tutaj - FNOK

Transkrypt

tutaj - FNOK
Richard Berkeley
Nowe szaty cesarza
tł. Jacek v. Dehnel
Każdą linijkę wypowiada inny aktor. Kwestie (zaznaczone cudzysłowami) wypowiadają
bohaterowie. Nie przewidujemy użycia kostiumów.
Oto opowieść o czymś, co wydarzyło się dawno, dawno temu. Ale, podobnie jak wszystkie inne
historie, również i ta mogłaby wydarzyć się dzisiaj. Oczywiście, nie pojawiłby się w niej ani
cesarz, ani szambelan, ani dworzanie i prawdopodobnie nikt z bohaterów nie mieszkałby w
zamku czy pałacu. Kto wie, może nawet nie byłoby w niej mowy - jak w tej - o ubraniach. Ale
jestem pewien, że gdybyście trochę pomyśleli, przyszłoby wam do głowy o kim lub o czym
mogłaby opowiadać. Może o czymś, co przeczytaliście w gazetach albo zobaczyliście w
telewizji - to już zostawiam waszej wyobraźni. A sam opowiem tę historię tak, jak mi ją kiedyś
opowiedziano.
Siedzicie wygodnie? A zatem zaczynam:
dawno, dawno temu, za górami, za lasami,
(bo tak się zaczynają wszystkie historie)
żył sobie Cesarz, który wprost ubóstwiał ubrania.
Uwielbiał się stroić.
Stało to się jego obsesją.
Całe swoje oszczędności
(Zresztą nie tylko swoje)
I większość czasu
Poświęcał na kupowanie
I przymierzanie ubrań
Kraj, którym rządził
nie był specjalnie bogaty:
Potrzebował szkół i szpitali, dróg i kolei
pracy dla bezrobotnych,
domów dla bezdomnych
że już o dobrym rządzie nie wspomnę.
Ale zamiast zająć się tymi kwestiami
Cesarz całymi dniami ubierał się i rozbierał
Pewnego dnia pojawili się na dworze dwaj kupcy. Swoją drogą, czy to nie ciekawe, że udało im
się prześlizgnąć między strażami? Kupcom zazwyczaj nie pozwala się ot tak wpakować się do
Cesarskiej Sali Tronowej. Wszystko podlega szczegółowym przepisom. Najpierw trzeba się
zapisać. Potem sekretarz Szambelana może nie odpowiedzieć na pismo. To zależy. "Od
czego?" - zapytacie. Cóż, raczej trudno to wyjaśnić. Tak czy owak, wszystko to nazywane jest
protokołem.
"Wasza Cesarska Mość - powiedział jeden z kupców kłaniając się nisko - jesteśmy tkaczami,
prawdziwymi mistrzami w naszym fachu"
"Niechaj Wasza Cesarska Mość pozwoli nam utkać tkaninę piękniejszą, barwniejszą, lżejszą i
delikatniejszą w dotyku niż Wasza Wysokość może sobie wyobrazić".
Cesarz nadstawił swoich cesarskich uszu.
"Słucham, słucham."
"Ale, jeśli Wasza Cesarska Mość pozwoli, na osobności"
"Bo nasze sukno ma pewną tajemnicę, którą powinny znać tylko koronowane głowy"
Więc wziął ich na stronę
gdzie dworzanie nie mogli niczego usłyszeć
i usłyszał coś, co go zadziwiło.
"Szaty utkane przez nas - powiedzieli tkacze - dzięki magicznym mocom stają się niewidzialne
dla każdego, kto jest głupi, tępy albo postawiony na zbyt wysokim stanowisku".
"Niewidzialne dla każdego, kto jest głupi, tępy albo postawiony na zbyt wysokim stanowisku...?"
To akurat - pomyślał Cesarz - byłoby bardzo przydatne. Mianowanie ministrów sprawiało mu
zawsze wielkie trudności. Podejmowanie decyzji zabierało tyle czasu...
