Pięć ustaw minister Ewy Kopacz ma uzdrowić służbę zdrowia

Transkrypt

Pięć ustaw minister Ewy Kopacz ma uzdrowić służbę zdrowia
To były czasy Ratownik na Wiejskiej
Największego
P
Polaka
PONTYFIKAT
Nr 15
październik 2008
egzemplarz
bezpłatny
ISSN: 1897-936X
OGÓLNOPOLSKA
GAZETA
PLATFORMY
OBYWATELSKIEJ
PO
K
LUDZIE PLATFORMY OBYWATELSKIEJ
iedy w dniu pogrzebu Jana
Pawła II stałem na placu św.
Piotra, myślałem o tym, co
przygnało mnie, setki tysięcy ludzi,
królów, prezydentów, premierów, biskupów na to miejsce, by pożegnać
Człowieka, którego Biała Postać pozostanie jednym ze znaków naszych czasów. Pomyślałem wtedy, że możemy
się czuć narodem szczęśliwym, skoro
zapisujemy się w dziejach nazwiskiem
Papieża Karola Wojtyły.
Refleksja Donalda Tuska – str. 8
Zapiski Jerzego Fedorowicza – str. 9
oruszam sprawy, które z Warszawy słabo
widać. Do polityki trafiłem wbrew ostrzeżeniom mamy, dla której najważniejsze
było wychowanie dzieci. To mi się udało: mam
dwóch synów, którzy przejęli mój zawód,
a jeden został wybrany po mnie na naczelnika Jurajskiej Grupy
GOPR. Marzyłem
o córce, i mam ją, ale
żebym bardziej ją
kochał, Pan Bóg
uczynił ją niepełnosprawną. Piotr
Van den Coghen
o sobie i o sprawach,
które go pasjonują.
Czytaj na str. 15
Reforma
Rostowskiego
BUDŻET
Pięć ustaw
minister
Ewy Kopacz
ma uzdrowić
służbę zdrowia
Nie podzielamy powszechnej w Polsce
opinii, że realizacja każdego wielkiego
zadania wymaga wielkich ofiar.
Taka romantyczna wizja reform
jest nam obca, bo jesteśmy nade
wszystko praktyczni, powiedziałbym
nawet – do bólu praktyczni – powiedział w Sejmie minister Jacek Rostowski, prezentując rządowy projekt
reformy finansów publicznych.
PiS, tworząc jedynie atrapy reform, sugerowało, że reforma finansów publicznych może być całkiem
bezbolesna dla wszystkich i od zaraz.
Prawdziwe reformy, eliminując to, co
szkodzi gospodarce polskiej i jej rozwojowi, czasem wymagają także niepopularnych decyzji. I ten rząd przed
takimi decyzjami się nie cofnie.
str.4
Pacjent
osią
reform
Trybunał
dla polityków
PRAWO
Ujawnia się zeznanie informujące o popełnieniu przestępstwa przez najważniejsze w państwie osoby. I nic się nie
dzieje. To jest skandal!
Czytaj na str. 3
Chcę, żeby pieniądz rzeczywiście szedł za pacjentem
FOTO EN
Z PRASY
PREZYDENT
Historia ma być jedynie słuszna
IPN musi mieć dokumenty na
temat zbrodni komunistycznych
na Mazurach, Kaszubach, Ślązakach. Byłaby z tego fascynująca
książka. Ale czy kogoś to interesuje? Historycy z IPN wyraźnie
wolą inne tematy. I nic dziwnego, bo mogłoby się okazać,
Dorn zdradza
tajemnice PiS
że Niemka, domagająca się
praw do własnego majątku, jest
w większym stopniu ofiarą komunizmu, niż połowa PiSowskich bohaterów. I co wtedy?
Kim straszyć wyborców, przed
kim obiecywać im ochronę?
Przemysław Gosiewski zabronił mi występu w mediach po udanych obradach
w Sejmowej Komisji Zdrowia. Powiedział:
– W świat nie może iść informacja, że zgadzamy się na pomysł PO.
str. 13
Anatomia niusa, Polityka 13.09.2008
Polemika Andrzeja Kołaczkowskiego
Bo albo człowiek, który to powiedział, idzie do więzienia na długie lata
za fałszywe oskarżanie, albo do więzienia idą ci, przeciw którym on zeznaje. Czyli musi być albo akt
oskarżenia przeciwko temu, kto
oskarżył, albo akt oskarżenia przeciwko tym, których on oskarża. A to
do tej to pory jest nierozstrzygnięte!
– alarmuje mec. Maciej Bednarkiewicz.
str.6
RANKING
WWW – najlepsze strony polityków PO
Na stronach internetowych
Sejmu i Senatu parlamentarzyści mają te same prawa: paszportowa fotka, data i miejsce
urodzenia, wykształcenie, staż
parlamentarny, komisje, interpelacje, wystąpienia.
Schemat, zza którego nie widać
człowieka. Ale jest szansa
– mały symbol www prowadzący do własnej internetowej
strony posła czy senatora. Tu już
można się wyróżnić.
Przedstawiamy pierwszy ranking stron internetowych posłów i senatorów PO !
str. 10
2
Ogólnopolska gazeta Platformy Obywatelskiej
październik 2008
Z PRASY
Maria Peszek
uwielbia Radka
Sikorskiego
T
eraz, kiedy widzę ludzi, którzy
są u władzy, uśmiecham się,
lubię ich. Uwielbiam Radka
Sikorskiego. Kocham się w nim potajemnie. Uważam, że jest fantastyczny.
Groźny, inteligentny, obezwładniający.
Donald Tusk. Może ma złe oczy,
jak twierdzi Jarosław Kaczyński, ale
co mnie to obchodzi, jeśli budzi moje
zaufanie. Sławomir Nowak, szef gabinetu premiera, atrakcyjny, dowcipny.
To są mądrzy, dobrze wyglądający
mężczyźni. Wcześniej byli wściekli,
źli, spięci, zażarci.
Teraz słucham ludzi, których rozumiem. Szalona Pitera. Też lubię.
Niska, ale sympatyczna. Zadziorna,
drapieżna, bardzo kobieca. Nie jestem pewna minister Kopacz, bo niestety, tembr głosu może ją dyskwalifikować. Jesteśmy na wojnie.
Trzeba by jej zmienić głos, żeby była
skuteczna. Ale jest dzielna.
Z góry na straconej pozycji, bo jak,
biedna, nagle ma zmienić coś, co
zostało spieprzone przez lata.
Powierzchowne są moje oceny.
Ale jak wygląda prezydent? Jak wygląda jego doradca Kamiński? Jak
wygląda Przemysław Gosiewski?
Nie przypominam sobie ani jednej
osoby z tamtych szeregów, która
budziłaby sympatię, a nie zdziwienie
lub poczucie wstydu czy też współczucia. Albo mają wąsy, które im
przesłaniają świat. Albo są dziwnie
ubrani. Albo robią miny. Po przeciwnej stronie są ludzie, którzy
budzą respekt, bo mają poczucie
własnej wartości.
Maria Peszek,
Wysokie Obcasy, 20.09.2008
P
Po takich
brawach
to już tylko
wypada
powiedzieć
„Amen”
rzychylam się do tezy, że to
Rosja jest bardziej uzależniona
od Unii niż odwrotnie. Nie jest
to proste, ale ropę i gaz możemy kupować gdzie indziej. A Rosja poza
UE nie ma za bardzo komu sprzedać
swoich surowców, gdyż wbrew
enuncjacjom nie ma sieci ropociągów i gazociągów do Chin.
Jacek Saryusz-Wolski,
Super Express, 11.09.2008
– powiedział
z właściwym sobie humorem
Lech Wałęsa
po koncercie
z okazji 25 lecia Nagrody Nobla
i 65 rocznicy jego urodzin.
FOTO EN
A
TVP: „P jak PiS” zamiast „W jak Wałęsa”
ndrzej Urbański, prezes telewizji, nie wiadomo dlaczego
ciągle nazywanej publiczną,
odmówił transmisji koncertu na cześć
jedynego polskiego laureata pokojowej nagrody Nobla. Prawda, jaki prezes jest niezależny? Tej „niezależności” zagraża – zdaniem prezesa
- projektowana ustawa medialna. O
tym bowiem co i kiedy pokaże TVP
będzie decydowała – według założeń
– rada powiernicza, wybierana przez
Sejm. Jak prezes pracuje na telefon od
szefa, to zależności nie ma.
Bogata wyobraźnia prezesa podpowiada mu, że rada powiernicza będzie nakazywała produkowanie
filmów o „Słoneczku Peru”, a zamiast
„M jak miłość” będzie „P jak premier”.
Wprawdzie trudno byłoby prezesowi
znaleźć choć ślad ingerencji premiera
w programy telewizyjne teraz i w
przeszłości, kiedy premierem był J.K.
Bielecki, ale i tak lepsze „P jak premier” niż „Gwiazdy na głodzie”.
Ważniejszą sprawą są jednak pieniądze. Jak będzie nimi zarządzała rada powiernicza, to będzie – według prezesa
Urbańskiego – czysta polityka i jak w
PRL. A kto teraz zarządza ściąganymi od
emerytów abonamentowymi pieniędzmi? Kto decyduje o czasie emisji? Nie jest
to przypadkiem urzędnik zależny od
Urbańskiego, któremu można przypisać
wszystko, oprócz apolityczności?
Rada wyłoniona przez Sejm byłaby be, cacy są nieznani i nie powoływani przez żadne ciało urzędnicy,
którzy robią, co chcą, za nic nie odpowiadają, a o porach emisji lepiej w dobrym towarzystwie nie wspominać.
E. M-B
Projekt
całkiem dobrego
budżetu
P
rzełomu brak, ale mamy całkiem spory krok w dobrym kierunku. Tak trzeba ocenić projekt przeszłorocznego budżetu.
Dlaczego? Po pierwsze dlatego,
że państwo samo potrafi się ograniczyć. Przestaje rozdawać pieniądze
na prawo i lewo w rytm politycznych
zamówień. Po drugie, obniża podatki,
choć trzeba dodać, że jest to realizacja projektu Zyty Gilowskiej. Po trzecie, wreszcie zwiększa wydatki tam
gdzie trzeba: na edukację, naukę i infrastrukturę.
Minister Rostowski skonstruował więc budżet obliczany nie na
stagnację i trwanie, ale na rozwój.
Najważniejsze jest, by się tego trzymać także w następnych latach,
niezależnie od szczelnie wypełnionego wtedy kalendarza kampanii
wyborczych. W sumie dobra wiadomość.
Teatr Wielki: to był już drugi taki koncert
Wolno nas
przedrukować
LISTY DO REDAKCJI
Chinom ropy
nie puszczą
Marcin Piasecki,
Dziennik, 10.09.2008
C
zy można zamieszczać artykuły
z gazety „Pogłos” w lokalnej
gazecie PO w Jastrzębiu-Zdroju? Wydajemy raz w kwartale gazetkę
„Pomost” jastrzębskiej Platformy oraz
Klubu Radnych PO w Jastrzębiu-Zdroju. Pewne informacje chcielibyśmy zamieszczać również na naszej
stronie internetowej www.jastrzebie.platforma.org.
Z poważaniem
Roman Foksowicz
Sekretarz Koła Powiatowego PO RP
w Jastrzębiu-Zdroju
Redakcja: Wszystkie artykuły „POgłosu”
można
przedrukowywać
i umieszczać w internecie w publikacjach
i na stronach PO, pod warunkiem podania źródła.
Numer bieżący „Pogłosu” i numery
archiwalne (od 4) są dostępne na stronie
Platformy www.platforma.org w postaci
pliku PDF. Prosimy uprzejmie o nadesłanie nam egzemplarza publikacji, w
której wykorzystane zostały materiały
„POgłosu”: Nasz adres niżej. Cieszymy
się, że macie własną gazetę i pozdrawiamy serdecznie.
P
POgłos w Pałacu!?
an Bogdan Żyto z Konina poskarżył się w liście skierowanym do nas na złe potraktowanie go przez urzędnika Kancelarii
Prezydenta. Z przykrością stwierdzamy, że nie mamy żadnego
wpływu na pracowników kancelarii
Pana Prezydenta, choć cieszy nas, że
Pana zdaniem ci pracownicy czytają
„POgłos”.
FELIETON
J
uż kiedyś Teatr Wielki przeżył
taki koncert, w czasie którego –
jak powiedział potem Zbigniew
Zapasiewicz – sufit unosił się nad widownią. Wtedy, po rejestracji „Solidarności” w listopadzie 1980 roku, do
teatru przyszli ludzie z komisji zakładowych młodziutkiego wówczas
związku. Tak młodego, że jeszcze nie
obrósł w etatowych nadętych działaczy.
Widać było, że wielu z publiczności pierwszy raz było w tym gmachu, a
może w ogóle w teatrze. Pierwszy raz
też widzieli Lecha Wałęsę, wmieszanego w tłum, bez ochroniarzy. Ze sceny
padały słowa z „Kwiatów polskich”
Juliana Tuwima: „Niech prawo zawsze prawo znaczy, a sprawiedliwość
– sprawiedliwość”, a Krystyna Janda
śpiewała, prorocze niestety słowa „…a
ich tak wielu, wielu, a nas tak łatwo
podzielić”. Wtedy oczywiście państwowa telewizja nie pokazała koncertu, dziennikarzy chyba w ogóle tam
nie było, a niezwykły zupełnie nastrój,
skurcz gardła i prawdziwe łzy pozostały jedynie w pamięci uczestników.
Szczytem szczęścia wydawała się
zgoda na rejestrację „Solidarności”.
Ponad rok później szczytem nieszczęścia stał się dla nas stan wojenny.
A po kolejnych dwóch latach Lech Wałęsa dostał Pokojową Nagrodę Nobla! I
już cały, calusieńki świat wiedział, że
Poland to Waleza. Jak my się wtedy cieszyliśmy!
Nie minęła nawet dekada, jak
„drgnęły te kamienie”, jak ruszyła lawina, która zmiotła to, co wydało się nie
do ruszenia.
Tę lawinę, która zmieniła nie tylko
Polskę, nie tylko Europę, bo przecież
zmieniła świat, ruszyły dwa wydarzenia, których rocznice zbiegają się w tym
październiku 2008 roku.
Minęło trzydzieści lat od chwili,
kiedy nad Kaplicą Sykstyńską uniósł się
biały dym, a z okna nad placem
św. Piotra pokazała się uśmiechnięta
twarz Papieża Polaka. I dwadzieścia
pięć lat od chwili, kiedy komitet noblowski uznał polską rewolucję bez rewolucji za godną swojej pokojowej nagrody.
Spotkanie z okazji tej rocznicy, zorganizowane w Teatrze Wielkim przez
Warszawę dla Lecha Wałęsy, Człowieka
Wolności, było pełnym wzruszeń wyrazem uznania dla niego i wielkości jego
dokonań.
Rzadko kiedy oficjalny bardzo
koncert odbywał się w tak miłej, rodzinnej można rzec atmosferze, a jednocześnie pełen elegancji bez nadęcia i
wysokiego poziomu artystycznego. Nie
jakaś składanka przypadkowych kawałków a całość skomponowana według
zamysłu w spójną wizję, ilustrującą
naszą trudną, a jakże wspaniałą historię ostatnich dziesięcioleci.
Przybyli, jak to się zwykło mówić w
takich okolicznościach „wszyscy”. Wydawało się, że wszyscy się znają,
wszyscy ze wszystkimi witają, wymieniają uśmiechy, serdeczności, całusy.
Na scenie Krystyna Janda i Jerzy
Radziwiłowicz, bohaterowie z marmuru
i z żelaza, po zapewnieniu, że udział w
tym koncercie dla prezydenta Lecha Wałęsy to dla nich zaszczyt, odczytywali
sierpniowe postulaty.
