Bitwa pod Argon Cux. Vladimir Iwanowicz Rozdział I

Transkrypt

Bitwa pod Argon Cux. Vladimir Iwanowicz Rozdział I
Bitwa pod Argon Cux.
Vladimir Iwanowicz
Rozdział I
Nieproszeni goście.
Był już późny wieczór, mała i cicha wioska na Wyspie Wschodniej kłada się już do snu. Wieś była
naprawdę niewielka, na jej środku stał stary drewniany kościółek, drewniane gonty już prawie
odpadły od poszycia dachu, a ściany dziwacznie, wręcz makabrycznie powyginały się w różne strony,
tak jakby cała budowla puchła od środka. Okna już dawno wypadły z ołowianych opraw, naciągnięto
na nie wyprawione pęczerze krów. Był to z całą pewnością najbiedniejszy kościół w całym
Cesarstwie, podobnie jak wioska.
Domy ulokowane były wokół placu, rzed domkiem wychodzącym frotem akurat na plac siedział
starzec. Czas nie pozostawił na nim oznak dawnej krzepkości i młodości. Przypominał zasuszoną
śliwkę.
Starowinka dumał, czuł, że w powietrzu unosi się coś złego, jakby na potwierdzenie tych słów u jego
boku leżała stara, wyszerbiona szabla. Wreszcie starzec zwlókł się i poczłapał do domu.
Wiatr był bardzo niespokojny, gnał tumany czarnych ołowianych chmur po niebie, przygnał również
najeźdźców.
Nieopodal wioski wylądowały łodzie z wojownikami. Ubrani byli w zwierzęce skóry i rogi na głowach.
W ciemnościach przypominali wrecz demony ze starych teutońskich baśni czasów pogan. Przekradli
się przez niewielki las i weszli w uśpioną wioskę. Postanowili się zabawić. Podłożyli ogień pod każde
domostwo. Płomienie łapczywie pożerały drewno, w niedługim czasie ludzie zaczęli wybiegać na
zewnątrz, tam spotkało ich niemiłe zaskoczenie. Wojownicy uzbrojeni w obosieczne miecze i buławy
roztrzaskali im głowy. W powietrzu było słychać trzaski płonącego drewna, krzyki okaleczonych i
wrzaski gwałconych kobiet.
Ksiądz jeszcze tylko starał się bronić złotej hostii. Nie bronił jej zbyt długo, złoto poczerwieniało od
jego krwi.
Starzec tymczasem wybiegał za dom, zawołał swojego wnuka, chłopca na oko siedemnastoletniego,
wygolonego na ówczesną modłę tzn. pod garnek.
- Bierz konia i pędź ile sił do cesarza. Powiedz mu, że Trzyczaszkowianie atakują. Jedź i nie wracaj już
tutaj!- krzyczał starzec.
Młodzieniec usłuchcał i popędził w ciemność, ku promowi, który miał go zawieść na stały ląd. Już
nigdy miał się nie dowiedzieć, co stało się ze starcem.
Rozdział II
Samotny jeździec.
Zielnybor, cesarz akurat bawił w tym mieście. Jego letni pałac na wzgórzu dawał mu wiele
przyjemności. Bory i lasy otaczały to piękne miasto, a zamek opasany murami wyglądał bajecznie.
Hergolien wraz z dworem ucztował, świętowano urodziny hrabiego Hugona von Gerharda,
nadrowrnego marszłka dworu jego cesarskiej mości.
W przestronnej sali ustawiono długie stoły, na podwyższeniu zasiadał cesarz. Hergolien nosił się
zgodnie ze starą tradycją slavińską. Posiadał długą brodę do piersi, już powoli naznaczoną
pierwszymi śladami siwizny, długie włosy schował w pątlik wysadzany drogimi kamieniami, lecz
chadzał w skromnej szacie. Obce były mu jedwabie, większość pieniędzy z własnej szkatuły
przeznaczał na rozbudowę armii i unowocześnienie floty. Kochał wojaczkę i musztrę, nic więc
dziwnego, że od swych żołnierzy wymagał bezwzględnego posłuszeństwa.
