„Kolekcjoner” nr 15 - Forum Kolekcjonerów Rzeczy Najróżniejszych

Transkrypt

„Kolekcjoner” nr 15 - Forum Kolekcjonerów Rzeczy Najróżniejszych
1
Słowo od redakcji
Na wstępie przepraszam za tak późny termin wydania gazetki,
ale spowodowane to było brakiem czasu i artykułów.
I od razu mam gorącą prośbę. Pisałem do paru osób o możliwość
napisania artykułu/wywiadu. Rozumiem że nie każdy ma czas, zdolności
literackie lub chęć ale naprawdę, prosiłbym w takim wypadku
o odpowiedź: „Przepraszam nie napiszę”. Byłem już gotowy do wydania
gazetki około 2 września - brakowało mi tylko wywiadu. Napisałem do
jednej osoby - cisza. Ale tydzień musiałem odczekać bo wiadomo, nie
każdy wchodzi tu codziennie. I tak jeszcze ze dwa razy. Przez to czas
wydania się wydłużył, a ja zacząłem na poważnie szkołę, więc po
otrzymaniu kompletu artykułów nie miałem czasu i w sumie również chęci
:)
Dodatkowo kieruję prośbę o kącik numizmatyczny/filatelistyczny.
Na forum jest ich bardzo duża grupa więc sądzę że należy podtrzymać
osobny dział dla tej grupy. Jednak musiałby się znaleźć ktoś, kto by pisał
artykuły. Ja niestety nie znam się na tym kompletnie.
Jeśli czyjś artykuł nie ukazał się w tym numerze to znaczy że będzie
w następnym. Tak jak pisałem wcześniej, będzie mniej a częściej. Chociaż
nie wyszło to tak jak chciałem.
Proszę też o ocenę mego „felietonu”. Jestem z mat-fizu, nie wiem
czy potrafię pisać tego typu teksty. A nie chcę was katować co miesiąc
nowymi felietonami : )
Eworu
2
SPIS TREŚCI
1. Kącik botaniczny str. 4
Wysiew nasion kaktusów - Beatles
2. Giełdy, jarmarki i targi staroci – str. 10
Giełda staroci w Lublinie - pietras
3. Moja kolekcja, moja pasja – str. 12
Wywiad - Kowalsik
4. Felieton – str. 15
Ten piękny moment - Eworu
5. Kolekcja po naszemu
Ilustracje samoprzylepne – oen – str. 17
6. Kącik historyczny – str. 22
Wspomnienia okupacyjne dziadka - pietras
7. Wrzutka – str. 24
Moja książka - Beatles
8. Zagadka – str. 26
Domki – Beatles
8. Cirque du Soleil – str. 27
Magia nowoczesnego cyrku - pawlos
3
Wysiew nasion kaktusów
Nasiona kaktusów możemy wysiewać przez cały rok, pod
warunkiem, że w okresie zimy mamy możliwość podświetlania lampami
jarzeniowymi (10 godzin na dobę). Jeżeli nie możemy zagwarantować
wysiewom doświetlania, wskazane jest wysiewanie nasion kaktusów od
połowy lutego (nasiona kaktusów zachowują siłę kiełkowania przez 3 lata).
Naczynia używane do siewu powinny zawierać w dnie otwory, przez które
wypływać będzie nadmiar wody. Przed wysiewem nasion naczynia winny
być odkażone, a ziemia odparowana.
Następnie
napełniamy naczynie
ziemią do wysokości 1,5-2 cm
poniżej górnej części naczynia.
Nasiona uprzednio zabezpieczone
zaprawą nasienną rozsypujemy
w
naczyniu.
Nasion
nie
przysypujemy ziemią, lecz lekko
wgniatamy np. pudełkiem od zapałek, lub niewielką deseczką o gładkiej
powierzchni. Kolejną czynnością jest nasycenie ziemi wodą (najlepiej
przez podsiąk). Teraz przykrywamy naczynie z nasionami szybką,
stawiamy je w miejscu naświetlonym, gwarantując temperaturę 20-25°C
i czekamy na kiełkowanie nasion, które winno nastąpić w okresie 3-21 dni
w zależności od gatunku. Pamiętać należy, aby młode siewki miały
wilgotną ziemię. Brak wilgoci może zniszczyć cały wysiew. Chcąc
zabezpieczyć młodym siewkom dostęp świeżego powietrza, po kilku
dniach od wykiełkowania, między szybę i naczynie wstawiamy coraz
większe podkładki. Siewki pikujemy kiedy urosną do takiej wielkości, że
zaczyna być im ciasno. Młode siewki należy cieniować (np. folią) przed
działaniem silnych promieni słonecznych.
Jednym z wielu sposobów wysiewu jest wysiew w słojach
wekowych, takich jakich używa się do sporządzania kompotów czy
ogórków.
Do wysiewu w słojach używamy takiego samego substratu jak do
normalnego siewu, a więc połowę kruszywa ceglanego, ¼ grubego piasku
o średnicy ziaren do 3mm i ¼ drobniejszego piasku. Do tego dodajemy
4
15% przesianego torfu i wszystko dobrze mieszamy. Mieszankę
sterylizujemy już w słojach. Na dnie szklanego słoja układamy rurkę,
najlepiej szklaną, o średnicy 1cm. Rurka musi dochodzić do dna słoja
i wystawać 2cm ponad substrat. Umieszczamy ją po to, aby móc łatwiej
substrat podlać. Następnie sterylizujemy substrat i słoje. Postępujemy
w ten sposób jak gospodynie domowe przy zagotowywaniu weków, tyle że
słoje są bez gumek i przykrywek, które sterylizujemy oddzielnie.
Słoje powinny być zanurzone w wodzie w taki sposób, aby jej
powierzchnia była na tej samej wysokości co substrat w słoju.
Doprowadzamy wodę do wrzenia i przeprowadzamy sterylizację
w temperaturze 100°C przez jedną godzinę. Potem odstawiamy wszystko
do ostygnięcia. Przy chłodzeniu przykrywamy słoje wieczkiem, aby do
środka nie mogły dostać się nowe zarodniki z powietrza, ale pod wieczko
podkładamy wykałaczkę lub zapałkę. W przeciwnym razie przykrywka
przyssałaby się do słoja i trudno byłoby ją zdjąć. Gdy wszystko wystygnie,
możemy przystąpić do właściwego siewu.
Nasiona zawsze przygotowujemy
wcześniej. Dużo zależy od dobrego ich
płukania. Nasiona muszą być pozbawione
wszystkich resztek owoców. Dlatego
dokładnie oglądamy je pod szkłem
powiększającym i te, które nie są całkiem
czyste odrzucamy. Resztki owoców
mogłyby stać się źródłem infekcji i zniszczyć rezultat naszej pracy.
Nie zapomnijmy przy tym zaprawić nasiona preparatem Heryl 80 lub
Orthocid 50. Do słoja wysiewamy nasiona z łyżeczki, którą potrząsamy
tak, aby spadały kolejno. Jednocześnie lewą ręką powoli obracamy słoik.
