To już 6 lat i.pewu!

Transkrypt

To już 6 lat i.pewu!
eź
W
ISSN 1732-9302
t
a
l
6
ż
u
j
o
T i.pewu!odzinowa
r
u
a
k
n
a
i
z
!
d
u
o
k
p
d
s
Nie
w śro
e!
ni
m
n u m e r
KALENDARIUM
Izrael
(Hard Rock Cafe)
22–30 zł
CZERWIEC
1 Wtorek
2 Środa
3 Czwartek
Setting The Woods On Fire,
Capital
(Hydrozagadka) 10 zł
4 Piątek
5 Sobota
6 Niedziela
7 Poniedziałek
Soap&Skin (with Ensemble)
(Palladium)
79–109 zł
Pogodno
(Hydrozagadka)
20–25 zł
8 Wtorek
9 Środa
10 Czwartek
11 Piątek
Beatsteaks,
The Black Tapes
(Proxima)
29–35 zł
JWP, Solar/Białas, Młody M,
STREETWORKERZ
(Punkt & Radio Luxemburg)
15–20 zł
12 Sobota
13 Niedziela
14 Poniedziałek
15 Wtorek
Metropolish
(Teatr Studio)
Sonisphere Festival:
Metallica, Slayer,
Megadeth, Anthrax,
Mastodon, Behemoth
(Lotnisko Bemowo)
198–880 zł
16 Środa
John Mayall
(Stodoła)
99 zł
Serj Tankian z Orkiestrą
(Park Sowińskiego)
140–170 zł
17 Czwartek
18 Piątek
19 Sobota
20 Niedziela
21 Poniedziałek
22 Wtorek
Wianki nad Wisłą: Europe,
Muniek
(Most Świętokrzyski)
Brian „Head” Welch
(Progresja) 85 zł
23 Środa
DevilDriver, 3 Inches of
Blood, Malefice
(Stodoła) 70–79 zł
24 Czwartek
25 Piątek
26 Sobota
27 Niedziela
28 Poniedziałek
Crystal Castles
(Proxima) 85–95 zł
29 Wtorek
30 Środa
Prosto Mixtape 600V:
Sokół, Eldo, FU, Pono,
DJ 600V i inni
(Palladium) 40–45 zł
Venom
(Stodoła)
120–140 zł
SpiS Treści
Wstępniak
STudenci
Student skomputeryzowany
4
Witajcie,
KSS
5
Lifestyle
6
Moto
8
Numer, który właśnie trzymacie w rękach, jest bardzo
szczególny, gdyż obchodzimy podwójny jubileusz: jest to
50 wydanie i.pewu oraz jednocześnie jego 6 urodziny.
Wiemy, ze długo trzeba było czekać na to wydanie, ale
mamy jednocześnie nadzieję że jego zawartość wynagrodzi Wam ten czas. Z okazji tak hucznego jubileuszu
przeprowadziliśmy sesję zdjęciową ze studentką Agą,
której i.pewu zdecydowanie nie jest obojętne. Pojawiły
się także nowe działy, które powinny Was zainteresować,
jak np. Niebanalna Fura Studenta. A dla tych, którzy lubią
wyjść na miasto, ale nie mają pomysłu gdzie, zamieściliśmy Mapę Śródmieścia z zaznaczonymi i opisanymi
klubokawiarniami.
A na razie życzymy udanej i krótkiej sesji!
TeMaT nuMeru
ewizerunek
10
inny świat
11
Portale
12
KuLTura
urodzinowa Sesja Zdjęciowa
13
śródmieście
16
Top 6 okładek
18
Historia Królika
19
ewolucja ipeWu
21
polska dziesięciu stolic
23
recenzje
26
Karnavauli
30
Bal połowinkowy
31
Sudoku
32
Maciek Pietrukiewicz
ewizerunek
Wyobrażacie sobie życie
bez Internetu? Albo chociaż
miesiąc? Ile możliwości,
ta łatwość i szybkość
komunikacji, świat stojący
otworem, globalna wioska.
W dzisiejszych czasach
świat wirtualny może
jeszcze nie jest tak ważny
jak realny, ale już całkiem
nieźle ze sobą konkurują.
RedaktoR NaczelNy: Maciej Pietrukiewicz
Zastępca RedaktoRa NacZelNego: Damian Drewulski
RedaktoRZy pRowadZący NR: Michał Tryniecki,
Damian Drewulski, Maciej Pietrukiewicz
RedaktoRzy: Sylwester Staniek, Olga Kurek
(niestety po raz ostatni), Dominika Sawicka,
Grzegorz Boguszewski, Jacek Kułak, Ada Skowronek,
Joanna Motyka, Krzysztof Drozd, Maciek Pietrukiewicz,
Małgorzata Zawilska, Damian Drewulski
dZiał gRaficZNy: Michał Tryniecki, Anna Beczek
fotogRafia: Anna Zakrzewska, Damian Drewulski,
s. 11
niebanalna fura studenta
s. 8
Panie i Panowie, ogłaszam
wszem i wobec powstanie
nowej rubryki – Niebanalna Fura
Studenta (NFS)
Grzegorz Bubak, Karol Kosmala, Konrad Kozak,
Michał Cichowski, Paulina Jędrzejczyk, Piotr Slężak,
Sebastian Stasiuk, Jakub Krzysztof Kuna
koRekta: Dorota Hentel
admiNistRatoR stRoNy www: Michał Tryniecki
dZiał pRomocji: Grzegorz Boguszewski, Ada Skowronek,
Beata Włodarek, Grzegorz Iwanowski
wydawca: Samorząd Studentów Politechniki Warszawskiej
okładka: Patryk Sandach
Adres korespondencyjny:
Centrum Ruchu Studenckiego
ul. Waryńskiego 12,
00-631 Warszawa,
z dopiskiem „i.pewu”
tel/fax: (022) 234 91 05
e-mail:
[email protected]
www.ipewu.pw.edu.pl
ściąganie
s. 6
Kolokwium z fizyki.
Prawie wszystkie zadania
rozwiązane, zostało jeszcze
jedno. Sąsiad po prawej
nie ma, po lewej wolne
miejsce. Szybki ruch – Michał
odwraca się do tyłu, naciska
odpowiedni klawisz i już na
ekranie telefonu pojawia się
kartka kolegi.
Sylwek z Żaczka
Student skomputeryzowany
Tak siedziałem sobie przed komputerem i myślałem, o czym napisać felieton do aktualnego
numeru… Niemoc i brak weny dokuczały
mi do tego stopnia, że już miałem wysyłać info, jako w tym miesiącu pasuję, kiedy do głowy wpadł mi pomysł bardzo prosty, aczkolwiek
wydaje mi się, aktualny tak na
teraz, jak i na przyszłość….
Chyba każdy z nas korzysta z komputera… Większość ma stały
dostęp do Internetu. Świetnie, prawda? Ale czy do końca?
Czy Ty też często łapiesz się na tym, że siedzisz przed monitorem,
kilkasz w ciągle te same zakładki, sprawdzasz rzeczy, które sprawdzone już zostały, oglądasz filmiki, które Cię nie interesują, otwierasz linki, które tak naprawdę niewiele Cię obchodzą? Ja tak mam!
A już szczytem komputerowego przyzwyczajenia jest moment, kiedy na pulpicie zaczyna się zakreślać kursorem kwadraciki, byleby
tylko nie odejść od monitora, na wypadek gdyby jeszcze wpadł między uszy jakiś pomysł, w co by tu kliknąć?
Nawet nie zdajemy sobie sprawy, jak wiele czasu spędzamy całkowicie bezowocnie. Komputer wydaje nam się być niezobowiązującym czasoumilaczem – że tak zacytuję slogan sieci komórkowej.
Można do niego przysiąść na chwilę – kiedy mamy akurat okienko
między zajęciami, można przejrzeć kilka stron „do obiadu”, można pogadać na gg z kimś, kogo zobaczymy za pół godziny… Tylko,
że to „można” najcześciej oznacza już nawyk. Często każdą wolną
chwilę przeznaczamy na siedzenie przed szklanym ekranem…
Moralizowanie na temat jakie to złe i niedobre wydaje się strasznie banalne, bo wszyscy utrzymują, że dokładnie to wiedzą… Tylko, że uzależniony zawsze mówi „kiedy będę chciał, to to skończę,
teraz nie chcę, więc nie kończę”. Tylko, że problemem jest to, że
ochota nie nadchodzi nigdy.
Nie mówię od razu, że wszyscy jesteśmy uzależnieni, ale jesteśmy na pewno mocno przyzwyczejeni… Pamiętam taką historię,
kiedy w rodzimym akademiku zabrakło prądu. Wracam z uczelni
o szesnastej, nigdzie nie palą się światła, półmrok na korytarzach…
Ale wszędzie chodzą ludzie! Stoją przed pokojami, rozmawiają, palą papierosy… To nie było typowe. Żaczek, gdzie mieszkam,
składa się z czteroosobowych segmentów, w których ludzie żyją niczym w mieszkaniach. Bywa, że co bardziej skryci sąsiedzi nawet
się nie znają… A tu proszę! Jedno zdarzenie i korytarze zaczęły tętnić życiem. Ktoś z kimś przystanął, ktoś się dołączył…
I mnie tego dnia dotkęła dziwna pustka w pokoju, więc ruszyłem
piętro wyżej. Wchodzę do chłopaków, a tam jeden chłonie Cobena,
a drugi pyta „co byś Stachu do czytania polecił?”. Apokalipsa! Jak
się okazało, książki można było tego dnia czytać nawet w akademiku! Ba! Nawet ja wyciągnąłem wtedy zakurzoną Agathę Christie,
ale w chwili, kiedy kładłem się na łóżku zabłysnęły energooszczędne żarówki… Trzeba było sprawdzić maile… Christie zacząłem
czytać dopiero za dwa tygodnie – w autobusie, podczas trzygodzinnej podróży do domu…
Nie wiem do końca, jaki jest cel tego felietonu prócz uciszenia
mojego sumienia, że coś napisałem do swojej rubryki… Może taki,
żeby jeden czy drugi, żebym i ja czasami się zastanowił naciskając
„power” na obudowie komputera, czy jest mi to na pewno potrzebne i czy tego czasu nie mogę spożytkować lepiej? – ot! Oto mój końcowy wniosek, którego górnolotność sięga moralizatorskich gadek
opiekuńczych rodziców… Chyba się starzeję…
Sylwester Staniek
4
W poprzednim numerze Marian, student Politechniki, dowiedział się, co tak naprawdę kręci dziewczyny.
Po pierwsze, według ankietowanych dziewcząt, chłopak powinien być wysportowany. I nie chodzi o to, by widać było każdy, rozrośnięty mięsień. Chodzi o to, aby miał dobrą kondycję,
bo ta świadczy o zdrowiu, a zdrowe osobniki są dużo bardziej
atrakcyjne dla płci przeciwnej z czysto biologicznych powodów
– mają zdrowsze plemniki i więcej siły, alby budować wspólne
gniazdko. Zamiast pakować godzinami na siłowni, lepiej znaleźć
jakiś ciekawy sport (dżudo? kajakarstwo? squash?) i poświęcić
się mu z pasją, a błysk w oku podczas opowieści o kolejnych wygranych meczach squasha wydobędzie piski zachwytu z niewieścich gardeł. Po drugie, ważna jest nie tylko zawartość, ale i opakowanie – czyli starannie dobrane ubranie. Jeśli facet z piwnym
brzuszkiem założy obcisły t-shirt, poziom jego sexapilu spadnie
do zera, a jeśli posiadacz krótkich nóg założy spodnie ¾, może
pożegnać się z zainteresowaniem kobiet. Skarpety do sandałów
i kwadratowe czubki pantofli nawet z Davida Beckhama mogłyby zrobić brzydala. Po trzecie istotne jest poczucie humoru. Truizm? Tak, ale nie chodzi tylko o własne poczucie humoru. Przecież nie każdy z łatwością rzuca dowcipami jak z rękawa, które
rozśmieszają całą salę i jeszcze osoby stojące w korytarzu. W takim wypadku należy być na czasie z najnowszymi i najlepszymi
komediami filmowymi, aby w takiej postaci dostarczać wybrance odpowiednich dawek śmiechu.
Ale to oczywiście nie wszystko…
…bo dziewczyny kręci wiele rzeczy, a kobiety najbardziej wymagające są przecież najbardziej pociągającym wyzwaniem. Ale
gdzie je spotkać? Odpowiedź jest prosta – tam, gdzie ciała nieznajomych są najbliżej, gdzie światło jest przygaszone, a krew
pulsuje szybciej pod wpływem alkoholu i w rytm muzyki. „Swojego chłopaka poznałam na uczelnianej dyskotece” – mówi Iza,
studentka UW – „poprosił mnie do tańca i tańczył tak dobrze, że
Kącik
Studenckich
Serc
odc. 10
Co tak naprawdę kręci dziewczyny?
część II
pomyślałam, że
to nie może być
nasza
ostatnia
wspólna impreza”. Kasia z Politechniki uważa,
że taniec jest bardzo kręcący –
„Interesuję
się
tangiem, chodzę
na kurs flamenco, ale mało jest wokół mnie chłopaków, którzy
potrafią chociażby poruszać się do rytmu. Dlatego jeśli już na jakiegoś trafię, przyglądam mu się dokładniej!”. Zatem rada numer
cztery brzmi – naucz się tańczyć! Niektórzy lekceważą tę cenną
umiejętność i uważają, że wystarczy, że nie potrafiąc tańczyć, nie
będą się kompromitować i spokojnie będą popijać piwo przy barze. Czy nie są świadomi, że w tym samym czasie ich konkurenci
niczym czołg przejeżdżają przez kobiece serca, zdobywając jedne za drugim dzięki zgrabnym, kocim ruchom na parkiecie? Gdy
taka zachwycona seksownymi ruchami partnera dziewczyna trafi
następnie na sparaliżowaną ośmiornicę, nic nie zmniejszy jej niesmaku, nawet jeśli będzie sobie tłumaczyła, że nowy partner jest
przecież mądrzejszy, przystojniejszy itd. Nie zda się to na nic,
ponieważ taniec rządzi się innymi prawami, niewiele mającymi
wspólnego z racjonalnym myśleniem. Taniec wyzwala najgłębiej
ukryte instynkty i uruchamia zmysły – czujemy przecież zapach
partnera, patrzymy mu w oczy, dotykamy go. Dlatego przemawia intensywniej i skuteczniej, niż dokonana przez dziewczynę
chłodna ocena kandydata przy barze. Taniec ma w sobie ogromny potencjał erotyzmu i opłaca się go wykorzystać.
Przez żołądek do serca? To takie banalne, ale takie prawdziwe! Oczywiście jeśli tylko nie trafia się na typ matki-opiekunki,
która sama najchętniej przyrządziłaby i zorganizowała wszystko. „Kręci mnie, gdy chłopak mnie rozpieszcza. A czym można lepiej rozpieszczać, jeśli nie pysznym obiadkiem, zakończonym deserem?” – pyta Ewa, studentka SGH. Z jedzeniem jest
jak z tańcem – wywiera trudny do opisania wpływ na ludzi. Wyobraźmy sobie dziewczynę, która podoba się Marianowi, ale Marian jej ani trochę. Wyobraźmy sobie następnie, że dochodzi do
wspólnej kolacji w gronie znajomych, na którą Marian zadeklarował się przyrządzić jedzenie. Na stół wjeżdżają kolejno pyszna
zupa rybna, następnie faszerowany mostek cielęcy, a na koniec
panacotta na musie malinowym. Czy teraz owa dziewczyna nadal
pozostanie obojętna na uroki Mariana? Czy może zacznie skry-
cie marzyć o tym, aby Marian przyrządzał takie posiłki już tylko
dla niej? Oczywiście nie trzeba uciekać się do aż tak wyrafinowanych potraw. Wystarczy mieć jedno lub dwa dania popisowe, aby
zrobić wrażenie na osobie, na której nam zależy.
Jeśli Marian zastosuje się do prostych wskazówek KSS i zapisze się na muy-thai oraz kurs tańca, na zakupy ciuchowe zabierze koleżankę-doradczynię, będzie zbierał w specjalnym
folderze wszystkie dobre komedie (nie, nie „American Pie”!)
i obejrzy na You-tubie kilka przepisów kuchennych, jego akcje na giełdzie matrymonialnej na pewno wzrosną. Ale to nie
wszystko, co Marian może dla siebie zrobić. Nauczony doświadczeniem będzie czytał kolejne odcinki KSS, aby dowiedzieć się
więcej.
A.A., Z.Z.
Co cię kręci u mężczyzn?
♥
Wyraziste zainteresowania muzyczne
♥
Silne przedramiona, umięśnione plecy…
♥
Modne koszule w odważne wzorki
♥
Niski, miękki matowy głos… o, tak
♥
Dobrze leżące garnitury
♥
Wiem, co mnie nie kręci – sygnety
i pierścionki!
