do it y ourself
Transkrypt
do it y ourself
DO IT YOURSELF numer 06 / 2009 ● LIPIEC / SIERPIEŃ R 06 Edytorial Edytorial No6 Zrób to sam. I zrobiliśmy. Półmetek wakacji, sezon ogórkowy i „plażowe” dodatki do gazet. Czy traktować ten numer jako plażowy? Proszę bardzo, w końcu po zwiedzanych miastach poruszamy się między punktami wi-fi, gdzie na bieżąco uaktualniamy swoje profile na facebooku, tudzież twitterze (tam tez jesteśmy). A co w nowym numerze? Przygotowaliśmy dla Was spory zestaw porad, z których dowiecie się, jak kreatywnie wykorzystać nadmiar wolnego czasu oraz co włożyć do plecaka przed wyruszeniem na festiwal. Oprócz tego szereg wywiadów z jak zawsze młodymi, prężnymi twórcami, sesje zdjęciowe wykonane specjalnie dla nas, a także arcyciekawy artykuł poświęcony liberaturze. Dajcie w upały odpocząć swoim komputerom i czerpcie z lata ile się da. Udanej drugiej części wakacji! Damian Siemień 2 Stopka redakcyjna Stopka WYDAWCA Piana Magazine MUZYKA Karolina Pietrzok, Mateusz MAGAZYN ZŁOŻONO KROJAMI PISMA REDAKCJA Borkowski Times, Calibri, Myriad Pro, Minion Pro, E: [email protected] FOTOGRAFIA Katarzyna Borelowska, Helvetica, Didot WWW: www.pianamagazine.com Justyna Dziesińska FILM Aleksandra Graczyk OKŁADKA / ZDJĘCIA REDAKTOR NACZELNY Damian Siemień LITERATURA Martyna Wojnicz Kamil Zacharski z-ca RED. NACZELNEGO Katarzyna DESIGN Marta Wajda, Gabi Małacha www.kamilzacharski.blogspot.com Borelowska SZTUKA Damian Siemień MODA Katarzyna Gumowska REKLAMA I PROMOCJA Aleksandra TEATR Klara Szczerkowska Koszewska AKTUALIA Magdalena Podkowinska SEKRETARZ REDAKCJI Monika Habrzyk FELIETON Agnieszka Habrzyk KOREKTA Agnieszka Batorek ILUSTRACE Katarzyna Walentynowicz 3 Spis treści Edytorial Stopka redakcyjna Spis treści Muzyka 06 / 5 powodów, dla których festiwal do obóz survivalowy 10 / Ska dla mądrych ludzi, indie rock dla głupków 12 / Żadne tam wakacje Design 16 / Hand Craft Film 20 / Masz to na wideo? Odcinek któryś-tam, p.t.: „Masz to na youtubie” Sztuka 20 / Gamze Özer 28 / Russel Young 4 Spis treści Fotografia 34 / Kosakovski 42 / Omulecki Moda 48 / Blogerka z misją 52 / Więc chodź pomaluj mój świat 56 / Żadne tam wakacje 60 / Och Karol 64 / Narodziny mody Felieton 66 / Wakacje z Adamem Słodowym 70 / DIY 72 / Z poczty redakcyjnej Literarura 74 / Zrób sobie książkę Strona Chromrego 5 Muzyka POWODÓW, DLA KTÓRYCH FESTIWAL TO OBÓZ SURVIVALOWY tekst: Karolina Pietrzok ilustracje: Dominika Bobulska Sezon trwa, namioty i śpiwory w nieustannym użyciu, w karimatach coraz więcej dziur wypalanych nieostrożną ręką dzierżącą papierosa. Piłeczka wrażeń nieustannie odbijana pomiędzy zostańmy tu na zawsze a zabierz mnie do domu. Większość PIANowej redakcji to festiwalowi wyjadacze i weterani, niewzruszeni na trudy biwakowania, kolejkowania i egzystencji na podbudowie 3 godzin snu na dobę. Ale i dla nas, starych wyg, istnieją zagadnienia festiwalowe, od których nadal krew i węgorze buzują w żyłach, a na twarzach wypisuje się jedno wielki WTF?! 6 Muzyka Doznania pod prysznicem. Prysznic to w ogóle temat newralgiczny. Wiadomo, że poza szczęśliwymi momentami dobrej przepustowości o świcie, nocą i późnym popołudniem, swoje należy odcierpieć w kolejce – w deszczu/obłędnym słońcu (niepotrzebne skreślić), słaniając się na nogach z głodu, niewyspania i odwodnienia. Sznureczek ludzi posuwa się w zastraszająco powolnym tempie i około 14 razy jesteś o krok od podjęcia dramatycznej decyzji o powrocie do namiotu z tłustymi włosami. Ale udało się. Nadchodzi twoja kolej. Odsłaniasz zachęcająco wilgotną kotarę i... piętnasta myśl o ucieczce ma jakby największą siłę. Ja rozumiem, życie pod namiotem w gigantycznym skupisku ludzkim odziera nas każdego dnia z godności i człowieczeństwa, ale jak wielki udar mózgu trzeba przebyć, by opuścić kabinę zostawiając za sobą na ziemi precjoza w postaci zużytych podpasek, tamponów, kulki włosów ściągniętych ze szczotki i trzech opakowań po jednorazowej saszetce szamponu? Przy czym ten szampon witam jeszcze z ulgą, jako pewną wskazówkę, iż nadal jestem w miejscu, gdzie dotarł postęp cywilizacyjny. Tak więc, dziewczęta! Natura potraktowała nas wystarczająco niesprawiedliwie, nasyłając na nas biologiczne kary na festiwalach, nie róbmy sobie nawzajem krzywdy poprzez skazywanie się na tak bliskie kontakty z odpadkami. Kosze na śmieci naprawdę istnieją. Pułapki w toi-toiach W innych okolicznościach każda zdrowa jednostka ludzka uciekałaby z krzykiem od plastikowego boksa o wymiarach metr na metr i temperaturze 40 stopni Celsjusza, ale tak to już jest na tym niedobrym świecie, że podczas 7 Muzyka festiwalu musimy wchodzić do nich z własnej nieprzymuszonej woli kilka razy dziennie. Jest to trauma z gatunku tych wielkich, więc poniekąd jestem w stanie pojąć, iż powoduje u niektórych chwilową niepoczytalność. Rozumiem też, że naturalną reakcją organizmu jest próba tak wielkiego oddalenia od ciemnej czeluści tej kloaki, jak to tylko możliwe, ale czy naprawdę, naprawdę musi się to objawiać bogatym umieszczaniem ekskrementów na całej połaci tego plastikowego wejścia do piekła? Pomijając już obrzydliwość – naprawdę poważnie zastanawiam się czasem, jak delikwentowi w ogóle udało się wykonać taki manewr. Ludzkie dramaty na bramce Polacy mało czytają, tak mówią nam wyniki badań. Aby poprawić sytuację, postuluję, by każdy rozpoczął od przeczytania regulaminu imprezy, na którą się wybiera – przeważnie nie jest to długa lektura, za to jaka pouczająca, ileż nerwów oszczędza i tobie, i pobratymcom! Regulamin mówi: żadnych napojów, żadnego jedzenia. Przemyt w mniej lub bardziej pomysłowych miejscach, nawet zakończony porażką, to jedno – to popieramy, temu przyklaskujemy, to stosujemy! Ale zdziwienie na twarzy, gdy ochrona odbiera ci butelkę wody? Dyskusje z bogu ducha winnym pracownikiem, bo przecież TY CHCESZ TĘ WODĘ WNIEŚĆ, to już zupełnie co innego. Kolejka rośnie, a nam nóż by się w kieszeni otwierał, gdybyśmy tylko go mieli. Nie mamy - został w namiocie, gdyż my przeczytaliśmy regulamin i wiemy, że noży ani innych ostrych przedmiotów wnosić nie wolno. Katorga podscenowa Oczywiście, każdy zawsze do wszystkiego chce mieć BLIŻEJ. Taka już ludzka natura. Jednak jeśli pragniemy to osiągnąć, należałoby jednak zaprzęgnąć do pracy rozum. Mięśnie teoretycznie mogłyby zdać egzamin, gdyby w grę nie wchodził wielotysięczny, zmęczony, spragniony i spocony tłum. Tak też, jeśli chcę widzieć z bliska spoconą pachę Caleba Followilla (mrauu), to kończę jeść moją zapiekankę za 3 kupony odpowiednio wcześniej, zasuwam przez ocean ludzkich ciał i karnie ustawiam się za tymi, którzy nie jedli, nie pili i nie sikali już od 5 godzin, żeby stać tuż przy barierkach. To samo robią tysiące innych. Co nigdy nie przeszkadza kilku krewkim osobom poczuć zewu koncertowego na 3 minuty przed wejściem wykonawcy na scenę – wówczas usiłują ruszyć taranem, rozbijając tłum w pył – tu następuje zaskoczenie, bo tłum jednak wbrew pozorom z gąbki nie jest i zupełnie nie chce się przed dziecięciem rozstąpić. Pacjent się denerwuje, zaczyna przeklinać, agresja w tłumie rośnie, osobnik ostatecznie zatrzymuje się w bezpiecznej odległości, z planem przedarcia się bliżej, kiedy ludność zafaluje. Koncert się rozpoczyna i wówczas zawsze, ale to ZAWSZE okazuje się to samo: ten zagorzały, waleczny wielbiciel stoi właściwie jak kołek, bo przypomniało mu się właśnie, iż jeśli chodzi o ten zespół, to on tak właściwie zna jeden kawałek, ten przebój, co ostatnio leciał w radio, kiedy jechał z matką samochodem na zakupy. Po chwili obijania się o ludzi dochodzi do wniosku, że nic tu po nim, wobec czego wyrusza w nomadyczną wędrówkę do miejsca, z 8 Muzyka którego przyszedł – znów przebija się przez mokre ciała, znów przeklina, znów marnuje swój – i nasz – cenny czas i energię! Noc na polu Festiwal to kilka dni, w porywach do tygodnia, nieustającej zabawy – takie jest założenie, do którego niektórzy stosują się bardziej dosadnie niż inni. Naprawdę nadchodzi taki moment, kiedy spektrum marzeń zawęża się już tylko do śpiwora (tak, jest mokry, no trudno), karimaty i kilku godzin niczym nie zakłóconego snu. O czym naturalnie można natychmiast zapomnieć, gdyż każdej nocy około godziny 4:00 pole zostaje opanowane przez kilka grupek młodzieży, której akurat jeszcze spać się nie chce i muszą dobitnie poinformować o tym całą ludność skupioną w promieniu dwóch kilometrów. Czasem wystarczy im do tego własny nadmiar powietrza w płucach i przerośnięta nagłośnia, czasem posiadają bardziej wyszukany arsenał w postaci bębnów, sprzętów