W ten sposób uzyskujemy równomierny wysiew.
Substrat w słoju trzeba nawilżyć. Pożywkę zawierającą np. 1g
Herbaponu na 1l przegotowanej i miękkiej wody wlewamy do
umieszczonej w środku substratu szklanej rurki bądź przez lejek, bądź
odpowiednio dużą pipetą. Nawilżyć możemy przed lub po wysianiu
nasion. Na słoiki nakładamy gumki, przyciskamy przykrywką i spinamy
zaciskiem który uniemożliwia przedostaniu się powietrza z zewnątrz.
W ten sposób nasiona znajdują się w szczelnej, pozbawionej dostępu
powietrza przestrzeni.
5
Słój z nasionami utrzymujemy w odpowiedniej temperaturze
i zwracamy baczną uwagę na to, aby nie był wystawiony bezpośrednio na
działanie słońca. Mogłoby to bowiem w bardzo krótkim czasie zniszczyć
nasiona lub siewki. Wewnątrz zamkniętego słoja jest stale bardzo wilgotne
powietrze, nie zachodzi więc potrzeba podlewania. Gdy spada temperatura,
wyparowana woda osiada na wieku i ścianach słoja, a następnie ścieka do
substratu. Powstaje w ten sposób idealne środowisko do kiełkowania
nasion.
Główne zalety tej metody są następujące:
 Zapobiega ona rozwojowi grzybów, glonów i mchów,
 Nie dopuszcza do wyschnięcia substratu, które następuje przy siewie
metodą tradycyjną,
 Nie zachodzi potrzeba częstego podlewania lub zraszania, co przy
stosowaniu twardej wody szybko doprowadza do alkalizacji
substratu. Alkalizacja powoduje poważne zmniejszenie zdolności
kiełkowania i zagraża siewkom. Dzięki takiemu zapewnieniu
odpowiedniej wilgotności możliwe jest ponadto pozostawienie
wysiewu na parę dni bez opieki.
 Siewki które wzeszły w sterylnym i zamkniętym środowisku nie
wymagają przez dłuższy czas wietrzenia. Dzięki temu że nie
wietrzymy, nasiona wszystkich gatunków, a więc i te którym szkodzi
wietrzenie mogą kiełkować bez przeszkód. Pozwala to osiągnąć
najwyższy procent wykiełkowanych nasion.
Młode siewki rozwijają się
znacznie szybciej niż przy stosowaniu
dotychczasowych metod siewu. Ma
to istotne znaczenie dla gatunków
o drobnych nasionach, których siewki
są bardzo małe i w pierwszym roku
rosną wolno. Dotyczy to zwłaszcza
rodzajów
Parodia,
Blossfeldia,
Strombocactus i Gymnocalycium.
6
Jeszcze do niedawna siew nasion tych gatunków kończył się
zazwyczaj niepowodzeniem i dopiero siew do słoja umożliwił ich uprawę
na większą skalę.
Nawet przy starannym pielęgnowaniu może się zdarzyć,
że w niektórych słojach pojawi się pleśń. Stanowią ją gęsto splecione, białe
włókienka przypominające filc. Są to strzępy grzybni Fusarium
moniliforme var. Subglutinans. Grzyb ten pojawia się z reguły przy siewie
nasion niektórych gatunków niezależnie od tego, że wysiewamy je do
sterylizowanych słoi, co wskazuje że przeniesiony został przez
zainfekowane nasiona, nie zniszczony ani przez płukanie, ani przez
zaprawianie. Nie pojawia się natomiast nigdy w środowisku o suchym
powietrzu. Mimo iż grzyb ten nie rozszerza się szybko, powoduje duże
straty wśród siewek. Słoiki w których zauważymy pleśń otwieramy,
chroniąc w ten sposób nasiona przed dalszym rozwojem tego grzyba. Słoik
taki pozostawiamy już otwarty.
Gdy siewki podrosną na tyle, że można je pikować, otwieramy
kolejno
słoiki.
Słoiki
z
Astrophytami
możemy
otworzyć już po 6 tygodniach
od
wysiewu,
jednak
w większości przypadków
zostawiamy słoje zamknięte
mniej więcej przez 3 miesiące.
Słoje z drobnymi nasionami
bardzo powoli kiełkującymi
mogą pozostać zamknięte
nawet przez cały rok. Jeżeli stwierdzimy, że przez tak długi okres nasiona
przeschły, musimy je podlać. Podlewamy przegotowaną woda deszczową.
Aby zapobiec w tym czasie przedostaniu się z powietrza niepożądanych
zarodników, przeprowadzamy podlewanie nad naczyniem z ciepłą wodą.
Ciepły, wstępujący prąd powietrza uniemożliwi ich przedostanie się do
słoja. Po podlaniu słój szczelnie zamykamy.
Pikowania nie przeprowadzamy od razu po otwarciu słoi, lecz
czekamy z tym ok. 3 tygodni. W tym czasie słoje pozostawiamy otwarte
i nie podlewamy, co pozwala na zahartowanie siewek. W tym czasie stracą
one jasnozieloną barwę, skurczą się, natomiast wzmocnią się ich tkanki.
7
A na tym nam przecież najbardziej zależy. Wtedy wyjmujemy siewki łyżką
ze słoja i pikujemy.
Po przepikowaniu, w nowym substracie siewki rosną o wiele lepiej
niż bez przesadzania. Pikujemy do płytkich skrzynek o głębokości 3cm,
najlepiej metalowych z blachy ocynkowanej albo aluminiowej.
W praktyce, po dokonaniu szeregu doświadczeń okazało się,
że najwłaściwszy jest substrat o identycznym składzie jak ten, który
zastosowaliśmy do siewu. Dodajemy do niego Thiuramu w stosunku
1:3000 lub sterylizujemy go. Pikujemy do lekko wilgotnego substratu.
Podlewamy dopiero po 2 dniach i to najlepiej przez nawadnianie od spodu
(podsiąk). Do podlewania stosujemy roztwór składników pokarmowych
zawierający 1g Herbaponu na 1l przegotowanej wody. Jeżeli dodamy
2-3g preparatu zawierającego Kaptan, to możemy zaniechać dodawania
Thiuramu.
Do pikowania używamy odpowiedniej pincety. Musimy uważać, aby
nie zranić siewek lub nie uszkodzić ich przez nadmierny nacisk. Najpierw
robimy pincetą wgłębienie w substracie, potem ujmujemy nią siewkę
i sadzimy dbając o to, aby korzonki swobodnie zwisały w tym wgłębieniu.
Nie dopuszczamy nigdy do tego, aby były one skręcone lub nawet wygięte
ku górze. Jeśli to nastąpiło, ujmujemy je pincetą i razem delikatnie
wsuwamy do substratu. Po rozwarciu pincety korzonki pozostają
wyprostowane i skierowane ku dołowi. Sadzimy tylko nieznacznie głębiej
niż siewka rosła po wykiełkowaniu. Substrat dosuwamy do szyjki
korzeniowej, lecz go nie ugniatamy.
Istotne jest, aby siewki
pikować we właściwej rozstawie.
