Pakiet edukacyjny prace projektowe uczniów Comenius Pogromcy

Transkrypt

Pakiet edukacyjny prace projektowe uczniów Comenius Pogromcy
"Pogromcy problemów – europejski
wymiar walki o prawa człowieka.
Rozwiązywanie problemów poprzez
dramę i dialog międzykulturowy”
Gdynia 2012
1
Partnerzy
Razlog, Bulgaria - ”Bratya Petar and Ivan Kanazirevi”
Secondary School
Tostamaa, Estonia – Tõstamaa Secondary School
L’Aigle, Francja – Lycée Napoleon L’Aigle
Trondheim, Norwegia - Charlottenlund videregående skole
Gdynia, Polska – Gimnazjum nr 1 w
koordynująca
Gdyni – szkoła
O projekcie
Projekt “Pogromcy problemów” porusza temat praw człowieka
oraz twórczych sposobów rozwiązywania problemów (poprzez
dramę). Uczniowie rozpoczęli pracę od przeprowadzenia
ankiet w każdym z krajów uczestniczących w działaniach na
temat źródeł szczęścia oraz problemów, które dotykają ludzi.
Rezultaty zostały porównane i wykorzystane przez
międzynarodowe
grupy
tematyczne:
ekologiczną,
dziennikarsko-filmową,
dramową,
fotograficzną
i
nauczycielską. Celem projektu było wypracowanie sposobów
rozwiązywania problemów oraz zwiększenie motywacji
uczniów, jak również refleksja nad prawami człowieka w
krajach partnerskich.
Uczniowie stworzyli projekty,
prezentacje, plakaty, wystawy, filmy; wzięli
udział w
warsztatach dramy oraz grach terenowych. Nauczyciele
przygotowali pakiet edukacyjny
ze scenariuszami zajęć
poświęconych prawom człowieka i metodom aktywizującym.
Przyczyny powstania projektu
Projekt był odpowiedzią na wzrastający u uczniów brak
motywacji do udziału w życiu społecznym i kulturalnym.
2
Różnorodność działań, współpraca międzykulturowa i
międzynarodowa
przyczyniły
się
do
zwiększenia
zaangażowania młodzieży w życie szkoły, miasta, kraju.
Wierzymy, że świadomy, młody Europejczyk jest bardziej
związany ze swoim środowiskiem, a tym samym zwiększy się
jego wpływ na sprawy europejskie w przyszłości. Młodzież
rozumie, że wszyscy mieszkańcy Europy wspólnie tworzą
swój kontynent. Dzięki współpracy z rówieśnikami z krajów
partnerskich młodzież poznała przykłady dobrej praktyki w
rozwiązywaniu
problemów,
podzieliła
się
swoim
doświadczeniem, wspólnie szukała rozwiązań wybranych
sytuacji kryzysowych takich jak np. wykluczenie, brak
akceptacji, niepowodzenia szkolne.
O pakiecie edukacyjnym i pracy nad projektem
Poniższa broszura zawiera część materiałów wypracowanych
przez nauczycieli i uczniów Gimnazjum nr 1 w Gdyni. Projekty
i
filmy
można
znaleźć
na
stronie
www.pogromcyproblemow.wordpress.com Pakiet edukacyjny
ukazuje, jak ważna w kształceniu młodego człowieka jest
edukacja obywatelska, która odbywa się poprzez dialog z
rówieśnikami z innych krajów. Dwuletnia współpraca ze
szkołami z Norwegii, Estonii, Bułgarii i Francji zaowocowała
nie
tylko
wspólnymi
przedsięwzięciami,
ale
także
przyjaźniami, a co najważniejsze – przełamała wiele
stereotypów kulturowych.
Hasła przyświecające projektowi:
„Mam prawo do szczęścia” – pierwszy rok realizacji działań.
„Twarzą w twarz z prawami obywatelskimi” – drugi rok
realizacji projektu.
3
Poetycko o szczęściu
Maja Walencik - “Najzwyklejsza w świecie radość”
Chciałabym wstać i przeciągać się leniwie,
a potem wyjrzeć za okno,
nic tam nie zobaczyć,
i zacząć się śmiać.
Wybiec szybko przed blok,
w porozciąganej piżamie położyć się na trawie,
i wstać,
i tańczyć, mimo, że nie umiem,
i śpiewać, żeby zedrzeć sobie gardło.
Kręcić się w kółko,
i skakać.
Zeby przechodnie nazywali mnie wariatką,
śmiejąc się do rozpuku.
“szczęśliwi kopią kamienie”
szczęśliwi kopią kamienie
w południe
nie ma dla nich świata
4
nie chcesz nigdy
na chodniku
w czarnym płaszczu udawać wiatru
Bajki filozoficzne
Agnieszka Czupryniak „Motyl”
Dawno, dawno temu, na skraju małego, górskiego miasteczka,
stał przeklęty las. Wielki i pogrążony w ciemnościach
niezależnie od pory dnia, wzbudzał przestrach w okolicznych
mieszkańcach. Wśród ludzi krążyła legenda, że na jego terenie
mieszkał niegdyś okrutny potwór – nadludzka istota, która
porywała dzieci i zmieniała je w drzewa. Żyło w nim wiele
dzikich zwierząt a pośród nich kilka gatunków dawno
uważanych za wymarłe. Wśród tego co okrutne i nieoswojone,
panował ład i harmonia. Śmierć była tutaj rzeczą naturalną –
jedni ginęli po to, aby drudzy mogli przeżyć.
Tymczasem miejsce na pozór złe i nieprzyjazne, w środku
kryło w sobie krainę piękna i łagodności…
W sercu lasu znajdowała się duża, kwiecista łąka, będąca
domem i królestwem dla wszystkich okolicznych owadów W
jej górnej części, w wydrążonym pniu rozłożystego dębu,
mieszkała rodzina motyli, nazywana Paziami Żeglarzami. Byli
jednymi z ostatnich przedstawicieli tego gatunku – w
królestwie cenieni za pogodę ducha i pracowitość, często
otrzymywali komplementy na temat wyjątkowego wzoru ich
skrzydeł, przypominającego paski pokrywające ciało zebry.
5
Był jednak motyl, który nigdy nie czuł się piękny. Tatiana.
Uważała,
że
przynosi
hańbę
swojemu
gatunkowi,
przedstawicielom lekkości i powabu. Kiedy chciała pofrunąć,
jej ciało przygniatało ją do ziemi. Dlatego wciąż nie umiała
latać, choć miała już pięć dni.
Gdy była mała, wszyscy mówili jej, że motyle żyją tylko jeden
dzień. Chcieli w ten sposób zmotywować Tatianę do działania.
Widzieli, że wszystkie inne młode poczwarki potrafią już
fruwać a ona, biedna i grubiutka, wciąż żałośnie trzepocze
skrzydłami i szoruje brzuchem po brudnej ziemi.
- Uwierz w siebie! – wołała Mama Paziowa, obserwując córkę z
zatroskaniem, jakby było to lekarstwo na wszystkie jej
problemy. Tatiana miała już dość tego wyświechtanego, nic
nieznaczącego hasełka. Powtarzano jej je wszędzie. Jednak
nikt słowem nie wspominał o tym, jak to zrobić… Jak
uwierzyć?
- Widziałam człowieka – wyszeptała lękliwie gąsienica Aurelia,
kiedy wracały z porannej gimnastyki. Tatiana znów
upokorzona i zgrzana, z obrzydzeniem wyprostowała swoje
pogniecione, brzydkie skrzydło.
- Co to jest człowiek? – zapytała rozdrażniona, marząc o
powrocie do domu. Coraz częściej wolała być sama. Wszystko
wokół wydawało się kpić z niej, nawet wyznanie sprawnej,
choć młodszej od niej, gąsienicy miało dla Tatiany ukryty,
prześmiewczy sens.
- To podobno książę tego, co jest za lasem – ciągnęła jej
koleżanka tym samym tonem, co poprzednio. – Był duży i nie
tak lekki jak my.
‘’Mów za siebie’’, pomyślała Tatiana zgryźliwie, mimo, że
opowieść towarzyszki zaczęła ją intrygować.
6
- Tata powiedział mi, że oni są niebezpieczni. Że łapią motyle,
zabijają je a potem suszą – powiedziała a głos jej zadrżał– Ale
on był piękniejszy niż motyl. – dodała następnie, jakby
usprawiedliwiało to całe jego potencjalne okrucieństwo.
- To pokaż mi go – rzekła wyzywająco Tatiana. Szukała w życiu
ciepła i radości, jednak czuła, że wszystko co dobre i pięknie
omija ją z odrazą, zostawiając za sobą tylko rozczarowanie –
jak zwiędłe, zasuszone kwiaty. Od wielu, wielu dni, choć
miała ich tylko pięć, Tatiana szukała szczęścia, ale szczęście
wydawało się nie istnieć. Uważała, że jest już bardzo
doświadczona życiowo.
Gąsienica zaś żywo zareagowała na zuchwały rozkaz koleżanki.
Poszły szybko w stronę Różanych Alejek, gdzie podobno często
przebywał sam książę.
Kiedy wreszcie dotarły na miejsce, dla bezpieczeństwa skryły
się za krzakami. Aurelia z trudem odchyliła cienką gałązkę i
wyjrzała ciekawie, po czym zrobiła miejsce Tatianie.
To, co ujrzała – ona, niegodna przedstawicielka Paziów
Żeglarzy, którym bliżej było raczej do Lotników – zburzyło w
niej wszystkie mury i tamy. Skoro książę Człowiek, pokonując
naturalną barierę między lasem a miasteczkiem, wykazał się
odwagą i ciekawością,, to dlaczego ona nie mogłaby nauczyć
się latać? Bo może zwycięstwo nad własnym strachem to
wolność? Bo może wolność to szczęście?
Nie chodziło wcale o to, że Tatiana nie fruwała, bo była zbyt
ciężka. Czy książęce nogi wydawały się jej wystarczająco
mocne, aby dowieść go aż tutaj?
W jednej chwili poczuła, że od jego widoku leżącego na
trawie bije spokój i siła. ‘’Nigdy nie uwierzę w to, że ta
mocna a jednocześnie tak krucha postać może zrobić komuś
7
krzywdę.’’ – pomyślała nagle i fala gorąca uderzyła jej do
głowy. Patrząc na niego nabierała wiary w to, że każdy
człowiek, w ogniu prób i błędów, że przeszkoda, która
uniemożliwia nam osiągnięcie celu w końcu pęka, jeżeli
postaramy się wystarczająco mocno.
Nie patrząc na Aurelię, wyswobodziła się z ciążącego jej
kokonu. Rozchyliła sprężyste skrzydła i wzleciała ponad
chmury. Zatoczyła pełne koło, potem drugie, czując jak
oddycha każda komórka jej nowego, motylego ciała. Nie miała
pojęcia, jak długo tak latała, jednak kiedy poczuła, że brakuje
jej tchu, postanowiła trochę odpocząć. Opierając się o
czerwony, wonny kwiat, oddychała głęboko. Ależ rodzice będą
z niej dumni!
Aż nagle wielki cień nakrył małe i bezbronne ciało Tatiany…
Książę Człowiek spojrzał na nią ciekawie, przybliżył brązowe
oczy do niespotykanych skrzydeł i zamknął ją w klatce swojej
dłoni.
‘’Paź Żeglarz. Nareszcie. Szukałem cię całe życie, mój mały,
skrzydlaty więźniu.’’ – pomyślał z satysfakcją, nie słysząc, że
oddech Tatiany z sekundy na sekundę staje się płytszy.
Robert Kosk „W poszukiwaniu wody”
Dawno, dawno temu, po piaszczystej pustyni, wędrował osioł
Don. Nie był on zadowolony ze swojego życia, ale wierzył, że
może się ono zmienić, kiedy osiągnie swój cel – dojdzie do
wielkiej wody.
