Senna_podroz_Makohon_Aldona
Transkrypt
Senna_podroz_Makohon_Aldona
„Senna podróż” – praca na powiatowy konkurs literacki Wszystko wydarzyło się, gdy wracałem ze spotkania ze znajomymi. Szedłem ciemną uliczką do domu i usłyszałem bardzo szybko jadące auto. Ujrzałem tylko wysokiego mężczyznę, który spanikowany rozmawiał przez telefon. Gdy odzyskałem świadomość, zobaczyłem lekarzy stojących wokół łoża szpitalnego. Nie mogłem zidentyfikować postaci, więc spytałem: – Kto to jest? Co ja tutaj robię? Nikt nie zareagował, więc podszedłem bliżej. – Czemu ja tu leżę?! – krzyknąłem przerażony i wybiegłem z sali. Mknąłem przed siebie, nie patrząc na innych ludzi idących długim korytarzem szpitalnym. Wtem znalazłem się na podwórzu. Było słonecznie i ciepło, więc spodziewałem się wielu turystów spacerujących po mieście. Podchodziłem do wszystkich, pytając, gdzie jestem, ale nikt nie reagował na moje słowa. Wszyscy zachowywali się tak, jakby mnie nie widzieli. W końcu zamknąłem oczy i pomyślałem o miejscu, w którym teraz chciałbym być. Otwierając je, ujrzałem mój rodzinny dom. Uszczęśliwiony wbiegłem do środka… – Mamo, tato, wróciłem! – krzyknąłem, a oni dalej siedzieli, czytając gazety. Wtem mój ojciec się odezwał: – Patrz. Wszystkie czasopisma huczą o wypadku Sebastiana. Mama dalej milczała. Zauważyłem u niej tylko dwie błyszczące łzy spływające po rumianych policzkach. Tak bardzo chciałbym ją teraz uściskać. Tak bardzo chciałbym powiedzieć, że wsyztsko będzie dobrze i żeby nie płakała. Chciałem z stamtąd wyjść, więc pomyślałem o plaży, na którą jeździłem z kumplami. Przyglądałem się bezkresowi Morza Bałtyckiego, próbując przypomnieć sobie, jak to wszystko się stało. Gorący piasek parzył mi nogi. Chciałem się trochę ochłodzić, więc z rozpędem wbiegłem do wody. Wówczas znalazłem się na długiej polnej drodze. 1 Zdezorientowany szedłem przed siebie, obserwując mały punkt w cienistym lesie. Kiedy byłem bliżej, spostrzegłem małą chatkę, w której siedziała dziwna, starsza kobieta. Zapukałem w wielkie, drewniane drzwi i po cichu wszedłem do wnętrza. – Dzień dobry! – powiedziałem. – Dzień dobry! – odpowiedziała kobieta, patrząc na mnie ze zdumieniem. – Pani mnie widzi i słyszy? – zapytałem zdziwiony. – Czemu miałabym cię nie słyszeć. Przecież jestem wytworem twojej wyobraźni. – Jak to wyobraźni? – odparłem lekko zdziwiony. Kobieta milczała, więc ponownie zapytałem. – Czemu pani tak cicho mówi? To znaczy, że pani nie istnieje, prawda? – Istnieję tylko w twoim umyśle, jeśli chcesz, żeby mnie nie było, w każdej chwili mogę zniknąć. – Wyszeptała kobieta. – Nie, nie chcę żeby pani zniknęła. Chcę, żeby mi pani wytłumaczyła, jak wrócić do prawdziwego życia. Staruszka zamilkła. Sięgnęła po grubą książkę i wyjęła z niej kopertę. – Weź ją i pomyśl, że jesteś w wymarzonym miejscu na ziemi. Gdy już znajdziesz się w idealnym miejscu, otwórz tamten list. Posłuchałem jej. Żegnając się, zamknąłem oczy i pomyślałem o Francji. Poczułem chłód na plecach i wtedy zobaczyłem, że stoję na jednym z balkonów wieży Eiffla. Przypominając sobie o tajemniczej wiadomości, rozpieczętowałem list i przeczytałem: "Zwiedzaj tyle, ile możesz. Na końcu