Popełnia się tu zazwyczaj błąd,
sadząc je stosunkowo daleko jedna
od drugiej. Prawidłowa odległość
między siewkami powinna być tylko
tak duża, aby wolna przestrzeń
między nimi równała się ich
średnicy. Bardziej rozrastające się
gatunki możemy sadzić nieco rzadziej, lecz nigdy dalej niż na odległość
1,5-krotnej średnicy siewek. Doświadczenie wykazało, że siewki rosną
najlepiej, gdy się prawie stykają ze sobą. Natomiast siewki pikowane
8
w większej rozstawie więdną i obumierają. Siewki rosnące blisko siebie
osłaniają powierzchnię substratu, co zapobiega szybkiemu parowaniu
wody. Substrat w którym znajduje się dużo korzeni zachowuje też lepiej
właściwą strukturę, jest przewiewny i nie traci swoich korzystnych
właściwości.
Gdy przepikowane siewki rozrosną się, zachodzi potrzeba
powtórnego ich pikowania. Postępujemy podobnie jak przy pierwszym
przesadzeniu. Jest to łatwiejsze, gdyż rośliny są już większe i wygodniej
nimi manipulować. Używamy w dalszym ciągu metalowych skrzynek,
które powinny mieć głębokość ok. 4cm i napełniamy je substratem
o identycznym jak poprzednio składzie. Sadzimy znów w odległości
równej średnicy siewek, zwracając uwagę na to, aby położenie korzeni
odpowiadało ich kierunkowi wzrostu.
Przez 2 dni po przesadzeniu nie nawadniamy roślin, a następnie raz
na 14 dni podlewamy pożywką. W okresach między stosowaniem pożywki
podlewamy miękką, czystą wodą.
Przy kolejnym pikowaniu możemy już siewki sadzić do normalnej
ziemi, w której uprawiamy starsze kaktusy. W takim podłożu podlewamy
jednak tylko wodą.
Jeżeli przeznaczamy siewki do uprawy hydroponicznej, przesadzamy
je do substratu stosowanego do siewu i uprawiamy w nim tak długo,
dopóki nie osiągną średnicy większej niż 2cm. Dopiero wtedy sadzimy je
do pojemników z kruszywem. Delikatniejsze roślinki rosną lepiej
w substracie z torfem.
Beatles
9
Giełda staroci w Lublinie
Odbywa się w każdą
ostatnią niedzielę miesiąca. Wtedy
to właśnie Stare Miasto oraz
okolice Placu Wolności zamieniają
się w wielki targ gdzie znajdziemy
przysłowiowe mydło i powidło
z czasów naszych dziadków,
pradziadków lub nawet z jeszcze
wcześniejszych lat. Spacerując
w okolicach wymienionych miejsc i oglądając wszystkie wystawione
rzeczy przenosimy się, chociaż w jakimś procencie, w daleką przeszłość.
Warto chociaż raz odwiedzić giełdę staroci w Lublinie aby zobaczyć wśród
jakich przedmiotów żyli nasi przodkowie. Stare przedwojenne meble,
radia, gramofony, płyty, sztućce, ubrania, maszyny do szycia. Po prostu
wszystko z dawnych lat.
Ściślej mówiąc, są to dwa targi. Profesjonalni handlarze
z zamkniętej, bezdusznej kliki lokują się na płatnej giełdzie wokół III L.O.
a prawdziwy, otwarty targ staroci rozrasta się coraz bardziej, zajmując już
cały deptak i boczne uliczki Starego Miasta, sięgając nawet do Zamku.
Wspomagając się niezawodnym urządzeniem „paint” zaznaczyłem
miejsce fachowych targów oraz obszary straganów targu otwartego.
Wejście na targi wokół III L.O. kosztuje niezmiennie 2 zł a biletem wstępu
jest reprint starej pocztówki.
10
Co znajdziemy na giełdzie
Cechą charakterystyczną lubelskich targów staroci jest
nieprzewidywalność i różnorodność oferowanych towarów. Nigdy nie
wiadomo kto i z czym wystawi swój stragan w strefie otwartej. Cecha
wspólną towaru jest tylko jego wiek. Znajdziemy tam tylko stare
przedmioty (z wyjątkiem
rzeczy typu monety GN
oczywiście),
dlatego
kolekcjonerzy współczesnych
i mniej popularnych rzeczy,
jak np. dodatki z chipsów, nie
znajdą nic dla siebie. Choć
nigdy nie ma co do tego
całkowitej
pewności.
Widziałem np. raz człowieka
z grami komputerowymi.
Dla zachęty i pobudzenia
wyobraźni
spis
rzeczy
pewnych:
- antyczne meble
- broń i jej pordzewiałe szczątki oraz wyposażenie typu hełmy. II Wojna
i PRL
- masa monet, medali, znaczków
- książki i polskie komiksy. Serie typu „Złote Tygrysy” i najróżniejsze inne
po polsku i nie.
- płyty winylowe, CD i kasety
magnetofonowe
- obrazy i rzeźby
- porcelana,
obrusy
zastawa
stołowa,
- bibeloty wszelkie. Czasami nawet
11
zapałki się trafią
- dokumenty i zdjęcia
Informacje organizacyjne
Podróżujący samochodami
najlepszy parking znajdą pod
Zamkiem (w niedzielę bezpłatny).
Na targi można też łatwo dojechać
komunikacją PKS i busami. Główny
przystanek PKS dzieli od Placu
Zamkowego tylko Aleja Solidarności.
Targ trwa cały dzień, ale fachowi handlarze zwijają się bardzo
szybko. Nawet przybycie w południe może być zbyt późne.
pietras
- - - - - - - - - - WYWIAD - - - - - - - - - - Witaj Kowalsik. Od paru lat udzielasz się na forum jako moderator.
Twoja kolekcja nietoperzy może wydawać się dla niektórych dość
nietypowa.
- Witam wszystkich. Co prawda kolekcje tematyczne są dość popularne, to
rzeczywiście, temat nietoperzy jest dość oryginalny.
- Dlaczego akurat wybrałeś te latające ssaki? Widziałem na forum,
iż zajmujesz się ochroną przyrody. Czy ta praca skłoniła cię do stworzenia
kolekcji? Czy może kolekcja wpłynęła na decyzję o pracy?
- Nie nie - zdecydowanie moja praca wpłynęła na kolekcję. Zajmuję się
przyrodą i jej ochroną, a przede wszystkim nietoperzami, stąd takie a nie
inne hobby.
12
- Pamiętasz od jakiego eksponatu zacząłeś swoją kolekcję?
