Kwiecień 2009 - Kościół Chrześcijan Baptystów w RP

Transkrypt

Kwiecień 2009 - Kościół Chrześcijan Baptystów w RP
Miesięcznik Pierwszego Zboru KChB w Gdańsku
1
SPIS TREŚCI:
3
4
SŁAWOMIR BILIŃSKI
A kogo to obchodzi czy
chrystus zmartwychwstał?
ROBERT MIKSA
8
12
14
18
Módl się jak abraham
PAWEŁ KUGLER
ANNA CHARKIEWICZ
TEDD TRIPP
Menno Simons
Niderlandzki reformator
ERNEST LUDWIN
20
REMEK NEUMANN
22
Ślub Izy Karpieni
24
Wspomienia z Etiopii
26
Zamożny chrześcijanin
w czasach zamętu (2)
OD REDAKCJI
Drodzy Bracia i Siostry, oddajemy w Wasze ręce
kolejny numer naszego czasopisma. Jak do tej pory
to najobszerniejszy numer, jeśli chodzi o objętość.
Mamy nadzieję, że każdy znajdzie coś, co go ubogaci,
zainteresuje.
W związku ze zbliżającymi się świętami wielkanocnymi
pastor Robert Miksa przygotował artykuł poświęcony
zmartwychwstaniu Pańskiemu. W tym numerze
znowu można przeczytać o kolejnym bohaterze wiary
autorstwa Ernesta Ludwina. Ania Charkiewicz podzieliła
się z nami swoimi ostatnimi trudnymi doświadczeniam
i w związku z tym Bożym działaniem w jej życiu.
W gazetce znajdziecie też relację ze ślubu naszej siostry
Izy Karpieni i Tamiru oraz relację z pobytu u państwa
młodych Lili Dmitruk i Agnieszki Walickiej.
Zapraszamy do lektury, a z okazji nadchodzących świąt
wielkanocnych życzymy Wam, drodzy Bracia i Siostry,
Bożego błogoslawieństwa, pokoju i radości.
MAGAZYN “IDŹCIE”
AGNIESZKA WALICKA
ADAM GUTSCHE
28
29
34
36
38
40
SUDOKU
MAGDA PRABUCKA
HENRYK KOWALIK
ARTUR PRÓCHNICKI
Ulotki, plakaty
ZEBRANE
MIREK USZKIEWICZ
Redakcja przy pracy
MAGDA KOWALIK
DANE ZBORU
41
43
Zdjęcie na okładce
www.searchingthescriptures.net
2Lila Dmitruk
Adres Zboru: Ul Dąbrowskiego 11, 80-153 Gdańsk
www.gdansk.baptysci.pl
[email protected]
Nabożeństwo niedzielne: 10:30, piątkowe: 19:30
numer konta: 57 1020 1811 0000 0102 0082 5646
Gosia Bogusławska Remek Neumann
Agnieszka Walicka
Robert
Miksa
Kwiecień
2009
SŁAWOMIR B ILIŃ SK I
Samarytanka poproszona przez
Jezusa o wodę zdziwiła się, że
Judejczyk, od którego spodziewała
się słów pogardy, zwrócił się
do niej z prośbą. Potem, kiedy
stwierdziła, że jej rozmówca musi
być prorokiem, sama poprosiła
go o wyjaśnienie ważnej dla
niej kwestii natury teologicznej:
„Ojcowie nasi na tej górze oddawali
Bogu cześć; wy zaś mówicie, że
w Jerozolimie jest miejsce, gdzie
należy Bogu cześć oddawać”. Czy
doszłoby w ogóle do tej rozmowy,
gdyby oboje postępowali zgodnie
z obowiązującymi uprzedzeniami?
Konsekwencją bałwochwalstwa
Salomona było podzielenie Izraela
na dwa państwa: Północne ze
stolicą w Samarii i Południowe ze
stolicą w Jerozolimie. To rozbicie
spowodowało wzajemną wrogość.
Ponieważ istniała tylko jedna
świątynia w Jerozolimie, król
Północnego Państwa zbudował
na swoim terenie nowe miejsca
kultu. W miastach Betel i Dan
postawił posągi złotych cielców
i nakazał swemu ludowi składać
im ofiary. Obawiał się bowiem,
że jego poddani pielgrzymując
do Jerozolimy „przylgną sercem”
do jego rywala - króla Judei.
Podział między Izraelem a Judeą
pogłębił się po upadku Izraela
w 722 r. p.n.e., kiedy to na skutek
polityki deportacyjnej Asyryjczyków
Samaria została zasiedlona
pogańskimi ludami. Zwyczaje
nowych ludów przenikały nie tylko
do kultury, ale także do religii.
Mieszanie się ludności miejscowej
z napływową zagrażało zachowaniu
„czystości wiary”. Tak więc kult
jedynego Boga Jahwe stał się na
tym terenie poważnie zagrożony.
Po latach niewoli babilońskiej,
kiedy poszukiwano kapłanów
do nowo budowanej świątyni
w Jerozolimie, ci z Samarii nie
mogli wykazać się już ciągłością
swoich rodowodów. Dodatkową
przeszkodą uniemożliwiającą im
pełnienie służby były ich związki
z kobietami nieżydowskiego
pochodzenia. Reformy Ezdrasza
zmierzały jednak do przywrócenia
czystości służby świątynnej. Dlatego
pod względem rytualnym,
wykazali się postawą zasługującą
na potępienie. Nazwanie
Samarytanina bliźnim musiało być
dla słuchających tej przypowieści
Judejczyków prawdziwym
zaskoczeniem.
W historii o dziesięciu trędowatych
Jezus wyróżnił postawę
Samarytanina, który jako jedyny
okazuje Mu wdzięczność za
oczyszczenie. „Czyż nie dziesięciu
zostało oczyszczonych? A gdzie jest
dziewięciu? Czyż nikt się nie znalazł,
Jakże Ty, będąc
Żydem, prosisz mnie,
Samarytankę,
o wodę?
(J 4,9)
też ci z kapłanów, którzy nie chcieli
oddalić swoich obcoplemiennych
żon nie byli dopuszczani do jej
sprawowania.
Z tych powodów Judejczycy
uważali Samarytan za ludzi gorszej
kategorii. Ich wzajemna wrogość
widoczna jest w kilku miejscach
Nowego Testamentu. Faryzeusze,
którzy szczycili się swoją religijną
nienagannością nazwali Jezusa
obraźliwie Samarytaninem:
„Czyż nie mówimy słusznie, że
jesteś Samarytaninem i masz
demona?” Swój niezbyt przyjazny
stosunek do tej ludności zdradzili
również apostołowie Jakub i Jan.
W odpowiedzi na nieudzielanie im
gościny w jednej z samarytańskich
wiosek chcieli puścić ją z dymem
ściągając na nią ogień z nieba.
Zdziwienie Samarytanki wyrażone
w pytaniu „Jakże Ty, będąc Żydem,
prosisz mnie, Samarytankę, o
wodę?” potwierdza istniejący
konflikt.
Jaki był stosunek Jezusa do
Samarytan?
W przypowieści o miłosiernym
Samarytaninie przedstawiony jest
On jako wzór do naśladowania
w wypełnianiu przykazania: „Miłuj
bliźniego swego, jak siebie samego”.
Kapłan i Lewita, chociaż nienaganni
Miesięcznik Pierwszego Zboru KChB w Gdańsku
który by wrócił i oddał chwałę
Bogu, tylko ten cudzoziemiec?”
Jezus sprzeciwia się również
postawie nienawiści apostołów,
którzy kierują się chęcią odpłaty
za brak okazanej im gościnności:
„Nie wiecie jakiego ducha jesteście,
albowiem Syn Człowieczy nie
przyszedł zatracać dusze ludzkie, ale
je zachować.”
Jakie reakcje wywołuje we mnie
obcowanie z ludźmi, którzy pod
względem religijnym pozostawiają
wiele do życzenia? Czy bardziej
przypominam faryzeusza, który
szczyci się swoją religijną czystością
i z pogardą odnosi się do tych,
którzy od pokoleń pielęgnują
niewłaściwy obraz Boga? Czy może
moja gorliwość o Boże Królestwo
wyraża się „jakubową” i „janową”
nienawiścią wobec niewiernych,
a ich zranienia doprowadzają
mnie do gorączki, którą chętnie
zamieniłbym na pochłaniający ich
ogień z nieba?
Istniejące uprzedzenia wobec
innych prowadzą do wzajemnej
separacji, a konieczność
przebywania z osobą, która jest
dla mnie pod jakimś względem
gorsza może być okazją albo do
umacniania tych uprzedzeń, albo do
niwelowania różnic.
3
CHRYSTUS ZMARTWYCHWSTAŁ?
ROBERT MIKSA
A KOGO TO OBCHODZI CZY
4
?
tekstu pokazuje, jak bardzo zmienił
się obecny świat w swoim stosunku
do takich pojęć, jak prawda, dobro
czy zło. Postawy i zachowania,
które kiedyś były jednoznacznie
oceniane albo jako moralnie
naganne, albo godne pochwały,
dziś przez wielu traktowane są
jako osobiste preferencje. Nie
można już powiedzieć komuś:
„Tak się nie robi!”, „Nie rób tak! To
nieprzyzwoite!”, ponieważ nie ma
wspólnego systemu wartości, na
jaki można byłoby się powołać.
ROB ERT M I KSA
Jakieś 50 lat temu na południu
Polski pewien ksiądz znany
z niezwykle krótkich kazań w czasie
nabożeństwa wielkanocnego
stanął za kazalnicą i powiedział:
„Pan Jezus zmartwychwstał. My
zmartwychwstaniemy. Ale wy i tak
w to nie wierzycie”.
Ot, całe kazanie. Łatwo sobie
wyobrazić, jakie wzbudził
w ten sposób oburzenie, jakie
usprawiedliwiania się parafian.
Gdyby to samo kazanie miał
wygłosić, dzisiaj powinien zmienić
ostatnie zdanie na: „Ale was i tak to
nic nie obchodzi”.
Kiedyś było
inaczej
Gdy jeszcze byłem nastolatkiem,
w dyskusjach prowadzonych
przy najróżniejszych okazjach
najważniejsze było przedstawienie
solidnych argumentów
dowodzących, że taki czy inny
pogląd jest spójny wewnętrznie
i zgodny z doświadczeniem.
Dzisiaj to za mało. Dziś każdy,
kto chce przekonać drugą osobę
do jakichś racji musi zmierzyć
się z problemem, który jeszcze
niedawno był prawie nieznany,
tj. obojętnością na prawdę.
Kilka lat temu w brytyjskim The
Sunday Telegraph (później jeszcze
na internetowym blogu) pojawił się
artykuł pod intrygującym tytułem:
„Kogo obchodzi czy Chrystus
zmartwychwstał?”. Autor tego
Jeżeli każdy ma swoją prawdę
i swoje racje, to ostatecznie nikt
nie ma racji, bo wtedy nawet same
słowa „prawda” i „racja” tracą
swoje znaczenie. Jeżeli zaś ten
sposób myślenia upowszechnia
się w społeczeństwie, to
ostatecznym skutkiem
stają się obojętność,
dekadentyzm
i moralne
zepsucie:
wzrastająca
liczba
przestępstw,
rozpadające się
małżeństwa,
chciwość,
arogancja,
itd. Po co
bowiem żyć ofiarnie
i uczciwie w świecie,
w którym nic nie ma sensu,
a wszelki wysiłek nie ma nawet
żadnej wartości moralnej? Jeżeli
rzeczywiście nie istnieje żadna
wyższa przyczyna, dla której
istniejemy, to „jedzmy i pijmy, bo
jutro pomrzemy”. Jedyne, co się
liczy to chwilowa przyjemność,
która zresztą też jest bez sensu.
A co ze
zmartwychwstaniem?
Przekonywanie ludzi, którzy przyjęli
taki światopogląd o prawdziwości
zmartwychwstania nie ma
większego znaczenia. Nie dlatego,
że argumenty są za słabe albo
zbyt trudne. Chodzi o to, że nawet
jeżeli niektórzy z nimi się zgodzą,
to i tak niczego to nie zmienia.
Zgodnie z ich światopoglądem
jest to tylko jedna z podstaw
nadziei zbawienia, według jednej
z wielu prawd. Jeżeli komuś to
odpowiada, to dobrze, jeżeli nie,
Kwiecień 2009
?
też nie ma większego problemu.
Każdy może wierzyć w to, co chce
i jak chce. Dla współczesnego
człowieka Bóg judeochrześcijański
nie jest jedynym Bogiem a Jezus
z Nazaretu, nawet jeżeli uznać go
za Bożego Syna, jest jednym z wielu
Bożych synów, a zmartwychwstanie
drobnym detalem w jednej z wielu
religijnych historii. Co ciekawe,
przy okazji dyskusji związanej
z odkryciem domniemanego
rodzinnego grobowca Jezusa,
kilku polskich księży publicznie
przyznało, że nawet gdyby
udowodniono, że znajduje się tam
szkielet prawdziwego Jezusa, nie
będzie to miało wpływu na ich
wiarę. Sprawa zmartwychwstania
jest dla nich bez znaczenia.
Taka teologiczna
beztroska przypomina
mickiewiczowskiego
głupca, który mówi:
„Niech sobie
źródło wyschnie
w górach, byleby
mi płynęła woda
w miejskich
rurach”.
Współczesny
człowiek
nie myśli jak
słuchający
apostoła Pawła na
Wzgórzu Marsowym
filozofowie. Nie
analizuje i nie
ocenia, nie zwraca
uwagi na konsekwencje
formułowanych poglądów.
Nie zawraca sobie głowy tym,
czy zmartwychwstanie miało
miejsce, czy nie. Niechaj każdy
wierzy, jak mu pasuje, ale pod
jednym koniecznym warunkiem: by
nie mówił, że jego wiara jest lepsza
od innych, a już nie daj Boże, że
jest jedyną drogą. Współczesnemu
człowiekowi wydaje się, że
każdy może mieć swoją prawdę,
a największą cnotą jest równe
traktowanie wszystkich poglądów.
