Na Szlaku 1 - Klasztor Br. Mn. Kapucynów w Stalowej Woli
Transkrypt
Na Szlaku 1 - Klasztor Br. Mn. Kapucynów w Stalowej Woli
Na Szlaku 1 2 Numer 61/2011 Powołanie do życia konsekrowanego to powołanie do wyjątkowej więzi z Chrystusem i do wyjątkowej służby Jemu i ludziom. Wszystkim naszym braciom kapucynom, z okazji Dnia Życia Konsekrowanego życzymy, aby ta więź była jak najściślejsza, aby dawała radość, aby napełniała ich serca Bożą mocą. Jednocześnie wyrażamy wszystkim braciom wdzięczność za dar ich życia za życzliwą posługę na rzecz parafii i każdego z nas. Bóg zapłać! SPIS TREŚCI Słowo na luty 4 Kwiatki Życie 5 Dla 7 Kwiatki Miłość nie od pierwszego wejrzenia 10 Chwila Niech nigdy... 12 Kronika Myśli , sentencje 13 Wiara gwardianów 14 Jak dobrze wychowywać młodzież 26 zakonne... Aby nieść Poczet Święte kobiety Chrystusa... św. Franciszka dzieci 18 św. z 17 Franciszka 21 poezją 22 wydarzeń 24 wypróbowana... 25 16 REDAKCJA: o. Jerzy Kiebała OFM Cap., o.Jerzy Steliga OFM Cap, o.Andrzej Surkont OFM Cap., br. Zachariasz Nycz OFM Cap., o.Robet Krawiec OFM Cap., Grażyna Lewandowska (redaktor naczelny), Maria Michalska, Artur Burak (redaktor techniczny),Barbara Burak(korekta), ADRES: Klasztor Braci Mniejszych Kapucynów ul. Klasztorna 27 37-464 STALOWA WOLA tel. 015 842 03 24, wew. 21 e-mail: [email protected] , [email protected] strona internetowa: www.stalowawola.kapucyni.pl Nakład 400 Materiałów niezamówionych redakcja nie zwraca. Redakcja zastrzega sobie prawo do skracania tekstów i zmiany tytułów. Na Szlaku 3 Kochani Parafianie i Przyjaciele naszego klasztoruPokój z Wami ! W ubiegłym miesiącu, jak co roku, przeżywaliśmy wizytę duszpasterską tradycyjnie zwaną kolędą. Mieliśmy okazję spotkać się z wami w waszych rodzinach. Wspólnie prosić Boga o Jego błogosławieństwo dla każdego z was na ten rozpoczynający się rok. Dziękujemy wam wszystkim za życzliwe przyjęcie. Trzeba zaznaczyć, że wielu z was przejawia troskę o życie wspólnoty parafialnej na wielu płaszczyznach i angażuje się w różne wspólnoty i grupy parafialne. Istnieje jednak pewna grupa parafian, nie ma co tu ukrywać, która nie identyfikuje się z parafią jako wspólnotą Ludu Bożego. W większości są to ludzie młodzi. Zachęcamy więc do wspólnej modlitwy o odnowę duchową nas wszystkich, aby Boże Królestwo triumfowało tu i teraz. Drugiego lutego w Ofiarowanie Pańskie, już po raz piętnasty będziemy obchodzić Światowy Dzień Życia Konsekrowanego, ustanowionego przez papieża Jana Pawła II w roku 1997. Jest to szczególna okazja, aby popatrzeć na tę formę powołania w Kościele dzisiaj, w dobie ogólnego rozluźnienia moralnego, gdzie liczy się przede wszystkim bogactwo, używanie wszystkiego i wszystkich dla osiągnięcia własnych korzyści i przyjemności. Pomimo hedonistycznego stylu życia, który się panoszy coraz bardziej w naszym społeczeństwie, nie możemy zapomnieć o radach ewangelicznych: czystości, ubóstwie, posłuszeństwie, które są ponadczasowe. Realizowanie życia według rad ewangelicznych pozwala nam już w tym życiu kosztować wielkich radości, które są dla nas przygotowane przez Pana w życiu przyszłym. Wiąże się to jednak z wyrzeczeniem samego siebie i wszystkiego ze względu na Chrystusa. Nie dla wszystkich jest to 4 Numer 61/2011 zrozumiałe, ale tylko dla tych, którym jest to dane, ( por. Mt 19, 10 – 12 ). Powołania zakonne świadczą o żywotności i kondycji Kościoła. Jest to wielki skarb dla tej Wspólnoty. Nie zapominajmy jednak, że ten wielki skarb powołani noszą „ w naczyniach glinianych” ( por. 2 Kor 4,7 nn ) i dlatego nieustannie wspierajmy ich modlitwą. Módlmy się też o nowe powołania zakonne, aby nie brakowało dzisiaj i w przyszłości świadków oddania się Bogu ze względu na Królestwo Niebieskie. W obecnym miesiącu nie możemy też zapomnieć, że 11 lutego, kiedy w kościele katolickim wspominamy Matkę Bożą z Lourdes, na całym świecie obchodzony jest Światowy Dzień Chorego. Został ustanowiony przez papieża Jana Pawła II w dniu 13 maja 1992 roku. Miało to miejsce w 75. rocznicę objawień fatimskich i 11 rocznicę zamachu na jego życie. W liście ustanawiającym ten dzień Ojciec Święty napisał: „Podjąłem decyzję ustanowienia Światowego Dnia Chorych, który będzie obchodzony 11 lutego każdego roku w liturgiczne wspomnienie Najświętszej Maryi Panny z Lourdes. Podobnie jak 11 lutego 1984 r. ogłosiłem list apostolski „Salvifici Doloris” o chrześcijańskim znaczeniu cierpienia ludzkiego”. Zachęcam wszystkich do przeczytania tego wspaniałego listu, który według mnie jest najbardziej osobistym dokumentem papieża. W liście tym papież osobiście doświadczony cierpieniem zgłębia jego tajemnicę i próbuje określić jego sens. Miedzy innymi mówi tam, że „ cierpienie istnieje, ażeby wyzwalać w człowieku miłość, ów bezinteresowny dar z własnego <ja> na rzecz innych ludzi cierpiących” (29). Niech więc nasze doświadczenie cierpienia wszczepione w krzyż Chrystusa przynoszą pomoc duchową tym, którzy przeżywają różnorakie cierpienia. Pamiętajmy, że istnieją nie tylko cierpienia fizyczne, które są najczęściej widoczne, ale też cierpienia psychiczne i duchowe. Tym wszystkim, którzy doświadczają jakiegokolwiek cierpienia, życzymy uzdrowienia i zapewniamy o modlitwie w ich intencji, szczególnie 11 lutego. Jerzy Steliga OFM Cap ŻYCIE ZAKONNE JAK OSZLIFOWANY DIAMENT W kulturze afrykańskiej wielką rolę odgrywa płodność i przekazywanie życia. Uważa się, że rodzice, przekazując życie dzieciom, przedłużają swoje własne życie w potomstwie. W niektórych kulturach subsaharyjskich dzieci uważane są za nowe wcielenie dziadków. Ogólnie mówiąc, wielki jest kult życia, niepłodność natomiast jest postrzegana jako wielkie przekleństwo. Jeśli kapłaństwo jest w jakiś sposób akceptowane w kulturze afrykańskiej, to jako forma posługi Ludowi Bożemu. Jeśli nawet zakonnice są potrzebne społeczeństwu w roli pielęgniarek, nauczycielek w szkołach czy przedszkolach, czy też jeszcze w innych formach pracy socjalnej, to zupełnie jest niezrozumiała sama istota życia zakonnego jako taka. A cóż dopiero mówić o tak specyficznej formie życia zakonnego, jakim jest życie klauzurowe? Pomimo wielu trudności kulturowych, na które napotyka życie oddane wyłącznie Panu Bogu, coraz więcej budzi się nowych powołań lokalnych do zakonów czynnych i klauzurowych. Potwierdza się i w tym przypadku prawda ewangeliczna, że to Bóg powołuje, kogo chce, kiedy chce i jak chce. Dużą rolę w budzeniu powołań ma rodzina i życie duszpasterskie w parafii. W każdej parafii istnieje grupa powołaniowa, która ma pomóc młodym w rozeznaniu swojego powołania. W tamtejszej rzeczywistości dużą rolę spełniają niższe seminaria, gdzie oprócz porządnej nauki szkolnej, kandydat zdobywa solidny fundament życia religijnego. Ze względu na te wysokie walory niższych seminariów wielu chłopców pragnie pobierać w nich naukę, niekoniecznie mając na celu w przyszłości życie zakonne lub kapłańskie. Przy naborze więc, trzeba uwzględnić wiele kryteriów; m.in. pochodzenie rodzinne, zaangażowanie w parafii i poziom intelektualny. W Afryce formacja zakonna w naszym zakonie, podobnie jak i w innych zakonach, trwa 10 lat. Może wydaje się to bardzo długo, jednak jest to podyktowane wieloma warunkami lokalnymi. Pierwszy rok to pierwszy kontakt z kandydatem, który mieszka jeszcze z rodziną lub wynajmuje mieszkanie. Najczęściej są to chłopcy, którzy kończą szkołę średnią. Trzeba tutaj dodać, że szkołę średnią niekoniecznie kończy się w wieku dziewiętnastu lub dwudziestu lat, dlatego stawiamy kandydatom limit wiekowy do dwudziestu pięciu lat, zważywszy jeszcze na 10 lat przygotowań. Wielu kandydatów spotkało się z brakiem akceptacji ich decyzji ze strony rodziny. W jednym przypadku doszło do tego, że rodzina sprowadzała dziewczynę na noc do pokoju chłopaka. W innym przypadku wuj kusił bratanka studiami zagranicznymi. W niektórych przypadkach rodzina absolutnie nie zgadzała się z ich decyzją i nie pozwalała na wstąpienie do zakonu. Jednak trzeba te wszystkie trudności pokonać, by móc rozpocząć formację Na Szlaku 5 zakonną. Po tym pierwszym roku wzajemnego poznania przeżywa się dwuletni postulat. Tam uczy się wspólnego życia braterskiego, pogłębia relację z Bogiem, zdobywa konieczną wiedzę o życiu zakonnym ogólnie i o życiu franciszkańsko – kapucyńskim w szczególności. Oczyszcza się też motywacje wstąpienia do zakonu. Spośród wielu motywacji najczęstszą jest dobre ustawienie się w życiu, zdobycie wykształcenia i pozycji w społeczeństwie, choć nie można negować również tych duchowych. Oczywiście żaden z kandydatów nie ujawnia wprost tych przyziemnych motywacji, aby nie zostać usuniętym. Najczęściej słyszy się z ich ust stereotypowe odpowiedzi, że wstąpił do zakonu, by służyć Bogu i bliźnim. Te dwa lata formacji ludzkiej, duchowej i intelektualnej przy boku formatorów mają więc pomóc kandydatowi oczyścić intencje. Jeżeli one są duchowe, posyła się kandydata do kolejnego etapu, jakim jest nowicjat jeśli są typowo ludzkie, ukierunkowuje się go na inną formę życia społecznego. Roczny Nowicjat to już wyższy szczebelek w formacji zakonnej. Ma on przygotować braci do złożenia pierwszych ślubów zakonnych. Po tym okresie odbywa się sześcioletnia formacja przygotowująca do złożenia ślubów wieczystych obejmująca studia filozoficzno – teologiczne, studium duchowości franciszkańsko – kapucyńskiej oraz rok stażu duszpasterskiego na placówkach poza wspólnotami formacyjnymi. I gdy już się przebrnie przez te 10 lat mozolnych przygotowań, w momencie ślubów wieczystych przypomina się braciom, że zakończyła się formacja początkowa, a dziś rozpoczyna się dla 6 Numer 61/2011 nich formacja permanentna, która trwać będzie do końca życia. Czyż nie jest wspaniale usłyszeć o tej pięknej perspektywie? Przez 10 lat pracy misyjnej miałem okazję towarzyszyć młodym braciom w ich formacji początkowej w postulacie i nowicjacie. Muszę powiedzieć, że niektórzy bracia, którzy odeszli w okresie formacji początkowej, miało powołanie, lecz jak to mówi Pismo Święte, troski doczesne i ułuda bogactwa zagłuszyły słowo w ich sercu i nie wydało owocu (por. Mt 13,22). Również zdarzają się odejścia po ślubach wieczystych i to szczególnie braci niekapłanów. Sytuacje takie prowokują między innymi pytanie o najgłębsze motywacje wyboru życia zakonnego i sposobu jego realizacji. Każde powołanie jest wielkim darem i zarazem tajemnicą, dlatego z tym większą pokorą trzeba je przyjmować i za nie dziękować. Patrząc na wiele rodzimych powołań afrykańskich, muszę powiedzieć, że jesteśmy na dobrej drodze w zaszczepieniu zakonu na tej ziemi afrykańskiej. Trzeba być dla nich jak matka dla dziecka, tzn. roztoczyć opiekę nad nimi i zarazem poluzować rękę w odpowiednim momencie, aby bracia zaczęli „ sami chodzić”. Uczymy