„Kolekcjoner” nr 15 - Forum Kolekcjonerów Rzeczy Najróżniejszych
Transkrypt
„Kolekcjoner” nr 15 - Forum Kolekcjonerów Rzeczy Najróżniejszych
1 Słowo od redakcji Na wstępie przepraszam za tak późny termin wydania gazetki, ale spowodowane to było brakiem czasu i artykułów. I od razu mam gorącą prośbę. Pisałem do paru osób o możliwość napisania artykułu/wywiadu. Rozumiem że nie każdy ma czas, zdolności literackie lub chęć ale naprawdę, prosiłbym w takim wypadku o odpowiedź: „Przepraszam nie napiszę”. Byłem już gotowy do wydania gazetki około 2 września - brakowało mi tylko wywiadu. Napisałem do jednej osoby - cisza. Ale tydzień musiałem odczekać bo wiadomo, nie każdy wchodzi tu codziennie. I tak jeszcze ze dwa razy. Przez to czas wydania się wydłużył, a ja zacząłem na poważnie szkołę, więc po otrzymaniu kompletu artykułów nie miałem czasu i w sumie również chęci :) Dodatkowo kieruję prośbę o kącik numizmatyczny/filatelistyczny. Na forum jest ich bardzo duża grupa więc sądzę że należy podtrzymać osobny dział dla tej grupy. Jednak musiałby się znaleźć ktoś, kto by pisał artykuły. Ja niestety nie znam się na tym kompletnie. Jeśli czyjś artykuł nie ukazał się w tym numerze to znaczy że będzie w następnym. Tak jak pisałem wcześniej, będzie mniej a częściej. Chociaż nie wyszło to tak jak chciałem. Proszę też o ocenę mego „felietonu”. Jestem z mat-fizu, nie wiem czy potrafię pisać tego typu teksty. A nie chcę was katować co miesiąc nowymi felietonami : ) Eworu 2 SPIS TREŚCI 1. Kącik botaniczny str. 4 Wysiew nasion kaktusów - Beatles 2. Giełdy, jarmarki i targi staroci – str. 10 Giełda staroci w Lublinie - pietras 3. Moja kolekcja, moja pasja – str. 12 Wywiad - Kowalsik 4. Felieton – str. 15 Ten piękny moment - Eworu 5. Kolekcja po naszemu Ilustracje samoprzylepne – oen – str. 17 6. Kącik historyczny – str. 22 Wspomnienia okupacyjne dziadka - pietras 7. Wrzutka – str. 24 Moja książka - Beatles 8. Zagadka – str. 26 Domki – Beatles 8. Cirque du Soleil – str. 27 Magia nowoczesnego cyrku - pawlos 3 Wysiew nasion kaktusów Nasiona kaktusów możemy wysiewać przez cały rok, pod warunkiem, że w okresie zimy mamy możliwość podświetlania lampami jarzeniowymi (10 godzin na dobę). Jeżeli nie możemy zagwarantować wysiewom doświetlania, wskazane jest wysiewanie nasion kaktusów od połowy lutego (nasiona kaktusów zachowują siłę kiełkowania przez 3 lata). Naczynia używane do siewu powinny zawierać w dnie otwory, przez które wypływać będzie nadmiar wody. Przed wysiewem nasion naczynia winny być odkażone, a ziemia odparowana. Następnie napełniamy naczynie ziemią do wysokości 1,5-2 cm poniżej górnej części naczynia. Nasiona uprzednio zabezpieczone zaprawą nasienną rozsypujemy w naczyniu. Nasion nie przysypujemy ziemią, lecz lekko wgniatamy np. pudełkiem od zapałek, lub niewielką deseczką o gładkiej powierzchni. Kolejną czynnością jest nasycenie ziemi wodą (najlepiej przez podsiąk). Teraz przykrywamy naczynie z nasionami szybką, stawiamy je w miejscu naświetlonym, gwarantując temperaturę 20-25°C i czekamy na kiełkowanie nasion, które winno nastąpić w okresie 3-21 dni w zależności od gatunku. Pamiętać należy, aby młode siewki miały wilgotną ziemię. Brak wilgoci może zniszczyć cały wysiew. Chcąc zabezpieczyć młodym siewkom dostęp świeżego powietrza, po kilku dniach od wykiełkowania, między szybę i naczynie wstawiamy coraz większe podkładki. Siewki pikujemy kiedy urosną do takiej wielkości, że zaczyna być im ciasno. Młode siewki należy cieniować (np. folią) przed działaniem silnych promieni słonecznych. Jednym z wielu sposobów wysiewu jest wysiew w słojach wekowych, takich jakich używa się do sporządzania kompotów czy ogórków. Do wysiewu w słojach używamy takiego samego substratu jak do normalnego siewu, a więc połowę kruszywa ceglanego, ¼ grubego piasku o średnicy ziaren do 3mm i ¼ drobniejszego piasku. Do tego dodajemy 4 15% przesianego torfu i wszystko dobrze mieszamy. Mieszankę sterylizujemy już w słojach. Na dnie szklanego słoja układamy rurkę, najlepiej szklaną, o średnicy 1cm. Rurka musi dochodzić do dna słoja i wystawać 2cm ponad substrat. Umieszczamy ją po to, aby móc łatwiej substrat podlać. Następnie sterylizujemy substrat i słoje. Postępujemy w ten sposób jak gospodynie domowe przy zagotowywaniu weków, tyle że słoje są bez gumek i przykrywek, które sterylizujemy oddzielnie. Słoje powinny być zanurzone w wodzie w taki sposób, aby jej powierzchnia była na tej samej wysokości co substrat w słoju. Doprowadzamy wodę do wrzenia i przeprowadzamy sterylizację w temperaturze 100°C przez jedną godzinę. Potem odstawiamy wszystko do ostygnięcia. Przy chłodzeniu przykrywamy słoje wieczkiem, aby do środka nie mogły dostać się nowe zarodniki z powietrza, ale pod wieczko podkładamy wykałaczkę lub zapałkę. W przeciwnym razie przykrywka przyssałaby się do słoja i trudno byłoby ją zdjąć. Gdy wszystko wystygnie, możemy przystąpić do właściwego siewu. Nasiona zawsze przygotowujemy wcześniej. Dużo zależy od dobrego ich płukania. Nasiona muszą być pozbawione wszystkich resztek owoców. Dlatego dokładnie oglądamy je pod szkłem powiększającym i te, które nie są całkiem czyste odrzucamy. Resztki owoców mogłyby stać się źródłem infekcji i zniszczyć rezultat naszej pracy. Nie zapomnijmy przy tym zaprawić nasiona preparatem Heryl 80 lub Orthocid 50. Do słoja wysiewamy nasiona z łyżeczki, którą potrząsamy tak, aby spadały kolejno. Jednocześnie lewą ręką powoli obracamy słoik. W ten sposób uzyskujemy równomierny wysiew. Substrat w słoju trzeba nawilżyć. Pożywkę zawierającą np. 1g Herbaponu na 1l przegotowanej i miękkiej wody wlewamy do umieszczonej w środku substratu szklanej rurki bądź przez lejek, bądź odpowiednio dużą pipetą. Nawilżyć możemy przed lub po wysianiu nasion. Na słoiki nakładamy gumki, przyciskamy przykrywką i spinamy zaciskiem który uniemożliwia przedostaniu się powietrza z zewnątrz. W ten sposób nasiona znajdują się w szczelnej, pozbawionej dostępu powietrza przestrzeni. 