rewalidacja 2(36)/2014

Transkrypt

rewalidacja 2(36)/2014
Zeszyty problemowe
REWALIDACJA 2(36)/2014
czasopismo dla nauczycieli i terapeutów
Redakcja merytoryczna: dr Maria Piszczek
Sekretarz redakcji: Grażyna Kowalczyk
e-mail : [email protected]
W numerze:
Od Redakcji ……………………………………………………………….……………… s. 3
1. Pożegnania................................................................................................................... s. 5
2. Wspomaganie merytoryczne nauczycieli i niektóre artykuły Krzysztofa Marii
Lauscha
2.1. Grażyna Kowalczyk – Zespół ds. Wspomagania Merytorycznego Nauczycieli ..s.11
2.2. Krzysztof Maria Lausch – artykuły:
 Rozważania o asertywności ................................................................................ s. 14
 Profesjonalizm a serce. Rozważania niepoukładane ……………………… ….. s. 22
 Czy musimy się bać – niepoukładanych myśli ciąg dalszy ……………..……… s. 32
 Uwagi
o
rozwijaniu
kompetencji
społecznych
uczniów
z
głębszą
niepełnosprawnością intelektualną na III etapie edukacyjnym (współautor Kamila
Kowalewska-Kasperek) ………………………………………………...………… s. 39
 Wychowanie seksualne uczniów z głębszą niepełnosprawnością intelektualną –
wybrane zagadnienia (współautor Katarzyna Lausch) .................................... s. 50
3. Anna Nowak – Wspomnienie o Krzysztofie ……………………………..………… s. 73
4. Joanna Mitsopoulos – Jedyny taki Szef ……………………………………………. s. 79
5. Kamila Kowalewska-Kasperek – Zasłyszane, zapisane… ……….…….…………s. 81
6. Wywiad z Panem Dyrektorem Krzysztofem Lauschem ………….……………… s. 84
7. Trochę wierszy Krzysztofa (o miłości do Boga, świata, żony) ………….…………s. 91
8. Redakcja Rewalidacji poleca ………………………………………..……………… s. 97
9. Informacje dla Autorów ........................................................................................ s. 102
2
Od Redakcji
Ogień w liściu w trawie
jest taki zielony
Każde lato latem ostatnim.
Wiatr pobudza liście
by drżały w słońcu
Każdy dzień dniem ostatnim.
(Egzystencja Denise Levertov)
Pomiędzy danymi nam dniami jest czas decyzji, czas wyborów. Nadawania życiu
porządku wynikającego z przyjętych wartości.
Krzysztof Maria Lausch był poznaniakiem – nosił jupkę, w domu miał ryczkę, a na
obiad czasami jadał ślepe ryby. Jego wybory były rzetelne, konsekwentne, a ich realizacja po
poznańsku solidna. Wybrał więc pedagogikę specjalną i Solidarność. Wybrał także żonę
i wraz z nią stworzył dom nie tylko dla trójki własnych dzieci, ale również dla starszego od
Niego upośledzonego umysłowo brata.
Jego marzeniem było stworzenie takiego miejsca, takiej placówki, której podstawą
działania byłoby harmonijne połączenie odwołujących się do wiedzy praw pedagogiki
specjalnej z uczuciem i sercem. Takim miejscem stała się Szkoła 103 im. Marii
Grzegorzewskiej w Poznaniu, w której razem z nauczycielami szukał odpowiedzi na pytanie:
Jakie mamy możliwości działania w określonej sytuacji, i co nasze wybory będą znaczyły
teraz i przyszłości dla dziecka i jego rodziny? Jak wpłyną na ich życie?
Zawsze był rozczarowany, gdy okazywało się, że możliwości wyboru jest niewiele, ale nigdy
nie zrażały Go trudności w realizacji tego, co wraz z zespołem nauczycieli uznał za słuszne
i konieczne do zrobienia. Sądzę, że dla wielu urzędników był niełatwym rozmówcą.
Krzysztof był żarliwie uparty w najlepszym tego słowa znaczeniu, a gdy coś się
udawało, cieszył się z tego jak dziecko.
Powodem Jego radości były nie tylko medale zdobyte przez uczniów w Olimpiadach
Specjalnych, kontakty nauczycieli z wieloma zachodnimi placówkami, wyposażenie placówki
w super nowoczesny sprzęt gastronomiczny, nawiązywanie kontaktów z polską szkołą na
3
Litwie i zorganizowanie dla uczących się w niej dzieci wakacji w Polsce,… ale i specjalne
zamki w ubikacjach, i zainstalowanie w łazienkach takich kranów, z których mogli korzystać
uczniowie z wieloraką niepełnosprawnością.
Cieszyło Go także piwo w dniu Świętego Patryka i średnio wysmażona polędwica bez
dodatków zieleniny (mówił, że gdyby Bóg zechciał, żeby jadł zielone, stworzyłby go
królikiem).
Poświęcone odchodzeniu człowieka adagio z 5 Symfonii Mahlera kończy się ciszą.
Cisza jednak nie jest pustką. Wypełniają ja artykuły Krzysztofa, jego wiersze i wspomnienia
osób, z którymi spotykał się i pracował.
4
Homilia na Mszy świętej pogrzebowej Krzysztofa Marii Lauscha
2 maja 2014 r. parafia pw. Matki Bożej Bolesnej w Poznaniu
(Czytania: Mdr 4,7-15; Ps 23; 1J 3,1-2; Mt 11,25-30)
„Więc jeśli umrę, cóż po mnie zostanie?...” – Takie pytanie zadał Krzysztof Maria
Lausch w 1976 roku w jednym ze swoich wierszy. Cóż po Tobie zostanie? Nie martw się,
zostawiłeś bardzo wiele.
Najpierw z żalem, chcę Ci powiedzieć, Krzysztofie, że zostawiłeś tu sporo ludzi
przeżywających pustkę i smutek po stracie przyjaciela, mistrza, wychowawcy. Ktoś taki
zawsze odchodzi przedwcześnie. A przecież: „łaska i miłosierdzie nad Bożymi wybrańcami”.
Ekscelencjo, Księże Biskupie,
Droga Rodzino, pogrążona w żałobie,
Przyjaciele,
Z wiarą odczytujemy i przyjmujemy dzisiaj Słowo Boże, które jest dla nas
umocnieniem, bo cierpimy. Słowo Boże przecież pozwala nam pełniej i lepiej spojrzeć na
człowieka. „Nie sposób zrozumieć człowieka bez Chrystusa” – jak mówił św. Jan Paweł II.
Dzisiaj spoglądamy na człowieka – na Krzysztofa, który swoje życie oparł na Chrystusie.
Przeżywał z Nim bardzo głęboką więź. Spodobał się Bogu – „Bóg znalazł w nim
upodobanie”. Bóg pierwszy go pokochał. Jak słyszeliśmy we fragmencie Księgi Mądrości –
także on – nasz brat „znalazł Jego miłość”. Wydaje się, że to właśnie było motorem jego
życia. Nie można być dobrym nauczycielem, mistrzem, wychowawcą, katechetą, jeśli
samemu nie ma się Mistrza. Chrześcijanin, znajdując miłość Chrystusa wchodzi
w najwspanialszą przestrzeń Jego obecności, Jego działania. Dzięki tej więzi każdy z nas
odnajduje swoją pełnię. „Zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi”. Ma to być więź głęboka
z Bogiem Ojcem, z Jezusem Chrystusem, Synem Bożym – Bratem i Przyjacielem.
„Zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi, ale się nie ujawniło czym będziemy” – zastanawia się
Ewangelista Jan. Nasze długie rozmowy z Krzysztofem wokół pytania: jacy będziemy po tej
drugiej stronie życia, jak będą wyglądały nasze dzieci. Z wiarą odpowiadaliśmy sobie, że
będziemy dobrze się rozumieć. Komunikacja miłości, wcale nie alternatywna, ale zasadnicza,
najważniejsza pozwoli nam się lepiej porozumieć. Krzysztof uczył nas właśnie takiej więzi.
5
Fascynujący był jego zachwyt nad człowiekiem dotkniętym słabością, niemocą, który
jednocześnie posiada swoją godność – godność osoby zdolnej do miłowania. Ten zachwyt
wypływał z wiary, że wszyscy jesteśmy stworzeni na obraz i podobieństwo Boże. Deformacja
ludzkiej natury ma u podstaw grzech pierworodny, ale to nie znaczy, że taki człowiek przestał
być człowiekiem, że jest tylko zbiorem tkanek, że Pan Bóg przestał go kochać. Tym bardziej
z większą miłością pochyla się nad nim. Pochyla się nad człowiekiem dotkniętym przez
grzech od samego początku. Człowiek jest to KTOŚ kochany przez Stwórcę do „szaleństwa”
Krzyża. Krzysztof często powtarzał: „Ojciec widzi w cierpiącym człowieku oblicze swojego
umiłowanego Syna” i Kościół ma to samo spojrzenie (znajdujemy to w Konstytucji
Dogmatycznej o Kościele Soboru Watykańskiego II i u św. Jana Pawła II). „On wziął na
siebie nasze słabości i nosił nasze choroby” przypomina prorok Izajasz, a za nim także
Ewangelista Mateusz. „Przyjdźcie do mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście”
(Mt 11,28). Wszyscy – bez wyjątku – to także nie raz słyszeliśmy z ust Krzysztofa,
zatroskanego o wykształcenie duchownych. Aby duchowni nie stawiali bariery dla tych
najmniejszych w przystępowaniu do sakramentów świętych. Wszyscy mają prawo do
wychowania religijnego.
Pamiętam, jak bardzo ucieszyliśmy się słowami papieża Benedykta XVI, który poszedł
dalej, niż wszyscy katecheci specjalni przez te kilkadziesiąt lat pracy w przygotowaniu w tzw.
„wierze rodziców”. Benedykt XVI pisze o zapewnieniu Komunii świętej osobom
z niepełnosprawnością intelektualną, którzy przyjmują ją „wierze rodziny i wspólnoty, która
im towarzyszy”. Takie były nasze wspólne radości, odkrywanie czegoś nowego i ten ciągły
zachwyt człowiekiem. Nieraz Krzysztof nas rozbawiał, rozśmieszał. Nasze rozmowy
telefoniczne zaczynały się najpierw od wymiany dowcipów, aby potem przejść do poważnych
tematów. Ten radosny człowiek miał dystans do samego siebie, umiał się z siebie śmiać. Ale
kochał ludzi i to wszczepił swoim uczniom. Jego wychowankowie też to powtarzali:
„Kocham ludzi” – co mamy uwiecznione na jednym z filmów nagranych w „Stotrójce”
(Zespole Szkół Specjalnych Nr 103 w Poznaniu, gdzie Krzysztof Lausch był dyrektorem).
Krzysztof był waleczny jak lew, a jednocześnie miał gołębie serce. Poszedłby na wojnę
z każdym, kto chciałby skrzywdzić jego – nasze dzieci. Tak mówiliśmy: „nasze dzieci” –
chociażby w czasie katechez dla rodziców. Dobrze to rozumieliśmy, że ważna jest
współpraca, wspólna troska. A przede wszystkim mądra miłość, dla której szukaliśmy
różnych określeń. Krzysztof, który miał zdolności poetyckie, potrafił w prostocie języka
6
wyrazić bardzo wiele. Ważne jest serce i profesjonalizm. Mówił, abym pamiętał o tych dwóch
słowach: profesjonalizm i serce.
Porównywaliśmy nasze postrzeganie świata i osób z niepełnosprawnością intelektualną.
A kiedy próbowaliśmy odpowiedzieć na pytania: Jaki jest Pan Bóg? Jak będzie po tej drugiej
stronie? – Krzysztof odpowiadał często: „my wierzymy, a oni wiedzą”.
Dzisiaj składamy Bogu dziękczynienie za to wspaniałe życie. Za to, że mogliśmy się od
naszego brata i przyjaciela tak wiele nauczyć. Za to, że czuliśmy się przez niego kochani i za
to, że przybliżył nam choć trochę pełnię człowieczeństwa.
Bóg zapłać, Krzysztofie.
ks. Jerzy Sęczek
7
„Żyjesz człowieku przecież, jak umiesz najpiękniej…
Jednemu to lepiej a drugiemu gorzej
jak zwykle
wychodzi…
Żyjesz i kochasz
Pracujesz, się bawisz
By zakończyć życie w tej jedynej chwili
Która zawsze przecież zbyt wcześnie przychodzi…”
[K.M.L. 2010]
18.08.1954 – 28.04.2014
Dyrektorze Szkoły 103, nauczycielu, współpracowniku, opiekunie, mentorze,
życiowy doradco, przyjacielu,
Krzysztofie!
Miałeś rację pisząc ten wiersz – zbyt wcześnie przychodzi koniec… Twoje ziemskie
pielgrzymowanie, choć przecież żyłeś najpiękniej jak umiałeś… przerwał Pan wzywając Cię
do siebie…
Towarzyszymy Ci w tej ostatniej ziemskiej wędrówce wspominając jakim byłeś wyjątkowym
człowiekiem... Niełatwo jest w kilku słowach opisać Ciebie, Twoje dokonania, osiągnięcia
i sukcesy…
Byłeś osobą niezwykłą – świetnym Dyrektorem o wielkim sercu, dbającym o dobro szkoły
(uczniów, rodziców, nauczycieli i pracowników). Dyrektorem zabiegającym o dobry
wizerunek szkoły i wysoki jej poziom w każdym wymiarze… Odpowiadałeś na potrzeby
drugiego człowieka, pełen empatii pochylałeś się nad każdym problemem, nie bałeś się
podejmowania trudnych decyzji, zmagałeś się z przeciwnościami zawsze kierując się dobrem
osób niepełnosprawnych. Byłeś niestrudzonym w swoich wysiłkach wulkanem energii.
Twoja charyzma, ogromna wrażliwość i zawodowa pasja odcisnęły piętno w każdym, kto
miał możliwość spotkać Cię na swej drodze – zarażałeś energią, byłeś wizjonerem
i drogowskazem, wyznaczałeś kierunki...
8
Byłeś człowiekiem nietuzinkowym, nad wyraz ludzkim, życzliwym i oddanym, człowiekiem
o szerokich horyzontach, obszernej wiedzy i doświadczeniu… Miałeś szczególny dar
wywoływania uśmiechu na ludzkich twarzach… Potrafiłeś docierać do serc i umysłów
wielu…
Byłeś kochany przez swoich uczniów, szanowany przez rodziców, ceniony przez nauczycieli
i pracowników…
Zawsze pozostaniesz dla nas kimś, kto wniósł w nasze życie wielkie pokłady serdeczności,
ciepła, dobra, miłości i humoru.
Dziękujemy, że mogliśmy Cię poznać, że dla nas po prostu byłeś, dziękujemy za wrażliwość
na potrzeby uczniów i ich rodzin, za troskę o wszystkich pracowników, za wszelkie starania,
aby nam w szkole żyło się jak najlepiej, za to, że nasze życie było dla Ciebie ważne – tak
wiele Ci zawdzięczamy…
Dziękujemy za Twoją służbę, za Twoje świadectwo miłości do Boga i bliźniego…
Ufamy, że Bóg wynagrodzi Ci wszelkie dobro jakie wyświadczyłeś innym…
W jednym ze swoich wierszy pytasz:
„Więc jeśli umrę
Cóż po mnie zostanie?”
Na pewno – dobra myśl o Tobie w naszych sercach, wspaniałe wspomnienia w naszych
umysłach oraz obraz Twojej osoby – słusznych gabarytów z niezapomnianym śmiechem
i życzliwością w oczach…
Twój Duch zawsze będzie obecny w życiu naszej szkoły…
Dyrektorze – nigdy nie miałeś czasu odpocząć…
Teraz odpoczywaj w pokoju i żyj w szczęściu wiecznym…
Wicedyrektor
Zespołu Szkół Specjalnych nr 103
im. Marii Grzegorzewskiej
w Poznaniu
dr Beata Depczyńska
9
Panie Dyrektorze,
staję przed Panem, by się pożegnać w imieniu własnym oraz całej społeczności akademickiej
związanej z poznańską pedagogiką specjalną, związaną z Uniwersytetem im. Adama
Mickiewicza w Poznaniu. Trudne jest to pożegnanie, bo ostatnie i pewnie dlatego chciałoby
się tak wiele powiedzieć, przytoczyć tak wiele faktów, sytuacji, odbytych rozmów. A przecież
najpełniej nieobecność osoby, pustkę po niej doświadcza się indywidualnie w intymnym
zaciszu samego siebie, swoich myśli i uczuć. Doświadcza się jej milczeniem.
Dlatego, by nadmiar moich słów nie zakłócił indywidualnych z Tobą, Panie Dyrektorze,
pożegnań chcę, żegnając się z Tobą, powiedzieć tylko i aż DZIĘKUJĘ!
Dziękuję za lata współpracy w ramach praktyki studenckiej, podczas której studenci
pedagogiki specjalnej w Szkole nr 103 czuli się jak w domu, a praktykę w 103 zaliczali do
jednych z najważniejszych wydarzeń na ich drodze edukacyjnej.
Dziękuję, że udało nam się stworzyć wspólny zespół teoretyków i praktyków kształcących
przyszłych pedagogów specjalnych w ramach praktyk studenckich.
Dziękuję, że byłeś dla mnie, dla nas przykładem pedagoga specjalnego z „krwi i kości”,
bezkompromisowego, dla którego dobro osoby z niepełnosprawnością intelektualną było
najważniejsze! Twoja postawa Panie Dyrektorze nas uczyła, ale też nierzadko zawstydzała.
Dziękuję za rozmowy, czasami burzliwe, które inspirowały do działania, które zmieniały
myślenie, otwierały horyzonty.
Dziękuję za dobroć, życzliwość, chęć pomocy – cechy, których w dzisiejszym świecie
doświadcza się coraz mniej.
Panie Dyrektorze zawsze mówiłeś, że ktoś, kto chce pracować z osobami
z niepełnosprawnością intelektualną musi mieć „to coś”! Wierzę, że „to moje/nasze coś”
przez kontakt z Tobą stało się bardziej wyraziste i dojrzałe. I dzięki temu czemuś, nigdy przez
Ciebie do końca niezwerbalizowanemu, będziemy mogli my, zarówno teoretycy, jak
i praktycy pedagogiki specjalnej, kontynuować, każdy na swój sposób, razem i indywidualnie
Twoją, a teraz już naszą misję. Trzymaj, proszę, za nas kciuki. Mocno trzymaj!
Panie Dyrektorze! Raz jeszcze DZIĘKUJĘ! I do zobaczenia.
Kierownik Zakładu Pedagogiki Specjalnej
Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza
dr hab. Danuta Kopeć
10
2. 1. Zespół ds. Wspomagania Merytorycznego Nauczycieli
(Grażyna Kowalczyk)
Nauczyciele i terapeuci, którzy podejmują się trudnego i odpowiedzialnego zadania,
jakim jest wspomaganie rozwoju uczniów z różnego rodzaju niepełnosprawnościami, powinni
umieć korzystać z wielu metod i form pracy, powinni być pełni inwencji i mieć dobre
wyczucie w postępowaniu z dzieckiem niepełnosprawnym intelektualnie, szczególnie z tym,
które charakteryzuje się niepełnosprawnością złożoną. Tylko bardzo dobre przygotowanie
metodyczne i merytoryczne nauczycieli pozwoli pomóc powierzonym im dzieciom
i rodzicom, pokonać w nich wiele niepożądanych, ryzykownych i trudnych zachowań, nauczy
je mniej lub bardziej skomplikowanych umiejętności, pozwoli na jak najpełniejszą ich
rewalidację…
Kto i w jaki sposób mógłby wspomóc merytorycznie nauczycieli w pracy z dziećmi i młodzieżą
z
niepełnosprawnością
intelektualną,
wesprzeć
ich
oddziaływania
wychowawcze,
profilaktyczne, opiekuńcze i dydaktyczne?
W tym celu został powołany przy Centrum Metodycznym Pomocy PsychologicznoPedagogicznej ZESPÓŁ ds. WSPOMAGANIA MERYTORYCZNEGO NAUCZYCIELI.
W jego skład wchodzili psychologowie, dyrektorzy publicznych i niepublicznych szkół
specjalnych, domów pomocy społecznej, kierownicy placówek Polskiego Stowarzyszenia na
Rzecz Osób z Upośledzeniem Umysłowym, nauczyciele z całego kraju (Poznań, Rzadkowo,
Szczecin, Jarosław, Wolsztyn, Toruń, Rzeszów, Kraków, Łódź, Warszawa, Olsztyn,
Wrocław).
Główny trzon Zespołu stanowiły te Osoby, które – pomimo licznych obowiązków
służbowych i osobistych – zawsze były obecne na spotkaniach warsztatowych,
wypracowywały na nich materiały (publikacje), którymi dzielili się podczas szkoleń innych
nauczycieli i dyrektorów na organizowanych przez CMPPP konferencjach; podczas szkoleń
rad pedagogicznych, w tym rad pedagogicznych w szkołach ogólnodostępnych (jako
superwizorzy), podczas szkoleń organizowanych przez ośrodki doskonalenia nauczycieli…,
a także udzielali indywidualnych konsultacji merytorycznych.
Do Osób tych należeli przede wszystkim (uczestniczyli we wszystkich spotkaniach):
Krzysztof Lausch – dyrektor Zespołu Szkół Specjalnych Nr 103 im. Marii Grzegorzewskiej
w Poznaniu, Katarzyna Lausch – wicedyrektor w tym Zespole, Małgorzata Kwiatkowska –
dyrektor Domu Pomocy Społecznej w Rzadkowie, Danuta Wielińska – psycholog w Zespole
11
Szkół Specjalnych w Wolsztynie, Aleksandra Masierak-Baran – psycholog w Zespole Szkół
Specjalnych im. UNICEF w Rzeszowie, Magdalena Charbicka i Maria Raszewska –
nauczycielki i terapeutki w Przedszkolu Specjalnym nr 1 w Łodzi, Wiesława Skowrońska –
dyrektor Zespołu Szkół Nr 26 w Toruniu, Iwona Woźnicka-Chwiołka – pedagog specjalny
w Specjalnym Ośrodku Szkolno-Wychowawczym w Olsztynie, Marzena Dworznikowska –
dyrektor Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego w Olsztynie. Było jeszcze wiele
innych, mądrych, z dużym doświadczeniem Osób, które – niestety – nie mogły uczestniczyć
we wszystkich naszych spotkaniach warsztatowych.
ZESPÓŁ działał i pracował w latach 2004 – 2009 w ramach zadania, które realizowała
Pracownia
Wspomagania
Rozwoju
i
Integracji
Centrum
Metodycznego
Pomocy
Psychologiczno-Pedagogicznej w Warszawie dotyczącego doskonalenia zawodowego
nauczycieli w zakresie podnoszenia ich jakości pracy, wyposażania w kompetencje niezbędne
do nauczania, wychowania, pomocy psychologiczno-pedagogicznej, a przede wszystkim do
wspomagania rozwoju dzieci i młodzieży z niepełnosprawnością intelektualną, tj. dzieci
i młodzieży z upośledzeniem umysłowym w stopniu umiarkowanym, znacznym, głębokim
i z niepełnosprawnościami sprzężonymi.
Głównym zadaniem Zespołu było opracowywanie, na bazie doświadczeń z własnego
miejsca pracy i bezpośrednich kontaktów z dzieckiem niepełnosprawnym intelektualnie,
autorskich programów edukacyjnych, wychowawczych i profilaktycznych. Pracą Zespołu, jej
monitorowaniem i ewaluacją, wymianą doświadczeń koordynowała – z ramienia CMPPP –
Grażyna Kowalczyk..
Na naszych warsztatach spotykaliśmy się dwa razy w roku, i przez nas wszystkich były
to spotkania bardzo oczekiwane, niezapomniane i pełne dobrych, pozytywnych emocji.
Ustalaliśmy główny problem i szczegółową tematykę, którą dzieliliśmy między sobą,
wymienialiśmy się naszymi doświadczeniami (z naszego „podwórka”) związanymi z tą
tematyką, „kłóciliśmy” się . konstruktywnie, opowiadaliśmy sobie zabawne historie nie tylko
dotyczące naszej pracy, ale również życia osobistego…
I dostawaliśmy od Krzysztofa drobne prezenty upamiętniające i reklamujące Jego Zespół
Szkół, z którego był tak dumny i któremu był tak bardzo oddany.
12
Wypracowaliśmy dzieła – tak DZIEŁA!!!, Krzysztof chciał, by tak je nazywać…
Efektem naszych spotkań jest seria „Rozważania o…”., na którą składają się następujące
publikacje:
 „Jestem” – rozważania o asertywności osób z niepełnosprawnością intelektualną,
 „Czy
musimy
się
bać”
–
rozważania
o
zachowaniach
agresywnych
osób
z niepełnosprawnością intelektualną
 „Tworzyć czy odtwarzać” – rozważania o skutecznym planowaniu pracy z dziećmi oraz
młodzieżą niepełnosprawnymi intelektualnie
 „Profesjonalizm a serce” – rozważania o nauczycielu dzieci z niepełnosprawnością
intelektualną oraz z autyzmem
W planach Zespołu było opracowanie materiałów dotyczących integracji oraz pracy
z rodzicami dzieci i młodzieży z niepełnosprawnością intelektualną oraz z autyzmem. Jednak
z różnych powodów, niezależnych od nas, w 2009 roku Zespół przestał istnieć. Potem często
rozmawiałam z Krzysztofem i innymi członkami Zespołu, że dobrze by było, gdybyśmy mieli
możliwość kontynuowania prac. Krzysztof chciał reaktywować Zespół. Mówił o sprawach
logistycznych, zapraszał do swojej Szkoły… Jeszcze w zeszłym roku, jesienią, kilkakrotnie
rozmawiałam z Nim na ten temat. Nie zdążył…
13
2. 2. Krzysztof Maria Lausch – artykuły:
Rozważania o asertywności1
„… A on uporczywie patrzy w świat inaczej
i usiłuje go inaczej poznać…”
K.M.L
Jestem dyrektorem szkoły dla uczniów z umiarkowanym i znacznym stopniem
upośledzenia umysłowego, szkoły prowadzącej również zajęcia rewalidacyjno-wychowawcze
dla uczniów z upośledzeniem umysłowym w stopniu głębokim2. Bardzo często zastanawiam
się, na ile w ogóle da się pogodzić ze sobą dwa – zdawałoby się bardzo odległe od siebie
i pozornie sprzeczne – światy:: asertywności w rozumieniu i wykonaniu ucznia (często –
zwłaszcza w placówkach dla tak zwanych „normalnych” uczniów - traktujących szkołę jako
zło konieczne) oraz zadania i cele szkoły, z racji swojej funkcji nastawionej na edukację, czyli
nauczanie, wychowanie i szeroko rozumiane wspieranie rozwoju uczniów.
Gdy spojrzymy na szkołę ogólnodostępną kształcącą dziecko w normie intelektualnej,
generalnie sprawne, posługujące się czynnie mową, realizującego swoją asertywność
wszystkimi wymienianymi w literaturze „składnikami” (a więc kontaktem wzrokowym,
postawą ciała, umiejętnością zachowania właściwego dystansu, stosownej bliskości, kontaktu
fizycznego, gestykulacją i mimiką, odpowiednią tonacją, modulacją, natężeniem głosu oraz
płynnością mowy, wyczuciem chwili, zaangażowanym słuchaniem, możliwością myślenia
o własnej asertywności, czy w końcu świadomym doborem treści własnych wypowiedzi)
w zasadzie nie ma problemu.
Pojawia się on, gdy myślimy o szkole specjalnej dla uczniów z lekką niepełnoprawnością
intelektualną. Najbardziej jednak skomplikowany okazuje się wtedy, gdy wkraczamy na teren
szkoły (placówki) dla uczniów z głębszym i głębokim upośledzeniem umysłowym, którzy –
1
W: „JESTEM. Rozważania o asertywności osób z niepełnosprawnością intelektualną”, 2006, Warszawa,
CMPP-P, s. 24-30
2
Wprawdzie współczesna myśl pedagogiczna zaleca raczej używanie sformułowania osoby z głębszą
niepełnosprawnością intelektualną, jednak we wszelkich obowiązujących w Polsce przepisach prawa używany
jest termin „upośledzenie umysłowe w stopniu…”. Dlatego i w tym artykule użyłem takiego sformułowania.
14
poza istotnie obniżoną sprawnością intelektualną – mają często także znaczące zaburzenia ze
strony aparatu ruchowego, narządów wewnętrznych, widzenia, słyszenia itd.
Jak jest z tą asertywnością wtedy, gdy zaburzone jest ośrodkowe sterowanie zachowania?
Czy możemy w ogóle mówić o jej występowaniu? Czy możemy mówić o „problemach
asertywności” w odniesieniu do grupy osób z głębszą i głęboką niepełnosprawnością
intelektualną? Co tak naprawdę oznacza słowo asertywność w odniesieniu do tych osób, które
z najwyższym nieraz trudem i na bardzo niewysokim poziomie intelektualnym,
emocjonalnym, społecznym są w stanie świadomie kierować swoim zachowaniem?
Przyjrzyjmy się temu trochę bliżej.
Asertywność oznacza domaganie się swoich albo występowanie w obronie czyichś praw,
przy zaznaczeniu, że nie może to się wiązać z ograniczaniem, czy naruszaniem praw kogoś
innego. „Domaganie się”, tak jak i „występowanie z czymś” i „zabieganie o coś” zakładają
aktywne ukierunkowane
działanie, podbudowane pewną świadomością. Takie działanie
z oczywistych powodów jest w większości przypadków naszym uczniom niedostępne.
Wyrazem ich „domagania się” mogą więc tylko być (i najczęściej właśnie są) określone
reakcje. Te reakcje (również natury czysto fizjologicznej) często określane są przez nas
mianem zachowań agresywnych, w najlepszym przypadku – nietypowych i rzadko kto
odbiera je jako przejaw domagania się realizacji jakiegoś prawa.
Cóż ze stwierdzenia tego faktu wynika? Jeśli nasi uczniowie sami nie są w stanie zatroszczyć
się o siebie, to zadanie to musi przejść na kogoś innego. I właśnie na tym polega nasza rola.
Skoro my (nauczyciele, rodzice, wychowawcy, terapeuci itd.) powinniśmy spełniać rolę
szczególnej „protezy intelektualnej” dla tych naszych uczniów, to bycie taką „protezą”
wymaga rozwiązania problemów związanych z naszą własną asertywnością.
Musimy bowiem pamiętać o tym, że żadna proteza nie dyskutuje, tylko idzie tam, gdzie ją pan
prowadzi... W ten sposób otwiera się przed nami kolejny obszar do przemyśleń. Jest nim
problem wyboru.
Niepełnosprawny ruchowo uczeń, jadący na wózku, mówi "ja idę". Wózek jest jedyną
dostępną dla niego protezą narządu ruchu. Osoba na wózku inwalidzkim może na nim
pojechać do kościoła lub domu publicznego. Ma wybór.
Osobie słabo widzącej dajemy okulary – szczególną protezę. Może dzięki nim czytać
Tygodnik Powszechny lub pisemka porno. Ma wybór.
15
Niedosłyszący otrzymuje aparat słuchowy, który też jest protezą. Może z jego pomocą
słuchać Radia Maryja lub obrad sejmu. On też ma wybór.
Dla osób głębiej upośledzonych umysłowo w zasadzie każde nasze działanie
(rewalidacyjne, rehabilitacyjne, terapeutyczne) – oprócz dawania możliwości wyboru czegoś
dobrego lub złego (chociaż czegoś takiego jak świadome dawanie do wybrania „zła” w ogóle
nie biorę pod uwagę), umożliwia także sam akt wybierania.
W tym znaczeniu mówimy zawsze o dwóch sprawach: o wybieraniu (jako o procesie)
i o wyborze.
