Na Szlaku 1 - Klasztor Br. Mn. Kapucynów w Stalowej Woli

Transkrypt

Na Szlaku 1 - Klasztor Br. Mn. Kapucynów w Stalowej Woli
Na Szlaku
1
2 Numer 61/2011
Powołanie do życia konsekrowanego
to powołanie do wyjątkowej więzi z
Chrystusem i do wyjątkowej służby
Jemu i ludziom.
Wszystkim naszym braciom
kapucynom, z okazji Dnia Życia
Konsekrowanego życzymy, aby ta
więź była jak najściślejsza, aby dawała
radość, aby napełniała ich serca Bożą
mocą. Jednocześnie wyrażamy
wszystkim braciom wdzięczność za dar
ich życia za życzliwą posługę na rzecz
parafii i każdego z nas. Bóg zapłać!
SPIS TREŚCI
Słowo na luty
4
Kwiatki
Życie
5
Dla
7
Kwiatki
Miłość nie od pierwszego wejrzenia 10
Chwila
Niech
nigdy...
12
Kronika
Myśli
,
sentencje
13
Wiara
gwardianów
14
Jak dobrze wychowywać młodzież 26
zakonne...
Aby
nieść
Poczet
Święte kobiety
Chrystusa...
św.
Franciszka
dzieci
18
św.
z
17
Franciszka
21
poezją
22
wydarzeń
24
wypróbowana...
25
16
REDAKCJA:
o. Jerzy Kiebała OFM Cap., o.Jerzy Steliga OFM Cap, o.Andrzej Surkont OFM Cap., br. Zachariasz Nycz OFM Cap., o.Robet Krawiec OFM
Cap., Grażyna Lewandowska (redaktor naczelny), Maria Michalska, Artur Burak (redaktor techniczny),Barbara Burak(korekta),
ADRES: Klasztor Braci Mniejszych Kapucynów ul. Klasztorna 27 37-464 STALOWA WOLA tel. 015 842 03 24, wew. 21
e-mail: [email protected] , [email protected] strona internetowa: www.stalowawola.kapucyni.pl
Nakład 400 Materiałów niezamówionych redakcja nie zwraca. Redakcja zastrzega sobie prawo do skracania tekstów i zmiany tytułów.
Na Szlaku 3
Kochani Parafianie
i Przyjaciele naszego klasztoruPokój z Wami !
W ubiegłym miesiącu, jak co
roku, przeżywaliśmy wizytę
duszpasterską tradycyjnie
zwaną kolędą. Mieliśmy
okazję spotkać się z wami
w
waszych
rodzinach.
Wspólnie prosić Boga o
Jego
błogosławieństwo
dla każdego z was na ten
rozpoczynający się rok.
Dziękujemy wam wszystkim za życzliwe przyjęcie.
Trzeba zaznaczyć, że wielu z was przejawia troskę o
życie wspólnoty parafialnej na wielu płaszczyznach
i angażuje się w różne wspólnoty i grupy parafialne.
Istnieje jednak pewna grupa parafian, nie ma co tu
ukrywać, która nie identyfikuje się z parafią jako
wspólnotą Ludu Bożego. W większości są to ludzie
młodzi. Zachęcamy więc do wspólnej modlitwy
o odnowę duchową nas wszystkich, aby Boże
Królestwo triumfowało tu i teraz.
Drugiego lutego w Ofiarowanie Pańskie,
już po raz piętnasty będziemy obchodzić Światowy
Dzień Życia Konsekrowanego, ustanowionego
przez papieża Jana Pawła II w roku 1997. Jest
to szczególna okazja, aby popatrzeć na tę formę
powołania w Kościele dzisiaj, w dobie ogólnego
rozluźnienia moralnego, gdzie liczy się przede
wszystkim bogactwo, używanie wszystkiego i
wszystkich dla osiągnięcia własnych korzyści
i przyjemności. Pomimo hedonistycznego
stylu życia, który się panoszy coraz bardziej w
naszym społeczeństwie, nie możemy zapomnieć
o radach ewangelicznych: czystości, ubóstwie,
posłuszeństwie,
które
są
ponadczasowe.
Realizowanie życia według rad ewangelicznych
pozwala nam już w tym życiu kosztować wielkich
radości, które są dla nas przygotowane przez
Pana w życiu przyszłym. Wiąże się to jednak z
wyrzeczeniem samego siebie i wszystkiego ze
względu na Chrystusa. Nie dla wszystkich jest to
4 Numer 61/2011
zrozumiałe, ale tylko dla tych, którym jest to dane,
( por. Mt 19, 10 – 12 ). Powołania zakonne świadczą
o żywotności i kondycji Kościoła. Jest to wielki
skarb dla tej Wspólnoty. Nie zapominajmy jednak,
że ten wielki skarb powołani noszą „ w naczyniach
glinianych” ( por. 2 Kor 4,7 nn ) i dlatego
nieustannie wspierajmy ich modlitwą. Módlmy się
też o nowe powołania zakonne, aby nie brakowało
dzisiaj i w przyszłości świadków oddania się Bogu
ze względu na Królestwo Niebieskie.
W obecnym miesiącu nie możemy też
zapomnieć, że 11 lutego, kiedy w kościele
katolickim wspominamy Matkę Bożą z Lourdes,
na całym świecie obchodzony jest Światowy
Dzień Chorego. Został ustanowiony przez papieża
Jana Pawła II w dniu 13 maja 1992 roku. Miało
to miejsce w 75. rocznicę objawień fatimskich
i 11 rocznicę zamachu na jego życie. W liście
ustanawiającym ten dzień Ojciec Święty napisał:
„Podjąłem decyzję ustanowienia Światowego
Dnia Chorych, który będzie obchodzony 11
lutego każdego roku w liturgiczne wspomnienie
Najświętszej Maryi Panny z Lourdes. Podobnie jak
11 lutego 1984 r. ogłosiłem list apostolski „Salvifici
Doloris” o chrześcijańskim znaczeniu cierpienia
ludzkiego”. Zachęcam wszystkich do przeczytania
tego wspaniałego listu, który według mnie jest
najbardziej osobistym dokumentem papieża.
W liście tym papież osobiście doświadczony
cierpieniem zgłębia jego tajemnicę i próbuje
określić jego sens. Miedzy innymi mówi tam, że
„ cierpienie istnieje, ażeby wyzwalać w człowieku
miłość, ów bezinteresowny dar z własnego <ja>
na rzecz innych ludzi cierpiących” (29). Niech
więc nasze doświadczenie cierpienia wszczepione
w krzyż Chrystusa przynoszą pomoc duchową
tym, którzy przeżywają różnorakie cierpienia.
Pamiętajmy, że istnieją nie tylko cierpienia
fizyczne, które są najczęściej widoczne, ale też
cierpienia psychiczne i duchowe. Tym wszystkim,
którzy doświadczają jakiegokolwiek cierpienia,
życzymy uzdrowienia i zapewniamy o modlitwie
w ich intencji, szczególnie 11 lutego.
Jerzy Steliga OFM Cap
ŻYCIE ZAKONNE JAK
OSZLIFOWANY DIAMENT
W kulturze afrykańskiej wielką rolę odgrywa
płodność i przekazywanie życia. Uważa się, że
rodzice, przekazując życie dzieciom, przedłużają
swoje własne życie w potomstwie. W niektórych
kulturach subsaharyjskich dzieci uważane są
za nowe wcielenie dziadków. Ogólnie mówiąc,
wielki jest kult życia, niepłodność natomiast jest
postrzegana jako wielkie przekleństwo.
Jeśli kapłaństwo jest w jakiś sposób akceptowane w
kulturze afrykańskiej, to jako forma posługi Ludowi
Bożemu. Jeśli nawet zakonnice są potrzebne
społeczeństwu w roli pielęgniarek, nauczycielek
w szkołach czy przedszkolach, czy też jeszcze w
innych formach pracy socjalnej, to zupełnie jest
niezrozumiała sama istota życia zakonnego jako
taka. A cóż dopiero mówić o tak specyficznej formie
życia zakonnego, jakim jest życie klauzurowe?
Pomimo wielu trudności kulturowych, na które
napotyka życie oddane wyłącznie Panu Bogu,
coraz więcej budzi się nowych powołań lokalnych
do zakonów czynnych i klauzurowych. Potwierdza
się i w tym przypadku prawda ewangeliczna, że to
Bóg powołuje, kogo chce, kiedy chce i jak chce.
Dużą rolę w budzeniu powołań ma rodzina i życie
duszpasterskie w parafii. W każdej parafii istnieje
grupa powołaniowa, która ma pomóc młodym
w rozeznaniu swojego powołania. W tamtejszej
rzeczywistości dużą rolę spełniają niższe seminaria,
gdzie oprócz porządnej nauki szkolnej, kandydat
zdobywa solidny fundament życia religijnego. Ze
względu na te wysokie walory niższych seminariów
wielu chłopców pragnie pobierać w nich naukę,
niekoniecznie mając na celu w przyszłości życie
zakonne lub kapłańskie. Przy naborze więc, trzeba
uwzględnić wiele kryteriów; m.in. pochodzenie
rodzinne, zaangażowanie w parafii i poziom
intelektualny.
W Afryce formacja zakonna w naszym zakonie,
podobnie jak i w innych zakonach, trwa 10 lat.
Może wydaje się to bardzo długo, jednak jest to
podyktowane wieloma warunkami lokalnymi.
Pierwszy rok to pierwszy kontakt z kandydatem,
który mieszka jeszcze z rodziną lub wynajmuje
mieszkanie. Najczęściej są to chłopcy, którzy
kończą szkołę średnią. Trzeba tutaj dodać, że
szkołę średnią niekoniecznie kończy się w wieku
dziewiętnastu lub dwudziestu lat, dlatego stawiamy
kandydatom limit wiekowy do dwudziestu pięciu
lat, zważywszy jeszcze na 10 lat przygotowań. Wielu
kandydatów spotkało się z brakiem akceptacji ich
decyzji ze strony rodziny. W jednym przypadku
doszło do tego, że rodzina sprowadzała dziewczynę
na noc do pokoju chłopaka. W innym przypadku
wuj kusił bratanka studiami zagranicznymi. W
niektórych przypadkach rodzina absolutnie nie
zgadzała się z ich decyzją i nie pozwalała na
wstąpienie do zakonu. Jednak trzeba te wszystkie
trudności pokonać, by móc rozpocząć formację
Na Szlaku
5
zakonną. Po tym pierwszym roku wzajemnego
poznania przeżywa się dwuletni postulat. Tam
uczy się wspólnego życia braterskiego, pogłębia
relację z Bogiem, zdobywa konieczną wiedzę o
życiu zakonnym ogólnie i o życiu franciszkańsko
– kapucyńskim w szczególności. Oczyszcza się
też motywacje wstąpienia do zakonu. Spośród
wielu motywacji najczęstszą jest dobre ustawienie
się w życiu, zdobycie wykształcenia i pozycji w
społeczeństwie, choć nie można negować również
tych duchowych. Oczywiście żaden z kandydatów
nie ujawnia wprost tych przyziemnych motywacji,
aby nie zostać usuniętym. Najczęściej słyszy się
z ich ust stereotypowe odpowiedzi, że wstąpił do
zakonu, by służyć Bogu i bliźnim. Te dwa lata
formacji ludzkiej, duchowej i intelektualnej przy
boku formatorów mają więc pomóc kandydatowi
oczyścić intencje. Jeżeli one są duchowe, posyła
się kandydata do kolejnego etapu, jakim jest
nowicjat jeśli są typowo ludzkie, ukierunkowuje
się go na inną formę życia społecznego.
Roczny Nowicjat to już wyższy szczebelek w
formacji zakonnej. Ma on przygotować braci
do złożenia pierwszych ślubów zakonnych. Po
tym okresie odbywa się sześcioletnia formacja
przygotowująca do złożenia ślubów wieczystych
obejmująca studia filozoficzno – teologiczne,
studium
duchowości
franciszkańsko
–
kapucyńskiej oraz rok stażu duszpasterskiego na
placówkach poza wspólnotami formacyjnymi. I
gdy już się przebrnie przez te 10 lat mozolnych
przygotowań, w momencie ślubów wieczystych
przypomina się braciom, że zakończyła się
formacja początkowa, a dziś rozpoczyna się dla
6 Numer 61/2011
nich formacja permanentna, która trwać będzie do
końca życia. Czyż nie jest wspaniale usłyszeć o tej
pięknej perspektywie?
Przez 10 lat pracy misyjnej miałem okazję
towarzyszyć młodym braciom w ich formacji
początkowej w postulacie i nowicjacie. Muszę
powiedzieć, że niektórzy bracia, którzy odeszli w
okresie formacji początkowej, miało powołanie,
lecz jak to mówi Pismo Święte, troski doczesne
i ułuda bogactwa zagłuszyły słowo w ich sercu
i nie wydało owocu (por. Mt 13,22). Również
zdarzają się odejścia po ślubach wieczystych i
to szczególnie braci niekapłanów. Sytuacje takie
prowokują między innymi pytanie o najgłębsze
motywacje wyboru życia zakonnego i sposobu
jego realizacji. Każde powołanie jest wielkim
darem i zarazem tajemnicą, dlatego z tym większą
pokorą trzeba je przyjmować i za nie dziękować.
Patrząc na wiele rodzimych powołań afrykańskich,
muszę powiedzieć, że jesteśmy na dobrej drodze
w zaszczepieniu zakonu na tej ziemi afrykańskiej.
Trzeba być dla nich jak matka dla dziecka, tzn.
roztoczyć opiekę nad nimi i zarazem poluzować
rękę w odpowiednim momencie, aby bracia
zaczęli „ sami chodzić”. Uczymy się chodzić
także dzięki początkowym upadkom. Kiedy
trzyma się dziecko zbyt mocno, to ono nigdy nie
upadnie, ale i nie nauczy się chodzić samodzielnie.
