pjongjang schodzi pod wodę?

Transkrypt

pjongjang schodzi pod wodę?
PJONGJANG SCHODZI POD WODĘ?
2014-10-27
Korea Północna mogłaby się pochwalić imponującymi osiągnięciami w dziedzinie
dezinformacji i walki propagandowej. Najpierw jednak musiałaby przyznać, że takie chwyty
stosuje.
W sierpniu 2014 roku amerykański serwis internetowy The Washington Free Beacon, powołując się na źródła wywiadowcze, ogłosił sensacyjną
wiadomość na temat próby uzbrojenia przez Koreę Północną jednego z posiadanych przezeń konwencjonalnych okrętów podwodnych w rakiety
balistyczne. Czy mamy tu jednak do czynienia z realnym faktem i nowego rodzaju zagrożeniem dla stabilności regionu, czy raczej z elementem
walki informacyjnej i przykładem celowego zaciemniania obrazu sytuacji?
Makiety w służbie reżimu
Komunistyczny reżim Korei Północnej mógłby się pochwalić imponującymi osiągnięciami w dziedzinie dezinformacji i walki propagandowej, jednak
najpierw musiałby oczywiście przyznać, iż dezinformacja jest dezinformacją. W odniesieniu do rakiet balistycznych i broni jądrowej za przykłady
potwierdzające tego rodzaju działania mogą posłużyć pociski średniego zasięgu typu Musudan, rzekomo międzykontynentalne KN-08 (znane
również jako Hwasong-13) lub program jądrowy – w tym wypadku tak naprawdę wciąż nie wiadomo, czy w posiadaniu dynastii Kimów znajdują się
operacyjne głowice nuklearne, czy też jedynie „urządzenia” jądrowe, nadające się wyłącznie do testów.
Wspomniane musudany oraz KN-08 były dotychczas co najmniej kilkukrotnie prezentowane światu przy okazji licznych parad i manewrów bądź też
rzekomo przygotowywane do startu podczas równie licznych okresów zaognienia sytuacji na półwyspie. Dotychczas jednak żaden z wymienionych
pocisków nie był testowany w locie, a wielu ekspertów wręcz wątpi w ich operacyjny status (dotyczy to zwłaszcza mobilnego ICBM KN-08).
Korzyści tego rodzaju działań są oczywiste – jakkolwiek wyolbrzymione i absurdalne wydawać by się mogły osiągnięcia reżimu, działają one na
jego korzyść, to znaczy muszą być brane pod uwagę zarówno przez amerykańskich, jak i południowokoreańskich planistów wojskowych, a przede
wszystkim decydentów politycznych reagujących na posunięcia Pjongjangu.
Niejednoznaczność jest dla Kimów tarczą okresu pokoju i gardą, za którą chowają się, ilekroć jego zachowanie, w skutek ich własnych działań,
staje pod znakiem zapytania. Tego rodzaju funkcje mogą jednak spełniać systemy, o których w zasadzie nic nie wiadomo, a nie takie, które na
pewno istnieją, ale ich testy zakończyły się fiaskiem. Samo przygotowywanie musudana do startu skutkuje podniesieniem stanu gotowości bojowej
amerykańskich, południowokoreańskich i japońskich jednostek obrony przeciwrakietowej. Pocisk jest i musi być traktowany jako operacyjny przez
agencje wywiadowcze. Czy zatem warto ryzykować nieudane odpalenie? Północnokoreański program balistyczny jest wprawdzie bardzo
zaawansowany, ale jego fundament stanowią przede wszystkim kolejne modyfikacje i wersje scuda oraz oznaczona jako KN-02 kopia rosyjskiej
toczki.
W przypadku pocisków międzykontynentalnych postępy nie są tak imponujące. Wprawdzie próba utożsamianej z balistycznym taepo dongiem
rakiety nośnej typu Unha z grudnia 2012 roku powiodła się, był to jednak już piąty test tych pocisków, lecz dopiero pierwszy udany. Co więcej,
mimo że wyniesiony na orbitę satelita niedługo później uległ zniszczeniu, KRLD nie podejmuje prób umieszczenia w przestrzeni kosmicznej jego
następcy. Może to potwierdzać teorię, iż ryzyko niepowodzenia związane z kolejnym startem unhy przewyższa potencjalne korzyści, wynikające z
udanej próby. Podczas powtarzających się „pokazów siły” reżimu odpalane są głównie scudy i wywodzące się z nich no-dongi, których liczba, jak
się szacuje, oscyluje w przedziale 600–1000. Nowe typy rakiet pojawiają się zaś na paradach… Czy zatem jest prawdopodobne opracowanie przez
północnokoreańskich naukowców pocisku balistycznego odpalanego spod wody (SLBM) oraz nosiciela dla niego?
