Świadectwo Magdy - SZCZEKOCINY

Transkrypt

Świadectwo Magdy - SZCZEKOCINY
Świadectwo Magdy
Wpisany przez Administrator
lipiec 2008, w Warszawie
Jak kręte mogą być ścieżki do Boga, pokazują liczne świadectwa ludzi, ale i moje, choć nie tak
spektakularne. Czy istnieje dowód na to, że autorem przemiany w moim sercu jest Pan?
Oczywiście, że nie, a jednak mam pewność, iż własnymi siłami nie poradziłabym nic. Nie jestem
pewna, czy silna potrzeba kontaktu z irracjonalnym jest czymś dobrym. Dobrze, jeżeli w
rezultacie swojego błądzenia, natkniemy się wreszcie na ścieżkę Prawdy. Gorzej, gdy
pochłonięci poszukiwaniami, brniemy na manowce i pełni ufności w siłę własnego ja,
pozostajemy w objęciach złego.
Bywają ludzie, których niespokojny duch bije po oczach. Co działo się w moim sercu, tego nie
wiedział nikt, nawet moja własna rodzona matka. Byłam dzieckiem skrytym, choć bez
skłonności do izolacji. We wnętrzu kipiały myśli, które nigdy nie znajdowały ujścia, bo i ani tego
jak nazwać nie było, ani ubrać w jakieś atrakcyjne dla otoczenia słowa. Dość wcześnie ujawniły
się zamiłowania do rysowania, potem malowania, pisania i śpiewu. Szkoła muzyczna, proces
tworzenia i urodzone w bólach "dzieła" nie dały jednak upragnionego ukojenia. Na marginesie,
chwała Bogu, że w rezultacie nie okazałam się jakimś porażającym talentem, który dałby upust
mojej rozbuchanej pysze, czającej się podstępnie i głęboko zakamuflowanej pod płaszczykiem
tzw "stworzenia do rzeczy wyższych". Powoli narastała frustracja, tyle, że jej powód był
nieznany. Brakowało czegoś, tylko czego? Jeśli nałożyć na to rany doznane w okresie
dzieciństwa i wczesnej młodości, powstawał wewnętrzny niepokój, skutkujący zachwianymi
relacjami z otoczeniem. Rozpoczął się czas poszukiwań, a cóż daje szybszą i łatwiejszą
odpowiedź na pytania o sens życia jak nie psychologia, a właściwie jej mroczna odmiana para-.
Problemy z bólem istnienia, z niezrozumieniem, z potrzebą duchowości? Odkryłam lekarstwo,
które obiecuje szybki i dostępny sukces. Trzeba tu tylko uruchomienia podświadomości.
Dochodzenie do sukcesu jest bardzo lekkie i przyjemne, a przede wszystkim absolutnie
niewinne, bo za pomocą specjalnych oddechów i pozytywnych aurosugestii, z czasem
doprowadzających mózg do stanu alfa, zwanego transem. Tak! Na wszystko dobra jest
psychologia i jej liczne meandry, jak pozytywne myślenie, kinezjologia edukacyjna, NLP,
hipnoza. Metody sprawdzone i stosowane w terapii od lat, myślałam sobie. Tuż po studiach
spotkałam koleżankę lekarkę, która równolegle ze stażem w klinice, rozpoczęła naukę w
studium medycyny naturalnej, rozumianej jako ćwiczenia w metodach parapsychologicznych i
psychotronicznych, doprowadzających do nadzwyczajnych umiejętności, jak jasnowidzenie,
radiestezja, leczenie za pomocą odblokowywania kanałów energetycznych w czakramach, na
1/5
Świadectwo Magdy
Wpisany przez Administrator
bazie filozofii i medycyny wschodniej. Cóż za kompleksowe podejście do choroby, co za
dalekowzroczność w podejściu do człowieka i jego duszy, zachwycałam się. Koleżanka
studiowała namiętnie, wytrwale płacąc ze swej skromnej pensyjki za słone czesne i liczne
niezbędne podręczniki. Mimo wspólnych tematów i zainteresowań, widywałyśmy się coraz
rzadziej. Nie tylko ze mną traciła kontakt. Narastająca niechęć do ludzi dotyczyła całego jej
środowiska, w tym rodziny. Zamiast kwitnąć światłem silnego własnego ja, ona gasła, a tuż
przed moim wyjazdem nie uśmiechała się już wcale. Wymieniłyśmy parę kartek, na kolejne listy
nie odpisała. Dziś, ze zgrozą patrzę, że nie dało mi to do myślenia nic. Wktótce zmarł mój
kumpel ze studiów, kumpel a raczej obiekt mojej fascynacji, skończył bowiem kurs Silvy.