5 Słój z nasionami utrzymujemy w odpowiedniej temperaturze i zwracamy baczną uwagę na to, aby nie był wystawiony bezpośrednio na działanie słońca. Mogłoby to bowiem w bardzo krótkim czasie zniszczyć nasiona lub siewki. Wewnątrz zamkniętego słoja jest stale bardzo wilgotne powietrze, nie zachodzi więc potrzeba podlewania. Gdy spada temperatura, wyparowana woda osiada na wieku i ścianach słoja, a następnie ścieka do substratu. Powstaje w ten sposób idealne środowisko do kiełkowania nasion. Główne zalety tej metody są następujące: Zapobiega ona rozwojowi grzybów, glonów i mchów, Nie dopuszcza do wyschnięcia substratu, które następuje przy siewie metodą tradycyjną, Nie zachodzi potrzeba częstego podlewania lub zraszania, co przy stosowaniu twardej wody szybko doprowadza do alkalizacji substratu. Alkalizacja powoduje poważne zmniejszenie zdolności kiełkowania i zagraża siewkom. Dzięki takiemu zapewnieniu odpowiedniej wilgotności możliwe jest ponadto pozostawienie wysiewu na parę dni bez opieki. Siewki które wzeszły w sterylnym i zamkniętym środowisku nie wymagają przez dłuższy czas wietrzenia. Dzięki temu że nie wietrzymy, nasiona wszystkich gatunków, a więc i te którym szkodzi wietrzenie mogą kiełkować bez przeszkód. Pozwala to osiągnąć najwyższy procent wykiełkowanych nasion. Młode siewki rozwijają się znacznie szybciej niż przy stosowaniu dotychczasowych metod siewu. Ma to istotne znaczenie dla gatunków o drobnych nasionach, których siewki są bardzo małe i w pierwszym roku rosną wolno. Dotyczy to zwłaszcza rodzajów Parodia, Blossfeldia, Strombocactus i Gymnocalycium. 6 Jeszcze do niedawna siew nasion tych gatunków kończył się zazwyczaj niepowodzeniem i dopiero siew do słoja umożliwił ich uprawę na większą skalę. Nawet przy starannym pielęgnowaniu może się zdarzyć, że w niektórych słojach pojawi się pleśń. Stanowią ją gęsto splecione, białe włókienka przypominające filc. Są to strzępy grzybni Fusarium moniliforme var. Subglutinans. Grzyb ten pojawia się z reguły przy siewie nasion niektórych gatunków niezależnie od tego, że wysiewamy je do sterylizowanych słoi, co wskazuje że przeniesiony został przez zainfekowane nasiona, nie zniszczony ani przez płukanie, ani przez zaprawianie. Nie pojawia się natomiast nigdy w środowisku o suchym powietrzu. Mimo iż grzyb ten nie rozszerza się szybko, powoduje duże straty wśród siewek. Słoiki w których zauważymy pleśń otwieramy, chroniąc w ten sposób nasiona przed dalszym rozwojem tego grzyba. Słoik taki pozostawiamy już otwarty. Gdy siewki podrosną na tyle, że można je pikować, otwieramy kolejno słoiki. Słoiki z Astrophytami możemy otworzyć już po 6 tygodniach od wysiewu, jednak w większości przypadków zostawiamy słoje zamknięte mniej więcej przez 3 miesiące. Słoje z drobnymi nasionami bardzo powoli kiełkującymi mogą pozostać zamknięte nawet przez cały rok. Jeżeli stwierdzimy, że przez tak długi okres nasiona przeschły, musimy je podlać. Podlewamy przegotowaną woda deszczową. Aby zapobiec w tym czasie przedostaniu się z powietrza niepożądanych zarodników, przeprowadzamy podlewanie nad naczyniem z ciepłą wodą. Ciepły, wstępujący prąd powietrza uniemożliwi ich przedostanie się do słoja. Po podlaniu słój szczelnie zamykamy. Pikowania nie przeprowadzamy od razu po otwarciu słoi, lecz czekamy z tym ok. 3 tygodni. W tym czasie słoje pozostawiamy otwarte i nie podlewamy, co pozwala na zahartowanie siewek. W tym czasie stracą one jasnozieloną barwę, skurczą się, natomiast wzmocnią się ich tkanki. 7 A na tym nam przecież najbardziej zależy. Wtedy wyjmujemy siewki łyżką ze słoja i pikujemy. Po przepikowaniu, w nowym substracie siewki rosną o wiele lepiej niż bez przesadzania. Pikujemy do płytkich skrzynek o głębokości 3cm, najlepiej metalowych z blachy ocynkowanej albo aluminiowej. W praktyce, po dokonaniu szeregu doświadczeń okazało się, że najwłaściwszy jest substrat o identycznym składzie jak ten, który zastosowaliśmy do siewu. Dodajemy do niego Thiuramu w stosunku 1:3000 lub sterylizujemy go. Pikujemy do lekko wilgotnego substratu. Podlewamy dopiero po 2 dniach i to najlepiej przez nawadnianie od spodu (podsiąk). Do podlewania stosujemy roztwór składników pokarmowych zawierający 1g Herbaponu na 1l przegotowanej wody. Jeżeli dodamy 2-3g preparatu zawierającego Kaptan, to możemy zaniechać dodawania Thiuramu. Do pikowania używamy odpowiedniej pincety. Musimy uważać, aby nie zranić siewek lub nie uszkodzić ich przez nadmierny nacisk. Najpierw robimy pincetą wgłębienie w substracie, potem ujmujemy nią siewkę i sadzimy dbając o to, aby korzonki swobodnie zwisały w tym wgłębieniu. Nie dopuszczamy nigdy do tego, aby były one skręcone lub nawet wygięte ku górze. Jeśli to nastąpiło, ujmujemy je pincetą i razem delikatnie wsuwamy do substratu. Po rozwarciu pincety korzonki pozostają wyprostowane i skierowane ku dołowi. Sadzimy tylko nieznacznie głębiej niż siewka rosła po wykiełkowaniu. Substrat dosuwamy do szyjki korzeniowej, lecz go nie ugniatamy. Istotne jest, aby siewki pikować we właściwej rozstawie. Popełnia się tu zazwyczaj błąd, sadząc je