wysłuchali Konkurs Danone po raz drugi Magda Dawidziuk OGŁOSZENIE Fotokoło CE Koło stworzone przez studentów i dla studentów! Zajmujemy się fotografią analogową i cyfrową. Kreatywne myślenie i świeże pomysły to podstawa naszej działalności, ale nas – studentów – łączy coś więcej… to przyjaźń i niezapomniane chwile, które są esencją studiowania! Nasze plany? √√ Kurs wywoływania zdjęć w ciemni √√ Warsztaty z profesjonalnymi fotografami i hobbistami √√ Sesje plenerowe √√ Wystawy naszych prac √√ Konkursy W ramach współpracy z naszym kołem istnieje możliwość zaliczenia praktyk studenckich! Czekamy na wasze zgłoszenia! Prezes „Fotokoła” Klaudia Kapała Adres: [email protected] lub [email protected] 25 NTRUM Społeczność !CE ma swoje stowarzyszenie! W czasie wakacji, kiedy większość studentów odpoczywała w miłych okolicznościach przyrody, grupa studentów i absolwentów Centrum Europejskiego UW postanowiła zjednoczyć siły we wspólnym projekcie i założyła Stowarzyszenie Centrum Europa !CE. 26 Ma ono za zadanie integrować środowisko studentów, doktorantów, absolwentów i kadry naukowej Centrum Europejskiego Uniwersytetu Warszawskiego. Ważnym zadaniem stowarzyszenia jest również śledzenie karier absolwentów CE. Adam Leśniewicz: Stowarzyszenie Centrum Europa !CE powstało dosłownie „chwilę” temu, mało kto jeszcze o nim słyszał – na początek wytłumacz proszę naszym Czytelnikom skąd pomysł i jak wyglądał proces rejestracji stowarzyszenia. Anna Bogumił (tegoroczna absolwentka studiów magisterskich CE): Pomysł na stowarzyszenie nie ma jednego autora. Od wielu lat słyszałam, że ma ono powstać, ale to nie następowało. Z jednej strony inspiracje płynęły ze strony Pani Dyrektor Anny M. Ostrowskiej, z drugiej, jako członek Samorządu, również uczestniczyłam w dyskusjach na ten temat. Czas mijał (pięć lat szybko mija), a stowarzyszenia nie było. Dlatego mając przed sobą i tak pracowite wakacje oraz doświadczenia z realizacji podobnych projektów (Ania Bogumił zakładała m.in. DKF przy Centrum Europejskim oraz współtworzyła Fotokoło !CE – przyp. red.) pomyślałam – zróbmy to. Potem już wszystko zadziało się szybko – odezwałam się do ludzi, których znałam z zaangażowania w społeczność !CE – okazało się, że większość z nich podobnie jak ja chce zachować to, co wspólnie budowaliśmy i stworzyć coś „dorosłego”. Potem było spotkanie, rejestracja w sądzie, kilka miesięcy oczekiwania i… jest stowarzyszenie. jątkową, domową atmosferę. Poznałam tu ludzi, z którymi na co dzień się przyjaźnię, z niektórymi współpracuję. Nie ukrywam, że z dumą patrzę na to, jak Samorząd !CE stał się nie tylko miejscem aktywności studenckiej, ale organizacją, która się uczy i z roku na rok organizuje coraz fajniejsze projekty, atrakcyjne również dla mnie jako absolwenta. Zależało mi także na tym, żeby ci, którzy już funkcjonują na rynku pracy, mogli przekazywać wiedzę i doświadczenia swoim młodszym kolegom i koleżankom – to drugi pod względem wagi cel działalności stowarzyszenia. Kolejną ważną kwestią jest pomoc władzom Centrum Europejskiego – podczas studiów nigdy nie czułam się tylko numerem albumu i chciałabym teraz mieć możliwość działania na rzecz promocji i rozwoju naszej jednostki. Zresztą jestem przekonana, że jest to wspólne odczucie większości absolwentów Centrum. AL: Jakie cele wyznacza sobie nowopowstała organizacja? AB: Najważniejszym celem jaki nam przyświeca jest tworzenie i rozwój społeczności wokół Centrum Europejskiego UW. Chcemy docierać do wszystkich, którzy zetknęli się z !CE od jego powstania. Dlaczego? Wierzę, że to, co ma miejsce na zachodnich uczelniach, czyli budowa środowiska pomiędzy osobami związanymi z daną uczelnią, jest warte naśladowania i odbywa się z korzyścią dla absolwentów, uczelni i studentów. W przypadku Centrum Europejskiego ma to szczególny wymiar, ponieważ od początku moich studiów czułam jego wy- AL: Stowarzyszenie to jednak nie tylko studenci i absolwenci. W statucie wspominacie także o ścisłej współpracy z kadrą naukową Centrum Europejskiego – czy udało się poczynić kroki także w tę stronę? AB: Tak, od początku był to dla nas priorytet. Wśród Członków Honorowych Stowarzyszenia znajdują się już m.in. prof. Dariusz Milczarek, prof. Alojzy Z. Nowak, prof. Tadeusz Skoczny, prof. Zofia Sokolewicz oraz prof. Andrzej Wieczorkiewicz – czyli wszyscy dyrektorzy Centrum Europejskiego od jego powstania w 1991 r. To dla nas szczególnie ważne, żeby pamiętać o tych, którzy w prze- Z powodu wakacji oraz tego, że projekt jest „jeszcze ciepły”, mało osób wie o nowej inicjatywie. Aby dowiedzieć się więcej na jej temat, redakcja „Centrum” spotkała się z Anną Bogumił, prezes stowarzyszenia. pejskiego), a także możliwość promocji własnych osiągnięć poprzez stowarzyszenie. Drugi model zakłada większe zaangażowanie – członek zwyczajny w przyszłości będzie płacił składki, angażował się w bieżące prace stowarzyszenia, brał udział (w ramach swoich kompetencji) w szkoleniach dla studentów Centrum. Oczywiście liczę, że wszyscy członkowie – jeśli tylko czas im pozwoli, będą nam pomagali w zawodowej promocji studentów i absolwentów Centrum Europejskiego. To również jeden z głównych celów naszego działania. AL: A co trzeba zrobić, aby dołączyć do Stowarzyszenia Centrum Europa !CE? szłości byli związani z !CE. To właśnie świadczy moim zdaniem o trwałości danej społeczności. AL: Dlaczego wybraliście właśnie formę stowarzyszenia? AB: Stowarzyszenie to naturalna forma dla tego typu inicjatyw. Społeczność !CE to ludzie – a stowarzyszenie jest oparte o pracę swoich członków. Przez moment rozważaliśmy założenie fundacji, ale doszliśmy do wniosku, że może to sprawić, że nikt nie będzie się z tym projektem utożsamiał. Stowarzyszenie jest natomiast formułą otwartą, przejrzystą i znaną. Jestem przyjaciółką !CE, chcę mieć kontakt z Centrum, współtworzę Stowarzyszenie !CE. To najprostsze wytłumaczenie. AL: Wspominasz o tym, że jest to inicjatywa otwarta, każdy może się do niej włączyć i ją współtworzyć. Z jakimi prawami i obowiązkami wiąże się członkostwo? AB: Jestem realistką i wiem, że nie każdy ma po studiach czas zajmować się organizacją dużej społeczności. Wierzę jednak, że mając w perspektywie utratę kontaktu ze znajomymi ze studiów, większość chce te relacje jakoś pielęgnować. Dlatego staraliśmy się stworzyć dwa alternatywne modele członkostwa: członków wspierających, od których nie oczekujemy deklaracji wkładu (składek, poświęcania czasu), a którym chcemy zapewnić możliwość stałego kontaktu ze społecznością !CE (newsletter), wspólne wyjazdy i spotkania (liczymy chociażby na spotkania w ramach pikniku euro- AB: Chcieć dołączyć (uśmiech). Sukces stowarzyszenia to ludzie w stowarzyszeniu, dlatego zapraszamy wszystkich, którzy czują się związani z Centrum Europejskim! Chęć przystąpienia do stowarzyszenia można zgłaszać na naszej stronie: www.centrumeuropa.pl, gdzie można wybrać formę członkostwa lub jeśli ktoś nie lubi się „zapisywać” – po prostu zamówić subskrypcję ważnych dla naszej społeczności informacji. do wszystkich studentów i absolwentów, ściśle współpracować z władzami Centrum Europejskiego, a