Dożynki Wieńcowe czy Okrężne... po prostu Święto Plonów

Transkrypt

Dożynki Wieńcowe czy Okrężne... po prostu Święto Plonów
W NUMERZE:
WIEŚCI Z RATUSZA
n Otwarcie świetlicy
w Cybowie
n Z wizytą w Torgelow
n Najładniejszy Wojewódzki Wieniec Dożynkowy
n Rowerem przez Gminę
n Informacja dla
podlegających obowiązkowi
wojskowemu
n Podziękowanie
n Ogłoszenie
WIRÓWKA
KULTURA
n „To ludzie decydują…
n II Nagroda dla Jeziorowego Ogórka Kiszonego
n Zapobiegajmy pożarom
n „ Sztukowanie”
n „ Na grzyby –
w aromatów pełen las”
n „ Wyznania Gejszy”
n Święto młodzieży
w Koszalinie
n „ Jak ty to widzisz”
Dożynki Wieńcowe czy Okrężne...
po prostu Święto Plonów
Dożynki to największe w
roku święto gospodarskie rolników, które jest ukoronowaniem ich całorocznego trudu,
obchodzone po zakończeniu
wszystkich najważniejszych
prac polowych i zebraniu plonów, a głównie plonu zbóż.
W dawnej Polsce nazywano je również Wieńcowem (od najważniejszego
ich symbolu wieńca ze zbóż
i kwiatów) lub Okrężnem
(od starodawnego obyczaju
jesiennego obchodzenia, lub
objeżdżania, czyli okrążania
pól po sprzęcie zboża).
Dożynki wg źródeł historycznych obchodzono w
Polsce prawdopodobnie już w
XVI lub na przełomie XVI i
XVII wieku, kiedy na naszych
ziemiach rozwinęła się gospodarka folwarczno-dworska.
Urządzali ją dla żniwiarzy
(służby folwarcznej i pracowników najemnych) właściciele
majątków ziemskich. Była
to zabawa, poczęstunek i
tańce - w nagrodę za dobrze
wykonaną pracę przy żniwach i zebrane plony. Żniwa
były bowiem uwieńczeniem
wielkiego gospodarskiego
trudu, od efektówktórego
zależała ludzka egzystencja.
Obchody dożynkowe rozpoczynały się wiciem wieńca,
z pozostawionych na polu
zbóż, z kiści czerwonej jarzębiny, orzechów, owoców,
kwiatów i kolorowych wstążek. Wieńce dożynkowe miewały zwykle kształt wielkiej
korony lub koła. W przeszłości umieszczano w nich także
żywe (a z czasem sztuczne)
koguty, kaczęta lub małe
gąski, bo miało to zapewniać
piękny i zdrowy przychówek
gospodarski. Obecnie wieńce
przybierają czasem mniej tradycyjne kształty, a za pomysłowość i kunszt wykonania
należy pochwalić zwłaszcza
mieszkańców naszej gminy.
Coraz mniej osób pamięta,
że po ostatniej wojnie przez
długie lata gospodarzami dożynek byli przedstawiciele
władz administracyjnych różnych szczebli, (od gminnych
do centralnych) i miały charakter polityczny (miały wyrażać poparcie dla ówczesnej
władzy i polityki rolnej), ale
zachowywano w nich również
chociaż elementy tradycyjne:
uroczyste pochody z wieńcami, pieśni. Towarzyszyły im
także różne imprezy: kiermasze, zabawy itp.
Po 1980 r. dożynki po raz
kolejny zmieniły swój charakter: pozostając świętem
rolniczego stanu, stały się
jednocześnie uroczystością
wyznaniową, religijną i dziękczynieniem składanym Bogu i
Matce Bożej za szczęśliwie zakończone żniwa i zebrane plony. Powrócono do tradycji dożynek parafialnych. Tak jak w
przeszłości formują się barwne
pochody dożynkowe z wieńcami, które rolnicy składają w
kościołach, przy ołtarzu wraz
z innymi płodami ziemi.
dokończenie na str. 2
OŚWIATA
n Wykrywacze talentów
n Już minęło
prawie 60 lat…
n Lenistwo kontra szkoła
n Po prostu „ Simple Live”
STAŁE RUBRYKI
n Telegram Kulturalny
wirowka.indd 1
2007-10-03 15:33:22
STR. 2
Tak było i tym razem na GMINNYCH DOŻYNKACH, które w sobotę 8 września 2007 r. we wsi
Dębsko rozpoczęły się dziękczynną mszą świętą poprowadzoną przez ks. proboszcza Bolesława Czapora, po
której następnie przez miejscowość przeszedł niezwykle barwny korowód poprowadzony przez Zespół Tańca
Ludowego „Gorzowiacy”. W korowodzie uczestniczyły delegacje wieńcowe ze wsi Dębsko, Biały Zdrój,
Bralin, Cybowo, Giżyno, Pomierzyn, Sienica, Stara
Korytnica i Stara Studnica, a także zaproszeni goście,
m.in. Starosta Powiatu Drawskiego Pan Stanisław
Cybula, Zastępca Komendanta Powiatowego Policji
w Drawsku Pomorskim Pan Jarosław Smolarek oraz
przedstawiciele lokalnych władz i mieszkańcy gminy
Kalisz Pomorski. „Gorzowiacy” grali i śpiewali o trudzie rolników, o plonie i troskach o przyszłe urodzaje,
a pozostali uczestnicy korowodu z pewnością myśląc
o przyszłych dobrych plonach i wyrażając nadzieję na
zasłużoną po ciężkiej pracy zabawę mogli podziwiać
pięknie przystrojoną wieś. Mieszkańcy Dębska doskonale przygotowali się do tego wyjątkowego święta, co
dostrzec można było już przy samym wjeździe do wsi
oraz na każdym praktycznie kwietniku i w wielu przydomowych ogródkach ozdobionych zbożem, kwiatami,
dyniami i śmiesznymi kukłami dożynkowymi.
