Tutaj wygrywała Justyna Kowalczyk

Transkrypt

Tutaj wygrywała Justyna Kowalczyk
Kozłówka
Centralnym punktem miasta jest plac Dżamma el-Fna,
czyli plac Śmierci. Wbrew nazwie pełno tu życia i ruchu
– to największy i najlepiej zaopatrzony bazar w Maroku
>G4 Świat
Za rogatkami Vancouver
Konstanty Zamoyski
spędził młodość we
Francji. Po powrocie
do kraju postanowił
urządzić swoją
rezydencję
pod Lublinem
na wzór Wersalu
Pełne łososi potoki,
dzika zwierzyna
– w sąsiedztwie
olimpiady
Fot. Maciej Zimowski
Fot. Muzeum Zamoyskich w Kozłówce
Fot. Bartłomiej Molga /Fotorzepa
W stronę Marrakeszu
>G2 Polska
G5 Świat
D O D A T E K
26 – 28 lutego 2010 40 (2671)
www.dziennik.pl
P
O
L
S
K A
E
U
R
O
P
Ś
W
I
A T
A
Tutaj wygrywała Justyna Kowalczyk
Mieszkam we Wrocławiu i od
dziecka jeżdżę w Karkonosze.
W Jakuszycach spędzam właściwie każdy weekend i pewnie długo mi się to jeszcze nie
znudzi. To jedno z najlepszych
miejsc do uprawiania narciar-
stwa klasycznego. I to nie tylko w Polsce, także w całej Europie. Jest tam ponad sto kilometrów tras biegowych, przebiegających leśnymi duktami
przez piękne fragmenty Gór
Izerskich. Zimą wszystkie są
doskonale zagospodarowane.
Można tędy pobiec do Szklarskiej Poręby albo na czeską
stronę, do Harrachova – i wrócić bez żadnego problemu.
Trasy są ze sobą skomunikowane i dobrze oznakowane,
Fot. Adam Hawałej/PAP
Do Jakuszyc, stolicy polskiego narciarstwa biegowego, zaprasza Jarosław
Dominiak, prezes Stowarzyszenia Inwestorów
Indywidualnych rynku
kapitałowego.
Justyna Kowalczyk podczas biegu na 15 km w Jakuszycach
Reklama
pozakładano na nich tory. Jest
ich tak wiele, że troszkę dalej
od Polany Jakuszyckiej bez
trudu mogę znaleźć puste
miejsca i biec samemu. To fantastyczne uczucie! W Jakuszycach naprawdę można się zre-
setować, nie tylko ciałem, ale
i duchem. Chociaż z pewnością
ludzi będzie tu przybywać,
zwłaszcza po ostatnich sukcesach Justyny Kowalczyk.
>G6 Jakuszyce
Podróże
G2
Dziennik Gazeta Prawna
26 – 28 lutego 2010
nr 22
www.dziennik.pl
Polska
Wersal pod Lublinem,
czyli z wizytą u ordynata
Wieś Kozłówka leży 35 km na
północ od Lublina, w otulinie
Kozłowieckiego Parku
Krajobrazowego. Przepływa
przez nią rzeczka Parysówka.
Rzut okiem
Lubartów
Kozłówka
Puławy
Lublin
Zbiory
W muzealnej kolekcji, prócz
mebli, zachowało się m.in.
około tysiąca obrazów i grafik.
Pałacowa biblioteka zawiera
7716 książek (w tym 620 wydanych przed 1801 r.), zaś archiwum – ponad 5 tys. listów oraz
prawie 2 tys. starych fotografii.
Dojazd
Z Lublina
Wszystkie autobusy
odjeżdżające z dworca PKS
przy Alejach Tysiąclecia
w kierunku Michowa,
Michałówki, Zofianki, Puław
(przez Samoklęski).
Kierunek na Lubartów.
Z Warszawy
Przez Garwolin – Ryki – Żyrzyn
– Baranów – Michów.
Otwarte
od 16 marca
do 31 października
wtorek – piątek:
10.00 – 16.00
sobota – niedziela:
10.00 – 17.00
od 2 listopada
do 15 grudnia
wtorek – niedziela:
10.00 – 15.00
nieczynne: do 15 marca,
Wielkanoc, Boże Ciało, 1 i 11 XI
Rezerwacja
Pałac zwiedza się pod opieką
przewodnika w grupach
od 10 do 35 osób; pozostałe
ekspozycje indywidualnie.
Grupy zorganizowane po
wcześniejszej rezerwacji
– wtorek – piątek
10.00 – 15.00,
tel.: 81 85 28 310
Kontakt
Muzeum Zamoyskich
w Kozłówce
21-132 Kamionka
tel.: 81 85 28 300,
faks: 81 85 28 350
e-mail: muzeum@muzeum
zamoyskich.lublin.pl
Pomimo wojen i rewolucji – tu wszystko jest nadal jak za czasów państwa Zamoyskich
Rezydencja w podlubelskiej wsi Kozłówka należąca niegdyś do rodu Zamoyskich, jednej z najpotężniejszych polskich rodzin
magnackich, to miejsce,
które trzeba zobaczyć
kilkakrotnie. Jeden raz
bowiem z pewnością nie
wystarczy.
Ślady związane z dawnymi
dziejami naszego kraju spotkamy przy wejściu na teren
pałacu. Okazałą neobarokową bramę wiodąca do rezydencji wieńczy napis „To
mniey boli”. Jest to dewiza
rodu Zamoyskich. Rodzinna
legenda wiąże ją z bitwą
z Krzyżakami pod Płowcami
w 1331 r. Objeżdżający pobojowisko król Władysław Łokietek zobaczył protoplastę
rodu, rycerza Floriana Szarego, gdy ten leżał ciężko ranny
po przebiciu kopią. „Co za
straszną mękę cierpi ten rycerz!” – zawołał władca. „To
mniej boli niż cierpienia, które zadaje zły sąsiad” – miał na
to odpowiedzieć Florian, który nawet w takiej chwili nie
zapomniał dbać o własne interesy. Rycerzowi udało się
przetrwać poważne obrażenia, a król nie tylko uwolnił go
od złego sąsiada, lecz także
suto obdarował.
Tuż obok znajduje się tablica upamiętniająca boje późniejsze o sześćset lat: 23 lipca 1944 r. Kozłówkę wyzwolili żołnierze słynnej 27. Wołyńskiej Dywizji Piechoty
Armii Krajowej, która na
tych terenach zakończyła
swoją wojenną epopeję. Polscy żołnierze dwa dni po wyzwoleniu Kozłówki i kilku
okolicznych wsi zostali otoczeni i rozbrojeni przez Armię Czerwoną.
Karambola i pianola
Gdy wchodzimy do rezydencji,
uderza nas przepych, z jakim
urządzono wnętrza pałacu. Jest
to zasługą pierwszego ordynata kozłowieckiego, Konstantego
Zamoyskiego. Przyszły ordynat
spędził dzieciństwo i młodość
we Francji, nasiąkł tamtejszą
kulturą, postanowił więc urządzić swoją podlubelską posiadłość według gustów paryskich
z okresu II Cesarstwa. Na jego
polecenie Kozłówkę rozbudowano, wzorując się na królewskiej rezydencji w Wersalu.
Wnętrze pałacowej kaplicy jest
niemal kopią wersalskiej kaplicy królewskiej. W Kozłówce
można zobaczyć też kopie wersalskich obrazów, mebli (m.in.
replikę luksusowego biurka króla Ludwika XV), kominków,
lamp, a nawet rzeźb znajdujących się w przypałacowych
ogrodach. Obrazy, parkiety,
zbiory porcelany – wszystko to
Fot. Muzeum Zamoyskich w Kozłówce
Warto
wiedzieć
Salon Czerwony. „Tu po kolacji podawano kawę, herbatę i różne wina czy koniaki. Po lewej stronie
stał niezapomniany fortepian Pleyel o głębokim dźwięku. Tam również znajdowały się cztery
szafki wypełnione rolkami do pianoli”. (ze wspomnień Antoniego Beliny Brzozowskiego)
dzisiaj zapiera dech wpiersiach
u zwiedzających.
W pałacu można znaleźć
również wiele eksponatów
niezwiązanych z czasami II Cesarstwa, aczkolwiek także unikalnych. Jednym z nich jest
stół bilardowy stojący w bibliotece, solidny mebel z blatem
obciągniętym zielonym suknem. Jednak gdy uważnie mu
się przyjrzeć, okaże się, iż róż-
Fot. Muzeum Zamoyskich w Kozłówce
Zanim
wyjedziesz
ni się on od znanych wszystkim
urządzeń do tej popularnej gry.
