Barbara Szczekała

Transkrypt

Barbara Szczekała
Barbara Szczekała
Żadnej klauzuli sumienia. The Knick
W serialu Stevena Soderbergha medycyna nie jest nauką, lecz spektaklem. Nie bez kozery The
Knick rozpoczyna się mniej więcej w tym samym czasie, gdy rodziło się kino. Mimo że
głównym narzędziem badania jest nieuzbrojone oko, a podstawowym instrumentem
chirurgicznym pozostają gołe ręce, medycyna rozwija się tu tak szybko jak nigdy dotąd.
Nowy Jork spowijający tytułowego bohatera serialu – na wpół fikcyjny szpital Knick (skrót od
nazwy istniejącego w latach 1913–1979 Knickerbocker Hospital) bynajmniej nie jest miastem
upstrzonym blichtrem, do jakiego zapraszali Przyjaciele (1994–2004) czy bohaterki Seksu w
wielkim mieście (1998–2004). Nie przypomina też tętniącej różnorodnością metropolii Walta
Whitmana. To raczej przepastna kloaka, epicentrum wszelkich chorób, lepki rynsztok, pęczniejący
slums. Nowy Jork u progu XX wieku jest chory.
Jak na ironię, również jego potencjalny uzdrowiciel nie jest okazem zdrowia. John Thackery
(Clive Owen) wydaje się prapradziadkiem doktora House’a: jest lekomanem (a dokładnie:
kokainistą), rasistą, seksistą i mizantropem. Ma jednak typową cechę, która czyni zwykłego lekarza
lekarzem wybitnym – pasję poznawczą, którą przedkłada nad etykę i życie prywatne. Inaczej
mówiąc, nowojorski chirurg jest absolutnym rewersem swojego polskiego rówieśnika – doktora
Judyma. Uzupełnia poczet serialowych bohaterów o kolejnego pociągającego zwyrodnialca.
Półbogowie
Zbiorowym bohaterem serialu stacji Cinemax jest, jak na gatunek medical drama przystało, zespół
lekarski. Jego społeczne zróżnicowanie ociera się wręcz o niewiarygodność. Ordynator kokainista,
idealistyczny arystokrata, mieszczański perfekcjonista z kompleksami, dziarska pielęgniarka z
południowym
akcentem,
zarządzająca
szpitalem
emancypantka,
katolicka
zakonnica
przeprowadzająca aborcje, wreszcie zdolny czarnoskóry chirurg wyposażony w niezawodną busolę
moralną – oto serialowe dramatis personae. Bywa, że fabularnie podrasowanym postaciom
przeszczepione zostały elementy prawdziwych biografii. Pierwowzorem Thackery’ego miał być
William S. Halsted, kokainista i morfinista, któremu światowa medycyna zawdzięcza wynalezienie
lateksowych rękawiczek (zrobił to dla swojej przyszłej żony, z zawodu pielęgniarki) oraz
opracowanie procedur operacyjnych w przypadku przepukliny i raka piersi. Z kolei postać
Afroamerykanina Algernona Edwardsa inspirowana jest Danielem H. Williamsem – pionierem
operacji serca i założycielem pierwszego amerykańskiego szpitala wolnego od segregacji rasowej.
Z nowojorskiej historii i obyczajowości przełomu wieków The Knick wypreparował
dokładnie tyle, by wpisywać się w serialowy „realizm historyczny”. Koloryt lokalny osiągnięty
został przez kolonialne wnętrza, pieczołowite kostiumy i odwzorowanie ówczesnej architektury,
której daleko jeszcze do imponujących perełek metropolitalnego krajobrazu. Nowy Jork jest tu
miastem podzielonym i skonfliktowanym. Mieszczanie są zarzewiem burd i niepokojów, a nie
źródłem multietnicznej obfitości. The Knick ślizga się co prawda po powierzchni reprezentacji
dawnych czasów, jednak konsekwentnie estetyzowaną wizję przeszłości wspiera faktami
historycznymi. Należą do nich m.in. wojna filipińsko-amerykańska, która odcięła import towarów
do USA, a także zamieszki na tle rasowym. W 1900 roku w konfliktogennej dzielnicy Tenderloin
przyczyną linczu na czarnoskórych stał się niefortunny zatarg między Afroamerykaninem a białym
policjantem.