Zaszczytną funkcję Starostów Dożynek przyjęli
miejscowi gospodarze: Pani Małgorzata Litwin i Pan
Stanisław Fajgier. Piękny bochenek chleba z tegorocznej mąki przyjął od nich zastępca Burmistrza Pan Janusz
Garbacz, który powitał uczestników i w imieniu Burmistrza Kalisza Pomorskiego Pana Andrzeja Hypkiego
podziękował rolnikom za trud włożony w uprawę ziemi
i pracę w gospodarstwach, a także życzył wszystkim
dobrej zabawy.
W tegorocznym programie artystycznym publiczność mogła podziwiać Zespół Tańca Ludowego
„Gorzowiacy”, Grupę Odtwórstwa Historycznego von
Borcke oraz wokalistów z Ośrodka Kultury – Adama
Kacperskiego, Zuzannę Jedynowicz, Dominikę Świniuch wraz z instruktorem Bartłomiejem Michalczykiem. Do atrakcji należy zaliczyć również stoisko z
pysznymi słodkościami serwowanymi przez Panie
świetlicowe i gospodynie z różnych miejscowości
naszej gminy, a także możliwość wzięcia udziału w
licznych konkursach organizowanych w trakcie imprezy m.in. rzut kaloszem do celu, slalom z taczką,
ciągnięcie furmanki.
W trakcie uroczystości dożynkowych rozstrzygnięto
konkurs na najładniejszy wieniec dożynkowy. Komisja
konkursowa przyznała I miejsce i nagrodę w wysokości 500 zł miejscowości Stara Studnica, II miejsce i
nagrodę 400 zł – miejscowości Stara Korytnica i III
miejsce oraz nagrodę 300 zł – miejscowości Bralin.
Pozostałe wieńce otrzymały wyróżnienie i nagrodę w
wysokości 100 zł.
Ogłoszono także wyniki konkursu na najładniejszą wieś w gminie Kalisz Pomorski. Tym razem za
trud włożony w upiększanie miejscowości doceniono
mieszkańców Bralina (I miejsce i nagroda 3 tys. zł),
Suchowa (II miejsce i nagroda 2 tys. zł) i Starej Studnicy (III miejsce i nagroda 1 tys. zł). Wyróżnienia i
nagrody pieniężne w wysokości 500 zł otrzymały: wieś
Poźrzadło Wlk. i wieś Biały Zdrój.
Spora grupa uczestników pomimo deszczowej
pogody pozostała do późnych godzin wieczornych na
zabawie tanecznej.
wirowka.indd 2
KULTURA
To ludzie
decydują...
1 września 2007 roku po 32 latach pracy przeszła na
emeryturę pracownica Biblioteki Publicznej Pani Halina Szadejko. Z tej okazji miałam zaszczyt zadać Pani
Szadejko kilka pytań dotyczących pracy zawodowej, jak
i prywatnych planów na przyszłość.
Przepracowała Pani w kaliskiej bibliotece 32 lata. Jakie zmiany
dokonały się tutaj w przeciągu tego okresu?
- Sytuacja wówczas, czyli 32 lata temu, była podobna. Następowała,
jak teraz, zmiana pokoleniowa na stanowisku, moja poprzedniczka
pani Czesława Jęsiek odchodziła na emeryturę, a ja byłam na starcie
w zawodzie. Naturalną rzeczą jest, że ktoś młodszy o całe pokolenie
chce wprowadzać i realizować własne pomysły. Ja bardzo szybko,
na przykład, zrezygnowałam z centralnego zakupu książek przez
bibliotekę powiatową. Chciałam sama decydować o doborze tytułów
dla swoich czytelników.
Inne zmiany wymusiło życie. Potroiła się liczba książek, podwoiła
liczba czytelników, no i wkroczyła elektronika. Prawie cały księgozbiór spisany jest już na nośnikach elektronicznych, wkrótce będzie
można przeglądać zasoby biblioteczne przez internet.
Zmienić nie dało się tylko jednego – lokalu, na lepszy, funkcjonalny
– także dla czytelników.
Mówi się, że liczba osób czytających książki z każdym rokiem
maleje, że jest to coraz rzadszy sposób na spędzanie wolnego czasu.
W dobie kultury obrazkowej coraz niechętniej zdobywamy się na
jakikolwiek wysiłek intelektualny. Czy na podstawie własnych obserwacji może Pani zgodzić się z tymi opiniami? Czy rzeczywiście
coraz rzadziej można spotkać „mola książkowego”?
- Tak się mówi, ale jeśli gdzieś odchodzą ludzie od bibliotek, to
nie dla tego, że „zapuszczają się” intelektualnie, może nie mają po co
przychodzić, oferta w danej placówce ubożeje. Biblioteka publiczna nie
może być skansenem, magazynem starych książek. Przede wszystkim
stanowić powinna dobrze wyposażone zaplecze, bazę „wiedzową” dla
wszystkich uczących się. A czytającym dla przyjemności wszelkim
molom książkowym dawać wybór. Mól książkowy („człowiek wiecznie ślęczący nad książkami” – wg słownika) oczywiście nie wyginął,
ma się dobrze.
Kultura wysoka była zawsze elitarna, z drugiej strony biblioteka jest instytucją publiczną. Czy rzeczywiście z zasobów biblioteki
mieszkańcy gminy korzystają masowo, czy też z tego przywileju
korzysta garstka stałych czytelników?
- Biblioteka publiczna ma służyć ogółowi mieszkańców, w różnym
wieku, o różnych potrzebach i zainteresowaniach. Bibliotekarki z obowiązku powinny tak dobierać książki, by była to oferta dla wszystkich,
2007-10-03 15:33:23
KULTURA
STR. 3
II NAGRODA DLA JEZIOROWEGO
OGÓRKA KISZONEGO W KONKURSIE
„NASZE KULINARNE DZIEDZICTWO”
7 września 2007 roku w Zachodniopomorskim Ośrodku
Doradztwa Rolniczego odbył się wojewódzki finał VII edycji
konkursu „Nasze Kulinarne Dziedzictwo”, na najlepszy regio-
nalny produkt żywnościowy, zorganizowanego przez Polską
Izbę Produktu Regionalnego i Lokalnego. Głównym celem
konkursu jest identyfikacja i promocja regionalnej żywności
wytwarzanej przez lokalnych wytwórców w oparciu o miejscowe zasoby surowcowe.
