Żywot Ojca Stanisława Papczyńskiego

Transkrypt

Żywot Ojca Stanisława Papczyńskiego
Józef Stanisław Pietrzak
Żywot
Ojca Stanisława Papczyńskiego
ŻYWOT OJCA STANISŁAWA PAPCZYŃSKIEGO
Stowarzyszenie Najświętszej Panny Marii
Królowej Polski
Na okładce: Bł. Ojciec Stanisław Papczyński (1631-1701),
beatyfikowany w roku 2007 w Licheniu.
Gdyby Polacy ulegli naciskom zła i zgodzili się na potraktowanie
wiary jako sprawy prywatnej, to Polska utraci niepodległość na
zawsze.
Matka Boża do Wandy Malczewskiej
Duchu Święty – natchnij Polaków,
Miłości Boża – pochłoń Polaków,
Na właściwą drogę – zaprowadź Polaków,
Mario, Matko – spojrzyj na Polaków,
z Jezusem błogosław Polaków.
Od wszelkiego złego,
od wszelkiego złudzenia,
od wszelkiego niebezpieczeństwa
zachowaj Polaków. Amen.
Jak wy jesteście ze Mną to i ja jestem z Wami
i nic wam się nie stanie.
Matka Boża w Siekierkach w 1943 roku
Józef Stanisław Pietrzak
Żywot Ojca Stanisława Papczyńskiego
1913 r.
W ninieszym wydaniu zachowana została oryginalna pisownia
autora sprzed 100 lat z roku 1913, która różni się od pisowni współczesnej. Zachowaliśmy oryginalną pisownię wydruku, który otrzymaliśmy. Zmieniliśmy jedynie niektóre kropki
i przecinki, zastępując kropki przecinkami a przecinki kropkami
dla zachowania ciągu czytania – dla lepszej czytelności tekstu.
O. Józef Stanisław Pietrzak urodził się w Budzisławiu Kościelnym w Wielkopolsce niedaleko Słupcy. Był generałem Marianów białych – ukrytym z powodu prześladowań przez zaborców. Gdy pisał tę książkę żyło jeszcze czterech zakonników.
Prace
JÓZEFA ST. PIETRZAKA
ogłoszone drukiem.
Hugo Kołłątaj, reformator Uniw. Jagiellońskiego.
(„Głos Narodu” 1912 r.)
Grzegorz XVI., car Mikołaj I. a Polska. („Głos Narodu” 1912 r.)
Krótki rys historyi Zakonu Paulinów. („Głos Narodu” 1910 r.)
Wielki narodowy bohater O. Marek Jandowicz, Karmelita
trzewiczkowy. (Kalendarz „Roli” 1913 r).
O. Marek Jandowicz, w 200-tną rocznicę urodzin 1713—1913,
praca źródłowa, na nieznanych dotąd dokumentach oparta.
(W druku).
Nadto wiele innych pism tegoż autora
w różnych czasopismach ogłoszonych.
Redakcja: Wojciech Deresiński (red.nacz.), Mirosław Karaśkiewicz,
Edward Szymański. Współpraca: Janusz Kozłowski
Adres redakcji:
61-289 Poznań, Os. Czecha 78 / 91
Tel. +48 663 695 644
e-mai: [email protected], www.smkp.pl
Wydawca:
Stowarzyszenie Najświętszej Panny Marii Królowej Polski
Wydawnictwo NON PROFIT
Książeczkę można czytać i ściągać ze strony internetowej oraz rozpowszechniać non profit.
www.smkp.pl w dziale: ŻYWOT OJCA PAPCZYŃSKIEGO
Książeczka zatwierdzona do rozpowszechniania: 26-08-2013
Cena ksero C-B = (52 x 15 gr/A4) = 7,80 zł
SPIS TREŚCI:
Przedmowa ................................................................................................... 1
Wstęp. — O cześć świętych polskich ...................................................... 1
Tło historyczne ................................................................................................ 6
Narodzenie O. Stanisława a Jesu Maria. Lata chłopięce ................. 9
Świątobliwy student ..................................................................................... 11
O. Stanisław Papczyński zostaje zakonnikiem i profesorem ....... 13
Uczony pisarz. — Pogromca heretyków ............................................... 15
Fundator Zakonu Niepokalanej ................................................................ 20
Święty Mistrz .................................................................................................... 21
Kaznodzieja i doradca królewski.
— Udział O. Stanisława w odsieczy wiedeńskiej .............................. 24
Apostoł dusz w Czyścu cierpiących ........................................................ 26
Podróż do Rzymu. — Trudności.
— Zatwierdzenie Zakonu Niepokalanej ............................................... 28
Ostatnie chwile O. Stanisława. — Śmierć błogosławiona.
— Cześć pośmiertna. — Uznanie Stolicy Apostolskiej ................... 31
Rys historyczny Zakonu 00. Maryanów ................................................ 35
Poczet Generałów Zakonu 00. Maryanów
od powstania Zgromadzenia aż do dni dzisiejszych ....................... 39
Krótki rys życia Chwalebnego 0. Kazimierza Wyszyńskiego
od św. Józefa Maryanina .............................................................................. 39
Litania do Chwalebnego Sługi Bożego
0. Stanisława Papczyńskiego ..................................................................... 41
Litania Il-ga o Chalebnya 0. Stanisławie Papczyńskim ................... 43
Modlitwa o szczególna łaskę przed obrazem
chwalebnego O. Stanisława Papczyńskiego ....................................... 43
Koronka na cześć Chwalebnego O. Stanisława .................................. 44
Do 0. Stanisława Papczyńskiego
Rycerza w potrzebie wiedeńskiej .
Modlitwa polonusa wierszem z r. 1768 ................................................ 45
Pieśń o cudotwórczym 0. Stanisławie Papczyńskim
(z XVIII w.) ......................................................................................................... 45
Błaganie pomocy Ojca naszego z r. 1864 .............................................. 45
Hymn na cześć Ojca Zakonu Maryanów ............................................... 46
Pieśń na cześć O. Stanisława a Jesu Maria,
Patrona Nieszczęśliwych ............................................................................. 46
Hymn pochwalny na cześć O. Stanisława Papczyńskiego
a Jesu Maria ....................................................................................................... 47
ŻYWOT OJCA STANISŁAWA PAPCZYŃSKIEGO
PRZEDMOWA.
W
Ojczyźnie naszej przed jej rozbiorem było dużo
klasztorów, co wniosły do nas i cywilizacyę i w
pracy pasterskiej pomagały i oświatę szerzyły
i nauki uprawiały i chorych pielęgnowały i więźniów z jassyru wykupywały — mimoto zakonów u nas powstałych
przed XIX. wiekiem liczymy zaledwo trzy: Maryanów, Rochitów i Maryawitki. O założeniu pierwszych Czytelnik się
dowie z niniejszej pracy; Rochitów utworzył biskup wileński Konstanty Kazimierz Brzostowski w r. 1713 celem pielęgnowania chorych i grzebania umarłych, szczególniej na
zarazę. Rozszerzeni na Litwie i Żmudzi przestali istnieć
w połowie zeszłego stulecia wskutek prześladowania Kościoła, które się zazwyczaj zamykaniem klasztorów rozpoczyna. Maryawitki (((Sorores vitae Mariae, siostry życia
Maryi; zbyteczne chyba dodawać, że zgromadzenie to nic
nie ma wspólnego z przebrzydłą sektą Koztowitów.))) założył w 1737 r. ks. Józef Stefan Turczynowicz w Wilnie dla nawracania żydówek oraz wychowywania dziewcząt ubogich,
zwłaszcza sierót. Dzieje tego zgromadzenia o celu po dziś
dzień doniosłym, świadczą, iż nie miało ono należytego
u nas poparcia, owszem, napotykało na przeszkody w swym
rozwoju. Znoszenie klasztorów przez rząd rosyjski sprawiło, że w r. 1913 ostatnia Maryawitka przebywa u PP. Dominikanek w Przyrowie pod Częstochową.
Podobny los, jak Maryawitek, stał się udziałem zakonu 00.
Maryanów. Już Kitowicz (((Opis obyczajów i zwyczajów za
panowania Augusta III))) o nich pisał, że »mieszkając na
puszczach, dla małej liczby klasztorów, nie wielom są znajomi«, a zdanie to bystrego spostrzegacza stało się za dni naszych aż nadto prawdziwem, gdyż niechęć wrogów Kościoła
z własną naszą obojętnością podały sobie ręce. Dla ilużto
Polaków zawstydzeniem powinniby być ci dwaj kapłani
z południowej Francyi, co dowiedziawszy się o istnieniu
Maryanów, zapragnęli przed kilku laty z nimi nawiązać stosunki. »0d dawna o podobnym zakonie marzyłem« pisał
z nich jeden, »nie wiedząc, że on istnieje«.
Nieznajomość języka, obawa, jaką miał ś. p. Generał
0. Wincenty Sękowski, by jego korespondencya nie wpadła
w niepowołane ręce, sprawiły, że to pragnienie pozostało
do dziś dnia nieuskutecznione, choć mamy nadzieję, że nie
na zawsze. Póki ostatni Maryanie żyją, poty nadzieja zachowania dla przyszłości Zakonu nie stracona, ale do tego konieczną większa jego znajomość wśród wiernych. Usłużyć
jej w tej mierze wzięła sobie za zadanie niniejsza praca,
skreślona na podstawie wiadomości, zaczerpniętych wprost
z archiwum Zakonu, żywot jego założyciela, Wielebnego
Sługi Bożego Stanisława Papczyńskiego, podając wiadomość o jego dziele, które w cichości i pokorze zbierało zasługi w pracy duszpasterskiej, a wielbiąc Niepokalaną Maryę, modły swe i umartwienia ofiarowywało za dusze
zmarłych, wreszcie zaznajamia nas z drugą chwałą Zakonu,
Wielebnym Sługą Bożym Kazimierzem Wyszyńskim, który
zakon na południowe kresy Europy przeszczepił.
Niechże więc niniejsza praca zwróci uwagę Katolików, miłujących przeszłość narodową, na ten polski Zakon; niech
obudzi powołanie doń w tych, co czcząc Najśw. Bogarodzicę
Niepokalaną, pragną pracować dla młodszej braci: dla ludności wiejskiej i młodzieży oraz wspomagać swemi zasługami dusze w czyścu cierpiące.
Maryan Bartynowski.
ŻYWOT OJCA STANISŁAWA PAPCZYŃSKIEGO
Prawdziwy wizereunek Czcigodnego sługi Bożego
O. STANISŁAWA PAPCZYŃSKIEGO OD JEZUSA I MARYI
Instytutora polskiego zakonu Maryanów,
Kapelana i kaznodziei króla Jana III
Spowiednika Innocentego XII Papieża,
PATRONA NIESZCZĘŚLIWYCH,
Ur. 18 Maja 1631 r., um. 17 Wrzesnia 1701 r.,
wielkimi cudy wsławiony.
„Pańscy Wybrańcy w niespożytej sławie,
Na wysokościach nasi Opiekuni.
Ku spólnej matce, ku Polsce — och ku niej
Zwróćcie oblicze! — Święty Stanisławie,
Święty Kazimierzu, święty Józafacie —
Ku Niej — ku matce w pokrwawionej szacie.
Święci Rodacy! — głuchnie polska mowa,
Łotrowie polskie pożerają plony;
Wdowy, sieroty polskie, bez obrony –
Marnieje Polsce siejba Wojciechowa!
Zanućcież razem jak ongi, tak ninie:
Bogarodzico! — Miły Hospodynie!”
WSTĘP — O CZEŚĆ ŚWIĘTYCH POLSKICH.
Zwykliśmy nazywać Ojczyznę naszą „Matką Świętych” już
to w hymnach starodawnych, już w życiorysach Świętych
naszych Rodaków, już to w potocznej mowie a zdarza się, że
i przed cudzoziemcami chlubimy się z tego tytułu i nad inne
wynosimy narody.
A robią to nie sami tylko gorliwi katolicy, ale nawet — co
jest dziwne — i dość liberalnie myślący, lecz z patryotycznem usposobieniem Polacy. Ot, tak, aby się pochwalić i zaimponować obcym tężyzną ducha polskiego (((Przechwałki
takie słyszeliśmy nieraz od liberalnych-patryotów, podczas
uroczystości beatyfikacyjnej Joanny D’Arc; że my — t. j. Polacy — podobnych Joannie bohaterów mamy wielu do kanonizacyi jak O. Kordeckiego, paulina, O. Marka Jandowicza,
karmelitę i innych, wobec tego Francuzi nie mogą nam imponować swoją Joanną, bo Polska jest uznaną jako „Sanctorum Mater”.)))
W temby ostatecznie nie było nic zdrożnego, gdyby to
wszystko było prawdą! Ale czy tak jest istotnie? Czy Polska,
jak chcą niektórzy, jest naprawdę „Rodzicielką świętych” do
tego stopnia, by aż na taki zasługiwała tytuł? Czy starają się
Polacy o to, by ten tytuł dany Ojczyźnie św. Stanisława, czynami, gorliwością o cześć swych świętych Ziomków, życiem
swem całem usprawiedliwić?
Z bólem serca, nieśmiało, ale kochając prawdę kategorycznie odpowiadamy, że Polska, jak dotąd — na ten tytuł nie
zasłużyła i nie zasługuje a to dla dwóch powodów.
Przedewszystkiem, nie możemy porównywać Polski z Hiszpanią, Francyą czy Włochami co do wielości świętych
i błogosławionych, jeśli nie chcemy minąć się z prawdą. Porównywanie to bowiem wychodzi jaskrawo na niekorzyść
naszą, a to aż do upokorzenia narodowej dumy i godności
naszej, jako narodu od tysiąca lat katolickiego, gdyż świętych kanonizowanych Polaków mamy tylko siemiu1)! (((Oto
ich imiona: św. Jędrzej Żurawek, św. Stanisław B, M., św. Jacek, św. Jan Kanty, św. Kazimierz Jagiellończyk, św. Stanisław Kostka, św. Jozafat Kuncewicz.))) Poczet zaś błogosławionych nie przekracza liczby bardzo skromnej, bo
trzynastu2) (((Bł. Wincenty Kadłubek, cysters, Bł. Czesław
Odrowąż, dominikanin, Bł. Bronisława Odrowążówna, norbertanka, Bł. Salomea, klaryska, Bł. Jakób Strzemień, franciszkanin, Błogosławieni: Szymon z Lipnicy, Jan z Dukli, Ładysław z Gielniowa, wszyscy trzej bernardyni, Bł. Jan
Sarkander, kapłan świecki, Bł. Jędrzej Bobola i Melchior
Grodzicki z kongregacyi jezuitów.)))! jeśli nie wliczymy męczenników sandomierskich, których pamięć nie jest czczona w całem kościele i dwóch klarysek błogosławionych Kunegundy i Jolanty, które wszak są węgierkami a w Polsce
tylko żyły i tu błogosławionego dokonały żywota. Zaiste,
nader mały to zastęp świętych Polskich, których imiona
znane są katolickiemu światu.
Na pociechę naszą trzeba wyznać, że mamy i my dość wielką liczbę Czcigodnych sług Bożych, często błogosławionymi
nazywanych powszechnie, ale wieki całe czekających (niestety! napróżno) na potwierdzenie Ich czci przez Stolicę
Apostolską.
Uderzającym jednak jest fakt, że pomiędzy świętymi Polskimi niema ani jednej niewiasty). (((Św. Jadwigi Śląskiej
nie wliczamy, boć Ona, jak powszechnie wiadomo, była
z pochodzenia niemką; do tej narodowości się przyznawała
i nawet do dzieci swych, książąt polskich, po niemiecku mówiła nie umiąc wcale po polsku, w niemieckim duchu ich też
i wychowywała. Naród Polski przyjął ją słusznie za Patronkę, jako niegdyś swą księżnę.))). Pomiędzy błogosławionymi jaśnieją dwie Polki: Bronisława i Salomea, wielkie i kochane to imiona ale — tylko dwa! Pomiędzy Czcigodnemi
służebnicami Bożemi, które mogłyby kiedyś być kanonizowanemi, gdyby nasza gorliwość w tym względzie była większą a patryotyzm bardziej uszlachetniony, jest zaledwie kilka imion niewieścich, do tego stopnia mało, że nawet
świątobliwy patryota O. Floryan Jaroszewicz, reformat, który tak skrzętnie wyszukiwał Imiona świętych Polskich — za
co niech go Bóg do oglądania Ich w niebie przypuści — że
nawet w swym zapale, kochany ten staruszek, w braku innych niewiast, królowę Bonę pomieścił (((Powodowany
niektóremi jej cnotami, zresztą na błędnych źródłach, (zapewne bez osobistej winy) oparty.))), nie wiele nam zanotował świętych imion kobiecych, które, gdy się z bardzo
licznemi męskiemi zestawi zadziwi badacza dziejów kościoła w Polsce niepomiernie i mimo woli przychodzi na
myśl pytanie: co to znaczy?
Dlaczego tak uderzająco mało świętych Polek, że aż razi?
0 świętem życiu naszych matron tyle napisano, iż to przysłowiowem się stało, a dowodów tegoż heroicznych zaprawdę
bardzo nie wiele, zdumiewająco mało. Jest to naprawdę ciekawy fakt, który różnie komentować można, wobec tego, że
Polki nader licznie poświęcały się i poświęcają dotąd wyłącznej służbie Bożej w bardzo licznych klasztorach, gdzie mają
— powinny mieć — ułatwione dojście do wysokiej doskonałości — do heroicznych cnót — do świętości. — Tymczasem?
nie! A byłaby to wielka chwała dla ojczystej naszej ziemi.
Czyżby rodzaj niewieści i w tej dziedzinie ducha słabym się
na ogół okazał ?... Chyba nie. Znamy przecież imiona niewieście innych narodów o, i jakie sławne, z XIX w. nawet, które
Kościół zaliczył w poczet błogosławionych i świętych a jeszcze wiele ich na to odznaczenie czeka. Czemuż pomiędzy niemi nie ma Polek, a powinno ich być dużo, bardzo dużo! Jak
ten fakt, bądź cobądź upokarzający nasze Polki wytłómaczyć? Nie wiemy, raczej nie chcemy.
Jakże inaczej wygląda statystyka imion Świętych hiszpańskich, francuskich lub włoskich obojga płci. Któż bo nie zna
ich imion czcigodnych, których wyliczenie tak łatwe każdemu katolikowi. Do nich to przecie modli się świat cały, bo
zna Ich życiorysy, stawia na ich cześć klasztory, kościoły, kaplice i ołtarze po całym katolickim świecie, także i u nas
w Polsce; Ich wizerunki zdobią domy nasze; Ich imiona na
chrzcie św. się nadaje; codziennie cześć Ich wzrasta, bo ją
rodacy z całym zapałem, nakładem i miłością szerzą pomiędzy ościennymi narody (za pomocą pomocą pism (((U nas
polskie gazety katolickie! bardzo niechętnie przyjmą jakiś
artykuł wybitnie religijny albo mający na względzie cześć
Świętych, najczęściej odmówią, motywując tem, że to za
»klerykalny, wielu czytelników zrazić może! Zagraniczne
pisma się tego nie lękają! Ale bo też tam są zdecydowani
katolicy!))) i odczytów), a Ciała ich, a szczątki Ich czcigodne
w kosztowne, alabastrowe, srebrne lub złote trumny i relikwiarze są składane, i tak czczone i tak ozdabiane, na co się
tylko gorliwość o ich cześć i miłość ku nim zdobyć może!
a oni z nieba łaski i cuda swym czcicielom wypraszają
u Boga, jakby z wdzięczności za cześć, jaką darzą tu na ziemi
wierni Ich pamięć; pobożni katolicy znów rywalizując we
wdzięczności ze Świętymi, znów ołtarze swych Patronów
zdobią kwieciem i wotami, i tak się utrwala przyjaźń grzesznych na ziemi ludzi z Świętymi w niebie. Oto obcowanie
Świętych. Kościół tryumfujący wspiera Kościół wojujący.
0, dobrze robią cudzoziemcy! i chyba za to błogosławi im
Bóg, i na czele stawia narodów, albowiem na każdem polu
są sławni i pierwsi, mają wolną ojczyznę, nie są poniewierani tak jak my! ich kości nie bieleją na sybirskich stepach, ich
rodacy nie jęczą pozamykani w okrutnych kazamatach
i więzieniach, są względnie szczęśliwi: a i święci wśród obcych coraz liczniejsi, ciągle się rodzą niebu i Kościołowi,
którego są ozdobą, chwałą i światłością, a ojczyzny, z której
wyszli, chlubą i radością, jakby gleba francuska, włoska czy
inna, jeno nie polska, rosą bożą skropiona była, a Duch
święty dary swoje jakby promienie słoneczne siedemkroć
razy powiększone zlewał na te szczęśliwe ziemie i zagrzewał do świętości dusze.
U nas inaczej. Na polskiej ziemi spiekota taka, że napróżno
rozgląda się człowiek, czy nie zakwitła gdzie jaka Lilia
(w postaci nowego św. Kazimierza lub Salomei), napróżno
wodzi oczyma, czy gdzie nie weszła gwiazda na polskim
niebie, nowy Bł. Stanisław Papczyński, Napróżno. Gdzieindziej jest lepiej niż u nas, ale bo też inne narody mają wielu
gorliwych, mądrych, żarliwych, niepołowicznych, nie »martwych« katolików; tamci wiedzą, czego chcą, pamiętają
o tem, co Bóg nakazał: «Świętymi bądźcie, bom ja święty
jest!« obcy mają takich, którzy wynagradzają Bogu za zniewagi i opuszczenia przez złych wyrządzane rodaków, i z
tem większą gorliwością starają się dawać świadectwo swej
wiary, im bardziej źli ich rodacy grzechami swemi zakrwawiają Serce Boże, pełniąc przykazania Boże i kościelne tem
gorliwiej, nieraz aż do heroizmu, z całą męskością, przy tem
także szerzą cześć swych świętych. Nietylko oni do nich się
modlą, oni i kołaczą do Watykanu silnie i natrętnie o kanonizacye swych świętych ziomków — aż do skutku! Obcy
sprawę kanonizacyi swych rodaków stawiają Stolicy Apostolskiej jako postulat narodowy! I czy może nie osiągają
skutku swych zabiegów? Niech nam bł. Joanna d’Arc odpowie... A nasza królowa Jadwiga?...
Jakaż jaskrawa różnica pomiędzy cudzoziemcami a Polakami. A my co na to? »Jakoś tam będzie«. Tam — u obcych
— na moc złego, jest moc dobrego! A u nas?...
ŻYWOT OJCA STANISŁAWA PAPCZYŃSKIEGO
W roku 1911 (w październiku) doniosły pisma zagraniczne i krajowe, że w Rzymie rozpoczęły się procesy beatyfikacyjne i kanonizacyjne aż 287 Czcigodnych i Błogosławionych Sług Bożych, różnych narodów, ale Włochów, ale
Hiszpanów, ale Francuzów najwięcej i to osób, które za naszych często żyły czasów. W tych czasach niewiary, bezbożności i obojętności na sprawy Boże się uświęciły. W podanym spisie są imiona świętych Sług Bożych różnych stanów,
najwięcej zakonnego.
Dzięki Bogu, że są święci! Chwała Bogu, że ich wielu! Niech
liczba Ich wzrasta, bo to o żywotności Kościoła katolickiego
świadczy, i że słusznie mówimy, iż Kościół rzymski jest jako
całość święty, ten fakt potwierdza! Ale czemu smutny, rozżalony żalem wielkim i upokorzony trwożliwie pyta Polak, dlaczego tam wśród całej plejady, wśród dwustu ośmdziesięciu
siedmiu imion przedstawionych ku czci świata całego nie ma
ani jednego polskiego? Co to znaczy? Dlaczego jesteśmy tak
upokarzająco pomijani? Czy my nie od tysiąca lat jesteśmy
narodem katolickim?! Czyśmy nie byli nazywani narodem
męczeńskim, narodem wyznawców? Czy nie sarmackiemu to
narodowi nadano nazwę «przedmurza Chrześciaństwa,
a jego królom tytuł prawowiernych reges orthodoxi ? Czy to
nie polska nasza święta ziemica nazwaną była przez jednego
z papieży relikwią? Czy my po dzień dzisiejszy nie składamy
dani krwi i mienia za Chrystusa, za jego Kościół, i za to, że jesteśmy i być chcemy wierni wierze Ojców naszych z pod Chocimia i Wiednia ? Czy być może? Tak nas pominięto.
Tak jest. Wśród 287-u Imion Sług Bożych, ani jeden Polak
się nie znalazł, choć Polska taka zasłużona, choć Polska za
całe Chrześciaństwo zbiorowo, jako naród krew przelewała, choć jeden tylko w Polsce zakon, zakon św. Dominika, dał
Kościołowi 444 męczenników, za wiarę pomordowanych
Polaków, choć Polska ma być »Rodzicielką świętych, Matką
Błogosławionych!« To bolesne, to upokarzające nas w najwyższym stopniu!
Polska już świętych zdaje się nie wydawać obecnie, o dawniejszych nie dba!!
Kochana Matko Polsko, jakoż my twoi synowie dzisiejsi
zubożeli, zbiednieli na duchu. Myśmy dziś wszędzie w tyle,
wszędzie »gdzie nas dawniej ważono dziś pomiatają«, prawie na każdem polu ostatni, zawsze upokarzająco pomijani,
a jakby nam niedość tego było, że Ojce nasze wskutek naszych — nigdy dość nie opłakanych — błędów wykreślili
nas z karty Europy; jakby nam niedość tego było, że politycznie nie istniejemy prawie, że jesteśmy uśmierceni, że
nas z własnych naszych pra-ojczystych chat wypędzają na
tułactwo! ach! myśmy już tak wskutek nieszczęść narodowych upadli na duchu, że gdy go nam z aureoli cnoty obdzierają, lub gdy cnót ducha polskiego nie doceniają, my na
to wcale nie reagujemy! Takeśmy zapatycznieli! A wszak
nam już tylko dzisiaj duch narodu pozostał wolnym i cnota
nasza narodowa, a tu nikt nie zdaje się troszczyć o to, że
o naszej duchowej wartości dla Kościoła nikt świadectwa
nie daje. Polska dziś już nie buduje innych ludów swemi pojedyńczemi, czy zbiorowemi cnotami, zasług swych synów
i cór w powszechnym skarbcu św. Kościoła katolickiego
zdaje się nie składać. Tu już nie obcy nam winni, to także nie
jest wina Ojców naszych, to są grzechy, opuszczenia i niedbałość obecnego pokolenia! Wrogowie lechickiego plemienia wywłaszczają nas z dóbr ziemskich, my się wywłaszczamy sami — o zgrozo! — z dóbr duchownych, które
są wszak od tamtych cenniejsze — bo wieczne!
ŻYWOT OJCA STANISŁAWA PAPCZYŃSKIEGO
My się wykreślamy z lekkiem sercem z dziedziny ducha katolickiego, nie starając się o swoje uświęcenie własne, nie
dbając o pomnożenie liczby i czci naszych Świętych. Jakbyśmy nie wiedzieli, że świętość jest wykwitem najwyższym
kultury ducha! Że świętość sławę, nie ujmę przynosi najsławniejszym narodom; że świętość o dzielności narodów świadczy; że świętość i cnoty są podstawą odrodzenia Ojczyzny
naszej. Jakżeż to zaniedbanie jest w najwyższym stopniu antypatryotyczne! Boć naprawdę i my także mamy Świętych,
jeno że cześć Ich zaniedbana, i prawie nikt z pyłu zapomnienia nie wydobywa na jaw Ich czynów wielkich, wspaniałych,
heroicznych, często rozrzewniających, zawsze niezwykłych,
cudownych, jak to ma miejsce i z tym sprawcą wiktoryi wiedeńskiej, którego tu żywot patryotyczny i święty w zarysie
podajemy na podziw, na uwielbienie, na chwałę Ojczyzny,
jaką odnieść może z tak wielkiego narodu Syna i Ojca, jakim
jest założyciel zakonu Maryanów Bł St. Papczyński (((Nazywamy tu Czcigodnego Sługę Bożego błogosławionym, albowiem taki tytuł nadawano mu powszechnie, mimo, że urzędownie nie jest dotąd podniesiony na ołtarz; cześć jednak
Jego tak jak Stanisława Kazimierczyka i Izajasza Bonera jest
w kościele do pewnego stopnia tolerowana ze względu na
nadzwyczajną świętość żywota i liczne Jego cuda, a także ze
względu na przeprowadzony już proces beatyfikacyjny i kanonizacyjny, a nie zakończony jedynie ze względów politycznych (zaskoczył go rozbiór Polski) i finansowych.))) Myśmy
o Nim, o spowiedniku Innocentego XII papieża, myśmy
o Nim, o kaznodziei i doradcy znamienitym króla Jana III zapomnieli, ale i o nas zapomniano, — może za tę karygodną
o naszym Świętym niepamięć — żeśmy Europę osłaniali
przed burzami Wschodu, zapomniano, żeśmy zachodnią
oświatę, zachodnie porządki, zachodnie uspołecznienie zanieśli za Dniepr i Dźwinę; udział nasz w nauce i literackim
ruchu świata trzeba głuchym i niechętnym przypominać
uszom z całym naciskiem: nie udało się zapomnieć dotąd, że
Sobieski przyniósł odsiecz Wiedniowi, ratunek zagrożonemu
Chrześciaństwu, a o moralnym sprawcy tej odsieczy, Błogosławionym polskich Maryanów Założycielu kto pamięta?
Na Kongresie Eucharystycznym w Wiedniu d. 12—15/IX
1912 składano hołd pamięci króla Jana i słusznie, ale czemu
o naszym Świętym zamilczano ? czemu kto nie podniósł
Jego w tym zasługi, czemu kto nie powiedział, że wojska
polskie pod Wiedniem błogosławił Bł Stanisław Papczyński
i rozgrzeszał rannych wśród gradu kul bisurmańskich, że to
on «Najjaśniejszemu Janowi III Królowi Polskiemu na wiedeńską temuż Monarsze assystował expedycyę« i «ustawicznie przy królu Jegomości czuwał« (((Historya Zakonu
00. Maryanów r, 1773, Berdyczów.))) czemu mówiono
o Marco d’Aviano, nic nie wspominając o naszym świętym
Maryaninie? Taka sposobność była.. Obyśmy choć teraz wynagrodzili to zapomnienie Ojcu Maryanów odnawiając Zakon Jego przez wrogów Kościoła i narodu zniszczony, najbardziej dlatego, że był polskim i o chwałę Bożą gorliwym
w wysokim stopniu, a na sprawy ojczyste nigdy obojętnym.
Naprawmyż te krzywdy czci królewskiego kaznodziei wyrządzone, pamiętając odtąd o Nim zawsze i o synach jego
Maryanach, którzy «we dnie i w nocy czynią modły za tych,
którzy za świętą religię katolicką rzymską, Ojczyznę miłą
y wolność, na wojnach polegli, a osobliwie pod Wiedniem«
(((Reguła Braci Maryanów. Warszawa 1750 r.))).
Ale czy będziemy pamiętać, czy po przeczytaniu tej książki
nie przejdziemy nad całą tą sprawą i nad naszym Maryań-
skim Ojcem »do porządku dziennego« mówiąc »jakoś to będzie?« My nietylko nie staramy się zbiorowo o kanonizacye
Świętych Polskich, ale, co już jest nie do przebaczenia, nie
popularyzujemy ich życiorysów, nie piszemy ich monografij, nie zaznajamiamy ogółu z ich wizerunkami a zaniedbanie w tym kierunku doszło już do tego stopnia, że nawet
Imion Świętych Rodaków naszych nie znamy, o ich działalności niema co i mówić. (((Jaskrawym tego przykładem Bł.
Stanisław Papczyński, Bł. Kazimierz Wyszyński, Maryanie,
i Bł. Stanisław Oporowski, Paulin, największy może cudotwórca w Polsce, pogromca heretyków za króla Zygmunta
Augusta i w. i.))) Ach! jest to naprawdę smutne, przerażająco brzydkie, by znajdował się Polak, który nie zna swych
wielkich mężów; a przecie Święci to najwięksi z wielkich
w naszym narodzie, i czy ta ignorancya nie dotyka nas boleśnie, wstydem lic nie okrywa ? Ale nie, my takiej ignorancyi się nie wstydzimy, »to nie jest ignorancyą« — bo co to
święci? Jacyś świeccy ludzie, a! to co innego. A jednak ta ignorancya, a jednak ta niedbałość świadczy nietylko o braku
zdrowego patryotyzmu, ale co już jest bólem nad wszelkie
bóle, o uśpieniu religijnem narodu, o apatyi, jeśli nie o czemś stokroć gorszem, boleśniejszem, bardziej przerażającem, trudno to napisać, bo boli, ale po co kryć to, co się myśli? Może odkrycie myśli naszej przyczyni się do ocknienia?
Myślimy, że taka apatya świadczy o agonii! może tylko religijnej ? Odwróć to Boże! Może to nasza pomyłka, przywidzenie ? Oby tak było. A kto temu najbardziej winien — myślimy, proszę darować, — że starsi! Bo, czy stawiają oni
młodszemu pokoleniu rodzime wzory za przykład w żywotach Świętych, które — jak zapewnia mądry Skarga w żywocie św. Stanisława Bpa — najbardziej pociągają, bo są
polskie, nasze ? Podobno nie! Jeśli tak jest, jeśli się więc
młodzieży przed oczy czynów wielkich ojców naszych stawiać zaniedbuje, ba! nawet się o tem, na ogół, nie wiele myśli, niechże się tedy nie dziwią, niech nie narzekają ojcowie
i starsi narodu, że młodsze i najmłodsze pokolenie jest niereligijne, boć to tych, którzy przodują narodowi, którzy są
powołani, by nieść kaganiec oświaty świętym jest obowiązkiem wskazywać na wielkie wzory ojców. Oni też odpowiedzą Bogu za zaniedbaną cześć Świętych Polskich, i za to, że
Polska nie jest wskutek tego, choćby być mogła, uznaną za
»Rodzicielkę Świętych« i za to, że się przykładem prawdziwej gorliwości nie wiele świeci i do serc młodzieży przyjaźnie z pochodnią wiary ojców w ręku trafić nie usiłuje! Zaiste, słusznie się skarży O. Alojzy Karwacki, franciszkanin,
w żywocie św. Salomei, że z upadkiem czci Świętych w Polsce, upadły w narodzie cnoty a inne nabożeństwa, nowozaprowadzone, choć śliczne i potrzebne nie zdołają — powiada O. Alojzy — pociągnąć tylu serc do Boga, ileby
naśladowanie Świętych zrobiło«, a to zawsze prawie idzie
za znajomością Ich życia, bo powtarzamy za Skargą, przykłady rodzime ludzi nam podobnych, z tej samej ziemi, tej
samej krwi i kości, bardzo pociągają, a cóż dopiero, gdy się
ma tak cudownie piękne czyny o takiem wybitnie patryotycznem zabarwieniu życie, jak żywot świątobliwy a polski
Bł Stanisława od Jezusa i Maryi, Ojca polskiego Zakonu Niepokalanej? O drugiego takiego Świętego, któryby tak wybitnie dla Polski pracował, tak o niej myślał i tak cierpiał dla
niej, jak błogosŁ 0. Papczyński, trudno zaiste w historyi naszego Kościoła, O nim powiedzieć można to, co Słowacki
powiedział o świątobliwym O. Marku Jandowiczu, Karmelicie, że będzie na przyszłość naszej Ojczyzny:
Duchem stróżem i patronem
I wyżej pozywać dusze
I żadnej ziemią nie skalać,
Ale wszystkie pozapalać
Na nowe wieki i czyny.
0, czcijmy te wielką jaśniejącą postać 0. Stanisława a Jesu
Maria, który tak bardzo umiłował naród i takim był wymownym obrońcą ludu polskiego, dla którego swój Zakon
założył, aby się miał kto, gdy on zamrze, upominać za pokrzywdzonymi »robaczkami ziemskimi«.
O, Ty! Ty coś walczył dla idei,
Chwała Ci!
Boś wykrzesał z swej nadziei
Nawskróś burzy i zawiei
Jasne dni
(M. Konopnicka na cześć bohaterów Ojczyzny)
Tyś szedł z Janem Sobieskim zbawić pod Wiedniem chrześciaństwo, wśród gradu kul niosłeś nieustraszony ostatnią
pociechę umierającym, albowiem :
Ciebie wiodły w wielkie boje
Archanielskie skrzydła Twoje,
I odzianyś jest przed światem
Blaskiem ducha i szkarłatem
Własnej krwi…
(M. Konopnicka na cześć bohaterów Ojczyzny)
To też jesteś nam Błogosławiony nasz Ojcze nieśmiertelnym. Twój grób niedługo jaśnieć będzie, a światło z niego
na cały spłynie naród, a bracia Twoi i Synowie Twoi, Maryanie, będą tej samej służyć co Ty idei i będą z narodem polskim wspólnie:
U Twych prochów, u mogiły
Po przez wieki szukać siły
I naznaczą Twoje kości
Wielką droga ku przyszłości
Boś Ty Ojciec Ojczyzny naszej!
(M. Konopnicka na cześć bohaterów Ojczyzny)
Tak — wierzymy — będzie w przyszłości. Teraz jednak
jest źle, bardzo źle. Ale jak jest gdzieindziej ? Gdzieindziej w
innych krajach, naprzykład we Francyi, zaledwie ktoś umrze
in spe sanctitatis w nadziei świętości, już roztrząsają jego
życie i cześć sługi Bożego się szerzy, a za tem idą łaski i cuda,
które wywołuje żywa wiara i ufność, jaką rodacy sługi Bożego w jego pokładają zasługach przed Bogiem; piszą się
monografie tomowe i to nie w jednym ale w wielu językach,
koszta pokrywają zamożni katolicy, ciesząc się, że mogą się
przyczynić do czci swego rodaka. A my co robimy? — nic!
U nas bardzo sławni, przez ogół za świętych uważani mężowie, niektórzy z nich mający już pewną cześć zapewnioną
przez gorliwych Ojców naszych, że tylko kilku dla smutnej
illustracyi wymienić sobie pozwolimy, nie są kanonizowani
wskutek niedbalstwa naszego. A oto są te czcigodne a zapomniane imiona świętych Ojców narodu: Naprzód Bł. Iwo
Odrowąż, bp krakowski, stryj świętych: Jacka, Czesława
i Bronisławy, fundator klasztoru św. Trójcy, a przez swych
synowców jakoby założyciel w Polsce przesławnego zakonu Dominikanów, Cystersów w Mogile fundator, kościoła
Maryackiego w Krakowie i wielu innych domów Bożych, zapomniany, kości święte jego szczelnie w szafie zamknięte
w jednym z klasztorów przezeń ufundowanych, jakby
z obawy adoracyi ludu, by sobie przy tych świętych szczątkach cudu jakiego nie uprosił i nie przyspieszył tem jego
kanonizacyi. A jak są czczeni: Bł. Stanisław Kazimierczyk,
ŻYWOT OJCA STANISŁAWA PAPCZYŃSKIEGO
Bł. Izajasz Boner, sława i chluba Polski na soborze w Konstancyi, Bł. Michał Gedrojć, których ołtarze zapomniane,
i proszę darować, przykrość tę, ale są kurzem okryte, aż
razi! nawet przez najbliższych nie dość czczone, wszelkich
pozbawione ozdób, przed żadnym z nich nie goreje lampka,
jako symbol czci i miłości ku nim! A co powiedzieć o Bł.
Świętosławie ze Sławkowa i Szymonie Białogórskim, kapłanach świeckich, którzy choć sławni świętością życia i cudami u Panny Maryi w Krakowie zupełnie dzisiaj są zapomniani i grobów ich odnaleść nie można! do tego stopnia, że
nawet służba kościelna nie wie!!! gdzie ich błogosławione
spoczywają szczątki.
Bł. Świętosław ma spoczywać pod ołtarzem Najświętszego Sakramentu, a grób sługi Bożego Szymona Białogórskiego, mansyonarza, pokrywa kamienna tablica, wmurowana
w ścianę kaplicy św. Antoniego, pod pomnikiem jednego
z kupców krakowskich, na samym dole. Napis łaciński tamże umieszczony głosi, iż ten, który tu spoczywa mąż Boży za
życia i po śmierci cudami sławny, wskutek czego w 49 lat po
śmierci z cmentarza do kościoła Maryackiego uroczyście na
rozkaz konsystorza krakowskiego przeniesiony, a ciało po
obmyciu winem w dębową złożono trumnę i tymczasem tu
pochowano, spodziewając się rychłej beatyfikacyi sługi Bożego Szymona. Tymczasem niedbała potomność zaniedbała
starać się o to, ba! o grobie Męża Bożego zapomniała; cuda
ustały, gdyż nikt o nie nie prosił. Zapewne i trumna owa
z roku 1664 zbutwiała, a może i drogie szczątki się rozsypały! ? Należałoby podnieść owe czcigodne relikwie i do nowej złożyć trumny, i ku czci — oczywiście za pozwoleniem
władzy kościelnej — wystawić. Oby dał Bóg, by się ktoś zajął czcią sługi Bożego, Szymona, dla sławy Kościoła Bożego
i chwały narodu!
Ale tu jeszcze nie koniec, ba! tomy by o tem pisać można,
jak my lekceważymy cześć naszych Świętych Ojców! ale że
to bardzo przykre, więc jeszcze tylko parę wspomnimy
imion, jak Bł. Rafała Chylińskiego, franciszkanina, Bazylego
Narbuta, jezuity, Bl. Rafała z Proszowic, bernardyna albo
Błogosławionego Stanisława Oporowskiego, paulina z Jasnej Góry, wielkiego cudotwórcy i umarłych wskrzesiciela,
apostoła Polski za Zygmunta Augusta, pogromcy heretyków
w czasie reformacyi, których jednem swem wymownem kazaniem, popartem znamienitym cudem 5000 nawrócił, On,
dawny uczeń i mistrz Almae Matris Jagiellonicae, kto go
dziś zna tego Czciciela Maryi, któremu sama Panna Najświętsza Dzieciątko Jezus na ręce złożyła! Czci go jedynie
zakon Paulinów i nieliczna gromadka tych, którzy pochodzą
ze stron, w których ten święty Apostoł-paulin pracował
i liczne czynił cuda, o czem i historya i legendy ludowe —
a są bardzo liczne i piękne — świadczą. Do tego świętego
odnosi się też przepowiednia samego błogosławionego, że
On, gdy Polska będzie w najtrudniejszem położeniu cudownie przyjdzie jej z pomocą, a potem ogłoszony zostanie
»pryncypalnym jej Patronem« (Akta zakonu OO. Paulinów
na Jasnej Górze) A czy stara się kto o cześć świętych biskupów krakowskich Jana Grota, Jana Prandoty i wspomnianego już Bł. Iwona? A jakby ich świętość opromieniła krakowską stolicę, i tak już sławną, przed całym światem, gdyby
byli kanonizowani Ci Arcypasterze nasi, bo zaprawdę rzadka w świecie stolica biskupia, na którejby tylu zasiadało
świętych! Cudzoziemcy wykorzystaliby to z pewnością, ale
my?... Pożal się Boże! Komu znane jest życie i cnoty Bł. Kazimierza Wyszyńskiego, Maryanina, którego świętością naŻYWOT OJCA STANISŁAWA PAPCZYŃSKIEGO
pełniony był Rzym i daleka Portugalia, gdzie zakon Maryanów święty ten ich generał wprowadził i imię Polski
z powodu świątobliwości polskich Ojców, popularnem zrobił i podziwienia godnem?
Kto popiera Karmelitanki Bose w Krakowie, starające się
o kanonizacyę Bł Matki Marchockiej? O tej błogosławionej
Karmelitance, oprócz zakonnic ukrytych, a tem samem nie
mogących tak wydatnie działać na rzecz kanonizacyi bł. Teresy od Pana Jezusa, wiedzą chyba nieliczni tylko wielbiciele Karmelu. A przecież tej błogosławionej Polce Jan Kazimierz przypisywał swoje uzdrowienie i sławne pod
Beresteczkiem zwycięstwo, a Bóg ją stygmatami naznaczył
jak Franciszka świętego. I tu znów, naprawdę, głośno żalić
się trzeba, że się Karmelitanek naszych w zbożnych staraniach ich nie popiera, że się z życiem tej Świętej ogół polski
nie zapoznaje, choć jest w dwóch językach napisany.
(((Przez świątobliwej a sławnej pamięci O. Rafała Kalinowskiego, Karmelitów przeora (po polsku) i Matkę Teresę,
Karmelitankę (po francusku). W tym ostatnim języku bardzo pięknie i obszernie, co zjednało Karmelitankom pochwałę samego Piusa X, gdy mu jeden egzemplarz przesłały
z Polski z prośbą, by ich starania sam poparł skutecznie.
Gdyby tak polskie społeczeństwo zbiorowo zapukało do
Watykanu i ofiar nie poskąpiło na koszta procesu, pewnie
byłoby inaczej.)))
Należałoby się jakoś zorganizować i wspólnie w tym kierunku działać i wołać zbiorowemi głosy o cześć Świętych
Ziomków naszych, a to tak głośno, by nas cała usłyszała Polska, jak długa i szeroka od morza do morza, by echo wołania naszego dotarło aż do Stolicy Piotrowej i dalej, na krańce świata powinien głos nasz dolecieć i cześć Świętych
Polskich głosić, bo oni są koroną i chwałą sarmackiego plemienia i ducha! To jest święty nasz obowiązek, jeżeli w rządzie narodów katolickich należne miejsce mieć chcemy
i misyę swoją spełniać wśród nich. Jakże rzadką jest uroczystość beatyfikacyjna Polaka. Piszący niniejszy żywot jedną
tylko pamięta: Błog. Melchiora Grodzickiego, a która nastąpiła dzięki tej może okoliczności, że ten nasz Ziomek-męczennik pracował i był umęczony na Węgrzech wraz z dwoma innymi; Kroatem i Węgrem, nie wypadało więc Polaka
pominąć, boć Jego prace i męczeństwo z tamtymi złączone
były, a nawet święte szczątki razem spoczywały, że je
z trudnością rozpoznano i rozdzielono. Łasce więc obcych
chyba ten zaszczyt zawdzięczamy.
Tymczasem Francuzi dążą raz po raz na kanonizacye swych
rodaków do wiecznego miasta; spieszą Hiszpanie, Włosi, ba!
Murzyni i inne niekulturalne nowonawrócone ludy w tym samym spieszą celu, uradowani, szczęśliwi, rozpromienieni
i dumni przed światem, że choć ich niecnotliwemi się zowie,
bezbożnikami nazywa, to przecież Ojciec chrześciaństwa wydaje im świadectwo inne i to wobec nieba i ziemi, że nie
wszyscy oni tacy, że byli i są wśród nich męże i niewiasty potężni cnotą, opancerzeni wiarą katolicką, oskrzydleni niejako
nadzieją w żywot wieczny, słoneczni miłością Boga i bliźniego, ofiarni i heroiczni aż do rozlewu ostatniej kropli krwi, jaśniejący czystością jak Lilia, pełni męstwa i apostolskiego poświęcenia, promienni zaparciem się siebie do ostatecznych
granic, słowem — wielcy!
