Kacper Bakota, Publiczne Gimnazjum w Czarnkowie
Transkrypt
Kacper Bakota, Publiczne Gimnazjum w Czarnkowie
Wywiad z dr nauk historycznych Damianem Pałka przeprowadził Kacper Bakota Tu [w Czarnkowie] czuję się u siebie – mówi Damian Pałka Kacper Bakota: Wiem, że urodził się pan w Czarnkowie. Tu się wychował, chodził do szkoły i poznawał tajniki życia. Następnie przeniósł się pan do jednej z okolicznych wiosek, a później w okolice Poznania. Po latach powrócił pan tutaj. Co było tego przyczyną? Damian Pałka: Tę informację należy sprostować, ponieważ ja się w Czarnkowie nie urodziłem. Jestem związany z tym miastem od chwili po urodzeniu, ponieważ urodziłem się w Trzciance. Mieszkałem tu dziewiętnaście lat, do momentu kiedy poszedłem na studia. Mieszkałem w Poznaniu i Baranowie. Do Czarnkowa wróciłem w zeszłym roku. Pytanie jak? I odpowiedź są jednocześnie i prosta, i trudna. Najprostsza jest taka, iż zmęczyłem się dużym miastem. To wynika z faktu, iż wychowałem się w małym mieście, gdzie wszystko było pod ręką, a te same odległości w Poznaniu były przeszkodą, bo wszędzie trzeba było dojeżdżać samochodem. Trzeba było inaczej organizować czas. Zmęczyło mnie samo duże miasto. To, że tam jest tylu ludzi. W Czarnkowie zawsze dobrze się czułem. Tu mam rodzinę i znajomych. Znajomości zawarte w czasie pobytu w liceum były najbardziej wartościowe. Ludzie, którzy chodzili ze mną do szkoły teraz mają tu własne miejsce. Ktoś ma kawiarnię, a ktoś pracuję w urzędzie, a ktoś inny w sklepie. To są może małe rzeczy, ale jak się je zsumuje je ze sobą, to nie są tak małowartościowe. K.B.: Czy przez te wszystkie lata miasto zmieniało się w pana odczuciu na lepsze, czy na gorsze? D.P.: Miasto zmieniło się na lepsze w sensie zagospodarowania przestrzeni w centrum. Kiedyś stare miasto nie było interesującym miejscem pod względem czystości i architektury. Wychowałem się w drugiej części miasta na tzw. Osiedlu Parkowym. Mieszkam teraz w centrum i żyje mi się tu dobrze dzięki tej bliskości obiektów. Miasto zmieniło się pod względem wizualnym. Czarnków wyładniał. Zmienił się pod względem charakteru miasta. Jest tu niesłychana ilość sklepów. Miasto utrzymuję się z tego, co się nie tylko kupuje, ale z tego, co się sprzedaje. Jest to specyfika, ale i zagrożenie, bo żeby kupować, to trzeba mieć pieniądze. Specyficzne jest to, iż miasto nie może się rozwinąć pod względem geograficznym. Z jednej strony mamy rzekę, a z pozostałych górki i wzniesienia. Przydałby się inwestor, który wybudowałby miejsce zatrudnienia dla większej ilości mieszkańców. Sądzę, iż z samego handlu miasto się nie utrzyma, bo ile można kupować i sprzedawać. K.B.: Poza tym dowiedziałem się, że dużo pan podróżował, czynnie uprawiał sport czy pracował z młodzieżą. Co czuje człowiek, który rozwinął w sobie tyle pasji i zainteresowań? D.P.: Ja jestem człowiekiem aktywnym. Zawsze to lubiłem i lubię. Wróciłem do Czarnkowa i nadal go uprawiam. Nie było problemu, by znaleźć grono osób, z którymi mogę sport uprawiać. Mamy tu dużo terenów związanych z turystyką rowerową. To jest plus, że można ten sport tu uprawiać. Latem mamy basen i tereny do biegania. Można się lepiej zorganizować i znaleźć czas na realizację pasji. Mam też grupę osób do gry w szachy. Spotykamy się minimum raz w tygodniu i regularnie gramy. W Poznaniu też grałem, ale więcej czasu poświęcałem na dojazd niż na grę. To nie jest tak, mieszkałem w dużym mieście, podróżowałem , wracam do małego miasta i mi to przeszkadza. Na razie mi nie przeszkadza. Zobaczymy jak będzie dalej. K.B.: Napisał pan również książkę. Jakie były oczekiwania co do niej oraz co skłoniło pana do jej napisania? D.P.: Książkę napisałem i czekam na jej wydanie. Ukarze się w lutym. Opisuje życie w międzywojennym Czarnkowie. Jest próbą opowiedzenia relacji zachodzących między Polakami, Niemcami i Żydami. Mamy sporo pozostałości po tym, iż mieszkały tu trzy grupy narodowościowe. Pozostałości po Żydach to między innymi szkoła i tak zwana mykwa, gdzie Żydzi