Pewnego dnia osioł zauważył na swojej drodze żółwia. Było to
zjawisko nadzwyczajne, ponieważ Don od wielu tygodni nie
widział żywej duszy.
8
- Witaj żółwiu – powiedział zmęczony Don.
- Dzień dobry, ośle – odparł żółw – Dlaczego jesteś
przygnębiony?
- Widzisz na horyzoncie obszerne wody, mieniące się w blasku
słońca? To miejsce jest rajem. Przez pół życia dążę do niego,
ale ono zdaje się z każdym moim krokiem oddalać. Wędrówka
do wielkiej wody nie jest ani przyjemna, ani też szczęśliwa,
więc z czego miałbym się cieszyć?
- Każdy krok we właściwym kierunku przynosi mi szczęście –
powiedział z powagą żółw – i każdy jest dla mnie nowym
wyzwaniem. Spróbuj się cieszyć postępami w osiąganiu
swojego celu, a twoje życie będzie upływało z pewnością
przyjemniej.
- Dziękuję – odpowiedział zamyślony osioł i poszedł dalej,
wpatrując się z zachwytem w stronę wielkiej wody.
Rozmyślał o wspaniałościach, jakie czekają go po osiągnięciu
swojego celu. Nagle w oddali zauważył lepiankę. Spragniony i
głodny osioł nabrał wiary, że może znaleźć w niej pożywienie.
- Halo! Czy ktoś tu jest?! – zawołał Don.
- Wynocha, złodzieju! – odpowiedział głos z chatki.
- Nie mam złych zamiarów – odparł osioł.
Drzwi lepianki otworzyły się i z jej wnętrza wyczołgał się
masywny wielbłąd. Don nie mógł uwierzyć własnym oczom. W
obszernej chatce było pełno jedzenia i wody.
- Musisz być bardzo szczęśliwy, posiadając tyle bogactw! –
powiedział zafascynowany osioł.
9
- Kim jesteś? Kolejnym biednym wujkiem z południa, który
miałby wielką ochotę na moje jedzenie i wodę?! A może
prościej, najpierw mnie otrujesz, a później ograbisz?!
- Skąd ci przyszło to do głowy? Podziwiałem twoje skarby, ale
nie przeszłaby mi przez myśl kradzież – oburzył się Don.
- Mówiłeś coś o szczęściu? Nie jestem szczęśliwy. Żyję w
ciągłym stresie. Jestem otoczony fałszywymi ludźmi, którym
bardzo zależałoby na mojej śmierci. Gdybym tylko mógł,
oddałbym całe swoje bogactwo – zaszlochał wielbłąd.
- Dlaczego tego nie zrobisz? – zapytał osioł.
- Bo mi szkoda – odpowiedział mieszkaniec chatki i z płaczem
zamknął się w swojej lepiance.
Don z namysłem opuścił terytorium wielbłąda, kierując się
nadal w stronę urzekającej wielkiej wody. Z każdym krokiem
czuł się coraz bardziej głodny. W pewnej chwili zakręciło mu
się w głowie i padł na ziemię. Obudził się dopiero w nocy. Już
w pierwszych chwilach zauważył, że znajduje się w nieznanym
miejscu. Była to obszerna jaskinia, w której leżały dziesiątki
chorych zwierząt. Każdy miał miejsce w swoim hamaku. W
końcu groty siedziała postać, która bacznie obserwowała
podopiecznych.
- Witaj, ośle – zagrzmiał swym basem tajemniczy opiekun.
- Kim jesteś? – zapytał Don.
- Nazywają mnie Doktorem Pająkiem. Będziesz u mnie
mieszkał przez pewien czas.
- Nie mogę! Muszę dojść do wielkiej wody!
10
- Twoje zdrowie nie pozwala ci na wędrówki. Kilka dni w
mojej jaskini na pewno nie zaszkodzi - zapewniał Doktor
Pająk.
Don zainteresował się pacjentami. Wśród nich znajdowała się
całkowicie sparaliżowana hiena. To ona jako pierwsza
zaprzyjaźniła się z osłem.
- Och! Jakie to smutne – powiedział Don do hieny – Musisz być
bardzo nieszczęśliwa ze swojego życia.
- W pierwszych miesiącach po wypadku uważałam, że moje
życie nie ma sensu. Z biegiem czasu przyzwyczaiłam się do
swojej sytuacji i z pełnym przekonaniem mogę powiedzieć, że
jestem szczęśliwa. Chociaż nie mogę się ruszać, przez cały
czas obieram sobie małe cele, które przynoszą mi wiele
radości. Tuż przed wypadkiem należałam do gangu
Cętkowatych Hien. Nie liczyłam się z nikim, kto stanął mi na
drodze. Czułam się potężna, ale w głębi duszy nieszczęśliwa.
To nieszczęście musiałam zastąpić satysfakcją z zadawania
bólu. Pewnego dnia, kiedy walczyłam z gangiem Brunatnych,
jedna z hien zepchnęła mnie ze skały. Złamałam kręgosłup i
nikt się mną nie zainteresował. Mój gang porzucił mnie.
Stałam się dla nich bezużyteczna. Takimi prawami rządzi się
przestępczy świat. Kilka dni później odnalazł mnie Doktor
Pająk. Pomógł mi się cieszyć z małych rzeczy – zakończyła
hiena.
- Niedawno poznałem wielbłąda – powiedział zamyślony Don –
Był on bogaczem, jakich na świecie zapewne niewielu. Do
czasu tego spotkania myślałem, że bogactwo przynosi
szczęście, a tymczasem… – nie dokończył osioł.
11
- O! Znam tego wielbłąda! – powiedziała hiena – Przychodzi do
nas czasami na specjalne terapie dla zamożnych zwierząt.
Biedak…
Rozmowę nieoczekiwanie przerwał Doktor Pająk, który
zaprosił osła do swojego gabinetu. Opiekun rozsiadł się na
wygodnym kamieniu i zwrócił się do Dona:
- Słyszałem, że podróżujesz w stronę wielkiej wody.
- To prawda.
- Przecież tutaj wody masz pod dostatkiem. Dlaczego
wędrujesz daleko na północ? – nie rozumiał Doktor Pająk.
- To nieprawda! Tu nie ma wody! Tam, daleko, znajduje się
źródło…
- …szczęścia? – dokończył Doktor Pająk – Każdy z nas go szuka.
Powiedz mi tylko, dlaczego aż tak daleko, skoro masz je pod
własnym nosem. Nie wierzysz? Wyjdźmy zatem z jaskini…
Na niebie świeciło bijące po oczach słońce. Don ponownie
spojrzał na pustkowie. “Przecież tutaj nie mogę być
szczęśliwy” pomyślał.
- Spójrz! Czego ci na tym świecie brakuje?
- Wszystkiego! – zdenerwował się osioł.
- Czyżbyś nie doceniał piękna natury? Tych drzew, rosnących
tu od wieków, a także chmur układających się w przecudne
kształty?
- Gdzie? Gdzie są drzewa, chmury? – zmartwił się Don
- Tutaj – wskazał palcem Doktor, a przed oczami osła ukazały
się zielone korony drzew.
12
- Jak mogłem ich nie zauważyć?!
- To nie wszystko. Pamiętasz, że mówiłem ci o tym, że dążymy
do szczęścia i szukamy go tak daleko, a tak naprawdę jest ono
przed naszym własnym nosem?
- Tak, ale tu wciąż nie ma wody…
- Jesteś tego pewien? Przybyłeś tu z dalekiego południa, skąd
płynie rzeka Isra El. Byłeś tak pochłonięty szukaniem
szczęścia, że nie zauważyłeś, że brodzisz w niej po kolana.
Twoja wyobraźnia była tak ogromna, że z każdym dniem twój
cel wydawał ci się coraz wspanialszy. W ten sposób skazywałeś
się na rozczarowanie. Wielka woda to oczywiście
fatamorgana. Za każdym razem, gdy dochodziłeś do swojego
celu, rozczarowany szukałeś go w innym miejscu, tymczasem
szczęście tkwi we wnętrzu, bo to od ciebie zależy, czy
potrafisz zauważyć i cieszyć się z tego, co masz – uśmiechnął
się Doktor Pająk i poklepał osła po plecach.
- Dziękuję – wyszeptał Don.
Każdy z nas szuka szczęścia. Dążymy do niego często przez
całe życie. Ci, którzy go doznają, odnaleźli je w sobie i
nauczyli się cieszyć z drobnych rzeczy. Don odkrywał świat
przez całe życie. Zauważył, że należy cieszyć się drogą, a nie
samym celem. Istne pustkowie przerodził w niebiański las
tropikalny, czego i Tobie życzę.
Kalina Gałkowska - „O człowieku, który szczęście
odnalazł”
Nie będzie to historia miłosna ani opowiadanie o człowieku
który swoje szczęście odnalazł w dobrach materialnych. Nie
13
będzie tu mowy o nieszczęśliwej kobiecie, która uwierzyła w
siebie i poznała mężczyznę swojego życia. Będzie to historia
o…, a z resztą, przeczytajcie sami!
Tak naprawdę to nie myślał o tym, „co by było
gdyby”. Był realistą, a może raczej optymistą z
doświadczeniem. Rzadko kiedy myślał nad dniem jutrzejszym,
życie traktował jako swój obowiązek, który musi wypełnić,
jako prace domową którą musi odrobić by jutro mieć dzień
wolnego.
Do wszystkiego miał dość obojętne podejście, mało rzeczy
robiło na nim wrażenie. Nie przywiązywał się do ludzi, był
oschły i agresywny. „Jutro to zawsze będzie dziś” powtarzał,
przez co nigdy nie podejmował się nowych wyzwań. Nie
zwracał uwagi na ludzi, gardził ich szczęściem i wyśmiewał na
ulicy, wierząc w to, że społeczeństwo mu zazdrości. Pisał do
gazety reportaże, miał z tego dość spore pieniądze, dzięki
czemu mógł pozwolić sobie na wakacje, samochód lub po
prostu na zakupy w centrum handlowym co piątek wieczór.
Tak naprawdę nie żył tak jak żyją wszyscy inni. Nie było dla
niego miłości ani przyjaźni. Nie przywiązywał wagi do dóbr
materialnych, pieniądze są albo ich nie ma, przecież
nieważne. Jego życie było przepełnione rutyną, budzik od
siedmiu lat nastawiony na tę samą godzinę, ten sam ulubiony
serial i ta sama praca od dwunastu lat. Nie zajmował się
kobietami, był egoistą i w pewnym stopniu narcyzem, nie lubił
dzielić się czymś na co ciężko pracował. Aż do pewnego dnia…
Nie interesowało go zdrowie. „Co ma być to będzie” mówił
sobie za każdym razem gdy koleżanki z pracy prosiły go by
zgłosił się na badania kontrolne. Ostatni raz u lekarza był
cztery lata temu po receptę, potem przychodni nie odwiedził
już wcale usprawiedliwiając się brakiem czasu. W lato,
14
dokładnie w sierpniu zaczął odczuwać bóle podbrzusza, a przy
porannej toalecie umywalka zatykała się od nadmiaru
wypadających włosów podczas czesania. Nie przejął się. W
swoim literackim świecie, gdzie życie rzeczywiste schodziło na
boczny tor, nie było miejsca na choroby i stres. Stwierdził po
prostu, że lata świetności już minęły, a bóle brzucha są
spowodowane nie zdrowym trybem życia. Kiedy po czterech
nieprzespanych nocach nie był w stanie napisać pracy o
konfliktach zbrojnych w Azji, postanowił iść do lekarza.