Julka, II rok PW
Agata, V rok UW
Ania, III rok PW
Kamila, III rok UW
Ewelina, III rok PW
Iza, II rok UW
55
ŚCIĄGANIE – SPOSÓB NA TERAZ,
SPOSÓB NA PRZYSZŁOŚĆ
Kolokwium z fizyki. Prawie wszystkie
zadania rozwiązane, zostało jeszcze jedno. Sąsiad po prawej nie ma, po lewej
wolne miejsce. Szybki ruch – Michał
odwraca się do tyłu, naciska odpowiedni
klawisz i już na ekranie telefonu pojawia
się kartka kolegi. Trzy sekundy i siedzi
z powrotem normalnie. Jest ostateczne
rozwiązanie, przesyła przez Bluetooth innym piszącym i może opuszczać salę.
Wzruszasz ramionami, kiwasz głową,
robisz wielkie oczy, stukasz się w czoło...
Widzisz to na co dzień, nigdy o tym nie
słyszałeś, nie wierzysz, a może to o Tobie...
Kimkolwiek jesteś, wiesz, że ściąganie
jest w Polsce powszechne zarówno wśród
uczniów, jak i studentów.
Od minispódniczki do MMS-a
Mój dziadek ściągał z „harmonijki”, tata
pomagał koleżance pisać ściągi na nodze
tuż powyżej linii spódnicy, jego kolegom
kochane mamy doszywały do maturalnych
garniturów specjalne kieszenie.
Minęło trochę czasu, a rozwój technologii wpływa na niemal każdą dziedzinę
naszego życia. Obok „tradycyjnych” ściąg
pisanych ręcznie na małych karteczkach
pojawiły się najpierw ich drukowane i kserowane odpowiedniki, a następnie szeroka
gama zastosowań telefonów komórkowych
i aparatów. Można je podzielić na dwie
grupy. Pierwsza to używanie tych urządzeń
6
do przechowywania potrzebnych informacji. Zamiast korzystać z kartki,
przeglądamy na ekranie telefonu wcześniej
wpisane lub sfotografowane wiadomości.
Nie musimy ograniczać się ilościowo –
pamięci w komórce raczej nie zabraknie.
Dodatkowo coraz więcej telefonów
ma możliwość połączenia z Internetem,
gdzie możemy na bieżąco szukać odpowiedzi na pytania.
Druga możliwość to nawiązywanie kontaktu z innymi osobami. Wyżej wspomniany
Bluetooth świetnie nadaje się do komunikacji ze współpiszącymi. MMS-em lub
SMS-em wysyłamy treść pytań do kogoś
z zewnątrz. Wcześniej jesteśmy umówieni
i nasz pomocnik siedzi obłożony notatkami,
podręcznikami i komputerem z Internetem
gotów, by w każdej chwili poratować nas
odpowiedzią.
W rozmowach z nami wykładowcy
przyznają, że coraz powszechniejsze stosowanie telefonów komórkowych, zestawów
słuchawkowych czy innych nowoczesnych
technologii do ściągania jest bardzo trudne
do wykrycia.
1001 pomysłów
Kartka w kolorze kalkulatora zadrukowana białą czcionką wklejona w jego
osłonę tak, że wygląda jak instrukcja.
Ściąga napisana na nodze idealnie wpasowana w dziurę w spodniach.
Zestaw dwudziestu długopisów uzbrojonych w ściągi i ponumerowanych dla lepszej orientacji.
Odpowiedzi na pytania nagrane w kilku
plikach mp3, odsłuchiwane podczas egzaminu.
Biała koszulka z nadrukowaną ryciną
utrzymaną w szarej kolorystyce, w którą
wkomponowano ołówkiem wszystkie potrzebne wzory.
Pomysłów jest wiele. Niektóre z nich
wymagają wiele pracy, inne polegają
wyłącznie na kopiowaniu. Tworząc własną
ściągę porządkujemy wiedzę, wybieramy
najważniejsze informacje i, chcąc nie
chcąc, czegoś się uczymy. Sporo osób
przyznaje, że po napisaniu ściągi właściwie
wszystko umie, zabiera na egzamin tak dla
pewności i jej nie używa. Bywa jednak tak,
że korzystamy z masowo wydrukowanej
przez uczynnego kolegę ściągi, kserujemy
lub robimy zdjęcie. Przed użyciem orientujemy się tylko, gdzie mniej więcej znajdują
się najważniejsze informacje.
Niektórzy doprowadzają to do granicy
absurdu, przychodząc na egzamin ze świeżo
wydrukowaną wielostronicową ściągą, do
której dołączony jest spis treści. Muszą
z niego korzystać, bo, nie znając zawartości
posiadanych materiałów, nie zdążyliby
nawet samodzielnie odnaleźć odpowiedzi.
Tym sposobem nie mając pojęcia o przedmiocie można wyjść z egzaminu nawet z piątką.
Wykładowca jaki jest, każdy
widzi...
Chociaż wszyscy wykładowcy są zgodni, że ściąganie jest nieuczciwe, to ich postawy wobec tego zjawiska bardzo się różnią.
Legendarny postrach – pilnuje i wyrzuca
z egzaminu od zarania dziejów; z pokolenia na pokolenie przekazywane są podania
o jego surowości. Nikt nawet nie odważy
się pomyśleć o ściąganiu.
Przyjaciel studenta – jawnie ignoruje
przejawy ściągania; na egzamin przybywa
uzbrojony w gazetę; gdy ma miękkie serce,
Wujek luzak – oficjalnie potępia ściąganie,
ale od czasu do czasu niedwuznacznym
komentarzem daje do zrozumienia,
że najważniejsze jest dla niego „zadowolenie” studenta. W trakcie egzaminu
wychodzi z sali ze słowami „To ja będę
za minutkę”, a po dwóch sekundach wraca,
mówiąc „Żartowałem”. Urządza konkurs
na najdłuższą ściągę. Osoba, która pobija
dotychczasowy rekord, otrzymuje zaliczenie.
Poza postawą wpływ na to, czy student
sięga po ściągę, ma forma i treść egzaminu
lub kolokwium. Jeśli czujemy, że wymaga-
Niektórzy doprowadzają to do granicy
absurdu, przychodząc na egzamin ze świeżo
wydrukowaną wielostronicową ściągą, do
której dołączony jest spis treści.
zapytany naprowadza na odpowiedzi. Okaz
rzadko spotykany wśród wykładowców
ważnych przedmiotów.
Zakręcony
naukowiec
–
kontakt
z rzeczywistością utrzymuje w stopniu
koniecznym do poprawnego funkcjonowania. Potrafi nie zauważyć listy
wzorów zapisanej uprzednio na tablicy
przez studentów, nawet jeśli przyjdzie
mu zmazać jej fragment, by podać termin
poprawki.
Generał brygady – na egzamin przyprowadza armię pilnujących, tworzy dziesięć grup,
numeruje prace, sprawdza legitymacje,
a wszystko to zorganizowane perfekcyjnie,
jak w wojsku.
na od nas wiedza jest zupełnie nieprzydatna, nie przystaje do praktyki i nie ma
wiele wspólnego z wybranym przez nas
kierunkiem studiów, motywacja do rzetelnej
nauki dramatycznie spada.
Jeszcze gorzej jest, gdy przygotowanie
się do testu obejmuje przyswojenie ogromnej ilości suchych informacji. Kiedy materiał
przerasta nasze możliwości pamięciowe
i nie ma opcji jego uproszczenia przez zrozumienie, kiedy nauka przypomina wkuwanie wierszyka rodem z podstawówki,
a wymagane od nas informacje normalnie
odnajduje się w tablicach wzorów i rocznikach statystycznych, egzamin sam „prosi
się” o ściągę.
My, hipokryci
Większość z nas zgadza się, że ściąganie
jest nieuczciwe, jednocześnie przyznając
się do tego, choćby sporadycznie. Zaraz
później, również niemal jednomyślnie twierdzimy, że wykładowcy powinni tępić
to zjawisko.
To nieuczciwe, ale ściągam, ale ktoś
(wykładowca) powinien coś z tym zrobić.
Wybrałam się na studia, jestem już dorosła,
ale niech ktoś mnie pilnuje.
Kogo oszukuję? Wykładowcę? Jasne
– przedstawiam mu wiedzę, której
nie posiadam. Kolegów. Też – żeruję
na ich wiadomościach i opierając
się na zdobytych ściąganiem wynikach
współzawodniczę o miejsca na przedmiotach czy specjalnościach, stypendia i pracę.
Siebie! Przede wszystkim. Przyzwyczajam
się do osiągania sukcesów nieuczciwie
i uczę się kombinowania, zamiast pogłębiać
moją wiedzę.
Czy chciałbyś, aby Twój dom budował
inżynier, który ściągał na egzaminach
z konstrukcji betonowych? Aby niedouczony informatyk podczas naprawy Twojego
komputera usunął z dysku wszystkie dane,
a mikser zaprojektowany przez jego kolegę
z elektroniki urwał rękę Twojemu dziecku?
Nie chcę, aby kiedyś dotyczyło mnie zdanie
Jak pomyślę, jaki ze mnie inżynier, to aż
się boję pójść do lekarza.
Dominika Sawicka
7
Frajda z jazdy: 5 DYNAMIKA: 2
LANS: 4 KOSZTY UTRZYMANIA: 3,5
Panie i Panowie, ogłaszam wszem i wobec
powstanie nowej rubryki – Niebanalna
Fura Studenta (NFS). Jako że systematycznie przeglądając i.pewu brakowało mi
czegokolwiek związanego z motoryzacją,
postanowiłem wyjść naprzeciw auto moto
studenckiej braci. Począwszy od tego numeru, co miesiąc będę testował, badał,
lustrował, a później skrupulatnie opisywał
i rzetelnie oceniał w skali akademickiej,
zjawiskowe auto, którym porusza się student PW. Gwoli ścisłości – nowa E klasa
od AMG wzięta na kredyt, który będą
spłacały trzy kolejne pokolenia nie jest
autem zjawiskowym. Carrera kupiona
przez ojca przeżywającego kryzys wieku
średniego – też. Ale do rzeczy!
Na początek postanowiłem przyjrzeć
się mało znanemu w naszym kraju pojazdowi marki Daihatsu. Jego właściciel
– Marek Budziłowski, student IV roku
Wydziału Elektrycznego okazał się offroadowym maniakiem o niezmierzonej
wiedzy związanej z tematami 4x4. Zanim wsiedliśmy do auta, przynajmniej
godzinę omawialiśmy szereg modyfikacji, którym zostało i zostanie poddane. Od dłuższych amortyzatorów po
opony przeznaczone do jazdy w terenie.
Od snorkela po wieszaki rewolwerowe.
Jako użytkownik aut nieterenowych,
do Ferozy podszedłem ze sporym entuzjazmem. Jak wygląda sami widzicie, jednak warto pamiętać, że to auto ma ponad
20 lat. I tu pierwsza niespodzianka! W
czasach, gdy kilkuletnie mercedesy są atakowane przez rdzę, w przypadku Daihatsu
ten problem nie istnieje. Uwagę zwraca
również zdejmowany miękki dach – to
wersja cabrio. Jak się później okazało, dach
ten nie powoduje nadmiernych szumów
podczas jazdy, a w zimowe dni całkiem dobrze izoluje wnętrze auta. Co do wnętrza...
Fakt, że jest praktyczne – mnóstwo blachy
w kolorze nadwozia i skaju umożliwia
dokładne wyczyszczenie pojazdu nawet
iłowska
fot. Marta Budz
po największych offroadowych wojażach.
Minimalistyczna deska rozdzielcza i uboga konsola środkowa też nie są wzorowym przykładem designerskiego kunsztu.
Dużym plusem jest jakość wykonania.
Próżno czekać na skrzypienie i trzaski.
Elementy zostały dobrze spasowane.
Przed ruszeniem chwilę konsternacji
wywołuje dźwignia zmiany biegów. Są
tu dwie wajchy: większa służy do zmiany biegów jak w standardowym aucie
(5 biegów + wsteczny), mniejszą wybieramy rodzaj napędu. Są trzy możliwości:
napęd na koła tylne, napęd na wszystkie
koła i reduktor z napędem 4x4. Jak działa
reduktor studentom politechniki tłumaczyć
chyba nie wypada...
Z całą pewnością mogę stwierdzić, że cywilna jazda Ferozą z terenowymi oponami
do najprzyjemniejszych nie należy. To one
powodują, że auto jest twarde, a do kabiny dobiega szum. Daihatsu nie posiada
wspomagania kierownicy, zresztą tak samo
jak i przyspieszenia Do trzech tysięcy obrotów auto jedzie słabo, powyżej - głośno.
Do końca skali obrotomierza zmienia
się niewiele. Ścigać można się najwyżej
z autobusami ZTM...i to też z różnym skutkiem. Tak, wiem że to nie pojazd stworzony do wyścigów, więc jedziemy tam, gdzie
Feroza czuje się najlepiej.
Dopiero w terenie zaczyna się prawdziwa
zabawa. Proporcjonalnie do zużycia paliwa
rośnie uśmiech na twarzy, a spalanie rzędu
30 litrów do rzadkości nie należy. Duży kąt
natarcia i zejścia w połączeniu z niewielkimi wymiarami i masą są niewątpliwymi
atutami. Po przejechaniu kilkunastu kilometrów w trudnym terenie nabieram szacunku do tego auta. Marek bardzo je zachwala, a słowa popiera kolekcją pucharów
zdobytych w rajdach i na zlotach.
fot. Diana Kuprianowicz
8
Słowem końca, auto daje ogromne
możliwości i przyjemność z jazdy, pod
warunkiem, że to jazda w terenie. Pojęcie
fot. Diana Kuprianowicz
przyspieszenia nie istnieje. Koszt utrzymania dość spory ze względu na duże zużycie
paliwa i drogie oraz trudno dostępne niektóre części. Jedynym ratunkiem może być
własna pomysłowość i samodzielne wykonanie, a jeśli nie wykonanie to przynajmniej
zaprojektowanie potrzebnych elementów.
W tej dziedzinie posiadacz Ferozy osiągnął
mistrzostwo! Aha...zapytacie pewnie skąd
ta czwórka za lans... Przyznaję, jadąc
na test w tym miejscu widziałem 2. Jednak obserwacja reakcji innych ludzi na
pojawienie się Daihatsu w zasięgu wzroku przekonała mnie do zmiany zdania.
Na ten samochód z dużym zaciekawieniem patrzyła co druga osoba! Nie wierzycie? ...cóż, sprawdźcie sami! Zaskoczenie
gwarantowane.
Grzegorz Boguszewski
Daihatsu Feroza
Rok produkcji: 1989
Pojemność silnika: 1.6
Układ cylindrów: R4
Napęd: tył, 4x4, reduktor
Moc: 90 KM
Przyspieszenie 0-100: 31 s
Prędkość max: 130 km/h
Rodzaj paliwa: Pb95
Zużycie paliwa (min/max): 13/30 l
Opony: 215/80 R15
BY GŁOWA
LEKKĄ BYŁA...
łem
isać tekst o walce z kacem. Pisa
imprezowy, więc kazano mi nap
rka
toka
po”
eń
„dzi
y
żeb
ić,
Jest czerwiec, czas grillowo –
rob
jeszcze raz. Cóż więc
iszę
Nap
ok.
Ale
u…
tem
no
Daw
już coś takiego.
Oto kilka praktycznych rad…
przestała obrabiać nasz mózg?
biegać jest lepiej niż leczyć…
Na początek sugestie typu: zapo
odpuśćmy, a jako poradę
Ale to jest często nierealne, więc
1) Przede wszystkim nie mieszaj…
substancji chemicznych, tym
ionych. Im więcej płyn zawiera
uznajmy – unikaj alkoholi barw
o.
ciężej będzie z głową dnia kolejneg
armu, zanim wypijesz
sporo tłustego lub oleistego pok
z
Zjed
.
dek
2) Nie pij na pusty żołą
zczów i napoje, np. sok pomiposiłki dostarczające białek, tłus
pierwszy kieliszek. Najlepsze są
holu.
o zwolni tempo wchłaniania alko
dorowy bogaty w potas. To wszystk
hol prowadzi do odwodAlko
ę.
kolejkami niegazowaną wod
dzy
mię
Pij
nt!
gru
iaj
adn
Naw
3)
nienia. Nie pozwól na to!
pamiętaj - to nieprawda,
okazję potańczyć – tańcz. Tylko
4) Poprawiaj krążenie! Jeśli masz
na trzeźwo…
że po alkoholu lepiej tańczysz niż
zer. Jeśli czegoś takiego
wchłonąć coś w rodzaju alka-selt
buj
spró
spać
się
em
żeni
poło
d
Prze
5)
wody (znowu ta woda…).
się do duuużego kubka zimnej
nie masz (a nie masz), ogranicz
A teraz kilka ra
d na dzień nastę
pny (na wypade
umknęło i piłeś
k, gdyby poprze
jakieś barwione
dnie 5 punktów
chemią specyfiki
a zapijałeś łyczki
, na pusty żołąde
gdzieś
em porzeczkow
k, bo w lodówce
ego, bo trzeba by
było światło,
ło wszystkich ob
dzielić jednym ka
1) Pij hektolitry
rtonem).
bezalkoholowyc
h płynów! Klin
to pamiętaj - klin
stosuj tylko jako
, a nie afterparty
ostateczność, a
!
