Catty Wszystkie Winx patrzyły na mnie

Transkrypt

Catty Wszystkie Winx patrzyły na mnie
Catty
Wszystkie Winx patrzyły na mnie znieruchomiałymi oczami. Każda nie mogła uwierzyć w to,
co powiedziałam. Sama nie mogłam w to uwierzyć, przyjąć do wiadomości, że...
"W najbliższym czasie zmierzymy się z Trix. Musimy dać z siebie wszystko... wiem, że dacie."
Jako jedyna chciałam wierzyć w niemalże idealną misję. Tak jakby nie obchodziło mnie go, iż Musa
ledwo co doszła do siebie po brutalnym ataku Valtora. Była jednym z ogniw Klubu Winx. Wszystkie
byłyśmy ogniwami, bez żadnej z nas misja nie powiodłaby się w całości.
Zdając sobie sprawę, jak głupio może wyglądać gapienie się w ścianę odpuściłam i przeniosłam wzrok
na wyświetlacz telefonu.
Za siedem minut północ. Wymijając Winx wyszłam na balkon, żeby odetchnąć świeżym powietrzem.
Szczerze mówiąc odetchnęłam z ulgą. Czasem miałam wrażenie, iż moja moc oprócz ognia
obejmowała również wiatr. O ile Stella do życia potrzebowała światła słonecznego, o tyle ja nie
mogłam obejść się choćby bez delikatnego wietrzyku.
Zamknęłam oczy, w tej chwili nie liczyło się nic poza nim.
Tylko ja z delikatnie rozwiewanymi włosami wpatrująca się w bramę Alfei. Czasami czułam się tutaj
zamknięta jak w klatce, ale pocieszałam się, że część nauki mam już za sobą. Jeszcze kilka lat i wrócę
na Ziemię, do Mike'a i Vanessy. A może nawet odnajdę swój prawdziwy dom, swoją planetę?
*
Mijały kolejne dni, a my właściwie nic nie robiłyśmy. Właściwie nie było czego. Miałyśmy ze Stellą
wyruszyć na misję zwiadowczą, jednak Faragonda uznała, że to będzie zbyt niebezpieczne. Wrogowie
tylko czekali, kiedy wyruszymy poza mury Alfei i będą mogli nas zaatakować.
Nie było to komfortowe. Została wzniesiona bariera, przez którą nikt nie mógł wchodzić ani
wychodzić na teren magicznej szkoły. Było to bardzo męczące. Nie dość, że nie mogłam zobaczyć się z
moim chłopakiem, to z umówionych wakacji na Ziemi wyszły nici.
Znów zaczęłam dużo rysunków, ale byłam zadowolona z jedynie jednego. Narysowałam jedną z
wróżek z naszej szkoły, która została Miss. Była naprawdę piękna. Prawie białe, długie włosy okalały
jej postać, a fioletowe oczy ufnie patrzyły w kamerę. Z rudymi włosami i przeraźliwie niebieskimi
oczami mogłam się przy niej schować.
"Kiedyś je ufarbuję, obiecuję!"
- Hej, ruda - zawołała Stella wchodząc do pokoju. Jako jedyna była w stanie udawać, że ataki Trix i
Valtora wcale jej nie obchodzą. Tak naprawdę tęskniła za zakupami, a jedyne co mogła robić, to
tworzyć nowe stylizacje z tego, co ma. Wszystkie jednak wiedziałyśmy, iż długo tak nie pociągnie.
Mimo wszystko chociaż trochę byłyśmy w stanie ją poznać. Bez zakupów nie była sobą.
- Hej, Stell - odparłam i schowałam rysunek do szuflady. "Wiele bym dała, żeby wyglądać tak, jak
ona".
- Jak tam życie? - uśmiechnęła się sztucznie.
- A jak ma wyglądać te życie? Mam nadzieję, że nie będziemy wiecznie uwięzione jak w klatce.
