NA WSI - Platforma Obywatelska
Transkrypt
NA WSI - Platforma Obywatelska
Wykorzystane na sto dwa FUNDUSZE UNIJNE Nr W/29 listopad 2009 egzemplarz bezpłatny ISSN: 1897-936X OGÓLNOPOLSKA GAZETA PLATFORMY OBYWATELSKIEJ PO P latforma spotyka się z mieszkańcami terenów wiejskich po to, by bardziej słuchać obywateli do tej pory słabiej słyszanych – mówi wiceminister rolnictwa i rozwoju wsi Kazimierz Plocke. Powiedzieć im ona chce, że w ciągu pięciu lat, od kiedy jesteśmy w Unii Europejskiej, w obszary wiejskie i w polskie rolnictwo zainwestowano 70 miliardów złotych, a polska wieś wykorzystała środki strukturalne z budżetu UE w 102 procentach! Rozmowa z wiceministrem na str. 3 Jak kociewskie ciasteczka trafiły aż do Brukseli DALEKO OD SZOSY P ierniki fefernuski i grochowinki kociewskie dzięki Krystynie Gierszewskiej, prezesce Kociewskiego Forum Kobiet, zrobiły furorę w Brukseli. Urząd Marszałkowski szczyci się tymi regionalnymi przysmakami, ilekroć podejmuje światowych gości. A pani Krysia nie rusza się bez laptopa, jest webmasterem strony internetowej organizacji, w Corelu przygotowuje materiały promocyjne. To kobiety zmieniają polską wieś, str. 10-11 Będziemy domagać się zrównania praw polskiego rolnika z jego odpowiednikami w najbardziej rozwiniętych państwach Unii Program dla POlskiej wsi wienie rolnictwa, by gospodarstwa towarowe uzyskały odpowiednie instrumenty do skutecznego prowadzenia biznesu. Zależy nam, aby program rozwoju wsi miał charakter regionalny. To przede wszystkim w regionach powinny zapadać decyzje, na co wydawać pieniądze. Do tego potrzebna jest jednak decentralizacja zarządzania i podejmowania decyzji, wprowadzenie prostszych procedur i ograniczenie biurokracji. Rozwój obszarów wiejskich powinien być planowany przede wszystkim w województwach. To byłaby gwarancja, że nastąpi poprawa jakości życia mieszkańców wsi i małych miast, produkcja rolna stanie się opłacalna, a dzięki temu zmniejszą się różnice cywilizacyjne między wsią i miastem. Musi temu towarzyszyć taka modernizacja rolnictwa, która połączy harmonijnie rozwój z ochroną środowiska naturalnego. Tam, gdzie będzie to konieczne, będziemy wspierać działania na rzecz tworzenia miejsc pracy poza rolnictwem. Silna pozycja polskiej wsi, jej kultury, obyczaju, a nierzadko jej osiągnięcia gospodarcze, pozwalały nam przetrwać w trudnych czasach. Dziś najważniejszym wyzwaniem przed jakim stoimy jest wzmocnienie naszego rolnictwa. Rozmowa – str. 3 Idzie o to, by stało się ono prawdziwym atutem Polski w Unii Europejskiej. Przyszłość obszarów wiejskich, a tym samym polskich rolników, zależy nie tylko od ich ofiarnej pracy. W znacznym stopniu zależy również od tego, w jaki sposób państwo otworzy nowe możliwości dla rozwoju wsi, a odejdzie od utrwalania systemu z minionej epoki. Dzięki przystąpieniu do Unii Europejskiej pozyskujemy pieniędze, które dają szansę na wzrost cywilizacyjny obszarów wiejskich. Od nas zależy, czy właściwie wykorzystamy środki pochodzące z UE, a także czy nie zmarnotrawimy możliwości tkwiących w polskim sektorze rolnym. Dlatego jednym z naszych celów jest takie urynko- Platforma Obywatelska chce przekształcić polską gospodarkę rolną w siłę zdolną do konkurowania z największymi graczami w Europie SZANSA NA SUKCES Gazujemy! GMINNE KOŁO PO W RUTKACH Na wsi bez konkretu ani rusz Radny PO Dariusz Modzelewski od trzech lat, kiedy został wybrany, zadaje te same pytania: – Dlaczego na bramie prowadzącej do boiska ze sztuczną nawierzchnią tak często wisi kłódka? – Dlaczego we wsi Kalinówka-Basie gdzie, od lat jest problem z prowadzeniem bydła na pastwiska wzdłuż drogi przez wieś, gmina nie postawiła ogrodzenia, oddzielającego drogę od pasa dla zwierząt? – Dlaczego w Grądach w szkole, która ma wolne klasy, nie może być przedszkola? Więcej pytań na str. 4 W każdej gminie występuje biomasa, dlatego w każdej gminie można budować biogazownie. Największa w Polsce biogazownia powstała w Liszkowie w gminie Rojewo, w powiecie inowrocławskim. Z inwestycji gmina ma 300 tysięcy złotych rocznie. Wybijmy się na biogaz, jak to zrobić i jak działa biogazownia, str. 6-7 FOTO AGENCJA GAZETA WÓJT Z WYOBRAŹNIĄ Mali turyści z Gniewina jeżdżą po Europie Zbigniew Walczak jest wójtem Gniewina w województwie pomorskim nieprzerwanie od pierwszej kadencji samorządu lokalnego. To dzieki niemu niemal każde tutejsze dziecko w wieku szkolnym poznało już kawałek Europy. – Pomysł jest prosty: dzieci mu- szą zobaczyć świat – wyjaśnia wójt Walczak. – Dlatego od wielu lat organizuję te wyjazdy we współpracy z organizacjami pozarządowymi i fundatorami. Co roku z gminy Gniewino na dwa tygodnie w świat wyjeżdża około 400 dzieci. Więcej o Gniewinie na str. 5 2 Ogólnopolska gazeta Platformy Obywatelskiej wydanie specjalne – listopad 2009 NA WSI Fundusz Sołecki Istota Funduszu Sołeckiego polega na tym, że sołectwo zyskuje pewność finansowania w ciągu roku, że wie na czym stoi. Nie ma już więcej wieszania się sołtysa u pańskiej klamki urzędu gminy, który da albo nie da środków na rozwój i poprawę warunków życia na wsi. Dzięki Funduszowi Sołeckiemu gminna złotówka „okleja się” pracą mieszkańców. Doświadczenie z 500 sołectw w Opolskiem dowodzi, że ten mnożnik w przypadku inwestycji wynosił co najmniej dwa, a w innych, miękkich wykorzystaniach tych środków, nawet więcej. Rekordziści mnożyli je nawet dziesięciokrotnie. Dzięki wykorzystywaniu Funduszu Sołeckiego między gminą a sołectwem nawiązuje się realne partnerstwo. W ten sposób Fundusz Sołecki buduje kapitał społeczny wsi, sprzyja samoorganizacji jej mieszkańców, a sołectwo staje się dla gminy partnerem równoprawnym z organizacjami pozarządowymi. Stworzenie Funduszu Sołeckiego pozwoli także gminie przemyśleć swoje relacje z sołectwem, bo rada gminy powinna podjąć różne uchwały, takie jak: o zarządzaniu gospodarką finansową sołectw czy zasadach korzystania przez sołectwa z powierzonego im mienia. Sołectwa z kolei powinny uchwalić swoje statuty. Powstanie Funduszu Sołeckiego zbliża nas także do docelowego modelu sołectwa, w którym środki na jego funkcjonowanie i rozwój będą czerpane z czterech źródeł: z gminy - na zadania powierzone przez nią sołectwu, takie jak na przykład zieleń wiejska czy wywóz nieczystości; z Funduszu Sołeckiego - na konkretne zadania, określane corocznie we wnioskach przedstawianych Radzie Gminy przez sołtysa; z funduszy grantowych, o które może ubiegać się sołectwo. Środki z Funduszu Sołeckiego będą mogły stanowić wkład własny w programach grantowych; ze środków pochodzących z korzystania z powierzonego sołectwu mienia, na przykład z wynajmowania świetlicy wiejskiej na przyjęcia czy spotkania. Ryszard Wilczyński wojewoda opolski Prawdziwe Orliki wzlatują ze sztucznej murawy. Jest ich już 700! iedemsetne boisko ORLIK 2012 otwarte zostało w październiku 2009 roku w Wołowie na Dolnym Śląsku. Pierwsze oddano półtora roku temu w Izdebkach w Podkarpackiem. Według europejskiej federacji piłkarskiej UEFA program „Moje Boisko–ORLIK 2012” jest największym tego typu przedsięwzięciem w Europie. Niezwykła jest nie tylko skala tego programu – boisko w każdej gminie, ale także sposób finansowania: z trzech źródeł – po jednej trzeciej z budżetu państwa, funduszów sejmików wojewódzkich i jedna trzecia środków gmin. S Każdy Orlik to oświetlone wieczorem boiska do gry w piłkę nożną, siatkówkę i koszykówkę oraz szatnia z prysznicem. Każda gmina może uzupełnić projekt, rozszerzyć go i zmodyfikować na przykład przez dodanie placu zabaw czy otwartej siłowni. Obiekt jest oświetlony i ogrodzony czterometrową siatką. Użycie na Orlikach sztucznej trawy wynika ze względów praktycznych: utrzymanie naturalnej zieleni na boisku jest kosztowne, zaś sztuczna murawa choć jest droższa, nie wymaga kosztownej pielęgnacji i pozwala grać przez cały rok. Boisko pokryte naturalną trawą może być używane najwyżej półtorej godziny dziennie, a Orliki pracują często ponad 12 godzin dziennie, bo grać można na nich także po zmroku. Poza tym młodzież lubi grać na oświetlonym boisku, daje jej to iluzję gry na stadionie, zwiększając motywację do uprawiania sportu. Gry zespołowe, to nie tylko sport. Nie mniej ważny jest walor wychowawczy: kształtowanie umiejętności współpracy, współdziałania, uczciwej rywalizacji młodych ludzi. Gry pozwalają wyłonić liderów, uczą życia w grupie, która przenosi się na zachowania społeczne w szkole i w środowisku. Myśl globalnie i pracuj w Lokalnej Grupie Działania Rozwój cywilizacyjny obszarów dotkniętych zjawiskiem wykluczenia, albo zapóźnienia cywilizacyjnego najlepiej rozwiązywać na miejscu, zgodnie z zasadą „myśl globalnie, działaj lokalnie”. Mieszkańcy danego obszaru najlepiej wiedzą sami, co im jest potrzebne i jak mogą osiągnąć postęp. Władza centralna stwarza im natomiast warunki, uruchamiając odpowiednie programy. Jednym z nich jest aktywność Lokalnych Grup Działania. Lokalne Grupy Działania są to stowarzyszenia skupiające lokalne samorządy, przedsiębiorców, mieszkańców oraz organizacje pozarządowe, których celem jest poprawa warunków życia mieszkańców wsi. W ramach realizacji celów LGD tworzą i realizują lokalną strategię rozwoju (LSR) dla terytorium, na którego terenie działają, oraz wydatkują przyznane na ten cel środki. Członkami Lokalnej Grupy Działania mogą być zarówno osoby fizyczne, jak i stowarzyszenia, firmy prywatne oraz przedstawiciele sektora finansowego, a także instytucje publiczne. Lokalna Grupa Działania stanowi partnerstwo trzech sektorów w celu wspólnego rozwiązywania problemów istniejących na danym terenie, dlatego partnerzy społeczni oraz gospodarczy mają co najmniej połowę głosów w ciele decyzyjnym LGD, a grupa musi być reprezentatywna dla obszaru, na którym działa. Lokalne podejście powiązane z określonym obszarem umożliwia celne zdefiniowanie problemów obszaru i określenie sposobów ich roz- wiązania. Priorytety działania LGD obejmują poprawę jakości życia mieszkańców wsi, realizację projektów na rzecz kobiet i młodzieży, tworzenie warunków dla rozwoju przedsiębiorczości na obszarach wiejskich, wpieranie zrównoważonego rozwoju, wykorzystanie innowacyjności dla wsparcia konkurencyjności wsi oraz promocję lokalnych wyrobów. LGD mają status stowarzyszenia, podlegają rejestracji w KRS. Zakłada je przynajmniej 15 osób lub instytucji. Lokalne Grupy Działania powstały na bazie realizowanego w latach 20042006 Pilotażowego Programu Leader+. Obecnie głównym źródłem finansowania LGD jest program Leader w ramach Programu Rozwoju Obszarów Wiejskich 2007-13, polegający na opracowaniu przez lokalną