Normalne ludzkie zachowanie

Transkrypt

Normalne ludzkie zachowanie
Rozmawiała: ELŻBIETA ŁACINA
Foto: PIOTR MORAWSKI, DON BOWIE
AKTUALNOŚCI
AKTUALNOŚCI
Normalne ludzkie
zachowanie
było niczego heroicznego w moich zachowaniach. Normalne
ludzkie zachowanie. A jeśli chodzi o Petera, to on po prostu był
z przodu i w zadymce oraz zapadających ciemnościach nie widział tego co za nim. Był przekonany, że idziemy. On też przeżywał potem katusze psychiczne, bo okazało się, że nas za nim
nie było, a co więcej nie napotkał nas także, schodząc. Nawet
nie chcę wiedzieć, jakie myśli chodziły mu po głowie...
Zadaję te pytania nie bez powodu. Himalaiści uważani są za
ludzi twardych, wytrwałych w dążeniu do celu, czyli zdobycia
szczytu wymarzonej góry, a tymczasem są wśród was ludzie
nie tylko odważni, ale i gotowi do poświęceń. Nie każdego na to
stać.
No nie, nie jesteśmy twardzielami. Twardziel to Chuck
Norris, Johnny Rambo, Steven Segal i inni. My jesteśmy, po
prostu, zdeterminowani i uparci. W górach i, niestety, w normalnym życiu też, co czyni nas nieznośnymi dla najbliższych.
Rozmowa z Piotrem
Pustelnikiem, jednym
z najbardziej znanych
i wybitnych polskich
himalaistów, doktorem chemii
na Politechnice Łódzkiej,
przyjacielem Fundacji
Dbam o Zdrowie.
Włodzimierz Wysocki śpiewał piękną balladę o przyjaźni. Jest
w niej mowa o tym, że jeżeli nie jesteś pewien człowieka, to
zabierz go w góry, a tam okaże się, czy jest on wrogiem czy
przyjacielem, czy możesz na niego liczyć. Jak jest naprawdę?
Czy faktycznie człowieka poznaje się dopiero w ekstremalnych
warunkach? Czy zagrożenie wyzwala w człowieku heroizm czy
strach?
Nie jest specjalnie trudno utworzyć pięknie brzmiącą regułę, jak ta o przyjaźni i zabieraniu w góry. Rzecz w tym, że
nigdy nie można być pewnym ludzkich zachowań. Oczywiście
szybciej i łatwiej można poznać człowieka w sytuacjach ekstremalnych, ale często same sytuacje ekstremalne są złym testerem
ludzkich zachowań, bo cóż mi z takiej wiedzy, jak i tak z tej
sytuacji nie wyjdę żywy, by móc z takiego doświadczenia korzystać w przyszłości. Ogólnie partnerstwo w górach jest bardziej
wymagające niż partnerstwo na nizinach, ale w pryncypiach to
jest to samo zjawisko.
W 1996 roku w drodze powrotnej po zdobyciu K2 uczestniczył
pan w akcji sprowadzenia skrajnie wyczerpanego uczestnika
wyprawy do niższego obozu. W 2006 roku podczas wyprawy
na Annapurnę wraz z Piotrem Morawskim zatrzymał się pan, by
ratować tybetańskiego himalaistę, który na wysokości utracił
wzrok. Heroizm czy raczej instynkt ratowania drugiego człowieka? Słowak Peter Hamor nie został z wami?
Trudno tu mówić o heroizmie. Zresztą nie wiem, co to
znaczy. Popkultura filmowa karmi nas różnymi gatunkami heroizmu, ale to przecież jest bajka. W górach nie ma miejsca na
heroizm, tylko na normalne ludzkie zachowania, bo normalnie
nie zostawia się człowieka w potrzebie bez pomocy. Różnica
polega tylko na tym, że w górach więcej ryzykujesz, a ceną jest
z reguły życie. Może to odbiera się jako heroizm. Ja tak tego
nie widzę. Wspinając się, akceptuję ryzyko utraty życia, a będąc
partnerem, akceptuję odpowiedzialność za partnera. Więc nie
10 bez recepty
Od roku 2003 jest pan współorganizatorem Marszobiegu Lawina, a także współorganizatorem Górskiego Finału Wielkiej
Orkiestry Świątecznej Pomocy. O ile wszyscy znamy Orkiestrę,
to pewno mało kto słyszał o Marszobiegu Lawina.