podróży spotkasz kogoś, kto cię uratuje. Będzie to później najważniejsza osoba w twoim życiu." Długo myślałem nad sensem tych słów, ale w końcu zrozumiałem, o co w tym wszystkim chodzi. Sosując się do zaleceń staruszki rozpocząłem swoje podróże. Poszedłem na peron i wsiadłem do pierwszego nadjeżdżającego pociągu. Kiedy opuściłem pojazd, zacząłem się rozglądać. Byłem w dużym 2 mieście. Otaczały mnie liczne bloki i wieżowce. Wsiadłem do tramwaju. Na trzecim przystanku wysiadłem i zobaczyłem dużą wieżę z zegarem. Domyśliłem się, że był to Londyn. Zwiedzałem ogromne miasto, poznawałem jego kulturę. Rozmawiałem z ludźmi. Najbardziej podobała mi się przejażdżka "Okiem Londynu", z której mogłem podziwiać pamoramę miasta. Następnie przeniosłem się na Hawaje. Widziałem tam ogromny, ale na szczęście nieaktywny wulkan. Choć kiedyś wylewała się z niego lawa, zagrażająca tubylcom. Nad oceanem piłem pyszne soki ze świeżych lokalnych owoców. Gdy wypocząłem, przeniesłem się do Chorwacji. Bawiłem się tam bardzo dobrze na kamienistym wybrzeżu. Moczyłem nogi w lazurowej wodzie. Lecz brakowało mi towarzystwa. Podszedłem więc do grupki osób siedzących przy barze. – Cześć jestem Sebastian – powiedziałem. – Cześć, jestem Adam, a to jest Maciek, Karina, Lena, Olivier i Małgosia – powiedział, wskazując na wszystkich po kolei. – Miło mi was poznać. A właściwie co was tutaj sprowadza? – spytałem uprzejmie. – Nam ciebie również – powiedziała Lena i wszyscy przytaknęli – Jesteśmy tu, żeby trochę odpocząć. Oderwać się od codziennego życia. A ty? Co ty tutaj robisz? – spytał Olivier. – To samo co wy. Ja jeszcze zamierzam zwiedzić kilka innych, ciekawych miejsc. A wy kiedy wracacie z wakacji? – ciągnąłem konwersację. – Jutro rano wracamy. Dziś wieczorem idziemy na imprezę do klubu, może pójdziesz z nami? – odpowiedział Maciek. – Dobry pomysł! – krzyknął Adam. – Bardzo bym chciał, ale niedługo mam samolot do Włoch – poinformowałem zawiedziony. – Aha, to wielka szkoda. To miłej podróży. Do widzenia! – krzyknęła Karina. Pożegnawszy się ze wszystkimi, odszedłem. We Włoszech zwiedziłem Rzym. Widziałem koloseum i starożytne akwedukty. Później pojechałem do Szwecji, 3 Norwegii, Holandii, Chin, Japonii, Litwy i do Niemiec. Wszędzie zwiedziłem mnóstwo atrakcyjnych obiektów. Po wspaniałym wypoczynku nadszedł czas powrotu do Ojczyzny. Gdy przybyłem do stolicy, do pięknej Warszawy, zobaczyłem dziewczynę. Siedziała w parku na ławce i płakała. Podszedłem do niej i zapytałem, czy wszystko w porządku. – Taaak… dobrze – odpowiedziała, lekko unosząc kąciki ust, co miało naśladować uśmiech. – Dlaczego płaczesz? – spytałem z troską. – Nie, już nieważne. – ostatnia łza spłynęła po jej bladej, delikatnej twarzyczce. – Przecież widzę, że coś jest nie tak. Powiedz mi, proszę. Dziewczyna przez chwilę milczała. – Może chodźmy na kawę – zaproponowała. – Tak, chodźmy. – odpowiedziałem z szerokim uśmiechem na twarzy. W kawiarence było ciepło i przytulnie. Zamówiliśmy dwie kawy i ciastka. – Jak masz na imię? – spytałem. – Nazywam się Łucja, a ty? – Masz bardzo ładne imię, ja jestem Sebastian. A ile masz lat? – zadałem pytanie, chcąc dowiedzieć się jak