Przede wszystkim nie ma po
bokach i w rogach otworów na
kule – są one tylko trzy, dwie
żółte i jedna czerwona. Kozłowiecki stół bilardowy służył bowiem do gry w karambolę –
rozrywkę niemal całkowicie
już dzisiaj zapomnianą.
Innymi unikatami są amerykańska pianola znajdująca się
w Salonie Czerwonym oraz
włoski pianomodelikon z Salonu Małego. Te niecodzien-
ne urządzenia (oba pochodzą
z 1900 roku) służyły do... słuchania muzyki. To w pewnym
sensie przodkowie patefonów, adapterów i magnetofonów. Od swoich następców
różnią się przede wszystkim
techniką zapisywania dźwięku. Służyły do tego specjalne
rolki papieru, tzw. rolki pianolowe. Utwór był zapisany
w postaci małych dziurek,
Piękna Zofia
z Czartoryskich
urodziła
dziesięcioro
dzieci
przez które przedostawało
się powietrze sterujące mechanizmem młoteczków uderzających w fortepianową
klawiaturę.
Instrumenty te były znane od
mniej więcej połowy XIX wieku do początków XX stulecia.
Na przełomie wieków potrafiono nawet zapisać na rolkach
niektóre cechy gry poszczególnych wykonawców, tak że ten
sam utwór „nagrany” przez
nich na papierowej taśmie po
odtworzeniu brzmiał nieco ina-
czej. Dziś kozłowieckie urządzenia są jednymi z nielicznych
zachowanych na świecie.
Carski adiutant plantatorem
Aby naprawdę poczuć atmosferę pałacu w Kozłówce, trzeba
także poznać barwne opowieści
o jego niegdysiejszych mieszkańcach. Dotyczą one m.in. II ordynata kozłowieckiego, hrabiego Adama Zamoyskiego, który
stał się właścicielem rezydencji
w 1923 r. Wcześniej przebywał
on na dworze w Petersburgu,
a w czasie I wojny światowej był
adiutantem przybocznym cara
Mikołaja II. Hrabia przed odzyskaniem niepodległości nie był
zbyt popularny z powodu swoich kontaktów z dworem zaborcy oraz prorosyjskiej orientacji
politycznej. Niemniej w wolnej
już Polsce pełnił wiele funkcji publicznych, był m.in. prezesem
Związku Towarzystw Gimnastycznych „Sokół” – najstarszej
polskiej organizacji sportowej,
na której działalność nie szczędził dotacji.
Hrabia zmarł w 1940 r.
w Warszawie, jednak pochowany jest w parku obok pałacu, podobnie jak jego żona Maria Potocka. Nie mniej barwnymi postaciami były ich dzieci. Starszy syn, Aleksander,
był bohaterem wojny polsko-bolszewickiej, a później zawodowym żołnierzem. W czasie
wojny działał w konspiracji,
więziono go w Auschwitz i Dachau. Dzieje jego młodszego
brata, Michała, związane są
z Afryką. W latach 30. zakupił
on plantację kawy w miejscowości Boa Serra w Angoli
i próbował stworzyć tam polską kolonię zamorską.
Lenin w powozowni
Po oglądaniu nastrojowych
wnętrz pałacowych Kozłówki
pewnym zgrzytem może być
wizyta wMuzeum Socrealizmu
znajdującym się w powozowni.
Istnienie tej placówki akurat
w tym miejscu ma jednak pewne uzasadnienie. W latach 60.
rezydencja pełniła rolę składnicy, do której po październiku
1956 r. zwożono z muzeów z całej Polski dziesiątki socrealistycznych rzeźb, popiersi i pomników. Jednak dla mnie, gdy
ledwo wyszedłem zpałacu, znalezienie się wotoczeniu figur Lenina, Gomułki, Rokossowskiego i innych straszydeł nie było
specjalnie przyjemne. Ponoć
jednak są ludzie, którzy przyjeżdżają tutaj tylko z tego powodu.
Tak czy owak warto odwiedzić Kozłówkę. I to nie raz.
Wczesną wiosną, gdy mniej
tu jest hałaśliwych wycieczek
szkolnych, godne polecenia
są spacery po przypałacowym parku. Kozłówka potrafi zaskakiwać za każdym razem, gdy się ją odwiedza.
Dominik Kaźmierski
1
Podróże
Dziennik Gazeta Prawna
26 – 28 lutego 2010
nr 22
G3
www.dziennik.pl
Europa
Bułgaria na nowo odkryta
Zanim
wyjedziesz
Kraj, który był popularnym celem polskich turystów w czasach PRL, znowu staje się modny.
Standard bułgarskich hoteli i apartamentów nie odbiega dziś od europejskiego poziomu
Warto
wiedzieć
od Słonecznego Brzegu, położone jest na niewielkim półwyspie, po którym nie wolno poruszać się samochodem. Jego
starówka dosłownie naszpikowana jest galeriami oraz romantycznymi restauracjami.
Cały półwysep został wpisany
na listę UNESCO. Warto
również odwiedzić znajdujący
się nieco dalej na południu
starożytny Sozopol.
Patrycja Otto
[email protected]
Naprawdę złoto i słonecznie
Oczywiście najatrakcyjniejszym regionem jest wybrzeże
Morza Czarnego, które słynie
z szerokich plaż o drobnym
złotym piasku oraz czystej,
błękitnej wody. Tu największą popularnością cieszą się
dwa regiony – Złote Piaski
oraz Słoneczny Brzeg.
Złote Piaski to kurort z historią, który zmienił się w hotelową oazę rodem z Hiszpanii czy
Portugalii. – To idealne miejsce na wakacje dla osób, które poszukują miejscowości
z ogromną bazą hotelową i dużą liczbą rozrywek – mówi
Jakub Adamowicz z potalu
Plażuj.pl. – Oprócz plażowania, można tam uprawiać żeglarstwo, nurkowanie, narciarstwo wodne oraz jeździectwo.
Zobaczyć warto akwarium
w Warnie, malowniczy przylądek Kaliakra i jego skalne miasto oraz nadmorską miejscowość Święty Konstantyn i Jelena, słynącą z gorących i leczniczych źródeł położonych tuż
przy złocistej plaży.
Największym uznaniem turystów cieszy się Słoneczny
Brzeg.
Reklama
1
Fot. Shutterstock.com
Odkąd Bułgaria stała się
członkiem Unii Europejskiej,
zaczęła się szybko rozwijać.
W ciągu ostatnich pięciu lat, na
siedmiokilometrowym odcinku wybrzeża od półwyspu Elenite do Nesebyru powstało blisko 60 tys. apartamentów. Ich
standard jest na najwyższym
europejskim poziomie. Nie ma
już śladu po komunistycznych
hotelach. Do tego inwestuje się
przede wszystkim w mieszkania wakacyjne, a nie hotele.
Dzięki temu wakacje można
spędzić taniej, a do tego wygodnie.
Najbardziej atrakcyjną częścią kraju jest wybrzeże. Tutejsze plaże
słyną ze złotego, drobnego piasku. W kilku miejscach brzeg wznosi
się malowniczo – na zdjęciu przylądek Kaliakra
– Ten niegdyś komunistyczny kurort zmienił się nie do
poznania i dorównuje dziś
najlepszym ośrodkom wypoczynkowym w zachodniej Europie – przekonuje Adamowicz. Do tego ma długą na
8 km, złocistą plażę, nad którą górują szczyty gór bałkańskich. W niektórych miejscach jej szerokość dochodzi
nawet do 150 metrów. Plaża
została nagrodzona Europejską Błękitną Flagą za czystość piasku i kąpieliska.
Dwa kroki do Turcji
Miejscem godnym polecenia
jest też wieś Święty Włas
wraz z półwyspem Elenite,
leżąca w odległości kilku ki-
lometrów od Słonecznego
Brzegu. W ostatnich latach
zbudowano tam mnóstwo
apartamentów na europejskim poziomie.
– To właśnie tutaj najbogatsi Bułgarzy, bracia Dinevi,
zdecydowali się wybudować
oazę luksusu, eleganckie miasteczko hotelowe wraz ze
snobistyczną mariną. Miasteczko nazwano Marina Dinevi – mówi Adamowicz.
Atutem tej części wybrzeża
jest bliskość Turcji. Stąd już
tylko skok na drugi kontynent
– wystarczy przepłynąć Bosfor w Stambule.
Jadąc dalej na południe,
warto odwiedzić starożytny
Sozopol z przepiękną sta-
rówką. Tutaj ulokowane
są luksusowe obiekty dla
najbardziej wymagających
wczaso wiczów.
