Seminarium Krzycha nad książką
Transkrypt
Seminarium Krzycha nad książką
Aleksandra Derra O kłopotliwej tożsamości typu instant. Kobieca podmiotowość w styranizowanym chwilą świecie. Na marginesie książki T.H. Eriksena Fakt, że słowo „instant” (chwila, to, co natychmiastowe, chwilowe) staje się podstawowym pojęciem dla zrozumienia naszych czasów, nie jest bynajmniej spowodowany niezwykłym światowym sukcesem kawy rozpuszczalnej firmy Nestlé. Chwila jest emferyczna – poniekąd „rozpuszczalna” właśnie – powierzchowna i intensywna . (T. H. Eriksen) Abstrakt: W artykule poniższym przywołuję opatrzone stosownym komentarzem wybrane, najciekawsze moim zdaniem, tezy książki Thomasa Hyllanda Eriksena Tyrania chwili. Szybko i wolno płynący czas w erze informacji. Tezy te stają się punktem wyjścia rozważań nad interesującym mnie tutaj problemem kobiecej podmiotowości/tożsamości i sposobem jej ujmowania w feminizmie współczesnym. Wyjściowo przyjmując, że wnioski na temat stanu współczesnej kultury jakie głosi Eriksen są prawdziwe, analizuję możliwość budowania filozoficznych podstaw kobiecej podmiotowości w erze informacji i szybko płynącego czasu. W szczególności poddaję pod rozwagę sposób, w jaki myśl feministyczna od lat pochłonięta problemem kobiecej tożsamości, radzi sobie z formułowaniem jego rozwiązania biorąc pod uwagę specyfikę świata współczesnego, w jakim tożsamość, o której mowa miałaby szanse się kształtować. Tytułe m wprowadzenia Książka Thomasa Hyllanda Eriksena Tyrania chwili. Szybko i wolno płynący czas w erze informacji wydaje mi się pozycją niezwykłą z kilku powodów1 . Zaskakuje śmiałą próbą dokonania racjonalizacji i uteoretycznienia poszczególnych aspektów otaczającego nas świata; świata, w którym rozpoznać można elementy własnego, codziennego życia. Nazywam to próbą śmiałą, ponieważ wszelkie oceny tego, co dzieje się teraz, siłą rzeczy naznaczone są brakiem dystansu i potrzebą ryzykownego łączenia w ciągi przyczynowo-skutkowe zjawisk, 1 T. H. Eriksen, Tyrania chwili. Szybko i wolno płynący czas w erze informacji, PIW, Warszawa 2003. 1 które dzieją się na naszych oczach. W swojej książce Eriksen poddaje filozoficzno(socjologicznej, antropologicznej, kulturowej) obróbce obserwację, której sami dokonujemy wielokrotnie przy różnych okazjach, stwierdzając że „wszystko toczy się coraz szybciej, a wszyscy mają coraz mniej czasu”. Obróbka ta skutkuje nie tylko rozpoznaniem skąd się owo przyspieszenie i poczucie „pędzącego czasu” wzięło, ale także próbą udzielenia odpowiedzi na pytanie, czy da się jeszcze „zwolnić”, a jeśli tak, w jaki sposób można by to zrobić. Eriksen przekonuje czytelnika, że to czas właśnie, w tym także nasz własny prywatny czas wolny, stał się najcenniejszym i najbardziej pożądanym „towarem” we współczesnym świecie ery informacyjnej. Trudno nad taką konstatacją przejść do porządku dziennego, chcemy czy nie, dotyczy ona bowiem nas samych, a nie tylko wielkich tego świata, czy globalnych procesów, nad którymi nie panujemy. Książce Eriksena nie brak reformatorskiego tonu, przeplatanego co jakiś czas stwierdzeniami o zabarwieniu konserwatywnym, oraz wielokrotnie powtarzanym przekonaniem, że zmian można i należy dokonać 2 . Zostawmy na razie na marginesie pytanie, czy zasadnie jest autor takim optymistą. Wydaje się jednak, że naprawcze zapędy humanizującego teoretyka zasługują na pochwałę, zważywszy na powszechnie panujące przekonanie o niemocy filozofii i humanistyki razem wziętych w praktycznym oddziaływaniu na losy świata. Najważniejsza z tez książki Eriksena brzmi, że „niepowstrzymany i masowy zalew informacji w naszych czasach zaczyna wypełniać wszelkie luki i wolne przestrzenie, co w konsekwencji doprowadzić może do tego, że wszystko stanie się histeryczną serią przesyconych aktualnością chwil (...)”3 . Taka chwilowość sprawia, że te elementy świata, które do swojego ukonstytuowania potrzebują czasu wolno płynącego międzyludzkie, rodzina, tożsamość (osobowa, narodowa) jak relacje stają się powierzchowne, płytkie i chwilowe, tracąc swoją dawną wartość. Zaczynają funkcjonować jako elementy typu instant, i podobnie jak kawa rozpuszczalna posiadają pewien smak, ale jakże odmienny od aromatycznego smaku świeżo zaparzonej i dobrej jakości kawy 4 . W kontekście powyższej 2 Terminem „konserwatyzm” ilustruję w ty m miejscu wyrażanie tęsknoty za tym, co było (za starym), i ocenianie zmian jako jakościowo gorszych w stosunku do tego, co było. Zob. tezy Eriksena na temat przejścia od słowa pisanego do wystukanego na klawiaturze ko mputera (s. 89), oceny muzy ki współczesnej (s. 95), sytuacji rodziny (s. 183, 186-187), stanu kultury hołubiącej młodość (s. 191). Przy czy m Eriksen ma świadomość, że nie ma powrotu do świata przed-nowoczesnego i przed-informacyjnego a szereg zmian jest korzystnych. Tamże. 3 Tamże, s. 11. 4 Tamże, s. 169-170. 