Po jego prawicy zasiadał najdzielnieszy rycerz teutoński- Fulgencjusz, po jego lewej jubilat. Na
dworze można było wyczuć napięcie między tymi dwoma szlachetynymi panami. Dwór również był
podzielony na dwie frakcje- profulgencjuszowsą i prohugońską. Pradwą było również, że cesarz
coraz bardziej polegał na Fulgencjuszu niż swym marszałku, co budowało ogromną nienawiść dworu
wobec rycerza.
Tymczasem, gdy dwór jadł i pił w najlepsze, do bram miasta zbliżał się samotny bezbronny jeździec.
Koń ledwo powłuczył nogami, jeździec również nie wyglądał najlepiej. Kilkanaście dni nieustannej
jazdy dało o sobie znać.
Strażnicy zatrzymali konia.
- Kim jesteście?- zagadnął jeden.
- Jadę ze Wschodniej Wyspy, mam niezwykle ważne wieści dla cesarza, prowadźcie mnie panie do
niego- odparł niewyraźnie chłopiec.
- Jak wasze miano?- zapytał ponownie.
- Gerold, Gerold z Dunkelheimu- odpowiedział- muszę się dostać się imperatora- zdołał dodać, po
czym zemdlał.
Rozdział III
Cesarz- wojownik.
Ileż szczęścia miał Gerold, nikt tego nie wie. Strażnik złapał go zanim spadł z wierzchowca. Zaniósł go
swego domu i otoczył opieką.
Było to niespotyke w tamtych czasach, gdyby trafił na kogoś innego, zapewne porzucono by go w
rynsztoku lub wrzucono do fosy. Rudolfo był jednak inny.
Chłopiec otworzył swe oczy, poczuł, ze jest nagi pod dużym futrem niedźwiedzim. Obraz był
niewyraźny.
- Ojcze, budzi się- powiedział niewieści głosik.
Gerold patrzył na wielką, czarną plamę, która powoli nabierała ludzkich kształtów i form. Rozpoznał
strażnik spod bramy.
- Gdzie ja jestem?- zapytał półprzytonym głosem.
- Wśród przyjaciół. Me miano Rudolfo, a to moja córka, Lukrecja- niewiasta dygnęła delikatnie i
skryła się za kotarą.- Zasłabliście i wziąłem was do mnie, abyście wypoczeli.
Chłopak nagle oprzytomniał, misja, najeźdźcy!
- Muszę iść natychmiast do cesarza, Trzyczaszkowianie zaatakowali wyspę, musi nam pomócpoderwał się z łoża, lecz w głowie nadal mu szupiało, jak to wypiciu najmocniejszej teutońskiej
wódki.
- Chłopcze, spkojnie, opowiedz, co się stało- zaproponował Rudolfo.
Gerold streścił po krótce wydarzenia na wyspie. W między czasie rzucił okiem po izbie. Była
skromna, lecz nie biedna, wręcz zbyt bogata, jak na zwyczajnego strażnika bram miasta lub ceklarza.
Rudolfo miał też niezwykle urodziwą córkę, piękna kibieta o smukłej kibici i długich czarnych
włosach. Uśmiechała się doń i zerkała ukradkiem zza kotary.
- Hmm... Poważna to rzecz jak widzę. Nie możemy zwlekać, przedstawię cię Fulgencjuszowi, on jest
niemal po imieniu z cesarzem- odparł.
- Lukrecjo, zajmij się gościem i oddaj mu ubrania. Upraliśmy je. Spałeś niemal dwa dni, ale nareszcie
się przebudziłeś, chwała Bogu. Idę do Fulgencjusza- odparł i narzucił na plecy szeroki płaszcz.
Lukrecja podała Geraldowi ubrania i wyszła, aby mógł spokojnie się ubrać. Przynisła też nieco
strawy.
- Panie, okazaliście wielką odwagę jadąc tu samemu- zagadnęła dziewczyna.
- Odwagę? Raczej nie miałem wyjścia, nie wiem nawet, czy mój dziadek przeżył, zapewne nie.
Trzyczaszkowianie byli bezwględni- odparł.
- Cesarz was nagrodzi, słynie ze swej hojności dla ludzi szlachetnego serca- powiedziała tak, jaby nie
słuchała tego, co mówił wcześniej.
Po godzinie, do domostwa wrócił Rudolfo.
