Pobierz - Gazeta Poszukiwania

Transkrypt

Pobierz - Gazeta Poszukiwania
2
P OSZUKI W ANI A Redaktor naczelny: Rafał Kruk [email protected] Zespół redakcyjny: Weteryna Jarosław „Jaro” Ciemiński Mariusz Bąk Marek Kulig Dariusz Pstuś Zdjęcie na okładce i zdjęcia w artykułach, o ile nie zaznaczono inaczej: archiwum Portalu Poszukiwania.pl Reklama i M arketing: [email protected] Redakcja: [email protected] tel. 0 694 839 871 Reprodukcja i przedruk w yłącznie za zgodą autora. Gazeta działa na zasadach dziennikarstw a obyw atel– skiego otw ierając sw oje łamy dla każdego autora. Redakcja zastrzega sobie praw o do redagow ania i skracania dostarczonych tekstów . Redakcja nie ponosi odpow iedzialności za treść reklam i artykułów sponsorow anych. P OSZUKI W ANI A Jesień za oknami więc czas pomyśleć o przygotowaniach do kolejnego sezonu. Ten powoli jest już zamykany, rozpoczęte projekty są doprowadzane do końca aby można było wiosną pojechać w nowe, ciekawe miejsca. Miesięcznik Poszukiwania wraz z Portalem Poszukiwania.pl i Polskim Towarzystwem Badań Historycznych w Będzinie w przyszłym roku będzie starał się wyjaśnić wiele skarbowych tajemnic. Z całą pewnością powrócimy do tematu Januszewickich dzwonów, odwiedzimy również miejsca dwóch dużych bitew. Czekają na nas również tematy trudne jak badania osady i grodziska wczesnośredniowiecznego, badania cmentarzyska kultury łużyckiej czy rozpoczęcie tematu rewitalizacji pewnego zamczyska. Jako uzupełnienie zostaną nam do zrealizowania jeszcze „malutkie projekciki” – namierzenie i może wydobycie przynajmniej dwóch pojazdów militarnych oraz co najmniej jednego samolotu. A wszystko to we współpracy z WKZ i archeologami, dla których wykonamy wiele dodatkowych badań. Zapraszam do uczestnictwa zarówno członków Stowarzyszenia, jak i miłośników eksploracji. Rafał Kruk [email protected]
3 SP I S TREŚCI 5 Konkurs „literacki” na opowiadanie lub artykuł – Wygraj wykrywacz 8 Podsumowanie II Zjazdu Eksploratorów Walim 2009 12 Poszukiwania zaginionych dzwonów 16 Echa akcji poszukiwań zaginionych dzwonów 19 Dębsko – Tragedia fortecy B­17 22 Dreszcz 25 Historie z ziemi wyssane 30 Opactwo Cystersów w Lubiążu 34 Łuski niemieckie 1901­1915 40 Znakowanie niemieckiej amunicji 7,92x57 Mauser produkowanej dla Hiszpani 43 Śladem legendy 46 Szyb górniczy Bytom Miechowice 48 Tajemnica cmentarza 50 Wyniki konkursu fotograficznego 56 Bartek 3 60 Samochód pancerny WZ.34 63 Zbyt późno doceniony 64 Sowieckie maski GP4 MOD08 65 Polskie Towarzystwo Badań Historycznych w Będzinie
4 P OSZUKI W ANI A KONKURS Konkurs „ literacki” na opow iadanie lub artykuł Portal Poszukiwania.pl zaprasza wszystkich zainteresowanych do udziału w niesamowitym konkursie, w którym głów ną nagrodą jest W Y KRY W ACZ firmy RUTUS. co należy zrobić aby w ygrać w ykryw acz ???? Wystarczy napisać artykuł, opowiadanie, relacje, a nawet streszczenie książki i wysłać do nas na adres kruku@poszukiw ania.pl. Specjalna komisja wytypuje zwycięską pracę, a jej autor stanie się posiadaczem najlepszego polskiego wykrywacza metalu. Lista nagród w konkursie: Miejsce 1 – wykrywacz metali Rutus PROXIMA Miejsce 2 – ręczny wykrywacz do namierzania PinPointer firmy Teknetics Miejsce 3 – zestaw książek tematycznych Miejsce 4 – nagrody książkowe Miejsce 5 – nagrody książkowe Miejsce 6 – nagrody książkowe Miejsce 7 – upominki Garrett Miejsce 8 – upominki Garrett Miejsce 9 – upominki Garrett Miejsce 10 – upominki Garrett Lista nagród może ulec zmianie wyłącznie na korzyść uczestników. Łapcie więc za pióra, piszcie i wysyłajcie. Wykrywacz już czeka, aby ze szczęśliwym zwycięzcą przemierzać lasy i pola. Konkurs trw a od 1 listopada 2009 r. do 30 stycznia 2010 r. Sponsorem nagrody głównej jest firma RUTUS ­ www.rutus.com.pl
P OSZUKI W ANI A 5 Regulamin: Niniejszy konkurs nie jest grą losową w rozumieniu ustawy z dnia 29 lipca 1992 r. o grach i zakładach wzajemnych. Akcja prowadzona jest na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej i trwa od 1.11.2009 r. do końca 30.01.2010 r. Pomysłodawcą oraz organizatorem akcji jest Portal Poszukiwania.pl wraz z miesięcznikiem Poszukiwania. Konkurs ma charakter otwarty. Przedmiotem konkursu są prace pisemne w formie opowiadania, artykułu wykonane w dowolnej technice z tematyki eksploracji, historii, przygody. Liczba nadesłanych prac w konkursie jest dowolna. Każda praca powinno zawierać opis­formularz (informacje te mogą być jako załącznik lub informacja w mailu): kategoria tytuł pracy imię i nazwisko adres zameldowania autora telefon kontaktowy e­mail autora Zgłoszenie prac następuje poprzez wysłanie pracy i opisu­formularza na adres [email protected]. Organizator zastrzega sobie prawo do bezpłatnej reprodukcji prac w prasie, telewizji i Internecie oraz podczas wystawy pokonkursowej i we wszystkich publikacjach związanych z konkursem. Prace będą oceniane w głosowaniu jury, w którego skład wejdą: Kruk Rafał, Maciej Mazur, Piotr Majczak. Zgłoszone prace prezentowane będą na stronie internetowej www.poszukiwania.pl, gazecie Poszukiwania oraz serwisach pokrewnych zgodnie z kolejnością nadchodzenia. Organizator zastrzega sobie prawo do wycofania z publikacji na stronie internetowej treści, które uzna za obraźliwe. Terminarz: nadsyłanie prac: 1 listopad 2009 ­ 30 styczeń 2010 obrady jury: 1 luty ­ 1 marzec 2010 ogłoszenie wyników i wręczenie nagród: 15 marzec 2010 Termin uroczystości ogłoszenia wyników i wręczenia nagród może ulec zmianie. W konkursie zostaną przyznane następujące nagrody: Miejsce 1 – wykrywacz metali Rutus PROXIMA Miejsce 2 – ręczny wykrywacz do namierzania PinPointer firmy Teknetics Miejsce 3 – zestaw książek tematycznych Miejsce 4 – nagrody książkowe Miejsce 5 – nagrody książkowe Miejsce 6 – nagrody książkowe Miejsce 7 – upominki Garrett Miejsce 8 – upominki Garrett Miejsce 9 – upominki Garrett Miejsce 10 – upominki Garrett Jury zastrzega sobie prawo do innego podziału nagród. Nagrody niniejszego konkursu, o ile ich wartość przekracza 760 zł podlegają opodatkowaniu podatkiem dochodowym od osób fizycznych w wysokości 10 % wartości nagrody. Udział w konkursie jest bezpłatny. Wzięcie udziału w Konkursie jest równoznaczne z wyrażeniem zgody na wykorzystanie danych osobowych uczestnika zgodnie z przepisami ustawy z dnia 29 sierpnia 1997 r. o ochronie danych osobowych o ile dane takie będą ujawniane w toku Konkursu i w związku z jego przebiegiem. Zgodnie z art. 24 ust. 1 z dnia 29 sierpnia 1997 r. o ochronie danych osobowych (Dz. U. Nr 133,
6 P OSZUKI W ANI A poz. 883) Organizator Konkursu informuje uczestników Konkursu, iż ich dane osobowe będą przechowywane i przetwarzane na podstawie wyrażonej dobrowolnie przez uczestnika Konkursu zgody, w siedzibie Organizatora, wyłącznie w związku z wykonaniem postanowień niniejszego Regulaminu oraz w celu przesyłania uczestnikom materiałów reklamowych, informacji o kolejnych akcjach i konkursach oraz badań ankietowych organizowanych przez Organizatora konkursu. Każdy z uczestników ma prawo do wglądu swoich danych oraz ich poprawianie. Przekazanie prac konkursowych jest równoznaczne z udzieleniem Organizatorowi zgody na wykorzystanie w/w prac bezterminowo, bez żadnych ograniczeń terytorialnych we wszystkich znanych formach takich jak formy audio, video, druki oraz Internet, jak również prawo na dokonywanie dowolnych opracowań i modyfikacji prac wraz z prawem do wykorzystania wyników opracowania w podanej wyżej formie. Reklamacje związane ze sposobem przeprowadzenia konkursu będą przyjmowane w formie pisemnej w terminie do 14 dni od momentu poinformowania o wynikach Konkursu. Reklamacje będą rozpatrywane w terminie do 14 dni od daty ich otrzymania. O wyniku postępowania reklamacyjnego osoby zgłaszające reklamacje zostaną powiadomieni. Po wyczerpaniu postępowania reklamacyjnego uczestnikowi przysługuje prawo do dochodzenia nie uwzględnionych roszczeń w sądzie właściwym dla siedziby Organizatora konkursu. Zwycięzca konkursu nie może skutecznie domagać się od Organizatora konkursu wydania nagrody, jeżeli upłynęło 60 dni od daty rozstrzygnięcia konkursu, a zwycięzca nie odebrał nagrody w wyznaczonym terminie z przyczyn niezależnych od Organizatora konkursu. Po tym terminie nagroda przepada na rzecz Organizatora.
