mlodzianki 217 - Kościół Akademicki św. Anny

Transkrypt

mlodzianki 217 - Kościół Akademicki św. Anny
Pismo studentów od św. Anny
MŁODZI
ANKI
Nr 7 (217)
18 XI 2007
XXXIII
niedziela
zwykła
KOMENTARZ DO NIEDZIELNEJ
EWANGELII
-
(
(
!
#
#
(
#
#
!
#
-
2
#
!
!
&
!
#
0
#
(
0
(
'
#
*
#
-
!
(
"
.
(
-
*
#
!
Nie pierwszy raz słyszymy, że pójście za Jezusem i postępowanie zgodnie z nakazami wiary
chrześcijańskiej wiąże się nieuchronnie z poważnymi problemami na poziomie naszych
relacji z innymi ludźmi, czy szeroko mówiąc –
ze światem. Niesamowite jest to, że te same
słowa, wypowiedziane przed wieloma wiekami
do Żydów, także dzisiaj, we współczesnych
warunkach, pozostają niezwykle aktualne. W
dalszym ciągu, świadoma decyzja o wyborze
drogi życia zgodnego z Ewangelią niesie za
sobą liczne utrudnienia i stanowi niejednokrotnie pretekst do licznych prześladowań, choć nie
muszą być one wcale podobne do tych, opisanych w dzisiejszej Ewangelii. Nie trzeba się też
zbytnio zastanawiać, aby w jednej chwili móc
przytoczyć wiele przykładów prześladowania
ludzi, którzy w zdecydowany sposób opowiedzieli się za Chrystusem i chcą w rzeczywisty
sposób zapraszać Go do swojego codziennego
życia.
Skierowane do każdego z nas wezwanie do
dawania świadectwa wiary także nie straciło nic
na swojej aktualności. Można wręcz pokusić się
o stwierdzenie, że w dzisiejszych czasach istnieje realna potrzeba jeszcze większej ilości takich
świadectw. Chrześcijanie muszą jeszcze wyraźniej i z odwagą, przeciwstawiać się panującym
obecnie różnym trendom, które mimo swojej
pozornej atrakcyjności, zaprzeczają często podstawowym założeniom i prawdom wiary.
2
%
#
'
,
&
(
(
1
#
'
#
%
/
+
#
-
!
!
3
,
!
(
%
+
)
-
-
+
(
(
!
"
$
#
*
(Łk 21, 5-19 )
3
#
Gdyby to ambitne zadanie pozostawić do zrealizowania wyłącznie nam – ludziom, tak bardzo
przekonanym o swojej omnipotencji w wielu
sprawach, wówczas z pewnością nie bylibyśmy
w stanie nic zdziałać. Jezus wyraźnie mówi
zatem, abyśmy przestali polegać na swoich
własnych zdolnościach, pozostawiając Jemu
wolne pole w naszych sercach. Kolejny raz na
kartach Ewangelii otrzymujemy zdecydowane i
wyraźne zapewnienie, że pokładając ufność w
Bogu i oddając Mu się całkowicie, nie zawiedziemy się i nie może stać się nam żadna
krzywda. Bóg, który zesłał na świat swojego
Syna, nie pragnie unicestwienia człowieka, ale
gotów jest umacniać go nawet wówczas, kiedy
ten – patrząc tak zupełnie po „ludzku” – w ogóle na takie umocnienie nie zasługuje. Kluczem
do zwycięstwa nad licznymi niepowodzeniami,
a jednocześnie warunkiem przezwyciężenia
wielu trudnych sytuacji życiowych, jest całkowite zawierzenie Bogu, który obiecuje nam
nieustającą i niewyczerpalną pomoc. Jedyne,
czego oczekuje w zamian, to wytrwałości w
naszej wierze. Co prawda, nie jesteśmy w stanie
przewidzieć momentu, w którym może dojść do
zawalenia tak mozolnie budowanego przybytku
naszego ziemskiego życia. Nie ulega jednak
wątpliwości, że nie zostaniemy wówczas pozostawieni wyłącznie samym sobie.