2) Zastosuj na czoł
jeśli już,
o zimny okład z
ręcznika. A jeśli
wchłaniacza wilg
nie chcesz zamoc
oci, możesz spró
zyć ostatniego cz
bować wziąć napr
wchłaniaczem się
ystego
zemiennie zimny
wytrzeć.
i ciepły prysznic,
3) Dobrze zjeść
a
po
tem
coś słonego, bo
to wzmaga prag
albo zupę cebulo
nienie. I pożywn
wą.
ego - najlepiej
4) Spróbuj słodkich
rosół
produktów, np.
miodu, bo zawier
i organizm szyb
a fruktozę, któr
ciej pozbywa się
a poprawia met
toksyn. Ewentualn
ków.
abolizm
ie posiłkuj się po
czciwą glukozą
5) Unikaj herbaty
z batonii kawy. Są moc
zopędne, a woda
dla Ciebie skarb.
w organizmie to
w tym momen
6) I tak Ci nic nie
cie
pomoże, więc id
ź w kimano.
To tyle. Bóg zapłać dla portalu infozdrowie.pl za garść porad użytych w tym
tekście (Bo co ja? Biologię studiuję?).
Sylwester Staniek
9
Większość z nas słyszała o osobach, które zamiast korzystać z życia
zadowalają się jego nierzeczywistymi surogatami. Tacy ludzie „wynurzają
się” z domów czy akademików jedynie po to, żeby pójść na uczelnię, ewentualnie zrobić zakupy. Zjawisko to zdaje się być coraz poważniejszym
problemem, szczególnie wśród młodych ludzi.
datkowych możliwościach, m.in. zapaleniu wirtualnych zniczy lub zakupieniu na
grób kwiatów i kamieni pamięci.
O jego skali świadczy fakt, że na świecie
otwierane są kolejne klinki, które zajmują
się leczeniem uzależnień od telewizji, gier
video czy Internetu. Z roku na rok przybywa w nich pacjentów. Po co kupować sobie
zwierzę, skoro można mieć internetowego
pupila, z którym da się bawić, karmić go i
który będzie nam dotrzymywał towarzystwa, a problemów jest z nim zdecydowanie
mniej? W rzeczywistości prawdopodobnie
nigdy nie zostaniemy mistrzami sportu.
Wystarczy jednak włączyć konsolę lub
komputer, wrzucić własne zdjęcie do gry i
przenieść się na pole nierealnych zmagań.
Co z tego, że straci na tym nasze zdrowie,
a my zyskamy pokaźną warstwę tłuszczu.
W końcu na ekranie wyraźnie widać napis
– jesteś najlepszy.
Granice wirtualnego świata rozszerzyły się
jednak do niebezpiecznych rozmiarów i
zaczęły dotykać dwóch niezwykle ważnych
dla ludzi wartości, a mianowicie miłości i
śmierci. Już od dłuższego czasu obecne są
fot. SXC.hu
10
w sieci internetowe nekropolie. Na portalu
www.wirtualnycmentarz.pl za cenę 25zł
(plus VAT) możemy wykupić miejsce dla
swoich bliskich lub innej osoby, z którą
czuliśmy jakąś więź (może to być np. nasz
zmarły idol). Usługa obejmuje takie opcje jak poczta zza grobu i elektroniczny
nekrolog. Dla szczególnie wymagających
istnieje opcja Grób VIP, gdzie za około
300zł możemy szczegółowo zaprojektować
miejsce spoczynku. Wśród opcji portalu
warto wspomnieć jeszcze o cmentarzu dla
zwierząt i cmentarnym forum, a także do-
Jeżeli chodzi o miłość, to głośno zrobiło się
ostatnio o Love plus – symulacyjnej grze
randkowej. Gracz umawia się w niej z trzema dziewczynami i próbuje sprawić, by
się w nim zakochały. Twórcy
projektu idą jednak dalej. Po
zdobyciu drugiej połówki
przychodzi pora na podjęcie
decyzji, co teraz? Jako że gra
została wydana na przenośnej
konsoli Nintendo Dual Screen,
która posiada dotykowe ekraniki, gracz może niemal poczuć
ciało wirtualnej dziewczyny.
Z innych możliwości wypada
wymienić pisanie do niej emaili, wołanie jej imienia do
zamontowanego w konsolce
głośniczka czy wspólną naukę.
Gracze sami wybierają, jak chcą,
żeby się do nich zwracano. Z
czasem bohaterka Love plusa
uczy się ich preferencji – tego, co
sprawia im przyjemność i tego, co
im się nie podoba. Co ważne, gra
bazuje na realnej dacie. Nie posiada też zakończenia, więc wirtualny
związek może trwać nawet kilka
lat. Gorzej jeżeli trzeba będzie
przedstawić w końcu swoją drugą
połowę rodzicom, jednak twórcy
gry rozwiązali i ten problem.
W Tokio znajduje się bar, gdzie
kelnerkami są odpowiedniki wirtualnych dziewczyn z Love plus.
Nauczone odpowiednich zachowań
i ubrane w identyczne jak w grze
stroje, spełniają najskrytsze marzenia graczy o spotkaniu z wirtualną
miłością. Za odpowiednią opłatą
można więc przenieść to, co nierealne, do rzeczywistości.
Dobrodziejstwa takie jak telewizor, komputer czy konsola do gier
mogą przynieść nam wiele korzyści.
Dzięki nim wiemy, co dzieje się na
świecie, mamy kontakt z osobami,
z którymi nie możemy się akurat zobaczyć, możemy łatwo się
odstresować i zapomnieć o problemach codzienności. Należy jednak
pamiętać, że życie nie polega na zatracaniu
się w wirtualnej rzeczywistości, bo jest coś,
czego nie potrafi ona zastąpić – kontaktu z
drugim człowiekiem. Przynajmniej tak jest
dziś, w przyszłości i to może się zmienić.
Oby nie dane mi było tego doświadczyć.
Jacek Kułak
Wyobrażacie sobie życie bez Internetu? Albo chociaż miesiąc? Ile możliwości, ta łatwość i szybkość komunikacji, świat stojący otworem, globalna wioska. W dzisiejszych czasach świat wirtualny może jeszcze nie jest tak
ważny jak realny, ale już całkiem nieźle ze sobą konkurują.
Popularność portali społecznościowych
mówi sama za siebie – Facebook
na całym świecie ma ponad 400 milionów
użytkowników, polskie Grono.net liczy
sobie ok. 1,5 miliona, a Nasza-klasa 25
milionów. Chyba trudno znaleźć studenta,
który nie miałby konta przynajmniej na jednym z tych portali. Powód? Między innymi
dlatego, że portale są niesamowicie pomocne przy odnajdywaniu starych znajomości,
utrzymywaniu kontaktów z obecnymi,
Miejsce zamieszkania – żeby chciał
się umawiać musi wiedzieć, czy nie mieszkamy na drugim końcu Polski.
Później drobiazgi w stylu numer gg,
skype’a czy telefonu. I zawsze ten dylemat
– podać czy nie podać? No, ale co nam
to w ostateczności szkodzi, jest miejsce
to wpisujemy, przecież fajnie się wypełnia
takie rubryczki. Na koniec zostają nam pola
pytające o zainteresowania, ulubione strony
i polecane linki. Tu jest dopiero pole do pop-
Jesteśmy elastyczni, kreujemy nasz
wizerunek zależnie od sytuacji. W Internecie
nie mamy jednak nad tym kontroli.
znajdowaniu nowych kumpli z ostatniej
imprezy i oczywiście lansowaniu się.
Do tych celów trzeba naturalnie uczynić
się rozpoznawalnym na stronie.
Nasz profil
Na naszym profilu jest zdjęcie – najlepiej
kilka, oczywiście dokładnie podpisanych
i otagowanych. Należy umieszczać je
tak, by w naszej wirtualnej biografii nie
została żadna luka, dlatego najlepiej zacząć
od czasów pierwszego ząbka i pochwalić
się pierwszą dziewczyną czy chłopakiem.
Później wystarczy już regularnie wrzucać
fotki z mocno nakrapianych imprez
(bo takie najfajniejsze i najfajniej się na
nich wygląda), z wakacji za granicą (niech
inni zazdroszczą) i z aktualnymi sympatiami (zdjęcia byłych na ogół wyrzuca
się w geście złości czy rozpaczy, no chyba,
że jest się czym pochwalić). Gdy już zadbamy o sferę wizualną, należy napisać o sobie
parę słów – w końcu zdjęcia nie powiedzą
o nas tyle, ile chcemy. Na naszym profilu
obowiązkowo powinna się znaleźć garstka
danych osobistych:
Imię i nazwisko – prawdziwe, bo jak nas
ktokolwiek znajdzie?
Ksywa – najlepiej jakaś oryginalna, której
w innych serwisach używamy jako loginu
albo która składa się na nasz adres email.
Data urodzenia – większa szansa, że
w końcu dostaniemy na czas życzenia,
nawet jeśli złoży je nam tylko serwis.
Stan cywilny – a nuż spodobamy się komuś
fajnemu i będzie chciał się umawiać?
isu. Koniecznie należy wymienić wszystkie
zainteresowania, w końcu jesteśmy ludźmi
głębokimi i złożonymi o szerokim spojrzeniu na świat. Następnie dodajemy parę stron
i linków, ale nie za dużo, by nie wyjść na
no-life’a – kilka piosenek na wrzucie.pl,
śmieszne wideo na youtubie, może nawet
jakieś fajne zdjęcia czy rysunki na którymś
z artystycznych portali, jak deviantART
czy polski digart. Oczywiście, jeśli potrzebujemy na bieżąco informować znajomych
o naszym stanie ducha czy położeniu geograficznym, mamy pod ręką funkcje typu
blimp czy tweet.
Anonimowość?
W czym problem? Ano w tym, że różnie
prezentujemy się na różnych portalach,
tak jak różnie prezentujemy się przy różnych
ludziach. Czy tak samo zachowujemy
się przy dobrze znanych nam kumplach,
jak przy pracodawcy? Dostosowujemy się,
lekko zmieniamy opinie, by się przypodobać,
czasem kłamiemy. Jesteśmy elastyczni,
kreujemy nasz wizerunek zależnie od sytuacji. W Internecie nie mamy jednak nad tym
kontroli. Profil teoretycznie przeznaczony
dla znajomych, ułożony swobodnie i tak,
by to na nich wywrzeć wrażenie, może
zostać obejrzany przez rodziców, którzy
odetną nam fundusze, niedoszłą sympatię,
którą mogą zrazić niektóre nasze ulubione
filmiki, przez przyszłego pracodawcę, który
mimo obiecującego CV uzna,
Just fave it!
No i jesteśmy oficjalnie w sieci. Jednak
z powodu naszych rozległych zainteresowań
i dobrodziejstw Internetu nie poprzestajemy na portalach społecznościowych.
Mając na względzie restrykcje wiekowe
i możliwość dodawania do ulubionych
wygodnie jest mieć jeszcze konta np. na
youtubie czy deviantARTcie. Tam zazwyczaj nie używamy swoich imion i nazwisk.
Listy ulubionych na ogół są publiczne,
a do nich dodajemy różne rzeczy i piszemy
różne komentarze, do których niekoniecznie chcielibyśmy się otwarcie przyznawać.
Nie, w Internecie możemy przecież cieszyć
się anonimowością. Poza tym znacznie
lepiej wyglądają wymyślne nicki... na
ogół te same, których używamy jako
ksywy i które są częścią naszego adresu
email. W takiej sytuacji sami pozbawiamy
się anonimowości.
fot. SXC.hu
że osoba z takim publicznym wizerunkiem nie nadaje się na reprezentowanie jego firmy, nie wspominając
już o złodziejach, którzy bardzo chętnie
dowiedzą się, że akurat w tym tygodniu
nie będzie nikogo w domu. Z naszą pomocą
dzisiaj każdy może być Wielkim Bratem.
Nie trzeba adresów IP, exploitów czy innych
programów hackujących. Wystarczy trochę
cierpliwości, wolny wieczór i zbyt wylewna
ofiara.
Ada Skowronek
11
Internet już chyba na stałe wpisał się
w nasze życie. W dzisiejszych czasach, to nie tylko dobre i szybkie źródło
informacji. Wirtualną rzeczywistością
zawładnęły portale społecznościowe.
Mimo, że wydają się być nieszkodliwe, to łatwo wpaść w ich
sidła.
Pozornie
ułatwiając
kontakty międzyludzkie, często
stają się wygodnym sposobem
na ich zastąpienie.
Tajemnica sukcesu
społecz
Wśród portali społecznościowych króluje ostatnimi czasy Facebook. Powstał
on w 2004 roku, a jego założycielem
był
młodziutki
Mark
Zuckerberg. Obecnie skupia on około 350
mln użytkowników z całego świata.
Co jest atrakcyjne w Facebooku? Miejsce
to pozwala na niemal ciągłą aktywność
i stały kontakt ze znajomymi, tymi
bliższymi, jak i dalszymi. Można
na swojej tablicy pisać co Nas gryzie,
o czym myślimy, czego chcemy, a nasi
znajomi mają możliwość skomentowania zamieszczonej przez nas informacji,
jak również kliknięcia w opcję „Lubię
to”. Facebook umożliwia również tworzenie albumów ze zdjęciami, które dodawać
możemy bez ograniczeń. Portal ten, to także
masa aplikacji. Znaleźć możemy tu różnego
rodzaju quizy, gry i inne tego rodzaju „zabijacze czasu”. Dla tych, którzy się nudzą
i mają więcej wolnego, zostało stworzone
FarmVille, czyli farma, o którą dbamy
i troszczymy się. Opieka nad nią pochłania
sporo czasu. Niektórzy maniacy wciągnięci
w sadzenie i plewienie, zapomnieli chyba,
że istnieją ciekawsze i bardziej rozwijające
zajęcia.
Oczywiście na Facebooku odbywać
się może wymiana wiadomości. Do dyspozycji jest poczta albo czat (choć ten drugi
sposób czasem zawodzi, czat często lubi
się „ ciąć” ).
Bez wątpienia można użyć stwierdzenia,
że nastała era Facebooka.
A może by się tak
wypromować?
Wśród młodych ludzi bardzo popu-
12
Boom p
aplikacji. Jej główną atrakcją jest dodawanie
zdjęć i komentowanie fotek umieszczonych
przez znajomych. Chyba najśmieszniejszym
zjawiskiem
jest pragnienie posiadania
jak największej ilości znajomych. Znam
czy nie znam i tak dodam, takim
myśleniem kierują się chyba niektórzy użytkownicy
portalu.
Szkoda tylko,
że czasem trudno jest im mieć
choć jednego prawdziwego
przyjaciela w rzeczywistym
świecie.
ortali
nościow
ych
Przed dużym spadkiem popularności
nie wybroniło się również Grono.
Jak sama nazwa wskazuje portal opiera
się na gronach. Użytkownicy zapisują
się do gron odpowiadających ich zainteresowaniom i obserwują, jak również
komentują poruszane wątki. Oczywiście
na
gronie
posiadamy
znajomych,
wysyłamy im wiadomości, dodajemy
zdjęcia. Niedawno portal doznał przemiany, zaczął upodabniać się w swej formie
do Facebooka. Próba ta wyszła nieco nieudolnie. Nic już chyba nie da się zrobić,
Grono powoli umiera!
larnym portalem jest Myspace. Jego
funkcjonowanie opiera się na podobnych
zasadach co większość tego rodzaju stron.
Zakładamy swój profil, dodajemy znajomych, tworzymy albumy ze zdjęciami , itp.
Jednak Myspace stał się również czymś
innym. Jest to świetne miejsce promocyjne.
Głównie dotyczy to grup muzycznych,
jeszcze mało znanych. Właśnie to miejsce
pozwala im na umieszczanie swych nagrań,
które później zostają wysłuchane przez
sporą rzeszę użytkowników. Dobry sposób
na podzielenie się swą twórczością, a co,
niech Nas widzą i słyszą.
Na naszym podwórku
Jeszcze
do
niedawna
wielką
popularnością cieszył się nasz rodzinny
portal- Nasza Klasa. Ostatnimi czasy entuzjazm użytkowników nieco osłabł, rozpoczęły
się nawet masowe akcje likwidowania konta
na nk, choć oczywiście rzesza fanów nadal
jest spora. Główna idea portalu, to przede
wszystkim odnajdywanie w przestrzeni
„naszoklasowej” kolegów i koleżanek
ze szkolnej ławki. Wiele radości
przysporzyło to osobom, które już
dobrych parę lat temu zakończyło edukację.