W finale wojewódzkim zaprezentowało się ponad 30 wystawców z kilkudziesięcioma produktami. Chleb wiejski na
liściach chrzanu, wino z dzikiej róży hecze – pecze, nalewka z
tataraku, kompot z ogórków, gęsie pipki, czy pstrąg ryby lubie
po rybacku. To tylko niektóre z regionalnych specjałów zgłodla masowego użytkownika. Tak było zawsze u nas i nie jest szonych do siódmej edycji konkursu „Nasze Kulinarne Dziedzictwo”. A wśród nich kaliski jeziorowy ogórek kiszony, który
to trudne, zwłaszcza gdy są pieniądze.
A czy nasi czytelnicy to garstka z ogółu mieszkańców znalazł uznanie w „ustach” jurorów i otrzymał drugą nagrodę
gminy? Chyba nie. To jest zawsze około 1500 osób, 20% w kategorii produkty regionalne pochodzenia roślinnego.
ogółu mieszkańców gminy ma kartę czytelnika. Wśród nich
są wspomniane mole książkowe – szczęśliwcy, którzy mogą
czytać dla przyjemności i młodzież ucząca się, a także studenci
pożyczający u nas podręczniki akademickie. Dodatkowo dużą
grupę stanowią użytkownicy komputerów bibliotecznych.
Zapobiegajmy pożarom
Teraz zadam pytanie może banalne, niemniej ogromnie
mnie ciekawi, czy po tylu latach pracy zawodowej będzie
Pani do niej tęskniła, czy raczej radość z wolnego czasu
przeważa nad nostalgią?
- Trudno powiedzieć. A jeśli zatęsknię, to raczej za koleżankami bibliotekarkami. Sama biblioteka to tylko miejsce, jak
wiele innych. To ludzie decydują, czy w danym miejscu chce
się przebywać, czy omijamy je z daleka.
Na pewno brakować mi będzie kontaktu z czytelnikami,
rozmów z wieloma z nich. Pozdrawiam wszystkich serdecznie
i życzę, by długo mieli przyjemność z czytania.
Jury Ogólnopolskiego Konkursu Plastycznego odbywającego się pod hasłem „ Zapobiegajmy pożarom” wyróżniło 3 prace
na szczeblu wojewódzkim nadesłane z Miejsko-Gminnego
Ośrodka Kultury w Kaliszu Pomorskim. Prace te wykonały:
Zofia Hurka, Zuzanna Bogusz, Michalina Wróblewska. Spotkanie laureatów i odbiór nagród odbyły się w Kołobrzeskim
Kompleksie „Milenium”. Dziewczynki otrzymały statuetki i
piękne nagrody, przez dwie godziny kąpały się w tamtejszym
Aqua Parku Milenium Spa i zwiedziły Muzeum Oręża Polskiego.
Gratulacje!
Moje ostatnie pytanie dotyczy pomysłu na życie na
emeryturze. Czy ma Pani teraz jakieś szczególne plany,
marzenia?
- Marzenia – piękna rzecz. Jest na przykład tyle miejsc wartych zobaczenia. Wcześniej nie miałam czasu, na emeryturze
jeśli okoliczności pozwolą można by trochę pozwiedzać.
Dziękuję bardzo za udzielenie wywiadu. W imieniu pracowników Biblioteki Publicznej, Miejsko–Gminnego Ośrodka Kultury, a także mieszkańców naszej gminy, pragnę podziękować
za Pani wkład w rozpowszechnianie kultury, za serce włożone w
tę pracę, za całkowite jej się oddanie. Życzymy dużo uśmiechu,
radosnego wypoczywania oraz kolejnych niezapomnianych
chwil z książką.
Z Panią Haliną Szadejko
rozmawiała Edyta Konieczna.
wirowka.indd 3
2007-10-03 15:33:24
STR. 4
KULTURA I OŚWIATA
WYKRYWACZE TALENTÓW
W marcu 2007 roku nasze Stowarzyszenie „Jesteśmy Razem” działające przy ZSP w Kaliszu Pomorskim złożyło wniosek o dotację na
realizację projektu edukacyjnego „Wykrywacze Talentów” do Polskiej
Fundacji Dzieci i Młodzieży, finansowanej ze środków Polsko-Amerykańskiej Fundacji Wolności w ramach programu „Równać Szanse”.
Głównym celem programu jest wyrównywanie szans edukacyjnych
młodzieży ze społeczności lokalnych (do 20 tysięcy mieszkańców).
Nasz projekt polega na pracy młodzieży
odkrywającej historię
naszych ziem poprzez
poszukiwania w terenie,
archeologię militarną,
zbieranie informacji o
ciekawych miejscach,
wycieczki do lokalnych
muzeów i miejsc walk
pod opieką przewodników i instruktorów.
Efektem ma być stworzenie szkolnej izby
pamięci, gdzie wysta-
wione zostaną zebrane przez młodzież eksponaty.
Pomysł na alternatywne poznawanie historii powstał, kiedy grupa młodzieży wraz z opiekunem M. Rydzewskim nawiązała we wrześniu 2005 roku
współpracę członkami Stowarzyszenia Archeologii Militarnej POMORZE
z Drawska Pomorskiego. Współpraca zaowocowała wyjazdami w teren,
prezentacją eksponatów z kolekcji, a przede wszystkim zainteresowaniem
młodych ludzi i pomysłem na projekt, który pozwoli rozwinąć już rozpoczęte działania.
Okazało się, że nasz projekt znalazł uznanie u ekspertów Fundacji i
jako jeden z 60 na 899 nadesłanych otrzymał dotację w wysokości 20000
złotych.
