ROK 1938 Czerwiec Nr 6

Transkrypt

ROK 1938 Czerwiec Nr 6
K raków — Narodziny „Naszego Życia“.
ROK 1938
J
Czerwiec
Nr 6
Złote myśli
Praca jest potrzebna dla utrzym ania życia.,
potrzebna do zdroma, potrzebna dla utrzymania
moralności, potrzebna do szczęścia ludzkiego.
Ks. Br. Bon. M arkiew icz
TREŚĆ NUM ERU:
Pawlikowicach
81
83
85
86
88
89
90
92
93
94
Zakład Wychowawczy dla opuszczonych sierot
i d zie ci
Sodalicja M ariańska uczniów w Zakł. W ych. w
Mała, gorąca wielbicielka i Apostołka Maryi
Bądź uprzejm y
Dawniej
W iadom ości społeczne
Kącik sportowy
W i a d o m o ś c i cyfrow e
Nasze zdjęcia w y w o ł u j m y sami
Kącik rozrywkowy
.
Kronika
w Pawlikowicach
utrzymuje się
jedynie
z
pracy war­
sztatowej wychowawców i wychowanków. Nade wszystko istnie­
nie swoje opiera na ofiarnej pomocy Dobrodziejów Z a k ła d u .
Szlachetny Czytelniku!
Prosimy o uiszczenie prenumeraty,
-
grosz ofiarny na
sieroty, zgromadzone w Zakładzie Wychowawczym w Pawli­
kowicach. - Jałmużna nie zuboży a wyjedna błogosławieńdwn Ro^
REDAKCJA.
Rok XV.
Nr 6
Z akład W ych ów ,
w Paw likow icach
p. W ieliczka.
Czerwiec
M IE S IĘ C Z N IK IL U S T R O W A N Y M Ł O D Z IE Ż Y Z A K Ł A D Ó W
1 9
3
8.
WYCHÓW. TOW . » P O W Ś C I Ą G L I W O Ś Ć
PO D
REDAKCJĄ
KS .
E D W A R D A
I
PRACA"
T O M Z Y
K onto czekow e:
P. K. O. 404 . 854 .
T e l e f o n
54
Sodalicja Mariańska uczniów w Zakl. Wychów.
w Pawlikowicach
.. W ś i‘ód o rg an iz acji k ato lic­
k ic h , k tó r e tra d y c ją i p racam i
w sp ó łc z e sn y m i w ysunęły się
n a czoło ru c h u katolickiego,
p ie rw s z e n ie w ą tp liw ie miejsce
n a le ż y się S odalicji M ariań ­
sk ie j.
T w ie rd z e n ie to nie jest go­
ło sło w n e , a le w spiera się o
f a k ta . T r a d y c ja pozw oliła Sod a lic jo m
w yrobić m etodykę
p ra c y ,
u ję tą
w św ietnym
P r z e w o d n ik u S odalicyjnym Ks.
J . R o stw o ro w sk ie g o T. J ., zaś
w sp ó łc z e sn o ść , zw łaszcza po l­
s k a , w y c z u ła , że w ru ch u sodalic y jn y m tk w i olbrzym ia a k tu ­
a ln o ść .
P o d w a lin ą ru ch u sodalicyjn e g o j e s t k u l t m a ria ń sk i —
k r ó t k o : d la M e j i przez M ą
d ą ż y ć do w ła s n e j doskonałości.
F a k t y z p o tę żn eg o dziś ruchu
s o d a lic ty jn e g o uczniów szkół
ś r e d n ic h , z e ś r od kow anego w o­
k ó ł C z c ig o d n e j p o staci P rezesa
K s . J ó z e fa W inkow skiego, d a ­
le j d o ro b e k S o d a lic ji A k ad e­
m ic k ic h ,
n a js iln ie js z y bodaj
w s p ó łc z y n n ik dzisiejszego r e ­
n e s a n s u k a to lic k ie g o , w reszcie
ro z w ó j
s o d a lic ji stanow ych
Ś w ia d c z ą d o b itn ie , że w^ ru c h u
s o d a lic y jn y m tk w i siła i a k tu ­
a ln o ść .
I ta siła i ak tu aln o ść są szcze­
gólnie łatw ym i do pojęcia d la
P olaka, którego rdzeń re lig ij­
ności stanow i k u lt M atki B o­
żej.
Zbyt p o p u larn y m i są u ję ­
cia, dowodzące poprzez bieg n a ­
szych dziejów narodow ych, że
chwile triu m fu , jak ie h is to ria
zapisała na swych k a rta c h ,
zw iązane są z im ieniem M a ry i
— zbyt dow odnym je st fa k t, że
cześć M aryi zajm uje n a jc ie p -.
lejszy zakątek w sercu polskim ,
by m ożna się n ad n im i dłużej
rozwodzić.
W tych, dla każdego naw,skroś jasnych przyc*zynach,
tkw i pow odzenie ru c h u sodalicyjnego we w spółczesnych n am
czasach.
W ażnym jest, że o rg a n iz a c je
relig ijn e sta w ia ją za cel k u lt
poprzez doskonałość w łasn ą. W
tym tk w i przyczyna, dlaczego
organizacje te są w ażne d la k o ­
ścioła i p ań stw a.
U staw y so d alicy jn e o k re śla ją
cel S odalicji n a s tę p u ją c o :
,,Celem S o d alicji M a ria ń ­
skiej je s t: P rzez szczególniejszą
cześć N ajśw iętszej P a n n y w y­
robić w każdym s ta n ie zastęp
ludzi dzielnych, duchem C h ry ­
stusow ym n aw sk ro ś p rzejęty ch ,
81
aby przez nieb uśw ięcić p o ­
szczególne stany, a przez sta n y
społeczeństw o całe.
W szczególności so d alicja
uczniów szkół średnich dąży do
w yrobienia w każdej szkole za­
stęp u w zorow ych m łodzieńców,
k tó rzy z m iłości do M atk i N a j­
św iętszej, swej P a n i i P a tro n k i
ukochanej, zobow iązują się speł­
n iać ja k n ajlep iej i ja k n a js u ­
m ienniej przede w szystkim obo­
w iązki k a to lik a i dobrego sy­
n a O jczyzny, n astęp n ie d o b re­
go członka rodziny, wfcorpwego
ucznia i kolegi, w końcu zaś
szczególne obow iązki sodalisów
p rzy ję te n a się dobrow olnie
przez w stą p ie n ie do S o d alicji
m a ria ń sk ie j“ .
K ie ru ją c się w zględam i, n a
k tó re w skazaliśm y, Z a k ła d w y­
chow aw czy w P aw lik o w icach ,
postanow ieniem R ad y P e d a g o ­
gicznej G im n azju m im. K s. B r.
.M arkiew icza,
zatw ierd zo n y m
przez d y re k to ra Z a k ła d u K s.
F e lik s a S krzy p k o w iak a, z o rg a ­
nizow ał pierw szą S o d alicję w y­
chow anków , liczącą 30 człon­
ków.
P ra c e S o d alicji tr w a ją od
d n ia 11 lu teg o 1938.
W d n iu 1 k w ie tn ia S o d a lic ja
o trz y m a ła a k t erekcyjny, k tó ­
rego is to tn a tre ś ć b r z m i:
„A dam S te p h a n u s S a p ie h a
Prineeps Episcopus Cracoviensis.
...Acl m aiorem D el g lo riam
prom orencłam p ie ta te m ą u e stud io sae in v e n tu tis e rg a B. V.
M ajdam fovendam , A u c to rita te
N os t r ą O rd in a ria p ra e se n tib u s
h isee lite riis S o d a lita te m Mar ia n a m p u e ro ru m a lu m n o ru m
P e s t r i I n s t i t u t i su b inyocation e B. Ad M a ria e R eg in ae Polon ia e n e c n o n B. A n d reae Bobo-
82
la M a rty ris c a n o n ic a erig iin u s.
W p a rę d n i p ó ź n ie j S o d ali­
cja AATy ch o w an k ó w
Z ak ład u
AYycliowawczego w P a w lik o w i­
cach, p o z o sta ją c a p o d w ezw a­
niem M ary i K ró lo w e j P o lsk i
i Św. A n d rz e ja B obol i u zy sk a­
ła od G e n e ra ła 0 0 . .Jezu itó w
przez P ro w in c ję K ra k o w s k ą
a k t a g re g a c y jn y do S o d a lic ji
rzym skiej P r im a P r im a r ia e ,
a ty m sam ym s ta ł a się w ład cą
u d z ie la n ia ty c h ła s k , k tó ry m i
P ap ieże w z b o g a c ili p ie rw sz ą
S o d alicję rz y m sk ą .
Z a rz ą d S o d a lic ji w w igilię
Św. A n d rz e ja B o b o li, d n ia 15
m a ja u rz ą d z ił a k a d e m ię erek ­
cy jn ą, k tó r a z a p o z n a ła ogół w y­
chow anków Z a k ła d u i lu d n o ść
o k o liczn ą z id e o lo g ią p ra c sod alicy jn y c h .