W tej perspektywie należy widzieć dojrzewanie
Afrykańczyków do życia zakonnego.
Można powiedzieć, że życie chrześcijańskie jest
piękne samo w sobie, podobne do nieoszlifowanego
diamentu. Życie zakonne przypomina natomiast
oszlifowany diament, bowiem odbija się w nim
jeszcze jaśniej blask Bożej miłości.
Jerzy Steliga OFM Cap
Aby nieść Chrystusa, trzeba się nim napełnić
Z inicjatywy Jana Pawła II od roku 1983,
w uroczystość Matki Bożej Gromnicznej, czyli w
święto Ofiarowania Pańskiego, obchodzimy Dzień
Życia Konsekrowanego. Tego dnia w sposób
szczególny polecamy Bogu wszystkie zakony
męskie i żeńskie. Myślę, że warto też przy tej okazji
porozmawiać z osobami, które poświeciły swoje
życie Panu Bogu. W tym celu odwiedziłam siostry
ze Wspólnoty Maryi Oblubienicy na Pustyni: s.
Katarzynę, odpowiedzialną wspólnoty, s. Elżbietę i
s. Ewę. Spotkałyśmy się w prywatnym przedszkolu
w Stalowej Woli, znajdującym się na terenie naszej
parafii, w którym pracuje s. Elżbieta.
- Grażyna Lewandowska: Odwiedziłam
siostry, aby porozmawiać o życiu konsekrowanym.
Może zacznę od pytania o powołanie. Jak siostry
poznały, że Bóg wezwał je do takiego życia?
- s. Katarzyna: Nie jest łatwo mówić o tym,
jak Bóg człowieka powołuje, dlaczego człowiek
wybiera taką drogę w życiu, to jest bardzo osobiste.
Myślę, że życie konsekrowane to jakby nadawanie
na tych samych falach, ale na innej płaszczyźnie.
Każdy dokonuje jakichś wyborów, my wybrałyśmy
Jezusa, czy raczej to On nas wybrał, a nie my Jego.
To wielka tajemnica, trudno powiedzieć, dlaczego
chce się żyć takim życiem, a nie innym.
- W końcu jednak odczytuje się wolę Boga i co
dalej?
- s. Ewa: To zależy od człowieka. Ja na przykład
rozeznawałam swoje powołanie kilka lat. I do dziś
widzę jak każdego dnia Bóg odsłania mi kawałek
mojej drogi, nie pokazuje mi od razu wszystkiego,
ale krok po kroku daje światło. Ważne, aby stale
być czujnym. Mam świadomość, że czasem będzie
mi ciężko, będę się zastanawiać, dlaczego takie
osoby spotkałam, dlaczego taki człowiek poprosił
mnie o rozmowę, ale wiem, po czasie zrozumiem,
że to było potrzebne mnie lub tej drugiej osobie.
- Czyli jest to pewien proces, nic nie dzieje się
od razu, a czy czasem rodzi się wątpliwość czy
nawet bunt?
- s. Ewa: Może coś takiego przyjść, może. Staram
się nie postępować pochopnie, rozważam, usiłuję
przemodlić …
- s. Elżbieta: W chwilach trudnych buduje mnie
myśl, że zostałam wybrana i czuję, że to wybranie
przez Najwyższego. Zastanawiam się, dlaczego Ten,
który mnie wybrał, daje mi tyle zaufania. Powołał
mnie na swoją wyłączność i wciąż się dziwię, że
On- Bóg, Król ufa takiej słabej kobiecie.
- Dla ludzi świeckich życie w zakonie to wybór,
dla którego coś trzeba poświęcić, że to wiele
kosztuje, a tymczasem z wypowiedzi siostry
wynika, że to jest wielki dar, jak udany zakup w
superpromocji.
- s. Elżbieta: Bo to jest ogromny dar, ale dar, który
kosztuje. Choćby to, że żyjemy właściwie wbrew
naturze. Mam np. świadomość, że nigdy fizycznie
nie zostanę mamą, nie będę miała swoich dzieci,
ale to jest moja świadoma decyzja, konkretne
wyrzeczenie, które podejmuję dobrowolnie, z
miłości do Jezusa.
- Czy wyrzekanie się pewnych sfer wynikających
z kobiecości jest dla sióstr bardzo trudne?
- s. Ewa: Ja nigdy nie neguję swojej kobiecości.
Gdy ktoś współczuje mi, że nie będę miała
dzieci, rodziny, zawsze odpowiadam, że mogę
macierzyństwo realizować w sposób duchowy.
Jako siostra zakonna będę opiekować się dziećmi
czy to w scholi, czy w przedszkolu lub gdzieś
indziej. Można też zagospodarować potrzebę
macierzyństwa, opiekując się ludźmi chorymi czy
starszymi. Czuję się do tego powołana
- Praca w tym przedszkolu to też sposób na
realizację duchowego macierzyństwa?
- s. Elżbieta: Będąc siostrą zakonną od kilku
lat, odkryłam niejako powołanie w powołaniu.
Nie wyobrażam sobie innego zajęcia niż praca z
dziećmi. W jakimś sensie jestem mamą dla tych
dzieci i one często mnie tak traktują.
- Chcę siostry zapytać o waszą wspólnotę.
Dlaczego właśnie ta? Czy inne nie odpowiadały
siostrom?
Na Szlaku
7
- s. Katarzyna : Może ja zacznę, bo jestem jedną
z trzech inicjatorek naszej wspólnoty. Byłyśmy
wcześniej w innym zgromadzeniu. Wiem, że dla
ludzi świeckich siostra to siostra, ma welon, habit
i już. Ale w istocie zgromadzenia się różnią i
bynajmniej nie chodzi tylko o sprawy zewnętrzne,
ale o charyzmaty, duchowość. Zakonów jest wiele,
siostry służą Bogu w najróżniejszy sposób, jest to
opieka nad chorymi, dziećmi czy najuboższymi
z ubogich. Nasze poprzednie zgromadzenie
również miało charakter apostolski. Dlaczego
stamtąd wyszłyśmy, czego nam tam brakowało?
Chciałyśmy wyjść do ludzi, chciałyśmy stanąć
bliżej człowieka ,jego trosk i problemów, móc je
poczuć. To się zaczęło już w latach 80, odczuwałam
jakiś niedosyt, potrzebę zrobienia jeszcze pół
kroku. W tamtym zgromadzeniu też pracowałyśmy
z dziećmi, ale chciałyśmy być jeszcze bliżej ludzi
– tak jak tu, gdzie jakiś młody człowiek założył
przedszkole, a my w nim pracujemy, pomagamy
swoimi talentami. Tak jak siostra Elżbieta, która
świetnie radzi sobie z dzieciakami, a one lgną do
niej. Czyli rozpoznaję w sobie talent i szukam
pracy, która dawałaby mi możliwość służenia nim
człowiekowi i Bogu. To też daje nam niezwykłe
doświadczenia. Kiedy przyjechałyśmy w te strony,
udałam się do Urzędu Pracy, stanęłam w kolejce
pośród innych bezrobotnych, to wzbudzało niemal
sensację, widać że nie zdarza się to na co dzień.
Nawet panie w urzędzie były zdumione, ale my
poszukujemy zwykłych etatów zgodnych z naszym
wykształceniem. Mamy też świadectwa pracy, ja
pracowałam wcześniej w szpitalu psychiatrycznym.
Teraz jako osoba konsekrowana mogę odczuwać
to, co inni ludzie bezrobotni – nie mam pracy,
odczuwam niepewność jutra, lęk o to, jak się
utrzymam, ja i wspólnota.
- Gdyby siostry pozostały w poprzednim
8 Numer 61/2011
zgromadzeniu, byłoby łatwiej, nie musiałybyście
się martwic o to jutro? Czyli skoczyłyście siostry
do głębszej wody trochę w niepewny nurt?
- s. Katarzyna: Trochę tak. Ostatnio z s. Ewą
rozmawiałyśmy o tym, bo ona też szuka pracy.
- Jak rozumiem, siostry mają konkretne zawody
z czasów przed zakonem? Siostra Elżbieta jest
nauczycielką, a siostra? – zwracam się do s.
Katarzyny.
- s. Katarzyna: Jestem pielęgniarką i już prawie
nauczycielką.
- s. Ewa: A ja skończyłam technikum
gastronomicznie, właśnie tu, w Rozwadowie.
- Czyli wyróżnia was strój, poza tym żyjecie
w rodzinie i w świecie, jak zwykli ludzie i jak
zwykli ludzie borykacie się z problemami.
Wróćmy jednak do tematu, zrodził się pomysł,
żeby założyć nową wspólnotę i co dalej?
- s. Katarzyna: Nas kierował jeden opiekun
duchowy i w sumie to on podsunął nam myśl o
czymś nowym. Najpierw nas to bardzo zaskoczyło,
nie mogłyśmy się z tą myślą oswoić…
- …a on widział, że jesteście siostrami, które
muszą mieć trudniej, które muszą się zmagać.
Czy to on was tu pokierował?
- s. Elżbieta: Nie, on nam poddał pomysł i
pozostawił z nim same. Wtedy przyjechałyśmy tu,
z Suwalszczyzny, tam są nasze rodzinne strony.
Dlaczego tu? Dla nas samych to też niepojęte,
to bardzo długa historia. Od momentu, kiedy
zdecydowałyśmy, że zamieszkamy razem i
rozpoczniemy życie jako wspólnota, upłynął już
ponad rok.
- Nie pytam o szczegóły realizowania
tego zamierzenia, ale czy macie jakiś
charakterystyczny sposób formacji?
- s. Katarzyna: Wszystko jest zawarte w statucie,
którego projekt został przekazany Księdzu
Biskupowi Ordynariuszowi Sandomierskiemu
i czekamy na jego zatwierdzenie. Zostanie on
poddany szczegółowej weryfikacji w odniesieniu
do prawa kanonicznego, również w sprawach
formacji zakonnej.
- s. Elżbieta: Trzeba powiedzieć, że kiedy po
przyjeździe w te strony zwróciłyśmy się do
ks. Biskupa Ordynariusza Sandomierskiego o
możliwość pracy w tutejszej diecezji zostałyśmy
bardzo życzliwie przyjęte. Bardzo dużo Ks.
Biskupowi zawdzięczamy.
- Jakie szczególne cele ma wasze
zgromadzenie?
- s. Katarzyna: Pragniemy nieść Chrystusa
wszędzie, tam gdzie jesteśmy, gdzie zostaniemy
posłane, tam gdzie pracujemy, ale i w czasie drogi
do pracy, zawsze, pamiętając jednak o tym, jak
powiedziała św. Katarzyna ze Sieny, że aby nieść
Chrystusa, trzeba się nim napełnić.
- Patrząc na siostry, zastanawiam się, czy
dobieracie się też pod względem urody? Widzę
przed sobą trzy młode, ładne dziewczyny?
(śmiech) Czy same wymyśliłyście wzór habitu,
jego kolor?
- s. Katarzyna: Jeśli chodzi o strój, to wynika on też
z charyzmatu. My byłyśmy w zgromadzeniu, gdzie
się nosi czarny strój, ale doszłyśmy do wniosku,
że jeśli chcemy wejść między ludzi, to lepiej może
żeby on nie był czarny..
- s. Elżbieta: I też lepiej się wpisuje w nasze
poczucie kobiecości. Jest kolorowy, (śmiech).
- Czy on coś symbolizuje?
- s. Katarzyna: No tak, już sama nazwa to
sugeruje. Najpierw miała to być Wspólnota Maryi,
Źródła Światła i Życia, potem były inne pomysły,
ostatecznie jesteśmy Wspólnotą Maryi Oblubienicy
na Pustyni.
- A jeśli jakaś młoda dziewczyna przeczyta o was
w naszej gazetce i pomyśli, że to jest akurat coś
dla niej, to może do was po prostu przyjść ?
- s. Ewa: Na dzień dzisiejszy, kiedy jest nas jeszcze
tak mało- cztery siostry (czwarta siostra Anna jest
we Francji, uczy się i pracuje z dziećmi), wstępna
formacja polega na przyglądaniu się temu, co
robimy oraz uczestnictwo w codziennym życiu
w domu, w Racławicach, wspólna modlitwa,
posługiwanie w parafii.
- s. Elżbieta: My z założenia nie prowadzimy
rekolekcji powołaniowych, chcemy, żeby siostry
przychodziły z własnej woli, w wolności. Muszą
być pełnoletnie, to konieczny warunek, a potem
przechodzą formację zgodnie ze statutem.
- Żyją siostry w świecie zgodnie z wolą Bożą,
pracują w swoich zawodach, można powiedzieć,
realizują się, mogłybyście to robić jako osoby
świeckie. Czego szukałyście zatem w zakonie?
- s. Katarzyna: Chcemy, aby każdy, kto na nas
patrzy, widział, że żyjemy i pracujemy dla Boga,
chcemy być Jego znakiem.
- Czy mają siostry poczucie, że dobrze rozpoznały
swoje powołanie, czujecie się szczęśliwe,
spełnione?
- s. Katarzyna: Ja od siebie mogę powiedzieć, że
chociaż były chwile bardzo trudne, jestem dobrej
myśli, bo jak jest trudno, to znaczy że to jest dobry
kierunek. Jestem osobą szczęśliwą, pokochał mnie
Ktoś najwspanialszy.
- s. Ewa: Podpisuję się pod tym obiema rękami!
- s. Elżbieta: Dla mnie samej to niezwykłe, że mimo
trudności, mimo przeciwności, trwamy. To Bóg
na każdą chwilę daje swoją łaskę, On jest zawsze
wierny. Zaskakuje nas każdego dnia. Czasem,
oglądając się wstecz, zastanawiam się: jak mogłam
przetrwać to, czy tamto i dochodzę do wniosku, że
człowiek nie zdaje sobie nawet sprawy z tego, ile w
życiu może doświadczyć, ile znieść.