się chodzić także dzięki początkowym upadkom. Kiedy trzyma się dziecko zbyt mocno, to ono nigdy nie upadnie, ale i nie nauczy się chodzić samodzielnie. W tej perspektywie należy widzieć dojrzewanie Afrykańczyków do życia zakonnego. Można powiedzieć, że życie chrześcijańskie jest piękne samo w sobie, podobne do nieoszlifowanego diamentu. Życie zakonne przypomina natomiast oszlifowany diament, bowiem odbija się w nim jeszcze jaśniej blask Bożej miłości. Jerzy Steliga OFM Cap Aby nieść Chrystusa, trzeba się nim napełnić Z inicjatywy Jana Pawła II od roku 1983, w uroczystość Matki Bożej Gromnicznej, czyli w święto Ofiarowania Pańskiego, obchodzimy Dzień Życia Konsekrowanego. Tego dnia w sposób szczególny polecamy Bogu wszystkie zakony męskie i żeńskie. Myślę, że warto też przy tej okazji porozmawiać z osobami, które poświeciły swoje życie Panu Bogu. W tym celu odwiedziłam siostry ze Wspólnoty Maryi Oblubienicy na Pustyni: s. Katarzynę, odpowiedzialną wspólnoty, s. Elżbietę i s. Ewę. Spotkałyśmy się w prywatnym przedszkolu w Stalowej Woli, znajdującym się na terenie naszej parafii, w którym pracuje s. Elżbieta. - Grażyna Lewandowska: Odwiedziłam siostry, aby porozmawiać o życiu konsekrowanym. Może zacznę od pytania o powołanie. Jak siostry poznały, że Bóg wezwał je do takiego życia? - s. Katarzyna: Nie jest łatwo mówić o tym, jak Bóg człowieka powołuje, dlaczego człowiek wybiera taką drogę w życiu, to jest bardzo osobiste. Myślę, że życie konsekrowane to jakby nadawanie na tych samych falach, ale na innej płaszczyźnie. Każdy dokonuje jakichś wyborów, my wybrałyśmy Jezusa, czy raczej to On nas wybrał, a nie my Jego. To wielka tajemnica, trudno powiedzieć, dlaczego chce się żyć takim życiem, a nie innym. - W końcu jednak odczytuje się wolę Boga i co dalej? - s. Ewa: To zależy od człowieka. Ja na przykład rozeznawałam swoje powołanie kilka lat. I do dziś widzę jak każdego dnia Bóg odsłania mi kawałek mojej drogi, nie pokazuje mi od razu wszystkiego, ale krok po kroku daje światło. Ważne, aby stale być czujnym. Mam świadomość, że czasem będzie mi ciężko, będę się zastanawiać, dlaczego takie osoby spotkałam, dlaczego taki człowiek poprosił mnie o rozmowę, ale wiem, po czasie zrozumiem, że to było potrzebne mnie lub tej drugiej osobie. - Czyli jest to pewien proces, nic nie dzieje się od razu, a czy czasem rodzi się wątpliwość czy nawet bunt? - s. Ewa: Może coś takiego przyjść, może. Staram się nie postępować pochopnie, rozważam, usiłuję przemodlić … - s. Elżbieta: W chwilach trudnych buduje mnie myśl, że zostałam wybrana i czuję, że to wybranie przez Najwyższego. Zastanawiam się, dlaczego Ten, który mnie wybrał, daje mi tyle zaufania. Powołał mnie na swoją wyłączność i wciąż się dziwię, że On- Bóg, Król ufa takiej słabej kobiecie. - Dla ludzi świeckich życie w zakonie to wybór, dla którego coś trzeba poświęcić, że to wiele kosztuje, a tymczasem z wypowiedzi siostry wynika, że to jest wielki dar, jak udany zakup w superpromocji. - s. Elżbieta: Bo to jest ogromny dar, ale dar, który kosztuje. Choćby to, że żyjemy właściwie wbrew naturze. Mam np. świadomość, że nigdy fizycznie nie zostanę mamą, nie będę miała swoich dzieci, ale to jest moja świadoma decyzja, konkretne wyrzeczenie, które podejmuję dobrowolnie, z miłości do Jezusa. - Czy wyrzekanie się pewnych sfer wynikających z kobiecości jest dla sióstr bardzo trudne? - s. Ewa: Ja nigdy nie neguję swojej kobiecości. Gdy ktoś współczuje mi, że nie będę miała dzieci, rodziny, zawsze odpowiadam, że mogę macierzyństwo realizować w sposób duchowy. Jako siostra zakonna będę opiekować się dziećmi czy to w scholi, czy w przedszkolu lub gdzieś indziej. Można też zagospodarować potrzebę macierzyństwa, opiekując się ludźmi chorymi czy starszymi. Czuję się do tego powołana - Praca w tym przedszkolu to też sposób na realizację duchowego macierzyństwa? - s. Elżbieta: Będąc siostrą zakonną od kilku lat, odkryłam niejako powołanie w powołaniu. Nie wyobrażam sobie innego zajęcia niż praca z dziećmi. W jakimś sensie jestem mamą dla tych dzieci i one często mnie tak traktują. - Chcę siostry zapytać o waszą wspólnotę. Dlaczego właśnie ta? Czy inne nie odpowiadały siostrom? Na Szlaku 7 - s. Katarzyna : Może ja zacznę, bo jestem jedną z trzech inicjatorek naszej wspólnoty. Byłyśmy wcześniej w innym zgromadzeniu. Wiem, że dla ludzi świeckich siostra to siostra, ma welon, habit i już. Ale w istocie zgromadzenia się różnią i bynajmniej nie chodzi tylko o sprawy zewnętrzne, ale o charyzmaty, duchowość. Zakonów jest wiele, siostry służą Bogu w najróżniejszy sposób, jest to opieka nad chorymi, dziećmi czy najuboższymi z ubogich. Nasze poprzednie zgromadzenie również miało charakter apostolski. Dlaczego stamtąd wyszłyśmy, czego nam tam brakowało? Chciałyśmy wyjść do ludzi, chciałyśmy stanąć bliżej człowieka ,jego trosk i problemów, móc je poczuć. To się zaczęło już w latach 80, odczuwałam jakiś niedosyt, potrzebę zrobienia jeszcze pół kroku. W tamtym zgromadzeniu też pracowałyśmy z dziećmi, ale chciałyśmy być jeszcze bliżej ludzi – tak jak tu, gdzie jakiś młody człowiek założył przedszkole, a my w nim pracujemy, pomagamy swoimi talentami. Tak jak siostra Elżbieta, która świetnie radzi sobie z dzieciakami, a one lgną do niej. Czyli rozpoznaję w sobie talent i szukam pracy, która dawałaby mi możliwość służenia nim człowiekowi i Bogu. To też daje nam niezwykłe doświadczenia. Kiedy przyjechałyśmy w te strony, udałam się do Urzędu Pracy, stanęłam w kolejce pośród innych bezrobotnych, to wzbudzało niemal sensację, widać że nie zdarza się to na co dzień. Nawet panie w urzędzie były zdumione, ale my poszukujemy zwykłych etatów zgodnych z naszym wykształceniem. Mamy też świadectwa pracy, ja pracowałam wcześniej w szpitalu psychiatrycznym. Teraz jako osoba konsekrowana mogę odczuwać to, co inni ludzie bezrobotni – nie mam pracy, odczuwam niepewność jutra, lęk o to, jak się utrzymam, ja i wspólnota. - Gdyby siostry pozostały w poprzednim 8 Numer 61/2011 zgromadzeniu, byłoby łatwiej, nie musiałybyście się martwic o to jutro? Czyli skoczyłyście siostry do głębszej wody trochę w niepewny nurt? - s. Katarzyna: Trochę tak. Ostatnio z s. Ewą rozmawiałyśmy o tym, bo ona też szuka pracy. - Jak rozumiem, siostry mają konkretne zawody z czasów przed zakonem? Siostra Elżbieta jest nauczycielką, a siostra? – zwracam się do s. Katarzyny. - s. Katarzyna: Jestem pielęgniarką i już prawie nauczycielką. - s. Ewa: A ja skończyłam technikum gastronomicznie, właśnie tu, w Rozwadowie. - Czyli wyróżnia was strój, poza tym żyjecie w rodzinie i w świecie, jak zwykli ludzie i jak zwykli ludzie borykacie się z problemami. Wróćmy jednak do tematu, zrodził się pomysł, żeby założyć nową wspólnotę i co dalej? - s. Katarzyna: Nas kierował jeden opiekun duchowy i w sumie to on podsunął nam myśl o czymś nowym. Najpierw nas to bardzo zaskoczyło, nie mogłyśmy się z tą myślą oswoić… - …a on widział, że jesteście siostrami, które muszą mieć trudniej, które muszą się zmagać. Czy to on was tu pokierował? - s. Elżbieta: Nie, on nam poddał pomysł i pozostawił z nim same. Wtedy przyjechałyśmy tu, z Suwalszczyzny, tam są nasze rodzinne strony. Dlaczego tu? Dla nas samych to też niepojęte, to bardzo długa historia. Od momentu, kiedy zdecydowałyśmy, że zamieszkamy razem i rozpoczniemy życie jako wspólnota, upłynął już ponad rok. - Nie pytam o szczegóły realizowania tego zamierzenia, ale czy macie jakiś charakterystyczny sposób formacji? - s. Katarzyna: Wszystko jest zawarte w statucie, którego projekt został przekazany Księdzu Biskupowi Ordynariuszowi Sandomierskiemu i czekamy na jego zatwierdzenie. Zostanie on poddany szczegółowej weryfikacji w odniesieniu do prawa kanonicznego, również w sprawach formacji zakonnej. - s. Elżbieta: Trzeba powiedzieć, że kiedy po przyjeździe w te strony zwróciłyśmy się do ks. Biskupa Ordynariusza Sandomierskiego o możliwość pracy w tutejszej diecezji zostałyśmy bardzo życzliwie przyjęte. Bardzo dużo Ks. Biskupowi zawdzięczamy. - Jakie szczególne cele ma wasze zgromadzenie? - s. Katarzyna: Pragniemy nieść Chrystusa wszędzie, tam gdzie jesteśmy, gdzie zostaniemy posłane, tam gdzie pracujemy, ale i w czasie drogi do pracy, zawsze, pamiętając jednak o tym, jak powiedziała św. Katarzyna ze Sieny, że aby nieść Chrystusa, trzeba się nim napełnić. - Patrząc na siostry, zastanawiam się, czy dobieracie się też pod względem urody? Widzę przed sobą trzy młode, ładne dziewczyny? (śmiech) Czy same wymyśliłyście wzór habitu, jego kolor? - s. Katarzyna: Jeśli chodzi o strój, to wynika on też z charyzmatu. My byłyśmy w zgromadzeniu, gdzie się nosi czarny strój, ale doszłyśmy do wniosku, że jeśli chcemy wejść między ludzi, to lepiej może żeby on nie był czarny.. - s. Elżbieta: I też lepiej się wpisuje w nasze poczucie kobiecości. Jest kolorowy, (śmiech). - Czy on coś symbolizuje? - s. Katarzyna: No tak, już sama nazwa to sugeruje. Najpierw miała to być Wspólnota Maryi, Źródła Światła i Życia, potem były inne pomysły, ostatecznie jesteśmy Wspólnotą Maryi Oblubienicy na Pustyni. - A jeśli jakaś młoda dziewczyna przeczyta o was w naszej gazetce i pomyśli, że to jest akurat coś dla niej, to może do was po prostu przyjść ? - s. Ewa: Na dzień dzisiejszy, kiedy jest nas jeszcze tak mało- cztery siostry (czwarta siostra Anna jest we Francji, uczy się i pracuje z dziećmi), wstępna formacja polega na przyglądaniu się temu, co robimy oraz uczestnictwo w codziennym życiu w domu, w Racławicach, wspólna modlitwa, posługiwanie w parafii. - s. Elżbieta: My z założenia nie prowadzimy rekolekcji powołaniowych, chcemy, żeby siostry przychodziły z własnej woli, w wolności. Muszą być pełnoletnie, to konieczny warunek, a potem przechodzą formację zgodnie ze statutem. - Żyją siostry w świecie zgodnie z wolą Bożą, pracują w swoich zawodach, można powiedzieć, realizują się, mogłybyście to robić jako osoby świeckie. Czego szukałyście zatem w zakonie? - s. Katarzyna: Chcemy, aby każdy, kto na nas patrzy, widział, że żyjemy i pracujemy dla Boga, chcemy być Jego znakiem. - Czy mają siostry poczucie, że dobrze rozpoznały swoje powołanie, czujecie się szczęśliwe, spełnione? - s. Katarzyna: Ja od siebie mogę powiedzieć, że chociaż były chwile bardzo trudne, jestem dobrej myśli, bo jak jest trudno, to znaczy że to jest dobry kierunek. Jestem osobą szczęśliwą, pokochał mnie Ktoś najwspanialszy. - s. Ewa: Podpisuję się pod tym obiema rękami! - s. Elżbieta: Dla mnie samej to niezwykłe, że mimo trudności, mimo przeciwności, trwamy. To Bóg na każdą chwilę daje swoją łaskę, On jest zawsze wierny. Zaskakuje nas każdego dnia. Czasem, oglądając się wstecz, zastanawiam się: jak mogłam przetrwać to, czy tamto i dochodzę do wniosku, że