Władysław Kowalski, Biografia - Komisja Opieki nad Zabytkami ZG
Transkrypt
Władysław Kowalski, Biografia - Komisja Opieki nad Zabytkami ZG
Władysław Kowalski BIOGRAFIA Barbara Myczkowska-Hankus Władysław Kowalski BIOGRAFIA Nikłe światło latarki wędrowało zakosami przez splątane gęsto krzaki rosnące u stóp zamkowego wzgórza w Dobczycach. Pięło się ku górze, odsłaniając pozieleniałe kamienie by łukiem sięgnąć ku szczytom ruin kaplicy. To było dobre światło – z domu. Podniósł się z kolan, na tle ciemniejącego nieba zarysowała się mocna sylwetka. Wieczór był ciepły, prawdziwie majowy. Od kilku godzin nie odrywał się od pracy. Dzisiaj znowu oczyścił parę surowo ciosanych kamieni i połyskujących polewą kafli, leżących tuż pod darnią. Starannie opisał i schował te nowe trofea. Wyrwał je spod warstwy naniesionej ziemi i traw, jaka pokryła miejsce, gdzie ongiś dumnie wznosił swe wieże kazimierzowski zamek. Od dzieciństwa patrzył z żalem na tę klęskę historii i człowieka. Urodził się przecież w cieniu zapomnianego wzgórza. Dzisiaj był tutaj sam, ale wiedział, że już niedługo przyjdą inni, pociągnięci Jego wiarą w odbudowę zamku. Mówią o mnie kasztelan – pomyślał nieco z ironią otrzepując ubranie. Jeszcze chwilę rozglądał się by znaleźć reszki wody, opłukać ręce. Ciągle jej tu brakowało, choć szeroką doliną u stóp wzgórza płynęła Raba, połyskując teraz łagodnym blaskiem wschodzącego księżyca. Umówiony sygnał – światło latarki znów rozbłysło tnąc ciemniejące zbocza. Niosło z sobą zapach czekającej kolacji i wszystkie problemy codziennego dnia odkładane do wieczora. Żona i dzieci przyzwyczaiły się już, że Ojciec mieszka w ruinach. Przynosiły Mu obiad i odchodziły potem, zostawiając wśród okaleczonych ścian echo roześmianych gło- 2 Barbara Myczkowska-Hankus sów. Patrząc za nimi myślał wtedy, że Jego marzenia i zachłanna praca odbierają Go rodzinie. Mógłbym stworzyć im lepsze życie, może wybudować dom? Ciążyły Mu te myśli, gdy idąc w dół, wśród pokrytych rosą traw, zatrzymał się jeszcze na chwilę. Lubił ten wieczorny czas, tę obietnicę odpoczynku. U stóp miał cały świat – swoje małe miasteczko. Nie wiedział nawet, dlaczego aż tak kocha to miejsce i widok. Obejmowały go ramieniem ciemniejące zarysy Grodziska, Kamiennnika i Cietnia. Naprzeciw łagodnie falowały ich młodsze siostry, wzgórza wielickie. Przeniósł wzrok ku dolinie gdzie ostro biegła w górę wysoka wież kościelna. Jego dom stał tuż obok. Surowe tony dzwonów to była muzyka, którą słyszał najczęściej. Teraz też docierały do wzgórza, przeplatając się ze słowami majowej litanii. – Matko dobrej rady – powtórzył za dobiegającymi głosami. – Trzeba mi i rady i przyjaciół i Twojej opieki. To przecież nie przypadek, że z rozrzuconego rumowiska unosi się jedynie zachowana ściana kaplicy nad bramą wjazdową. – Jeśli podniosą ją wyżej, będzie tam królował Kazimierz, królewicz i święty, który modlił się na dobczyckiej ziemi. Szybko schodził ku miastu wydeptaną ścieżką. Za kępą młodych brzóz znikła ciemna postać kasztelana – Władysława Kowalskiego. Była wiosna 1960 roku. Fot. 1 Ruiny Zamku w Dobczycach. Rok 1901. Arch. O/PTTK Dobczyce 3 Władysław Kowalski BIOGRAFIA Fot. 2 Wzgórze zamkowe – rok 1960. Arch. O/PTTK Dobczyce Fot. 3 Wzgórze zamkowe – rok 1960. Arch. O/PTTK Dobczyce 17 lutego 1921 roku, w Dobczycach, w rodzinie Franciszki ze Stochów i Wincentego Kowalskich przychodzi na świat czwarty syn, a szóste dziecko – Władysław. Dom rodzinny stoi przy ulicy Przedbronie, w najbliższym sąsiedztwie zrujnowanego od 150 lat zamku. Rodzina jest 4 Barbara Myczkowska-Hankus liczna. Rodzą się jeszcze dwaj bracia Władka. Warunki życiowe w małym miasteczku po wojnie są tak trudne, że Ojciec, pracujący jako kuśnierz, wyjeżdża za chlebem do USA, jeszcze przed narodzinami Władysława. Jasnowłosy chłopczyk jest ulubieńcem starszej od niego o 14 lat siostry Karoliny. O niej będzie pamiętał w przyszłości ze szczególną wdzięcznością. Szkołę podstawową kończy w Dobczycach w 1935 roku. Jako nastolatek, przed II wojną światową stara się radzić sobie samodzielnie i wspierać rodzinę. Pracuje jako praktykant i subiekt w sklepie Kółka Rolniczego. Tuż przed wojną, w latach 1937–39 kończy eksternistycznie 3 lata Gimnazjum Koedukacyjnego w Dobczycach. W styczniu 1939 roku został skierowany pismem Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego do Myślenic, celem dalszego kształcenia przed planowanym przyjęciem do Szkoły Kadetów w Warszawie. Wrzesień 1939 roku pokrzyżował te plany. Władysław jest pełnym radości życia 18–latkiem gdy pierwsze bomby spadają na Dobczyce pod koniec upalnego, pamiętnego lata. We wrześniu 1939 roku wstępuje do oddziału mjr Bacewicza na ziemi hrubieszowskiej, dokąd dociera w ucieczce przed Niemcami. Zdradziecki cios w plecy, jaki zadała Polsce Rosja, dotyka i Władka. Rosjanie rozbrajają oddział, a On trafia do transportu na Wschód. Jednak szczęście Go nie opuszcza. Udaje Mu się uciec i wrócić w październiku do domu. Trwa tragedia kraju opuszczonego przez sojuszników. Nikt nie zostaje obojętny wobec nieszczęścia Ojczyzny. Wiosną 1940 roku Władysław zostaje zaprzysiężony przez członka ZWZ z Krakowa, J. Klimowskiego. Otrzymuje pseudonim „Bohun”. Jest w nim upór i zaciętość taka, jak u sienkiewiczowskiego bohatera. Łączy ich też umiejętność gry na mandolinie. „Bohun” zajmuje się w podziemiu łącznością i kolportażem prasy („Polska Podziemna”, „Walka”). Prowadzi nasłuch radiowy stacji Londyn. Zebrane informacje przepisuje na maszynie w mieszkaniu sędziego Hausnera, by przekazać je zaufanym znajomym. Jednocześnie uczy się na tajnych kopmletach prowadzonych przez profesora J. Brągiela w pobliskich Dziekanowicach. Uczęszcza też na lekcje prywatne do pani Józefy Bergel. Odbywają się one w je prywatnym domu, który jest punktem kontaktowym Armii Krajowej. Dane z nasłuchu przekazane przez Władka są przesyłane do oddziałów partyzanckich „Prąd” i „Żółw”. Pracy dla wolnej Polski towarzyszyła szara codzienność pracy zarobkowej. Władysław jest zatrudniony przez 2 lata w sklepie ceramicz- 5 Władysław Kowalski BIOGRAFIA nym, a przez kolejne 3 lata pracuje jako kościelny, organista i zarządca cmentarza. Obdarzony zaufaniem AK kilkakrotnie bierze udział w nocnych pogrzebach partyzantów. Mijają lata, trwa wojenny koszmar okrucieństwa i lęku. Władek ma 22 lata, gdy w 1943 roku zdaje maturę na tajnych kompletach. Radość osobistego sukcesu tłumią nienajlepsze wieści radia Londyn: odkryto groby katyńskie, w katastrofie lotniczej ginie Naczelny Wódz generał Władysław Sikorski, a konferencja teherańska pozostawiła Polskę w strefie sowieckiej. Dla młodego i już zakochanego człowieka, ten rok to trudny czas. Historia upomina się o Niego po raz drugi. Wywieziony na roboty do Niemiec ucieka ponownie z transportu. W tym samym 1943 roku żeni się z uroczą, ciemnowłosą dziewczyną – Jadwigą Michalską. Pierwsze miesiące po ślubie spędzają w domu Jej rodziców, przy ulicy Polnej. Lampka naftowa oświetlała mały pokoik, który wspominali przez długie lata. Potem przeprowadzają się do starej kamienicy przy Rynku, pod numerem 15. W 1944 roku Władysław zostaje zabrany do prac w Kobyle Gródku. Przydzielony następnie do obsługi magazynu niemieckiego, wydaje sprzęt ludziom pracującym w okopach, czasami jest to trotyl. W niewielkich ilościach, lecz systematycznie, zaopatruje nim oddział „Prąd”. 