Zaczęto odświeżać szkolne znajomości
przez wymianę wiadomości na portalowej
poczcie, a nawet kompletować skład
na spotkania w realu.
Nasza Klasa
nie posiada mocno rozbudowanej sieci
Co za dużo, to niezdrowo
Godnym uwagi portalem jest hi5.
Jest to jedna z najbardziej tego typu
znanych stron na świecie. Idea podobna
do wszystkich społecznościowych stronek.
Znajdujemy znajomych, dodajemy zdjęcia,
tworzymy własny profil i nawiązujemy
nowe znajomości ( najczęściej z obcokrajowcami, warto przecież podszkolić język).
W Polsce hi5 nie zyskał wielkiej
popularności. Przyczynił się do tego
zapewne fakt, że portal automatycznie
wysyła zaproszenia do osób znajdujących
się w mailowej bazie adresowej zarejestrowanego na portalu użytkownika.
Ten sposób był chyba już nazbyt nachalny,
więc sława, przynajmniej w naszym kraju,
nie była mu pisana.
Portali społecznościowych jest jeszcze
sporo, lecz ich idea nie różni się zbytnio
od tych opisanych wyżej. Warto pomyśleć
jednak nad tym, czy nie są one dla Nas
pułapką, nie wciągają Nas w swoje sidła,
zastępując prawdziwe i wartościowe
kontakty
międzyludzkie.
Chyba
niektórzy powoli zatracają się w wirtualnej rzeczywistości, zapominając o wielkiej
wartości spotkań i rozmów „na żywo” .
Odejdźmy więc na chwilę od komputerów
i spotkajmy się w realu!
Joanna Motyka
modelka: Aga
wizażystka: Paula Kołodziejak
fotograf: Patryk Sandach
Więcej na stronie internetowej!
http://ipewu.pw.edu.pl/
Urodzinowa
Sesja Zdjęciowa
Urodzinowa
Sesja Zdjęciowa
modelka: Aga
wizażystka: Paula Kołodziejak
fotograf: Patryk Sandach
cukiernik: Wojciech Karcz
modelka: Aga
wizażystka: Paula Kołodziejak
fotograf: Patryk Sandach
Urodzinowa
Sesja Zdjęciowa
Nowy Wspaniały Świat
Największym plusem tego lokalu jest z pewnością
atmosfera. Już od wejścia widać, że miejsce to tętni
życiem. Najliczniejszą grupę stanowią tu studenci.
Obszerne wnętrze, miła, młoda obsługa i koncerty
umilające wieczorem czas gościom, to kolejne atuty. Wbrew pozorom nie jest to kolejne miejsce dla
lanserów - można w dobrej atmosferze, i co ważne,
niedrogo napić się i wrzucić coś na ząb. Zdecydowanie polecamy.
Nowy Ś
wiat
Nowy Świat
P
Znajd
przyc
mnós
są do
miejs
tórych
eksplo
Przekąski Zakąski
Jak dla mnie niezaprzeczalny faworyt. Bistro wszechczasów.
Jak rozpoczynać imprezę, to tylko tam. Tłum ludzi, mało miejsca ,
gorąco, a jednak klimat jest. Obsługa elegancka i profesjonalna. Menu
proste i dopasowane do potrzeb konsumenta. Ceny przyjazne. Picie,
czyli do wyboru: piwo, wino, wódka, herbata, kawa w cenie 4 zł; jedzenie: szynka, tatar, gzik, śledzie, nóżki, pasztet -8 zł za wybrany produkt.
Miejsce dla każdego, całkowity mix, za to również duży plus. Lokalizacja: Krakowskie Przedmieście, naprzeciwko Pałacu Prezydenckiego,
można poczuć moc.
Jedyny minus: płatne toalety.
ŚRÓDMIE
Ś
C
I
E
denta
Świętokrzyska
niezbędnik stu
Marszałkowska
Time Cafe
Time Cafe – pub ukryty w bramie na ulicy Smolnej
40 tuż przy Rondzie de’ Gaulle’a. Lokal podzielony
na trzy części. Dużym atutem jest wystrój wnętrza,
przenoszący klientów parę dekad wstecz. Nie bez znaczenia jest również hot-spot dostępny w lokalu. Orientacyjne ceny to 5 zł za napój gazowany, 9 zł duża
szklanka piwa, lody to wydatek rzędu 15 zł.
PAWILONY
Aleje Jerozolimskie
dujące się na tyłach Nowego Światu baraki z lat 60.
ciągają swym niepowtarzalnym klimatem. Ludzi w nich
stwo, zwłaszcza w weekendowy wieczór, a pawilony
ość małe, warto więc przybywać wcześniej i zajmować
sca. Ceny oscylują w granicach 5-10 zł za piwo. W niekh znajdziemy także fajki wodne. Warto zatem pawilony
orować!
London Steak House
Knajpa z interesującym wystrojem w stylu angielskim: są różnorodne
pamiątki z Anglii, z głośników lecą Beatlesi, a w telewizorach mamy
filmy związane z Anglią (np. Jamesa Bonda). Jakkolwiek atmosfera i
styl pubu jest zachęcający, to gdy spojrzymy w kartę, możemy zmienić
nasze nastawienie. Ceny jak na portfel studenta są troszeczkę za
wysokie. Przynajmniej jeśli mówimy o posiłkach. Jednak jeśli myślimy
o czymś do picia, a zwłaszcza o napojach alkoholowych, to tutaj już
możemy sobie na coś pozwolić. Za kufel 0,5l piwa zapłacimy 7zł. A dla
fanów wódki może też nie będzie aż tak źle. I na koniec, a ta kwestia na
pewno zainteresuje męską część czytelników – obsługa. Panie są bardzo
miłe, a jest także czym nacieszyć oko.
Marszałkowska
Przedstawimy Wam dzisiaj historię Zdechłego Królika, który po raz ostatni widziany był 10 marca
2009 roku. To właśnie wtedy pojawił się w 45 numerze Miesięcznika Kulturalnego Studentów PW.
Jako postać przewijająca się w I.PEWU przez lata, był zawsze bardzo popularny oraz pełen życia.
Co się zatem z nim stało? Dlaczego znikł? Czy dało się tego uniknąć?
śniej w studenckim akademihistoria zaczyna się kilka lat wcze
ać tajemniczą, nie znamy jego
ku. Królika poznajemy jako post
znalazł i co nim powodowało...
przeszłości, nie wiemy, skąd się tam
Nasza
Polish sudoku
sprawdź swój brain:
- newsletter Jeżeli chcesz rozpropagować ważne informacje wyślij je koniecznie
na adres: [email protected]. Informacje zostaną
sprawdzone, a jeśli okażą się wartościowe, zostaną dołączone do jednego
z najbliższych wydań newslettera. Nie zapomnij wysłać swojej informacji
się później okazało, osoba Zdechłego Królika na dobre zagościła
na czas: newsletter wysyłany jest co tydzień,
na łamach I.PEWU.
w niedzielę wieczorem.
Jak
Nieświadomy tak dużego zainteresowania Królik dalej robił
swoje, notorycznie
pojawiając się na ustach ludzi. Wtedy jeszcze nie wiedział, że przynies
ie mu to wiele problemów.
ADRES KORESPONDENCYJNY: CRS, ul. Waryńskiego12, 00-631 Warszawa,
z dopiskiem [i.pewu]
tel./faks: (022) 660 91 04
e-mail: [email protected]
www.ipewu.pw.edu.pl
REDAKCJA: Redaktor Naczelny Wiktor Sułkowski
Sekretarz Redakcji Karolina Zarębska
Grafik Prowadzący Urszula Kozłowska
Dział Graficzny Adam Jeziorski, Agata Burczyńska
Korekta Małgorzata Gruszka
Pełnomocnik ds patronów medialnych Anna Filipek
Felietoniści Bartosz Czarnecki, Anna Filipek, Monika Goszczyńska,
Małgorzata Janikowska, Adam Jeziorski, Marcin Jeżo, Lilinna
Kostrzanowska, Szymon Leśniewski, Julita Mikulicz, Marcin Nowicki,
18
Asia Trautsolt, Katarzyna Zięba
kwadrat
każdy wiersz, każda kolumna i każdy
Wypełnij tabelkę tak, aby
PRODUKCJA: Wydawca Samorząd Studentów Politechniki
iązanie
Warszawskiej
rozw
ą
wpisz
y
którz
Was,
z
tych
3x3 zawierały cyfry od 1 do 9. Dla Druk
Instytut Poligrafii Politechniki
Warszawskiej
wejściówki na
MOWE podwójne
Czuję, że setnie wynudziliście się podczas ferii. Tak! tydzień
wolnego to o wiele za dużo ;) dla niesfornych studenckich duszy i
ciał. Więc zaczynamy znów obrzydliwie hojnie obsypywać
Was biletami na czwartkowe koncerty. Ccccały długi
semestr koncertów… Do rzeczy – chwytać,
chwytać: od groma podwójnych zaproszeń
na PIDŻAMA PORNO (10.03.) Pytanie
konkursowe jak zawsze oryginalne –
jak miło i niebanalnie spędziłem
ferie? Tylko nie pisać czyichś
historii, bo zweryfikujemy! ;)
Mail: [email protected].
pw.edu.pl
Wydawaj z nami pismo - [email protected]
y, że interesy, które
ych wrogów. Jednak pojawiały się głos
tej pory Zdechły Królik nie miał żadn
óżkami, oskarżany
pogr
ych ludzi. Zaczął dostawać listy z
prowadził, zainteresowały niebezpieczn
ła...
owa
plotk
ej
ipulacje. Opinia publiczna coraz więc
był także o przekręty podatkowe i man
Do
Newsletter
Zdechłego
Daj! Daj!! Daj!!
Jeżeli chcesz rozpropagować ważne
Z cyklu pytania o sens życia, tym razem na- atrów: Dramatycznego,
Polskiego [na Sen Nocy Letinformacje wyślij je koniecznie na adres: wiążemy
niedługo
przed
zniknięc
iem widziano
do Stefana
na ilotnisku,
Barańczaka
i pytanie
będzie niej]
z jakichś
Współczesnjednak
ego, a możliwe,
że też i do Opery
[email protected]. Informacje brzmieć
powodów
następująco
nie: udało mu się opuścić kraju.
Narodowej
Czy już
. wtedy był śledzony?
zostaną sprawdzon
e, awiadomo
jeśli okażą się
wartościow
Czy
e,
Co
wygrawerow
ści,
które docierał
ałbyś/aś
na
nierdzewne
y do ludzi poprzez media ściągnęł
j bran-y na niego
Ponadto
jak napastni
zawsze zaproszenia
także
ków? na dwa konzostaną dołączone do jednego z najbliższych soletce noszonej stale na
przegubie na wypadek na- certy z cyklu „Co czwartek muzyka” – PEJA
i zespół
wydań newslettera. Nie zapomnij wysłać swojej głego zaniku pamięci?
FLEXXIP i ….
informacji na czas: newsletter wysyłany jest co
Odpowiedzi wysyłajcie na numer 503739823.
tydzień, w niedzielę wieczorem.
Do wygrania wejściówki i zaproszenia do Te-
20
ADRES KORESPONDENCYJNY: CRS, ul. Waryńskiego12, 00-631 Warszawa,
z dopiskiem [i.pewu]
tel./faks: (022) 660 91 04
e-mail: [email protected]
www.ipewu.pw.edu.pl
REDAKCJA: Redaktor Naczelny Wiktor Sułkowski
Sekretarz Redakcji Karolina Zarębska
Dział Graficzny Adam Jeziorski, Agata Burczyńska
Korekta Małgorzata Gruszka
Pełnomocnik ds patronów medialnych Anna Filipek
Felietoniści Anna Filipek, Monika Goszczyńska, Małgorzata
Janikowska, Adam Jeziorski, Marcin Jeżo, Lilka Kostrzanowska, Szymon
Leśniewski, Julita Mikulicz, Asia Trautsolt, Andrzej Curkowski, Darek
Giska, Marta Rawdanowicz
PRODUKCJA: Wydawca Samorząd Studentów Politechniki Warszawskiej
Druk Instytut Poligrafii Politechniki Warszawskiej
Naświetlarnia Studio Beta
--Reklama--
Papier ECCO PAPIER
Wygląda
na to, że Królik zdechł ostateczn
ie. Dzisiaj nie ma już
wątpliwości, że wmieszał się on
w sprawy, które go nie
dotyczyły. Jego poszukiwania trwają,
lecz ślad w pewnym momencie się uryw
a. Kim tak
właściwie był Zdechły Królik i czy całe
j tej sytuacji dało się uniknąć? Czy był
tym, za kogo
się podawał? Sprawa jego zdechnię
cia zapewne jeszcze długo pozostan
ie niewyjaśniona.
Wydawaj
z nami pismo
potrzebujemy:
w
Maciej
- reporterów - PRowców - recenzentó
Pietrukiewicz
[email protected]
19
Życie zaczyna si
Pierwszy numer I.PEW
U - Tygodnika Inform
acyjno
– Kulturalnego Studentów
Politechniki Warszawski
ej
wyszedł w kwietniu 200
4 roku. Było to czarno
– białe
pisemko czterostronicow
e, w którym studenci
umieszczali bieżące newsy
z życia uczelni, inform
owali
gdzie było najtańsze piw
o na juwenaliach i garści
ami
rozdawali zaproszenia na
koncerty w Stodole
iu
odnik rozrósł się do ośm
Od trzeciego numeru tyg
,
iem
nik
god
uty
dw
stał się
stron, w numerze ósmym
y
kuł
arty
się
iały
aw
poj
owo
a na jego kartach stopni
bitne, poświęcone już nie
am
ej
dzi
bar
e,
ższ
dłu
coraz
turze
uczelni, ale również kul
tylko wydarzeniom na
ziwd
pra
z
a
adk
się też okł
i społeczeństwu. Pojawiła
się
ła
dzi
ero
prz
o
ow
pni
a sto
wego znaczenia, a gazetk
w magazyn.
ISSN 1732-9302
Prawdziwa rewolucja wy
darzyła się na kartach
numeru piętnastego – wy
danie było kolorowe.
A numer wcześniej zad
ebiutował ulubieniec
wszystkich studentów PW
– Zdechły Królik. - newsletter Jeżeli chcesz rozpropagować ważne informacje wyślij je koniecznie
na adres: [email protected]. Informacje zostaną
sprawdzone, a jeśli okażą się wartościowe, zostaną dołączone do jednego
z najbliższych wydań newslettera. Nie zapomnij wysłać swojej informacji
na czas: newsletter wysyłany jest co tydzień, w niedzielę wieczorem.
ADRES KORESPONDENCYJNY: CRS, ul. Waryńskiego12, 00-631 Warszawa, z dopiskiem [i.pewu]
tel./faks: (022) 660 91 04
e-mail: [email protected]
www.ipewu.pw.edu.pl
REDAKCJA: Redaktor Naczelny Wiktor Sułkowski
Sekretarz Redakcji Karolina Zarębska
Grafik Prowadzący Urszula Kozłowska
Dział Graficzny Adam Jeziorski, Agata Burczyńska
Korekta Małgorzata Gruszka
Pełnomocnik ds patronów medialnych Anna Filipek
Felietoniści Bartosz Czarnecki, Anna Filipek, Monika Goszczyńska,
Małgorzata Janikowska, Adam Jeziorski, Marcin Jeżo, Lilinna
Kostrzanowska, Szymon Leśniewski, Julita Mikulicz, Marcin Nowicki,
Asia Trautsolt, Katarzyna Zięba
PRODUKCJA: Wydawca Samorząd Studentów Politechniki Warszawskiej
Druk Instytut Poligrafii Politechniki Warszawskiej
Naświetlarnia Studio Beta
Papier Amber Graphic 100 g/m2 firmy Arctic Paper
20
Czuję, że setnie wynudziliście się podczas ferii. Tak! tydzień
wolnego to o wiele za dużo ;) dla niesfornych studenckich duszy i
ciał. Więc zaczynamy znów obrzydliwie hojnie obsypywać
Was biletami na czwartkowe koncerty. Ccccały długi
semestr koncertów… Do rzeczy – chwytać,
chwytać: od groma podwójnych zaproszeń
na PIDŻAMA PORNO (10.03.) Pytanie
konkursowe jak zawsze oryginalne –
jak miło i niebanalnie spędziłem
ferie? Tylko nie pisać czyichś
historii, bo zweryfikujemy! ;)
Mail: [email protected].
pw.edu.pl
50 -tce...?
ię po
16
17
25|02 18:00 i 20.00 Factotum
26|02 18:00 i 20.00 Factotum
27|02 19:00 Factotum
28|02 19:00 Francuskie Rendez-Vous: Regarde les
hommes tomber
B
artók miał 6 lat kiedy zaczynał, Mozart
4, Reich 17 lat. Steve Reich rozpoczął
pogrywając jazz ze znajomymi, później
wyłamał się poza główny nurt zarówno europejski jak i amerykański i tworzył już jako kompozytor muzykę systemową. Pomogło w tym zapewne ukończenie filozofii w Cornell University
i muzyki w Mills College razem z Milhaudem
i Berio. W muzyce systemowej dzwięk ma być
ciągły, ewoluować przeważnie w trakcie bardzo
długiego czasu utworu. Podstawą staje się zastój,
pewna stagnacja i duża powtarzalność. Nie ma
wariacji tonacji, dynamiki czy barwy, nie ma nic
z klasycznej zachodniej muzyki, ani tematycznego rozwoju utworu, ani modulacji klucza.