człowiek nie zdaje sobie nawet sprawy z tego, ile w życiu może doświadczyć, ile znieść. - Co dla sióstr znaczy to, że jesteście osobami konsekrowanymi? - s. Ewa: Jestem wybrana i przeznaczona do konkretnej misji, w danym miejscu i czasie. - s. Elżbieta: Mnie się nasunęło teraz takie zdanie, może trochę pyszne, że ja jako osoba konsekrowana mam się stawać Jezusem, żeby każdy mógł przyjść, ułamać sobie kawałek, tyle, ile potrzebuje. - Co siostrom sprawia największą trudność w realizacji swojego powołania? - s. Ewa: Brak cierpliwości i to jak! - s. Elżbieta: Sama wspólnota sprawia kłopoty, nasze różne charakterki, troska o zachowanie siostrzanych, szczerych relacji. s. Katarzyna: Jestem osoba konsekrowaną już 10 lat i wciąż się czuję tą samą Kaśką, krnąbrną, zawsze taka byłam i jak mi ktoś cos każe zrobić, to tym bardziej tego nie zrobię. Widzę jednak, że różne doświadczenia mnie zmieniają, jednak ta przekora czasem zawadza. - A czy diabeł czasem zagląda do waszej wspólnoty? - s. Katarzyna: Bardzo często, ale myślę, że największą jego porażką jest to, że my to sobie uświadamiamy. - s. Ewa: Miesza, plącze, chce żeby się zawaliło… Inteligentna bestia, myślę, że osoby poświęcone Bogu atakuje szczególnie perfidnie. - s. Elżbieta: Ważne, aby głośno powiedzieć o swoich trudnościach, najpierw Jezusowi, a potem jeżeli trzeba wyjaśnić pewne sprawy między sobą, diabeł się tego boi, bo wspólnota to ogromna siła. - Zastanawiam się, czego życzyć siostrom i myślę, że może właśnie wielu zwycięstw nad tym nieproszonym gościem, doświadczania Jezusa w tym co robicie i żeby nie było za łatwo, bo jak wynika z naszej rozmowy, im więcej powołanie kosztuje tym jest cenniejsze i ma głębszy sens. Szczęść Boże! Rozmawiała: Grażyna Lewandowska Na Szlaku 9 Miłość nie od pierwszego wejrzenia Z jednej strony, pamiętam jak stanowczo twierdziłem, że to nie dla mnie, że nie chcę być w szeregach Związku Harcerstwa Rzeczypospolitej. Z drugiej strony, jako duszpasterz, ale i o wiele więcej, angażowałem się w Szczep Harcerski Leśne Plemię. Jako pasterz chciałem być blisko owiec, i przyszło mi, niczym w przypowieści Ewangelicznej o zagubionej owcy i dobrym Pasterzu, zostawić owczarnię i pójść tam, gdzie Leśnych Ludzi nogi niosły: w jasność dnia czy ciemność nocy, na ulice miasta czy ścieżki leśne, w klasztorne harcówki czy poza nie. Tak minęły ponad dwa lata razem podjętej służby: modlitwy, zbiórki, rady, gry, wieczornice, rozmowy, Msze św., czuwania, nabożeństwa, inscenizacje, itd. Powracały mi na myśl odbyte konwersacje odnośnie mojego uczestnictwa w strukturach ZHR czy to z braćmi czy z harcerzami, wszelkie „za” i „przeciw”, własne przemyślenia, wnioski i inspiracje. Podjąłem decyzję. Chcę być duszpasterzem i także harcerzem, w razie potrzeby, jako harcerski wychowawca również służyć pomocą. I zaczęło się… Opracowanie wraz z opiekunem br. phm. Piotrem Szarą HO prób na stopnie harcerskie i instruktorskie, komisje… Pod koniec grudnia wraz z druhem przybocznym Pawłem Walczakiem z 15 Rozwadowskiej Drużyny Harcerskiej im. Jana III Sobieskiego wzięliśmy udział w dwudniowych Warsztatach dla drużynowych przygotowanych przez Podkarpacką Chorągiew Harcerzy ZHR, których komendantem był pwd. Bartosz Grabowy 10 Numer 61/2011 HO. Pierwszego dnia 27 XII 2010 dh pwd. Kamil Bartoszek odtransportował nas do Małej koło Ropczyc, skąd podzieleni na trzy zastępy nawet losowanie nie rozdzieliło dzielnych druhów z Rozwadowa – rozpoczęliśmy wędrówkę, posługując się wskazówkami, mapami i kompasem, która miała za cel m. in. dotarcie do odległej około 9 km bazy noclegowej w Brzezinach i naniesienie na mapę charakterystycznych punków właściwych trasie wyznaczonej naszemu trzyosobowemu zastępowi Wilki. Stosownie do prezentowanych umiejętności osiągnęliśmy wyznaczone cele na długo przed proponowanym czasem, wykazując się zdolnościami, sprytem i zaradnością. W końcu, co trzy głowy, to nie jedna. W porze popołudniowej odbył się obiad, na który każdy zastęp i druh, po uciążliwej wędrówce, oczekiwał. Po obowiązkach kuchennych i spotkaniu przy herbacie, suchym ciastku miały miejsce zajęcia z przyrodoznawstwa, na których między innymi nauczyliśmy się rozróżniać tropy, zespół śladów, jakie pozostawiają: zając lub królik, sarna lub jeleń, itd. Następnie zdobytą wiedzę wykorzystaliśmy w terenie, odnajdując tropy psa i sarny. Wieczorem mięliśmy okazję wysłuchać wykładu phm. Tomasza Manijaka HR na temat: Planowanie pracy w drużynie, a następnie wziąć udział w drobnej dyskusji.W międzyczasie do naszej bazy przybywali instruktorzy z całej chorągwi. Po kolacji stanąłem na naczele Komisji instruktorskiej ,otwierając próbę na stopień przewodnika. Około 20.00 wszyscy razem, co poczytaliśmy sobie za wyróżnienie, wzięliśmy udział w spotkaniu opłatkowym instruktorów chorągwi – w lesie, w nocy, pod gołym niebie, przy świetle ogniska. Modlitwa, dzielnie się opłatkiem, życzenia, barszcz z uszkami pozwoliły nam w trwającej Oktawie Bożego Narodzenia jeszcze raz doświadczyć, że to jest ta noc, w której Najświętsza Dziewica Maryja wydała na świat Zbawiciela, naszego Pana Jezusa Chrystusa. Tej właśnie nocy, należącej do Oktawy Bożego Narodzenia i święto Jana Apostoła oraz Ewangelisty, kiedy wszyscy uczestnicy warsztatów powrócili do szkolnej bazy, miała miejsce w moim harcerskim życiu nieprzewidziana i niezapomniana oraz zaszczytna chwila, chwila, na którą, jak myślę, czeka każdy harcerz – złożenia Przyrzeczenia Harcerskiego, w kręgu instruktorów. Podniosłość tego wydarzenia upoważnia mnie do zachowania tajemnicy. Dobrze… Wspomnę tylko, że nie zabrakło wtedy osoby Pogodnego Wilka oraz Słowa Bożego z Listu do Rzymian: Panu służący, τῷ κυρίῳ δουλεύοντες , Domino servientes (Rz 12, 11), które ożywiało mojego ducha. Późną nocą wróciliśmy do szkoły. Tam toaleta i film oraz długo oczekiwany spoczynek. Jednak na tym nie koniec… Około godziny drugiej nad ranem coś, a raczej ktoś szturcha mnie za rękę i szepcze: alarm. W oka mgnieniu jesteśmy gotowi. Wymarsz w dwóch plutonach, w głębi nocy, a mróz nie śpi. Nie śpi także wróg. Jest rok 1941. Niemieckie pojazdy, samochody i czołgi nie schodzą z ulic, ale my niespostrzeżenie osiągamy cele naszego zadania. Z każdą chwilą jest coraz ciężej, jednak już każdy zapomniał o mrozie, o ciemności. Misja, którą nam powierzono nie mogła zwlekać. Nie obeszło się bez walki z wrogiem, bez przegranej, ale to wszystko zostało wliczone w nasze zwycięstwo. Zadanie wypełnione. Możemy być dumni z siebie, gdyż daliśmy wszystko z siebie. Drugi i ostatni dzień warsztatów, 28 XII, rozpoczął się Mszą świętą w kościele parafialnym pw. św. Mikołaja. Postawa świętych Młodzianków, zabitych z powodu Jezusa przez Heroda, dodaje nam męstwa i rozpala w nas ogień wiary. Zaprawa, śniadanie, apel i zajęcia. Komendant chorągwi phm. Łukasz Mróz nakreślił nam sylwetkę drużynowego. Następnie druh pwd. Łukasz Bereś HO wprowadził nas w arkana organizacji obozu. Po obiedzie i wspólnym zdjęciu, pwd. Damian Stasik HO rozwinął zagadnienie: Drużyna na obozie/biwaku. Tak zastało nas popołudnie. Pora zostawić po sobie porządek i spakować plecak. Na koniec Bratnie słowo sobie dajem. Nikt z nas nie chciał kończyć i opuszczać warsztatów. Razem dobrze nam było iść tym harcerskim szlakiem. Znów ruszyliśmy w drogę… Br. Robert Kotowski zabrał nas i innych druhów do domu. Wiele otrzymaliśmy, aby wiele dać z siebie. Wszystko, co nasze, Polsce oddamy. Jacek Węgrzyn OFMCap Na Szlaku 11 Niech nigdy nie przestanę Cię kochać... Moja przygoda z Jezusem .... być może ujęłam to zbyt prosto, to słowo znaczy wiele, ale ja chciałam podzielić się moją przygodą w znaczeniu bardzo gęłbokim i czystym jako osoba konsekrowana. Dzień Życia Konsekrowanego.... gdy uświadomię sobie, czym on jest dla mnie, mogę jedynie wyśpiewywać z najgęłbszych pokładów mojego ludzkiego, kobiecego serca nieskończoną wdzięczność dobremu Bogu za to, że raczył mnie przeznaczyć dla Siebie, tylko dla Siebie, fizycznie i duchowo, i to dlatego, że mnie ukochał, ukochał aż po Krzyż. Obdarzył mnie swoja konsekracją w Chrzcie świętym, zanurzył mnie, swoje małe stworzenie w Boskim Sercu poprzez Swoją Mękę i Zmartwychwstanie dał mi imię. Bardzo konkretnie, zawołał po imieniu: Anna. Bardzo intymnie, bardzo osobiscie. Mialam 10 lat, wtedy po raz pierwszy bardzo realnie uslyszałam bicie dwojga serc, Jego i moje, odkryłam że Serce Jezusa jest w pełni tego słowa znaczeniu : moje. W miarę upływu lat trudno mi było przyznać się przed samą sobą, że stanę się, że staję się, że jestem kobietą . Zakłócone relacje rodzinne, problemy, to coś, co zna każdy z nas, jednak dla Niego nie ma rzeczy niemożliwych. Choroba duchowa również jest znakiem szczególnym, jest łaską, zaproszeniem do pójścia wyżej, tam, gdzie jest źródło, poprzez nią objawiają się wielkie dzieła Boga. Nie jest tak, że Bóg uzdrawia i zostawia nas «w 12 Numer 61/2011 spokoju» , to dobrze, że nie zabiera słabości, one nas uszlachetniają, uczą cierpliwości dla samych siebie. W Dniu Bierzmowania, biorąc Dziewicę Maryję za swoją szczególną Patronkę, wołałam w głębi serca: « Weź mnie na swoją wyłączną własność, na Wieczność. Niech nigdy nie przestanę Cię kochać !!!». I tak się stało. Jezus nie poprzestaje na słowach, On przede wszystkim działa... Nie jestem fizycznie matką, po wstąpieniu do zgromadzenia zakonnego zaczęłam pracę z dziećmi i stopniowo zrozumiałam, że w byciu matką nie chodzi o stronę fizyczną. Różnica również polega na tym, że rodzenie dziecka fizycznie trwa kilka, kilkanaście godzin, duchowo można rodzić nawet kilka lat i zapewniam: ból duchowy bywa równie dotkliwy jak fizyczny. Bywało też, że jako «siostra» miałam lepszy kontakt z dzieckiem niż jego rodzona mama.... zastanawiała i często szokowała mnie sytuacja, gdy dziecko wtulało się z krzykiem w fałdy mojego habitu, nie chcąc iść do własnej mamy, tak bywało bardzo często, gdy pracowałam w Domu Dziecka... Zadawalam sobie wtedy pytanie: to w końcu o co chodzi w tym macierzyństwie? Nie mam dzieci fizycznie, a mam ich mnóstwo! Nie mogę tulić własnego dziecka, ale mogę tulić te, którym zabrakło mamy. Moja kobiecość dla Boga, to również troska o siebie samą, o moje zdrowie, o formę fizyczną, o stronę duchową, o życie w zgodzie sama ze sobą, a zawsze o to, by pielęgnować w sobie pragnienie Boga, o mój konkretny, bardzo osobisty kontakt z Jezusem poprzez oddawanie Mu czasu np. na adoracji. Jako siostra konsekrowana mam wolne chwile, które należą do mnie, ale z miłości do Niego chcę Mu je oddać, więc przychodzę, by przebywać z Nim, by być w Nim za tych, którzy Go nie kochają, by wtulając się w Jego Serce, chować w Nim tych których kocham, których stawia mi na swojej drodze, chociażby tylko poprzez spojrzenie ludzi mijanych