P OSZUKI W ANI A 7 ZLOTY , I MP REZY P odsumow anie I I Zjazdu Eksploratorów W alim 2009 P iotr Kałuża Dnia 25 września 2009 roku rozpoczął się II Ogólnopolski Zjazd Eksploratorów – Walim 2009. Sowiogórska Grupa Poszukiwacza oraz Centrum Kultury i Turystyki w Walimiu – organizatorzy imprezy­ zapewnili uczestnikom zjazdu dużo ciekawych atrakcji oraz możliwość uczestniczenia w eksploracji kilku ciekawych miejsc. W przeciwieństwie do poprzedniego Zjazdu z roku 2008, pogoda była wyśmienita co sprzyjało prowadzeniu prac eksploracyjnych na powierzchni. W sobotę nastąpiło oficjalne otwarcie zjazdu. Goście zostali przywitani przez organizatorów przed budynkiem Muzeum Sztolni Walimskich, a następnie zostali przydzieleni do poszczególnych zadań eksploracyjnych.
W piątek o godzinie 16.15 rozpoczęła się rejestracja uczestników. Każdy z nich oraz każdy z gości zaproszonych na zjazd otrzymał pamiątkowe gadżety w postaci: Smycz, kubek, identyfikator, wcześniej przygotowane przez organizatorów. Po zakończeniu piątkowej rejestracji, każdy z uczestników mógł brać udział w imprezie zapoznawczej zorganizowanej w Zajeździe Hubert. 8 P OSZUKI W ANI A Pierwsza grupa udała się do Zagórza Śląskiego w celu eksploracji nieznanego dotąd chodnika. Druga grupa prowadziła poszukiwania śladem zakopanych skrzyń przy Pałacu w Jedlinie Zdrój. Trzecia oraz czwarta grupa prowadziła eksploracje na miejscu w Walimiu gdzie podjęto próbę dotarcia za zawał w tunelu technicznym pod mostkiem oraz przeko­ pywanie się przez zawał między sztolniami II i III. Wszystkie badania prowadzone były pod nadzorem górniczym oraz pod bacznym okiem organizatorów. Po ciężkiej i wyczerpującej pracy nastąpiła przerwa na obiad, po czym wszyscy wrócili do wcześniejszych prac. Wieczorem goście udali się do sali kinowej CKiT w Walimiu gdzie wszyscy mogli wysłuchać prelekcji i wykładów zaproszonych gości min. Dariusza Woźnickiego, Igora Witkowskiego, Jerzego Rostkowskiego, Dariusza Korólczyka, Michała Stysza. Po wykładach losowano nagrody ufundowane przez firmę Talcomp min. Wykrywacz metali ACE 250. Następnie goście udali się do małej sali w CKiT gdzie można było spotkać się P OSZUKI W ANI A z autorami publikacji na temat Riese i Gór Sowich, dokonać zakupu książek a wszystko to przy małym poczęstunku. Wieczorem tradycyjnie już spotkanie uczestników w Zajeździe Hubert gdzie zabawa trwała do późnych godzin nocnych. W niedzielę, zorganizowano zwiedzanie Zamku Grodno wraz z niedostępnymi dla turystów komnatami, po czym kto chciał i mógł wrócił jeszcze do eksploracji przy Sztolniach Walimskich. Zakończenie zjazdu odbyło się po godzinie 16. P rzeprow adzone badania i prace Wykonano badania georadarem by określić dokładną pozycję i kierunek tunelu technicznego pod mostem. Echogram z geora­ daru wskazywał kierunek kanału na zbocze góry Ostra lecz nie udało się określić czy idzie on dalej. Następnie wykonano wykop by dojść do tego kanału ale tak by ominąć zawał. W ciągu najbliższych tygodni prace będą kontynuowane i wyniki prac zostaną przedstawione na stronie Sowiogórskiej Grupy Poszukiwawczej. Kontynuowano przekop zawału w Sztolnie III, a dokładnie chodziło o przekopanie się do
9 spągu i stwierdzenia czy torowisko ze sztolni II przechodzi do Sztolni III ( co sugerowały wcześniejsze badania Radiodetectorem). Wykonano szereg badań za pomocą georadaru i wykrywaczy ramowych w poszukiwaniu ukrytych skrzyń w pobliżu Pałacu w Jedlince (co sugerowały zapiski w pamiętniku ostatniej właścicielki Pałacu) oraz namierzano tunel idący wzdłuż Pałacu. Wyniki potwierdziły jego istnienie lecz okazało się iż namierzony tunel został zaadoptowany prawdopodobnie jako tunel odwadniający. wspaniałą atmosferę, którą przecież tworzą ludzie. Serdeczne podziękowania chcieliśmy złożyć naszym sponsorom: Firmie Talcomp – Systemy Bezpieczeństwa PGNiG SA w Warszawie Biuro Ochrony „Corpus” Firmie Marcco Firmie Bamar Skrzyń mimo, że znano przybliżoną lokalizację ukrycia nie udało się odnaleźć z prozaicznego powodu. Cały teren był używany przez mieszkańców pobliskiej oficyny jako miejsce na wysypisko śmieci. Więc wszystkie wykrywacze dawały błędne wyniki. Wszystkim uczestnikom II Ogólnopolskiego Zjazdu Eksploratorów składamy Serdecznie podziękowania za przybycie, pomoc w pracach eksploratorskich i poszukiwaniach oraz za 10 P OSZUKI W ANI A A także patronom medialnym: Odkrywca Inne Oblicza Historii Polska The Times ­ Gazeta Wrocławska oraz włodarzom Gminy Walim: Wójt Adam Hausmann v­ce Wójt Krzysztof Łuczak Chcemy także podziękować Panu Jerzemu Cerze za ufundowanie cennych nagród uczestnikom zjazdu.
P OSZUKI W ANI A 11
P OSZUKI W ANI A P oszukiw ania zaginionych dzw onów Rafał Kruk Aby coś znaleźć trzeba szukać – prawda niby znana każdemu poszukiwaczowi. Jednak, co zrobić, gdy szuka się pewniaków przez wiele lat i efekty są żadne?? Wówczas należy wezwać ludzi doświadczonych w temacie eksploracji i dysponujących odpowiednim sprzętem. Tak właśnie zrobili mieszkańcy okolicznych miejscowości. Dotarli do poszukiwaczy i nadali im temat zaginionych w XIX wieku kościelnych dzwonów. Do akcji przystąpili członkowie Polskiego Towarzystwa Badań Historycznych w Będzinie wraz z członkami Polskiego Klubu Eksploracji Historycznej w Londynie. Historia swoim początkiem sięga końca XVIII wieku, kiedy rozpoczęła się budowa kościoła w miejscowości Kluczewsko zainspirowana przez właściciela majątku Ksawerego Turskiego. Chciał on, aby w najbliższym sąsiedztwie jego dóbr powstał kościół. Rozpoczęła się budowa, która z powodu nieprzewidzianych kłopotów zaczęła się znacznie opóźniać. Po dobrym starcie i całkiem niezłym początku budowniczowie zaczęli dostrzegać pojawiające się opóźnienie w za­ kończeniu inwestycji. Po 15 latach posta­ nowiono usprawnić zakończenie projektu poprzez przejęcie i przewiezienie wyposażenia z kościoła w pobliskich Januszewicach. Po łupy do Januszewic wyruszyła specjalna grupa dworska. W tym właśnie momencie na pierwszy plan legendarnej miejscowej opowieści zaczynają wychodzić dzwony. Dotychczas znajdowały się one na dzwonnicy kościoła w Januszewicach. Z tego to miejsca dworska specgrupa zdjęła je i załadowała na 12 P OSZUKI W ANI A wóz, którym skierowali się do dworu w Klu­ czewsku. Przejeżdżając przez rzekę Czarną dzwony zsunęły się z wozu wpadając do rzeki. Ślad po nich zaginął na wiele lat. Od zdarzenia minęło 197 lat i na domniemany teren zalegania dzwonów zjechali poszu­ kiwacze z całego kraju wraz z silną grupą stanowiącą desant z wysp brytyjskich. Wyposażenie ekipy mogło przyprawić o ból
głowy każdego znającego się na rzeczy eksperta. Czegóż to poszukiwacze nie wyciągali z samochodów. Wiadomo, stan­ dardowe wyposażenie każdego samochodu, czyli łopata i wykrywacz, tym samym na okolicznych polach badań pojawiły się również wykrywacze ramowe, tak wielkie, że okoliczna ludność była przekonana, że są to elementy jakiejś platformy wiertniczej. Latający nad głowami poszukiwaczy i obserwatorów helikopter wykonywał zdjęcia, z których będzie można odczytać wszelkie zmiany terenu, ocenić starorzecza i wyznaczyć kolejne obszary badań. Do badań dodatkowych, niejako związanych z dzwonami, uruchomione zostały magnetometry, dzięki którym można było uniknąć niepotrzebnego kopania w miejscach podejrzanie piszczących. Totalnym hitem poszukiwań była ekipa płetwonurków, którzy penetrowali rzekę oraz zbiorniki powstałe w starorzeczu. Nie było niestety czasu, aby przeprowadzić badania nowoczesnym georadarem dostar­ czonym przez firmę Proton­Archeo, która to właśnie na miejsce akcji dostarczyła wspomniany wcześniej helikopter. Akcja poszukiwań prowadzona była na początku w dwóch miejscach. Okolice kapliczki zostały dosyć szybko spenetrowane przy wykorzystaniu wykrywaczy metali. Eksplo­ ratorzy pozyskali z tego miejsca kilka medalików oraz monet. Wykrywacze ramowe P OSZUKI W ANI A nie dawały żadnego znaczącego sygnału. Drugim i trzecim miejscem zajęli się płetwonurkowie, którzy wykazali się nie lada odwagą i samozaparciem, a to, dlatego, że „woda” w jednym miejscu nie nastrajała nawet do tego żeby koło niej stanąć na minutę, nie mówiąc już o nurkowaniu w niej. Niestety te dwa miejsca również okazały się, nietrafione. Ostatnim terenem badań był fragment łąki nad rzeką wraz z czymś w rzece, wskazany zupełnie przypadkowo podczas rozmowy autora z miejscowymi. Miejsce to zostało wskazane wcześniej przez kilku radiestetów jako obszar ukrycia „czegoś”. Faktem jest, że we wskazanych punktach pojawiał się każdorazowo duży, solidny sygnał mogący świadczyć o zaleganiu w ziemi, jak i rzece większego elementy metalowego. Sobota nad rzeką upłynęła bardzo szybko. Nurkowanie, wykrywacze, magnetometry – a na koniec agregaty i oświetlenie rzeki, z której nie chcieli wychodzić płetwonurkowie dzielnie walczący łopatami z dnem. Zaangażowanie i wiara w odnalezienie właściwego miejsca było tak duże, że prawie zapomnieliśmy o przygotowanym obiedzie, a wieczorne ognisko zorganizowane przez miejscową ludność odbyło się niestety bez
13 naszego udziału. Zupełnym szokiem było przywiezienie z tego ogniska całej sterty pieczonych ziemniaków, które rozeszły się w tak szybkim tempie, że osoby stojące dalej niż 10 m nie zdążyły po nie dobiec. Niestety pomimo chęci walki z rzeką poszukiwacze musieli tymczasowo odpuścić i udać się na spoczynek, aby rano z jeszcze większą determinacją zaatakować nowe miejsca. Chciałbym tutaj podziękować ludziom, bez których akcja ta nie miałaby takiego rozmachu i oprawy. Szczególne podziękowania należą się naszym kolegą Weterynie i Stangretowi – to oni uruchomili lawinę, która pociągnęła eksploratorów, włodarzy wsi, gmin i woje­ wództwa, a także lokalną społeczność. Chciałbym podziękować również wszystkim uczestnikom za ich zaangażowanie i poświę­ cenie.
