Żaden Balzak – A.Ulman

Transkrypt

Żaden Balzak – A.Ulman
Anatol Ulman
Żaden Balzak, po prostu Georges Simenon
Najpierw, aby nie wdawać się więcej w tę sprawę, rozstrzygnijmy, komu Simenon przynosi
zaszczyt: Belgom czy Francuzom? Odpowiedź wydaje się pozornie prosta – literaturze
francuskojęzycznej. Tyle że taka literatura występuje nawet w Egipcie. Belgijskie pochodzenie
Simenona stało się oczywiste dla Francuzów dopiero wówczas, gdy nadano pisarzowi pochlebne
miano „Balzaka z Liége”. Zastanowimy się nad słusznością podobnego określenia, a teraz
powiedzmy stanowczo: nie istnieje literatura belgijska w języku francuskim, można natomiast
mówić o takiej w języku flamandzkim. Dlaczego? Bo tworzone przez Belgów po francusku dzieła
bez przerwy związane są z nurtami kultury wielkiego sąsiada. W przypadku Simenona nie
trzeba zresztą wchodzić w tak poważne zagadnienia: pisał nie tylko po francusku, lecz prawie
wyłącznie o Francji. Wspominając odwiedziny u konającej matki napisał: „A trwało to blisko
osiem dni, najdłuższy mój pobyt, jaki od mego wyjazdu w dziewiętnastym roku życia spędziłem
w Liége”. Liége, po flamandzku Luik, to duży ośrodek administracyjny prowincji we wschodniej
Belgii, port nad Mozą. Oczywiście sława Simenona przyjemna jest tak Belgom, jak i Francuzom.
Pierwsi uhonorowali go, przesadnym niewątpliwie tytułem „Balzac liégeois”, drudzy z wielką
fetą przyjęli w poczet Królewskiej Akademii Języka i Literatury Francuskiej. Czy rzeczywiście
współczesny Balzak? Jeśli przyłożyć miarę zewnętrzną, to prawie tak. Przybył w młodości do
Paryża z takimi samymi ambicjami, jak młody Honoriusz z Tours. Balzak zamierzał na literaturze
zarobić duży pieniądz, gdy zawiodły inne interesy, Simenon dorobił się dużego majątku jako
literat, w tym dużej posiadłości nawet w Stanach Zjednoczonych. Obydwaj pisali dużo i szybko.
Ten z Liége początkowo machał jedną książkę w ciągu miesiąca. Te pierwociny są tyle samo
warte, co wczesna taśmowa produkcja Balzaka. Ten Balzak, którego cenimy, zamierzał potem
sportretować całe współczesne mu społeczeństwo i znaczną część zadania wykonał. Simenon
niczego paralelnego nie założył, chociaż spenetrował różne środowiska w powieści
kryminalnych i nie tylko. Nie da się dowieść, że wychodzi z tego jakiś rodzaj Komedii ludzkiej.
Szczególną rolę w motywacji postępowania bohaterów u Balzaka odgrywa pieniądz. U
Simenona nie stracił on swej zasadniczej funkcji, ale nie tylko duża forsa jest przyczyną
zbrodni, bo także duże, ciemne namiętności. To pochwała Simenona, inaczej byłby tylko
epigonem. Simenon posiadał i sprecyzował swoją literacką teorię. Uczynił to wówczas, gdy już
zażywał uznania jako jeden z najpopularniejszych twórców powieści kryminalnej na świecie.
Przekłady przygód komisarza Maigreta na prawie sto języków świata, mówią same za siebie.