na ulicy, jadących ze mną w metrze lub autobusie. Ludzi zmęczonych, zniechęconych, zagubionych. Nie wierzę w przypadki, każde spotkanie jest ważne. Tak staram się realizować moją kobiecość poprzez troskę, modlitwę, jeśli jestem z Nim i w Nim niosę Boga tam, gdzie On mnie stawia. I tak pojmuję swoją misję, jak najdyskretniej, cicho, w ukryciu i kontemplacji Miłości, choć nie za murami klasztoru, a pośród ludzi. Tak bardzo pragnę nieść Obecność Boga tam, gdzie mnie On pośle, by ta Obecność była tak jak dane mi na Chrzcie św. imię, znak konsekracji: Anna, czyli łaska. Oto każdego dnia błagam Go i proszę Cię o to, drogi Bracie, droga Siostro, o modlitwę, zapewniam o pamięci przed Ukrytym. A przygoda trwa nadal… s. Anna Myśli... sentencje... Musimy widzieć przede wszystkim człowieka, jako człowieka, a nie to, co on czyni. Choćby czynił wiele, lub nie, dobrze lub źle, jest człowiekiem. Może Bóg przyjść do stajni, czyż nie może przyjść do duszy mojej, choćby nie różniła się niczym od … stajni? Ludzie mówią: „Czas to pieniądz”. A ja wam mówię: „Czas to miłość”. O wartości życia rozstrzygają nie czyny, choćby wielkie, ale miłość, choćby mała. Naszą mocą jest modlitwa. Gdybyśmy osłabli w modlitwie, nie moglibyśmy ręczyć za jutro, ale gdy się modlimy, możemy być spokojni. Wszystko, co nas spotyka – zdrowie czy cierpienie, dobro czy zło, chleb czy głód, przyjaźń ludzka czy niechęć, dobrobyt czy niedostatek – wszystko to w ręku Boga może działać ku dobremu. Jednego tylko potrzeba – naszego zaufania ku Ojcu, który jest w niebie. Na progu nieba nie będą nas pytać: Co robiłeś? – tylko: Jak miłowałeś? Jak miłowałeś Boga i ludzi? Milczenie w obronie własnej jest bardziej wymowne niż słowa. Człowiek nie żałuje tylko tych słów, których nie powiedział. Każdy cżłowiek, choćby sponiewierany, jest dzieckiem Bożym. Kto to rozumie, przykłada rękę do dźwigania każdego człowieka – małego czy dużego, takiego, który stoi na mocnych nogach i takiego, który się chwieje i upada – aby ratować jego życie i godność. Nasz pokój i wewnętrzna swoboda zależy od tego, czy odpuścimy wszystko wszystkim bez wyjątku. Wtedy dopiero cżłowiek naprawdę się wyzwala. Bardzo często dzieje się tak, że prześladowcy Kościoła gorliwiej głoszą i wyznają Boga, okazując większą wiarę w Niego, aniżeli ludzie wierzący. Bo przecież nie walczyliby z Tym, którego nie ma. Człowiek nie musi być niezwykle mądry, byleby był dobry i dobroć swoją udokumentował uczynkami. Może się nieraz wydawać, że nie ma już nieszczęśliwszego położenia i większej udręki. Wówczas pamiętajmy, że im więcej jest w nas cierpienia, tym bliższy jest Bóg. Wystarczy mieć tylko jedną cnotę – miłość, a można się nie martwić o wszystkie inne. Wszystkie cnoty są niczym, jeżeli nie ma miłości, a jeżeli jest miłość, wszystkie inne mieszczą się w niej. Jeżeli Chrystus chciał, aby pod krzyżem trwała Jego Matka – Maryja, dał nam przez to gwarancję, że każdy, kto stoi bodaj pod największym krzyżem życia, ale przy Matce Najświętszej, nie odejdzie od Chrystusa. Kard. Wyszyński opr. Zachariasz Nycz OFM Cap. Na Szlaku 13 POCZET GWARDIANÓW KONWENTU ROZWADOWSKIEGO (21) O. Michał, Józef Koller, urodził się l III 1789 w Warszawie. Do zakonu braci kapucynów prowincji polskiej wstąpił 25 X 1808 w Nowym Mieście, a święcenia kapłańskie otrzymał w roku 1812 w Warszawie. Do prowincji galicyjskiej przybył w roku 1816 i być może właśnie do Rozwadowa. Kronika tutejsza zawiera bowiem zapiski z 23 sierpnia tego właśnie roku: Skład familii tutejszego konwentu jest następujący. Gwardianem: przewielebny o. Florian, wikarym: o. Patrycjusz, [ponadto] przewielebny o. Jan z Prado, przewielebny o. Michał, kaznodzieja, br. Leon i br. Anastazy. W grudniu tego samego roku kronikarz zapisał, iż o. Michał głosił kazanie w Zaleszanach na pogrzebie Kajetana Kraińskiego, podkomorzego sanockiego. W kolejnych latach, 1817 – 1820, o. Michał był również wpisywany jako członek wspólnoty rozwadowskiej. Nie podano wprawdzie w kronice jego nazwiska, jednak po przeanalizowaniu indeksu imion zakonnych braci, zawartego w Słowniku Kapucynów Polskich, spośród 4 ojców kapucynów o tym imieniu tylko o. Michał Keller żył w tym czasie, a zatem nie ma wątpliwości, iż właśnie o nim pisze kronikarz. Jako ciekawostkę dodam, iż wspomniany indeks zawiera 7 kapucynów o tym imieniu zakonnym, z czego trzej to bracia. Jest też dwóch Michałów Aniołów i jeden Michał Archanioł. Gdzie przebywał o. Michał Koller w okresie od maja 1820 do sierpnia 1822 nie wiadomo, ale jak informuje kronika krośnieńska, właśnie 22 sierpnia 1822 powierzono mu funkcję gwardiana w tamtejszym konwencie. Ojciec gwardian wraz ze swoim wikariuszem prosto z kapituły, która miała miejsce w Rozwadowie 22 sierpnia 1822 roku przybyli do klasztoru w Krośnie dnia 27 sierpnia – czytamy w kronice. Podczas tej kadencji w Krośnie, w roku 1823, o. Michał za cenę 48 reńskich doprowadził do porządku zaniedbany przez lata kanał wychodzący z kuchni i dachów, a biegnący przez targowisko do Wisłoka. Kronikarz zapisał także ku pamięci kolejnych przełożonych, iż w okresie zarządu o. Michała całkowicie pokryto 14 Numer 61/2011 gontami stajnie oraz pół konwentu od strony miasta. Zużyto na ten cel sto pięćdziesiąt kop gontów. Z tego samego źródła wiadomo, że przebywał o. Michał w Krośnie do sierpnia 1825 jako gwardian, a potem jeszcze do września 1828 roku jako przełożony, a jednocześnie jako I definitor prowincji. W wrześniu 1828, pod przewodnictwem najprzewielebniejszego Karola Rudzińskiego, kanonika i dziekana krośnieńskiego, odbyła się kolejna kapituła prowincjalna, właśnie w konwencie krośnieńskim. Ta sama, która ustanowiła przeniesienie poprzedniego gwardiana rozwadowskiego o. Prokopa do Sędziszowa, a na jego miejsce przeznaczyła o. Michała Kollera. Ówczesną wspólnotę rozwadowską tworzyli obok o. Michała: wikary konwentu - o. Ignacy oraz bracia: Cyriak, Paweł i Adam. Kolejne zapiski w rozwadowskiej kronice są niezwykle skąpe, a na dodatek tak chaotyczne, iż trudno się w tym rozeznać. Zakonnicy mieszkający w tutejszym klasztorze odbyli rekolekcje: w tym roku 1829 jak następuje: o. Michał w konwencie rozwadowskim w miesiącu listopadzie, o. Zenon z Braćmi Cyriakiem i Pawłem w marcu, a o. Ignacy z Adamem w tym samym miesiącu Br. Leopold minister prowincjalny. Zakonnicy mieszkający w tym konwencie odbyli swoje rekolekcje za rok 830 w miesiącu czerwcu. Następnie za rok 831 zarówno ojcowie, jak i bracia odbyli w miesiącu marcu. Tymi kilkoma zdaniami kronikarz skwitował sprawy duchowe braci dotyczace dwu lat, a potem dodał jeszcze dwa zdania dotyczące spraw związanych ze sprawami gospodarczymi, i trudno się oprzeć myśli, że kronikarz zapisywał wydarzenia z pamięci na rok czy nawet dwa wstecz. W roku 1829 pobity został Browarek Klasztorny Gontamy, dach całkowicie, który zupełnie był zepsuty. W roku 1830 postawiona jest Dzwonnica nowa nad Chorem Klasztornym albowiem stara przez lat 9 stała bez żadnego użytku i groziła wielkim niebezpieczeństwem. W roku 1830, jak pisze kronikarz, rozpoczęła się Rewolucya Polska w Warszawie. A w następnym zdaniu informacja z roku 1831: grasowała w tych okolicach tak nazwana słabość cholera i bardzo wielu w prędkości zabrała z tego świata, lecz z Łasky Najwyższego Boga Rozwadów był prawie zupełnie wolny od tej choroby. W tym roku postawiony został parkan nowy idąc z Podwórza do Ogrodu. W tym także roku to iest dnia 16 września wpędzyli Rosyanie, wprowadzili dowództwo ze Wsi tak zwaney Borowy na nasze strone Korpus Polsky którym dowodził Ramarino składaiący się z 20,000 i 42 armat oprócz oficierów którym tylko zostawili broń i konie wszystkie zaś amunicye, Armaty broń i konie Polskie oddane zostały Rosyanom. Wszystko to września przechodziło przez Rozwadów i stało obozem pod naszym klasztorem przez kilka dni w lasku tak zwanym Młodyniu. W dalszej części znajdujemy informacje dotyczące o. Michała. Czytamy, iż kapituła prowincjalna, która miała miejsce 27 września 1831 roku pozostawiła go na urzędzie gwardiana w Rozwadowie. Przebywał tu do roku 1834, po czym udał się do Sędziszowa. W ostatniej dotyczącej go wzmiance w rozwadowskiej kronice czytamy: założono kanał zwany ”rynną” nad stopniami chóru zakonnego i zakrystii i wykonano prace połączone z naprawą dookoła dachu. W pobliżu stajni urządzono nową drewutnię wyposażoną w niezbędny, odpowiedni sprzęt. Uczynił to przewielebny o. Michał Koller urzędujący gwardian klasztoru. Po trzech latach, w roku 1834, kolejna kapituła powołała na gwardiana w Rozwadowie o. Klemensa Borkowskiego, a o. Michał przeniesiony został do Sędziszowa. Dnia 1 października 1834 przybył do konwentu sędziszowskiego na zamieszkanie przewielebny o. Michał Köller, ex definitor, jako wikariusz konwentu i I dyskret – czytamy w tamtejszej kronice. Funkcję tę pełnił przez kolejne dwa lata. Już wówczas zapewne był chory, bowiem były to ostatnie lata jego życia. Zmarł 28 marca 1836 roku. Przeżył 47 lat, z czego niespełna 28 w zakonie, 24 lata jako kapłan. Zakończył życie doczesne w sędziszowskim klasztorze, po cierpliwym znoszeniu długiej choroby, zaopatrzony wszystkimi świętymi Sakramentami, przewielebny o. Michał Köller z Warszawy, aktualny wikariusz konwentu sędziszowskiego – zapisano w kronice. Został pochowany na publicznym cmentarzu dnia 30. W pogrzebie uczestniczyli kapłani, najjaśniejszy, najprzewielebniejszy Andrzej Arciszewski, kurator z Sędziszowa, dziekan głogowski, Andrzej kurator z Ropczyc, Jan Marceli kurator z Czarnej, Jan Symczasieński proboszcz z Góry i wikariusz Józef Łukaniewicz z Sędziszowa. Grób o. Michała nie zachował się, zapewne jego szczątki znajdują się pod wspólną mogiłą kapucyńską na sędziszowskim cmentarzu publicznym. Niech odpoczywa w pokoju wiecznym… Grażyna Lewandowska Na Szlaku 15 Święte kobiety Święte kobiety Święte kobiety Święte kobiety Święte kobiety Święte kobiety ŚW. AGATA Jedną z najbardziej czczonych w chrześcijaństwie świętych jest św. Agata. Jej imię znaczy „dobra”. Według tradycji Agata urodziła się w Katanii na Sycylii ok. 235 roku jako córka arystokratycznej rodziny. Po przyjęciu chrześcijaństwa postanowiła poświęcić się Chrystusowi i żyć w dziewictwie. Przekazy mówią, że odznaczała się niezwykłą urodą, która urzekła Kwincjana, namiestnika Sycylii. Zaproponował jej nawet małżeństwo, ale Agata odrzuciła jego propozycję, co sprowadziło na nią wiele prób i upokorzeń. W owym czasie miasta. Mieszkańcy Katanii modlili się do świętej prosząc o ratunek i posłużyli się jej welonem dla powstrzymania lawy. Miasto zostało ocalone. Papież Symmachus wystawił ku jej czci w Rzymie przy Via Aurelia okazałą bazylikę. Kolejną świątynię w Rzymie poświęcił jej św. Grzegorz Wielki w roku 593. Trzeci rzymski kościół ku