Posłuszne dziecko to nie zawsze szczęśliwe dziecko (plik )
Transkrypt
Posłuszne dziecko to nie zawsze szczęśliwe dziecko (plik )
Posłuszne dziecko to nie zawsze szczęśliwe dziecko Grzeczne dziecko to marzenie większości rodziców. Ale jak skłonić malca, by słuchał dorosłych? I czy rzeczywiście uległość wobec starszych jest zawsze dobra dla malucha? Szukamy odpowiedzi na Edytą Żółtowską-Górską. te pytania z psychologiem Starsze pokolenie utyskuje nad dzisiejszym wychowywaniem dzieci. Dziadkowie nie rozumieją, dlaczego maluchy są rozbrykane, nie słuchają dorosłych. Gdy oni byli dziećmi, musieli być całkowicie posłuszni rodzicom. Malec znał swoje miejsce w rodzinie i – jak wiadomo – nie była to specjalnie uprzywilejowana pozycja. Potem nadeszła moda na bezstresowe wychowanie. Maluchy zaczęto traktować z atencją, zrezygnowano z wymagań. Jak znaleźć złoty środek? O wagę posłuszeństwa zapytaliśmy psychologa dziecięcego. Właściwie dlaczego dziecko ma być posłuszne? Bo w niektórych momentach od tego zależy jego bezpieczeństwo, zdrowie, życie. Jeśli mama mówi, że smyk ma nie biegać nad basenem, to robi to, by go ochronić, a nie zepsuć mu zabawę. Malec musi ufać, że rodzice coś każą lub czegoś zabraniają w konkretnym celu. Gdy czują stanowczość taty, który zakazuje dotykania piekarnika, cofną rękę, ale jeśli on łamiącym się głosem niepewnie poprosi, by dziecko umyło zęby, malec może namówić go na niepotrzebną dyskusję słuszności szczotkowania zębów po zjedzeniu czekolady. Jako rodzice musimy wiedzieć, po co czegoś dziecku zabraniamy, i... mieć pewność, że robimy słusznie. Nawet jeśli smykowi się to niezbyt podoba. Dlaczego dorośli tak lubią grzeczne dzieci? o Bo są łatwe w obsłudze. Znacznie prostsze jest wychowywanie malca, który nie protestuje, nie buntuje się, bez słowa wykonuje polecenia. Jednak zawsze trzeba pamiętać, jaką cenę płaci smyk za to bezwarunkowe posłuszeństwo. Maluchowi szkodzi bycie uległym? Dzieci muszą czuć się akceptowane przez rodziców, więc zrobią wszystko, by ich zadowolić. Jeśli widzą rozgniewaną minę mamy, gdy się sprzeciwiają, czy kiedy tata obraża się, kiedy nie chcą w ciągu sekundy sprzątnąć zabawek, prędzej czy później podporządkują się, by odzyskać miłość rodziców. Nie wydaje się, by to było złe rozwiązanie... Chyba że weźmiemy pod uwagę fakt, że dziecko rezygnuje tym samym z rozwoju. Malec uczy się świata, szukając granic, które powinni wyznaczać rodzice. Nie wie, co mu wolno, a czego nie, więc eksperymentuje i np. skacze po łóżku, czekając, jak zareaguje mama. I zadaniem rodziców jest stawianie granic w tych poszukiwaniach. Inaczej dziecko będzie czuło się zagubione. A jeśli zrezygnuje z takich eksperymentów, będzie bezwolne, stłamszone przez dorosłych. Dziecko musi czuć, że rodzice kochają je bezwarunkowo, nie dlatego, że jest posłuszne. Kocha się bezwarunkowo, a nie za posłuszeństwo Jeśli rodzic wychodzi z założenia, że jest towarzyszem malca, przewodnikiem po świecie i traktuje go z szacunkiem, to zakłada, że maluch – tak jak on – ma prawo się sprzeciwić, rozzłościć, zasmucić. Natomiast jeśli rodzic ma zakodowane, że musi podporządkować sobie dziecko, bo ma nad nim władzę, to trudno doszukać się w tym szacunku. Często za to słychać zdania typu: „Bo ja tak powiedziałem”. Co dzieje się z malcem, który ma się tylko słuchać? Dziecko, któremu nie wolno