Proces wyboru i sam wybór (w ramach akceptowanych społecznie norm moralnoetycznych, prawa itd.) pomiędzy dobrem a złem, dwoma dobrami, czy mniejszym złem
dokonywany przez osoby pełnosprawne różni się zdecydowanie od dokonywanego przez
osoby niepełnosprawne intelektualnie. Z reguły także efekty owego wybierania są różne
w obu grupach. Bo to nie jest ani taki sam proces, ani taki sam wybór. Trzeba więc w sposób
szczególny zastanowić się nad zagadnieniem owego wybierania i wyboru, i w każdej sytuacji
dnia
codziennego
pamiętać
zarówno
o
stwarzaniu
możliwości
wybierania
jak
i o konstruowaniu owej bardzo specyficznej (z uwagi na podmiot naszych rozważań) palety
„ofert do wybrania”.
W tym momencie naszych rozważań pojawiają się jednak (bo pojawiać się muszą)
pytania: Czy zawsze to, co my uważamy za dobre dla osób głębiej upośledzonych umysłowo,
faktycznie takie dla nich jest? Czy zawsze nasz wybór – dokonany niejako w ich imieniu – jest
tym, czego one chcą? Z pewnością nie. Co więc powinniśmy zrobić? Z pewnością należy
włączyć w ten proces rodziców, opiekunów. Ale czy to wystarczy? Skąd mamy (my –
pedagodzy, terapeuci) czerpać wiedzę o tym, czego tak naprawdę chcą oni sami? Jest to
ogromny problem.
W sytuacji, gdy mamy do czynienia z tak istotnym problemem, należy wykorzystać
wszelkie możliwości poszukiwania i odnajdywania możliwych rozwiązań. Zagadnienie to
zostało również poruszone na jednym z forów internetowych. Z dyskusji na tym forum
wyniknęło między innymi to, że owa „wolność wyboru” osoby głębiej upośledzonej
umysłowo, powinna być uzależniona od stopnia jej poziomu intelektualnego. Stwierdzono
również, że jeżeli dana osoba (nawet biologicznie, metrykalnie dorosła) znajduje się na
poziomie rozwojowym dwulatka, to raczej nie powinna o sobie w żaden sposób decydować.
Jako argument przytoczono tam tezę, że nie będzie ona w stanie uporać się z ewentualnymi
konsekwencjami własnego wyboru!
16
Jestem zdania, że nie jest to jednak argument – z różnych powodów – do końca słuszny.
Także dlatego, że zakres decyzyjności osoby metrykalnie dorosłej, ale funkcjonującej na
przykład na poziomie dwulatka, dotyczy przecież bardzo wąskiego zakresu możliwości.
Asertywność jest często przedstawiana jaka szczególna alternatywa dla przeżywania
osobistej bezsilności i poczucia bycia manipulowanym przez drugą osobę. Wprawdzie jestem
zdania, że w odniesieniu do interesującej nas grupy osób raczej nie można mówić o tak
wysublimowanym pojęciu, jak „poczucie bycia manipulowanym”, to jednak zagadnienie ich
bezsilności, uzasadniającej konieczność naszego „włączenia się” w działanie, trzeba
poruszyć. Inaczej nam samym – i chyba słusznie – zostanie zarzucone, że staramy się nimi
manipulować.
Uważam, że nasze działanie (jako owych szczególnych „protez” dla osób z głębszą
niepełnosprawnością intelektualną) powinno być działaniem podejmowanym w ich
najlepszym interesie. Musi być obroną ich własnego stanowiska – tak jak my (w naszej
z kolei najlepszej wierze) to stanowisko rozumiemy i potrafimy odczytać. Chodzi przecież
także i o to, by wszystko obyło się bez nadmiernego z ich strony, niepotrzebnego lęku,
„poruszenia” czy cierpienia. Nasze działanie „w ich imieniu” musi również umożliwiać
osobom niepełnosprawnym swobodne wyrażanie uczuć na właściwym dla nich poziomie
i w specyficzny dla nich sposób! Nie powinno więc być poprzedzane jedynie stwierdzeniem
typu: „nie bo nie”.
Powinno być takim działaniem, by ci, w których imieniu występujemy, mogli swobodnie
korzystać z prawa do dopilnowania (także przez nas), by odbyło się ono bez naruszania praw
innych ludzi. Także naszych praw.
Jeśli do powyższych stwierdzeń, do owego szczególnego „zestawienia” ze sobą
asertywności osób głębiej upośledzonych umysłowo z naszą osobistą (jako wychowawców,
nauczycieli, terapeutów) asertywnością dodamy jeszcze kolejny, wiążący się bardzo ściśle
z tym zagadnieniem, problem autonomii obu stron, zobaczymy, jak rozległy jest obszar,
o którym myślimy.
Spotkałem się gdzieś z opinią, że nawet jeżeli – mimo wielu lat terapii, pielęgnacji,
wykonywania niezliczonych, żmudnych czynności, szukania po całym świecie ratunku,
koncentracji na sposobach zaradzenia odmienności – dziecko upośledzone umysłowo nie
zmienia się wcale lub prawie wcale (a nie zmienia się po prostu dlatego, że nie jest w stanie),
to jednak przeobrażają się ludzie wokół niego. I to ci właśnie ludzie, czyli rodzice,
nauczyciele i terapeuci zyskują w wyniku owego szczególnego „przeobrażenia się” niemal
17
magiczną moc czynienia tego, co w danej sytuacji jest najtrafniejsze i najwłaściwsze! Piękne
słowa, dające nam nadzieję na to, że jako owe szczególne „protezy” się sprawdzimy, że
będziemy podejmowali trafne wybory i decyzje.
Niemożliwe jest oczywiście ukazanie wszystkich sytuacji „szkolnych”, w których naszą
szczególną powinnością byłoby zastanowienie się nad tym, co oznacza asertywność
w odniesieniu do uczniów z głębszą i głęboką niepełnosprawnością intelektualną.
Spróbuję jednak naszkicować kilka sytuacji, przedstawić kilka momentów związanych z tym,
by postarać się uwrażliwić nas wszystkich na problem.
Korzystając z formuły pisania tych rozważań, przedstawię przyjęty przeze mnie sposób
myślenia o problemie asertywności osób z głębszym upośledzeniem umysłowym
w rzeczywistości szkolnej, odwołam się także do szeregu przykładów z życia. Pragnę również
ukazać pewne szczególne obszary szkolnej rzeczywistości, które wymagają zastanowienia się
nad asertywnością naszych podopiecznych.
Robert Alberti i Michael Emmons (R. Alberti, M. Emmons (2001), Asertywność. Sięgaj
po to, czego chcesz nie raniąc innych, GWP, Gdańsk) piszą: „Żaden człowiek nie żyje sam.
Żaden nie ma wiedzy, umiejętności czy też osobistych zasobów koniecznych do całkowicie
niezależnego funkcjonowania w świecie. Jesteśmy wzajemnie od siebie zależni, a nasza
asertywność musi uwzględniać poszanowanie zarówno potrzeb naszych sąsiadów, jak
i naszych własnych”. Nasi uczniowie, podopieczni czy wychowankowie są w swojej
możliwości niezależnego funkcjonowania w świecie jeszcze bardziej ograniczeni.
Ci sami autorzy napisali też jakby specjalne przesłanie dla nas:
„Wiele trudnych kwestii pozostaje nierozwiązanych czekając na asertywne działanie ze strony
tych wystarczająco odważnych osób, które przekroczą (…) ograniczenia i wezmą na siebie
(…)”. Wypełniając je musimy starać się być odważnymi w naszych działaniach. Chodzi tu
bowiem także o pewne bardzo szczególne pochylenie się nad dzieckiem, przesycone
„pamiętaniem” o tym, że taki problem jak asertywność istnieje. Jej istnienie implikuje
konsekwencje dla nas nauczycieli, terapeutów, czyli owych szczególnych „protez”
intelektualnych naszych podopiecznych.
Kiedy więc, w jakich sytuacjach „szkolnych” możemy się spotkać z problemami oraz
sytuacjami wymagającymi od nas pomyślenia i przypomnienia sobie, że trzeba zastanowić się
nad czymś takim, jak asertywność?
Takich momentów bardzo wiele.
18
Z samego założenia, z celów i zadań każdej szkoły, placówki wynika jednoznacznie
konieczność rozbudzania potrzeb uczniów oraz uczenie ich zaspokajania w społecznie
akceptowany sposób. W przypadku naszych uczniów jest to jednak bardzo często rozbudzanie
szeregu takich potrzeb, których zrealizowanie i zaspokojenie raczej nie będzie nigdy (poza
szkołą, placówką i może częściowo poza domem rodzinnym) możliwe. I to niezależnie od
tego, czy potrafimy zgeneralizować jakiekolwiek ich zachowanie.
Realizacja owego zaspokajania rozbudzanych potrzeb (ich rejestr zawarty jest przecież
w indywidualnych
programach
edukacyjnych,
opracowywanych
przez
nauczycieli
i uzgodnionych z rodzicami) często nie jest możliwa, gdyż tzw. świat zewnętrzny (także ten
znajdujący się w domu rodzinnym ucznia) nie jest na to przygotowany. Rodzice naszych
uczniów często przy współtworzeniu programów myślą bardzo „życzeniowo”, oczekują
czegoś, czego sami nie są w stanie, nie umieją lub nawet – nie chcą zaspokoić. Uwaga ta nie
dotyczy zresztą tylko rodziców. Odnosi się często też (niestety) do nauczycieli i terapeutów,
którzy z jednej strony starają się poruszać w obrębie paradygmatu „całożyciowości”, z drugiej
jednak – nie do końca umieją sobie wyobrazić, jak to kiedyś z tym ich uczniem będzie. Nie do
końca mają nawet pojęcie czy wyobrażenie tego, co się naprawdę z ich uczniem poza murami
szkoły dzieje.
W takiej sytuacji powstaje u naszych uczniów szereg frustracji – potrzeby zostały
rozbudzone, pokazany został piękny świat, otworzone zostały drzwi do sytuacji wyboru i…
na tym koniec! „Dzisiaj” i „teraz” zostało pokazane: że świat jest piękny i dobry, że ma
kolory, zapachy i dźwięki, że są ludzie opiekujący się, ochraniający, prowadzący..! „Jutra”
niestety już nie ma. Nie ma, bo twórcom programów edukacyjnych nie udało się skorelować
celów programowych z możliwościami realizacyjnymi świata „potem”. Bo rodzice, mówiąc
o przyszłości swoich dzieci, nie do końca liczyli się z tym, że zaktywizowane dziecko będzie
„tak męczące”. Bo nikt nie wziął pod uwagę faktu, że dzisiejsze dziecko stanie się kiedyś
dorosłym człowiekiem, który kiedyś znajdzie się w placówce innego typu, gdzie (niestety,
często tak bywa) aktywność ruchowa, poznawcza, eksploracyjna nie będzie być może równie
mile widziana. Tych „bo” jest bardzo dużo, ciągle jeszcze za dużo.
Jaki więc jest tak naprawdę, jaki powinien być cel naszego oddziaływania? Często
artykułujemy go tak: zależy nam, by komfort życia naszego ucznia w przyszłości był tak
wysoki, jak to tylko jest możliwe. Czy oznacza to, że naszym zadaniem na dzisiaj jest tak
19
uczyć, tak przygotowywać naszego ucznia, by jutro (to znaczy w przyszłości) po prostu "nie
przeszkadzał"? By, jeśli nie przeszkadza, było mu równocześnie dobrze, by mógł godnie żyć..
Czy jednak – zwłaszcza dla uczniów z głębokim upośledzeniem umysłowym – owo
„dobrze” i „godnie” ma oznaczać tylko świat bez odleżyn, nakarmione i umyte ciało,
usadowienie przed telewizorem?
Nieustannie zadaję sobie to pytanie, co powinno być naszym celem? Do czego powinniśmy
przygotowywać naszych uczniów? Być może naszym celem – cały czas przecież bierzemy
pod uwagę wyżej przytoczone założenia – nie powinno być wcale przygotowanie ucznia do
życia „kiedyś”? Być może to właśnie owo tylko doraźne, bieżące podniesienie komfortu życia
naszego ucznia (podopiecznego, wychowanka) powinno być celem naszego działania? Może
powinniśmy tak rozłożyć nasze wysiłki i naszą pracę, by dzisiaj żyło mu się tak, jakby nigdy
nic lepszego przydarzyć mu się nie mogło? Jedna z autorek wypowiadających się na forum
internetowym napisała bardzo znamienne słowa: „Życia nie da się odłożyć na potem”. Czy
więc właśnie o to powinno nam chodzić? Czy właśnie to doraźne szczęście powinno być
celem naszego oddziaływania?
Cały tzw. „normalny” świat uczy się, rozwija i ustawicznie przygotowuje do czegoś, co
będzie potem, później, kiedyś. Czy w odniesieniu do naszych uczniów powinno być inaczej?
Czy nasze działanie w omawianym obszarze asertywności powinno ograniczać się do tego, co
dzisiaj? Bardzo wiele bardzo trudnych pytań, wymagających naszego głębokiego
zastanowienia… By nieco ukonkretnić nasze rozważania, pragnę krótko zasygnalizować kilka
tylko sytuacji, w których wyrażenie swojego sprzeciwu, dokonanie wyboru, odniesienie się
„do czegoś” nie jest raczej – w przypadku uczniów, o których tu piszemy – możliwe.
Zastanówmy się więc, czego osoby z głębszym upośledzeniem umysłowym, znajdujące się
w sytuacji szkolnej, nie mogą zrobić.
Otóż nie mogą na przykład.:
 odmówić wsadzenia siebie do samochodu (wszyscy niepełnosprawni są dzisiaj
dowożeni do szkół i placówek), czyli – choćby nawet bardzo chcieli (zakładając, że
zrozumieliby w czym rzecz) nie mogą wagarować,
 napisać sobie usprawiedliwienia z czegokolwiek,
 zaprotestować przeciwko podmywaniu ich przez pomoce nauczyciela (nawet nie mogą
sobie wybrać, kto to zrobi) albo zaprotestować czy wyrazić swojego oburzenia i swojej
niezgody na sposób, w jaki są podmywane, podcierane czy myte,
20
 skutecznie zaprotestować przeciwko karmieniu ich potrawami, których smaku nie lubią,
pojeniu płynami, których nie cierpią (czy muszą wszystko lubić?) – równocześnie nie
mogą skutecznie wyrazić swojego pragnienia, czy ochoty na coś,
 powiedzieć „nie” sposobowi, w jaki są karmione i pojone (w języku potocznym krąży
słowo „skarmianie”),
 wyegzekwować „podążania” nauczyciela, terapeuty za sobą, dostosowania jego oferty
zarówno do swoich możliwości, jak i do swoich preferencji.
Nie mogą też:
 wyegzekwować na przykład zatrzymania chociaż na chwilę wózka, bo coś tam ich
zainteresowało (my też się przecież czasami zatrzymujemy spowodowani ciekawością),
 w żaden sposób wybrać sobie do towarzystwa określonego kolegi czy koleżanki, nie
mogą zdecydować z kim chcą, a z kim nie chcą akurat przebywać, czyje towarzystwo
jest im miłe, a czyje nie (np. w chwilach przerwy) – a przecież, gdy nam się nie podoba
jakieś towarzystwo, to je zmieniamy,
 zaprotestować
wobec
niewłaściwego
odczytywania
nadawanych
przez
siebie
komunikatów (lub w ogóle wobec braków jakichkolwiek prób ich odczytywania),
 czytelnie wyrazić swoje aktualne samopoczucie (bólu – np. brzucha przy miesiączce,
błogości, zmęczenia, siły, niechęci, pragnienia),
 wyrazić swoich uczuć: lubię cię albo nie lubię, podobasz mi się, pożądam cię (my co
najwyżej dostrzeżemy tylko fizjologiczne wyrażenie tego pożądania);
 skutecznie zaprotestować przeciwko na przykład nieakceptowanym przez siebie
zapachom, kolorom, dźwiękom,
 i wielu innych jeszcze rzeczy.
Ktoś mógłby powiedzieć, że te wszystkie powyżej wymienione ograniczenia są pochodną ich
stanu psychofizycznego. Można stwierdzić, że owe ograniczenia i niemożności są po prostu
związane z tym, że są głębiej upośledzeni umysłowo, mają takie a nie inne współzaburzenia –
i już. To fakt, ale chodzi mi o ten moment naszego zastanowienia się nad podanymi wyżej
sytuacjami. Moment pomyślenia, czy naprawdę nie jest możliwa – przy poszanowaniu
zarówno ich autonomiczności jak i ich asertywności (dla której – zgodziliśmy się z tym wyżej
– służymy jako szczególna proteza) – jakaś zmiana jakości ich życia?
Jestem przekonany, że jest możliwa.
21
Może to zabrzmi w tej chwili nieco śmiesznie, ale na zakończenie swoich rozważań chcę
zadać nam wszystkim jedno pytanie: Jak to wszystko, o czym napisałem w artykule, ma się
do art. 31 Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej:
1.
2.
Wolność człowieka podlega ochronie prawnej.
Każdy jest obowiązany szanować wolności i prawa innych. Nikogo nie wolno zmuszać
do czynienia tego, czego prawo mu nie nakazuje.
3.
Ograniczenia w zakresie korzystania z konstytucyjnych wolności i praw mogą być
ustanawiane tylko w ustawie i tylko wtedy, gdy są konieczne w demokratycznym państwie
dla jego bezpieczeństwa lub porządku publicznego, bądź dla ochrony środowiska,
zdrowia i moralności publicznej, albo wolności i praw innych osób. Ograniczenia te nie
mogą naruszać istoty wolności i praw.
Myślę, że warto zastanowić się nad słowami zawartymi w Konstytucji także i w tym
kontekście.
22
Profesjonalizm a serce
Rozważania niepoukładane…3
Rozpoczynając pisanie byłem przekonany, że na postawione (chociaż nie do końca
wypowiedziane) w tytule pytanie odpowiedź jest prosta, jasna i jednoznaczna. Im bardziej się
jednak zagłębiałem, im dłużej myślałem, tym bardziej się wszystko komplikowało. Czas
mijał, a ja nadal zbierałem myśli, pojawiały się nowe konteksty, coraz trudniej było mi
powiązać to wszystko ze sobą. Dlatego musiałem dodać podtytuł: Rozważania
niepoukładane…
Postawiony przed naszym zespołem problem jest bardzo specyficzny... Zwłaszcza, gdy
ma być ujęty z perspektywy osoby pełniącej bezpośredni nadzór pedagogiczny, czyli
dyrektora, którym jestem. Problem profesjonalizmu i serca u nauczycieli, terapeutów,
pracowników widziany oczami dyrektora... Dyrektora szkoły specjalnej…
Taki problem z pewnością pobudza do myślenia, inspiruje do poszukiwań, jednak
efekty owych niełatwych poszukiwań i tego równie niełatwego myślenia są bardzo trudne do
zapisania... Przedstawiam poniżej bardzo szczególny zapis mojego myślenia o tym problemie.
Zatytułowałem go „rozważania niepoukładane” także dlatego, że tak naprawdę, trudno jest
przecież mówić o zamknięciu czy ostatecznym rozwiązaniu tego zagadnienia ...
Jest wiele sposobów rozumienia pojęć „profesjonalizm” i „serce” oraz relacji pomiędzy
nimi. Przed napisaniem artykułu przeprowadziłem wiele rozmów i odnoszę wrażenie, iż sporo
osób sądzi, że owe pojęcia są przeciwstawne, niejako się znoszące. Z założenia jakby są
definiowane i ujmowane rozdzielnie, odrębnie. Gdy mówimy o profesjonalizmie, to choć
dopuszczamy jakąś tam „odrobinę” serca, to jednak... tylko odrobinę! Jeśli chcesz się chlubić
tym, że jesteś profesjonalistą to nie możesz mieć serca... Jeśli zaś je masz, to nie jesteś i nie
możesz być profesjonalistą... Nie jesteś, gdyż (w potocznym rozumieniu tego słowa)
profesjonalizm niejako zakłada odsunięcie emocji, wymusza chłodną kalkulację i swoistą
„mechaniczność” działania. Wśród moich rozmówców dominowało myślenie, że relacja
pedagogiczna (nauczyciel-uczeń) jest specyficznym „kontraktem na obróbkę”. Taki sposób
myślenia był najczęstszy, najbardziej oczywisty dla moich interlokutorów.
Czy jest to jednak myślenie dobre, prawidłowe? Czy można przeciwstawiać serce fachowości
lub profesjonalizmowi?
3
W: PROFESJONALIZM A SERCE. Rozważania o nauczycielu dzieci z niepełnosprawnością intelektualną oraz
z autyzmem, 2009, Warszawa, CMPP-P, s. 13-20
23
Zanim spróbujemy się nad tymi pytaniami zastanowić trzeba choć skrótowo zdefiniować
słowa „serce” i „profesjonalizm”.
Przez „profesjonalizm” rozumiem przepojone obiektywną i fachową wiedzą
i umiejętnościami, zawodowe i odpowiedzialne działanie w obrębie jakiegoś obszaru.
„Sercem” nazywam refleksję nad swoim działaniem, skierowanie swoich myśli i uczuć
na podmiot oddziaływania, zaangażowanie emocjonalne, posiadanie szczególnej intuicji oraz
wiary w sens i sukces działania.
Jeśli twierdzimy – a tak w tych rozważaniach przyjęliśmy – że profesjonalizm jest to
zawodowe, wyspecjalizowane uprawianie jakiejś sztuki, fachu, profesji, na pewnym (jakimś)
określonym poziomie fachowości, to czy wyłączenie a priori (z samego założenia) z takiego
działania serca, jest właściwe?
Profesjonalizm jako zawodowe uprawianie jakiejś sztuki, jakiegoś fachu, musi być
pełen refleksji, znający granice - czyli profesjonalista powinien być świadomy zarówno
swojej wiedzy i możliwości jak i świadomy tego, kiedy różne zadania tę wiedzę i możliwości
przerastają i trzeba się wycofać. Musi zatem być obiektywny – czy może się jednak mylić?
Czy ma prawo do błędu?
„Zawodowe” oznacza też wiedzące kiedy i gdzie należy poszukać pomocy…
Czy „profesjonalność” oznacza więc, że się wie wszystko? Czy można być
profesjonalistą i czegoś ze swojej dziedziny, swojego zakresu nie wiedzieć? Przecież
profesjonalizm oznacza także odpowiedzialność za siebie i podejmowane przez siebie
działania. A jeśli mam być odpowiedzialny, to nie dopuszczam możliwości popełnienia
błędu…
Musi więc to pojęcie zawierać w sobie także gotowość do ustawicznych poszukiwań
i rozwijania siebie, swoich umiejętności zawodowych, swojej wiedzy. W pojęciu
„profesjonalizm” zawiera się więc także pewna formacja, permanentne kształtowanie siebie,
jako profesjonalisty. Z tym kształtowaniem siebie jako profesjonalisty wiąże się także
szczególne „dojrzewanie” do bycia nim w pełni.
Tej permanentnej formacji nie można zrealizować bez zewnętrznego wsparcia, bez
wspierającego i współpracującego zespołu. Przynajmniej nie w tej dziedzinie, która jest
przedmiotem naszego zainteresowania – w pedagogice i to w pedagogice specjalnej! Nie
każdy przecież jest naukowcem, ma duszę i umiejętności badacza…
24
Ustawicznie jednak, gdzieś tam „w tle” kołacze się pytanie: Jak to się dzieje, że nie
wszyscy „dojrzewają”? Nie wszyscy osiągają ów upragniony szczyt profesjonalizmu na
kontinuum uczeń – rzemieślnik - mistrz?
Zawodowstwo (wpisane przecież w profesjonalizm) ma – co wydaje się oczywiste – nie
tylko swoje uwarunkowania wynikające z zasobu zdobytej wiedzy i doświadczenia. Ma też
uwarunkowania płynące z posiadania intuicji i owego – trudnego do sprecyzowania –
szóstego zmysłu. Tego nieokreślonego „czegoś” (spotkałem się z pojęciem „fif’a”), co
z rzemieślnika czyni mistrza...
Czyli właśnie z... serca!!!
Każde działanie człowieka, każda wykonywana czynność, każda aktywna relacja ze
światem waży więcej, jest pełniejsza (dokładniej – dopiero wtedy jest pełna), gdy jest
przepojona owym duchem, zaangażowaniem emocjonalnym, pragnieniem wyrażanym
słowami „Ja tego chcę! Ja tego pragnę!”, uczuciem związania twórcy z dziełem, wykonawcy
z wykonywaną pracą.
Ta relacja to jest właśnie ów punkt styku „zawodowstwa” i „profesjonalizmu”
z tytułowym „sercem”.
Oczywiste wydaje się też to, że dla jakości wykonywanej pracy, dzieła, niezbędne jest
zachowanie wszelkich zasad i reguł, kanonów i kolejności działań zgodnych z najbardziej
aktualną wiedzą. Czyli niezbędny jest profesjonalizm. Dopiero jednak owa „szczypta serca”,
owo „serce”, potrafią wydobyć z dzieła to, czego „normalnie” wydobyć się nie da...
Profesjonalista „bez serca” (czyli bez owego „fif’a”, bez tego ducha) może być więc
przyrównany do wyrobnika, rzemieślnika... Nawet do bardzo dobrego rzemieślnika, który
dzieło swoje wykonuje dobrze, świetnie, z należytą precyzją, ale…
Profesjonalista „z sercem” natomiast, może być przyrównany do owego artysty,
nadającego swojemu dziełu niepowtarzalne piętno i wyraz, „duszę”...
Kogo pragniemy jako nauczycieli dla naszych dzieci, naszych uczniów, podopiecznych,
wychowanków…? Kogo pragnę ja – jako dyrektor – mieć w prowadzonej przeze mnie
szkole? Kogo pragną rodzice moich uczniów dla swoich dzieci? Ci sami rodzice, którzy
nieraz – nie będąc przecież nominalnie „profesjonalistami” (nie kształcili się „na
pedagogów”) – są przecież czasem o wiele „mądrzejsi” od przeciętnego nauczyciela, chociaż
posiadają wybiórczą wiedzę na dany temat. Nikt nie zaprzeczy, że to właśnie owi rodzice
mają częściej w sobie emocje, głęboką wiarę, że będzie lepiej, czyli to „serce” właśnie...
A nauczyciele?
25
Nauczyciel (terapeuta) ma bezsprzeczne prawo do tego, by być sobą. Wszędzie
i zawsze. Także w szkole. Ma prawo będąc nauczycielem być równocześnie konkretnym,
żywym człowiekiem ze swoim niepowtarzalnym charakterem, słabościami i doskonałościami.
Nauczyciel nigdy jednak nie powinien stać się „maszyną” automatycznie – choćby nawet
doskonale – „obrabiającą” dziecko.
By tak nie było, musi ten nauczyciel mieć stworzone określone warunki działania, musi
dysponować szeregiem możliwości, musi móc żyć i pracować w granicach nieograniczonej
sztucznie wolności. Czy to jednak oznacza, że wolno mu wszystko? Z pewnością nie.
Pracując w szkole, przyjmując rolę nauczyciela (terapeuty) godzi się równocześnie
z pewnymi ograniczeniami natury instytucjonalnej. Godzi się z tym, że wchodzi w pewien
system. Może się z nim nie zgadzać i nie utożsamiać (wtedy niechaj walczy o jego zmianę),
musi go jednak znać.. …
Nauczyciel powinien pogodzić się z tym, że jego działaniom będą towarzyszyć pewne
wytyczne, zakazy, nakazy i programy – muszą być one jednak dla niego jasne. Być może są
one głupie i nieżyciowe – niech z nimi walczy. Jednak dopóki ich nie zwalczy, musi je
stosować.
Godzi się także z tym, że wchodzi w pewną strukturę podległości i zależności służbowej
– musi być ona dla niego czytelna. Może być dla niego nielogiczna – niechaj dąży do jej
zmiany, ale póki co, niech ją uszanuje.
Wyraźnie widać, że otwiera się nam w tej chwili kolejny wielki obszar do rozważań.
Problem profesjonalizmu (i serca) decydentów, osób, będących u władzy… Wydaje mi się
oczywiste, że powinny się one zawsze charakteryzować otwartością i elastycznością, powinny
mieć świadomość swojej wiedzy i niewiedzy, powinny żyć w realiach i być tych realiów
świadome. Tego co p o w i n n y jest wiele. Być może jest to temat do odrębnych rozważań!
Musi też każdy nauczyciel pamiętać o tym, że niezależnie od przedstawionych wyżej
uwarunkowań istnieje coś nadrzędnego, coś czego nie można i nie wolno nie brać pod uwagę
– dobro powierzonego mu drugiego człowieka, osoby niepełnosprawnej, upośledzonej
umysłowo. Musi pamiętać, że punktem wyjścia jego działań powinno być zawsze dobro
i potrzeba osoby, z którą pracuje.
Temu wszystkiemu, o czym mowa wyżej, musi także towarzyszyć samoświadomość
nauczyciela scalająca w jedno (w stosownych proporcjach) profesjonalizm i serce czyli po
prostu odpowiedzialność!
26
Nie można w tych rozważaniach nie odnieść się choćby sygnalnie do bardzo
niepokojącej tendencji widocznej coraz powszechniej (nie tylko zresztą w obszarze, o którym
piszę). Otóż coraz częściej szkoły i różne placówki są „rozliczane” przez pryzmat tego, co się
da zmierzyć, policzyć, dotknąć… Przez tzw. „efekty”. Widzi się więc i ocenia (nieraz bardzo
szczegółowo) realizację zadań, wypełnienie poleceń itp. System oceniania często jest taki, że
zmusza nauczyciela do dążenia do „sukcesów” za wszelką cenę. Jedna z osób, z którą
rozmawiałem nazwała to wprost: „Mamy narzucany sukces, ma się nam udać i ma to się
zgadzać w dokumentach! System zmusza nas do kłamstw, a to prowadzi do frustracji.
Potrzeba nam prawdy!”.
„Serce” jest z założenia niemierzalne. Efektywność „serca” jest niepoliczalna, nie daje
się ująć w ramki, tabelki. Nie da się opracować wskaźników.
A przecież niejeden raz to właśnie owo „serce” pozwala rozwiązać problem, otwiera nowe
kierunki, umożliwia choćby minimalną efektywność naszych działań. Dzieje się to
szczególnie
wówczas,
gdy
prowadzimy
oddziaływania
wobec
osób
z
głębszą
niepełnosprawnością intelektualną.
Być może inaczej wyglądać będzie ten problem w innych dziedzinach obszarze.
Obiegowo wyrażany jest pogląd, że na przykład chirurg nie powinien operować swojej
rodziny, gdyż przez zaangażowanie emocjonalne może popełnić błąd w sztuce;
zegarmistrzowi już jednak takie zaangażowanie chyba przeszkadzać nie będzie.
A materia, o której piszę dotykając problemu profesjonalizmu i serca, czyli pedagogika
i to pedagogika specjalna, jest jeszcze inna, nad wyraz delikatna i trzeba na nią spojrzeć
z jeszcze innej strony.
Zakładając, że bycie pedagogiem oznacza szczególne towarzyszenie drugiemu
człowiekowi, ustawiczne i permanentne wspieranie jego rozwoju, właściwe (to znaczy dla
jego dobra) prowadzenie go drogami życia, spolegliwą asystę, to musimy sobie wyraźnie
powiedzieć, że tak naprawdę pedagogiem nie może być ten, kto nie chce „być razem” z drugą
osobą, kto nie chce wchodzić z nią w ową szczególną relację empatii, współbrzmienia
emocjonalnego, kto nie ogarnia swojego „wychowanka”, „ucznia”, „podopiecznego” swoim
sercem (bądź też nie tylko nie ogarnia, ale i nie chce ogarnąć).