jej czci wystawił papież Grzegorz II przy bazylice św. Chryzogona na Zatybrzu. Dowodzi to wielkiej czci, jaką otaczano ją w owych czasach. Obecnie ciało św. Agaty znajduje się w katedrze w Katanii. Jej relikwie umieszczone są w relikwiarzu, który w dniu rocznicy trwały prześladowania chrześcijan, zarządzone przez cesarza Decjusza. Kwincjan, owładnięty żądzą zemsty, kazał aresztować Agatę. Próbował ją zniesławić przez pozbawienie jej dziewiczej niewinności, dlatego oddał ją do domu rozpusty. Kiedy ten plan nie powiódł się, namiestnik skazał Agatę na tortury, podczas których odcięto jej piersi. Z chwilą gdy miasto nawiedziło trzęsienie ziemi, Kwincjan nakazał zaprzestać mąk, gdyż dostrzegł w tym karę Bożą. Ostatecznie Agata poniosła śmierć męczeńską, rzucona na rozżarzone węgle. Miało to miejsce 5 lutego 251r. Jej ciało chrześcijanie złożyli w bezpiecznym miejscu poza miastem. W rok po śmierci św. Agaty nastąpił wielki wybuch Etny i rozpalona lawa zaczęła zbliżać się do jej śmierci obwożony jest po mieście w uroczystej procesji. W dzień św. Agaty w niektórych regionach błogosławi się chleb, sól i wodę, które mają chronić ludność od pożarów i piorunów. Św. Agata patronuje trudniącym się sztuką ludwisarską (np. dzwony, lufy działowe, świeczniki, posągi), ma również bronić Sycylię przed wybuchami Etny. Jej wstawiennictwa wzywają kobiety karmiące piersią oraz mające choroby piersi. Św. Metody z Sycylii, biskup, w swoim kazaniu tak mówił o św. Agacie: „dobroć Agaty odpowiada imieniu i samej rzeczywistości; Agata z powodu wspaniałych czynów szczyci się dobrym imieniem, ale i ono samo wskazuje na takie właśnie jej czyny. Agata samym nawet imieniem zachęca, by wszyscy chętnie do niej się uciekali. Swoim zaś przykładem poucza, by wszyscy ludzie nie zwlekając wraz z nią podążali ku prawdziwemu Dobru, którym jest sam Bóg”. 16 Numer 61/2011 Magdalena Gołąb KWIATKI ŚW. FRANCISZKA, KWIATKI ŚW. FRANCISZKA, KWIATKI ŚW. FRANCISZKA Jak brat Maciej, dworując sobie niby, rzekł do świętego Franciszka, że cały świat biega za nim. Ten zaś odpowiedział, że dzieje się to dla zawstydzenia świata i z łaski Bożej Święty Franciszek bawił raz w klasztorze Porcjunkuli z bratem Maciejem z Marignano, który był bardzo święty i mądrze a pięknie mówił o Bogu. Przeto kochał go bardzo święty Franciszek. Pewnego dnia wracał święty Franciszek z lasu z modlitwy. I kiedy wychodził właśnie z lasu, brat Maciej, chcąc doświadczyć, jak wielka jest pokora świętego Franciszka, stanął naprzeciw niego i niby dworując sobie, rzekł: „Czemu za tobą, czemu za tobą, czemu za tobą?” Święty Franciszek odrzekł: „Co chcesz powiedzieć?” Rzekł brat Maciej: „Pytam, dlaczego świat cały biega za tobą i każdy, zda się, pragnie cię widzieć i słyszeć, i słuchać? Nie jesteś piękny z ciała, nie jesteś bardzo uczony, nie jesteś szlachetnego rodu: czemuż więc za tobą biega świat cały?” Słysząc, to święty Franciszek rozradował się wielce w duchu i, wzniósłszy twarz ku niebu, stał długo z myślą wzniesioną do Boga. A kiedy się ocknął, ukląkł i Bogu oddał cześć i dzięki. Potem z wielką żarliwością ducha zwrócił się do brata Macieja i rzekł: „Chcesz wiedzieć, czemu za mną? chcesz wiedzieć, czemu za mną? chcesz wiedzieć, czemu za mną? czemu za mną świat cały biega? Wypatrzyły mi to oczy Boga najwyższego, które na każdym miejscu patrzą na dobrych i złych. Oczy te bowiem najświętsze nie widziały wśród grzeszników nikogo, kto by był nikczemniejszy, niedołężniejszy, grzeszniejszy ode mnie. I aby spełnić to dzieło cudowne, które Bóg spełnić zamierzył, nie znalazł podlejszego stworzenia na ziemi. Przeto mnie wybrał, aby zawstydzić szlachectwo i dumę, i siłę, i piękność, i mądrość świata, aby poznano, że wszelka siła i dobro wszelakie od Niego pochodzi, a nie od stworzenia, i aby nikt nie mógł chlubić się w obliczu Jego. Kto jednak chlubi się, niech chlubi się w Panu; bo Jego jest cześć wszelka i chwała na wieki”. Wówczas brat Maciej przeląkł się na tak pokorną i żarliwą odpowiedź i poznał zaprawdę, że święty Franciszek był utwierdzony w pokorze. Na Szlaku 17 Dla dzieci JUDASZ ISKARIOTA Wśród dwunastu apostołów wybranych i powołanych przez Jezusa nie zapomina się o Judaszu. Już od jego pierwszego pojawienia się na kartach Ewangelii jest on przedstawiany jako zdrajca. Kim był rzeczywiście Judasz, ten nieszczęśliwy apostoł Jezusa? Jest nazywany synem Szymona, z przydomkiem Iskariota, aby go odróżnić od innego apostoła o tym samym imieniu: Judy, zwanego Tadeuszem. Przydomek Iskariota wskazuje prawdopodobnie na jego pochodzenie z Keriot, wsi położonej w południowej Palestynie, skąd wywodziła się jego rodzina. Judasz nosił imię ulubione przez Hebrajczyków: Juda, bowiem, był jednym z dwunastu synów wielkiego patriarchy Jakuba, który żył wiele wieków przed Jezusem i był założycielem Królestwa Judy, południowej części państwa żydowskiego ze stolicą w Jerozolimie. Od Judy, dzięki błogosławieństwu otrzymanemu od ojca Jakuba, pochodzą król Dawid i sam Jezus Chrystus. Judasz Iskariota towarzyszy Jezusowi w jego misji przepowiadania. Tak jak inni apostołowie jest świadkiem cudów, których Mistrz dokonuje i nauczania, które głosił. Z tego, co referują Ewangelie, wynika, że miał obowiązek administrowania pieniędzmi: mówi się istotnie, że miał pieczę nad trzosem (J 12, 6; 13, 29). Duch Judasza jest niespokojny, jego przyjaźń z Jezusem nie jest do końca szczera. Ewangelista Jan mówi nam, że podczas Ostatniej Wieczerzy, wszedł w niego szatan (J 13, 27) i nakłonił Jego) serce (J 13, 2) do popełnienia zdrady, a mianowicie do przeka- 18 Numer 61/2011 zania Chrystusa władzom żydowskim w zamian za pieniądze, owe słynne trzydzieści srebrników. Znakiem dla straży i przybyłych z nim żołnierzy, aby pojmać Jezusa, był pocałunek Judasza. Od tego czasu na obrazach religijnych zostaje on często przedstawiany w tym geście, a wyrażenie: “pocałunek Judasza” oznacza gest pozytywny, za którym kryje się intencja negatywna. Ale dlaczego Judasz zdradził? Może przez żądzę pieniędzy? A może przez zazdrość wobec samych apostołów? A może przez rozczarowanie wobec Jezusa, przez którego czuł się zawiedziony, ponieważ oczekiwał od Niego wyzwolenia politycznego, które nie nastąpiło? Od wielu wieków szuka się odpowiedzi na te pytania. Ani nawet co do jego śmierci - opisanej przez Mateusza w jeden sposób (Mt 27, 3-10), a w Dziejach Apostolskich w drugi (Dz 1, 18) - nie ma pewności. W jakikolwiek sposób by ta śmierć nastąpiła, jedno jest pewne, że po zdradzie Judasz żałował swego czynu, zwrócił srebrniki najwyższym kapłanom i popełnił samobójstwo. Jest pewne również, że po śmierci Judasza konieczne było wybranie kogoś na jego miejsce: a to dlatego, aby odbudować grupę apostołów tak, jak chciał Jezus, i dlatego, że dwunastka jest liczbą symboliczną w kulturze żydowskiej i wskazuje na dwanaście pokoleń Izraela, które składały się na naród żydowski. Dlatego pierwszą oficjalną decyzją, jaką grono apostołów podjęło zaraz po Wniebowstąpieniu Jezusa do Ojca (jeszcze przed Zesłaniem Ducha Świętego, czyli przed Jego zstąpieniem na apostołów), był wybór następcy Judasza: spośród dwóch kandydatów, którymi byli Maciej i Józef zwany Barsabą, los padł na Macieja; został on wybrany i dołączony do jedenastu apostołów (Dz 1,26). W każdym razie Judasz pozostaje jedną z osób najbardziej tajemniczych i kontrowersyjnych, jakie spotykamy w Ewangeliach. Przeżył swoje życie najpierw w sposób budujący, idąc za Jezusem, a potem w sposób destrukcyjny, postanawiając Go zdradzić. Jest więc tym, który - pomimo powołania i miłości Jezusa - decyduje się dostarczyć Go wrogom, ale potem żałuje tego, wybierając na koniec śmierć, jako jedyne wyjście ze swego tragicznego stanu, zamiast zastanowić się nad możliwością uzyskania przebaczenia ze strony Jezusa. MAM KŁOPOT, ANIELE - Aniele, czy na modlitwie można kłamać?.... - Mała, nawet nie próbuj, bo i tak się wyda! - Ale ja czasami kłamię... - Ratujcie mnie, wszyscy święci! Może teraz kłamiesz, bo ja zawsze jestem obecny przy twojej modlitwie i nigdy jakoś tego nie zauważyłem. - No dobrze, powiedzmy, że ja chyba kłamię... - Na przykład kiedy? - Kiedy mówię Panu Bogu: “Kocham Cię, kocham, kocham”, a potem lejemy się z Piotrkiem. Albo gdy śpiewam: “Przyjdź, Duchu Święty”, to mi się zaraz przypomina dziadek Ignacy przy gołębniku. I nic na to nie poradzę! Ja się boję, że się Duch Święty kiedyś na mnie obrazi za ten gołębnik! I że to będzie grzech przeciwko Duchowi Świętemu... Buuu... Taki, za który się idzie do piekła! Buuu... - Mała, nie płacz! Iść do piekła za gołębnik?! Przecież to się zupełnie nie opłaca! No i ja ci nie pozwolę! Poczekaj, jak coś opowiem... Cha! Cha! Cha! To się dopiero zdziwisz! Cha! Cha! No, wytrzyj nos... Czemu mi się tak przyglądasz, co? - Zaśmiej się jeszcze raz... - Cha! Cha! - Nie tak sztucznie, zaśmiej się tak jak przed chwilą, poproszę... - Cha! Cha! Cha!... - Ale ty jesteś piękny, kiedy się śmiejesz... - Ty jesteś jeszcze piękniejsza, kiedy modlisz się całym sercem. - To niemożliwe! Nikt nie może być tak piękny jak uśmiechnięty Anioł. - Kiedy modlisz się całym sercem, Pan Jezus pochyla się nad twoją głową. Wtedy Jego blask otacza cię i jesteś piękna, bo świecisz Jego światłem, rozumiesz? - Nawet jeżeli nie rozumiem, to nie przestawaj, tylko mów tak do mnie dalej... . Wystarczy wzruszeń jak na jedną rozmowę. Teraz się razem pośmiejemy, słuchaj. Pewien ksiądz katecheta przeżywał straszne chwile na lekcji religii, bo w żaden sposób nie umiał wytłumaczyć dzieciom.. - Rzeczywiście, bardzo śmieszne... - Poczekaj, nie przerywaj! Nie umiał wytłumaczyć dzieciom, jak to możliwe, że Pan Bóg jest Jeden, ale w Trzech Osobach. Pod koniec lekcji, kiedy ksiądz miał rozpacz w oczach, a dzieci zupełny mętlik w głowach, więc wszyscy gorąco modlili się o dzwonek na przerwę, pewien chłopiec z ostatniej ławki podniósł rękę. “Już rozumiem tajemnicę Trójcy Świętej!” – zawołał zadowolony. Policzki księdza zapłonęły nadzieją “Który z moich argumentów pomógł ci to zrozumieć, Jasiu?” - zapytał skromnie. “Z księdza argumentów... żaden - przyznał uczciwie chłopiec. _ Pomógł mi to zrozumieć “Bajkowy atlas smoków”. Niech ksiądz spojrzy: tu jest jeden smok trzygłowy!”