Kwiecień 2009 - Kościół Chrześcijan Baptystów w RP
Transkrypt
Kwiecień 2009 - Kościół Chrześcijan Baptystów w RP
Miesięcznik Pierwszego Zboru KChB w Gdańsku 1 SPIS TREŚCI: 3 4 SŁAWOMIR BILIŃSKI A kogo to obchodzi czy chrystus zmartwychwstał? ROBERT MIKSA 8 12 14 18 Módl się jak abraham PAWEŁ KUGLER ANNA CHARKIEWICZ TEDD TRIPP Menno Simons Niderlandzki reformator ERNEST LUDWIN 20 REMEK NEUMANN 22 Ślub Izy Karpieni 24 Wspomienia z Etiopii 26 Zamożny chrześcijanin w czasach zamętu (2) OD REDAKCJI Drodzy Bracia i Siostry, oddajemy w Wasze ręce kolejny numer naszego czasopisma. Jak do tej pory to najobszerniejszy numer, jeśli chodzi o objętość. Mamy nadzieję, że każdy znajdzie coś, co go ubogaci, zainteresuje. W związku ze zbliżającymi się świętami wielkanocnymi pastor Robert Miksa przygotował artykuł poświęcony zmartwychwstaniu Pańskiemu. W tym numerze znowu można przeczytać o kolejnym bohaterze wiary autorstwa Ernesta Ludwina. Ania Charkiewicz podzieliła się z nami swoimi ostatnimi trudnymi doświadczeniam i w związku z tym Bożym działaniem w jej życiu. W gazetce znajdziecie też relację ze ślubu naszej siostry Izy Karpieni i Tamiru oraz relację z pobytu u państwa młodych Lili Dmitruk i Agnieszki Walickiej. Zapraszamy do lektury, a z okazji nadchodzących świąt wielkanocnych życzymy Wam, drodzy Bracia i Siostry, Bożego błogoslawieństwa, pokoju i radości. MAGAZYN “IDŹCIE” AGNIESZKA WALICKA ADAM GUTSCHE 28 29 34 36 38 40 SUDOKU MAGDA PRABUCKA HENRYK KOWALIK ARTUR PRÓCHNICKI Ulotki, plakaty ZEBRANE MIREK USZKIEWICZ Redakcja przy pracy MAGDA KOWALIK DANE ZBORU 41 43 Zdjęcie na okładce www.searchingthescriptures.net 2Lila Dmitruk Adres Zboru: Ul Dąbrowskiego 11, 80-153 Gdańsk www.gdansk.baptysci.pl [email protected] Nabożeństwo niedzielne: 10:30, piątkowe: 19:30 numer konta: 57 1020 1811 0000 0102 0082 5646 Gosia Bogusławska Remek Neumann Agnieszka Walicka Robert Miksa Kwiecień 2009 SŁAWOMIR B ILIŃ SK I Samarytanka poproszona przez Jezusa o wodę zdziwiła się, że Judejczyk, od którego spodziewała się słów pogardy, zwrócił się do niej z prośbą. Potem, kiedy stwierdziła, że jej rozmówca musi być prorokiem, sama poprosiła go o wyjaśnienie ważnej dla niej kwestii natury teologicznej: „Ojcowie nasi na tej górze oddawali Bogu cześć; wy zaś mówicie, że w Jerozolimie jest miejsce, gdzie należy Bogu cześć oddawać”. Czy doszłoby w ogóle do tej rozmowy, gdyby oboje postępowali zgodnie z obowiązującymi uprzedzeniami? Konsekwencją bałwochwalstwa Salomona było podzielenie Izraela na dwa państwa: Północne ze stolicą w Samarii i Południowe ze stolicą w Jerozolimie. To rozbicie spowodowało wzajemną wrogość. Ponieważ istniała tylko jedna świątynia w Jerozolimie, król Północnego Państwa zbudował na swoim terenie nowe miejsca kultu. W miastach Betel i Dan postawił posągi złotych cielców i nakazał swemu ludowi składać im ofiary. Obawiał się bowiem, że jego poddani pielgrzymując do Jerozolimy „przylgną sercem” do jego rywala - króla Judei. Podział między Izraelem a Judeą pogłębił się po upadku Izraela w 722 r. p.n.e., kiedy to na skutek polityki deportacyjnej Asyryjczyków Samaria została zasiedlona pogańskimi ludami. Zwyczaje nowych ludów przenikały nie tylko do kultury, ale także do religii. Mieszanie się ludności miejscowej z napływową zagrażało zachowaniu „czystości wiary”. Tak więc kult jedynego Boga Jahwe stał się na tym terenie poważnie zagrożony. Po latach niewoli babilońskiej, kiedy poszukiwano kapłanów do nowo budowanej świątyni w Jerozolimie, ci z Samarii nie mogli wykazać się już ciągłością swoich rodowodów. Dodatkową przeszkodą uniemożliwiającą im pełnienie służby były ich związki z kobietami nieżydowskiego pochodzenia. Reformy Ezdrasza zmierzały jednak do przywrócenia czystości służby świątynnej. Dlatego pod względem rytualnym, wykazali się postawą zasługującą na potępienie. Nazwanie Samarytanina bliźnim musiało być dla słuchających tej przypowieści Judejczyków prawdziwym zaskoczeniem. W historii o dziesięciu trędowatych Jezus wyróżnił postawę Samarytanina, który jako jedyny okazuje Mu wdzięczność za oczyszczenie. „Czyż nie dziesięciu zostało oczyszczonych? A gdzie jest dziewięciu? Czyż nikt się nie znalazł, Jakże Ty, będąc Żydem, prosisz mnie, Samarytankę, o wodę? (J 4,9) też ci z kapłanów, którzy nie chcieli oddalić swoich obcoplemiennych żon nie byli dopuszczani do jej sprawowania. Z tych powodów Judejczycy uważali Samarytan za ludzi gorszej kategorii. Ich wzajemna wrogość widoczna jest w kilku miejscach Nowego Testamentu. Faryzeusze, którzy szczycili się swoją religijną nienagannością nazwali Jezusa obraźliwie Samarytaninem: „Czyż nie mówimy słusznie, że jesteś Samarytaninem i masz demona?” Swój niezbyt przyjazny stosunek do tej ludności zdradzili również apostołowie Jakub i Jan. W odpowiedzi na nieudzielanie im gościny w jednej z samarytańskich wiosek chcieli puścić ją z dymem ściągając na nią ogień z nieba. Zdziwienie Samarytanki wyrażone w pytaniu „Jakże Ty, będąc Żydem, prosisz mnie, Samarytankę, o wodę?” potwierdza istniejący konflikt. Jaki był stosunek Jezusa do Samarytan? W przypowieści o miłosiernym Samarytaninie przedstawiony jest On jako wzór do naśladowania w wypełnianiu przykazania: „Miłuj bliźniego swego, jak siebie samego”. Kapłan i Lewita, chociaż nienaganni Miesięcznik Pierwszego Zboru KChB w Gdańsku który by wrócił i oddał chwałę Bogu, tylko ten cudzoziemiec?” Jezus sprzeciwia się również postawie nienawiści apostołów, którzy kierują się chęcią odpłaty za brak okazanej im gościnności: „Nie wiecie jakiego ducha jesteście, albowiem Syn Człowieczy nie przyszedł zatracać dusze ludzkie, ale je zachować.” Jakie reakcje wywołuje we mnie obcowanie z ludźmi, którzy pod względem religijnym pozostawiają wiele do życzenia? Czy bardziej przypominam faryzeusza, który szczyci się swoją religijną czystością i z pogardą odnosi się do tych, którzy od pokoleń pielęgnują niewłaściwy obraz Boga? Czy może moja gorliwość o Boże Królestwo wyraża się „jakubową” i „janową” nienawiścią wobec niewiernych, a ich zranienia doprowadzają mnie do gorączki, którą chętnie zamieniłbym na pochłaniający ich ogień z nieba? Istniejące uprzedzenia wobec innych prowadzą do wzajemnej separacji, a konieczność przebywania z osobą, która jest dla mnie pod jakimś względem gorsza może być okazją albo do umacniania tych uprzedzeń, albo do niwelowania różnic. 3 CHRYSTUS ZMARTWYCHWSTAŁ? ROBERT MIKSA A KOGO TO OBCHODZI CZY 4 ? tekstu pokazuje, jak bardzo zmienił się obecny świat w swoim stosunku do takich pojęć, jak prawda, dobro czy zło. Postawy i zachowania, które kiedyś były jednoznacznie oceniane albo jako moralnie naganne, albo godne pochwały, dziś przez wielu traktowane są jako osobiste preferencje. Nie można już powiedzieć komuś: „Tak się nie robi!”, „Nie rób tak! To nieprzyzwoite!”, ponieważ nie ma wspólnego systemu wartości, na jaki można byłoby się powołać. ROB ERT M I KSA Jakieś 50 lat temu na południu Polski pewien ksiądz znany z niezwykle krótkich kazań w czasie nabożeństwa wielkanocnego stanął za kazalnicą i powiedział: „Pan Jezus zmartwychwstał. My zmartwychwstaniemy. Ale wy i tak w to nie wierzycie”. Ot, całe kazanie. Łatwo sobie wyobrazić, jakie wzbudził w ten sposób oburzenie, jakie usprawiedliwiania się parafian. Gdyby to samo kazanie miał wygłosić, dzisiaj powinien zmienić ostatnie zdanie na: „Ale was i tak to nic nie obchodzi”. Kiedyś było inaczej Gdy jeszcze byłem nastolatkiem, w dyskusjach prowadzonych przy najróżniejszych okazjach najważniejsze było przedstawienie solidnych argumentów dowodzących, że taki czy inny pogląd jest spójny wewnętrznie i zgodny z doświadczeniem. Dzisiaj to za mało. Dziś każdy, kto chce przekonać drugą osobę do jakichś racji musi zmierzyć się z problemem, który jeszcze niedawno był prawie nieznany, tj. obojętnością na prawdę. Kilka lat temu w brytyjskim The Sunday Telegraph (później jeszcze na internetowym blogu) pojawił się artykuł pod intrygującym tytułem: „Kogo obchodzi czy Chrystus zmartwychwstał?”. Autor tego Jeżeli każdy ma swoją prawdę i swoje racje, to ostatecznie nikt nie ma racji, bo wtedy nawet same słowa „prawda” i „racja” tracą swoje znaczenie. Jeżeli zaś ten sposób myślenia upowszechnia się w społeczeństwie, to ostatecznym skutkiem stają się obojętność, dekadentyzm i moralne zepsucie: wzrastająca liczba przestępstw, rozpadające się małżeństwa, chciwość, arogancja, itd. Po co bowiem żyć ofiarnie i uczciwie w świecie, w którym nic nie ma sensu, a wszelki wysiłek nie ma nawet żadnej wartości moralnej? Jeżeli rzeczywiście nie istnieje żadna wyższa przyczyna, dla której istniejemy, to „jedzmy i pijmy, bo jutro pomrzemy”. Jedyne, co się liczy to chwilowa przyjemność, która zresztą też jest bez sensu. A co ze zmartwychwstaniem? Przekonywanie ludzi, którzy przyjęli taki światopogląd o prawdziwości zmartwychwstania nie ma większego znaczenia. Nie dlatego, że argumenty są za słabe albo zbyt trudne. Chodzi o to, że nawet jeżeli niektórzy z nimi się zgodzą, to i tak niczego to nie zmienia. Zgodnie z ich światopoglądem jest to tylko jedna z podstaw nadziei zbawienia, według jednej z wielu prawd. Jeżeli komuś to odpowiada, to dobrze, jeżeli nie, Kwiecień 2009 ? też nie ma większego problemu. Każdy może wierzyć w to, co chce i jak chce. Dla współczesnego człowieka Bóg judeochrześcijański nie jest jedynym Bogiem a Jezus z Nazaretu, nawet jeżeli uznać go za Bożego Syna, jest jednym z wielu Bożych synów, a zmartwychwstanie drobnym detalem w jednej z wielu religijnych historii. Co ciekawe, przy okazji dyskusji związanej z odkryciem domniemanego rodzinnego grobowca Jezusa, kilku polskich księży publicznie przyznało, że nawet gdyby udowodniono, że znajduje się tam szkielet prawdziwego Jezusa, nie będzie to miało wpływu na ich wiarę. Sprawa zmartwychwstania jest dla nich bez znaczenia. Taka teologiczna beztroska przypomina mickiewiczowskiego głupca, który mówi: „Niech sobie źródło wyschnie w górach, byleby mi płynęła woda w miejskich rurach”. Współczesny człowiek nie myśli jak słuchający apostoła Pawła na Wzgórzu Marsowym filozofowie. Nie analizuje i nie ocenia, nie zwraca uwagi na konsekwencje formułowanych poglądów. Nie zawraca sobie głowy tym, czy zmartwychwstanie miało miejsce, czy nie. Niechaj każdy wierzy, jak mu pasuje, ale pod jednym koniecznym warunkiem: by nie mówił, że jego wiara jest lepsza od innych, a już nie daj Boże, że jest jedyną drogą. Współczesnemu człowiekowi wydaje się, że każdy może mieć swoją prawdę, a największą cnotą jest równe traktowanie wszystkich poglądów. Brak sensu nie ma sensu Ten sposób myślenia jest jednak nie do utrzymania. Ludzie, którzy przekonują nas, że każdy ma swoją rację i prawdę, że nie istnieje jeden system wartości dla wszystkich i przekonują, że to wspaniale, że istnieje wiele prawd, z których żadna nie jest prawdziwsza