baśń Natalki
Transkrypt
baśń Natalki
Natalka Jeziorna WROC i LAWA Dawno, dawno temu, za siedmioma górami i siedmioma lasami w pobliżu zakola Odry połyskiwała ziemia pusta i jałowa. Był to efekt niszczącej siły wulkanu - Wroc, który przy Nowowiejskim trakcie wyrzucał w powietrze kłęby dymu i głazów. Zła czarownica – Południca – zamieniła serce wulkanu w żądne zemsty i zniszczenia. Okolica była szara i odpychająca. Z pobliskich wież Katedry pradawni mieszkańcy tych ziem: krasnale Marzyciel i Kolekcjoner, Latałek i Kupczyk, Marian i Ślepak, Ołbiniusz i Ossolineusz i wielu innych – obserwowali ze strachem gniew wulkanu. Cały Nowowiejski trakt pokrył się kamieniami. Wulkan wpadał coraz częściej w furię. Drżał i grzmiał. Nie chciał jak jego bracia z pobliskiego Pogórza Kaczawskiego stać się kolejnym z wygasłych wulkanów. Pewnego dnia czerwona lawa wystrzeliła w górę tak potężnym strumieniem, że pobudziła wszystkie skrzacie rodziny. Podmuch wybuchu był tak duży, że zadrżało jedyne drzewo, które uchowało się w pobliżu wulkanu – MAKLURA, siedziba dobrej wróżki ALBIN. Niepostrzeżenie zrzuciła ona swój przedziwny owoc – okrągły, złożony z tysiąca kuleczek, o cytrusowym zapachu i kolorze dawno zapomnianym w tej okolicy – soczystej, jasnej zieleni. Owoc zatopił się w lawie. I.. stało się coś zadziwiającego: lawa zabulgotała, zawirowała, znieruchomiała.. Jej czerwień zamieniła się w błękit. Wroc wykrzyknął: - Płyń, lawo! Płyń i niszcz! Pal i zabieraj! Nie spodziewał się łagodnego głosu, który zdecydowanie odpowiedział: - Nie, Wrocu! Nie chcę więcej niszczyć! Ta ziemia potrzebuje wytchnienia i opieki. Potrzebuje życia – nie zniszczenia. Dość strachu małych ludków! Dość dymów, kłębów gazu i wulkanicznych pyłów! Potrzeba tu mojej siostry – Słońca i twego brata – Wiatru. To wyjątkowe, jedyne w swoim rodzaju miejsce!!! Wroc zaniemówił. Pozostało mu spoglądać na spektakl, który zaczął rozgrywać się przed jego majestatem: Lawa łagodnie spływała w zagłębienie u stóp Wroca, wypełniła je blaskiem i błękitem, zamieniając się w niewielkie jeziorko. Wiatr rozwiał pył i delikatnie chłodził rozgrzane zbocza wulkanu. Słońce opromieniło ziemię. Wyrosły pierwsze paprocie i drzewa: dumne dęby, życiodajne lipy, niepospolite buki , dostojne daglezje, szare topole i rozłożyste platany. Z dalekiej Syberii wiatr przywiał nasiona kargany, a z odległej Ameryki – czeremchy. Przyleciały ptaki: kaczki krzyżówki, białe i czarne łabędzie, a nawet siwe czaple. W końcu zeszli się ludzie! Przyszli z różnych stron – z odległego Wschodu i bliższego Zachodu. Przyszli z Południa. Pierwsze nad jeziorkiem pochyliły się praczki – nareszcie znalazły czystą wodę, mogły oczyścić ubrania i ręce. Radośnie zabrały się do pracy. Ich śpiew zachwycił Wroca. Lekko pochylił się więc i przejrzał w Lawie, która stała się wodą. Przejrzał się i złagodniał. Zły czar prysnął. Zobaczył bowiem w tafli jeziora błękit nieba, rozpostarte ramiona wierzb, które przygarnęły w ciszę swych gałęzi zbłąkane kaczki i łabędzie. Zobaczył siebie. I zawstydził się swego zła i czerni. Lawa zalotnie srebrzyła się jednak do niego i Wroc odetchnął z ulgą. Szybko porosła go zielona trawa, a u jego stóp przysiadły niewysokie krzewy śnieguliczki i dereniów. Krasnale rozeszły się po świecie i opowiadają, że jest takie miejsce na świecie na brzegu Odry, które tętni energią wulkanu i wabi łagodnością. Na cześć WROCa i LAWy nazwali je WROCŁAW ! Jest w nim miejsce na spokój i powolność wśród parkowych alejek, ale i żywiołowość maratonów i rowerowych pikników; na głośne koncerty Wyspy Słodowej i delikatne nuty Filharmonii. Jest miejsce na nowoczesne wystawy i pamięć o przeszłości. Jest miejsce do biegania i spacerów; miejsce, by usiąść i wsłuchać się w cudze historie lub opowiedzieć swoją . Miejsce dotąd niedostępne i zniszczone stało się oazą spokoju. Żyzna ziemia – pozostałość wulkanicznych minerałów – zachęciła działkowców do uprawy ogródków. Dobry wulkan (o którym nikt nie wie, że jest wulkanem ) użycza swego grzbietu: w zimie dzieciom do jazdy na sankach; latem – do opalania i biwakowania . Lawa wciąż połyskuje wśród drzew Parku Nowowiejskiego, ciesząc się, gdy zimą drapią ją łyżwy, a latem głaszczą ptasie pióra. Uśmiech Słońca pozostał na wieży ratuszowego zegara. I stale wieją tu tylko dobre wiatry ! *** [A krasnale wróciły do miasta, prowadząc za sobą rzesze turystów zachwyconych spokojem i energią WROCŁAWIA .]