Brak sensu nie ma
sensu
Ten sposób myślenia jest jednak
nie do utrzymania. Ludzie, którzy
przekonują nas, że każdy ma swoją
rację i prawdę, że nie istnieje jeden
system wartości dla wszystkich
i przekonują, że to wspaniale, że
istnieje wiele prawd, z których
żadna nie jest prawdziwsza od
reszty, w rzeczywistości podcinają
gałąź, na której siedzą. Jeżeli
bowiem nie ma jednej prawdy,
będącej ostatecznym kryterium
wszystkiego i wszystko jest
względne, znaczy to, że również
twierdzenie o tym, że wszystko jest
względne, jest względne, czyli nie
może być uznane za prawdziwe.
Nawet gdyby ktoś chciał zgodzić
się z twierdzeniami tych, którzy
podają wszystko w wątpliwość,
polega na znalezieniu czarnego
kota, przy czym nie wiadomo,
czy ten kot w ogóle tam jest.
I jeszcze raz Chesterton: „Problem
z niewiarą w Boga polega nie na
tym, że człowiek dochodzi do stanu,
w którym nie wierzy już w nic.
Faktycznie jest dużo gorzej, bo
skutkiem tego wierzy w cokolwiek”.
Kiedy przyglądamy się
współczesnemu człowiekowi,
który próbuje sam ustanawiać
normy i wartości, nie powinno
nas dziwić, że miota się przy tym,
wpadając z jednej skrajności
w drugą. Potrafi bronić prawa
„Pan Jezus
zmartwychwstał.
My zmartwychwstaniemy.
Ale wy i tak w to
nie wierzycie
musiałby najpierw uznać istnienie
obiektywnej prawdy w oparciu
o którą będzie mógł wydać taką
ocenę. Jeżeli jednak uznałby
istnienie takiej obiektywnej
prawdy, nie może już przyznać racji
owym sceptykom. Tak czy inaczej
konsekwentny sceptycyzm jest nie
do utrzymania.
Jak życie bez
Słońca
W momencie, kiedy człowiek
odrzuca jedynego, prawdziwego
Boga jako źródło ostatecznej
prawdy i wierzy w istnienie
wielu prawd i wielu wartości
moralnych pozbawia się możliwości
odróżniania prawdy od fałszu,
dobra od zła i piękna od brzydoty.
Po mistrzowsku, za pomocą
prostej metafory, opisał ten stan
G. K. Chesterton, mówiąc: „Bóg
jest jak Słońce. Nie można na
Niego patrzeć, ale bez Niego nic nie
widać”. Człowiek bez Bożej prawdy
gubi się coraz bardziej. Francis
Schaeffer porównuje sytuację
współczesnego człowieka do
osoby znajdującej się w całkowicie
zaciemnionym pokoju, z dokładnie
zawiązanymi oczami, której zadanie
Miesięcznik Pierwszego Zboru KChB w Gdańsku
kobiet do dokonywania aborcji na
życzenie, a zaraz potem organizuje
manifestacje w obronie prawa do
życia zwierząt (lisów, małp, fok,
itd.). Prowadząc zajęcia z filozofii
przekonuje studentów, że nie ma
obiektywnej moralności, jednak
gdy ktoś kradnie mu samochód
albo portfel, oburza się odmawiając
innym prawa do życia zgodnego
z własnymi wartościami. Przy
innej jeszcze okazji upiera się, że
Biblię każdy może interpretować
jak chce, ale złości się, gdy ktoś
przekręca jego własne słowa.
W teoretycznej dyskusji dowodzi,
że nie ma niczego złego w istnieniu
agencji towarzyskich, ale kiedy
dowiaduje się, że podczas jego
nieobecności jego żona świadczy
tam swoje usługi, próbuje ją zabić
(autentyczny przypadek opisywany
kiedyś we włoskich gazetach).
Precz
z chrześcijanami
Gdy chrześcijanie wypowiadają
swoje sądy np. na temat
homoseksualizmu, handlu
niewolnikami, aborcji, eutanazji czy
sztucznego zapłodnienia, powołując
się na wartości ustanowione przez
jedynego Boga, uważa się ich za
5
religijnych fanatyków, którzy są
największym zagrożeniem dla
współczesnego społeczeństwa.
W jednym z wydań „Gazety
Wyborczej” pojawił się artykuł
na temat amerykańskiego
fundamentalizmu, w którym autor
chyba nie do końca rozumie to,
o czym pisze. Nietylko przedstawia
fundamentalistów jako dziwaków
wierzących, że to, o czym mówi
Biblia jest prawdą, ale na koniec
dodaje: „Terroryści, którzy
zaatakowali Amerykę, wierzyli, że
przybyli z misją od Boga. Przywódcy
amerykańskich fundamentalistów
są tego samego zdania o sobie.”
Przypatrzmy się sposobowi
rozumowania autora tego artykułu.
Najpierw domaga się wolności dla
wyznawania różnych poglądów, by
zaraz potem potępić jeden z nich.
Wbrew deklaracjom chce więc
wolności wybiórczej, a konkretnie
tylko dla osób podzielających jego
światopogląd. Czyż przez to sam
nie staje się fundamentalistą,
człowiekiem z misją, który
ogranicza wolność tym, którzy się
z n nie zgadzają?
niego wszelkie opinie są tylko
prezentacją osobistych preferencji
autora, w świetle których nie wolno
mu krytykować osób mających inny
pogląd.
Jak poznać
prawdę?
Niektórym ludziom wydaje się,
że najlepsze, co mogą zrobić, by
poznać prawdę, to gruntownie
przebadać wszystkie istniejące na
świecie systemy religijne i etyczne
i wybrać ten najlepszy. Taka
metoda przypomina postępowanie
ucznia, który próbuje dowiedzieć
się o wynik zadania domowego
polegającego na obliczeniu
pierwiastka trzeciego stopnia
z liczby 3375. Ponieważ zapomniał
o zrobieniu zadania w domu
postanowił, że zapyta kolegów
i koleżanki, jaki wyszedł im wynik.
Mało kto jednak wiedział, jak zabrać
się za takie zadanie i prawie każdy
miał inną odpowiedź. W rezultacie
uczeń doszedł do wniosku, że ma
do czynienia z zadaniem, które
jest nierozwiązywalne. Czy to
właściwe rozumowanie? Nie. To,
czego brakowało temu uczniowi,
to wiedzy na temat pierwiastków
i metody rozwiązywania tego
rodzaju zadań.
Podobnie jest w życiu duchowym
człowieka. Patrząc na ten świat
i jego problemy, a z drugiej
strony na najróżniejsze systemy
religijne i etyczne sugerujące
www.blogtalkradio.com
Jeżeli ktoś krytykuje chrześcijan
czy nawet islamskich terrorystów,
oskarżając ich o dogmatyzm,
ksenofobię, oszołomstwo,
brak tolerancji czy fanatyczny
fundamentalizm, ujawnia własną
obłudę. Autentycznie przecież
się oburza. Uważa ich postawę za
obiektywnie złą, naganną. Przestaje
być zrelaksowanym, życzliwym
relatywistą, z uśmiechem na twarzy
pozwalającym każdemu pozostawać
przy własnym zdaniu. Okazuje się
zacietrzewionym dogmatykiem,
zwalczającym w świętym oburzeniu
pogląd, na który zgodzić się nie ma
zamiaru.
Pokazuje w ten sposób, że tak
naprawdę nie umie żyć zgodnie
z tym, co sam o sobie mówi. Nie
da się bowiem konsekwentnie żyć
w oparciu o doktrynę moralnego
relatywizmu. By móc dokonać
oceny czyjegoś zachowania i uznać
je za złe, trzeba najpierw zgodzić
się, że istnieje uniwersalny system
wartości, w świetle którego taka
ocena jest w ogóle możliwa. Bez
6
Kwiecień 2009
swoje odpowiedzi na odwieczne
pytania człowieka dotyczące
jego samego, Boga i tego świata,
człowiek dochodzi do wniosku,
że są to pytania, na które nie
ma jednej odpowiedzi. To, czego
potrzebujemy w tej sytuacji to nie
więcej zajęć z religioznawstwa,
ale zrozumienia istoty problemu
i odkrycie metody na jego
rozwiązanie.
Golgota jako
klucz do
rozwiązania
Zasadniczym elementem
odróżniającym chrześcijaństwo od
każdego innego systemu religijnego
jest Golgota. Nie chodzi jednak
o to, że Jezus był tak pewny swojej
nauki, że gotowy był oddać za
nią życie. Nie chodzi o to, że był
wierny swoim poglądom aż do
śmierci. Jezus nie umarł za swoje
poglądy, ale za martwego w swoich
grzechach człowieka. Świetnie
wyraził to chrześcijański apologeta
Ravi Zacharias, mówiąc: „Jezus
nie przyszedł, by ze złych ludzi
uczynić dobrych. Przyszedł, by ludzi
umarłych uczynić żywymi.”
To właśnie Golgota jest kluczem
do zrozumienia wszystkiego, co
naprawdę ważnego możemy
powiedzieć o tym świecie, o Bogu
i o nas samych. Golgota pokazuje
nam, że grzech nie jest rzeczą
względną, sprawiedliwość nie jest
kwestią osobistych preferencji,
a sąd i kara za grzech nie są
straszakiem na niegrzeczne dzieci.
Śmierć i zmartwychwstanie w życiu
Jezusa wydarzyły się naprawdę
i są zapowiedzią tego, co przed
nami. Dla jednych będzie to życie
w wiecznej społeczności z Bogiem,
ale dla innych wieczne oddzielenie
od oblicza Bożego.
Relacja subiektywna
z labiryntu:)
Na początek kilka suchych faktów
dotyczących labiryntu. Otóż było to
przedsięwzięcie ewangelizacyjne,
które odbywało się we współpracy z drugim zborem z Wrzeszcza.
Labirynt rozstawiony był w naszym
zborze w dniach 2- 15 Marca.
W jego rozstawieniu pomogli nam
bracia i siostry ze zboru z Warszawy
z ul. Puławskiej.
Przez czas trwania labiryntu przeszło przez niego 489 osób (wliczając
tych, którzy przeszli dwa razy i dzieci, które towarzyszyły rodzicom516). Z tej liczby około 120 osób
było ze zborów, natomiast pozostali
to nasze rodziny, znajomi, znajomi
znajomych, a także osoby, które natrafiły na transparent rozwieszony
przed naszym zborem idąc ulicą.
123 osoby wypełniły ankiety i na
ich podstawie opracowałam kilka
statystyk. I tak:
- 75% osób oceniło labirynt najwyżej w ankiecie, czyli raczej pozytywnie
- 19% osób dodało komentarz nadto, np. fantastyczny, rewelacja,
super itd.
- 5% osób oceniło labirynt neutralnie
- nie było żadnej negatywnej oceny
- 98% osób poleciłoby to przedstawienie znajomym
- 2% osób nie wiedziało czy poleciłoby znajomym
W odpowiedzi na pytanie, która
komnata była najbardziej znacząca,
odpowiadano:
- 41% komnata nr 6 (z krzyżem)
- 23% komnata nr 4 (źródełko)
- 11% komnata nr 9 (świeczki)
- 8% komnata nr 5 (komnata wyboru)
- 7% komnata nr 1 (zabałaganiona:)
- 10% inne komnaty
Osoby, które wypełniły ankietę o labiryncie dowiadywały się z:
- kościoła 32%
- od rodziny 22%
- od znajomych, koleżanek 46%
Natomiast od siebie dorzucam, że
spędziłam w labiryncie sporo czasu
i przez to widziałam większość
ludzi tam wchodzących. Najpierw
byli to ludzie wyłącznie z kościoła
i pod koniec pierwszego tygodnia
niewiele było osób spoza zboru.
Po kilku dniach trwania labiryntu
ilość zapisów na kolejne dni była
znikoma i zaczęłam myśleć, że jeżeli
Miesięcznik Pierwszego Zboru KChB w Gdańsku
taki stan rzeczy się utrzyma całe
przedsięwzięcie skończy się niepowodzeniem. Jednak z dnia na dzień
liczba osób z zewnątrz rosła. Przez
kilka ostatnich dni wchodziło dziennie po około 50 osób i można było
zobaczyć niezwykłe Boże działanie.
Ludzie, którzy wcześniej nie wiedzieli dużo o Bogu i po prostu nie
znali Go, czuli się wspaniale mając
szansę na usłyszenie o Nim. Ludzie
w różnym wieku bardzo przeżywali udział w labiryncie. Z mojej
prywatnej półki niesamowitym
świadectwem jest mój szwagier,
po którym nie spodziewaliśmy się,
że zgodzi się przejść cały labirynt,
natomiast on zapraszał tam swoich
znajomych:) Niesamowite było, jak
Bóg przyprowadzał tych wszystkich
ludzi i mogliśmy to oglądać. Tym,
co będę też miło wspominać było
też zdecydowane zbliżenie się ludzi
z naszych zborów, mieliśmy dużo
czasu na rozmowy i poznawanie się
nawzajem. Zdałam też sobie sprawę, jak ważne w takich sprawach
jest nasze współdziałanie jako ludzi
ze zboru.
I cóż, czekam na następny labirynt.
Magda Prabucka
7
Módl się jak Abraham
ROZWAŻANIE
PAWEŁ KUGLER
8
PAWEŁ KUGLER
„Można patrzeć na tę modlitwę
jak na przykład determinacji
Abrahama. Ale można też na
nią patrzeć jako na przykład
ustępliwości Boga. Mógł zniszczyć
Sodomę. Ale ze względu na
modlitwę Abrahama opóźnił sąd
i ocalił jednego człowieka i jego
rodzinę”.
Módl się jak Abraham
(1 Mojż 18,16-33).
W Polsce mamy prawo, że skazani
lub więźniowie mogą odwoływać
się do prezydenta, aby udzielił im
łaski i amnestii. Wielu ludzi zwraca
się z taką prośbą do prezydenta
i zdarza się, że kogoś on wysłucha.
W rozważanym dzisiaj fragmencie
widzimy, że Abraham zwraca się
w modlitwie wstawienniczej do
Boga i prosi o łaskę dla Sodomy.