W niedzielę oczywiście wróciliśmy w miejsce nr 4 nad rzekę. Płetwonurkowie od razu wskoczyli do rzeki, ramy zaczęły biegać po łące, a wykrywacze wyciągały, co raz to medalik lub monetę. Poszukiwania w dzień mają tą zaletę, że lepiej można się poruszać zwłaszcza w pobliżu rzeki. Dzięki temu potwierdzone zostały miejsca z soboty oraz wytypowane nowe do prowadzenia badań. Aby sprostać terenowi sprowadzone zostały dwie koparki, dzięki którym prowadzenie wykopalisk zyskało nową oprawę. Kolejnym sprzętem, który został sprowadzony była pompa odprowadzająca pojawiająca się w wykopie wodę. Napięcie i nadzieja na odnalezienie dzwonów była widoczna w twarzach zarówno okolicznych mieszkańców, jak i poszukiwaczy. Niestety nie dane nam było ogłosić w niedzielę sukces poszukiwań. Bynajmniej poszukiwacze nie poddają się, pojawiły się kolejne miejsca do sprawdzenia i z pewnością w ten teren wrócimy jeszcze nie raz. 14 P OSZUKI W ANI A Cytując Joannę Lamparską – „Poszukiwania januszewickich dzwonów wsparli: Marszałek Województwa Świętokrzyskiego, Starostwo Powiatowe we Włoszczowie, Urząd Gminy Kluczewsko, Pałac Wielopolskich w Chroborzu, Czesław Siękierski – poseł do parlamentu Europejskiego, a wszystkich pobłogosławił ksiądz Piotr Zagała, proboszcz parafii Januszewice” – uważam, że wykazali się wspaniałą inicjatywą i zrozumieniem zapotrzebowania społeczności lokalnych na wyjaśnienie historii dzwonów. przebadać. Zaufanie, jakim nas obdarzyli było ogromne, oczekiwania, że odnajdziemy dzwony jeszcze większe. Czy zawiódł ich efekt poszukiwań? Z pewnością wielu liczyło na inny finał, jednak dobrze wiedzą, że jeszcze wrócimy i nie odpuścimy tego tematu. Szczególnie autor ma do nadrobienia zaległości u kilku gospodarzy, do których wprosił się na obiad i nie był sprostać wyzwaniu. Foto: Muzzy oraz Poszukiwania.pl Natomiast szczególnie serdeczne słowa muszą trafić do mieszkańców. Rozmowy prowadzone z nimi były nad wyraz interesujące i wskazały na nowe miejsca, które będziemy chcieli P OSZUKI W ANI A W ięcej zdjęć do znalezienia w Galerii P oszukiw ania.pl – Kliknij tutaj…
15 P OSZUKI W ANI A Echa akcji poszukiw ań zaginionych dzw onów W eteryna Od kilku dni szykowaliśmy się na przyjazd do Januszewic aby na spokojnie porozmawiać z ludźmi na miejscu. Trzymał nas tylko umówiony termin spotkania w Kielcach z księdzem Janiczko – byłym proboszczem parafii januszewickiej. Po informacji od opiekuna domu emery­ towanych księży o złym samopoczuciu księdza zaczęliśmy się szykować do wyjazdu do Januszewic Umówieni byłiśmy już z miejscowym radie­ stetą, a gdy zadzwonił do mnie rano (po godz. 10.00) człowiek z 100% miejscem spoczy­ wania dzwonów, zebraliśmy się do wyjazdu. Człowiek ten umówił się z nami przy wjeździe do rynku przy sklepie GSM we Włoszczowie. Wypytywał się, z której strony przyjedziemy i jakim samochodem będziemy. Powiedziałem mu wszystko niesiony emocjami i pozytywnym nastawieniem mieszkańców Gdy dojechaliśmy na miejsce i zatrzymaliśmy się przed rynkiem nikt do nas nie podszedł. Wyszedłem z samochodu do sklepu GSM ale był zamknięty. W rozmowie naszego rozmówcy był kładziony akcent na sklep GSM więc myślałem, że nasz „informator” jest pracownikiem tego sklepu. Pani ze sklepu obok zapytałem się czy jest tu gdzieś inny sklep GSM w pobliżu (myślałem, że pomyliłem miejsca) ale samochód z DJ Mario w środku zostawiłem na wskazanym miejscu. Brzmi to jak scena z sensacyjnego filmu ale cała akcja sensacyjna rozegrała się kilka minut później. Jak się później okazało momentalnie na miejscu spotkania zjawił się patrol straży miejskiej. Ja w tym czasie zdążyłem przejść kilkadziesiąt metrów gdy DJ Mario do mnie zadzwonił „…przychodź tu szybko, coś się dziwnego dzieje”. W ciągu kilkunastu sekund byłem na miejscu. Liczyłem, że nasz „telefonista” zjawił się – ale co w tym miało być dziwnego? Gdy podszedłem do swojego samochodu, strażnicy miejscy (kobieta jako pasażer) cały 16 P OSZUKI W ANI A czas siedzieli w radiowozie zaparkowanym za naszym pojazdem. Wsiadłem do samochodu gdy usłyszałem głośne „Eeeee”, nie zareagowałem. Wybiegł z zaparkowanego za nami radiowozu funkcjo­ nariusz SM „halo, przecież mówię”. Zaczęło się wtedy przedstawienie. Już wtedy zaczęliśmy składać tą całą łamigłówkę. Jak się okazało, nasz „informator” dzwonił z telefonu „Tu automat telefoniczny …”. Podczas bardzo głośnego i obraźliwego „wykładu” słuszności politycznej i narzędzi przedwyborczych, starałem się wyciszać jego samonakręcającą się agresję. Nie zastanawiałem się wtedy skąd u strażnika zdolności jasnowidzenia. Skąd wiedział kim my jesteśmy. Nie dawałem mu jeszcze swoich dokumentów. Prosiłem o wyjaśnienia. Co się stało i co planuje. Wyciszałem jego agresję. DJ Mario siedzący grzecznie w samochodzie nie wytrzymał tych krzyków. Wyszedł do niego i spokojnym tonem zwrócił mu uwagę „Proszę się uspokoić, proszę nie krzyczeć. Mundur i pałka nie daje takiej władzy”. Krzyknął na niego, że jeśli nie wróci do pojazdu to na własnym grzbiecie odczuje co ta władza może. W tym momencie uświadomiłem sobie, że lada moment możemy leżeć na ziemi, sponie­ wierani i skuci kajdankami. Może właśnie o to mu chodzi. Zacząłem spokojne negocjacje. Wytłuma­ czyłem, że przyjechaliśmy tu na prośbę mieszkańca… przerwał krzykiem DOKUMENTY! Dając mu dowód osobisty kontynuowałem … to my uczestniczyliśmy w ostatniej akcji poszukiwawczej ­ cały czas krzycząc ­ UBEZPICZENIE POJAZDU! JA wiem dokładnie kim jesteście !! – uwikłane marionetki politycznej propagandy. Myślałem, że źle nas rozpoznał.