od reszty, w rzeczywistości podcinają gałąź, na której siedzą. Jeżeli bowiem nie ma jednej prawdy, będącej ostatecznym kryterium wszystkiego i wszystko jest względne, znaczy to, że również twierdzenie o tym, że wszystko jest względne, jest względne, czyli nie może być uznane za prawdziwe. Nawet gdyby ktoś chciał zgodzić się z twierdzeniami tych, którzy podają wszystko w wątpliwość, polega na znalezieniu czarnego kota, przy czym nie wiadomo, czy ten kot w ogóle tam jest. I jeszcze raz Chesterton: „Problem z niewiarą w Boga polega nie na tym, że człowiek dochodzi do stanu, w którym nie wierzy już w nic. Faktycznie jest dużo gorzej, bo skutkiem tego wierzy w cokolwiek”. Kiedy przyglądamy się współczesnemu człowiekowi, który próbuje sam ustanawiać normy i wartości, nie powinno nas dziwić, że miota się przy tym, wpadając z jednej skrajności w drugą. Potrafi bronić prawa „Pan Jezus zmartwychwstał. My zmartwychwstaniemy. Ale wy i tak w to nie wierzycie musiałby najpierw uznać istnienie obiektywnej prawdy w oparciu o którą będzie mógł wydać taką ocenę. Jeżeli jednak uznałby istnienie takiej obiektywnej prawdy, nie może już przyznać racji owym sceptykom. Tak czy inaczej konsekwentny sceptycyzm jest nie do utrzymania. Jak życie bez Słońca W momencie, kiedy człowiek odrzuca jedynego, prawdziwego Boga jako źródło ostatecznej prawdy i wierzy w istnienie wielu prawd i wielu wartości moralnych pozbawia się możliwości odróżniania prawdy od fałszu, dobra od zła i piękna od brzydoty. Po mistrzowsku, za pomocą prostej metafory, opisał ten stan G. K. Chesterton, mówiąc: „Bóg jest jak Słońce. Nie można na Niego patrzeć, ale bez Niego nic nie widać”. Człowiek bez Bożej prawdy gubi się coraz bardziej. Francis Schaeffer porównuje sytuację współczesnego człowieka do osoby znajdującej się w całkowicie zaciemnionym pokoju, z dokładnie zawiązanymi oczami, której zadanie Miesięcznik Pierwszego Zboru KChB w Gdańsku kobiet do dokonywania aborcji na życzenie, a zaraz potem organizuje manifestacje w obronie prawa do życia zwierząt (lisów, małp, fok, itd.). Prowadząc zajęcia z filozofii przekonuje studentów, że nie ma obiektywnej moralności, jednak gdy ktoś kradnie mu samochód albo portfel, oburza się odmawiając innym prawa do życia zgodnego z własnymi wartościami. Przy innej jeszcze okazji upiera się, że Biblię każdy może interpretować jak chce, ale złości się, gdy ktoś przekręca jego własne słowa. W teoretycznej dyskusji dowodzi, że nie ma niczego złego w istnieniu agencji towarzyskich, ale kiedy dowiaduje się, że podczas jego nieobecności jego żona świadczy tam swoje usługi, próbuje ją zabić (autentyczny przypadek opisywany kiedyś we włoskich gazetach). Precz z chrześcijanami Gdy chrześcijanie wypowiadają swoje sądy np. na temat homoseksualizmu, handlu niewolnikami, aborcji, eutanazji czy sztucznego zapłodnienia, powołując się na wartości ustanowione przez jedynego Boga, uważa się ich za 5 religijnych fanatyków, którzy są największym zagrożeniem dla współczesnego społeczeństwa. W jednym z wydań „Gazety Wyborczej” pojawił się artykuł na temat amerykańskiego fundamentalizmu, w którym autor chyba nie do końca rozumie to, o czym pisze. Nietylko przedstawia fundamentalistów jako dziwaków wierzących, że to, o czym mówi Biblia jest prawdą, ale na koniec dodaje: „Terroryści, którzy zaatakowali Amerykę, wierzyli, że przybyli z misją od Boga. Przywódcy amerykańskich fundamentalistów są tego samego zdania o sobie.” Przypatrzmy się sposobowi rozumowania autora tego artykułu. Najpierw domaga się wolności dla wyznawania różnych poglądów, by zaraz potem potępić jeden z nich. Wbrew deklaracjom chce więc wolności wybiórczej, a konkretnie tylko dla osób podzielających jego światopogląd. Czyż przez to sam nie staje się fundamentalistą, człowiekiem z misją, który ogranicza wolność tym, którzy się z n nie zgadzają? niego wszelkie opinie są tylko prezentacją osobistych preferencji autora, w świetle których nie wolno mu krytykować osób mających inny pogląd. Jak poznać prawdę? Niektórym ludziom wydaje się, że najlepsze, co mogą zrobić, by poznać prawdę, to gruntownie przebadać wszystkie istniejące na świecie systemy religijne i etyczne i wybrać ten najlepszy. Taka metoda przypomina postępowanie ucznia, który próbuje dowiedzieć się o wynik zadania domowego polegającego na obliczeniu pierwiastka trzeciego stopnia z liczby 3375. Ponieważ zapomniał o zrobieniu zadania w domu postanowił, że zapyta kolegów i koleżanki, jaki wyszedł im wynik. Mało kto jednak wiedział, jak zabrać się za takie zadanie i prawie każdy miał inną odpowiedź. W rezultacie uczeń doszedł do wniosku, że ma do czynienia z zadaniem, które jest nierozwiązywalne. Czy to właściwe rozumowanie? Nie. To, czego brakowało temu uczniowi, to wiedzy na temat pierwiastków i metody rozwiązywania tego rodzaju zadań. Podobnie jest w życiu duchowym człowieka. Patrząc na ten świat i jego problemy, a z drugiej strony na najróżniejsze systemy religijne i etyczne sugerujące www.blogtalkradio.com Jeżeli ktoś krytykuje chrześcijan czy nawet islamskich terrorystów, oskarżając ich o dogmatyzm, ksenofobię, oszołomstwo, brak tolerancji czy fanatyczny fundamentalizm, ujawnia własną obłudę. Autentycznie przecież się oburza. Uważa ich postawę za obiektywnie złą, naganną. Przestaje być zrelaksowanym, życzliwym relatywistą, z uśmiechem na twarzy pozwalającym każdemu pozostawać przy własnym zdaniu. Okazuje się zacietrzewionym dogmatykiem, zwalczającym w świętym oburzeniu pogląd, na który zgodzić się nie ma zamiaru. Pokazuje w ten sposób, że tak naprawdę nie umie żyć zgodnie z tym, co sam o sobie mówi. Nie da się bowiem konsekwentnie żyć w oparciu o doktrynę moralnego relatywizmu. By móc dokonać oceny czyjegoś zachowania i uznać je za złe, trzeba najpierw zgodzić się, że istnieje uniwersalny system wartości, w świetle którego taka ocena jest w ogóle możliwa. Bez 6 Kwiecień 2009 swoje odpowiedzi na odwieczne pytania człowieka dotyczące jego samego, Boga i tego świata, człowiek dochodzi do wniosku, że są to pytania, na które nie ma jednej odpowiedzi. To, czego potrzebujemy w tej sytuacji to nie więcej zajęć z religioznawstwa, ale zrozumienia istoty problemu i odkrycie metody na jego rozwiązanie. Golgota jako klucz do rozwiązania Zasadniczym elementem odróżniającym chrześcijaństwo od każdego innego systemu religijnego jest Golgota. Nie chodzi jednak o to, że Jezus był tak pewny swojej nauki, że gotowy był oddać za nią życie. Nie chodzi o to, że był wierny swoim poglądom aż do śmierci. Jezus nie umarł za swoje poglądy, ale za martwego w swoich grzechach człowieka. Świetnie wyraził to chrześcijański apologeta Ravi Zacharias, mówiąc: „Jezus nie przyszedł, by ze złych ludzi uczynić dobrych. Przyszedł, by ludzi umarłych uczynić żywymi.” To właśnie Golgota jest kluczem do zrozumienia wszystkiego, co naprawdę ważnego możemy powiedzieć o tym świecie, o Bogu i o nas samych. Golgota pokazuje nam, że grzech nie jest rzeczą względną, sprawiedliwość nie jest kwestią osobistych preferencji, a sąd i kara za grzech nie są straszakiem na niegrzeczne dzieci. Śmierć i zmartwychwstanie w życiu Jezusa wydarzyły się naprawdę i są zapowiedzią tego, co przed nami. Dla jednych będzie to życie w wiecznej społeczności z Bogiem, ale dla innych wieczne oddzielenie od oblicza Bożego. Relacja subiektywna z labiryntu:) Na początek kilka suchych faktów dotyczących labiryntu. Otóż było to przedsięwzięcie ewangelizacyjne, które odbywało się we współpracy z drugim zborem z Wrzeszcza. Labirynt rozstawiony był w naszym zborze w dniach 2- 15 Marca. W jego rozstawieniu pomogli nam bracia i siostry ze zboru z Warszawy z ul. Puławskiej. Przez czas trwania labiryntu przeszło przez niego 489 osób (wliczając tych, którzy przeszli dwa razy i dzieci, które towarzyszyły rodzicom516). Z tej liczby około 120 osób było ze zborów, natomiast pozostali to nasze rodziny, znajomi, znajomi znajomych, a także osoby, które natrafiły na transparent rozwieszony przed naszym zborem idąc ulicą. 123 osoby wypełniły ankiety i na ich podstawie opracowałam kilka statystyk. I tak: - 75% osób oceniło labirynt najwyżej w ankiecie, czyli raczej pozytywnie - 19% osób dodało komentarz nadto, np. fantastyczny, rewelacja, super itd. - 5% osób oceniło labirynt neutralnie - nie było żadnej negatywnej oceny - 98% osób poleciłoby to przedstawienie znajomym - 2% osób nie wiedziało czy poleciłoby znajomym W odpowiedzi na pytanie, która komnata była najbardziej znacząca, odpowiadano: - 41% komnata nr 6 (z krzyżem) - 23% komnata nr 4 (źródełko) - 11% komnata nr 9 (świeczki) - 8% komnata nr 5 (komnata wyboru) - 7% komnata nr 1 (zabałaganiona:) - 10% inne komnaty Osoby, które wypełniły ankietę o labiryncie dowiadywały się z: - kościoła 32% - od rodziny 22% - od znajomych, koleżanek 46% Natomiast od siebie dorzucam, że spędziłam w labiryncie sporo czasu i przez to widziałam większość ludzi tam wchodzących. Najpierw byli to ludzie wyłącznie z kościoła i pod koniec pierwszego tygodnia niewiele było osób spoza zboru. Po kilku dniach trwania labiryntu ilość zapisów na kolejne dni była znikoma i zaczęłam myśleć, że jeżeli Miesięcznik Pierwszego Zboru KChB w Gdańsku taki stan rzeczy się utrzyma całe przedsięwzięcie skończy się niepowodzeniem. Jednak z dnia na dzień liczba osób z zewnątrz rosła. Przez kilka ostatnich dni wchodziło dziennie po około 50 osób i można było zobaczyć niezwykłe Boże działanie. Ludzie, którzy wcześniej nie wiedzieli dużo o Bogu i po prostu nie znali Go, czuli się wspaniale mając szansę na usłyszenie o Nim. Ludzie w różnym wieku bardzo przeżywali udział w labiryncie. Z mojej prywatnej półki niesamowitym świadectwem jest mój szwagier, po którym nie spodziewaliśmy się, że zgodzi się przejść cały labirynt, natomiast on zapraszał tam swoich znajomych:) Niesamowite było, jak Bóg przyprowadzał tych wszystkich ludzi i mogliśmy to oglądać. Tym, co będę też miło wspominać było też zdecydowane zbliżenie się ludzi z naszych zborów, mieliśmy dużo czasu na rozmowy i poznawanie się nawzajem. Zdałam też sobie sprawę, jak ważne w takich sprawach jest nasze współdziałanie jako ludzi ze zboru. I cóż, czekam na następny labirynt. Magda Prabucka 7 Módl się jak Abraham ROZWAŻANIE PAWEŁ KUGLER 8 PAWEŁ KUGLER „Można patrzeć na tę modlitwę jak na przykład determinacji Abrahama. Ale można też na nią patrzeć jako na przykład ustępliwości Boga. Mógł zniszczyć Sodomę. Ale ze względu na modlitwę Abrahama opóźnił sąd i ocalił jednego człowieka i jego rodzinę”. Módl się jak Abraham (1 Mojż 18,16-33). W Polsce mamy prawo, że skazani lub więźniowie mogą odwoływać się do prezydenta, aby udzielił im łaski i amnestii. Wielu ludzi zwraca się z taką prośbą do prezydenta i zdarza się, że kogoś on wysłucha. W rozważanym dzisiaj fragmencie widzimy, że Abraham zwraca się w modlitwie