- Co dla sióstr znaczy to, że jesteście osobami
konsekrowanymi?
- s. Ewa: Jestem wybrana i przeznaczona do
konkretnej misji, w danym miejscu i czasie.
- s. Elżbieta: Mnie się nasunęło teraz takie zdanie,
może trochę pyszne, że ja jako osoba konsekrowana
mam się stawać Jezusem, żeby każdy mógł przyjść,
ułamać sobie kawałek,
tyle, ile potrzebuje.
- Co siostrom sprawia największą trudność w
realizacji swojego powołania?
- s. Ewa: Brak cierpliwości i to jak!
- s. Elżbieta: Sama wspólnota sprawia kłopoty,
nasze różne charakterki, troska o zachowanie
siostrzanych, szczerych relacji.
s. Katarzyna: Jestem osoba konsekrowaną już
10 lat i wciąż się czuję tą samą Kaśką, krnąbrną,
zawsze taka byłam i jak mi ktoś cos każe zrobić,
to tym bardziej tego nie zrobię. Widzę jednak, że
różne doświadczenia mnie zmieniają, jednak ta
przekora czasem zawadza.
- A czy diabeł czasem zagląda do waszej
wspólnoty?
- s. Katarzyna: Bardzo często, ale myślę, że
największą jego porażką jest to, że my to sobie
uświadamiamy.
- s. Ewa: Miesza, plącze, chce żeby się zawaliło…
Inteligentna bestia, myślę, że osoby poświęcone
Bogu atakuje szczególnie perfidnie.
- s. Elżbieta: Ważne, aby głośno powiedzieć o
swoich trudnościach, najpierw Jezusowi, a potem
jeżeli trzeba wyjaśnić pewne sprawy między sobą,
diabeł się tego boi, bo wspólnota to ogromna siła.
- Zastanawiam się, czego życzyć siostrom i
myślę, że może właśnie wielu zwycięstw nad tym
nieproszonym gościem, doświadczania Jezusa w
tym co robicie i żeby nie było za łatwo, bo jak
wynika z naszej rozmowy, im więcej powołanie
kosztuje tym jest cenniejsze i ma głębszy sens.
Szczęść Boże!
Rozmawiała: Grażyna Lewandowska
Na Szlaku
9
Miłość nie od pierwszego wejrzenia
Z jednej strony, pamiętam jak stanowczo
twierdziłem, że to nie dla mnie, że nie chcę być w
szeregach Związku Harcerstwa Rzeczypospolitej.
Z drugiej strony, jako duszpasterz, ale i o wiele
więcej, angażowałem się w Szczep Harcerski Leśne
Plemię. Jako pasterz chciałem być blisko owiec, i
przyszło mi, niczym w przypowieści Ewangelicznej
o zagubionej owcy i dobrym Pasterzu, zostawić
owczarnię i pójść tam, gdzie Leśnych Ludzi nogi
niosły: w jasność dnia czy ciemność nocy, na ulice
miasta czy ścieżki leśne, w klasztorne harcówki czy
poza nie. Tak minęły ponad dwa lata razem podjętej
służby: modlitwy, zbiórki, rady, gry, wieczornice,
rozmowy, Msze św., czuwania, nabożeństwa,
inscenizacje, itd. Powracały mi na myśl odbyte
konwersacje odnośnie mojego uczestnictwa w
strukturach ZHR czy to z braćmi czy z harcerzami,
wszelkie „za” i „przeciw”, własne przemyślenia,
wnioski i inspiracje. Podjąłem decyzję.
Chcę być duszpasterzem i także harcerzem, w
razie potrzeby, jako harcerski wychowawca również
służyć pomocą. I zaczęło się… Opracowanie wraz
z opiekunem br. phm. Piotrem Szarą HO prób na
stopnie harcerskie i instruktorskie, komisje…
Pod koniec grudnia wraz z druhem
przybocznym Pawłem Walczakiem z 15
Rozwadowskiej Drużyny Harcerskiej im. Jana III
Sobieskiego wzięliśmy udział w dwudniowych
Warsztatach dla drużynowych przygotowanych
przez Podkarpacką Chorągiew Harcerzy ZHR,
których komendantem był pwd. Bartosz Grabowy
10 Numer 61/2011
HO.
Pierwszego dnia 27 XII 2010 dh pwd.
Kamil Bartoszek odtransportował nas do Małej
koło Ropczyc, skąd podzieleni na trzy zastępy nawet losowanie nie rozdzieliło dzielnych druhów
z Rozwadowa – rozpoczęliśmy wędrówkę,
posługując się wskazówkami, mapami i kompasem,
która miała za cel m. in. dotarcie do odległej około
9 km bazy noclegowej w Brzezinach i naniesienie
na mapę charakterystycznych punków właściwych
trasie
wyznaczonej
naszemu trzyosobowemu
zastępowi Wilki. Stosownie
do
prezentowanych
umiejętności osiągnęliśmy
wyznaczone cele na długo
przed
proponowanym
czasem, wykazując się
zdolnościami, sprytem i
zaradnością. W końcu, co
trzy głowy, to nie jedna.
W porze popołudniowej
odbył się obiad, na który
każdy zastęp i druh, po
uciążliwej
wędrówce,
oczekiwał. Po obowiązkach
kuchennych i spotkaniu przy
herbacie, suchym ciastku miały miejsce zajęcia
z przyrodoznawstwa, na których między innymi
nauczyliśmy się rozróżniać tropy, zespół śladów,
jakie pozostawiają: zając lub królik, sarna lub jeleń,
itd. Następnie zdobytą wiedzę wykorzystaliśmy w
terenie, odnajdując tropy psa i sarny. Wieczorem
mięliśmy okazję wysłuchać wykładu phm.
Tomasza Manijaka HR na temat: Planowanie
pracy w drużynie, a następnie wziąć udział w
drobnej dyskusji.W międzyczasie do naszej bazy
przybywali instruktorzy z całej chorągwi. Po
kolacji stanąłem na naczele Komisji instruktorskiej
,otwierając próbę na stopień przewodnika. Około
20.00 wszyscy razem, co poczytaliśmy sobie
za wyróżnienie, wzięliśmy udział w spotkaniu
opłatkowym instruktorów chorągwi – w lesie,
w nocy, pod gołym niebie, przy świetle ogniska.
Modlitwa, dzielnie się opłatkiem, życzenia, barszcz
z uszkami pozwoliły nam w trwającej Oktawie
Bożego Narodzenia jeszcze raz doświadczyć, że to
jest ta noc, w której Najświętsza Dziewica Maryja
wydała na świat Zbawiciela, naszego Pana Jezusa
Chrystusa.
Tej właśnie nocy, należącej do Oktawy
Bożego Narodzenia i święto Jana Apostoła oraz
Ewangelisty, kiedy wszyscy uczestnicy warsztatów
powrócili do szkolnej bazy, miała miejsce w
moim harcerskim życiu nieprzewidziana i
niezapomniana oraz zaszczytna chwila, chwila, na
którą, jak myślę, czeka każdy harcerz – złożenia
Przyrzeczenia Harcerskiego, w kręgu instruktorów.
Podniosłość tego wydarzenia upoważnia mnie do
zachowania tajemnicy. Dobrze… Wspomnę tylko,
że nie zabrakło wtedy osoby Pogodnego Wilka
oraz Słowa Bożego z Listu do Rzymian: Panu
służący, τῷ κυρίῳ δουλεύοντες , Domino servientes
(Rz 12, 11), które ożywiało mojego ducha. Późną
nocą wróciliśmy do szkoły. Tam toaleta i film oraz
długo oczekiwany spoczynek. Jednak na tym nie
koniec…
Około godziny drugiej nad ranem coś, a
raczej ktoś szturcha
mnie za rękę i
szepcze: alarm. W oka
mgnieniu
jesteśmy
gotowi. Wymarsz w
dwóch plutonach, w
głębi nocy, a mróz
nie śpi. Nie śpi także
wróg. Jest rok 1941.
Niemieckie pojazdy,
samochody i czołgi
nie schodzą z ulic, ale
my niespostrzeżenie
osiągamy cele naszego
zadania. Z każdą
chwilą jest coraz
ciężej, jednak już
każdy zapomniał o mrozie, o
ciemności. Misja, którą nam
powierzono nie mogła zwlekać.
Nie obeszło się bez walki z
wrogiem, bez przegranej, ale
to wszystko zostało wliczone
w nasze zwycięstwo. Zadanie
wypełnione. Możemy być
dumni z siebie, gdyż daliśmy
wszystko z siebie.
Drugi
i
ostatni
dzień warsztatów, 28 XII,
rozpoczął się Mszą świętą w
kościele parafialnym pw. św.
Mikołaja. Postawa świętych
Młodzianków,
zabitych
z
powodu Jezusa przez Heroda, dodaje nam męstwa
i rozpala w nas ogień wiary. Zaprawa, śniadanie,
apel i zajęcia. Komendant chorągwi phm. Łukasz
Mróz nakreślił nam sylwetkę drużynowego.
Następnie druh pwd. Łukasz Bereś HO wprowadził
nas w arkana organizacji obozu. Po obiedzie
i wspólnym zdjęciu, pwd. Damian Stasik HO
rozwinął zagadnienie: Drużyna na obozie/biwaku.
Tak zastało nas popołudnie. Pora zostawić po sobie
porządek i spakować plecak. Na koniec Bratnie
słowo sobie dajem.
Nikt z nas nie chciał kończyć i opuszczać
warsztatów. Razem dobrze nam było iść tym
harcerskim szlakiem. Znów ruszyliśmy w drogę…
Br. Robert Kotowski zabrał nas i innych druhów do
domu. Wiele otrzymaliśmy, aby wiele dać z siebie.
Wszystko, co nasze, Polsce oddamy.
Jacek Węgrzyn OFMCap
Na Szlaku
11
Niech nigdy nie przestanę Cię kochać...
Moja przygoda z Jezusem .... być może
ujęłam to zbyt prosto, to słowo znaczy wiele,
ale ja chciałam podzielić się moją przygodą w
znaczeniu bardzo gęłbokim i czystym jako osoba
konsekrowana. Dzień Życia Konsekrowanego.... gdy
uświadomię sobie, czym on jest dla mnie,
mogę jedynie wyśpiewywać z najgęłbszych
pokładów
mojego
ludzkiego,
kobiecego
serca
nieskończoną
wdzięczność
dobremu
Bogu za to, że raczył mnie
przeznaczyć dla Siebie,
tylko dla Siebie, fizycznie
i duchowo, i to dlatego,
że mnie ukochał, ukochał
aż po Krzyż. Obdarzył
mnie swoja konsekracją w
Chrzcie świętym, zanurzył
mnie, swoje małe stworzenie w Boskim Sercu
poprzez Swoją Mękę i Zmartwychwstanie dał mi
imię. Bardzo konkretnie, zawołał po imieniu: Anna.
Bardzo intymnie, bardzo osobiscie.
Mialam 10 lat, wtedy po raz pierwszy bardzo
realnie uslyszałam bicie dwojga serc, Jego i moje,
odkryłam że Serce Jezusa jest w pełni tego słowa
znaczeniu : moje. W miarę upływu lat trudno mi było
przyznać się przed samą sobą, że stanę się, że staję
się, że jestem kobietą . Zakłócone relacje rodzinne,
problemy, to coś, co zna każdy z nas, jednak dla
Niego nie ma rzeczy niemożliwych. Choroba
duchowa również jest znakiem szczególnym, jest
łaską, zaproszeniem do pójścia wyżej, tam, gdzie
jest źródło, poprzez nią objawiają się wielkie dzieła
Boga.
Nie jest tak, że Bóg uzdrawia i zostawia nas «w
12 Numer 61/2011
spokoju» , to dobrze, że nie zabiera słabości, one
nas uszlachetniają, uczą cierpliwości dla samych
siebie. W Dniu Bierzmowania, biorąc Dziewicę
Maryję za swoją szczególną Patronkę, wołałam
w głębi serca: « Weź mnie na swoją wyłączną
własność, na Wieczność. Niech nigdy nie przestanę
Cię kochać !!!». I tak się stało. Jezus nie poprzestaje
na słowach, On przede wszystkim działa...
Nie jestem fizycznie
matką, po wstąpieniu do
zgromadzenia zakonnego
zaczęłam pracę z dziećmi
i stopniowo zrozumiałam,
że w byciu matką nie
chodzi o stronę fizyczną.
Różnica również polega
na tym, że rodzenie
dziecka fizycznie trwa
kilka, kilkanaście godzin,
duchowo można rodzić
nawet kilka lat i zapewniam: ból duchowy bywa
równie dotkliwy jak fizyczny. Bywało też, że
jako «siostra» miałam lepszy kontakt z dzieckiem
niż jego rodzona mama.... zastanawiała i często
szokowała mnie sytuacja, gdy dziecko wtulało
się z krzykiem w fałdy mojego habitu, nie chcąc
iść do własnej mamy, tak bywało bardzo często,
gdy pracowałam w Domu Dziecka... Zadawalam
sobie wtedy pytanie: to w końcu o co chodzi w tym
macierzyństwie? Nie mam dzieci fizycznie, a mam
ich mnóstwo! Nie mogę tulić własnego dziecka, ale
mogę tulić te, którym zabrakło mamy.
Moja kobiecość dla Boga, to również troska
o siebie samą, o moje zdrowie, o formę fizyczną, o
stronę duchową, o życie w zgodzie sama ze sobą,
a zawsze o to, by pielęgnować w sobie pragnienie
Boga, o mój konkretny, bardzo osobisty kontakt
z Jezusem poprzez oddawanie
Mu czasu np. na adoracji. Jako
siostra konsekrowana mam
wolne chwile, które należą do
mnie, ale z miłości do Niego chcę
Mu je oddać, więc przychodzę,
by przebywać z Nim, by być
w Nim za tych, którzy Go nie
kochają, by wtulając się w Jego
Serce, chować w Nim tych
których kocham, których stawia
mi na swojej drodze, chociażby
tylko
poprzez
spojrzenie
ludzi mijanych na ulicy,
jadących ze mną w metrze lub
autobusie. Ludzi zmęczonych,
zniechęconych, zagubionych.