Niektóre wywoływały dzisiaj
śmiech, niektóre gorzką refleksję, a postulat wprowadzenia kartek na żywność
i pokazanie na telebimach pustych sklepów wywołało żywe zdziwienie młodej
widowni. „Dziadku, ty chcesz mi powiedzieć, że w całym Tesco był tylko
ocet?”
A do kin wejdzie wkrótce „Mała
Moskwa” i przypomni, że żołnierzy sowieckich też już nie ma. Warto pamiętać, kto i jak – ach, ta biesiada z
Jelcynem! – ich wyprowadził.
Aleśmy drogę przebyli!
Elżbieta Misiak-Bremer
PO
OGÓLNOPOLSKA
GAZETA
PLATFORMY
OBYWATELSKIEJ
Biuletyn przeznaczony do użytku
wewnętrznego, kolportowany bezpłatnie.
Wydawca:
Platforma Obywatelska RP
ul. Andersa 21, 00-159 Warszawa
Redakcja:
Elżbieta Misiak-Bremer (redaktor naczelna)
Adam Wiewiorowski (dystrybucja)
Projekt i opracowanie graficzne:
Jacek Gałązka, exPress
www.ex-press.com.pl
Adres do korespondencji:
ul. Marszałkowska 87 m. 85
00-683 Warszawa
e-mail: [email protected]
październik 2008
Ogólnopolska gazeta Platformy Obywatelskiej
Konsylium na życzenie
3
Komu zależy, żeby te kolejki były? Na pewno nie pacjentom...
czątku roku w całej Polsce monitorujemy, jak przedstawia się czas oczekiwania na endoprotezę stawu
biodrowego. To są zaniechania kilkudziesięcioletnie. Świadczeniodawca
będzie miał zapłacone za każdy przypadek, który zoperuje u siebie, bo pieniądz nareszcie musi pójść za
pacjentem. Zrobisz więcej – dostaniesz za to pieniądze. Tym samym
skrócisz kolejkę, masz dobrych specjalistów, powinni u ciebie więcej zarabiać.
Będą chcieli w 90 proc. wykorzystać sale operacyjne, to za każdą dodatkową operację, którą zrobią, będą
mieli zapłacone.
Ewa Kopacz: – Nie wyobrażałam sobie, że tu może być tak
ciężko. Byłam pełna optymizmu, nadziei, napakowana
taką dobrą energią.
- A już nie ma Pani tej energii?
- Ooo, jest. Ja jestem zdeterminowana, jak już sobie coś założę, to będę
to robić wbrew wszelkim trudnościom.
- Czy ten pakiet ustaw, który będzie głosowany w październiku to jest dokładnie to,
co Pani założyła?
- To komplet ustaw reformujących wreszcie w sposób kompleksowy ochronę zdrowia. Założyłam,
że reforma jest dla pacjenta, że to pacjent jest osią reformy. Drugim założeniem była troska o poszanowanie
pieniędzy przez zarządzających placówkami ochrony zdrowia. Żeby
wreszcie ktoś ponosił odpowiedzialność karną i osobistą za niegospodarność w swoim zakładzie. To jest nie
tylko sprawa przekształcenia ZOZ-u
w spółki prawa handlowego. W pakiecie tych pięciu ustaw jest określona
rola pacjenta, jego prawa i obowiązki.
Okresowe badania są nie tylko po to,
by podpisać sobie książeczkę, ale
pójść do lekarza i te badania zrobić.
– Nie będą mogli powiedzieć pacjentowi: ja cię
nie przyjmę, bo nie mam kontraktu.
– Hasło: „Pieniądz idzie za pacjentem”, dotychczas puste, chcę
zmienić tak, żeby te pieniądze rzeczywiście za nim poszły.
– A co będzie, jeżeli płatnik nie będzie miał
pieniędzy?
– Płatnik będzie miał pieniądze.
Płatnik ma w tym roku blisko dziesięć miliardów więcej niż miał jeszcze
rok temu.
– To skąd ten krzyk i lament o braku pieniędzy na służbę zdrowia?
– Jest większa ściągalność, jest
wzrost gospodarczy. W ramach tych
pieniędzy możemy doprowadzić do
skrócenia czasu oczekiwania na procedury, możemy zacząć myśleć o wprowadzaniu nowocześniejszych metod
leczenia w Polsce. Proszę pamiętać
również o tym, że w roku 2010 składka
wzrośnie o jeden punkt procentowy.
– Jak ktoś dostaje zaproszenie na badania
i z nich nie skorzysta, to co mu grozi?
– Nic mu nie grozi, ale chcemy
zmieniać mentalność pacjentów. Pacjent ma prawo zakwestionować decyzję lekarza i zwołać konsylium.
Ponad interesami korporacji zawodowych będzie dominować prawo pacjenta.
– A co z ubezpieczeniami?
– Ubezpieczenia będziemy mogli
ruszyć, kiedy będzie ustawa koszykowa, która już jest w konsultacjach
międzyresortowych. Jeśli będziemy
mieli już przyjętą przez rząd tę ustawę,
to otwieramy pracę nad ustawą o dodatkowych ubezpieczeniach dobrowolnych. Nie ukrywam, że chciałabym, aby wszedł projekt rządowy,
a nie poselski.
Musimy przede wszystkim zadbać o to, by dobrowolnie ubezpieczający się pacjent miał zagwarantowany konkretny pakiet świadczeń.
– Pan prezydent wycofuje się z zapowiedzi
weta.
– Liczę na odpowiedzialność
pana prezydenta, bo te ustawy wreszcie spowodują, że system opieki zdrowotnej będzie dla pacjenta.
– Opozycja straszy ludzi, że w tych prywatyzowanych szpitalach trzeba będzie płacić
za usługi..
– Opozycja będzie używać wszelkich, nawet nieeleganckich metod,
żeby represjonować pracę resortu. Nie
jest ważne, jaka tabliczka wisi na szpitalu czy na przychodni – ważne jest
kto płaci, ważne, kto leczy i w jakich
warunkach. W tych zakładach niepublicznych, które już funkcjonują w
formie spółek i korzystają z kontraktów z NFZ, pacjent ma nieodpłatną
opiekę zdrowotną i to na dużo wyższym poziomie. Dlatego, że tam się
– A są jeszcze dodatkowe ubezpieczenia.
– Niech one wniosą pięć miliardów więcej, a to nie są małe pieniądze.
Finał reformy to podział jednego płatnika na sześć części. To pozwoli złożyć składkę w wybranym funduszu,
który będzie o mnie zabiegał, i który
ja uznam za najlepszy.
Pacjent ma prawo zakwestionować decuje lekarza i zwołać konsylium
racjonalnie dysponuje pieniędzmi.
– Zmniejszą się kolejki?
– Gdybyśmy zadali dzisiaj pytanie
komu tak naprawdę zależy na tym,
żeby te kolejki były… Na pewno nie
pacjentom.
– Prywatnej służbie zdrowia?
– Można by powiedzieć, że lekarzom, bo dzięki temu pacjent z kolejki
przyjdzie do jego prywatnego gabinetu, żeby tę kolejkę ominąć.
– Jeżeli szpital ma kontrakt 300 zabiegów i
zgłasza się pacjent 301, 302 – to szpital
nie może go przyjąć.
– W polskich szpitalach sale operacyjne są wykorzystane w mniej niż
połowie siły przerobowej.
– Tylko nie mają pieniędzy?
– Nie, to nie jest tak.
– A jak pacjent ma zrozumieć, o co chodzi w
tej reformie?
– Pacjent ma zrozumieć, że jak
“
Prawo
pacjenta
będzie
dominować
ponad
interesami
korporacji
zawodowych
trafi do szpitala to wreszcie nikt go nie
będzie wysyłał z receptą do apteki. Ma
spać w czystej pościeli, ma mieć
opiekę wykwalifikowanej siły, jaką
jest lekarz, ma mieć przyjazną pielęg-
FOTO EN
niarkę przy swoim łóżku.
– A jeżeli tego nie ma?
– To znaczy, że ten szpital nie zasługuje na to, żeby podpisać z nim
kontrakt i dać mu pieniądze, bo on
oszukuje ludzi, a nie ich leczy.
– Co będzie z długością tych kolejek?
– Długi czas oczekiwania wynika
również z tego, że mamy nieuporządkowaną historię identyfikowania pacjenta. Co robi pacjent, kiedy dostaje
skierowanie do specjalisty albo na
dany zabieg? Na wszelki wypadek zapisuje się w pięciu różnych szpitalach.
Potem zapomina wypisać się z kolejki
w czterech, gdzie nie przychodzi. W
sytuacji, kiedy przejdzie nasza ustawa
o informatyzacji, to klikając na
PESEL pacjenta będziemy dokładnie
wiedzieli, gdzie pacjent się zapisał, do
której kolejki. Wtedy będziemy mogli
powiedzieć: „Proszę pana, tu jest pan
pięćdziesiąty, ale jeśli zapisze się pan
w Katowicach czy w Kielcach, za trzy
dni może pan mieć zabieg”. Od po-
– Jak Pani godzi pracę ministra z rolą przewodniczącej mazowieckiej PO? Praca partyjna jest na drugim planie?
– Trudno pogodzić prace w takim
strategicznym miejscu, jak resort zdrowia w czasie reform z aktywnością polityczną w regionie. Mam dwoje
zastępców – Andrzeja Halickiego i Małgorzatę Kidawa-Błońską. Wyręczają
mnie w pracy politycznej, choć ja nie
uciekam od posiedzeń zarządu. Cieszę
się z takiej współpracy, pewne strategiczne decyzje są ze mną konsultowane.
– Czy po tym doświadczeniu, jeżeli zostaną
przeprowadzone reformy, czy Pani uważa,
że ministerstwo zdrowia jest potrzebne?
– Dopóki w konstytucji jest zapis,
że rząd odpowiada za bezpieczeństwo
zdrowotne obywateli, ten resort jest
strategiczny i powinien funkcjonować.
Możliwa jest sytuacja, w której tylko
i wyłącznie płatnik przyjmuje rolę
kreowania polityki zdrowotnej. Wtedy
pewnie byśmy zastanawiali się, czy to
ministerstwo jest bezwzględnie konieczne.
Dziękuję za rozmowę
Elżbieta Misiak-Bremer
4
Ogólnopolska gazeta Platformy Obywatelskiej
Po wojnie w Gruzji
wschód bliżej Unii
Jaka polska
prezydencja
Wojna na Kaukazie uzmysłowiła nam
wszystkim jak dalekie spory i nacjonalizmy mogą stać się zarzewiem
wielkiego niepokoju, który może dotyczyć nas wszystkich. Z pozoru lokalny konflikt stał się nagle
pretekstem do zimnowojennej retoryki, którą podjęli najważniejsi politycy świata. Właśnie ta reakcja
paradoksalnie daje szansę na pozytywny przebieg kolejnej dekady rozwoju Europy i to z wiodącą rolą Polski
i polskich polityków. Dlaczego?
W czasie wojny rosyjsko-gruzińskiej przy dużej inspiracji i zaangażowaniu rządu polskiego narodziła się
światowa potęga polityczna – Unia
Europejska. Nawet sceptycy i przeciwnicy Unii muszą docenić rolę negocjacji upoważnionego legitymacją
27 państw prezydenta Francji Nicolasa Sarkozy’ego. To nie Rada Bezpieczeństwa ONZ, która nie była
w stanie wydać oświadczenia, nie
OBWE, nie Stany Zjednoczone, ale
Unia Europejska zatrzymała wojnę w
Gruzji. Mobilizacja ze strony Polski,
nacisk na zorganizowanie szybkiego
szczytu szefów państw Unii oraz stanowcza, jednolita reakcja państw
członkowskich udowodniła, że Unia
Europejska nie jest już tylko ważnym
porozumieniem państw o znaczeniu
gospodarczym, ale stała się właśnie
światowym liderem politycznym.
Wielu komentatorów całą swoją
uwagę koncentrowało na skali sankcji wobec atakującej świat zachodni
Rosji. A czyż największą sankcją dla
Rosji nie jest niezgoda Zachodu na
nowy podział wpływów? Wielkie znaczenie polityczne ma jednoznaczne
poparcie wszystkich krajów członkowskich Unii Europejskiej dla polsko-szwedzkiego planu Partnerstwa
Wschodniego. I znów Polska i spektakularny sukces polskiego rządu.
Idea szybszego otwarcia na wschód,
kontestowana jeszcze podczas czerwcowego szczytu państw Unii, staje się
dziś jej politycznym priorytetem.
Nie tylko Unia wsłuchuje się w
głos Warszawy. Czyż minister spraw
zagranicznych Rosji Siergej Ławrow
przyjeżdżając tuż po unijnym szczycie
do Warszawy na rozmowy z ministrem Radosławem Sikorskim i premierem Donaldem Tuskiem nie
potwierdza, że to Polska może i powinna odegrać znaczącą rolę w budowaniu pomostu pomiędzy osamotnioną Rosją a budującą potęgę polityczną Europą? Eskalacja konfliktu
nie leży w interesie żadnej ze stron.
Iluzoryczny sukces militarny Rosji
nie powstrzymał gwałtownego kryzysu finansowego w Moskwie, co
musi spowodować kryzys gospodarczy. Nawet taka potęga surowcowa
jak Rosja nie jest gospodarką autarJest Partnerstwo Wschodnie
kiczną, samowystarczalną, która
może odizolować się od reszty świata.
Włodarze Kremla, którzy tak hardo
oczekiwali politycznych sankcji,
otrzymali najboleśniejszą karę
– stratę setek miliardów rubli na skutek utraty wiarygodności rynku.
Za trzy lata polska prezydencja w
Unii. Warto już dziś zastanowić się,
co powinno stać się priorytetem Unii
Europejskiej w roku 2011. Być może
w Polsce będziemy już używać europejskiej waluty, co zamknie 20-letni
cykl integracji ze światem zachodu.
Tak – aż ponad 20 lat zajmie nam
przejście całego procesu od wyzwolenia z gospodarki socjalistycznej
i rosyjskiego jarzma, do pełnej rynkowej swobody, demokracji, dobrobytu i finansowego bezpieczeństwa.
Rok 1989 uruchomił w Europie nową
erę – pierwszą dekadę prawdziwej
wolności od Gibraltaru po Bug. W
tym procesie pełnej asymilacji, którego zwieńczeniem jest zniesienie
szlabanów granicznych i wspólna
waluta, wyprzedzili nas co prawda
Słoweńcy i Słowacy, ale przecież nie o
wyścig tu chodzi. Nikt nie ma wątpliwości, że gdyby w roku 1989 nie Warszawa i Polska, gdyby nie „Solidarność” z Lechem Wałęsą w roku 1980
i gdyby nie nasz polski papież Jan
Paweł II - nie byłoby NOWEJ EUROPY. Bez nas i bez kilkunastu innych narodów i państw Europa
byłaby zupełnie inna.
Czy rok 2011 może być równie
brzemienny jak rok 1989? Konflikt na
Kaukazie podpowiada, że tak. Dziś
już nikt nie ma wątpliwości, że Unia
Europejska musi przygotować plan
ofensywnego otwarcia. Nie tylko południowe Bałkany czekają na rozwój i
stabilizację. Macedończycy, Albańczycy, Czarnogórcy, Bośniacy i Serbowie marzą o pokoju i normalności.
W 2011 przewodzimy Unii
Wszyscy mają prawo, by zamieszkać we wspólnym europejskim
domu, z pełnym poszanowaniem
prawa do odrębności i tożsamości, bo
na tych wartościach opiera się przecież Unia. Ale dziś nikt nie ma też wątpliwości, że Unia Europejska musi
także przekroczyć Bug. Ukraińcy,
Białorusini także mają prawo do życia
w pokoju i dostatku, jak wszyscy inni
Europejczycy. A wraz z nimi dziesiątki
innych narodów Wschodu.