Z in n y c h o sią g n ię ć w skazać
należy n a s y s te m a ty c z n ą p ra c ę
S o d a lic ji n a d w y ro b ie n ie m w
członkach S o d a lic ji d u c h a sod alicy jn e g o , w re sz c ie n a z a p ro ­
w ad zen ie k sięg o w o ści sodalicy jn ej, p o trz e b n e j d la r e je s tr u
i p rz e g lą d u p r a c so d a lic y jn y c h .
P rz e d la ty w m u ra e li z a k ła ­
d u tu te jsz e g o p o w s ta ło h a rc e r ­
stw o, k tó re ro z w in ę ło się dziś
i p rz y ję ło o s ta te c z n ie , ufam y,
że i t a nowa, r o ś lin a o rg a n iz a ­
c y jn a p rz e s z ła ju ż p oprzez
o kres p rz y ję c ia się i że ro zw in ie
się w żyw y o rg a n iz m w ycho­
w aw czy, p r a c u ją c y n a d w y ro ­
bieniem w w y c h o w a n k a c h Z a­
k ła d u siln e j s t r u k t u r y r e lig ij­
nej w ich d u s z a c h , zd o ln ej op rzeć się w sz e lk im zły m w p ły ­
wom w sp ó łczesn o ści.
U fam y, że szczep y je j p rz e ­
n io są się i n a in n e Z a k ła d y , za­
pew ne z d u ż ą k o rz y ś c ią d la d u ­
cha w y ch o w a n k ó w .
K azet.
Mała, gorąca wielbicielka i apostołka Maryi
W p o d o b n y sposób K rysia, z
z a g ro b u , ^p o s ta r a ła się o fig u r­
ką M a tk i B o sk iej do swego op u szczo n eg o przez się ołtarzyka,
h ż y w a ją c p o śred n ictw a jednej
ze sw ych szkolnych koleżanek
— J a d w ig i K.
W n a s tę p n y m roku ( 1934, a
w 2 la ta po śm ierci K ry si),
późnej, je sie n i zab rak ło kw ia­
tów przy o łta rz y k u . I znów K ry ­
sia p o m y śla ła o tym. W e śnie
p o le c iła 80-letniej staruszoe-żebrączce, k tó r ą przedtem znała
i w s p ie ra ła , ab y p o s ta ra ła się
o k w iaty i zan io sła jej m am usi.
S ta ru s z k a z w ielką biedą, je d ­
n a k u pew nej znajom ej d o stała
św ieżych g e o rg in ii i dalii i za­
n io s ła do p ań stw a H rab arów*
gdzie opow iedziała pow ód tego.
T e oznaki m ożliw ości nieod­
żało w an ej córeczki wskazywały
dow odnie, że K ry sia sobie go­
rąco teg o życzy, aby M aryja
w jej, rodzinie b y ła specjalną
czcią otaczana.
S tą d też i p. H ra d a ro w a pi­
teze z p ew ną radością, ale i ża­
lem
w ew n ętrzn y m : O łtarzyk
K ry si istn ie je do dziś dnia. Stoi
p rzed n im p o w a fig u rk a M atki
Bożej i pło n ie lam pka wisząca,
ja k K ry sia tego p rag n ęła. S peł­
n iło się jięji g o rące życzenie, ale
jieji sam ej już nie mą. U m iłow a­
ny przez n ią ołtarzyk i stworzo­
n e przez n ią ognisko czci M aryi
N ajśw iętszej płonie nieprzerw a­
nie i gro m ad zi u stóp Bożej
R odzicielki tych, których ona
k o c h a ła za życia“.
* * *
K ry sia w zjednywaniu czci­
cieli M ary i nie ograniczyła się
w cale do sw ojego tylko w y­
łącznie k ó łk a rodzinnego, ale
też i swoje koleżanki szkolne
p ra g n ę ła dla M ary i pozyskać,
bardzo często u d a w a ła się o n a
w ich otoczeniu do k o ścio ła i
tam przed obrazem M atk i B o­
że ji k lę k ała z nim i i m o d liła
się gorąco. Co roku w swej' k la ­
sie urządzała wraz z koleżan­
kam i ołtarzyk w miesiącu- m aju.
O czym p. H rab arow a, we
w spom nianym wyżej życiorysie,
w rozdzialiku: „C hw alcie łą k i
um ajone“ — pisze: „U rządza­
ła (K rysia) ołtarzyki m ajow e
w swej klasie. W tym celu za­
b ierała z domu kw iaty i świe-
83
a b y p rz e z nicli uśw ięcić p o ­
szczeg ó ln e s ta n y , a przez s ta n y
s p o łe c z e ń stw « całe.
W
szczeg ó ln o ści so d a lie ja
u c z n ió w szk ó ł ś re d n ic h dąży do
w y ro b ie n ia w k ażd ej szkole z a ­
s tę p u w zo ro w y ch m łodzieńców ,
k tó r z y z m iło śc i do M a tk i N a j­
św ię tsz e j, sw ej P a n i i P a tro n k i
u k o c h a n e j, zo b o w iązu ją się sp eł­
n i a ć ja k n a jle p ie j i ja k n a js u ­
m ie n n ie j p rz e d e w sz y stk im obo­
w ią z k i k a to lik a i dobrego sy­
n a O jczy zn y , n a s tę p n ie d o b re ­
go c z ło n k a ro d z in y , w zorow ego
u c z n ia i k o le g i, w k o ń cu zaś
szczeg ó ln e o b o w iązk i sodalisów
p r z y ję te n a się dobrow olnie
p rz e z w s tą p ie n ie do S o d alicji
m a r ia ń s k ie j“ .
K ie r u ją c się w zględam i, n a
k tó r e w s k a z a liś m y , Z a k ła d w y ­
ch o w a w c z y w P a w lik o w icach,
p o s ta n o w ie n ie m R a d y P e d a g o ­
g ic z n e j G im n a z ju m im . K s. B r.
M ark iew icz a,.
zatw ierd zo n y m
p rz e z d y r e k to r a Z a k ła d u K s.
F e li k s a S k rz y p k o w ia k a , z o rg a ­
n iz o w a ł p ie rw s z ą S o d a lic ję w y­
c h o w a n k ó w , lic z ą c ą 30 członków .
P r a c e S o d a lic ji tr w a ją od
d n ia 1 1 lu te g o 1938.
W d n iu 1 k w ie tn ia S o d a lic ja
o tr z y m a ła a k t e re k c y jn y , k tó ­
re g o i s t o t n a tr e ś ć b r z m i:
„ A d a m S te p h a n u s S a p ie h a
P rinceps Episcopus Cracoviensis.
...A d m a io re m D e l g h tria m
p r o m o r e n d a m p ie ta te m ą u e stu d io s a e in v e n tu tis e rg a B. V.
M ariam i fo v e n d a m , A u c to rita te
X o s t r a O r d in a r ia p ra e s e n tib u s
h is e e l i t e r i i s S o c la lita te m Mar i a n a m p u e r o r u in a lu m n o ru m
P e s t r i I n s t i t n t i s u b invocat.ion e B . V . M a r ia e R e g in a e P olon i a e n e c n o n P>. A n d re a e Bobo-
82
la M a rty
d riś canonica erigim
O us.
W p arę dni później S o d ali­
cja W ychow anków
Z akładu
W ychow aw czego w Paw likow icach, p o zostająca pod wezwąniem M aryi K rólow ej P olski
i iw . A n d rzeja Boboli uzyska­
ła od G en erała 0 0 . Je z u itó w
przez P ro w in cję K rakow ską,
a k t a g re g a iy jn y do S o d alicji
rzym skiej P rim a P rim a ria e ,
a tym sam ym s ta ła się w ładcą
udzielania t y c i łask, k tó ry m i
P apieże w zbogacili p ierw szą
Soda li ej ę rzym ską.
Z arząd S odalicji w w igilię
Św. A n d rzeja Boboli, d n ia 15
m aja u rządził akadem ię erek ­
cyjną, k tó ra zapoznała ogół w y­
chow anków Z ak ład u i lu d n o ść
okoliczną z ideologią p ra c sodalicyjnych.
Z innych osiągnięć w skazać
należy na sy stem aty czn ą p ra c ę
S odalicji n ad w yrobieniem w
członkach S odalicji d u ch a sodalicyjnego, w reszcie n a z a p ro ­
w adzenie księgow ości sodalicyjnej, potrzebnej d la re je s tru
i p rzeg ląd u p ra c sodalicyjnych.
P rzed la ty w m u rach z a k ła ­
du tu tejszeg o pow stało h a rc e r­
stw o, k tó re rozwdnęło się dziś
i przyjęło ostatecznie, ufam y,
że i ta now a ro ślin a o rg a n iz a ­
cyjna p rzeszła już poprzez
okres p rzy ję cia się i że ro zw in ie
się w żyw y organizm w ycho­
wawczy, p ra c u ją c y nad wyrobieniem \v w ychow ankach Z a ­
k ład u siln ej s tru k tu ry re lig ij­
nej w ich duszach, zdolnej oprzeć się w szelkim złym w p ły ­
wom współczesności.
U fam y, że szczepy jej p rze­
niosą się i n a in n e Z akłady, za­
pew ne z d u żą korzyścią d la d u ­
cha w ychow anków .
° K azet.