Jakże to podnosi na duchu te szczęśliwe narody! Jakiż
tryumf Kościoła w danym kraju! Jakie przywiązanie do Stolicy Apostolskiej rośnie w sercach patryotycznych ziomków! Jak wielką to jest pobudką dla ludzi nad swem udo-
skonaleniem pracujących a nie skamieniałych w obojętności,
jak się to przyczynia do postępu w dobrem dla młodszej generacyi tak wrażliwej na wszystko co piękne, patryotyczne,
nadzwyczajne, wzniosłe, wspaniałe! Rozważając to wszystko, zazdrości nieraz Polak innym ludom tej gorliwości, jaką
posiadają i smutnie myśli: «skądże nam biedną, stokroć
biedną Ojczyznę naszą nazywać tą cudowną nazwą: Polonia
sanctorum Mater?«
I wtedy buntuje się duch przeciwko stojącym na czele narodu katolickim działaczom, którzy nieraz raczej do mumii
podobni a nie do żywych, gorących katolików, pełnych inicyatywy i czynu, przeciwko osobistościom wpływowym,
uczonym, zamożnym i wogóle mającym możność użycia
swych wpływów w celu podniesienia czci wielkich w Kościele i w narodzie mężów, że tej chwały nam nie przysparzają, że tej radości sprawić narodowi zaniedbują, że nas poprostu krzywdzą, pozbawiając blasku i aureoli, jakim Święci
nowobeatyfikowani i kanonizowani otaczają naród, z którego pochodzą.
Tu na nic nie zda się usprawiedliwiać tego stanu rzeczy
przykremi warunkami politycznemi, bo to sprawa czysto
kościelna, zwłaszcza pod zaborem austriackim, śmiesznem
by było. Ubóstwem też się nie wytłumaczymy, gdyż pieniędzy jest dosyć u katolików polskich, czasem tyle, że nie wiedzą co z nimi robić — autentyczne! więc w żelazne zamykają skrzynie, a potem się modlą (!), by im ich kto nie ukradł!
Gdyby się takim panom wytłómaczyło, ile że są nieraz nawet pobożni, możeby przezwyciężyli skąpstwo, przypominając sobie przypowieść Chrystusa o bogaczu i uchu igielnem, i daliby na koszta procesu kanonizacyjnego fundusz
znaczniejszy. Ubodzy dadzą! tylko zażądać na cel tak wzniosły, jeśli dają na inne cele nie koniecznie potrzebne, choć
dobre!
Mamy więc wszystko, i wpływy także, »jeno nie chcemy
chcieć!« Dobrej woli brak i trochę poświęcenia dla takiej sprawy, któraby błogosławieństwo niebios dla Ojczyzny utrapionej
zjednała. I gdzież tu żywa czynna wiara u starszych?! To jest
naprawdę przykre i nad wszelki wyraz smutne!
Oj, być może, że przyszłe pokolenia z goryczą wspominać
będą o Polakach obecnej doby, jeśli będą oni od nas gorliwsi, bo jeśli nie, to znowu to obecnego pokolenia wyłączna
i może jedyna zasługa, z którą chyba nie bardzo spieszyć się
na tamten świat będzie bezpiecznie! Przykładu bowiem
gorliwości się nie daje, świętością życia się nie przyświeca,
więc choć się czasem dobrze gada i pisze, to jestto tylko vox,
vox praeterea nihil!
Aby pobudzić mimo nieudolności naszej, zdolniejszych do
rozszerzania czci Świętych Polskich zabraliśmy się do napisania »Żywotu Bł. Stanisława a Jesu Maria«, sądząc, że ktoś
ujęty gorliwością o cześć tego wielkiego Świętego, gdy zobaczy niedostateczną pracę naszą, lepszą napisze, My zaś
cel osiągniemy, bo czcią jego zajmą się może osoby, które
mają możność kołatać do Tronu Piotrowego o przyznanie
Mu oficyalnie czci, jaka się tak wielkiemu Słudze Bożemu
należy. Ociągaliśmy się jednak długo z napisaniem tego
dziełka, bośmy chcieli stworzyć obszerną monografię naukową, o ile możności godną kaznodziei królewskiego,
w tym celu zbieraliśmy materyały w czasach wakacyjnych
po polskich i litewskich klasztorach maryańskich, aby po
skończeniu studyów uniwersyteckich, w wolniejszym czasie, gdy od obowiązkowej świeckiej pracy będziemy wolni,
rzecz tę napisać. Tymczasem podobało się Bogu złożyć nas
ciężką i długą a niebezpieczną chorobą, byliśmy bliscy
śmierci, o co poważnie troszczyli się przyjaciele nasi, a jeden z nich Wbny O. Wincenty Marya Podlewski zakonu św.
Dominika, widząc groźny nasz stan, kazał mieć ufność
w słudze Bożym Błog. O. Papczyńskim i do grobu jego w Górze Kalwaryi za Warszawą pobożnie nas ofiarował; myśmy
też wówczas przyrzekli litościwemu Maryanów Fundatorowi, że gdy wyzdrowiejemy, łaskę tę ogłosimy, grób Jego nawiedzimy i niezwłocznie żywot jego do publicznej podamy
wiadomości. Błogosławiony wysłuchał. Zdrowie uprosił
i siły wróciły. My też nie chcąc być niewdzięcznymi, zaraz
do spełnienia przyrzeczenia zabraliśmy się i głośno wyznajemy, że Błogosławiony O. St. Papczyński wysłuchał tych,
którzy za nami doń modły zanosili. Dzięki mu za to i cześć,
że nie ustaje jak dawniej tak i dziś łask swych rozdawać,
zawsze jadnako dobry i miłosierny. Przy tej sposobności zachęcamy wszystkich aby się do niego uciekali, a niezawodnie ich wysłucha, jeśli na naszą małość wejrzał — nikt zawiedzionym nie zostanie.
W tak krótkim czasie nie zdołalibyśmy napisać monografii
obszernej i wyczerpującej, zresztą nie osiągnęlibyśmy może
zamierzonego celu, bo dwutomową książkę mało kto zechce przeczytać, i nie każdy kupić ją może. Podajemy więc
Żywot Dobrodzieja naszego w zarysie, odkładając obszerną
o Nim prace na później. Wiemy, że ona nie jest godną »Apostoła narodu polskiego«, ale niech On nam to wybaczyć raczy, bo zresztą my podobno nigdy zdolni nie będziemy napisać rzeczy takiej, któraby godną była »Ojca Ojczyzny naszej«
i któraby odpowiadała gorącej naszej ku Niemu czci, miłości i szczerej a rzewnej wdzięczności. Jest to bowiem Święty, o którym tylko z największym podziwem mówić i pisać
można; jest to Święty, o którym pisać powinni największych
talentów ludzie. Ale jeśli tamci milczą, niech wolno będzie
o nim coś powiedzieć innym, bo o »Ojcu Ojczyzny« wszyscy
synowie Polski mówić powinni, jak kto umie i może, aby tylko chwała Jego nie ustała. Myśmy do tego zresztą zmuszeni
zostali, obowiązkiem wdzięczności wobec Patryarchy Maryanów, to też dziełko to jako »wotum» u stóp Jego pokornie składamy.
Jeruzalem, Jeruzalem, biedna ziemio ty,
Gdy twej męce nie poświęcę każdej mojej łzy!
Jeśli Ciebie nie ogarnę mym synowskim żalem
To mnie przeklnij i zapomnij matko Jeruzalem!
TŁO HISTORYCZNE.
1) (((Dzieła służące do napisania niniejszej pracy: Wyszyński Casimirus: Vita Venerabilis Patris Nostri Stanisłai
a Jesu Maria; Akta niektóre Zakonu 00. Maryanów; Wietz J.
K.: Rys historyczny o zgromadzeniach zakonnych; Krynicki
Wł.: Historya Kościoła; Wierzbowski Stanisław: Konnota
wypadków z r. 1634—1689, do druku podał we Lwowie
1858 r, Załuski; Prodromus Reginae artium 1663 0. St. Papczyńskiego; Szujski J,: Historya Polski; Korzon: Dola i Niedola Jana Sobieskiego; Matuszewicz: Pamiętniki; Smoleński
Wł.: Pisma historyczne, tom I, str. 238 i 256, 292; Vita
e scripta Scholarum Piarum; Kurczewski proł.: Historya
dyecezyi wileńskiej (o szkołach Zakonu Maryanów); Górski: Rys historyczny Zakonu XX. Maryanów; Wyciąg z żywota O. St. Pap. (manuskrypt); Historya Zakonu Niepokalanego Poczęcia (manuskrypt); Uwiadomienie o Zakonie 00.
ŻYWOT OJCA STANISŁAWA PAPCZYŃSKIEGO
Maryanów itd. 1773, wydanie czwarte, Berdyczów; Uwiadomienie o sukience Niepokalanego Poczęcia, przez 00.
Maryanów rozdawanym (1745); Hist. Kościoła kard. Hoergenrettera; Łubieński Bernard: Żywot św. Alfonsa; Reguła
Fratrum Ordinis Immaculatee Conceptionis itd.; O. Joachim
od św. Anny, Maryanin, Życie Ojca naszego itd.; Elenchus
diocesis Sejnensis seu Augusto viensis pro anno Dmi 1882;
Kronika klasztoru raśneńskiego z r, 1825; Elenchusy dyecezyi podlaskiej, kamienieckiej, warszawskiej, żytomierskiej
z w. XIX; Giżycki prof.: Spis miejscowości w powiecie starokonstantynowskim; Bartynowski Maryan: Maryanie (w Encyklopedyi koś. mniejszej; X. Ambroży Wadowski, kan. zamojski: Maryanie (w Encyklop. Nowod., t. 13); O Górze
Kalwaryi, z Encyklop. powszech.; Akta Kościoła w Górze
Kai. (niektóre); Poezya na cześć Patryarchy Maryanów napisana; Żywa tradycya; Akta Komisyi edukacyjnej: Szkoły
Ma-ryańskie; Encyklop. powsz. Orgelbranda: Papczyński St.
ks., str. 429—30; i Maryanie, str. 540; Maryampol, str. 539;
Elenchus dioecesis Lubliniensis A. Dmi 1875.)))
Gdy słońce wolności polskiej miało się ku zachodowi
i Orzeł biały zniżał swój lot ku ziemi, a sąsiedzi Rzeczypospolitej polskiej przygotowywali pęta aby związać i skuć go, by
nie szybował tak wysoko, i wspaniale nie rozwijał nad wielu
ziemiami i narodami śnieżno-białych skrzydeł swoich; gdy
dziewiętnaście lat już było minęło, odkąd zamilkły na zawsze
usta Jeremiasza narodu — Skargi, który niechybną zgubę
i niewolę plemieniu polskiemu przepowiadał; na rok przed
zgonem Zygmunta III Wazy przyszedł na świat ten, którego
życie tu opowiedzieć zamierzamy: Błogosławiony O. Stanisław od Jezusa i Maryi Papczyński. Żył ten wielki mąż Boży
w bardzo smutnych Jana Kazimierzowych czasach za rządów
królów polskich: Zygmunta III, Władysława IV, Jana Kazimierza II, Michała Korybuta I, Jana III Sobieskiego i Augusta II;
nad kolebką nowonarodzonego niemowlęcia brzmiały jeszcze świetne zwycięstwa nad wrogami Ojczyzny; miał jako
chłopiec sposobność widzieć ostatki świetności polskiej
i oglądać zwycięstwa Władysława IV, ale potem już jego polskie serce tylko boleć musiało, gdy patrzał na zgliszcza i spustoszenie Polski ogniem i mieczem w czasie potopu szwedzkiego za Jana Kazimierza; za świetno-smutnego panowania
króla Sobieskiego brał ten wielki kapłan-zakonnik bezpośredni udział w potrzebie wiedeńskiej, ba! on to, Bł. 0. Stanisław Papczyński, fundator 00. Maryanów skłonił swą namową i wpływem osobistym, i jako kaznodzieja, świątobliwy
spowiednik i doradca królewski sprawił, że Jan III Sobieski
zdecydował się pospieszyć na odsiecz Wiedniowi i ratunek
zagrożonemu, przez islam chrześciaństwu; jemu to, pierwszemu Maryanów Generałowi zawdzięcza Polska tytuł, jaki
od Papieża i chrześciańskich ludów chwalebnie zyskała, tytuł
»przedmurza chrześciaństwa«, za świetną wiktoryę wiedeńską, której ten »sławny kaznodzieja i najznakomitszy swego
wieku teolog« moralnym był sprawcą. (((Vita Venerabilis Patris Nostri Stanislai a Jesu Maria, przez bł. 0. Kazimierza od
św. Józefa, Maryanina.)))
Lecz nim zaczniemy opowiadać żywot świątobliwy tego
wielce zasłużonego męża w Kościele i w narodzie, Patryarchy polskiego Zakonu Maryanów, rzućmy pierwej, choć pobieżnie, okiem na czasy, w których żył i działał Błogosławiony 0. Stanisław Papczyński i przypatrzmy się Polsce, jak
ona wtedy wyglądała. Wyglądała smutnie, coraz smutniej.
Ówczesny stan Polski był taki, że łatwiej go było opisać łzami niż piórem (Załuski w listach).
ŻYWOT OJCA STANISŁAWA PAPCZYŃSKIEGO
»Nowinki«, które się do Polski za panowania ostatnich Jagiellonów: Zygmunta starego i Zygmunta Augusta wkradły,
jeszcze nie wywietrzały były z głów wielmożów i szlachty,
chociaż wielu Polaków-dyssydentów, pod wpływem niektórych zakonów, jak: dominikanów, paulinów, jezuitów i innych, wróciło na łono Kościoła katolickiego, naród był jednak na różne partye i sekty podzielony, władza królów
prawie zanikała ((Szujski Józef: Historya Polski, t. III.))), lud
wieśniaczy uciskany straszliwie, szczególnie przez innowierców (((Krynicki; Historya Kościoła.))); katolicy byli
nieraz zaledwie tolerowani, jak naprzykład w prowincyi
pruskiej, a gdy innowiercom stawiano trudności, odgrażali
się, że zawezwią protekcyi Szwecyi protestanckiej i pomocy
»związku niemieckich dyssydentów«. Nawet Aryanie, błuźniący Bogu w Trójcy świętej jedynemu utrzymywali się
w Polsce jeszcze wówczas i z Rakowa swobodnie i bezkarnie rozszerzali swą propagandę (((Do roku 1638.))). Anarchia ogarniała wszystkie warstwy społeczne, a lud siermiężny, »robaczki ziemskie«, nie znał często zasad wiary
świętej, i nierzadko traktowany był jako bydlę robocze.
Za Zygmunta III wprawdzie katolicy zaczęli brać górę, do
czego pobożny ten monarcha bardzo się przyczynił, ale długie jeszcze upłynęły lata po Zygmuncie, nim naród do jedności kościelnej przyprowadzonym został. Zygmunt III, aczkolwiek za religię katolicką żarliwie się zastawiał, przecież
unieszczęśliwił Polskę i osłabił ciągłemi wojnami, jakie
przez całe jego panowanie toczyć musiała w celu odzyskania dla niego korony szwedzkiej, którą był po śmierci ojca
swego przez wrodzoną dumę, obojętność i przykre obchodzenie się z poddanymi utracił. Po śmierci Zygmunta III
przeprowadzoną została bardzo prędko elekcya syna jego
Władysława IV, który panował od roku 1632 do 1648.
Wstąpiwszy na tron prowadził zaraz Władysław IV wojnę
z Moskwą, którą zakończył bardzo szczęśliwie dla Polski
sławnem pod Smoleńskiem zwycięstwem w 1633 roku. Zawarty został pokój w Polanowie, król Władysław zrzekł się
korony carskiej, car zaś odstąpił Polsce ziemie: siewierską,
czernichowską, Inflanty, Estonię i Kurlandyę w 1634 Jednocześnie sułtan Abazy, działający w porozumieniu z Moskwą,
najechał Polskę od południa, lecz Koniecpolski pod Sasowym Rogiem w Mołdawii i w powrotnej drodze pod Paniowcami 1633 roku, rozbił go i sułtan przystał na pokój.
Polacy zobowiązali się powściągać napady Kozaków, a sułtan ze swej strony przyobiecał wyrugować Tatarów z Budziaku (między ujściem Dniestru i Dunaju) i przyznał Polsce w r. 1634 prawo obsadzania hospodarstw Mołdawii
i Wołoszczyzny.
Władysław IV w rządach wewnętrznych Polski szedł inną
drogą, niż jego ojciec; w sprawach religijnych był zwolennikiem tolerancyi, pobłażał dysunitom, czem ich i różne sekty
tak ośmielił, że na sejmie elekcyjnym Władysława poważyli
się wystąpić zbrojno w liczbie pięciu tysięcy; a zaiste silnymi być musieli, gdy w jednej części integralnej państwa polskiego, to jest w prowincyi pruskiej, nie oni byli cierpianymi
— jakeśmy to wyżej wspomnieli — lecz katolicy »tolerowani zaledwie« tylko byli. Król Władysław usiłował pojednać
akatolików z Kościołem rzymskim, i w tym celu urządził obrady (Colloqium charitativum) roku 1645 w Toruniu, te
wszakże skończyły się na płonnych sprzeczkach i nie odniosły pożądanego skutku. (((Zaleski: Historya Jezuitów.)))
Z większą atoli dla kraju korzyścią sprowadził w r. 1640 do
Polski zakon 00. Pijarów (założony przez św. Józefa Kala-
santego w Rzymie w 1600 roku) albowiem wychowanie młodzieży przed Pijarami wiele pozostawiało do życzenia,
z czego mądry monarcha był niezadowolony, i nowy ten zakon wprowadził do Polski w tym celu, aby podnieść oświatę
w narodzie i zreformować wychowanie młodzieży. Pijarzy
wywiązali się świetnie z położonego w nich zaufania, gdy
w wieku następnym ster edukacyi publicznej objęli, dźwigając z nieładu szkoły i dając naukom cel użyteczny, od którego
znacznie odbiegły były. Zakon Pijarów przyczynił się ogromnie do rozwoju nauki polskiej, wychował cały zastęp znakomitych mężów, sławnych potem w Kościele i w narodzie;
mieli oni też jakiś czas (((Przez lat 17.))) w swej liczbie, słynnego mówcę i retora, opromienionego sławą wielkiej świętości 0. Stanisława Papczyńskiego, który też zakonowi św. Józefa Kalasantego nie małego dodał blasku, wielkiej przyczynił
chwały i wziętości w narodzie polskim, którą to sympatyą
i dziś zasłużenie się cieszy. (((Vita e scripta Scholarum
piarum.)))
Zbliżała się wszakże chwila, że to królestwo polskie, które
Mieczysław I na podstawie katolicyzmu ugruntował, a Bolesław Chrobry pod osłoną Kościoła rzymskiego rozszerzył,
uwolnione być miało od zarazy kacerstwa koleją czasów
i zbiegiem różnych wypadków. Tymczasem Kozacy częstymi napadami niepokoili Polskę, zmawiali się z Austryą albo
Turcyą i podburzali do wojny, chcąc do szczętu wygubić stare to a chrobre, lechickie plemię. Narzekali oni więc ciągle
na starostów i możnych panów, którzy ich swobód pozbawiali. Gdy po pokoju z sułtanem zbudowano twierdzę Kudak dla powstrzymania napadów kozackich na Turcyę, wywołało to wielki popłoch i bunt. Poskromili ich hetman
Potocki i kniaź Wiśniowiecki w 1638 r.
Król Władysław IV podjął myśl Stefana Batorego urządzenia wspólnemi siłami z Papieżem krucyaty przeciwko Turkom i Tatarom. Zabrał się on do tego bardzo energicznie. Za
pieniądze, pożyczone od drugiej swej żony Maryi Ludwiki,
zaczął na własną rękę zbierać zaciągi i myślał do pomocy
zawezwać także Kozaków, którzy mieli od strony morza zaatakować Tatarów. W trakcie tych przygotowań wojennych
wybuchł, niestety, wielki bunt kozacki, pod wodzą Bohdana
Chmielnickiego, który wszczął go z pobudek osobistych. Zawarł on przymierze z Tatarami, lecz przed rozpoczęciem
kroków stanowczych zwrócił się do króla ze skargą na podstarościego Czaplińskiego, który go znieważył i krzywdę
mu wyrządził. Król Władysław wyjawił Chmielnickiemu
swe plany krucyaty i Chmielnicki uspokojony czekał królewskiego hasła do boju na niewiernych. (((O. Szujski Józef:
Marya Ludwika Gonzaga.)))
Gdy zaś wyprawa na skutek oporu senatorów i możnowładczej szlachty nie przyszła do skutku, cała Ukraina podniosła się do buntu, zwracając swą złość głównie przeciwko
szlachcie, Jezuitom i żydom. Król, na wieść o buncie, wysłał
komisye do układów z Chmielnickim, lecz hetman wielki
koronny samowolnie wyruszył na Ukrainę, wysyłając naprzód syna swego Stefana z 6000 ludzi. Chmielnicki z pomocą Tatarów rozbił go pod Żółtemi wodami. Gdy zaś następnie obaj hetmani: Potocki i Koniecpolski z 5000 wojska
cofali się, w dolinie Krutej Bałki, pod Koźminem wpadli
w zasadzkę i obydwaj dostali się do niewoli tatarskiej.
W tak ważnej i ciężkiej dla kraju chwili umarł Władysław
IV w 1648 roku. Była to ogromna, niepowetowana strata
dla Polski, gdyż cieszył się on wielką miłością u Kozaków,
śpiewano o nim pieśni, miał mir między nimi, szacunek
i ufność. Po śmierci Władysława IV, syn drugi Zygmunta III,
Jan Kazimierz zasiadł na polskim tronie i panował od 1648
do 1668 r. Straszne klęski spadły w tym czasie na Polskę.
Kozacy wraz z Tatarami pustoszyli kraj cały ogniem i mieczem; Chmielnicki poddał się Moskwie w 1654 roku, rozpoczęła się wojna z Rosyą. W całej rzeczypospolitej wrzała
niezgoda i zamęt; posłowie zaczynają odtąd za głosem jednego »nie pozwalam<< (veto) zrywać sejmy. Mnożą się
z każdym niemal dniem zdrajcy ojczyzny naszej. Szwedzi
pod wodzą Karola Gustawa zajmują Wielkopolskę i Litwę.
Cała Polska stanęła w płomieniach. Grzmiały armaty, padały trupy, jak trawa pod kosą. Nie oszczędzono nawet świętej
Jasnej Góry, którą wszakże obronił bohaterski przeor 00.
Paulinów swoją świętością przedewszystkiem i męstwem,
świeckim nawet rycerzom nieznanem wówczas w Polsce.
Ojczyzna upadająca powstała z Bożą pomocą, Marya Panna
ogłoszoną została królową naszą, ale Polska była jakby jednym cmentarzyskiem, nie było rodziny, któraby nie opłakiwała kogoś ze swoich.
I oto w tych najboleśniejszych czasach dla narodu naszego
przypadła największa działalność sługi Bożego O. Stanisława Papczyńskiego, który w owym czasie piastował w zakonie pijarskim katedrę wymowy, ale widząc jak tysiące braci
Polaków legło na placu boju, widząc opuszczenie niesłychane ludu wieśniaczego, już wtedy myślał jakby temu zaradzić, jakby skutecznie pomagać najnieszczęśliwszym: ludowi i duszom poległych za ojczyznę żołnierzy polskich,
o których nikt, albo mało pamiętał.
Po tych straszliwych wojnach ocknęli się i innowiercy polscy, ujrzeli oni do czego doprowadziło zdradzieckie ich przymierze z nieprzyjacielem Polski i sami poznawszy błąd swój
straszny zobojętnieli dla sprawy, szukającej pomocy w przeniewierzaniu się obowiązkom obywatelskim. Z czego też
skorzystali gorliwi kapłani, wśród których nasz Patryarcha
Maryański poczestne zajął miejsce i bardzo wiele rodzin nawrócili na łono świętej matki Kościoła katolickiego.
W tym też czasie Papież Aleksander VII wywdzięczając się
narodowi w osobie jego władcy za stateczną o sprawę religii gorliwość, nadał królom polskim tytuł prawowiernych
(reges orthodoxi).
Po złożeniu korony przez Jana Kazimierza szlachta oddała
ją Michałowi Korybutowi Wiśniowieckiemu, synowi dzielnego księcia Jeremiasza Wiśniowieckiego, który był potomkiem Korybuta, pierwszego brata Jagiełły, i w obronie Polski przeciw Kozakom postradał majątek i życie. Król ten
panował krótko (1699 — 1673) i niepomyślnie. Prymas
Prażmowski i Sobieski, stojący na czele stronnictwa francuskiego, zapomnieli sią tak dalece, że postanowili króla Michała I złożyć z tronu. Tymczasem Tatarzy, którzy się poddali Turkom, wkroczyli do Polski, paląc wsie i miasta,
a wezwani na pomoc Turcy przybyli w 15.000, zabrali Ukrainę, Podole z Kamieńcem, i podstąpili pod Lwów 1672. Król
nie mając dosyć wojska, musiał z nieprzyjacielem sromotny
zawrzeć pokój w Buczaczu 1672 roku, ustąpił bowiem Turkom Podola z Kamieńcem, Kozakom Ukrainy, obowiązując
się nadto płacić sułtanowi rocznie 22.000 dukatów haraczu.
Aby tę hańbę zmazać, magnaci i Sobieski wymogli na królu
Michale I i sejmie w Warszawie 1673, że pokój buczacki
unieważniono, wojnę przeciw Turkom uchwalono i wojsko
powiększono. Sobieski i Pac na czele wojska koronnego
i litewskiego wyruszyli ku granicy tureckiej, a za nimi pospieszał i król, ale zachorowawszy, we Lwowie się zatrzyŻYWOT OJCA STANISŁAWA PAPCZYŃSKIEGO
mać musiał. Pod Chocimem pobił Sobieski 60.000 Turków
na głowę, mając tylko 20.000 wojska, zdobył Chocim i kraj
uwolnił od płacenia ohydnego haraczu, ale Ukrainę i Podole
z Kamieńcem musiał jeszcze pozostawić przy Turkach. Dowiedziawszy się, że król Michał umarł w wilią bitwy chocimskiej, szlachta rozjechała się i Sobieski nie mogąc skuteczniej korzystać z świetnego pod Chocimem zwycięstwa,
wrócił z wojskiem na rozkaz prymasa »interrexa« i pospieszył na elekcyę pod Warszawą. Pod koniec życia króla Michała Bł. O. Stanisław Papczyński założył zakon Maryanów
7 października 1673.
Pomimo wielu kandydatów, starających się o koronę polską, obrany został królem jednogłośnie Jan III Sobieski
(1674—1696). Król ten »ostatni rycerz chrześciański«
w Europie, pogromca Turków pod Chocimem i pod Wiedniem, gdzie ich 300 tysięcy pobił na głowę w trzygodzinnej
tylko bitwie i zabrał chorągiew Machometa. Król ten pobożny zostawał pod duchownem kierownictwem świątobliwego fundatora 00. Maryanów, z tego powodu nieraz nam
w żywocie Bł. Stanisława przyjdzie o nim wspomnieć, dlatego tu mniej o nim mówimy. Umarł pokornie na rękach
O. Stanisława a Jesu Maria, po wielu przykrościach życia, jakie mu sprawiły ostatnie lata panowania w Polsce. Obecni
przy jego śmierci opowiadają, że chętniej wyciągał Jan III
rękę po koronę niebieską niż ziemską. A gdy go pytano
o ostatnie do narodu słowa, odparł: »Po co? niesłuchanego
za życia, kto usłucha po śmierci? Alboż usłuchano królów,
poprzedników moich? Duch swawoli obłąkał wszystkie
umysły, chciwość zepsuła wszystkie serca, gdzie złoto panuje, tam pieniądz sądzi«. Powiedział umierający monarcha
to, co nieraz wyrzucał narodowi w swoich kazaniach jego
kaznodzieja, O. Stanisław, na którego, tak jak i na króla Jana
gniewali się wielmoże, że im prawdę mówi, i za to starali się
szkodzić zakonowi Jego.
We dwa lata po śmierci króla Jana wybrano Augusta II
Sasa, za którego Polska z całym rozpędem, aż do upadku
swego poczęła się staczać w przepaść występków. Nas tu on
obchodzi o tyle, że za jego panowania zakończył ziemską
pielgrzymkę O. Stanisław Papczyński.
Był błogosławiony ten mąż Boży, życia przedziwnego; stał
się on sławnym nie tylko imieniem Stanisław, ale i rzeczą,
od dzieciństwa bowiem nosił serce sędziwe: wiek obyczajami przewyższając; małem będąc chłopięciem nad nędzą
ludzką łzy przelewał, a nad zmysłami swemi prawdziwemi
panował od dziecięctwa, wielki ten nasz Instytutor.
(Biograf Bł. St.).
NARODZENIE BŁ. STANISŁAWA A JESU MARIA.
LATA CHŁOPIĘCE.
Czcigodny Sługa Boży O. Stanisław Papczyński od Jezusa
i Maryi przyszedł na świat we wsi Podgrodzie kościelne pod
Sączem o dziesięć mil od Krakowa w Małopolsce, dzisiejszej
Galicyi, dnia 18 maja 1631 roku, jako syn Tomasza i Zofii
z Zacikowskich małżonków Papczyńskich. Na chrzcie świętym nadano mu imię Jan. Rodzice sługi Bożego odznaczali
się wielu cnotami chrześciańskimi: byli pracowici, uczciwi,
miłosierni dla ubogich, a nadewszystko pobożni, szczególniej do Najświętszej Panny, stąd częste do Jej obrazu w Sączu w norbertańskim klasztorze słynącej cudami odbywali
pielgrzymki. Gdy jeszcze sługa Boży maleńkiem był dziecięŻYWOT OJCA STANISŁAWA PAPCZYŃSKIEGO
ciem matka jego, Zofia, złożyła go na ołtarzu Matki Niepokalanej z prośbą, aby o tem dziecięciu jej zawsze miała staranie i szczególną opiekę. To też już od najpierwszej
młodości można było zauważyć, że było to dziecię niezwykłe. Zaledwo wymawiać się nauczył, już ciągle imię Jezus
i Marya wymawiał, a najulubieńszem miejscem jego zabawy było miejsce pod krzyżem przydrożnym lub drzewem,
gdzie był zawieszony obraz Bogarodzicy. Po łąkach zbierał
małemi rączętami kwiatki i przyozdabiał krzyż lub obraz
Matki Najświętszej. Gdy miał lat pięć już zauważyć w nim
było można szczególną powagę, obcą innym dzieciom, i zrozumienie prawd Bożych. Już wtedy młodziutkie swe serduszko poświęcił niebieskiej swej matce, Maryi, a na widok
Najświętszego Sakramentu płonął cały wewnętrznym ogniem miłości anielski ten młodzieniaszek, tak, że musiano
go do opuszczenia kościoła zniewalać. Matka bł. Stanisława,
niewiasta bardzo pobożna, widząc tyle zalet w swym synu,
coraz bardziej, z natury już dobre to serduszko, rozwijała
i do większego postępu w cnotach zachęcała, do kościoła
często prowadziła, wszczepiając cześć świętej religii i moralności zasady, i tak w swem sercu dobra ta matka myślała,
że syn jej kiedyś będzie kapłanem. Ojciec Błogosławionego,
Tomasz, majster ślusarski, o tak wysokiej godności nie marzył dla swego syna, jak matka, raczej chciał go sposobić na
ślusarza, nie spodziewając się środków potrzebnych na wykształcenie jego. Matka jednak, Zofia, widząc w swem dziecięciu tyle zalet i niemałe zdolności, przypatrując się małemu Jankowi jak on często klęczy, modli się, obrazki stroi,
a najulubieńszą rozrywką dlań było iść do Kościoła i tam do
Mszy św. służyć, widząc pobożna ta matka, jak jej syn pobożnie «niby anioł« przy ołtarzu kapłanowi służy, do łez
była poruszoną i usilnie błagała Najświętszą Pannę, by
owoc jej żywota łaskawie na wyłączną swą służbę przyjęła.
Ażeby pragnienia jej spełnione być mogły, jak tylko mogła
pracowała z mężem, oszczędzała, by na szkoły dla jej syna
były fundusze, gdy ten dorośnie. Widząc ojciec zabiegi matki, sam odstąpił pierwotnego zamiaru względem swego jedynaka i wspólnie ze swą pobożną małżonką gromadził zapasy
dla niego. Tak więc Błogosławiony Stanisław Papczyński prawie wszystko zawdzięczał w przyszłości swej dobrej i pobożnej matce. Jej modły, jej przykłady, jej nauki sprawiły, że
wielki ten sługa Maryi od lat dziecinnych najulubieńszą jej
cześć oddawał, a do końca chlubnego, świętego, lecz pełnego przeciwności i niepowodzeń żywota, wszystkie cierpienia i dolegliwości Bogu poświęcając, do Niej się głównie
uciekał, Maryę «najmilszą Matką swoją« nazywał, a na samo
wspomnienie Jej imienia łzami się zalewał; nie było dlań nic
milszego jak mówić o Matce Bożej, nic słodszego i rozkoszniejszego jak śpiewać na Jej cześć pieśni lub słuchać kazań
o Niepokalanej.
Oprócz dziecięcej miłości i przywiązania do Najświętszej
Dziewicy i najżarliwszego nabożeństwa do Najświętszego
Sakramentu, odznaczał się anielski ten chłopczyna także
wielką litością dla ubogich, kalek, chorych i nieszczęśliwych.
Jego współczucie dla biednych było niezrównane: największą przyjemność mogło mu się sprawić dając mu coś, czemby on mógł obdarzyć ubogich. Owszem, jeżeli kiedy dla jakiejbądź przyczyny był nieco zasmucony, a chciało się go
natychmiast rozweselić, to wystarczyło wyszukać sposób,
aby mógł coś dobrego zdziałać dla ubogich lub nieszczęśliwych. Zaledwie usłyszał głos żebrzącego u progu chaty biedaka, natychmiast spieszył do niego i z szacunkiem pytał,
czemby go mógł poratować? a jeżeli to była pora obiadowa,
wówczas wypraszał u rodziców obiad dla biedaka, czemu
zawsze prawie stawało się zadość, jeżeli zaś posiłku nie stało, on swoją porcyę chętnie oddawał i czuł się wtedy najszczęśliwszym, inaczej byłby anioł ten ziemski cały dzień
niepocieszony. Widok nędzarza zawsze pobudzał go do łez
rzewnych i z całą dziecięcą serdecznością, czem mógł starał
się osładzać nędzę i niedolę biedaków. Pięcioletnim zaledwie będąc chłopcem oddawał ubogim wszystko, co miał:
bułeczkę, chleb lub przysmak jaki, dany mu przez kochającą
go matkę, zawsze dla ubogich zachowywał. Zacni rodzice,
widząc jego ku ubogim miłosierdzie, chętnie jego rączkami
wspierali ubogich, co zawsze taką radość sprawiało ich synowi, że nie przestawał im cały dzień okazywać swej
wdzięczności. Dając ubogiemu jałmużnę zwykle kazał się
modlić za dusze zmarłych do Matki Boskiej lub za tych,
»którzy Boga nie kochają«. Tak więc już w dziecięcych latach odczuwało bardzo to serduszko młodociane brak miłości Bożej w ludziach, nad czem później, jako apostoł narodu
naszego, tak ubolewał, i przebiegał wsie i miasta aby zagrzać lud do miłości Bożej i do modłów za dusze w czyścu
cierpiące zapalić.
Gdy podrósł, tą samą litością, jaką miał dla ubogich wogóle, odznaczał się wobec opuszczonych chłopców wiejskich.
Wszystkie wolne chwile od nauki im poświęcał, nauczając
zasad wiary i czytania, a zdolniejszych nawet sztuki pisania
uczył, a tak niejednemu chłopcu biednemu dopomógł, że
umiejąc czytać i pisać, miał w ręku chleb dostatni, gdyż tacy
poszukiwani byli we dworach pańskich, gdzie nierzadko
sami ich synowie »sztuki« pisania nie znali. Jak widzimy
idee, jakim później poświęcił życie czcigodny zakonodawca
Maryanów, kiełkowały już w jego sercu od pierwszych lat
młodości jego. Później, jak zobaczymy, będzie on takim samym ideałom służył, będzie on kochał całem swem gorącem sercem Boga i Jego Najświętszą Matkę, będzie Jej cześć
szerzył w narodzie słowem, piórem i przykładem; ażeby ta
cześć w Polsce nie ustała, i aby biedacy, ciemni, nie-oświeceni ludzie po jego śmierci nie byli opuszczeni, zostawi narodowi swój zakon, który jego śladami pójdzie i będzie służył Bogu, Kościołowi i Polsce tak, jak służył wielki ich Ojciec;
będzie On na widok Przenajświętszej Eucharystyi z wielkiej
ku Bogu utajonemu miłości wpadał w zachwyt, będzie całe
życie swoje okazywał ubogim, chorym i nieszczęśliwym jak
największe współczucie, i to nakaże swym braciom zakonnym, co też oni spełnią; będzie służył ubogim i chorym, ale
już nie maleńką bułeczką, jak dawniej gdy był dziecięciem,
lecz zbuduje szpital i przytułek dla nich w Górze Kalwaryi,
który wieki trwać będzie, a on sam z braćmi swymi Maryanami będzie ich obsługiwać, do dobrej śmierci przysposabiać, pocieszać, co aż do dnia dzisiejszego w tymże samym
szpitalu przez błogosławionego założonym, a dziś znacznie
rozszerzonym, spełnia jeden z ostatnich już Maryanów:
O. Bernard Pielasiński, wierny zasadom swej reguły, dla
której wiernego zachowania budzi podziw i szacunek ogółu
kapłanów i ludu, a żal, że nie będzie po jego śmierci »białego pocieszyciela ubogich«, gdyż on niestety! jeden —
z ostatnich. Jak w młodości, tak aż do późnej starości zbierał
sługa Boży ubogich chłopców, nauczał w swych klasztorach
i wychowywał na chwałę Bogu i pożytek narodowi. Bł. Zakonodawca Maryanów na paręset lat przed księdzem Bosko
zajął się ubogą młodzieżą i bezpłatnie nauczał nieumiejętnych, a po nim aż do ostatnich czasów to samo jego synowie
10
duchowni, w miarę możności czynili, nieraz skrycie, przed
zewnętrznymi przeszkodami, aby tylko wypełnić rozkazanie swego ukochanego Patryarchy i Ojca, którego pamięć
jest u nich w błogosławieństwie. Niemniej godnym był podziwu anielski młodzieniaszek w swoim posłuszeństwie
względem własnych rodziców, wszystko czynił czego sobie
życzyli, i to bez objawu najmniejszego niezadowolenia. Rodzicom swoim nigdy nie sprawił najmniejszej przykrości,
tak, że oni nie mogli wyjść z podziwu, jak może istnieć na
świecie takie dziecko, które jest chyba aniołem w ludzkim
ciele. Cokolwiek mu mówiono o Bogu wszystko zapamiętał
i łatwo wyrozumiał, sprawiając tem rodzicom wielkie zadowolenie. Młodzieniaszek ten skoro tylko nauczył się na pamięć pewnej ilości odpowiedzi katechizmowych, uniesiony
żywością swego ducha i charakteru, zapalał się cały radością i nieraz klaskał w rączęta, iż »lepiej już zna dobrego
Boga«. Co się zaś od matki nauczył, to innym powtarzał
dzieciom, aby i one coś skorzystały. Aby zaś dopełnić jego
religijnego wychowania, pani Papczyńska opowiadała swemu synowi, gdy już był zdolny to rozumieć, żywoty świętych, których życie znała i wskazywała mu na ich czyny
piękne, cudowne i ofiarne dla Chrystusa. W ten sposób przy
nauczaniu katechizmu wpajała w niego początki religijnego
wykształcenia, ciesząc się, że jej dziecię tak łatwo naukę
Bożą pojmuje. Wpajała nadto w młodociane serduszko cnoty miłości i bojaźni synowskiej względem Pana Boga i żarliwą miłość bliźniego, która ustawicznie powinna być nicią
przewodnią w życiu. A czego słowami uczyła, to potwierdzała sama przykładem własnym.
Pobożna ta matka wkrótce ujrzała owoce tak szlachetnego
wychowania, gdyż nigdy nie usłyszała od małego Janka słowa, któreby nie było natchnione prawdą, odpowiadał bowiem zawsze ze szczerością, prostotą i otwartością, kłamstwo by też najlżejsze nie postało na ustach jego.
Zazwyczaj Opatrzność Boska przygotowuje sobie takich
ludzi, jakich do pewnych celów potrzebuje. I młodego Papczyńskiego powołała ona na wielkiego człowieka, wielkiego
apostoła i kaznodzieję, na założyciela zakonu, który miał się
rozszerzyć nietylko w Polsce, ale w Rzymie i w dalekiej Portugalii miał głosić zasady ewangeliczne, których najczęściej
w życiu ówcześni niestosowali, miał być wodzem białej armii, na której sztandarze wypisano przez Niepokalaną zbawienie i ratunek światu! Więc Opatrzność nietylko tego ulubieńca swego obdarzyła wysokimi zdolnościami, jasnym
i przenikliwym umysłem, ale i łaskami niezwykłemi, które
mu dopomogły osiągnąć wielką świątobliwość. Dopuściła
nań Opatrzność jednak krzyże, niepowodzenia i różne prześladowania, choroby i utrapienia, jakby go przeznaczała na
Patrona ludziom, którym się w życiu niepowodzi, którzy
mimo swej pracy i uczciwości nie znajdują uznania, poparcia, którzy nie są przez ogół zrozumiani, i stąd upadają na
duchu, rozpaczają, tacy niech się wpatrują w życie Bł. Stanisława Papczyńskiego od Jezusa i Maryi, a znajdą w niem
taką tężyznę ducha, taką odwagę do znoszenia cierpień tego
życia i nieugiętość woli służenia Bogu wśród utrapień i niepowodzeń, że sami łatwiej poddadzą się woli Bożej i lżej
zniosą swe cierpienia, pamiętając na to, co przecierpiał
a bez skargi i żalu do ludzi, wielki sługa Boży, 0. Stanisław
a Jesu Maria, i niech On im będzie patronem i pocieszycielem, On, co łez ludzkich znosić nie potrafił obojętnie.
Gdy Jan Papczyński doszedł do wieku, w którym trzeba go
było oddać do szkoły, gdy miał opuścić początkową szkółkę
ŻYWOT OJCA STANISŁAWA PAPCZYŃSKIEGO
norbertańską w Sączu, a przenieść się do kolegium jezuickiego w Jarosławiu zdala od rodziców, matka Błogosławionego była niepocieszoną. Chciała ona, by syn jej się uczył,
ale radaby go mieć bliżej siebie, ile że i zdrowie jego wątłe
potrzebowało matczynej opieki, więc pewien smutek ogarnął całą rodzinę, opanował też i serce świętego młodziana,
podobny do tego, jaki się odczuwa idąc na wygnanie. Myśl,
że w nowem środowisku może nie znaleść serca, któreby
biło dla tych ideałów, którym on hołdował, przytłaczała
czułe i dobre serce Jana, a cóż dopiero rozłąka z ukochaną,
matką, dobrym ojcem, którzy tak bardzo się oń troszczyli
i starali się, aby mu dać odpowiednie jego powołaniu wykształcenie religijne i humanistyczne. Poleciwszy się jednak
Bogu błogosławiony przez matkę, a odprowadzony przez
ojca udał się do Jarosławia. W ciągu drogi Jan myślał o swej
matce, którą pozostawił tak smutną ze swego odjazdu, jak
również i o tych wszystkich przyjaciołach swej rodziny, którzy miłowali i osłaniali młodość jego i których błogosławieństwa brzmiały jeszcze w uszach jego rozczulonej duszy. Skończył on już z tem życiem słodkiem i dość łatwem,
jak i temi przyjaźniami tak mu miłemi, któremi cieszył się
dotąd. Może już nie ujrzy dawnych kolegów z norbertańskiej szkoły, a jakże ciężko oddalać się od prześlicznego
obrazu Matki Boskiej u Norbertanów łaskami słynącej,
przed którym tyle podniosłych chwil spędził na modlitwie.
Nikt mu tam, myślał, nie osłodzi drogi życia, trzeba będzie
rachować tylko na samego siebie. Z odosobnienia tego,
w jakiem się uczuł, byłaby może dusza jego, która była zarówno czuła, jak wrażliwa, popadła w przestrach, gdyby łaska Boża nakazując milczenie trwogom natury, nie ukazywała mu Pana Boga, który był z nim zawsze, i o którym był
pewnym, że go i nadal nie opuści, gdyby mu nie jaśniała w
umyśle i sercu jak słońce Niepokalana, której w służbę dziecięciem małem jeszcze będąc się oddał i poświęcił całą istotę swoją, aby cześć jej szerzyć wśród narodu polskiego. Pocieszał się więc, że gdy Bóg będzie z nim i Matka Jego
Najczystsza niczego mu nie zabraknie, a zresztą, on pragnął
cierpieć dla Boga, owszem, już wtedy przemyśliwał o męczeństwie, i żył tą myślą, że życie swoje odda dla Najukochańszego Zbawcy, i tak stwierdzi swą miłość ku Niemu. Co
też, jak potem zobaczymy, gdy się nadarzyła sposobność
śmierci za Chrystusa z ręki heretyckiej, pospiesznie uczynił
i gotowość okazał, skłaniając swą głowę pod miecz heretyckiego Szweda, za cześć Najświętszego Sakramentu, którego przed zajadłym bronił heretykiem. Nie chciał jednak Bóg
krwawego męczeństwa od sługi swego, bo go przeznaczył
na niekrwawego męczennika: Czci Niepokalanej swej Matki. Pocieszony na duchu modlił się: »Z tobą, o mój wielki
Boże i z Twą Niepokalaną Matką Maryą pójdę choćby
w obce kraje i nie będę opuszczonym, ponieważ Ty sam
strzedz mnie będziesz. Nie będę wcale bez rodziny i przyjaciół, bo Ty sam jesteś dość wielki, potężny i doskonały,
a Marya dość dobra i łaskawa, aby mi zastąpić wszystko
i wszystkich, aby mi nawet udzielić szczęścia, zdala od tych,
bez których dotąd obejść się nie mogłem. Pamiętaj o mnie
o Boże, opiekuj się Niepokalana Matko bym niewinności
serca nie utracił«.
Na nauki troskliwy
Oddał ojciec pacholę;
Aż on dziwów na dziwy
Wyuczył się w tej szkole.
Uczą nauczyciele
ŻYWOT OJCA STANISŁAWA PAPCZYŃSKIEGO
Uczą go i anioły
Nauk było tak wiele
Wyszedł mędrcem ze szkoły.
ŚWIĄTOBLIWY STUDENT.
Przybywszy Jan do Jarosławia po okazaniu chlubnych
świadectw od 00. Norbertanów sądeckich i polecenia opata, w którem zawierały się wielkie pochwały pilności, roztropności i zdolności młodego Papczyńskiego, został przyjęty do kollegium jezuickiego. Rychło też w podziw wprawił
swych nowych nauczycieli wielkimi postępami w naukach,
nie mniej zasługiwał na uwagę niezwykły postęp w cnotach.
Skromność, czystość, pobożność młodzieńca zadziwiała
całe miasto, ponieważ nie widzieli większej stałości w tak
młodych latach u ówczesnej młodzieży, wystarczało go widzieć aby odczuć pragnienie doskonalszego życia. Jan Papczyński powagą, skromnością, pobożnością, dobrocią i litością nad biednymi, z której i w Jarosławiu dał się poznać,
bardzo odbijał od swych kolegów, budząc tem niejednokrotnie w nich zazdrość, zwłaszcza, gdy profesorowie za
wzór go innym stawiali do naśladowania. Zdolności jego
były niejednokrotnie solą w oku rozpróżniaczonym paniczom i powodem do różnych dokuczań i docinków; szczególnie wytykano mu jego niezamożne pochodzenie. Znosił
to jednak bez skargi, anielskiej cierpliwości młodzian, cicho
i spokojnie, chętnie przebaczając urazy, tak, jakby one nie
istniały, owszem, przeciwnikom swoim starał się czemkolwiek przysłużyć, a już proszącym niczego nie odmawiał, tak
zresztą było przez całe długie, sługi Bożego, życie (((Górski:
Rys historyczny Zakonu XX. Maryanów.))).