Nie, nie. My w gminie Kluczewsko, razem z jej mieszkańcami … ­ g..no mnie obchodzą jej mieszkańcy. TU JEST WŁOSZCZOWA !!! Tylko czemu wam nie wstyd marnować pieniądze gdy dzieci głodują…. Widziałem po jego zachowaniu, że temat ludzi go niepotrzebnie rozdrażnia. Może zaraz eksplodować Zacząłem z innej beczki. Chcieliśmy dojechać do starostwa ­ A DOWÓD REJESTRACYJNY ? Jak tam możemy dojechać ­ kontynuowałem. JA NIE JESTEM DROGOWSKAZEM !!! Może by nas pan tam pokierował ?? %$#! mnie starosta obchodzi. W międzyczasie robił nam zdjęcia. Jakby archiwizował realizację odgórnego zlecenia. DJ Mario widząc co za moment może się stać, zaczął z samochodu dawać mi znaki, że dzwoni o pomoc na policję. Wstyd mi było za to poniżanie na ulicy, za obrażanie Marszałka, Starosty i mieszkańców, dla których tu przyjechaliśmy, za zgnojenie tych ideałów, o których na wszystkich naszych forach internetowych rozpisywali się ucze­ stnicy i sympatycy całej akcji, za drwiący ton komentarza świeżo opublikowanego artykułu P OSZUKI W ANI A o Marszałku. Machnąłem tylko, żeby zaprze­ stał. Chciałem jak najszybciej stamtąd odjechać. Była to mimo wszystko taka trauma, że pisząc te relacje pamięć stara się wymazywać tak uwłaczające chwile. Przechodnie, mimowolni widzowie tego prymi­ tywnego „teatrzyku trzepakowego” spojrze­ niami dodawali nam wsparcia, a agresywnego „mundurowa” mierzyli wzrokiem pogardy. Zwracałem cały cza uwagę na funkcjo­ nariuszkę siedzącą w samochodzie. Co chwilę spuszczała wzrok, jakby było jej wstyd za szaleństwo swojego służbowego partnera. Po wyciszeniu się agresora, oddał dokumenty i zastosował … pouczenie. Odjechaliśmy do Januszewic. Podczas spotka­ nia z proboszczem w Januszewicach, gdy pokazywał nam „przyczynę” ataku strażnika – ostatnie artykuły w Echu Dnia zrozumieliśmy słowa strażnika. Myślałem wtedy, że drwiny o równym chłopie to wyśmiewanie się ze Starosty, a sprowokował to artykuł o Marszałku o podobnie brzmiącym tytule. Spotkanie z mieszkańcami gminy Kluczewsko i opracowaniu nowej strategii działań przytłumiło przykrą prowokację, choć wracając myślami, został niesmak z Włoszczowy.
17 18 P OSZUKI W ANI A P OSZUKI W ANI A Dębsko – Tragedia fortecy B­17 Andrzej Szutow icz, Marian Tw ardow ski O zestrzelonym na terenie dzisiejszej Gminy Kalisz Pom. ( między Drawnem a Dębskiem ) samolocie wiedziało wielu. Niestety była to wiedza pobieżna. Praktycznie nic bliższego o tym fakcie nie można było się dowiedzieć. Informacje odnośnie miejsca upadku samolotu otrzymaliśmy od jednego z mieszkańców wadził swoje własne śledztwo. Bazując na amerykańskich i niemieckich dokumentach w znacznej mierze potwierdził relację p. W. Schnabel oraz uzupełnił ją o nieznane dotąd fakty. Dzięki temu można przyjąć, że tajemnica amerykańskiego samolotu została wyjaśniona. 1. P OW I ETRZNA P OTY CZKA W g. relacji p.W . Schnabel usłyszanej przez M . Tw ardow skiego Sieniawy Drawieńskiej. Jednak żadnego dowodu w wskazanym miejscu nie znale­ źliśmy. Minął rok i dzięki p. Pawłowi Rystok z Kalisza Pom., który nas zaprowadził w miejsce kilkaset metrów odległe od uprze­ dniego, natrafiliśmy na aluminiowe i żelazne ślady rozegranej przed latami tragedii. Pan Paweł Rystok pokazał nam znalezioną przez niego obejmę do przewodów z napisem: W I TTEK M FG CO FB CHI CAGO USA P AT. 2278337 . Napis ten przekonał nas, co do amerykańskiego pochodzenia samolotu. Wszystkie znalezione „blaszki” pozbieraliśmy i wystawiliśmy w drawieńskiej izbie historyk­ cznej. Pan Paweł Rystok przedstawił również swoją wersję wydarzeń i na tej wersji oparliśmy nasze dalsze poszukiwania. Minęło trochę czasu i nastąpił pierwszy przełom. Podczas wizyty w Drawnie byłego mieszkańca Sieniawy Drawieńskiej pana W. Schnabel, wersja p. Pawła Rystok okazała się w swojej zasadniczej części błędna. Wyjaśniło się, że p. W. Schnabel był naocznym świadkiem upadku samolotu. Drugi przełom dokonał się dzięki pomocy z zewnątrz. Pan Arkadiusz Kaliński z Pomorskiego Muzeum Wojskowego w Bydgoszczy ( dziś jego dyrektor ), gdy do­ wiedział się o naszym znalezisku, przepro­ P OSZUKI W ANI A W Zielone Świątki 1944 r. na niebie pojawiło się kilkadziesiąt sztuk dużych samolotów. Słuchać było wielki huk pracujących silników, mimo, że leciały one na dość dużej wysokości. Samoloty te były osłaniane znacznie mniejszymi myśliwcami. Mniej więcej nad Drawnem, ale jest to trudne do określenia, w szyk tego „stada” uderzyły niemieckie myśliwce. Rozgorzała walka powietrzna, na niebie zrobił się kociokwik. Samoloty ­ myśliwce obu stron,wymieszały się miedzy sobą, natomiast nienaruszone bombowce leciały bez zakłóceń. Gdy niespodziewanie, jakimś cudem nie wiadomo skąd, pojawił się samotny myśliwiec i widać było jak mierzył w jeden ze skrajnych bombowców. Uderzenie było celne ponieważ bombowiec zaczął zniżać pułap lotu, a z silnika pojawił się dym. Myśliwiec niemiecki ponownie zaatakował, tym razem salwy okazały się śmiertelne. Bombowiec stracił sterowność i gwałtownie zaczął spadać. Na niebie pojawiły się czasze około sześciu spadochronów. W międzyczasie eksplozja oderwała skrzydło. Gdy samolot spadł między Drewnem, a Dębskiem i dopalał się na ziemi, wówczas pojawił się nad nim myśliwiec z eskorty, wykonał kilka ewolucji i odleciał. Strącony bombowiec okazał się samolotem Stanów Zjednoczonych. Oprócz p. W.Schnabel całe zdarzenie obserwowało więcej ludzi. Gdy na niebie otworzyły się spadochrony, leśnik o nazwisku Quade mieszkający w nieistnie­ jącej leśniczówce Skrzaty (za przejazdem kolejowym od strony Drawna), chwycił dubeltówkę i pognał w kierunku unoszącego się dymu. W tym czasie do miejsca zdarzenia podjeżdżały już samochody wojskowe i policja.
19 Całą okolicę zabezpieczono i otoczono kordonem. Jednego z członków załogi znaleziono tuż przy drodze Drawno ­ Kalisz Pomorski. Nie uciekał i nie bronił się, miał złamaną nogę. Ciała dwóch następnych leżały na żwirowni ( w tym miejscu składowane są podkłady kolejowe). Natomiast Quade wytropił „swego jeńca” w okolicy upadku samolotu i pod dubeltówką przekazał go władzom wojskowym. Gdy samolot dopalił się, w kabinie znaleziono zwłoki dwóch pilotów. Kolejnych dwóch, z tych którym udało się w porę wyskoczyć, wiatr zaniósł na spadochronach w kierunku Kalisza Pomor­ skiego. Pan W. Schnabel nie wie, jakie były szczegóły ich ujęcia. Ogólnie do akcji przeznaczono 299 bombowców B ­17. Wytypowanymi celami okazały się zakłady lotnicze Focke ­Wulfa w Krzesinach, Poznaniu, Żarach i Cottbus. 29 maja 1944 r. na zakłady w Krzesinach spadło 202,3 t bomb zrzuconych przez 91 samolotów B­17. 19­cie samolotów B ­17 z 41 BW nie mogąc wykryć celów w pokrytych dymami Krzesianach wybrało cel zastępczy i zbombar­ dowały zakłady lotnicze i lotnisko w Pile. Na zakłady w Poznaniu spadło 131,5 t bomb z 58­ u B­17. Na cele Żar spadło 129,7 t bomb z 52 bombowców B ­17, natomiast na Cottbus 48 B­17 zrzuciło 111,4 t bomb. W całym nalocie tylko dwa B­17 zrzuciły bomby w miejsca przygodne,było to ok. 4.4 t bomb. 2.2 Zestrzelenie ­ tak mogło być 2.P OW I ETRZNA P OTY CZKA w g dokumentów i stw ierdzonych faktów zebranych przez A rkadiusza Kalińskiego 2.1 Historia nalotu Siły powietrzne Stanów Zjednoczonych rzeczywiście w Zielone Świątki 1944 r. tj. 29 maja 1944 r. dokonały akcji ataku bombowego na obiekty strategiczne Rzeszy Niemieckiej. Do wykonania zadania wyznaczono 8 Armię Powietrzną, a konkretnie jej 1 DB (dywizja lotnictwa bombowego) w składzie czterech skrzydeł ( BW), z których każda miała po trzy grupy bombowe ( BG). I tak: 1 BW posiadało: 91 BG; 398 BG; 381 BG; 40 BW: 92 BG; 305 BG; 306 BG 41 BW: 303 BG; 379 BG; 384 BG 94 BW: 351 BG; 401 BG; 457 BG 20 P OSZUKI W ANI A 92 BG wchodząca w skład 40 BW tego dnia bombardowała zakłady w Cottbus. Samolot tej grupy B­17G ­15DL dostał już nad celem, podczas pierwszego lub drugiego ataku.(Istnieje też inna wersja mówiąca, że samolot został trafiony przez atakującego go niemieckiego FW 190 na północ od Cottbus). W lewym skrzydle, na kierunku zewnętrznym od silnika nr1, wytworzyła się duża dziura. Mimo to, samolot nie utrzymując swoją pozycję w szyku tracił sterowności. Jednak po pewnym czasie zaczął odchodzić w kierunku na prawo, pojawił się warkocz ognia, skrzydło złożyło się, następnie odpadło i maszyna bez kontroli wpadła w korkociąg. W samolocie rozpoczęła się tragedia. Załoga pośpiesznie próbowała się uratować. Nawigator, boczny i dolny strzelec wyskoczyli od razu, ponoć pilot i drugi pilot zostali wyrzuceni przez eksplozję, która zaraz nastąpiła, i to ich uratowało. Eksplozja wyrzuciła także rannego por. Stewarta, któremu jednak spadochron nie otworzył się ­ zginął. Tylny strzelec sierż. Dreyer mimo, że szykował się już do skoku, nie zdążył, został w maszynie i razem z nią spłonął. Zginął również górny strzelec Mc Ilroy. Według relacji niemieckich, samolot spadł o godz. 14.30, na niebie kołysało się sześć ( lub siedem ) czasz spadochronowych. Zniszczenie samolotu określano na 98 %, ocalał m.in. prostownik i antena wariometru. Rozpoczęło się wyłapywanie ocalałych członków załogi. Boczny strzelec Ackerman został złapany 31 maja o godz. 13.00 na stacji Prostynia przez członków bazy lotniczej i doprowadzono go na policję w Kaliszu Pomorskim. Dolny strzelec Merrick został zauważony przez kobietę z Suliszewa k.Drawska 30­go maja o godz. 20.00 i dzięki temu ujęła go policja z Rześnicy.