W takich cudownych szatach zawsze wiedziałby dokładnie kogo należy awansować
a kim w ogóle nie zawracać sobie głowy.
"Wyśmienicie - powiedział - będę miał więcej czasu by skupić się na naprawdę ważnych
rzeczach. Na przykład na ubraniach"
I wszyscy roześmieli się z tego żartu. Ale on nie żartował. Mówił poważnie. I to było w tym
najśmieszniejsze. A może najsmutniejsze.
"Dobrze, pokażcie mi zatem próbkę waszego materiału, abym sam mógł ocenić jego zalety"
Ale tkacze potrząsnęli głowami.
"Niestety, Wasza Cesarska Mość, nie możemy"
"A czemuż to nie możecie?"
"Cóż, Wasza Cesarska...
"...Mość..."
I zanim tkacz odpowiedział na pytanie, Cesarz mu przerwał
"Coś mi się zdaje, że gdybym go dostrzegł, wyszedłbym na głupca!" - zaśmiał się nieco zbyt
głośno.
"Otóż to, Wasza Wysokość" - powiedzieli zgodnie obaj tkacze, kłaniając się potwornie nisko.
"Stawiałoby mnie to w nader kłopotliwym położeniu" - dodał Cesarz.
"Istotnie, Wasza Wysokość"
Byłbym potwornie wściekły. A skoro już wyprodukowaliście taki paskudny wynalazek, kazałbym
wam uciąć ręce, po to tylko, żeby udowodnić, że magiczna moc działa. Bo to byłoby
fenomenalnie wprost głupie, nieprawdaż. Tym bardziej, że jesteście ponoć słynnymi tkaczami.
"Owszem, jesteśmy, Wasza Cesarska Mość"
"Otóż to. No, to kiedy zabierzecie się do pracy?"
"Od razu!" - wykrzyknęli obaj
Aria
"Drodzy tkacze... wprawdzie pieniądze to sprawa mało istotna, ale - pomyślał sobie, że
powinien o zapytać - ile będzie kosztowało utkanie takich cudownych szat?"
"No, tanie to to nie będzie"
Cesarz udał, że gniewnie marszczy czoło.
"Ale niechaj Wasza Wysokość pomyśli, co otrzyma w zamian" - rzucił jeden z tkaczy
pospiesznie.
"Wasza Cesarska Mość będzie najlepiej ubraną Cesarską Mością na świecie. Wyłącznie
naturalne włókna. Żadnej wiskozy"
"A mądrość Waszej Wysokości będzie niezaprzeczalna"
Cesarz wyraził zgodę, dostojnie kiwając głową, i powiedział po pełnej znaczenia pauzie (czyli
chwili milczenia, w czasie której poddani zielenieją z niepewności)
"Postanowiłem. Otrzymacie wszystko, o co poprosicie."
Więc poprosili
I otrzymali. Czy raczej Kanclerz, który ma klucz od skarbca, wyjął Cesarską Książeczkę
Czekową i wypisał czek. A kiedy go wypisywał, pokiwał głową i powiedział niby to do siebie, ale
tak, żeby wszyscy wokół go usłyszeli:
"A jak też opłacimy teraz szkoły, drogi, mosty, koleje i bezrobotnych?"
"Nie patrz tak na mnie" - odparł Cesarz i się zaśmiał
Aria
Tkacze z miejsca zabrali się do pracy i ustawili krosna.
Pracowali dniami i nocami.
A przynajmniej takie sprawiali wrażenie.
Najbardziej zdumiewające było to, że, jak się zdawało,
nie używali żadnych nici.
"Nie używają żadnych nici"
"Osobliwe. Zadziwiające"
"Jak można tkać nie używając nici?"
Dobre pytanie - jedno z tych, które warto zadawać, jeśli się ma pieczę nad krajem.
Wkrótce tkacze znowu pojawili się u Cesarza, który bardzo się ucieszył z ich przybycia.
"Jak też postępują wasze prace?"
"Wyśmienicie, Wasza Wysokość"
"Całkiem znakomicie"
"Cóż, w zasadzie musimy jeszcze tylko kupić jedwab, złotą nić i guziki"
"Właśnie, guziki".