stosunkowo daleko jedna od drugiej. Prawidłowa odległość między siewkami powinna być tylko tak duża, aby wolna przestrzeń między nimi równała się ich średnicy. Bardziej rozrastające się gatunki możemy sadzić nieco rzadziej, lecz nigdy dalej niż na odległość 1,5-krotnej średnicy siewek. Doświadczenie wykazało, że siewki rosną najlepiej, gdy się prawie stykają ze sobą. Natomiast siewki pikowane 8 w większej rozstawie więdną i obumierają. Siewki rosnące blisko siebie osłaniają powierzchnię substratu, co zapobiega szybkiemu parowaniu wody. Substrat w którym znajduje się dużo korzeni zachowuje też lepiej właściwą strukturę, jest przewiewny i nie traci swoich korzystnych właściwości. Gdy przepikowane siewki rozrosną się, zachodzi potrzeba powtórnego ich pikowania. Postępujemy podobnie jak przy pierwszym przesadzeniu. Jest to łatwiejsze, gdyż rośliny są już większe i wygodniej nimi manipulować. Używamy w dalszym ciągu metalowych skrzynek, które powinny mieć głębokość ok. 4cm i napełniamy je substratem o identycznym jak poprzednio składzie. Sadzimy znów w odległości równej średnicy siewek, zwracając uwagę na to, aby położenie korzeni odpowiadało ich kierunkowi wzrostu. Przez 2 dni po przesadzeniu nie nawadniamy roślin, a następnie raz na 14 dni podlewamy pożywką. W okresach między stosowaniem pożywki podlewamy miękką, czystą wodą. Przy kolejnym pikowaniu możemy już siewki sadzić do normalnej ziemi, w której uprawiamy starsze kaktusy. W takim podłożu podlewamy jednak tylko wodą. Jeżeli przeznaczamy siewki do uprawy hydroponicznej, przesadzamy je do substratu stosowanego do siewu i uprawiamy w nim tak długo, dopóki nie osiągną średnicy większej niż 2cm. Dopiero wtedy sadzimy je do pojemników z kruszywem. Delikatniejsze roślinki rosną lepiej w substracie z torfem. Beatles 9 Giełda staroci w Lublinie Odbywa się w każdą ostatnią niedzielę miesiąca. Wtedy to właśnie Stare Miasto oraz okolice Placu Wolności zamieniają się w wielki targ gdzie znajdziemy przysłowiowe mydło i powidło z czasów naszych dziadków, pradziadków lub nawet z jeszcze wcześniejszych lat. Spacerując w okolicach wymienionych miejsc i oglądając wszystkie wystawione rzeczy przenosimy się, chociaż w jakimś procencie, w daleką przeszłość. Warto chociaż raz odwiedzić giełdę staroci w Lublinie aby zobaczyć wśród jakich przedmiotów żyli nasi przodkowie. Stare przedwojenne meble, radia, gramofony, płyty, sztućce, ubrania, maszyny do szycia. Po prostu wszystko z dawnych lat. Ściślej mówiąc, są to dwa targi. Profesjonalni handlarze z zamkniętej, bezdusznej kliki lokują się na płatnej giełdzie wokół III L.O. a prawdziwy, otwarty targ staroci rozrasta się coraz bardziej, zajmując już cały deptak i boczne uliczki Starego Miasta, sięgając nawet do Zamku. Wspomagając się niezawodnym urządzeniem „paint” zaznaczyłem miejsce fachowych targów oraz obszary straganów targu otwartego. Wejście na targi wokół III L.O. kosztuje niezmiennie 2 zł a biletem wstępu jest reprint starej pocztówki. 10 Co znajdziemy na giełdzie Cechą charakterystyczną lubelskich targów staroci jest nieprzewidywalność i różnorodność oferowanych towarów. Nigdy nie wiadomo kto i z czym wystawi swój stragan w strefie otwartej. Cecha wspólną towaru jest tylko jego wiek. Znajdziemy tam tylko stare przedmioty (z wyjątkiem rzeczy typu monety GN oczywiście), dlatego kolekcjonerzy współczesnych i mniej popularnych rzeczy, jak np. dodatki z chipsów, nie znajdą nic dla siebie. Choć nigdy nie ma co do tego całkowitej pewności. Widziałem np. raz człowieka z grami komputerowymi. Dla zachęty i pobudzenia wyobraźni spis rzeczy pewnych: - antyczne meble - broń i jej pordzewiałe szczątki oraz wyposażenie typu hełmy. II Wojna i PRL - masa monet, medali, znaczków - książki i polskie komiksy. Serie typu „Złote Tygrysy” i najróżniejsze inne po polsku i nie. - płyty winylowe, CD i kasety magnetofonowe - obrazy i rzeźby - porcelana, obrusy zastawa stołowa, - bibeloty wszelkie. Czasami nawet 11 zapałki się trafią - dokumenty i zdjęcia Informacje organizacyjne Podróżujący samochodami najlepszy parking znajdą pod Zamkiem (w niedzielę bezpłatny). Na targi można też łatwo dojechać komunikacją PKS i busami. Główny przystanek PKS dzieli od Placu Zamkowego tylko Aleja Solidarności. Targ trwa cały dzień, ale fachowi handlarze zwijają się bardzo szybko. Nawet przybycie w południe może być zbyt późne. pietras - - - - - - - - - - WYWIAD - - - - - - - - - - Witaj Kowalsik. Od paru lat udzielasz się na forum jako moderator. Twoja kolekcja nietoperzy może wydawać się dla niektórych dość nietypowa. - Witam wszystkich. Co prawda kolekcje tematyczne są dość popularne, to rzeczywiście, temat nietoperzy jest dość oryginalny. - Dlaczego akurat wybrałeś te latające ssaki? Widziałem na forum, iż zajmujesz się ochroną przyrody. Czy ta praca skłoniła cię do stworzenia kolekcji? Czy może kolekcja wpłynęła na decyzję o pracy? - Nie nie - zdecydowanie moja praca wpłynęła na kolekcję. Zajmuję się przyrodą i jej ochroną, a przede wszystkim nietoperzami, stąd takie a nie inne hobby. 