[Klątwa tygrysa – tekst dla Weltbilda]
Transkrypt
[Klątwa tygrysa – tekst dla Weltbilda]
Kishan bacznie przyglądał się mojej twarzy. – Jest jeszcze coś, co mnie ciekawi, Kelsey. Uśmiechnęłam się. – Jasne, co chcesz wiedzieć? – Co się właściwie dzieje między tobą a Renem? Poczułam, jakby na klatce piersiowej zacisnęło mi się imadło, ale starałam się tego nie okazać. – Co masz na myśli? – Czy wy dwoje jesteście dla siebie czymś więcej niż towarzyszami podróży? Czy jesteście razem? – Nie – odparłam natychmiast. – Zdecydowanie nie. Kishan uśmiechnął się od ucha do ucha. – To świetnie! – Chwycił mnie za rękę i ucałował ją. – To znaczy, że możesz się ze mną umówić. Zresztą żadna dziewczyna przy zdrowych zmysłach nie chciałaby być z Renem. Jest taki… nadęty. Zimny. Przez chwilę przyglądałam mu się z otwartymi ustami, a potem poczułam, że gniew przeważa nad zdumieniem. – Po pierwsze, nie zamierzam być z żadnym z was. Po drugie, dziewczyna, która odrzuciłaby Rena, musiałaby być wariatką. Nie jest ani nadęty, ani zimny. Jest troskliwy, ciepły, oszałamiająco przystojny, godny zaufania, lojalny, uroczy i czarujący. Kishan uniósł brew i przez moment przyglądał mi się z namysłem. Lekko skuliłam się pod jego spojrzeniem, wiedząc, że odezwałam się zbyt szybko i powiedziałam za dużo. W końcu książę powiedział z wahaniem: – Rozumiem… Być może masz rację. Dhiren, którego znałem, z pewnością zmienił się przez te kilkaset lat. A jednak, choć uparcie się zarzekasz, że nie chcesz być z żadnym z nas, chciałbym cię dziś zaprosić na uroczystą kolację. Skoro to nie może być… jakie jest właściwe słowo? – Randka. – Skoro to nie może być randka, proponuję przyjacielskie spotkanie. Skrzywiłam się. Kishan nie dawał za wygraną. – Z pewnością nie zostawisz mnie samego mojego pierwszego wieczoru z powrotem w prawdziwym świecie? – Uśmiechnął się. Chciałam, żebyśmy byli przyjaciółmi, ale nie byłam pewna, co mu odpowiedzieć. Przez chwilę zastanawiałam się nawet, co by na to powiedział Ren i co by to oznaczało dla naszej relacji. – A dokąd właściwie chcesz pójść? – spytałam. – Pan Kadam mówił, że w pobliskim miasteczku jest restauracja z parkietem do tańca. Pomyślałem, że moglibyśmy coś zjeść, a potem nauczysz mnie tańczyć. Parsknęłam nerwowym śmiechem. – To moja pierwsza wizyta w Indiach. Nic nie wiem o tutejszych tańcach ani o muzyce. Ta nowina wprawiła Kishana w jeszcze większy zachwyt. – To fantastycznie! Zatem będziemy uczyli się razem. Nie przyjmuję odmowy. – Szybko wstał i pomknął w stronę domu. – Kishanie, poczekaj! – zawołałam za nim. – Nawet nie wiem, w co się ubrać! – Spytaj Kadama! – odkrzyknął. – On wie wszystko! Zniknął w domu, a ja pogrążyłam się w ponurych rozmyślaniach. Ostatnie, czego chciałam, to starać się utrzymać dobry nastrój, podczas gdy czułam się kompletnie wyczerpana i wyzuta z wszelkich emocji. Cieszyłam się jednak, że Kishan wrócił i że ma taki świetny humor. W końcu uznałam, że choć wcale nie mam ochoty świętować, nie chcę gasić w Kishanie jego na nowo odnalezionego apetytu na życie. Ruszyłam w stronę domu, gdy nagle coś się zmieniło. Ramiona pokryła mi gęsia skórka. Rozejrzałam się, ale nic nie zobaczyłam ani nie usłyszałam. A potem poczułam, jak całe moje ciało przeszywa elektryczna fala. Coś sprawiło, że moje oczy powędrowały w górę. Ren stał na werandzie, oparty o kolumnę, z założonymi na piersi ramionami, i mi się