"Świetnie, świetnie, możecie powrócić do zajęć"
Ale oni jakoś nigdzie nie wracali. Wręcz przeciwnie, nastąpiła żenująco długa i wyjątkowo pełna
znaczenia pauza.
"Dobrze już, dobrze, zabierajcie do pracy - rzucił Cesarz z niezadowoleniem, zauważywszy, że
nie ruszyli się z miejsca - Wzywają mnie obowiązki. Najwyższy czas żebym zastanowił się, w co
się ubiorę na popołudniową herbatkę"
"Nie możemy"
"Czego nie możecie"
"Kontynuować. Nie otrzymaliśmy wystarczających funduszy, by kontynuować prace"
Cesarz spojrzał karcąco na Kanclerza, który aż zadrżał i popatrzył na tkaczy ze zdumieniem w
oczach.
"No, na co czekasz?" - zapytał Cesarz.
Powoli i z ociąganiem Kanclerz wyciągnął Cesarską Książeczkę Czekową.
"Ile?" - spytał i zaczął wypisywać czek.
Aria
Parę dni później Cesarz powiedział sam do siebie:
"Ciekawe, co słychać u moich poczciwych tkaczy?"
Wezwał więc swojego Szambelana,
mądrego starca, na którym zawsze mógł polegać
i powiedział:
"Szambelanie, życzę sobie, żebyś poszedł do tych speców od tkania, przyjrzał się z bliska ich
robocie i wszystko mi dokładnie opowiedział".
"Wedle rozkazu, Wasza Wysokość" - odparł, kłaniając się nisko.
I wycofał się, w głębi ducha bardzo zadowolony, że nareszcie zobaczy na własne oczy o co w
tym wszystkim chodzi.
Jako że był dworzaninem do szpiku kości i bardziej lojalnym poddanym niż mógłby sobie tego
życzyć jakikolwiek cesarz, Szambelan był człowiekiem głęboko szanującym tradycję. Wiedzę o
tym, jak należy zachowywać się na dworze, czerpał z wielkiej księgi. Był to, jak już wiemy,
protokół.
Był przecież dworski krawiec. I cóż z nim było nie tak, hm? Zdał odpowiednie egzaminy, uzyskał
stanowisko w odpowiedni sposób, wypełniając odpowiednie formularze w odpowiednim czasie i
miejscu, załączając nawet pewną ilość gotówki, choć oficjalnie nie wymagano wnoszenia
żadnych opłat. Jeżeli byle Krzyś, Zdziś czy Ptyś może nagle pojawić się przed obliczem
cesarskim i ni stąd ni z owąd uzyskać otwarty kredyt bez jakichkolwiek dowodów, że potrafi
więcej niż ktokolwiek inny, że o dworskim krawcu nie wspomnę, to do czego zmierza nasz
świat? Czym mogło się poszczycić tych dwóch drani? Niczym! Niczym prócz gadania, niczym
namacalnym.
Co jak co, ale to mu się nie podobało.
Aria
Tkacze byli zachwyceni wizytą Szambelana i pokłonili się nisko. Szambelan odpowiedział im
równie niskim ukłonem.
"Przybyłem by przyjrzeć się waszej pracy; z tego właśnie powodu, a nie z innego, tutaj
przybyłem" - powiedział wolno i dostojnie.
"Wielki to dla nas honor, że Wasza Ekscelencja uznała za stosowne zainteresować się naszą
pracą"
"Istotnie. Tak czy owak, jestem tu z najwyższego rozkazu cesarskiego a nie dla własnej
przyjemności. Jego Cesarska Mość pragnąłby upewnić się, że nic nie hamuje waszych
wysiłków"
"Jakże to uprzejme ze strony Ekscelencji. Zapewniamy, że absolutnie nic nie hamuje naszych
wysiłków".
