Pamięć - jej strzępy i kody w 100. lecie powstania OSP Ochaby
Transkrypt
Pamięć - jej strzępy i kody w 100. lecie powstania OSP Ochaby
Stanisław Kajzer Pamięć – jej strzępy i kody w 100. lecie powstania OSP Ochaby 1 18. grudzień 2007 r. W salce odpraw tradycyjne wigilijno-opłatkowe spotkanie z tematem przewodnim – 100 lecie powołania Ochotniczej Straży Pożarnej w Ochabach. Co chcemy, a co możemy zrobić by uczcić tak zacny jubileusz. Przy stole siedzą: Lebioda Józef, Duda Jan, Szlauer Andrzej, Bukowczan Mirosłw, Bocek Stanisław, Żertka Piotr, Kajzer Karol, Kajzer Stanisław. Na stole leżą wydawnictwa poświęcone 125 leciu Ochotniczej Straży Pożarnej w Skoczowie, 100 leciu OSP w Pruchnej i Drogomyślu, 80 leciu Straży w Kiczycach, stoją półmiski z chlebem, śledziami, paluszkami, ciastkami, jest herbata, kawa. Za oknem ciemno i mokro, wieje wiatr. Toczy się rozmowa. Najpierw oficjalna, krótkie sprawozdanie o tym co w mijającym roku udało się zrobić, a czego nie udało się i dlaczego. Następnie o tym co by można było zrobić, i co trzeba zrobić. Wspomnienie gwoździa Pana Jędrysika, który odpadł z tablicy podczas poprzedniego zebrania. Wszyscy obecni odczytali to jako znak – upływającego czasu i przypomnienie się tych co odeszli ze służby - druhów strażaków - o pamięć. Co się w niej zachowało i dlaczego to a nie coś innego. Jak te zapamiętane fragmenty życia przenieść poza samo życie. Historia straży pożarnych (ogniowych) szczególnie na ziemi cieszyńskiej jest podobna. Pierwsza wzmianka o spotkaniu, potem jakieś prace organizacyjne, statut, komitet założycielski, pierwsze oficjalne spotkanie z protokołem, wybór komendanta. Daty powstania w poszczególnych miejscowościach są różne. Miasta, ze względu na swoją specyfikę zabudowy były pierwsze, które w sposób zorganizowany tworzyły grupy ochrony przeciwpożarowej. Dla miasta każdy pożar to groźba całkowitego unicestwienia. Potem, jak i dziś, problemy z pieniędzmi i bieżąca praca. Budowa strażnicy, wieży drewnianej z ręczną syreną i linami dla suszenia węży parcianych, zakup pierwszego – konnego wozu strażackiego – z ręczną pompą i rozkładaną drabiną, umundurowanie ogniowe i galowe – hełmy, pasy z toporkami, bosaki, węże, sikawki, potem pompy spalinowe – motopompy, pierwszy samochód, lepsze hełmy i umundurowanie, lepsze samochody, systemy łączności, włączenie do Krajowego Systemu Ratowniczo-Gaśniczego. Jednym słowem szara codzienność, obowiązki, praca, służba. Czasem uroczystość z orkiestrą dętą, zawody, sztandary, przemówienia, ordery, śpiew, czasem łamiący się ze wzruszenia, niesiony wiatrem motyw: „sto lat, sto lat niech żyją nam...” Często wspominając minione czasy zapominamy o kontekście wydarzeń. Ruch strażacki w formie zorganizowanej z głębszą myślą tworzył się w okresie zaborów. Skoczowski statut straży zatwierdzony przez władze polityczne w Opawie w styczniu 1874 roku mówił, iż „Straż pożarna składa się z mężczyzn, którzy dobrowolnie zadeklarowali swoje przystąpienie, ciszą się nienaganną opinią, ukończyli 18-ty rok życia i są sprawni fizycznie”. W 1875 roku powołano do życia Krajowy Związek Ochotniczych Straży Pożarnych w Królestwie, Galicji i Lodomerii z Wielkim Księstwem Krakowskim (zabór austriackim). Potem możemy przytaczać szereg innych dat, w tym 6 sierpnia 1914 roku w którym to z Oleandrów Marszałek z pierwszą brygadą opuszczał Kraków i w którym to roku powstał Związek Polskich Straży Pożarnych na Śląsku Cieszyńskim. Zderzenie dat może zbyt śmiałe. Skrót myślowy może za duży – ale czy aby na pewno ? 