Godziny wolne od zatrudnień szkolnych, najczęściej w samotności na rozpamiętywaniu tajemnic wiary lub w kościele dominikańskim u stóp Matki Boskiej Bolesnej, której
obraz w Jarosławiu cudami słynie, i Najświętszego Sakramentu, przepędzał. Wątłego zdrowia, kilkakrotnie w Jarosławiu i potem we Lwowie niebezpieczną złożony chorobą,
znosił ją cierpliwie, nic się nie skarżąc, z pokorą i poddaniem się woli Bożej zupełnem, choć mu słabość ta w naukach niejednokrotnie przeszkadzała i ukończenie ich odwłóczyła. W cierpieniach tych częściej niż zwykle przyjmował
Komunię świętą, a o Niepokalanej swej Matce ustawicznie
myślał, rozważając jej boleści, które mu osładzały własne
jego cierpienia. Bliskiego śmierci — jak to sługa Boży sam
nieraz wyznawał i nawet na łożu śmierci wobec zakonnych
braci swoich Maryanów stwierdził — Marya Niepokalana
cudownie uzdrowiła, że umierający, nagle do sił wracał
i uczył się dalej, gdy ogólnie myślano, iż do nauk sposobnym
już nie będzie. To go jeszcze więcej przywiązywało do Najświętszej Dziewicy, i chyba On o niczem częściej nie myślał
jak o Matce Bożej, bo z ust jego co chwila Jej imię dawało się
słyszeć. Znanem było powszechnie, że gdy po największych
przykrościach doznanych w życiu, wspomniano mu imię
Niepokalanej Matki Zbawiciela lub pokazano Jej wizerunek,
sługa Boży w tej chwili o doznanych przykrościach zapominał i głosił pochwały Matki swej Najczystszej; wspomnienie
Jej Imienia osładzało mu niedole tego życia, dodawało sił do
pracy, a odwagi do znoszenia cicho przeciwności; Imię Maryi było mu tarczą w pokusach; Imię Maryi było dlań słońcem, rozjaśniającym mroki jego duszy, nieraz ją zalegające,
Imię Maryi było ucieczką jego w najtrudniejszych chwilach
11
życia, Imieniem Maryi rozpoczynał On i kończył swoje nauki, ostatnie słowo przed zaśnięciem i pierwsze po obudzeniu było: Marya! Na każdą godzinę, gdy zegar uderzał, choćby w nocy, sługa ten wielki Maryi padał na kolana i odmawiał
»Zdrowaś Marya«, a potem jako Założyciel Zakonu, polecił
to swoim synom, Maryanom, którzy też tę świętą a tak miłą
modlitwę na każde uderzenie zegara do dziś dnia odmawiają. Oby nie zabrakło nigdy tych synów Niepokalanej, którzy
tak serdecznie za cały naród wielbią Maryę, oby pomnożyli
się oni jak gwiazdy na niebie i tak Królową Polską przez
wieki chwalili, jak ich nauczył ich Święty Ojciec: Stanisław
Papczyński.
Skończywszy jarosławskie szkoły udał się do wyższych we
Lwowie, gdzie znów u Jezuitów się kształcił, szczególnie teologii, filozofii i retoryce się poświęcał, czyniąc znakomite
— jak zawsze — postępy, i zdając egzamina eximia cum laude (((Wietz J. K. i 0. Joachim od św. Anny, maryanin: Życie
Ojca naszego itd.))). W nauce filozofii kwestye najzawilsze
przedstawiały się temu żywemu i przenikającemu umysłowi, jakby ogołocone ze swych ciemności; definicye jego zarówno prawdziwe jak dokładne wzbudzały często podziw
profesorów i tych współuczniów, którym zazdrość nie przeszkadzała do sprawiedliwego jego ocenienia. Rzeczywiście
trzeba było posiadać zbyt wielką i zbyt niewyrozumiałą miłość własną, aby nie darować wyższości temu miłemu i pokornemu młodzieńcowi, u którego nie widziano większego
zainteresowania i zajęcia, jak wtedy, kiedy chciał podnieść
zasługi innych i który dziwił się zarówno z prostotą, jak dobrą wiarą, kiedy jego samego chwalono. Trudno było mieć
więcej serdeczności w obejściu, delikatności i trafności
w pochwałach dla tych, którzy zrażeni byli sami do siebie
przez swój mały postęp w naukach, i w ogólności mieć więcej wdzięku i gotowości, aby zobowiązać każdego, kto tylko
do niego się zbliżył. Nic nie wyrównywało radości, jakiej
doznawał kiedy mógł uprzedzić czyje życzenie. To, co przynosił, ze słodyczy, z grzeczności, z usłużności i dobrego wychowania w całem swojem zachowaniu się w konwikcie jezuickiem we Lwowie, który stał już wówczas na poziomie
uniwersyteckim, wystarczało aż nadto, aby mu zjednać
wszystkie serca. Jeżeli jednak nie mógł całkiem rozbroić
prześladującej go zazdrości, cnota tak doskonała zmuszała
przecież najnieprzyjaźniejsze mu serca, że się stawały nieco zakłopotane z powodu tej ku niemu awersyi swojej, i że
się jej mimowolnie wstydziły. Ponieważ jednak miłował naukę i szukał jej wszędzie, ponieważ miał wielką łatwość
przyswojenia jej sobie i każdy krok jego naznaczony był
tryumfem. Oto, czego zazdrosna mierność przebaczyć mu
nie mogła. Wstępując do kollegium lwowskiego zmierzył
On myślą kolej, którą rozpoczynał, i jeżeli dzięki składał
Zbawicielowi i Niepokalanej Jego Matce, że mu je otworzyli,
równocześnie błagał, aby mu obok serca czystego, wiernego i pobożnego dana była mądrość niebieska, bez której
wszelka mądrość ludzka jest próżną i fałszywą i prowadzi
raczej do zguby niż do zbawienia człowieka. Dopiero tak
uzbroiwszy swą duszę przeciw niespodziankom natury,
przystąpił do swych studyów, a łaska Boża i pomoc Niepokalanej, którą ustawicznie wzywał nad sobą, broniąc go
przeciwko wyłącznej miłości nauki, objawiła mu tajemnice
owego miłego umiarkowania, które nie pozwalało mu dać
się posiąść wyłącznie nauce na szkodę innych swych obowiązków względem ludzi, których miłość Boża kazała mu
kochać serdecznie i szczerze. Miał On często przytomne
12
w myśli swojej te słowa Pawła św. do Kolossan: »Nie przestawamy się za was modlić i prosić, abyście byli napełnieni
znajomością woli Bożej we wszelakiej mądrości i w wyrozumieniu duchownem, abyście chodzili godnie, Bogu we
wszystkiem się podobając: w każdym uczynku dobrym,
owoc przynosząc i rosnąc w znajomości Bożej«. Kol. I_ 9, 10.
Ta mądrość i to wyrozumienie duchowne były najwyższym
celem, który położył na początku wszystkich prac swoich;
miłość zaś nauk sługi Bożego była jakoby środkiem, aby
tam przybyć, i dlatego samaż ta nauka w sercu Jana Papczyńskiego uległem i pobożnem nosiła tak widoczną pieczęć boskiego swego pochodzenia.
Widziano bowiem przecież w tymże czasie, choć to były
wyjątki, ludzi, którzy dawszy się oplątać w swych pracach
umiejętnych przez same tylko czyny pochodne, czy drugie,
błąkali się w swych pysznych pojęciach, jakie wytwarzał ich
duch zaślepiony i obracali w ciemnościach te czyste światła,
jakie oświecały duszę naszego młodego adepta filozofii i teologii. On miał zawsze przytomną w umyśle swym Niepokalaną, a równie pokorną Dziewicę Maryę, której sam wiernie
służył, a kiedyś do Jej służby miał przygotowywać innych
duchownych synów swoich. On miał wstręt do podobnej
potwornej niewdzięczności względem Dawcy wszelkiej
umiejętności, i zanimby stał się jej winnym, byłby raczej zamknął wszystkie swoje zwoje, zeszyty i książki, aby ich nigdy nie otworzyć. Bóg wszędzie widoczny i objawiony, czyto w wielkiej księdze stworzenia, czy w myśli spekulatywnej
człowieka: oto czego młody student Papczyński żądał od
umiejętności, a ta odpowiadając na jego wezwanie, nie
przestawała mu o Nim świadczyć. Jakżeby to ciągłe rozważanie nieskończonego majestatu i mądrości Bożej nie miało
go zachować od próżnej dumy i uczynić go zarazem najsłodszym, najprzyjemniejszym, jak również najpokorniejszym z ludzi? Pycha, twardość, niecierpliwość, pogarda ludzi, które wypływają z egoistycznej miłości samego siebie,
są nieznane dla tego, który umie swe uczucia i pragnienia
zwalczać i podnosić wyżej.
W roku 1653 po ukończeniu nauk filozoficznych i teologicznych, w których żaden z jego współuczniów nietylko nie
mógł mu wyrównać, ale nawet zbliżyć się do niego, otrzymał Jan Papczyński stopień naukowy, i byłby go otrzymał
o wiele wcześniej, gdyby częste cierpienia ciała nie przerywały mu studyów, i gdyby z jednej strony nie ukrywał był
tak troskliwie światła olśniewającego swego umysłu, okazując je o tyle tylko, o ile tego wymagał konieczny bieg nauki; z drugiej strony, gdyby w łonie samego kollegium nie
były się podniosły przeciw niemu uprzedzenia, jakie wzbudzała zazdrość niektórych jego współzawodników (((Wietz
J. K. Rys histor. o zgromadzeniach zakonnych.))). Postęp
jednak, jaki osiągnął w naukach, był tak wielki, że trzeba
było uznać jego zadziwiającą wyższość, a z drugiej strony
oddać hołd jego głębokiej pokorze, gdyby nieprzyjaciele
jego w zaślepieniu swojem nie przekładali nazywać ją hypokryzyą. Tymczasem jednak cnota jego stanęła tak wysoko, pomimo, że nigdy nie chciał »błyszczeć przed światem«,
co potem i Maryanom zalecał, że wszystkie ich intrygi nie
mogły przeszkodzić promocyi Jana Papczyńskiego. Była to
pełna chwały nagroda za jego całe dotychczasowe prowadzenie się i za jego pracę. Studya więc zakończył anielski
młodzian chwalebnie, należało teraz coś z sobą zrobić. Naturalnie, ani na chwilę nie wąchał się w wyborze stanu, boć
jeszcze chłopięciem postanowił oddać się na służbę wyŻYWOT OJCA STANISŁAWA PAPCZYŃSKIEGO
łączną Bogu i pracować nad ludem polskim, zaszczepiać
w nim zasady wiary i moralności, oraz szerzyć cześć Niepokalanej. Nie wiedział jednak do jakiego zgromadzenia miał
wstąpić. Żaden bowiem z tych zakonów, które znał, nie
przypadał mu do usposobienia i gustu; on chciał pracować
koniecznie nad ludem i ubogą młodzieżą, a tymczasem znane mu zgromadzenia zakonne zaniedbywały lud, poświęcając się pracy nad więcej oświeconymi warstwami narodu,
a lud zostawiając opuszczony pod każdym względem; stan
ówczesny chłopa polskiego był tak okropny, opłakany, że
wrażliwy na każdą niedolę młodzian bez głębokiego smutku nie mógł patrzeć na upośledzenie wieśniaków, dzieci
jednego narodu (((Czytaj Kubali: Szkice historyczne.))) Jego
gorące, przepełnione miłością Boga, bliźniego i ojczyzny
serce pragnęło zaradzić złemu, chciał wołać o ratunek i użalenie się nad niedolą maluczkich, chciał wołać głosem tak
potężnym, aby go cała usłyszała Polska, aby zadrżeli możnowładcy i królikowie narodu przed groźbami sądów Bożych, jakie im chciał ogłaszać apostolskim duchem zapalony
młody Papczyński, jeśli doli nieszczęśliwych nie poprawią
kmiotków (((Biograf Czcig. Sługi Bożego, bł. Kazimierz Wyszyński, maryanin.)))
Rozważając tak niedolę upośledzonych klas w Polsce, szlachetny, miłosierny a pokorny młodzian lękał się, czy nie jest
zarozumiałym chcąc naprawić tyle zła, ile wówczas w Polsce się nazbierało; przecież i przed nim byli mężowie, którzy ganili postępowanie możnych względem maluczkich
robaczków ziemskich; a nic nie sprawili; ich głos był głosem
wołającego na puszczy. Nie jestże to zarozumiałość, by on
chciał to naprawić, czego Ci i owi nie zdołali? A godność kapłańska czy nie za wielka dla mnie — myślał — czym jej
godzien? I tak z tymi zamiarami czekał, nie wiele komu
z swych myśli się zwierzając, w pokorze i modlitwie, dopókiby mu łaska Boża nie odkryła jasno, że ją potwierdza i pochwala. Bóg Zbawiciel świata, Bóg poddany przez miłość
nie dającą się zmierzyć, bolesnej hańbie krzyża i wskutek
tejże miłości oddający się nam codziennie na naszych ołtarzach, aby być pokarmem dusz naszych, natchnął go wzajemnością uczuć tak doskonałą, wdzięcznością tak żywą
i głęboką, że zdawało mu się od pierwszej jego młodości, że
serce jego nie będzie miało spoczynku, dopóki się nie poświęci całkowicie Bogu, który się nam oddaje codziennie
w Najświętszym Sakramencie Ołtarza. Bliższe poznanie herezyi, które w tym czasie pustoszyły Polskę, o ościennych
nie mówiąc już krajach, zniewagi, jakich doznawała Stolica
Apostolska od zwolenników Lutra, Kalwina i innych heretyków, i to na ojczystej polskiej ziemi, którą taż święta Stolica
rzymska wykołysała w kulturze chrześciańskiej i tylu dobrodziejstwy lechicki naród obsypała, przydały nowej mocy
tej myśli, bowiem z nią połączyło się gorące pragnienie ofiarowania całego siebie na expiacye tych krzywd, jakich doznawał niepojęty Majestat Boży i od heretyków, i od tych,
którzy mu najgoręcej służyć byli powinni, a służyli w najlepszym razie, obojętnie. Pokora sługi Bożego kazała mu się
obawiać, aby nie brać marzeń swej wyobraźni za rozkaz
z góry, lecz wzruszenie głębokie, jakie go trwale przytem
opanowywało, uniesienia czyste i szlachetne, jakie czuł na
myśl apostołowania wśród najbardziej opuszczonych i nieszczęśliwych synów swej ojczyzny, położyły koniec jego
niepewności, tak, że postanowienie jego wstąpienia w szeregi żołnierzy Chrystusowych stało się niewzruszonem.
Wskutek tego w dwudziestym drugim roku życia (((Górski
ŻYWOT OJCA STANISŁAWA PAPCZYŃSKIEGO
podaje »w 30 roku życia«, lecz we wszystkich dokumentach, odnoszących się do życia Bł. Stanisława i jego Zakonu,
jakie mieliśmy pod ręką,
wyraźnie zaznaczono, że w 22-m roku życia wstąpił do Pijarów.))) a zatem w wieku zupełnej dojrzałości i rozwagi
postanowił wstąpić do zakonu św. Józefa Kalasantego, który tenże Święty sześćdziesiąt dwa lata temu założył był w
Rzymie, na cześć Matki Boskiej, w celu uczenia ubogiej młodzieży.
Zanim przyoblekł zakonną szatę, przybył do Podgrodzia,
by się pożegnać z rodzicami i ich błogosławieństwo otrzymać. Tymczasem czekała na niego niebezpieczna pokusa,
którą kto inny możeby był nie przezwyciężył, ale On, zahartowany w szkole krzyża, rozmiłowany w cnocie anielskiej,
odepchnął ją bez namysłu! Oto ofiarowywano mu związek
małżeński z bardzo bogatym wianem. Nie przyjął tej propozycyi Jan, choćby mu to ułatwiło, jako młodzianowi, wszechstronnie już wykształconemu, wymownemu i zdolnemu,
dojście do pewnych, a może nawet wysokich w Rzeczypospolitej godności, ile, że narzucana mu oblubienica skoligaconą była z wysokimi dostojnikami w kraju.
Zabawiwszy czas niejaki w domu rodzicielskim na rozmowie z ukochaną matką i ojcem czas przepędzał, a wreszcie
otrzymawszy błogosławieństwo ich, udał się do Podoleńca
w hrabstwie spiskim do 00. Pijarów.
Nasz Stanisław już słynie,
Młodzież zewsząd doń bieży,
Idą wielcy i mali,
On ich uczy, co trzeba,
I jak Boga się chwali,
I Jak lecieć do nieba.
BŁ. STANISŁAW PAPCZYŃSKI
ZOSTAJE ZAKONNIKIEM I PROFESOREM.
Zabawiwszy czas niejaki w domu rodzicielskim wyraził
przed rodzicami chęć poświęcenia się Bogu w zgromadzeniu Pijarskim, na co otrzymawszy błogosławieństwo, udał
się do Podoleńca, gdzie dnia 19 listopada 1653 r. przyjął sukienkę zakonną pijarską, zmieniając przy obłóczynach imię
świeckie Jan na zakonne Stanisław a Jesu Maria, które aż do
chwalebnej swej śmierci nosił. Tem też imieniem nazywać
go odtąd będziemy, gdyż pod niem najwięcej się wsławił
i jest po dziś dzień znany i czczony.
Do zgromadzenia pijarskiego pociągnęła Stanisława Papczyńskiego od Jezusa i Maryi szczególniejsza cześć, jaką
pierwsi pijarzy odznaczali się ku Najświętszej Maryi Pannie, której imieniem zakon ten nietylko się pieczętował, ale
i sławę i cześć Boga-Rodzicy, gdzie tylko był, pomiędzy
wiernymi i studentami szerzył gorliwie. Zachęciło i to sługę
Bożego do wstąpienia w szeregi synów św. Józefa Kalasantego, iż za jeden z celów swego istnienia mieli: nauczać bezpłatnie ubogą młodzież. Sądził więc, że ten zakon odpowie
pragnieniom jego duszy i potrzeby narodu polskiego zaspokoi (((Górski: Rys historyczny Zakonu XX. Maryanów i Wyszyński Casimirus: Vita V. Pateris N.))).
Od samego początku życia zakonnego wziął się sługa Boży
do pracy nad sobą z taką gorliwością i zapałem, by wyniszczyć w sercu swem wszystko, co ziemskie, że odrazu zwrócili przełożeni zakonni uwagę na niego i ocenili, iż w nowicyuszu tym naprawdę jest powołanie zakonne, albowiem
13
z taką akuratnością spełniał wszystkie polecenia magistra
nowicyatu, tak pobożnie się zachowywał, tak celował we
wszystkich cnotach zakonnych, osobliwie w zaparciu się
siebie i umartwieniu, iż nikt mu w zgromadzeniu pijarskim
nie wyrównał i starzy weterani życia zakonnego dziwili się,
do jakiej Stanisław już doszedł był w tak młodym wieku doskonałości, przepowiadając mu, że wielkim świętym zostanie. I słusznie tak sądzili zakonni ojcowie, bo kto od młodości samą tylko miłością Bożą się kierował, kto anielską
ukochał cnotę tak, jak Stanisław Papczyński, kogo Bóg zachował w młodym wieku od zawieruchy namiętności, kogo
miłość Chrystusowa prowadzi, kto pod osłoną tej potężnej
tarczy idzie po drodze życia, bez poczucia winy, o, jakże
szczęśliwym jest ten; albo jeżeliby na chwilę uległ jakiej słabości ludzkiej w tej chwili wznosi się z krzykiem zranionej
duszy ku Umiłowanemu, aby Go przywołać nazad do wnętrza swego i znaleźć w nim pokój i ochłodę. Takim był Stanisław Papczyński zawsze: panujący nad sobą, choć był bardzo czuły i wrażliwy; słodki i cierpliwy, lubo z natury żywy,
a nawet gwałtowny; usposobienia zawsze równego i wesołego, mimo przeciwieństwa duszy, łatwo się unoszącej i marzycielskiej. Te cuda sprawiała miłość, która w jego sercu
i nad temże jego sercem miała tak przeważne panowanie,
że człowiek natury ginął prawie zupełnie, aby dać miejsce
innej istocie, całkowicie doskonałej. Łaska bezustannie
w nim działająca, jaśniała we wszystkich jego słowach i we
wszystkich czynach. Jak wszystkie dusze przeznaczone do
wysokiej doskonałości, miał on najtkliwsze i najgorętsze
— jak wiemy — nabożeństwo do Niepokalanej Dziewicy.
Nie wątpił on, że znaczną część swego postępu w naukach
winien był Jej pomocy, często powtarzał, że prosta prośba
do Matki Bożej w trudnościach, w których duch jego skołatany często się zatrzymywał, szukając wyjścia, wystarczała
zwykle, aby rozprószyć wszelkie przed nim ciemności i pokazać mu gdzie jest prawda, której poszukiwał.
Nie były to jednak jedyne łaski, które Czcigodny sługa Boży
Stanisław Papczyński otrzymał od Niepokalanej Dziewicy;
winien on Jej był także tryumf zupełny, jaki odniósł zawczasu nad swemi zmysłami i doskonała nieskazitelność, w jakiej zachował swoją czystość. Przy takim wsparciu czyż
było dziwnem, że Stanisław przewyższał w doskonałości
wielu pijarskich nowicyuszów? Taka doskonałość Stanisława Papczyńskiego nie mogła się długo ukryć w murach kollegium pijarskiego, tak jak nie można nigdy zakryć zupełnie
słońca tak, żeby z jakiego zakątka nie wymykał się promień,
zdradzający obecność jego, tak cienie, któremi usiłował Stanisław Papczyński zakryć promieniejącego swojego ducha
i obwinąć się w nie niejako, nie mogły przeszkodzić, aby
jego przeważna sława i świetne imię nie przechodziło po za
klasztorne mury, gdzie się zamknął z całą ścisłością i surowością ascety. Przestraszony tym odgłosem, który się począł wokoło niego szerzyć, powziął on zamiar nie przyjmować wcale święceń kapłańskich, aby się nie wbić w pychę!
I istotnie, pięć lat wypraszał się sługa Boży od święceń, aż
przełożeni wystąpili stanowczo przeciw temu postanowieniu i zadając prawie gwałt temu nadmiarowi pokory, przymusili go do ich przyjęcia (((Wyszyński Casimirus: Vita Venerabilis Patris Nostri Stanislai a Jesu Maria.))). Czysta jego
i niewinna młodość, oraz wielka pobożność i zamiłowanie
w umartwieniu, jakim się odznaczał, zapowiadała w nim
niezwykłej miary sługę Bożego. Cieszył się z takiego nabytku zakon pijarski i słusznie spodziewał się jenerał tego
14
zgromadzenia, że mając taki Lumen w swym zakonie nową
tenże ozdobi go chwałą i rozszerzy sławę braci szkół pobożnych. Byli jednak w zgromadzeniu i tacy, co się przerazili
surowem życiem O. Stanisława, a byli inni, co w podejrzenie
podawali jego postępowanie, lecz sługa Boży uśmiechał się
tylko na to, dziękując Bogu, że go umieścił pomiędzy ludźmi
tak czujnemi na jego postępowanie, aby go uchronić od
wszelkiego cienia próżności i zarozumiałości (((Historya
Zakonu Niepokalanego Poczęcia.))).
Jakim był nowicyuszem u pijarów, poświadczają to sami
ojcowie podolińskiego kollegium: był wzorem doskonałości, ale niech nam to poświadczy drobny rys z życia jego nowicyackiego wzięty, w którym się jego cnota i charakter
okazuje znakomicie. W czasie wojny szwedzkiej, gdy sługa
Boży był u pijarów nowicyuszem, miał żywą dysputę z pewnym Szwedem protestantem o tajemnice wiary św. katolickiej. Luteranin ten ze szczególną zaciętością napadał na
tajemnice Eucharystyi i cześć N. Dziewicy Maryi. Stanisław
bronił św. Tajemnicy znakomicie przed niedowiarkiem
i Szwed zdawał się być wymową i argumentami sługi Bożego zupełnie przekonanym. Rozgniewany z tego powodu okrutnie na 0. Papczyńskiego, dobył miecza i zamierzył się do
cięcia; sługa Boży ukląkł spokojnie, i schyloną głowę poddał
pod miecz zapamiętałego przeciwnika, pokornie, radując
się w duszy, że za tę Najświętszą tajemnicę śmierć poniesie.
Zmieszał się tym przedziwnym widokiem Szwed, nie mogąc
jednak przytłumić w sobie wybuchłego gniewu, kilkanaście
razy pałaszem uderzył go tak silnie, że słudze Bożemu habit
poprzecinał, a nawet skaleczył. Uniknął jednak O. Stanisław
męczeństwa, którego tak gorąco jeszcze od dziecka pragnął,
aby stwierdzić swoją miłość ku Utajonemu Zbawcy. Po dwuletnim nowicyacie w dniu św. Maryi Magdaleny 1655 roku
złożył wielebny Stanisław od Jezusa i Maryi śluby zakonne
proste (vota simplicia), a że był znakomicie w naukach filozoficznych i teologicznych wykształcony (valde eruditus),
następnych zaraz dni tegoż roku zniewolili go przełożeni do
przyjęcia święceń niższych, a wkrótce potem 15 sierpnia
1655 r. otrzymał święcenia dyakona, kapłańskich zaś z głębokiej pokory przyjąć nie chciał, przyjął jednak zawód kaznodziei i jako dyakon kształcił młodzież pijarską w Rzeszowie i w Warszawie, gdzie przez wszystkich uczniów był
ukochanym tak, iż pomiędzy pijarami nie było popularniejszego wówczas profesora nad O. Papczyńskiego. Uczniowie
kochali go szczególnie za jasne, porywające jego wykłady,
zawsze interesujące, za wielką słodycz charakteru i za braterską iście miłość ku nim, którą krasiła wielka, podziwiana
przez wszystkich świętość, jaką się ten niezwykły profesor
odznaczał. Uczniowie pijarscy różnie nazywali złotoustego
swego profesora wymowy: najczęściej świętym Augustynem lub młodopłynnym Bernardem. Nic dziwnego, wszak
sami pijarzy pomimo późniejszej niechęci do sługi Bożego,
że ich szeregi opuścił, wyznają, iż O. Stanisław Papczyński
był najznakomitszym pośród nich, i że uczył znakomicie docuit maxima cum laude, i że był umysłem głębokim, teologiem najpoważniejszym swego czasu, do którego wielu wybitnych duchownych i biskupów po radę skuteczną
w rzeczach wątpliwych spieszyło.
Gdy zważymy, jakim Luminarzem był pokorny dyakon Stanisław w zakonie św. Józefa Kalasantego, jak wielu odznaczał się przymiotami umysłu i serca, a przytem jak był przystępnym dla uczącej się młodzieży, jak biedniejszych
studentów wedle możności wspierał, mniej zdolnych do
ŻYWOT OJCA STANISŁAWA PAPCZYŃSKIEGO
pracy zachęcał i pomagał osobiście, jak starał się być przyjacielem każdego chłopca, by go nietylko nauczyć świeckich
umiejętności, ale i postępu w cnotach życia chrześciańskiego; gdy zważymy to wszystko, nie będziemy się dziwić, że
był tak popularny, i że miał taki ogromny wpływ moralny
na uczniów swoich, że najgorsi się zmieniali w dobrych; ale
bo on oprócz tego rozwijał indywidualności każdego ze
swych pupilów. Był bowiem błogosławiony Stanisław Papczyński prawdziwym pedagogiem, ale bo był sam wzorem
spełnienia wszelkich obowiązków sumienności: był przykładem cnót niezrównanym, był mężem świętym w pełnem
znaczeniu tego wyrazu.
Poza kazalnicą i szkołą, w wolnych chwilach oddawał się
długiej, gorącej modlitwie, najczęściej, jak zresztą całe życie, przed Najświętszym Sakramentem, oraz pokornemu
spełnianiu najniższych posług w klasztorze, uważając się za
ostatniego z zakonników, niegodnego święceń kapłańskich.
Z największą więc radością zamiatał korytarze klasztorne
i pokryjomu różne posługi spełniał, należące do braciszków
lub służby klasztornej. A już, gdy miał zakrystyanowi pomagać w kościele, ozdabiać ołtarze, było dlań największe święto! Nikt tego tak pięknie nie potrafił zrobić jak O. Stanisław.
Każdy kwiatek kilka razy ustawiał, przymierzał, gdzie mu
najlepiej stać będzie, a tym które stały blisko Sanctissimum
zazdrościł poprostu, iż takie je uczczenie spotyka, że mogą
dzień i noc stać blisko ukochanego Zbawcy. Radby był sam
zamienić się w kwiatek, byle stać ciągle, ustawicznie, jak te
niewinne a piękne roślinki przed Utajonym Panem.
Gdy w takiem błogiem skupieniu i upokorzeniu trwał sługa Boży, sądząc, że go na zawsze godność kapłańska ominie,
nadszedł rozkaz prowincyała, by O. Stanisław od Jezusa
i Maryi niezwłocznie przyjął święcenia kapłańskie, bo taka
jest wola jenerała Zakonu, któremu on posłuszeństwo ślubował. Na tak wyraźny rozkaz ani nie zareagował, posłuszny ten iście zakonnik, poddał się woli przełożonych, długim
postem i nadzwyczajnemi umartwieniami przygotowywał
się do święceń kapłańskich, które też otrzymał roku 1660,
w uroczystość Wniebowzięcia Niepokalanej Dziewicy.
Któż tu opisać może uczucia przepełniające serce sługi Bożego, gdy odprawiał Msze święte ? Chyba on samby to potrafił opowiedzieć. Biograf Bł. Stanisława powiada, że tenże
wówczas i w czasie każdej odprawianej Mszy świętej »rozpływał się w modlitwie i zdawał się być cały pochłonięty
Bogiem i zachwyconym«. Mszę świętą zawsze z takim podniesieniem i gorliwością ducha odprawiał, że obecni do łez
wzruszeni byli, grzeszniejsi nawracali się na widok tego kapłana z taką żywą wiarą odprawiającego świętą Ofiarę, że
aż na zewnątrz z całego zachowania jego przebijała się ona.
Gdy zaś za umarłych się modlił »apostoł dusz czyścowych«,
łzami jego nieraz był korporał zroszony. Ta jego rzewność
i litość była owocem żywej wiary, nieskalanego żadnym
ciężkim grzechem żywota. Takim bowiem był ksiądz Stanisław Papczyński zawsze: anielski, niezwykły, prawdziwy
ogień płonący — święty! Za świętego też był powszechnie
sługa Boży Stanisław od Jezusa i Maryi uważany tak przez
zakonnych współbraci jak uczniów, dostojników kościelnych i świeckich, możnych i ubogich, słowem przez wszystkich, nawet przez nieprzyjaciół, którzy go nie lubili tylko
dlatego, że był innym od nich, umartwionym, pokornym,
świętym! Że po drodze doskonałości zdawał się nie iść, ale
biedz, jakoby wspierany przez ręce anielskie. O, takim byłeś
wielki kapłanie nasz!
ŻYWOT OJCA STANISŁAWA PAPCZYŃSKIEGO
Stanisławie! Tyś dla Polski, niby gwiazda ranna,
Rozprósz jasnym swym promieniem
mgły ziemskiej ciemnoty,
Niech rozprysną cienie grzechu, Gwiazdo nieustanna!
Drogą prawdy i mądrości prowadź nas do cnoty!
Przez lat 17 zostawał O. Stanisław od Jezusa i Maryi
w zgromadzeniu księży Pijarów, kolejno mianowany prokuratorem, kaznodzieją, profesorem; wszystkie te godności,
z chwałą dla siebie, sławą dla Zakonu a niewymownym pożytkiem dla drugich sprawował. Był jednym z najznakomitszych synów świętego Józefa Kalasantego w Polsce i w całym Zakonie Braci szkół pobożnych. Nauczanie O. Stanisława
Papczyńskiego było jasne, dokładne, głębokie, piękne, pełne światła, jak to źródło, z którego czerpał swą wiedzę i wymowę. Czyto bowiem zasiadał na katedrze filozofii, teologii,
czy wymowy, czyto podejmywał najwyższe kwestye i rozwijał wspaniały problem przeznaczeń człowieka, czy wykładał pomniejsze i pośrednie rzeczy, — słuchacze jego byli
zawsze jakoby podbici i zachwyceni przez to poważne i zajmujące słowo, które z każdym dniem zyskiwało na sile
i wielkości, aż go ta wielkość jego wyniosła do godności kaznodziei królewskiego, nad którą w Polsce większej kaznodzieja oczekiwać nie może. Był on, mówiono zawsze, jakoby
młotem na heretyków, a ci z najśmielszych, którzy ich bronić albo tłumaczyć ich błędy chcieli, po wysłuchaniu Ojca
Stanisława Papczyńskiego, już się więcej nie odzywali.
Jest to epoka świetna w życiu sługi Bożego, w niej się najwięcej oddawał pracy umysłowej, najwięcej pisał, ale kaznodzieją królewskim i spowiednikiem jego został dopiero
po opuszczeniu Pijarów, i tę epokę nazywam najświetniejszą, choć pełną ona była cierpień i krzyżów oraz kłopotów
nad ustaleniem losów założonego przez się Zakonu Maryanów. Jak znakomitym mężem był Ojciec Stanisław od Jezusa
i Maryi świadczą akta współczesne Augustyanów, Dominikanów, Bernardynów, Reformatów i Kamedułów, że tenże
był najznakomitszym kaznodzieją i teologiem swego czasu.
Takie świadectwo wydały powyżej wymienione zakony
O. Papczyńskiemu, gdy tenże udawał się do Rzymu po zatwierdzenie swego Zakonu. Istotnie, byłeś znakomitym, Ojcze Stanisławie, znakomitym w całem życiu twojem. Tyś był
wychowawcą świętych swego zakonu i wychowawcą młodzieży polskiej, to też tu wyznajemy radośnie, chlubiąc się
z Ciebie, i podziwiając:
Twą potęgę, świetność, sławę, cóż im sprostać zdoła?
Ty w kościele polskim świecisz, jako słońce jasne…
A promienie, co spływają od twojego czoła,
Niech ogarną syny świata – i twe syny własne.
Jan naczynie urobione ze szczerego złota,
I wszelkiemi kamieniami zdobne kosztownemi:
W tobie wszelka doskonałość: mądrość, świętość, cnota.
Spraw o Mistrzu, byśmy tobie byli podobnymi!
Za dni Twoich naród polski nieszczęścia trapiły,
Klęski srogie go zalały jako pełne morze,
Ratowałeś swą ojczyznę Stanisławie miły:
Słowem, piórem i modlitwą szerząc dzieła Boże.
UCZONY PISARZ – POGROMCA HERETYKÓW.
(((Po bł. Ojcu Papczyńskim pozostały następujące pisma
i dzieła: 1) Czterdzieści kazań na różne uroczystości, 2) Prodromus eloquentiae, 3) Templum Dei mysticum, 4) Christus
15
patiens, seu septem Orationes de mysteriis Pasionis Christi
1640, 5) Solitudo animae cum Christo, carmine elegiaco
Wars. 1702, i 11-amo, 6) Orationes panegiricos in 4-to. Vars.
1741, 7) Panegyrim lyricam Joanni Gembicki Ep Ploc. dicatam. 8) Panegyrim Joanni Sta. Zaleski Cost. Vilnensis 1716,
Vars. 9 Tractatum de Amore Dei in polonicura traduxit in
4-to, Vars. 1750. 10) Gemmę latine prodrierunt primo Vars.
1688, dcin. 1720 et 1728. 11) Constitutiones Ordinis Nostri.
12) De vita religiosorum Ordinis Immaculatae B. V. M. vel
Marianorum. Oprócz powyższych pism jest jeszcze wiele
innych po łacinie i po polsku, dotąd niewydanych, a zachowanych w klasztorze WW, 00. Maryanów w Maryampolu na
Litwie (dyecezya sejneńska, pow. Maryampol).)))
Napisał był też wówczas Patryarcha maryański i ogłosił
drukiem czterdzieści kazań, któremi się ówcześni zachwycali; dziś stanowią one rzadkość wielką. Później nieco wydał dzieło w łacińskim języku pod tytułem »Prodromus eloquentiae«, posłaniec wymowy.
Dzieło to zawiera w ogólności przepisy stylu w prozie
i poezyi. Jest ono bardzo znakomite, względnie do czasu,
w którem było pisane, i ma wiele zalet: łacina w niem czysta; w chwili wyjścia dzieło to wielką zjednało O. Papczyńskiemu sławę, i nietylko przez uczącą się młodzież, ale nawet przez osoby wyższego znaczenia, jakoto: posłów
i senatorów, ba! przez uczonego króla używane i cenione
było. Dzieło to dedykował sługa Boży N. Maryi Pannie
w rzewnych słowach, tchnących wielką miłością ku Maryi,
która cechuje całe jego długie, siedemdziesięcioletnie życie.
»Wielkiej Najwyższego Boga Matce, wymownej w Bogu
Dziewicy, ziemi i nieba Królowej, swoich sztuk pięknych
Twórczyni, Maryi — Stanisław«.
W tymże samym czasie sekta pietystów w Saksonii, zasadzając się na słowach św. Pawła apostoła: Vos estis templum
Dei, gwałtownie powstawała przeciwko budowaniu kościołów. Nauka ich, rozszerzana w Saksonii, już w Polsce przychylnych znajdowała adeptów. Wielebny O. Papczyński
w celu odparcia onej, napisał dzieło podtytułem: «Templum
Dei mysticum«, gdzie dowodnie wykazał, że chociaż świątynią Bożą jest dusza chrześcianina, to jednak to budowaniu
kościołów przeszkadzać nie powinno. Dzieło to napisane
pięknym łacińskim językiem odznacza się wielką samodzielnością, i stąd jego większa wartość od innych. W nim
przegląda się jak w zwierciadle duch apostolski sługi Bożego i świadczy o jego wielkiej gorliwości o św. wiarę katolicką, rzymską. Dzieło to wywarło wielkie wrażenie w ówczesnem społeczeństwie polskiem i skutecznie zapobiegło
rozszerzeniu się sekty pietystów w narodzie naszym.
Obok prac literackich, głęboka O. Stanisława Papczyńskiego znajomość teologii, trafność w rozstrzyganiu najzawilszych jej kwestyi, powszechną w owym czasie, zjednały mu
sławę. Najznakomitsi w Polsce mężowie, biskupi i prałaci
zasięgali jego rady, sam nuncyusz papieski Pignatelli, który
nieco później zasiadł na stolicy apostolskiej pod imieniem
Innocentego XII, w najzawilszych sprawach teologicznych
polegał na zdaniu O. Papczyńskiego zupełnie i tak cenił sługę Bożego, że spowiednikiem go swoim obrał i nawet będąc
już papieżem, jeszcze wspominał ze czcią O. Stanisława
a Jesu Marya (((Żywotopisarz Bł. St.))). Jan III Sobieski jak
wyroczni słuchał generała OO. Maryanów. Długie godziny
na rozmowach duchownych z nim, jako swym kaznodzieją
i spowiednikiem, przepędzał w klasztorkach maryańskich
w puszczy korabiewskiej i Górze Kalwaryi pod Warszawą.
16
W zgromadzeniu księży Pijarów przebywał ksiądz Stanisław Papczyński religijnym i naukowym pracom zupełnie
oddany; odznaczał się tam nietylko zamiłowaniem nauk,
ale posłuszeństwem zakonnem, wysoką pobożnością, niezrównanemi umartwieniami, które postawiły polskiego Patryarchę w rzędzie najostrzejszych pokutników pierwszych
wieków chrześcijaństwa, siłą wiary i żarliwością w obronie
jej dogmatów.
Podczas swego pobytu w zgromadzeniu pijarskiem przyszedł czcigodny nasz Ojciec do przekonania, że zakon ten
bynajmniej nie odpowiada pragnieniom jego serca i potrzebie narodu; zgromadzenie Pijarów, choć założone w celu
oświecenia i umoralnienia biednego ludu, wcale się nim,
lub bardzo mało zajmowało, owszem, »widząc w tem pomyślniejszą dla siebie przyszłość, za przykładem Jezuitów
zajęło się oświecaniem klas wyższych, sprawę ludu ciemnotą i uciskiem zdemoralizowanego pozostawiając na uboczu
(((X. Ambroży Wadowski, kanonik zamojski w Enc. kośc.
Nowod., t. 13. Maryanie.))). Długo ubolewał nad tem wielebny O. Stanisław a Jesu Maria i starał się zaradzić złemu,
lecz bezskutecznie, ponieważ zgromadzenie pijarskie owiał
duch, zgoła niepodobny do ducha jego Fundatora. Spory
w zakonie pijarskim doszły do tego stopnia, że musiał je zażegnać Klemens X, papież, wydając bullę z dnia 18 października 1670 r., dozwalając Pijarom, nie chcącym wykonać ślubów uroczystych na złagodzoną regułę, opuścić to
zgromadzenie (((Górski: Pamiętnik rei. morał. t. V. XX. Maryanie i akta zakonu OO. Maryanów.))).
Myślał więc błog. O. Papczyński o założeniu polskiego zakonu, wprost odpowiadającego ówczesnym potrzebom narodu z czem się też wcale nie krył. To było powodem rozmaitych wyrzutów ze strony zakonnej braci, w skutek których
powołany został do Rzymu przez jenerała księży Pijarów.
Na wezwanie najwyższego zakonnego zwierzchnika pijarskiego pospieszył sługa pokory do wiecznego miasta. Przybywszy do Rzymu wytłumaczył się przed nim z zarzutów
mu czynionych, myśl założenia nowego zakonu ku czci Matki Bożej objawił, i błogosławieństwo ojcowskie otrzymał,
wraz z wolnością czynienia, co za potrzebne uzna. Powróciwszy przez Węgry, gdzie się czas dłuższy w kollegium
neuburgskiem zatrzymał, do kraju, oczekiwał już tylko sposobnej pory, dla przyprowadzenia do skutku zamierzonego
dzieła. Tymczasem spory w zakonie trwały (jedni chcieli
lżejszej reguły, inni przy pierwotnej obstawali), które do
reszty zraziły O. Stanisława Papczyńskiego. Tymczasem nadeszła bulla papieża Klemensa X z dnia 18 października
1670 r., mocą której Pijarzy, chcący się wydalić ze zgromadzenia, uwolnieni zostali na ten raz jeden od ślubów prostych. Wskutek tego O. Papczyński po najściślejszym rachunku z samym sobą, zasiągnąwszy rady biegłych teologów,
uwolnionym został od ślubów prostych na Kazimierzu pod
Krakowem, gdzie dawniej Pijarzy mieli swe kollegium,
przez Ojca Michała a Visitatione, który uwalniając od ślubów zakonnych sługę Bożego Stanisława od Jezusa i Maryi
Papczyńskiego, zalany łzami, te doń wyrzekł słowa: Confirmet hoc Deus, quod operatus est in te (((Niech to wzmocni
Bóg, co rozpoczął w tobie.))), wystąpił ze zgromadzenia,
które nie mogło zaspokoić jego pragnień, dnia 10 grudnia
1670 r.( ((Górski; Rys historyczny zakonu XX. Maryanów.)))
Opuściwszy klasztor pijarski udał się na Piasek, by tam
przed cudownym obrazem Bogarodzicy w kościele karmeŻYWOT OJCA STANISŁAWA PAPCZYŃSKIEGO
litańskim poświęcić się Niepokalanej na nową pracę i prosić, by zamiarom jego błogosławiła i by Najwyższy dokonał
wielkiego dzieła, jakie sługa ten Maryi rozpoczął, zakładając zakon maryański na ratunek dusz w czyścu cierpiących.
Z chwilą wystąpienia Ojca Stanisława Papczyńskiego ze
zgromadzenia Pijarów kończy się historya lat młodości
i pierwszej połowy jego życia, a zaczyna się druga, którą
wyłącznie założeniu nowego zakonu Niepokalanej poświęcił. W tej to on drugiej połowie życia, w przyprowadzeniu
do skutku zamierzonego dzieła, obok przymiotów wyżej
wymienionych, dał dowody wielkiej cierpliwości i rzadkiego wytrwania, wśród niesłychanych przeciwności, prześladowań i utrapień życia, jakiem tylko wyższe, religijne natchnienie obdarzyć może.
Wzbudzić w nowo przez siebie założonym zakonie stygnącą lub zastygłą gdzieindziej żarliwość apostolską, ożywić go
własną wiarą i przykładem, a zakonu tego pracę, modlitwy,
umartwienia, poświęcić na cześć Maryi Matki Zbawiciela,
a na pożytek cierpiących dusz zmarłych było odtąd główną
czcigodnego sługi Bożego O. Stanisława Papczyńskiego myślą i pragnieniem.
Skoro ze zgromadzenia Pijarów wystąpił, wnet biskupi,
płocki Gębicki, krakowski Trzebicki, poznański Wierzbowski, ofiarowali mu różne godności i prelatury duchowne,
lecz ich nie przyjął pokorny sługa Boży, życie zakonne ceniąc wyżej nad wszelkie dostojeństwa, ale posłuchał późniejszej rady ks. biskupa Stefana Wierzbowskiego
(((Ksiądz biskup z Wielkiego Chrząstowa Stefan Jastrzębiec Wierzbowski, pasterz poznański od 1663—1687 r., ur.
1620, om, 7 marca 1687 r. jako nominat arcybiskup gnieźnieński; władzą i powagą swoją niemało się do utwierdzenia i założenia zakonu OO. Maryanów przyczynił. Był to mąż
rzadkiej świątobliwości życia, nadzwyczaj ubogi i umartwiony prowadzący żywot, przytem uczony i dobroczynny.
On to powziął myśl uczczenia i uprzytomnienia niejako na
ziemi polskiej wszystkich chwil i tajemnic męki, jaką Chrystus Pan na ziemi świętej za całą ludzkość podjął. W tym
celu założył miasto, które Nową Jerozolimą nazwał (dziś
powszechnie Górą Kalwaryą zwane, leży za Warszawą, 3 godziny jazdy koleją grójecką), a w niem wystawił wspaniałe
kościoły i kaplice, na wzór i podobieństwo istniejących
w Jerozolimie, i posągami z Włoch sprowadzonemi ozdobił.
Na ten cel cały swój majątek poświecił, i liczne u króla Jana
III i przedniejszych panów zbierał składki. Nieraz zaś, gdy
strudzonej darami lub niechętnej ręce bogaczy tego świata
naprzykrzać się nie chciał, wówczas ksiądz biskup Wierzbowski przywdziewał habit zakonny, i u bramy miasta na
ten cel żebrał. Gdy zaś wjeżdżający panowie zapytywali go,
czy jest ksiądz biskup w domu, zwykł był odpowiadać: będzie. Czcigodny sługa Boży O. Papczyński był głównym pomocnikiem i doradcą poświęceń biskupa Wierzbowskiego
i kierownikiem jego sumienia. Biskup też wystawiwszy, pomiędzy wielu innemi, kościół Wieczerzy Pańskiej, czyli Najświętszego Sakramentu, Wieczernikiem dotąd zwany, OO.
Maryanom go przeznaczył, klasztor przystawił, i dnia 21
kwietnia 1679 r. wydał rozporządzenie, mocą którego
klasztor ten do założonego na puszczy korabiewskiej przyłącza, nowe zgromadzenie stanislaickie (tak często Maryanów od imienia czcigodnego ich założyciela nazywano)
opiece biskupów poznańskich, do których miejsce to podówczas należało, swoich następców poleca, dodając nadto,
iż O. Stanisława Papczyńskiego, sposobem wyjątkowym
ŻYWOT OJCA STANISŁAWA PAPCZYŃSKIEGO
przełożonym dożywotnim mianuje. Odtąd Błogosławiony
Patryarcha maryański w Nowej Jerozolimie przemieszkiwać począł.
