I. JANTARKOWIE POZNAJĄ FALE

Transkrypt

I. JANTARKOWIE POZNAJĄ FALE
I. JANTARKOWIE
POZNAJĄ FALE
1. Narodziny Jantarków
Królowa Jurata mieszka na dnie naszego Bałtyku w bursztynowym pałacu. Jej pałac
otaczają Góry Jantarowe, zbudowane nie z kamienia jak wszystkie góry świata, lecz z
czystego jantaru, który Polacy nazwali bursztynem. W jej pałacu panuje zawsze spokój i
cisza. Ale na powierzchni morza bywa niespokojnie. Tam król oceanów Neptun nieraz tańczy
wraz z wichrami wzniecając olbrzymie fale. A fale uderzają z wściekłością w brzegi, często
niszcząc uprawy, drzewa i ludzki dobytek. Jurata jest dobrą królową i troszczy się nie tylko
o morze, ale również o dzielnych ludzi żyjących nad jego brzegiem. Dlatego od czasu do
czasu wydobywa swe jantarowe skarby i wrzuca je w zburzone fale morskie, a te, wyrzucają
je na brzeg. Ludzie bardzo się cieszą z każdego znalezionego odłamka. Szczególnie szczodrze
rzuca ona swe skarby wtedy, gdy wichry są najsilniejsze a najgroźniejsze fale wyrządzają
ludziom szkody.
Dawniej, kiedy morze było spokojne, a szum fal zamieniał się miły dla ucha plusk,
Jurata wychodziła na brzeg i obserwowała życie i pracę ludzi. Zna ich trudy i zmartwienia.
Szczególnie współczuła małym dzieciom, które przez długie godziny musiały pozostawać
same, wtedy, kiedy ich rodzice zajęci byli uprawą pól, lub łowieniem ryb. Dlatego zgodnie z
radą Sofiji postanowiła stworzyć im przyjaciół: małych i niewidocznych. Wyrzeźbiła ich z
najcenniejszego materiału z bursztynu – jantaru i nazwała Jantarkami. Po czym razem z
okruchami bursztynu wrzuciła w rozszalałe fale. Sztorm był tak silny, że spienione fale
przelały się do małego jeziorka oddzielonego od morza wąskim pasem płaskiego lądu. I tak
oto Janarkowie znaleźli się w jeziorku.
Rys. 1.1. „Narodziny” Jantarków. Jurata rzeźbi (lewo) i Sofija ożywia (prawo).
Kiedy burza ucichła i z powierzchni jeziorka zniknęły fale, Sofija dojrzała małych
krasnalków, domyśliła się, że są oni dziełem królowej Juraty i postanowiła ich ożywić. Na jej
życzenie Janarkowie wypłynęli na powierzchnię wody i przekonali się, że mogą zupełnie
swobodnie spacerować po jej powierzchni. Ich pamięć nie jest pusta jak nowo narodzonego
dziecka, bowiem szczodra Sofija umieściła tam wszystkie bajki o krasnoludkach, które ludzie
tworzyli od wieków. Janarkowie są więc po części dziećmi Juraty, Sofiji i morza.
1
Odziedziczyły miłość swych twórczyń, umiłowanie fal, równocześnie niebywała odwagę,
ciekawość, żądzę wiedzy i przygód. Pycha i zarozumiałość cechująca wielu ludzi, w tym
również uczonych, jest im zupełnie obca. Ludzie pyszni i zarozumiali wydają w ich oczach
jak nadmuchane balony w zbyt ciasnym ubranku. Jantarkowie utrzymują niewidzialną
łączność z Sofiją, z której pomocy nieraz korzystają w czasie swych niezliczonych przygód.
Rys. w3. Jeziorko narodzin Jantarków. Popuść wodze fantazji a z pewnością ich dostrzeżesz
2. Dryżyna Jantarków
Jantarkowie są bardzo zgraną drużyną siedmiu dzielnych krasnali. Nigdy dobrowolnie
nie oddalają się zbytnio od siebie. Są do siebie bliźniaczo podobni i wszyscy noszą równe
kubraczki. W takim stroju nawet sami siebie nie potrafiliby rozróżnić, dlatego każdy z nich
ma swój własne logo - znak na kubraczku. Choć każdy z nich potrafi wykonywać wszystkie
prace i płatać wszelkie figle, to jednak każdy z nich jest niedościgłym mistrzem w swojej
ulubionej dziedzinie, tę jego specjalność wyraża jego logo.
Papa – jest ich przywódcą i choć, jak w demokracji, wszyscy są równoprawni, to
jednak każdą ostateczną i ważną decyzję on podejmuje. Jego logo – to korona.
Kółek ma swoje logo – kółko i jest doskonałym wodzirejem wszelkich tańców.
Sinusek jest mistrzem huśtawek, a jego logo to falista linia zwana przez ludzi
sinusoidą.
Kwantuś jest mistrzem niepokojenia spokojnych atomów, a jego logo trudno opisać
słowami, ale spójrzcie na rysunek.
Filos potrafi po mistrzowsku wyjaśniać ich przedziwne przygody. Jego logo – to
księga otwarta.
Nuduś to ten, którego znakiem jest smutna twarzyczka. Nie zagrzeje dłużej żadnego
miejsca, bo każda zabawa szybko go nudzi.
Fonek pełni bardzo odpowiedzialną funkcję; odpowiada za łączność głosową, stąd
jego symbolem jest tuba.
2
Papa
Filos
Kółek
Nuduś
Fonek
Kwantuś
Sinusek
Rys 1.2. Drużyna Jantarków
Dziwne są zwyczaje Jantarków. Nie jedzą, nie piją, a żyją. Ich pracą jest nieustanna
zabawa. Ale jest to bardzo mądra zabawa, która zawsze pozwala im lepiej poznać świat. Praca
ta, choć często niebezpieczna i bardzo trudna ani ich nie męczy, ani nie zniechęca. Po prostu
poznawanie świata jest ich pasją; ich hobby. Nie uznają żadnego obcego towarzystwa, a
wzajemna miłość wiąże ich ze sobą silniej niż potężne liny. Dla nas ludzi są bardzo usłużni,
uprzejmi i uczynni. Szczególnie lubują się w poszukiwaniu tego co nam podsuwa mądra
Sofija. Są nieśmiertelni w inny sposób niż ludzie. Bo dla nas:
Duch to budowla. Ciało jako rusztowanie
Musi być rozebrane, gdy budowla stanie. (A. Mickiewicz).