także budować solidne podstawy w postaci bazy członków. Jesteśmy w stałym kontakcie z władzami Centrum Europejskiego i Samorządem !CE, zależy nam bardzo na zagwarantowaniu ciągłości tej współpracy – szczególnie w takich projektach jak konferencje i spotkania studencko-absolwenckie. AL: Jakie macie plany na najbliższy okres? AB: Najbliższy czas to praca nad wpisaniem organizacji w pejzaż Uniwersytetu. Zależy nam na tym, by dotrzeć AL: Dziękuję za rozmowę. Uwagi na marginesie powstania Stowarzyszenia absolwentów Centrum Europejskiego UW Anna M. Ostrowska Dyrektor ds. studenckich CE UW Uważam, że wraz ze stowarzyszeniem całe środowisko W minionym tygodniu miałam ostatnią szansę na wykorzystaakademickie i pozaakademickie związane w jakiś sposób nie dwudziestoprocentowej zniżki na zakupy w Empiku. To, co z Centrum Europejskim dostało szansę samoorganizacji. Do„zaoszczędziłam“ na zniżce, wydałam oczywiście na nieplanostało możliwość wywierania wpływu na siebie i na otoczenie. wane książki (w końcu to „prawie jakby“ trafiły do mnie za darMoże nawet, z czasem, możliwość kształtowania tego otomo...). Wśród tych „nieplanowanych“ znalazła się najnowsza czenia. Od decyzji władz Stowarzyszenia będzie zależało jak praca Marcina Króla pt. „Europa w obliczu końca“. Obracam ją i z pomocą kogo to robić. Czy do stowarzyszenia będą należeli w dłoniach, przeglądam i myślę jakby tu tak zrobić, żeby ją włąjedynie absolwenci (i czy wszystkich rodzajów studiów, które czyć do bieżącej dydaktyki? I jeszcze wznowiona praca Tonyw CE UW były prowadzone?), czy też ’ego Judta „Wielkie złudzenie? Esej o Europie”. Jest pewne, że w wa- może, szerzej rzecz ujmując, po prostu Ważny głos sceptycyzmu wobec rozszerzenia byli studenci? Wspólnoty Europejskiej wyrażony prawie dwarunkach obcinania Od tych decyzji będą zależeć daldzieścia lat temu. Jak wybrzmiewa on dzisiaj, sze działania Stowarzyszenia. Możlikiedy spełniają się niektóre przestrogi autora? państwowych dotawości jest masa: organizacja wydarzeń I znowu ten sam problem: jak i kiedy porozmacji dla uczelni taka społecznych, publikacja własnej prasy, wiać o tym ze studentami? zbieranie funduszy na cele statutowe, Kto wie? Może wraz z założeniem przez stuforma samoorgapomoc absolwentom w utrzymywaniu dentów Centrum Europejskiego stowarzyszenia więzi z wydziałem i uczelnią oraz koleabsolwentów, część moich „książkowych“ pronizacji środowiska gami i nauczycielami, udzielanie wsparblemów zostanie rozwiązana? Byłoby świetnie jak stowarzyszenie cia nowym absolwentom oraz zapewspotykać się ze trzy, cztery razy do roku, dyskunianie przestrzeni do tworzenia nowych tować, uzupełniać i poddawać twórczej recenzji może być niezwykle związków koleżeńskich i profesjonalnych wiedzę zdobytą na studiach. Wyobrażam sobie przydatna i odnieść z ludźmi o podobnych doświadczeniach. takie spotkania. Jest pewne, że w warunkach obcinaTo, co powyżej, to tylko jedna potencjalna sukces (...). nia państwowych dotacji dla uczelni taka korzyść, którą możemy odnieść z nowopowforma samoorganizacji środowiska jak stałego stowarzyszenia. Może nie największa, stowarzyszenie może być niezwykle przydatna i odnieść sukmoże najbardziej dla mnie kusząca. Korzyści może być jedces, bo – będąc istotną częścią społeczeństwa obywatelskienak znacznie więcej. Od niemal piętnastu ostatnich lat byłam go – ułatwia interakcje między studentami, uczelnią, biznesem, świadkiem (czasem bardzo aktywnym) prób zakładania Stomediami, politykami, etc., a do tego umożliwia i uwiarygodnia warzyszenia. Czasem były one całkiem daleko zaawansowapozyskiwanie funduszy na działalność. ne (np. stowarzyszenie dla absolwentów studiów podyplomoSzczerze kibicuje tej wspólnotowej inicjatywie studentów wych). Jak dotąd jednak nigdy nic z tych wysiłków nie wynikło. Centrum Europejskiego i służę pomocą kiedykolwiek uznacie Dlatego wielkie brawa dla tych studentów CE, którym się Państwo ją za przydatną. chciało włożyć wysiłek i poświęcić czas. Gratulacje dla głównej siły napędowej przedsięwzięcia – Ani Bogumił. Ramy formalne już są, teraz „tylko“ niełatwa praca wypełniania ich ważną i atrakcyjną treścią. 27 NTRUM Miej swoje zdanie o... L ektoraty są obowiązkowym elementem w programie studiów licencjackich. W Centrum Europejskim wymagane jest wyrobienie 240 godzin lektoratów w ciągu trzech lat nauki. Student musi także obowiązkowo zdać egzamin biegłości językowej na poziomie B2. Co warto przypomnieć – egzamin ten nie musi być zdawany z tego samego języka, na który uczęszczaliśmy na lektorat. Studenci mają więc całkowitą dowolność w wyborze zarówno języka, na który będą uczęszczać, wydziału UW, na którym będą odbywać się zajęcia, oraz lektora, który będzie je prowadził. Liczba 240 godzin umożliwia regularną naukę języka obcego przez dwa lata (cztery semestry), przy częstotliwości zajęć dwa razy po półtorej godziny w tygodniu. Aby wyjść naprzeciw potrzebom pracujących studentów, wprowadzono możliwość uczestnictwa w lektoratach internetowych. W ten sposób czas poświęcony na dojazd można wykorzystać na naukę, gdyż zajęcia w sali wykładowej odbywają się tylko raz na dwa tygodnie. Wśród lektoratów zdecydowanie największą popularnością cieszy się język angielski i niemiecki. Powodem ich popularności jest głównie fakt, że ich nauka stanowi najczęściej kontynuację nauki z edukacji szkolnej. Bogata oferta lektoratów pozwala znaleźć coś dla siebie także osobom, które chcą poznać nowy język. Coraz częściej studenci korzystają uniwersyteckiego egzaminu certyfikacyjnego (ocena/punkty ECTS) . Egzaminy są organizowane w sesjach egzaminacyjnych trzy razy do roku. Na konferencji pt. „Wielojęzyczność w Europie” – Limassol 27-28 IX 2012 r., zorganizowanej przez Komisję Europejską dla upamiętnienia dziesiątej rocznicy szczytu barcelońskiego, podczas którego sformułowano zalecenie, aby każdy Europejczyk od najmłodszych lat uczył się dwóch języków obcych oprócz języ- ...lektoratach z tej szansy wybierając bardziej orientalne języki, jak np. język chiński czy japoński. Zdania dotyczące przydatności i poziomu trudności lektoratów na Uniwersytecie Warszawskim są dość zróżnicowane. Nim przedstawię Wam opinie studentów, pozwolę sobie przedstawić wypowiedź Pełnomocnik Rektora UW ds. Realizacji Procesu Bolońskiego i Organizacji Nauczania Języków Obcych – Pani Jolanty Urbanikowej, którą poprosiłam o krótką wypowiedź dotyczącą najistotniejszych informacji związanych z lektoratami na Uniwersytecie Warszawskim. Aleksandra, studentka trzeciego roku Pani Jolanta Urbanikowa o Uniwersyteckim Systemie Nauczania Języków Obcych 28 Źródło: Pełnomocnik Rektora ds. Realizacji Porcesu Bolońskiego i Organizacji Nauczania Języków Obcych ajistotniejszym celem programowej reformy szkolnictwa wyższego jest większe upodmiotowienie studentów w procesie kształcenia, zorientowanie na efekty kształcenia, zapewnienie opanowania takich umiejętności, wiedzy i kompetencji społecznych, aby umożliwić absolwentom większą mobilność akademicką i zawodową oraz zapewnić zatrudnialność, tj. przygotować do skutecznego poszukiwania i utrzymania pracy. Poza opanowaniem kompetencji