Biskup Wierzbowski przemieszkiwał w klasztorku Maryanów, gdzie też umarł, i ciało jego do dziś dnia nienaruszone
spoczywa pod wielkim ołtarzem w Górze Kalwaryi, szaty
biskupie są jeszcze dość dobrze zachowane, tylko w nieładzie, albowiem Rosyanie w czasie powstania wyrzucili ciało
biskupa Stefana z trumny, pierścień i krzyż biskupi zabrali,
i tak odkryte zostawili. Obecny jednak proboszcz, X. Ludwik
Walichnowski, mówił do piszącego niniejsze, że w nową
trumnę złoży ciało Czcigodnego biskupa i w dawnym pochowa grobie. Z kościołów wystawionych przez X. Wierzbowskiego są tylko dwa: parafialny i pomaryański, Wieczernik, w którym spoczywa ciało Błog. O. Papczyńskiego. Inne
kościoły i klasztory wojny i czas doszczętnie zniszczył, tak,
że i ślad po nich zaginął, do czego niemało przyczynił się
naród żydowski, który jest dzisiaj jedynym prawie mieszkańcem Kalwaryi, a po polskiem mieszczaństwie, niestety,
zostały jeno wspomnienia. Parafianie składają się z ludności wiejskiej, bo w samej Kalwaryi, jak nas objaśnia! czcigodny i zacny X. prob. W., tylko kilkadziesiąt rodzin mieszka, miasto zaś samo ma parę tysięcy mieszkańców. Czasy
pasterzowania biskupa Stefana przypadły na chwile bardzo
ciężkie dla Polski. Kraj zalali Szwedzi, szlachta z dyssydentami na czele poddała się Karolowi Gustawowi, mała tylko
garstka wytrwała przy Janie Kazimierzu. Wśród niej był
i biskup Wierzbowski, który zebrawszy ile mógł rycerstwa,
osobiście pospieszył z niem na odsiecz Częstochowie, by
pomódz bronić Ojcu Augustynowi Kordeckiemu, Paulinowi,
grodu Maryi a pośrednio i ojczyzny. Biskup Stefan Wierzbowski był jednym z największych, najświatlejszych i najświątobliwszych biskupów w Polsce, był też najzasłużeńszym i opatrznościowym mężem dla zakonu OO. Maryanów,
dlatego pamięć tego biskupa była, jest i będzie w błogosławieństwie w tym zakonie po wszystkie czasy.
Z prac piśmiennych pozostawił biskup Wierzbowski:
1) Sposób życia OO. Maryanów (po łacinie) oddanych misyom, czci N. Poczęcia, modłom za umarłych i nauczaniu młodzieży«. Warszawa 1678. 2) »Vinea Christi«, 1679, itd.))),
w którym, dla niezwyczajnej jego świątobliwości, największe
pokładał zaufanie, i od którego też dobroczynnej zawsze doznawał opieki; udał się do wsi Lubicza, w ówczesnem województwie rawskiem leżącej, a będącej własnością jego przyjaciela serdecznego, Karskiego, kasztelana rawskiego.
W tamtejszym kościele znajdował się obraz Najświętszej Maryi Panny, jednemu z przodków kasztelana Karskiego, ofiarowany przez papieża Urbana VIII - ((( Obraz ten znajduje się
obecnie w kościele WW. 00. Maryanów w puszczy korabiewskiej za Skierniewicami w Królestwie Polskiem, poczta Staro-Radziwiłłów, stacya drogi żelaznej warszawsko-wiedeńskiej. Obraz ten mieliśmy szczęście oglądać osobiście w r.
1912. Jest bardzo piękny i do nabożeństwa pobudzający.)))
przed którym sługa Boży Stanisław na modlitwie długie spędzał godziny, i który potem, gdy Lubicz opuszczał, by na puszczy korabiewskiej ze swemi zakonnikami Maryanami zamieszkać, otrzymał od wyżej wspomnionego przyjaciela swego w
darze. Od tej chwili rozpoczął z braćmi swego zakonu życie
wspólne i bardzo umartwione, o którem jeden z wierszy na
cześć sługi Bożego ułożony, taką pochwałę głosi:
W korabiewskiej pustyni
Jest dlań pałac gotowy
17
Tam w skromniutkiej świątyni
Z Bogiem wiedzie rozmowy.
Modłów – postów – zamało!
Czyni więc biczowania,
By obronić swe ciało
Od natury działania.
Stąd po świecie precz słynie
Młodzież zewsząd doń bieży;
Lud napełnia świątynie
Stanisław – światło szerzy!
„WIECZERNIK” MARYAŃSKI
w którym znajduje się grób Patryarchy
polskiego zakonu Maryanów.
Tyś miał pieczą, by wybawić lud polski z ciemnoty,
Założyłeś nowy Zakon – obóz niebu miły,
By prawd Bożych lud nauczał, był pełen szczeroty
Dla dusz w czyścu, czem zburzyłeś nieprzyjaciół siły.
FUNDATOR ZAKONU NIEPOKALANEJ.
Długo namyślał się Czcigodny O. Stanisław Papczyński od
Jezusa i Maryi, jak przyprowadzić do skutku swój zamiar założenia Zakonu, któryby oddawał się szczególnie rozszerzaniu czci Niepokalanej Matki Maryi i poświęcał pracy nad
opuszczonym i zaniedbanym pod względem religijnym ludem polskim oraz nauczania ubogiej młodzieży. Zamiar swój
często polecał Niebieskiej swej Matce, przed której obrazem
w Lubiczu długie przepędzał na modlitwie godziny.
Pewnego dnia, a było to w oktawę Narodzenia Niepokalanej Maryi Panny w kościółku miejscowym, przed ulubionym obrazem Najświętszej Dziewicy, sługa Boży, jakby natchniony, przyoblekł habit biały, podobnego kroju co
pijarski, przepasał się białym pasem wełnianym i okrył obszernym, podobnym do jezuickiego płaszczem, także koloru białego, włożył na głowę biret biały, i tak ubrany udał się
do ówczesnego nuncyusza apostolskiego w Warszawie,
oraz do biskupa Wierzbowskiego, objawiając im swój zamiar stanowczy: założenia zakonu ku czci Niepokalanie Poczętej Dziewicy, pomocy duchowieństwu parafialnemu
w pracy nad ludem za pomocą misyi, uczenia ubogiej młodzieży i na ratunek dusz czyścowych, szczególnie zmarłych
podczas powietrza i poległych w boju »za obronę« miłej ojczyzny rodaków.
Obadwaj dostojnicy Kościoła pochwalili zamiar O. Papczyńskiego, obok rad, udzielili mu swojego błogosławieństwa i pomoc w przeprowadzeniu tego wielkiego dzieła,
które sądzili być z natchnienia Ducha świętego, przyrzekli.
Upoważniony tem niejako do rozpoczęcia dzieła, O. Stanisław, lubo wiedział, że zbawienna jego myśl spotka u jednych obojętność, a u drugich zawiść lub oszczerstwo, śmielej już jednak kroczył raz obraną drogą, pokładając ufność
w swej »najukochańszej Matce Maryi«, dla której większej
czci i chwały całe życie pracował. Czyż mógł wątpić w udanie się sprawy tak świętej i tak potrzebnej, On, co znał
opuszczony lud polski, On, co widział, jak tysiące Polaków
ginęło za ojczyznę, często bez przygotowania się należytego
do śmierci, On, co słyszał nieraz, jak protestanci polscy
bluźnili jego Najmilszej Matce Maryi, polskiego narodu Królowej? O. Stanisław Papczyński nie wątpił w to, że Najświętsza Panna dopomoże utworzyć mu Zakon ku swej czci i na
ratunek opuszczonych jej siermiężnych dzieci w Polsce.
18
Wszakże on opuścił zakon pijarski, jedynie dlatego, by pomagać ubogim, i duszom zmarłych nieść ratunek, a przecież
mógł żyć tam swobodnie, był bowiem głośnym kaznodzieją,
profesorem sławnym, kochanym przez współbraci, uczniów
i lud, a on to wszystko opuścił z miłości dla Pana Jezusa,
Maryi i biednych, opuszczonych dusz; wyzbył się jeszcze
przedtem rodziny, mienia, sławy i świetnej przyszłości,
a wybrał poniżenie, ubóstwo i pogardę u świata.
Nie omylił się czcigodny Fundator polskiego Zakonu, nie zawiodła go ufność, położona w jego Niebieskiej Matce; zamiarowi jego zdawało się samo sprzyjać niebo, bo oto nadarzyła
się, na pozór drobna sposobność, lecz w rzeczy samej bardzo
ważna okoliczność. Oto niejaki Stanisław Krajewski, kleryk
z niższemi święceniami duchownemi, wysłużony żołnierz
wojsk polskich, któremu nieraz poważnie śmierć zajrzała
w oczy, w czasie różnych wojen, jakie wówczas Rzeczpospolita polska prowadziła z ościennymi wrogami, widząc, jak
marne jest życie ludzkie, jak łatwo je utracić a duszę zgubić,
postanowił zostać pustelnikiem i pokutować za swoje własne i zmarłych towarzyszów broni grzechy. Uzyskał on przywilej króla Michała I Korybuta, jako wynagrodzenie za wojenne Krajewskiego zasługi, na wystawienie przy swej
pustelni kaplicy w puszczy korabiewskiej, którą też wystawił
i św. Michałowi Archaniołowi dedykował na pamiątkę króla
Michała. Tam wraz z dwoma towarzyszami broni wiódł pustelnik Stanisław życie bogobojne, umartwione, na wzór
dawnych pustelników Tebajdy. Oprócz umartwień i pracy
ręcznej oddawali się bezustannie owi pustelnicy, pod przewodnictwem Stanisława Krajewskiego modłom za poległych
w boju rodaków i zmarłych w czasie powietrza. Krajewski,
był to widać, jeden z tych rycerzy, tak obfitych w historyi wieków średnich, co poświęciwszy męskie lata na usługi ojczyzny, przy końcu życia szyszak i zbroję na Włosienicę i kaptur
zakonny zamieniali.
Skoro doszła pobożnych owych samotników sława świętości O. Stanisława Papczyńskiego, zaprosili go do siebie, by
im nauki duchowne głosił i wyspowiadał przed uroczystością św. Michała, którą oni solennie, jako patrona swej pustelni obchodzili. O. Stanisław zgodził się na tę propozycyę
pustelników i przybył do nich. A kiedy po skończonej posłudze duchownej chciał ich opuścić, wszyscy owi trzej mężowie upadli mu do nóg, błagając: »Ojcze, nie opuszczaj synów
swoich, zostań z nami! Okryj nas szatą, którą sam nosisz
i kieruj nami na zawsze, błagamy, bo my nie możemy puścić
Ciebie, bo kto nas anielskim nakarmi chlebem, kto rozgrzeszy, gdy pomiędzy nami kapłana niema, kto nam przewodniczyć będzie w życiu duchownem — pobłądzimy. Ojcze,
zostań z nami«, Wzruszył się sługa Boży na te błagania ich,
i uważając to za znak, że mu Bóg zsyła towarzyszy, pozostał
w puszczy Korabiewskiej, a Stanisław Krajewski wraz
z swemi dwoma towarzyszami poddał się pod jego duchowny kierunek i odstąpił O. Papczyńskiemu przywilej królewski na kaplicę i pustelnię aktem z dnia 7 października 1673
roku. Tegoż dnia Błogosławiony O. Stanisław od Jezusa
i Maryi przyoblekł w biały habit, jaki sam nosił, trzech
swych towarzyszy, i tak zawiązał zakon Maryanów w puszczy Korabiewskiej o dwie mile od Skierniewic, którą lud odtąd puszczą Maryańską nazywa.
Jakże dziękował Niepokalanej swej Matce O. Stanisław,
gdy pierwsze podwaliny zakonu położone zostały. Magniflcat i Te Deum na przemiany z braćmi po ich obłuczynach
śpiewał radośnie. Św. Fundator Maryanów tak cenił tę okoŻYWOT OJCA STANISŁAWA PAPCZYŃSKIEGO
liczność, że kaplicę św. Michała i kilka komórek przybudowanych w pustelni nazwał arką Noego. Jakże ubogo wyglądała pierwsza kolebka maryańskiego zakonu! Była ona
podobna raczej do stajenki betleemskiej niż do klasztoru,
w którym się urodził polski nasz zakon. Błogosławionego
Stanisława tak jednak radowało to ubóstwo, tak się rozkoszował tą skromną siedzibą a jego maleńkie zgromadzenie
taki ogarnął zapał do pracy nad udoskonaleniem własnem
i nad zbawieniem dusz, że zdawali się płonąć pragnieniem
spieszenia z pomocą ubogim i duszom w czyścu cierpiącym
przynosić ratunek. Ale nie czas było jeszcze wyruszyć na
apostolstwo pomiędzy wieśniaczy lud polski. Błogosławiony Zakonodawca polecił pierwszym nowicyuszom maryańskim, aby nadewszystko ukochali »chór zakonny i Najświętszy Sakrament«. To polecenie zostawił zakonnej swej braci,
umierając, jako testament. »Chór i Najświętszy Sakrament
ukochajcie — mówił Ojciec Stanisław do swych uczniów —
i Matkę naszą Niepokalaną, a stąd spłynie na was moc i gorliwość do pracy nad zbawieniem dusz, stąd politowanie dla
zmarłych dusz, stąd wszystkie łaski«. I na dobrą rolę padały
słowa czcigodnego O. Stanisława. O Maryanach powiedzieć
bowiem można to, co się mówi o chrześcianach pierwszych
wieków, że było w nich serce jedno i dusza jedna. Za pierwszymi towarzyszami przyszli drudzy, pociągnięci sławą
świętości założyciela i tak zwolna powiększała się gromadka synów O. Stanisława.
Gdy ich się zebrało już kilku, zaczął O. Papczyński organizować zakon i przystosowywać do przepisów, jakie im był
ułożył i podał, przecież jeszcze reguły nie mieli z Rzymu.
Sypiali więc po sześć godzin, o północy wstawali na jutrznią, po której jeszcze medytacye odprawiać czcigodny Fundator polecił.
Przed Mszą św. śpiewali Maryanie zawsze Oficium defunctorum »na pomoc miłosierną dusz w czyścu będących, znikąd ratunku nie mających, mianowicie za tych, którzy za
świętą wiarę katolicką rzymską, ojczyznę miłą i wolność na
różnych wojnach polegli«. A po bitwie wiedeńskiej, której
świadkiem i moralnym sprawcą był O. Stanisław, na prośbę Jana III Sobieskiego i wielkiego hetmana koronnego, Jabłonowskiego, dodał do poprzedniej intencyi i te słowa:
»osobliwie za poległych pod Wiedniem«. Chodziło bowiem
bardzo Janowi III by dusze ludzi, którzy pod jego dowództwem, a było ich mnóstwo wielkie, w czasie tej straszliwej
wojny polegli, mieli po wszystkie czasy ratunek. Nie przypuszczał bowiem Sobieski, aby naród polski dopuścił kiedykolwiek do zagłady zakonu, który w tak świętym i zarazem
patryotycznym założony został celu i to przez męża świętego, którego sławą ówczesna Polska cała napełnioną była.
Był więc spokojny Bohater z pod Chocima i Wiednia o los
pośmiertny swoich żołnierzy, bo polecił go zakonowi, który
jedyny w świecie katolickim wziął sobie za jeden z celów
istnienia swego: ratować umarłych! Czyż może być coś
wspanialszego, rzewniejszego i milszego dla serca katolika
i Polaka, jak mieć i widzieć zakonników modlących się za
poległych w boju przodków, a jakże ich wielu mamy! Zakon
więc Maryanów był tym węzłem pomiędzy przeszłością
i teraźniejszością, pośrednikiem przed Bogiem za drogimi
zmarłymi. Po południu znów śpiewali nieszpory żałobne
i Bł. Stanisław miewał codziennie stosowne potem przemówienie do braci zakonnych i ludu, który dość licznie uczęszczał na nabożeństwa »do Maryańskiej puszczy«, a potem
katechizował lud wieśniaczy. Oprócz »Oficyum defunctoŻYWOT OJCA STANISŁAWA PAPCZYŃSKIEGO
rum« i codziennej Mszy św. za zmarłych, Maryanie od swego założenia aż po dziś dzień, gdzie się znajdują — obecnie
niestety! już tylko pojedynczo — odmawiali różaniec, »dyscypliny czynili«, na każde uderzenie zegara »Zdrowaś Maryo« odmawiali, słowem wszystko, cokolwiek dobrego
uczynił Maryanin. Zakon ofiarowywał to za dusze w czyścu
cierpiące. Wstępujący do zakonu Niepokalanego Poczęcia
Najświętszej Maryi Panny, OO. Maryanów, do trzech ślubów
dodawał czwarty: wszelkimi siłami i sposobami duchownemi ratować umarłych i drugich do tego zachęcać. Bł. Stanisław nie zadowolił się nauczaniem tego ludu, który do jego,
naówczas małej, kaplicy przychodził, on jeszcze po bliższych i dalszych wioskach wraz z swymi uczniami zbierał
lud i uczył go, gdziekolwiek to było, w domu, czy w polu,
w kościele, czy na cmentarzu. Maryanie oświecali lud prosty, a potem zbierali chłopców zdolniejszych i uczyli ich czytać i pisać. Tak więc od samego początku aż po ostatnie czasy Maryanie bezpłatnie, przeważnie, uczyli młodzież. Mieli
czas na bogomyślność i misye, mieli i na naukę.
Widząc taką błogą działalność naszego zgromadzenia król
Sobieski, biskupi, senatorowie i sejm polski zatwierdził zakon Maryanów i na wieczne czasy pod swą osobliwszą
przyjął opiekę i protekcyę r. P. 1677, to jest w cztery lata po
jego założeniu. W pięć lat zaś potem a dziewięć od założenia Maryanów Bł. Innocenty XI, papież, na instancyę O. Stanisława Papczyńskiego, króla Jana III i biskupa poznańskiego Stefana Wierzbowskiego dnia 20 marca 1681 r. wydał
bullę, w której chwali gorliwość misyonarską Maryanów
i potwierdza zakon pod tytułem Niepokalanego Poczęcia
N. M. P., czyli kongregacyi polskiej OO. Maryanów, i odpustami bractwa Niepokalanego Poczęcia N. M. P. nadaje; żadnej
jednak reguły, oprócz ustaw, jakie przepisał sam założyciel,
papież nie nadał.
Jakże się radował polski zakonodawca na widok bulli papieskiej, że Stolica apostolska jego dzieło nietylko pochwaliła, ale i zatwierdziła. Radosne »Magnificat« wyrwało się
z piersi maryańskiej braci! Bo i jakże nie miał się cieszyć
wielebny Fundator ze swoją pobożną gromadką, wszakże
stany Rzeczypospolitej zakon ten za potrzebny i pożyteczny, a nawet niezbędny uznały, Stolica święta przychylnie
potwierdziła zgromadzenie, na dalszą pracę błogosławieństwo Błogosławiony Innocenty XI nadesłał, czegóż było na
razie żądać! Teraz już zakwitnie polski zakon i rozwinie się
wspaniałe drzewo, które swemi konarami dosięgnie aż po
za kraj polski, a może i po za Europę? Tak sądzili pierwsi
Maryanie. Takby być było powinno, lecz jak każde dzieło
Boże, tak i ten święty zakon, natrafił na rozliczne trudności
i przeszkody. I tu, na Maryanach, powtórzyła się ta sama historya, takie same przeciw nim zarzuty wytoczyli niechętni
nowemu zakonowi ludzie, jakie przy powstaniu Pijarów, Jezuitów, a później Redemptorystów były. Najboleśniejsze to,
że duchowni największymi przeciwnikami stali się Bł.
O. Stanisława Papczyńskiego i Maryanów, i to wtedy dopiero, kiedy zakon ten papież już był zatwierdził. Pijarzy, od
których był wystąpił Ojciec Stanisław, gwałtownie w Rzymie przeciw nim protestowali. A że lud nazywał z początku
Maryanów także »białymi Pijarami«, więc oni sobie to za
krzywdę poczytywali itd. Słowem powstała na młodziutki
i ubożuchny zakon Niepokalanej Dziewicy taka burza, że
zdawało się, iż musi on upaść, rozlecieć się! Ileż przecierpiał z tego powodu O. Stanisław, widząc prawie wszystkich
przeciw sobie i swej zakonnej braci! Wprawdzie za nim stał
19
król Sobieski i biskup poznański, ale co mógł zrobić w Polsce nierządnej król? co biskup Wierzbowski, sam prześladowany? Do tego wszystkiego ubóstwo w maryańskiej pustelni było tak wielkie, że zaledwo liche pożywienie mieli
zakonnicy, dobrodziei nie było, w Polsce, czasy po wojnach
licznych były ciężkie, a X. Fundator nie pukał do serc litościwych o wsparcie, gdyż był tego zdania, że zakon nie powinien być ciężarem dla społeczeństwa, lecz jego podporą.
Nie był on też ciężarem nigdy! Zawsze dobrze i z chwałą
służył Bogu, Kościołowi i ojczyźnie. Zakon maryański był
dla świata w wieku XVII tem, czem franciszkański w XIII
wieku. Zdawałoby się, że takie zgromadzenie, dla tak wzniosłych i pięknych a potrzebnych założone celów, wśród narodu, który zawsze odznaczał się wielką pobożnością ku Najświętszej Pannie, który patrzył się przez lat kilkadziesiąt,
jak miliony wiernych synów ojczyzny ginęło w czasie zawieruch i klęsk krajowych, a to bez żadnej najczęściej pociechy i posługi religijnej, że naród, który był świadkiem
codziennym ciemnoty i upośledzenia mas ludowych i nieodstępnej ich towarzyszki nędzy moralnej i materyalnej,
zdawałoby się, że zgromadzenie takie, jak Maryanie, zyska
od razu opiekunów możnych, dobroczyńców bogatych, fundatorów hojnych, a napewno zyska uznanie całego narodu,
i z zapałem przyjętem będzie jako lekarstwo na najdotkliwszą jego ranę (((((O opuszczeniu ludu wieśniaczego,
o krzywdach, jakie mu wyrządzali możni w owym czasie,
tomyby pisać potrzeba. Oprócz tego najazdy Szwedów, Moskali, Tatarów i Turków, wojny domowe za Zygmunta III,
Jana Kazimierza i Augusta II niszczyły kraj, a ludowi polskiemu najbardziej dawały się we znaki. Powietrze morowe
przez cały wiek XVII grasowało pranie bez przerwy: w latach 1601-1603, 1623—1625, 1627—1632, 1637—1639,
1641—1642, 1667 i 1704. Podczas powietrza w r. 1625
zmarło w samej Warszawie 2.379 osób, a w Gdańsku 10.454.
Najstraszniejszą była tak zwana czarna śmierć (morsnigra),
która pojawiła się najprzód na Ukrainie po bitwie pod Beresteczkiem, a poszła ze wschodu do Lwowa i Krakowa, następnie dorzeczem na północ. Po 150 w Krakowie, w okolicach po 250 padało dziennie. Stracił Kraków podczas tej
klęski 37.000 mieszkańców. W r. 1653 w Toruniu i Gdańsku
na zarazę umarło ludzi 11.600, po większej części bez Sakramentów świętych, a w Sieradzu 2000! Po miastach, miasteczkach i wioskach puste domy stały otworem, a w nich
trupy leżały, jak snopy; żywi uciekali do lasów szukać schronienia po norach zwierząt (Kubala. Szkice historyczne, II,
155—168). Jednocześnie robak zniszczył zasiewy, nieurodzaje, grasowała szarańcza i trapił ubogą ludność głód ciężki. W r. 1630 i 1651 dla nieurodzaju ludzie karmili się liśćmi
i zielskiem i z tego chleb piekli; od tego >>jedzenia puchli
i na drogach i gościńcach padali martwi, a grzebać trupów
nie miał kto; kupami z Rusi czerwonej, Podola i Wołynia,
opuszczając miasteczka i wioski, przed głodem uciekali ludzie na lewy brzeg Dniepru. Matki zjadały własne dzieci,
zarzynano na pokarm ludzi, którzy konać mieli«. Wszystkie
te klęski dotykały ludzi ubogich najbardziej; na wiele z tych
klęsk własnemi oczyma patrzył Błogosławiony Stanisław
Papczyński. Nie mogąc zaradzić tej okropnej nędzy ziemskiej, chciał ratować dusze tych nieszczęśliwców, bez przygotowania zeszłych z tego świata, a za które często nikt się
nie modlił! Chciał pocieszać nieszczęśliwych żyjących, a że
sam wszystkim by nie wystarczył, założył w tym celu zakon
Maryanów w białych habitach, aby byli aniołami-pocieszy-
20
cielami dla ludu, by go pouczali zasad wiary Św., by wychowywali biedne dzieci, by upominali się za nędzą u możnych,
byli adwokatami nędzy wszelakiej. I o dziwo! Maryanie źle
byli przyjęci! Nieuznani! Odepchnięto zrazu lekarstwo, jakie zakon ten podawał. Demokratyzm Maryanów nie podobał się złej szlachcie.))))). Lecz inaczej się stało. Zapomniał
naród polski na śluby Jana Kazimierza, który Matce Bożej
w imieniu jego przyrzekał zająć się biednym ludem polskim; jego oświatą, jego dobrobytem; nie zrozumiał naród,
że świątobliwy zakonodawca Maryanów chciał się przyczynić do wypełnienia królewskich obietnic, uczynionych Bogu
i Matce Jego, zapomniał naród o tem już w kilka lat po ślubach w lwowskiej katedrze; czy dziś naprawi to co zaniedbali przodkowie? Czy dziś dostarczy maryańskiemu zakonowi synów, by go odrodzić, aby służył tym celom, dla
których był założony i którym był wierny przez półtrzecia
wieku, a które i dziś o, jak są żywotne, jak dla narodu potrzebne! Obecnie już tylko ostatni rozbitkowie zakonu Bł.
Stanisława Papczyńskiego są jeszcze na ziemi, albowiem
zgromadzenie to zdruzgotane zostało kasatą po powstaniu
styczniowem i zagraża niebezpieczeństwo wymarcia braci
Niepokalanej! Cios jaki dotknął naród po 63 roku, zniszczył
i polski nasz zakon. Dziś gdy w 50 rocznicę nieszczęścia
dziejowego krzepimy się na duchu i jaśniej patrzymy
w przyszłość, nie podamyż pomocnej dłoni tym, którzy dla
polskiego ludu półtrzecia wieku pracowali, a upadli dlatego
jedynie, że polskim zgromadzeniem byli!? Zakon Maryanów
znamienity w pracy kapłańskiej, dziś odrodzony byłby niezawodnie wielce pożytecznym narodowi w pracy nad
oświatą szerokich mas, wzbudzony na ratunek dusz czyścowych niósłby pomoc duszom poległych rodaków za ojczyznę. W półwiekową rocznicę walk o niepodległość warto
pomyśleć o tem.
Jest nadzieja, że zakon ten odnowionym będzie, albowiem
budzi się dzisiaj w niektórych duszach polskich żywa miłość ku temu zgromadzeniu i szczera chęć jego odnowy, albowiem piękna duchowa harmonia celów i praktyk Maryanów przedziwnie w naszych czasach potrzebnych, a tak
często zaniedbywanych, daje rękojmię rozwoju tego zakonu. Ale czy te nadzieje, czy ta chęć odnowy, tak potrzebnego
dla Polski i świata zakonu, znajdzie większe poparcie niż
w chwili swego powstania? Czy może teraz, jak przedtem,
z obojętnością przyjmą odnawiające się jak przed półtrzecia wiekiem tworzące się zgromadzenie, czy dziś jak dawniej wzgardzą lekarstwem, jakie ono podaje na rany społeczeństwa naszego. Nie daj Boże! Źleby to o naszem
katolickiem świadczyło społeczeństwie, źle o młodej generacyi. Młodzież przedewszystkiem powinna się zaciągać
pod sztandar Niepokalanej swej Królowej w zakonie Maryanów. Bo nam dziś nie pod innym być ordynansem, jeno
maryańskim, bo nam dziś nie w innym służyć pułku jeno
w naszym ojczystym, maryańskim; bo nas nikt lepiej nie poprowadzi na zwycięstwo od synów tego, który polskie husarye wiódł pod Wiedeń i przyprowadził wraz z oddanym
sobie królem Janem zwycięskie do ojczyzny z wiekopomnym tytułem: obrońców chrześciaństwa. Dziś nam zamiast szańców nieprzyjacielskich, na które czas jeszcze nie
przyszedł, zdobywać trzeba dusze dla Boga i ojczyzny. Gdy
dusze zdobędziemy, łatwo je poprowadzić potem na zdobycie wolności w Imię Niepokalanej.
Gdy burze jedna za drugą z podżegania złych ludzi miotały
się na młodziutkie, nie utrwalone jeszcze zgromadzenie
ŻYWOT OJCA STANISŁAWA PAPCZYŃSKIEGO
maryańskie, chcąc je doprowadzić do zniszczenia, Fundator
jak mógł, wspólnie z biskupem poznańskim, Wierzbowskim, bronił sławy zakonu. Wielmoże polscy rozgniewani
na sługę Bożego, że tak wymownie karcił ich występki złotousty ten zaiste kaznodzieja, który nikomu nie przepuścił,
i stosując się do rady Izajasza proroka, który niejako rozkazuje kaznodziei ciągle nauczać, gdy mówi: »Wołaj, nie przestawaj, jako trąba wynoś głos swój, a opowiadaj ludowi
memu złości ich«, gromił niemiłosiernie występki szlachty
rozwydrzonej, a bronił maluczkich, a upominał się za
krzywdy ludu wieśniaczego, grożąc karą Bożą, jeśliby nie
poprawili się grzesznicy i ludowi nie ulżyli ciężarów nań
włożonych. W ślady swego Ojca i Mistrza wstępowali pierwsi Maryanie, nic więc dziwnego, że niepoprawni ludzie uważali Stanislaistów »za niebezpiecznych mnichów, gorszych
od Jezuitów« ((((Historya zakonu OO. Maryanów.)))). Trzeba więc zniszczyć białych »Pijarów« i nie dopuścić do rozszerzenia się tak niebezpiecznego zakonu, który wziął sobie
za zadanie bronić ludzkich praw chłopa polskiego, który
rozzuchwalony mógł się przecie zbuntować na panów! Nic
nie pomogły przedstawienia biskupa Wierzbowskiego, nic
króla Jana III, tłómaczenia zawziętym wrogom zakonu Niepokalanej Dziewicy, że Fundator jego nie żąda nic nowego,
ani nadzwyczajnego nie wymaga, jeno przyznania ludzkich
praw ludowi, zgodne zresztą z duchem Ewangelii Chrystusowej; ani przypomnienie o ślubach Jana Kazimierzowych
nie skutkowało, owszem jeszcze więcej zacietrzewionych
magnatów rozgniewało. Byli i tacy, którzy zburzeniem
klasztoru maryańskiego grozili i rozpędzeniem »niebywałych w Rzeczypospolitej mnichów chłopomanów, dziadowskich obrońców Błogosławiony O. Stanisław od Jezusa i Maryi nie mógł przekonać upartych wrogów zakonu Maryi,
więc modlił się ze swymi synami za nich, by im Bóg zesłał
upamiętanie, by wreszcie przekonali się o potrzebie istnienia jego zgromadzenia, nie zaniechał jednak ani na chwilę
nauczania ludu i nie przestał uczyć ubogich chłopców, których zbierał w swym ubożuchnym klasztorku, uczył i czem
miał nakarmił, czekając aż się burza uspokoi.
Naśladujcie, naśladujcie Matkę naszą Maryję.
(Słowa Bł. Ojca St. Pap.)
Błogosławiony Ojciec nasz Stanisław Papczyński anielskie
wiódł życie na ziemi; był zwierciadłem doskonałości i żywą
regułą zakonu naszego
(Biograf Sługi Bożego).
ŚWIĘTY MISTRZ.
Gdy zewsząd prześladowcy napadali na synów Ojca Papczyńskiego, jednocześnie też rozchodziła się sława nowego
Zakonodawcy po całej Polsce, Litwie i Rusi. Rozpowiadano
o »białych Pijarach«, którzy odznaczają się wielkim umartwieniem życia i skutecznie biorą w opiekę ciemny lud polski, że ubogich chłopców nauczają, za poległych także ustawiczne zanoszą modły w swoich klasztorach. Sławę więc
Maryanów sami ich wrogowie szerzyli. Wielu ciekawych zapragnęło z bliska poznać tych ludzi, którzy takiej trudnej
podjęli się misyi: uczyć prawd Bożych wzgardzony, siermiężny lud polski, którzy »z robaczków ziemskich« obywateli Polsce i niebu przysposabiać się podjęli, i z widocznym
skutkiem. Taka praca nie podobała się złym ludziom i »staroście piekielnemu«. Podobała się jednak dobrym Polakom.
ŻYWOT OJCA STANISŁAWA PAPCZYŃSKIEGO
Niebawem też z całej Polski do pustelni korabiewskiej zaczęła napływać młodzież, a nawet kapłani nierzadko wstępowali do zakonu stanislaickiego, chcąc być synami tak
świątobliwego Ojca, jakim był założyciel Maryanów. Wkrótce też pustelnia maryańska tak się zaludniła przybywającymi braćmi, że sługa Boży musiał kazać przystawić kilka celek i powiększyć »arkę Noego«, by módz pomieścić większą
liczbę nowicyuszów.
Zabrzmiała chwałą Bożą puszcza korabiewska, modły za
zmarłych płynęły do Najwyższego i o ratunek dla skołatanej Ojczyzny strasznemi klęskami wołali do Maryi pobożni
świętego ojca synowie. Wśród ucisków wewnętrznych, od
jakich nie był wolnym wielki ten Sługa Boży, i zewnętrznych
prześladowań pociechą wielką dla jego serca byli biali jego
synowie. Wszyscy oni nie tylko posłusznymi byli na głos
swego ojca Fundatora, ale i do postępu w drodze do doskonałości usilnie się przykładali, tak, że sam założyciel mawiał
o swym zakonie: »To szkoła świętych będzie, jeno tak dalej
postępujcież Takim się umartwieniem odznaczali ówcześni
synowie sługi Bożego, iż mówiono powszechnie, że Maryanie są ludźmi jakby umarłymi zupełnie dla świata. Odznaczali się oni istotnie wielkiem zaparciem się siebie i współczuciem dla nędzy ludu, tak, że nikt prawie z nich nie
narzekał na ubóstwo, choć ono wielkie było, ale chętnie patrzyli jak założyciel ich ostatnie zapasy oddawał ubogim
i potrzebującym.
Jako prawdziwy miłośnik Jezusa, był O. Stanisław Papczyński tem samem i miłosiernym i litościwym. O jego
względem ubogich miłosierdziu jużeśmy nieraz w tym żywocie wspomnieli, ale jeszcze jednego faktu z życia Sługi
Bożego pominąć nie możemy. Gdy się O. Stanisław przeniósł
z puszczy korabiewskiej do Nowej Jerozolimy pod Warszawą, zastał mnóstwo ubogich kalek i wszelkiego rodzaju nieszczęśliwców, którzy się tam z pobliskiej Warszawy zbierali. Sługa Boży wzruszony nad nimi miłosierdziem założył
w Górze Kalwaryi przytułek i szpital dla ubogich starców,
który do dziś dnia tamże się znajduje i obecnie paręset biedaków przygarnia. Na szpital ten Sługa Boży od króla Jana
Sobieskiego, swego penitenta, wiele pieniędzy otrzymał,
jako też i od następcy jego króla Augusta II. Dla swego zakonu rzadko o coś prosił, ale dla ubogich zawsze i gdzie tylko
mógł. W zbudowanym przez siebie szpitalu sam chorym
służył, najniższe wobec nich spełniając posługi; wspomagał
biedaków czem tylko mógł, przyczem zwykł był O. Stanisław mawiać: In usuram Deo meo hoc do (((Do użytku Boga
mego to daję))).. Tak więc dzisiejsza Warszawa, która
„DRZEWO SOBIESKIEGO” w Puszczy Maryańskiej pod którem Jan III, idąc na odsiecz Wiedniowi, spoczywał wspólnie
z Chwalebnym Ojcem Stanisławem Papczyńskim w r. 1683.
najwięcej dostarcza do owego szpitala ubogich, zawdzięcza to Błogosławionemu O. Stanisławowi Papczyńskiemu.
Od początku aż po czasy teraźniejsze kapelanami tego przytułku byli synowie O. Papczyńskiego, Maryanie. Obecnie
jest tam kapelanem O. Bernard Pielasiński, jeden z ostatnich już Maryanów, kapłan wielkiej pobożności i ustawicznej modlitwy, której każdą wolną chwilę od pracy nad ubogimi poświęca.
Synowie Bł. Stanisława we wszystkiem starali się naśladować swego mistrza, i w największej zgodzie z sobą żyjąc,
chowali przykazania Założyciela. I któż się temu dziwić
może, że taka harmonia panowała pomiędzy nimi, skoro takiego mistrza życia duchownego miała ta maryańska gro-
21
madka w swym Założycielu. On umiał w nich tchnąć swego
ducha gorliwości, który miał zawsze ożywiać to zgromadzenie polskie Niepokalanej, dopóki go przemocą wrogowie
Kościoła i imienia polskiego nie zniszczyli, owszem, i dziś
rozprószeni synowie O. Papczyńskiego zadziwiają, lubo
wiekiem podeszli a cierpieniami sterani, gorliwością
o chwałę Bożą i poświęceniem dla cierpiących bliźnich.
W parę lat po założeniu zakonu Maryanów w puszczy korabiewskiej nie stało już miejsca dla nagromadzonych zakonników w pierwotnym klasztorze, więc wystawiono drugi w Górze Kalwaryi, a niebawem trzeci w Goźlinie.
Misyonarze maryańscy na czele swego patryarchy O. Stanisława obiegali Polskę, głosząc chwałę Niepokalanej, nawracając heretyków i grzeszników, a szerząc nabożeństwo za
umarłych i katechizując lud zaniedbany. Z wielu stron nadchodziły do klasztoru słowa uznania dla Bł. Ojca Stanisława, ale i prześladowania się wzmagały w miarę pracy Maryanów. Widać, że nasz polski Zakonodawca musiał być miłym
Bogu, skoro dzielił los założycieli innych zakonów, jak: Benedykta, Ignacego, Jana od Krzyża, Józefa Kalasantego,
Franciszka z Assyżu, Piotra Celestyna i innych, których
udziałem także były prześladowania, oszczerstwa, oskarżania, dlatego tylko, że nowe założyli zakony. Jak wyżej wspomniani ojcowie zakonów, tak i nasz patryarcha przeszedł
przez ogień cierpień i prześladowań i Jemu, pomimo tak
wielkiej świętości, a może właśnie dlatego, dał się świat we
znaki. Cóż w tem dziwnego? O. Stanisław nosił tytuł »od Jezusa«, do Jezusa jako wierny naśladowca swego mistrza był
bardzo podobny przez wielkie i liczne, a najcierpliwiej znoszone cierpienia, bez skargi, bez szemrania, bez żalu do nieprzyjaciół. Prześladującym go odpowiadał sługa Boży słowami: Parcat tibi Dominus (((Niech ci przebaczy Pan.))).
O siebie nie dbał Bł. nasz Zakonodawca, Chrystusa i Jego
niewinną mękę mając przed oczyma, i im więcej go prześladowano, tembardziej pragnął cierpień i starał się ukochać
Krzyż Jezusowy, który też na znak cierpień tych, a także by
Maryanie zawsze gotowymi byli je znosić cierpliwie, zawieszał przy obłóczynach na piersiach swych braci zakonnych,
mówiąc: »Weź, bracie, krzyż twój i idź za Jezusem, abyś naśladując Go, stał się uczestnikiem Królestwa Jego« (((Tolle
Crucera tuam et seąuere Jesum, atque consecutus, Caelestis
Regni particeps reddaris. Amen.))); który to krzyż Maryanie na wierzchu habitów odtąd noszą, a nawet zasypiając
krzyża drewnianego z rąk nie wypuszczają, na znak, że
Krzyż Jezusowy jest ich żywotem, i że jak Najświętsza Dziewica nie opuściła krzyża aż do śmierci swego syna, tak
prawdziwy Maryanin do śmierci, a nawet po śmierci nie
wypuszcza go z rąk, ale z nim, jedyną nagrodą swoją na ziemi za prace swoje idzie do grobu.
O ile Bł. Stanisław a Jesu Maria osobiste krzywdy za nic
starał się poczytywać, sądząc w swej pokorze, że na nie
grzechami zasłużył, o tyle bolało go prześladowanie braci
jego zakonnych. Przecież zgromadzenie to powstało dla
uszczęśliwienia ludu polskiego, dla ratowania dusz zmarłych, a w Polsce wtedy nie było domu, któryby nie opłakiwał kogoś drogiego. Zgromadzenie więc to powinno być
rozszerzone po całej ojczystej ziemi naszej, a tymczasem lat
parę minęło i zaledwie trzy klasztorki posiadał zakon Niepokalanej. Całą pociechą Ojca naszego była gorliwość i pobożność Braci.
Błogosławiony Fundator i Mistrz nasz żądał od każdego,
kto do jego wstąpił zakonu, ażeby dążył do świętości. Każdy
22
nowicyusz musiał z całem zaparciem siebie dążyć do naśladowania Jezusa; z całą stanowczością i gorliwością naśladować Niepokalaną Dziewicą w dziesięciu cnotach, przez regułę maryańska wskazanych. Wymagał tego O. Papczyński
słodko i łagodnie, ale niemniej stanowczo.
O nowicyat O. Stanisław a Jesu Maria szczególnie się troszczył przez całe swe życie w zakonie. I słusznie. Wszak od
nowicyatu zależy, można to śmiało powiedzieć, całe wewnętrzne życie zakonnika, jego szczęście doczesne, a być
może — i wieczne. Bo, to pewna, czego się w pierwszych
latach zakonnego życia nauczy, tego nie zapomni nigdy,
gdyż w początkach Bóg zwykłe — jak twierdzą weterani życia zakonnego — wiele zsyła pociech, wiele łask daje, aby
zakonnik nabrał siły na walkę długą i trudną, aby całe życie
zwyciężać siebie, aż się człowiek stanie nadczłowiekiem.
Jeśli zaś nowicyat odprawi niedbale, jeśli w pierwszych latach zakonnych okaże się młody adept mało gorliwym, lekceważącym swe przepisy zakonne, lub, co uchowaj Boże!
przyjdzie propter esum (((Dla materyalnych korzyści.))), to
jakimże ma on być potem zakonnikiem-maryaninem, jakim
misyonarzem-profesorem? Przecież Niepokalana Panna
wszystkie słowa Jezusowe zachowywała, stosując je w sercu swoim, i »trwała na modlitwie«, jak mówi Ewangelia
święta, a Maryanin z reguły obowiązany w tem Maryę naśladować. Maryanin prawdziwy musi ukochać swą regułę
i do niej całkowicie, wedle możności, się stosować, musi samotność umiłować i modlitwę, i w niej czerpać siły do apostolskiego życia, do którego wybitnie jest powołanym. Maryanin prawdziwy musi być nieskalanych obyczajów; ażeby
zaś tej anielskiej nie stracił cnoty, musi być bardzo umartwionym, do czego ma mu pomagać wielka roztropność
i posłuszeństwo, połączone z najgłębszą pokorą i cierpliwością; Maryanin prawdziwy musi być łaskawym, uprzejmym, usłużnym dla wszystkich, powinien odznaczać się
politowaniem dla ubogich, cierpiących, a szczególnie dla
dusz czyścowych, powinien być wiernym swej regule i konstytucyom, by we wszystkich tych cnotach naśladować Najwierniejszą Pannę.
Błogosławiony ten Mistrz, jak tylko otrzymał »regułę dziesięciu cnót«, we wszystkich celkach zakonnych kazał je wypisane umieścić i na pamięć się nauczyć, że Niepokalana ich
Matka była:
I. Najczystsza.
II. Najroztropniejsza.
III. Najpokorniejsza.
IV. Najwierniejsza.
V. Najnabożniejsza.
VI. Najposłuszniejsza.
VII. Najuboższa.
VIII. Najcierpliwsza.
IX. Najłaskawsza.
X. Najboleśniejsza.
Na ten temat często nauki tak do nowicyuszów jak i starszych braci miewał, i ustawicznie powtarzał: »Naśladujcie,
naśladujcie Matką naszą Maryę!« (((Wyciąg z żywota Bł. St.
Papczyńskiego.))) By dopiąć celu, święty Założyciel o nic się
tak nie starał, jak o to, aby w nowicyuszów swego zakonu
wszczepić zdrowe zasady i zamiłowanie celów zgromadzenia oraz zwyczajów w nim zachowywanych: aby podwładnych swoich uświęcić.
To też w klasztorach maryańskich kwitnęły pod takim mistrzem wybitne cnoty w jego synach. Milczenia ściśle przeŻYWOT OJCA STANISŁAWA PAPCZYŃSKIEGO
strzegano w klasztorze tak, jak w kościele, bo Błogosławiony Zakonodawca na porządek i milczenie szczególny kładł
nacisk i przeto często do swych zakonników mawiał:
»w milczeniu, modlitwie, miłosierdziu, miłości i posłuszeństwie jest potęga zakonu naszego«. Celki były ulubionem
miejscem, gdzie najchętniej Maryanie przebywali, nigdy
z nich bez słusznej przyczyny nie wychodząc. Skromność
malowała się na wszystkich obliczach taka, »że sam widok
kleryków maryańskich pociągał innych do ich zgromadzenia«. (((Historya Zakonu Niep. Poczęcia etc. (manuskrypt).))) Ustawicznie pamiętali oni, że są »bracią Niepokalanej Maryi Panny«, a więc powinni starać się być Jej
»najukochańszej Matce, Pani i Fundatorce« podobnymi,
»nietylko białym habitem, ale też i rzeczą, kiedy własną
krwią, gdyby tego była potrzeba, komprobować są gotowi«
(((Uwiadomienie o Zakonie WW. OO. Maryanów, którzy najszczególniej na ratunek dusz czyścowych jest w Polszcze
ustanowiony, Berdyczów 1773, wydanie czwarte. ))), że ona
jest Niepokalana, Najczystsza i bez wszelkiej zmazy. Odznaczać się też ma Maryanin życiem wewnętrznem, który jest
znamieniem Maryanów. Błog. O. Stanisław uważał tych, którzy do życia wewnętrznego nie mieli pociągu, za niepowołanych do zakonu Niepokalanej, albowiem bez życia wewnętrznego uświęcić się nie można, a Maryanin musi dążyć
do świętości koniecznie. We wszelkich utrapieniach i potrzebach duszy i ciała, kazał wzywać swym nowicyuszom
i wogóle zakonnikom maryańskim święty ich mistrz »pomocy Panny Maryjej«. Codziennie na Jej cześć śpiewali maryańscy klerycy w chórze zakonnym:
Zawitaj Pani świata, Niebieska królowa:
Witaj Panno nad Panny, Gwiazdo porankowa.
Zawitaj pełna łaski, Boska światłością
Jasna, pospiesz na pomoc światu z skwapliwością.
Ciebie od wieków Matką Słowa Bóg przeznaczył.
Przez które ziemię, nasze, Niebo stworzyć raczył.
Ciebie Oblubienicę przyozdobił sobie,
Nie zgrzeszyłaś w Adamie niemasz zmazy w Tobie!
(((Uwiadomienie o sukience albo szkaplerzu Niepok.
Pocz., który się rozdaje wszelkiego stanu ludziom przez
WW. 00. Maryanów, 1745 r.)))
Wychwaliwszy tak Niepokalaną i bez zmazy poczętą swą
»Panią, Matkę i osobliwszą Fundatorkę«, tak dalej uwielbiali Najcierpliwszą swoją Królowę :
Witaj studnio wód żywych, ogrodzie zamkniony,
Od wejścia wężowego cale obroniony.
Słońce nigdy zaćmienia nie doznawające!
