To już 6 lat i.pewu!
Transkrypt
To już 6 lat i.pewu!
eź W ISSN 1732-9302 t a l 6 ż u j o T i.pewu!odzinowa r u a k n a i z ! d u o k p d s Nie w śro e! ni m n u m e r KALENDARIUM Izrael (Hard Rock Cafe) 22–30 zł CZERWIEC 1 Wtorek 2 Środa 3 Czwartek Setting The Woods On Fire, Capital (Hydrozagadka) 10 zł 4 Piątek 5 Sobota 6 Niedziela 7 Poniedziałek Soap&Skin (with Ensemble) (Palladium) 79–109 zł Pogodno (Hydrozagadka) 20–25 zł 8 Wtorek 9 Środa 10 Czwartek 11 Piątek Beatsteaks, The Black Tapes (Proxima) 29–35 zł JWP, Solar/Białas, Młody M, STREETWORKERZ (Punkt & Radio Luxemburg) 15–20 zł 12 Sobota 13 Niedziela 14 Poniedziałek 15 Wtorek Metropolish (Teatr Studio) Sonisphere Festival: Metallica, Slayer, Megadeth, Anthrax, Mastodon, Behemoth (Lotnisko Bemowo) 198–880 zł 16 Środa John Mayall (Stodoła) 99 zł Serj Tankian z Orkiestrą (Park Sowińskiego) 140–170 zł 17 Czwartek 18 Piątek 19 Sobota 20 Niedziela 21 Poniedziałek 22 Wtorek Wianki nad Wisłą: Europe, Muniek (Most Świętokrzyski) Brian „Head” Welch (Progresja) 85 zł 23 Środa DevilDriver, 3 Inches of Blood, Malefice (Stodoła) 70–79 zł 24 Czwartek 25 Piątek 26 Sobota 27 Niedziela 28 Poniedziałek Crystal Castles (Proxima) 85–95 zł 29 Wtorek 30 Środa Prosto Mixtape 600V: Sokół, Eldo, FU, Pono, DJ 600V i inni (Palladium) 40–45 zł Venom (Stodoła) 120–140 zł SpiS Treści Wstępniak STudenci Student skomputeryzowany 4 Witajcie, KSS 5 Lifestyle 6 Moto 8 Numer, który właśnie trzymacie w rękach, jest bardzo szczególny, gdyż obchodzimy podwójny jubileusz: jest to 50 wydanie i.pewu oraz jednocześnie jego 6 urodziny. Wiemy, ze długo trzeba było czekać na to wydanie, ale mamy jednocześnie nadzieję że jego zawartość wynagrodzi Wam ten czas. Z okazji tak hucznego jubileuszu przeprowadziliśmy sesję zdjęciową ze studentką Agą, której i.pewu zdecydowanie nie jest obojętne. Pojawiły się także nowe działy, które powinny Was zainteresować, jak np. Niebanalna Fura Studenta. A dla tych, którzy lubią wyjść na miasto, ale nie mają pomysłu gdzie, zamieściliśmy Mapę Śródmieścia z zaznaczonymi i opisanymi klubokawiarniami. A na razie życzymy udanej i krótkiej sesji! TeMaT nuMeru ewizerunek 10 inny świat 11 Portale 12 KuLTura urodzinowa Sesja Zdjęciowa 13 śródmieście 16 Top 6 okładek 18 Historia Królika 19 ewolucja ipeWu 21 polska dziesięciu stolic 23 recenzje 26 Karnavauli 30 Bal połowinkowy 31 Sudoku 32 Maciek Pietrukiewicz ewizerunek Wyobrażacie sobie życie bez Internetu? Albo chociaż miesiąc? Ile możliwości, ta łatwość i szybkość komunikacji, świat stojący otworem, globalna wioska. W dzisiejszych czasach świat wirtualny może jeszcze nie jest tak ważny jak realny, ale już całkiem nieźle ze sobą konkurują. RedaktoR NaczelNy: Maciej Pietrukiewicz Zastępca RedaktoRa NacZelNego: Damian Drewulski RedaktoRZy pRowadZący NR: Michał Tryniecki, Damian Drewulski, Maciej Pietrukiewicz RedaktoRzy: Sylwester Staniek, Olga Kurek (niestety po raz ostatni), Dominika Sawicka, Grzegorz Boguszewski, Jacek Kułak, Ada Skowronek, Joanna Motyka, Krzysztof Drozd, Maciek Pietrukiewicz, Małgorzata Zawilska, Damian Drewulski dZiał gRaficZNy: Michał Tryniecki, Anna Beczek fotogRafia: Anna Zakrzewska, Damian Drewulski, s. 11 niebanalna fura studenta s. 8 Panie i Panowie, ogłaszam wszem i wobec powstanie nowej rubryki – Niebanalna Fura Studenta (NFS) Grzegorz Bubak, Karol Kosmala, Konrad Kozak, Michał Cichowski, Paulina Jędrzejczyk, Piotr Slężak, Sebastian Stasiuk, Jakub Krzysztof Kuna koRekta: Dorota Hentel admiNistRatoR stRoNy www: Michał Tryniecki dZiał pRomocji: Grzegorz Boguszewski, Ada Skowronek, Beata Włodarek, Grzegorz Iwanowski wydawca: Samorząd Studentów Politechniki Warszawskiej okładka: Patryk Sandach Adres korespondencyjny: Centrum Ruchu Studenckiego ul. Waryńskiego 12, 00-631 Warszawa, z dopiskiem „i.pewu” tel/fax: (022) 234 91 05 e-mail: [email protected] www.ipewu.pw.edu.pl ściąganie s. 6 Kolokwium z fizyki. Prawie wszystkie zadania rozwiązane, zostało jeszcze jedno. Sąsiad po prawej nie ma, po lewej wolne miejsce. Szybki ruch – Michał odwraca się do tyłu, naciska odpowiedni klawisz i już na ekranie telefonu pojawia się kartka kolegi. Sylwek z Żaczka Student skomputeryzowany Tak siedziałem sobie przed komputerem i myślałem, o czym napisać felieton do aktualnego numeru… Niemoc i brak weny dokuczały mi do tego stopnia, że już miałem wysyłać info, jako w tym miesiącu pasuję, kiedy do głowy wpadł mi pomysł bardzo prosty, aczkolwiek wydaje mi się, aktualny tak na teraz, jak i na przyszłość…. Chyba każdy z nas korzysta z komputera… Większość ma stały dostęp do Internetu. Świetnie, prawda? Ale czy do końca? Czy Ty też często łapiesz się na tym, że siedzisz przed monitorem, kilkasz w ciągle te same zakładki, sprawdzasz rzeczy, które sprawdzone już zostały, oglądasz filmiki, które Cię nie interesują, otwierasz linki, które tak naprawdę niewiele Cię obchodzą? Ja tak mam! A już szczytem komputerowego przyzwyczajenia jest moment, kiedy na pulpicie zaczyna się zakreślać kursorem kwadraciki, byleby tylko nie odejść od monitora, na wypadek gdyby jeszcze wpadł między uszy jakiś pomysł, w co by tu kliknąć? Nawet nie zdajemy sobie sprawy, jak wiele czasu spędzamy całkowicie bezowocnie. Komputer wydaje nam się być niezobowiązującym czasoumilaczem – że tak zacytuję slogan sieci komórkowej. Można do niego przysiąść na chwilę – kiedy mamy akurat okienko między zajęciami, można przejrzeć kilka stron „do obiadu”, można pogadać na gg z kimś, kogo zobaczymy za pół godziny… Tylko, że to „można” najcześciej oznacza już nawyk. Często każdą wolną chwilę przeznaczamy na siedzenie przed szklanym ekranem… Moralizowanie na temat jakie to złe i niedobre wydaje się strasznie banalne, bo wszyscy utrzymują, że dokładnie to wiedzą… Tylko, że uzależniony zawsze mówi „kiedy będę chciał, to to skończę, teraz nie chcę, więc nie kończę”. Tylko, że problemem jest to, że ochota nie nadchodzi nigdy. Nie mówię od razu, że wszyscy jesteśmy uzależnieni, ale jesteśmy na pewno mocno przyzwyczejeni… Pamiętam taką historię, kiedy w rodzimym akademiku zabrakło prądu. Wracam z uczelni o szesnastej, nigdzie nie palą się światła, półmrok na korytarzach… Ale wszędzie chodzą ludzie! Stoją przed pokojami, rozmawiają, palą papierosy… To nie było typowe. Żaczek, gdzie mieszkam, składa się z czteroosobowych segmentów, w których ludzie żyją niczym w mieszkaniach. Bywa, że co bardziej skryci sąsiedzi nawet się nie znają… A tu proszę! Jedno zdarzenie i korytarze zaczęły tętnić życiem. Ktoś z kimś przystanął, ktoś się dołączył… I mnie tego dnia dotkęła dziwna pustka w pokoju, więc ruszyłem piętro wyżej. Wchodzę do chłopaków, a tam jeden chłonie Cobena, a drugi pyta „co byś Stachu do czytania polecił?”. Apokalipsa! Jak się okazało, książki można było tego dnia czytać nawet w akademiku! Ba! Nawet ja wyciągnąłem wtedy zakurzoną Agathę Christie, ale w chwili, kiedy kładłem się na łóżku zabłysnęły energooszczędne żarówki… Trzeba było sprawdzić maile… Christie zacząłem czytać dopiero za dwa tygodnie – w autobusie, podczas trzygodzinnej podróży do domu… Nie wiem do końca, jaki jest cel tego felietonu prócz uciszenia mojego sumienia, że coś napisałem do swojej rubryki… Może taki, żeby jeden czy drugi, żebym i ja czasami się zastanowił naciskając „power” na obudowie komputera, czy jest mi to na pewno potrzebne i czy tego czasu nie mogę spożytkować lepiej? – ot! Oto mój końcowy wniosek, którego górnolotność sięga moralizatorskich gadek opiekuńczych rodziców… Chyba się starzeję… Sylwester Staniek 4 W poprzednim numerze Marian, student Politechniki, dowiedział się, co tak naprawdę kręci dziewczyny. Po pierwsze, według ankietowanych dziewcząt, chłopak powinien być wysportowany. I nie chodzi o to, by widać było każdy, rozrośnięty mięsień. Chodzi o to, aby miał dobrą kondycję, bo ta świadczy o zdrowiu, a zdrowe osobniki są dużo bardziej atrakcyjne dla płci przeciwnej z czysto biologicznych powodów – mają zdrowsze plemniki i więcej siły, alby budować wspólne gniazdko. Zamiast pakować godzinami na siłowni, lepiej znaleźć jakiś ciekawy sport (dżudo? kajakarstwo? squash?) i poświęcić się mu z pasją, a błysk w oku podczas opowieści o kolejnych wygranych meczach squasha wydobędzie piski zachwytu z niewieścich gardeł. Po drugie, ważna jest nie tylko zawartość, ale i opakowanie – czyli starannie dobrane ubranie. Jeśli facet z piwnym brzuszkiem założy obcisły t-shirt, poziom jego sexapilu spadnie do zera, a jeśli posiadacz krótkich nóg założy spodnie ¾, może pożegnać się z zainteresowaniem kobiet. Skarpety do sandałów i kwadratowe czubki pantofli nawet z Davida Beckhama mogłyby zrobić brzydala. Po trzecie istotne jest poczucie humoru. Truizm? Tak, ale nie chodzi tylko o własne poczucie humoru. Przecież nie każdy z łatwością rzuca dowcipami jak z rękawa, które rozśmieszają całą salę i jeszcze osoby stojące w korytarzu. W takim wypadku należy być na czasie z najnowszymi i najlepszymi komediami filmowymi, aby w takiej postaci dostarczać wybrance odpowiednich dawek śmiechu. Ale to oczywiście nie wszystko… …bo dziewczyny kręci wiele rzeczy, a kobiety najbardziej wymagające są przecież najbardziej pociągającym wyzwaniem. Ale gdzie je spotkać? Odpowiedź jest prosta – tam, gdzie ciała nieznajomych są najbliżej, gdzie światło jest przygaszone, a krew pulsuje szybciej pod wpływem alkoholu i w rytm muzyki. „Swojego chłopaka poznałam na uczelnianej dyskotece” – mówi Iza, studentka UW – „poprosił mnie do tańca i tańczył tak dobrze, że Kącik Studenckich Serc odc. 10 Co tak naprawdę kręci dziewczyny? część II pomyślałam, że to nie może być nasza ostatnia wspólna impreza”. Kasia z Politechniki uważa, że taniec jest bardzo kręcący – „Interesuję się tangiem, chodzę na kurs flamenco, ale mało jest wokół mnie chłopaków, którzy potrafią chociażby poruszać się do rytmu. Dlatego jeśli już na jakiegoś trafię, przyglądam mu się dokładniej!”. Zatem rada numer cztery brzmi – naucz się tańczyć! Niektórzy lekceważą tę cenną umiejętność i uważają, że wystarczy, że nie potrafiąc tańczyć, nie będą się kompromitować i spokojnie będą popijać piwo przy barze. Czy nie są świadomi, że w tym samym czasie ich konkurenci niczym czołg przejeżdżają przez kobiece serca, zdobywając jedne za drugim dzięki zgrabnym, kocim ruchom na parkiecie? Gdy taka zachwycona seksownymi ruchami partnera dziewczyna trafi następnie na sparaliżowaną ośmiornicę, nic nie zmniejszy jej niesmaku, nawet jeśli będzie sobie tłumaczyła, że nowy partner jest przecież mądrzejszy, przystojniejszy itd. Nie zda się to na nic, ponieważ taniec rządzi się innymi prawami, niewiele mającymi wspólnego z racjonalnym myśleniem. Taniec wyzwala najgłębiej ukryte instynkty i uruchamia zmysły – czujemy przecież zapach partnera, patrzymy mu w oczy, dotykamy go. Dlatego przemawia intensywniej i skuteczniej, niż dokonana przez dziewczynę chłodna ocena kandydata przy barze. Taniec ma w sobie ogromny potencjał erotyzmu i opłaca się go wykorzystać. Przez żołądek do serca? To takie banalne, ale takie prawdziwe! Oczywiście jeśli tylko nie trafia się na typ matki-opiekunki, która sama najchętniej przyrządziłaby i zorganizowała wszystko. „Kręci mnie, gdy chłopak mnie rozpieszcza. A czym można lepiej rozpieszczać, jeśli nie pysznym obiadkiem, zakończonym deserem?” – pyta Ewa, studentka SGH. Z jedzeniem jest jak z tańcem – wywiera trudny do opisania wpływ na ludzi. Wyobraźmy sobie dziewczynę, która podoba się Marianowi, ale Marian jej ani trochę. Wyobraźmy sobie następnie, że dochodzi do wspólnej kolacji w gronie znajomych, na którą Marian zadeklarował się przyrządzić jedzenie. Na stół wjeżdżają kolejno pyszna zupa rybna, następnie faszerowany mostek cielęcy, a na koniec panacotta na musie malinowym. Czy teraz owa dziewczyna nadal pozostanie obojętna na uroki Mariana? Czy może zacznie skry- cie marzyć o tym, aby Marian przyrządzał takie posiłki już tylko dla niej? Oczywiście nie trzeba uciekać się do aż tak wyrafinowanych potraw. Wystarczy mieć jedno lub dwa dania popisowe, aby zrobić wrażenie na osobie, na której nam zależy. Jeśli Marian zastosuje się do prostych wskazówek KSS i zapisze się na muy-thai oraz kurs tańca, na zakupy ciuchowe zabierze koleżankę-doradczynię, będzie zbierał w specjalnym folderze wszystkie dobre komedie (nie, nie „American Pie”!) i obejrzy na You-tubie kilka przepisów kuchennych, jego akcje na giełdzie matrymonialnej na pewno wzrosną. Ale to nie wszystko, co Marian może dla siebie zrobić. Nauczony doświadczeniem będzie czytał kolejne odcinki KSS, aby dowiedzieć się więcej. A.A., Z.Z. Co cię kręci u mężczyzn? ♥ Wyraziste zainteresowania muzyczne ♥ Silne przedramiona, umięśnione plecy… ♥ Modne koszule w odważne wzorki ♥ Niski, miękki matowy głos… o, tak ♥ Dobrze leżące garnitury ♥ Wiem, co mnie nie kręci – sygnety i pierścionki! Julka, II rok PW Agata, V rok UW Ania, III rok PW Kamila, III rok UW Ewelina, III rok PW Iza, II rok UW 55 ŚCIĄGANIE – SPOSÓB NA TERAZ, SPOSÓB NA PRZYSZŁOŚĆ Kolokwium z fizyki. Prawie wszystkie zadania rozwiązane, zostało jeszcze jedno. Sąsiad po prawej nie ma, po lewej wolne miejsce. Szybki ruch – Michał odwraca się do tyłu, naciska odpowiedni klawisz i już na ekranie telefonu pojawia się kartka kolegi. Trzy sekundy i siedzi z powrotem normalnie. Jest ostateczne rozwiązanie, przesyła przez Bluetooth innym piszącym i może opuszczać salę. Wzruszasz ramionami, kiwasz głową, robisz wielkie oczy, stukasz się w czoło... Widzisz to na co dzień, nigdy o tym nie słyszałeś, nie wierzysz, a może to o Tobie... Kimkolwiek jesteś, wiesz, że ściąganie jest w Polsce powszechne zarówno wśród uczniów, jak i studentów. Od minispódniczki do MMS-a Mój dziadek ściągał z „harmonijki”, tata pomagał koleżance pisać ściągi na nodze tuż powyżej linii spódnicy, jego kolegom kochane mamy doszywały do maturalnych garniturów specjalne kieszenie. Minęło trochę czasu, a rozwój technologii wpływa na niemal każdą dziedzinę naszego życia. Obok „tradycyjnych” ściąg pisanych ręcznie na małych karteczkach pojawiły się najpierw ich drukowane i kserowane odpowiedniki, a następnie szeroka gama zastosowań telefonów komórkowych i aparatów. Można je podzielić na dwie grupy. Pierwsza to używanie tych urządzeń 6 do przechowywania potrzebnych informacji. Zamiast korzystać z kartki, przeglądamy na ekranie telefonu wcześniej wpisane lub sfotografowane wiadomości. Nie musimy ograniczać się ilościowo – pamięci w komórce raczej nie zabraknie. Dodatkowo coraz więcej telefonów ma możliwość połączenia z Internetem, gdzie możemy na bieżąco szukać odpowiedzi na pytania. Druga możliwość to nawiązywanie kontaktu z innymi osobami. Wyżej wspomniany Bluetooth świetnie nadaje się do komunikacji ze współpiszącymi. MMS-em lub SMS-em wysyłamy treść pytań do kogoś z zewnątrz. Wcześniej jesteśmy umówieni i nasz pomocnik siedzi obłożony notatkami, podręcznikami i komputerem z Internetem gotów, by w każdej chwili poratować nas odpowiedzią. W rozmowach z nami wykładowcy przyznają, że coraz powszechniejsze stosowanie telefonów komórkowych, zestawów słuchawkowych czy innych nowoczesnych technologii do ściągania jest bardzo trudne do wykrycia. 