Marcin Stębelski
Urodziłam się w Warszawie, tak jak moi rodzice i dziadkowie. Przed II wojną światową moja
babcia mieszkała przy ul. Mazowieckiej. Często
opowiadała mi o życiu w dawnej stolicy. O tym,
jak np. na Pl. Grzybowskim Żydzi handlowali
śledziami i wyciągali je z beczek dłońmi w
rękawiczkach bez palców. Mówiła mi też o
ulicznych muzykantach, którzy grali i występowali na podwórkach. O tym, że kobiety nie
wychodziły z domu bez kapelusza, a fotografowie robili zdjęcia spacerującym po ulicach ludziom. Moja babcia ma nadal doskonałą pamięć
do nazw ulic, dzielnic; pamięta, jak gdzie dojechać.
Po wojnie babcia zamieszkała z mężem na Powiślu, w dużym przestronnym pięknym mieszkaniu w starej kamienicy. Wspominała, że
przedtem prowadził tam praktykę lekarz i jeszcze po wojnie przez jakiś czas przychodzili do
niego ludzie, pytając o niego. W mieszkaniu
były kiedyś duże kaflowe piece, potem wymienione na centralne ogrzewanie. Jest tam też taka
ciekawostka – służbówka przy kuchni, w której
niegdyś spała służąca.
Mój brat także mieszka na Powiślu, blisko Nowego Światu. Jest bardzo zadowolony, że wybrał właśnie tę dzielnicę. Mieszka w starej
przedwojennej kamienicy z cegły, w której
latem jest chłodno, a w zimie przyjemnie ciepło.
Zna swoich sąsiadów, bo nie mieszka w anonimowym bloku. Mówi, że bardzo podoba mu się
okolica: można iść do parków, nad Wisłę. Opowiada, że na Powiślu czuć „ducha dziejów” w
starych podwórkach, bramach, na ulicach. W
nowych dzielnicach tego nie można już niestety,
doświadczyć.
Ale Powiśle otwiera się także na nowe: pamiętam, jak budowano BUW, otwierano Czułego
Barbarzyńcę. Polecam Wam odwiedzenie parku
na tyłach Muzeum Narodowego – to urocze
miejsce, mało uczęszczane i mało znane.
Moi drudzy dziadkowie mieszkali przed wojną
na Pradze, na Grochowie. Widok z okna wychodził wtedy na zielone łąki – obecnie teren ten
jest zabudowany nowymi blokami. Dziadkowie
chodzili piechotą do kościoła na Kamionku.
Odwiedzali Park Skaryszewski.
Praga także się teraz rozwija. Przyciąga ludzi,
artystów. Powstają nowe kluby, teatry. Powoli
przestaje być ona niechcianą nie lubianą siostrą
z prawego brzegu Wisły, okrytą złą sławą. I z
tego również się cieszę, bo lubię np. przejść się
ul. Targową, pozaglądać do małych sklepików,
kupić ciastko w przytulnej cukierni. Posłuchać
gwaru dawnej stolicy zaklętego w tej dzielnicy.
Mój dziadek obserwował, jak budowano kamienice blisko Pl. Zbawiciela, gdzie zamieszkał
potem z rodziną; doglądał rosnących tam małych kasztanowców – teraz jakże ogromnych!
Stamtąd można było dojść piechotą do Łazienek, Parku Ujazdowskiego, dokąd często chodziłam, gdy byłam mała. Pamiętam strumyk, w
którym pluskałam się jako dziecko.
Z rodzicami mieszkałam w Śródmieściu. Zosta-
3
łam ochrzczona w kościele Wszystkich Świętych.
Pamiętam, jak byłam w
wózeczku i jeździłam z
mamą po zakupy pod Halę
Mirowską; pamiętam tamten stary bruk, zapach,
atmosferę. Miałam blisko
do Filharmonii, do Parku
Saskiego. Teraz część
Placu Piłsudskiego
„ukradł” Metropolitan, ale
on także ma swoich zwolenników. W Centrum
również wiele się przez te
lata zmieniło. Powstały
nowe wieżowce, banki,
hotele; np. osiedle za żelazną bramą radykalnie
zmieniło swoje oblicze;
wybudowano bank WBK
na rogu Marszałkowskiej i
Królewskiej; Arkadię;
uporządkowano Pl. Konstytucji ze szpetnych budek gastronomicznych.