Źródło żalu nie przepuszczające.
Gołębico bez żółci, morze bez gorzkości,
Różo bez ciernia, pięknaś z swojej niewinności,
Przyrodzeniem niebieskie Duchy przechodząca:
W łasce po Synu Bożym najbardziej kwitnąca.
(((Uwiadomienie o sukience albo szkaplerzu Niep. Pocz.,
który się rozdaje wszelkiego stanu ludziom przez WW. OO.
Maryanów, 1745 r.)))
Wyliczając tak wszystkie cnoty swej Matki w godzinkach
»maryańskich« dosadnymi, jakby ze spiżu wykutemi słowy
piękną staropolszczyzną, przyrównywują Maryanie swą
»Siostrę Niepokalaną« do planet niebieskich i Lilii, kruszącej łeb smokowi piekielnemu:
Słońca onego promieńmi Maryja jaśnieje;
Jak zorza powstająca w Poczęciu świetnieje.
Między cierniem Lilia łeb wężowi kruszy
Piękna jak pełny Księżyc błędnej świeci duszy.
ŻYWOT OJCA STANISŁAWA PAPCZYŃSKIEGO
W końcu błagają Maryę, aby ich »zbawienną drogą prowadziła, a ku śmierci przesłodką Maryą przybyła«.
Poleciwszy więc tak ostatnie chwile zgonu swego, wzywają Maryanie »Przebłogosławionego Ojca Józefa świętego«
i »chwalebnego biskupa Stanisława«, albowiem »tak modlić
się polecił Błogosławiony nasz Instytutor, Ojciec Najprzewielebniejszy« — pisze pobożny pisarz tego zakonu. Nawet
różaniec odmawiając, Maryanie, Niepokalanie Poczętą ciągle wzywają, wołając przy każdej tajemnicy: »Wesel się, wesel bez zmazy Poczęta, Panienko święta!«
Wobec takiej ustawicznej pamięci na Niepokalaną Dziewicę, jaką polecił mieć pierwszy magister i prawodawca Maryanów, czyż dziwić się jeszcze będziemy, że ci zakonnicy takiej
przedziwnej pobożności i świątobliwości aż po dziś dzień zostawili dowody? Czyż będziemy się dziwić, że ci, którzy mieli
sposobność przypatrzeć się ich pobożnemu życiu, i wczytali
się w akta i historyę tego godnego ojczyzny naszej zakonu, że
tacy na widok wymierania — wskutek okoliczności zgoła od
nich niezależnych — tych »Braci Panny Maryi Niepokalanej«
z całą mocą wołają: »ratujcie zakon, który ma na sztandarze
wypisane: »Przez Niepokalaną zbawienie świata!« Słowa te
bowiem nie są pustym frazesem: Maryanie mają za zadanie
uszczęśliwiać ubogich żyjących i najuboższych, bo od wszystkich opuszczonych zmarłych rodaków naszych, którzy są dla
Polski bene meriti, a o których ona niestety! starając się
o zdobycie szczęśliwszej przyszłości dla żywych, zapomniała, by o to samo starać się dla zmarłych swych synów. Maryanie wynagradzali by to zaniedbanie rozpolitykowanych Polaków, ustawiczną pamięcią o tych, co odeszli, mając na ustach
słodkie, tak drogie i wiele mówiące do polskiego serca imiona: Marya — Ojczyzna!
Maryanie nie sprzeniewierzyli się nigdy przez półtrzecia
wieku wskazaniom swego Ojca Fundatora, spełniając wiernie obowiązki przez regułę na nich włożone, a przez to dobrze służąc sprawie ojczystej, i teraz odnowieni, okazaliby
się godnymi synami wielkiego swego »Instytutora« i ufności, jakie w tem zgromadzeniu polskim pokłada naród. Kogo
więc powołuje Bóg, niech spieszy a prędko pod sztandar
Niepokalanej Dziewicy, dopóki nie zmartwieje ręka, która
go jeszcze trzyma, niech Polska usłyszy na nowo słowa, które dawnym nowicyuszom ustawicznie powtarzał O. Papczyński, zachęcając ich do ustawicznego rozmyślania o regule Panny Maryi:
»Zachowaj, Synu mój, przykazania Ojca twego, a nie opuszczaj Zakonu Matki Twojej. Uwiąż je zawsze u serca twego
i obwiń koło szyi twej. Gdy będziesz chodził, niechaj idą
z tobą, gdy będziesz spał, niech cię strzegą, a gdy się ocucisz,
rozmawiaj z niemi, bo przykazania pochodnią jest, a Zakon,
światłość i karność, drogą do żywota«, (Księga Przypowieści,
Rozdz. VI. w. 20—23). Spraw modłami swemi Patryarcho
maryański, aby Bóg nowych do twego zakonu wzbudził synów, którzyby dzierżyli sztandar Niepokalanej, polskiego narodu Królowej, godnie jak ongiś, także by po wiek wieków
ratowali dusze zeszłych z tego świata, a pomoc dawali ojczyźnie w prowadzeniu do źródeł wiedzy masy siermiężnej
braci naszej, abyśmy rychlej przez zbudzony zdrową oświatą
lud polski, doszli do upragnionej wolności. W pracy nad odrodzeniem zakonu twego i ojczyzny błogosław Ojcze teraz,
jak błogosławiłeś dawniej, i prowadź nas do zwycięstwa.
Maryanów życia wzorze!
Mistrzu! Wodzu! I Doktorze!
Wraz z Maryą w niebios chwale
23
Duch się twój raduje stale.
Strzeż o Ojcze dziatwę swoją
Niech nas modły Twoje zbroją!
Jasnym szlakiem nad tą glebą!
Niech za Tobą biegniem w niebo.
O nadziejo swej ojczyzny, Ojcze Papczyński,
Jako niegdyś wiodłeś króla Jana do zwycięstwa,
Tak dziś oddal od rodaków nieszczęścia i klęski.
Wlej hart w dusze, wlej cierpliwość i dodawaj męstwa.
KAZNODZIEJA I DORADCA KRÓLEWSKI
– UDZIAŁ 0. STANISŁAWA
W ODSIECZY WIEDEŃSKIEJ.
Po wstąpieniu na tron Piastów i Jagiellonów, Jan III Sobieski zamianował kaznodzieją królewskim swego spowiednika O. Stanisława Papczyńskiego. 0 kazaniach Jego pomówimy w obszernej o nim monografii, jaką wkrótce napisać
zamierzamy; tutaj wspomnimy tylko pokrótce o stosunku
króla do błogosławionego Ojca zakonu Niepokalanej Dziewicy. Był on poufały i serdeczny, synowski. Król Sobieski
znał od dawna Sługę Bożego, i porwany jego wymową
i świętością żywota, zapragnął go mieć przy swym boku.
A że niezachwianie wierzył król-rycerz w świętość życia
swego kaznodziei, dowodzi fakt, że w najtrudniejszych okolicznościach życia, nie gdzieindziej, jeno do maryańskiego
spieszył klasztoru po radę i po pomoc duchowną u Ojca naszego Stanisława a Jesu Maria. Ufność królewska nigdy nie
była zawiedziona, jak twierdzi Bł. Kazimierz Wyszyński,
Maryanin, stąd nieraz radą Ojca Maryanów powodował się
bohater z pod Chocimia i Wiednia. Król Jan III wszystkie
swe bóle i kłopoty, zmartwienia, obawy i troski powierzał
swemu doradcy i spowiednikowi, a ten koił i pocieszał jego
królewskie wspaniałomyślne a nieszczęśliwe serce. Zaiste,
byłeś dobrym, czułym Ojcem Błogosławiony Patronie tych,
którym się w życiu nie powodzi, i dlatego czułego serca
Twego byłeś pocieszycielem wielkiego naszego Bohatera,
tak,
Tyś ludu im króla spowiednik
I Innocentego Papieża,
A ninie nasz z Bogiem pośrednik
Któremu hymn w niebo uderza.
Więc dzisiaj Ci Polska się kaja,
Przyczyny przed Panem Twej błaga,
Twa świętość gniew Jego rozbraja
I przez nią nam ulży kar plaga.
O. Stanisław Papczyński, jakkolwiek miał wpływ na królewskiego swego penitenta, nigdy, prawie, o nic dla swego
zakonu nie prosił, ani nawet niedostatków swego klasztoru
mu nie przedstawiał; jedynie dla ubogich i dla szpitala przez
siebie w Górze Kalwaryi założonego, wyjednał zasiłek ze
szkatuły królewskiej. Sobieski jednak sam, o ile mógł,
wspierał Maryanów moralnie i materyalnie. Postarał się
wraz z biskupem Wierzbowskim, że sejm polski przyjął zakon O. Papczyńskiego w opiekę Rzeczypospolitej na zawsze;
polecał zakon Innocentemu XI (((Innocenty XI ur. 16 maja
1611 r., um. 12 sierpnia 1689, in odore sanctitatis. Panował
1676—1689. Był jednym z najznakomitszych papieży nowszych czasów. Pochodził z głośnej rodziny Odelscalchi.
W dniu uroczystego objęcia Stolicy Apostolskiej (8 listopada) dał pięć tysięcy skudów na ubogich, a drugą taką samą
24
przesłał Polakom, walczącym przeciw Turkom, a potem
przesłał na ten sam cel Janowi Sobieskiemu jeszcze 800.000
skudów. Na wezwanie Innocentego XI, a za radą Bł. Stanisława, król Jan III udał się pod Wiedeń na odsiecz zagrożonemu miastu. Papież Innocenty XI tak żywy brał udział
w losach tego zagrożonego miasta, iż jego ocalenie Rzymianie w znacznej części przypisywali modłom papieża. Innocenty XI zatwierdził i pochwalił, oraz pewnemi przywilejami obdarzył zakon Niepokalanego Poczęcia, OO.
Maryanów.))) klasztor zaś w puszczy korabiewskiej uposażył dość hojnie, zapisując mu wiele lasów i ziemi na utrzymanie zakonników, oraz nadając mu różne przywileje,
i broniąc młodziutkie zgromadzenie przed wrogami jego.
Błogosławiony nasz Ojciec Stanisław od Jezusa i Maryi
w swej pokorze nie narzucał swych rad królewskiemu swemu penitentowi, ale, gdy chodziło o dobro jego duszy, o dobro ojczyzny lub chrześcijaństwa wymógł zawsze na królu
Sobieskim, czego chciał. I nie opierał się zazwyczaj Jan III
Bł. Ojcu Stanisławowi, będąc przekonanym, że żądanie »duchem proroczym napełnionego O. Papczyńskiego, nie wyjdzie na złe koronie polskiej«. Gdy więc Turcy najechali Austryę w 300.000 wojska i cesarz Leopold zachwiany był na
swym tronie, gdy wódz wyprawy, Kara Mustafa, zapowiadał, że po cesarstwie przyjdzie kolej na Rzym, i że kościół
św. Piotra obrócony będzie na stajnię sułtańską, strach padł
na całe chrześciaństwo. Papież Innocenty XI błagał o ochotnika z całego chrześciaństwa, zbierano składki i jałmużny,
w otwartych dniem i nocą kościołach wznoszono modły
o ratunek. Cesarz Leopold austryacki, który dopiero co nie
chciał słuchać o niesieniu pomocy Polsce przeciwko Turkom, gdy najechali jej granice i wytępieniem naszego grozili narodu, teraz w niej jednej widział nadzieje ocalenia. Błagał Leopold austryacki Polskę, aby mu na pomoc przybyła,
on, co ją w równie krytycznej opuścił chwili, a że wówczas
ojczyzna nasza nie dostała się całkiem w ręce muzułmanów,
to tylko zawdzięczała pomocy Bożej, dzielności własnego
oręża, a bohaterstwu Jana III. Austryacy tego wszystkiego
nie mieli; cesarz Leopold zamiast bronić swej nieszczęśliwej ojczyzny, schronił się sam przed wrogiem, aby swe życie zachować, i na pomoc wzywał tych, których w równem
nieszczęściu tak nieszlachetnie opuścił. Pamiętając o tem
Polacy i król Sobieski, odmówili pomocy Austryakom, motywując słuszną odmowę tem, że sami muszą swych ratować granic, gdyż słusznie przypuszczali, że Austryacy nie
odwdzięczą się niczem Polsce, co się też sprawdziło, bo po
otrzymaniu pomocy od Polski, odmówili austryaccy Niemcy nawet grobów w mieście — przez wdzięczność! — dla
najznakomitszych mężów z rycerstwa polskiego, poległych
pod Wiedniem, a gdy na osobistą interwencyę króla Sobieskiego pozwalali, to przepłacać ich było potrzeba. Rannym
Polakom odmawiali żywności. Ale co?! Jan III musiał Niemcom austryackim przypominać ciągle, że był: non spoliator,
sed liberator, nie łupieżcą, lecz zbawcą Niemców!
Papież nakłaniał króla Jana do niesienia pomocy zagrożonym Austryakom, ale sejm polski (17—18-go kwietnia
1683 r.) nie chciał o tem ani słuchać. Posłowie cesarza i papieża błagali Jana III na klęczkach: »Królu, ratuj Wiedeń
i chrześciaństwo!« W tak krytycznej chwili, gdy cała Europa
drżała przed półksiężycem, symbolem panteistycznego Allaha Wschodu, który od Kossowy, Nikopolidy, Warny i wzięcia Konstantynopola przez Turków, nie przestał trapić
chrześciańskiej Europy, udał się Jan III po radę do swego
ŻYWOT OJCA STANISŁAWA PAPCZYŃSKIEGO
duchownego Ojca, Bł. Stanisława Papczyńskiego, spodziewając się u niego znaleźć mądrą radę. Sługa Boży zachęcał
królewskiego swego penitenta, aby pospieszył na pomoc
Wiedniowi, nie zważając na niewdzięczność, jaka go za tę
szlachetną pomoc spotkać może, aby miał raczej na względzie dobro całego chrzęścijaństwa, zagrożonego przez bisurmanów; gdy król się wahał, z obawy, czy zwycięży tak
wielkiego wroga, błogosławiony jego spowiednik, jakby duchem Bożym tknięty, zawołał: »Zapewniam Cię imieniem
Dziewicy Maryi, że zwyciężysz i okryjesz siebie, rycerstwo
polskie i ojczyznę nieśmiertelną chwałą«. Usłuchał Jan III
świętego męża i zdecydował się, wierząc jego proroczemu
duchowi, z jakiego błogosławiony nasz Ojciec słynął. Tak
więc czego nie mogły sprawić namowy posłów, papieża
i cesarza, czego nie sprawiły prośby królowej, to zrobił pokorny, biały Maryanin, spowiednik bohatera z pod Chocima.
(((O. Wyszyński: Vita V. P. N. Stanislai.))) Za sprawą Ojca
Papczyńskiego zaczął król namawiać na wyprawę wiedeńską sejmujące stany i uzyskał, pomimo intryg przeciwnych
posła francuskiego, zgodę na odsiecz wiedeńską. Wkrótce
wyruszył z Warszawy Jan III w asystencyi błogosławionego
Stanisława Papczyńskiego jako głównego kapelana pod
Wiedeń. Dnia 10 sierpnia król Sobieski jadąc na odsiecz,
wstąpił do klasztoru 00. Maryanów w puszczy korabiewskiej, aby się pomodlić z Fundatorem ich zakonu przed
obrazem Matki Boskiej, do którego jego spowiednik miał
szczególne nabożeństwo i przed którym obłóczył zwykle
bracią swoją w sukienkę Niepokalanej, Do dziś dnia można
oglądać w puszczy maryańskiej lipę, pod którą siedział król
Sobieski z Bł. Stanisławem, udając się pod Wiedeń. Z puszczy korabiewskiej wyruszył król do Krakowa przez Częstochowę, gdzie przed cudownym obrazem Królowej Polski
słuchał dwóch Mszy świętych, służąc do jednej błogosł.
O. Stanisławowi Papczyńskiemu, a do drugiej przeorowi 00,
Paulinów. Dnia 15 sierpnia w dniu Wniebowzięcia Najświętszej Panny obchodził król Jan III ze swym kaznodzieją
wszystkie kościoły krakowskie, modląc się o pomoc Nieba
w wyprawie na wyznawców Mahometa. U grobu św. Stanisława Bpa wygłosił Bł. Ojciec Papczyński gorące kazanie
w obecności panów i senatorów, nawołując do modłów za
pomyślność oręża polskiego. Napisał w tymże czasie król
Jan list do papieża Innocentego XI, że »idzie na boje za
chwałę Krzyża, w obronie świata chrześciańskiego«. Ze łzami radości przyjął Ojciec święty tę wiadomość. Bohaterstwo
króla polskiego budziło powszechną otuchę i pewność powodzenia. Nad Dunajem stanął 4 września. Niemcy zbierać
się dopiero poczęli. Po odbytej radzie wojennej w Kromieryżu i Stockerau, wojsko chrześciańskie przyjęło dowództwo Jana, jak niegdyś wielkiego Godfryda w Ziemi świętej.
Dnia 9 września skończyła się przeprawa przez Dunaj.
Szczupła załoga wiedeńska zmniejszyła się już do połowy;
upadek oblężonego miasta był bliski. Staremberg, dowódca
załogi, stracił był wszelką nadzieję. Mieszkańcy Wiednia
przed wystawionym Najświętszym Sakramentem po
wszystkich kościołach gotowali się na śmierć niechybną,
gdy ognie na Kahlenbergu zwiastowały im przybycie odsieczy (11 września), Wiedeń odżył. Ale wojska chrześciańskiego było tylko 75 tysięcy. Sam widok obozu tureckiego
przerażał Niemców. Według ludzkich rachub siłom chrześciańskim groził niechybny pogrom. Król Jan z błogosławionym Stanisławem Papczyńskim i Markiem d’Aviano ożywiał
otuchę w upadłych Niemcach.
ŻYWOT OJCA STANISŁAWA PAPCZYŃSKIEGO
Poprzedzającą noc spędził król na rozporządzeniu porządku bojowego, spowiedzi i modłach z Ojcem Stanisławem
Papczyńskim. Spokój sługi Bożego i pewność zwycięstwa,
jaką dawał proroczym duchem natchniony Maryanin wlał
też spokój w wątpiące serce królewskie. Na dwie godziny
przed wschodem słońca ukląkł w kaplicy na górze Leopoldowej i sam służył do dwóch Mszy świętych: O. Stanisławowi i O. Markowi. Potem przyjął błogosławieństwo papieskie
z rąk O. Marka d’Aviano, którego z tem umyślnie przysłał
papież Innocenty XI. Poczem przypomniał swoim zwycięstwo chocimskie, wystawił, czem walka być miała nietylko
dla Wiednia i dla Polski, ale dla całego chrześciaństwa. —
Rozpoczęła się bitwa.
Jan III na czele husarzy przebywa w pędzie wąwozy i przepaście prawie nieprzystępne nawet dla piechoty. Na widok
proporców husarskich, i słysząc znany im okrzyk polski,
Turcy uwierzyli nareszcie, czego dotąd nie przypuszczali,
że z Janem mają do czynienia. Padł na nich popłoch. O siódmej godzinie wieczorem oswobodzony był już Wiedeń, królewski buńczuk sterczał w namiocie wielkiego wezyra, który uciekł w jednej sukni i o jednym koniu. Łup zdobyty na
wrogu był ogromny, ale rozdzielił go wspaniałomyślny król
polski pomiędzy walecznych rycerzy, sobie nie wiele zostawiając. Husarze polscy, w których ręku nie było jednej dzidy, któraby strzaskaną nie była, stracili tylko 100 towarzyszów. Cała strata wojska chrześciańskiego nie wynosiła nad
800 rycerstwa. Tak dzielnie biło się wojsko chrześciańskie.
Pomiędzy walczącymi uwijał się biały Maryanin, ratując konających rycerzy, niezmordowany, nieulękniony. To błogosławiony nasz Ojciec Stanisław.
Nazajutrz odprawił Jan III wjazd do Wiednia, tuż przy nim
jechał jego kapelan i spowiednik, czuwający nad królem
w czasie bitwy, okryty białym, maryańskim płaszczem zakonnym, z krzyżem w ręku, z modlitwą »Magnificat« na ustach, O. Stanisław a Jesu Maria, który był przepowiedział
świetne to zwycięstwo Sobieskiemu. Mieszkańcy witali monarchę polskiego, a swego zbawcę, z entuzyazmem. Dzwony biły radośnie ze wszystkich kościołów, lud płakał wzruszony szczęściem. Król zaintonował sam w kościele św.
Augustyna Te Deum laudamus. Na drugi dzień po zwycięstwie Bł. O. Papczyński odprawił w katedrze św. Szczepana
uroczyste nabożeństwo żałobne za poległych rycerzy
w obecności zwycięskiego króla Jana i rycerstwa. Do wojska
polskiego wygłosił wtedy gorącą mowę żałobną i do nabożeństwa za zmarłych żarliwie zachęcał.
Papieżowi Innocentemu XI posłał najwspanialszą chorągiew turecką, zdobytą na Osmanach, a w liście do Ojca świętego napisał, donosząc mu o sławnem zwycięstwie: venimus, vidimus, et Deus vicit!
Zaiste okazał się w onym dniu wielkim duch chrześciański
narodu polskiego, duch spólności rodzinnej, który wywołał
w XII i XIII wieku wojny krzyżowe, a który był wygasł gdzieindziej. Nie poruszyły się na widok zagrożonego chrześciaństwa narody reformacyą zziębnięte, nie pokwapił się
wychowany uległością gallikanizmu autokratyzm Ludwika
XIV, ale pospieszyła Polska, otrząśnięta z nowinek religijnych XVI wieku, pospieszyła na słowo i za wstawieniem się
świętego Maryanów Ojca.
Wiktorya wiedeńska z górą dwa wieki od nas odległa, do
dziś dnia krzepi i podnosi ducha polskiego i orzeźwia, jakby
powiew z krainy duchów, które nietylko za interesa państw,
ale i za ogólną, całą chrześciańską cywilizacyę ogarniającą
ideę walczyły.
25
Jaki stąd tytuł do chwały, do wdzięczności naszej ma Bł.
nasz Ojciec Stanisław. On jednak niczego nie potrzebuje od
swego narodu — szczęśliwy w niebie, ale możemy Mu okazać wdzięczność naszą serdeczną, szerząc doń nabożeństwo, starając się o wyniesienie Go na ołtarze, wspierając
synów jego Maryanów. W ten sposób możemy okazać
wdzięczność sprawcy wiktoryi wiedeńskiej.
O nieustający w modlitwach
Za dusze obrońców narodu,
Co legli za rycersko z w bitwach
Lub w kaźniach od męczarń i głodu.
I dzisiaj Ojczyzny Twej dzieci
Za wiarę za nią mrą srogo.
Niech światłość wieczysta im świeci,
l niech ich Twe modły wspomogą,
O, Patriarcho nasz mariański,
Ojcze Papczyński Stanisławie.
Święty kapłanie, wierny Pański,
Wstaw się doń za nas, wstaw łaskawie.
APOSTOŁ DUSZ W CZYŚCU CIERPIĄCYCH.
O wielkiem nabożeństwie do Najświętszego Sakramentu
i wyjątkowej czci Niepokalanej Dziewicy, oraz niektórych
świętych, sługi Bożego Stanisława Papczyńskiego, często
wspominaliśmy, opowiadając tu przedziwny żywot wielkiego naszego Ojca. Wiemy też już, jak wielką nasz Patryarcha
odznaczał się miłością bliźniego. Poświęcenie się jego na
usługi kraju i rodaków cierpiących było wyjątkowe: nie
kładł mu granic ten apostoł miłosierdzia chrześciańskiego,
które potęgowała w nim miłość Boża i chęć naśladowania
cnót Niepokalanej, do czego zobowiązanym był Sługa Boży
mocą swej reguły zakonnej. Wiedział czcigodny Fundator
zakonu Niepokalanej i dusz w czyścu cierpiących, jako teolog głęboki, że miłość nasza względem bliźnich tem jest
dzielniejszą i doskonalszą, im większe nędze i potrzeby
wspiera. Tam zaś, gdzie niedola jest dotkliwszą, obowiązek,
ratowania staje się więcej naglącym, bardziej potrzebnym.
A jakaż — proszę — może być większa i gwałtowniejsza potrzeba, nad cierpienie dusz skazanych na niepojęte męczarnie, zanurzonych w morzu udręczenia i boleści? Izajasz prorok powiada: »...Omyje Pan głupstwa córek Sion w duchu
zapalenia«. (((Izaj. IV,4))). A ten ogień jest stokroć przenikliwszym od ognia naszego; ma on potęgę nadnaturalną, bo
jest narzędziem sprawiedliwości Boskiej. Nauka o czyścu
jest dogmatem naszej wiary świętej. Kościół podaje wiernym dwa zdecydowane dogmaty o czyścu. 1) Że czyściec
jest. 2) Że my członkowie Kościoła wojującego wspierać
możemy dusze w czyścu cierpiące modłami, dobremi uczynkami, a zwłaszcza ofiarą Mszy świętej. Pisarze święci porównywują męki czyścowe do mąk piekielnych, tylko, że
pierwsze mają swój koniec, z drugich zaś niema wybawienia. Św. Augustyn D. K. mówi, że tenże sam ogień oczyszcza
sprawiedliwych i dręczy potępionych. A kary czyścowe są
bardzo ciężkie i długie, i cierpienia tak wielkie, że nie dadzą
się one porównać z ziemskiemi. Zdanie to, lubo przez Kościół św. nie ogłoszone jako dogmat, jednak przez wszystkich teologów i świętych Ojców jest przyjęte i na silnych
oparte dowodach, a zatem jako pewne uważać je należy. Nie
piszemy tu traktatu o czyścu, więc i dowodów na istnienie
czyśca dołączać tu nie trzeba, zresztą rzecz jest pisaną dla
26
tych, którzy w ten dogmat już wierzą. Tutaj chcemy tylko
dać możliwy obraz czyśca, aby lepiej mogła być zrozumianą
potrzeba zakonu, który w sposób wyjątkowy, ślubami zakonnymi zobowiązuje się nieść nieustanny ratunek duszom
w czyścu zatrzymanym, a więc i nam, którzy kiedyś rychlej
czy później tam się dostaniemy, o ile za grzechy dostatecznie nie odpokutujemy, i zadość nie uczynimy sprawiedliwości Bożej. Bo któż z nas może powiedzieć: będę od czyśca
wolnym? Ach! — ostrzega nas Duch święty: — Nie wie człowiek czyli jest miłości, czy nienawiści godzien (Eccl. IX, I);
jakżebyśmy wiedzieć mogli, czy mamy nie już tylko miłość
niedoskonałą, broniącą nas od nienawiści, a tem samem od
piekła, ale miłość doskonałą, broniącą od czyśca, miłość
wolną od wszelkiej zmazy, miłość najczystszą i zarazem
najżywszą, miłość wypalającą w sercu naszem wszystko, co
ziemskie, a gorejącą jedynie ogniem pożądania Boga; miłość, dla której dusza nasza jęcząc i wzdychając, pasuje się
z ciałem, by się zeń co najprędzej wyrwać; miłość ciągłą,
nieustanną, coraz rosnącą, coraz się wzmagającą, aż przepali tam gdzieś na dnie serca nić niewidzialną, wiążącą duszę naszą z tem nędznem ciałem i na płomieniu swoim
uniesie już wolną od ciała tej śmierci — aż hen, na łono
Boże!...
Któż z nas jest pewnym, że umrze na podobieństwo św.
Teresy, albo jak czcigodny sługa Boży Kazimierz Wyszyński
od św. Józefa, Maryanin, z samego wysilenia miłości świętej,
o czem proces jego beatyfikacyjny wspomina; któż z nas
wiedzieć może, że dusza jego na łono niebieskiego Ojca, jasna i ognista, uleci jak dusza bł. Salomei naszej, albo cierpieniem wyczyszczona, jak ogień płonąca spali się na ołtarzu
miłości bliźniego ku chwale Bożej i płomienna jak dusza
maryańskiego Patryarchy Stanisława wzięci do stóp Niepokalanej Matki i Jej Syna Jezusa? Jeżeli o sobie nikt nie wie,
czy jest miłości, czy nienawiści godzien, jakże mamy to wiedzieć o drugich, i znać sądy Boże, przed nami zakryte, o których tyle tylko wiemy, ile Bóg sam, dla przypomnienia nam
miłosierdzia i sprawiedliwości swojej lub pobudzenia nas
do ufności i pokuty, niekiedy objawić nam raczy.
Gdy więc ani o sobie, czy od czyśca będziemy wolni, ani
o drogich naszych, czy od czyśca są wolni, nie wiemy, i bez
objawienia Bożego wiedzieć nie możemy, mamy jednak
pewność, że grzesznikami jesteśmy i nasi ukochani byli niemi także, a że wiemy też, »iż nic zmazanego nie wnijdzie do
Królestwa niebieskiego, według słów Zbawiciela, słuszna
więc i konieczna, abyśmy wszystko według możności za łaską Bożą czynili i innych do tego zachęcali, coby i dusze nasze od czyśca zachowało, a tym, którzy tam już są — a jakże
ich wiele! — ochłodę i wybawienie nieść mogło. Niestety!
mało kto zastanawia się nad tem, i gdyby nie widok kapłanów w żałobnych szatach, sprawujących święte obrzędy za
umarłych, wielu zapomniałoby, że czyściec istnieje. Zapomniałoby o najdroższych swoich, którzy ich poprzedzili do
wieczności, i są może opuszczonymi, nikt o nich nie pamięta. Widzieć się opuszczonym od ukochanych osób w tym
doczesnym żywocie, ciężką jest boleścią dla serca, ale widzieć się zapomnianym i opuszczonym w srogich katuszach
czyścowych, przez osobistych przyjaciół, krewnych lub naród, któremu się za życia służyło wiernie, a nieraz w jego
obronie więzienie, tortury, wygnanie lub śmierć się poniosło, straszna to i niepojęta męczarnia. Błogosławiony Stanisław Papczyński, jeden z największych miłośników dusz
ludzkich, często rozmyślał nad tem, jak mało ludzie żyjący
ŻYWOT OJCA STANISŁAWA PAPCZYŃSKIEGO
pamiętają o zmarłych rodzicach swoich, przyjaciołach, a narody o duszach swoich obrońców, którzy nieraz za ojczyznę
swoją życie kładli, nieraz ze zbytniej, źle zrozumianej miłości
ojczyzny, Boga obrazili i teraz w czyścu cierpią za to męki srogie, a nikt ich nie ratuje; ani rodzina, ani przyjaciele, ani ojczyzna czy naród, nie błaga miłosierdzia Bożego za najnieszczęśliwszymi synami swoimi; miłość bliźniego nie
bywa, zwykle, rozciąganą aż po za grób do dusz czyścowych.
A tylu ich za sprawę Polski poległo, tylu morowe powietrze w
czasie klęsk krajowych zmiotło, często bez pokuty, bez Sakramentów świętych. Prawdziwy ten miłośnik Boga i bliźniego, niezwykły, i w swoim rodzaju jedyny człowiek w Polsce, a pewnie i w świecie chrześciańskim, O. Stanisław
Papczyński zakłada zakon Maryanów, któremu nakazuje
obok czci Niepokalanego Poczęcia N. M. P. i nauczanie ubogich polskich dzieci i wieśniaczego ludu, modły ustawiczne
za umarłych, a w szczególności za tych, którzy w obronie niepodległości ojczyzny naszej, ofiarny swój położyli żywot. Od
wstępujących do zakonu swego żąda, aby się ślubem uroczystym zobowiązali, nie tylko »nieumiejętnych nauczać«, cześć
Niepokalanej »promować gorliwie« i »Maryą Pannę w cnotach ewangielicznych w regule wyrażonych naśladować«, ale
zapytuje się składającego śluby Maryanina: »Czy obiecujesz
duszom w czyścu będącym według sił twoich, usilną miłością
i politowaniem ratunek dawać?« »Obiecuję, i o ratunek ich
nieustannie starać się będę«, odpowiada ślubujący. Wtedy
składa Maryanin śluby, a przełożony na końcu dodaje: »Jeżeli
to zachowasz, obiecujęć, że od Pana Jezusa nagrodę mieć będziesz w niebie — co niech się stanie!«
Nie dość więc temu wielkiemu miłośnikowi dusz ludzkich,
że sam ustawicznie Boga dla dusz czyścowych, a szczególnie
Polaków, błaga; nie dość, że swoje wszystkie umartwienia
Bogu za nie ofiaruje, jak i swoje zasługi wszystkie całego życia, on jeszcze pragnie, by bracia jego zakonni to samo przez
wieki całe czynili, by byli niejako Mojżeszami za naród polski,
w czyścu cierpiący, miłosierdzia Bożego żebrzący.
Piękna i wzniosła myśl! doczesne i przyszłe życie człowieka obejmująca! Opieka duchowna, przyjmująca na świat
słabą jednostkę — człowieka, rozciągająca się na całe życie,
przez pomoc udzielaną duchownym jego przewodnikom
(pomaganie proboszczom za pomocą misyj) a pobożnemi
modłami, aż po za grób się rozciągająca. Zaiste, człowiek,
który założonemu przez się zakonowi tak piękne, tak odpowiednie ówczesnym i dzisiejszym potrzebom narodu i narodów, umiał nadać cele, niepospolitym, wielkim, świętym
musiał być mężem. Mimo to, życie, a nawet imię czcigodnego sługi Bożego O. Stanisława Papczyńskiego w naszych
obojętnych, zmateryalizowanych czasach, mało komu jest
znane; sam zaś zakon Maryanów, przez nieprzyjaciół ojczyzny i Kościoła zniszczony, i niestety, wygasający w Królestwie Polskiem, pomiędzy nami dziś prawie zapomniany,
a w miejscu pierwotnego swego założenia, w puszczy korabiewskiej, ubogi, jak wiejskie chaty polskie, drewniany,
wznosi się kościółek wśród lip starożytnych i odwiecznych
lasów sosnowych. Zakon, który nietylko w całej Polsce, ale
w Rzymie i w dalekiej Portugalii, gdzie był szczególniej rozszerzony i szerzył nabożeństwo za umarłych do czasów
drugiej rewolucyi — wygasa. Nie będzie synów Bł. Stanisława, którzyby żebrali miłosierdzia Bożego dla nas, dla ostatnich bohaterów narodowych, tak ofiarnych dla Matki Polski,
jak żebrali dla ojców i dziadów naszych. My wieki może całe
płonąć i gorzeć w czyścu będziemy za osobiste przewinieŻYWOT OJCA STANISŁAWA PAPCZYŃSKIEGO
nia, a kto wie? Może i za to, iżeśmy dopuścili upaść zakonowi Niepokalanej i dusz zmarłych, żeśmy się niczem nie
przyczynili, by synowie Polski i na przyszłość »naśladowali
cnoty Panny Maryi« i »honor Jej gorliwie promowali« w narodzie. Oby obudził Bóg ofiarne jednostki w narodzie naszym, któreby życie swoje na służbę Niepokalanej, a na ratunek dusz w czyścu cierpiących poświęcili, a inni by
skutecznie im do tego dopomogli, a to co prędzej, bo zakon
wygasa, a ogień czyścowy płonie i pożera naszych ukochanych, a niema kto ich ratować, bo już tylko paru synów Bł.
Stanisława woła do Boga o ratunek dla nich i dla siebie
o swoje zachowanie do swego ukochanego Ojca:
My regule będziem wierni
Dla dusz w czyścu miłosierni
Jeno ratuj ukochany
Ojcze, swoje Maryany!
Nie opuszczaj nas, Ojcze, nie opuszczaj nas!
-------------------------------------------------------------------------Jeżeli się kto zdziwi, dlaczego Bóg dopuścił, by zakon Maryanów, już tak rozszerzony, zmiażdżony przez wrogów
Kościoła upadał, odpowiadamy słowami św. Alfonsa, które
wyrzekł na wiadomość upadku potężnej niegdyś kongregacyi Jezuitów, których Klemens XIV skasował 21 lipca 1773 r.
w 72 lata po śmierci Bł. O. Papczyńskiego: »Jeżeli choć jeden
Jezuita pozostanie, to on jeden wystarczy, aby Towarzystwo
wskrzeszonem zostało«. (((O. Barnard Łubieński: Żywot
Św. Alfonsa. ))) I zostało wskrzeszonem Towarzystwo w kilkadziesiąt lat przez białoruskich kilku ojców i pozostałych
starców, a przy pomocy i poparciu biskupów.
Zakon Maryanów nie jest skasowany przez Kościół, jego
nie »wskrzeszać« jako umarłego, ale odnowić młodemi
członkami trzeba w tej części Polski, w której to jest możliwe. Oby słowo św. Alfonsa o zakonie Jezusowem powiedziane, mogło być też i do zakonu Maryi zastosowane, i by się
tak na nim sprawdziło, jak na tamtym, bo równie jest tego
godnym i niemniej potrzebnym.
O, jakaż to przedziwna miłość wspomagać te strapione
i bolejące dusze! Jakimże ogniem miłości bliźniego pałał
Bł. O. Stanisław Papczyński, kiedy tak usilnie starał się je
ratować. Przebiegał on wsie i miasta, i wołał: »Gaście ogniste pożary czyścowe, bo oto tam płoną w czyścowym tarasie: ojcowie i matki wasze, bracia i siostry, ukochani przyjaciele wasi, obrońcy miłej ojczyzny naszej, kapłani i biskupi,
panowie i słudzy, bogaci i ubodzy — ratujcie! Módlcie się,
pokutujcie, dajcie jałmużnę ubogim, cierpienia swe za nie,
nieszczęśliwe, zapomniane a utrapione, ofiarujcie!« Co niedzielę we Mszczonowie, Jeruzalu, a często we Wiskitkach,
w Warszawie, Krakowie i indziej w ten sposób wołał o ratunek dla dusz zmarłych wielki ten sługa Boży, dlatego »apostołem dusz w czyścu cierpiących« nazwany został. Oby mu
tytuł ten Kościół św. przy kanonizacyi potwierdził, bo takiego chyba żaden niema święty!
Ratować dusze czyścowe, więcej to jest, bez wątpienia, niżeli głodnego nakarmić, przyodziać nagiego, chorego uzdrowić, bo modlitwami i dobremi uczynkami naszymi wyzwalamy te nieszczęśliwe dusze z przepaści mąk, przechodzących
wszelkie ludzkie pojęcie. A czyż nie byłoby zasługą przyczynić się do odrodzenia zakonu, który w sposób szczególny
ich ratunkowi jest oddany. — Pomyślmy!
Ta miłość chrześciańska ku zmarłych duszom, czcigodnego sługi Bożego Stanisława i Maryanów, jest jeszcze przedziwną ze względu na wielkie dobrodziejstwo, jakie świad-
27
czył biednym duszom czyścowym. Historya zapisała jako
czyn niesłychanej dobroci Teodozyusza Wielkiego, że
dźwignął z niskiego stanu ubogą dziewicę Athenais i posadził ją na cesarskim tronie. Dawid tysiącznemi głosy oświadczał Bogu wdzięczność swoją, iż go ubogiego pastuszka od
trzody owiec, uczynił księciem i wodzem ludu swego.
O! jakże nierównie większą jest miłość, która wprowadza
duszę do posiadania szczęścia wiecznego! Prawda, że my tu
żyjący w śmiertelnem ciele i nieświadomi, nie możemy pojąć tych głębokości Boskich, ale święte dusze czyścowe wyżej stoją od nas; rozumieją one, co to znaczy oglądać Boga
twarzą w twarz, Boga, który jest początkiem i ostatecznym
końcem wszystkiego: rozumieją one, co to jest połączyć się
na wieki z Bogiem, niezgłębionem morzem wszelkich doskonałości, — z Bogiem, którego one pragną, którego pożądają całą potęgą swej miłości. A ta tęsknota, to gorące pragnienie, ten ogień miłości, więcej je dręczy i pali, aniżeli ogień
zewnętrzny, którym je sprawiedliwość Boska oczyszcza. Pisarze święci, a za nimi nasz Czcigodny 0. Stanisław a Jesu
Maria, dobrze wyrażają tę prawdę, stawiając na przykład
Joba sprawiedliwego, jako żywy obraz duszy czyścowej, co
i Kościół wskazuje, czytając jego historyę w nabożeństwie
za umarłych. Ten prorok cierpliwości, którego wzorem
krzepił się w swych utrapieniach i cierpieniach Wielki Maryanów Fundator — po całem ciele okryty wrzodami, udręczony różnemi boleściami, skarży się najbardziej, na wzrok
swój, że nie może oglądać najwyższego dobra: »W gorzkościach mieszka oko moje. Przecz kryjesz oblicze twoje...
(Hiob. XVII, 2, XIV, 24). Jak gdyby mówił: największa męczarnia moja jest ta, że nie mogę oglądać Ciebie, o Boże mój!
Tak i dla duszy cierpiącej w czyścu największą męczarnią
jest oddalenie się od Boga; przy tej boleści wszystkie inne
niczem są dla niej. Oto z jak wielkiego nieszczęścia, z jak
okropnej niedoli ratował dusze litościwy Zakonodawca Maryanów 0. Stanisław od Jezusa i Maryi. Miłość Boża sprawiała, pobudzała jego szlachetne, Bogiem przejęte serce, do
ratowania dusz czyścowych. Nieraz noce całe w zimnie
przepędzał Sługa Boży na modlitwie i najdziwniejszych
umartwieniach ciała, a codziennie o 12-ej w nocy dzwon
klasztorny wzywał go z synami duchownemi na modlitwę
za umarłych. Nie pozwalał Sługa Boży ani sobie, ani braciom zakonnym na spoczynek wygodny, skoro dusze biednych grzeszników spoczynku w czyścu nie mają. Tak przykładem swoim zachęcał braci, tak upominał, i jeszcze na
łożu śmierci polecał, aby dusze cierpiące wspierali, by się
dla nich wyzuli ze wszystkiego, ubóstwo i niedostatek znosili, a obowiązku ustawicznego ratowania ich nie zaniedbywali. Zapewniał ich, że pamiętając o duszach czyścowych
ustawicznie, nietylko wszystkie uczynki miłosierdzia co do
ciała i duszy wykonają, ale w ten sposób zachowają swoją
regułę zakonną; naśladowania dziesięciu cnót ewangielicznych Niepokalanej Dziewicy. Przypominał Maryanom św.
Zakonodawca, że oni są braćmi dusz czyścowych, bo jak one
są dziećmi Maryi, tak i Maryanie są nimi, a Matka Boża jest
wspólną ich matką. »Pomyślmy, pomyślmy — wołał Ojciec
Stanisław — jaką wielką radość sprawiamy Królowej Maryanów, Maryi, Matce i prawdziwej Fundatorce naszej, której
sukienki białej zaszczycamy się kandorem, gdy dopomożemy duszom w czyścu cierpiącym, Najświętszą Krwią Syna
Jej odkupionym, wejść do rozkoszy niebieskich, być ich odkupicielami niejako. O synowie najmilsi moi! o Bracia Niepokalanej Matki naszej! — ratujcie zmarłe a cierpiące dzieci
28
Boże!« Co tu dodać do słów naszego Czcigodnego Ojca; one
mają tyle siły w sobie, tak są płomienne, że nam tylko Go
słuchać i naśladować, by się cieszył, patrząc na nas z wysokości niebieskiej Apostoł dusz w czyścu cierpiących.
Królestwa Sobieskich splendorze
Maryi żarliwy czcicielu,
Ty z nieba podążać do celu
--------------------Jako obłok kolumna, jako słup ognisty
Takeś ojczyźnie wodzem, o Papczyński czysty
Całe sarmackie plemię miej na pilnem oku,
By w drodze niewiadomej nie zmyliło kroku
(Modlitwa z czasów Konfederacyi Barskiej do Bł. St.)
PODRÓŻ DO RZYMU. — TRUDNOŚCI. –
ZATWIERDZENIE ZAKONU NIEPOKALANEJ DZIEWICY.
Jak wiemy, zgromadzenie Maryanów zostało pochwalone
przez papieża Innocentego XI jako kongregacya; zakonem
w pełnem tego słowa znaczeniu dotąd jeszcze nie było, gdyż
Maryanie nie otrzymali od Ojca św. odpowiedniej dla siebie
reguły, a błogosławiony Fundator nie chciał tworzyć nowej,
lecz przyjąć jedną z już istniejących, odpowiednią dla swego zgromadzenia. Nie przyszło to jednak z łatwością; odległość Rzymu, utrudniona komunikacya, nawał zatrudnień
w Stolicy Apostolskiej, długą sprawiało odwłokę. Przecież
nie zrażał się trudnościami temi bł. 0. Papczyński; wyjednanie u Stolicy Piotrowej osobnej reguły dla swego zakonu
było nieustannym przedmiotem prac i zabiegów czcigodnego Fundatora. Wtem X. biskup Wierzbowski umiera, a z nim
główna podpora i opieka powstałego zakonu upada. Do
umierającego biskupa Stefana przychodzi O. Stanisław
a Jesu Maria prosić o błogosławieństwo pasterskie, a uzyskawszy je, zapytuje, jakie ma ostatnie polecenia dla Maryanów? Umierający biskup odrzekł: »Znoście cierpliwie ubóstwo i przykrości: zapisałem wam bowiem w testamencie
»Divinam Providentiam« (((Opatrzność Boską))) Jej ufajcie.
Sługa Boży tym bogatym zapisem, więcej niżeli wszelkim
skarbem ziemskim uradowany, od tej chwili trzy Ojcze nasz
i Zdrowaś Maryo do Boskiej Opatrzności codziennie zakonnikom swoim odmawiać polecił, a samą uroczystość Opatrzności Boskiej uroczyście w zakonie obchodzić. Następcą X,
Wierzbowskiego obrany X. Nitecki, nie był tyle, co pierwszy,
nowemu Zakonowi przychylny.
Po bezskutecznych usiłowaniach w celu otrzymania reguły dla swego zakonu, 0. St. Papczyński postanowił sam udać
się do Rzymu. Było to w roku 1690. Sześćdziesięcioletni starzec, pieszo puścił się w daleką a niebezpieczną podróż.
Trudy niesłychane, jakie w pielgrzymce tej poniósł w duchu
pokuty, ofiarowywał sługa Boży na wypłacenie się sprawiedliwości Bożej za grzechy narodu swego i za dusze
w czyścu cierpiące, by im skrócić kary, na jakie grzechami
swemi, żyjąc tu na ziemi, zasłużyły. Podróż ta jednak bardzo
ujemnie oddziałała na zdrowie sługi Bożego. Po drodze często spotykał swoich rodaków, którzy się dziwili, że w podeszłym będąc wieku, podjął się takich trudów, i to pieszo.
Chudość jego nadzwyczajna, bladość jego policzków pooranych wskutek pokutniczego, jak i długiego życia, połączonego z nieustannemi cierpieniami, wzbudzała litość w tych,
którzy go spotykali. Sługa Boży nie skarżył się jednak, surowość zewnętrznego życia łagodząc dobrocią, jaka się wyraŻYWOT OJCA STANISŁAWA PAPCZYŃSKIEGO
żała tak w rysach, jak spojrzeniu jego, które było zarazem
słodkiem i przenikającem, mimo objawiającego się już
w ciele pewnego stygnięcia starości, jaka się do niego zbliżała. Po paru miesiącach podróży ujrzał O. Stanisław Papczyński, już to po raz drugi w życiu wieczne miasto. Ukląkł
na kolana i długo się modlił, wzywając dla siebie i Kościoła
katolickiego pomocy Królowej Apostołów i świętych Piotra
i Pawła. Pod Rzymem dowiedział się O. Papczyński, że papież Aleksander VIII, do którego właśnie on spieszył, umarł,
a następca jeszcze obranym nie został. Sługa Boży zmartwienie swe polecając Bogu, przyszedł do świętego grodu.
Ale trudy i poświęcenie jego były ten raz jeszcze daremne.