Oryginalny sposób bycia, głębokie widzenie rzeczywistości i jakiś romantyczny smutek w
oczach. Uzdrowienie jest możliwe zawsze, trzeba w tym celu uruchomić pokłady własnych
możliwości! Szkoda chłopaka, chyba nie uruchomił, skoro umarł na rozsianego chłoniaka.
Dalej nic, w sercu czułam ucisk, ale moja dedukcja niczego nie wyczaiła. Żadnego niepokoju
intelektualnego, tylko głupie serce, w którym coś kłuje czasem. Tarot wymalowany
własnoręcznie i liczne lektury okultystyczne, coraz grubszego kalibru, przeczytałam nawet
podręcznik do czarnej magii, tylko zastosować w praktyce nie odważyłam się, bo czułam gdzieś
w głębi, że Bogu się to nie spodoba, a poza tym nie czyń drugiemu, co tobie nie miłe itd itp.
Mimo wytrwałych ćwiczeń relaksacyjnych z fajnymi transami, nie zauważyłam nic, poza
chwilowym rozluźnieniem mięśni i nadzwyczajnym stanem świadomości. Nie zauważyłam też
narastających powoli tendencji do wybuchów złości, biernej agresji. Z powodu narastającego
lęku o przyszłość rozpoczęłam wizyty u wróżek, w tym tarocistki z rozwalonym życiem i
karcianej przyjaciółki Boga.
Kiedy zaczęły się nasilać okresy depresji i wyostrzać objawy lęku, zaczęłam zastanawiać się
nad wizytą u psychiatry. Zapisałam się nawet, rezygnując w końcu z powodu obawy przed
psychotropami, silnie upośledzającymi sprawności poznawcze umysłu, którego przecież
używam w pracy. Zerwane zaręczyny, burzliwy kolejny związek i widoczna dla otoczenia
nieadekwatność zachowań, zaniepokoiła chyba moją koleżankę, katoliczkę praktykującą, czyli
tzw.nawiedzoną, bo dała mi ulotkę o katechezach neokatechumenalnych. Poszłam kilka razy,
dziwiąc się otwartości tamtych ludzi, ich podejrzanej radości i spokojowi, widzianemu w oczach i
gestach. Tam poraz pierwszy od 6 lat poszłam do spowiedzi, po której miałam niespokojną noc,
obfitującą w lodowate dreszcze z powodu uczucia nieustannie ściąganej ze mnie kołdry. Wtedy
zaczęłam się domyślać co jest, kto to taki upomina się o mnie po zawodzie, jaki sprawiłam mu
idąc do świętej spowiedzi.
Żwawo ruszyłam na kolejne spotkanie, ale ziarno padło między ciernie, bo zapytali w końcu,
czemu siedzę w płaszczu 2 godziny i w dodatku mam taaaką grobową minę. Uznałam to
bynajmniej nie za żart lecz czepianie i poszłam sobie precz. Powoli zaczęłam sobie
przypomninać ulubione zajęcia z dzieciństwa - spotkania u siostry ciotecznej w obecności jej
2/5
Świadectwo Magdy
Wpisany przez Administrator
koleżanki-medium, na której wezwanie przychodziły duchy. Przywoływałyśmy wieszczy, ale
zamiast Słowackiego czy Mickiewicza zdawał się przychodzić ktoś inny. Przepowiedział mi
nawet śmierć w wieku lat 18, nie mówiąc już o odczytywaniu moich myśli. Traktowałam to wtedy
jako głupotkę dziecięcych lat, pewną ciekawostę i śmiesznostkę, temat towarzyskich
pogaduszek przy kawie.
