Dożynki Wieńcowe czy Okrężne... po prostu Święto Plonów
Transkrypt
Dożynki Wieńcowe czy Okrężne... po prostu Święto Plonów
W NUMERZE: WIEŚCI Z RATUSZA n Otwarcie świetlicy w Cybowie n Z wizytą w Torgelow n Najładniejszy Wojewódzki Wieniec Dożynkowy n Rowerem przez Gminę n Informacja dla podlegających obowiązkowi wojskowemu n Podziękowanie n Ogłoszenie WIRÓWKA KULTURA n „To ludzie decydują… n II Nagroda dla Jeziorowego Ogórka Kiszonego n Zapobiegajmy pożarom n „ Sztukowanie” n „ Na grzyby – w aromatów pełen las” n „ Wyznania Gejszy” n Święto młodzieży w Koszalinie n „ Jak ty to widzisz” Dożynki Wieńcowe czy Okrężne... po prostu Święto Plonów Dożynki to największe w roku święto gospodarskie rolników, które jest ukoronowaniem ich całorocznego trudu, obchodzone po zakończeniu wszystkich najważniejszych prac polowych i zebraniu plonów, a głównie plonu zbóż. W dawnej Polsce nazywano je również Wieńcowem (od najważniejszego ich symbolu wieńca ze zbóż i kwiatów) lub Okrężnem (od starodawnego obyczaju jesiennego obchodzenia, lub objeżdżania, czyli okrążania pól po sprzęcie zboża). Dożynki wg źródeł historycznych obchodzono w Polsce prawdopodobnie już w XVI lub na przełomie XVI i XVII wieku, kiedy na naszych ziemiach rozwinęła się gospodarka folwarczno-dworska. Urządzali ją dla żniwiarzy (służby folwarcznej i pracowników najemnych) właściciele majątków ziemskich. Była to zabawa, poczęstunek i tańce - w nagrodę za dobrze wykonaną pracę przy żniwach i zebrane plony. Żniwa były bowiem uwieńczeniem wielkiego gospodarskiego trudu, od efektówktórego zależała ludzka egzystencja. Obchody dożynkowe rozpoczynały się wiciem wieńca, z pozostawionych na polu zbóż, z kiści czerwonej jarzębiny, orzechów, owoców, kwiatów i kolorowych wstążek. Wieńce dożynkowe miewały zwykle kształt wielkiej korony lub koła. W przeszłości umieszczano w nich także żywe (a z czasem sztuczne) koguty, kaczęta lub małe gąski, bo miało to zapewniać piękny i zdrowy przychówek gospodarski. Obecnie wieńce przybierają czasem mniej tradycyjne kształty, a za pomysłowość i kunszt wykonania należy pochwalić zwłaszcza mieszkańców naszej gminy. Coraz mniej osób pamięta, że po ostatniej wojnie przez długie lata gospodarzami dożynek byli przedstawiciele władz administracyjnych różnych szczebli, (od gminnych do centralnych) i miały charakter polityczny (miały wyrażać poparcie dla ówczesnej władzy i polityki rolnej), ale zachowywano w nich również chociaż elementy tradycyjne: uroczyste pochody z wieńcami, pieśni. Towarzyszyły im także różne imprezy: kiermasze, zabawy itp. Po 1980 r. dożynki po raz kolejny zmieniły swój charakter: pozostając świętem rolniczego stanu, stały się jednocześnie uroczystością wyznaniową, religijną i dziękczynieniem składanym Bogu i Matce Bożej za szczęśliwie zakończone żniwa i zebrane plony. Powrócono do tradycji dożynek parafialnych. Tak jak w przeszłości formują się barwne pochody dożynkowe z wieńcami, które rolnicy składają w kościołach, przy ołtarzu wraz z innymi płodami ziemi. dokończenie na str. 2 OŚWIATA n Wykrywacze talentów n Już minęło prawie 60 lat… n Lenistwo kontra szkoła n Po prostu „ Simple Live” STAŁE RUBRYKI n Telegram Kulturalny wirowka.indd 1 2007-10-03 15:33:22 STR. 2 Tak było i tym razem na GMINNYCH DOŻYNKACH, które w sobotę 8 września 2007 r. we wsi Dębsko rozpoczęły się dziękczynną mszą świętą poprowadzoną przez ks. proboszcza Bolesława Czapora, po której następnie przez miejscowość przeszedł niezwykle barwny korowód poprowadzony przez Zespół Tańca Ludowego „Gorzowiacy”. W korowodzie uczestniczyły delegacje wieńcowe ze wsi Dębsko, Biały Zdrój, Bralin, Cybowo, Giżyno, Pomierzyn, Sienica, Stara Korytnica i Stara Studnica, a także zaproszeni goście, m.in. Starosta Powiatu Drawskiego Pan Stanisław Cybula, Zastępca Komendanta Powiatowego Policji w Drawsku Pomorskim Pan Jarosław Smolarek oraz przedstawiciele lokalnych władz i mieszkańcy gminy Kalisz Pomorski. „Gorzowiacy” grali i śpiewali o trudzie rolników, o plonie i troskach o przyszłe urodzaje, a pozostali uczestnicy korowodu z pewnością myśląc o przyszłych dobrych plonach i wyrażając nadzieję na zasłużoną po ciężkiej pracy zabawę mogli podziwiać pięknie przystrojoną wieś. Mieszkańcy Dębska doskonale przygotowali się do tego wyjątkowego święta, co dostrzec można było już przy samym wjeździe do wsi oraz na każdym praktycznie kwietniku i w wielu przydomowych ogródkach ozdobionych zbożem, kwiatami, dyniami i śmiesznymi kukłami dożynkowymi. Zaszczytną funkcję Starostów Dożynek przyjęli miejscowi gospodarze: Pani Małgorzata Litwin i Pan Stanisław Fajgier. Piękny bochenek chleba z tegorocznej mąki przyjął od nich zastępca