1001 pomysłów Kartka w kolorze kalkulatora zadrukowana białą czcionką wklejona w jego osłonę tak, że wygląda jak instrukcja. Ściąga napisana na nodze idealnie wpasowana w dziurę w spodniach. Zestaw dwudziestu długopisów uzbrojonych w ściągi i ponumerowanych dla lepszej orientacji. Odpowiedzi na pytania nagrane w kilku plikach mp3, odsłuchiwane podczas egzaminu. Biała koszulka z nadrukowaną ryciną utrzymaną w szarej kolorystyce, w którą wkomponowano ołówkiem wszystkie potrzebne wzory. Pomysłów jest wiele. Niektóre z nich wymagają wiele pracy, inne polegają wyłącznie na kopiowaniu. Tworząc własną ściągę porządkujemy wiedzę, wybieramy najważniejsze informacje i, chcąc nie chcąc, czegoś się uczymy. Sporo osób przyznaje, że po napisaniu ściągi właściwie wszystko umie, zabiera na egzamin tak dla pewności i jej nie używa. Bywa jednak tak, że korzystamy z masowo wydrukowanej przez uczynnego kolegę ściągi, kserujemy lub robimy zdjęcie. Przed użyciem orientujemy się tylko, gdzie mniej więcej znajdują się najważniejsze informacje. Niektórzy doprowadzają to do granicy absurdu, przychodząc na egzamin ze świeżo wydrukowaną wielostronicową ściągą, do której dołączony jest spis treści. Muszą z niego korzystać, bo, nie znając zawartości posiadanych materiałów, nie zdążyliby nawet samodzielnie odnaleźć odpowiedzi. Tym sposobem nie mając pojęcia o przedmiocie można wyjść z egzaminu nawet z piątką. Wykładowca jaki jest, każdy widzi... Chociaż wszyscy wykładowcy są zgodni, że ściąganie jest nieuczciwe, to ich postawy wobec tego zjawiska bardzo się różnią. Legendarny postrach – pilnuje i wyrzuca z egzaminu od zarania dziejów; z pokolenia na pokolenie przekazywane są podania o jego surowości. Nikt nawet nie odważy się pomyśleć o ściąganiu. Przyjaciel studenta – jawnie ignoruje przejawy ściągania; na egzamin przybywa uzbrojony w gazetę; gdy ma miękkie serce, Wujek luzak – oficjalnie potępia ściąganie, ale od czasu do czasu niedwuznacznym komentarzem daje do zrozumienia, że najważniejsze jest dla niego „zadowolenie” studenta. W trakcie egzaminu wychodzi z sali ze słowami „To ja będę za minutkę”, a po dwóch sekundach wraca, mówiąc „Żartowałem”. Urządza konkurs na najdłuższą ściągę. Osoba, która pobija dotychczasowy rekord, otrzymuje zaliczenie. Poza postawą wpływ na to, czy student sięga po ściągę, ma forma i treść egzaminu lub kolokwium. Jeśli czujemy, że wymaga- Niektórzy doprowadzają to do granicy absurdu, przychodząc na egzamin ze świeżo wydrukowaną wielostronicową ściągą, do której dołączony jest spis treści. zapytany naprowadza na odpowiedzi. Okaz rzadko spotykany wśród wykładowców ważnych przedmiotów. Zakręcony naukowiec – kontakt z rzeczywistością utrzymuje w stopniu koniecznym do poprawnego funkcjonowania. Potrafi nie zauważyć listy wzorów zapisanej uprzednio na tablicy przez studentów, nawet jeśli przyjdzie mu zmazać jej fragment, by podać termin poprawki. Generał brygady – na egzamin przyprowadza armię pilnujących, tworzy dziesięć grup, numeruje prace, sprawdza legitymacje, a wszystko to zorganizowane perfekcyjnie, jak w wojsku. na od nas wiedza jest zupełnie nieprzydatna, nie przystaje do praktyki i nie ma wiele wspólnego z wybranym przez nas kierunkiem studiów, motywacja do rzetelnej nauki dramatycznie spada. Jeszcze gorzej jest, gdy przygotowanie się do testu obejmuje przyswojenie ogromnej ilości suchych informacji. Kiedy materiał przerasta nasze możliwości pamięciowe i nie ma opcji jego uproszczenia przez zrozumienie, kiedy nauka przypomina wkuwanie wierszyka rodem z podstawówki, a wymagane od nas informacje normalnie odnajduje się w tablicach wzorów i rocznikach statystycznych, egzamin sam „prosi się” o ściągę. My, hipokryci Większość z nas zgadza się, że ściąganie jest nieuczciwe, jednocześnie przyznając się do tego, choćby sporadycznie. Zaraz później, również niemal jednomyślnie twierdzimy, że wykładowcy powinni tępić to zjawisko. To nieuczciwe, ale ściągam, ale ktoś (wykładowca) powinien coś z tym zrobić. Wybrałam się na studia, jestem już dorosła, ale niech ktoś mnie pilnuje. Kogo oszukuję? Wykładowcę? Jasne – przedstawiam mu wiedzę, której nie posiadam. Kolegów. Też – żeruję na ich wiadomościach i opierając się na zdobytych ściąganiem wynikach współzawodniczę o miejsca na przedmiotach czy specjalnościach, stypendia i pracę. Siebie! Przede wszystkim. Przyzwyczajam się do osiągania sukcesów nieuczciwie i uczę się kombinowania, zamiast pogłębiać moją wiedzę. Czy chciałbyś, aby Twój dom budował inżynier, który ściągał na egzaminach z konstrukcji betonowych? Aby niedouczony informatyk podczas naprawy Twojego komputera usunął z dysku wszystkie dane, a mikser zaprojektowany przez jego kolegę z elektroniki urwał rękę Twojemu dziecku? Nie chcę, aby kiedyś dotyczyło mnie zdanie Jak pomyślę, jaki ze mnie inżynier, to aż się boję pójść do lekarza. Dominika Sawicka 7 Frajda z jazdy: 5 DYNAMIKA: 2 LANS: 4 KOSZTY UTRZYMANIA: 3,5 Panie i Panowie, ogłaszam wszem i wobec powstanie nowej rubryki – Niebanalna Fura Studenta (NFS). Jako że systematycznie przeglądając i.pewu brakowało mi czegokolwiek związanego z motoryzacją, postanowiłem wyjść naprzeciw auto moto studenckiej braci. Począwszy od tego numeru, co miesiąc będę testował, badał, lustrował, a później skrupulatnie opisywał i rzetelnie oceniał w skali akademickiej, zjawiskowe auto, którym porusza się student PW. Gwoli ścisłości – nowa E klasa od AMG wzięta na kredyt, który będą spłacały trzy kolejne pokolenia nie jest autem zjawiskowym. Carrera kupiona przez ojca przeżywającego kryzys wieku średniego – też. Ale do rzeczy! Na początek postanowiłem przyjrzeć się mało znanemu w naszym kraju pojazdowi marki Daihatsu. Jego właściciel – Marek Budziłowski, student IV roku Wydziału Elektrycznego okazał się offroadowym maniakiem o niezmierzonej wiedzy związanej z tematami 4x4. Zanim wsiedliśmy do auta, przynajmniej godzinę omawialiśmy szereg modyfikacji, którym zostało i zostanie poddane. Od dłuższych amortyzatorów po opony przeznaczone do jazdy w terenie. Od snorkela po wieszaki rewolwerowe. Jako użytkownik aut nieterenowych, do Ferozy podszedłem ze sporym entuzjazmem. Jak wygląda sami widzicie, jednak warto pamiętać, że to auto ma ponad 20 lat. I tu pierwsza niespodzianka! W czasach, gdy kilkuletnie mercedesy są atakowane przez rdzę, w przypadku Daihatsu ten problem nie istnieje. Uwagę zwraca również zdejmowany miękki dach – to wersja cabrio. Jak się później okazało, dach ten nie powoduje nadmiernych szumów podczas jazdy, a w zimowe dni całkiem dobrze izoluje wnętrze auta. Co do wnętrza... Fakt, że jest praktyczne – mnóstwo blachy w kolorze nadwozia i skaju umożliwia dokładne wyczyszczenie pojazdu nawet iłowska fot. Marta Budz po największych offroadowych wojażach. Minimalistyczna deska rozdzielcza i uboga konsola środkowa też nie są wzorowym przykładem designerskiego kunsztu. Dużym plusem jest jakość wykonania. Próżno czekać na skrzypienie i trzaski. Elementy zostały dobrze spasowane. Przed ruszeniem chwilę konsternacji wywołuje dźwignia zmiany biegów. Są tu dwie wajchy: większa służy do zmiany biegów jak w standardowym aucie (5 biegów + wsteczny), mniejszą wybieramy rodzaj napędu. Są trzy możliwości: napęd na koła tylne, napęd na wszystkie koła i reduktor z napędem 4x4. Jak działa reduktor studentom politechniki tłumaczyć chyba nie wypada... Z całą pewnością mogę stwierdzić, że cywilna jazda Ferozą z terenowymi oponami do najprzyjemniejszych nie należy. To one powodują, że auto jest twarde, a do kabiny dobiega szum. Daihatsu nie posiada wspomagania kierownicy, zresztą tak samo jak i przyspieszenia Do trzech tysięcy obrotów auto jedzie słabo, powyżej - głośno. Do końca skali obrotomierza zmienia się niewiele. Ścigać można się najwyżej z autobusami ZTM...i to też z różnym skutkiem. Tak, wiem że to nie pojazd stworzony do wyścigów, więc jedziemy tam, gdzie Feroza czuje się najlepiej. Dopiero w terenie zaczyna się prawdziwa zabawa. Proporcjonalnie do zużycia paliwa rośnie uśmiech na twarzy, a spalanie rzędu 30 litrów do rzadkości nie należy. Duży kąt natarcia i zejścia w połączeniu z niewielkimi wymiarami i masą są niewątpliwymi atutami. Po przejechaniu kilkunastu kilometrów w trudnym terenie nabieram szacunku do tego auta. Marek bardzo je zachwala, a słowa popiera kolekcją pucharów zdobytych w rajdach i na zlotach. fot. Diana Kuprianowicz 8 Słowem końca, auto daje ogromne możliwości i przyjemność z jazdy, pod warunkiem, że to jazda w terenie. Pojęcie fot. Diana Kuprianowicz przyspieszenia nie istnieje. Koszt utrzymania dość spory ze względu na duże zużycie paliwa i drogie oraz trudno dostępne niektóre części. Jedynym ratunkiem może być własna pomysłowość i samodzielne wykonanie, a jeśli nie wykonanie to przynajmniej zaprojektowanie potrzebnych elementów. W tej dziedzinie posiadacz Ferozy osiągnął mistrzostwo! Aha...zapytacie pewnie skąd ta czwórka za lans... Przyznaję, jadąc na test w tym miejscu widziałem 2. Jednak obserwacja reakcji innych ludzi na pojawienie się Daihatsu w zasięgu wzroku przekonała mnie do zmiany zdania. Na ten samochód z dużym zaciekawieniem patrzyła co druga osoba! Nie wierzycie? ...cóż, sprawdźcie sami! Zaskoczenie gwarantowane. Grzegorz Boguszewski Daihatsu Feroza Rok produkcji: 1989 Pojemność silnika: 1.6 Układ cylindrów: R4 Napęd: tył, 4x4, reduktor Moc: 90 KM Przyspieszenie 0-100: 31 s Prędkość max: 130 km/h Rodzaj paliwa: Pb95 Zużycie paliwa (min/max): 13/30 l Opony: 215/80 R15 BY GŁOWA LEKKĄ BYŁA... łem isać tekst o walce z kacem. Pisa imprezowy, więc kazano mi nap rka toka po” eń „dzi y żeb ić, Jest czerwiec, czas grillowo – rob jeszcze raz. Cóż więc iszę Nap ok. Ale u… tem no Daw już coś takiego. Oto kilka praktycznych rad… przestała obrabiać nasz mózg? biegać jest lepiej niż leczyć… Na początek sugestie typu: zapo odpuśćmy, a jako poradę Ale to jest często nierealne, więc 1) Przede wszystkim nie mieszaj… substancji chemicznych, tym ionych. Im więcej płyn zawiera uznajmy – unikaj alkoholi barw o. ciężej będzie z głową dnia kolejneg armu, zanim wypijesz sporo tłustego lub oleistego pok z Zjed . dek 2) Nie pij na pusty żołą zczów i napoje, np. sok pomiposiłki dostarczające białek, tłus pierwszy kieliszek. Najlepsze są holu. o zwolni tempo wchłaniania alko dorowy bogaty w potas. To wszystk hol prowadzi do odwodAlko ę. kolejkami niegazowaną wod dzy mię Pij nt! gru iaj adn Naw 3) nienia. Nie pozwól na to! pamiętaj - to nieprawda, okazję potańczyć – tańcz. Tylko 4) Poprawiaj krążenie! Jeśli masz na trzeźwo… że po alkoholu lepiej tańczysz niż zer. Jeśli czegoś takiego wchłonąć coś w rodzaju alka-selt buj spró spać się em żeni poło d Prze 5) wody (znowu ta woda…). się do duuużego kubka zimnej nie masz (a nie masz), ogranicz A teraz kilka ra d na dzień nastę pny (na wypade umknęło i piłeś k, gdyby poprze jakieś barwione dnie 5 punktów chemią specyfiki a zapijałeś łyczki , na pusty żołąde gdzieś em porzeczkow k, bo w lodówce ego, bo trzeba by było światło, ło wszystkich ob dzielić jednym ka 1) Pij hektolitry rtonem). bezalkoholowyc h płynów! Klin to pamiętaj - klin stosuj tylko jako , a nie afterparty ostateczność, a ! 