Mała, gorąca wielbicielka i apostołka Maryi
W podobny sposób Krysia, z
zagrobu, postarała się o figur­
ką M atki Boskiej do swego opuszczonego przez się ołtarzyka,
'używając pośrednictwa jednej
ze swych szkolnych koleżanek
— Jadw igi K.
W następnym roku ( 1934, a
w 2 la ta po śmierci Krysi),
późnej, jesieni zabrakło kwia­
tów przy ołtarzyku. I znów Kry­
sia pom yślała o tym. We śnie
poleciła 80-letniej staruszce-żebrączce, k tó rą przedtem znała
i w spierała, aby postarała się
o kw iaty i zaniosła jej mamusi.
Staruszka z wielką biedą, jed­
nak u pewnej znajomej dostała
świeżych georginii i dalii i za­
niosła do państwa H rabarów y
gdzie opowiedziała powód tego.
Te oznaki możliwości nieod­
żałow anej córeczki wskazywały
dowodnie, że Krysia sobie go­
rąco tego życzy, aby Maryja
w jej, rodzinie była specjalną
czcią otaczana.
S tąd też i p. Hrabarowa piteze z pewną radością, ale i ża­
lem wewnętrznym:
Ołtarzyk
K rysi istnieje do dziś dnia. Stoi
przed nim nowa figurka Matki
Bożej i płonie lampka wisząca,
jak K rysia tego pragnęła. Speł­
niło się jiej, gorące życzenie, ale
jieji samej już nie mą. Umiłowa­
ny przez nią ołtarzyk i stworzo­
ne przez nią ognisko czci Maryi
Najświętszej, płonie nieprzeiwanie i grom adzi u stop Bożeji
Rodzicielki tych, których ona
kochała za życia“.
* * *
0
O
K rysia w zjednywaniu czci­
cieli M aryi nie ograniczyła się
wcale do sw ojego tylko w y­
łącznie kółka rodzinnego, ale
też i swoje koleżanki szkolne
pragnęła dla M ary i pozyskać,
bardzo często u d a w a ła się o n a
w ich otoczeniu do kościoła i
tam przed obrazem M atki B o ­
żej klękała z nim i i m o d liła
się gorąco. Co ro k u w swej: k la ­
sie urządzała w raz z k o le żan ­
kami ołtarzyk w m iesiącu- m aju .
O czym p. H ra b a ro w a , w e
wspomnianym wyżej życiorysie,
w rozdzialiku: „C hw alcie łą k i
um ajone“ — pisze: „U rząd za­
ła (Krysia) o łta rz y k i m ajow e
w swej klasie. W tym celu za­
bierała z dom u kw iaty i świe­
c e i w szystko, co było do urzą­
d zen ia o łtarzy k a potrzebne.
T oteż,
w swoich o
niej
w spom nieniach, podnoszą z uznaniem koleżanki:
„G dy zbliżył się m aj — p i ­
sze M aria K otów na — K rysia
pierw sza przypom inała, że trze­
b a w k lasie zrobić ołtarzyk M at­
k i B oskiej. S am a też przynosiła
w szystko, czego było potrzeba
do u b ra n ia o łta rz y k a “ .
„K ry sia b y ła nadzwyczaj' po­
bożna. K o ch ała też bardzo M at­
kę B oską. K ażdego roku w majiu zajm ow ała się urządzaniem
o łta rz y k a w k la sie “ — opow ia­
d a o K ry si O lg a Czajkow ska.
Ks. kan. W iteszczak, p refek t
szkoły pow szechnej — im ienia
K rólow ej Jad w ig i, do której, uczęszczała także K rysia, pisze:
„W id ziałem w kościele jej,
zachow anie się p ełn e czci dla
P a n a Jezusa, obecnego w N a j­
św iętszym S akram encie.
W i­
działem ją rozm odloną, z oczy­
m a utkw ionym i w C hrystusa
U krzyżow anego. S potykałem ją
też w stę p u ją c ą do kościoła
p rzed i po nauce. W iadom ym
m i było także, że K ry sia zachę­
c a ła do tego sam ego również
sw oje koleżanki.
K s. P roboszcz T w ardzicki,
k tó ry p ro sił ks. St. S zpetnara,
b y zajął się zebraniem m a te ria ­
łó w i n a p isan iem żywotu K rysi,
w y ra ż a się z cały m uznaniem
° j'ej pobożności.
„R zadko przychodziła sam a
(do kościoła). Najczęściej, n a
czele g ru p k i koleżanek spieszy­
ł a p rzed o łtarz M atki Boskiej:
D o b re j R ad y , w którym je st
rów nież um ieszczony piękny ob raz św. T e re sy od D zieciątka
Jezus. W id ziałem jak K rysia
84
k lęk ała, książki u k ła d a ła na sto ­
pniach ołtarza, ręce s k ła d a ła
pobożnie i w m odlitw ie w zno­
siła do Stw órcy, zanosząc pew ­
nie korne m odły za p o śred n ic­
twem M atki Bożej i św. T e ­
resy “.
Podobnież piszą o niej p. n a ­
uczycielka K azim iera Stelczyków na, M arynia Sciesanków na
— służąca państw a H ra b a ró w
i inni.
M iłość K rysi do M ary i nie
p ły n ę ła z zachcianki chw ilow ej,
k ap ry su dziecinnego, ale z g łę ­
bi jej. szlachetnej, czy stej i n ie­
w innej duszy, z jej d u ch a czyn­
nego apostolstw a. Nie. słow a­
m i jed yn ie, ale przede w szyst­
kim czynem , ale w ła sn ym p rzy­
kła d em pociągała, ale słodyczą
i życzliwością p ra g n ęła p r z y ­
prowadzić w szystkich do stóp
M aryi, a przez M a ryję do B o g a .
Przez w ysiłek, w yrzeczenie
się n iejed n ej naw et niew innej
przyjem ności, przez m odlitw ę
żarliw ą, cierpienie i to b ard zo
wielkie, znoszone bez n a rz e k a ­
nia, z przedziw ną cierpliw ością,
b ohaterskim m ęstw em zbliżała
się coraz bardziej duchow o do
wzoru naszego C h ry stu sa. I,
gdy przyszła do m ia ry tej' d o ­
skonałości, k tó rą jej w yznaczy­
ła O patrzność, w sw ych n ie ­
zgłębionych w yrokach, p o w o łał
ją B óg do siebie. D o ;niej to
m ożna zastosow ać słow a K o ­
ścioła świętego, odniesione do
św. S tanisław a K ostki, czy też
św. A lojzego: „Ż y jąc k ró tk o
przeżył czasu w iele“ . Jej p rzy ­
k ła d życia i duch p ozostały w
spuściźnie dla naszej m ło d zie­
ży przede w szystkim i jej
w szystkich rodaków .
D ziś szczególniej nam potiz e b a ta k ieg o wzoru dla mło­
dzieży naszej, której pewna już
i w cale niepoślednia część przej­
rz a ła n a oczy i zwróciła się z
c a łą żyw ością młodzieńczej wer­
wy do B o g a i Jego Rodzicielki.
1 rzez jej. szeregi przebiegać po­
czyna co raz silniejszy prąd od­
ro d zen ia religijnego, o czym
św iadczą przejawy tego ducha
w o sta tn ic h latach. Ślubami
sp ecjaln y m i zobowiązała się on a służyć B ogu i M aryi przez
szerzenie J e j czci naprzód we
w łasnych, a następnie i innych
duszach. P rzykład w cielania w
życie, w czyn ich wzniosłych
zamierzeń claje m aleń k a K rysia.
Dla młodzieży zbałam uconej
złudnymi i ¡mętnymi, nieziszczalnymi i
nieżyciowymi d o k try ­
nam i i Krysia staje się d ro g o ­
wskazem na rozstaju rozterki
Avewnętrznej i szam otania się
beznadziejnego z o p latający m i
ją zewsząd wężowymi splotam i
zła, spychającego ją z szatań­
skim śmiechem szyderczym, z
wyżyn ducha, szlachetności, id e ­
ału na niziny ciała, nam iętności
i upodlenia.
Bądź uprzejmy!
Zdarzenie zwyczajne, z co­
dziennego życia.
W ich u ra rozpętała się na dob­
re. H uczy i wyje, zda się, że gdy
silniej jeszcze uderzy — dom
rozw ali...
Żałośnie jęczy w konarach
drzew, przyginanych gwałtow­
nie ku ziemi.
W tem — otwierają się wej­
ściowe drzw i dużego domu i wy­
biega z nich kilku chłopców.
Idąc z w ichrem w zawody, po­
su w ają się zwolna w kierunku
dom u warsztatowego...
Nagle — jednemu zerwało na­
krycie głowy i rzuciło o kilka­
dziesiąt kroków wstecz, obra­
cając na 'wszystkie strony i wy­
p raw iając najciekawsze sztuki.
J u re k — bo jemu to właśnie
porw ało czapkę — dźwigał coś
w obu rękach i nie mógł puścić
się. w pogoń za zgubą. Widzą to
dw aj jego koledzy. Franek wy­
bucha beztroskim śmiechem i
silniej
przytrzymuje
swoją
czapkę. Ale Antoś szybko się
zdecydował i zaw rócił za m łyn­
kującą czapką. Gnany siłą w ia­
tru wnet dopadł ją na schodach
i zaraz zawrócił, m ocując się z
wichrem. Dobił wreszcie do J u r ­
ka i nacisnął mu nakrycie na
głowę...
