Leszek Żuliński: „Totamea”, Zaułek Wydawniczy

Transkrypt

Leszek Żuliński: „Totamea”, Zaułek Wydawniczy
Leszek Żuliński: „Totamea”, Zaułek Wydawniczy POMYŁKA, Szczecin 2013, str. 72
poniedziałek, 17 czerwca 2013 06:23
Jolanta Szwarc
O PORTRECIE, KTÓREGO NIE BĘDZIE
Naturalnie, jak zawsze najpierw obejrzałam pachnącą świeżością książkę z kusząco
połyskującym tytułem Totamea starannie wydaną przez Zaułek Wydawniczy „Pomyłka” z
interesującą grafiką
Teresy Babińskiej. Już tytuł i dobór
ilustracji sugerował tematykę książki.
Książki złożonej w sposób przemyślany. Opowiada ona kolejnymi wierszami, jak podmiot
liryczny – malarz próbuje namalować swoją kobietę, ale ciągle nie jest zadowolony. Już w
pierwszym wierszu szkic jak mozaika rozsypuje się, a rośnie wodna pożądliwość flisaka z
wiosłem do łódeczki. To znów czerwone szpilki młódki chodzącej po obrazie drażnią stukotem
serce malarza o zwapniałych tętnicach.
Ale co tam tętnice, co tam odleżyny wieku. Pobiegnę za tobą, może dogonię czas. I dalej marzy
o łące, o kobiecie tańczącej flamenco dla niego koniecznie w tych czerwonych szpilkach, a on
będzie z jej rozkołysanych pól zrywał daktyle i oliwki.
I ani kreski więcej, ani nic ponadto / tak ten szkic niech zastygnie, tak niech się pejzaży.
To jednak wcale nie znaczy, że chcieć to móc, bo w kolejnych trzech wierszach potrzebuje jej
pozującej. Niepewny w doborze kolorów zwierza się – najgorzej z doborem farbki, / maczam
pędzel w niebieskiej, ale to nie to.
Kiedyś
kobiety wiedziały, że do uzyskania czystości bieli należy do płukania bielizny użyć farbki, a była
w drogeriach jedna. Naraz odkrywa w myślach –
najpewniejszy jestem w sepii – ona ścieli się w pachwinach, /…/ najbardziej nasycona jest
brązem na tej ścieżynce, którą obiecujesz doprowadzić mnie do szału
z echem imion w górach i dudnieniem chłopięcego krzyku w studnię
.
Chciałbym namalować jego atawistyczny zew. / musisz pozować – otwarta do dna przełęczy.
Pomyślałam sobie, że bycie malarzem, ale i modelką, jest rzeczą trudną, bo artysta umie
zrugać, żądając naturalności, której sam nie potrafi wydobyć. Oboje marzą o sławie. Już
Harasymowicz
odkrył, że „pierwsi do wypłaty się chudej garniemy, a za nas / i tak inny na Olimpie siedzi.” A
siedzi, siedzi, ale zawsze jakaś szansa na zdobycia szczytu jest.
Na naszej mansardzie marchand nie przysiądzie, / jednak zlecą się setki, jeśli przestaniesz się
wiercić, do diabła!
1/5
Leszek Żuliński: „Totamea”, Zaułek Wydawniczy POMYŁKA, Szczecin 2013, str. 72
poniedziałek, 17 czerwca 2013 06:23
Malarz niepewny swoich umiejętności zaczyna rozważać, jak malowali inni i tu Leszek Żuliński
przedstawia nam całą plejadę wielkich. Wśród nich
Kramskoj
,
Klimt
,
Lautrec
,
Starowieyski
,
Picasso
, a każdy tworzył na swój sposób. Jednemu wystarczało to, innemu tamto, a może…
malować cię nieostro, w smudze, wizgu, w poruszeniu / zwłaszcza serca, w jego łomocie
, ale obrazu nie ma, wszystkie sytuacje malowane są słowem wspieranym przez artystkę
Teresą Babińską
.
Poeta, malarz czy gawędziarz?
Beata Golacik w Łupkach zamieściła miniaturę – Ty – totus Tuus znak / poezja to tatuaż ja /
tota Tua
. Obserwuję, że ten łaciński zwrot od
chwili użycie go przez papieża Polaka robi swoistą karierę. Malarz – bohater wierszy
przypomina sobie – powiedziałaś kiedyś jestem
tota tua
i tym łacińskim stwierdzeniem ona coraz bardziej zaczyna wrastać w jego pejzaż. Dotąd
bezimienna, zatem nieistniejąca, przywołana ma być do życia, choć z ograniczoną wolnością.
Nad strumykiem zaczerpnę wody w garść / i ochrzczą cie nowym imieniem
Totamea
. Jak dobrze mieć
Meusię
. Szałas zbuduje, będzie czekała z wrzątkiem na herbatę.