Chciałabym, żeby wszystko wyglądało jak dawniej.
Nagle zmienił się jej nastrój.
- Nie będę wiecznie udawać głupiej i siedzieć jak w klatce, ograniczenie wolności jest najgorsze ze
wszystkiego - syknęła. - Jeśli tak dalej będzie, po prostu wyjdę z Alfei, choćby mieli mnie zabić.
- Ale... nie możesz wyjść poza Alfeę, ta bariera...
- Wyjdę, choćby nie wiem co! - wrzasnęła. - Ja tak dłużej nie mogę, nie rozumiesz?! Osłabię barierę i
nie obchodzi mnie to, że Alfea jest skazana na porażkę. Jeśli dalej tak będzie, to szkoła się rozpadnie,
nauczyciele chyba udają, iż nie widzą ataków tych idiotów.
Wyszła, zostawiając mnie oniemiałą. Jeszcze nie poznałam tej Stelli.
A późniejsze wydarzenia pokazały, że nie byłam w stanie poznać samej siebie.
*
- Faragondo, my... musimy uderzyć. Wrogowie coraz bardziej nas osłabiają, a my chcemy walczyć tłumaczyłam dyrektorce.
- Bloom, ja rozumiem, ale to jest po prostu zbyt niebezpieczne. Nie ma mowy, żebyśmy osłabiły
barierę. Oni są o wiele bardziej potężni.
"Spokojnie, Bloom, opanuj się, bo naskoczysz na tak sympatyczną dyrektorkę".
- I nie ma mowy, żebyśmy stały w miejscu. Zaatakujemy nawet bez twojej zgody.
Coś jeszcze do mnie mówiła, ale szczerze mówiąc puściłam to mimo uszu. Wszystko było już ustalone
i dlatego to nie miało większego znaczenia.
"To my, jesteśmy najlepszymi przyjaciółkami, a nasze serca biją jak jedno."
*
- Winx Enchantix! - krzyknęłyśmy i przemieniłyśmy się w naprawdę cudowną przemianę. Szkoda
tylko, że teraz nad tym nie myślałyśmy. Każda z nas miała w głowie tylko jedną myśl: pokonać ich.
Musiałyśmy to zrobić.
Po prostu nie było innej opcji.
Przemknęło mi przez myśl, że wolałabym zginąć niż przegrać.
"Co się ze mną dzieje?"
Powróciłam do rzeczywistości. Byłyśmy już nad jeziorem Roccaluce, a przed nami były już Trix. Icy
patrzyła na mnie kpiąco, była naprawdę pewna siebie - zaś ja już zdążyłam wcześniejszą pewność
siebie stracić.
Nie mogłam ich zawieść. Nie mogłam zawieść dziewczyn, którym tak bardzo zaufałam. Musiałam
jeszcze raz zobaczyć swoich ziemskich rodziców, Sky'a. I dlatego jako pierwsza zaatakowałam.
- Energia smoka! - krzyknęłam i wymierzyłam w nie swój czar. Szybko zostały unieruchomione.
Zaśmiałam się pod nosem, że tak łatwo dałam się nabrać. Nawet nie pamiętałam co powiedziałam do
Stelli, jednak o dziwo nie odpowiedziała mi. Odwróciłam się i zobaczyłam unieruchomione i
równocześnie przerażone przyjaciółki.
- Dawno widzieliśmy się, nieprawdaż? - usłyszałam szept przy uchu. Wszędzie poznałabym ten głos i
mimo że przyjemnie było go słuchać, tym razem byłam przerażona.
Powoli się odwróciłam i ujrzałam przed sobą twarz Valtora. Lekko się uśmiechnął, a później przyłożył
mi ręce do głowy. Ten gest skojarzył mi się z Vanessą, kiedy w ten sposób sprawdzała, czy nie mam
gorączki. Chwilę je przytrzymał, a później odsunął się ode mnie.