12 - Pamiętasz od jakiego eksponatu zacząłeś swoją kolekcję? - Oj, nie pamiętam. Natomiast pamiętam, jaki był przyczynkiem do jej rozpoczęcia. Gdzieś na początku lat 80-tych ubiegłego stulecia zobaczyłem w kiosku grę Piotruś, gdzie tym trzynastym, niesparowanym, był nietoperz. Był on też na pudełku. Nie nabyłem go i potem strasznie żałowałem... Do dzisiaj go nie mam. I tak z tego żałowania wyszedł pomysł na kolekcję. Kolekcjonowanie nietoperzy przybrało na sile po poznaniu mojej Żony, która też jest z branży nietoperzowej. Spodobał jej się pomysł takiej kolekcji i zaczęła się ona szybciej rozrastać. Mamy nawet w niej odrębne "gałęzie" - mnie bardziej interesują rzeczy typowo kolekcjonerskie (monety, znaczki, etykiety, puszki, pocztówki itp.), ją zaś rzeczy użytkowe (biżuteria, ceramika, ubrania, zabawki). - Czy posiadasz jakiś eksponat który jest dla ciebie szczególnie ważny? - Szczególnie ważny chyba nie, ale zawsze miło wspomina się albo rzeczy bardzo długo poszukiwane, albo zdobyte w jakiś szczególny sposób (nie w wyniku tradycyjnej wymiany albo zakupu). Na przykład pamiętam doskonale moją pierwszą lampę naftową. Wiedziałem, że dwie duże firmy z Niemiec miały w logo nietoperza, a także w Polsce produkowane były lampy o nazwie "Nietoperz". Jednak nie mogłeś wejść w posiadanie takiej lampy. Pewnego dnia TVP chciała nagrać parę słów o zimowaniu nietoperzy. Przyjechali i pytają, gdzie najlepiej podjechać. Mówię, że do najbliższej piwnicy przydomowej, tam staniemy i porozmawiamy. Na to operator mówi, żebyśmy w takim razie podjechali do niego - blisko, jest piwnica, przy okazji napijemy się kawy. Obchodząc jego dom, widzę, że pod ścianą stoi lampa naftowa. Podchodzę, patrzę - nie do wiary, ma nietoperza! Po nagraniu oczywiście rozmawialiśmy chwilkę o nietoperzach, zagaiłem, że zbieram różne rzeczy z nietoperzami. Ktoś rzucił, że pewnie strasznie trudno jest coś takiego znaleźć. Odpowiedziałem "Ależ skąd! Np. tu pod ścianą stoi..." Wyjechałem już z lampą. Niemiecką, powojenną, w niezłym stanie. - Czy znasz innych podobnych kolekcjonerów? Czy może twoja kolekcja nietoperzy jest unikatowa w skali kraju? - Kilka osób z branży zbiera to i owo, najczęściej znaczki pocztowe, ale raczej symbolicznie. Zaś zagranicą jest paru solidnych kolekcjonerów, przede wszystkim filatelistyki. 13 - W jaki sposób zdobywasz nowe eksponaty? Opierasz się głównie na wymianach, czy raczej większość eksponatów sam kupujesz w sklepach bądź atrakcjach turystycznych? - Jak się uda. Chociaż od kilkunastu lat nietoperze stały się dość modne i rzeczy z nietoperzami jest dość dużo na rynku i trzeba wprowadzać ograniczenia w zakupach. Ale wymiana - zawsze bardzo chętnie. - Czy jesteś w stanie oszacować ilość eksponatów w swojej kolekcji? - Nie. Kiedyś doliczyłem się dwu tysięcy, ale eksponat eksponatowi nie równy. Tak na szybko - mam ok. 80 pluszaków - nietoperzy, 60 książek, gdzie nietoperz jest na okładce (oczywiście, nie przyrodniczych!), kilkaset ulotek dotyczących ochrony nietoperzy, 6 lamp naftowych... - Istnieje możliwość obejrzenia całej twojej kolekcji w Internecie? - Całej nie, ale trochę drobiazgów jest poskanowanych i umieszczonych w galerii Google https://picasaweb.google.com/104794482211827021023 . Jest tam też kilka albumów z drobiazgami do wymiany, ale większość to nietoperze na znaczkach pocztowych, pocztówkach... Czyli ta część bardziej kolekcjonerska. - Czy twoja kolekcji brała już udział w wystawach? - Tak - udało się zorganizować wystawę w roku 2003 w Muzeum Przyrody w Drozdowie. Przez prawie pół roku część kolekcji była wystawiona w podziemiach pałacyku, w który mieści się Muzeum. Podobno cieszyła się dużym zainteresowaniem. Z pewnością, gdybym ją rozreklamował, dałoby się jeszcze gdzieś ją pokazać. - Czy w swojej pracy zajmujesz się także nietoperzami? - Tak jak pisałem - staram się zajmować głównie nietoperzami, ale różnie to bywa. Niestety - łatwiej znaleźć robotę związaną np. z ptakami niż nietoperzami. - Dasz jakąś radę początkującym kolekcjonerom? - Trzeba rozpowiadać gdzie się da, że się zbiera to i owo. Szeroko, wśród znajomych, rodziny... Bardzo dużo rzeczy wpada w ten sposób - Dziękuje za wywiad. Życzę dalszego rozwoju kolekcji i nowych eksponatów : ) - Dziękuję i pozdrawiam innych. 14 Ten piękny moment - - - - - - - - - Nowe eksponaty do naszych kolekcji zbieramy w różny sposób. Każdy ma swój ulubiony - czy to kupowanie przez Internet, czy wymiany albo po prostu kupno w zwykłym sklepie. W swoim artykule będę opierał się na „wrażeniach” ze zdobywania breloków, więc nie do każdego rodzaju konika to pasuje. Gdy dostaję do rąk nowy brelok zawsze towarzyszom temu emocje. Czuje się wtedy spełniony, że w końcu go zdobyłem. Nieważne czy zobaczyłem go po raz pierwszy minutę temu czy próbuję zdobyć od kolegi od pół roku. Zawsze dostaje skrzydeł, czuje przypływ radości. Układam sobie w głowie miejsce na tablicy gdzie będzie wisiał. Zapewniam siebie w duchu że nie skończy się na odłożeniu go na ścianę moich „ wisielców”. Obiecuję sobie że przebadam jego historię, albo obiektu który na nim widnieje. Obiecuję że nie będzie to kolejny brelok na moim blogu z opisem „kupiony na targu staroci” albo” pochodzi z wymiany”. Ale za tydzień lub dwa gdy się do tego zabieram tracę już werwę. Opadam z tej naiwnej pracowitości. Zauważyłem jednak że nie zawsze tak jest. Czasami mój zapał nie gaśnie jak ognisko polane lodowatą wodą, tylko słabnie jak przy podmuchy wiatru. Potem gdy zagłębiam się w jego historię, czytam o wspaniałych dokonaniach firmy która go wydała czuje jakby ktoś dolał benzyny do ognia. Ale od czego to zależy? W moim przypadku zależy to od sposobu jego zdobycia. Gdy kupuje na allegro czuje swój przypływ emocji w chwili gdy oglądam to nieskończone rzesze ofert. Już czuje te breloki na swojej ścianie, mam ochotę wydać wszystkie pieniądze. Gdy już wybiorę swój złoty strzał nadchodzi okres czekania. Mija jeden dzień. Dwa. Trzeciego już zapominam. Potem nagle zaskoczenie - coś przyszło. Ale już nie ma tego szczęścia. Paczka przyszła jak byłem w szkole więc nie widziałem się z listonoszem. Brakuje już tej magii. Leżąca na łóżku paczka to nie ta sama co odbierana drżącymi rękami od listonosza. I gdy zamykam już drzwi krzyczy jak zawsze „A podpis ja mam zrobić!?”