społeczność wiejską lokalnej strategii rozwoju (LSR) oraz na realizacji wynikających z niej innowacyjnych projektów łączących zasoby ludzkie, naturalne, kulturowe, historyczne itp., wiedzę i umiejętności przedstawicieli trzech sektorów: publicznego, gospodarczego i społecznego. Środki, o jakie mogą zabiegać LGD, są zależne od liczby mieszkańców terenu, objętego ich aktywnością. I tak LGD mogą się ubiegać o środki np. na wdrażanie lokalnej strategii rozwoju w wysokości iloczynu liczby mieszkańców zameldowanych na pobyt stały na obszarze LSR (stan na 31 grudnia 2006 r.) i kwoty 116 złotych. Obecnie aktywnych jest ponad 300 grup. Na przykład w Małopolsce działają 42 LGD. Kamil Mirowski SOCJOLOG JAROSŁAW FLIS PRZECIW STEREOTYPOM W eurowyborach PO poparło ponad 30 proc. mieszkańców wsi Z mieszkańcami wsi trzeba rozmawiać, a nie do nich mówić – twierdzi socjolog Jarosław Flis, wykładowca Uniwersytetu Jagiellońskieg i publicysta „Tygodnika Powszechnego”. – Platforma Obywatelska podsumowuje dwulecie rządów Donalda Tuska na wsi. Część mediów zarzuca nam, że PO chce odebrać wyborców koalicjantowi. – Ależ to granie na stereotypie! Wystarczy przyjrzeć się wynikom wyborów z 2007 roku. PO na wsi zdobyło więcej głosów niż PSL. Z analiz społecznych wynika, że w wyborach 2007 roku poparcie dla PSL na wsi wynosiło 17 proc., a dla PO 28 proc. I wzrosło w ciągu dwóch lat – w wyborach do Parlamentu Europejskiego PO poparło już 30,5 proc. mieszkańców wsi. Poza tym – na wsi mieszkają przecież nie tylko rolnicy – są pracownicy budżetówki, przedsiębiorcy, usługodawcy, są młodzi ambitni ludzie. Dla nich ważna może być modernizacja, edukacja czy wyrównywanie szans. To, co najbardziej zagraża pozycji PO na wsi, to traktowanie jej jako coś obcego. To jest podejście absurdalne, jeśli wziąć pod uwagę geograficzny rozkład głosów. Na zachodzie Polski, w rejonach Szczecina czy Gorzowa, PO wygrywała na wsi. Miała tam większe poparcie niż PiS i PSL, a nawet w niektórych miejscach tyle, ile PiS i PSL razem wzięte. Nawet „ściana wschodnia”, obszar z niższym odsetkiem głosujących na PO, między 2005 a 2007 r. odnotowała relatywnie największy wzrost poparcia dla tej partii. – Dlaczego rośnie poparcie dla PO na wsi? – Jest kilka przyczyn. Pierwsza – poparcie dla PO wzrosło w całym kraju, więc na wsi też. Druga – to postawa tych działaczy Platformy, którzy nie dali sobie przypiąć łatki partii młodych, bogatych mieszkańców dużych miast. To fakt, PO ma największy procent zwolenników w dużych miastach, ale paradoksalnie ta grupa to margines całości elektoratu Plat- formy. W sumie więcej wyborców zagłosowało na PO na wsi, niż we wszystkich miastach powyżej pół miliona mieszkańców. A trzecia bardzo istotna przyczyna to fakt, że Platforma nie popełniła grzechu Unii Wolności, która na wsi była traktowana jako partia „miejskich ważniaków”. Warto docenić przemianę Donalda Tuska jako kogoś, kto jest odbierany jako „równy chłop” – ktoś zainteresowany ludźmi, nie zaś ich tylko pouczający. – Komu PO odebrała na wsi głosy? – Głównie PiS-owi. Poparcie dla PiS-u na wsi między 2007 a 2009 r. spadło o 5 proc. To większy spadek niż w miastach. Na wsi Platforma staje się dla PiS poważnym zagrożeniem. A wybory wygra ten, kto znajdzie klucz do mieszkańców wsi. – Pan rozkodował ten klucz w książce „Samorządowe public relations”. Jak przekonywać mieszkańców wsi do poparcia ludzi Platformy? – Przede wszystkim zamiast do nich mówić, trzeba z nimi rozmawiać. Trzeba stale, regularnie budować kontakty. Nie da się wygrać wyborów na wsi rozpoczynając kampanię na pięć minut przed wyborami i do tego z pozycji miejskiego agitatora. Trzeba być stale obecnym w tym środowisku. Podstawą sukcesu jest pozyskanie dla partii poparcia najlepszych ludzi, najbardziej szanowanych w lokalnych społecznościach. Warto na nich postawić. W Szczucinie w powiecie dąbrowskim pod Tarnowem, w wyborach sejmowych 2005 roku, PO miała poparcie wyższe niż w Sopocie. Wszystko dzięki temu, że pozyskała kandydata, który był znany i ceniony w środowisku. Lider lokalny jest kluczem – tam, gdzie PO postawi na osobę znaną w środowisku, szanowaną, aktywną, z dorobkiem, jej notowania poszybują w górę. Nawet w tych miejscach, które zgodnie ze stereotypem nie są matecznikami Platformy. Rozmawiała Joanna Wóycicka PO OGÓLNOPOLSKA GAZETA PLATFORMY OBYWATELSKIEJ Biuletyn przeznaczony do użytku wewnętrznego, kolportowany bezpłatnie. Wydawca: Platforma Obywatelska RP ul. Andersa 21, 00-159 Warszawa Redakcja: Elżbieta Misiak-Bremer (redaktor naczelna) Projekt i opracowanie graficzne: Jacek Gałązka, exPress www.ex-press.com.pl Adres do korespondencji: ul. Marszałkowska 87 m. 85 00-683 Warszawa e-mail: [email protected] wydanie specjalne – listopad 2009 Ogólnopolska gazeta Platformy Obywatelskiej Budujemy na wsi nowy dobry klimat społeczny 3 Kazimierz Plocke – wiceminister rolnictwa i rozwoju wsi Z wiceministrem Kazimierzem Plocke rozmawia Elżbieta Misiak-Bremer. – Co Platforma chce powiedzieć wsi? – Przede wszystkim Platforma chce słuchać. Spotykamy się z mieszkańcami obszarów wiejskich po to, by bardziej słuchać obywateli do tej pory słabiej słyszanych. A jako ugrupowanie współrządzące Polską Platforma Obywatelska chce mieszkańcom obszarów wiejskich, polskim rolnikom przekazać to, co najważniejsze. Żeby mieli poczucie dumy z faktu, że jesteśmy krajem Unii Europejskiej. Przypomnę, że w ciągu pięciu lat, od kiedy jesteśmy w Unii Europejskiej, w polską gospodarkę zainwestowano 120 miliardów złotych. W obszary wiejskie i w polskie rolnictwo zainwestowano 70 miliardów złotych. Polska wieś wykorzystała środki strukturalne z budżetu Unii Europejskiej w 102%! – Jak to jest możliwe – 102%? – My otrzymujemy środki finansowe w euro, a płacimy w złotówkach. Przez to, że nam się złotówka osłabiła, zyskaliśmy te pieniądze, to jest olbrzymi kapitał. Tak dobre wykorzystanie było możliwe dzięki bardzo dobrej współpracy rolników, ośrodków doradztwa rolniczego, Izb Rolniczych, związków rolników, inspekcji weterynaryjnej i inspekcji jakości handlowej, agencji rządowych, a także Kościoła. Kiedy przygotowywaliśmy się do akcesji, Kościół odgrywał w tym procesie ważną rolę. Proboszczowie informowali ludzi o spotkaniach, udostępniali swoje salki na zebrania. Dzięki temu, wiedza o programach unijnych docierała do wszystkich, a to pozwoliło wykorzystać najlepiej w całej Europie pieniądze unijne. Jesteśmy absolutnymi liderami! – Nie wszyscy rolnicy postrzegają to w kategorii sukcesu. Nie mogą na przykład pojąć, dlaczego bydło ma mieć paszporty, dlaczego dopłaty bezpośrednie są obwarowane biurokratycznymi procedurami. Nie rozumieją tego. – Polscy rolnicy otrzymują dopłaty bezpośrednie za to, że mają hektary ziemi. Rolnicy z zachodu mają wyższe płatności bezpośrednie, co wynika z zaszłości, ale też z wyższej wydajności. Po 2013 roku płatności w całej Unii będą jednolite, bez uwarunkowań historycznych. Na razie mamy nierówne warunki konkurencji i musimy je wyrównać tak, aby osiągać zakładane cele w poszczególnych krajach w ramach polityk, które każdy kraj realizuje wobec obszarów wiejskich. – A jaka jest nasza polityka? – Chcemy, żeby wspólna polityka rolna objęła sprawiedliwie wszystkie kraje. Będziemy domagać się utrzymania dotychczasowego poziomu wsparcia finansowego na rolnictwo i obszary wiejskie na poziomie 40 kilku procent budżetu Unii Europejskiej. Chcemy też utrzymać 1% wskaźnik PKB dla składki narodowej.. Poza tym będziemy zabiegać o lepszą organizację rynków rolnych. – A w czyich rękach leży organizacja tego rynku? – Te rynki są opisane w Unii Europejskiej – np. rynek zbóż, rynek żywca wieprzowego, mleka, rynek cukru, rynek owoców i warzyw. Chcemy wyrównywać ceny w Unii na wszystkie produkty, wytwarzane w gospodarstwach rolnych, chcemy także zwiększyć nakłady na rozwój obszarów wiejskich z 5% do 15% budżetu wspólnej polityki rolnej. Musimy nadrobić zaległości cywilizacyjne. Mówimy o drogach, o Internecie, o budownictwie mieszkaniowym, o sieciach energetycznych, o biogazowniach i biopaliwach. Mówimy o oświacie na wsi, o e-bibliotekach, Orlikach, sporcie, zdrowiu i ubezpieczeniach. Na wsi mieszkają nie tylko rolnicy. – Jeżeli ten rozwój obszarów wiejskich przyniesie lepszą infrastrukturę na wsi, to będzie się także zwiększała liczba osób w zawodach poza rolniczych, a to z kolei będzie polepszało warunki bytowe na wsi. – Dokładnie tak. Ten proces już trwa, liczba ludności rolniczej maleje w stosunku do ludności nierolniczej. Mieszkańcy obszarów wiejskich mają możliwości prowadzenia innych, niż rolnicze działań gospodarczych. Jeżeli stworzymy możliwości przechodzenia do innych zawodów bez opuszczania wsi, to będą zmieniały się gospodarstwa. Małe mogą zajmować się niszowymi produktami ekologicznymi, tradycyjnymi, na które ich właściciele będą mogli uzyskać również wsparcie finansowe. – Czyli łącka śliwowica zostanie wreszcie zalegalizowana? – Jak najbardziej, to musi być produkt regionalny. – Ciągle śliwowicę piją wszyscy łącznie z policją i sędziami, a produkt wciąż nie jest legalny. – Śliwowica może być produktem regionalnym, obejmującym określony region. Produkty regionalne są rejestrowane w Brukseli i konsumenci mają rozpoznawać regiony Europy poprzez produkty regionalne. Oznacza to z jednej strony, że polepszamy ekonomikę gospodarstw, bo konsumenci nie tylko kupują te produkty, ale przyjeżdżając na wieś, wydają przy okazji pieniądze na inne cele: mieszkają w hotelach, jedzą w restauracjach. To jest oferta nowoczesnego podejścia do całego sektora obszarów wiejskich. – Co rząd dla nich zrobił przez te dwa lata? – Mówimy tylko o konkretach. Schetynówki zapewniają możliwość dobrego dojazdu do gminy, do powiatu. Dalej Orliki – mamy ich już około tysiąc, w których dzieci i mło- Jeżeli stworzymy możliwości przechodzenia do innych zawodów bez opuszczania wsi, to będą rosły gospodarstwa. FOTO AGENCJA GAZETA dzież uprawiają sport w dobrych warunkach. Oświata – a więc polepszanie warunków nauczania dzieci zarówno w szkołach podstawowych i gimnazjach, a także w szkołach rolniczych, które wymagają dużych nakładów finansowych i bazy do nauki zawodu. Będą one centrami edukacji i postępu z udziałem ośrodków doradztwa rolniczego i instytutów naukowo-badawczych, kształcenia ustawicznego i praktycznego. Można na wsi zakładać przedszkola niepubliczne i one powstają przy wsparciu finansowym władz. Jest program Radosna Szkoła minister Katarzyny Hall, jest też program tworzenia przy szkołach centrów sportowych i edukacyjno-rozrywkowych. Bardzo dobrą inicjatywą