związanych z kierunkiem studiów niezbędne jest nabycie kompetencji uniwersalnych (generycznych), takich jak umiejętność uczenia się przez całe życie, zarządzania projektami, pracy w grupie (także międzynarodowej), skutecznej komunikacji itp. Poczesne miejsce wśród tych kompetencji generycznych zajmują kompetencje językowe i międzykulturowe. Uniwersytecki System Nauczania Języków Obcych (http://www.jezyki.pelnomocnik.uw.edu.pl/) funkcjonujący na UW na mocy uchwały Senatu, zapewnia możliwość opanowania biegłości językowej wymaganej Rozporządzeniem Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego z dnia 2 listopada 2011 r. w sprawie Krajowych Ram Kwalifikacji dla szkolnictwa wyższego. Odpowiednie zapisy dotyczące wymaganej biegłości językowej zapisane są także w programach i planach Ceremonia wręczenia nagród za najbardziej innowacyjne projekty w dziedzinie kształcenia jakościowego. Na zdjeciu m.in. komisarz UE ds. edukacji, kultury,młodzieży i sportu Androulla Vasilliou, Prorektor UW prof. Marta KicińskaHabior oraz Jolanta Urbanikowa, Pełnomocnik Rektora ds. Realizacji Porcesu Bolońskiego i Organizacji Nauczania Języków Obcych. studiów. Absolwenci studiów I stopnia winni wykazać się biegłością językową na poziomie co najmniej B2 ESOKJ (Europejskiego Systemu Opisu Kształcenia Językowego Rady Europy). Studenci kończący studia II stopnia oraz jednolite studia magisterskie są zobowiązani do opanowania języka na poziomie co najmniej B2+ ESOKJ. Oferta lektoratów (http://rejestracja. usos.uw.edu.pl/catalogue.php?rg=00002012Z-LEKTORATY) jednostek konstytuujących USNJO (Szkoła Języków Obcych, Wydział Lingwistyki Stosowanej, Wydział Neofilologii, Wydział Orientalistyczny, Wydział Polonistyki, Centrum Kształcenia Nauczycieli i Edukacji Europejskiej przy udziale Centrum Otwartej i Multimedialnej Edukacji) obejmuje kursy tradycyjne, on-line i hybrydowe z prawie 50 języków, w tym Polskiego Języka Migowego i języka polskiego jako obcego, na poziomach od A2 do C2. Zaliczenie lektoratu wiąże się z wystawieniem oceny oraz przyznaniem odpowiedniej liczby punktów ECTS. Studenci są zobowiązani także do zdania, przed zakończeniem studiów, zacji pasji naukowych, budowania karier zawodowych oraz pozwalają swobodnie poruszać się po świecie. Należy jednak pamiętać, iż opanowanie języka nie powiedzie się bez systematycznej nauki, dyscypliny i pilnego uczęszczania na zajęcia. Wkład nauczyciela musi być podbudowany pracą własną. Zasada trzech „z” (zakuj, zdaj, zapomnij) w nauce języków nie ma racji bytu. Moim zdaniem dosyć popularne języki, jak angielski czy niemiecki, są nauczane bardzo przeciętnie, a te nietypowe – na bardzo wysokim poziomie. Egzamin uważam z kolei za bardzo łatwy, ale możliwe, że mam takie odczucie dlatego, że przystępując do niego znałam język na poziomie wyższym niż B2. Trudno mi to ocenić. Egzamin przypomina formą maturę rozszerzoną, co jest z pewnością wielkim ułatwieniem. Ponieważ niektóre typy zadań są jednak specyficzne dla egzaminu na UW, warto przejrzeć przykładowe testy na stronie http://www.certyfikacja.uw.edu.pl/. Jako lektorat zdecydowanie polecam wybór języka, którego nie uczyliśmy się w liceum, gdyż nie są one traktowane tak pobłażliwie jak w przypadku najczęściej wybieranych lektoratów. Z moich doświadczeń mogę zdecydowanie polecić lektoraty odbywające się w Instytucie Slawistyki. Lektorami są tam często obcokrajowcy, co sprawia, że rzadziej używają języka polskiego co zmusza do intensywniejszej nauki słówek. Magda Dawidziuk N ka ojczystego, Uniwersytecki System Nauczania Języków Obcych został nagrodzony za innowacyjne podejście do kształcenia językowego i promowanie wielojęzyczności. Z zasobów USNJO należy korzystać nie tylko dlatego, że jest to najlepszy i najbogatszy system kształcenia językowego w szkolnictwie wyższym w Polsce i Europie, ale przede wszystkim dlatego, że kompetencje językowe otwierają drzwi, przyczyniają się do reali- Jeżeli chodzi o lektoraty to mam dość mieszane uczucia. Między pierwszym a drugim rokiem studiów chodziłam na hiszpański na poziomie podstawowym. Lektorat organizowany był przez Wydział Studiów Wschodnich i oceniam go naprawdę bardzo pozytywnie. Po pierwsze podobał mi się sam pomysł – zajęcia miały formułę przyspieszonego wakacyjnego kursu językowego. Moim zdaniem to doskonałe rozwiązanie dla osób, które w krótkim czasie chcą nauczyć się języka np. przed wyjazdem na Erasmusa, albo po prostu nie mają jak pogodzić lektoratów z planem zajęć w czasie semestru. Po drugie – mój wakacyjny lektorat był świetnie przygotowany. Dużo wyniosłam z tych zajęć mimo tego, iż były one skumulowane tylko do dwóch tygodni. Moim zdaniem lektoraty internetowe pozastawiają wiele do życzenia. Chodziłam na dwa lektoraty z angielskiego. Na pierwszym roku na poziomie B1, a na drugim roku na poziomie B2. Choć sama prowadząca była bardzo miła i pomocna, to w sumie na tym się kończyło. Niewiele wyniosłam zarówno z bardzo rzadkich spotkań w realu jak i samej części internetowej. Moja wiedza z angielskiego niewiele się pogłębiła od czasów matury. Doskonałym tego przykładem jest to, iż nie udało mi się zaliczyć egzaminu na poziomie B2 przy pierwszym podejściu. Nauczona tym doświadczeniem chciałam w tym roku zapisać się na tradycyjny lektorat z angielskiego na poziomie B2, ale na razie mi się to nie udało. Większość zajęć jest prowadzona w godzinach porannych kiedy jestem w pracy albo organizowana jest tylko dla grup dedykowanych, na które nie mogę się zarejestrować!!! Paulina, studentka trzeciego roku Przychodząc studiować europeistykę sądziłem, że ze względu na międzynarodowy charakter tego kierunku nacisk na języki będzie większy niż na innych. Zawiodłem się trochę, gdy okazało się, że liczba zajęć jest taka sama jak na wszystkich studiach na UW. Co do samych lektoratów – do tej pory uczestniczyłem w dwóch elektronicznych kursach językowych, tj. co dwa tygodnie przychodziłem na zajęcia w sali, a pomiędzy nimi miałem do wykonania zadania na platformie internetowej. Wbrew pozorom wcale nie jest to łatwiejsze od normalnych zajęć, ponieważ zadania te są dość czasochłonne i wymagają większej samodzielności i sumienności. Próg zaliczenia zajęć wynosi 60%, więc żeby zaliczyć kurs trzeba regularnie wykonywać ćwiczenia i testy sprawdzające. Myślę, że poziom zajęć w sali jest adekwatny do wybranego poziomu zaawansowania językowego, podoba mi się nacisk na rozmawianie między studentami. Jeśli chodzi o wybór zupełnie nowego języka to sądzę, że jeśli student zna dobrze już jeden język obcy, a jest naprawdę zainteresowany nauką nowego, to warto zapisać się na odpowiedni lektorat, a zdanie z niego egzaminu nie powinno być trudne. Krystian, student trzeciego roku 29 NTRUM w kultur!CE Moja Bruksela, czyli zwierzenia Marzeny z Erasmusa w samym sercu UE Kiedy zaczynałam europeistykę w Centrum Europejskim UW, o studiach zagranicznych myślałam tylko w kontekście studiów magisterskich. Wielu moich znajomych rozmawiało o programie LLP Erasmus, ale ja jakoś nie chciałam wyjeżdżać. Pamiętam jednak, że w 2011 roku, kiedy zbliżał się czas rekrutacji do programu