"Jego Wysokość był nad wyraz hojny"
"Poniekąd. Jego Wysokość jest nader szczodrym monarchą"
"A czy Jego Wysokość czuje się dobrze?" - zapytał jeden z tkaczy z troską w głosie.
"Dziękuję, doskonale. Przynajmniej tak się miewał kiedy opuszczałem salę tronową. A
czemużby miałoby być inaczej?"
"Zajmowanie się sprawami wagi państwowej musi być męczące"
"Sprawami wagi państwowej?" - spytał zaskoczony Szambelan
"Sprawami wagi państwowej." - powtórzył tkacz.
"Tak, oczywiście. Sprawami wagi państwowej. Śledzeniem mody. Rozbieraniem się i
ubieraniem: - tu przerwał i zastanowił się - nie, zdaje mi się, że się omyliłem. Już się ubrał.
Zatem będzie się rozbierał. Otóż to. Przygotowuje się do ceremonii spożycia drugiego
śniadania, co oznacza, że muszę w tej chwili wracać do pałacu. Towarzyszenie Jego
Wysokości podczas drugiego śnadania należy do moich obowiązków. Żegnam panów". I,
kłaniając się nisko, uchylił drzwi
Krawcy popatrzyli po sobie, mrugnęli porozumiewawczo i już mieli powiedzieć Szambelanowi
"Do widzenia", kiedy poczciwy staruszek nagle zatrzymał się, odwrócił i powiedział, chichocząc:
"Ale, ale, nie przyjrzałem się waszemu dziełu. A przecież po to tu przyszedłem - jak widzicie,
Szambelan był osobą dość roztargnioną - dalej, pochwalcie się waszymi słynnymi szatami.
Gdzie je przechowujecie?"
"Oto i one" - powiedzieli, wskazując krosna z szeroko otwartymi oczami i wielkimi uśmiechami
na twarzach.
Popatrzył na krosna. Przetarł oczy. Znowu popatrzył.
"Piękne, nieprawdaż?"
"Te niezrównane barwy!"
"I miękkość!"
Stary Szambelan zdjął okulary, wyczyścił je połą fraka, i spojrzał ponownie.
"Czy oni mnie biorą za głupca? - zapytał sam siebie - przecież tam niczego nie ma. Dlaczego
niczego mi nie chcą pokazać?"
Odwócił się i popatrzył na uśmiechniętych tkaczy.
"Piękne, prawda? - zapytał jeden z nich w wyjątkowo przekonujący sposób.
"Doprawdy, prześliczne" -dodał drugi.
Staruszek pomyślał, że oszalał, kiedy usłyszał samego siebie, mówiącego: "Tak, chyba tak,".
"Proszę dotknąć" - powiedział tkacz kusząco.
Szambelan wyciągnął rękę by dotknąć materiału, podtykanego mu pod nos przez krawca, po
czym powiedział takim tonem, jakby coś go niebywale zaskoczyło:
"Czuję - powiedział i zamilkł - piękne" - wyszeptał w końcu.
"Miękkie jak skóra?" - zapytał któryś tkacz.
"Miękkie jak skóra" - mruknął pod nosem Szambelan
"Lekkie jak wiosenny wietrzyk?" - powiedział drugi tkacz.
"Lekkie jak wiosenny wietrzyk" - powtórzył.
A potem Szambelan poczuł się, jakby wyszedł z transu i zachichotał nieco (w ogóle należal do
dość chichotliwych osób) "Lekkie jak wiosenny wietrzyk. Taaak. Tak sądze. Przyznaję to
szczerze. Nigdy w zyciu nie widziałem czegoś podobnego. Wyjątkowe. Gratuluję panom.
Jesteście znakomitymi rzemieślnikami. Artystami. Magikami"
Krawcy się pokłonili nisko.
"Przekażę to Jego Wysokości. Wyjątkowe, doprawdy, wyjątkowe".
Zamknął za sobą drzwi, zdjął kapelusz i pogładził lewą brew.
Trzeba wam wiedzieć, że był w prawdziwym szoku.