grających i w zasadzie wszelkich podwójnych zestawów przedmiotów, którymi można o siebie uderzać. O spaniu można zapomnieć średnio do godziny 7:00, kiedy zmęczeni własną inwencją artyści zapadają w drzemkę – ale bez zbędnych ekstaz. Oto wstał nowy dzień, wzeszło słońce, a temperatura w namiocie wyniosła 45 stopni. Równie dobrze można już wstać i iść ustawić się w kolejce pod prysznic... PS Autorka zaznacza, iż niczego na bożym świecie nie kocha tak, jak festiwali, czeka na nie cały rok, tęskni, wspomina, ogląda filmy na jutjubie i odlicza dni do Offa! 9 Muzyka Ska dla mądrych ludzi, indie rock dla głupków trzok lina Pie aro tekst: K 10 Muzyka Jeśli chcesz ich koszulkę, wykonasz ją sam - dostaniesz darmowe szablony i farby. Chcesz wystąpić z nimi na scenie? Nic prostszego, jeśli znasz piosenkę i przyniosłeś własny instrument, jesteś mile widziany. Płyt nie musisz szukać w sklepach – udostępniają je w całości i za darmo na swojej stronie internetowej. Nie grają koncertów, na które bilety kosztują więcej niż 10 dolarów. Nowojorski kolektyw Bomb the Music Industry! działa według własnych zasad i etyki, dając ludziom za darmo produkt, którego mogą im zazdrościć niejedni zgarniający grube miliony muzycy. Na czele kilkudziesięcioosobowej gromadki stoi Jeff Rosenstock, trzymając cały projekt w ryzach, wspierając artystów zrzeszonych w kolektywie, produkując albumy i pisząc własną muzykę. Udowadnia przy okazji, że chcieć to móc, na dowód czego nagrał pierwszą piosenkę sygnowaną Bomb the Music Industry! na mikrofonie wbudowanym w jego PowerBooka. Odzew okazał się przejść najśmielsze oczekiwania i muzyczna machina z pogranicza ska i hardcore’u, ale nie bez naleciałości synthpopowych i eksperymentów ruszyła pełną parą. W ich tekstach nie brakuje humoru, choć nietrudno znaleźć też gorzkie żale na przemysł muzyczny, jednak zgodnie twierdzą, że funkcjonowanie zupełnie obok jego nurtu jest najlepszym, co muzykowi może się przydarzyć. W jednym z artykułów BtMI! Zostali określeni mianem ska dla mądrych ludzi. Rosenstock nie omieszkał odpowiedzieć: „Naszą muzykę tak samo można określić jako ska dla mądrych, jak i indie rockiem dla głupich. Jednak to nadal miłe, że ktoś uważa nas za mądrych.” Technika przychodzi w sukurs tym tuzom DIY – ostatnio podczas koncertów ograniczają ilość żywych instrumentów do niezbędnego minimum – resztę załatwia podłączony do wzmacniacza iPod... 11 Czyli Damiana Siemienia relacja z tegorocznego Open’era. Żadne tam wakacje. Muzyka Chcąc napisać szczerą relację z tegorocznego Open’era, trudno jest mi przestać myśleć o gigantycznych odciskach na palcach u stóp, spalonej twarzy, codziennym odwodnieniu, kolejkach, czekaniu, czekaniu i jeszcze raz kolejkach. Ale to chyba kwestia mojego neurotycznego usposobienia, wszak wyżej wymienione rozrywki to kwintesencja „radosnego życia festiwalowego”, jak pisał Przemysław Gulda w gazetce, którą rozdawały dziewczyny w drodze pod prysznic. Owej gazetce należałoby poświęcić osobny artykuł. Bo w jakim innym dodatku Gazety Wyborczej przeczytasz, że w tym sezonie hitem są rurki i wariacje na temat Raybanów, czy wywiad z niejakimi The Black Tapes, traktujący o tym, co zjedli na obiad i ile piw wypili do tegoż posiłku. Ale Open’er to nie tylko perypetie na polu namiotowym, a „czterodniowe święto muzyki”. tekst: Damian Siemień ilustracja: Damian Siemień 12 13 Muzyka Muzyka Dzień pierwszy To znaczy festiwal miał zacząć się dopiero nazajutrz, ale spragnieni namiotowej przygody, przybyliśmy zapobiegawczo wcześniej. Ach, co to był za bal. Wielogodzinna degustacja wina przy akompaniamencie żartów z króla morza, Neptuna i jego pierworodnej – uroczej Arielki. W skrócie to entuzjazm, uśmiech oraz „mógłbym mieszkać pod namiotem”. Dzień pierwszy pod tytułem „Opening Day” Sielanka się skończyła i trzeba było się wybrać na jakiś koncert. W końcu 340 złotych i kilka miesięcy ‘koncertowej podjary’. Zespołem, który grał pierwszy, był Renton. Widziałem ich w drodze do strefy gastronomicznej, więc zapewne zagrali jak zawsze. A jak zawsze grają? Nie wiem, spytajcie Przemka Guldy. W strefie gastronomicznej numer jeden wypiłem inauguracyjne rozwodnione piwo za dwa kupony. Pierwszym znaczącym dla mnie występem tego wieczoru miał być koncert sympatycznych Szwedów z Peter, Bjorn & John. Niestety, koncert skończył się dla mnie po jednej piosence, której z resztą nie pamiętam. Później na scenę główną, przepraszam, na main stage, wyjść mieli pierwsi headlinerzy festynu – chłopcy z Artcic Monkeys. Jak można się domyślić – zgromadził się pokaźny tłum. Był wrzask, aplauz, przepychanki i rozlane piwo. Chwilę później znalazłem się z powrotem przy scenie namiotowej, gdzie swój koncert zaczynali nasi ulubieńcy - Late Of The Pier. Zagrali szybko, głośno, dynamicznie. Światła ze sceny były kolorowe i ludzie tańczyli. Jakoś w drugiej połowie występu zakończyłem pierwszy dzień festiwalu. 14 Dzień drugi W tym momencie pisania sprawozdania, zaczynam posiłkować się festiwalową rozpiską. Kto kiedy grał i który koncert mi się podobał? Zaczynam kłamać. No więc, w drugi dzień trwania tej wielkiej imprezy plenerowej zaliczyliśmy pierwsze załamanie nerwowe, spędzając półtorej godziny w kolejce pod prysznic, w pełnym słońcu i z pustym żołądkiem. Otuchy dodał nam wysmakowany dowcip o brudnym łokciu, pozdrowienia dla Grzegorza. Drugiego dnia już nie czułem się tak dobrze. Doskwierało mi to okrutne słońce i brak glukozy w organizmie, ale to nieważne. Obejrzałem trochę występu naszej gwiazdki eksportowej, Pati Yang. Urocza dziewczyna. W namiocie nie raziło słońce, podobało mi się. Niestety, wraz ze znajomymi przeniosłem się w okolice sceny głównej, aby oglądać pretensjonalny szoł egzaltowanej Marii Peszek. O ile ‘Miastomania’ była jakąś tam przyjemną i niewymuszoną propozycją, to nowy wizerunek ‘seksualnej prowokatorki i wyzwolicielki kobiet’ jest nie do zniesienia. Ale dość o rodzimych gwiazdkach, skoro na scenę wbiegła prawdziwie wyzwolona Beth Ditto. Koncert Gossip przerósł moje oczekiwania, szczerze dobrze się bawiłem i papierosy z radością i do rytmu paliłem. Potem zagrali nastoletni bogowie z The Kooks. Początek występu spędziłem siedząc pod płotem, oddzielającym nas od strefy vipowskiej. Ku wielkiemu zaskoczeniu, był to bardzo przyjemny i lekki koncert. Okazało się, że znamy większość piosenek. Złote lata B-side’u nie poszły w las. Później było tylko gorzej. Zmęczenie nie dawało o sobie zapomnieć. Pierwsze trzy utwory Moby’ego i katorga w postaci czekania na najbardziej przereklamowany zespół ostatnich lat – Crystal Castles. Czy kultowa Alice Glass wciągała nosem czerwony barszcz instant czy kokainę? Nie wiem, uciekłem z koncertu w połowie. Muzyka Dzień trzeci Półmetek. Przenieśli mi Madness na World Stage, czyli na scenę, gdzie nigdy nie miałem dotrzeć. Bąble na palcach u stóp były już wielkości grochu. Ale kogo obchodzą jakieś odciski, kiedy na scenie pijani, podstarzali gwiazdorzy wykonują „One step beyond”? Jak można było przewidzieć, występ Madness okazał się cyrkiem. Aczkolwiek bardzo przyjemnym. Kilka kwadransów później Babie Doły nawiedził oczekiwany deszcz. Schłodził mnie na tyle, że po dwóch piosenkach Faith No More poszedłem napić się piwa. Tak się złożyło, że na scenie namiotowej zaczynali grać hiperwtórni White Lies. Trochę siara, że podrygiwałem nóżką na WL, zamiast doznawać przy boskim wokalu Mike’a Pattona. Zmieniam zdanie. Byłem tak offowy, że poszedłem do namiotu Xboxa. Znajdowałem się w środku towarzyskiego młyna, kiedy zorientowałem się, że dzieli mnie jedyne 15 minut od najbardziej oczekiwanego koncertu, M83. Z trudem porzuciłem kolejne piwo i przyjaciół, aby samotnie pobiec pod niebieski namiot. Zająłem sobie godne miejsce w trzecim rzędzie i przez cały set francuzów kochałem życie. Wszak życie to nie bułka z masłem, a miłość to nie pluszowy miś, więc koncert rychło się skończył i znowu stałem się banitą wśród rozochoconego, kilkutysięcznego tłumu. Trzeci dzień zakończyłem obserwując niewątpliwie interesujący występ „legendarnej grupy” Szelest Spadających Papierków. Potem zrobiłem sobie jeszcze z kolegą pamiątkową fotkę pod opustoszałą sceną główną. Tylko że aparat chyba się zepsuł. Dzień czwarty Finał. I apogeum jednocześnie. Tylu ludzi to chyba na obu papieżach na Błoniach nie było. Ostatni dzień zacząłem pod sceną World. Początkowo aktywnie bawiąc się przy sezonowej sensacji z Portugalii, a potem przy autorce jednej z moich ulubionych płyt ubiegłego roku – Santo/i/gold. Ale największa sensacja wieczoru była dopiero przed nami. Koncert, którego scenariusz wymyślaliśmy od zimy, zbliżał się wielkimi krokami. Tak, wstyd to przyznać, ale mowa o chłopaczkach z Kings Of Leon. Tradycyjnie już ewakuowaliśmy się po pierwszej piosence z młyna pod sceną, aby z pełnym skupieniem wysłuchać półtorej godziny mielizn z ostatniej płyty, mieć ciary przy Knocked Up i szpanować znajomością piosenek z pierwszego albumu. Koncert się odbył, mogliśmy już wracać do domu. Wtedy zaczął się koszmar. Przesyceni piwem zamarzyliśmy o odżywczej Coca-Coli. Jak się okazało, na cały obszar festiwalu przyszykowano jedynie dwa stoiska z czarnym napojem. Tłum po sok (kola się oczywiście skończyła) był gorszy niż pierwsze rzędy na Crystal Castles. Trzymając w rękach upragnione napoje, w spokoju nabijaliśmy się z kucyka i maniery wokalnej Briana Molko. Nie można nas nazwać prawdziwymi festiwalowiczami, gdyż zamiast przewracać się i gubić okulary przy „Smatch My Bitch Up”, rozkoszowaliśmy się ciepłem śpiwora w naszym przygniłym namiocie. O dniu ostatnim pisać nie warto. Był to dzień smutny i bardzo długi. Pod patronatem głodu, gorączki, smutku i czekaniu na dworcu. Za to finał był radosny. Bo jak tu się nie cieszyć z 35 minut spędzonych po zmroku na dworcu w Wejherowie? 