Ktoś taki może mieć nawet tytuł profesora pedagogiki, posiadać wiedzę ogromną i ze
wszechmiar naukową, jednak – w moim odczuciu – wcale nie musi być profesjonalnym
pedagogiem… Bo pedagogiem może być według mnie tylko ten, kto ma serce.
27
Zawsze musimy mieć świadomość, że owo serce (rozumiane przecież jako uczucie,
skłonność „ku”, pragnienie, chęć bycia „z”...), niejako automatycznie obliguje nas też do tego,
by stale podnosić poziom swojej fachowości, poziom swoich umiejętności – poprzez
ustawiczne chłonięcie interdyscyplinarnej i najbardziej aktualnej wiedzy...
Jestem zdania, że trzeba odejść od takiego myślenia (coraz częstszego w tzw. „młodym
pokoleniu pedagogów”), że naszym uczniom (podopiecznym, wychowankom...) potrzeba
tylko i wyłącznie profesjonalnie zorganizowanego i przeprowadzonego „obsprawienia”,
zapewnienia możliwości rehabilitacji, „obsłużenia” przy pomocy stosownych sprzętów
rehabilitacyjnych, zapewnienia komfortu czystości, higieny i prawidłowego odżywienia. To
wszystko oczywiście też. Ale czy tylko? Czy tylko to wystarczy?
Zwłaszcza w pedagogice specjalnej szczególnie widoczna jest konieczność wyraźnego
udziału „serca” w naszych działaniach. Udziału mierzonego naszą uwagą, naszym
zainteresowaniem, naszymi emocjami... Naszą wiarą i nadzieją w powodzenie nawet wtedy,
gdy wszystko zdaje się przemawiać na „nie”… Mierzonego także naszym zapałem,
zaangażowaniem i oddaniem. Ale także i pokorą wobec innych, wiedzących więcej, lepiej
i pełniej!
Także – i nie wolno nam o tym zapominać – naszym prawem do zniechęcenia, do
zrobienia sobie „odskoczni”, do dania sobie wytchnienia, do emocji negatywnych…
Zdarzają się również sytuacje (niestety wcale nie tak rzadko), gdy nasze „serce” zdaje
się być dla innych osób przeszkodą, jest odrzucane i nie tolerowane. Mam na myśli te
sytuacje, w których nauczyciel przychodzi do domu ucznia (nauczanie indywidualne)
odrzucanego przez „swoich”. Zgadzają się oni na nauczanie ich dziecka, bo muszą, bo jest
takie prawo, lecz nie akceptują zarówno dziecka, jak i nauczyciela, a jego „serce” wzbudza
ich niechęć… Ale to już jest temat na osobne opracowanie…
I jeszcze jedno. Reguły i zasady profesjonalizmu są zawsze (w różnym stopniu – to fakt,
ale w moim odczuciu – zawsze) jednoznacznie nacechowane pewnym uniwersalizmem,
powtarzalnością, ujednoliceniem mieszczącym się w określonych ramach. A przecież wiemy,
że w naszym zawodzie, i związanym z nim działania obszarze działania, zawsze trzeba
uwzględnić niepowtarzalność poddanego naszemu oddziaływaniu niepełnosprawnego,
upośledzonego umysłowo podmiotu – drugiego człowieka. Jego indywidualność, jego
unikalną osobowość. Nie ma dwóch takich samych ludzi. Nie ma więc też dwóch takich
samych osób niepełnosprawnych, upośledzonych! Nie można więc, nie wolno „przykrawać”
podmiotu naszych oddziaływań (nawet a może zwłaszcza wtedy, gdy jest głębiej
28
niepełnosprawny intelektualnie) do utartych schematów, procedur, odgórnie ustalonych ram.
Nie można i nie wolno, bo to uwłacza jego człowieczeństwu. Zawsze i wszędzie powtarzam,
że nasz uczeń (podopieczny, wychowanek...) nie jest klockiem drewna czy grudą gliny
poddawanym obróbce, ale żywym i niepowtarzalnym człowiekiem mającym także swoją
niezbywalną przecież indywidualność i wartość, której nam zniszczyć i zetrzeć nie wolno...
Do tej pory nie zostały postawione ważne pytania, a postawić je moim zdaniem
w końcu trzeba: Czemu służy tak naprawdę owo „serce” towarzyszące profesjonalizmowi?
Jaki tak naprawdę jest cel, dla realizacji którego owo „serce” przywołujemy? Co ma ono tak
naprawdę wnieść? Po co ono jest? Czym ono jest?
Myślę, że „serce” stanowi szczególny probierz pozwalający i umożliwiający nam
rzetelnie i uczciwie kreować i realizować cele naszego oddziaływania.
Kierując się tylko i wyłącznie profesjonalizmem będziemy (być może nawet
w najwyższym stopniu „zawodowo”) „obrabiać”, „rozćwiczać”, usprawniać, rehabilitować...
Stawiane w takiej sytuacji cele będą celami z reguły określającymi, jaki „efekt” naszego
oddziaływania chcemy osiągnąć. Cele te powinny jednak również uwzględniać, czemu nasze
oddziaływanie ma „obrabianej” przez nas osobie tak naprawdę służyć.
Przykład? Gimnazjum dla umiarkowanie i znacznie niepełnosprawnych intelektualnie
uczniów. Młodzież znacznie upośledzona umysłowo (ze sprzężeniami). Nauczyciel jak
najbardziej „fachowo i profesjonalnie” przerabia pory roku, dary jesieni itp. Robi to po raz
kolejny od ośmiu lat…
Czy robi to jednak z „sercem”? Ze zrozumieniem „ku czemu” i „do czego”
przygotowuje swoich wychowanków?
Włączając „serce” zastanowiłby się może głębiej. Być może nieco inaczej by cele swej
pracy z uczniami postawił... Zrozumiałby, że to co robi nie ma tak naprawdę żadnego
znaczenia „użytkowego”, że tak naprawdę w nic życiowo potrzebnego nie wyposaża swoich
uczniów.
Po co więc to robi? Dlaczego tak robi? Zabrakło mu „serca” prowokującego
i zmuszającego do refleksji oraz do zmiany utrwalonych schematów działania...
W owym „sercu” zawiera się także pragnienie kontaktu, „bycia z” człowiekiem
niepełnosprawnym. Nie będzie to możliwe bez rzeczywistego, zinternalizowanego szacunku
dla tego człowieka, a w szczególności bez „widzenia człowieka” w osobie niepełnosprawnej.
To jest oczywiste, ale tej oczywistości niestety jest ciągle jeszcze w naszym świecie
niewiele...
29
„Serce”, o którym tu mówimy nie zakłada przecież „zagłaskania na śmierć” czy
wyniesienia na jakieś ołtarze drugiego człowieka tylko dlatego, że jest niepełnosprawny.
Kierowanie się sercem oznacza także bycie prawdziwym w relacjach. A prawda może być
i często jest niechciana i gorzka…
Dotykam w tym momencie kolejnego bardzo ważnego problemu, uczciwego stawiania
sobie celów naszej pracy. Należeć będą do nich zarówno te cele, których realizacji pragniemy
my sami, które dla nas są istotne (na przykład by w efekcie naszych oddziaływań dziecko
nam i światu – nie boję się tego stwierdzenia – nie „przeszkadzało” lub „przeszkadzało” jak
najmniej...). Należeć będą jednak też i te cele, których realizacja pozwoli samemu dziecku
korzystać z tego świata jak najbardziej bezkonfliktowo.
Usłyszałem kiedyś, że stan równowagi stawianych i realizowanych celów zapewnić
może tylko „optymalnie zdystansowana i profesjonalna troska”… Pojęcie „troski” zawiera
w sobie element „serca”.
By osiągnąć stan równowagi w dążeniu do realizacji różnych celów konieczna jest także
zawsze krytyczna i uczciwa refleksja nad odpowiedzialnością i etyką działania
profesjonalisty. Refleksja, która odrzuci czystą racjonalizację i niedawanie sobie prawa do
uczuć…
Nie można w tym momencie nie odnieść się do coraz częściej wyrażanego dzisiaj
poglądu, że w pracy z rodzicami należy położyć szczególny nacisk na to, że ich dzieci są jakie
są i mają pełne prawo do tego by na swój sposób i, zgodnie ze swoimi możliwościami, były
uczone korzystania z życia.
Coraz częściej z ust profesjonalistów (tych „z sercem”) pada stwierdzenie-przestroga,
że idziemy jakąś „drogą obłąkańczej terapii”, w niej upatrując panaceum na „zło” (czyli
niepełnosprawność).
W tym momencie nie odnoszę się (gdyż jest to kolejny „temat”) do tego, co czują, jak
odbierają i czym jest to nasze oddziaływanie dla samych osób niepełnosprawnych. Które też
mają przecież prawo być sobą…
Nikt nie wie, dlaczego rodzą się osoby niepełnosprawne. Jaki jest sens ich istnienia.
Żyją jednak i to już powinno wystarczyć. Nasze działanie, działanie „profesjonalistów
z sercem” powinno być także nastawione na to, by pogłębiała się więź między rodziną,
społecznością i osobą niepełnosprawną, a nie tylko – jak chce wielu – na „unormalnienie” tej
osoby... Nie jest naszą rolą odpowiadanie na zapotrzebowanie typu: „Niech pan go zmieni,
30
poprawi, „unormalni”, gdyż chcę, by był inny niż jest, a jest zły!!!”. Naszą rolą jest też
budzenie i wzmacnianie akceptacji „inności” przez rodzinę i społeczeństwo.
Profesjonalista towarzyszy osobie niepełnosprawnej niejako „wycinkowo”, na
niektórych tylko etapach jej życia. A życie tej osoby przecież trwa i trwać będzie być może
bardzo długo! Niezbędne jest więc myślenie o przyszłości, przydatności, tego co robię dzisiaj
w owym czasie, który nastąpi kiedyś, w przyszłości. W tym myśleniu najczęściej się
uwidacznia
ów
szczególny,
znany
wszystkim
profesjonalistom
rozwiew
między
oczekiwaniami rodziców a możliwościami dziecka. Do tego, by ów rozwiew nie powodował
konfliktów, nie dzielił, potrzebne jest właśnie myślenie „sercem” przez profesjonalistę…
By to zrozumieć, by się z tym zgodzić, potrzebne jest właśnie owo „serce”. Trzeba mieć
głęboko w sobie mocno zakorzenioną świadomość, że chociaż umysł może być upośledzony,
to nie musi i nie jest upośledzona osoba. Podmiotem (i powiedzmy to uczciwie –
przedmiotem też) naszego oddziaływania jest osoba z niepełną sprawnością intelektualną!
By być profesjonalistą, trzeba prezentować sobą – co wydaje się oczywiste –
interdyscyplinarność, naukowość itd. To wydaje się jasne, jednoznaczne i bezdyskusyjne...
Niestety jednak, dość często – i zdanie to wyrażam na podstawie moich wieloletnich
obserwacji – zapomina się o takich aspektach, jak spojrzenie uwzględniające autonomiczność
i indywidualność osoby niepełnosprawnej.
A czy bycie profesjonalistą z sercem nie może spowodować, że szybciej nastąpi proces
wypalenia zawodowego? Że się człowiek wyeksploatuje? Jasne, że może. Każdy, kto daje
z siebie „wszystko” – szybciej się „zużywa”… Czy może to być jednak powód rezygnacji
z pełnego zaangażowania? Z pewnością nie.
Reasumując, być profesjonalistą z sercem oznacza wiedzieć, dostrzegać, kojarzyć,
analizować, łączyć i rozumieć związki przyczynowo-skutkowe, reagować najwłaściwiej jak to
jest możliwe, interdyscyplinarnie, naukowo i w pełni fachowo, nie tracąc z oczu podmiotu
oddziaływania, nie zapominając, że owym podmiotem jest niepowtarzalna osoba ludzka,
mająca autonomię istnienia...
Cała właściwie refleksja czy dyskusja na temat „profesjonalizm a serce” zamyka się
w obszarze wielekroć poruszanym (chociaż jeszcze – o ile wiem – nie do końca
opracowanym), w obszarze etyki, deontologii pedagoga specjalnego.
Niechaj więc i powyższe słowa będą skromnym przyczynkiem do opracowania w końcu
tego problemu.
31
Czy musimy się bać ?
- niepoukładanych myśli ciąg dalszy -4
Nie tak dawno, na jednym z forów internetowych, ukazał się obszerny artykuł –
a właściwie ciąg artykułów i zaraz potem rozpoczęła się długo trwająca dyskusja – na temat
występowania agresji w szkołach i placówkach specjalnych.
Abstrahuję od tego, że wiele z tych bardzo gorzkich w wymowie postulatów
i wypowiedzi wynikało z frustracji nauczycieli spowodowanych zarówno brakiem
stosownego wynagrodzenia za trudną pracę, jak i ze świadomością ewidentnych wad i błędów
istniejącego systemu oświatowego, czy ze zwykłych ludzkich ułomności. Nieważne, że
dyskusja dotyczyła głównie problemów agresji występującej u tych uczniów, których –
wbrew logice i rozsądkowi pedagogicznemu – umieszczono w środowiskach nie
odpowiadających ich potrzebom i wydolności intelektualnej. Nieważne też, że szereg
przytaczanych sytuacji wynikało z niewłaściwego przygotowania i złej organizacji pracy.
Najważniejsze było to, że dyskusja się odbyła, a nauczyciele – piszący anonimowo –
mogli się w końcu wypowiedzieć spontanicznie i bardzo konkretnie. To nic, że dyskusja
w końcu przerodziła się w spory i pretensje kierowane ad personam, na przykład do dyrektora
określonej placówki.
Agresja – niezależnie od tego, jak ją zdefiniujemy – bo i tutaj nie ma do końca zgody –
jest faktycznie problemem nie tylko szkół ogólnodostępnych, szczególnie gimnazjów. Jest
także problemem szkół i placówek specjalnych. W tym miejscu należy zadać sobie pytanie,
o jakich szkołach i placówkach specjalnych mówimy: Czy tylko o tych dla uczniów z głębszą
(czyli umiarkowaną i znaczną) niepełnosprawnością intelektualną? A co ze szkołami
i placówkami dla uczniów z głęboką niepełnosprawnością?
Zanim przejdziemy dalej, musimy dokonać pewnego podziału.
Pragnę zaznaczyć, że w artykule nie koncentruję się na zagadnieniach związanych
z występowaniem agresji u osób z umiarkowaną niepełnosprawnością intelektualną,
zwłaszcza u tych z „górnej granicy” (na pograniczu lekkiego upośledzenia umysłowego).
Chcę pisać o tej grupie uczniów, których możliwości intelektualne (i nie tylko) plasują ich
w obszarze dolnej granicy umiarkowanego oraz znacznego i głębokiego stopnia upośledzenia
umysłowego.
4
W: CZY MUSIMY SIĘ BAĆ? Rozważania o zachowaniach agresywnych osób z niepełnosprawnością
intelektualną, 2008, Warszawa, CMPP-P, s. 14-20
32
Bardzo często spotykamy się w literaturze z łącznym ujmowaniem problemów osób
z umiarkowaną i znaczną niepełnosprawnością intelektualną. Po wielu latach praktyki jestem
dzisiaj przekonany, że nie jest to właściwe.
Ta grupa dzieci i młodzieży nie jest bowiem na tyle jednorodna, by przemyślenia
dotyczące zachowań agresywnych czy autoagresji można było odnosić do niej całościowo.
Zdecydowanie bowiem inaczej „jakościowo” funkcjonują osoby z umiarkowaną a inaczej
osoby ze znaczną niepełnosprawnością intelektualną.
Bardziej „jakościowo” zbliżone są do siebie w swoim funkcjonowaniu osoby ze
znaczną i głęboką niepełnosprawnością intelektualną, zwłaszcza w kontekście występowania
agresji, czy autoagresji.
Zachowania agresywne stanowią w pewnym sensie „temat - rzekę”. Najpierw trzeba się
zatem zastanowić nad tym, co przez nie rozumiemy. Zgadzamy się chyba, że przez agresję
rozumiemy działania z wyboru, działania intencjonalne, nastawione na wyrządzenie szkody,
krzywdy, zła, zepsucie, zniszczenie… Takie jest też potoczne rozumienie tego słowa.
Aby mówić o intencjonalności, musimy zakładać zrozumienie działania, celowość
wynikającą z jakiejś przyczyny, powodu, chęci… Cel zawsze będzie ten sam – uczynienie
szkody, krzywdy, wyrządzenie jakiegoś zła… Ale są też przecież zachowania wyglądające
i odbierane jako agresywne, ale niemające charakteru intencjonalnego.
Często spotykamy się z zachowaniami odbieranymi jako agresywne, a stanowiącymi na
przykład jedyną możliwą formę zakomunikowania światu swojej woli, istnienia, zgody czy
niezgody na coś.
Niejednokrotnie mamy do czynienia z zachowaniami wyglądającymi jak agresywne,
a stanowiącymi jedyną dostępną formę wyrażenia bólu, cierpienia, swojej dezaprobaty na to,
co świat daje (takie zachowania mogą występować na przykład u ucznia umieszczonego
wbrew logice i potrzebie w szkole integracyjnej. Na swój własny użytek nazwałem ten typ
zachowań „agresją integracyjną”).
Myślę w tym miejscu o zachowaniach o charakterze agresywnym, których podłożem są błędy
i wady systemu oświatowego, nieodpowiednie do faktycznych potrzeb warunki realizacji
procesu edukacyjnego, ludzka głupota czy nieudolność.
Jest jeszcze wiele, wiele innych kontekstów…
Duża grupa osób, w tym nawet praktycy, pracujący z osobami z głębszą i głęboką
niepełnosprawnością intelektualną – a o tej grupie przecież myślę pisząc ten tekst – jest
zdania, że one prezentują wiele tzw. zachowań autoagresywnych, czyli takich, w których
33
agresja (czyli to, co uszkadza, czyni krzywdę, boli…) jest skierowana na nie same z ich
wyboru, z bardziej lub mniej świadomej woli.
Powinniśmy sobie postawić w takich przypadkach bardzo trudne pytanie, czy
zachowanie agresywne, które obserwujemy zawsze rzeczywiście jest agresją? Kiedy nią jest,
a kiedy nie? Co jest tą agresją? Co rozumiemy przez autoagresję? Czy autoagresja zawsze jest
tą agresją skierowaną na siebie? Może jest czymś zgoła innym? Jakie są jej mechanizmy?
Myślę, że należy sobie przede wszystkim jasno powiedzieć, iż nie wszystko, co niesie
ze sobą szkodę, nie każdy czyn wyrządzający krzywdę, nie każde działanie niosące
obiektywnie zło, jest agresją.
Ale najpierw – by nieco uporządkować myślenie – jeszcze raz bardzo wyraźnie
chciałbym przypomnieć o kim myślę pisząc ten artykuł.
Pisząc te słowa mam na myśli ludzi z głębszą i głęboką niepełnosprawnością intelektualną, od
dolnej granicy upośledzenia umysłowego w stopniu umiarkowanym aż do upośledzenia
umysłowego w stopniu głębokim.
Nie chcę tutaj omawiać symptomatologii poszczególnych stopni upośledzenia. Te treści łatwo
można
znaleźć
w
obszernej
literaturze
przedmiotu.
Praktyczne
przełożenie
tej
symptomatologii jest znane każdemu, kto chociaż trochę pracował lub pracuje z tymi
osobami. Ważne jest jednak, byśmy mieli pełną jasność, o kim myślimy i mówimy. Musimy
pamiętać o tym, że przed chwilą dokonaliśmy pewnego podziału.
Jeśli przyjęliśmy, że przez agresję rozumiemy działania z wyboru, działania
intencjonalne, nastawione na wyrządzenie szkody, krzywdy, zła, zepsucia, zniszczenia…, to
automatycznie przez autoagresję rozumieć musimy intencjonalne działania skierowane na
wyrządzenie krzywdy sobie samemu.
Czy osobom funkcjonującym na tak niskim poziomie rozwoju intelektualnego dostępne
są takie zachowania? Czy mogą działać intencjonalnie w celu zadania sobie samemu
cierpienia? I jeśli tak, to gdzie możemy szukać przyczyn, źródeł autoagresji?
Osoby z niepełnosprawnością intelektualną w stopniu znacznym (a także część osób
z głęboką i – co oczywiste – umiarkowaną niepełnosprawnością intelektualną) są z pewnością
zdolne do szeregu działań intencjonalnych. Wydaje mi się jednak mało prawdopodobne, by
podejmowały świadome działania nakierowane na zrobienie sobie krzywdy, cierpienia.
W ich repertuarze zachowań występuje szereg działań, które kończą się na przykład
samouszkodzeniem ciała, jednak o intencjonalności tych zachowań, o świadomym ich
podejmowaniu nie ośmieliłbym się mówić.
34
Przyczyny tych zachowań mogą być bowiem bardzo różne: od tych uwarunkowanych
neurologicznie aż po te, które są wynikiem szczególnej frustracji wynikającej z braku
możliwości komunikacyjnych lub z innych powodów.
Nikt chyba nie jest w stanie uchwycić wszystkich możliwych przyczyn i uwarunkowań
wystąpienia zachowań, które mogłyby być odebrane jako autoagresywne, czy agresywne.
Zatrzymam się więc tylko przy kilku, których świadkiem jestem najczęściej, a które wydają
się najpowszechniejsze.
Zachowania odbierane jako agresywne (autoagresywne) mogą wynikać wprost
z realizacji potrzeby eksploracji świata. Sposób realizacji tej potrzeby, z naszego punktu
widzenia, jest nieadekwatny i nieudolny, bywa bardzo często odbierany jako zachowanie
agresywne (autoagresywne).
Szczypanie (bez świadomości siły owego uszczypnięcia, a więc też i zadawanego bólu),
przytulanie-obłapywanie (odbierane jako „rzucanie się na kogoś” oraz jako „duszenie”),
skierowanie hiperkinetycznie (nadmiernie szeroko, z niepotrzebnym obiektywnie rozmachem
ręki) ku przedmiotowi i w efekcie jego rozbicie czy zniszczenie, serdeczne klepnięcie innego
dziecka przeradzające się w związku z brakiem poczucia własnej siły i wyczucia odległości
prawie w cios – są tego przykładem.
Szczególnego „posmaku” w odbiorze społecznym (stąd się wzięły licznie, niestety,
twierdzenia o sadyzmie) dodaje fakt, że zachowania takie, jak te powyżej przytoczone, często
są okraszane widoczną radością i zadowoleniem osoby niepełnosprawnej. Stąd już krok do
mówienia o sadystycznej agresywności. Tymczasem nie trzeba chyba tłumaczyć, że takie
zachowania z sadyzmem nie mają absolutnie nic wspólnego.
Zachowania odbierane jako agresywne (autoagresywne) również mogą wynikać z faktu
braku możliwości i ograniczonych zdolności porozumienia się ze światem, wyrażenia czegoś.
Osoby z głębszą i głęboką niepełnosprawnością intelektualną mają przecież także „coś do
powiedzenia”. Często jednak nie mogą, nie potrafią, nie są w stanie tego zrobić. Czasem
nawet nie są tego świadome, że ich ciało coś chce wyrazić i komuś przekazać.
Nawet jeśli to, co mają nam do powiedzenia, nie jest dla nas w żaden sposób interesujące
i być może całkiem dla nas nieistotne i niezrozumiałe – one, ich ciała, chcą to wyrazić,
wypowiedzieć, przekazać.
A tymczasem nie umieją, nie mogą, nie są w stanie... Musi to budzić ich dyskomfort, na
który reagują w jedynie dostępny sobie sposób – pobudzeniem, impulsywnymi ruchami,
krzykiem; niekoniecznie świadomie z siebie wydobywanym w celu odreagowania napięcia.
35
Podobnie jak my wszyscy, gdy nam coś się nie uda, nie wyjdzie, to potrafimy zakląć, trzasnąć
pięścią w stół. Bywa jednak, że – całkiem świadomie tego jednak nie czynimy.
Uświadamiamy to sobie dopiero post factum.
Zachowania odbierane jako agresywne (autoagresywne) mogą wynikać także z faktu
naruszenia realizacji bądź zablokowania możliwości realizacji podstawowej potrzeby, jaką
jest potrzeba poczucia bezpieczeństwa.
W tym momencie chciałbym przypomnieć trzy „filary”, które gwarantują (umożliwiają)
osiągnięcie stanu jakiejkolwiek „przewidywalności zdarzeń”, a więc także i zaspokojenie
potrzeby bezpieczeństwa. Są nimi: stałość środowiska emocjonalnego, stałość środowiska
przedmiotowego i możliwość podejmowania aktywności własnej.
Jak to wygląda w praktyce?
Jeśli stosunkowo łatwo da się zagwarantować uczniowi stałość przedmiotową (chociaż
i tutaj z pewnością wystąpią pewne problemy, na przykład podczas przechodzenia
z pomieszczenia do pomieszczenia, przy zmianie sprzętów, przy próbach zmiany dźwięków
i zapachów itp.), to o wiele trudniejsze jest zagwarantowanie mu stałości emocjonalnej
i możliwości podejmowania aktywności własnej.
Tutaj „piłka” jest po naszej stronie, gdyż to do nas należy stworzenie i utrzymanie stałości
środowiska emocjonalnego oraz zagwarantowanie możliwości podejmowania i realizowania
aktywności przez naszych podopiecznych.
Co jednak należy sądzić o tych zachowaniach, które wynikają z potrzeby eksploracji
(w sposób jedynie dostępny) świata zewnętrznego? Co z tym szczypaniem, duszeniem,
strącaniem? Przecież są to zachowania realizujące potrzebę własnej aktywności.
Jeśli do tego dodamy ów truizm, iż zaspokojenie potrzeby bezpieczeństwa (będącej przecież
najbardziej podstawową potrzebą człowieka) warunkuje tak naprawdę realizację pozostałych
potrzeb, to dopiero zobaczymy przestrzeń i skalę trudności w zrozumieniu tego, czym jest
agresywność występująca w tej grupie osób.
Zachowania
odbierane
jako
agresywne
(autoagresywne)
mogą
być
również
uwarunkowane stanami chorobowymi (na przykład zaburzeniami neurologicznymi,
epilepsją), niezrozumianym przez nie lecz przecież odczuwanym bólem na przykład
z powodu odleżyn, niepodlegających woli skurczów mięśni, niemożliwości zrealizowania
potrzeby czynnościowej – ruchu.
36
Zachowania takie – chociaż mogą być (i często są) odbierane jako agresywne bądź
autoagresywne – są w rzeczywistości komunikatem, że coś boli, coś dolega, występuje jakiś
dyskomfort. „Coś” tym straszniejsze, że niezrozumiałe i de facto nieopisywalne, nie nazwane.
Z powyższym wiąże się też zagadnienie cierpienia, dyskomfortu wynikającego na
przykład z niedopasowania sprzętu i zaopatrzenia ortopedycznego (na przykład wózka
inwalidzkiego, na którym osoba niepełnosprawna intelektualnie i ruchowo musi siedzieć nie
przez chwilę, dzień czy tydzień lecz przez miesiące, lata, nieraz do końca swojego życia).
Wreszcie zachowania odbierane jako agresywne bądź autoagresywne, mające w sobie
faktycznie cechy agresji (czyli chęci świadomego uczynienia czegoś w powszechnym
odczuciu niedobrego), mogą być efektem naszej nieudolności, nieumiejętności, czy nawet
naszej niechęci do podjęcia pewnych działań.
Mam tutaj na myśli sytuację, w której osoba zachowująca się tak, jak ktoś głębiej
upośledzony umysłowo, wcale tak głęboko upośledzona nie jest, ponieważ jej rozwój
intelektualny zdecydowanie przewyższa możliwości wykonawcze, szczególnie w zakresie
komunikacji. Wówczas jej zachowania agresywne (autoagresywne) mogą być (i najczęściej
są) wyrazem buntu przeciw temu światu, który jej nie rozumie, nie odpowiada na jej potrzeby
i wołanie oraz (w jej mniemaniu, a czasem naprawdę) niczego nie oferuje.
Pojawia się więc bardzo ważne pytanie i co problem: czy powinniśmy starać się
likwidować takie zachowania będące wyrazem bardziej lub mniej świadomego buntu, czy też
raczej ich przyczyny (czyli to, o czym napisałem wyżej: naszą nieudolność, nieumiejętność
i niechęć), które do wystąpienia agresji lub autoagresji doprowadziły?
Czy możliwa jest likwidacja owych przyczyn? Najczęściej tak. Jest to możliwe
chociażby przez podjęcie szeroko rozbudowanych działań mających cel o znaczeniu
absolutnie podstawowym – wyposażanie tej grupy osób niepełnosprawnych intelektualnie
w stosowny, dobrany do ich możliwości system komunikacji alternatywnej. By to jednak było
możliwe, trzeba najpierw wyposażyć w odpowiednią wiedzę i umiejętności tych, którzy
z nimi pracują. A z tym bywa nie tyle różnie, ile po prostu źle.
Wyposażenia osób z głębszą niepełnosprawnością intelektualną w stosowny system
komunikacji, a więc umożliwienie im w choćby minimalnym stopniu wyrażenia swojej woli
lub zgody-niezgody na to, co się dzieje i też umożliwienie wyboru ma znaczenie podstawowe
dla każdego oddziaływania, niezależnie od tego, jakiej sytuacji dotyczy – domowej, szkolnej,
placówkowej, czy jeszcze innej.
37
Na zakończenie chciałbym jeszcze napisać kilka słów o leczeniu agresji (autoagresji).
Z pojęciem takim spotykam się bardzo często. Jest to swoiste błędne koło.
Osoba
z
głębszą
niepełnosprawnością
intelektualną,
często
zamknięta
w niepodlegającym jej woli ciele, reaguje na docierające do niej bodźce, zespoły bodźców,
informacje (czyli po prostu na otaczający ją świat) w dostępny sobie sposób. Z punktu
widzenia tego świata jej reakcje mają charakter (noszą znamiona) agresji bądź autoagresji.
W związku z tym ten świat – w nim także my sami – reaguje obronnie, ochronnie. Chronimy
siebie, przy czym „interesy” osoby niepełnosprawnej są tutaj – jak się wydaje – na szarym
końcu.
Owa obrona-ochrona czasami przyjmuje formę oddziaływania farmakologicznego. Podajemy
leki mające na celu „stłumienie” zachowań agresywnych, „uspokojenie”, wyciszenie...
Najczęściej argumentacja nasza jest taka, że musimy zrobić wszystko, by komuś pomóc.
Natomiast przez pomoc rozumiemy takie jego „ustawienie na lekach”, żeby mógł
„bezkonfliktowo funkcjonować w świecie”. Owe bezkonfliktowe funkcjonowanie oznacza ni
mniej ni więcej takie funkcjonowanie, by nam... nie przeszkadzał! Nie przeszkadzał, czyli nie
zachowywał się w sposób, który jest jej jedynie dostępnym dla niego sposobem zachowania.
Dlatego tak ważne jest odróżnianie agresji będącej efektem intencjonalnego działania od
zachowań na agresję wyglądających, lecz z racji braku intencjonalności agresją niebędących.
Używając słowa „agresywny” bądź „autoagresywny” w odniesieniu do grupy osób
głębiej lub głęboko upośledzonych umysłowo od razu lokujemy je po „ciemnej stronie życia”,
stronie tych, którzy chcą czynić zło…
Kończąc ten artykuł, dochodzę coraz bardziej do wniosku, że po tej „ciemnej stronie”
bardziej lokujemy się my sami. W jego tytule zostało postawione pytanie: „Czy musimy się
bać?” Odpowiedzi jest wiele.
Nie musimy bać się jakiejś szczególnej pseudoagresywności osób, o których pisałem
powyżej. Nie są one agresywne (czy też autoagresywne), ponieważ nie czynią tego
świadomie.