Działania związane z realizacją projektu zaczęliśmy od spotkania w
sierpniu tego roku, na którym uzgodniliśmy szczegóły związane z realizacją wcześniej przygotowanego harmonogramu. Przewidujemy dwa dalsze
wyjazdy warsztatowe. Pierwszy do miejsc walk o Wał Pomorski w okolice
Mirosławca, Tuczna i Wałcza, gdzie młodzież zapozna się z dziejami bitwy, sprzętem wojskowym i konstrukcją fortyfikacji niemieckich. Drugi do
Bornego Sulinowa i okolic, gdzie znajdowała się
baza i poligon wojsk niemieckich i radzieckich.
Poza tym będziemy badali z użyciem wykrywacza metali miejsca potyczek z czasów II wojny
światowej położone w okolicach Kalisza Pomorskiego. Planujemy też spotkania z kombatantami,
uczestnikami walk, żołnierzem I Armii Ludowego
Wojska Polskiego i żołnierzem armii niemieckiej.
Trwałym efektem realizacji naszego projektu
będzie izba historyczna w czytelni przy bibliotece szkolnej, gdzie wyeksponujemy pozyskane
pamiątki przeszłości. Gazetka będzie na bieżąco
informować o działaniach młodych odkrywców.
Możecie liczyć na naszych reporterów.
M. Witek, I. Pelc
„SZTUKOWANIE”
Zderzenie sztuki i kultury w którym udział wziął Teatr
Ognia Ugnis i pracownia ceramiczna działające przy MiejskoGminnym Ośrodku Kultury odbyło się w Gryfinie w dniach
7-9 września 2007 r.
Festiwal ten organizowany był po raz pierwszy, a udział
w nim mógł wziąć każdy, kto zajmuje się teatrem, piosenką czyli ogólnie sztuką. Przez 3 dni trwania
festiwalu można było
zobaczyć spektakle teatralne, np.: „Szepty” Teatru Krzyk z Maszewa,
taniec butho w spektaklu
„POZA”, obejrzeć filmy, np.: „A czegu się tu
bać?” o mieszkańcach
z mazurskich wiosek
opowiadających o rytua-
wirowka.indd 4
łach, zwyczajach i wierzeniach dotyczących śmierci, obejrzeć
wystawy. Podczas festiwalu młodzież z Ośrodka uczestniczyła
w warsztatach plastycznych, wokalnych i butho, ale i sama
prowadziła warsztaty. Rafał Michalski, pracownik Ośrodka Kultury, prowadził warsztaty ceramiczne, a z grupą Teatru Ognia
pokazał swój spektakl dla uczestników „SZTUKOWANIA”.
2007-10-03 15:33:26
KULTURA
„NA GRZYBY
- W AROMATÓW PEŁEN LAS”
/Kabaret Starszych Panów/
Grzyby stanowią
sezonowy dodatek do
naszego menu. Może
dlatego je tak cenimy,
gdyż nigdy nie odczuwaliśmy ich przesytu.
Lubimy je ze względu
na walory smakowe i
aromatyczne. Stanowią
doskonałą przyprawę
pobudzającą apetyt,
jak również uzupełniają i urozmaicają nasze
pożywienie.
Od dawien dawna grzybom przypisuje się dużą wartość odżywczą
i chętnie używa ich jako potraw. Tymczasem wartość odżywcza grzybów nierzadko bywa przeceniana. Przeprowadzone badania chemiczne
wykazują wyniki inne, niż nasze pierwotne przypuszczenia. W grzybach
znajduje się znaczny odsetek substancji azotowych, który ma znikomą
wartość odżywczą, a chityna, stanowiąca materiał budulcowy błon komórkowych jest zupełnie bezwartościowa. Jedynie białka, występujące
w grzybach pod dostatkiem, bywają przez nas przyswajane. Grzyby
zawierają również niemałe ilości witamin, zwłaszcza z grupy B oraz
sole mineralne np. związki potasu, fosforu i żelaza. Dostarczają nam
mikroelementów, jak: kobalt, cynk, jod, mangan (vide: „Przewodnik
grzyboznawczy”. Warszawa, 1972).
Zwykle z końcem sierpnia i początkiem września spotkać można
grzybiarzy z koszami okazałych grzybów. Tymczasem obecny rok nie
wydaje się być łaskawy dla amatorów leśnego runa. Dlaczego tak się
dzieje? Podstawą rozwoju grzybów jest ich odpowiednie podłoże, jednak
występowanie zależy od warunków atmosferycznych, w szczególności
odpowiedniej wilgotności i temperatury powietrza. Wilgotność gleby zależy od ilości opadów i poziomu wód gruntowych. Umiarkowanie ciepły
wrzesień winien się odznaczać maksymalnym procentem owocowania
grzybów w lasach liściastych, natomiast w lasach iglastych największą
obfitość grzybów obserwujemy w końcu września i w październiku.
W naszych kaliskich lasach dotąd można było nazbierać pokaźny
kosz kurek, a inne grzyby pojawiły się jedynie w śladowych ilościach.
Czy okres najlepszego wysypu grzybów jest przed nami, czy już za
nami, okaże się w najbliższych tygodniach.
Zatrważające bywają statystyki zatruć grzybami. Nie ma niezawodnych środków rozpoznawczych, umożliwiających odróżnienie
grzybów jadalnych od trujących. Niektórzy grzybiarze twierdzą, iż
łatwo jest poznać muchomora po zapachu. Dużo jest w tym racji, ale
zapach grzybów dość trudno określić. Poza specyficzną wonią grzybową
borowika, grzyby mogą pachnieć przeróżnie, np.: mąką pachnie gąska
zielonka, rzodkwią zaś muchomory. Nie jestem jednak przekonana,
że należy się wyłącznie wonią posługiwać przy odróżnianiu grzybów
jadalnych i trujących. Jedyną skuteczną obroną przed zatruciem jest
ich dobra znajomość. Dość często spotyka się też błędny pogląd, iż
grzyby nadjedzone przez ślimaka nie będą trujące. Również błędny,
aczkolwiek dość szeroko rozpowszechniony jest pogląd, iż grzyby
trujące posiadają ostry smak i że wystarczającym zabezpieczeniem
jest dotknięcie językiem kapelusza. Nic bardziej mylnego, śmiertelny
muchomor sromotnikowy bardzo często bywa podgryzany przez owady
i ślimaki oraz prawie pozbawiony jest smaku. Przypadki zatruć grzybami
bywają poważne i nie należy ich lekceważyć. Wszystkie objawy zatrucia
grzybami winny być konsultowane z lekarzem. Przypadki zatruć należy
zgłaszać w najbliższej stacji sanitarno-epidemiologicznej.
bpmig
wirowka.indd 5
STR. 5
Już minęło prawie 60 lat....