1 Tekst powstał w ramach ostatecznie nie ogłoszonego, Otwartego Konkursu na wspomnienie o OSP Ochaby z okazji 100 rocznicy jej powstania. 1 I w tym kontekście kilkanaście lat później zrozumiałem tkwiący w pamięci epizod. Wracając z ćwiczeń młodzieżowej drużyny OSP, widząc palące się światło w szkole, pobiegłem zobaczyć kto jeszcze pracuje. Pech-szczęście wpadłem na Pana Stalmacha. Oczywiście długość i szerokość geograficzna to ciągle ci się myli, ale na uganianie się nie wiadomo za czym to masz czas. Mówienie o ćwiczeniu musztry koło Strażnicy niczego nie zmieniło. A komendy wydawane były po polsku ? ni stąd, inną tonacją głosu zapytał profesor. Oczywiście, nie zastanawiając się odpowiedziałem. Bo wiesz – czyje komendy, tego duch. Błyski pamięci, wracające obrazy, nostalgia. Podobno mózg ma dziesięć miliardów neuronów, a każdy połączony jest z około stu innymi neuronami. Daje to bilion przewodów tworzących sieć w której wzajemnie przenikająca się chemia i elektrostatyka tworzy pamięć, emocje, samoświadomość. Jeżeli przyjąć, jak biolodzy sugerują, że maksymalny czas życia komórki wynosi około 10 lat, to każdy dla swojego przypadku może policzyć ile razy już się całkowicie zużył, wymienił, ale dalej jest sobą. Uważa się, iż wszystkie nasze wspomnienia, emocje, wiedza i wyobrażenia zapisane są w sieciach komórek neuronowych w formie tzw. śladów pamięciowych. A zbiory impulsów elektrycznych zamieniane są w percepcję, pamięć, wiedzę, w końcu i w nasze zachowanie. I chociaż każdy z nas doświadcza, iż świat znajduje się na zewnątrz, to w pewnym sensie jest w nas, we mnie – ale gdzie, czy tylko w mojej głowie ? Człowieka, a mnie zawsze, pociągały żywioły: ogień – hipnotyzujący ciepłem, potęgą tworzenia i niszczenia, zmiennością płomieni, woda swą siła, wirami, nieprzewidywalnością głębiny, czasami urzekającym błękitem, czasami wybuchającą parą, i powietrze – uskrzydlające, równocześnie miażdżące swą gwałtownością. Filozofom opisującym Świat marzyła się harmonia żywiołów. Namiastką tej harmonii, nad którą wydaje się że panuje człowiek jest kuźnia Stańka, którą pamiętam z dzieciństwa, są huty, którym poświęciłem część swojego życia zawodowego. Harmonia Żywiołów, praktycznie niemożliwa, ale inspirująca i uspokajająca. Artyści wizję harmonii próbowali wizualizować symbolami. Jedną z najbardziej przemawiających do mnie jest wizualizacja Huty Katowice jako harmonii żywiołów konstytuujących starożytny wszechświat, składający się z Ziemi, Ognia, Powietrza i Wody. Wizualizacja Huty Katowice jako harmonii żywiołów: ziemi, ognia, powietrza i wody. 2 I w jakimś sensie poza wizerunkiem Św. Floriana, patrona strażaków i hutników, może być również wizualizacją – metaforą strażackiego trudu, pojawiającego się wszędzie tam, gdzie ta harmonia ulega zachwianiu i pojawia się skrajność, krawędź chaosu: pożar, powódź, huragan, katastrofa. W tych przypadkach potrzebny jest człowiek, potrzebna jest wspólnota ludzi, organizacja potęgującą działania indywidualne, pozwalająca osiągnąć efekt synergii wyrastający z poczucia więzi. Z takich więzi, z takiego myślenia powstawały organizacje, w tym ruch Ochotniczych Straży Pożarnych oraz Straż Pożarna w Ochabach. Dziadek, ojciec, syn tworzą małą sztafetę pokoleń. Niosą na swych barkach więź społeczną. Zobowiązują się do jej podtrzymywania i międzypokoleniowego przekazywania, do tworzenia dobra wspólnego, do obrony przed zagrożeniem zewnętrznym. Dlatego obok wszechobecnego dziś zaimka „mój”, jest, musi być także zaimek „nasz”. Obok potopu coraz to większej ilości wynajdywanych praw jednostki, musi trwać poczucie znanych od zawsze obowiązków wobec innych, wobec