Przekonany, że dostanie mało smaczny syrop, od rana miał zły
humor, ale ból nasilał się z każdą godziną, więc wizytę miał
umówioną na 14.00. U lekarza był oschły. Odpowiadał na
pytania słowem „tak” lub „nie”, nie chciał się rozebrać, a gdy
doktor chciał poznać datę ostatniej wizyty, burknął coś pod
nosem kłamiąc, że miesiąc temu. Dzień później odebrał
wyniki. Ordynator miał minę poważną, ale mimo wszystko jego
rysy były łagodne. Wyrok jaki spadł na z pozoru szczęśliwego
reportera był nieodwracalny i bezlitosny. Nowotwór. „Co
teraz?” - zapytał, choć tak naprawdę słowa lekarza nie zrobiły
na nim większego wrażenia. Później wszystko nabrało tempa.
Do pokoju weszła siostra, zaprowadziła go salę obok i kazała
się położyć. Znajomi z pracy przywieźli mu kilka rzeczy i
dokumenty, a on sam nie wiedział co się właściwie dzieję.
Leżąc podłączony do kroplówki, dużo myślał. Ale problemem
nie było kolejne zlecenie do gazety lub rachunek telefoniczny.
Przemyślał sobie dokładnie wszystko. Czuł, że każdy skurcz to
zmarnowany dzień. Mógł poznawać świat, bawić się, cieszyć
każdym dniem. Zmienić podejście, podchodzić z dystansem do
problemów życia codziennego. Wyszedł ze szpitala. Z resztą,
nie na długo. Nie było już żadnej szansy. Choroba
rozprzestrzeniła się. Leczył się dalej., mając nadzieję na
lepsze jutro.
15
No właśnie, co się stało? Został zupełnie innym człowiek.
Dostrzegł piękno dookoła. Rano wychodził na spacery, pił w
pracy kawę z sekretarką uprzejmie się uśmiechając, witał się
z przechodniami ciepłym uściskiem dłoni. Zaczął doceniać
każdą minutę i każdy dzień, odkrywając siebie na nowo. Rzucił
rutynę, wyszedł do ludzi z otwartym sercem i szczerym
uśmiechem. Znalazł szczęście w nieszczęściu. Zdawał sobie
sprawę ile mu pozostało ale postanowił przeżyć każdy dzień
jakby miał być ostatni, nie poddawać się. Stawiał sobie nowe
cele, zmienił się sam dla siebie, chciał być lepszym
człowiekiem. Nie zostało mu już dużo czasu by spełniąc
marzenia, szczęście do którego dążył było na wyciągnięcie
ręki. Nie zdawał sobie sprawy czego naprawdę pragnął przez
cały ten czas kiedy był atrapą człowieka, pozbawionym uczuć
egoistą. Znalazł swoje szczęście, docenił to co miał do tej
pory, miał przyjaciół i ludzi którzy troszczyli się o niego.
Radość z życia była tuż obok, chowała się w parku, w
miejscowej kawiarence, w albumie z rodzinnymi zdjęciami i
każdym drzewie. Cenił sobie zapach porannego powietrza,
każdy uśmiech kierowany w jego stronę i entuzjazm bijący od
jego przyjaciół. Odnalazł to, czego nie miał, ale..czemu tak
późno?
Refleksje – wokół praw człowieka
Nikolett Blachowska – refleksje na temat
współczesnych kobiet – operacje plastyczne
Azja pociąga i interesuje z wielu powodów.
Stanowi
kontynent kontrastów: ma wspaniałe i nowoczesne miasta,
które stoją niedaleko wiosek bez prądu czy wody. Zazdroszczę
im wysoko rozwiniętej kultury, a przede wszystkim
16
oszałamiającej przeszłości. To w Chinach wymyślono papier,
kompas, proch… Tam narodzili się Konfucjusz i Lisi. Nigdzie
nie znajdziemy pięknych i doskonalszych zabytków. Przepych,
kolory i złocenia zaskakują bardziej niż zbyteczny natłok
baroku. W tamtejszej sztuce odnajduję piękno i harmonię, a
widząc dzieła czy stroje europejskie, czasem chciałabym
zamknąć oczy i jakimś cudem wymazać to, co zobaczyłam.
Wykształcono tradycje, które nie były tylko sztucznymi
zasadami, ale rzeczywiście je stosowano. Niepojęty dla nas
kult przodków, ideały, zachowania, pismo… Całokształt
sprawia, że chcemy bardziej poznawać kraje Azji, ponieważ w
Europie nie znajdziemy tak bogatej historii.
Oczywiście są też mniej szczytne powody. Myślę tu oczywiście
o kobietach. Azjatki są prześliczne, bardzo drobne,
dostrzegam w nich coś specyficznie pociągającego. Zawsze
mocno o siebie dbały, stosując wonne olejki, zwracając uwagę
na higienę osobistą, układ włosów, stroje etc. Onieśmielają
mnie swoją urodą i egzotycznością.
Od lat fascynuję się krajami Azji i kiedyś bardzo chciałam
wyglądać jak Japonka. Mojej miłości i kultu piękna nie
podzielają sami Azjaci. Przede wszystkim zwalczają piękny
odcień skóry. Od wieków arystokratki zakrywały się przed
słońcem, nosiły rękawiczki, pudrowały twarz proszkiem z ryżu,
pereł… Gejsze malowały swoje twarze na biało, usta na
czerwono, a brwi podkreślały czarnym węglem. Teraz, gdy
obserwują Amerykanów i Europejczyków, pragnienie jasnej
skóry jeszcze mocniej się uwidoczniło. Ową słabostkę
wykorzystują firmy kosmetyczne, które produkują kosmetyki
wybielające TYLKO na tamtejszy rynek. Co gorsza, reklamy
również nie pomagają w samoakceptacji. Możemy zobaczyć,
jak chłopak z kaskadera staje się aktorem tylko dzięki temu,
17
że koleżanka z planu filmowego poleciła mu cudowny krem
wybielający. W innej przekonamy się, że dzięki kosmetykowi
dziewczyna dostała pracę jako stewardessa. Nie tylko Azjaci
chcą mieć jaśniejszą skórę, Hindusi i Afroamerykanie również
wiodą w tym prym. W salonach kosmetycznych uświadczymy
wiele wybielających maseczek czy inwazyjnych peelingów.
Oczywiście, im coś staje się popularniejsze, tym możemy
dostać więcej podróbek danego specyfiku. Tak więc
miejscowe bazary zalewają imitacje drogich kremów.
Oczywiście część z nich nawet zmienia odcień twarzy.
Niestety, sprawiają, że zanika pigment w skórze, więc zamiast
bladolicej piękności pojawia się dziewczyna- dalmatyńczyk. To
trwałe zmiany, których nie da się odwrócić.
Oprócz zabiegów związanych z cerą pojawiają się inne. O
dziwo to Azja, a nie Ameryka przoduje w powiększaniu biustu.
Japonki z natury mają małe, dr­obne piersi, dostosowane
zresztą do ich proporcji, dlatego operacje plastyczne robione
są na masową skalę. W Polsce to wydatek rzędu 10000 tysięcy
złotych. Nie każdą kobietę stać na wydanie takiej kwoty,
dlatego czarny rynek implantów ma się bardzo dobrze i nie
zapowiada się, żeby coś się zmieniło. Tańszy zamiennik
zawiera składniki, których raczej nie chcemy mieć w swoim
ciele, a także nie powinniśmy. Na wskutek tego w Chinach
rejestruje się największą liczbę zgonów przez medycynę
estetyczną.
Piękne, ciemne oczy również poddaje się obróbce. Chirurdzy
wycinają część powieki lub odsysają z niej tłuszcz.
Ciemnoskórzy ludzie obdarzeni są czarnymi lub brązowymi
oczami. To również nie pasuje Azjatom, więc noszą kolorowe
soczewki.
18
Zabiegiem, o którym w Europie raczej nie usłyszymy, jest
przeszczep włosów. W naszej kulturze promowane jest gładkie
ciało, bez zbędnego owłosienia. Mamy mnóstwo kremów,
plastrów, pianek, żeli, a nawet operacje laserowe w celu
skorygowania tej przypadłości. W Korei Południowej wszczepia
się w okolice intymne włosy z głowy. Bujne owłosienie w tej
strefie ciała uznane zostało za bardzo seksowne, gdyż ponoć
świadczy o płodności.
Oprócz tego zmniejsza i zwęża się nosy, powiększa wargi.
Charakterystyczną, “cofniętą” szczękę też zmieniają. Istnieje
możliwość wszczepienia implantu, dzięki któremu twarz
wygląda mało orientalnie.
Ku mojej rozpaczy, to nie wszystko, mimo, że naprawdę
chciałabym zakończyć tę ponurą listę. Otóż, jak dobrze
wiemy, Azjatki to bardzo niskie kobiety. Naukowcy opracowali
metodę na zwiększenie ich wzrostu. Pozwalają łamać sobie
kości, po czym na rok wkładać nogi w specjalne stelaże.
Pozwala to “urosnąć” o ok. 10cm. Kosztuje to wiele, w tym
wypadku chodzi nie tylko o pieniądze. Taka operacja to rok
bólu. Jeszcze gdyby kończyła się dobrze… Znaczna część osób
staje się po niej kalekami.
Czy w tym wszystkim chodzi tylko o próżność? Otóż nie.
Musimy zrozumieć podłoże tego zachowania. Chiny podbijali
Europejczycy. Jako zaborcy mieli władzę, a władza to
elitarność. Zastanówmy się, jak wyglądała przeciętna Brytyjka
w XIX w. Również stroniła od słońca, dzięki czemu
zachowywała jeszcze bielszy odcień skóry. Nosiła suknie
zupełnie innego typu, bardzo uwydatniające i tak większe
piersi. Była wyższa, o mocno wciętej talii uzyskanej przez
noszenie gorsetu. Tak więc kobiety chciały stać się bardzie
podobne do cudzoziemek. Stąd obecne kompleksy.
19
Gdyby chodziło tylko o tło historyczne, to być może sprawa
nie wyglądałaby tak poważnie. Otóż wymagania dotyczące
urody ważne są w świecie biznesu i matrymonialnym. Brzydka
kobieta nie dostanie dobrej pracy, taka smutna prawda. A im
kobieta bardziej ‘europejska’, tym ma szansę na lepsze
zamążpójście.
Widzimy więc jasno, że my, jako płeć piękna, lubimy stwarzać
sobie problemy. Wymyślamy sobie ideał, do którego ślepo
dążymy. A czasem warto się zatrzymać, spojrzeć rano w
lustro, zanim nałożymy cztery warstwy pudru. Spojrzeć i
docenić, jak urokliwie wyglądamy naturalnie, z lekko
potarganymi włosami przez noc, często o uroczych falach,
które giną pod czujnym okiem szczotki czy prostownicy.
Dostrzec zalety niskiego wzrostu, małego biustu czy szerokiego
nosa. Im większej liczbie operacji plastycznych się poddamy,
tym wszystkie będziemy do siebie podobniejsze. A im więcej
podobieństw, tym mężczyźni zaczną szukać unikatu, nie będą
chcieli identycznych kobiet. Dlatego doceńmy nasze zalety
teraz, zanim pójdziemy pod skalpel czy pędzel. Cieszmy się
swoją “unikatowością” i urodą!
Kasia Radkowska “Szczęście”
„Szczęście należy sobie wypracować, nie wymarzyć” – jest to
jeden z moich ulubionych cytatów. Nie wiem, czy mówi on
prawdę, czasem wydaje mi się, że tak, kiedy indziej
przeciwnie. To, czy wymarzone szczęście nam wystarczy, czy
lepsze byłoby wypracowane ,zależy chyba od osobowości.
Przecież niektórych uszczęśliwiają same plany na przyszłość,
czyli marzenia.