Erasmus i wszyscy żyli przygotowaniami pisząc listy motywacyjne, nie było możliwości pominięcia tego tematu w studenckich rozmowach. Znajomi opowiadali o przeżyciach swoich koleżanek i kolegów, dla których Erasmus był najlepszym etapem w życiu, którzy nigdy wcześniej się tak dobrze nie bawili i którzy żałowali, że muszą wracać do Polski. Coś zaczęło we mnie pękać. Przejrzałam listy uniwersytetów, z którymi CE ma podpisane umowy. Dlaczego nie spróbować w miejscu, gdzie przy okazji będzie można zdobyć przydatne po europeistyce doświadczenie? Dlaczego nie Bruksela? Przyjęli mnie na Wydział Nauk Ekonomicznych, Politycznych i Społecznych na holenderskojęzycznym Vrije Universiteit Brussel. Zaczęłam szukać niezbyt drogiego pokoju do wynajęcia, co okazało się nie lada wyzwaniem. Na szczęście w czerwcu uniwersytet poinformował nas, Erasmusów, że wstępnie zarezerwowano nam miejsca w międzyuczelnianym akademiku dla międzynarodowych studentów – Van Orley Students House. Co prawda zaakceptowanie tej oferty oznaczało dzielenie pokoju z drugą osobą, ale zbyt długo się nie wahałam. Ta decyzja później okazała się być kluczem do erasmusowego sukcesu (dobre towarzystwo jest nieocenione). Na uniwersytecie w Brukseli musiałam się pojawić już pod koniec września a muszę przyznać, że wyjeżdżało się niełatwo. Cały poprzedni rok zaangażowana w życie samorządu CE – miałam nadzieję pomóc przy organizacji kolejnej Sielpii. Poza wszystkim - nie uśmiechało mi się to całe pakowanie i wyruszanie w nieznane. Byłam bliska zrezygnowania z udziału w programie. Teraz wiem, że decyzja, aby jednak spróbować, była jak dotąd najlepszą w moim życiu. 30 Współlokatorka z mojego dwuosobowego pokoju, studiująca socjologię Eva ze Słowenii, okazała się być przesympatyczną dziewczyną, na której zawsze mogłam polegać. Po jakimś czasie aspekty, w których byłyśmy do siebie podobne lub sytuacje, w których zachowywałyśmy się tak samo, przestały mnie już dziwić. Bruksela, jako miasto dużo mniejsze od Warszawy i o bardzo międzynarodowej atmosferze, od początku wydawała mi się przyjazna. Z uniwersytetu musiałam do CE przywieźć 30 punktów ECTS. Biorąc pod uwagę fakt, że większość przedmiotów w Brukseli miała wartość 6 ECTSów, wybrałam 5 przedmiotów. Mogłam wybrać zajęcia z Katedry Nauk Politycznych – zarówno z etapu studiów licencjackich, jak i studiów magisterskich. Przyznam szczerze, że mój wybór był uwarunkowany również planem zajęć, który chciałam mieć dość skoncentrowany, żeby znaleźć czas na ewentualny staż w unijnych instytucjach. Wykład Political Structures and Processes of the European Union był właściwie podsumowaniem większości zajęć z CE o Unii Europejskiej. Jedyną nowością było dla mnie angielskie słownictwo i czasami inne spojrzenie na etapy integracji prezentowane przez wykładowcę, który jednocześnie był pracownikiem Komisji Europejskiej. Przedmiot Political Structures of Developing Countries był tzw. „reading course”. Dostaliśmy materiały do przeczytania, następnie podczas dwóch spotkań o nich dyskutowaliśmy. W ramach tych zajęć mieliśmy do napisania dwie prace, z czego jedna była wyjątkowo interesująca i wymagała od nas kreatywności – mieliśmy opisać, jakie reformy i w jakiej kolejności wprowadzilibyśmy w kraju Afryki Subsaharyjskiej, który dopiero co wyszedł spod dyktatury. Oczywiście odpowiednio argumentując swoje wybory. Filozoficzne zajęcia pt. Ethics in International Relations, podczas których dyskutowaliśmy o regułach, które muszą być spełnione, aby wypowiedzenie wojny było usprawiedliwione, były chyba najbardziej wymagające. Co tydzień czekała nas tzw. „wejściówka”, jednak egzamin w formie „open book” był pozytywnie zaskakującą nowością. Przedmiot China’s Foreign Policy był ciekawie prowadzony przez specjalistów z Brussels Institute of Contemporary China Studies. Na zajęciach pojawiali się goście z Chin a jako uczestnicy tego kursu mieliśmy też okazję przyglądać się spotkaniu Chiny-UE w Parlamencie Europejskim. Moje ostatnie zajęcia, Political Parties and Elections były skierowane typowo do studentów studiów magisterskich. Więcej robiliśmy my niż prowadzący – przygotowując prezentacje z przeczytanych materiałów i stymulując dyskusję. Zadanie egzaminacyjne również było dość skomplikowane – należało przedstawić pomysł na kampanię wyborczą wylosowanej konkretnej partii z konkretnego kraju i w konkretnym okresie. Na początku wydawało się, że czeka mnie dużo pracy, jednak kiedy w drugiej połowie października zobaczyłam, że nabór prowadzi studencka organizacji AIESEC, długo się nie zastanawiałam. Zostałam członkiem grupy ICX (incoming exchange), żeby po raz pierwszy w moim życiu spróbować swoich sił w marketingu i „sprzedaży”. Kontaktowałam się telefonicznie z brukselskimi firmami proponując im przyjęcie na staż studentów z różnych części świata. Ku mojemu zaskoczeniu przez dwa miesiące udało mi się umówić trzy spotkania. Właściwie dla osoby nie mającej żadnego doświadczenia w tym obszarze był to niezły wynik. Być może gdybym miała więcej czasu, byłoby jeszcze lepiej, ale na początku grudnia zadzwoniono do mnie z biura posła do Parlamentu Europejskiego z regionu, z którego pochodzę, z informacją, że mogę w jego biurze odbyć staż. Informacja ta pojawiła się, kiedy już właściwie nie liczyłam na żadne odpowiedzi europosłów (aplikacje wysyłałam do nich już pod koniec września). I mimo że w styczniu zbliżała się sesja, ciężko było odmówić. Tak więc w grudniu i styczniu zaczynałam swój dzień od wizyty w Parlamencie Europejskim, gdzie pomagałam zarządzać kalendarzem europosła, przygotowywałam odpowiedzi na maile, informacje prasowe, robiłam notatki na posiedzeniach komisji. Miałam okazję zobaczyć od wewnątrz jak funkcjonuje jedna z instytucji UE. Powiecie: „średni ten Erasmus bez imprez”… Nic bardziej mylnego – na imprezy też był czas. Dzięki temu, że Van Orley Students House znajduje się właściwie jeszcze w centrum, nie trzeba się było przejmować bardzo słabo rozwiniętą brukselską nocną komunikacją miejską. Można było zaliczać wszystkie bary z niezastąpionym belgijskim piwem czy zwykłym piwem sprzedawanym „na me- try”. Po dłuższych poszukiwaniach znalazło się też kilka klubów. Poza tym, sam Van Orley był w weekendy jedną wielką imprezą. Czasami zaczynaliśmy wieczór typową dla jakiegoś państwa kolacją, czasami grą, ale zazwyczaj kończyło się muzyką i tańcem. Co jeszcze sprawiło, że tak polubiłam Brukselę? Być może jej dogodne położenie – łatwo można się dostać do Paryża, Amsterdamu, Londynu, Kolonii. Sama Belgia też jest ciekawym krajem do zwiedzenia. Ostatnio byłam w Brukseli po półrocznej przerwie i kiedy wyszłam przed dworzec, poczułam się jak w domu… Wtedy zrozumiałam, że jestem w pewien sposób związana z tym miastem, jestem mu wdzięczna za to, co mi dało – duże możliwości rozwoju akademickiego i profesjonalnego, inne spojrzenie na niektóre sprawy oraz przede wszystkim – szansę poznania wielu niesamowitych osób z różnych stron Europy, z różnymi pasjami i zainteresowaniami. Osób, które teraz nadal są częścią mojego życia. Dla mnie Bruksela już nigdy nie będzie miastem biurokratów z UE, zawsze