2 diagnozy chcę postawić kilka pytań. Czy zmiana jakościowa, jaką dostrzega Eriksen w świecie, ma wpływ na budowanie podstaw kobiecej tożsamości, a jeśli tak to jaki? 5 Czy stereotypy dotyczące kobiecości (szkodliwe w szczególnym stopniu w obecnej pos taci) mogą zostać zburzone poprzez zmieniającą się w niekontrolowanym tempie rzeczywistość? Czy raczej wymogi kulturowe stawiane przed kobietami zupełnie nie ulegną zmianie? Czy zmienność i przyspieszenie, o których jako podstawowych elementach naszej wspó łczesnej rzeczywistości pisze Eriksen, dają w ogóle szanse na zbudowanie kobiecej tożsamości, jeśli jej tworzenie zakłada niezmienność, powtarzalność oraz utrwalanie? Czy należy traktować je jako warunki konieczne budowania tożsamości? Nie odpowiadam na po wyższe pytania wprost, są one jednak obecne w refleksji, jakiej poddaję teoretyczne możliwości budowania kobiecej tożsamości. Problem tożsamości czy podmiotowości nie dotyczy rzecz jasna jedynie kobiet, ale można go w równej mierze postawić w odniesieniu do mężczyzn. Zajmuję się kwestią kobiecości nie tylko z racji bycia kobietą zainteresowaną feministycznymi teoriami czy ruchem feministycznym. Jeżeli mamy obecnie do czynienia z czymś, co można by nazwać „kryzysem męskości” czy „męskiej podmiotowości”, to k ryzys ten spowodowany jest załamaniem się dotychczasowego paradygmatu ujmowania męskiej tożsamości oraz zmianą relacji pomiędzy mężczyznami a kobietami we współczesnym świecie. Tożsamość ta wymaga więc przeformułowania. Z podmiotowością kobiecą jest inaczej. Ze względu na historię oraz specyfikę naszej kultury, kobieca podmiotowość nie została nigdy w pełni ukształtowana, a sama odpowiedź na pytanie o to, czym jest kobieta czy kobiecość, nie została poddana należnemu namysłowi. Kobieca podmiotowość wymaga więc teoretycznego zbudowania. Jeżeli faktem jest, że sytuacja budowania tożsamości w naszym świecie, w którym gramy jedynie resztkami, w każdym z powyższym wypadków się skomplikowała, to w przypadku podmiotowości kobiecej wydaje się, że mamy do czynienia z sytuacją beznadziejną. W niestabilnej, zmiennej i przepełnionej informacjami rzeczywistości, która zdaje się nie posiadać fundamentów, poszukujemy podstaw do budowania czegoś, czego poszukiwania ani 5 Dla uproszczen ia po mijam tutaj teoretyczne ró żnice po między takimi kategoriami jak „ja”, „tożsamość” i „podmiotowość”. Dwie p ierws ze wydają się być bliższe ujęcio m psychologicznym, a ostatnia jest typowym pojęciem filo zoficzny m. Problemy z ugruntowaniem kobiecej podmiotowości, z budowaniem autonomiczności osobowego kobiecego ja czy kobiecej tożsamości (w ogólności) występują w myśli feministycznej jako ściśle ze sobą powiązane, i tak je tutaj traktuję. Zob. S. Beauvoir, Druga płeć, Wydawnictwo Santorski & CO, Warszawa 2003, wstęp oraz M . Friedman, Autonomy, Social Disruption, and Women, w: Feminist Theory. A Philosophical Anthology, A. Cudd, R. Andreasen (red.), Blackwell, Oxford 2005, s. 339-351. 3 nie jesteśmy pewne, ani nie wiemy, czy jesteśmy w stanie znaleźć dla tego stosowny język 6 . Na powyższym etapie rozważań rysują się dwa możliwe rozwiązania. Pesymiści powiedzą, że szklanka z myślą feministyczną jest do połowy pusta, bo kobiety utraciły bezpowrotnie szanse na zbudowanie własnej tożsamości (to było możliwe jedynie w dobie sformułowań modernizmu oraz towarzyszącej mu nowoczesności), a tym samym nie będą wiedziały kim są, a ich społeczne działania zostaną uniemożliwione 7 . Optymiści, do których grona się ciągle zaliczam, widząc tę samą szklankę do połowy pełną stwierdzą, że tożsamość kobiecą można zbudować, należy tylko wypracować nową metodę jej dookreślania i zastosować do tego inne, stosowne narzędzia. Na początku wprowadzę czytelnika w najbardziej podstawowe tezy myśli feministycznej dotyczącej kobiecej tożsamości, następnie omówię wybrane tezy książki Eriksena w interesującym mnie tutaj kontekście, aby zakończyć wnioskami, jakie dadzą się tymczasowo wyciągnąć z powyższej konfrontacji. Budowanie teoretycznych podstaw dla kobiecej tożsamości jako podstawowy kłopot ws półczesnych koncepcji feministycznych. Kwestia kobiecej tożsamości jako zasadniczy problem niemal wszystkich teorii feministycznych może zostać rozpisana na kilka zasadniczych wątków teoretycznych. Kryje się za nimi najważniejsze założenie, zgodnie z którym, jeśli teorie formułowane w ramach feminizmu mają służyć rozwiązywaniu pewnych praktycznych kwestii społecznopolitycznych, to porzucenie określenia kobiecej tożsamości może doprowadzić do sytuacji, w której zabraknie teoretycznych podstaw dla praktycznych działań. Upraszczając, nie będzie wiadomo „komu” ewentualne działania miałyby służyć, skoro niewiadomo „kim” ów „ktoś” (kobieta) jest. Nakreślając główne ramy dyskusji nad kobiecą tożsamością, jaka toczy się w myśli feministycznej, rozpisuję ją na dwa rodzaje stanowisk, mianowicie, esencjalistyczne i antyesencjalistyczne. Upraszczając, do pierwszej grupy zaliczam te teorie, w których kobiecość traktuje się jako „coś” posiadającego niezmienną historycznie i dającą się dookreślić istotę (esencję), do drugiej takie koncepcje, w których zaprzecza się, że tak rozumiana kobiecość istnieje. W obu przywoływane jest zasadnicze, by nie powiedzieć, 6 Zob. Z. Bau man, Identity, Polity, Camb ridge 2004, s. 12-13. 7 Zob. E. Hy ży Ewa, Teorie podmiotu w filozofii feministycznej końca XX wieku, Universitas, Kraków 2003, s. 260. 4 centralne pytanie dyskusji nad kwestią kobiecej tożsamości/podmiotowości w myśli feministycznej począwszy od lat osiemdziesiątych. Brzmi ono: czy należy szukać teoretycznych, niepodważalnych podstaw „kobiecości” rozumianej jako kategoria uniwersalna i poza/ponad/kulturowa? 