było stworzenie funduszu sołeckiego. Sołtys zaczyna być władzą rzeczywiście ważną. Chcemy zmienić ustawę o stowarzyszeniach, żeby również koła gospodyń wiejskich miały możliwo- ści przekształcenia się w organizacje sformalizowane, bo wtedy będą mieć inną pozycję przy aplikowaniu o pieniądze na działalność statutową. – A do tej pory jaki status miały koła gospodyń wiejskich? – Były i są organizacjami społecznymi, przyłączonymi do kółek rolniczych. Widzimy konieczność uruchomienia ogromnych pokładów energii, które istnieją w kołach gospodyń wiejskich. Kobieta na wsi jest reprezentantką gospodarstwa, załatwia wszystkie sprawy urzędowe. Kobiety aktywne powinny mieć do dyspozycji strukturę i wsparcie. Chcemy im pomóc. – A co jest najważniejsze? – Budowanie świadomości wspólnoty. Dawniej prace polowe wymagały współdziałania, wspólnej pracy. To było naturalne. Maszyny zastąpiły wspólną pracę. Dlatego tak ważne są wszystkie poczynania, które sprzyjają budowaniu więzi społecznych. Orlik, Radosna Szkoła, biblioteka, przedszkole, budowa infrastruktury, do której musi dokładać samorząd, uczą pracy zespołowej, wyzwalają współdziałanie ludzi, a tego nam szalenie brakuje. – Uczymy się współpracy i współdziałania, współodpowiedzialności za rozwój małej społeczności lokalnej. – Zaczyna się od Orlików, gdzie chłopcy i dziewczęta uczą się gry zespołowej. Gra zespołowa jest szalenie ważna, a jest bardzo zaniedbana. Dzięki tym działaniom kreujemy liderów. Te wszystkie działania, które proponujemy, są poczynaniami wspólnotowymi. Taki wspólny mianownik, począwszy od przedszkola przez koła gospodyń wiejskich, sportowców, strażaków. To wszystko jest tak ważne, bo buduje nowy klimat społeczny. Może wieś zmieni polski klimat. 4 Ogólnopolska gazeta Platformy Obywatelskiej wydanie specjalne – listopad 2009 Szkolne boisko nie jest ogólnodostępne, a zamiast wsparcia dla piłkarzy wójt wydał pieniądze na zakup łyżew – mówi radny PO Dariusz Modzelewski FOTO PO Radny gminy Rutki na Podlasiu, Dariusz Modzelewski: Na wsi bez konkretu ani rusz Cieszący się szacunkiem i poważaniem rolnik Eugeniusz Krzymowski otworzy wiejskie zebranie informacyjne Platformy Obywatelskiej we wsi Kalinówka-Basie, w remizie Ochotniczej Straży Pożarnej. Kalinówka-Basie leży w gminie Rutki, gdzie działa koło PO i koło Młodych Demokratów, na Podlasiu, czyli w regionie tradycyjnym, bardzo PiS-owskim, gdzie w pobliskiej wsi Łęki Kościelne na Platformę głosowało w 2007 roku zaledwie pięć osób. Koło PO w Rutkach istnieje od dwóch lat, ma dziesięciu członków i zbiera się albo w domu Modzelewskiego, albo w zajeździe Majdan, bo Rutki, choć mają dwa tysiące mieszkańców i historię sięgającą XIV wieku, za niepodległości własnego lokalu gastronomicznego się nie dorobiły. Dariusz Modzelewski, postawny 45-letni blondyn, właściciel sklepu z artykułami budowlanymi i metalowymi, przyjechał tu ze Świebodzic na Dolnym Śląsku w 1984 roku, i choć jego rodzice pochodzą stąd, to w okolicy ciągle nie uważają go za swojaka. – Rodzice wysłali mnie do dziadków, bo nie chciałem w szkole w Świebodzicach zapisać się do młodzieży socjalistycznej, ale wpadłem z deszczu pod rynnę, bo tu, w szkole rolniczej całą klasą zaciągali nas do TPPR-u – śmieje się. Poza tym jest poważny i rzeczowy, panuje nad emocjami. Dwa lata temu do wstąpienia do Platformy namówił go kolega z ZaUciekł od ZMS, wpadł pod TPPR mbrowa, Mietek Gliński. Dariusz założył koło, namawiając do wstąpienia do PO drugiego radnego, właściciela sklepu fryzjerskiego, trzech innych przedsiębiorców, w sumie dziesięć osób. Powstało też gminne koło Młodych Demokratów. – Na zebraniu musi być mowa o konkretach – podkreśla Modzelewski, popijając sok z czarnej porzeczki. O piwie nie ma mowy, na spotkanie wszyscy przyjechali samochodami. – A dla tutejszych rolników konkret to plany, na przykład osuszania bagien po kombinacie PGR Wizna. Tu żyje się z bydła mlecznego, które trzeba gdzieś wypasać, kosić łąki, zbierać siano. I ludzie chcą wiedzieć, czy główne kanały odwadniające będą przez państwo czyszczone, czy też nie. Bo od tego zależy, czy oni sami mają czyścić te mniejsze, biegnące przez ich pola i nawozić łąki, czy przeciwnie – postawić na rolnictwo ekologiczne, nie nawozić, kosić raz na rok i brać ekologiczne dopłaty unijne. To jest dla nich najważniejszy konkret. Dyrektor biura regionu podlaskiego PO, Karol Pilecki, młody w modnych, prostokątnych okularach, notuje pilnie i wyjaśnia. – Oczywiście, konkrety być muszą, ale i wyjaśnienia dotyczące programów Platformy dla wsi, takich jak biopaliwa, w tym wytwórnie biogazu, Fundusz Sołecki, wsparcie dla wiejskich przedszkoli, budowa Orlików, czyli boisk do piłki nożnej i nie Pytania do wójta Kłódka wisi, bo boisko nie ma oświetlenia, grać po zmierzchu i tak się nie da – twierdzi wójt. Potrafi on tak sprawy przedstawić, że ludzie boją się własnego dobra tylko, Internet dla obszarów wiejskich. Radni PO Dariusz Modzelewski i Krzysztof Matuszczyk, od trzech lat, kiedy zostali wybrani, zadają wójtowi Tadeuszowi Zelerowiczowi te same pytania. Orliki – świetne, ale może wpierw warto by zdjąć kłódkę z boiska ze sztuczną nawierzchnią, wybudowanego przy szkole w ramach innego programu – ogólnodostępnych boisk piłkarskich Ministerstwa Oświaty. A kłódka wisi, bo boisko nie ma świateł, więc grać po zmierzchu i tak się nie da – twierdzi wójt. I może wójt wyciągnąłby z magazynu te łyżwy, które zakupił nie wiadomo dla kogo (bo ile jest sztucznych lodowisk w gminie?zero), ale wiadomo za co – za pieniądze przeznaczone uchwałą rady gminy na wyjazd młodych piłkarzy z Rutek na turniej do Kopenhagi. Zamiast tego pojechali za pieniądze rodziców do Gorzowa Wielkopolskiego, a uchwała zginęła, także z protokołu. Ile lodowisk jest w gminie Przedszkola? Powstało jedno, w Rutkach, ze środków unijnych i bardzo dobrze, ale najwięcej dzieci jest w Grądach. Tam jest nawet miejsce w szkole, która ma wolne klasy, ale wójt się na nie nie zgodził, a rada poszła za nim, bo oni, opozycja, mają w radzie tylko pięć głosów na piętnaście. Fundusz Sołecki? Z Funduszem się udało, chociaż nic tego nie zapowiadało, bo początkowo sołtysi nie Przedszkole, ale nie w Grądach przychodzili na posiedzenia rady gminy, nie byli zapraszani przez wójta. Teraz już przychodzą namówieni przez opozycję, i wszyscy oczywiście głosowali za Funduszem, więc wójt też był za, choć ujmie mu to władzy. Tyle, że jak będzie z wykorzystaniem Funduszu, to jeszcze wielka niewiadoma, bo wójt potrafi tak sprawy przedstawić, że ludzie boją się własnego dobra. Najlepszy przykład jest w Kalinówce-Basiach, tam, gdzie będzie zebranie. Od lat jest tam problem z prowadzeniem bydła na pastwiska wzdłuż drogi przez całą wieś. Nie daje się upilnować, żeby jakaś gadzina nie zboczyła na drogę i są wypadki, choć obok jest szeroki, 18-metrowy pas ziemi. Radny Modzelewski i rolnik Krzymowski chodzili po ludziach i zebrali podpisy, żeby gmina postawiła ogrodzenie, oddzielające drogę od pasa dla zwierząt. I co? I nic, bo przyjechał wójt i postraszył, że jak będzie ten pas, to za każdą krowę na drodze policja wlepi mandat, a tak to nikt się nie czepia. Ludzie się przestraszyli, dali spokój. Pasa nie ma, krowy łażą, kierowcy klną, czyli jest tak, jak było. Wójt zapowiedział, że na zebranie Platformy się nie wybiera, bo to partyjna impreza, a on jest bezpartyjny i jako taki rządzi już czwartą kadencję, ale jego prawa ręka, gminny prawnik już się pytał, czy może przyjść. Oczywiście, że może, zebranie jest przecież AK otwarte. Gadzina przeszkadza wydanie specjalne – listopad 2009 Ogólnopolska gazeta Platformy Obywatelskiej Gospodarny z Gniewina 5 To dzięki wójtowi każde dziecko ma szansę zwiedzić Europę – Jak się nie zainwestuje w oświatę i rozwój dzieci, to szybko postępu się nie osiągnie – twierdzi Zbigniew Walczak, wójt pomorskiej gminy Gniewino, w której każde dziecko w wieku szkolnym ma szansę kilka razy wyjechać na wycieczkę zagraniczną do Europy. Zbigniew Walczak jest nieprzerwanie wójtem od pierwszej kadencji samorządu lokalnego. Wiejska gmina leży na północy województwa pomorskiego, na terenie malowniczego Pobrzeża Kaszubskiego, cztery kilometry od wybrzeża Bałtyku. Piękne jeziora, w tym najbardziej znane Żarnowieckie, przyciągają rzesze turystów. A niemal każde tutejsze dziecko także jest turystą, i to europejskim. – Pomysł jest prosty: dzieci muszą zobaczyć świat – wyjaśnia wójt Walczak. – Dlatego od wielu lat wysyłaliśmy dzieci najpierw na Wschód, a potem na Zachód, gdy termin ten był jeszcze uprawniony. Chcieliśmy zachęcić wiejskie dzieci do nauki. Dlatego stworzyliśmy projekt wyjazdów dzieci, które osiągały najlepsze wyniki w nauce i sporcie. – Przed wstąpieniem do Unii Europejskiej mieliśmy doskonałe „wejścia” w Brukseli, bo uczestniczyliśmy w tworzeniu pomorskiego regionalnego biura w Brukseli. Teraz wyjazdy do Londynu, Brukseli i Paryża organizujemy wspólnie z Towarzystwem Oświatowym „Szansa”, korzystając ze środków stowarzyszenia, z budżetu gminy i datków sponsorów. Muszą zobaczyć świat Co roku w czasie wakacji z gminy Gniewino na dwa tygodnie w pozagminny świat wyjeżdża około 400 dzieci. W czasie pobierania nauki w szkołach każde dziecko ma szansę 2-3 razy wyjechać za granicę. Wielu rodziców nie byłoby stać na sfinansowanie takich wyjazdów, a wielu nie przywiązuje do tego wagi. Dzieci wyjeżdżają także w atrakcyjne okolice Polski. Ostatnio Gniewino podpisało porozumienie o wymianie dzieci z gminą Łapsze Niżne nad Dunajcem. Zdaniem wójta, zagraniczne wyjazdy dzieci to inwestycja w przyszłość. Wójt nie zaniedbuje także Zdaniem wójta, Zbigniewa Walczaka (pierwszy z prawej), zagraniczne wyjazdy dzieci to inwestycja w przyszłość innych inwestycji. Zauważył na przykład, że można zarabiać na turystach nawet, jak się nie ma plaż. Należy tylko zaoferować plażowiczom atrakcje na niepogodę. I dlatego Gniewino zbudowało krytą pływalnię, Centrum Kultury i Turystyki z salą kinowo-teatralną i kręgielnią, i wreszcie Kaszubskie Oko – wieżę widokową, otoczoną ogrodem francuskim z fontannami. W dalszych planach ma poprowadzenie nad lasem kolejki widokowej i poszerzenie jednego z kanałów, które łączą Jezioro Żarnowieckie z morzem. Wtedy jezioro stanie się wielką mariną dla jachtów i ich zamożnych właścicieli. Według wstępnych wyliczeń, realizacja projektu, któremu nadano nazwę „Cysterski szlak wodny” (od klasztoru w Żarnowcu), kosztować będzie około 250 mln zł. Do realizacji potrzebne będą fundusze zewnętrzne, między innymi unijne, ale sądząc po dotychczasowych osiągnięciach wójta można