„Partnerstwo Wschodnie” to
nasz, polski plan. To może być wizytówka rządu Donalda Tuska. Rok
prezydencji polskiej może być rokiem
rozpoczęcia drugiej dekady nowej
Europy – wielkiego, politycznego otwarcia na Wschód, konsekwentnej
budowy rynkowego prosperity i pokojowego współistnienia wszystkich
narodów Europy.Andrzej Halicki
październik 2008
Ta reforma zmieni
Plan ministra Rostowskiego: budżet
„Nie podzielamy powszechnej w Polsce
opinii, że realizacja każdego wielkiego
zadania wymaga wielkich ofiar. Taka romantyczna wizja reform jest nam obca,
bo jesteśmy nade wszystko praktyczni,
powiedziałbym nawet – do bólu praktyczni” – te słowa ministra finansów
Jacka Rostowskiego dobrze charakteryzują rządowy projekt reformy finansów
publicznych.
„Koncepcja ta nie polega więc na
odpowiedzi na pytanie, komu zabrać.
Musi ona prowadzić do stworzenia
warunków, w których ocenia się zadania rządu i związane z tym wydatki
z punktu widzenia ich społecznej i
ekonomicznej efektywności. Eliminuje się zadania i wydatki zbędne lub
przynoszące nikłe efekty na rzecz
zadań w najwyższym stopniu wspierających rozwój gospodarczy i społeczny. PiS, tworząc jedynie atrapy
reform, sugerowało, że reforma finansów publicznych może być całkiem
bezbolesna dla wszystkich i od zaraz.
Prawdziwe reformy, eliminując to, co
szkodzi gospodarce polskiej i jej rozwojowi, czasem wymagają także niepopularnych decyzji. I ten rząd przed
takimi decyzjami się nie cofnie” –
mówił w Sejmie minister finansów
przedstawiając swój projekt.
Likwidacja gospodarstw
pomocniczych
Jacek Rostowski akcentował
wzmocnienie i poprawę przejrzystości finansów publicznych oraz ograniczenie niezliczonych i najrozmaitszych form organizacyjno-prawnych
tego sektora. Zaproponował likwidację wszystkich państwowych zakładów budżetowych oraz państwowych
gospodarstw pomocniczych i samorządowych jednostek budżetowych.
Gospodarstwa pomocnicze mają
długą historię, mocno zakorzenioną w
Peerelu. Zaczęto je powoływać w 1952
roku. W 2007 r. funkcjonowało 407
gospodarstw pomocniczych państwowych jednostek budżetowych i 67
państwowych zakładów budżetowych,
a także 637 gospodarstw pomocniczych samorządowych jednostek budżetowych i około 2 tysięcy samorządowych zakładów budżetowych.
Zatrudniały łącznie ponad 100 tysięcy
osób, w tym ok. 14 tys. w państwowych, a ok. 88 tys. w samorządowych
zakładach budżetowych.
Gospodarstwa pomocnicze wciąż
istnieją w rolnictwie, oświacie, administracji publicznej, obronie narodowej.
Są to przyszkolne gospodarstwa rolne,
kasyna, piekarnie i pralnie, warsztaty
szkolne, stołówki, ośrodki informatyczne i wojewódzkie bazy danych, zakłady remontowo-budowlane, szkoleniowe, wydawnicze, laboratoryjne.
Świadczą na rzecz jednostek macierzystych usługi, które dziś można swobodnie kupić na wolnym rynku.
Projekt przewiduje pozostawienie
samorządowych zakładów budżetowych jedynie w gospodarce mieszkaniowej, usługach komunalnych,
cmentarzach i zaopatrzeniu w energię
i gaz. Dla wykonywania kluczowych
zadań państwa powstaną agencje wykonawcze posiadające osobowość
prawną. Ich zadania, zasady działania
i procedury określi ustawa. Przestaną
też istnieć samorządowe fundusze celowe, a inne – będą tylko rachunkami
bankowymi. W samorządowej oświacie stworzone będą wydzielone rachunki bankowe dla gromadzenia
dochodów określonych w uchwale
odpowiedniego organu samorządowej
władzy. Spowoduje to ujawnienie
środków publicznych, którymi dysponują te jednostki, oraz zwiększenie
kontroli nad nimi.
Likwidacja zakładów i gospodarstw zakończy się 31 grudnia 2009 r.
Pracownicy będą zatrudniani w innych jednostkach albo zwolnieni z
pracy. Zadania gospodarstw pomocniczych i zakładów budżetowych
przejmą jednostki macierzyste albo
będą one wykonywane przez zakup
usług w sektorze prywatnym. Konkurencja wpłynie na spadek cen.
Budżetowe
dzwonki alarmowe
Projekt Jacka Rostowskiego przewiduje nowe progi ostrożnościowe,
czyli takie relacje długu publicznego
do produktu krajowego brutto, które
będą dzwonkiem alarmowym skłaniającym rząd do oszczędności: I tak,
gdy relacja kwoty państwowego
“
PiS tworząc
atrapy reform,
sugerowało,
że reforma
finansów
publicznych
może być
bezbolesna
i od zaraz
długu publicznego do produktu krajowego brutto będzie pomiędzy 47
proc. a 52 proc., planowany deficyt
budżetu nie będzie mógł być wyższy
niż ten z roku bieżącego. Gdy ta relacja będzie między 52 a 55 proc., przewidywany na koniec roku budżetowego stosunek długu Skarbu Państwa do PKB będzie musiał być niższy od tej relacji za poprzedni rok
budżetowy ogłoszonej do 31 maja.
Nie będzie także możliwe planowanie
inwestycji powyżej 500 mln zł o okresie realizacji dłuższym niż 2 lata.
Oznaczać to będzie mocne zaciśnięcie pasa. Gdy natomiast relacja długu
Skarbu Państwa do PKB przekroczy
55 proc., wprowadzone będą dodatkowe zaostrzenia: brak wzrostu wynagrodzeń pracowników państwowej
sfery budżetowej oraz wydatków na
nowe inwestycje. Dla relacji powyżej
60 proc. normy ostrożnościowe pozostały bez zmian.
Te bardziej restrykcyjne progi minister Jacek Rostowski tłumaczył tym,
że relacja długu publicznego do PKB
w ostatnich latach malała. Ponadto
dzięki takiej zmianie możliwe będzie
zmniejszenie kosztów obsługi długu
publicznego, co mogłoby dać nawet
500 mln zł oszczędności. W poprzednich latach politycy chętnie zapomi-
Cztery założenia ministra Rostowskiego
Unia musi przekroczyć Bug
Podczas debaty sejmowej 30 czerwca minister Jacek Rostowski mówił, że koncepcja rządu w sprawie reformy finansów publicznych opiera się na czterech filarach.
- Finanse publiczne nie są wyspą odizolowaną od reszty państwa, są one spoiwem łączącym wszystkie sfery aktywności państwowej. Reforma finansów publicznych jest więc reformą sposobu funkcjonowania państwa i cały rząd musi w
niej uczestniczyć, nie tylko minister finansów.
Reforma finansów publicznych musi godzić potrzeby stabilności makroekonomicznej gospodarki polskiej z umacnianiem zachęt do efektywnego działania
podmiotów gospodarczych i zapewnieniem koncentracji wydatków publicznych
na celach kluczowych dla rozwoju społecznego.
Reforma finansów publicznych musi opierać się na zasadach wynikających ze
współczesnej wiedzy ekonomicznej i nowoczesnej organizacji, zapewniających
maksymalną efektywność wykorzystania środków publicznych.
Żadna reforma finansów publicznych nie może być skuteczna, jeśli rząd nie będzie w stanie przeciwstawić się presji na podejmowanie różnych nerwowych i
ekonomicznie nieracjonalnych działań, nastawionych wyłącznie na doraźne korzyści polityczne uzyskiwane kosztem pogorszenia długookresowych perspektyw rozwoju Polski.
październik 2008
Ogólnopolska gazeta Platformy Obywatelskiej
myślenie o finansach państwa
5
wieloletni, z częścią unijną, bez gospodarstw pomocniczych
“
Prawdziwe
reformy
czasem
wymagają także
niepopularnych
decyzji.
I ten rząd
przed nimi
się nie cofnie
Finanse publiczne nie są wyspą...
FOTO EN
nali, że deficyt finansów publicznych
to nie tylko prosta różnica między wydatkami (a te mnożono łatwo i chętnie) a wpływami, ale także koszt
państwowych papierów dłużnych.
Każdy, kto zaciągał kredyt wie, że
zwrócić bankowi trzeba sporo więcej,
niż nam on przyznał. Zawsze intrygowało mnie, czemu tak wielu populistycznie nastawionych polityków gdy
przychodzi rozstrzygnąć o deficycie
publicznej kasy, o tej zasadzie zapomina. Jakby w tej mierze obowiązywały inne reguły niż przy planowaniu
wydatków domowych.
Planowanie
długofalowe
...odizolowaną od reszty państwa...
FOTO EN
Przez ostatnie 19 lat finanse państwa były planowane w perspektywie
jednego roku budżetowego. Co 12
miesięcy uchwalano od nowa wydatki
państwa, jakby nie dostrzegając, że i
gospodarka, i cały organizm państwowy rozwija się w cyklach znacznie dłuższych: inwestycje mają
przecież cykle kilkuletnie, instytucje
finansowe planują operacje na wiele
lat, decyzje gospodarcze skutkują po
kilku latach.
Projekt ministra Rostowskiego
proponuje wprowadzenie Wieloletniego Planu Finansowego Państwa
(WPFP) przyjmowanego uchwałą
Sejmu na cztery lata budżetowe. Co
roku 30 kwietnia WPFP będzie aktualizowany na dany rok i trzy następne
lata. Przygotowując ustawę budżetową
Rada Ministrów będzie musiała przyjąć poziom deficytu ustalony w WPFP.
Wieloletniemu Planowi ma towarzyszyć Wieloletnia Prognoza Finansowa
(także z horyzontem 4-letnim), przyjmowana uchwałą organu stanowiącego jednostek samorządu terytorialnego. WPF nie będzie mogła być
sporządzana na okres krótszy niż rok
budżetowy i na trzy kolejne lata.
Okres sporządzania prognozy będzie
obowiązkowo wydłużony o okres, na
jaki WPF przewiduje limity wydatków
wieloletnich.
Na razie
reforma budżetu
...są spoiwem łączącym wszystkie sfery aktywności państwowej
FOTO EN
Eksperci podkreślają, że na razie
jest to reforma budżetu, a nie finansów publicznych, jednak pozytywnie
oceniają wprowadzenie WPFP i WPF.
Są to elementy budżetu zadaniowego,
który jako budżet równoległy do budżetu tradycyjnego ma być wdrożony
w 2013 roku.
Pozwoli to zaplanować zadania,
takie jak na przykład wybudowanie
drogi, które wymagają wieloletniego
finansowania. Dzięki zadaniowemu
układowi budżetu każdy obywatel będzie wiedział, ile kosztuje 1 km planowanej drogi, kiedy inwestycja ma się
zakończyć oraz kto odpowiada za jej
realizację. W takim właśnie układzie
będzie sporządzany WPFP i WPF, budżet środków europejskich, a także
plany finansowe funduszy celowych,
agencji wykonawczych i państwowych osób prawnych.
Kolejną nowością będzie podzielenie budżetu państwa na dwie części
– krajową i unijną, co oznacza rozdzielenie środków krajowych od pochodzących z UE. Państwowy Bank
Gospodarstwa Krajowego SA będzie
przekazywał środki z budżetu Unii Europejskiej na realizację projektów i
zadań współfinansowanych. To rozwiązanie da rękojmię lepszej – bankowej, a nie urzędniczej – i profesjonalnej
kontroli wydatków, ponoszonych
wspólnie z Unią Europejską.
Bez fikcyjnych
oszczędności
„Ta ustawa często jest błędnie
utożsamiana z pełną reformą finansów publicznych. Prawdziwa reforma
to stałe działanie tego rządu i ministerstwa pod moim kierownictwem.
Chciałbym odmitologizować tę ustawę, to nie jest ustawa, która da znaczące oszczędności w pierwszych latach” – powiedział minister Rostowski, prezentując propozycje zmian.
Dodał, że 10 mld zł, o których mówiła
poprzednia minister finansów Zyta
Gilowska, jest fikcją. „My na takie
oszczędności nie liczymy”.
Dr Andrzej Sadowski, wiceprezydent Centrum im. A. Smitha uważa,
że propozycje ministra Rostowskiego
to „humbug i mydlenie oczu”. Dla
niego wzorem jest reforma finansów
w Australii, gdzie premier rządu na
koniec każdego dnia może dostać informację o stanie finansów państwa
i może odpowiednio i doraźnie reagować.
Krytycy projektu ministra Rostowskiego, jak A. Sadowski, chętnie
analizują sytuacje modelowe. Podejmując działania reformatorskie polski rząd musi jednak brać pod uwagę
okoliczności społeczne i polityczne.
Planu Balcerowicza powtórzyć się
nie da. Dziś efektywne będą zmiany
ewolucyjne, a pierwszym krokiem w
dziedzinie finansów jest właśnie
projekt ministra Jacka Rostowskiego.
Głównym celem ustawy jest uporządkowanie i racjonalizacja sfery finansów publicznych. I widać gołym
okiem, że po jej wprowadzeniu ta
sfera stanie się bardziej przejrzysta,
zniknie gąszcz instytucji, zwiększy się
odpowiedzialność administracji państwowej i samorządowej. Dopiero
kiedy utrwali się wprowadzana tą
ustawą kontrola wydatków będzie
można dokonać takiego ich ograniczenia, by zredukować deficyt finansów publicznych do zera. Raz na
zawsze.
Piotr Rachtan
6
Ogólnopolska gazeta Platformy Obywatelskiej
październik 2008
Mecenas Maciej Bednarkiewicz o odpowiedzialności
Trybunał Stanu musi trzymać
Są w państwie takie osoby,
wymienione w ustawie o Trybunale Stanu, które nie mogą
tłumaczyć się niewiedzą
i brakiem zdolności przewidywania. One powinny odpowiadać za wszystkie złe
skutki swoich decyzji i zaniechań – mówi były sędzia
Trybunału Stanu, mecenas
Maciej Bednarkiewicz.
– Czy Trybunał Stanu wypełnia należycie
ustrojową rolę, skoro w ciągu 26 lat istnienia wydał jedno tylko prawomocne
orzeczenie?
– Przez Trybunał Stanu powinna
być przekazywana informacja, że
życie polityczne jest pod kontrolą.
O takim Trybunale Stanu trzeba
mówić, trzeba zwiększać jego rolę po
to, żeby zwiększać poczucie odpowiedzialności osób podlegających
Trybunałowi.
W 1998 roku skład Trybunału
Stanu, w którym miałem zaszczyt
pracować, rozpatrywał akt oskarżenia przeciwko Dominikowi Jastrzębskiemu w tak zwanej aferze
alkoholowej. Po zapoznaniu się
z treścią oskarżenia Trybunał uznał,
że konieczne jest jasne określenie
granic odpowiedzialności, czyli dokonanie wykładni pojęcia: naruszenie konstytucji. Czy odpowiedzialność konstytucyjna wiąże się
wyłącznie z działaniem lub zaniechaniem samego oskarżonego, czy
też ponosi on odpowiedzialność za
działania (zaniechania) swoich podwładnych? Czy wiąże się z pojęciem
winy w prawie karnym, czy też w
ujęciu prawa cywilnego? Byłem jednym z inicjatorów podjęcia uchwały
przez pełny skład Trybunału. Istota
odpowiedzialności przed Trybunałem Stanu opiera się na tym, że od
osób wymienionych w tej ustawie
należy wymagać więcej, niż od innych obywateli.
wania przez nich funkcji zdarzyły się
rzeczy złe, to ci ludzie powinni odpowiadać za skutek. Za fakt, że taki
negatywny efekt nastąpił, że wyrządzona została szkoda. Obowiązkiem
tych osób jest przewidywać wszystkie możliwe skutki. Sam brak negatywnego zamiaru nie może ich
usprawiedliwiać
“
Zbigniew
Ziobro
ujawnił
tajemnice
śledztwa, co jest
przestępstwem.