dokonywali obmyć. Pozostałości po Niemcach to budynki szkół katolickich i ewangelickich. Cmentarz żydowski jest zaniedbany. Trzeba to miejsce otoczyć szczególną pamięcią. Mój dziadek wiele opowiadał o Czarnkowie. To było dla niego miasto, w którym dobrze się czuł. Rzadko mówił o czymś, co się działo w okresie PRL. K.B.: A o czym dokładnie opowiadał? D.P.: Wspominał o tym gdzie kto mieszkał. Czyja była dana kamienica. Czyj był dany interes. Kto był Niemcem, Żydem czy Polakiem. Dużo mówił o okresie wojny. Wydarzeń po 1945 roku nie wspominał. K.B.: Wspominał jakość życia w okresie międzywojennym? D.P.: Mówił o tym, że kiedyś było lepiej, że dzieci były bardziej posłuszne. Rozwijało się towarzystwo sportowe „Sokół” i zawody rzemieślnicze. Dziś bardziej zamykamy się w domach. Tamtą działalność można znaleźć na łamach międzywojennej prasy. Tam prześcigano się w organizacji różnych akcji charytatywnych, zabaw noworocznych itp. To jest obecne także teraz, ale kiedyś było tego więcej. K.B.: A jak można porównać jakość życia w okresie międzywojennym z życiem współczesnym? D.P.: Zależy jak się mierzy jakość życia. W sensie pracy mamy dostęp do różnych nowinek technicznych. Nie było asfaltowych dróg i eklektycznych latarni . Były za to brukowane drogi i gazowe latarnie. Niewątpliwie dziś jest łatwiej. Nie było centralnego ogrzewania. Paliło się wtedy torfem z pobliskich terenów. Życie było bardziej bezpieczne. Samochody przejeżdżały sporadyczne. Była zupełnie inna służba zdrowia. Gdyby się przyjrzeć spisowi ludności, spisowi ludności z 1931roku. Wynika z niego, iż tu przeważały lokale o jednej izbie. Łazienka lub wychodek znajdowały się poza mieszkaniem. Dziś rzadko słyszy się o przypadkach, gdzie w jednym pokoju mieszkały cztery osoby. Kiedy nie płacono czynszu mieszkano na dworze. Dziś trudno sobie wyobrazić, by ktoś mieszkał na dworze. Zależy jak mierzyć jakość życia. Czy mamy jakiś pożytek, czy czujemy się lepiej. Rozwijano aktywność fizyczną. Dziś nie wiadomo czy ten duch sportu jest jakoś rozwijany. Po części tak, a po części nie. K.B.: W tym momencie dochodzimy do pytania zasadniczego. Czym jest dla pana miejsce, w którym pan mieszka? D.P.: Najprościej można powiedzieć, że tu się czuję u siebie. Jest coś takiego jak zakorzenienie. Utrata jego części powoduje pewne straty. Zawsze się tu dobrze czułem. W dzieciństwie mieszkałem na osiedlu. Mieliśmy możliwość spotykania się. W czasach liceum przesiadywaliśmy w parku z grupą znajomych. Te czasy wspominam najmilej. Wykorzenienie, czyli przenosiny do miasta, z którym nie można się związać powoduje, że człowiek czuje się smutny. Gdy przyjeżdżałem tu na weekend czy do znajomych to zawsze czułem chęć powrotu. Więzi zawarte w Poznaniu się rozluźniły. Tu, w Czarnkowie można odnowić stare znajomości, czy poznać zupełnie nowych ludzi. Czarnków daje możliwości inne niż duże miasto. Nie twierdzę, iż będziemy mieli operę i teatr z prawdziwego zdarzenia, ale będziemy mieli kino z prawdziwego zdarzenia i to w niedalekiej przyszłości. K.B.: Gdyby miał Pan możliwość zmiany otoczenia to co by pan zrobił? D.P.: Chciałbym przywrócić świetność pałacykom i dworkom w okolicach miasta. Szkoda, że te ruiny są pomijane i ulegają dewastacji. Niewykorzystaną szansą dla Czarnkowa jest turystyka. Mamy obszary spacerowe i biegowe. W okolicach można zbierać grzyby. Noteć jest też obszarem niewykorzystanym. Mieszkałem stosunkowo niedaleko tej rzeki. Stratą jest brak połączenia kolejowego. Należy też zmieniać to, co się opłaca. Są to miejsca mające urok, swojego ducha. Noteć i kolej to najważniejsze argumenty dla Czarnkowa. Transport kolejowy byłby tańszy i bardziej opłacalny. Z nim można coś zrobić. Trzeba wymyślić coś, co przyciągnęłoby ludzi do miasta. Jest kilka elementów, które są do poprawy. Trudno mówić o wielkim przemyśle, ale turystyka to coś, co ma duży potencjał i powinno się z nią coś zrobić. K.B.: Dziękuję za rozmowę D.P.: Ja również dziękuję. Rozmawiał Kacper Bakota Publiczne Gimnazjum w Czarnkowie