8 Czy istnieje coś takiego jak „kobiecość” w ogóle? Czy da się dookreślić warunki konieczne i wystarczające do tego, by nazwać kogoś „(prawdziwą) kobietą”? Celowo unikam w tym miejscu posługiwania się terminem fundamentalizm, ponieważ zarówno w pierwszej i w drugiej grupie formułowane są stanowiska o proweniencji fundamentalistycznej 9 . Przykładowo, traktując metafizyczną odrębność kobiecego ciała i seksualność jako zasadnicze elementy budujące kobiecą tożsamość (Luce Irigaray, Susan Bordo) można popaść w teoretyczny fundamentalizm równie łatwo jak wtedy, kiedy głosi się skrajne konstruktywistyczne poglądy na temat nieistnienia tego (nierealnego istnienia) tego, co kobiece (Judith Butler, Helene Cixous). Mamy więc tutaj raczej do czynienia z esencjalizmami/antyesencjalizmami, niż z jednego rodzaju esencjalizmem/antyesencjalizmem10 . W stanowiskach esencjalistycznych musimy udzielić odpowiedzi na pytanie o to, gdzie szukać podstaw kobiecej tożsamości. Można upatrywać ich w biologicznym uposażeniu kobiety, którego elementy pozwalałyby odróżnić znacząco każdą kobietę od każdego mężczyzny (esencjalizm biologiczny)? Czy szerzej, twierdzić, że zasadnicza i kluczowa różnica leży w metafizycznym rozumieniu kobiecego ciała jako istotowo różnego od męskiego (esencjalizm filozoficzny, esencjalizm korporalny)? Lub traktować „kobiecość” jako kategorię kulturową, a odmienności kobiet szukać w historycznych uwarunkowaniach, w jakich kształtowana była kobieca podmiotowość w ramach płciowego podziału pracy (esencjalizm historyczny)? 11 Jak widać nie ma tu zgody co do tego, w jaki sposób należałoby ugruntować interesujący nas w tym miejscu kobiecy podmiot, przyjmuje się jednak, że ugruntowanie takie jest konieczne. Tym samym podważa się zasadność 8 Zob. The Essential Difference, N. Schor, E. Weed (red.), Indiana Un iversity Press, Bloomington 1994. 9 Zob. M. Adamiak, A. Derra, Feminizm na manowcach fundamentalizmu, w: Fundamentalizm i kultury, M. Szu lakiewicz, Z. Karpus (red.), Wydawnict wo UM K, To ruń 2005, s. 447-460 10 Do esencjalistek można zaliczyć M . Daly, S. Griffin i A. Rich, czy nawet R. Braidotti czy T. Modlewsky i T. de Lauretis. Zdecydowanymi antyesencjalistkami są zarówno S. de Beauvoir, jak i J. Butler, M. Witt ing, T. Mo i, L. Irigaray, H. Cixous, J. Kristeva, wy mieniając tylko kilka, ale i one kobiecości poszukują. Zob. D. Fuss, Essentially Speaking. Feminism, Nature and Difference, Routledge, London 1990, wstęp. 11 Zob. B. Marshall, Engendering Modernity. Feminism, Social Theory and Social Change, Polity Press, Oxford 1994, s. 104-107. 5 poststrukturalistycznej, konstruktywistycznej krytyki Jacquesa Derridy, Michela Foucaulta czy Gillesa Deleuze’a wymierzonej w uniwersalny filozoficzny podmiot. Sprzeciw wobec odrzucenia potrzeby i możliwości formułowania podstaw dla filozoficznego podmiotu wynikać może także z przekonania, że nie da się zdekonstruować kobiecego podmiotu, ponieważ ten nigdy nie doczekał się teoretycznego dookreślenia. Jak pisze w imieniu kobiet Rosi Braidotti: „Nie można zdekonstruować podmiotowości, która nigdy nie była do końca ufundowana (...). Aby ogłosić śmierć podmiotu najpierw trzeba uzyskać prawo do mówienia jako podmiot.”12 Antyesencjalistyczne ujęcia kobiecej tożsamości rozwijane są na co na jmniej kilku płaszczyznach. Począwszy od obecnej w liberalnym feminizmie krytyki kobiecości rozumianej jako coś naturalnego, poprzez językową krytykę samego ujednoliconego pojęcia „kobiecość”, aż po rozwiniętą w feminizmie wielokulturowym krytykę budowania podmiotowości kobiecej na bazie doświadczeń białej, heteroseksua lnej kobiety z klasy średniej zachodnioeuropejskiego społeczeństwa 13 . Zasadniczo przyjmuje się w nich wszystkich, że ze względu na ryzyko popadnięcia w filozoficzny fundamentalizm należy kosztem niedookreślania tego, co kobiece porzucić wszelkie próby jej ugruntowywania, lub ewentualnie bronić pewnego rodzaju pluralizmu w kwestii kobiecej tożsamości. Można powiedzieć, że dyskusja nad kobiecą tożsamością toczy się we współczesnej myśli feministycznej równie żywo jak wcześniej. Spróbuję zastanowić się, czy książka Eriksena podpowiada pewne tropy, za którymi myśl ta powinna podążać. O tożsamości/podmiotowości kobiecej w kontekście rozważań Eriksena Eriksen pisze: „Zmiana nie jest stanem wyjątkowym, ale cechą codziennego życia” (s. 26). „Pewna fundamentalna zmiana w naszej kulturze - [to przejście od] względnej powolności i liniowości [do] szybkości i chwilowości” (s. 147-148). Kiedy przyglądamy się klasycznym ujęciom filozoficznym, a także zdroworozsądkowym rozważaniom codziennym, odnosimy wrażenie, że tożsamość (podmiotowość) do swojego uformowania wymaga zbudowania silnych, niezmiennych fundamentów, które nie ulegają zakwestionowaniu a stają się raczej punktem odniesienia we wszelkich sytuacjach konfliktowych czy kryzysowych. Fundamenty te w postaci skróconej przybierają formę etykiet: „jestem Polakiem”, „jestem 12 R. Braidotti, Nomadic Subjects. Embodiment and Sexual Difference in Contemporary Feminist Theory , Colu mb ia University Press, New Yo rk 1994, s. 237. 6 katolikiem”, „jestem kobietą”, „jestem żoną”, „jestem matką”, itd. Najprostsza metoda sprawdzenia na czym powyżej wymienione „bycia kimś” polegają to odnalezienie właściwości charakterystycznych dla negacji tożsamości, o których mowa. I tak bycie Polakiem polega na tym, że nie jest się nie-Polakiem, bycie kobietą na tym, że nie jest się niekobietą (czyli mężczyzną). Wydaje się, że gdyby nie było nie-Polaków czy nie-kobiet, nie dałoby się określić kim jest Polak czy kobieta. Tożsamość innymi słowy buduje się w konfrontacji. Fundament musi się wyróżnić i odróżnić. Nie może on także ulegać zmianie, a jeśli już to musi to być zmiana, która nie powoduje rozpadu, czyli w efekcie całkowitej przebudowy. Można to ująć inaczej i powiedzieć, że fundament wymaga utrwalenia. Utrwala się dzięki biologii i/lub kulturze i/lub socjalizacji, by w konsekwencji nabrać normatywnego charakteru. To znaczy, kiedy już wiadomo co to znaczy „być Polakiem” czy „być kobietą”, można od razu określić kto i kiedy Polakiem i kobietą nie jest. Diagnoza Eriksena, jeśli słuszna, wyklucza budowanie powyżej