. Nie. Łóżko wysysa z niej magię. Pewnie dlatego ja też jestem taki mało magiczny. Inna sprawa jest z tablicą (olx). Tam musimy się z właścicielem skontaktować, a nie tylko wcisnąć bez uczucia „kup teraz”. W dodatku na tablicy sprzedają osoby prywatne. Każda paczka to „dłuuugie” przedzieranie się przez bezładną pajęczynę taśmy oplatającą jak pająk swoją ofiarę. Gdy kupuje nowy eksponat na wakacjach nie czuję nic podczas kupna. Prawie zawsze jest to masówka „made in pol-china republik” na straganie który przy lekkim podmuchu wiatru zgniecie wszystkie delikatne kiczowate pamiątki. Sprzedawca zawsze błądzi gdzieś wzrokiem jakby myślał co by jeszcze 15 wcisnąć turystom. Nieraz mam wrażenie że robię im łachę kupując coś na ich stoisku. Za to w domu, gdy już przyjadę i opadnie zadowolenie z przyjazdu do mojego „czystego” miasta mam ochotę przy każdym breloku wysmarować dwustronicowy referat jak to pięknie jest w miejscu gdzie go kupiłem. Zaś gdy kupuję coś w sklepie w mojej okolicy jest całkowicie na odwrót. W sklepie jestem cały podniecony. Udało mi się w końcu kupić coś tutaj, coś co jest pełnoprawnym brelokiem, co nie jest zabawką dla dzieci i nie jest też turystycznych gadżetem. W końcu w moim mieście nie ma turystów. Jednak potem wracam do domu i znów brak zapału. Bo co napisze na blogu? „Poszedłem po ziemniaki, wróciłem z brelokiem. I z ziemniakami.” Kolejna sytuacja to wymiany Przy nich czuję się najlepiej. Najpierw zaczyna się przeglądanie ofert. Gdy już znajdę coś interesującego (a w obecnej chwili - gdy pojawi się cokolwiek nowego) wpatruje się w zdjęcia kilka minut. Potem nadchodzi czas gorączkowego poszukiwania rzeczy na wymianę. Obecnie wszystko mam już w jednym miejscu, ale kiedyś było to szukanie po wszystkich pudłach, pokoju siostry i piwnicy. „Muszę znaleźć te stare pocztówki”. Potem nadchodzi kryzys. Czy na pewno chcę się pozbyć tych pięknych pinów dla jakiś breloków? Niby ich nie zbieram, ale może kiedyś zacznę? Albo za parę lat będą warte więcej i wymienię nie na jeden brelok tylko na 100? Dopiero gdy się pogodzę ze stratą tych niepotrzebnych mi rzeczy nadchodzi okres oczekiwania na przesyłkę. A gdy już przyjdzie… nic nie robię : ). Zwykle czekam z otwarciem na wieczór, gdy jestem już odrobiony. Siadam wtedy koło mamy i mówię jak zawsze: „Widzisz? Kolejna wymiana i nikt mnie nie oszukał. I wcale nie są to śmieci, tylko wartościowe eksponaty do kolekcji”. I jak zawsze „niby” przyznaje mi racje. Ostatni punkt mojego wywodu - targ staroci. Ale to już w następnym numerze. Eworu 16 Ilustracje Samoprzylepne - Perełka wśród moich kolekcji "Kolekcjonerzy to ludzie szczęśliwi" Johann Wolfgang von Goethe "Ilustracje Samoprzylepne" to seria albumów z naklejkami wydawanych przez Krajową Agencję Wydawniczą w latach 70-tych i 80-tych pod dwoma podtytułami: "Nowość dla kolekcjonerów" oraz "Album dla kolekcjonerów". Albumy te oraz arkusze z naklejkami (po 6 naklejek w jednym arkuszu) nabyć można było w kioskach Ruchu i księgarniach. Każdy z albumów skupiony był wokół wybranej tematyki i do każdej z naklejek prezentował dodatkowo krótki opis. Dzięki opisom do naklejek każdy nastolatek mógł w tamtych czasach zdobyć wszechstronną wiedzę w różnych tematach - np. o pojazdach bojowych, II wojnie światowej czy też np. historii ubioru ;). Seria ta od samego początku była "marketingowo" ukierunkowana na wyciąganie ostatnich groszy od kolekcjonerów. Arkusze z naklejkami podstępnie prezentowały 4 naklejki do jednego - najczęściej - interesującego nas albumu oraz dwie naklejki do dwóch innych albumów. Dzięki takiemu podejściu wydawca upiekł dwie pieczenie na jednym ogniu: aby zapełnić interesujący nas album, dla większości z nich należało zakupić aż 36 arkuszy z naklejkami (12 arkuszy po 4 naklejki oraz 24 arkusze po 1 naklejce) posiadając już te 36 arkuszy warto było dokupić dwa dodatkowe albumy, ponieważ w większości i tak mieliśmy już do nich komplet naklejek. 17 Szczęśliwcem był ten, którego kolega akurat kolekcjonował album z tymi niepotrzebnymi dla nas naklejkami. Ci zdesperowani i wytrwali kolekcjonerzy potrafili kiedyś nawet udać się po brakujące naklejki do kiosku na drugą stronę miasta. Pomimo powyższych zabiegów wydawcy, albumy te były bardzo ciekawym przedmiotem zainteresowania, a seria po wielu latach cieszy nadal wielu kolekcjonerów. Jako kolekcjoner przykładam do tej serii szczególną uwagę i sentyment. Dzieje się tak być może, dlatego, że sam kiedyś próbowałem uzupełnić "Historię Statków i Okrętów", a może, dlatego, że sam kiedyś ćwiczyłem na kolegach z klasy chwyty prezentowane w "Stylach Walki Wschodu". Najprawdopodobniejszym jednak powodem jest chyba to, że seria ta łączyła przyjemność kolekcjonowania z wiedzą i nauką. Jak podejść do kolekcjonowania tej serii? Dla każdej swojej kolekcji staram się określić, w jaki sposób można ją kolekcjonować oraz jak bardzo jestem z nią zaprzyjaźniony. Dla tej kolekcji podział przedstawiałby się to następująco: Poziom - tester: Wg mnie najlepiej rozpocząć przygodę z pełnymi albumami - wybierając kilka z tych, które nas najbardziej interesują. Obecnie nie jest łatwo znaleźć luźne naklejki, którymi można uzupełnić braki w albumach. W przeciwieństwie do tego, pełne albumy często pojawiają się na portalach aukcyjnych. 