się złościć, smucić, bo grzeczne dzieci tak nie robią, zaczyna zaprzeczać, że w ogóle czuje te emocje. A negowanie trudnych emocji niesie ryzyko problemów emocjonalnych w dorosłym życiu. Bezwzględnie posłusznemu dziecku trudno też zorientować się, jakie są jego potrzeby, czego pragnie, jakie jest. Wie tylko, jakie ma być, by rodzice je akceptowali. Grzeczne, potulne, karne. Tak wychowane maluchy jako dorośli nie będą potrafili sprzeciwić się szefowi, nawet jeśli będą źle traktowani, nie obronią swoich praw, bo nikt nie nauczył ich, że w ogóle mają prawa. Nie zatroszczą się o swoje pragnienia w związku, podporządkują się partnerowi. Nie będą miały zgody na to, co się dzieje, ale nie będą w stanie zaprotestować. Czyli lepiej niczego nie wymagać? Dziecko nie musi być grzeczne? Przeciwnie! Dziecko jak powietrza potrzebuje akceptacji rodziców oraz rozsądnej dawki wymagań. Jeśli będą odpowiednie do wieku malca, on się do nich dostosuje. Oczywiście nie za pierwszym razem i nie bez walki. Ale od tego są rodzice, by nie bać się oporu dziecka. Czemu ciężko jest wyegzekwować od dziecka wykonanie poleceń? Bo rodzice się boją, że robią dziecku krzywdę. Że zabierają mu dzieciństwo. Są surowi, „niedobrzy”, myślą, że smyk przestanie ich kochać. Albo nie są pewni, czy to, czego wymagają, jest zasadne. Wtedy dobrze jest zastanowić się, czy zasady, które wprowadzamy w domu, są zgodne z naszymi poglądami. Bo mogą to być tylko oczekiwania otoczenia. Czy rzeczywiście uważam, że dziecko ma zjeść obiad do ostatniego okruszka? Czy ma jeść do czasu, gdy poczuje się syte? Pozwolenie malcowi na powiedzenie „nie” to przyzwolenie na to, by określiło siebie, swoje granice. Emocje na bok, nerwy pod kontrolą Jednym z najważniejszych zadań rodzica jest przyjmowanie i... wytrzymywanie trudnych emocji dziecka – złości, smutku, rozgoryczenia – i nieuleganie im, niezmienianie decyzji pod wpływem łez czy wrzasku malca. Zaakceptowanie tego, co dziecko czuje, daje maluchowi komunikat: „Rozumiem cię, masz prawo być zły”, a konsekwencja rodzica daje smykowi poczucie bezpieczeństwa: „Wiem, co robię, kocham cię i dlatego musisz pozbierać te zabawki”. Czemu rodzice powinni nauczyć dziecko odmawiania? Bo ucząc dziecko odmawiania, chronimy je. Będzie potrafiło sprzeciwić się innym, np. obcemu panu, który częstuje cukierkami lub proponuje przejażdżkę autem. Prawo do mówienia „nie” to ochrona przed nadużyciami. Aby więc wyrósł nam odważny dorosły, kilkulatek po prostu musi być czasami niegrzeczny... Czy nie ryzykujemy, że wychowamy dzieciaka, którego nikt nie lubi? Jest istotna różnica pomiędzy „Nie będę tego jadł”, a „Dziękuję, nie mam ochoty na sernik”. Dobre maniery, szacunek wobec starszych dziecko wynosi z domu, uczy się przez obserwację rodziców, a nie z wygłaszanych przez nich wykładów. Ucząc dziecko odmawiania, określania tego, na co się zgadza, a na co nie, chronimy malca. Smyk, któremu rodzice „pozwolili” odmówić babci, przyjęli jego „nie”, będzie potrafił sprzeciwić się innym dorosłym, np. panu, który częstuje cukierkami, namawia na przejażdżkę samochodem. Prawo do mówienia „nie” to ochrona przed nadużyciami ze strony innych ludzi i świadomość tego, czego naprawdę pragnę, co czuję. Ale żeby wyrósł nam taki dorosły, kilkulatek musi być czasem rogaty. A rodzice z szacunkiem i miłością muszą go okiełznać. Powodzenia!