Na autostradzie jest strasznie
Transkrypt
Na autostradzie jest strasznie
Na autostradzie nie jest fajnie z dwoch powodow: 1. Traffic 2. Kierowcy Traffic jest wlasciwie zawsze, czy to w tygodniu czy to w niedziele, czy w poludnie, czy wieczorem. Wynika to glownie z tego, ze nie ma transportu publicznego, a Dolina Krzemowa jest strasznie rozlegla, tak wiec aby sie dostac z jednego miejsca w drugie trzeba jechac autostrada. Oczywiscie sa godziny w ktorych traffic jest mniejszy, i takie w korych mozna sie zastrzelic z frustracji. Oczywiscie te gorsze sa wtedy kiedy ja musze dojechac do pracy. Coraz czesciej przypomina mi sie taki film z Michaelem Douglasem “Falling Down” czy jakos tak. Zaczyna sie tak, ze gosc stoi w olbrzymim, olbrzymim korku na autostradzie w starsznym upale i powoli zaczyna dostawac swira, w koncu wysiada i zaczyna zabijac ludzi z wielkiej dubeltowki. Mysle, ze jeszce troche i moga nakrecic “Falling Down 2” ze mna w rolii glowniej…serio… Drugi powod dla ktorego nielubie tych ich autostrad to kierowcy. Generalnie prowadzenie samochodu jest tu tak niezbeda czynnoscia jak jedzenie u nas. Tak wiec za kierownice wsiada kto zyw: babcia, ktora w 68 roku przeszla na zasluzona emeryture, czarny, ktory sobie wlasnie wydrukowal prawo jazdy na drukarce laserowej, hindus, kotry przyjechal do US dwa dni temu i wciaz jeszcze rozwaza przewage ruchu lewostronnego nad prawostronnym, rozne mamuski zawozace dzieci do szkoly, arabowie - ci zazwyczaj w osmiu w jednym smochodzie, tak aby miec pewnosc ze ich kierowca nie zobaczy nic w wewnetrznym lusterku, i cala reszta dziwnych przybyszy wliczajac w to mnie wciskajaca hamulec zamiast sprzegla. Kierowcow mozna podzielic takze na milosnikow migacza i tych co maja migacz w glabokim powazaniu. Ci pierwsi jak zmieniaja pas to wlaczaja migacz i tak sobie jada z tym migaczem, bo moze znowu beda chcieli zmienic pas to po co wylaczac. Ci drudzy holduja elementowi zaskoczenia i nagle bez ostrzezenia zajezdzaja ci droge. Jedno trzeba tym autostradam przynac, ze sa naprawde dobrze oznakowane. Jak sie juz czlowiek przyzwyczai to tego oznakowania i wie czego moze oczekiwac to raczej sie nie mozna zgubic. Oczywiscie sa te karkolomne serpentyny gdzie lacza sie trzy albo cztery autostrady i wtedy latwo jest wskoczyc na nie taka, ale zawsze latwo wrocic i zrobic drugie podejscie. Generalnie wydaje mi sie, ze juz opanowalam sztuke jezdzenia tutaj i nie jest to az takie straszne. Jedno jest dla mnie wciaz niezrozumiale: nieraz jest tak, ze 2 prawe pasy zjezdzaja sie nagle. Nie mam pojecia kto ma wtedy pierwszenstwo – narazie odnosze nieodparte wrazenie, ze nigdy nie mam go ja! No coz moze sie tego dowiem jak bede sie uczyc do egzaminu na prawo jazdy. Wedlug prawa Kalifornijskiego moje prawo jazdy jest wazne 10 dni od momentu kiedy zaczelam tu jezdzic (bez znaczenia czy jest to prawo jazdy polskie, czy miedzynarodowe). Oczywiscie, jest to tylko teoria, bo jak mi udowodnia ze jezdze juz dluzej niz 10 dni w Kalifornii? Tak wiec nie spiesze sie z podchodzeniem do egazminu, tym bardziej ze coraz bardziej zbliza sie widmo egzaminu na ACCA, ktory bede zdawac juz 13-go grudnia w San Francisco. Poza tym jak sie nie ma Social Security Number to nie mozna zdawac tego egzaminu na prawo jazdy, a moj numer dopiero dostalam, bo wczesniej zginal gdzis pomiedzy Social Security Office a Firma…