20
W mojej pracy mogą zdarzyć się powtórzenia, będzie to na
pewno związane z tym, że nie potrafię znaleźć synonimów
słowa szczęście. To, co proponują słowniki, również mnie nie
zadowala. Nie wiem, czym jest szczęście dla mojej rodziny,
czasami wydaje mi się, że nie umiem skonkretyzować, czym
ono jest także dla mnie. Aby dobrze odpowiedzieć na to
pytanie, musiałabym się długo zastanawiać. Łatwiejszym
pytaniem na pewno jest „co daje mi szczęście”. Kilka dni
temu, kiedy zabierałyśmy się za naszą prezentację, pytałyśmy
właśnie o to i nikomu udzielenie odpowiedzi nie zajmowało
zbyt dużo czasu. Wiele osób mówiło, że wolne chwile lub
podróżowanie sprawiają radość. Inni twierdzili, że aby być
szczęśliwym, wystarczy spojrzeć na ukochaną osobę. Jednak
czy to faktycznie jest prawdziwe szczęście, czy może tylko
radość? W słowniku języka polskiego, który znalazłam
przypadkiem w moim pokoju, szczęście zostało zdefiniowane
tak: „zbieg pomyślnych okoliczności” , natomiast radość
„uczucie wielkiego zadowolenia”. Radość kojarzy mi się z
czymś chwilowym, co za moment przestanie istnieć, a
szczęście powinno być na dłużej, nie może trwać parę minut i
zniknąć na kilka dni. Radość to uciecha z małych rzeczy i
uśmiech, szczęście jest dla mnie czymś większym. Coś
duchowego, jakiś wewnętrzny spokój. Różnica między tymi
dwoma pojęciami jest bardzo trudna do odnalezienia, może
nie w słowniku, ale w życiu owszem. Nieistotne jest, jak
będziemy nazywać nasz stan. Ważne, że będziemy
zadowolonymi z siebie.
Uszczęśliwia mnie przebywanie z przyjaciółmi i możliwość
rozwijania zainteresowań. Moja odpowiedź nie jest może, zbyt
wyszukana, bo pewnie większość Polaków mówi podobnie, ale
wydaje mi się, że jest prawdziwa. Pytanie, czym jest dla
21
mnie szczęście pozostawię bez odpowiedzi, bo jeszcze jej nie
znalazłam.
Nikolett Blachowska „Szczęście”
Szczęście – stan psychiczny o bardzo kontrowersyjnym
przesłaniu, dla każdego oznacza coś innego. Jedno jest
pewne: człowiek go nieustannie poszukuje i potrzebuje.
Bardzo często nie potrafimy ocenić, co w danej chwili
czujemy. Zazwyczaj mylimy dwa podobne stany, w/w oraz
radość. Ostatnie z nich to zaledwie chwila, którą łatwo
uzyskać. Przecież cieszymy się z nowo kupionej biżuterii czy
samochodu, a nie możemy powiedzieć, że szczęście człowieka
zależy od posiadania najnowszego modelu Mercedesa. Może
więc spróbować cały czas otaczać się przedmiotami, żeby jak
uniesienie trwało jak najdłużej? Chyba jednak nie o to chodzi,
mamy na to wiele przykładów z literatury. Zawsze będziemy
poszukiwać czegoś głębszego niż materialna powłoczka,
zdecydujemy się ją odrzucić, jak Budda.
Moim
zdaniem
szczęście zyskujemy
przy
poczuciu
bezpieczeństwa, na które również składa się wiele czynników.
Przykładowo dla mnie to świadomość posiadania dobrych i
wspierających przyjaciół. Wiedząc, że nie muszę się bać o
przyszłość, lżej traktuję życie. Niestety, jesteśmy bardzo
emocjonalnym gatunkiem, który często działa pod wpływem
impulsów. Dlatego przyjaźnie się kończą, a zaczynają nowe.
W takich chwilach szukam ukojenia gdzieś dalej, u kogoś
trwalszego i mądrzejszego niż ktokolwiek na Ziemi. Istnieje
taki ktoś, kto nigdy się nie zmienia, tak jak Jego miłość do
22
nas. On zawsze wiernie przy nas trwa. Tym kimś jest
oczywiście Bóg. Daje mi pełnię akceptacji, wyrozumiałości i
bezpieczeństwa. Wiem, że nieważne, jak wielkie głupstwo
popełnię, to On wyprowadzi mnie na prostą ścieżkę.
Wydawałoby się, że to idealna sytuacja, przesyt dobroci.
Okazuje się, że można więcej! Nasz Tata posłał Jezusa na
krzyż, by Jego krew oczyściła nas z grzechów. Dzięki temu
mamy nie tylko wspaniałe życie na Ziemi, ale także po
śmierci!
Do szczęścia wystarczyło mi tak niewiele, mniej niż piasek,
morze i niebo… Po prostu uwierzyłam w Jezusową ofiarę, a
boża łaska i miłość wylały się na mnie. Teraz noszę je jak
amulet, który chroni mnie przed pułapkami świata. Alleluja!
Patrycja Szary „Co w życiu jest najważniejsze , czyli
moje krótkie zdanie na temat dzisiejszej młodzieży”
Chciałabym opowiedzieć o swoich przemyśleniach na temat
dzisiejszej młodzieży. Większość nastolatków nie ma swoich
marzeń, celów. Najważniejsze jest dla nich imprezowanie
wraz z kumplami i próbowanie nowych rzeczy. Większość
spotyka się tylko po to, by razem wypić czy zapalić. Nie
powstaje żadna głębsza relacja. Jednak istnieje także
zupełnie odmienna młodzież, która ma swoje
wartości,
marzenia, cele, i dąży do nich! Należę właśnie do tej grupy.
Dla nas najważniejsza jest wiara, więź z Bogiem, przebywanie
z Nim . On daje nam radość i przepełnia nas szczęściem.
Obdarowuje nas tym, co najlepsze. Strzeże nas przed złem.
Sprawia, że nie chcemy robić niczego złego, gdyż staramy się
być naśladowcami Jezusa. Jego wspaniałość jest nawet nie do
23
opisania, ponieważ każdy moment spędzony z Nim jest czymś
niesamowitym! Każdy z nas (nawrócony człowiek) przeżywa
najlepsze chwile w życiu, jest pewny co do swojego życia oraz
tego, co będzie w przyszłości. Dąży do doskonałości, by jak
najbardziej się uświęcić. Uważam , że większość młodzieży
żyjącej współcześnie zapominana o tym wszystkim. Nie
zależy im na relacji z Bogiem, a nawet na spędzaniu czasami
czasu z Nim. Jest to najważniejsze w życiu , gdyż od
dzisiejszych decyzji zależy nasze życie wieczne. Każdy z nas
powinien się zastanowić nad swoim postępowaniem, nad tym
czy to, co teraz robi jest właściwe. Powinien poszukiwać Boga
w życiu. Żyję w odmiennym świecie i nie zamieniłabym go na
żaden inny. Moim celem jest przyprowadzanie ludzi do Boga, i
nad tym cały czas pracuję. Chcę pokazać wszystkim, że
podążanie za Nim jest czymś wspaniałym!
Maja Walencik “Moje szczęście”
Chronicznie nienawidzę swojej szkoły. I nie jest to kwestia
niechęci do nauki czy buntu przeciw nauczycielom –
zwyczajnie nie cierpię jej budynku, klimatu i czegokolwiek, co
się z nią wiąże. Trzeba powiedzieć – gdyż jest to rzecz, która
w dużej mierze wypełnia mój dzień, przez co wpływa na
ogólny poziom radości, a to, jakby nie patrzeć, ma być moja
refleksja na temat tego, czym jest dla mnie i co decyduje o
moim szczęściu.
Na pierwszą piątkową lekcję docieram z humorem podobnym
do tego, jaki musi odczuwać pies, którego ktoś systematycznie
przez całą noc kopał. Wymięta od autobusowego tłoku, z
oczami podkrążonymi z niewyspania powłóczę nogami w
24
rytmie Jezus-Maria-znowu-to-samo. Ciąży mi torba, płaszcz
wydaje się być niedopasowany w każdym miejscu, a buty
zupełnie nie chcą trzymać się stóp. Z drugiej strony – będę
mogła sobie przez następnych parę godzin posiedzieć, więc
może tak ostatecznie źle nie jest.
Kilka minut przed ósmą dostaję sms-a od Agnieszki. Pyta co
robimy po lekcjach. Wchodząc do klasy uśmiecham się i
przypominam sobie, co mnie dzisiaj jeszcze czeka. „Przyjdź
po mnie pod szkołę, to podejdziemy po Pati i gdzieś
pójdziemy” – odpisuję pod ławką i – z zadowoleniem, że nie
zostałam przyłapana na tej nielegalnej czynności – chowam
telefon do kieszeni.
Parę godzin później szkoły już dla mnie nie ma – zaczyna się
szczęście pisane wielką literą. Chodzę po Chyloni z jednymi z
najlepszych ludzi jakich znam, jem jedne z najsmaczniejszych
i najbardziej niezdrowych chipsów jakie kiedykolwiek jadłam i
jestem w stu procentach szczęśliwa, bo wiem, że tak będzie
tydzień w tydzień, weekend w weekend, wolne popołudnie w
wolne popołudnie. O siedemnastej dziesięć Patrycja pyta czy
nie mam przypadkiem na siedemnastą zajęć w Młodzieżowym
Domu Kultury. „Mam” – odpowiadam, na co ona uśmiecha się i
mówi: „I co, idziesz? Czy trzymasz się swojej zasady >godzina
to nie spóźnienie<?” Zna mnie od zawsze i wie, że od zawsze
się spóźniam. Jeśli miałabym wskazać najbardziej cierpliwą
względem mnie osobę, to – po mojej Mamie – byłaby to ona.
Wsiadamy we trzy do jakiegokolwiek autobusu; dziewczyny
odwożą mnie na zajęcia. Zobaczymy się jutro.
W MDK-u jestem zapisana do pracowni teatralnej – i biegam
tam jak dziecko za cukierkami. W poniedziałki jadę z
‘teatralnych’ do domu i chciałabym, żeby już był piątek,
25
żebym mogła się ‘wyaktorzyć’, powygłupiać i spotkać ze
świetnymi ludźmi, którzy tworzą nasz zespół. I niezupełnie
umiem opisać co, jak i dlaczego tam się właściwie dzieje,
jakie padają słowa, jakie śmiechy, jakie szczęście jest w
powietrzu. Jest cudownie – to wystarczy. Zajęcia kończą się o
19, w domu jestem między 20 a 21; jednego dnia chodzimy –
ja, Marta, Kamila, czasem Agnieszka – w tę i z powrotem,
odprowadzając się nawzajem, innym razem podwozimy
Ewelinę i Damiana w stronę Gdyni Głównej, chociaż to
zupełnie nie po drodze. Wracam do domu zmęczona, ale
szczęśliwa. I to w sensie ścisłym – szczęśliwa czystym,
niepodważalnym szczęściem. W głośnikach lecą po kolei The
Rolling Stones, Raz, Dwa ,Trzy, Katie Melua, Led Zeppelin,
Happysad… Dużo muzyki przwija się przez moją głowę, a ja
piję herbatę za herbatą i rysuję, maluję, piszę ze znajomymi
na Gadu-Gadu.
Jutro rano pójdę na basen – wracam po dwóch latach przerwy
i czuję, że mogę znów być w tym dobra. Jutro znowu spotkam
się z Patrycją i Agnieszką. Tymczasem biorę długi prysznic, jak
co weekend maluję paznokcie na czerwono i powoli zasypiam.
SMS od Kajetana: „Idziemy jutro na jakiś koncert czy coś? :) ”.
„Jasne, że idziemy” – myślę – „ale póki co – daj mi spać…” :)
Robert Kosk – „Czy szesnastolatki powinni mieć
prawo głosować?”
W dzisiejszych czasach nastolatki zazwyczaj nie mają wpływu
na sprawy, które ich dotyczą. Wiedzą, że swoją rzeczywistość
mogą zmieniać jedynie dzięki dobrej nauce, relacjach z
rodzicami i przyjaciółmi, oraz rozwijaniu swoich umiejętności.
26
Młodzież nie wpływa jednak na czyjeś decyzje, które są ściśle
z nią związane.