Drugiego pilota Stapletona złapano 31.05 o godz. 16.00 w lesie Mittelfelde i dopro­ wadzono na policję w Konotopie. Nawigatora Sorkina i pilota Avery już 31.05 o godz. 15.42 wysłano z Borujska do Obervrsel. Ranny był radiooperator sierż. Bennet, którego Niemcy odwieźli do szpitala w Wałczu i tam amputowano mu nogę. 3. P RÓBA P ODSUM OW AN I A Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że tą właśnie tragedię tego samolotu obserwował idący na ryby młody p. W. Schnabel. Jednak jego relacja choć nieznacznie różni się jednak od tej oficjalnej. Pierwsza uwaga, jaka nasuwa się, to miejsce ugodzenia samolotu ­ Cottbus. Pan W. Schnabel twierdził, że samolot dostał w okolicach Drawna i że lecące samoloty amerykańskie zaatakowały niemieckie myśliwce. Wydaje się jednak, że nie było żadnej walki między samolotami. Huk lecących maszyn był tak duży, że raczej odgłosy walki byłyby słabo słyszalne. B­17 był już uszkodzony i dlatego stanowił duże zainteresowanie samolotów eskorty. Jest możliwe, że mogły podlecieć do niego myśliwce niemieckie, ale jest to mało prawdopodobne. O tej domniemanej walce źródła wojskowe milczą, dlatego „zaintere­ sowanie” własnych samolotów uszkodzonym B­17 można było odebrać jako walkę powietrzną. Ponadto zestrzelenie fortecy zostałoby na pewno odnotowane w kronikach. Pan Schnabel widział, gdy samolot „odszedł” od głównego zgrupowania, obserwował pożar i odpadnięcie skrzydła oraz widział spadochrony z członkami załogi. W tym przypadku relacje są zgodne. Siedzący przy szosie członek załogi z uszkodzoną nogą, to radiooperator Bennet. Dwaj członkowie załogi, których ciała były na żwirowni, to por. Stewart i sierż. Mc Ilrocy. Wiadomo, że por Stewartowi nie otworzył się spadochron, uważa się że Mc Ilroy też spadł bez niego lub pozostał w samolocie, w każdym bądź razie nie miał założonych szelek od spadochronu. Należy sądzić, że na żwirowisko został doniesiony. Według p. W. Schnabel w samolocie pozostało dwóch członków załogi. Oglądał on resztki maszyny kilkadziesiąt godzin po zdarzeniu, widział w środku szczątki ludzkie, był to sierż. Dreyer, a o drugim zapewne dowiedział się z przekazu i opowiadań. (Nie można wykluczyć, że w maszynie mógł pozostać również Mc Ilroy). Pan Schnabel wspomina, że po rozbiciu się samolotu o ziemię, krążył nad tym miejscem myśliwiec amerykański. Jest to jakby pośredni dowód, że w tym P OSZUKI W ANI A zdarzeniu nie było niemieckich myśliwców. Żaden samolot nie odważyłby się krążyć na niskim pułapie wśród wrogich myśliwców. 4. SA MOLOT I ZA ŁOGA B­17G, który spadł 29.V.1944 r. między Drawnem a Dębskiem, był seryjnym samolotem powstałym w wyniku kolejnych przekształceń pierwotnej wersji modelu z 1934 r. W konstrukcji B­17G wykorzystano doświadczenia zdobyte w walkach z Niemcami. Dlatego pod częścią nosowa kadłuba umieszczono podwójne sprężone karabiny maszynowe. Miało to zabezpieczyć samolot przed czołowym atakiem wrogiego myśliwca. Ogólnie wyprodukowano 8680 szt. modelu B­17G. Niestety, uzbrojenie samolotu nie było zbyt skuteczne do jego samoobrony. Zbyt duże straty bombowców spowodowały konieczność stosowania silnej osłony myśliwców. Napęd realizowały cztery silniki o mocy 1200 KM każdy, co pozwoliło osiągnąć maksymalną prędkość do 480 km/h. Długość samolotu wynosiła 22,8 m., wysokość 5,8 m, a szerokość 31,6 m. Ciężar własny wynosił 8605 t. Potrafił załadować maksymalnie blisko 8 t bomb. Zasięg przekraczał 3000 km., a pułap praktyczny był zbliżony do 11 km. Uzbrojenie stanowiło 13 karabinów maszynowych 12,7 mm., z których 8 wchodziło w skład 4 podwójnie sprężonych. Złoga składała się z 10 osób**. W „samolocie spod Dębska”, który nosił numer seryjny 42­37877 leciało feralnego dnia 9 członków załogi. Byłi to: pilot ­ 2/Lt Avery Harold drugi pilot ­ 2/Lt Stapleton Edward Jr. nawigator ­ 2/Lt Sorkin Jack bombardier ­ 2/Lt Stewart Robert F. ­ zginął górny strzelec ­ S/Sgt Mc Ilroy James H ­ zginął tylny strzelec ­ Sgt Dreyer Clem J ­ zginął radiotelegrafista ­ S/Sgt Bennet Donald E ­ ranny dolny strzelec ­ Sgt Merrick Donald D boczny strzelec ­ Sgt Ackermann Clarence F Wszyscy, którzy przeżyli, zostali pojmani do niewoli. Po wojnie na okoliczność zestrzelenia zostali przesłuchani przez służby wojskowe. ** Wg. encyklopedii II Wojny Światowej wyd. MON 1975 r. str. 278 Zdj. samolotu: http://www.podniesinski.pl/galeria/albums/ftp/thumb_b17 .jpg
21 P OSZUKI W ANI A Dreszcz Sebastian Małecki Tytuł „dreszcz„, wziął się głównie z tego czegoś co przeszywa nas podczas odgarniania ziemi i odnalezienia niesamowitego fanta, odkrywania jakiejś tajemnicy, czy wpadnięciu na trop zagadki. To „coś„ za czym tęsknimy, czekamy na wiosnę lub dobrą pogodę aby wyruszyć na poszukiwania. W moim życiu poszukiwacza kilka razy przeszył mnie taki „dreszcz„ ale jeden raz było to coś wyjątko­ wego. Poniżej przedstawię pewną historię. Na początku mojej przygody z poszukiwaniem różnych staroci i gratów spotkało mnie coś dziwnego. Pomagałem przy rozbiórce starego domu w niewielkiej miejscowości niedaleko Przysuchy. Podczas wyrywania starych rur i innych instalacji ze ścian odkryliśmy z kolegami skrytkę pod schodami. Była bardzo sprytnie urządzona. Belki podtrzymujące schody przylegały do ściany, a przy podłodze na wysokości około 70 cm znajdował się schowek na wiadra i inne rupiecie. Od tego miejsca jakiś metr przebiegały stare rury od kanalizacji i wody. Wyrywaliśmy wszystko, aby później sprzedać na złom. Wtedy to jedna z rur wyrwała kawał tynku ze ściany i ostatnią belkę podtrzymującą schody. Okazało się, że ta belka tak naprawdę nic nie podtrzymywała, jedynie maskowała skrytkę wydrążoną w ścianie. Skrytka miała ścianki z blachy, szerokości 20 cm, wysokości 70 cm i głębo­ kości 40 cm. Tak, to wtedy po raz pierwszy doznałem tego uczucia, wyobraźnia podsuwała mi przed oczy złote monety i precjoza. W środku znajdowało się sporo dokumentów, kilka gazet, ramka na zdjęcie wykonana z mosiądzu i pistolet Luger P­08. Broń leżała na początku skrytki i niestety miała kontakt z wodą z przerdzewiałej nieopodal rury. Krótko mówiąc był to zardzewiały i uszkodzony złomek, po wyczyszczeniu oddałem go do Izby Pamięci. Jeszcze gorzej sprawa się miała z dokumentami. Wiele było pisanych na maszynie, część po niemiecku, po polsku, po rosyjsku. Gazety okazało się były polskie, wydane w 1947 roku. Niewiele dało się odczytać i uratować, ale można było wywnio­ skować z nich, że przez jakiś czas w tym budynku mieścił się posterunek Milicji. 22 P OSZUKI W ANI A Drugi raz coś podobnego przeżyłem kilka lat później. Niedaleko tej samej miejscowości, prowadziłem pewne prace przez 3 miesiące. Jak to miałem w zwyczaju rozpytywałem gospodarzy o jakieś niepotrzebne rzeczy z wojny i inne ciekawe historie. Wkrótce wszyscy wiedzieli o moich zainteresowaniach i przynosili mi fanty lub mówili o jakiś wydarzeniach związanych z ich ziemią, a dotyczących czasów wojny. Był jeden starszy człowiek, naprawdę wiekowy i niewidomy. Dużo z nim rozmawiałem, umysł jasny i wybitna inteligencja biła od tego człowieka. Opowiedział mi o pewnym zdarzeniu, które miało miejsce podczas I WŚ. Przez tą miejscowość przechodziły wojska austriackie, pobierali zaopatrzenie dla wojska i dla koni. Saperzy naprawiali most i drogę, a tabory i armaty ciągnięte przez konie przeprawiały się przez rzekę w okolicach młyna. I wtedy doszło do wypadku. Jeden z zaprzęgów koni wpadł w szał, czwórka koni ciągnąca armatę, dosłownie staranowała kilka wozów taborowych, poturbowała kilkunastu żołnierzy i pogalopowała do przodu. Niedaleko traktu znajdowało się kilka sporów dołów ­ szybów po kopalniach rudy żelaza. I właśnie w ten dół wpadła czwórka koni z armatą. Zanim na miejsce wypadku dotarli żołnierze, armata tonęła w głębokim szybie i wciągała za sobą konie. Zaprzęg został odcięty od morderczego ładunku, dwa konie miały połamane nogi, więc zostały zastrzelone. Po wielu wysiłkach w końcu Austriacy porzucili zatopione działo. Nie chciało mi się wierzyć w tę opowieść, ale człowiek nie miał potrzeby okłamywać mnie. Sam był za mały aby to pamiętać, ale jego ojciec najęty był przez żołnierzy do pomocy przy próbie wydobycia działa i dokładnie pokazywał swojemu synowi gdzie to leży zatopiona armata. Nikt nigdy nie próbował jej wyciągnąć, przez lata pamięć ludzi o tym zdarzeniu się zacierała, ale jemu jako dziecku miejsce to utkwiło w pamięci na zawsze. Mimo że zachorował i stracił wzrok, wciąż pamiętał to miejsce. Niezwykle dokładnie je opisał i mimo upływu lat znalazłem ruiny młyna, rzekę i trakt. Nieopodal znajdował się szyb.