18 Poziom - kolekcjoner umiarkowany: Kolejnym poziomem kolekcjonowania byłaby próba zdobycia kolekcji pełnych zeszytów pomijając te białe kruki, których ceny dochodzą do kilkuset zł/szt. W takiej kolekcji spokojnie znalazłyby się albumy takie jak np. "Historia Samolotu", "Historia II Wojny Światowej cz. I" czy "Grzyby Polskich Lasów" - dla każdego coś ciekawego. Poziom - kolekcjoner twardy: Kolekcjoner na tym poziomie byłby zdeterminowany do zdobycia wszystkich pełnych albumów. Koszt zdobycia takiej kolekcji w może być całkiem spory a i tak nie do końca łatwo zdobyć niektóre zeszyty, ponieważ bardzo rzadko pojawiają się w sprzedaży. Poziom - entuzjasta: Kolekcjoner na tym poziomie dążyłby do zdobycia wszystkich albumów z danej serii zarówno zapełnionych jak i pustych. Dodatkowo do kolekcji włączyłbym pełne arkusze z niewyklejonymi naklejkami. Razem taka kolekcja to 27 albumów z wklejonymi 1938 naklejkami, 27 albumów czystych oraz 323 arkusze z naklejkami. Poziom - maniak: .... :) tutaj chciałbym być, ale dlaczego i na czym to polega? To taka moja tajemnica. Mnie niestety nadal brakuje dwóch wklejonych naklejek (nr 50 i 59 z albumu „Style Walki Wschodu”) oraz ok połowy arkuszy z naklejkami, więc nawet nie dotarłem do końca poziomu entuzjasty :). 19 Jak większość kolekcjonerskich przedmiotów ta seria ma swoje perełki i białe kruki. Do białych kruków cieszących się "najgorszą" sławą to: numery naklejek 50, 56 i 59 z albumu "Style Walki Wschodu" - oraz inne naklejki, które były wraz z nimi na arkuszach dwa ostatnie zeszyty - "Podbój Kosmosu" oraz "Druga Wojna Światowa cz. II 1943-44" Ceny albumów z drugiego podpunktu to już kwoty co najmniej kilkuset zł. Ostatnio na znanym portalu aukcyjnym pojawił się niepełny album "Podbój Kosmosu" i bardzo szybko znalazł swojego nabywcę. Perełki to już sprawa poszczególnych kolekcjonerów. Dla mnie wspomniane albumy "Historia Statków i Okrętów" oraz "Style Walki Wschodu" to część dzieciństwa. Do tego dochodzą jeszcze naklejki samochodów z albumu, którego wcześniej nie posiadałem - "Polskie Samochody Osobowe". Są wśród nich takie cuda jak np.: Syrena Sport-FSO Warszawa 224 - furgon FSO BKPMot SMYK Polski Fiat 125-Rekord 20 Dodatkowymi perełkami, które szczególnie sobie upodobałem to naklejki z albumu "Stare Samochody" – można w nim poznać ciekawą historię ewolucji dzisiejszego samochodu od pojazdów żaglowych z 1600r. Niestety na fali przemian w Polsce w latach 80tych poprzedniego wieku przyszedł taki czas, gdy seria - niestety - "umarła". Po ostatnim wydanym numerze w 1988r.: "Druga Wojna Światowa cz. II 1943-44" seria została zawieszona i w zapomnienie odeszły planowane tytuły, które prezentowały się bardzo ciekawie. Tytuły te to m.in. "Samochody Wyścigowe", "Druga Wojna Światowa cz. III" czy "Historia lokomotywy". Jak już wspominałem, jako kolekcjoner szczególnie upodobałem sobie tą serię. Bardzo polecam ją każdemu, zarówno młodemu raczkującemu kolekcjonerowi jak i doświadczonej starej wydze :). Może dzięki temu artykułowi uda mi się doczytać wszystkie albumy od deski do deski. Dla chętnych, komplet naklejek z albumów (poza dwiema brakującymi) przeglądnąć można obecnie na stronie http://www.owijka.pl a w przyszłości także na stronie http://www.muzeumkolekcji.pl). Pozdrawiam, Muko(oen) muzeumkolekcji (collections.pl) [email protected] 21 Wspomnienia okupacyjne dziadka - - - - - - - - - Nie będzie to tekst biograficzny, jakie były w gazetce wcześniej. Postanowiłem spisać, co do tej pory dziadek ujawnił i poznać opinie, które się mam nadzieję pokażą, bo mam plan bardziej ambitny. Tytułem wstępu. Mój pradziadek w czasie wojny był sołtysem a dziadek był jego zastępcą i pomocnikiem, wtajemniczonym co nieco w sprawy życia pod okupacją. Do tego też wiele widział i słyszał z pierwszej ręki, jednak dopiero niedawno zaczął o tym opowiadać szerzej. To by potwierdzało, że chęci wspominania przeszłości przychodzą z wiekiem (w tym roku dziadek świętował 80 urodziny). Najlepsze w tych opowieściach jest to, że niektóre ze zdarzeń zostały potem przez wieść lokalną co nieco rozbudowane, a niektóre spowodowałyby wściekłość bezgranicznych wielbicieli wojennej partyzantki i „żołnierzy wyklętych”. To po kolei, co pamiętam. Wybaczcie moją pamięć, zawodzącą przy nazwach własnych i liczbach. 1. Przesłuchanie Pewnego dnia do pradziadka przyszli niemieccy żołnierze popytać o to i owo. Porozmawiali sobie, a potem zechcieli też porozmawiać z dziadkiem. Zaprosili do stołu, poczęstowali czekoladą (które dziecko wtedy by się oparło czekoladzie) i łamanym polskim, pomagając sobie wskazywaniem na mundury i broń, pytali czy nie przychodzili tu inni ludzie umundurowani lub z bronią. Oczywiście dziadek został przygotowany na takie sytuacje i zapewnił, że innych żołnierzy nie widział. Ta wizyta bardzo wryła się dziadkowi w pamięć. Do dziś pamięta, jaki był przejęty swoim zadaniem. 2. Skrytka Historia druga też wydarzyła się w czasie wizyty Niemców. Może nawet tej samej. Siedzieli długo, a trzeba było nakarmić zwierzęta w oborze i dziadek miał to zrobić. Poszedł więc, wziął wiadro a tu nagle bum-bumbrzdęk i z wiadra wypada pistolet vis. Zapomniał, że to wiadro było skrytką. Więc szybko pistolet w siano i czekać z bijącym sercem, czy nie idą zaalarmowani Niemcy. Mało prawdopodobne, żeby to usłyszeli, ale dziadek stwierdził, że bał się wtedy jak nigdy. 