— Ślicznie dziękuję ci, A nto­
siu, doprawMy jestem ci ta k
wdzięczny!... Nie w ypow iedział
reszty, ale miły uśm iech p o ja­
wił się na jego pow ażnym zw yk­
le obliczu.
Pogoda tego uśm iechu udzie­
liła się natychm iast dzielnem u
Antosiowi i w7ydaw7ało się, że w i­
chura straciła w szystką sw ą m oc
wobec tego, że ciepłe słońce p ad ­
ło jasnym prom ieniem na ich
serca...
— A śmiejący się F ranek? —
Patrzył na tę scenę zaw stydzo­
ny z dalsza, bo nie śm iał się
przybliżyć. Śmiech pusty ule­
ciał mu z warg, zadum ał się...
,,Bądź u p rzejm y !“ m ów ił m u
85
ja k iś głos w
u p r z e jm y !“...
głębi...
„Bądź
★
P ię k n y
w osenny
dzionek.
P a rk trzęsie się od okrzyków i
n aw o ły w ań rozbaw ionej m ło­
dzi...
P rzy boisku piłkarskim dzie­
siątk i ciekaw ych oczu śledzi
przebieg gry. A tm osfera staje
się gorącą...
U ryw ane okrzyki:
„Felek,
ciąg, do b ram k i! Gola! Strzelaj!
A to n ie z d a ra !“ w skazują, że w i­
dzow ie też „ g ra ją “.
Nagle! — a cóż tam znowu?!
Ja n e k u p a d ł ja k długi na zie­
mię... P rzybiegło kilku kolegów
i podnoszą go... „Żeby mu się
ty lk o co złego nie przygodziło!“
W szy stk ie oczy w niego utkw io­
ne śledzą poruszenia tw arzy.
Ale n a szczęście nic złego.
T eraz poszukiw anie w inow aj­
cy! Z ry w a ją się groźne okrzy­
k i: „To W ład ek , on tak zawsze
p o t r a f i ! W idzicie go, nogi pod­
staw ia!
W ykluczyć go z gry!
N auczyć go m o re s u !“...
W ład ek p o b la d ł i stał nierucho­
m o n a uboczu. Może i zawinił, bo
zb y t zapam iętale rzucał się do p ił­
ki... Ale w łaściw ie nie czuł się
w cale w innym .
T ym czasem J a n e k rzucił ota­
czający m k ró tk ie : „Chodźmy do
n ie g o !“ — I ru szy li wszyscy ła ­
w ą, ja k na kom endę.
Zanosiło się na burzę. W ła­
dek stał jak w ryty, gotów na
wszystko. Będzie bitka, to i on
m a pięści!...
W tem — stało się coś niezw ykłego! Janek zbliżył się do
W ładka i w yciągnął doń po
przyjacielsku prawicę.
— Przepraszam cię, W ładzio,
że z mego powodu przykrość cię
spotkała! Ale rozumiesz, to tak
przez nieuwagę zaplątałem ci się
pod nogi... Na drugi raz będę
ostrożniejszy!“...
W ładek w pierwszej chwili zaniem iał ze zdziwienia. Oczom i
uszom nie wierzył. Uścisnął ty l­
ko mocno dłoń kolegi. Po chwili
rzekł mocno: „Dziękuje ci, J a n ­
ku, i przepraszam ! To m oja była
w in a ! Przyrzekam grać deli­
katniej !...“
Widzowie
szeroko
otw arli
usta... Nie takiego spodziewali
się końca!
— Ale zuch, ten nasz Janek!
— rzucił któryś.
— Morowy ch ło p ! — podchw y­
cili inni.
I gra potoczyła się dalej...
A świadkom tej sceny mimo
woli nasunęfy się słowa w ieszcza:
„Grzeczność nie jest nauką ła t­
wą ani m ałą“...
W szystkim mocniej uderzyły
serca, a głos w ew nętrzny oz w ał
się dobitnie: „Bądź u p rzejm y!“
A-sz.
Dawniej
Szybko i zw innie jak kot
w d ra p a ł się na okno korytarza,
skoczył n a dach ganku i bez­
szelestnie sta n ą ł w oknie m yjaczy. R uch był ta k wielki, że go
n aw et n ik t nie zauważył. Nie n a­
86
m yślając się wiele, siadł na pa­
rapecie i ostrożnie, by nie strą­
cić z okna miski, zesunął się na
podłogę. Nagle poczuł pod sto­
pami i między palcam i u nóg coś
miękkiego i ...
— Skórka pieczona, to zlew­
ki.
W yskoczył szybko i wlazł za
szafę ostrożnie, by go nie zau­
w ażył p. Sierotka, rozparł się i
p o d su n ął do góry. Z półki zwi­
sała ja k aś szmata.
— Spodnie czyje, czy co?
M niejsza z tym, nogi ze zlewek
obetrze.
Chw ycił ręką i szarpnął. Na­
gle...
W kącie po prawej stronie
stał „szafarz“. W ydawał chleb.
M iał do swojego rozporządzenia
kaw ałek półki, kilka bochen­
ków , nóż i metr kwadrato­
w y podłogi, n a którym musiał
pom ieścić siebie i pracować.
W p ro st n a półce krajał chleb i
u k ład ał w koszu; następnie me
obracając się nawet (biavO
m iejsca) podaw ał kosz zajęcia
rzowi.
O b ia d — w ydaw anie potraw.
D w ó c h starszy ch stoi i choch­
la m i n a le w a fasolankę do mi­
sek, d w ó c h podaje miski, dwóch
o d b ie ra i u k ła d a na tacy. Ciasno
p rz y ty m i niewygodnie: pokój
i ta k m a ły , a tu kręci się w nim
jeszcze około piętnastu ludzi;
te n chce naczyń, tam ten chleba,
in n y jeszcze czegoś.
N a la li dw anaście misek i po­
ło ży li n a tacy. Zajęciarz chwyta
j ą i z t r u d e m podnosi. Podniósł
w re szcie n a wysokość twarzy,
g d y n agle z góry coś spadło na
tacę do m isek. Fasolanka chlu­
sn ę ła zajęciarzow i w oczy. Nie
u tr z y m a ł: z hukiem spadły m i­
s k i n a podłogę i kilka z nich po­
to czy ły się w stronę p. Asysten­
t a ; F a s o la n k a utworzyła kału­
żę...
W kącie przy szafie stoi p.
Asystent. Sobota dzisiaj. Spieszy
mu się bardzo, bo m a jeszcze d u ­
żo roboty, a tu już po p ierw szym
dzwonku na obiad; p o tra w y w y ­
dają — ciasno. W y jm u je ze sza­
fy pudełko ze sp inkam i, gdy n a ­
gle coś przelatuje z półki z r u ­
pieciami napraw iacza. N im się
zorientował w ielkie stalow e n o ­
życe spadły na tacę z p o traw am i.
Trzask. Huk. Krzyk. J e d n a k a łu ­
ża fasolanki; gdzieniegdzie k a ­
wałki chleba.
P. Asystent rzucił p udełko ze
spinkami i jednym skokiem z n a ­
lazł się przy zajęciarzu, ale już
za późno.
— Trzeba z ty m dziadow aniem
raz skończyć. G arderobę p rz e n o ­
simy do suteryn, szafę a s y s te n ­
ta i półki z chlebem też, tu będzie
tylko sam myj acz.
Cincio stał z m io tłą przy
drzwiach i czatow ał na... szczu­
ry. W łaśnie w m y jaczu w y r y w a ­
no podłogę, by dać n a jej m ie j­
sce posadzkę. Spod podłogi zaś
wybiegło kilka szczurów i b y ła
nadzieja na więcej. Szczurów w
tym roku było nadzw yczaj d u ­
żo; gdzie się nie ru szy sz —
szczur. Nie p o m o g ły tru c iz n y ,
łapki i koty. Szczurów z a m ia st
ubywać
p rzy b y w ało
jeszcze.
W tedy pan S ierotka ch w y cił się
sposobu: za każdego zabitego
szczura ogłosił dziesięsiogroszową nagrodę. Mieli też m alcy uciechę.
D ziesiątkam i
znosili
szczury, by coś za to dostać. I
trzeba przyznać, że p. S ierotka
dotrzym yw ał sło w a: grosza od
niego nikt nie dostał, ale k aż d y
dostaw ał ja k ą ś rzecz, k tó rą m oże
87
Pawlilcowiee.
S to la rze zawaleni ła w ka m i i stołkami dla wojska.
n a jb a rd z ie j lubił, w artości ja k
u ciął dziesięć groszy.
Cincio od daw na m arzył o
spinkach, ale o takich eleganc­
kich, lepszych. W iedział, że za
dziesięć groszy ich nie dostanie,
bo są droższe; toteż choć m iał
ju ż coś trzy szczury, postano­
w ił n ab ić ich w ię c e j: choćby i
dziesięć pod rząd, dla spinek
w arto... W łaśn ie w yryw ano pod­
łogę w ty m m iejscu, gdzie stała
szafa p. A systenta. Nie szło to
ta k tru d n o , bo deski nie trzy ­
m ały się siebie: odgraniczały je
w zajem nie szpary. Już też nie
jednego te szp ary pozłościły. I
m ogły pozłościć: grasz sobie
n ajlep ie j w guziki, czy jakie sta­
re pieniądze, a tu nagle trauf!