21 stycznia 1945 roku przychodzi moment wielkiej ulgi i radości – koniec wojny, przynajmniej tej, rozpoczętej 5 lat wcześniej. Zaraz potem pojawia się niepewność o przyszłość. Dwa dni wcześniej (19.stycznia) została rozwiązana Armia Krajowa. W dalekiej Jałcie Wielka Trójka podpisuje w pierwszych dniach lutego zdradziecki wyrok na Polskę, a więc i na małe podbeskidzkie miasteczko. Wyzwolenie trzeba zaczynać od nowa, zupełnie inną bronią. Kraj będzie potrzebował ludzi stanowczych, zakorzenionych w tradycji kultury swojej ziemi i historii, dumnych z określenia "społecznik". To miano było w okresie międzywojennym nominacją moralną w środowisku zawodowym i społecznym. Zdewaluowała je polityka nakazowa władz komunistycznych, zniszczyła jego bezinteresowną szlachetność, podbudowała fałszywie pojętym patriotyzmem. Władek Kowalski już niedługo stanie się dla swojego miasta człowiekiem prawdziwie zaangażowanym w budowanie wspólnego dobra. Tymczasem Komisja Weryfikacyjna Gimnazjum myślenickiego potwierdza Jego maturę zdaną konspiracyjnie. 6 Barbara Myczkowska-Hankus On sam ma wiele planów, dużo mniej możliwości. Musi utrzymać rodzinę, więc nadal pracuje w kościele, choć marzy o nauce, o studiach. Coraz częściej sięga też po pędzel, ołówek, tusz - maluje, szkicuje. W pełni ujawnia się nowy talent. Rysunkami ozdabia marginesy swoich notatek z prawa, które studiuje przez 2 lata (1945-47). Studia nie są łatwe. Małe, położone na uboczu, zaledwie 3 - tysięczne Dobczyce mają słabą komunikację z Krakowem. Władek rezygnuje z prawa, ale nie z nauki i przenosi się na geografię w systemie zaocznym na UJ. Ten kierunek jest bliższy Jego sercu i w sposób naturalny wiąże się z doświadczeniami jeszcze chłopięcymi. Deptał wtedy ścieżki wiodące na pobliskie Grodzisko, penetrował z zaciekawieniem, legendą okryty szczyt Trupielca, zrujnowane przez Niemców v; czasie walk z partyzantami Obserwatorium Astronomiczne na Lubomirze. Być może nie przeczuwał jeszcze wówczas młody student geografii, jak bardzo ten zawód pomoże Mu w realizacji późniejszych marzeń. W 1951 roku uzyskuje tytuł magistra, broniąc pracy pt. "Monografia społeczno - gospodarcza Dobczyc". Temat pracy nie jest przypadkowy. Władek od dawna zbiera świadectwa historii rodzinnego miasta, dokumenty archiwalne, podania, legendy. Zdaje sobie sprawę z przeszłej chluby ważnego punktu obronnego, leżącego na szlaku handlowym na Węgry. Wie, że to "zagubiona cenna księga", którą tylko należy odnaleźć i otworzyć. Dla miejscowej społeczności, oznaczałoby to także uzyskanie świadomości historycznej i szczególny rodzaj dumy, która aktywizuje, podnosi poziom kultury i obyczajów. Władysław chce podjąć pracę w szkole w Dobczycach, ale brakuje dla Niego miejsca. Pomimo przygotowania i wykształcenia nie należy do ludzi jakich chętnie widziałyby władze wśród dzieci i młodzieży. Lepiej wykształcony niż miejscowi gorliwcy i przyjezdni "opiekunowie", głęboko wierzący, potrafi tę postawę manifestować, a to jest niepożądane. Emigruje więc pod względem zawodowym z Dobczyc. Jego pierwszą pracą po studiach jest stanowisko kartografa w krakowskim Miastoprojekcie. Wyjeżdża często w delegację na tzw. Ziemie Odzyskane, by wytyczać tereny pod zabudowę. Przez 3 lata żona Jadwiga dzielnie radzi sobie z wychowywaniem dzieci: Basi, Jurka i Renaty. Tymczasem Władysław godzi pracę ze społecznym oddaniem sprawom miasta. W 1953 r. jest współprojektantem zagospodarowania cmentarza komunalnego, a w rok potem wchodzi w skład Społecznego Komitetu Budowy Szkoły. Dla Władka jednak jakby nie dość było p pracy. Pełen humoru 30-latek, pędzi 7 Władysław Kowalski BIOGRAFIA wciąż przed siebie z rozwianą ciemnoblond czupryną. Wie, że może zrobić dużo więcej i zaczyna coraz poważniej myśleć o odbudowie zamku. Wczesne lata 50-te ze świeżo zabliźnionymi ranami wojny i z ciągle otwartymi ranami rozliczeń polskich, nie sprzyjają takim postawom i osobowościom. Zwłaszcza, że Władysław nie ulega naciskom nowej władzy. Pielęgnuje wspomnienia z działalności wojennej, a wiara i tradycje są Jego kodeksem moralnym. Blisko związany z Kościołem poprzez pracę, czuje ż Nim jedność naturalną, nie wyuczoną, nie narzuconą. W Jego widzeniu świata, w relacjach z przyrodą, w kontaktach z ludźmi nie ma pustych miejsc. Nie ma luki w którą mogłaby wedrzeć się niewiara w boską przyczynę wszystkiego, co spotyka Go w życiu. W tym zaufaniu jest szczęśliwy i tak blisko Boga, że każdą pierwszą stronę swoich kalendarzy -dzienników rozpoczyna od Jego wezwania - "W Imię Pana +Amen". Jako patriota odczuwa boleśnie rosnącą sowietyzację kraju, zwłaszcza w dziedzinie kultury, której władze narzucają jako jedynie słuszny socrealizm, wszechobecną propagandę i wielką biedę w kraju. Obłęd obcej Polsce władzy sięga w tych latach swego apogeum. Rodzinne miasteczko Władka nie jest wolne od typowych wówczas przemian. Nawet jeśli czas płynie tu leniwie, a nowa władza rekrutuje się ze swojaków, to jednak postępują swoiste podziały. Od jesieni 1954 r. nadaje radio Wolna Europa. Mówi o kulisach władzy państwowej, o metodach stosowanych w środowiskach szczególnie opornych, na wsiach i w małych miasteczkach. Pojawia się nieufność między bliskimi dotąd krajanami, a obcy jest tu bardziej " obcy " niż gdzie indziej. Trzeba dużej umiejętności w kontaktach z ludźmi, i jak by na to nie spojrzeć - sprytu życiowego, by nie brudząc sobie sumienia być społecznikiem. Władysław te cechy ma. Jest rzeczą niebagatelną, że ma też za sobą liczną i szanowaną rodzinę. To daje solidne wsparcie. Jeszcze pracując w Krakowie, wraz z kolegami rozpoczyna w 1952 roku działalność w PTTK. Jest współzałożycielem dobczyc-kiej sekcji narciarskiej i krajoznawczej. W ich skład wchodzą młodzi ludzie ciekawi świata i tego, co jest za rodzinnym progiem. Nie zraża ich to, że pierwszym sprzętem turystycznym jaki posiadają jest 10 par zdezelowanych nart otrzymanych z Krakowa. Lata 1955 - 65 to pomimo trudności, dekada największych sukcesów i największego wysiłku. 