Patrzaj w serce
Serial wyjaśnia również, dlaczego chirurgia – mimo wątpliwej fotogenii – zawładnęła
popkulturową wyobraźnią ostatnich kilkudziesięciu lat. Operacje przeprowadzane w Knick mają
podwójną widownię. Oprócz, co oczywiste, serialowych odbiorców obserwują je także adepci
medycyny oraz doświadczeni lekarze. Sala operacyjna przypomina scenę teatru antycznego o
doskonałej akustyce. Prowadzący obserwację chirurg jest zobowiązany do komentowania i
wyjaśniania własnych działań. Każda operacja ma dramaturgię: początek, kulminację i zakończenie,
a poprzez słowną oprawę zostaje dodatkowo unaczyniona swoistą narracją. Jeśli wierzyć twórcom
serialu, najciekawsze medyczne spektakle wystawiane były w tym samym czasie, w którym
raczkował kinematograf atrakcji. Wizerunek przednowoczesnej medycyny jest tworzony na kształt
starych rysunków i manuskryptów, a rozbebeszone ciało pacjenta leżące na sterylnych płótnach
stołu operacyjnego wydaje się wyjęte wprost z kart oldschoolowych podręczników. Przy
niekwestionowanej ufności do medycznego scjentyzmu serial sugeruje również kwitnący wówczas
kult dziwactwa – medyczny spektakl to także freak show, niezwykle popularny w XIX wieku.
Pozostaje widowiskiem, które jeszcze długo będzie odgrywane przez ludzi w białych kitlach.
Po pierwsze: można trochę zaszkodzić
Doktora Thackery’ego rzecz jasna nie obchodzą pacjenci. W The Knick poświęca się im zresztą
bardzo mało miejsca. Jako postaci trzecioplanowe w zasadzie zredukowani są do swoich schorzeń,
pozostają tym, na co są leczeni: panem przepukliną, panią przednie łożysko. Mimo to nierzadko
przeszkadzają w diagnozie, kwestionują rozpoznania lekarzy, nieświadomie sabotują własną
rekonwalescencję. Hasło reklamowe serialu głosi, że „nowoczesna medycyna gdzieś musiała mieć
swój początek”. Technika chirurgiczna w The Knick rodziła się, gdy umysły sporej części populacji
nieskalane były racjonalizmem, a uznaną metodą kuracji pozostawały napary i kompresy
wzmocnione modlitwą i zabobonem. Powszechność końca XIX wieku nie uznawała jeszcze
istnienia bakterii i wirusów, myliła objawy choroby z jej przyczyną, leczyła tylko to, co widoczne
gołym okiem. I choć nie wsadza się tu dzieci do pieca na trzy zdrowaśki, żona jednego z lekarzy
nieświadomie zabija podopieczną, próbując wyleczyć jej domniemaną chorobę lodowatymi
okładami. Niezwykle symboliczna jest w filmie scena elektryfikacji całego szpitala. Prąd
generujący sztuczne światło i energię, staje się przedłużeniem dłoni – podstawowego narzędzia
luminarzy ówczesnej medycyny.
The Knick doskonale wstrzeliwuje się więc w paradoksy fin de siècle’u. Obrazuje osobliwy
międzyczas, w którym niemal na równych prawach współistnieją myślenie magiczne i racjonalne,
emancypacja i patriarchat, postęp technologiczny i zacofanie, purytanizm i dekadentyzm. To okres,
w którym, jak przyznają sami bohaterowie, chirurga i rzeźnika dzieliła niewielka różnica. Chirurgia
była pracą niemal fizyczną, i bynajmniej nie chodzi o wycieńczenie męczącymi zabiegami, lecz o
tężyznę niezbędną do przeprowadzenia amputacji, trzymania chorego, cięcia i zszywania ciała oraz
posługiwania się ssakiem, który drzewiej napędzany był manualną korbką. Wtedy biotechnologia,
fizyka i inżynieria medyczna kiełkowały w jednej ogólnej dyscyplinie niepodzielonej jeszcze
sztywnymi ramami specjalizacji. Trudno również oprzeć się wrażeniu, że konkurencyjność na
rynku innowacji i usług świadczonych przez ówczesne nowojorskie szpitale w jakimś stopniu
odpowiada sytuacji producenta The Knick, platformy Cinemax – stacji o wizjonerskich aspiracjach,
która musi nieustannie rywalizować z Showtime, Starz, Netflixem, a nawet z zaprzyjaźnioną HBO.