2) Zastosuj na czoł jeśli już, o zimny okład z ręcznika. A jeśli wchłaniacza wilg nie chcesz zamoc oci, możesz spró zyć ostatniego cz bować wziąć napr wchłaniaczem się ystego zemiennie zimny wytrzeć. i ciepły prysznic, 3) Dobrze zjeść a po tem coś słonego, bo to wzmaga prag albo zupę cebulo nienie. I pożywn wą. ego - najlepiej 4) Spróbuj słodkich rosół produktów, np. miodu, bo zawier i organizm szyb a fruktozę, któr ciej pozbywa się a poprawia met toksyn. Ewentualn ków. abolizm ie posiłkuj się po czciwą glukozą 5) Unikaj herbaty z batonii kawy. Są moc zopędne, a woda dla Ciebie skarb. w organizmie to w tym momen 6) I tak Ci nic nie cie pomoże, więc id ź w kimano. To tyle. Bóg zapłać dla portalu infozdrowie.pl za garść porad użytych w tym tekście (Bo co ja? Biologię studiuję?). Sylwester Staniek 9 Większość z nas słyszała o osobach, które zamiast korzystać z życia zadowalają się jego nierzeczywistymi surogatami. Tacy ludzie „wynurzają się” z domów czy akademików jedynie po to, żeby pójść na uczelnię, ewentualnie zrobić zakupy. Zjawisko to zdaje się być coraz poważniejszym problemem, szczególnie wśród młodych ludzi. datkowych możliwościach, m.in. zapaleniu wirtualnych zniczy lub zakupieniu na grób kwiatów i kamieni pamięci. O jego skali świadczy fakt, że na świecie otwierane są kolejne klinki, które zajmują się leczeniem uzależnień od telewizji, gier video czy Internetu. Z roku na rok przybywa w nich pacjentów. Po co kupować sobie zwierzę, skoro można mieć internetowego pupila, z którym da się bawić, karmić go i który będzie nam dotrzymywał towarzystwa, a problemów jest z nim zdecydowanie mniej? W rzeczywistości prawdopodobnie nigdy nie zostaniemy mistrzami sportu. Wystarczy jednak włączyć konsolę lub komputer, wrzucić własne zdjęcie do gry i przenieść się na pole nierealnych zmagań. Co z tego, że straci na tym nasze zdrowie, a my zyskamy pokaźną warstwę tłuszczu. W końcu na ekranie wyraźnie widać napis – jesteś najlepszy. Granice wirtualnego świata rozszerzyły się jednak do niebezpiecznych rozmiarów i zaczęły dotykać dwóch niezwykle ważnych dla ludzi wartości, a mianowicie miłości i śmierci. Już od dłuższego czasu obecne są fot. SXC.hu 10 w sieci internetowe nekropolie. Na portalu www.wirtualnycmentarz.pl za cenę 25zł (plus VAT) możemy wykupić miejsce dla swoich bliskich lub innej osoby, z którą czuliśmy jakąś więź (może to być np. nasz zmarły idol). Usługa obejmuje takie opcje jak poczta zza grobu i elektroniczny nekrolog. Dla szczególnie wymagających istnieje opcja Grób VIP, gdzie za około 300zł możemy szczegółowo zaprojektować miejsce spoczynku. Wśród opcji portalu warto wspomnieć jeszcze o cmentarzu dla zwierząt i cmentarnym forum, a także do- Jeżeli chodzi o miłość, to głośno zrobiło się ostatnio o Love plus – symulacyjnej grze randkowej. Gracz umawia się w niej z trzema dziewczynami i próbuje sprawić, by się w nim zakochały. Twórcy projektu idą jednak dalej. Po zdobyciu drugiej połówki przychodzi pora na podjęcie decyzji, co teraz? Jako że gra została wydana na przenośnej konsoli Nintendo Dual Screen, która posiada dotykowe ekraniki, gracz może niemal poczuć ciało wirtualnej dziewczyny. Z innych możliwości wypada wymienić pisanie do niej emaili, wołanie jej imienia do zamontowanego w konsolce głośniczka czy wspólną naukę. Gracze sami wybierają, jak chcą, żeby się do nich zwracano. Z czasem bohaterka Love plusa uczy się ich preferencji – tego, co sprawia im przyjemność i tego, co im się nie podoba. Co ważne, gra bazuje na realnej dacie. Nie posiada też zakończenia, więc wirtualny związek może trwać nawet kilka lat. Gorzej jeżeli trzeba będzie przedstawić w końcu swoją drugą połowę rodzicom, jednak twórcy gry rozwiązali i ten problem. W Tokio znajduje się bar, gdzie kelnerkami są odpowiedniki wirtualnych dziewczyn z Love plus. Nauczone odpowiednich zachowań i ubrane w identyczne jak w grze stroje, spełniają najskrytsze marzenia graczy o spotkaniu z wirtualną miłością. Za odpowiednią opłatą można więc przenieść to, co nierealne, do rzeczywistości. Dobrodziejstwa takie jak telewizor, komputer czy konsola do gier mogą przynieść nam wiele korzyści. Dzięki nim wiemy, co dzieje się na świecie, mamy kontakt z osobami, z którymi nie możemy się akurat zobaczyć, możemy łatwo się odstresować i zapomnieć o problemach codzienności. Należy jednak pamiętać, że życie nie polega na zatracaniu się w wirtualnej rzeczywistości, bo jest coś, czego nie potrafi ona zastąpić – kontaktu z drugim człowiekiem. Przynajmniej tak jest dziś, w przyszłości i to może się zmienić. Oby nie dane mi było tego doświadczyć. Jacek Kułak Wyobrażacie sobie życie bez Internetu? Albo chociaż miesiąc? Ile możliwości, ta łatwość i szybkość komunikacji, świat stojący otworem, globalna wioska. W dzisiejszych czasach świat wirtualny może jeszcze nie jest tak ważny jak realny, ale już całkiem nieźle ze sobą konkurują. Popularność portali społecznościowych mówi sama za siebie – Facebook na całym świecie ma ponad 400 milionów użytkowników, polskie Grono.net liczy sobie ok. 1,5 miliona, a Nasza-klasa 25 milionów. Chyba trudno znaleźć studenta, który nie miałby konta przynajmniej na jednym z tych portali. Powód? Między innymi dlatego, że portale są niesamowicie pomocne przy odnajdywaniu starych znajomości, utrzymywaniu kontaktów z obecnymi, Miejsce zamieszkania – żeby chciał się umawiać musi wiedzieć, czy nie mieszkamy na drugim końcu Polski. Później drobiazgi w stylu numer gg, skype’a czy telefonu. I zawsze ten dylemat – podać czy nie podać? No, ale co nam to w ostateczności szkodzi, jest miejsce to wpisujemy, przecież fajnie się wypełnia takie rubryczki. Na koniec zostają nam pola pytające o zainteresowania, ulubione strony i polecane linki. Tu jest dopiero pole do pop- Jesteśmy elastyczni, kreujemy nasz wizerunek zależnie od sytuacji. W Internecie nie mamy jednak nad tym kontroli. znajdowaniu nowych kumpli z ostatniej imprezy i oczywiście lansowaniu się. Do tych celów trzeba naturalnie uczynić się rozpoznawalnym na stronie. Nasz profil Na naszym profilu jest zdjęcie – najlepiej kilka, oczywiście dokładnie podpisanych i otagowanych. Należy umieszczać je tak, by w naszej wirtualnej biografii nie została żadna luka, dlatego najlepiej zacząć od czasów pierwszego ząbka i pochwalić się pierwszą dziewczyną czy chłopakiem. Później wystarczy już regularnie wrzucać fotki z mocno nakrapianych imprez (bo takie najfajniejsze i najfajniej się na nich wygląda), z wakacji za granicą (niech inni zazdroszczą) i z aktualnymi sympatiami (zdjęcia byłych na ogół wyrzuca się w geście złości czy rozpaczy, no chyba, że jest się czym pochwalić). Gdy już zadbamy o sferę wizualną, należy napisać o sobie parę słów – w końcu zdjęcia nie powiedzą o nas tyle, ile chcemy. Na naszym profilu obowiązkowo powinna się znaleźć garstka danych osobistych: Imię i nazwisko – prawdziwe, bo jak nas ktokolwiek znajdzie? Ksywa – najlepiej jakaś oryginalna, której w innych serwisach używamy jako loginu albo która składa się na nasz adres email. Data urodzenia – większa szansa, że w końcu dostaniemy na czas życzenia, nawet jeśli złoży je nam tylko serwis. Stan cywilny – a nuż spodobamy się komuś fajnemu i będzie chciał się umawiać? isu. Koniecznie należy wymienić wszystkie zainteresowania, w końcu jesteśmy ludźmi głębokimi i złożonymi o szerokim spojrzeniu na świat. Następnie dodajemy parę stron i linków, ale nie za dużo, by nie wyjść na no-life’a – kilka piosenek na wrzucie.pl, śmieszne wideo na youtubie, może nawet jakieś fajne zdjęcia czy rysunki na którymś z artystycznych portali, jak deviantART czy polski digart. Oczywiście, jeśli potrzebujemy na bieżąco informować znajomych o naszym stanie ducha czy położeniu geograficznym, mamy pod ręką funkcje typu blimp czy tweet. Anonimowość? W czym problem? Ano w tym, że różnie prezentujemy się na różnych portalach, tak jak różnie prezentujemy się przy różnych ludziach. Czy tak samo zachowujemy się przy dobrze znanych nam kumplach, jak przy pracodawcy? Dostosowujemy się, lekko zmieniamy opinie, by się przypodobać, czasem kłamiemy. Jesteśmy elastyczni, kreujemy nasz wizerunek zależnie od sytuacji. W Internecie nie mamy jednak nad tym kontroli. Profil teoretycznie przeznaczony dla znajomych, ułożony swobodnie i tak, by to na nich wywrzeć wrażenie, może zostać obejrzany przez rodziców, którzy odetną nam fundusze, niedoszłą sympatię, którą mogą zrazić niektóre nasze ulubione filmiki, przez przyszłego pracodawcę, który mimo obiecującego CV uzna, Just fave it! No i jesteśmy oficjalnie w sieci. Jednak z powodu naszych rozległych zainteresowań i dobrodziejstw Internetu nie poprzestajemy na portalach społecznościowych. Mając na względzie restrykcje wiekowe i możliwość dodawania do ulubionych wygodnie jest mieć jeszcze konta np. na youtubie czy deviantARTcie. Tam zazwyczaj nie używamy swoich imion i nazwisk. Listy ulubionych na ogół są publiczne, a do nich dodajemy różne rzeczy i piszemy różne komentarze, do których niekoniecznie chcielibyśmy się otwarcie przyznawać. Nie, w Internecie możemy przecież cieszyć się anonimowością. Poza tym znacznie lepiej wyglądają wymyślne nicki... na ogół te same, których używamy jako ksywy i które są częścią naszego adresu email. W takiej sytuacji sami pozbawiamy się anonimowości. fot. SXC.hu że osoba z takim publicznym wizerunkiem nie nadaje się na reprezentowanie jego firmy, nie wspominając już o złodziejach, którzy bardzo chętnie dowiedzą się, że akurat w tym tygodniu nie będzie nikogo w domu. Z naszą pomocą dzisiaj każdy może być Wielkim Bratem. Nie trzeba adresów IP, exploitów czy innych programów hackujących. Wystarczy trochę cierpliwości, wolny wieczór i zbyt wylewna ofiara. Ada Skowronek 11 Internet już chyba na stałe wpisał się w nasze życie. W dzisiejszych czasach, to nie tylko dobre i szybkie źródło informacji. Wirtualną rzeczywistością zawładnęły portale społecznościowe. Mimo, że wydają się być nieszkodliwe, to łatwo wpaść w ich sidła. Pozornie ułatwiając kontakty międzyludzkie, często stają się wygodnym sposobem na ich zastąpienie. Tajemnica sukcesu społecz Wśród portali społecznościowych króluje ostatnimi czasy Facebook. Powstał on w 2004 roku, a jego założycielem był młodziutki Mark Zuckerberg. Obecnie skupia on około 350 mln użytkowników z całego świata. Co jest atrakcyjne w Facebooku? Miejsce to pozwala na niemal ciągłą aktywność i stały kontakt ze znajomymi, tymi bliższymi, jak i dalszymi. Można na swojej tablicy pisać co Nas gryzie, o czym myślimy, czego chcemy, a nasi znajomi mają możliwość skomentowania zamieszczonej przez nas informacji, jak również kliknięcia w opcję „Lubię to”. Facebook umożliwia również tworzenie albumów ze zdjęciami, które dodawać możemy bez ograniczeń. Portal ten, to także masa aplikacji. Znaleźć możemy tu różnego rodzaju quizy, gry i inne tego rodzaju „zabijacze czasu”. Dla tych, którzy się nudzą i mają więcej wolnego, zostało stworzone FarmVille, czyli farma, o którą dbamy i troszczymy się. Opieka nad nią pochłania sporo czasu. Niektórzy maniacy wciągnięci w sadzenie i plewienie, zapomnieli chyba, że istnieją ciekawsze i bardziej rozwijające zajęcia. Oczywiście na Facebooku odbywać się może wymiana wiadomości. Do dyspozycji jest poczta albo czat (choć ten drugi sposób czasem zawodzi, czat często lubi się „ ciąć” ). Bez wątpienia można użyć stwierdzenia, że nastała era Facebooka. A może by się tak wypromować? Wśród młodych ludzi bardzo popu- 12 Boom p aplikacji. Jej główną atrakcją jest dodawanie zdjęć i komentowanie fotek umieszczonych przez znajomych. Chyba najśmieszniejszym zjawiskiem jest pragnienie posiadania jak największej ilości znajomych. Znam czy nie znam i tak dodam, takim myśleniem kierują się chyba niektórzy użytkownicy portalu. Szkoda tylko, że czasem trudno jest im mieć choć jednego prawdziwego przyjaciela w rzeczywistym świecie. ortali nościow ych Przed dużym spadkiem popularności nie wybroniło się również Grono. Jak sama nazwa wskazuje portal opiera się na gronach. Użytkownicy zapisują się do gron odpowiadających ich zainteresowaniom i obserwują, jak również komentują poruszane wątki. Oczywiście na gronie posiadamy znajomych, wysyłamy im wiadomości, dodajemy zdjęcia. Niedawno portal doznał przemiany, zaczął upodabniać się w swej formie do Facebooka. Próba ta wyszła nieco nieudolnie. Nic już chyba nie da się zrobić, Grono powoli umiera! larnym portalem jest Myspace. Jego funkcjonowanie opiera się na podobnych zasadach co większość tego rodzaju stron. Zakładamy swój profil, dodajemy znajomych, tworzymy albumy ze zdjęciami , itp. Jednak Myspace stał się również czymś innym. Jest to świetne miejsce promocyjne. Głównie dotyczy to grup muzycznych, jeszcze mało znanych. Właśnie to miejsce pozwala im na umieszczanie swych nagrań, które później zostają wysłuchane przez sporą rzeszę użytkowników. Dobry sposób na podzielenie się swą twórczością, a co, niech Nas widzą i słyszą. Na naszym podwórku Jeszcze do niedawna wielką popularnością cieszył się nasz rodzinny portal- Nasza Klasa. Ostatnimi czasy entuzjazm użytkowników nieco osłabł, rozpoczęły się nawet masowe akcje likwidowania konta na nk, choć oczywiście rzesza fanów nadal jest spora. Główna idea portalu, to przede wszystkim odnajdywanie w przestrzeni „naszoklasowej” kolegów i koleżanek ze szkolnej ławki. Wiele radości przysporzyło to osobom, które już dobrych parę lat temu zakończyło edukację. Zaczęto odświeżać szkolne znajomości przez wymianę wiadomości na portalowej poczcie, a nawet kompletować skład na spotkania w realu. Nasza Klasa nie posiada mocno rozbudowanej sieci Co za dużo, to niezdrowo Godnym uwagi portalem jest hi5. Jest to jedna z najbardziej tego typu znanych stron na świecie. Idea podobna do wszystkich społecznościowych stronek. Znajdujemy znajomych, dodajemy zdjęcia, tworzymy własny profil i nawiązujemy nowe znajomości ( najczęściej z obcokrajowcami, warto przecież podszkolić język). W Polsce hi5 nie zyskał wielkiej popularności. Przyczynił się do tego zapewne fakt, że portal automatycznie wysyła zaproszenia do osób