wstawienniczej do Boga i prosi o łaskę dla Sodomy. Możemy z tej sytuacji wiele się nauczyć na temat modlitwy. Zwróćmy uwagę na trzy rzeczy: mechanizm modlitwy, przedmiot modlitwy i motywację do modlitwy. Na początek przyjrzyjmy się, w jakim kontekście miało miejsce zdarzenie opisane w 1Mojż 18,1633. Było to bezpośrednio po tym, kiedy Bóg dał Abrahamowi i Sarze obietnicę, że za rok urodzi im się syn. Obydwoje byli w podeszłym wieku: Abraham miał 99 lat, a Sara 90. Bóg może uczynić cudowne rzeczy! Po tej rozmowie Bóg kieruje się w stronę Sodomy. Ma zamiar ją osądzić. Bóg zastanawia się, czy wyjawić Abrahamowi swoje plany (w. 17). I faktycznie potem wyjawia je. Zamierza sprawdzić, czy grzech Sodomy jest rzeczywiście wielki (w. 20-21). W odpowiedzi Abraham modli się o Sodomę, a raczej o sprawiedliwych w Sodomie. Wynika z tego, że Abraham nie miał wątpliwości, jaki będzie wynik „inspekcji” Pana w Sodomie. Dlaczego Bóg wyjawia swoje plany Abrahamowi? Abraham w Piśmie Świętym jest nazwany przyjacielem Boga. Bóg miał wspaniałą przyszłość dla niego i dla jego potomstwa (w. 18-19). Przyjaciele dzielą się swoimi planami, zamiarami, dlatego Bóg wyjawia swój plan Abrahamowi. Ale Bóg miał jeszcze jeden powód, dla którego postanowił powiedzieć Abrahamowi o swoich planach - oprócz tego, że był jego przyjacielem, wierzę, że wyjawił mu go dlatego, aby pobudzić Abrahama do modlitwy za sprawiedliwych mieszkających w tym mieście. Dotykamy tutaj ważnej zasady biblijnej dotyczącej mechanizmu modlitwy: Bóg nie chce realizować swoich planów bez modlitwy swojego ludu. Bóg mógł ocalić Lota bez modlitwy Abrahama, ale z jakiegoś powodu chciał, aby Abraham się w tej sprawie modlił. Wielki mąż Boży mieszkający w XVIII wieku w Anglii, John Wesley, podsumował tę zasadę następująco: „nie czyni Bóg nic, jak tylko w odpowiedzi na modlitwę”. Prorok Amos napisał: Zaiste, nie czyni Wszechmogący Pan nic, jeżeli nie objawił swojego planu swoim sługom, prorokom (Am 3,7). Obaj wskazują na bardzo podobne rzeczy. Doświadczeni chrześcijanie wiedzą o tym bardzo dobrze: kiedy się modlą, to Bóg działa, jeśli zaś się nie modlą, to nie widać Bożego działania. Pamiętam, kiedy sam uczyłem się tej zasady. Po nawróceniu bardzo chciałem podzielić się Ewangelią z moim dobrym kolegą, jednak nigdy nie mogłem się zdobyć na odwagę. Raczej nie rozmawialiśmy na tematy duchowe. Nasze rozmowy dotyczyły innych spraw: komputerów, sportu, itd. Byłem bezsilny. W tym czasie Kwiecień 2009 uczęszczałem też co tydzień na studium biblijne. Pod koniec spotkań dzieliliśmy się prośbami modlitewnymi, a następnie modliliśmy się o te sprawy. Rzadko zgłaszałem prośby, bo myślałem, że mogę działać i bez modlitwy. Jednak pewnego dnia podałem prośbę modlitewną. Zamierzałem pojechać z przyjaciółmi na narty. Wśród nich był wspomniany kolega. Poprosiłem o to, abym miał możliwość podzielenia się z nim Ewangelią. Na nartach mijał dzień po dniu. Szukałem sposobności do podzielenia się Ewangelią, ale jakoś się nie nadarzała. Zacząłem nawet się zniechęcać. Pewnego wieczoru poszedłem z moim kolegą na spacer. Rozmowa w naturalny sposób zeszła na tematy duchowe. Miałem możliwość przedstawienia mu całego planu zbawienia. Kolega był poruszony. Sądzę, że nigdy nie zapomni tego wieczoru. W nocy cieszyłem się z Bożej odpowiedzi na modlitwę. modlitwy. Abraham nie zaczął modlić się o Sodomę z własnej inicjatywy. Dopiero poznanie planu Bożego natchnęło go do modlitwy. Podobnie jest w naszych modlitwach. Bóg „kładzie nam na serce” określone sprawy. Modlimy się. Wtedy Bóg działa. Modlitwa zaczyna się od Boga. Wielu ludzi tego nie rozumie. Czasem podchodzimy do modlitwy bardzo entuzjastycznie, ale jest w tym więcej naszych pomysłów i pragnień niż Bożych. Modlitwa płynąca z ludzkich motywacji jest nic niewarta. W modlitwie ważne jest to, aby słuchać, co mówi Bóg. Temat modlitwy musi być zgodny ze Słowem Bożym, a modlitwa poddana prowadzeniu Dlaczego Bóg nie działa sam, tylko czeka na to aż będziemy się modlić? Pierwszym powodem jest to, że dzięki modlitwie Bóg otrzymuje całą chwałę za dane dzieło. Bóg pragnie ukazać swoją chwałę. Gdybyśmy się nie modlili, to skąd byłoby wiadomo, że daną rzecz sprawił Bóg, a nie był to np. przypadek? Modlitwa jest „podpisem” pod Bożym dziełem. Drugim powodem jest to, że Bóg pragnie, abyśmy brali udział w realizowaniu Jego zamiarów, ponieważ jesteśmy członkami Bożej rodziny. Podobnie jak Abraham, jesteśmy przyjaciółmi Boga i współdziałamy z Nim przez modlitwę. Pierwsza prawda brzmi: Bóg nic nie czyni bez modlitwy. W tym zdarzeniu widoczna jest jeszcze jedna ważna zasada dotycząca mechanizmu modlitwy: to Bóg, a nie człowiek, jest inicjatorem www.biblepicturegallery.com Bóg nie działa, jeśli się nie modlimy. Jeśli nie widzisz Bożego działania w swoim życiu, to przyczyną może być to, że się nie modlisz. Często nie modlimy się np. z powodu grzechu w naszym życiu. Myślą, że gdyby tylko chcieli, to mogliby zmienić świat modlitwą, czerpiącą z własnych, ludzkich sił. Czytałem historię człowieka, który postanowił, że będzie codziennie wstawał o godz. 5:00, aby modlić się przez godzinę. Czynił tak przez miesiąc, a potem zrezygnował. Jego podejście było złe, chciał zrobić coś dla Boga! Miesięcznik Pierwszego Zboru KChB w Gdańsku Ducha Świętego. Dzięki Duchowi Świętemu możemy słuchać Boga. Ktoś powiedział, że łatwiej jest stworzyć wszechświat niż modlić się bez Ducha Świętego. Apostoł Paweł napisał: „Podobnie i Duch wspiera nas w niemocy naszej; nie wiemy bowiem, o co się modlić, jak 9 Giusto de Menabuoi, frezki kopuły Katedry w Padua - Fragment należy, ale sam Duch wstawia się za nami w niewysłowionych westchnieniach” (Rz 8,26). Werset ten nie mówi o jakimś nadzwyczajnym rodzaju modlitwy, ale o zwykłej, codziennej praktyce. Nie wiemy „o co się modlić, jak należy”. Musimy modlić się w Duchu Świętym, słuchając raczej Boga niż siebie. co trzecie dziecko rodzi się poza małżeństwem (rodzice żyją bez ślubu albo rodzina jest rozbita, albo matka samotnie je wychowuje). W 1970 r. sytuacja ta dotyczyła co dziesiątego, a w 1945 r. co dwudziestego piątego dziecka. Wydaje się, że powoli zło staje się czymś normalnym, znika gdzieś wstyd. nie za światem proszę, lecz za tymi, których mi dałeś, ponieważ oni są twoi” (J 17:9). W centrum naszej modlitwy muszą być sprawy rozwoju Królestwa Bożego. Ile procent swoich modlitw poświęcasz sprawom Królestwa Bożego, a ile własnym? Łatwo w ten sposób ocenić, na ile nasze modlitwy są zgodne z wolą Bożą. Spójrzmy teraz, jaki był przedmiot modlitwy Abrahama. O co właściwie modlił się Abraham? Zanim Bóg osądził Sodomę, chciał zobaczyć, czy to prawda, że jej grzech jest tak wielki (w. 20-21). Bóg nie dokonuje powierzchownej analizy duchowego stanu świata. Boża ocena jest rzetelna. Jeśli Bóg wymierza karę, to Jego sąd jest sprawiedliwy. Grzech Sodomy i Gomory był rzeczywiście wielki. Na czym polegał ten grzech? Przede wszystkim na tym, że złe rzeczy zaczęły w Sodomie być traktowane jako coś normalnego. Zniknął zupełnie wstyd, grzech był jawnie praktykowany. Drugi przykład: w USA konserwatyści chcą wprowadzić do konstytucji poprawkę, że małżeństwo to związek mężczyzny i kobiety. Kiedy pod koniec XVIII wieku tworzono konstytucję, nie wprowadzono takiego ograniczenia, bo nikomu nie przyszło do głowy, aby ta sprawa miała być kiedykolwiek kwestionowana. Bóg będzie sądził nasz współczesny świat, tak jak sądził Sodomę. Biblia wyraźnie o tym mówi. Co powinniśmy czynić w tej sytuacji? To samo, co robił Abraham. On się modlił. Zwróćmy uwagę, kogo miał na myśli Abraham. Wspomina co rusz sprawiedliwych. Głównie myśli o swoim bratanku, Locie, który był sprawiedliwy. Abraham troszczył się zwłaszcza o los sprawiedliwych! Nie prosił o Sodomę. Bóg wyjawia nam pewne stałe tematy do modlitwy przez Słowo Boże. Mamy modlić się o królów (władców), abyśmy cichy i pobożny żywot wiedli (1Tym 2,2) i mogli w pokoju głosić Dobrą Nowinę, o tych, którzy głoszą Słowo Boże, aby mieli otwarte drzwi, wysłanie robotników na żniwo. Co zobaczyłby Bóg, gdyby zstąpił i chciał ocenić dzisiejszy świat? Chciałbym podać dwa przykłady z USA. Według danych statystycznych w 2000 r. w USA 10 Jezus modlił się: „Ja za nimi proszę, Nasze modlitwy powinny być konkretne, a nie ogólne. Abraham miał na myśli konkretną osobę, Lota. Musimy przynosić do Boga konkretne osoby, sytuacje, projekty misyjne. Nasze zadanie w obliczu nadchodzącego sądu Bożego to modlić się o sprawiedliwych, aby było ich jak najwięcej i aby wytrwali. Na koniec zastanówmy się, skąd czerpać motywację do modlitwy. W modlitwie Abrahama uderzająca Kwiecień 2009 nie tylko ustąpił w modlitwie, ale uczynił nawet więcej. Wiemy, że Bóg nie znalazł 10 sprawiedliwych w Sodomie. Znalazł tylko jednego człowieka: Lota. Mógł zniszczyć Sodomę, ale ze względu na modlitwę Abrahama opóźnił sąd, ocalił jednego człowieka i jego rodzinę (19,29). jest jego wytrwałość, wręcz nachalność. Abraham „utargował” z 50 do 10 sprawiedliwych! Można patrzeć na tę modlitwę jak na przykład determinacji Abrahama. Ale można też na nią patrzeć, jako na przykład ustępliwości Boga. Bóg Biblia zachęca nas w wielu miejscach do wytrwałej modlitwy. Jezus mówi o tym np. w przypowieści o wdowie i niesprawiedliwym sędzi. Wdowa naprzykrzała się sędziemu tak długo, aż w końcu ustąpił. Łatwo się zniechęcamy w naszej modlitwie. Zbyt szybko skreślamy ludzi, mówiąc: „jemu nic już nie pomoże”! Bóg jednak nie skreśla ludzi i chce ich ratować, nawet bardziej niż my. Cierpliwość i miłosierdzie Boże dają nam motywację do modlitwy. Wierzmy i trwajmy w modlitwie o naszych niezbawionych przyjaciół. Możemy modlić się o nich pięć, dziesięć albo więcej lat. Pewien pobożny człowiek wytrwale modlił się o nawrócenie swoich trzech przyjaciół. Po długim czasie nawrócił się jeden z nich. U schyłku jego życia nawrócił się drugi. Trzeci nawrócił się na jego pogrzebie. Nie wiemy, kiedy Bóg odpowie na nasze modlitwy. Podsumowując, widzieliśmy w rozważanej historii kilka ważnych zasad. Jeżeli nie będziemy się modlić, to nie będziemy oglądać Bożego działania. W modlitwie musimy szukać Bożego prowadzenia. Modlitwa to przede wszystkim słuchanie. Modlimy się zwłaszcza o sprawy Królestwa Bożego. Siły i motywację do wytrwałości w modlitwie czerpiemy z ogromnej cierpliwości Bożej i Jego miłosierdzia. Zachęcam do poważnego traktowania modlitwy. Niedawno (12.11.2006 r.) odbyły się wybory samorządowe. Mogliśmy wywrzeć pewien wpływ na nasze otoczenie. Nasza modlitwa może mieć jednak o wiele większy wpływ na bieg rzeczy. Nie tylko na sprawy doraźne, ale na sprawy, które trwają wiecznie. Wyznaczmy sobie czas na modlitwę indywidualną. Módlmy się wspólnie z naszymi rodzinami. Módlmy się w zborze, bierzmy udział w spotkaniach modlitewnych. Bóg chce nam błogosławić i będzie to czynił, kiedy będziemy