Moim zdaniem inny punkt widzenia, który mają nastolatkowie,
mógłby zwrócić uwagę władzy na problemy dotychczas
niezauważalne przez dorosłych. Kto lepiej zna potrzeby
młodych ludzi, niż oni sami? Każdy czerpałby z takiego układu
korzyści. Na przykład powstanie specjalnych ścian
przeznaczonych do malowania grafitti dałoby możliwość
rozwoju młodym artystom. Nie malowaliby oni na budynkach,
ponieważ mieliby lepsze warunki tworzenia swoich prac.
Niestety zazwyczaj nie ma dialogu pomiędzy nastolatkami, a
władzą. Inicjatywy często brak z obu stron, gdyż młodzież nie
jest świadoma tego, że ktoś chciałby ją zapytać o zdanie.
Możliwość głosowania w kwestiach dotyczących nastolatków
uczy ich również dbania o dobro wspólne, odpowiedzialności i
pokazuje, jak ważną możliwością jest prawo wyrażania
swojego zdania.
Oddanie głosu młodym ludziom byłoby dużym krokiem do
przodu. Tworzenie nastolatkom coraz lepszych warunków
rozwijania się jest w interesie wszystkich, gdyż to oni są
przyszłością świata.
Nikolett Blachowska „Czy młodzi ludzie mają
możliwość wpływu na życie ich lokalnej
społeczności? W jaki sposób zwiększać ich aktywność
i zachęcać do podejmowania działań na rzecz
społeczności?” – praca nagrodzona 1. miejscem w
konkursie zorganizowanym przez „Gazetę
27
Wyborcza” wraz z Fundacją Rozwoju Systemu
Edukacji. Okazją do ogłoszenia konkursu był
Europejski Tydzień Młodzieży.
Jestem młoda i kreatywna, mam tyle pomysłów, że wciąż
brakuje mi czasu na ich realizację. Jednakże nie przeszkadza
mi to w angażowanie się w coraz to inne sprawy. Wciąż mam
dużo energii i optymistycznego nastawienia do świata, wierzę,
że nawet najmniejsze poczynania jednostki przynoszą bardzo
istotne efekty dla życia wszystkich Ziemian. Czy mogę
wpłynąć na życie lokalnej społeczności? Nie jest to pytanie,
nad którym zastanawia się zwykły nastolatek- w końcu ciekawi
nas tyle rzeczy, że te bardziej poważne odkładamy w czasie,
wiedząc, że w dorosłości przed nimi nie uciekniemy. Poza tym
odnosimy wrażenie, że społeczność nie potrzebuje nas w tej
fazie rozwoju – czeka, aż staniemy się pełnoletnimi
obywatelami,
a
zatem
bardziej
przydatnymi
i
odpowiedzialnymi. Zastanówmy się zatem, co ewentualnie
moglibyśmy zrobić, gdybyśmy już chcieli zająć się czymś na
rzecz współmieszkańców.
I tutaj właśnie pojawia się pustka- nie wiemy! Nikt nas nie
informuje o akcjach przeznaczonych dla młodych ludzi, a jeśli
już - to z pewnością się nas do tego nie zachęca. Wiele zależy
od nauczyciela, który jest w pewnym sensie naszym źródłem
wiedzy- informuje nas nie tylko o zagadnieniach naukowych,
ale także o konkursach, różnych zajęciach dodatkowych czy
festiwalach organizowanych w naszym otoczeniu. W
niektórych szkołach przedstawiciele ciała pedagogicznego
tworzą projekty finansowane przez Unię Europejską, dzięki
którym możemy się rozwijać w różnych ciekawych kierunkach.
Niestety, gdy jedni otwierają przed nami drzwi, drudzy starają
się nam utrudnić życie, gdyż są negatywnie nastawieni do
28
przedsięwzięcia. Tak więc znowu to nie zależy od nas – tylko
od subiektywnego odbioru osób odpowiedzialnych za nas,
czyli szkoła czasem utrudnia nasz rozwój i hamuje nasze
twórcze aspiracje. To demotywuje na tyle, że staramy się
ograniczać kreatywność, działać według schematów. Dusimy w
zarodku wszelkie idee, bo przecież i tak nikt nie jest nimi
zainteresowany. Poza tym niektórzy starsi ludzie wciąż myślą,
że nastolatki nie mają nic rozsądnego czy ciekawego do
powiedzenia. Po prostu ignoruje się nas lub – co gorsze, uważa
za głupców. To również sprawia, że oddalamy się od takich
spraw.
Myślę, że brakuje także kontaktu na linii władze miasta –
uczniowie. Prezydent powinien wiedzieć, co frasuje jego
ewentualnych przyszłych wyborców, co chcielibyśmy
wprowadzić w życie, czego nam brakuje w bliskim otoczeniu
lub jak odnosimy się do nowych uchwał i rozporządzeń. A do
powiedzenia mamy dużo, co wiem z częstych rozmów z
kolegami. Naprawdę często słyszę: “fajnie by było, gdyby w
Gdyni
zrobili/
wybudowali/
zmienili/
pozwolili…”.
Wystarczyłoby tylko posłuchać tego, o czym mówimy, a Polska
już nigdy nie byłaby takim samym krajem. Myślę, że gdyby
choć raz na pół roku przedstawiciel władz miejskich spotkał
się z jednym uczniem z każdej szkoły ponadpodstawowej, to
wspólnie mogliby dojść do ciekawych wniosków, a miasto by
nie ucierpiało. Na takim działaniu można zyskać. W czasach,
gdy Internet odgrywa tak wielką rolę, powinno się przykładać
do tego szczególną wagę. W końcu jesteśmy bardzo aktywną
internetowo grupą społeczną – możemy kreować wizerunek
miasta czy rządu- zależnie od ich poczynań i naszych opinii. To
przecież nie nam powinno na tym zależeć, tylko dorosłym.
29
Z drugiej strony mamy możliwość utrzymywaniu kontaktów z
radnymi (również tylko wtedy, gdy trafimy na otwartych i
nowoczesnych). Być może przedstawią nasze pomysły, w
końcu to właśnie oni są takim łącznikiem między prezydentem
a mieszkańcami. Trzeba jednak wiele czasu, energii i
szczęścia, by przekonać radnego do jakiegoś pomysłu. A często
jeden człowiek to za mało. Poza tym w Polsce jest wiele
organizacji non-profit, które prowadzą ciekawe projekty.
Niestety, za mało o tym wiemy. Może powinien powstać
miejski newsletter (musiałby być rozsyłany do ucznia każdej
szkoły, który wyrazi na to zgodę), w którym byłyby przesyłane
informacje o różnych organizacjach i ich poczynaniach, jakieś
nowinki, które interesują głównie nastolatków. Zapewne
robilibyśmy więcej na rzecz miasta. Często wystarczy
otworzyć
przed
nami
jakieś
możliwości,
stworzyć
perspektywy, a my chętnie podejmiemy się różnych działań.
Dodatkowo czulibyśmy się bardziej dowartościowani i ważni –
w końcu interesuje się nami miasto, czyli jest przychylnie do
nas nastawione. A skoro tak, to mamy szczęście i żyjemy w
super regionie! Taki prosty związek przyczynowo- skutkowy, a
politycy tak wiele mogliby zyskać. Będąc szczerą, nam nie
zależy, żeby angażować się w politykę. Wielu uczniów
preferuje oddawanie się używkom czy po prostu marnowaniu
czasu na siedzenie pod blokiem. Nie mamy ochoty biegać „po
urzędach i posłach”, by coś osiągnąć. Musimy mieć łatwiejszy
dostęp do działania, bo rzucanie kłód pod nogi nie zachęci do
niczego.
Wolontariat to popularna aktywność wśród uczniów, głównie z
tej racji, że to jedyny sposób, aby otrzymać dodatkowe dwa
punkty do liceum. To sprawia, że główne założenie
wolontariatu jako świadomej i bezinteresownej pracy na rzecz
innych zmieniło się, jeśli nie zniknęło w wielu przypadkach.
30
Pokazuje to jednak, na czym tak naprawdę zależy młodym
ludziom i jak ich przekonać do działań na rzecz społeczności.
Po prostu należy coś ofiarować i niekoniecznie musi to
kosztować. Doskonale też potwierdza moją tezę popularne
zjawisko z gimnazjum, do którego chodzę, związane z
projektem Comenius. To międzynarodowy projekt, w którym
moja szkoła wraz z czterema innymi, różnymi państwami
zastanawia się nad tematyką praw człowieka i jego szczęścia.
Otóż gdy zbliża się jakaś wizyta lub wyjazd, wszyscy nagle
zaczynają interesować się projektem, pracować, chodzić na
spotkania czy zajmować się stroną literacką. Potem następuje
punkt kulminacyjny, wszyscy starają się, żeby spotkanie
wypadło jak najlepiej i w jak najlepszej oprawie- zajęć, jak
również towarzyskiej i wizualnej. Po wizycie oczywiście
wszyscy tracą całą ochotę do działania, która uaktywnia się
przy kolejnym wyjeździe. Wszyscy liczą na to, że to akurat oni
pojadą do innego kraju, by brać w udział w konferencji
zorganizowanej przez kraj partnerski. Niestety, jesteśmy
bardzo interesowną grupą społeczną i angażujemy się głównie
w przedsięwzięcia, z których możemy wyciągnąć jakieś
profity. Chociażby miałyby być to zaświadczenia, które można
by dołączyć do CV. Warto o tym pomyśleć i zwrócić na ten
fakt szczególną uwagę.
Gdy stajemy się nastolatkami, to z całej siły próbujemy
udowodnić
naszą
dojrzałość.
Odrzucamy
infantylne
zachowania, nie pozwalamy sobie na jakieś słabości czy
czułości. Zabawki oddajemy lub te o szczególnej wartości
sentymentalnej
trzymamy
w
ukryciu
przed
resztą
domowników. Chcemy być traktowani poważnie i z
szacunkiem, dlatego zmieniamy swoje zachowanie, silimy się
na wiele zmian w naszym życiu. Liczymy na to, że inni będą
nas bardziej poważać i odpowiednio zachowywać się
31
względem nas. Gdy ktoś okaże nam, że traktuje nas na równi z
dorosłymi osobami, to od razu chętniej współpracujemy i co
istotniejsze, żywimy większą sympatię i przywiązanie do
takiej osoby. Powierzanie odpowiedzialnych zadań również
mile połechce nasze ego. Naprawdę, musimy czuć, że
rzeczywiście niektóre rzeczy zależą od nas i nauczyciele czy
opiekunowie nie mogliby tego zrobić. Nie chcemy zadań typu
“a niech się pobawią, i tak nie wykorzystamy ich pomysłów,
ale udajemy, że ich słuchamy”, co wciąż się przydarza.
Podsumowując, lepszy system informacyjny, łatwy kontakt z
władzami miasta, oferowanie korzyści i szanowanie nas jako
jednostek z pewnością zachęci nas do podejmowania działań
na rzecz lokalnej społeczności. Nie zapominajmy, że w
przyszłości będziemy pełnoprawnymi obywatelami Polski i
właśnie teraz, kiedy dojrzewamy, to od władz lokalnych
zależy, czy zachęcą nas do siebie i sprawią, że będziemy
chcieli mieszkać i pracować tutaj. W tym czasie krystalizują
się nasze poglądy, łatwo je formować w każdą ze stron.
Marta Lipska – „Dlaczego wolność słowa i wolność
wyboru są najważniejszymi wartościami dla
nastolatków z naszego gimnazjum?”
Uważam, że wolność słowa jest jedną z najważniejszych
wartości dla nastolatków z naszej szkoły, ponieważ osoby w
tym wieku mają dużo do powiedzenia i pragną być
wysłuchane. Każdy z nas jest inny, więc mamy różne zdanie na
dany temat. Wolność słowa pozwala na wyrażenie swojego
zdania nawet wtedy, gdy jest ono zupełnie inne od poglądów
pozostałych osób. Wszyscy chcemy być traktowani na równi z
innymi.