Burmistrza Pan Janusz Garbacz, który powitał uczestników i w imieniu Burmistrza Kalisza Pomorskiego Pana Andrzeja Hypkiego podziękował rolnikom za trud włożony w uprawę ziemi i pracę w gospodarstwach, a także życzył wszystkim dobrej zabawy. W tegorocznym programie artystycznym publiczność mogła podziwiać Zespół Tańca Ludowego „Gorzowiacy”, Grupę Odtwórstwa Historycznego von Borcke oraz wokalistów z Ośrodka Kultury – Adama Kacperskiego, Zuzannę Jedynowicz, Dominikę Świniuch wraz z instruktorem Bartłomiejem Michalczykiem. Do atrakcji należy zaliczyć również stoisko z pysznymi słodkościami serwowanymi przez Panie świetlicowe i gospodynie z różnych miejscowości naszej gminy, a także możliwość wzięcia udziału w licznych konkursach organizowanych w trakcie imprezy m.in. rzut kaloszem do celu, slalom z taczką, ciągnięcie furmanki. W trakcie uroczystości dożynkowych rozstrzygnięto konkurs na najładniejszy wieniec dożynkowy. Komisja konkursowa przyznała I miejsce i nagrodę w wysokości 500 zł miejscowości Stara Studnica, II miejsce i nagrodę 400 zł – miejscowości Stara Korytnica i III miejsce oraz nagrodę 300 zł – miejscowości Bralin. Pozostałe wieńce otrzymały wyróżnienie i nagrodę w wysokości 100 zł. Ogłoszono także wyniki konkursu na najładniejszą wieś w gminie Kalisz Pomorski. Tym razem za trud włożony w upiększanie miejscowości doceniono mieszkańców Bralina (I miejsce i nagroda 3 tys. zł), Suchowa (II miejsce i nagroda 2 tys. zł) i Starej Studnicy (III miejsce i nagroda 1 tys. zł). Wyróżnienia i nagrody pieniężne w wysokości 500 zł otrzymały: wieś Poźrzadło Wlk. i wieś Biały Zdrój. Spora grupa uczestników pomimo deszczowej pogody pozostała do późnych godzin wieczornych na zabawie tanecznej. wirowka.indd 2 KULTURA To ludzie decydują... 1 września 2007 roku po 32 latach pracy przeszła na emeryturę pracownica Biblioteki Publicznej Pani Halina Szadejko. Z tej okazji miałam zaszczyt zadać Pani Szadejko kilka pytań dotyczących pracy zawodowej, jak i prywatnych planów na przyszłość. Przepracowała Pani w kaliskiej bibliotece 32 lata. Jakie zmiany dokonały się tutaj w przeciągu tego okresu? - Sytuacja wówczas, czyli 32 lata temu, była podobna. Następowała, jak teraz, zmiana pokoleniowa na stanowisku, moja poprzedniczka pani Czesława Jęsiek odchodziła na emeryturę, a ja byłam na starcie w zawodzie. Naturalną rzeczą jest, że ktoś młodszy o całe pokolenie chce wprowadzać i realizować własne pomysły. Ja bardzo szybko, na przykład, zrezygnowałam z centralnego zakupu książek przez bibliotekę powiatową. Chciałam sama decydować o doborze tytułów dla swoich czytelników. Inne zmiany wymusiło życie. Potroiła się liczba książek, podwoiła liczba czytelników, no i wkroczyła elektronika. Prawie cały księgozbiór spisany jest już na nośnikach elektronicznych, wkrótce będzie można przeglądać zasoby biblioteczne przez internet. Zmienić nie dało się tylko jednego – lokalu, na lepszy, funkcjonalny – także dla czytelników. Mówi się, że liczba osób czytających książki z każdym rokiem maleje, że jest to coraz rzadszy sposób na spędzanie wolnego czasu. W dobie kultury obrazkowej coraz niechętniej zdobywamy się na jakikolwiek wysiłek intelektualny. Czy na podstawie własnych obserwacji może Pani zgodzić się z tymi opiniami? Czy rzeczywiście coraz rzadziej można spotkać „mola książkowego”? - Tak się mówi, ale jeśli gdzieś odchodzą ludzie od bibliotek, to nie dla tego, że „zapuszczają się” intelektualnie, może nie mają po co przychodzić, oferta w danej placówce ubożeje. Biblioteka publiczna nie może być skansenem, magazynem starych książek. Przede wszystkim stanowić powinna dobrze wyposażone zaplecze, bazę „wiedzową” dla wszystkich uczących się. A czytającym dla przyjemności wszelkim molom książkowym dawać wybór. Mól książkowy („człowiek wiecznie ślęczący nad książkami” – wg słownika) oczywiście nie wyginął, ma się dobrze. Kultura wysoka była zawsze elitarna, z drugiej strony biblioteka jest instytucją publiczną. Czy rzeczywiście z zasobów biblioteki mieszkańcy gminy korzystają masowo, czy też z tego przywileju korzysta garstka stałych czytelników? - Biblioteka publiczna ma służyć ogółowi mieszkańców, w różnym wieku, o różnych potrzebach i zainteresowaniach. Bibliotekarki z obowiązku powinny tak dobierać książki, by była to oferta dla wszystkich, 2007-10-03 15:33:23 KULTURA STR. 3 II NAGRODA DLA JEZIOROWEGO OGÓRKA KISZONEGO W KONKURSIE „NASZE KULINARNE DZIEDZICTWO” 7 września 2007 roku w Zachodniopomorskim Ośrodku Doradztwa Rolniczego odbył się wojewódzki finał VII edycji konkursu „Nasze Kulinarne Dziedzictwo”, na najlepszy regio- nalny produkt żywnościowy, zorganizowanego przez Polską Izbę Produktu