Kiedyś autobus 520 nazywał się „J” i miał tro-
4
chę zmienioną trasę.
Bardzo lubię spacerować po
parkach, ulicach, przejść się
ul. Chmielną; usiąść w kawiarni, jak ją nazywam,
„pod niedźwiedziem”, na
Krakowskim Przedmieściu.
Mówiąc szczerze, nie podoba mi się pomysł przerobienia tej ulicy na deptak.
Mnie fascynowały tamte
dawne wąskie chodniczki,
po których trzeba było się
przeciskać – to miało swój
urok. Teraz zrobiono z tego
zwykłą ulicę.
Teraz mieszkam na Bielanach. Odnalazłam tu swoje
miejsce, bo jak powiedział
mój kolega: „Dobrze się tu
mieszka”. Czekam cierpliwie na zakończenie budowy
metra.
W Warszawie wiele jest
ciekawych niezwykłych miejsc przesyconych
historią. Często zatrzymuję się, by odmówić
'
Agata Kot.
-
0
*
*
&
+
(
#
7
$
E
D
#
!
#
B
4
@
3
-
(
0
(
)
%
A
D
)
)
(
(
*
(
(
*
#
(
?
#
#
(
?
%
*
'
$
C
%
(
'
$
(
(
$
'
#
#
.
C
(
(
=
$
(
%
5
<
(
)
#
'
#
$
*
*
5
;
>
%
$
:
=
8
1
)
$
$
3
$
$
-
#
$
#
$
(
(
1
0
'
$
?
0
#
&
*
.
6
3
-
%
&
*
*
A
2
$
#
*
$
1
*
'
7
?
#
%
3
$
@
$
8
0
*
$
1
(
7
#
$
$
)
%
(
3
(
$
,
0
#
$
"
1
#
$
)
>
$
%
/
1
$
#
(
(
'
*
0
*
9
(
)
'
.
#
#
)
(
$
(
.
5
(
$
3
$
)
4
1
,
#
"
"
$
*
#
/
(
*
*
!
'
#
„Wieczny odpoczynek” przy tabliczkach upamiętniających poległych w czasie wojny, w
Powstaniu Warszawskim.
Jak mówiła kiedyś moja ciocia: „Dziś już nie
ma prawdziwych warszawian, są tylko przyjezdni”. To prawda. Stolica została zniszczona
nie tylko fizycznie, w sensie utraty budynków,
ale także w pewien sposób mentalnie: po wojnie zaczęła napływać tu ludność z innych miast
i wsi. Teraz to oni w dużej mierze tworzą jego
tkankę. Podczas studiów, różnych zgromadzeń,
trudno jest tak naprawdę spotkać ludzi pochodzących z Warszawy. Na duże grupy przypada
zazwyczaj zaledwie parę osób.
Lecz także przyjezdni mogą nas, mieszkańców
stolicy wiele nauczyć. Mój kolega ujął mnie
tym, że od razu, bez wahania, powiedział, że
Warszawa bardzo mu się podoba, że ją lubi, że
to nieprawda, że to tylko beton, bloki i nie ma
w niej zieleni. Dzięki niemu na nowo poznałam
swoje miasto, oglądałam je jego oczami, osoby
z zewnątrz. Pokazał mi np. Kopiec Czerniakowski – Powstania Warszawskiego, o którego
istnieniu nic nie wiedziałam! Mimo, że prowadzą do niego schody składające się z 400 stopni, nie można się zrażać i trzeba się tam na
pewno wybrać!
Ja kocham Warszawę, to moje miasto. Kocham
każdą uliczkę, drzewo; najbardziej właśnie
Bielany pełne zieleni, Mokotów zatopiony w
ciszy, tajemnicze Powiśle, Pragę ze starymi
budynkami – warto przyjrzeć się zdobieniom na
kamienicach i gwarną Ochotę. Dlatego bardzo
boli mnie, gdy ktoś źle mówi o moim mieście,
bezlitośnie je krytykuje, a zwłaszcza, gdy robią
to ludzie nie stąd. Warszawa wiele przeszła.
Jednakże ocalała i wspaniale się rozwija i niech
tak zostanie!