Miejsce wypełnione było wodą i zarośnięte dość bujnymi krzewami i drzewami. Mój wykrywacz na niewiele się zdał w tej sytuacji, dlatego też zrobiłem coś na kształt długiej dzidy, około 3 m. Nie trafiłem na nic. Po dokręceniu jeszcze 2 metrów uderzałem w coś twardego. Czy był to metal ? Może kamień ? Trzeba było rozkopać i odwodnić szyb. Ponieważ koparkę miałem na miejscu, szyb znajdował się za wsią i raczej nikt nie widział naszej akcji, przystapiliśmy do działania. Najpierw koparka zrobiła dołek na około 2 metry, agregat, pompa i tłoczymy wodę z wykopu na zewnątrz. Łyżka koparki sięgnęła jakieś 3,5 metra w głąb szybu i na tym skończyły się jej możliwości. Jeszcze raz skonstruowaną dzidą wgłebiłem się w lej, ale tym razem wiedziałem, że uderzam o metal. Zrobiliśmy koparką podjazd, tzn. operator wykopał sobie na jakiś metr zagłębienie w które wjechał i mógł sięgnąć do naszej głębokości. Było coraz trudniej kopać, bo i błoto wydobywane z dołu nie było już gdzie wyrzucać. Trach !!! zazgrzytała łyżka po metalu. Adrenalina i dreszcz to były uczucia, które mnie teraz opanowały. Jest, naprawdę P OSZUKI W ANI A jest. W łyżce wyciągniętej z dołu był kawałek metalu. Poczerniały, nie zardzewiały kawałek, wyglądał jak wieczko od skrzynki na amunicję do MG, tylko że było nitowane, wielkość 45 cm długie, 22 cm wysokie i 3 cm grube, przy górze odchodziła jakby rączka. W tym momencie, chociaż słabo było widać co się dzieje w dole, nastąpiło jakby wzdychnięcie i poziom wody podnióśł się do poziomu zero dosłownie w kilka sekund. Prawdopodobnie działo dostało powietrza i poruszyło się w szybie, wcześniej działało jak korek w wannie, a teraz woda przedostała się i zalała z powrotem szyb. Pamiątka została. Ten kawałek metalu mam do dziś. Już nigdy później nie miałem okazji i możliwości zrobić drugie podejście do armaty. Jedynie co udało mi się ustalić to że poziom wód gruntowych, oraz poziom dna rzeki w miejscu gdzie jest szyb wynosi około 2­2,5 metra. Działo ( jeżeli to jest działo ) leży na 4,5­4,8 metra. Ale przecież górnicy jakoś wydobywali rudę żelaza z tego szybu i umieli poradzić sobie z wodą. Mam nadzieję, że kiedyś dorwę jakiegoś sponsora i spróbujemy raz jeszcze dobrać się do austriackiego działa.
23 P OSZUKI W ANI A Historie z ziemi w yssane Y edyny Studiowanie map bywa interesującym zajęciem, o ile wiemy jak do tego podchodzić. Nieodzownym przedmiotem wspomagającym staje się wtedy słownik niemiecko­polski, gdyż przedwojenne mapy dawnego Glogau posiadały (w jakichś 99%) oznaczenia niemieckie; wspomnę tylko o najstarszym planie/mapie odnalezionej przeze mnie gdzieś w odchłaniach internetu, a pochodzącej z roku 1642. Przedstawia zarys murów miejskich oraz wyspę kolegiacką zwaną dzisiaj Ostrowem Tumskim. Najbardziej poszukiwane przez wszelkiego typu poszukiwaczy są głównie plany ­ bitew czy też potyczek, miast, przylegających wsi; z nich także można dowiedzieć się ­o ile wybrane tereny czy obiekty nie stanowiły tajemnicy militarnej­ gdzie znajdowały się wojskowe szpitale, baraki, strzelnice miejskie (nasze poczciwe Schutzenhaus wraz z Schutzenplatz), strzelnice wojskowe (tych było w okolicach wiele). Ukazują się także poligony znane "Exercier Platz", "Altes Polygon" lub "Artillerie Schiessplatz" ­ dawniej pełne młodych kadetów uczących się posługiwania bronią, a także pocisków i dział... dziś miejsca te straszą już tylko "na dziko" wyrzucanymi śmieciami oraz lejami po eksplozjach, czasem zaledwie pod cienką warstwą jesiennych, zeszłorocznych liści trafić można jeszcze na łuski z okresu I i II wojny światowej; przy odrobinie szczęścia ukazują się unikaty z końca XIX wieku. Ciekawostką są także historie ocierające się o zjawiska tzw. paranormalne ­nadnaturalne, trudne do wyjaśnienia za pomocą dostępnych środków naukowych i badawczych: otóż w 1945 r. na przedpolach miasta, w rejonie jednego z poligonów, zginęły setki żołnierzy Niemieckich, cofających się w kierunku miasta w wyniku przeważającej siły Rosjan. Spotykałem świadków, którzy jeszcze wiele lat po wojnie widywali w tamtym rejonie widmowe armie, słyszeli krzyki w obcym języku, stłumione eksplozje, ale nikt o tym nie mówi obecnie bojąc się ośmieszenia. Podobno zjeżdżali się w te rejony kolekcjonerzy militariów z dalszych rejonów kraju, gdyż na wspomnianym już poligonie P OSZUKI W ANI A można było znaleźć... kule armatnie wszelakiego kalibru, pruskie pociski, ogólnie mówiąc: bardzo niebezpieczne zabytki sztuki militarnej. Sam nigdy czegoś podobnego ­na szczęście­ nie znalazłem i nawet gdyby dopisało mi szczęście ­ nie wyobrażam sobie transportu złomu w me czyste i lśniące progi. Jakieś 10 lat temu zacząłem od jednej mapy, stanowiącej kilka kartek formatu A4 posklejanych ze sobą, aczkolwiek dość amatorskie było to wykonanie; wydruki także pozostawiały wiele do życzenia, jednakże co najważniejsze: były w miarę czytelne. Przedstawiały kopię tzw. Messtischblatt (mapy topograficznej w skali 1:25 000). Bardziej dokładny może być jedynie plan miasta w skali 1:10 000 z naniesionymi nazwami ulic i niemalże każdym budynkiem. Wracając do mojej kopii: zaczęło się od tłumaczenia nazw, gdyż większość symboli poznałem na zajęciach geografii jeszcze w szkole podstawowej. Bardzo pomocny okazał się Zamek Głogowski, gdzie była możliwość wykonania odbitek planów występujących w licznych, tematycznych opracowaniach, do tego powię­ kszenia ich wielokrotnie. Owe "historyczne sklejki" posiadam do dziś. Do rzeczy: odkryłem coś bardzo interesu­ jącego, mianowicie wiele mówiącą nazwę "Schweden Schanze" (Szaniec Szwedzki). Było to ładnych parę lat temu, ale przypominam sobie, że postanowiłem zbadać wzgórze wraz z kolegą z klasy. W owych czasach wykrywa­ czem metali dysponowało chyba tylko wojsko, ale jakby nie patrzeć ­był to pretekst do lepszego poznania okolicy. Tak więc po 15­20 minutowym marszu dotarliśmy na wzgórze, no może większe wzniesienie, górujące jednak bezsprzecznie nad pozostałymi w rejonie. Widok, jaki rozpościerał się z niego, był niesamowity! Okoliczne wioski w zasięgu wzroku, miejsce wschodu i zachodu słońca, nie wycięte jeszcze zadrzewienia śródpolne, stada słoni pasących się na wschodzącym zbożu.... Czegóż chcieć więcej? Szwedów i śladów ich bytności w postaci fantów zalegających płytko pod ziemią!!! Trafiliśmy na okopy, prawdopdobnie pamiętające jeszcze okres II
25 WS. Były to czasy, kiedy wbijając łopatkę (jeszcze nie saperkę) można było natknąć się w owym miejscu na wiekowe fragmenty szkła, prawdopodobnie z XVIII w., ołowiane kule muszkietowe, a także śledzie namiotowe mocno już skorodowane. Wychodziły z ziemi także zapalniki; do dziś pamiętam datę na jednym z nich: 1942. Wyciągnęliśmy także kilka siekier ­najmniej interesujące nas wówczas znalezisko­ oraz saperki wojskowe, bardzo skorodowane. Oczywiście nic ciekawszego wtedy nie odnaleźliśmy (do czego po latach można przywyknąć), ale liczyło się pierwsze badawcze wyjście z potwierdzeniem informacji o oblegającym miasto wrogim wojsku! Jakieś parenaście lat później dowiedziałem się, iż "moje wzgórze" nosiło wcześniej nazwę "Tataren Schanze", o czym pamiętają już wyłącznie Niemcy ­ byłi głogowianie. Znaleźliśmy także ukryty w wysokiej trawie punkt niwelacyjny, lecz dziś nie ma po nim żadnego śladu. Zniknęły też całkowicie okopy. I połowa wzgórza. Na polach wyrosły domy. Pozostało jednak wiele innych interesujących i jednocześnie tajemniczych miejsc w rejonie miasta, być może w niedalekiej przyszłości znajdę czas na odkrywanie ich tajemnic...... Nie zapominam również o relacjach osób, które spotykałem w terenie, gdyż jest to chyba najszybszy, najłatwiejszy i darmowy (no, nie zawsze...) sposób na pozyskanie informacji. Czasem wystarczało zwyczajne "dzień dobry" i... po chwili wiedziało się wszystko o okolicy, niemcach, skrytkach, czasem nawet bezcielesnych bytach. W okolicy miasta znajduje się wiele wysiedlonych wiosek, chociażby Rapocin, Biechów, Bogomice czy chociażby częsciowo wysiedlone Żukowice ­ wszystko z powodu szkodliwego oddziaływania Huty; inne skupiska ludności ­jak np.Oberau­ zostały 26 P OSZUKI W ANI A rozebrane w latach powojennych przez Polaków. O tej ostatniej dowiedziałem się w roku 2008, przez