Spadałam na dół. Wtedy zrozumiałam co zrobił. Ogłuszył mnie.
No tak, na wojnie wszystkie chwyty dozwolone, jednak teraz w żaden sposób mnie to nie pocieszało.
Unosiłam się przez chwilę na wodzie, do której nie wpadłam jakimś cudem. Tak jakby magia trzymała
mnie przed utonięciem.
Kiedy zobaczyłam nad sobą Stormy, która podlatywała, by pewnie mnie zaatakować zdołałam
wyszeptać zaklęcie obrony. To zdołało mnie uratować, po chwili odzyskałam siłę, choć ciągle bolała
mnie głowa. Czułam się tak jak wtedy, kiedy na osiemnastce Stelli wypiłam za dużo wina i później
miałam kaca.
- Flora, uważaj! - usłyszałam głos Musy.
- Koniec zimy! - wrzasnęła najgłośniej jak potrafiła. Spojrzałam na nią, jednocześnie stosując mniejsze
zaklęcie obrony. Zebrała w sobie tyle energii, że po użyciu zaklęcia miałam wrażenie, iż ziemia się
zatrzęsła. Trix aż cofnęło do tyłu, a Valtor... Valtor gdzieś znikł.
- Cholera, przecież ona zużyła całe swoje siły! Jest wyczerpana! - powiedziała przerażona Tecna i
zaczęła odciągać ją na bok. Czarodziejka natury wyglądała, jakby nie żyła, a może rzeczywiście tak
było. Cała blada, posiniaczona, straciła przytomność. Przeraziłam się.
W tej samej chwili poczułam ręce zaciskające się na moim gardle.
- Co ty myślisz, rudolfie? Nie wygrasz tej walki - syknęła Icy.
- Zoostaw mnieee... - wycharczałam ostatkiem sił.
- Icy, co ty robisz?! - usłyszałam czyjś wrzask, jednak nie mogłam zdecydować do kogo należy. Później
wszystko działo się tak szybko. Zaklęcia wypowiadane przez Winx, Trix i Valtora zaczęły się mieszać.
Wszystko działo się obok mnie, niby też coś mówiłam, ale nie słyszałam siebie w tym harmiderze.
Nagle opadłyśmy. Nie wiem jak to się stało, ale opadłyśmy. Zdołałam się jeszcze podnieść, by ocenić
swoim okiem straty. W tamtej chwili żałowałam, że to zrobiłam. Zrozumiałam, że moje przyjaciółki
zginęły. Były niemożliwie blade, nie oddychały, nie dało się wyczuć żadnego pulsu.
Rozpłakałam się jak dziecko, kiedy zobaczyłam ciało Stelli. Przecież to dzięki niej przeżyłam przygodę
życia. To ona była powierniczką moich sekretów, pocieszycielką, najwierniejszą przyjaciółką. A teraz
leżała nieruchomo z włosami rozrzuconymi wokół twarzy.
- Dlaczego mi to zrobiłaś?! - krzyknęłam. - Dlaczego...?! Zapomniałaś, że mamy różne plany?
Miałyśmy jeszcze tyle zrobić, nie rozumi...
Przerwałam, kiedy poczułam już znajomy dotyk na plecach. Obróciłam się. To był Valtor. Uśmiechnął
się lekko, po czym czarami uniósł mnie do góry.
- Będziemy walczyć - syknął, po czym bezlitośnie zaczął okładać mnie czarami. Próbowałam się
obronić, jednak nie miało to żadnego efektu. A może nie chciałam tego robić?
Zrozumiałam to dopiero wtedy, kiedy spadałam do jeziora bez żadnej osłony. I wpadłam, zanurzając
się bardzo głęboko.
Wiedząc, że nie wydostanę się z niego, po prostu zamknęłam oczy, przypominając sobie słowa
wypowiedziane przez Valtora podczas spadania do Roccaluce:
- Dobro niekoniecznie zawsze wygrywa, skarbie...