- Oj, nie pamiętam. Natomiast pamiętam, jaki był przyczynkiem do jej
rozpoczęcia. Gdzieś na początku lat 80-tych ubiegłego stulecia zobaczyłem
w kiosku grę Piotruś, gdzie tym trzynastym, niesparowanym, był
nietoperz. Był on też na pudełku. Nie nabyłem go i potem strasznie
żałowałem... Do dzisiaj go nie mam. I tak z tego żałowania wyszedł
pomysł na kolekcję. Kolekcjonowanie nietoperzy przybrało na sile po
poznaniu mojej Żony, która też jest z branży nietoperzowej. Spodobał jej
się pomysł takiej kolekcji i zaczęła się ona szybciej rozrastać. Mamy nawet
w niej odrębne "gałęzie" - mnie bardziej interesują rzeczy typowo
kolekcjonerskie (monety, znaczki, etykiety, puszki, pocztówki itp.), ją zaś
rzeczy użytkowe (biżuteria, ceramika, ubrania, zabawki).
- Czy posiadasz jakiś eksponat który jest dla ciebie szczególnie ważny?
- Szczególnie ważny chyba nie, ale zawsze miło wspomina się albo rzeczy
bardzo długo poszukiwane, albo zdobyte w jakiś szczególny sposób (nie
w wyniku tradycyjnej wymiany albo zakupu). Na przykład pamiętam
doskonale moją pierwszą lampę naftową. Wiedziałem, że dwie duże firmy
z Niemiec miały w logo nietoperza, a także w Polsce produkowane były
lampy o nazwie "Nietoperz". Jednak nie mogłeś wejść w posiadanie takiej
lampy.
Pewnego dnia TVP chciała nagrać parę słów o zimowaniu nietoperzy.
Przyjechali i pytają, gdzie najlepiej podjechać. Mówię, że do najbliższej
piwnicy przydomowej, tam staniemy i porozmawiamy. Na to operator
mówi, żebyśmy w takim razie podjechali do niego - blisko, jest piwnica,
przy okazji napijemy się kawy. Obchodząc jego dom, widzę, że pod ścianą
stoi lampa naftowa. Podchodzę, patrzę - nie do wiary, ma nietoperza! Po
nagraniu oczywiście rozmawialiśmy chwilkę o nietoperzach, zagaiłem, że
zbieram różne rzeczy z nietoperzami. Ktoś rzucił, że pewnie strasznie
trudno jest coś takiego znaleźć. Odpowiedziałem "Ależ skąd! Np. tu pod
ścianą stoi..." Wyjechałem już z lampą. Niemiecką, powojenną, w niezłym
stanie.
- Czy znasz innych podobnych kolekcjonerów? Czy może twoja kolekcja
nietoperzy jest unikatowa w skali kraju?
- Kilka osób z branży zbiera to i owo, najczęściej znaczki pocztowe, ale
raczej symbolicznie. Zaś zagranicą jest paru solidnych kolekcjonerów,
przede wszystkim filatelistyki.
13
- W jaki sposób zdobywasz nowe eksponaty? Opierasz się głównie na
wymianach, czy raczej większość eksponatów sam kupujesz w sklepach
bądź atrakcjach turystycznych?
- Jak się uda. Chociaż od kilkunastu lat nietoperze stały się dość modne
i rzeczy z nietoperzami jest dość dużo na rynku i trzeba wprowadzać
ograniczenia w zakupach. Ale wymiana - zawsze bardzo chętnie.
- Czy jesteś w stanie oszacować ilość eksponatów w swojej kolekcji?
- Nie. Kiedyś doliczyłem się dwu tysięcy, ale eksponat eksponatowi nie
równy. Tak na szybko - mam ok. 80 pluszaków - nietoperzy, 60 książek,
gdzie nietoperz jest na okładce (oczywiście, nie przyrodniczych!), kilkaset
ulotek dotyczących ochrony nietoperzy, 6 lamp naftowych...
- Istnieje możliwość obejrzenia całej twojej kolekcji w Internecie?
- Całej nie, ale trochę drobiazgów jest poskanowanych i umieszczonych
w galerii Google https://picasaweb.google.com/104794482211827021023 .
Jest tam też kilka albumów z drobiazgami do wymiany, ale większość to
nietoperze na znaczkach pocztowych, pocztówkach... Czyli ta część
bardziej kolekcjonerska.
- Czy twoja kolekcji brała już udział w wystawach?
- Tak - udało się zorganizować wystawę w roku 2003 w Muzeum Przyrody
w Drozdowie. Przez prawie pół roku część kolekcji była wystawiona
w podziemiach pałacyku, w który mieści się Muzeum. Podobno cieszyła
się dużym zainteresowaniem. Z pewnością, gdybym ją rozreklamował,
dałoby się jeszcze gdzieś ją pokazać.
- Czy w swojej pracy zajmujesz się także nietoperzami?
- Tak jak pisałem - staram się zajmować głównie nietoperzami, ale różnie
to bywa. Niestety - łatwiej znaleźć robotę związaną np. z ptakami niż
nietoperzami.
- Dasz jakąś radę początkującym kolekcjonerom?
- Trzeba rozpowiadać gdzie się da, że się zbiera to i owo. Szeroko, wśród
znajomych, rodziny... Bardzo dużo rzeczy wpada w ten sposób
- Dziękuje za wywiad. Życzę dalszego rozwoju kolekcji i nowych
eksponatów : )
- Dziękuję i pozdrawiam innych.
14
Ten piękny moment - - - - - - - - - Nowe eksponaty do naszych kolekcji zbieramy w różny sposób.
Każdy ma swój ulubiony - czy to kupowanie przez Internet, czy wymiany
albo po prostu kupno w zwykłym sklepie.
W swoim artykule będę opierał się na „wrażeniach” ze zdobywania
breloków, więc nie do każdego rodzaju konika to pasuje.
Gdy dostaję do rąk nowy brelok zawsze towarzyszom temu emocje.
Czuje się wtedy spełniony, że w końcu go zdobyłem. Nieważne czy
zobaczyłem go po raz pierwszy minutę temu czy próbuję zdobyć od kolegi
od pół roku. Zawsze dostaje skrzydeł, czuje przypływ radości. Układam
sobie w głowie miejsce na tablicy gdzie będzie wisiał. Zapewniam siebie
w duchu że nie skończy się na odłożeniu go na ścianę moich „ wisielców”.
Obiecuję sobie że przebadam jego historię, albo obiektu który na nim
widnieje. Obiecuję że nie będzie to kolejny brelok na moim blogu
z opisem „kupiony na targu staroci” albo” pochodzi z wymiany”. Ale za
tydzień lub dwa gdy się do tego zabieram tracę już werwę. Opadam z tej
naiwnej pracowitości. Zauważyłem jednak że nie zawsze tak jest. Czasami
mój zapał nie gaśnie jak ognisko polane lodowatą wodą, tylko słabnie jak
przy podmuchy wiatru. Potem gdy zagłębiam się w jego historię, czytam o
wspaniałych dokonaniach firmy która go wydała czuje jakby ktoś dolał
benzyny do ognia. Ale od czego to zależy? W moim przypadku zależy to
od sposobu jego zdobycia.