Lekcja anatomii doktora Soderbergha
Soderbergh sam wypisał sobie receptę na udany serial. Twórca pamiętnego Seksu, kłamstw i kaset
wideo (1989) jak na razie dotrzymuje słowa i zgodnie z zapowiedziami stroni od kręcenia filmów
kinowych. Jego przejście z dużego na srebrny ekran upłynnił film telewizyjny Wielki Liberace
(2013) stworzony dla HBO. Z kolei dzięki The Knick reżyser dołączył do grona hollywoodzkich
mistrzów, którzy zdradzając nobliwą X muzę z młodszą i atrakcyjniejszą telewizją, przeżywają
drugą artystyczną młodość. Soderbergh robi z kamerą, co chce. Czasami kosztem ważnych
wydarzeń skupia się na nieistotnych detalach. Obraz jest chybotliwy, a montaż chaotyczny. Kamera
często bezceremonialnie sunie po szpitalnych korytarzach, tak jakby umieszczona została na
szpitalnym łóżku zaprzęgniętym do dzikiego rajdu. Serial operuje kontrastami także w skali
barwnej: monochromatyczność brudnego Nowego Jorku, czerwień Chinatown i zimne gabinety
lekarzy są tłem dla białej sterylności sali operacyjnej. Higieniczne królestwo doktora Thackery’ego
jest jedyną enklawą porządku w świecie metropolitalnego chaosu. Z tkanką filmu zintegrowana jest
muzyka autorstwa Cliffa Martineza, której elektroniczne brzmienie niepokojąco kontrastuje z
czasem akcji. Intrygujące dźwięki syntezatora wybrzmiewają w miarowym tempie, pulsują, są
odżywiającym krwiobiegiem dla serialu skrojonego z chirurgiczną precyzją.
Kolejną autorską sygnaturą Soderbergha jest jego społeczna wrażliwość. Początkowo wręcz
może się wydawać, że jedynymi etycznymi bohaterami są tu kobiety i Afroamerykanie. Reżyser
zdaje się piętnować kapitalizm i pazerność koncernów farmaceutycznych, które uformowały i
wypaczyły amerykańską służbę zdrowia. W The Knick choroba nie wybiera, ale medycyna – już
tak. Problem klasy zostaje dopełniony pozostałymi elementami triady – rasą i płcią. Jak w
soczewce skupia się w wątku romansowym między kobietą zarządzającą szpitalem a wspomnianym
czarnoskórym chirurgiem. Gdy okazuje się, że para spodziewa się nieplanowanego dziecka,
dochodzi do tragicznego konfliktu. Biała arystokratka nie może zaryzykować kolorowego potomka,
prosi więc kochanka o przeprowadzenie aborcji. Mężczyzna z kolei nie chce wykonać zabiegu z
powodów etycznych i czuje się poniżony rasowo. Korzysta więc z lekarskiej (czyli męskiej) władzy
i odmawia wzięcia udziału w tym procederze. Skomplikowanie relacji między trudnymi do
uzgodnienia dyskursami: postkolonialnym i feministycznym sprawia, że na płaszczyźnie
ideologicznej serial bynajmniej nie jest lewicową pogadanką z łatwym morałem.
The Knick jest więc przede wszystkim miejscem eksperymentów medycznych i
społecznych, przy których i tak odważne manipulowanie formą serialową przypomina co najwyżej
niewinną zabawę zestawem „mały lekarz”.