Słuchacz nie podażą za kompleksową muzyczną fabułą, musi się raczej skoncentrować na
zmieniającej się dzwięku, delikatnie zmieniającej
się sekwencji, czy na łączeniu powtarzających się
fragmentów w nowe wariacje. Większośc utworów nie posiada zakończenia nie zmierza w jego
kierunku, ma powtarzający lub stały charakter.
Często zmiana utworu polega na przejściu jed-
nego z grających o ćwierć nuty, co zmienia okres
powtarzanej sekwencji, proces powtarza się aż
grający wracają do startowej harmonii. Intensywna koncentracja na utworze, w połączeniu
z hipnotycznym dzwiękiem często doprowadza
słuchacza do eufori lub w stan medytacyjnego
transu.
Wczesne prace Reicha jak Six Pianos, Four Organs, Violin Phase czy Piano Phase ze względów
astetycznych i akustycznych miały za podstawę
wielość instrumentów o tej samej barwie. Ta
sama barwa dzwięku pozwalała na budowanie podwzorów, przy 6 pianinach nie wiadomo
w końcu które rozbrzmiewa w danym momencie, sekwencje zlewają się wtedy w podwzory,
tworzą się różne wariacje. Minimalistyczny styl
znalazł uznanie raczej w rzeszach osób które
chodziły do galerii i interesowały się sztuką, niż
w klasycznych rozgłośniach radiowych.
Music for 18 musicians, stało się pewnym
przełomem, jak powiedział Reich „jest w niej
ogromnie dużo muzyki dla niepodobnych instrumentów i jest to orgia barwy w porówna-
niu z wcześniejszymi pracami”. Zmiany barwy
i mięszanie długich tonów z bardzo krótkimi
ósemkami, modulacja klucza, zmiana orkiestracji, a mimo to nawiązanie do przeszłości 58
minut (do 67, zależy od wydania płyty) ciągnącej się skomplikowanej powtarzącej się wariacji,
w stałym tempie. Przy tym znowu odejście, już
nie te same zlewające się intstrumenty, tutaj jest
to kombinacja pianina, wibrafonu, klarnetów,
kselofon, skrzypiec,perkusji, wiolonczeli i kobiecego głosu. Jedenaście bujnych, falistych akordów które pojawiają się w otwierającej sekwencji tworzy całość płyty, płyta podzielona jest na
jedenaście sekcji w której każda jest poświęcona
jednemu akordowi.Więcej jest harmonicznych
motywów, kolorytu orkiestry, więcej wolności
kompozycji, w tą muzykę się wsiąka. Nagrana
w 1976 roku wciąż w przeciwieństwie do wcześniejszych prac Reicha brzmi świeżo i wciąż
współcześnie. Polecam.
fr_v5.
Minęło półtora roku - rok odkąd ukazał się
ostatni album Modest Mouse
‘Good News For People Who Like Bad News’,
dopiero od niedawna jest on jednak dostępny
także jako wydawnictwo dwupłytowe z dołączonym krążkiem DVD.
Trudno udawać, że mowa o zespole powszechnie znanym.
Frontman zespołu, Isaac Brock broni się przed
porównaniami do The Pixies, jakie sugerują
dziennikarze. W pewnym wywiadzie stwierdza:
„(…)niech mnie porównują choćby i do Prince’a. Jakby w ogóle mnie to obchodziło.”
Idąc za ciosem można by szukać muzycznych
połączeń z Franz Ferdinand, Radiohead,… ale
też Tomem Waitsem. W tej odwiecznej dziennikarskiej praktyce szufladkowania brakuje
jednak kryterium ‘filozofii grania’ - pomysłu,
z jakim muzycy wchodzą do studia.
I tutaj z pomocą przychodzi polskie podwórko,
o czym za chwilę.
Wspomniane już DVD nie oszałamia zawartością; jedynie trzy wideoklipy, trochę zdjęć,
materiał z realizacji płyty… za to zupełny brak
pokazów koncertowych. Godny uwagi jest niepozbawiony humoru ‘wywiad’… Czy warto było
na to czekać półtora roku? Szczęśliwie nadal kupujemy płyty głównie dla muzyki.
A ta płyta absorbuje!
Czternaście utworów oraz dwie inne, krótkie
formy muzyczne.
Od melancholijnego, wręcz płaczliwego wokalu w „The World At large” aż po długo brzmiące
w uszach „Good Times Are Killing Me” jesteśmy wprowadzani w zupełnie niepoważny i nieformalny stan muzycznego upojenia. Godne
uwagi jest bogate instrumentarium: czasem jest
to chrapliwy kontrabas zamiast gitary basowej,
czasem banjo lub saksofon. Czasem niespokojne
ataki trąbką, a czasem trafne korzystanie z sam-
plera. Pojawiają się też fortepian i skrzypce.
Gdy dodać bogatą stylistykę tekstów, często
mało zrozumiałą nawet dla osób, dla których
językiem ojczystym jest angielski, nasuwa się ów
‘polski wątek’ - jakbym słyszał amerykańskie
‘Pogodno’! Mniej szaleństw formalnych, inna
kultura, inny język,… ale wspomniana ‘filozofia
grania’ jest z tych samych źródeł.
Zapewne także i przyszły nabywca płyty będzie osobą uznającą te źródła, choć daleko nieuczciwie byłoby nazwać kompozycje z „Good
News…” hermetycznymi.
Mógłbym przywołać kolejnych twórców, do
których odnoszona jest twórczość Modest Mouse, ale wokalista zespołu wyraził się już o tym
z dezaprobatą na innych łamach. Oni przecież
tworzą muzykę, a nie muzyczną bibliografię
cudzych dokonań. Na swoje szczęście są w tym
dobrzy.
Piotr Leśniak
10-12|02 Krótko mówiąc, czyli Krótkie filmy
z Holandii. Bilety: 10zl/dzień. Karnet 20zł. Ulgowe
dla studentów.
M
rlena Lehr (1978 r.) pragnie z impetem wkroczyć na artystyczną scenę. Wystawa „Kobieta nie
jest...” jest jej debiutem. Młoda artystka pojawiła
się znikąd. Nie ma wykształcenia plastycznego,
jedyne co posiada, to chęć wyrażania za pomocą
różnego rodzaju środków, przeżyć, uczuć, doświadczeń, które się w niej nagromadziły.
Tematem wystawy jest rok z życia uczuciowego Marleny Lehr. Torsy manekinów symbolizują prawdziwych mężczyzn spotkanych kolejno
w czasie od września 2004 do września 2005 r.
Na piersiach, czyli w okolicy serca, tam gdzie
gromadzą się uczucia znajduje się krótka charakterystyka: imię, wiek, wykonywany zawód,
długość znajomości oraz krótka wypowiedź,
charakterystyczna dla danego mężczyzny, która
została w pamięci autorki z okresu trwania poszczególnych znajomości. Z kolei na zdjęciach
pojawi się Kobieta-Lalka w różnych pozach. 12
zdjęć symbolizuje 12 miesięcy bezowocnie spędzone na poszukiwaniu mężczyzny, który obdarzy autorkę prawdziwym uczuciem.
Brzmi zachęcająco, prawda? Jednak co znajdziemy na wystawie tak naprawdę? 18 torsów
prosto z jakiejś fabryki, która masowo produkuje manekiny. Na każdym torsie wypisane
parę słów. Informacje ogólne o poszczególnych
partnerach oraz cytaty w rodzaju: „No weź go
do buzi. Będziesz pierwszą dziewczyną” (19-letni gej), czy też „Seks jest czymś normalnym.
Czemu nie chcesz uprawiać seksu? Coś z tobą
nie tak?”.
Do tego 12 zdjęć- subtelnych, wyretuszowanych w odpowiednich miejscach aktów,
przedstawiających „artystkę” jako lalkę. Słowo
„artystka” wzięłam w cudzysłów, jako że w moim mniemaniu zbytnim pochlebstwem jest
nazwać panią Marlenę tym słowem. No, chyba
że w dzisiejszych czasach tak wielką sztuką jest
napisać na manekinie białą farbą „Kocham cię
księżniczko. A teraz zrób mi jeszcze jedną laskę”.
Warto jednak przyjrzeć się bliżej tym torsom,
a właściwie informacjom na nich zawartym.
Nie w mojej gestii leży ocena dojrzałości psychicznej i moralności innych ludzi, więc pominę
fakt tego, iż pani Marlena była związana w ciągu
10-ciu m-cy (bo na wakacje zrobiła sobie przerwę) aż z 18-stoma mężczyznami i deklaruje,
że wszystkich ich kochała, za każdym razem
sądząc, że teraz to będzie „prawdziwa miłość”
(można by się zastanowić, czy umie prawdzi-
„No weź go do buzi.
Będziesz pierwszą
dziewczyną.”
wie kochać ta, która zakochuje się co 2 tygodnie
w innym mężczyźnie?). Skupmy się jednak na
jej wybrankach. Z pozoru różni. Najmłodszy
– 19 lat, najstarszy 47 lat. Czasem dwóch naraz
(gdzieżby indziej można było szukać prawdziwej
miłości, jeśli nie w trójkącie miłosnym). Polacy,
Amerykanin, Anglik, Duńczyk, Szwed i nie tylko. Dyplomata, właściciel największej wyszukiwarki, dyrektor wielkiej firmy konsultingowej,
PR-owiec, dj z Nowego Jorku etc. Pewne wnioski
nasuwają się same;):)
Naiwnie myślałam, że zdjęcia są metaforą
i mają jakieś przesłanie. Jednakże zapytana
przeze mnie o to autorka wystawy odrzekła, że
„12 zdjęć symbolizuje po prostu 12 m-cy roku.
Nic ponadto.” A szkoda. Bo zdjęcia nawet nie
są ładne. Są koszmarne, a Marlena Lehr zdecydowanie nie wygląda na nich na kobietę, którą
mogłoby się zainteresować 18-stu mężczyzn
w ciągu roku.
W dodatku, podczas wernisażu zauważyłam,
że im mniej było jedzenia na stole, tym mniej
było i uczestników imprezy. Gdy pozostały już
tylko orzeszki, początkowy tłum rozpierzchł się
i zostali tylko dziwacy, którzy z równym zainteresowaniem oglądali innych zwiedzających, co
i same eksponaty oraz znajomi Marleny Lehr.
Przyjaciołom wystawa oczywiście bardzo się
podobała, aczkolwiek po kątach dało się słyszeć
liczne słowa krytyki. Słusznej krytyki, dodajmy.
Autorka chciała pokazać, jak mężczyźni traktują kobiety. Lecz czy wszyscy mężczyźni są
tacy? I czy wszystkie kobiety traktują w ten sposób? Wydaje mi się, ze wystawa bardziej niż wyrachowanie partnerów pani Marleny ukazuje jej
własną naiwność i głupotę. Może powinna ona
poszukać sobie kogoś o słabszej pozycji finansowej? A może kogoś, kto ma wymagania większe
niż „laska rano i wieczorem”?
Zastanawiam się, czy to jeszcze jest sztuka,
czy już tylko zarabianie na własnej rozwiązłości
seksualnej. „Kobieta nie jest...” lalką, aczkolwiek
Marlena Lehr zdaję się nią być w całej rozciągło-
Na pierwsze cztery osoby, które napiszą na adres:
[email protected] i odpowiedzą na pytanie:
„Kto jest reżyserem filmu „Jestem” wyświetlanego
w lutym w kinie LAB?” czekają podwójne zaproszenia na: 19|02 godz. 18.00 „Jestem”, 21|02 godz. 19.00
„Francuskie Rendez-Vous: Regarde les hommes
tomber „, 23|02 godz. 20.00 oraz 27|02 godz. 19.00
„Factotum” Zaznaczcie, na który film i kiedy
chcielibyście pójść.
25 numer i.pewu to już
20 stron, gdzie pojawiają
się muzyczne recenzje, teatralne rep
ertuary, konkursy, felieto
ny i dłuższe
artykuły. Jak zwykle jes
t miejsce dla Zdechłego
Królika oraz
tzw. „polish sudoku”.
Więcej informacji na nowej stronie kina: www.
kinolab.art.pl
Kino LUNA
Z cyklu Luna-Classic:
14|02 Filmowe Walentynki
Zakochany? Nie masz pomysłu na oryginalny
walentynkowy prezent? Przez cały ten wyjątkowy
wtorek kino Luna prezentować będzie (za jedyne
8PLN) najciekawsze i najbardziej romantyczne polskie i zagraniczne filmy- zarówno stare, jak i nowe
filmowe obrazy, prezentujące różne oblicza miłości.
Zarówno śmieszne komedie, jak i nieco poważniejsze melodramaty i tragedie.
g. 14.00 Duma i uprzedzenie
g. 14.15 Tulipany
g. 16.15 Jeden odchodzi, drugi zostaje (L’ Un reste,
l’autre part)
g. 15.45 Smak życia (L’ Auberge espagnole)
g. 18.00 Smak życia 2 (Les Poupees russes)
g. 18.15 Zakochany bez pamięci (Eternal Sunshine
of the Spotless Mind)
Z cyklu edukacyjna Luna:
11-19|02 Przegląd filmów Hansa Christiana
Andersena
ści. Lecz żeby nie było tak strasznie krytycznie,
powiem, że mimo iż wystawa niezbyt mi się
podobała, to po rozmowie z autorką nie podobała mi się już trochę mniej. Trzeba przyznać, że
Marlena Lehr zdaje się być typową słodką białogłową, wrażliwą i delikatną, pociągającą dzięki
swej naiwności i niezaradności. Jest tak skrajnie
kobieca, że każdy facet czuje się przy niej prawdziwym mężczyzną.
Weronika Abramczuk
Star
performerzy
W tym miesiącu w cyklu poświęconym organizacjom studenckim na Politechnice Warszawskiej pora na jedno z najbardziej
znanych kół naukowych. W „i.pewu” postanowiliśmy dowiedzieć się, co się kryje w fenomenie Koła Naukowego Lotników.
W połowie czarno-biały,
w połowie kolorowy. Za to
aż 28 stron. Mamy m.in.
wywiad z Indios Bravos,
pierwsze kalendarium imprez oraz szersze opisy
organizacji
niektórych
oraz
ych
politechniczn
mediów.
Zgodnie z powiedzeniem Heraklita „Panta rei” odeszły
już wakacje i nastał kolejny rok akademicki, w którym jednakże ekscytujących wrażeń i wydarzeń z pewnością nie
zabraknie.
Otrzęsiny, wyjazdy integracyjne, targi, spotkania, imprezy, kursy, przynależność do kół naukowych oraz innych organizacji... i znów się okaże, że nauka to tylko kropla w morzu działalności studenckiej.
Pierwsze emocje pojawią się nie tylko w październikowym wydaniu i.pewu. Tydzień Aktywnego Studenta,
KONIK, otrzęsiny to tylko początek całości zwanej życiem
studenckim. Do tego duża doza kultury – wywiady z Michałem Kulentym i Gutkiem, Warszawska Jesień, Abject art i recenzje, a to tylko część trzydziestego piątego (niejako jubileuszowego) wydania i.pewu.
Więc nie bądź jak nasz Zdechły Królik, łap się za lekturę i korzystaj z możliwości, jakie oferuje Ci nasza Alma
Mater.
„Jutro nie jest zagwarantowane nikomu, ani młodemu,
ani staremu.” G.G. Marquez
Red. Nacz.