"Nie ma żadnych szat, żadnego sukna, cóż za olbrzymia strata cesarskich pieniędzy! Choć,
jeśli mam być szczery, przez moment wydawało mi się, że jednak coś zobaczyłem. Ci łajdacy
są wyjątkowo przekonujący. Zwiedli mnie. Oszuści, przestępcy, dranie!"
I popędził co sił w nogach by ostrzec Cesarza.
Zdyszany Szambelan przybył, kiedy Cesarz właśnie zdejmował szaty, w których zjadł drugie
śniadanie, by przebrać się do trzeciego śniadania
"Wasza Wysokość, muszę pomówić z Waszą Wysokością w cztery oczy?
"W cztery oczy? A cóż takiego zobaczyłeś? Mów, przecież nie mam przed nikim sekretów" rozkazał Cesarz, spoglądając na dworzan, których jedynym zajęciem było podziwianie go, kiedy
się ubiera i rozbiera.
"Nie mogę, Panie"
Cesarz spojrzał podejrzliwie.
"Mów, co takiego zobaczyłeś" - rzucił niecierpliwie.
I wtedy nastąpiła długa przerwa, tym razem bardzo znacząca, jako że biedny Szambelan
zastanawiał się, jak też ma zacząć swoją przerażającą opowieść.
"A może niczego nie wiedziałeś? Hm?" - krzyknął Cesarz nieco podenerowanym głosem, po
czym dodał: "Wiesz, że nie znoszę czekać" co zresztą było prawdą. Inna sprawa, że często
kazał czekać innym, na co ludzie u szczytów władzy niekiedy sobie pozwalają.
"Ależ nie, Panie" - wyjąkał Szambelan, a potem, namyśliwszy się nieco, wyszeptał jeszcze:
"Cóż, Panie... hm..." - odpowiednie słowa jakoś nie pchały mu się na usta.
Ale zanim Szambelan na coś się zdecydował, Cesarz wezwał straże:
"Aresztować tego człowieka. Nie nadaje się do sprawowania swojej funkcji".
I tak biedny Szambelan został zaciągnięty do więzienia.
A Cesarz był z siebie wielce zadowolony.
Ale ludzie zaczęli się pytać, czemu stary Szambelan został zaaresztowany.
Więc, aby uniknąć nieporozumień, Cesarz ogłosił specjalny edykt.
I wyjawił sekret tkaczy.
Wszyscy byli pod wielkim wrażeniem mądrości Cesarza,
nie tylko dlatego, że uwięził głupiego Szambelana,
ale przede wszystkim dlatego, że zatrudnił tkaczy.
Komuż bowiem przyszło by do głowy, że Szambelan jest głupcem, gdyby Cesarz nie rozkazał
tkać tkaczom?
Wszyscy byli z siebie tak zadowoleni,
że kiedy tkacze przyszli z prośbą o kolejne fundusze,
Cesarz, za powszechnym przyzwoleniem, polecił im wypłacić dwa razy więcej pieniędzy.
Tylko Kanclerz mamrotał coś o szkołach, szpitalach i bezrobociu, ale nikt go nie słuchał.
W jakiś czas później Cesarz postanowił, że najwyższy czas, by sam przyjrzał się pracy tkaczy.
Kazał więc zaprząc konie do karety i z całym dworem zjechał do ich warszatu .
Aria
Tkacze byli zachwyceni jego przybyciem i z miejsca zaprosili Cesarza, Kanclerza, nowego
Szambelana oraz wszystkie damy dworu i wszystkich dworzan by podziwiali ich dzieło.
Cesarz spojrzał na krosna.
Uśmiech zamarł mu na wargach.
Spojrzał na uśmiechniętych tkaczy.
Zastanowił się przez chwilkę.
Ponownie spojrzał na krosna.
Uśmiech powrócił, choć może nie był z gatunku szczególnie promiennych.