Starsze od Aten i Jerozolimy
Oprócz morza i plaży w Bułgarii znajdują się liczne zabytki z czasów trackich,
rzymskich, bizantyjskich i tureckich. Wzdłuż wąskich uliczek starych części miast
i miasteczek pełno białych
lub pomalowanych na intensywne kolory orientalnych
domów, którym uroku dodają charakterystyczne kamienne mostki.
Historia Nesebyru sięga
9 tys. lat wstecz! Miasteczko,
leżące zaledwie dwa kilometry
Wysokie góry, niskie ceny
W skalistych masywach Riły
i Pirinu znajdziemy dużo tras
wycieczek pieszych, rowerowych oraz narciarskich. Najsłynniejszym ośrodkiem narciarskim jest tutaj Bansko,
które dysponuje 65 kilometrami tras obsługiwanych
przez kolej gondolową, 14 wyciągów krzesełkowych i orczykowych.
Mimo luksusowej bazy noclegowej Bułgaria to najtańsze
miejsce wakacyjne w Europie. Jeśli wybierzemy wariant
urlopu na własną rękę, luksusowy apartament z basenem
można wynająć nawet za 25
zł od osoby na dobę.
Bilet lotniczy w dwie strony
można dziś kupić za około
500 zł. Koszt wyżywienia
oscyluje od 25 do 40 zł za obiadokolację, a ceny w sklepach
są porównywalne z polskimi.
Oprócz alkoholu, który w Bułgarii jest tańszy.
Reklama
Państwo: Bułgaria
Waluta: lewa
1 BGN = 2,1 PLN
Rzut okiem
RUMUNIA
Złote Piaski
BUŁGARIA
Bansko
Pogoda
Letni sezon turystyczny
w Bułgarii zaczyna się
w kwietniu i trwa
do października.
Średnia temperatura dnia
latem wynosi 27 st. C,
morza 24 st. C.
Ciekawostki
W autobusach nie ma
kasowników ani biletów.
Za przejazd płaci się u kasjera
zaraz po wejściu.
Warto też pamiętać o tym,
że Bułgarzy,
gdy chcą coś potwierdzić,
kiwają przecząco
głową.
Podróże
G4
Dziennik Gazeta Prawna
26 – 28 lutego 2010
nr 22
www.dziennik.pl
Świat
Warto
wiedzieć
Państwo: Maroko
Region: Marrakesz
Waluta: dirham
1 DH = 3,50 PLN
Rzut okiem
Rabat
Marrakesz
MAROKO
ALGIERIA
Język
Marokańczycy oprócz języka
arabskiego w większości bez
kłopotów władają językiem
francuskim, rzadziej hiszpańskim i angielskim. Rdzenna ludność, Berberowie, mimo iż w dużej części mieszka w miastach,
zachowała swoją kulturę i język.
Waluta
W kantorach możliwa jest negocjacja cen, szczególnie przy wymianie większej kwoty. Dirham
jest poza Marokiem walutą niewymienialną; obowiązuje surowy
zakaz wywożenia go za granicę.
Dojazd
Z lotniska Marrakesz Menara
do centrum miasta najlepiej
dotrzeć autobusem (20 Dh)
albo taksówką (100 Dh).
Miasto
Marrakesz z 2,5 mln mieszkańców jest czwartym co do wielkości miastem Maroka. Leży
u podnóża gór Atlasu Wysokiego, na wysokości 465 m nad
poziomem morza.
Szczegóły
W Marrakeszu urzędy państwowe i poczta pracują od 9.00 do
12.00 i od 15.00 do 18.00. Sklepy
są otwarte mniej więcej w tych
samych godzinach w pierwszej
połowie dnia, ale dłużej w godzinach popołudniowych, aż do
20.00. Banki są otwarte od 9.00
do 17.00, z przerwą na obiad. Hipermarkety są otwarte na ogół
7 dni w tygodniu.
Reklama
Lawirując w tłumie akrobatów
i zaklinaczy węży
Miasto się zmienia, ale jego wąskie uliczki i hałaśliwe targowiska nieodmiennie przyciągają turystów
Mimo że nie leży w słonecznych, nadmorskich
kurortach i nie ma do niego
bezpośredniego, nawet
czarterowego połączenia
lotniczego z Polski, decydujemy się spędzić kilka
zimowych dni w Marrakeszu leżącym u podnóża gór
Atlasu.
Prosto z hotelu ruszamy na
podbój Czerwonego Miasta.
Według berberyjskiej legendy mury, domy i drogi medyny (starówki) przybrały czerwoną barwę od krwi przelanej w tym miejscu podczas
wznoszenia meczetu Kutubijja (jego budowę rozpoczęto
w 1158 r.).
Życie codzienne bazaru
Marrakesz dzieli się na dwie
części: starą medynę, i bogatą,
nowoczesną metropolię. Jednak od zawsze centralnym
punktem miasta jest aleja Mohammeda V oraz przylegający
do niej plac Dżamma el-Fna
(w dosłownym tłumaczeniu
Plac Śmierci). Niegdyś sułtani wystawiali tu, ku przestrodze poddanych, ucięte i zakonserwowane w soli głowy swoich wrogów.
Mimo wielu ostrzeżeń i niepochlebnych opinii na temat
bezpieczeństwa, na Dżamma
el-Fna bywaliśmy bardzo często, szczególnie rano, kiedy,
w sukach (targowiskach)
obok placu ruch jeszcze nie
był duży.
Mimo że mieszkamy w sąsiedztwie, dotarcie na plac
nie jest prostym zadaniem.
Poruszanie się taksówkami
po mieście jest na tyle stresujące, że lepiej chodzić pieszo.
Przechodzenie przez ulice, na
których nie ma sygnalizacji
świetlnej, także do łatwych
nie należy. Przepisy ruchu
drogowego, delikatnie rzecz
ujmując, są nagminnie łamane, a pieszy nie ma tu żadnych praw.
Ponieważ poziom życia nie
jest tutaj wysoki, prawie każdy turysta z Europy jest uważany za bogatego i nagabywany przez żebraków: dzieci
wyłudzające pieniądze czy zaklinaczy węży, którzy z zaskoczenia potrafią przytknąć
do ramienia zwiedzającego…
żywą kobrę. I jeszcze każą sobie za to słono płacić!
Prawdziwy ruch rozpoczyna się na placu późnym popołudniem. Prym wiodą różnej
maści sprzedawcy, muzycy,
szamani, akrobaci i kuglarze.
Tutejszy targ, który uchodzi
za największy i najlepiej zaopatrzony w całym Maroku,
jest pełen towarów. Można na
nim kupić wszystko. Trzeba
tylko zwracać uwagę na jakość… i oczywiście ostro się
targować. Proponowana ce-
na jest zazwyczaj trzy razy
wyższa niż ta, którą możemy
uzgodnić ze sprzedawcą.
Parcie na kamerę
W Marrakeszu bardzo często
można spotkać, znane z
pierwszych stron gazet oraz
sal kinowych osobistości.
W tych okolicach kręcono
większość scen do słynnych
filmów: „Gladiator”, „Sodoma i Gomora”, a ostatnio do
drugiej części filmu „Seks
w wielkim mieście”. Na
Dżamma el-Fna toczy się
znaczna część akcji filmu „W
stronę Marrakeszu”.
Twórcy tego ostatniego obrazu nie mieli jednak łatwego
zadania, gdyż filmowanie było bardzo utrudnione ze
względu na panujący zgiełk
i trudny do opanowania tłum.
Wielu marokańskich statystów zrozumiało, że dostaną
pieniądze za swoją pracę jedynie wtedy, gdy obejmie ich
obiektyw. Więc napierali na
kamerę tak silnie, że członkowie ekipy filmowej musieli im
wytłumaczyć, że otrzymają
wynagrodzenie niezależnie od
tego, czy pojawią się w filmie
czy nie. Wiele scen do filmów
nakręconych było w zabytkowych miejscach miasta, które
w Marrakeszu trzeba koniecznie zobaczyć. Uwiecznić w kamerach i aparatach warto
m.in. ruiny pałacu el-Badi,
grobowce Saddytów, pałac de
la Bahia i minaret wspomnianego Kutubijja. To najciekawsza budowla w mieście – niestety można ją podziwiać tylko z zewnątrz. Wart uwagi jest
też ogród Majorelle.