10 lat pracy absolutnie tytanicznej, gdyż 8 Barbara Myczkowska-Hankus do licznych obowiązków dochodzi praca pedagogiczna w szkole podstawowej w Brzezowej (od 1959 r.). Kocha tę pracę i dzieci, więc nie przeszkadza Mu, że przez 6 lat dojeżdża tam na rowerze. Od 1965 roku pracuje przez 3 lata w Winiarach, a od 1968 r. już na miejscu - w Dobczycach. Wcześniej, w 1963 roku zostaje powołany przez władze kuratorium krakowskiego na stanowisko p.o. dyrektora d/s zorganizowania Technikum Elektrycznego. Jest to dla mieszkańców szansa kształcenia dzieci z mniej zamożnych rodzin, bez kosztów dojazdów i utrzymania w innym mieście. Szkoła jest chlubą miasta i radością dla Władysława. Nie na długo jednak. Jako bezpartyjny, jedynie członek ZNP (od 1958 r.) zostaje zwolniony z poprzedniej funkcji i tylko przez rok naucza w Technikum historii. Jego kontakty z uczniami są serdeczne, choć tubalny głos nauczyciela budzi respekt i powoduje, że cisza jest nawet na przerwach. Otwarty i szczery stosunek do ludzi ujawnia się w kontaktach z dziećmi znajomością ich potrzeb i uzdolnień. Nie robi klasówek, zna swoich uczniów i wie jak ich sprawiedliwie ocenić. Także i w tej roli przydaje się talent plastyczny, bo wiele tematów wspiera rysunkami na tablicy. Jest przede wszystkim wychowawcą, a nie tylko nauczycielem, stąd pamiętają Go uczniowie jako opiekuna obozów i kolonii. Przez lata poświęca część wakacji na prowadzenie kolonii, między innymi we dworze w Czasławiu. Nie znosi wszelkich spraw gospodarczych, za to jest organizatorem licznych konkursów, gier, podchodów i wieczornych ognisk. Przy ogniskach dzieci występują dla okolicznych mieszkańców. Towarzyszy im grając na gitarze lub mandolinie. Zajmuje się też dekoracją wnętrza w budynkach. Ulubionym tematem jest czystość i higiena, co nieraz trudno jest wyegzekwować wśród kolonistów. W ciągu roku szkolnego pokazuje uczniom bliższe i dalsze okolice. Dla dzieci z małego środowiska wyprawa do Zakopanego, na spływ kajakowy, do Czorsztyna i Nidzicy, a nawet na Diabelski Kamień k/Szczyrzyca, jest przygodą, jaką pewnie wielu z nich do dziś pamięta. Wyruszano raniutko, po drodze rozpoznając gatunki roślin i drzew, zabytki, szlaki turystyczne. Władysaław dba o swoich podopiecznych po ojcowsku. Wyprawie towarzyszy mała kuchnia polowa, podążająca w samochodzie za gromadką poznającą świat. Praca wychowawcy cieszy Go serdecznie, a uczniowie odwdzięczają się po swojemu - zaufaniem, które czasami przybiera formę długich rozmów, a czasami i bardziej konkretnej pomocy. 9 Władysław Kowalski BIOGRAFIA Fot. 4 Na szlaku turystycznym z młodzieżą. Archiwum O/PTTK Dobczyce Fot. 5 Na szlaku turystycznym z młodzieżą. Archiwum O/PTTK Dobczyce Aby wspomóc skromną pensję nauczyciela, Władysław podejmuje dodatkowe zajęcia. Jednym z nich są dekoracje wystaw sklepowych i malowanie szyldów. Kwiaciarki miejskie u Niego zamawiają szarfy do wieńców, które wypełnia pięknym pismem wprawnej ręki kartografa. 10 Barbara Myczkowska-Hankus Natomiast talent doskonałego kopisty objawia się tam, gdzie temat jest bliski Jego sercu - w obrazach religijnych i historycznych. W latach 70 tych organizuje sobie małe atelier w pomieszczeniu na stryszku. Okienko pracowni zamyka w sobie widok na ogród przy kościele. Gaździna kościoła jest Jego najbliższą Sąsiadką, więc maluje i Ją i dla Niej. Dobrze Im jest tak razem, stąd wizerunek Czarnej Madonny, obraz na 600 - lecie miasta, malowany przez 4 dni i noce, jeszcze mokry zawisł w feretronie. Stąd Krzyż św. Franciszka z Asyżu w kościele w Zatorze, Najświętsze Serce Jezusa malowane dla osób prywatnych, Modlitwa Pana Jezusa w Ogrójcu dla kaplicy cmentarnej i wiele innych. Obrazy historyczne maluje dla zamku: ogromny w rozmiarach i dostojeństwie portret króla Kazimierza Wielkiego wita gości w sali historycznej, królewicz Kazimierz wraz z nauczycielem X. Janem Długoszem czuwają w kaplicy, a stary Żyd w modlitewnym stroju przypomina o udziale tej grupy narodowościowej w życiu miasta przed II wojną światową. Maluje także krajobrazy swojej ziemi, zabytki, sceny mitologiczne. Imponujący i różnorodny zbiór amatorskiej twórczości. Była jesień 1960 roku. W niepamięć odeszły zakurzone, upalne dni lata. Natura jest wyraźnie znudzona monotonią zieleni i sięga po barwy czerwieni i ochry. Krzaki tarniny i głogu stoją bezradne. Wzdłuż starej drogi zamkowej młode jesiony i brzozy zasypują ścieżkę pożółkłymi liśćmi. Władysław idzie nią, jak niemal co dnia ku ruinom zamku. Widać je z daleka pomimo upływu czasu. Przez wiele lat jest to tylko cel niedzielnych wycieczek. Blask ognisk oświetla sterczące niedorzecznie mury na dzikiej murawie, która była zamkowym dziedzińcem. Zrujnowany i opuszczony, strzeże tego, co mu strzec kazano: drogi, brodu i doliny, którą zamyka - i opowiada o dawnych czasach tym, co potrafią słuchać. Władysław słyszy te nawoływania od dzieciństwa. Ogarnia Go wzruszenie gdy staje na szczycie wzgórza. Czuje jakiś szczególny "genius loci", który unosi się stąd nad całą okolicą. Razem z braćmi i przyjaciółmi z PTTK, myśli o zorganizowaniu choćby niewielkiego miejsca w którym można by pokazać całe bogactwo historii tej ziemi. Udaje się je chwilowo znaleźć w Bibliotece Miejskiej, gdzie przy współpracy bardzo życzliwej Mu kierowniczki p. J. Bergel wystawia 6 plansz historycznych. Z czasem to niewielkie ziarenko miało się rozrosnąć do obecnych 9 sal ekspozycyjnych Muzeum Regionalnego PTTK na zamku. 11 Władysław Kowalski BIOGRAFIA Wszystkie wspomnienia napływają falą niepokoju o przyszłość. Idąc ku wzgórzu, Władysław nie zauważa dzisiaj, że jesienny dzień przyniósł chłodniejszy wiatr. Jego nieodłączne, granatowe, drelichowe ubranie wzdyma się od podmuchów. Poły kurtki powiewają jak żagle, płynące w przeciwnych kierunkach. Przytrzymuje je torba na pasku z narzędziami, które są potrzebne na dzisiaj. Wśród nich buja się termos z kawą mocno osłodzoną, taką jaką lubi najbardziej. Zamyślony pozwala sobie na chwilę bez uśmiechu z jakim znają Go wszyscy. Tej jesieni 1960 roku odbudowa zamku rusza już oficjalnie. Po wielu staraniach w Powiatowej Radzie Narodowej, w Komisji Ochrony Zabytków przy Zarządzie Okręgu PTTK w Krakowie i Warszawie, uzyskano zgodę Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków. Dr Hanna Pieńkowska początkowo z powątpiewaniem patrzy na pełnego zapału geografa z Dobczyc, który wielokrotnie puka do Jej drzwi i pisze podania. Co dziwniejsze nie ustępuje, choć najczęściej słyszy "nie". Głównym Jej argumentem jest brak funduszy i pierwszeństwo do nich zabytków pozornie cenniejszych, rokujących szansę na pełną rekonstrukcję. Istotnym jest też fakt, że szlachetni zapaleńcy są amatorami. Jednocześnie stan zamku, a właściwie już tylko ruiny, nie daje nadziei na efektowne odkrycia. Brakuje materiałów ikonograficznych, stąd wszelkie wizje odbudowy mogą mieć charakter w miarę dowolny. Trudno dziwić się obawom Pani doktor. Oddana całym sercem, zwłaszcza konserwacji architektury drewnianej, miała za sobą lata nienajlepszych doświadczeń, gdy nawet szczere zamiary prowadziły donikąd. Wizyta na dobczyckich ruinach przeważyła. Nie mogła oprzeć się osobowości Władysława, a może jak wielu innych niedowiarkowi daje się porwać prawdziwie romantycznej wizji i kapituluje. Jest to kapitulacja bardzo honorowa, obwarowana kilkoma warunkami. Podstawowym jest samofinansowanie z funduszy Koła PTTK w Dobczycach przez minimum 2 lata. Następnym, kontrola merytoryczna prac, wreszcie celem ostatecznym ma być tzw. trwała ruina. Oznacza to, że wzgórze zamkowe odzyska ślady dawnej świetności przez konserwację i zabezpieczenie resztek ścian i dziedzińców. Prostemu z pozoru odgruzowaniu mają towarzyszyć badania archeologiczne. 