Spojrzał na dworzan, któzy nie wyglądali na szczególnie zadowolonych z siebie,
pomyślał jeszcze przez moment i powiedział bardzo głośno, żeby nikt nie miał żadnych
wątpliwości:
"Jakie to piękne... - ale powtórzył to powoli, bo jego głos zabrzmiał nieco zbyt cienko i piskliwie "...jakie to piękne. Rzekłbym, że to coś doprawdy wyjątkowego. Nigdy w życiu nie widziałem
czegoś równie pięknego. Czy ktoś ma inne zdanie na ten temat?"
I, oczywiście, wszyscy zaczęli głośno bić brawo, żeby nikomu nie przyszło do głowy, że mają
inne zdanie.
Nikt nie ośmielił się powiedzieć, że niczego nie widzi. Nawet sam cesarz.
Bo to przecież znaczyłoby, że są głupi, tępi, albo nie nadający się do sprawowania swojej
funkcji!
A Cesarz nie może wyglądać jakby nie nadawał się do sprawowania swojej funkcji, pomyślał
sobie Cesarz.
Pomyślicie sobie teraz może, że w oni naprawdę byli wszyscy głupi i tępi i że nie nadawali się
do sprawowania swoich funkcji.
A ja sobie myślę, że pewnie macie rację.
Ale jak już coś się zaczęło, to nieraz trudno to skończyć,
choćby każdy wiedział, że pomysł jest nie tylko niezbyt mądry, ale i niezwykle kosztowny.
Od razu przychodzi mi do głowy mnóstwo podobnych sytuacji, kiedy coś rozpoczęto, a potem,
nikt nie ośmiela się głośno powiedzieć, że to błąd, choć wszyscy to wiedzą. I tak już, niestety,
zostaje. Zresztą mówiłem o tym, zanim zacząłem opowiadać całą historię. Pamiętacie?
(improwizacja; rozmowa z widownią)
Co mi przypomina, że powinniśmy do niej wrócić.
Zobaczywszy tkaninę, czy raczej, nie zobaczywszy jej, Cesarz rozkazał tkaczom, by rozpoczęli
prace nad szatami, bo dotąd zajmowali się tylko materiałem, z którego mieli uszyć ubranie.
Cesarz był niezmiernie ciekawy, czy przynajmniej szaty będą widoczne.
"Ile czasu zajmie wam wykonanie nowych szat cesarskich?"
"Będą gotowe jutro rano" - obiecali tkacze.
Cesarz z miejsca radośnie ogłosił nadchodzący dzień świętem państwowym ku czci tkaczy.
Postanowił, że założy nowe szaty i poprowadzi uroczysty pochód ulicami miasta.
Wszyscy stwierdzili, że to wspaniały pomysł, ponieważ przepadali za dniami wolnymi od pracy. I
pobiegli przygotować się należycie.
Aria
Tkacze pracowali noc całą, krając i szyjąc.
Doradcy Cesarza przyglądali się temu z najwyższym zdumieniem.
Kanclerz powiedział: "Gdyby każdy pracował tak ciężko, moglibyśmy sobie pozwolić na budowę
szkół, szpitali, kolei i dróg, których tak bardzo potrzebujemy.
Wszyscy przyznali mu rację:
"Dobrze mówi!" "Święte słowa!"
I takie tam.
O świcie tkacze obwieścili:
"Skończone"
"Boskie" - zakrzyknął nowy Szambelan.
A wszyscy doradcy zaczęli gorączkowo bić brawo, po czym polecili przynieść jadło i napoje.
Bo, choć noc była długa,
wszyscy byli tak zajęci obserwowaniem pracy tkaczy,
że zupełnie zapomnieli o jedzeniu.
I nieco zgłodnieli.
Tuż po śniadaniu przybył Cesarz aby przymierzyć swoje nowe szaty. A trzeba dodać, że tego
dnia specjalnie wstał wyjątkowo wcześnie.
Tkacze stanęli przed nim i wskazali manekin.
"Spójrz, Panie - powiedział jeden z nich najwspanialsze szaty, jakie kiedykolwiek nosiłeś"
Cesarz z szacunkiem obszedł manekin, najpierw w jedną stronę, potem drugą.