Szeroki horyzont
Marrakesz to doskonała baza wypadowa do zwiedzania,
szczególnie górującego nad
miastem pasma największego w Afryce – Atlasu. Słynny
ośrodek sportów zimowych
Oukaimeden (2600 m) oddalony jest od Marrakeszu zaledwie o 74 km. W górach Atlasu Wysokiego temperatura
zimą spada do -10°C, w wielu
wsiach śnieg leży nawet
4 miesiące. Roczna suma
opadów wynosi 100 mm na
południu, 400 – 500 mm na
wybrzeżu i 1000 mm w górach Atlasu. Średnia temperatura lipca wynosi na wybrzeżu 22 – 24°C i 29 – 30°C
w głębi kraju. Natomiast
w styczniu temperatury wynoszą odpowiednio 12°C i 8 –
9°C.
My jednak zamiast wyprawy w góry, wybieramy wyjazd nad morze. Naszym celem jest Essawira (As-Sawira, dawniej Mogador),
piękne portowe miasto w zachodnim Maroku, na wybrzeżu Oceanu Atlantyckiego.
Fot. Bartlomiej Molga/Fotorzepa
Zanim
wyjedziesz
Plac Śmierci, położony w sercu miasta, uchodzi za najlepiej
zaopatrzony bazar w Maroku. Tutaj można kupić dosłownie wszystko
– trzeba tylko ostro się targować!
Wynajęcie samochodu w
jednej z okolicznych wypożyczalni nie stanowi żadnego
problemu. Ze względów bezpieczeństwa oraz dlatego że
zamierzamy ruszyć większą
grupą, decydujemy się jednak na wynajęcie kilkuosobowego busa wraz z przewodnikiem.
Drogą N8 ruszamy nad morze wzdłuż ciągnących się
wzgórz Atlasu. Na rogatkach
miast czyhają na nas liczne
policyjne kontrole. Mijamy
wsie berberyjskie, bazary,
stada wielbłądów, kozy buszujące w koronach drzew
i młodych chłopców grających w piłkę nożną, dla których chyba jest to jedyna
życiowa atrakcja.
Po drodze zatrzymujemy się
w jednej z marokańskich wsi,
aby zrobić sobie krótki rekonesans po okolicy na garbach
wielbłądów, które wciąż stanowią tutaj podstawowy środek lokomocji.
Oko na Maroko
Maroko jest rajem dla miłośników ptaków. Ogromna
ilość ptactwa zamieszkuje
różne regiony kraju przez
cały rok, inne przelatują
przez Maroko wiosną i jesienią. Essawira, która charakteryzuje się białymi domami
z niebieskimi drzwiami i
kiennicami, to raj dla fotografów. Na skalistym wybrzeżu gnieździ się wiele gatunków różnych ptaków. Za-
obserwowano ich tu około
460 gatunków. Wyspy w okolicy Essawiry słynne są jako
tereny lęgowe rzadkiego sokoła Eleonory.
Essawira przyciągała kiedyś
hipisów, dziś przede wszystkim amatorów windsurfingu.
Znad Oceanu Atlantyckiego
wieją tam bowiem silne wiatry, zaś piaszczysta plaża ma
aż 10 kilometrów długości.
Wracając, przejeżdżamy
przez nowe dzielnice Marrakeszu. Jego europejskie wcielenie, pełne hoteli i pól golfowych, nie robi na nas jednak
takiego wrażenia jak stare
uliczki Czerwonego Miasta.
I to one pozostaną symbolem
jego tożsamości.
Piotr Zajdel
1
Podróże
Dziennik Gazeta Prawna
26 – 28 lutego 2010
nr 22
G5
www.dziennik.pl
Świat
Dzikie lasy dookoła Vancouver
Zanim
wyjedziesz
Zachodnia Kanada leży na tej samej wysokości geograficznej co Polska, ma podobny, umiarkowany
klimat… i skrajnie odmienną faunę i florę. Tutaj góry sąsiadują bezpośrednio z oceanem
Fot. Maciej Zimowski
W samolocie poruszenie.
Kto tylko siedzi obok
okienka, przykleja do niego
nos. Pod nami głęboko
wcięte fiordy obwiedzione
nagimi, ciemnobrunatnymi
skałami. Kontrastuje z nimi
biel lodowców. Grenlandia!
Widok na wybrzeża lodowej
wyspy to niespodziewana dodatkowa atrakcja rejsu z Europy do zachodniej Kanady.
Sycić się można nim krótko,
za chwilę całą przestrzeń wypełnia bezkresna pustynia lądolodu.
1
Ornitolog na ogórku
Wynajmuję samochód i zamiast, jak większość przybyszów, jechać na północ, do centrum miasta, kieruję się na południe w stronę wyspy – też
o nazwie Vancouver. Ta połać
Państwo: Kanada
Region: Kolumbia Brytyjska
Waluta: dolar kanadyjski
1 CAD = 2,80 PLN
Rzut okiem
KANADA
Fot. Maciej Zimowski
Vancouver
Fot. Maciej Zimowski
Ptaszarnia za lądowiskiem
Po dziewięciu godzinach
podróży lądowanie w Vancouver. Jest początek września,
w zasadzie jeszcze lato, ale
wczesnym popołudniem w powietrzu wisi mgła i jest chłodnawo. Moje przyrodnicze wakacje rozpoczynają się od refleksji: nie lepiej było polecieć
gdzieś w tropiki? Taniej, cieplej, egzotycznej fauny w bród.
Ale nie, to przecież płytkie tak
nastawiać się na bezrefleksyjne zaliczanie gatunków. Tym
bardziej że wrzesień nie jest tu
idealnym okresem do obserwacji ptaków. Sporo przelotnego drobiazgu odleciało już
na południe. Rozminąłem się
też z wędrówką siewkowców
– nad naszym Bałtykiem osiąga kulminację właśnie we
wrześniu, tu zdążyła się właśnie zakończyć.
W Ameryce Północnej, odwrotnie niż na Starym Kontynencie, główne pasma gór
przebiegają południkowo.
Dzięki temu podczas kolejnych zlodowaceń łatwiejsza
była ucieczka gatunków na
południe. Mniej ich przez to
wyginęło. A zatem mimo niezbyt dobrej pory, przez niespełna miesiąc codziennie
dokładałem coś nowego do listy obserwacji. Oprócz ponad
setki gatunków ptaszorów,
w roli atrakcji turystycznych
dopisały dzikie ssaki, a nawet
– jak się miało okazać... ryby.
Bo właśnie o tej porze roku
odbywa się efektowna wędrówka łososi na tarliska
w górę bystrych potoków.
Port lotniczy położony jest
na wyspie w widłach ramion
rzeki Fraser, tworzącej zabagnioną deltę. Nawet tu, zaraz
za płotem lotniska, miejscowi
ptasiarze mają swoje ulubione miejsca na wycieczki. Rolniczy krajobraz płaskiego wybrzeża – pola podzielone żywopłotami, przypomina nieco
Anglię – w końcu to stan Kolumbia Brytyjska, ostoja wiktoriańskich tradycji.
Warto
wiedzieć
Na rzece Stamp obserwować można efektowną wędrówkę łososi, wytrwale płynących ku tarliskom
umiejscowionym w górnym biegu bystrych potoków. Na pieszych szlakach nierzadkie są też
spotkania z nieco mniejszym od grizzly baribalem lub mieszkańcem gór – muflonem kanadyjskim
lądu przybiera na mapie
kształt wielkiego ogórka leżącego równolegle do skraju kontynentu. Natura nie poskąpiła
mu krajobrazowej różnorodności. Ma powierzchnię naszych dwóch województw. To
jak na Kanadę niewiele, dzięki
czemu mozaikę środowisk
można zwiedzić bez pokonywania wielkich odległości.
Ale najpierw postój w portowym miasteczku Ladner, zaledwie kwadrans jazdy od lotniska. Przyglądam się potężnym żywopłotom z jeżyn, których wielkie, słodkie owoce
dają bezpłatny popas. Na gałązkach uwijają się sikory
zwane tu nie jak w Europie
tits, tylko chickadees. Nawoływaniem „dee dee dee” i wyglądem przypominają wariację
naszej sikory czarnogłowej.
Ciekawe jest porównanie
środkowoeuropejskiej i pacyficznej ptasiej fauny. Wspólnych gatunków niewiele – kilka kosmopolitycznych kaczek i drapieżników jak np.
drzemlik czy rybołów, zawleczone z Europy szpaki. Niektóre ze znanych nam pospolitych ptaków mają tu swoje
amerykańskie odpowiedniki
różniące się drobiazgami:
sroka o nieco dłuższym ogonie czy żyjący nad potokami
pluszcz – cały brunatny, bez
białego podbrzusza.