znajdujących się w mailowej bazie adresowej zarejestrowanego na portalu użytkownika. Ten sposób był chyba już nazbyt nachalny, więc sława, przynajmniej w naszym kraju, nie była mu pisana. Portali społecznościowych jest jeszcze sporo, lecz ich idea nie różni się zbytnio od tych opisanych wyżej. Warto pomyśleć jednak nad tym, czy nie są one dla Nas pułapką, nie wciągają Nas w swoje sidła, zastępując prawdziwe i wartościowe kontakty międzyludzkie. Chyba niektórzy powoli zatracają się w wirtualnej rzeczywistości, zapominając o wielkiej wartości spotkań i rozmów „na żywo” . Odejdźmy więc na chwilę od komputerów i spotkajmy się w realu! Joanna Motyka modelka: Aga wizażystka: Paula Kołodziejak fotograf: Patryk Sandach Więcej na stronie internetowej! http://ipewu.pw.edu.pl/ Urodzinowa Sesja Zdjęciowa Urodzinowa Sesja Zdjęciowa modelka: Aga wizażystka: Paula Kołodziejak fotograf: Patryk Sandach cukiernik: Wojciech Karcz modelka: Aga wizażystka: Paula Kołodziejak fotograf: Patryk Sandach Urodzinowa Sesja Zdjęciowa Nowy Wspaniały Świat Największym plusem tego lokalu jest z pewnością atmosfera. Już od wejścia widać, że miejsce to tętni życiem. Najliczniejszą grupę stanowią tu studenci. Obszerne wnętrze, miła, młoda obsługa i koncerty umilające wieczorem czas gościom, to kolejne atuty. Wbrew pozorom nie jest to kolejne miejsce dla lanserów - można w dobrej atmosferze, i co ważne, niedrogo napić się i wrzucić coś na ząb. Zdecydowanie polecamy. Nowy Ś wiat Nowy Świat P Znajd przyc mnós są do miejs tórych eksplo Przekąski Zakąski Jak dla mnie niezaprzeczalny faworyt. Bistro wszechczasów. Jak rozpoczynać imprezę, to tylko tam. Tłum ludzi, mało miejsca , gorąco, a jednak klimat jest. Obsługa elegancka i profesjonalna. Menu proste i dopasowane do potrzeb konsumenta. Ceny przyjazne. Picie, czyli do wyboru: piwo, wino, wódka, herbata, kawa w cenie 4 zł; jedzenie: szynka, tatar, gzik, śledzie, nóżki, pasztet -8 zł za wybrany produkt. Miejsce dla każdego, całkowity mix, za to również duży plus. Lokalizacja: Krakowskie Przedmieście, naprzeciwko Pałacu Prezydenckiego, można poczuć moc. Jedyny minus: płatne toalety. ŚRÓDMIE Ś C I E denta Świętokrzyska niezbędnik stu Marszałkowska Time Cafe Time Cafe – pub ukryty w bramie na ulicy Smolnej 40 tuż przy Rondzie de’ Gaulle’a. Lokal podzielony na trzy części. Dużym atutem jest wystrój wnętrza, przenoszący klientów parę dekad wstecz. Nie bez znaczenia jest również hot-spot dostępny w lokalu. Orientacyjne ceny to 5 zł za napój gazowany, 9 zł duża szklanka piwa, lody to wydatek rzędu 15 zł. PAWILONY Aleje Jerozolimskie dujące się na tyłach Nowego Światu baraki z lat 60. ciągają swym niepowtarzalnym klimatem. Ludzi w nich stwo, zwłaszcza w weekendowy wieczór, a pawilony ość małe, warto więc przybywać wcześniej i zajmować sca. Ceny oscylują w granicach 5-10 zł za piwo. W niekh znajdziemy także fajki wodne. Warto zatem pawilony orować! London Steak House Knajpa z interesującym wystrojem w stylu angielskim: są różnorodne pamiątki z Anglii, z głośników lecą Beatlesi, a w telewizorach mamy filmy związane z Anglią (np. Jamesa Bonda). Jakkolwiek atmosfera i styl pubu jest zachęcający, to gdy spojrzymy w kartę, możemy zmienić nasze nastawienie. Ceny jak na portfel studenta są troszeczkę za wysokie. Przynajmniej jeśli mówimy o posiłkach. Jednak jeśli myślimy o czymś do picia, a zwłaszcza o napojach alkoholowych, to tutaj już możemy sobie na coś pozwolić. Za kufel 0,5l piwa zapłacimy 7zł. A dla fanów wódki może też nie będzie aż tak źle. I na koniec, a ta kwestia na pewno zainteresuje męską część czytelników – obsługa. Panie są bardzo miłe, a jest także czym nacieszyć oko. Marszałkowska Przedstawimy Wam dzisiaj historię Zdechłego Królika, który po raz ostatni widziany był 10 marca 2009 roku. To właśnie wtedy pojawił się w 45 numerze Miesięcznika Kulturalnego Studentów PW. Jako postać przewijająca się w I.PEWU przez lata, był zawsze bardzo popularny oraz pełen życia. Co się zatem z nim stało? Dlaczego znikł? Czy dało się tego uniknąć? śniej w studenckim akademihistoria zaczyna się kilka lat wcze ać tajemniczą, nie znamy jego ku. Królika poznajemy jako post znalazł i co nim powodowało... przeszłości, nie wiemy, skąd się tam Nasza Polish sudoku sprawdź swój brain: - newsletter Jeżeli chcesz rozpropagować ważne informacje wyślij je koniecznie na adres: [email protected]. Informacje zostaną sprawdzone, a jeśli okażą się wartościowe, zostaną dołączone do jednego z najbliższych wydań newslettera. Nie zapomnij wysłać swojej informacji się później okazało, osoba Zdechłego Królika na dobre zagościła na czas: newsletter wysyłany jest co tydzień, na łamach I.PEWU. w niedzielę wieczorem. Jak Nieświadomy tak dużego zainteresowania Królik dalej robił swoje, notorycznie pojawiając się na ustach ludzi. Wtedy jeszcze nie wiedział, że przynies ie mu to wiele problemów. ADRES KORESPONDENCYJNY: CRS, ul. Waryńskiego12, 00-631 Warszawa, z dopiskiem [i.pewu] tel./faks: (022) 660 91 04 e-mail: [email protected] www.ipewu.pw.edu.pl REDAKCJA: Redaktor Naczelny Wiktor Sułkowski Sekretarz Redakcji Karolina Zarębska Grafik Prowadzący Urszula Kozłowska Dział Graficzny Adam Jeziorski, Agata Burczyńska Korekta Małgorzata Gruszka Pełnomocnik ds patronów medialnych Anna Filipek Felietoniści Bartosz Czarnecki, Anna Filipek, Monika Goszczyńska, Małgorzata Janikowska, Adam Jeziorski, Marcin Jeżo, Lilinna Kostrzanowska, Szymon Leśniewski, Julita Mikulicz, Marcin Nowicki, 18 Asia Trautsolt, Katarzyna Zięba kwadrat każdy wiersz, każda kolumna i każdy Wypełnij tabelkę tak, aby PRODUKCJA: Wydawca Samorząd Studentów Politechniki iązanie Warszawskiej rozw ą wpisz y którz Was, z tych 3x3 zawierały cyfry od 1 do 9. Dla Druk Instytut Poligrafii Politechniki Warszawskiej wejściówki na MOWE podwójne Czuję, że setnie wynudziliście się podczas ferii. Tak! tydzień wolnego to o wiele za dużo ;) dla niesfornych studenckich duszy i ciał. Więc zaczynamy znów obrzydliwie hojnie obsypywać Was biletami na czwartkowe koncerty. Ccccały długi semestr koncertów… Do rzeczy – chwytać, chwytać: od groma podwójnych zaproszeń na PIDŻAMA PORNO (10.03.) Pytanie konkursowe jak zawsze oryginalne – jak miło i niebanalnie spędziłem ferie? Tylko nie pisać czyichś historii, bo zweryfikujemy! ;) Mail: [email protected]. pw.edu.pl Wydawaj z nami pismo - [email protected] y, że interesy, które ych wrogów. Jednak pojawiały się głos tej pory Zdechły Królik nie miał żadn óżkami, oskarżany pogr ych ludzi. Zaczął dostawać listy z prowadził, zainteresowały niebezpieczn ła... owa plotk ej ipulacje. Opinia publiczna coraz więc był także o przekręty podatkowe i man Do Newsletter Zdechłego Daj! Daj!! Daj!! Jeżeli chcesz rozpropagować ważne Z cyklu pytania o sens życia, tym razem na- atrów: Dramatycznego, Polskiego [na Sen Nocy Letinformacje wyślij je koniecznie na adres: wiążemy niedługo przed zniknięc iem widziano do Stefana na ilotnisku, Barańczaka i pytanie będzie niej] z jakichś Współczesnjednak ego, a możliwe, że też i do Opery [email protected]. Informacje brzmieć powodów następująco nie: udało mu się opuścić kraju. Narodowej Czy już . wtedy był śledzony? zostaną sprawdzon e, awiadomo jeśli okażą się wartościow Czy e, Co wygrawerow ści, które docierał ałbyś/aś na nierdzewne y do ludzi poprzez media ściągnęł j bran-y na niego Ponadto jak napastni zawsze zaproszenia także ków? na dwa konzostaną dołączone do jednego z najbliższych soletce noszonej stale na przegubie na wypadek na- certy z cyklu „Co czwartek muzyka” – PEJA i zespół wydań newslettera. Nie zapomnij wysłać swojej głego zaniku pamięci? FLEXXIP i …. informacji na czas: newsletter wysyłany jest co Odpowiedzi wysyłajcie na numer 503739823. tydzień, w niedzielę wieczorem. Do wygrania wejściówki i zaproszenia do Te- 20 ADRES KORESPONDENCYJNY: CRS, ul. Waryńskiego12, 00-631 Warszawa, z dopiskiem [i.pewu] tel./faks: (022) 660 91 04 e-mail: [email protected] www.ipewu.pw.edu.pl REDAKCJA: Redaktor Naczelny Wiktor Sułkowski Sekretarz Redakcji Karolina Zarębska Dział Graficzny Adam Jeziorski, Agata Burczyńska Korekta Małgorzata Gruszka Pełnomocnik ds patronów medialnych Anna Filipek Felietoniści Anna Filipek, Monika Goszczyńska, Małgorzata Janikowska, Adam Jeziorski, Marcin Jeżo, Lilka Kostrzanowska, Szymon Leśniewski, Julita Mikulicz, Asia Trautsolt, Andrzej Curkowski, Darek Giska, Marta Rawdanowicz PRODUKCJA: Wydawca Samorząd Studentów Politechniki Warszawskiej Druk Instytut Poligrafii Politechniki Warszawskiej Naświetlarnia Studio Beta --Reklama-- Papier ECCO PAPIER Wygląda na to, że Królik zdechł ostateczn ie. Dzisiaj nie ma już wątpliwości, że wmieszał się on w sprawy, które go nie dotyczyły. Jego poszukiwania trwają, lecz ślad w pewnym momencie się uryw a. Kim tak właściwie był Zdechły Królik i czy całe j tej sytuacji dało się uniknąć? Czy był tym, za kogo się podawał? Sprawa jego zdechnię cia zapewne jeszcze długo pozostan ie niewyjaśniona. Wydawaj z nami pismo potrzebujemy: w Maciej - reporterów - PRowców - recenzentó Pietrukiewicz [email protected] 19 Życie zaczyna si Pierwszy numer I.PEW U - Tygodnika Inform acyjno – Kulturalnego Studentów Politechniki Warszawski ej wyszedł w kwietniu 200 4 roku. Było to czarno – białe pisemko czterostronicow e, w którym studenci umieszczali bieżące newsy z życia uczelni, inform owali gdzie było najtańsze piw o na juwenaliach i garści ami rozdawali zaproszenia na koncerty w Stodole iu odnik rozrósł się do ośm Od trzeciego numeru tyg , iem nik god uty dw stał się stron, w numerze ósmym y kuł arty się iały aw poj owo a na jego kartach stopni bitne, poświęcone już nie am ej dzi bar e, ższ dłu coraz turze uczelni, ale również kul tylko wydarzeniom na ziwd pra z a adk się też okł i społeczeństwu. Pojawiła się ła dzi ero prz o ow pni a sto wego znaczenia, a gazetk w magazyn. ISSN 1732-9302 Prawdziwa rewolucja wy darzyła się na kartach numeru piętnastego – wy danie było kolorowe. A numer wcześniej zad ebiutował ulubieniec wszystkich studentów PW – Zdechły Królik. - newsletter Jeżeli chcesz rozpropagować ważne informacje wyślij je koniecznie na adres: [email protected]. Informacje zostaną sprawdzone, a jeśli okażą się wartościowe, zostaną dołączone do jednego z najbliższych wydań newslettera. Nie zapomnij wysłać swojej informacji na czas: newsletter wysyłany jest co tydzień, w niedzielę wieczorem. ADRES KORESPONDENCYJNY: CRS, ul. Waryńskiego12, 00-631 Warszawa, z dopiskiem [i.pewu] tel./faks: (022) 660 91 04 e-mail: [email protected] www.ipewu.pw.edu.pl REDAKCJA: Redaktor Naczelny Wiktor Sułkowski Sekretarz Redakcji Karolina Zarębska Grafik Prowadzący Urszula Kozłowska Dział Graficzny Adam Jeziorski, Agata Burczyńska Korekta Małgorzata Gruszka Pełnomocnik ds patronów medialnych Anna Filipek Felietoniści Bartosz Czarnecki, Anna Filipek, Monika Goszczyńska, Małgorzata Janikowska, Adam Jeziorski, Marcin Jeżo, Lilinna Kostrzanowska, Szymon Leśniewski, Julita Mikulicz, Marcin Nowicki, Asia Trautsolt, Katarzyna Zięba PRODUKCJA: Wydawca Samorząd Studentów Politechniki Warszawskiej Druk Instytut Poligrafii Politechniki Warszawskiej Naświetlarnia Studio Beta Papier Amber Graphic 100 g/m2 firmy Arctic Paper 20 Czuję, że setnie wynudziliście się podczas ferii. Tak! tydzień wolnego to o wiele za dużo ;) dla niesfornych studenckich duszy i ciał. Więc zaczynamy znów obrzydliwie hojnie obsypywać Was biletami na czwartkowe koncerty. Ccccały długi semestr koncertów… Do rzeczy – chwytać, chwytać: od groma podwójnych zaproszeń na PIDŻAMA PORNO (10.03.) Pytanie konkursowe jak zawsze oryginalne – jak miło i niebanalnie spędziłem ferie? Tylko nie pisać czyichś historii, bo zweryfikujemy! ;) Mail: [email protected]. pw.edu.pl 50 -tce...? ię po 16 17 25|02 18:00 i 20.00 Factotum 26|02 18:00 i 20.00 Factotum 27|02 19:00 Factotum 28|02 19:00 Francuskie Rendez-Vous: Regarde les hommes tomber B artók miał 6 lat kiedy zaczynał, Mozart 4, Reich 17 lat. Steve Reich rozpoczął pogrywając jazz ze znajomymi, później wyłamał się poza główny nurt zarówno europejski jak i amerykański i tworzył już jako kompozytor muzykę systemową. Pomogło w tym zapewne ukończenie filozofii w Cornell University i muzyki w Mills College razem z Milhaudem i Berio. W muzyce systemowej dzwięk ma być ciągły, ewoluować przeważnie w trakcie bardzo długiego czasu utworu. Podstawą staje się zastój, pewna stagnacja i duża powtarzalność. Nie ma wariacji tonacji, dynamiki czy barwy, nie ma nic z klasycznej zachodniej muzyki, ani tematycznego rozwoju utworu, ani modulacji klucza. Słuchacz nie podażą za kompleksową muzyczną fabułą, musi się raczej skoncentrować na zmieniającej się dzwięku, delikatnie zmieniającej się sekwencji, czy na łączeniu powtarzających się fragmentów w nowe wariacje. Większośc utworów nie posiada zakończenia nie zmierza w jego kierunku, ma powtarzający lub stały charakter. Często zmiana utworu polega na przejściu jed- nego z grających o ćwierć nuty, co zmienia okres powtarzanej sekwencji, proces powtarza się aż grający wracają do startowej harmonii. Intensywna koncentracja na utworze, w połączeniu z hipnotycznym dzwiękiem często doprowadza słuchacza do eufori lub w stan medytacyjnego transu. Wczesne prace Reicha jak Six Pianos, Four Organs, Violin Phase czy Piano Phase ze względów astetycznych i akustycznych miały za podstawę wielość instrumentów o tej samej barwie. Ta sama barwa dzwięku pozwalała na budowanie podwzorów, przy 6 pianinach nie wiadomo w