Nie wierzę w przypadki, każde
spotkanie jest ważne. Tak
staram się realizować moją
kobiecość poprzez troskę,
modlitwę, jeśli jestem z Nim i
w Nim niosę Boga tam, gdzie
On mnie stawia. I tak pojmuję
swoją misję, jak najdyskretniej,
cicho, w ukryciu i kontemplacji
Miłości, choć nie za murami
klasztoru, a pośród ludzi. Tak
bardzo pragnę nieść Obecność
Boga tam, gdzie mnie On pośle,
by ta Obecność była tak jak dane
mi na Chrzcie św. imię, znak
konsekracji: Anna, czyli łaska.
Oto każdego dnia błagam Go i
proszę Cię o to, drogi Bracie,
droga Siostro, o modlitwę,
zapewniam o pamięci przed
Ukrytym. A przygoda trwa
nadal…
s. Anna
Myśli... sentencje...
Musimy widzieć przede wszystkim człowieka, jako człowieka, a nie
to, co on czyni. Choćby czynił wiele, lub nie, dobrze lub źle, jest
człowiekiem.
Może Bóg przyjść do stajni, czyż nie może przyjść do duszy mojej,
choćby nie różniła się niczym od … stajni?
Ludzie mówią: „Czas to pieniądz”. A ja wam mówię: „Czas to
miłość”.
O wartości życia rozstrzygają nie czyny, choćby wielkie, ale miłość,
choćby mała.
Naszą mocą jest modlitwa. Gdybyśmy osłabli w modlitwie, nie moglibyśmy
ręczyć za jutro, ale gdy się modlimy, możemy być spokojni.
Wszystko, co nas spotyka – zdrowie czy cierpienie, dobro czy zło,
chleb czy głód, przyjaźń ludzka czy niechęć, dobrobyt czy niedostatek
– wszystko to w ręku Boga może działać ku dobremu. Jednego tylko
potrzeba – naszego zaufania ku Ojcu, który jest w niebie.
Na progu nieba nie będą nas pytać: Co robiłeś? – tylko: Jak miłowałeś?
Jak miłowałeś Boga i ludzi?
Milczenie w obronie własnej jest bardziej wymowne niż słowa. Człowiek
nie żałuje tylko tych słów, których nie powiedział.
Każdy cżłowiek, choćby sponiewierany, jest dzieckiem Bożym. Kto to
rozumie, przykłada rękę do dźwigania każdego człowieka – małego
czy dużego, takiego, który stoi na mocnych nogach i takiego, który się
chwieje i upada – aby ratować jego życie i godność.
Nasz pokój i wewnętrzna swoboda zależy od tego, czy odpuścimy
wszystko wszystkim bez wyjątku. Wtedy dopiero cżłowiek naprawdę się
wyzwala.
Bardzo często dzieje się tak, że prześladowcy Kościoła gorliwiej głoszą i
wyznają Boga, okazując większą wiarę w Niego, aniżeli ludzie wierzący.
Bo przecież nie walczyliby z Tym, którego nie ma.
Człowiek nie musi być niezwykle mądry, byleby był dobry i dobroć
swoją udokumentował uczynkami.
Może się nieraz wydawać, że nie ma już nieszczęśliwszego położenia i
większej udręki. Wówczas pamiętajmy, że im więcej jest w nas cierpienia,
tym bliższy jest Bóg.
Wystarczy mieć tylko jedną cnotę – miłość, a można się nie martwić o
wszystkie inne. Wszystkie cnoty są niczym, jeżeli nie ma miłości, a jeżeli
jest miłość, wszystkie inne mieszczą się w niej.
Jeżeli Chrystus chciał, aby pod krzyżem trwała Jego Matka – Maryja,
dał nam przez to gwarancję, że każdy, kto stoi bodaj pod największym
krzyżem życia, ale przy Matce Najświętszej, nie odejdzie od Chrystusa.
Kard. Wyszyński
opr. Zachariasz Nycz OFM Cap.
Na Szlaku
13
POCZET GWARDIANÓW KONWENTU ROZWADOWSKIEGO (21)
O. Michał, Józef Koller, urodził się l III 1789 w
Warszawie. Do zakonu braci ka­pucynów prowincji
polskiej wstąpił 25 X 1808 w Nowym Mieście,
a świę­cenia kapłańskie otrzymał w roku 1812 w
Warszawie.
Do prowincji galicyjskiej przybył w roku
1816 i być może właśnie do Rozwadowa. Kronika
tutejsza zawiera bowiem zapiski z 23 sierpnia tego
właśnie roku: Skład familii tutejszego konwentu jest
następujący. Gwardianem: przewielebny o. Florian,
wikarym: o. Patrycjusz, [ponadto] przewielebny o.
Jan z Prado, przewielebny o. Michał, kaznodzieja,
br. Leon i br. Anastazy. W grudniu tego samego
roku kronikarz zapisał, iż o. Michał głosił kazanie
w Zaleszanach na pogrzebie Kajetana Kraińskiego,
podkomorzego sanockiego. W kolejnych latach,
1817 – 1820, o. Michał był również wpisywany
jako członek wspólnoty rozwadowskiej. Nie podano
wprawdzie w kronice jego nazwiska, jednak po
przeanalizowaniu indeksu imion zakonnych braci,
zawartego w Słowniku Kapucynów Polskich,
spośród 4 ojców kapucynów o tym imieniu tylko
o. Michał Keller żył w tym czasie, a zatem nie ma
wątpliwości, iż właśnie o nim pisze kronikarz.
Jako ciekawostkę dodam, iż wspomniany
indeks zawiera 7 kapucynów o tym imieniu
zakonnym, z czego trzej to bracia. Jest też dwóch
Michałów Aniołów i jeden Michał Archanioł.
Gdzie przebywał o. Michał Koller w okresie
od maja 1820 do sierpnia 1822 nie wiadomo, ale
jak informuje kronika krośnieńska, właśnie 22
sierpnia 1822 powierzono mu funkcję gwardiana
w tamtejszym konwencie. Ojciec gwardian wraz
ze swoim wikariuszem prosto z kapituły, która
miała miejsce w Rozwadowie 22 sierpnia 1822
roku przybyli do klasztoru w Krośnie dnia 27
sierpnia – czytamy w kronice. Podczas tej kadencji
w Krośnie, w roku 1823, o. Michał za cenę 48
reńskich doprowadził do porządku zaniedbany
przez lata kanał wychodzący z kuchni i dachów, a
biegnący przez targowisko do Wisłoka. Kronikarz
zapisał także ku pamięci kolejnych przełożonych, iż
w okresie zarządu o. Michała całkowicie pokryto
14 Numer 61/2011
gontami stajnie oraz pół konwentu od strony miasta.
Zużyto na ten cel sto pięćdziesiąt kop gontów. Z tego
samego źródła wiadomo, że przebywał o. Michał w
Krośnie do sierpnia 1825 jako gwardian, a potem
jeszcze do września 1828 roku jako przełożony, a
jednocześnie jako I definitor prowincji.
W wrześniu 1828, pod przewodnictwem
najprzewielebniejszego Karola Rudzińskiego,
kanonika i dziekana krośnieńskiego, odbyła
się kolejna kapituła prowincjalna, właśnie
w konwencie krośnieńskim. Ta sama, która
ustanowiła przeniesienie poprzedniego gwardiana
rozwadowskiego o. Prokopa do Sędziszowa, a na
jego miejsce przeznaczyła o. Michała Kollera.
Ówczesną wspólnotę rozwadowską tworzyli obok
o. Michała: wikary konwentu - o. Ignacy oraz
bracia: Cyriak, Paweł i Adam.
Kolejne zapiski w rozwadowskiej kronice
są niezwykle skąpe, a na dodatek tak chaotyczne, iż
trudno się w tym rozeznać. Zakonnicy mieszkający
w tutejszym klasztorze odbyli rekolekcje: w tym
roku 1829 jak następuje: o. Michał w konwencie
rozwadowskim w miesiącu listopadzie, o. Zenon z
Braćmi Cyriakiem i Pawłem w marcu, a o. Ignacy
z Adamem w tym samym miesiącu Br. Leopold
minister prowincjalny.
Zakonnicy mieszkający w tym konwencie
odbyli swoje rekolekcje za rok 830 w miesiącu
czerwcu. Następnie za rok 831 zarówno ojcowie,
jak i bracia odbyli w miesiącu marcu.
Tymi kilkoma zdaniami kronikarz
skwitował sprawy duchowe braci dotyczace dwu
lat, a potem dodał jeszcze dwa zdania dotyczące
spraw związanych ze sprawami gospodarczymi,
i trudno się oprzeć myśli, że kronikarz zapisywał
wydarzenia z pamięci na rok czy nawet dwa wstecz.
W roku 1829 pobity został Browarek Klasztorny
Gontamy, dach całkowicie, który zupełnie był
zepsuty. W roku 1830 postawiona jest Dzwonnica
nowa nad Chorem Klasztornym albowiem stara
przez lat 9 stała bez żadnego użytku i groziła
wielkim niebezpieczeństwem.
W roku 1830,
jak pisze kronikarz,
rozpoczęła się Rewolucya Polska w Warszawie.
A w następnym zdaniu informacja z roku 1831:
grasowała w tych okolicach tak nazwana słabość
cholera i bardzo wielu w prędkości zabrała z tego
świata, lecz z Łasky Najwyższego Boga Rozwadów
był prawie zupełnie wolny od tej choroby. W tym roku
postawiony został parkan nowy idąc z Podwórza do
Ogrodu. W tym także roku to iest dnia 16 września
wpędzyli Rosyanie, wprowadzili dowództwo ze Wsi
tak zwaney Borowy na nasze strone Korpus Polsky
którym dowodził Ramarino składaiący się z 20,000
i 42 armat oprócz oficierów którym tylko zostawili
broń i konie wszystkie zaś amunicye, Armaty broń i
konie Polskie oddane zostały Rosyanom. Wszystko
to września przechodziło przez Rozwadów i stało
obozem pod naszym klasztorem przez kilka dni w
lasku tak zwanym Młodyniu.
W dalszej części znajdujemy informacje
dotyczące o. Michała. Czytamy, iż kapituła
prowincjalna, która miała miejsce 27 września
1831 roku pozostawiła go na urzędzie gwardiana w
Rozwadowie. Przebywał tu do roku 1834, po czym
udał się do Sędziszowa. W ostatniej dotyczącej
go wzmiance w rozwadowskiej kronice czytamy:
założono kanał zwany ”rynną” nad stopniami
chóru zakonnego i zakrystii i wykonano prace
połączone z naprawą dookoła dachu. W pobliżu
stajni urządzono nową drewutnię wyposażoną
w niezbędny, odpowiedni sprzęt. Uczynił to
przewielebny o. Michał Koller urzędujący gwardian
klasztoru.
Po trzech latach, w roku 1834, kolejna
kapituła powołała na gwardiana w Rozwadowie o.
Klemensa Borkowskiego, a o. Michał przeniesiony
został do Sędziszowa.
Dnia 1 października 1834 przybył do
konwentu sędziszowskiego na zamieszkanie
przewielebny o. Michał Köller, ex definitor, jako
wikariusz konwentu i I dyskret – czytamy w
tamtejszej kronice. Funkcję tę pełnił przez kolejne
dwa lata. Już wówczas zapewne był chory, bowiem
były to ostatnie lata jego życia. Zmarł 28 marca 1836
roku. Przeżył 47 lat, z czego niespełna 28 w zakonie,
24 lata jako kapłan. Zakończył życie doczesne w
sędziszowskim klasztorze, po cierpliwym znoszeniu
długiej choroby, zaopatrzony wszystkimi świętymi
Sakramentami, przewielebny o. Michał Köller
z Warszawy, aktualny
wikariusz
konwentu
sędziszowskiego
–
zapisano w kronice.
Został
pochowany
na
publicznym
cmentarzu dnia 30. W
pogrzebie uczestniczyli
kapłani, najjaśniejszy,
najprzewielebniejszy
Andrzej
Arciszewski,
kurator z Sędziszowa,
dziekan
głogowski,
Andrzej
kurator
z
Ropczyc, Jan Marceli
kurator z Czarnej, Jan
Symczasieński proboszcz
z Góry i wikariusz
Józef Łukaniewicz z
Sędziszowa. Grób o.
Michała nie zachował się, zapewne jego szczątki
znajdują się pod wspólną mogiłą kapucyńską na
sędziszowskim cmentarzu publicznym. Niech
odpoczywa w pokoju wiecznym…
Grażyna Lewandowska
Na Szlaku
15
Święte kobiety Święte kobiety Święte kobiety Święte kobiety Święte kobiety Święte kobiety
ŚW. AGATA
Jedną z najbardziej czczonych w
chrześcijaństwie świętych jest św. Agata. Jej
imię znaczy „dobra”. Według tradycji Agata
urodziła się w Katanii na Sycylii ok. 235 roku
jako córka arystokratycznej rodziny. Po przyjęciu
chrześcijaństwa postanowiła poświęcić się
Chrystusowi i żyć w dziewictwie. Przekazy
mówią, że odznaczała się niezwykłą urodą,
która urzekła Kwincjana, namiestnika Sycylii.
Zaproponował jej nawet małżeństwo, ale Agata
odrzuciła jego propozycję, co sprowadziło na nią
wiele prób i upokorzeń.
W
owym
czasie
miasta. Mieszkańcy Katanii modlili się do świętej
prosząc o ratunek i posłużyli się jej welonem dla
powstrzymania lawy. Miasto zostało ocalone.