rozumianej tożsamości w świecie współczesnym. Chwilowość i zmienność wykluczają bowiem utrwalenie. Jedynym ratunkiem byłoby wybronienie tezy, że tożsamość można zbudować inaczej. Wspomniana już Braidotti wzięła pod uwagę przywołaną zmienność i chwilowość formułując swoją nomadyczną teorię podmiotu. Proponuje ona skomplikowanie kwestii budowania kobiecej tożsamości wprowadzeniem trzech wymiarów jej rozważania. Na pierwszym z nich bierzemy pod uwagę różnice pomiędzy mężczyznami a kobietami, które zostały historycznie ukształtowane w opisie płciowo-genderowej odrębności. Po pierwsze więc, nie ulegając historyczno-kulturowej ignoracji, zauważamy fakt, że istnieje tradycja określania kobiety jako braku, inności, irracjonalności, immanentności, cielesności, a mężczyzny jako uniwersalnej podmiotowości, racjonalności, transcendencji czy rozumności 14 . W drugim wymiarze, analizujemy jako konstytutywne różnice pomiędzy poszczególnymi kobietami, z którymi mamy w świecie faktycznie do czynienia, widziane w kontekście kobiecości rozumianej jako instytucja i określona reprezentacja teoretyczna. W tym miejscu poddajemy namysłowi takie kategorie jak doświadczenie, cielesność i jej odczuwanie przez kobiety, wiedza (oparta na doświadczeniu bycia kobietą), różnorodność: rasowa, wiekowa, klasowa, itd. 15 . Na trzeci wymiar składają się różnice w tożsamości i poczuciu tożsamości każdej pojedynczej kobiety, które nie jest ani trwałe, ani na stałe 13 Zob. N. Schor Nao mi, The Essentialism which is not One: Coming to Grips with Irigaray, w: N. Schor, E. Weed, dz. cyt., s. 43-44. 14 Zob. R. Braidotti, d z. cyt., s. 159. 15 Tamże, s. 162. 7 ustalone, ulega zmianie, najczęściej w nieparadygmatyczny sposób. Ten ostatni wymiar ilustruje najpełniej podejście Braidotti do kwestii kobiecej podmiotowości. Twierdzi ona bowiem, że podmiotem feminizmu i jego rozważań jest rzeczywiście żyjąca kobieta (a nie kobieta w ogóle), a ponadto podmiot ten jest: „wielością w sobie samej, siecią poziomów doświadczenia, żyjącą pamięcią (...), nie tylko świadomym podmiotem, ale także podmiotem własnej podświadomości; tożsamością budowaną poprzez przeróżne identyfikacje oraz wyobrażoną relacją w stosunku do klasy, wieku, rasy czy seksualnych wyborów” 16 . Stanowisko Braidotti jest bardzo skomplikowane, ale między innymi dzięki temu nie spotykamy tutaj uniwersalistycznych tez, czy raz na zawsze przyjętych założeń. Mówi się tutaj kim jest kobieta, ale zawsze w odniesieniu do konkretnej kobiety, lub konkretnego teoretycznego ujęcia „kobiecości” w określonym kontekście. Braidotti postuluje określanie kobiecej podmiotowości, ale w taki sposób, by nie wykluczyć jej zmie nności. Stawia więc sobie zadanie opisywania kobiety i kobiecości, które może (czy mogą?) jutro ulec zmianie, czy to pod wpływem historycznych wypadków, czy też sformułowań feministycznych koncepcji. Za nomadyczne rozumienie kobiecej podmiotowości płaci się określoną, teoretyczną cenę. Po pierwsze koncepcja, w której się ją rozwija, zawiera niesprecyzowane do końca i często niejasne tezy, a nieustanne zachowywanie teoretycznej ostrożności niepopadania w uniwersalizowanie czy generalizowanie skutkuje teoretycznym „rozmyciem” kategorii. Taka teoria wystawiona jest na oczywistą krytykę. Po drugie, kobiecej tożsamo ści nie buduje się w niej, przeciwstawiając ją tylko temu, co męskie, oznaczałoby to bowiem odwrócenie uniwersalistycznego porządku, któremu nomadyczne ujęcie właśnie się przeciwstawia. Ustalanie kobiecej podmiotowości budowane jest tutaj na kreatywnym poprawianiu błędów samych feministycznych sformułowań. W przedstawionym powyżej obrazie budowania tożsamości dopuszcza się wielość, ale czy dopuszcza się chwilowość? Czy zatem tezy Eriksena, zgodnie z którymi tożsamość wymaga czasu wolno płynącego, nie pozostają w mocy kiedy pisze: „wygląda to raczej tak, jakbyśmy otrzymywali to samo pudełko lego, tyle, że już dawno bez instrukcji, a co gorsza, jakby coś przymuszało nas, by z dnia na dzień całkowicie przebudowywać lub co najmniej modyfikować nasze chybotliwe konstrukcje”. (s. 175). „Fragmentacja pracy, konsumpcji, życia rodzinnego i sfery publicznej przenosi nad do świata poza zasięgiem gotowych ‘pakietów tożsamościowych’”. Z tych chaotycznie rozsypanych fragmentów każdy musi stworzyć swoją własną spójną całość” (s. 198). Po pierwsze, w alternatywie z pierwszego 16 Tamże, s. 165. 8 przywołanego cytatu mamy do czynienia z dwiema odmiennymi kwestiami: całkowita przebudowa i częściowa modyfikacja, to dwie różne kategorie teoretyczne i dwa odrębne działania w odniesieniu do tożsamości. Nie wierzę w to, że można dokonać całkowitej przebudowy tożsamości jeśli trzymać się literalnie słowa „całkowita”. Jakiekolwiek zmiany zachodzą raczej ewolucyjnie niż rewolucyjnie. Rewolucja sprawiałaby bowiem, że porzucone zostałyby wszystkie właściwości danej tożsamości, a to w sensie faktycznym nie wydaje się możliwe. Nawet w przypadku tożsamości osobowej pojedynczego „ja” i w obliczu traumatycznych wydarzeń, nie wymazujemy całego bagażu przeszłych doświadczeń, a raczej dokonujemy ich reinterpretacji. Modyfikacja zaś nie musi powodować chybotania, nie widzę w niej więc nic przerażającego (Eriksen pisze wszak: „co gorsza"). Co więcej, świadome budowanie tożsamości polega na modyfikowaniu jej w świetle bieżącej sytuacji i w odpowiedzi na nią. Można nawet zaryzykować twierdzenie, że modyfikacje pozwalają zachować tożsamość pomimo i wobec zmienności. Być może przywołany za Eriksenem cytat można zinterpretować jako wyraz przywiązania do dobrze znanego teoretycznego