— guzik pod podłogę. Przepadło
„M ajstrzy“
powyjmował]
gwoździe z podłogi. Szybko w
jednej chwili podnieśli deski dc
góry. Nagle Cincio rzucił m iot­
łę, zostawił zabite szczury i odrazu znalazł się w środku. Pod
podłogą na ziemi, między guzi­
kami, rozm aitym i drobiazgami,
leżały porozrzucane spinki.
Po przeliczeniu okazało się,
że jest ich coś około 40 par. A
dziś gdzie są spinki? W szafie
asystenta nie — zawsze m u ich
brakuje. Może też pod podłc)gą?
Szpar co praw da w podłodze nie
ma, ale kto wie?
F. M.
Wiadomości społeczne
K aplica w sam ochodzie. Na
ciek aw y pom ysł pracy duszpa­
ste rsk ie j w padli 0 0 . Paulini,
p ro w ad zący p arafię w stanie
Tennessee, w St. Zj. Am. P j
Na górzystym obszarze, liczący]
kilkadziesiąt tyś. mil kw adr., mi
ją ok. 400 parafian. Za pozwc
leniem w ład zy duch. urządzili
sobie kaplicę w doczepce samo­
chodow ej i, jeżdżąc z miejsca na
m iejsce, za sp o k ajają potrzeby
d u chow ne sw ych parafian.
Mimo licznych prześlad o w ań ,
w iara się u m acn ia i ro śn ie w
męczeńskiej Rosji. M ódlm y się
za prześladowanych n asz y ch b r a ­
ci!
*
*
W R o sji sowieckiej w r. 1936.
skazano na śm ierć ponad 100
księży katolickich. W ielu księ­
ży i za k o n n ik ó w cierpi w wię­
zieniach lub na m iejscach zesłań.
Z liczby 810 biskupów i kapła­
nów k a to lic k ic h z okresu przed­
rew olucyjnego, obecnie żyje na
w olności podo bno tylko 8 kapła­
nów.
Z d n iem 1. stycznia b. i\, dla
przeszk odzenia
nabożeństwom
kato lick im , podniesiono czynsz
za w y n aję cie m iejsc modlitwy o
120%. J e d n a k to nie pomaga.
Stany Zj. liczą p o n a d 20 m i­
lionów katolików, w ty m 4 m i­
liony Polaków; ok. 18.500 św ią­
tyń katol.; b iskupów 130: w ty m
4 kardynałów i 15 a r c y b is k u ­
pów. W tej liczbie z n a jd u je się
4 biskupów -Polaków : P. Rhode,
St. Bona, Kag. P la n g e n s i F r.
Woźnicki, m ian o w an y 14. g ru d ­
nia uh. r. su frag an em archdiecezji Detroit.
*
Rzym ma 95 p arafii, 423 k o ś ­
ciołów, 218 kaplic p u b liczn y ch
i 70 kaplic p ry w atn y ch .
Kącik sportowy
W d n iu |-g o m aja odbył się
n a te re n ie zakładu pawlikowickiego w ram ach ogólnego bie­
gu narodow ego I-szy tegorocz­
ny bieg okrężny na 2000 m. Z
czterech pierw szych zawodni­
ków : S ztolca, K ądziołki, Siko­
ry i B akacza, pierwsze miejsce
za ją ł S ztolc w czasie 6 min.
D ru g ie m iejsce zdobył Bakacz.
Czas uzyskany przezeń wyno­
sił: 6 m in. 30 sek. K ądziołka
i S ik o ra w yelim inow ali się sa­
mi w o statn ich okrążeniach
z pow odu uszkodzenia obuwia.
Z aw odnicy am bitni — rokują
dobre nadzieje. Bakacz jednak
w ykazuje b ra k treningu..
Poza tym w ypada nadmienić,
że p ro g ram uroczystości 3-ęio
m ajow ych obejmował między
in n y m i u d a ły występ „Soko­
łów “ k tó ry wzbudził szczery
entuzjazm licznie
u ej publiczności.
zgrom adzo-
8 i 15 ub. m iesiąca ro z e g ra ł
K S. „Y ictoria“ szereg m eczy
0 zakw alifikow anie' graczy.
1 tak 8-go g r a ły : d ru g a i tr z e ­
cia drużyna p iłk i nożnej o r e ­
zultacie: 6 :2 d la d ru g ie j. W
tymże dniu, d ru ż y n a p iłk i s ia t­
kowej : pierw sza i cłruga m iały
3 spotkania, o w y n ik u ogólnym
2 :1 dla pierw szej.
W niedzielę, 15 odbyły się z a ­
wody we w szystkich sek cjach
K. p. „Y icto rii“ . R o zg ry w k i za­
początkow ali p iłk a rz e
p iłk i
nożnej n a now ym boisku. G r a ­
ła I-sza i I l- g a „ Y ic to ria “ .
S kład drużyn, w ed łu g p la n u
kierow nika, sek cji K ąd zio łk i.
R ezu ltat 5 :1 n a k o rzy ść I-szej
drużyny.
S p o tk a n ia d ru ży n
89
Paiclikomice. Pogromcy nasi — B rukarze Z' Krakoioa
i pogromiona (victa) Victoria.
s ia tk ó w k i zak o ń czy ły się w y n i­
k iem 2:1 d la pierw szej.
D o d ru g ie g o biegu n a 2000
m. s ta n ę ło 3 lek k o atletó w . P o
s tr z a le s t a r t e r a H e rm a n w y su ­
n ą ł się z m ie js c a na 60 m., ale
p o w o li u s tę p u je Szew czykow i
i n a l-m y m o k rą ż e n iu wycofuje się z u p ełn ie. Szewczyk, nie
w y s ila ją c się, biegnie lekko,
s ta le je d n a k w yprzedza Sztolca, n a fin is z u o 30 m. W p a d a
n a m etę p ierw szy . Czas jego
w ynosi 7 min. Sztolc biegł s ła ­
bo. T łum aczym y go n ied y sp o ­
zycją żołądka, ty m w ięcej, że
ja k d o tąd rek o rd S ztolca 6 m in.
jest niepokonany.
W najbliższe niedziele zo­
s ta n ą ro zeg ran e m e c z e : V ic to ­
ria-K rak o w i V ic to ria -S trz e ­
lec. O sta tn i mecz m a być r e ­
w anżem , gdyż w ubiegłym ro k u
V ic to ria p rz e g ra ła do S trzelca
7 :2 .
Wiadomości cyfrowe
W
S z w a jc a rii pew ien n iezna­
n y o fia r o d a w c a , p rzesłał bez­
im ie n n ie m ilio n fra n k ó w , w y g ra ­
n y n a lo terii, n a fu n d u sz b ezro ­
bocia... I s tn ie ją jeszcze, dzięki
B ogu, ludzie, k tó rz y m a ją serce
i p r a k t y k u j ą cnotę m iłosierdzia
c h rz e ś c ija ń s k ie g o .
*
N ierzadkie są u n as w y p a d k i
w ścieklizny z p o w o d u zbagateli­
zow ania sobie u k ąsz eń psów , p o ­
d ejrz an y ch o w ściekliznę. Z w y ­
kle po m iesiącu nieszczęśliw y
kończy życie w stra sz n y c h m ę­
czarniach, ale z d a rz a ją się też
zgrozę budzące fakty, gdy ch o ­
ry w a ta k u szału rz u ca się na o­
Paiolilcoioice. Stolarze
toczenie, k ąsząc w łasną rodzinę!
O stro żn ie przeto i nie ryzyko­
wać...
W szechstronne lekarstwo... —
Zapytacie, jakież to? — Oto:
śmiech serdeczny... Nie darmo
mówi przysłowie, że śmiech to
zdrowie. Jeden z wybitnych le­
karzy am erykańskich z wielu do­
świadczeń doszedł do wniosku,
że śmiech jest dla otyłych wy­
bornym środkiem odtłuszczająeym, pow odując silniejsze działa­
nie w ątroby i wzmożony obieg
krwi, co sprzyja strawności i od­
ciąża mózg...
Dla małokrwistych natomiast
śmiech jest środkiem na wzmoc­
nienie organizmu przez taki sam
dobroczynny wpływ.
Śmiech serdeczny, niewymu­
szony jest objawem radości,
zdrow ia duszy, ale i zdrowie
ciała wiele mu zawdzięcza. Ko­
dotrzymali terminu.
rzystajmy więc skwapliwie z tak
taniego lekarstwa na wszelkie
nasze biedy i... weselmy się...
★
Tematy religijne interesują lu ­
dzi. — W radio am erykańskim
istnieje t. zw. ,,godzina katolic­
ka“, wprowadzona przez jednego
z tamtejszych księży. Otóż, gdy
rozesłano ankietę do radiosłu­
chaczy, czy ten zwyczaj nadal
utrzymać, napłynęło setki tysię­
cy odpowiedzi twierdzących....