wszystkie lata żyjąc w przekonaniu, iż zniszczyli ją sami Niemcy w wyniku obrony miasta i przedpola (w pobliżu znajdują się także ruiny Ober Redute), a tu proszę: suprajs! Do czego doprowadzili Polacy i ich "gospodarność"? Wystarczy przejechać się po dowolnej wiosce. Zniszczone zabudowania, pomniki... po cmentarzach nie ma już śladu... a tak bardzo oburza nas sytuacja, kiedy dowiadujemy się o dewastacji cmentarzy poza granicą kraju! Osobiście znam miejsce, gdzie znajdują się fragmenty nagrobków, niektóre jeszcze z datą 1880. Czyżby gruz/odpadki nie wykorzystane przy odzyskiwaniu surowca przez kamieniarzy? Od mojego nieżyjącego już wykładowcy architektury dowiedziałem się, iż droga dojazdowa na pola przy jakiejś wsi wyłożona była płytami nagrobnymi. Doskonały pomysł, traktor się przynajmniej nie zakopie... Podczas jednego z objazdów (na moim turbo­ wigry) jednej z wiosek, natknęliśmy się na babcię pasącą krowy. Takie sielankowe spotkanie, prawdopodobnie pierwsze i ostatnie w moim życiu. Staruszka Babiczowa żyje do dziś na szczęście. To prawdopodobnie jej syn prowadzi obecnie skansem niedaleko Paulinowa. Zaczęło się od rutynowego pytania: "Czy wie Pani coś o zrzutach broni, jakichś zakopanych przedmiotach poniemieckich ???". Staruszka wyglądała tak jakby wiedziała, że biją dzwony ­ nie wiedziała jednak w jakim kościele... jednak po chwili zaczęła sobie coś przypominać: ­ A chodźcie ze mną, ja tu tylko krowy wyprowadzę na łąkę i powiem wam po drodze. Po przejściu kilkudziesięciu metów znaleźliśmy się przy wysokiej, sztucznie usypanej skarpie, po prawej ­w odległości może 100 metrów­ przepływała Odra. Babeczka zatrzymała się przy wierzbach, których wygląd wskazywał na to, iż pamiętają jeszcze czasy Mieszka z dyndającym u jego pasa szabliskiem. Stanęła dokładnie między drzewami. Odległość między nimi wynosiła jakieś 3 metry. ­ Tutaj kiedyś uciekał złodziej z Głogowa. Goniło go kilku chłopów ze sztachetami, bo ukradł komuś dużo pieniędzy. Tu, na tym drzewie się schował i przesiedział całą noc ­ unosi głowę wskazując na miejsce, gdzie rzeczywiście mógłyby ukryć się człowiek­ Na drugi dzień zszedł i uciekł, nigdy go nie złapali.
­ A tu, gdzie stoję, leży 3 pochowanych Niemców. Ruskie ich zabili w 1945 roku. Kiedyś tu tacy przyjeżdżali co to mieli taki tornister i antenę okrągłą, i szukali czegoś pod ziemią, ale tu nic nie ma i szybko odjechali. Tu za mną, na tej skarpie był schron. Jeszcze jak tych cegieł tam nie było po zburzonych domach, to widać było szczelinę, okno przez które Niemcy obserwowali rzekę. Spoglądam we wskazanym kierunku, lecz oczom mym cudownym ukazuje się wyłącznie wszelakiej maści zielenina i prawdopdobnie resztki jakiegoś budynku. Nie za bardzo jej wierzę, ale nie okazuję tego po sobie; w końcu to jej okolica i jej historia. ­ Kiedyś pamiętam, że dzieci bawiły się w piwnicy i odsunęli jakąś szafkę. Patrzą, a tu wejście do dalszej części piwnicy. Rodzice mieszkali tu z 30 lat i niczego nie znaleźli, a dzieciaki przypadkiem odkryły, bo z tej piwnicy było ukryte przejście do bunkra. Pistolety tam były i miny bez zapalników. Dzieciaki powyciągały te miny i przyniosły do kuchni, położyły na piecu, bo myślały, że to takie pokrywy metalowe, bo to było takie okrągłe. Matka przychodzi i jak zobaczyła ­ mało nie osiwiała! Chłopaki dostały lanie, przyjechała milicja i zabrali cały magazyn. Oj, dobrze że wtedy się w piecu nie paliło! ­ A nic nie zostało z tego magazynu, może jakieś hełmy niemieckie? ­ Nie, milicja zostawiła puste kanistry, jeszcze ze swastykami, lampy naftowe, ale to się używało, a potem się wyrzucało. Były apteczki wojskowe, ale co to za leki były nikt nie wiedział, torby się jedynie przydawały dla dzieci do szkoły. Obeszliśmy z nią całą wioskę prowadząc rowery, a Babiczowa przypomniała sobie jeszcze o chyba dziś już historycznym fakcie: ­ Tam gdzie jest staw, jak się jedzie z miasta ­ to jest taka polanka. Tam w czasie wojny stały baraki z jeńcami. Oni budowali te wszystkie bunkry koło Odry. P OSZUKI W ANI A Myślałem sobie: "Kolejna wymyślona historia, tylko w jakim celu?". Jak zwykle oświecenie przyszło po latach, kiedy jeden z miłośników historii Głogowa poprosił mnie o zaznaczenie na mapie orientacyjnego miejsca, w którym owe baraki znajdować się miały. Mój schematyczny rysunek zgadzał się ­o dziwo!­ z danymi posiadanymi przez niego, aczkolwiek pochodziły z zupełnie innego źródła! Opowiastka została potwierdzona w jakimś stopniu. Chciałbym kiedyś trafić na kogoś, kto przekazałby coś wiecej, ale czasu coraz mniej... Tak wiec była to kolejna osoba, która o niczym nie miała pojęcia i od której niczego konkretnego nie dowiedziałem się, hahaha. Żywy, być może i ostatni żyjący świadek niepotrzebnych nikomu historii. Uwielbiam takie spotkaniaaaa! Innym razem trafiłem na złomiarzy. Dużo jeździłem, więc wiedziałem gdzie leżą niepotrzebne nikomu metalowe śmieci, zrzuty gruzu ze zbrojeniem, miedziane kawałki rur. Wywiązał się między nami dialog, w wyniku którego doszło do nie pisanej umowy: oni dostają złom, ja dostaję informacje i potencjalne namiary. Dowiedziałem się także czegoś o pracy złomiarza: jeśli trafią na gruz budowlany, dla przykadu: wielkie płyty uszkodzone i nie wykorzystane do budowy ­ rozpalają pod nimi ognisko. Stal zwiększa objętość powodując pękanie betonu; w ten oto sposób nie musza napier... młotem oszczedzając i czas, i energię. ­ Chodziłem kiedyś po takich hałdach. Było dużo cegieł, ogólnie typowy gruz i dużo ziemi. Patrzę ­ leży jakiś prostokątny kawał metalu. Wyczyściłem go rękawem ­ Adolf. Z mosiądzu był! Ale zobaczył mnie jakiś facet, podchodzi i wydziera się, że jest archeologiem, ze tu nie mogę chodzić i żebym oddał płytę, bo po milicję zadzwoni. To ja oddałem, a głupi byłem: mogłem przecież z tym uciekać! Kilka
27 groszy by na skupie było... ­ kończy historię popijajac piwo z butelki. Zaczyna drugi, któremu zebrało się na wspominki: ­ Kopaliśmy kiedyś z Waldkiem. Takim z Maniowa... na starym poligonie koło Przemkowa. Facet był pierwszy raz w terenie. Ja łopatą, on z kilofem, wykrywacz mieliśmy od znajomego. Namierzyłem coś pod ziemią, wbijam szpadel, a ten napieprza kilofem! Wychodzi mina przeciwczołgowa, a ten dureń na pół ją z rozpędu przeciął, na pół! Dobrze, że się rozleciała na kawałki, bo tak skorodowana była, ale mówię mu potem, że więcej ze mną nie pojedzie. Ludzie, już by z nas nie było co zbierać! Potem na dół głęboki trafiliśmy z takimi dużymi karabinami ­rozłożył ręce w znanym, wędkarskim stylu. ­ Pamiętasz jak żeśmy ten stary dom rozbierali w Jaczewie? Jeszcze proboszcz opowiadał, że to najstarszy we wsi dom. Wyrywali my rynny, parapety ­ to można jeszcze było sprzedać normalnie, nie na skupie. Koparka potem burzyła ściany. Patrzę, a tu wypada jakieś zawiniątko. Operator nic, to ja niby po złom się schylam i capnąłem zwitek. Potem jak żeśmy popili wieczorem, to sobie o tym przypomniałem. No to z chłopakami odwijamy, ale to tylko jakieś papiery stare były zawinięte w obraz z jakimś szlachciem chyba. Jeszcze te pieczęcie były w takiej brązowej masie wybijane, jakieś korony, pismo takie powywijane, że nie mogliśmy odczytać. Kto to się na tym znał. My myśleli, że to jakieś ozdoby będą, skarb! Jeden mi mówi: "Możesz sobie tym dupę podetrzeć". ­ I co pan z tym zrobił?? ­ I co się z tym stało potem? ­zapytałem coraz bardziej pochłonięty opowieściami. ­ Na złom poszło. Trochę były pordzewiałe, zresztą kto by to kupił... Kiedyś też na Starym Mieście trafialiśmy na sejfy, ale już rozprute były. Przednia ścianka masyyywna, z zamknię­ ciem, od tyłu jedynie cienka blacha. Ale piękne były, zdobione, takie ornamenty roślinne dookoła i jakieś napisy hitlerowski miały. ­ I co, pewnie jakiś kolekcjoner pamiątek kupił? ­ A gdzie tam, na złom poszło. To żelazo było. Nawet opłacało się z tym jechać do skupu, bo ważyło konkretnie. 28 P OSZUKI W ANI A ­ A co mogłem? dupę potem podtarłem.... a obraz spaliliśmy. Można i tak. Mam tylko nadzieję, iż większość ukrytych pamiątek historycznych nie skończyła podobnie: stracona bezpowrotnie i tylko czeka w zakamarku piwnic na odkrycie. W iększość opisanych sytuacji nigdy nie miała miejsca i stanow ią jedynie fantazję autora!