przewidywać, że wykopie je on choćby spod ziemi. Marina na jeziorze? „Szansa” buduje przyszłość W FOTO PO Wielu rodziców nie stać na wysłanie dzieci za granicę lub nie widzą takiej potrzeby Zróbmy wiochę. Rządźmy się w niej sami arszawskie powiedzenie „nie rób wiochy” życzliwością nie grzeszy. Ale też i wielce odkrywcze stwierdzenie pana prezydenta, że „wieś była, jest i będzie” nie brzmi optymistycznie. Bo jeśli to będzie wieś z obrazu, jaki sobie wyobrażają inteligenci z Żoliborza, to niedługo jej będzie. A szkoda by było, gdyby wszyscy młodzi uciekli do miasta. Dlatego „róbmy wiochę”. Róbmy swoją wiochę. Rządźmy się w niej sami. Nie dajmy się wtrącać ludziom, którzy nie mają pojęcia o potrzebach naszej najbliższej okolicy. Bierzmy sprawy własnej wsi w swoje ręce, nie oglądajmy się na partyjne barwy. Wsi potrzeba dobrych, mądrych i gospodarnych włodarzy. Róbmy wiochę. Swoją wiochę. Swoją szkołę, swoje boisko, swoje chodniki, swój mostek, swoje sklepy. A jeszcze bardziej swoje mleczarnie, przetwórnie i spichrze. Odbudujmy najlepsze tradycje prawdziwej spółdzielczości. Takiej, która w warunkach wolnego rynku potrafi konkurować z innymi i w tej konkurencji rosnąć. I nie o to chodzi, by na wsi żyło się tak jak w mieście. Na wsi można żyć lepiej niż w mieście. Andrzej Kołaczkowski (pr) FOTO PO 6 Ogólnopolska gazeta Platformy Obywatelskiej wydanie specjalne – listopad 2009 Rząd: wybijmy się na biogaz Dwa tysiące instalacji przetwarzania biomasy zapewni pokrycie – W każdej gminie występuje biomasa pod różnymi postaciami i w różnych ilościach, dlatego w każdej gminie można budować biogazownie i instalować zgazowarki – przekonuje dr Witold Płatek z Centrum Elektroniki Stosowanej. Wśród najbardziej popularnych źródeł energii odnawialnej – hydrologicznych, wiatrowych, geotermalnych, solarnych i gazowych, te ostatnie mają najlepsze widoki na przyszłość. Tylko nieliczni producenci rolni są w stanie samodzielnie finansować budowę biogazowni, zapewnić dostawy biomasy i odebrać nawóz powstały po zgazowaniu. Konieczne jest tworzenie lokalnych grup producentów biomasy, prowadzenie wspólnych inwestycji i rozprowadzanie nawozu. Z uwagi na duże objętości biomasy oraz koszty transportu, opłacalna odległość przewozu nie powinna przekraczać 15-20 km od biogazowi, czyli obszaru przeciętnej gminy. Atutami gminy jest znajomość i możliwość współpracy; współpraca z urzędem gminy i pożytek dla lokalnej społeczności; optymalne wykorzystanie wytworzonej energii; wielorodzajowość i wieloźródłowość biomasy. Znowelizowana ustawa o partnerstwie publiczno-prywatnym sprzyja tworzeniu Gminnych Centrów Energii Odnawialnej. – Ciągle powstają nowe technologie i zwiększa się katalog odnawialnych źródeł energii. Są już w tej dziedzinie technologie „drugiej generacji”, ale Polska jeszcze ich nie stosuje, bo nie należy do inwestycyjnych liderów w energii odnawialnej. Szczególnie opóźnione jest rolnictwo – mówi dr Zenon Wiertelorz z Polish Green Ecological. O możliwości wykorzystania energii odnawialnej pytają radni, samorządowcy, rolnicy oraz mieszkańcy wsi i miasteczek. Każdy chce czerpać tańszą i ekologiczną energię. Siłownie wiatrowe oraz biogazownie mają stopniowo wypierać paliwa kopalniane. W Instytucie Energetyki Odnawialnej projektuje się prawie 200 biogazowni. Dotychczas uruchomiono kilka – tłumaczy marszałek województwa kujawsko-pomorskiego Piotr Całbecki (PO), który wespół ze Stowarzyszeniem Energii Odnawialnej organizuje w Ośrodku Doradztwa Rolniczego w podtoruńskim Przysieku konferencje o kierunkach rozwoju odnawialnych źródeł energii w Polsce. – Warto naśladować sąsiadów. W austriackiej gminie Gussing tysiąc hektarów upraw energetycznych gwarantuje pełną samowystarczalność energetyczną gminy – zachęca wicemarszałek Franciszek Złotnikiewicz (PSL). – W każdym urzędzie gminy powinna być zatrudniona co najmniej jedna osoba, mająca profesjonalną wiedzę o energetyce odnawialnej. W Polsce 17 mln hektarów zajmują użytki rolne, a ugory i odłogi jeszcze dodatkowy milion. Jeżeli pod uprawy bioenergetyczne przeznaczymy jedną czwartą obszaru rolniczego, produkcja biogazu może rocznie osiągnąć około 22,5 mld m sześć., co pokryłoby 20 proc. całkowitego zapotrzebowania na energię. Rozproszona produkcja energii w oparciu o biogaz i gaz ziemny jest właściwą odpowiedzią na malejące zasoby kopalnych surowców energetycznych. Największa w Polsce biogazownia powstała w Liszkowie w gminie Rojewo, w powiecie inowrocławskim. Obiekt o mocy 2,1 MW będzie wytwarzał 16 tys. MWh rocznie. Instalację uruchomiono w maju, oficjalnie otwarto we wrześniu, a jej rozruch potrwa do końca roku. Kolejne biogazownie w województwie kujawsko-pomorskim powstaną w okolicach Świecia i Kruszwicy. Rojewo zaskakuje – już parę lat temu urząd gminy uzyskał certyfikat ISO 2001. Wójt Błażej Mielcarek, kończący trzecią kadencję, opowiada, że z powodu biogazowni w Liszkowie trochę siwych włosów na głowie mu przybyło. Ktoś przeczytał w Interne- SŁOWNICZEK OBRAZKOWY DLA MŁODYCH I MIASTOWYCH 300 tysięcy złotych zarabia rocznie gmina Rojewo na swojej biogazowni Jak przyszły artysta Od żniw po Codzienność polskiej wsi już po wojnie, ale jeszcze bez elektryczności, gazu i telefonu wspomina poseł PO Jerzy Fedorowicz, który spędzał na niej swoje najpiękniejsze, choć pracowite wakacje w czasie corocznych żniw. Żniwiarka – maszyna rolnicza do koszenia zboża lub trawy Wialnia – maszyna do oczyszczania ziarna z plew Młockarnia – maszyna do młócenia zboża, lnu, roślin strączkowych Sieczkarnia – maszyna ręczna, służąca do cięcia słomy ...i słowniczek tradycyjny: Garść – kłosy zboża zrzucone ze żniwiarki przed związaniem w snopek. Seradela – poplon, cenna roślina pastewna. Widły „dwójki” – o dwóch zębach, służące do podnoszenia snopków. Widły „trójki” – o trzech zębach, służące do noszenia słomy. Widły „czwórki” – o czterech zębach, służące do przerzucania gnoju. Jest koniec czerwca 1952 roku. Mam 5 lat, mój brat 6. Jedziemy z mamą z Ziem Zachodnich na wschód, w rodzinne strony ojca. Trasa: Polanica-Zdrój – Kłodzko – Wrocław – Warszawa – Siedlce – Łuków – Międzyrzec Podlaski. Pięć przesiadek, szesnaście godzin w drodze. Lokomotywy parowe, siedzenia drewniane (jeżeli były wolne miejsca), tory krzywe. Potem „żeleźniakiem” osiem kilometrów na wschód i już jesteśmy u babci. Resztówka około 40 ha. Pole, las i łąki. Rzeczka Złota Krzywula – zarośnięta, ale za to pełna ryb. Gospodarstwo: dom drewniany, przyzwoity, rodzaj małego dworku. Duży podworzec. Na wprost domu stodoła, też drewniana, dwudrzwiowa, dwa klepiska, trzy sąsieki: na siano, żyto i owies. Stodoła największa we wsi, bo i gospodarstwo największe. Po prawej spichlerz. Po lewej obora, murowana. W niej dwa konie, pięć krów, świnie: maciora i warchlaki, czasem owce. W środku podworca studnia z żurawiem i korytami do pojenia zwie- rząt. Kurnik w pobliżu. W nim kury, gęsi, czasem kaczki i oczywiście kilka kogutów. Pięknie, prawda?! Do tego maszyny. Pod wiatą żniwiarka – nie snopowiązałka, tylko przedwojenna, niemiecka żniwiarka. Przy odrzwiach stodoły kierat, a na klepisku młockarnia. Sieczkarnia i wialnia na drugim klepisku. Acha, i piły ręczne do drzewa. Czemu ręczne? Bo nie ma prądu! Tak! Była AK-owska wieś Zawadki poznała żarówkę dopiero w połowie lat 70.! Super dla dzieci – ceremonia zapalania lampy naftowej to jest to! Ale zimą często płonęły stodoły. Śpiewał na ten temat Czesław Niemen: „Mówią płonie stodoła, płonie aż strach. Trzeszczy wszystko dokoła ściany i dach, gorąco, że hej, pobiegnij tam”. No i teraz wyobraźcie sobie codzienność gospodarzy. Rano dojenie krów, karmienie bydła i trzody, przygotowanie parnika i osypki – ciotka. Kurnik – babcia. Konie – sieczka, siano, owies – stryjek. Pojenie bydła – stryjek. Zimą woda w studni zamarza, latem często wysycha, a poić zwierzęta trzeba. Czwórka dzieciaków do szkoły pięć kilometrów. Często mróz trzaskający! I pięćdziesiąt stron by zabrakło, gdybym chciał opisywać tamtą coKażdy wie co ma robić wydanie specjalne – listopad 2009 Ogólnopolska gazeta Platformy Obywatelskiej 1/3 zużycia gazu w Polsce Rezerwy cie, że instalacja może wybuchnąć i zasiał popłoch. Biogazowni nie chciano we wsi. – Pierwsze rozmowy o lokalizacji biogazowni prowadziliśmy pięć lat temu. Dość długo trwały procedury przygotowawcze. Mieszkańcy nie mogli się przekonać do tej inwestycji. Opór był, chociaż do akcji protestacyjnych nie doszło – przypomina IEO projektuje Mielcarek. Najbardziej opornych zawieziono do biogazowni w Niemczech biogazowni oraz do Pawłówka koło Człuchowa, aby mogli się przekonać o dobrych intencjach i prawdziwości zapewnień gminnej władzy i osobiście sprawdzić, że to nie śmierdzi i nie szkodzi środowisku, a wręcz przeciwnie – poprawia jego stan. Z inwestycji gmina ma 300 tysięcy złotych rocznie, co przy budżecie nie przekraczającym 10 mln zł jest zastrzykiem finansowym nie do pogardzenia. – Dziś mieszkańcy Liszkowa zupełnie inaczej patrzą na biogazownię. Zauważyli, że dzięki niej wieś wyszła z cienia i stała się popularna w całej Polsce – dodaje wójt. – Paliwa naturalne, takie jak węgiel i ropa naftowa, eksploatowane 200 W Polsce spada wielkość rezerw energetycznych. Zużycie energii rośnie szybko, a Unia Europejska wymusza wzrost udziału bioenergii. Zgodnie z „Polityką energetyczną Polski do roku 2025” w 2010 roku Polska powinna osiągnąć wskaźnik 7,5 proc. udziału energii elektrycznej wytwarzanej z OZE oraz 5,75 proc. Koszt biogazowni zależy od jej roudziału biokomponentów i biopaliw w całym dzaju, wielkości i lokalizacji. Im lepsza wolumenie zużywanych paliw ciekłych. Protechnologia, tym wyższa cena. Biogazownia dukcja energii elektrycznej z odnawialnych firmy Poldanor kosztowała 4,3 mln zł, natoźródeł wynosi obecnie 4 proc., a do roku miast biogazownia w oczyszczalni ścieków 2020 powinna wzrosnąć do pow Inowrocławiu – 2,4 mln zł. Biogazowziomu 15 proc. nia firmy Agrogaz o mocy 2,1 MW gmina kosztowała około zyskuje też 20 mln zł wpływy podatkowe. W znowelizowanadal nym Prawie energetycznym znalazł się w takim tempie jak obecnie, wyczerpią zapis mówiący, że każda ilość energii się już w przyszłym stuleciu. wytworzonej z biogazu musi być odeW związku z tym istnieje potrzeba brana przez zakład energetyczny. Ten budowania kolejnych elektrowni, przepis pomoże zwłaszcza małym inktóre zasilane będą energią odna- westorom. wialną. Biogazownie zwiększają bezPierwotny projekt biogazowni pieczeństwo energetyczne i prowadzą w Liszkowie zakładał, że gaz posłuży do samowystarczalności energetycznej do produkcji