Ale większość ptasich rodów jest tu reprezentowana
znacznie liczniej – u nas żyje
tylko jeden kowalik i strzyżyk,
tu jest ich po kilka. Zamiast
kilku pokrzewek – kilkadziesiąt spokrewnionych z nimi
lasówek, cytrynek i wilsonek.
Bardziej różnorodny jest
świat drozdów i ziarnojadów.
Są wreszcie całe grupy gatunków, które w Europie nie występują w ogóle. Uwijający się
na trawniku czarny Brewer’s
blackbird tylko z grubsza
przypominący naszego kosa
to kacykarzyk purpurowy, je-
go krewniak w trzcinach to
epoletnik krasnoskrzydły.
Polskie nazwy egzotycznych ptaków (jest ich na
świecie ponad osiem tysięcy).
przyprawiają mnie o ból głowy. Cóż, zostały wymyślone
przez naukowców w zakurzonych muzeach, a nie podróżników chcących szybko nazwać to, co właśnie widzą.
Pierwsza ornitologiczna
uczta czeka mnie w położonym nieopodal Ladner rezerwacie Reifel. I o tej porze roku jest tu pełno niepłochliwych szlamców – siewkowców, które wyglądają jak
skrzyżowanie rycyka z bekasem kszykiem. Na wysepkach
pośrod stawów odpoczywają
żurawie kanadyjskie – chyba
nie tak piękne i pełne gracji
jak nasze, za to bardziej agresywne, o czym ostrzega stosowna tablica. W sumie gatunków ptaków o nazwie „kanadyjski” jest kikanaście – od
wszędobylskich gęsi bernikli,
które i w Europie stają się plagą, po skrycie żyjącego borowiaka, dużego kuraka, którego udało mi się wydeptać
wśród górskich świerków.
W lesie gigancie
Dopiero na wyspie Vancouver przeżywam prawdziwy
przyrodniczy szok – spotkanie z naturalnym lasem deszczowym strefy umiarkowanej. Ba, nawet niektóre parki
miejskie przypominają dziewicze ostępy Puszczy Białowieskiej. Wybujałe mchy, porosty i paprocie. Drzewa
w najróżniejszym wieku – od
siewek po olbrzymy. Dużo
martwych wykrotów. Oprócz
klonów – żywotniki zachodnie, chojny, cyprysiki nutkajskie i daglezje. Czyli dobrze
nam znane tuje i inne ozdobne iglaki. Tylko widząc je
u nas, nie zdajemy sobie sprawy, że sadzone są w Europie
raptem od jednego, dwóch
wieków, a w swojej ojczyźnie
dożywają nawet tysiąca lat
i dorastają 120 m. Czyżby
więc i nasi praprapra... wnukowie doczekali się takich gigantów w swoich ogródkach?
Póki co, po powrocie do Europy, patrząc na rachityczne
sosenki, czułem się jak Guliwer w kraju liliputów.
Kiedy u nas wchodzimy do
lasu i coś skrzeczy albo terkocze, to najczęściej dzięcioł.
I tu dzięciołów nie brakuje –
zobaczyłem także największego z nich – smugoszyjego.
Ale bardziej hałaśliwe są od
nich... czerwone wiewiórki.
Na szlaku baribala
Zatrzymuję się w miasteczku
Port Alberni w centrum wyspy, bo właśnie tu ma swoją
siedzibę jednoosobowa firma
Rainbird Excursions. Jej właściciel Sandy McRuer zabiera mnie na poranną wycieczkę w dolinę rzeki, gdzie rusztowanie wzdłuż rurociągu
wodnego stanowi wygodny
i bezpieczny szlak obserwacyjny. Za chwilę z zarośli jak
na zamówienie wyłania się
baribal – amerykański niedźwiedź czarny, ssak, o którym
śmiało można napisać, że jest
tu pospolity. Misie spotkałem
jeszcze kilkakrotnie, nie zapomnę przygody w górskim
parku Strathcona, gdy wędrując szybko i cicho o zmroku, zobaczyłem nagle przed
sobą kontury dwóch uszatych łbów.
Mekką przyrodników na wyspie jest Tofino, kurort w parku narodowym Pacific Rim.
Wyjątkowo bujne i gęste lasy
żywotnikowe dochodzą do samego wybrzeża, na plażach
walają się setki potężnych pni.
W zagłębieniach nadbrzeżnych skał oczka wodne
z ukwiałami, rozgwiazdami
i krabami. Oglądam i filmuję
ostrygojady czarne, których
dzioby lśnią piękną, marchew-
kową
pomarańczowością.
Kontrastowo upierzony ptak
pokroju kraski to tujtejsza
wersja zimorodka – rybaczek
popielaty. No i wreszcie zaliczam lśniącą błękitem i satynową czernią modrosójkę
czarnogłową, herbowy gatunek Zachodniego Wybrzeża.
Miłośnicy pacyficznej fauny
mogą jeszcze pojechać do Zeballos, skąd wyruszają rejsy
na obserwacje wydr morskich, lub do Telegraph Cove,
punktu wypatrywania orek.
Maciej Zimowski
Reklama
USA
Dojazd
Oprócz przelotu z Warszawy
połączenie z Berlina do
Vancouver dwa razy w tygodniu
oferuje Air Berlin. Koszt biletu
powrotnego – od 2800 zł
Ile kosztuje
Średnie ceny (bez podatku)
Wynajem samochodu,
z ubezpieczeniem
– od 170 zł dziennie
Litr benzyny – 2,80 zł
Przeprawa na wyspę
Vancouver – 110 zł za pojazd
Nocleg w motelu – 150 – 200 zł
Nocleg w schronisku
– 50 – 100 zł
Miejsce na kempingu
– 25 – 50 zł
G6
Podróże
Dziennik Gazeta Prawna
26 – 28 lutego 2010
nr 22
www.dziennik.pl
Na narty zaprasza...
Jarosław Dominiak: W Jakuszycach
człowiek może się zresetować
Nie spodziewałem się, że jest to miejsce tak fantastycznie zagospodarowane zimą. Trasy są skomunikowane ze sobą
i dobrze oznakowane, pozakładane są na nich tory. Można stąd pobiec do Szklarskiej albo czeskiego Harrachova
Był już pan w tym sezonie
na nartach?
Dziesięć razy. Za każdym razem w tym samym miejscu –
w Jakuszycach. Dwa lata temu zamieniłem narty zjazdowe na biegowe. I teraz to właśnie Jakuszyce kojarzą mi się
z nartami.
Do nart alpejskich już pan
nie wróci?
Nie odżegnuję się, ale narciarstwo klasyczne sprawia
mi większą frajdę. Jest dużo
bezpieczniejsze, mniej urazowe, lepiej się przyczynia
dla poprawienia kondycji.
Uprawianie narciarstwa alpejskiego stało się popularne. I bardzo dobrze. Stoki
zjazdowe są jednak coraz
bardziej zatłoczone i łatwiej
o wypadek. Tym bardziej że
dzięki technice karvingowej
znacznie szybciej można
stać się narciarzem. Z każdym rokiem byłem świadkiem coraz większej liczby
i to ciężkich wypadków na
nartach.
Ważna jest też kwestia podejścia do nart. Mam wrażenie, że
narciarstwo biegowe uprawiają inni ludzie, uśmiechnięci,
mniej znerwicowani. Jest
wśród nich wiele rodzin, bardzo wiele osób w starszym już
wieku, bieganie pozwala im
utrzymać świetną sprawność.
Mówiąc krótko, biegówkami
jestem oczarowany.
Nie będę pytał, dokąd planuje pan najbliższy wyjazd,
bo pewnie znowu do Jakuszyc. Skąd jednak wzięła
się ta zmiana?
Mieszkam we Wrocławiu i od
dziecka jeżdżę w Karkonosze. Zawsze było to jednak
narciarstwo alpejskie, a wiosną, latem i jesienią jazdy na
rowerze. I chyba słabość do
kolarstwa zdecydowała, by
spróbować pojeździć na nartach w pobliżu tras, które
znam z uprawiania jazdy na
rowerze. Zresztą każdy trener kolarstwa zaleca bieganie zimą na nartach, bo to dobrze wpływa na kondycję.
Wreszcie posłuchałem i nie
żałuję.
W Jakuszycach spędza pan
prawie każdy weekend?
Właściwie tak i pewnie długo
mi się jeszcze nie znudzi. Jakuszyce to jedno z najlepszych – nie tylko w Polsce –
miejsc do uprawiania narciarstwa klasycznego. Jest tam
ponad 100 kilometrów tras
biegowych, przebiegających
duktami leśnymi przez różne
fragmenty Gór Izerskich.
