Pakiet edukacyjny prace projektowe uczniów Comenius Pogromcy
Transkrypt
Pakiet edukacyjny prace projektowe uczniów Comenius Pogromcy
"Pogromcy problemów – europejski wymiar walki o prawa człowieka. Rozwiązywanie problemów poprzez dramę i dialog międzykulturowy” Gdynia 2012 1 Partnerzy Razlog, Bulgaria - ”Bratya Petar and Ivan Kanazirevi” Secondary School Tostamaa, Estonia – Tõstamaa Secondary School L’Aigle, Francja – Lycée Napoleon L’Aigle Trondheim, Norwegia - Charlottenlund videregående skole Gdynia, Polska – Gimnazjum nr 1 w koordynująca Gdyni – szkoła O projekcie Projekt “Pogromcy problemów” porusza temat praw człowieka oraz twórczych sposobów rozwiązywania problemów (poprzez dramę). Uczniowie rozpoczęli pracę od przeprowadzenia ankiet w każdym z krajów uczestniczących w działaniach na temat źródeł szczęścia oraz problemów, które dotykają ludzi. Rezultaty zostały porównane i wykorzystane przez międzynarodowe grupy tematyczne: ekologiczną, dziennikarsko-filmową, dramową, fotograficzną i nauczycielską. Celem projektu było wypracowanie sposobów rozwiązywania problemów oraz zwiększenie motywacji uczniów, jak również refleksja nad prawami człowieka w krajach partnerskich. Uczniowie stworzyli projekty, prezentacje, plakaty, wystawy, filmy; wzięli udział w warsztatach dramy oraz grach terenowych. Nauczyciele przygotowali pakiet edukacyjny ze scenariuszami zajęć poświęconych prawom człowieka i metodom aktywizującym. Przyczyny powstania projektu Projekt był odpowiedzią na wzrastający u uczniów brak motywacji do udziału w życiu społecznym i kulturalnym. 2 Różnorodność działań, współpraca międzykulturowa i międzynarodowa przyczyniły się do zwiększenia zaangażowania młodzieży w życie szkoły, miasta, kraju. Wierzymy, że świadomy, młody Europejczyk jest bardziej związany ze swoim środowiskiem, a tym samym zwiększy się jego wpływ na sprawy europejskie w przyszłości. Młodzież rozumie, że wszyscy mieszkańcy Europy wspólnie tworzą swój kontynent. Dzięki współpracy z rówieśnikami z krajów partnerskich młodzież poznała przykłady dobrej praktyki w rozwiązywaniu problemów, podzieliła się swoim doświadczeniem, wspólnie szukała rozwiązań wybranych sytuacji kryzysowych takich jak np. wykluczenie, brak akceptacji, niepowodzenia szkolne. O pakiecie edukacyjnym i pracy nad projektem Poniższa broszura zawiera część materiałów wypracowanych przez nauczycieli i uczniów Gimnazjum nr 1 w Gdyni. Projekty i filmy można znaleźć na stronie www.pogromcyproblemow.wordpress.com Pakiet edukacyjny ukazuje, jak ważna w kształceniu młodego człowieka jest edukacja obywatelska, która odbywa się poprzez dialog z rówieśnikami z innych krajów. Dwuletnia współpraca ze szkołami z Norwegii, Estonii, Bułgarii i Francji zaowocowała nie tylko wspólnymi przedsięwzięciami, ale także przyjaźniami, a co najważniejsze – przełamała wiele stereotypów kulturowych. Hasła przyświecające projektowi: „Mam prawo do szczęścia” – pierwszy rok realizacji działań. „Twarzą w twarz z prawami obywatelskimi” – drugi rok realizacji projektu. 3 Poetycko o szczęściu Maja Walencik - “Najzwyklejsza w świecie radość” Chciałabym wstać i przeciągać się leniwie, a potem wyjrzeć za okno, nic tam nie zobaczyć, i zacząć się śmiać. Wybiec szybko przed blok, w porozciąganej piżamie położyć się na trawie, i wstać, i tańczyć, mimo, że nie umiem, i śpiewać, żeby zedrzeć sobie gardło. Kręcić się w kółko, i skakać. Zeby przechodnie nazywali mnie wariatką, śmiejąc się do rozpuku. “szczęśliwi kopią kamienie” szczęśliwi kopią kamienie w południe nie ma dla nich świata 4 nie chcesz nigdy na chodniku w czarnym płaszczu udawać wiatru Bajki filozoficzne Agnieszka Czupryniak „Motyl” Dawno, dawno temu, na skraju małego, górskiego miasteczka, stał przeklęty las. Wielki i pogrążony w ciemnościach niezależnie od pory dnia, wzbudzał przestrach w okolicznych mieszkańcach. Wśród ludzi krążyła legenda, że na jego terenie mieszkał niegdyś okrutny potwór – nadludzka istota, która porywała dzieci i zmieniała je w drzewa. Żyło w nim wiele dzikich zwierząt a pośród nich kilka gatunków dawno uważanych za wymarłe. Wśród tego co okrutne i nieoswojone, panował ład i harmonia. Śmierć była tutaj rzeczą naturalną – jedni ginęli po to, aby drudzy mogli przeżyć. Tymczasem miejsce na pozór złe i nieprzyjazne, w środku kryło w sobie krainę piękna i łagodności… W sercu lasu znajdowała się duża, kwiecista łąka, będąca domem i królestwem dla wszystkich okolicznych owadów W jej górnej części, w wydrążonym pniu rozłożystego dębu, mieszkała rodzina motyli, nazywana Paziami Żeglarzami. Byli jednymi z ostatnich przedstawicieli tego gatunku – w królestwie cenieni za pogodę ducha i pracowitość, często otrzymywali komplementy na temat wyjątkowego wzoru ich skrzydeł, przypominającego paski pokrywające ciało zebry. 5 Był jednak motyl, który nigdy nie czuł się piękny. Tatiana. Uważała, że przynosi hańbę swojemu gatunkowi, przedstawicielom lekkości i powabu. Kiedy chciała pofrunąć, jej ciało przygniatało ją do ziemi. Dlatego wciąż nie umiała latać, choć miała już pięć dni. Gdy była mała, wszyscy mówili jej, że motyle żyją tylko jeden dzień. Chcieli w ten sposób zmotywować Tatianę do działania. Widzieli, że wszystkie inne młode poczwarki potrafią już fruwać a ona, biedna i grubiutka, wciąż żałośnie trzepocze skrzydłami i szoruje brzuchem po brudnej ziemi. - Uwierz w siebie! – wołała Mama Paziowa, obserwując córkę z zatroskaniem, jakby było to lekarstwo na wszystkie jej problemy. Tatiana miała już dość tego wyświechtanego, nic nieznaczącego hasełka. Powtarzano jej je wszędzie. Jednak nikt słowem nie wspominał o tym, jak to zrobić… Jak uwierzyć? - Widziałam człowieka – wyszeptała lękliwie gąsienica Aurelia, kiedy wracały z porannej gimnastyki. Tatiana znów upokorzona i zgrzana, z obrzydzeniem wyprostowała swoje pogniecione, brzydkie skrzydło. - Co to jest człowiek? – zapytała rozdrażniona, marząc o powrocie do domu. Coraz częściej wolała być sama. Wszystko wokół wydawało się kpić z niej, nawet wyznanie sprawnej, choć młodszej od niej, gąsienicy miało dla Tatiany ukryty, prześmiewczy sens. - To podobno książę tego, co jest za lasem – ciągnęła jej koleżanka tym samym tonem, co poprzednio. – Był duży i nie tak lekki jak my. ‘’Mów za siebie’’, pomyślała Tatiana zgryźliwie, mimo, że opowieść towarzyszki zaczęła ją intrygować. 6 - Tata powiedział mi, że oni są niebezpieczni. Że łapią motyle, zabijają je a potem suszą – powiedziała a głos jej zadrżał– Ale on był piękniejszy niż motyl. – dodała następnie, jakby usprawiedliwiało to całe jego potencjalne okrucieństwo. - To pokaż mi go – rzekła wyzywająco Tatiana. Szukała w życiu ciepła i radości, jednak czuła, że wszystko co dobre i pięknie omija ją z odrazą, zostawiając za sobą tylko rozczarowanie – jak zwiędłe, zasuszone kwiaty. Od wielu, wielu dni, choć miała ich tylko pięć, Tatiana szukała szczęścia, ale szczęście wydawało się nie istnieć. Uważała, że jest już bardzo doświadczona życiowo. Gąsienica zaś żywo zareagowała na zuchwały rozkaz koleżanki. Poszły szybko w stronę Różanych Alejek, gdzie podobno często przebywał sam książę. Kiedy wreszcie dotarły na miejsce, dla bezpieczeństwa skryły się za krzakami. Aurelia z trudem odchyliła cienką gałązkę i wyjrzała ciekawie, po czym zrobiła miejsce Tatianie. To, co ujrzała – ona, niegodna przedstawicielka Paziów Żeglarzy, którym bliżej było raczej do Lotników – zburzyło w niej wszystkie mury i tamy. Skoro książę Człowiek, pokonując naturalną barierę między lasem a miasteczkiem, wykazał się odwagą i ciekawością,, to dlaczego ona nie mogłaby nauczyć się latać? Bo może zwycięstwo nad własnym strachem to wolność? Bo może wolność to szczęście? Nie chodziło wcale o to, że Tatiana nie fruwała, bo była zbyt ciężka. Czy książęce nogi wydawały się jej wystarczająco mocne, aby dowieść go aż tutaj? W jednej chwili poczuła, że od jego widoku leżącego na trawie bije spokój i siła. ‘’Nigdy nie uwierzę w to, że ta mocna a jednocześnie tak krucha postać może zrobić komuś 7 krzywdę.’’ – pomyślała nagle i fala gorąca uderzyła jej do głowy. Patrząc na niego nabierała wiary w to, że każdy człowiek, w ogniu prób i błędów, że przeszkoda, która uniemożliwia nam osiągnięcie celu w końcu pęka, jeżeli postaramy się wystarczająco mocno. Nie patrząc na Aurelię, wyswobodziła się z ciążącego jej kokonu. Rozchyliła sprężyste skrzydła i wzleciała ponad chmury. Zatoczyła pełne koło, potem drugie, czując jak oddycha każda komórka jej nowego, motylego ciała. Nie miała pojęcia, jak długo tak latała, jednak kiedy poczuła, że brakuje jej tchu, postanowiła trochę odpocząć. Opierając się o czerwony, wonny kwiat, oddychała głęboko. Ależ rodzice będą z niej dumni! Aż nagle wielki cień nakrył małe i bezbronne ciało Tatiany… Książę Człowiek spojrzał na nią ciekawie, przybliżył brązowe oczy do niespotykanych skrzydeł i zamknął ją w klatce swojej dłoni. ‘’Paź Żeglarz. Nareszcie. Szukałem cię całe życie, mój mały, skrzydlaty więźniu.’’ – pomyślał z satysfakcją, nie słysząc, że oddech Tatiany z sekundy na sekundę staje się płytszy. Robert Kosk „W poszukiwaniu wody” Dawno, dawno temu, po piaszczystej pustyni, wędrował osioł Don. Nie był on zadowolony ze swojego życia, ale wierzył, że może się ono zmienić, kiedy osiągnie swój cel – dojdzie do wielkiej wody. Pewnego dnia osioł zauważył na swojej drodze żółwia. Było to zjawisko nadzwyczajne, ponieważ Don od wielu tygodni nie widział żywej duszy. 