przeciwstawienia: liberalnie rozumiana wolność (ale także konieczność wyboru i niepewność) versus poczucie bezpieczeństwa, zagwarantowane przez klasycznie rozumianą tożsamość (jako coś stałego, niezmiennego i nie wymagającego ciągłego dokonywania wyborów). Nie sądzę, by był to dobry trop w szukaniu teoretycznych podstaw budowania tożsamości. Powiedziałabym raczej, że potrzeba nam więcej wolności, ale rozumianej jako odpowiedzialność za własne wybory i własne życie. Po drugie, zakłada się tutaj, że o tożsamości można mówić tylko wtedy, kiedy przyjmuje ona formę spójnej całości. Można zastanowić się na ile wymóg ten jest uzasadniony. Nie wiem czy tworząc własną tożsamość musimy tworzyć spójną całość, nie jestem pewna bowiem czy ową spójność łatwo będzie nam zdefiniować. Spójność jest kategorią logiczną, jej operatywność nie sprawdza się tak bardzo w odniesieniu do tożsamości rozumianej psychologicznie i teoretycznie, szczególnie wtedy gdy bierzemy pod uwagę rozmaitość nieprzystających do siebie czynników, które trudno jest porównać (a tym samym stwierdzić czy są ze sobą sprzeczne). Czy bycie matką i bycie kobietą czynną zawodowo nie tworzy spójnej całości, czy też tworzy? Czy bycie samotnie realizującą się zawodowo kobietą jest niespójne z kobiecością jako taką (czyli jaką?)? W jaki sposób dokonać powyższego porównania? Jeśli ostateczną instancją stanie się odwołanie do praktyki (dającego się zaobserwować poczucia tożsamości, w tym kobiecej tożsamości) to zauważmy, że istnieje wiele osób, które utożsamiają się z byciem kimś realizowanym na wiele, na pierwszy rzut oka wykluczających się, sposobów. 9 W odpowiedzi na teoretyczny dualizm esencjalizm-antyesencjalizm w odniesieniu do budowania tożsamości, w którym trzeba odnieść się pozytywnie lub negatywnie do założenia, że tożsamość/podmiotowość da się budować tylko jako trwały, niezmienny fundament, powstają teorie, w których przeformułowuje się powyższy wymóg. Poszukuje się tym samym nowych sposobów budowania kobiecej tożsamości (kobiecego ja). W takim ujęciu twierdzi się, że nie istnieje coś takiego jak spójna, niezmienna podstawa „ja” (kobiecego czy męskiego), stanowiąca ugruntowanie dla „praktycznego, codziennego ja”, którego właściwości ulegają przekształceniu w zależności od sytuacji. „Ja” jest raczej konstrukcją, której elementy dodawane są i odejmowane na bieżąco, w danych sytuacjach i w kontekście konkretnych relacji z innymi „ja”17 . Innymi słowy, należy porzucić przekonanie o tym, że można mówić o tożsamości tylko wtedy, kiedy jest ona przynajmniej w jakimś stopniu niezmienna. W takim ujęciu tożsamość można oprzeć na kategorii specyficznie rozumianej autonomiczności, która wyraża się w nieustannej potrzebie poszukiwania spójności własnej tożsamości i kontroli nad nią, które w efekcie dają poczucie zrozumienia własnego „ja”. Autonomiczność wspomniana nie jest niczym stałym, jest raczej jedynie rodzajem idei regulującej wszelkie postępowanie, którego się podejmujemy jako „ja” 18 . Jednocześnie jednak mówiąc o kobiecości, podstawy tej autonomiczności należałoby przedefiniować, aby nie dookreślać jej w stereotypowo męski sposób 19 . Jest to widoczne wyraźnie wtedy, kiedy formułuje się tak zwane relacyjne podejścia do autonomiczności osoby (jako podstawy tożsamości), w których tożsamość wyjściowo ugruntowana jest w relacjach społecznych między poszczególnymi osobami. Te zaś są zbudowane na bazie konkretnych wartości, sensów i modeli autorefleksji, którym należałoby się z punktu widzenia feministycznego przyjrzeć. Najbardziej ogólnie można powiedzieć, że w takich feministycznych koncepcjach „ja” bierze się szczególnie pod uwagę kontekst społeczny, w jakim sposoby budowania tożsamości są ugruntowywane 20 . W ujęciu takim optymistycznie zakłada się, że autonomiczność „ja” jest waloryzowana kulturowo, stąd może zostać także kulturowo przeformułowana na korzyść opresjonowanych kobiet 21 . 17 Zbiega się to z pewny mi tezami Eriksena dotyczącymi tożsamości zb iorowej. Zob. T. H. Eriksen, dz. cyt., s. 22 oraz J. Grimshaw, Autonomy and Identity in Feminist Thinking, w: Cudd, Andreasen, dz. cyt., s. 336. 18 Zob. J. Grimshaw, dz. cyt., s. 337. 19 Zob. M. Fried man, dz. cyt., s. 341. 20 Zob. chociażby S. Brison, Outlining Oneself, w: Cudd, Andreasen, dz. cyt., s. 366. 21 Zob. M. Fried man, dz. cyt., s. 343-346. 10 Ostatniego przyczółku stałości, dość jak się wydaje paradoksalnie, doszukuje się Eriksen w płci, choć nie do końca wiadomo dlaczego to płeć właśnie wymyka się tyranii chwilowości i permanentnej zmienności, które uniemożliwiają utrwalenie. „Płeć wydaje się względnie stała, ale nikt nie potrafi już powiedzieć, co to znaczy być mężczyzną lub kobietą role te zmieniają się prędzej niż socjologia potrafi to śledzić” (s. 46). „Role płciowe są kwestionowane i niejasne (nikt nie może już jednoznacznie orzec, co to znaczy być prawdziwym mężczyzną lub prawdziwą kobietą)” (s. 188). Na czym polega „względna stałość” płciowości? Jak rozumie Eriksen „płeć" w powyższym kontekście i czy jej niezmienności doszukuje się w biologii? Ponad sto stron później określa kobiecość i męskość rolami, co wskazuje raczej na ich społeczne i kulturowe rozumienie. Teza o biologicznym ugruntowaniu kobiecości jest jedną z najczęściej przywoływanych tez przez obrońców niezmienności kobiecej tożsamości. Jest ona pozbawiona treści, o ile nie dookreślimy czym jest biologia i w jakim wymiarze wyznacza ona płciowość. Czy wyznaczenie owo ma charakter czegoś stałego, niezmiennego, nadającego się na fundament? Skoro płeć biologiczna jest częścią natury, a natura