15 Design d Craft Han czyli wydesignowany Hand Made ! tekst: Marta Wajda Zdjęcia: www.redotdesign.pl Grzegorz Cholewiak, projektant wizjoner, tworzy użyteczne formy z nieużytecznych odpadów. Łączy na pozór niepasujące do siebie rzeczy, i nadaje im nowe niespodziewane funkcje, daje im drugie życie, a na pewno drugą młodość. Udowadnia, że da się stworzyć coś praktycznego prawie z niczego, a to co na pozór jest już niemodne może stać się super trendy meblem, bo przecież teraz najmodniejszy jest recycling. Na początku zawsze jest nieużyteczny już przedmiot (np. stare drzwi – komoda Gertruda ) a potem szybka gra w skojarzenia i powstaje nowa jakość, nowy 16 Design funkcjonalny przedmiot. Czasem skojarzenie jest funkcji, czasem kształtu. Elementy są miksowane w całości lub tylko fragmentami. Łączone z prostymi materiałami (np. płyty MDF), lub perfekcyjnie obrobione prezentują swoje nowo nabyte cechy , które skrzętnie wykorzystuje projektant. Dodatkowym atutem jest to, że projekty nie są tylko jednorazową zabawą. Mogą być reprodukowane wielokrotnie, ale za każdym razem są unikatowe. Wszystko do obejrzenia na stronie www.redotdesign.pl 17 18 Design 19 Design 20 Masz to na wideo? Odcinek któryś-tam, p.t.: „Masz to na youtubie” tekst: Aleksandra Graczyk zdjęcia: www.youtube.com Film Film W dzisiejszym odcinku kinematografia amatorska, krótkie metraże i eyecandyzm dla dziewcząt. Z gościnnym udziałem znanego muzyka. Fakty: Noah Lennox, wirtuoz bębna i westchnień obiekt, zanim dał się poznać w obu tych rolach, wystąpił pod koniec lat dziewięćdziesiątych w trzech etiudach studenckich, które dopiero niedawno przedostały się do tzw. świata. Materiał audiowizualny, do zapoznania, znajduje się tu http://www.youtube.com/watch?v=9dMP4fu63E&feature=related , tu http://www.youtube.com/ watch?v=xB2hRH9WnQ8 i tu http://www.youtube. com/watch?v=9dMP4fu6-3E&feature=related. No to po kolei. „Appy Halloween” reż. Black Nasty Choć film trwa niecałe 10 minut, dłużyzny w jego drugiej części – w której bohater bezskutecznie błądzi po budynku niczym portier po hotelu Atlantic – byłyby nie do zniesienia, gdyby bohatera nie grał Lennox. W kostiumie Jerzego Waszyngtona. Jest tu śladowa fabuła, jest klimat, śmieszne jakieś nawiązania, ale to nieważne, nieważne. Wystarczy siedzieć przed monitorem i robić„auuu”. Gdyby powstał kalendarz łączący paradygmaty sceny i pin-upu, Noah plasowałby się wysoko – może nie mister lipca, jak Malkmus, ale późna wiosna z pewnością. Niech się motłoch pręży na tle stycznia i lutego, tutaj mamy chłopięcość na najwyższym światowym poziomie. Sam film schodzi na drugi plan, ale przecież nikt więcej od niego nie wymagał. 21 Film „Fecal Matters” reż. Andrew Drazek, Black Nasty Przerwa na anegdotę: Jakieś pięć lat temu dyrekcja mojego ówczesnego liceum została hojnie obdarowana ulotkami, których pochodzenia nie potrafię dziś ustalić (ale trop zjednoczeniowo-narodowy wydaje mi się właściwy). Ulotki poświęcono pladze homoseksualizmu. Czytelnik był do niej zniechęcany zaiste silnymi argumentami. Jakimi? Otóż, jak się okazuje, homoseksualiści nie dość, że jedzą fekalia, to jeszcze – dowodził autor – t a r z a j ą się w nich. Przytaczam z pamięci, ale było to wyrażone w słowach na tyle podobnych, że czytelnik łatwo mógł się zorientować w wyznawanej przez antyfekalistów hierarchii. Jedzenie – spoko. Ale tarzanie się? Raczycie chyba, panowie homoseksualiści, żartować.Przytaczam tę historię, żeby odwrócić uwagę od faktu, że nie bardzo wiem co napisać o kolejnej odsłonie aktorskiego talentu Lennoxa. Może to, że tańczy dokładnie tak, jak można sobie było wyobrazić? (Czyli jak rachityczny biały chłopak w koszuli w kratę, w okresie kiedy koszule w kratę były szczytem obciachu, a słowo „obciach” było stosowalne i adekwatne). Albo że, w przeciwieństwie do poprzedniego, film wart jest uwagi nie tylko ze względu na obsadę. (Także dlatego, że łączy poetykę studenckiej etiudy, artystowską wrażliwość i postać wyobcowanego bohatera ze zbywanym milczeniem problemem jedzenia fekaliów). Całość w miarę zabawna, chociaż nie wiem na ile ma to związek z niefortunną ulotką, która uczy i bawi od lat, będąc klasyczną anegdotą na późną partię imprezy, kiedy wszystkie bardziej efektowne się wyczerpały. 22 Film „Fish Sticks” reż. Andrew Drazek Z całej trójki to mój faworyt, chociaż bez dużej przewagi nad „Fecal Matters”. Tryptyk trzyma w miarę równy poziom, który nie jest przy tym szczególnie wysoki. Powiedzmy: średnio wysoki. Ot, etiudy studenckie, na które nikt nie zwróciłby uwagi, gdyby nie intertekstualność zapewniona przez, znajomą i niespodziewaną w tym miejscu, twarz. Mruga się w tych filmach okiem, oj mruga, tak jak to tylko potrafią studenci szkół filmowych. „Fish Sticks” przywłaszcza sobie zakończenie „400 batów” Truffaut (Top 1 niezamierzenie zabawnych tytułów, swoją drogą) z hucpą większą niż tytuły filmów Wojcieszka przywłaszczają sobie tytuły cudzych płyt. Ale największe mrugnięcie, wręcz kuksaniec-w-bok, okazał się przez twórców niezaplanowany. Jest to, jak się łatwo domyślić, fakt, że w ich tanich szkolnych krótkometrażówkach wystąpił przyszły Panda Bear. Na długo zanim osiadł w Portugalii i rozszerzył spektrum działalności o projektowanie bluz. Wszystkie wymienione czynniki gwarantują świeżomięsny urok, chwile roztkliwień, przerwy w dostawie flow, zabawę na sto dwa – takie tam wakacyjne zajawki. 23 24 Sztuka Sztuka Problemy życia codziennego oraz następstwa tekst: Damian Siemień Tłumaczenie: KArolina PietrzoK Rozmowa z turecką artystką Gamze Özer. Twoje prace to istna eksplozja form. Atakują one niezliczoną ilością kolorów, postaci, napisów. Czy to zamierzony efekt i dokładnie ułożona kompozycja czy rezultat spontanicznego wyrażania siebie? Kiedy mam już podstawowy koncept, szybko zagłębiam się w dany temat, jednocześnie robiąc notatki i szkicując. Końcowy rezultat składa się przeważnie ze spontanicznie połączonych części i malunków dodanych do szkiców. Czy twoje grafiki można nazwać jednoklatkowymi komiksami? Jeśli tak, o czym one opowiadają? Raczej nie można ich tak określić. Skąd czerpiesz tematy do swoich prac? Problemy życia codziennego, następstwa światowych konfliktów. Ulubieni twórcy? Zawsze staram się unikać tego pytania, następne proszę. Przeglądając twoją stronę widzę, że wychodzisz ze swoją twórczością na zewnątrz. Czy czujesz się artystką street-artową. Na jakich płaszczyznach sztuki jeszcze się jeszcze realizujesz? Nie uważam się za twórcę street-artowego, to dla mnie osobne pole, które szanuję i którym się interesuję. Ja po prostu wkładam moje pomysły w różne formy i miejsca. Mogą pojawić się na kartonie, na ulicy, być instalacją w galerii czy ilustracją w książce w moim domu. Czym zajmujesz się na co dzień? Zainteresowanie sztuką to twoje hobby czy edukujesz się w tym kierunku? Studiowałam grafikę, pracowałam w zawodzie w kilku miejscach, ale uznałam, że to nie jest ścieżka, którą chcę podążać w życiu. Jakiej muzyki słuchasz podczas pracy twórczej? Właściwie nie zwracam uwagi na muzykę podczas pracy. Włączam iTunes w trybie shuffle. Billie Holiday, Squarepusher, Devendra Banhart. Jakich młodych, tureckich artystów możesz nam polecić? Ahmet Oğüt, Atilkunst, Banu Birecikligil, Bora Akıncıtürk, Canan Senol, Cins, Ekin Saçlıoğlu, Erkut Terliksiz, Extramücadele, Halil