Możemy z tej sytuacji wiele się
nauczyć na temat modlitwy.
Zwróćmy uwagę na trzy rzeczy:
mechanizm modlitwy, przedmiot
modlitwy i motywację do modlitwy.
Na początek przyjrzyjmy się,
w jakim kontekście miało miejsce
zdarzenie opisane w 1Mojż 18,1633. Było to bezpośrednio po tym,
kiedy Bóg dał Abrahamowi i Sarze
obietnicę, że za rok urodzi im się
syn. Obydwoje byli w podeszłym
wieku: Abraham miał 99 lat, a Sara
90. Bóg może uczynić cudowne
rzeczy! Po tej rozmowie Bóg kieruje
się w stronę Sodomy. Ma zamiar
ją osądzić. Bóg zastanawia się, czy
wyjawić Abrahamowi swoje plany
(w. 17). I faktycznie potem wyjawia
je. Zamierza sprawdzić, czy grzech
Sodomy jest rzeczywiście wielki
(w. 20-21). W odpowiedzi Abraham
modli się o Sodomę, a raczej
o sprawiedliwych w Sodomie.
Wynika z tego, że Abraham nie
miał wątpliwości, jaki będzie wynik
„inspekcji” Pana w Sodomie.
Dlaczego Bóg wyjawia swoje plany
Abrahamowi? Abraham w Piśmie
Świętym jest nazwany przyjacielem
Boga. Bóg miał wspaniałą przyszłość
dla niego i dla jego potomstwa
(w. 18-19). Przyjaciele dzielą
się swoimi planami, zamiarami,
dlatego Bóg wyjawia swój plan
Abrahamowi.
Ale Bóg miał jeszcze jeden
powód, dla którego postanowił
powiedzieć Abrahamowi o swoich
planach - oprócz tego, że był jego
przyjacielem, wierzę, że wyjawił mu
go dlatego, aby pobudzić Abrahama
do modlitwy za sprawiedliwych
mieszkających w tym mieście.
Dotykamy tutaj ważnej zasady
biblijnej dotyczącej mechanizmu
modlitwy: Bóg nie chce realizować
swoich planów bez modlitwy
swojego ludu. Bóg mógł ocalić
Lota bez modlitwy Abrahama,
ale z jakiegoś powodu chciał, aby
Abraham się w tej sprawie modlił.
Wielki mąż Boży mieszkający
w XVIII wieku w Anglii, John
Wesley, podsumował tę zasadę
następująco: „nie czyni Bóg nic, jak
tylko w odpowiedzi na modlitwę”.
Prorok Amos napisał: Zaiste, nie
czyni Wszechmogący Pan nic, jeżeli
nie objawił swojego planu swoim
sługom, prorokom (Am 3,7). Obaj
wskazują na bardzo podobne
rzeczy.
Doświadczeni chrześcijanie wiedzą
o tym bardzo dobrze: kiedy się
modlą, to Bóg działa, jeśli zaś się
nie modlą, to nie widać Bożego
działania. Pamiętam, kiedy
sam uczyłem się tej zasady. Po
nawróceniu bardzo chciałem
podzielić się Ewangelią z moim
dobrym kolegą, jednak nigdy nie
mogłem się zdobyć na odwagę.
Raczej nie rozmawialiśmy na tematy
duchowe. Nasze rozmowy dotyczyły
innych spraw: komputerów, sportu,
itd. Byłem bezsilny. W tym czasie
Kwiecień 2009
uczęszczałem też co tydzień na
studium biblijne. Pod koniec
spotkań dzieliliśmy się prośbami
modlitewnymi, a następnie
modliliśmy się o te sprawy. Rzadko
zgłaszałem prośby, bo myślałem,
że mogę działać i bez modlitwy.
Jednak pewnego dnia podałem
prośbę modlitewną. Zamierzałem
pojechać z przyjaciółmi na narty.
Wśród nich był wspomniany
kolega. Poprosiłem o to, abym miał
możliwość podzielenia się z nim
Ewangelią. Na nartach mijał dzień
po dniu. Szukałem sposobności
do podzielenia się Ewangelią, ale
jakoś się nie nadarzała. Zacząłem
nawet się zniechęcać. Pewnego
wieczoru poszedłem z moim kolegą
na spacer. Rozmowa w naturalny
sposób zeszła na tematy duchowe.
Miałem możliwość przedstawienia
mu całego planu zbawienia. Kolega
był poruszony. Sądzę, że nigdy nie
zapomni tego wieczoru. W nocy
cieszyłem się z Bożej odpowiedzi na
modlitwę.
modlitwy. Abraham nie zaczął
modlić się o Sodomę z własnej
inicjatywy. Dopiero poznanie
planu Bożego natchnęło go do
modlitwy. Podobnie jest w naszych
modlitwach. Bóg „kładzie nam na
serce” określone sprawy. Modlimy
się. Wtedy Bóg działa. Modlitwa
zaczyna się od Boga.
Wielu ludzi tego nie rozumie.
Czasem podchodzimy do modlitwy
bardzo entuzjastycznie, ale jest
w tym więcej naszych pomysłów
i pragnień niż Bożych. Modlitwa
płynąca z ludzkich motywacji
jest nic niewarta. W modlitwie
ważne jest to, aby słuchać, co
mówi Bóg. Temat modlitwy musi
być zgodny ze Słowem Bożym,
a modlitwa poddana prowadzeniu
Dlaczego Bóg nie działa sam, tylko
czeka na to aż będziemy się modlić?
Pierwszym powodem jest to, że
dzięki modlitwie Bóg otrzymuje całą
chwałę za dane dzieło. Bóg pragnie
ukazać swoją chwałę. Gdybyśmy
się nie modlili, to skąd byłoby
wiadomo, że daną rzecz sprawił
Bóg, a nie był to np. przypadek?
Modlitwa jest „podpisem” pod
Bożym dziełem.
Drugim powodem jest to, że
Bóg pragnie, abyśmy brali udział
w realizowaniu Jego zamiarów,
ponieważ jesteśmy członkami
Bożej rodziny. Podobnie jak
Abraham, jesteśmy przyjaciółmi
Boga i współdziałamy z Nim przez
modlitwę.
Pierwsza prawda brzmi: Bóg nic
nie czyni bez modlitwy. W tym
zdarzeniu widoczna jest jeszcze
jedna ważna zasada dotycząca
mechanizmu modlitwy: to Bóg,
a nie człowiek, jest inicjatorem
www.biblepicturegallery.com
Bóg nie działa, jeśli się nie modlimy.
Jeśli nie widzisz Bożego działania
w swoim życiu, to przyczyną może
być to, że się nie modlisz. Często nie
modlimy się np. z powodu grzechu
w naszym życiu.
Myślą, że gdyby tylko chcieli, to
mogliby zmienić świat modlitwą,
czerpiącą z własnych, ludzkich sił.
Czytałem historię człowieka, który
postanowił, że będzie codziennie
wstawał o godz. 5:00, aby modlić
się przez godzinę. Czynił tak przez
miesiąc, a potem zrezygnował. Jego
podejście było złe, chciał zrobić coś
dla Boga!
Miesięcznik Pierwszego Zboru KChB w Gdańsku
Ducha Świętego. Dzięki Duchowi
Świętemu możemy słuchać Boga.
Ktoś powiedział, że łatwiej jest
stworzyć wszechświat niż modlić się
bez Ducha Świętego.
Apostoł Paweł napisał:
„Podobnie i Duch wspiera nas
w niemocy naszej; nie wiemy
bowiem, o co się modlić, jak
9
Giusto de Menabuoi, frezki kopuły Katedry w Padua - Fragment
należy, ale sam Duch wstawia
się za nami w niewysłowionych
westchnieniach” (Rz 8,26).
Werset ten nie mówi o jakimś
nadzwyczajnym rodzaju modlitwy,
ale o zwykłej, codziennej praktyce.
Nie wiemy „o co się modlić,
jak należy”. Musimy modlić się
w Duchu Świętym, słuchając raczej
Boga niż siebie.
co trzecie dziecko rodzi się poza
małżeństwem (rodzice żyją bez
ślubu albo rodzina jest rozbita, albo
matka samotnie je wychowuje).
W 1970 r. sytuacja ta dotyczyła
co dziesiątego, a w 1945 r. co
dwudziestego piątego dziecka.
Wydaje się, że powoli zło staje się
czymś normalnym, znika gdzieś
wstyd.
nie za światem proszę, lecz za
tymi, których mi dałeś, ponieważ
oni są twoi” (J 17:9). W centrum
naszej modlitwy muszą być sprawy
rozwoju Królestwa Bożego. Ile
procent swoich modlitw poświęcasz
sprawom Królestwa Bożego, a ile
własnym? Łatwo w ten sposób
ocenić, na ile nasze modlitwy są
zgodne z wolą Bożą.
Spójrzmy teraz, jaki był przedmiot
modlitwy Abrahama. O co
właściwie modlił się Abraham?
Zanim Bóg osądził Sodomę, chciał
zobaczyć, czy to prawda, że jej
grzech jest tak wielki (w. 20-21).
Bóg nie dokonuje powierzchownej
analizy duchowego stanu świata.
Boża ocena jest rzetelna. Jeśli Bóg
wymierza karę, to Jego sąd jest
sprawiedliwy. Grzech Sodomy
i Gomory był rzeczywiście wielki.
Na czym polegał ten grzech? Przede
wszystkim na tym, że złe rzeczy
zaczęły w Sodomie być traktowane
jako coś normalnego. Zniknął
zupełnie wstyd, grzech był jawnie
praktykowany.
Drugi przykład: w USA
konserwatyści chcą wprowadzić
do konstytucji poprawkę, że
małżeństwo to związek mężczyzny
i kobiety. Kiedy pod koniec XVIII
wieku tworzono konstytucję, nie
wprowadzono takiego ograniczenia,
bo nikomu nie przyszło do
głowy, aby ta sprawa miała być
kiedykolwiek kwestionowana.
Bóg będzie sądził nasz współczesny
świat, tak jak sądził Sodomę.
Biblia wyraźnie o tym mówi. Co
powinniśmy czynić w tej sytuacji?
To samo, co robił Abraham. On się
modlił. Zwróćmy uwagę, kogo miał
na myśli Abraham. Wspomina co
rusz sprawiedliwych. Głównie myśli
o swoim bratanku, Locie, który był
sprawiedliwy. Abraham troszczył się
zwłaszcza o los sprawiedliwych! Nie
prosił o Sodomę.
Bóg wyjawia nam pewne stałe
tematy do modlitwy przez Słowo
Boże. Mamy modlić się o królów
(władców), abyśmy cichy i pobożny
żywot wiedli (1Tym 2,2) i mogli
w pokoju głosić Dobrą Nowinę,
o tych, którzy głoszą Słowo Boże,
aby mieli otwarte drzwi, wysłanie
robotników na żniwo.
Co zobaczyłby Bóg, gdyby
zstąpił i chciał ocenić dzisiejszy
świat? Chciałbym podać dwa
przykłady z USA. Według danych
statystycznych w 2000 r. w USA
10
Jezus modlił się: „Ja za nimi proszę,
Nasze modlitwy powinny być
konkretne, a nie ogólne. Abraham
miał na myśli konkretną osobę,
Lota. Musimy przynosić do Boga
konkretne osoby, sytuacje, projekty
misyjne. Nasze zadanie w obliczu
nadchodzącego sądu Bożego
to modlić się o sprawiedliwych,
aby było ich jak najwięcej i aby
wytrwali.
Na koniec zastanówmy się, skąd
czerpać motywację do modlitwy.
W modlitwie Abrahama uderzająca
Kwiecień 2009
nie tylko ustąpił w modlitwie, ale
uczynił nawet więcej. Wiemy, że
Bóg nie znalazł 10 sprawiedliwych
w Sodomie. Znalazł tylko jednego
człowieka: Lota. Mógł zniszczyć
Sodomę, ale ze względu na
modlitwę Abrahama opóźnił sąd,
ocalił jednego człowieka i jego
rodzinę (19,29).
jest jego wytrwałość, wręcz
nachalność. Abraham „utargował”
z 50 do 10 sprawiedliwych! Można
patrzeć na tę modlitwę jak na
przykład determinacji Abrahama.
Ale można też na nią patrzeć, jako
na przykład ustępliwości Boga. Bóg
Biblia zachęca nas w wielu
miejscach do wytrwałej
modlitwy. Jezus mówi o tym
np. w przypowieści o wdowie
i niesprawiedliwym sędzi. Wdowa
naprzykrzała się sędziemu tak
długo, aż w końcu ustąpił. Łatwo się
zniechęcamy w naszej modlitwie.
Zbyt szybko skreślamy ludzi,
mówiąc: „jemu nic już nie pomoże”!
Bóg jednak nie skreśla ludzi i chce
ich ratować, nawet bardziej niż my.
Cierpliwość i miłosierdzie Boże dają
nam motywację do modlitwy.
Wierzmy i trwajmy w modlitwie
o naszych niezbawionych przyjaciół.
Możemy modlić się o nich pięć,
dziesięć albo więcej lat. Pewien
pobożny człowiek wytrwale
modlił się o nawrócenie swoich
trzech przyjaciół. Po długim czasie
nawrócił się jeden z nich. U schyłku
jego życia nawrócił się drugi. Trzeci
nawrócił się na jego pogrzebie. Nie
wiemy, kiedy Bóg odpowie na nasze
modlitwy.
Podsumowując, widzieliśmy
w rozważanej historii kilka ważnych
zasad. Jeżeli nie będziemy się
modlić, to nie będziemy oglądać
Bożego działania. W modlitwie
musimy szukać Bożego
prowadzenia. Modlitwa to przede
wszystkim słuchanie. Modlimy
się zwłaszcza o sprawy Królestwa
Bożego. Siły i motywację do
wytrwałości w modlitwie czerpiemy
z ogromnej cierpliwości Bożej i Jego
miłosierdzia.
Zachęcam do poważnego
traktowania modlitwy. Niedawno
(12.11.2006 r.) odbyły się wybory
samorządowe. Mogliśmy wywrzeć
pewien wpływ na nasze otoczenie.