będzie jednym z moich miejsc na ziemi. My memories from Brussels started making the carpets in many cities: Luxemburg, Ohio, London, Paris, Vienna... But even Stautemans himself said: “Nowhere is the carpet more beautiful and distinguished than in the unique, ancient surroundings of the Grand-Place in Brussels”. Guess what I had for breakfast today! :) French fries with mayonnaise, ketchup and fried onions! Sounds awful, right? But it was delicious! The combination of the ingredients was just perfect. Their fries are not like the ones we have in Poland. They are fresh, thick, crunchy and so yummy! In fact I’m sitting now in one of those cosy and glorious restaurants on Beenhouwersstraat and writing this letter (it was supposed to be just a postcard, but... you know me), drinking cherry beer (from the list of almost thousands of it, I guess, I had to choose one. Can you imagine that?) and waiting for the tray with the best chocolates in Belgium (yes, I am on a diet... WAS..., eh, never mind). In the evening I’m planning to visit the European Parliament : ) Due to the fact that I’m a student of European Studies I have to go there! I’m so curious what it looks like... Tomorrow I’m driving to Bruges – they say it’s the second Venice, I must see that, and the next day to Antwerp – I can’t wait to see that outstanding railway station. I heard it is the most beautiful in the world (it has four levels!). It’s a pity we don’t have such a nice station in Warsaw... Not everything is so perfect and pink of course. I saw many homeless people lying on the streets sleeping rough, rubbish and dirt everywhere. Something should be done about this situation. What is the point of having a huge and beautiful church, with gold and silver ornaments, when just right in front of the entrance there is a smelly, drunk guy lying on the ground? This can really push you away. Another thing is that you should always take care of your personal things, like the bag, phone, purse because thieves are everywhere and you never know when you can become their victim. I saw one guy whose briefcase had been stolen by somebody on a bicycle. I couldn’t do anything as the thug was too fast... Anyway, I miss U so much and hope to see you ASAP!!! Yours I Isabella Stajer Dear M! I arrived in Brussels last Saturday and have to say that, despite having been here for only three days, I’m already in love with this place! The best thing is that although the city is only two hours from our hometown – Warsaw (by plane), it’s completely different and you feel like you are on the other planet. Really! I’m staying in a lovely apartment just near the corner where the Manneken Pis is. You know, the statue of that little boy peeing to the fountain’s basin. According to the legend, he saved the city (did you know that?)! So, the story goes that: in the 14th century Brussels was attacked by a foreign enemy. The city was strong and kept fighting for a very long time, so the invaders decided to place explosives at the city walls. They didn’t know that a little boy named Julianske was following them and after they had set the fire, he urinated on the burning fuse. And that’s how the city was saved. No wonder this place is crowded all the time... Yesterday I managed to see the Flower Carpet. I was lucky because it is organised every 2 years. I admired the view from the Town Hall. Both the Town Hall and the Floral Carpet were gorgeous. The whole idea was created by Etienne Stautemans, who had realised that floral carpets would be a perfect way to show his favourite begonias. He Marzena Skubij Słowniczek: invaders - najeźdźcy explosives – materiały wybuchowe fuse - lont gorgeous - wspaniały carpet - dywan distinguished – znakomity, wybitny ingredients - składniki cosy - przytulny glorious – wspaniały, znakomity tray - taca victim - ofiara briefcase - teczka thug – zbir U – you ASAP – as soon as possible 31 NTRUM w kultur!CE Dreszczowiec na długie jesienne wieczory Apetyt na miłość... czyli deszczowa piosenka d mrocznych ostępów Rumunii, poprzez operę, po Francję z okresu rewolucji, – tym razem reżyser i dyrektor Teatru Muzycznego Roma Wojciech Kępczyński przenosi nas w lata 20. wprost na premierę niemego filmu wytwórni Monumental Pictures Studio. Gwiazdami tego wydarzenia filmowego są amanci: piękna, choć infantylna Lina Lamont i czarujący Don Lockwood. Tylko ile jest w nich uczucia, gdy gasną flesze? Czy ich sława przetrwa powstanie pierwszych produkcji dźwiękowych? Z okazji 15. urodzin Teatru Muzycznego Roma, 50 lat od wielkiej premiery filmowej, 29 września odbyła się polska premiera musicalu „Deszczowa piosenka”. Zwłaszcza dla stałych bywalców tego teatru i fanów musicali był to długo oczekiwany dzień. I słusznie. Widzów, którzy zapomnieli już o musicalu Grease lub nigdy go nie widzieli, może uderzyć lekkość nowego przedstawienia. „Deszczowa piosenka” jest zupełnie inna od wcześniejszych produkcji. Zamiast orkiestrowych piosenek dostajemy dawkę pozytywnej energii zaklętej w stepie i klimacie prosto z Brodway’u. Daleko temu spektaklowi od klasycznego musicalu, do jakiego przywykła publiczność Romy. Prędzej nazwałabym go widowiskową komedią, której widz staje się żywą częścią. Wojciech Kępczyński, podołał zadaniu przeniesienia widza na czas przedstawienia do zupełnie innej rzeczywistości, którą możemy odczuć wieloma zmysłami. Nie ma teatru bez aktorów. Tutaj obsada okazała się wręcz perfekcyjna. Dariusz Kordek świetnie czuje się w skórze Dona Lackwooda. Nieco zbyt pewny siebie amant, o rozbrajającym uśmiechu i szarmanckim geście. Osobiście obawiałam się piosenek w jego wykonaniu, ale mile mnie zaskoczył. Warto wspomnieć, że nie tylko taniec w deszczu zasługuje na pochwałę. Oprócz kwestii mówionych, które Kordek zagrał bez większych problemów, zaskakująco dobrze poradził on sobie ze śpiewem w narzuconej konwencji. Strzałem w dziesiątkę okazała się również Barbara Kurdej-Szatan, która wcieliła się w rolę Liny Lamont. Tylko naprawdę dobra aktorka jest w stanie zagrać rolę, w której musi piszczeć i fałszować w każdej piosence. Praca, jaką włożyła w odegranie panny Lamont, budzi podziw i przyprawia o ból uszu. Przeciwieństwem jest skromna Kathy 32 Selden, której piękny głos nadała Ewa Lachowicz. I w tym wypadku dobór okazał się perfekcyjny, gdyż aktorka ma wszystko to, co filmowa bohaterka mieć powinna. Najbardziej jednak przypadł mi do gustu najlepszy przyjaciel Dona, Cosmo Brown. W tej roli Jan Bzdawka, który swymi slapstickowymi gagami budzi wredne uśmiechy satysfakcji na twarzach widowni. Trudno wspomnieć o wszystkich postaciach, ale jedno jest pewne: stworzenie tego dzieła było okupione tytaniczną pracą całego zespołu. Taniec, choreografia, śpiew i step zostały dopracowane od A do Z. Musical to jednak nie tylko aktorzy. Wielka pochwała należy się Krzysztofowi Herdzinie, który jest dyrektorem muzycznym spektaklu. Bardzo często aż trudno usiedzieć w miejscu, słysząc swingowy klimat. Kiedy zaś dołożyć do tego widok stepujących artystów, można poczuć się integralną częścią widowiska, które potrafi przeniknąć i oderwać