Nadał papiery szlacheckie powieści kryminalnej, stwierdziła krytyka. Nie zaspakajało to ambicji
pisarza. Kryminał ze świeżo nabytym, arystokratycznym patentem to trochę śmieszne,
przypomina wulgarnego fabrykanta, który kupił sobie tytuł barona. Należało twórczości przydać
cechy prawdziwie szlachetne, Simenon określił sobie zadanie i wziął się do roboty. Tak zrodziła
się, jak nazwali to krytycy, „nowa maniera pisarza”. Wyjawił ją Simenon w eseju Le roman de
l'homme (Powieść ludzka). Nie wydaje się, by dokonał teoretycznych odkryć. Raczej stwierdził,
że powieść powinna być dociekliwa psychologicznie oraz etycznie, co w praktyce oznacza
próby odkrywania najgłębszych psychologicznych oraz moralnych motywów postępowania
człowieka. Poszukiwań takich można oczywiście dokonywać, między innymi, w ramach fabuły
kryminalnej. Znamy w tej mierze nieprześcignione wzorce. Twórcy Simenon wyznaczył ważną
rolę naprawiacza błędów losu. Bo pisarz to „adwokat ludzi”. Bardzo ładne, moralne zadanie dla
literatury, ale czy to wynalazek „ojca” komisarza Maigreta? Wielbiciele twórczości Simenona (a
należę do nich) z pewnością żachną się, gdy padnie stwierdzenie, że teoria nie przyniosła w
efekcie dzieł absolutnie wybornych. Dobre książki, na poziomie europejskim, przecież nie
najznakomitsze. Taka opinia nie ma nic wspólnego z sympatią dla komisarza Maigret oraz
innych bohaterów. Sporo jest tych powieści „o pogłębionej koncepcji świata i człowieka”,
wnikających w dusze bohaterów i dbających o szczegół obyczajowy. Autobiograficzna Pedigree
z 1948 roku, uzupełniona niedawno szczerym Listem do mojej matki, La neige était sale i
szereg innych. Niewątpliwie najbardziej interesującym utworem w tej mierze został Premier
przełożony u nas w 1967. W Premierze jest Balzakowski zamysł: uzewnętrznić sprężyny, które
poruszają wielką polityką i to bez naiwności mistrza Honoriusza. Książka daje dobry portret
twardego polityka pozostającego na emeryturze, surowego, nawet bezwzględnego starca, który
tak umiał rządzić Francją, że w pełni chwały wszedł do historii. Stanowczo jednak należy
zaznaczyć, że pogłębiając psychologię tej postaci, nie wykrył Simenon nic, o czym nie
widzielibyśmy skądinąd. Bo cały charakter Premiera zawiera się w takiej oto uwadze pisarza:
„Właśnie dzięki energii, bezwzględności i zastosowaniu bezlitosnych środków, wyciągnął kraj z
istnej przepaści, w której omal się nie pogrążył”. Reszta analizy proponowanej przez książkę, to
ów polityczny smar, bardzo brudny, choć nie brak i czystych gruzełków, dzięki któremu działa
maszyneria władzy. Czy to nowość, że na czele gabinetów stają ludzie właściwi i niewłaściwi,
sprzedawczycy i tacy, którzy nie zdradzają interesów społeczeństwa?! Simenon jest zazwyczaj
chłodny w przedstawieniu rzeczywistości i ludzi. Obcy jest mu humor i ciepły stosunek do
bohaterów, chce ich widzieć wyłącznie oczyma wiwisekcjonisty. Widać to we wszystkim, co
napisał, a przecież w powieści Kot efekt jakby rozminął się z zamierzeniem. Temat utworu
wyraża starą prawdę: nienawiść równie silnie, a może nawet silniej niż miłość, łączy ludzi. Emil
Bouin, starzec nienawidzi mocno swej drugiej, wiekowej żony Małgorzaty za otrucie przez nią
ulubionego kota. Małgorzata odpłaca mu tym samym uczuciem, między innymi za rozdartą na
strzępy przez Emila papugę. Nie rozmawiają ze sobą, żyjąc we dwoje w jednym mieszkaniu,
korespondują na skrawkach papieru i prześcigają w złośliwościach. Po wdrożeniu się w lekturę
o starcach, którzy cieszą się, że jedno z nich musi umrzeć pierwsze, czytający zaczyna
odbierać historię nienawiści jako komiczną. Jej finał jest ponadto do odgadnięcia: śmierć
któregoś z bohaterów odbierze drugiemu sens życia. „Nowa maniera” Simenona nie
sprowokowała arcydzieł. Owszem, powieści są sprawne techniczne, prawdziwe psychologicznie,
wykonane z francuską precyzją. Można by dodać do tych pochwał jeszcze inne grzeczności, ale
trudno się oprzeć przekonaniu, że gdyby Simenon już uprzednio nie był autorem cenionym i
popularnym dzięki powieściom kryminalnym, nie byłoby wielkiego gadania o pogłębionej
koncepcji życia w jego twórczości. Kryminale powieści Simenona są psychologicznie, moralnie
oraz obyczajowo płytsze od pozostałych. Nie uwłaczając temu gatunkowi, który bardzo lubię w
wykonaniu tego pisarza, czy nobliwej Agathy lub Petera Cheyneya, należy uogólnić, że w
kryminałach ewentualne głębie duchowe muszą być podporządkowane przygodzie – opisowi
działań zbrodniarzy i detektywów. Aby nie wdawać się w spory, zaznaczę, iż wiem, że
kryminalna intryga służyć może konstruowaniu bardzo poważnych dzieł, ale nie będą to już
powieści kryminalne. Płytsze od głębokiego nie znaczy: płytkie. Komisarz Maigret, który stał się
„jednym z popularnych bohaterów naszych czasów”, jak słusznie zauważył moralista PierreHenri Simon, nie jest stereotypowy. Po pierwsze dlatego, że nie ma charakterystycznej dla
policjantów, szczególnie francuskich (a nie, jak niektórzy sądzą – amerykańskich) brutalności.