Konklawe długo się odwłóczyło, a on ubogi i w niedostatku,
spędzał czas w wiecznem mieście, prawda, na modłach
i zwiedzaniu świątyń Pańskich oraz grobów i katakumb
świętych męczenników, ale trudno mu przychodziło żyć
zdala od ukochanych współbraci zakonnych, zdala od życia,
jakie z nimi w puszczy maryańskiej prowadził.
W katakumbach jednak rozmyślając nad życiem tych niezliczonych męczenników, przypominał sobie, że miejsca te
były świadkami ich życia i niezachwianej wiary oraz męstwa w przeciwnościach i prześladowaniach. I ożywiał się
duch O. Stanisława a Jesu Maria, i rozpalał się pragnieniem
męczeństwa za Chrystusa i wspominał sobie; że i on o mało
nie otrzymał palmy męczeńskiej w Podolińcu od Szweda.
Nie mając już nadziei przelać krwi swej za wiarę świętą katolicką, ofiarowywał się Bogu święty starzec na wszelkie
cierpienia, jakie się tylko Bogu nań zesłać podobać będzie,
by choć znosząc dolegliwości życia cierpliwie, mógł tem
świadczyć o miłości, jaką jego serce przejętem było dla
Zbawcy i przezeń założonego kościoła. »Kiedy już nie mogę
zostać męczennikiem, mówił, to będę nim przez znoszenie
utrapień tego życia, o Jezu! Królu cierpiących wybranych
Twoich; będę żył w Twojej miłości i dla niej aż do ostatniego tchu mego życia!« Błagał też Boga św. Fundator za swem
zgromadzeniem, aby je Bóg po wszystkie czasy zachował
dla Kościoła i pociechy cierpiących dusz!
Tymczasem czas upływał, a O, Papczyński nic nie sprawił;
była to nader niekorzystna dla Sługi Bożego pora. Wtem został ciężką złożony chorobą, znalazł jednak miłosierny
przytułek w klasztorze Aracoeli, u XX. Reformatów. Wyszedłszy z choroby, oczekiwał czas jakiś jeszcze, nareszcie
znękany cierpieniem, znużony próżnem oczekiwaniem, a i
stęskniony do swoich braci, wrócił do Polski przez Assyż,
gdzie odwiedził grób Patryarchy serafickiego. W Rzymie
przyjął Sługa Boży pasek św. Franciszka Serafickiego, i oddał tymczasowo swoje zgromadzenie pod opiekę zakonu
serafickiego, tegoż samego, w którym znalazł miłosierny
przytułek i życzliwą pomoc. Ze świętego miasta przyniósł
tylko O. Papczyński obraz św. Michała Archanioła, który pobożnie w ołtarzu głównym swego kościoła w puszczy korabiewskiej umieścił, jako patrona pierwszego eremu tego
zakonu w Polsce. Następcą Aleksandra VIII obrany został
pod imieniem Innocentego XII tenże sam Pignatelli, który
dwadzieścia lat wcześniej był nuncyuszem w Polsce w Warszawie, a którego O. Stanisław a Jesu Maria był spowiednikiem i kierownikiem duchownym. Wybór ten był korzystną
dla Maryanów wróżbą, tembardziej, że go przepowiedział
O. Papczyński nuncyuszowi Pignatellemu, gdy był jeszcze
w Warszawie. Uradowani Maryanie, że sprawdziły się słowa ich błogosławionego a ukochanego Ojca, doradzali swemu Fundatorowi, aby teraz starał się u nowego papieża
ŻYWOT OJCA STANISŁAWA PAPCZYŃSKIEGO
o regułę. 0. Papczyński nie mogąc sam, z powodu podeszłego już wieku, udać się do Rzymu, wysłał do nowego papieża
Ojca Joachima Kozłowskiego od św. Anny, prokuratora zgromadzenia, roku 1698 z prośbą o wyznaczenie reguły. O. Joachim od św. Anny, wychowaniec 0. Stanisława, mąż wielkiej
cnoty i wysokiej nauki, był potem pierwszym następcą
Bł. 0. Papczyńskiego. Odznaczał się on wysoką pokorą,
umartwieniem, roztropnością i wysokim taktem; jego więc
wraz z dwoma towarzyszami wysłał Błogosławiony Fundator ad limina Apostolorum. 0. Joachim Kozłowski, życzliwie
przez Innocentego XII ((((Innocenty XII (1691—1700), Antoni Pignatelli, ur. 12 marca 1615 w Spinazzola, własności
rodziny Pignatellich w Basilicata, w Neapolitańskiem. Za
Aleksandra VIII był nuncyuszem w Polsce i penitentem
Bł. Stanisława Papczyńskiego, skąd papież Klemens IX posłał go 1668 r. do Wiednia. Święty jego spowiednik takim go
natchnął miłosierdziem dla ubogich, że potem kilkakrotnie
dla zaspokojenia ich potrzeb sprzedawał skromne swoje
umeblowanie; suknie nosił zawsze z taniej i nędznej materyi. Był mężem wysokiej świątobliwości i gorliwości
o chwałę Bożą. Po śmierci Aleksandra VIII, po sześciomiesięcznem konklawe, wybrany został (53 głosami na 65
obecnych kardynałów) 12 lipca 1691 papieżem w 66 roku
życia. Innocenty XII położył koniec nepotyzmowi. Ubogich
nazywał rodziną swoją, i dla nich, jako papież, bardzo wiele
zrobił dobrego: na nich obracał majętność swoją ojczystą,
wielki pałac lateraneński zamienił na dom przytułku dla
ubogich i chorych. W czem tylko mógł, naśladował swego
spowiednika w Polsce Bł. O. Stanisława Papczyńskiego, który wywarł na Innocentego XII wpływ decydujący. Innocenty
XII surowy dla siebie, sprawiedliwy i łagodny dla wszystkich, dobrotliwy był w stosunkach z ludźmi; lecz gdy szło
o sprawy wiary, o moralność, o obronę Kościoła i Stolicy
Apostolskiej, był niezłomnej stałości.
Papież ten nadał zakonowi Maryanów regułę »Decem virtutum«, zatwierdził go jako zakon i mnogiemi obdarzył
przywilejami, czem okazał wdzięczność założycielowi zakonu tego, swemu niegdyś spowiednikowi. Pamięć papieża
Innocentego XII była w zakonie Maryanów w błogosławieństwie po wszystkie czasy.)))) przyjęty otrzymał regułę:
Dziesięciu cnót ewangelicznych Najświętszej Maryi Panny
dnia 29 listopada 1699 roku.
Regułę tę przed dwustu spełna laty napisaną dla zakonnic
Anuncyatek, założonych przez błogosławioną Joannnę Walezyę, królową francuską, księżnę Bituryeńską, wynalazł
O. Joachim Kozłowski od św. Anny przy pomocy O. Franciszka Diaz’a, prokuratora XX, Misyonarzy królestwa hiszpańskiego. Równocześnie z polecenia św. Kongregacyi biskupów i zakonników przejrzał ustawy i konstytucye Maryanów,
przez ich Założyciela napisane, Lucyusz, kardynał Colloredo, które też św. Kongregacya zatwierdziła, a władza dyecezyalna pozwoliła ogłosić drukiem. Innocenty XII oddając
0. Joachimowi Kozłowskiemu »Regułę dziesięciu cnót N. M,
P.„ zatwierdzoną przez papieży: Aleksandra VI, Juliusza II
i Leona X wraz z konstytucyami, polecił je oddać 0. Fundatorowi, a do nuncyusza dał też polecenie w formie listu, by
uroczyście zgromadzenie Niepokalanego Poczęcia, czyli
Maryanów, założone przez Wielebnego O. Stanisława Papczyńskiego od Jezusa i Maryi, jako zakon przez Stolice św.
aprobowany, ogłosił.
Blisko cztery lata bawił w podróży Wielebny O. Joachim od
świętej Anny, którą pieszo w obie strony odbył, po drodze,
29
wzorem apostołów, nauczając lud. Do Nowej Jerozolimy Ojciec Joachim wrócił dnia 10 kwietnia 1701 roku, zastał jednak Czcigodnego Założyciela śmiertelną złożonego chorobą. Uklęknąwszy przed Czcigodnym Ojcem zakonu, oddał
mu ze czcią regułę, według rozkazania papieskiego. Bliski
śmierci starzec nagle do sił powrócił, powstał z łoża, regułę
otrzymaną od papieża do rąk odebrał, i w najwyższem uniesieniu radości powtórzył słowa św. Symeona: Nunc dimittis
servum Tuum Domina, secundum uerbum Tuum in pace
(Teraz Panie zabierz sługę Twego, według słów Twoich
w pokoju), a zebrawszy braci zakonnych o własnych siłach,
nucąc z nimi Magnificat, poszedł do kościoła na uroczyste
Te Deum laudamus, które wraz z nimi odśpiewał. Tegoż samego dnia, to jest 10 kwietnia 1701 roku, przepowiedziawszy swą śmierć bliską, napisał testament. W nim dziękując
Bogu, iż mu pozwolił urodzić się w świętej katolickiej wierze, krótki rys życia swego opowiada, przeciwnikom ostatecznie z serca przebacza, założony przez siebie zakon
opiece przyszłych biskupów krakowskich i poznańskich
oddaje, a współbraciom swoim w Chrystusie, miłość Boga
i bliźnich, gorliwość w obronie wiary świętej, posłuszeństwo, pokorę, cierpliwość i pokój zaleca.
Innocenty XII, papież, potwierdziwszy zakon Maryanów
przez brewe »Exponi nobis fecit etc.« z d. 24 listopada 1699
roku swemu nuncyuszowi apostolskiemu w Warszawie,
Franciszkowi Pignatelli polecił, aby na regułę, którą dał zakonowi Maryanów, odebrał uroczystą profesyę od sługi Bożego O. Stanisława Papczyńskiego, jako pierwszego przełożonego i generała, a przytem, aby dopuścił do profesyi
towarzyszów Ojca Fundatora, którzy mają ją złożyć w jego
ręce. Czcigodny Założyciel pragnął temu wezwaniu papieża
zadość uczynić, aby w ten sposób uzupełnić dzieło, któremu wszystkie chwile drugiej połowy życia swojego poświęcił. W tym celu zjechał nuncyusz papieski wraz z dygnitarzami duchownymi i świeckimi do Góry Kalwaryi, zebrali
się wszyscy bracia zakonni z trzech klasztorów maryańskich, jakie naówczas istniały, to jest: z Puszczy korabiewskiej, Goźlina i Nowej Jerozolimy. Naprzód Błogosławiony
Fundator, O. Stanisław Papczyński a Jesu Maria złożył solenną profesyę w ręce nuncyusza apostolskiego Franciszka
Pignatelli, bratanka Innocentego XII, przy śpiewie radosnem Magnificat i Te Deum, a potem bracia zakonni w obecności tegoż nuncyusza składali uroczyste śluby w ręce swego Ojca Fundatora. Działo się to w dniu 6 czerwca 1701
roku. Jakąż radością napełniony był sługa Boży, że po tylu
trudach, pracach i cierpieniach ukoronował to dzieło swoje,
które on samej Niepokalanej Dziewicy przypisywał, i doczekał się zatwierdzenia zakonu swego.
Jakże się cieszył św. Ojciec Fundator, że Ojciec chrześcianstwa, papież, tak cudownie piękną regułę dał jego zakonowi, tak odpowiadającą myśli i celom jego. Sługa Boży uważał regułę dziesięciu cnót ewangelicznych Najświętszej
Maryi Panny, jakby od Niej samej otrzymaną.
Reguła ta składa się z wstępu, w którym jest zachęta do
czci i naśladowania dziesięciu cnót (Decem Virtutum)
ewangelicznych Maryi i z dziesięciu rozdziałów, które wyrażają dziesięć cnót Niepokalanej, te dziesięć rozdziałów
dzieli się na siedemdziesiąt punktów, czyli tyle, ile lat miała
żyć, wedle zgodnej tradycyi, Najświętsza Panna. Każdy rozdział reguły Maryanów zaczyna się imieniem Marya. Są tam
stosowne przepisy i uwagi dla zakonu stanislaickiego. Tak
n. p. w rozdziale drugim jest mowa, aby do zakonu Marya-
30
nów przyjmowano: osoby zdolne, zdrowe, dobrej sławy,
żadnym obowiązkiem względem innych nie związane.
W ostatnim zaś rozdziale dany jest przepis ubioru Maryanów: habit biały, pas szeroki długi, u którego ma wisieć
czarna koronka dziesięciu cnót N. M. P. z 10 dużych czarnych ziarn złożona i nie spojona, ale na jednym końcu medal Niepokalanej, na drugim krzyż mająca. Płaszcz takiegoż
koloru, długi do ziemi (taki sam, jaki noszą zakonnicy św.
Ignacego), po domu takiż, jeno krótszy, do kolan. Piuska
i biret biały. Na szyi, zawieszony na białej taśmie, krzyż, który zakonnik przy obłuczynach otrzymuje. Pod habitem
szkaplerz biały Niepokalanego Poczęcia na czerwonych
wstęgach zawieszony z wyobrażeniem Matki Boskiej koloru niebieskiego.
Zgromadzenie składa się z księży, kleryków i braciszków.
Wszyscy ubrani są jednakowo. Na czele zakonu stoi generał
i rządzi nim wraz z asystentami: jak on co trzy lata (((Na
ostatniej kapitule głównej postanowiono wybierać generałów na lat sześć.))) wybieralnymi na kapitule generalnej.
Prócz tego na takiejże kapitule wybiera się: sekretarza zakonu, prezydentów (tak się u Maryanów przełożeni nazywają) klasztorów i kollegiów, magistrów i ich socyuszów
dla nowicyatu, kaznodziejów, profesorów i t.d. Uchwały kapituł zatwierdza papież. Reguła Maryanów nakazuje, aby
mieli w Rzymie kardynała-protektora. Początkowo był nim
ten sam co dla Braci Mniejszych, potem już własnego mieli.
W ołtarzu wielkim swych kościołów mają obraz Niepokalanej 12 gwiazdami otoczony, stąd też u nich są bractwa
erygowane Niepokalanego Poczęcia.
Na ratunek dusz w czyścu będących, codziennie obowiązani są mówić Officium i wigilie, i codzień odprawiają za
zmarłych dusze Mszę świętą, przed ołtarzem w ich kościołach szczególnemi przywilejami od Stolicy św. obdarzonym.
Przez całą zaś oktawę dni zadusznych, z największą skruchą i ceremoniami, wigiliami, konduktami i wystawieniem
po całych dniach Najświętszego Sakramentu (za szczególnem przywilejem Rzymu), przed którym miłosierdzia Bożego dla zmarłych rodaków błagają, począwszy od uroczystości WW. Świętych, przy wielkim konkursie ludzi (((00.
Maryanie mają wielki przywilej, od papieża Benedykta XIV,
odprawiania trzech Mszy świętych w dzień zaduszny przy
wystawieniu Najświętszego Sakramentu. Także w niedziele
w oktawie dni zadusznych odprawia się nabożeństwo
w czarnym kolorze. Przywilej to nadzwyczajny i jedynie zakonowi WW. 00. Maryanów właściwy.))). Swoje zaś wszystkie codzienne wigilie, posty, czuwania nocne, dyscypliny,
»mortyfikacye«, komunie, jałmużny, cierpienia, tak księża
jak i braciszkowie za dusze zmarłych odprawiać są obowiązani. Msze święte, na któreby od wiernych nie mieli legacyi,
0. Prezydent »za dusze obrońców miłej ojczyzny applikuje«.
Do chóru tak w dzień jak i o północy obowiązani są chodzić,
zawsze się modląc za dusze ratunku potrzebujące. W każdym kazaniu mają wiernym przypominać o obowiązku
modłów za dusze czyścowe i o karach wiecznych ludowi
opowiadać. Wszystkie te nabożeństwa, jakie odbywają
w swoich zakonnych kościołach, odprawiają podczas misyj
przez siebie dawanych i w parafialnych lub innej reguły
kościołach.
Kleryków swoich mają kształcić wysoko i specyalizować
w pewnych działach umiejętności, do czego kto ma zdolności. Filozofii i teologii nauczają »podług zdania doktora,
subtelnego Szkota, ż tej racyi, iż ten Doktór osobliwy był
ŻYWOT OJCA STANISŁAWA PAPCZYŃSKIEGO
obrońca y czciciel Niepokalanego Poczęcia Bł. Maryi Panny« (((Historya zakonu WW. 00. Maryanów, 1773 r.))).
Po uroczystych ślubach zakonnych, złożonych w ręce nuncyusza apostolskiego w klasztorku Nowej Jerozolimy, już
nie długo żył Sługa Boży, 0. Stanisław Papczyński. Przez
cały ten czas, jaki przy życiu zostawał, udzielał braciom
nauk i wskazówek, jak się urządzić na przyszłość mają, jak
służyć Kościołowi i ojczyźnie, by na niebieską nagrodę zarobić. Tak uchodziły ostatnie miesiące życia Ojca zakonu
Niepokalanej.
------------------------------------------------------------------------OŁTARZ W KOŚCIELE 00. MARYANÓW
w Górze Kalwaryi, przy którym Czcigodny sługa Boży
Ojciec Stanisław Msze św. odprawiał.
Już szeptają anioły:
Czas Ci starcze do drogi!
Więc radosny, wesoły,
Bez bojaźni, bez trwogi
Idzie jak na wesele,
Bierze braci w ramiona,
Błogosławi i kona.
Dziś, gdy jesteś już w niebie
Stanisławie jedyny!
Proś, niech Pan Bóg przez Ciebie,
Nie karze nas za winy!
OSTATNIE CHWILE BŁ. O. STANISŁAWA
ŚMIERĆ BŁOGOSŁAWIONA
CZEŚĆ POŚMIERTNA,
UZNANIE STOLICY APOSTOLSKIEJ.
We cztery miesiące po ogłoszeniu ostatecznego zatwierdzenia zakonu Maryanów, gdy już losy jego były ustalone,
nieprzyjaciele umilkli, Święty ich Patryarcha i Mistrz, Stanisław Papczyński, umartwieniem, pracą i laty skołatany,
Kościołowi i ojczyźnie dobrze zasłużony, jakby już był zbyteczny dla utworzonego przez się zakonu, zasłabnął śmiertelnie. Wieść ta rozniosła się szybko po Nowej Jerozolimie
i doszła aż do króla Augusta II i panów w Warszawie. Wszędzie ubolewano nad bliską stratą wielkiego w kościele i w
narodzie męża, świętego, wielkiego kaznodziei króla i narodu, spowiednika papieskiego i jałmużnika ubogich. Cześć
powszechna, jakiej przedmiotem stał się już od dawna
Bł. Stanisław Papczyński, zwiększała się z chwilą ostatnich
dni pobytu jego na ziemi, doszła kulminacyjnego punktu po
śmierci, trwa do dni dzisiejszych, a da Bóg, nie zniknie, ale
istnieć będzie, dopóki katolickiego narodu w Polsce stanie,
dokąd tyara papieska świecić będzie katolickiemu światu,
a ozdobiony nią zawsze żyjący Piotr, rozkazywać mu.
Pokornego, Najpokorniejszej Dziewicy zakonu, Fundatora,
bardzo smuciła ta cześć mu okazywana przez wszystkich,
i była dlań powodem dotkliwej boleści. Miał, bowiem, tak
głębokie przekonanie o swej nędzy i nicości, przenikniony
był tak dalece uczuciem swej niedoskonałości, ba! uważał
ten pokorny mąż Boży, że niezdolnym był zrobić nic dobrego, ani go zapragnąć nawet, gdyby go w tem nie wspomagała łaska Boża, sądził on, że niema dość łez, aby opłakać tę
nieszczęsną »pomyłkę«, jaką czyniono, mieszając to, czem
się oczom ludzkim wydawał, z tem czem był rzeczywiście.
0, przedziwna maryańskiego Patryarchy pokoro! jakżeś
dziś mało zrozumiana i ceniona; jak trudna do pojęcia.
ŻYWOT OJCA STANISŁAWA PAPCZYŃSKIEGO
Zaiste! nic nie przedstawia dla ludzi światowych tak wielkich trudności, jak kiedy chcą pojąć i wytłumaczyć sobie tę
wielką wzgardę, jaką mają ku sobie ludzie prawdziwie zacni
i oddawna ustaleni w cnocie, i nic znowu nie jest tak ściśle
związanem z tym wysokiem heroizmem, który czyni świętych, jak właśnie to poczytywanie samych siebie za najmniejszych, a nawet za najgorszych z ludzi. A przecież to
tak niskie i najniższe nawet o sobie rozumienie, tłómaczy
się zaraz i z łatwością da się wywieść z tego prostego chrześciańskiego pewnika, że im więcej zmniejsza się w nas miłość ku sobie samym, tem więcej rośnie w nas miłość Boża,
podobnie jak na wadze, o tyle podnosi się jedna strona, o ile
się druga poniża. Gdy zaś miłość koniecznie prowadzi
i usposabia do częstego rozważania przedmiotu umiłowanego, im bardziej więc człowiek da się unieść ku temu celowi, t. j. im więcej rozważa nieskończone przymioty i doskonałości Boże, tem więcej zmniejsza on, a na koniec niweczy
własne o sobie mniemanie, ponieważ coraz sprawiedliwiej
ocenia tę przepaść, jaka istnieje między skończonem a nieskończonem, między mądrością i doskonałością Bożą, mądrością i doskonałością ludzką — i ta przepaść, której nic
nie może wypełnić, pogrąża go nakoniec w uczuciu własnej
swej niskości i nicości. W tem porównaniu wielkości najwyższej i nicestwa, siły i słabości, nieskończonej piękności
z tem, co zaledwie słabym jest jej odblaskiem, cóż pozostaje
dla duszy ludzkiej i gdzieżby ona jeszcze ostać się mogła ze
swą pychą, kiedy nic nie znajduje tak w sobie, jak wokół siebie, jak samą tylko nicość, a zresztą wszystko Boże? A im
więcej Bóg przez miłość i rozważanie pociągnie ku sobie
stworzenie, tem więcej musi się ono uznać i pogrążyć niejako w tej nicości, i jakieby nie były usiłowania jego, aby się
zbliżyć i upodobnić na wzór Bóstwa, zawsze to Bóstwo tak
dalekiem będzie od niego, że wszelka próżność i wysokie
mniemanie o samym sobie musi zamilknąć i niejako zamrzeć wprzódy, nim się nawet pojawić jest w stanie. Cóż
więc naturalniejszego, jak ta głęboka wzgarda, jaką mają
Święci ku wszelkiej pysze i miłości własnej — i cóż zrozumialszego, jak radość ich z tego powodu, gdy się widzą na
świecie odrzuceni, aby wejść w sprawiedliwszy stosunek
do tej Istoty nieskończenie doskonałej, której się stali sługami przez miłość? Cóż słodszego być może, jak zgubić się
niejako i zaginąć w blasku chwały umiłowanego Boga? Upokorzyć się, zapomnieć o sobie i oddać się zupełnie, oto rezultat tego rozważania, a zarazem istota miłości, i to właśnie, co stanowi życie świętych w ogólności, a naszego
maryańskiego Patryarchy i Ojca Stanisława w szczególności. Nie dziwmyż się więc, gdy Go widzimy wypełniającego
tak ciężkie prace i dźwigającego z weselem i łatwością te
srogie nieraz krzyże, któremi go obciążyła — miłość! Błogosławiony O. Stanisław a Jesu Maria jest odwrotną prawie
stroną tego wszystkiego, czem my jesteśmy. On czynił wiele, a jednak za nic miał to, co zrobił; my czynimy mało,
a chcielibyśmy, żeby nam to za wiele poczytano. On zapominał bez ustanku o sobie, aby pamiętać o drugich; my zapominamy ciągle prawie o drugich, aby nie myśleć jak tylko
o sobie.
I gdy Błogosławiony Ojciec Stanisław, idąc po ścieżce życia, nie zatrzymywał się wcale, lecz spełniał godnie i wspaniale zadanie sobie powierzone, czyto jako student, czy
profesor, czy jako prosty zakonnik, czy założyciel i mistrz
zakonu Maryanów, czy obywatel ojczyzny i działacz społeczny, czy spowiednik i kaznodzieja króla, biskupów i na-
31
rodu, czy opiekun ubogich, nędznych, cierpiących, wzgardzonych, chorych i opuszczonych, zawsze On, i we wszystkiem,
wielki, niezwykły, we wszystkiem możliwie doskonały i do
coraz większej perfekcyi dążący, zawsze pełen heroicznego
poświęcenia, cały pochłonięty miłością Boga, Maryi i bliźnich we wszystkiem większą chwałę Bożą mający jedynie
na celu, i dobro umiłowanej nad wszystko ojczyzny na uwadze. Oto święty Polak! Oto Patryarcha Maryanów! A kto
z nas w jego ślady chce wstąpić? Och, jacyśmy mali polaczkowie wobec tego wielkiego naszej ojczyzny syna i Ojca! My
upadamy ciągle, to ze słabości, to z lenistwa, to z nudy, nie
zacząwszy nawet spełniać tego, co nam naznaczono. My dla
większej chwały Bożej nic prawie, albo mało robimy. My
rozpraszamy to, co nam po ojcach naszych zostało, i całemu
światu pokazujemy, jak można się stać wielkich ojców małymi synami. Dowodów mamy na to wiele, jeden z nich to
dopuszczenie do wymierania, a nie daj Boże! do wymarcia
przesławnego w Rzeczypospolitej polskiej i katolickim
świecie zakonu Maryanów, na ratunek ubogich prostaków
i dusz czyścowych, przez jednego z najbardziej miłujących
ojczyznę-Polskę synów wzbudzonego.
Błogosławiony 0. Stanisław Papczyński miał już lat 70,
a nie zwolnił nic ani z tej surowości żywota, jakiej się trzymał od początku życia zakonnego, ani z tych prac, jakim się
zwykle oddawał: owszem z latami pomnażał je jeszcze więcej. Spowiedzie, kazania, nauki, wykłady, katechizacye ludu,
prace piśmienne, starania o ubogich i chorych, którym do
ostatniej chwili, dopóki mógł chodzić, posługiwał osobiście
w przytułku przez siebie założonym: wszystko to wykonywał On z zapałem i punktualnością, jak by to było jeszcze
w pierwszych czasach jego młodości. W chórze zakonnym
ukazywał się on zawsze i przy wspólnych ćwiczeniach braci
również, chory czy zdrowy, w służbie Bożej nie dał się Bł. 0.
Stanisław uprzedzić nikomu. Nieraz bywało, że go musiano
z chóru wynosić wskutek nagłego zasłabnięcia. Uczniowie,
bracia jego, którzy drżeli na samą myśl, że się może nakoniec zerwać osnowa tego tak pięknego i ofiarnego dla nich
życia, przedstawiali ukochanemu Ojcu Fundatorowi, choć
napróżno, że wiek podeszły, do którego doszedł, jak również ciało wycieńczone przez pracę i umartwienia tak nadzwyczajne i długotrwale, zasługuje przecież na większe
względy!
Święty ten Ojciec odpowiadał im z uśmiechem: »Jestem
żołnierzem, postawionym przez naszego wodza, Jezusa, na
stanowisku, i nie mogę bez ubliżenia swej czci i swej powinności opuścić miejsca swego lub złożyć broni, choćby nie
wiem jakie groziły mi niebezpieczeńswa, wytrwam więc na
stanowisku z pomocą Tego, który mnie tu postawił, dotąd,
dopóki mnie nie odwoła wola Jego święta« (((O., Joachim od
św. Anny: Życie Ojca naszego Stanisława a Jesu Maria.)))
I trwał na stanowisku ten »Wikary Najświętszej Panny
Niepokalanej« (((Reguła Fratrum Ordinis Immaciilatae
Conceptionis etc.)))), jak się urzędownie generałowie zakonu Maryanów tytułują. Tymczasem rwały się nici jego ziemskiego żywota i nadszedł miesiąc wrzesień, ostatni w jego
życiu. Oktawę Narodzenia Niepokalanej Dziewicy przepędził w największem skupieniu ducha, zatopiony w modlitwie ustawicznej, nie przestawał jednak przyjmować braci
zakonnych, garnących się do ubogiego łoża umierającego
Ojca. Spostrzeżono troskę na jego wychudłem obliczu o losy
zgromadzenia. Pocieszał ich jednak troskliwy Ojciec, że po
jego śmierci rozszerzyć się mieli i kazał z otuchą patrzyć
32
w przyszłość. Na Opatrzności Bożej polegać, którą im był
»zapisał« w testamencie biskup poznański — Wierzbowski.
Przygotowawszy się na śmierć, przyjął z niewypowiedzianą pobożnością wszystkie Sakramenta święte, któremi Kościół zaopatrzą dzieci swoje, aby pomódz im do dobrej
śmierci, a błogość niebieska rozlała się zaraz na jego obliczu. Zwołał wreszcie umierający Ojciec zakonnych braci do
ubożuchnej celki i udzielił im ostatnich rad i nauk. Przyjął
ich z tą pogodą i serdecznością, jaka go nie odstępowała nigdy, i usiadłszy nieco przy pomocy dwóch uczniów, zachęcał ich w słowach jak najbardziej przenikających, aby zachowywali jak największą miłość i zgodę, i aby oddalali od
siebie, jako niezgodne z cnotą, która ma Maryanów zawsze
cechować, wszelką chęć sławy i próżnego błyszczenia; zebrawszy wszystkie siły troskliwy ten Ojciec, aby Maryanie
od prostoty życia nie odstępowali, zalecił, by broń Boże,
ludu i ubogich nie ważyli się w przyszłoaci opuszczać, przestrzegał, i zbierając wszelkie siły, aby mógł jeszcze w nich
przelać to, co go tak żywo obchodziło, mówił im dalej: »Macie wychowywać młodzież. Kształćcie ją tak w naukach jak
i dobrych obyczajach. Macie strzedz ten święty depozyt,
który złożony będzie kiedykolwiek w ręce wasze, abyście
z niego mogli zdać rachunek tak przed Bogiem, jak i przed
ojczyzną, i odnieśli zapłatę, jaką Bóg prawdziwym Maryanom, wiernym swemu powołaniu przygotował (((P. Casimirus a S. Joseph: Vita V. V. N. Stanislai.))). Wreszcie upominał, aby troskliwie czuwali nad czystością i nienaruszalnością
wiary w narodzie i zwalczali bez szczędzenia siebie wszelkie opinie przeciwne katolickiej prawdzie, »słowem, piórem i przykładnem życiem, ale nie z gwałtownością, jeno ze
słodyczą, miłością, obleczeni w świętą cierpliwość<< (((P.
Casimirus a S. Joseph: Vita V. V. N. Stanislai.))). Wreszcie pobłogosławił żałosnych i od płaczu zanoszących się synów
swoich, zostawiwszy też osobne błogosławieństwo dla późniejszych pokoleń swego zakonu. Do klasztornej celki dochodziły uszu umierającego Ojca płacze z zewnątrz i wołania. O. Stanisław zapytał, coby to było? O. Joachim od św.
Anny odrzekł, że to lud prosi błogosławieństwa jego. Sługa
Boży podniósłszy dłoń »błogosławił lud polski, wodzów koronnych, króla i ubogich, a wreszcie całą Polskę, Ruś i Litwę,
i łza potoczyła się po bardzo chudym obliczu jego« (((P. Casimirus a S. Joseph: Vita V. V. N. Stanislai.))), upadł na łoże
— rozpoczęła się agonia — modły, przerywane płaczem
przesmutnych braci. Bł. Ojciec wpatrzony w krzyż, który
był całego życia jego przewodnikiem, rozradował się
w końcu niebieskim widzeniem i poszedł do nieba dnia 17
września w piątek o godzinie 3 popołudniu 1701 roku, mając lat 70 i 5 miesięcy, a przewodnicząc Maryanom lat 30.
Ach, Ojcze Stanisławie, przez Twe chwile zgonu
Zaprowadź nas do Bożego miłosierdzia tronu…
Błogosławiony O. Stanisław Papczyński, według opowiadań współczesnych, był słusznego wzrostu, proporcyonalnie zbudowany. Głowę miał dużą, czoło wysokie i obszerne,
zawsze pogodne; pod koniec życia wierzch tylko głowy mu
ołysiał, zresztą miał piękny włos, koloru ciemno blond; oczy
szare, żywe, błyszczące, brwi niewielkie, twarz dość drobna, wychudła, ascetyczna, usta okrągłe, nos normalny
i piękny, wyraz twarzy łagodny, wskutek wielkich moralnych i fizycznych cierpień malował się na jego ustach
uśmiech jakby melancholijny, jednak swobodny, co czyniło
go miłym. Z całej jego osoby wiała jakaś słodycz, jakiś majestat, który mu zjednywał umysły i serca. Wystarczyło, by
ŻYWOT OJCA STANISŁAWA PAPCZYŃSKIEGO
ktoś spotkał się z jego wzrokiem lub usłyszał jego słowo,
aby nim zaprzątnąć całą swoją istotę i zapomnieć o wszystkiem innem. Nic dziwnego, że Bł. Stanisław wywierał taki
czar nadzwyczajny za życia swego na ludzi, skoro dziś jeszcze po dwustu jedenastu latach od śmierci sługi Bożego, kto
się raz w jego wpatrzył oblicze na portrecie wyrażone,
przyjrzał jego życiu, klęknął u jego grobu, ten go nigdy nie
zapomni, ale jak za życia, tak i dziś (co jest nadzwyczajne),
ten wychudły, ascetyczny, surowy zakonnik w białym habicie, wywiera nadzwyczajny wpływ, porywa serca, po dwóch
wiekach z jego grobu ubożuchnego zdaje się wyzierać jakiś
blask, jakaś jasność, która oświeca i opromienia umartwione ciało Patryarchy Maryanów, i zdaje się, przykuwać do
ubożuchnego sarkofagu, on i dziś potrafi być natchnieniem
poetów i pisarzy. Dziś on, jak dawniej, pociąga ku sobie serca i skłania drugich do działania według swej myśli, zniewala poprostu człowieka, aby szedł jego śladami, aby ukochał
to, co on miłował, dla czego wycierpiał tak wiele.
Błogosławiony Stanisław Papczyński w obejściu był nadzwyczaj grzecznym, uprzejmym i posiadał wykwintne formy
towarzyskie, potrafił być eleganckim i stosować się do osób
i okoliczności, stopnia szacunku i przyjaźni, był zawsze rozmownym i uprzejmym, przywiązywał do siebie drugich swoją serdecznością, był bardzo skromnym, lecz nie odstręczającym; przy wielkim zamiłowaniu ubóstwa zakonnego, był
chędogim i zawsze habit jego lśnił białością. Postawy był
wspaniałej, wyglądał majestatycznie, zwłaszcza przy ołtarzu
i na ambonie. Robił on wtedy wrażenie człowieka nie z tego
świata. Serafinem ziemskim go też nazywano (((Za życia
swego wielu cudami słynął; po wodzie suchą nogą chodził,
umarłych wskrzeszał, przyszłe i odległe rzeczy przepowiadał. Widział w objawieniu zwycięstwo chocimskie. W powietrzu nieraz był unoszonym wobec wielu świadków i rozpromieniony jasnością niebieską (Proces Beatiiicationis et
Canonisationis V. Servi Dei Stanislai).))).
Pan Bóg obdarzył go taką potęgą słowa, iż nieraz wystarczyło parę wyrazów, by wlać ukojenie w serce najbardziej
strapione, umiał się stawić w położenie każdego, oraz posiadał znakomicie sztukę kierowania duszami, co sprawiło,
iż był spowiednikiem wielu biskupów, Innocentego XII papieża i króla Jana III. Był najznakomitszym swego czasu teologiem i kaznodzieją, świecił on jako wzór najpiękniejszy
mniszego ascetyzmu i Chrystusowego ubóstwa; był uprzywilejowany w darze naśladowania wiernie Jezusa; był on
jakby Hostyą na naszych ołtarzach: zewnątrz widać postać
chleba, ale wewnątrz jest żywy Jezus Chrystus, odznaczał
on się takim umartwieniem ducha i ciała, iż wyrównał najsurowszym ascetom wieków średnich, i to jest znamienitą
cechą jego; przytem błyszczał on taką pokorą zakonną, iż
bracia zakonni jego z podziwu wyjść nie mogli, pod tym
względem bardzo nasz Ojciec Stanisław jest podobnym do
św. Franciszka z Assyżu; był jakby żywą regułą zakonu Niepokalanej, wszystkich cnót przykładem, gorliwości apostolskiej wzorem; ojczyzny swej, Polski, tak walczącej o niepodległość narodową jak i cierpiącej za grzechy, popełnione
przeciw Bogu i narodowi w czyścu miłującym Synem i Opiekunem najczulszym, a teraz Polski w niebie tryumfującej
jest ten nasz Zakonodawca jednym z najprzedniejszych, zapewne, klejnotów, jest On, jak go zwali przodkowie nasi
»Ojcem Ojczyzny naszej« i Patronem.
Na obrazach przedstawiają go w białym habicie podobnego kroju co pijarski, przepasanego szerokim pasem, na któŻYWOT OJCA STANISŁAWA PAPCZYŃSKIEGO
rym zawieszona jest koronka złożona z dziesięciu wielkich
czarnych ziarn, niespojona, lecz na jednym końcu ma medal
z wizerunkiem Niepokalanej i duszami w czyścu cierpiącemi, a na drugim końcu krzyżyk. Okryty jest białym obszernym płaszczem. Na piersiach zwyczajem Maryanów zawieszony na białej taśmie krzyż, nad głową imię Maryi,
z którego wychodzące promienie oblewają twarz Sługi Bożego; w ręku trzyma krzyż, a obok anioł, dyscyplina i lilie
z cierniem połączone, symbol cierpliwie znoszonych prześladowań, umartwienia i czystości. Taki obraz znajduje się
w kościele po-kamedulskim na Bieniszewie, (((Bieniszew,
pod Kazimierzem, w Król. Polskiem, gub. kaliska, powiat
słupecki, w pobliżu Budzisławia i Gniezna.))) w chórze zakonnym, gdzie go Ci Ojcowie czcią otaczali do roku 1819,
w którym przez Prusaków wypędzeni zostali. Obecnie odbiera cześć od mieszkańców Kazimierza i pątników, którzy
to miejsce, zroszone krwią świętych Pięciu Braci Polaków
nawiedzają. Wizerunki naszego Błogosławionego są dosyć
rozszerzone; piszący niniejszy żywot pięć ich oglądać miał
szczęście, na każdym inaczej jest wyobrażony.
I tak, na jednym, malarz przedstawił Sługę Bożego, modlącego się przed Najświętszym Sakramentem, z boku widać
czyściec, a z ognia wyglądają głowy rycerzy polskich, z których niektórych dusze za modlitwą Bł. O. Papczyńskiego
anioł do stóp Królowej Polski prowadzi, inny obraz przedstawia go każącego do ludu o czyścu, a na piersiach ma jaśniejące Imię Marya. Jeszcze inny wyobraża Sługę Bożego
jako Patryarchę Maryanów z regułą w ręku, pełnego powagi
i dostojności zakonnej, otoczonego kilku Maryanami, którym zdaje się wykładać regułę dziesięciu cnót ewangelicznych Niepokalanej Dziewicy. Największe jednak zrobił na
piszącym wrażenie obraz, znajdujący się w pewnem domu
obywatelskim nad Gopłem, który tam jest czcią wielką otoczony, przedstawiający Bł. Stanisława Papczyńskiego
w wieku młodszym z czasów Jana Kazimierzowych, w postaci klęczącej, przed obrazem M. B. Częstochowskiej, modli się on za ojczyznę, a łzy spływają mu po policzkach, z ust
zaś wychodzą te słowa: »Maryo! okarz się memu narodowi
Królową i Matką, i ratuj nieszczęsną ojczyznę«. Obraz ten,
lubo nie pierwszorzędnego pędzla i już stary, bo z początku
XVIII wieku pochodzący, robi wrażenie ogromne, niezatarte, budząc wspomnienia i cześć dla świętego Patryarchy
Maryanów (((Piękny i stary obraz Bł. Stanisława znajduje
się w klasztorze po-maryańskim w Skurcu (gub. siedlecka)
przedstawia Bł. Patryarchę, odprawiającego Mszę św.
w otoczeniu Maryanów. Jest zniszczony, ale obecny proboszcz X. Rybiński, gorliwy odnowiciel pamiątek po 00. Maryanach, odnowić go kazał. Należy się tu zacnemu kapłanowi serdeczna podzięka za staranność, jaką otacza siedzibę
generałów maryańskich.))).
Nieszczęśliwych swych rodaków ratuj Stanisławie,
Litość okaż, i próśb naszych racz słuchać łaskawie.
Szybko rozbiegła się wieść o śmierci maryańskiego Ojca.
Gromady ludzi biegły do »wieczernika« aby ujrzeć po raz
ostatni »świętego!« Wyrzekano, że umarł anioł miasta, pocieszyciel utrapionych, podpora ubogich wdów i sierót.
Wszystkie wejścia do kościoła i klasztoru były literalnie zapchane ludźmi wszelkiego wieku i stanu, ubolewano tak,
jakby powszechne nieszczęście spotkało naród polski, że
umarł ten, który był jego chwałą, że zgasła pochodnia, świecąca narodowi, że zaszło słońce, ogrzewające swą świętością Polskę, Ruś i Litwę! Ubodzy, nieszczęśliwi, najbardziej
33
zawodzili, wtórując skostniałym prawie z bolu Maryanom
po stracie ich Najmilszego Ojca Fundatora. Jedyną pociechą
była jego świętość i znaki cudowne, jakie przy trumnie ich
Ojca się działy. Wielu smutnych pocieszenie, chorych zdrowie odniosło. Najwięcej cudów doznały u grobu tego Opiekuna młodzieży — dzieci!
Bóg więc temi oczywistymi dowodami świętości Sługi Bożego okazał, że lud miał słuszność, ogłaszając Ojca Stanisława Papczyńskiego świętym zaraz po śmierci. Nadzwyczajne
te wypadki zachodzące u grobu świętego Maryanów Fundatora, spowodowały zakon przezeń założony do rozpoczęcia
procesu jego beatyfikacyi w Rzymie. Zajął się tą sprawą gorliwie generał zakonu Maryanów Błog. Kazimierz Wyszyński
od św. Józefa.
Także głos powszechny uznawał »apostoła narodu polskiego« za świętego, naród nie przestawał go czcić i wzywać jego przyczyny, i »Ojcem ojczyzny« ogłaszać, oczekując
tylko, jaki stopień chwały Rzym dlań orzecze. Rozważając
przytem to życie maryańskiego Patryarchy, całkiem poświęcone dobru publicznemu, ziomkowie powodowani wdzięcznością dla »sprawcy wiktoryi wiedeńskiej« postanowili
w czasie sejmu koronacyjnego króla Stanisława Augusta
1765 roku »wnieść do dworu rzymskiego (prośbą) o kanonizacyę y beatyfikacyę, spowiednika króla Jana III Stanisława Papczyńskiego«, a to w tych słowach: »Zakładając wielką ufność uszczęśliwienia Rzeczy-Pospolitey w intercessyi
sług Bożych za nami, starać się będziemy wnieść instancyę
do Stolicy Apostolskiej o kanonizacyę Błogosławionych
Jana Kantego, Jana z Dukli, Kadłubka de Rosis, tudzież beatyfikacyą cudami słynnego Polaka Stanisława Papczyńskiego, Fundatora zakonu kleryków regularnych pod tytułem
Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny y Andrzeja Bobolego Societatis Jesu« (art. 105). Starania sejmu
polskiego i zakonu Maryanów zostały uwieńczone o tyle
pomyślnym skutkiem, że zjednały Słudze Bożemu tytuł
kościelny: »Czcigodny« i cześć jemu oddawana zakwestyonowaną nie została, brzmi on w języku łacińskim: Venerabilis Servus Dei Stanislaus a Jesu Maria Papczyński, Ordinis
Immaculatae Conceptionis B. V. M. Clericorum regularium
Marianorum Fundator et Pater (((Czcigodny Sługa Boży
Stanisław od Jezusa i Maryi Papczyński zakonu Niepokalanego Poczęcia M. B. księży pod regułą żyjących Maryanów
Założyciel i Ojciec.))).
Gdy cześć Sługi Bożego coraz bardziej wzrastała i łaski się
mnożyły za jego przyczyną otrzymywane, po raz wtóry poruszono sprawę beatyfikacyi O. Stanisława za generała zakonu Maryanów O, Rajmunda Nowickiego, które to starania
znów poparł król Stanisław August i sejm polski roku 1777,
do czego gorąco przyczyniła się i Portugalia wraz ze swym
monarchą i biskupami tamtejszymi, spowodowanymi tem,
że i w tym odległym kraju cześć naszego Polaka się rozszerzyła (((Akta zakonne Maryanów w posiadaniu autora niniejszej książki.))). Wtedy to przedstawiono do beatyfikacyi
obok Bł. Stanisława, drugiego generała Maryanów, sługę
Bożego Kazimierza Wyszyńskiego, zmarłego w Portugalii
na górze Balsamo pod Lizboną (((Bł. Kazimierz, Maryanin,
wsławił się tak wielkimi i nadzwyczajnemi cudami, że klasztor 00. Maryanów polskich w Portugalii był tem dla tego
kraju, czem dziś Lourdes. Ze wszystkich stron Francyi, Hiszpanii, Włoch i odległej Polski pielgrzymki do grobu tego
Maryanina spieszyły, stąd cześć jego wzrosła w tamtych
krajach tak, jak św. Antoniego z Padwy. (Akta zakonne i pro-
34
ces kanonizacyjny z r. 1767).))). Ten drugi Maryanin również uzyskał tytuł »Venerabilis«, i oba te procesy już były na
ukończeniu, schodziło tylko o uroczyste ogłoszenie ich błogosławionymi« gdy »tumult w kraju i nieszczęścia sprawę
zatamowały«.
Nie zatamowały jednak »tumulty i opresye« czci, jaką otoczono pamięć Bł. Stanisława Papczyńskiego, »Ojca Ojczyzny«. Już w XVIII wieku jakiś nieznany czciciel maryańskiego Ojca śpiewa na jego cześć »Pieśń o cudotwórczym
Stanisławie Papczyńskim w Nowej Jerozolimie, prope Varsovia łaskawie spoczywającym a miłosiernym«. Echo jej tonów powtarza się aż w naszym XX wieku, i dziś jak dawniej,
jeno mniej rozgłośnie, niestety! rozlega się ona:
Ojczysta Polska wszystka się raduje
I Maryanów Zakon tryumfuje,
Że ich Fundator Stanisław Papczyński
W niebo wstępuje!
Czciciel Maryi, ubogich obrońca,
Szczęśliwie dobiegł życia swego końca.
Błogosławiony! Z Bogiem się raduje
I tryumfuje!
Uderzywszy w taki tryumfalny akord, śpiewa dalej czciciel Błogosławionego o radościach, jakich doznaje w niebie ten sługa Maryi i poleca mu swoich rodaków na ziemi,
»ojczyste łany« i zakon maryański a w końcu błaga o dobrych kapłanów:
O ciesz się, raduj, Maryi Czcicielu
A o rodakach swych pamiętaj wielu
Którzy czczą Ciebie Ojcze Stanisławie
Pocieszycielu!
I swych ojczystych nie zapomnij łanów,
Ani Zakonu swego, Maryanów:
Niech Polska ziemia rodzi legiony
Świętych kapłanów.
Dalej ubolewa, że »źle dzieje się w ojczyźnie« naszej i prosi Błogosławionego, aby »ratował młodzież przed zepsuciem serc ich, nadzieje Polski, dla której on zakon założył«,
błaga serdecznie Bł. Stanisława, aby swemi prośbami sprawił, by młódź nasza żyła jego życiem i wreszcie, w tym celu
cudu nawet domaga się odeń, wołając:
Swemi prośbami uczyń ten cud błogi
Patronie Drogi!