12 Barbara Myczkowska-Hankus Fot. 6 Początek prac na Zamku. Archiwum O.PTTK Dobczyce Fot. 8 Widok na dolinę Raby z obecnej kaplicy św. Kazimierza 1961 r. Archiwum O.PTTK Dobczyce - pocztówka 13 Władysław Kowalski BIOGRAFIA Fot. 7 Od lewej: doc. G. Leńczyk, inż. J. Rapacz i mgr Wł. Kowalski. Archiwum O.PTTK Dobczyce O czym myśli wówczas Władysław, 40-latek, którego marzenia są o wiele większe niż trwała ruina? Czy nie chciał wycofać się przygnieciony tyloma, z góry zapowiedzianymi trudnościami? Nie jest Jego zwyczajem dzielenie się zwątpieniem. Jest pewny, że plany Wojewódzkiego konserwatora znacznie się poszerzą gdy ruszą prace. Dzisiaj czeka na Niego pierwsza, wierna drużyna bracia Józef i Kazimierz, bratanek Jan, syn Jerzy, grupka przyjaciół z PTTK. Wszyscy z własnymi łopatami, kilofami. Wśród nich jest też archeolog, społecznik, dr G. Leńczyk. Gdy staje do pierwszych prac na wzgórzu ma 75 lat. Zasłużony badacz grodzisk polskich, umacnia swoją obecnością i wiedzą, wiarę Władysława w to, że zaczyna się dziać coś istotnie poważnego. Niezawodni są uczniowie z wszystkich dobczyckich szkół i młodzież ze starszych klas, która dojeżdża z Winiar i z Brzezowej. Wierzą swemu nauczycielowi, że Jego plany to nie mrzonka. Wiele opowiadał im przecież na lekcjach i w trakcie wycieczek. Dorośli mieszkańcy Dobczyc w większości patrzą z powątpiewaniem na przedziwny ruch jaki zaczął się na Starym Mieście. Nie brak i takich, którzy podejrzewają, że za inicjatywą Władysława, kryje się czysto materialny interes. Jak bumerang powracają przy tej okazji dawne opowieści o przyczynach upadku zamku. 14 Barbara Myczkowska-Hankus Niewątpliwie głównym grabieżcą były wojska szwedzkie, które przetaczając się falą "potopu" po Polsce, pozostawiały za sobą ogromne zniszczenie. Najechali na kraj bogaty w spuściznę średniowiecza i renesansu, kwitnący dworami, pałacami i zamkami. Nigdy już potem nie podniósł się do świetności Jagiellonów. Drugi cios przyszedł wraz z bandyckimi zgrajami żołnierzy Rakoczego. Pomimo to, zamek był zamieszkany do 1782 r. Wtedy pojawia się wątek lokalny, oparty na przekazie ustnym. Miał się wówczas wydarzyć fatalny w skutkach przypadek odkrycia w murach zamku skrytki z cennym "skarbem" w postaci precjozów, złotych i srebrnych monet. Jak było naprawdę nikt nie wie. Pozostaje faktem, że odkrycie owego skarbu utrwaliło się w małomiasteczkowej świadomości niezupełnie jako legenda. Ostatni właściciele uznali, że jedynym pożytkiem z dawnej siedziby starostów dobczyckich może być tylko zwyczajny kamień. Powędrował więc ów kamień na budowę pobliskiego kościoła, na umocnienia wałów nadwiślanych w Krakowie, wywożony długim korowodem furmanek, pod nadzorem austriackiego zaborcy. Penetrowali i okoliczni mieszkańcy te smutne ruiny, niektórzy tylko zewnętrznie, inni w sposób bardziej brutalny. Uwiedzeni nadzieją bogatych znalezisk przyjeżdżali też zwykli złodzieje. Proceder ten trwał jeszcze w okresie międzywojennym. Ile cennych przedmiotów, dowodów kultury materialnej i historycznej została wtedy bezpowrotnie straconych, wie tylko dobra matka - ziemia, która chowała je w sobie, otulając coraz grubszą warstwą zapomnienia. Najbardziej bolesne było opuszczenie tego miejsca przez, wydawać by się mogło, jego naturalnych opiekunów mieszkańców Dobczyc. Wie o tym Władysław i jako badacz. przeszłości grodu i jako rodowity dobczycanin. To jest dobry czas na rehabilitację, na rozbudzenie dumy lokalnej, na oderwanie od chorobliwej atmosfery rzeczywistości tych lat. Życie miasta skupia się na niedostatkach socjalnych i jeśli słyszy się o Dobczycach, to tylko w kontekście wyjazdów wakacyjnych mieszkańców Krakowa nad czyste wody Raby. Bardziej, niż szalonymi pomysłami nauczyciela Kowalskiego, interesowano się konkretami życia codziennego. Prasa krakowska pisze: "Kółko Rolnicze w Dobczycach świeci przykładem”, "Dobczyce tracą łączność ze światem" (z powodu dziury w moście), Radiowęzeł Dobczyce omawia sukcesy Frontu Jedności Narodu." Początek lat 60-tych to także pierwsze nieśmiałe projekty zlokalizowania zapory wodnej na Rabie. Spodziewano się, że powstanie jednocześnie wielki ośrodek sportów wodnych. Miasto pęcznieje od tych pro- 15 Władysław Kowalski BIOGRAFIA jektów na przyszłość. Staje w szranki tak wówczas popularnych konkursów na najczystsze miasto gminy, powiatu, etc. Apelowano o nowy ośrodek zdrowia, a tematem nadrzędnym była budowa szkoły. Inicjatywa odbudowy zamku trwa w nielicznym kręgu osób, zwłaszcza skupionych w Kole PTTK. Zawiązało się ono, początkowo nieoficjalnie 22.09.1952 roku na zebraniu w prywatnym mieszkaniu. Na pierwszym walnym zebraniu było 37 osób. Prezesem został wybrany jednogłośnie Władysław Kowalski. Postanowiono wówczas, że cyt.: "...zasadniczym celem działania jest oderwanie społeczeństwa od zgubnych nałogów... a skierowanie zainteresowań ku sprawom kulturalnym...". Postanowiono nawiązać też niezwłocznie kontakt z dr W. Medweckim, sekretarzem Komisji Opieki nad Zabytkami w Zarządzie Okręgu PTTK w Krakowie. Szybkiego ratunku wymagały kruszące się mury zamkowe. Dr Medwecki, wielce zasłużony działacz PTTK, z zaangażowaniem wspierał po przyjacielsku dobczyckiego kolegę, Władysława. Kierowanie zainteresowań ku sprawom kultury przybiera różne formy. Są to odczyty, konkursy, wycieczki piesze i rowerowe w odległe nieraz tereny. Władysław Kowalski najchętniej, prowadzi turystów w okolice miasta, w sposób naturalny kierując myśli ku temu, co rodzime. Widzi przyszłość miasta w rozwoju turystyki. Wykonano wtedy pierwsze oznakowanie szlaku żółtego z Dobczyc przez Kornatkę, Ostrysz, Zasań, Lipnik na Łysinę. Już rok później 15 znaków i wszystkie drogowskazy uległy dewastacji. Podobnie stało się z mapą tras turystycznych górskich w Polsce i słupem informacyjnym na Rynku. Prezes Koła ma jednak dostatecznie silną motywację by nie zrażać się niszczonymi afiszami i osobistymi pogróżkami. W miesięczniku turystycznym "Gościniec" wspomina trudny czas wczesnych lat 60-tych. Zapisał wtedy w swoim notatniku, cyt."...Były nawet głosy, by mnie wydalić w Bieszczady. Takiej siły jednak nie mieli (...) kolce były tak bolesne, że mogły doprowadzić do popełnienia jakiegoś głupstwa i zniechęcić do pracy społecznej". Mogły, ale szczęśliwie dla obecnych mieszkańców miasta nie zniechęciły ich niezwykłego rodaka. Władysław powoli wychodzi poza krąg miejscowych przyjaciół i nieprzyjaciół. Rozpoczyna apele na łamach prasy o wsparcie idei odbudowy zamku. W 1961 r. apele te kieruje do władz i organizacji społecznych, wspierając się argumentem nie do odrzucenia. Zbliża się czas obchodów 1000-lecia Państwa Polskiego i 600- lecia nadania praw miejskich Dobczycom. Wykorzystuje także bardzo życzliwą ocenę działalno- 16 Barbara Myczkowska-Hankus ści Amatorskiego Zespołu Teatralnego. Prasa pisze o zespole często i dobrze. Jego historia sięga roku 1930. Zreorganizowany natychmiast po wyzwoleniu, skupia osoby, dla których praca społeczna to jest wyzwanie. Fundusze z występów przeznaczają na budowę szkoły podstawowej, remont sali widowiskowej w dawnym budynku "Sokoła", ale i na sprzęt strażacki. W 1955 r. Władysław Kowalski zostaje kierownikiem zespołu i pełni tę funkcję przez 18 lat. Jest jednocześnie reżyserem, scenografem, aktorem i opiekunek dla 60-osobowego zespołu. Wystawiono aż 58 sztuk, poświęcając Melpomenie prawie wszystkie niedziele w karnawale i wiele poza nim. Kierownika wspomaga brat Kazimierz doskonały w komediach. Od 1960 roku podjęto uchwałę, że dochód z przedstawień