się modlić. farm3.static.flickr.com Miesięcznik Pierwszego Zboru KChB w Gdańsku 11 ANIA CHAR A Jezus, obróciwszy się i ujrzaws twoja uzdrowiła cię. I od tej Mat. ch 26 stycznia 2009 roku urodziłam córeczkę Amelię. Poród przebiegł szybko i bez żadnych komplikacji. Przez pierwszy tydzień nic nie wskazywało na to, że jednak coś jest nie tak… Nagle, nie wiadomo dlaczego, zaczęłam z powrotem mocniej krwawić. Udałam się do lekarza i od razu dostałam skierowanie do szpitala z podejrzeniem pozostawionych resztek popołogowych. Tam, jeszcze tego samego dnia, miałam wykonany zabieg łyżeczkowania. Straciłam dużo krwi i czułam się bardzo źle. Do tego rozstanie z kilkudniowym maleństwem, które musiałam odstawić od piersi jeszcze bardziej mnie przygnębiało. Po kilku dniach wróciłam do domu z myślą, że już po wszystkim. Ciągle jeszcze krwawiłam, ale wydawało mi się, że tak ma być. Po tygodniu udałam się na umówioną wizytę kontrolną i okazało się, że moja macica jest powiększona, cała wypełniona krwią i skrzepami. Pani doktor stwierdziła, że jest to generalnie rzadkością, aby po zabiegu coś takiego miało miejsce. Zastanawiałam się co się ze mną dzieje, dlaczego akurat ja? Czy Bóg chce mi przez to wszystko coś pokazać? Dużo się modliłam i prosiłam o to, by badał moje serce, aby pokazał mi czy coś robię źle. Ponownie dostałam skierowanie do szpitala. W izbie badało mnie kilku lekarzy i w końcu zapisali leki, które miały sprawić obkurczenie się macicy, co miało być efektem wydalenia krwi. Niestety, przez kilka kolejnych dni nic się nie działo, krwawiłam, ale nie na tyle wystarczająco, więc musiałam ponownie udać się do szpitala. Po raz drugi miałam wykonany zabieg łyżeczkowania. Następnego dnia przestałam już krwawić, więc myślałam, że będzie już wszystko ok. Kolejnego dnia zostałam wypisana ze szpitala, ale doktor wykonał mi jeszcze kontrolnie USG i okazało się, że w mojej macicy kolejny raz tworzą się skrzepy i gromadzi się krew. O powrocie do domu mogłam zapomnieć. Lekarze nie wiedząc zbytnio dlaczego tak się dzieje ciągle podawali mi te same leki, które nie przynosiły efektu. Prosiłam Boga o pomoc, o to, aby sprawił, że ten koszmar się skończy, choć wiedziałam, że Bóg na pewno chce mnie czegoś nauczyć - przecież nic nie dzieje się przypadkiem. Z jednej strony czułam się w tym wszystkim zagubiona i bardzo cierpiałam, ale z drugiej strony ufałam Bogu i wiedziałam, że On nie dopuści do niczego złego. Jeszcze tego samego dnia poproszono mnie do gabinetu zabiegowego, gdzie po 24 godz. kolejny raz miałam wykonany 12 Kwiecień 2009 RKIEWICZ szy ją, rzekł: Ufaj, córko, wiara hwili niewiasta była uzdrowiona. 9:22 zabieg łyżeczkowania, tym razem bez znieczulenia. Następnego dnia ponownie wykonali mi badanie USG, gdzie stwierdzili, że krew nadal się gromadzi! Lekarze ciągle podawali mi te same leki, twierdząc, że „zaraz” pomogą, jednak nic się nie działo. Widziałam, że nie wiedzą zbytnio jak mi pomóc. Jeden z lekarzy stwierdził, że za 2-3 dni powinnam zacząć krwawić, a ordynator, który mnie badał stwierdził, że może to potrwać nawet kilka tygodni, trzeba poczekać aż skrzepy się rozpuszczą. Wykonali mi badania krwi, które wychodziły dobrze i nie wskazywały na stany zapalne, więc wypuścili mnie do domu. Przecież nie mogę leżeć w szpitalu nie wiadomo ile. Nie krwawiłam już w ogóle, choć z USG wychodziło, że krew się gromadzi. Wskazywało to na stan jeszcze gorszy niż przed trafieniem do szpitala. Mijał tydzień, a ja ciągle nie krwawiłam. Ten czas w domu był dla mnie wyjątkowy. Bardzo zbliżyłam się do Boga. Pokazał mi On bardzo dużo. Żyję nie Ja, ale żyje we mnie Chrystus. Muszę Mu wszystko oddać, oddać całą siebie. Przecież dla Boga wszystko jest możliwe i może sprawić, że będę zdrowa. Wierzyłam w to i wiedziałam, że muszę po prostu poczekać i uleczy mnie. Muszę prosić cały czas o to, aby wskazywał mi drogę. Udałam się do lekarza na kontrolną wizytę i co się okazało z USG? Moja macica była zupełnie czysta! Nie było żadnej krwi ani skrzepów! To było niesamowite. Lekarz nie mógł w to uwierzyć. W końcu jedynym wytłumaczalnym stwierdzeniem było dla niego, że tam nie mogło nic być; co za lekarz mnie badał?! Jednak ja wiem, że było, gdyż sama widziałam na ekranie USG. Było dla mnie oczywiste, że to tylko Bóg tak sprawił, wyleczył mnie Miesięcznik Pierwszego Zboru KChB w Gdańsku w nieprawdopodobny sposób. Pokazał, że dzięki temu, że wierzyłam i ufałam Mu, okazał mi swoją łaskę. Teraz, patrząc na to z perspektywy tamtego okresu, choć były to chwile dla mnie bardzo ciężkie i bolesne, nauczyły mnie bardzo dużo i wiem, że doświadczenia są potrzebne. Bóg dzięki temu nas kształtuje i dziękuję Mu za wszystko. 13 Każdy człowiek ma pewien stosunek do Boga (lub boga). Każdy z natury jest religijny. Dzieci również oddają czemuś cześć. Będzie to albo cześć oddawana Bogu JHWH, albo jakimś bogom. Nikt nie jest od tego wolny. Doświadczenia życiowe, z jakim dziecko spotyka się w życiu, są przez niego filtrowane przez pryzmat religijnych wartości. Rozwój dziecka - religijna orientacja Fragment niepublikowanej w j. polskim książki „Serce dziecka” TEDDA TRIPPA 14 Religijna orientacja T E DD T R I P P Rozdział 3 Rozwój dziecka - religijna orientacja Moje pierwsze kontakty z żeglarstwem zaczęły się jeszcze w szkole średniej. Pamiętam moje zdumienie, kiedy zauważyłem, że kierunek, w którym płynęliśmy nie zależał od tego, w którą stronę wiało, lecz od ustawienia żagla. W pewnym sensie z orientacją religijną w życiu dziecka jest jak z żaglem. Bez względu na bodźce, które na niego wpływają, jego religijna orientacja zadecyduje o jego reakcji na nie. W Przypowieściach Salomona 9,7-10 mamy opis różnych reakcji na napomnienie. Jedną z nich prezentuje szyderca, zaś zupełnie inną człowiek mądry. „Kto karci szydercę, ten ściąga na się hańbę; a kto gani bezbożnika, ten się plami. Nie karć szydercy, aby cię nie znienawidził; karć mądrego, a będzie cię miłował. Daj mądremu, a będzie jeszcze mędrszy; poucz sprawiedliwego, a będzie umiał jeszcze więcej! Początkiem mądrości jest bojaźń Pana, a poznanie Świętego - to rozum”. Ostatnie zdanie pokazuje, co ostatecznie decyduje o tym, czy dziecko zareaguje jak szyderca, czy też jak mędrzec. To bojaźń Pana czyni człowieka mądrym. Mądrość z kolei decyduje o reakcji na karcenie. W Liście do Rzymian 1,18.19 czytamy: „Albowiem gniew Boży z nieba objawia się przeciwko wszelkiej bezbożności i nieprawości ludzi, którzy przez nieprawość tłumią prawdę. Ponieważ to, co o Bogu wiedzieć można, jest dla nich jawne, gdyż Bóg im to objawił”. Wszyscy mają dostęp do prawdy jasno objawionej przez Boga. Ludzie bezbożni jednak tłumią tę prawdę. Nie chcą uznać ani poddać się temu, co Bóg objawił. Paweł idzie dalej mówiąc, że pomimo iż znają Boga nie chcą oddać mu chwały, a ich sposób myślenia staje się coraz bardziej powierzchowny i ostatecznie prowadzi do oddawania czci bożkom. Mówiąc językiem, jakim posługuje się apostoł Paweł w swoim liście, można powiedzieć, że twoje dzieci albo odpowiadają wiarą, albo tłumią prawdę przez niesprawiedliwość. Jeżeli ich stosunek do Boga polega na wierze i zaufaniu rezultatem tego będzie spełnienie w poznaniu i służbie Bogu. Jeżeli zaś tłumią prawdę przez niesprawiedliwość, ostatecznie zaczynają oddawać cześć i służą stworzeniu zamiast Stwórcy. Takie jest znaczenie używanego przeze mnie sformułowania religijna orientacja. Sposoby dokonywania wyboru By uniknąć nieporozumień dodajmy, że dziecko nie zawsze jest świadome swojego religijnego zorientowania, jednak nigdy nie jest neutralne. Stworzone na obraz Boga, zostało tak zaprojektowane, że religijność jest częścią jego natury. Już jako małe dziecko oddaje cześć albo Bogu, albo bożkom. Kwiecień 2009 albo bożkom. Nie chodzi oczywiście o małe statuetki. Chodzi o sprawy często niezauważane i ignorowane, które zajmują znaczące miejsce w sercu. Biblia mówi o takich problemach, jak strach przed ludźmi, złe pragnienia, pożądliwości czy pycha. Oddawanie czci bóstwu polega na upodobnianiu się do świata, postępowaniu według jego modły, pielęgnowaniu w sobie niezdrowych pragnień. Ogólnie mówiąc, mamy tu na myśli wszelkiego rodzaju motywacje, opartej na przymierzu, jakie Bóg zawarł z człowiekiem, albo z wiary w coś, co nie jest Bogiem. pragnienia, pożądanie, cele, nadzieje czy oczekiwania, które rządzą sercem dziecka. Pamiętaj jednak, że ich obecność nie musi być widoczna. obliczem Boga. Albo oddaje Jemu cześć, służy i wzrasta w poznawaniu Go, albo też stara się nadać sens swojemu życiu bez uwzględniania w nim Boga. Reakcja dziecka na spotykające je doświadczenia jest uzależniona od orientacji religijnej. Będzie to albo reakcja „dziecka wiary”, które zna, miłuje i służy jedynemu prawdziwemu Bogu, albo jest to reakcja „dziecka głupoty”, „dziecka niewiary”, które ani nie zna Boga, ani też nie chce Mu służyć. Istota sprawy polega na tym, że jest ono współtwórcą swojej postawy. Nie jest w tym bierne. Dziecko nie jest sumą naszych wysiłków, jakie wkładamy, by je czegoś nauczyć. Jego postawa wynika albo z jego ewangelicznej wiary, tj. wiary Jeżeli okazuje się biblijnym głupcem, który mówi sobie w sercu, że nie ma Boga, nie oznacza to, że nie oddaje czci nikomu. Oddaje wtedy cześć komuś lub czemuś, co nie jest Bogiem. Jedno z zadań rodziców polega na prowadzeniu dziecka jako istoty oddającej komuś cześć, wskazując na tego Jedynego, który godzien jest chwały i czci. Nie należy pytać czy zacznie oddawać cześć komuś lub czemuś, lecz raczej komu będzie tę cześć oddawało? Kto jest przedmiotem czci? Wyjaśnienie tej kwestii jest niezmiernie ważne. Rodzicielstwo nie polega na wywieraniu korzystnych dla dziecka wpływów. Nie chodzi o miłą atmosferę w domu i dobre stosunki z rodzicami. Jest jeszcze inny wymiar - dziecko stoi również przed blog.mlive.com Dawid przypomina nam o tym w Psalmie 58,4: „Bezbożni są odstępcami już od łona matki, kłamcy błądzą już od samego urodzenia”. Bardziej znane są chyba słowa Psalmu 51,7: „Oto urodziłem się w przewinieniu i w grzechu poczęła mnie matka moja”. Słowa te są bardzo pouczające. Już dziecko w łonie matki i to dopiero narodzone jest samowolne i grzeszne. Biblia jasno naucza, że człowiek grzeszy dlatego, że jest grzesznikiem. Twoje dzieci nie są moralnie neutralne, nawet te najmniejsze. Jeden z powodów fizycznego karcenia dzieci jest taki: „Głupota tkwi w sercu młodzieńca, lecz rózga karności wypędza ją stamtąd” (Przyp 22,15). Słowa te wskazują na to, że w sercu dziecka jest coś nie tak, coś, co wymaga skorygowania. Rozwiązaniem tego problemu nie jest jednak zmiana struktury całej rodziny, ale zwrócenie uwagi na serce dziecka. Serce nie jest miejscem neutralnym Ponieważ nie ma czegoś takiego jak neutralny stan serca, twoje dziecko oddaje cześć albo Bogu, Miesięcznik Pierwszego Zboru KChB w Gdańsku 15 Wnioski dla