8 - Witaj żółwiu – powiedział zmęczony Don. - Dzień dobry, ośle – odparł żółw – Dlaczego jesteś przygnębiony? - Widzisz na horyzoncie obszerne wody, mieniące się w blasku słońca? To miejsce jest rajem. Przez pół życia dążę do niego, ale ono zdaje się z każdym moim krokiem oddalać. Wędrówka do wielkiej wody nie jest ani przyjemna, ani też szczęśliwa, więc z czego miałbym się cieszyć? - Każdy krok we właściwym kierunku przynosi mi szczęście – powiedział z powagą żółw – i każdy jest dla mnie nowym wyzwaniem. Spróbuj się cieszyć postępami w osiąganiu swojego celu, a twoje życie będzie upływało z pewnością przyjemniej. - Dziękuję – odpowiedział zamyślony osioł i poszedł dalej, wpatrując się z zachwytem w stronę wielkiej wody. Rozmyślał o wspaniałościach, jakie czekają go po osiągnięciu swojego celu. Nagle w oddali zauważył lepiankę. Spragniony i głodny osioł nabrał wiary, że może znaleźć w niej pożywienie. - Halo! Czy ktoś tu jest?! – zawołał Don. - Wynocha, złodzieju! – odpowiedział głos z chatki. - Nie mam złych zamiarów – odparł osioł. Drzwi lepianki otworzyły się i z jej wnętrza wyczołgał się masywny wielbłąd. Don nie mógł uwierzyć własnym oczom. W obszernej chatce było pełno jedzenia i wody. - Musisz być bardzo szczęśliwy, posiadając tyle bogactw! – powiedział zafascynowany osioł. 9 - Kim jesteś? Kolejnym biednym wujkiem z południa, który miałby wielką ochotę na moje jedzenie i wodę?! A może prościej, najpierw mnie otrujesz, a później ograbisz?! - Skąd ci przyszło to do głowy? Podziwiałem twoje skarby, ale nie przeszłaby mi przez myśl kradzież – oburzył się Don. - Mówiłeś coś o szczęściu? Nie jestem szczęśliwy. Żyję w ciągłym stresie. Jestem otoczony fałszywymi ludźmi, którym bardzo zależałoby na mojej śmierci. Gdybym tylko mógł, oddałbym całe swoje bogactwo – zaszlochał wielbłąd. - Dlaczego tego nie zrobisz? – zapytał osioł. - Bo mi szkoda – odpowiedział mieszkaniec chatki i z płaczem zamknął się w swojej lepiance. Don z namysłem opuścił terytorium wielbłąda, kierując się nadal w stronę urzekającej wielkiej wody. Z każdym krokiem czuł się coraz bardziej głodny. W pewnej chwili zakręciło mu się w głowie i padł na ziemię. Obudził się dopiero w nocy. Już w pierwszych chwilach zauważył, że znajduje się w nieznanym miejscu. Była to obszerna jaskinia, w której leżały dziesiątki chorych zwierząt. Każdy miał miejsce w swoim hamaku. W końcu groty siedziała postać, która bacznie obserwowała podopiecznych. - Witaj, ośle – zagrzmiał swym basem tajemniczy opiekun. - Kim jesteś? – zapytał Don. - Nazywają mnie Doktorem Pająkiem. Będziesz u mnie mieszkał przez pewien czas. - Nie mogę! Muszę dojść do wielkiej wody! 10 - Twoje zdrowie nie pozwala ci na wędrówki. Kilka dni w mojej jaskini na pewno nie zaszkodzi - zapewniał Doktor Pająk. Don zainteresował się pacjentami. Wśród nich znajdowała się całkowicie sparaliżowana hiena. To ona jako pierwsza zaprzyjaźniła się z osłem. - Och! Jakie to smutne – powiedział Don do hieny – Musisz być bardzo nieszczęśliwa ze swojego życia. - W pierwszych miesiącach po wypadku uważałam, że moje życie nie ma sensu. Z biegiem czasu przyzwyczaiłam się do swojej sytuacji i z pełnym przekonaniem mogę powiedzieć, że jestem szczęśliwa. Chociaż nie mogę się ruszać, przez cały czas obieram sobie małe cele, które przynoszą mi wiele radości. Tuż przed wypadkiem należałam do gangu Cętkowatych Hien. Nie liczyłam się z nikim, kto stanął mi na drodze. Czułam się potężna, ale w głębi duszy nieszczęśliwa. To nieszczęście musiałam zastąpić satysfakcją z zadawania bólu. Pewnego dnia, kiedy walczyłam z gangiem Brunatnych, jedna z hien zepchnęła mnie ze skały. Złamałam kręgosłup i nikt się mną nie zainteresował. Mój gang porzucił mnie. Stałam się dla nich bezużyteczna. Takimi prawami rządzi się przestępczy świat. Kilka dni później odnalazł mnie Doktor Pająk. Pomógł mi się cieszyć z małych rzeczy – zakończyła hiena. - Niedawno poznałem wielbłąda – powiedział zamyślony Don – Był on bogaczem, jakich na świecie zapewne niewielu. Do czasu tego spotkania myślałem, że bogactwo przynosi szczęście, a tymczasem… – nie dokończył osioł. 11 - O! Znam tego wielbłąda! – powiedziała hiena – Przychodzi do nas czasami na specjalne terapie dla zamożnych zwierząt. Biedak… Rozmowę nieoczekiwanie przerwał Doktor Pająk, który zaprosił osła do swojego gabinetu. Opiekun rozsiadł się na wygodnym kamieniu i zwrócił się do Dona: - Słyszałem, że podróżujesz w stronę wielkiej wody. - To prawda. - Przecież tutaj wody masz pod dostatkiem. Dlaczego wędrujesz daleko na północ? – nie rozumiał Doktor Pająk. - To nieprawda! Tu nie ma wody! Tam, daleko, znajduje się źródło… - …szczęścia? – dokończył Doktor Pająk – Każdy z nas go szuka. Powiedz mi tylko, dlaczego aż tak daleko, skoro masz je pod własnym nosem. Nie wierzysz? Wyjdźmy zatem z jaskini… Na niebie świeciło bijące po oczach słońce. Don ponownie spojrzał na pustkowie. “Przecież tutaj nie mogę być szczęśliwy” pomyślał. - Spójrz! Czego ci na tym świecie brakuje? - Wszystkiego! – zdenerwował się osioł. - Czyżbyś nie doceniał piękna natury? Tych drzew, rosnących tu od wieków, a także chmur układających się w przecudne kształty? - Gdzie? Gdzie są drzewa, chmury? – zmartwił się Don - Tutaj – wskazał palcem Doktor, a przed oczami osła ukazały się zielone korony drzew. 12 - Jak mogłem ich nie zauważyć?! - To nie wszystko. Pamiętasz, że mówiłem ci o tym, że dążymy do szczęścia i szukamy go tak daleko, a tak naprawdę jest ono przed naszym własnym nosem? - Tak, ale tu wciąż nie ma wody… - Jesteś tego pewien? Przybyłeś tu z dalekiego południa, skąd płynie rzeka Isra El. Byłeś tak pochłonięty szukaniem szczęścia, że nie zauważyłeś, że brodzisz w niej po kolana. Twoja wyobraźnia była tak ogromna, że z każdym dniem twój cel wydawał ci się coraz wspanialszy. W ten sposób skazywałeś się na rozczarowanie. Wielka woda to oczywiście fatamorgana. Za każdym razem, gdy dochodziłeś do swojego celu, rozczarowany szukałeś go w innym miejscu, tymczasem szczęście tkwi we wnętrzu, bo to od ciebie zależy, czy potrafisz zauważyć i cieszyć się z tego, co masz – uśmiechnął się Doktor Pająk i poklepał osła po plecach. - Dziękuję – wyszeptał Don. Każdy z nas szuka szczęścia. Dążymy do niego często przez całe życie. Ci, którzy go doznają, odnaleźli je w sobie i nauczyli się cieszyć z drobnych rzeczy. Don odkrywał świat przez całe życie. Zauważył, że należy cieszyć się drogą, a nie samym celem. Istne pustkowie przerodził w niebiański las tropikalny, czego i Tobie życzę. Kalina Gałkowska - „O człowieku, który szczęście odnalazł” Nie będzie to historia miłosna ani opowiadanie o człowieku który swoje szczęście odnalazł w dobrach materialnych. Nie 13 będzie tu mowy o nieszczęśliwej kobiecie, która uwierzyła w siebie i poznała mężczyznę swojego życia. Będzie to historia o…, a z resztą, przeczytajcie sami! Tak naprawdę to nie myślał o tym, „co by było gdyby”. Był realistą, a może raczej optymistą z doświadczeniem. Rzadko kiedy myślał nad dniem jutrzejszym, życie traktował jako swój obowiązek, który musi wypełnić, jako prace domową którą musi odrobić by jutro mieć dzień wolnego. Do wszystkiego miał dość obojętne podejście, mało rzeczy robiło na nim wrażenie. Nie przywiązywał się do ludzi, był oschły i agresywny. „Jutro to zawsze będzie dziś” powtarzał, przez co nigdy nie podejmował się nowych wyzwań. Nie zwracał uwagi na ludzi, gardził ich szczęściem i wyśmiewał na ulicy, wierząc w to, że społeczeństwo mu zazdrości. Pisał do gazety reportaże, miał z tego dość spore pieniądze, dzięki czemu mógł pozwolić sobie na wakacje, samochód lub po prostu na zakupy w centrum handlowym co piątek wieczór. Tak naprawdę nie żył tak jak żyją wszyscy inni. Nie było dla niego miłości ani przyjaźni. Nie przywiązywał wagi do dóbr materialnych, pieniądze są albo ich nie ma, przecież nieważne. Jego życie było przepełnione rutyną, budzik od siedmiu lat nastawiony na tę samą godzinę, ten sam ulubiony serial i ta sama praca od dwunastu lat. Nie zajmował się kobietami, był egoistą i w pewnym stopniu narcyzem, nie lubił dzielić się czymś na co ciężko pracował. Aż do pewnego dnia… Nie interesowało go zdrowie. „Co ma być to będzie” mówił sobie za każdym razem gdy koleżanki z pracy prosiły go by zgłosił się na badania kontrolne. Ostatni raz u lekarza był cztery lata temu po receptę, potem przychodni nie odwiedził już wcale usprawiedliwiając się brakiem czasu. W lato, 14 dokładnie w sierpniu zaczął odczuwać bóle podbrzusza, a przy porannej toalecie umywalka zatykała się od nadmiaru wypadających włosów podczas czesania. Nie przejął się. W swoim literackim świecie, gdzie życie rzeczywiste schodziło na boczny tor, nie było miejsca na choroby i stres. Stwierdził po prostu, że lata świetności już minęły, a bóle brzucha są spowodowane nie zdrowym trybem życia. Kiedy po czterech nieprzespanych nocach nie był w stanie napisać pracy o konfliktach zbrojnych w Azji, postanowił iść do lekarza. Przekonany, że dostanie mało smaczny syrop, od rana miał zły humor, ale ból nasilał się z każdą godziną, więc wizytę miał umówioną na 14.00. U lekarza był oschły. Odpowiadał na pytania słowem „tak” lub „nie”, nie chciał się rozebrać, a gdy doktor chciał poznać datę ostatniej wizyty, burknął coś pod nosem kłamiąc, że miesiąc temu. Dzień później odebrał wyniki. Ordynator miał minę poważną, ale mimo wszystko jego rysy były łagodne. Wyrok jaki spadł na z pozoru szczęśliwego reportera był nieodwracalny i bezlitosny. Nowotwór. „Co teraz?” - zapytał, choć tak naprawdę słowa lekarza nie zrobiły na nim większego wrażenia. Później wszystko nabrało tempa. Do pokoju weszła siostra, zaprowadziła go salę obok i kazała się położyć. Znajomi z pracy przywieźli mu kilka rzeczy i dokumenty, a on sam nie wiedział co się właściwie dzieję. Leżąc podłączony do kroplówki, dużo myślał. Ale problemem nie było kolejne zlecenie do gazety lub rachunek telefoniczny. Przemyślał sobie dokładnie wszystko. Czuł, że każdy skurcz to zmarnowany dzień. Mógł poznawać świat, bawić się, cieszyć każdym dniem. Zmienić podejście, podchodzić z dystansem do problemów życia codziennego. Wyszedł ze szpitala. Z resztą, nie na długo. Nie było już żadnej szansy. Choroba rozprzestrzeniła się. Leczył się dalej., mając nadzieję na lepsze jutro. 