- Dobre wieści niosę, jeśli jesteś w stanie, idź ze mną. Fulgencjusz nas przyjmie, a kto wie, czy nie
sam cesarz.
Gerold zebrał się w jedenj chwili. Zapadał już wieczór. Miasto było zadbane, wszędzie wybrukowane
uliczki, Gerold od razu zrozumiał, że są w tej bogatszej dzielnicy. Zbliżyli się do zamku. Strażnicy w
góle ich nie zatrzymali, tylko uśmiechneli się do Rudolfa, widać się znali. I znowu coś tutaj nie
pasowało. Jak zwyczajny strażnik miejski może mieszkać w bogatej części miasta i zna cesarskich
urzędników? To nie mógł być zwyczajny człowiek.
Gerold jeszcze nigdy nie widział takiego gmachu, czuł się przytłoczony jego majestatem, mijani ludzi
posiadali na sobie bogate szaty i jedwabie.
Rudolfo zdawał się znać plan zamczyska na pamięć, kluczył korytażami i krużgankami, aż znaleźli się
u wejścia do jedenj z wież. Zapukał. Usłyszeli tubale "wejść".
Sala była cudowna. Na wzniesieniu znajdowało się ogromne łoże wyścielone brokatami i osłonięte
baldachimem. Na nim siedział sam cesarz. Mąż postawny i barczysty. Obok niego stał ten słynny
Fulgencjusz, o którym tyle razy słyszał Gerold. Dziadek opowiadał mu, jak służył w jego kompanii.
Mógł zobaczyć na własne oczy dwóch ludzi, którzy już za życia stali się legendami.
- Wasza cesarska mość, ten chłopiec niesie wam ważną wiadomość- powiedział Rudolfo klękając
przed imperatorem. Gerold poszedł w jego ślady, nie śmiał nawet spojrzeć na stopy monarchy.
- Powstańcie. Mów chłopcze i oby twoje słowa okazały się warte mojego czasu- powiedział grubym
głosem Hergolien.
- Panie, pochodzę ze Wschodniej Wyspy i niosę straszną wiadomość. Trzyczaszkowianie najechali na
wyspę. Wymodrowali całą wieść, spalili domostwa i kościół, gwałcili kobiety i młode dziewczynki.
Mnie wysłano, aby zawiadomić waszą cesarską mość. Pędziłem na koniu dniem i nocą, by się dostać
przed wasze oblicze- powiedział.
Cesarz patrzył na niego świdrującymi oczyma.
- To jest niemożliwe, Trzyczaszkowianie już od dawna trzymają się z dala od naszych brzegówpowiedział.
- Czy w takim razie, ten młody bohater gnałby na złamanie karku? Gnałby niemal wycieńczony? Nie
wygląda na obłąkanego, panie- powiedział Fulgencjusz.
Podobnie jak cesarz miał długą brodę i długie kręcone włosy. Był tak szeroki jak szafa, a wysoki jak
dąb w teutońskim borze, lecz pod tą twardą powłoką skrywał serce pełne miłosierdzia.
- Być może masz rację, jednak nie zwołam armii to po, by sprawdzić, czy ten chłopiec mówi prawdęodparł władca.
I jakby na potwierdzenie słów Gerolda do komnaty wbiegł posłaniec, dysząc i kaszląc podbiegł do
cesarza.
- Panie, Trzyczaszkowianie maszerują na nas. Ich armia jest wielką, mówią, że spalą Srebrny Róg!krzyczał.
Cesarz spojrzał się na chłopca i powiedział:
- A jednak miałeś rację chłopcze.
Rozdział IV
Wymarsz wojsk.
Wieść o ataku Trzyczaszkowian rozeszła się niczym błyskawica po całym mieście, a następnie
Teutonii. Starcy wspominali dawne wypracy cesarza, zazwyczaj to Hergolien atakował, jeszcze nikt
nie ważył się zaatakować wielkiego cara Teutończyków. Młodzi słuchali z wielkim zainteresowaniem
opowieści strych wojaków, sami też zaciągneli się do armii.
Cesarz już planował wyprawę. Gerold niespowiedziewanie zyskał w oczach imperatora. Cesarz
chciał, aby młodzieniec brał udział przy wojennych naradach, by mógł podzielić się swoją widzą na
temat topografii Wschodniej Wyspy.