Cesarz rozebrał się i powoli,
z niebywałą starannością,
krawcy ubrali go w nowe, wspaniałe szaty.
Najpierw włożyli koszulę, potem spodnie.
"Wygodne, Wasza Wysokość?"
"Znakomite, znakomite; są tak lekkie i dają taką swobodę ruchów
że sprawiają wrażenie uszytych z powietrza".
"A teraz płaszcz"
Cesarz wyciągnął ręce, najpierw jedną, potem drugą,
i, z pomocą krawców, wreszcie nałożył płaszcz.
"Lustro" - zawołał Cesarz
"nie mogę się doczekać, aż się przejrzę"
Zmierzył swoje odbicie długim spojrzeniem od stóp do głów i z powrotem. Wszystkim dech
zaparło w piesiach.
Szczególnie obu tkaczom. To była najbardziej znacząca przerwa, jaką można sobie wyobrazić.
Cesarz coś wymamrotał.
"Wasza Wysokość?" - zapytał nerwowo Szambelan, mając nadzieję na jakąś odpowiedź, choć
sam nie bardzo wiedział, na jaką.
Cesarz ponownie wymamrotał coś pod nosem.
I wtedy, tak, jak słońce wygląda zza burzowej chmury, rozświetlając całe niebo cudnym,
złocistym blaskiem, Cesarz wykrzyknął nagle:
"O, tak, o, tak, wspaniałe! Jestem... wspaniały!" I, rzeczywiście, nikt nie może zaprzeczyć, że
był bardzo... hm... dobrze zbudowany.
"Krój, styl, klasa!"
I kiedy tak na siebie patrzył, być może jakiś cieniutki głosik w jego głowie szepnął:
"Głupi, głupi, głupi, szaty, które masz na sobie
to te same szaty, w których się urodziłeś"
Ale nawet jeśli tak było, Cesarz postanowił zignorować to, co mówił my głosik.
Bo cóż innego mógł zrobić.
Obrócił się do dworzan.
"Patrzcie"
A wszyscy zaczęli bić brawo i uśmiechać się promiennie.
"Czyż nie są to najwykwintniejsze szaty, jakie kiedykolwiek miałem na sobie?"
"Żadne się z nimi nie mogą równać, Wasza Wysokość, żadne"
I zaintonowali pieśń.
Chór
Tylko Kanclerz miał wątpliwości i mruczał:
"A szkół, szpitali, dróg i kolei jak nie było, tak nie ma."
"Pójdźcie, czas najwyższy by pokazać naszą wspaniałość ludowi"
"Dmijcie w trąby, bijcie w bębny" - zakrzyknął nowy Szambelan.
"Nigdy jeszcze nie stanął nam przed oczami taki widok"
I Cesarz ukazał się swoim poddanym.
Z chorążym z uniesionym sztandarem na przedzie, z dwoma paziami, niosącymi tren, ze
wszystkimi muzykami, żołnierzami, ministrami i dworzanami
cesarski pochód przestąpił bramy pałacu
i ruszył główną ulicą miasta.
Po obu stronach drogi stały nieprzebrane tłumy
śmiejących się, machających chorągiewkami poddanych
którzy przyszli nasycić oczy widokiem wspaniałości nowych szat Cesarza.
"Cóż za dobór barw"
"Niebywałe"
"Wstyd i hańba - krzyknął dobrze znany rewolucjonista, którego nikt nie brał na serio "Wyrzucanie pieniędzy w błoto, i tyle."
"Mów co chcesz, i tak wygląda olśniewająco" - odparł mu jakiś staruszek
i zdzielił go laską w jakieś czułe miejsce,
aż rewolucjonista zawył z bólu.
"Zasłużył sobie" - rzuciła jakaś elegancka pani.
"Paskudny typ"
"Dobra robota" powiedział jeszcze ktoś inny.
"Cesarz nigdy jeszcze nie wyglądał tak wspaniale"
"Brawo, brawo"
Tłumy wiwatowały coraz głośniej.
Chór.