Gdy kupuje na allegro czuje swój przypływ emocji w chwili gdy
oglądam to nieskończone rzesze ofert. Już czuje te breloki na swojej
ścianie, mam ochotę wydać wszystkie pieniądze. Gdy już wybiorę swój
złoty strzał nadchodzi okres czekania. Mija jeden dzień. Dwa. Trzeciego
już zapominam. Potem nagle zaskoczenie - coś przyszło. Ale już nie ma
tego szczęścia. Paczka przyszła jak byłem w szkole więc nie widziałem się
z listonoszem. Brakuje już tej magii. Leżąca na łóżku paczka to nie ta sama
co odbierana drżącymi rękami od listonosza. I gdy zamykam już drzwi
krzyczy jak zawsze „A podpis ja mam zrobić!?”. Nie. Łóżko wysysa z niej
magię. Pewnie dlatego ja też jestem taki mało magiczny. Inna sprawa jest z
tablicą (olx). Tam musimy się z właścicielem skontaktować, a nie tylko
wcisnąć bez uczucia „kup teraz”. W dodatku na tablicy sprzedają osoby
prywatne. Każda paczka to „dłuuugie” przedzieranie się przez bezładną
pajęczynę taśmy oplatającą jak pająk swoją ofiarę. Gdy kupuje nowy
eksponat na wakacjach nie czuję nic podczas kupna. Prawie zawsze jest to
masówka „made in pol-china republik” na straganie który przy lekkim
podmuchu wiatru zgniecie wszystkie delikatne kiczowate pamiątki.
Sprzedawca zawsze błądzi gdzieś wzrokiem jakby myślał co by jeszcze
15
wcisnąć turystom. Nieraz mam wrażenie że robię im łachę kupując coś na
ich stoisku. Za to w domu, gdy już przyjadę i opadnie zadowolenie
z przyjazdu do mojego „czystego” miasta mam ochotę przy każdym
breloku wysmarować dwustronicowy referat jak to pięknie jest w miejscu
gdzie go kupiłem. Zaś gdy kupuję coś w sklepie w mojej okolicy jest
całkowicie na odwrót. W sklepie jestem cały podniecony. Udało mi się
w końcu kupić coś tutaj, coś co jest pełnoprawnym brelokiem, co nie jest
zabawką dla dzieci i nie jest też turystycznych gadżetem. W końcu
w moim mieście nie ma turystów. Jednak potem wracam do domu i znów
brak zapału. Bo co napisze na blogu? „Poszedłem po ziemniaki, wróciłem
z brelokiem. I z ziemniakami.”
Kolejna sytuacja to wymiany Przy nich czuję się najlepiej. Najpierw
zaczyna się przeglądanie ofert. Gdy już znajdę coś interesującego
(a w obecnej chwili - gdy pojawi się cokolwiek nowego) wpatruje się
w zdjęcia kilka minut. Potem nadchodzi czas gorączkowego poszukiwania
rzeczy na wymianę. Obecnie wszystko mam już w jednym miejscu,
ale kiedyś było to szukanie po wszystkich pudłach, pokoju siostry i
piwnicy. „Muszę znaleźć te stare pocztówki”. Potem nadchodzi kryzys.
Czy na pewno chcę się pozbyć tych pięknych pinów dla jakiś breloków?
Niby ich nie zbieram, ale może kiedyś zacznę? Albo za parę lat będą warte
więcej i wymienię nie na jeden brelok tylko na 100? Dopiero gdy się
pogodzę ze stratą tych niepotrzebnych mi rzeczy nadchodzi okres
oczekiwania na przesyłkę. A gdy już przyjdzie… nic nie robię : ). Zwykle
czekam z otwarciem na wieczór, gdy jestem już odrobiony. Siadam wtedy
koło mamy i mówię jak zawsze: „Widzisz? Kolejna wymiana i nikt mnie
nie oszukał. I wcale nie są to śmieci, tylko wartościowe eksponaty do
kolekcji”. I jak zawsze „niby” przyznaje mi racje.
Ostatni punkt mojego wywodu - targ staroci. Ale to już
w następnym numerze.
Eworu
16
Ilustracje Samoprzylepne - Perełka wśród moich kolekcji
"Kolekcjonerzy to ludzie szczęśliwi"
Johann Wolfgang von Goethe
"Ilustracje Samoprzylepne" to seria albumów z naklejkami
wydawanych przez Krajową Agencję Wydawniczą w latach
70-tych i 80-tych pod dwoma podtytułami: "Nowość dla
kolekcjonerów" oraz "Album dla kolekcjonerów". Albumy te
oraz arkusze z naklejkami (po 6 naklejek w jednym arkuszu) nabyć można
było w kioskach Ruchu i księgarniach. Każdy z albumów skupiony był
wokół wybranej tematyki i do każdej z naklejek prezentował dodatkowo
krótki opis. Dzięki opisom do naklejek każdy nastolatek mógł w tamtych
czasach zdobyć wszechstronną wiedzę w różnych tematach - np. o
pojazdach bojowych, II wojnie światowej czy też np. historii ubioru ;).
Seria ta od samego początku była
"marketingowo" ukierunkowana na wyciąganie
ostatnich groszy od kolekcjonerów. Arkusze z
naklejkami podstępnie prezentowały 4 naklejki
do jednego - najczęściej - interesującego nas
albumu oraz dwie naklejki do dwóch innych
albumów. Dzięki takiemu podejściu wydawca
upiekł dwie pieczenie na jednym ogniu:
 aby zapełnić interesujący nas album, dla
większości z nich należało zakupić aż 36
arkuszy z naklejkami (12 arkuszy po 4
naklejki oraz 24 arkusze po 1 naklejce)
 posiadając już te 36 arkuszy warto było dokupić dwa dodatkowe
albumy, ponieważ w większości i tak mieliśmy już do nich komplet
naklejek.
17
Szczęśliwcem był ten, którego kolega akurat kolekcjonował album z tymi
niepotrzebnymi dla nas naklejkami. Ci zdesperowani i wytrwali
kolekcjonerzy potrafili kiedyś nawet udać się po brakujące naklejki do
kiosku na drugą stronę miasta.
Pomimo powyższych zabiegów wydawcy, albumy te były bardzo
ciekawym przedmiotem zainteresowania, a seria po wielu latach cieszy
nadal wielu kolekcjonerów.
Jako kolekcjoner przykładam do tej serii szczególną uwagę
i sentyment. Dzieje się tak być może, dlatego, że sam kiedyś próbowałem
uzupełnić "Historię Statków i Okrętów", a może, dlatego, że sam kiedyś
ćwiczyłem na kolegach z klasy chwyty prezentowane w "Stylach Walki
Wschodu". Najprawdopodobniejszym jednak powodem jest chyba to,
że seria ta łączyła przyjemność kolekcjonowania z wiedzą i nauką.
Jak podejść do kolekcjonowania tej serii?
Dla każdej swojej kolekcji staram się określić, w jaki sposób można ją
kolekcjonować oraz jak bardzo jestem z nią zaprzyjaźniony.
Dla tej kolekcji podział przedstawiałby się to następująco:
 Poziom - tester: Wg mnie najlepiej rozpocząć przygodę z pełnymi
albumami - wybierając kilka z tych, które nas najbardziej interesują.
Obecnie nie jest łatwo znaleźć luźne naklejki,
którymi można uzupełnić braki w albumach. W
przeciwieństwie do tego, pełne albumy często
pojawiają się na portalach aukcyjnych.