Regionalnego i Lokalnego. Głównym celem konkursu jest identyfikacja i promocja regionalnej żywności wytwarzanej przez lokalnych wytwórców w oparciu o miejscowe zasoby surowcowe. W finale wojewódzkim zaprezentowało się ponad 30 wystawców z kilkudziesięcioma produktami. Chleb wiejski na liściach chrzanu, wino z dzikiej róży hecze – pecze, nalewka z tataraku, kompot z ogórków, gęsie pipki, czy pstrąg ryby lubie po rybacku. To tylko niektóre z regionalnych specjałów zgłodla masowego użytkownika. Tak było zawsze u nas i nie jest szonych do siódmej edycji konkursu „Nasze Kulinarne Dziedzictwo”. A wśród nich kaliski jeziorowy ogórek kiszony, który to trudne, zwłaszcza gdy są pieniądze. A czy nasi czytelnicy to garstka z ogółu mieszkańców znalazł uznanie w „ustach” jurorów i otrzymał drugą nagrodę gminy? Chyba nie. To jest zawsze około 1500 osób, 20% w kategorii produkty regionalne pochodzenia roślinnego. ogółu mieszkańców gminy ma kartę czytelnika. Wśród nich są wspomniane mole książkowe – szczęśliwcy, którzy mogą czytać dla przyjemności i młodzież ucząca się, a także studenci pożyczający u nas podręczniki akademickie. Dodatkowo dużą grupę stanowią użytkownicy komputerów bibliotecznych. Zapobiegajmy pożarom Teraz zadam pytanie może banalne, niemniej ogromnie mnie ciekawi, czy po tylu latach pracy zawodowej będzie Pani do niej tęskniła, czy raczej radość z wolnego czasu przeważa nad nostalgią? - Trudno powiedzieć. A jeśli zatęsknię, to raczej za koleżankami bibliotekarkami. Sama biblioteka to tylko miejsce, jak wiele innych. To ludzie decydują, czy w danym miejscu chce się przebywać, czy omijamy je z daleka. Na pewno brakować mi będzie kontaktu z czytelnikami, rozmów z wieloma z nich. Pozdrawiam wszystkich serdecznie i życzę, by długo mieli przyjemność z czytania. Jury Ogólnopolskiego Konkursu Plastycznego odbywającego się pod hasłem „ Zapobiegajmy pożarom” wyróżniło 3 prace na szczeblu wojewódzkim nadesłane z Miejsko-Gminnego Ośrodka Kultury w Kaliszu Pomorskim. Prace te wykonały: Zofia Hurka, Zuzanna Bogusz, Michalina Wróblewska. Spotkanie laureatów i odbiór nagród odbyły się w Kołobrzeskim Kompleksie „Milenium”. Dziewczynki otrzymały statuetki i piękne nagrody, przez dwie godziny kąpały się w tamtejszym Aqua Parku Milenium Spa i zwiedziły Muzeum Oręża Polskiego. Gratulacje! Moje ostatnie pytanie dotyczy pomysłu na życie na emeryturze. Czy ma Pani teraz jakieś szczególne plany, marzenia? - Marzenia – piękna rzecz. Jest na przykład tyle miejsc wartych zobaczenia. Wcześniej nie miałam czasu, na emeryturze jeśli okoliczności pozwolą można by trochę pozwiedzać. Dziękuję bardzo za udzielenie wywiadu. W imieniu pracowników Biblioteki Publicznej, Miejsko–Gminnego Ośrodka Kultury, a także mieszkańców naszej gminy, pragnę podziękować za Pani wkład w rozpowszechnianie kultury, za serce włożone w tę pracę, za całkowite jej się oddanie. Życzymy dużo uśmiechu, radosnego wypoczywania oraz kolejnych niezapomnianych chwil z książką. Z Panią Haliną Szadejko rozmawiała Edyta Konieczna. wirowka.indd 3 2007-10-03 15:33:24 STR. 4 KULTURA I OŚWIATA WYKRYWACZE TALENTÓW W marcu 2007 roku nasze Stowarzyszenie „Jesteśmy Razem” działające przy ZSP w Kaliszu Pomorskim złożyło wniosek o dotację na realizację projektu edukacyjnego „Wykrywacze Talentów” do Polskiej Fundacji Dzieci i Młodzieży, finansowanej ze środków Polsko-Amerykańskiej Fundacji Wolności w ramach programu „Równać Szanse”. Głównym celem programu jest wyrównywanie szans edukacyjnych młodzieży ze społeczności lokalnych (do 20 tysięcy mieszkańców). Nasz projekt polega na pracy młodzieży odkrywającej historię naszych ziem poprzez poszukiwania w terenie, archeologię militarną, zbieranie informacji o ciekawych miejscach, wycieczki do lokalnych muzeów i miejsc walk pod opieką przewodników i instruktorów. Efektem ma być stworzenie szkolnej izby pamięci, gdzie wysta- wione zostaną zebrane przez młodzież eksponaty. Pomysł na alternatywne poznawanie historii powstał, kiedy grupa młodzieży wraz z opiekunem M. Rydzewskim nawiązała we wrześniu 2005 roku współpracę członkami Stowarzyszenia Archeologii Militarnej POMORZE z Drawska Pomorskiego. Współpraca zaowocowała wyjazdami w teren, prezentacją eksponatów z kolekcji, a przede wszystkim zainteresowaniem młodych ludzi i pomysłem na projekt, który pozwoli rozwinąć już rozpoczęte działania. Okazało się, że nasz projekt znalazł uznanie u ekspertów Fundacji i jako jeden z 60 na 899 nadesłanych otrzymał dotację w wysokości 20000 złotych. Działania związane z realizacją projektu zaczęliśmy od spotkania w sierpniu tego roku, na którym uzgodniliśmy szczegóły związane z realizacją wcześniej przygotowanego