Bać się powinniśmy być może tego, że niektóre zachowania – nawet te
nieuświadomione – mogą stać się przyczyną realnej, wymiernej krzywdy osób trzecich. Tym
zachowaniom należy zapobiegać, starać się je eliminować, wygaszać, łagodzić... Podczas tego
„wygaszania”, przy ich „eliminacji”, bać się powinniśmy raczej własnej nieumiejętności,
braków własnego wykształcenia i jakże częstej własnej niechęci do uzupełniania tej wiedzy.
38
Bać się powinniśmy tego, że zbyt często – wiem to z praktyki – odpowiadamy własnym
zniecierpliwieniem, siłą (agresją?!) na zachowania naszych podopiecznych mające taki
charakter.
Ja się moich uczniów nie boję. Boję się natomiast tego, że w nieokreślonej bliżej
przyszłości, nie będę w stanie potrafił szczerze i uczciwie powiedzieć, że uczyniłem
wszystko, by inni się ich też nie bali.
Uwagi o rozwijaniu kompetencji społecznych uczniów z głębszą
niepełnosprawnością intelektualną na III etapie edukacyjnym5
(współautor Kamila Kowalewska-Kasperek)
Celem każdej pracy z osobami głębiej niepełnosprawnymi intelektualnie jest rozwijanie
wszystkich sfer ich osobowości (percepcyjno-motorycznej, emocjonalno-społecznej), zapewnienie im
realizacji ich potrzeb, dbanie o optymalny, wszechstronny rozwój psychofizyczny i maksymalne
przystosowanie do warunków życia społecznego – przy zachowaniu ich prawa do inności.
Bardzo ładnie brzmi to zdanie…
Niewiele mówi nam jednak o tym, że ten, kto podejmuje się kształcenia osób
z niepełnosprawnością intelektualną w stopniu umiarkowanym lub znacznym czy
z niepełnosprawnościami sprzężonymi, powinien od samego początku posiadać wiedzę
i wizję tego, „do czego” te osoby przygotowuje.
Jeżeli nie będziemy chociaż próbowali odpowiedzieć na potrzeby wypływające od nich
samych, jeśli założenia zawarte w podstawie programowej będą realizowane w formie
wyizolowanej i nie będą podporządkowane wizji osoby niepełnosprawnej w biegu jej życia,
to praca w szkole stanie się sztuką dla sztuki.
To ogromne wyzwanie dla wszystkich pedagogów specjalnych i nauczycieli
pracujących z osobami z głębszą niepełnosprawnością intelektualną: odszukać i wskazać
samym sobie, a także ich rodzicom rzeczywiste, a więc właściwe cele wychowania
i nauczania. Trzeba skupić się przy tym na umiejętnościach ważnych, rzeczywiście
przydatnych w codziennym życiu. Pytania o dorosłość i przyszłość osoby z głębszą
niepełnosprawnością intelektualną, o stopień jej autonomii towarzyszą nam ustawicznie
5
W: TWORZYĆ CZY ODTWARZAĆ? Rozważania o skutecznym planowaniu pracy z dziećmi oraz młodzieżą
niepełnosprawnymi intelektualnie oraz z autyzmem, 2009, Warszawa, CMPP-P, s. 22-31
39
w codziennej pracy. Próbujemy odpowiedzieć sobie na pytanie – czemu faktycznie służą
nasze oddziaływania, po co jest prowadzona terapia?
To
także
pytanie
o
to,
jaka
powinna
być
sylwetka
młodego
dorosłego
z niepełnosprawnością intelektualną? W jakie umiejętności trzeba go wyposażyć?
W poniższym opracowaniu chcemy spróbować choć trochę odpowiedzieć na te pytania.
Posłużymy się przykładem wypracowanym w placówce, którą kierujemy. Jest bowiem
oczywiste, że możemy mówić tylko o tym, co jest nam bliskie, dzięki naszym
doświadczeniom, naszej pracy.
By zrealizować założone cele, każdy nasz uczeń pracuje według specjalnie
przygotowanego
dla
niego
indywidualnego
programu
oddziaływań
(wynika
to
z obowiązujących rozporządzeń oświatowych). Program ten jest w naszej placówce
konstruowany na bazie bardzo rozbudowanej, wielospecjalistycznej diagnozy funkcjonalnej,
opracowanej przez zespół nauczycieli pracujących z uczniami, pod kierunkiem psychologa
szkolnego i we współpracy z rodzicami (opiekunami). Podkreślamy znaczenie tego faktu,
gdyż bardzo praktycznie rozumiemy istotną rolę, jaką w pracy z osobami z głęboką
niepełnosprawnością odgrywa spójne i konsekwentne ich prowadzenie we wszystkich
środowiskach. Dużą wagę przywiązujemy do ich współpracy (chociaż, prawdę mówiąc, nie
mamy tutaj wielu sukcesów… Zwłaszcza we współpracy z rodzinami).
Nasi uczniowie są zarówno uczeni, wychowywani, jak i poddawani określonemu
oddziaływaniu, określonej terapii. Nie sprowadzamy więc pojęcia edukacji li tylko do
kształcenia intelektu. Słowo edukacja oznacza bowiem ogół procesów mających na celu
zmienianie ludzi, a więc zarówno uczenie, wychowywanie oraz wszelkie oddziaływania
interwencyjne czy terapeutyczne, w wyniku których nastąpią obserwowalne zmiany w ich
funkcjonowaniu we wszystkich sferach.
Tak rozumiana edukacja jest bardzo szerokim pojęciem obejmującym wszystkie
pozostałe. Dlatego, pisząc o rozwijaniu kompetencji społecznych, nawiązywać będziemy do
programu edukacji.
Jeszcze do niedawna realizowany przez uczniów program był rejestrem pewnych zadań
dla dziecka i rejestr ten był ściśle rozłożony na kolejne lata nauki dziecka w szkole. Był
swoistą miarką, do której przykładało się ucznia i albo uzyskiwał on promocję do następnej –
programowo wyższej – klasy, albo tę klasę powtarzał. Od kilku lat na szczęście przejrzano na
40
oczy i teraz to uczeń ma określać kierunek naszej pracy z nim (zgodny ze sferą jego
najbliższego rozwoju), a nie my powinniśmy wyznaczać jemu to, co powinien osiągnąć.
Nie edukujemy ucznia dla samego faktu edukacji. Po ukończeniu szkoły będzie musiał on
funkcjonować w jakimś środowisku, żyć dalej. Nie wolno nam więc nie uwzględniać tego
wszystkiego, co otoczenie ma z jednej strony do zaoferowania, a z drugiej – czego wymaga
od swych członków. Uczeń będzie żyć właśnie wśród tych wymogów i im lepiej dostosuje się
do nich, tym będzie mu łatwiej.
Uczymy (licząc na przyswojenie przez ucznia tego, czego uczymy) wszystkiego, co zgodnie
z istniejącymi paradygmatami może mu być użyteczne w życiu, podniesie komfort jego życia,
będzie sprzyjało jakości dorosłego życia. Uczymy więc tego wszystkiego, co może być mu
przydatne w przyszłości.
To wszystko zostało ujęte w podstawie programowej. Należy przypomnieć, że ta
podstawa, chociaż jej treści programowe rozpisano na 15 punktów, tak naprawdę składa się
z czterech zasadniczych bloków:
 „ja ze sobą” – czyli szeroko rozumiana samoobsługa,
 „ja ze światem” – czyli szeroko ujęte funkcjonowanie w środowisku,
 „sprawności i umiejętności umożliwiające i ułatwiające funkcjonowanie”,
 „terapia wspierająca”.
Realizacja owych treści edukacyjnych ma za zadanie osiągnięcie określonego
w „Podstawie...” celu. Jest on sprecyzowany następująco: „Celem edukacji uczniów
z upośledzeniem umysłowym w stopniu umiarkowanym lub znacznym jest rozwijanie
autonomii ucznia niepełnosprawnego, wdrażanie go do funkcjonowania społecznego,
rozumienia i uznawania norm społecznych, a w szczególności wyposażenie go – stosownie do
jego możliwości – w takie umiejętności i wiadomości, które pozwolą mu na postrzeganie
siebie jako niezależnej osoby, oraz aby:
1) mógł porozumiewać się z otoczeniem w najpełniejszy sposób, werbalnie lub
pozawerbalnie,
2) zdobył maksymalną niezależność życiową w zakresie zaspokajania podstawowych potrzeb
życiowych,
3) był zaradny w życiu codziennym, adekwatnie do indywidualnego poziomu sprawności
i umiejętności, oraz miał poczucie decydowania o sobie,
41
4) mógł uczestniczyć w różnych formach życia społecznego na równi z innymi członkami
danej zbiorowości, znając i przestrzegając ogólnie przyjęte normy współżycia, zachowując
prawo do swojej inności.
Naszym zdaniem ten ostatni akapit stanowi istotę całego omawianego przez nas
problemu.
Programy edukacyjne są tak skonstruowane, by poprzez prowadzoną w oparciu o nie
pracę realizowany był główny cel naszej szkoły – tożsamy z przedstawionym powyżej.
Znaczenie szczególne – i to chcemy powtórzyć – ma jednak uszanowanie i zachowanie
niezbywalnego prawa ucznia do swej inności.
Biorąc to pod uwagę zakładamy, że oddziaływania prowadzone przez szkołę dotyczyć
muszą z jednej strony oczywiście rozwijania umiejętności samoobsługowych ucznia i tego
wszystkiego, co jest zawarte w „Podstawie programowej…”, a z drugiej – szczególny nacisk
należy położyć na rozwijanie kompetencji społecznych.
Do poznawania świata i funkcjonowania w tym świecie (tak w relacji „Ja – z samym
sobą”, jak i w relacji „Ja – otoczenie przyrodniczo-społeczne”) potrzebne są określone
sprawności i umiejętności. Wyposażanie w owe „narzędzia” to oczywisty, podstawowy
kierunek naszych oddziaływań, które dodatkowo wspierane są – potrzebną zarówno uczniom,
jak i rodzinie – specjalistyczną terapią.
Zasadniczym, istotnym a tak naprawdę chyba jedynym kryterium doboru treści
programowych dla uczniów powinna być ich użyteczność.
Staramy się uczyć ich „życia”. Nie pracujemy z uczniem tylko po to, by o czymś
„wiedział”. Pracujemy po to, by zrobił użytek z posiadanych umiejętności i praktycznych
wiadomości w każdej sytuacji, w jakiej się znajdzie.
By jednak móc uwzględnić kryterium użyteczności podczas planowania pracy, musimy
brać pod uwagę szereg czynników psychofizycznych i społecznych wyznaczających niejako
obszar treściowy, w którego obrębie będziemy mogli się w ogóle poruszać.
Rozwijanie kompetencji społecznych obejmuje między innymi pokonywanie lęków
związanych z kontaktem z nowymi elementami otoczenia przyrodniczo-społecznego,
kojarzenie tych elementów z ich przeznaczeniem, wchodzenie w relacje społeczne,
przyzwyczajanie do funkcjonowania w określonej roli społecznej w zgodzie z przyjętymi
normami oraz elementarną odpowiedzialność za rośliny, zwierzęta i ludzi (w tym też za
samego siebie).
42
By te piękne hasła wyszczególnione powyżej zrealizować, uczynić faktem,
postanowiliśmy spróbować wprowadzić w naszej placówce coś całkiem nowego. Podjęliśmy
próbę zmiany organizacji pracy naszego gimnazjum, zmieniliśmy dotychczasową formułę
zajęć, którą była praca systemem grupowo-blokowo-wydolnościowym w obrębie klasy,
w ramach bezdzwonkowej wprawdzie, ale jednak lekcyjnej strukturalizacji.
Szukając inspiracji do zmian na lepsze dostrzegliśmy niewykorzystywane specjalnie
przez nas do tej pory możliwości i pozytywy zajęć o charakterze międzygrupowym (czyli
międzyoddziałowym) i międzyklasowym. Wprowadziliśmy więc tak zwane fakultety.
Po wielu dyskusjach wypracowaliśmy ostateczną koncepcję realizacji tych fakultetów.
Zakłada ona takie zmodyfikowanie ram już istniejących zajęć, by w sposób najbardziej
optymalny wspierały rzeczywisty rozwój kompetencji społecznych naszej młodzieży.
Każdy nasz uczeń przypisany jest więc do określonej grupy-klasy tak, jak to zostało
ujęte w projekcie organizacyjnym szkoły (przy czym nasze grupy klasowe są mieszane pod
względem poziomu funkcjonowania, by uniknąć powstania „getta”). Jednocześnie zaś każdy
uczeń jest przydzielony do określonego profilu zajęć – fakultetu.
Skład grup na fakultety został ustalony oczywiście we współpracy z psychologami,
w oparciu o WDF (czyli wielospecjalistyczną diagnozę funkcjonalną), ale także w dużej
mierze w oparciu o wiedzę wcześniej uczących nauczycieli, szczegółowo przeanalizowane
informacje z dokumentacji dzieci, i przede wszystkim o rozpoznane i zauważone preferencje
poszczególnych uczniów.
Oczywistym następstwem takiej analizy i takiego działania było szczególne
„wymieszanie” się uczniów różnych klas-grup między sobą (i to nie tylko w poziomie, ale też
i w pionie).
W ramach określonego fakultetu realizowane są (bo muszą być realizowane) treści
zajęć edukacyjnych z ramowego planu, jednak wiodącą tematykę (ujętą w projekcie) czerpie
się głównie z zakresu tematycznego określonego fakultetu.
Zaplanowaliśmy 7 rodzajów fakultetów, dookreślając poszczególne zakresy ich działania:
1. Fakultet teatralny (nacisk na wykorzystywanie prostych form teatralnych, kontakt ze
sztuką, próbowanie odgrywania różnych ról).
2. Fakultet muzyczny (wykorzystanie szeroko rozumianych form ekspresji muzycznoruchowej).
3. Fakultet plastyczny, zajmujący się wszelką ekspresją plastyczną.
43
4. Fakultet techniczno-gospodarczy (obsługa i drobne naprawy różnego sprzętu,
działania „techniczne”, w tym komputer, fotografowanie, troska o wygląd oddziału).
5. Fakultet ogólnousprawniający (działania nastawione na możliwie intensywne
podnoszenie poziomu podstawowej zaradności życiowej).
6. Fakultet kulinarny (wszystko, co wiąże się z przygotowywaniem potraw,
opracowaniem „książki kucharskiej”, dbaniem o pracownię, obsługą gastronomiczną
uroczystości szkolnych).
7. Fakultet sportowo-rekreacyjny (promowanie aktywnego wypoczynku, rozwijanie
sprawności
ruchowej,
udział
w
Olimpiadach
Specjalnych,
krajoznawstwo,
umiejętności związane z aktywnym wypoczynkiem, przygotowanie do imprez
sportowych).
Oczywista dla nas jest konieczność łączenia określonych działań w zakresie poszczególnych
fakultetów (na przykład podczas przygotowywania przedstawienia niezbędna będzie
współpraca i zaplanowanie działań muzycznych, ruchowych, przygotowanie strojów,
dekoracji itd.) – to znaczy uczniowie z różnych fakultetów będą współdziałali podczas
realizacji jakiegoś większego projektu.
W naszej ocenie, oferta obejmująca różne rodzaje zajęć pozwala na w miarę optymalny
wybór takiej formy twórczości – działania – aktywności, która odpowiada (w możliwie
największym stopniu) indywidualnym uzdolnieniom, zainteresowaniom i predyspozycjom
gimnazjalisty.
Uważamy, że to właśnie one odgrywają znaczącą (o ile nie decydującą) rolę
w zdobywaniu nowych umiejętności i dlatego właśnie kładziemy nacisk na ich rozwijanie.
Organizacyjnie za każdy fakultet odpowiada dwóch nauczycieli. Nauczyciele ci razem
planują i dobierają treści do założonych celów i zadań. To gwarantuje nam, że zawsze będzie
ktoś w pełni zorientowany w specyfice danego fakultetu.
W przydziale stałych czynności nauczyciele mają formalnie rozpisane zajęcia
z ramowego planu, przy czym przydział ten nie jest związany z posiadaną przez nauczyciela
jakąś
„przedmiotową”
specjalizacją,
ale
z
faktem
posiadania
kwalifikacji
z oligofrenopedagogiki.
Przydzielenie określonych zajęć „normalnemu” nauczycielowi, a nie „specjaliście
od…” uzasadnione jest między innymi faktem, że treści dobierane są indywidualnie dla
każdego ucznia i nie każdy wszystko realizuje (nie każdy uczeń na przykład musi poznawać
44
zasady gier zespołowych, a te przecież zna i najlepiej może ich nauczyć właściwie tylko
nauczyciel WF).
Treści muszą więc być adekwatnie dobrane zarówno do potrzeb, jak i do możliwości
uczniów.
Dodatkową korzyścią (mówimy to z punktu widzenia dyrektorów) jest to, że dany nauczyciel
przestaje być „przedmiotowcem” widzącym tylko swój „przedmiot”.
Po długich dyskusjach doszliśmy także do wniosku, że zajęcia rewalidacyjne powinny
się koncentrować głównie na (ujmując to hasłowo) „terapii komunikacji z otoczeniem”
i „gimnastyce korekcyjnej”.
Wiemy, że możliwości autonomicznego funkcjonowania są w dużym stopniu
uzależnione zarówno od posiadanych umiejętności komunikacyjnych, jak i sprawności
ruchowej. Ważne jest więc nasze skupienie się na tych działaniach, które umożliwią (na tyle,
na ile będzie to w danym przypadku możliwe) osobom z niepełnosprawnością intelektualną
komunikowanie swoich stanów i potrzeb, odbieranie analogicznych sygnałów pochodzących
od innych ludzi oraz utrzymanie określonego poziomu sprawności ruchowej, warunkującego
maksymalną niezależność.
Chcemy bardzo wyraźnie zaznaczyć, że pisząc o terapii komunikacji z otoczeniem nie
mamy na myśli zajęć logopedycznych. Nasi uczniowie to 18-20-latkowie i prowadzenie
z nimi zajęć logopedycznych nie ma, naszym zdaniem, w tym wieku uzasadnienia
merytorycznego.
Organizacyjnie w naszym gimnazjum wyróżniamy więc 4 „typy” zajęć:
– zajęcia poranne (śniadanie, ciąg higieniczny z toaletą) obejmujący pierwszą godzinę zajęć;
– zajęcia fakultatywne (wymienione wcześniej fakultety muzyczny, kulinarny, technicznogospodarczy, plastyczny, sportowo-rekreacyjny, teatralny, ogólnorozwojowy) trwające do
obiadu;
– zajęcia poobiednie („wychowawcze” w ramach funkcjonowania w środowisku – te zajęcia
mają być konkretną odpowiedzią na doraźne potrzeby uczniów z grupy-klasy oraz religia);
– zajęcia rewalidacyjne (terapia komunikacji z otoczeniem i gimnastyka korekcyjna).
Co oczywiste, zaplanowaliśmy też dla naszych uczniów inne dodatkowe zajęcia,
urozmaicając im nie tylko czas spędzany w szkole, ale umożliwiając praktyczne ćwiczenie
nabytych umiejętności w innym, niż szkoła i dom środowisku.
Należą do nich:
– warsztaty ceramiczne,
45
– warsztaty filmowe,
– zajęcia prowadzone w Muzeum Narodowym,
– basen,
– lodowisko (sezonowo),
– zajęcia w Sali Doświadczania Świata, Sali Integracji Sensorycznej, dogoterapia
i hipoterapia (dla grupy najmniej sprawnej, ze złożonymi niepełnosprawnościami),
– zajęcia muzyczno-rytmiczne z wykorzystaniem instrumentarium Carla Orfa
i wiele innych działań z zakresu treningu społecznego realizowanych w środowisku
pozaszkolnym.
Kompetencje społeczne usiłujemy rozwijać poprzez możliwie zróżnicowane formy
pracy proponowanej uczniom. Bardzo staramy się, by wszyscy mieli praktyczną możliwość
nabywania tych kompetencji w takich warunkach, w jakich są one realizowane na co dzień.
Dlatego też proponujemy uczniom – oprócz wszelkich wyżej wymienionych działań – różne
bliższe i dalsze wycieczki i wyjazdy (także zagraniczne w ramach współpracy
międzynarodowej), uczestniczenie w różnych imprezach kulturalnych i sportowych
organizowanych na terenie szkoły i poza nią. Do tradycji szkoły weszło już celebrowanie
uroczystości imienin, czy 18 urodzin poszczególnych uczniów, spotkania z okazji Świąt, czy
udział w corocznym Wielkim Festynie Radości. Szkołę systematycznie odwiedzają znani
artyści. Uczniowie biorą też udział w różnych konkursach i festiwalach, organizujemy
kiermasze itd.
Osobny rozdział naszej pracy stanowi sekcja Olimpiad Specjalnych – praktycznie
wszyscy nasi uczniowie biorą udział w zawodach, mityngach, igrzyskach krajowych
i zagranicznych (Alaska, Toronto, Nagano, Groningen, Dublin, Berlin).
We wszystkich podejmowanych przez nas działaniach chodzi o to, by „nauczyć”
naszych uczniów aktywnie żyć, tak ich „wpuszczać w życie”, by z jednej strony poczuli się
potrzebni, dowartościowani, zauważeni, by w dostępnym sobie zakresie współdecydowali o
swoich sprawach, a z drugiej strony – by byli wyposażeni we wszelkie dostępne dla nich
„narzędzia” przydatne do życia w świecie.
Podejmowanie pewnych obowiązków na terenie szkoły, na przykład wykonywanie
niektórych prac „typu domowego”, jest przecież częścią dorosłości. Stawanie się dorosłym to
między innymi kierowanie swoją aktywnością, decydowanie o tym, „co będę robił i jak to
będę robił”.
46
Jest to ściśle powiązane z rozumieniem przez nas pojęcia jakości życia. Właśnie
przyswojenie określonych umiejętności społecznych i ogólnej orientacji społecznej daje,
naszym zdaniem, poczucie bezpieczeństwa, pewności siebie, zadowolenia, kształtuje
umiejętność dokonywania wyborów i podejmowania decyzji, uczy odpowiedzialności.
Przedstawiony powyżej (z oczywistych względów bardzo ogólny) zarys pracy na
terenie naszego gimnazjum pociąga za sobą określone konsekwencje, zarówno w sposobie
myślenia o organizacji szkoły, jak i o sposobie kształcenia uczniów.
Należą do nich zarówno zrozumienie konieczności, jak i wypracowanie procedur ścisłej
systematycznej i planowej współpracy wszystkich nauczycieli, tworzących zespół
wychowawczy. Nie jest to wcale takie łatwe, choćby dlatego, że często zdarzają się takie
sytuacje, gdy jeden nauczyciel już skończył zajęcia, a drugi je dopiero zacznie za dwie
godziny. Co wtedy? A spotkać się przecież muszą. W tym momencie „kłania się” ciągle
szeroko dyskutowane pojęcie czasu pracy nauczyciela. Dlatego piszemy o „zrozumieniu
konieczności współpracy”, gdyż w końcu jeden będzie musiał przyjść wcześniej, a drugi
zostać po swoich zajęciach.
Są to problemy natury praktycznej, których rozwiązanie wymaga zmiany sposobu
myślenia o nas, jako nauczycielach i o naszej pracy.
Do szczególnych problemów należy także zmiana dotychczasowej formuły spotkań
z rodzicami. Z jednej strony istnieje konieczność spotkań z rodzicami uczniów danej klasy,
z drugiej zaś – potrzeba spotkań z rodzicami uczniów konkretnego fakultetu. Każde z tych
spotkań powinno być prowadzone przez innego nauczyciela.
Innym problemem są źródła finansowania fakultetów. Konieczne jest poszukiwanie
dodatkowych źródeł finansowania realizowanych projektów. Można się zastanawiać, czy to
jest właściwe, ale część tych zadań spada również na nauczyciela.
Kolejną poważną konsekwencją wprowadzenia zmian organizacyjnych jest też zmiana
sposobu prowadzenia dotychczasowej dokumentacji szkolnej – która się przecież
automatycznie zmieniła.
Podczas tych rozważań o zmianach organizacyjnych związanych z próbą podniesienia
jakości działań na rzecz rozwijania kompetencji społecznych naszych uczniów powstaje wiele
pytań, wiele problemów pobocznych, pozornie niezwiązanych bezpośrednio z zagadnieniem.
47
Szczegółowe przedstawienie ich tutaj wykraczałoby poza ramy tego opracowania. Tak więc
zasygnalizujemy tylko niektóre z nich.
Dużo miejsca w naszej pracy poświęcamy uczeniu dokonywania wyborów.
Przed każdym z nas stoi w życiu wiele zadań i wyborów. Mamy swój rejestr potrzeb
i hierarchię tych potrzeb. Często zapominamy, że taką hierarchię mają także nasi uczniowie.
O ile my sami decydujemy, które potrzeby zaspokoić najpierw, które potem i wybieramy
sposób i ich zaspokojenia, o tyle rodzice (co wynika z rozmów z nimi) często narzucają swój
problem, punkt widzenia i swoje zagubienie dzieciom. Towarzyszy temu przekonanie, że
najlepiej wiedzą, czego potrzebują ich dzieci.
By z ich zdaniem polemizować, dążąc do zwiększania kompetencji społecznych
naszych uczniów, sami musimy posiadać pewną wiedzę… Musimy najpierw sami
przeanalizować problem, zająć określone stanowisko.
Rozpatrzmy na przykład problem zachowań „seksualnych”.
Myśląc o nim musimy mieć świadomość, że nie wolno nam sprowadzać ani siebie
samych, ani nikogo innego do poziomu, w którym jakaś jedna potrzeba, choćby najsilniejsza
(na przykład popędowa) sterowała wszystkimi innym.
Wśród ludów cywilizowanych realizację potrzeb jednostki obudowuje się swoistym
kodeksem przyzwolenia społecznego – coś jest akceptowane społecznie a coś nie.
Chcemy przecież dla naszych uczniów jak najlepiej. Czy ma to jednak oznaczać rezygnację
z norm, hamulców, reguł tzw. „normalnego” życia?
Czy wolno nam stwierdzić, że skoro nasi uczniowie są głębiej niepełnosprawni
intelektualnie, to już im wszystko wolno? Wolno robić także to, czego nam (podobno
normalnym) robić nie wypada, nie przystoi?
Jasne, że im „wyżej” intelektualnie jednostka ludzka funkcjonuje, tym jest więcej
zrozumiałych dla niej „regulatorów”, dotyczących tego, co wolno, a co przystoi.
Z jednej strony walczymy o godność osób z niepełnosprawnością, a z drugiej zaś –
przyzwalając im na robienie pewnych rzeczy (no bo są niepełnosprawni intelektualnie) sami
jakby ją odbieramy. Walczymy o godność jednocześnie tej godności pozbawiając… Wartości
świata są wartościami niezależnie od tego, czy ktoś je dostrzega i rozumie, czy nie.
Od każdego człowieka wymaga się odpowiedzialności za czyny i słowa. Czy od
„naszych” niepełnosprawnych nie musimy wymagać tej odpowiedzialności – na dostępnym
im poziomie? A z jakiego powodu nie, bo są biedni, skrzywdzeni przez los?
48
Nasi uczniowie żyją tak, jak my im pozwalamy i dlatego z części owej
odpowiedzialności są zwolnieni. Tym większa odpowiedzialność spoczywa na nas.
Osoby głębiej upośledzone umysłowo żyją przecież (jedzą, ubierają się, zachowują się)
zgodnie ze sposobem życia, wartościami czyli po prostu życiem, wyborem i wolą swoich
opiekunów.
To my podajemy im takie a nie inne jedzenie. To my wyciągamy z szafy taką a nie inną
odzież. Chcemy decydować (i tak naprawdę decydujemy) we wszystkich innych sprawach.
I zawsze znajdziemy logiczne, rozsądne uzasadnienie swojej decyzji, woli. Oni sami często
o czymś nie decydują, nie komentują naszych wyborów. Problemem jest zatem zawsze
(w dużej mierze płynący z poziomu komunikacji) wybór, możliwości wybierania.
Musimy mieć wszyscy świadomość, że nasi uczniowie w dużej mierze funkcjonują
spełniając naszą wolę, wolę swoich rodziców czy opiekunów.
Jesteśmy przekonani, że zawsze gdy, to tylko jest możliwe, gdy jest jakiekolwiek
zrozumienie przez naszego podopiecznego norm, zasad czy reguł postępowania, powinno się
je wprowadzać i egzekwować.
Jeżeli nie ma on możliwości zrozumienia zasad czy reguł, to nie uszczęśliwiajmy go na
siłę dając (prowokując, wywołując) możliwość upustu popędom.
Pamiętajmy, jaki jest ogólny cel wszystkich naszych działań zarówno rodzicielskich, jak
i profesjonalnych. Jest nim zapewnienie godnego, dobrego życia w dostępnym komforcie
i zrozumieniu dla jego inności. Takie życie nie będzie przeszkadzało innym, którzy też mają
swoje prawa.
Wszelkie programy, podejścia, metody itd. powinny spełniać założenia paradygmatu
daleko posuniętej indywidualizacji. Tak więc problem kompetencji społecznych musi być
zawsze bardzo indywidualnie rozpatrywany. Można przecież – zastanawiając się nad tym, czy
czegoś uczyć, czy oduczać – przyjąć kryterium poziomu odpowiedzialności za to, co się robi.
Po tych wszystkich uwagach można więc cel naszej pracy przedstawić następująco:
róbmy DZISIAJ – każdy na swoim polu. TAK, by ci „nasi” w PRZYSZŁOŚCI, jak najmniej
przeszkadzając światu, absorbując innych, jak najmniej angażując otoczenie, mogli prowadzić
życie o najwyższym możliwym komforcie, jakości i tak bardzo radosne i szczęśliwe, jak tylko
to będzie możliwe…
Jesteśmy przekonani, że wprowadzając fakultety – rozwiązanie organizacyjne, o którym
mówiliśmy, zbliżamy się do realizacji tego celu.
49
W tekście wykorzystaliśmy:
– fragmenty opracowania Katarzyny i Krzysztofa Lausch, opublikowanego w „Przewodniku
dla nauczycieli uczniów upośledzonych umysłowo w stopniu umiarkowanym i znacznym”
cz. II, CMPPP, Warszawa 2002;
– fragmenty referatu Krzysztofa Lauscha na konferencji Stowarzyszenia Bardziej Kochani
„Uczyć czy oduczać – czym powinna być edukacja seksualna osób upośledzonych
umysłowo?”, Warszawa 2007;
– fragmenty referatu Krzysztofa Lauscha na konferencji Stowarzyszenia GEN „Do jakiego
życia jutro przygotowujemy dzisiaj?”, Poznań 2007;
– fragmenty wystąpienia Katarzyny i Krzysztofa Lausch na konferencji jubileuszowej
poświęconej prof. Irenie Obuchowskiej „Kierunki oddziaływań na uczniów ZSS Nr 103
i ich uwarunkowania”, UAM Poznań 2004.
Wychowanie seksualne uczniów
z głębszą niepełnosprawnością intelektualną – wybrane zagadnienia6
(współautor Katarzyna Lausch)
Podstawa programowa kształcenia uczniów upośledzonych umysłowo w stopniu
umiarkowanym i znacznym w szkołach podstawowych i gimnazjach nakłada na nauczycieli
tych placówek obowiązek rozwijania autonomii uczniów, a w szczególności m.in. obowiązek
wyposażania ich w takie umiejętności i wiadomości, by zdobyli maksymalną niezależność
życiową w zakresie zaspokajania podstawowych potrzeb oraz mogli uczestniczyć w różnych
formach życia społecznego na równi z innymi. Co prawda w żadnym miejscu tego dokumentu
nie powiedziano wprost, że należy prowadzić w szkole zajęcia potocznie zwane
wychowan i e m
s e k s u a l n y m, ale wynika to przecież z rozwinięcia głównych
celów edukacyjnych, Dobrze zresztą, że nie użyto tego sformułowania, bo nawet
w odniesieniu do wszystkich innych, także pełnosprawnych uczniów budzi ono szereg pytań,
wątpliwości i kontrowersji. Wszystkie one wynikają z co najmniej dwóch powodów.