Papież Symmachus wystawił ku jej czci w Rzymie
przy Via Aurelia okazałą bazylikę. Kolejną
świątynię w Rzymie poświęcił jej św. Grzegorz
Wielki w roku 593. Trzeci rzymski kościół ku jej
czci wystawił papież Grzegorz II przy bazylice
św. Chryzogona na Zatybrzu. Dowodzi to wielkiej
czci, jaką otaczano ją w owych czasach. Obecnie
ciało św. Agaty znajduje się w katedrze w Katanii.
Jej relikwie umieszczone są w
relikwiarzu, który w dniu rocznicy
trwały prześladowania
chrześcijan, zarządzone
przez cesarza Decjusza.
Kwincjan, owładnięty
żądzą zemsty, kazał
aresztować
Agatę.
Próbował ją zniesławić
przez pozbawienie jej
dziewiczej niewinności,
dlatego oddał ją do
domu rozpusty. Kiedy
ten plan nie powiódł
się, namiestnik skazał
Agatę
na
tortury,
podczas
których
odcięto jej piersi. Z
chwilą gdy miasto
nawiedziło trzęsienie
ziemi,
Kwincjan
nakazał zaprzestać mąk, gdyż dostrzegł w tym
karę Bożą. Ostatecznie Agata poniosła śmierć
męczeńską, rzucona na rozżarzone węgle. Miało
to miejsce 5 lutego 251r. Jej ciało chrześcijanie
złożyli w bezpiecznym miejscu poza miastem. W
rok po śmierci św. Agaty nastąpił wielki wybuch
Etny i rozpalona lawa zaczęła zbliżać się do
jej śmierci obwożony jest po
mieście w uroczystej procesji.
W dzień św. Agaty w niektórych
regionach błogosławi się chleb, sól
i wodę, które mają chronić ludność
od pożarów i piorunów. Św. Agata
patronuje trudniącym się sztuką
ludwisarską (np. dzwony, lufy
działowe, świeczniki, posągi),
ma również bronić Sycylię
przed wybuchami Etny. Jej
wstawiennictwa wzywają kobiety
karmiące piersią oraz mające
choroby piersi.
Św. Metody z Sycylii, biskup, w
swoim kazaniu tak mówił o św.
Agacie: „dobroć Agaty odpowiada
imieniu i samej rzeczywistości;
Agata z powodu wspaniałych
czynów szczyci się dobrym imieniem, ale i ono samo
wskazuje na takie właśnie jej czyny. Agata samym
nawet imieniem zachęca, by wszyscy chętnie do
niej się uciekali. Swoim zaś przykładem poucza, by
wszyscy ludzie nie zwlekając wraz z nią podążali
ku prawdziwemu Dobru, którym jest sam Bóg”.
16 Numer 61/2011
Magdalena Gołąb
KWIATKI ŚW. FRANCISZKA, KWIATKI ŚW. FRANCISZKA, KWIATKI ŚW. FRANCISZKA
Jak brat Maciej, dworując sobie niby, rzekł do świętego
Franciszka, że cały świat biega za nim. Ten zaś
odpowiedział, że dzieje się to dla zawstydzenia świata i
z łaski Bożej
Święty Franciszek bawił raz w klasztorze
Porcjunkuli z bratem Maciejem z Marignano,
który był bardzo święty i mądrze a pięknie mówił o
Bogu. Przeto kochał go bardzo święty Franciszek.
Pewnego dnia wracał święty Franciszek z lasu z
modlitwy. I kiedy wychodził właśnie z lasu, brat
Maciej, chcąc doświadczyć, jak wielka jest pokora
świętego Franciszka, stanął naprzeciw niego i niby
dworując sobie, rzekł: „Czemu za tobą, czemu za
tobą, czemu za tobą?” Święty Franciszek odrzekł:
„Co chcesz powiedzieć?” Rzekł brat Maciej:
„Pytam, dlaczego świat cały biega za tobą i każdy,
zda się, pragnie cię widzieć i słyszeć, i słuchać?
Nie jesteś piękny z ciała, nie jesteś bardzo
uczony, nie jesteś szlachetnego rodu: czemuż
więc za tobą biega świat cały?” Słysząc, to święty
Franciszek rozradował się wielce w duchu i,
wzniósłszy twarz ku niebu, stał długo z myślą
wzniesioną do Boga. A kiedy się ocknął, ukląkł
i Bogu oddał cześć i dzięki. Potem z wielką
żarliwością ducha zwrócił się do brata Macieja i
rzekł: „Chcesz wiedzieć, czemu za mną? chcesz
wiedzieć, czemu za mną? chcesz wiedzieć,
czemu za mną? czemu za mną świat cały biega?
Wypatrzyły mi to oczy Boga najwyższego, które
na każdym miejscu patrzą na dobrych i złych.
Oczy te bowiem najświętsze nie widziały wśród
grzeszników nikogo, kto by był nikczemniejszy,
niedołężniejszy, grzeszniejszy ode mnie. I aby
spełnić to dzieło cudowne, które Bóg spełnić
zamierzył, nie znalazł podlejszego stworzenia
na ziemi. Przeto mnie wybrał, aby zawstydzić
szlachectwo i dumę, i siłę, i piękność, i
mądrość świata, aby poznano, że wszelka siła
i dobro wszelakie od Niego pochodzi, a nie
od stworzenia, i aby nikt nie mógł chlubić się w
obliczu Jego. Kto jednak chlubi się, niech chlubi
się w Panu; bo Jego jest cześć wszelka i chwała na
wieki”. Wówczas brat Maciej przeląkł się na tak
pokorną i żarliwą odpowiedź i poznał zaprawdę, że
święty Franciszek był utwierdzony w pokorze.
Na Szlaku
17
Dla dzieci
JUDASZ ISKARIOTA
Wśród dwunastu apostołów wybranych i powołanych
przez Jezusa nie zapomina
się o Judaszu. Już od jego
pierwszego
pojawienia
się na kartach Ewangelii
jest on przedstawiany jako
zdrajca.
Kim był rzeczywiście Judasz, ten nieszczęśliwy
apostoł Jezusa?
Jest nazywany synem Szymona, z przydomkiem Iskariota, aby go odróżnić
od innego apostoła o tym samym imieniu: Judy,
zwanego Tadeuszem. Przydomek Iskariota wskazuje prawdopodobnie na jego pochodzenie z Keriot, wsi położonej w południowej Palestynie, skąd
wywodziła się jego rodzina.
Judasz nosił imię ulubione przez Hebrajczyków:
Juda, bowiem, był jednym z dwunastu synów wielkiego patriarchy Jakuba, który żył wiele wieków
przed Jezusem i był założycielem Królestwa Judy,
południowej części państwa żydowskiego ze stolicą
w Jerozolimie. Od Judy, dzięki błogosławieństwu
otrzymanemu od ojca Jakuba, pochodzą król Dawid
i sam Jezus Chrystus.
Judasz Iskariota towarzyszy Jezusowi w jego
misji przepowiadania. Tak jak inni apostołowie
jest świadkiem cudów, których Mistrz dokonuje i
nauczania, które głosił. Z tego, co referują Ewangelie, wynika, że miał obowiązek administrowania
pieniędzmi: mówi się istotnie, że miał pieczę nad
trzosem (J 12, 6; 13, 29).
Duch Judasza jest niespokojny, jego przyjaźń z Jezusem nie jest do końca szczera. Ewangelista Jan
mówi nam, że podczas Ostatniej Wieczerzy, wszedł
w niego szatan (J 13, 27) i nakłonił Jego) serce (J 13,
2) do popełnienia zdrady, a mianowicie do przeka-
18 Numer 61/2011
zania Chrystusa władzom żydowskim w zamian
za pieniądze, owe słynne trzydzieści srebrników.
Znakiem dla straży i przybyłych z nim żołnierzy,
aby pojmać Jezusa, był pocałunek Judasza. Od
tego czasu na obrazach religijnych zostaje on
często przedstawiany w tym geście, a wyrażenie:
“pocałunek Judasza” oznacza gest pozytywny, za
którym kryje się intencja negatywna.
Ale dlaczego Judasz zdradził? Może przez żądzę
pieniędzy? A może przez zazdrość wobec samych
apostołów? A może przez rozczarowanie wobec Jezusa, przez którego czuł się zawiedziony, ponieważ
oczekiwał od Niego wyzwolenia politycznego,
które nie nastąpiło? Od wielu wieków szuka się
odpowiedzi na te pytania.
Ani nawet co do jego śmierci - opisanej przez Mateusza w jeden sposób (Mt 27, 3-10), a w Dziejach
Apostolskich w drugi (Dz 1, 18) - nie ma pewności.
W jakikolwiek sposób by ta śmierć nastąpiła, jedno
jest pewne, że po zdradzie Judasz żałował swego
czynu, zwrócił srebrniki najwyższym kapłanom i
popełnił samobójstwo.
Jest pewne również, że po śmierci Judasza konieczne było wybranie kogoś na jego miejsce: a to
dlatego, aby odbudować grupę apostołów tak, jak
chciał Jezus, i dlatego, że dwunastka jest liczbą
symboliczną w kulturze żydowskiej i wskazuje
na dwanaście pokoleń Izraela, które składały się
na naród żydowski. Dlatego pierwszą oficjalną
decyzją, jaką grono apostołów podjęło zaraz po
Wniebowstąpieniu Jezusa do Ojca (jeszcze przed
Zesłaniem Ducha Świętego, czyli przed Jego
zstąpieniem na apostołów), był wybór następcy
Judasza: spośród dwóch kandydatów, którymi byli
Maciej i Józef zwany Barsabą, los padł na Macieja; został on wybrany i dołączony do jedenastu
apostołów (Dz 1,26).
W każdym razie Judasz pozostaje jedną z osób najbardziej tajemniczych i kontrowersyjnych, jakie
spotykamy w Ewangeliach. Przeżył swoje życie
najpierw w sposób budujący, idąc za
Jezusem, a potem w sposób destrukcyjny, postanawiając Go zdradzić. Jest
więc tym, który - pomimo powołania i
miłości Jezusa - decyduje się dostarczyć
Go wrogom, ale potem żałuje tego,
wybierając na koniec śmierć, jako
jedyne wyjście ze swego tragicznego stanu, zamiast zastanowić się nad
możliwością uzyskania przebaczenia
ze strony Jezusa.
MAM KŁOPOT, ANIELE
- Aniele, czy na modlitwie można kłamać?....
- Mała, nawet nie próbuj, bo i tak się wyda!
- Ale ja czasami kłamię...
- Ratujcie mnie, wszyscy święci! Może teraz
kłamiesz, bo ja zawsze jestem obecny przy twojej
modlitwie i nigdy jakoś tego nie zauważyłem.
- No dobrze, powiedzmy, że ja chyba kłamię...
- Na przykład kiedy?
- Kiedy mówię Panu Bogu: “Kocham Cię, kocham,
kocham”, a potem lejemy się z Piotrkiem. Albo gdy
śpiewam: “Przyjdź,
Duchu Święty”, to mi
się zaraz przypomina
dziadek Ignacy przy
gołębniku. I nic na
to nie poradzę! Ja
się boję, że się Duch
Święty kiedyś na mnie
obrazi za ten gołębnik!
I że to będzie grzech
przeciwko Duchowi
Świętemu... Buuu...
Taki, za który się idzie
do piekła! Buuu...
- Mała, nie płacz!
Iść do piekła za
gołębnik?! Przecież
to się zupełnie nie
opłaca! No i ja ci nie pozwolę! Poczekaj, jak coś
opowiem... Cha! Cha! Cha! To się dopiero zdziwisz! Cha! Cha! No, wytrzyj nos... Czemu mi się
tak przyglądasz, co?
- Zaśmiej się jeszcze raz... - Cha! Cha!
- Nie tak sztucznie, zaśmiej się tak jak przed chwilą,
poproszę...
- Cha! Cha! Cha!...
- Ale ty jesteś piękny, kiedy się śmiejesz...
- Ty jesteś jeszcze piękniejsza, kiedy modlisz się
całym sercem.
- To niemożliwe! Nikt nie może być tak piękny jak
uśmiechnięty Anioł.
- Kiedy modlisz się całym sercem, Pan Jezus pochyla się nad twoją głową. Wtedy Jego blask otacza cię
i jesteś piękna, bo świecisz Jego światłem, rozumiesz?
- Nawet jeżeli nie rozumiem, to nie przestawaj,
tylko mów tak do mnie dalej...
. Wystarczy wzruszeń jak na jedną rozmowę. Teraz
się razem pośmiejemy, słuchaj. Pewien ksiądz katecheta przeżywał straszne chwile na lekcji religii, bo
w żaden sposób nie umiał wytłumaczyć dzieciom..
- Rzeczywiście, bardzo śmieszne...
- Poczekaj, nie przerywaj! Nie umiał wytłumaczyć
dzieciom, jak to możliwe, że Pan Bóg jest Jeden,
ale w Trzech Osobach. Pod koniec lekcji, kiedy
ksiądz miał rozpacz w oczach, a dzieci zupełny
mętlik w głowach, więc wszyscy gorąco modlili się
o dzwonek na przerwę, pewien chłopiec z ostatniej
ławki podniósł rękę. “Już rozumiem tajemnicę Trójcy Świętej!”
– zawołał zadowolony. Policzki księdza zapłonęły nadzieją
“Który z moich argumentów
pomógł ci to zrozumieć, Jasiu?”
- zapytał skromnie. “Z księdza
argumentów... żaden - przyznał
uczciwie chłopiec. _ Pomógł mi
to zrozumieć “Bajkowy atlas
smoków”. Niech ksiądz spojrzy:
tu jest jeden smok trzygłowy!”.
- Cha! Cha! Cha!... I co? Jaś dostał
naganę za oglądanie “Bajkowego
atlasu smoków” na lekcji religii?
- Nie, za to tylko upomnienie, bo
ksiądz miał dobre serce. Ale dostał
też wielką pochwałę za dziecięco
proste rozwiązanie trudnej zagadki teologicznej!