ADRES KORESPONDENCYJNY:
Centrum Ruchu Studenckiego
ul Waryńskiego 12, 00-631 Warszawa, z dopiskiem „i.pewu”
tel/faks: (022) 234 91 05
e-mail: [email protected]
www.ipewu.edu.pl
REDAKCJA:
Redaktor Naczelna: Małgorzata Janikowska
Z-ca Redaktor Naczelnej: Łukasz Sokołowski
Redaktorzy:
Agata Burczyńska, Katarzyna Czajka, Barbara Dobraczyńska,
Wojciech Karcz, Michał Końca, Joanna Kulas, Olga Kurek, Marlena
Okołot, Tomasz Piętkowski, Dominik Pisarek, Oliwia Pluta, Piotr
Proczek, Ada Skowronek, Łukasz Sokołowski, Kasia Staroń, Magda
Trzcińska, Beata Włodarek, Małgorzata Zawilska, Edyta Zyśk
Dział graficzny:
Agata Burczyńska, Rafał Sawicki, Maciej Dukat
Fotografia:
Dominik Pisarek, Sebastian Ryciak, Andrzej Wegner
Korekta:
Łukasz Sokołowski, Magda Trzcińska
Administrator strony www:
Ula Sieroń
PRODUKCJA:
Wydawca: Samorząd Studentów
Politechniki Warszawskiej
Historia polskiego lotnictwa sięga początków XIX wieku, kiedy to zaczęła się rozwijać
ta gałąź techniki. Polska zawsze była w aeronautycznej czołówce i mogła poszczycić się
wybitnymi osiągnięciami w tej dziedzinie.
Wystarczy tylko wspomnieć o samolocie turystyczno – sportowym RWD-5, bombowcu
PZL-37 Łosiu, czy PZL-I22 Iryda (na której
niedługo będą szkolić się piloci w Indiach).
Obecnie sprawa ma się różnie. Wiele zakładów popadło w ruinę. Jednakże część z tych,
które zostały, prosperuje całkiem dobrze (Polskie Zakłady Lotnicze w Mielcu i Świdniku,
Hydral w Krośnie). Zaplecze merytoryczne
dla przemysłu stanowią środowiska naukowe
m.in. z Politechniki Warszawskiej.
STUDENCI:
Starperformerzy
str.3
Czyli spotkanie z Kołem Naukowym Lotników.
TVPW - czyli student, kamera i mikrofon…
Telewizja internetowa – czwarte medium Politechniki
Warszawskiej w rękach studentów.
str.4
Dlaczego warto działać w Samorządzie Studentów
i organizacjach studenckich?
str.5
Tydzień Społecznie aktywnego Studenta
str.8
Zrób sobie przerwę
Wspaniałe początki
str.6
Może i Ty zdecydujesz się na Gap Year.
WARSZAWA:
Miasto i nazwa
str.9
Trzecia już część z cyklu Niewidzialna Warszawa.
KULTURA:
Eat slow, think fast, die happy… str.10
Wywiad z Michałem Kulentym polskim muzykiem jazzowym i nie tylko…
Święto jesieni
str.14
Chwilkę o najważniejszym polskim przeglądzie muzyki współczesnej
– festiwalu Warszawska Jesień.
Indios Bravos, czyli Indianie niepokorni
Niebanalny wywiad z Gutkiem.
Sztuka wstrętu – abject art.
Recenzje:
str.20
str.16
str.19
Ciche przerażenie, czyli „4 miesiące, 3 tygodnie, 2 dni”
Cristiana Mungui oraz
„Szklane smoki” Sean McMullen
TEMAT NUMERU: EMOCJE
str.21
Historia potencjalnych źródeł emocji.
Wczoraj i dziś
Emocje w sztuce
Eksplozja uczuć
str.24
Czyli kino dla wymagających.
str.22
Tylko bez emocji str.25
Zdechły królik, konkursy, sudoku
str.26
Niejako na uboczu wielkiego przemysłu samolotowego, istnieje świat pasjonatów
i wielbicieli lotnictwa, którzy swoją przygodę
z lotnictwem chcą traktować bardziej hobbystycznie niż zawodowo. Przedstawicielami
tego świata są niewątpliwie członkowie Koła
Naukowego Lotników.
KNL należy do jednych z najstarszych kół
naukowych na Politechnice Warszawskiej.
Pierwsze wzmianki o Kole Lotników datuje
się na 1916 rok, kiedy to studenci Politechniki Warszawskiej, R. Bartel, Z. Bruner i F. Suchos utworzyli Sekcję Lotniczą Koła Mechaników. Dalsze losy organizacji zaowocowały
wieloma konstrukcjami lotniczymi (modeli latających, szybowców), które powstawały
aż do początku wybuchu II wojny światowej.
Po wojnie wznowienie działalności nastąpiło
tuż po otwarciu Wydziału Mechanicznego.
W 1952 roku powołano do życia Koło Aeronautyczne, które po 10 latach przemianowano na Koło Naukowe Lotników.
Celem działalności Koła jest rozwijanie zainteresowań miłośników lotnictwa, dla których akademicka wiedza wydaje się niewystarczająca. W tym celu przez członków Koła
podejmowane są liczne pionierskie inicjatywy. Flagowym projektem KNL jest model
Bezzałogowego Statku Lotniczego. Weźmie
on udział w Konkursie na Studencki Bezpilotowy Statek Załogowy w ramach IV edycji Międzyuczelnianych Inżynierskich Warsztatów Lotniczych w Bezmiechowej. BSL
jest projektem KNL realizowanym wspólnie
z kołem MELAVIO. Ich zadaniem jest zaprojektowanie elektroniki w modelu. „Jesteśmy
odpowiedzialni za oprogramowanie komputera pokładowego oraz testowanie algorytmów sterowania i nawigacji” – zdradza
Marcin, członek MELAVIO. Współpraca KNL
z innymi kołami naukowymi przynosi efekty,
dotychczas reprezentacja z PW wygrywała
wszystkie zawody w Bezmiechowej.
Oprócz prac konstrukcyjnych
i projektowych Koło Naukowe
Lotników uczestniczy w licznych festynach i semina-
riach naukowych, w tym m.in. w Targach Kół
Naukowych i Organizacji Studenckich KONIK, czy też Pikniku Radia BIS. Dla członków
organizowane są również wyjazdy szkoleniowe. W tym roku odbył się wyjazd do Tomaszowa Mazowieckiego, gdzie lotnicy z Koła
mogli sprawdzić swoje możliwości lotnicze
na symulatorze śmigłowca Sokół o wdzięcznej nazwie Claudia.
Warto wiedzieć, że oddawanie się swoim
lotniczym pasjom to nie jedyna zaleta bycia
członkiem Koła. Plusy są również bardziej
przyziemne, przejawiające się w postaci zniżek i upustów przyznawanych na różne szkolenia. I tak na kursie szybowcowym dostać
można 400 zł zniżki na szkolenie teoretyczne. Na szkoleniu samolotowym zniżka jest
taka sama.
Trudy tworzenia
Cały proces konstrukcyjny maszyny latającej wymaga szczególnej precyzji oraz odpowiednich warunków pracy. Koło może
poszczycić się posiadaniem własnego warsztatu w postaci autonomicznej modelarni mieszczącej się w Domu Studenckim Mikrus. Opiekun modelarni, Paweł Różański,
troszczy się o to, aby niczego nie brakowało zapaleńcom lotnictwa. Warto napomknąć,
że KNL własnym sumptem zakupiło elektroniczne wycinarki oraz narzędzia potrzebne
w produkcji modeli i wszelkiego rodzaju maszyn latających budowanych przez KNL. Nie
ma określonych godzin pracy modelarni, generalnie obowiązuje zasada, że każdy pracuje tu na tyle długo, na ile ma ochotę.
Co jak nie KNL
„Od pewnego okresu w moim życiu zacząłem dążyć do poświęcenia całego wolnego czasu lotnictwu. Co może być lepszym
wyborem dla takich jak ja, jak nie KNL?”–
zdradza Paweł. Według niego, członkowie
KNL to ludzie pozytywnie zakręceni. „Są to
przeważnie osoby z niespełnionymi marzeniami związanymi z lotnictwem, ale też i takie, które w ogóle chcą coś robić” – mówi
prezes KNL, Marcin Ruszkowski. Zarząd Koła
nie musi się martwić o nowych członków, bo
tych nie brakuje (jest to największe koło naukowe na Politechnice Warszawskiej – ponad siedemdziesiąt osób). Chętnych do zostania członkiem Koła nie odstrasza nawet
niemała składka członkowska (50 zł dla nowych i 20 zł dla obecnych członków).
Mimo wielu osiągnięć lotnicy z PW nie zamierzają spocząć na laurach. Koło ma w planach dokończenie wyposażania pomieszczenia modelarni. Dzięki składkom będzie
można zakupić dodatkowe narzędzia niezbędne w dalszych pracach nad coraz to nowymi konstrukcjami. Kolejną inicjatywą, która narodziła się wśród członków Koła, jest
skonstruowanie bardziej zaawansowanego
symulatora lotu, roboczo nazwanego SyMELator2. Nowa konstrukcja ma korzystać z komercyjnych algorytmów lotu, które są o wiele
bardziej wydajniejsze od obecnie używanych
w symulatorze Koła. W planach na przyszłość
nie zabraknie również miejsca na organizację
wycieczek w ciekawe miejsca i na różnego
rodzaju seminaria oraz targi naukowe.
Projektanci marzeń
Koło Naukowe Lotników jest jedną z najbardziej rozpoznawalnych organizacji Politechniki Warszawskiej. Odnosi liczne sukcesy na arenie międzyuczelnianej i nie tylko.
Jest wizytówką naszej Uczelni już od wielu
dekad. Tajemnica sukcesu Koła tkwi niewątpliwie w pracowitości, konsekwencji i profesjonalizmie jego członków. Jednakże w wypadku KNL nie bez znaczenia wydaje się być
również radość i zadowolenie z tego, co się
robi.
Łukasz Sokołowski
Koło Naukowe
Lotników
Wydział Mechaniczny
Energetyki i Lotnictwa
ul. Nowowiejska 24 lok. 5
http://knl.meil.pw.edu.pl
tu
Miesięcznik Kulturalny Studentów
Po l i t e c h n i k i Wa r s z a w s k i e j
ISSN 1732-9302
Obecne numery oscylują
wokół 24 stron, mamy wie
le stałych
rubryk jak Sylwek z Żac
zka czy Kącik Studencki
ch Serc oraz
nowo powstała Niebanaln
a Fura Studenta. Jest mie
jsce także
na fotoreportaże, recenz
je czy artykuły związane
z aktualnym
tematem numeru. A co w
przyszłości? To się okaże.
Maciej Pietrukiewicz
jes
tem
!
NUMER
48
' 2009
GRUDZIEN
tEM at NUME RU
StREEt aRt
s. 4
wIN ylU
Z abawkI Z
t y lO' w
I E lUaSS
w
O
I
N
a
OCE M aCkIEM w
s. 8
s. 18-19
DZ
wywIa
a
IaSt
M
E
lN
UR a
k U lt
-1 0
s. 9
21
6
P
O
T ADEK
OKŁ
Okładka, która stała
się zarazem podstawą
do gier planszowych
. Stosowana często
przy
studenckiej
odmianie
chińczyka
ropowszechnionej w
akademikach, czyli
Alkochińczyka.
śnie,
Ta okładka przedstawiała... No wła
tak
co
,
wie
chyba tylko jego autor
.
dce
okła
naprawdę znajduje się na tej
Okładka zwróciła na siebie uwagę niejednego fana komiksów oraz ładnych kobiet.
Często też pojawiały się pytania o numer
dziewczyny na okładce I.PEWU.
Niesamowity efek
t, widziany z wię
kszej
odległości, to – po
przyjrzeniu się z
bliska – efekt pionow
ych linii pogrubio
ny
ch
w odpowiednich
miejscach.
Listopadowa okładka do numeru
o śmierci i przemijaniu w trochęluźniejszej
i bardziej żartobliwej konwencji
Specjalne wyróżnienie:
Może nie tyle dla samej okładki, co dla
całego, dość kontrowersyjnego numeru
w którym można się było dowiedzieć
np. Kto został laureatem festiwalu PUPA
2006 i Co to jest PW Gay. Numer dostępny
na naszej stronie internetowej w zakładce
Archiwalne Numery
Zebrał i przygotował: Maciek Pietrukiewicz
English version
Ten capitals of Poland
In our trip to Polish candidates for the title of European Capital of Culture we have already been to Gdańsk, Łódź, Toruń and
Wrocław. Today is the time for Poznań and Lublin – two completely different cities, from different regions, situated in large distance. But they have something in common – both are very old, both were in boarders of first Polish Kingdom of Mieszko the First,
both were even capitals of Poland for short period of time… Today both of them are beautiful cities, worth of visiting.
Discover Poznań
Poznań is an unique place, where you can still listen to local language (very similar to general Polish, but at the same time rich with some specific
vocabulary, rather funny for the rest of Poles), eat delicious dishes of local cuisine, and learn Polish history from the very beginning.
Royal – Imperial, the first and the last
Poznań was a place, where the first Polish
ruler, Mieszko the First was baptized, which
is told to be the year of creating Polish state.
Here was located also his biggest castle and
first Polish cathedral. In the further history
Poznań was getting bigger ad wealthier. After the partition of Poland it was included into
Prussia, and turned into the biggest fortress in
Europe. Emperor Wilhelm the Second built
here his monumental castle, the last royal residence created in Europe. Poznań was also
a place of fights for freedom. Uprising in 1918
was the only one finished successfully in Poland, and didn’t allowed Germans to include
the whole region into their boarders after the 1st World War. After destruction during the 2nd World War and reconstruction, it was a place of
first protest against communism (1956), which was finished with many
casualties, but was the beginning of the way leading to Solidarność,
Round Table, and finally winning freedom and democracy.
Then and now – all in one
Nowadays in Poznań you can find that history frozen in architecture.
Starting from the cathedral on Ostrów Tumski, through King’s Castle,
Main Square, wonderful renaissance Town Hall with famous goats, Emperor’s Castle, up to secession districts of Jeżyce and the building of
Poznań International Fair. All of this creates cohesive integrity, and gives
a lesson of history and art. Very nice place is the Old Brewery, which was
revitalized and now is a sophisticated trade centre with many works of
art exhibited in open spaces between shops. This all makes the new quality of the real trade gallery.
Citizens of Poznań have many good reasons to be proud of their
city, history and forefathers. You can find here many monuments reminding of them. Very interesting one is situated in front of the Emperor’s castle. From the numbers written on the monument, emerge
the names of Marian Rejewski, Henryk Zygalski and Jerzy Różycki,
cryptologists, who cracked the code of Enigma. At the same time
Poznań people do their best to make the modern city beautiful, interesting and inspiring. About 130 thousands of 600 thousands citizens
of Poznań are students. That makes the city young and lively centre
of sciences, arts and economics. There are many festivals organized
there, so to say only about the International Workshops of Modern
Dance and International Theatre Festival “Malta”. It’s also a huge
centre of water sports, because of the artificial reservoir Lake Malta,
with the modern regatta lane.
The name of Poznań comes from ‘to get to know, to meet’. It’s
absolutely worth to visit and to get to know this city, its people and
customs.
Lublin – The Eastern Gate
Lublin is the biggest Polish city to the East from Vistula River. It has always been the boundary city, which led it to heyday and to fall afterwards. Now, it teaches to cooperate and is again the meeting place for nations, artists, scientists and ideas.
Long, long time
ago…
In the long and
complicated history
of Lublin two most
important
events
took place here. One
was the Union between Poland and
Lithuania (1659),
when the biggest
country in that time
in Europe was created. It was the beginning of the Golden
Age of both countries, co – existing as
a multicultural federation of religious
tolerance, the country without stakes.
Unfortunately the
town was destroyed in may wars, because of
its location by the boarder. During the time of
rebuilding Polish state between the world wars
it was also developing quickly. Many schools
and universities were created, including the
biggest in the world Jewish orthodox school
– The Lublin School of Sages. The 2nd World
War stopped this expansion. Germans created
Gestapo prison in the Castle, and concentration camp on Majdanek. Thousands of Poles,
Jews and other were killed there. After the Red
Army got here, and the communism was introduced in Poland, Lublin was the capital, for
a few months. But nothing beside that have
changed – Castle was still a prison, and Majdanek was still a camp…
The gate
Through its hard history Lublin learned
a lot and now wants to educate, that only
peaceful cooperation of nations and cultures
gives prosperity and happiness. It has very
good tradition in this topic. Probably the
most beautiful place in the city is the Castel Chapel, built in Gothic style, but its interior is covered with wonderful Byzantine
– Ruthenian frescos. This is a great example, how the cooperation of East and West
leads to creation of the masterpiece. Nowadays Lublin is The Gate to The East again –
the place, where East meets West, Ukraine
and Belarus meet European Union. Thank
to its localization, openness, and philosophy
of dialog, it was included by the European
Commission to the programme ‘Intercultural Cities”
Fun and relaxation
Visiting Lublin gives you the opportunity to see the lovely Old Town, Castle, various old churches, Majdanek Museum, and
many more. About 50 festivals take place in
the city each year. Many of them are international and directed to the dialog and cooperation between the nations, and all of
them provide interesting theatric, music,
dance, student culture, literature events. After cultural emotions the visitors can and explore the pure nature of the city surroundings. The forests, lakes, swamps, and gorges
are unique in the whole Europe, and one can
observe here many rare plants and birds.