przeznacza się na prace wykopaliskowe rekonstrukcyjne na zamku. Od 1961 roku zespół działa już przy Kole PTTK. Dla Jego kierownika praca w teatrze, nawet amatorskim jest radością wśród innych trudów. Z natury pełen werwy, wręcz żywiołowy, może nie tylko zbierać fundusze na ukochany cel, ale także zasmakować sceny, do której ma wyraźne skłonności. Gra na różnych instrumentach, śpiewa, tańczy. Trudy zimowych wyjazdów do Gdowa i Myślenic, aż po Rabkę, chłód nie opalanych wiejskich świetlic, powroty o 3 nad ranem, umilano sobie dowcipami i chóralnym śpiewem. Nad roześmianymi głosami unosi się donośny tenor Władka. Żona kierownika zespołu pełni rolę suflera ratując zapominalskich. Tryumf przyszedł w 1964 roku, kiedy za inscenizację sztuki A. Fredry "Posażna jedynaczka" zespół otrzymał pierwsze miejsce na eliminacjach wojewódzkich. Stroje i rekwizyty wykonywano prywatnie, a te bardziej uroczyste wypożyczano w magazynach Teatru Starego w Krakowie. Władek kreśli plany scenografii i kostiumów jak zawsze w swoim szkicowniku. Tuż obok, rysuje najnowsze eksponaty wykopane na górnym lub dolnym dziedzińcu. Całość wdzięcznie obiega na marginesach łańcuszkiem rachunków i podliczeń, terminów i numerów telefonów. Zapisuje wszystko i wszędzie. Z latami tworzy pokaźną biblioteczkę tych notatników, kalendarzy i zeszytów w siermiężnych okładkach z brązowego papieru. Boi się, że coś ważnego umknie pamięci, a przygotowuje pierwsze wydanie monografii historycznej miasta. Połacie papieru zalanego drobnym pismem, ozdobione dobrze prowadzonym rysunkiem są jeszcze jednym dowodem na ogromną pracowitość i ciągłą chęć zdobywania wiedzy. Zawsze jest Mu tej wiedzy mało. Towarzyszy archeologom i historykom sztuki, etnografom i konserwatorom. Sam będąc geo- 17 Władysław Kowalski BIOGRAFIA grafem uczy się nowej terminologii, jaką posługują się naukowcy, poznaje tajniki datowania eksponatów. Ogromną część czasu zajmują Mu podróże do Warszawy i Krakowa, i wszędzie tam, gdzie szuka śladów historii regionu. Swoimi Dobczycami zawraca głowę filologom, archiwistom i znawcom średniowiecza. Nie odchodzi bez pomocy, choć w większości drobne ekspertyzy i tłumaczenia robiono w tym samym duchu, tzn. społecznie. Władek umie przecierać sobie ścieżki, nawet trudno dostępne. Ci, do których kołata jako nieznajomy, stają się z czasem przyjaciółmi, orędownikami zamku, współorganizatorami ekspozycji. Przez nich trafia do ofiarodawców i do prasy. To jest jeszcze jeden filar, na którym wspiera się w swoich planach. Najpierw pojawiały się niewielkie notatki w prasie regionalnej, które sygnalizowały, że dzieje się coś ciekawego na południe od Krakowa. Potem tłustym drukiem ukazywały się coraz obszerniejsze artykuły o odradzającym się kazimierzowskim zamku. Z czasem temat stał się tak frapujący dla dziennikarzy, że zjeżdżają do Dobczyc opisując postępy prac w ruinach, ale także przy okazji życie miasteczka, walory krajobrazu, bazę turystyczną. W ten sposób, traktowana z lekceważeniem inicjatywa Władysława i bliskich Mu działaczy z PTTK, staje się początkiem kampanii reklamowej miasta. Za prasą krakowską idzie w ślady ogólnopolska i krajoznawcza. W 1961 r. Film Polski nakręcił kronikę obrazującą prace na zamku. Pokazywano ją w kinach i TV. Koło PTTK zakupiło kopię, by przedstawić ją mieszkańcom. W czerwcu tego samego roku odbyła się narada robocza na zamku, poświęcona planom rekonstrukcji z przedstawicielem Ministerstwa Kultury i Sztuki. Rok później prasa donosi, że Klub Miasta Dobczyce w Chicago podjął decyzję o powołaniu komitetu zbierającego ofiary na odbudowę zamku na Starym Mieście. Coraz mniej jest wątpiących i krytycznych rodaków Władysława. Rośnie grono chętnych do pracy, nawet tej ciężkiej przy odgruzowaniu. Z pomocą finansową przychodzą zakłady pracy, dobrowolnie opodatkowują się nauczyciele, pracownicy Spółdzielni Krawieckiej chcą przepracować 800 godzin przy odbudowie. Dla wszystkich wystarcza zajęcia. Tony gruzu i ziemi spadają do dawnej fosy pod mostem. Prawie codziennie są chwile radości gdy zerwana darń oddaje ludziom swoje skarby: naczynia gliniane i cynowe, drobne przedmioty, monety, ogromną ilość kafli piecowych, broń, kule żelazne i kamienne. 18 Barbara Myczkowska-Hankus W 1963 r. w małym, drewnianym baraku, Władysław Kowalski z dumą może pokazać prawdziwe, a nie legendarne skarby Dobczyc. Zjeżdżają tłumnie zwiedzający zachęceni przez prasę. Mogą liczyć na ciekawe opowieści, anegdotki, a nawet pośpiewać z doskonałym przewodnikiem - panem Władysławem. W tym samym roku, po zadaszeniu 2 sal na górnym dziedzińcu, otwarto oficjalnie Muzeum Regionalne Ziemi Dobczyckiej. To wydarzenie jest związane z obchodami 600 - lecia miasta. Wzgórze zamkowe wita gości po staropolsku. Ich przybycie sygnalizują trębacze na murach, a na dziedzińcu oczekują w strojach historycznych rycerze, giermkowie i starosta dobczycki. W otwarciu uczestniczą władze miejskie, powiatowe, a nawet I sekretarz KW PZPR. W tym dniu sukces Władysława Kowalskiego miał bardzo wielu ojców. Wiedział jednak i On i Jego przyjaciele, że ich praca i myśl nie takim pozorom uznania ma służyć. Ich historia płynęła swoim zdrowym nurtem. Władysław Kowalski mógł już w pełni zasług nosić zobowiązujący tytuł kustosza. 1963 rok przynosi jeszcze jedną radość, bardzo osobistą błękitnooką córeczkę Zenonę, którą wszyscy nazywają Lalą. Liczna rodzina Kowalskich jest bardzo zżyta, mocno trzyma się tradycji własnych i miejscowych. Imieniny, urodziny, święta - każda okazja jest dobra by się spotkać. Bracia Kowalscy są uzdolnieni więc uciechom stołu towarzyszy śpiew, dowcipy, wspomnienia z występów zespołu teatralnego. "Umiłowana małżonka Jadwiga " - jak sam pisze o żonie Władysław, karmi do syta. Mąż lubi potrawy mało dietetyczne i niestety przepada za słodyczami. W przyszłości da to lekko widoczne efekty. Główną uroczystością była wigilia, do której zasiadało nawet 15 osób. Po chwilach ciszy i należnego wzruszenia przy wieczerzy, wybuchała mocnymi dźwiękami akordeonu kolęda "Bóg się rodzi", a za nią swojska pastorałeczka, wspierana mandoliną. Gdy w rodzinie pojawił się zięć Janek, muzykom przybyły skrzypce. Grali tak i śpiewali, aż głosy dzwonów rozbrzmiały w mroźnym powietrzu wzywając na Pasterkę. W drugi dzień świąt obowiązkowe były odwiedziny u najstarszej siostry i dalszy ciąg kolędowania. Czas Godów to także tradycja chodzenia z szopką. Była ona potężną konstrukcją, wysokości dorosłego mężczyzny z efektownymi kukiełkami. Wyruszała pomiędzy domy Dobczyc zapowiadana uroczyście z ambony. Poeta ludowy Stanisław Słonka układał teksty i melodie, które 19 Władysław Kowalski BIOGRAFIA odtwarzał brat Władysława - Kazimierz. Zbierano wysokie datki na kościół, straż pożarną i zamek. Władysław umiał wykorzystać wiele okazji dla zdobycia funduszy na zaangażowanie stałej ekipy robotników do prac na zamku. W latach 60-tych odbywały się w budynku GS-u lub strażnicy opłatki zakładowe. Orkiestra Braci Słonków przygrywała do białego rana. W atmosferze dobrej zabawy kustosz muzeum urządzał loterię fantową. We współpracy z księdzem Proboszczem organizował zbiórki przykościelne w dni patronalnych