Nasi podróżnicy dotarli już do Boliwii, gdzie zastała ich... zima

Transkrypt

Nasi podróżnicy dotarli już do Boliwii, gdzie zastała ich... zima
15 lipca 2011
7
gazeta gorlicka
LUDZIE
Blues po łemkowsku
b Dollars Brothers udowadniają, że muzyka nie zna żadnych granic
Halina Gajda
FOT. BARTŁOMIEJKIEŁTYKA
N
a jednym z koncertów który grali
w plenerze, na scenie
wylądowały
męskie bokserki i fikuśny biustonosz, po innym zachwycony i oczarowany muzyką fan
przyszedł za kulisy oznajmiając, że wokalista jest… największym migdałem Podkarpacia.
Te dosyć oryginalne gesty
sympatii skierowane były
do zespołu Dollars Brothers.
Muzycy rodem z Gorlickiego
na lokalnej scenie zaistnieli
w 2006 roku. Jak to bywa w takich przypadkach – przez lata
ewoluowali zarówno pod
względem muzycznym, jak
iosobowym.Jedniprzychodzili,
inni odchodzili. W końcu skład
ukonstytuował się, a personalne roszady zwieńczył nagraniem płyty. W zasadzie jest to
demo, bo zarejestrowali pięć
utworów, ale jak na czas, który
mieli na przygotowanie i dostępne środki – to i tak bardzo
dużo.
–Taknaprawdętozaczęłosię
od grania w garażu domu naszego kolegi z Zagórzan. Byliśmy młodzi, mieliśmy po 15-16
latifascynowałnasblues.W zasadzie za ojca zespołu można
uznać Krzyśka Mikę, który grał
i gra cały czas na perkusji. Wiedział, że gram na gitarze, więc
przyszedł i zaproponował:
może byśmy coś pograli. No
i graliśmy „Dom wschodzącego
słońca” i inne kultowe kawałki.
Od lewej – Jarosław Gawor, Mirosław Dziubina, Krzysztof Mika, Piotr Krygowski
Spotykaliśmy się tak często, jak
tylko się dało. Łatwo nie było,
bo dom był w budowie, więc
zakażdym razem, zanim zaczęliśmy muzykować, czyściliśmy
instrumenty z grubej warstwy
kurzu – wspomina Mirek
Dziubina, frontman zespołu.
Z czasem garaż stał się dla
nich za mały, zespół się rozrósł,
przenieśli się do Gorlickiego
Centrum Kultury. I znowu grali,
ale wciąż dla siebie. No, jeśli nie
liczyć dwóch sąsiadek, które
jeszcze w Zagórzanach zainteresowała muzyka dochodząca
z garażu, i szefowej klubu Gwa-
rek, w którym odbywał się zlot
Polskiego Towarzystwa Turystyczno-Krajoznawczego.
– Jak wiadomo, klub mieści
się w budynku GCK. Usłyszała
nas widocznie i zaczęła szukać
po obiekcie. Jak już nas znalazła, od ręki zaproponowała, byśmy zagrali gościom. I to był
nasz pierwszy publiczny koncert – opowiada dalej.
W sieci znalazłam informację, że Dolarowi Bracia – bo tak
w wolnym tłumaczeniu brzmi
nazwa zespołu – grają muzykę,
która łączy folk łemkowski i…
folk murzyńskich niewolników
czyli blues. Na moje pytanie o tę
osobliwą mieszankę wybuchają
śmiechem.
– A, to jeden z naszych kolegów, były członek kapeli miał
dar do takiego barwnego języka. Nawet nie zdawałem sobie sprawy, że to jeszcze gdzieś
zostało – mówi śmiejąc się Piotr
Krygowski, inny z członków zespołu. – W sumie miał trochę
racji, bo rzeczywiście gramy
muzykę, która jest zlepkiem
bluesa, folku, jazzu, regge, pop
– dodaje.
Żeby było jeszcze ciekawiej,
do muzycznego misz-maszu
dołożyli wokal. Po łemkowsku.
Mieszanka okazała się trafieniem w dziesiątkę, bo liczba fanów zespołu stale rośnie.
Niedawno grupa zagrała
w Koszalinie podczas XX Festiwalu Kultury Ukraińskiej. Co
niektórzy jeżdżą za nimi z jednego końca kraju na drugi. Jak
już wspomniałam, objawy zadowolenia ze strony publiczności bywają różne.
– Ciągle wspominamy
„wujka Władka”, na oko
sześćdziesięciolatka, który
po jednym z koncertów wkroczył za kulisy, dzierżąc prezent
jako wyraz swojego dla nas
uwielbienia. Mocno już wstawiony podszedł do Mirka, ściskając go mocno chwalił, że jest
największym migdałem Podkarpacia. Nigdy nie udało nam
się dowiedzieć się, co ów komplement miał oznaczać. W każdym razie nie mogliśmy się
od niego oderwać, nie chciał
nas wypuścić, trzymał się samochodu i nie pozwalał odjechać. Potem moi dowcipni koledzy sprezentowali mi koszulkę z moją podobizną
i wielkim napisem: „Największy
Migdał Podkarpacia” – wspomina Mirek.
O ile początkowo grali
covery, to dosyć szybko odeszli
odkorzystania z cudzego repertuaru i zaczęli tworzyć oryginalny, własny.