Już niedługo będziemy świętować okrągły jubileusz, sześćdziesiąt lat tradycji liceum w Kaliszu
Pomorskim. To wspaniałe wydarzenie dla jej absolwentów. Zapewne niewielu wie, że nasza szkoła ma
za sobą ciekawą historię, którą budowali niezwykli
ludzie.
Początki nauczania na poziomie ponadpodstawowym związane były z okresem powojennym. Na bazie
szkoły podstawowej zorganizowano tutaj jedenastoletnią Państwową Szkołę Ogólnokształcącą. Jej założycielem i jednocześnie pierwszym dyrektorem był pan
Jan Sujkowski. Nie można też pominąć osób, które
w znaczącym stopniu przyczyniły się do jej powstania i rozwoju . Byli to: Julia Bej, Maria Pomińska,
Stefania Sekała, Włodzimierz Sekała, Irena Szłabnik,
Helena Kurylczyk i Władysława Tarnowska.
Nauka rozpoczęła się w roku szkolnym 1948/1949
i objęła jedynie klasę ósmą na stopniu licealnym.
Uczęszczało do niej dziewiętnastu uczniów. Budynek
szkoły został odbudowany po wojennych zniszczeniach, ale wyposażenie w sprzęt było znikome. Pomoce naukowe stanowiły na przykład dwa globusy, pięć
map, niekompletne przybory do matematyki i kilka
pomocy do fizyki oraz chemii. Ogromną przeszkodą
był również brak podręczników do przedmiotów
podstawowych.
W tymże roku 1948 zorganizowano internat przy
szkole średniej, w którym początkowo było 21 miejsc,
a w roku szkolnym 1949/50 przybyło dalszych 40.
Z internatu korzystała młodzież mieszkająca ponad
4 km od szkoły. Ach, co to były za czasy, wspominają
niektórzy.
No cóż moi Drodzy, szkoła obchodzi urodziny
i nie obejdzie się bez niespodzianek. Już 22 października odbędzie się zjazd absolwentów z roczników
1992 oraz 1994. Będzie co wspominać, ale już
mieliśmy okazję gościć absolwentów z 1993 roku.
Zdjęcia z tamtego okresu są zabawne i wzruszają do
łez. Można je również zobaczyć na szkolnej stronie
internetowej.
4 października o godzinie szesnastej odbędzie się
zebranie Komitetu Organizacyjnego, składającego
się z byłych absolwentów naszego liceum. Ustalony
ma zostać na nim harmonogram świętowania 60-lecia
szkoły, a także propozycja ulotek informujących
o tym wspaniałym wydarzeniu.
Magiczna data to 13 września 2008 roku, wówczas
odbędzie się zapowiadany, wyjątkowy zjazd absolwentów, więc już serdecznie zapraszamy. Kochani,
nie bądźmy obojętni na świętowanie obchodów naszej
szkoły. Komitet Organizacyjny jest otwarty na Wasze
pomysły. Możecie śmiało planować uczczenie tego
wydarzenia i włączyć się w organizację.
Wiem, że w naszym środowisku są osoby o twórczej duszy, więc nie ma na co czekać, podzielcie się
swoimi pomysłami.
Tego święta nikt nie powinien zapomnieć, będzie głośno o Was i naszej sześćdziesięcioletniej
„staruszce”. Będziemy systematycznie informować
Państwa o postępach w pracy związanej z organizacją
jubileuszowego zjazdu.
Pozdrawiamy Was ciepło
Redakcja „Kontrastu”
2007-10-03 15:33:27
STR. 6
KULTURA I OŚWIATA
Po prostu „Simple Live”
i na na na na...
Simple live, na na na – podśpiewuję sobie pod nosem
pisząc ten materiał. Dla wielu wakacje to przede wszystkim czas na odpoczynek, to swego rodzaju odskocznia od
codziennych zajęć. Pomysłów na spędzenie tych kilku chwil
wolności może być wiele. Są jednak wakacje, na które
trzeba sobie zapracować. Wiedzą o tym młodzi wolontariusze z powiatu drawskiego, którzy w dniach 22-31 lipca
2007 pojechali do Estonii na międzynarodową wymianę
młodzieży. Miałam to szczęście, że mogłam uczestniczyć w
tym fantastycznym przedsięwzięciu.
A zaczęło się tak spokojnie
Grupka przesympatycznych i zakręconych ludzi wraz z
opiekunkami Anną Kleban i Moniką Kuczyńską, grzecznie
zapakowała swoje manatki do busa i wyruszyła na podbój
dalekiego kraju, którego żadne z nas nie znało osobiście. Ale
zanim postawiliśmy nogi na estońskiej ziemi, to 23 godziny
spędziliśmy w aucie – „droga długa jest, nie wiadomo czy ma
kres” – śpiewa „ Akurat”. Ale niestraszne są drogi, jeśli ma się
doborowe towarzystwo. Od początku trasy towarzyszyła nam
pozytywna energia, a dobry humor nie opuszczał nas nawet na
chwilę. Wspólne granie i śpiewanie oraz oglądanie kabaretów
było świetną alternatywą na to, by się nie nudzić. I nareszcie
dotarliśmy, uff... – przystanek Obinitsa, to tu przez najbliższy
tydzień będziemy aktywnie uczestniczyć w różnego rodzaju
seminariach, spotkaniach i nie tylko.