Nasza modlitwa może mieć
jednak o wiele większy wpływ na
bieg rzeczy. Nie tylko na sprawy
doraźne, ale na sprawy, które
trwają wiecznie. Wyznaczmy sobie
czas na modlitwę indywidualną.
Módlmy się wspólnie z naszymi
rodzinami. Módlmy się w zborze,
bierzmy udział w spotkaniach
modlitewnych. Bóg chce nam
błogosławić i będzie to czynił, kiedy
będziemy się modlić.
farm3.static.flickr.com
Miesięcznik Pierwszego Zboru KChB w Gdańsku
11
ANIA CHAR
A Jezus, obróciwszy się i ujrzaws
twoja uzdrowiła cię. I od tej Mat.
ch
26 stycznia 2009 roku urodziłam
córeczkę Amelię. Poród przebiegł
szybko i bez żadnych komplikacji.
Przez pierwszy tydzień nic nie
wskazywało na to, że jednak coś
jest nie tak…
Nagle, nie wiadomo dlaczego,
zaczęłam z powrotem mocniej
krwawić. Udałam się do lekarza
i od razu dostałam skierowanie
do szpitala z podejrzeniem
pozostawionych resztek
popołogowych. Tam, jeszcze tego
samego dnia, miałam wykonany
zabieg łyżeczkowania.
Straciłam dużo krwi
i czułam się bardzo
źle. Do tego
rozstanie z
kilkudniowym
maleństwem,
które
musiałam
odstawić od
piersi jeszcze
bardziej mnie
przygnębiało.
Po kilku dniach
wróciłam do
domu z myślą,
że już po
wszystkim. Ciągle jeszcze
krwawiłam, ale wydawało mi się,
że tak ma być. Po tygodniu udałam
się na umówioną wizytę kontrolną
i okazało się, że moja macica jest
powiększona, cała wypełniona
krwią i skrzepami. Pani doktor
stwierdziła, że jest to generalnie
rzadkością, aby po zabiegu coś
takiego miało miejsce.
Zastanawiałam się co się ze mną
dzieje, dlaczego akurat ja? Czy
Bóg chce mi przez to wszystko
coś pokazać? Dużo się modliłam
i prosiłam o to, by badał moje
serce, aby pokazał mi czy
coś robię źle.
Ponownie dostałam skierowanie
do szpitala. W izbie badało mnie
kilku lekarzy i w końcu zapisali leki,
które miały sprawić obkurczenie
się macicy, co miało być efektem
wydalenia krwi. Niestety, przez
kilka kolejnych dni nic się nie
działo, krwawiłam, ale nie na tyle
wystarczająco, więc musiałam
ponownie udać się do szpitala.
Po raz drugi miałam wykonany
zabieg łyżeczkowania. Następnego
dnia przestałam już krwawić, więc
myślałam, że będzie już wszystko
ok. Kolejnego dnia zostałam
wypisana ze szpitala, ale doktor
wykonał mi jeszcze kontrolnie USG
i okazało się, że w mojej macicy
kolejny raz tworzą się skrzepy i
gromadzi się krew.
O powrocie do domu mogłam
zapomnieć. Lekarze nie wiedząc
zbytnio dlaczego tak się dzieje
ciągle podawali mi te same leki,
które nie przynosiły efektu.
Prosiłam Boga o pomoc, o to,
aby sprawił, że ten koszmar
się skończy, choć wiedziałam,
że Bóg na pewno chce mnie
czegoś nauczyć - przecież nic
nie dzieje się przypadkiem.
Z jednej strony czułam się
w tym wszystkim zagubiona
i bardzo cierpiałam, ale
z drugiej strony ufałam
Bogu i wiedziałam, że On
nie dopuści do niczego
złego.
Jeszcze tego samego dnia
poproszono mnie do
gabinetu zabiegowego,
gdzie po 24 godz. kolejny
raz miałam wykonany
12
Kwiecień 2009
RKIEWICZ
szy ją, rzekł: Ufaj, córko, wiara
hwili
niewiasta
była
uzdrowiona.
9:22
zabieg łyżeczkowania, tym razem
bez znieczulenia. Następnego
dnia ponownie wykonali mi
badanie USG, gdzie stwierdzili,
że krew nadal się gromadzi!
Lekarze ciągle podawali mi te
same leki, twierdząc, że „zaraz”
pomogą, jednak nic się nie działo.
Widziałam, że nie wiedzą zbytnio
jak mi pomóc. Jeden z lekarzy
stwierdził, że za 2-3 dni powinnam
zacząć krwawić, a ordynator, który
mnie badał stwierdził, że może
to potrwać nawet kilka tygodni,
trzeba poczekać aż skrzepy się
rozpuszczą. Wykonali mi badania
krwi, które wychodziły dobrze i nie
wskazywały na stany zapalne, więc
wypuścili mnie do domu. Przecież
nie mogę leżeć w szpitalu nie
wiadomo ile.
Nie krwawiłam już w ogóle, choć
z USG wychodziło, że krew się
gromadzi. Wskazywało to na stan
jeszcze gorszy niż przed trafieniem
do szpitala. Mijał tydzień, a ja
ciągle nie krwawiłam. Ten czas
w domu był dla mnie wyjątkowy.
Bardzo zbliżyłam się do Boga.
Pokazał mi On bardzo dużo. Żyję
nie Ja, ale żyje we mnie Chrystus.
Muszę Mu wszystko oddać,
oddać całą siebie. Przecież
dla Boga wszystko jest
możliwe i może sprawić,
że będę zdrowa.
Wierzyłam w to
i wiedziałam, że muszę
po prostu poczekać
i uleczy mnie. Muszę
prosić cały czas o to,
aby wskazywał mi
drogę.
Udałam się do
lekarza na kontrolną
wizytę i co się
okazało z USG? Moja macica
była zupełnie czysta! Nie było
żadnej krwi ani skrzepów! To było
niesamowite. Lekarz nie mógł w
to uwierzyć. W końcu jedynym
wytłumaczalnym stwierdzeniem
było dla niego, że tam nie mogło
nic być; co za lekarz mnie badał?!
Jednak ja wiem, że było,
gdyż sama widziałam na
ekranie USG. Było dla
mnie oczywiste,
że to tylko Bóg
tak sprawił,
wyleczył mnie
Miesięcznik Pierwszego Zboru KChB w Gdańsku
w nieprawdopodobny sposób.
Pokazał, że dzięki temu, że
wierzyłam i ufałam Mu, okazał mi
swoją łaskę. Teraz, patrząc na to
z perspektywy tamtego okresu,
choć były to chwile dla mnie
bardzo ciężkie i bolesne, nauczyły
mnie bardzo dużo i wiem, że
doświadczenia są potrzebne.
Bóg dzięki temu nas
kształtuje i dziękuję
Mu za wszystko.
13
Każdy człowiek ma pewien stosunek
do Boga (lub boga). Każdy z natury
jest religijny. Dzieci również oddają
czemuś cześć. Będzie to albo cześć
oddawana Bogu JHWH, albo jakimś
bogom. Nikt nie jest od tego wolny.
Doświadczenia życiowe, z jakim
dziecko spotyka się w życiu, są przez
niego filtrowane przez pryzmat
religijnych wartości.
Rozwój dziecka - religijna orientacja
Fragment niepublikowanej w j. polskim książki „Serce
dziecka” TEDDA TRIPPA
14
Religijna
orientacja
T E DD T R I P P
Rozdział 3
Rozwój dziecka - religijna orientacja
Moje pierwsze kontakty
z żeglarstwem zaczęły się jeszcze
w szkole średniej. Pamiętam moje
zdumienie, kiedy zauważyłem, że
kierunek, w którym płynęliśmy
nie zależał od tego, w którą stronę
wiało, lecz od ustawienia żagla.
W pewnym sensie z orientacją
religijną w życiu dziecka jest jak
z żaglem. Bez względu na bodźce,
które na niego wpływają, jego
religijna orientacja zadecyduje
o jego reakcji na nie.
W Przypowieściach Salomona
9,7-10 mamy opis różnych
reakcji na napomnienie. Jedną
z nich prezentuje szyderca, zaś
zupełnie inną człowiek mądry.
„Kto karci szydercę, ten ściąga na
się hańbę; a kto gani bezbożnika,
ten się plami. Nie karć szydercy,
aby cię nie znienawidził; karć
mądrego, a będzie cię miłował.
Daj mądremu, a będzie jeszcze
mędrszy; poucz sprawiedliwego,
a będzie umiał jeszcze więcej!
Początkiem mądrości jest bojaźń
Pana, a poznanie Świętego - to
rozum”. Ostatnie zdanie pokazuje,
co ostatecznie decyduje o tym, czy
dziecko zareaguje jak szyderca, czy
też jak mędrzec. To bojaźń Pana
czyni człowieka mądrym. Mądrość
z kolei decyduje o reakcji na
karcenie.
W Liście do Rzymian 1,18.19
czytamy: „Albowiem gniew Boży
z nieba objawia się przeciwko
wszelkiej bezbożności i nieprawości
ludzi, którzy przez nieprawość
tłumią prawdę. Ponieważ to, co
o Bogu wiedzieć można, jest dla
nich jawne, gdyż Bóg im to objawił”.
Wszyscy mają dostęp do prawdy
jasno objawionej przez Boga.
Ludzie bezbożni jednak tłumią tę
prawdę. Nie chcą uznać ani poddać
się temu, co Bóg objawił. Paweł
idzie dalej mówiąc, że pomimo
iż znają Boga nie chcą oddać mu
chwały, a ich sposób myślenia staje
się coraz bardziej powierzchowny
i ostatecznie prowadzi do
oddawania czci bożkom.
Mówiąc językiem, jakim posługuje
się apostoł Paweł w swoim
liście, można powiedzieć, że
twoje dzieci albo odpowiadają
wiarą, albo tłumią prawdę przez
niesprawiedliwość. Jeżeli ich
stosunek do Boga polega na wierze
i zaufaniu rezultatem tego będzie
spełnienie w poznaniu i służbie
Bogu. Jeżeli zaś tłumią prawdę przez
niesprawiedliwość, ostatecznie
zaczynają oddawać cześć i służą
stworzeniu zamiast Stwórcy. Takie
jest znaczenie używanego przeze
mnie sformułowania religijna
orientacja.
Sposoby
dokonywania wyboru
By uniknąć nieporozumień
dodajmy, że dziecko nie zawsze
jest świadome swojego religijnego
zorientowania, jednak nigdy nie
jest neutralne. Stworzone na obraz
Boga, zostało tak zaprojektowane,
że religijność jest częścią jego
natury. Już jako małe dziecko
oddaje cześć albo Bogu, albo
bożkom.
Kwiecień 2009
albo bożkom. Nie chodzi oczywiście
o małe statuetki. Chodzi o sprawy
często niezauważane i ignorowane,
które zajmują znaczące miejsce
w sercu. Biblia mówi o takich
problemach, jak strach przed
ludźmi, złe pragnienia, pożądliwości
czy pycha. Oddawanie czci bóstwu
polega na upodobnianiu się do
świata, postępowaniu według jego
modły, pielęgnowaniu w sobie
niezdrowych pragnień. Ogólnie
mówiąc, mamy tu na myśli
wszelkiego rodzaju motywacje,
opartej na przymierzu, jakie Bóg
zawarł z człowiekiem, albo z wiary
w coś, co nie jest Bogiem.
pragnienia, pożądanie, cele,
nadzieje czy oczekiwania, które
rządzą sercem dziecka. Pamiętaj
jednak, że ich obecność nie musi
być widoczna.
obliczem Boga. Albo oddaje Jemu
cześć, służy i wzrasta w poznawaniu
Go, albo też stara się nadać sens
swojemu życiu bez uwzględniania
w nim Boga.
Reakcja dziecka na spotykające je
doświadczenia jest uzależniona
od orientacji religijnej. Będzie
to albo reakcja „dziecka wiary”,
które zna, miłuje i służy jedynemu
prawdziwemu Bogu, albo jest to
reakcja „dziecka głupoty”, „dziecka
niewiary”, które ani nie zna Boga,
ani też nie chce Mu służyć. Istota
sprawy polega na tym, że jest ono
współtwórcą swojej postawy. Nie
jest w tym bierne. Dziecko nie
jest sumą naszych wysiłków, jakie
wkładamy, by je czegoś nauczyć.
Jego postawa wynika albo z jego
ewangelicznej wiary, tj. wiary
Jeżeli okazuje się biblijnym
głupcem, który mówi sobie w sercu,
że nie ma Boga, nie oznacza to, że
nie oddaje czci nikomu. Oddaje
wtedy cześć komuś lub czemuś,
co nie jest Bogiem. Jedno z zadań
rodziców polega na prowadzeniu
dziecka jako istoty oddającej komuś
cześć, wskazując na tego Jedynego,
który godzien jest chwały i czci. Nie
należy pytać czy zacznie oddawać
cześć komuś lub czemuś, lecz raczej
komu będzie tę cześć oddawało?
Kto jest
przedmiotem czci?
Wyjaśnienie tej kwestii jest
niezmiernie ważne. Rodzicielstwo
nie polega na wywieraniu
korzystnych dla dziecka wpływów.
Nie chodzi o miłą atmosferę
w domu i dobre stosunki
z rodzicami. Jest jeszcze inny
wymiar - dziecko stoi również przed
blog.mlive.com
Dawid przypomina nam o tym
w Psalmie 58,4: „Bezbożni są
odstępcami już od łona matki,
kłamcy błądzą już od samego
urodzenia”. Bardziej znane są chyba
słowa Psalmu 51,7: „Oto urodziłem
się w przewinieniu i w grzechu
poczęła mnie matka moja”.
Słowa te są bardzo pouczające.
Już dziecko w łonie matki i to
dopiero narodzone jest samowolne
i grzeszne. Biblia jasno naucza, że
człowiek grzeszy dlatego, że jest
grzesznikiem. Twoje dzieci nie
są moralnie neutralne, nawet te
najmniejsze.