Ale jest jeszcze
ważniejszy
aspekt
tej sprawy.
– Więcej niż tylko przestrzeganie prawa?
– Więcej aniżeli przestrzeganie
prawa, stąd sposób oceniania podejmowanych przez nie decyzji też musi
być nieco inny. Osoby, pociągane do
odpowiedzialności przed Trybunałem Stanu, nie mogą bronić się według zasady, że coś nie należało do ich
kompetencji, że to kto inny zrobił.
Wychodziliśmy z założenia, że osoby
wymienione w ustawie, czyli prezydent, prezes rady ministrów, członkowie rady ministrów, prezes NBP
i prezes NIK, członkowie KRRiT
i osoby, którym prezes rady ministrów powierzył kierowanie ministerstwem, dowódcy sił zbrojnych,
posłowie i senatorowie, w zakresie
określonym w art. 107 Konstytucji
– mają określone kompetencje i zadania, ale również z mocy ustawy
mają środki i taki duży zakres możliwości, że nie mogą tłumaczyć się
niewiedzą. Jeżeli w okresie sprawo-
– Dziecko się może tłumaczyć, że ja nie chciałem, ale minister nie ma prawa?
– Mało tego, w definicji pojęcia
działania nieumyślnego, czyli niezachowania ostrożności w wymaganych
okolicznościach przy zachowaniu należytej staranności, wprowadzony jest
jeszcze element staranności przewidywania.
To jest coś takiego, co dla przeciętnego człowieka powinno nieść informację, że każda z osób pełniących
funkcje publiczne ma wysoko podniesioną poprzeczkę odpowiedzialności
za swoje czyny. Żeby budować kulturę
działania publicznego i przede
wszystkim kulturę sprawowania władzy. Z położeniem nacisku na staranność, na poczucie odpowiedzialności
i na ostrożność wymaganą w danej
sytuacji.
FOTO EN
Maciej Bednarkiewicz
Znany obrońca w procesach politycznych przed 1989 r., oskarżyciel posiłkowy w procesie generała Czesława Kiszczaka, pełnomocnik rodzin pomordowanych górników z kopalni
Wujek, poseł OKP, sędzia Trybunału Stanu w dwu kadencjach Sejmu.
– A jaka była konsekwencja tej uchwały Trybunału?
– Wydaliśmy wyrok skazujący.
Błąd w akcie prawnym spowodował,
że przez jakiś czas nie obowiązywało
cło przy wwozie alkoholu. Po to w ministerstwie jest departament prawny
jeden, drugi, trzeci, departament kontrolny, żeby akty prawne starannie
sprawdzać. Wszędzie na świecie ludzie podają się do dymisji za niechciany efekt. Według mnie takim
typowym przykładem godnego zachowania było złożenie urzędu przez
byłego ministra szkolnictwa prof. Mirosława Handke. Kiedy w akcie prawnym popełniono błąd, on powiedział:
– Jeżeli nie jestem w stanie zapano-
FELIETON
Co ma Styka do filmu o Westerplatte? Producent chciał nim powalić
arę miesięcy temu podrzucono mi scenariusz
filmu autorstwa Pawła
Chochlewa. Nie wiedziałam kto
zacz, ani nie przypuszczałam, że
oto mam przed sobą przedmiot
gigantycznej awantury medialnej z polityką w tle. Scenariusz
jak scenariusz. Przekartkowałam, uznając, że momentami jest
rozwlekły, momentami pretensjonalny, ale na pewno jakiś,
i właściwie chciałabym zobaczyć film według tego scenariusza. Skończony film mógłby
nadać tej opowieści wymiar pozbawionej sztampowego patosu
tragedii i bohaterstwa bądź –
niestety – płaskiej wojennej łomotaniny.
Drugi raz przeczytałam scenariusz już bardzo dokładnie,
zresztą w znacznie poprawionej
P
„Westerplatte” Stanisława Różewicza (1967)
FOTO YOUTUBE
wersji, gdy naczytałam się i nasłuchałam, iż film obraża Polskę
i Polaków, szarga świętości, kpi
z patriotyzmu i fałszuje historię.
A ja po raz drugi zapałałam chęcią zobaczenia tego filmu. Nie
chciałabym natomiast wyrabiać
sobie opinii o nim na podstawie
wybranych scen (wyjątkowo
„smacznych” – jak rozumiem –
zdaniem redakcji) opublikowanych przez jedną z gazet codziennych. Kiedyś takie zabiegi
nazywano manipulacją. Dziś
pewnie posłannictwem.
Obronie Westerplatte od lat
towarzyszy dyskusja publiczna i
jej uczestnicy zdołali podzielić
się na dwa obozy – majora Sucharskiego i kapitana Dąbrowskiego. Rozumiem te emocje,
rozumiem racje rodzin, rozumiem historyków, a nawet publi-
cystów. Tym bardziej chciałabym zobaczyć ten film, bo być
może byłby on pierwszą próbą
wzniesienia się ponad te emocje
i zbudowania zupełnie nowych
relacji pomiędzy pokoleniem,
które jeszcze pamięta, czym dla
Polski był 1 września 1939 roku
a pokoleniem, dla którego są to
czasy równie odległe jak potop
szwedzki.
Pech chciał, że otrzymawszy
bardzo dobre recenzje i w ślad
za tym obietnicę dotacji z Instytutu Sztuki Filmowej, producent
zamarzył sobie, iż tym filmem
powali świat na kolana. Inaczej
trudno zrozumieć pomysł udania się po patronat do Kancelarii
Premiera. Był to najgorszy z
możliwych pomysłów.
Ale do Kancelarii Premiera
też mam pretensje. Należało
październik 2008
Ogólnopolska gazeta Platformy Obywatelskiej
7
za słowa wypowiadane do wyborców
polityków pod kontrolą
wać nad tworzonym aktem prawnym,
to przepraszam i rezygnuję.
– Ale w Polsce problem polega na tym, że tacy
honorowi zwykle są mądrzejsi od tych
niehonorowych. To będzie selekcja negatywna, bo wtedy będą rezygnowali lepsi.
– Jedni rezygnują, a innych trzeba
zdjąć przy pomocy Trybunału. Godny
człowiek, mając poczucie odpowiedzialności, rezygnuje, a niegodnemu
Trybunał musi przypomnieć, gdzie
jest jego miejsce. Przez długi czas mówiło się o tym, że w ustawie o Trybunale Stanu powinny być przepisy,
które by również definiowały odpowiedzialność polityczną. Nie ma, jak
dotychczas, instrumentu, za pomocą
którego można kogokolwiek pociągnąć do odpowiedzialności za decyzje
podejmowane w życiu politycznym.
Uważam, że pewne decyzje o charakterze politycznym stanowią naruszenie konstytucji.
– Może pan podać przykład takiej decyzji?
– Uważam, że naruszeniem konstytucji jest składanie w trakcie kampanii wyborczej deklaracji lub
zapewnień, skierowanych do obywateli, ze świadomością, że są niemożliwe
do
wykonania.
Życie
gospodarcze w Polsce odbywa się
według standardów światowych po
zdefiniowaniu tak zwanych zasad
dobrych praktyk życia gospodarczego. A dlaczego nie mamy kodeksu dobrych praktyk życia
politycznego?
– Potrafiłby Pan takie zasady sformułować.
– Gdyby w tej sprawie rozesłać
ankietę do wszystkich partii, to otrzymalibyśmy ciekawy kodeks życia politycznego, bo wszyscy pisaliby normy
z myślą o przeciwnikach, ale ze świadomością, że mogliby w nie wpaść
sami. Posługiwanie się nieprawdą w
życiu politycznym powinno być w
jakiś sposób napiętnowane. Nie
“
Ujawnia się
zeznanie
informujące
o popełnieniu
przestępstwa
przez
najważniejsze
w państwie
osoby. I nic.
To jest skandal!
można na użytek swojego ugrupowania politycznego bez żadnych konsekwencji publicznie mówić oczywistych
nieprawd. Jeszcze przed 1989 rokiem
był przepis karny przeniesiony sprzed
wojny, który mówił o karnej odpowiedzialności za składanie w ramach
kampanii wyborczej nieprawdziwych
informacji.
– Co się z tym przepisem stało?
– Już go nie ma.
– A jak udowodnić nieprawdziwość deklaracji
wyborczych?
– W Anglii każda deklaracja składana w czasie kampanii wyborczej
jest oceniana przez lorda stanu, kanclerza, który bardzo precyzyjnie określa, czy realizacja składanych obietnic
mieści się w możliwościach ekonomicznych państwa.
– Trzymając się naszych przykładów: jeżeli
Platforma składa w swojej kampanii
obietnice uproszczenia prawa, a to nie
wychodzi, to co?
– Obietnica uproszczenia prawa
jest deklaracją, a nie zobowiązaniem.
Jak mówimy: zabierzemy tym, którzy
mają, a damy tym, którzy nie mają, to
nie jest tylko deklaracja, to zobowiązanie. Pan Kurski wygłasza tekst na
temat rodziny Donalda Tuska. Tę informację można zweryfikować czy jest
prawdziwa, czy nie. Ale za słowa
„ciemny lud to kupi” powinien ponosić
odpowiedzialność, bo to jest ocena wyborców, którym można „wcisnąć lipę”.
– My wiemy, że to nieprawda, ale wszyscy to
kupią?
– Poseł, który mówi takie zdanie,
powinien być pociągnięty do odpowiedzialności przed Trybunałem
Stanu, bo sprawuje politykę w sposób
oparty na kłamstwie i na nieposzanowaniu elektoratu. To jest typowy
przykład poczucia bezkarności, braku
odpowiedzialności za użyte słowa.
– Czy można odnieść to, co teraz mówimy, do
sprawy byłego ministra sprawiedliwości
Zbigniewa Ziobry, który polecił pokazanie
materiałów ze śledztwa Jarosławowi Kaczyńskiemu, kiedy ten nie był jeszcze premierem?
– Zbigniew Ziobro ujawnił tajemnice śledztwa, co jest przestępstwem.
Ale jest jeszcze ważniejszy aspekt tej
sprawy. Chodzi o odpowiedzialność
polityczną osoby, która te materiały
dostała. Bo nie to jest najważniejsze,
że akta zostały przekazane, tylko to, że
po przekazaniu tych dokumentów
przez półtora roku nikt nie zamknął
śledztwa i nie skierował do sądu aktu
oskarżenia. To jest problem. Ujawnia
się zeznanie informujące o popełnieniu przestępstwa przez najważniejsze
w państwie osoby. I nic. To jest skandal! Bo albo człowiek, który to powiedział, idzie do więzienia na długie lata
za fałszywe oskarżanie, albo do więzienia idą ci, przeciw którym zeznaje.
Albo akt oskarżenia przeciwko temu,
kto oskarżył, albo akt oskarżenia
przeciwko tym, których on oskarża. A
to do tej pory jest nierozstrzygnięte!
Jeżeli szef konkurencyjnej partii
dostaje taką wiadomość i nikt niezwłocznie nie podejmuje żadnych
czynności zmierzających do wyjaśnienia tych oskarżeń, to istnieje prawdopodobieństwo graniczące z
pewnością, że on te wiadomości wykorzystuje w swoim interesie politycznym dla przeróżnych negocjacji i
przetargów w życiu politycznym. Jeśli
ktoś takie fakty ukrywa, to jest podstawa do odpowiedzialności przed
Trybunałem Stanu.
Przecież Trybunał Stanu nie wsadza do więzienia. Trybunał Stanu
może pozbawić funkcji na jakiś czas,
może pozbawić mandatu. Sankcja
Trybunału Stanu jest sankcją polityczną. Trybunał Stanu, gdyby zaczął
pracować pełną parą i stosować taką
właśnie sankcję, zdejmował z urzędu,
wydawał zakaz pełnienia funkcji publicznej przez jakiś czas, to bardzo
wzrosłoby poczucie odpowiedzialności. Być może skończyłyby także się
gry: ujawnimy – nie ujawnimy, powiemy – nie powiemy, będziemy wyjaśniali – nie będziemy, umorzymy nie umorzymy. A minister sprawiedliwości odpowiadałby nie za przekazanie materiałów ze śledztwa, ale za
brak rozstrzygnięć.
Zakończę przedwojenną anegdotą. Minister transportu w lipcu 1939
roku jadąc do Gdańska wziął ze sobą
żonę, za którą nie zapłacił. On miał
prawo do salonki, miał cały wagon dla
siebie, ale za to, że nie zapłacił za żonę,
miał sprawę przed Trybunałem
Stanu. Dziś ktoś miałby płacić za żonę
w służbowym samochodzie? A to
przecież nie chodzi o względy ekonomiczne, ale o poziom szanowania
publicznego grosza.
Rozmawiała
Elżbieta Misiak-Bremer
Dla kogo
Trybunał Stanu
Trybunał Stanu jest organem władzy
sądowniczej (konstytucyjnym sądem
szczególnym orzekającym o odpowiedzialności konstytucyjnej). Jest
on odrębny i niezależny od innych
władz, choć pozostaje w określonych
powiązaniach z Sejmem.
W Polsce funkcję organu orzekającego o odpowiedzialności konstytucyjnej pełni Trybunał Stanu. Istniał
on w okresie międzywojennym, a po
drugiej wojnie światowej został
przywrócony dopiero ustawą z 26
marca 1982r.
O zakresie
odpowiedzialności
Odpowiedzialności konstytucyjnej
podlegają osoby wymienione w Ustawie o Trybunale Stanu, które naruszyły
Konstytucję lub inną ustawę zarówno
umyślnie jak i nieumyślnie tzn. nie
mając zamiaru naruszenia Konstytucji
lub ustawy dokonały takiego naruszenia na skutek niezachowania ostrożności wymaganej w danej okoliczności
mimo, że możliwość dokonania tego
naruszenia przewidywały lub mogły
przewidzieć przy zachowaniu należytej
staranności.
Uchwała pełnego składu Trybunału
z 1998 roku.
FESTIWAL POLSKICH FILMÓW W GDYNI
świat
grzecznie odmówić (to oczywiste) i milczeć. Stało się inaczej. Trudno. Pozostaje mieć
nadzieję, że Instytut Sztuki Filmowej nie wycofa się z obietnicy dotacji, realizatorzy ukrócą
nieco swoje apetyty finansowe
(za 14 mln złotych można i dwa
filmy
nakręcić),
sponsorzy
ochłoną i powrócą, a my tajemnice Westerplatte kiedyś jednak
zobaczymy. Oby to był dobry
film. Bo pierwszy człon anegdotycznej rozmowy Pana Boga z
malarzem Styką – Styka, ty
mnie nie maluj na kolanach…
– jest w scenariuszu Pawła
Chochlewa spełniony. Pozostaje
wypełnić drugi: – Ty mnie maluj
dobrze.
Iwona
Śledzińska-Katarasińska
posłanka PO
D
Dlaczego krytycy kręcą nosem na film dla masowej widowni?