energii elektrycznej, gmin, województw i całego kraju a ciepło zasili pobliską gorzelnię. Go– mówi Zbigniew Szymandera, wice- rzelnia jednak padła i na razie ciepło prezes poznańskiego Agrogazu, bu- leci do nieba, ale prezes Szymandera downiczego biogazowni w Liszkowie. zapewnia, że gorzelnia zostanie reakW Liszkowie zastosowano tech- tywowana. Jest to uzasadnione ekononologię produkcji biogazu firmy micznie. Odpady z gorzelni zasilanej Schmack Biogas AG sprawdzoną kukurydzą to materiał wyjściowy do w prawie trzystu takich instalacjach produkcji biogazu. Obecnie wykorzyw Niemczech, Austrii, Holandii, Japo- stywane są odpady roślinne z przenii i Luksemburgu. Schmack Biogas twórni Bonduelle w Gniewkowie, AG dysponuje certyfikatami ISO wywar ziemniaczany z krochmalni 14001 oraz 9001:2000, które są świa- w Bronisławiu oraz wywar gorzelniany dectwem jakości tej technologii. Agro- dowożony z Chełmży. Zbigniew Szygaz Sp. z o.o., inwestor liszkowskiego mandera tłumaczy, że do Chełmży jest przedsięwzięcia, oszacowanego na dalej niż 20 km, ale liczy się inny efekt. ponad 20 mln zł, przychód czerpie ze – Odległość odgrywa ważną rolę, ale sprzedaży energii do ENEA SA. zarabiamy też na utylizacji odpadów W biogazowni pracuje pięć osób, – mówi wiceprezes. Marek Keram Koszty 7 Możemy produkować 5 mld m3 biogazu Biogaz jest produktem fermentacji ścieków – na przykład cukrowniczych – a także odpadów komunalnych, odchodów zwierzęcych – obornik, gnojowica – prowadzonej w specjalnej instalacji nazywanej biogazownią. Nieoczyszczony biogaz składa się w 50-75 proc. z metanu, który jest także głównym składnikiem gazu ziemnego, a reszta to dwutlenek węgla oraz domieszki innych gazów. W wyniku spalania biogazu do atmosfery przedostaje się mniej szkodliwych tlenków azotu, niż przy spalaniu paliw kopalnych, czyli węgla kamiennego i brunatnego. Po fermentacji wytwarzającej biogaz pozostaje cenny nawóz. Z jednego m sześciennego obornika można otrzymać nawet 30 m sześć. biogazu. Na świecie używa się go jako paliwo dla generatorów prądu elektrycznego. Ze 100 m sześc. biogazu można wyprodukować około 540-600 kWh energii elektrycznej. Może być to źródło energii do ogrzewania wody, a po oczyszczeniu i sprężeniu także paliwo do napędu silników wytwarzane w instalacjach CNG. W Polsce potencjał surowcowy pozwala na wyprodukowanie rocznie 5 mld m sześc. biogazu. Stwarza to możliwość działania dla około 2 tysięcy biogazowi o mocy 1 MW każda. Jak produkuje się gaz z biomasy Biogazownia: kompleks urządzeń do przetwarzania biomasy roślinnej, odpadów zwierzęcych, odpadów organicznych lub osadów ze ścieków w biogaz. Konstrukcja zależy od rodzaju surowca stosowanego do wytwarzania biogazu. Typowa biogazownia składa się z urządzeń i obiektów do przechowywania, przygotowania oraz dozowania surowca. W urządzeniach magazynujących – silosach, zbiornikach, halach – przechowywane są surowce emitujące nieprzyjemne zapachy. Surowce w formie stałej wsypuje się do komór fermentacyjnych, natomiast materiały płynne dozowane są pompami. Niektóre biogazownie mają urządzenia do roz- drabniania, higienizacji lub pasteryzacji surowca. Niezbędnym elementem biogazowni jest komora fermentacyjna. Pozostałości pofermentacyjne są gromadzone w zbiorniku magazynowym. Poza systemem zbiorników, w biogazowni funkcjonują: pompownia obsługująca transport surowca oraz pozostałości pofermentacyjne pomiędzy zbiornikami, sterownia oraz urządzenie przetwarzające energię biogazu w energię cieplną lub elektryczną. Biogazownia może także mieć urządzenia wykorzystujące energię cieplną do ogrzewania obiektów oraz przynoszące dodatkowe dochody z suszenia zboża czy drewna. żął, wiązał, ustawiał, zwoził, młócił i konie poganiał wykopki – tak drzewiej bywało dzienność. Tylko się nie rozczulajcie, babcia żyła 102 lata, stryjek 85, ciotka dobiega 90., dzieci wykształcone, wnuków i prawnuków pełno. Do 1970 roku każde wakacje wyglądały tak samo. Obowiązkiem rodziny z miasta było pomaganie przy żniwach. Pierwsza dekada lipca była najpiękniejsza. Zboże dojrzewało, niewiele mieliśmy do roboty, pracowaliśmy tylko przy sianie. To była lekka praca, ale ważna. Przygotowywaliśmy zimową spyżę dla koni, a poza tym spaliśmy w stodole. Przyglądaliśmy się, jak tata ze stryjkiem biją świniaka na żniwa. Próbowaliśmy gorących kaszanek, czasem udało się skubnąć wędzoną kiełbasę, ale ciotka wszystko skrzętnie zamykała w piwnicy, bo mięso było potrzebne dla żniwiarzy. Jedliśmy głównie ziemniaki, ogórki i jajka. Chleb piekło się we własnym piecu. I, niestety, nadchodził koszmarny dzień rozpoczęcia żniw. Główne pole na wprost domu było ogromne. Gdy byłem mały wydawało mi się, że nie ma końca. Później, jak dorastałem, widziałem drzewo z odległości 600 metrów, pod którym zjadaliśmy przyniesiony przez kobiety obiad. Dzień wcześniej ojciec ze stryjkiem okosili łan, by mogła wjechać żniwiarka. No Lipiec znaczy żniwa i zaczynamy! Ojciec wsiada na żniwiarkę. Konie ruszają. Stryjek i trzy jego córki wiążą snopki, my z bratem ciągamy je w rzędy, a stryjeczny brat układa kopy. Dziesięć do dwunastu snopków na kopę. I tak od rana do wieczora, przez pięć dni. Później to samo z owsem. Snopki owsa są lżejsze, ale za to pełno w nich ostu, który rani skórę. Upał nieznośny, ale nie pamiętam, żebyśmy nosili czapki. Pragnienie takie, że pijemy wodę z wiadra. Wieczorem pędzimy nad rzekę, do Złotej Krzywuli, nie przeszkadzają nam komary, szerszenie i inne owady. Kąpiemy się i łowimy ryby. Przeważnie szczupaki, kiełbie lub klenie, czasem okonie lub leszcze. Na glebach piaszczystych czwartej i piątej klasy preferowano płodozmian, a więc na zmianę: żyto, owies, ziemniaki. Na wyjałowionej ziemi siało się łubin, potem zaorywało, by przegnił i użyźnił glebę. Oczywiście gnój z obory był podstawowym nawozem. Ponieważ nie było rozrzutnika, całą pracę wykonywaliśmy widłami „trójkami”. Zapach był, że ho, ho! Nawozy sztuczne przyszły później. Zboże dosychało w kopach kilka dni, mieliśmy więc trochę wolnego. Zwoziło się z lasu chrust i drzewo na zimę, które potem rąbaliśmy na poZapach był, że ho, ho! dworcu lub pomagało przy tytoniu. Za jeden nawleczony do suszarni wianek ciotka Krzymowska z sąsiedniej wsi Krzymowskie płaciła złotówkę. Nawlekało się mniej więcej godzinę. Ręce ciemniały od tytoniu, ale za to pachniałeś jak dorosły! Zrywaliśmy też dojrzałe wiśnie na sprzedaż i to był nasz zarobek, bo cała kasa należała się zbierającemu. Pięć złotych za sześciokilogramowy koszyk. Aż nadszedł czas zwózki. Gdy byłem w wieku 6 – 10 lat, otrzymywałem pośledniejsze zadania. Po wrzuceniu snopków na furę podjeżdżałem wozem, trzymałem lejce i poganiałem konie. Mniej więcej co siedem minut wołałem „Wio!” i tak kierowałem wozem na dystansie 10 metrów. W nagrodę pierwszy mogłem wleźć na ułożoną furę, by mieć najlepszy widok w drodze z pola do stodoły. W stodole ustawialiśmy się w rządku w sąsieku i podawaliśmy ciotce snopki z fury, a ona układała je starannie, by łatwiej było przy młócce. Tej roboty nienawidziłem, bo był straszny kurz, a ręce i nogi mieliśmy pokłute słomą i ostami. Między 10. a 13. rokiem życia podawałem widłami „dwójkami” z kupek na niższy poziom wozu. A gdy dorosłem, do mnie należały „dwójki” w polu i w sąRządkiem w sąsieku sieku. Snopek żyta „na raz” w górę – to była oznaka męskości! Znowu kilka dni przerwy ze zbożem. Zwoziliśmy wtedy seradelę – małe, lekkie kuczki, za to kurz niemiłosierny. No, i wreszcie młocka. Tu działała zasada samopomocy rodzinno-sąsiedzkiej. Młockarnia, która stała na klepisku była małą maszyną, poruszaną przez kierat dwu- lub jednokonny. By odrzucić plewy uruchamialiśmy ręczną wialnię, ale przy dużej młócce pojawiała się wysoka, prostokątna maszyna młócąca, połączona z wialnią. Przy ogromnym kurzu i hałasie czyste zboże sypało się do worków. Do tej pracy trzeba było czterech koni po obydwu stronach kieratu. Przez cztery lata, od 6. do 10. roku życia poganiałem konie w kieracie, kręcąc się w kółko przez 12 godzin dziennie, z przerwami tylko na posiłki. Trwało to 2-3 dni. W wieku męskim nosiłem „trójkami” słomę spod maszyny do wujka, który układał stertę. Prasy jeszcze nie było. Czemu tak szczegółowo opisuję żniwa na Podlasiu? Otóż po to, aby wykazać, jaki postęp poczyniła wieś polska, na moich oczach, w ostatnich 50. latach. Pierwsze: snopowiązałka i sznurek z jego problemami. Drugie: silnik spalinowy i taśma Z końmi w kieracie transmisyjna, która stale spadała. Trzecie: elektryczność w domu i zagrodzie – to był dopiero postęp! Wreszcie: kombajn, który wszystkie operacje od zbierania zboża do sypania ziarna do worków, trwające w sumie około trzech tygodni i angażujące co najmniej 10 osób, sprowadził do półtora dnia, przynajmniej w przypadku gospodarstwa mojej rodziny. Było ciężko, to prawda. I biednie. Dziewczyny rzeczywiście szły boso do kościoła, by czyste buty wzuć dopiero w kruchcie. Bimber był łatwo dostępny, oświata i kredyty trudno. „Komuna” dokuczała rolnikom podatkami i dostawami obowiązkowymi, prześladowała, oskarżając o kułactwo, ale nie pozbawiła dumy, honoru i miłości do ziemi. I co tu gadać, prawda jest taka, że wieś pomagała przetrwać rodzinom w mieście. Bez ich jajek, jabłek, mleka, a nawet mięsa nie dalibyśmy rady. I za to im dzięki! Dzisiaj gospodarstwo, które opisuję to nowoczesna obora z zakontraktowanym bydłem, ciągnik wielofunkcyjny, dostęp do kredytów, wiedzy oraz unijnych dopłat. Chłop staje się przedsiębiorcą rolnym, biznesmenem po prostu! Fakt, że idzie to wolno, ale chłop musi pomyśleć dwa razy, zanim w coś wdepnie. Jerzy Fedorowicz 8 Ogólnopolska gazeta Platformy Obywatelskiej wydanie specjalne – listopad 2009 „Schetynówki”, szerokopasmowy Internet, Wiele dróg wiedzie ku Gmina może... Naprawa infrastruktury Gołym okiem widać, że polska wieś intensywnie wykorzystuje środki publiczne, w tym unijne, przeznaczone na poprawę infrastruktury technicznej. Wystarczy krótka jazda wiejskimi drogami, żeby zobaczyć nowe krawężniki i asfalt, budki telefoniczne, latarnie i przystanki autobusowe. Mniej rzucają się w oczy nowe sieci wodne i kanalizacyjne czy oczyszczalnie, choć przecież one także są. Jednak dopiero twarde dane raportów i analiz obrazują skalę rzeczywistych osiągnięć, a także – ogrom pracy do wykonania. Budowa chodników, instalacja latarni czy przebudowa zagrażających środowisku wysypisk są kosztowne, efekty przynoszą po długim czasie i nie zawsze wydają się najpilniejsze w planie budżetowym gminy, choć mogą wydatnie poprawić standard życia jej mieszkańców. W dodatku środki własne gminy są