Jeden z powodów fizycznego
karcenia dzieci jest taki: „Głupota
tkwi w sercu młodzieńca, lecz rózga
karności wypędza ją stamtąd”
(Przyp 22,15). Słowa te wskazują na
to, że w sercu dziecka jest coś nie
tak, coś, co wymaga skorygowania.
Rozwiązaniem tego problemu nie
jest jednak zmiana struktury całej
rodziny, ale zwrócenie uwagi na
serce dziecka.
Serce nie
jest miejscem
neutralnym
Ponieważ nie ma czegoś takiego
jak neutralny stan serca, twoje
dziecko oddaje cześć albo Bogu,
Miesięcznik Pierwszego Zboru KChB w Gdańsku
15
Wnioski dla
rodziców
Omawiana kwestia jest
najważniejszą różnicą między
tą książką a wieloma innymi
mówiącymi o wychowywaniu
dzieci. Celem większości z nich
jest dostarczenie wskazówek,
jak zapewnić tylko pozytywne
bodźce, które będą kształtowały
życie dziecka. Proponowane
tam metody są nastawione na
tworzenie zgodnych z nauczaniem
Biblii, sprzyjających okoliczności,
z nadzieją, że nasze dzieci wyjdą
na ludzi. W tej książce nie chodzi
tylko o to, by przedstawić biblijne
zasady życia rodzinnego. Chcę
przede wszystkim ukazać właściwe
podejście do wychowywania
dziecka przez kształtowanie jego
serca.
Przypomnij sobie Przypowieści
Salomona 4,23. Źródło życia to
serca człowieka. Wychowywanie
dziecka nie może ograniczać się
do tworzenia dobrej atmosfery,
musi sięgać samego serca. Ono
jest źródłem, z którego wytryskuje
życie.
Zależy mi na tym, by pomóc
rodzicom w bitwie na tym
najmniejszym na świecie polu walki,
jakim jest serce dziecka. Musisz
zacząć od tego, by patrzeć na swoje
dzieci, jako stworzone na obraz
i podobieństwo Boże. Jedynym
sposobem na spełnione i szczęśliwe
życie jest poznanie i służenie
żyjącemu Bogu.
www.wegohealth.com
16
Podejmując się wychowywania
dzieci musisz ciągle pamiętać
o następujących kwestiach
- pierwsza to troska o to, by
bodźce kształtujące życie twojego
dziecka miały jak najbardziej
pozytywny charakter. To troska
o charakter waszego domu, by
był on miejscem, gdzie potrzeba
poczucia bezpieczeństwa dzieci
jest zaspokojona, o więzi istniejące
w tym domu, by były odbiciem
Bożej łaski i miłości, jaką okazuje
On grzesznikom. Kolejna - to
troska o to, by wymierzana kara
była współmierna do winy i by
była odbiciem świętego spojrzenia
Boga na grzech, o system wartości
w twoim domu, który byłby
oparty na Biblii. To troska o to,
by bieg wydarzeń nie tworzył
wielkiego chaosu, lecz był odbiciem
uporządkowanego rodzinnego
życia. To także troska o zdrowe
i konstruktywne podejście do
twoich dzieci.
Kiedy wszystko to uda się już zrobić,
pomimo ważności tych spraw,
nie jest to jeszcze koniec zadania.
Twoje dziecko nie jest tylko biernym
odbiorcą tych bodźców. Ma ono do
nich swój stosunek. W zależności
od osobistego duchowego stanu,
w pewien sposób współdziała
z nimi. Albo, znając dobroć
i miłość Boga, odpowie wiarą,
albo jego postawa będzie
świadectwem niewiary. Albo będzie
wzrastało w miłości i zaufaniu
do żywego Boga, albo odwróci
się, coraz bardziej pogrążając się
w różne formy bałwochwalstwa
i egocentryzmu. Tu już nie chodzi
o rodzaje doświadczeń, pod
wpływem których się znalazło,
lecz jego stosunek do Boga w ich
kontekście.
Ponieważ to jego stosunek do
Boga ma decydujący wpływ na
postawę wobec życia, nie można
powiedzieć, że wszystko jest
kwestią wieku. Egocentryzm nie
przechodzi z wiekiem. Podobnie
jest z posłuszeństwem. Powodem
tego jest fakt, że nie jest to przejaw
niedojrzałości, lecz bałwochwalstwa
zakorzenionego w sercu.
Mały Albert często oszukiwał. Ciągle
robił coś za plecami ojca. Kłamał
nawet wtedy, gdy nie przynosiło
mu to jakichś wymiernych korzyści.
Często kradł rodzicom pieniądze.
Jego ojciec zaś utrzymywał, że
kiedyś chłopak z tego wyrośnie.
To prawda, że Albert był jeszcze
mały, ale nie to przecież było
powodem jego ciągłych kłamstw.
Zasadniczym powodem, dla którego
nie można było mu ufać było to,
że był grzesznikiem. Albert chciał
ułożyć sobie życie po swojemu.
W rezultacie odrzucił władzę Boga
nad sobą i sam ustanowił się
autorytetem. Ojciec Alberta nie
mógł pomóc synowi dopóki nie
uznał, że zachowanie jego syna było
odbiciem stanu jego serca, które
odstąpiło od Boga.
Znaczenie
religijnego
zorientowania
Wydarzenia opisywane na
stronicach Biblii pokazują, że
oddziałujące na nas okoliczności to
jeszcze nie wszystko. Przypomnij
sobie Józefa. Jego dzieciństwo
obfitowało w dramatyczne
przeżycia. Jego matka zmarła,
gdy był jeszcze małym chłopcem.
Był ulubieńcem ojca. Sny Józefa
bardziej podsycały nienawiść
jego braci. Piękny płaszcz, jaki
otrzymał od ojca, jaszcze bardziej
zaostrzył sytuację. W końcu bracia
go zdradzili, pobili, wrzucili do
wyschniętej studni. Potem sprzedali
handlarzom niewolników. Pomimo
szlachetności jego charakteru, dwa
razy był napastowany w domu
Kwiecień 2009
Dbając o zdrowe, biblijne bodźce
i kształtujące życie doświadczenia,
nie możesz zapomnieć o roli
opiekuna serca twojego dziecka,
dążąc do tego, by poznało ono Boga
i służyło Mu.
W następnym rozdziale przyjrzymy
się zasadniczym elementom
wychowywania. Na czym polega
rola rodziców, jako Bożych
przedstawicieli. Co jest istotą tego
zadania? Jaką rolę odgrywają
napomnienia i kary?
Pytania do
dyskusji –
rozdział 3
www.soschildrensvillages.org.uk
swojego pana, Potyfara. W końcu
znalazł się w więzieniu. Tam ci,
którym pomagał, zapomnieli o nim.
Oto człowiek, po którym należałoby
się spodziewać goryczy, cynizmu,
oburzenia i złości. Jeżeli prawdą
byłoby, że człowiek jest wypadkową
doświadczeń i bodźców, jakie
przez całe życie go kształtują, taki
właśnie powinien być rezultat.
Co jednak widzimy? Kiedy po
latach bracia Józefa padają przed
nim na twarz, prosząc o łaskę, on
odpowiada: „Nie bójcie się! Czyż
ja jestem na miejscu Boga? Wy
wprawdzie knuliście zło przeciwko
mnie, ale Bóg obrócił to w dobro,
chcąc uczynić to, co się dziś dzieje:
zachować przy życiu liczny lud. Nie
bójcie się więc. Ja będę utrzymywał
was i dzieci wasze. Tak pocieszał ich
i przyjaźnie z nimi rozmawiał” (1Mjż
50,19-21).
Jak wyjaśnić to, co wydarzyło
się w życiu Józefa? W natłoku
doświadczeń i bodźców
kształtujących jego życie, Józef ufał
Bogu. Jego reakcja na te wszystkie
wydarzenia była rezultatem żywej
społeczności z Bogiem. Dzięki
miłości do Boga przyjął postawę
nie podyktowaną okolicznościami
przez jakie przechodził, lecz
przekonaniem o wierności i dobroci
Boga.
A co z dziewczynką, która była
służącą żony Naamana? Była ofiarą
wojennych grabieży. Żołnierze
uprowadzili ją z domu w Izraelu,
czyniąc z niej służącą aramejskiego
żołnierza. Doświadczenia
kształtujące jej życie z pewnością
były dalekie od idealnych. Była
jednak wierna Bogu Jahwe. Kiedy
jej pan potrzebował uzdrowienia,
ta dziewczynka znała moc Bożą
i wiedziała nawet, gdzie w Izraelu
jest prorok. Tego nie można było
jednak powiedzieć o królu Izraela,
którego reakcja na prośbę Naamana
była świadectwem niewiary w moc
Bożą (zob. 2Krl 5,6.7). Dlaczego ta
dziewczynka zareagowała inaczej
niż król na wiadomość o chorobie
Naamana? Z pewnością okoliczności
i doświadczenia życiowe to nie
wszystko. Oto dziewczynka,
która zachowała wiarę w Boga
Jahwe, pomimo niesprzyjających
okoliczności, w których wyrosła.
Podsumowanie
Dwie kwestie decydują o tym,
jakiego rodzaju osobą będzie
twoje dziecko: zewnętrzne bodźce
i doświadczenia życiowe oraz
religijna orientacja. Dlatego też
prawdziwe rodzicielstwo musi brać
pod uwagę jedno i drugie. Musisz
zwracać uwagę na to, jakie bodźce
i doświadczenia (które zależą od
ciebie – nie na wszystkie masz
wpływ, np. śmierć, itp.) kształtują
twoje dziecko. Po drugie - musisz
przyjąć rolę duszpasterza aktywnie
troszczącego się o duchowy stan
twoich dzieci. W tym wszystkim
musisz modlić się o działanie
Boga, by zechciał użyć twoich
wysiłków i reakcji twoich dzieci,
by stały się osobami, które znają
Go i tylko Jemu oddają cześć.
Miesięcznik Pierwszego Zboru KChB w Gdańsku
Czy widzisz w sobie skłonność do
deterministycznego patrzenia na
wychowywanie dzieci? Czy zdajesz
sobie sprawę z tego, że dziecko
jest aktywnym uczestnikiem
okoliczności kształtujących jego
życie? Jak reaguje twoje dziecko na
te zewnętrzne bodźce?
Jak myślisz, jaka jest religijna
orientacja twoich dzieci? Czy ich
życie jest świadectwem tego, że
traktują Boga jak Ojca, Pasterza,
Pana, Władcę, Króla, czy może
raczej żyją dla przyjemności,
uznania innych, akceptacji albo
jeszcze innych fałszywych bogów?
Jak w sposób mądry i zachęcający
mógłbyś przeciwstawić się
bałwochwalstwu, jakie dostrzegasz
w swoim dziecku?
Co zrobić, by napominanie dotykało
istotnych elementów duchowego
stanu dziecka? Jak pomóc dziecku
rozróżnić, kiedy angażuje się
w sprawy, które nie są w stanie
zaspokoić jego prawdziwych
potrzeb?
Czy razem ze współmałżonkiem
modlicie się o to, by Bóg objawiał
siebie waszym dzieciom?
Pamiętajcie, że to Bóg jest
inicjatorem zmian w sercach
waszych dzieci.
17
Menno Simons - niderlandzki reformator
ERNEST LUDWIN
BOHATEROWIE WIARY
18
ERN EST LUDW I N
Menno Simons urodził się w 1496
roku we Fryzji (obecnie północna
Holandia). W latach 1524-36 był
księdzem rzymskokatolickim, cieszył
się poważaniem i autorytetem,
później wspominał jednak, że był
to okres, kiedy był przywiązany
do pijaństwa i hazardu. Harold
Bender w książce pt. „Mennonici
i ich dziedzictwo” napisał,
że „historia nawrócenia Menno
Simonsa przedstawiona w jego
własnych pismach, jest niezwykle
interesująca. Nie było ono nagłe,
lecz przyszło z wielką mocą po
długim okresie walk”.
W trakcie lektury pism Lutra
pojawiły się w nim wątpliwości co
do prawdziwości katolickiej nauki
o transsubstancjacji mszalnej,
co sprawiło, że zaczął studiować
Biblię (czego wcześniej nie czynił,
wierząc w nieomylność Kościoła
rzymskokatolickiego), w której nie
znalazł potwierdzenia tej nauki.
Pod wpływem książki niemieckiego
anabaptysty Theobalda Billicanusa
u Simonsa pojawiła się kolejna
wątpliwość dotycząca chrztu
niemowląt, praktyki tej również
nie znalazł w Nowym Testamencie.
Studiował też pisma ojców Kościoła,
takich jak np. Cyprian, który
podawał argumenty za chrztem
na wyznanie wiary jako jedynym
chrztem chrześcijańskim.
Zerwanie z Kościołem katolickim
nastąpiło jednak później pod
wpływem wstrząsu wywołanego -
z jednej strony wynikiem egzekucji
anabaptysty skazanego z powodu
tego, że po raz drugi przyjął chrzest
w 1531 roku w Leeuwarden,
z drugiej zaś wiadomością
o śmierci trzystu rewolucyjnie
nastawionych anabaptystów,
wśród których był brat Menno
Simonsa, walczących z bronią
w ręce o ustanowienie ziemskiego
królestwa teokratycznego
i przymuszającego innych do swych
poglądów (trwa spór naukowy czy
w ogóle można traktować ich jako
anabaptystów, gdyż różnili się od
większości przedstawicieli tego
ruchu, słynących ze spokojnego
trybu życia, dystansu wobec
noszenia broni, uważających, że
chrześcijanie powinni uciekać od
tego, co doczesne, jak np. przemoc,
narzucanie religii itp.).
Później Simons napisał:
„Przelanie krwi tych, co prawda,
zwiedzionych ludzi, spadło na
moją głowę tak, że nie mogłem
znaleźć spokoju ducha. Myślałem
o moim nieczystym cielesnym
życiu, a także hipokrytycznej
doktrynie i bałwochwalstwie,
które praktykowałem na co
dzień (...) Mówiłem sobie: cóż
marny człowieku czyniłeś? Jeśli
będę w tym trwał i nie będę żyć
zgodnie ze Słowem Pańskim, (...)
jeśli nie zwalczę mojej hipokryzji,
nieskruszonego cielesnego życia,
nie odrzucę błędnego chrztu,
nauczanej przez mędrców fałszywej
służby Bogu w postaci zepsutej
wieczerzy pańskiej, jeśli ze względu
na ludzki strach nie położę w swym
życiu fundamentów prawdy i nie
użyję wszystkich mych zdolności,
by poprowadzić to błądzące stado
ku pastwiskom Chrystusowym,
to przelana przez nich krew (...)
przemówi przeciwko mnie na sądzie
Wszechmocnego i wypowie wyrok
skazujący na moją biedną, marną
duszę”.