się zmienia, to czy zmienia się też płeć. Jeśli zaś płeć w sensie sex jest tylko zbiorem genów, to ich (jej?) znaczenie dla interpretacji kim są mężczyzna i kobieta jest niewielkie. Wydaje się, że według Eriksena o prawdziwych kobietach i prawdziwych mężczyznach można by mówić tylko wtedy, gdyby dałoby się bez żadnych wątpliwości odpowiedzieć na pytanie kim jest prawdziwa kobieta czy prawdziwy mężczyzna. Tego zaś, jak pisze sam Eriksen, zupełnie nie potrafimy współcześnie zrobić 22 . Uważam, że o autentyczności kobiet czy mężczyzn da się myśleć mniej „esencjalistycznie” i mniej „uniwersalnie”. Wymaga to przeformułowania, a raczej dookreślenia wyjściowego pytania. Zamiast wyrażenia „prawdziwy mężczyzna, prawdziwa kobieta”, winniśmy raczej używać frazy „prawdziwa kobieta dla mnie, dla nas, dla tej kultury, w świetle tej teorii itd.”. Stawiane przez nas pytanie doczekać się może wtedy konkretnej odpowiedzi. Wydaje się także, że powyższe tezy dotyczące rozmontowania prawdziwej męskości czy prawdziwej kobiecości są przez Eriksena stawiane nazbyt pośpiesznie. Być może zarówno w teoriach, jak i w myśleniu potocznym zastanawiamy się nad tym, co znaczy być prawdziwą kobietą czy prawdziwym mężczyzną. Przyjmujemy także, że rozróżnienie płciowe jest wiążące i z wielu powodów ważne. Jestem przekonana, że wyrażenie „prawdziwa kobiecość” równa się wyrażeniu „prawdziwa kobiecość dla tego, który się do niej odwołuje”, w związku z tym 22 Robi to zresztą kilka wersów wcześniej, na tej samej stronie, z której pochodzi pierwszy przy wołany cytat. Zob. T. H. Eriksen, dz. cyt., s. 46. 11 rozumienie prawdziwego wymiaru kobiecości zawsze wymaga odsłonięcia kontekstu, który usilnie staramy się zasłonić. Sądzę, że zdiagnozowany przez Eriksena charakter współczesnego świata i właściwości kultury w erze informacyjnej pozwalają takiego odsłonięcia dokonać. Stąd także niemożność (pozornie nagła) udzielenia jasnej odpowiedzi na pytanie kim jest prawdziwa kobieta. Bez względu zaś na to, że czas płynie szybko, ciągle przywiązujemy wagę do rozróżnień płciowych (przy takim rozumieniu płci, gdzie wymaga się jej dookreślenia). Wymiana komunikacyjna na poziomie wirtualnym sprzyja co prawda zacieraniu się różnic seksualnych na poziomie zmysłowym, ale przestrzeń wirtualna bardzo często służy stereotypowo rozumianej realizacji z góry przyjętej męskości (i związanej z nią idei polowania na kobiety, podrywania) czy kobiecości (poszukiwanie męża czy partnera). Nie twierdzę, że sposoby te nie zmieniają swojej formy, nie jestem pewna jednak, czy jest to zmiana paradygmatyczna. Być może Braidotti ma rację, że na jednym z etapów budowania kobiecej tożsamości nie unikniemy konfrontacji „męskie-kobiece”, otwartą pozostaje jedynie kwestia, jakie wnioski konfrontacja ta pozwoli sformułować. Książce Eriksena przyświeca obserwacja ogólniejszego charakteru, zgodnie z którą istnieje „wyraźny kierunek w historii kultury - od tego, co konkretne, ku temu co abstrakcyjne” (s. 54). Jeśli tak jest, to istnieje szansa by uciec od obrazu kobiecości uosabianej przez konkretne wcielenia kobiet wykonujących swoje ustalone zadania, do rozważań abstrakcyjnych, które zawsze są szansą na manipulację kulturowymi wyobrażeniami. Zdemontowanie podmiotowości kobiecej (po to, by jej istnieniu zupełnie zaprzeczyć lub po to, by zbudować alternatywne jej ujęcia) jest możliwe tylko dzięki upojęciowieniu świata. Kobiecości nie widać już gołym okiem, nie jest czymś oczywistym, stąd także potrzeba mówienia, dyskutowania i pisania o niej. Analogicznie jak u Thomasa Kuhna, kryzys związany z jakąś teorią czy pojęciem pojawia się najczęściej wtedy, kiedy dana dziedzina wyczerpała swoje możliwości rozwiązywania łamigłówek (a tym samym funkcjonowania). Można powiedzieć, że nie wiemy jak mówić dzisiaj o kobiecości, bo cokolwiek się nie powie, można na to znaleźć kontrargument, trzeba się więc zastanowić nad samym pojęciem kobiecej tożsamości23 . Eriksen twierdzi, że „uchwilowienie” świata, 23 Kierunek ten wskazu je dość powszechnie, choć nie zawsze wp rost, artykułowany przez mężczyzn problem niepewności rodzącej się w związku ze zmieniający m się statusem kobiecoś ci. Często słyszy się, że mężczy źni już sami nie wied zą w jaki sposób do kobiet mó wić, nie wiedzą bowiem kim kobiety są (czego oczeku ją), a co gorsza same kobiety nie wiedzą kim są. Od kiedy mężczy źni jako potencjaln i partnerzy przestali być celem samy m w sobie do realizowania oczywistej fo rmy kobiecości (jako żony a potem matki), podważen iu uległ także status mężczyzn. Try wializując, do tego by być kobietą, nie potrzeba ju ż mężczy zn i na odwrót! 12 wiążące się z rozmontowaniem pewnych kategorii, prowadzi do uabstrakcyjnienia. W przypadku kobiecości skutkuje to mnożeniem się pomysłów na kobiecość właśnie. W efekcie, na poziomie teoretycznym mamy masę ujętych w teorie idei ujmowania kobiecości, zaś większość teoretyków nie kwestionuje potrzeby jej poszukiwania. Nie zgadzam się więc z Eriksenem kiedy pisze on o kreatywności: „Nie ma prawdziwej twórczości, jest tylko nieprzerwany nurt nowych kombinacji (...). charakterystyczne dla tyranii chwili wypełnianie wszelkich wolnych przestrzeni ujemnie wpływa na kreatywność.” (s. 159) „Zanika kreatywność.” (s. 184). Powiedziałabym raczej, że o ile dostrzegamy potrzebę budowania tożsamości, musimy być kreatywni i budować ją na bazie tego, co mamy. Tym samym, feministki i feminiści muszą być kreatywni, choć kreatywność rozumiana jest tu siłą rzeczy jako budowanie nowych całości, z tego, co już mamy pod ręką. Być może zarzut o brak kreatywności