Tyczasem marszałek dworu, zaprosił do swojego dworu za miastem kilkunastu przyjaciół, którzy jak
on nienawidzili Fulgencjusza.
- Ten wojownik z Enderasji odebrał nam wszystkie względy cesarza- zaczął Hugo.
- Tak, to prawda, kiedyś król Slavii musił występować o wniosek do mnie, abym mógł mu wydzielić
złoto ze skarbca, teraz cesarz obywa się beze mnie, a to wszystko przez podszepty tego
enderaskiego psa- powiedział wielki skarbnik.- Przy okazji parę sztabek zawsze lądowało w mojej
kiesce- dodał rozmarzonym głosem.
- Dlatego powinniśmy pozbyć się go z dworu- powiedział Hugo.- I zaprowadzić stare porządki- dodał
z namaszczeniem.
- Mądrze mówicie, ale jak tego dokonać. Fulgencjusz, to populiek cesarza- zapytał radca dworu.
- Waszmościowie, czy nie mamy wojny? Na wojnie wszak giną ludzie- odparł Hugo z lisim
uśmieszkiem.
- Chcesz powiedzieć, że...
- Tak, przekupiłem trzech ludzi z oddziału Fulgencjusza, zabiją go podczas bitwy- powiedział.
- Jego ludzie uchodzą za nieprzekupnych, dworujecie sobie z nas- powiedział skarbnik.
- Przyjaciele, nie ma takiego człowieka, którzy by pod wływem złota i klejnotów nie zmienił swych
poglądów- odrzekł Hugo.
- Czego w takim razie od nas chcesz?- zapytał radca.
- Cóż, gdy Fulgencjusz umrze, cesarz będzie musiał wybrać nowego głowego doradcę i szambelana,
jeśli poprzecie moją kandydaturę, obiecuję, że przywórcę stare porządki. Cesarz to marionetka, jeśli
temu rycerzykowi udało się go omotać to i mnie się uda- dodał jakby na potwierdzenie swych słów.
Na twarzach zebranych pojawiły się uśmiechy zadowolenia. Hugo wiedział, że ich kupił.
- A więc wipijmy, za powiedzenie naszych planów- powiedział podnosząc w górę puchar wina.
Armia wymaszerowała w pełnym rynsztunku. Na przodzie jechał cesarz na białym ogierze, dalej
odziały i pododziały baronów, hrabiów i markizów, którzy przybyli, aby wesprzeć swego monarchę.
Kupcy i rzemieślinicy oddali część sych pieniędzy, aby wesprzeć cesarza. Jeszcze nigdy mieszkańcy
Zielnyboru nie widzieli takiego przemarszu. Ludzie wiwatowali i życzyli monarsze zwycięstwa. Gerold
jechał obok Rudolfa. Jeszcze przed wyjazdem Lukrecja ukradkiem pocałowała Gerolda w policzek,
chłopak wciąż wspominał jej aksamitne usta, nie był w stanie patrzeć na otaczających go ludzi.
Za oddziałami podążążały wozy z żywnością, namiotami i lekarstwami. Jechała świata, polowi
kucharze, akuszerki, a także kobiety lekkich obyczajów w nadzieji, że wzbogacą się na żołnierzach,
którzy być może po raz ostatni będą chcieli zasmakować przyjemności alkowy.
I tak pochód kierował się ku Argon Cux, gdzie cesarz miał nadzieję spotakć armię wroga.
Rozdział V
Bitwa.
- Zabroń moim żołnierzom dzisiaj pić i korzystać z usług dziewek. Muszą być jutro trzeźwi i w pełni
sprawni- zakomenderował cesarz heroldowi w przededzień walki.
Szpiedzy donosili, że główne oddziały Trzyczaszkowian przyjęły wyzawanie i podążają pod Argon
Cux.
Gerold rozmyślał. Ciekawe, czy Lukrecja zostałaby moją żoną, jeśli wrócę z tej wyprawy żywy, i czy
Rudolfo się zgodzi. On jest bogaty, a ja jestem nikim.
- O czym tak rozmyślasz młodzieńcze?- usłyszał za sobą tubalny głos.