najwięcej. – Dziękuję, ty też masz ładne imię. Poza tym mam 16 lat. – odpowiedziała, uśmiechając się do mnie. – Ja mam 17. A właściwie to czemu płakałaś? – spytałem delikatnie. Wtedy spuściła wzrok i wahając się, powiedziała: – Na pewno nie uwierzysz, ale... kiedy wracałam do domu z imprezy od koleżanki, napadł mnie jakiś mężczyzna i pobił. Pamiętam tylko, że przechodziła tamtędy starsza pani i wezwała pogotowie. Później poczułam się tak, jakbym była duchem. Stałam na sali zabiegowej... Gdy podeszłam do lekarzy, zobaczyłam siebie… leżącą na łóżku szpitalnym, więc uciekłam do domu. Próbowałam opowiedzieć o tym rodzicom, ale zachowywali się tak, jakby mnie nie było. Wtedy pomyślałam, że chcę być tutaj w Warszawie, u mojej siostry, ale 4 nie mogłam jej znaleźć. I wtedy przyszedłeś ty... – Wiem, o czym mówisz. Mam za sobą podobne przeżycie – podszedłem do Łucji i ją przytuliłem. – Naprawdę? – spytała, patrząc na mnie. – Naprawdę – odpowiedziałem, wpatrując się w jej nieziemsko niebieskie oczy. – Chodź, pokażę ci coś. Wtedy złapałem ją za rękę i pomyślałem, że chciałbym znaleźć się w Japonii. Kiedy szliśmy ulicami wielkiego Tokio, zobaczyliśmy trzech łotrów wbiegających do sklepu jubilerskiego. – Dzwoń po gliny!!! – krzyknęła Łucja. – Ale tu są inne numery! – odparłem zażenowany. Zacząłem biec, szukając jakiegoś otwartego sklepu. Kiedy zobaczyłem bar z sushi, prędko pospieszyłem, szukając tablicy z numerami alarmowymi. – Mam! Krzyknąłem, spisując wszystkie cyfry, na szczęście były to cyfry arabskie. Szybko zawróciłem i zacząłem mknąć na miejsce przestępstwa. – Dzwoń! – krzyczała dziewczyna, którą tu zabrałem. Policja przyjechała szybko i zdążyła złapać rabusiów. – Udało nam się!!! – powiedziałem głośno i radośnie. – To wszystko dzięki tobie! – odparła, uśmiechając się szeroko. – Dzięki nam – szepnąłem jej do ucha. – Tak, dzięki nam. – Uciekajmy stąd – rzekłem, łapiąc ją ponownie za rękę. I wtedy przenieśliśmy się do Francji. Staliśmy na wieży Eiffla, patrząc sobie głęboko w oczy. – Wiesz co, no bo ja chyba... – zawahałem się chwilkę. – Taaak? – spytała, dając sygnał, abym kontynuował. – No więc ja… cie…bie chyba... Ujmę to lepiej, w inny sposób. I kiedy zbliżałem się do jej ust, poczułem mocne ukłucie w głowie. – Auć!!! – Krzyknąłem przerażony. – Co się dzieje? Dobrze się czujesz? – spytała z trwogą w głosie. – Ał!!! – Syknąłem z bólu i nagle zobaczyłem salę szpitalną. Nade mną stała 5 mama i płakała. Przytuliłem ją. Usłyszałem cichutki płacz z sąsiedniego łóżka, więc uchyliłem kotarę. Wówczas ujrzałem dziewczynę. To była ona! – Łucja!!! – krzyknąłem i wstałem prędko i podbiegłem do niej. Kiedy mnie zobaczyła, wyszeptałem: – Teraz możemy być razem naprawdę, nie w jakimś dziwnym śnie. Ona uśmiechnęła się do mnie, a jej łza spadła na podłogę. – A właśnie… coś ci chciałem powiedzieć…,że... – Kocham cię! – przerwała, szepcząc mi do ucha. – Ja ciebie też. – odpowiedziałem cicho, uśmiechając się. I wtedy gładząc jej piękne, lekko kręcone blond włosy, pocałowałem ją czule. – Teraz wszystko w naszych rękach – odparła zadowolona Łucja. – Tak, teraz świat stoi dla nas otworem – powiedziałem i mocno ją przytuliłem. Aldoncik 6