Pierwszym jest fakt niejednoznacznego pojmowania seksualności i zamiennego posługiwania
się w potocznym myśleniu pojęciami seksu, erotyzmu czy miłości. Powód drugi to fakt, że
podejście do problemu jest zdeterminowane przede wszystkim światopoglądem środowiska,
6
W: Przewodnik dla nauczycieli uczniów upośledzonych umysłowo w stopniu umiarkowanym i znacznym.
Część 2 (red. M. Piszczek), 2011, Warszawa, Kompendium, s. 56-77
50
w jakim dana osoba żyje oraz światopoglądem osób odpowiedzialnych za wychowanie. Gdy
na to wszystko spojrzy się dodatkowo przez pryzmat niepełnosprawności intelektualnej,
takich pytań, wątpliwości i kontrowersji będzie o wiele więcej.
Najogólniej mówiąc, wątpliwości te dotyczą następujących problemów:
 Na ile (i czy w ogóle) osoby z niepełnosprawnością intelektualną są w stanie samo
stanowić o swojej seksualności, a na ile musi, czy powinno to za nich robić otoczenie?
 Czy są one zdolne do szeroko rozumianej miłości ze wszystkimi konsekwencjami z niej
płynącymi?
 Czy zatem wszystkie aspekty tzw. wychowania seksualnego dotyczą także uczniów
z głębszą niepełnosprawnością intelektualną?
 Jakie treści przekazywać uczniom?
 Czy w ogóle można, a jeśli tak, to kto ma decydować o zakresie tych treści; na ile
ktokolwiek z nas jest upoważniony, by wchodzić w tak intymną sferę życia drugiego
człowieka?
 Kto, kiedy i w jaki sposób ma realizować treści z zakresu tzw. wychowania seksualnego?
itp.
Obok tych bardzo ogólnie sformułowanych pytań pojawiają się i pytania szczegółowe,
dotyczące
choćby
powszechnie
sygnalizowanego
problemu
masturbacji
osób
z niepełnosprawnością intelektualną, problemu dopuszczalności (lub nie) współżycia
seksualnego, problemu antykoncepcji, czy wreszcie możliwości zawierania przez nich
małżeństw.
Trudno udzielić kompleksowej, jednoznacznej odpowiedzi na pytania związane
z wychowaniem seksualnym, ponieważ problem – jak wspomniano – jest bardzo złożony.
Poniższe rozważania, będące podsumowaniem wieloletnich poszukiwań najbardziej
sensownej formuły pracy „szkoły życia” w tym zakresie, również nie dają, bo chyba nie mogą
dać, jedynie słusznego rozwiązania. Zawiedzie się zatem każdy, kto po tym opracowaniu
oczekuje gotowych recept na swą pracę. Nie znajdzie tu bowiem uniwersalnych wskazówek,
jak ma pracować, ani dlaczego tak, a nie inaczej. Możemy jedynie mieć nadzieję, że
zasygnalizowanie najważniejszych spraw pomoże nam uporządkować myślenie i choć
w podstawowym zakresie ułatwi wypracowanie optymalnego dla uczniów niepełnosprawnych
intelektualnie kierunku oddziaływań.
Nigdy nie prowadziliśmy żadnych naukowych badań dotyczących poruszanych
problemów. To, o czym piszemy, jest naszą refleksją powstałą w oparciu o doświadczenia
51
z bezpośredniej pracy z uczniami (w tym niestety również w oparciu o uświadomione sobie
przez nas błędy, jakie popełnialiśmy) oraz w oparciu o długoletnie kontakty i pracę
z rodzicami osób (dzieci, młodzieży i dorosłych) z głębsza niepełnosprawnością intelektualną.
Uwagi ogólne
Przekracza ramy tego opracowania szerokie rozpisywanie się na temat różnic między
seksualizmem, erotyzmem i miłością. By jednak móc odpowiedzieć na postawione wyżej
pytania, należy te pojęcia uściślić. Proponujemy przyjąć na nasz użytek (za K. Imielińskim7),
że przez s e k s u a l i z m (seksualność) rozumiemy to, co odróżnia kobietę i mężczyznę od
strony
biologicznej,
co
popycha
człowieka
do
określonych
działań
związanych
z zaspokojeniem potrzeb wynikających z popędu płciowego. E r o t y z m jest pojęciem
szerszym, bo wykracza poza czystą biologię i dotyka również sfery uczuć, intelektu i innych
sfer psychiki człowieka. M i ł o ś ć (w szczególności miłość erotyczna) zajmuje najwyższe
miejsce w tej hierarchii. Zdecydowanie przeważa w niej element uczuciowy.
Trzeba też pamiętać, że z miłością związana jest nieodłącznie odpowiedzialność za drugiego
człowieka, będącego obiektem tej miłości.
Wydawać by się mogło, że skoro przyjmujemy taką definicję wymienionych pojęć, to
mówiąc o wychowaniu seksualnym myślimy o wszystkim, co dotyczy seksualności
człowieka, a zatem sprowadzamy je do przekazywania wiadomości i uczenia zachowań
związanych li tylko z zaspokojeniem popędu płciowego.
Nie bez powodu jednak we wstępie użyliśmy sformułowania „wychowanie, p o t o c z n i e
z w a n e wychowaniem seksualnym. Powinno być nazwane w y c h o w a n i e m
do
m i ł o ś ci (bardzo szeroko pojętej, w tym również do miłości erotycznej). Człowiek jest
istotą płciową (gdyż jest zawsze albo mężczyzną, albo kobietą), ale posiada w sobie ponadto
pierwiastek duchowy, którym różni się od innych istot żywych, i realizowanie siebie
w szeroko pojętej miłości jest motorem jego działania. Tej uniwersalnej prawdy nikt nie
podważa.
Ponieważ na co dzień w świadomości społecznej funkcjonuje pojęcie wychowania
seksualnego rozumianego szeroko, dla lepszego odbioru pozostajemy także przy tym
szerokim ujęciu.
Dla nas (podobnie jak dla przeciętnego człowieka) „seksualne” znaczy coś więcej.
Najprościej rzecz ujmując, „seksualne” jest więc to wszystko, co związane jest
7
Imieliński K. (1970), Erotyzm. Warszawa, PWN
52
z funkcjonowaniem człowieka w postaci kobiety i mężczyzny. To świadomość swojej płci
(i jej odrębności od płci przeciwnej), to jej akceptacja, to zachowania zdeterminowane
czynnikami biologicznymi i psychologicznymi charakterystycznymi dla niej, a związane
zarówno z zaspokajaniem potrzeb płciowych, jak i pełnieniem ról z tej płci wynikających. To
w końcu odpowiedzialność za siebie jako za kobietę lub mężczyznę oraz za tą drugą osobę,
do której kieruje swoje uczucia.
Powody uzasadniające konieczność zajęcia się problemem wychowania seksualnego
Skoro wychowanie seksualne rozumiemy w bardzo szerokim ujęciu – tak jak to
zdefiniowano wyżej – to aż się prosi, by uzasadnić, dlaczego poświęcamy mu aż tyle uwagi.
Uzasadnienie wydaje się bardzo proste.
Nikt, co prawda, nie zaprzeczy, że celem pracy z dziećmi i młodzieżą z głębszą
niepełnosprawnością intelektualną było zawsze przygotowanie do samodzielnego (oczywiście
na miarę ich możliwości) życia w społeczeństwie, ale pracuje się często (czyniąc to chyba
zupełnie nieświadomie) – szczególnie z młodszymi uczniami – tak, jakby byli aseksualni.
Natomiast w momencie pojawiania się problemów – najogólniej mówiąc – związanych
z seksem, wymaga się od nich różnych akceptowanych społecznie zachowań związanych
z dziedziną seksu! Dopiero wtedy uświadamiamy sobie, że należało wcześniej i dalej też
należy coś w tej dziedzinie zrobić. Zazwyczaj jest to już zbyt późno, bo chociaż owe
problemy co prawda uzewnętrzniają się najczęściej dopiero w okresie dojrzewania, nie
oznacza to wcale, że ich wcześniej nie było. Czy nie jest tak (a takie można odnieść
wrażenie), że my po prostu nie chcemy, a może z różnych powodów boimy się owe problemy
dostrzec, może nie chcemy ich zauważać? Pracując z małymi dziećmi zapominamy, że
płciowość jest nieodłącznym atrybutem ich istnienia, i nawet jeśli nie robią z niej użytku, to
rozwija się ona i determinuje ich rozwój. K. Nowak-Lipińska8 słusznie więc pyta, jak mają
rozwijać swą seksualność osoby przez całe życie utrzymywane przez nas na poziomie
aseksualnych dzieci?
Osoba z niepełnosprawnością intelektualną jest o s o b ą o o k r e ś l o n e j p ł c i
i to nie my o tym stanowimy przez nadanie jej chłopięcego lub dziewczęcego imienia czy
ubieranie w stroje podkreślające jego lub jej płeć. Tylko nieliczni, jak stwierdza cytowana
wyżej autorka, twierdzą, że niepełnosprawnych intelektualnie (jako istot pozbawionych
8
Nowak-Lipińska K. (1996), Pytania o miejsce…, w: Dykcik W. (red.), Społeczeństwo wobec autonomii osób
niepełnosprawnych. WSE, UAM, Poznań
53
wszelkich jakości związanych z umysłem) problemy seksualizmu nie dotyczą. Zdecydowana
większość osób (niezależnie od wyznania) akceptuje fakt, że „kobietą i mężczyzną” ich
stworzono, i że kobietą i mężczyzną po prostu są…
Sfera seksualno-erotyczna jest sferą bardzo intymną i natychmiast pojawia się pytanie,
na ile posiadamy moralno prawo, by w nią wkraczać. Na ile jesteśmy upoważnieni do tego,
by pewne sfery aktywności życiowej człowieka otwierać, pewne zamykać, a inne ograniczać?
Osoby z niepełnosprawnością intelektualną potrzebują naszej pomocy w uczeniu się różnych
rzeczy, bo sami nie są w stanie tego zrobić – jest to dla nas wszystkich jasne. Niejako więc
automatycznie – jak to ujął J. Vanier9 – w d z i e d z i n i e w y c h o w a n i a s e k s u a ln e g o t e ż t e j p o m o c y p o t r z e b u j ą, w s z a k n i e
są osobami
c a ł k o w i c i e n i e z a l e ż n y m i. Nie wolno więc nikomu z nas pozostawić ich bez
pomocy, czy wręcz stosować programu restrykcji. Zawsze jednak musimy pamiętać
o granicach naszych interwencji pedagogicznych. W naszych działaniach nie może być mowy
o rutynie, schematyzmie.. Zawsze musimy pamiętać, by niepełnosprawnych traktować
indywidualnie, brać pod uwagę ich potrzeby, życzenia i tęsknoty. Nie możemy zapominać, że
w każdej sytuacji musimy szanować ich godność jako ludzi. Podkreślamy to tak wyraźnie, bo
wiemy z doświadczenia, jak bardzo łatwo wpaść w manierę kierowania procesami
wychowawczymi na bazie własnych oczekiwań i życzeń, z pominięciem realnych potrzeb
tych, z którymi się pracuje. A pamiętać trzeba też o tym, że w odniesieniu do osób z głębszą
niepełnosprawnością intelektualną bardzo często bywa tak, że realne potrzeby niewiele lub
wcale nie pokrywają się z tymi, które są przez nich manifestowane.
Jest również sprawą oczywistą, że aby móc komuś coś radzić, sami musimy mieć jasno
sprecyzowane i ustabilizowane poglądy. Także (a może nawet szczególnie) w dziedzinie
wychowania seksualnego sami musimy więc trzymać się konsekwentnie pewnego (niestety,
ciągle jeszcze niespisanego) kodeksu etyczno-deontologicznego.
Inne powody wyznaczające konieczność zajęcia się problematyką wychowania
seksualnego są równie oczywiste i w znacznej mierze wynikają z powyższych.
We współczesnym świecie istnieje coraz liczniejsza grupa wpływów zewnętrznych,
których ani ograniczyć, ani wyselekcjonować, ani choćby tylko osłabić nie jesteśmy w stanie.
Stoimy w obliczu masywnych, głębokich zmian w świadomości. Wszyscy (także osoby
z niepełnosprawnością intelektualną) stoimy wobec natłoku informacji i w obliczu całkiem
nowych dla nas kulturowo i obyczajowo form i stylów życia.
9
Vanier J. (1987), Mężczyzną i niewiastą stworzył ich…, WAM, Kraków
54
Na porządku dziennym jest jawne mówienie o seksie, pokazywanie go w prasie, kinie,
telewizji, nieledwie „obnoszenie się” z nim na ulicy… Formy te agresywnie napierają swoją
szczególną atrakcyjnością na naszą rodzimą obyczajowość. Nam samym, ludziom
pełnosprawnym, jest z tym ciężko, a co dopiero mają mówić o tym osoby z głębszą
niepełnosprawnością intelektualną? Trzeba im w każdy dostępny nam sposób pomóc,
„tłumaczyć im”, o co w tym wszystkim chodzi.
Codzienne życie staje się tez coraz bardziej brutalne. Gorzką prawdą jest rosnąca skala
nadużyć seksualnych wobec interesującej nas grupy osób. O tym trzeba mówić i trzeba – na
tyle, na ile się da – uczyć obrony przed brutalnością.
Cele wychowania seksualnego i zadania wynikające z nich dla osób za to wychowanie
odpowiedzialnych
Wychowanie seksualne w rozumieniu przyjętym przez nas dla potrzeb tego
opracowania jest, jak już zaznaczono, przygotowaniem ucznia do życia jako kobiety lub
mężczyzny, ze wszystkimi płynącymi z tego faktu dla samego ucznia i jego otoczenia
konsekwencjami.
W tym miejscu nasuwa się kolejne pytanie: na ile sfera seksualno-erotyczna osób
z głębszą niepełnosprawnością intelektualną rozwija się według ogólnie przyjętych norm, a na
ile rozwój ten jest specyficzny. Jeżeli przyjmiemy – a na gruncie aktualnej wiedzy nie
możemy tego nie przyjąć – że osoby z głębszą niepełnosprawnością intelektualną mają
bardziej lub mniej istotne ograniczenia aktywności, sprawności czy możliwości w każdym
zakresie funkcjonowania, musimy automatycznie przyjąć, że te ograniczenia dotyczą również
rozwoju seksualno-erotycznego. Już sama niemożność przyswojenia sobie bardzo szerokiego
rejestru zachowań społecznie pożądanych i różnicowanie ich od zachowań niepożądanych (od
dostrzegania ich, przez zrozumienie, do wyboru określonych zachowań adekwatnie do
sytuacji) stawia osoby z głębszą niepełnosprawnością intelektualną na pozycji zaburzonej
wobec przyjętej przez daną społeczność normy.
Pogląd, że rozwój psychoseksualny osób z głębszą niepełnosprawnością intelektualną
jest zahamowany, potwierdza wielu praktyków. Stwierdzają oni, że w zależności od stopnia
zaburzenia rozwoju ogólnego, rozwój seksualno-erotyczny zatrzymuje się i fiksuje na
określonej fazie. Im głębsze upośledzenie umysłowe (tzn. im bardziej mechanizmy
55
podkorowe regulujące funkcjonowanie przeważają nad korowymi), tym bardziej zachowania
o charakterze popędowym dominują nad świadomymi zachowania celowymi.
Co oznacza to dla praktyki? Oznacza to, że nie można przyjąć jednego modelu
oddziaływania, bo każdy z naszych uczniów znajduje się na innym poziomie rozwoju. Do
szkoły mogą bowiem równocześnie uczęszczać tacy uczniowie, których poziom
niepełnosprawności
określa
stwierdzenie
„dolna
granica
znacznego
upośledzenia
umysłowego”, oraz tacy, których odpowiednie orzeczenia określą jako „funkcjonujących na
górnej granicy upośledzenia w stopniu umiarkowanym” (niektóre orzeczenia psychologiczne
posługują się jeszcze taką nomenklaturą). Będą więc wśród uczniów zarówno tacy, których
funkcjonowanie w zakresie związanym z seksem i erotyką będzie na bardzo niskim poziomie,
ale znajdą się też tacy, którzy wręcz głośno domagać się będą zaakceptowania faktu
„posiadania” swego partnera i chęci założenia rodziny.
Każdy uczeń zatem musi mieć swój własny program (będący – co jest bardzo ważne! –
fragmentem jego indywidualnego programu edukacyjnego), dostosowany do swoich potrzeb
i możliwości.
Zanim omówimy bardziej szczegółowo cele, konieczna jest pewna uwaga wypływająca
ze specyfiki pracy z dziećmi i młodzieżą z głębszą niepełnosprawnością intelektualną
i obowiązującymi w tej pracy zasadami. Otóż mówiąc o prowadzeniu wychowania
seksualnego na terenie szkoły musimy zawsze pamiętać, że dotyczy ono głównie uczniów, ale
nie tylko. By odniosło zamierzony efekt, pracować musimy także z rodzicami (opiekunami).
Nasi uczniowie żyją przecież w określonych rodzinach i do dorosłego życia w tych rodzinach
mamy ich przygotowywać. Podobnie jak ma się rzecz z tzw. wychowaniem religijnym, tak
jest i w przypadku wychowania seksualnego. Jeśli to, czego będziemy uczyć w szkole, nie
będzie kontynuowane w domu i nie będzie miało przełożenia na język codziennych relacji
osobowych i międzyludzkich w rodzinie, nasza nauka pójdzie na marne i będzie tylko nauką
„tu i teraz”.
Pracy z rodzicami poświęcony będzie jeden z kolejnych rozdziałów. Tutaj skupimy się
zatem na pracy z uczniami.
Cele pracy wynikają przede wszystkim z przyjętej filozofii patrzenia na problem rozwoju
osób z głębszą niepełnosprawnością intelektualną (jako istot płciowych) i przysługujących
tym osobom praw. Wspomniana już K. Nowak-Lipińska wyróżniła trzy szczególne
„orientacje”
określające
podejście
do
problemu
seksualności
osób
z
głębszą
niepełnosprawnością intelektualną:
56
 desksualizacyjno-unikającą, zakładającą, że osoby z głębszą niepełnosprawnością
intelektualną stanowią grupę, u której seksualność nie istnieje i jako nieistniejąca nie
stanowi żadnego problemu;
 seksualnie-totalnie-akceptującą, która zakłada, że w każdej dziedzinie życia wszyscy
ludzie powinni mieć równe prawa i owa normalizacja powinna dotyczyć również
seksualizmu; w orientacji tej wyodrębnione są dwa nurty:
a) totalnego hedonizmu seksualnego – dopuszczający seks (z antykoncepcją i sterylizacją)
w czystej postaci, bez nadbudowy psychicznej, dla przyjemności;
b) łączącego seksualizm z nadbudową psychiczną – dopuszczający wszelkie zachowania
seksualne (w tym również zawieranie małżeństw), które w decydującej mierze
kształtowane są przez kontekst społeczny;
 seksualno-sublimacyjną, uznającą seksualizm osób z niepełnosprawnością intelektualną
jako integralną sferę osoby ludzkiej, przejawianą jednak odmiennie niż u pełnosprawnych;
praktyki seksualne jako doraźne tylko rozładowujące niepokój wewnętrzny są niewskazane
i szkodliwe, należy zatem sublimować popęd seksualny i skierować go na inne
ubogacające osobowość obszary.
W zależności od prezentowanych postaw różne cele szczegółowe stawiać się będzie
wychowaniu seksualnemu. Część z nich będzie jednak miała charakter uniwersalny, będzie
wspólna dla przedstawionych wyżej orientacji. Będą to między innymi:
 kształtowanie świadomości własnej tożsamości;
 rozbudzanie akceptacji dla własnej płci;
 kształtowanie
elementarnych
nawyków
związanych
z
koniecznością
ochrony
poszczególnych części ciała i kształtowanie poczucia naturalnego wstydu (rozumianego
nie jako ukrywanie pewnych części ciała, bo są gorsze, ale jako ukrywanie, by je chronić);
 kształtowanie zachowań powszechnie przyjętych za właściwe dla danej płci;
 kształtowanie elementarnego poczucia odpowiedzialności a siebie i za drugiego człowieka;
 uczenie społecznych akceptowanych10 form rozładowania napięcia seksualnego;
 uczenie zachowań prospołecznych, użytecznych w kontaktach interpersonalnych między
osobami różnej płci;
 kształtowanie nawyków higienicznych;
10
Oczywiste jest, że w zależności od prezentowanego stanowiska znajdzie się tu np. uczenie zachowań
sublimacyjnych, ale może również znaleźć się – jak jest to w programie brytyjskim – uczenie technik
onanizowania się, jako że w tej kulturze jest to akceptowane społecznie.
57
 dostarczanie elementarnych informacji dotyczących budowy i funkcjonowania człowieka,
jego rozwoju od poczęcia do śmierci, istoty małżeństwa i rodziny, funkcji, jaką pełnią
poszczególni członkowie w rodzinie;
 rozwijanie świadomości istnienia zagrożeń (związanych z możliwością wykorzystania
seksualnego) ze strony innych ludzi;
 ćwiczenie nawyku zwracania się do osób znaczących z prośbą o pomoc w sytuacjach tego
wymagających.
Uczenie rozładowania popędu seksualnego poprzez masturbację (traktowanie jej wręcz
jako środka terapeutycznego) czy przygotowanie do współżycia seksualnego, wdrażanie do
stosowania antykoncepcji czy przygotowanie do zawarcia małżeństwa – to cele, które na
gruncie polskim są najbardziej kontrowersyjne. Kłócą się bowiem ze światopoglądem
(przynajmniej deklarowanym) większości Polaków, światopoglądem opartym na Dekalogu
oraz
są
sprzeczne
z
panującym
w
naszym
kraju
prawem
(osoby z
głębszą
niepełnosprawnością intelektualną nie mogą w Polsce zawrzeć ważnego ślubu).
Jak już wspomniano, realizacja tych celów nie ma, bo nie może mieć, charakteru
obligatoryjnego dla wszystkich uczniów. Dobór treści zależy przede wszystkim od poziomu
ich ogólnego funkcjonowania. Realizacja treści uniwersalnych nie powinna budzić niczyjego
sprzeciwu. Problem może pojawić się wtedy, gdy jedna ze stron (opiekun bądź nauczyciel)
będzie prezentować takie poglądy, których druga strona nie będzie w stanie zaakceptować
(np. sugerując jako nauczyciel, czy wymagając jako rodzic, by uczyć nakładania
prezerwatywy, by pozwalać na pełne kontakty heteroseksualne itp.) i będzie się starała
przekonać tę drugą stronę do swoich racji albo wręcz ją do ich uznania przymusić. Myślimy,
że należy wtedy iść na swoisty kompromis i… po prostu zrezygnować z realizacji owych
spornych kwestii. Rodzic bowiem ma prawo decydować o sposobie wychowania swego
dziecka i nauczyciel musi to prawo zaakceptować. Podobnie jednak nauczyciel też ma prawo
kierować się własną hierarchią wartości, i jeśli rodzicom ona nie odpowiada, nie muszą oni
zgadzać się na to, by ich dziecko było prowadzone wbrew ich woli. Ważne tylko, by nie
powodowało to otwartej „wojny”, by w tych wszystkich „prawach do” nie zaginął uczeń…
Przepisy oświatowe (rozporządzenie nie wyłącza placówek dla dzieci i młodzieży
z niepełnosprawnością intelektualną) wyraźnie stanowią, że rodzice muszą wyrazić zgodę na
uczestnictwo ich dzieci w zajęciach z zakresu „przygotowania do życia w rodzinie” (tak
nazwano ten typ zajęć, który my w tym opracowaniu nazywamy wychowaniem seksualnym).
Ponieważ zakładamy, że indywidualne programy edukacyjne, w których przecież znajdą się
58
również interesujące nas treści, muszą być zaakceptowane przez opiekunów ucznia, to jeśli
otrzymamy zgodę na ich realizację, nie musimy już żądać żadnych dodatkowych potwierdzeń.
Tu konieczna jest jeszcze druga uwaga. W szkołach ogólnodostępnych treści dotyczące
wiedzy o życiu seksualnym człowieka, o zasadach świadomego i odpowiedzialnego
rodzicielstwa, o wartości rodziny, dotyczące życia w fazie prenatalnej oraz o metodach
i środkach świadomej prokreacji wprowadzane są od V klasy szkoły podstawowej. My
musimy wprowadzać je wcześniej – od samego początku, bo w ich zakresie znaleźć musi się
również to, na co szkoła ogólnodostępna w ogóle zwracać uwagi nie musi (bo nie potrzebuje),
na przykład kształtowanie tożsamości płciowej uczniów czy uczenie elementarnych zachowań
związanych z higieną.
Podobnie jak wychowanie religijne, tak i wychowanie seksualne (a już na pewno treści
związane z kształtowaniem określonych zachowań) nie powinno odbywać się tylko na
wydzielonych zajęciach, prowadzone tylko przez wybrane osoby. Uczeń nie przestaje być
chłopakiem czy dziewczyną po wyjściu z sali, w której odbywają się zajęcia z zakresu
wychowania seksualnego. Z tego samego powodu dom powinien kontynuować pracę szkoły
w domu i odwrotnie.
Wychowanie seksualne w zreformowanym programie
Ten problem został już częściowo zasygnalizowany. Ponieważ zasady pracy z osobami
z głębszą niepełnosprawnością intelektualną nie pozwalają na „wyrywkowe” patrzenie na te
osoby i jako konieczne uznają podejście całościowe, toteż w żadnym programie edukacyjnym
nie powinien i nie może znaleźć się odrębny rozdział poświęcony wychowaniu seksualnemu.
Treści te muszą być wplecione w pozostałe i realizowane integralnie.
Dokonujemy tu zestawienia treści związanych z omawianymi zagadnieniami
z pierwszych
dwóch
działów
programowych.
Pozostałe
działy
(„Sprawności
i umiejętności…” oraz „Terapia wspierająca”) zawierają treści ogólnorozwojowe, które
opracowywane są w trakcie realizacji zaplanowanych tematów szczegółowych, więc w tym
miejscu je pomijamy.
Zakres treściowy
Hasła
„JA Z SAMYM Ubieranie się
SOBĄ”,
czyli
samoobsługa
Higiena osobista
Treści szczegółowe dotyczące wychowania seksualnego




dobór odzieży adekwatnie do sytuacji, wieku, płci
troska o wygląd zewnętrzny
zakładanie bielizny
nawyki higieniczne
59
Potrzeby
fizjologiczne
Sygnalizowanie
odczuć płynących
z ciała
Autoorientacja
Zachowanie
w sytuacjach
niebezpiecznych
 higiena intymna (w tym używanie podpaski w czasie
miesiączki
 zachowanie naturalnego wstydu (kiedy trzeba się
wstydzić, a kiedy nie)
 zabiegi pielęgnacyjne (w tym np. golenie się)
 używanie przyborów toaletowych i kosmetyków
 zgłaszanie konieczności zmiany podpaski
 załatwianie potrzeb fizjologicznych
 zaspokajanie potrzeb seksualnych w społecznie
akceptowany sposób
 sygnalizowanie ewentualnego bólu brzucha związanego
z miesiączką
 świadomość płci
 akceptacja płci
 możliwość wykorzystania seksualnego (kiedy, kto i co
może zrobić?
 obrona przed molestowaniem

„JA i OTOCZENIE”, czyli
funkcjonowanie
w środowisku
społecznoprzyrodniczym
Ja jako członek
rodziny
Ja jako uczeń









Ja w społeczności
lokalnej
Moje zdrowie










Ja w świecie

skład rodziny
rola rodziny
funkcje osobowe w rodzinie
relacje mężczyzny i kobiety w rodzinie
formy okazywania uczuć
kulturalne zachowanie się wobec członków rodzin
relacje między kolegami oraz między uczniami
i pracownikami szkoły
formy nawiązywania kontaktu z innymi
poprawne zachowanie chłopców w stosunku do
dziewcząt (i odwrotnie)
zachowania „dozwolone” w szkole
sąsiedzi i znajomi oraz ich role społeczne
zachowanie dystansu wobec nieznanych osób
właściwe zachowanie się w stosunku do innych osób
budowa i funkcjonowanie ciała człowieka ze szczególnym uwzględnieniem narządów płciowych
zmiany w organizmie związane z dojrzewaniem
ochrona i poszanowanie ciała człowieka
etapy rozwoju człowieka od poczęcia do śmierci
szkodliwość niektórych zachowań kojarzących się
z dorosłością (picie i palenie, narkotyki)
zachowania prozdrowotne (w tym opanowywanie się
przed dokonaniem „złego” wyboru)
szkodliwość niektórych audycji, filmów, publikacji
60
kultury


Ja jako dorosły
Ja jako człowiek
wierzący
Mój czas wolny









(problem pornografii)
dokonywanie wyborów (wartościowych filmów, gazet,
kolorowych pism)
możliwość odreagowania nadmiernego napięcia przez
taniec, ruch
psychiczne i fizyczne atrybuty dorosłości
prawa i obowiązki osoby dorosłej
role kobiety i mężczyzny
przyjaźń, miłość i ich przejawy
zachowania „dobre” i „złe” (oceniane przez pryzmat
odniesienia ich do Boga i Jego praw)
małżeństwo jako sakrament
formy służby Bogu (np. bezżeństwo)
dokonywanie wyboru form spędzania wolnego czasu
(samotnie lub w towarzystwie)
kulturalne spędzanie wolnego czasu
Przypisanie określonych treści odpowiedniemu etapowi edukacji nie jest możliwe.
Z praktyki wiadomo przecież, że nawet na III etapie edukacyjnym mogą znaleźć się
uczniowie, którzy nie wykroczą poza etap funkcjonowania w oparciu o wyćwiczone nawyki.
Uwagi ogólne o realizacji wybranych treści
Problematyka wychowania seksualnego jako interdyscyplinarna, nie tylko nie może być
przypisana do konkretnych zajęć, ale wprowadzana musi być w dwojaki sposób. Część
z podanych wyżej treści musi być realizowana systematycznie, w trakcie codziennych
czynności przewidzianych rytmem zajęć. Część natomiast może być realizowana w ramach
odrębnych działów tematycznych, kiedy to wychowanie seksualne staje się jakby tematem
przewodnim zajęć przez określony czas. Dotyczy to szczególnie pracy na tych etapach
edukacji, na których uczniowie są wdrażani zarówno do aktywnego poznawania świata, jak
i do aktywnego jego kreowania.
Realizacja treści prowadzona więc jest kilkoma zasadniczymi drogami: poprzez
praktyczne ćwiczenie określonych nawyków i wzmacnianie powstałych efektów, poprzez
obserwacyjne uczenie określonych zachowań i wdrażanie określonych norm postępowania
i poprzez wykorzystanie poznawczych mechanizmów uczenia się, czyli metodami przekazu
wiadomości.
Pamiętać należy, że – niezależnie od poziomu funkcjonowania uczniów – punktem
wyjścia jest zawsze umożliwienie uczniom swoistego „obcowania z problemem”. Oznacza to,
61
że każdy z nich powinien mieć najpierw możliwość „oswojenia się”, obserwowania
w warunkach naturalnych (i w celowo tworzonych sytuacjach wychowawczych) różnych
zachowań oraz w miarę możliwości brania w nich aktywnego udziału. Powinni mieć także
możliwość obserwowania sposobu rozwiązywania przez innych (najlepiej przez osoby dla
nich znaczące) pewnych problemów z interesującego nas zakresu. Dopiero wtedy, gdy
osiągną pewien etap „wtajemniczenia”, możemy ukierunkować te obserwacje, nazwać
problem i go „opracować”. Przekazywanie informacji o czymś jest zawsze sprawą wtórną
w stosunku do przyzwyczajania, by adekwatnie do sytuacji się zachowywać. Nie
wprowadzamy nigdy treści na siłę, gdy nie jest to jeszcze, logicznie rzecz biorąc, konieczne.