A
5
Dzień Dobry
Warszawo!!!
To miasto kusiło mnie od zawsze. Zew majestatycznej, budzącej zachwyt, respekt, a jednocześnie lęk stolicy, wzywał mnie od lat. Broniłam się przed nią, jak tylko mogłam. Na szczęście ona nie dała za wygraną. Mieszkam tu od
trzech tygodni i ciągle nie mogę się temu nadziwić. Ale początki nie były łatwe, o nie!
Opuściłam swoje rodzinne strony Kujaw i
Pomorza, by tu podjąć pracę w nadziei, że w
Warszawie spotkają mnie większe możliwości
do rozwoju i nauki. Kiedy wychodziłam z
rodzinnego domu, aby następnie wsiąść do
załadowanego mnóstwem pakunków samochodu, wtedy zrozumiałam, że jeden etap w moim
życiu właśnie się zakończył. Spod skrzydeł
rodziców wyfruwam na świat, a co ten świat
mi przyniesie, jeszcze tego nie wiem. Ale tego
nie wie tak naprawdę nikt i to jest najcudowniejsze w życiu – dreszczyk emocji przed nieznanym i niezgłębionym. Zawierzyłam moje
życie Bogu i ruszyłam w drogę. Kiedy dojechałam na miejsce, zaczęło się znoszenie bagaży do pokoju. Ich rozpakowanie zajęło mi aż
cały pierwszy dzień. A potem ruszyłam na
wycieczkę po dzielnicy Bielany. Założyłam
sobie, że moje nowe miasto będę poznawać od
terenów najbliżej położonych bloku, w którym
mieszkam. Pierwsze dni były bardzo stresujące
– nowe miejsce, nowi ludzie, a w perspektywie i
nowa praca. Myślałam, że żołądek wyskoczy mi
na wierzch i ten ciągle odczuwany niepokój.
Czasami czułam, że na czole mam wypisane:
„Ty nie jesteś stąd. To nie Twoje miasto. Tu nie
ma dla Ciebie miejsca. Ono i tak już jest przepełnione”. Na szczęście uczucie to minęło, a
miasto okazało się przyjazne. Wcześniej powtarzałam sobie w myślach: „Trzymaj się, bo albo
to miasto ciebie pochłonie, albo Ty je pożresz”.
Nie musiałam tego wcale zrobić. Wniknęłam w
nie bez problemu. I wreszcie przyszedł czas, by
zapuścić się do centrum Warszawy. Przeprawa
przez miasto środkami komunikacji nie należy
do najprostszych czynności. Ale kiedy wsiadłam
do metra, nagle nie wiadomo skąd, powróciły
do mnie wspomnienia paryskiego odpowiednika. Może to nic powalającego dla kogoś, kto
mieszka tu od zawsze, ale dla mnie było to niesamowite przeżycie. I ten świst w uszach! Pokochałam to miasto, jego ciekawe miejsca, zabytki. Warszawa ma w sobie coś, co przyciąga,
6
hipnotyzuje. Znowu polubiłam spacery, mimo
nieciekawej ostatnio pogody. Tu tyle się dzieje i
tyle jest do oglądania. Czasami uda się nawet
spotkać kogoś znanego z pierwszych stron gazet
czy ekranów telewizji. Na razie za wiele miejsc
jeszcze nie odwiedziłam, ale wiem, że to tylko
kwestia czasu, kiedy moje oczy ujrzą Łazienki
Królewskie, Pomnik Fryderyka Chopina, Wilanów, Pałac Krasińskich, Cmentarz Powązkowski, Pomnik Małego Powstańca i wiele innych
wspaniałych zabytków Przyznam się, że ja osobiście jestem dumna z tak okazałej i przepięknej
stolicy naszego kraju. A jeśli chodzi o jego
mieszkańców, to zupełnie nie sprawdziły się
słowa zasłyszane od osób osiadłych poza Warszawą. Twierdzili oni, że mieszkają tu sami
karierowicze, ludzie żądni władzy, pozycji i
pieniędzy i, że w końcu ja też stanę się taka
sama. Nie wiem, kogo jeszcze spotkam na swojej drodze, ale jednego jestem pewna, że w Bogu mam swoją nadzieję, w Bogu, którego wielbię i nie znam trwogi, bo cóż może mi uczynić
człowiek śmiertelny. tego miasta.