przyglądał. Przez chwilę patrzyliśmy na siebie bez słowa. Poczułam, jak zmienia się atmosfera między nami – stała się gęsta, ciężka, niemal namacalna, jak powietrze tuż przed burzą. Czułam, jak ogarnia mnie jej moc, czułam ją na skórze. Parne, duszne napięcie, wywołane pojawieniem się Rena napierało na mnie, jakby chciało mnie wessać w próżniowy lej. Poczułam, że muszę mu się wyrwać. Zamknęłam oczy i ruszyłam przed siebie, nie zatrzymując się. Dowlokłam się do pokoju, mimo okropnego uczucia jakby ktoś mi coś w środku rozerwał, i wciąż czułam na sobie jego wzrok, który wypalał mi dziurę między łopatkami. Resztę popołudnia spędziłam w sypialni. Pan Kadam złożył mi wizytę, żeby wyrazić swoją radość z faktu, że spędzę uroczysty wieczór z Kishanem. Uznał, że rzeczywiście jest okazja do świętowania i że powinniśmy wybrać się wszyscy razem. – A więc pan i Ren chcecie się do nas przyłączyć? – Nie widzę przeciwwskazań. Zapytam, czy ma ochotę. – Proszę pana, a może lepiej, żebyście poszli w trójkę i urządzili sobie męski wieczór? Będę wam tylko przeszkadzać. – Bzdury, panno Kelsey. Wszyscy mamy co świętować, a ja dopilnuję, żeby Ren zachowywał się, jak należy. Już wychodził, kiedy zawołałam: – Proszę poczekać! Nie wiem, w co się ubrać. – Jak pani sobie życzy. Strój może być współczesny lub bardziej tradycyjny. Może błękitna śarara? Tutaj wiele kobiet nosi je na uroczyste okazje. Będzie w sam raz. Kiedy zobaczył, że spuściłam nos na kwintę, dodał: – Jeśli nie ma pani ochoty jej zakładać, proszę się ubrać normalnie. Będzie dobrze, cokolwiek pani wybierze. Wyszedł, a ja jęknęłam głośno. Perspektywa robienia dobrej miny do złej gry w towarzystwie Kishana była już wystarczająco przygnębiająca, a teraz jeszcze będzie tam Ren, co oznacza wciągnięcie w emocjonalny wir. Ogarnęło mnie zdenerwowanie. Chciałam się ubrać normalnie, ale wiedziałam, że chłopcy wystroją się pewnie w garnitury od Armaniego albo coś w tym guście, i nie chciałam stanąć obok nich w dżinsach i adidasach, zdecydowałam się więc na śararę, jedwabną suknię w indyjskim stylu. Wyciągnęłam suknię z szafy i westchnęłam. Była taka piękna. [...] Zarówno górną część, jak i spódnicę miała wyszywaną drobnymi srebrzystymi perełkami w kształcie łezek. Spódnica gładko prześliznęła mi się przez głowę i wzdłuż ramion, by zatrzymać się wokół talii. Wąska na górze, opadała do podłogi wirującymi, ciężkimi fałdami – ciężkimi z powodu setek pereł naszytych gęsto u dołu. Króciutkie trójkątne rękawki również były wyhaftowane perełkami. Dopasowana górna część sukni kończyła się tuż nad pępkiem, odsłaniając pięć centymetrów gołego brzucha. Na co dzień nie nosiłabym takiego stroju, ale ta sukienka była olśniewająca. Okręciłam się przed lustrem. Czułam się jak księżniczka. [...] Potem spędziłam trochę czasu nad fryzurą i makijażem. Mocniej niż zwykle pomalowałam oczy, użyłam nawet szarofioletowego cienia do powiek. Rozprostowałam też włosy. Kiedy je wygładzałam, wykonując długie, powolne ruchy prostownicą, poczułam, że ta czynność mnie rozluźnia i ma bardzo terapeutyczne działanie. Kiedy skończyłam, złotobrązowe włosy opadały mi na plecy gładką i lśniącą zasłoną. Ostrożnie włożyłam przez głowę błękitną górę sukni, a potem ułożyłam na biodrach ciężką spódnicę, starannie układając jej migotliwe warstwy. Podobał mi się jej ciężar. Przesunęłam palcami po misternym hafcie z perełek i nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Rozległo się pukanie do drzwi. W progu stał pan Kadam. – Gotowa, panno Kelsey? – Niezupełnie. Nie mam butów. – Ach, być może znajdziemy coś w szafie Nilimy. Poszłam za nim do sypialni Nilimy. Otworzył szafę i wyciągnął z niej parę złotych sandałków. Były odrobinę za duże, ale kiedy zapięłam je ciasno, okazały się całkiem znośne. Pan Kadam podał mi ramię. [...] Wyszliśmy na podjazd przed domem, gdzie spodziewałam się ujrzeć jeepa, ale zamiast niego moim oczom ukazał się lśniący platynowy rolls-royce phantom. Pan Kadam otworzył przede mną drzwi, a ja wsiadłam i osunęłam się na luksusowe, szare skórzane siedzenie. – Czyj to samochód? – spytałam, przesuwając dłonią po wypolerowanej desce rozdzielczej. – Och, ten? Mój. – Pan Kadam wyraźnie pękał z dumy i miłości do swego pojazdu. – Większość samochodów w Indiach to małe, ekonomiczne modele. Właściwie tylko około jednego procenta społeczeństwa posiada własny samochód. Gdyby pani porównała auta indyjskie z amerykańskimi…[...] Kiedy w końcu zapalił, silnik nie ryknął, lecz zaczął cicho mruczeć. No proszę. – Kishan już schodzi, a Ren… postanowił zostać w domu. – Rozumiem. Powinnam się cieszyć, ale z zaskoczeniem odkryłam, że jestem rozczarowana. Wiedziałam, że nie powinniśmy spędzać razem czasu, dopóki nam nie przejdzie to… zauroczenie. Ren prawdopodobnie chciał w ten sposób pokazać, że szanuje moją wolę, a mimo to jakaś część mnie pragnęła go zobaczyć przynajmniej ten jeden, ostatni raz. Przełknęłam rozczarowanie i uśmiechnęłam się do pana Kadama. – Nie szkodzi. I bez niego możemy się dobrze bawić. Z domu wybiegł Kishan. Miał na sobie bordowy sweter z dekoltem w serek i starannie wyprasowane spodnie w kolorze khaki. Obciął włosy, które, ułożone w lekko zmierzwione fale, nadawały mu nieco nonszalancki wygląd hollywoodzkiego amanta. Cienki sweter podkreślał muskularną sylwetkę. Książę wyglądał niezwykle atrakcyjnie. Otworzył drzwi i wskoczył na tylne siedzenie. – Wybaczcie, że to tak długo trwało. Wychylił się pomiędzy naszymi fotelami. – Hej, Kelsey, tęskniłaś… – Gwizdnął. – Kelsey! Wyglądasz cudownie! Będę musiał odganiać facetów kijem! Zaczerwieniłam się. – Daj spokój, nie będziesz miał nawet okazji, żeby się do mnie zbliżyć, bo natychmiast otoczy cię tłum kobiet. Kishan uśmiechnął się od ucha do ucha i odchylił do tyłu. – Cieszę się, że Ren zrezygnował. Będzie cię więcej dla mnie. – Hmm. – Odwróciłam się do przodu i zapięłam pas. Zatrzymaliśmy się przed przyjemną restauracją, ze wszystkich stron otoczoną gankiem. Kishan wybiegł z auta i pospieszył otworzyć przede mną drzwi. Wyciągnął do mnie ramię i uśmiechnął się rozbrajająco. Roześmiałam się i wzięłam go pod łokieć, twardo postanowiwszy niczym się nie przejmować i miło spędzić wieczór. Usadzono nas przy stoliku z tyłu sali. Kiedy przyszła kelnerka, zamówiłam wiśniową colę dla siebie i Kishana. Książę z radością pozwalał również, żebym sugerowała mu wybór dań. Miło było razem oglądać menu. Kishan pytał o moje ulubione potrawy i radził się, co wybrać. Przetłumaczył mi opisy dań z karty, a ja mówiłam mu, co o nich sądzę. Pan Kadam zamówił ziołową herbatę i przysłuchiwał się naszej rozmowie. Kiedy już złożyliśmy zamówienia, zaczęliśmy się przypatrywać wirującym po parkiecie parom. Grała spokojna, niezbyt głośna muzyka, jakiś klasyczny przebój, ale w innym języku. Zamilkłam i pozwoliłam, żeby ogarnęła mnie melancholia. Kiedy przyniesiono kolację, Kishan rzucił się na nią z wielkim apetytem, a gdy dałam za wygraną i przestałam zmuszać się do jedzenia, skończył również moją porcję. Wyglądał na zafascynowanego wszystkim dookoła – ludźmi, językiem, muzyką, a właszcza potrawami. Zadawał panu Kadamowi tysiące pytań, takich jak: „jak się płaci?”, „skąd się bierze pieniądze?”, „ile mam dać kelnerce?”