Oni żyją zawsze i swoją misję widzą tylko w wspomaganiu nas przy wznoszeniu naszej
niewidzialnej budowli.
Mają oni dla nas pewna wadę: są niewidzialni dla naszych otwartych oczu. Ale niech
nas to nie dziwi. Przecież oczy nie należą do naszej budowli, lecz tylko do rusztowania.
Możemy zobaczyć naszych kochanych Jantarków tylko wtedy, kiedy nasze oczy są zamknięte
a umysł otwarty na fantazję. Niekiedy łączymy się z nimi w czasie snu. Nie słyszymy ich
głosu i zresztą trudno zrozumieć ich mowę, bo jest ona zaczarowana i mieści się między
wierszami tekstu książek oraz za nieprzyjazną z pozoru pokrywą matematycznych wzorów i
równań, które niekiedy sami fizycy nazywają „robakami”. Od wielu lat usilnie próbowałem
zrozumieć tę mowę, ale Jantarkowie nie nawiedzają mnie nocą i pozostaje tylko trud
odgadywania bajek, które napisali między wierszami. A czy dobrze potrafię je odczytać,
osądzicie sami Drodzy Czytelnicy.
3
3. Spacer Jantarków po powierzchni jeziora
Był słoneczny lipcowy dzień. Powierzchnia jeziora była zupełnie płaska jak tafla
szkła. Nie zakłócały jej nawet owady, które biegając po powierzchni wprawiają ją w drżenie.
Po tafli przechadzała się drużyna Jantarków śpiewając radośnie swój hymn.
Hymn Jantarków (Na melodię „Gdy po ćwiczeniach”)
Hej! Jantarkowie dzielna drużyno!
Ruszajmy poznać jaka przyczyna
Zjawisk i piękna, świata wokół nas.
Czas to już poznać. Hej! Najwyższy czas!
Dalej bracia Jantarkowie!
Razem poznawajmy świat.
Prawdy nikt nam nie opowie
Zdobędzie ją dzielny chwat.
Każdy wiedzieć chce! Każdy wiedzieć chce!
Każdy pragnie zrozumienia nawet we śnie!
My Jantarkowie nie możemy zwlekać
Z poznaniem prawdy rozhuśtanych fal.
Woda i wietrzyk nie chcą na nas czekać.
Raz na fali! Raz wśród fal! Ruszaj w dal!
Kroczyli po gładkiej tafli jeziora, na której jak subtelna siateczka rysowały się granice
poszczególnych drobin wody. Gęsto ułożone drobiny, z których każda przypominała
kształtem serduszko, wiązały ze sobą niewidzialne siły. Każda pojedyncza wcale nie była
płaska jak szyba czy powierzchnia stołu, a jednak, kiedy były stłoczone ciasno jedna obok
drugiej, to tworzyły błonę, po której mogli swobodnie chodzić nie tylko Jantarkowie, ale
nawet owady; małe dla nas, ale olbrzymie dla krasnali. W dodatku poszczególne drobiny
ustawicznie poruszały się, „rozpychały”, zamieniały miejscami, nurkowały, stąd siateczka
ciągle zmieniała kształt i rozmieszczenie swych „oczek”. Rysunek siatki był tak subtelny, że,
choć oczka sieci były zbliżone wymiarami do wzrostu krasnali, nie zakłócał obrazu odbitego
w wodzie.
Milczenie Jantarków przerwał Filos skłonny zawsze do filozofowania:
- Popatrzcie! Każdy z nas ma sobowtóra pod swoimi stopami ustawionego «do góry
nogami». Jesteśmy na tej subtelnej siateczce zawieszeni w przestrzeni między dwoma
niebami i dwoma słońcami, a każdy z nas wraz ze swoim sobowtórem przypomina obraz
króla z kart, którymi bawią się dorośli ludzie.
Po pewnym czasie Nuduś zwrócił się do Papy i wszystkich członków drużyny:
- Znudziło mi się oglądanie tej sieci i pustego nieba. Nasz wodzu i druhu; ty masz władzę
przywoływania wiatrów, zaproś spokojnego Zefirka, by zebrał pot z naszych twarzy i
rozweselił nas w drodze do odległego jeszcze brzegu.
„Tak! Tak!” zabrzmiało równocześnie kilka głosów.
Tymczasem Filos szedł nieco z boku i myślał tak intensywnie, że aż błyszczała księga jego
logo, pilnie nasłuchiwał, po czym stwierdził:
- Wydaje mi się, że słyszę głos Sofiji, który przestrzega przed niebezpieczeństwem, ale nie
wiem jakim.
4
Rys. 1.3. Krasnale podziwiają swój obraz odbity w wodach jeziora. Obok owad biegający po
powierzchni wody.
4. Pierwsze psoty Zefirka
Jak to bywa w demokracji Papa zapytał członków drużyny, czy przyjąć prośbę
Nudusia i zaprosić Zefirka. W odpowiedzi usłyszał pięć „tak”, a tylko jeden głos sprzeciwu. I,
choć Papa doceniał mądrość Filosa, głośno zawołał:
- Przybywaj spokojny Zefirku osusz nasze czoła, daj nam trochę nowej radości!
Słowa Papy podziałały jak zaklęcie. Lekki wiaterek wiejący w stronę brzegu istotnie
zebrał pot z ich czoła oraz popychał ich do przodu ułatwiając marsz.
Rys 1.4.. Fotografia zmarszczek na wodzie. Zauważ, że zmarszczki utworzyły się tylko na
środkowej części stawu
5
- Ale fajnie!- stwierdził Nuduś – teraz szybko dojdziemy do brzegu.