końcu które rozbrzmiewa w danym momencie, sekwencje zlewają się wtedy w podwzory, tworzą się różne wariacje. Minimalistyczny styl znalazł uznanie raczej w rzeszach osób które chodziły do galerii i interesowały się sztuką, niż w klasycznych rozgłośniach radiowych. Music for 18 musicians, stało się pewnym przełomem, jak powiedział Reich „jest w niej ogromnie dużo muzyki dla niepodobnych instrumentów i jest to orgia barwy w porówna- niu z wcześniejszymi pracami”. Zmiany barwy i mięszanie długich tonów z bardzo krótkimi ósemkami, modulacja klucza, zmiana orkiestracji, a mimo to nawiązanie do przeszłości 58 minut (do 67, zależy od wydania płyty) ciągnącej się skomplikowanej powtarzącej się wariacji, w stałym tempie. Przy tym znowu odejście, już nie te same zlewające się intstrumenty, tutaj jest to kombinacja pianina, wibrafonu, klarnetów, kselofon, skrzypiec,perkusji, wiolonczeli i kobiecego głosu. Jedenaście bujnych, falistych akordów które pojawiają się w otwierającej sekwencji tworzy całość płyty, płyta podzielona jest na jedenaście sekcji w której każda jest poświęcona jednemu akordowi.Więcej jest harmonicznych motywów, kolorytu orkiestry, więcej wolności kompozycji, w tą muzykę się wsiąka. Nagrana w 1976 roku wciąż w przeciwieństwie do wcześniejszych prac Reicha brzmi świeżo i wciąż współcześnie. Polecam. fr_v5. Minęło półtora roku - rok odkąd ukazał się ostatni album Modest Mouse ‘Good News For People Who Like Bad News’, dopiero od niedawna jest on jednak dostępny także jako wydawnictwo dwupłytowe z dołączonym krążkiem DVD. Trudno udawać, że mowa o zespole powszechnie znanym. Frontman zespołu, Isaac Brock broni się przed porównaniami do The Pixies, jakie sugerują dziennikarze. W pewnym wywiadzie stwierdza: „(…)niech mnie porównują choćby i do Prince’a. Jakby w ogóle mnie to obchodziło.” Idąc za ciosem można by szukać muzycznych połączeń z Franz Ferdinand, Radiohead,… ale też Tomem Waitsem. W tej odwiecznej dziennikarskiej praktyce szufladkowania brakuje jednak kryterium ‘filozofii grania’ - pomysłu, z jakim muzycy wchodzą do studia. I tutaj z pomocą przychodzi polskie podwórko, o czym za chwilę. Wspomniane już DVD nie oszałamia zawartością; jedynie trzy wideoklipy, trochę zdjęć, materiał z realizacji płyty… za to zupełny brak pokazów koncertowych. Godny uwagi jest niepozbawiony humoru ‘wywiad’… Czy warto było na to czekać półtora roku? Szczęśliwie nadal kupujemy płyty głównie dla muzyki. A ta płyta absorbuje! Czternaście utworów oraz dwie inne, krótkie formy muzyczne. Od melancholijnego, wręcz płaczliwego wokalu w „The World At large” aż po długo brzmiące w uszach „Good Times Are Killing Me” jesteśmy wprowadzani w zupełnie niepoważny i nieformalny stan muzycznego upojenia. Godne uwagi jest bogate instrumentarium: czasem jest to chrapliwy kontrabas zamiast gitary basowej, czasem banjo lub saksofon. Czasem niespokojne ataki trąbką, a czasem trafne korzystanie z sam- plera. Pojawiają się też fortepian i skrzypce. Gdy dodać bogatą stylistykę tekstów, często mało zrozumiałą nawet dla osób, dla których językiem ojczystym jest angielski, nasuwa się ów ‘polski wątek’ - jakbym słyszał amerykańskie ‘Pogodno’! Mniej szaleństw formalnych, inna kultura, inny język,… ale wspomniana ‘filozofia grania’ jest z tych samych źródeł. Zapewne także i przyszły nabywca płyty będzie osobą uznającą te źródła, choć daleko nieuczciwie byłoby nazwać kompozycje z „Good News…” hermetycznymi. Mógłbym przywołać kolejnych twórców, do których odnoszona jest twórczość Modest Mouse, ale wokalista zespołu wyraził się już o tym z dezaprobatą na innych łamach. Oni przecież tworzą muzykę, a nie muzyczną bibliografię cudzych dokonań. Na swoje szczęście są w tym dobrzy. Piotr Leśniak 10-12|02 Krótko mówiąc, czyli Krótkie filmy z Holandii. Bilety: 10zl/dzień. Karnet 20zł. Ulgowe dla studentów. M rlena Lehr (1978 r.) pragnie z impetem wkroczyć na artystyczną scenę. Wystawa „Kobieta nie jest...” jest jej debiutem. Młoda artystka pojawiła się znikąd. Nie ma wykształcenia plastycznego, jedyne co posiada, to chęć wyrażania za pomocą różnego rodzaju środków, przeżyć, uczuć, doświadczeń, które się w niej nagromadziły. Tematem wystawy jest rok z życia uczuciowego Marleny Lehr. Torsy manekinów symbolizują prawdziwych mężczyzn spotkanych kolejno w czasie od września 2004 do września 2005 r. Na piersiach, czyli w okolicy serca, tam gdzie gromadzą się uczucia znajduje się krótka charakterystyka: imię, wiek, wykonywany zawód, długość znajomości oraz krótka wypowiedź, charakterystyczna dla danego mężczyzny, która została w pamięci autorki z okresu trwania poszczególnych znajomości. Z kolei na zdjęciach pojawi się Kobieta-Lalka w różnych pozach. 12 zdjęć symbolizuje 12 miesięcy bezowocnie spędzone na poszukiwaniu mężczyzny, który obdarzy autorkę prawdziwym uczuciem. Brzmi zachęcająco, prawda? Jednak co znajdziemy na wystawie tak naprawdę? 18 torsów prosto z jakiejś fabryki, która masowo produkuje manekiny. Na każdym torsie wypisane parę słów. Informacje ogólne o poszczególnych partnerach oraz cytaty w rodzaju: „No weź go do buzi. Będziesz pierwszą dziewczyną” (19-letni gej), czy też „Seks jest czymś normalnym. Czemu nie chcesz uprawiać seksu? Coś z tobą nie tak?”. Do tego 12 zdjęć- subtelnych, wyretuszowanych w odpowiednich miejscach aktów, przedstawiających „artystkę” jako lalkę. Słowo „artystka” wzięłam w cudzysłów, jako że w moim mniemaniu zbytnim pochlebstwem jest nazwać panią Marlenę tym słowem. No, chyba że w dzisiejszych czasach tak wielką sztuką jest napisać na manekinie białą farbą „Kocham cię księżniczko. A teraz zrób mi jeszcze jedną laskę”. Warto jednak przyjrzeć się bliżej tym torsom, a właściwie informacjom na nich zawartym. Nie w mojej gestii leży ocena dojrzałości psychicznej i moralności innych ludzi, więc pominę fakt tego, iż pani Marlena była związana w ciągu 10-ciu m-cy (bo na wakacje zrobiła sobie przerwę) aż z 18-stoma mężczyznami i deklaruje, że wszystkich ich kochała, za każdym razem sądząc, że teraz to będzie „prawdziwa miłość” (można by się zastanowić, czy umie prawdzi- „No weź go do buzi. Będziesz pierwszą dziewczyną.” wie kochać ta, która zakochuje się co 2 tygodnie w innym mężczyźnie?). Skupmy się jednak na jej wybrankach. Z pozoru różni. Najmłodszy – 19 lat, najstarszy 47 lat. Czasem dwóch naraz (gdzieżby indziej można było szukać prawdziwej miłości, jeśli nie w trójkącie miłosnym). Polacy, Amerykanin, Anglik, Duńczyk, Szwed i nie tylko. Dyplomata, właściciel największej wyszukiwarki, dyrektor wielkiej firmy konsultingowej, PR-owiec, dj z Nowego Jorku etc. Pewne wnioski nasuwają się same;):) Naiwnie myślałam, że zdjęcia są metaforą i mają jakieś przesłanie. Jednakże zapytana przeze mnie o to autorka wystawy odrzekła, że „12 zdjęć symbolizuje po prostu 12 m-cy roku. Nic ponadto.” A szkoda. Bo zdjęcia nawet nie są ładne. Są koszmarne, a Marlena Lehr zdecydowanie nie wygląda na nich na kobietę, którą mogłoby się zainteresować 18-stu mężczyzn w ciągu roku. W dodatku, podczas wernisażu zauważyłam, że im mniej było jedzenia na stole, tym mniej było i uczestników imprezy. Gdy pozostały już tylko orzeszki, początkowy tłum rozpierzchł się i zostali tylko dziwacy, którzy z równym zainteresowaniem oglądali innych zwiedzających, co i same eksponaty oraz znajomi Marleny Lehr. Przyjaciołom wystawa oczywiście bardzo się podobała, aczkolwiek po kątach dało się słyszeć liczne słowa krytyki. Słusznej krytyki, dodajmy. Autorka chciała pokazać, jak mężczyźni traktują kobiety. Lecz czy wszyscy mężczyźni są tacy? I czy wszystkie kobiety traktują w ten sposób? Wydaje mi się, ze wystawa bardziej niż wyrachowanie partnerów pani Marleny ukazuje jej własną naiwność i głupotę. Może powinna ona poszukać sobie kogoś o słabszej pozycji finansowej? A może kogoś, kto ma wymagania większe niż „laska rano i wieczorem”? Zastanawiam się, czy to jeszcze jest sztuka, czy już tylko zarabianie na własnej rozwiązłości seksualnej. „Kobieta nie jest...” lalką, aczkolwiek Marlena Lehr zdaję się nią być w całej rozciągło- Na pierwsze cztery osoby, które napiszą na adres: [email protected] i odpowiedzą na pytanie: „Kto jest reżyserem filmu „Jestem” wyświetlanego w lutym w kinie LAB?” czekają podwójne zaproszenia na: 19|02 godz. 18.00 „Jestem”, 21|02 godz. 19.00 „Francuskie Rendez-Vous: Regarde les hommes tomber „, 23|02 godz. 20.00 oraz 27|02 godz. 19.00 „Factotum” Zaznaczcie, na który film i kiedy chcielibyście pójść. 25 numer i.pewu to już 20 stron, gdzie pojawiają się muzyczne recenzje, teatralne rep ertuary, konkursy, felieto ny i dłuższe artykuły. Jak zwykle jes t miejsce dla Zdechłego Królika oraz tzw. „polish sudoku”. Więcej informacji na nowej stronie kina: www. kinolab.art.pl Kino LUNA Z cyklu Luna-Classic: 14|02 Filmowe Walentynki Zakochany? Nie masz pomysłu na oryginalny walentynkowy prezent? Przez cały ten wyjątkowy wtorek kino Luna prezentować będzie (za jedyne 8PLN) najciekawsze i najbardziej romantyczne polskie i zagraniczne filmy- zarówno stare, jak i nowe filmowe obrazy, prezentujące różne oblicza miłości. Zarówno śmieszne komedie, jak i nieco poważniejsze melodramaty i tragedie. g. 14.00 Duma i uprzedzenie g. 14.15 Tulipany g. 16.15 Jeden odchodzi, drugi zostaje (L’ Un reste, l’autre part) g. 15.45 Smak życia (L’ Auberge espagnole) g. 18.00 Smak życia 2 (Les Poupees russes) g. 18.15 Zakochany bez pamięci (Eternal Sunshine of the Spotless Mind) Z cyklu edukacyjna Luna: 11-19|02 Przegląd filmów Hansa Christiana Andersena ści. Lecz żeby nie było tak strasznie krytycznie, powiem, że mimo iż wystawa niezbyt mi się podobała, to po rozmowie z autorką nie podobała mi się już trochę mniej. Trzeba przyznać, że Marlena Lehr zdaje się być typową słodką białogłową, wrażliwą i delikatną, pociągającą dzięki swej naiwności i niezaradności. Jest tak skrajnie kobieca, że każdy facet czuje się przy niej prawdziwym mężczyzną. Weronika Abramczuk Star performerzy W tym miesiącu w cyklu poświęconym organizacjom studenckim na Politechnice Warszawskiej pora na jedno z najbardziej znanych kół naukowych. W „i.pewu” postanowiliśmy dowiedzieć się, co się kryje w fenomenie Koła Naukowego Lotników. W połowie czarno-biały, w połowie kolorowy. Za to aż 28 stron. Mamy m.in. wywiad z Indios Bravos, pierwsze kalendarium imprez oraz szersze opisy organizacji niektórych oraz ych politechniczn mediów. Zgodnie z powiedzeniem Heraklita „Panta rei” odeszły już wakacje i nastał kolejny rok akademicki, w którym jednakże ekscytujących wrażeń i wydarzeń z pewnością nie zabraknie. Otrzęsiny, wyjazdy integracyjne, targi, spotkania, imprezy, kursy, przynależność do kół naukowych oraz innych organizacji... i znów się okaże, że nauka to tylko kropla w morzu działalności studenckiej. Pierwsze emocje pojawią się nie tylko w październikowym wydaniu i.pewu. Tydzień Aktywnego Studenta, KONIK, otrzęsiny to tylko początek całości zwanej życiem studenckim. Do tego duża doza kultury – wywiady z Michałem Kulentym i Gutkiem, Warszawska Jesień, Abject art i recenzje, a to tylko część trzydziestego piątego (niejako jubileuszowego) wydania i.pewu. Więc nie bądź jak nasz Zdechły Królik, łap się za lekturę i korzystaj z możliwości, jakie oferuje Ci nasza Alma Mater. „Jutro nie jest zagwarantowane nikomu, ani młodemu, ani staremu.” G.G. Marquez Red. Nacz. ADRES KORESPONDENCYJNY: Centrum Ruchu Studenckiego ul Waryńskiego 12, 00-631 Warszawa, z dopiskiem „i.pewu” tel/faks: (022) 234 91 05 e-mail: [email protected] www.ipewu.edu.pl REDAKCJA: Redaktor Naczelna: Małgorzata Janikowska Z-ca Redaktor Naczelnej: Łukasz Sokołowski Redaktorzy: Agata Burczyńska, Katarzyna Czajka, Barbara Dobraczyńska, Wojciech Karcz, Michał Końca, Joanna Kulas, Olga Kurek, Marlena Okołot, Tomasz Piętkowski, Dominik Pisarek, Oliwia Pluta, Piotr Proczek, Ada Skowronek, Łukasz Sokołowski, Kasia Staroń, Magda Trzcińska, Beata Włodarek, Małgorzata Zawilska, Edyta Zyśk Dział graficzny: Agata Burczyńska, Rafał Sawicki, Maciej Dukat Fotografia: Dominik Pisarek, Sebastian Ryciak, Andrzej Wegner Korekta: Łukasz Sokołowski, Magda Trzcińska Administrator strony www: Ula Sieroń PRODUKCJA: Wydawca: Samorząd Studentów Politechniki Warszawskiej Historia polskiego lotnictwa sięga początków XIX wieku, kiedy to zaczęła się rozwijać ta gałąź techniki. Polska zawsze była w aeronautycznej czołówce i mogła poszczycić się wybitnymi osiągnięciami w tej dziedzinie. Wystarczy tylko wspomnieć o samolocie turystyczno – sportowym RWD-5, bombowcu PZL-37 Łosiu, czy PZL-I22 Iryda (na której niedługo będą szkolić się piloci w Indiach). Obecnie sprawa ma się różnie. Wiele zakładów popadło w ruinę. Jednakże część z tych, które zostały, prosperuje całkiem dobrze (Polskie Zakłady Lotnicze w Mielcu i Świdniku, Hydral w Krośnie). Zaplecze merytoryczne dla przemysłu stanowią środowiska naukowe m.in. z Politechniki Warszawskiej. STUDENCI: Starperformerzy str.3 Czyli spotkanie z Kołem Naukowym Lotników. TVPW - czyli student, kamera i mikrofon… Telewizja internetowa – czwarte medium Politechniki Warszawskiej w rękach studentów. str.4 Dlaczego warto działać w Samorządzie Studentów i organizacjach studenckich? str.5 Tydzień Społecznie aktywnego Studenta str.8 Zrób sobie przerwę Wspaniałe początki str.6 Może i Ty zdecydujesz się na Gap Year. WARSZAWA: Miasto i nazwa str.9 Trzecia już część z cyklu Niewidzialna Warszawa. KULTURA: Eat slow, think fast, die happy… str.10 Wywiad z Michałem Kulentym polskim