harmonogramu. Przewidujemy dwa dalsze wyjazdy warsztatowe. Pierwszy do miejsc walk o Wał Pomorski w okolice Mirosławca, Tuczna i Wałcza, gdzie młodzież zapozna się z dziejami bitwy, sprzętem wojskowym i konstrukcją fortyfikacji niemieckich. Drugi do Bornego Sulinowa i okolic, gdzie znajdowała się baza i poligon wojsk niemieckich i radzieckich. Poza tym będziemy badali z użyciem wykrywacza metali miejsca potyczek z czasów II wojny światowej położone w okolicach Kalisza Pomorskiego. Planujemy też spotkania z kombatantami, uczestnikami walk, żołnierzem I Armii Ludowego Wojska Polskiego i żołnierzem armii niemieckiej. Trwałym efektem realizacji naszego projektu będzie izba historyczna w czytelni przy bibliotece szkolnej, gdzie wyeksponujemy pozyskane pamiątki przeszłości. Gazetka będzie na bieżąco informować o działaniach młodych odkrywców. Możecie liczyć na naszych reporterów. M. Witek, I. Pelc „SZTUKOWANIE” Zderzenie sztuki i kultury w którym udział wziął Teatr Ognia Ugnis i pracownia ceramiczna działające przy MiejskoGminnym Ośrodku Kultury odbyło się w Gryfinie w dniach 7-9 września 2007 r. Festiwal ten organizowany był po raz pierwszy, a udział w nim mógł wziąć każdy, kto zajmuje się teatrem, piosenką czyli ogólnie sztuką. Przez 3 dni trwania festiwalu można było zobaczyć spektakle teatralne, np.: „Szepty” Teatru Krzyk z Maszewa, taniec butho w spektaklu „POZA”, obejrzeć filmy, np.: „A czegu się tu bać?” o mieszkańcach z mazurskich wiosek opowiadających o rytua- wirowka.indd 4 łach, zwyczajach i wierzeniach dotyczących śmierci, obejrzeć wystawy. Podczas festiwalu młodzież z Ośrodka uczestniczyła w warsztatach plastycznych, wokalnych i butho, ale i sama prowadziła warsztaty. Rafał Michalski, pracownik Ośrodka Kultury, prowadził warsztaty ceramiczne, a z grupą Teatru Ognia pokazał swój spektakl dla uczestników „SZTUKOWANIA”. 2007-10-03 15:33:26 KULTURA „NA GRZYBY - W AROMATÓW PEŁEN LAS” /Kabaret Starszych Panów/ Grzyby stanowią sezonowy dodatek do naszego menu. Może dlatego je tak cenimy, gdyż nigdy nie odczuwaliśmy ich przesytu. Lubimy je ze względu na walory smakowe i aromatyczne. Stanowią doskonałą przyprawę pobudzającą apetyt, jak również uzupełniają i urozmaicają nasze pożywienie. Od dawien dawna grzybom przypisuje się dużą wartość odżywczą i chętnie używa ich jako potraw. Tymczasem wartość odżywcza grzybów nierzadko bywa przeceniana. Przeprowadzone badania chemiczne wykazują wyniki inne, niż nasze pierwotne przypuszczenia. W grzybach znajduje się znaczny odsetek substancji azotowych, który ma znikomą wartość odżywczą, a chityna, stanowiąca materiał budulcowy błon komórkowych jest zupełnie bezwartościowa. Jedynie białka, występujące w grzybach pod dostatkiem, bywają przez nas przyswajane. Grzyby zawierają również niemałe ilości witamin, zwłaszcza z grupy B oraz sole mineralne np. związki potasu, fosforu i żelaza. Dostarczają nam mikroelementów, jak: kobalt, cynk, jod, mangan (vide: „Przewodnik grzyboznawczy”. Warszawa, 1972). Zwykle z końcem sierpnia i początkiem września spotkać można grzybiarzy z koszami okazałych grzybów. Tymczasem obecny rok nie wydaje się być łaskawy dla amatorów leśnego runa. Dlaczego tak się dzieje? Podstawą rozwoju grzybów jest ich odpowiednie podłoże, jednak występowanie zależy od warunków atmosferycznych, w szczególności odpowiedniej wilgotności i temperatury powietrza. Wilgotność gleby zależy od ilości opadów i poziomu wód gruntowych. Umiarkowanie ciepły wrzesień winien się odznaczać maksymalnym procentem owocowania grzybów w lasach liściastych, natomiast w lasach iglastych największą obfitość grzybów obserwujemy w końcu września i w październiku. W naszych kaliskich lasach dotąd można było nazbierać pokaźny kosz kurek, a inne grzyby pojawiły się jedynie w śladowych ilościach. Czy okres najlepszego wysypu grzybów jest przed nami, czy już za nami, okaże się w najbliższych tygodniach. Zatrważające bywają statystyki zatruć grzybami. Nie ma niezawodnych środków rozpoznawczych, umożliwiających odróżnienie grzybów jadalnych od trujących. Niektórzy grzybiarze twierdzą, iż łatwo jest poznać muchomora po zapachu. Dużo jest w tym racji, ale zapach grzybów dość trudno określić. Poza specyficzną wonią grzybową borowika, grzyby mogą pachnieć przeróżnie, np.: mąką pachnie gąska zielonka, rzodkwią zaś muchomory. Nie jestem jednak przekonana, że należy się wyłącznie wonią posługiwać przy odróżnianiu grzybów jadalnych i trujących. Jedyną skuteczną obroną przed zatruciem jest ich dobra znajomość. Dość często spotyka się też błędny pogląd, iż grzyby nadjedzone przez ślimaka nie będą trujące. Również błędny, aczkolwiek dość szeroko