Niestety. Tak zupełnie fajnie było tylko przez krótką chwilkę. Spokojna dotąd powierzchnia
wody stała się szorstka. Na płaskiej powierzchni jeziora tworzyły się bardzo niskie, lecz dla
krasnali zauważalne góreczki. Za tymi góreczkami tworzyły się równie małe zagłębienia. Te
nierówności zaczęły utrudniać marsz krasnali. Wtedy Filos zauważył:
- Dobrze, że zarówno dolinki, jak i górki ciągle pokryte są napiętą błoną, w której nie
grzęzną nasze stopy. Ale popatrzcie, te pagóreczki i dolinki przepływają pod nami unosząc
nas raz w górę, by za chwilę opuścić nas w dół na dno dolinki.
Jantarkowie bardzo pilnie przyglądali się temu co się dzieje z nimi i wokół nich.
Wszędzie wokoło otaczały ich ruchome pagórki i dolinki. Również Papa, pilnie obserwujący
co dzieje się wokół, zauważył:
- Wszystko wokół drga, pagórki pod nami przepływają. Kołysze się powierzchnia wody i my
wraz z nią również się kołyszemy.
Zatrzymali się w marszu, by nieco odpocząć i zorientować się co dzieje się z
powierzchnią wody. Z pewną tęsknotą i nadzieją spojrzeli w stronę odległego brzegu, na
którym nic nie drga i nie kołysze się pod nogami. Już nawet w marzeniach widzieli, jak siedzą
i gwarzą wśród szumiących traw. Wpatrzeni w brzeg nawet nie zauważyli, że nierówności na
powierzchni wody stawały się coraz wyższe i że oni sami doznają coraz większych drgań i
kołysań. Jedynie Filos, który pilnie rozglądał się wokoło i obserwował ciągle zmieniającą się
powierzchnię wody, zauważył, że górki przepływają w stronę brzegu. Podzielił się swoimi
spostrzeżeniami:
- Powierzchnia wody przypominała olbrzymie stado owiec pędzone przez bacę na zielone
nadbrzeżne pastwisko. Ale czym są te owieczki, przecież nie drobinami wody na których
stoimy, ale które nie przenoszą nas w stronę brzegu. Jak to się dzieje, że my sami, mimo, że
stoimy na grzbietach drobin nie jesteśmy przez nie przenoszeni w stronę brzegu? Dlaczego
nie możemy dosiąść górki jak rumaka pędzącego w stronę brzegu?
W tej chwili zauważył, że od tyłu w stronę Kółkia i Sinusa nadchodziła wyjątkowo
wysoka górka. Kiedy jej szczyt przechodził dokładnie pod Kółkiem nagle jego nogi zostały
porwane do przodu, w stronę brzegu i biedny krasnal przewrócił się do tyłu. Tymczasem
stojącemu za nim Sinusowi udało się utrzymać równowagę, wtedy, gdy był na szczycie górki,
lecz kiedy znalazł się już w dolinie, jego nogi zostały równie gwałtownie porwane do tyłu
zatoczył się do przodu i upadł na twarz.
Rys. 1.5. Fale przewracają nieuważnych krasnali i - płyną dalej.
Bacznie obserwujący wszystko Filos poczynił jeszcze jedno spostrzeżenie:
- Zauważcie, że wszyscy jesteśmy zwróceni w stronę brzegu i w rytmie przepływu górek i
dolin pod naszymi stopami automatycznie pochylamy się;
do przodu czyli w kierunku ruchu górki i odległego brzegu, kiedy jesteśmy na szczycie,
6
do tyłu, a więc w kierunku przeciwnym do jej ruchu wtedy, kiedy jesteśmy na dnie doliny.
Kto o tym zapomni traci równowagę i musi przewrócić się jak Kółek lub Sinusek.
Widząc tak ciekawe skutki działania wiatru Nuduś stwierdził:
- Dobrze, że Papa przywołał wiatr. Możemy pohuśtać się w górę i w dół, i również do przodu
i do tyłu. Kiedy ustawiłem się bokiem do wiatru, to również huśtałem się w prawo i w lewo.
Pójdźmy dalej w stronę brzegu naszym taneczny krokiem.
5. Jak „taneczny spacer” zmienił się w sytuację tragiczną
Nie długo trwał niezakłócony marsz Jantarków w stronę brzegu, bo i powierzchnia
wody zmieniała się nieustannie. Rozglądając się w prawo i w lewo i zauważyli, że pagórki i
dolinki zaczynają łączyć się ze sobą i cała powierzchnia wody pokrywa się drobnymi lecz
trochę nieregularnymi zmarszczkami podobnie jak skóra rąk Grzesia. Szli dalej z wiatrem w
kierunku brzegu. Przyzwyczaili się do nieustannego kołysania i podskakiwania i nawet było
im z tym przyjemnie. A Fonek przypominając sobie dawne bajki zauważył:
- Te grzbiety i doliny przypominają mi skiby przeoranej ziemi.
- Nie – wtrącił Fonek – skiby są poszarpane, a tu bruzdy i grzbiety są niemal proste jak na
powierzchni wydmy piaskowej nad brzegiem morza.
Papa w poczuciu odpowiedzialności za wszystkich, ciągle się rozglądał, by nie zgubić
któregoś z członków drużyny. Ale było to coraz trudniejsze zadanie, bo zmarszczki były
coraz głębsze, i oni zapadali się w coraz głębsze doliny i niekiedy tracili na chwile kogoś z
oczu. Zauważył to również Nuduś i krzyknął:
- Druhowie! Wiele razy bawiliśmy się w chowanego. Zawsze musiałem gdzieś uciekać i
szukać kryjówki. Ale jak dotąd nie przypominam sobie, bym kiedyś mógł schować się nie
robiąc nic jak tutaj. Przed chwilą był przede mną Kwantuś, a teraz go nie ma. Schował się.
Nasz marsz przypomina mi automat do zabawy w chowanego.
Jeszcze chwilę trwała zabawa w automatyczne chowanie, a Papa miał coraz większe
trudności z odszukiwaniem i zliczaniem wszystkich krasnoludków. I wtedy poczuł poważny
niepokój. To Sofija przestrzegała przed grożącym niebezpieczeństwem. Już myślał odwołać
tę przygodę, którą sam sprowadził, ale jak ją zakończyć? Musiałby wyprosić Zefirka, a to
przecież bardzo niegrzecznie. Tym bardziej niegrzecznie, że sam go zapraszał.