. - Cha! Cha! Cha!... I co? Jaś dostał naganę za oglądanie “Bajkowego atlasu smoków” na lekcji religii? - Nie, za to tylko upomnienie, bo ksiądz miał dobre serce. Ale dostał też wielką pochwałę za dziecięco proste rozwiązanie trudnej zagadki teologicznej! - Aniele! Ale przecież Pan Bóg,.. Powiedz mi, jak On naprawdę wygląda? . . - Nie mogę ci powiedzieć... -Ale ty jesteś ! - Nie mogę ci powiedzieć, bo nie potrafię. - Pytałam kiedyś babcię i tatę, oni też nie potrafili powiedzieć, jak wygląda Pan Bóg, ale myślałam, że ty to co innego... - Bez względu na to, co bym ci teraz powiedział, i tak powiedziałbym zbyt mało, żebyś zrozumiała, Kim On jest naprawdę. Poszukaj w swoim sercu Jego obrazu. Reszty dowiesz się w niebie. I pamiętaj, że Jego najpiękniejszym imieniem jest Miłość. - Czyli kiedy mówię Panu Bogu z czystym sumieniem: “Kocham Cię!”, to nie kłamię? - Kiedy mówisz to z czystym sumieniem, nie kłamiesz. opr. M.Michalska Na Szlaku 19 Dzieci piszą, dzieci piszą, dzieci piszą. Dzięki Ci Boże za mych rodziców, którzy nauczyli mnie miłości i szczerości. Agata B. kl. Va. Dziękuję Ci, mamo, za wszystko, co robisz, za miłość, za dobroć i za to, że jesteś ze mną w dobrych i złych chwilach! Wiktoria Wermińska kl. Va Do Ciebie Boziu rączki podnoszę o zdrowie całej rodzinki proszę. I proszę także niech mnie od złego na każdym kroku aniołki strzegą. Zuzia Myszka. Witam Cię ,Matko Boska! Piszę do Ciebie, ponieważ chciałabym Ci podziękować za wysłuchanie mych próśb, okazanie swej miłości w trakcie mego życia. Proszę Cię również, abyś nadal czuwała nad moją rodziną. Dziękuję Ci jeszcze raz za wszystko. Agata Buchaj *Ojciec wierzących, *Odprawia Mszę św., *Przy niej głosi ksiądz kazanie, *Rozmowa z Bogiem, *Stoi przy drodze, *Jan Paweł II to pierwszy polski … *Wyprowadził Izraelitów z Egiptu do Ziemi Obiecanej, *Wstrzemięźliwość od pokarmów, *Pierwszy mężczyzna w raju, *Inaczej Pismo Święte, *Imię Apostoła, *Np. loretańska, *Credo to wyznanie …. *Czas w którym przygotowujemy się do Świąt Bożego Narodzenia. Krzyżówki opracowała: Wiktoria Marszałowicz klasa VI a. Kartki z rozwiązaniem dostarczcie na furtę do 18.02.2011. Losowanie nagród 20.02.2011 po Mszy świętej rodzinnej. Humor, humor,…… - Bolku, jak nazywał się Chrobry? - Nie wiem. - No, przecież tak jak ty! - Nowak?! Nauczycielka się pyta dzieci, jakie zwierzęta mają w domu. Uczniowie kolejno odpowiadają: - Ja mam psa... - Ja kota... - U nas są rybki w akwarium... 20 Numer 61/2011 Wreszcie zgłasza się Kazio: - A my mamy kurczaka w zamrażarce... Na przystanku autobusowym mały chłopiec trąca w nogę starszego pana. - Czy pan lubi lizaki? - Nie. - To proszę go na chwilę potrzymać, bo muszę zawiązać sznurowadło. KWIATKI ŚW. FRANCISZKA, KWIATKI ŚW. FRANCISZKA, KWIATKI ŚW. FRANCISZKA Jak święty Franciszek okręcił brata Macieja kilkakrotnie w kółko i potem poszedł do Sieny Kiedy święty Franciszek wędrował raz drogą z bratem Maciejem, szedł brat Maciej nieco przodem. Doszedłszy do potrójnego rozdroża, skąd można było iść do Florencji, do Sieny i do Arezzo, rzekł brat Maciej: „Ojcze, którą drogą pójdziemy?” Odrzekł święty Franciszek: „Tą, którą Bóg zechce”. Rzekł brat Maciej: „A jakże poznamy wolę Bożą?” Odrzekł święty Franciszek: „Po znaku, który ci pokażę: przeto rozkazuję ci w imię posłuszeństwa świętego na tym rozdrożu, w miejscu, kędy stoisz, obracać się w kółko i w kółko, jak czynią dzieci, i nie przestawać się obracać, póki ci nie powiem”. Wówczas brat Maciej zaczął obracać się w kółko i obracał się dopóty, aż dostał zawrotu głowy, jak się to dzieje, gdy kto się tak obraca, i upadł kilkakrotnie na ziemię. A że mu święty Franciszek nie rzekł, aby przestał, a on posłuszeństwa wiernie chciał dotrzymać, podnosił się znowu. W końcu, kiedy obracał się szybko, rzekł święty Franciszek: „Stój i nie ruszaj się”, a ów stanął. A święty Franciszek zapytał: „Gdzieś jest zwrócony twarzą?” Odrzekł brat Maciej: „Ku Sienie”. Rzekł święty Franciszek: „Oto droga, którą Bóg iść nam każe”. Idąc tą drogą, dziwił się brat Maciej, że święty Franciszek kazał mu czynić, co czynią dzieci, i wobec ludzi świeckich, którzy przechodzili mimo. Jednak z szacunku nie śmiał nic rzec świętemu ojcu. Kiedy zbliżali się do Sieny, usłyszał lud miejski o przybyciu świętego i wyszedł naprzeciw. I z pobożności zaniósł go i towarzysza jego aż do pałacu biskupa, tak że nogi ich nie tknęły zgoła ziemi. Tejże godziny kilku mężów ze Sieny biło się społem, a było już pośród nich dwóch zabitych. Święty Franciszek, przybywszy tam, zaczął kazać tak pobożnie i święcie, że przywiódł ich wszystkich do zgody, do wielkiej jedności i pojednania. Biskup sieneński słysząc o świętym dziele, którego dokonał święty Franciszek, zaprosił go do domu i przyjął z czcią największą na dzień ten, a także na noc. Nazajutrz święty Franciszek, który był prawdziwie pokorny i w dziełach swoich szukał jeno chwały Bożej, wstał wcześnie z towarzyszem i odszedł bez wiedzy biskupa. Przeto brat Maciej szedł mrucząc do siebie i mówiąc po drodze: „Cóż to uczynił ten poczciwiec? Kazał mi obracać się, jak dziecku, a biskupowi, który mu taki zaszczyt uczynił, nie rzekł słowa ani nie podziękował”. I zdało się bratu Maciejowi, że święty Franciszek postąpił niegrzecznie. Lecz potem, z natchnienia Bożego, opamiętawszy się, ganił się w sercu swoim, mówiąc: „Jesteś zbyt pyszny, sądząc dzieła Boże i jesteś godzien piekła dla pychy swej bezczelnej. Bowiem dnia wczorajszego dokonał brat Franciszek czynów tak świętych, że gdyby ich anioł Boży był dokonał, nie byłyby cudowniejsze. Przeto, gdyby ci był kazał rzucać kamieniami, winieneś był uczynić to i być mu posłuszny. Bo co uczynił w tej drodze, było dziełem Bożym, jak okazuje koniec, który dobrze wypadł. Gdyby nie był uspokoił bijących się z sobą, byłoby nie tylko wiele ciał, jak to już się zaczęło, padło od noża, lecz także dusz wiele byłby czart zawlókł do piekła. Przeto jesteś głupcem i pyszałkiem, szemrząc przeciw temu, co jawnie pochodzi z woli Boga”. Wszystko, co brat Maciej mówił w sercu swoim, idąc przodem, Bóg odkrył świętemu Franciszkowi. Więc święty Franciszek zbliżył się doń i rzekł: „Trzymaj się tego, o czym myślisz właśnie, bo dobre to i pożyteczne, i z natchnienia Bożego. To jednak, coś wprzódy mruczał, było ślepe, próżne, pyszne i nasłane ci w duszę przez czarta”. Wówczas poznał brat Maciej wyraźnie, że święty Franciszek znał tajemnice serca jego, i jasno zrozumiał, że Duch Mądrości Boskiej kierował wszystkimi czynami świętego ojca. Na Szlaku 21 CHWILA Z POEZJĄ Nie za późno ! Nigdy nie jest za pózno Żeby zacząć od nowa. Życie staje sie próżnią W tym znaczeniu słowa Bez miłości do Boga i człowieka. Nie zamykaj od środka drzwi Tak długo na Ciebie czeka W swoim ciele, w swojej krwi. Motyl usiadł na dłoni, Pozostał tylko złoty pył Życie jest chwilą – czas goni Bóg – ostatecznym szczęściem Byś wiecznie żył. Babciu! Uśmiechnij się, babciu ! Mimo późnej godziny Dzień tak szybko ciągnie za sobą nić Chciałabym powiedzieć, nie bez przyczyny Zatrzymać czas, by z tobą być. Uśmiechnij się, babciu! Niech serce nie szlocha, Zza morza płynie gorący szept, Rysunek nie mija, gdy serce kocha Potrzebne jak pokarm, jak boży chleb. Uśmiechnij się, babciu! Pomimo zmroku, Pomimo zmiennych życia szat, Niechaj te święta będą cudowne jak każdego roku, które daliście mi i dziękuję za szereg lat. Uśmiechnij się, babciu! 22 Numer 61/2011 Przyjmij me życzenia, Jakie z serca do ciebie ślę. Prawdziwa miłość nigdy się nie zmienia, Uśmiechnij się, proszę – kocham cię ! Zofia Zakrzewska – Myszka Pragnę ja dziś dzięki złożyć: mam serce pełne radości, przed Bogiem się ukorzyć, gdyż Jezus w mym sercu gości. Po Bogu największe dzięki, rodzicom, co nas zrodzili, ale też chrzestnym dziękujemydo wiary nas wprowadzili. Za katechezę podzięka, znamy dziś prawdę i Boga. Wiemy, co uczynić w życiu i jaka do nieba droga. Za cały czas trudnej pracy w szkole i u nas w kościele niech Bóg stokrotnie zapłaci, a od nas wdzięczności wiele. Ks. Henryk Samul Wołam do Ciebie, Boże! W szarej codzienności gdzie chwytam się z losem za bary słowach pełnych nadziei niczym gwiazd wiosennych szept na drodze brukowanej cierpieniem przy której domy podobne hotelom a w rodzinach nie ma miłości obrazach widzianych w zachwycie i tych w sercach ludzi niechcianych zawsze Panie Boże rozczarowany życiem cicho westchnąwszy wołam do Ciebie zamykam oczy z rozpaczy i czekam z niecierpliwością Az przyjdziesz Wtedy modlitwą pytam Co to Panie Boże znaczy? Boże obietnice Bóg dał nam swoje słowa W które nie chcemy wierzyć A przecież życia bez wiary Człowiek nie umie przeżyć Nam trzeba się cieszyc nadzieją Spełnienia obietnic czekać Starać się Seca otworzyć Iść w stronę Boga – nie zwlekać! Tadeusz Skwarczyński Smaki łzy Spływa po jej różanym policzku Łza tak krystalicznie czysta ale jakże gorzka Znów popełniła błąd Żałuje tego Spływa łza kolejna łza i tak tworzy się rwący gorzki potok tak gorzki jak nieposłodzona mocna zaparzona herbata Teraz w pochmurny dzień spływa po jej policzku kolejna łza równie krystaliczna i przejrzysta ale jakże słodka Raduje się jej serce i dusza Spływa jedna łza kolejna łza i tak tworzy się rwący słodki potok jak lukrowane ciasteczko z odrobiną ciemniej czekolady Smakujesz tych łez na co dzień lecz jesteś jak ten smakosz potraw delektujesz się nimi tylko wtedy gdy przyjdzie na to czas by docenić prawdziwy ich smak Siostra Laurencja Na Szlaku 23 Kronika Wydarzeń 3 stycznia – rozpoczęła się w naszej parafii wizyta duszpasterska, tzw. Kolęda. W tym roku rozpoczęła się od osiedla Piaski. 4 stycznia – Odnowa w Duchu Świętym wraz z uczniami, rodzicami i chętnymi parafianami modliła się w intencji dzieci szkół i przedszkoli z terenu miasta i regionu Stalowa Wola. Czuwanie zakończyło się Apelem Jasnogórskim o godz. 21.00. 6 stycznia – uroczystość Objawienia Pańskiego, na wszystkich Mszach świętych odbywało się poświęcenie kadzidła i kredy. Składka na tacę z tego dnia przeznaczona została na potrzeby misji i misjonarzy. 9 stycznia – święto Chrztu Pańskiego, które kończy liturgiczny okres Bożego Narodzenia. Przed kościołem, harcerki z 3 Rozwadowskiej Drużyny Harcerskiej sprzedawały własnoręcznie wykonane kartki i upominki okolicznościowe. 15 stycznia – nasza scholka dziecięca ”Franusie” wystąpiła z koncertem kolęd. Podczas ich występu zbierano datki, które zostaną przeznaczone na wakacyjny wyjazd dzieci. 16 stycznia - podczas Mszy świętej o godz. 12.00 śpiewał chór Gaude Vite, a po niej wystąpił z W kawiarence „Przystań” zorganizowano wystawę pt. „Prześladowania chrześcijan we współczesnym świecie”, która zawierała informacje oraz fotografie z 50 krajów świata, gdzie chrześcijanie są najbardziej prześladowani. Wystawę zwiedzali koncertem kolęd. 18 stycznia - Odnowa w Duchu Świętym rozpoczęła Seminarium Wiary. Spotkania, będą się odbywać we wtorki przez dziewięć tygodni, są one adresowane dla wszystkich osób chcących doświadczyć Bożej Miłości i działania Ducha św. parafianie, a także młodzież szkolna. 13 stycznia – o godzinie 19.00 celebrowano Mszę świętą z modlitwą o uzdrowienie. 14 stycznia - o godz. 17.30 odbyło się comiesięczne nabożeństwo adoracji Krzyża św. , a po Mszy św. wieczornej spotkanie formacyjne Grupy Modlitwy o. Pio. Rozpoczął się dwudniowy kurs „Filip”, w którym wzięli udział wszyscy, którzy chcieli odbudować relacje z Bogiem i doświadczyć Jego bliskości. 