Przykład:
Najpierw przyzwyczajamy do adekwatnego sytuacyjnie zachowania, na przykład w każdej nadarzającej
się sytuacji zwracamy uwagę na to, że nie wychodzi się z toalety z opuszczonymi majtkami, czy też na to, że
chłopiec przepuszcza dziewczynkę pierwszą przez drzwi, a dopiero później możemy opracowywać tematykę –
„Zachowanie w toalecie” czy „Jestem chłopcem/dziewczynką”.
Konieczność współpracy z domem w zakresie wychowania seksualnego jest tak
oczywista, że nie wymaga szczegółowych komentarzy. Wiadomo, że o pewnych
zachowaniach możemy na zajęciach jedynie rozmawiać, ale tylko rozmawiać, bo dotyczą tych
zachowań, które uczeń może zaobserwować lub sam uzewnętrznić wyłącznie w rodzinie,
w domu… W trakcie zajęć możemy więc tylko teoretyzować, a to przecież nie wystarcza, nie
powinno więc mieć miejsca.
Przykład:
Na temat niektórych aspektów higieny intymnej możemy rozmawiać w szkole tylko wówczas, jeśli
wiemy, że uczeń jest w domu przyzwyczajany do przestrzegania tej higieny. My możemy tylko obudować
wiadomościami kształtowane wcześniej nawyki. O ile w trakcie codziennych zajęć jesteśmy w stanie uczyć
prawidłowego mycia zębów, o tyle higiena intymna – to przede wszystkim domena domu rodzinnego.
Może się tak zdarzyć, że nauczyciel nie zdąży z włączeniem do programów
edukacyjnych części treści umieszczonych w powyższym rejestrze, a wszystko wskazywać
będzie na to, że po opuszczeniu przez danego ucznia placówki praktyczna znajomość tych
„pominiętych” treści będzie mu potrzebna. Wiadomo więc, że wtedy cały ciężar pracy
zostanie przeniesiony na dom. Gdy zapowiada się taka sytuacja, nauczyciel powinien
wcześniej pomóc rodzicom (oczywiście przy założeniu, że taka jest ich wola)przygotować się
do kontynuowania pracy.
62
Uwagi szczegółowe o realizacji wybranych treści
Dla większości nauczycieli problemem jest nie tyle dobór tematyki z zakresu
wychowania seksualnego do poziomu funkcjonowania uczniów (zazwyczaj wiedzą, kiedy
uczeń jest w stanie przyswoić dane treści), ile sposób, w jaki mają tę tematykę przedstawić,
tak by było to zgodne z zasadami pedagogiki specjalnej. Chodzi głównie o słownictwo
dostosowane do możliwości percepcyjnych uczniów i dobór odpowiednich środków
dydaktycznych. Podane niżej propozycje dotyczą tylko wybranych tematów, bo nie sposób
omówić wszystkich. Tematy te nie są w żaden sposób ułożone chronologicznie i nie muszą
być realizowane w takiej, jak podano, kolejności. Użyte słownictwo jest słownictwem
przykładowym. Z zasady posługujemy się (przynajmniej w początkowym etapie pracy) takim
słownictwem, jakim rodzice posługują się w domu, pod warunkiem oczywiście, że nie jest to
słownictwo wulgarne. Stopniowo słownictwo to kojarzymy z potocznie używanym
słownictwem bardziej „naukowym”, a na pewno bardziej „neutralnym" w odbiorze
społecznym. W przekazie treści pamiętamy, by odpowiadać na zadawane przez ucznia
pytania jasno, w sposób dostępny jego rozumieniu. Zwracamy uwagę, by na ewentualne,
nawet mimochodem postawione pytanie nie „zasypywać” ucznia lawiną słów, nie
„zagadywać go na śmierć”.
1. Elementarne wiadomości o budowie i funkcjonowaniu ciała człowieka (ze
szczególnym uwzględnieniem narządów płciowych)
Tok myślenia
Uwagi o realizacji
Pomoce do zajęć
1. Każdy z nas ma ciało. Ciało to ręce, nogi, głowa, brzuch… Ciało chłopca wygląda
inaczej niż ciało dziewczynki. Chłopiec (pan – mężczyzna) ma „siusiaka” – nazywamy
go członkiem. Dziewczynka (pani – kobieta) nie ma siusiaka, ma specjalny otwór,
dziurkę – nazywamy je pochwą. Na co dzień członka i pochwy nie widać, bo wszyscy
nosimy majtki.
2. By człowiek mógł jeść, ma w brzuchu żołądek. By mógł oddychać – ma płuca, by
mógł siusiać – ma nerki. Dziewczynka (kobieta) ma też w brzuchu jajniki, a chłopiec
(mężczyzna) ma jądra. Jajniki kobiety i jądra mężczyzny są po to, by kiedyś mogli
mieć dzieci.
Problem poruszany w sytuacjach codziennych, później może być omawiany w ramach
bloku tematycznego
Obserwowane w naturalnych sytuacjach przewijania ich, kąpieli… noworodki lub bardzo
małe dzieci, zdjęcia kąpanych, przewijanych dzieci, na których wyraźnie widać ich
zewnętrzne narządy płciowe; plansza przedstawiająca nagą dziewczynkę/nagiego
chłopca lub lalki o wyraźnych drugorzędnych cechach płci oraz elementy odzieży do
„ubierania” – do wykorzystania np. podczas tzw. zajęć wstępnych.
63
2. Poszanowanie ciała i problem naturalnego wstydu
Tok myślenia
Uwagi o realizacji
Pomoce do zajęć
1. Każdy z nas ma ciało. Ciało jest potrzebne, by człowiek mógł robić różne rzeczy: nogi
– by mógł chodzić, uszy – by mógł słyszeć. Jajniki/jądra są po to, by ludzie mogli mieć
dzieci.
2. Musimy dbać o nasze ciało, żeby nam dobrze służyło. Trzeba je myć, żeby nie było
brudne, ubierać w majtki, skarpety, koszulkę… - żeby nie zmarzło…
3. Ciało nie jest do zabawy ani do tego, by je ktoś obcy oglądał i dotykał. Tylko mama
i tata (babcia i inne osoby według rozeznania!), a czasem pani w szkole lub pan/pani
doktor mogą oglądać nas i dotykać, gdy jesteśmy bez ubrania – nago.
W codziennych sytuacjach (w toalecie, podczas kąpieli…) zawsze podkreślamy
konieczność właściwego zachowania (trzeba sobie przygotować wyznaczniki owego
„właściwego” zachowania – są one zależne od bardzo wielu czynników).
_________________
3. Elementarne wiadomości o fazach rozwoju od poczęcia do śmierci i o związanych
z tym widocznych zmianach w wyglądzie i zachowaniu
Tok myślenia
1.Gdy mama rodzi dziecko, to jest ono bardzo małe. Nic nie umie samo robić. Mama
daje mu jeść (karmi najpierw piersią, potem z butelki, przewija… Dziecko szybko
rośnie. Dziewczynka staje się dorosłą kobietą, później staruszką, a chłopiec
mężczyzną, później staruszkiem. Gdy ich życie się skończy – umierają.
2.Gdy dziewczynka jest duża, staje się kobietą. Rosną jej piersi, a pod pachami i na dole
brzucha wyrastają jej włosy. W jajnikach (w brzuchu) rośnie co miesiąc maleńkie
jajeczko. Co miesiąc z pochwy kobiety płynie krew. To jest miesiączka. Kobieta
używa wtedy podpasek, żeby nie pobrudzić ubrania.
Gdy chłopiec staje się mężczyzną, to rosną mu włosy pod pachami, na brzuchu i na
piersiach, na brodzie i na policzkach. Musi się golić albo nosi brodę i wąsy. W jego
jądrach (które są w dole brzucha, tuż obok członka) powstaje płyn, który czasem
wypływa z członka.
3.Gdy kobieta i mężczyzna chcą mieć dziecko, muszą się bardzo kochać. Mieszkają
wtedy razem, czasem śpią w jednym łóżku. Gdy leżą bardzo blisko siebie płyn
z członka mężczyzny wpływa do brzucha kobiety i łączy się z jajeczkiem. Wtedy
powstaje dziecko. Mówimy, że kobieta jest w ciąży. Kobieta robi się gruba, bo dziecko
żyje i rośnie w jej brzuchu, pod jej sercem. Gdy dziecko jest już przygotowane do
życia poza ciałem matki, wychodzi z brzucha – rodzi się.
Uwagi o realizacji
1. W sytuacjach spontanicznych – przy okazji świętowania czyichś urodzin, Dnia
Babci… podkreślamy obecność osób w różnym wieku i naturalność procesu
starzenia się; w trakcie bloku tematycznego możemy opracować to szerzej.
2. Na co dzień zwracamy uwagę na wygląd uczniów, nasz, spotykanych osób.
W ramach bloku tematycznego możemy omówić to szerzej.
3. W naturalnych sytuacjach codziennych, gdy spotykamy kobietę w ciąży, gdy
uczniowie rozpoczną rozmowę nt. obejrzanego filmu erotycznego… nawiązujemy do
tematu w sposób naturalny, jednoznaczny (podobnie jak to omawiamy w ramach
bloku tematycznego).
Do 1 i 2. Zdjęcia dzieci, rodziców, nauczycieli lub innych bliskich uczniowi osób w
różnym wieku ich życia; obrazki przedstawiające dziewczynkę, kobietę dorosłą
i staruszkę oraz chłopca, mężczyznę i starca; historyjka obrazkowa „Od małego – do
Pomoce do zajęć
64
starego”.
3.Kobieta w ciąży, zdjęcia i obrazki przedstawiające kobiety w ciąży, zdjęcia
noworodków…
4. Zachowania związane z zaspokajaniem popędu seksualnego
Tok myślenia
Uwagi o realizacji
Nie podoba mi się, że teraz (tutaj) bawisz się w taki sposób. Nie wolno tak robić przy
innych, gdy ktoś na ciebie patrzy. Mnie i innym to się nie podoba, sprawia przykrość. Idź
do łazienki (toalety, WC).
Na problem zwracamy uwagę dopiero wtedy, gdy zaobserwujemy, że uczeń/uczennica
rozładowuje napięcie masturbując się. Nie uczymy tego sposobu rozładowania napięcia!
Gdy takie zachowania u ucznia/uczennicy wystąpią, każdorazowo (konsekwentnie)
wyprowadzamy go/ją wtedy z klasy.
Pomoce do zajęć
_________________
5. Odpowiedzialność za drugiego człowieka
Tok myślenia
1. Mama (tata, babcia… - zależy to od naszego rozeznania sytuacji domowej ucznia)
kocha swoje dzieci. Dba o nie (daje im jeść, pierze i prasuje ich ubrania). Chodzi
z nimi na spacery, czyta im książki… Pilnuje, żeby nikt nie zrobił im ni złego.
2. Mąż kocha swoją żonę, a żona kocha swojego męża. Pomagają sobie wzajemnie,
Uwagi o realizacji
Pomoce do zajęć
cieszą się, gdy są razem. Razem martwią się, gdy coś im się nie uda. Razem cieszą się,
gdy coś dobrego ich spotka.
Kształtowanie elementarnej odpowiedzialności za drugiego człowieka rozpoczyna się od
kształtowania odpowiedzialności za powierzoną sobie do pielęgnowania roślinę, drobne
zwierzę… Potem możemy wprowadzić kwestię odpowiedzialności za pomoc koledze,
koleżance, pani. Na końcu włączamy poczucie odpowiedzialności za grupę (w różnym
kontekście).
Zdjęcia i obrazki przedstawiające ludzi w sytuacjach świadczących o ich wzajemnej
odpowiedzialności za siebie, oglądane filmy poruszające to zagadnienie.
6. Małżeństwo jako jedna, ale nie jedyna forma dorosłego życia
Tok myślenia
1. Dzieci mieszkają w domu z mamą i tatą (rodzeństwem). Gdy są małe, chodzą do
przedszkola, później do szkoły. Gdy dorosną, idą do pracy, niektóre do warsztatu
terapii, do ośrodka… Pracują w różnych zawodach. Mama „X” jest…, tata „Y” jest…,
brat „Z” jest… Gdy chcą pracować dla Pana Boga (Pana Jezusa, Ducha Świętego –
zamiennie), to mężczyźni zostają księżmi… - tak, jak ksiądz „X” lub zakonnikami,
a kobiety – siostrami zakonnymi.
2. Niektórzy ludzie, gdy się kochają, chcą być mężem i żoną i biorą ślub. Mąż i żona to
małżeństwo. Małżeństwo mieszka razem, a gdy urodzi im się dziecko, to jest to
rodzina.
3. Nie wszyscy ludzie muszą wziąć ślub i mieć męża czy żonę. Niektórzy chcą mieszkać
sami (mężczyźni bez żony, a kobiety – bez mężów) i wcale nie jest im smutno z tego
powodu.
Księża i zakonnicy też nie mają żon, a siostry zakonne nie mają mężów.
65
Uwagi o realizacji
Pomoce do zajęć
Treści związane z tematem omawiamy za każdym razem, gdy nadarzy się okazja
(spotkanie z księdzem, ze znaczącymi osobami mieszkającymi samotnie…).
Zdjęcia i obrazki przedstawiające rodziny, osoby różnych zawodów, księży i zakonnice.
7. Szkodliwość niektórych filmów, gazet
Tok myślenia
Uwagi o realizacji
Pomoce do zajęć
Człowiek powinien chronić swoje ciało. Nie powinien bawić się swoim ciałem (gdyż
ciało nie jest zabawką), ani pozwolić, by ktoś inny bawił się, oglądając je nagie na
zdjęciach, w gazetach lub na filmach.
Wykorzystujemy ewentualne sytuacje, gdy uczeń przyniesie ze sobą ww. materiały do
szkoły. Nie prowokujemy wystąpienia problemu!
Zdjęcia, obrazki ludzi w różnych sytuacjach. Można włączyć pomoce wykorzystywane
przy omawianiu pkt. 8.
8. Ochrona przed wykorzystaniem seksualnym
Tok myślenia
Uwagi o realizacji
Pomoce do zajęć
Czasem niedobrzy ludzie chcą dotykać naszego ciała. Chcą je oglądać i nim się bawić.
Obiecują nam różne dobre rzeczy (cukierki, prezenty…), gdy im na to pozwolimy. Gdy
ktoś obcy zacznie cię dotykać, zdejmować ci bluzkę, spodnie czy majtki, może zrobić ci
krzywdę, uderzyć, podrzeć twoje ubranie, sprawić cię ból. Nigdy nie pozwól mu na to,
nawet wtedy, gdy ci coś obiecuje. Krzycz, wołaj o pomoc. Powiedz o tym mamie, tacie,
pani w szkole… Ani mama, ani tata, ani pani nie będą na ciebie za to krzyczeć. Na
pewno ci pomogą.
Treści związane z tematem omawiamy za każdym razem, gdy nadarzy się okazja.
Omawiamy też w ramach planowanego bloku tematycznego i permanentnie utrwalamy.
Staramy się włączać do przekazu te sytuacje, których ewentualne wystąpienie jest
najbardziej realne (powinniśmy dokonać odpowiedniego rozeznania w środowisku
ucznia).
Zdjęcia, obrazki ludzi w różnych sytuacjach przedstawiających ewentualne zagrożenia
(np. obcy pan zaprasza małą dziewczynkę, aby wsiadła do jego samochodu, czy też obcy
mężczyzna woła z krzaków chłopca, by wszedł w te krzaki…).
9. Trudne pytania – co to jest sex?
Tok myślenia
Uwagi o realizacji
Pomoce do zajęć
Seksem jest to, co się podoba kobiecie u mężczyzny, a mężczyźnie u kobiety (zgrabne
nogi, duże mięśnie, ładne oczy, duże piersi, włosy, zapach…) tak bardzo, że chcą być
razem, chcą się całować, kochać, leżeć razem w łóżku…
Na pytania odpowiadamy wtedy, gdy uczeń je zada.
Generalnie pomoce są zbędne. Ewentualnie możemy posłużyć się takimi obrazkami czy
zdjęciami, które ukazują w bardzo wyrazisty sposób różnice osobnicze (np. mężczyzna
dobrze zbudowany oraz bardzo niski i bardzo gruby, kobieta z olbrzymim biustem oraz
bardzo szczupła, zdjęciach różnych twarzy, fryzur, flakonik z różnymi zapachami itp.).
66
10. Trudne pytania – co to jest prezerwatywa?
Tok myślenia
Uwagi o realizacji
Pomoce do zajęć
Jest to gumowy balonik, który niektórzy mężczyźni czasem zakładają na swój członek.
Prezerwatywa nie pozwala, by płyn, który wypływa z członka mężczyzny, wylał się do
pochwy kobiety.
Odpowiadamy na zadane przez ucznia pytanie.
Prezerwatywa, jeśli uczeń przyniesie ją do szkoły. Ewentualnie wybrane pomoce
z punktów 1 i 3.
Praca z rodzicami
Jak już wcześniej zaznaczono, praca związana z wychowanie seksualnym osób
z głębszą
niepełnosprawnością
intelektualną
powinna
przebiegać
dwutorowo
–
w bezpośrednim kontakcie z uczniami i w kontakcie z rodzicami. Jest to bowiem jedyny
sposób gwarantujący uniknięcie swoistego dysonansu poznawczego. Musimy mieć pewność,
że zarówno w szkole, jak i w środowisku ucznia mówimy jednym językiem. By tak się stało,
rodzice muszą chcieć rozmawiać na te tematy i chcieć współpracować ze szkołą.
Z doświadczeń wiadomo, że nie wszyscy rodzice chętnie włączają się w dyskusję na
temat wychowania seksualnego. Pomijamy tu sytuacje, w których nie mają po prostu dobrego
kontaktu z wychowawcą i na żadne tematy – poza dotyczącymi tylko bieżących spraw
szkolnych – nie chcą z nim rozmawiać, a wychowawca również nie odczuwa potrzeby
ściślejszej współpracy. Ta niechęć dotycząca rozmów o wychowaniu seksualnym wynika
z kilku powodów. Najistotniejszy z nich jest chyba ten, że jeszcze do niedawna tematy
dotyczące seksu, życia erotycznego itp. należały do tematów „tabu”. Rodzice naszych
uczniów w większości należą jeszcze do pokolenia, które nie było uczone publicznego
rozmawiania na te tematy. Poza tym nie wszystkich uczono, jak mają postępować ze swoimi
dziećmi, a już na pewno nie uczono, jak wychowywać dzieci, gdy te na dodatek rozwijają się
inaczej. Część podejmuje więc działania, których konsekwencji do końca nie jest pewna, ale
inaczej nie potrafi. Wielu z nich wstydzi się (co nie powinno nikogo dziwić) przyznać, że
czegoś nie wie, nie umie. Inni po prostu nie chcą dostrzec problemów lub odsuwają je jak
najdalej od siebie, bo sami nie mają uporządkowanych poglądów na własne życie, a co
dopiero na życie osoby z niepełnosprawnością intelektualną.
Podstawowym zadaniem wychowawcy jest przełamanie bariery niemówienia
o problemie. Dopiero wtedy, gdy rodzice poczują się bezpiecznie, można mówić o efektywnej
współpracy. Nasuwają się pytania: na co zwracać szczególną uwagę rodziców, kiedy i jak to
robić? Na pewno trzeba rozmawiać z rodzicami przynajmniej na tematy przedstawione niżej.
67
Zaproponowany tok myślenia, jakim można posłużyć się przy prowadzeniu rozmowy na te
tematy, jest tokiem myślenia o problemach, zgodnym z systemem wartości, jakim my
kierujemy się w życiu.
1. Etapy rozwoju dziecka, konsekwencje tego rozwoju i konieczność respektowania
faktu wzrastania i prawidłowości rozwoju
Każdy człowiek przechodzi w swoim życiu przez różne etapy. Już od chwili urodzenia
starzeje się. Czy chcemy, czy nie, mała dziewczynka – niezależnie od tego, czy jest pełnoczy niepełnosprawna intelektualnie – stanie się kiedyś dziewczyną, a potem kobietą,
a chłopiec – stanie się młodzieńcem i następnie mężczyzną. Dziewczyna będzie
miesiączkować, być może biologicznie będzie zdolna do wydania na świat potomstwa,
a chłopiec – jeśli niepełnosprawność nie spowoduje określonego zahamowania rozwoju –
będzie zdolny do aktywności seksualnej. Nie możemy odbierać płciowości naszym dzieciom,
na przykład choćby przez niewłaściwy ubiór – dziewczynka ma prawo czuć się dziewczyną,
kobietą, a chłopiec młodzieńcem, mężczyzną. Nie wolno też nie dostrzegać faktu wzrastania –
nasze dzieci mają prawo do traktowania właściwego dla ich wieku i dla płci – na przykład
lalka nie jest prezentem dla młodej kobiety, a samochodzik dla młodego mężczyzny;
w pewnym wieku przestaną też być atrakcyjne zabawy typowe dla przedszkolaków… itp.
2. Kształtowanie się tożsamości płciowej i wpływ otoczenia na jej powstawanie
Warunkiem bardziej lub mniej świadomego funkcjonowania człowieka jest posiadanie
poczucia odrębności swojej osoby od otoczenia, czyli posiadanie poczucia własnej szeroko
rozumianej tożsamości (a więc także tożsamości płci). Zaburzony rozwój utrudnia samorzutne
kształtowanie się tego poczucia. Musimy wspomagać ten proces przez uczenie dziecka
odczuwania i akceptacji swego ciała, włączanie dziecka od maleńkości w schematy
funkcjonowania
właściwe
dla
płci
jemu
przypisanej
(ubieranie,
czesanie
itd.
dziewczynki/chłopca, tak by wyraźnie zaznaczać różnice płci), kształtowanie zachowań
powszechnie przypisanych danej płci, utożsamianie z daną płcią przez podkreślanie „jesteś
dziewczynką/chłopcem” itp. Świadomość istnienia pierwszo- i drugorzędowych cech
płciowych (uczenie, co to znaczy, że jestem dziewczynką czy chłopcem) może być
kształtowana dopiero wówczas, gdy dziecko ma ukształtowane poczucie tożsamości. Zupełnie
odrębnym problemem jest niezaprzeczalny fakt, dzisiejsza moda niezbyt nam pomaga
68
w realizacji postawionych wyżej zadań. Czasami trudno jest nawet rozpoznać, czy w danej
sytuacji mamy do czynienia z mężczyzną czy kobietą…
3. Specyficzne potrzeby osób z głębszą niepełnosprawnością intelektualną oraz
zachowania o zabarwieniu seksualnym realizujące te potrzeby
Osoby z głębszą niepełnosprawnością intelektualną mają tak, jak każdy człowiek, swoje
potrzeby. Inna jest hierarchia i natężenie, inny też sposób uzewnętrzniania. Zależy to od
poziomu niepełnosprawności. Nie każde zachowanie odczytywane przez nas jako zachowanie
o zabarwieniu seksualnym musi być (choć może być) uzewnętrznieniem potrzeb seksualnych.
Do takich zachowań należą na przykład uporczywe drażnienie narządów płciowych, natrętne
przytulanie się czy całowanie… Te zachowania mogą mieć różne przyczyny, nie zawsze
i niekoniecznie związane z chęcią zaspokojenia potrzeb seksualnych. Pomijamy fakt, że
drażnienie narządów płciowych może wynikać z chęci zlikwidowania na przykład
dyskomfortu płynącego z istnienia jakichś stanów zapalnych tych narządów, czy też być po
prostu naturalnym sposobem, w jaki dziecko poznaje swoje ciało i jego reakcje. Masturbacja
może być powodowana niezaspokojoną potrzebą poczucia bezpieczeństwa czy potrzebą
aktywności własnej sprowadzoną do obrębu własnego ciała (jako „terenu” bezpiecznego). Nie
od razu też i nie zawsze świadczy o takim poziomie napięcia seksualnego, które musi znaleźć
ujście w postaci orgazmu. Natomiast uciski, próby układania się na koledze, przytulanie…
bywają czasem tylko czystym naśladowaniem zachowań obserwowanych u innych osób
(domowników, aktorów na filmie…) i nie muszą mieć nic wspólnego z potrzebą (a już
w ogóle z uświadomionym pragnieniem) nawiązania bliskiego kontaktu heteroseksualnego.
4. Stosunek otoczenia do zachowań o zabarwieniu seksualnym
Podstawową sprawą jest rozeznanie przyczyny występowania takich zachowań. Jeśli
zachowania te pełnią funkcję zastępczą, należy znaleźć drogę, którą zaspokajana będzie
pierwotna potrzeba – zwiększyć repertuar ćwiczeń rozwijających na przykład aktywność
własną, rozwijać umiejętność naśladowania na bazie innych zachowań… Jeśli jednak
wszystko wskazywać będzie na to, że masturbacja jest jedynym sposobem rozładowania
napięcia seksualnego i to napięcie nie może być zniwelowane inaczej niż przez osiągnięcie
orgazmu (zaburzone mechanizmy kontroli działania u osób z głębszą niepełnosprawnością
intelektualną w zasadzie wykluczają możliwość świadomego samoopanowania się
w momencie, gdy wystąpi podniecenie), należy, jak tylko to jest możliwe, maksymalnie
69
ograniczać sytuacje wyzwalające podniecenie i uczyć, by w sytuacji, gdy już wystąpi, nie
rozładowywać go w miejscach publicznych…
Nigdy nie należy karać tych zachowań, bo skutkiem takich kar może być ich
wzmocnienie się.
5. Zachowania otoczenia w niezamierzony sposób oddziałujące na sferę seksualną
psychiki osób z głębszą niepełnosprawnością intelektualną
Niektóre zachowania otoczenia mogą niepotrzebnie rozbudzać popęd seksualny u tych
osób z głębszą niepełnosprawnością intelektualną, które są w stanie odczytać seksualny
podtekst tych zachowań. Czasem z takich zachowań, czy też z tego, że mają taki podtekst, nie
zdajemy sobie sprawy. Należą do nich na przykład przewijanie wymagającej tego od osoby
przez
kogoś
o
odmiennej
płci,
przebywanie
w
towarzystwie
osób
z
głębszą
niepełnosprawnością intelektualną w niewłaściwym stroju (duże dekolty, obcisłe mini…),
komentowanie ich zachowań słowami typu: „masz pannę”, „idziesz na randkę”… Nie
mówimy już o takich zachowaniach, jak „zmysłowe” (wykraczające poza przyjęte normy)
przytulanie się do nich w tańcu… Zachowania takie mogą nie tylko wywołać (co nie oznacza,
że zawsze wywołują) doraźne podniecenie, ale mogą też być szczególnym „dawaniem
złudnych nadziei” (w pewnym sensie oczywistym następstwem
np. „posiadania
dziewczyny/chłopaka” jest w przyszłości potencjalny bliższy związek, a wiemy, że do niego
dojść nie będzie mogło…). Można przecież – wcale nie ograniczając kontaktów towarzyskich
– ograniczyć siłę oddziaływania seksualnego ich podtekstu (tak, jak nie każe spotkanie
kobiety z mężczyzną jest randką, tak i spotkanie z koleżanką nie musi się tak nazywać).
Ograniczanie bodźców mogących rozbudzać popęd seksualny u osób z głębszą
niepełnosprawnością intelektualną jest jedną z form pomocy tym osobom.
6. Szacunek dla płciowości osoby z głębszą niepełnosprawnością intelektualną jako
element poszanowania jej godności
Płciowość człowieka jest wielkim darem. Każdy z nas domaga się szacunku dla swojej
kobiecości/męskości. Osoby z głębszą niepełnosprawnością intelektualną też mają prawo do
takiego szacunku ze strony innych. Same jednak często nie są w stanie o ten szacunek
walczyć. Pamiętajmy o tym w sytuacjach prozaicznych, ot choćby nie narażając na głupie
uśmieszki nastolatki ubranej do szkoły w rajstopy i spodenki gimnastyczne (żadna
pełnosprawna rówieśniczka tak by się nie ubrała i tak ubrana nie chodziła…). Przede
70
wszystkim jednak pomóżmy im wtedy, gdy ich płciowość narażona jest szczególnie na
ewentualny brak poszanowania, na przykład przy wykonywaniu w stosunku do nich
czynności higienicznych i przy wielu sytuacjach dnia codziennego.
7. Głębsza niepełnosprawność intelektualna a problem płodności
Głębsza niepełnosprawność intelektualna nie jest jednoznaczna z niemożnością
posiadania potomstwa. Są co prawda w tej grupie osoby całkowicie bezpłodne, ale są i takie,
które mogą począć i rodzić dzieci. Dzieci te mogą być całkowicie sprawne fizycznie
i intelektualnie. Zależy to od rodzaju niepełnosprawności rodzica.
8. Farmakologiczna i chirurgiczna ingerencja w seksualność człowieka
Każdy rodzic – to oczywiste – chce zapobiec cierpieniom swego dziecka. Za swoiste
cierpienie uznawana jest często z jednej strony niepożądana ciąża, a drugiej – niemożność
pełnej samorealizacji poprzez seks. Rodzice uciekają się więc do różnych rozwiązań, które –
ich zdaniem – pomogą dzieciom. By je ustrzec przed ewentualnym cierpieniem (z obu
powyższych powodów), rodzice sięgają często po środki farmakologiczne albo po środki
antykoncepcyjne – zwłaszcza wtedy, gdy dopuszczają ewentualność podjęcia przez swe
dzieci współżycia seksualnego, ale chcą je ustrzec przed ewentualną ciążą.
Zdarza się, że by zahamować czy choćby obniżyć popęd płciowy, podawane są
dzieciom preparaty bromu. Naszym zdaniem leki obniżające popęd płciowy można stosować
jedynie w ostateczności, gdy popęd jest tak silny, że dezorganizuje normalne funkcjonowanie
(a zdarza się to bardzo rzadko). W żadnym wypadku nie powinniśmy w ten sposób ułatwiać
sobie pracy i podawać tych środków „zapobiegawczo”, tylko po to, by w ten sposób samemu
pozbyć się problemu. Podobnie ma się sprawa ze stosowaniem środków antykoncepcyjnych,
czy – w skrajnych przypadkach – ze sterylizacją.
Naszym zdaniem wszystkie te rozwiązania są nieetyczne, bo okaleczają człowieka.
Taka, a nie inna fizjologia jest bowiem częścią jego natury.
9. Potrzeba przyjaźni i miłości oraz prawo do wyrażania w różny sposób uczuć
wyższych
Każdy człowiek ma prawo do odczuwania emocji – i – jeśli poziom jego rozwoju
pozwala mu na to – ma prawo do przyjaźni i miłości oraz do uzewnętrzniania tych uczuć. Co
stoi na przeszkodzie, by młody chłopak czy młoda dziewczyna spotykali się, razem cieszyli
się z doznawanych radości związanych ze wspólną pracą, rozrywką, czy też pomagali sobie
71
choćby samym faktem bycia obok siebie? Czy osoby z głębszą ą niepełnosprawnością
intelektualną nie mają prawa mówić, że chcą założyć rodzinę, mieć dzieci…?
Nikt z nas nie jest upoważniony do ingerencji w intymną sferę uczuć. Nie wolno nam
odbierać innym prawa do nich. Nikt też nie może wartościować uczuć, dzielić je na bardziej
lub mniej prawdziwe, i z góry zakładać na przykład, że osoby z głębszą niepełnosprawnością
intelektualną nie są w stanie kogoś pokochać tak mocno i prawdziwie, jak tzw. pełnosprawni.
Nikomu też nie wolno zakazywać innym uzewnętrzniania tych uczuć, bo jest to wbrew
naturze. Niezgodne z naturą jest jednak również przyzwolenie na pełne kontakty seksualne
jako najpełniejszą, jedyną formę okazywania tych uczuć.