W tym sensie bliższy jest prywatnemu detektywowi znanemu jako mały Belg Poirot, niż
państwowym organom ścigania. Nie ulega wątpliwości, że zrównoważony, inteligentny
policjant, traktujący świadków oraz podejrzanych wprawdzie ze stanowczością, ale grzecznie,
sympatyczniejszy jest czytelnikowi od brutali, nawet bystrych. Skoro wspomniano o Poirot,
powołanym do literackiego życia przez Agathę Christie, należy zauważyć, że poza
przytoczonym walorem Maigret nie jest do niego podobny. Poirot rozwikłuje kryminalne zagadki
prawie wyłącznie za pomocą finezyjnego umysłu, jak niedościgniony Holmes. Maigret posługuje
się głównie psychologią wspomożoną przez rutynowe działania policyjnego aparatu. To dosyć
ważne: detektyw współczesny, nie korzystający z dorobku naukowej kryminologii,
specjalistycznych laboratoriów i osiągnięć medycyny sądowej, nie wydaje się realny. A Maigret
jest w pełni rzeczywisty – to zasługa Simenona. Prawdziwy i przez to, że na wynik śledztwa
pracuje razem z nim wielu inspektorów, choć tylko on potrafi z mnóstwa informacji wyciągnąć
właściwe wnioski. Komisarz Maigret, aby wykryć mordercę, musi zbudować w sobie pełny,
psychologiczny portret... ofiary. Musi poznać ją do szczegółu: tak zewnętrznego, jak i
duchowego. Dopiero wówczas wie, jak na nią mogło reagować otoczenie, więc kto był w stanie
wyrządzić jej krzywdę: „Wyobrażał sobie Lulu w jej hotelowym pokoju na ulicy Riquet, w
jakimkolwiek innym pokoju dzielnicy Barbés – spędzała zapewne całe dnie w łóżku, czytała,
drzemała, wpatrywała się w zamazane szyby okna. Wyobrażał ją sobie w jakiejkolwiek z
kawiarni osiemnastej dzielnicy, przesiadującą godzinami przy stoliku i patrzącą na Pierrota i
jego trzech kolegów grających w belotkę. Widział także (…) I wreszcie miał przed oczyma
jeszcze jeden obraz...” (Pomyłka Maigreta). Jest więc to detektyw, który posiadł znajomość
ludzkich dusz oraz wynikających stąd zachowań. Czy autor, kreując taką postać, odkrył jakieś
nowe namiętności będące motorem zbrodniczych postępków ludzi? Nie mógł, te sprawy
załatwili już starożytni w dramatach i uzupełnił Szekspir. Taki policjant reprezentuje jeszcze
jedną, miłą czytelnikowi, cechę: jest pełen zrozumienia. Nie chodzi tu o wyrozumiałość dla
przestępców popełniających najcięższe zbrodnie – ci bezlitośnie zostaną wsadzeni do pudła –
tylko o rozumienie pokrzywdzonych, a nawet tych nieszczęśliwców, których przeznaczeniem
była kolizja z prawem. Maigret nie wybacza tylko mordercom, choć pojmuje skomplikowane
przypadki losu, które czynią z człowieka zbrodniarza. Natomiast zawodowy perfekcjonizm
komisarza, przysparzający mu tylu wielbicieli, to w powieści kryminalnej konieczność – prawo
musi tryumfować, a detektyw odnosić sukcesy. Zarówno po lekturze tych, jak i
„wzbogaconych” powieści Simenona, można pokusić się o określenie ideału mężczyzny w
świadomości autora. Jest to twardy człowiek z niższych warstw społecznych, który dzięki pracy
nad sobą, pracy rozwijającej wrodzone umiejętności, osiąga wyżyny w wybranym fachu. Może
być politykiem (Premier), chirurgiem (profesor Gouin z Pomyłki Maigreta), wreszcie najlepszym
na świecie policjantem. Simenon nie kryje szacunku dla takich ludzi i daje im prawo do
nieliczenia się z konsekwencjami. I w tym przypadku nie jest to zbyt skomplikowana
psychologia. Skoro o mężczyznach, to i o kobietach skondensowane uwagi. Żona komisarza jest
bystra, pomaga czasem komisarzowi spostrzeżeniem wynikającym z jej babskiego
doświadczenia oraz psychiki, ale nigdy nie wtrąca się do jego pracy, nie kontroluje przyczyn
różnych nieobecności, lecz spokojnie czeka na męża z gotowym dlań posiłkiem i czas
poświęca na cerowanie skarpet oraz bielizny. Jest w sumie cieniem wielkiego człowieka,
cieniem kochanym, aczkolwiek nie doczytałem się nigdy, by Maigret brał pod uwagę jej
potrzeby zmysłowe. W życiu innych, wielkich ludzi przedstawionych przez Simenona kobiety
pełnią rolę podobną, w tym, bez uczuć ze strony mężczyzn, zaspokajają ich potrzeby seksualne.