15 No właśnie, co się stało? Został zupełnie innym człowiek. Dostrzegł piękno dookoła. Rano wychodził na spacery, pił w pracy kawę z sekretarką uprzejmie się uśmiechając, witał się z przechodniami ciepłym uściskiem dłoni. Zaczął doceniać każdą minutę i każdy dzień, odkrywając siebie na nowo. Rzucił rutynę, wyszedł do ludzi z otwartym sercem i szczerym uśmiechem. Znalazł szczęście w nieszczęściu. Zdawał sobie sprawę ile mu pozostało ale postanowił przeżyć każdy dzień jakby miał być ostatni, nie poddawać się. Stawiał sobie nowe cele, zmienił się sam dla siebie, chciał być lepszym człowiekiem. Nie zostało mu już dużo czasu by spełniąc marzenia, szczęście do którego dążył było na wyciągnięcie ręki. Nie zdawał sobie sprawy czego naprawdę pragnął przez cały ten czas kiedy był atrapą człowieka, pozbawionym uczuć egoistą. Znalazł swoje szczęście, docenił to co miał do tej pory, miał przyjaciół i ludzi którzy troszczyli się o niego. Radość z życia była tuż obok, chowała się w parku, w miejscowej kawiarence, w albumie z rodzinnymi zdjęciami i każdym drzewie. Cenił sobie zapach porannego powietrza, każdy uśmiech kierowany w jego stronę i entuzjazm bijący od jego przyjaciół. Odnalazł to, czego nie miał, ale..czemu tak późno? Refleksje – wokół praw człowieka Nikolett Blachowska – refleksje na temat współczesnych kobiet – operacje plastyczne Azja pociąga i interesuje z wielu powodów. Stanowi kontynent kontrastów: ma wspaniałe i nowoczesne miasta, które stoją niedaleko wiosek bez prądu czy wody. Zazdroszczę im wysoko rozwiniętej kultury, a przede wszystkim 16 oszałamiającej przeszłości. To w Chinach wymyślono papier, kompas, proch… Tam narodzili się Konfucjusz i Lisi. Nigdzie nie znajdziemy pięknych i doskonalszych zabytków. Przepych, kolory i złocenia zaskakują bardziej niż zbyteczny natłok baroku. W tamtejszej sztuce odnajduję piękno i harmonię, a widząc dzieła czy stroje europejskie, czasem chciałabym zamknąć oczy i jakimś cudem wymazać to, co zobaczyłam. Wykształcono tradycje, które nie były tylko sztucznymi zasadami, ale rzeczywiście je stosowano. Niepojęty dla nas kult przodków, ideały, zachowania, pismo… Całokształt sprawia, że chcemy bardziej poznawać kraje Azji, ponieważ w Europie nie znajdziemy tak bogatej historii. Oczywiście są też mniej szczytne powody. Myślę tu oczywiście o kobietach. Azjatki są prześliczne, bardzo drobne, dostrzegam w nich coś specyficznie pociągającego. Zawsze mocno o siebie dbały, stosując wonne olejki, zwracając uwagę na higienę osobistą, układ włosów, stroje etc. Onieśmielają mnie swoją urodą i egzotycznością. Od lat fascynuję się krajami Azji i kiedyś bardzo chciałam wyglądać jak Japonka. Mojej miłości i kultu piękna nie podzielają sami Azjaci. Przede wszystkim zwalczają piękny odcień skóry. Od wieków arystokratki zakrywały się przed słońcem, nosiły rękawiczki, pudrowały twarz proszkiem z ryżu, pereł… Gejsze malowały swoje twarze na biało, usta na czerwono, a brwi podkreślały czarnym węglem. Teraz, gdy obserwują Amerykanów i Europejczyków, pragnienie jasnej skóry jeszcze mocniej się uwidoczniło. Ową słabostkę wykorzystują firmy kosmetyczne, które produkują kosmetyki wybielające TYLKO na tamtejszy rynek. Co gorsza, reklamy również nie pomagają w samoakceptacji. Możemy zobaczyć, jak chłopak z kaskadera staje się aktorem tylko dzięki temu, 17 że koleżanka z planu filmowego poleciła mu cudowny krem wybielający. W innej przekonamy się, że dzięki kosmetykowi dziewczyna dostała pracę jako stewardessa. Nie tylko Azjaci chcą mieć jaśniejszą skórę, Hindusi i Afroamerykanie również wiodą w tym prym. W salonach kosmetycznych uświadczymy wiele wybielających maseczek czy inwazyjnych peelingów. Oczywiście, im coś staje się popularniejsze, tym możemy dostać więcej podróbek danego specyfiku. Tak więc miejscowe bazary zalewają imitacje drogich kremów. Oczywiście część z nich nawet zmienia odcień twarzy. Niestety, sprawiają, że zanika pigment w skórze, więc zamiast bladolicej piękności pojawia się dziewczyna- dalmatyńczyk. To trwałe zmiany, których nie da się odwrócić. Oprócz zabiegów związanych z cerą pojawiają się inne. O dziwo to Azja, a nie Ameryka przoduje w powiększaniu biustu. Japonki z natury mają małe, drobne piersi, dostosowane zresztą do ich proporcji, dlatego operacje plastyczne robione są na masową skalę. W Polsce to wydatek rzędu 10000 tysięcy złotych. Nie każdą kobietę stać na wydanie takiej kwoty, dlatego czarny rynek implantów ma się bardzo dobrze i nie zapowiada się, żeby coś się zmieniło. Tańszy zamiennik zawiera składniki, których raczej nie chcemy mieć w swoim ciele, a także nie powinniśmy. Na wskutek tego w Chinach rejestruje się największą liczbę zgonów przez medycynę estetyczną. Piękne, ciemne oczy również poddaje się obróbce. Chirurdzy wycinają część powieki lub odsysają z niej tłuszcz. Ciemnoskórzy ludzie obdarzeni są czarnymi lub brązowymi oczami. To również nie pasuje Azjatom, więc noszą kolorowe soczewki. 18 Zabiegiem, o którym w Europie raczej nie usłyszymy, jest przeszczep włosów. W naszej kulturze promowane jest gładkie ciało, bez zbędnego owłosienia. Mamy mnóstwo kremów, plastrów, pianek, żeli, a nawet operacje laserowe w celu skorygowania tej przypadłości. W Korei Południowej wszczepia się w okolice intymne włosy z głowy. Bujne owłosienie w tej strefie ciała uznane zostało za bardzo seksowne, gdyż ponoć świadczy o płodności. Oprócz tego zmniejsza i zwęża się nosy, powiększa wargi. Charakterystyczną, “cofniętą” szczękę też zmieniają. Istnieje możliwość wszczepienia implantu, dzięki któremu twarz wygląda mało orientalnie. Ku mojej rozpaczy, to nie wszystko, mimo, że naprawdę chciałabym zakończyć tę ponurą listę. Otóż, jak dobrze wiemy, Azjatki to bardzo niskie kobiety. Naukowcy opracowali metodę na zwiększenie ich wzrostu. Pozwalają łamać sobie kości, po czym na rok wkładać nogi w specjalne stelaże. Pozwala to “urosnąć” o ok. 10cm. Kosztuje to wiele, w tym wypadku chodzi nie tylko o pieniądze. Taka operacja to rok bólu. Jeszcze gdyby kończyła się dobrze… Znaczna część osób staje się po niej kalekami. Czy w tym wszystkim chodzi tylko o próżność? Otóż nie. Musimy zrozumieć podłoże tego zachowania. Chiny podbijali Europejczycy. Jako zaborcy mieli władzę, a władza to elitarność. Zastanówmy się, jak wyglądała przeciętna Brytyjka w XIX w. Również stroniła od słońca, dzięki czemu zachowywała jeszcze bielszy odcień skóry. Nosiła suknie zupełnie innego typu, bardzo uwydatniające i tak większe piersi. Była wyższa, o mocno wciętej talii uzyskanej przez noszenie gorsetu. Tak więc kobiety chciały stać się bardzie podobne do cudzoziemek. Stąd obecne kompleksy. 19 Gdyby chodziło tylko o tło historyczne, to być może sprawa nie wyglądałaby tak poważnie. Otóż wymagania dotyczące urody ważne są w świecie biznesu i matrymonialnym. Brzydka kobieta nie dostanie dobrej pracy, taka smutna prawda. A im kobieta bardziej ‘europejska’, tym ma szansę na lepsze zamążpójście. Widzimy więc jasno, że my, jako płeć piękna, lubimy stwarzać sobie problemy. Wymyślamy sobie ideał, do którego ślepo dążymy. A czasem warto się zatrzymać, spojrzeć rano w lustro, zanim nałożymy cztery warstwy pudru. Spojrzeć i docenić, jak urokliwie wyglądamy naturalnie, z lekko potarganymi włosami przez noc, często o uroczych falach, które giną pod czujnym okiem szczotki czy prostownicy. Dostrzec zalety niskiego wzrostu, małego biustu czy szerokiego nosa. Im większej liczbie operacji plastycznych się poddamy, tym wszystkie będziemy do siebie podobniejsze. A im więcej podobieństw, tym mężczyźni zaczną szukać unikatu, nie będą chcieli identycznych kobiet. Dlatego doceńmy nasze zalety teraz, zanim pójdziemy pod skalpel czy pędzel. Cieszmy się swoją “unikatowością” i urodą! Kasia Radkowska “Szczęście” „Szczęście należy sobie wypracować, nie wymarzyć” – jest to jeden z moich ulubionych cytatów. Nie wiem, czy mówi on prawdę, czasem wydaje mi się, że tak, kiedy indziej przeciwnie. To, czy wymarzone szczęście nam wystarczy, czy lepsze byłoby wypracowane ,zależy chyba od osobowości. Przecież niektórych uszczęśliwiają same plany na przyszłość, czyli marzenia. 