. Słuchałam go z uśmiechem, ale myślami byłam gdzie indziej. Kiedy sprzątnięto już nasze talerze, rozsiedliśmy się wygodnie i obserwowaliśmy otaczających nas ludzi, sącząc napoje. Pan Kadam stał i wyciągnął rękę. Uśmiechał się do mnie, a oczy mu lśniły. – Panno Kelsey, czy mogę panią prosić? Spojrzałam na niego, uśmiechnęłam się smutno i pomyślałam o tym, jak bardzo będę tęsknić za tym dobrym człowiekiem. – Oczywiście, proszę pana. Poklepał mnie po ręce i poprowadził na parkiet. Był bardzo dobrym tancerzem, podczas gdy ja z chłopakami tańczyłam dotąd tylko kilka razy na szkolnych zabawach, co polegało głównie na obracaniu się w kółko do końca piosenki. Tamte tańce nigdy nie wydawały mi się interesujące, ale taniec z panem Kadamem był zupełnie inny. Mój partner zręcznie prowadził mnie wokół parkietu i obracał tak, że furkotała mi spódnica. [...] Jego umiejętności sprawiły, że i ja poczułam się jak niezgorsza tancerka. Kiedy skończyła się piosenka, wróciliśmy do stolika. Pan Kadam udawał zdyszanego staruszka, ale tak naprawdę to ja miałam trudności ze złapaniem tchu. Kishan niecierpliwie postukiwał stopą o podłogę, a gdy tylko wróciliśmy, natychmiast się zerwał, chwycił mnie za rękę i poprowadził z powrotem na parkiet. Tym razem muzyka była szybsza. Kishan okazał się pojętnym obserwatorem i zręcznie kopiował ruchy pozostałych tancerzy. Miał wyczucie rytmu, ale za bardzo starał się wyglądać naturalnie. Mimo to dobrze się bawiliśmy, a ja śmiałam się przez cały czas. Szybka piosenka skończyła się i rozbrzmiał nastrojowy miłosny szlagier. Ruszyłam w stronę stolika, ale Kishan złapał mnie za rękę i powiedział: – Zaczekaj, Kelsey. Chcę tego spróbować. Przez kilka sekund przyglądał się parze obok nas, a potem ułożył sobie moje ręce na karku i objął mnie w talii. Jeszcze przez chwilę obserwował inne pary, a potem spojrzał na mnie z zawadiackim uśmiechem. – Zdecydowanie widzę zalety tego rodzaju tańca. – Przyciągnął mnie mocniej do siebie i mruknął: – Tak, to bardzo miłe. Westchnęłam i zamyśliłam się na chwilę. Nagle przez moje ciało przeszedł jakiś głęboki, wibrujący dźwięk. Dudnienie. Nie. Cichy pomruk. Spojrzałam na Kishana, zastanawiając się, czy też to usłyszał, ale on wpatrywał się w coś ponad moją głową. Cichy, ale stanowczy głos za moimi plecami powiedział: – Ten taniec należy do mnie. To był Ren. Wyczuwałam jego obecność. Ogarnęło mnie jego ciepło i zadrżałam cała jak wiosenny listek na wietrze. Kishan zmrużył oczy i odparł: – Ten taniec należy do tego, kogo wybierze dama. Spojrzał na mnie. Nie chciałam urządzać scen, więc pokiwałam głową i zdjęłam ręce z jego karku. Kishan rzucił bratu gniewne spojrzenie i rozzłoszczony zszedł z parkietu. Ren stanął przede mną, delikatnie ujął moje dłonie w swoje i położył je sobie na karku, przez co jego twarz znalazła się tuż przy mojej, wywołując ból w moim sercu. Potem rozmyślnym ruchem przesunął rękami po moich ramionach i bokach, aż w końcu objął mnie w talii. Okrężnymi ruchami głaskał