jest de facto zarzutem o brak „prawdziwej” twórczości, czyli klasycznie rozumianej twórczości, która dawałaby w efekcie coś całkowicie nowego. Nie wydaje mi się, by twórczość kiedykolwiek na tym polegała. Na poziomie życia codziennego zaś, moim zdaniem, żyjemy w czasach, w których najwięcej ludzi jest najbardziej kreatywnych w odniesieniu do ich własnego, jednostkowego życia. Jedna z najbardziej kluczowych tez książki Eriksena brzmi: „Najbardziej poszukiwanym dobrem (...) [jest] kontrola nad własnym czasem. (...) Bitwa o wolne sekundy trwa” (s. 38-39). Wpisanie jej w kontekst problematyki kobiecej tożsamości jest przy pewnej interpretacji wyjątkowo łatwe. Jak chce tego Simone de Beauvoir, na pewnym etapie bowiem z góry narzucona kobietom tożsamość winna być przeformułowana na własną modłę, świadomie i refleksyjnie. Uniezależnienie swojego życia i jego sensowności od narzuconych kobiecie ról stanowi bowiem podstawę do osobowego rozwoju kobiety jako niezależnej egzystencji i niezależnej jednostki. Pozwala kobietom obarczonym zadaniami i obowiązkami z góry ustalonymi od wczesnego dzieciństwa, na wypisanie się ze spełniania bezmyślnych ról, kiedy poszukiwały akceptacji24 . Aby sposobów bycia kobietą było więcej w kulturowej ofercie, potrzebny jest czas własny samych kobiet, by się mogły nad tym zastanowić. Kiedy kobiety uwierzą, że mogą być podmiotami i że mogą własną tożsamość zbudować, to do zrobienia tego, także w sensie teoretycznym, potrzebny będzie namysł nad nimi samymi, jak również czas, żeby takiego namysłu dokonać. Raz jeszcze rodzi się tutaj pytanie ogólniejszego charakteru: w jaki sposób w ogóle można budować tożsamość w świecie szybko przetwarzanych informacji? Czy do budowania tożsamości (jakiejkolwiek, w tym 24 Zob. S. Beauvior, d z. cyt.. 13 rozmaitych ról społecznych, jak na przykład rola profesora czy nauczyciela) nie jest wymagany wolno płynący czas i namysł, jaki może mu towarzyszyć? Wydaje się, że budowanie tożsamości jest długotrwałym procesem składania rozmaitych „danych” i zależności, w celu uspójnienia obrazu bycia kobietą, matką, profesorką. Być może w zmieniającym się świecie będziemy zmuszeni do przeformułowania sposobów budowania tożsamości, zważywszy na to, że nie ma powrotu do czasu, który znowu będzie płynął wolno. W myśli feministycznej, jak na to wskazywałam, podjęto próby dokonania takich przeformułowań25 . W takim kontekście raz jeszcze, pesymista powie, że nie ma szans na budowanie tożsamości, bo ta z zasady wymaga czasochłonnego namysłu. Optymista powie zaś, że zmieniające się okoliczności wymuszają przeformułowanie podstaw dla budowania tożsamości, a nie jej porzucenie. Eriksen wydaje się być zwolennikiem szklanki do połowy pustej, choć próbuje on znaleźć sposoby, by na powrót wydawała (a nie wydała) się ona pełna. Pisze on: „Powinniśmy na nowo nauczyć się cenić wartość pewnego rodzaju czasu” (s. 17). „Zwłaszcza życie rodzinne zdaje się wymagać takiego rodzaju czasu, który trudno pogodzić z robieniem kariery zawodowej” (s. 183). Nie da się zmienić okoliczności, ale można zmienić nasz stosunek do nich. Można próbować celebrować te skrawki wolno płynącego czasu, które nam jeszcze pozostały. Pierwsze zdanie z powyższego cytatu zbiega się z podstawowymi tezami tzw. nowego feminizmu, w którym postulując rehabilitację macierzyństwa i nuklearnej rodziny rozumianej jako całość tj. dorośli+dzieci, nawołuje się do innego niż konsumpcyjne oceniania wartości czasu poświęconego wychowaniu dzieci. Namawia się do tego, aby w ludzkim myśleniu, ale także w rozmaitych działaniach, społecznych, politycznych i gospodarczych, nie używać takich kategorii jak efektywność, zysk, czas (rozumiany jako pieniądz), które leżą u podstaw społeczeństwa konsumpcyjnego i w pewnej mierze także informacyjnego 26 . W drugim stwierdzeniu Eriksen ujawnia jak stereotypowo myśli on o relacji pomiędzy tym, co prywatne (życie rodzinne), a tym co publiczne (kariera zawodowa). Po pierwsze dlatego, że wyjściowo zakłada, że granice tych sfer są ściśle dookreślone, po drugie dlatego, że przyjmuje, iż sfery te nie dają się ze sobą pogodzić. Należałoby raczej zapytać kiedy takie uspójnienie nie może mieć miejsca? W jakim rozumieniu „prywatne” i w jakim rozumieniu 25 Brak takiego wolnego czasu nie jest problemem tylko kobiecości ale także męskości, ta mnie jednak w tym miejscu mn iej interesuje. 26 Zob. J. H. Matlary, Nowy feminizm. Kobieta i świat wartości, Wyd. W drodze, Poznań 2000. 14 „zawodowe”? Wiele feministek wskazywało na ten problem. Ciągle uważamy, że to, co zawodowe należy do przestrzeni, która wyklucza się z tym, co rodzinne. Rodzinne jest prywatne, więc jak się zdaje, mniej ważne z punktu widzenia przestrzeni zewnętrznej, pozadomowej, choć deklaratywnie najważniejsze zarówno dla mężczyzn jak i dla kobiet 27 . Skoro mężczyźni odnajdują swoje miejsce w obu tych światach jednocześnie, to teoretycznie powinno się to udać także kobietom. Wymaga to jednak pewnych zmian, w myśleniu o kobietach, ale także o statusie i znaczeniu rodziny. Tylko pogłębione analizy stanu współczesnej rodziny nuklearnej, a raczej wnioski na temat w jakim stopniu i w jakim kierunku nastąpiły zmiany w funkcjonowaniu tej jednostki społecznej, mogłyby przynieść odpowiedź na pytanie jak we współczesnym świecie definiować można to, co prywatne i to, co publiczne (zawodowe). Zalew informacji, jaki opisuje w swojej książce Eriksen, sprawia według niego, że słowa tracą ważność, a język nie ma już siły utrwalającej, podobnie bowiem jak inne elementy świata jest zmienny i chwilowy28 . To jedna z