Golf i SS-N-6
Musudana i KN-08 łączy nie tylko status pocisku widma, lecz również, prawdopodobnie, wspólny pierwowzór – radziecki SS-N-6. Ten opracowany
w połowie lat sześćdziesiątych XX wieku pocisk średniego zasięgu (ok. 2400 km) na ciekły materiał pędny stanowił uzbrojenie atomowych okrętów
Autor: Rafał Ciastoń
Strona: 1
podwodnych typu Yankee I, a jego zmodyfikowana wersja była testowana na konwencjonalnym Golfie-IV. Ostatni z okrętów klasy Yankee I został
skreślony ze stanu rosyjskiej floty w 1996 roku.
Moskwa zaprzecza, by kiedykolwiek sprzedawała te rakiety do KRLD, kwestionuje również techniczną możliwość ich ewentualnej modyfikacji na
pociski bazowania lądowego, jednak z uwagi na pewne podobieństwa konstrukcyjne część ekspertów zakłada, iż taka sprzedaż miała miejsce. Co
więcej, autorzy Free Beacon, powołując się na depesze ujawnione przez portal WikiLeaks, dowodzą, iż SS-N-6 stał się protoplastą pocisków nie
tylko koreańskich, lecz także irańskiej rakiety nośnej Safir. Współpraca obydwu państw, zarówno w dziedzinie programu balistycznego, jak i
prawdopodobnie jądrowego, pozostaje tajemnicą poliszynela. Powstaje jednak pytanie: w jakim stopniu jest prawdopodobne, by komuniści po co
najmniej 20 latach od pozyskania pocisku i jego modyfikacji (?) do wersji lądowej zdecydowali się wrócić do korzeni i przystosować go do odpalania
spod wody?
Oczywiście można założyć, iż dopiero posiadanie broni jądrowej czyni opłacalnym operowanie podwodną modyfikacją systemu, którego oryginał
charakteryzował się średnim uchybieniem kołowym (CEP) na poziomie 1,9 km, jednak wciąż brakuje dowodów na to, by reżim dysponował
głowicami nuklearnymi do pocisków balistycznych. Co więcej, nawet gdyby takie głowice istniały, to umieszczenie ich na okręcie podwodnym
byłoby niezwykle ryzykowne, zarówno pod względem militarnym, jak i politycznym. Politycznym, bowiem oddawałoby nadzór nad bronią w ręce
kapitana jednostki i (lub) oficera politycznego; militarnym zaś, gdyż umieszczenie jednej bądź kilku nielicznych przecież głowic (szacunki wywiadów
mówią o kilku, maksymalnie dziesięciu ładunkach) na jednostce, której przeżywalność w warunkach bojowych byłaby bliska zeru, oznaczałoby de
facto ich szybkie wyeliminowanie ze strategicznych kalkulacji.
W tym miejscu należy poświęcić kilka słów okrętom podwodnym, które mogłyby pełnić funkcję nosicieli (potencjalnych) pocisków balistycznych.
Choć stan posiadania przez KRLD tego typu jednostek jest szacowany nawet na ponad 70 sztuk, większość z nich (40–50) stanowią małe okręty
typu Song, służące do przewozu grup dywersyjnych oraz zwalczania jednostek nawodnych uzbrojeniem torpedowym (prawdopodobnie to właśnie
jeden z tych okrętów zatopił w 2010 roku południowokoreańską korwetę Cheonan), ponad 20 kolejnych należy do radzieckiej klasy Romeo i jej
chińskiej wersji 033, cztery zaś do klasy Whiskey – reprezentują więc poziom technologiczny przełomu lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych
ubiegłego wieku.