rodziców Omawiana kwestia jest najważniejszą różnicą między tą książką a wieloma innymi mówiącymi o wychowywaniu dzieci. Celem większości z nich jest dostarczenie wskazówek, jak zapewnić tylko pozytywne bodźce, które będą kształtowały życie dziecka. Proponowane tam metody są nastawione na tworzenie zgodnych z nauczaniem Biblii, sprzyjających okoliczności, z nadzieją, że nasze dzieci wyjdą na ludzi. W tej książce nie chodzi tylko o to, by przedstawić biblijne zasady życia rodzinnego. Chcę przede wszystkim ukazać właściwe podejście do wychowywania dziecka przez kształtowanie jego serca. Przypomnij sobie Przypowieści Salomona 4,23. Źródło życia to serca człowieka. Wychowywanie dziecka nie może ograniczać się do tworzenia dobrej atmosfery, musi sięgać samego serca. Ono jest źródłem, z którego wytryskuje życie. Zależy mi na tym, by pomóc rodzicom w bitwie na tym najmniejszym na świecie polu walki, jakim jest serce dziecka. Musisz zacząć od tego, by patrzeć na swoje dzieci, jako stworzone na obraz i podobieństwo Boże. Jedynym sposobem na spełnione i szczęśliwe życie jest poznanie i służenie żyjącemu Bogu. www.wegohealth.com 16 Podejmując się wychowywania dzieci musisz ciągle pamiętać o następujących kwestiach - pierwsza to troska o to, by bodźce kształtujące życie twojego dziecka miały jak najbardziej pozytywny charakter. To troska o charakter waszego domu, by był on miejscem, gdzie potrzeba poczucia bezpieczeństwa dzieci jest zaspokojona, o więzi istniejące w tym domu, by były odbiciem Bożej łaski i miłości, jaką okazuje On grzesznikom. Kolejna - to troska o to, by wymierzana kara była współmierna do winy i by była odbiciem świętego spojrzenia Boga na grzech, o system wartości w twoim domu, który byłby oparty na Biblii. To troska o to, by bieg wydarzeń nie tworzył wielkiego chaosu, lecz był odbiciem uporządkowanego rodzinnego życia. To także troska o zdrowe i konstruktywne podejście do twoich dzieci. Kiedy wszystko to uda się już zrobić, pomimo ważności tych spraw, nie jest to jeszcze koniec zadania. Twoje dziecko nie jest tylko biernym odbiorcą tych bodźców. Ma ono do nich swój stosunek. W zależności od osobistego duchowego stanu, w pewien sposób współdziała z nimi. Albo, znając dobroć i miłość Boga, odpowie wiarą, albo jego postawa będzie świadectwem niewiary. Albo będzie wzrastało w miłości i zaufaniu do żywego Boga, albo odwróci się, coraz bardziej pogrążając się w różne formy bałwochwalstwa i egocentryzmu. Tu już nie chodzi o rodzaje doświadczeń, pod wpływem których się znalazło, lecz jego stosunek do Boga w ich kontekście. Ponieważ to jego stosunek do Boga ma decydujący wpływ na postawę wobec życia, nie można powiedzieć, że wszystko jest kwestią wieku. Egocentryzm nie przechodzi z wiekiem. Podobnie jest z posłuszeństwem. Powodem tego jest fakt, że nie jest to przejaw niedojrzałości, lecz bałwochwalstwa zakorzenionego w sercu. Mały Albert często oszukiwał. Ciągle robił coś za plecami ojca. Kłamał nawet wtedy, gdy nie przynosiło mu to jakichś wymiernych korzyści. Często kradł rodzicom pieniądze. Jego ojciec zaś utrzymywał, że kiedyś chłopak z tego wyrośnie. To prawda, że Albert był jeszcze mały, ale nie to przecież było powodem jego ciągłych kłamstw. Zasadniczym powodem, dla którego nie można było mu ufać było to, że był grzesznikiem. Albert chciał ułożyć sobie życie po swojemu. W rezultacie odrzucił władzę Boga nad sobą i sam ustanowił się autorytetem. Ojciec Alberta nie mógł pomóc synowi dopóki nie uznał, że zachowanie jego syna było odbiciem stanu jego serca, które odstąpiło od Boga. Znaczenie religijnego zorientowania Wydarzenia opisywane na stronicach Biblii pokazują, że oddziałujące na nas okoliczności to jeszcze nie wszystko. Przypomnij sobie Józefa. Jego dzieciństwo obfitowało w dramatyczne przeżycia. Jego matka zmarła, gdy był jeszcze małym chłopcem. Był ulubieńcem ojca. Sny Józefa bardziej podsycały nienawiść jego braci. Piękny płaszcz, jaki otrzymał od ojca, jaszcze bardziej zaostrzył sytuację. W końcu bracia go zdradzili, pobili, wrzucili do wyschniętej studni. Potem sprzedali handlarzom niewolników. Pomimo szlachetności jego charakteru, dwa razy był napastowany w domu Kwiecień 2009 Dbając o zdrowe, biblijne bodźce i kształtujące życie doświadczenia, nie możesz zapomnieć o roli opiekuna serca twojego dziecka, dążąc do tego, by poznało ono Boga i służyło Mu. W następnym rozdziale przyjrzymy się zasadniczym elementom wychowywania. Na czym polega rola rodziców, jako Bożych przedstawicieli. Co jest istotą tego zadania? Jaką rolę odgrywają napomnienia i kary? Pytania do dyskusji – rozdział 3 www.soschildrensvillages.org.uk swojego pana, Potyfara. W końcu znalazł się w więzieniu. Tam ci, którym pomagał, zapomnieli o nim. Oto człowiek, po którym należałoby się spodziewać goryczy, cynizmu, oburzenia i złości. Jeżeli prawdą byłoby, że człowiek jest wypadkową doświadczeń i bodźców, jakie przez całe życie go kształtują, taki właśnie powinien być rezultat. Co jednak widzimy? Kiedy po latach bracia Józefa padają przed nim na twarz, prosząc o łaskę, on odpowiada: „Nie bójcie się! Czyż ja jestem na miejscu Boga? Wy wprawdzie knuliście zło przeciwko mnie, ale Bóg obrócił to w dobro, chcąc uczynić to, co się dziś dzieje: zachować przy życiu liczny lud. Nie bójcie się więc. Ja będę utrzymywał was i dzieci wasze. Tak pocieszał ich i przyjaźnie z nimi rozmawiał” (1Mjż 50,19-21). Jak wyjaśnić to, co wydarzyło się w życiu Józefa? W natłoku doświadczeń i bodźców kształtujących jego życie, Józef ufał Bogu. Jego reakcja na te wszystkie wydarzenia była rezultatem żywej społeczności z Bogiem. Dzięki miłości do Boga przyjął postawę nie podyktowaną okolicznościami przez jakie przechodził, lecz przekonaniem o wierności i dobroci Boga. A co z dziewczynką, która była służącą żony Naamana? Była ofiarą wojennych grabieży. Żołnierze uprowadzili ją z domu w Izraelu, czyniąc z niej służącą aramejskiego żołnierza. Doświadczenia kształtujące jej życie z pewnością były dalekie od idealnych. Była jednak wierna Bogu Jahwe. Kiedy jej pan potrzebował uzdrowienia, ta dziewczynka znała moc Bożą i wiedziała nawet, gdzie w Izraelu jest prorok. Tego nie można było jednak powiedzieć o królu Izraela, którego reakcja na prośbę Naamana była świadectwem niewiary w moc Bożą (zob. 2Krl 5,6.7). Dlaczego ta dziewczynka zareagowała inaczej niż król na wiadomość o chorobie Naamana? Z pewnością okoliczności i doświadczenia życiowe to nie wszystko. Oto dziewczynka, która zachowała wiarę w Boga Jahwe, pomimo niesprzyjających okoliczności, w których wyrosła. Podsumowanie Dwie kwestie decydują o tym, jakiego rodzaju osobą będzie twoje dziecko: zewnętrzne bodźce i doświadczenia życiowe oraz religijna orientacja. Dlatego też prawdziwe rodzicielstwo musi brać pod uwagę jedno i drugie. Musisz zwracać uwagę na to, jakie bodźce i doświadczenia (które zależą od ciebie – nie na wszystkie masz wpływ, np. śmierć, itp.) kształtują twoje dziecko. Po drugie - musisz przyjąć rolę duszpasterza aktywnie troszczącego się o duchowy stan twoich dzieci. W tym wszystkim musisz modlić się o działanie Boga, by zechciał użyć twoich wysiłków i reakcji twoich dzieci, by stały się osobami, które znają Go i tylko Jemu oddają cześć. Miesięcznik Pierwszego Zboru KChB w Gdańsku Czy widzisz w sobie skłonność do deterministycznego patrzenia na wychowywanie dzieci? Czy zdajesz sobie sprawę z tego, że dziecko jest aktywnym uczestnikiem okoliczności kształtujących jego życie? Jak reaguje twoje dziecko na te zewnętrzne bodźce? Jak myślisz, jaka jest religijna orientacja twoich dzieci? Czy ich życie jest świadectwem tego, że traktują Boga jak Ojca, Pasterza, Pana, Władcę, Króla, czy może raczej żyją dla przyjemności, uznania innych, akceptacji albo jeszcze innych fałszywych bogów? Jak w sposób mądry i zachęcający mógłbyś przeciwstawić się bałwochwalstwu, jakie dostrzegasz w swoim dziecku? Co zrobić, by napominanie dotykało istotnych elementów duchowego stanu dziecka? Jak pomóc dziecku rozróżnić, kiedy angażuje się w sprawy, które nie są w stanie zaspokoić jego prawdziwych potrzeb? Czy razem ze współmałżonkiem modlicie się o to, by Bóg objawiał siebie waszym dzieciom? Pamiętajcie, że to Bóg jest inicjatorem zmian w sercach waszych dzieci. 17 Menno Simons - niderlandzki reformator ERNEST LUDWIN BOHATEROWIE WIARY 18 ERN EST LUDW I N Menno Simons urodził się w 1496 roku we Fryzji (obecnie północna Holandia). W latach 1524-36 był księdzem rzymskokatolickim, cieszył się poważaniem i autorytetem, później wspominał jednak, że był to okres, kiedy był przywiązany do pijaństwa i hazardu. Harold Bender w książce pt. „Mennonici i ich dziedzictwo” napisał, że „historia nawrócenia Menno Simonsa przedstawiona w jego własnych pismach, jest niezwykle interesująca. Nie było ono nagłe, lecz przyszło z wielką mocą po długim okresie walk”. W trakcie lektury pism Lutra pojawiły się w nim wątpliwości co do prawdziwości katolickiej nauki o transsubstancjacji mszalnej, co sprawiło, że zaczął studiować Biblię (czego wcześniej nie czynił, wierząc w nieomylność Kościoła rzymskokatolickiego), w której nie znalazł potwierdzenia tej nauki. Pod wpływem książki niemieckiego anabaptysty Theobalda Billicanusa u Simonsa pojawiła się kolejna wątpliwość dotycząca chrztu niemowląt, praktyki tej również nie znalazł w Nowym Testamencie. Studiował też pisma ojców Kościoła, takich jak np. Cyprian, który podawał argumenty za chrztem na wyznanie wiary jako jedynym chrztem chrześcijańskim. Zerwanie z Kościołem katolickim nastąpiło jednak później pod wpływem wstrząsu wywołanego - z jednej strony wynikiem egzekucji anabaptysty skazanego z powodu tego, że po raz drugi przyjął chrzest w 1531 roku w Leeuwarden, z drugiej zaś wiadomością o śmierci trzystu rewolucyjnie nastawionych anabaptystów, wśród których był brat Menno Simonsa, walczących z bronią w ręce o ustanowienie ziemskiego królestwa teokratycznego i przymuszającego innych do swych poglądów (trwa spór naukowy czy w ogóle można traktować ich jako anabaptystów, gdyż różnili się od większości przedstawicieli tego ruchu, słynących ze spokojnego trybu życia, dystansu wobec noszenia broni, uważających, że chrześcijanie powinni uciekać od tego, co doczesne, jak np. przemoc, narzucanie religii itp.). Później Simons napisał: „Przelanie krwi tych, co prawda, zwiedzionych ludzi, spadło na moją głowę tak, że nie mogłem znaleźć spokoju ducha. Myślałem o moim nieczystym cielesnym życiu, a także hipokrytycznej doktrynie i bałwochwalstwie, które praktykowałem na co dzień (...) Mówiłem sobie: cóż marny człowieku czyniłeś? Jeśli będę w tym trwał i nie będę żyć zgodnie ze Słowem Pańskim, (...) jeśli nie zwalczę mojej hipokryzji, nieskruszonego cielesnego życia, nie odrzucę błędnego chrztu, nauczanej przez mędrców fałszywej służby Bogu w postaci zepsutej wieczerzy pańskiej, jeśli ze względu na ludzki strach nie położę w swym życiu fundamentów prawdy i nie użyję wszystkich mych zdolności, by poprowadzić to błądzące stado ku pastwiskom Chrystusowym, to przelana przez nich krew (...) przemówi przeciwko mnie na sądzie Wszechmocnego i wypowie wyrok skazujący na moją biedną, marną duszę”. Simons prosił Boga o łaskę, stworzenie czystego serca i przebaczenie grzechów. Po kilkumiesięcznej i bezskutecznej próbie wprowadzenia w 1535 r. nauk, które głosił w swojej parafii, przyjął chrzest w kościele anabaptystów, niedługo potem został też starszym zboru Kwiecień 2009 być zwiedzionym. Wystarcza mi samo Słowo Chrystusowe”. Kluczowym tematem w dziełach Simonsa były nowe narodziny. Podkreślał w nich, że chrześcijaństwo musi przynosić widzialne owoce przemienionego wiarą życia, nauczał o konieczności dążenia do świętości. Według Simonsa chrześcijanin wyznaje wiarę miłości, która nie pozwala na stosowanie wobec kogokolwiek przemocy - Chrystus jest naszym warownym grodem, cierpliwość naszą bronią, Słowo Boże naszym mieczem, a naszym zwycięstwem - odważna, stanowcza, niezafałszowana wiara w Jezusa Chrystusa (...)”