20 W mojej pracy mogą zdarzyć się powtórzenia, będzie to na pewno związane z tym, że nie potrafię znaleźć synonimów słowa szczęście. To, co proponują słowniki, również mnie nie zadowala. Nie wiem, czym jest szczęście dla mojej rodziny, czasami wydaje mi się, że nie umiem skonkretyzować, czym ono jest także dla mnie. Aby dobrze odpowiedzieć na to pytanie, musiałabym się długo zastanawiać. Łatwiejszym pytaniem na pewno jest „co daje mi szczęście”. Kilka dni temu, kiedy zabierałyśmy się za naszą prezentację, pytałyśmy właśnie o to i nikomu udzielenie odpowiedzi nie zajmowało zbyt dużo czasu. Wiele osób mówiło, że wolne chwile lub podróżowanie sprawiają radość. Inni twierdzili, że aby być szczęśliwym, wystarczy spojrzeć na ukochaną osobę. Jednak czy to faktycznie jest prawdziwe szczęście, czy może tylko radość? W słowniku języka polskiego, który znalazłam przypadkiem w moim pokoju, szczęście zostało zdefiniowane tak: „zbieg pomyślnych okoliczności” , natomiast radość „uczucie wielkiego zadowolenia”. Radość kojarzy mi się z czymś chwilowym, co za moment przestanie istnieć, a szczęście powinno być na dłużej, nie może trwać parę minut i zniknąć na kilka dni. Radość to uciecha z małych rzeczy i uśmiech, szczęście jest dla mnie czymś większym. Coś duchowego, jakiś wewnętrzny spokój. Różnica między tymi dwoma pojęciami jest bardzo trudna do odnalezienia, może nie w słowniku, ale w życiu owszem. Nieistotne jest, jak będziemy nazywać nasz stan. Ważne, że będziemy zadowolonymi z siebie. Uszczęśliwia mnie przebywanie z przyjaciółmi i możliwość rozwijania zainteresowań. Moja odpowiedź nie jest może, zbyt wyszukana, bo pewnie większość Polaków mówi podobnie, ale wydaje mi się, że jest prawdziwa. Pytanie, czym jest dla 21 mnie szczęście pozostawię bez odpowiedzi, bo jeszcze jej nie znalazłam. Nikolett Blachowska „Szczęście” Szczęście – stan psychiczny o bardzo kontrowersyjnym przesłaniu, dla każdego oznacza coś innego. Jedno jest pewne: człowiek go nieustannie poszukuje i potrzebuje. Bardzo często nie potrafimy ocenić, co w danej chwili czujemy. Zazwyczaj mylimy dwa podobne stany, w/w oraz radość. Ostatnie z nich to zaledwie chwila, którą łatwo uzyskać. Przecież cieszymy się z nowo kupionej biżuterii czy samochodu, a nie możemy powiedzieć, że szczęście człowieka zależy od posiadania najnowszego modelu Mercedesa. Może więc spróbować cały czas otaczać się przedmiotami, żeby jak uniesienie trwało jak najdłużej? Chyba jednak nie o to chodzi, mamy na to wiele przykładów z literatury. Zawsze będziemy poszukiwać czegoś głębszego niż materialna powłoczka, zdecydujemy się ją odrzucić, jak Budda. Moim zdaniem szczęście zyskujemy przy poczuciu bezpieczeństwa, na które również składa się wiele czynników. Przykładowo dla mnie to świadomość posiadania dobrych i wspierających przyjaciół. Wiedząc, że nie muszę się bać o przyszłość, lżej traktuję życie. Niestety, jesteśmy bardzo emocjonalnym gatunkiem, który często działa pod wpływem impulsów. Dlatego przyjaźnie się kończą, a zaczynają nowe. W takich chwilach szukam ukojenia gdzieś dalej, u kogoś trwalszego i mądrzejszego niż ktokolwiek na Ziemi. Istnieje taki ktoś, kto nigdy się nie zmienia, tak jak Jego miłość do 22 nas. On zawsze wiernie przy nas trwa. Tym kimś jest oczywiście Bóg. Daje mi pełnię akceptacji, wyrozumiałości i bezpieczeństwa. Wiem, że nieważne, jak wielkie głupstwo popełnię, to On wyprowadzi mnie na prostą ścieżkę. Wydawałoby się, że to idealna sytuacja, przesyt dobroci. Okazuje się, że można więcej! Nasz Tata posłał Jezusa na krzyż, by Jego krew oczyściła nas z grzechów. Dzięki temu mamy nie tylko wspaniałe życie na Ziemi, ale także po śmierci! Do szczęścia wystarczyło mi tak niewiele, mniej niż piasek, morze i niebo… Po prostu uwierzyłam w Jezusową ofiarę, a boża łaska i miłość wylały się na mnie. Teraz noszę je jak amulet, który chroni mnie przed pułapkami świata. Alleluja! Patrycja Szary „Co w życiu jest najważniejsze , czyli moje krótkie zdanie na temat dzisiejszej młodzieży” Chciałabym opowiedzieć o swoich przemyśleniach na temat dzisiejszej młodzieży. Większość nastolatków nie ma swoich marzeń, celów. Najważniejsze jest dla nich imprezowanie wraz z kumplami i próbowanie nowych rzeczy. Większość spotyka się tylko po to, by razem wypić czy zapalić. Nie powstaje żadna głębsza relacja. Jednak istnieje także zupełnie odmienna młodzież, która ma swoje wartości, marzenia, cele, i dąży do nich! Należę właśnie do tej grupy. Dla nas najważniejsza jest wiara, więź z Bogiem, przebywanie z Nim . On daje nam radość i przepełnia nas szczęściem. Obdarowuje nas tym, co najlepsze. Strzeże nas przed złem. Sprawia, że nie chcemy robić niczego złego, gdyż staramy się być naśladowcami Jezusa. Jego wspaniałość jest nawet nie do 23 opisania, ponieważ każdy moment spędzony z Nim jest czymś niesamowitym! Każdy z nas (nawrócony człowiek) przeżywa najlepsze chwile w życiu, jest pewny co do swojego życia oraz tego, co będzie w przyszłości. Dąży do doskonałości, by jak najbardziej się uświęcić. Uważam , że większość młodzieży żyjącej współcześnie zapominana o tym wszystkim. Nie zależy im na relacji z Bogiem, a nawet na spędzaniu czasami czasu z Nim. Jest to najważniejsze w życiu , gdyż od dzisiejszych decyzji zależy nasze życie wieczne. Każdy z nas powinien się zastanowić nad swoim postępowaniem, nad tym czy to, co teraz robi jest właściwe. Powinien poszukiwać Boga w życiu. Żyję w odmiennym świecie i nie zamieniłabym go na żaden inny. Moim celem jest przyprowadzanie ludzi do Boga, i nad tym cały czas pracuję. Chcę pokazać wszystkim, że podążanie za Nim jest czymś wspaniałym! Maja Walencik “Moje szczęście” Chronicznie nienawidzę swojej szkoły. I nie jest to kwestia niechęci do nauki czy buntu przeciw nauczycielom – zwyczajnie nie cierpię jej budynku, klimatu i czegokolwiek, co się z nią wiąże. Trzeba powiedzieć – gdyż jest to rzecz, która w dużej mierze wypełnia mój dzień, przez co wpływa na ogólny poziom radości, a to, jakby nie patrzeć, ma być moja refleksja na temat tego, czym jest dla mnie i co decyduje o moim szczęściu. Na pierwszą piątkową lekcję docieram z humorem podobnym do tego, jaki musi odczuwać pies, którego ktoś systematycznie przez całą noc kopał. Wymięta od autobusowego tłoku, z oczami podkrążonymi z niewyspania powłóczę nogami w 24 rytmie Jezus-Maria-znowu-to-samo. Ciąży mi torba, płaszcz wydaje się być niedopasowany w każdym miejscu, a buty zupełnie nie chcą trzymać się stóp. Z drugiej strony – będę mogła sobie przez następnych parę godzin posiedzieć, więc może tak ostatecznie źle nie jest. Kilka minut przed ósmą dostaję sms-a od Agnieszki. Pyta co robimy po lekcjach. Wchodząc do klasy uśmiecham się i przypominam sobie, co mnie dzisiaj jeszcze czeka. „Przyjdź po mnie pod szkołę, to podejdziemy po Pati i gdzieś pójdziemy” – odpisuję pod ławką i – z zadowoleniem, że nie zostałam przyłapana na tej nielegalnej czynności – chowam telefon do kieszeni. Parę godzin później szkoły już dla mnie nie ma – zaczyna się szczęście pisane wielką literą. Chodzę po Chyloni z jednymi z najlepszych ludzi jakich znam, jem jedne z najsmaczniejszych i najbardziej niezdrowych chipsów jakie kiedykolwiek jadłam i jestem w stu procentach szczęśliwa, bo wiem, że tak będzie tydzień w tydzień, weekend w weekend, wolne popołudnie w wolne popołudnie. O siedemnastej dziesięć Patrycja pyta czy nie mam przypadkiem na siedemnastą zajęć w Młodzieżowym Domu Kultury. „Mam” – odpowiadam, na co ona uśmiecha się i mówi: „I co, idziesz? Czy trzymasz się swojej zasady >godzina to nie spóźnienie<?” Zna mnie od zawsze i wie, że od zawsze się spóźniam. Jeśli miałabym wskazać najbardziej cierpliwą względem mnie osobę, to – po mojej Mamie – byłaby to ona. Wsiadamy we trzy do jakiegokolwiek autobusu; dziewczyny odwożą mnie na zajęcia. Zobaczymy się jutro. W MDK-u jestem zapisana do pracowni teatralnej – i biegam tam jak dziecko za cukierkami. W poniedziałki jadę z ‘teatralnych’ do domu i chciałabym, żeby już był piątek, 25 żebym mogła się ‘wyaktorzyć’, powygłupiać i spotkać ze świetnymi ludźmi, którzy tworzą nasz zespół. I niezupełnie umiem opisać co, jak i dlaczego tam się właściwie dzieje, jakie padają słowa, jakie śmiechy, jakie szczęście jest w powietrzu. Jest cudownie – to wystarczy. Zajęcia kończą się o 19, w domu jestem między 20 a 21; jednego dnia chodzimy – ja, Marta, Kamila, czasem Agnieszka – w tę i z powrotem, odprowadzając się nawzajem, innym razem podwozimy Ewelinę i Damiana w stronę Gdyni Głównej, chociaż to zupełnie nie po drodze. Wracam do domu zmęczona, ale szczęśliwa. I to w sensie ścisłym – szczęśliwa czystym, niepodważalnym szczęściem. W głośnikach lecą po kolei The Rolling Stones, Raz, Dwa ,Trzy, Katie Melua, Led Zeppelin, Happysad… Dużo muzyki przwija się przez moją głowę, a ja piję herbatę za herbatą i rysuję, maluję, piszę ze znajomymi na Gadu-Gadu. Jutro rano pójdę na basen – wracam po dwóch latach przerwy i czuję, że mogę znów być w tym dobra. Jutro znowu spotkam się z Patrycją i Agnieszką. Tymczasem biorę długi prysznic, jak co weekend maluję paznokcie na czerwono i powoli zasypiam. SMS od Kajetana: „Idziemy jutro na jakiś koncert czy coś? :) ”. „Jasne, że idziemy” – myślę – „ale póki co – daj mi spać…” :) Robert Kosk – „Czy szesnastolatki powinni mieć prawo głosować?” W dzisiejszych czasach nastolatki zazwyczaj nie mają wpływu na sprawy, które ich dotyczą. Wiedzą, że swoją rzeczywistość mogą zmieniać jedynie dzięki dobrej nauce, relacjach z rodzicami i przyjaciółmi, oraz rozwijaniu swoich umiejętności. 