Jakieś półtora roku temu na mojej drodze pojawiła się miła osoba, taka naprawdę miła, ciepła
kobieta, zwyczajna, a zupełnie niezwykła, bo z takim jakimś światłem w oczach, jak zwykłam
nazywać odbijający się w oczach spokój, harmonię wewnętrzną, pogodę ducha.
Wiedziadziałam, że jest wierząca, ale nie narzucała się z promocją Boga i religii. Pewnego razu
dyskutowałyśmy jakiś mój problem, który dotyczył poważnej życiowej decyzji. Sprytnie
wykorzystała okazję i zapytała, czy poszłabym do wróżki. Chyba tak ale nie wiem. Na moją
niepewność, miała niezbyt wyszukaną ale i nieszkodliwą propozycję - u św.Anny o 15 są fajne
kazania, idź, co ci szkodzi. Poszłam i doznałam burzy mózgu.
To te abstrakcyjne gadki o Bogu można przełożyć na życie? Problem, który zaniosłam do
kościoła rozwiązał się sam bez mojego udziału. Zostałam w Polsce, by Bóg otworzył mi umysł,
a potem serce. Najpierw otworzyły się oczy i uszy, rzeczywistość zaczęłam postrzegać inaczej,
spójnie, to przynosiło ukojenie, którego mi całe życie brakowało. O spowiedzi po kolejnych 3
latach przerwy, jeszcze nie było mowy.
Zmusiła mnie podróż do Pragi, przed którą postanowiłam w ramach profilaktyki wylać to, co, jak
twierdził x.Pawlukiewicz było przyczyną oddalenia od Boga, nie wspominając już o samym
zdaniu sobie sprawy, że moje zamiłowania i rozrywki były grzechem ciężkigo kalibru,
wymierzonym głównie w pierwsze przykazanie Boże. W Pradze wzruszyłam się do łez pięknymi
obiektami sakralnymi, jakimi są tam kościoły-muzea, puste, bez zapachu, tego
charakterystycznego zapachu kościołów polskich. Poruszyły mnie tablice nagrobne - imię i
nazwisko oraz data śmierci, i nic więcej, żadnego krzyża. Poruszyły mnie opowieści
przewodniczki o mądrej polityce jej kraju, gdzie aborcja jest oczywistością. Zweryfikowałam te
mądrości z mądrościami x.Pawlukiewicza, który poza sprawną gadką, nie miał przecież
dowodów, a jakoby miał. Jednym słowem, rozum został przekonany, gorzej z przyjęciem
Jezusa do mojego życia.
Objawy depresyjno-lękowe się powtarzały, dodatkowo doszły jeszcze realnie teraz już
uświadamiane ataki demona. Było to coś w rodzaju nagłych zimnych uścisków ale nie od
zewnątrz. Te podmuchy chłodu, połączone zawsze z silnym spadkiem nastroju i wielką obawą
przed bliżej niezidentyfikowanym czymś, pochodziły z wewnątrz. Nie radziłam sobie,
odpuszczało, kiedy chciało. Jednak czasami odczuwałam wtedy coś w rodzaju niezwykłej
3/5
Świadectwo Magdy
Wpisany przez Administrator
radości, kojącego spokoju. Uczucie samotności nie było już takie miażdżące.
Serce zapłonęło nagle, po paru miesiącach, po kolejnej mszy świętej u św.Anny. Wielokrotnie
zastanawiałam się nad drogą i przyczyną tej nie proszonej przecież łaski wiary. Było to dziwne,
powiem nawet, że trochę wstydliwe uczucie zakochania w Jezusie. Mój analityczny umysł
postanowił usiłować oprzeć się temu szaleństwu i dociekał nawet, czy to oby nie zakochanie w
księdzu, a nie w Jezusie :-)
Desperackie próby udowodnienia sobie szaleństwa nie uwolniły mnie jednak od myśli o
nieskończonej miłości, dobroci i absolutnej mądrości, jaką nie dysponuje żadne ze stworzeń.