„Mała Moskwa” w reżyserii
Waldemara Krzystka otrzymała
w Gdyni główną nagrodę
FOTO WWW.FESTIWALGDYNIA.PL
wa są powody, dla których warto
być na Festiwalu Polskich Filmów- jeden to kino, drugi to
Gdynia, najsłuszniej uznana za najlepsze
w Polsce miejsce do mieszkania.
Przez wrześniowy tydzień festiwalowy Gdynia żyje kinem, a plakietka
akredytacyjna festiwalu czyni człowieka
Bardzo Ważnym Gościem. Choć i bez tego
uprzejmość i życzliwość gdynian przywołuje wrażenie rajskich klimatów. Zaskakuje czystość miejsc publicznych, wprawia
w zachwyt uroda krajobrazu i podziw, jak
mądrze tę urodę wykorzystano.
Najkrótsza i całkowicie nieobiektywna recenzja tegorocznego festiwalu:
więcej dobrych filmów, mniej bankietów.
Wygrał film, na który krytycy kręcą wyrafinowanymi nosami, a na który widzowie
będą walili drzwiami i oknami. Widocznie krytycy uważają, że film, jaki ludzie
lubią oglądać, nie może być godny wysokiej oceny. „Mała Moskwa” określona
przez ślepych i głuchych krytyków łzawym
melodramatem, jest przejmującym obrazem czasów pogardy dla wszystkiego, co w
życiu człowieka najważniejsze. Jest pięknie i sprawnie opowiedzianą i znakomicie
zagraną historią, która wydarzyła się naprawdę. Polecam gorąco.
Polecam także „Jeszcze nie wieczór”
Jacka Bławuta – film bardzo ważny w
naszej kulturze, w której starość staje się
czymś niepożądanym, wręcz nieprzyzwoitym, jakąś winą. A film jest o tym,
że życie jest zawsze piękne, zawsze jest
czas na zerwanie się do lotu. Zawsze też
jest czas na przebudzenie, o czym opowiada niedoceniona „Senność” Magdaleny Piekorz. W pamięci zostaje
przejmująca do bólu Jadwiga Jankowska- Cieślak w filmie „Rysa”, urocza
Alina Janowska w roli drobnej hazardzistki w „Systemie doskonałym”, interpretacja
„Braci
Karamazow”
w nowohuckiej scenerii.
Dziwnie nie poruszyły mnie wychwalane „33 sceny z życia” Małgorzaty Szumowskiej i równie wysoko oceniane
„Cztery noce z Anną” Jerzego Skolimowskiego. Oglądałam te znakomite filmy z
pełną świadomością, że oglądam znakomity film, świetnie wyreżyserowany, ale
ani trochę nie uczestniczę w życiu bohaterów. Nie podobały mi się „Lekcje pana
Kuki”, ponoć „zgrabnie wycyzelowane”,
choć nie pojęłam istoty tej cyzelyzacji. Bez
zachwytu, acz ze zmęczeniem obejrzałam
„Boisko bezdomnych”, pełne niepotrzebnych dłużyzn, typowych w polskim kinie,
zgodnie z receptą: im więcej latających ptaków, tym bardziej autorski i ambitny film.
Jeśli chodzi o bankiety, to bardzo nie
lubię. A już najbardziej nie lubię obżerania się i upijania za pieniądze pochodzące
na przykład z abonamentu telewizyjnego.
Nie widzę żadnego pozytywnego aspektu
tego rodzaju kontaktów międzyludzkich.
Elżbieta Misiak-Bremer
8
Ogólnopolska gazeta Platformy Obywatelskiej
październik 2008
Tamtego wieczoru, przed trzydziestu laty, było zaskoczenie i radość
Dla świata, Europy i Polski
Donald Tusk
FOTO PO
Spełniła się
Jego modlitwa
z placu Zwycięstwa
w Warszawie
W
tedy, tamtego wieczoru przed trzydziestu laty, było
zaskoczenie i radość.
I jeszcze poczucie, że
historia spłatała komunistom niezły żart.
Ale, czy mogłem się wtedy spodziewać, że
na naszych oczach rodzi się największa
postać XX wieku, która będzie budować
polską chwałę, inną – może większą? –
niż ta spod Wiednia czy Monte Cassino?
Papież Polak zmienił Polskę i Europę.
Jego pontyfikat wpłynął najistotniej na
nasze życie. To przecież w dużej mierze
dzięki niemu żyjemy dziś w wolnej Polsce, która powróciła do europejskiej rodziny narodów. Spełniła się jego
modlitwa z placu Zwycięstwa w Warszawie, w której przyzywał Ducha Świętego,
by zstąpił i odnowił oblicze tej ziemi.
Kiedy w dniu pogrzebu Jana Pawła
II stałem na placu św. Piotra, myślałem o
tym, co przygnało mnie, setki tysięcy
ludzi, królów, prezydentów, premierów,
biskupów na to miejsce, by pożegnać
Człowieka, którego Biała Postać pozostanie jednym ze znaków naszych czasów.
Pomyślałem wtedy, że możemy się czuć
narodem szczęśliwym, skoro zapisujemy
się w dziejach nazwiskiem Papieża Karola Wojtyły. Pomyślałem, że stoję na
placu, który jest sercem Europy i wszystko
mi mówi, że nie jestem tutaj obcy, ba, jestem zakorzeniony. Że mogę mówić o Europie również jak o swojej Ojczyźnie.
A kiedy gwałtowny podmuch wiatru
zamykał księgę ewangeliarza, która leżała na papieskiej trumnie, uświadomiłem sobie, że w ten sposób zamyka się
księga dziejów naszego pierwszego tysiąclecia. Kiedyś nad głową Mieszka misjonarz otworzył księgę i udzielił mu chrztu,
który przesądził o naszym narodowym
losie. 8 kwietnia 2005 roku ten los dopełnił się w przedziwnie symbolicznym złożeniu ewangeliarza. Kiedyś działo się to
na obrzeżach cywilizowanego świata,
dziś w sercu Europy.
Kiedy gwałtowny podmuch wiatru zamykał księgę ewangeliarza, która leżała na papieskiej trumnie, uświadomiłem sobie, że w ten
sposób zamyka się księga dziejów naszego pierwszego tysiąclecia
FOTO EN
październik 2008
Czy pięćdziesiąt lat temu, kiedy Karol
Wojtyła, ówczesny biskup krakowski
udzielał mi sakramentu bierzmowania,
mogła mi przyjść do głowy myśl o tym,
co będzie za dwadzieścia lat? Należę do
tego grona szczęśliwców, któremu dane
było żyć w czasach Największego Polaka. Miałem też wielkie szczęście kilka
razy przebywać w Jego bliskości.
Tych zdarzeń dotyczą fragmenty
dziennika pisanego dla wnuków.
Kościół Bożego Ciała w Krakowie. Stoimy z chłopakami po sakrament bierzmowania. Mam otrzymać
imię Stanisław, na cześć Stanisława
Kostki – to był mój bohater. Kościół
pełny. Lekkie napięcie, bo ma przybyć
nowy biskup pomocniczy. Nie bardzo
wiemy, co to znaczy. Nie jesteśmy specjalnie grzeczni, nawet można powiedzieć, że są z nami kłopoty, ale przed
biskupem lekko drżymy. Wiadomo,
biskup w kościele to naprawdę ktoś.
Podchodzi do nas jakiś młody gość w
wysokiej czapce, w oczach ma
iskierki. Dotyka twarzy, nadaje mi
imię i wręcza obrazek: Jezusa z barankiem na ramionach. Chowam obrazek w modlitewnik. Czekam, kiedy
wreszcie się skończy ta msza i będzie
można podymić z chłopakami.
Październik 1958 roku
Mam 20 lat – Ojciec choruje na
raka. Nie ma nadziei. Jest nam bardzo
ciężko, ojciec to twardy gość – były
oficer AK, jednak jeszcze taki młody
(rocznik 1919). Kardynał, rocznik
1920, obiecał, że przyjedzie pożegnać
ojca i przygotować go do wyprawy na
tamten świat.
Grudzień 1967 roku
Czekam przed bramą na ulicy
Szerokiej 26-27, by zaprowadzić Eminencję na górę. Serce mi wali. Spotkanie Kardynała z ojcem bez świadków.
Rozmawiają godzinę. Ksiądz i żołnierz
– aktor. Potem Kardynał wzywa mnie
i brata do drugiego pokoju. Daje nam
wskazówki na przyszłość. Jeszcze czas
dla matki i odprowadzam Go do samochodu, słuchając po drodze. Nie da
się opowiedzieć!
18 grudnia 1967
Po śmierci ojca przychodzi osobisty list od Kardynała z wyrazami
żalu oraz błogosławieństwem dla
matki i dla nas.
Ogólnopolska gazeta Platformy Obywatelskiej
Z dziennika Jerzego Fedorowicza
pisanego dla wnuków
Biskup
Karol Wojtyła
bierzmował mnie
pół wieku temu.
W oczach
miał iskierki.
Rodzi się mój młodszy syn Jurek.
Następnego dnia o północy gramy
„Dziady” w kościele Dominikanów.
Tylko jeden spektakl przed wyjazdem
do Londynu. Kardynał jest na widowni.
Trela – Gustaw Konrad, wadzi się
z Bogiem pod gotyckim sklepieniem
świątyni, a w konfesjonale czeka pępkówka. Pijemy po spektaklu. Grzeszę.
Wracam z Katowic, gdzie kręciłem
jakiś film. Tę wiadomość usłyszałem
przez samochodowe radio. Zamurowało mnie, bo przecież nikt z nas niczego nie oczekiwał. Może w Kurii coś
przewidywali, ale my? Stanu, w jakim
się znalazłem, nie jestem w stanie opowiedzieć, nie potrafiłbym też go przekazać, jako reżyser, aktorom, żeby mogli
to zagrać. Mogę porównać do tego, co
słyszałem od matki, która opowiadała
mi o 11 listopada 1918 z punktu widzenia 5-letniej dziewczynki, jak to ludzie
całowali się i tańczyli na ulicach.
16 października 1978
Jesteśmy u prymasa Wyszyńskiego na Miodowej w Warszawie.
13 sierpnia 1979
„Jak nie wręczysz, nie wracaj!” Środa,
idziemy na Plac Św. Piotra. Wtedy
dopiero zobaczyłem, jak świat Go
kocha. Wszyscy połączeni jakimś
niewidzialnym węzłem miłości, sympatii, przyjaźni.
Po mszy św. czekamy przy ogrodzeniu. Podchodzi ksiądz Dziwisz.
Wita nas. „Proszę dać ten medal
Ojcu Świętemu” – mówię. Uśmiecha się zagadkowo. „Synu, a może
sam go wręczysz?” – odchodzi. Po
dziesięciu minutach przychodzi
wiceszef Gwardii Papieskiej - w hełmie i stroju renesansowym. „Grupa
Starego Teatru, proszę za mną!”.
Policzyli nas, otoczyli halabardnikami i przeprowadzili przez tłum
wiernych z całego świata. „Gdzie
idziecie?” – krzyczą. „Do naszego
Papy!” Pycha to grzech. Trudno.
Znowu grzeszę.
Czekamy na podworcu Watykanu. „Szwajcar” mówi, że zostały
złamane wszystkie zasady bezpieczeństwa, obowiązujące po zamachu.
Nadchodzi Ojciec Święty z księdzem
Dziwiszem. Nie da się opowiedzieć!
Wręczam medal. Ojciec Święty
zatrzymuje go przy sobie. Po latach
dowiaduję się, że to coś bardzo wyjątkowego, iż nie oddał daru księdzu
asystentowi. Arturo Mari robi zdjęcia.
Nie stać nas na wykupienie fotografii,
bo mamy tylko 10 dolarów dziennie
diety. Okazuje się, że dostajemy odbitki w prezencie. Dzięki, Ojcze
Święty!
Stulecie urodzin babci Apolonii.
Przychodzi list z Watykanu z błogosławieństwem dla niej i całej rodziny,
podpisany przez Papieża. Proboszcz
czyta z ambony. Nie da się opowiedzieć!
9 lutego 1986 roku
Babcia ma 102 lata. Wieczorem, w
dniu urodzin zasypia i odchodzi.
9 lutego 1988 roku
Mam przygotować widowisko
pasyjne na Wielkanoc 2005. Na kanwie utworu L. A. Moczulskiego i J. K.
Pawluśkiewicza „Przez tę ziemię
przeszedł Pan”. Razem z moją Elą
– scenografem – postanawiamy
ożywić postaci z małopolskiej gotyckiej sztuki tablicowej. Pomaga nam
ś.p. Franciszek Stolot z Muzeum Narodowego.
Rezultat półrocznej pracy, nagrany na nośniku dvd, chcemy zawieźć Ojcu Świętemu w prezencie.
Już w styczniu kupuję bilety na samolot.
Październik 2004 roku
8 stycznia 1968 roku
11 marca 1975 roku
9
Ten obrazek zawsze
noszę przy sobie
Poseł PO Jerzy Fedorowicz
FOTO EN
W latach 90. w starym modlitewniku
mama odnalazła mój obrazek
z bierzmowania z faksymile podpisu
biskupa Karola Wojtyły. Od tamtej
pory noszę go zawsze przy sobie.
Wielka Sobota, godz. 21.00
– 50 000 ludzi na Rynku. Misterium
robi wrażenie, ale czas jest smutny.
Po spektaklu kardynał Franciszek
Macharski i ja otrzymujemy prezent
od mieszkańców Lipnicy Murowanej: trzymetrowe palmy wielkanocne. Jest noc. Odprowadzam
Eminencję do Kurii. Idziemy ulicą
Bracką. Pusto. Cisza. Dzierżymy w
rękach te palmy. Pytam: „Co dalej?”
„Życie, synu” – odpowiada spokojnie Eminencja.
26 marca 2005 roku
Ela, ośmioletni Filip, mały Jurek i ja.
Msza św. i śniadanie. Dostajemy podziękowanie za pomoc w przygotowaniu pierwszej wizyty Ojca Świętego.
Prymas nosi czteroletniego Jurka na
rękach przez pół godziny. Warto żyć!!
marca 1981 roku przez Półwysep
Apeniński mknie tylko jeden autobus,
a w nim zespół Starego Teatru. To
prezent Związku Zawodowego Transportowców dla „Papy” i pielgrzymów
z Krakowa.
rzyć. Później całą noc tylko: „Una
grappa per favore”. Skończyła się
forsa. W kraju tylko ocet na półkach,
a facet przepija dolarowe diety.
Grzech! Bóg pomógł, choć nie zasłużyłem.
Chwila wolności. Od kilku dni
gramy Wajdowskie „Biesy” w Genui,
potem w Mediolanie. 5 marca mamy
być przyjęci przez Ojca Świętego w
Bibliotece Watykańskiej. Tymczasem
Włochy ogarnął strajk kierowców autobusów. Nie mamy kasy na pociąg.
Staszek Radwan, nasz dyrektor, rozmawia nocą z księdzem Stanisławem
Dziwiszem. Dzięki tej rozmowie 4
Wieczorem idziemy przez Spiżową Bramę. Potwornie przejęci.
Wajda, Jarocki, Radwan, Stuhr i reszta
– cały zespół, dla Ojca Świętego
wszyscy jesteśmy równi. Papież
mówi, ale bardziej słucha. Potem
chwila z każdym z osobna. Radwan
przedstawia nas, próbuję przez
grzeczność Mu się przypomnieć. Nie
trzeba. Pamiętał. Nie mogę w to uwie-
13 maja 1981 – zamach
…
2 kwietnia 2005 roku
Gramy „Hamleta” w Teatrze Argentina w Rzymie. Nie ma zaplanowanej audiencji, bo trwa stan
wojenny i wyjazd nie był do końca
pewny. Jednak jesteśmy. Mam medal
Matki Boskiej Leśniańskiej przekazany mi od partyzantów z rozkazem:
Modlimy się z moją żoną przy
Jego grobie w pierwszy dzień otwarcia podziemi Watykanu dla pielgrzymów. Zostawiamy rysunek od
najstarszej wnuczki Oli. Za nami górale z Gutem – Mostowym i Zośką
Karpielową. Nie ma łez.