Miejsca są naprawdę piękne.
Przyjemnie zaskoczył pana
wyjazd do...
Będę monotematyczny – do
Jakuszyc. Mogę o nich mówić
bez końca. Wcześniej wiedziałem, że jest to fajne miejsce, ale nie spodziewałem się,
że jest zimą tak fantastycznie
zagospodarowane. Bardzo
wiele tras, pozakładane są na
nich tory. Można pobiec do
Szklarskiej albo do czeskiego
Harrachova, a potem wrócić.
Trasy są ze sobą skomunikowane, dobrze oznakowane.
Cały teren dobrze utrzymuje
Stowarzyszenie Biegu Piastów, widać też rękę sponsorów. Trasy nazywają się PGE,
KGHM, Pekao itd.
Spółki giełdowe nie pozwalają panu o sobie zapomnieć nawet na nartach…
Ale w przyjemny sposób!
Fot. Milosz Poloch/REPORTER
RO Z MO WA
Jakuszyce są już bardzo
znane. Nie jest tam tłoczno?
Tras jest tyle, że można znaleźć puste miejsca, troszkę
dalej od Polany Jakuszyckiej
i biec samemu. Można się
tam nie tylko fizycznie, ale
i psychicznie zresetować. Ale
rzeczywiście, może dzięki
sukcesom Justyny Kowalczyk ludzi biegających na
nartach tam przybywa.
Jakuszyce wyrosły na stolicę polskiego narciarstwa biegowego. Mają ponad 100
km tras przebiegających leśnymi duktami Gór Izerskich. 6 marca odbędzie się
tam kolejny Bieg Piastów
Jakuszyce to właściwie tylko polana. Jak jest tam
z nocowaniem?
Niestety, trochę gorzej. W samych Jakuszycach nie za
bardzo jest gdzie nocować,
są tylko trzy małe ośrodki.
Dla mnie, wrocławianina, nie
jest to problem, mogę wieczorem wrócić do domu. Gdy
się jednak chce zostać na
dłużej, miejsca noclegowe
trzeba sobie rezerwować
z dużym wyprzedzeniem. Jakuszyce leżą blisko Szklarskiej Poręby, więc można
i tam zanocować. Dobrą
opcją jest zatrzymanie się
w jeszcze bliżej położonym
Harrachovie. Tam nie ma
problemów z noclegiem.
A co dalej z pańskim nowym hobby? Start w Biegu
Piastów?
Oczywiście tak. Nie jestem
wyczynowym sportowcem,
ale lubię rywalizować. Wystartujemy wraz z żoną w jednym z wyścigów dla amatorów. Tak „na przetarcie”
chcieliśmy na początek spróbować na dystansie dwudziestu paru kilometrów, ale
gdzie tam... Nie ma już
miejsc, tylu jest chętnych. Zo-
Sylwetka
Jarosław Dominiak,
prezes Stowarzyszenia
Inwestorów
Indywidualnych
rynku kapitałowego
Jestem oczarowany
biegówkami. Narciarstwo
biegowe uprawiają inni ludzie,
mniej znerwicowani
stała tylko „pięćdziesiątka”.
Debiut będzie więc mocny.
Jakuszyce to chyba niejedyne miejsce do uprawiania narciarstwa klasycznego na Dolnym Śląsku. Pamiętam, że kiedyś odbywały się też Biegi Gwarków.
Są jeszcze?
Były, w pobliżu mojego rodzinnego Wałbrzycha, w czasach,
gdy czynne były tam kopalnie
węgla, które sponsorowały tę
imprezę. Potem ona, niestety,
podupadła, ale od dwóch –
trzech lat jest reanimowana.
Biegu Gwarków z Biegiem
Piastów nie można oczywiście porównywać, bo jakuszycki bieg to już renoma
i to na skalę europejską. Jakuszycom bardzo pomogło
przyjęcie Biegu Piastów do
europejskiej federacji prestiżowych biegów długodystansowych, a od dwóch lat
do Worldloppet, takich jak
Bieg Wazów, Izerska Pięćdziesiątka. To już Liga Mistrzów amatorskiego biegania na nartach.
A w przypadku dłuższego
wyjazdu?
Jakie miejsca rekomendowałby pan do biegania na
nartach i do zjeżdżania?
Rozczarował pana i nie polecałby wyjazdu do...
Mam słabość do czeskich
kurortów, po południowej
stronie Karkonoszy. Dobrze
znam m.in. Harrachov,
Spindlerowy Młyn, Pec pod
Śnieżką. Są to bardzo przyjemne ośrodki narciarskie,
zwłaszcza podczas wyjazdów tylko na kilka dni. Może jedynie kwestie historycznych zaszłości powodują czasami, że jako Polacy
nie możemy się tam czuć
tak samo dobrze jak np.
Niemcy. Lepiej nie ryzykować złego zaparkowania samochodu.
Oczywiście Alpy, zwłaszcza
francuskie. Znam je z wyjazdów rowerowych, bo albo kibicowałem Tour de France, albo sam troszkę się zmagałem
z tamtymi przełęczami. A
przy okazji można pojeździć
na nartach na lodowcu, w Alpe-d’Huez albo Les Deux-Alpes. Byłem tam kiedyś zimą.
Francja jest stosunkowo droga, ale w okolicach Grenoble
dobrze się czuję.
Rozczarowują wciąż polskie
ośrodki narciarstwa zjazdowego. Są już wyciągi, trasy
zjazdowe, ale jeśli chodzi o infrastrukturę okołonarciarską, wciąż jeszcze odstają
one od ośrodków alpejskich.
Jeśli jest parking dla samochodów, to na ogół za mały.
Jak zbudowany dalej – to nie
ma podwożącego do wyciągu
skibusu. Basen, sauna są jeszcze rzadkością. A płaci się już
sporo. Czesi też, niestety, mają z tym problem.
A gdyby chciał się pan wybrać na biegówki gdzieś
Warszawa
Jelenia
Góra
Jakuszyce
Szklarska
Poręba
CZECHY
dalej, gdzie szukałby pan
inspiracji, rekomendacji?
Jest w Europie kilka bardzo
dobrych regionów do uprawiania narciarstwa klasycznego – Val di Fiemme we
Włoszech, Ramsau w Austrii,
Oberamergau w Niemczech.
Miejsca te są znane także
z narciarstwa alpejskiego.
Można więc w czasie jednego
wyjazdu popróbować zjazdówek i biegówek.
wysłuchał Krzysztof Bień
ZA TY DZ IE Ń
Mirosław
Godlewski,
prezes Netii
1
Podróże
Dziennik Gazeta Prawna
26 – 28 lutego 2010
nr 22
G7
www.dziennik.pl
Na stokach Europy
Zanim
wyjedziesz
Z widokiem na Mont Blanc
Najwyżej położona miejscowość narciarskiego regionu Portes du Soleil przyciąga doskonale
przygotowaną bazą, architekturą drewnianych domków i panoramą białych szczytów
Warto
wiedzieć
Avoriaz stworzono po to,
aby narciarze i snowboardziści mogli w pełni korzystać z uroków narciarstwa
i snowbordu. Miłośnicy zimowych aktywności przyjeżdżają tutaj z całej niemal
Europy.
1
Gustowne szalety
Wszystko rozpoczęło się w latach 60. XX w. od pomysłu skomunikowania 12 miejscowości
regionu za pomocą systemu
wyciągów narciarskich. Wpadli na niego alpejscy medaliści
i zapaleńcy narciarstwa. Ich
propozycja spotkała się z akceptacją lokalnych władz.
W 1964 r. na narodowej wystawie w Lozannie zaprezentowano miniaturowy model całego
regionu (3 m x 3 m) wraz z systemem połączeń. 5 lat później
założenia wdrożono w życie,
a od 1976 r. po całym Portes du
Soleil poruszamy się, używając jednego karnetu.
Avoriaz 1800 to największa
wioska narciarska we francusko-szwajcarskim regionie Portes du Soleil. Dumnie
podkreślana przez Francuzów wartość 1800 oznacza
wysokość, na jakiej położona jest miejscowość. Jak się
okazuje, ma to niebagatelne
znaczenie, gdy zima poskąpi
śniegu. Kiedy w niżej położonych miejscowościach brakuje śniegu, w Avoriaz jest
go na tyle dużo, aby warunki
narciarskie uznać za dobre.