Podobne zjawisko stwierdzono,
co do poczytności artykułów o
treści religijnej. Czytelnicy po­
nad 500 dzienników am erykań­
skich na zapytanie, jakie arty ­
kuły są najchętniej czytane, n a­
desłali blisko pół m iliona odpo­
wiedzi. W ynika z nich, że arty ­
kuły o sprawach religii wzbu­
dzają największe zainteresow a­
nie. Jest to zdrowy i wielce po­
cieszający objaw w dzisiejszych
czasach.
Nasze zdjęcia wywołujmy sami
B ard zo ^ w ielu
dzisiejszych
j j -m o d n y c h fo to am ato ró w o g ran i­
cza swój ta le n t artystyczny do
sta n d a rto w e j czynności — pociśn ięcia m ig aw k i i... na tym
koniec. Co będzie potem , to
n iech się już m a rtw i zak ład fo ­
to g raficzn y , k tó ry z ucałow a­
n iem rączek te całe stosy klisz,
czy szpulek film ow ych przyjm ie
do m ech an iczn eg o wykończenia.
M oże to i d o b rze tak„ bo z nie-
sującą i najhardziej ęm ocjonu
jącą czynność ’w ykona. W s ta ­
rannej kontroli przebiegu ch e­
m icznego procesu negatyw nego,
a następnie pozytywnego
bardzo łatw o zapobiec w p rzy ­
szłości rozm aitym usterkom w
czynnościach lab o rato ry jn y ch , a
przede wszystkim, z oceny m niej
udanych zdjęć — praw idłow ego
n a przyszłość n aśw ietlania p ły t
i błon, a wreszcie u stalan ia na^
~
W
t
~
4
r-Mi:
ii
'
v,c
. ^ ’• * k
• •
'X x .
V
■ ■. i. ■" •
•-.-'C-r
•j
-SB
■
N ow y nasz prenumerator p. Mruczysłatc.
u d o ln y ch w yników zdjęć o w ie­
le łatw iej przyjdzie uniewinnić
się p rzed znajom ym i zw alając
c a łą w inę n a lab o rato riu m , k tó ­
rem u tę p ra c ę do wykończenia
pow ierzono.
W zorow y ,1 szanujący się foto a m a to r n ie odda nigdy n ie ­
k ied y cen n y ch swoich zdjęć do
in d y w id u a ln eg o i m acoszego
p o tra k to w a n ia osobie innej, ale
sam z zam iłow aniem tę intere-
leźytej ostrości, bo tej; żadnym i
już zabiegam i dodatkow ym i p o ­
praw ić nie podobna.
Praw dziw ą dum ą każdego fo*>
toam atora, to album ik z ła d ­
nych i udanych zdjęć fo to g ra ­
ficznych wyłącznie w łasn ą p r a ­
cą, w łasnym sprytem , w łasną
kompozycją.
Zw iększające się ustaw icznie
grono m łodych m iłośników fo ­
tografii swobodnej — artysty-
rae
^ zawsze> w każdej pok o rz v ę tU> W każdiej dobie dnia
s
X ' ne
w arunki
oddania
kA
oozuć w natchnionej
k tó P ^ y o J 1
fotograficznej, z
k tó ry c h w ynikam i pragnęliby śy zapoznać się na łamach nazego pisem ka. N a życzenie wiesym patyków „Nasze Życie“
Ua
się to pisemko nazywa?)
w prow adzam y na łamy nasze­
go p isem k a stały kącik foto­
g raficzn y ku nauce i zachęcie
wszystkich zwolenników tego
miłego i ze wszech m iar pole­
cenia godnego sportu fotografii
am atorskiej. N adsyłajcie nam
swe ładne zdjęcia, uw agi oso­
biste, czy swoje bóle i niedom a­
gania w swych poczynaniach fo­
tograficznych, na k tó re p o sta­
ramy się zawsze w yczerpująco
odpowiedzieć.
A więc — czekamy!...
Brat January W ilk
Kalwaria Zeb rzydowska.
Dzikie mięso.
W szkole.
S tra p io n y A ntoś zwraca się do
sw ego p rz y ja c ie la :
— S łu c h a j F ran u s, wyrosło mi
dzikie m ięso w uchu...
— T a k ? ! Nic się nie trap, ono
się n a p e w n o da oswoić...
— Franuś, podaj mi przykład
straconej energii!
— Opowiadać łysemu historię,
od której włosy dęba stają!
*
Jak się to stało?
P i j a k z n a la z ł się w jasną księ­
ż y c o w ą n o c n a d stawkiem. Nie­
bo g w iaźd ziste odbijało się w
w odzie.
— Że k sięży c i gwiazdy są po­
de m n ą , to jeszcze można zrozu­
m ieć. Ale j a k ja się tu nad księ­
życ d o s ta łe m ?
★
„Matematycy“.
— J u le k , pom óż mi wyciągnąć
d ru g i p ie rw ia s te k z tej liczby.
— Co, ty ju ż drugi wyciągasz?
J a p r z y p ierw sz y m dałem sobie
s p o k ó j, bo m i b ra k dziś siły...
★
Rada.
P a c j e n t : „ P a n ie doktorze, pro­
szę m i p oradzić, W jaki sposób
Udać się do m iejsca kąpielowego
bez z n a c z n y c h wydatków?
— Owszem, owszem, zaraz pa­
nu podam adres „Łaźni miej­
sk iej“ .
★
Bolesny humor.
Jeden „dojrzały“ (po m aturze)
pyta kolegi, w którym wieku żył
„gobelin“... a ten drugi nie w ie­
że to jest barwna tkanina śred­
niowieczna...
*
Nie pytaj!
— Dlaczego nie kłaniasz się
już Adulfowi?
— Bo wyczytałem w Biblii, że
Pan Bóg już przez Mojżesza za­
kazał kłaniać się bałwanom...
★
N iem ożliw e.
— Franciszku, kiedy um arł
Słowacki ?
— Niemożliwe, panie profeso­
rze, już umarł? Dzienniki nic
nie pisały o jego chorobie.
*
— A ja, brachu, byłbym wy­
ciągnął, ale wiesz, co się stało?
— No, co takiego?
— Chwyciłem odrazu za kwa­
drat, szarpnąłem i... urw ał się...
93
R O NIK A
Z A K Ł A D Ó W TOW. „ P O W Ś C I Ą G L I W O Ś Ć I PRACA*
PAW LIKO W ICE.
M A J.
Żaden z nas- nie pam ięta tak ie­
go m aja, ja k tegoroczny: zimno i
śnieg. Jeszcze 9 m aja spadł śnieg
n a 5 cm głęboki, nie licząc tycli
śniegów, co były przedtem i po­
tem. C ała pierw sza połowa mie­
siąca była b ardzo zimna; dopiero
w drugiej połowie zrobiło się
cieplej.
Rozpoczął się ten miesiąc poetów
pod znakiem sportu. W niedzielę
1 m a ja — s p o rt zakładowy o rg a­
nizuje się n a dobre. Na zebraniu
„Y ic to rii“ utw orzono cztery sekcje:
1) piłki nożnej, 2) siatkówki,
3) lekkoatletyki, 4) ping-pongu. —
Oprócz naczelnego prezesa „Yicto­
r i i “, p. S tasińskiego L., istn ieją
jeszcze prezesi poszczególny cii sekcyj. U tw orzo no zespół sędziowski,
kom isję d y scyp lin arn ą, zorganizo­
w an o tren in g i, zajęto się stron ą
m a te ria ln ą . D w ie pierwsze sekcje
dzielą się n a drużyny.
Czy k ro k ie t je s t sportem ? Sekcji
krokietow ej nie utworzono, mimo,
że a m ato ró w tej przezacnej i skąd­
in ą d inteligentnej gry nie brakuje
(K u r a A„ P rok op, p. St. H., p.
F . T.).
Tegoż dnia, t. j. 1 m aja wieczo­
rem szkoła zawodowa odegrała
przedstaw ienie.
P rzygotow yw ane od dwóch ty ­
godni uroczystości trzeciomajowe
zakończyły się wreszcie występem.
P a n o harcerze defilowali w W ie­
liczce, a po południu urządził Z a­
k ła d akadem ię w parku. A trakcję
stan o w iły dw a chóry (jeden zakła­
dowy, a d ru g i z Raciborska), po­
94
święcenie proporczyka harcerskie­
go i ćwiczenia sokołów. Wieczo­
rem odegrali gimnazjaliści przed­
stawienie.
Najważniejszym zdarzeniem jak
dotychczas, to wizyta O. Rektora.
...Sala nabita po brzegi, wszygtkie ławki, stoły, stołki zajęte. Za
stołem siedzi O. Rektor i opowia­
da: jak 011 to od dawna marzył
o wyjeździe do Rzymu, jak to do­
piero teraz mógł to uskutecznić,
jak jechał, co widział w Wiedniu,
Wenecji, Rzymie, Neapolu, Pom ­
pei... W iara zasłuchana: nie zwa­
ża na późną godzinę, na to, że czas
już spać, tylko z zapartym tchem...
Szereg ludzi z kopaczkami idzie
w pole. Za lasem rojno się zrobiło;
czterdziestu ludzi młodych, peł­
nych życia, gwaru i wszelakiego
wigoru sadzi ziemniaki. Szczęść im
Boże !