moją nagą skórę w okolicy krzyża, ścisnął mnie w pasie i przyciągnął do siebie. Prowadził z wdziękiem tanecznego eksperta. Nic nie mówił, a w każdym razie nie używał słów, ale i tak wysyłał mi mnóstwo sygnałów. Przycisnął czoło do mojego czoła, a potem nachylił się i muskał nosem moje ucho. Przytulił twarz do moich włosów, a potem podniósł rękę i pogłaskał je. Jego palce wędrowały po moim nagim ramieniu i talii. Kiedy piosenka się skończyła, oboje potrzebowaliśmy chwili, żeby odzyskać zmysły i przypomnieć sobie, gdzie jesteśmy. Ren musnął palcem moją dolną wargę, apotem sięgnął po moją dłoń, zdjął ją sobie z karku i powiódł mnie na ganek. Myślałam, że się tam zatrzyma, ale on poprowadził mnie po schodkach w stronę ocienionego drzewami skwerku z kamiennymi ławkami. [...] Przystanęliśmy pod drzewem. Starałam się jak najmniej poruszać i milczałam, żeby nie powiedzieć czegoś, czego potem pożałuję. Ren wziął mnie pod brodę i przechylił moją twarz, tak żeby móc spojrzeć mi prosto w oczy. – Kelsey, muszę ci coś powiedzieć. Proszę, wysłuchaj mnie i nie przerywaj, dopóki nie skończę. Z wahaniem skinęłam głową. – Po pierwsze chcę, żebyś wiedziała, że dotarło do mnie wszystko, co powiedziałaś wczoraj wieczorem, i że poważnie się nad tym zastanawiałem. – Odgarnął mi za ucho kosmyk włosów i przesunął palcami po moim policzku i ustach. Uśmiechnął się do mnie słodko, a ja poczułam, jak kiełkująca we mnie miłość zwraca się w stronę tego uśmiechu jak roślina w stronę ożywczych promieni słońca. – Kelsey. – Przeczesał dłonią włosy, a jego uśmiech nieco się wykrzywił. – Prawda jest taka że… zakochałem się w tobie, i to już jakiś czas temu. Zaparło mi dech w piersiach. Ren wziął mnie za rękę i bawił się moimi palcami. – Nie chcę, żebyś wyjeżdżała. – Zaczął całować moje palce, wpatrując mi się prosto w oczy. Byłam jak zahipnotyzowana. Potem wyjął coś z kieszeni. – Mam coś dla ciebie. – Był to złoty łańcuszek z podzwaniającymi wisiorkami. – To bransoletka na kostkę. Bardzo popularna w tych stronach. Kupiłem ją, żebyśmy już nigdy nie musieli szukać dzwonka. Kucnął, przebiegł dłonią po mojej łydce i zapiął bransoletkę na kostce. Zachwiałam się i z wrażenia prawie upadłam. Ren musnął palcami złote dzwoneczki, a potem wstał. Położył mi ręce na ramionach i przyciągnął mnie do siebie. – Kells… proszę. – Pocałował mnie w skroń, potem w czoło i w policzek, a pomiędzy pocałunkami błagał cicho: – Proszę… Proszę… Proszę… Powiedz, że ze mną zostaniesz. – Jego wargi delikatnie otarły się o moje. – Potrzebuję cię – powiedział, a potem z całej siły przycisnął usta do moich ust. Czułam, że tracę rezon. Tak bardzo go pragnęłam i potrzebowałam. Już prawie dałam za wygraną. Prawie mu powiedziałam, że nie ma na świecie nic, czego bardziej bym chciała niż z nim zostać. Że nie wiem, czy potrafię żyć z dala od niego. Że jest mi najdroższy na świecie. Że oddałabym wszystko, żeby móc z nim być. Ale w tym momencie on przyciągnął mnie do siebie i wyszeptał mi do ucha: – Błagam, nie zostawiaj mnie, prija. Nie wiem, czy przeżyję bez ciebie. Moje oczy wypełniły się łzami, które spłynęły po policzkach. Dotknęłam jego twarzy. – Nie rozumiesz, Ren? To właśnie dlatego muszę odejść. Musisz się przekonać, że potrafisz żyć beze mnie. Że w życiu liczą się też inne rzeczy. Musisz zobaczyć świat, który się przed tobą otworzył, i zrozumieć, że masz wybór. Nie chcę być twoją klatką.