nas. Gdy dzisiaj walczą ze sobą dwa przeciwstawne poglądy na widzenie Świata, nikogo nie ominie wybór. Bo albo staniemy po stronie idei jako głównej sile sprawczej historii i naszego życia, albo staniemy po stronie zysku i przyjemności redukując się do „darwinowskich” gier sił interesu. Młodzieżowa Drużyna Pożarnicza OSP – oraz wspomniane już zajęcia z musztry, pomoc we wciąganiu węży na wieżę, aby się suszyły, a potem ich zwijanie, samodzielne próby - ale pod okiem panów: Jędrysika i Stekli uruchamiania motopompy, tak aby nie „kopnęła” i nie wyrwała ręki ze stawu, pierwsza jazda samochodem po boisku w czasie przygotowań do zawodów strażackich oraz pamiątkowe zdjęcie. Pożółkłe, w jakiś dziwny sposób wpisuje się w ciąg zdarzeń utrwalonych w pamięci, matrycy prospołecznych zachowań. Na zdjęciu Pierwsza Młodzieżowa Drużyna OSP Ochaby Są na nim: najmniejsi, ci z lewej, którzy salutując sami muszą się rozpoznać i zgłosić do autora, oraz trochę więksi: Krystyna Konieczny, Danuta Loska, Krystyna Szwarc-Żertka, Kwiczala Helena, Krystyna Nawrat, Danuta Czudek, Zbigniew Chybiorz, Paweł Matlak, Tadeusz Staniek, Rafał Kroczek, Stanisław Tobiczyk, Władysław Pagieła, Jan Skoczylas, oraz z przodu Stanisław Kajzer i Tadeusz Szajter. 3 To dom, szkoła i związana z nią atmosfera, harcerstwo, straż pożarna, klub sportowy, kółko szachowe, zespół teatralny i muzyczny był i będzie głównym polem zmagań o sposób naszego istnienia w świecie, a może o samo dalsze istnienie. Co robić, aby w otaczającym nas zgiełku zachować zdolność do emocjonalnego angażowania się, tworzenia więzi, budowania lojalności i odnoszenia sukcesów, tych wspólnych, przerastających nas. Na zdjęciu Druh strażak Jan Duda przy agregacie mieszalniku piany w czasie jednych z pokazowych ćwiczeń przeciwpożarowych zorganizowanych w Ochabach Ile satysfakcji i dreszczu emocji wynikającego z ryzyka dostarczały samotne i grupowe wyprawy do lasów: buczyny, lasu na stawach, lasku na spalenisku. Przynoszone z wypraw znaleziska – swoiste łupy wojenne, łuski i naboje karabinowe, uzyskiwany z nich proch strzelniczy, gazmaski, bagnety, oraz dziwna przedłużka schowana na strychu - były skarbami tamtych czasów. Pokazana Ojcu, a następnie komendantowi Żerdce, została zidentyfikowana. Będąc zdobycznym, poniemieckim „agregatem-mieszalnikiem” do tworzenia piany gaśniczej okazała się cennym nabytkiem. Urządzenie to pomalowane na kolor czerwony w całej okazałości leży u stóp Jana Dudy i spełnia swoje zadanie do dziś. Na zdjęciu przedstawione jest podczas jednych z pokazowych ćwiczeń przeciwpożarowych zorganizowanych w Ochabach. Huragan - zniszczenie Lipy- 600 letniego pomnika przyrody. W jedno popołudnie, przetaczająca się nawałnica nad Ochabami, z wichrem, gradem wielkości kukułczych jaj i burzą zakończyła przeszło 600 letnią historię Lipy – która niejedno widziała. Przetrwała czasy gdy człowiek „toporem i ogniem zdobywał miejsce dla siebie wśród lasów”. Niektórzy łączą okres narodzin (posadzenia) lipy z historią przemarszu Króla Jania III Sobieskiego, który przechodząc przez Śląsk wraz z wojskiem podążającym na odsiecz Wiednia, między innymi posadzić miał również tę LIPĘ na szlaku swojej armii, ku pamięci potomnych. A została złamana przez czas i wichurę. Strażacy piłami ręcznymi cięli jej resztki, a komendant zdjął z niej pamiątkową tabliczkę z następującym napisem: „Lipa (Tilia parvifolia Ehrh) wiek 600 4 lat jako pomnik przyrody znajduje się pod specjalną ochroną. Orzeczenie W.R.N. z dnia 3.XI.55. Nr.R.L./13 b/6/55.”Ciekawe, czy tabliczka ta jest jeszcze w Strażnicy ? Pożar stodoły