Na ścianie na korytarzu poja­
wiła się tablica : Biuletyn sporto­
wy. — Podaje 011 spraw ozdania
z przebiegu meczów i rozgrywek
na terenie zakładu, zawiera a r ty ­
kuły i „poezje“ o charakterze spor­
towym. Pojaw ia się co tygodnia.
Doszło wreszcie do meczu piłki
nożnej. Pierwszym partnerem był
„D rukarz“, klub naszej d ru k arn i
z Krakowa. Wynik meczu z dnia
22. maja nie szczególny: 8:2 na
korzyść „D rukarza“. „Y ietoria“ nie
okazała się wiktoryjną (yietoria
— zwycięstwo). „Biuletyn“ zaczął
zaraz szukać powodów tak sro­
motnej porażki; mimo, że podał
ich coś około tuzina, opuścił n a j­
ważniejszy: „Y ietoria“ była sła­
bszą od przeciwnika. Na najbliższy
te i m in projektuje się kilka „przy­
jąć lelskich“ rozgrywek.
H a m arginesie naszego , sportu:
należy zaznaczyć, że odgrywa on
Av ^ altłaćlżie rolę dość podrzędną,
t- zn. jest on tylko rozrywką,
odetclinieniem po różnego rodzaju
Pincy, a nie zajęciem. Każdy pra­
wie je st sportowcem, bo każdy po
p ia c y baw i się; w każdej społecz­
ności tkw i dążność do zorganizo­
w ania się? i tu należy szukać ge­
nezy „Vie to rii“.
dokąd się nie ruszysz, słyszysz pio­
senkę :
„Pawiany, pawiany, pawiany!
Na łów, na łów, na łów!!!...“
W cztery dni potem, t. zn. 26 ma­
ja, wybrała się delegacja zakłado­
wa, licząca łącznie z orkiestrą
pięćdziesięciu ludzi do Krakowa
na uroczystość ludowo wojskową.
Ludność powiatu krakowskiego
zakupiła za pieniądze z drobny cli
składek 21 ciężkich karabinów
maszynowych i 2 granatniki i 26.
Pawlikowice.
Ofenzywa ziemniaczana studentów i warsztatowców.
Dzień jednak 22. maja, niecały
był przykry. Harcerze urządzili
wieczorem dla gości z Akademii
K rako w skiej — ognisko. GościeAkademicy to członkowie kręgu
starszo-harcerskiego. Ognisko, w
którym zresztą brał udział cały
Zakład, było prześliczne. Nieje­
dnemu pozostanie ten wieczór w
pamięci n a całe życie jako bardzo,
bardzo mile spędzone chwile w
Zakładzie.
. .
N ajm łodsi uczestnicy przyswoili
sobie bardzo dużo: np. stopniowa­
nie przymiotników — cienki, cieńszy, n itk a — gruby, grubszy, p. Z.;
V. wręczyła je uroczyście dwu­
dziestemu pułkowi. Uroczystości,
związane z wręczeniem były w spa­
niałe. Pięknie prezentowały się
oddziały: krakowiaków (w stro ­
jach ludowych) na koniach i k r a ­
kowianek na wozach. Nienajgorzej
nawet dobrze prezentowali się n a ­
si harcerze i sokoli w raz z orkie­
strą. A propos orkiestry: w cią­
gu tej małej wycieczki zagrała
ona podobno aż czterdzieści utwo­
rów muzycznych. Ponieważ reper­
tu ar nie był aż ta k bogaty, więc
grano w kółko te same kawałki.
...Najnowszy kom unikat spor-
95
t o w y : z a s łu ż o n y działacz n a t e r e ­
n ie Z a k ł a d u i n a polu h a rc e r s tw a
z a k ł a d o w e g o , d r u l i F . S. z a j ą ł p o ­
w ażne
stanow isko
w
zarządzie
„ V ic to r ii“. S it nobis spes!
K o n i e c r o k u s z k o l n e g o się z b l i ­
ża. K l a s y : IV , V I I I i k u r s I I I
szkoły zaw odow ej
przygotow uj ą
się do e g z a m in ó w . Czy z d a d z ą ?
Kraków. •
P i ą te prze z dziesiąte
W maju m ultum szczegółów i . o g ó ­
łów* jak n i g d y w Krakowie! Ale chu­
dość! ogro m n a chudość N. 2. Stąd ogranicze nia, dieta, ścisła dieta! Bo „tylko
na małej p r z e s t r z e n i ”! tylko na niewielu
c m 2 „ z a d e c y d o w a ł a Sz. Redakcja*.
Z atem rozkaz — przede wszystkim
rozkaz na niewielu cm2 — jest coś miej­
sca na ostatniej stronnicy! czy na o stat­
niej stron n icy o k ładki? owszem, może
i tak być — zwłaszcza że metafizyka
bierze p o d u w a g ę wszelkie możliwości.
Ale do r ze cz y — Kraków! Co to
j e s t Kra ków ? Różne są zdania. Ja jednak
uważam, że jes t to najzwyklejsze miasto
u granic „przyj aciół* naszych Czechosło w a k ó w . „Daw na siedziba królów po l­
skich a dziś? siedlisko sy n ó w A braha­
m a Izaaka J a k u b a itd. całych 12 czy
13 p o k o leń . B a rdzo solidne miasto, w ie ­
le kryje w s w y m ło nie s p o łe cz ny ch ins t y t u c y j w y c h o w a w c z y c h , popraw czych,
a najwięcej ka rn ych! „czym chata bo
ga ta"... N a Karmelickiej 66 też jest j e d ­
n a z t y c h i n s t y tu c y j lecz na szczęście
n ie z ostatn ich . — A co się w niej nie
dzieje! Cuda! Istne cuda! Czasem z za­
w ie sze niem p raw p r z y r o d y , czasem i bez.
N. p. przedw czoraj — czy za p rzed­
w c zo r a j (w k a ż d y m razie w maju) na­
p ł y w a n a tere n na sze g o osiedla bez
z a p y ta n ia ele g an c ją tchnąca drużyna.
N a p ier w s zy plan okazała się oczom
n a s z y m u sp ołecznio n a z mocno o palo ­
n y m k a p elm istrz em na czele, za nim
trąb y , trąbki a jeszcze za nim (to jest
za tymi trąbami) zdaje się muzykanci
Sokoli, cymbałki i znowu harcerze i
o c z y w i ś c i e na sa m ym końcu sam koniec!
O c z y w iś c ie wkroczyli niby żydzi
d o J e r y h a z minami mocno zdziwiony­
m i zwłaszcza na w id ok gruzów skamie­
lin, sł a w n y c h niedaw no cieplarń i oranżeryj Józefickich. Zagrali poloneza czy
c o ś w ty m g u śc ie i zajęli pozycje zdy s­
k w a lif ik o w a n y c h zwycięzców
. Z ie lo ­
96
nego Przylądka*. Kto oni? pyta ten i ów
mikrós krakowiak. Nie wiesz? odpowia­
da światlejszy; z Pawlikowie! Oczywiś­
cie z Pawlikowie „Tradycyjne sokoliki
harcerzyki“ i sławna na cały okręg kra­
kowski orkiestra z opalonym mocno ka­
pelmistrzem*. Zjawili się . n i b y sen*
w Krakowie.
Brawurowym pochodem zaintereso­
wali dzielnice żydowskie, polskie, wre­
szcie wstąpili do nas.
Drugim zdarzeniem może nie w tym
stopniu niespodzianym to święcenia
kapłańskie jednego z tutejszych klery­
ków. Oczywiście dużoby na ten temat
można napisać, dużo epizod ów z życia
Czcig. Prymicjanta przytoczyć, ale nie
mogę (brak miejsca) wypada koniecznie
zaznaczyć to chociaż, że ks. Węgrzyn
to'.mocno indywidualna jednostka. W y­
chowany na zasadach zaszczepionych
przez ks. Br. Markiewicza — d łu g o le t­
ni wychowanek naszych zakładów, za­
znaczył w swym charakterze prawdzi­
wy typ syna wielkiego O. Założyciela.
Zapalony muzyk i miłośnik młodzieży
cieszył się jej uznaniem. Szczęść Boże
Mu w pracy!
W tym samym dniu odebrali w y ż ­
sze święcenia (subdiakonatu) dwaj in­
ni klery cy tu mieszkający: Pierwsz y
„jakgdyby na matki odejście się żali*
to ks. Piotr Śmigiel (z twarzą smutnie
przez łzy uśmiechniętą) drugi to ks. A.
Płoszaj „kawał twardy* mocno p r z e ­
ciwstawiający się każdemu nieżyczli­
wemu losowi — zresztą miłe sylwetki
„znośne kwiatki“ na niwie Krakowa.
W sprawach w e w n ę trz n y ch ulega
m ałem u ściśnieniu „rządząca komórka “.
Zabrakło tak zwanej „prawej ręki"
Księdza Dyrektora. Działalność Henia
Harańczyka, przeszła do m iłych wspom ­
nień — ale posada de fakto wakuje.