32
Myślę, że wolność wyboru jest drugą z najważniejszych
wartości, gdyż gimnazjaliści pragną już sami podejmować
decyzje i być odpowiedzialnymi za nie. Nie podoba im się, że
rodzice wybierają za nich np. szkołę, do której mają iść.
Uważają, że wiedzą, co jest dla nich najlepsze i chcą
samodzielnie dokonywać wyborów.
Refleksje po obejrzeniu filmów czyli wokół
„Filmowych Piątków z Comeniusem”, filmów
dokumentalnych i praw człowieka w ogóle
Hania Sywula - refleksje po obejrzeniu filmu
“Galerianki”
Może zacznę od tego, gdzie i w jakich warunkach film ten
obejrzałam. Był pewien ciepły, lipcowy wieczór. Szpital w
Sopocie. Wszyscy byli już trochę znudzeni tą monotonnością i
rutyną, bo w szpitalu każdy dzień był taki sam, i po
dwutygodniowym pobycie każdy chciał już zrobić coś innego,
szalonego, byle oderwać się od tej monotonii -każdy po cichu
ów szpital reumatologiczny nazywał “psychiatrykiem”, a
myślę, że dłuższy pobyt w nim mógłby skutkować objawami
depresji. Jak to w szpitalu – o 20.00 już wszyscy w piżamkach
zaganiani do swoich sal. Aczkolwiek, jak to nastolatkowie,
umówiliśmy się z siostrą dyżurną -pozwoliła nam obejrzeć
film. Całą piątką już siedzieliśmy na niewygodnym, szpitalnym
“łóżku” i oglądaliśmy na małym ekranie komputera film
“Galerianki”.
Wszyscy byliśmy zdziwieni. To, jak jedna z głównych aktorek
mówiła “życie na poziomie” swoim wulgarnym tonem głosu
33
było dla nas czymś… przerażającym! Jak można tak żyć, tak
życie sobie psuć i nie dopuszczać do siebie innej wersji
swojego scenariusza? Jak można takie życie wybrać?! To
pytanie jest z działu tych, na które nigdy nie znajdziemy
odpowiedzi. Są, niestety, ludzie, których pasją jest
marnowanie swojego życia. Nam ciężko się patrzy na to z
boku, ale nawet gdybyśmy bardzo chcieli im pomóc – to na
marne. Każdy wybierze taką drogę swojego życia, jaką będzie
chciał pójść. W filmie widzimy, jak wzorowa uczennica,
przykładna i konkretna, wiedząca czego chce panienka
zmienia swoje życie bardzo szybko i diametralnie. Dlaczego to
zrobiła? Potrzebowała czegoś innego. Ale czy musiało to iść w
tym kierunku?!
Film jest strasznie poruszający. Widać na nim, co dzieje się –
bo niestety, wydaje się, że to tylko film, sztuczna historia,
ktoś coś wymyślił, napisał, i jest. Wcale nie! To się dzieje. To
jest. To się staje z wieloma nastolatkami! …tylko ludzie pełni
nadziei szepczą cicho pod nosem “dlaczego?!”…
Nie powstrzymamy ludzi przed ich wyborami życiowymi. Nie
nakażemy im żyć tak, jak my chcemy, żeby żyli. Możemy im
pomóc, powiedzieć, jak byśmy zrobili w ich sytuacji, co byśmy
zmienili, jak według nas powinien wyglądać ich dalszy los, ten
zależny od nich. Ale bezpośrednio ludzi nie uchronimy! Nawet,
jeśli byliby to nasi najbliżsi, ludzie, bez których nie umiemy
żyć. Ich życie – ich wybór. To często prawda, której nie
potrafią zrozumieć rodzice. I zabijają, uśmiercają tego
człowieka. Zmieniają go w innego, ale tamten – umiera. Jest
to chyba najdoskonalsza niekarana zbrodnia tych czasów.
Robią to z uśmiechem na twarzy.
Tylko trzeba zrozumieć, że każdy człowiek sam musi
zadecydować o swoim życiu, nikt za niego tego nie zrobi. A
34
więc teraz wstanę, odejdę od komputera i będę żyła tak, jak
JA CHCĘ ŻYĆ. Nie jak chce moja mama, tata, siostra, mój
nauczyciel historii, trener tańca, dyrektorka, nauczyciel
gitary, moja przyjaciółka, kolega, czy mój kot. Oni mają do
przeżycia swoje życie, ja swoje. Możemy sobie w tym pomóc,
owszem, tylko nie przeszkadzajmy! Każdy ma swoje życie, i
niech się nim zajmie, a nie życiem innych.
Często prawda ta bardzo boli, jeśli widzimy tak jak “chłopak”
naszej bohaterki, taką zmianę w życiu człowieka – i nie
możemy nic na to poradzić. Choćbyśmy bardzo chcieli. Nie
możemy zmienić ludzi. Możemy zmienić jedynie siebie.
I właśnie z taką głową pełną refleksji wszyscy grzecznie
podreptaliśmy do swoich sal i położyliśmy się do łóżek. Nie
wiem, jak moi koledzy, ale ja długo nie mogłam zasnąć po tym
seansie, dużo myślałam o ludzkich, dla mnie – straconych
życiach. Pojawia się pytanie – dlaczego!?, na które strasznie
boli mnie, że nie mogę odpowiedzieć. Nie potrafię.
Nikolett Blachowska - “Szczęśliwe”?
Jako Europejki mamy wiele poważnych problemów.
Codziennie rano musimy wstać, umalować się gotowymi
kosmetykami, które kupujemy w sklepie za spore pieniądze.
Następnie przyodziewamy się w ubrania, których łączna
wartość zazwyczaj przekracza 300zł. Tak wyszykowane
idziemy samodzielnie do pracy, w której według polskiej
średniej krajowej zarabiamy 3000zł miesięcznie. Dość często
bywa, że to praca biurowa, w której mamy możliwość
awansowania. Zarabiamy coraz więcej, możemy i potrafimy
35
utrzymać się samodzielnie. Nic, oprócz naszych blokad i
ambicji nie stoi na przeszkodzie, abyśmy założyły własną
firmę, projektowały ubrania, programowały… Możemy
osiągnąć wszystko, choć czasem płacimy za to wysoką cenę w
postaci życia rodzinnego, uczuciowego czy zdrowotnego.
Tak wyglądają problemy typowej kobiety w Europie, która
wspina się po drabinie kariery.
Miałam świadomość, że życie, które również zamierzam
prowadzić, nie jest dane każdemu. Wiedziałam, że istnieją na
świecie kraje, gdzie tworzymy dyskryminowaną płeć, gdzie nie
przysługują nam prawa człowieka. Czytam o tym od 6 lat i
zamierzam kontynuować zgłębianie owego nurtu literatury.
Jednak kiedy możemy zobaczyć takie sytuacje, to wszystko
wygląda inaczej. Odcinki programu “Kobieta na krańcu
świata” troszkę mną wstrząsnęły. Zobaczyliśmy piękną
kobietę, która została wzięta jako druga żona. Jest zdolna, ma
duże aspiracje. Nie może ich zrealizować, ponieważ mąż nie
da rady sfinansować maszyny do szycia. Przeraża mnie też
jego zachowanie. Otwarcie mówi “sądzę, że moje żony są
takie same, nie widzę pomiędzy nimi różnicy. Tak samo
dobrze gotują, piorą i sprzątają”. To pokazuje pozycję żony w
jego kulturze. Maszynka do obsługi domu i rodzenia dzieci. To
bardzo przykre, ze względu na ich zróżnicowanie. Każda z nich
ma odmienny charakter, a nawet urodę. Sądzę, że druga żona
mogłaby sporo osiągnąć w modelingu ze względu na piękną
szyję i bardzo łagodną twarz.­ A tak, nie pozostaje jej nic
innego jak praca przy algach, w domu i plecenie sznurów.
Z drugiej strony mamy Kambodżę. Z trzech odcinków, które
zobaczyliśmy na DKFie, ten przedstawiał najbardziej
specyficzne zachowanie. Nie dostajemy informacji o kobiecie
tradycyjnej, jedynie o ektremalnej grupie saperek.
36
Nieustannie ryzykują życie. Być może ma to podłoże religijne.
Aż 80% osób w tym kraju wierzy w reinkarynację.
Prawdopodobnie nie boją się umrzeć teraz, skoro liczą na
odrodzenie w innym wcieleniu albo połączenie
się ze
światłością (już nigdy nie czeka ich żadne życie, ze względu
na zjednoczenie się ze światem)? Według relacji samych
zainteresowanych nie o to chodzi, myślę jednak, że oddziałuje
to na sytuację psychiczną.
Trzeci punkt widzenia opierał się na Jordankach. Nowoczesne
bussineswoman, zakryte mniej lub bardziej. Widać – można
pogodzić tradycję ze współczesnym światem, odnaleźć złoty
środek. Świat sukcesu zawodowego nie musi od razu oznaczać
złamania nakazów wiary. Chciałabym, żeby muzułmanie z
całego świata, szczególnie z małych wiosek patrzyli na
Jordanię, myśląc: “Oni dobrze zrobili! Musimy pomóc naszym
kobietom, żeby mogły się rozwinąć! Mądra żona to dobry zysk,
większa wartość! Też tego chcemy!” Wiem, że wykorzystuję
bardzo egoistyczne pobudki, aczkolwiek niewłaściwy pretekst
do właściwych celów to dobre rozwiązanie. Byleby tylko
wyznawcy Allaha pojęli, że świat potrzebuje mądrości ich
żon…
Cieszę się, że obejrzeliśmy te trzy różne punkty widzenia.
Dają dość szeroki pogląd na sytuację. A przede wszystkim
możemy docenić, jak wspaniałe mamy życie. Nie zarabiamy 2$
na worku alg ani 200$ za codzienne narażenie życia, tylko
średnio 1000$ za spokojną pracę biurową. Mamy tak różne
warunki egzystencjonalne, lecz wszystkie jesteśmy ważne.
Żadna praca nie mówi o naszej wartości, a za to każda jest
potrzebna. Co byśmy zrobiły bez kobiet zajmujących się
glonami? Sprzątaczek? Nauczycielek? Doktorek? Prawniczek?
Jako płeć mamy inne spojrzenie na świat niż mężczyźni.
37
Bądźmy silne jako jedność, a wtedy świat zacznie się
zmieniać.
A kiedy pomyślisz, jak ciężko jest umyć po sobie talerz, to
pomyśl, że mogłabyś właśnie rodzić dziecko na klepisku bez
znieczulenia. W XXIw. …
Monika Sciubilecka – refleksje po obejrzeniu filmu
“Galerianki”
Dnia 8 października 2010 roku na spotkaniu „Filmowego piątku
z Comeniusem i prawami człowieka” oglądaliśmy film pt.
”Galerianki”. Spowodował on we mnie mieszane uczucia,
ponieważ ukazywał życie prostytutek, które były trochę
starsze ode mnie. Wiedziałam, że za takie „prace” zabierają
się niepełnoletnie dziewczyny, ale nie zdawałam sobie sprawy,
dlaczego to robią, ile ich jest, jak łatwo jest przestać być
normalną nastolatką i zacząć takie życie. Myślałam, że to
jakieś wariatki, które mają nierówno pod sufitem. Teraz
zdałam sobie sprawę, że przeważnie są to dziewczyny, które
nie mają
łatwego życia, mieszkają w bardzo ciężkich
warunkach, muszą znosić zaczepki kolegów, np. z powodu
starego telefonu, a w domu kłótnie rodziców, alkoholizm,
zdradę, przemoc… Zastanawiając się nad tym, stwierdziłam,
że ludzie, którzy znajdują się w takiej albo podobnej sytuacji,
nie mają jakiegokolwiek dobrego przykładu, robią to, by
osiągnąć coś innego, zarobić, wreszcie sobie kupić drogi
telefon, kosztowną biżuterię, itd. Nie jest to też dziwne, że
sięgają po alkohol, papierosy i cokolwiek jeszcze. Tak są
wychowane i tak się zachowują.