. Przymus w sprawach wiary był, jego zdaniem, znakiem sekciarstwa i oddalenia od Chrystusa: „Zwyczajem wszystkich sekt, które są z dala od Chrystusa i jego Słowa, jest utwierdzać swoją pozycję i swój styl życia za pomocą miecza”. Simons podkreślał też anabaptystyczną koncepcję Kościoła opartego na autonomicznych wspólnotach ochrzczonych na wyznanie wiary uczniów Chrystusa. Pisał: „Nie mamy żadnego nakazu w Piśmie Świętym, aby chrzcić niemowlęta lub wzmianki o tym, że apostołowie to praktykowali”. www.mcusa-archives.org/anabaptisticons w Groningen. Jako anabaptysta został uznany przez władze za przestępcę; cesarz Karol V obiecywał za jego głowę 100 złotych florenów, anabaptystom za wydanie go obiecano dodatkowo darować karę śmierci. W osobie Simonsa ruch anabaptystyczny w Niderlandach uzyskał lidera, który zapewnił tej wspólnocie stabilizację oraz sprawność organizacyjną. Simons przystąpił do jednoczenia rozproszonych po Niderlandach i północnych Niemczech wspólnot anabaptystów. W rezultacie jego imię zaczęto łączyć z charakterystycznym dla anabaptystów odrzuceniem przemocy. Większość późniejszych anabaptystów zaczęto nazywać mennonitami, a nazwy tej po raz pierwszy użyła hrabina Anna z Friedlandu. Simons jest autorem takich dzieł, jak np. „Zasady doktryny chrześcijańskiej”, „Duchowe zmartwychswstanie”, „Nowe narodziny”, „Wyznanie Trójjedynego Boga”. W jednym ze swych dzieł pisał „Nie jestem Enochem, nie jestem Eliaszem, nie jestem jednym z tych co mają wizje, nie jestem prorokiem, który może uczyć i prorokować coś innego niż to, co jest zapisane w Słowie Bożym. (...) Nie mam wizji ani natchnień anielskich, nie pragnę ich, aby nie Miesięcznik Pierwszego Zboru KChB w Gdańsku Simons nauczał, że Kościół ma głosić ewangelię, chrzcić nowo nawróconych, sprawować wieczerzę Pańską, ale również pilnować moralnego prowadzenia się swych członków. Od 1546 roku do swej śmierci w 1561 roku Simons służył zborom na północy Niemiec, ostatnie lata spędził we względnym spokoju, ponieważ książę Ahlenfeld, na którego terenach osiedlił się, ochraniał i popierał go, pozwolił mu też na założenie małej drukarni, z której wyszło wiele broszur. Wznowiono też wydruk jego poprzednich książek. 19 REMEK NEUMANN NASZA MUZA 20 R E ME K NE UMANN ŚPIEWNIKI KANCJONAŁY Ruch baptystyczny na ziemiach polskich ma duży dorobek w śpiewnikach kościelnych. Dzisiaj obserwuje się coraz mniejsze korzystanie ze śpiewników w praktyce zborowej. W szczególności niewielu młodych członków zborów zagląda do tych śpiewników. Problemem stał się pewnego rodzaju stereotyp w stosunku do tych pomocy muzycznych. Młodzi, kiedy tylko słyszą w zborze podczas nabożeństwa zdanie: „Bracia, siostry, otwórzmy „Głos Wiary” od razu następuje u nich zniechęcenie. Zniechęcenie młodzieży do owych kancjonałów wypływa z różnych motywów: uważa się często, że zawarte w nich pieśni posiadają zbyt dużą ilość zwrotek, są zbyt ponure, monotonne. Ale trzeba też zaznaczyć, że pieśni w śpiewnikach takich jak Głos Wiary mają też swoich – choć coraz mniej licznych - miłośników. Znaczący jest przedstawiony na łamach „Słowa Prawdy“ głos byłego prezbitera Kościoła Chrześcijan Baptystów w RP pastora Andrzeja Seweryna: „…W śpiewniku »Głos Wiary« jest wiele przestarzałych pieśni (pod względem muzycznym i językowym), ale są tam również wspaniałe, głębokie duchowo pieśni, które zaśpiewane we współczesny sposób z tekstem przepisanym na folii – zabrzmią jak nowe i ubogacą nasze zbyt jałowe treściowo uwielbienie. Poza tym potrzebujemy nowych pieśni z mądrym tekstem, nie tylko standardowe refreny, a skoro ich nie mamy, tłumaczmy nowe pieśni z angielskiego w sposób profesjonalny, a nie bez właściwej znajomości języka i muzyki. Niewielu to potrafi…”. W pełni utożsamiam się z tą wypowiedzią. Dla mnie pieśni z „Głosu Wiary” (dalej też: GW) są w pewnym sensie wyzwaniem. Dlatego, że w większości są oryginalne pod względem melodii oraz treści. Innym powodem jest to, że sporo czasu trzeba poświęcić na ich naukę. Nie tylko sopranu, ale i harmonii – podziału na głosy. Pieśni drukowane na foliach które pojawiły się w kościołach w latach 80. – bądźmy szczerzy – wychodzą też już z użycia z kilku względów: 1. Archiwizacja – problem przechowywania pieśni w archiwum w taki sposób, aby łatwo można było odnaleźć poszukiwaną pieśń w krótkim czasie; 2. Niszczenie się folii - folie czy to z wydrukowanym czy napisanym ręcznie na nich tekstem niszczą się, co zmusza do częstego ponownego drukowania tej samej pieśni; 3. Nieczytelność – różne są charaktery pisma ręcznego i często tekst z tego powodu jest dla śpiewających nieczytelny; 4. Potrzeba odpowiedniego oświetlenia – aby tekst z folii był czytelny i dobrze widziany w niedzielny słoneczny poranek, potrzeba jest silnej żarówki w projektorze, co jest trudne do Kwiecień 2009 zapewnienia z uwagi na fakt, że rzadko zbory dysponują wysokiej klasy rzutnikami. Projektory multimedialne które przy pomocy komputera wypierają dzisiaj powoli z kościołów folię niosą z sobą korzyści, ale i niedogodności. Na początek omówione zostaną korzyści: • Większy tekst przy lepszym kontraście • Nie tylko tekst (rysunki, zdjęcia, klipy wideo, inne multimedia) • Wyświetlanie kolorowe • Nie niszczenie się materiałów – tekstów pieśni • Niekończący się żywot archiwum • Możliwość wykorzystania projektora także do innych celów (projekcje filmów itp.) Niedogodności: • Potrzeba zaciemnienia – obraz kolorowy zwiększa poziom wymagań odnośnie zaciemnienia pomieszczenia • Zużycie prądu – zamiast jednego urządzenia trzeba zasilić trzy (komputer, ekran podglądu, projektor), co przy projektorach większego zasięgu znacznie zwiększy zużycie prądu •Koszt – najtańsze dobre projektory halowe w tej chwili na rynku kosztują około 17000 zł, do tego dochodzi jeszcze cena komputera 3000 zł, oraz okablowania • Krótka żywotność elementów urządzenia – szczególnie żarówek w projektorach, które montowane fabrycznie z reguły wystarczają na 2000 do 4000 godzin, co w rezultacie wystarcza na 2-3 lata użytkowania. obecnie po polsku jest siedem tłumaczeń tej pieśni), wybrana zostałaby jedna, śpiewana w największej ilości zborów, najlepsza pod względem muzycznym i wierności oryginałowi. W pełni utożsamiam się ze zdaniem prof. Tadeusza J. Zielińskiego, byłego dziekana Wyższego Baptystycznego Seminarium Teologicznego w Warszawie, który w artykule wydrukowanym na łamach „Słowa Prawdy” wyraża potrzebę przygotowania nowego śpiewnika dla Kościoła Chrześcijan Baptystów: „Wydaje się, że już najwyższy czas, aby sprawnie przygotować, wydrukować i przekazać zborom nowy polski baptystyczny śpiewnik kościelny. Mógłby on zastąpić wysłużony »Głos Wiary«, wykorzystując z jego zasobu pieśni najlepsze, najbardziej ulubione, nie przedawnione. Nowe opracowanie, obok klasycznych pieśni (niektóre z nich trzeba poprawić od strony muzycznej) zawierałoby pieśni nowe, nie zamieszczone w »Głosie«, a za to chętnie śpiewane w zborach. W ten sposób można by uzyskać nowoczesną, pożądaną syntezę, która by zadowoliła starszych i młodszych członków zboru...”. Taki śpiewnik na pewno rozwiązałby problemy dziesięciu tłumaczeń jednej pieśni, uregulowałby różne wersje melodyczne tej samej pieśni w różnych zborach, ujednoliciłby śpiew w zborach. Dodałbym jeszcze tylko do tego wersje cyfrową śpiewnika, czyli prezentacje powerpoint’a na CD, oraz update’y (uaktualnienia), na specjalnie do tego stworzonej stronie internetowej. Nowy śpiewnik kościelny jest w chwili obecnej potrzebny nie tylko baptystom, ale i innym podobnym kościołom. Posiadanie nowoczesnego i profesjonalnie opracowanego śpiewnika służy jedności zboru, a także całego Kościoła, jakości śpiewu i dobrej atmosferze na nabożeństwie. Optymalnym rozwiązaniem umożliwiającym dostęp do dobrych jakości tekstów pieśni kościelnych byłby nowy wspólny śpiewnik. Nie chodzi o śpiewnik na użytek jednego zboru (zborowy), ale kościelny, gdzie np. spośród wszystkich tłumaczeń tej samej pieśni (na przykład pieśń „Open the eyes of my heart Lord” Miesięcznik Pierwszego Zboru KChB w Gdańsku 21 22 Przedruk z magazynu “IDŹCIE” Kwiecień 2009 Przedruk z magazynu “IDŹCIE” Miesięcznik Pierwszego Zboru KChB w Gdańsku 23 WSPOMNIENIA Z ETIOPII A G NI ESZKA WALIC KA Tym, co zauważa się najpierw, gdy przyjedzie się do Etiopii, jest straszliwa bieda. Już jednak po niedługim czasie przybysz z bogatego Zachodu zostaje zaskoczony czymś innym- radością jaką mają w sobie Etiopczycy. Z mojego punktu widzenia ludzie ci nie mają powodu, by się uśmiechać. A jednak na tej suchej, spieczonej słońcem ziemi sprawdza się mądrość, która głosi, że „LUDZIE BIEDNI ROZUMIEJĄ, ŻE RADOŚĆ NIE MOŻE BYĆ DYKTOWANA PRZEZ OKOLICZNOŚCI ŻYCIA.” Bez wątpienia wiele tej radości ma swoje źródło w tym, że Etiopia ma głęboko sięgające korzenie chrześcijańskie i wiara jest tam żywa do dziś. Lekcja o bezwarunkowej radości jest zdecydowanie najważniejszą spośród tych, które przywiozłam z Czarnego Lądu. Gościnność i serdeczność dla siebie nazwzajem to kolejne wartości, które zanikają w naszej kulturze tak silnie skierowanej na indywidualizm. W Etiopii jest się usprawiedliwionym z niepojawienia się w pracy, jeśli odwiedził cię ktoś z rodziny. Gdy na ulicy lub w autobusie spotykają się znajomi, wymieniają uściski, promienne uśmiechy i zatrzymują się na dłuższą chwilę, by porozmawiać. Jako „Przybysze z Innej Planety” byłyśmy z Lilą zawsze mile przyjmowane i witane. Nawet w domu u Izy dostawałyśmy najlepsze kąski kurczaka, gdyż w przeciwnym razie jej mąż robiłby wyrzuty, że nie uhonorowała gości jak należy. Gdy nasz samolot zaczął zniżać się do lotniska w Adis Abeba, ze zdumieniem zauważyłyśmy, że ląd, jak 