Tak jak pomagamy osobom z głębszą niepełnosprawnością intelektualną w wielu
innych sprawach, tak i z tym problemem musimy dyskretnie pomóc im się uporać. Możemy
niestety jedynie czuwać, by wyrażane uczucia przybrały właściwą formę. Należy strać się
uczyć, że pełne kontakty heteroseksualne są piękną formą okazywania sobie uczuć, jednak nie
jedyną. Można na wiele innych sposobów pokazywać komuś, że się go kocha czy lubi.
Zakończenie
Każdy wychowawca powinien wypracować własne formy pracy z rodzicami. Trudne
jednoznacznie wskazać, które formy są najbardziej efektywne. Ważne jest, by nic nie
odbywało się na siłę i wbrew komukolwiek, bo nikt na tym nic nie zyska, a wszyscy na tym
stracimy…
Zdajemy sobie sprawę, że przedstawione wyżej rozważania nie wyczerpują tematu. Są
jednak jakimś punktem widzenia problemu i być może ułatwią nauczycielom wypracowanie
własnych rozwiązań. I taki jest cel tego opracowania.
72
3. Wspomnienie o Krzysztofie
(Anna Nowak)
Odszedł od nas wspaniały człowiek, wielki pedagog i katecheta specjalny
Krzysztof Lausch.
Pozostawił po sobie wspaniałe dzieła,
a w naszych sercach pustkę, żal, niepewność…
To
wspomnienie
niepełnosprawnych,
na
będzie
naszymi
swoistą
refleksja
Zlotami,
nad
edukacją
przyszłością
portalu
religijną
osób
www.katecheza-
specjalna.frix.pl, nad nami samymi.
Na samym wstępie trochę osobistych wspomnień związanych z naszą historią:
Chciałabym zacząć od tego, co mnie skłoniło do założenia tego Portalu, jakie miałam plany
z nim związane, jakie były moje osobiste nadzieje.
Faktycznie wszystko zaczęło się od Sympozjum Katechetycznego z okazji 50-lecia
istnienia miesięcznika „Katecheta”. Czytając program tego Sympozjum zauważyłam, że nie
ma w nim nic na temat katechezy specjalnej. Zresztą czytając miesięcznik, można było
zauważyć, że temat ten był bardzo rzadko poruszany. Doszłam do wniosku, że trzeba będzie
w ramach paneli dyskusyjnych tę sprawę poruszyć. Utwierdziła mnie w tym przekonaniu
ówczesna szefowa mojego wydziału katechetycznego. Faktycznie tak się stało, przecież nasze
dzieci nie są dziećmi innego Boga, dlaczego się o nich nie mówi, dlaczego wielu z nich nie
jest objętych katechezą. Takie pytania padły z moich ust w kierunku gremium profesorskiego
i obecnych na sali członków Komisji Episkopatu Polski. Nie wiedziałam, że na innym panelu
dyskusyjnym Krzysztof też poruszył kwestię katechezy specjalnej.
Nie wiem, czy do wszystkich dotarło to co mówiłam, wiem jednak, że moja wypowiedź
spotkała się aprobatą kilku utytułowanych osób. Aby nie poprzestać tylko na słowach
zaczęłam intensywnie myśleć, w jaki sposób promować katechezę specjalną. Ponieważ
jesteśmy społeczeństwem medialnym, doszłam do wniosku, że najlepszym sposobem na tę
promocję będzie strona internetowa. Właśnie ta strona miała przypominać wszystkim
o sakralnej godności każdej osoby ludzkiej, o szacunku dla każdego człowieka, także tego
niepełnosprawnego oraz o ciążącym na nas obowiązku zapewnienia mu wychowania
religijnego, dostosowanego do jego możliwości psychofizycznych.
73
Tworząc stronę internetową www.katecheza-specjalna.frix.pl nie zamierzałam zawężać jej
tylko do niepełnosprawności intelektualnej. Przecież tak wiele naszych dzieci ma
niepełnosprawności sprzężone i wiedza na ten temat jest w pracy katechetycznej niezbędna.
Miałam wielką nadzieję, że inne osoby włączą się aktywnie w zamieszczania materiałów,
merytoryczne dyskusje, wymianę poglądów, dzielenie się materiałami itp. Na tę stronę trafił
Krzysztof. I tak zaczęła się nasza znajomość.
Podczas
którejś
rozmowy
z
Krzysztofem
padła
propozycja
spotkania
się,
zorganizowania jakiejś konferencji. Sprawę tę uzgodnił Krzysztof ze swoimi katechetami,
ponieważ sporo obowiązków organizacyjnych spadało właśnie na ich barki. Pomyśleliśmy
o Zlocie, ale nie mieliśmy zamiaru być konkurencją dla konferencji w Brennej. W Brennej
zazwyczaj porusza się problemy osób z lekką niepełnosprawnością intelektualną, o innych
mówi się rzadko. Tak więc się wszystko zaczęło.
Pierwszy Zlot odbył się w dniach 9-10-11 października 2009 roku. To właśnie
Krzysztof udostępnił nam gościnne progi swojej Szkoły. Podczas Zlotu była serdeczna
atmosfera, szczere rozmowy i dyskusje, poruszanie problemów, z którymi borykają się
katecheci w swojej pracy i oczywiście dużo humoru.
To o tym Zlocie Krzysztof pisał na forum: Nie konferencję. Nie kongres. Nie dni skupienia.
Nie rekolekcje. Tylko – zlot. Zlot, który siłą faktu będzie po trosze wszystkim. Będziemy mogli
pomodlić się razem, skupić rozbiegane myśli... Będziemy mogli posłuchać czyichś refleksji
„na temat”, czyjegoś wykładu, czyichś przemyśleń... Będziemy mogli się wymienić
sensownymi (i bezsensownymi) myślami, pomysłami, projektami... Będziemy mogli wszystko
74
zrobić – bo to nasz zlot, nasze spotkanie i z góry zakładamy, że nie będzie miało charakteru
zamkniętego, „skoszarowanego” myślowo, reżimu ramowego.
Oczywiście – nasz pierwszy zlot będzie (co oczywiste) jakoś tam ułożony, „zramowany”.
Następne natomiast będziemy planować i określać sami, już podczas zlotu. Sami określimy, co
będziemy chcieli robić – może na przykład uznamy, że po prostu będziemy tylko gadać pijąc
kawę (czy co kto tam będzie chciał), siedząc na podłodze... Śpiewać przy gitarze (pianinie)...
Kłócić się na odwieczne dylematy...
W tym pierwszym spotkaniu uczestniczyło 36 katechetów z całej Polski. „Nocne
Polaków rozmowy” trwały do białego rana. Dzielono się wiedzą, poruszano problemy
związane z katechezą i sakramentami osób głębiej i głęboko niepełnosprawnych, w tym braki
dostępnych na rynku pomocy do katechezy. Padały ostre słowa pod kątem osób
odpowiedzialnych za katechezę na terenie parafii czy diecezji. Najbardziej bolał wszystkich
fakt, że w wielu diecezjach nie ma osób koordynujących katechezę specjalną, nie ma
duszpasterstwa osób niepełnosprawnych intelektualnie. Rozstawaliśmy się z ciężkim sercem
i obietnicą spotkania za rok.
Następny, II Zlot, odbył się w dniach 8-9-10 października 2010 roku, również w
gościnnych progach Zespołu Szkół Specjalnych nr 103 w Poznaniu. Liczba uczestników
wzrosła do 45. O nim Krzysztof pisał: Nasze dyskusje, działania, rozważania, konferencja,
msze
święte...
I przede
wszystkim
nasze
korytarzowo-pokojowe,
świetlicowo-
salowogimnastyczne, autobusowo-spacerowe rozmowy zwykłe”... Takie ludzkie spotkania
trzeciego stopnia... Piękne to było! Niezwykłe i dobre… Wierzę, że zbierzemy wszyscy plon
z tego ziarna, które wspólnie sialiśmy przez te dni. Że będziemy umieli zrobić z tego zbioru
dobry użytek - na rzecz tych, którym służymy...
O trzecim Zlocie, w 2011 roku Krzysztof pisał: Tyle dobra tutaj było i jest!!! Takie spotkanie
dodają sił... Dodają energii... Napełniają otuchą...
Jedna z uczestniczek Zlotu napisała piękne słowa: I ja też się dołączam do
podziękowań: Bogu i Wam za wszystkie „rogale” i „banany” na waszych twarzach, za
rozmowy ”nocne Polaków”, za deptanie po Poznaniu (w jakimś sensie „moim”, bo mama
mojego taty, to Poznanianka – przedwojenna katechetka – hi, hi.. mam coś po babci:), za
adoracje... i za otwarte, zażarte dyskusje, szczere i bezkompromisowe, za życzliwą atmosferę,
za okazję poznania E. Bojanowskiego, za każdą cząstkę siebie, którą się ze mną podzieliliście,
szczerze, z całego serca DZIĘKI.
75
IV Zlot, rok 2012, prawie 60 osób. Poruszano na nim bardzo istotne dla katechezy
specjalnej tematy. Ks. Jerzy Sęczek przeprowadził ciekawą refleksję nad fundamentalnym
pytaniem: Dlaczego jest katecheza specjalna? Katarzyna Lausch omówiła sposób
przeprowadzenia wielospecjalistycznej diagnozy funkcjonalnej. Katarzyna Gawińska mówiła
o przygotowaniach do sakramentu pokuty i komunii świętej osób z głębszą i głęboką
niepełnosprawnością intelektualną. Małgorzata Popielas poruszyła problem wykorzystania
muzyki podczas katechezy. Anna Nowak wskazała na problemy związane z ocenianiem oraz
pracą z rodzicami. Krzysztof Lausch podjął najbardziej kontrowersyjny temat, a mianowicie
zagadnienia wychowania seksualnego osób niepełnosprawnych intelektualnie. Tematyka była
zatem różnorodna, wynikająca poniekąd z zapotrzebowania uczestników.
Jedna uczestniczek Zlotu napisała: Dla mnie jest bardzo ważne, że jest czas na konferencje.
Wiem, że w którymś tam internetowym poście było, że zlot to nie są konferencje, nie wykłady
itd. Ale dla mnie osobiście to potrzebny moment – właśnie tak, jak tu – kilka tematów i ktoś
kto je „rusza”. To było potrzebne, bo później w rozmowach można do tego nawiązać.
A i poukładanie takie właśnie „wykładowe” wszystkiego jak trzeba, pozwala samemu
poukładać własne doświadczenia.
No i czas rozmów, wymiany doświadczeń – tego nie da się niczym zastąpić. „Każdy
ma jakiś tam swój bagaż doświadczeń, i jak to wymieszamy, to powstaje niezła mieszanka
dająca energię i zapał do pracy z naszymi dzieciakami. Szkoda tylko, że jak już człowiek się
rozgada, to trzeba wyjeżdżać…
Rok 2013. V Jubileuszowy Zlot. Zainteresowanie Zlotem było bardzo duże, jednak względy
logistyczne nie pozwoliły na przyjęcie większej liczby osób. Krzysztof jest już chory, widać
było, że cierpi. Jednak potrafił po raz kolejny przyjąć nas i ugościć. Oprawa bardziej
uroczysta, bo przecież to taki mały Jubileusz. Właśnie w naszej intencji Metropolita
Poznański Ks. Arcybiskup Stanisław Gądecki odprawił Eucharystię.
Zgodnie z wcześniejszymi sugestiami uczestników Zlotu, Pani Joanna Mitsopoulos
przedstawiła podstawy psychologii klinicznej i pedagogiki specjalnej w kontekście pracy
katechetycznej. Z kolei Pani Jolanta Matusewicz poruszyła problem komunikacji
alternatywnej i wspomagającej na katechezie, a Krzysztof zdał relację ze spotkania
organizacyjnego w Wiedniu, dotyczącego idei „PILGRIM-SCHULE”.
76
Zamieszczone wyżej zdjęcie jest moim ostatnim zdjęciem z Krzysztofem. Krzysztof jest
chory, mnie los rzucił poza granice kraju. Życie kieruje się swoimi prawami, niejednokrotnie
nie po naszej myśli.
Zawsze leżało mi na sercu dobro katechezy specjalnej, w dalszym ciągu traktowanej
marginalnie. Takich szkól, jak placówka w której „dyrektorował” Krzysztof jest niewiele.
U nich katecheza jest wpisana w program ramowy. Od „Nestora” polskiej katechezy
specjalnej, bo tak nazywaliśmy Krzysztofa, sporo się nauczyłam, potrafiłam inaczej patrzeć
na dziecko niepełnosprawne. Sama rzadko katechizowałam dzieci niepełnosprawne,
zajmowałam się rewalidacją. Jednak, kiedy tylko rodzice prosili, wplatałam w program zajęć
rewalidacyjnych elementy katechezy.
Zawsze byłam świadoma, że każdego dnia na nowo przeżywamy prawdę o ludzkim
cierpieniu, niejednokrotnie doświadczamy wielkiej bezradności, a jednocześnie widzimy
wielką miłość Boga do każdego człowieka, nawet tego w ludzkich oczach niesamowicie
pokrzywdzonego przez los. W Bożej miłości najbardziej ujawnia się prawda o godności
i wartości ludzkiego życia, niezależnie od wyglądu, ilorazu inteligencji, sprawności fizycznej
i innych cech, tak bardzo dzisiaj cenionych.
Jest to prawda o prawdziwym dziecku Bożym, pełnym ufności i prostoty, dziecku zależnym
od drugiego człowieka, ale też ogromnie ubogacającym.
Właśnie
praca
z
osobami
niepełnosprawnymi
potrafi
człowieka
ubogacić,
a jednocześnie spojrzeć inaczej, niejednokrotnie z wielką zadumą na to, co my sami
otrzymaliśmy.
77
Taki właśnie był Krzysztof. W każdym dziecku widział obraz Boga, każdemu człowiekowi
potrafił dodać sił i otuchy, podać pomocną dłoń, wskazać drogę, którą należy podążać. Można
było do Niego zawsze zadzwonić po radę, wskazówkę, czy nawet się wyżalić.
„Zlotowicze” zostali osieroceni, jednak jest grupa osób, która chce kontynuować to
dzieło. Świadomi jesteśmy, że to nie będą już te same Zloty, ale jesteśmy to winni
Krzysztofowi i wiemy, że będzie On nas „z góry” kontrolował, wspierał i wypraszał łaski dla
nas.
Najlepiej ideę Zlotu i to, jakim człowiekiem był Krzysztof, oddają słowa Andrzeja
Ortmanna: W 2013 roku byłem uczestnikiem IV Zjazdu Katechetów Specjalnych w Poznaniu.
To tam pierwszy i jedyny raz miałem okazję spotkać śp. Krzysztofa. Wszedłem do szkoły –
miejsca zjazdu. Byłem trochę zagubiony, czułem się obco. Powitała mnie pierwsza osoba –
Ania. W chwilę potem pojawił się starszy pan z brodą o ciepłym, dźwięcznym głosie. Te dwie
osoby sprawiły, że poczułem się we właściwym miejscu i o właściwym czasie. Przynajmniej
tak, jak bym w tych zjazdach uczestniczył od początku. Podczas konferencji i wykładów
Krzysztof zabierał często głos w dyskusji. Był to zawsze głos kogoś, kto ma głębokie
rozeznanie w temacie katechezy specjalnej. Jego uwagi, pytania, czy inne wypowiedzi wnosiły
do dyskusji zawsze coś ożywczego, a zarazem głębokiego. Gdy był do czegoś przekonany, to
potrafił tej racji bronić ze wszystkich sił, i to w taki sposób, że jego adwersarz nie czuł się
słabszym lub gorszym przeciwnikiem dyskusji.
Pobyt w Jego szkole był przyjemnym przebywaniem w gościnnym domu. Nawet pobudka
po długich nocnych dyskusjach nie była ciężka. Polegała na tym, że Krzysztof przechadzał się
rano po korytarzach szkoły i pięknym głosem śpiewał starą poranną pieśń „Kiedy ranne
wstają zorze”. Ponadto prezentował dźwięk nowo nabytych instrumentów tybetańskich.
Niesamowite było pożegnanie. We wspomnienie św. Marcina, w pomieszczeniach
przykościelnych, za długim stołem z rogalikami św. Marcina spożywaliśmy ostatni wspólny
słodki posiłek. Końcowe rozmowy, serdeczna atmosfera, snucie planów na przyszły rok. Żal
się było rozstawać.
Nie byłem na V Zjeździe. Jednak kotłują się w głowie myśli. Jak to będzie z naszymi
zjazdami bez Krzysztofa? Człowieka wielkiego formatu, który umiłował „maluczkich” tego
świata, by cieszyć się radością z nimi, gdy są wielkimi w wieczności.
78
Właśnie tym pięknym świadectwem o naszym Koledze chciałabym zakończyć swoje
wspomnienia. Mnie osobiście ciężko jest pisać o Krzysztofie, czas nie zatarł jeszcze
wielkiego bólu i żalu.
Jedyny taki Szef
Uczyłeś, że pracując z intelektualnie niepełnosprawnymi dziećmi trzeba być profesjonalistą
i mieć to coś
Mówiłeś o nich: „Nasi”
Powtarzałeś, że mamy robić tak, żeby „Nasi” byli szczęśliwi, bo po to właśnie tu jesteśmy
Otwierałeś portfel, gdy rodzinie „Naszego” brakowało na chleb, na leki
Zbierałeś makulaturę, żeby „Naszym” było w domu ciepło
Nigdy nie odmówiłeś pomocy rodzinom „Naszych”
Bezwzględnie zakazywałeś stosowania metod, które przysparzały „Naszym” cierpienia,
nawet jeśli cel wydawać się mógł twórcom tych metod słuszny
Czasem naginałeś przepisy, żeby chronić „Naszych”, bo to oni byli najważniejsi
Udowadniałeś, że „Nasi” mają prawo spotykać się z Bogiem na szkolnych katechezach,
w Sakramentach, przez nas…
79
Uczyłeś, jak przybliżać „Naszym” Boga
Słuchałeś zwierzeń swoich pracowników i nie pozwalałeś odejść z bagażem dużych i małych
problemów
Kobiety w ciąży nie bały się utracić swojego miejsca pracy… czułyśmy się przy Tobie
bezpiecznie..
Byłeś w pracy zawsze i nie tylko w swoim gabinecie… wychodziłeś do uczniów, do
rodziców, do nas
Rozmawiałeś, żartowałeś, śmiałeś się głośno i śpiewałeś
Miałeś mocny głos… trudno go nie pamiętać
Śmiałeś się, gdy na szkolnej pielgrzymce do Częstochowy ksiądz przejęzyczył się
i powiedział: „ojciec Lausch”… tak już zostało…
Zbierałeś kufle do piwa i sowy dla swojej córki
Twierdziłeś, że krwisty befsztyk nie ma sobie równych, nie cierpiałeś warzyw, a jeśli jajka to
tylko z majonezem, no i byłeś łasuchem
Smakosz win… półsłodkie kreteńskie Imiglikos ze szczyptą kardamonu i oliwki też lubiłeś
Takie właśnie wino i oliwki rozłożyliśmy na stołach, gdy zorganizowaliśmy Twój wieczór
poetycki…. czytałeś swoje wiersze pisane od lat… zaskoczenie, wzruszenie, uznanie… byłeś
poetą
No ale żeby nie było, że funkcjonowałeś, jako ten anioł na ziemi…
Byłeś cholerykiem… czasem niepotrzebnie się wkurzałeś, a czasem potrzebnie…
Zdarzało się, że wymagałeś od nas cudów, a potem zdziwiony wypominałeś, że ich nie
dokonaliśmy
Cóż byłeś tylko człowiekiem, uparty, jak osioł… czasami
Ślady na wodzie, ślady na niebie, ślady na piasku… szybko giną
Ślady na sercu, ślady w pamięci… trwają nadal…
Wciąż jesteś, Krzychu.
Joanna Mitsopoulos
psycholog, nauczyciel ZSS 103
80
4. Zasłyszane, zapisane…
Podczas rad pedagogicznych i spotkań z nauczycielami:
Dobrym słowem nawet paru nauczycieli do siebie przekonałem, w co trudno uwierzyć.
Jesteśmy jak gąbka, wchłonęliśmy wiedzę teoretyczną i praktyczną, teraz ją wydalamy.
Kiedyś były przepisy durne, ale stabilne.
Mamy ten wielki plus, że pracujemy razem.
Czy ktoś się wstrzymał w sposób znaczący (podczas głosowania).
Takich, co siedzą i patrzą w okna mamy więcej w tej instytucji.
Cicho baby, przecież taki głupi nie jestem (podczas odprawy osób funkcyjnych).
81
Mam prawo asertywnie wypowiedzieć swoje zdanie.
Dyrektor jest od tego, by być poinformowanym.
Ty zostałaś wybrana przez los, Boga i mnie do tego, bo jesteś twarda i z tym sobie poradzisz,
nie wiem tylko czy w takiej kolejności.
Czy macie jakieś procedury na wypadek, gdyby obecnie urzędujący dyrektor zwariował?
Zgodnie z tradycją kubańską rada przyjęła uchwałę.
Ja tę szkołę kocham, mogę tutaj nawet spać. Nie wiem czy ktoś jeszcze?
Nie będzie słów pedagogicznych, będą potoczne, to się nazywa rozwój!
Koleżanki dyrektorki reprezentują na oddziałach moje wszystkie kończyny, odnogi i odnóża
Chcesz zarzucić mnie słowami i myślisz, że ja wymięknę?
Zdarzają się takie czyraki i wykwity na zdrowym tyłku szkoły.
Będziemy jak chińscy pracownicy.
Ja się ze wszystkim zgadzam, ale swoje wiem (uwaga po imprezie szkolnej dla uczniów).
Trzymacie rękę na słabnącym pulsie szkoły.
Otwartym tekstem proszę.
Szkoła specjalna będzie enklawą normalności – nigdy nie myślałem, że to powiem.
Ja tu się za was modlę, żeby wam nie odbiło do końca.
Inne:
Jestem w stanie rozegzaltowania.
Procedury są rzeczą bardzo dobrą, dzięki temu NFZ ma tyle pieniędzy ile ma.
Prawda ekonomiczna – pieniędzy nie bierze się z niczego.
Dzisiaj jest ogromna możliwość bycia nienormalnym.
Pisanie wierszy, piosenek hamuje zamęt emocjonalny i zwiększa aktywność ośrodka
samokontroli.
Niebo nade mną, prawo moralne we mnie, przydałoby się coś pode mną.
Moja wiedza staje się coraz bardziej zużyta.
82
Oni są we wspólnocie ciemiężonych (o nauczycielach).
W chodzeniu nie mamy sobie równych, może dlatego zaszliśmy tak daleko.
Ja nie jestem profesjonalnym zbieraczem podpisów.
Ja z Kasią nie dyskutuję, ja chcę przeżyć, dłużej śpię, lepiej żyję.
Karteluszka uwłaczająca mojej wrażliwości.
Wystroił się jak szczur na otwarcie kanału/lub jak Lausch na zakończenie roku szkolnego.
Żony, gaci, szczoteczki do zębów i Lauscha się nie pożycza.
Jeszcze nie jest ze mną tak źle, że nie wiem co mi zanika.
Myślenie ludzkie z podziałem na płcie jest nieprzeniknione.
Żegnając się (np. w taksówce, w recepcji hotelu) Dyrektor często powtarzał „do zobaczenia
w lepszych czasach; umrzeć kiedyś będzie trzeba”, czym wprawiał w zdumienie swojego
rozmówcę.
Zebrała Kamila Kowalewska-Kasperek
83
5. Wywiad z Panem Dyrektorem Krzysztofem Lauschem11
Do wywiadu z Dyrektorem naszej szkoły, Panem Krzysztofem
Lauschem
przygotowywaliśmy się bardzo starannie od wielu tygodni. Od dawna uczyliśmy się jak
przygotować i przeprowadzić wywiad i teraz mogliśmy sprawdzić w praktyce swoje
umiejętności. Pomogli nam w tym nauczyciele. Najpierw zastanawialiśmy się czego
chcielibyśmy dowiedzieć się o naszym Dyrektorze. Mariusz zadzwonił i zapytał, czy Pan
Dyrektor udzieli nam wywiadu. Ucieszeni z przyjętego zaproszenia zaczęliśmy się
przygotowywać. Układaliśmy pytania i zadawaliśmy je przed kamerą – w razie gdyby nas
„zjadła trema”. Nauczyciele zapisali nasze pytania, które Pani Dyrektor Kamila KowalewskaKasperek przekazała Panu Dyrektorowi. Umówiła nas także na rozmowę, podczas której
mogliśmy lepiej poznać naszego rozmówcę. Odpowiedzi na przygotowane pytania
otrzymaliśmy bardzo szybko. Natomiast we wtorek 22 maja 2012 r. mieliśmy przyjemność
spotkać się osobiście z Panem Dyrektorem. Przy stole z kawą i małą przekąską odtwarzaliśmy
nagrane filmy wideo z pytaniami, a nasz Gość udzielał nam wyczerpujących odpowiedzi.
Zadawaliśmy też inne pytania i prowadziliśmy ciekawą rozmowę. Podziękowaliśmy Panu
Dyrektorowi za możliwość przeprowadzenia wywiadu oraz wręczyliśmy wykonane na
zajęciach techniką decoupage pudełko oraz namalowane i narysowane przez nas i nasze
koleżanki i kolegów portrety Pana Dyrektora.
Serdecznie dziękujemy Panu Dyrektorowi za sympatyczne spotkanie.
Paulina: Jak długo jest Pan nauczycielem?
Pan Dyrektor: Nauczycielem jestem od 1987 roku, czyli od 25 lat.
Kasia: Co Pan Dyrektor robił zanim został nauczycielem?
Pan Dyrektor: Zanim zostałem nauczycielem w szkole, pracowałem jako pedagogterapeuta zajęciowy w takim specjalnym domu dla osób bardzo chorych.
Agnieszka: Czy długo jest Pan Dyrektorem?
Pan Dyrektor: Dyrektorem jestem od 20 lat. Przedtem byłem prawie trzy lata
wicedyrektorem.
11
Zamieszczony w: Gazetce Społeczności Gimnazjum 103 – Florianka nr 3(14), rok szkolny 2011/2012.
Florianka jest laureatem Ogólnopolskiego Konkursu Czasopism.
84
Paulina: Jak długo był Pan nauczycielem zanim został Pan Dyrektorem i jakie zajęcia Pan
prowadził?
Pan Dyrektor: Zanim zostałem dyrektorem byłem pedagogiem szkolnym i nie
prowadziłem zajęć. Jako wicedyrektor w szkole podstawowej uczyłem języka
niemieckiego, biologii i języka polskiego.
Jedna z nauczycielek naszej szkoły była kiedyś moją uczennicą! Bardzo dobrze się
uczyła.
Patrycja, Portret Pana Dyrektora
Filip, Portret Pana Dyrektora
Anastazja, Portret Pana Dyrektora
Agnieszka: Dlaczego chciał Pan być Dyrektorem?
Pan Dyrektor: Dyrektorem chciałem być dlatego, że miałem dużo sił i umiejętności,
dużo wiedzy i możliwości – miałem więc czym się dzielić, co dawać innym ludziom.
Zawsze należy pomagać innym.
Kasia: Czy Pan Dyrektor chciałby coś zmienić w szkole?
Pan Dyrektor: W naszej Szkole trzeba jeszcze trochę zmienić i chcę to zrobić.
A zmieniamy tę Szkołę już 20 lat!!!
Agnieszka: Z czego jest pan zadowolony najbardziej?
Pan Dyrektor: Najbardziej jestem zadowolony z atmosfery panującej w naszej Szkole.
Że zarówno uczniom jak i pracownikom jest w niej dobrze. Są oczywiście różne
problemy, ale wszyscy mamy poczucie, że wspólnie damy sobie radę.
Kasia: Co Pan Dyrektor planuje na najbliższe lata?
Pan Dyrektor: Nie można krótko odpowiedzieć co planuję na najbliższe lata. Za dużo
miejsca by moja odpowiedź zabrała.
85
Paulina: Czy jest Pan dumny ze swojej pracy?
Pan Dyrektor: Z pracy w tej Szkole jestem bardzo dumny. To jest wyjątkowa i cudowna
Szkoła. Czuję się tutaj jak w domu, bo to jest mój drugi dom!
Igor, Portret Pana Dyrektora
Patrycja Portret Pana Dyrektora
Filip Portret Pana Dyrektora
Tomek: Czy Pan lubi być Dyrektorem?
Pan Dyrektor: Bycie dyrektorem nie jest łatwe. Wymaga ciężkiej pracy, wielu
wyrzeczeń i poświęceń, odporności na stres, wewnętrznej dyscypliny i oddania. Daje
jednak też wiele radości i satysfakcji zwłaszcza wtedy, gdy coś się uda, coś wyjdzie i coś
się zrobi. Bardzo lubię być dyrektorem.
Anastazja: Czy Pan Dyrektor lubi tańczyć?
Pan Dyrektor: Kiedyś bardzo lubiłem tańczyć. Teraz rzadko mam okazję do tego, by
tańczyć.
Anastazja: Czy Pan Dyrektor lubi podróżować?
Pan Dyrektor: Bardzo lubię podróżować! Wprost uwielbiam to! Zwłaszcza latać
samolotem bardzo lubię… Lubię zwiedzać, jeść smakołyki (np. krewetki czy krwiste
steki), pić dobre wino i kawę cappuccino!
Marcin: Czy ma Pan dzieci?
Pan Dyrektor: Mam troje dzieci, już dorosłych niestety. Córkę Martę i dwóch synów –
Michała i Dawida.
Marcin: Czy ma Pan wnuki?
Pan Dyrektor: Mam dwie wspaniałe wnuczki – Elżbietę i Urszulę.
86
Anastazja: Czy Pan Dyrektor lubi śpiewać?
Pan Dyrektor: Śpiewać zawsze lubiłem więc też śpiewałem. Jako dziecko w szkole
podstawowej śpiewałem nawet w chórze. Do dzisiaj śpiewam zawsze, gdy mam okazję…
Marta: Czy jeździ Pan szybko samochodem?
Pan Dyrektor: Niestety jeżdżę samochodem szybko, czasami nawet zbyt szybko… Ale
zawsze bardzo ostrożnie!
Marta: Jaki kolor Pan lubi?
Pan Dyrektor: Nie mam jakiegoś ulubionego koloru. Lubię kolor fiołkowy (fioletowy),
lubię czerwony i złoty… Lubię kolory jesieni…
Gosia: Co lubi Pan jeść?
Pan Dyrektor: Lubię jeść – tyle tylko, że niewiele potraw mi naprawdę smakuje. Dlatego
„trzymam się” tych potraw, które sprawdziłem. Należą do nich wspomniane wyżej
krewetki, małże… Krwiste steki wołowe, kotlet schabowy, zrazy, wątróbka, kaszanka…
Bardzo lubię jajka z makaronem w sosie pomidorowym – ale tylko wtedy, gdy ten sos
zrobi moja Żona. No i bardzo lubię wszelkie słodycze – tylko nie wolno mi jeść cukru,
więc muszę się ograniczać…
Marcin, Portret Pana Dyrektora
Uczniowie fakultetu kulinarnego,
Gosia, Portret Pana Dyrektora
Portret Pana Dyrektora
87
Filip: Czy lubi Pan grać na komputerze?
Pan Dyrektor: Komputer to narzędzie mojej pracy. Mam też jedną grę (strzelanie do
bąbelków-kulek) i wtedy, gdy mam dużo czasu to sobie gram. Bardzo rzadko gram…
Filip: Czy lubi Pan oglądać mecze?
Pan Dyrektor: Lubię oglądać mecze takie ważne, międzynarodowe.
Tomek: Czy jest Pan kibicem Lecha Poznań?