rozpowszechniony jest pogląd, iż grzyby trujące posiadają ostry smak i że wystarczającym zabezpieczeniem jest dotknięcie językiem kapelusza. Nic bardziej mylnego, śmiertelny muchomor sromotnikowy bardzo często bywa podgryzany przez owady i ślimaki oraz prawie pozbawiony jest smaku. Przypadki zatruć grzybami bywają poważne i nie należy ich lekceważyć. Wszystkie objawy zatrucia grzybami winny być konsultowane z lekarzem. Przypadki zatruć należy zgłaszać w najbliższej stacji sanitarno-epidemiologicznej. bpmig wirowka.indd 5 STR. 5 Już minęło prawie 60 lat.... Już niedługo będziemy świętować okrągły jubileusz, sześćdziesiąt lat tradycji liceum w Kaliszu Pomorskim. To wspaniałe wydarzenie dla jej absolwentów. Zapewne niewielu wie, że nasza szkoła ma za sobą ciekawą historię, którą budowali niezwykli ludzie. Początki nauczania na poziomie ponadpodstawowym związane były z okresem powojennym. Na bazie szkoły podstawowej zorganizowano tutaj jedenastoletnią Państwową Szkołę Ogólnokształcącą. Jej założycielem i jednocześnie pierwszym dyrektorem był pan Jan Sujkowski. Nie można też pominąć osób, które w znaczącym stopniu przyczyniły się do jej powstania i rozwoju . Byli to: Julia Bej, Maria Pomińska, Stefania Sekała, Włodzimierz Sekała, Irena Szłabnik, Helena Kurylczyk i Władysława Tarnowska. Nauka rozpoczęła się w roku szkolnym 1948/1949 i objęła jedynie klasę ósmą na stopniu licealnym. Uczęszczało do niej dziewiętnastu uczniów. Budynek szkoły został odbudowany po wojennych zniszczeniach, ale wyposażenie w sprzęt było znikome. Pomoce naukowe stanowiły na przykład dwa globusy, pięć map, niekompletne przybory do matematyki i kilka pomocy do fizyki oraz chemii. Ogromną przeszkodą był również brak podręczników do przedmiotów podstawowych. W tymże roku 1948 zorganizowano internat przy szkole średniej, w którym początkowo było 21 miejsc, a w roku szkolnym 1949/50 przybyło dalszych 40. Z internatu korzystała młodzież mieszkająca ponad 4 km od szkoły. Ach, co to były za czasy, wspominają niektórzy. No cóż moi Drodzy, szkoła obchodzi urodziny i nie obejdzie się bez niespodzianek. Już 22 października odbędzie się zjazd absolwentów z roczników 1992 oraz 1994. Będzie co wspominać, ale już mieliśmy okazję gościć absolwentów z 1993 roku. Zdjęcia z tamtego okresu są zabawne i wzruszają do łez. Można je również zobaczyć na szkolnej stronie internetowej. 4 października o godzinie szesnastej odbędzie się zebranie Komitetu Organizacyjnego, składającego się z byłych absolwentów naszego liceum. Ustalony ma zostać na nim harmonogram świętowania 60-lecia szkoły, a także propozycja ulotek informujących o tym wspaniałym wydarzeniu. Magiczna data to 13 września 2008 roku, wówczas odbędzie się zapowiadany, wyjątkowy zjazd absolwentów, więc już serdecznie zapraszamy. Kochani, nie bądźmy obojętni na świętowanie obchodów naszej szkoły. Komitet Organizacyjny jest otwarty na Wasze pomysły. Możecie śmiało planować uczczenie tego wydarzenia i włączyć się w organizację. Wiem, że w naszym środowisku są osoby o twórczej duszy, więc nie ma na co czekać, podzielcie się swoimi pomysłami. Tego święta nikt nie powinien zapomnieć, będzie głośno o Was i naszej sześćdziesięcioletniej „staruszce”. Będziemy systematycznie informować Państwa o postępach w pracy związanej z organizacją jubileuszowego zjazdu. Pozdrawiamy Was ciepło Redakcja „Kontrastu” 2007-10-03 15:33:27 STR. 6 KULTURA I OŚWIATA Po prostu „Simple Live” i na na na na... Simple live, na na na – podśpiewuję sobie pod nosem pisząc ten materiał. Dla wielu wakacje to przede wszystkim czas na odpoczynek, to swego rodzaju odskocznia od codziennych zajęć. Pomysłów na spędzenie tych kilku chwil wolności może być wiele. Są jednak wakacje, na które trzeba sobie zapracować. Wiedzą o tym młodzi wolontariusze z powiatu drawskiego, którzy w dniach 22-31 lipca 2007 pojechali do Estonii na międzynarodową wymianę młodzieży. Miałam to szczęście, że mogłam uczestniczyć w tym fantastycznym przedsięwzięciu. A zaczęło się tak spokojnie Grupka przesympatycznych i zakręconych ludzi wraz z opiekunkami Anną Kleban i Moniką Kuczyńską, grzecznie zapakowała swoje manatki do busa i wyruszyła na podbój dalekiego kraju, którego żadne z nas nie znało osobiście. Ale zanim postawiliśmy nogi na estońskiej ziemi, to 23 godziny spędziliśmy w aucie – „droga długa jest, nie wiadomo czy ma kres” – śpiewa „ Akurat”. Ale niestraszne są drogi, jeśli ma się doborowe towarzystwo. Od początku trasy towarzyszyła nam pozytywna energia, a dobry humor nie opuszczał nas nawet na chwilę. Wspólne granie i śpiewanie oraz oglądanie kabaretów było świetną alternatywą na to, by się nie nudzić. I nareszcie