Altındere, Seda Hepsev, Vahit Tuna. Na koniec, opowiedz o technice, w której wykonujesz swe prace. Jest bardzo zróżnicowana. Kopiuj+wklej, rysunek, malarstwo, szablony, szycie, bazgranie. Gamze o sobie: „frobuk=krobok=gamze özer kolekcjonuje słowa, wycinki z reklam i ulotek – a potem składa je w ręcznie robione kolaże. Jak urocze puzzle czy kolorowa gra, perwersje nakładają się na siebie i dotykają się wielowarstwowo. Punkty przecięcia powstają w miejscach, w których nie powinno ich być, dzięki czemu ukazują swój banał i brak treści w humorystycznym kontekście i poczuciu wolności” – powiedziała Anna Heidenhain. (można dodać coś nowego) 25 26 Sztuka 27 Sztuka Sztuka Russell Yo 28 Sztuka tekst: Justyna Dziesińska tlumaczenie: Julia Hedemann oung 29 Sztuka Mógłbyś opowiedzieć co nieco o twoich początkach jako artysty? Rysowanie strasznych drzew w wieku trzech lat.Co jest dla ciebie najważniejsze? Zdrowie. Mój ojciec zawsze powtarzał: „Dbaj o zdrowie, dbaj o nie nawet w większym stopniu niż o rodzinę, sztukę, twoje pasje. Bez zdrowia nie jesteś w stanie nic zrobić.” Pamiętasz swój pierwszy aparat? Pierwszy aparat dostałem od rodziców, kiedy miałem 8 lat. Nowy świat stanął przede mną otworem. Twoje pierwsze zdjęcie? Pierwsze zdjęcie zrobiłem ptakowi, żeby go uchwycić musiałem wychylić się przez okno mojej sypialni. Byłem bardzo skoncentrowany, czekałem na odpowiedni moment. Niestety bardzo rozczarowałem się efektem końcowym, ptak był ledwie widoczny na zdjęciu. Jakim typem artysty jesteś? Brytyjskim. Wolisz pracować samotnie, czy w zespole? Samotnie, ale iskierka, istota pomysłu, moment, w którym mówisz „wow”, może nadejść w każdej sytuacji. Na przykład kiedy odwożę dzieci do szkoły, albo spaceruję po Nowym Jorku, gdziekolwiek... Gdziekolwiek poza moim studiem, gdzie próbuję tworzyć. W moim życiu istnieją trzy cudowne, kreatywne osoby: Robin Barton z Bankrobber Gallery w Londynie, William Hamilton i mój główny drukarz w Nowym Jorku. Dzięki nim moje życie jest łatwiejsze. Jesteś samoukiem, czy miałeś w swoim życiu mentora, który wskazał ci drogę? Byłem samoukiem do 16 roku życia, później poszedłem do szkoły artystycznej, w której starano się zrobić mysz z człowieka. Wtedy spotkałem Christosa Raftopolous’a, mojego mentora, który nauczył mnie jak palić, jak zrobić wyśmienity dressing do sałatki i jak pokochać operę. Kto ma wpływ na twoją pracę? Nie znoszę przebywać wśród innych artystów, trzeba być bardzo ostrożnym, nie dopuszczać nikogo zbyt blisko. Najlepiej kochać innych z daleka, nawet jeśli ma to trwać jeden dzień. Jak mówił Bowie: „Możemy być bohaterami jednego dnia”. Moimi bohaterami są: Baselitz, Richter, Schnabel, Twombly, Pollack, Bacon, Warhol, Prince, Polke, Pete Doherty, Dylan Thomas, Norman Mailer, William T. Volmann, Manson, Nixon, Hitler, Tony Clifton, Monroe, Michael Stipe, wspaniały zespół Gallows, The Clash, Sex Pistols, Robin Barton, William Hamilton, Christos Raftopoulos i Luther Davis. Wpisałam twoje dane w Google i dowiedziałam się, że współpracowałeś z wieloma świetnymi muzykami. Jak było? Kiedy ja wpisałem swoje imię w Google, nic nie znalazło. Jakiej muzyki słuchasz? Uwielbiam muzykę z pasją, tworzoną przez ludzi, którym naprawdę zależy, koniecznie musi być odtwarzana z płyty winylowej. Potrafię słuchać jednej piosenki setki razy, tygodniami, miesiącami. Rzeczy takich jak Wagner, Sex Pistols, Morrissey, REM, Leonard Cohen 30 31 Sztuka Sztuka , Joy Division, Gallows, Jacob Miller i Happy Mondays. Jakie znaczenie ma dla ciebie sztuka? Jest moim „osobistym Jezusem”. Dowiedziałam się, że koncentrujesz się na malowaniu. To bardziej interesujące niż robienie zdjęć? Kurwa, jasne, że tak. Na robienie zdjęć zmarnowałem 20 lat życia. Czemu malowanie? Artyści robią to od tysięcy lat. Ekscytuje mnie nakładanie farby, emalii, krwi i diamentów na powierzchnię. Mógłbyś powiedzieć coś na temat pomysłu „anti-celebrity”? Przez lata płacono mi sporo pieniędzy za pokazywanie ludzi piękniejszymi i bardziej interesującymi, niż są w rzeczywistości. Ten pomysł miał być odpowiedzią na moją początkową karierę fotografa. Postanowiłem robić zdjęcia policyjne sławnych osób, np. Sid Vicious, Elvis i osoby pokroju Steve’a McQuinna. Spodobał mi się pomysł ukazywania sławnych ludzi w ich najgorszych momentach, kiedy byli pijani, naćpani, przerażeni. Czy twoim zdaniem sztuka może być jak narkotyk? Im więcej tworzysz, tym więcej chcesz jeszcze zrobić? Wystarczająco trudno jest tworzyć mając świeży, kurewsko czysty umysł. Narkotyki sprawiają, że wydaje ci się, że jesteś dobry, nawet, jeśli prawda jest inna. Pomysły i tak przychodzą z trudem. „Szukaj, niszcz i twórz”. Ciekawy i nietypowy sposób tworzenia. Co kryje się za tymi trzema słowami? To punk, który we mnie siedzi. „Szukaj” – wyszukuję ludzi, obrazy, zdjęcia, z którymi chcę pracować. „Niszcz”, rozcinam ramię, używam własnej krwi jako tuszu. „Twórz”- drukuję krwawą broń. Jaki swój talent uznajesz za najważniejszy? …usłyszałem głos czwartego Zwierzęcia, mówiącego: „Przyjdź!” I ujrzałem:oto koń trupio blady, a imię siedzącego na nim Śmierć, i Otchłań mu towarzyszyła.” [cytat z Apokalipsy Św. Jana – Ap. 6, 7 – tłum. za Biblią Tysiąclecia – przyp.AB] Skąd wiesz czy twoje zdjęcia to sztuka? Kiedy ludzie są mili? W jakim momencie przeistoczyłeś się z osoby, która tylko robi zdjęcia w fotografa i ostatecznie w artystę? Nigdy nie zrobiłem zdjęcia, które nazwałbym artystycznym. Najlepsze w mojej karierze jest to, że miałem okazję spotkać się z Morrissey’em, niesypianie po nocach, rozmowy telefoniczne z Michaelem Jacksonem. Christos Raftopoulos pomógł mi się rozwijać, przeprowadzić egzorcyzm na samym sobie. Nie jest istotne czy ktoś wychwali czy obsmaruje moje prace. Sam dobrze wiem, kiedy stworzyłem coś oszałamiającego, a kiedy coś przeciętnego. Mój najstarszy syn Dylan był inspiracją dla mnie jako osoby stającej się artystą. Rozstałem się z branżą muzyczną. Chciałem robić coś, co kocham, aby mój syn dorastał u boku ojca, któremu zależy na własnej pracy, życiu. Wydaje mi się, że to najlepszy wzorzec dla dziecka. Czasem wszyscy mówią o jakimś zdjęciu, że jest świetne. Skąd wiesz, że dane zdjęcie jest naprawdę niesamowite? Po prostu, kurwa, wiem. Czym zainteresowałeś się najpierw? Malowaniem? Fotografią? Malowaniem. Chyba nikt nie zajmował się fotografią kiedy się urodziłem. ...usłyszałem pierwsze z czterech Zwierząt mówiące 32 Sztuka jakby głosem gromu: „Przyjdź!” I ujrzałem: oto biały koń... [cytat z Apokalipsy Św. Jana – Ap. 6, 1 – tłum. za Biblią Tysiąclecia – przyp.AB] Jakiego zawodu na pewno nie chciałbyś wykonywać? Żadnego w Północnej Anglii. Jakie jedno, trwałe wrażenie chciałbyś zawrzeć w swojej sztuce? Będę twoim lustrem. Mieszkam w Polsce i bardzo chciałabym zobaczyć Twoje prace. Czy planowane są jakieś wystawy w moim kraju? Najbliższa będzie w Bankrobber Gallery w Londynie, albo w Ralph Schrieer Gallery w Dusseldorfie, jeszcze w tym roku. www.russellyoung.com Czego mogę ci życzyć? Czego możesz mi życzyć? Oddałbym wszystko za możliwość bycia młodszym bratem trójki moich dzieci. 33 34 Fotografia tekst: K atarzyn a Borel modelk owska a : J a c q ueline S foto/st zymczak ylizacja Marcin Kosako wski KOSAKO VSKI 35 Fotografia Fotografia Masz 17 lat, a fotografujesz lepiej niż nie jeden 30 latek. Na czym opiera się twój sukces? Ja bym tego sukcesem nie nazwał po prostu robie swoje, inspiruje się, nie oglądam na innych, czerpię z tych najlepszych, dużo oglądam. Jakby nie patrząc, jest to sukces, dużo ludzi ogląda ale mało wyciąga wnioski. Myślę że ludzie po prostu boją się ryzykować , zaszaleć. Mówisz o inspiracjach, zatem kto Cie inspiruje? Kurde wszędzie widzę jakąś inspiracje. Jeżeli chodzi o konkretnych fotografów to Jurgen Teller, na pewno duet Pamela Redd I Mathew Reader. Steven Klein, ale on bardziej mnie miażdży niż inspiruje. Najczęściej chyba jednak szukam inspiracji w modelkach. Fotografia mody, zdaje się przeżywać lekki kryzys. Ciągle pojawiają się podobne schematy, trendy, które pozbawiają indywidualności fotografa. No właśnie, to mnie przeraża, że ponoć wszytko już było. Cholernie trudno rozróżnić często albo odgadnąć kto jest autorem zdjęcia, no ale podobnie jest w malarstwie i innych dziedzinach sztuki. Nie myślisz, że wynika to stąd, iż oglądamy za dużo obrazów, w stosunku do naszych poprzedników którzy nie mieli dostępu do internetu? Tak, ludzie mają tendencje do czerpania inspiracji właśnie od innych, często naśladowania ich, widzę to po sobie. Poniekąd uważam, że to droga do odszukania własnego stylu. Zawsze tak było w np. w malarstwie, że naśladowało się prekursora, mistrza,ludzie inspirowali się nawzajem. Rzadko zdarza się indywidualność która od początku wie w jakim kierunku chce iść, jakich środków używać, o czym opowiadać. 