W ciągu tych kilku dni pobytu w stolicy, spotkałam wielu ludzi i większość z nich była niezwykle sympatyczna, pomocna i życzliwa. Wystarczy rozejrzeć się dookoła, uśmiechnąć do
innych, powiedzieć dzień dobry, podać pomocną dłoń. Dziś wracając z pracy, w pewnym momencie zorientowałam się, że w podskokach i z
uśmiechem na twarzy podążam do domu. To
osobiste dzieło Boga i tego miejsca, w którym
umieścił mnie Pan. „Dziękuję za to Tobie Ojcze
i spraw, by miasto to odkrywało przede mną
coraz więcej swych tajemnic i uroków i by inni
też zaczęli je dostrzegać”.
Elżbieta Wiśniewska
Przed tygodniem opublikowaliśmy pierwszy artykuł z cyklu „O śpiewie i muzyce w liturgii”. Nasz
organista, Michał Sławecki, zapoznał nas w nim z historią i znaczeniem śpiewu gregoriańskiego. Osoby, które w poprzednią niedzielę nie miały okazji przeczytać go w wersji papierowej
,
zapraszamy do archiwum internetowego naszego tygodnika na stronie www.swanna.waw.pl. A poniżej zapowiadany już drugi tekst, tym razem autorstwa Tomasza Piętaka. Obu autorom serdecznie dziękujemy – za napisanie tekstów, a przede wszystkim za towarzyszenie naszej modlitwie muzyką i śpiewem.
Służebna rola wspaniałych organów
Kiedy mówimy o muzyce kościelnej, od razu na
myśl przychodzi nam instrument bezpośrednio
kojarzący się ze świątynią i liturgią. To organy,
których brzmienie uświetnia obrzędy kościelne, a
serca wiernych podnosi do Boga.
Organy mają bardzo długą historię. Znane były
już w cesarstwie rzymskim, gdzie używane były
w cyrkach, amfiteatrach i w czasie procesji. Ze
względu na pogańskie pochodzenie Kościół
wschodni nigdy nie wprowadził ich do kultu.
Natomiast na Zachodzie zaczęto je budować począwszy od VI w. Oficjalne wydanie zgody na
używanie organów w kościołach przypisuje się
papieżowi Witalianowi w VII w. Od tego czasu
organy stały się najważniejszym instrumentem
używanym podczas liturgii w Kościele łacińskim.
Początkowo organy służyły tylko do podtrzymania niektórych śpiewów mszalnych i brewiarzowych. Jednak już od XV w. w krajach chrześcijańskich organy stały się instrumentem samodzielnym, wypełniającym te części liturgii, w których
nie śpiewał chór.
W miarę rozwoju budownictwa organowego i
wzmożonego zapotrzebowania na ten instrument,
coraz więcej kompozytorów uwzględniało organy
w swojej twórczości. XVI wiek wydał takich wybitnych kompozytorów jak Girolamo Frescobaldi
czy Jan Sweelinck. Kompozytorzy niemieccy, a
wśród nich Dietrich Buxtehude, rozwinęli znane
formy organowe: preludium i fugę. Koroną muzyki barokowej jest twórczość Jana Sebastiana Bacha, który nadał doskonałą postać wszystkim
formom muzycznym wypracowanym przez poprzednie pokolenia. Ogromne bogactwo literatury
organowej odnajdujemy także w epoce romantyzmu: Feliks Mendelssohn, Franciszek Liszt, César
Franck oraz w wieku XX –najbardziej znani kompozytorzy to Paul Hindemith, Arnold Schönberg,
a zwłaszcza Olivier Messiaen. W Polsce twórczością organową zajmowali się m. in. Władysław
Żeleński, Mieczysław Surzyński, Feliks Nowowiejski, a także zmarły niedawno Marian Sawa.
Na przestrzeni wieków udział organów w oprawie
muzycznej liturgii zmieniał się
w zależności od postanowień kolejnych soborów.