zazwyczaj niewystarczające, stąd długa droga do zaspokojenia nawet najbardziej oczywistych potrzeb w tym względzie. Od 2004 roku spadają na przykład nakłady na inwestycje służące zaopatrzeniu w wodę i budowie kanalizacji. Środki w tym obszarze pochodzą głównie z budżetów samorządowych i funduszy zewnętrznych (UE i fundusze ochrony środowiska) i zasilają przede wszystkim wodociągi. Gminy mniej chętnie budują sieci kanalizacyjne i oczyszczalnie – procent „zwodociągowania” i „skanalizowania” gospodarstw domowych na wsi wynosił według „Informacji o stanie infrastruktury technicznej wsi na koniec 2007 roku” odpowiednio 67 i 18 proc. W hierarchii potrzeb wielu społeczności wiejskich takie wydatki zajmują względnie niską pozycję – nie są traktowane jako podnoszące standard życia. Zapobieganie degradacji środowiska naturalnego także nie zajmuje wysokiego miejsca na liście pilnych spraw do załatwienia. Wiele małych miejscowości w ogóle nie oczyszcza ścieków zgodnie z wymogami sanitarnymi i ekologicznymi. Istniejące wiejskie urządzenia odbioru nieczystości to przeważnie osadniki gnilne i zbiorniki tymczasowego składowania – nieszczelne, przeciążone, zatruwające wody gruntowe, rzeki i jeziora. Tu jednak jest poprawa: zwolna przybywa nam oczyszczalni zbiorczych i indywidualnych oczyszczalni wiejskich. Trudniej będzie poradzić sobie ze śmieciami. Świadomość ekologiczna niby jest w tym względzie powszechna, ale o zgodę na lokalizację wysypiska w naszym sąsiedztwie trudno. Wszyscy chętnie pozbędziemy się odpadów, byle zabrano je na Marsa czy równie odległą planetę. Wiedza o bezpiecznym dla otoczenia składowaniu jest mierna, a nieliczne informacje prasowe o udanych inwestycjach zagranicznych przyjmowane są z nieufnością. Podobnie jak wiejskie oczyszczalnie ścieków, wiejskie wysypiska są w dużej części niebezpieczne dla środowiska. Pozbawione ekranów izolujących i instalacji odprowadzającej wodę odciekową zatruwają ziemię i zbiorniki wodne wokół. Na szczęście Wysypisko? Byle nie u nas! Droga cyfrowa – rozwój Internetu i otwarcie na globalny świat nowoczesnej istniejące prawo nakłada na właścicieli nieruchomości i gminy obowiązki gospodarowania odpadami: właściciele mają gromadzić odpadki w odpowiednich pojemnikach, a gminy organizować selektywny ich odbiór. Coraz częstszy widok wystawionych przy wiejskich drogach pojemników na śmieci jest świadectwem skuteczności prawa i aktywności gmin w tej dziedzinie. Postulat wspierania gospodarki odpadami na wsi w działaniu „Podstawowe usługi dla gospodarki i ludności wiejskiej” zawiera Program Rozwoju Obszarów Wiejskich na lata 2007-2013. Mimo widocznych zmian, stan dróg wiejskich jest ciągle niezadowalający. 45 proc. to nadal drogi nieutwardzone. Tymczasem dobra jakość dróg służy nie tylko bezpieczeństwu i wygodzie podróżujących, ale także zwiększa możliwość korzystania z lasów (gospodarczo i rekreacyjnie), sprzyja racjonalnej gospodarce gruntami (np. korzystnemu ekonomicznie scalaniu ziemi), a także rozwojowi turystyki. Od 2004 roku nieznacznie spada na wsi liczba telefonów stacjonarnych. To efekt rozwoju telefonii komórkowej i braku atrakcyjnej oferty operatorów naziemnych, przede wszystkim technologii cyfrowej, czyli systemu ISDN, dającego możliwość równoczesnego telefonowania i przesyłania danych (w tym Internetu).To samo zjawisko można także zaobserwować w miastach. Więcej dróg, mniej telefonów Zelekt001101 ryfikowana w la0110 tach 50. polska wieś świeci jasno i ciągle jaśniej – tylko w ciągu siedmiu lat (2000-2007) liczba odbiorców energii elektrycznej na wsi prawie się podwoiła (z 2,55 mln do 4,68 mln). Jednak stan techniczny instalacji wielu gospodarstw nie uległ zmianie od połowy XX w. Elektryfikacyjny standard: dwie żarówki i jedno gniazdko na pomieszczenie jest w mieście nie do pomyślenia, a na wsi – owszem. Rozproszenie terytorialne gospodarstw wiejskich i wynikający częściowo ze złej jakości technicznej instalacji niski pobór mocy sprawia, że wiejska sieć elektryczna jest deficytowa. Inwestowanie w nieopłacalne sieci przesyłające prąd do wsi i gospodarstw będzie się jednak posuwało powoli. Szczególnie, że w najgorszym stanie są instalacje w najuboższych domach. 1 Bardzo niewiele energii elektrycznej pochodzi ze źródeł odnawialnych. W 2006 roku w Polsce wyprodukowano 161 743 GWh energii elektrycznej, w tym tylko 3392 GWh w elektrowniach wodnych, wiatrowych, biogazowniach itp. Program Rozwoju Obszarów Wiejskich na lata 2007-2013, powstały w oparciu o Krajowy Plan Strategiczny przeznaczył 17 mld euro na wsparcie programów wiejskich. 13,23 mld euro pochodzi z funduszy unijnych, reszta z budżetu państwa. Wiatr u nas nie pracuje Swobodny, szybki dostęp do Internetu powoduje, że maleje poczucie oderwania od wielkomiejskich metropolii wśród dzieci, młodzieży, a także dorosłych na wsi. Lepsze drogi, szybsza łączność, dostępne telefony zbliżają 01 11 0 0 1 1 0 1 00 011 1 0100011 01 11 0 0 1 1 0 1 0 00 Na działania 0 0 1 1 0 1 00 tego pro0 1 1 0 1 001 gramu, w ramach „Podstawowych usług dla gospodarki i ludności wiejskiej” asygnowano prawie półtora miliarda euro z przeznaczeniem na działania w zakresie: – gospodarki wodnościekowej; – tworzenia systemu zbioru, segregacji i wywozu odpadów komunalnych; – wytwarzania lub dystrybucji energii ze źródeł odnawialnych. Odbiorcą środków może być gmina lub inna jednostka samorządu terytorialnego. Beneficjent może otrzymać do 4 mln zł na projekty wodnościekowe, 200 tys. zł na systemy zagospodarowania odpadów komunalnych i 3 mln zł na wytwarzanie i dystrybucję energii ze źródeł odnawialnych. Trzeba tylko w tej sprawie dobrej woli, bowiem inwestycje z zakresu infrastruktury technicznej należą co prawda do zadań własnych gminy, nie są to jednak zadania obowiązkowe. 1 1 01 JG wydanie specjalne – listopad 2009 Ogólnopolska gazeta Platformy Obywatelskiej 9 oczyszczalnie, biogazownie, elektrownie wiatrowe nowoczesności polskiej wsi Z Grzegorzem Schetyną rozmawia Elżbieta Misiak-Bremer – Fajnie jest mieć drogi nazywane od własnego nazwiska? Jakie to jest uczucie? – Bardzo fajnie. Bardzo się cieszę, że się to udało, że ten projekt, taki „z głowy wyjęty” sprawdza się. Najpierw był mój pomysł. Potem rozmowy z ministrem finansów Jackiem Rostowskim, rozmowa z samorządowcami, czy przyjęliby taki wariant wspólnej pracy. Kolejne rozmowy toczyły się z wojewodami, potem temat schodził z samorządów wojewódzkich do samorządów powiatowych i gminnych. Okazało się, że pomysł został chętnie skonsumowany. – Z czego się narodził ten pomysł? – Z dążenia do tego, żeby ludzie, którzy może nigdy nie pojadą autostradą, nie skorzystają z drogi ekspresowej, mogli mieć u siebie wyremontowaną drogę, oświetloną jezdnię pod szkołą, chodnik, krawężniki i bezpieczne przejście. Zależało mi na tym, by wielki projekt zmian infrastruktury wszedł pod strzechy. Tam, gdzie samorząd będzie chciał przeprowadzić remont dróg gminnych i powiatowych, budżet państwa pokryje połowę kosztów – Ile czasu zajęło przejście od pomysłu do realizacji? – Kilka tygodni. Miałem zielone światło zapalone przez ministra Rostowskiego, miałem absolutną akceptację ze strony samorządów. Wszyscy byli za. Nawet jak opozycja krzyczała, że to polityka i skandal, że minister spraw wewnętrznych zajmuje się infrastrukturą. Udało się to zrobić poza polityką. To nie polityka decyduje, która droga będzie remontowana, a która przebudowywana. Nieważne kto rządzi, ważne kto ma dobry projekt, kto się angażuje. – Nazwa „schetynówki” wzięła się sama z siebie, czy ktoś to wymyślił? – Sama z siebie, i to parę lat temu, kiedy będąc jeszcze w opozycji, przepchnąłem remont drogi z Wrocławia do Lubina. Uparłem się, żeby były pobocza i lewoskręty na wsiach, bo było bardzo dużo i wypadków, i ofiar. Wtedy ktoś powiedział: „schetynówka”. Tak ktoś napisał w prasie brukselskiej i tak zostało. – To tak jak sławojki? – Tak mówią. Grzegorz Schetyna od „schetynówek” FOTO AGENCJA GAZETA 987 MILIONÓW ZŁOTYCH NA PRZEBUDOWĘ 2646 KM DRÓG GMINNYCH I POWIATOWYCH Narodowy program budowy dróg lokalnych w latach 2009-2011 komunikacji wieś do miasta. Rząd PO chce jednak, żeby ten proces przebiegał zdecydowanie szybciej. W tej zmianie cywilizacyjnej niezastąpiony jest Internet, traktowany jako narzędzie, a nie cel sam w sobie. Ułatwia to postępująca cyfryzacja łączności, która obejmuje także tereny wiejskie. Zadanie „zinternetyzowania” polskiej wsi wzięło na siebie Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji. Realizacja programu przeciwdziałającego wykluczeniu cyfrowemu –e-Inclusion ma na celu likwidację barier technicznych i upowszechnienie szerokopasmowego Internetu niezależnie od miejsca zamieszkania. Wsparcie z tego programu dostają gospodarstwa domowe uprawnione do otrzymywania pomocy społecznej lub świadczeń rodzinnych, dzieci i ucząca się młodzież z rodzin w trudnej sytuacji materialnej i społecznej, osoby niepełnosprawne oraz rodziny zastępcze. Dochód rodziny jako podstawowe kryterium wyboru do objęcia tym projektem z działania 8.3 PO IG (Programu Operacyjnego Innowacyjna Gospodarka) wskazuje gminy z obszarów wiejskich jako pierwszoplanowych beneficjentów przeciwdziałania wykluczeniu cyfrowemu. 