muzykiem jazzowym i nie tylko… Święto jesieni str.14 Chwilkę o najważniejszym polskim przeglądzie muzyki współczesnej – festiwalu Warszawska Jesień. Indios Bravos, czyli Indianie niepokorni Niebanalny wywiad z Gutkiem. Sztuka wstrętu – abject art. Recenzje: str.20 str.16 str.19 Ciche przerażenie, czyli „4 miesiące, 3 tygodnie, 2 dni” Cristiana Mungui oraz „Szklane smoki” Sean McMullen TEMAT NUMERU: EMOCJE str.21 Historia potencjalnych źródeł emocji. Wczoraj i dziś Emocje w sztuce Eksplozja uczuć str.24 Czyli kino dla wymagających. str.22 Tylko bez emocji str.25 Zdechły królik, konkursy, sudoku str.26 Niejako na uboczu wielkiego przemysłu samolotowego, istnieje świat pasjonatów i wielbicieli lotnictwa, którzy swoją przygodę z lotnictwem chcą traktować bardziej hobbystycznie niż zawodowo. Przedstawicielami tego świata są niewątpliwie członkowie Koła Naukowego Lotników. KNL należy do jednych z najstarszych kół naukowych na Politechnice Warszawskiej. Pierwsze wzmianki o Kole Lotników datuje się na 1916 rok, kiedy to studenci Politechniki Warszawskiej, R. Bartel, Z. Bruner i F. Suchos utworzyli Sekcję Lotniczą Koła Mechaników. Dalsze losy organizacji zaowocowały wieloma konstrukcjami lotniczymi (modeli latających, szybowców), które powstawały aż do początku wybuchu II wojny światowej. Po wojnie wznowienie działalności nastąpiło tuż po otwarciu Wydziału Mechanicznego. W 1952 roku powołano do życia Koło Aeronautyczne, które po 10 latach przemianowano na Koło Naukowe Lotników. Celem działalności Koła jest rozwijanie zainteresowań miłośników lotnictwa, dla których akademicka wiedza wydaje się niewystarczająca. W tym celu przez członków Koła podejmowane są liczne pionierskie inicjatywy. Flagowym projektem KNL jest model Bezzałogowego Statku Lotniczego. Weźmie on udział w Konkursie na Studencki Bezpilotowy Statek Załogowy w ramach IV edycji Międzyuczelnianych Inżynierskich Warsztatów Lotniczych w Bezmiechowej. BSL jest projektem KNL realizowanym wspólnie z kołem MELAVIO. Ich zadaniem jest zaprojektowanie elektroniki w modelu. „Jesteśmy odpowiedzialni za oprogramowanie komputera pokładowego oraz testowanie algorytmów sterowania i nawigacji” – zdradza Marcin, członek MELAVIO. Współpraca KNL z innymi kołami naukowymi przynosi efekty, dotychczas reprezentacja z PW wygrywała wszystkie zawody w Bezmiechowej. Oprócz prac konstrukcyjnych i projektowych Koło Naukowe Lotników uczestniczy w licznych festynach i semina- riach naukowych, w tym m.in. w Targach Kół Naukowych i Organizacji Studenckich KONIK, czy też Pikniku Radia BIS. Dla członków organizowane są również wyjazdy szkoleniowe. W tym roku odbył się wyjazd do Tomaszowa Mazowieckiego, gdzie lotnicy z Koła mogli sprawdzić swoje możliwości lotnicze na symulatorze śmigłowca Sokół o wdzięcznej nazwie Claudia. Warto wiedzieć, że oddawanie się swoim lotniczym pasjom to nie jedyna zaleta bycia członkiem Koła. Plusy są również bardziej przyziemne, przejawiające się w postaci zniżek i upustów przyznawanych na różne szkolenia. I tak na kursie szybowcowym dostać można 400 zł zniżki na szkolenie teoretyczne. Na szkoleniu samolotowym zniżka jest taka sama. Trudy tworzenia Cały proces konstrukcyjny maszyny latającej wymaga szczególnej precyzji oraz odpowiednich warunków pracy. Koło może poszczycić się posiadaniem własnego warsztatu w postaci autonomicznej modelarni mieszczącej się w Domu Studenckim Mikrus. Opiekun modelarni, Paweł Różański, troszczy się o to, aby niczego nie brakowało zapaleńcom lotnictwa. Warto napomknąć, że KNL własnym sumptem zakupiło elektroniczne wycinarki oraz narzędzia potrzebne w produkcji modeli i wszelkiego rodzaju maszyn latających budowanych przez KNL. Nie ma określonych godzin pracy modelarni, generalnie obowiązuje zasada, że każdy pracuje tu na tyle długo, na ile ma ochotę. Co jak nie KNL „Od pewnego okresu w moim życiu zacząłem dążyć do poświęcenia całego wolnego czasu lotnictwu. Co może być lepszym wyborem dla takich jak ja, jak nie KNL?”– zdradza Paweł. Według niego, członkowie KNL to ludzie pozytywnie zakręceni. „Są to przeważnie osoby z niespełnionymi marzeniami związanymi z lotnictwem, ale też i takie, które w ogóle chcą coś robić” – mówi prezes KNL, Marcin Ruszkowski. Zarząd Koła nie musi się martwić o nowych członków, bo tych nie brakuje (jest to największe koło naukowe na Politechnice Warszawskiej – ponad siedemdziesiąt osób). Chętnych do zostania członkiem Koła nie odstrasza nawet niemała składka członkowska (50 zł dla nowych i 20 zł dla obecnych członków). Mimo wielu osiągnięć lotnicy z PW nie zamierzają spocząć na laurach. Koło ma w planach dokończenie wyposażania pomieszczenia modelarni. Dzięki składkom będzie można zakupić dodatkowe narzędzia niezbędne w dalszych pracach nad coraz to nowymi konstrukcjami. Kolejną inicjatywą, która narodziła się wśród członków Koła, jest skonstruowanie bardziej zaawansowanego symulatora lotu, roboczo nazwanego SyMELator2. Nowa konstrukcja ma korzystać z komercyjnych algorytmów lotu, które są o wiele bardziej wydajniejsze od obecnie używanych w symulatorze Koła. W planach na przyszłość nie zabraknie również miejsca na organizację wycieczek w ciekawe miejsca i na różnego rodzaju seminaria oraz targi naukowe. Projektanci marzeń Koło Naukowe Lotników jest jedną z najbardziej rozpoznawalnych organizacji Politechniki Warszawskiej. Odnosi liczne sukcesy na arenie międzyuczelnianej i nie tylko. Jest wizytówką naszej Uczelni już od wielu dekad. Tajemnica sukcesu Koła tkwi niewątpliwie w pracowitości, konsekwencji i profesjonalizmie jego członków. Jednakże w wypadku KNL nie bez znaczenia wydaje się być również radość i zadowolenie z tego, co się robi. Łukasz Sokołowski Koło Naukowe Lotników Wydział Mechaniczny Energetyki i Lotnictwa ul. Nowowiejska 24 lok. 5 http://knl.meil.pw.edu.pl tu Miesięcznik Kulturalny Studentów Po l i t e c h n i k i Wa r s z a w s k i e j ISSN 1732-9302 Obecne numery oscylują wokół 24 stron, mamy wie le stałych rubryk jak Sylwek z Żac zka czy Kącik Studencki ch Serc oraz nowo powstała Niebanaln a Fura Studenta. Jest mie jsce także na fotoreportaże, recenz je czy artykuły związane z aktualnym tematem numeru. A co w przyszłości? To się okaże. Maciej Pietrukiewicz jes tem ! NUMER 48 ' 2009 GRUDZIEN tEM at NUME RU StREEt aRt s. 4 wIN ylU Z abawkI Z t y lO' w I E lUaSS w O I N a OCE M aCkIEM w s. 8 s. 18-19 DZ wywIa a IaSt M E lN UR a k U lt -1 0 s. 9 21 6 P O T ADEK OKŁ Okładka, która stała się zarazem podstawą do gier planszowych . Stosowana często przy studenckiej odmianie chińczyka ropowszechnionej w akademikach, czyli Alkochińczyka. śnie, Ta okładka przedstawiała... No wła tak co , wie chyba tylko jego autor . dce okła naprawdę znajduje się na tej Okładka zwróciła na siebie uwagę niejednego fana komiksów oraz ładnych kobiet. Często też pojawiały się pytania o numer dziewczyny na okładce I.PEWU. Niesamowity efek t, widziany z wię kszej odległości, to – po przyjrzeniu się z bliska – efekt pionow ych linii pogrubio ny ch w odpowiednich miejscach. Listopadowa okładka do numeru o śmierci i przemijaniu w trochęluźniejszej i bardziej żartobliwej konwencji Specjalne wyróżnienie: Może nie tyle dla samej okładki, co dla całego, dość kontrowersyjnego numeru w którym można się było dowiedzieć np. Kto został laureatem festiwalu PUPA 2006 i Co to jest PW Gay. Numer dostępny na naszej stronie internetowej w zakładce Archiwalne Numery Zebrał i przygotował: Maciek Pietrukiewicz English version Ten capitals of Poland In our trip to Polish candidates for the title of European Capital of Culture we have already been to Gdańsk, Łódź, Toruń and Wrocław. Today is the time for Poznań and Lublin – two completely different cities, from different regions, situated in large distance. But they have something in common – both are very old, both were in boarders of first Polish Kingdom of Mieszko the First, both were even capitals of Poland for short period of time… Today both of them are beautiful cities, worth of visiting. Discover Poznań Poznań is an unique place, where you can still listen to local language (very similar to general Polish, but at the same time rich with some specific vocabulary, rather funny for the rest of Poles), eat delicious dishes of local cuisine, and learn Polish history from the very beginning. Royal – Imperial, the first and the last Poznań was a place, where the first Polish ruler, Mieszko the First was baptized, which is told to be the year of creating Polish state. Here was located also his biggest castle and first Polish cathedral. In the further history Poznań was getting bigger ad wealthier. After the partition of Poland it was included into Prussia, and turned into the biggest fortress in Europe. Emperor Wilhelm the Second built here his monumental castle, the last royal residence created in Europe. Poznań was also a place of fights for freedom. Uprising in 1918 was the only one finished successfully in Poland, and didn’t allowed Germans to include the whole region into their boarders after the 1st World War. After destruction during the 2nd World War and reconstruction, it was a place of first protest against communism (1956), which was finished with many casualties, but was the beginning of the way leading to Solidarność, Round Table, and finally winning freedom and democracy. Then and now – all in one Nowadays in Poznań you can find that history frozen in architecture. Starting from the cathedral on Ostrów Tumski, through King’s Castle, Main Square, wonderful renaissance Town Hall with famous goats, Emperor’s Castle, up to secession districts of Jeżyce and the building of Poznań International Fair. All of this creates cohesive integrity, and gives a lesson of history and art. Very nice place is the Old Brewery, which was revitalized and now is a sophisticated trade centre with many works of art exhibited in open spaces between shops. This all makes the new quality of the real trade gallery. Citizens of Poznań have many good reasons to be proud of their city, history and forefathers. You can find here many monuments reminding of them. Very interesting one is situated in front of the Emperor’s castle. From the numbers written on the monument, emerge the names of Marian Rejewski, Henryk Zygalski and Jerzy Różycki, cryptologists, who cracked the code of Enigma. At the same time Poznań people do their best to make the modern city beautiful, interesting and inspiring. About 130 thousands of 600 thousands citizens of Poznań are students. That makes the city young and lively centre of sciences, arts and economics. There are many festivals organized there, so to say only about the International Workshops of Modern Dance and International Theatre Festival “Malta”. It’s also a huge centre of water sports, because of the artificial reservoir Lake Malta, with the modern regatta lane. The name of Poznań comes from ‘to get to know, to meet’. It’s absolutely worth to visit and to get to know this city, its people and customs. Lublin – The Eastern Gate Lublin is the biggest Polish city to the East from Vistula River. It has always been the boundary city, which led it to heyday and to fall afterwards. Now, it teaches to cooperate and is again the meeting place for nations, artists, scientists and ideas. Long, long time ago… In the long and complicated history of Lublin two most important events took place here. One was the Union between Poland and Lithuania (1659), when the biggest country in that time in Europe was created. It was the beginning of the Golden Age of both countries, co – existing as a multicultural federation of religious tolerance, the country without stakes. Unfortunately the town was destroyed in may wars, because of its location by the boarder. During the time of rebuilding Polish state between the world wars it was also developing quickly. Many schools and universities were created, including the biggest in the world Jewish orthodox school – The Lublin School of Sages. The 2nd World War stopped this expansion. Germans created Gestapo prison in the Castle, and concentration camp on Majdanek. Thousands of Poles, Jews and other were killed there. After the Red Army got here, and the communism was introduced in Poland, Lublin was the capital, for a few months. But nothing beside that have changed – Castle was still a prison, and Majdanek was still a camp… The gate Through its hard history Lublin learned a lot and now wants to educate, that only peaceful cooperation of nations and cultures gives prosperity and happiness. It has very good tradition in this topic. Probably the most beautiful place in the city is the Castel Chapel, built in Gothic style, but its interior is covered with wonderful Byzantine – Ruthenian frescos. This is a great example, how the cooperation of East and West leads to creation of the masterpiece. Nowadays Lublin is The Gate to The East again – the place, where East meets West, Ukraine and Belarus meet European Union. Thank to its localization, openness, and philosophy of dialog, it was included by the European Commission to the programme ‘Intercultural Cities” Fun and relaxation Visiting Lublin gives you the opportunity to see the lovely Old Town, Castle, various old churches, Majdanek Museum, and many more. About 50 festivals take place in the city each year. Many of them are international and directed to the dialog and cooperation between the nations, and