Zawsze jednak rola organów pozostawała i jest
nadal służebna. Muzyka służy liturgii, jest jej
ozdobą, ale nie jest jej niezbędna. Muzyka w kościele nie stanowi wartości samej w sobie. Jej
rację bytu wyznacza współudział wiernych, który
objawia się na dwa sposoby: poprzez wspólny
śpiew z towarzyszeniem organów, bądź też poprzez kontemplację w trakcie muzyki wykonywanej tylko instrumentalnie.
Organy stanowią często jeden z najpiękniejszych
elementów wystroju świątyni. Są obrazem myśli
twórczej poprzednich pokoleń. Prospekty organowe (widoczna z zewnątrz frontowa część organów) zawierają w sobie style architektoniczne
czasów, w których były budowane.
Organy w naszej świątyni mają zabytkowy prospekt barokowy, całe zaś ich wnętrze w zgodzie z
barokowymi kanonami wykonała w 1992 roku
austriacka firma Pflüger. Organy kościoła św.
Anny są niewątpliwie znakomicie zbudowanym
instrumentem, z szerokim spektrum barw i kolorytu dźwiękowego, a te cechy stanowią główny
walor estetyczny dla słuchaczy.
7
Tomasz Piętak – urodził się w 1980 roku w Skarżysku – Kamiennej. Otrzymał dyplomy ukończenia Akademii Muzycznej im. F. Chopina w Warszawie w klasie organów prof. Joachima Grubicha w 2005 roku oraz w klasie śpiewu solowego prof.
Jerzego Artysza w 2006 roku. Od 2005 roku pełni funkcję organisty w kościele akademickim św. Anny w Warszawie. Od 2006 roku jest także solistą Warszawskiej
Opery Kameralnej. Występuje jako solista z Reprezentacyjnym Zespołem Artystycznym Wojska Polskiego.
6
8
9
:
;
<
s
=
>
8
?
>
@
:
<
A
=
7
B
>
=
s
B
>
s
A
=
<
C
s
:
;
8
D
<
?
E
s
:
s
:
=
s
F
;
G
<
:
9
B
B
H
A
?
;
8
A
C
8
B
<
9
B
;
A
s
G
:
H
s
=
>
=
8
=
F
I
J
B
s
I
J
A
K
:
B
s
:
:
=
8
=
8
:
=
B
7
8
:
=
;
C
s
:
<
A
:
H
=
>
L
B
s
<
8
C
=
8
:
=
M
B
7
C
:
C
8
;
C
C
:
C
s
:
:
G
9
s
=
A
C
K
N
:
<
=
M
B
>
9
A
H
C
s
:
8
;
:
B
8
:
=
;
C
s
s
:
C
H
s
G
9
9
=
s
:
C
s
:
s
9
s
<
B
K
:
O
C
s
8
K
P
=
;
Q
C
s
<
:
:
:
:
O
M
B
=
9
<
s
:
<
9
s
>
s
>
s
C
K
B
s
:
C
K
K
s
:
=
8
s
:
B
s
:
<
C
=
I
:
9
B
8
:
8
:
=
:
=
;
J
R
s
:
9
s
C
H
K
s
?
G
;
=
s
B
U
;
:
s
K
9
S
s
C
”
W
X
J
:
D
=
>
8
:
=
;
”
<
>
S
;
A
M
R
:
;
I
A
;
B
B
B
B
V
8
s
<
L
F
Y
Z
Z
9
?
:
B
Y
B
6
$
s
#
/
!
"
#
$
%
&
'
%
(
)
$
%
*
+
$
%
,
-
"
"
#
"
/
/
"
"
0
.
1
%
-
2
,
3
-
4
!
!
(
!
3
[email protected]
4
#
5
Msze św. niedzielne: 8.30; 10.00; 12.00; 15.00;
19.00; 21.00.
Msze św. w dni powszednie: 7.00; 7.30; 15.00;
18.30. (w I piątki miesiąca i 2. dnia miesiąca:
21.00)
8
.
"
#
-
Sakrament Pokuty i Pojednania: pon.-piąt.
7.00-8.00; 15.00-19.00, sobota: 7.00-8.00, 15-16,
18.30-19; niedziela: w czasie Mszy świętych.
Chrzty dzieci w I i III niedzielę miesiąca o godz
12.00