26 Młodzież nie wpływa jednak na czyjeś decyzje, które są ściśle z nią związane. Moim zdaniem inny punkt widzenia, który mają nastolatkowie, mógłby zwrócić uwagę władzy na problemy dotychczas niezauważalne przez dorosłych. Kto lepiej zna potrzeby młodych ludzi, niż oni sami? Każdy czerpałby z takiego układu korzyści. Na przykład powstanie specjalnych ścian przeznaczonych do malowania grafitti dałoby możliwość rozwoju młodym artystom. Nie malowaliby oni na budynkach, ponieważ mieliby lepsze warunki tworzenia swoich prac. Niestety zazwyczaj nie ma dialogu pomiędzy nastolatkami, a władzą. Inicjatywy często brak z obu stron, gdyż młodzież nie jest świadoma tego, że ktoś chciałby ją zapytać o zdanie. Możliwość głosowania w kwestiach dotyczących nastolatków uczy ich również dbania o dobro wspólne, odpowiedzialności i pokazuje, jak ważną możliwością jest prawo wyrażania swojego zdania. Oddanie głosu młodym ludziom byłoby dużym krokiem do przodu. Tworzenie nastolatkom coraz lepszych warunków rozwijania się jest w interesie wszystkich, gdyż to oni są przyszłością świata. Nikolett Blachowska „Czy młodzi ludzie mają możliwość wpływu na życie ich lokalnej społeczności? W jaki sposób zwiększać ich aktywność i zachęcać do podejmowania działań na rzecz społeczności?” – praca nagrodzona 1. miejscem w konkursie zorganizowanym przez „Gazetę 27 Wyborcza” wraz z Fundacją Rozwoju Systemu Edukacji. Okazją do ogłoszenia konkursu był Europejski Tydzień Młodzieży. Jestem młoda i kreatywna, mam tyle pomysłów, że wciąż brakuje mi czasu na ich realizację. Jednakże nie przeszkadza mi to w angażowanie się w coraz to inne sprawy. Wciąż mam dużo energii i optymistycznego nastawienia do świata, wierzę, że nawet najmniejsze poczynania jednostki przynoszą bardzo istotne efekty dla życia wszystkich Ziemian. Czy mogę wpłynąć na życie lokalnej społeczności? Nie jest to pytanie, nad którym zastanawia się zwykły nastolatek- w końcu ciekawi nas tyle rzeczy, że te bardziej poważne odkładamy w czasie, wiedząc, że w dorosłości przed nimi nie uciekniemy. Poza tym odnosimy wrażenie, że społeczność nie potrzebuje nas w tej fazie rozwoju – czeka, aż staniemy się pełnoletnimi obywatelami, a zatem bardziej przydatnymi i odpowiedzialnymi. Zastanówmy się zatem, co ewentualnie moglibyśmy zrobić, gdybyśmy już chcieli zająć się czymś na rzecz współmieszkańców. I tutaj właśnie pojawia się pustka- nie wiemy! Nikt nas nie informuje o akcjach przeznaczonych dla młodych ludzi, a jeśli już - to z pewnością się nas do tego nie zachęca. Wiele zależy od nauczyciela, który jest w pewnym sensie naszym źródłem wiedzy- informuje nas nie tylko o zagadnieniach naukowych, ale także o konkursach, różnych zajęciach dodatkowych czy festiwalach organizowanych w naszym otoczeniu. W niektórych szkołach przedstawiciele ciała pedagogicznego tworzą projekty finansowane przez Unię Europejską, dzięki którym możemy się rozwijać w różnych ciekawych kierunkach. Niestety, gdy jedni otwierają przed nami drzwi, drudzy starają się nam utrudnić życie, gdyż są negatywnie nastawieni do 28 przedsięwzięcia. Tak więc znowu to nie zależy od nas – tylko od subiektywnego odbioru osób odpowiedzialnych za nas, czyli szkoła czasem utrudnia nasz rozwój i hamuje nasze twórcze aspiracje. To demotywuje na tyle, że staramy się ograniczać kreatywność, działać według schematów. Dusimy w zarodku wszelkie idee, bo przecież i tak nikt nie jest nimi zainteresowany. Poza tym niektórzy starsi ludzie wciąż myślą, że nastolatki nie mają nic rozsądnego czy ciekawego do powiedzenia. Po prostu ignoruje się nas lub – co gorsze, uważa za głupców. To również sprawia, że oddalamy się od takich spraw. Myślę, że brakuje także kontaktu na linii władze miasta – uczniowie. Prezydent powinien wiedzieć, co frasuje jego ewentualnych przyszłych wyborców, co chcielibyśmy wprowadzić w życie, czego nam brakuje w bliskim otoczeniu lub jak odnosimy się do nowych uchwał i rozporządzeń. A do powiedzenia mamy dużo, co wiem z częstych rozmów z kolegami. Naprawdę często słyszę: “fajnie by było, gdyby w Gdyni zrobili/ wybudowali/ zmienili/ pozwolili…”. Wystarczyłoby tylko posłuchać tego, o czym mówimy, a Polska już nigdy nie byłaby takim samym krajem. Myślę, że gdyby choć raz na pół roku przedstawiciel władz miejskich spotkał się z jednym uczniem z każdej szkoły ponadpodstawowej, to wspólnie mogliby dojść do ciekawych wniosków, a miasto by nie ucierpiało. Na takim działaniu można zyskać. W czasach, gdy Internet odgrywa tak wielką rolę, powinno się przykładać do tego szczególną wagę. W końcu jesteśmy bardzo aktywną internetowo grupą społeczną – możemy kreować wizerunek miasta czy rządu- zależnie od ich poczynań i naszych opinii. To przecież nie nam powinno na tym zależeć, tylko dorosłym. 29 Z drugiej strony mamy możliwość utrzymywaniu kontaktów z radnymi (również tylko wtedy, gdy trafimy na otwartych i nowoczesnych). Być może przedstawią nasze pomysły, w końcu to właśnie oni są takim łącznikiem między prezydentem a mieszkańcami. Trzeba jednak wiele czasu, energii i szczęścia, by przekonać radnego do jakiegoś pomysłu. A często jeden człowiek to za mało. Poza tym w Polsce jest wiele organizacji non-profit, które prowadzą ciekawe projekty. Niestety, za mało o tym wiemy. Może powinien powstać miejski newsletter (musiałby być rozsyłany do ucznia każdej szkoły, który wyrazi na to zgodę), w którym byłyby przesyłane informacje o różnych organizacjach i ich poczynaniach, jakieś nowinki, które interesują głównie nastolatków. Zapewne robilibyśmy więcej na rzecz miasta. Często wystarczy otworzyć przed nami jakieś możliwości, stworzyć perspektywy, a my chętnie podejmiemy się różnych działań. Dodatkowo czulibyśmy się bardziej dowartościowani i ważni – w końcu interesuje się nami miasto, czyli jest przychylnie do nas nastawione. A skoro tak, to mamy szczęście i żyjemy w super regionie! Taki prosty związek przyczynowo- skutkowy, a politycy tak wiele mogliby zyskać. Będąc szczerą, nam nie zależy, żeby angażować się w politykę. Wielu uczniów preferuje oddawanie się używkom czy po prostu marnowaniu czasu na siedzenie pod blokiem. Nie mamy ochoty biegać „po urzędach i posłach”, by coś osiągnąć. Musimy mieć łatwiejszy dostęp do działania, bo rzucanie kłód pod nogi nie zachęci do niczego. Wolontariat to popularna aktywność wśród uczniów, głównie z tej racji, że to jedyny sposób, aby otrzymać dodatkowe dwa punkty do liceum. To sprawia, że główne założenie wolontariatu jako świadomej i bezinteresownej pracy na rzecz innych zmieniło się, jeśli nie zniknęło w wielu przypadkach. 30 Pokazuje to jednak, na czym tak naprawdę zależy młodym ludziom i jak ich przekonać do działań na rzecz społeczności. Po prostu należy coś ofiarować i niekoniecznie musi to kosztować. Doskonale też potwierdza moją tezę popularne zjawisko z gimnazjum, do którego chodzę, związane z projektem Comenius. To międzynarodowy projekt, w którym moja szkoła wraz z czterema innymi, różnymi państwami zastanawia się nad tematyką praw człowieka i jego szczęścia. Otóż gdy zbliża się jakaś wizyta lub wyjazd, wszyscy nagle zaczynają interesować się projektem, pracować, chodzić na spotkania czy zajmować się stroną literacką. Potem następuje punkt kulminacyjny, wszyscy starają się, żeby spotkanie wypadło jak najlepiej i w jak najlepszej oprawie- zajęć, jak również towarzyskiej i wizualnej. Po wizycie oczywiście wszyscy tracą całą ochotę do działania, która uaktywnia się przy kolejnym wyjeździe. Wszyscy liczą na to, że to akurat oni pojadą do innego kraju, by brać w udział w konferencji zorganizowanej przez kraj partnerski. Niestety, jesteśmy bardzo interesowną grupą społeczną i angażujemy się głównie w przedsięwzięcia, z których możemy wyciągnąć jakieś profity. Chociażby miałyby być to zaświadczenia, które można by dołączyć do CV. Warto o tym pomyśleć i zwrócić na ten fakt szczególną uwagę. Gdy stajemy się nastolatkami, to z całej siły próbujemy udowodnić naszą dojrzałość. Odrzucamy infantylne zachowania, nie pozwalamy sobie na jakieś słabości czy czułości. Zabawki oddajemy lub te o szczególnej wartości sentymentalnej trzymamy w ukryciu przed resztą domowników. Chcemy być traktowani poważnie i z szacunkiem, dlatego zmieniamy swoje zachowanie, silimy się na wiele zmian w naszym życiu. Liczymy na to, że inni będą nas bardziej poważać i odpowiednio zachowywać się 31 względem nas. Gdy ktoś okaże nam, że traktuje nas na równi z dorosłymi osobami, to od razu chętniej współpracujemy i co istotniejsze, żywimy większą sympatię i przywiązanie do takiej osoby. Powierzanie odpowiedzialnych zadań również mile połechce nasze ego. Naprawdę, musimy czuć, że rzeczywiście niektóre rzeczy zależą od nas i nauczyciele czy opiekunowie nie mogliby tego zrobić. Nie chcemy zadań typu “a niech się pobawią, i tak nie wykorzystamy ich pomysłów, ale udajemy, że ich słuchamy”, co wciąż się przydarza. Podsumowując, lepszy system informacyjny, łatwy kontakt z władzami miasta, oferowanie korzyści i szanowanie nas jako jednostek z pewnością zachęci nas do podejmowania działań na rzecz lokalnej społeczności. Nie zapominajmy, że w przyszłości będziemy pełnoprawnymi obywatelami Polski i właśnie teraz, kiedy dojrzewamy, to od władz lokalnych zależy, czy zachęcą nas do siebie i sprawią, że będziemy chcieli mieszkać i pracować tutaj. W tym czasie krystalizują się nasze poglądy, łatwo je formować w każdą ze stron. Marta Lipska – „Dlaczego wolność słowa i wolność wyboru są najważniejszymi wartościami dla nastolatków z naszego gimnazjum?” Uważam, że wolność słowa jest jedną z najważniejszych wartości dla nastolatków z naszej szkoły, ponieważ osoby w tym wieku mają dużo do powiedzenia i pragną być wysłuchane. Każdy z nas jest inny, więc mamy różne zdanie na dany temat. Wolność słowa pozwala na wyrażenie swojego zdania nawet wtedy, gdy jest ono zupełnie inne od poglądów pozostałych osób. Wszyscy chcemy być traktowani na równi z innymi. 