A miało być tak pięknie
Moja pierwsza reakcja - gdzie ja jestem? W jakiejś dziurze
zabitej dechami, dosłownie żadnej żywej duszy na horyzoncie,
jeden sklep na krzyż, domy, puste pola, łąki i to wszystko.
A gdzie ten nasz internat? Jedynym centrum informacji stał się
sklep, w którym byli jacyś ludzie! Próbowaliśmy nawiązać
rozmowę z paniami wychodzącymi z news center, ale nie rozumiały angielskiego. Na ratunek pospieszyli dzielni panowie
kierowcy, którzy troszeczkę mówili po rosyjsku, jednak nic z
tego, nikt nie „paniemajet”. Nieoczekiwanie zjawił się nasz
Hero, który nie zastanawiając się długo, zdecydował się popilotować nas do naszego punktu docelowego. Jak się okazało
internat był szkołą – no cóż, niewielka różnica. Szczęśliwi, że
to koniec naszej podróży, mimo zmęczenia, z uśmiechem na
twarzy podreptaliśmy do naszego centrum dowodzenia.
Jak zawsze wyrywni
Gdzie diabeł nie może, tam Polaków pośle. I tym razem
byliśmy pierwsi, no pomijając estońskich gospodarzy. Nie
daliśmy szansy ani naszym niemieckim, ani tureckim, ani
włoskim kolegom. Na dzień dobry po wojażach przywitano
nas bardzo serdecznie. A potem to już wszyscy ze wszystkimi
się witali przy przyjeździe kolejnych grup biorących udział
w seminariach. Pierwszy dzień to jak zawsze organizacja,
przydzielenie sal, zapoznanie się z programem i najważniejsze – INTEGRACJA. Trzeba się przecież poznać, by móc
wirowka.indd 6
ze sobą pracować. A potem to już codziennie spotykaliśmy
się w aktivity room na seminariach, poprzedzanych krótkimi
zabawami na rozbudzenie. Nawet nauczyłam się grać w piłkę
nożną kurczaków.
I zaczęło się
Pierwsze seminarium dotyczyło życia na wsi i w mieście w
naszych krajach oraz zmian, jakie zaszły po wstąpieniu do Unii
Europejskiej (poza Turcją rzecz jasna). Mieliśmy okazję poznać
bliżej kraje naszych nowopoznanych kolegów i odwrotnie. I
ku mojemu zdziwieniu nie były to nudne i suche informacje
ze statystykami i wyliczanką, kto jest lepszy, nie. Prezentacje
łączyły w sobie nie tylko wymianę wiedzy, ale także dużo
śmiechu i zabawy połączonej między innymi z nauką języków
obcych. Każdy na swój sposób przekazał informacje dotyczące
swojej ojczyzny, kultury i tradycji. Rozmawialiśmy na tyle
rożnych tematów, że nie jestem w stanie tego wszystkiego zliczyć i wypisać. Pocieszeniem było to, że z reguły seminaria nie
trwały zbyt długo, a my więcej czasu spędzaliśmy na integracji.
Najlepszym sposobem były różnego rodzaju gry i zabawy oraz
przygotowane specjalnie dla nas warsztaty ceramiczne i fotograficzne. Gospodarze zapewnili nam sporo atrakcji, w tym
wyjazd do muzeum Seto, na farmę, jak również na największy
Festiwal Muzyki Folkowej w Vilandnii – oj ta muzyka! Nie
tylko folk królował w murach i poza murami szkoły, w której
przyszło nam mieszkać.
Teraz Polska
Miłym zaskoczeniem, zwłaszcza dla mnie, było to, jak
jeden z Włochów na korytarzu podśpiewywał sobie „i co ja
robię tu”. Nie mogłam się oprzeć i zaproponowałam wspólne
śpiewanie, a co, nie po to wiozłam tyle kilometrów gitarę, by
stała w kącie. I tym sposobem Nando nauczył się całej piosenki, a nie tylko refrenu. Międzynarodowe granie zaowocowało
m.in. powstaniem naszego wspólnego hymnu „ Simple live”
– ukłony w kierunku kreatywnych muzycznie Włochów. Jednak Polski akcent też musiał być. Niejednokrotnie tuż przed
snem dziewczęta mówiły: Asia, zagraj nam „Czarnego bluesa
o czwartej nad ranem”, ten z kolei był nieoficjalnym hymnem
polskojęzycznej grupy.
Wszystko co dobre
niestety szybko się kończy. Eh, nie lubię pożegnań, ale
tego chyba nikt nie lubi. Na zakończenie wspólnego spotkania
stworzyliśmy specjalne kartki, na których każdy z uczestników
napisał coś miłego o właścicielu. Taka miła pamiątka po ludziach, których się poznało, a z którymi po tak krótkim czasie
nawiązały się nowe znajomości a nawet i przyjaźnie. Przy
odjazdach łzy lały się ciurkiem, jakoś tak dziwnie nie chciało
się wracać do domów. Ostatnie zdjęcia, uściski, wymiana maili
i ciepłe słowa na pożegnanie. Każdy z nas zabrał ze sobą kartkę
- walizkę, w której znajdowały się same dobre rzeczy. Pamiątka
pozostanie na długi, długi czas. Tak jak i wspomnienia.
Asia Pacześna
2007-10-03 15:33:27
KULTURA I OŚWIATA
STR. 7
Sam na sam ze sobą
Lenistwo kontra szkoła
W
staję rano… spóźniona, jak zwykle. Jest 7:30.
Dzień jak każdy inny, szaro, pada, sama pogoda
już przytłacza. Przygnębia mnie ta codzienność,
prozaiczna zwykłość i nuda każdego dnia. Codziennie to samo,
dobrze chociaż, że plan zajęć na każdy dzień tygodnia jest inny.
Ale tygodnie mijają jak szalone. Przed oczyma pojawia mi
się następny miniony poniedziałek i za tydzień następny i tak
ciągle. Nic innego nie pozostaje jak tylko marzenia o egzotycznych wakacjach. A to jeszcze cały rok. Ale dlaczego tak szaro
na to wszystko patrzę? Przecież zapomniałam o studniówce,
osiemnastych urodzinach, feriach.
