Nic dodać, nic ująć

Transkrypt

Nic dodać, nic ująć
Nic dodać, nic ująć
Długo zastanawiałam się, jakich słów użyć, żeby opisać przeżycie, którego impulsem jest "Szyc"
w krakowskim Teatrze Barakah w reżyserii Any Nowickiej. Słów, które chociaż w pewnym
stopniu zbliżą się do magicznego fenomenu tego spektaklu, nie strywializują go i nie spłaszczą.
Mogę chyba tylko wymienić poszczególne składniki, sam przepis bowiem pozostanie słodką
tajemnicą reżyserki.
Przestrzeń. Jesteśmy w niewielkim piwnicznym pomieszczeniu. Kameralność tego miejsca tworzy od
razu niemal rodzinną atmosferę, dodatkowo aktorzy przez cały czas utrzymują bezpośredni kontakt
wzrokowy, właściwie także fizyczny, z widzem, co wydaje się naturalnym wynikiem takiego zbliżenia
sceny z widownią. Przestrzeń gry znajduje się w centrum, widzowie okalają ją z każdej strony. Na
środku drewniany stół, trzy drewniane krzesła. Scenografia będzie się opierać na teatralnym skrócie,
co jakiś czas 'puszczającym do nas oko' ze znaczącym uśmiechem.
Tekst. Hanoch Levin to autor "Kruma", na podstawie którego Krzysztof Warlikowski stworzył swój
genialny spektakl. Tym razem od pierwszych scen uderza cielesność tego języka, który sprowadza
człowieka do jednej z jego podstawowych funkcji życiowych: jedzenia. Kiełbasa, stek, frytki zastępują
uczucia, dążenia, cele. Gdzieś z tyłu głowy od razu pojawia się nazwisko Wernera Schwaba, który
również badał rzeczywistość przez soczystość, mięsistość języka. Efekt alienacji, stworzonej przez
abstrakcyjność tego chwytu, czystego człowieczeństwa odsączonego z tłuszczu, doprawiony jest
przerażającą wizją dehumanizacji, urzeczowienia człowieka, sprowadzonego do towaru, który ojciec
sprzedaje potencjalnemu mężowi.
Muzyka. Renata Przemyk w trzy tygodnie skomponowała pełnoprawnego bohatera tego spektaklu.
Emocjonalność żydowskiej muzyki w połączeniu z pozornie prostym tekstem tworzą całość: to
ilustrującą, to komentującą, innym razem dyskutującą. Pieśni, inkrustowane w tkankę spektaklu, stają
się jego integralną częścią, stanowią o jego niepowtarzalnym charakterze. Otwierają swoistą
przestrzeń porozumienia między aktorem a widzem, wyzwalają komizm całej sytuacji, który
bynajmniej nie jest pustym śmiechem.
Aktorzy. Dzięki zbliżeniu widowni ze sceną nie ma tutaj miejsca na fałsz i udawanie. Natychmiast
zostałyby wychwycone. Dlatego w dużej mierze aktorzy ogrywają swoją cielesność, która jest
przecież najbardziej prawdziwa. Karol Śmiałek, twórca alternatywnego zespołu rockowokabaretowego, jako (nie do końca) zły charakter, ucharakteryzowany właściwie na siebie samego, nie
pozwala oderwać od siebie oczu. Monika Kufel, zmysłowe wcielenie demonicznej panny do wydania,
śpiewającej, że chciałaby poślubić frytkę, w niczym nie ustępuje swojemu partnerowi. Jej rodzice,
Lidia Bogaczówna i Kajetan Wolniewicz, stereotypowi mieszczańscy Żydzi, ze swoimi małymi
obsesjami, śmiesznymi przywarami i ukrytymi marzeniami o lepszym życiu, w gruncie rzeczy, nawet
handlując własną córką, są przy tym nieodmiennie urzekający. Sekret tkwi chyba w swoistym
dystansie między aktorem a postacią, który zostawia miejsce na chwilę zadumy.
Spektakl Any Nowickiej ogląda się jednym tchem, tracąc go momentami ze śmiechu czy wstrzymując
go, kiedy mówi poezja. Idealne połączenie wszystkich składników stworzyło danie dla najbardziej
wybrednego teatralnego podniebienia. Dla takich spektakli chodzi się do teatru.





Magdalena Talar
Dziennik Teatralny Kraków
28 June 2010
"Szyc", Fundacja Dziesięciu Talentów na rzecz Teatru BARAKAH w Krakowie,
reżyseria: Ana Nowicka

Podobne dokumenty