Zejdę zaraz z gór /…/ zamknij dłoń, w jej kokonie / cały świat. będę się tam jedwabił, paprocił,
piwniczył i płożył.
Dopiero po trzęsieniu ziemi, przeciągu i detonacji
rozchyl palce – wyfrunę z dłoni, ale przysiądę niedaleko
. Już po wszystkim, błoga cisza zmysłów i oddechów.
Tylko farby będą dziwić się sobie i struktura kanwy nie przestanie falować. rama obrazu
rozpadnie się z trzaskiem.
I tu autor mnie zaskoczył. Bohater jest malarzem czy hafciarzem? Kiedyś zdarzyło mi się
wyszywać obraz wełną na dość grubym, siatkowym materiale – kanwie. Chyba jednak doszłam
do sedna. My, Polacy wyszywamy portrety, pejzaże, martwe natury na kanwie, a malujemy na
płótnie, Anglicy natomiast materiał, na którym malują nazywają „canvas”, a ponieważ Leszek
Żuliński
niechybnie oblatany w językach, to niechcący wpuścił mnie w maliny, ale tylko przez moment.
Otrzepałam piórka i z zaciekawieniem dalej śledzę, jak malarz chce namalować kobietę, która
2/5
Leszek Żuliński: „Totamea”, Zaułek Wydawniczy POMYŁKA, Szczecin 2013, str. 72
poniedziałek, 17 czerwca 2013 06:23
gdzieś mu migoce w światłach. Denerwuje się –
może w ogóle nie istniejesz, a przecież dobrze wiesz, że nie jestem / abstrakcjonistą. maluję
mięso, nie jego ideę.
Cały czas malarz planuje obraz i obmyśla techniki. Hmm, akwarela nie, bo… Zauważyłem
ostatnio, że więcej mówię, niż maluję.
Ale czy to wszystko ma sens?
Moi koledzy poeci, / robią to samo – świat zamykają w złotej klatce wiersza i zaczynają wierzyć,
że jest prawdziwy.
Cóż, świat jest dla wszystkich. Jedni mocno trzymają się ziemi, inni unoszą się nad nią. Po
łyżce mleka wszystko jest możliwe, jak u
Chagalla
. „Chodź do nieba. Tam odpoczniesz. / Tylko nie patrz. / Tylko nie myśl. / Polecimy skośnie,
skośnie, / aż się nigdy nie znajdziemy” (
J. Kulmowa
). Jednak zanim się uniesiemy, musimy się przygotować. Zaraz, zaraz, a może gwasz? A może
patrzeć oczami, a widzieć palcami? Jak dotrzeć do początku człowieczeństwa… Skąd mi się to
wzięło? Chyba nie ze sztychu, chociaż ostro rznięty.
A cóż
Herbert
mógł wiedzieć o sztychu? oni poeci, / słyszą tylko fechtunek słowem, szczęk głosek i tupot
składni.
Niewinne zabawy. Takie ludzkie przecież. Sztuka nie kłamie, Sztuka nie rani, Sztuka piękno
niesie zależne od smaku. Do tworzenie potrzebny jest spokój, a tu ona nago chodzi po
pracowni.
Sterczące sutki wyznaczają trasę, żarna pośladków mielą / odległość między nami. wiem, co
zrobisz za chwilę - / położysz się niedaleko mnie, rozsuniesz uda i będziesz / kusiła.
Nie, w takich warunkach nie można pracować. Co ważniejsze? Życie, czy omam wieczności na
płótnie? Zuzanna kusi, obrazu nie będzie, a do kuszenia w haremowej scenerii dorzućmy
jeszcze z innych kultur trochę, przecież globalizacja. Jakże nie skorzystać. Trochę z Hiszpanii,
brylant z Indii w pępek, bransolety z Afryki i można zagrać.
Wysokie ce
wyłuskać / z sopranu, gdy będziesz wzbijała się pod sufit i niskie alty / w czasie opadania. wbij
mi paznokcie w plecy. / niech na płótnie zostanie pięć bruzd – zapis tego szału
. Malarz jest wytrwały, chociaż za plecami słyszy –
O! nasz drugi
Podkowiński
. Już go szufladkują, nie widzą inności, zwykli rzemieślnicy, a przecież przyjdzie w końcu taka
chwila
kiedy pędzel sam potoczy się po płótnie i zmieni mimesis w katharsis.
Dlatego artysta musi znosić różne przykrości, zadawane sztychy, bo taka jest cena za Sztukę,
ale co zrobić, gdy nie ma pomysłu, brakuje języka? Z historii sztuki posklejać? Wziąć trochę z
3/5
Leszek Żuliński: „Totamea”, Zaułek Wydawniczy POMYŁKA, Szczecin 2013, str. 72
poniedziałek, 17 czerwca 2013 06:23
Rublowa
, kapkę z
Chagalla
, trochę plam z taszystów, bryłki od kubistów posadzić na czerwonej trawie, pokropić literami z
„Pieśni nad pieśniami”. Jakieś fatum ciąży nad malarzem –
posyłam ci ten szkic / na nim tylko dym
. Czuje rozpacz i słodycz płonącego mięsa.