świętych: Kazimierza, Jana Chrzciciela lub Matki Boskiej Wspomożenia Wiernych. W czasie świąt państwowych i zabaw sylwestrowych przekonywał skutecznie władze miejskie o konieczności zbiórki ulicznej lub organizacji festynu. Wianki nad Rabą, sobótki pod zamkiem nie obeszły się bez Jego obecności. Często pełnił rolę gospodarza - wodzireja. W 1968 roku zaczął grać w "Werdebusach" Dobczyckiej Kapeli Podwórkowej. Występował z nimi przez 3 lata. Z tego okresu pozostały w notatnikach przyśpiewki i melodie ludowe z Podbeskidzia i z krakowskiego, repertuar klezmerów lwowskich i warszawskich. "Werdebusi" grają do dziś od 33 lat. Muzyką poważniejszą zajął się wówczas, gdy został kierownikiem Chóru Męskiego (1970 - 85). Pod dyrygencką batutą zięcia wyśpiewywano nagrody na festiwalach. Zajęć miał Władysław mnóstwo, ale myśli krążyły wokół ukochanego wzgórza nad Rabą. Po otwarciu muzeum hasło "Dobczyce" zaczęło brzmieć poważniej i dla władz, i dla konserwatora woj. Dr. Hanna Pieńkowska dotrzymała słowa i od 1962 roku zaczęła zasilać skromne środki PTTK nowymi funduszami. A tych ciągle brakowało. Im wyżej wznosiły się mury, tym więcej było potrzeb. W 1964 roku grupa przyjaciół kustosza znacznie wzmocniła się organizacyjnie, gdyż powołano samodzielny oddział PTTK. Rosła liczba jego członków i formy działalności. Cztery lata później oddział miał już 119 osób zgrupowanych w kołach: turystyki górskiej, krajoznawczej, opieki nad zabytkami i młodzieżowej, oraz 60ciu uczni w dwóch szkolnych kołach krajoznawczo - turystycznych. Praca PTTK-owska była pięknym, społecznym działaniem, absolutnie czystym w intencjach i głoszonych ideach. Szczególne były zasługi dla kształtowania postaw dzieci i młodzieży. Koniec lat 60-tych przyniósł nowe niepokoje w wyczerpanych społeczeństwach, objętych żelaznymi ramionami Wschodniego Brata. Polska młodzież ruszyła śladem "praskiej wiosny", by manifestować na ulicach Warszawy i Krakowa. Władze przerażone tym wybuchem nieposłuszeń- 20 Barbara Myczkowska-Hankus stwa najpierw "aresztują" obraz jasnogórski (1966 r.), a potem zamykają usta wieszczowi narodu zawieszając przedstawienie "Dziadów" (1968 r.). Hasło "studenci do nauki" niewiele pomogło propagandzie. Młodzi ludzie są coraz bardziej świadomi swojej izolacji cywilizacyjnej wśród rodziny narodów europejskich. Coraz mocniej napierają na zamknięte drzwi, za którymi stoi cała uroda wolnego świata. Dla młodzieży z małych środowisk te drzwi mają dodatkowe zamki. Dla nich -młodszych i starszych, możliwość oderwania się od codzienności, wycieczki, choćby te najbliższe, chwilowa wolność przy ogniu wieczornej watry, wspólne śpiewanie pieśni patriotycznych, nieraz zakazanych, były namiastką marzeń. Prowadzący grupy przewodnicy, nauczyciele, jeśli tylko nie zabrakło im odwagi, pokazywali miejsca i mówili o wydarzeniach, o których podręczniki milczały. Oficjalne trasy wycieczek wymykały się czasami schematom. Wizyty w starym kościółku, który akurat stał przy szlaku, nie były rzadkością. Miejsca historyczne, związane z Armią Krajową i bohaterami narodowymi, jakby przypadkiem, a jednak całkiem świadomie, znajdowały się na przemierzanej drodze. Dla młodzieży to była okazja by znaleźć równowagę fizyczną i intelektualną. Jeśli ktoś szukał piękna, w różnych wymiarach mógł je znaleźć w kręgu autentycznych działaczy PTTK. Autentyczność mierzona zaangażowaniem i bezinteresownością nie była przynależna wszystkim, którzy posiadali legitymację. Byli i pozoranci, i ludzie z "urzędu". Ci pierwsi tylko nieprzydatni, ci drudzy bardzo szkodliwi. Niszczyli opinię organizacji, upartyjniali każde działanie. Pojawiali się wtedy, gdy były już zbudowane struktury, by je z tupetem zawłaszczyć. Nie inaczej było i w dobczyckim oddziale. Miłośnikami zamku i przyjaciółmi kustosza mienili się i ci, którzy bez oporów rozpędzali strajki studenckie, lub uświadamiali partyjnie poprzez miejscowe środki przekazu. Ponieważ PTTK była i jest organizacją otwartą, bez ograniczeń, trudno było eliminować takie osoby. Można było tylko skazywać je na ostracyzm towarzyski, co najczęściej miało miejsce. Bywało czasem i tak, że ci, którzy z obowiązku inwigilowali działalność społeczną Władysława, potem z własnego wyboru, przekonani efektami prac, a może i obudzoną potrzebą serca, dobrze zasługiwali się dla dobczyckiego dzieła. Niewątpliwie najważniejsze z punktu widzenia przyszłości było zainteresowanie młodymi mieszkańcami. Władysław Kowalski miał z młodzieżą codzienny kontakt, a jako geograf niezbędną wiedzę. W sezonie turystycznym, pomiędzy wiosną a jesienią organizował złazy, które zwykle kończyły się na górze zamkowej śpiewem i kiełbaską na długim patyku. 21 Władysław Kowalski BIOGRAFIA Mobilizował podopiecznych do zdobywania odznak GOT-u. Do książeczek rajdowych wbijał pamiątkowe pieczęcie z sylwetką zamku, kata, a gdy powstał skansen z napisem "Karczma na Zbóju ". Władze PTTK doceniły Jego pracę, gdy w 1 9 6 5 r. otrzymał oficjalnie pierwszy dowód uznania w postaci Złotej Odznaki PTTK. Za nią poszły następne medale, ordery, listy gratulacyjne za zasługi dla ziemi krakowskiej, za upowszechnianie kultury teatralnej, za wzorową pracę społeczną. Cieszyły Go zwyczajnie, po ludzku, ale nie syciły, nie usypiały. Przecież nadal trwała wielka budowa na ruinach. Tam toczyła się najbardziej frapująca przygoda. Bo jak inaczej określić moment, gdy odsłaniają się pierwsze zarysy wspaniałego pieca hutniczo - garncarskiego, na jaki natrafiono w 1 96 3 roku. Wcześniej, poprzez zniszczone, kolebkowe sklepienie odkrywcy dostają się do tajemniczego lochu, najstarszej do dziś odkopanej części górnego dziedzińca. Każdy odnaleziony drobiazg jest dla kustosza podporą i sam w sobie jest dowodem, że warto było podjąć ten trud, nie tylko fizyczny. Muzeum zaczyna organizować się w poszczególnych działach, najpierw historyczny i archeologiczny. W 1968 r. dwaj bracia Władysława znajdują małe pomieszczenie na dolnym dziedzińcu, a w nim przedmioty, które mogły służyć wymuszaniu zeznań. "Izbę Tortur" oddano do użytku po 12 latach, dzięki pomocy osób prywatnych, Kopalni Soli w Wieliczce i MPK Kraków. Dołączają zakłady miejscowe. Władysław z inicjatora przekształca się w sprawnego menedżera, choć ciągle praca społeczna jest podstawowym źródłem i j e j wartość w 1 9 6 9 r. wynosi 2 mln. złotych. Zwiedzających jest w tym roku 18 tysięcy. Zamek zaczyna odpłacać się gospodarzom i minimalnie, ale już zarabia na swoje potrzeby. Na wzgórzu nad Rabą odbywają się zjazdy muzealników, społecznych opiekunów zabytków, konserwatorów, członków zakładowych oddziałów PTTK, które wspomagają odbudowę, ogólnopolskie konferencje szkoleniowe kierowników muzeów regionalnych. Przyjeżdżają goście z zagranicy. Dla żony, Jadwigi, liczne grupy gości na zamku miały jeszcze inny wymiar. Tradycja nakazywała podjąć wszystkich przy ognisku bigosem, barszczykiem, lub reklamowanym wcześniej przez dziennikarzy, żurkiem dobczyckim. Przywykła przez lata do takiej formy pomocy mężowi i jak On nawiązywała serdeczne znajomości. Gościem wybitnie oczekiwanym był dr Fr. Midura, przewodniczący Komisji Opieki nad Zabytkami ZG PTTK. Pomocny