Marzec 1981
5 marca 1981
Wrzesień 1982
… nie zdążyliśmy z prezentem.
Środa, 13 kwietnia 2005 roku
10
Ogólnopolska gazeta Platformy Obywatelskiej
październik 2008
Zasada nr 1: W internecie
Nasz pierwszy ranking osobistych stron internetowych posłów
Na stronach internetowych Sejmu i Senatu parlamentarzyści mają te same
prawa: paszportowa fotka, data i
miejsce urodzenia, wykształcenie, staż
parlamentarny, komisje, interpelacje,
wystąpienia. Schemat, zza którego nie
widać człowieka. Ale jest szansa – mały
symbol www prowadzący do własnej internetowej strony posła czy senatora. Tu
już można się wyróżnić.
Będziemy sprawdzać jak korzystają z tej szansy parlamentarzyści
Platformy
Obywatelskiej,
oceniając ich sieciowe strony według
szkolnej skali od 1 do 6 pod względem: treści, formy graficznej, aktualności, innowacyjności i internetowości, czyli umiejętności pełnego korzystania z możliwości nowoczesnego medium.
Bezkonkurencyjny
Tadeusz Aziewicz
Prym wiedzie poseł Tadeusz Aziewicz, przewodniczący PO w Gdyni,
członek Rady Krajowej i wiceprzewodniczący Zarządu Regionu Pomorskiego.
Zarezerwował sobie najlepszą, najkrótszą domenę (www.aziewicz.pl), która
pojawia się jako pierwsza po wpisaniu
jego imienia i nazwiska w Google.
Stronę otwiera wyborcze hasło „Dla
Polski i Gdyni”. Graficznemu, dynamicznemu wstępowi, na który składa
się fleszowa prezentacja czarno-białych
dokumentalnych fotografii (bohater z
młodym Tuskiem, Balcerowiczem,
Buzkiem, przed Kapitolem itd.) towarzyszą wokalnie bracia Cugowscy w
piosence „Dotknąć nieba” („Ta droga
nie kończy się…”) i kolejne hasło „Wierzę w twórczą siłę wolności”, stosowne
dla byłego szefa Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów.
Strona czytelna, z łatwą, intuicyjną
nawigacją. W „Galerii” dobrze opisane
zdjęcia. W „Aktualnościach” rzeczywiście aktualne materiały, ze zdjęciami i
linkami do sygnalizowanych tytułami
informacji, co sprawia, że strona mimo
bogactwa treści jest lekka, szybko się
ładuje. Jest dział „Multimediów” ze spotem telewizyjnym, grą na gitarze,
a nawet grą (Aziewicz walczy z korupcją, mafią i białoruską agenturą),
wszystko spakowane na zipach. Są
także spakowane dwa zdjęcia (sylwetka
w Sejmie i portret) do wykorzystania
przez media, choć przydałoby się odpowiednie ich oznaczenie. Jest dużo informacji z okresu pracy w UOKiK,
skromniej – z innych okresów. Dobry
formularz kontaktowy.
Brakuje rysu osobistego – bloga,
informacji rodzinnych, poza zdjęciem
z synem Dominikiem w intro (podobny) i w „Galerii” oraz fotografią
Wilna, miasta ojca posła Aziewicza.
W „Galerii” za dużo nieopisanych, a
ciekawych zdjęć z podróży sejmowej
do Korei – nawet nie wiadomo której.
Nie ma licznika odwiedzin.
OCENY:
Tadeusz Aziewicz
Treść
Forma
Aktualność
Innowacyjność
Internetowość
Średnia
5
6
6
6
6
5,8
Aktualna, rzeczowa,
bez fajerwerków
Strona warszawskiej posłanki PO
Joanny Fabisiak (www.joannafabisiak.pl) jest na pierwszym miejscu
w Google. Nie nęci multimediami, ale
ma czytelną, prostą stronę graficzną.
Wyróżnia się podany na wejściu adres
biura poselskiego i rzeczywiste „Aktualności”, choć ciągną się one za daleko w dół – przydałoby się przeniesienie tego co już nieaktualne do archiwum.
Dobre relacje z dyżurów poselskich – ile osób, jakie sprawy. Dział „O
mnie” – konkretny, informacyjny,
szkoda że nieilustrowany. Zwarta, rzeczowa relacja z „Pracy w Sejmie” z opiniami
osób
zainteresowanych
(„Dziękujemy bardzo za cenną poprawkę do ustawy o rzemiośle, umoż-
MŁODZI DEMOKRACI
Ekologiczni na Europejskim Szczycie
Letni Europejski Szczyt Młodzieży w
Marsylii zorganizowany został z poszanowaniem dla ochrony środowiska: 150
delegatów przez trzy dni mieszkało i
dyskutowało na tyle blisko, by nie korzystać z samochodów czy autobusów.
Uczestnicy Europejskiego Szczytu młodzieży
w Marsylii. Mateusz Komorowski jest przewodniczącym Rady Dzieci i Młodzieży przy MEN
FOTO PO
Organizatorzy szczytu - przedstawiciele Prezydencji Francuskiej Unii
Europejskiej - przyjechali pociągiem
TGV, a nie samochodami. Napoje podawane były w dzbankach i szklankach, by nie używać plastikowych
butelek i kubków, a dokumenty drukowano na papierze biodegradowalnym.
Jednym z dwóch delegatów z Polski był
przewodniczący Rady Dzieci i Młodzieży przy ministrze edukacji narodowej, Mateusz Komorowski. W
spotkaniu uczestniczyła młodzież (1830 lat) z 27 państw UE, krajów EFTA
(Norwegia, Islandia, Liechtenstein),
krajów bałkańskich oraz państw regionu śródziemnomorskiego.
Litwini mówili o swoich problemach z ludnością romską, która pomimo starań rządu i obywateli o jej
zintegrowanie alienuje się od społeczeństwa. Reprezentacja Norwegii twierdziła,
że umieszczenie w prasie karykatury
październik 2008
Ogólnopolska gazeta Platformy Obywatelskiej
11
www.joannafabisiak.pl 4,4
www.aziewicz.pl
5,8
www.leszczyna.info
Warto się Wyróżnić
4,8
i senatorów Platformy Obywatelskiej
liwiającą zatrudnienie wielu naszym
dzieciom upośledzonym umysłowo”
– Bożena Wścisły-Kandybowicz, prezes Bielańskiego Stowarzyszenia Rodzin Osób Niepełnosprawnych).
Osobna zakładka o działaniu warszawskiego Biura Poselskiego Joanny Fabisiak i jej „Pracy z Młodzieżą”.
Dobra, szczegółowa statystyka odwiedzin na stronie głównej. Ciekawe
linki do sejmowych zapytań na stronie
głównej, na przykład o finanse Komisji
Fulbrighta: „Na administrację przeznaczono w tym roku blisko 1400 tys. zł, a
na realizację zadań, na stypendia - 5600
tys. zł. Te proporcje wydają mi się niekorzystne, stąd wynika pytanie o pomysł na inną organizację obsługi
projektu”.
Niestety, zakładki: Interpelacje,
Oświadczenia, Zapytania, Odpowiedzi
prowadzą do tej samej głównej strony
sejmowej posłanki. W „Galerii” zdjęć
dużo: z młodzieżą, w pracy, czas wolny,
ale żadne niepodpisane, nie wiemy czy
w Rzymie to z mężem? ( w „O mnie”
jest schowana informacja: „Jestem mężatką, mam troje dzieci i jedną
wnuczkę”, to pewnie to małe dziecko na
rękach). Brak jest też bloga.
OCENY:
Joanna Fabisiak
Treść
Forma
Aktualność
Innowacyjność
Internetowość
Średnia
5
4
6
4
3
4,4
Młodzieży w Marsylii
Mahometa mieściło się w granicach
wolności słowa i wypowiedzi i nie było
profanacją.
Minister Edukacji Francji wskazała, że przykładem dialogu międzykulturowego wśród ludzi młodych może
być popularny wolontariat europejski
oraz praca czy nauka w różnych krajach
Europy. Komisarz UE Jan Figel rozpoczął dyskusję dotyczącą rad młodzieżowych. Zdaniem uczestników szczytu
powinny one istnieć w każdym państwie UE na szczeblu lokalnym, narodowym i europejskim. Rady te muszą
być wybrane przez młodzież w sposób
demokratyczny, tylko wtedy bowiem
będą reprezentatywne.
W kuluarach szczytu dyskutowano o losach Traktatu z Lizbony.
Nas pytano o ratyfikację traktatu w
Polsce, której braku młodzi Europejczycy nie rozumieją. Rozważano
skutki wejścia Turcji do UE. Przedmiotem ożywionej dyskusji była także
tarcza antyrakietowa. Delegacja
Czech przedstawiła sytuację swojego
kraju, gdzie ponad 70 proc. Czechów
sprzeciwia się budowie tarczy.
Mateusz Komorowski
Stowarzyszenie Młodzi Demokraci Szczecin
Częstochowska posłanka PO Izabela Leszczyna ma stronę o adresie
www.leszczyna.info
Dobry, bo krótki, ale nietypowy.
Na szczęście w Googlach „Izabela
Leszczyna” jest na pierwszym miejscu.
Aktualny, mądry blog z politycznym i osobistym wpisem: „…Pamiętając reformę sprzed prawie 10 lat,
mam przede wszystkim jedną
obawę: czy na pewno „eksperci” odchudzą programy nauczania, bo jeśli
ciągle będziemy musieli nauczyć
wszystkich wszystkiego, to nie damy
rady:((.
To pytanie zadałam w czasie debaty – zrozumienie, jakie dostrzegłam w oczach Pani Minister i jej
trzech wiceministrów daje naSympatyczne Gadu-Gadu
dzieję:))”. Polonistka po Jagiellonce
– to się czuje! W dziale „O mnie”
sympatyczna uwaga: „Uwielbiam jeździć samochodem, nawet niechętni
kobietom za kierownicą przyznają, że
to potrafię. Latem lubię morze, oczywiście polskie i najlepiej, żeby było to
gdzieś na Helu”.
Dowcipny fotoreportaż „Mój
dzień” z godzinami zajęć, 14 linków
edukacyjnych, przekierowanie na
stronę Młodych Demokratów w
Częstochowie (a tam szaleństwo
formy przy ubogiej treści), ciepłe
zdjęcia rodzinne z podaną liczbą odsłon, choć to niepotrzebne, i miłymi
podpisami („Kasia – najmniej kłopotów sprawia po przebudzeniu”,
„Kuba – jak syn, bo chrześniak”).
Są jeszcze „Wiersze”, których
nie odważymy się recenzować i za-
sadniczy „List w sprawie (opluwania) Wałęsy”. Jawny licznik odwiedzin, podany numer Gadu-Gadu do
posłanki.
W sumie – osobista, treściwa,
komunikatywna, prosta w formie i
nieco za skromna internetowo
strona, ale po jej odwiedzinach aż
chce się poznać autorkę.
OCENY:
Izabela Leszczyna
Treść
Forma
Aktualność
Innowacyjność
Internetowość
Średnia
Integracyjni: miasto Kalisz bardziej
przyjazne dla niepełnosprawnych
C
złonkowie Stowarzyszenia
Młodzi Demokraci w Kaliszu. W odpowiedzi na sygnały od niepełnosprawnych mieszkańców Kalisza opisywali dostępność,
a raczej brak dostępności, obiektów
publicznych.
Zrobili to na podstawie ustalonych wspólnie z Fundacją Inwalidów
i Osób Niepełnosprawnych „Miłosierdzie” kryteriów, takich jak: liczba
progów do pokonania, podjazdy dla
wózków inwalidzkich, poręcze,
windy, podnośniki. Ankiety i kryteria
oceny opracowali Paweł Czubak i Arkadiusz Wieczorek, pracami kierował
Remigiusz Baranowski, raport zredagował Juliusz Kowalczyk.
Inicjator akcji, radny PO Dariusz
Grodziński, złożył następnie projekt
uchwały o dofinansowanie z budżetu
miasta budowy lub przebudowy
6
4
6
4
4
4,8
obiektów publicznych w Kaliszu. Na
15-20 takich inwestycji przeznaczono
początkowo 30 000 zł. Radni PO złożyli Pełnomocnikowi Prezydenta
Miasta ds. Osób Niepełnosprawnych,
Rafałowi Walczakowi projekt apelu
do przedsiębiorców o dostosowanie ich
lokali do potrzeb osób niepełnosprawnych, obiecując wsparcie finansowe
miasta dla budowy takich udogodnień.
12
Ogólnopolska gazeta Platformy Obywatelskiej
październik 2008
„Sobieski pod Wiedniem” Jana Matejki w muzeach watykańskich cieszy się niesłabnącym zainteresowaniem polskich pielgrzymów
FOTO EN
Rzecz nie tylko o Odsieczy Wiedeńskiej
Piękne spotkania
z królem Janem III Sobieskim
Ten wierszyk towarzyszył mi od dzieciństwa. Przewagi oręża polskiego opowiadane każdego wieczoru po pacierzu
przed zaśnięciem były podstawą mojej
historycznej edukacji:
Biały koń się prze pod Janem
Na tem polu krwią zalanem
Strzał tatarskich iskry chwyta
Na wzniesione swe kopyta.
Nasza babka, Janina z Plewako
primo voto Kłopotowska, secundo
voto Jałowska, pseudonim AKowski z Powstania Warszawskiego
„Wiktoria”, opowiadała bratu i mnie
o wojach Chrobrego, obronie Głogowa, bitwie pod Płowcami, Grunwaldzie, bitwie pod Chocimiem,
Kircholmie i oczywiście o Odsieczy
Wiedeńskiej.
Teraz myślę, że dla niej była to
terapia po klęsce Powstania Warszawskiego, śmierci jej syna Jerzego,
po którym noszę imię, ucieczce i wygnaniu na ziemie zachodnie. Gdy
umieliśmy już mówić, przygotowywała z nami półgodzinne spektakle
historyczne. Raz w miesiącu, o godzinie 17.00, w poniemieckiej willi
„Miś” w Polanicy-Zdroju, zaczynała
się tak zwana „szara godzina”. Schodzili się ujawnieni akowcy i rodzina,
babka siadała do fortepianu i intonowała pieśń „Somosierra”: „To
konnica polska, sławne szwoleżery,
Zdobywają szturmem wąwóz Somosierry”. Następnie były chóralne
śpiewy i nadchodził czas występów
wnuków: Macieja i Jerzego. Na rozgrzewkę „Paweł i Gaweł”, potem polityczna szopka. Niewiele z tego
pamiętam, ale z relacji mojej śp.
matki wynikało, że jako młodszy
grywałem postaci podlejsze, na
przykład brat był Stalinem, a ja
Berią, brat – Bierutem, a ja Gomułką, brat – Sobieskim, a ja Kara
Mustafą. Gdy poszliśmy do pierwszej klasy, przedstawienia polityczne
z naszym udziałem skończyły się.
Obawiano się, że moglibyśmy coś
„chlapnąć” w szkole, a ujawnieni
akowcy nie mogli sobie pozwolić na
takie ryzyko.