- Aniele! Ale przecież Pan Bóg,.. Powiedz mi, jak
On naprawdę wygląda? . .
- Nie mogę ci powiedzieć...
-Ale ty jesteś !
- Nie mogę ci powiedzieć, bo nie potrafię.
- Pytałam kiedyś babcię i tatę, oni też nie potrafili
powiedzieć, jak wygląda Pan Bóg, ale myślałam,
że ty to co innego...
- Bez względu na to, co bym ci teraz powiedział, i tak
powiedziałbym zbyt mało, żebyś zrozumiała, Kim
On jest naprawdę. Poszukaj w swoim sercu Jego
obrazu. Reszty dowiesz się w niebie. I pamiętaj, że
Jego najpiękniejszym imieniem jest Miłość.
- Czyli kiedy mówię Panu Bogu z czystym sumieniem: “Kocham Cię!”, to nie kłamię? - Kiedy
mówisz to z czystym sumieniem, nie kłamiesz.
opr. M.Michalska
Na Szlaku
19
Dzieci piszą, dzieci piszą, dzieci piszą.
Dzięki Ci Boże za mych rodziców, którzy nauczyli mnie miłości i szczerości. Agata B. kl. Va.
Dziękuję Ci, mamo, za wszystko, co robisz, za
miłość, za dobroć i za to, że jesteś ze mną w dobrych i złych chwilach!
Wiktoria Wermińska kl. Va
Do Ciebie Boziu rączki podnoszę o zdrowie całej
rodzinki proszę. I proszę także niech mnie od złego
na każdym kroku aniołki strzegą. Zuzia Myszka.
Witam Cię ,Matko Boska! Piszę do Ciebie, ponieważ chciałabym Ci podziękować za
wysłuchanie mych próśb, okazanie swej miłości w
trakcie mego życia. Proszę Cię również, abyś nadal czuwała nad moją rodziną. Dziękuję Ci jeszcze
raz za wszystko.
Agata Buchaj
*Ojciec wierzących,
*Odprawia Mszę św.,
*Przy niej głosi ksiądz kazanie,
*Rozmowa z Bogiem,
*Stoi przy drodze,
*Jan Paweł II to pierwszy polski …
*Wyprowadził Izraelitów z Egiptu do Ziemi Obiecanej,
*Wstrzemięźliwość od pokarmów,
*Pierwszy mężczyzna w raju,
*Inaczej Pismo Święte,
*Imię Apostoła,
*Np. loretańska,
*Credo to wyznanie ….
*Czas w którym przygotowujemy się do Świąt Bożego
Narodzenia.
Krzyżówki opracowała:
Wiktoria Marszałowicz klasa VI a.
Kartki z rozwiązaniem dostarczcie na furtę do 18.02.2011.
Losowanie nagród 20.02.2011 po Mszy świętej rodzinnej.
Humor, humor,……
- Bolku, jak nazywał się Chrobry?
- Nie wiem.
- No, przecież tak jak ty!
- Nowak?!
Nauczycielka się pyta dzieci, jakie zwierzęta
mają w domu. Uczniowie kolejno odpowiadają:
- Ja mam psa...
- Ja kota...
- U nas są rybki w akwarium...
20 Numer 61/2011
Wreszcie zgłasza się Kazio:
- A my mamy kurczaka w zamrażarce...
Na przystanku autobusowym mały chłopiec trąca
w nogę starszego pana.
- Czy pan lubi lizaki?
- Nie.
- To proszę go na chwilę potrzymać, bo muszę
zawiązać sznurowadło.
KWIATKI ŚW. FRANCISZKA, KWIATKI ŚW. FRANCISZKA, KWIATKI ŚW. FRANCISZKA
Jak święty Franciszek okręcił brata Macieja
kilkakrotnie w kółko i potem poszedł do Sieny
Kiedy święty Franciszek wędrował raz drogą z
bratem Maciejem, szedł brat Maciej nieco przodem.
Doszedłszy do potrójnego rozdroża, skąd można
było iść do Florencji, do Sieny i do Arezzo, rzekł
brat Maciej: „Ojcze, którą drogą pójdziemy?”
Odrzekł święty Franciszek: „Tą, którą Bóg zechce”.
Rzekł brat Maciej: „A jakże poznamy wolę Bożą?”
Odrzekł święty Franciszek: „Po znaku, który ci
pokażę: przeto rozkazuję ci w imię posłuszeństwa
świętego na tym rozdrożu, w miejscu, kędy stoisz,
obracać się w kółko i w kółko, jak czynią dzieci, i
nie przestawać się obracać, póki ci nie powiem”.
Wówczas brat Maciej zaczął obracać się w kółko i
obracał się dopóty, aż dostał zawrotu głowy, jak się
to dzieje, gdy kto się tak obraca, i upadł kilkakrotnie
na ziemię. A że mu święty Franciszek nie rzekł,
aby przestał, a on posłuszeństwa wiernie chciał
dotrzymać, podnosił się znowu. W końcu, kiedy
obracał się szybko, rzekł święty Franciszek: „Stój
i nie ruszaj się”, a ów stanął. A święty Franciszek
zapytał: „Gdzieś jest zwrócony twarzą?” Odrzekł
brat Maciej: „Ku Sienie”. Rzekł święty Franciszek:
„Oto droga, którą Bóg iść nam każe”. Idąc tą
drogą, dziwił się brat Maciej, że święty Franciszek
kazał mu czynić, co czynią dzieci, i wobec ludzi
świeckich, którzy przechodzili mimo. Jednak
z szacunku nie śmiał nic rzec świętemu ojcu.
Kiedy zbliżali się do Sieny, usłyszał lud miejski
o przybyciu świętego i wyszedł naprzeciw. I z
pobożności zaniósł go i towarzysza jego aż do
pałacu biskupa, tak że nogi ich nie tknęły zgoła
ziemi. Tejże godziny kilku mężów ze Sieny biło
się społem, a było już pośród nich dwóch zabitych.
Święty Franciszek, przybywszy tam, zaczął kazać
tak pobożnie i święcie, że przywiódł ich wszystkich
do zgody, do wielkiej jedności i pojednania.
Biskup sieneński słysząc o świętym dziele, którego
dokonał święty Franciszek, zaprosił go do domu
i przyjął z czcią największą na dzień ten, a także
na noc. Nazajutrz święty Franciszek, który był
prawdziwie pokorny i w dziełach swoich szukał
jeno chwały Bożej, wstał wcześnie z towarzyszem
i odszedł bez wiedzy biskupa. Przeto brat Maciej
szedł mrucząc do siebie i mówiąc po drodze: „Cóż
to uczynił ten poczciwiec? Kazał mi obracać się,
jak dziecku, a biskupowi, który mu taki zaszczyt
uczynił, nie rzekł słowa ani nie podziękował”. I
zdało się bratu Maciejowi, że święty Franciszek
postąpił niegrzecznie. Lecz potem, z natchnienia
Bożego, opamiętawszy się, ganił się w sercu
swoim, mówiąc: „Jesteś zbyt pyszny, sądząc
dzieła Boże i jesteś godzien piekła dla pychy swej
bezczelnej. Bowiem dnia wczorajszego dokonał
brat Franciszek czynów tak świętych, że gdyby
ich anioł Boży był dokonał, nie byłyby cudowniejsze. Przeto, gdyby ci był kazał rzucać kamieniami,
winieneś był uczynić to i być mu posłuszny. Bo
co uczynił w tej drodze, było dziełem Bożym, jak
okazuje koniec, który dobrze wypadł. Gdyby nie
był uspokoił bijących się z sobą, byłoby nie tylko
wiele ciał, jak to już się zaczęło, padło od noża,
lecz także dusz wiele byłby czart zawlókł do piekła.
Przeto jesteś głupcem i pyszałkiem, szemrząc
przeciw temu, co jawnie pochodzi z woli Boga”.
Wszystko, co brat Maciej mówił w sercu swoim,
idąc przodem, Bóg odkrył świętemu Franciszkowi.
Więc święty Franciszek zbliżył się doń i rzekł:
„Trzymaj się tego, o czym myślisz właśnie, bo dobre
to i pożyteczne, i z natchnienia Bożego. To jednak,
coś wprzódy mruczał, było ślepe, próżne, pyszne i
nasłane ci w duszę przez czarta”. Wówczas poznał
brat Maciej wyraźnie, że święty Franciszek znał
tajemnice serca jego, i jasno zrozumiał, że Duch
Mądrości Boskiej kierował wszystkimi czynami
świętego ojca.
Na Szlaku
21
CHWILA Z POEZJĄ
Nie za późno !
Nigdy nie jest za pózno
Żeby zacząć od nowa.
Życie staje sie próżnią
W tym znaczeniu słowa
Bez miłości do Boga i człowieka.
Nie zamykaj od środka drzwi
Tak długo na Ciebie czeka
W swoim ciele, w swojej krwi.
Motyl usiadł na dłoni,
Pozostał tylko złoty pył
Życie jest chwilą – czas goni
Bóg – ostatecznym szczęściem
Byś wiecznie żył.
Babciu!
Uśmiechnij się, babciu !
Mimo późnej godziny
Dzień tak szybko ciągnie za sobą nić
Chciałabym powiedzieć, nie bez przyczyny
Zatrzymać czas, by z tobą być.
Uśmiechnij się, babciu!
Niech serce nie szlocha,
Zza morza płynie gorący szept,
Rysunek nie mija, gdy serce kocha
Potrzebne jak pokarm, jak boży chleb.
Uśmiechnij się, babciu!
Pomimo zmroku,
Pomimo zmiennych życia szat,
Niechaj te święta będą cudowne
jak każdego roku,
które daliście mi i dziękuję za szereg lat.
Uśmiechnij się, babciu!
22 Numer 61/2011
Przyjmij me życzenia,
Jakie z serca do ciebie ślę.
Prawdziwa miłość nigdy się nie zmienia,
Uśmiechnij się, proszę – kocham cię !
Zofia Zakrzewska – Myszka
Pragnę ja dziś dzięki złożyć:
mam serce pełne radości,
przed Bogiem się ukorzyć,
gdyż Jezus w mym sercu gości.
Po Bogu największe dzięki,
rodzicom, co nas zrodzili,
ale też chrzestnym dziękujemy­do wiary nas wprowadzili.
Za katechezę podzięka,
znamy dziś prawdę i Boga.
Wiemy, co uczynić w życiu
i jaka do nieba droga.
Za cały czas trudnej pracy
w szkole i u nas w kościele
niech Bóg stokrotnie zapłaci,
a od nas wdzięczności wiele.
Ks. Henryk Samul
Wołam do Ciebie,
Boże!
W szarej codzienności
gdzie chwytam się z losem za bary
słowach pełnych nadziei
niczym gwiazd wiosennych szept
na drodze brukowanej cierpieniem
przy której domy podobne hotelom
a w rodzinach nie ma miłości
obrazach widzianych w zachwycie
i tych w sercach ludzi niechcianych
zawsze Panie Boże rozczarowany życiem
cicho westchnąwszy wołam do Ciebie
zamykam oczy z rozpaczy
i czekam z niecierpliwością
Az przyjdziesz
Wtedy modlitwą pytam
Co to Panie Boże znaczy?
Boże obietnice
Bóg dał nam swoje słowa
W które nie chcemy wierzyć
A przecież życia bez wiary
Człowiek nie umie przeżyć
Nam trzeba się cieszyc nadzieją
Spełnienia obietnic czekać
Starać się Seca otworzyć
Iść w stronę Boga – nie zwlekać!
Tadeusz Skwarczyński
Smaki łzy
Spływa po jej różanym policzku
Łza tak krystalicznie czysta
ale jakże gorzka
Znów popełniła błąd
Żałuje tego
Spływa łza
kolejna łza
i tak tworzy się
rwący gorzki potok
tak gorzki
jak nieposłodzona
mocna zaparzona herbata
Teraz w pochmurny dzień
spływa po jej policzku kolejna łza
równie krystaliczna i przejrzysta
ale jakże słodka
Raduje się jej serce i dusza
Spływa jedna łza
kolejna łza
i tak tworzy się
rwący słodki potok
jak lukrowane ciasteczko
z odrobiną ciemniej czekolady
Smakujesz tych łez
na co dzień
lecz jesteś jak ten smakosz potraw
delektujesz się nimi
tylko wtedy gdy
przyjdzie na to czas
by docenić
prawdziwy ich smak
Siostra Laurencja
Na Szlaku
23
Kronika Wydarzeń
3 stycznia – rozpoczęła się w naszej parafii wizyta
duszpasterska, tzw. Kolęda. W tym roku rozpoczęła
się od osiedla Piaski.
4 stycznia – Odnowa w Duchu Świętym wraz
z uczniami, rodzicami i chętnymi parafianami
modliła się w intencji dzieci szkół i przedszkoli z
terenu miasta i regionu Stalowa Wola. Czuwanie
zakończyło się Apelem Jasnogórskim o godz.
21.00.
6 stycznia – uroczystość Objawienia Pańskiego,
na wszystkich Mszach świętych odbywało się
poświęcenie kadzidła i kredy. Składka na tacę z
tego dnia przeznaczona została na potrzeby misji
i misjonarzy.
9 stycznia – święto Chrztu Pańskiego, które kończy
liturgiczny okres Bożego Narodzenia. Przed
kościołem, harcerki z 3 Rozwadowskiej Drużyny
Harcerskiej sprzedawały własnoręcznie wykonane
kartki i upominki okolicznościowe.
15 stycznia – nasza scholka dziecięca ”Franusie”
wystąpiła z koncertem kolęd. Podczas ich występu
zbierano datki, które zostaną przeznaczone na
wakacyjny wyjazd dzieci.