W filmie tym wstrząsnęło mną zakończenie, gdy chłopak
jednej z głównych bohaterek się zabija. Nie zaskoczyło mnie
38
natomiast to, że Ala pobiła jedną z tych dziewczyn, które
doprowadziły do tego, że została galerianką. Uważam, że się
jej należało.
Film ten mi się nie podobał, był trochę przerysowany, ale
dzięki temu chyba
przedstawił więcej problemów
współczesnej młodzieży.
Justyna Haftka - refleksje po obejrzeniu filmu
Grzegorza Packa “Jestem zły”
Chciałabym podzielić się swoimi refleksjami na temat filmu
„Jestem zły”, który obejrzałam dzisiaj na lekcji. Mimo że był
stosunkowo krótki, naprawdę mnie poruszył. Spodobał mi się,
bo nie został zrobiony komercyjnie, jak większość filmów,
które są emitowane w telewizji, ale ukazywał prawdziwe życie
ludzi, nie zawsze takie, jakie chcielibyśmy, żeby było.
Już pierwsze sceny pokazały, że nastolatki, o których była
mowa, są inne niż my. Często piją, palą papierosy i biorą
narkotyki. Co drugie ich słowo jest przekleństwem. Gdy są
głodni, nie wahają się pójść do supermarketu i kraść jedzenie,
czy napoje. Jeden z chłopców zademonstrował, jak napaść na
przechodnia i zmusić go do oddania cennych przedmiotów.
Osoby pokazane w filmie swój wolny czas spędzają, siedząc
na zawalonym gruzami podwórku, lub chodząc po okolicy.
Jednym z ich ulubionych miejsc jest czynny tunel metra, do
którego wchodzą dla rozrywki, gdy pojazd przejeżdża.
Wydaje mi się, że ich sposób życia i zachowania nie wziął się
od nich samych. Czy byliby tacy, gdyby urodzili się w
normalnych, niepatologicznych rodzinach? Gdyby żyli w
czystym mieszkaniu i mieli tam własny kąt? Gdyby ktoś od nich
39
starszy poświęcił im trochę czasu, wychował, kochał i
powiedział im, że mogą żyć inaczej? Jestem pewna, że nie,
przynajmniej nie wszyscy. W filmie poruszyła mnie scena, w
której pokazany był czteroletni chłopiec. Uczył się on
przeklinać i żyć w towarzystwie swoich kolegów z podwórka.
To oni byli jego rodziną i całym światem. Mógł mieć oparcie
albo w nich, albo w nikim. Myślę, że to, w jaki sposób żyją, to
nie ich wina. Tak zostali nauczeni. Nikt nie pokazał im innej
drogi.
Pod koniec filmu reżyser spytał się każdego bohatera filmu,
jakie chciałby mieć podwórko, do czego dąży i kim chciałby
zostać, gdy dorośnie. Dzieci odpowiedziały zgodnie, że marzą
o czystym podwórku z placem zabaw. Każdy z nich chciałby w
przyszłości pracować na swoje utrzymanie, a nie dalej kraść.
Wszyscy wiedzieli, że w życiu nie są najważniejsze pieniądze,
rozrywka i używki, ale inni ludzie, miłość do rodzeństwa, do
rodziny, cele, jakie sobie wyznaczamy, oraz wiara w lepsze
jutro. Wydaje mi się, że skoro nam dość dobrze się wiedzie,
musimy chociaż spróbować pomóc im je zbudować. To dla
nich jedyna nadzieja.
Zauważyłam, że każda osoba przedstawiona w filmie, nie jest
do końca „zła”. Myślę, że są tak samo „źli”, jak my, pokazują
to tylko inaczej.
Nikolett Blachowska - refleksje po obejrzeniu filmu
Katarzyny Rosłoniec “Galerianki”
“Nie jestem dziwką,
bo dziwki to szmaty,
a ja noszę Versace
40
i drogie zapachy”
Paluch, “Historia jednej dziwki”
Prostytutka a galerianka… Żadna różnica w wykonywanej
pracy, jedynie jej miejsce inne. Dla jednych centra handlowe
to większe domy publiczne. Tylko zapłata inna. Dziewczyny
nie liczą swoich usług w banknotach, lecz ubraniach,
kosmetykach czy sprzęcie elektronicznym. Dla konsumenta
różnicy brak, swoje pieniądze i tak oddaje na dziewczynę,
która często mogłaby być jego córką. Co gorsze, czasem
okazuje się jej koleżanką. No cóż, faux pas zdarza się
każdemu, nawet obytym biznesmenom. Przecież klasy niższej
nie stać na taką Galerię Bałtycką. A tu chodzi o ‘życie na
poziomie’, co często Milena wypominała Alicji.
Zastanówmy się nad tym, jak powinna zachowywac się i
myśleć porządna galerianka. Jako przykład weźmy Milenę,
która wydaje się najbardziej doświadczona. Po pierwsze,
konieczność stanowi kusa spódniczka i legendarne już, białe
kozaczki na szpilce. Oczywiście bez mocnego makijazu, który
woła ‘zatrzasnęłam się w solarium’ się nie obejdzie, przecież
rozważamy kobiety poważnie traktujące swą profesję! Należy
pamiętać o prowokacyjnym, wręcz obscenicznym zachowaniu.
Brak inteligencji w wypowiedzi nadrabia się barwnym
językiem ulicy. Nawet jeśli posiada się w głowie troszkę
więcej oleju niż tłuszczu zawiera pomadka, to nigdy, ale to
przenigdy nie okazujmy tego! Przecież powiedziano wyraźnie
‘Piękność jest dla kobiety ważniejsza niż inteligencja, bo
mężczyźnie łatwiej przychodzi patrzenie niż myślenie’.
‘Bo wiesz, jak dziewczyna jest ładna, to musi swoje atuty
wykorzystywać’, choć
w zasadzie olśniewająca uroda,
szczupła sylwetka etc. nie są wymagane. Wystarczy nie mieć
skrępowania przed rozkładaniem nóg. Oczywiścia należy
41
wiedzieć przed kim wypada. Otóż wartość konsumenta
oceniamy po telefonie, zegarku, butach. Tak twierdzi Milena,
jednak zapach i rodzaj ubrań także wymownie świadczy o
stanie portfela. Jeszcze zawiózłby nas do domu rozklekonatym
cinquecento, a to już skandal. Należy się szanować, drogie
panie, nie zniżamy się do poziomu dziwek.
Filmowe przyjaciółki chodzą do trzeciej klasy gimnazjum.
Słowa, które padają z ust moich rówieśniczek bywają
zaskakujące. Kiedy widzimy nastolatkę uprawiającą seks
oralny w klubowej toalecie, możemy przeżyć lekki wstrząs.
Chwilę później słyszymy pytanie o to, czy stosunek może być
przyjemny z osobą, którą się kocha. Zabawne? Przerażające?
Pouczające? Jak dla mnie co najmniej groteskowe. W tym
wieku, w swej niewinności wypadałoby poszukiwać ‘drugiej
połówki’, romantycznej miłości na całe życie, marzyć o
sukniach ślubnych czy czymkolwiek takim. Naiwnym,
przesłodzonym, jak z komercyjnych filmów prosto z Ameryki.
Śnić własny American Dream, lecz o uczuciach. Cóż, wielu
takich osób raczej nie znajdziemy u współczesnych dziewic.
Chociaż zapewne tego chcieliby nasi rodzice… Świat
przedstawia się w nieco innych barwach. Niestety? Na
szczęście? Kwestia upodobań i kultury.
Myślę, że “Galerianki” to ciekawy film. Taki uświadamiający,
być może wyrywający z letargu, w którym pogrążone są osoby
odpowiadające za wychowanie młodzieży. Widać nie zawsze
trzeba niechcianej ciąży z nie wiadomo kim czy chorób
wenerycznych. Może przez osiemdziesiąt minut przebudzą się?
Zrozumieją, że miłość fizyczna i kosztowne przedmioty mają
za zadanie zapełnić pustkę wywołaną przez (teoretycznie)
najbliższych? A przecież wystarczy tylko wychylić nos zza
laptopa, by usłyszeć przekleństwa czy strój i makijaż
42
sugerujący jedno,
przyszłość…
nasze
upodobania,
perspektywy
na
Film? Chyba nie. Raczej wołanie o pomoc, przebudzenie się.
Rodzice, zauważcie nas!
Kalina Gałkowska – refleksje po obejrzeniu filmu
„Most nad Wadi”
Konflikt pomiędzy Izraelem a Arabami. Czy kiedykolwiek
rozmyślaliśmy nad sytuacją na Bliskim Wschodzie? Czy
oglądając rano wiadomości, zdawaliśmy sobie sprawę z
ogromnego problemu jaki dotyka ten rejon świata? Oglądając
film “Most nad Wadi” mieliśmy okazję dowiedzieć się więcej o
konflikcie polityczno-religijnym. W ramach pojednania, a
przede wszystkim pragnienia zapewnienia swoim dzieciom
edukacji, muzułmanie jak i Żydzi wysłali podopiecznych do
szkoły, gdzie najmłodsi mieli okazję dowiedzieć się czegoś
więcej o historii, tradycji i kulturze. Nienawiść, którą mieli w
sobie przedstawiciele obu nacji, zmuszała dzieci do
posługiwania się bronią. Z jednej strony najmłodsi byli
zadowoleni, że będą chodzić do wspólnej szkoły, jednak z
drugiej strony uczucie, które żyło w wyznawcach islamu i
judaizmu nie pozwalało im na poczucie bezpieczeństwa w
placówce. Co dalej? Czy dzieci będą w stanie kształcić się w
otoczeniu “wrogów”, czy może jednak honor rodziców
zwycięży i młodzi ludzie zrezygnują z edukacji w tej szkole?
Mimo wszystko nie. Sposób funkcjonowania placówki jest
przystosowany do Żydów, jak i Arabów. Na lekcji uczniowie
posługują się językiem hebrajskim, jak również arabskim, co
pozwala dzieciom na swobodne komunikowanie się ze sobą.
Najmłodsi pomagają sobie nawzajem, zapominając o
43
istniejącym konflikcie. Czy jest to rozwiązanie problemu?
Dzieci to nie wszystko, dużo zależy również od podejścia ,
które nie do końca jest takie, jakie być powinno. Podczas
szkolnych występów, na których Żydzi klęczą na dywanikach i
odmawiają modlitwę poświęconą Allahowi, na twarzach
rodziców maluje się rozdrażnienie i zniesmaczenie. “Dlaczego
moje dziecko ma robić coś, co jest wbrew naszym zasadom?”
Kiedy dzieci odwiedzają się nawzajem, ze strony dorosłych
padają komentarze – “Co czujesz, kiedy twoi bliscy zabijają
naszych?” Odpowiedzi młodych ludzi są zaskakujące, wstydzą
się zachowania starszych i jest im przykro z powodu panującej
sytuacji. Z wypowiedzi dzieci można wywnioskować, że są one
dojrzałe mimo swojego wieku. Zależy im na pokoju, są w
stanie poświęcić wiele dla wyznawców innej religii – czyli
swoich przyjaciół.
Film daje naprawdę dużo do myślenia, pozwala na chwilę
refleksji. Dzięki niemu możemy docenić to, co mamy, czyli
bezproblemowe życie w demokratycznym kraju pozbawionym
konfliktów.