"Ale mamo - powiedziała mała dziewczynka, ciągnąc mamę za spódnicę - mam, on jest goły"
"Nie pleć, kochanie" - powiedziała mama na odczepnego, tak, jak mamy nieraz mówią, kiedy
myślą o czymś innym
"Ale mamo, on jest goły" - nalegała dziewczynka "Naprawdę. Zobacz. Wygląda jak tata w wannie"
"Co tam mówi pani córeczka?" - zapytał ktoś stojący obok.
Mama odparła ze śmiechem:
"Mówi, że Cesarz jest nagi. że nic nie ma na sobie. Gada, jak to dziecko".
"że nic nie ma na sobie?" - wykrzyknął staruszek.
"To niemożliwe! Może mój wzrok nie jest najlepszy, ale przecież widzę, czy człowiek jest ubrany
czy nagi, a Cesarz jest z całą pewnością..."
Tu nastąpila dłuższa przerwa, kiedy staruszek zwijał kawałek papieru w teleskop.
"...całkiem... całkiem nagi! Boże święty!
"Coś pan powiedział?" - zapytał ktoś inny.
"Nagi jest. Cesarz jest nagi!" - pisnął staruszek podekscytowanym głosem.
W tej właśnie chwili wszyscy sobie zdali sprawę ze swojej pomyłki i rozległy się okrzyki:
"Nagi, nagi jest! Cesarz jest nagi!"
Nawet Cesarz poczuł tu i ówdzie powiew zimnego wiatru, szczególnie ówdzie, gdzie z
pewnością nie powinien czuć zimnego wiatru"
"Nieco zbyt przewiewne te nowe szaty, nawet na tak pogodny dzień" - zauważył.
"Nagi, jest nagi, Jego Wysokość jest nagi"
Cesarz odwrócił się do pazia, nieco bezczelnego, ale szczerego chłopaka, i powiedział:
"Paziu, czy jestesmy nadzy?"
"Jak w dniu narodzin, Wasza Miłość"
I Cesarz zadrżał nieco. A potem zadrżał nieco bardziej. A potem powiedział do siebie:
"Nawet jeśli, to co? Teraz nie mogę się ot tak zatrzymać. Muszę ocalić godność aż dotrzemy z
powrotem do pałacu.
A wtedy już sobie porozmawiam z tkaczami."
Ale niepotrzebnie się martwił. W jednej chwili wszyscy zrozumieli, że się grubo omylili, a także
jak niesłychanie odkrywcza jest nowa moda wprowadzona przez Cesarza. Niskie koszty,
samoodnawiający się materiał, przeznaczony do prania ręcznego, sprężysty i odporny, w
dodatku o przyjemnej, różowej barwie. Prawdziwy triumf!
I kpiące docinki, padające z ust co mniej światłych poddanych Cesarza, zostały zagłuszone
potężnymi, płynącymi z głębi serc wiwatami oświeconej większości.
Cesarz był zachwycony i powrócił do pałacu w tryumfalnym pochodzie, całą drogę
zastanawiając się, jak też może wynagrodzić swoich wyśmienitych krawców.
Tak czy owak, kiedy przestąpił progi swojej komnaty, okazało się, że tkacze zbiegli i byli już
daleko, a całe pieniądze, które wypłacono im ze skarbca, a które można było przeznaczyć na
szkoły, szpitale, kolej i bezrobotnych, były bezpiecznie ukryte gdzieś, gdzie nikt ich nie znajdzie,
prócz krawców, rzecz jasna.
Ale dlaczego wyjechali w takim pośpiechu?
Jak to powiedział jeden z nich do drugiego, kiedy galopowali gościńcem:
"Pewnego dnia wszyscy ci ludzie mogą się obudzić i zrozumieć, o co tak naprawdę chodziło. I
co wtedy będzie z nami?"
Swoją drogą, to niegłupie pytanie. Ale, mówiąc między nami, ów "pewien dzień" rzadko kiedy
nadchodzi.
Aria

Podobne dokumenty