Jakże piękny jest rachunek matematyczny, z którego wynika, że jeśliby podzielić nieskończone
zasoby miłości i dobroci na liczbę wszystkich ludzi to na każdego z nas przypada nadal
nieskończona ilość miłości i dobroci.
Żałuję tych lat, przeżytych siermiężnie, bez Boga, w poczuciu konieczności polegania tylko na
sobie. Ale dzięki tym latom, dysponuję możliwością porównania jakości życia sprzed i po
nawróceniu. Żałuję ludzi, takich, jak ja kiedyś. Ze smutkiem czytam smsa od koleżanki, z
prośbą o polecenie jej jakiegoś psychoterapeuty, bo ostatnio "złapała doła". Autosugestia i joga
chyba już nie skutkują, ale na wzmiankę o Bogu reaguje sarkazmem. Inna znajoma, psychiatra,
na pytanie o współpracę psychiatrii z kościołem - godzi się na nią z ironiczną pobłażliwością,
uważając opętanie za rodzaj histerii. Potrzebę miłości realizuje, poświęcając się bez reszty
psom, które są najlepszym przyjacielem człowieka. Staje się napięta i zimna na myśl o dziecku,
zapewnia o spędzeniu płodu, zdyby przydarzyła się wpadka. Kilka dni temu, na imprezie
słuchałam wynurzeń młodej poranionej rozwódki, że jedynym sposobem na zatrzymanie faceta
jest niekonwencjonalny seks. A w oczach i gestach tych wygadanych dziewczyn
beznadziejność i smutek.
Czy przekona je tak mocne świadectwo nawrócenia, jakim dysponuje pan Robert Tekieli albo
nasza Justyna z Adonai? Zaczynam wątpić. A już ja? Co ja mogę począć, ze swoją skromną
opowieścią o przemianie w sercu? Mogę się modlić, ale czynię to z całkowitą pewnością, że
Bóg mój nie pozostawi tego bez echa. I raduję się na myśl o wyraźnym, już zauważalnym
żniwie tych modlitw. Co jeszcze mogę zrobić? Świadczyć całą sobą, bo terapii psychologicznej
nie odbywałam, a samopoczucie psychiczne i fizyczne nieporównywalnie lepsze. Przywrócone
poczucie godności, w której obronie kiedyś trzeba było unosić się bezbrzeżną pychą. Niepokój
o przyszłość i niezdrowa konkurencja zamieniona na spokój dziecka Bożego, że jestem
zaopiekowana. Głód duchowości wyparty przez płonący w sercu zachwyt dla bezmiaru miłości.
Autentyczna nadprzyrodzona radość, zmywająca ze mnie resztki chimerycznych nastrojów.
Poczucie harmonii wewnętrznej, której bazę stanowi pewność oparta na Prawdzie, objawionej
4/5
Świadectwo Magdy
Wpisany przez Administrator
w Ewangelii i jasność, co do tego, że Słowa Jezusa po prostu sprawdzają się w życiu. Spójność
w zachowaniu, wynikająca z transparentności, odrzucenia masek. Postawy, reakcje
niewynikające z mojego temperamentu czy dotychczasowych utrwalonych schematów
myślenia, a ustawiające mnie i moje otoczenie na właściwych, jak się zaraz potem okazuje,
torach. Skoro w modlitwie oddaję Ci całą swą wolę, cóż innego w takich chwilach mam myśleć?
Jestem typem zachłannym. Większa część mojego dotychczasowego życia naznaczona była
tzw.bólem istnienia, który nie jest niczym innym jak rozpaczliwym wołaniem z tęsknoty do Boga.
New age, ucieczka w nadętą twórczość i raniące związki to kiepskiej jakości protezy Boga.
Tylko Bóg może być źródłem zaspokojenia tego głodu, źródło Wody Żywej.
5/5