Ten marszobieg ze Śnieżki to autorski pomysł Magdy
Siemaszko, szefowej schroniska „Samotnia” w Karkonoszach.
Jestem z nią i schroniskiem bardzo zaprzyjaźniony, więc często
tam bywam. I przy okazji prowadzę tę imprezę. Fajna sprawa.
Zapraszam we wrześniu.
Od wielu lat wspomaga pan inicjatywy o charakterze charytatywnym organizowane przez Polską Grupę Farmaceutyczną,
m.in. przekazał pan swoje fotografie opatrzone autografem na licytacje, z której dochód przeznaczony był na pomoc podopiecznym Fundacji Dbam o Zdrowie. Obecnie zechciał pan wspomóc
akcję Fundacji „Zostań Darczyńcą”. Plakat z pana wizerunkiem,
mówiący że warto pomagać, będzie propagował ten projekt.
Jak dokończyłby pan zdanie „Warto pomagać bo...”
...to ludzkie, potrzebne, a wręcz niezbędne. Zarówno dla pomagających, jak i dla tych, którzy tej pomocy potrzebują. Nic
nie zwalnia nas z pomagania ludziom. To jest piękne uczucie
– pomóc.
Wróćmy teraz do gór i porozmawiajmy o kobietach w górach.
Jak wspinają się panie, czy bardziej muszą się starać? Czy góry
to jest w ogóle miejsce dla kobiet?
Góry są zarówno dla mężczyzn, jak i dla kobiet, a wspinanie to po prostu kwestia wyboru. Kobiecie, moim zdaniem,
znacznie trudniej jest poświęcić się całkowicie górom.
A w każdym razie z pewnością procentowo panie przegrywają
tu z panami, ale czy rzecz w liczbach i procentach. Lubię obecność kobiet w górach. Tak samo jak w normalnym życiu.
Rozpoczynał pan swoją himalajską karierę u boku Wandy
Rutkiewicz. Z jakimi jeszcze kobietami się pan wspinał i jak pan
wspomina te wyprawy?
Na wyprawach byłem z paroma kobietami i wspominam
je bardzo miło, ale tak naprawdę żadna kobieta nie była moim
partnerem wspinaczkowym. Dziwne, ale prawdziwe.
Czy himalaista ma swojego idola, guru?
Mam paru idoli. Jest nim bez wątpienia Wojtek Kurtyka.
Był Jurek Kukuczka, choć wtedy był dla mnie ideałem nie do
osiągnięcia. Podobała mi się determinacja Wandy Rutkiewicz,
choć akurat to jej nie wyszło na zdrowie.
Która wyprawa najbardziej zapadła panu w serce? Która była
najtrudniejsza, a może najciekawsza?
Nie kategoryzuję i klasyfikuję wypraw. Każda to osobna
szuflada w moim mózgu. Każdą pamiętam jako osobliwą. Ale
bez wątpienia wyprawa na K2 ma największą szufladę.
Jest pan doktorem chemii, pracownikiem naukowym Politechniki Łódzkiej. Jak pan godzi obowiązki zawodowe ze wspinaczką?
Przecież przygotowanie wyprawy, szukanie sponsorów, to
wszystko wymaga dużo czasu. Może himalaiści mają jakieś
ukryte zdolności organizacyjne?
No nie wiem. Jakoś mi się to udaje. Z pewnością pomagają
mi w tym moi przyjaciele, których bezlitośnie wykorzystuję. Za
to ich strasznie przepraszam.
Czy do wspinaczki górskiej trzeba mieć jakieś specjalne zdolności? Co by pan radził osobom, które chcą zacząć swoją przygodę z górami?
Nigdy nie byłem specjalnie uzdolniony ruchowo, a mi się
udało. To świadczy o tym, że można, jak się bardzo chce,
i tylko trzeba przeć z uporem do celu. A więc jedyna rada:
„Napierać”.
bez recepty 11