dotarliśmy, uff... – przystanek Obinitsa, to tu przez najbliższy tydzień będziemy aktywnie uczestniczyć w różnego rodzaju seminariach, spotkaniach i nie tylko. A miało być tak pięknie Moja pierwsza reakcja - gdzie ja jestem? W jakiejś dziurze zabitej dechami, dosłownie żadnej żywej duszy na horyzoncie, jeden sklep na krzyż, domy, puste pola, łąki i to wszystko. A gdzie ten nasz internat? Jedynym centrum informacji stał się sklep, w którym byli jacyś ludzie! Próbowaliśmy nawiązać rozmowę z paniami wychodzącymi z news center, ale nie rozumiały angielskiego. Na ratunek pospieszyli dzielni panowie kierowcy, którzy troszeczkę mówili po rosyjsku, jednak nic z tego, nikt nie „paniemajet”. Nieoczekiwanie zjawił się nasz Hero, który nie zastanawiając się długo, zdecydował się popilotować nas do naszego punktu docelowego. Jak się okazało internat był szkołą – no cóż, niewielka różnica. Szczęśliwi, że to koniec naszej podróży, mimo zmęczenia, z uśmiechem na twarzy podreptaliśmy do naszego centrum dowodzenia. Jak zawsze wyrywni Gdzie diabeł nie może, tam Polaków pośle. I tym razem byliśmy pierwsi, no pomijając estońskich gospodarzy. Nie daliśmy szansy ani naszym niemieckim, ani tureckim, ani włoskim kolegom. Na dzień dobry po wojażach przywitano nas bardzo serdecznie. A potem to już wszyscy ze wszystkimi się witali przy przyjeździe kolejnych grup biorących udział w seminariach. Pierwszy dzień to jak zawsze organizacja, przydzielenie sal, zapoznanie się z programem i najważniejsze – INTEGRACJA. Trzeba się przecież poznać, by móc wirowka.indd 6 ze sobą pracować. A potem to już codziennie spotykaliśmy się w aktivity room na seminariach, poprzedzanych krótkimi zabawami na rozbudzenie. Nawet nauczyłam się grać w piłkę nożną kurczaków. I zaczęło się Pierwsze seminarium dotyczyło życia na wsi i w mieście w naszych krajach oraz zmian, jakie zaszły po wstąpieniu do Unii Europejskiej (poza Turcją rzecz jasna). Mieliśmy okazję poznać bliżej kraje naszych nowopoznanych kolegów i odwrotnie. I ku mojemu zdziwieniu nie były to nudne i suche informacje ze statystykami i wyliczanką, kto jest lepszy, nie. Prezentacje łączyły w sobie nie tylko wymianę wiedzy, ale także dużo śmiechu i zabawy połączonej między innymi z nauką języków obcych. Każdy na swój sposób przekazał informacje dotyczące swojej ojczyzny, kultury i tradycji. Rozmawialiśmy na tyle rożnych tematów, że nie jestem w stanie tego wszystkiego zliczyć i wypisać. Pocieszeniem było to, że z reguły seminaria nie trwały zbyt długo, a my więcej czasu spędzaliśmy na integracji. Najlepszym sposobem były różnego rodzaju gry i zabawy oraz przygotowane specjalnie dla nas warsztaty ceramiczne i fotograficzne. Gospodarze zapewnili nam sporo atrakcji, w tym wyjazd do muzeum Seto, na farmę, jak również na największy Festiwal Muzyki Folkowej w Vilandnii – oj ta muzyka! Nie tylko folk królował w murach i poza murami szkoły, w której przyszło nam mieszkać. Teraz Polska Miłym zaskoczeniem, zwłaszcza dla mnie, było to, jak jeden z Włochów na korytarzu podśpiewywał sobie „i co ja robię tu”. Nie mogłam się oprzeć i zaproponowałam wspólne śpiewanie, a co, nie po to wiozłam tyle kilometrów gitarę, by stała w kącie. I tym sposobem Nando nauczył się całej piosenki, a nie tylko refrenu. Międzynarodowe granie zaowocowało m.in. powstaniem naszego wspólnego hymnu „ Simple live” – ukłony w kierunku kreatywnych muzycznie Włochów. Jednak Polski akcent też musiał być. Niejednokrotnie tuż przed snem dziewczęta mówiły: Asia, zagraj nam „Czarnego bluesa o czwartej nad ranem”, ten z kolei był nieoficjalnym hymnem polskojęzycznej grupy. Wszystko co dobre niestety szybko się kończy. Eh, nie lubię pożegnań, ale tego chyba nikt nie lubi. Na zakończenie wspólnego spotkania stworzyliśmy specjalne kartki, na których każdy z uczestników napisał coś miłego o właścicielu. Taka miła pamiątka po ludziach, których się poznało, a z którymi po tak krótkim czasie nawiązały się nowe znajomości a nawet i przyjaźnie. Przy odjazdach łzy lały się ciurkiem, jakoś tak dziwnie nie chciało się wracać do domów. Ostatnie zdjęcia, uściski, wymiana maili i ciepłe słowa na pożegnanie. Każdy z nas zabrał ze sobą kartkę - walizkę, w której znajdowały się same dobre rzeczy. Pamiątka pozostanie na długi, długi czas. Tak jak i wspomnienia. Asia Pacześna 2007-10-03 15:33:27 KULTURA I OŚWIATA STR. 7 Sam na sam ze sobą Lenistwo kontra szkoła W staję rano… spóźniona, jak zwykle. Jest 7:30. Dzień jak każdy inny, szaro, pada, sama pogoda już przytłacza. Przygnębia mnie ta codzienność, prozaiczna zwykłość i nuda każdego dnia. Codziennie to samo, dobrze chociaż, że plan zajęć na każdy dzień tygodnia jest inny. Ale