Tymczasem fale ciągle wzrastały, a biedni Janarkowie tylko przez krótkie chwile
widzieli brzeg, nie widzieli, w którym kierunku iść i w ogóle jak można iść, gdy droga po
której kroczą rusza się nieustannie. Byli w sytuacji podobnej jak Fonek pokazany na rysunku.
Raz przed nim wyrastała góra wody, by za chwile wynieść go na szczyt. Jednak nawet ten
rysunek nie pokazuje całej grozy sytuacji, bo przecież Janarkowie są tak mali jak drobiny
wody, i gdybyśmy ich nie powiększyli, na rysunku nie byliby widoczni.
Rys. 1.6. Jantarek stojący przed „murem drobin”, lub na szczycie „góry”.
7
6. Jantarkowie zamieniają tragizm w normalność
Kiedy podrzucani i niekiedy przewracani Jantarkowie nie widzieli wyjścia z
kłopotliwego położenia Kółek usłyszał cichy głos Sofiji:
- Dosiadajcie drobin!
Posłuszny Sofiji Kółek natychmiast chwycił cząstkę za wystające rogi, dosiadł jej grzbietu jak
człowiek dosiada rumaka i jakoś przylepił się do niej tak silnie, że żadne ruchy, skoki, czy
wpadanie w przepaść nie zdołały go oderwać. Nie troszcząc się o dalszy los pozwolił się
swobodnie unosić drobinie, ale również pilnie obserwował jej (i swoje) ruchy. Ustawił swego
„rumaka” tyłem do wiatru i kiedy chwilowo znajdował się w najwyższym punkcie wiatr
popychał go do przodu, ale równocześnie zaczął opadać w dół, a za chwilę po wyhamowaniu
spadku zauważył wał wody przed sobą i również wał wody za sobą. Nie zdążył się
zastanowić nad tym, czy woda go zaleje, gdy jego rumak zaczął wznosić się w górę po
zboczu doganiającego go wału wody. I znowu przez mgnienie oka nalazł się na szczycie, po
czym zaczął opadać i tak cykl się powtarzał. To wznoszenie i opadanie zaczęło Kółkowi
sprawiać przyjemność.
Rys. 1.7. Kółek dosiadający „rumaka” – drobiny wody.
Zajęty nową zabawą nie zapomniał o druhach. W momentach kiedy znajdował się na
szczycie, na chwilę spostrzegał tego lub owego, lecz równie nagle znikali mu sprzed oczu. A
że kochał ich bardzo, zatroskany o ich los zawołał głośno:
- Dosiadajcie drobin!
Słowa Kółka brzmiały jak okrzyk: „Ratuj się kto może!”, ale równocześnie wskazywały
drogę ratunku. A, że wszyscy byli niebywale sprawni, wkrótce wszyscy, którzy znajdowali
się w zasięgu wzroku Kółka, siedzieli na drobinach wody i jak na łódkach dryfowali po
powierzchni jeziora.
Kiedy Papa nieco ochłonął, świadom swej odpowiedzialności, próbował zorientować
się, czy wszyscy są w pobliżu i czy są bezpieczni, ale w żaden sposób nie zdołał ich ani
rozpoznać ani policzyć. Zaledwie w pobliżu dostrzegł Filosa, a ten już zniknął, jakby
zanurkował a pojawił się Kwantuś. Za moment zniknął Kwantuś a pojawiał się znowu Filos
lub Nuduś, po czym wszyscy zniknęli sprzed jego oczu a wokół Papy wznosiły się tylko góry
wody.
8
7. Jak dobrze być razem
Zliczanie druhów przedłużało się, a Papa nie mógł doprowadzić go do końca. Kiedy
więc znowu w pobliżu pojawił się Fonek chwycił go za rękę i wtedy obydwaj zauważyli, że
ruch ich rumaków jest podobny. Obydwaj niemal równocześnie wznoszą się, lub spadają w
dół. Wtedy Papa, jak prawdziwy ojciec, zapragnął zebrać wszystkich. Chwycić każdego za
rękę, by byli przy nim, by nikt nie zginął. Zawołał więc głośno:
- Przybywajcie wszyscy i chwyćmy się za ręce!
Posłuszni swemu szefowi, powoli, nie bez trudu skierowali się w stronę skąd dobiegł
głos. Ale przecież na powierzchni wody nie ma drogowskazów, a głos szybko zanika, więc
też szybko tracili orientację. Przewidział to mądry Fonek i poradził Papie:
- Nawołujmy często, by wiedzieli w którym kierunku mają podążać.
Wołali więc na przemian:
- Przybywajcie druhowie,
- Tu jesteśmy.
- Czekamy na was!
- Jesteśmy bezpieczni.
Niestety; okazało się, że po tak niespokojnej drodze nawet jazda na rumaku jest
niezmiernie utrudniona. Tym bardziej, że rumaki nie chciały być im posłuszne. Wiązały je
niewidzialne siły z innymi rumakami. Również fale i wiatr nie chciały ich przemieszczać tam,
dokąd podążali. Wyjście z kłopotliwej sytuacji zaproponował Filos:
- Druhowie popatrzcie! Tu pływa bardzo długa i gruba lina (a była to nić pajęcza). Chwyćmy
się, a raczej przyklejmy się do niej bo jest bardzo lepka. Mówiąc te słowa przykleił się do liny
wraz z swym rumakiem.
Lina była bardzo długa i tak poskręcana, że każdy dostrzegł jakiś jej odcinek, od którego
dzieliła go niewielka odległość. Stąd, wprawdzie nie bez trudu, ale coraz większej liczbie
Jantarków udawało się do niej zbliżyć i uchwycić jak przysłowiowej „ostatniej deski
ratunku”. Jednak w dalszym ciągu nie widzieli się i nie byli pewni czy jest to jedna i ta sama
lina. Również Papa z Fonkiem uczepił się liny i odtąd Fonek utrzymujący łączność głosową
meldował o sukcesach kolejnych druhów. Ciągle jeszcze brakowało Kółka.