Zachowała się z dziewiętnastego wieku, z czasów kasacyi
zakonu, modlitwa do Bł. wierszem nieudolnym pisana, ale
treść jej jest tak smutna, że wprost rozdziera polskie serca,
gdy jakiś zakonnik jakby deski ratunku chwyta się pamięć
swego Ojca Fundatora i woła: »Ojcze, nie opuszczaj nas!«
Patryarcho nasz kochany
Wspomnij na swe Maryany:
Ach, bo widzisz Ojcze w niebie,
Że nam trudno żyć bez Ciebie
Jaka odmiana! W ośmnastym wieku śpiewają: że »Maryanów zakon tryumfuje«, a w dziewiętnastym wznosi się do
nieba łzawa skarga, jęk bolesny, od którego może »zbieleć
włos«, skarga rzewna dziecięcia, kochającego pamięć swego Ojca, dziecięcia, które wierzy, że ten Ojciec rychło czy
późno zlituje się nad nim, i rodzinę jego zakonną zachowa.
Opowiada mu nieszczęścia swoje i tak się żali:
Zakon Twój, wróg prześladuje!
Ze wszech klasztorów ruguje!
Gdzież pociechę my znajdziemy
Komuż my się użalimy?
ŻYWOT OJCA STANISŁAWA PAPCZYŃSKIEGO
Nie opuszczaj nas!
Uchowaj nas od zagłady
Maryi zasięgnij rady,
By swój zakon ratowała,
Maryanów zachowała.
Aby sobie zjednać pomoc niebieską i względy swego Ojca,
przyrzeka pobożny Maryanin w imieniu swych braci: »my
regule będziem wierni, dla dusz w czyścu miłosierni«.
Ale ratuj ukochany
Ojcze, swoje Maryany!
Jaki tragizm w tem wołaniu, boleść tem większa, że Bóg
wysłuchanie tej prośby odłożył do innych czasów, i zdaje się
ją wysłuchiwać w dwudziestym dopiero wieku, gdy już tylko czterech synów O. Papczyńskiego przy życiu zostało.
W tej chwili bowiem wzbudza Bóg nowe do zakonu Niepokalanej powołania, i zdaje się pomagać ludziom dobrej woli
w pracy nad odrodzeniem stanislaickiej rodziny. Nadzieja
wstępuje w serca, że Najwyższy dobrej chęci patryotycznych jednostek pobłogosławi, a szlachetność i gorliwość
arcypasterzy naszych dopomoże odrodzić ten tak potrzebny zakon dusz czyścowych. W hymnie z roku 1912 wyczuwa się tę powność, bo poeta (((Dr Kazimierz Lubecki, tajny
szambelan Piusa X.))) woła z pewną jakoby radością
i tryumfem od XVIII w. niesłyszanym:
Do Boga niech wnijdzie pieśń gromka,
Niech dzięki u Stwórcy brzmią tronu,
Że Bóg nam świętego dał ziomka,
Opokę Maryanów zakonu.
O, Patryarcho nasz mariański,
Ojcze Papczyński Stanisławie
Święty kapłanie, wierny Pański
Wstaw się doń, wstaw łaskawie
Poeta niejako wpatrzony w jaśniejącą postać Świętego,
wylicza cnoty maryańskiego wodza, i rozmodlony, rozradowany, woła: »Ty z nieba nam świecisz, jak zorze, którędy
podążać do celu«.
-------------------------------------------------------------------------Oby podążała w ślady Bł. Stanisława młodzież polska, oby
pokwapili się za nim, jak niegdyś i kapłani polscy, oby Bóg
dał, by nie paru, ale kilkudziesięciu białych maryańskich
mnichów przy jego sarkofagu rychło zawołało:
O biały nasz mnichu, nasz święty,
Jak Anioł-stróż Polski, nas kieruj,
I Polską przez czasów odmęty,
Jak arką Noego swą steruj!
---------------------------------------------------------------------Tak więc od czasu śmierci aż po dzień dzisiejszy przez
dwieście jedenaście lat trwa cześć świętego męża w narodzie polskim; raz buchała płomieniem miłość ku niemu gorąca w sercach jego czciciela, cuda na nich ściągając, to znowu tliła się tylko w czasie ogólnych nieszczęść narodu: nie
ustała nigdy! Ojcowie nasi w XVIII wieku śpiewali o nim;
Witaj wielki w tem życiu Polski miłośniku
Witaj naszej młodzieży wierny przewodniku!
Jako obłok kolumna, jako słup ognisty
Takeś ojczyźnie wodzem, o Papczyński czysty!
A my w dwudziestym wpatrując się w promienną, jaśniejącą postać kaznodziei Jana Sobieskiego z równie gorącą ku
niemu miłością i ufnością wołamy:
Tyś ninie nasz z Bogiem Pośrednik,
Któremu hymn w niebo uderza!
ŻYWOT OJCA STANISŁAWA PAPCZYŃSKIEGO
Ale to nie dosyć kochać sercem, czcić usty tak wielkiego
Polaka, ba! Świętego! Nam czynami miłość naszą okazać
Jemu, Ojcu ojczyzny naszej! Nam naśladować Go trzeba! Nie
wszyscy mogą pójść w Jego ślady, przyoblec biały habit Niepokalanej Dziewicy w zakonie 00. Maryanów. To dla wybrańców zachował Bóg, by mogli naśladować cnoty Niepokalanej Dziewicy. Inni mogą naśladować Ojca naszego
Stanisława w miłosierdziu ku bliźnim, pomagając ubogim
uczniom uczyć się, wspierać ubogich, pocieszać nieszczęśliwych, modlić się za umarłych. Jest jeszcze jeden sposób
uczczenia Patryarchy maryańskiego: wspomagać moralnie
i materyalnie zakon jego, aby mógł swemu zadaniu odpowiedzieć: uczyć synów ubogich ludzi, którzy mają wybitne
zdolności, aby się nie marnowały one dla ojczyzny. Jednać
członków dla tego zakonu świętego i wspierać usiłowania
tych, którzy się o kanonizacyę Błogosławionego Stanisława
starają! Należałoby też pamiętać bardziej i o grobie Jego,
częściej go odwiedzać, przyozdabiać, kto może, i wzywać
we wszystkich potrzebach duszy i ciała pomocy Bł. Stanisława Papczyńskiego, a z wiarą gorącą, każdy wysłuchany
zostanie, bo ten Sługa Boży, jak za życia, tak i po śmierci na
łzy cierpiących patrzeć nie może, ponieważ jest Patronem
szczególnym tych, którym się w życiu nie powodzi.
(((Niżej - wiersz Wł. Kośmińskiego z r. 1912.)))
O Stanisławie, cnót perło tęczowa
Ojcze Papczyński, święty sługo Boży,
Spojrzyj łaskawie z gwiaździstych przestworzy
Jak twa Ojczyzna rozdarta, znękana,
Jak lud się polski w Jasnej Górze korzy
I pod płaszcz Matki niebieskiej się chowa
Za biedną Polskę, ach, módl się do Pana.
Patrz! Kośćmi ojców bieleją kurhany
Za wiarę życie składali w ofierze,
Policz łzy sierót i rycerzów rany!
Więc Stanisławie niech twoje pacierze
Spoczynek wieczny wyproszą w niebie
W imię umarłych o prosim Ciebie!
Na kwiat przyszłości w młode pokolenia
Rzuć wzrok łaskawy,
Niechaj z świętego Twej duszy płomienia
Wyleci iskra, co serca rozpali,
Drogiej Ojczyzny żar roznieci miłosny,
O, bo fundament Narodu się wali!
Burza niewiary polskiej grozi nawie,
Ach! Młodzież polską ratuj Stanisławie.
RYS HISTORYCZNY ZAKONU 00. MARYANÓW.
Po śmierci BŁ O. Stanisława Papczyńskiego stanął na czele
zakonu jako generał Wny O. Joachim Kozłowski od św. Anny,
mąż świątobliwy i uczony, którego Błogosławiony Ojciec
Stanisław szczególnem darzył zaufaniem. Drugi ten z rzędu
generał rządził zakonem lat osiemnaście. Za niego powstała
fundacya klasztoru jego reguły w Skurcu 1710 roku. On to,
0. Joachim, zasłużył sobie na ten zaszczyt, że po błogosławionym Fundatorze kierował zgromadzeniem, za jego też
staraniem papież Innocenty XIII po raz trzeci zakon Maryanów potwierdził i obdarzył przywilejami innych zakonów,
a to za generalstwa 0. Jędrzeja od św. Mateusza. Z czasem
zjawili się liczni dobrodzieje i fundatorzy klasztorów dla zakonu Maryanów, widząc, jak owocnie pracują synowie wiel-
35
kiego Ojca Stanisława. Zakon się coraz w liczbę pomnażał,
zaczem mogli Ojcowie urządzjć się w myśl życzeń błogosławionego swego Fundatora i kształcić swoich członków
w różnych gałęziach wiedzy, do czego był kto zdolny, aby
tak Maryanin wykształcony mógł być pożyteczniejszy swemu zakonowi i społeczeństwu.
W trzydzieści lat po śmierci 0. Stanisława a Jesu Maria stanął na czele zakonu Maryanów Błogosławiony 0. Kazimierz
Wyszyński od św. Józefa, mąż uczony i sławny nietylko
w Polsce, ale we Włoszech, Portugalii, Hiszpanii i indziej.
Bł. 0. Kazimierz od św. Józefa blaskiem swoich cnót opromienił młode zgromadzenie tak, iż zewsząd domagano się
polskich Maryanów już to na nowe fundacye, już jako spowiedników i kierowników duchownych, już jako gorliwych
misyonarzy i nauczycieli. Błogosławiony ten generał rozsyłał, gdzie mógł, zakonnych swoich braci ; przyjmował fundacye, choćby ubogie, aby tylko rozszerzać mogli Maryanie
cześć Niepokalanej i nabożeństwo za dusze w czyścu cierpiące. Przy każdym klasztorze zakładali szkółki dla biednych chłopców. Tymczasem klęski ustawiczne spadały na
kraj, spustoszenia i pożogi dały się przedewszystkiem odczuć ubożuchnemu zakonowi maryańskiemu. Strapieni pożarami swych drewnianych po większej części kościołów
i klasztorów, postanowili Maryanie na jednej z kapituł zakonu nie przyjmować drewnianych i ubogich fundacyj; a pragnąc sobie zjednać opiekę Niebios dla siebie, obrali sobie na
patrona św. Floryana.
Gdy w Polsce płonęły ogniem ubogie maryańskie klasztory, w Portugalii wznosiły się wspaniałe dla nich kollegia.
Sława świątobliwości i nauki generała Maryanów 0. Kazimierza od św. Józefa i gorliwość podwładnych mu zakonników obiła się aż o mury stolicy Portugalii Lizbony. Król Józef
Emmanuel zapragnął mieć w swem państwie gorliwych,
apostolskiem przejętych duchem Maryanów. W tym celu
wysłał poselstwo do błogosławionego Sługi Bożego Kazimierza Wyszyńskiego, naówczas generała zakonu Niepokalanej, aby w jego państwie zaprowadził swój zakon, obiecując za przybyciem Maryanów liczne dla nich fundacye
i łaskę monarszą. Gdy się to zaraz nie stało, użył król Józef
Emmanuel aż pośrednictwa ówczesnego papieża, aby skłonił 0. Kazimierza Wyszyńskiego do tej dalekiej podróży. Bł.
0, Kazimierz od św. Józefa złożył urząd generała zakonu
w ręce 0. Kajetana Wetyckiego od Jezusa i przybrawszy sobie towarzysza 0. Benona Bujalskiego od Najświętszego Sakramentu, udał się do Portugalii. Przybywszy do Lizbony
został Bł. 0. Kazimierz z 0. Benonem przyjęty z największą
czcią i honorami. Król Józef Emmanuel wraz z królową Maryą Franciszką portugalską, patryarchą Lizbony i przedniejszymi panami i senatorami wobec niezliczonego ludu i bicia
dzwonów stołecznego miasta, wprowadził pokornych Maryanów do katedry, gdzie zwyczajem maryańskim odśpiewano Magnificat i Te Deum laudamus przy odgłosie armat
zamkowych.
Zaproszeni do królewskiego zamku w gościnę 00.: Kazimierz i Benon przebywali tam czas niejaki, dopóki fundacya
ich w Balsamo nie była gotową do zamieszkania. Portugalska młodzież widząc z jaką czcią przyjmował ich monarcha
»białych polskich zakonników«, licznie się do Błog. O. Kazimierza o przyjęcie zgłaszała. Królowa Marya Franciszka
sama wielu kandydatów z najpierwszych rodzin portugalskich zakonowi maryańskiemu zjednała. Tak, że rychło musiano drugi wznieść dla nich klasztor w Lizbonie.
36
W roku 1754 już był gotowym wspaniały nowicyat 00. Maryanów i Bł. 0. Kazimierz zamieszkał w kollegium fundacyi
królewskiej w Balsamo pod Lizboną, w dyecezyi bragantyjskiej, gdzie też w opinii wielkiej świętości na przełożeństwie umarł roku 1755 za życia, a szczególniej po śmierci
licznemi cudami wsławiony. Szybko zaczął się rozkrzewiać
zakon w Portugalii. Młodzież tamtejsza ochotnie zaciągała
się pod sztandar Niepokalanej. A że Polacy, stojący na czele
klasztorów byli ludźmi świątobliwymi, wykształconymi,
więc i imię Polski wymawiane było ze czcią przez portugalskich Maryanów, ile, że z tego narodu pochodził ich Zakonodawca: Błog. Stanisław i Rozkrzewiciel zakonu Błog. Kazimierz, I nic dziwnego, bo polskim Maryanom nie zbywało
na mężach świątobliwych, którzy wyszli ze szkoły Ojca Fundatora Papczyńskiego, a do Portugalii najzacniejszych Ojców wysyłano. Dziwić się tylko można, jak mogli ubodzy
polscy Maryanie, wśród tylu nieszczęść krajowych zasilać
liczne klasztory portugalskie i utrzymywać z nimi braterskie stosunki. Chyba wielka gorliwość i chęć rozszerzenia
idei zakonu Niepokalanej dodawała im żaru, aby w tych
smutnych i dla zakonu Maryanów trudnych okolicznościach, w których zmuszone było walczyć o byt swój w Polsce, dbał o braci portugalskich, by oni nie ustali w pierwotnej gorliwości zakonnej. Ale nasi Maryanie tak byli przejęci
duchem swego Założyciela — jak świadczą akta ich zakonu
— że im większe mieli do zwalczenia trudności, w tym osławionym wieku Woltera i Russa, z tem większą gorliwością
apostolską dbali o swój rozwój i obserwancyę zakonną,
rzadko tylko znachodzi się w Ustach prowincyałów jakąś
naganę dla poszczególnych członków zakonu, raczej zawsze
znaleść można zachętę do wiernego przestrzegania reguł
i przepisów zakonu.
Z początkiem panowania Stanisława Augusta Poniatowskiego postanowili Maryanie wydobyć się z pod zależności
od zakonu św. Franciszka i rządzić się sami sobą. Już O. Jacek Wasilewski od świętych dusz czyścowych, generał zakonu Maryanów, przybrał tytuł wizytatora generalnego, tytuł dotąd używany tylko przez komisarzy. Na kapitule
r. 1776 po raz ostatni wystąpił komisarz reformat; obrany
na niej generałem O. Rajmund Nowicki od Krzyża zerwał
wszelkie stosunki z Reformatami (były one zresztą tylko
tymczasowe w myśl Bł. Ojca Fundatora, dopóki zakon w siły
nie wzrośnie). Gdy mu się kończyło przełożeństwo generalne, wyjednał sobie u nuncyusza przedłużenie na drugie
trzylecie. Był to mąż czynny, dbały i gorliwy o dobro swego
zakonu, uczony, a nadewszystko pobożny. O. Rajmund Nowicki to jeden z filarów potężnych zakonu 00. Maryanów. Za
niego stanęły zbawienne przepisy, zalecające się wielką
praktycznością, a mające na celu: karność, porządek w zajęciach, środki utrzymania zakonników, nowicyatu, studyów,
lektorów, kaznodziejów, spowiedników, misyonarzy, profesorów szkół itd. Zaprowadził on też jednakowy porządek
nabożeństwa w kościołach maryańskich, krzątał się około
polepszenia strony materyalnej zgromadzenia, przedewszystkiem zaś przez częste wizyty kollegiów i klasztorów,
przez ciągłe rady i upominania zakonników, dawane
w swych listach pasterskich, starał się podnieść pod każdym względem swój zakon. On to, O. Rajmund, poruszył na
nowo sprawę beatyfikacyi Założyciela swego zakonu Sługi
Bożego Stanisława Papczyńskiego i drugiego Maryanina cudami sławnego w Polsce i w Portugalii O. Kazimierza Wyszyńskiego od św. Józefa, dla którego staraniami swemi oraz
ŻYWOT OJCA STANISŁAWA PAPCZYŃSKIEGO
królów polskiego i portugalskiego wyjednał tytuł kościelny:
»Venerabilis Servus Dei«. Wkrótce znów proces kanoniczny
był wznowiony w sprawie beatyfikacyi tych dwóch Maryanów i doszedł tak daleko, że już trzy wyroki przychylne były
w tej sprawie przez św. Kongregacye wydane; zamieszki jednak w ojczyźnie przeszkodziły uroczystemu ogłoszeniu tych
wielkich sług Bożych jako błogosławionych. Trochę starania
z naszej strony i nakładu na koszta beatyfikacyjnej uroczystości przyprowadziłyby dzieło tego gorliwego generała do
skutku na chwałę Bożą i Polski, a sławę zakonu naszego.
Ale wielki ten generał Maryanów, O. Rajmund Nowicki od
Krzyża, nie dość miał na tem, że w Polsce i Portugalii rozkrzewiał się jego zakon, on pragnął, aby Maryanie byli
wszędzie; a przedewszystkiem starał się, by jego zgromadzenie miało klasztor w stolicy chrześciaństwa w Rzymie,
by tam reprezentowany był zakon u Stolicy św. Aby dojść do
tego celu, gorliwy i przedsiębiorczy O. Rajmund jednał zakonowi swemu przyjaciół: duchowieństwo i możnych, od
których uzyskał świadectwo dnia 23 maja 1780 roku o użyteczności zakonu 00. Maryanów w Polsce. Postarał się o rekomendacye biskupów: poznańskiego i krakowskiego,
przypomniawszy im, że błogosławiony 0. Stanisław Papczyński, Fundator Maryanów, w swym testamencie w szczególną opiekę tym dwom biskupstwom polecił na zawsze
swój zakon. I nie pozostała prośba O. Rajmunda bez skutku.
Trafił on i do króla Stanisława Augusta, i tak go dla swego
zakonu pozyskał, że ten nietylko na zawsze zajmował się
losami jego, ale i do Papieża nieraz chwalił użyteczność
»Braci Niepokalanej«. Zaś dnia 11 października 1778 napisał król Stanisław August Poniatowski list do Papieża
z prośbą, aby Maryanie zupełnie zostali wyjęci z pod wpływów reformackich i uznani za zakon samodzielny, albowiem praca Maryanów jest zupełnie odrębną od zakonu
serafickiego; prosił jeszcze król Stanisław Papieża, aby 00.
Maryanie mogli dla siebie pozyskać kościół w Rzymie i tamże się osiedlić. Zalecony takiemi rekomendacyami w Rzymie zakon Błog. 0. Stanisława a Jesu Maria, z łatwością uzyskiwał to, co do rozwoju jego było potrzebne. Za zezwoleniem
tedy kapituły jeneralnej Maryanów w r, 1776 odbytej O, Rajmund od Krzyża postanowił posłać kilku braci swego zakonu do Rzymu na tamtejszą fundacye. Wybrał do tej misyi na
prokuratora generalnego O. Kandyda Spurnego od św. Stanisława, męża w zakonie zasłużonego, uczonego i wysokiej
roztropności i pobożności. Ten z kilku braćmi swego zakonu przybył do Rzymu i tam wsparty znaczną darowizną
króla Stanisława Augusta, a osobliwie Karola Camucio, patryarchy antyocheńskiego, wielkiego czciciela Bł. O, Stanisława Papczyńskiego i bł. O. Kazimierza Wyszyńskiego,
a stąd szczególnego wielbiciela Maryanów, z których zakonu miewał zawsze kapelana i spowiednika dla siebie, kupił
25 lutego 1779 od 00. Cystersów kościół św. Wita, Modesta
i Krescencyi, wraz z przylegającym doń klasztorem.
Na kupno to z największą życzliwością pozwolił ówczesny
papież Pius VI, a 4 sierpnia 1780 roku osobnem pismem pochwalił i znaczniejszą jałmużnę na utrzymanie 00. Maryanów w wiecznem mieście przeznaczył. Tenże sam Papież
nadał zakonowi Maryanów osobnego kardynała-protektora, którym został dnia 16 lipca 1785 Henryk, biskup tuskulański. Tenże kardynał protektor wystarał się dla nich, że
papież Pius VI 17 listopada 1786 jeszcze raz zakon Bł. Ojca
Papczyńskiego potwierdził, a 1787 dnia 27 marca nadał im
przywileje wspólne zakonom franciszkańskiemu, dominiŻYWOT OJCA STANISŁAWA PAPCZYŃSKIEGO
kańskiemu, teatyńskiemu, kartuskiemu, misyonarskiemu
(różnych reguł) itd. Wogóle zakon, reguła i konstytucye Maryanów są potwierdzone aż przez dziewięciu Papieży rzymskich i wielkiemi obdarzony przywilejami, odpustami i łaskami duchownemi.
Do podwyższenia zakonu Maryanów przyczynili się
w szczególny sposób obok błogosławionego Założyciela
0. Stanisława a Jesu Maria i bł. Kazimierza od św, Józefa:
0. Joachim od św. Anny, 0. Tadeusz Białowieski i 0. Rajmund
Nowicki; ten ostatni dla zakonu błogosławionego Stanisława był tym, czym dla Towarzystwa św. Ignacego 0. Klaudyusz Akwawiwa.
Kollegia czyli klasztory maryańskie:
1) Puszcza korabiewska w dzisiejszej dyec. warszawskiej,
dawniej poznańskiej kościół i klasztor pod wezwaniem św.
Michała Archanioła założony w r. 1673 za panowania króla
Michała I Korybuta, jest to pierwszy klasztor i kolebka zakonu maryańskiego. Między dobroczyńcami swymi liczył
króla Michała i Jana III Sobieskiego. Zniesiony został ukazem carskim 1864 r.
2) Góra Kalwarya (Nowa Jerozolima) w dyecezyi warsz.,
dawniej pozn., kościół i klasztor, zbudowany na cześć Najświętszego Sakramentu czyli Wieczerzy Pańskiej, przez
X. Stefana Wierzbowskiego, biskupa poznańskiego, 22 listopada 1677 roku. Tu często przebywał Jan III Sobieski u swego spowiednika Bł. Stanisława Papczyńskiego, tu Błogosławiony Zakonodawca Maryanów dotąd spoczywa cudami
i łaskami wsławiony, w tym też kościele złożony został długoletni generał zakonu, zmarły in odore sanctitatis O. Tadeusz Białowieski. Obecnie klasztor już nie istnieje, został po
1863 roku rozebrany, a cegły pobrali chłopi okoliczni, stoi
tylko samotna kaplica, zawierająca w swych ubogich murach skarb bezcenny: ciało Bł. O. Stanisława Papczyńskiego
a Jesu Maria. Opodal kaplicy, w przytułku starców żyje jako
kapelan jeszcze jeden z ostatnich Maryanów 0. Bernard Pielasiński i strzeże świętych relikwii swego Ojca
3) Goźlin, kościół i klasztor, fundowany pod wezwaniem
M. B. Bolesnej przez Jana Lasockiego, cześnika ziemi łukowskiej, w październiku 1689 roku. Po spaleniu został odbudowany w roku 1776 staraniem 00. Maryanów z jałmużn
przez zakon zebranych. Przetrwał on do roku 1864. Dziś
jest kościołem parafialnym.
4) Skurzec w dyec. lubelskiej; kościół i klasztor pod tytułem Nawrócenia św. Pawła Apostoła, przez X. Józefa Przygodzkiego, kanonika katedry kamienieckiej, w sierpniu
1710 r. za generała zakonu. 0. Joachima od św. Anny. Po spaleniu w roku 1794 staraniem generała zakonu 00. Maryanów O. Tadeusza Białowieskiego i ówczesnego prezydenta
konwentu maryańskiego w Skurcu oraz hojniejszą jałmużną Krzysztofora Cieszkowskiego został wymurowany wspaniały kościół i klasztor, i w roku 1818 w trzecią niedzielę po
Świątkach poświęcony został. Klasztor ten był rezydencyą
generałów zakonu w ostatnich przed 63 rokiem czasach. Od
1869 roku obsługiwany jest przez księży świeckich.
5) Raśna w dyec. wileńskiej, kościół i klasztor Niepokalanego Poczęcia N. M, P., fundowany w roku 1744 przez Jerzego Matuszewicza, starosty stokliskiego za generalstwa
0. Jędrzeja Deszpotta i na studya filozoficzne dla kleryków
zakonu przeznaczony, w r. 1747 przez Bł. O. Kazimierza Wyszyńskiego; do ostatnich czasów istniała przy tym klasztorze także szkoła świecka dla ubogiej młodzieży. Klasztor
przetrwał do roku 1864.
37
6) Berezdów, dyec. łucka, kościół i klasztor pod wezwaniem św. Józefa Oblub., zbudowany przez Jana Kajetana
księcia Jabłonowskiego 20 maja 1760 roku za generała
O. Władysława Kanobrockiego. Klasztor ten skasowany został jeszcze przed 1864 r.
7) Maryampol, dyec. sejneńska, w województwie trockim
w powiecie kowieńskim, kościół i klasztor pod wezwaniem
św. Michała Archanioła, patrona zakonu maryańskiego,
przez Franciszkę Romanie ze Szczuków hrabinę Butlerową,
starościnę preńską, r. 1758 za staraniem b. generała zakonu
Bł. O. Kazimierza od św. Józefa wystawiony. Do tego kościoła 00. Maryanie zostali uroczyście »introduko-wani« przez
»Jaśnie Wielm, Pasterza JMci Xiędza Wnorowskiego przy
solennizacyi Festu świętego Krzyża die 14 semptembris
1758 przy odgłosie dzwonów i armat jakoteż muzyce Króla
Jegomości przy wielkim konkursie szlachty i panów tak koronnych, jakoteż i litewskich, którzy wielką cześć wyrządzali zakonowi »Ven. Patris Nostri Stanislai« (((Wypis z aktów fundacyi maryańskich.))) Fundacya ta weszła
w posiadanie zakonu 00. Maryanów za generała 0. Cypryana Fiałkowskiego od dziesięciu cnót N. M. Panny. Po spaleniu się drewnianego kościoła i klasztoru stanął nowy murowany, wspaniały, staraniem zakonu Niepokalanej, a w
szczególności ówczesnego generała, sługi Bożego 0. Tadeusza Białowieskiego w roku 1818, konsekrowany w roku
1824 przez Augustyna Polikarpa Maciejowskiego, bpa sufr.
augustowskiego (((Elenchus diocesis sejnensis sen Augustoviensis pro anno Dni 1882, pag. 22.))) w obecności licznie zgromadzonych zakonników ze wszystkich klasztorów
i O. Tadeusza, generała zakonu. »W ten dzień uroczysty
okrył Ojciec Tadeusz Białowieski dwunastu ubogich nowem
odzieniem i jak mógł opatrzył na drogę, posiliwszy wszystkich przedtem«. Klasztor ten przetrwał do ostatnich czasów; tu mieszkał i umarł ostatni generał 00. Maryanów
O. Wincenty Sękowski w sierpniu 1911 r. (((Kronika klasztoru z r. 1825.))).
8) Iglówka, dyec. sejneńska, kościół i klasztor pod wezwaniem św, Kazimierza, królewicza polskiego zbudowany za
generalstwa O. Rajmunda Nowickiego r. 1783 (((3J Acta Ordinis Immaculatae Conceptionis etc,))) przez Kazimierza
księcia Sapiehę, generała wojsk W. Ks. Litewskiego, kapitana preńskiego, zakonu 00. Maryanów przyjaciela wielce
życzliwego, a przez Michała hrabiego Butlera, hojnie uposażony. Kościół ten był rezydencyą maryampolskich 00, Maryanów, a ostatnim kapłanem tego zakonu, przy tym kościele
był O. Wincenty Kaczergis, przed kilku laty zmarły.
9) Mirosław, dyec. sejneńska, kościół i klasztor pod wezwaniem Trójcy Przenajświętszej, (((Elenchus dioces. sejnensis anno 1879))) fundowany przez Antoniego i Teresę
Ważyńskich, skarbnikostwo W. Ks. Litewskiego roku 1763
za generała zakonu 0. Jacka Wasilewskiego od św. dusz
czyścowych, po spaleniu r. 1847 za staraniem 0. Jerzego Naruszewicza, generała zakonu, wzniesiono nowy murowany
sumptem parafian i dobrodziejów zakonu 00. Maryanów.
Klasztor ten uległ supressyi w r. 1864.
10) Samczyki (((W dziele »Spis miejscowości w powiecie
starokonstantynowskim«, powiedziano że Ostrzyków
i Samczyki są jedną i tą samą miejscowością, i że tam mieli
00. Maryanie swój klasztor, fundowany przez Chojeckiego.))) vel Ostrzyków, kościół i klasztor św. Kazimierza i Stanisława, fundowany w roku 1767 (za generała 0. Jacka Wasilewskiego) przez Kazimierza Chojeckiego, chorążego
38
kijowskiego, podwojewodziego żytomierskiego. Samczyki
leżą w dyec. łucko-żytomierskiej.
11) Janów, dyec. żmudzka, rezydencya, fundowana przez
Józefa Kossakowskiego, bpa inflanckiego sub titulo S. Josephi Sp. B. M. W. w r. 1775 za generalstwa 0. Adryana Ignatowskiego od Zbawiciela.
12) Wołpa, dyec. wileńskiej, dekanatu wołkowyskiego,
kościół i klasztor pod wezwaniem św. Jana Chrzciciela, fundowany przez Józefa Kossakowskiego, bpa inflanckiego,
szczególnego zwolennika 00. Maryanów roku 1787 za generała 0. Rajmunda od Krzyża. Trzy ostatnie te rezydencye
zniesione zostały przed rokiem 1864.
Po za granicami ojczystej Polski mieli 00. Maryanie następujące fundacye:
1) Rzym, kościół śś. Wita, Modesta i Krescencyi, wraz
z klasztorem, kupiony 25 lutego 1779 roku od 00. Cystersów, za zezwoleniem papieża Piusa VI, w części za pieniądze króla Stanisława Augusta Poniatowskiego i Karola Camucio, patryarchy antyocheńskiego, szczególniejszych
zwolenników 00. Maryanów, w części za pieniądze zgromadzenia. Do tego kupna przyczynił się też — jak wyżej wspomniałem — i Pius VI Papież. Niedługo jednak synowie
Bł. Ojca Stanisława byli w Wiecznem Mieście, bo tylko do
roku 1798, w którym rząd francuski, władający wówczas
Rzymem, wszystkim cudzoziemcom święte miasto opuścić
rozkazał. O. Stanisław Lechniewicz, ówczesny prezydent
00. Maryanów w Rzymie, pisze, iż wskutek tego kilkakrotnie powtórzonego rozkazu, jako też i dlatego, że 00. Maryanom rzymskim dwa razy na tydzień na wartę zaciągać się
kazano, zmuszony był wraz z braćmi zakonnymi Rzym
opuścić. Odtąd już 00. Maryanie do swojej własności w Rzymie nie powrócili.
Z wielu klasztorów i kollegiów maryańskich w Portugalii
wyliczamy tu cztery najcelniejsze i najstarsze.
1) Balsamo, dyecezyi bragantyńskiej, kościół i klasztor św.
Stanisława B. M. pryncypalnego patrona zakonu Niepokalanej Dziewicy, wraz z nowicyatem, fundowany r. 1750 przez
Józefa Emanuela, króla portugalskiego i królową małżonkę
Maryę Franciszkę portugalską. W tym kościele spoczęło
Ciało Błogosławionego Maryanina O. Kazimierza Wyszyńskiego od św, Józefa wielkimi cudami sławnego, o którego
kanonizacyę już w kilkanaście lat po śmierci Sługi Bożego
dla wielości cudów niezwykłych naród portugalski i polski
wraz z swemi monarchami i biskupami robił starania, i nie
bez znacznego skutku. Dotąd, jak nam przed dwoma laty
donoszono, wielką czcią są otoczone święte szczątki wielkiego Maryanina-Polaka. Tamże spoczął świątobliwy 0, Benon Bujalski, Maryanin, towarzysz Bł. 0. Kazimierza, a po
nim przełożony i magister tamtejszego nowicyatu.
2) Lizbona, miasto stołeczne Portugalii, kościół i klasztor,
zbudowany w roku 1755 pod tytułem św. Kazimierza przez
pewną księżnę z domu panującego, której syn Maryaninem
został (((Notatki nasze, tyczące się tego klasztoru zaginęły.))).
3) Algirim w Portugalii, kościół i klasztor, zbudowany pod
wezwaniem św. Antoniego przez królową Maryę Franciszkę
portugalską r. 1754.
4) Cederim (((Akta klasztoru raśnieńskiego.))) przy granicy hiszpańskiej, kościół i klasztor pod wezwaniem św. Kazimierza, zbudowany przez patryarchę lizbońskiego, wielkiego czciciela Bł. 0. Kazimierza Wyszyńskiego w r. 1758.
W tym kościele spoczął sługa Boży 0. Zdzisław Marya OsŻYWOT OJCA STANISŁAWA PAPCZYŃSKIEGO
trogski od św. Pięciu Braci Polaków, Maryanin Polski, uczeń
Bł. Kazimierza od św. Józefa.
Oprócz tych klasztorów był jeden także w Hiszpanii, miejscowości jednakże z powodu zaginionych notatek oznaczyć
nie możemy. To tylko wiemy, że Ojciec Zdzisław od świętych
Pięciu Braci Polaków w Hiszpanii wiele pracował i szerzył
idee swego zakonu.
POCZET GENERAŁÓW ZAKONU 00. MARYANÓW
OD POWSTANIA ZGROMADZENIA
AŻ DO DNI DZISIEJSZYCH.
1) Bł. O. Stanisław Papczyński od Jezusa i Maryi,
założyciel i pierwszy generał, od 1673 do 1701;
2) O. Joachim Kozłowski od św. Anny, 1701—1715;
3) O. Mateusz od św. Kazimierza, 1715—1722;
4) O. Andrzej Piotrowski od św. Mateusza, 1722—1725;
5) O. Joachim Kozłowski od św. Anny, 1725—1728;
6) 0. Józef Lutostański od Jezusa i Maryi, 1728—1731;
7) O. Bernard Ostrowski od św. Mikołaja, 1731 — 1737;
8) Bł. O. Kazimierz Wyszyński od św. Józefa, 1737—1741;
9) 0. Bernard Ostrowski od św. Mikołaja, 1741—1744;
10) O. Jędrzej Deszpott od Niepokalanego Poczęcia N. M. P.,
1744—1747;
11) Bł. O. Kazimierz Wyszyński od św. Józefa,
1747—1750;
12) O. Kajetan Wetycki od Jezusa, 1750—1757;
13) 0. Cypryan Fijałkowski od 10 cnót N. Panny,
1757-1760;
14) O. Władysław Kanobrodzki od Najśw. Sakramentu,
1760—1763;
15) O. Jacek Wasilewski od św. dusz czyścowych,
1763—1770;
16) O. Adryan lgnatowski od Zbawiciela, 1770—1776;
17) O. Rajmund Nowicki od Krzyża, 1776—1788;
18) O. Stanisław Mogien, 1788—1793;
19) O. Tadeusz Białowieski 1793—1829
(zmarły »in opinio sanctitatis« w Górze Kalwaryi);
20) O. Placyd Czubernatowicz, 1829—1835;
21) 0. Stanisław Porzycki, 1835-1847;
22) O. Jerzy Naruszewicz 1847 — 1853;
23) O. Antoni Czerniewski, 1853—1859;
24) O. Roman Wilczyński 1859—1864;
25) O. Antoni Jastrzębski, 1864 — 1876;
26) O. Edmund Radomyski, 1876—1879;
27) O. Jerzy Czesnas, 1879—1893;
28) O. Wincenty Sękowski, 1893—1911;
29) O. Bernard Pielasiński, odnowiciel zakonu
OO. Maryanów, od r. 1911 —którego niech Bóg
jak najdłużej przy życiu zachować raczy.
KRÓTKI RYS ŻYCIA
BŁ. O. KAZIMIERZA WYSZYŃSKIEGO
OD ŚW. JÓZEFA, MARYANINA.
Drugim Luminarzem zakonu 00. Maryanów jest wielki
Sługa Boży i gorący czciciel Bł. O, Stanisława Papczyńskiego
a nabożeństwa za dusze zmarłych, żarliwy apostoł, 0. Kazimierz Wyszyński od św. Józefa. Przyszedł on na świat w Polsce na Mazowszu w domu szlacheckim w 1699 roku. Już
ŻYWOT OJCA STANISŁAWA PAPCZYŃSKIEGO
jako dziecię był on niezwykłym. Gdy podrósł, ustawicznie
biegał do kościoła i powtarzał drobnemi usteczkami »Zdrowaś Maryo«, którego to pozdrowienia Królowej Polskiej nauczyła go jeszcze w zaraniu życia pobożna matka jego. Nieraz się zdarzało, że mały Kazimierz zastawał kościół
zamknięty, wtedy klękał na progu kościoła u wielkich drzwi
i pukał w nie drobną rączką, mówiąc: »Jezu! przyszedłem
do Ciebie, a drzwi zamknięte, przyjdź tu do mnie i słuchaj,
mam ci coś powiedzieć«. I wtedy zatapiał się w modlitwie
długiej, dotąd, dopóki go ktoś z domowników nie odciągnął
od progu świątyni. Gdy nieraz próbowano odradzać mu to
nabożeństwo, i nie puszczać do kościoła z obawy o jego
zdrowie, Kazimierz był niepocieszony; cały dzień był smutnym, płakał, i wskutek tego dostawał bolu głowy. Zabawą
ulubioną jego było: głosić kazania do innych dzieci i stroić
ołtarzyki. Po Najświętszym Sakramencie najbardziej kochał
Niepokalaną Dziewicę, św. Józefa Oblubieńca i Bł. Ojca Maryanów, Stanisława Papczyńskiego. Do ubożuchnego polskiego zakonu założyciela powziął on szczególną miłość, i z
jego obrazkiem nie rozstawał się nigdy! Miał ich nawet po
kilka, jak świadczą akta procesu kanonizacyjnego 0. Kazimierza, a potem już jako Maryanin relikwie jego na sercu
nosił, i nawet umierając nie rozstawał się z nimi.
Pierwsze nauki pobierał w domu rodzicielskim, wyższe
w Warszawie, po których chlubnem ukończeniu pozostawał
przez jakiś czas w domu rodzinnym, czas spędzając już to
na modlitwie i ćwiczeniach duchownych, już na odbywaniu
licznych pielgrzymek do miejsc świętych, aby sobie przez
nie wyprosić łaskę powołania do zakonu Maryanów i wytrwania w nim. Zanim ostatecznie został Maryaninem, wiele przecierpieć musiał Sługa Boży; rodzina bowiem jego,
acz szczerze katolicka, sprzeciwiała się temu, marząc dla
niego o karyerze świeckiej lub pralaturach duchownych.
Powiedziano mu też, że nigdy się nie zgodzą na jego wstąpienie do ubożuchnego zakonu 00. Maryanów, gdzie ostrość
życia i ubóstwo ich przyczynić się może nietylko do zrujnowania zdrowia, ale zamknie mu drogę do godności kościelnych , gdyż »zakon ten zwyciężał inne w pokorze, czystości
i pobożności« (((Vincat hic Ordo coeteros in humilitate, puritate, pietate.))) i chronił pojedynczych swych członków
od błyszczenia przed światem«. Do Maryanów zrażało i to
niektórych, że oni zajmowali się przede wszystkiem ubogimi i nieszczęśliwemi, albowiem to nakazane mieli przez
swego Ojca Założyciela, aby się dziełami miłosierdzia tak
odnoszącemi się co do duszy jak i ciała zajmowali (((Opera
misericordiae corporalia et spiritualia facient. (Synopsis
Regulae Imitationis Decem Virtutum B. M. Virginis).))). Zakazano mu więc o Maryanach myśleć. Pobożny młodzieniaszek oparł się jednak temu stanowczo, choć skromnie, i powiedział: Wolę być u Maryanów najlichszym braciszkiem
jak gdzieindziej generałem, bo któryż zakon jaśnieje dzisiaj
takimi cnotami jak ten? Któryż w szczególny sposób naśladuje Niepokalaną Dziewicę? Sam tylko maryański posiada
regułę nanaśladowaniu cnót Matki Bożej opartą, sam tylko
zakon maryański poświęca się ratowaniu umarłych i on jeden przygarnia nieszczęśliwych, a więc i ja Maryaninem
będę.
Aby uzyskać prędzej pozwolenie przywdziania białego habitu Niepokalanej Dziewicy odbył O. Kazimierz Wyszyński
pielgrzymkę do Góry Kalwaryi za Warszawą do grobu Założyciela 00. Maryanów Bł. Ojca Stanisława, wielkimi wówczas cudami i łaskami sławnego. Tam upadłszy przy trum-
39
nie Ojca zakonu stanislaickiego, łzami zalany, błagał go
o pomoc i przyjęcie w poczet synów jego. Przy grobie maryańskiego Patryarchy 0. Kazimierz ślubował nie spocząć, dopóki nie uzyska pozwolenia na zostanie Maryaninem. Przyrzekał Bogu przy trumnie 0. Stanisława, że zakon jego
rozszerzy po świecie, jeśli jego synem zostanie. Ślubował
zostać świętym zakonnikiem i ani na włos nie odstępować
od reguły naśladowania dziesięciu cnót Niepokalanej Dziewicy. Umocniony na duchu przy grobie maryańskiego Patryarchy wraca do domu, a tam mu rodzina oświadcza swą
zgodę na jego wstąpienie do zakonu Ojca Stanisława Papczyńskiego, sam zaś Ojciec Bł. Kazimierza daje mu swoje
błogosławieństwo ojcowskie. Co za radość opanowała serce świątobliwego młodzieńca! Widoczna tu przecież była
interwencya Bł. Ojca Stanisława. Bóg zmienił serca rodziny,
przeszkody usunął. Sługa Boży Kazimierz ze wzruszeniem
o tem opowiadał później Ojcu Jackowi od świętych dusz
czyścowych, swemu współnowicyuszowi w zakonie, i »Magnificat« radosne powtarzał często za tę wielką łaskę powołania do zakonu Maryanów. Że śluby spełnił co do joty, wiemy, bo i świętym został i rozkrzewicielem swego zakonu
w Portugalii, Hiszpanii i indziej, a sławą świętości jego napełnioną została cała ówczesna Europa. Oto nasz Kazimierz,
jaki wielki!
Nic tedy nie zwlekając wstąpił do zakonu 00. Maryanów
w Puszczy korabiewskiej, gdzie przyjął habit z rąk Wielebnego Ojca Joachima Kozłowskiego od św. Anny, jenerała Maryanów, męża wysokiej świątobliwości, dnia 15-go sierpnia,
w dzień Wniebowzięcia Matki Boskiej 1720 r. Obleczono go
przed tym samym obrazem Matki Najświętszej, przed którym zwykł się był modlić Błogosławiony Fundator zakonu
Niepokalanej i przed którym on sam także przed pięćdziesięciu ośmiu laty przywdział, biały habit, ku czci Najczystszej Dziewicy. Przy obłóczynach nazwany został Kazimierzem od św. Józefa, wedle zwyczaju maryańskiego zakonu
(((Na chrzcie świętym otrzymał imię Stanisław.))). Od tej
pory św. Józefa szczególniejszem czcił nabożeństwem i Ojcem Go swym nazywał ukochanym. Jako nowicyusz odznaczał się tak wielką pokorą, pobożnością i zamiłowaniem
modlitwy, że nawet starzy zakonnicy budowali się nim bardzo i wielkie nadzieje w nim pokładali na przyszłość, ponieważ spostrzegli w Bł. Kazimierzu prawie dziecięce przywiązanie do reguł zakonnych i zwyczajów u 00. Maryanów
zachowywanych. — Błogosławionego Ojca Stanisława od
Jezusa i Maryi bardzo miłował i o Jego życiu, cierpieniach
i świątobliwości rad mówił ze starszymi zakonnikami, którzy znali osobiście czcigodnego Zakonodawcę. Później przydało się to bardzo 0. Kazimierzowi, gdy życie Czcigodnego
0. Papczyńskiego opisywał. Będąc w no-wicyacie służył
wszystkim za wzór, był »chodzącą regułą«, jak go jego
współnowicyusze nazywali; w umartwieniu — jak świadczy 0, Jacek Wasilewski, Maryanin, kolega Błogosławionego
— wielu swych rówieśników prześcignął, tak, że przełożeni
czuwać nad nim musieli, aby sobie zdrowia nie nadwerężył.
Najmniejszej sposobności nie pominął, aby Matce Bożej
czci nie oddać; koronki, różaniec, Komunie święte i inne dobre uczynki przez ręce Niepokalanej Bogu ofiarował za dusze zmarłych, nad któremi, za przykładem Patryarchy swego, Stanisława, wielkiem odznaczał się politowaniem. To
też w myśl przepisów swej reguły wszystkie dobre uczynki,
cierpienia i modły im ofiarowywał, nic sobie nie zostawiając. Przełożeni zakonni przypatrując się postępowaniu mło-
40
dego kleryka, jego gorliwości w służbie Bożej i postępom
w naukach niezwykłym, jednogłośnie do ślubów go przypuścili, w tej nadziei, że będzie on kiedyś Luminarzem zakonu Maryanów. Zaraz też po złożeniu ślubów wysłano go
do Rzymu do uniwersytetu papieskiego, który z chwałą dla
siebie i swego zakonu ukończył, i wkrótce otrzymał święcenia kapłańskie.
W Rzymie zapoznał się z wielu wpływowemi osobistościami, którzy przykuci wprost zostali do młodego Maryanina
polskiego; jego wielka świątobliwość, równy jej rozum
i wiedza teologiczna i filozoficzna wszystkim imponowały,
tak, że najświatlejsi kapłani z kuryi papieskiej o Czcigodnego O. Kazimierza zdanie pytali, które to trudności On z łatwością rozstrzygał, pokornie pochwał unikając. Zakon Maryanów oceniając te wielkie zalety Sługi Bożego mianował
go vice-generałem zakonu 1728 r., a w roku 1737 jednogłośnie generałem wybrany został, Godność tę sprawował
z wielkim pożytkiem dla Zakonu i nadzwyczajnym taktem,
który mu zjednał miłość wszystkich Braci jego zakonnych
taką, że gdy skończyła się Chwalebnemu O. Kazimierzowi
Wyszyńskiemu jedna kadencya od 1737 do 1741 roku, drugi raz generałem, pomimo pokornego oporu, jednogłośnie
wybrany na kapitule wielkiej został i z pożytkiem dla zakonu, a chwałą dla siebie wysoki i trudny ten urząd od roku
1747 do 1750 piastował. Oprócz spełniania gorliwego obowiązków generała nowego Zakonu, który wywalczać sobie
musiał należne miejsce wśród innych kongregacyi, co nie
małe trudności sprawiało, oprócz ścisłego wykonywania
swych reguł zakonnych i modłów długich, jakie zwykł był
świątobliwy ten Maryanin odprawiać, umiał przecież znaleźć tyle czasu jeszcze, że wiele cennych dzieł ascetycznych
i życie O. Stanisława Zakonodawcy swego napisał, a które to
dzieła nie wydane zostały drukiem tylko wskutek ubóstwa
polskiego zakonu, który na nakład nie miał funduszu. Maryanie bowiem, pomimo że ubodzy byli, przecież nie kwestowali, na samej tylko Opatrzności Bożej polegając. Czcigodny
Ojciec Kazimierz od św. Józefa pierwszy starał się o cześć
dla O. Stanisława Papczyńskiego, i za Jego to usilnem staraniem proces beatyfikacyjny Założyciela Maryanów rozpoczęto i tytuł tymczasowy kościelny »Venerabilis« dla Swego
Zakonodawcy uzyskał wraz z upewnieniem, że wielki ten
Sługa Boży rychło na ołtarze wyniesionym zostanie.