tygodnie mijają jak szalone. Przed oczyma pojawia mi się następny miniony poniedziałek i za tydzień następny i tak ciągle. Nic innego nie pozostaje jak tylko marzenia o egzotycznych wakacjach. A to jeszcze cały rok. Ale dlaczego tak szaro na to wszystko patrzę? Przecież zapomniałam o studniówce, osiemnastych urodzinach, feriach. Pierwsza lekcja. Zdążyłam jakimś cudem. Dobrze, bo już dosyć mam spóźnień. Jeszcze ciągle nie marzę o niczym innym jak tylko o mięciutkiej podusi i świętym spokoju. Pierwsza lekcja w poniedziałek to koszmar! Czujesz jeszcze tę swobodę i lekkość, tę weekendową wolność, a nagle ścierasz się z tą przykrą rzeczywistością - jestem już w szkole. Ten błogi stan trwa jakieś 15 minut, potem coś stawia mnie na nogi, zaczynam myśleć i próbuję odnaleźć w sobie moc, wytężam mózg. Nastawiam w nim maksymalną pięciodniową prędkość. Kolejne lekcje mijają szybko, przed każdą zawsze na początku pojawia się stres. Zapyta mnie? Nie, przecież mam już ocenę. Głowę chowam jak tylko mogę. To już chyba taki bezwarunkowy odruch, zawsze tak mam jak się boję. A jednak ten dzień nie okazał się tak szczęśliwy, jeszcze słyszę ten szum, dźwięk mojego nazwiska i czuję zaskoczenie. Wstaję, biorę zeszyt, jeszcze w drodze przeglądam go. Dam z siebie wszystko - myślę. Było dobrze, 23/25. Ale nie czuję zadowolenia i dumy. Po prostu czuję, jakby to było zupełnie normalne. Wracam do ławki z wielką ulgą. Lekcja kończy się i następna też. Piętnasta, wracam do domu. Chmurzy się, pada. Przecież jest jeszcze kalendarzowe lato, a za oknem czternaście stopni i okropny deszcz. Co ja dziś będę robić? Następny, uderzająco podobny dzień przede mną, nudzi mnie to, przygnębia. Zabija mnie ta monotonia. Dobrze, że mam przyjaciół i „rzeczy”, które nadają memu istnieniu sens. Wróciłam do domu. Jem obiad, albo i nie. To zależy, dziś mam ochotę, to skonsumuję sobie. Znowu robię się senna. Już czuję w sobie ochotę na sen. Te osiem lekcji tak strasznie mnie zmęczyło. Rodzi się pewien konflikt, ochota na sen toczy walkę z ambicją i chęcią nauki na kolejny obfity w sprawdziany dzień. Co wygrało? Sen. Cholera już dziewiętnasta! Budzę się z wielkim przerażeniem i złością! Budzik przecież miał zadzwonić!!! Dobra, no trudno. Sen zamiast pomóc, pogrążył mnie jeszcze bardziej. Rozleniwiona i zaspana próbuję znaleźć lekarstwo na swój własny stan. Biorę do ręki telefon, sms i jego stała, niemalże niezmienna treść: „Idziemy na mały spacer?” Nie zastanawiając się idę. Lubię te spacery, zawsze trochę się dotlenię i porozmawiam o wszystkim, o rzeczach zwykłych i niezwykłych. Dwudziesta, teraz nie wymigam się już od nauki - mówię sobie ambitnie i tak też jest. Lubię siebie właśnie za to, choć nie zawsze w ten sposób wytępię lenistwo. Z przedmiotów, które lubię, uczę się szybko, a nawet wcale. Wystarczy aktywny udział w lekcji. Ale niestety… jestem kompletną nogą z kilku, no to muszę się uczyć. Ufff… Nienawidzę tego przymusu, który sama sobie narzucam. Buntuję się, mimo tego uczę się dalej. W końcu przestaję. Dobra, wystarczy- myślę. Za chwilę wirowka.indd 7 dręczące wyrzuty sumienia każą mi wziąć książkę i spróbować jeszcze raz. Tak też robię. Zawsze czegoś więcej się nauczę. Piję kawę, której tak naprawdę nie lubię. Jest dwunasta w nocy, a ja czuję się wyspana jak nigdy. Walczę jeszcze z tą fizyką. Średnio mi to idzie, ale ważny jest przecież wkład pracy - jak to mówi mój wychowawca. Dobra, koniec na dziś i sięgam po książkę. Lubię czytać, pod warunkiem, że sama ją wybiorę. Zaczytałam się trochę… już druga w nocy. Wcale nie chce mi się spać, ale muszę, przecież jutro pobudka. Kładę się, kręcę, przewracam z boku na bok i wstaję i znów biorę tę książkę. Drastyczne…, czytam. Bolą mnie oczy, więc przestaję. Ogarnia mnie lekki sen, ale jeszcze nie śpię. Lubię ten moment, kiedy jestem na skraju snu. Mam czas dla siebie, na swoje myśli. Magiczny to stan, wszystko jest wtedy takie bajecznie proste, jak z kreskówki, wydaje mi się, że jeszcze nie śpię, ale jednak już powoli odlatuję… Nie wiadomo kiedy, mimowolnie, ogarnia mnie sen. Już nie stawiam oporu w postaci filiżanki kawy i staję się jego niewolnicą. „WYZNANIA GEJSZY” Akcja powieści rozpoczyna się w 1929 r. w małej rybackiej osadzie Yoroido. Dziewięcioletnia wówczas dziewczynka o imieniu Chiyo, wiodąca dotąd beztroskie życie, zostaje sprzedana przez ojca do szkoły gejsz w Kioto, a jej starsza, mniej urodziwa siostra Satsu, trafia do domu publicznego. Tak właśnie rozpoczyna się barwna opowieść, której tło stanowi bogactwo historyczne i obyczajowe kraju kwitnącej wiśni. Jest to opowieść o ludzkich dramatach i trudnych, życiowych wyborach. Artur Golden w „Wyznaniach