Rozterki prezesa W nowo otwartym ośrodku Fundacji na rzecz
Transkrypt
Rozterki prezesa W nowo otwartym ośrodku Fundacji na rzecz
Rozterki prezesa W nowo otwartym ośrodku Fundacji na rzecz Rozwoju Telewizji Polskiej S.A. w RucianemNidzie od wpół do siódmej rano panował ożywiony ruch. Nowo mianowany wiceprezes Fundacji, krótko ostrzyżony krótkowidz, wpółleżąc wpółnagi na zmierzwionej, jasnożółtej pościeli, wypił haust herbaty marki Lipton i przerwał w pół słowa swojemu rozmówcy, eksKolumbijczykowi, obecnie super-Polakowi i arcyspecjaliście od mediów, który sączył kawę „Tchibo”. „Dlaczegoż by menadżer miał wdrażać ten niedowarzony projekt? Chybaby musiał stracić rozum „ - wykrzykiwał zacietrzewiony prezes. „Roztrząśniemy te kwestię w plenerze” – rzekł znienacka, po czym wychynął z sypialni i bez wahania czmychnął do garderoby, by się nieco ochędożyć. Po ponaddwuipółgodzinnym/ ponad dwuipółgodzinnym/ joggingu ścieżkami przerzynającymi trawniki wokół ośrodka wiceprezes i jego doradca przystanęli na skraju kniei. Z nagła z krzaku jeżyny sfrunęła jasnozielono-żólta dzierzba, zaś w dziupli wierzby zahuczała pójdźka, czy też może puchacz. Nad ich głowami przeleciał jerzyk i wówczas prezes się zjeżył, nasrożył, gdyż myśli znów zaprzątnęły mu kłopoty w filmie. „Trzeba by wreszcie ukrócić te knute w głębokiej konspirze intryżki. Czas rozprawić się z tą watahą bezmózgich sprzedawczyków, pohańców, schamiałych parweniuszy” - żołądkował się rozjuszony pryncypał. Jego zaś współtowarzysz, milcząco przemierzając wolna miedzę w tę i we w tę / wte i wewte/, pomyślał o swoim bossie: „Miałbyżli ten fachura w roli nibyprokuratora coś wskórać?”