22 3. Przechowanie Te wspomnienia wyjaśnią, skąd się wziął tamten vis. Kampania wrześniowa kończyła się. Niemcy byli już w Jawidzu, gdy do wsi przyszli żołnierze rozbitej armii „Łódź”, by się przebrać i zostawić na przechowanie mundury i broń. Jeden z sąsiadów np. dostał 3 karabiny, o których będzie potem mowa, zaś pradziadka spotkał szczególny zaszczyt. Zostawili mu dokumenty, szablony dokumentów, pieczątki i inne takie rzeczy z urzędu miasta Łódź. Dzięki temu pradziadek mógłby np. wystawić sobie różne zaświadczenia i akty własności (wujek rzucił takie pomysły, gdy ostatnio dziadek o tym opowiedział). Ale pradziadek uczciwie przechował to wszystko przez całą wojnę, a gdy nikt się po to nie zgłosił, po jej zakończeniu oddał nowym władzom, za co otrzymał słowami dziadka „ładne, oficjalne pismo z podziękowaniami”. Ta opowieść mnie szczególnie zaintrygowała. To pismo musi wciąż gdzieś być. 4. Wujek To będzie bardzo nieprawomyślne wspomnienie. Dziadek przyznał, że ma takich wiele, ale to jest jego zdaniem najbardziej obrazowe. Takie sytuacje ukształtowały w całej wsi i najbliższym regionie tak negatywne zdanie o oddziałach partyzanckich, że ludzie się ucieszyli jak UB ostatnich wyłapało. Tych lokalnych oczywiście. Oddziałów z innych miejsc i wyższych dowódców dziadek nie znał, więc się o nich nie wypowiada. W domu po drugiej stronie podwórka, mieszkał wujek... chyba Kazio. Wujek taki tylko z nazwy o ile się orientuję. Wujek, zdaniem dziadka Bogu ducha winny, miał cenną pamiątkę ze służby w Legionach. Srebrny kopertowy zegarek. Nie działał już, ale wartość sentymentalną miał wielką. Pewnego dnia leśni wpadli do domu, pobili wszystkich i dom ograbili. Tak oto wujek stracił swoją pamiątkę. Nie wiadomo, dlaczego to zrobili. Dziadek podejrzewa, że jakiś zawistnik coś doniósł. Ostatnio zaś dziadek dodał dalszy ciąg. Po tym rabunku ludzie radzili wujkowi, żeby się niepotrzebnie nie pokazywał, bo jest już na celowniku leśnych. Nie pomogło. Przyszli jeszcze raz i pobili tak, że wujek zmarł w konsekwencji urazów. Tu już zupełnie nie wiadomo, o co chodziło. 23 5. Atak AK Pewnego wieczoru starsi koledzy dziadka, w których domu armia Łódź zostawiła karabiny, zobaczyli przemarsz partyzantów z AL. Byli już lekko podpici, więc wpadli na szalony pomysł postrzelania do partyzantów. Najstarszy poleciał po karabin, wymierzył i mimo swojego stanu, ubił konia pod jadącym na szpicy partyzantem. Wtedy się zaczęło. Ciemno już było, więc AL-owcy bronili się na oślep tak intensywnie, że słowami dziadka „potem tam wszędzie wokół leżało pełno łusek różnych typów”. Ale to nie koniec. Wieść lokalna i propaganda zrobiły swoje i w książce jakiegoś dowódcy AL (nie pamiętam nazwiska) można przeczytać, że tego właśnie dnia maszerujące oddziały „Cienia” i jakiegoś drugiego dowódcy zostały pod Wólką Nową zaatakowane przez kompanię AK . pietras Moja książka - - - - - - - - - Wstęp z książki wydanej przez Beatlesa Moja przygoda z Beatlesami rozpoczęła się w roku 1968. Wcześniej słuchałem ich przebojów na prywatkach i zabawach, podpatrywałem zainteresowania starszego brata, wolałem jednak inne zespoły. Dopiero gdy brat zwrócił mi uwagę na melodyjność i ekspresję piosenek Beatlesów, postanowiłem uważniej się im przysłuchiwać i... zaczęło się! Jak wielu młodych ludzi połknąłem bakcyla i oszalałem na punkcie grupy. Kolekcjonowałem płyty, uzupełniałem taśmotekę, zbierałem zdjęcia, plakaty, słowem wszystko, co miało jakikolwiek związek z Beatlesami. Wykonywałem ich piosenki w zespole Korundy działającym w latach 1968—1978 w Pruszkowie, a od roku 1990 byłem jednym z najzagorzalszych członków ogólnopolskiego fan clubu The Beatles w Lublinie. Do napisania książki namówił mnie brat. Odziedziczywszy po nim archiwum składające się z kilkuset wycinków prasowych, dołożyłem to, co sam zebrałem, i postanowiłem wszystko uporządkować, bo w natłoku papierów nie zawsze mogłem natrafić na to, czego szukałem. Zacząłem od posegregowania informacji i poukładania ich chronologicznie, a następnie 24 ich weryfikacji. Bardzo pomocnymi w tej pracy okazali się moi bliscy przyjaciele- Ania Leśniewska, Janusz Kulik i Sławek Wrzesiński, którym pragnąłbym w tym miejscu złożyć gorące podziękowania. Nie udało mi się jednak wyeliminować wszystkich nieścisłości i rozbieżności (wszak nawet brytyjscy biografowie Beatlesów też nie zawsze są zgodni w podawaniu różnych informacji o chłopcach z Liverpoolu). Kilka lat temu nawet Wojciech Mann powiedział: „(...) Nie jestem przekonany czy istnieje na świecie książka o zespole, w której wszystko w stu procentach odpowiadałoby prawdzie historycznej.(…)” Nie ustrzegłem się również, być może, powierzchownych ocen zespołu— zjawiska beatlemanii, ale książka ta jest moją prywatną próbą oddania hołdu muzyce zespołu The Beatles. Muzyce, która nigdy i przez nikogo nie będzie wykonywana tak mistrzowsko. Beatles 25 Zagadka 30 lat temu zetknąłem się z fajną zagadką. Łamałem sobie głowę dość długo i w końcu zrezygnowałem. Dlatego od razu zaznaczam, że nic nie podpowiem, bo nie znam rozwiązania. Zagadka – do trzech domków (na górze) należy doprowadzić media: g-gaz, p-prąd, k-kanalizację ale w taki sposób aby linie ani razu się nie przecięły. Powodzenia! Beatles 26 Cirque du Soleil - magia nowoczesnego cyrku - - - - - - Najsłynniejszy cyrk świata już po raz czwarty gości w naszym kraju. Pierwsze trzy spektakle, „Saltimbanco”, „Alegria” oraz „Dralion” odniosły w Polsce niebywały sukces. Grane one były w halach sportowych (dwa pierwsze w gdańsko-sopockiej Ergo Arenie, natomiast „Dralion” we wrocławskiej Hali Stulecia), na których zasiadało wiele osób chętnych cyrkowych doznań. Tym razem Cirque