Wtedy Papa zawołał:
- Kółku, gdzie jesteś. Czy żyjesz? Odezwij się!
Po dłuższych nawoływaniach usłyszeli odpowiedź Kółka:
- Tu jestem, ale tak zapamiętałem się w swojej zabawie, że nie słyszałem waszego wołania.
Istotnie wkrótce zameldował, że szczęśliwie dotarł do liny. Dopiero wtedy poczuli się
bezpieczni. Nie martwili się tym, że co chwilę część liny i Jantarków znikała z pola widzenia,
to znów pojawiała się, że każdy z nich raz był na szczycie góry, to znów leciał w dół
otoczony wałami wody.
Teraz, kiedy wszyscy czuli się bezpiecznie wracała ciekawość, więc Papa zapytał:
- Kółku w jaki sposób wpadłeś na pomysł, że należy dosiąść drobin?
- Sam nie wiem, ale chyba Sofija podsunęła mi te myśl. A przy okazji dokonałem ciekawych
obserwacji ruchu, którego teraz wszyscy doświadczamy. Skierujcie wasze rumaki tyłem do
wiatru. W chwili kiedy znajdujecie się na szczycie góry wiatr popycha was do przodu, ale
prawie natychmiast zaczynacie opadać zsuwając się po zboczu góry. Za chwilę spadek zostaje
wyhamowany i widzicie wał wody przed sobą i również wał wody za sobą. Nie zdążycie
przestraszyć się myślą, że woda was zaleje, bo wasz rumak zacznie wznosić się w górę po
zboczu doganiającego was z tyłu wału wody. I znowu przez mgnienie oka znajdziecie się na
szczycie, po czym zaczynacie opadać i taki cykl ruchu się powtarza. To wznoszenie i
opadanie sprawiało mi tak wielką przyjemność, że nawet nie słyszałem waszych nawoływań.
Zresztą, doskonale mnie rozumiecie, bo wszyscy teraz tego doświadczamy.
9
Papa powiedział:
- Jeżeli tylko wszyscy jesteśmy razem, czujemy się bezpieczni, to nawet w takim
niespokojnym świecie można żyć! Ale szkoda, że nie możemy się widzieć, by spokojnie
porozmawiać o naszych przygodach.
8. Taniec na falach
Rys. 1.8. „Łańcuch” Janarków na grzbiecie fali.
Każdy Jantarek poruszał się w taki sposób, jak to precyzyjnie opisał to Kółek. Lecz
nie spotykało ich to równocześnie. Gdy jedne fragmenty łańcucha jaki tworzyli trzymając się
liny, były na górze, to inne były w dolinie między dwoma górami. Za chwilę ich role
zmieniały się; ci którzy byli na górze wpadali w doliny, a ci z dolin wznieśli się na szczyty.
Ten cykl zmian powtarzał się bez końca i nikt nie mógł powiedzieć, że to on jest na górze, a
ktoś inny jest w dolinie. Ponadto lina ułatwiała utrzymanie równowagi, gdy woda szczytu fali
pociągała ich rumaki w kierunku wiatru, lub, gdy w dolinie ciągnęła w kierunku przeciwnym
Spokój, który zapanował przerwał nagle Nuduś okrzykiem:
- Znudziła mi się już ta huśtawka. Może zejdziemy wreszcie na ląd, gdzie góra jest zawsze
górą, dolina doliną, a woda nie kołysze się pod nogami.
Zaprotestowali równocześnie Kółek i Filos, który powiedział:
- Przecież nic innego nie robimy, jak tylko idziemy w stronę lądu. Jednak pozwól, że po
drodze zrozumiemy co się z nami dzieje, czy to Zefirek nas zaczarował, czy też takie są
prawa rządzące światem.
Papo ustawmy się w jednym prostym rzędzie tyłem do wiatru, tak byśmy równocześnie byli
na grzbiecie fali, lub w jej dolinie.
A ponieważ Papa nie protestował, Kółek wydał odpowiednią komendę.
Długo trwało wykonywanie rozkazu, bo poruszanie się w tym niespokojnym świecie nie było
łatwe. Ale wszyscy ochoczo wykonywali komendę. Nawet Nuduś chętnie się
podporządkował w nadziei, że minie nuda i coś ciekawego zacznie się dziać. A co
zaobserwowali?
Zauważyli, że wszyscy razem znajdują się na górze, wszyscy równocześnie spadają w
dół, po czym wszyscy razem znowu wznoszą się w górę (Rys. 1.8).
Wtedy Filos zauważył:
10
- Kręcimy się razem jak na jednym krześle „diabelskiego młyna”, na którym kiedyś
bawiliśmy się razem z dziećmi.
A Kółek dodał:
- Genialny jesteś Filosie, to przecież ruch po kole! Tak dobrze znam ten ruch, a przecież
dotąd go nie zidentyfikowałem. Tak, to jest to ruch po kole. Widzę to! Nie darmo noszę imię
Kółek.
9. Jeszcze jeden tajnik tańca
- Druhowie! Bez wątpienia kręcimy się po kołach. Ale to nie są wszystkie tajemnice naszego
tańca. Aby się lepiej o tym przekonać, to ustawmy się wszyscy w jednej linii wzdłuż kierunku
wiatru - powiedział Sinusek.
Wiele czasu i trudu kosztowało wykonanie takiego manewru, ale w końcu powiodło
się. Zdołali się ustawić w sposób pokazany na rysunku 1.9.
Rys. 1.9. .Jantarkowie uczepieni „liny” ustawieni poprzecznie do grzbietów fal.
Teraz, kiedy wszyscy byli ustawieni w jednym rzędzie równoległym do kierunku
wiatru, a poprzecznie do grzbietów fal widzieli swój ruch z innej perspektywy. Już teraz nie
posuwali się naprzód, lecz zwróceni wszyscy w stronę odległego brzegu i tyłem do wiatru
pilnie obserwowali jak zmienia się ukształtowanie drogi, po której się poruszali. Każdy z nich
widział niemal ciągle tylko swych najbliższych sąsiadów. Papa relacjonował ich nowe
spostrzeżenia następująco:
- Przez chwilę nasza droga wznosi się stromo w górę i wtedy sąsiad z przodu znajduje się
wysoko niemal na szczycie, a sąsiad z tyłu gdzieś na dnie doliny.