32 Myślę, że wolność wyboru jest drugą z najważniejszych wartości, gdyż gimnazjaliści pragną już sami podejmować decyzje i być odpowiedzialnymi za nie. Nie podoba im się, że rodzice wybierają za nich np. szkołę, do której mają iść. Uważają, że wiedzą, co jest dla nich najlepsze i chcą samodzielnie dokonywać wyborów. Refleksje po obejrzeniu filmów czyli wokół „Filmowych Piątków z Comeniusem”, filmów dokumentalnych i praw człowieka w ogóle Hania Sywula - refleksje po obejrzeniu filmu “Galerianki” Może zacznę od tego, gdzie i w jakich warunkach film ten obejrzałam. Był pewien ciepły, lipcowy wieczór. Szpital w Sopocie. Wszyscy byli już trochę znudzeni tą monotonnością i rutyną, bo w szpitalu każdy dzień był taki sam, i po dwutygodniowym pobycie każdy chciał już zrobić coś innego, szalonego, byle oderwać się od tej monotonii -każdy po cichu ów szpital reumatologiczny nazywał “psychiatrykiem”, a myślę, że dłuższy pobyt w nim mógłby skutkować objawami depresji. Jak to w szpitalu – o 20.00 już wszyscy w piżamkach zaganiani do swoich sal. Aczkolwiek, jak to nastolatkowie, umówiliśmy się z siostrą dyżurną -pozwoliła nam obejrzeć film. Całą piątką już siedzieliśmy na niewygodnym, szpitalnym “łóżku” i oglądaliśmy na małym ekranie komputera film “Galerianki”. Wszyscy byliśmy zdziwieni. To, jak jedna z głównych aktorek mówiła “życie na poziomie” swoim wulgarnym tonem głosu 33 było dla nas czymś… przerażającym! Jak można tak żyć, tak życie sobie psuć i nie dopuszczać do siebie innej wersji swojego scenariusza? Jak można takie życie wybrać?! To pytanie jest z działu tych, na które nigdy nie znajdziemy odpowiedzi. Są, niestety, ludzie, których pasją jest marnowanie swojego życia. Nam ciężko się patrzy na to z boku, ale nawet gdybyśmy bardzo chcieli im pomóc – to na marne. Każdy wybierze taką drogę swojego życia, jaką będzie chciał pójść. W filmie widzimy, jak wzorowa uczennica, przykładna i konkretna, wiedząca czego chce panienka zmienia swoje życie bardzo szybko i diametralnie. Dlaczego to zrobiła? Potrzebowała czegoś innego. Ale czy musiało to iść w tym kierunku?! Film jest strasznie poruszający. Widać na nim, co dzieje się – bo niestety, wydaje się, że to tylko film, sztuczna historia, ktoś coś wymyślił, napisał, i jest. Wcale nie! To się dzieje. To jest. To się staje z wieloma nastolatkami! …tylko ludzie pełni nadziei szepczą cicho pod nosem “dlaczego?!”… Nie powstrzymamy ludzi przed ich wyborami życiowymi. Nie nakażemy im żyć tak, jak my chcemy, żeby żyli. Możemy im pomóc, powiedzieć, jak byśmy zrobili w ich sytuacji, co byśmy zmienili, jak według nas powinien wyglądać ich dalszy los, ten zależny od nich. Ale bezpośrednio ludzi nie uchronimy! Nawet, jeśli byliby to nasi najbliżsi, ludzie, bez których nie umiemy żyć. Ich życie – ich wybór. To często prawda, której nie potrafią zrozumieć rodzice. I zabijają, uśmiercają tego człowieka. Zmieniają go w innego, ale tamten – umiera. Jest to chyba najdoskonalsza niekarana zbrodnia tych czasów. Robią to z uśmiechem na twarzy. Tylko trzeba zrozumieć, że każdy człowiek sam musi zadecydować o swoim życiu, nikt za niego tego nie zrobi. A 34 więc teraz wstanę, odejdę od komputera i będę żyła tak, jak JA CHCĘ ŻYĆ. Nie jak chce moja mama, tata, siostra, mój nauczyciel historii, trener tańca, dyrektorka, nauczyciel gitary, moja przyjaciółka, kolega, czy mój kot. Oni mają do przeżycia swoje życie, ja swoje. Możemy sobie w tym pomóc, owszem, tylko nie przeszkadzajmy! Każdy ma swoje życie, i niech się nim zajmie, a nie życiem innych. Często prawda ta bardzo boli, jeśli widzimy tak jak “chłopak” naszej bohaterki, taką zmianę w życiu człowieka – i nie możemy nic na to poradzić. Choćbyśmy bardzo chcieli. Nie możemy zmienić ludzi. Możemy zmienić jedynie siebie. I właśnie z taką głową pełną refleksji wszyscy grzecznie podreptaliśmy do swoich sal i położyliśmy się do łóżek. Nie wiem, jak moi koledzy, ale ja długo nie mogłam zasnąć po tym seansie, dużo myślałam o ludzkich, dla mnie – straconych życiach. Pojawia się pytanie – dlaczego!?, na które strasznie boli mnie, że nie mogę odpowiedzieć. Nie potrafię. Nikolett Blachowska - “Szczęśliwe”? Jako Europejki mamy wiele poważnych problemów. Codziennie rano musimy wstać, umalować się gotowymi kosmetykami, które kupujemy w sklepie za spore pieniądze. Następnie przyodziewamy się w ubrania, których łączna wartość zazwyczaj przekracza 300zł. Tak wyszykowane idziemy samodzielnie do pracy, w której według polskiej średniej krajowej zarabiamy 3000zł miesięcznie. Dość często bywa, że to praca biurowa, w której mamy możliwość awansowania. Zarabiamy coraz więcej, możemy i potrafimy 35 utrzymać się samodzielnie. Nic, oprócz naszych blokad i ambicji nie stoi na przeszkodzie, abyśmy założyły własną firmę, projektowały ubrania, programowały… Możemy osiągnąć wszystko, choć czasem płacimy za to wysoką cenę w postaci życia rodzinnego, uczuciowego czy zdrowotnego. Tak wyglądają problemy typowej kobiety w Europie, która wspina się po drabinie kariery. Miałam świadomość, że życie, które również zamierzam prowadzić, nie jest dane każdemu. Wiedziałam, że istnieją na świecie kraje, gdzie tworzymy dyskryminowaną płeć, gdzie nie przysługują nam prawa człowieka. Czytam o tym od 6 lat i zamierzam kontynuować zgłębianie owego nurtu literatury. Jednak kiedy możemy zobaczyć takie sytuacje, to wszystko wygląda inaczej. Odcinki programu “Kobieta na krańcu świata” troszkę mną wstrząsnęły. Zobaczyliśmy piękną kobietę, która została wzięta jako druga żona. Jest zdolna, ma duże aspiracje. Nie może ich zrealizować, ponieważ mąż nie da rady sfinansować maszyny do szycia. Przeraża mnie też jego zachowanie. Otwarcie mówi “sądzę, że moje żony są takie same, nie widzę pomiędzy nimi różnicy. Tak samo dobrze gotują, piorą i sprzątają”. To pokazuje pozycję żony w jego kulturze. Maszynka do obsługi domu i rodzenia dzieci. To bardzo przykre, ze względu na ich zróżnicowanie. Każda z nich ma odmienny charakter, a nawet urodę. Sądzę, że druga żona mogłaby sporo osiągnąć w modelingu ze względu na piękną szyję i bardzo łagodną twarz. A tak, nie pozostaje jej nic innego jak praca przy algach, w domu i plecenie sznurów. Z drugiej strony mamy Kambodżę. Z trzech odcinków, które zobaczyliśmy na DKFie, ten przedstawiał najbardziej specyficzne zachowanie. Nie dostajemy informacji o kobiecie tradycyjnej, jedynie o ektremalnej grupie saperek. 36 Nieustannie ryzykują życie. Być może ma to podłoże religijne. Aż 80% osób w tym kraju wierzy w reinkarynację. Prawdopodobnie nie boją się umrzeć teraz, skoro liczą na odrodzenie w innym wcieleniu albo połączenie się ze światłością (już nigdy nie czeka ich żadne życie, ze względu na zjednoczenie się ze światem)? Według relacji samych zainteresowanych nie o to chodzi, myślę jednak, że oddziałuje to na sytuację psychiczną. Trzeci punkt widzenia opierał się na Jordankach. Nowoczesne bussineswoman, zakryte mniej lub bardziej. Widać – można pogodzić tradycję ze współczesnym światem, odnaleźć złoty środek. Świat sukcesu zawodowego nie musi od razu oznaczać złamania nakazów wiary. Chciałabym, żeby muzułmanie z całego świata, szczególnie z małych wiosek patrzyli na Jordanię, myśląc: “Oni dobrze zrobili! Musimy pomóc naszym kobietom, żeby mogły się rozwinąć! Mądra żona to dobry zysk, większa wartość! Też tego chcemy!” Wiem, że wykorzystuję bardzo egoistyczne pobudki, aczkolwiek niewłaściwy pretekst do właściwych celów to dobre rozwiązanie. Byleby tylko wyznawcy Allaha pojęli, że świat potrzebuje mądrości ich żon… Cieszę się, że obejrzeliśmy te trzy różne punkty widzenia. Dają dość szeroki pogląd na sytuację. A przede wszystkim możemy docenić, jak wspaniałe mamy życie. Nie zarabiamy 2$ na worku alg ani 200$ za codzienne narażenie życia, tylko średnio 1000$ za spokojną pracę biurową. Mamy tak różne warunki egzystencjonalne, lecz wszystkie jesteśmy ważne. Żadna praca nie mówi o naszej wartości, a za to każda jest potrzebna. Co byśmy zrobiły bez kobiet zajmujących się glonami? Sprzątaczek? Nauczycielek? Doktorek? Prawniczek? Jako płeć mamy inne spojrzenie na świat niż mężczyźni. 