i życzliwy Władysławowi jak przyjaciel, opatrzył wstępem Jego ostatnią monografię o Dobczycach, pisząc o muzeum, że "jest swoistym fenomenem w muzealnictwie polskim". Nie szczędził słów uznania dla "przemiłego gospoda- 22 Barbara Myczkowska-Hankus rza " Izby Tortur”. Szczere zdumienie wzbudziła w Nim też skromność życia dobczyckiego kustosza. W 1968 r. prof. R.Reinfus wizytując zamek bardzo wysoko ocenia wykonane prace i już wtedy, apeluje do MRN w Dobczycach o naprawę murów obronnych. Władysław ogarnia gospodarskim okiem już n i e tylko siedzibę starostów, lecz i inne zabytkowe miejsca. Wraz z członkami Komisji Opieki nad Zabytkami przyczynia się do uratowania lipy przy kościele p.w. św. Jana Chrzciciela. Zwana "Marysieńką", według tradycji ma pamiętać chwałą okryty, powrót króla Jana III Sobieskiego spod Wiednia. Mury zamkowe są wielkim problemem dla "grupy zamkowej", jak nazywano dobczyckich działaczy PTTK w Warszawie i w Krakowie. Długość murów, które w XIV wieku osiągały ponad 900 metrów, skurczyła się do kilkudziesięciu. Z 8 baszt nie pozostała ani jedna. W czasie zaboru austriackiego, Komisja Ochrony Zabytków we Lwowie dokonała pierwszej rekonstrukcji resztek murów. Druga nastąpiła w 1964 roku. Był to kolejny dowód opieki członków PTTK nad zabytkami swojej ziemi. Odbudowano częściowo lewe skrzydło bramy. W trzy lata potem, 4tygodniowe deszcze spowodowały poważne zagrożenie. Przy pomocy PKZ olinowano je i zadaszono. W mieście utrwaliło się z czasem przekonanie, że wszelkie sprawy wymagające interwencji, a związane z historią i kulturą Dobczyc, powinny być kierowane do Władysława Kowalskiego i PTTK. Krąg kilkunastu osób stał się instytucją, z którą już trzeba było się liczyć. W 1969 r. wyszła pierwsza monografia "Dobczyce, przeszłość i teraźniejszość". Napisana we współpracy z J. Staśko, została wydana za część nagrody, którą miasto zdobyło w ogólnopolskim konkursie PTTK " Przez 10 wieków Polski ". Miasto wyraźnie wybijało się z szarości lat 50tych i 60-tych. Zapomniano już o pomysłach degradacji Dobczyc do statusu wsi. Ruszyły pierwsze prace przygotowawcze pod zbiornik będący rezerwuarem wody pitnej dla Krakowa. W 1972 r. stanął nowy most na Rabie. W połowie lat 70-tych nastąpiła prawdziwa hossa. Miasto miało już gaz, wodę i częściową kanalizację. Rozpoczęła się budowa osiedla Jagiellońskiego, czyli tzw. trzeciego miasta, po pierwszym kazimierzowskim, i drugim, które "zeszło" w dolinę prawobrzeżnej Raby w 1768 r. W 10 lat później powstaje następne osiedle, Piastowskie. Budownictwu mieszkaniowemu towarzyszy przemysłowe. Powstają zakłady "Stomil" i Gospodarki Komunalnej. Są nowe miejsca pracy i nowe twarze. Miesz- 23 Władysław Kowalski BIOGRAFIA kańcy Krakowa przyjeżdżają do Dobczyc już nie tylko na biwak pod zamkiem. Mieszkają tu, pracują, wtapiają się w społeczność z natury niezbyt otwartą. W 1967 r Władysław Kowalski wraz z przyjaciółmi i dr Hanną Pieńkowską, rozpoczęli realizację jeszcze jednego planu. Zakładał on, że u stóp ciągle odbudowywanych ruin, na niewielkim płaskim terenie, powstanie skansen. Pani konserwator, wielka miłośniczka architektury drewnianej, gorliwie poparła ten pomysł. Trzeba było znaleźć miejsce dla wielu eksponatów etnograficznych, jakie przynosili mieszkańcy miasta. Z funduszy konserwatorskich zakupiono w Krzyszkowicach karczmę, pochodzącą z 1830 r. W ciągu 4 lat zestawiono ją na fundamentach dawnej, stojącej w tym miejscu do 1924 r. Nowa karczma przejęła nazwę od swojej poprzedniczki - karczma "Na Zbóju", upamiętniając napad bandy zbójnika Gertugi w XVIII wieku. Zginął wówczas jeden z kompanów. Ponurym zrządzeniem przypadków, nowa karczma też znalazła swoją ofiarę, wśród pracujących przy niej robotników. Na skutek wypadku jeden z nich zmarł i chociaż opiekun obiektu nie miał z wypadkiem bezpośredniego związku, jednak przykrości związane z tą sprawą ciągnęły się długo i były trudnym doświadczeniem. W 1971 roku przywieziono z Zagórzan spichlerz z 1863 r. i ustawiono tuż obok karczmy. Wnętrze zajął warsztat kowalski, w pełni wyposażony. Następnym budynkiem był mały lamus z 1890 r. Niewielka wozownia, żuraw studzienny, barć dębowa sprzed 150 lat i kamienna figura Światowida, dopełniły z latami całości założenia. W zestawieniu z górującym nad nim zamkiem, skansen uzupełnił księgę historii tej ziemi. Przybliżył wiedzę o życiu codziennym chłopów, garbarzy, sukienników i szewców, kobiet stojących przy piecu w czarnej izbie i dzieci mielących zboże na dwunożnych żarnach. Zapomniane, czekające na strychach i pod wiatami gliniane garnki, maselnice, wialnie i skrzynie, dostępowały zaszczytów eksponatu muzealnego. Oficjalne otwarcie całości skansenu odbyło się w 1988 roku z okazji 25-lecia istnienia Muzeum. Starszy brat - zamek, wzbogacił się również przez lata 80-te. Podczas prac minerskich przy zaporze, zdumionym oczom grupy archeologów ukazał się na górnym dziedzińcu, potężny loch -spiżarnia, a w niej ogromne ilości najróżniejszych kafli, sztućców, naczyń. To było prawdziwe otwarcie skarbca. Pracujący od 1975 roku archeolodzy z nowohuckiego oddziału muzeum Archeologicznego, dr St. Buratyński, doc A. Jodłowski, mgr R. Zając, mieli sporo nowych zajęć przy opracowaniach 24 Barbara Myczkowska-Hankus naukowych. Kustoszowi przydawało się doświadczenie, jakie uzyskał w czasach studenckich, gdy brał udział w wykopaliskach osady słowiańskiej w Gdańsku. W drewnianej szopie, która spełniała funkcję podręcznej pracowni, piętrzyły się pod dach pudełka z fragmentami ceramiki. Czekały na swój czas, by stać się barokowym kaflem z imitacją muszli, lub szklanym dzbanuszkiem z huty szkła w Zasani. W drugiej pracowni, którą urządził kustosz w lamusie, równie cierpliwie czekały "chore" eksponaty ze skansenu. Wszystko wymagało naprawy, konserwacji i serca. Spędzał więc kustosz już nie tylko dni ale i noce wśród swoich podopiecznych. Zbyt zmęczony z latami, by ciągle biegać w górę i w dół, gdy miał pilne prace, przenosił się do karczmy z zapasem koszul, piżamą i garniturem na wypadek niespodziewanych gości. Kiedy potężna żelazna zasuwa zamknęła drzwi za ostatnim zwiedzającym, Władysław otwierał butelki z terpentyną, puszki z farbami i kleje. Pracował długo, tak, jak do tego był przyzwyczajony od lat. Podobnie było 20 lat wcześniej, kiedy otwierał Muzeum. Nieraz siedział przy lampce do późnych godzin nocnych. By nie budzić dzieci kładł się na podłodze, do poranka było przecież tak blisko. Jedyną różnicą były ustępujące wraz z latami siły. i może pewien niedosyt w postępach prac na wzgórzu. Lata 80-te - wielkie narodowe odrodzenie, nadzieje związane z Białym Pielgrzymem z Rzymu, szok stanu wojennego, opór i niedostatki materialne, odwracały uwagę od spraw innej natury. Rekonstrukcja zamku choć nadal trwała, straciła posmak nowości, nie była już szalonym pomysłem, była faktem. Młodzież mniej chętnie zajmowała się przeszłością. Dzieci Władysława też opuściły dom w poszukiwaniu szans życiowych. Tylko syn był w pobliżu, w Krakowie. Tęsknił za córkami, szczęśliwie najmłodsza wróciła do kraju, co było wielką pociechą gdy przyszły kłopoty ze zdrowiem. W 1989 roku kustosz