Thank to all of that Lublin integrates nature
with culture and technology, West with East,
people with each other.
Małgorzata Zawilska
23
Polska dziesięciu stolic
W naszej podróży po polskich kandydatach na Europejską Stolicę Kultury 2016 odwiedziliśmy dotychczas Gdańsk, Łódź, Toruń
i Wrocław. Dziś w naszej podróży zatrzymamy się w Poznaniu i Lublinie. Miasta oddalone od siebie o wiele kilometrów, stolice
dwóch różnych regionów i zupełnie inne. Łączy je jednak kilka faktów – oba były przez pewien czas stolicami Polski, oba są piękne, dynamiczne i warte odwiedzenia.
Poznań warto poznać!
Jeśli jadąc rano bimbą, otoczony wuchtą
wiary, przed wduszeniem przycisku otwierania drzwi zastanawiasz się gorączkowo,
czy aby na pewno zakluczyłeś mieszkanie i zapakowałeś sznytki, to niewątpliwy
znak, że znajdujesz się w Poznaniu.
Królewsko – cesarski, pierwszy
i ostatni
Poznań, stolica Wielkopolski zajmuje zaszczytne miejsce w historii naszego kraju.
Ostrów Tumski to miejsce chrztu Mieszka I,
jego największa twierdza, oraz stolica (wraz
z Gnieznem) i pierwsze biskupstwo świeżo
utworzonego państwa polskiego. Miasto rozrastało się, a jego centrum zostało przeniesione
ze strategicznej lokalizacji na wyspie, na większą przestrzeń, pozwalającą na rozplanowanie
rynku i ulic zgodnie z prawem magdeburskim.
Złoty wiek przypada na renesans, którego
wspaniałym zabytkiem jest ratusz ze swawolnymi koziołkami. W dalszym biegu dziejów
znaczenie Poznania jako ośrodka rzemiosła
i handlu umacniało się. W czasie rozbiorów
miasto, przemienione przez Prusaków w największą w Europie twierdzę, stanowiło stolicę
prowincji Prus Południowych. Napoleon gościł tu kilkakrotnie, a nawet zatrzymał się na
trzy tygodnie, kierując wyprawą na Moskwę.
Cesarz Wilhelm II ufundował imponujący zamek, ostatnią monarszą rezydencję zbudowaną w Europie, która w czasie wojny miała służyć za kwaterę Hitlera (jednak ostatecznie nie
doszło do tego). W odrodzonej Polsce Poznań
zapisał się złotymi zgłoskami jako miejsce Powstania Wielkopolskiego, jedynego w naszej
historii zwycięskiego powstania, dzięki któremu obszary nad Wartą nie zostały włączone do
Niemiec. Zniszczony i odbudowany, po wojnie stał się areną pierwszego masowego protestu przeciwko władzom komunistycznym.
Czerwiec 1956 skończył się rozlewem krwi,
jednak znalazł kontynuację w Grudniu 1970,
Czerwcu 1976, Sierpniu 1980, porozumieniach Okrągłego Stołu i w końcu wywalczeniu wolności i demokracji.
24
Spacerkiem przez wieki
Spacer uliczkami Poznania to prawdziwa
wędrówka przez wieki: od katedry na Ostrowie Tumskim, z grobami Mieszka I, Bolesława Chrobrego i innych Piastów, oraz pozostałościami książęcego zamku, poprzez Stary
Rynek i Zamek Królewski na Górze Przemysła, wspaniałą barokową Farę, zamek cesarski, aż do secesyjnych Jeżyc i hali Międzynarodowych Targów Poznańskich. Obecnie
wszystko to tworzy spójną całość i błyszczy
pełnym blaskiem, jakby przeżywając swoją
drugą młodość w sąsiedztwie nowych osiedli
i budynków. Przykładem takiego odmłodnie-
nia poprzez skuteczną rewitalizację jest Stary
Browar. W ostatnich latach stał się on dużym
centrum handlowym i galerią jednocześnie –
dzieła sztuki wkomponowane są w otwarte
przestrzenie pomiędzy sklepami, co tworzy
nową jakość prawdziwej galerii handlowej.
Nie tylko budynki opowiadają tutaj historię – na każdym kroku spotykamy pomniki
poświęcone wybitnym Poznaniakom i upamiętniające wydarzenia mające tu miejsce:
przemowę Paderewskiego, która zaowocowała skutecznym powstaniem, strajk 1956 roku
i wiele innych. Z cyfr na pomniku przed zamkiem wyłaniają się nazwiska Mariana Rejewskiego, Henryka Zygalskiego i Jerzego Różyckiego, którzy rozszyfrowali Enigmę.
Dziedzice wielkich przodków
Na każdym kroku widać, że Poznaniacy są
dumni ze swojej historii i przodków. Nie poprzestają jednak na tym – stale starają się, aby
ich miasto było piękne, inspirujące, a sami
chcą udzielać się na forum krajowym i międzynarodowym. Od dawna Poznań był ‘polskim oknem na świat’, dzięki odbywającym
się tam od ponad osiemdziesięciu lat targom,
klasyfikowanym na 21. miejscu co do ważności na świecie. Odbywają się tu również
liczne zjazdy, konferencje i festiwale. Najsłynniejsze z nich to Międzynarodowe Warsztaty Tańca Współczesnego i Festiwal Teatrów
Tańca, Festiwal Teatralny „Malta” oraz Międzynarodowy Konkurs Skrzypcowy im. Henryka Wieniawskiego. Spośród niecałych 600
tysięcy mieszkańców 130 tysięcy stanowią
studenci. Dzięki temu miasto jest ważnym
ośrodkiem naukowym i kulturalnym, tętni życiem, jest otwarte na przybyszów i idee.
Zielony Poznań
Spośród wielu urokliwych zakątków stolicy Wielkopolski najspokojniejszym jest chyba
Malta. Tereny te dawniej należały do Joannitów
– Kawalerów Maltańskich, stąd egzotyczna
nazwa. Wszystkie obiekty rekreacyjno – sportowe i rozrywkowe skupione są wokół Jeziora Maltańskiego, sztucznego zbiornika, wyposażonego w jeden z najnowocześniejszych na
świecie torów regatowych. Odbywają się tutaj
liczne międzynarodowe zawody sportów wodnych. Innym ciekawym zakątkiem jest Cytadela (Fort Winiary) – centralny obiekt pruskiej
Festung Posen, potem Park-Pomnik Brater-
Poznań, fot. Małgorzata Zawilska
stwa Broni i Przyjaźni Polsko-Radzieckiej,
obecnie Park Cytadela. Na jego terenie znajdują się miejsca pamięci, cmentarze, Muzeum
Armii Poznań i Muzeum Uzbrojenia. Umieszczono tu również wiele rzeźb, w tym instalację
„Nierozpoznani” autorstwa Magdaleny Abakanowicz, składającą się ze 112 obiektów i wykonaną na 750. rocznicę lokacji miasta.
Poznań Unikatowy
Tylko tutaj zjesz rogale marcińskie, sznekę z glancem, pyry z gzikiem i inne specjały świetnej kuchni wielkopolskiej. Tylko tutaj posłuchasz uroczej gwary, która jest nadal
żywa i smakowita. Tylko tutaj zobaczysz największą kolekcję obrazów genialnego Jacka
Malczewskiego. Tylko tutaj przeżyjesz Imieniny Ulicy – Dni Świętomarcińskie i Imieniny
Miasta – św. Piotra i Pawła, Święto Pyry i procesję Bożego Ciała z udziałem wystrojonych
Bamberek. Tylko tutaj spotkasz się z historią
Polski, która w tym mieście miała więcej stron
pogodnych i zwycięskich niż martyrologicznych i tragicznych. Warto poznać Poznań!
Poznań, fot. Małgorzata Zawilska
a
Lublin – otwarta brama w granicach
Lublin jest największym polskim miastem na wschód od Wisły. Od zawsze leżało na pograniczu krajów i kultur, co
przyniosło mu rozkwit i upadek. Obecnie otrząsnęło się po ciemnych latach
wojny i komunizmu i na nowo zaczyna lśnić, będąc doskonałym forum spotkań narodów, artystów, naukowców
i idei z obu stron granicy Unii Europejskiej.
Dawno, dawno temu…
Okolice Lublina były zamieszkane od
zamierzchłych czasów, czego świadkiem
są odkryte tam cmentarzyska sprzed 5
tysięcy lat. Mieszko I ufundował tu kościół św. Mikołaja, w miejscu dawnej pogańskiej świątyni. Strategiczne znaczenie
miasta zostało ugruntowane w średniowieczu, a w renesansie przeżywało intensywny rozkwit, dzięki przebiegającemu przez nie szlakowi handlowemu znad
Morza Czarnego. W 1659 roku została
tu zawarta Unia Lubelska, co było jednym z najważniejszych wydarzeń w historii tej części Europy, gdyż doprowadziło
to powstania wielonarodowego i wielokulturowego federacyjnego państwa tolerancji religijnej – Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Dalsze dzieje Lublina były
bardzo trudne. Miasto wielokrotnie było
niszczone przez Kozaków, Szwedów, epidemię dżumy, w wojnie północnej… Los
uśmiechnął się do niego, gdy August II na
początku XVIII wieku nadał mu przywilej zrównujący w prawach z Krakowem.
Niestety, rozbiory, zajęcie przez wojska
rosyjskie, włączenie do zaboru austriackiego, a następnie do Księstwa Warszawskiego, spowodowały dalsze spustoszenie miasta. Okres międzywojenny to czas
ponownego rozwoju. Założono KUL, Towarzystwo Przyjaciół Nauk, a także największą na świecie uczelnię talmudyczną
– Lubelską Szkołę Mędrców. Miasto rozpoczęło też swoją promocję: wydano afisz
Lublin,
Lublin,fot.
fot.Marcin
MarcinDec
Dec
propagandowy, a 11 czerwca 1939 odbyły się pierwsze Dni Lublina. Co ciekawe,
festiwal ten miał i nadal ma kontynuację,
a od 2007 roku organizowany jest pod nazwą Planeta Lublin.
Krwawe łzy nad Lublinem
Tragedia II wojny światowej dotknęła
Lublin, podobnie jak inne miasta w Polsce, masowymi prześladowaniami i rozstrzeliwaniami. Piękny Zamek został zamieniony na ciężkie więzienie i katownię
Gestapo. Na terenie miasta, w dzielnicy
Majdanek funkcjonował niemiecki obóz
koncentracyjny, gdzie masowo ginęli Polacy, Żydzi, a także jeńcy – żołnierze Armii Czerwonej. Po wkroczeniu wojsk radzieckich i utworzeniu PKWN Lublin
przez kilka miesięcy było stolicą Polski. Zamek i Majdanek zachowały swoje straszne przeznaczenie, z tą różnicą, że
zawiadywali nimi Towarzysze, zajmujący
się likwidowaniem opornych wobec władzy Polaków – głównie patriotów z Armii
Krajowej i Narodowych Sił Zbrojnych.
W tej sytuacji szokujący był „cud lubelski” w 1949 roku, kiedy to na kilka dni
przed hucznymi obchodami 70. urodzin
Stalina, obraz Matki Bożej w katedrze zapłakał krwawymi łzami. Pociągnęło to za
sobą represje, wiece i aresztowania, jednak obraz nadal jest czczony, a w 1988
roku został koronowany. Od tego czasu na
szczęście bardzo wiele się zmieniło i dziś
o ponurej, ale jednak zwycięskiej przeszłości przypominają tablice pamiątkowe,
pomniki i muzea.
Brama Wschodu
Obecnie Lublin, nauczony trudnymi doświadczeniami minionych wieków, dokłada wszelkich starań, aby być miastem
dialogu, pokojowej współpracy i porozumienia. W tym zakresie miasto ma bardzo
dobre tradycje: jego złoty wiek przypada
na renesans, kiedy to poza Polakami mieszkali tutaj w zgodzie Niemcy, Rusini, Tatarzy, Romowie, Szkoci, Włosi, Holendrzy,
Grecy… Współistnienie to znalazło odbicie w najpiękniejszym zabytku Lublina.
Otóż kaplica pałacowa, zbudowana w stylu gotyckim, od wewnątrz jest pokryta freskami bizantyńsko – ruskimi, będąc w ten
sposób połączeniem i arcydziełem kunsztu mistrzów Zachodu i Wschodu. Lokalizacja Lublina na rubieży Rzeczypospolitej,
która była powodem większości klęsk dotykających miasto, obecnie znów jest jego
atutem w procesie integracji. Dzięki temu
jest miejscem spotkania Wschodu i Zacho-
Lublin, fot. Marcin Dec
du, Unii Europejskiej z Ukrainą i Białorusią. Jako jedyne spośród polskich miast Lublin został włączony do programu „Miasta
Międzykulturowe”, organizowanego przez
Radę Europy i Komisję Europejską.
Lublin festiwalowy i rekreacyjny
Co roku w Lublinie organizowanych jest
około 50 festiwali i imprez cyklicznych.
Wiele z nich podkreśla tradycje dialogu
między narodami i kulturami: Festiwal Teatrów Europy Środkowej „Sąsiedzi”, Festiwal Spotkań Kultur „Caper Lubliniensis”,
Międzynarodowe Biennale Wschodni Salon Sztuki, Najstarsze Pieśni Europy, Mikołajki Folkowe, L2 – potęgowanie kultury
Lublina i Lwowa. Poza tym miasto to jest
miejscem wielu festiwali studenckich, teatralnych, jazzowych, literackich, tanecznych, muzyki klasycznej i ludowej, a także
Europejskiego Festiwalu Smaku, Festiwalu Opowiadaczy „Słowo daję” i Ogólnopolski Konwent Miłośników Fantastyki
Falkon. Wszystko to dzieje się w scenerii
pięknych kamieniczek, Zamku i ich okolic. Po festiwalowych szaleństwach można
ruszyć na łono natury. Lubelszczyzna jest
unikatowym w skali Europy regionem nienaruszonej przyrody. Można tutaj odpocząć
spacerując po pięknych wąwozach, odkrywając ukryte w leśnej gęstwinie jeziora
i bagniska, obserwując rzadkie gatunki roślin i ptaków.
po–Lub–lin!
Współczesny Lublin, czerpiąc ze swej historii i tradycji miasta przygranicznego, staje się szeroką bramą. Jest miejscem integracji Wschodu z Zachodem, natury z kulturą
i technologią, tradycji z nowoczesnością.
Jest wiele powodów, aby go odwiedzić i –
polubić.
Poznała i polubiła
Małgorzata Zawilska
25
25
FILM
Recenzje
Sherlock Holmes
Sherlock Holmes już dawno stał się postacią kultową, którą zna niemal każdy
obywatel kuli ziemskiej. Tytułowy bohater najsłynniejszej powieści Arthura Conan
Doyle’a niedawno po raz kolejny zagościł
na kinowym ekranie. Czy najnowszy film
o genialnym detektywie zbliżył się do wysokiego poziomu książek kryminalnych
brytyjskiego pisarza?
Już od pierwszej sceny filmu uwagę
widza skupiają mroczna atmosfera i postać Sherlocka, która dominuje na ekranie. Ciemny i niebezpieczny Londyn został
tu oddany w niezwykle sugestywny sposób. Wrażenie na odbiorcy robią szczególnie sceny pościgu ulicami miasta i walki na
wciąż budowanym Tower Bridge. Najważniejsza jest jednak postać głównego protagonisty, w której można dostrzec pewne
podobieństwo do serialowego dr. House’a. Holmes jest tu ironicznym, szczerym
do bólu racjonalistą. Bezgranicznie ufa
własnym przeczuciom, a największą potęgą jest siła jego rozumu. Kiedy dodamy do
tego mistrzostwo w sztukach walki, charyzmę i szósty zmysł, który pozwala mu rekonstruować bieg zdarzeń, to otrzymujemy
postać ze wszech miar nietuzinkową. Kontrapunktem dla tego bohatera jest pomocnik detektywa – spokojny, czasem wręcz flegmatyczny dr Watson. W filmie jest także miejsce dla byłej kobiety Sherlocka – wytrawnej
złodziejki, i Lorda Blackwooda, któremu przypadła rola czarnego charakteru chcącego
przejąć władzę nad światem.
Film spodoba się przede wszystkim osobom ceniącym szybką akcję i bogactwo efektów
specjalnych. Powinien trafić również w gusta tych, którzy lubią kryminalne łamigłówki.
Wizyta w tym mrocznym, przesiąkniętym okultyzmem, ale też pełnym humoru i intrygujących postaci świecie wydaje się być ciekawym sposobem na spędzenie niedzielnego popołudnia.
Jacek Kułak
Równe 2 lata – tyle czasu musieli czekać polscy widzowie,
aby otrzymać kontynuację Iron Mana. Czy film spełnił pokładane w
nim nadzieje i sprostał wysokim oczekiwaniom miłośników jednego
z najsłynniejszych komiksowych herosów?