Simons prosił Boga o łaskę,
stworzenie czystego serca
i przebaczenie grzechów. Po
kilkumiesięcznej i bezskutecznej
próbie wprowadzenia w 1535
r. nauk, które głosił w swojej
parafii, przyjął chrzest w kościele
anabaptystów, niedługo potem
został też starszym zboru
Kwiecień 2009
być zwiedzionym. Wystarcza mi
samo Słowo Chrystusowe”.
Kluczowym tematem
w dziełach Simonsa były nowe
narodziny. Podkreślał w nich, że
chrześcijaństwo musi przynosić
widzialne owoce przemienionego
wiarą życia, nauczał o konieczności
dążenia do świętości.
Według Simonsa chrześcijanin
wyznaje wiarę miłości, która nie
pozwala na stosowanie wobec
kogokolwiek przemocy - Chrystus
jest naszym warownym grodem,
cierpliwość naszą bronią, Słowo
Boże naszym mieczem, a naszym
zwycięstwem - odważna,
stanowcza, niezafałszowana
wiara w Jezusa Chrystusa (...)”.
Przymus w sprawach wiary był,
jego zdaniem, znakiem sekciarstwa
i oddalenia od Chrystusa:
„Zwyczajem wszystkich sekt,
które są z dala od Chrystusa i jego
Słowa, jest utwierdzać swoją
pozycję i swój styl życia za pomocą
miecza”. Simons podkreślał też
anabaptystyczną koncepcję Kościoła
opartego na autonomicznych
wspólnotach ochrzczonych na
wyznanie wiary uczniów Chrystusa.
Pisał: „Nie mamy żadnego nakazu
w Piśmie Świętym, aby chrzcić
niemowlęta lub wzmianki o tym, że
apostołowie to praktykowali”.
www.mcusa-archives.org/anabaptisticons
w Groningen. Jako anabaptysta
został uznany przez władze
za przestępcę; cesarz Karol V
obiecywał za jego głowę 100 złotych
florenów, anabaptystom za wydanie
go obiecano dodatkowo darować
karę śmierci.
W osobie Simonsa ruch
anabaptystyczny w Niderlandach
uzyskał lidera, który zapewnił
tej wspólnocie stabilizację
oraz sprawność organizacyjną.
Simons przystąpił do jednoczenia
rozproszonych po Niderlandach
i północnych Niemczech
wspólnot anabaptystów.
W rezultacie jego imię zaczęto
łączyć z charakterystycznym
dla anabaptystów odrzuceniem
przemocy.
Większość późniejszych
anabaptystów zaczęto nazywać
mennonitami, a nazwy tej po
raz pierwszy użyła hrabina Anna
z Friedlandu.
Simons jest autorem takich
dzieł, jak np. „Zasady doktryny
chrześcijańskiej”, „Duchowe
zmartwychswstanie”, „Nowe
narodziny”, „Wyznanie Trójjedynego
Boga”.
W jednym ze swych dzieł pisał
„Nie jestem Enochem, nie jestem
Eliaszem, nie jestem jednym
z tych co mają wizje, nie jestem
prorokiem, który może uczyć
i prorokować coś innego niż to,
co jest zapisane w Słowie Bożym.
(...) Nie mam wizji ani natchnień
anielskich, nie pragnę ich, aby nie
Miesięcznik Pierwszego Zboru KChB w Gdańsku
Simons nauczał, że Kościół ma
głosić ewangelię, chrzcić nowo
nawróconych, sprawować wieczerzę
Pańską, ale również pilnować
moralnego prowadzenia się swych
członków.
Od 1546 roku do swej śmierci
w 1561 roku Simons służył zborom
na północy Niemiec, ostatnie lata
spędził we względnym spokoju,
ponieważ książę Ahlenfeld, na
którego terenach osiedlił się,
ochraniał i popierał go, pozwolił
mu też na założenie małej drukarni,
z której wyszło wiele broszur.
Wznowiono też wydruk jego
poprzednich książek.
19
REMEK NEUMANN
NASZA MUZA
20
R E ME K NE UMANN
ŚPIEWNIKI
KANCJONAŁY
Ruch baptystyczny na ziemiach
polskich ma duży dorobek w
śpiewnikach kościelnych.
Dzisiaj obserwuje się coraz
mniejsze korzystanie ze
śpiewników w praktyce zborowej.
W szczególności niewielu młodych
członków zborów zagląda do
tych śpiewników. Problemem stał
się pewnego rodzaju stereotyp
w stosunku do tych pomocy
muzycznych. Młodzi, kiedy
tylko słyszą w zborze podczas
nabożeństwa zdanie: „Bracia,
siostry, otwórzmy „Głos Wiary” od
razu następuje u nich zniechęcenie.
Zniechęcenie młodzieży do owych
kancjonałów wypływa z różnych
motywów: uważa się często, że
zawarte w nich pieśni posiadają
zbyt dużą ilość zwrotek, są zbyt
ponure, monotonne. Ale trzeba też
zaznaczyć, że pieśni w śpiewnikach
takich jak Głos Wiary mają też
swoich – choć coraz mniej licznych
- miłośników.
Znaczący jest przedstawiony
na łamach „Słowa
Prawdy“ głos byłego
prezbitera Kościoła
Chrześcijan Baptystów
w RP pastora
Andrzeja Seweryna:
„…W śpiewniku »Głos Wiary«
jest wiele przestarzałych pieśni
(pod względem muzycznym
i językowym), ale są tam również
wspaniałe, głębokie duchowo
pieśni, które zaśpiewane we
współczesny sposób z tekstem
przepisanym na folii – zabrzmią
jak nowe i ubogacą nasze zbyt
jałowe treściowo uwielbienie.
Poza tym potrzebujemy nowych
pieśni z mądrym tekstem, nie tylko
standardowe refreny, a skoro
ich nie mamy, tłumaczmy nowe
pieśni z angielskiego w sposób
profesjonalny, a nie bez właściwej
znajomości języka i muzyki.
Niewielu to potrafi…”. W pełni
utożsamiam się z tą wypowiedzią.
Dla mnie pieśni z „Głosu Wiary”
(dalej też: GW) są w pewnym
sensie wyzwaniem. Dlatego, że
w większości są oryginalne pod
względem melodii oraz treści.
Innym powodem jest to, że sporo
czasu trzeba poświęcić na ich
naukę. Nie tylko sopranu, ale
i harmonii – podziału na głosy.
Pieśni drukowane
na foliach
które pojawiły się w kościołach
w latach 80. – bądźmy szczerzy –
wychodzą też już z użycia z kilku
względów:
1. Archiwizacja – problem
przechowywania pieśni w
archiwum w taki sposób, aby
łatwo można było odnaleźć
poszukiwaną pieśń w krótkim
czasie;
2. Niszczenie się folii - folie czy to
z wydrukowanym czy napisanym
ręcznie na nich tekstem niszczą
się, co zmusza do częstego
ponownego drukowania tej samej
pieśni;
3. Nieczytelność – różne są
charaktery pisma ręcznego
i często tekst z tego powodu jest
dla śpiewających nieczytelny;
4. Potrzeba odpowiedniego
oświetlenia – aby tekst z folii
był czytelny i dobrze widziany
w niedzielny słoneczny poranek,
potrzeba jest silnej żarówki
w projektorze, co jest trudne do
Kwiecień 2009
zapewnienia z uwagi na fakt, że
rzadko zbory dysponują wysokiej
klasy rzutnikami.
Projektory
multimedialne
które przy pomocy komputera
wypierają dzisiaj powoli
z kościołów folię niosą z sobą
korzyści, ale i niedogodności.
Na początek omówione zostaną
korzyści:
• Większy tekst przy lepszym
kontraście
• Nie tylko tekst (rysunki, zdjęcia,
klipy wideo, inne multimedia)
• Wyświetlanie kolorowe
• Nie niszczenie się materiałów –
tekstów pieśni
• Niekończący się żywot archiwum
• Możliwość wykorzystania
projektora także do innych celów
(projekcje filmów itp.)
Niedogodności:
• Potrzeba zaciemnienia – obraz
kolorowy zwiększa poziom
wymagań odnośnie zaciemnienia
pomieszczenia
• Zużycie prądu – zamiast jednego
urządzenia trzeba zasilić trzy
(komputer, ekran podglądu,
projektor), co przy projektorach
większego zasięgu znacznie
zwiększy zużycie prądu
•Koszt – najtańsze dobre
projektory halowe w tej chwili na
rynku kosztują około 17000
zł, do tego dochodzi
jeszcze cena komputera
3000 zł, oraz okablowania
• Krótka żywotność
elementów urządzenia
– szczególnie żarówek
w projektorach, które
montowane fabrycznie
z reguły wystarczają na
2000 do 4000 godzin, co
w rezultacie wystarcza na
2-3 lata użytkowania.
obecnie po polsku jest siedem
tłumaczeń tej pieśni), wybrana
zostałaby jedna, śpiewana w
największej ilości zborów, najlepsza
pod względem muzycznym i
wierności oryginałowi.
W pełni utożsamiam się ze zdaniem
prof. Tadeusza J. Zielińskiego,
byłego dziekana Wyższego
Baptystycznego Seminarium
Teologicznego w Warszawie, który
w artykule wydrukowanym na
łamach „Słowa Prawdy” wyraża
potrzebę przygotowania nowego
śpiewnika dla Kościoła Chrześcijan
Baptystów: „Wydaje się, że już
najwyższy czas, aby sprawnie
przygotować, wydrukować
i przekazać zborom nowy polski
baptystyczny śpiewnik kościelny.
Mógłby on zastąpić wysłużony
»Głos Wiary«, wykorzystując z jego
zasobu pieśni najlepsze, najbardziej
ulubione, nie przedawnione. Nowe
opracowanie, obok klasycznych
pieśni (niektóre z nich trzeba
poprawić od strony muzycznej)
zawierałoby pieśni nowe, nie
zamieszczone w »Głosie«, a za
to chętnie śpiewane w zborach.
W ten sposób można by uzyskać
nowoczesną, pożądaną syntezę,
która by zadowoliła starszych
i młodszych członków zboru...”.
Taki śpiewnik na pewno rozwiązałby
problemy dziesięciu tłumaczeń
jednej pieśni, uregulowałby różne
wersje melodyczne tej samej pieśni
w różnych zborach, ujednoliciłby
śpiew w zborach.
Dodałbym jeszcze tylko do tego
wersje cyfrową śpiewnika, czyli
prezentacje powerpoint’a na CD,
oraz update’y (uaktualnienia),
na specjalnie do tego stworzonej
stronie internetowej.
Nowy śpiewnik kościelny jest
w chwili obecnej potrzebny nie
tylko baptystom, ale i innym
podobnym kościołom. Posiadanie
nowoczesnego i profesjonalnie
opracowanego śpiewnika służy
jedności zboru, a także całego
Kościoła, jakości śpiewu i dobrej
atmosferze na nabożeństwie.
Optymalnym rozwiązaniem
umożliwiającym dostęp do
dobrych jakości tekstów pieśni
kościelnych byłby nowy wspólny
śpiewnik. Nie chodzi o śpiewnik
na użytek jednego zboru
(zborowy), ale kościelny, gdzie np.
spośród wszystkich tłumaczeń tej
samej pieśni (na przykład pieśń
„Open the eyes of my heart Lord”
Miesięcznik Pierwszego Zboru KChB w Gdańsku
21
22
Przedruk z magazynu “IDŹCIE”
Kwiecień 2009
Przedruk
z magazynu “IDŹCIE”
Miesięcznik Pierwszego Zboru KChB
w Gdańsku
23
WSPOMNIENIA
Z ETIOPII
A G NI ESZKA WALIC KA
Tym, co zauważa się najpierw,
gdy przyjedzie się do Etiopii, jest
straszliwa bieda. Już jednak po niedługim czasie przybysz z bogatego
Zachodu zostaje zaskoczony czymś
innym- radością jaką mają w sobie
Etiopczycy.
Z mojego punktu widzenia ludzie ci
nie mają powodu, by się uśmiechać.
A jednak na tej suchej, spieczonej
słońcem ziemi sprawdza się mądrość, która głosi, że „LUDZIE
BIEDNI ROZUMIEJĄ, ŻE RADOŚĆ NIE MOŻE BYĆ DYKTOWANA PRZEZ OKOLICZNOŚCI
ŻYCIA.”
Bez wątpienia wiele tej radości ma
swoje źródło w tym, że Etiopia ma
głęboko sięgające korzenie chrześcijańskie i wiara jest tam żywa do
dziś. Lekcja o bezwarunkowej radości jest zdecydowanie najważniejszą
spośród tych, które przywiozłam z
Czarnego Lądu.
Gościnność i serdeczność dla siebie
nazwzajem to kolejne wartości,
które zanikają w naszej kulturze
tak silnie skierowanej na indywidualizm. W Etiopii jest się usprawiedliwionym z niepojawienia się
w pracy, jeśli odwiedził cię ktoś z
rodziny. Gdy na ulicy lub w autobusie spotykają się znajomi, wymieniają uściski, promienne uśmiechy
i zatrzymują się na dłuższą chwilę,
by porozmawiać. Jako „Przybysze
z Innej Planety” byłyśmy z Lilą
zawsze mile przyjmowane i witane.
Nawet w domu u Izy dostawałyśmy
najlepsze kąski kurczaka, gdyż w
przeciwnym razie jej mąż robiłby
wyrzuty, że nie uhonorowała gości
jak należy.
