- Simon Zack
Transkrypt
- Simon Zack
Tatuś Przystanął przed drzwiami, strzepując krople deszczu z płaszcza. Chwilę grzebał w kieszeni, szukając kluczy. Dom przywitał go ciepłem i zapachem papierosowego dymu. Pogoda na zewnątrz od kilku dni pozostawała niezmiennie paskudna. Codziennie spędzał za kierownicą swego wysłużonego forda ponad godzinę, obserwując strugi deszczu ściekające po przedniej szybie. Codziennie, wstając do pracy, obiecywał sobie, że to ostatni raz, i codziennie, wracając, miał sobie za złe, że nie złożył wymówienia. Miał dość roboty na poczcie. Była tak straszliwie nudna. Gdyby chociaż mógł otwierać listy i je czytać. Nie. Nuda może być dokuczliwa, ale z pewnością nie usprawiedliwia takiego myślenia. Zawiesił płaszcz na wieszaku. Buty pieczołowicie wytarł szmatką. Rozejrzał się uważnie, po czym westchnął głośno i ruszył w kierunku salonu. Widok ulubionego fotela oczekującego, by przyjąć powracającego właściciela w swe czułe skórzane objęcia, wywołał mimowolny uśmiech. Usadowił się wygodnie, sięgając po paczkę papierosów leżącą na stoliku obok. Siny dym uniósł się powoli i w wymyślnych wirach popłynął pod sufit. Wspaniale, pomyślał mężczyzna. Siedział chwilę pogrążony w zadumie, wsłuchując się w szum deszczu za oknem. Rozejrzał się uważnie po salonie. Odłożył niedopałek, podniósł się lekko i spojrzał za fotel. Mały dywanik leżał dokładnie na swoim miejscu. Wyraźnie zdziwiony pochylił się i zajrzał pod fotel. Tu również nie znalazł niczego niezwykłego, jedynie kilka okruszków i popiół z popielniczki, którą upuścił kilka dni temu. Zaniepokojony zapalił kolejnego papierosa. – No dobra! – krzyknął. Cisza. Mężczyzna zaczął uważnie przyglądać się kominkowi. – Nie tam? To co? Mam jeszcze czekać? No dobra, to czekam – powiedział po chwili. Dopalił papierosa, odchrząknął głośno i niechętnie wstał z fotela. – Nie mam pojęcia, co dzisiaj wymyśliłeś, ale daj mi chociaż jakąś wskazówkę, przecież nie będę cię szukał jak ostatnio przez... Gdzieś z boku dobiegł go basowy pomruk. Mężczyzna odwrócił się i wlepił wzrok w drzwi prowadzące do niewielkiego składzika. Trzymał tam wszystkie swoje graty i zapas ulubionych papierosów na kilka lat. Mroczne gulgotanie, niczym z gardzieli drapieżnika, powtórzyło się. Mężczyzna pociągnął nosem i ostrożnie ruszył w kierunku drzwi. Kuląc głowę w ramionach, sięgnął do klamki. Wstrzymał oddech i szarpnął zdecydowanie. Wewnątrz niewielkiego pomieszczenia stała ogromna bestia. Pod popielatą skórą, pokrytą lśniącymi łuskami, grały potężne muskuły. Pięcioro krwistoczerwonych ślepi patrzyło z płonącą wyraźnym blaskiem furią. Groteskowo wielka głowa, z paszczą najeżoną zębami niczym u rekina, rozwarła się i cały dom wypełnił mrożący krew w żyłach ryk. Masywne łapy potwora, uzbrojone w długie szpony, wystrzeliły w kierunku stojącego człowieka. Ułamki sekund dzieliły mężczyznę od rozerwania na strzępy... – Potwór z szafy? Bestia zamarła w bezruchu. – Potwór... z szafy? – powtórzył z niedowierzaniem mężczyzna. Dłonią pacnął się w czoło i z rezygnacją pokręcił głową. Bestia nadal trwała w nieruchomej konsternacji. – Niewiarygodne. Mężczyzna sięgnął do drzwi i energicznym ruchem zatrzasnął je. – No nie mogę uwierzyć, że wybrałeś akurat potwora z szafy! – rzucił, wracając na fotel. – Ale, taaaato... – zza zamkniętych drzwi rozległo się pełne żalu i zawodu dziecięce westchnienie. – No co? – No ale, taaatooo... – bliskie płaczu zawodzenie powtórzyło się. – Wyłaź już stamtąd. Drzwi składzika uchyliły się z ponurym skrzypnięciem. Wyszedł zza nich mały chłopiec ze zwieszoną głową. – Wiem, że się starałeś, ale... Dziecko wybuchło płaczem, podbiegło do mężczyzny i objęło go w pasie. – Wiedziałem! Wiedziałem, że się nie przestraszysz ani trochę! – wyszlochał chłopczyk. – Starałem się coś wymyślić, ale... – No już dobrze, dobrze. – Mężczyzna życzliwie pogłaskał go po głowie. – Chodź, usiądź mi na kolanach. Zaraz ci wszystko wyjaśnię. Po chwili ojciec i siedzący mu na kolanie syn rozmawiali w najlepsze. Mężczyzna tłumaczył cierpliwie, bogato gestykulując. – Widzisz, mój drogi. Ten potwór z szafy był całkiem ekstra, ale one są dobre na dzieci. – Mnie przeraża, tato! Potwór z szafy mnie przeraża... Mężczyzna roześmiał się serdecznie i mocno przytulił syna. – Jestem z ciebie naprawdę dumny. Na przyszłość zamiast pięciorga ślepi wybierz dwa, ale za to naprawdę duuuuże – pokazał. Chłopiec uśmiechnął się i otarł ślady łez. – Nie jest łatwo być zmiennokształtnym, synu. To bardzo wymagające! Musimy ciągle wybierać nowe formy, żeby dojść do wprawy. – Oj, tato, wiem. Ale ja myślałem, że skoro mnie potwór tak bardzo przeraża, to i ciebie przestraszy. – Potwory z szafy są dobre dla dzieci. – Teraz już wiem. – Mój wspaniały syn! – Dumny ojciec poczochrał czuprynę chłopca, po czym zestawił go na podłogę. Sam wstał z fotela i udał się w stronę kuchni. Rozległ się dzwonek do drzwi. Mężczyzna zamarł w bezruchu. – Nowy listonosz! Tato! Tato! Pozwól! Pozwól! – Dobra, ale ostatni raz! Syn i tak wiedział, że ich ulubiona zabawa nie skończy się ot, tak po prostu. – A mogę potwora z szafy?! Ojciec zachichotał, wyraźnie podekscytowany. – Ale, tato! – Chłopczyk zmarszczył brwi. – Mówiłeś, że potwory z szafy są dobre na dzieci. – Tak, synku. Na dzieci... i na listonoszy. Dzwonek do drzwi rozbrzmiał ponownie. – No, zmykaj przywitać listonosza. Tatuś będzie patrzył. Malec z promiennym uśmiechem pognał w stronę drzwi. Niewinnym dziecięcym głosem zaszczebiotał: – Już otwieram! Stanął przed wejściem. Jeszcze raz zerknął na wychylającego się z salonu rozradowanego ojca, zmienił się i otworzył drzwi.