Od wydarzeń z pierwszej części minęło pół roku. Rząd i przebiegły biznesman Justin Hammer domagają się, aby Stark udostępnił im swoją technologię.
Pojawia się też tajemniczy Rosjanin Ivan Vanyo, grany przez wytatuowanego
Mickeya Rourke’a który, mówiąc eufemistycznie, nie przepada za tytułowym
bohaterem. Kiedy dorzucić do tego powoli zabijający protagonistę kostium, wydawać by się mogło, że Iron Man 2 zapewnia 124 minuty rozrywki
na najwyższym poziomie. Jak to jednak często bywa, autorzy zapomnieli
o regule złotego środka. Mnogość wątków i postaci sprawia, że widz łatwo
może się pogubić. Zbyt wiele rzeczy zostaje tu niedopowiedzianych . Na plus
trzeba zaliczyć dialogi, wszechobecny humor, gwiazdorską obsadę aktorską
(Samuel L.Jackson, Scarlett Johansson, Gwyneth Paltrow, Mickey Rourke
i oczywiście Robert Downey Jr., dzięki któremu postać Iron Mana jest charyzmatyczna i tętni życiem) i efekty specjalne.
Czy warto? Jeżeli ktoś stawia na przyjemną rozrywkę
i chciałby się odstresować po ciężkim dniu w szkole/pracy nie powinien narzekać. Film ogląda się bardzo przyjemnie, a w niektórych momentach na twarzy widza musi pojawić się uśmiech.
Ci, dla których liczy się przede wszystkim opowiadana historia, mogą czuć się
trochę zawiedzeni.
26
Jacek Kułak
Randka w ciemno
Co by było, gdyby faceci z „Testosteronu”
stanęli do konfrontacji z ostrymi dziewczynami z „Lejdis”? Takim pytaniem rozpoczyna się
ulotka promująca film, którą można znaleźć
w kinach. Tymczasem nie znajdziemy w nim
ani poważnej tematyki uchwyconej w „Lejdis”, ani błyskotliwie abstrakcyjnego humoru
obecnego w „Testosteronie”. Twórcy „Randki w ciemno” postawili na kiczowatą stylistykę
próbując stworzyć obraz żałosny, a dzięki temu
zabawny. Udało im się tylko to pierwsze.
Główna bohaterka, uśmiechająca się do
nas uroczo z plakatów, w pierwszej części
filmu głównie dramatycznie płacze. Oprócz
uśmiechu Katarzyny Maciąg zaprasza też
dobrze znany zestaw aktorów, którzy wywiązali się ze swojego zadania sumiennie,
aczkolwiek żadna z kreacji nie powala.
Zakochany gej, „szalony” zakład, kochanek
marnotrawny i ekipa zakręconych przyjaciółek składają się na niezwykle zawikłaną intrygę, którą widz albo rozgryza już na początku,
albo nie rozumie długo po zakończeniu filmu.
Mimo kilku rzeczywiście zabawnych tekstów film ten, moim zdaniem, nie jest komedią. W zasadzie nie pasuje też do żadnego
innego gatunku.
Dominika Sawicka
MUZYKA
TeTris & Dj Tort
„Shovany mixtape” vol.2.
Cztery miesiące po pierwszej odsłonie „Shovany misxtape” w przestrzeń
trafiła druga część. Wydana w 29. urodziny autora, poprzedzona podgrzewaniem
atmosfery godnym mistrzów jest składanką, która ma szansę zająć ważne
miejsce w historii polskiego rapu.
Tet zaskakuje nie tylko liczbą kolaboracji ale także twórcami z którymi zdecydował się nagrywać. Oprócz oczywistych kawałków z Pogo i Esdwa, gościnnie udzielają się Numer Raz, Głowa, Pyskaty. Jednak najbardziej
szokującym jest wspólny utwór z Rakiem i Dioxem. Mimo tych featuringów
Tetrisowi udało się zachować swój niepowtarzalny klimat.
Krążek to zdecydowanie dojrzałe wydawnictwo. Nie brak tam retrospektywy
charakterystycznej raperowi z Siemiatycz, jak również głębokich kontestacji
zastanej rzeczywistości do których
zdążył przyzwyczaić Adam. Autor nie
boi się także gorzkich szpil wobec popkultury, ale także szczerego dystansu
wobec siebie.
Dj Tort i Tetris są bez wątpienia
artystami, którzy przyzwyczaili do poszerzania przestrzeni polskiego rapu.
Najnowszą składanką zdecydowanie
ugruntowali swoją pozycję. Składanka
do pobrania z: www.blog.reformat.
com.
Damian Drewulski
Soulfly ‘Omen’
Po dwóch latach od wydania ‘Conquer’ kwartet dowodzony przez Max’a
Cavalerę powraca z nowym albumem - ‘Omen’. Siódma odsłona kapeli to 40
minut punkowo-metalowej jazdy; albo inaczej: to 40 minut muzyki, która nie
zaskakuje absolutnie niczym.
Album ‘Omen’ otwiera ‘Bloodbath and Beyond’. Szybki, brudny riff
i praca perkusji nie pozostawiają złudzeń – to punkowy cios wycelowany
prosto w twarz słuchacza! Podobny zabieg słychać przy ‘Vulture Culture’. Efekt
psują tutaj sola gitarowe. Osobiście uważam, że wymienionym utworom nie
zaszkodziłoby trwanie w surowym klimacie do końca.
‘Omen’ to jednak album metalowy – to spora ilość thrashowego mięcha
w delikatnym deathowym sosie. Kawałki takie jak ‘Great Depression’,
‘Kingdom’, ‘Jeffrey Dahmer’, ‘Off With Their Heads’, ‘Mega-Doom’ czy
‘Counter Sabotage’ zdecydowanie to potwierdzają. Jest w nich moc, łomot, brud
i prosty do wykrzyczenia refren.
Wspomnianej stylistyce wyłamują
‘Rise Of The Fallen’ oraz ‘Lethal Injection’, w których swoje gardła wydzierają
Greg Puciato z The Dillinger Escape Plan
oraz Tommy Victor z Prong. Groove’owy
‘Rise Of...’ z powodzeniem mógłby
znaleźć się na ‘Conquer’. ‘Lethal Injection’ natomiast ciągnie lekko połamany
riff, przywodzacy na myśl Meshuggah.
Płytę wieńczy „soulflajowy” standard –
chilloutowy kawałek ‘Soulfly VII’.
Cavalera nie musi nikomu udowadniać swojej pozycji w metalowym
światku. ‘Omen’ jest na to dowodem. Nie ma fajerwerków, jest za to solidnie.
Solidny Soulfly? Oczywista oczywistość!
Wiktor Szajda
Mamy do rozdania 3 płyty (w tym jedną w specjalnej edycji w puszce) zespołu STREETWORKERZ.
Pytanie od Zaginionego: Jakie zastosowanie może
mieć papierowa torba, którą na głowie nosi członek
zespołu? Najciekawsze odpowiedzi nagrodzimy! Maile
z tytułem STREETWORKERZ możecie wysyłać na adres
[email protected] do końca czerwca.
27
STUDENCKIE
RADIO POLITECHNIKI
WARSZAWSKIEJ
AUDYCJE AUTORSKIE NA ŻYWO ● CODZIENNE
PASMO INFORMACYJNE ● WYŚMIENITA DAWKA MUZYKI
● TRANSMISJE NA ŻYWO Z KONCERTÓW I IMPREZ ● WYWIADY
● WSPÓŁPRACA Z KLUBAMI, WYTWÓRNIAMI, ORGANIZACJAMI
STUDENCKIMI I KULTURALNYMI
WWW.RADIOAKTYWNE.PL
KARNAVAULI 2010
Dwudziestego trzeciego stycznia, roku pańskiego obecnego, miałem przyjemność wybrać się na Karnavauli. Przyznam się szczerze, że o tym, co dziać się tam będzie, pojęcia
zbyt wiele nie miałem… Ot, styl preferowany to black and white, więc koszulę w takich
kolorach założyłem i na tym moja wiedza
o balu się zakończyła. I dla takich osób jak
ja powstaje właśnie ten tekst. Żeby wiedzieli, co tracili przez ubiegłych sześć lat – bo tyle
razy było już organizowane Karnavauli.
Generalnie idea jest prosta. Do Dużej Auli
Gmachu Głównego PW przybywa 400 par
studenckich ze wszystkich ważniejszych warszawskich uczelni. Liczba wydaje się ogromna. I faktycznie – taka jest. Bal zaczyna się polonezem, a tańczące go pary podążają w górę
po krużgankach. Korowód zdaje się nie mieć
końca, tak jak i obawy, że nie mieć końca będzie ścisk na parkiecie. Obawy, dodam, bezpodstawne, bo na ciasnotę, kiedy zagrała orkiestra, nikt narzekać nie mógł. Miejsca było
w sam raz. Ale właśnie! Orkiestra! Imprezę
rozkręcał dobrze znany Engineers Band, który, tu troszkę lukru na ich głowy, dźwięki wydaje czyste niczym świeżo zakupiona w Empiku płyta CD. Słucha się ich z autentyczną
dumą (że to nasi) i podziwem. No i do ich rytmu pląsa się też całkiem nieźle…
Engineersi grać mieli do północy. Przedłużyli do pierwszej. Wtedy to muzykę na swe
barki wziął DJ. I przyznam szczerze, trzymał
ją całkiem nieźle. Mieszanka lat ‘70’80’90 itd.,
utworów współczesnych, jak i remixy, wydawałoby się mało tanecznych nut typu Fasolki,
ze swoim „Hej szczoteczko!” na czele, odwalało naprawdę dobrą robotę! Dodatkowo, przy
bardziej znanych utworach, szczególnie tych
polskojęzycznych, szanowny pan za konsolą, wyciszał na moment dźwięk, co genialnie
dopingowało do śpiewania. Setki grzmiących,
studenckich gardeł – widowisko bezcenne.
Tyle o muzyce. Teraz sprawy bardziej techniczne… Jedzenie! Taaak. Każdy lubi jedzenie! Karnavauli karmiło studentów stołem
fot. Damian Drewulski
30
szwedzkim, który przypadł do gustu zapewne
każdemu bawiącemu się homo sapiens, gdyż
potrawy zróżnicowane były całkiem nieźle.
Było też nieco bardziej wykwintnie niż zwykło
się gotować w rodzimym akademiku, a także
zdecydowanie więcej, bo kelnerzy uwijali się
z wymianą srebrnych tac bardzo sprawnie i,
tu moje bezgraniczne zdziwienie, pokarmów
i napojów (bezalkoholowych) nie brakowało
w żadnym momencie. Jeśli już jestem przy napojach to warto wspomnieć, że w cenę biletu
wliczone są kieliszki szampana i dwie butelki
wina przypadające na stolik, więc i symbolicznie zakropić można… O ilościach niesymbolicznych nie czas i nie miejsce mnie pisać…
Teraz trochę o atrakcjach. Kształt balu
nadawał Piotr Plewa, o którym Google wie
całkiem sporo, więc o kwestię odpowiedniego konfenansjera martwić się trzeba nie było.
Przerywał on momentami taneczne pląsy, by
zapowiedzieć coś, co urozmaicić miało i tak
już ciekawy wieczór. I tak na przykład zobaczyć można było taneczny show klasy S, kilka magicznych trików iluzjonisty, pokaz sztuki barmańskiej oraz wybór królowej i króla
balu. Ciekawie. Może tylko za wyjątkiem
tego iluzjonisty, który swoją osobą przywoływał wspomnienia z podstawówki, kiedy to podobnych oglądało się z zapartym tchem na sali
gimnastycznej. Teraz już te same sztuczki nie
robią takiego wrażenia. Podwójne dna i ukryte
zapadnie, dla inżynierskiego oka studenta politechniki nie są niczym nadzwyczajnym…
Czytając to, co napisałem wyżej, dochodzę
do wniosku, że tekst wygląda jak sponsorowana reklama… Ciągle, że fajnie, że ciekawie…
Stwierdzam więc, że trzeba i dołożyć łyżkę
dziegciu (czymkolwiek jest ten „dziegć”).
Nie było głośników na pierwszym i drugim
piętrze, a przecież tam właśnie, na krużgankach,
ustawione było najwięcej stolików! Sprawiło to,
że muzyka była tam ledwo dosłyszalna, a jakiekolwiek zapowiedzi niesłyszalne w ogóle. Siedząc na drugim poziomie człowiek czuł się jakby oglądał pantomimę – ot, coś gra, wychodzi
fot. Damian Drewulski
ktoś na środek, rusza ustami w kierunku trzymanego mikrofonu, coś buczy… zaraz pewnie
coś zrobi… Oooo! Żongluje butelkami! – tak to
mniej więcej wyglądało. Myślę, że w przyszłości błąd ten można swobodnie naprawić.
I jeszcze na koniec kwestia biletów. Z rozmów, jakie przeprowadziłem na balu, wynika jednogłośnie, że Politechnika otrzymała
za małą pulę wejściówek. Nie spotkałem żadnego studenta PW (żadnego!), który kupił bilet na swojej matczynej uczelni. Każdy, kogo
zapytałem, zdobywał je w budynkach takich
rodzynków, jak Polsko – Japońska Wyższa
Szkoła Technik Komputerowych czy Szkoła
Główna Służby Pożarniczej. Niby trzeba się
cieszyć tym, że jednak bilet się ma, aczkolwiek
tak zdobyta wejściówka jest droższa o 30 – 40
zł, a przecież jesteśmy tylko studentami… Nie
wiem, ile PW otrzymało wejściówek, i szczerze mówiąc nie chcę się zagłębiać w żadne
kwestie polityczne, ale po prostu zwracam na
to uwagę z racji danego mi przywileju wolności słowa. Wiem także, że nie można dogodzić
każdemu, że bilety na PW rozchodzą się jak
ciepłe bułeczki, i że ilość bułeczek jest mocno
ograniczona, jednakże myślę, że naszych studentów można było nakarmić nieco lepiej.
Teraz czas na podsumowanie. Karnavauli przypomina coś w rodzaju wielkiego studenckiego wesela. Jest orkiestra, są znajomi, jest taniec, jest suto zastawiony stół…
Kto nie lubi wesel? Zwłaszcza kiedy wokół
jest grono osób, z którymi niezmiennie dobrze się bawisz? A do tego wszystko w wykwintnej oprawie naszej najpiękniejszej auli
przyozdobionej kwiatami i grą wielobarwnych świateł. Widok zapada w pamięć. Cały
bal zapada w pamięć. I na koniec jeszcze
dodam coś, co odbiło się właśnie w mojej
głowie głośnym echem… Niemal każdy,
z kim się żegnałem wychodząc nad ranem
z balu, mówił coś w rodzaju „no to do zobaczenia za rok!”. To chyba najlepsza rekomendacja!
Sylwester Staniek
FOTOREPORTAŻ
Bal Połowinkowy to, podobnie jak Karnavauli, ogromne przyjęcie organizowane co
roku dla studentów (nie tylko 3 roku) w Gmachu Głównym. Jak się tam bawiono i
dlaczego warto było tam być? Przybliży Wam to poniższy fotoreportaż.
czora
Gmach Główny tego wie
ykle
zw
nie
prezentował się
ie.
czn
taty
jes
ma
i
okazale
Pokaz tanecz
ny rumby.
Niesamowic
ie zmysłowy,
inspirujący do
po
tanecznych uc pisów
zestników ba
lu.
ołu
ego zesp
też żyw
iele
w
ło
k
ł
ra
b
ra
ry zag
Nie za
tó
k
,
ą
k
st
k.
z wokali lubianych piosene
znanych i
Na parkiecie było jak zawsze
pełno ludzi, co nie przeszkadzało
jednak w dobrej zabawie.
udenci.
yli także st
ej w tan rusz
Późni
Wykwintne jedz
enie, dobra
muzyka i świe
tne towarzystw
o
- nic dziwnego
, że wszystkim
dopisywały hu
mory.
Zabawa przy
muzyce serw
owanej
przez DJ’a tr
wała do wcz
esnych
godzin porann
ych.
Zdjęcia: Sebastian Stasiuk
31
SUDOKU
for
you:
6
Sudoku jest to łamigłówka, której
celem jest wypełnienie diagramu
9x9 w taki sposób, aby w każdym
wierszu, w każdej kolumnie i w
każdym z dziewięciu pogrubionych
kwadratów 3x3 znalazło się po jednej cyfrze od 1 do 9.
5
2
9
7
8
5
3
8
7
6
1
7
2
9
4
9
9
2
4
3
2
1
7
5
4
1
3
6
2
9
7
3
5
6
4
2
8
1
3
6
5
8
1
8
4
tk
o!
7
one
more
ys
8
6
9
9
8
7
sz
3
9
3
1
5
w
9
8
1
5
3
To
(wikipedia.pl)
4