Pierwsza lekcja. Zdążyłam jakimś cudem. Dobrze, bo już
dosyć mam spóźnień. Jeszcze ciągle nie marzę o niczym innym
jak tylko o mięciutkiej podusi i świętym spokoju. Pierwsza
lekcja w poniedziałek to koszmar! Czujesz jeszcze tę swobodę
i lekkość, tę weekendową wolność, a nagle ścierasz się z tą
przykrą rzeczywistością - jestem już w szkole. Ten błogi stan
trwa jakieś 15 minut, potem coś stawia mnie na nogi, zaczynam myśleć i próbuję odnaleźć w sobie moc, wytężam mózg.
Nastawiam w nim maksymalną pięciodniową prędkość.
Kolejne lekcje mijają szybko, przed każdą zawsze na
początku pojawia się stres. Zapyta mnie? Nie, przecież mam
już ocenę. Głowę chowam jak tylko mogę. To już chyba taki
bezwarunkowy odruch, zawsze tak mam jak się boję. A jednak
ten dzień nie okazał się tak szczęśliwy, jeszcze słyszę ten szum,
dźwięk mojego nazwiska i czuję zaskoczenie. Wstaję, biorę
zeszyt, jeszcze w drodze przeglądam go. Dam z siebie wszystko
- myślę. Było dobrze, 23/25. Ale nie czuję zadowolenia i dumy.
Po prostu czuję, jakby to było zupełnie normalne. Wracam do
ławki z wielką ulgą. Lekcja kończy się i następna też.
Piętnasta, wracam do domu. Chmurzy się, pada. Przecież
jest jeszcze kalendarzowe lato, a za oknem czternaście stopni
i okropny deszcz. Co ja dziś będę robić?
Następny, uderzająco podobny dzień przede mną, nudzi
mnie to, przygnębia. Zabija mnie ta monotonia. Dobrze, że mam
przyjaciół i „rzeczy”, które nadają memu istnieniu sens.
Wróciłam do domu. Jem obiad, albo i nie. To zależy, dziś
mam ochotę, to skonsumuję sobie. Znowu robię się senna.
Już czuję w sobie ochotę na sen. Te osiem lekcji tak strasznie
mnie zmęczyło. Rodzi się pewien konflikt, ochota na sen toczy
walkę z ambicją i chęcią nauki na kolejny obfity w sprawdziany
dzień. Co wygrało? Sen.
Cholera już dziewiętnasta! Budzę się z wielkim przerażeniem i złością! Budzik przecież miał zadzwonić!!! Dobra, no
trudno. Sen zamiast pomóc, pogrążył mnie jeszcze bardziej.
Rozleniwiona i zaspana próbuję znaleźć lekarstwo na swój
własny stan. Biorę do ręki telefon, sms i jego stała, niemalże
niezmienna treść: „Idziemy na mały spacer?” Nie zastanawiając
się idę. Lubię te spacery, zawsze trochę się dotlenię i porozmawiam o wszystkim, o rzeczach zwykłych i niezwykłych.
Dwudziesta, teraz nie wymigam się już od nauki - mówię sobie
ambitnie i tak też jest. Lubię siebie właśnie za to, choć nie
zawsze w ten sposób wytępię lenistwo. Z przedmiotów, które
lubię, uczę się szybko, a nawet wcale. Wystarczy aktywny
udział w lekcji. Ale niestety… jestem kompletną nogą z kilku,
no to muszę się uczyć. Ufff… Nienawidzę tego przymusu,
który sama sobie narzucam. Buntuję się, mimo tego uczę się
dalej. W końcu przestaję. Dobra, wystarczy- myślę. Za chwilę
wirowka.indd 7
dręczące wyrzuty sumienia każą mi wziąć książkę i spróbować
jeszcze raz. Tak też robię. Zawsze czegoś więcej się nauczę.
Piję kawę, której tak naprawdę nie lubię. Jest dwunasta w nocy,
a ja czuję się wyspana jak nigdy. Walczę jeszcze z tą fizyką.
Średnio mi to idzie, ale ważny jest przecież wkład pracy - jak
to mówi mój wychowawca. Dobra, koniec na dziś i sięgam po
książkę. Lubię czytać, pod warunkiem, że sama ją wybiorę.
Zaczytałam się trochę… już druga w nocy. Wcale nie chce mi
się spać, ale muszę, przecież jutro pobudka. Kładę się, kręcę,
przewracam z boku na bok i wstaję i znów biorę tę książkę.
Drastyczne…, czytam. Bolą mnie oczy, więc przestaję. Ogarnia
mnie lekki sen, ale jeszcze nie śpię. Lubię ten moment, kiedy
jestem na skraju snu. Mam czas dla siebie, na swoje myśli.
Magiczny to stan, wszystko jest wtedy takie bajecznie proste,
jak z kreskówki, wydaje mi się, że jeszcze nie śpię, ale jednak
już powoli odlatuję… Nie wiadomo kiedy, mimowolnie, ogarnia mnie sen. Już nie stawiam oporu w postaci filiżanki kawy
i staję się jego niewolnicą.
„WYZNANIA GEJSZY”
Akcja powieści rozpoczyna się w 1929 r. w małej
rybackiej osadzie Yoroido. Dziewięcioletnia wówczas
dziewczynka o imieniu Chiyo, wiodąca dotąd beztroskie
życie, zostaje sprzedana przez ojca do szkoły gejsz w Kioto,
a jej starsza, mniej urodziwa siostra Satsu, trafia do domu
publicznego.
Tak właśnie rozpoczyna się barwna opowieść, której
tło stanowi bogactwo historyczne i obyczajowe kraju kwitnącej wiśni. Jest to opowieść o ludzkich dramatach i trudnych, życiowych wyborach. Artur Golden w „Wyznaniach
gejszy” ukazuje nam przemiany niewinnych dziewcząt w
pełne zmysłowości kobiety, obiekty głębokich westchnień
wielu mężczyzn. Oczyma głównej bohaterki poznajemy
świat zawodowych uwodzicielek, ich sposób nakładania
makijażu, układania włosów, tradycję wkładania barwnych
kimon, naukę tańca i podawania sake.