w gospodarstwie Państwa Hanusów - 20. października 1966 r. Pamiętam piękny ciepły wieczór. Nabożeństwo Różańcowe w kościele. A my, wbrew zaleceniom rodziców i księdza poza. W kilka osób siedzieliśmy na drewnianej, chwiejącej się poręczy mostu zażarcie dyskutując jak zwykle o czymś, wtedy niesamowicie ważnym, a dzisiaj już zapomnianym. W pewnym momencie widzimy, jakby w stodole włączono duży reflektor. Wyraźnie świeciły czerwonym światłem szczeliny drewnianych ścian. Na ich tle mignęła sylwetka człowieka na rowerze. Ktoś krzyczał - pali się. Zrywamy się, biegniemy w kierunku ognia. Na wysokości kuźni Stańka, zobaczyliśmy wydobywające się ze stodoły snopy iskier i języki ognia. Należy włączyć alarm. Wpadamy do Kowala po klucze od remizy. Klucze już ktoś zabrał. Ale strażnica dalej zamknięta. Ktoś chwyta stalową oś wozu konnego stojąca przed kuźnią. Wybijamy nią dolną część drzwi. Przez otwór dostajemy się do środka. Włączamy syrenę. Ludzie wybiegli z kościoła. Na drodze zamieszanie. Przybiegają i przyjeżdżają strażacy. Jest komendant. Samochód z kilkoma osobami jedzie do rzeki. Budowana jest pierwsza linia z wodą. Przyjeżdżają strażacy z okolicznych miejscowości. Są Kiczyce, Drogomyśl, Pierściec, Wiślica, Skoczów. Pod kołami jednego z samochodów pękają dwa węże. Trzeba przynieść i pilnować prawidłowego ustawienie specjalnych nakładek zabezpieczających węże, a pozwalające przejeżdżać prze nie samochodom. Nikt do takich „drobiazgów” nie miał głowy. Staramy się jak możemy, ale i tak następne trzy węże zostają rozjechane. Nagle zapada się dach. Snop iskier sięga nieba. Ludzie w strachu odsuwają się do tyłu. I od tego momentu ogień zaczyna przygasać. Woda kierowana jest dokładnie w największe płomienie i szybko je dusi. Sytuacja jest opanowana, a ogień sprawnie dogaszany. Robi się ciemno. Jakoś mdło i nierealnie świeci lampa na słupie, a reflektory samochodów dopełniają scenerię grozy. W powietrzu unosi się, trudny do opisania swąd spalenizny, będącej mieszaniną niewiadomo czego – charakterystycznym zapachem pożaru. Ludzie powoli się rozchodzą. Do rana przy zgliszczach dyżurują strażacy. Wszyscy są pod wrażeniem szybkości i niszczycielskiej siły ognia. Do dziś widoczne są jego ślady – nie tylko te wyryte w pamięci. Początek budowy nowej strażnicy - czerwiec 1970 r. Pada deszcz. Cztery osoby – Komendant – Florian Żertka, Otton Krysta, Stanisław Tobiczyk i ja rozpoczynamy pracę. Zaczynamy od robienie (produkcji) pustaków. Szlaka, wapno, cement, formy, elektryczny stół wibracyjny, pole odkładcze na około 200 pustaków. W międzyczasie pod okiem kierownika budowy wymierzano ławy fundamentowe oraz rozpoczęliśmy kopać fundamenty. W szufladzie leżała połowa starego zdjęcia z tego okresu. Drugą jego część powinien mieć Stanisław Tobiczyk. 5 Na zdjęciu autor w czasie początkowych prac przy budowie nowej strażnicy (wakacje 1970 r.) Gdy oddawano strażnice do użytku, w listopadową niedzielę 1972 r. mieszkaliśmy już w akademikach, rozpoczynając studia w Politechnice Śląskiej. Powódź, ta najgłębiej wryta w pamięć – lipiec 1970 r. Pada od czwartku popołudnia. Piątek, Wisła pełna brunatnej, spienionej wody. Sobota, alarm przeciwpowodziowy. W strażnicy dyżury. Strażacy patrolują wały. Jak zwykle zagrożony jest most, ława pod Tramerem, brzegi poczynając od Wiślicy a kończąc w Drogomyślu. Z soboty na niedzielę dalej pada i woda się podnosi. Około 11 w nocy idę na most. Wejście pierwszy raz odkąd pamiętam jest pilnowane. Wierzchołki fal dotykają dolnych podstaw dźwigarów nośnych. Stojąc na moście odczuwa się jego drżenie. O filary