37 Bądźmy silne jako jedność, a wtedy świat zacznie się zmieniać. A kiedy pomyślisz, jak ciężko jest umyć po sobie talerz, to pomyśl, że mogłabyś właśnie rodzić dziecko na klepisku bez znieczulenia. W XXIw. … Monika Sciubilecka – refleksje po obejrzeniu filmu “Galerianki” Dnia 8 października 2010 roku na spotkaniu „Filmowego piątku z Comeniusem i prawami człowieka” oglądaliśmy film pt. ”Galerianki”. Spowodował on we mnie mieszane uczucia, ponieważ ukazywał życie prostytutek, które były trochę starsze ode mnie. Wiedziałam, że za takie „prace” zabierają się niepełnoletnie dziewczyny, ale nie zdawałam sobie sprawy, dlaczego to robią, ile ich jest, jak łatwo jest przestać być normalną nastolatką i zacząć takie życie. Myślałam, że to jakieś wariatki, które mają nierówno pod sufitem. Teraz zdałam sobie sprawę, że przeważnie są to dziewczyny, które nie mają łatwego życia, mieszkają w bardzo ciężkich warunkach, muszą znosić zaczepki kolegów, np. z powodu starego telefonu, a w domu kłótnie rodziców, alkoholizm, zdradę, przemoc… Zastanawiając się nad tym, stwierdziłam, że ludzie, którzy znajdują się w takiej albo podobnej sytuacji, nie mają jakiegokolwiek dobrego przykładu, robią to, by osiągnąć coś innego, zarobić, wreszcie sobie kupić drogi telefon, kosztowną biżuterię, itd. Nie jest to też dziwne, że sięgają po alkohol, papierosy i cokolwiek jeszcze. Tak są wychowane i tak się zachowują. W filmie tym wstrząsnęło mną zakończenie, gdy chłopak jednej z głównych bohaterek się zabija. Nie zaskoczyło mnie 38 natomiast to, że Ala pobiła jedną z tych dziewczyn, które doprowadziły do tego, że została galerianką. Uważam, że się jej należało. Film ten mi się nie podobał, był trochę przerysowany, ale dzięki temu chyba przedstawił więcej problemów współczesnej młodzieży. Justyna Haftka - refleksje po obejrzeniu filmu Grzegorza Packa “Jestem zły” Chciałabym podzielić się swoimi refleksjami na temat filmu „Jestem zły”, który obejrzałam dzisiaj na lekcji. Mimo że był stosunkowo krótki, naprawdę mnie poruszył. Spodobał mi się, bo nie został zrobiony komercyjnie, jak większość filmów, które są emitowane w telewizji, ale ukazywał prawdziwe życie ludzi, nie zawsze takie, jakie chcielibyśmy, żeby było. Już pierwsze sceny pokazały, że nastolatki, o których była mowa, są inne niż my. Często piją, palą papierosy i biorą narkotyki. Co drugie ich słowo jest przekleństwem. Gdy są głodni, nie wahają się pójść do supermarketu i kraść jedzenie, czy napoje. Jeden z chłopców zademonstrował, jak napaść na przechodnia i zmusić go do oddania cennych przedmiotów. Osoby pokazane w filmie swój wolny czas spędzają, siedząc na zawalonym gruzami podwórku, lub chodząc po okolicy. Jednym z ich ulubionych miejsc jest czynny tunel metra, do którego wchodzą dla rozrywki, gdy pojazd przejeżdża. Wydaje mi się, że ich sposób życia i zachowania nie wziął się od nich samych. Czy byliby tacy, gdyby urodzili się w normalnych, niepatologicznych rodzinach? Gdyby żyli w czystym mieszkaniu i mieli tam własny kąt? Gdyby ktoś od nich 39 starszy poświęcił im trochę czasu, wychował, kochał i powiedział im, że mogą żyć inaczej? Jestem pewna, że nie, przynajmniej nie wszyscy. W filmie poruszyła mnie scena, w której pokazany był czteroletni chłopiec. Uczył się on przeklinać i żyć w towarzystwie swoich kolegów z podwórka. To oni byli jego rodziną i całym światem. Mógł mieć oparcie albo w nich, albo w nikim. Myślę, że to, w jaki sposób żyją, to nie ich wina. Tak zostali nauczeni. Nikt nie pokazał im innej drogi. Pod koniec filmu reżyser spytał się każdego bohatera filmu, jakie chciałby mieć podwórko, do czego dąży i kim chciałby zostać, gdy dorośnie. Dzieci odpowiedziały zgodnie, że marzą o czystym podwórku z placem zabaw. Każdy z nich chciałby w przyszłości pracować na swoje utrzymanie, a nie dalej kraść. Wszyscy wiedzieli, że w życiu nie są najważniejsze pieniądze, rozrywka i używki, ale inni ludzie, miłość do rodzeństwa, do rodziny, cele, jakie sobie wyznaczamy, oraz wiara w lepsze jutro. Wydaje mi się, że skoro nam dość dobrze się wiedzie, musimy chociaż spróbować pomóc im je zbudować. To dla nich jedyna nadzieja. Zauważyłam, że każda osoba przedstawiona w filmie, nie jest do końca „zła”. Myślę, że są tak samo „źli”, jak my, pokazują to tylko inaczej. Nikolett Blachowska - refleksje po obejrzeniu filmu Katarzyny Rosłoniec “Galerianki” “Nie jestem dziwką, bo dziwki to szmaty, a ja noszę Versace 40 i drogie zapachy” Paluch, “Historia jednej dziwki” Prostytutka a galerianka… Żadna różnica w wykonywanej pracy, jedynie jej miejsce inne. Dla jednych centra handlowe to większe domy publiczne. Tylko zapłata inna. Dziewczyny nie liczą swoich usług w banknotach, lecz ubraniach, kosmetykach czy sprzęcie elektronicznym. Dla konsumenta różnicy brak, swoje pieniądze i tak oddaje na dziewczynę, która często mogłaby być jego córką. Co gorsze, czasem okazuje się jej koleżanką. No cóż, faux pas zdarza się każdemu, nawet obytym biznesmenom. Przecież klasy niższej nie stać na taką Galerię Bałtycką. A tu chodzi o ‘życie na poziomie’, co często Milena wypominała Alicji. Zastanówmy się nad tym, jak powinna zachowywac się i myśleć porządna galerianka. Jako przykład weźmy Milenę, która wydaje się najbardziej doświadczona. Po pierwsze, konieczność stanowi kusa spódniczka i legendarne już, białe kozaczki na szpilce. Oczywiście bez mocnego makijazu, który woła ‘zatrzasnęłam się w solarium’ się nie obejdzie, przecież rozważamy kobiety poważnie traktujące swą profesję! Należy pamiętać o prowokacyjnym, wręcz obscenicznym zachowaniu. Brak inteligencji w wypowiedzi nadrabia się barwnym językiem ulicy. Nawet jeśli posiada się w głowie troszkę więcej oleju niż tłuszczu zawiera pomadka, to nigdy, ale to przenigdy nie okazujmy tego! Przecież powiedziano wyraźnie ‘Piękność jest dla kobiety ważniejsza niż inteligencja, bo mężczyźnie łatwiej przychodzi patrzenie niż myślenie’. ‘Bo wiesz, jak dziewczyna jest ładna, to musi swoje atuty wykorzystywać’, choć w zasadzie olśniewająca uroda, szczupła sylwetka etc. nie są wymagane. Wystarczy nie mieć skrępowania przed rozkładaniem nóg. Oczywiścia należy 41 wiedzieć przed kim wypada. Otóż wartość konsumenta oceniamy po telefonie, zegarku, butach. Tak twierdzi Milena, jednak zapach i rodzaj ubrań także wymownie świadczy o stanie portfela. Jeszcze zawiózłby nas do domu rozklekonatym cinquecento, a to już skandal. Należy się szanować, drogie panie, nie zniżamy się do poziomu dziwek. Filmowe przyjaciółki chodzą do trzeciej klasy gimnazjum. Słowa, które padają z ust moich rówieśniczek bywają zaskakujące. Kiedy widzimy nastolatkę uprawiającą seks oralny w klubowej toalecie, możemy przeżyć lekki wstrząs. Chwilę później słyszymy pytanie o to, czy stosunek może być przyjemny z osobą, którą się kocha. Zabawne? Przerażające? Pouczające? Jak dla mnie co najmniej groteskowe. W tym wieku, w swej niewinności wypadałoby poszukiwać ‘drugiej połówki’, romantycznej miłości na całe życie, marzyć o sukniach ślubnych czy czymkolwiek takim. Naiwnym, przesłodzonym, jak z komercyjnych filmów prosto z Ameryki. Śnić własny American Dream, lecz o uczuciach. Cóż, wielu takich osób raczej nie znajdziemy u współczesnych dziewic. Chociaż zapewne tego chcieliby nasi rodzice… Świat przedstawia się w nieco innych barwach. Niestety? Na szczęście? Kwestia upodobań i kultury. Myślę, że “Galerianki” to ciekawy film. Taki uświadamiający, być może wyrywający z letargu, w którym pogrążone są osoby odpowiadające za wychowanie młodzieży. Widać nie zawsze trzeba niechcianej ciąży z nie wiadomo kim czy chorób wenerycznych. Może przez osiemdziesiąt minut przebudzą się? Zrozumieją, że miłość fizyczna i kosztowne przedmioty mają za zadanie zapełnić pustkę wywołaną przez (teoretycznie) najbliższych? A przecież wystarczy tylko wychylić nos zza laptopa, by usłyszeć przekleństwa czy strój i makijaż 42 sugerujący jedno, przyszłość… nasze upodobania, perspektywy na Film? Chyba nie. Raczej wołanie o pomoc, przebudzenie się. Rodzice, zauważcie nas! Kalina Gałkowska – refleksje po obejrzeniu filmu „Most nad Wadi” Konflikt pomiędzy Izraelem a Arabami. Czy kiedykolwiek rozmyślaliśmy nad sytuacją na Bliskim Wschodzie? Czy oglądając rano wiadomości, zdawaliśmy sobie sprawę z ogromnego problemu jaki dotyka ten rejon świata? Oglądając film “Most nad Wadi” mieliśmy okazję dowiedzieć się więcej o konflikcie polityczno-religijnym. W ramach pojednania, a przede wszystkim pragnienia zapewnienia swoim dzieciom edukacji, muzułmanie jak i Żydzi wysłali podopiecznych do szkoły, gdzie najmłodsi mieli okazję dowiedzieć się czegoś więcej o historii, tradycji i kulturze. Nienawiść, którą mieli w sobie przedstawiciele obu nacji, zmuszała dzieci do posługiwania się bronią. Z jednej strony najmłodsi byli zadowoleni, że będą chodzić do wspólnej szkoły, jednak z drugiej strony uczucie, które żyło w wyznawcach islamu i judaizmu nie pozwalało im na poczucie bezpieczeństwa w placówce. Co dalej? Czy dzieci będą w stanie kształcić się w otoczeniu “wrogów”, czy może jednak honor rodziców zwycięży i młodzi ludzie zrezygnują z edukacji w tej szkole? Mimo wszystko nie. Sposób funkcjonowania placówki jest przystosowany do Żydów, jak i Arabów. Na lekcji uczniowie posługują się językiem hebrajskim, jak również arabskim, co pozwala dzieciom na swobodne komunikowanie się ze sobą. Najmłodsi pomagają sobie nawzajem, zapominając o 43 istniejącym konflikcie. Czy jest to rozwiązanie problemu? Dzieci to nie wszystko, dużo zależy również od podejścia , które nie do końca jest takie, jakie być powinno. Podczas szkolnych występów, na których Żydzi klęczą na dywanikach i odmawiają modlitwę poświęconą Allahowi, na twarzach rodziców maluje się rozdrażnienie i zniesmaczenie. “Dlaczego moje dziecko ma robić coś, co jest wbrew naszym zasadom?” Kiedy dzieci odwiedzają się nawzajem, ze strony dorosłych padają komentarze – “Co czujesz, kiedy twoi bliscy zabijają naszych?” Odpowiedzi młodych ludzi są zaskakujące, wstydzą się zachowania starszych i jest im przykro z powodu panującej sytuacji. Z wypowiedzi dzieci można wywnioskować, że są one dojrzałe mimo swojego wieku. Zależy im na pokoju, są w stanie poświęcić wiele dla wyznawców innej religii – czyli swoich przyjaciół. Film daje naprawdę dużo do myślenia, pozwala na chwilę refleksji. Dzięki niemu możemy docenić to, co mamy, czyli bezproblemowe życie w demokratycznym kraju