16 stycznia - podczas Mszy świętej o godz. 12.00
śpiewał chór Gaude Vite, a po niej wystąpił z
W kawiarence „Przystań” zorganizowano wystawę
pt. „Prześladowania chrześcijan we współczesnym
świecie”, która zawierała informacje oraz
fotografie z 50 krajów świata, gdzie chrześcijanie
są najbardziej prześladowani. Wystawę zwiedzali
koncertem kolęd.
18 stycznia - Odnowa w Duchu Świętym rozpoczęła
Seminarium Wiary. Spotkania, będą się odbywać we
wtorki przez dziewięć tygodni, są one adresowane
dla wszystkich osób chcących doświadczyć Bożej
Miłości i działania Ducha św.
parafianie, a także młodzież szkolna.
13 stycznia – o godzinie 19.00 celebrowano Mszę
świętą z modlitwą o uzdrowienie.
14 stycznia - o godz. 17.30 odbyło się comiesięczne
nabożeństwo adoracji Krzyża św. , a po Mszy św.
wieczornej spotkanie formacyjne Grupy Modlitwy
o. Pio.
Rozpoczął się dwudniowy kurs „Filip”, w którym
wzięli udział wszyscy, którzy chcieli odbudować
relacje z Bogiem i doświadczyć Jego bliskości.
24 Numer 61/2011
23 stycznia - Franciszkański Zakon Świeckich
i Grupa Modlitwy Ojca Pio modlili się przy
żłóbku, po czym uczestniczyli we Mszy świętej.
Po Eucharystii odbyło się spotkanie, na którym
członkowie obu wspólnot dzielili się opłatkiem.
Mszę świętą o godz. 17.30 ubogacił swoim śpiewem
Chór Katedralny z parafii Matki Bożej Królowej
Polski. Po Eucharystii wysłuchaliśmy koncertu
kolęd w wykonaniu tego chóru.
25 stycznia - kolejne spotkanie w ramach
Seminarium Wiary
Wiara wypróbowana w ogniu !
Od 4 do 17 stycznia 2011 roku zaprezentowano w
klasztorne Braci Mniejszych Kapucynów w Stalowej Woli wystawę pt.: “Prześladowania chrześcijan
we współczesnym świecie”. Na wystawie zamieszczono liczne i szokujące informacje oraz fotografie
z 50 krajów świata, gdzie chrześcijanie najbardziej
są prześladowani przez ekstremistów religijnych.
Ekspozycję, składającą się z 15 dużych plansz o
wymiarach 118 x 78 cm wykonanych z laminowanych płyt PCV, zawieszono na ścianie kawiarenki
parafialnej “Przystań”. Na 15 zaś planszach wystawy Głosu Prześladowanych Chrześcijan znajdowały się liczne fotografie i opisy przypadków
dotyczących prześladowań chrześcijan w różnych
krajach świata, gdzie większość stanowią wyznawcy: islamu, hinduizmu, buddyzmu i komunizmu.
Wystawa w sposób przekrojowy zobrazowała problem prześladowania naśladowców Chrystusa we
współczesnym nam świecie. Doskonale, zatem
mogła przybliżyć wspomnianą wyżej tematykę za-
równo osobom świadomie wierzącym i praktykującym, jak i nieuczęszczającym regularnie do świątyni. Przekaz wystawy był mocny i dostosowany do
osób w każdym wieku, czyli do dzieci, młodzieży
i dorosłych. Prezentacja zamieszczonych fotografii
i opisów nie miała na celu wzbudzić u zwiedzających wrogich do kogokolwiek emocji religijnych,
lecz zamiarem autorów było poinformować, ukazać problem i przynieść poszkodowanym chrześcijanom skuteczną pomoc. Przez zamieszczenie
zdjęć i fotografii chciano przypomnieć wszystkim
i każdemu o uniwersalnych prawach każdego człowieka do wolności sumienia i wyznania. Wystawa
była głosem tych chrześcijan, którzy go nie mogą
wyrazić. Według oficjalnych danych kilku międzynarodowych instytucji ds. badania nietolerancji religijnej, każdego dnia na świecie prześladowanych
jest ponad 200 milionów wyznawców Chrystusa
(katolików, prawosławnych i protestantów). Czę
sto chrześcijanie ci są zmuszani przez różnych ekstremistów religijnych do przejścia na inną religię,
np. islam, torturowani, a niekiedy i mordowani.
Żadna inna grupa religijna nie doświadcza takiej
dyskryminacji, co chrześcijanie w różnych częściach świata. Według kilku międzynarodowych
i religijnych instytucji każdego roku ekstremiści
religijni mordują 90 tysięcy chrześcijan. Wyznawcy Chrystusa są prześladowani m.in. w Indonezji,
czyli w największym pod względem liczby mieszkańców muzułmańskim kraju świata. Jak wynika z
raportu opublikowanego przez niemiecką agencję
chrześcijańską „Idea”, w statystykach zabójstw,
których powodem było wyznanie, chrześcijanie
stanowią ponad 90 procent wszystkich ofiar na tle
religijnym. Najtrudniej żyje się i praktykuje wiarę
chrześcijanom w Korei Północnej, Arabii Saudyjskiej, Laosie, Wietnamie, Iranie, Turkmenistanie,
na Malediwach, w Bhutanie, Birmie i Chinach. I
tak np. w Arabii Saudyjskiej za samo wspomnienie o Biblii otrzymuje się karę
kilkudziesięciu batów czy nawet kilku lat więzienia. Surowe
kary grożą tam za samo posiadanie krzyża. W komunistycznej Korei Północnej publiczne
wyznawanie chrześcijaństwa
karane jest śmiercią. W wielu
regionach Indii ekstremiści hinduscy palą wizerunki Chrystusa
i atakują chrześcijan modlących
się w kościołach. W rejonie
Karnataka Chitradurga mieszkańcy jednej z wiosek zmusili
chrześcijańskiego misjonarza,
aby ukląkł i modlił się do hinduskich bożków. W Erytrei
przez ponad dwa lata więziono
w piwnicach i blaszanych kontenerach popularną chrześcijańską piosenkarkę Helen Berhane, bezskutecznie starając się ją zmusić
do podpisania dokumentu o zmianie wiary. Została
uwolniona dopiero kilka miesięcy temu. W Europie
nikt chrześcijan nie morduje, ale International Christian Concern niepokoi sytuacja na Białorusi oraz
w Serbii i Bośni. Tak więc, sytuacja chrześcijan w
krajach wielkich religii, jest o wiele trudniejsza niż
wyznawców innych religii, w europejskich krajach
o większości chrześcijańskiej. Wystawa pt.: “Prześladowania chrześcijan we współczesnym świecie”
jest próbą powiedzenia o tym światu oraz przypomnieniem każdemu uniwersalnych praw każdego
człowieka, do wolności religijnej, wyboru i wyznawania wiary zgodnie z własnym sumieniem..
Robert Krawiec OFM Cap.
Na Szlaku
25
Jak dobrze wychowywać młodzież ? cz. 1
„Przyszliśmy na świat nieświadomi – pisał św.
Justyn - zrodzeni przez naszych rodziców zgodnie
z prawami natury. Zostaliśmy jednak wychowani w
złych i przewrotnych obyczajach”. Dziś wiele dzieci
wzrasta w społeczeństwie, które zapomina o Bogu
i o naturalnej godności człowieka stworzonego na
obraz Stwórcy.
Dziecko darem i zadaniem
W świecie kształtowanym przez postępujący proces
globalizacji często ukazuje się młodzieży jedynie
materialistyczną wizję wszechświata, życia i
ludzkiej samorealizacji. Bardziej niż czegokolwiek
innego potrzebują oni doświadczyć miłości i być
wychowywane w zdrowym ludzkim środowisku,
by mogły sobie uświadomić, że ich przyjście na
świat nie jest dziełem przypadku, lecz darem, i
należy do Bożego planu miłości. Wychowanie
młodzieży nigdy nie było łatwe, a dzisiaj wydaje
się coraz trudniejsze; dlatego niemało rodziców
i nauczycieli odczuwa pokusę odstąpienia
od swego zadania i nie są już w stanie nawet
zrozumieć, na czym naprawdę polega powierzona
im misja. W istocie zbyt wiele jest niepewności,
wątpliwości w naszym społeczeństwie i w naszej
kulturze, zbyt wiele zniekształconych obrazów
26 Numer 61/2011
przekazują nam środki społecznego przekazu. W
związku z tym trudno jest zaproponować nowym
pokoleniom coś wartościowego i pewnego, reguły
zachowania i cele, którym warto poświęcić życie.
Pomimo tych trudności należy jednak zapewnić
odpowiednie sytuacje wychowawcze młodzieży,
szukając w sposób twórczy nowych dróg
oddziaływania tam, gdzie panuje najdotkliwsza
nędza kulturowa i moralna młodego pokolenia.
Wychowanie, ale jakie?
Każde dziecko przychodzące na świat przypomina
białą kartkę czystego papieru, na której to dopiero
wychowanie i rozwój cech charakteru zdecydują
jaką treścią zapisze się jego życie. Bezbronne dziecko
ukazuje, że nikt nie rodzi się w pełni dojrzałym
człowiekiem, lecz nim się staje. Na kształt zaś życia
i charakteru dziecka składa się wiele czynników
i to od momentu jego niemowlęctwa aż do lat
młodzieńczych, tj.: otoczenie moralne rodziny,
poziom materialny, jego cechy
wrodzone i nabyte, wykształcenie
i rozwój uczuciowo-duchowy.
Tym będzie każdy człowiek,
czym go wychowanie i osobiste
postępowanie uczyni. Prawda o
znaczeniu wychowania dziecka
znana była już w starożytności.
„Nie ma nic ważniejszego –
pisał św. Jan Złotousty - niż
sztuka wychowywania”. Czas
przeznaczony na wychowanie
dzieci jest cenny, gdyż decyduje
o przyszłości osoby. Jakie zaś
cechy charakteru będzie miała
każda osoba, takimi cechami też
odznaczać się będzie rodzina,
społeczeństwo, naród i Kościół.
„Jeżeli młodzież będzie właściwie
wychowana – powtarzał św. Jan
Bosko - zapanuje porządek i
moralność w rodzinie i narodzie, w przeciwnym
razie zapanuje nałóg i bałagan”. Sama zaś Tradycja
chrześcijańska widzi w nauczaniu, a ogólniej
w wychowaniu dzieci i młodzieży, konkretny
przejaw miłosierdzia duchowego, będącego
jednym z pierwszych dzieł miłości, które Kościół,
zgodnie ze swoją misją, ofiaruje ludzkości.
Jaki ideał człowieka?
Co znaczy wychowywać?
Aby dobrze wychowywać młodzież, trzeba
wiedzieć, kim jest osoba ludzka, znać jej
naturę, powołanie i ostateczne przeznaczenie,
czyli nauczyć ją wchodzić w relację ze sobą, z
drugim człowiekiem, z otaczającym światem
i ze Stwórcą. W samym procesie wychowania
dzieci decydującą role odgrywają przyjęte wzorce
i miary antropologiczne. Ważne jest za kogo
uważa się samego człowieka i do jakich postaw
chce się go doprowadzić i wychować. Odmienne
jest wychowanie młodzieży przy koncepcjach
edukacyjnych czysto ateistycznych, które redukują
osobę tylko do wymiarów doczesnego życia, a
Człowiek dzisiejszy, który żyje miłością i pięknem,
to dziecko, które wczoraj żyło radością. Ktoś
powiedział, że „dobrze wychowanych ludzi można
poznać po tym, że źle wychowanych ludzi traktują
oni jak dobrze wychowanych”. Co znaczy zatem
wychowywać?Wychowywać to pomagać młodzieży
odnaleźć dobro, prawdę i piękno w sobie i w kimś,
to ukształtować myślącego młodego człowieka, a
zarazem dojrzałego i odpowiedzialnego za siebie i
innych. Wychowanie to jakby gram zapobiegania,
który jest więcej wart niż tona późniejszego
leczenia ze skutków
zła.
Wychowywać
to
kształtować
i
usamodzielniać czyjeś
życie - jak mawiał
Cyceron - ażeby młodzi
byli jak dobrze wyciosane
kamienie, które trzymają
się same bez cementu.
„W wychowaniu chodzi
o to – zauważył Jan
Paweł II - ażeby człowiek
stawał się coraz bardziej
człowiekiem, o to, ażeby
bardziej był, a nie tylko
więcej miał, aby umiał
bardziej i pełniej być
człowiekiem,
ażeby
umiał bardziej być nie
tylko z drugim, ale i dla
drugich”. Kształtować charaktery to zasiewać w
młodzieży wiarę w siłę dobra i powiedzieć im, że
najlepsze książki trzeba dopiero napisać, najlepsze
obrazy jeszcze namalować, najlepsze rządy dopiero
stworzyć i że wszystko, co najlepsze, zrobią w
przyszłości dopiero oni. Sztuka wychowywania
młodego pokolenia jest pracą i troską na rzecz
lepszego świata „jutra” rodzin i narodów. Kiedyś
jeden staruszek - jak głosi opowiadanie - sadził
młode jabłonki w miejskim ogrodzie. Ludzie
zastanawiali się, dlaczego starzec to robi, przecież
i tak nie doczeka owoców z tych drzew? „Ja sam
nie będę jadł tych owoców - powtarzał starzec - ale
ci, którzy po mnie przyjdą, będą jedli je i będą mi
za to bardzo wdzięczni”.
inna wizja wychowawcza jawi się w antropologii
chrześcijańskiej, gdzie każda istota ludzka znajduje
swoje szczęśliwe dopełnienie w Bogu i w wieczności.
Zatem jaki „mistrz”, taka i też jego nauka, jaka
wizja osoby zostanie przyjęta w wychowaniu,
taki też człowiek będzie ukształtowany. Od „miar
antropologicznych” zależy wiele, gdyż tylko
wzorowanie się na wielkich wzorach, wizjach i
kryształowo czystych charakterach zrodzi wielkie
osobowości, piękne idee i szlachetne czyny. Kiedyś
bogaty kupiec – głosi jedno opowiadanie - chciał
oddać swego syna jedynaka do dobrej szkoły.