36 A o czym chce opowiadać Kosakovsky? Nie wiem tego jeszcze, ja na razie dobrze się tym bawię, poszukuję. Chciałbym, żeby to co robię było świeże, żeby było moje, żeby wychodziło ode mnie, nie chce opowiadać o wielkich rzeczach. Czy wiążesz swoje plany na przyszłość z fotografia? Na pewno będę robił zdjęcia, pytanie czy dam rade z tego jakoś się utrzymać. Mam milion pomysłów na swoje życie, co chwilę inny. Chciałbym mieć własną agencję modelek, nawet ostatnio myślałem nad nazwą haha. Z reguły jak planuję to nie wychodzi. nie pamiętam żeby kiedyś jakieś zdjęcie wyszło dokładnie tak jak zaplanowałem. Ale chyba na tym polega autorozwoj, ze ciągle coś nie wygląda jak powinno. Tez mi się tak wydaje. Na koniec, czy masz jakieś wskazówki DIY do młodych fotografów? Może powiem tyle, ja zaczynałem od zenita i uczyłem się w ten sposób szacunku do kadru, myślę że to jest jakaś metoda. 37 Fotografia 38 Fotografia 39 Fotografia 40 Fotografia 41 Fotografia O M U L E C K I Fotografia zdjecia: Igor Omulecki/photoshop.pl Specjalne podziękowania dla Krolika i Pedro. 42 43 Fotografia 44 Fotografia 45 Fotografia 46 Fotografia 47 Fotografia 48 tekst: Katarzyna Gumowska BLOGERKA Z MISJĄ Moda Moda Młoda, zdolna i bez wątpienia – super modna. Nam opowiedziałam o swoich inspiracjach, doświadczeniach i misji, jaką pragnie zrealizować dzięki swojemu blogowi. www.parkandcube.com Opisz swój styl. Gdyby jedno słowo miało zdefiniować mój styl, byłoby to: ‘funkcjonalny’. Najbardziej inspirują mnie ludzie, którzy lubią eksperymentować z rzeczami, miksować wzory i faktury materiałów, tworzyć nowe formy. Ci, którzy nie obawiają się łamać zasad. Ja z kolei próbuję wyrazić te inspiracje, nadając im bardziej praktyczny, codzienny charakter. Czy możesz wyjaśnić swoje koreańsko-polsko-brytyjskie koligacje? Urodziłam się w Korei Południowej, jednak z powodu pracy mojego ojca, musiałam przeprowadzić się do Austrii, a później, w wieku 3 lat, do Polski. Wychowałam się w koreańskim domu, uczęszczając do wielu międzynarodowych, warszawskich szkół. (To jeden z powodów, dla których nie mówię najlepiej po polsku - taka jest przynajmniej moja wymówka.) Po liceum zdecydowałam się na studia licencjackie na kierunku Graphic Design w Londynie i w tym miejscu wkracza element ‘brytyjskości’. W jaki sposób Twój styl odzwierciedla tę różnorodność? Ludzie zawsze mówią mi, że jestem dziwnym okazem – mieszanką Dalekiego Wschodu i Europy Środkowej, o bardzo zachodnim nastawieniu. To zdecydowanie wychodzi na jaw, kiedy projektuję, a w jeszcze większym stopniu, kiedy się ubieram. Waga, jaką przywiązuję do wysokiej jakości autoprezentacji, jest zdecydowanie koreańską właściwością, natomiast pewność, z jaką miksuję nietypowe ubrania, to element charakterystyczny dla mieszkańców Londynu. Myślę, że typowo polską cechą jest dodawanie do stroju czegoś nieoczekiwanego. Uroda polskiego stylu tkwi w tym, że moda nie jest tu tak bardzo komercyjna i niewielu podąża ślepo za trendami, wyczucie stylu jest bardzo świeże i oryginalne. Studiujesz w Central Saint Martins College, jednej z najbardziej prestiżowych „modowych” szkół świata. Jak wpłynęło to na Twój styl życia? Tak naprawdę studiuję Graphic Design, który bardzo różni się od studiowania mody. Central Saint Martins jest renomowaną i prestiżową uczelnią także jeśli chodzi o kierunek Graphic Design, jednak myślę, że ma zupełnie inny wpływ na mój styl życia, niż w przypadku studentów mody. Ludzie nie oczekują od nas głębokiego zainteresowania modą (choć można spokojnie stwierdzić, że jest tak w przypadku 90% z nas). My z kolei nie przywiązujemy tak dużej wagi do imienia szkoły, ponieważ graficy z reguły pracują za kulisami. Skąd bierze się Twoje zainteresowanie projektami DIY (zrób to sam)? Czy nie łatwiej byłoby po prostu kupić gotową rzecz? Oczywiście, że zdecydowanie łatwiej jest kupić gotową rzecz ze sklepów, jednak sądzę, że DIY otwiera zupełnie nowe możliwości, których nie otrzyma się za żadne pieniądze. Chodzi o wysiłek włożony w znalezienie pomysłu, nad którym warto pracować oraz o poszukiwanie i zakup materiałów do realizacji projektu, a także o samą pracę, wykonaną samodzielnie i sprawiającą, że rezultat jest jeszcze cenniejszy. No i ma się pewność, że nikt inny nie będzie miał tego, co ty masz na sobie! Powodem, dla którego tak bardzo zależy mi na promowaniu DIY na moim blogu jest to, aby ludzie w obliczu współczesnej, nakłaniającej do ciągłej konsumpcji, kultury ponownie docenili zawartość swoich szaf oraz aby poczuli więź z rzeczami, które sami stworzyli. Mam nadzieję, że nauczymy się być mądrzejsi i bardziej odpowiedzialni, wydając pieniądze! 49 50 Moda 51 Moda C CH ODŹ POM ALU J MÓ J ŚW IAT Moda WIĘ Coś dla tych, których widok igły i nitki przyprawia o dreszcze i którzy ani myślą brać w rękę nożyczki, pruć, ciąć i składać w pocie czoła wymarzoną kreację. Colour-in dress to kompromis pomiędzy niechęcią do sztuki krawieckiej oraz nieodpartym pragnieniem zrealizowania samodzielnego, modowego projektu. Berber Soephoer oraz Michiel Schuurman to autorzy nietypowej sukienki. Trzecim uczestnikiem projektu jest osoba, która decyduje się ją założyć i własnoręcznie koloruje specjalnie zaprojektowany wzór. Rezultat końcowy to alternatywa wobec coraz szybciej zmieniającej się mody oraz masowej produkcji – a taka wyjątkowa, niepowtarzalna i jedyna w swoim rodzaju kreacja to wieloletnia gwarancja sukcesu. 52 Moda tekst: Katarzyna Gumowska Pomysł & Projekt: Berber Soepboer www.berbersoepboer.nl Projekt tkaniny / Graphic Design: Michiel Schuurman www.michielschuurman.nl Fotograf: Sander Marsman Styling: Anne Stooker www.annestooker.com Modelka: Nina Varga. 53 54 Moda 55 Moda E K om .c ss a re sk dp ow or m om Gu w u .c a de ur n .n de rzy r w u w w.n ata de w K N w : w kst ia: c te ję Zd r. I L … ! T I R U O E D D N 56 Moda Moda E Grafik, designer, blogger czy może artysta? Z pewnością nie jest łatwo zakwalifikować go do jakiejkolwiek z tych kategorii. Jeszcze trudniej zaszufladkować jego prace. Czy to tylko koncept? Moda? A może już sztuka? W ramach projektu Do it yourself, Ndeur reinterpretuje klasyczne oprawki Wayfarer. Jednak na szczególną uwagę zasługują nietypowe buty, zrealizowane zgodnie z ideą Make a Paper World. Gdyby nie prowizoryczny materiał, te niebanalne szpilki bez wątpienia w mgnieniu oka znalazłyby szeregi fanek. Pozostaje czekać, aż Ndeur zdecyduje się urzeczywistnić swoje papierowe pomysły. Lub podjąć własną inicjatywę DIY. 57 58 Moda 59 Moda Moda Och Karol Pijama Marios Dik, Coat personal own of model Fotograf: Krzysiek Kozanowski / photo-shop.pl Stylizacja: Monika Brzywczy Makeup & Fryzury: Klaudia Jaspińska Model: Charles / Orange Models 60 61 Blouse Marios Dik, pents Wood Wood, sneakers Reebok Blouse Marios Dik, pents Cheap Monday Moda Moda Neckerchief & Blouse Marios Dik, bracklet Lee DIK Fagazine z wdziękiem afrodyty poszeża swoją działalność, wychodząc na przeciw dickowej modzie. Wraz z Marios tworzą oryginalną kolekcje ubrań pod hasłem Marios Dik. Wszystkie ubrania przyozdobione Neckerchief Marios Dik, pents Wood Wood, sneakers own of model linearnymi rysunkami 62 Karola Radziszewskiego silnie przykuwają uwagę, największych heteryków, bo któż jest w stanie oprzeć się zmysłowym centaurom, pięknym roślinom i cudnym kryształom. Więcej na: mariosdik.com 63 Pijama Marios Dik, Coat personal own of model Pijama Marios Dik, Coat personal own of model Moda tekst: Katarzyna Gumowska Ilustracja: Dominika Bobulska Narodziny mody Moda 64 Moda taka, jaką znamy dziś, jest absolutnie współczesnym fenomenem. Jednak, jak każde zjawisko społeczne, ma swoją historię. Elegancja Francja Wszystko zaczęło się na dworze Ludwika XIV. Rozpustny król uwielbiał wydawać pieniądze podatników oraz robić wrażenie na dworzanach i poddanych swym strojem. Nie pozostawała mu dłużna także małżonka – Maria Antonietta – ikona stylu i uosobienie luksusu. Każdą jej zachciankę realizowała pospiesznie Rose Bertin, Minister Mody – postać niezwykle ważna dla historii krawiectwa. To pierwszy przykład prawdziwej couturière, która nie tylko realizuje zamówienie klientki, ale także doradza, sugeruje, tworzy. Rządy tej stylowej pary doprowadziły kraj do objęcia nieoficjalnego tytułu stolicy mody. A niewiele później także do Rewolucji. Po