24 Numer 61/2011 23 stycznia - Franciszkański Zakon Świeckich i Grupa Modlitwy Ojca Pio modlili się przy żłóbku, po czym uczestniczyli we Mszy świętej. Po Eucharystii odbyło się spotkanie, na którym członkowie obu wspólnot dzielili się opłatkiem. Mszę świętą o godz. 17.30 ubogacił swoim śpiewem Chór Katedralny z parafii Matki Bożej Królowej Polski. Po Eucharystii wysłuchaliśmy koncertu kolęd w wykonaniu tego chóru. 25 stycznia - kolejne spotkanie w ramach Seminarium Wiary Wiara wypróbowana w ogniu ! Od 4 do 17 stycznia 2011 roku zaprezentowano w klasztorne Braci Mniejszych Kapucynów w Stalowej Woli wystawę pt.: “Prześladowania chrześcijan we współczesnym świecie”. Na wystawie zamieszczono liczne i szokujące informacje oraz fotografie z 50 krajów świata, gdzie chrześcijanie najbardziej są prześladowani przez ekstremistów religijnych. Ekspozycję, składającą się z 15 dużych plansz o wymiarach 118 x 78 cm wykonanych z laminowanych płyt PCV, zawieszono na ścianie kawiarenki parafialnej “Przystań”. Na 15 zaś planszach wystawy Głosu Prześladowanych Chrześcijan znajdowały się liczne fotografie i opisy przypadków dotyczących prześladowań chrześcijan w różnych krajach świata, gdzie większość stanowią wyznawcy: islamu, hinduizmu, buddyzmu i komunizmu. Wystawa w sposób przekrojowy zobrazowała problem prześladowania naśladowców Chrystusa we współczesnym nam świecie. Doskonale, zatem mogła przybliżyć wspomnianą wyżej tematykę za- równo osobom świadomie wierzącym i praktykującym, jak i nieuczęszczającym regularnie do świątyni. Przekaz wystawy był mocny i dostosowany do osób w każdym wieku, czyli do dzieci, młodzieży i dorosłych. Prezentacja zamieszczonych fotografii i opisów nie miała na celu wzbudzić u zwiedzających wrogich do kogokolwiek emocji religijnych, lecz zamiarem autorów było poinformować, ukazać problem i przynieść poszkodowanym chrześcijanom skuteczną pomoc. Przez zamieszczenie zdjęć i fotografii chciano przypomnieć wszystkim i każdemu o uniwersalnych prawach każdego człowieka do wolności sumienia i wyznania. Wystawa była głosem tych chrześcijan, którzy go nie mogą wyrazić. Według oficjalnych danych kilku międzynarodowych instytucji ds. badania nietolerancji religijnej, każdego dnia na świecie prześladowanych jest ponad 200 milionów wyznawców Chrystusa (katolików, prawosławnych i protestantów). Czę sto chrześcijanie ci są zmuszani przez różnych ekstremistów religijnych do przejścia na inną religię, np. islam, torturowani, a niekiedy i mordowani. Żadna inna grupa religijna nie doświadcza takiej dyskryminacji, co chrześcijanie w różnych częściach świata. Według kilku międzynarodowych i religijnych instytucji każdego roku ekstremiści religijni mordują 90 tysięcy chrześcijan. Wyznawcy Chrystusa są prześladowani m.in. w Indonezji, czyli w największym pod względem liczby mieszkańców muzułmańskim kraju świata. Jak wynika z raportu opublikowanego przez niemiecką agencję chrześcijańską „Idea”, w statystykach zabójstw, których powodem było wyznanie, chrześcijanie stanowią ponad 90 procent wszystkich ofiar na tle religijnym. Najtrudniej żyje się i praktykuje wiarę chrześcijanom w Korei Północnej, Arabii Saudyjskiej, Laosie, Wietnamie, Iranie, Turkmenistanie, na Malediwach, w Bhutanie, Birmie i Chinach. I tak np. w Arabii Saudyjskiej za samo wspomnienie o Biblii otrzymuje się karę kilkudziesięciu batów czy nawet kilku lat więzienia. Surowe kary grożą tam za samo posiadanie krzyża. W komunistycznej Korei Północnej publiczne wyznawanie chrześcijaństwa karane jest śmiercią. W wielu regionach Indii ekstremiści hinduscy palą wizerunki Chrystusa i atakują chrześcijan modlących się w kościołach. W rejonie Karnataka Chitradurga mieszkańcy jednej z wiosek zmusili chrześcijańskiego misjonarza, aby ukląkł i modlił się do hinduskich bożków. W Erytrei przez ponad dwa lata więziono w piwnicach i blaszanych kontenerach popularną chrześcijańską piosenkarkę Helen Berhane, bezskutecznie starając się ją zmusić do podpisania dokumentu o zmianie wiary. Została uwolniona dopiero kilka miesięcy temu. W Europie nikt chrześcijan nie morduje, ale International Christian Concern niepokoi sytuacja na Białorusi oraz w Serbii i Bośni. Tak więc, sytuacja chrześcijan w krajach wielkich religii, jest o wiele trudniejsza niż wyznawców innych religii, w europejskich krajach o większości chrześcijańskiej. Wystawa pt.: “Prześladowania chrześcijan we współczesnym świecie” jest próbą powiedzenia o tym światu oraz przypomnieniem każdemu uniwersalnych praw każdego człowieka, do wolności religijnej, wyboru i wyznawania wiary zgodnie z własnym sumieniem.. Robert Krawiec OFM Cap. Na Szlaku 25 Jak dobrze wychowywać młodzież ? cz. 1 „Przyszliśmy na świat nieświadomi – pisał św. Justyn - zrodzeni przez naszych rodziców zgodnie z prawami natury. Zostaliśmy jednak wychowani w złych i przewrotnych obyczajach”. Dziś wiele dzieci wzrasta w społeczeństwie, które zapomina o Bogu i o naturalnej godności człowieka stworzonego na obraz Stwórcy. Dziecko darem i zadaniem W świecie kształtowanym przez postępujący proces globalizacji często ukazuje się młodzieży jedynie materialistyczną wizję wszechświata, życia i ludzkiej samorealizacji. Bardziej niż czegokolwiek innego potrzebują oni doświadczyć miłości i być wychowywane w zdrowym ludzkim środowisku, by mogły sobie uświadomić, że ich przyjście na świat nie jest dziełem przypadku, lecz darem, i należy do Bożego planu miłości. Wychowanie młodzieży nigdy nie było łatwe, a dzisiaj wydaje się coraz trudniejsze; dlatego niemało rodziców i nauczycieli odczuwa pokusę odstąpienia od swego zadania i nie są już w stanie nawet zrozumieć, na czym naprawdę polega powierzona im misja. W istocie zbyt wiele jest niepewności, wątpliwości w naszym społeczeństwie i w naszej kulturze, zbyt wiele zniekształconych obrazów 26 Numer 61/2011 przekazują nam środki społecznego przekazu. W związku z tym trudno jest zaproponować nowym pokoleniom coś wartościowego i pewnego, reguły zachowania i cele, którym warto poświęcić życie. Pomimo tych trudności należy jednak zapewnić odpowiednie sytuacje wychowawcze młodzieży, szukając w sposób twórczy nowych dróg oddziaływania tam, gdzie panuje najdotkliwsza nędza kulturowa i moralna młodego pokolenia. Wychowanie, ale jakie? Każde dziecko przychodzące na świat przypomina białą kartkę czystego papieru, na której to dopiero wychowanie i rozwój cech charakteru zdecydują jaką treścią zapisze się jego życie. Bezbronne dziecko ukazuje, że nikt nie rodzi się w pełni dojrzałym człowiekiem, lecz nim się staje. Na kształt zaś życia i charakteru dziecka składa się wiele czynników i to od momentu jego niemowlęctwa aż do lat młodzieńczych, tj.: otoczenie moralne rodziny, poziom materialny, jego cechy wrodzone i nabyte, wykształcenie i rozwój uczuciowo-duchowy. Tym będzie każdy człowiek, czym go wychowanie i osobiste postępowanie uczyni. Prawda o znaczeniu wychowania dziecka znana była już w starożytności. „Nie ma nic ważniejszego – pisał św. Jan Złotousty - niż sztuka wychowywania”. Czas przeznaczony na wychowanie dzieci jest cenny, gdyż decyduje o przyszłości osoby. Jakie zaś cechy charakteru będzie miała każda osoba, takimi cechami też odznaczać się będzie rodzina, społeczeństwo, naród i Kościół. „Jeżeli młodzież będzie właściwie wychowana – powtarzał św. Jan Bosko - zapanuje porządek i moralność w rodzinie i narodzie, w przeciwnym razie zapanuje nałóg i bałagan”. Sama zaś Tradycja chrześcijańska widzi w nauczaniu, a ogólniej w wychowaniu dzieci i młodzieży, konkretny przejaw miłosierdzia duchowego, będącego jednym z pierwszych dzieł miłości, które Kościół, zgodnie ze swoją misją, ofiaruje ludzkości. Jaki ideał człowieka? Co znaczy wychowywać? Aby dobrze wychowywać młodzież, trzeba wiedzieć, kim jest osoba ludzka, znać jej naturę, powołanie i ostateczne przeznaczenie, czyli nauczyć ją wchodzić w relację ze sobą, z drugim człowiekiem, z otaczającym światem i ze Stwórcą. W samym procesie wychowania dzieci decydującą role odgrywają przyjęte wzorce i miary antropologiczne. Ważne jest za kogo uważa się samego człowieka i do jakich postaw chce się go doprowadzić i wychować. Odmienne jest wychowanie młodzieży przy koncepcjach edukacyjnych czysto ateistycznych, które redukują osobę tylko do wymiarów doczesnego życia, a Człowiek dzisiejszy, który żyje miłością i pięknem, to dziecko, które wczoraj żyło radością. Ktoś powiedział, że „dobrze wychowanych ludzi można poznać po tym, że źle wychowanych ludzi traktują oni jak dobrze wychowanych”. Co znaczy zatem wychowywać?Wychowywać to pomagać młodzieży odnaleźć dobro, prawdę i piękno w sobie i w kimś, to ukształtować myślącego młodego człowieka, a zarazem dojrzałego i odpowiedzialnego za siebie i innych. Wychowanie to jakby gram zapobiegania, który jest więcej wart niż tona późniejszego leczenia ze skutków zła. Wychowywać to kształtować i usamodzielniać czyjeś życie - jak mawiał Cyceron - ażeby młodzi byli jak dobrze wyciosane kamienie, które trzymają się same bez cementu. „W wychowaniu chodzi o to – zauważył Jan Paweł II - ażeby człowiek stawał się coraz bardziej człowiekiem, o to, ażeby bardziej był, a nie tylko więcej miał, aby umiał bardziej i pełniej być człowiekiem, ażeby umiał bardziej być nie tylko z drugim, ale i dla drugich”. Kształtować charaktery to zasiewać w młodzieży wiarę w siłę dobra i powiedzieć im, że najlepsze książki trzeba dopiero napisać, najlepsze obrazy jeszcze namalować, najlepsze rządy dopiero stworzyć i że wszystko, co najlepsze, zrobią w przyszłości dopiero oni. Sztuka wychowywania młodego pokolenia jest pracą i troską na rzecz lepszego świata „jutra” rodzin i narodów. Kiedyś jeden staruszek - jak głosi opowiadanie - sadził młode jabłonki w miejskim ogrodzie. Ludzie zastanawiali się, dlaczego starzec to robi, przecież i tak nie doczeka owoców z tych drzew? „Ja sam nie będę jadł tych owoców - powtarzał starzec - ale ci, którzy po mnie przyjdą, będą jedli je i będą mi za to bardzo wdzięczni”. inna wizja wychowawcza jawi się w antropologii chrześcijańskiej, gdzie każda istota ludzka znajduje swoje szczęśliwe dopełnienie w Bogu i w wieczności. Zatem jaki „mistrz”, taka i też jego nauka, jaka wizja osoby zostanie przyjęta w wychowaniu, taki też człowiek będzie ukształtowany. Od „miar antropologicznych” zależy wiele, gdyż tylko wzorowanie się na wielkich wzorach, wizjach i kryształowo czystych charakterach zrodzi wielkie osobowości, piękne idee i szlachetne czyny. Kiedyś bogaty kupiec – głosi jedno opowiadanie - chciał oddać swego syna jedynaka do dobrej szkoły. Dziecko po wstępnych rozmowach zostało przyjęte, ale