Anus mundi
jest ciągle, dlatego może bardziej trzeba żyć, niż uprawiać terapię przez sztukę i w ten sposób
wyrównywać życiowe niedostatki. Malować jakąś
Galeteę
… Tylko kto ją ożywi? Łakniemy jak nasi przodkowie piękna ideałów, jakiejś odskoczni od
szarzyzny, od sparciałego otoczenia. W muzeach odnajdujemy memy, tak jak w archiwach
szukamy przodków i wspólnych z nimi genów.
Dostajemy sztukę w spadku, i nieważne, że mami, że wabi, że wygładza, zmiękcza, zasłania.
Powiem za słowami poety - a sztuka? niech robi ze mną co chce / zupełnie jak ty. Ci, którzy
starali się nas wyposażyć, odeszli Tam, gdzie czas nie nagli, z Tu przyjdzie się pożegnać, a
póki co niech malarze wstawiają świat w ramę, albo zatrząsną w wierszu. Z niego nie ma
ucieczki i czas staje w miejscu jak zepsuty zegar. To taka nieśmiertelność zastawiona przez
śmiertelnych. Śmiertelności nie da się uniknąć.
Jak nie dostrzec róży Salwadora i Małego Księcia. Źle wymyśliłem twoje imię, powinnaś
nazywać się
Todamea? / sein zum Toda
mea
/…/ weźmy się w trójkę za ręce i idźmy dalej przed siebie.
Żyjmy tak jak inni w przestrzeni podobnych gestów, rytuałów (Chwileczkę, czas na herbatę w
miśnieńskiej filiżance.), schematów. Żyje „się” tak w społecznym zniewoleniu i tak jest dobrze.
Wolność przychodzi, kiedy odczuwamy grozę śmierci, samotność i absurdalność świata. Co
nas czeka, to dopiero się okaże. Czy zamkniemy spokojnie oczy, czy dopadnie nas jakaś
powtórka z historii. Nie można wejść dwa razy do tej samej rzeki, jaki będzie jej nurt, tego nie
da się przewidzieć.
Na razie żyjemy bardziej lub mniej myśląc o kruchości życia. Mamy zawsze szansę cieszyć się
w muzeach tym, co utrwalone. Nie zastanawiamy się nad brakami dzieł, które bezpowrotnie
zginęły, bo zabrakło ich twórców – ofiar tragedii.
Co się dzieje? Czyżby malarz zapomniał o sztaludze i pędzlu? Odpowiedzią na moje pytanie
jest kończący tomik wiersz „Most rozwodzony”. Malarz dochodzi do wniosku, że portretu nie
będzie, bo zderza się w nim trywialność z sacrum. W to wszystko miesza się Malczewski ze
swoją kosą na sztorc
. Znów dałam się zwieść autorowi, bo zamiast o śmierci pomyślałam o naszych kosynierach,
którzy przekuwali na sztorc, o dziewięćdziesiąt stopni, zwykłe noże kos rolniczych. Przekute
noże stanowiły jedną linię z drzewcem. Natomiast atrybutem śmierci u
Malczewskiego
była najzwyklejsza kosa gospodarcza. Choć jedna i druga może uśmiercić, to tylko ta bojowa
4/5
Leszek Żuliński: „Totamea”, Zaułek Wydawniczy POMYŁKA, Szczecin 2013, str. 72
poniedziałek, 17 czerwca 2013 06:23
może być na sztorc, ale to drobiazg. Jestem z tego pokolenia, które wychowało się na obrazach
Chełmońskiego
,
Grottgera
, lekturze
Nad Niemnem
i ekranizacji tej powieści.
Wracając do myśli głównej, najtrudniejsze dla malarza jest scalenie ciała z duszą. Kiedy
malowałem ciało, wychodziła mi z tego martwa natura /…/ były momenty, gdy zdawało mi się, ż
połączę jednym mostem / Avignon z Las Vegas, ale wtedy nie starczało talentu.
Jeśli nie chcemy twórczych porażek, należy uciekać w codzienność, nie myśleć o śmierci, bo
jak już wcześniej napisał
Leszek Żuliński
–
życie, nagie życie warte jest prawdziwego grzechu, buntu, szaleństwa.
Totamea to ciekawa i mądra lektura. Autor erudyta wymaga od czytelnika skupienia. Mamy tu
do czynienia ze zderzeniem świntucha ze świętym. Całość wypowiedziana ciepłym tembrem
głosu, słowem bogatym w niebanalne porównania, metafory i neologizmy. O przemyślanej,
pięknej kompozycji już pisałam.
Leszek Żuliński: „Totamea”, Zaułek Wydawniczy POMYŁKA, Szczecin 2013, str. 72
Jolanta Szwarc
5/5

Podobne dokumenty