tej społecznej i politycznej, przyszła kolej także na przemysłową. Te niezwykle ważne dziesięciolecia odmieniły i ukształtowały oblicze nie tylko świata, ale i mody. Dzierży-moda Rok 1846 – Charles Frederic Worth, z pochodzenia Anglik, przybywa do Paryża. W niedługim czasie decyduje się na otwarcie własnej pracowni krawieckiej, która w szybkim tempie staje się epicentrum europejskich trendów. Największą nowość stanowi 65 Moda Moda fakt, że to mistrz narzuca swoje gusta bogatym klientkom – nie na odwrót, jak było do tej pory. A te stoją w kolejce u jego drzwi, czekając na swoje pięć minut. To początek modowego dyktatu i tyranii, które Ladies time niebawem osiągną swoje apogeum. XX wiek to zdecydowanie Jednak tylko najzamożniejsze damy nowe, niedostępne do tej pory mogą pozwolić sobie na garderoby możliwości. Kobiety pragną pełne sukien. Mniej uprzywilejowane niezależności, samodzielności, i zasobne elegantki muszą zadowolić chcą spełniać swoje pasje, się kilkoma prostymi strojami, nie pozostawać w cieniu często przekazywanymi z pokolenia mężczyzn. Jednak największe na pokolenie. Jednak już wkrótce, kariery tego okresu zaczęły zdobycze techniki oraz historyczne się niepozornie, od strojów okoliczności wszystko zmienią. realizowanych na własne potrzeby. Elsa Schiapparelli, Singer odkrywa Amerykę Jean Lanvin, czy Coco Chanel Maszyna do szycia to przełomowy stawiały pierwsze kroki, wynalazek – to dzięki niemu moda pokazując się w towarzystwie staje się bardziej demokratyczna. w kreacjach własnego projektu Powoli zaczyna krystalizować się (Lanvin ubierała także córkę pojęcie masowej produkcji. Rośnie – Ririte – która stała się także popularność zestawów ambasadorką jej stylu). Wojny złożonych z bluzek i spódnic. zdusiły optymizm i dobrobyt, Dlaczego? Szyte na zamówienie wymuszając jednocześnie na suknie wymagają licznych przymiarek kobietach pomysłowe radzenie tak, aby leżały idealnie – a to sobie z niedostatkiem tkanin determinuje cenę. Koszulę natomiast i materiałów niezbędnych do wkłada się do spódnicy, której długość tworzenia wymyślnych strojów. można dodatkowo uregulować w Spódnice i włosy stawały się domu, po zakupie i koszty maleją. krótsze, a dodatki oryginalne Koniec XIX wieku to ponadto okres i zaskakujące – ich zadaniem pierwszych czasopism poświęconych było zrekompensowanie modzie. Te proponują przede prostoty i skromności ubrań. wszystkim wzory i szablony, które ułatwiają samodzielne odtworzenie Baby boom najświeższych i najmodniejszych New Look oraz lata 50. to krojów. Wszystko to odbywa się „łabędzi śpiew” prawdziwej równolegle z formowaniem się klasy średniej – nuworyszy, dla których wyszukany strój jest inwestycją niezbędną do wzmocnienia swojej pozycji w towarzystwie. 66 Moda elegancji i mody haute couture. Począwszy od lat 60. na scenę wkraczają młode pokolenia. Minispódniczki i drugiej natomiast, pragniemy kolorowe rajstopy, długie powłóczyste wyrazić naszą odrębność, suknie, spodnie dzwony, czy kurtki indywidualność. Moda istnieje nabijane ćwiekami reprezentują nowe wtedy, kiedy obie te tendencje trendy, zrodzone na ulicy. Każdy funkcjonują jednocześnie. A tworzy i interpretuje swój własny styl, czym charakteryzuje się ta wymyśla niepowtarzalne i jedyne w dzisiejsza? Z pewnością jest swoim rodzaju kreacje. Z czasem demokratyczna, eklektyczna, narodzi się także pojęcie street style, ekstremalnie zmienna. Markowe początkowo funkcjonujące w opozycji rzeczy łączymy z tymi z second do prawdziwej mody, jednak szybko handów, a internetowe blogi przez nią zaakceptowane – a nawet na równi z Vogue’iem dyktują więcej. Dolce & Gabbana bezbłędnie trendy. Jednocześnie środki dostrzegają potencjał tego zjawiska komunikacji i globalizacja i proponują nową młodzieżową linię, doprowadziły do ujednolicenia i zainspirowaną właśnie ulicznym standaryzacji. W każdym zakątku stylem. Tym samym powolna erozja świata dostępne są te same ostentacyjnej, luksusowej i dyktowanej sklepy, a centrum handlowe przez projektantów elegancji, znanej z w Hong Kongu nie różni się poprzednich dekad, dobiega końca. niczym od tego w Warszawie. Z pozoru jest łatwiej i wygodniej Back to the future niż dwieście lat temu. Ale czy Niemiecki socjolog George Simmel na pewno? Wydaje się, że – jeden z pierwszych teoretyków prawdziwa zabawa dopiero się mody – wyróżnił dwie podstawowe zaczęła. potrzeby kierujące człowiekiem przy wyborze stroju. Z jednej strony chcemy zaznaczyć naszą przynależność do danej grupy społecznej, podkreślić naszą z nią łączność i zgodność. Z 67 tekstL Maciej Piasecki ilustracja: Katarzyna Walentynowicz Wakacje z Adamem Słodowym Felieton “ J e ś l i chcesz coś zrobić dobrze, zrób to sam” - głosi ludowa mądrość. Jeszcze paredziesiąt lat temu każdy szanujący się gospodarz potrafił strugać, szpachlować, frezować i wykonywać inne czynności o trudnych do wymówienia nazwach. Dziś, kiedy każdą potrzebę można zaspokoić po promocyjnej cenie w centrum handlowym, takie umiejętności wydają się co najmniej anachroniczne. Z drugiej strony, mało co może sprawić większą frajdę, niż stworzenie czegoś własnego, bez niczyjej pomocy. Nawet jeśli słowo “majsterkowicz” nie brzmi najseksowniej, to DIY (do it yourself, czyli zrób to sam) oznacza nie tylko łatanie dziur w rurach, butach i skarpetkach. Etos samodzielności leży przecież u podstaw romantycznej ideologii punka The Slits, New York Dolls i Buzzcocks woleli grać po piwnicach i pustostanach, niż liczyć na sponsoring wielkich wytwórni. Internet daje nam niczym nieograniczony dostęp do doświadczeń profesjonalistów w różnych dziedzinach. Wystarczy po nie sięgnąć, aby poczuć na sobie błogosławieństwo Johnny’ego Thundersa i Adama Słodowego. Nie mówiąc już o tym, że małe “zrób to sam” może uratować domowy budżet przed skutkami wszędobylskiego ostatnio słowa na “k” (i nie chodzi mi niestety o popularne przekleństwo). Oto parę pomysłów, jak spędzić ostatnie tygodnie wakacji “robiąc to samemu” (nie, nie TO, świntuchu!): Upiecz ciasto. Kopiec Kreta z pobliskiego supermarketu to oczywisty trop, ale dla mistrza patelni pieczenie ciasta z proszku to zniewaga. Jeżeli jesteś męskim facetem, który w kuchni pojawia się tylko po zagrychę i klina, nadaj temu pedalskiemu zajęciu dodatkowej głębi, piękąc ciasto w kolorach tęczy. Przepis znajdziesz na www.omnomicon.com/rainbowcake Złóż aparat fotograficzny. Zakup porządnej lustrzanki albo oryginalnego lomografu może poczynić w portfelu poważne spustoszenie. Nie bój nic! W zależności od nastroju i potrzeb, możesz samemu wystrugać z drewna wartego ok. 15000 zł Canona 1D (www.canon. com/camera-museum/design/process/balsa/) albo złożyć z papieru działającą(!) kamerę otworkową Dirkon (www.pinhole.cz/en/pinholecameras/dirkon_01.html). Zbuduj statek kosmiczny, który przeleci trasę na Kessel w mniej niż dwanaście parseków i ucieknie przed imperialnymi niszczycielami. Jego schematy znajdziesz na www.7a. biglobe.ne.jp/~sf-papercraft/Gallery/Falcon/Falcon.html Niech moc będzie z tobą! Zostań samoukiem. Strona www.videojug.com wytłumaczy krok po kroku, jak wykonać dowolną rzecz na świecie (od pieczenia muffinów po rozpinanie stanika jedną ręką) za pomocą krótkich filmów w stylu lat 50. 68 Felieton Z j e d z kolację przy świecach. Atmosferę niczym z filmu z Meg Ryan możesz uzyskać za pomocą samodzielnie wykonanych świeczek! Pszczeli wosk znajdziesz za grosze na Allegro, a świece o dowolnym kształcie i zapachu uformujesz zgodnie z instrukcjami na www.candletech.com/candle-making-basics/ Załóż zespół, zaprojektuj plakaty, przypinki i okładkę płyty, wypal kilkaset kopii, rozdaj znajomym i fanom. Jeśli kiedyś twój zespół odniesie jakimś cudem sukces, żaden pryszczaty dzieciak z internetowego forum nie zakwestionuje autentyczności jego korzeni. Co najwyżej nazwie cię sprzedajną, korporacyjną dziwką. Opcja dla zaawansowanych: graj na własnoręcznie wykonanych instrumentach (np. z kamieni i patyków, jak Sigur Ros), Nagraj podcast. Jeśli masz coś do powiedzenia, to niech cię usłyszą. Nie musisz od razu starać się o audycję w ogólnopolskiej stacji radiowej, ani tym bardziej zakładać własnej. Nagrywając domowym sposobem cykliczny podcast, masz okazję dotrzeć do wszystkich, którzy w drodze do miejsca nudnej pracy chcieliby usłyszeć coś ciekawszego, niż Eska Rock. Wystarczy ci komputer, dostęp do internetu i dobra promocja. Zrób lody. Już nie musisz czuć winy zajadając się letnimi łakociami. Lekkie, zdrowe lody w swoim ulubionym smaku możesz przygotować, wkładając owocowy jogurt do zamrażalnika. Jedz własny chleb. W Szwecji, gdzie chleb kosztuje w sklepie równowartość 30 zł, nawet rząd zachęca obywateli, aby sami piekli chleb. Aby mieć pewność, że na twoim stole nie ma spulchniaczy, barwników i zmielonego na mąkę szczura, postępuj zgodnie z instrukcjami na www.piekarnia.wordpress.com/2008/07/05/pierwszy-chleb/ Zdziałaj cuda z taśmą klejącą. Rolka elektrycznej taśmy to jedno z podstawowych narzędzi domorosłego majsterkowicza. Strona www.octanecreative.com/ducttape/diner/diner11.html prezentuje różne możliwości jej wykorzystania: od banalnie nudnych (skleje nie cieknącej rury albo pękniętej szyby), po tak groteskowe jak “naprawa kury” albo przytwierdzenie dziecka do łóżeczka. Poskładaj samochód z gotowych części. Kit car, czyli samochodowy składak, możesz skonstruować we własnym garażu z nowych części dostarczonych przez producenta oraz używanych elementów od tzw.