Jest bardzo prawdopodobne, iż ten stosunek wybitnych bohaterów do niewiast jest projekcją
poglądów i doświadczeń samego autora, zwłaszcza przeżyć związanych z własną matką.
Wymagałoby to osobnej rozprawki, raczej niepotrzebnej. Charakterystyczne również, iż
przewijające się często przez karty powieści kryminalnych tego autora prostytutki, z reguły
uprawiają swój proceder zmuszone do niego nędzą. Jest to typowy, dziewiętnastowieczny
stereotyp, w znacznej mierze oparty na fałszu, czego dowodzą nasz polskie, współczesne
„panienki”. Wracamy tu do zagadnienia, ile w Simenonie Balzaka naszych czasów. Teoretycznie
rzecz biorąc, powieść kryminalna może stać się zwierciadłem życia wszystkich środowisk i
warstw społecznych. Simenon zahacza prawie o wszystkie, ale najchętniej przedstawia domy
oraz rodziny mieszczan drobnych i średnich, gdyż po prostu je zna. Inne środowiska,
szczególnie lumpenproletariat, charakteryzowane są stereotypowo. O robotnikach posiada
wyobrażenie, lecz nie pojęcie. Proletariackie dzielnice Paryża, np. la Chapelle, są smutne i
pochodzące stamtąd dziewczyny niezmiernie smutne i przedwcześnie zwiędnięte. Oczywiście
takie wyobrażenia autora w niczym nie psują jakości kryminalnych intryg, ale też nie stanowią
podstawy, by koniecznie nazywać go Balzakiem. Człowiek oczytany w mieszczańskiej
literaturze francuskiej z łatwością też ujawni, że ponura atmosfera mieszczańskich wnętrz i
lęgnąca się w tej aurze zbrodnia, to nie świeże odkrycie Simenona. Za pomocą bardzo
prostych, co jest zresztą zaletą, lecz niestety powtarzanych w każdym utworze zabiegów
językowych, uzyskuje Simenon charakterystyczny, przykry nastrój stanowiący jakby potępienie
zbrodni przez samą naturę. Otóż wykorzystuje w tym celu pojęcia związane ze złą pogodą.
Paryż komisarza Maigreta to nie stolica dostojnej kultury i siedlisko wesołych, lekkich muz, ale
miasto mokre, zimne i smutne. Tę nieprzyjemną pogodę komisarz niesie ze sobą, gdy czasem
opuszcza pierwsze miasto Francji. Zawozi ją nawet do Belgii. Ba, taką samą pogodę ma Premier
i państwo Bouin. Dokuczliwy kapuśniaczek, przejmujące zimno dreszczem mgły, chłód nocy i
poranka, to aura niezmiennie towarzysząca zbrodni i złu. Gdy komisarz chwyta trop, niebo się
czasem przejaśnia, przecież na ogół z okna biura na Quai des Orfévres widać tylko ołowiane
chmury. Nic dziwnego, że szeregowi policjanci i niezmiernie obowiązkowi inspektorzy zawsze
marzną, że dokucza im zimny wiatr oraz deszcz. Zapadają więc na bronchit, kaszlą,
rozgrzewają kieliszeczkiem. A knajpki i bistra ponure, ciemne, smutne. Te powtarzane elementy
stosowane są przez pisarza świadomie: pozwalają skupić uwagę na faktach, które stanowią nić
śledztwa i uwypuklają genialną psychologię komisarza Maigreta. Jest jednak małe, przyjemne
święto, kiedy dobry tłumacz przełoży na nasz język kolejną przygodę komisarza. Simenon
opowiada zwięźle, precyzyjnie, z francuską maestrią o pracy doskonałego policjanta i dzięki tej
postaci, wymyślonej pięćdziesiąt lat temu, zasłużył na godne miejsce w literaturze. Ale po
zaraz mówić: Balzak z Liége.
Georges Simenon
Maigret i trup młodej kobiety
Tłum. z franc. L. Kossobudzki
Warszawa 1981 Iskry
Georges Simenon
Pomyłka Maigreta
Tłum. z franc. A. Daniłowicz
Warszawa 1981 Czytelnik
Nowe Książki, nr 22/1981, 30 XI 1981