W następnej chwili profil drogi zmieniał się. Ja jestem na szczycie, a sąsiedzi znajdują się
na przeciwległych zboczach góry.
Moment później droga opada stromo w dół i wtedy sąsiad z przodu jest już niemal na dnie
doliny, a sąsiad z tyłu jeszcze na szczycie góry.
Po kolejnej chwilce to ja Papa byłem na dnie doliny a obydwaj moi sąsiedzi na zboczach
gór przesłaniających mi cały widok.
Niektórych z bardziej oddalonych druhów widywałem tylko przez mgnienie oka, kiedy
sam byłem na szczycie.
11
Ten cykl ciągle się powtarza i wydaje mi się, że stoimy na drgającej płaskiej sprężystej
huśtawce.
A Kólek stwierdził:
- Papa ma rację, ale prawdą jest i to, że poruszamy się ciągle po kółkach. Ja tak oto widzę
nasz ruch. I tu korzystając z możliwości w jakie wyposażyła nas Sofija telepatycznie
przesyłam wam obraz, który wytworzyła moja wyobraźnia (rys. 1.10).
Kierunek wirowania drobin wody
(I ruchu Jantarków po kole)
Powierzchnia wody
sfalowanej
Kierunek ruchu fali
Powierzchnia wody
nieruchomej
Rys. 1.10. Wyobraź sobie, że każdy czerwony punkt na rysunku, to jeden Jantarek. Tak
wyglądałby szereg Jantarków wykonujących taniec na fali.
Sinusek długo obserwował ruchy wszystkich druhów, których w danej chwili nie
zasłaniały góry, po czym w nagłym olśnieniu zawołał:
- Wydaje mi się, że znam ten kształt linii wzdłuż której układa się nasza lina (rys. 1.9)! Ta
linia nosi moje imię - to sinusoida! Właściwie to nasza lina odtwarza dokładnie powierzchnię
wody, więc i powierzchnia ma kształt sinusoidy.
- Więc jak to jest – spytał podenerwowany Fonek. – Przed chwilą wmawialiście mi, że
poruszamy się po kołach , teraz mi mówicie, że poruszamy się po sinusoidzie, a Papa mówi o
huśtawce? Druhowie czy Sinusek i Kółek kpią ze mnie? Moim zdaniem lina wije się jak wąż
pływający w wodzie!
10. Gdzie są wasze kółka
`
- Nie wątpię w waszą mądrość – zapewnił jeszcze raz Fonek – Ale pokażcie mi, gdzie
wy widzicie kółka. Przecież wszystko wokół nas się rusza, trzęsie i faluje, a drobiny wody
tylko z rzadka zmieniają swoich sąsiadów. Jakże więc mogą kręcić się po kółkach? Czy
Fantazja nie przesłoniła wam zdrowego rozsądku?
- Zaraz ci to udowodnię – powiedział Kółek. - Popatrz. Woda jest dla nas głęboka, a brzeg
odległy. Ale dla dzieci nie jest ona głęboka. Tu wbiły one paliki w dno. A dno na pewno jest
nieruchome jak ziemia na brzegu. Możemy więc obserwować powierzchnie sfalowanej wody
względem tych nieruchomych palików. W dodatku tu na falach kołysze się jakaś czerwona
kuleczka. Jest ona równie mała jak my sami, więc obserwujmy jej ruch względem palika, a
wtedy będziemy widzieli „z boku” ruch, który my sami wykonujemy.
- Proszę was – rzekł Sinusek. – wejdźmy wszyscy na ten oto niski brązowy palik i wtedy
przestaniemy się poruszać wraz z powierzchnią wody i będziemy wszyscy mogli dokładnie
widzieć to, co chcą nam pokazać Filos z Kółkiem. Zwróćmy się kierunku tego drugiego
zielonego palika i obserwujmy ruch czerwonej kuleczki. Wtedy może zobaczymy obraz, o
którym mówi Filos.
12
Rys. 1.11. Paliki w wodzie
- Papo, ty jesteś już na samym szczycie palika. Powiedz nam co widzisz?
- Widzę, – odparł Papa - że kuka zawsze pozostaje na powierzchni wody. To się wznosi wraz
z falą, to w głębinę wpada. Raz jest nieco wyżej, wtedy gdy pod nią jest grzbiet fali, a za
chwilę niżej i wtedy znajduje się w dolinie. Wygląda to tak, jak gdyby fala przepływała pod
nią, a ona pozostawała ciągle w tym samym miejscu i przesuwała się tylko w górę i w dół w
rytm przesuwania fali.
- Ale zwróć uwagę i na to, że ona porusza się w prawo i w lewo względem palika –
powiedział Filos.
- Tak, rzeczywiście, ona przesuwa się również w lewo, z wiatrem, albo prawo, czyli pod
wiatr - dodał Kółek.
O! Już widzę i rozumiem dokładnie! – kontynuował Kółek. - Kiedy jest na grzbiecie
fali przesuwa się w kierunku wiatru, ale, kiedy znajduje się w dolinie porusza się pod wiatr.
Teraz już w pełni wyobrażam sobie jej ruch. Widzę, że krąży ona po kole. Oto przesyłam
wam moją myśl – obraz, który wytworzył się w mojej głowie (rys. 1.12). Popatrzcie na ten
obraz jak ludzie patrzą na film; klatka po klatce, z góry w dół.
A muszę wam powiedzieć, że nasi Janarkowie wcale nie musieli rysować wszystkiego
na kartce. Obraz który w własnej głowie stworzył sobie jeden z nich mógł przesłać
innemu druhowi tak jak ludzie przesyłają swoje listy i obrazy przez Internet; z ekranu
jednego komputera na ekran drugiego.
Górny rysunek pokazuje w przekroju obraz sfalowanej powierzchni wody, a kulka na tle
palika jest prawie na szczycie grzbietu fali.