Według informacji zamieszczonej w „Jane’s Fighting Ships”, Korea Północna przejęła na początku lat dziewięćdziesiątych około 40 okrętów
wycofanych z marynarki radzieckiej (rosyjskiej). Wśród nich miały się znajdować także jednostki typu Golf, a więc jedyne, oprócz klasy Zulu V,
seryjnie produkowane okręty o napędzie konwencjonalnym, będące nosicielami rakiet balistycznych. Teoretycznie jest więc możliwe, iż
Koreańczycy postanowili na nowo wyposażyć i przywrócić do służby jednostkę tego typu, być może korzystając przy tym z pomocy Chin, które
opracowały i zbudowały własną modyfikację golfa (typ 031) do testowania pocisków balistycznych JL-1 i JL-2. Wciąż jednak dostrzegalne korzyści z
tego ograniczają się do dezinformacji i propagandy, nie przekładają się jednak na wartość operacyjną. Hałaśliwy golf byłby łatwym do namierzenia i
zniszczenia celem dla amerykańskich, japońskich i południowokoreańskich jednostek, a jego wyeliminowanie stałoby się pierwszym zadaniem
marynarek wojennych tych państw.
W aspekcie technologicznym należy również podkreślić, iż nawet mimo ewentualnego skopiowania pocisku klasy SLBM, jego wprowadzenie do
służby bez wcześniejszych testów w wypadku Korei Północnej należy uznać za niemożliwe do wykonania. Chińczycy, których program i
doświadczenia związane z budową pocisków balistycznych są bez wątpienia bardziej zaawansowane niż w przypadku KRLD, wciąż mają problemy
z uzyskaniem przez pocisk JL-2 gotowości operacyjnej, a JL-1 w istocie nigdy takiego statusu nie osiągnął. Nawet Rosjanie, pomimo pół wieku
doświadczeń w konstruowaniu rakiet odpalanych spod wody, w wypadku swojej Buławy wciąż borykają się z licznymi problemami.
Kierunek morze
Południowokoreańskie media poświęciły niewiele miejsca rewelacjom amerykańskiego serwisu. Cytowani przez agencje informacyjne i kilka
dzienników przedstawiciele resortu obrony i marynarki wojennej byli w tej kwestii bardzo sceptyczni. Podkreślali, iż północny sąsiad nie dysponuje
Autor: Rafał Ciastoń
Strona: 2
ani odpowiednich rozmiarów okrętem, ani systemami naprowadzania dla pocisków SLBM. Cienia przypuszczeń na temat prób opracowywania
przez KRLD quasi-boomerów na próżno szukać w corocznych ocenach zagrożeń Defence Intelligence Agency czy raportach biura sekretarza
obrony dla Kongresu. Skomentowania doniesień portalu odmówił rzecznik Pentagonu, ograniczając się jedynie do stwierdzenia, iż USA oczekują
od Korei Północnej większej transparentności w kwestiach militarnych, która pozwoliłaby na obniżenie poziomu napięć w regionie. Powtórzmy
zatem pytanie: czy jest prawdopodobne, by Pjongjang podjął dezinformacyjną grę na nowym polu?
W ostatnich miesiącach komunistyczny reżim kilkukrotnie testował odpalane z lądu pociski przeciwokrętowe KN-01, rzekomo wydłużając przy tym
ich zasięg. W telewizji zaprezentowano nowy typ pocisku przenoszonego przez okręty nawodne, łudząco podobny do rosyjskiego Kh-35 Uran (SSN-25), Kim-Dzong-Un zaś dał się sfotografować na kiosku okrętu podwodnego typu 033, gdy podczas rejsu „udzielał załodze wskazówek odnośnie
do zasad nawigacji”. Wejście w posiadanie okrętu podwodnego zdolnego do odpalenia rakiet balistycznych dobrze wpisywałoby się w powyższy
schemat wzmacniania wizerunku (bo niekoniecznie potencjału) floty. Co więcej, o ile na potrzeby zewnętrzne byłoby to działanie ukierunkowane na
Stany Zjednoczone i Republikę Korei, o tyle własnemu społeczeństwu można by zaprezentować je również w kontekście dorównywania Chinom.
Według Office of Naval Intelligence jeszcze w tym roku na pierwszy operacyjny patrol ma wyjść jeden ze strategicznych okrętów podwodnych klasy
Jin.
Dziś trudno jednoznacznie stwierdzić, czy Koreańczycy z północy faktycznie postanowili poszerzyć gamę podejmowanych działań o charakterze
dezinformacyjno-propagandowym, czy mieliśmy na przykład do czynienia z błędną analizą amerykańskich danych wywiadowczych. Jedno wydaje
się pewne – na obecnym poziomie rozwoju technologicznego Pjongjangu szanse na ujrzenie operacyjnego północnokoreańskiego boomera są
równie realne, jak na ujrzenie jednorożca.
Autor: Rafał Ciastoń
Strona: 3