Justyna Haftka - refleksje po obejrzeniu filmu
“Zmruż oczy”
“Warto mrużyć oczy. Szczegóły się zamazują i rzeczy mniej
ważne nie przesłaniają widoku.” Wydaje mi się, że ten cytat z
filmu najlepiej określa moje przemyślenia z nim związane. W
życiu jest mnóstwo spraw, które pochłaniają cały nasz czas i
sprawiają, że zapominamy, co tak naprawdę się liczy. Nawet
te z pozoru ważne stają się tylko murami, które przysłaniają
44
nam widok na świat, ludzi i miłość. Film przedstawia obraz
wsi. Czas płynie tam w zupełnie innym tempie, ale życie z
pewnością nie jest sielanką z powodu bezrobocia, biedy…
Główny bohater, Jasiek, zdaje się nie przywiązywać do tego
szczególnej wagi. Jakiś czas temu stracił posadę nauczyciela.
Jest samotnikiem, który spędza czas, przypatrując się okolicy i
myśląc o życiu. Kiedyś miał żonę ale, jak powiedział, nie mógł
jej utrzymać i od tego czasu żyje sam, niekochany przez
nikogo. To właśnie do Jaśka ucieka Mała. Na pewno ma dość
życia z bogatymi rodzicami, którzy dają jej wszystko oprócz
swojego czasu i miłości. U Jana wyczuwa spokój i inność,
która ją intryguje. Jest on dla niej jak ojciec. Wkrótce pod
adres Jaśka przychodzą rachunki z urzędu, a pieniędzy
zaczyna brakować. Mężczyzna z konieczności musi wynieść się
ze wsi do Ełku, gdzie rodzice Małej znaleźli dla niego posadę
w szkole.
Spodobała mi się scena przed wyjazdem Jaśka, w której siedzi
z Małą na moście. Już wkrótce odejdzie ale, jak przekonuje,
gdy Mała zmruży oczy, zobaczy, że nic nie mija, to tylko my
się oddalamy. Myślę, że to prawda. Dziewczynka będzie
zawsze siedzieć z Jaśkiem na moście, nawet jeśli on będzie
daleko. My doświadczamy rzeczy po kolei, ale tak naprawdę
wszystko trwa właśnie w tej chwili, jednocześnie, jakby było
ponad czasem. A może czas to tylko złudzenie?
Wydaje mi się, że warto obejrzeć film „Zmruż oczy” choćby
dlatego, by zastanowić się nad sensem życia i trochę zwolnić…
Adam Szmurło - refleksje po obejrzeniu filmu
„Droga czerwonej lodówki”
Według mnie film o Harim był bardzo ciekawy i interesujący.
Myślę, że dzieci w Nepalu nie powinny tak ciężko pracować,
45
aby zarobić na podstawowe rzeczy potrzebne do nauki tj.:
zeszyty, książki i inne przybory szkolne. Dała mi do myślenia
moja sytuacja (wprost idealna), rodzice zapewniają mi
wszystko, co konieczne, a także to, co można nazwać
zbytkiem. Film otworzył mi oczy na to, że nie wszystkie dzieci
mają równe szanse i warunki do wzrastania.
Dla bohatera
filmu marzeniem jest ukończenie studiów, na nie bardzo
ciężko pracuje. Mógłbym brać przykład z siły jego charakteru i
z takim samym zacięciem podchodzić do nauki. Nasuwa się też
myśl, że trzeba się cieszyć z tego, co się ma, mając na
uwadze to, że inni muszą walczyć o rzeczy, które się wydają
zwyczajne i są dla mnie dostępne na wyciągnięcie ręki bez
najmniejszego wysiłku.
Filip Pastor – refleksje po obejrzeniu filmu
„Galerianki”
Dnia 8.10.2010r. podczas “Filmowego piątku z Comeniusem i
prawami człowieka” odbyła się projekcja filmu pt. ”
Galerianki” -Katarzyny Rosłoniec. Film ten opowiada o życiu
dwóch młodych dziewczyn, które stają się tytułowymi
galeriankami. Po pewnym czasie do tych dziewczyn dołącza
Ala.Na początku nie wie, na czym to polega, lecz z czasem
dowiaduje się.. Ale jest już za późno. Nie potrafi wrócić do
normalnego życia. A może nie chce…? Film mocno skłania mnie
do refleksji. Zadaję sobie pytania: dlaczego one to robią, z
jakich powodów? Czy to im sprawia radość? Jednak odpowiedź
jest bardzo trudna. Galeriankami stają się dziewczyny
niewiele starsze ode mnie… Robią to dla pieniędzy, aby móc
kupić wymarzony telefon lub inny towar, którego pragną.
46
Tylko dlaczego płacą za telefon swoim ciałem? Takie
dziewczyny nie mają zapewne łatwego życia.
W domu pewnie panuje patologia, króluje alkohol i papierosy.
Matka zdradza męża. Uważam, że ten problem w Polsce nie
jest aż tak ogromny, ale jednak istnieje. Na pewno są gdzieś
dziewczyny, które za kupno np. różowej opaski, sprzedają
swoje ciała.
Uważam też, że tytułowe galerianki “pracowały” dlatego, iż
uważały że jest to szybki sposób zdobycia sporej sumy
pieniędzy. Podsumowując, film jest bardzo realistyczny, choć
niektóre rzeczy zostały przerysowane. Film nie jest wolny od
wulgaryzmów, co sprawia, że jest bardziej osadzony w
realiach. Ogólnie film bardzo mi się podobał, ponieważ dobrze
obrazuje życie i “pracę” takich dziewczyn. Polecam go innym.
Basia Bladowska - refleksje po obejrzeniu filmu
“Jestem zły”
Nie będę odmieńcem i powiem, że film dokumentalny, który
obejrzałam dziś z klasą, wywarł na mnie ogromne wrażenie.
Oczywiście “niepozytywne”.
Zaszokowało mnie to, jak wygląda życie przeciętnych dzieci z
rodzin patologicznych. Wiedziałam, że takowe istnieją, że
tacy ludzie nie żyją w luksusach, ani nie będą wygrywać
konkursów intelektualnych, ale kiedy zobaczyłam ten film… po
prostu zabrakło mi słów! Strasznie zdziwiło mnie, w jaki
sposób owe dzieci szukają sobie rozrywki. Stanie na torach i
47
życie przez kilka chwil w niepewności, czy pociąg przejedzie
cię, twojego kolegę, czy też może ślimaka.
Poruszyło mnie w tych dzieciach to, że bardzo kochały swoją
rodzinę, że miały marzenia, że nie chciały zostać nieukami,
tylko KIMŚ.
Wiem, że mam wspaniałą, rodzinę, dom, marzenia, plany na
przyszłość, jednakże po obejrzeniu tego filmu zaczęłam to
jeszcze bardziej doceniać.
Filmowe piątki z Comeniusem dla nauczycieli –
propozycje filmowe - Oktawia Gorzeńska
Prezentacja filmu „Galerianki”
1. Krótko o filmie
Rok produkcji: 2009 Scenariusz
Rosłaniec Czas trwania: 77 minut
i
reżyseria:
Katarzyna
Galerie handlowe – współczesne świątynie konsumpcji,
kolorowe wystawy, błyszcząca biżuteria, drogie kosmetyki i
najmodniejsze ciuchy. W takich miejscach Milena i jej
przyjaciółki spędzają wolny czas. Za zakupy płacą im bogaci
mężczyźni, którzy w zamian za seks obdarowują nastolatki
upominkami – czasami jest to tylko zwykła, różowa opaska do
włosów. Wkrótce do grupy koleżanek dołącza nowa
dziewczyna – Alicja. Początkowo czuje się wyobcowana, ale
już wkrótce zaczyna się do nich upodabniać. (Filmweb)
2. Zagadnienia do dyskusji:
Jaki obraz rodziny wyłania się z filmu?
48
O czym marzą nastolatki?
Czy życie na melanżu to jedyny sposób na życie?
4.Strony warte odwiedzenia:
Prezentacja filmu „Jestem zły”
1. Krótko o filmie.
Rok produkcji: 2000 Scenariusz i reżyseria: Grzegorz Pacek
Czas trwania: 29 minut
Film nie tyle opowiada historię grupy chłopców mieszkających
na warszawskiej Pradze, co raczej rejestruje i przedstawia ich
codzienne życie i sprawy. Bohaterów dokumentu spotykamy na
podwórku, gdzie spędzają wolny czas. Wraz z kamerą
odwiedzamy ich domy, poznajemy rodziny, śledzimy każdy ich
krok, przemierzając bezdroża oraz ulice jednej z najbardziej
zaniedbanych dzielnic stolicy. Przede wszystkim jednak film
Grzegorza Packa pozwala nieletnim mieszkańcom Pragi
opowiedzieć o tym, co czują i myślą, a także przynosi
odpowiedź na pytanie, jacy są. (Filmoteka Szkolna)
2. Proponowane tematy lekcji.
Jak pomóc dzieciom z warszawskiej dzielnicy – bohaterom
filmu „Jestem zły” Grzegorza Packa? (g. wychowawcza)
Czy rzeczywiście są źli? Analiza portretu zbiorowości
przedstawionej w filmie Grzegorza Packa „Jestem zły”. (g.
wychowawcza)
Szkolne pożytki z obierania cebuli i oglądania filmu „Jestem
zły” Grzegorza Packa. (g. wychowawcza lub j. polski)
3. Zagadnienia do dyskusji.
49
Zbiorowość –
identyfikacji.
pozytywne
i
negatywne
skutki
Dlaczego bohaterowie dokumentu Jestem
manifestują swoją grupową odrębność?
grupowej
zły
chętnie
Jak należy interpretować tytuł filmu Grzegorza Packa?
Jaka metoda zastosowana przez dokumentalistę spowodowała,
że udało mu się dotrzeć do prawdy o bohaterach tego filmu?
(Filmoteka Szkolna)
4. Strony warte odwiedzenia.
www.filmotekaszkolna.pl (baza wszystkich dzieł wchodzących
w skład Filmoteki Szkolnej wraz z obudową metodyczną)
www.ceo.org.pl (strona Centrum Edukacji Obywatelskiej)
Równość, tolerancja i różnorodność na fotografii
Zuzanna Zielińska
50
Barbara Bladowska
Podsumowanie
W działania projektowe zaangażowało się ponad dwustu
uczniów, którzy nad tematyką projektu pochylali się w trakcie
lekcji, warsztatów dramy ( w tym na Uniwersytecie Gdańskim
pod okiem dr. Adama Jagiełło-Rusiłowskiego), spotkań
filmowych,
projektów
klasowych,
konkursów,
lekcji
muzealnych, spotkań filmowych, spektakli teatralnych, pracy
nad wystawami, albumami, broszurami, plakatami, wizytami
roboczymi. W realizację projektu zaangażowała się biblioteka
szkolna, która często stanowiła miejsce kontaktowe, a której
zasoby wzbogaciły się o książki i filmy o tematyce projektowej
– od problemów nastolatków – po szeroko pojęte prawa
człowieka. Zawsze mogliśmy liczyć na wsparcie rodziców, bez
których nie zorganizowalibyśmy niezapomnianej wizyty
roboczej w Gdyni.
Projekt zrealizowali: Anna Leszczyńska, Aldona Zmuda
Trzebiatowska, Hanna Wiśniewska, Małgorzata Kudlak, Ahmed
Sarhan
(Uniwersytet
Gdański),
Oktawia
Gorzeńska
(koordynator).
51
Autorzy prac: uczniowie Gimnazjum nr 1 w Gdyni im.
Gdyńskich Harcerzy II Rzeczypospolitej Polskiej
Prace zebrała: Oktawia Gorzeńska
Projekt został zrealizowany przy wsparciu
finansowym Komisji
Europejskiej. Niniejsza publikacja odzwierciedla jedynie stanowisko
autora i Komisja Europejska nie ponosi odpowiedzialności za
jakiekolwiek wykorzystanie informacji w niej zawarte. Projekt numer:
2010-1-PL1-COM06-11274 8
52

Podobne dokumenty