myśli od codzienności. Od strony wizualnej na szczególną aprobatę zasługują kostiumy. Chwilami widok damskich kreacji – choć nie tylko – budził żal za minionymi czasami i właśnie taką modą. Dorota Kołodyńska wyważyła kostiumy kolorystycznie i dopasowała je do charakterów odgrywanych postaci. Nie można pominąć również scenografii stworzonej przez Borisa Kudlička. Choć wydaje się raczej skromna (nie licząc sceny z czerwonymi kanapami w kształcie ust), pasuje do brodwayowskiego klimatu musicalu. Świetnym efektem są wielkie, ruchome i podświetlane litery, układające się w napis „BRODWAY”. Kombinacje w układzie poszczególnych liter, połączone z tańcem opowiadają świetną historię, w zgrabny i zgrany sposób. Zdecydowanie chapeau bas! Teatr Muzyczny Roma znany jest również z efektów specjalnych. Były już wgryzające się w widzów wampiry, spadające żyrandole czy strzelający rewolucjoniści. Tym razem prawdziwą frajdę mają pierwsze cztery rzędy widowni, w których publiczność otrzymuje sporo chłodnego deszczu i pelerynki, aby za bardzo nie zmoknąć. Gdy zbliżał się koniec pierwszego aktu i scena „deszczowej piosenki”, widownia zamarła w oczekiwaniu, pochylając się do przodu. No i udało się. Deszczownice nie zawiodły. Mimo tego, że dane było mi siedzieć daleko od sceny, naprawdę miło oglądało się, jak główny bohater rozchlapuje bu- Tytuł: Dotyk zła Autor: Alex Kava Wydawnictwo: nakład własny autora Rok wydania: 2012 J Źródło: materiały prasowe O tami wodę wprost w ludzi. Oprócz tego, scena ta jest dobrym dowodem, jak wielką zabawę i radość sprawia artystom wystawianie tej sztuki. To bardzo duży atut musicalu, ponieważ widz czuje tę lekkość, która momentami staje się zaraźliwa. Czy warto wywalczyć bilety na któryś ze spektakli ? Tak – i powodów ku temu jest kilka. Dobry teatr to swego rodzaju zapomnienie, a show, jakie daje nam Roma, nie odstępuje rozmachem amerykańskim spektaklom. Działa jak wehikuł czasu, budzi tęsknoty, bawi i napełnia krew swingową muzyką. Aż chce się zacząć stepować i iść do baru z lat 20. aby posłuchać muzyki live przy szklance whisky. „Deszczowa piosenka” to terapia na jesienny wieczór. Czy działa tak samo jak film? Nie. I moim zdaniem nie warto porównywać tych dwóch widowisk. Każde jest zupełnie inne, choć łączy je fabuła. Nastawianie się na obejrzenie filmu na scenie jest pozbawione sensu i tylko psuje zabawę z oglądania. Tak samo jest z samą muzyką. Ktoś, kto wcześniej w głowie zapisze sobie angielskie teksty, nie doceni naprawdę dobrego tłumaczenia libretta. Choć to tylko kilka godzin zabawy, to jednak nie ma nic wspanialszego niż opuszczać w tłumie widownię nucąc „Dzień dobry” razem z kilkoma innymi osobami i mieć w duszy takie słońce, które oświetli nam jesienną słotę jeszcze przez kilka dni. uż dawno nie zarwałam nocki, żeby skończyć czytanie jakiejś książki. A tu proszę – Dotyk zła tak mnie wciągnął, że zapomniałam o bożym świecie. Na dodatek dowiedziałam się, że ta powieść to pierwsza część cyklu, więc tym bardziej się ucieszyłam, że tak zacna lektura wpadła zupełnie przypadkowo w moje ręce. Teraz zdecydowanie ją polecam, zwłaszcza, że przed nami coraz dłuższe i chłodniejsze wieczory. Fabuła książki opiera się na kryminalnym śledztwie, prowadzonym przez szeryfa Nicka Morelliego i pomagającą mu z ramienia FBI agentkę Maggie O’Dell. Szukają zabójcy małych chłopców grasującego w miasteczku Omaha w Nebrasce. Na początku wszystko wygląda tak, jakby winnym zbrodni był Ronald Jeffreys – aresztowany przed kilkoma laty zbrodniarz, który mordował dzieci w podobny sposób. Takie wytłumaczenie nie jest jednak możliwe, bo Jeffreys został stracony. Wniosek jest więc taki, że w mieście pojawił się jego naśladowca, a szeryf i agentka muszą go dopaść zanim zabije więcej niewinnych dzieci... Z perspektywy czasu żałuję, że dopiero teraz zapoznałam się z twórczością amerykańskiej pisarki, Alex Kavy. Okazało się bowiem, że Dotyk zła to jeden z lepszych kryminałów lub, jak kto woli, thrillerów psychologicznych, z jakimi miałam ostatnio do czynienia. Fabuła jest mroczna i zaskakująca, skupia się głównie na śledztwie, chociaż zawiera też elementy obyczajowe i całkiem rozbudowany wątek miłosny. Można by powiedzieć, że zbrodnia i romans to słabe połączenie, ale specyficzny sposób, w jaki autorka podeszła do tematu, sprawił, że wszystko zgrabnie stworzyło ciekawą, przyjemną do czytania całość. Intryga kryminalna dosłownie powaliła mnie na kolana. Nie tylko z każdą stroną rozkręca się i nabiera tempa, ale jest swoistym intelektualnym rollercoasterem, który autorka funduje czytelnikom. Myślę, że nie tylko ja podczas czytania zachodziłam w głowę, czy moje przypuszczenia się sprawdzą i nie tylko ja byłam wielokrotnie zaskakiwana nagłymi, zupełnie niespodziewanymi zwrotami akcji. Zakończenie... jest godnym zwieńczeniem historii. Nie napiszę o nim zbyt dużo, ale na pewno spowoduje ono uśmiech na twarzy każdego czytelnika i zasieje w jego głowie prawdziwy głód dalszych przygód bohaterów. Ogromnym plusem książki było dla mnie tło opowieści. Zasypane przedwczesnym, październikowym śniegiem, małe miasteczko, ponure, ciemne i wilgotne nabrzeże lodowatej rzeczki i mała, dosyć zamknięta społeczność stworzyły klimat, który niejednego czytelnika przyprawi o gęsią skórę. Pod koniec lektury, kiedy akcja rozgrywała się w jednym z najstraszniejszych miejsc, co jakiś czas instynktownie obracałam się za siebie i nasłuchiwałam z przestrachem. Plastyczny, prosty język książki od razu wtłacza do naszych głów sugestywne obrazy, łatwo więc wyobrazić sobie całą historię. Bardzo spodobał mi się sposób, w jaki Alex Kava kreuje swoich bohaterów. Polubiłam Nicka i Maggie, o których dowiadujemy się najwięcej z racji tego, że są głównymi bohaterami. Autorka dała im nie tylko znaczące role do odegrania, ale także złożone osobowości, wspomnienia i ludzkie emocje. Dzięki temu są wiarygodni i prościej jest ich polubić. Jak to zwykle w kryminałach, ważne są też postacie pretendujące do miana ściganego zbrodniarza. Pisarka zastosowała w książce ciekawy zabieg – pozwoliła nam poznać antagonistę, jego motywację, jego myśli, jednocześnie wodząc nas za nos w kwestii jego rzeczywistej tożsamości. Dzięki temu każdy czytelnik może mieć własne przypuszczenia odnośnie tego, kto zabija... Oczywiście, zakończenie i tak wszystko zweryfikuje, ale wydaje mi się, że w takiej sytuacji, jak ma to miejsce w Dotyku zła, czytając i niejako wcielając się w śledczych, mamy więcej zabawy. Podsumowując – pierwszy tom z cyklu opowiadającego o losach agentki Maggie O’Dell jest naprawdę wciągający, zaskakujący i przyjemny w lekturze. Wydaje mi się, że dla każdego miłośnika gatunku powinien to być „must-read”. Przemyślana fabuła, okraszona klimatycznym tłem i świetnie wykreowanymi postaciami potrafi zawładnąć myślami i nie pozwala oderwać się na dłużej od lektury. Gorąco polecam tę pozycję, ja sama już czekam na okazję do zdobycia kolejnej części serii! Paulina Zając Patrycja Michałek 33 NTRUM w kultur!CE Bursztynowym Szlakiem Podczas ostatnich wakacji odwiedziłem naszych sąsiadów tj. Słowację, Czechy i Niemcy. Co łączy