Pan Dyrektor: Jako poznaniak (i mam nadzieję też poznańczyk*) jestem oczywiście
kibicem Lecha Poznań.
Tomek: Czy lubi Pan sport, jakie dyscypliny?
Pan Dyrektor: Nigdy nie miałem sportowego ducha. Lubiłem chodzić po górach, ale nie
wyczynowo. Lubię oglądać skoki narciarskie, boks… Bardzo lubię brać udział
w imprezach sportowych organizowanych przez Olimpiady Specjalne. Wtedy czuję się
bardzo „sportowo”.
Mariusz: Czy chodzi Pan na spacery?
Pan Dyrektor: Bardzo rzadko chodzę na spacery. Chodzę wtedy, gdy jestem na urlopie,
gdy mam więcej wolnego czasu.
Agnieszka: Jakie prace domowe Pan lubi?
Pan Dyrektor: Nie lubię prac domowych. Muszę pomagać więc pomagam, ale nie lubię
sprzątać. Najczęściej zmywam i wycieram naczynia, odkurzam…
88
Majka, Portret Pana Dyrektora
Kasia, Portret Pana Dyrektora
Agnieszka, Portret Pana Dyrektora
Agnieszka: Czy lubi Pan jeździć na wakacje?
Pan Dyrektor: Wakacje lubię bardzo. Nie mam zbyt wiele wolnego w ciągu roku,
pracuję bowiem też w soboty i niedziele, więc na wakacje czekam bardzo.
Agnieszka: Jak Pan spędza wolny czas?
Pan Dyrektor: Jak już mówiłem wcześniej mam niewiele wolnego czasu. Gdy już go
mam, to najchętniej czytam, słucham muzyki country, zwiedzam…
Filip Portret Pana Dyrektora
Karolina, Portret Pana Dyrektora
Piotr, Portret Pana Dyrektora
Kasia, Portret Pana Dyrektora
Krzysztof, Portret Pana Dyrektora
89
Piotr: Jaki ma Pan numer buta?
Pan Dyrektor: Mam duże stopy… Noszę buty numer 46… Mam taki sam numer
kołnierzyka…
Marek: Czy Pan lubi basen?
Pan Dyrektor: Kiedyś lubiłem pływać, teraz nie mam specjalnie okazji do pływania.
Czasami mi się uda iść na basen z moimi wnuczkami.
oprac. Krzysztof Lausch
Poznań, 16 maja 2012
*/ Poznaniak i Poznańczyk.
Poznaniak to po prostu mieszkaniec Poznania.
Poznańczyk to ktoś, kto połączony jest z Poznaniem nie jako miejscem zamieszkania, a z miejscem
związanym z pewnymi wartościami, z którymi identyfikowane jest samo miasto. Taka osoba musi kochać
Poznań bezwzględnie, ale potrafić również dostrzec jego wady i niedoskonałości. Może dążyć do ich
naprawienia i zapobiegania im w przyszłości nie ze względu na własne korzyści, ale na dobro miasta.
Poznaniakiem można się stać poprzez urodzenie lub wybór miejsca zamieszkania. Poznańczykiem staje się
człowiek z wyboru. Jest to zaszczyt, a nie podrzędna informacja zawarta w dowodzie osobistym. Aby stać
się nim, trzeba na to zasłużyć i udowodnić całym swoim życiem. Do Poznańczyków zalicza się postacie
takiego formatu jak Przemysł I, Edward Raczyński, Cyryl Ratajski. Warto dodać, że Poznańczykami
zostawali nie tylko Polacy, ale również zamieszkujący miasto Niemcy i Żydzi, ponieważ kwitły tu różne
kultury potrafiące ze sobą koegzystować. Warto byłoby tę tematykę rozpropagować i zapoznać
poznaniaków z Poznańczykami, którzy tak wiele zrobili dla dobra miasta.
Wywiad z Dyrektorem Szkoły Panem Krzysztofem Lauschem
przygotowali i przeprowadzili uczniowie Gimnazjum
pod kierunkiem J. Brewki, T. Kamieniarczyka i K. Kowalewskiej-Kasperek
90
1. Trochę wierszy Krzysztofa
(o miłości do Boga, świata i żony)
Dziękuję Boże
za to co mi dajesz…
Za - trawy jasnej
rosnące dywany
i śniegu strzępy
które pod nogami
w przepastną miłość ziemi
uciekają…
Za – słońca uśmiech
oczy co zamyka
jak syn
najbardziej wierny
zamknie ojcu swemu…
Za – deszcz, za – chmury
Gdyż i one świadczą
O obecności Twojej
Przy mnie…
Panie…
1976
Nocne Błędne Analogie
XXXI
Za beznadziejność mojej
zgrywy…
Za głupie powiedziane
słowo
Za kroki moje
w śniegu pobłąkane…
Za rękę parę ścierającą
z szyby…
Za wspomnienia miłe
jak i te niedobre…
Za znużenie moje
lekkość wypoczynku…
Za myśl prostą i jasną
jak i tę szaloną…
Za moją dzienną porcję
kromki chleba…
Ja w tych tak prostych
słowach
chcę dziękować Panie!
1976
Dobrze Panie, że jestem...
Dobrze, że oni są...
Tylko - pytanie moje
Panie wybacz, że głupie...
Dlaczego?
Dlaczego nam tyle dajesz?
Dlaczego życie mam cudne?
Dlaczego mam jeszcze
tyle do rozdania?
Po co Ci Panie moje życie?
--No tak...
Nie mam pytać...
Mam wierzyć...
OK...
Wierzę Panie !
2007
91
Nauczę się rozumieć
ptaki…
I los gołębia wśród gęstwy
gałęzi…
I ptaka krzyk
bo i ptak potrafi
pokazać, że jest
i że pragnie być…
Widziałem ptaka…
Połamane skrzydła
i zmieszany z ziemią
jego piękny kształt…
Co go zastało
w tym ostatnim locie?
Szczęście? Czy śmierć?
Że spadł
tak bezgranicznie…?
1976
Gdy... złudzenie lasu
jedno drzewo daje
tak różne w swych gałęziach
że jak bór wygląda...
Wtem - śród tej gęstwiny
ślad śmierci natrafiam
gałąź uschnięta...
I zaraz - przedtem niewidoczna teraz uporczywie wdziera się
w me oczy
i wciąż ją widzę
i wyprzeć się nie da...
Wzrok odwracam
i oczy w pośpiechu zamykam
lecz pod powieką trwa
ta zmarła gałąź...
Dlaczego to, co smutne
przykre i umarłe
tak - na zawsze - musi
istnieć w mej pamięci...?
1.07. 2008
godz. 18:45
Kiedy zmęczony, że w głowie
tak pusto
a serce bije – w gardle –
niepokojem
i bać się zaczynam – czy ja
jeszcze zdążę…? –
starczy mi oczy ku górze
skierować
gdzie śród chmur,
w prześwicie
jeden mały, maleńki
promyczek się przedrze…
I już mi lepiej…
Dasz mi mój Panie jeszcze
trochę czasu?
W końcu ja żyję tylko
z Twojej woli
i jeśli coś robię, to na Twe
życzenie…
Cóż to znaczy - zawód?
Czymże jest - zwątpienie?
Czyżby to naprawdę był
świetlisty słońca promień
na zadeszczonej
zmrożonej światłem lodu
szybie?...
Lub - rozczarowanie
człowieka
co przeżył swój los
za tym jednym jedynym
oszronionym
kuflem piwa młodości...?
1977
Co dla mnie zostaje? –
myślę coraz częściej…
I czy ma coś zostać, jeśli
tak to – po co?
--Rano moja wnuczka
czule dała buzi
mojemu odbiciu w
swych kredkowych
ramach…
24.11.08
godz. 13:09
Mroczne jak niebyt po
skończeniu światła
skroś przydymione,
przesączone moczem
w moje złożone ręce
bym swoim blaskiem,
resztką mego światła
je rozjaśnił!
Bym swoim
wspomnieniem
przeczystego wichru
szczytami co pędzi – je
przewiał…
Bym wyzwolił źródło
najczystszego lotu
z piany sedesu…
--Takie były i są i będą
me twory
póki nie odnajdę w
sobie
tej przedziwnej mocy
bycia
po prostu dobrym 92
13.02.2000,
17:35
Do granic kiczu posunął się
Pan
w oczy me stawiając widok
rannej zorzy
na drodze
z Poznania do Leszna
--Wiedziałem, że nie ma
takiego widoku…
Wiedziałem, że kolor ten to
kolor jeleni na wsirykowiskach,
obrazach z bazarów, fotkach
domorosłych…
Wiedziałem…
A jednak! A jest!
Widziałem w mych oczach
otwarte niebo
w soczystym błękicie
zanurzone słońce…
Tak było!
--Wiem już teraz, że czasem,
to, co nie istnieje
zda się bardziej realne niż
myśl w surrealu
choć zdumienie budzi…
Choć więc jestem zdumiony
i dalej nie wierzę
już wiem…
Bo muszę, bo wiedzieć mi
trzeba
gdyż to dla mnie właśnie
do granic kiczu posunął się
Pan…
Za beznadziejność mojej
zgrywy…
Za głupie powiedziane
słowo
Za kroki moje
w śniegu pobłąkane…
Za rękę parę ścierającą
z szyby…
Za wspomnienia miłe
jak i te niedobre…
Za znużenie moje
lekkość wypoczynku…
Za myśl prostą i jasną
jak i tę szaloną…
Za moją dzienną porcję
kromki chleba…
Ja w tych tak prostych
słowach
chcę dziękować Panie!
1976
A on – uporczywie patrzy
w świat inaczej
i usiłuje go inaczej poznać…
Przez – śpiewanie w
samotnym śniegu…
Przez – rozedrgane myśli
gdy wzruszone radio zacznie
grać…
I przez – uporczywie inne
w świat patrzenie…
Stworzył – wizję spisał
świata.
Może bał się – czy papier
przetrwa?
Może bał się – że atrament
spłynie?
Może – nie chciał nań
patrzenia mego…?
On nadal niewidoczny stoi
płatki śnieżne palcami
strzepuje
i ogląda uważnie…
1976
9.12.2006
93
Katarzyna i Krzysztof Lausch
I przeszło lato
A złoto chyba zawsze płaci
A gdy dziewczyna moja
W ręku pozostało już
nam za wiosnę?
do snu serce kładzie
Wspomnienie tylko
I choć w rytmie kropli
ja pilnuję
Słońca
Wykapanych z dachu
by nikt – jak drzewom liści
Wody
Biegnie prosto w moje
nie zechciał
I bilet powrotny
Otworzone ręce
serca tego zabrać…
A bilet chyba zawsze gdzieś
Nie za to ją kocham…
tam poprowadzi?
Za to, że potrafi
I gdzieś tam
Mnie tak na mokro
Czeka na mnie
Ukochać…
1976
Dziewczyna z jesieni
Jesienna
Bo w złocie znalazła
odbicie
---
94
Te spacery nasze
jak bramy zamknięcie…
Wpierw jest długie
nerwowe poszukanie
klucza
potem w ciemności
długie zamka odszukanie
i skowyt jękliwy
trzask radosny skobla…
Te spacery nasze…
Ruchy dobrze znane
do zbolenia mięśni idąc
od radości
wciąż prawoskręt głowy
dobrze znane oczy
że zakrawa na kpinę
czasem
nowe słowo…
Kocham Cię słowem
napisanym dzisiaj...
Podobnym słowom
z dnia wczoraj...
z dnia jutro...
--Twardo Cię kocham...
Kocham pieszczotliwie...
Dłonią... Ustami... Wzrokiem
i słowami...
Sobą Cię kocham
i
- jak czas zmienia w jutro ja miłość jutrzejszą
dziś widzę...
1977
Te spacery nasze…
Czego oczekujesz?
Pędzą na nas miasta
w lamp długim pochodzie…
dwurytm naszych nóg
tętniących po bruku
i nuty wciąż od nowa
śpiewanych melodii
słowa wiersza – jednego
mówimy go razem…
Koniec wiersza, spaceru
wchodzimy do domu…
Ruchy studiowane wciąż
życia praktyką
zamykają uściskiem
jak kluczem
przeżycie…
1975
Było cicho i ciemno
i tylko Ty dawałaś mi znak
że jesteś…
Płakałaś na mym ramieniu…
Do dziś czuję
ciepło Twoich łez…
Palcami szukam Twego
ciała…
Wkoło pozostała cisza
i ciemność…
Jak wtedy…
1973
W oddechu spokojnym
wśród burzy oddechów…
W szuraniu spokojnym
niestraszonej myszy…
W zdziwieniu psa
co łapą uderza
w uciekanie…
Rozwiane twoje włosy
układałem w pejzaż
a uśmiech miałaś
taki piękny
jakim krajobraz rozkoszy
określony wzrokiem
być tylko może…
I chcę
by takim pozostał…
1976
Kasi (z plakatu)
Uśmiech Ci niosę
i bukiet łez
jeszcze nie wypłakanych…
By ich już nikt nie musiał
wylać….
Byś w najpiękniejsze
pozmieniała perły
ból nie powstały
i smutek jeszcze radosny…
I po to uśmiech Ci niosę
warg przytulenie
czerń gwiazd
i to – że czuję wiosnę…
I łzy moje
do bukietu…
1977
95
Kasi…
Tak się składa czasem
że wbrew pragnień, chęci
ból zadajesz komuś, kto nie celem bólu…
I co możesz z tym zrobić
gdy ktoś bólu doświadczył
a ty mimowolnym źródłem
pozostajesz?
Ty wiesz kochana, że moich tajemnic
przed Toba nie skrywam
nie mam, nie potrafię…
Że czasem tak wychodzi
tak jakoś się składa
poza wolą i chęcią, zamierzeniem duszy…
Z Tobą dzielić się wszystkim
co w mym sercu pali
chciałem, chcę, chcieć pragnę…
Gdy mi w gardle wali
gdy w mych myślach zagra
gdy w marzeniach płonie
gdy zmęczenie w końcu…
Kochałem i kocham, kochać nie przestanę
bo nie wyrwę miłości serca z serca mego…
Ja – przepraszam – ja – proszę
i przytulam Miłość moją do bólu Twojego…
7.02.2009
godz. 19:00
96
8. Redakcja Rewalidacji poleca następujące publikacje:
Terapia więzi i dialogu. Koncepcja Hanny Olechnowicz.
Praca zbiorowa pod redakcją Anny Prokopiak
Lublin 2013, Wydawca: PETIT na zlecenie Fundacji ALPHA
Książka dostępna w księgarni internetowej:
uniwersytecka.pl/szukaj?q=Terapia+więzi+i+dialogu.+Koncepcja+Hanny+Olechnowicz
Fragment recenzji dr hab. Zofii Palak
H. Olechnowicz przez wiele lat swojej pracy starała się łączyć działalność naukowodydaktyczną
z
pracą
terapeutyczną
z
dziećmi
z
różnymi,
często
głębokimi
niepełnosprawnościami. Akcentowała jakość podmiotowej relacji między dzieckiem
i terapeutą, relacji nacechowanej skupieniem, zaangażowaniem i otwartością. Istotną cechą
koncepcji terapeutycznej H. Olechnowicz jest równorzędność podmiotowa, umożliwiająca
porozumienie i tworzenie więzi we wzajemnym kontakcie. Książka przybliża postać
i poglądy H. Olechnowicz w percepcji i we wspomnieniach osób bliskich, uczniów,
uczestników seminariów, zapisanych rozmów, tez do zapamiętania – Autorki poszczególnych
tekstów w sposób bardzo osobisty prezentują fakty, zdarzenia, opinie, przywołują
wspomnienia dotyczące atmosfery, emocji i dyskusji podczas seminaryjnych spotkań. Tworzy
to szczególny klimat pracy pro memoriam. Zamieszczone teksty są bardzo cenne, ze względu
na indywidualną, niepowtarzalną perspektywę przekazu percepcji dotyczących osoby i dzieła
Hanny Olechnowicz. Są to teksty rzetelne, merytorycznie poprawne i bardzo wartościowe
zarówno z teoretycznego, jak i aplikacyjnego punktu widzenia.
Elżbieta Stecko: „Masaż logopedyczny” – książka z filmem DVD, którego treścią jest
badanie i ocena logopedyczna dzieci z grupy ryzyka nieprawidłowego rozwoju mowy.
Film powstał przed kilkoma laty na potrzeby kursu realizowanego w ramach zajęć
z profilaktyki logopedycznej i dzięki otwartości rodziców, którzy zgodzili się na filmowanie
zajęć z ich dziećmi. Masaż, którego konieczność była dostrzegana a skutki widoczne
i wymierne ewaluował w miarę nabytych doświadczeń. Obserwacja dzieci podczas jego
stosowania, zmiany, korekty i modyfikacja w stosunku do przedstawionego na filmie są
zapisane w ostatecznej jego wersji w formie przedstawionych rysunków i ich opisów.
97
Warszawa, 2013, Wydawnictwo: ES. Do nabycia: www.stecko.com.pl
Elżbieta Stecko: „Logopedia małego dziecka” – książka z filmem DVD „Badanie
logopedyczne noworodków” – powstała z myślą o logopedach, którzy tradycyjnie pracują
z dziećmi starszymi, tzn. po ukończeniu 3 r.ż. (…). Niestety, zarówno tradycja, jak
i kształcenie logopedów czynią białą plamę okres do 3 r.ż. – obszar, o którym intuicyjnie
(i nie tylko) wiemy, że ma istotne znaczenie dla rozwoju komunikacji i mowy, ale praktycznie
jest niezagospodarowany.
(…) Trudno więc oczekiwać, aby mając wiedzę teoretyczną, mogli ją potwierdzać
doświadczeniem, a ci, którzy mają nieliczne kontakty z dzieckiem najmłodszym – czuli się
kompetentni i sprawni w określaniu problemu. Niezbędna jest bowiem doskonale znana
norma i na jej tle rozpoznawanie deficytów i zaburzeń.
Tak też jest skonstruowana niniejsza publikacja składająca się z trzech części, które należy
czytać linearnie, tzn. to samo zagadnienie w części I – norma, w części II – objawy odstępstw
(deficyty, nieprawidłowości) i III – propozycja postępowania. Na przykład: I Badanie
noworodka – wrażliwość twarzy na dotyk. II Nadwrażliwość twarzy na dotyk – objawy
i skutki. III Nadwrażliwość twarzy na dotyk – postępowanie.
Badania proponowane w istotnych okresach życia dziecka, ważnych dla rozwoju funkcji
warunkujących kształtowanie się komunikacji werbalnej – mowy.
Warszawa, 2013, Wydawnictwo: ES. Do nabycia: www.stecko.com.pl
Anna Prokopiak (red.): Niedyrektywność i relacja. Terapia osób z zaburzeniami
ze spektrum autyzmu, Fraszka Edukacyjna, Warszawa 2014
Planowany termin wydania: czerwiec 2014 r., http://www.fraszka.edu.pl/sklep/index.php
Niedyrektywność jako sposób pracy z dzieckiem często spotyka się z krytyką,
szczególnie z powodu obdarzania dziecka zbyt dużą swobodą. Celem publikacji nie jest
odpieranie ataków, a jedynie przedstawienie koncepcji pracy z osobami z autyzmem, zgodnej
z paradygmatem humanistycznym.
Pierwszy artykuł niniejszej publikacji stanowi wywiad przeprowadzony przez Marię
Piszczek z Hanną Olechnowicz, dotyczący koncepcji pracy z osobami z autyzmem opartej
o dialog i więź.
Drugi artykuł – także pióra M. Piszczek – przybliża typologię Olgi Sergiejewnej
Nikolskiej, według której nawiązywanie kontaktu i kształtowanie umiejętności współdziałania
z dziećmi z autyzmem są zależne od ich poziomu afektywnej regulacji. W artykule została
98
przedstawiona charakterystyka dzieci z poszczególnych grup afektywnej regulacji oraz
propozycja oddziaływań terapeutycznych. Artykuł kończy opis pierwszego etapu 3,5-letniego
chłopca z autyzmem, polegający na stworzeniu warunków sprzyjających nawiązaniu z nim
kontaktu (w tym: obniżeniu dyskomfortu, tonizowaniu napięcia i utrwalania prostych form
kontaktu podczas stereotypowo przebiegających spotkań).
Artykuł Anny Prokopiak zawiera opis propozycji radzenia sobie z zachowaniami
trudnymi osób z autyzmem. Autorka zwraca uwagę na te zachowania trudne, które wynikają
z historii uczenia się. Według niej, praca terapeuty winna być nastawiona na zapewnienie
środowiska, które pobudza emocje pozytywne, pozwala współprzeżywać radość oraz
dostarcza dziecku pozytywnych wzorców poprzez uczenie zachowań alternatywnych.
Piotr Ozaist w swoim tekście prezentuje z kolei niedyrektywny model pracy
z dzieckiem z autyzmem zwany metodą 3i (intensywnie, indywidualnie, interaktywnie),
stosunkowo mało znaną na terenie Polski. Inspiracją do stworzenia metody 3i była metoda
Opcji Kaufmanów, której pełne szkolenie przeszła twórczyni metody Catherine de La Presle.
Prezentowana metoda jest obecnie wdrażana na terenie Francji, a także Belgii, Portugalii,
Wielkiej Brytanii. Od 2010 roku jest stosowana w Polsce. P. Ozaist zwraca uwagę, że
skuteczność metody wymaga dalszych badań i analiz, ale uzyskiwane dotąd postępy
rozwojowe u dzieci objętych terapią wydają się obiecujące.
Monika Parchomiuk wprowadza w zagadnienie terapii narracyjnej. Zwraca uwagę, że
same pojęcie narracji posiada wiele znaczeń i w zależności od przyjętej perspektywy – bywa
wytworem kultury, zachowaniem społecznym oraz sposobem porządkowania zdarzeń
w umyśle człowieka, przejawem jego predyspozycji do określonego sposobu rozumienia
świata. Autorka ukazuje znaczenie narracji w odniesieniu do konkretnych przypadków
reprezentujących pewne spektrum problemów związanych z autyzmem i z zespołem
Aspergera.
W kolejnym artykule zbioru Beata Głodzik analizuje metodę Montessori jako jedną
z metod niedyrektywnych, które warto stosować w pracy z osobami z autyzmem. Jak zauważa
Autorka, praktyczne zastosowanie tej metody wymaga jednak dalszych badań.
Tekst Bernadetty Lis dotyczy znaczenia dotyku w rozwoju dziecka, w tym dziecka
z autyzmem. Jak wiadomo, niemowlęta kontaktują się ze światem zewnętrznym i innymi
ludźmi przede wszystkim przez dotyk. Według B. Lis, dzieci, kiedy się ich dotyka i kiedy
same dotykają, słyszą komentarze opiekunów na temat tego, co robią, i czego dotykają. W ten
sposób słowa zaczynają być kojarzone: z działaniem, częściami ciała, przedmiotami,
99
miejscami, ludźmi i emocjami. Jedną z propozycji pracy z układem dotykowym
i proprioceptywnym jest terapia taktylna dr Masgutowej prezentowana w tym artykule.
Autorka wskazuje, iż włączając do pracy z dzieckiem autystycznym terapie oparte na
prawidłowo dobranej stymulacji układu dotykowego i proprioceptywnego, zwiększamy
szanse na harmonijny rozwój jego mózgu i lepsze funkcjonowanie w społeczeństwie.
Artykuł Magdaleny Wójcik prezentuje diagnozę i terapię specyficznych trudności
i zaburzeń sensorycznych występujących u dzieci z autyzmem. Według Autorki, nie ma
jednej skutecznej metody niwelującej trudności sensoryczne dzieci z autyzmem. Określony
program terapeutyczny, adekwatny i skuteczny dla jednego dziecka, może okazać się
szkodliwy, a nawet bolesny w odbiorze dla drugiego. M. Wójcik zwraca uwagę na to, żeby
pomóc dziecku z autyzmem, potrzebna jest wiedza na temat specyfiki funkcjonowania
dziecka z takimi zaburzeniami, szeroka wiedza neurofizjologiczna, znajomość wszystkich
możliwych zależności funkcjonowania centralnego układu nerwowego w powiązaniu
z odbiorem bodźców sensorycznych, a także zdolność wnikliwej obserwacji, cierpliwość,
empatia i zrozumienie.
Tekst autorstwa Izabelli Kucharczyk i Doroty Błażejczyk-Głowackiej, zamykający
podstawowy blok tematyczny zbioru, opisuje metody percepcyjno-motoryczne w pracy
z uczniem z autyzmem z głębszą niepełnosprawnością intelektualną. Artykuł odwołuje się do
metody Integracji Odruchów INPP Sally Goddard-Blythe, metody ortoptycznej, programu
„Ruch dla uczenia się” (Move to Learn) – B. Pheloung, systemu percepcyjno-motorycznego
N. Kepharta oraz metody Handle® – J. Bluestone.
Kolejne dwa artykuły obejmują opis metod, których podstawowym założeniem jest co
prawda warunkowanie instrumentalne, ale też w obu bardzo ważna jest relacja. Ów nacisk,
położony na relację oraz możliwość wykorzystania tych metod w pracy z dziećmi
autystycznymi, uzasadnia obecność testów Jolanty Kwasiborskiej-Dudek i Urszuli
Srzednickiej w niniejszym tomie.
Artykuł J. Kwasiborskiej-Dudek prezentuje model wczesnej interwencji dla dzieci od
12. miesiąca życia z zaburzeniami ze spektrum autyzmu, zwany modelem Denver (ESDM).
W modelu rozwój jest ujmowany jako proces interpersonalny oraz podkreślany jest olbrzymi
wpływ jakości relacji na rozwój dziecka ze spektrum autyzmu. ESDM bazuje na pozytywnym
wzmocnieniu
zachowań,
współdzieleniu
zainteresowań
dziecka
przedmiotami
i aktywnościami z życia codziennego. Został on opracowany przez światowych ekspertów
w dziedzinie autyzmu: Sally Rogers, profesora psychiatrii w MIND Institute na
100
Uniwersytecie Kalifornii, oraz Geraldine Dawson – profesora psychiatrii na Uniwersytecie
Karoliny Północnej w Chapel Hill. The Early Start Denver. Autorka artykułu jest pierwszym
certyfikowanym terapeutą tej metody w Polsce.
U. Srzednicka prezentuje z kolei metodę wideotreningu komunikacji w pracy
z rodzicami dziecka z autyzmem. Jest to metoda, której celem jest poprawa relacji między
dzieckiem a rodzicem, uczy ona pozytywnych interakcji z elementami komunikacji
podstawowej (np. przyjaznej intonacji, obdarzania uwagą czy dostrajania się, dołączania do
działania dziecka). Uczy więc zasad niedyrektywności. Wideotrening warto stosować w pracy
z rodzicami już bardzo małych dzieci, zaniepokojonych ich rozwojem. Według Srzednickiej,
nie jest to metoda cudowna, która dziecko wyleczy z autyzmu, a z rodziców uczyni idealnych
wychowawców, jednak jej efekty potrafią zaskoczyć nawet bardzo doświadczonych
terapeutów. Trenerzy starają się akceptować rodziców takimi, jakimi są, wzmacniają ich
umiejętności i możliwości oraz aktywizują poprzez ukazanie im własnych mocnych stron.
Siłą tego treningu, według Autorki, są bardzo proste i naturalne zalecenia.
Maria Piszczek: Autyści. Indywidualne i grupowe metody terapii. Zajęcia adresowane do
rodziców. Warszawa, 2014, Wydawnictwo: ES. Do nabycia: www.stecko.com.pl
W pracy zostały przedstawione między innymi: zagadnienia teoretyczne dotyczące
rozwoju przywiązania i intersubiektywności oraz empatii, allocentryzmu, egocentryzmu
i rozumowania moralnego u dzieci z autyzmem i zespołem Aspergera.
Omówiono również wybrane metody terapii indywidualnej oraz strategie postępowania
zalecane w różnych metodach niedyrektywnych w przypadku wystąpienia u dziecka trudnych
i problemowych zachowań (w tym strategie stosowane w Metodzie Opcji, DIR (Floortime,
terapii zabawą według Jernberg oraz w metodzie opracowanej przez S. Nikolską).
Książka zawiera także opis i ocenę wybranych programów, które można zastosować
w grupach:
 dzieci i młodzieży z autyzmem,
 dzieci z autyzmem i ich rodziców,
 dzieci z autyzmem i ich rówieśników o prawidłowym przebiegu rozwoju emocjonalnospołecznego.
Trzecia część pracy obejmuje programy adresowane do rodziców dzieci z autyzmem.
Omówiono w niej zasady organizowania i funkcjonowania grupy wsparcia oraz grupy
101
sukcesu (której spotkania są ukierunkowane na realizację celów osobistych rodziców), a także
opisano warsztaty dla rodziców „Rodzeństwo dziecka z autyzmem”.
9.Informacje dla Autorów
Zasady opracowywania materiałów przeznaczonych do publikacji
w internetowym czasopiśmie „Rewalidacja”
W trosce o podwyższenie poziomu naszego czasopisma przedstawiamy informacje dla
Autorów piszących do „Rewalidacji”. Mamy nadzieję, że ułatwią one przygotowywanie
materiałów w wymaganej formie, dzięki czemu zwiększy się prawdopodobieństwo publikacji
i możliwe będzie szybsze przekazywanie tekstów do zamieszczenia na stronach Internetu.
Prosimy więc o ścisłe przestrzeganie podanych niżej wymagań formalnych i merytorycznych.
W czasopiśmie „Rewalidacja” można ogłaszać prace z zakresu diagnozy i metod
optymalizacji rozwoju uczniów niepełnosprawnych ( z upośledzeniem umysłowym w stopniu
umiarkowanym, znacznym, głębokim, autystycznych, ze złożoną niepełnosprawnością,
z wadami zmysłów…) oraz programy wczesnego wspomagania rozwoju dzieci, u których
stwierdzono niepełnosprawność lub istnieje ryzyko nieprawidłowego rozwoju. Artykuły mogą
również zawierać doniesienia z badań (krajowych lub zagranicznych) dotyczących
mechanizmów rozwoju dziecka oraz specyfiki funkcjonowania emocjonalnego, poznawczego
i społecznego osób niepełnosprawnych. Publikujemy także opisy i analizę efektów dłuższej
indywidualnej pracy z dzieckiem (tzw. historie przypadku) oraz krótkie doniesienia o pracy
ośrodków stosujących godne upowszechniania formy i metody oddziaływań.
Wymagania formalne
1. Objętość artykułów, łącznie z bibliografią, tabelami, rysunkami i zdjęciami nie może
przekraczać 1 arkusza wydawniczego, tj. 22 stron znormalizowanego tekstu
zapisanego w edytorze WORD.
2. Imię i nazwisko Autora tekstu należy umieścić w lewym, górnym rogu. Oddzielnie
należy podać pełną nazwę i adres miejsca pracy, miejscowość, adres do
korespondencji, numer telefonu, adres e-mail.
3. Bibliografię należy ułożyć w porządku alfabetycznym, bez numeracji, z zachowaniem
następującej
kolejności:
nazwisko
autora,
inicjał(y)
imienia,
rok
wydania
102
(w nawiasie), po przecinku tytuł (pisany kursywą), wydawnictwo, miejsce wydania.
W przypadku cytatu – także strona, z której pochodzi.
Do czasopism: autor, rok wydania (w nawiasie), tytuł artykułu (pisany kursywą), tytuł
czasopisma, tom, numer.
Powołując się na bibliografię należy podać w tekście nazwisko autora i rok wydania
pracy.
4. Teksty prosimy przesyłać do Grażyny Kowalczyk, sekretarza redakcji czasopisma
„Rewalidacja”, na następujący adres e-mailowy: [email protected]
Redakcja nie zwraca nadesłanych materiałów i zastrzega
sobie
prawo dokonywania
s k r ó t ó w i z m i a n f o r m a l n y c h.
103

Podobne dokumenty