Gdy nasz samolot zaczął zniżać się
do lotniska w Adis Abeba, ze zdumieniem zauważyłyśmy, że ląd, jak
24
okiem sięgnąć, ma kolor piasku. Jak
się później okazało z bliska, tamtejsza trawa wygląda jak nasza słoma.
Piasek, kamienie i ta słomkowa
trawa oraz niewielkie krzaczki tu i
ówdzie przedstawiają sobą widok,
po którym trudno spodziewać się
jakichkolwiek plonów. A jednak
rosną tam drzewa, z których znaczna część jest obsypana przepięknym
kwieciem, a chatki otoczone są niewielkimi poletkami zielonego bananowca. Do dziś jednak nie wiem,
jak można tam cokolwiek uprawiać.
Pora deszczowa spóźniała się o cały
miesiąc i koryta wielu rzek były całkowicie wyschnięte.
Nasza pierwsza całodniowa podróż autobusem ze stolicy do Arba
Minch była niesamowitą przygodą.
Ja zdałam sobie po raz pierwszy sprawę z tego, jak wygląda
przeciętne domostwo etiopskie.
Widziałam te chatki na obrazkach
i zdjęciach, ale chyba myślałam,
że to są jakieś relikty przeszłościtaki polski Biskupin. Niestety, ku
mojemu zdziwieniu okazało się, że
pokryte strzechą chatki zbudowane
na podstawie koła, z jednym tylko
otworem drzwiowym, to codzienność wielu ludzi. Bez elektryczności i bieżącej wody, oczywiście.
Wokół chatek kręciło się zwykle
trochę kur, kóz i owieczek. Czasem
krowy. Zapytałam Izę, czym żywią
się ci ludzie. Okazało się, że rośliny
które rosną wokół domów to tzw.
rzekomy bananowiec, który nie daje
owoców. Natomiast z jego grubych
łodyg wytwarza się galaretowatą
substancję, którą można przechowywać w ziemi nawet przez kilka lat.
Krowy dają bardzo niewiele mleka
i też nieczęsto są zabijane na mięso.
Żeby zapewnić sobie białko zwierzęce, ludzie ci upuszczają krowie
trochę krwi i mieszają to z mlekiem.
Największy problem w ruchu
drogowym stanowiły pędzone
przez ludzi stada zwierząt, które
nie od razu ustępowały na sygnał
klaksonu, doprowadzając nasze-
go kierowcę do wściekłości. Po
obu stronach drogi szli objuczeni
najprzeróżniejszym bagażem ludzie.
Jedni nieśli chrust, inni łodygi
bananowca i tym podobne. Najczęściej jednak mieli na plecach
wielkie żółte baniaki, co oznaczało
wyprawę po wodę. Wyglądało to
tak, jakby cała Etiopia wybrała się
na długą pieszą wędrówkę. Niektórzy z nich szli boso. Rzadko zdarzał
się dwukołowy wózek zaprzęgnięty
w osiołka, a zmotoryzowane środki
transportu jeszcze rzadziej. Czasem
mijaliśmy ciężarówki wypełnione
jakimś załadunkiem, na którym z
kolei byli ulokowani ludzie. Żadne
miejsce się nie marnowało. Chłonęłyśmy z Lilą ten egzotyczny dla nas
krajobraz i obserwowałyśmy ludzi.
A oni obserwowali nas. Nie dało
się przemknąć niezauważenie. Gdy
tylko autobus się zatrzymał, albo
zwalniał, by przepuścić zwierzęta, łapałyśmy zdziwione naszym
widokiem spojrzenia. Wymieniałyśmy uśmiechy i machałyśmy przez
okno. Śmiałyśmy się później z tego,
przyznając się, że czułyśmy się
jak angielskie królowe machające
do swoich rodaków. Bardzo miłe i
szerokie były te ich uśmiechy.
Za każdym razem, gdy wychodziliśmy na ulicę, natychmiast pojawiała się wokół nas grupka dzieci
krzycząca po angielsku:”You, you!”
i później: „ One byr, one byr!”, co
było prośbą o pieniądze. Większość
z nich była jednak bardzo zadowolona, gdy uścisnęło się im rękę i
uśmiechnęło się do nich. Ze starszymi udało się czasem zamienić kilka
zdań po angielsku. Bardzo lubię
ludzi i na początku mi to nie przeszkadzało, ale po jakimś czasie nie
chciało mi się wychodzić na zakupy. Pamiętam, że gdy mieszkałam w
Rosji bardzo mi przeszkadzało, że
kiedy tylko się odezwałam, zdradzał
mnie obcy akcent i ludzie pytali:
„Skąd jesteś?” Człowiek nigdy nie
czuł się jak u siebie. A co dopiero
tam, gdzie zdradza cię już kolor
skóry. Współczuję Izie, bo to musi
Kwiecień 2009
być uciążliwe na co dzień.
Iza i Tamiru zgotowali nam iście
królewskie przyjęcie (tak więc mogłyśmy nadal czuć się jak angielskie
królowe :-))). Jak już wcześniej
wspomniałam, gościnność w Etiopii
to poważna sprawa, więc celebrowaliśmy każdy posiłek. Tamiru
wyszukiwał na rynku najprzedniejszej jakości owoce mango, banany
w przynajmniej trzech różnych
gatunkach (odtąd polskie nam już
nie smakują...), przepyszne avocado
i pomidory. Czasem niewielkich
rozmiarów ziemniaki. Z powodu
częstych przerw w dostawie prądu,
wiele z naszych kolacji odbywało
się przy świetle świec. Wieczór
zapada tam bowiem już około dziewiętnastej.
Niejednokrotnie udawaliśmy się
na ciekawe wyprawy po okolicy.
Najpierw pojechaliśmy do parku,
czyli na safari. Udało się nam zobaczyć sporo dzikich zwierząt: zebry,
antylopy, bawoły, małpy a nawet
olbrzymiego sępa, który siedział
sobie przy drodze i tak jakby czekał
na nasze pojawienie się. Ku memu
zdziwieniu Iza mieszka w pobliżu
dwóch ogromnych jezior, z których
jedno ma kolor pomarańczowy. Iza
i Tamiru zabrali nas na wyprawę
łodzią po jeziorze. Gdy dookoła
łódki pojawiały się grzbiety potężnych krokodyli, miałam niezłego
stracha. Później podpłynęliśmy do
zatoki, gdzie zebrało się ptactwo
najróżniejszego gatunku. Między innymi całe mnóstwo białych
pelikanów, które widziałam po raz
pierwszy (uważam, że są urocze),
flamingi i czaple. Tuż obok pluskały
się na płyciźnie hipopotamy- całe
mnóstwo. Słońce zbliżało się ku
zachodowi, panował tam cudowny
spokój. Sielanka na łonie przyrody.
Iza wskazała na najwyższy szczyt
górski na horyzoncie i powiedziała,
że tam mieszkają rodzice Tamiru, i
że tam pojedziemy na przyjęcie weselne, które jego rodzina przygotowywała dla sąsiadów i najbliższych
Miesięcznik Pierwszego Zboru KChB w Gdańsku
znajomych. Jak się później okazało,
to przyjęcie stało się dla mnie i
dla Lili najbardziej wartościowym
przeżyciem z pobytu w Etiopii. Ale
o tym może napiszę innym razem.
Jesteśmy z Lilą bardzo wdzięczne Bogu za wspaniałe wakacje.
Za możliwość poznania Tamiru
i jego rodziny i spędzenia z nimi
naprawdę wspaniałych chwil. Za
możliwość zobaczenia z bliska pola
misyjnego Izy, co pozwoli nam modlić się o nią z większym zaangażowaniem. Za spotkanie wielu wierzących, którzy zostawili swoje kraje
i służą Bogu w Afryce. Ogromną
zachetą było widzieć Boże dzieło na
tamtym kontynencie.
Bardzo serdecznie dziękujemy
wszystkim, którzy modlili się o
nasze zdrowie i bezpieczeństwo.
Wasza troska i zainteresowanie
sprawiły, że po raz kolejny poczułam, jak wspaniale jest być w Bożej
rodzinie.
25
5
Piąty łączy się mocno z poprzednim:
to potrzeba statusu– dlatego
satysfakcjonująca jest zarówno
praca pozwalająca zarabiać
więcej od otoczenia, jak i taka,
której wykonywanie łączy
się wyróżnieniem i szacunkiem,
nawet, jeśli zarobki nie są takie
wysokie.
ADAM GUTSCHE
Dlaczego
dążymy i marzymy
o zamożności?
1
2
Według mnie jest kilka powodów:
Pierwszy, to po prostu chęć
przetrwania – zapewnienia dla
mnie i dla mojej rodziny jedzenia
i schronienia na najbliższy czas.
Drugi jest już bardziej
skomplikowany – poczucie
bezpieczeństwa. Ta potrzeba
obejmuje nie tylko zapewnienie
środków do życia na dłuższy
czas, ale też zabezpieczenie
przed wieloma uświadomionymi
i nieuświadomionymi
niebezpieczeństwami czyhającymi
w nieokreślonej przyszłości. Wbrew
pozorom jest to potrzeba raczej
psychologiczna niż fizyczna, bo
przecież i tak nie potrafimy się
zabezpieczyć przed największymi
niebezpieczeństwami życia.
ADAM GUTSCHE
W CZASACH ZAMĘTU 2
ZAMOŻNY CHRZEŚCIJANIN
26
doceniani. A nie ma chyba lepszego
sposobu odczuwania docenienia niż
dobre wynagrodzenie.
3
4
Trzeci, to chęć podtrzymania co
najmniej aktualnego poziomu życia,
a jeszcze bardziej podniesienia go
w przyszłości. Mówiąc w skrócie –
nie chcemy stracić tego, co mamy,
a dodatkowo napędza nas marzenie
o nowym domu, samochodzie czy
wycieczce na Hawaje.
Czwarty, to potrzeba robienia
w życiu czegoś, co przynosi jakąś
satysfakcję. Niektórzy z nas mają to
szczęście, że wykonują pracę, którą
lubią. Ale i pozostali mogą czerpać
satysfakcję z pracy, jeśli czują,
że wykonują ją dobrze i są za to
Na tle tych potrzeb chcę
przedstawić druga zasadę
zamożności, którą nazwałem zasadą
błogosławieństwa:
Jeśli jesteś chrześcijaninem, Bóg
wypełni twoją potrzebę zamożności
proporcjonalnie do twojej wiary.
I nie chodzi o prymitywne
rozumienie chrześcijaństwa jako
pasma doczesnych sukcesów
i błogosławieństw; raczej
o zrozumienie tekstu z Listu Pawła
do Rzymian 8,28: „A wiemy, że
Bóg współdziała we wszystkim
ku dobremu z tymi, którzy Boga
miłują, to jest z tymi, którzy według
postanowienia jego są powołani.”
Co to oznacza
w praktyce?
Przede wszystkim musimy
uświadomić sobie jeden fakt:
praktycznie każdy z nas jest już
zamożny. Najczęściej, myśląc
o bogactwie czy zamożności
myślimy o innych – bardziej
zasobnych niż my. Ale takie
spojrzenie jest mylące, bo oparte
na wyobraźni. Wyobrażamy sobie
mianowicie, że człowiek zamożny
to taki, który nie doświadcza
trosk życia codziennego i że
my, mając więcej pieniędzy,
łatwo poradzilibyśmy sobie
z większością naszych obecnych
problemów – a więc pozbylibyśmy
się trosk i zwiększyli poczucie
bezpieczeństwa.
Tylko że to jest fałsz. O ile
rzeczywiście posiadanie większych
zasobów daje pewną satysfakcję,
o tyle nie zapewnia poczucia
bezpieczeństwa ani nie redukuje
problemów. Jeśli masz odłożone
kilka tysięcy złotych, to martwisz
się tylko, który bank da ci wyższe
Kwiecień 2009
Wracając do naszej tezy: każdy, kto
ma dach nad głową (a nie mam
tu na myśli własnego mieszkania)
i perspektywę wyżywienia na
najbliższy tydzień, tudzież ciepłą
kurtkę i ciepłe buty, jest zamożny.
Kto natomiast ma jeszcze własny,
choćby nie wiem jak stary pojazd
mechaniczny, telewizor i robota
kuchennego, jest bogaczem.
Przypomnijmy sobie przypowieść
Jezusa o gospodarzu i robotnikach,
zapisaną w 20 rozdziale
Ewangelii Mateusza. Jest to nie
tylko przypowieść o systemie
wynagrodzeń w Królestwie
Bożym, ale też odniesienie
do potocznej sytuacji dnia
codziennego w obecnym świecie.
A rzeczywistość ta jest taka, że
robotnik jest zadowolony, jeśli ktoś
go wynajmie na jeden dzień za
cenę, za którą wieczorem zakupi
jeden podstawowy posiłek dla
swojej rodziny.
To nie jest sytuacja teoretyczna
- dzienny zarobek pozwalający
przeżyć do następnego dnia był
czymś normalnym dla większości
ludzi przez większość historii świata
- aż do XIX w. - a i dziś w wielu
zakątkach naszego globu nie jest
niczym niezwykłym.
Co z tego powinno
wynikać dla nas?:
1. Poczucie wdzięczności - gdy
wstajemy rano, by pójść do pracy.
Za to, że w ogóle mogliśmy wstać,
za to, że mamy pracę.
Za to, że mamy co robić i że
możemy zarobić na ogół więcej
niż na jeden posiłek dziennie.
Jeśli zdamy sobie sprawę, że
nie jest to ani coś zwykłego, ani
przypadkowego, zaczniemy nie
tylko cieszyć się pracą, ale też
zaczniemy wyzwalać się od lęku
przed jej utratą.
Dlatego, że niezależnie od tego, czy
mamy satysfakcjonującą i dobrze
wynagradzaną pracę, czy niezbyt
przyjemną, czy nie mamy jej wcale,
możemy być pewni dwóch rzeczy.
Po pierwsze, nasze życie i jego
sens oparte jest na fundamencie
Bożej miłości – to On nas stworzył
i odkupił. Jesteśmy na tyle ważni, że
sam Bóg się o nas troszczy. Ludzkie
skale ocen nie maja znaczenia.