te wszystkie państwa, poza tym że są naszymi sąsiadami? Oczywiście produkcja najlepszych piw na świecie! Na pewno każdy z Was słyszał o słowackim wyśmienitym piwie „Złoty Bażant”. Warte poznania jest także inne piwo z tego kraju – „Smadny Mnich”. Oba są wprost idealne, gdy po całodziennej wycieczce w Tatrach chcemy ugasić pragnienie oraz zrelaksować się przy bursztynowym płynie. O tym, że Słowacja słynie z wyśmienitych piw może nie każdy z Was wiedział, ale co do tego, że produkcja browarów jest specjalnością Czechów i Niemców – chyba nikt nie ma najmniejszych wątpliwości. Picie piwa w tych krajach jest doznaniem wyjątkowym nie tylko ze względu na wyśmienity smak tego trunku, lecz także z powodu niepowtarzalnej atmosfery panującej w tamtejszych pubach. W Czechach obowiązuje „piwna etykieta”, którą warto znać zanim odwiedzi się jakikolwiek prawdziwy pub. Należy wiedzieć, że pozostawiony na stole pusty kufel to dla kelnera jasna informacja, że należy go zastąpić pełnym. W konsekwencji bez pytania postawi go przed nami. Jeżeli chcemy uniknąć niezręcznej sytuacji, to kiedy już nie będziemy chcieli więcej pić należy zasygnalizować to odpowiednio wcześniej kelnerowi. Inną ważną zasadą „piwnej etykiety” (szczególnie przestrzeganą przez mężczyzn), jest niemieszanie piwa z sokiem. Może to być bowiem przedmiotem żartów. Jednym z najbardziej klimatycznych czeskich pubów jest piwiarnia „U Zlateho Tygra” położona w samym sercu praskiej starówki. Wchodząc do jej wnętrza od razu usłyszałem ogłuszający gwar oraz odgłos stukających kufli. Moim oczom ukazały się podłużne drewniane stoły, przy których siedzieli ludzie z kuflami piwa. Na ścianach wisiały stare plakaty i liczne zdjęcia. Moją uwagę przykuło zdjęcie, (zrobione właśnie w tym miejscu), które prezentowało pijących wspólnie prezydenta Billa Clintona i Vaclava Havla. To wyjątkowe miejsce jest naprawdę warte zobaczenia i odwiedzając Pragę nie można go pominąć! Należy jednak podkreślić, że w czeskiej stolicy w każdej niemal knajpie można zamówić nalewanego z beczki Pilsnera bądź Stropramena. Oba piwa są wyśmienite, jakkolwiek zalecam podczas pobytu w Czechach zamawiać Staropmramena ze względu na to, że ciężej go dostać w Polsce. W Niemczech byłem w okolicach Drezna. Znajomy Niemiec pokazał mi duży sklep, w którym półki aż uginały się od zgrzewek różnych rodzajów piwa. Wybór był tak ogromny, że nie byłbym w stanie samodzielnie zdecydować, które piwa wybrać. Na szczęście mój znajomy mnie w tym wyręczył i za mnie skompletował idealny ośmiopak. Warte polecenia na pewno są takie piwa jak Beck’s, Monchshof, Bitburger i Astra. W Polsce niektóre ze wspomnianych przeze mnie piw, takie jak Złoty Źródło: www.flickr.com, [email protected] Europejczyk Bażant czy Pilsner, są dostępne, ale niestety nie są takie tanie jak w krajach swojego pochodzenia. Pite u nas, nie mają też swojego niepowtarzalnego i zarazem wyjątkowego smaku. Trudno ocenić, na ile owe piwa są lepsze, smaczniejsze za granicą, a na ile uznajemy je za takie ze względu na wyjątkową atmosferę piwiarni, która zawsze dodaje trochę smaku. Fakt jest jednak faktem. W Warszawie brakuje mi takich klimatycznych pubów jak ten, w którym miałem okazję usiąść w Pradze. Żal też takiego ogromnego wyboru piw po przystępnej cenie jak w Niemczech. Co poradzić, pozostaje tylko czekać na najbliższe wakacje, aby znów ruszyć w drogę bursztynowym szlakiem. Adam Dorywalski Koncerty na jesien 26.10 Lao Che – pierwszy koncert w Warszawie promujący nową płytę „Soundtrack”. Palladium, 38-45 zł. 3.11 Sonata Arctica – Progresja, wstęp 89-100 zł. 5.11 Gotye – pierwszy raz w Polsce możliwość usłyszenia na żywo wykonania słynnego „Somebody that I used to know”, a przede wszystkim posłuchania świetnej płyty Making Mirrors. Torwar, wstęp 120130 zł. 7.11 Rodrigo Y Gabriela – pierwszy raz w Polsce, jeden z najbardziej fenomenal- 34 nych i zaskakujących duetów gitarowych na świecie. Klub Stodoła, wstęp:132 zł. 11.11 Beach House – jedyny klubowy koncert w tym roku. Stodoła, wstęp 99-110 zł. 12.11 Katie Melua – Sala Kongresowa, wstęp 100-320 zł. 15.11 Fink – ze swoim szemrzącym głosem. Stodoła, wstęp 77zł. 17.11 Dry The River – jeden z trzech klubowych koncertów. Hydrozagadka, wstęp ok. 50 zł. 21.11 Seal –. Sala Kongresowa, wstęp 550–150 zł. 22.11 Gossip – jedyny w tym roku koncert w kraju. Torwar, wstęp 110-120 zł. 26.11 Jaromir Nohavica – Sala Kongresowa, wstęp 100-150 zł. 28.11 Whitney Huston Symfonicznie – Sala Kongresowa, 120-300 zł. 29.11 Marillion – Stodoła, wstęp: 120 zł. Koncerty poleca Patrycja Michałek Bartłomiej Marczak Europejczyk – to brzmi dumnie. Co prawda tytuł ten ustępuje pola godnościom takim jak Polak, czy Istota Ludzka, jednakże nadal stanowi doskonały przyczynek do w pełni zasłużonej dla jego posiadacza chwały. Mały, peryferyjny kawałek lądu o przedziwnym kształcie, który zwykliśmy uważać za swój kontynent i cenną spuściznę po przodkach, wyposażony jest w olbrzymi bagaż historii, niekiedy bolesnej i tragicznej, a niekiedy budzącej dumę. Współcześni Europejczycy zdają się jednak zapominać o wcześniejszych doświadczenia kontynentu. Mieszkańcy Europy jako jedyni wywarli tak wielki wpływ na życie ludzi zamieszkałych na tak odległych terytoriach. Osiągnęli to poprzez ekspansję wojskową i protektorat. Gdy w XI wieku rozpoczął się okres wielkich odkryć geograficznych dla podróżników z Cesarstwa Chin, pamięć o nim przetrwała wyłącznie w umysłach pałacowych kartografów i co poniektórych historyków. Odkrycia dokonane blisko cztery wieki później przez Kolumba i jego licznych europejskich następców zapoczątkowały zaś trwającą kilka wieków erę kolonialną, cechującą się hegemonią polityczną białych przybyszów na wszystkich kontynentach świata. Jej skutkiem nie była wzmianka w archiwach, lecz gruntowne i trwałe przeobrażenie zdobytych terytoriów. Specyfika dziejów, o której świadczy przytoczony powyżej przykład, zrodziła w innych częściach świata trwałe przekonanie o Europie jako zamkniętym, snobistycznym klubie, niechętnie wpuszczającym w swoje progi „obcych”, czyli jakichkolwiek nowych kandydatów do „salonu”. Opis ten odpowiada po części także zachowaniu współczesnych europejskich polityków, choć śmiem przypuszczać, że nie dyktuje go już niegdysiejsza pycha, lecz strach. Warto przypomnieć o tym, że od połowy lat 60. konfederaci z Brukseli konsekwentnie odmawiają Turcji wstępu do elitarnego grona ściśle współpracujących europejskich państw. Zapominają, iż w ujęciu historycznym kraj ten ma pełne prawo uważać się za państwo europejskie ze swym wielosetletnim, bezsprzecznym wpływem na kulturę i cywilizację takich europejskich państw jak Hiszpania, kraje Bałkanów czy Polska. Europa to nie tylko „cywilizacja białego człowieka” – nasz kontynent od zawsze leżał na styku różnych kultur. (...) Tym bardziej Unia Europejska nie powinna zamykać się na nowych sojuszników zdolnych polepszyć relacje z innymi regionami globu. Faktem jest, że ziemie te były podbijane niegodnie, a dla kultury chrześcijańskiej odzyskane były w ramach wojny narodowej i sprawiedliwej. Dziś jednak nikt już nie jest w stanie zanegować