– Wróciliśmy do punktu wyjścia, tam skąd pochodzimy,
czyli muzyki Łemkowszczyzny,
Karpat. Doszło do swoistej transformacji – bluesowe brzmienia
przekształciliśmy na muzykę
inspirowaną ludowymi brzmieniami. Na nasze potrzeby adaptowaliśmy też teksty starych
łemkowskich pieśni i piosenek
ludowych. Nasz projekt to powrót do tradycji, ożywienie jej,
nadanie nieco innego wymiaru
– podkreślają zgodnie.
W przyszły weekend grupa
zagra na 29. Łemkowskiej Watrze w Zdyni, a w sierpniu pojedzie reprezentować ziemię
gorlicką podczas Cepeliady
w Krakowie oraz podczas Dialogów muzycznych nad Bugiem.
Peru zrobiło na nich największe wrażenie
Nasi podróżnicy dotarli już do Boliwii, gdzie zastała ich... zima
Z
Robertem Wojtasem
„Panki” i Krzysztofem
Wojtasem
„Kuzynem”, naszymi
podróżnikami, rozstawaliśmy
się ostatnio, gdy docierali
do Columbii, gdzie przywitały
ich ulewne deszcze. W błocie
strugach wody i z przygodami
dotarli do Bogoty, stolicy
Kolumbii.
– Z Cucuty do Bogoty jest
około 500 kilometrów i droga
ta normalnie zajmuje około
sześciu godzin. My jechaliśmy
24 godziny.
Wjeżdżając
do Bogoty, widzieliśmy wiele
zalanych domów i całych
osiedli. Coś podobnego do powodzi w Polsce – wyjaśnia
Krzysztof Wojtas „Kuzyn”
Przez kilka dni byli w stolicy
Kolumbii.
– Podobnie jak Caracas tak
i Bogota dzieli się na bogatą
i biedną część. Byliśmy w Cali.
Wmiejscowychgórachmieszka
mnóstwo osób bez bieżącej
wody, prądu, pracy i nadziei
na poprawę sytuacji. Wszyscy
musieliśmymiećbiałekoszulki,
gdyż na tamtym terenie działa
mafia. Biały kolor oznacza nauczycieliimafiatakąosobęzostawiawspokoju.Ludziemieszkają
tam bez żadnego pozwolenia
i oficjalnie nie istnieją. Nikt tam
nie wysyła swoich dzieci
do szkoły – wyjaśnia „Panki”
Następnie podróżnicy udali
się do Ekwadoru. Dla miłośników ptaków kraj ten jest istnym
rajem. – Nas najbardziej ucieszyła wiadomość, iż litr paliwa
kosztuje mniej niż złotówkę.
Za trzy dolary zjedliśmy porządny obiad. Dojechaliśmy
do Quito, stolicy kraju. Przechadzając się po mieście, zrozumieliśmy, iż Jan Paweł II był
tutaj bardzo szanowany. Gdy
mówiliśmy ludziom, że jesteśmy z Polski, to część z nich
uśmiechała się i mówiła „Como
Papa” – opowiadają o pobycie
w stolicy Ekwadoru.
Zwiedzili Mitad del Mundo
– „Połowę Świata”. Jest to miejsce w północno-zachodniej
części Quito, gdzie przechodzi
równik. Następnie udali się
do
Parku
Narodowego
Machalilla, zwiedzili też miasteczko Cuenca i Vilcabamba.
– Jest to miejscowość, której
mieszkańcy dożywają 120 lat.
Vilcabamba jest piękną miejscowością ze wszystkich stron
otoczona jest malowniczymi
górami – wyjaśniają podróżnicy.
Kolejnym etapem ich podróży było Peru. Zwiedzili
Kuelap, miasto wybudowane
przez Inków w VI wieku
przed naszą erą, peruwiańską
dżunglę, miasto Iquitos,
do którego nie ma drogi dojazdowej. Mieszka tam około 400
tysięcy ludzi. Jedynym sposobem, aby dostać się do tego
miasta, jest samolot lub łódź.
– Przez pięć godzin płynęliśmy Amazonką. Pierwszą
atrakcją była kąpiel z różowymi
i szarymi delfinami. Dopiero
na miejscu dowiedzieliśmy się,
iż w Amazonce żyją delfiny. Towarzyszyły nam przez część
naszej podroży, raz po raz wyskakując z wody. Widzieliśmy
ślady pozostawione przez boa
lub anakondę, lecz samego
węża nie udało nam sie spotkać
wyjaśniają – opowiada Krzysztof Wojtas „ Kuzyn”.
– Jesteśmyobecnie wBoliwii,
za kilka dni jedziemy do Paragwaju. Peru okazało się jednym
z najciekawszych krajów wyprawy.Manajwięcejdozaoferowania turystom, najpiękniejsze
góry świata – Cordillera Blanca,
Amazonkę, dżunglę, pustynie
i piękne wybrzeże, dlatego spędziliśmy w Peru aż pięć tygodni
– ale myślimy, że rok byłby idealny,abyzobaczyćjaknajwięcej.
Wakacje, my nawet nie wiemy,
że są wakacje – obecnie wAmeryce Południowej jest zima –
więc trochę marzniemy – tutaj
naprawdę potrafi być zimno,
na Solar Uyuni w Boliwii było
minus 20 stopni Celsjusza.
Plany na kolejne miesiące to tydzień w Paragwaju, miesiąc lub
dłużej w Brazylii, tydzień
w Urugwaju i kilka tygodni
wArgentynieiChile–informują
wwielkimskrócienakoniecpodróżnicy.
FOT.ARCHWUMPODRÓŻNIKÓW
Marek Podraza
Robert i Krzysztof w Mitad del Mundo – „Połowie Świata”w Urugwaju