tez, która najbardziej przekreśla nadzieje na budowanie tożsamości kobiecej we współczesnym świecie. Jak już wcześniej wspomniałam, nawet jeśli oprzemy tożsamość na kategorii autonomiczności rozumianej społecznie i relacyjnie, jesteśmy zmuszeni do posiadania narzędzia, dzięki któremu modele jej budowania i wartości, na jakich się one opierają, zostaną na jakiś czas utrwalone. Do tej pory za narzędzie takie uznawany był język, dzięki któremu w dużej mierze dokonywała się socjalizacja i wbudowywanie jednostki w społeczeństwo. Wiele feministek przekonanych o sile języka domagało się tego, by zmieniać język jako ten element świata, który utrwala stereotypowe myślenie o kobietach. W programie tej zmiany mieściło się także stworzenie takiego języka, w którym kategorie oparte na płci nie odgrywałyby zasadniczej roli. Jeśli Eriksen się nie myli i język utracił taką moc, bezpowrotnie straciliśmy szansę, by za jego pomocą przemodelować świat tutaj na feministyczną modłę 29 . Tymczasowe wnioski (raczej daję po rozwagę niż proponuję jako gotowe rozwiązania) We współczesnej myśli feministycznej na poważnie odrobiono lekcje z krytyki filozoficznego postulatu czystego teoretyzowania oderwanego od praktycznych 27 Zauważa to także Eriksen w zakończeniu swojej książki. Zob. T. H. Eriksen, dz. cyt., s. 232. 28 Zob. T. H. Eriksen, dz. cyt., s. 18-19. 29 Zob. J. Butler, S. Salih, The Judith Butler Reader, Blackwell, Oxford 2004. 15 konsekwencji, co skutkuje wielością rozmaicie ze sobą powiązanych teorii. Zastanawianie się na kobiecą tożsamością podąża podobnymi ścieżkami. Wychodzi się w nich od obserwacji miejsca kobiet w świecie (szeroko rozumianym, także jako świat idei i wartości oraz pewnego języka) i na tej podstawie konstruuje pewne koncepcje, które mają służyć określonym, także pozateoretycznym celom. Zgadzam się z Eriksenem, że przyspieszenie, jakie w świecie obserwujemy, a także jego uchwilowienie, wpływają na kształtowanie się wysoko przez ludzi wartościowanych sfer życia, wymuszając nie zawsze pożądane ich przeformułowanie. Jeśli diagnoza Eriksena jest słuszna, a więc mamy do dyspozycji tylko kawałki, fragmenty, zmieniające się chwile, i to w takim tempie, że nie możemy tego teoretycznie „ogarnąć”, to być może poszukiwanie jakiejkolwiek lokalnej nawet stałości, nie ma w takim świecie racji bytu. Być może tożsamość jest filozoficzną mrzonką i istnieje tylko w formie psychologicznego poczucia osobowej ciągłości. Świat, w którym żyjemy, oferuje jedynie produkty instant, które szybko, bez większej czasem przyjemności, ale za to z dużą intensywnością dają się skonsumować. Być może więc będziemy zmuszeni do przeformułowania naszych przekonań nie tylko na temat budowania tożsamości, ale także roli, jaką odgrywa. Być może feministyczne myślicielki mylą się co do tego, że budowanie kobiecej tożsamości jest kluczowym elementem nie tylko ich teorii, ale warunkiem rozwijania wszelkich ruchów wymierzonych przeciwko dyskryminacji kobiet. Co więcej, być może świat współczesny i właściwości ery informacyjnej zmuszą nas do zrewidowania silnie w nas zakorzenionego przekonania o ważności budowania tożsamości rodem z epoki przedinformacyjnej. Kluczowe jest tutaj oddzielenie kilku aspektów. Aspektu psychologicznego (poczucia tożsamości przez jakąś osobę, ewentualnie grupę), aspektu refleksyjnego (świadomego budowania tożsamości przez osobę lub grupę), aspektu filozoficznego (w którym zdajemy pytania ontologiczne i epistemologiczne o to, czym jest tożsamość) oraz aspektu normatywnego (w którym chcemy udowodnić, że tożsamość jest warunkiem koniecznym dla rozwijania czegoś innego, na przykład dla rozwoju moralnego). W sensie psychologicznym każdy człowiek posiada tożsamość, nie każdy zaś poddaje ją pod rozwagę. Szybko biegnący czas nie zmienia faktu, że poszczególne kobiety są jakieś nawet wtedy, kiedy się nad swoją kobiecością nie zastanawiają. Nie można także wykluczyć, że jakieś wspólnie podzielane przekonanie zjednoczy kobiety w działaniach przeciwko dyskryminacji, bez potrzeb y formułowania i rozwijania skomplikowanych teorii na temat tego kim kobiety są. Wydaje mi się, że świadome budowanie własnej tożsamości jest istotnym elementem rozwoju człowieka na pewnym z jego etapów. Sama chciałabym wiedzieć co to dla mnie znaczy być kobietą, a w 16 efekcie, co to oznacza dla moich relacji ze światem. Jeśli żadna z nas nie rodzi się kobietą, a kobiecość owa budowana jest w skomplikowanym społeczno-biologiczno-kulturowym kontekście, istnieje szansa na przeformułowanie właściwości tej tożsamości z korzyścią dla kobiet. Nie potrafię jednak znaleźć konkluzywnego argumentu, za pomocą którego przekonałabym do tej myśli tych, którzy się nad kobiecą tożsamością, nawet będąc kobietami, nie zastanawiają. Nie sądzę by uruchomienie nawet wszystkich sił społecznych spowodowało, że przestaniemy używać produktów typu instant, być może do ocalenia idei kobiecej tożsamości (którą się poddaje refleksji) wystarczy, byśmy co jakiś czas przypomnieli sobie smak prawdziwej kawy. 30 30 Podstawowe tezy tego artykułu zostały przedstawione w formie referatu na seminariu m poświęconym dyskusji nad książką Th. H. Eriksena „Tyrania chwili. Szybko i wo lno płynący czas w erze informacji” zorganizowany m w Zakładzie Filo zofii Współczesnej Instytutu Filo zofii UM K przez dr K. Abris zewskiego 27 września 2004 roku. Krzysztofowi serdecznie d zięku ję za zaproszenie do wzięcia udziału w ty m filozoficznie ciekawy m projekcie, d ziękuję także jemu oraz M. Jaranowskiemu, A. Koli, M. Kilanowskiemu i R. Siedlińskiemu za ciekawą dyskusję. 17