du Soleil przybył do Polski z gigantycznym białym namiotem, który rozstawiony jest na Błoniach Stadionu Narodowego w Warszawie. Cirque du Soleil to największy i najsłynniejszy cyrk na świecie. Jego spektakle grane są na ponad sześciu kontynentach! W swojej ofercie trupa oferuje 19 różnych przedstawień, które w przeciągu roku oglądają miliony widzów. Grane są one zarówno w namiotach jak i halach widowiskowych. Aż dziewięć z nich to przedstawienia stacjonarne, z których prawie wszystkie grane są wyłącznie w amerykańskich hotelach w Las Vegas. Ponad 5% gości, przyjeżdżających do powyższego miasta, odwiedza minimum jedno ze spektakli. Są one silnym magnesem, który przyciąga turystów chętnych cyrkowych doznań. Widowiska Cirque du Soleil do najtańszych nie należą, ponieważ ceny wahają się od 35 do nawet 500 euro (w Polsce od 99 do 1500zł). Czy warto tyle wydać? Według opinii wielu internautów zdecydowanie warto, ponieważ spektakle przenoszą nas w inny świat, z którego wychodzimy tygodniami. Co sprawiło, że obecnie Cirque du Soleil to najpopularniejszy cyrk na świecie? Bez wątpienia jest to zasługa widowisk, w których występują artyści z najwyższej światowej półki. Średnio w każdym przedstawieniu jest ich ponad 60. Dodatkowo oryginalna muzyka grana na żywo, niesamowite kostiumy i make-up oraz efekty świetlne i wizualne, których nie zobaczymy nigdzie indziej. Zsumowanie tych wszystkich elementów sprawia, iż zapominamy o otaczającym nas świecie, a w naszym wnętrzu następuje emocjonalna burza śmiechu, podziwu i zachwytu. Wszystko zaczęło się w 1984 roku, kiedy to nowo powstały cyrk zatrudniał około 74 pracowników, w którym najważniejszym elementem byli akrobaci (a nie zwierzęta, czyli tzw. nowoczesny cyrk). Było to marzenie dwóch artystów ulicznych. Guy Laliberté i Gilles Ste-Croix to główni założyciele Cirque du Soleil, którzy przez 30 lat pracowali nad marką, która dziś jest jedną z najsilniejszych w swojej branży. Obecnie roczne obroty tego cyrku to ponad 900 milionów dolarów, przy zatrudnieniu ponad 5 000 osób! 27 Pierwszy spektakl został wyreżyserowany dla miasta Quebec, które obchodziło 450 rocznicę odkrycia Kanady przez Jacquesa Cartiera. Nosił on nazwę „Cirque du Soleil” („Cyrk Słońca”) i podróżował po całej prowincji. Od tamtej pory, przez 30 lat działalności cyrku, jego spektakle obejrzało ponad 100 milionów osób, w tym ponad 15 milionów w ubiegłym roku. Dzięki Cirque du Soleil, Guy Laliberté jest jednym z najbogatszych ludzi na świecie. Mógł pozwolić sobie nawet na lot w kosmos. 30 września 2009 roku udał się na wycieczkę, za którą zapłacił 35 milionów dolarów. Po dwunastu dniach powrócił na Ziemię, dzięki czemu stał się siódmym kosmicznym turystą. Swoje oszczędności inwestuje również w hotele i restauracje. Nie zapomina również o potrzebujących, dlatego założył organizację „One Drop Fundation”, która pomaga w zaopatrywaniu w pitną wodę dzieci, które nie mają do niej dostępu. Według opinii licznych specjalistów, Cirque du Soleil osiągnął już najwyższy pułap swojej działalności, jednak Guy Laliberté nieustannie wszystkich zaskakuje. W tym roku powstało nowe przedstawienie o nazwie „Kurios”, które dokładnie 24 kwietnia miało swoją premierę w Montrealu. Pracownicy Cirque du Soleil to iście międzynarodowe grono. Reprezentują oni ponad 50 krajów i porozumiewają cię w 25 językach. Wśród nich usłyszymy i język polski. Niewielu jest Polaków, którym udało się trafić do tego najsłynniejszego cyrku. Taką przyjemność mieli m.in. Zbigniew Bąchór (akrobata w „Saltimbanco”), Kamil Fieniuk (akrobata w „Saltimbanco” oraz „Joya”), Lidia Kamińska (akordeonistka w „Alegria”), Mariusz Kubicki („Mystere”), Paweł Biegaj („La Nouba”), Wiesław Haczkiewicz („Love”). Na ich miejscach chciałoby się znaleźć wielu artystów, którzy mogą tylko pomarzyć o wielkiej scenie i niekończących się owacjach na stojąco. Każdy spektakl ma inną fabułę, odmienne dekoracje, numery i postaci. „Kooza”, która gości obecnie w Warszawie, „(…) opowiada o stosunkach międzyludzkich i świecie pełnym dualizmu, dobra i zła” – mówi autor i dyrektor David Shiner. „Widowisko jest zabawne, lekkie i przyjemne i zaaranżowane z przymrużeniem oka. Początek widowiska to nagłe i niespodziewane pojawienie się Oszusta na scenie (niczym zabawka wyskakująca z pudełka po jego otwarciu). A to dopiero początek wielu niespodzianek. Podczas podróży Niewinny spotyka na swojej drodze wachlarz komicznych bohaterów, takich jak Król, Oszust, Kieszonkowiec, Nieznośny Turysta i jego Szalony Pies. Pomiędzy siłą a kruchością, śmiechem i uśmiechami, zawirowaniami i harmonią, KOOZA porusza tematy strachu, tożsamości, uznania i siły. 28 Spektakl odbywa się w elektryzującym, egzotycznym świecie pełnym niespodzianek, wrażeń, dreszczy, zuchwałości i totalnego zaangażowania.. Czy warto udać się więc do Warszawy? Odpowiedź na to pytanie jest chyba oczywista. Mimo słabszej popularności powyższego cyrku w naszym kraju, w porównaniu do pozostałych państw, grono jego miłośników nieustannie rośnie i regularnie zapełnia hale widowiskowe. Widzowie doceniają znakomity kunszt artystów, a chęć obejrzenia tych wspaniałych pokazów jest warta wydanych przez nich pieniędzy. Doświadczyłem tego osobiście i to właśnie magia pierwszego obejrzanego przeze mnie spektaklu powoduje, że z niecierpliwością oczekuję na kolejny przyjazd Cirque du Soleil do Polski. Widziałem już wiele cyrkowych spektakli, ale „Kooza” Cirque du Soleil była najlepszym, jakim w życiu widziałem. Polecam wszystkim serdecznie. pawlos 29