Dziecko po wstępnych rozmowach zostało przyjęte,
ale gdy ojciec zobaczył rozkład zajęć lekcyjnych,
z obawą zwrócił się do dyrektora szkoły: „Czy
mój syn musi się tego wszystkiego uczyć? Nie
Na Szlaku
27
można by tego skrócić? Bardzo mi zależy na
tym, aby szybko ukończył szkołę”. „Proszę pana,
to zależy, czym on chce być - odpowiedział
wychowawca - jeżeli Bóg chce stworzyć drzewo
dębu, to potrzebuje na to dwadzieścia lat; jeżeli zaś
dynię, wystarczą Mu dwa miesiące”. Aby dziecko
dobrze wychowywać trzeba je znać, także odczuć
i zrozumieć w nim naturę i myśl samego Stwórcy.
„W pracy wychowawczej z dziećmi dotykasz
dusz – mawiała bł. Marcelina Darowska - dla
których Jezus zszedł na ziemię, za które umarł,
którym niebo z sobą przygotował i oto ty masz do
czynienia z tym dziełem duszy, w które złożona jest
największa myśl Boża, które tyle Boga kosztowało”.
Pilna potrzeba mistrzów
Wszyscy wychowujemy i jesteśmy wychowywani,
gdyż nauczając innych, sami uczymy się. Mamy tylu
nauczycieli, ilu ludzi spotykamy w życiu. Jednak
szczególną rolę odgrywają w kształtowaniu młodego
pokolenia rodzice i wychowawcy. To rodzicom
i wychowawcom została powierzona szlachetna
sztuka kształtowania młodej osoby. „Prawdziwy
nauczyciel - pisał Maksim Gorki - powinien być
zawsze najpierw najpilniejszym uczniem”. Kto
nigdy nie był dobrym uczniem, mistrzem też nie
będzie. Wychowawca to ten, któremu nie tylko
wydaje się, że wie mnóstwo rzeczy, które stara
się wtłoczyć uczniom do głowy, ale to ten, który
szuka prawdy i próbuje znaleźć odpowiedź na
pytania wspólnie z uczniami. Wychowywać to
pytać o prawdę i uczynić ją przewodnikiem w
życiu dziecka. Wychowywanie oznacza więc
zaspokajanie istniejącego w każdym człowieku
pragnienia poznawania i rozumienia świata, które
u dzieci i u młodzieży dochodzi do głosu z całą siłą
i spontanicznością. „Jeśli rodzice, wychowawcy i
przywódcy społeczni - pisał Benedykt XVI - chcą
być wierni swemu powołaniu, nigdy nie mogą
rezygnować z uświadamiania dzieciom i młodym
ludziom, że ich zadaniem jest wybrać taki styl życia,
który prowadzi do prawdziwego szczęścia, odróżnia
prawdę od fałszu, dobro od zła, sprawiedliwość od
niesprawiedliwości, świat rzeczywisty od świata w
rzeczywistości wirtualnej”. W sztuce wychowania
zaś młodzieży ważną rolę odgrywa mądrość,
miłość i cierpliwość rodziców i wychowawców.
Kiedyś pracowity Chińczyk Li-peng – głosi jedno
opowiadanie -zaorał i obsiał swoje poletko. Po paru
tygodniach od zasiewu dziwił się, że ziarno powoli
28 Numer 61/2011
wzrasta. Na sąsiednim polu zauważył już duże
zielone kiełki! Z tego też powodu z każdym dniem
malała jego cierpliwość. W końcu pobiegł na pole
i zaczął ciągnąć w górę delikatne źdźbła. Była to
żmudna praca, ale wytrwałość rolnika pokonała jego
zniechęcenie. Po przyjściu do domu opowiedział
sąsiadom, jak pomógł rosnąć zbożu. Zaciekawieni
ludzie poszli zobaczyć dzieło Li-penga. Jednak
na polu ujrzeli tylko zwiędły i zniszczony zasiew.
Długo jeszcze po tym wydarzeniu śmiano się we
wsi z rolnika, który nie umiał czekać. Nie ma złej
młodzieży, są tylko niekiedy niecierpliwi i źli
wychowawcy. „Ci, którzy podejmują się nauczania
jako stałego zadania – pisał św. Józef Kalasanty powinni odznaczać się wielką miłością, najwyższą
cierpliwością, a zwłaszcza głęboką pokorą. Wtedy
to staną się godni, aby Pan, którego pokornie błagać
będą, uczynił ich skutecznymi współpracownikami
prawdy, umocnił w spełnianiu tak wzniosłego
obowiązku i obdarzył radością niebios”. Dobro
zasiane w młodym człowieku z pewnością
zaowocuje kiedyś w odpowiednim czasie.
„Czym skorupka za młodu nasiąknie, tym…”
Każdy wychowanek sam w pierwszej kolejności
powinien zadbać o swój rozwój intelektualny,
uczuciowy i duchowy. „Dzieci i młodzieży –
zaapelował Benedykt XVI - wy sami musicie
kształtować wasz rozwój moralny, kulturalny i
duchowy. Wy sami musicie dobrowolnie przyjąć
w sercu, umysłem i w życiu uformowane przez
wieki dziedzictwo prawdy, dobroci i piękna,
którego kamieniem węgielnym jest Jezus Chrystus.
On oświeca od wewnątrz naszą inteligencję, On
ukierunkowuje ku dobru naszą wolność, która
często wydaje się krucha i nietrwała, On jest
prawdziwą nadzieją i solidnym fundamentem
naszego życia. Jemu możemy zawierzyć”. Wiek
młodości szczególnie sprzyja wychowaniu, gdyż
podobnie jak młode gałązki, tak i umysły młodych
ludzi z łatwością dają się prowadzić wychowawcom.
Łatwo wychowawcom kształtować młode dusze,
trudno natomiast ukrócić ich późniejsze wady,
które urosły wraz z nimi. Czas młodości jest
cenny, gdyż rok dziecka szybko mija i jest czymś
innym niż rok życia człowieka dojrzałego czy w
podeszłym wieku. Dorastanie zaś młodzieży to
tracenie najlepszej części siebie - dziecka, które
jeszcze ufnie patrzy na wychowawców i świat oraz
spontanicznie go przyjmuje. Kiedy ktoś dorasta to
do ręki niejako bierzesz ciężki bagaż już własnych,
wciąż rosnących doświadczeń. Dlatego też o
dobre wykorzystanie okresu szkolnego zaapelował
kiedyś do młodzieży papież Jan Paweł II: „Musicie
wzrastać, rozwijać się dzień po dniu stawać się
dojrzałymi i pełnymi mężczyznami i kobietami,
nie tylko w sensie fizycznym, lecz w sensie
duchowym. Byłoby zbyt mało wzrastać jedynie
w ciele, dba o to, w gruncie rzeczy sama natura;
potrzebne jest wzrastanie duchowe, i to osiąga się
ćwicząc te zdolności, które Pan - są to różne Jego
dary - złożył wewnątrz nas: inteligencja, wola,
zdolność do miłowania Go i kochania bliźniego”.
Czy tylko troska o intelekt?
W wychowaniu należy rozwijać całego człowieka,
czyli jego wolę, uczucia, ducha, a nie tylko intelekt.
Kształcić tylko umysł człowieka, nie udzielając
mu nauk moralnych, to jakby stwarzać zagrożenie
naukowym a religijnym. Wychowanie naukowe
rozciąga się aż do najwyższych stopni, podczas
gdy wychowanie religijne pozostaje na stopniu
podstawowym. Niezbędne jest, aby w istotach
ludzkich w trakcie ich kształtowania, wychowanie
było zintegrowane i nieprzerwane, to znaczy, aby
kult wartości religijnych i zaostrzenie moralnego
sumienia postępowały w nich równolegle z
nieustanną, coraz bogatszą asymilacją elementów
naukowo – technicznych”. Rozwijać w
dziecku tylko umysł, a zaniedbywać jego wolę,
oznacza jakby dbać tylko o połowę jego osoby.
Kształtowanie zaś woli dziecka jest o tyle ważne,
że charakter jest jego przyszłym przeznaczeniem.
W wychowaniu charakteru dziecka należałoby
mocniej zaakcentować trzy rzeczy, tj. aby dziecko w
sobie zobaczyło zło i wady; aby zapragnęło dobra i
rozwoju swoich uzdolnień; aby nie zraziło się przy
życiowych trudnościach. Cel wychowania dziecka
zatem powinien być podwójny: wzbogacenie
pamięci o dobre i użyteczne pojęcia oraz kierowanie
woli drogą cnoty. Podwójny również powinien być
i środek do ich osiągnięcia: jeden to intelekt, a
drugi dotyczy serca. Jeden dotyczy nauki, a drugi
miłości. Kiedyś ośmioletni chłopiec – głosi pewne
opowiadanie - wrócił zapłakany ze szkoły. Już w
drzwiach z płaczem zwrócił się do matki: „Mamo,
ktoś ukradł mi w szkole moje buty”. Wtedy matka
przytuliła syna do swego serca, ucałowała go i
powiedziała. „Kochanie, nie płacz! Nic wielkiego
się nie stało. Lepiej, że tobie ukradli niż ty byś
to miał zrobić! Wtedy ja bym bardzo płakała”.
Nikt nie jest samotną wyspą!
społeczne. Wiemy, że sama wiedza bez zasad
moralnych często błądzi i szkodzi. „Zbyt często i w
zbyt wielu księgach zdarza się – pisał bł. Jan XXIII
- że nie ma proporcji pomiędzy wychowaniem
W procesie wychowawczym dziecka przede
wszystkim niezastąpioną rolę odgrywa rodzina,
która pozostaje najważniejszym środowiskiem
formacji młodych pokoleń. To od rodziców zależy
w znacznej mierze fizjonomia moralna ich dzieci.
Moralność ta kształtuje się pod wpływem stylu
relacji, jakie budują rodzice wewnątrz rodziny
i poza nią. Rodzina jest pierwszą szkołą życia
dziecka, a formacja w niej otrzymana decyduje
o przyszłym rozwoju jej osoby. „Sami rodzice
powinni się starać – stwierdził św. Augustyn - aby
rodzina była małym Kościołem, w którym czci
się Boga, myśli się o świętości, a poprzez dzieci
daje się społeczeństwu nowych świętych”. A jakie
mają być chrześcijańskie rodziny? Tego uczmy się
od Rodziny z Nazaretu, że wychowanie rodzinne
Na Szlaku
29
jest drogie i niezastąpione, a w sferze społecznej
ma ono pierwszorzędne i niezrównane znaczenie.
Gdy własny dom dziecka nie wychowa, to i szkoła
za bardzo w tym nie pomoże. „Jeżeli pragniecie
dobrego społeczeństwa – zauważył św. Jan
Bosko - musicie włożyć wszystkie swoje wysiłki
w chrześcijańskie wychowanie młodzieży”.
miłość do ojczyzny, do kultury domowej, rodzinnej
i narodowej. I musi wychować w tym duchu”. Nie
ma świetlanej przyszłości narodu bez dobrego
wychowania jej młodzieży. Cieszymy się, widząc
dobrze wychowane dzieci, ale cieszylibyśmy
się bardziej widząc dobrze wychowane narody.
Kiedyś wspaniała i potężna niegdyś Grecja - głosi
Dzieci tak powinny być wychowywane, aby
wychodząc z kręgów rodzinnych, otwierały się
na wspólnoty zarówno kościelne, jak i świeckie,
ponieważ życie wspólnotowe nie jest dla osoby
czymś przychodzącym z zewnątrz, ale rozwija ona
wszystkie swoje uzdolnienia i może odpowiedzieć na
swoje powołanie poprzez spotkanie, służbę i dialog
z innymi ludźmi. „Talent dziecka - mawiał Johann
Wolfgang Goethe - kształtuje się w spokoju życia
prywatnego, a charakter w wirze życia publicznego”.
opowiadanie - zaczęła chylić się ku upadkowi.
Światli obywatele gorączkowo szukali środków
ratunku. W Atenach zebrało się dostojne grono
starszych mężów, aby radzić nad tym, jak ratować
ojczyznę od ostatecznej zguby. Ilu zebranych, tyle
też rad i zdań. Jeden ze starców, który pamiętał lepsze
czasy Grecji, milczał uporczywie. Przynaglony do
wyrażenia swego zdania rzucił na ziemię nieco
nadgniłe jabłko, które rozbiło się na dwie części.
Co to ma znaczyć? - zawołali zebrani. Zobaczcie,
to jabłko ma jeszcze zdrowe ziarna. Zasadźcie je,
pielęgnujcie troskliwie, a wyrosną silne i zdrowe
drzewa. Podobnie jest z naszą biedną ojczyzną.
Ziarnem, z którego może wyrosnąć jej lepsza
przyszłość jest nasza młodzież. Wychowujmy ją
zdrową fizycznie i moralnie, a Grecja z pewnością
się odrodzi. Kto nie dba o wychowanie dzieci i
młodzieży ten nie dba o przyszłość własnej ojczyzny.
Naród
wspólnym
dobrem
„Od dobrego lub złego wychowania młodzieży
– pisał św. Jan Bosko - zależy dobra lub
zła przyszłość społecznych obyczajów”. W
dziecku wychowuje się człowieka przyszłości,
chrześcijanina przyszłości, obywatela, członka
rodziny, stworzenie Boże. Tak więc wychowanie
młodzieży nie odbywa się w jakiejś próżni, lecz w
konkretnym społeczeństwie i narodzie. „Dlatego
też szkoła musi być narodowa - stwierdził kard.
Stefan Wyszyński - i musi dać dzieciom i młodzieży
30 Numer 61/2011
ciąg dalszy w następnym numerze
Robert Krawiec OFM Cap.
Na Szlaku
31
32 Numer 61/2011

Podobne dokumenty