Dla zakonu 00. Maryanów był Czcigodny Sługa Boży Kazimierz Wyszyński mężem opatrznościowym. Jak niegdyś
Chwalebny 0. Stanisław od Jezusa i Maryi Papczyński, tak
teraz słynął 0. Kazimierz od św. Józefa nauką i świętością
życia tak wielką, że nietylko Polska, ale i ościenne narody
imię Jego ze czcią wymiawiały, i drugim Antonim z Padwy
go nazywano, co sprawiło, że zewsząd do Polski i do Rzymu
nadchodziły prośby o przysłanie na nowe fundacye polskich Maryanów. Wówczas bowiem upadek karności zakonnej i wogóle duchownej był wielki w świecie katolickim że
zaledwie znalazło się zgromadzenie, które ściśle zachowywało regułę zakonną. Do tych nielicznych zakonów należał
właśnie gorliwy Zakon stanislaicki. To też gdy dowiedziano
się w dalekiej Portugalii o tej niezwykłej świętości generała
Stanislaitów, O. Kazimierza i jego braci, zaraz władca portugalski Józef Emmanuel przysłał posłów, by 0. Kazimierz
Wyszyński osobiście przybył do Portugalii i tam swój zakon
założył i rozpowszechnił, obiecując 00. Maryanom liczne za
ich przybyciem fundacye i szczególną opiekę królewską,
Gdy się to zaraz nie stało, król z królową Maryą Franciszką
ŻYWOT OJCA STANISŁAWA PAPCZYŃSKIEGO
użył pośrednictwa aż samego Papieża, i prosił go, by zachęcił polskich Maryanów do tej dalekiej podróży, ponieważ
chce ich mieć w swem państwie koniecznie. Zakon zgodził
się, i 0, Kazimierz złożył godność jenerała i wziąwszy sobie
za towarzysza 0. Benona Bujalskiego od Najświętszego Sakramentu, wyruszył przez Rzym do Lizbony w r. 1750, Droga daleka i niesłychanie trudna, (((Koleje wtedy nie istniały
jeszcze.))) ale nie zraziła Sługi Bożego; trudy podróży osładzał sobie myślą, że ta przyniesie korzyść duszom w czyścu
cierpiącym, za które Bogu cierpienia i trudy tej pielgrzymki
ofiarował. Cieszyła go też myśl, że za rozkrzewieniem się
zakonu jego wzrośnie cześć Niepokalanej Stanislaitów Matki i nabożeństwo za dusze czyścowe, które zakon ten z żarliwością iście apostolską po świecie rozszerzał. Przykazał
bowiem Błogosławiony Maryanów Instytutor, by członkowie tego Zakonu przy każdej nadarzonej sposobności zachęcali słowem i przykładem do modłów za umarłych, by
pamięć na cierpiące dusze w czyścu nie opuszczała ich nigdy, do czego nawet ślubem byli zniewoleni. Gdy O. Kazimierz Wyszyński przybył do stolicy Portugalii Lizbony, król
Józef Emmanuel wraz z królową Maryą Franciszką z nadzwyczajną czcią i honorami całego dworu swego i radością
ludu lizbońskiego przyjął zakonników polskich.
Wkrótce ufundował pobożny ten monarcha wspaniały
klasztor in Monte Balsamo, gdzie Chwalebny 0. Kazimierz
od św. Józefa Wyszyński przełożonym i mistrzem nowicyuszów został, i w tym samym klasztorze zdała od ojczyzny
swej, Polski, poszedł po nagrodę do nieba wierny ten sługa
Maryi, dnia 21 października roku 1755, mając zaledwie lat
57. Zaraz po śmierci zasłynął wielkimi i licznymi cudami,
które sprawiły, że już w 35 lat po Jego śmierci, co się rzadko
zdarza, Stanisław August, król polski, w roku 1780 i 1782
za panowania Papieża Piusa VI robił starania o beatyfikacyę
Sługi Bożego Ojca Kazimierza Wyszyńskiego od świętego
Józefa.
O kanonizacyę tego Stanislaity polskiego domagali się nietylko monarchowie katoliccy, ale i narody całe, jak: Bawarya, Czechy, Francya, Włochy, Hiszpania, Polska i Portugalia.
Do grobu jego spieszyły wszystkie narody europejskie, jak
dziś do Lourdes, tak »że prawie nie masz dnia i nocy spokoynej — pisze O, Emmanuel Sierosich, Maryanin z Balsamo (((Kopia listu z Portugalii pisanego do generała zakonu
00. Maryanów dnia 29 listopada 1767 r. (List ten jest w posiadaniu autora niniejszego dzieła).))) — z różnych stron
przychodzących na górę Balsamową, tak stanu duchownego jako i z świeckiego. Zacni prałaci i wielmożni panowie,
z woyska kawalerowie i officerowie przybywają, a każdy
niemal darmo nie odchodzi, świadczą o tem mnogie wota
i jałmużny... biskup także tej dyecezyi nawiedził tę górę Balsamową piechotą, więcej niż ćwierć mili szedł do grobu Sługi Bożego pieszo, nawiedził kościół, dał jałmużnę, to jest
sześćdziesiąt czerwonych złotych«.
»Tak się wsławił Sługa Boży Kazimierz Wyszyński swemi
cudami w Portugalii, że nietylko w pobliskich miejscach doznają jego łask, ale i prowincye odległe od morza oceanu
słyszą o nim. Słyszy o nim Hiszpania, Kastylia, Galiia, z których na tem miejscu bywają; doznała pobożności 0. Kazimierza i stolica królewska, sławne miasto Lizbona, bo
mieszkając jeszcze rok cały w niej za żywota świątobliwie,
widział umierającej królowej Maryi Franciszki duszę idącą
do nieba w wielkiej światłości« (((Królowa Marya Franciszka portugalska, wielka miłośnica zakonu Maryanów,))).
ŻYWOT OJCA STANISŁAWA PAPCZYŃSKIEGO
»Ciało jego leży blisko wielskiego ołtarza (św. Józefa Oblubieńca) z podpisem wyrytym na grobie Jego: Pater Frater
Casimirus Wyszyński ex-Preposi-fus Generalis Ordinis Immaculatae Conceptionis B. V. Mariae in Regno Poloniae et
Praesidens in Balsamo anno 1755, (((Ojciec-Brat Kazimierz
Wyszyński, były generał zakonu Niepokalanego Poczęcia
Maryi (00. Maryanów) w Polsce i prezydent tegoż zakonu
w Balsamo 1755.))) gdzie przychodzą ludzie, nawiedzając
grób, modlą się, całują (kamień) ocierają koronki itd.«.
Proces kanonizacyjny i beatyfikacyjny odbył się zaraz, i już
w tej sprawie dwa przychylne wyroki przez Stolicę Apostolską wydane zostały, a Sługa Boży Kazimierz, Maryanin, uzyskał tytuł kościelny Venerabilis Servus Dei.
Starania króla polskiego Stanisława Augusta II poparł
i monarcha Portugalii wraz ze wszystkiemi stanami narodu.
Pomiędzy wielu innemi serdeczną prośbę do Stolicy Apostolskiej wystosował kardynał de Laskaris, arcybiskup Lizbony o przyznanie czci »największemu cudotwórcy ostatnich wieków, Słudze Bożemu, Kazimierzowi od św. Józefa,
Maryaninowi«. Podobne prośby wysłali patryarcha Jerozolimy Karol Camucio, biskup dyecezyi Braganza, wszyscy biskupi polscy z Prymasem gnieźnieńskim na czele itd. itd.
Bardzo serdeczną prośbę wystosował do Stolicy świętej jenerał wojsk portugalskich hr. De Borch, cudownie uleczony
przez Sługę Bożego 0. Kazimierza, w którym to liście rzewnie dziękuje 0. Kazimierzowi Wyszyńskiemu za cudowne
uleczenie go. Sprawę kanonizacyi tak O. Kazimierza Wyszyńskiego jak i założyciela zakonu 00. Maryanów Czcigodnego O. Stanisława Papczyńskiego miał sobie poruczoną
O. Kandyd Spurny, Maryanin w zastępstwie generała zakonu Stanislaitów Ojca Rajmunda Nowickiego od Krzyża. Ma
się czem szczycić zakon Niepokalanej, mając takich wielkich Patronów w niebie! Ma się z czego chlubić Ojczyzna
nasza z takich synów swoich, ale cóż, kiedy ich cześć w zaniedbanie dziś poszła, a Zakon przez wrogów Kościoła
zniszczony! Należy się usilnie starać tak o odnowienie zakonu tego świętego, jak i o wyniesienie na ołtarze tych dwóch
wielkich i sławnych Maryanów. Prośmy o to zbiorowo
w Rzymie, a w Polsce cześć tych rodaków naszych gorliwie
szerzmy.
-----------------------------------------------------------------------O. Kazimierz Wyszyński napisał wiele dzieł teologicznych,
pomiędzy innemi: Vita S. D. Slanislai Ordinis P. P. Marianorum Fundatoris, inny żywot obszerny O. Stanisława a Jesu
Maria, Stella Matutina in Oriente Polono noviter veniens
i bardzo wiele innych dziel, które Wykaz kanonizacyjny na
stronicy 8 wymienia.
LITANIA
(((Modlitwy i hymny ułożone w różnych czasach przez pobożnych czcicieli Czcigodnego Sługi Bożego Ojca Stanisława
na Jego cześć, umieszczamy tu jako dowód starożytnej czci
i miłości ku „Patronowi nieszczęśliwych«, która trwa aż dotąd. Mają te modlitwy wartość dokumentu, i dlatego je tu
umieszczamy. Sąd o nich zostawiamy powadze Kościoła,
stosując się całkowicie do odnośnego rozporządzenia Urbana VIII z r. 163!. )))
DO CHWALEBNEGO SŁUGI BOŻEGO
O. STANISŁAWA PAPCZYŃSKIEGO.
41
Kyrie elejson, Chryste elejson, Kyrie elejson.
Chryste usłysz nas, Chryste wysłuchaj nas,
Ojcze z nieba Boże, zmiłuj się nad nami,
Synu Odkupicielu świata Boże, zmiłuj się nad nami,
Duchu święty Boże, zmiłuj się nad nami,
Święta Trójco jedyny Boże, zmiłuj się nad nami,
Niepokalana Matko zakonu Maryanów, módl się za nami
(((Po każdem wezwaniu powtarza się; Módl się za nami.)))
Królowo Korony Polskiej,
Ojcze Stanisławie Papczyński od Jezusa i Maryi,
O. Stanisławie, Fundatorze
i Patryarcho zakonu Maryanów
O. Stanisławie, Niepokalanej Dziewicy Maryi
synu najmilszy,
0. Stanisławie, cnót Niepokalanej Dziewicy
naśladowco najwierniejszy,
O. Stanisławie, krzewicielu nabożeństwa
do tajemnicy Niepokalanego Poczęcia najżarliwszy,
O. Stanisławie, Najświętszego Sakramentu
czcicielu najgorętszy,
0. Stanisławie, osobliwszy miłośniku
Krzyża Chrystusowego,
O. Stanisławie, św. Franciszka serafickiego
wielki czcicielu,
0. Stanisławie, wdzięczny przybytku Ducha świętego,
O. Stanisławie, Ojcze licznego potomstwa w Bogu,
O, Stanisławie, Wodzu i Patryarcho przedziwny,
O. Stanisławie, naprawco życia chrześciańskiego,
O. Stanisławie, miłośniku dusz w czyścu cierpiących
szczególny i niezwykły,
O. Stanisławie, apostole dusz w czyścu cierpiących
przedziwnie gorliwy,
O. Stanisławie, apostole narodu polskiego znamienity
O. Stanisławie, apostole miasta Warszawy najżarliwszy,
O. Stanisławie, kaznodziejo królewski złotousty
i niezmordowany,
O. Stanisławie, ludu wieśniaczego Ojcze
i Patronie ukochany,
O. Stanisławie, uciemiężonych klas oswobodzicielu,
O. Stanisławie, Ojcze ubogich najlitościwszy i stały,
O. Stanisławie, ochrono i tarczo ubogich
i nieszczęśliwych niezawodna,
O. Stanisławie, Patronie szczególniejszy tych,
którym się w życiu nie powodzi,
O. Stanisławie, uzdrowicielu chorych doświadczony,
O. Stanisławie, strażniku pielgrzymów i tułaczy,
O. Stanisławie, profesorze młodzieży najmilszy
i najznakomitszy,
O. Stanisławie, chwało i uwieńczenie nauczycieli,
O. Stanisławie, nauczycielu nieumiejętnych
najcierpliwszy,
O. Stanisławie, kapłanie najdobrotliwszy,
O. Stanisławie, Wyznawco najczcigodniejszy,
O. Stanisławie, Ojcze najłaskawszy i najczulszy,
O. Stanisławie, zbiorze mądrości,
O, Stanisławie, źródło dobroci,
O. Stanisławie, zwierciadło czystości,
ubóstwa i posłuszeństwa,
O. Stanisławie, o ubóstwo ewangeliczne najżarliwszy,
0. Stanisławie, przejęty wzgardą ku sobie samemu,
O. Stanisławie, ofiaro Boskiej miłości,
O. Stanisławie, Jezusa cierpiącego wierny i żywy obrazie,
42
O. Stanisławie, Serafinie miłością Bożą pałający,
0. Stanisławie, duchem proroczym napełniony,
O. Stanisławie, męczenniku przez wielkie cierpienia
i ustawiczne pragnienie męczeństwa,
0. Stanisławie, ucieczko, zbawienie
i pocieszenie uciekających się do Ciebie Twoich czcicieli,
O. Stanisławie, w rzeczach sumienia doradco najmędrszy,
O, Stanisławie Papczyński, cieszący się
z Niepokakalaną Dziewicą w niebie,
O. Stanisławie, Opiekunie tych,
którzy się modlą za umarłych,
O. Stanisławie, z wiarą do Ciebie się uciekających
zawsze wysłuchujący,
O Ty, który proszącym Cię o łaski niczego nie odmawiasz,
Aby Bóg wzywających pomocy
O. Stanisława Papczyńskiego wysłuchiwać raczył,
prosimy Cię o Maryo,
Aby Bóg zakon Maryanów utrzymać i rozszerzyć
po całym świecie raczył,
prosimy Cię o Maryo,
Aby Bóg grób O, .Stanisława Papczyńskiego
nowemi cudami wsławić i uświetnić raczył,
prosimy Cię o Maryo,
Aby Bóg czcicieli O. Stanisława Papczyńskiego
błogosławić raczył,
prosimy Cię o Maryo,
Aby Bóg ojczyźnie naszej
coraz nowych świętych dawać raczył,
prosimy Cię Niepokalana Królowo Polski Maryo,
Aby Bóg ojczyźnie naszej wolność
przez przyczynę i zasługi O. Stanisława Papczyńskiego
powrócić raczył,
prosimy Cię Niepokalana Królowo Polski Maryo,
Aby się w Polsce i po całym świecie
nabożeństwo za dusze zmarłych rozszerzyło,
prosimy Cię o Maryo,
Aby Bóg dobrodziejom,
przyjaciołom zakonu Ojca Stanisława
we wszystkiem błogosławić raczył,
prosimy Cię o Maryo,
Aby Bóg Kościół święty katolicki
i Namiestnika jego oraz wszystkie duchowne stany
wspierać i błogosławić raczył,
prosimy Cię przez gorliwość 0. Stanisława, o Maryo,
Aby Bóg wszystkich, którzy dla ojczyzny
zdrowie i życie poświęcają w tym życiu błogosławić,
a po śmierci w niebie pomieścić raczył
dla zasług Ojca Stanisława, prosimy Cię o Maryo,
Aby nam Bóg prawdziwą skruchę za grzechy
i łaskę ostatecznego wytrwania w dobrem
przez zasługi i przyczynę bł. Ojca Stanisława
dać raczył,
prosimy Cię o Maryo,
Aby nam Bóg w godzinę śmierci naszej
O. Stanisława Papczyńskiego
na pomoc i pociechę przysłać raczył,
prosimy Cię o Maryo,
Abyśmy widzeniem Boga
i Niepokalanej Dziewicy w niebie się cieszyli,
uproś to sługom swoim
Chwalebny Ojcze nasz Stanisławie,
Abyśmy wspólnie z Tobą
ŻYWOT OJCA STANISŁAWA PAPCZYŃSKIEGO
i O. Kazimierzem Wyszyńskim,
duchownym synem twoim w niebie się cieszyli,
uproś to sługom swoim
Chwalebny Ojcze nasz Stanisławie,
Aby nikt z czcicieli twoich i wielbicieli Zakonu twego
nie został odrzucony od Boga,
uproś to sługom swoim,
Chwalebny Ojcze nasz Stanisławie Papczyński,
Niepokalana maryańskiego Zakonu
Królowo i Matko prosimy Cię
dla zasług ulubieńca Twego Chwalebnego O. Stanisława
Papczyńskiego, aby wszyscy nieszczęśliwi, chorzy, kalecy,
więźniowie, sieroty, wdowy, w nędzy i opuszczeniu zostający, a wzywający pomocy tego sługi Twego, łaskę zdrowia,
pomoc i odpuszczenie grzechów u Syna Twego otrzymali,
spraw to o najlitościwsza Dziewico. Niepokalana maryańskiego Zakonu Królowo i Matko, prosimy Cię przez zasługi
ulubieńca Twego Ojca Stanisława, aby ucząca się młodzież
wzywając pomocy tego sługi twego w naukach pomoc
i zdolność odpowiednią oraz błogosławieństwo w swej pracy otrzymywała, a w walce z namiętnościami i pokusami
łatwość, spraw to o najlitościwsza Dziewico.
Niepokalana maryańskiego Zakonu Królowo i Matko, prosimy Ciebie, aby Syn Twój najmilszy Jezus wszystkim nieszczęśliwym, prześladowanym, pogardzanym, wszystkim,
którym się w tem życiu nie powodzi błogosławić, wspierać
i ratować raczył, przez zasługi, pokuty, cierpienia, prześladowania i niepowodzenia w życiu Sługi swego Stanisława
Papczyńskiego naj cierpliwiej bez szemrania zniesione,
spraw to o najlitościwsza Dziewico.
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata,
przepuść nam Panie
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata,
wysłuchaj nas Panie
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata,
zmiłuj się nad nami.
LITANIA II.
O CHWALEBNYM O. STAN. PAPCZYŃSKIM.
Kyrie elejson, Chryste elejson, Kyrie elejson.
Chryste usłysz nas, Chryste wysłuchaj nas,
Ojcze z nieba Boże, Zmiłuj się nad nami,
Synu Odkupicielu świata Boże, Zmiłuj się nad nami,
Duchu święty Boży, Zmiłuj się nad nami,
Święta Trójco, jedyny Boże, Zmiłuj się nad nami,
Święta Niepokalana Matko zakonu Maryanów Maryo,
módl się za nami.
0. Ojcze Stanisławie Papczyński,
0. Ojcze Stanisławie, Fundatorze Zakonu Maryanów,
0. Ojcze Stanisławie, Chorąży Niepokalanej Dziewicy,
0. Stanisławie, Wodzu zupełnie nowego hufca,
O. Stanisławie, Serafinie polski,
O, Stanisławie, mężu zraniony strzałami Boskiej Miłości,
O. Stanisławie, światło wszystkich nauczycieli,
O. Stanisławie, rycerzu walczący za Chrystusa
słowem, piórem i przykładem,
O. Stanisławie, gromicielu kacerstwa pietystów,
O. Stanisławie, nieustraszony obrońco zasad Ewangelii,
O. Stanisławie, kaznodziejo niespracowany,
O. Stanisławie, pracowita pszczółko Boża,
ŻYWOT OJCA STANISŁAWA PAPCZYŃSKIEGO
O. Stanisławie, kwitnące drzewo oliwne w domu Bożym,
O. Stanisławie, nieprzebrane źródło wymowy,
O. Stanisławie, upojony miłością Bożą,
O. Stanisławie, pokorny przyjacielu pokoju,
O. Stanisławie, Ojcze i wspomożenie ubogich,
O. Stanisławie, pociecho serc smutnych,
0. Stanisławie, słodyczy opuszczonych,
0. Stanisławie, pewny lekarzu chorujących,
0. Stanisławie, przewodniku anielski zbłąkanych,
0. Stanisławie, ucieczko grzeszników miłosierdzia pełna,
0. Stanisławie, zamiłowany
w ubóstwie, cierpieniu i umartwieniu,
0. Stanisławie, pokutniku jeden z największych,
0. Stanisławie, Opiekunie osób nieszczęśliwych,
0. Stanisławie, Apostole dusz w czyścu cierpiących,
0. Stanisławie, moralny sprawco wiktoryi wiedeńskiej,
O. Stanisławie, Najświętszego Sakramentu adoratorze,
0. Stanisławie, Niepokalanej Dziewicy Synu najmilszy,
0. Stanisławie, Mojżeszu za naród polski
ustawicznie miłosierdzia Bożego żebrzący,
0. Stanisławie, Ojcze ojczyzny twojej,
Abyśmy za grzechy nasze prawdziwą pokutę czynili,
Błagaj Boga, prosimy.
Abyśmy w Ojczyźnie wolnej i katolickiej umierali,
Błagaj Boga, prosimy.
Abyśmy za Twą przyczyną do niebieskiej ojczyzny
dostać się mogli,
Błagaj Boga, prosimy.
Aby grób 0. Stanisława nowemi zajaśniał cudy,
spraw to Niepokalana Maryanów Matko Maryo.
Aby zakon maryański po świecie się rozszerzył,
spraw to Niepokalana Maryanów Matko Maryo.
Aby Bóg ojczyźnie naszej nowych świętych a Kościołowi
i jego namiestnikowi obrońców przysporzyć raczył,
spraw to Niepokalana Maryanów Matko Maryo!
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata,
Zmiłuj się nad nami (3 razy).
V. 0 Ojcze Stanisławie, przez Twoje przyczyny
R. Zjednaj nam łaskę Boską, przejednawszy winy.
MODLITWA
0 SZCZEGÓLNĄ ŁASKĘ PRZED OBRAZEM
CHWALEBNEGO 0. ST. PAPCZYŃSKIEGO.
O wielki Sługo Boży, Ojcze Stanisławie Papczyński, miłosierny przyczyńco do Boga za wzywającymi twej pomocy,
któryś tyloma cudami litość Twoją nad wszelką nędzą ludzką okazał, i dotąd łaski okazujesz, wyjednaj mi Ojcze litościwy łaskę ... o którą proszę, a której dobro duszy mej i ciała
wielce potrzebuje. Nie odmawiałeś za życia łask szczególnych, które u Boga dla błagających Cię o nie wypraszałeś.
0 Ty! któryś na potrzeby i cierpienia ludzkie nie mógł za
życia patrzeć obojętnie, bez wielkiego wzruszenia, najlitościwszy mój Opiekunie, nie odmawiaj i teraz, kiedy się cieszysz już wieczną radością z Matką Niepokalaną w niebie.
0 wielki i niezawodny ludzi niepowodzeniem przyciśniętych Patronie, pocieszycielu, obrońco Ojcze Stanisławie,
wstaw się za mną do Niepokalanej Dziewicy, abym od Boga
to otrzymał, o co tak usilnie i z głęboką wiarą i ufnością Cię
proszę. Amen.
Następnie odmówić 7 razy Chwała Ojcu itd. na pamiątkę
siedemdziesięciu lat życia na ziemi Ojca Stanisława, oraz
43
westchnienie 7 razy: Chwalebny Ojcze Stanisławie Papczyński wyjednaj mi łaskę, o którą Cię proszę.
KORONKA
NA CZEŚĆ CHWALEBNEGO
O. STANISŁAWA PAPCZYŃSKIEGO.
Instytutora Zakonu Maryanów
na uczczenie 70 lat życia jego na ziemi
i dla uproszenia sobie pomocy
w szczególniejszej potrzebie.
W Imię Ojca + i Syna + i Ducha świętego. Amen.
Maryo, nadziejo moja na ziemi i niebie
Wstaw się za mną grzesznikiem do Serca Bożego,
Bym godnie mógł wysławić Stanisława Twego
I ratunek w tem życiu wyprosił dla siebie!
(Pierwszy dziesiątek (na większym paciorku).
MODLITWA.
Przejęty najgłębszą czcią i miłością ku Tobie, pozdrawiam
Cię Chwalebny Ojcze Stanisławie Papczyński, przypominając Ci świątobliwy twój żywot na ziemi, pełen niepowodzeń,
cierpień i utrapień, które Ci następnie tak wielką chwałę
w niebie zjednały. Znając cierpienia tego życia, byłeś litościwym Ojcem dla wszystkich Twej pomocy wzywających, nikogo nie opuściłeś bez ratunku, nie mogłeś znosić bez głębokiego współczucia łez ludzkich! Czyż dzisiaj byłbyś mniej
miłosiernym? 0 nie! Ojcze, Patronie mój. Tyś dziś potężniejszy w chwale niebieskiej, niż na ziemi. Spojrzyj więc teraz
z gwiaździstych przestworzy, z tronu Twej chwały na nędzę
moją, wiernego sługi Twego, pociesz mnie i poratuj w tej
potrzebie mojej, którą teraz przedstawiam ojcowskiemu
sercu Twemu, okarz się mi prawdziwie ojcem, o przemożny
niezawodny Patronie nieszczęśliwych w tem życiu; proszę
Cię i błagam przez Twoje łzy wylane nad nieszczęśliwemi,
gdyś żył na tym padole płaczu, zaklinam Cię na miłość Twoją ku Niepokalanej Dziewicy i przez zasługi świętych maryańskiego Zakonu, proszę, wysłuchaj mię o łaskawy, o dobry
i litościwy Ojcze Stanisławie. Amen.
Na mniejszych paciorkach (10 razy).
PROŚBA.
Ach, Ojcze Stanisławie! przez Twe narodzenie
Uproś ducha pokory i świata wzgardzenie.
Na końcu każdego dziesiątka:
Chwała Ojcu i Synowi i Duchowi świętemu, jak była itd.)
Drugi dziesiątek (na większym paciorku).
MODLITWA
Przejęty najgłębszą czcią i miłością ku Tobie itd.
(jak wyżej).
Na mniejszych paciorkach (10 razy).
PROŚBA.
Ach, Ojcze Stanisławie, przez dziecięctwo Twoje
Spraw, bym w chwilach pokusy zwalczył chuci moje.
Chwała Ojcu i Synowi itd.
Trzeci dziesiątek (na większym paciorku).
MODLITWA.
Przejęty najgłębszą czcią i miłością ku Tobie itd.
44
Na mniejszych paciorkach (10 razy).
PROŚBA.
Ach, Ojcze Stanisławie! przez walkę młodości
Spraw, niech czystość anielska w sercu mem za gości.
Chwała Ojcu i Synowi itd.
Czwarty dziesiątek (na większym paciorku).
MODLITWA.
Przejęty najgłębszą czcią i miłością ku Tobie itd.
Na mniejszych paciorkach (10 razy).
PROŚBA.
Ach, Ojcze Stanisławie, przez Twe męskie lata,
Spraw, bym szczerą miłością płacił złości świata.
Chwała Ojcu i Synowi itd.
Piąty dziesiątek (na większym paciorku).
MODLITWA.
Przejęty najgłębszą czcią i miłością ku Tobie itd.
Na mniejszych paciorkach (10 razy).
PROŚBA.
Ach, Ojcze Stanisławie! przez Twe dni sędziwe,
Racz mi życie wyjednać święte i cnotliwe.
Chwała Ojcu i Synowi itd.
Szósty dziesiątek (na większych paciorkach).
MODLITWA.
Przejęty najgłębszą czcią i miłością ku Tobie itd.
Na mniejszych paciorkach (10 razy).
PROŚBA.
Ach, Ojcze Stanisławie! przez Twe chwile zgonu,
Zaprowadź mię do Bożego miłosierdzia tronu.
Chwała Ojcu i Synowi itd.
Siódmy dziesiątek (na większych paciorkach).
MODLITWA.
Przejęty najgłębszą czcią i miłością ku Tobie itd.
Na mniejszych paciorkach (10 razy).
PROŚBA.
Ach, Ojcze Stanisławie! przez niebios rozkosze
Spraw, niech w wiecznej światłości dobroć Twoją głoszę.
Chwała Ojcu i Synowi itd.
ZAKOŃCZENIE.
Przez śmierć i życie Twoje, przez lata dziecięce,
Przez Twe młodzieńcze, męskie i sędziwe lata
Stanisławie! mą duszą weź w ojcowskie ręce,
I odnieś ją do Boga, gdy zejdą ze świata.
OFIAROWANIE KORONKI.
Składam pokornie u stóp Twoich Najchwalebniejszy Ojcze
Stanisławie od Jezusa i Maryi tę koronkę na uczczenie
siedmdziesięciu lat twego umartwionego pełnego zasług
i chwały, anielskiego żywota, i proszę Cię, abyś raczył rządzić każdym rokiem i każdym dniem doczesnego życia
mego; pocieszaj mnie w uciskach, ratuj w pokusach, bądź
wodzem moim do ojczyzny niebieskiej, a zawsze, gdy do
Ciebie zawołam o ratunek, pospiesz mi z pomocą, a osobliwie w tem utrapieniu ... pomnij też o mnie w godzinę mej
ŻYWOT OJCA STANISŁAWA PAPCZYŃSKIEGO
śmierci i przybądź po biedną duszę moją wraz z Niepokalaną Dziewicą i świętymi Twego zakonu maryańskiego,
i przed Najwyższym Sędzią racz mi być Obrońcą. O, Ty, któryś nikomu nigdy nic nie odmówił, ratuj mnie Ojcze Stanisławie Papczyński. Niech się tak stanie przez Jezusa Chrystusa Pana naszego. Amen.
DO O. STANISŁAWA PAPCZYŃSKIEGO,
RYCERZA W POTRZEBIE WIEDEŃSKIEJ.
MODLITWA POLONUSA WIERSZEM,
z roku 1768.
Witaj wielki w tem życiu Polski miłośniku
Witaj polskiej młodzieży wierny przewodniku!
Całe sarmackie plemię miej na pilnem oku,
By w drodze niewiadomej nie zmyliło kroku;
Jako z obłok kolumna, jako słup ognisty
Takeś ojczyźnie Wodzem, o Papczyński czysty,
Wszakżeś Ty w swojem życiu chodząc po tej glebie
Dodawał serca ojcom w wojennej potrzebie
Więc i teraz przybywaj w pomoc Stanisławie,
Gdy honor Boski z wiarą w Polsce ginie prawie,
Stanisławie Papczyński, największy Patronie,
Który swej nie opuszczasz, zleconych obronie!
Nie tak bardzo rodzice swe dzieci kochają
Jakiej w tobie miłości rodacy doznają.
Tobie wszelka opieka i mocna obrona
Nad strapioną ojczyzną nieszczęściem zlecona,
Obroń i naszych więźniów niewinnych w tarasie,
Który dla praw ojczyzny ponoszą w tym czasie,
Że przy prawach wolności i wierze stoimy,
Ciężkiej niewoli jarzmo na sobie nosimy.
Stłum z wysokiego nieba tych, którzy otwarcie
Przeciwko nam powstają jak lwy na pożarcie!
Stanisławie, nasz dzielny Przyczyńco do Boga,
Za ludem polskim błagaj, niechaj minie trwoga
Przed gniewem Bożym, ach, Ty nas pocieszysz
I z ratunkiem skutecznym strapionym pospieszysz.
Bóg srodze zagniewany na Polskę za grzechy,
Niech za Twoją przyczyną płacz zmieni w pociechy,
Nieprzyjaciele nasi niech nam będą łupem,
Ściągnij na nich Twą rękę, a polegną trupem.
Wspierajże nas w utarczce i obroń rycerstwo
Jako niegdyś pod Wiedniem —zwojujem kacerstwo.
Przy Twojej wielowładnej i dzielnej obronie,
Nasza wiara jedynie niech kwitnie w Koronie.
A z czyścowych tarasów rycerzy ojczyzny
Wyratuj Stanisławie — policzywszy blizny
Jakie za wiarę świętą i ojczyznę drogą
Ponieśli, więc niech Twoje modły ich wspomagają. A.
WESTCHNIENIE.
O. Stanisławie Papczyński
Ratuj naród męczeński.
PIEŚŃ O CUDOTWORNYM
O. STANISŁAWIE PAPCZYNSKIM
W NOWEJ JEROZOLIMIE, PROPE VARSOVIA,
ŁASKAWIE SPOCZYWAJĄCYM A MIŁOSIERNYM.
(z XVIII w.).
ŻYWOT OJCA STANISŁAWA PAPCZYŃSKIEGO
Ojczysta Polska wszystka się raduje
A Maryanów zakon tryumfuje
Że ich Fundator Stanisław Papczyński
W niebo wstępuje.
Czciciel Maryi, ubogich obrońca
Szczęśliwie dobiegł życia swego końca,
Błogosławiony! Z Bogiem się raduje
I tryumfuje!
O ciesz się, raduj, Maryi Czcicielu,
A o rodakach swych pamiętaj wielu,
Którzy czczą Ciebie, Ojcze Stanisławie
Pocieszycielu!
I swych ojczystych nie zapomnij łanów,
Ani zakonu swego Maryanów,
Niech polska ziemia rodzi legiony
Świętych kapłanów,
O, bo się w Twojej źle ojczyźnie dzieje
Wiara, moralność, zupełnie maleje,
Ratujże młodzież przed zepsuciem serc ich,
Naszą nadzieję!
Ty, coś swój Zakon dla młodzieży stworzył,
Spraw u Maryi, by w niej Twój duch ożył,
Swemi prośbami uczyń ten cud błogi
Patronie drogi!
BŁAGANIE POMOCY OJCA NASZEGO z r. 1864.
Patryarcho nasz kochany,
Wspomnij na swe Maryany,
Ach, bo widzisz Ojcze w niebie,
Jak nam trudno żyć bez Ciebie
Nie opuszczaj nas, nie opuszczaj nas,
Ojcze, nie opuszczas nas!
Zakon Twój, wróg prześladuje,
Ze wszech klasztorów ruguje,
Gdzież pociechę my znajdziemy
Komuż my się użalimy?
Nie opuszczaj nas itd.
Ratuj Ojcze Stanisławie
Nas, byśmy ku większej sławie
Maryi się utrzymali,
Dusze czyścowe wspierali,
Nie opuszczaj nas itd.
Uchowaj nas od zagłady,
Maryi zasięgnij rady,
By swój zakon ratowała,
Maryanów zachowała.
Nie opuszczaj nas itd.
My regule będziem wierni,
Dla dusz w czyścu miłosierni,
Ale ratuj ukochany
Ojcze swoje Maryany!
Nie opuszczaj nas itd.
Bądź nasz Ojcze zawsze z nami
Przyświecaj swemi cnotami,
Byśmy Twojem życiem żyli,
Święcie Maryi służyli.
Nie opuszczaj nas itd.
Twemu sercu nasze sprawy,
Polecamy, o łaskawy Ojcze!
Ty sam władaj nami,
45
Swojemi Maryanami.
Nie opuszczaj nas, nie opuszczaj nas,
Ojcze nie opuszczaj nas.
Fr. Sł., Ordinis Marianorum.
HYMN NA CZEŚĆ OJCA ZAKONU MARYANÓW.
Patryarcho Stanisławie! wielki w niebian gronie,
Który za dni swoich biednych pocieszałeś stale,
Nieszczęściami skołatanej ojczyzny Patronie!
Z serca, z duszy, nasze pienia wznosim ku Twej chwale,
Nieszczęśliwych Swych rodaków ratuj Stanisławie,
Litość okarz i próśb naszych racz słuchać łaskawie.
Za dni twoich naród polski nieszczęścia trapiły,
Klęski srogie go zalały jako pełne morze,
Ratowałeś swą Ojczyznę Stanisławie miły,
Słowem, piórem i nauką, szerząc dzieła Boże.
Nieszczęśliwych swych rodaków itd.
Tyś miał pieczę, by wybawić lud polski z ciemnoty,
Założyłeś nowy Zakon — obóz niebu miły,
By prawd Bożych lud nauczał, był pełen szczodroty
Dla dusz w czyścu — więc zadrżały wsze piekielne siły.
Nieszczęśliwych swych rodaków itd.
Stanisławie, tyś dla Polski niby gwiazda ranna,
Rozprósz jasnym swym promieniem
ziemskiej mgły ciemnoty,
Niech rozprysną cienie grzechu, Gwiazdo nieustanna!
Drogą prawdy i mądrości prowadź nas do cnoty.
Nieszczęśliwych swych rodaków itd.
Jako pełny we dni swoje księżyc, jasny, miły,
Tak nam ciemną noc żywota rozjaśń na tej ziemi!
Prawodawco! spomóż słabych! wątłym dodaj siły!
Aby pełniąc twoje prawa stali się świętymi.
Nieszczęśliwych swych rodaków itd.
Twa potęga, świętość, sława, cóż im sprostać zdoła?
Ty w kościele polskim świecisz, jako słońce jasne...
A promienie, co spływają od twojego czoła,
Niech ogarną syny świata, i twe syny własne.
Nieszczęśliwych swych rodaków itd.
Jako tęcza jaśniejąca zgięta w łuk, w półkole,
Tyś jest bramą, więc do niebios przepuść nas krainy,
Maryanów świętych Wodzu, wielki Apostole!
Niech przez ciebie wejdą w niebo
dusz czyścowych gminy!
Nieszczęśliwych swych rodaków itd.
Jak różany kwiat w dni wiosny, lub Lilia biała,
Co ku niebu wznosi kielich nad bieżącą wodą,
Nad ojczyzną tak góruje postać twa wspaniała,
I zniewala serca nasze wzniosłą swą urodą.
Nieszczęśliwych swych rodaków itd.
Jako ogień błyskający niby jaka zorza,
I na ogniu wydające miłą woń kadzidło,
Tak woń świętych cnót wydaje twa gromadka hoża,
Ze przed siłą Twą w nich pierzcha piekielne straszydło.
Nieszczęśliwych swych rodaków itd.
Jak naczynie urobione ze szczerego złota,
I wszelkiemi kamieniami zdobne kosztownemi;
W tobie wszelka doskonałość, mądrość, świętość, cnota,
Spraw o Mistrzu! byśmy Tobie byli podobnymi!
Nieszczęśliwych swych rodaków itd.
Jak oliwa wydająca owoc swój obficie,
46
I jak cyprys, co koronę wznosi okazale,
Tak łagodnem i tak wzniosłem było twoje życie,
Choć potężnym, dziś cudownym jesteś w swojej chwale.
Nieszczęśliwych swych rodaków itd.
Ojcze Ty nasz, co skonałeś pośród braci grona,
Jako pośród szczepów cedru na górze Libanie,
Śród palm ślicznych albo w gronie synów Aarona,
Zakończyłeś święte życie przez święte skonanie.
Nieszczęśliwych swych rodaków itd.
A konając — przez Maryę wziętyś jest do nieba
Mistrzu święty! — Stanisławie! usłysz głos nasz w niebie!
Spuść pamiątkę! Ducha twego! nam go tak potrzeba!
Proś za nami, byśmy w cnotach doścignęli Ciebie!
Nieszczęśliwych swych rodaków itd.
O nadziejo Maryanów Ojcze nasz Papczyński,
Jako niegdyś wiódłeś króla Jana do zwycięstwa,
Tak dziś oddal od Zakonu i Ojczyzny klęski,
Wlej hart w dusze, wlej cierpliwość i dodawaj męstwa!
Nieszczęśliwych swych rodaków ratuj Stanisławie,
Litość okarz i próśb naszych racz słuchać łaskawie.
PIEŚŃ
NA CZEŚĆ CHWALEBNEGO
OJCA STANISŁAWA A JESU MARIA,
PATRONA NIESZCZĘŚLIWYCH,
z r. 1900.
Ciebie na wieki wychwalać będziemy
Wielki nasz Ojcze Papczyński.
W twojej opiece niechaj zostajemy,
Ratuj swój naród męczeński,
Prześliczna Perło, Ojcze Stanisławie,
Sarmackiej ziemi błogosław łaskawie,
Ojczyźnie i swym czcicielom!
W każdem nieszczęściu, w wszelkiem utrapieniu
Twojej pomocy żądamy,
Tyś nam pociechą we wszelkiem cierpieniu,
K’ tobie my biedni wzdychamy,
Pocieszycielu smutnych i strapionych,
Ubogich, nędznych, ludzi opuszczonych
Litosny Ojcze Papczyński!
Ciebie Najświętsza i Niepokalana
Dziewica umiłowała.
Cny Stanisławie — przez Nią błagaj Pana,
By twych czcicieli wspierała
W życiu i w skonie, i w każdej potrzebie,
Gdy zawołamy o pomoc do Ciebie
Łaskawy Ojcze Papczyński!
W godzinę śmierci przybądź nam łaskawie
Twojej opieki żądamy
Wspomagaj, ratuj, Ojcze Stanisławie,
Niech przy Tobie skonamy;
Błagaj Jezusa, niechaj się zmiłuje,
Niech od zginienia Twe sługi salwuje
0 wielki Ojcze Papczyński!
Twe prośby wesprze i Niepokalana
Matka Twojego Zakonu
Maryańskiego — Ty z Nią błagaj Pana,
Kiedy przyjdzie chwila zgonu
Na nas — o Ojcze przebłogosławiony,
My dziś żebrzemy twej dzielnej obrony
ŻYWOT OJCA STANISŁAWA PAPCZYŃSKIEGO
Przemożny Ojcze Papczyński!
Sławny Patronie dusz w czyścu cierpiących,
Orędowniku ich w niebie,
Spojrzyj-że na nie w ogniu gorejące,
O to błagamy dziś Ciebie.
Ach, miłosierdzia żebraj dla strapionych
Obrońców Polski w czyścu opuszczonych,
Przez serce Matki Maryi!
Jak Arką Noego swą steruj.
Kraków, Listopad 1911.
Dr Kazimierz Lubecki.
HYMN POCHWALNY
NA CZEŚĆ O. STANISŁAWA PAPCZYŃSKIEGO
A JESU MARIA.
Do Boga niech wnijdzie pieśń gromka,
Niech dzięki u Stwórcy brzmią tronu,
Że Bóg nam Świętego dał ziomka,
Opokę Maryanów zakonu.
O Patryarcho nasz maryański,
Ojcze Papczyński Stanisławie,
Święty kapłanie, wierny Pański,
Wstaw się doń za nas, wstaw łaskawie
(((Po każdym wierszu ta zwrotka się powtarza.))).
Królestwa Sobieskich splendorze,
Maryi żarliwy czcicielu,
Ty z nieba nam świecisz, jak zorze,
Którędy podążać do celu.
Blask Niepokalanie Poczętej
Był słońcem dni twego żywota,
I w przędzy Twych myśli tak świętej,
Wciąż o Niej rozbłyska myśl złota.
0 nieustający w modlitwach
Za dusze obrońców narodu,
Co legli rycersko zań w bitwach
Lub w kaźniach od męczarń i głodu.
Niebiańskich Ty prawd Apostole,
Wciąż głosisz katechizm i głosisz,
Po całej ojczyzny padole
Najświętszą naukę roznosisz.
A z Tobą też bracia to czynią,
Dla którycheś Zakon założył,
Chcąc Polskę uczynić świątynią,
Gdzie Boży by duch się pomnożył.
Odkładasz fiolety, łańcuchy,
Pustelnię z klasztorem obierasz,
Skąd pełen pokory i skruchy
Raz wraz się w świat kazać wybierasz.
Tyś ludu i króla spowiednik
I Innocentego Papieża,
A ninie nasz z Bogiem pośrednik,
Któremu hymn w niebo uderza
I dzisiaj Ci Polska się kaja,
Przyczyny przed Panem Twej błaga,
Twa świętość gniew Jego rozbraja
I przez nią nam ulży kar plaga.
I dzisiaj Ojczyzny Twej dzieci
Za Wiarę i za nią mrą srogo,
Niech światłość wieczysta im świeci,
A niech ich Twe modły wspomogą.
0, biały nasz mnichu, nasz Święty,
Jak Anioł-Stróż Polski, nas kieruj
I Polską przez czasów odmęty,
ŻYWOT OJCA STANISŁAWA PAPCZYŃSKIEGO
47
Kaplica Bł. Ojca Stanisława Papczyńskiego w Bazylice licheńskiej. Po prawej stronie relikwie błogosławionego
Był gorącym czcicielem Niepokalanej Matki Boga, wielkim kaznodzieją i ojcem ubogich. Jego opiece zawierzam wszystkich,
a zwłaszcza chorych i osoby w podeszłym wieku. Niech wam
Bóg błogosławi.
Papież Benedykt XVI
o błogosławionym Stanisławie Papczyńskim
w dniu beatyfikacji w Licheniu 16 września 2007 roku
* * *
Autentycznym przyjacielem Chrystusa i Jego niestrudzonym
apostołem był Błogosławiony Stanisław od Jezusa i Marii Papczyński. Urodzony w Podegrodziu w ubogiej, wiejskiej rodzinie,
żył w czasach, w których Polska, targana licznymi wojnami i zarazami, pogrążała się w coraz głębszym chaosie i nędzy. Wychowany zgodnie ze zdrowymi zasadami Ewangelii, młody Stanisław pragnął oddać się bez reszty Bogu i już od lat
młodzieńczych czuł się skierowany do Niepokalanej Dziewicy,
Matki Chrystusa. Z czasem Bóg przemienił małego pastuszka,
tak opornego do nauki i chorowitego, w kaznodzieję przyciągającego tłumy swą pełną erudycji mądrością i głębokim mistycyzmem; w spowiednika, którego duchowej rady poszukiwali
nawet dostojnicy kościoła i państwa; w gruntownie wykształconego wykładowcę, autora licznych, wielokrotnie wydawa-
48
nych dzieł; w założyciela pierwszego polskiego zakonu męskiego, właśnie Zgromadzenia Księży Marianów od Niepokalanego
Poczęcia Najświętszej Maryi Panny.
Fragment homilii kardynała Tarcisio Bertone
wygłoszonej podczas mszy beatyfikacyjnej
16 września 2007 roku w Licheniu
* * *
Czy więc się modlisz, czy czytasz, czy piszesz, czy prowadzisz dobre rozmowy, rozmyślasz, pracujesz, jesz,
pijesz, uczciwie odpoczywasz krzepiąc swego ducha,
i cokolwiek tylko robisz uczciwego, pobożnego, świętego, pożytecznego i godnego pochwały, czyń to
wszystko z miłości ku Bogu i na chwałę Bożą.
Niech nie liczy na ujrzenie Maryi w niebiańskim
przybytku ktoś, kto tu na ziemi Jej nie naśladował,
kto nie służył Jej z całkowitym oddaniem.
0. Stanisław Papczyński
ŻYWOT OJCA STANISŁAWA PAPCZYŃSKIEGO
VIVAT POLONUS, UNUS DEFENSOR MARIAE!
NIECH ŻYJE POLAK, JEDYNY OBROŃCA MARII!
Adam Mickiewicz
ŻYWOT OJCA STANISŁAWA PAPCZYŃSKIEGO
49
50
ŻYWOT OJCA STANISŁAWA PAPCZYŃSKIEGO