18
 Poziom - kolekcjoner umiarkowany: Kolejnym poziomem
kolekcjonowania byłaby próba zdobycia kolekcji pełnych zeszytów pomijając te białe kruki, których ceny dochodzą
do kilkuset zł/szt. W takiej kolekcji spokojnie
znalazłyby się albumy takie jak np. "Historia
Samolotu", "Historia II Wojny Światowej cz. I"
czy "Grzyby Polskich Lasów" - dla każdego coś
ciekawego.
 Poziom - kolekcjoner twardy: Kolekcjoner na tym poziomie byłby
zdeterminowany do zdobycia wszystkich pełnych albumów. Koszt
zdobycia takiej kolekcji w może być całkiem spory a i tak nie do
końca łatwo zdobyć niektóre zeszyty, ponieważ bardzo rzadko
pojawiają się w sprzedaży.
 Poziom - entuzjasta: Kolekcjoner na tym
poziomie dążyłby do zdobycia wszystkich
albumów z danej serii zarówno zapełnionych jak
i pustych. Dodatkowo do kolekcji włączyłbym
pełne arkusze z niewyklejonymi naklejkami. Razem taka kolekcja to
27 albumów z wklejonymi 1938 naklejkami, 27 albumów czystych
oraz 323 arkusze z naklejkami.
 Poziom - maniak: .... :) tutaj chciałbym być, ale dlaczego i na czym
to polega? To taka moja tajemnica.
Mnie niestety nadal
brakuje dwóch
wklejonych naklejek
(nr 50 i 59 z albumu
„Style Walki
Wschodu”) oraz ok
połowy arkuszy z
naklejkami, więc
nawet nie dotarłem do
końca poziomu
entuzjasty :).
19
Jak większość kolekcjonerskich przedmiotów ta seria ma swoje
perełki
i białe kruki.
Do białych kruków cieszących się "najgorszą" sławą to:
 numery naklejek 50, 56 i 59 z albumu "Style Walki Wschodu" - oraz
inne naklejki, które były wraz z nimi na arkuszach
 dwa ostatnie zeszyty - "Podbój Kosmosu" oraz "Druga Wojna
Światowa cz. II 1943-44"
Ceny albumów z drugiego
podpunktu to już kwoty co
najmniej kilkuset zł. Ostatnio na
znanym portalu aukcyjnym pojawił
się niepełny album "Podbój
Kosmosu" i bardzo szybko znalazł
swojego nabywcę.
Perełki to już sprawa poszczególnych kolekcjonerów. Dla mnie
wspomniane albumy "Historia Statków i Okrętów" oraz "Style Walki
Wschodu" to część dzieciństwa.
Do tego dochodzą jeszcze naklejki samochodów z albumu, którego
wcześniej nie posiadałem - "Polskie Samochody Osobowe".
Są wśród nich takie cuda jak np.:
 Syrena Sport-FSO
 Warszawa 224 - furgon FSO
 BKPMot SMYK
 Polski Fiat 125-Rekord
20
Dodatkowymi perełkami, które szczególnie sobie upodobałem to
naklejki z albumu "Stare Samochody" – można w nim poznać ciekawą
historię ewolucji dzisiejszego samochodu od pojazdów żaglowych z 1600r.
Niestety na fali przemian w Polsce w latach 80tych poprzedniego wieku przyszedł taki czas, gdy seria
- niestety - "umarła". Po ostatnim wydanym numerze
w 1988r.: "Druga Wojna Światowa cz. II 1943-44"
seria została zawieszona i w zapomnienie odeszły
planowane tytuły, które prezentowały się bardzo
ciekawie. Tytuły te to m.in. "Samochody Wyścigowe", "Druga Wojna
Światowa cz. III" czy "Historia lokomotywy".
Jak już wspominałem, jako kolekcjoner szczególnie upodobałem
sobie tą serię.
Bardzo polecam ją każdemu, zarówno młodemu raczkującemu
kolekcjonerowi jak i doświadczonej starej wydze :).
Może dzięki temu artykułowi uda mi się doczytać wszystkie
albumy od deski do deski. Dla chętnych, komplet naklejek z albumów
(poza dwiema brakującymi) przeglądnąć można obecnie na stronie
http://www.owijka.pl
a
w
przyszłości
także
na
stronie
http://www.muzeumkolekcji.pl).
Pozdrawiam,
Muko(oen)
muzeumkolekcji (collections.pl)
[email protected]
21
Wspomnienia okupacyjne dziadka - - - - - - - - - Nie będzie to tekst biograficzny, jakie były w gazetce wcześniej.
Postanowiłem spisać, co do tej pory dziadek ujawnił i poznać opinie, które
się mam nadzieję pokażą, bo mam plan bardziej ambitny.
Tytułem wstępu. Mój pradziadek w czasie wojny był sołtysem
a dziadek był jego zastępcą i pomocnikiem, wtajemniczonym co nieco
w sprawy życia pod okupacją. Do tego też wiele widział i słyszał
z pierwszej ręki, jednak dopiero niedawno zaczął o tym opowiadać szerzej.
To by potwierdzało, że chęci wspominania przeszłości przychodzą
z wiekiem (w tym roku dziadek świętował 80 urodziny). Najlepsze w tych
opowieściach jest to, że niektóre ze zdarzeń zostały potem przez wieść
lokalną co nieco rozbudowane, a niektóre spowodowałyby wściekłość
bezgranicznych wielbicieli wojennej partyzantki i „żołnierzy wyklętych”.
To po kolei, co pamiętam. Wybaczcie moją pamięć, zawodzącą
przy nazwach własnych i liczbach.
1. Przesłuchanie
Pewnego dnia do pradziadka przyszli niemieccy żołnierze popytać o to
i owo. Porozmawiali sobie, a potem zechcieli też porozmawiać
z dziadkiem. Zaprosili do stołu, poczęstowali czekoladą (które dziecko
wtedy by się oparło czekoladzie) i łamanym polskim, pomagając sobie
wskazywaniem na mundury i broń, pytali czy nie przychodzili tu inni
ludzie umundurowani lub z bronią. Oczywiście dziadek został
przygotowany na takie sytuacje i zapewnił, że innych żołnierzy nie
widział. Ta wizyta bardzo wryła się dziadkowi w pamięć. Do dziś pamięta,
jaki był przejęty swoim zadaniem.
2. Skrytka
Historia druga też wydarzyła się w czasie wizyty Niemców. Może nawet
tej samej. Siedzieli długo, a trzeba było nakarmić zwierzęta w oborze
i dziadek miał to zrobić. Poszedł więc, wziął wiadro a tu nagle bum-bumbrzdęk i z wiadra wypada pistolet vis. Zapomniał, że to wiadro było
skrytką. Więc szybko pistolet w siano i czekać z bijącym sercem, czy nie
idą zaalarmowani Niemcy. Mało prawdopodobne, żeby to usłyszeli, ale
dziadek stwierdził, że bał się wtedy jak nigdy.