Kiedy niżej śniegu jest mało
i trzeba uruchamiać armatki śnieżne, w tym kurorcie
warunki są wyśmienite,
Rzut okiem
Paryż
Avoriaz
Mont Blanc
FRANCJA
Dojazd
Fot. Adam Zych
Przypinając deski pod drzwiami swojego apartamentu,
mamy do dyspozycji ponad
650 kilometrów szusowania
w ogromnym regionie. Jeżeli
siły nam na to nie pozwolą,
możemy jeździć tylko wokół
jednej góry.
Portes du Soleil znajdujący
się 80 km na wschód od Genewy to jeden z największych
i najlepiej przygotowanych
terenów narciarskich świata. Położony jest w masywie
najwyższego szczytu Europy
– Mont Blanc (4807 m n.p.m.).
Na gości czeka 12 miejscowości wypoczynkowych oferujących 208 wyciągów różnego
typu (przeważnie 6-, 7-osobowe krzesełka, ale są też gondole). W ciągu godziny zdolne
są przewieźć 47 tys. osób. Daje nam to dostęp do 288 oznakowanych stoków o łącznej
długości 650 km, które jak co
roku będą dostępne do ostatnich dni kwietnia. Możemy tu
jeździć po francuskiej albo
szwajcarskiej stronie Alp bez
żadnych formalności (pomimo
istnienia granicy). Prócz tego
jest jeszcze 250 km tras przystosowanych do narciarstwa
biegowego oraz tzw. szlaki nieoznaczone i specjalne rynny
dla snowboardzistów.
Państwo: Francja
Region: Haute-Savoie
Waluta: euro
1 EUR = 4,00 PLN
W Avoriaz śniegu zawsze jest pod dostatkiem, nawet gdy w niżej położonych miejscowościach go
brakuje. 1800 metrów nad poziomem morza to gwarancja narciarskich uciech do syta. Nie tłoczą
się też tu – jak w innych kurortach – zaparkowane samochody: nie mogą wjeżdżać do wioski
a śniegu jest dobrze ponad
metr.
Idea stworzenia Avoriaz została bardzo dobrze przemyślana. Po pierwsze jest to najwyżej położona tak duża miejscowość turystyczna regionu,
w której nie tylko się mieszka,
ale także w pełni korzysta
z uroków białego szaleństwa.
Po drugie zabudowania w Avoriaz łączą się w jedną architektoniczną całość, składającą się
z drewnianych, gustownych
apartamentowców oraz charakterystycznych dla Francji
małych 6-, 12-osobowych domków, tzw. szaletów. Po trzecie
miejscowość jest całkowicie
wyłączona z ruchu kołowego,
a to oznacza, że masy zalegającego śniegu nie są spychane
na boki ani wywożone, lecz
ubijane ratrakami i wykorzystywane przez amatorów narciarstwa. To jedyna we Francji
taka miejscowość narciarska,
w której nie musimy przeciskać się pomiędzy zaparkowanymi na ulicach samochodami.
Szus spod drzwi hotelu
Pomimo że w szczycie sezonu
potrafi mieszkać tutaj do 10
tysięcy turystów, wcale nie ma
tłoku ani problemów z przemieszczaniem się. Cała komunikacja opiera się na systemie
wyciągów i wind. Dostępnych
jest tutaj ponad 40 wyciągów
różnego typu. Przeważnie są
to wieloosobowe, szerokie
krzesełka, kolejki kabinowe
bądź orczyki. Można nimi
przemieszczać się w wyższe
partie gór na wysokość ponad
2300 m n.p.m., wokół doliny
bądź do poniżej położonych
miejscowości. Cztery z nich
przebiegają przez samo centrum Avoriaz. W ciągu każdej
godziny w tej jednej tylko stacji narciarskiej ma możliwość
przemieścić się 9,5 tys. osób.
Na narciarzy czeka ponad
20 zielonych i niebieskich tras
dla początkujących oraz 15
dla średnio zaawansowanych
(czerwone) i 4 eksperckie
(czarne). Ruch w regionie odbywa się płynnie i bez kolejek
nawet w weekendy, kiedy robi
się nieco tłoczniej.
Wielu narciarzy przypina
deski wprost pod swoim
apartamentem czy hotelem a
potem wraca na nartach też
pod drzwi. To wielka zaleta
Avoriaz.
Szklaną windą na stok
Nietypowe rozwiązanie to kilkanaście wind umieszczonych we wszystkich apartamentowcach. Miasto zostało
zbudowane piętrowo i dlatego windy pomagają w transporcie na stok. Wystarczy
w centrum wsiąść w dużą
szklaną windę, aby za chwilę
już móc startować ze stoku 12
pięter wyżej. Ten pomysł jest
wykorzystywany jako uzupełnienie systemu wyciągów. Po
stromych ścianach nie ma
możliwości pieszego wchodzenia pod górę.
Infrastruktura Avoriaz
powstała między dwoma
urwiskami skalnymi. Brązowo-szary kolor opadających pionowo i wysokich na
80 metrów ścian robi wrażenie. Aby wkomponować budynki w otoczenie wszystkie
elewacje pokryto warstwą
czerwonego cedru. Drzewo
sprowadzono w tym celu spe-
cjalnie z Kanady. Dachy budynków zostały zaprojektowane tak, aby nawiązywały
do kąta nachylenia stoku,
w otoczeniu którego się znajdują. Wszystko jest w sezonie
zimowym przykryte grubymi
czapkami śniegu. A dookoła
wspaniałe widoki na alpejskie
szczyty: Dents Blanche (2756
m n.p.m.), Dents Midi (3257
m) i najwyższy Mont Blanc
(4807 m).
Region oferuje wspaniałe
możliwości nie tylko dla narciarzy. Wszyscy ci, którzy nie
jeżdżą na nartach albo desce,
z pewnością także nie będą się
tutaj nudzić. Przede wszystkim zachwyca wspaniała przyroda. Okoliczne szczyty górskie spowodowały, że w najbliższej okolicy nie ma żadnego przemysłu, a powietrze jest
nadzwyczaj rześkie i czyste.
W czasie lunchu, kiedy słońce rozgrzewa powietrze, centrum kurortu staje się górską
plażą, a setki leżaków zapełniają się turystami spragnionymi energii słonecznej i opalenizny.
ścieżek. We francuskiej części nieco popularniejsze są
jednak narty biegowe.
Innym razem udałem się do
Morzine. Miasteczko to nadal
jest kurortem narciarskim
i popularną miejscowością
wypoczynkową. Jest gospodarczym zapleczem Avoriaz.
Z Morzine do Avoriaz (15 km)
prowadzi w górę kręta i wąska droga. To całe 800 metrów wyżej. W prosty sposób
można tam się jednak dostać
kolejką linową, która dojeżdża
do samego Avoriaz. To wygodne i praktyczne rozwiązanie dostępne jest oczywiście
w ramach narciarskiego karnetu. Warto tam skorzystać
z basenu bądź lodowiska. Jest
możliwość wypożyczenia skutera śnieżnego. Francuzi
przygotowali do tego celu specjalne, bezpieczne szlaki.
Avoriaz stawia na rodziny,
a przede wszystkim na dzieci, które mogą tu odkrywać
narciarstwo i snowboard już
od trzeciego roku życia. A jeśli nie zechcą? W samym
środku miasta znajduje się
obszerne przedszkole.
Po szwajcarskiej stronie
Po kilkudniowym szusowaniu
wokół Avoriaz i Morzine wybrałem się do szwajcarskiego
Champery. Zajęło to niecałą
godzinę, a wystarczyło zjechać na drugą stronę góry.
Szwajcarska część Portes du
Soleil jest nieco inna. Tam
jednak spróbowałem popularnego wśród Szwajcarów
sportu – wypraw na rakietach śnieżnych. Mają do tego
świetnie przygotowane szlaki. Doskonale oznaczone i poprowadzone wśród leśnych
Adam Zych
Reklama
Bilet lotniczy do Genewy w obie
strony szwajcarskimi liniami
lotniczymi Swiss Airlines kupiony odpowiednio wcześniej
kosztuje w granicach 600 do
1000 złotych od osoby wraz
z podatkami i opłatami. Z lotniska w Genewie do centrum Avoriaz jest około 70 kilometrów.
Kilka razy dziennie z lotniska
kursują autobusy dowożące
turystów (cena około 22 euro
w jedną stronę od osoby) bądź
specjalne mikrobusy na zamówienie (40 euro od osoby).
Noclegi
Apartamenty
Mają niezły standard, przestronne wnętrze i dobrze wyposażoną kuchnię. Za tydzień pobytu płacimy, w zależności od
standardu i sezonu, od 260 do
600 euro.