zaczepiają się wyrwane i niesione przez prąd rzeki drzewa z korzeniami, pnie, belki z zerwanych progów i inne „trofea” powodzi. By obronić most, trzeba usuwać tworzący się zator. Robią to strażacy. Ale bosaki i drągi jakimi się posługują, mają się nijak do tego, czym dysponuje rwący, nurt rzeki. Próba zepchnięcia płynącego prosto na filar drzewa wyrwanego z korzeniami, a następnie przepchnięcia go pod mostem o mało nie skończyła się tragicznie. Gdy już prąd wciągał drzewo pod most, nie dało się wyrwać bosaka z wystających nad mostem gałęzi drzewa, a ja z duszą na ramieniu uciekałem z mostu – z jedyną myślą, aby zdążyć, bo wydawało mi się, że most właśnie porywany jest przez wodę, już płynie. Niedziela odpustowa, 19 lipca, deszcz dalej pada, ale mniej intensywnie. W górach opady bez zmian. Poziom wody osiąga maksimum. Niedzielna Suma zostaje przerwana ze względu na ryzyko zerwania mostu. Wszyscy z drugiej strony rzeki pośpiesznie udają się do domów – most przekraczają grupami pod opieką strażaków. Odcinek pomiędzy mostem a drogą Katowice-Wisła zalany przez wodę, pokonują traktorem. Na wysokości Gruszki woda podmyła i zerwała połowę dwupasmówki. Woda zalewa pola po prawej stronie rzeki. Dom Państwa Kulasów do wysokości okien był pod wodą. Pola w Pruchnej zalane, droga Drogomyśl Pruchna nieprzejezdna. Ciocia wraz z rodziną mieszkająca przy moście w Drogomyślu, była gotowa do natychmiastowego opuszczenia domu. Rzeka 6 podmywała wysoki brzeg – porywając ogrodzenie i podmywając budynek gospodarczy. Dociera do nas informacja o zerwanym moście w Cieszynie na rzece Olzie koło „Celmy” i śmierci 5 strażaków próbujących przeciwstawić się sile żywiołu. Ich ciał nie odnaleziono do dzisiaj. Pod wieczór pojawiło się długo oczekiwane słońce. Najgorsze minęło. Gdy woda zaczęła opadać, na rowerze objechałem wszystkie newralgiczne miejsca oglądając co woda już zrobiła i wyobrażając sobie, co by się mogło stać, gdyby nie przestało padać. Dla mnie była to największa w jakiej przyszło mi uczestniczyć powódź – nazwana później „powodzią stulecia” i oby ostatnia. Pamięć - huragan, pożar, budowa, powódź, – wszystko w formie skojarzeń. Obrazy, niewiadomo dlaczego te, a nie inne sceny i słowa, zapachy, nastroje. Służba i poświęcenie w walce z wyrywającymi się spod kontroli żywiołami, ludzie połączeni szlachetną ideą wzajemnej pomocy ucieleśnionej w Ochotniczej Straży Pożarnej. I tylko czasem refleksja połączona z obawą obecną też na Naszym spotkaniu Wigilijnym. Czy uda się zachować ciągłość pokoleniową. Czy młodzi dalej chcą być strażakami, pilotami, inżynierami, żeglarzami i czy Młodzieżowa Drużyna Straży w realizacji tych marzeń im pomoże. Czy jesteśmy w stanie oprzeć się rosnącej obojętności, może nawet bezideowości i bezduszności. Czy cynizm, biurokracja, wymagania różnych procedur i regulacji prawnych pozbawią nas radości spontanicznego, kierowanego odruchem serca działania, w tym niesienia pomocy innym ? Bo już prawie wszystko mamy skodyfikowane, i coraz więcej osób robiąc absolutne głupoty zasłania się wymogami postępowania zgodnego z obowiązującym prawem. Jak się przed tym bronić, aby całkiem nie zgłupieć? I co robić dalej, może życzyć sobie wzajemnie, aby na wydeptanej drodze pomiędzy „telewizorem a lodówką” pojawiała się raz na jakiś czas skórka z banana. Może brutalne walnięcie o ziemię, kolejny żywioł, ocuci nas i przywróci społeczności, dla naszego wspólnego teraźniejszego i przyszłego dobra. A Ty co o tym myślisz ? Gliwice/Ochaby, marzec 2008 r. Fragmenty tekstu zostały opublikowane w XIV Kalendarzu Miłośników Skoczowa 2009 r. 7