Opowieść ma charakter pamiętnika, tym bardziej
cennego, iż gejsza zazwyczaj nie mówi o swych doświadczeniach zawodowych. Zbyt wiele wie o zwyczajach
innych osób. Między innymi o tym, że dany dygnitarz,
tak jak zwykły śmiertelnik, też lubi czasem zdjąć spodnie.
I chociaż postać Nitty Sayuri należy do świata fikcji, opowieść została urozmaicona wieloma faktami historycznymi
z życia gejsz. Zastanawiające jest, dlaczego powieść ta
odniosła tak ogromny sukces komercyjny w krajach kulturowo odmiennych od Japonii. Może dlatego, iż autorem
jej jest cudzoziemiec, pasjonat ceremonii herbacianej…
Niedawno na ekranach kin można było obejrzeć filmową
adaptację tej książki, fenomenu wydawniczego ostatnich
lat, w reżyserii Stevena Spielberga.
Powieść warto przeczytać. Stanowi doskonały sposób
na niedobór wrażeń i nieodparte pragnienie przygód.
bpmig
2007-10-03 15:33:27
STR. 8
KULTURA
Święto młodzieży w Koszalinie
wydarzeniem był koncert
Polsko-Niemieckiej Orkiestry
Pomerania. Odbyły się także
zawody sportowe w siatkówce, piłce nożnej, kręglach i
pływaniu. Ponadto chętni
mogli szkolić się i doskonalić
umiejętności na różnorodnych
warsztatach tematycznych:
chór, pantomima, dziennikarstwo, orkiestry dęte, rockowe,
taneczne – salsa, hip-hop,
break dance i filmowe.
W Festiwalu tym udział
wzięli także młodzi ludzie z
Kalisza. Dwie grupy z Ośrodka Kultury: grupa Teatru Ognia Ugnis oraz grupa taneczna
Yest. Nasza młodzież mogła
zobaczyć co potrafią inni i
zaprezentować swoje umiejętności. Taki festiwal stwarza
doskonałe możliwości do wyzbycia się uprzedzeń oraz do
nauki szacunku i akceptacji.
Polsko-Niemiecki Festiwal Młodzieży już po raz XII
gościł w Euroregionie Pomerania. Tym razem organizatorem imprezy był Koszalin.
Festiwal swoją historią
sięga 1996 roku, wtedy po
raz pierwszy odbył się w
Lőcknitz, potem w Stargardzie Szczecińskim i tak już
co roku na przemian raz
po stronie polskiej, a raz
niemieckiej. Zeszłoroczny
festiwal odbył się w małym miasteczku Strasburg w
Landzie Meklemburgia Pomorze Przednie. Na festiwal
przyjeżdżają młodzi ludzie
z trzech krajów: Szwecji,
Niemiec i Polski, tworzących
wspólny region Pomerania.
Pomerania to nazwa krainy
położonej nad morzem, która
określa przede wszystkim luAdres redakcji:
Miejsko-Gminny Ośrodek
Kultury, ul. Dworcowa 6,
78-540 Kalisz Pomorski,
tel./fax 094 361 63 22,
e-mail: [email protected]
Redakcja:
Dorota Jedynowicz, Aneta
Olszacka, Barbara ­Krupińska,
Bernadetta Klimczak.
Współpraca:
Edyta Konieczna.
wirowka.indd 8
dzi, których łączy morze, bez
względu na granice dzielące
państwa, bariery kulturowe i
językowe.
Otwarcie tegorocznego festiwalu odbyło się 14
września br. na Rynku Staromiejskim.
Wszystkich gości przywitał prezydent Koszalina Mirosław Miekietyński, podkreślił
istotę organizowania tego
typu spotkań młodzieży. Po
otwarciu wszyscy uczestnicy
przeszli do amfiteatru, gdzie
odbyły się prezentacje artystyczne. Były to prezentacje
z takich dziedzin, jak m.in.
taniec współczesny i ludowy,
teatr pantomimy i ognia, pokazy wokalne, rockowe, gimnastyczne oraz prezentacje
orkiestr i chórów. Ważnym
„Jak ty to widzisz”
Jest to tytuł wystawy, która została otwarta w Miejsko
– Gminnym Ośrodku Kultury w Kaliszu Pomorskim w Galerii
za Filarami. Wernisaż wystawy odbył się 13 września br.
„ Jak ty to widzisz” jest Projektem Polsko-Niemieckiej
Współpracy Młodzieży w ramach Roku Polsko-Niemieckiego
2005/2006.
Kilkunastu młodych fotografów z Polski i Niemiec podjęło się niełatwego zadania: mieli przejrzeć się obu krajom i
uchwycić je w obiektywie, podzielić się swoimi spostrzeżeniami i analizować to, co widzieli i słyszeli. Jednocześnie mieli
unikać utartych stereotypów. Nie szukać motywów, które by
potwierdzały uprzedzenia – pierwszego lepszego wozu ciągniętego przez konia na polskiej wsi, czy swastyki na jakimś
murze w Niemczech. Ich zdjęcia ponadto miały odpowiadać
wymaganiom rzemiosła dziennikarskiego, aby w przyszłości
mogły ukazać się w gazetach obu krajów.
Wystawa została zaprezentowana nie tylko w Warszawie,
Berlinie, ale i w Kaliszu Pomorskim.
T E L E G R A M
K U LT U R A L N Y
Uwaga! Do 19 listopada br. trwa Ogólnopolski
Konkurs Plastyczny „Barwy
Lasu”, skierowany do dzieci i
młodzieży w wieku 7-19 lat.
Regulamin konkursu dostępny
jest na stronie internetowej
MGOK oraz w szkołach na
terenie naszej gminy.
2007-10-03 15:33:29

Podobne dokumenty