Bardzo dobrze radzi sobie na z a s t ę p ­
stwie podporucznik
rezerwy Ks. Wi­
ktor Grzenia, ale służba dwom panom
nie tego... w takiej pozycji społecznej
filozofia ta najczcigodniejsza z nauk
nie staje mu się uweseleniem duszy jak
to ż jej natury wynikać powinno. Ale
P. Bóg łaskaw! gdy d o p u ś c i . . to może
i bardzo dobrze wszystko będzie
W ypadałoby opisać pi ęk ne tutaj ma­
jowe nabożeństwa, jakie się od b yw a ły
i szeregi innych itp. faktów, ale rozkaz
dla Sz. Redakcji być musi.
Niewiele,
niewiele kilka c m 2 obszaru i to na
ostatniej stronie! na ostatniej stronie
okładki!
Kronikarz.
W ykaz o fia r złożonych na Zakład Wychowawczy w Pawlikowicach.
Prob. Chrulewicz Aleksy,
Sofków nisław Sowiński, Tarczek 1.— ; Ks.
3.— ; Ks. Prob. Lewicki Szymon,
Prob. Wincenty H artm an z Zamoś­
Rudnik 1.— ; Ks. Prob. Mirecki Sta­ cia 4.— ; Ks. Prob. Antoni Kuczyń­
nisław , Łódź 50.— ; PT. Urząd P a­ ski, Wzdół 2.— ; Ks. Prob. Parafii
raf., K rasne 2.— ; Ks. Prob. Lisowicz Góry 3.— ; Ks. Prob. W ładysław Mól:
Kazim. z Żołynia i —; Ks. Prob. Sa­ Prądnik Czer. 3.— ; Ks. Prob. P a­
py k T. z Lipowca 2.—; Ks. Prob.
rafii Ujkowice 2.— ; Ks. Prob. P a­
L. H upkola z Przeworska 2.—; Ks.
rafii Sarnowską Wola 2.— ; Ks.. Prob.
Prob. Szlachcic Franciszek, Łowce
Secemin 1.— ; Ks. Prpb. Parafii Gal­
1.— ; Ks. Prob. Moskal Andrzej z ków 1.50; Ks. Prob. Antoni W ołek
Rzeszowa 2.—; Ks. Prob. Dulek Ma­ z Sanoka 2.— ; Ks. Prob. Józef Paw ­
ciej z T ryńczy 2.— ; Ks. Prob. Dałowski z Seminarium Duchownego z
leczko W ładysław , Batorz 2.50; Ks.
Kielc 5.— ; Ks. Prob. A ntoni TyProb. W ojtasiew icz Józef, Drohob.
prowicz z Dukli 2.— ; Ks. Prob.
2.— ; Ks. Prob. Sopalski Franciszek,
Bron. Borowiki z Rabki 2.— ; Ks.
Drohob. 3.— ; Ks. Prob. Dyszyński
Prob. Wincenty
Urban,
Sokolniki
Marceli, Gogołpw 2.—; Ks. Prob.
2.90; Ks. Prob. W ełna z Jaw orzna
K rólicki Józef, Jasienica-R. 1.— >Ks.
1.— ; Ks. Prob. Micahl Ostopiński,
Prob. A. M ietliński z Dankowa o.-—; Stara Sól 1.— ; Ks. Prob. Jan Bibro
Ks. Prob. Parafii Dobroń —.50; Ks.
z Libusza 1.— ; Ks. Prob. Ludwik
Prob.' K o tt z Jeżowa 1.50; Ks. Prob.
Bira z Strzyżowa 1.— ; Ks. Prob.
P ytlew ski Karol, Chełmce 3.—; Ks.
Franc. Słowiński z Dąbrowy 2.— ;
Prob. Soczawa Wincenty z Kielc 1.— ; Ks. Prob. Antoni Gałuszka z Zako­
Ks. Prob. Szymanowslu Ant. z m.
pali. 5.— ; Ks. Dr Michał Pelczar
Lodzi 3.— ; Ks. Prob. Jasnowski Win­ Katecheta w Drohobyczu 2.— ; Ks.
centy z Łodzi 1.— ; Ks. Prob. 3. Gry­ Prob. Wincenty Robicki, Lwów 3.—
giel, Rad ocho lice 10.—; Ks. Prob.
Ks. Prob. Stopa z Czudca 1.— ; Ks.
Fr. P asek z Dzierążni 1.—; Ks. Prob.
Prob. Stanisław Szpyra Zamość 1.— ;
K apuściński z Węgleszyna 2.—; Ks.
Ks. Kat. Marian Łuczak z Sokala
Prob. W iteszczak Franc. z Sanoka
1.— ; o :- O. Franciszkanie, Łagiew ­
5.— ; Ks. Prob. Świdnicki 'Michał,
niki 3.— ; Ks. Prob. Adam Chmiel
Mi’.atycz. 1.— ; Ks. Prob. Szkodzili - z Kryg 1.— ; Ks. Prob. W alenty
ski A nt., Moszcz any L90; Ks. Pio . Trela z Miękisz N. — .50; PT. Urząd
Dołowy J a n z Schodnicy
JvS; Parafialny Bestwina 1.50; WP. Igna­
cy Kurzęda, Zwierzyniec 1.— ; Ks.
Prob. Maj Dominik z Łaszczów a o.
Ks. Prob. Machejek Jan z Bobina Prob. Adam Górkiewicz, Maków P.
1.— ; Ks. Prob. Ignacy Lachecki,
3.— ; Ks. Prob. Papczynski Stan.,
Hyżne
2.— ; WP. Dr* Ja n Adamski,
Łobozów 1.—.
r .
T• • .
Lwów
2.—
; WP. Maria Marcinowo:Ł
ZKs. Prob. Fr. Malaie z LiP1
wa z Wieliczki 5.— ; Ks. Prob. C.
5.— ; Ks. Prob. Panecki a Dsreoli
Kozioł kiewicz,
Biłgoraj 2.— ; Ks.
2 __■ T\s Prob. Włodz. Surmiak /■
n
,
’
'
i
•
Ks
Prob.
Roman
Prob.
Józef
Hedrzak
z H erty 1.-^;
D obrom ila 1.— , Ks- I lu . prob.
Ks. Prob. Antoni Baszak, Tuligłowy
Penc z Przew orska 2. , ->vb- „
J a n Bubon z Krasiemna 1. .
• 1.— ; WP. Jan Przybylski z Orcho­
wa 1.— ; Ks. Prob. Kazim. Sitków Prob. Z. Wiszniewski,
ski, Boby 1.— ; Ks. Prob. A. Klim a­
l — ; Ks. Prob. Piotr Poch, R/jtSJ •
szewski, Łączna 1.50; WP. Mgr J.
4.— ; Ks. Roman DobrzanaU
'
W itkow ski z Lublina 2.— ; WP. Ko­
i.,-,,.. 9
. Ks Prob. Jozel Rala
kow a. . _ l ’ ; ,
p rob. Szymon
rzeniowscy z Romeniowki 5.— ; WP.
Iw onicza o.— , Iks. i
,
Irena Szczerlińska, K raków
1.— ;
K orpak z Medyki o.— ; Rs.
W acław AVlodarexyk. C i
n0(j ZenKs Prob. Michał Wojc.k, Boazen
Ofiary z A m eryki
4O •
Prob. Kuzma Franc.
Ks. W alenty Chrobok 450 Front
St.
Hempsteąd Nr 4 zl 52 gr 40;
« V WP. Mary Jelonek, 1639 9 — Camden
A dam S t e l i ¿ g T o k
Philadel. zł 10 gr 50; WP. N. N.
Prob. Błażej Gąbka
, z p rze.
z Buffalo N. Y. 1 dolar WP. Eleo­
Ks. Prob. Z ygm unt
Sm0CZ6wnora Kaspen Chicago — 111. zl 26
m yśla 1.— ; R s'
Prob. Stagr 20.
sk i z K rólika 3.— ,
«
J f * l l l l ! l |||||||||||l| | | | , , , | | | | | | | | | | | | | j | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | n |^
SB
I ANTONI
|
E
R O TH E 1
F A B R Y K A ŚWIEC KOŚCIELNYCH f
POLECA ZNANE ZE SWEJ DOBROCI WYROBY
E
i Kraków, ul. Sławkowska 20. |
E
TELEFON NR 121-74.
ROK ZAŁ. 1879.
5
^ |iiiiiiiir iiiiiiiiiiiiiiiillillllllll||||||||||||||||||ia i||||||||||||ir
FABRYKA PORCELANY
WYROBÓW CERAMICZNYCH
ĆMIELÓW
S . A.
Adres Redakcji i Administracji:
PAWLIKOWICE, P. WIELICZKA, ZAKŁAD WYCHOWAWCZY
Pod tym adresem należy przesyłać artykuły, sprawozdania,
materiały do różnych działów1, listy i t. p.
Rękopisów Redakcja nie zwraca, lecz ważniejsze przechowuje.
P r e n u m e r a t a roczna w kraju zł. 2.20, kwartalnie 60 •gr.
C e n a pojedynczego egzemplarza 25 gr. — zagranicą, 4 zł. p.
Wszelkie wysyłki pieniężne należy przesyłać czekiem do P.K.O.
w Krakowie na konto Nr 404.854.
<i *
W ydawca: Zakład W ychowawczy w Pawlikowicach.
Redaktor odpowiedzialny: Ks. W ojciech Nierychlewski
Drukarnia „Powściągliwość i Praca“ w Krakowie.

Podobne dokumenty