Drugi rysunek z góry przedstawia drugi kadr filmu, czyli sytuacje jaka zaistniała po
upływie krótkiego czasu po kadrze pierwszym (1/8 czasu trwania jednego pełnego obiegu
całego koła). Grzbiet fali przesunął się nieco w lewo. Drobina znalazła się w najwyższym
punkcie dokładnie na tle środka palika.
Na trzecim kadrze zaczyna spadać w dół, ale równocześnie przesuwa się nieco w lewo.
Na czwartym kadrze z góry w dalszym ciągu kulka szybko spada w dół. Znalazła się
dokładnie na tle lewego skraju palika.
Na kadrze piątym widzimy już sytuację, w której kulka zaczyna poruszać się w dół i w
prawo ciągle pozostając na powierzchni wody.
Ten sam ruch kontynuuje na rysunku szóstym,
Na rysunku siódmym porusza się w prawo i znajduje się w najniższym położeniu, które
odpowiada dolinie fali.
Na kadrze dziewiątym porusza się w dalszym ciągu w prawo, ale również powoli w górę.
13
Poruszając się dalej w ten sposób wraca do położenia wyjściowego (przedostatni rysunek
z dołu), Zatoczyła pełne koło mimo, że ani na chwilę nie oderwała się od powierzchni
wody. W dodatku stoimy w takim miejscu, że widzimy kuleczkę ciągle na tle palika,
czyli całe koło jest widoczne na tle palika.
Kierunek przemieszczania się fal
Zmiany
w
czasie
Poziom wody
nieruchomej
Kółka, po których wirują
Janarkowie
Powierzchnia fali
przemieszczająca się
w czasie w lewo
Palik – tło pozwalające
obserwacji ruch drobiny
względem nieruchomego dna
Rys. 1.12. W jaki sposób „czerwona kuleczka” krąży po kole i równocześnie ciągle pozostaje
na powierzchni falującej wody.
14
- Wreszcie zrozumiałem dlaczego upadliśmy tak fatalnie z Kółkiem – powiedział
Sinusek. - To przecież na grzbiecie fali woda, na której staliśmy uciekała Kółkowi pod
nogami w kierunku wiatru, a pod moimi nogami uciekała w kierunku przeciwnym.
Zdarzyło mu się coś podobnego jak małej Zuzi w ruszającym gwałtownie autobusie. Stała w
przejściu nie trzymając się i przewróciła się do tyłu (rys.1.13). Jej nogi „uciekły” wraz z
podłogą autobusu.
A ty Fonku widzisz już teraz kółko, po którym kręci się piłeczka?
- Widzę! Widzę! Wprost wykrzyknął Fonek. Ale to nie jest kuleczka! To przecież czerwony
kubraczek Kwantusia!
Rys. 1.13. Zuzia wywraca się w ruszającym autobusie, bo nie trzymała się jak ta pani.
- Rzeczywiście! Wykrzyknął Papa. Jakże ja mogłem przeoczyć, że jednego z druhów nie ma
wśród nas! Jaki marny ze mnie Papa! Czy jest taka mama, która mogłaby zapomnieć o
jednym ze swoich dzieci podobnie jak ja zapomniałem o Kwantusiu?
Kwantuś słysząc słowa Papy czym prędzej chciał go pocieszyć i powiedział:
- Nie martw się Papo. Ja tam byłem tuż przy paliku i doświadczałem tego co mówił Kółek.
Obracając się po kole wprost ocierałem się o palik kreśląc na nim kółka jak mama Adasia, na
dnie misy, w której miesza ciasto na babkę. Naprawdę, zarówno ja, jak i cząstki wody, na
których stały moje stopy poruszaliśmy się po kołach mimo, że nawet na chwilę nie
odrywaliśmy się od sąsiadów.
- Widzę Kwantusiu, że naprawdę ocierałeś się o ten palik, bo na rękawie twojego kubraczka
pozostały drobne i ostre opiłki drewna, których nie zdołała zmyć woda.
11. Szalony taniec.
Kiedy już nowy obraz każdemu zapadł głęboko w pamięci, Janarkowie zeszli ze swej
wieży i znowu dosiedli rumaków i przykleili się do zbawczej liny z nadzieją, że wreszcie
dotrą do upragnionego brzegu. Znów, jak przed obserwacją na paliku, kręcili się po kołach.
Jednak Kółek obawiał się, że za chwilę Nuduś znowu zacznie marudzić więc zaproponował:
- Bardzo lubię kręcić się na diabelskim młynie, ale koło diabelskiego młyna było duże, a tu
zataczamy kółka tak małe, że trudno zauważyć czy naprawdę poruszamy się po kole. Papo
może poprosisz Zefirka, by trochę szybciej powiał?
Papa nie potrafili odmówić przyjemności Kółkowi, więc Zefirek zwiększył nieco
prędkość. Natychmiast zauważyli że zataczają większe kółka i mocniej muszą trzymać się
liny. Ustawili się więc z powrotem tyłem do wiatru i utworzyli łańcuch w kierunku
prostopadłym do wiatru. Rozkoszowali się tym kręceniem po kole. Wszyscy równocześnie
byli na górze, równocześnie opadali w dolinę i nic im nie przeszkadzało w przekazywaniu
15
myśli słowem, mimiką czy telepatycznie. Bo przecież widzieli się niezależnie od tego w
jakim punkcie swego koła byli. Opanowali sztukę utrzymywania postawy stojącej na
ruchomym podłożu przesuwającym się rytmicznie; raz do przodu, a raz do tyłu. Kiedy
wznosili się w górę – pochylali się do przodu, a kiedy opadali w dolinę – do tyłu. Każdy z
nich podświadomie i szybko opanował tę sztukę i mimo, że fale ciągle wzrastały, nikt się nie
przewracał. Zresztą ciągle byli przylepieni do liny i do rumaków, a kręcenie się, bez
odrywania się od podłoża nie było nowością. W diabelskim młynie siodełka wysoko wznoszą
się nad ziemię, a tu też zataczasz koła, a twój rumak ciągle trzyma się podłoża. Kiedy
przyzwyczaili się do nowej sytuacji Kółek zawołał:
- Zefirku kochany! Proszę, zwiększaj powoli swa prędkość, byśmy mogli zataczać coraz
większe koła.