pozbawionym konfliktów. Justyna Haftka - refleksje po obejrzeniu filmu “Zmruż oczy” “Warto mrużyć oczy. Szczegóły się zamazują i rzeczy mniej ważne nie przesłaniają widoku.” Wydaje mi się, że ten cytat z filmu najlepiej określa moje przemyślenia z nim związane. W życiu jest mnóstwo spraw, które pochłaniają cały nasz czas i sprawiają, że zapominamy, co tak naprawdę się liczy. Nawet te z pozoru ważne stają się tylko murami, które przysłaniają 44 nam widok na świat, ludzi i miłość. Film przedstawia obraz wsi. Czas płynie tam w zupełnie innym tempie, ale życie z pewnością nie jest sielanką z powodu bezrobocia, biedy… Główny bohater, Jasiek, zdaje się nie przywiązywać do tego szczególnej wagi. Jakiś czas temu stracił posadę nauczyciela. Jest samotnikiem, który spędza czas, przypatrując się okolicy i myśląc o życiu. Kiedyś miał żonę ale, jak powiedział, nie mógł jej utrzymać i od tego czasu żyje sam, niekochany przez nikogo. To właśnie do Jaśka ucieka Mała. Na pewno ma dość życia z bogatymi rodzicami, którzy dają jej wszystko oprócz swojego czasu i miłości. U Jana wyczuwa spokój i inność, która ją intryguje. Jest on dla niej jak ojciec. Wkrótce pod adres Jaśka przychodzą rachunki z urzędu, a pieniędzy zaczyna brakować. Mężczyzna z konieczności musi wynieść się ze wsi do Ełku, gdzie rodzice Małej znaleźli dla niego posadę w szkole. Spodobała mi się scena przed wyjazdem Jaśka, w której siedzi z Małą na moście. Już wkrótce odejdzie ale, jak przekonuje, gdy Mała zmruży oczy, zobaczy, że nic nie mija, to tylko my się oddalamy. Myślę, że to prawda. Dziewczynka będzie zawsze siedzieć z Jaśkiem na moście, nawet jeśli on będzie daleko. My doświadczamy rzeczy po kolei, ale tak naprawdę wszystko trwa właśnie w tej chwili, jednocześnie, jakby było ponad czasem. A może czas to tylko złudzenie? Wydaje mi się, że warto obejrzeć film „Zmruż oczy” choćby dlatego, by zastanowić się nad sensem życia i trochę zwolnić… Adam Szmurło - refleksje po obejrzeniu filmu „Droga czerwonej lodówki” Według mnie film o Harim był bardzo ciekawy i interesujący. Myślę, że dzieci w Nepalu nie powinny tak ciężko pracować, 45 aby zarobić na podstawowe rzeczy potrzebne do nauki tj.: zeszyty, książki i inne przybory szkolne. Dała mi do myślenia moja sytuacja (wprost idealna), rodzice zapewniają mi wszystko, co konieczne, a także to, co można nazwać zbytkiem. Film otworzył mi oczy na to, że nie wszystkie dzieci mają równe szanse i warunki do wzrastania. Dla bohatera filmu marzeniem jest ukończenie studiów, na nie bardzo ciężko pracuje. Mógłbym brać przykład z siły jego charakteru i z takim samym zacięciem podchodzić do nauki. Nasuwa się też myśl, że trzeba się cieszyć z tego, co się ma, mając na uwadze to, że inni muszą walczyć o rzeczy, które się wydają zwyczajne i są dla mnie dostępne na wyciągnięcie ręki bez najmniejszego wysiłku. Filip Pastor – refleksje po obejrzeniu filmu „Galerianki” Dnia 8.10.2010r. podczas “Filmowego piątku z Comeniusem i prawami człowieka” odbyła się projekcja filmu pt. ” Galerianki” -Katarzyny Rosłoniec. Film ten opowiada o życiu dwóch młodych dziewczyn, które stają się tytułowymi galeriankami. Po pewnym czasie do tych dziewczyn dołącza Ala.Na początku nie wie, na czym to polega, lecz z czasem dowiaduje się.. Ale jest już za późno. Nie potrafi wrócić do normalnego życia. A może nie chce…? Film mocno skłania mnie do refleksji. Zadaję sobie pytania: dlaczego one to robią, z jakich powodów? Czy to im sprawia radość? Jednak odpowiedź jest bardzo trudna. Galeriankami stają się dziewczyny niewiele starsze ode mnie… Robią to dla pieniędzy, aby móc kupić wymarzony telefon lub inny towar, którego pragną. 46 Tylko dlaczego płacą za telefon swoim ciałem? Takie dziewczyny nie mają zapewne łatwego życia. W domu pewnie panuje patologia, króluje alkohol i papierosy. Matka zdradza męża. Uważam, że ten problem w Polsce nie jest aż tak ogromny, ale jednak istnieje. Na pewno są gdzieś dziewczyny, które za kupno np. różowej opaski, sprzedają swoje ciała. Uważam też, że tytułowe galerianki “pracowały” dlatego, iż uważały że jest to szybki sposób zdobycia sporej sumy pieniędzy. Podsumowując, film jest bardzo realistyczny, choć niektóre rzeczy zostały przerysowane. Film nie jest wolny od wulgaryzmów, co sprawia, że jest bardziej osadzony w realiach. Ogólnie film bardzo mi się podobał, ponieważ dobrze obrazuje życie i “pracę” takich dziewczyn. Polecam go innym. Basia Bladowska - refleksje po obejrzeniu filmu “Jestem zły” Nie będę odmieńcem i powiem, że film dokumentalny, który obejrzałam dziś z klasą, wywarł na mnie ogromne wrażenie. Oczywiście “niepozytywne”. Zaszokowało mnie to, jak wygląda życie przeciętnych dzieci z rodzin patologicznych. Wiedziałam, że takowe istnieją, że tacy ludzie nie żyją w luksusach, ani nie będą wygrywać konkursów intelektualnych, ale kiedy zobaczyłam ten film… po prostu zabrakło mi słów! Strasznie zdziwiło mnie, w jaki sposób owe dzieci szukają sobie rozrywki. Stanie na torach i 47 życie przez kilka chwil w niepewności, czy pociąg przejedzie cię, twojego kolegę, czy też może ślimaka. Poruszyło mnie w tych dzieciach to, że bardzo kochały swoją rodzinę, że miały marzenia, że nie chciały zostać nieukami, tylko KIMŚ. Wiem, że mam wspaniałą, rodzinę, dom, marzenia, plany na przyszłość, jednakże po obejrzeniu tego filmu zaczęłam to jeszcze bardziej doceniać. Filmowe piątki z Comeniusem dla nauczycieli – propozycje filmowe - Oktawia Gorzeńska Prezentacja filmu „Galerianki” 1. Krótko o filmie Rok produkcji: 2009 Scenariusz Rosłaniec Czas trwania: 77 minut i reżyseria: Katarzyna Galerie handlowe – współczesne świątynie konsumpcji, kolorowe wystawy, błyszcząca biżuteria, drogie kosmetyki i najmodniejsze ciuchy. W takich miejscach Milena i jej przyjaciółki spędzają wolny czas. Za zakupy płacą im bogaci mężczyźni, którzy w zamian za seks obdarowują nastolatki upominkami – czasami jest to tylko zwykła, różowa opaska do włosów. Wkrótce do grupy koleżanek dołącza nowa dziewczyna – Alicja. Początkowo czuje się wyobcowana, ale już wkrótce zaczyna się do nich upodabniać. (Filmweb) 2. Zagadnienia do dyskusji: Jaki obraz rodziny wyłania się z filmu? 48 O czym marzą nastolatki? Czy życie na melanżu to jedyny sposób na życie? 4.Strony warte odwiedzenia: Prezentacja filmu „Jestem zły” 1. Krótko o filmie. Rok produkcji: 2000 Scenariusz i reżyseria: Grzegorz Pacek Czas trwania: 29 minut Film nie tyle opowiada historię grupy chłopców mieszkających na warszawskiej Pradze, co raczej rejestruje i przedstawia ich codzienne życie i sprawy. Bohaterów dokumentu spotykamy na podwórku, gdzie spędzają wolny czas. Wraz z kamerą odwiedzamy ich domy, poznajemy rodziny, śledzimy każdy ich krok, przemierzając bezdroża oraz ulice jednej z najbardziej zaniedbanych dzielnic stolicy. Przede wszystkim jednak film Grzegorza Packa pozwala nieletnim mieszkańcom Pragi opowiedzieć o tym, co czują i myślą, a także przynosi odpowiedź na pytanie, jacy są. (Filmoteka Szkolna) 2. Proponowane tematy lekcji. Jak pomóc dzieciom z warszawskiej dzielnicy – bohaterom filmu „Jestem zły” Grzegorza Packa? (g. wychowawcza) Czy rzeczywiście są źli? Analiza portretu zbiorowości przedstawionej w filmie Grzegorza Packa „Jestem zły”. (g. wychowawcza) Szkolne pożytki z obierania cebuli i oglądania filmu „Jestem zły” Grzegorza Packa. (g. wychowawcza lub j. polski) 3. Zagadnienia do dyskusji. 49 Zbiorowość – identyfikacji. pozytywne i negatywne skutki Dlaczego bohaterowie dokumentu Jestem manifestują swoją grupową odrębność? grupowej zły chętnie Jak należy interpretować tytuł filmu Grzegorza Packa? Jaka metoda zastosowana przez dokumentalistę spowodowała, że udało mu się dotrzeć do prawdy o bohaterach tego filmu? (Filmoteka Szkolna) 4. Strony warte odwiedzenia. www.filmotekaszkolna.pl (baza wszystkich dzieł wchodzących w skład Filmoteki Szkolnej wraz z obudową metodyczną) www.ceo.org.pl (strona Centrum Edukacji Obywatelskiej) Równość, tolerancja i różnorodność na fotografii Zuzanna Zielińska 50 Barbara Bladowska Podsumowanie W działania projektowe zaangażowało się ponad dwustu uczniów, którzy nad tematyką projektu pochylali się w trakcie lekcji, warsztatów dramy ( w tym na Uniwersytecie Gdańskim pod okiem dr. Adama Jagiełło-Rusiłowskiego), spotkań filmowych, projektów klasowych, konkursów, lekcji muzealnych, spotkań filmowych, spektakli teatralnych, pracy nad wystawami, albumami, broszurami, plakatami, wizytami roboczymi. W realizację projektu zaangażowała się biblioteka szkolna, która często stanowiła miejsce kontaktowe, a której zasoby wzbogaciły się o książki i filmy o tematyce projektowej – od problemów nastolatków – po szeroko pojęte prawa człowieka. Zawsze mogliśmy liczyć na wsparcie rodziców, bez których nie zorganizowalibyśmy niezapomnianej wizyty roboczej w Gdyni. Projekt zrealizowali: Anna Leszczyńska, Aldona Zmuda Trzebiatowska, Hanna Wiśniewska, Małgorzata Kudlak, Ahmed Sarhan (Uniwersytet Gdański), Oktawia Gorzeńska (koordynator). 51 Autorzy prac: uczniowie Gimnazjum nr 1 w Gdyni im. Gdyńskich Harcerzy II Rzeczypospolitej Polskiej Prace zebrała: Oktawia Gorzeńska Projekt został zrealizowany przy wsparciu finansowym Komisji Europejskiej. Niniejsza publikacja odzwierciedla jedynie stanowisko autora i Komisja Europejska nie ponosi odpowiedzialności za jakiekolwiek wykorzystanie informacji w niej zawarte. Projekt numer: 2010-1-PL1-COM06-11274 8 52