01 11 0 0 1 1 0 1 00 011 1 0100011 0 0 1 1 0 1 00 011 011 1 0 0 1 1 0 1 00 11 00 1 0 0 1 1 0 1 001 001 01 00 Dysproporcje w dostępie do Internetu wiejskich i miejskich gospodarstw domowych pokazują dane: na wsi komputery ma 34 proc. gospodarstw domowych, w mieście – 52 proc. Działanie 8.3 PO IG przeznacza na wyrównanie tej różnicy 364 mln euro. Wkład ze środków unijnych na działanie wynosi 310 mln euro, a z krajowych środków publicznych – 55 mln euro. W ramach jednego projektu wsparcie z tego programu może uzyskać co najmniej 30 gospodarstw domowych, spełniających konieczne kryteria. Pomoc dla nich polega na zapewnieniu dostępu do Internetu, zakupie zestawów komputerowych, oprogramowania i podręczników, szkoleniu w obsłudze komputera oraz korzystania z Internetu z uwzględnieniem wieku, stanu zdrowia i wykształcenia, budowie infrastruktury dostępowej, usługach serwisowych. Dofinansowanie projektu to maksymalnie 85 proc. jego wartości, wkład własny beneficjenta to 15 proc. Z programu mogą skorzystać gminy wiejskie, które mają najniższe dochody. Pierwszym samorzą- poszczególnych województw, a także gęstości sieci dróg lokalnych na ich obszarze. Prowadziło to do nierównomiernego zaspokojenia potrzeb inwestycyjnych samorządów, uprzywilejowując gminy i powiaty w mniejszych i słabiej zaludnionych województwach o niewielkich sieciach dróg lokalnych. Według stanu na dzień 5 sierpnia Przykładowo w województwach 01 11 0 0 1 2009 r. do dofinansowania z budżetu lubuskim i opolskim zakwalifikopaństwa w 2009 r. zakwalifikowanych wano do dofinansowania 100 proc. zostało ogółem 1137 wniosków na złożonych (i niewycofanych), a zarałączną kwotę dotacji 987 mln zł na re- zem formalnie poprawnych wniomonty 2646 km dróg gminnych i po- sków, podczas gdy w największych 0 0 1 1 0 1 00 01 00 wiatowych. Obowiązujący do- pod względem obszaru i zaludnienia tychczas równy podział kwoty oraz rozmiaru sieci drogowej woje0 1 1 0 1 001 11 00 0 11 0 dotacji celowej z budżetu wództwach mazowieckim, wielkopolpaństwa pomiędzy wo- skim i śląskim wskaźnik ten wyniósł dem w Polsce, który uzyskał dofijewództwa nie uwz- odpowiednio: 24 proc., 33 proc. i 40 nansowanie w ramach tego proględniał zasadni- proc. gramu jest gmina Ropczyce, czych różnic Decyzja Rady Ministrów uzależw której zastosowano dodatkowe w i e l k o ś c i nia wielkość dotacji celowej z budżetu kryterium: dobre wyniki nauki 01 11 0 0 1 1 oraz za- od zróżnicowanych potrzeb jednostek dzieci z rodzin objętych projektem. ludnie- samorządu terytorialnego w zakresie Podpisane zostały już umowy n i a inwestycji drogowych w poszczególtakże z miastami: Halinów, Gronych województwach. dzisk Mazowiecki, Przemków Zakłada ona, że w latach 2010i gmina Świerklany. Środki na rea2011 podział środków dotacji pomię0 0 1 1 0 1 00 110 lizację projektów wynoszą od 365 dzy województwa będzie tys. zł w gminie Świerklany po 2,5 uwzględniał powierzchnię i liczbę 0 1 1 0 1 000 0001 mln zł w gminie Halinów. ludności województw oraz MSWiA odpowiada również za łączną długość znajdujących inny program dostarczający Inter- Dotyczy to przede wszystkim teresię na ich obszarze dróg net bezpośrednio do użytkownika nów wiejskich i małych miastegminnych i powiatopoprzez wsparcie małych, bardzo czek. wych o twardej namałych i średnich przedsiębiorW ramach tego programu wierzchni. Tak poważnie zatytułowany program przyjął potoczną nazwę „schetynówek”. Program ten zakłada, że tam, gdzie samorząd będzie chciał przeprowadzić remont dróg, budżet państwa pokryje połowę kosztów. W latach 2009 - 2011 będzie na to przeznaczana kwota 1 mld zł rocznie. 011 1 1 1 011000100110 011 1 1 1 01000000011 ców, chcących robić to tam, gdzie jest to nieopłacalne finansowo. Chodzi o obszary kraju, na których nie funkcjonuje ogólnodostępna szerokopasmowa infrastruktura internetowa o przepustowości co najmniej 2 Mb/s. każda firma ma zapewnić szerokopasmowy dostęp do Internetu grupie co najmniej 40 gospodarstw domowych. Na realizację 0 0 1 1 0 1 tego programu przeznaczone zos- 0 1 1 0 1 001 tało 200 mln euro. (pr) 1 1 01 10 Ogólnopolska gazeta Platformy Obywatelskiej wydanie specjalne – listopad 2009 Kociewskie kobiety wyrywają Krystyna Gierszewska z Kociewia FOTO PO Koncert młodych w klubie „Zebra” FOTO PO Tak śpiewają gospodynie Koło Gospodyń Wiejskich zdobywa granty, robi catering, serfuje po Szefowa Koła Gospodyń Wiejskich w Rudnie na Pomorzu, 53-letnia Barbara Thrun, w ciągu roku stała się bizneswoman, fundriserem, dziennikarką. Serfuje w sieci, mailuje, czasem do późnej nocy. A zaczęło się od tego, że gospodynie z Rudna dostały dotację z programu „Działaj lokalnie” i zbudowały plac zabaw w swojej wsi. – Przyjechała do nas Waja Jabłonowska z tczewskiej Fundacji Pokolenia, zobaczyła, pochwaliła i namówiła, żebyśmy dołączyły do „Tuby” – mówi Barbara Thrun. „Tuba – Lokalna przestrzeń Informacji” to projekt, który Waja Jabłonowska stworzyła razem z 16 wiejskimi organizacjami. Dofinansowała go Polsko-Amerykańska Fundacja Wolności i Akademia Rozwoju Filantropii w Polsce. Dzięki temu w lutym 2009 roku gospodynie z Rudna zasiadły przed komputerami. Uczyły się Worda, Excela, Internetu, programów graficznych. Dostały kamery i aparaty fotograficzne. Robiły reportaże o Rudnie. Umieszczały filmy i zdjęcia na stronach internetowych. Przyjeżdżali trenerzy, PR-owcy, dziennikarze. Szkolili jak działać profesjonalnie. Kobiety zaczęły pisać artykuły dla lokalnej prasy. Uczyły się znaczenia nieznanych im dotąd, obco brzmiących pojęć – grant, fundrising, gender, mainstream, wolontariat, promocja, happening. Poznały zasady prowadzenia debat oksfordzkich. – Już nie zajmujemy się tylko wypożyczaniem talerzy na wesela. Robimy biznes, zarabiamy. Zakładamy sklep internetowy, będzie można zamówić u nas catering. Założyłyśmy kawiarenkę obywatelską, robimy prelekcje i debaty oksfordzkie. Piszemy profesjonalne wnioski o dotacje następnych projektów – chwali się Barbara – a jak czegoś nie wiemy, to jedziemy do Tczewa, do Wai. Zawsze nam poradzi. Catering u gospodyń wiejskich Bartosz Rief stanął po raz pierwszy przed Wają Jabłonowską w 2007 roku. – Miałem wtedy długie włosy, byłem w glanach i ubrany na czarno. Niektórzy na taki widok przechodzą na drugą stronę ulicy. Myślałem, że nie zechce ze mną gadać – wspomina. Z kumplami grali mroczny metalcore w garażu na osiedlu, ale mieli problemy, bo było głośno. A oni właśnie mieli nagrywać swoją pierwszą płytę. Desperacja po prostu… Fundacja Pokolenia zajmowała już wtedy kamienicę przy Rynku w Tczewie. Bartosz dowiedział się, że mają jeszcze jakąś wolną przestrzeń. – W ogóle nie zwróciła uwagi na mój wygląd. Nie przegoniła mnie, słuchała przez kilkanaście minut. I szybko podjęła decyzję. Na tak. Powiedziała tylko, żebyśmy się przyzwoicie zachowywali. Myślałem, że jakieś podanie mi każe napisać, dokumenty wypełnić… Nic z tych rzeczy. Ale fart! – opowiada Bartosz. Ten fart Bartka nie opuścił. Nie zawiódł zaufania i teraz pracuje w Fundacji Pokolenia. – Jestem „koordynatorem projektów kulturalnych”, tak to się chyba oficjalnie nazywa. Nie dość, że robię to, co lubię, to jeszcze mi za to płacą – mówi. „Koordynatora projektów kulturalnych” trudno spotkać przy biurku w fundacji. Ciągle gdzieś biega, teraz ma „urwanie głowy” z koncertami na tczewskiej starówce. Całe lato i wrzesień. Tczew aż dudni, starówka pełna ludzi. – Wiadomość o tym, że w „Pokoleniach” da się grać, rozeszła się po Tczewie i okolicach. Ciągle ktoś przychodził i pytał, czy może poćwiczyć ze swoją kapelą. I tak ćwiczyli, że teraz miasto kipi muzyką, nawet Waja chyba nie wie, ile zespołów gra – 12, 13 czy już 14? Tolerancja, demokracja, że palce lizać. Najpierw grają punki, Heavy metal w gminie potem jakiś zespół rapuje i przekazuje salę ostrym „metalom”, potem wchodzą ci z psychodelicznym rockiem. Młodzieżowe subkultury, które „na mieście” zwalczają się, tu grzecznie, ramię w ramię pożyczają sobie sprzęt, kiedy im czegoś brakuje. I razem działają w Zebrze. To jest dopiero miszmasz! Kiedy Waja wpuściła do budynku tyle młodzieży, nie było siły – coś takiego musiało powstać. Alternatywne Centrum Kultury Zebra jest grupą nieformalną. W starej, przerobionej na salę, kuchni są projekcje i dyskusje, ktoś zrobił ze ściany galerię fotografiki. Niektórzy przychodzą malować. – Jak ktoś chce się artystycznie wypowiedzieć, to przychodzi do Zebry, jak ktoś chce zorganizować spotkanie dyskusyjne – to organizuje. Jak ktoś chce pokazać swoje filmy to pokazuje – mówi Bartosz. Dużo jest w Zebrze artystów niezależnych z Tczewa i okolic. Tłuką się tu pekaesami z różnych gmin. Czasem to artystowskie „dziwadła”, które u siebie na wsi nie znajdują zrozumienia. Jabłonowska potrafi z tego tłumu wyłuskać najbardziej zaangażowanych i kotwiczy ich w fundacji na dłużej. Tak było z Pasztetem. Pasztet to przydomek (on mówi „ksywa”) Pawła Perszke. Gra na perkusji. Pojawił się w fundacji z zespołem półtora roku temu. Ma dopiero 17 lat, uczy się w technikum. Całe ostatnie wakacje spędził w „Pokoleniach”. – Świetny klimat tu wyczułem – mówi i z dumą dodaje: – Teraz jestem koordynatorem projektu „Tczewska Alternatywa Filmowa”. Film to, poza grą na perkusji w zespole „Insomnia”, jego druga wielka pasja. W „Pokoleniach” zaczął robić filmy. Jeszcze nie wie, kim chce być w przyszłości i co studiować. O tym, że praca z Wają Jabłonowską jest dobrą rekomendacją Świetny klimat tu wyczułem Fundacja „Pokolenia” – portret zbiorowy przekonała się Bożena Białas. Studiowała w Gdańsku politologię, miała wolne piątki i postanowiła zostać wolontariuszką w „Pokoleniach”. Pisała wnioski o unijne dofinansowania. Po studiach złożyła podanie o pierwszą pracę w urzędzie gminy Subkowy. W CV dopisała wolontariat w „Pokoleniach” i dołączyła rekomendację od Wai. Wójt nie wahał się ani chwili, dostała pracę od razu. Teraz Bożena pracuje w Starostwie Powiatowym w Tczewie, w wydziale Funduszy Unijnych. Razem z „Pokoleniami” i Bankiem Spółdzielczym starostwo tworzy sieć partnerstw lokalnych. Waja Jabłonowska jest ładna, zadbana, subtelna. – Ale potrafi być twarda jak kamień i dużo wymaga. I od siebie, i od innych – mówią jej współpracownicy z Fundacji „Pokolenia”. Nie ma dla niej rzeczy, której nie da się zrobić. Potrafi być twarda jak kamień FOTO PO Waja uśmiecha się i prostuje: – Raz jednak wymiękłam. Ale to właśnie dzięki tej porażce powstały „Pokolenia”. To zdarzyło się w 2002 roku. Pracowała w starostwie powiatowym jako animator współpracy z organizacjami pozarządowymi. Biurko, podania, obieg dokumentów, ścisłe godziny pracy. Opiniowanie, stempelki, niepowodzenia odgórnie wymyślanych projektów. Czuła się bezradna. Rzuciła pracę w starostwie. Dostała pieniądze od rodziny – 1200 złotych. Namówiła do współpracy znajomych i zarejestrowali Fundację „Pokolenia”. Startowali prawie od zera. Jedna szafa, jedno biurko, jeden komputer. Wszystko używane. Pierwszy projekt społeczny to było odreagowanie porażki. W Chojnicach zebrała razem organizacje pozarządowe i urzędników samorządowych. Ależ oni na początku byli wobec siebie nieufni! Ale kiedy się poznali, to zaczęli się dogadywać i razem stworzyli wieloletnią strategię współpracy. Razem pracują wydanie specjalne – listopad 2009 Ogólnopolska gazeta Platformy Obywatelskiej 11 EDUKACJA DLA KULTURY Wiejskie biblioteki jako nowoczesne centra informacyjne Postępy w rozwoju infrastruktury na wsi są widoczne gołym okiem: powstają drogi, wodociągi, kładziona jest kanalizacja. To wszystko ułatwia życie. Telekomunikacja na dobre wiąże wieś z całym światem. Najgorsza jest sytuacja w infrastrukturze społecznej, a zwłaszcza w kulturze. Znikają biblioteki, gmin często nie stać na utrzymanie domów kultury. wieś do przodu FOTO PO Zadbana i subtelna – Waja Jabłonowska FOTO PO Internecie, prowadzi debaty oksfordzkie do dziś. W gminie Chojnice jest teraz ponad sto organizacji pozarządowych. Ten prosty projekt powielono potem w wielu