24 okiem sięgnąć, ma kolor piasku. Jak się później okazało z bliska, tamtejsza trawa wygląda jak nasza słoma. Piasek, kamienie i ta słomkowa trawa oraz niewielkie krzaczki tu i ówdzie przedstawiają sobą widok, po którym trudno spodziewać się jakichkolwiek plonów. A jednak rosną tam drzewa, z których znaczna część jest obsypana przepięknym kwieciem, a chatki otoczone są niewielkimi poletkami zielonego bananowca. Do dziś jednak nie wiem, jak można tam cokolwiek uprawiać. Pora deszczowa spóźniała się o cały miesiąc i koryta wielu rzek były całkowicie wyschnięte. Nasza pierwsza całodniowa podróż autobusem ze stolicy do Arba Minch była niesamowitą przygodą. Ja zdałam sobie po raz pierwszy sprawę z tego, jak wygląda przeciętne domostwo etiopskie. Widziałam te chatki na obrazkach i zdjęciach, ale chyba myślałam, że to są jakieś relikty przeszłościtaki polski Biskupin. Niestety, ku mojemu zdziwieniu okazało się, że pokryte strzechą chatki zbudowane na podstawie koła, z jednym tylko otworem drzwiowym, to codzienność wielu ludzi. Bez elektryczności i bieżącej wody, oczywiście. Wokół chatek kręciło się zwykle trochę kur, kóz i owieczek. Czasem krowy. Zapytałam Izę, czym żywią się ci ludzie. Okazało się, że rośliny które rosną wokół domów to tzw. rzekomy bananowiec, który nie daje owoców. Natomiast z jego grubych łodyg wytwarza się galaretowatą substancję, którą można przechowywać w ziemi nawet przez kilka lat. Krowy dają bardzo niewiele mleka i też nieczęsto są zabijane na mięso. Żeby zapewnić sobie białko zwierzęce, ludzie ci upuszczają krowie trochę krwi i mieszają to z mlekiem. Największy problem w ruchu drogowym stanowiły pędzone przez ludzi stada zwierząt, które nie od razu ustępowały na sygnał klaksonu, doprowadzając nasze- go kierowcę do wściekłości. Po obu stronach drogi szli objuczeni najprzeróżniejszym bagażem ludzie. Jedni nieśli chrust, inni łodygi bananowca i tym podobne. Najczęściej jednak mieli na plecach wielkie żółte baniaki, co oznaczało wyprawę po wodę. Wyglądało to tak, jakby cała Etiopia wybrała się na długą pieszą wędrówkę. Niektórzy z nich szli boso. Rzadko zdarzał się dwukołowy wózek zaprzęgnięty w osiołka, a zmotoryzowane środki transportu jeszcze rzadziej. Czasem mijaliśmy ciężarówki wypełnione jakimś załadunkiem, na którym z kolei byli ulokowani ludzie. Żadne miejsce się nie marnowało. Chłonęłyśmy z Lilą ten egzotyczny dla nas krajobraz i obserwowałyśmy ludzi. A oni obserwowali nas. Nie dało się przemknąć niezauważenie. Gdy tylko autobus się zatrzymał, albo zwalniał, by przepuścić zwierzęta, łapałyśmy zdziwione naszym widokiem spojrzenia. Wymieniałyśmy uśmiechy i machałyśmy przez okno. Śmiałyśmy się później z tego, przyznając się, że czułyśmy się jak angielskie królowe machające do swoich rodaków. Bardzo miłe i szerokie były te ich uśmiechy. Za każdym razem, gdy wychodziliśmy na ulicę, natychmiast pojawiała się wokół nas grupka dzieci krzycząca po angielsku:”You, you!” i później: „ One byr, one byr!”, co było prośbą o pieniądze. Większość z nich była jednak bardzo zadowolona, gdy uścisnęło się im rękę i uśmiechnęło się do nich. Ze starszymi udało się czasem zamienić kilka zdań po angielsku. Bardzo lubię ludzi i na początku mi to nie przeszkadzało, ale po jakimś czasie nie chciało mi się wychodzić na zakupy. Pamiętam, że gdy mieszkałam w Rosji bardzo mi przeszkadzało, że kiedy tylko się odezwałam, zdradzał mnie obcy akcent i ludzie pytali: „Skąd jesteś?” Człowiek nigdy nie czuł się jak u siebie. A co dopiero tam, gdzie zdradza cię już kolor skóry. Współczuję Izie, bo to musi Kwiecień 2009 być uciążliwe na co dzień. Iza i Tamiru zgotowali nam iście królewskie przyjęcie (tak więc mogłyśmy nadal czuć się jak angielskie królowe :-))). Jak już wcześniej wspomniałam, gościnność w Etiopii to poważna sprawa, więc celebrowaliśmy każdy posiłek. Tamiru wyszukiwał na rynku najprzedniejszej jakości owoce mango, banany w przynajmniej trzech różnych gatunkach (odtąd polskie nam już nie smakują...), przepyszne avocado i pomidory. Czasem niewielkich rozmiarów ziemniaki. Z powodu częstych przerw w dostawie prądu, wiele z naszych kolacji odbywało się przy świetle świec. Wieczór zapada tam bowiem już około dziewiętnastej. Niejednokrotnie udawaliśmy się na ciekawe wyprawy po okolicy. Najpierw pojechaliśmy do parku, czyli na safari. Udało się nam zobaczyć sporo dzikich zwierząt: zebry, antylopy, bawoły, małpy a nawet olbrzymiego sępa, który siedział sobie przy drodze i tak jakby czekał na nasze pojawienie się. Ku memu zdziwieniu Iza mieszka w pobliżu dwóch ogromnych jezior, z których jedno ma kolor pomarańczowy. Iza i Tamiru zabrali nas na wyprawę łodzią po jeziorze. Gdy dookoła łódki pojawiały się grzbiety potężnych krokodyli, miałam niezłego stracha. Później podpłynęliśmy do zatoki, gdzie zebrało się ptactwo najróżniejszego gatunku. Między innymi całe mnóstwo białych pelikanów, które widziałam po raz pierwszy (uważam, że są urocze), flamingi i czaple. Tuż obok pluskały się na płyciźnie hipopotamy- całe mnóstwo. Słońce zbliżało się ku zachodowi, panował tam cudowny spokój. Sielanka na łonie przyrody. Iza wskazała na najwyższy szczyt górski na horyzoncie i powiedziała, że tam mieszkają rodzice Tamiru, i że tam pojedziemy na przyjęcie weselne, które jego rodzina przygotowywała dla sąsiadów i najbliższych Miesięcznik Pierwszego Zboru KChB w Gdańsku znajomych. Jak się później okazało, to przyjęcie stało się dla mnie i dla Lili najbardziej wartościowym przeżyciem z pobytu w Etiopii. Ale o tym może napiszę innym razem. Jesteśmy z Lilą bardzo wdzięczne Bogu za wspaniałe wakacje. Za możliwość poznania Tamiru i jego rodziny i spędzenia z nimi naprawdę wspaniałych chwil. Za możliwość zobaczenia z bliska pola misyjnego Izy, co pozwoli nam modlić się o nią z większym zaangażowaniem. Za spotkanie wielu wierzących, którzy zostawili swoje kraje i służą Bogu w Afryce. Ogromną zachetą było widzieć Boże dzieło na tamtym kontynencie. Bardzo serdecznie dziękujemy wszystkim, którzy modlili się o nasze zdrowie i bezpieczeństwo. Wasza troska i zainteresowanie sprawiły, że po raz kolejny poczułam, jak wspaniale jest być w Bożej rodzinie. 25 5 Piąty łączy się mocno z poprzednim: to potrzeba statusu– dlatego satysfakcjonująca jest zarówno praca pozwalająca zarabiać więcej od otoczenia, jak i taka, której wykonywanie łączy się wyróżnieniem i szacunkiem, nawet, jeśli zarobki nie są takie wysokie. ADAM GUTSCHE Dlaczego dążymy i marzymy o zamożności? 1 2 Według mnie jest kilka powodów: Pierwszy, to po prostu chęć przetrwania – zapewnienia dla mnie i dla mojej rodziny jedzenia i schronienia na najbliższy czas. Drugi jest już bardziej skomplikowany – poczucie bezpieczeństwa. Ta potrzeba obejmuje nie tylko zapewnienie środków do życia na dłuższy czas, ale też zabezpieczenie przed wieloma uświadomionymi i nieuświadomionymi niebezpieczeństwami czyhającymi w nieokreślonej przyszłości. Wbrew pozorom jest to potrzeba raczej psychologiczna niż fizyczna, bo przecież i tak nie potrafimy się zabezpieczyć przed największymi niebezpieczeństwami życia. ADAM GUTSCHE W CZASACH ZAMĘTU 2 ZAMOŻNY CHRZEŚCIJANIN 26 doceniani. A nie ma chyba lepszego sposobu odczuwania docenienia niż dobre wynagrodzenie. 3 4 Trzeci, to chęć podtrzymania co najmniej aktualnego poziomu życia, a jeszcze bardziej podniesienia go w przyszłości. Mówiąc w skrócie – nie chcemy stracić tego, co mamy, a dodatkowo napędza nas marzenie o nowym domu, samochodzie czy wycieczce na Hawaje. Czwarty, to potrzeba robienia w życiu czegoś, co przynosi jakąś satysfakcję. Niektórzy z nas mają to szczęście, że wykonują pracę, którą lubią. Ale i pozostali mogą czerpać satysfakcję z pracy, jeśli czują, że wykonują ją dobrze i są za to Na tle tych potrzeb chcę przedstawić druga zasadę zamożności, którą nazwałem zasadą błogosławieństwa: Jeśli jesteś chrześcijaninem, Bóg wypełni twoją potrzebę zamożności proporcjonalnie do twojej wiary. I nie chodzi o prymitywne rozumienie chrześcijaństwa jako pasma doczesnych sukcesów i błogosławieństw; raczej o zrozumienie tekstu z Listu Pawła do Rzymian 8,28: „A wiemy, że Bóg współdziała we wszystkim ku dobremu z tymi, którzy Boga miłują, to jest z tymi, którzy według postanowienia jego są powołani.” Co to oznacza w praktyce? Przede wszystkim musimy uświadomić sobie jeden fakt: praktycznie każdy z nas jest już zamożny. Najczęściej, myśląc o bogactwie czy zamożności myślimy o innych – bardziej zasobnych niż my. Ale takie spojrzenie jest mylące, bo oparte na wyobraźni. Wyobrażamy sobie mianowicie, że człowiek zamożny to taki, który nie doświadcza trosk życia codziennego i że my, mając więcej pieniędzy, łatwo poradzilibyśmy sobie z większością naszych obecnych problemów – a więc pozbylibyśmy się trosk i zwiększyli poczucie bezpieczeństwa. Tylko że to jest fałsz. O ile rzeczywiście posiadanie większych zasobów daje pewną satysfakcję, o tyle nie zapewnia poczucia bezpieczeństwa ani nie redukuje problemów. Jeśli masz odłożone kilka tysięcy złotych, to martwisz się tylko, który bank da ci wyższe Kwiecień 2009 Wracając do naszej tezy: każdy, kto ma dach nad głową (a nie mam tu na myśli własnego mieszkania) i perspektywę wyżywienia na najbliższy tydzień, tudzież ciepłą kurtkę i ciepłe buty, jest zamożny. Kto natomiast ma jeszcze własny, choćby nie wiem jak stary pojazd mechaniczny, telewizor i robota kuchennego, jest bogaczem. Przypomnijmy sobie przypowieść Jezusa o gospodarzu i robotnikach, zapisaną w 20 rozdziale Ewangelii Mateusza. Jest to nie tylko przypowieść o systemie wynagrodzeń w Królestwie Bożym, ale też odniesienie do potocznej sytuacji dnia codziennego w obecnym świecie. A rzeczywistość ta jest taka, że robotnik jest zadowolony, jeśli ktoś go wynajmie na jeden dzień za cenę, za którą wieczorem zakupi jeden podstawowy posiłek dla swojej rodziny. To nie jest sytuacja teoretyczna - dzienny zarobek pozwalający przeżyć do następnego dnia był czymś normalnym dla większości ludzi przez większość historii świata - aż do XIX w. - a i dziś w wielu zakątkach naszego globu nie jest niczym niezwykłym. Co z tego powinno wynikać dla nas?: 1. Poczucie wdzięczności - gdy wstajemy rano, by pójść do pracy. Za to, że w ogóle mogliśmy wstać, za to, że mamy pracę. Za to, że mamy co robić i że możemy zarobić na ogół więcej niż na jeden posiłek dziennie. Jeśli zdamy sobie sprawę, że nie jest to ani coś zwykłego, ani przypadkowego, zaczniemy nie tylko cieszyć się pracą, ale też zaczniemy wyzwalać się od lęku przed jej utratą. Dlatego, że niezależnie od tego, czy mamy satysfakcjonującą i dobrze wynagradzaną pracę, czy niezbyt przyjemną, czy nie mamy jej wcale, możemy być pewni dwóch rzeczy. Po pierwsze, nasze życie i jego sens oparte jest na fundamencie Bożej miłości – to On nas stworzył i odkupił. Jesteśmy na tyle ważni, że sam Bóg się o nas troszczy. Ludzkie skale ocen nie maja znaczenia. Po drugie, jeśli Bóg się o nas troszczy, to grzechem jest zbytnia troska, lęk przed przyszłością. Nasza opowiadać o tym, jak kiedyś „oddali życie Jezusowi”. Aż chce się spytać, które życie, bo przecież nie to, którym właśnie się upajają, albo nad którym się trzęsą. A żyjąc takim życiem pełnym poczucia zagrożenia, pozbawionym natomiast wdzięczności i płynącej z niej wolności, dziwią się, że ich życie duchowe zamiera i w niczym nie przypomina wspaniałych wzorców chrześcijańskich. 