praw byłego Imperium Osmańskiego choćby do terenów Tracji (część kraju bezpośrednio granicząca z państwami UE) utrzymanych dzięki wieloletniemu kulturowemu zasiedzeniu. Konkluzja tej sprawy wydaje się jasna: dopóki Unia nie pojmie, że południe, jak również większość dużych miast w strategicznych państwach Wspólnoty, zamieszkuje zorganizowana społeczność muzułmańska zasługująca na miejsca w Parlamencie Europejskim, tak długo skład etniczny tegoż gremium pozostanie krzywdząco niepełny. Europa to nie tylko „cywilizacja białego człowieka” – nasz kontynent od zawsze leżał na styku różnych kultur. Dziś przynależność do europejskiego klubu zrzeszającego najsłabiej rozwijające się i najbardziej „zapadłe demograficznie” narody świata nie jawi się potencjalnym kandydatom ani jako powód do chwały ani jako prestiż. Tym bardziej Unia Europejska nie powinna zamykać się na nowych sojuszników zdolnych polepszyć relacje z innymi regionami globu. W przeciwnym razie zwrócą się oni w kierunku silniejszych, bardziej otwartych na wspólne interesy partnerów, na przykład islamskich fundamentalistów przejmujących wpływy w coraz większej liczbie państw w Afryce Północnej i na Bliskim Wschodzie. Przez swoje strategiczne decyzje Europa doprowadziła do tego, że dziś (może nawet w momencie gdy to czytacie), tureckie wojska mobilizują się przy granicy z Syrią, zwiastując włączenie się w konflikt i dalszą eskalację przemocy w tym regionie. Dawny Europejczyk potrafił być nie tylko odważny i hardy, ale przede wszystkim rozważny i racjonalny. Nie przepuściłby okazji do zawiązania korzystnego sojuszu z islamem, przynoszącego mu zysk, stabilizację wewnętrzną i większy wpływ na wydarzenia w rejonie Azji i Afryki. Lecz czy współczesny taki jest, mam wątpliwości. Nie wiem w jak znacznym stopniu zapomniał już o historii. www.silnyduchem.blox.pl 35 NTRUM NTRUM Zaskoczyliśmy normalnością Pawel Leśniewski Udało nam się Euro. Organizacyjnie, turystycznie, a w jakiejś tam doraźnej i krótkofalowej formie pewnie ekonomicznie też. Chociaż ten ostatni aspekt należy wiązać na razie tylko z krótkotrwałym zastrzykiem gotówki, który polskim hotelarzom, restauratorom i biurom turystycznym zafundowali balujący u nas zagraniczni kibice. Piszę „tylko” i „na razie”, gdyż nad naszymi błyszczącymi nowością stadionami nadal krąży niczym sęp ponure widmo rodem z Portugalii, gdzie coraz częściej wspomina się o wyburzeniu nierentownych i zapuszczonych stadionów, będących spadkiem po tamtejszej odsłonie piłkarskich mistrzostw Europy z 2004 roku. Co prawda nasi eksperci na taki pesymizm tylko cmokają z dezaprobatą i w telewizyjnych studiach roztaczają wspaniałe wizje naszych obiektów tętniących życiem pomimo końca futbolowej gorączki: życiem biurowym, sportowym, festiwalowym i w ogóle wszelakim. Tchnienie w stadiony tegoż nowego ducha odbywa się jednak z różnym skutkiem: Narodowy co prawda zaczął z przytupem, fundując magiczny wieczór tysiącom fanom brytyjskiego zespołu „Coldplay”, ale już władze Wrocławia dla odmiany wypowiedziały niedawno umowę wykonawcy tamtejszego obiektu. Optymistyczne prognozy mądrych głów z telewizornii trzeba więc tradycyjnie traktować z pewną rezerwą. Ale co tam. Chyba nawet malkontenci przyznają, że akurat sama instytucja piłkarskich mistrzostw oraz związana z nią otoczka usprawiedliwia uderzenie w sarmackie „zastaw się, a postaw się”. Z zastawianiem, a raczej dość zaskakująco z jego brakiem, wiąże się z kolei inny przykład na to, że święto futbolu zadziałało dobroczynnie nawet na te najbardziej zatwardziałe serca. Zastawiać miał bowiem przewodniczący Duda wraz 36 z Solidarnością i pod uważnym patronatem Jarosława Kaczyńskiego i PiS. I to zastawiać nie tyle siebie, co pachnące świeżością autostrady, odrestaurowane drogi stolicy i całą resztę tak niezwykle potrzebnej infrastruktury. Na rządzących padł blady strach. No bo co pomyślą sobie zachodni goście widząc takie zamieszanie? Martwili się nie na żarty, mając przecież w pamięci to, jak związkowcy wcześniej sprawnie poradzili sobie z uwięzieniem 460 wybrańców narodu w ich własnych czterech sejmowych ścianach. Tym większa więc była ulga i tym większy podziw dla cudownej mocy sprawczej tego piłkarskiego święta, gdy do oblężenia ostatecznie nie doszło, a prezes Kaczyński, rozjaśniwszy nieco swe zwykle chmurne oblicze, z szalikiem przekornie zarzuconym na gustowny garnitur zasiadł przed telewizorem tak jak miliony rodaków. Bez wątpienia udało nam się również z sukcesem sprzedać za granicę pozytywny wizerunek naszej ojczyzny. Choć obawiam się, że mniej jako kraju mlekiem i miodem (tym pitnym, od pana Zagłoby rzecz jasna) płynącego, a raczej jako miejsca nadspodziewanie podobnego do tego, co zobaczyć można w zachodnich stolicach. I nie tyle chodzi tu o brak różnic w przeróżnych standardach: cywilizacyjnych, technologicznych czy komunikacyjnych – bo te były, są i niestety długo jeszcze będą. Nie zaprzeczą temu nawet najwięksi optymiści. Rzecz raczej w tym, że mistrzostwa Europy były dość udaną próbą zwalczenia przeczucia, które cały czas towarzyszy sporej liczbie zachodnich Europejczyków, wyobrażających sobie codzienność na wschodnich rubieżach kontynentu. Przeczuciu, że mimo upływu dwudziestu lat od ostatecznego zakończenia niemal półwiecznej sowieckiej nocy, odcinającej te tereny od zdrowego i prawidłowego rozwoju, to nadal są one swoistym europej- skim wydaniem trzeciego świata. Masowa impreza bez cienia wątpliwości ma większą szansę przebicia się do świadomości przeciętnego Europejczyka niż nawet najbardziej płomienne przemówienie polskiego polityka z mównicy europarlamentu. Potrzebę dalszego przebijania się do tej świadomości widzę przykładowo po zachowaniu znajomych Portugalczyków, przerażonych perspektywą odwiedzenia prawej strony Warszawy, utożsamianej przez nich chyba co najmniej z tolkienowskim Mordorem oraz zastanawiających się, czy w największym mieście Polski uda im się dostać ubrania na zimę. O białe niedźwiedzie na szczęście nie pytali – najwyraźniej dochodząc do wniosku, że ostatnie już wybiliśmy. Czy więc w deszczową i chłodną jesień możemy beztrosko ogrzewać się w blasku wspomnień z naprawdę fajnie zorganizowanej imprezy? No niestety nie do końca. Gdy z drzew opadają właśnie ostatnie liście, kibice piłkarscy na całym Starym Kontynencie zacierają ręce szykując się na potyczki futbolowych gigantów w Lidze Mistrzów i Lidze Europejskiej. Tradycyjnie nie cieszą się tylko fani futbolu z Polski, bynajmniej nie z powodu zimniejszej niż gdzie indziej jesieni. W ślady polskiej reprezentacji, która na Euro wystąpiła fatalnie, poszły polskie kluby piłkarskie, które nie zakwalifikowały się do zasadniczych faz żadnych rozgrywek. Jest to sytuacja o tyle żenująca, że aż tak fatalnie nie jest z klubową piłką w żadnym z sąsiednich państw. Nawet w reżimowej Białorusi udało się zbudować lokalną potęgę, do której urósł klub BATE z Borysowa. U nas zaś nadal stara bieda. Bo ciągle nie wiadomo kiedy po turnieju z prawdziwego zdarzenia przyjdzie u nas pora na piłkarski sukces. Nawet niekoniecznie takiej samej miary. Raczej jakikolwiek. 37 NTRUM 38