wydaje obszerny przewodnik po zamku i skansenie. Jest to już 5 wydawnictwo. Jak przystało na działacza PTTK uwzględnia w nim trasy wycieczkowe, bazę noclegową, nawet gastronomię. O ile nie przykłada najmniejszej wagi do ubrania i wygód, to w przypadku swoich opracowań jest bardzo pedantyczny, niektórzy zarzucają Mu też, że z upływem lat staje się apodyktyczny. On sam nazwał by to raczej stanowczością, wypracowaną w szkole i w kontaktach z opozycją wobec Jego inicjatyw społecznych. Zdarza się więc, że walnie pięścią w stół na zebraniu PTTK. Najbardziej złoszczą Go różni nieudacznicy i malkontenci, którzy powtarzają "to się nie uda". Jest to postawa całkowi- 25 Władysław Kowalski BIOGRAFIA cie obca Władysławowi, choć i On miał porażki. Obowiązuje wszakże zasada: najpierw próbować, wykorzystać wszystkie talenty i możliwości. Kapitulacja to ostateczność. Sam wycofał się trzykrotnie. Najpierw była to próba włączenia się w działalność na rzecz miasta, poprzez stanowisko radnego, powołanego do sekcji budżetowej. Zrezygnował z tej funkcji, nie tylko z powodu braku czasu. Innym doświadczeniem była przynależność do ZSL. Nieustannie nagabywany przez członków partii " uciekł " do ZSL, także dlatego, że ruch ludowy miał w tych okolicach starą, przedwojenną tradycję. W 1983 r. zostaje współzałożycielem PRON-u. Władysław należał do pokolenia wojennego. Pamięć o tragicznych następstwach zbrojnych konfliktów w historii Polski była u podstaw wyborów w latach 80-tych. Wiele osób z tego pokolenia, dokonywało ich z intencji głęboko pozytywnych sądząc, że jeszcze da się uratować w postępującym bezładzie podstawowe wartości. Ich głęboki wewnętrzny opór budziła myśl o kolejnych ofiarach w wymiarze zarówno fizycznym jak i społeczno - gospodarczym. Wiara w możliwość ominięcia takiej sytuacji szła w parze z nadzieją na skuteczność innych rozwiązań. Po raz kolejny wykrystalizowały się wówczas w społeczeństwie, pozornie sprzeczne postawy: romantyczna - ze skłonnością do działań gwałtownych i bezkopromisowych i druga, mająca cechy pozytywistycznego postępowania. W jej kierunku skłonni byli iść ci, którzy pamiętali wojnę. Obu tym postawom nie można było odmówić działań, szczerych w intencjach, a mających ten sam wspólny cel. Historia wybrała trzecią drogę. Władysław porzucił i ZSL i PRON. Wie tędy wiodły Jego ścieżki. Stara drużyna Władysława, choć wykruszona przez choroby i odejścia, trzymała się nieźle. Brakowało jednak dawnych darczyńców. Zakłady pracy walczyły o przetrwanie, środki państwowe prawie nie istniały. A Władysław miał właśnie nowy cel - Izbę Pamięci Narodowej. Ekspozycja historyczna nie wyczerpywała wszystkich wydarzeń, szczególnie tych, które dotyczyły historii najnowszej. Dogodne miejsce było naprzeciwko XIII-wiecznego lochu. Jesienią 1992 r. Władysław pracował już niecierpliwie. Mury rosły od kilku lat znacznie wolniej a Jemu marzyła się nowa sala łącząca dolny i górny dziedziniec i baszta narożna, która strzeliła by znad płaskich dachów, królując nad doliną. Dręczyło Go, że brakuje materialnych dowodów wyglądu zamku przed zrujnowaniem. Przez prace porównawcze z innymi zamkami typu górskiego i dzięki zachowanej lustracji biskupiej z poł. XVII wieku stworzył swój własny wizerunek. Zarzucano Mu, że jest 26 Barbara Myczkowska-Hankus nierealny. Dowiedział się wtedy, że w muzeach szwedzkich udaje się czasem odnaleźć miedzioryty obiektów zabytkowych, jakie zniszczyli Szwedzi w czasie najazdów na ziemie polskie. Najpierw je dokumentowali za pomocą rylca, a potem przewozili grafiki za morze. Kustosz dobczycki nie miał szczęścia do Szwedów. Pisał do muzeów w Uppsali i w Sztokholmie. W uprzejmych odpowiedziach otrzymywał zapewnienia o staraniach, ale bez rezultatu. Zapraszano Władysława do Szwecji by sam sprawdził magazyny muzealne. Dla emeryta była to nierealna propozycja. Nie do końca jednak zrezygnował z niej i zbierał pieniądze na wyjazd. Gdy zdrowie już nie dopisywało, myślał o wysłaniu współpracownika. Tajemnica szwedzka do dziś czeka na rozwiązanie Tymczasem nadeszła jesień i zima 1992 roku. Ponad 70-letni Władysław odczuwa skutki pracy przy Izbie Pamięci Narodowej. Rzadko chorował, więc ciężkiej grypy na jaką zapada nie traktuje poważnie. Nie czuje się znużony życiem, nie traci nic ze swego optymizmu. Przeciwnie, snuje plany na wiosnę, ciesząc się, że zapomniano już o zamiarach, według których, na Jego wzgórzu miała być tylko trwała ruina. Mury zabliźniły rany, w kaplicy króluje św. Kazimierz. Dotrzymał obietnicy danej sobie, miastu i Matce dobrej rady, gdy w majowy dzień, 30 lat temu wsłuchiwał się w litanię, dobiegającą do zrujnowanego wzgórza. Choroba jaka wywiązała się po przeziębieniu nie ustępuje. Przez kilka tygodni Władysław cierpliwie ją znosi, aż do czasu, gdy przychodzi dzień kiedy trzeba przez bramę Piotrową pójść ku Ostateczności, ku światłu. Zostały pod powiekami ślady bliskich twarzy, zamek w wieczornym blasku, niedokończony obraz, został głos mandoliny. Trzeba było zaufać Bogu, że tylko tyle i aż tyle było przeznaczone, i nic ponad to, co przeszło. Kilka dni potem, 22 maja 1993 roku niebo zapłakało. Piękny dzień wiosenny przerodził się w niespodziewaną ulewę gdy Dobczyce żegnały swego rodaka. Przy grobie na cmentarzu "Jeleniec" pochyliły się w ciszy poczty sztandarowe z ZG PTTK w Warszawie, z Krakowa, Dobczyc i innych zaprzyjaźnionych oddziałów rozsianych po Polsce. Tej chwili pożegnania ziemskiego nie zaburzyły zbędne słowa. Tak życzył sobie Władysław. Żegnały Go rozśpiewane po burzy ptaki, znajome dzwony i ziemia rodzinna. Odchodził - prawdziwie według zasług nazwany kasztelanem. 27 Władysław Kowalski BIOGRAFIA W czerwcu 1994 roku Muzeum nadano imię Władysława Kowalskiego. W maju 1995 r. staraniem syna śp. kustosza, powstał Klub Przewodników PTTK przy Oddziale w Dobczycach. On również przyjął za swego patrona dobroczyńcę dobczyckiego zamku. Jednocześnie otwarto nawą salę, tę o której myślał nim odszedł. Poświęcono ją Jego postaci. Wszyscy, którzy zetknęli się z dziełami Jego myśli i rąk, nie wątpią, że wstawia się u Najwyższego za tymi, którzy podejmują Jego trudną drogę. Nie przeszedł jej przecież do końca, zamierzał więcej. Trzeba więc jeszcze wielu, którzy w szlachetnej potrzebie serca pójdą dalej. Medale i odznaczenia przyznane mgr Władysławowi Kowalskiemu : - Złota Odznaka PTTK (1965 r.) - Srebrna Plakieta Światowida (1968 r.) - Nagroda Zarządu Głównego Związku Teatrów Amatorskich (1968 r.) - Srebrna Odznaka za zasługi dla Ziemi Krakowskiej (1969 r.) - Odznaka Zasłużony Działacz Kultury (1971 r.) - 28 "Wawrzyn turystyczny" Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich i Klubu Dziennikarzy Turystycznych (1975 r.) Nagroda Kowalskich od czytelników Kuriera Polskiego (1975 r.) Złota Odznaka - Zasłużony w pracy PTTK wśród młodzieży (1978 r.) Złoty Krzyż Zasługi (1978 r.) Złota Odznaka ZNP (1980 r.) Medal Komisji Edukacji Narodowej (1981 r.) Złota Odznaka - Za zasługi dla Ziemi Krakowskiej (1983 r.) Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski (1983 r.) Medal 40-lecia Polski Ludowej (1984 r.) Złoty Medal Opiekuna Miejsc Pamięci Narodowej (1984 r.)