3. Jeśli nauczymy się wdzięczności i nauczymy się dawania, to zaczniemy odczuwać zaufanie do Boga i poczucie bezpieczeństwa. Nie ma innej drogi, niż rzeczywiste www.worldofstock.com odsetki. Jeśli masz kilka milionów, to odsetki bankowe już cię nie satysfakcjonują – zastanawiasz się, w co je zainwestować – a tu ryzyko jest nieporównanie większe. Jeśli masz kilka miliardów, to kupujesz bank i wchodzisz w świat wielkich spekulacji – tu dopiero można zyskać, ale można też wszystko stracić – szczególnie w dzisiejszych czasach. przyszłość, zarówno doczesna jak i wieczna, jest zabezpieczona. 2. Dobrym miernikiem naszego zaufania do Boga i poczucia wdzięczności jest dziesięcina (co najmniej). Dzisiaj na śpiewanie pieśni mówi się „uwielbienie” – to jest tanie uwielbienie. Prawdziwe uwielbienie opisane jest w historii, gdy nierządnica wylewa na Jezusa pachnidła warte rocznego zarobku – według dzisiejszych polskich płac kilkanaście, kilkadziesiąt tysięcy złotych? To było prawdziwe uwielbienie! Uwielbienie, które kosztuje jest wyrazem wdzięczności i zaufania. doświadczenie. Jeśli Bóg daje nam pracę dziś, to da nam i jutro. Jeśli stracimy pracę lub majątek, to On i tak będzie się o nas troszczył. Jeśli chcesz tego doświadczyć, musisz zaryzykować: na przekór strachowi przed ubóstwem daj na Bożą sprawę – na Kościół, lub pomóż komuś w potrzebie. Na przekór lękowi o utratę pracy zrób coś dobrego, niezwiązanego z pracą – w imię Chrystusa. Nie znaczy to, że tak robiąc kupisz sobie bezpieczeństwo - bezpieczny jesteś już teraz, jako dziecko Boże ale przestaniesz się bać. Dzisiaj kościoły są pełne hipokrytów, którzy „wielbią” Boga śpiewając pieśni (często nawet to robią niemrawo), czy głośno się modląc, ale wara Bogu od ich portfela! I jeszcze mają czelność Miesięcznik Pierwszego Zboru KChB w Gdańsku 27 28 Kwiecień 2009 MAŁA STRONKA Próby Poddawajcie samych siebie próbie, czy trwacie w wierze, doświadczajcie siebie; czy nie wiecie o sobie, że Jezus Chrystus jest w was? Chyba żeście próby nie przeszli. 2 Kor 13,5 Zbudowanie statku nie jest prostą sztuką. Jeśli nie wierzycie, zapytajcie wujka Zbyszka. Statek musi być bezpieczny, musi dawać sobie radę w czasie sztormu na morzu, farba, którą jest pomalowany musi być odporna na działanie wody morskiej i glonów, a urządzenia niezawodne. Od tego zależy bowiem życie pływających na nim marynarzy. Dlatego statek w trakcie budowy poddawany jest rozmaitym testom. Stal, z której zbudowany jest kadłub musi spełniać określone wymagania, musi być przestrzegana technologia spawania blach, a nad poprawnością budowy czuwają specjalnie do tego powołani doświadczeni inspektorzy. Po zbudowaniu statek wypływa w morze, gdzie jest jeszcze ostatecznie poddawany próbom przed oddaniem do użytku. My w naszym życiu także jesteśmy poddawani próbom. W szkole, co raz mamy klasówki, pod koniec szkoły czekają nas egzaminy sprawdzające, które określą, jakie miejsce w społeczeństwie będziemy kiedyś zajmować. Biblia mówi nam też o tym, że my sami jako dzieci Boże musimy być poddawani rozmaitym próbom. Nawet sam Pan Jezus nie był wolny od prób. W Biblii czytamy, że był kuszony przez szatana, a najwyższą próbą była Jego decyzja oddania swojego życia dla naszego zbawienia, pamiątkę czego będziemy niedługo obchodzić. Ktoś może zapytać, czemu nas Bóg poddaje próbom i doświadczeniom, skoro zna nasze serca i wie o nas wszystko? Myślę, że wszystkie próby potrzebne są nie tyle Bogu, co nam samym. Apostoł Jakub pisze w swoim liście: Jk 1,2-4 “Poczytujcie to sobie za najwyższą radość, bracia moi, gdy rozmaite próby przechodzicie. Wiedząc, że doświadczenie wiary waszej sprawia wytrwałość. Wytrwałość zaś niech prowadzi do dzieła doskonałego, abyście byli doskonali i nienaganni, niemający żadnych braków.” Kiedy Pan Jezus mówił uczniom o swojej śmierci, jeden z Jego z uczniów powiedział, że nigdy Go nie opuści. Jednak, gdy przyszła próba trzy razy wyparł się jakiejkolwiek znajomości ze swoim nauczycielem. Myślę, że dzięki tej próbie zrozumiał, że w swoim życiu nie może opierać się na własnych siłach, tylko na mocy, którą daje nam Bóg, bo tak mówi nam autor Listu do Hebrajczyków o Panu Jezusie, który: “sam przeszedł przez cierpienie i próby i może dopomóc tym, którzy przez próby przechodzą.” Hbr 2,18 Dotykające nas próby i doświadczenia wzmacniają nas, czynią odporniejszymi na różne ziemskie kłopoty i tak jak poddany próbom statek możemy skutecznie stawiać czoło wielu sztormom i burzom, jakie spotykają nas w życiu. Możemy często nie rozumieć, dlaczego spotykają nas w życiu rozmaite próby i doświadczenia, ale pamiętajmy wtedy słowa powyżej wspomnianego ucznia Pana Jezusa, który w swoim Liście pisze do nas, że są one nam potrzebne: „Ażeby wypróbowana wiara wasza okazała się cenniejsza niż znikome złoto, w ogniu wypróbowane, ku chwale i czci, i sławie, gdy się objawi Jezus Chrystus.” 1 P 1,7 Wasz wujek Heniek. Miesięcznik Pierwszego Zboru KChB w Gdańsku 29 30 Kwiecień 2009 Miesięcznik Pierwszego Zboru KChB w Gdańsku 31 32 Kwiecień 2009 Miesięcznik Pierwszego Zboru KChB w Gdańsku 33 ARTUR PRÓCHNICKI G OTUJ Z Zupa cebulowa Składniki: 3 łyżki masła 3 łyżki oliwy 1 kg cebuli 100 ml brandy 600 ml dobrego bulionu (nie z kostki!) świeży tymianek sól pieprz FR AN Choucroute Garnie Składniki: 1 kg kiszonej kapusty 100 g białej cebuli l,5 l bulionu 100 g smalcu 50 ml wiśniówki 200 ml białego wina (najlepiej alzacki riesling) 150 g polędwicy wieprzowej 200 g boczku wieprzowego 3 rodzaje kiełbas po 100g każdej (np. podwaw liść laurowy kilka ziaren ziela angielskiego kilka ziaren jałowca sól pieprz Przygotowanie: Pokrojoną w cienkie plastry cebulę rumienimy na małym ogniu w dużym rondlu na maśle i oliwie (czasami ten etap trwa dość długo, ale nie należy go przyspieszać zwiększaniem ognia). Następnie zalewamy alkoholem i dusimy aż cały odparuje, po czym wlewamy bulion i gotujemy całość przez 30 min. Na koniec doprawiamy tymiankiem, Przygotowanie: solą i pieprzem do smaku. W szerokim garnku na smalcu przesmażamy ce Obowiązkowym dodatkiem do zupy cebulowej są świeże grzanki Następnie zalewamy to naszymi płynami, dod z gruyerem lub ementalerem. dodajemy boczek i polędwicę w całości. Po go i gotujemy następne 40 min na małym ogniu. je, kroimy i wykładamy wraz z kapustą na tale www.ieoonions.com 34 www.restocours.net Kwiecień 2009 Z ART URE M NCJA ) welska, myśliwska etc.) ebulę pokrojoną w kostkę i kapustę. dajemy przyprawy. Do gotującej się kapusty odzinie dorzucamy kiełbasy, także w całości Gdy nasze mięsa będą miękkie wyjmujemy erze. Creme brulee Składniki: 35 ml mleka 450 ml tłustej śmietany 2 laski wanilii 2 całe jajka 2 żółtka 200g cukru 125g sera mascarpone Przygotowanie: Do rondla wlewamy mleko i śmietanę wraz z nasionkami wanilli(aby je wydobyć należy przekroić laski wanilli wzdłuż i i wydobyć je czymś ostrym) i rozkrojonymi laskami wanilii i gotujemy, ale tak aby nie zawrzało. W oddzielnej misce ubijamy białka i żółtka z cukrem aż powstanie biała puszysta masa, a następnie dodajemy mascarpone i dokładnie mieszamy. Do masy jajecznej wlewamy powoli gorące mleko stale mieszając, a po połączeniu całość wlewamy z powrotem do rondla i gotujemy jeszcze 2 min. (uwaga - aby nie zrobiła się jajecznica!). Masę rozlewamy do kokilek ewentualnie miseczek i odstawiamy na min 3 godz., aby stężała. Tuż przed podaniem posypujemy każdą porcję cukrem i karmelizujemy go palnikiem lub wstawiamy na chwilę do piekarnika pod grill, aby uzyskać podobny efekt. img.foodnetwork.com Miesięcznik Pierwszego Zboru KChB w Gdańsku 35 y z o ob ferencje kon 36 Kwiecień 2009 DODRUKOWAĆ? Nie załapałeś się na drukowaną wersję naszej Gazetki? Nic straconego. W naszym archiwum nadal czekają kopie niektórych numerów. Jeżeli więc masz na któryś z nich ochotę to pisz na adres: [email protected] Dogadamy się i wyślemy. Jeżeli okaże się że już wybranego przez Ciebie numeru nie mamy, to dodrukujemy i też doślemy. Koszt druku jednego egzemplarza to 1 złoty. Przypominamy też o tym, że wysyłamy naszą gazetkę pocztą elektroniczą do ludzi, którzy wyrażą chęć jej otrzymywania. Pozdrawiam w imieniu redakcji - Starszy drukowniczy. PAŹDZIER N I K 2 0 0 8 S TA N M AGAZYNOW Y N I E MA STYC ZEŃ/ L U T Y 2 0 0 8 STAN M A GAZYNOW Y J EST L IS TOPAD 2008 STAN M AGAZ YNOWY JEST MARZ E C 2008 STAN M AGAZ YNOWY JEST Miesięcznik Pierwszego Zboru KChB w Gdańsku GRUDZ I E Ń 2008 S TAN M AGAZ YNO W Y JEST KWI E CI E Ń 2008 S TAN M AGAZ YNO W Y JEST 37 Opowieści z Narnii: Lew, czarownica i stara szafa MA G D A KO WA LIK „Opowieści z Narnii” to cykl książek napisany przez C.S. Lewisa znanego pisarza, historyka, filozofa i teologa. „Lew, czarownica i stara szafa” to pierwsze część z siedmiotomowych opowieści. Opowiada historię rodzeństwa Pevensie: Piotra, Zuzanny, Edmunda i Łucji, którzy zostają ewakuowani z bombardowanego Londynu na wieś, do wielkiego, starego domu, zamieszkanego przez tajemniczego Profesora Kirke. Pewnego dnia Łucja, najmłodsza z rodzeństwa, chowa się w szafie i odkrywa przejście do innego świata. Tak rozpoczyna się wspaniała przygoda dzieci w krainie zwanej Narnia, gdzie żyją mówiące zwierzęta i wszelkiego rodzaju istoty z mitów i legend. Krainą rządzi obecnie zła Biała Czarownica, która sprowadziła wieczna zimę. Chcąc ją powstrzymać i uratować Narnię rodzeństwo udaje się do Aslana, dzikiego ale dobrego lwa, który jako jedyny może powstrzymać Czarownicę. Jest to książka która przypadnie do gustu zarówno dzieciom jak i dorosłym. Najmłodsi odnajdą tam wspaniałą przygodę i świat w którym dobro zawsze wygrywa. Dorosłych zaś lektura skłoni do refleksji ponieważ pod postacią dzieci, Aslana, Czarownicy i szeregu innych postaci i zdarzeń kryją się symbole i chrześcijańskie przesłanie. W książce można bowiem odnaleźć między innymi przesłanie odnośnie: śmierci i zmartwychwstania Jezusa Chrystusa, kuszenia i zwodzenia diabła oraz postaci syna marnotrawnego. Świat Lewisa, pełen symboliki odnośnie religii 38 chrześcijańskiej jest prosty i łatwy w odbiorze. Przesłanie książki jest wyraźne zarówno dla dzieci jak i dorosłych a jej prosty język tylko umila lekturę. Polecam ją wszystkim, którzy chcą miło i spokojnie spędzić czas przy ciekawej książce. Kwiecień 2009 HUMOR Miesięcznik Pierwszego Zboru KChB w Gdańsku 39 40 Kwiecień 2009