innych gminach. O fundacji zaczęło się robić głośno, byli rozpoznawani. Doceniła „Pokolenia” Polsko-Amerykańska Fundacja Wolności i Akademia Rozwoju Filantropii w Polsce, dofinansowała kolejne projekty. Do „Pokoleń” dołączali nowi wolontariusze, najlepsi stawali się jej pracownikami, koordynatorami projektów. Rok 2006. Waja Jabłonowska jeździ po wsiach, koordynuje program „Działaj lokalnie”. W Kociewiu poznaje Krystynę Gierszewską, przewodniczącą Koła Gospodyń Wiejskich. Mają taki sam upór, energię, siłę przebicia. W 2004 roku, po 30 latach pracy, Krysia przeszła na emeryturę. Nie chciała odpoczywać, nie znosiła bezczynności, więc została szefową koła. Organizowały wiejskie festyny, spotykały się na wspólnym gotowaniu. Chciały robić coś więcej, pytały Waję o radę. Pomogła. Powiedziała, jak stworzyć organizację pozarządową, napisać wniosek o dotację. W Krajowym Rejestrze Sądowym zarejestrowały Kociewskie Forum Kobiet – organizację, która skupiła kobiety z kilkunastu kół gospodyń w powiecie. Z feministycznej Ośki dostały dofinansowanie na projekt „Bycie gospodynią to za mało”. Pod okiem Wai Jabłonowskiej tworzyły „Strategię Rozwoju Kół Gospodyń Wiejskich”, potem przyszło dofinansowanie z innych źródeł. W ciągu niespełna trzech lat Kociewie dokonało cywilizacyjnego skoku. Gospodynie dostały w ramach kolejnych programów komputery, kamery, aparaty fotograficzne. Mówią, że wkrótce Kociewie całkiem się zmieni – mężczyźni staną przy kuchni, bo kobiety nie będą mieć na to czasu, zajęte bez reszty robieniem biznesu. Kociewskie forum kobiet Krystyna Gierszewska, prezeska Kociewskiego Forum Kobiet, nie rusza się bez laptopa. Sama zrobiła stronę internetową organizacji, jest jej webmasterem. Posługuje się różnymi programami, w Corelu robi materiały promocyjne. Umie zarobić na byciu wiejską gospodynią. W Ministerstwie Rolnictwa zarejestrowała dwa własne produkty regionalne – pierniki fefernuski i grochowinki kociewskie. Ciasteczka pojechały do Brukseli, częstowali nimi polscy eurourzędnicy. Zamawia je urząd marszałkowski, gdy zaprasza zagranicznych gości. Krystyna wydała książkę o regionalnych przysmakach – same sprawdzone tradycyjne przepisy. Catering? Oczywiście, gospodynie przygotują. Właśnie robią kulinarną stronę internetową. Będzie można zamawiać mailowo. Po zakończeniu programu „Leader +” pojechała w podróż studyjną do Irlandii. – Pierwszy raz byłam za granicą, pierwszy raz leciałam samolotem. Oj, nie da się opowiedzieć… – wspomina Krysia. Przyznaje, że ma mało czasu dla rodziny. – Część obowiązków wziął na siebie mąż, wcześniej ja gotowałam, teraz musi on. A jakie talenty przy tym ujawnił! Pycha! – chwali sołtysa pani prezes. „Pokolenia” dają organizacjom pozarządowym na wsi narzędzia – takie know-how. – Uczymy, jak pisać wnioski, gdzie szukać dofinansowania. Potem ludzie dają sobie radę sami, my tylko doradzamy. Chcemy, żeby mieli poczucie, że robią coś sami, że potrafią – mówi Waja. Jej zdaniem największy problem na wsiach to samorządy, które takich narzędzi nie dają i urzędnicy, którzy nie słuchają ludzi. – A ludzie są mądrzy! Ale wycofują się, gdy tylko wyczują, że nie mają wpływu na Sołtys świetnie gotuje rzeczywistość. Tam, gdzie ludzie mają poczucie, że sołtys ich słucha, na zebrania przychodzą tłumy. Zdaniem Jabłonowskiej wiejskie kobiety są bardziej aktywne niż mężczyźni, mają więcej pomysłów, większe ambicje. Mężczyźni działają zwykle w Ochotniczej Straży Pożarnej. Nie muszą się o nic starać i niczego wymyślać – OSP dostaje lekką ręką pieniądze z gminy. Ta działalność nie wymaga aktywności. – Czasem kobiety liderki są postrzegane przez lokalne władze jako konkurencja, zagrożenie dla ich pozycji. Kobiety zmieniają środowisko, cieszą się zaufaniem społeczności lokalnej, mają autorytet. A wielu urzędników woli iść na łatwiznę. Po to, żeby wygrać kolejne wybory do niedawna wystarczyło dofinansować miejscową drużynę piłkarską i Ochotniczą Straż Pożarną. Aktywne kobiety na wsi podnoszą poprzeczkę – uważa Waja. Często wyjeżdża na kilka dni albo późno wraca do domu. Jej mąż, Andrzej Jabłonowski, już się do tego przyzwyczaił. – Ona już taka jest, wciąż w biegu, ciągle do przodu – mówi. Organizują czas tak, żeby jak najczęściej być razem, bo Andrzej Jabłonowski też jeździ po wsiach. Jest lekarzem, był radnym Platformy Obywatelskiej, szefem komisji zdrowia w Tczewie. – Obiecałem sobie, że zreformuję tutejszy szpital. Byłem jedynym radnym Platformy w komisji zdrowia, radni z innych ugrupowań bali się zdecydować o prywatyzacji szpitala. Samorządowcy z Platformy pomogli, wsparli, udało się. Zdjęcia ze szpitala w Tczewie promują reformę Ewy Kopacz na internetowej stronie Ministerstwa Zdrowia. Andrzej Jabłonowski uważa, że tczewski szpital to ogromny sukces. Ale to już zupełnie inna historia… Kobiety mają autorytet Joanna Wóycicka Władze państwowe podejmują wysiłki, by powstrzymać to zjawisko określane mianem „wykluczenia”. Rządowy Program Rozwoju Edukacji na Obszarach Wiejskich na lata 2008-2013 ma właśnie na celu eliminowanie barier w dostępie ludności wiejskiej do pełnej oferty edukacyjnej, kulturalnej, informacyjnej i sportowej. Minister kultury i dziedzictwa narodowego ogłosił podobne programy, finansowane ze środków ministerstwa. Na Kongresie Kultury Bogdan Zdrojewski mówił: „Nowa wizja pracy edukacyjnej placówek kulturalnych zawarta jest w programach Dom Kultury + i Biblioteka +, których realizacja już się rozpoczyna.” Beneficjentami tego drugiego programu są biblioteki publiczne, ze szczególnym uwzględnieniem bibliotek z gmin wiejskich, wiejsko-miejskich oraz małych gmin miejskich (do 15 tysięcy mieszkańców). Ma on poszerzyć dotychczasowe funkcje bibliotek gminnych o edukację – korzysta- nie z Internetu i komputerów, edukację kulturalną. Celem programu jest przekształcenie bibliotek gminnych w nowoczesne miejsca dostępu do wiedzy, kultury oraz w ośrodki życia społecznego. Zostanie wprowadzony system certyfikujący dla bibliotek. Program Edukacja kulturalna i diagnoza kultury wspiera z kolei i promuje projekty twórczego i aktywnego uczestnictwa w kulturze, sprawnego korzystania z jej materialnego i duchowego dorobku jako wiedzy o historii i tożsamości narodu, kształcenia osób działających w sferze kultury, a także projekty badawcze monitorujące i diagnozujące zmiany w kulturze. W ramach programu są dwa priorytety: Edukacja kulturalna oraz Obserwatorium kultury. Kolejnym programem realizowanym przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego jest Literatura i Czytelnictwo, w ramach którego istnieją dwa priorytety: Promocja literatury i piśmiennictwa kulturalnego oraz Zakup nowości wydawniczych dla bibliotek. Program ten stwarza warunki do rozwoju literatury, czytelnictwa i czasopiśmiennictwa kulturalnego. Wszystkie te programy zmniejszają dysproporcje między wsią a miastem i prowadzą do tego, by jakość życia na wsi zaczęła zbliżać się do poziomu miasta. AA PROGRAM RADOSNA SZKOŁA Rząd wespół z gminą Obejmując rządy prezes Rady Ministrów Donald Tusk w swoim exposé zapowiedział, że „jednym z ważnych elementów prorodzinnych działań rządu jest upowszechnianie edukacji przedszkolnej, która szczególnie potrzebna jest na obszarach wiejskich”. A w dwa lata później szef rządu podczas czerwcowego spotkania z sołtysami w Licheniu powtórzył: „Dla nas jest też ważne, żeby polska wieś była miejscem godnego życia dla was i dla waszych dzieci, żeby szkoła na wsi prezentowała poziom zbliżony do szkół w największych miastach, żeby opieka przedszkolna była dostępna także na małej polskiej wsi”. Program rządowy Radosna Szkoła powstał po to, by szkoły w biedniejszych gminach mogły poprawić wyposażenie, służące rozwojowi i zabawie najmłodszych uczniów. W ramach programu organy prowadzące szkoły podstawowe (gminy) otrzymają wsparcie finansowe na pomoce dydaktyczne do miejsc zabaw w szkole. Powinny one być wyposażone w przyrządy pozwalające na zaspokojenie przez dziecko potrzeby ruchu i obejmować w szczególności duże, miękkie klocki, miękkie piłki w różnych kolorach i wielko- ściach, materace do zabaw, tory przeszkód itp. Koszt zakupu pomocy dydaktycznych jest finansowany w 100 proc. z budżetu państwa do kwoty 6 lub 12 tys. zł, w zależności od liczby uczniów w klasach I-III. Program obejmuje też urządzenie szkolnego placu zabaw, który powinien być przygotowany do prowadzenia z dziećmi różnych form zajęć ruchowych (na przykład pokonywania przeszkód). Gminy muszą wykazać się finansowym wkładem w wysokości 50 proc. kosztów urządzenia placu zabaw; wsparcie finansowe na urządzenie tych placów wynosi 63 850 zł lub 115 450 zł, w zależności od liczby uczniów w klasach I-III. W tegorocznej edycji rządowego programu Radosna Szkoła złożono już wnioski na prawie 130 mln złotych. O zakup pomocy dydaktycznych (lub jego refinansowanie) wnioskowało prawie 7,5 tysiąca spośród niemal 14 tysięcy uprawnionych szkół. Wnioski te opiewają na kwotę 62 mln złotych. Natomiast o dofinansowanie utworzenia lub modernizacji placu zabaw przy szkole lub refinansowanie tych kosztów wnosiło ponad 1,5 tysiąca szkół. Łączna kwota, na którą opiewają te wnioAA ski, sięga 67 mln zł. Łany Internetu Przeciw cyfrowemu wykluczeniu wsi U żytkownikom Internetu trudno wyobrazić sobie, że mogliby nie mieć dostępu do sieci, nie korzystać z możliwości szybkiego wyszukiwania informacji, kontaktu z wieloma ludźmi, załatwiania coraz większej liczby spraw administracyjnych, bankowych, planowania podróży, dokonywania rezerwacji, kupowania biletów lotniczych i wielu innych możliwości. Tymczasem ciągle jeszcze ponad połowa Polaków takiej możliwości nie ma. Szczególnie tych zamieszkałych na wsiach, gdzie Internet może być jedyną formą zdobywania wykształcenia. Jednym z istotnych elementów programu Platformy Obywatelskiej dla obszarów wiejskich jest przeciwdziałanie wykluczeniu cyfrowemu, który pozwala na likwidację barier technicznych i upowszechnienie szerokopasmowego Internetu, niezależnie od miejsca zamieszkania. Program Operacyjny „Innowacyjna Gospodarka” stanowi dużą szansę na wyrównanie dostępu do Internetu przy wykorzystaniu 310 mln euro ze środków europejskich i 54,5 mln euro z krajowych środków publicznych. Wsparcie mogą otrzymać gospodarstwa domowe o niskich dochodach, objętych pomocą społeczną, dzieci i młodzież dobrze ucząca się z rodzin w trudnej sytuacji materialnej i społecznej, osoby niepełnosprawne oraz rodziny zastępcze. Więcej szczegółów na temat programów poprawy infrastruktury technicznej polskiej wsi, w tym rozwoju Internetu, zamieszczamy na stronach 8-9