all of them provide interesting theatric, music, dance, student culture, literature events. After cultural emotions the visitors can and explore the pure nature of the city surroundings. The forests, lakes, swamps, and gorges are unique in the whole Europe, and one can observe here many rare plants and birds. Thank to all of that Lublin integrates nature with culture and technology, West with East, people with each other. Małgorzata Zawilska 23 Polska dziesięciu stolic W naszej podróży po polskich kandydatach na Europejską Stolicę Kultury 2016 odwiedziliśmy dotychczas Gdańsk, Łódź, Toruń i Wrocław. Dziś w naszej podróży zatrzymamy się w Poznaniu i Lublinie. Miasta oddalone od siebie o wiele kilometrów, stolice dwóch różnych regionów i zupełnie inne. Łączy je jednak kilka faktów – oba były przez pewien czas stolicami Polski, oba są piękne, dynamiczne i warte odwiedzenia. Poznań warto poznać! Jeśli jadąc rano bimbą, otoczony wuchtą wiary, przed wduszeniem przycisku otwierania drzwi zastanawiasz się gorączkowo, czy aby na pewno zakluczyłeś mieszkanie i zapakowałeś sznytki, to niewątpliwy znak, że znajdujesz się w Poznaniu. Królewsko – cesarski, pierwszy i ostatni Poznań, stolica Wielkopolski zajmuje zaszczytne miejsce w historii naszego kraju. Ostrów Tumski to miejsce chrztu Mieszka I, jego największa twierdza, oraz stolica (wraz z Gnieznem) i pierwsze biskupstwo świeżo utworzonego państwa polskiego. Miasto rozrastało się, a jego centrum zostało przeniesione ze strategicznej lokalizacji na wyspie, na większą przestrzeń, pozwalającą na rozplanowanie rynku i ulic zgodnie z prawem magdeburskim. Złoty wiek przypada na renesans, którego wspaniałym zabytkiem jest ratusz ze swawolnymi koziołkami. W dalszym biegu dziejów znaczenie Poznania jako ośrodka rzemiosła i handlu umacniało się. W czasie rozbiorów miasto, przemienione przez Prusaków w największą w Europie twierdzę, stanowiło stolicę prowincji Prus Południowych. Napoleon gościł tu kilkakrotnie, a nawet zatrzymał się na trzy tygodnie, kierując wyprawą na Moskwę. Cesarz Wilhelm II ufundował imponujący zamek, ostatnią monarszą rezydencję zbudowaną w Europie, która w czasie wojny miała służyć za kwaterę Hitlera (jednak ostatecznie nie doszło do tego). W odrodzonej Polsce Poznań zapisał się złotymi zgłoskami jako miejsce Powstania Wielkopolskiego, jedynego w naszej historii zwycięskiego powstania, dzięki któremu obszary nad Wartą nie zostały włączone do Niemiec. Zniszczony i odbudowany, po wojnie stał się areną pierwszego masowego protestu przeciwko władzom komunistycznym. Czerwiec 1956 skończył się rozlewem krwi, jednak znalazł kontynuację w Grudniu 1970, Czerwcu 1976, Sierpniu 1980, porozumieniach Okrągłego Stołu i w końcu wywalczeniu wolności i demokracji. 24 Spacerkiem przez wieki Spacer uliczkami Poznania to prawdziwa wędrówka przez wieki: od katedry na Ostrowie Tumskim, z grobami Mieszka I, Bolesława Chrobrego i innych Piastów, oraz pozostałościami książęcego zamku, poprzez Stary Rynek i Zamek Królewski na Górze Przemysła, wspaniałą barokową Farę, zamek cesarski, aż do secesyjnych Jeżyc i hali Międzynarodowych Targów Poznańskich. Obecnie wszystko to tworzy spójną całość i błyszczy pełnym blaskiem, jakby przeżywając swoją drugą młodość w sąsiedztwie nowych osiedli i budynków. Przykładem takiego odmłodnie- nia poprzez skuteczną rewitalizację jest Stary Browar. W ostatnich latach stał się on dużym centrum handlowym i galerią jednocześnie – dzieła sztuki wkomponowane są w otwarte przestrzenie pomiędzy sklepami, co tworzy nową jakość prawdziwej galerii handlowej. Nie tylko budynki opowiadają tutaj historię – na każdym kroku spotykamy pomniki poświęcone wybitnym Poznaniakom i upamiętniające wydarzenia mające tu miejsce: przemowę Paderewskiego, która zaowocowała skutecznym powstaniem, strajk 1956 roku i wiele innych. Z cyfr na pomniku przed zamkiem wyłaniają się nazwiska Mariana Rejewskiego, Henryka Zygalskiego i Jerzego Różyckiego, którzy rozszyfrowali Enigmę. Dziedzice wielkich przodków Na każdym kroku widać, że Poznaniacy są dumni ze swojej historii i przodków. Nie poprzestają jednak na tym – stale starają się, aby ich miasto było piękne, inspirujące, a sami chcą udzielać się na forum krajowym i międzynarodowym. Od dawna Poznań był ‘polskim oknem na świat’, dzięki odbywającym się tam od ponad osiemdziesięciu lat targom, klasyfikowanym na 21. miejscu co do ważności na świecie. Odbywają się tu również liczne zjazdy, konferencje i festiwale. Najsłynniejsze z nich to Międzynarodowe Warsztaty Tańca Współczesnego i Festiwal Teatrów Tańca, Festiwal Teatralny „Malta” oraz Międzynarodowy Konkurs Skrzypcowy im. Henryka Wieniawskiego. Spośród niecałych 600 tysięcy mieszkańców 130 tysięcy stanowią studenci. Dzięki temu miasto jest ważnym ośrodkiem naukowym i kulturalnym, tętni życiem, jest otwarte na przybyszów i idee. Zielony Poznań Spośród wielu urokliwych zakątków stolicy Wielkopolski najspokojniejszym jest chyba Malta. Tereny te dawniej należały do Joannitów – Kawalerów Maltańskich, stąd egzotyczna nazwa. Wszystkie obiekty rekreacyjno – sportowe i rozrywkowe skupione są wokół Jeziora Maltańskiego, sztucznego zbiornika, wyposażonego w jeden z najnowocześniejszych na świecie torów regatowych. Odbywają się tutaj liczne międzynarodowe zawody sportów wodnych. Innym ciekawym zakątkiem jest Cytadela (Fort Winiary) – centralny obiekt pruskiej Festung Posen, potem Park-Pomnik Brater- Poznań, fot. Małgorzata Zawilska stwa Broni i Przyjaźni Polsko-Radzieckiej, obecnie Park Cytadela. Na jego terenie znajdują się miejsca pamięci, cmentarze, Muzeum Armii Poznań i Muzeum Uzbrojenia. Umieszczono tu również wiele rzeźb, w tym instalację „Nierozpoznani” autorstwa Magdaleny Abakanowicz, składającą się ze 112 obiektów i wykonaną na 750. rocznicę lokacji miasta. Poznań Unikatowy Tylko tutaj zjesz rogale marcińskie, sznekę z glancem, pyry z gzikiem i inne specjały świetnej kuchni wielkopolskiej. Tylko tutaj posłuchasz uroczej gwary, która jest nadal żywa i smakowita. Tylko tutaj zobaczysz największą kolekcję obrazów genialnego Jacka Malczewskiego. Tylko tutaj przeżyjesz Imieniny Ulicy – Dni Świętomarcińskie i Imieniny Miasta – św. Piotra i Pawła, Święto Pyry i procesję Bożego Ciała z udziałem wystrojonych Bamberek. Tylko tutaj spotkasz się z historią Polski, która w tym mieście miała więcej stron pogodnych i zwycięskich niż martyrologicznych i tragicznych. Warto poznać Poznań! Poznań, fot. Małgorzata Zawilska a Lublin – otwarta brama w granicach Lublin jest największym polskim miastem na wschód od Wisły. Od zawsze leżało na pograniczu krajów i kultur, co przyniosło mu rozkwit i upadek. Obecnie otrząsnęło się po ciemnych latach wojny i komunizmu i na nowo zaczyna lśnić, będąc doskonałym forum spotkań narodów, artystów, naukowców i idei z obu stron granicy Unii Europejskiej. Dawno, dawno temu… Okolice Lublina były zamieszkane od zamierzchłych czasów, czego świadkiem są odkryte tam cmentarzyska sprzed 5 tysięcy lat. Mieszko I ufundował tu kościół św. Mikołaja, w miejscu dawnej pogańskiej świątyni. Strategiczne znaczenie miasta zostało ugruntowane w średniowieczu, a w renesansie przeżywało intensywny rozkwit, dzięki przebiegającemu przez nie szlakowi handlowemu znad Morza Czarnego. W 1659 roku została tu zawarta Unia Lubelska, co było jednym z najważniejszych wydarzeń w historii tej części Europy, gdyż doprowadziło to powstania wielonarodowego i wielokulturowego federacyjnego państwa tolerancji religijnej – Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Dalsze dzieje Lublina były bardzo trudne. Miasto wielokrotnie było niszczone przez Kozaków, Szwedów, epidemię dżumy, w wojnie północnej… Los uśmiechnął się do niego, gdy August II na początku XVIII wieku nadał mu przywilej zrównujący w prawach z Krakowem. Niestety, rozbiory, zajęcie przez wojska rosyjskie, włączenie do zaboru austriackiego, a następnie do Księstwa Warszawskiego, spowodowały dalsze spustoszenie miasta. Okres międzywojenny to czas ponownego rozwoju. Założono KUL, Towarzystwo Przyjaciół Nauk, a także największą na świecie uczelnię talmudyczną – Lubelską Szkołę Mędrców. Miasto rozpoczęło też swoją promocję: wydano afisz Lublin, Lublin,fot. fot.Marcin MarcinDec Dec propagandowy, a 11 czerwca 1939 odbyły się pierwsze Dni Lublina. Co ciekawe, festiwal ten miał i nadal ma kontynuację, a od 2007 roku organizowany jest pod nazwą Planeta Lublin. Krwawe łzy nad Lublinem Tragedia II wojny światowej dotknęła Lublin, podobnie jak inne miasta w Polsce, masowymi prześladowaniami i rozstrzeliwaniami. Piękny Zamek został zamieniony na ciężkie więzienie i katownię Gestapo. Na terenie miasta, w dzielnicy Majdanek funkcjonował niemiecki obóz koncentracyjny, gdzie masowo ginęli Polacy, Żydzi, a także jeńcy – żołnierze Armii Czerwonej. Po wkroczeniu wojsk radzieckich i utworzeniu PKWN Lublin przez kilka miesięcy było stolicą Polski. Zamek i Majdanek zachowały swoje straszne przeznaczenie, z tą różnicą, że zawiadywali nimi Towarzysze, zajmujący się likwidowaniem opornych wobec władzy Polaków – głównie patriotów z Armii Krajowej i Narodowych Sił Zbrojnych. W tej sytuacji szokujący był „cud lubelski” w 1949 roku, kiedy to na kilka dni przed hucznymi obchodami 70. urodzin Stalina, obraz Matki Bożej w katedrze zapłakał krwawymi łzami. Pociągnęło to za sobą represje, wiece i aresztowania, jednak obraz nadal jest czczony, a w 1988 roku został koronowany. Od tego czasu na szczęście bardzo wiele się zmieniło i dziś o ponurej, ale jednak zwycięskiej przeszłości przypominają tablice pamiątkowe, pomniki i muzea. Brama Wschodu Obecnie Lublin, nauczony trudnymi doświadczeniami minionych wieków, dokłada wszelkich starań, aby być miastem dialogu, pokojowej współpracy i porozumienia. W tym zakresie miasto ma bardzo dobre tradycje: jego złoty wiek przypada na renesans, kiedy to poza Polakami mieszkali tutaj w zgodzie Niemcy, Rusini, Tatarzy, Romowie, Szkoci, Włosi, Holendrzy, Grecy… Współistnienie to znalazło odbicie w najpiękniejszym zabytku Lublina. Otóż kaplica pałacowa, zbudowana w stylu gotyckim, od wewnątrz jest pokryta freskami bizantyńsko – ruskimi, będąc w ten sposób połączeniem i arcydziełem kunsztu mistrzów Zachodu i Wschodu. Lokalizacja Lublina na rubieży Rzeczypospolitej, która była powodem większości klęsk dotykających miasto, obecnie znów jest jego atutem w procesie integracji. Dzięki temu jest miejscem spotkania Wschodu i Zacho- Lublin, fot. Marcin Dec du, Unii Europejskiej z Ukrainą i Białorusią. Jako jedyne spośród polskich miast Lublin został włączony do programu „Miasta Międzykulturowe”, organizowanego przez Radę Europy i Komisję Europejską. Lublin festiwalowy i rekreacyjny Co roku w Lublinie organizowanych jest około 50 festiwali i imprez cyklicznych. Wiele z nich podkreśla tradycje dialogu między narodami i kulturami: Festiwal Teatrów Europy Środkowej „Sąsiedzi”, Festiwal Spotkań Kultur „Caper Lubliniensis”, Międzynarodowe Biennale Wschodni Salon Sztuki, Najstarsze Pieśni Europy, Mikołajki Folkowe, L2 – potęgowanie kultury Lublina i Lwowa. Poza tym miasto to jest miejscem wielu festiwali studenckich, teatralnych, jazzowych, literackich, tanecznych, muzyki klasycznej i ludowej, a także Europejskiego Festiwalu Smaku, Festiwalu Opowiadaczy „Słowo daję” i Ogólnopolski Konwent Miłośników Fantastyki Falkon. Wszystko to dzieje się w scenerii pięknych kamieniczek, Zamku i ich okolic. Po festiwalowych szaleństwach można ruszyć na łono natury. Lubelszczyzna jest unikatowym w skali Europy regionem nienaruszonej przyrody. Można tutaj odpocząć spacerując po pięknych wąwozach, odkrywając ukryte w leśnej gęstwinie jeziora i bagniska, obserwując rzadkie gatunki roślin i ptaków. po–Lub–lin! Współczesny Lublin, czerpiąc ze swej historii i tradycji miasta przygranicznego, staje się szeroką bramą. Jest miejscem integracji Wschodu z Zachodem, natury z kulturą i technologią, tradycji z nowoczesnością. Jest wiele powodów, aby go odwiedzić i – polubić. Poznała i polubiła Małgorzata Zawilska 25 25 FILM Recenzje Sherlock Holmes Sherlock Holmes już dawno stał się postacią kultową, którą zna niemal każdy obywatel kuli ziemskiej. Tytułowy bohater najsłynniejszej powieści Arthura Conan Doyle’a niedawno po raz kolejny zagościł na kinowym ekranie. Czy najnowszy film o genialnym detektywie zbliżył się do wysokiego poziomu książek kryminalnych brytyjskiego pisarza? Już od pierwszej sceny filmu uwagę widza skupiają mroczna atmosfera i postać Sherlocka, która dominuje na ekranie. Ciemny i niebezpieczny Londyn został tu oddany w niezwykle sugestywny sposób. Wrażenie na odbiorcy robią szczególnie sceny pościgu ulicami miasta i walki na wciąż budowanym Tower Bridge. Najważniejsza jest jednak postać głównego protagonisty, w której można dostrzec pewne podobieństwo do serialowego dr. House’a. Holmes jest tu ironicznym, szczerym do bólu racjonalistą. Bezgranicznie ufa własnym przeczuciom, a największą potęgą jest siła jego rozumu. Kiedy dodamy do tego mistrzostwo w sztukach walki, charyzmę i szósty zmysł, który pozwala mu rekonstruować bieg zdarzeń, to otrzymujemy postać ze wszech miar nietuzinkową. Kontrapunktem dla tego bohatera jest pomocnik detektywa – spokojny, czasem wręcz flegmatyczny dr Watson. W filmie jest także miejsce dla byłej kobiety Sherlocka – wytrawnej złodziejki, i Lorda Blackwooda, któremu przypadła rola czarnego charakteru chcącego przejąć władzę nad światem. Film spodoba się przede wszystkim osobom ceniącym szybką akcję i bogactwo efektów specjalnych. Powinien trafić również w gusta tych, którzy lubią kryminalne łamigłówki. Wizyta w tym mrocznym, przesiąkniętym okultyzmem, ale też pełnym humoru i intrygujących postaci świecie wydaje się być ciekawym sposobem na spędzenie niedzielnego popołudnia. Jacek Kułak Równe 2 lata – tyle czasu musieli czekać polscy widzowie, aby otrzymać kontynuację Iron Mana. Czy film spełnił pokładane w nim nadzieje i sprostał wysokim oczekiwaniom miłośników jednego z najsłynniejszych komiksowych herosów? Od wydarzeń z pierwszej części minęło pół roku. Rząd i przebiegły biznesman Justin Hammer domagają się, aby Stark udostępnił im swoją technologię. Pojawia się też tajemniczy Rosjanin Ivan Vanyo, grany przez wytatuowanego Mickeya Rourke’a który, mówiąc eufemistycznie, nie przepada za tytułowym bohaterem. Kiedy dorzucić do tego powoli zabijający protagonistę kostium, wydawać by się mogło, że Iron Man 2 zapewnia 124 minuty rozrywki na najwyższym poziomie. Jak to jednak często bywa, autorzy zapomnieli o regule złotego środka. Mnogość wątków i postaci sprawia, że widz łatwo może się pogubić. Zbyt wiele rzeczy zostaje tu niedopowiedzianych . Na plus trzeba zaliczyć dialogi, wszechobecny humor, gwiazdorską obsadę aktorską (Samuel L.Jackson, Scarlett Johansson, Gwyneth Paltrow, Mickey Rourke i oczywiście Robert Downey Jr., dzięki któremu postać Iron Mana jest charyzmatyczna i tętni życiem) i efekty specjalne. Czy warto? Jeżeli ktoś stawia na przyjemną rozrywkę i chciałby się odstresować po ciężkim dniu w szkole/pracy nie powinien narzekać. Film ogląda się bardzo przyjemnie, a w niektórych momentach na twarzy widza musi pojawić się uśmiech. Ci, dla których liczy się przede wszystkim opowiadana historia, mogą czuć się trochę zawiedzeni. 