Pensjonaty
Quartier de la Falaise*** – 900
euro za tydzień w 4-osobowym
mieszkaniu (w lutym, w marcu
cena spada do 500 euro).
Hotel les Dromonts*** – od
115 euro za osobę (z dwoma
posiłkami).
Parking
Avoriaz jest zamknięte dla
ruchu samochodowego. Przed
wjazdem do miasta zostawia
się samochód na specjalnym
parkingu. Odkryty kosztuje 46
euro za tydzień i 7,5 euro za
dzień, a parking podziemny
odpowiednio 78 i 13 euro.
Po mieście kursują sanie.
G8
Podróże
Dziennik Gazeta Prawna
26 – 28 lutego 2010
nr 22
www.dziennik.pl
Do plecaka i walizki
Biura podróży polecają
Kontrola
przewodników,
pilotów i gwiazdek
Między morzem a pustynią
NIK oceniła stan turystycznych
przygotowań do Euro 2012
Gdańska delegatura Najwyższej Izby Kontroli dokonała oceny realizacji
ustawy o usługach turystycznych w sześciu województwach, które przygotowują się do organizacji
Euro 2012. Marszałkowie
tych województw otrzymali pozytywne oceny, opatrzone jednak szeregiem
zastrzeżeń.
W ramach wypełniania
ustawy o usługach turystycznych w kontrolowanych województwach (mazowieckie,
śląskie, małopolskie, wielkopolskie, dolnośląskie, pomorskie) nadawano uprawnienia
przewodnika turystycznego
i pilota wycieczek, zaszeregowywano do poszczególnych
kategorii hotele (m.in. przyznawano im gwiazdki), motele, pensjonaty, kempingi, domy wycieczkowe, schroniska,
prowadzono rejestry pośredników turystycznych i organizatorów turystyki.
Kontrola, stwierdzając generalnie pozytywny stan realizacji ustawy, wykazała jednak pewne nieprawidłowości.
Prowadzone rejestry były
niekompletne. Zdarzało się,
że egzaminy na przewodnika
i pilota przeprowadzała komisja, w której składzie nie
było np. przedstawiciela konserwatora zabytków (na terenie, gdzie egzaminowany pi-
lot czy przewodnik chce działać, są muzea lub zabytki,
więc udział konserwatora
w egzaminie jest obowiązkowy). NIK stwierdziła też, że
niekiedy w komisjach egzaminacyjnych zasiadali wykładowcy, którzy przygotowywali egzaminowanych kandydatów na przewodników i pilotów. Szwankowała także
kontrola przewodników i pilotów. Z kolei kategoryzacja
obiektów hotelarskich, w tym
m.in. przyznawanie gwiazdek
hotelom, w części przypadków odbywała się z opóźnieniem lub w oparciu o niekompletne wnioski.
Raport gdańskiej NIK
stwierdza, że w wypełnianiu
wymagań ustawy o usługach
turystycznych
bardziej
sprawne okazały się organa
administracji rządowej od
struktur samorządu terytorialnego.
NIK zaapelowała do Ministra Turystki i Sportu
o utworzenie ogólnodostępnej centralnej bazy przewodników turystycznych i pilotów wycieczek. Zaleca też odpowiednim organom „wyeliminowanie mechanizmu korupcjogennego”, polegającego na obecności w komisjach
egzaminujących przyszłych
pilotów i przewodników osób,
które wcześniej je szkoliły.
Redaktor prowadzący:
Jacek Borkowicz
tel. 22 530 44 90, [email protected]
Reklama:
Magdalena Wysocka
tel. 22 531 48 31, [email protected]
TTG, az
Bezpłatny dodatek do:
Zapraszamy nad Morze
Martwe – miejsce, którego
nie da się porównać z żadnym innym na ziemi.
Okolice Morza Martwego to
Barbara Ladżyńska
wielkie naturalne uzdrowisko,
dyrektor generalna Konsorcjum którego dobroczynny wpływ
Polskich Biur Podróży
na organizm jest nieocenioTrade & Travel Company
ny. Najpopularniejszą formą
terapii jest tutaj wysmarowanie się czarnym błotem. Według legendy Kleopatra specjalnie wysłała niewolników
po tutejsze błoto, które odtąd
stało się cenionym towarem
eksportowym jako naturalne
mleczko nawilżające. Dziś
nad Morzem Martwym znaj-
dują się hotele z widokiem
z jednej strony na pustynię,
z drugiej – na morze.
od 3750 zł/8 dni
To jeden z południowych
landów austriackich obejmujący swoim terytorium
Wysokie Taury,
Alpy Karynckie i Karawanki.
Ten słoneczny region ma doskonale przygotowaną infrastrukturę narciarską. TUI
proponuje tutaj turystom po-
nad 15 lokalizacji, a każdy
znajdzie tu ofertę dla siebie.
Miłośnicy sportów ekstremalnych powinni zwrócić
uwagę na Nassfeld. Dla osób
zainteresowanych aktywnym
wypoczynkiem odpowiednie
będzie również Bad Kleinkirchheim. To miejsce, gdzie po
całodniowym wysiłku można
odprężyć się, korzystając
z bogatej oferty kompleksu
term.
od 1650 zł/7 dni
Majorka należy do najbardziej lubianych miejsc wakacyjnych w Europie.
Zróżnicowany krajobraz wyspy obejmuje klify na północnym wybrzeżu, rozległe
piaszczyste plaże na południu oraz zielone gaje oliwek
i pomarańczy na nizinach
w głębi wyspy. Znana jest ona
z jaskiń, które dawniej były
kryjówkami piratów, a dziś
przyciągają fantastycznie
uformowanymi naciekami
skalnymi. Amatorzy zwiedzania mogą wzruszyć się przy
muzyce Chopina w przepięknej Valldemossie i poznać za-
bytki Palmy. Miłośnicy plażowania znajdą na wyspie liczne centra sportów wodnych.
od 1639 zł/7 dni
konsorcjum.com.pl
801 011 714
Karyntia ofertą dla każdego
Paweł Łęcki
dyrektor handlowy
TUI Poland
tui.pl
801 884 801
Zabawa w słońcu
Piotr Kociołek
prezes Ecco Holiday
eccoholiday.com
804 289 220
Łódź na styku kultur
XVI Międzynarodowe Targi – Regiony Turystyczne
Dziś rozpoczynają się w Łodzi kolejne, XVI Międzynarodowe Targi – Regiony Turystyczne, które od lat odbywają się pod hasłem „Na
styku kultur”. Targi, otwarte
w łódzkiej hali Expo przy
ul. Stefanowskiego 30,
potrwają do niedzieli.
Piątek przeznaczony jest dla
profesjonalistów – wystawców z branży turystycznej.
Centralną imprezą tego dnia
jest Łódzki Jarmark Turystyczny, który organizatorzy
zaplanowali jako promocję
krajoznawczych walorów regionu. Natomiast sobota
(godz. 10 – 17) i niedziela
(godz. 10 – 16) będą dniami
otwartymi dla publiczności.
Spośród licznych atrakcji
targów warto wymienić spotkania prezentujące warte odwiedzenia miejsca świata, Europy i Polski. „Tunezja. W poszukiwaniu dżinów i przygód”
to prezentacja prowadzona
przez znaną parę fotografujących podróżników, Annę Olej-Kobus i Krzysztofa Kobusa
(w sobotę o godz. 13). Słowe-
nię, kraj na styku kultur, zaprezentuje Blaż Telban ze stowarzyszenia „Triglav-Rysy”
(sobota godz. 14). O godz. 15
państwo Kobusowie pokazywać będą zdjęcia ze Śląska,
„krainy nieodkrytej” (wszystkie trzy prezentacje w sali
konferencyjnej nr 1).
Promocji województwa śląskiego poświęcone też będzie
niedzielne spotkanie pod hasłem „Śląskie zaprasza” (godz.
10.30 przy stoisku nr 60).
Targi są jednocześnie konkursem na najciekawsze sto-
isko, które w drodze głosowania wytypują zwiedzający.
Odpowiedzi, wraz z uzasadnieniem wyboru, będzie
można nadsyłać do organizatorów do 7 marca. Nagrodami będą wyjazdy do atrakcyjnych miejsc wypoczynku
na terenie Polski (hotele
w zamkach itd.). Nagród
ufundowano sporo, więc jest
duża szansa wygranej!
Jednoosobowy bilet na targi kosztuje 5 zł, bilet rodzinny – 15 zł. Dzieci do 10 lat
wchodzą bezpłatnie.
az
Reklama
1

Podobne dokumenty