Do Jana III wróciłem dopiero w
latach osiemdziesiątych za czasów
pierwszej „Solidarności” i potem w
stanie wojennym. Byłem już od
dawna aktorem Starego Teatru, a
moja matka, Alina Fedorowiczowa,
kontynuowała dzieło babki, wystawiając patriotyczne misteria w Sanktuarium Maryjnym w Leśnej
Podlaskiej. Patronował temu przeor
Paulinów, ojciec Eustachy Rakoczy,
kapelan 34 pp. 9. dywizji podlaskiej
AK. Kombatanci spotykali się co
roku w lipcu, by oddać hołd Patronce Podlasia, a po sumie uczestniczyć w misterium ku pokrzepieniu serc.
Król Jan III Sobieski rycerz...
FOTO POLONIKA.AT
...i władca
FOTO WILANOW-PALAC.ART.PL
W roku 1983, w trzechsetną rocznicę Odsieczy Wiedeńskiej, przed
spodziewaną wizytą Ojca Świętego
Jana Pawła II na wzgórzach Kahlenbergu, mama przygotowała misterium
o szlachcicu z Leśnej, który walczył
pod Wiedniem. Postać tę kreował
Marek Perepeczko – „Janosik”, ja zaś
byłem Sobieskim. Kombatanci mieli
do mnie żal, uważając, że jako syn ich
„Starego” i „Marty”, powinienem być
większy i grubszy od Marka, który
miał 2 metry wzrostu. To fakt, że przy
Marku wyglądałem mizernie, ale miałem niższy głos i to choć trochę wyrównywało moje szanse.
Nie śniło mi się wtedy, że w 25 lat
później, jako przedstawiciel Sejmu
RP, na Kahlenbergu, z którego przed
wiekami dowodził Jan III Sobieski,
będę odbierał defiladę wojsk polskich
i austriackich:
„W niedzielę 7 września 2008
roku odbyły się główne uroczystości z
okazji 325 rocznicy Odsieczy Wiedeńskiej i 25 rocznicy obecności Ojca
Świętego Jana Pawła II
w Kahlenbergu. O godzinie 10.00
msza św. pontyfikalna, celebrowana
przez J. Em. Ks. Biskupa Józefa Zawitkowskiego. Następnie odegranie
hymnów Polski i Austrii, wciągnięcie
flag narodowych, uroczysta odprawa
wart. Defiladę kompanii honorowych
polskich i austriackich wojsk lądowych odebrali generał major Diter
Heidecker z Austrii i generał broni,
dowódca polskich wojsk lądowych
Waldemar Skrzypczak, w obecności
ambasadora RP w Austrii Jerzego
Margaryńskiego oraz mojej skromnej
osoby.
Kolejnym punktem programu
były dożynki: poświęcenie chleba
oraz występy zespołów ludowych z
Nowego Sącza i z Lipiec Reymontowskich. W uroczystości wzięło udział
kilka tysięcy osób z Polski i Austrii,
wśród nich uczniowie z II LO im. Jana
III Sobieskiego w Krakowie.”
Tydzień później byliśmy w Krakowie świadkami pamiętnej inscenizacji Odsieczy Wiedeńskiej, gdzie
Janem III był Daniel Olbrychski, Karę
Mustafę kreował Wiktor Zborowski,
a Marysieńką była Grażyna Wolszczak. Pomysł, który wyszedł od naszego radnego Pawła Bystrowskiego,
choć wzbudził kontrowersje, wpisał
się na listę obchodów 300-lecia tego
wielkiego zwycięstwa. Krakowianie
oddali hołd królewskiej parze.
A moje spotkania z królem
Janem? Janek Fedorowicz, mój czteroletni wnuk i jego siostry – Ola i Zuzia
– w trakcie naszych rodzinnych wypraw wysłuchują opowieści dziadka o
przewagach oręża polskiego. Obawiam się, że to je lekko nudzi, ale kiedyś może docenią…
Jerzy Fedorowicz
październik 2008
Ogólnopolska gazeta Platformy Obywatelskiej
Eurowybory za osiem miesięcy
PARLAMENT EUROPEJSKI
Zaledwie 7 procent Polaków ma świadomość, iż już za osiem miesięcy - od
4 do 7 czerwca 2009 roku - odbędą się
eurowybory, a w cytowanym badaniu
Eurobarometru 41 proc. Polaków
uznało swoją wiedzę o Parlamencie
Europejskim za zbyt małą.
Prawie połowa obywateli nie
zdaje sobie sprawy z faktu, iż eurodeputowani wybierani są w wyborach powszechnych. Tyleż samo
sądzi, że Parlament Europejski (PE)
to instytucja unijna o największych
uprawnieniach decyzyjnych, a już
mało kto wie, że w Europarlamencie zasiada 17 polskich posłów.
Platforma Europejska jest
członkiem najliczniejszej w Parlamencie Europejskim frakcji EPLED
(Europejskiej
Partii
Ludowej-Europejskich Demokratów), liczącej 288 deputowanych, jedynej grupy politycznej zrzeszającej
parlamentarzystów ze wszystkich 27
państw członkowskich. W rankingu
najlepszych polskich europarlamentarzystów sporządzonym w „Rzeczpospolitej” na podstawie opinii
jedenastu korespondentów polskich
mediów, pracujących w Brukseli
i Strasburgu, aż pięciu reprezentantów PO znalazło się w pierwszej
dziesiątce, a dwa pierwsze miejsca
zajęli także nasi posłowie (patrz
ramka).
Europarlament jest postrzegany
pozytywnie przez dużą część Polaków. 80 proc. ankietowanych przez
„Rzeczpospolitą” stwierdziło, że PE
jest instytucją potrzebną; w badaniach Eurobarometru 44 proc. respondentów zadeklarowało, iż PE
wzbudza w nich pozytywne uczucia.
Nasz program polityczny powinien uwzględniać oczekiwania,
które polscy wyborcy mają wobec
instytucji europejskich. A według
nich najważniejszym zadaniem PE
jest ochrona praw człowieka. Jako
priorytet wskazało ją 59 proc. Polaków i 58 proc. obywateli Unii. Odpowiedzi na te oczekiwania
dostarcza program PO i frakcji.
„Dekalog Grupy EPL-ED. Strategia
polityczna 2008–2009” kreśli wizję
Europy, której podstawą jest dzie-
sięć priorytetów, zgrupowanych w
cztery filary: wartości, wzrostu gospodarczego i siły nabywczej, bezpieczeństwa i solidarności.
Już w pierwszym akapicie „Dekalogu EPL-ED” wolność, demokracja, równość, państwo prawa
oraz szacunek dla praw człowieka,
obejmujący również szacunek dla
praw osób należących do grup
mniejszościowych, wymienione są
jako wartości Unii Europejskiej. „Te
wartości są wspólne dla państw
członkowskich w społeczeństwie
charakteryzującym się pluralizmem, brakiem dyskryminacji, tolerancją,
sprawiedliwością,
solidarnością oraz równością kobiet i mężczyzn” – czytamy. W kolejnych akapitach podkreślone
zostało zaangażowanie EPL-ED w
ujawnianie przypadków łamania
praw człowieka w wielu miejscach
świata, a także fakt, że zdaniem naszej frakcji w kwestii przestrzegania
tych praw nie może być kompromisów, nie ma przyzwolenia na stosowanie podwójnych standardów.
Obronę solidarności między
państwami członkowskimi Unii odzwierciedla stwierdzenie: „Grupa
EPL-ED uznaje wewnętrzną spójność za fundamentalną dla Unii Europejskiej”.
Solidarność europejska to również istotny punkt w programie PO.
„Chcemy, by zasada solidarności
pozostała podstawą wewnętrznej
spoistości Unii. Prawdziwa wspólnota nie może istnieć bez solidarności” – czytamy w rozdziale „Polska
w Europie solidarnej”, w którym
mowa jest zarówno o solidarności
ekonomicznej, jak i politycznej oraz
o wsparciu dla biedniejszych regionów i państw Unii jako „niezbywalnym warunku kontraktu integracyjnego”. Deklaracje programowe
EPL-ED i PO spełniają także pozostałe oczekiwania wyborców.
Informując o eurowyborach
i naszym podejściu do spraw Unii
Europejskiej mamy szansę przyciągnąć do urn jak najwięcej wyborców i zdobyć jak najwięcej
mandatów w czerwcu 2009 roku.
Bogusław Sonik
Poseł do Parlamentu Europejskiego
Sala obrad Parlamentu Europejskiego
Pierwsza dziesiątka europosłów
wg „Rzeczpospolitej”
1.JerzyBuzek(PO)
2.JacekSaryuszWolski(PO)
6.JanuszLewandowski(PO)
3. Marcin Libicki (PiS)
8.BogusławSonik(PO)
4.JanOlbrycht(PO)
9. Genowefa Grabowska (SdPl)
10. Wojciech Roszkowski (PiS)
5. Dariusz Rosati (SdPl)
7. Konrad Szymański (PiS)
FOTO UE
13
Czyja jest historia
Prezydent: nie będzie Ślązak decydował
Pan Prezydent zapowiedział weto
wobec ustawy o oświacie. Z uzasadnieniem, że nie będą Ślązacy uczyć w szkołach własnej wersji historii, a tylko tej,
której chce mieszkaniec Pałacu Namiestnikowskiego.
W latach 60. pochodzący z Grodzieńszczyzny, zakochany w Białorusinach przyjaciel, pokazał mi wydane
na Zachodzie wspomnienia lekarza –
Białorusina, dotkliwie krytykujące polską politykę wobec jego rodaków. Na
całe życie zapamiętałem zdanie z tej
książki: „Panowie polscy przez 20 lat
próbowali z nas zrobić Polaków i im się
nie udało. Przyszli bolszewicy i w dwa
dni z nas Polaków zrobili”.
Lech Kaczyński tej książki być
może nie zna. Mógł jednak – choć komuniści przez wiele Wańkowicza nie
wydawali – a nawet powinien był
przeczytać „Na tropach Smętka” Melchiora Wańkowicza, opowieść o losach Polaków i Niemców na Mazurach. Ta akurat książka była im wyjątkowo nie na rękę. PPR-owskie tałatajstwo obsiadło bowiem jak szarańcza
ziemie odzyskane, więc utrzymywanie
nieufności w stosunku do „autochtonów” leżało w żywotnym interesie
partyjnych lokalnych bonzów.
Nasyłani przez nich administratorzy, im gorzej czytali i pisali, tym bardziej byli godni zaufania, tym bardziej
zależni od partii. Mieli jeszcze jedną
wspólną cechę: żaden nie pochodził z
tych ziem. We władzach lokalnych
trudno więc było takiemu konkurować z wykształconym i znającym
miejscowe stosunki Mazurem, ale
wyrugować „Niemca” było mu dziecinnie łatwo. Dlatego tysiącami produkowało się „Niemców” z bohaterów
wieloletniej walki o polski charakter
Śląska, Mazur czy Kaszub. Znajdowało się im dziadków z Wehrmachtu,
z przymusowych obywateli Rzeszy
robiło się etnicznych Niemców. Prześladowani, rugowani z ziemi, a w najlepszym
razie
lżeni
przez
„prawdziwych” Polaków, autochtoni
przestali się czuć u siebie i gdy tylko
otworzyła się taka możliwość, emigrowali tam, gdzie byli wprawdzie
jeszcze bardziej obcy, ale przynajmniej
nikt nie robił im z tego zarzutu.
IPN musi mieć dokumenty na
temat tych zbrodni komunistycznych
na Mazurach, Kaszubach, Ślązakach.
Byłaby z tego fascynująca książka. Ale
czy kogoś to interesuje? Historycy
z IPN wyraźnie wolą inne tematy. I nic
dziwnego, bo przecież mogłoby się na
przykład okazać, że Niemka, domagająca się praw do własnego majątku,
jest w większym stopniu ofiarą komunizmu niż połowa PiS-owskich
bohaterów. I co wtedy? Kim straszyć
wyborców, przed kim obiecywać im
ochronę? A jeżeli jeszcze okaże się, że
broniony z taką werwą obywatel siedzi na tym majątku, gdyż zadenuncjował, okłamał, zniszczył? Że był
jednym z komunistycznych zbrodniarzy tamtych czasów?
Mało kto został za te zbrodnie
ukarany, co tak lubi podnosić PiS.
Albo już nie żyją, albo – jak osławiony
Salomon Morel, strażnik w obozie w
Świętochłowicach, gdzie po wojnie
przetrzymywano Niemców, Ślązaków
i „wrogów ludu”– nie podlegają ekstradycji. Ale Morelów były tysiące.
Niekoniecznie w obozach. Morel czaił
się w punkcie skupu, w urzędzie, pod
budką z piwem. I zawsze miał rację,
bo on był przedstawicielem Polski, a
ci inni tylko „podejrzanymi autochtonami”.
Za sprawą prezydenckiego weta
dziś znowu wraca podział na Polaków
i tych „podejrzanych”. Prezydent zaniepokoił się „zagrożeniem polskości”
przez nową ustawę o oświacie. „Chodzi o ewentualną nadmierną swobodę
programową w regionach. Można
sobie wyobrazić, że w jakimś regionie
treści historyczne byłyby przekazywane nie z punktu widzenia polskiej,
lecz na przykład niemieckiej racji”
słyszymy z Kancelarii Prezydenta.
Ale czemu z niemieckiej, a nie na
przykład ze śląskiej? A śląska racja to
prześladowanie w imieniu Niemiec i
w imieniu Polski. To zamach na działacza polskiego nazwiskiem Rymer i
działacza niemieckiego nazywającego
się Kupka. To prawda o tym, że na
górze św. Anny stryjek atakował, a
wujek się bronił, o brutalnych prześladowaniach Polaków na terenach
przyznanych Niemcom, ale także o
Salomonie Morelu, który był przedstawicielem polskiej władzy.
Ślązacy dadzą sobie radę ze swoją
trudną historią. Dadzą sobie z nią radę
tym lepiej, im mniej będzie się im z
zewnątrz dyktować, jak powinna ona
wyglądać. A już najgorsze, co można
zrobić to zacząć im teraz wmawiać, że
są wprawdzie Polakami, ale takimi,
którym nie za bardzo można ufać.
Od czasu do czasu przez różne
niemieckie miasta przemaszerowują
neonaziści, czyli socjaliści o zabarwieniu narodowym. Zwykle żądają wyrzucenia z Niemiec cudzoziemców. Te
wszechniemiecke łysole, tak uwrażliwione nawet na cień obcego akcentu,
tych ledwie dukających po niemiecku
Ślązaków, traktują zawsze jak rodowitych Niemców. U skina niby móżdżek
mały, a przecież i on swój rozum ma.
Andrzej Kołaczkowski
Z REGIONU: MAŁOPOLSKA
Nasze gazety każdemu prosto do domu
We wrześniu po raz pierwszy dotarł do
członków i sympatyków Platformy Obywatelskiej w Małopolsce dotarł miesięcznik „Małopolska”. „Mam nadzieję,
że „Małopolska” sprosta Państwa oczekiwaniom i będzie miłym gościem w
Państwa domach” – zwrócił się do swoich Czytelników jej redaktor naczelny,
Mateusz Drożdż.
Numer „Małopolski” poświęcony
jest głównie ludziom Platformy- samorządowcom, posłom i europosłom. Wielu z nich opowiada o sobie.
Krakowski poseł Łukasz Gibała,
mimo zaledwie 31 lat zrobił już i zarobił sporo. Filozof z wykształcenia,
stypendysta amerykańskiego Uniwersytetu Notre Dame, autor pracy
doktorskiej „Semantyka światów
możliwych a modalność metafizyczna”, czego wyjaśnienie wymaga
„chwili rozmowy”, jest także właścicielem internetowego biura podróży i
firmy oprogramowania dla branży turystycznej.