22
3. Przechowanie
Te wspomnienia wyjaśnią, skąd się wziął tamten vis. Kampania
wrześniowa kończyła się. Niemcy byli już w Jawidzu, gdy do wsi przyszli
żołnierze rozbitej armii „Łódź”, by się przebrać
i zostawić na
przechowanie mundury i broń. Jeden z sąsiadów np. dostał 3 karabiny,
o których będzie potem mowa, zaś pradziadka spotkał szczególny zaszczyt.
Zostawili mu dokumenty, szablony dokumentów, pieczątki i inne takie
rzeczy z urzędu miasta Łódź. Dzięki temu pradziadek mógłby np.
wystawić sobie różne zaświadczenia i akty własności (wujek rzucił takie
pomysły, gdy ostatnio dziadek o tym opowiedział). Ale pradziadek
uczciwie przechował to wszystko przez całą wojnę, a gdy nikt się po to nie
zgłosił, po jej zakończeniu oddał nowym władzom, za co otrzymał
słowami dziadka „ładne, oficjalne pismo z podziękowaniami”.
Ta opowieść mnie szczególnie zaintrygowała. To pismo musi wciąż gdzieś
być.
4. Wujek
To będzie bardzo nieprawomyślne wspomnienie. Dziadek przyznał, że ma
takich wiele, ale to jest jego zdaniem najbardziej obrazowe. Takie sytuacje
ukształtowały w całej wsi i najbliższym regionie tak negatywne zdanie
o oddziałach partyzanckich, że ludzie się ucieszyli jak UB ostatnich
wyłapało. Tych lokalnych oczywiście. Oddziałów z innych miejsc
i wyższych dowódców dziadek nie znał, więc się o nich nie wypowiada.
W domu po drugiej stronie podwórka, mieszkał wujek... chyba Kazio.
Wujek taki tylko z nazwy o ile się orientuję. Wujek, zdaniem dziadka
Bogu ducha winny, miał cenną pamiątkę ze służby w Legionach. Srebrny
kopertowy zegarek. Nie działał już, ale wartość sentymentalną miał wielką.
Pewnego dnia leśni wpadli do domu, pobili wszystkich i dom ograbili. Tak
oto wujek stracił swoją pamiątkę. Nie wiadomo, dlaczego to zrobili.
Dziadek podejrzewa, że jakiś zawistnik coś doniósł. Ostatnio zaś dziadek
dodał dalszy ciąg. Po tym rabunku ludzie radzili wujkowi, żeby się
niepotrzebnie nie pokazywał, bo jest już na celowniku leśnych. Nie
pomogło. Przyszli jeszcze raz i pobili tak, że wujek zmarł w konsekwencji
urazów. Tu już zupełnie nie wiadomo, o co chodziło.
23
5. Atak AK
Pewnego wieczoru starsi koledzy dziadka, w których domu armia Łódź
zostawiła karabiny, zobaczyli przemarsz partyzantów z AL. Byli już lekko
podpici, więc wpadli na szalony pomysł postrzelania do partyzantów.
Najstarszy poleciał po karabin, wymierzył i mimo swojego stanu, ubił
konia pod jadącym na szpicy partyzantem. Wtedy się zaczęło. Ciemno już
było, więc AL-owcy bronili się na oślep tak intensywnie, że słowami
dziadka „potem tam wszędzie wokół leżało pełno łusek różnych typów”.
Ale to nie koniec. Wieść lokalna i propaganda zrobiły swoje i w książce
jakiegoś dowódcy AL (nie pamiętam nazwiska) można przeczytać, że tego
właśnie dnia maszerujące oddziały „Cienia” i jakiegoś drugiego dowódcy
zostały pod Wólką Nową zaatakowane przez kompanię AK .
pietras
Moja książka - - - - - - - - - Wstęp z książki wydanej przez Beatlesa
Moja przygoda z Beatlesami rozpoczęła się w roku 1968. Wcześniej
słuchałem ich przebojów na prywatkach i zabawach, podpatrywałem
zainteresowania starszego brata, wolałem jednak inne zespoły. Dopiero
gdy brat zwrócił mi uwagę na melodyjność i ekspresję piosenek
Beatlesów, postanowiłem uważniej się im przysłuchiwać i... zaczęło się!
Jak wielu młodych ludzi połknąłem bakcyla i oszalałem na punkcie
grupy. Kolekcjonowałem płyty, uzupełniałem taśmotekę, zbierałem
zdjęcia, plakaty, słowem wszystko, co miało jakikolwiek związek
z Beatlesami. Wykonywałem ich piosenki w zespole Korundy działającym
w latach 1968—1978 w Pruszkowie, a od roku 1990 byłem jednym
z najzagorzalszych członków ogólnopolskiego fan clubu The Beatles
w Lublinie.
Do napisania książki namówił mnie brat. Odziedziczywszy po nim
archiwum składające się z kilkuset wycinków prasowych, dołożyłem to, co
sam zebrałem, i postanowiłem wszystko uporządkować, bo w natłoku
papierów nie zawsze mogłem natrafić na to, czego szukałem. Zacząłem od
posegregowania informacji i poukładania ich chronologicznie, a następnie
24
ich weryfikacji. Bardzo pomocnymi w tej pracy okazali się moi bliscy
przyjaciele- Ania Leśniewska, Janusz Kulik i Sławek Wrzesiński, którym
pragnąłbym w tym miejscu złożyć gorące podziękowania. Nie udało mi
się jednak wyeliminować wszystkich nieścisłości i rozbieżności (wszak
nawet brytyjscy biografowie Beatlesów też nie zawsze są zgodni
w podawaniu różnych informacji o chłopcach z Liverpoolu). Kilka lat temu
nawet Wojciech Mann powiedział:
„(...) Nie jestem przekonany czy istnieje na świecie książka
o zespole, w której wszystko w stu procentach odpowiadałoby prawdzie
historycznej.(…)”
Nie ustrzegłem się również, być może, powierzchownych ocen
zespołu— zjawiska beatlemanii, ale książka ta jest moją prywatną próbą
oddania hołdu muzyce zespołu The Beatles. Muzyce, która nigdy i przez
nikogo nie będzie wykonywana tak mistrzowsko.
Beatles
25
Zagadka
30 lat temu zetknąłem się z fajną zagadką. Łamałem sobie głowę
dość długo i w końcu zrezygnowałem. Dlatego od razu zaznaczam, że nic
nie podpowiem, bo nie znam rozwiązania.
Zagadka – do trzech domków (na górze) należy doprowadzić
media: g-gaz, p-prąd, k-kanalizację ale w taki sposób aby linie ani razu się
nie przecięły.
Powodzenia!
Beatles
26
Cirque du Soleil - magia nowoczesnego cyrku - - - - - - Najsłynniejszy cyrk świata już po raz czwarty gości w naszym
kraju. Pierwsze trzy spektakle, „Saltimbanco”, „Alegria” oraz „Dralion”
odniosły w Polsce niebywały sukces. Grane one były w halach sportowych
(dwa pierwsze w gdańsko-sopockiej Ergo Arenie, natomiast „Dralion” we
wrocławskiej Hali Stulecia), na których zasiadało wiele osób chętnych
cyrkowych doznań. Tym razem Cirque du Soleil przybył do Polski
z gigantycznym białym namiotem, który rozstawiony jest na Błoniach
Stadionu Narodowego w Warszawie.