gejszy” ukazuje nam przemiany niewinnych dziewcząt w pełne zmysłowości kobiety, obiekty głębokich westchnień wielu mężczyzn. Oczyma głównej bohaterki poznajemy świat zawodowych uwodzicielek, ich sposób nakładania makijażu, układania włosów, tradycję wkładania barwnych kimon, naukę tańca i podawania sake. Opowieść ma charakter pamiętnika, tym bardziej cennego, iż gejsza zazwyczaj nie mówi o swych doświadczeniach zawodowych. Zbyt wiele wie o zwyczajach innych osób. Między innymi o tym, że dany dygnitarz, tak jak zwykły śmiertelnik, też lubi czasem zdjąć spodnie. I chociaż postać Nitty Sayuri należy do świata fikcji, opowieść została urozmaicona wieloma faktami historycznymi z życia gejsz. Zastanawiające jest, dlaczego powieść ta odniosła tak ogromny sukces komercyjny w krajach kulturowo odmiennych od Japonii. Może dlatego, iż autorem jej jest cudzoziemiec, pasjonat ceremonii herbacianej… Niedawno na ekranach kin można było obejrzeć filmową adaptację tej książki, fenomenu wydawniczego ostatnich lat, w reżyserii Stevena Spielberga. Powieść warto przeczytać. Stanowi doskonały sposób na niedobór wrażeń i nieodparte pragnienie przygód. bpmig 2007-10-03 15:33:27 STR. 8 KULTURA Święto młodzieży w Koszalinie wydarzeniem był koncert Polsko-Niemieckiej Orkiestry Pomerania. Odbyły się także zawody sportowe w siatkówce, piłce nożnej, kręglach i pływaniu. Ponadto chętni mogli szkolić się i doskonalić umiejętności na różnorodnych warsztatach tematycznych: chór, pantomima, dziennikarstwo, orkiestry dęte, rockowe, taneczne – salsa, hip-hop, break dance i filmowe. W Festiwalu tym udział wzięli także młodzi ludzie z Kalisza. Dwie grupy z Ośrodka Kultury: grupa Teatru Ognia Ugnis oraz grupa taneczna Yest. Nasza młodzież mogła zobaczyć co potrafią inni i zaprezentować swoje umiejętności. Taki festiwal stwarza doskonałe możliwości do wyzbycia się uprzedzeń oraz do nauki szacunku i akceptacji. Polsko-Niemiecki Festiwal Młodzieży już po raz XII gościł w Euroregionie Pomerania. Tym razem organizatorem imprezy był Koszalin. Festiwal swoją historią sięga 1996 roku, wtedy po raz pierwszy odbył się w Lőcknitz, potem w Stargardzie Szczecińskim i tak już co roku na przemian raz po stronie polskiej, a raz niemieckiej. Zeszłoroczny festiwal odbył się w małym miasteczku Strasburg w Landzie Meklemburgia Pomorze Przednie. Na festiwal przyjeżdżają młodzi ludzie z trzech krajów: Szwecji, Niemiec i Polski, tworzących wspólny region Pomerania. Pomerania to nazwa krainy położonej nad morzem, która określa przede wszystkim luAdres redakcji: Miejsko-Gminny Ośrodek Kultury, ul. Dworcowa 6, 78-540 Kalisz Pomorski, tel./fax 094 361 63 22, e-mail: [email protected] Redakcja: Dorota Jedynowicz, Aneta Olszacka, Barbara Krupińska, Bernadetta Klimczak. Współpraca: Edyta Konieczna. wirowka.indd 8 dzi, których łączy morze, bez względu na granice dzielące państwa, bariery kulturowe i językowe. Otwarcie tegorocznego festiwalu odbyło się 14 września br. na Rynku Staromiejskim. Wszystkich gości przywitał prezydent Koszalina Mirosław Miekietyński, podkreślił istotę organizowania tego typu spotkań młodzieży. Po otwarciu wszyscy uczestnicy przeszli do amfiteatru, gdzie odbyły się prezentacje artystyczne. Były to prezentacje z takich dziedzin, jak m.in. taniec współczesny i ludowy, teatr pantomimy i ognia, pokazy wokalne, rockowe, gimnastyczne oraz prezentacje orkiestr i chórów. Ważnym „Jak ty to widzisz” Jest to tytuł wystawy, która została otwarta w Miejsko – Gminnym Ośrodku Kultury w Kaliszu Pomorskim w Galerii za Filarami. Wernisaż wystawy odbył się 13 września br. „ Jak ty to widzisz” jest Projektem Polsko-Niemieckiej Współpracy Młodzieży w ramach Roku Polsko-Niemieckiego 2005/2006. Kilkunastu młodych fotografów z Polski i Niemiec podjęło się niełatwego zadania: mieli przejrzeć się obu krajom i uchwycić je w obiektywie, podzielić się swoimi spostrzeżeniami i analizować to, co widzieli i słyszeli. Jednocześnie mieli unikać utartych stereotypów. Nie szukać motywów, które by potwierdzały uprzedzenia – pierwszego lepszego wozu ciągniętego przez konia na polskiej wsi, czy swastyki na jakimś murze w Niemczech. Ich zdjęcia ponadto miały odpowiadać wymaganiom rzemiosła dziennikarskiego, aby w przyszłości mogły ukazać się w gazetach obu krajów. Wystawa została zaprezentowana nie tylko w Warszawie, Berlinie, ale i w Kaliszu Pomorskim. T E L E G R A M K U LT U R A L N Y Uwaga! Do 19 listopada br. trwa Ogólnopolski Konkurs Plastyczny „Barwy Lasu”, skierowany do dzieci i młodzieży w wieku 7-19 lat. Regulamin konkursu dostępny jest na stronie internetowej MGOK oraz w szkołach na terenie naszej gminy. 2007-10-03 15:33:29