Przeżycia które teraz ich czekały przerosły ich oczekiwania. Powoli zwiększały się
kółka po których się kręcili, Rosły też górki i pogłębiały się doliny. Wreszcie koła, które
zataczali wzrosły tak bardzo, że kiedy znajdowali się na górze nie widzieli już dna doliny. W
dodatku zbocze, po którym wznosili się w górę, były coraz bardziej strome. A ponieważ w ich
naturze było coś z kaskaderów, bez obawy wzniesili się na szczyt, by za chwilę równie
gwałtownie „spadać” w przepaść. W pewnym momencie Filos zawołał:
- Papo dość, bo czuję jakiś niepokój! To Sofija znowu ostrzega.
Jednak Kółkowi ciągle było mało, no bo taka była jego natura, więc zawołał:
- Papo jeszcze chwilkę. Ten lot jest coraz przyjemniejszy.
Rys. 1.14. Katastrofalna przygoda krasnali w załamującej się fali.
No i niestety, ta chwilka stała się przyczyną kolejnej przygody mrożącej krew w
żyłach. Kiedy miało się już zacząć spadanie w dół, góra osunęła się w dolinę, a ich rumaki
odrywały się od sąsiadów, potężna lina pozrywała się na drobne kawałki. Drobiny, których
dosiadali spadały jak w przepaść wraz ze swymi jeźdźcami. Co gorsza, gdy już byli w dolinie,
na nich spadało osuwisko wody. Tej, która jeszcze przed chwilą tworzyła zbocze góry.
Wprawdzie dobrze trzymali się swych rumaków – drobin wody, ale zostali rozproszeni.
Każdy samotnie na swym rumaku, to leciał w przepaść, to się wznosił w górę, niekiedy rumak
wznosił go ponad wodę, ale częściej zapadał się pod jej powierzchnię i wtedy odnosili
wrażenie, że ich rumaki zamieniły się w bardzo ruchliwe ryby. Nie wiedzieli jak to się dzieje,
że po każdym zanurzeniu na nowo wypływali na powierzchnię.
16
12. Nieoczekiwany ratunek
W czasie tej taplaniny Filosa jako pierwszego spotkało nieoczekiwane nowe
zdarzenie. Kiedy jeszcze dosiadał drobiny, jego rumak nagle uderzył w piasek dna tak
gwałtownie, że Filos nie utrzymał się na grzbiecie i wpadł pomiędzy ziarna piasku. Kiedy
nieco ochłonął z wrażenia zaczął rozglądać się dokoła i badać sytuację. Zauważył, że co jakiś
czas gruba warstwa wody pełnej wirów i bąbelków powietrza z szumem wielkim przepływa
nad nim, by za chwilę płynąć z powrotem, już cienką nie wzburzoną warstwą. Jednak płynęła
tak szybko, że unosiła go z otaczającymi ziarnami piasku. Ponieważ jak wiemy lubił
filozofować, więc pomyślał, że trzeba wykorzystać tę spienioną falę płynącą ku brzegowi, by
przemieścić się wraz z nią tam, gdzie zamienia się na spokojną powracającą „rzekę”. Kiedy
więc usłyszał zbliżający się szum, podskoczył w górę i dał się unieść hałaśliwej fali. Miał
wielkie szczęście i z falą popłynął daleko, do miejsca, w którym woda się zatrzymała, i tam
znowu osiadł wśród ziarenek piasku. Tymczasem woda po pochyłym stoku cicho spływała
tam skąd z takim szumem przypłynęła zabierając ze sobą wszystko co tylko zdołała unieść.
Filos skoczył na ziarno piasku i rozejrzał się wokoło. Zauważył że stoi samotnie na
brzegu jeziora, a kolejne fale dochodzą prawie do miejsca, w którym stał. Wtedy jego
pierwsza myśl dotyczyła druhów. Krzyknął więc jak mógł najgłośniej:
- Gdzie jesteście? Odezwijcie się!
Rys. 1.15. Papa wyrzucony przez falę.
W odpowiedzi usłyszał głos któregoś z druhów:
- Ciągle koziołkuję w wodzie wraz z rumakiem. Powiedz Filosie jak mam się ratować?
- Skaczcie w górę, w najbardziej skotłowaną wodę! Ona was uratuje.
Istotnie wkrótce Filos zobaczył jak Kółek koziołkuje w fali i został wyrzucony na brzeg
podobnie jak on sam. Następnie pojawił się Papa, ale powracająca fala porwała go znowu w
głębinę. Krzyknął więc:
- Papo skacz jeszcze raz i jeszcze wyżej.
17
Na szczęście teraz powiodło się i Papa znalazł się na brzegu, lecz nie miał siły powstać. Filos
wiedział, że za chwilę woda wróci i może zabrać ze sobą Papę, więc czym prędzej skinął na
Kółka i razem skoczyli i odprowadzili Papę dalej od brzegu w bezpieczne miejsce.
Po wielu kolejnych nawoływaniach Filosa i instrukcjach udzielanych ciągle taplającym się
druhom odnaleźli się wszyscy z wyjątkiem Nudusia. Dopiero kiedy po kolejnej próbie
usłyszeli jego głos:
- Mój rumak ciągle ciągnie mnie z powrotem do wody, nie mogę go opanować!
- Porzuć rumaka - odpowiedzi Filos - i skacz jeszcze raz w górę w nadpływającą i szumiąca
falę!
Dopiero wtedy Nuduś wylądował bezpiecznie na brzegu.
Kiedy wreszcie wszyscy byli już razem, na propozycję Papy udali się w pobliskie
trawy, ułożyli się wygodnie zadowoleni z tego, że już nic pod nimi się nie kołysze, nic nimi
nie rzuca. Teraz lekki szum fal i traw poruszanych ciągle przez wesołego Zefirka zadziałał jak
kołysanka na dzieci i niemal natychmiast wpadli w głęboki i bardzo długi sen.
Rys. 1.16. Jantarkowie śpiący wśród traw. Co ich teraz spotka?
18

Podobne dokumenty