Cirque du Soleil to największy i najsłynniejszy cyrk na świecie.
Jego spektakle grane są na ponad sześciu kontynentach! W swojej ofercie
trupa oferuje 19 różnych przedstawień, które w przeciągu roku oglądają
miliony widzów. Grane są one zarówno w namiotach jak i halach
widowiskowych. Aż dziewięć z nich to przedstawienia stacjonarne,
z których prawie wszystkie grane są wyłącznie w amerykańskich hotelach
w Las Vegas. Ponad 5% gości, przyjeżdżających do powyższego miasta,
odwiedza minimum jedno ze spektakli. Są one silnym magnesem, który
przyciąga turystów chętnych cyrkowych doznań.
Widowiska Cirque du Soleil do najtańszych nie należą, ponieważ
ceny wahają się od 35 do nawet 500 euro (w Polsce od 99 do 1500zł). Czy
warto tyle wydać? Według opinii wielu internautów zdecydowanie warto,
ponieważ spektakle przenoszą nas w inny świat, z którego wychodzimy
tygodniami.
Co sprawiło, że obecnie Cirque du Soleil to najpopularniejszy cyrk
na świecie? Bez wątpienia jest to zasługa widowisk, w których występują
artyści z najwyższej światowej półki. Średnio w każdym przedstawieniu
jest ich ponad 60. Dodatkowo oryginalna muzyka grana na żywo,
niesamowite kostiumy i make-up oraz efekty świetlne i wizualne, których
nie zobaczymy nigdzie indziej. Zsumowanie tych wszystkich elementów
sprawia, iż zapominamy o otaczającym nas świecie, a w naszym wnętrzu
następuje emocjonalna burza śmiechu, podziwu i zachwytu.
Wszystko zaczęło się w 1984 roku, kiedy to nowo powstały cyrk
zatrudniał około 74 pracowników, w którym najważniejszym elementem
byli akrobaci (a nie zwierzęta, czyli tzw. nowoczesny cyrk). Było to
marzenie dwóch artystów ulicznych. Guy Laliberté i Gilles Ste-Croix to
główni założyciele Cirque du Soleil, którzy przez 30 lat pracowali nad
marką, która dziś jest jedną z najsilniejszych w swojej branży. Obecnie
roczne obroty tego cyrku to ponad 900 milionów dolarów, przy
zatrudnieniu ponad 5 000 osób!
27
Pierwszy spektakl został wyreżyserowany dla miasta Quebec, które
obchodziło 450 rocznicę odkrycia Kanady przez Jacquesa Cartiera. Nosił
on nazwę „Cirque du Soleil” („Cyrk Słońca”) i podróżował po całej
prowincji. Od tamtej pory, przez 30 lat działalności cyrku, jego spektakle
obejrzało ponad 100 milionów osób, w tym ponad 15 milionów
w ubiegłym roku.
Dzięki Cirque du Soleil, Guy Laliberté jest jednym z najbogatszych
ludzi na świecie. Mógł pozwolić sobie nawet na lot w kosmos. 30 września
2009 roku udał się na wycieczkę, za którą zapłacił 35 milionów dolarów.
Po dwunastu dniach powrócił na Ziemię, dzięki czemu stał się siódmym
kosmicznym turystą. Swoje oszczędności inwestuje również w hotele
i restauracje. Nie zapomina również o potrzebujących, dlatego założył
organizację „One Drop Fundation”, która pomaga w zaopatrywaniu
w pitną wodę dzieci, które nie mają do niej dostępu.
Według opinii licznych specjalistów, Cirque du Soleil osiągnął już
najwyższy pułap swojej działalności, jednak Guy Laliberté nieustannie
wszystkich zaskakuje. W tym roku powstało nowe przedstawienie
o nazwie „Kurios”, które dokładnie 24 kwietnia miało swoją premierę w
Montrealu.
Pracownicy Cirque du Soleil to iście międzynarodowe grono.
Reprezentują oni ponad 50 krajów i porozumiewają cię w 25 językach.
Wśród nich usłyszymy i język polski. Niewielu jest Polaków, którym udało
się trafić do tego najsłynniejszego cyrku. Taką przyjemność mieli m.in.
Zbigniew Bąchór (akrobata w „Saltimbanco”), Kamil Fieniuk (akrobata
w „Saltimbanco” oraz „Joya”), Lidia Kamińska (akordeonistka
w „Alegria”), Mariusz Kubicki („Mystere”), Paweł Biegaj („La Nouba”),
Wiesław Haczkiewicz („Love”). Na ich miejscach chciałoby się znaleźć
wielu artystów, którzy mogą tylko pomarzyć o wielkiej scenie
i niekończących się owacjach na stojąco.
Każdy spektakl ma inną fabułę, odmienne dekoracje, numery
i postaci. „Kooza”, która gości obecnie w Warszawie, „(…) opowiada
o stosunkach międzyludzkich i świecie pełnym dualizmu, dobra i zła” –
mówi autor i dyrektor David Shiner. „Widowisko jest zabawne, lekkie
i przyjemne i zaaranżowane z przymrużeniem oka.
Początek widowiska to nagłe i niespodziewane pojawienie się
Oszusta na scenie (niczym zabawka wyskakująca z pudełka po jego
otwarciu). A to dopiero początek wielu niespodzianek. Podczas podróży
Niewinny spotyka na swojej drodze wachlarz komicznych bohaterów,
takich jak Król, Oszust, Kieszonkowiec, Nieznośny Turysta i jego Szalony
Pies. Pomiędzy siłą a kruchością, śmiechem i uśmiechami, zawirowaniami
i harmonią, KOOZA porusza tematy strachu, tożsamości, uznania i siły.
28
Spektakl odbywa się w elektryzującym, egzotycznym świecie pełnym
niespodzianek, wrażeń, dreszczy, zuchwałości i totalnego zaangażowania..
Czy warto udać się więc do Warszawy? Odpowiedź na to pytanie jest
chyba oczywista. Mimo słabszej popularności powyższego cyrku
w naszym kraju, w porównaniu do pozostałych państw, grono jego
miłośników nieustannie rośnie i regularnie
zapełnia hale widowiskowe. Widzowie
doceniają znakomity kunszt artystów,
a chęć obejrzenia tych wspaniałych
pokazów jest warta wydanych przez nich
pieniędzy. Doświadczyłem tego osobiście
i to właśnie magia pierwszego obejrzanego
przeze mnie spektaklu powoduje, że
z niecierpliwością oczekuję na kolejny
przyjazd Cirque du Soleil do Polski.
Widziałem już wiele cyrkowych
spektakli, ale „Kooza” Cirque du Soleil
była najlepszym, jakim w życiu widziałem.
Polecam wszystkim serdecznie.
pawlos
29

Podobne dokumenty