Do tego autor kampanii senackiej Jarosława Gowina i członek-założyciel PO w Krakowie. Na
Wiejskiej jest pierwszą kadencję i
Okładka miesięcznika „Małopolska”
FOTO PO
poza wieloma innymi zajęciami, jeździ tam w PGR-ze, czyli w Parlamentarnej Grupie Rowerowej.
„Małopolska” przedstawia także
europosłankę Urszulę Gacek, która
zastąpiła powołanego do rządu Bogdana Klicha i Bogusława Sonika, zawiera kalendarium z życia regionalnej
Platformy oraz informuje o stworzeniu elektronicznej bazy członków PO,
zwanej tajemniczo CRCiESC, co wykłada się jako: Centralny Rejestr
Członków i Ewidencji Składek
Członkowskich. Praktyczni i oszczędni MałoPOlanie skorzystali od
razu z tej bazy.
– Każdy z 2,5 tysiąca naszych
działaczy otrzyma już wkrótce miesięcznik do swojej skrzynki pocztowej
– informuje redaktor naczelny „Małopolski”, Mateusz Drożdż. – Dodatkowo w kopercie znajdzie wrześniowy
numer „POgłosu”. Dystrybucję do
skrzynki pocztowej przetestowaliśmy
w na sierpniowym „POgłosie” i spotkała się ona z dużą aprobatą. Teraz liczymy na ciepłe przyjęcie „Małopolski” i dynamiczny rozwój sieci stałych korespondentów we wszystkich
powiatach naszego regionu.
Gratulujemy Małopolsce „Małopolski” i skutecznego kolportażu.
Dziękujemy i wzywamy inne regiony
do naśladownictwa pomysłowych
krakusów.
Kontakt do „Małopolski”:
[email protected]
14
Ogólnopolska gazeta Platformy Obywatelskiej
październik 2008
LUDZIE
Pro publico bono
Dostała najwięcej głosów w Polsce
Startowałam z listy PO, bo kościec polityczny PO jest mi najbliższy, ale moim
pierwszoplanowym celem jest działanie
na rzecz wyborców, pro publico bono.
Dostałam prawie 606 tysięcy głosów –
rekord w Warszawie i w Polsce, to naprawdę zobowiązuje. Mam sprawne
biuro, przyglądam się każdej sygnalizowanej mi sprawie, szukam wyjaśnień,
podejmuję interwencje.
Korzystam z mojego życiowego dorobku, bo dzięki niemu łatwiej jest mi załatwiać różne sprawy
FOTO PO
Barbara Borys-Damięcka
Urodzona 02.11.1937 w Warszawie.
Wykształcenie: Wyższa Szkoła Filmowa
w Łodzi.
Zastępca przewodniczącego Komisji Kultury i Środków Przekazu, członek
Komisji Spraw Emigracji i Łączności
z Polakami za Granicą.
Biuro senatorskie: ul. Puławska 3 lok.2,
02-515 Warszawa,
tel. 22 856 5390,
fax 22 856 5391
e-mail: [email protected]
Strona internetowa:
www.barbaraborysdamiecka.pl
Finalizuję na przykład otwarcie już
trzeciej polskiej biblioteki we Włoszech, które w dobie internetu nadal
są potrzebne, choćby mieszanym, polsko-włoskim małżeństwom i dzieciom uczącym się języka polskiego.
Tam są nie tylko podręczniki, słowniki, literatura piękna, ale także DVD
ze złotą setką polskiej klasyki teatralnej, z zapisami pielgrzymek Ojca
Świętego do Polski. To udało mi się
załatwić bez kosztów, darami wydawców i dobrymi kontaktami z Macierzą
Szkolną, z misjami katolickimi.
W Katanii na Sycylii, gdzie działa
nowy polski konsulat, we współpracy
z ojcami salezjanami ruszy wkrótce
polska szkoła podstawowa. Zabiegam
o podręczniki i wyposażenie dla niej.
Bardzo obchodzi mnie los mediów publicznych. Twierdzę, że odsunięcie od nich polityków jest nie tylko
konieczne, ale i możliwe. Zawetowana
przez prezydenta ustawa PO zawierała
dobre rozwiązania rekomendacji
członków KRRiT przez organizacje
profesjonalne i wyższe uczelnie. Ja w
składzie Krajowej Rady Radiofonii i
Telewizji widzę nawet takie autorytety
jak Andrzej Wajda, człowiek spełniony w życiu zawodowym, obsypany
nagrodami. Kto odważyłby się komuś
takiemu sugerować polityczne
względy? W KRRiT powinny być podobne autorytety – dziennikarskie,
specjaliści od techniki nadawania,
historycy. To oni gwarantowaliby
apolityczność tego ciała.
Niepokoi mnie los ośrodków regionalnych TVP. Mam do nich sentyment, odpowiadałam za nie jako
wiceprezes TVP. Obawiam się oddania ich samorządom, choć protestowałam także przeciw robieniu TVP
Info kosztem programów regionalnych TVP. Te ośrodki są marginalizowane, od lat trwa tam selekcja
negatywna. One powinny być samodzielne, pozostać w strukturze TVP,
a nie oddane samorządom. Muszą być
konkursy na stanowiska, trzeba zabezpieczyć, by nie było nepotyzmu
pleniącego się w TVP. Jako osoba
z rodziny aktorskiej wiem coś o tym
i zawsze tego przestrzegałam.
Popieram też zniesienie abonamentu radiowo-telewizyjnego i powstanie Funduszu Zadań Publicznych. To jest świetny pomysł, bo
oznacza, że za zadania publiczne w
mediach płaci państwo, a nie obywatele, biedni i bogaci po równo. A państwo z medialnego VAT-u daje na ten
Fundusz tym więcej, im lepiej się mają
prywatne media, które zresztą też
będą ubiegać się o te środki. Na przykład TVN swoimi dokumentami wykonuje misję publiczną.
17 października przypada 50-lecie
mojej pracy zawodowej – dobry moment na podsumowanie. Zrezygnowałam już z dyrektorowania w teatrze
Syrena, choć okazało się, że można to
łączyć z pracą parlamentarzysty. Od
stycznia zastąpi mnie Wojciech Malajkat, świetny aktor i organizator, którego od trzech lat szykowałam na to
stanowisko. Teraz tym bardziej skupię
się na mojej pracy w Senacie.
Polityka blisko ludzi
„Świadectwo kardynała” w Nowej Hucie
„Gazeta Krakowska” uznała go za najlepszego posła ziemi krakowskiej w
2007 roku. Do Sejmu trafił przez samorząd. W 1998 roku, jako 26-letni absolwent historii, animator Ruchu
Światło-Życie i tancerz zespołu „Krakowiacy”, wystartował na radnego w
Nowej Hucie. Przez dwie kadencje szefował radzie i zarządowi Bieńczyc, był
dyrektorem Kancelarii Prezydenta Krakowa.
Wyciągam ludzi z blokowisk, daję im poczucie spełnienia i dumy,
bo na koncertach bywa także elegancki Kraków.
FOTO PO
Ireneusz Raś
Urodzony: 30.09.1972 w Proszowicach
Wykształcenie: mgr historii, Papieska
Akademia Teologiczna w Krakowie.
Zastępca przewodniczącego Komisji Kultury Fizycznej i Sportu, członek Komisji Administracji i Spraw
Wewnętrznych.
Biuro poselskie: ul. Os. Złotej Jesieni 15B,
31-831 Kraków, woj. małopolskie.
Tel. (12) 647-09-41
fax (12) 647-09-41,
Strona internetowa: www.ireneuszras.pl
Żona: Marta, córki: Weronika (5 lat)
i Marta (rok).
– Nadal działam w dobrowolnym
Porozumieniu Dzielnic Nowohuckich, służącym promocji miasta
– mówi. – Pod hasłem „Nowa Huta
– dlaczego nie?!” co kwartał organizujemy koncerty. Był Vivaldi, Sojka
i Turnau, w różnych, odkrywanych
z tej okazji miejscach Nowej Huty,
dzielnicy walczącej, i to nie tylko
z ZOMO w stanie wojennym, ale
i wcześniej, o budowę kościołów.
Na osiemnastym koncercie, w
kościele Arki Pana w Bieńczycach w
trzydziestolecie pontyfikatu Jana
Pawła II, po światowej prapremierze
watykańskiej odbędzie się polska
premiera filmu „Świadectwo kardynała”. Za darmowymi zaproszeniami,
rozprowadzanymi przez krakowskie
parafie, obejrzy go tysiąc pięćset
osób. Trzy podobne koncerty poseł
Raś zorganizował także na Podgórzu,
kolejnej krakowskiej dzielnicy-sypialni, którą też chce obudzić.
– Dla mnie polityka jest wtedy,
kiedy jestem blisko ludzi, a najchętniej
zajmuję się odrzuconymi – mówi. Przez koncerty wciągam w sferę kultury tych, którzy żyją poza rynkiem,
Plantami, Kazimierzem.
Posła Rasia interesują także kwestie bezpieczeństwa: w Radzie Miasta
Krakowa był przewodniczącym komisji
praworządności, zwolennikiem wzmocnienia uprawnień Straży Miejskiej, a
także odpowiadania przez policję na lokalne zagrożenia bezpieczeństwa, a nie
tylko realizowania przez nią programów
ogólnopolskich.
– Przez najbliższe pół roku będę
pracował nad ustawą o sporcie, bo
olimpiada w Pekinie, ale nie tylko, pokazała, jak wiele trzeba w tej dziedzinie zmienić – deklaruje krakowski
poseł PO. Dla niego mistrzostwa
Euro 2012 powinny oznaczać wielką
przemianę w polskim sporcie i na
polskich stadionach.
– One nie tylko będą nowe, ale sytuacja na nich będzie nowa – deklaruje. – Dzięki nowoczesnej technice
nie będzie więcej anonimowego kibica,
a kibic nieprzestrzegający zasad zachowania się na stadionie zostanie dożywotnio zdyskwalifikowany, i to nie
tylko w Polsce, ale w całej Europie. To
wyeliminuje tych, którzy na stadion
przychodzą szukać mocnych wrażeń,
ale niesportowych. Bo przecież większość kibiców zachowuje się pozytywnie, chodzi o wyeliminowanie tych,
którzy często powiązani są ze zorganizowaną przestępczością, z handlem
narkotykami. My ich wyeliminujemy
ze stadionów, tak samo jak zrobili to u
siebie Anglicy, bo ich kibice są postrachem, ale poza Wielką Brytanią.
– I na tych pięknych stadionach,
przygotowanych na Euro 2012, będzie
można kupić popcorn, napoje, może
nawet piwo. Będą tam spędzać czas
rodziny z dziećmi, ciesząc się z osiągnięć naszych sportowców – twierdzi
poseł Raś. – Rozrabiających kibiców
nie będzie, a ludzie, którzy przyjdą, by
obejrzeć mecze Euro 2012, już na tych
stadionach pozostaną.
Znani w PO
październik 2008
15
Ogólnopolska gazeta Platformy Obywatelskiej
Ostatnio przedstawiliśmy:
Zbigniewa Chlebowskiego, Urszulę Augustyn,Marka Rockiego,
Wojciecha Ziemniaka, Magdę Kochan, Andrzeja Persona,
Antoniego Mężydło, Sławomira Piechotę, Joannę Muchę,
Krystynę Bochenek, Włodzimierza Karpińskiego,
Jerzego Fedorowicza, Krzysztofa Liska, Danutę Jazłowiecką,
Jarosława Wałęsę, Elżbietę Łukacijewską, Piotra Tomańskiego,
Andrzeja Biernata, Beatę Bublewicz, Roberta Tyszkiewicza,
Beatę Małecką-Liberę i Marka Trzcińskiego.
Wszyscy na: www.platforma.org/multimedia/poglos/
Staram się porządkować Polskę
Góry powinny być dla wszystkich, bo kształtują charakter
FOTO PO
Poruszam sprawy, które z Warszawy trochę słabo widać
Jestem człowiekiem spełnionym: mam
dwóch synów, którzy przejęli mój
zawód, a jeden został wybrany po mnie
na naczelnika Jurajskiej Grupy GOPR.
Całe życie marzyłem o córce, i mam ją,
ale żebym bardziej ją kochał, Pan Bóg
uczynił ją niepełnosprawną.
Mieszkamy na stacji GOPR. Nicole umie się wspaniale porozumieć
z naszymi psami ratownikami. Niedawno widziałem jak siedem psów
obsiadło ją kołem, ona z nimi rozmawiała i jednemu kazała się wynieść,
bo nie umiał się bawić. Poszedł natychmiast, choć te psy nie powinny
słuchać nikogo poza swoim przewodnikiem. Tak są szkolone.
Do polityki trafiłem wbrew
ostrzeżeniom mamy, dla której naj-
ważniejsze było wychowanie dzieci,
ze złości na ignorancję, złą wolę lub
indolencję kolejnych władz, nękającą
zwykłych ludzi. W moim Zawierciu
byłem radnym powiatowym, radnym
Sejmiku Województwa Śląskiego
i stamtąd trafiłem do Sejmu. Tu, jako
młody stażem poseł, poruszam
sprawy, które z Warszawy słabo
widać.
Chociażby taką, jak odmowa zabierania przez pogotowie ratunkowe
ludzi, którzy na stoku narciarskim
złamali rękę. My, ratownicy, opatrujemy ich i zwozimy, ale do szpitala
muszą docierać taksówką albo autobusem. Pogotowie po nich nie przyjedzie, bo to nie jest stan zagrożenia
życia. A dla mnie to jest stan zagrożenia życia innych, bo ci ludzie, jęcząc i
omdlewając z bólu, często jadą do
szpitala własnym samochodem.
Kolejna sprawa: czterokołowce,
które rozjeżdżają nam parki narodowe, tereny zielone, nawet uprawne
pola. To są pojazdy nierejestrowane,
prowadzone przez anonimowych,
ukrytych pod hełmami kierowców,
którzy nie potrzebują prawa jazdy.
Policja ich nie ściga, bo polskie
prawo sięga tylko do końca asfaltu
– dalej nie ma go jak egzekwować.
Interpelację w tej sprawie wysłałem
do trzech ministrów, obiecali zaproponować rozwiązania prawne, dać
policji sprzęt i uprawnienia. To może
być świetny interes: mamy wyrobiska
i nieużytki, gdzie można poszaleć, ale
w zgodzie z prawem, które trzeba
stworzyć.
W Polsce są dwie kategorie dróg
publicznych, z których jedne nie istnieją dla urzędników. Chodzi o szlaki
turystyczne krzyżujące się z drogami
publicznymi, przeważnie na terenach
niezabudowanych, gdzie można jechać 90 km, a jeździ się o wiele szybciej. Te skrzyżowania powinny być
oznakowane, a prędkość na drodze
ograniczona. To także chcę załatwić.
Jest dyskutowana od lat sprawa
finansowania ratownictwa górskiego:
z jednej strony góry powinny być dla
wszystkich, bo wyrabiają charakter, z
drugiej – ubezpieczenie podczas
wędrówek górskich dałoby środki na
akcje ratunkowe, sprzęt, helikopter.
Może powinniśmy opodatkować na
to usługi turystyczne świadczone w
górach? Muszę to przemyśleć.
Piotr
Van den Coghen
Urodzony 23.02.1953.
Wykształcenie: średnie ogólne.
Członek Komisji Regulaminowej i
Spraw Poselskich, Członek Komisji Administracji i Spraw Wewnętrznych.
Biuro poselskie: ul. Towarowa 30
42-400 Zawiercie, woj. śląskie
tel. (32) 677-60-25
fax (32) 677-60-25.
Strona internetowa:
[email protected]
Żona: Irena, ratownik górski
Synowie: Michał (32) i Adam
(31), ratownicy górscy, córka
Nicole (15).
RYS. BARTOSZ BREMER

Podobne dokumenty