gdy ojciec zobaczył rozkład zajęć lekcyjnych, z obawą zwrócił się do dyrektora szkoły: „Czy mój syn musi się tego wszystkiego uczyć? Nie Na Szlaku 27 można by tego skrócić? Bardzo mi zależy na tym, aby szybko ukończył szkołę”. „Proszę pana, to zależy, czym on chce być - odpowiedział wychowawca - jeżeli Bóg chce stworzyć drzewo dębu, to potrzebuje na to dwadzieścia lat; jeżeli zaś dynię, wystarczą Mu dwa miesiące”. Aby dziecko dobrze wychowywać trzeba je znać, także odczuć i zrozumieć w nim naturę i myśl samego Stwórcy. „W pracy wychowawczej z dziećmi dotykasz dusz – mawiała bł. Marcelina Darowska - dla których Jezus zszedł na ziemię, za które umarł, którym niebo z sobą przygotował i oto ty masz do czynienia z tym dziełem duszy, w które złożona jest największa myśl Boża, które tyle Boga kosztowało”. Pilna potrzeba mistrzów Wszyscy wychowujemy i jesteśmy wychowywani, gdyż nauczając innych, sami uczymy się. Mamy tylu nauczycieli, ilu ludzi spotykamy w życiu. Jednak szczególną rolę odgrywają w kształtowaniu młodego pokolenia rodzice i wychowawcy. To rodzicom i wychowawcom została powierzona szlachetna sztuka kształtowania młodej osoby. „Prawdziwy nauczyciel - pisał Maksim Gorki - powinien być zawsze najpierw najpilniejszym uczniem”. Kto nigdy nie był dobrym uczniem, mistrzem też nie będzie. Wychowawca to ten, któremu nie tylko wydaje się, że wie mnóstwo rzeczy, które stara się wtłoczyć uczniom do głowy, ale to ten, który szuka prawdy i próbuje znaleźć odpowiedź na pytania wspólnie z uczniami. Wychowywać to pytać o prawdę i uczynić ją przewodnikiem w życiu dziecka. Wychowywanie oznacza więc zaspokajanie istniejącego w każdym człowieku pragnienia poznawania i rozumienia świata, które u dzieci i u młodzieży dochodzi do głosu z całą siłą i spontanicznością. „Jeśli rodzice, wychowawcy i przywódcy społeczni - pisał Benedykt XVI - chcą być wierni swemu powołaniu, nigdy nie mogą rezygnować z uświadamiania dzieciom i młodym ludziom, że ich zadaniem jest wybrać taki styl życia, który prowadzi do prawdziwego szczęścia, odróżnia prawdę od fałszu, dobro od zła, sprawiedliwość od niesprawiedliwości, świat rzeczywisty od świata w rzeczywistości wirtualnej”. W sztuce wychowania zaś młodzieży ważną rolę odgrywa mądrość, miłość i cierpliwość rodziców i wychowawców. Kiedyś pracowity Chińczyk Li-peng – głosi jedno opowiadanie -zaorał i obsiał swoje poletko. Po paru tygodniach od zasiewu dziwił się, że ziarno powoli 28 Numer 61/2011 wzrasta. Na sąsiednim polu zauważył już duże zielone kiełki! Z tego też powodu z każdym dniem malała jego cierpliwość. W końcu pobiegł na pole i zaczął ciągnąć w górę delikatne źdźbła. Była to żmudna praca, ale wytrwałość rolnika pokonała jego zniechęcenie. Po przyjściu do domu opowiedział sąsiadom, jak pomógł rosnąć zbożu. Zaciekawieni ludzie poszli zobaczyć dzieło Li-penga. Jednak na polu ujrzeli tylko zwiędły i zniszczony zasiew. Długo jeszcze po tym wydarzeniu śmiano się we wsi z rolnika, który nie umiał czekać. Nie ma złej młodzieży, są tylko niekiedy niecierpliwi i źli wychowawcy. „Ci, którzy podejmują się nauczania jako stałego zadania – pisał św. Józef Kalasanty powinni odznaczać się wielką miłością, najwyższą cierpliwością, a zwłaszcza głęboką pokorą. Wtedy to staną się godni, aby Pan, którego pokornie błagać będą, uczynił ich skutecznymi współpracownikami prawdy, umocnił w spełnianiu tak wzniosłego obowiązku i obdarzył radością niebios”. Dobro zasiane w młodym człowieku z pewnością zaowocuje kiedyś w odpowiednim czasie. „Czym skorupka za młodu nasiąknie, tym…” Każdy wychowanek sam w pierwszej kolejności powinien zadbać o swój rozwój intelektualny, uczuciowy i duchowy. „Dzieci i młodzieży – zaapelował Benedykt XVI - wy sami musicie kształtować wasz rozwój moralny, kulturalny i duchowy. Wy sami musicie dobrowolnie przyjąć w sercu, umysłem i w życiu uformowane przez wieki dziedzictwo prawdy, dobroci i piękna, którego kamieniem węgielnym jest Jezus Chrystus. On oświeca od wewnątrz naszą inteligencję, On ukierunkowuje ku dobru naszą wolność, która często wydaje się krucha i nietrwała, On jest prawdziwą nadzieją i solidnym fundamentem naszego życia. Jemu możemy zawierzyć”. Wiek młodości szczególnie sprzyja wychowaniu, gdyż podobnie jak młode gałązki, tak i umysły młodych ludzi z łatwością dają się prowadzić wychowawcom. Łatwo wychowawcom kształtować młode dusze, trudno natomiast ukrócić ich późniejsze wady, które urosły wraz z nimi. Czas młodości jest cenny, gdyż rok dziecka szybko mija i jest czymś innym niż rok życia człowieka dojrzałego czy w podeszłym wieku. Dorastanie zaś młodzieży to tracenie najlepszej części siebie - dziecka, które jeszcze ufnie patrzy na wychowawców i świat oraz spontanicznie go przyjmuje. Kiedy ktoś dorasta to do ręki niejako bierzesz ciężki bagaż już własnych, wciąż rosnących doświadczeń. Dlatego też o dobre wykorzystanie okresu szkolnego zaapelował kiedyś do młodzieży papież Jan Paweł II: „Musicie wzrastać, rozwijać się dzień po dniu stawać się dojrzałymi i pełnymi mężczyznami i kobietami, nie tylko w sensie fizycznym, lecz w sensie duchowym. Byłoby zbyt mało wzrastać jedynie w ciele, dba o to, w gruncie rzeczy sama natura; potrzebne jest wzrastanie duchowe, i to osiąga się ćwicząc te zdolności, które Pan - są to różne Jego dary - złożył wewnątrz nas: inteligencja, wola, zdolność do miłowania Go i kochania bliźniego”. Czy tylko troska o intelekt? W wychowaniu należy rozwijać całego człowieka, czyli jego wolę, uczucia, ducha, a nie tylko intelekt. Kształcić tylko umysł człowieka, nie udzielając mu nauk moralnych, to jakby stwarzać zagrożenie naukowym a religijnym. Wychowanie naukowe rozciąga się aż do najwyższych stopni, podczas gdy wychowanie religijne pozostaje na stopniu podstawowym. Niezbędne jest, aby w istotach ludzkich w trakcie ich kształtowania, wychowanie było zintegrowane i nieprzerwane, to znaczy, aby kult wartości religijnych i zaostrzenie moralnego sumienia postępowały w nich równolegle z nieustanną, coraz bogatszą asymilacją elementów naukowo – technicznych”. Rozwijać w dziecku tylko umysł, a zaniedbywać jego wolę, oznacza jakby dbać tylko o połowę jego osoby. Kształtowanie zaś woli dziecka jest o tyle ważne, że charakter jest jego przyszłym przeznaczeniem. W wychowaniu charakteru dziecka należałoby mocniej zaakcentować trzy rzeczy, tj. aby dziecko w sobie zobaczyło zło i wady; aby zapragnęło dobra i rozwoju swoich uzdolnień; aby nie zraziło się przy życiowych trudnościach. Cel wychowania dziecka zatem powinien być podwójny: wzbogacenie pamięci o dobre i użyteczne pojęcia oraz kierowanie woli drogą cnoty. Podwójny również powinien być i środek do ich osiągnięcia: jeden to intelekt, a drugi dotyczy serca. Jeden dotyczy nauki, a drugi miłości. Kiedyś ośmioletni chłopiec – głosi pewne opowiadanie - wrócił zapłakany ze szkoły. Już w drzwiach z płaczem zwrócił się do matki: „Mamo, ktoś ukradł mi w szkole moje buty”. Wtedy matka przytuliła syna do swego serca, ucałowała go i powiedziała. „Kochanie, nie płacz! Nic wielkiego się nie stało. Lepiej, że tobie ukradli niż ty byś to miał zrobić! Wtedy ja bym bardzo płakała”. Nikt nie jest samotną wyspą! społeczne. Wiemy, że sama wiedza bez zasad moralnych często błądzi i szkodzi. „Zbyt często i w zbyt wielu księgach zdarza się – pisał bł. Jan XXIII - że nie ma proporcji pomiędzy wychowaniem W procesie wychowawczym dziecka przede wszystkim niezastąpioną rolę odgrywa rodzina, która pozostaje najważniejszym środowiskiem formacji młodych pokoleń. To od rodziców zależy w znacznej mierze fizjonomia moralna ich dzieci. Moralność ta kształtuje się pod wpływem stylu relacji, jakie budują rodzice wewnątrz rodziny i poza nią. Rodzina jest pierwszą szkołą życia dziecka, a formacja w niej otrzymana decyduje o przyszłym rozwoju jej osoby. „Sami rodzice powinni się starać – stwierdził św. Augustyn - aby rodzina była małym Kościołem, w którym czci się Boga, myśli się o świętości, a poprzez dzieci daje się społeczeństwu nowych świętych”. A jakie mają być chrześcijańskie rodziny? Tego uczmy się od Rodziny z Nazaretu, że wychowanie rodzinne Na Szlaku 29 jest drogie i niezastąpione, a w sferze społecznej ma ono pierwszorzędne i niezrównane znaczenie. Gdy własny dom dziecka nie wychowa, to i szkoła za bardzo w tym nie pomoże. „Jeżeli pragniecie dobrego społeczeństwa – zauważył św. Jan Bosko - musicie włożyć wszystkie swoje wysiłki w chrześcijańskie wychowanie młodzieży”. miłość do ojczyzny, do kultury domowej, rodzinnej i narodowej. I musi wychować w tym duchu”. Nie ma świetlanej przyszłości narodu bez dobrego wychowania jej młodzieży. Cieszymy się, widząc dobrze wychowane dzieci, ale cieszylibyśmy się bardziej widząc dobrze wychowane narody. Kiedyś wspaniała i potężna niegdyś Grecja - głosi Dzieci tak powinny być wychowywane, aby wychodząc z kręgów rodzinnych, otwierały się na wspólnoty zarówno kościelne, jak i świeckie, ponieważ życie wspólnotowe nie jest dla osoby czymś przychodzącym z zewnątrz, ale rozwija ona wszystkie swoje uzdolnienia i może odpowiedzieć na swoje powołanie poprzez spotkanie, służbę i dialog z innymi ludźmi. „Talent dziecka - mawiał Johann Wolfgang Goethe - kształtuje się w spokoju życia prywatnego, a charakter w wirze życia publicznego”. opowiadanie - zaczęła chylić się ku upadkowi. Światli obywatele gorączkowo szukali środków ratunku. W Atenach zebrało się dostojne grono starszych mężów, aby radzić nad tym, jak ratować ojczyznę od ostatecznej zguby. Ilu zebranych, tyle też rad i zdań. Jeden ze starców, który pamiętał lepsze czasy Grecji, milczał uporczywie. Przynaglony do wyrażenia swego zdania rzucił na ziemię nieco nadgniłe jabłko, które rozbiło się na dwie części. Co to ma znaczyć? - zawołali zebrani. Zobaczcie, to jabłko ma jeszcze zdrowe ziarna. Zasadźcie je, pielęgnujcie troskliwie, a wyrosną silne i zdrowe drzewa. Podobnie jest z naszą biedną ojczyzną. Ziarnem, z którego może wyrosnąć jej lepsza przyszłość jest nasza młodzież. Wychowujmy ją zdrową fizycznie i moralnie, a Grecja z pewnością się odrodzi. Kto nie dba o wychowanie dzieci i młodzieży ten nie dba o przyszłość własnej ojczyzny. Naród wspólnym dobrem „Od dobrego lub złego wychowania młodzieży – pisał św. Jan Bosko - zależy dobra lub zła przyszłość społecznych obyczajów”. W dziecku wychowuje się człowieka przyszłości, chrześcijanina przyszłości, obywatela, członka rodziny, stworzenie Boże. Tak więc wychowanie młodzieży nie odbywa się w jakiejś próżni, lecz w konkretnym społeczeństwie i narodzie. „Dlatego też szkoła musi być narodowa - stwierdził kard. Stefan Wyszyński - i musi dać dzieciom i młodzieży 30 Numer 61/2011 ciąg dalszy w następnym numerze Robert Krawiec OFM Cap. Na Szlaku 31 32 Numer 61/2011