“autadawcy”. Legendarne Shelby Cobra albo FerrariTestarossa będą cię kosztować ok. połowę taniej niż na rynku. Przejdź na freeganizm - dietę opartą na produktach dostępnych za darmo. Nie musisz biegać po lesie zbierając grzyby ani zrywać pokrzywy za domem.W śmietnikach pobliskiego hipermarketu zalegają tony przeterminowanego o jeden-dwa dni jedzenia. Sęk w tym, jak się do nich dobrać... 69 Felieton DIY tekst: Katarzyna Borelowska ilustracja: Monika Habrzyk Ok, Michael nie żyje, Manson ślini się na waginę Lady Gagi, a biedny Patinsson nie może wyjść z domu. Świat się kończy, a raczej skończył dawno temu. Kiedy słyszę, że globalna zagłada dosięgnie nas w 2012, odczuwam nie tyle przerażenie co błogą ulgę, że wreszcie ‘coś’ opanuje ten międzynarodowy chaos, chaos państwowy, miastowy czy domowy. Ale nie martwmy się, w końcu pozostają nam 3 cudowne lata życia, aby wziąć sprawy w swoje ręce i spróbować uchronić świat. I nie chodzi o stworzenie dr. Manhatan-a czy spalenie książek Browna i kolekcji stringów mamy. Nie, nie i jeszcze raz nie. Tym razem, zaczynamy od nas samych. Siadamy zatem w miękkim fotelu (ewentualnie może być krzesło), wyciągamy stos kartek i ołówków i podążając przez zakamarki naszego umysłu poszukujemy naszych starych, zardzewiałych pragnień, które niegdyś zgaszone zdrowym rozsądkiem odeszły w zapomnienie. Na wejściu możemy skreślić z listy pragnienia typu „chce zostać prezydentem”, „chciałbym żeby pani od fizyki umarła” bo nie w tym kierunku zmierzamy. Chodzi o proste pragnienia, które pomimo swojej prostoty, mogą nas w efekcie zaprowadzić na głębsze morze, a niegdyś nie było na to okazji. I tutaj podaje przykład pragnień które są okej: 1. Chcę zostać pisarzem jak Hank Moody. 2. Chcę walczyć z rządem jak Milk. 3. Chcę być piękna jak Megan Fox. 4. Chcę być naczelną Vogue’a. 5. Chcę być koleżanką Cory Kennedy. Po wypisaniu takich sobie śmiesznych pragnień, zastanawiamy się co możemy zrobić aby przeżyć swój sen na jawie i spełnić swoje marzenia. O to przykładowy proces w stosunku do powyższych pragnień: Ad.1 Kup sobie słownik, idź do biblioteki a lepiej to wejdź na pierwszy lepszy serwis blogowy i sprawdź jakiego typu bzdury lubią czytać ludzie, zainspiruj się i napisz pierwszą w życiu powieść. Następnie popadnij w alkoholizm i niezależnie od płci idź na kurs bycia macho. Ad. 2 Zbierz paru kumpli, kupcie jeden numer „Focusa”. Znajdźcie jakiś kontrowersyjny artykuł, wymyślcie swoja ideologie i program sprzeciwu wobec np. wydawania pieniędzy państwowych na badanie kosmosu, którego i tak nie podbijemy. Zbierzcie więcej ludzi, zróbcie parę demonstracji i kupujcie „Focusa” dalej. Znajdźcie jakaś starą budę i ustanówcie ją waszą bazą główną. Ad. 3 Zgłoś się do programu „Jak dobrze wyglądać nago” lub „O 10 lat młodsza” i licz na łut szczęścia, że cię wylosują. Ad. 4 Zbierz ekipę o wspólnych zainteresowaniach, załóżcie magazyn. Pisz pierdoły i zawsze dobrze wyglądaj, a potem wyjedz do stanów jako niania do dziecka, nawiąż romans z panem domu o mafijnych powiązaniach i pokaż mu swój świetny magazyn. Jest duża szansa, że ów pan domu będzie miał 70 Felieton wystarczająco dużo pieniędzy i koneksji, aby pomóc ci w realizacji marzeń. Ad. 5 Weź kredyt, zorganizuj dużą imprezę w rodzinnym mieście, zaproś wszystkich w tym Correy, zwołaj prasę i kup sobie parę spoko ciuszków. Corey też coś kup. Na koniec jest Twoja o ile ściemnisz jej, że twój ojciec jest miliarderem. Tak zatem, podążając tym prostym systemem, jesteśmy w stanie spełnić swoje marzenia i naprawić świat, nasz świat niespełnionych dziecięcych pragnień. Mając pomysł na siebie stajemy się nie zależni/indie a co za tym idzie, jesteśmy DIY. Bo DIY to nie są już domowe robótki na stół i malowanie klamek, ale autokreacja, tworzenie własnego ja, a to jak wiadomo, zawsze jest w cenie. Na koniec mojego smętnego wywodu dodam, iż to nikt inny jak sama Vivien Westwood, napomknęła na tegorocznym fashion weeku, aby zaprzestać kupowania jej ubrań i zacząć szyć samemu. Być może był to tani, nie do końca zrozumiały dla mnie chwyt reklamowy, a może po prostu fakt, iż Vivien zna wartość własnoręcznej pracy. 71 Felieton Z poczty redakcyjnej REDAKCJA PIANY NIE PONOSI ŻADNEJ ODPOWIEDZIALNOŚCI ZA TREŚĆ TEGO TEKSTU Jestem hardkorem / daj kamienia / happy hanukah, HR ilustracje: Katarzyna Walentynowicz 72 Felieton Nie wiem co tu można jeszcze disować w społeczeństwie, które samo siebie disuje swoją głupotą. A zwłaszcza w takim miłym kraju jak nasz piękny nadwiślański. Śmierdząco-betonowo-sztuczna Warszawa, ironizująca i obracająca w żart swój własny warszawo-centryzm. Wypychanie prawdy poprzez kpinę - typowa reakcja wariata. „Pedalski Kraków”, gdzie pozostaje opcja samotna dziewczynka lub gej tudzież pseudo-gej z mniej lub bardziej wykreowaną wada wymowy (ostatnie osobniki hetero występują tam marginalnie w formie tzw. „pasów” lub „antypasów”). Wrocław pełen euforii, jak żołnierz w lazarecie, który nie ma nóg i rąk, ale i tak cieszy się życiem, bo morfina w żyłach. Kocham te miasta. A, zapomniałem... Jeszcze Trójmiasto – jakaś hermetyczna oaza, też sama z siebie zadowolona i ukrywająca fakt ze siedzi na zadupiu świata i nikt o niej nie myśli. Swoją drogą hermetyczne i zamknięte społeczności mają niesamowitą zdolność generacji najróżniejszych perwersji i grupowych dewiacji pod osłoną poprawnych obyczajów. Małe miasteczka i wsie skrywające tajemnice swoich wspólnot. Jak to było w sprawie wyspy Jersey gdzie przez cały XX wiek istniał dom dziecka masowo molestujący swoich wychowanków, co wyszło na jaw dopiero niedawno. Szkielety dzieci pod posadzką i inne tego typu makabryczne ślady. A w po wojnie nad wszystkim parasol ochronny sprawował lokalny senator sam biorący udział w pedofilskim procederze. Granice zamkniętych młodych kultur miejskich próbuje przełamać moda na festiwale pod znakiem ściąganych jak musztarda po obiedzie gwiazd i gwiazdek. Cudowne heinekeny, offy i inne takie – wydrwigrosze, chała, biesiady w błocie i na łące. Nie wiem co to za przyjemność oglądać ulubiony zespół z odległości pół kilometra, na otwartym terenie ulegającym humorom pogody. Imprezy które wołają „przyjedz do naszego miasta i szczaj jakie jest z dupy i po chuju”. Mniejsza o to. Tak na marginesie to proponuje przypomnieć sobie słynną niegdyś i swego czasu zbanowaną animacje fleszową pt Housewitz... Problematyczne acz prawdziwe świadectwo przestrzeni symbolicznej w jakiej żyjemy. Nawiązując do banalnej i negatywnej hermetyczności niektórych zjawisk to fascynuje mnie od dawna polskie polowanie na „trendy” w „kulturze klubowej” (dla mnie to wszystko jeden wielki cudzysłów, w sumie nie da się inaczej). For example: indie promowane po fakcie – zespoły różniące się wizerunkiem zespołu lub nazwą. Jakże ja nie cierpię zestawów typu perkusja, wokal, gitarka i bas – nie ma nic bardziej formalnie ograniczonego w swych możliwościach w muzyce. A obecnie fidgety, getto techy, dubstepy, heavy bassy, basslajny czy co tam bozia da jeszcze wymyslić osobom, których muzykę świetnie opisuje pojęcie „blog house” czyli remixy i muzyka, której głównym medium dystrybucji są te notoryczne blogi. Każdy „zorientowany” DJ czy to z Polski A czy B bierze i puszcza to samo, ale ok jesteśmy jedna piaskownica, jaramy się. Jebiemy bassy na jedno kopyto, jaramy się wszystkim tak długo jak długo da się z czegoś zrobić kolejny remix. A do tego reanimowanie trupa pt. happy hardkor! Gdyby to chociaż w jednym procencie przypominało atmosferę kultury kwasowej z początku lat 90’tych – nielegalne imprezy w budynkach do rozbiórki, antypolityczność, kontrkultura etc. Rememberrr Timothy Leary, a nie takie beznadziejnie nudne i