Był to Fulgencjusz.
- O niczym ważnym, panie- odparł pachołek.
- Dosiądę się do twojego ogniska- powiedział rycerz- Boisz się?- zapytał.
- Tylko trochę- powiedział Gerold, nie chciał wyjść na tchórza w oczach takiego bohatera.
- Nie martw się, też się bałem pierwszym razem- odparł rycerz z uśmiechem.- Wiesz, okazałaeś
wielkie bohaterstwo przemierzjąc całą wyspę, aby ostrzec nas o ataku.
- Panie, ja nie zrobiłem nic, cesarz by mi zapewne nie uwierzył, gdyby nie posłaniec- odparował
Gerold.
- Być może, ale liczą się twoje czyny. Cesarz wydaje się przy pierwszym poznaniu gburem, lecz wierz
mi, w głębi serca to człowiek jakich mało- powiedział.- No, będę się już zbierał. Tylko nie pij, cesarz
zakazł- dodał z uśmiechem.
- Nie będę, panie- odpowiedział Gerold również odwzajemniając uśmiech.
Następnego dnia o świcie cesarz nakazł wymarsz. Tylko dwie godziny dzieliły wojsko od Argon Cux.
Jest jeszcze chłodno, to dobrze- pomyślał imperator.
Wojska Trzyczaszkowian już czekały. Zgodnie ze zwyczajem, wodzowie wyjechali sobie na spotkanie.
Cesarz z złotej zbroi z hełmem z pióropuszem. Wódz Trzyczaszkowian miał na sobie równie pyszny
strój.
- Już myśleliśmy, że wielki Hergolien stchórzył.
- Ja nie tchórzę panie, to wy powinniście się nas lękać- odparował monarcha.
- Nie wiesz co mówisz cesarzu. Dajemy wam ostanią szansę na honorowe poddanie się.
- Nigdy- powiedział cesarz z taką siłą, że trzyczaszkowskiemu księciu przeszedł dreszcz po plecach.
Cesarz zawrócił swojego wierzchowca i ruszył do armii. Rozpoczęło się oczekiwanie, tego, kto
pierwszy ruszy. Cesarz posiadał gorszą pozycję, armia Trzyczaszkowian znajdował się na wzniesieniu.
- Panie, armina wroga jest olbrzymia, za wzniesieniem są ich tysiące- powiedział posłaniec.
Cesarz się zamyślił, po czym odparł.
- Spokojnie.
Trzyczaszkowianie nie mogli już usiedzieć w koniach, zaatakowali, cesarz poczekał, aż zbiegną ze
zbocza i stracą swój impet.
- Lewa armia i front na przód- zakomenderował.
Flagowy dał umówione znaki, konie ruszyły. Ziemia zadrżała. Gerold przyglądał się jak teutońskie
rycerstwo okutne w żelazo ruszyło na przód. Walka rozgorzała na dobre.
Trzyczaszkowianie rzucili swoje lewe wojska do natarcia.
- Prawa armia do ataku, musimy być zwarci!- krzyczał monarcha.
Wojsko pod przywództwem Fulgencjusza ruszyło do natarcia. Jego długi czarny płasz z purpurowym
krzyżem powiewał złowrogo niczym skrzydła olbrzymiego jastrzębia.
- Pora i nas nas. Czy zasadzka jest gotowa?- zapytał cesarz.
- Tak panie, markiz de Ruth zaatakuje za umówiony znak- odpowiedział przyboczny adiutant.
- W takim razie na przód!- zawywł monarcha i pognał konia na przód.
Gerold spoglądał w podziwem na monarchę, który wywijał swym mmieczem niczym bóg wojny. Jego
złota zbroja zmoczona została krwią.
To nie moje miejsce- myślał Gerold- Chwała Bogu, że dziadek nauczył mnie władać szablą- dumał.
Gerold znajdował się w straży królewskiej, która miała za wszelką cenę strzec monarchy i sztandaru
z lwem. Z niedługim czasie Trzyczaszkowianie zlękli się wojowniczości monarchy, uciekali spod jego
nóg.
- No dalej tchórze, atakować!- krzyczał na całe gardło.
Nagle zza wzgórza na zbocze wkroczyła nowa armia Trzyczaszkowska.