26 Jacek Kułak Randka w ciemno Co by było, gdyby faceci z „Testosteronu” stanęli do konfrontacji z ostrymi dziewczynami z „Lejdis”? Takim pytaniem rozpoczyna się ulotka promująca film, którą można znaleźć w kinach. Tymczasem nie znajdziemy w nim ani poważnej tematyki uchwyconej w „Lejdis”, ani błyskotliwie abstrakcyjnego humoru obecnego w „Testosteronie”. Twórcy „Randki w ciemno” postawili na kiczowatą stylistykę próbując stworzyć obraz żałosny, a dzięki temu zabawny. Udało im się tylko to pierwsze. Główna bohaterka, uśmiechająca się do nas uroczo z plakatów, w pierwszej części filmu głównie dramatycznie płacze. Oprócz uśmiechu Katarzyny Maciąg zaprasza też dobrze znany zestaw aktorów, którzy wywiązali się ze swojego zadania sumiennie, aczkolwiek żadna z kreacji nie powala. Zakochany gej, „szalony” zakład, kochanek marnotrawny i ekipa zakręconych przyjaciółek składają się na niezwykle zawikłaną intrygę, którą widz albo rozgryza już na początku, albo nie rozumie długo po zakończeniu filmu. Mimo kilku rzeczywiście zabawnych tekstów film ten, moim zdaniem, nie jest komedią. W zasadzie nie pasuje też do żadnego innego gatunku. Dominika Sawicka MUZYKA TeTris & Dj Tort „Shovany mixtape” vol.2. Cztery miesiące po pierwszej odsłonie „Shovany misxtape” w przestrzeń trafiła druga część. Wydana w 29. urodziny autora, poprzedzona podgrzewaniem atmosfery godnym mistrzów jest składanką, która ma szansę zająć ważne miejsce w historii polskiego rapu. Tet zaskakuje nie tylko liczbą kolaboracji ale także twórcami z którymi zdecydował się nagrywać. Oprócz oczywistych kawałków z Pogo i Esdwa, gościnnie udzielają się Numer Raz, Głowa, Pyskaty. Jednak najbardziej szokującym jest wspólny utwór z Rakiem i Dioxem. Mimo tych featuringów Tetrisowi udało się zachować swój niepowtarzalny klimat. Krążek to zdecydowanie dojrzałe wydawnictwo. Nie brak tam retrospektywy charakterystycznej raperowi z Siemiatycz, jak również głębokich kontestacji zastanej rzeczywistości do których zdążył przyzwyczaić Adam. Autor nie boi się także gorzkich szpil wobec popkultury, ale także szczerego dystansu wobec siebie. Dj Tort i Tetris są bez wątpienia artystami, którzy przyzwyczaili do poszerzania przestrzeni polskiego rapu. Najnowszą składanką zdecydowanie ugruntowali swoją pozycję. Składanka do pobrania z: www.blog.reformat. com. Damian Drewulski Soulfly ‘Omen’ Po dwóch latach od wydania ‘Conquer’ kwartet dowodzony przez Max’a Cavalerę powraca z nowym albumem - ‘Omen’. Siódma odsłona kapeli to 40 minut punkowo-metalowej jazdy; albo inaczej: to 40 minut muzyki, która nie zaskakuje absolutnie niczym. Album ‘Omen’ otwiera ‘Bloodbath and Beyond’. Szybki, brudny riff i praca perkusji nie pozostawiają złudzeń – to punkowy cios wycelowany prosto w twarz słuchacza! Podobny zabieg słychać przy ‘Vulture Culture’. Efekt psują tutaj sola gitarowe. Osobiście uważam, że wymienionym utworom nie zaszkodziłoby trwanie w surowym klimacie do końca. ‘Omen’ to jednak album metalowy – to spora ilość thrashowego mięcha w delikatnym deathowym sosie. Kawałki takie jak ‘Great Depression’, ‘Kingdom’, ‘Jeffrey Dahmer’, ‘Off With Their Heads’, ‘Mega-Doom’ czy ‘Counter Sabotage’ zdecydowanie to potwierdzają. Jest w nich moc, łomot, brud i prosty do wykrzyczenia refren. Wspomnianej stylistyce wyłamują ‘Rise Of The Fallen’ oraz ‘Lethal Injection’, w których swoje gardła wydzierają Greg Puciato z The Dillinger Escape Plan oraz Tommy Victor z Prong. Groove’owy ‘Rise Of...’ z powodzeniem mógłby znaleźć się na ‘Conquer’. ‘Lethal Injection’ natomiast ciągnie lekko połamany riff, przywodzacy na myśl Meshuggah. Płytę wieńczy „soulflajowy” standard – chilloutowy kawałek ‘Soulfly VII’. Cavalera nie musi nikomu udowadniać swojej pozycji w metalowym światku. ‘Omen’ jest na to dowodem. Nie ma fajerwerków, jest za to solidnie. Solidny Soulfly? Oczywista oczywistość! Wiktor Szajda Mamy do rozdania 3 płyty (w tym jedną w specjalnej edycji w puszce) zespołu STREETWORKERZ. Pytanie od Zaginionego: Jakie zastosowanie może mieć papierowa torba, którą na głowie nosi członek zespołu? Najciekawsze odpowiedzi nagrodzimy! Maile z tytułem STREETWORKERZ możecie wysyłać na adres [email protected] do końca czerwca. 27 STUDENCKIE RADIO POLITECHNIKI WARSZAWSKIEJ AUDYCJE AUTORSKIE NA ŻYWO ● CODZIENNE PASMO INFORMACYJNE ● WYŚMIENITA DAWKA MUZYKI ● TRANSMISJE NA ŻYWO Z KONCERTÓW I IMPREZ ● WYWIADY ● WSPÓŁPRACA Z KLUBAMI, WYTWÓRNIAMI, ORGANIZACJAMI STUDENCKIMI I KULTURALNYMI WWW.RADIOAKTYWNE.PL KARNAVAULI 2010 Dwudziestego trzeciego stycznia, roku pańskiego obecnego, miałem przyjemność wybrać się na Karnavauli. Przyznam się szczerze, że o tym, co dziać się tam będzie, pojęcia zbyt wiele nie miałem… Ot, styl preferowany to black and white, więc koszulę w takich kolorach założyłem i na tym moja wiedza o balu się zakończyła. I dla takich osób jak ja powstaje właśnie ten tekst. Żeby wiedzieli, co tracili przez ubiegłych sześć lat – bo tyle razy było już organizowane Karnavauli. Generalnie idea jest prosta. Do Dużej Auli Gmachu Głównego PW przybywa 400 par studenckich ze wszystkich ważniejszych warszawskich uczelni. Liczba wydaje się ogromna. I faktycznie – taka jest. Bal zaczyna się polonezem, a tańczące go pary podążają w górę po krużgankach. Korowód zdaje się nie mieć końca, tak jak i obawy, że nie mieć końca będzie ścisk na parkiecie. Obawy, dodam, bezpodstawne, bo na ciasnotę, kiedy zagrała orkiestra, nikt narzekać nie mógł. Miejsca było w sam raz. Ale właśnie! Orkiestra! Imprezę rozkręcał dobrze znany Engineers Band, który, tu troszkę lukru na ich głowy, dźwięki wydaje czyste niczym świeżo zakupiona w Empiku płyta CD. Słucha się ich z autentyczną dumą (że to nasi) i podziwem. No i do ich rytmu pląsa się też całkiem nieźle… Engineersi grać mieli do północy. Przedłużyli do pierwszej. Wtedy to muzykę na swe barki wziął DJ. I przyznam szczerze, trzymał ją całkiem nieźle. Mieszanka lat ‘70’80’90 itd., utworów współczesnych, jak i remixy, wydawałoby się mało tanecznych nut typu Fasolki, ze swoim „Hej szczoteczko!” na czele, odwalało naprawdę dobrą robotę! Dodatkowo, przy bardziej znanych utworach, szczególnie tych polskojęzycznych, szanowny pan za konsolą, wyciszał na moment dźwięk, co genialnie dopingowało do śpiewania. Setki grzmiących, studenckich gardeł – widowisko bezcenne. Tyle o muzyce. Teraz sprawy bardziej techniczne… Jedzenie! Taaak. Każdy lubi jedzenie! Karnavauli karmiło studentów stołem fot. Damian Drewulski 30 szwedzkim, który przypadł do gustu zapewne każdemu bawiącemu się homo sapiens, gdyż potrawy zróżnicowane były całkiem nieźle. Było też nieco bardziej wykwintnie niż zwykło się gotować w rodzimym akademiku, a także zdecydowanie więcej, bo kelnerzy uwijali się z wymianą srebrnych tac bardzo sprawnie i, tu moje bezgraniczne zdziwienie, pokarmów i napojów (bezalkoholowych) nie brakowało w żadnym momencie. Jeśli już jestem przy napojach to warto wspomnieć, że w cenę biletu wliczone są kieliszki szampana i dwie butelki wina przypadające na stolik, więc i symbolicznie zakropić można… O ilościach niesymbolicznych nie czas i nie miejsce mnie pisać… Teraz trochę o atrakcjach. Kształt balu nadawał Piotr Plewa, o którym Google wie całkiem sporo, więc o kwestię odpowiedniego konfenansjera martwić się trzeba nie było. Przerywał on momentami taneczne pląsy, by zapowiedzieć coś, co urozmaicić miało i tak już ciekawy wieczór. I tak na przykład zobaczyć można było taneczny show klasy S, kilka magicznych trików iluzjonisty, pokaz sztuki barmańskiej oraz wybór królowej i króla balu. Ciekawie. Może tylko za wyjątkiem tego iluzjonisty, który swoją osobą przywoływał wspomnienia z podstawówki, kiedy to podobnych oglądało się z zapartym tchem na sali gimnastycznej. Teraz już te same sztuczki nie robią takiego wrażenia. Podwójne dna i ukryte zapadnie, dla inżynierskiego oka studenta politechniki nie są niczym nadzwyczajnym… Czytając to, co napisałem wyżej, dochodzę do wniosku, że tekst wygląda jak sponsorowana reklama… Ciągle, że fajnie, że ciekawie… Stwierdzam więc, że trzeba i dołożyć łyżkę dziegciu (czymkolwiek jest ten „dziegć”). Nie było głośników na pierwszym i drugim piętrze, a przecież tam właśnie, na krużgankach, ustawione było najwięcej stolików! Sprawiło to, że muzyka była tam ledwo dosłyszalna, a jakiekolwiek zapowiedzi niesłyszalne w ogóle. Siedząc na drugim poziomie człowiek czuł się jakby oglądał pantomimę – ot, coś gra, wychodzi fot. Damian Drewulski ktoś na środek, rusza ustami w kierunku trzymanego mikrofonu, coś buczy… zaraz pewnie coś zrobi… Oooo! Żongluje butelkami! – tak to mniej więcej wyglądało. Myślę, że w przyszłości błąd ten można swobodnie naprawić. I jeszcze na koniec kwestia biletów. Z rozmów, jakie przeprowadziłem na balu, wynika jednogłośnie, że Politechnika otrzymała za małą pulę wejściówek. Nie spotkałem żadnego studenta PW (żadnego!), który kupił bilet na swojej matczynej uczelni. Każdy, kogo zapytałem, zdobywał je w budynkach takich rodzynków, jak Polsko – Japońska Wyższa Szkoła Technik Komputerowych czy Szkoła Główna Służby Pożarniczej. Niby trzeba się cieszyć tym, że jednak bilet się ma, aczkolwiek tak zdobyta wejściówka jest droższa o 30 – 40 zł, a przecież jesteśmy tylko studentami… Nie wiem, ile PW otrzymało wejściówek, i szczerze mówiąc nie chcę się zagłębiać w żadne kwestie polityczne, ale po prostu zwracam na to uwagę z racji danego mi przywileju wolności słowa. Wiem także, że nie można dogodzić każdemu, że bilety na PW rozchodzą się jak ciepłe bułeczki, i że ilość bułeczek jest mocno ograniczona, jednakże myślę, że naszych studentów można było nakarmić nieco lepiej. Teraz czas na podsumowanie. Karnavauli przypomina coś w rodzaju wielkiego studenckiego wesela. Jest orkiestra, są znajomi, jest taniec, jest suto zastawiony stół… Kto nie lubi wesel? Zwłaszcza kiedy wokół jest grono osób, z którymi niezmiennie dobrze się bawisz? A do tego wszystko w wykwintnej oprawie naszej najpiękniejszej auli przyozdobionej kwiatami i grą wielobarwnych świateł. Widok zapada w pamięć. Cały bal zapada w pamięć. I na koniec jeszcze dodam coś, co odbiło się właśnie w mojej głowie głośnym echem… Niemal każdy, z kim się żegnałem wychodząc nad ranem z balu, mówił coś w rodzaju „no to do zobaczenia za rok!”. To chyba najlepsza rekomendacja! Sylwester Staniek FOTOREPORTAŻ Bal Połowinkowy to, podobnie jak Karnavauli, ogromne przyjęcie organizowane co roku dla studentów (nie tylko 3 roku) w Gmachu Głównym. Jak się tam bawiono i dlaczego warto było tam być? Przybliży Wam to poniższy fotoreportaż. czora Gmach Główny tego wie ykle zw nie prezentował się ie. czn taty jes ma i okazale Pokaz tanecz ny rumby. Niesamowic ie zmysłowy, inspirujący do po tanecznych uc pisów zestników ba lu. ołu ego zesp też żyw iele w ło k ł ra b ra ry zag Nie za tó k , ą k st k. z wokali lubianych piosene znanych i Na parkiecie było jak zawsze pełno ludzi, co nie przeszkadzało jednak w dobrej zabawie. udenci. yli także st ej w tan rusz Późni Wykwintne jedz enie, dobra muzyka i świe tne towarzystw o - nic dziwnego , że wszystkim dopisywały hu mory. Zabawa przy muzyce serw owanej przez DJ’a tr wała do wcz esnych godzin porann ych. Zdjęcia: Sebastian Stasiuk 31 SUDOKU for you: 6 Sudoku jest to łamigłówka, której celem jest wypełnienie diagramu 9x9 w taki sposób, aby w każdym wierszu, w każdej kolumnie i w każdym z dziewięciu pogrubionych kwadratów 3x3 znalazło się po jednej cyfrze od 1 do 9. 5 2 9 7 8 5 3 8 7 6 1 7 2 9 4 9 9 2 4 3 2 1 7 5 4 1 3 6 2 9 7 3 5 6 4 2 8 1 3 6 5 8 1 8 4 tk o! 7 one more ys 8 6 9 9 8 7 sz 3 9 3 1 5 w 9 8 1 5 3 To (wikipedia.pl) 4