umysłowo „tanie” pańsko, jakie reprezentuje polska młodzież vide casus club kidsów z Cafe Mięsna. Ciekawe też czy dzisiaj modne postacie środowiska klubowego, może za jakieś 20 lat ujrzę dorabiające na chałturze w kolejnym sezonie „Klanu” lub jakiejś reklamie sieci komórkowej. Niektórzy by świetnie pasowali. Zagubieni, podaj im rękę, bądź markiem kotańskim, bądź Jamesem St. Jamesem, daj im na złoty strzał, daj im kocie nery, ale nie z patelni, o pizzy możecie sobie pomarzyć. Dobra koniec wywodu, lepiej wrócę do oglądania występów Goddess Bunny, zdeformowanej gwiazdy amerykańskiego podziemia z chorobą polio albo ściągnę znowu Faces of Death na torrencie – moja ulubiona scena z tej serii to policjant rozrywany przez aligatora. Legenda, klasyka. Polecam, yo! 73 74 Zrób sobie książkę tekst: Martyna Wojnicz ilustracje: Monika Habrzyk Literatura Literatura Wyobraźmy sobie modelowego czytelnika: osobę wykształconą, posiadającą ogromną wiedzę historyczną, doskonale zorientowaną we współczesnym świecie, o wyrobionym smaku estetycznym i doświadczoną życiowo. Tak oto scharakteryzowany osobnik przez długi czas uchodził za właściwego odbiorcę słowa pisanego i być może dlatego przez stulecia czytanie nie było powszechną rozrywką, a raczej ciężką pracą. Wraz z przełomem antypozytywistycznym i zmianą w postrzeganiu człowieka zmieniła się także świadomość twórcza. Autorzy zaczęli tworzyć dzieła, które wymknąć się miały schematom i regułom dotychczas uznawanym za obowiązujące i słuszne, czego wynikiem było powstanie rozmaitych ruchów awangardowych, których oddziaływanie jest widoczne także dzisiaj. W chwili, gdy literatura stała się powszechnie dostępna i bardzo różnorodna, pisarze zmienili także oczekwiania wobec jej odbiorców. Niektórzy z nich zwrócili uwagę na fakt, że czytelnik to przede wszystkim człowiek, taki który doświadcza przyjemności bądź nudy, który jest w stanie coś polubić lub nie, a w końcu, że sam zdolny jest do tworzenia. Komuś takiemu nie wystarcza dobre oświetlenie i równo zadrukowany papier, aby mógł powiedzieć, że czyta książkę. Właśnie z takiego podejścia zrodziły się utwory wybiegające poza schemat linearnie opowiedzianej historii, przy lekturze których czytelnik doświadcza dzieła, jego materialności, wymiarowości i zmienności sensów. Pisarzy, którzy postanowili wyjść naprzeciw oczekiwaniom człowieka czytającego, podzielić można na dwie grupy. Pierwsi to tacy, którzy proponują czytelnikowi zaprojektowaną przez siebie grę, drudzy zaś to ci, którzy czynią z niego współtwórcę dzieła. Do pierwszej grupy zaliczyć można autorów, którzy proponują odbiorcy swoistą grę z tekstem, opartą na regułach przezeń wymyślonych. Krok po kroku prowadzoną go przez nieskończone meandry dzieła w poszukiwaniu ukrytych struktur czy znaczeń. Klasycznym już przykładem takiego zabiegu jest Gra w klasy Julio Cortazara. Książkę tę można czytać na dwa sposoby: linearnie – od deski do deski - bądź czytając rozdziały w kolejności zaproponowanej przez autora (u góry każdej całostki podany jest odnośnik do kolejnej). W miarę takiego czytania zyskujemy nowy wymiar powieści, dotychczas ukryty. Jest to sztandarowy przykład literatury, która przekracza własne ograniczenia. Powieść nie musi być tylko jedną historią, książki nie trzeba metodycznie kartkować, staje się ona bardziej przestrzenna. Jeszcze dalej od Cortazara poszli twórcy, którzy zwrócili uwagę na fakt, iż materialny wymiar dzieła jest równie istotnym aspektem, co jego treść. Człowiek czytający książkę obcuje z nią także fizycznie, ważne jest więc to, w co jest oprawiona, jaki krój i kolor czcionki został użyty. Jako pierwszy przykład traktowania książki jako całości częstokroć przywołuje się poemat Stefana Mallarmégo Rzut kośćmi nigdy nie zniesie przypadku, gdzie zapis graficzny na stronie, typograficzny układ tekstu, wielkość i rodzaj 75 Literatura czcionki są istotnymi elementami dzieła. Sam Mallarmé stwierdził, że jest to utwór, którego linearna lektura jest daremna i powinno się go czytać poprzez wielokrotne oglądanie. Dopiero wtedy można zauważyć sensy, które migoczą gdzieś w oddali. Autora tego poematu uznać można za jednego z pierwszych twórców liberatury. Termin ten, na określenie dzieł, które wymykają się ogólnie przyjetej definicji książki ukuło dwoje polskich artystów: Katarzyna Bazarnik i Zenon Fajfer. A oto jego możliwie najkrótsza definicja: liberatura - czyli literatura totalna, w której tekst i przestrzeń książki stanowią nierozerwalną całość. Chociaż określenie to pochodzi z końca XX wieku, odnosi się także do książek napisanych wcześniej. Dzieła liberackie pojawiały się bowiem już w czasach starożytnych na przykład w postaci anagramów, kwadratów magicznych czy też w wierszach figuralnych. Szukać liberatury należy tam, gdzie podział na formę (jaką jest książka jako obiekt) i na jej treść zostaje unieważniony. Jednym z najciekawszych polskich dzieł liberackich jest Spoglądając przez ozonową dziurę Zenona Fajfera. Książka ta jest szklaną butelką w środku której znajduje się wydrukowany na przezroczystej folii poemat. Czytanie zaczyna się w momencie wzięcia dzieła do ręki, w chwili, gdy z ciekawością zagląda się przez szkło do środka, bądź też próbuje się wydobyć utwór z wnętrza butelki. Wykonanie tych czynności to doświadczenie, które staje się nieodłącznym składnikiem czytania. Patrząc na literaturę od strony liberatury warto 76 przejść od czytelnika jako gracza do czytelnika jako współtwórcy. Bo czymże innym, jak nie współtworzeniem przez odbiorcę jest czytanie choćby książki Fajfera? Najbardziej dobitnym przykładem takiej symbiozy obu stron jest „maszyna do robienia sonetów”, czyli Sto tysięcy miliardów wierszy Raymonda Quenau. Książka ta składa się z dziesięciu sonetów pociętych w paski wers po wersie. Razem zszyte dają możliwość stworzenia tytułowej liczby sonetów, w zależności od tego, jaki wers zostanie w danym monencie użyty. Każdy wygenerowany utwór jest praktycznie niepowtarzalny, więc to czytający tworzy sobie literaturę. Inną pozycją, która daje możliwość swobodnego decydowania o tym, co będziemy czytać są Nieszczęśni B. S. Johnsona. Książka ta to pudełko, w którym znajdują się luźno ułożone kartki. Wystarczy wziąć je do ręki i tak jak przegląda się starą korespondencję, trochę niecierpliwie i na wyrywki, można przeczytać historię londyńskiego reportera, który wybiera się w podróż do małego miasteczka. Gdy dojeżdża na stację niczym lawina spływają na niego wspomnienia z młodości oraz historia jego dawnego przyjaciela, który niedawno umarł na raka. Dobierając kolejne kartki, według dowolnej kolejności czytamy historię tak, jakby działa się ona w nas samych, gdyż narracje, jakie tworzymy w oparciu o własne przeżycia są podobne do tych z książki Johnsona. Autor uzmysławia czytelnikowi w jaki sposób działa ludzka pamięć – poprzez wydobywanie i sklejanie opowieści z fragmentów wspomnień. W ten sposób posuwa się o krok dalej od swych wielkich poprzedników, Literatura na przykład Virginii Wolf czy Jamesa Joyce’a pozwala mu uruchomić własne przeżycia i poprzez nie odbierać dzieło. Zarówno Sto tysięcy miliardów wierszy jak i Nieszczęśni to w pewnym sensie papierowe prototypy powieści internetowych, zwanych hipertekstowymi. Utwór taki czyta się z ekranu komputera, a jego podstawą jest interaktywność. W miarę czytania pojawiają się w nim kolejnie wybierane leksje, w które można kliknąć, a one odsyłają do kolejnych fragmentów dzieła. W ten sposób czytelnik współtworzy narrację. Jak przykład warto przytoczyć tu Blok Sławomira Shutego, pierwszą polską powieść hipertekstową. Utwór ten to schemat nowohuckiego bloku a bohaterami są jego mieszkańcy. Klikając na kolejne odnośniki poznajemy rozmaite historie z ich życia, które w miarę czytania zaczynają się zazębiać, tworząc jedną opowieść, jednakże widzianą z wielu perspektyw. Liberatura i dzieła hipertekstowe to dobry sposób na literaturę, gdyż niesie ze sobą nowe możliwości nie tylko dla pisarzy, ale i dla czytelników. To także dowód na to, że Galaktyka Gutenberga nieustannie się rozszerza i ewoluuje. Dzisiejsza książka to nie tylko plik zszytych kartek oprawionych w skórę czy tekturę ze starannie, linijka po linijce wydrukowanym tekstem, a dzisiejszy czytelnik to nie koniecznie pan z monoklem, który w zaciszu gabinetu, starannie zatemperowanym ołówkiem czyni uwagi na marginesach książek, aby po latach studiów zrozumieć wreszcie zamysł autora i odkryć ostateczny sens dzieła. 77 78 Strona Chromrego 79 Strona Chromrego kolorofon.com.pl OOO GRUPA KOLOROFO