Po drugie, jeśli Bóg się o nas
troszczy, to grzechem jest zbytnia
troska, lęk przed przyszłością. Nasza
opowiadać o tym, jak kiedyś „oddali
życie Jezusowi”. Aż chce się spytać,
które życie, bo przecież nie to,
którym właśnie się upajają, albo
nad którym się trzęsą. A żyjąc
takim życiem pełnym poczucia
zagrożenia, pozbawionym
natomiast wdzięczności i płynącej
z niej wolności, dziwią się, że ich
życie duchowe zamiera i w niczym
nie przypomina wspaniałych
wzorców chrześcijańskich.
3. Jeśli nauczymy się wdzięczności
i nauczymy się dawania, to
zaczniemy odczuwać zaufanie do
Boga i poczucie bezpieczeństwa.
Nie ma innej drogi, niż rzeczywiste
www.worldofstock.com
odsetki. Jeśli masz kilka milionów,
to odsetki bankowe już cię nie
satysfakcjonują – zastanawiasz się,
w co je zainwestować – a tu ryzyko
jest nieporównanie większe. Jeśli
masz kilka miliardów, to kupujesz
bank i wchodzisz w świat wielkich
spekulacji – tu dopiero można
zyskać, ale można też wszystko
stracić – szczególnie w dzisiejszych
czasach.
przyszłość, zarówno doczesna jak
i wieczna, jest zabezpieczona.
2. Dobrym miernikiem naszego
zaufania do Boga i poczucia
wdzięczności jest dziesięcina (co
najmniej). Dzisiaj na śpiewanie
pieśni mówi się „uwielbienie” – to
jest tanie uwielbienie. Prawdziwe
uwielbienie opisane jest w historii,
gdy nierządnica wylewa na Jezusa
pachnidła warte rocznego zarobku
– według dzisiejszych polskich
płac kilkanaście, kilkadziesiąt
tysięcy złotych? To było prawdziwe
uwielbienie! Uwielbienie, które
kosztuje jest wyrazem wdzięczności
i zaufania.
doświadczenie. Jeśli Bóg daje nam
pracę dziś, to da nam i jutro. Jeśli
stracimy pracę lub majątek, to On
i tak będzie się o nas troszczył. Jeśli
chcesz tego doświadczyć, musisz
zaryzykować: na przekór strachowi
przed ubóstwem daj na Bożą
sprawę – na Kościół, lub pomóż
komuś w potrzebie. Na przekór
lękowi o utratę pracy zrób coś
dobrego, niezwiązanego z pracą –
w imię Chrystusa.
Nie znaczy to, że tak robiąc kupisz
sobie bezpieczeństwo - bezpieczny
jesteś już teraz, jako dziecko Boże ale przestaniesz się bać.
Dzisiaj kościoły są pełne
hipokrytów, którzy „wielbią” Boga
śpiewając pieśni (często nawet
to robią niemrawo), czy głośno
się modląc, ale wara Bogu od ich
portfela! I jeszcze mają czelność
Miesięcznik Pierwszego Zboru KChB w Gdańsku
27
28
Kwiecień 2009
MAŁA STRONKA
Próby
Poddawajcie samych siebie próbie, czy trwacie w wierze,
doświadczajcie siebie; czy nie wiecie o sobie, że Jezus Chrystus jest w was?
Chyba żeście próby nie przeszli.
2 Kor 13,5
Zbudowanie statku nie jest prostą sztuką. Jeśli nie wierzycie, zapytajcie wujka Zbyszka.
Statek musi być bezpieczny, musi dawać sobie radę w czasie sztormu na morzu, farba, którą jest pomalowany
musi być odporna na działanie wody morskiej i glonów, a urządzenia niezawodne. Od tego zależy bowiem życie
pływających na nim marynarzy. Dlatego statek w trakcie budowy poddawany jest rozmaitym testom. Stal, z której
zbudowany jest kadłub musi spełniać określone wymagania, musi być przestrzegana technologia spawania blach, a
nad poprawnością budowy czuwają specjalnie do tego powołani doświadczeni inspektorzy.
Po zbudowaniu statek wypływa w morze, gdzie jest jeszcze ostatecznie poddawany próbom przed oddaniem do
użytku.
My w naszym życiu także jesteśmy poddawani próbom. W szkole, co raz mamy klasówki, pod koniec szkoły czekają
nas egzaminy sprawdzające, które określą, jakie miejsce w społeczeństwie będziemy kiedyś zajmować. Biblia mówi
nam też o tym, że my sami jako dzieci Boże musimy być poddawani rozmaitym próbom. Nawet sam Pan Jezus nie
był wolny od prób. W Biblii czytamy, że był kuszony przez szatana, a najwyższą próbą była Jego decyzja oddania
swojego życia dla naszego zbawienia, pamiątkę czego będziemy niedługo obchodzić. Ktoś może zapytać, czemu
nas Bóg poddaje próbom i doświadczeniom, skoro zna nasze serca i wie o nas wszystko? Myślę, że wszystkie próby
potrzebne są nie tyle Bogu, co nam samym.
Apostoł Jakub pisze w swoim liście:
Jk 1,2-4
“Poczytujcie to sobie za najwyższą radość, bracia moi, gdy rozmaite próby przechodzicie. Wiedząc, że
doświadczenie wiary waszej sprawia wytrwałość. Wytrwałość zaś niech prowadzi do dzieła doskonałego, abyście
byli doskonali i nienaganni, niemający żadnych braków.”
Kiedy Pan Jezus mówił uczniom o swojej śmierci, jeden z Jego z uczniów powiedział, że nigdy Go nie opuści.
Jednak, gdy przyszła próba trzy razy wyparł się jakiejkolwiek znajomości ze swoim nauczycielem. Myślę, że dzięki
tej próbie zrozumiał, że w swoim życiu nie może opierać się na własnych siłach, tylko na mocy, którą daje nam Bóg,
bo tak mówi nam autor Listu do Hebrajczyków o Panu Jezusie, który:
“sam przeszedł przez cierpienie i próby i może dopomóc tym, którzy przez próby przechodzą.”
Hbr 2,18
Dotykające nas próby i doświadczenia wzmacniają nas, czynią odporniejszymi na różne ziemskie kłopoty i tak jak
poddany próbom statek możemy skutecznie stawiać czoło wielu sztormom i burzom, jakie spotykają nas w życiu.
Możemy często nie rozumieć, dlaczego spotykają nas w życiu rozmaite próby i doświadczenia, ale pamiętajmy
wtedy słowa powyżej wspomnianego ucznia Pana Jezusa, który w swoim Liście pisze do nas, że są one nam
potrzebne:
„Ażeby wypróbowana wiara wasza okazała się cenniejsza niż znikome złoto, w ogniu wypróbowane, ku chwale
i czci, i sławie, gdy się objawi Jezus Chrystus.”
1 P 1,7
Wasz wujek Heniek.
Miesięcznik Pierwszego Zboru KChB w Gdańsku
29
30
Kwiecień 2009
Miesięcznik Pierwszego Zboru KChB w Gdańsku
31
32
Kwiecień 2009
Miesięcznik Pierwszego Zboru KChB w Gdańsku
33
ARTUR PRÓCHNICKI
G OTUJ Z
Zupa cebulowa
Składniki:
3 łyżki masła
3 łyżki oliwy
1 kg cebuli
100 ml brandy
600 ml dobrego bulionu (nie z kostki!)
świeży tymianek
sól
pieprz
FR AN
Choucroute Garnie
Składniki:
1 kg kiszonej kapusty
100 g białej cebuli
l,5 l bulionu
100 g smalcu
50 ml wiśniówki
200 ml białego wina (najlepiej alzacki riesling)
150 g polędwicy wieprzowej
200 g boczku wieprzowego
3 rodzaje kiełbas po 100g każdej (np. podwaw
liść laurowy
kilka ziaren ziela angielskiego
kilka ziaren jałowca
sól
pieprz
Przygotowanie:
Pokrojoną w cienkie plastry cebulę rumienimy na małym ogniu w dużym
rondlu na maśle i oliwie (czasami ten etap trwa dość długo, ale nie
należy go przyspieszać zwiększaniem ognia). Następnie zalewamy
alkoholem i dusimy aż cały odparuje, po czym wlewamy bulion
i gotujemy całość przez 30 min. Na koniec doprawiamy tymiankiem,
Przygotowanie:
solą i pieprzem do smaku.
W szerokim garnku na smalcu przesmażamy ce
Obowiązkowym dodatkiem do zupy cebulowej są świeże grzanki
Następnie zalewamy to naszymi płynami, dod
z gruyerem lub ementalerem.
dodajemy boczek i polędwicę w całości. Po go
i gotujemy następne 40 min na małym ogniu.
je, kroimy i wykładamy wraz z kapustą na tale
www.ieoonions.com
34
www.restocours.net
Kwiecień 2009
Z ART URE M
NCJA
)
welska, myśliwska etc.)
ebulę pokrojoną w kostkę i kapustę.
dajemy przyprawy. Do gotującej się kapusty
odzinie dorzucamy kiełbasy, także w całości
Gdy nasze mięsa będą miękkie wyjmujemy
erze.
Creme brulee
Składniki:
35 ml mleka
450 ml tłustej śmietany
2 laski wanilii
2 całe jajka
2 żółtka
200g cukru
125g sera mascarpone
Przygotowanie:
Do rondla wlewamy mleko i śmietanę wraz z nasionkami wanilli(aby je
wydobyć należy przekroić laski wanilli wzdłuż i i wydobyć je czymś ostrym) i
rozkrojonymi laskami wanilii i gotujemy, ale tak aby nie zawrzało. W oddzielnej
misce ubijamy białka i żółtka z cukrem aż powstanie biała puszysta masa, a
następnie dodajemy mascarpone i dokładnie mieszamy. Do masy jajecznej
wlewamy powoli gorące mleko stale mieszając, a po połączeniu całość
wlewamy z powrotem do rondla i gotujemy jeszcze 2 min. (uwaga - aby nie
zrobiła się jajecznica!). Masę rozlewamy do kokilek ewentualnie miseczek i
odstawiamy na min 3 godz., aby stężała. Tuż przed podaniem posypujemy
każdą porcję cukrem i karmelizujemy go palnikiem lub wstawiamy na chwilę do
piekarnika pod grill, aby uzyskać podobny efekt.
img.foodnetwork.com
Miesięcznik Pierwszego Zboru KChB w Gdańsku
35
y
z
o
ob ferencje
kon
36
Kwiecień 2009
DODRUKOWAĆ?
Nie załapałeś się na drukowaną wersję naszej Gazetki? Nic straconego. W naszym archiwum nadal czekają kopie
niektórych numerów. Jeżeli więc masz na któryś z nich ochotę to pisz na adres: [email protected] Dogadamy się
i wyślemy. Jeżeli okaże się że już wybranego przez Ciebie numeru nie mamy, to dodrukujemy i też doślemy.
Koszt druku jednego egzemplarza to 1 złoty. Przypominamy też o tym, że wysyłamy naszą gazetkę pocztą
elektroniczą do ludzi, którzy wyrażą chęć jej otrzymywania. Pozdrawiam w imieniu redakcji - Starszy drukowniczy.
PAŹDZIER N I K 2 0 0 8
S TA N M AGAZYNOW Y
N I E MA
STYC ZEŃ/ L U T Y 2 0 0 8
STAN M A GAZYNOW Y
J EST
L IS TOPAD 2008
STAN M AGAZ YNOWY
JEST
MARZ E C 2008
STAN M AGAZ YNOWY
JEST
Miesięcznik Pierwszego Zboru KChB w Gdańsku
GRUDZ I E Ń 2008
S TAN M AGAZ YNO W Y
JEST
KWI E CI E Ń 2008
S TAN M AGAZ YNO W Y
JEST
37
Opowieści z
Narnii: Lew,
czarownica i
stara szafa
MA G D A KO WA LIK
„Opowieści z Narnii” to cykl
książek napisany przez C.S. Lewisa
znanego pisarza, historyka, filozofa
i teologa. „Lew, czarownica
i stara szafa” to pierwsze część
z siedmiotomowych opowieści.
Opowiada historię rodzeństwa
Pevensie: Piotra, Zuzanny, Edmunda
i Łucji, którzy zostają ewakuowani
z bombardowanego Londynu na
wieś, do wielkiego, starego domu,
zamieszkanego przez tajemniczego
Profesora Kirke. Pewnego dnia
Łucja, najmłodsza z rodzeństwa,
chowa się w szafie i odkrywa
przejście do innego świata. Tak
rozpoczyna się wspaniała przygoda
dzieci w krainie zwanej Narnia,
gdzie żyją mówiące zwierzęta
i wszelkiego rodzaju istoty z mitów
i legend. Krainą rządzi obecnie
zła Biała Czarownica, która
sprowadziła wieczna zimę. Chcąc
ją powstrzymać i uratować Narnię
rodzeństwo udaje się do Aslana,
dzikiego ale dobrego lwa, który
jako jedyny może powstrzymać
Czarownicę.
Jest to książka która przypadnie
do gustu zarówno dzieciom jak
i dorosłym. Najmłodsi odnajdą
tam wspaniałą przygodę i świat
w którym dobro zawsze wygrywa.
Dorosłych zaś lektura skłoni do
refleksji ponieważ pod postacią
dzieci, Aslana, Czarownicy i szeregu
innych postaci i zdarzeń kryją
się symbole i chrześcijańskie
przesłanie. W książce można
bowiem odnaleźć między innymi
przesłanie odnośnie: śmierci
i zmartwychwstania Jezusa
Chrystusa, kuszenia i zwodzenia
diabła oraz postaci syna
marnotrawnego. Świat Lewisa,
pełen symboliki odnośnie religii
38
chrześcijańskiej jest prosty i łatwy
w odbiorze. Przesłanie książki jest
wyraźne zarówno dla dzieci jak
i dorosłych a jej prosty język tylko
umila lekturę.
Polecam ją wszystkim, którzy chcą
miło i spokojnie spędzić czas przy
ciekawej książce.
Kwiecień 2009
HUMOR
Miesięcznik Pierwszego Zboru KChB w Gdańsku
39
40
Kwiecień 2009

Podobne dokumenty