- Boże, daj siły- powiedział do siebie monarcha i dał markizowi de Ruth umówiony sygnał.
Nagle Gerold spostrzegł jak jakiś narwaniec udrza na Hergoliena, który pogrążony w walce nie
widział go. Atakował niehonorowy, od tyłu. Długo nie myślał, rzucił się na atakującego, przebił mu
serce, nawet nie wiedział jak to zrobił. Cesarz tylko kiwną mu w podzieńce głową.
Walka trwała, tymczasem oddziały Fulgencjusza postępowały na przód. Waleczny wojak usiał całą
ziemię trupami, nikt nie potrafił go powstrzymać.
- Panie, przyszliśmy ci pomóc- zawołało trzech pachołków.
- Wracajcie na tyły, tam bardziej się przydacie!- zawołał Fulgencjusz, gdy nagle poczuł trzy miecze
wbijane w jego pierś. Spojrzał zagadkowo na trzech pachołków.
- Pozdrowienia od hrabiego Hugo von Gerharda- powiedział mu do ucha jeden.
Fulgencjusz zrozumiał w jeden chwili. Chwycił trzech chłopców w swoje stalowe ramiona i zdusił ich.
Krew sączyła się z jego piersi tak obficie, ze można by pomyśleć, że to źródło nowej rzeki.
Najwaleczniejszy żołnierz armii cesarskiej padł trupem zdradzonych przez własnych żołnierzy.
Tymczasem odziały markiza de Ruth ruszyły do twierdzy Argon Cux, wyglądało to na niehonorowy
odwrót, jednak markiz wiedział co robić. Zebrał z miasta stacjonujący tam oddział i przedarł się
przez las, zaatakował armię woga od tyłu. Walka była skończona, gdy tylko książę Trzyczaszkowina
zgubił własną głowę, a sztandar z trzema białaymi czaszkami wpadł w ręce markiza.
Pole walki było usiane trupami. Teutończyk leżał ramię w ramię z wrogiem. Ziemia przesiąkła krwią.
Do cesarz zbliżył się posłaniec i coś wyszeptał.
- Prowadź mnie- rozkazał cesarz.
Niemal biegem podbiegli pod las, gdzie walczył Fulgencjusz, jego ciało leżało przebite trzema
mieczami. Hergolien padł na kolana.
- Jak to możliwe?- pytał sam siebie.
Po raz pierwszy życiu cesarz uronił łzy, zamknął oczy przyjaciela i kazał skuć prowizoryczną trumnę.
Gerold patrzył na to z osłupieniem. Jak duch obok niego wyłonił się Rudolfo.
- Patrz chłopcze, tak odchodzą bohaterowie- powiedział i pochylił głowę.
Rozdział VI
Epilog.
Niedobitkowie z wojsk Trzyczaszkowian jeszcze długo chronili się w lasach. Armia wroga popełniła
jedna poważny błąd- nie zajęła Argon Cux, skąd przybyły posiłki pod wodzą markiza de Ruth.
Cesarz wraz z nowym księciem Trzyczaszkowa zawarł pokój, a wrogowie musli wypłacić kontrybucję,
inaczej flota cesarska miała najechać na ziemię Trzyczaszkowa.
Cesarz jeszcze długo opłakiwał przyjaciela, lecz otrząsnął się. Kazał go pochować jak króla, a na jego
migile zasadzić trzydzieści trzy czerwone róże.
Gerold został przez Hergoliena pasowany na rycerza, a w lenno oddał mu duży majątek pod stolicą.
Rudolfo wyraził zgodę na ślub swojej córki z Geroldem.
Hugo hrabia von Gerhard zgodnie z przewidywaniami został głównym doradcą, jednak cesarz nie
okazął się marionetką, podpuścił sprytnie Gerharda i szybko kazał ściąć hrabiego za wykryte
defraudacje złota.
Bitwa pod Argon Cux była chyba największą bitwą teutońskiego rycerstwa w dziejach, bitwą, która
potwierdziła suwerenność i niezależność teutońskiego narodu, a także dała początek prawdziwego
cesarstwa, a imię Hergoliena do dziś jest wymieniane z przydomkiem Wielki.

Podobne dokumenty