HI STORI A Opactw o Cystersów w Lubiążu Ew a Korpysz N ajw iększym i jednym z najbogatszych klasztorów cysterskich na Śląsku było opactw o w Lubiążu. Skarbnica dzieł sztuki gromadzonych przez stulecia, uległa degradacji w ciągu XI X i XX w ieku. Dziś z w ielkim w ysiłkiem dąży się do przyw rócenia zabytkow i daw nej św ietności. W północnym skraju Pradoliny Wrocławskiej, na prawym brzegu Odry, opodal wielkiego kompleksu dębowych lasów, rozłożyła się wieś Lubiąż. W odległych czasach średniowiecza było to duże osiedle rzemieślniczo – handlowe. Rozwojowi miejscowości sprzyjała lokalizacja przy jednej z najstarszych przepraw przez rzekę. W połowie XII wieku na skraju wsi, na otoczonym mokradłami starorzeczy wzgórzu, stanowiącym pozostałość starego grodu, umieścił swoje opactwo zakon benedyktynów, sprowadzony prawdopodobnie przez Bolesława Kędzierzawego. Obok klasztoru bracia wznieśli niewielki kościół św. Jakuba. Zgromadzenie nie przebywało jednak w tym miejscu zbyt długo. Wkrótce do Lubiąża trafili cystersi, a stało się to za sprawą księcia Bolesława Wysokiego, syna Władysława II. Po powrocie z wygnania w roku 1163, książę objął panowanie nad Śląskiem i upatrzył sobie Lubiąż na siedzibę fundacji nowego konwentu. Zakonników sprowadził z saksońskiej Pforty, cysterskiego klasztoru położonego w pobliżu zamku w Altenburgu, w którym zamieszkiwała rodzina księcia przebywając na wygnaniu. 30 P OSZUKI W ANI A W 1175 roku książę Bolesław wydał dokument fundacyjny, w którym określił uposażenie zgromadzenia. Opactwo w Lubiążu było pierwszym cysterskim klasztorem na Śląsku. Z tego konwentu w późniejszym czasie wyruszali zakonnicy by zakładać inne klasztory. Zakonnicy początkowo użytkowali stare zabudowania benedyktyńskie, a jednocześnie przystąpili do wznoszenia nowej siedziby i kościoła. Zbudowana w tym czasie romańska świątynia była typową skromną bazyliką trójnawową na planie krzyża łacińskiego z transeptem, jednoprzęsłowym prezbiterium
i parą kaplic po bokach. Prezbiterium i kaplice były zamknięte ścianami prostymi, w odróżnieniu od innych świątyń romańskich, zakończonych półkolistymi absydami. W końcu XIII wieku. rozpoczęto wielką rozbudowę kościoła, w wyniku której otrzymał on istniejące do dziś wczesnogotyckie, wydłużone prezbiterium, również zakończone prosto, ale otoczone obejściem, z którego można było się dostać do kaplic. Początkowo to wielkie prezbiterium funkcjonowało razem ze starym, romańskim transeptem i korpusem nawowym, które przekształcono w późniejszym czasie, w ciągu XIV wieku. Do kościoła przylegał od strony południowej budynek klasztoru... Opactwo rozbudowywało się i upiększało, ulegając zmianom w ciągu kolejnych stuleci. Największe przeobrażenia w wyglądzie zabudowań lubiąskiego konwentu przyniosła gruntowna przebudowa całego kompleksu w XVII i XVIII wieku. Gotyckie wnętrze zostało zbarokizowane poprzez poszerzenie naw bocznych, dodanie im nowych sklepień, zmianę układu kaplic w obejściu, i nałożenie sztukaterii i polichromii. Miejsce ołtarzy gotyckich zajęły barokowe z obrazami M. Willmanna i rzeźbami M. Steinla. Ozdobą wnętrza były wspaniale stalle, tzw. anielskie. Ogromne zmiany nastąpiły wówczas również w wyglądzie klasztoru. W wyniku trwających ok. 80 lat prac budowlanych powstał w Lubiążu kompleks budowli zaliczany do największych klasztorów Europy. Na miejscu starych budynków wzniesiono nowe obiekty o P OSZUKI W ANI A ogromnej kubaturze i niebywałym przepychu, nadającym całemu kompleksowi charakter niemal świeckiej rezydencji. Wszystkie budowle opactwa, wraz z kościołem, zostały połączone imponującą, wieloosiową jednolitą fasadą, ozdobioną dekoracją rzeźbiarską o różnych motywach roślinnych. Po południowej stronie kościoła powstał wielki, trójskrzydłowy budynek klauzury z przestro­ nnym refektarzem i wspaniałą, zajmującą aż dwie kondygnacje skrzydła zachodniego, biblioteką. Jej wnętrze zostało ozdobione znakomitą iluzjonistyczną polichromią wykonaną w 1737 roku przez K.F. Bentuma. Jest to największe i najokazalsze barokowe wnętrze biblioteczne na Śląsku. Natomiast po przeciwnej, północnej stronie kościoła wzniesiono pałac opata. Również ta budowla nie ma sobie równych zarówno pod względem kubatury, jak też przepychu dekoracji. Na dolnej kondygnacji ulokowano wielki refektarz letni opata, ozdobiony malowidłem autorstwa Willmanna na sklepieniu. Głównym pomieszczeniem reprezentacyjnym pałacu jest Sala Książęca. Jest to najwspanialsze barokowe wnętrze na Śląsku, mające niewiele sobie równych w całej Europie. Sala jest ogromna, zajmuje dwie kondygnacje wschodniego skrzydła rezydencji opackiej i ma dwa poziomy wielkich okien umieszczonych w trzech ścianach. Na jej monumentalną dekorację składają się przepyszne sztukaterie wykonane przez A. Provisore, kolosalnej wielkości rzeźby F. J. Mangoldta i gigantyczny plafon namalowany przez K. F. Bentuma. Dekoracja Sali Książęcej miała określony program ideowy: gloryfikację rodu Habsburgów i chwałę wiary katolickiej. Po kasacie zakonu w 1810 roku cały, wzniesiony z rozmachem kompleks klasztorny,
31 zaczął stopniowo popadać w ruinę. W budynkach klauzury w 1823 roku umieszczono szpital psychiatryczny, który w 1936 roku zamieniono na fabrykę zbrojeniową, potem na szpital armii radzieckiej, w końcu zaś na składnicę muzealną. Każda zmiana wiązała się z przebudową i niszczeniem zabytkowych wnętrz. Rozkuwano zabytkowe sztukaterie i wspaniałe polichromie. Bezcenne ruchome wyposażenie uległo rozproszeniu. Dziś kościół stoi całkowicie opustoszały, ale zabezpieczony. Od 1962 roku prowadzi się w całym kompleksie żmudne i niezwykle kosztowne 32 P OSZUKI W ANI A prace konserwatorskie. Część pomieszczeń klasztoru i pałacu opata jest odrestaurowana i udostępniona do oglądania. Można podziwiać wspaniałą Salę Książęcą i refektarze. Trwają prace w bibliotece. Cały kompleks przykryto nowymi dachami. Nadal jednak wiele pomieszczeń, w tym sam kościół z kaplicami ­ wymaga restauracji. Również pozostałe budowle wchodzące w skład opactwa: kościół św. Jakuba, kancelaria, wozownia, wielki browar, inne budynki gospodarcze, wspaniale niegdyś ozdobione – pozostają nieodnowione, zaledwie zabezpieczone przed dalszym niszczeniem. Mimo tych widocznych zniszczeń, przebywając w Lubiążu, pozostajemy pod wrażeniem zarówno ogromu tego miejsca, skali zabudowań tonących w morzu zieleni, jak też wspaniałości dzieł sztuki, których ocalałą część możemy oglądać. I nformacje praktyczne: Lubiąż położony jest w w oj. dolnośląskim, ok. 60 km na północny zachód od W rocław ia. M ożna tu dojechać od strony P rochow ic drogami nr 94 i 338 lub drogą nr 338 z W ołow a. Zespół klasztorny zw iedza się co godzinę (o pełnych godzinach) od 8 do 18 (1 kw ietnia­30 w rześnia) lub od 10 do 15 (1 październik­31 marzec). Ceny biletów : 6 i 10 zł.
P OSZUKI W ANI A 33
M I LI TARI A Łuski niemieckie 1901­1915 Jarosław „ JARO” Ciemiński 11,15x60R M auser Producent: Sellier&Bellom, Schönebeck; wrzesień 1915 roku. 10,85x25 R Reichsrevolver Producent: Munitionsfabrik, Spandau; maj 1913 roku. 9x19 P arabellum Producent: Polte Magdeburg; lipiec 1913 roku; okrąg wybity na dnie łuski świadczy o jej powtórnej elaboracji.
34 P OSZUKI W ANI A 7,92x57 M auser Producent: Munitionsfabrik, Cassel; październik 1915 roku; łuska z mosiądzu 67 (67% Cu 33% Zn). Producent: Königliches Arsenal, Dresden; październik 1907 roku Producent: Königliches Arsenal, Dresden; kwiecień 1915 roku; łuska z mosiądzu 67 (67% Cu 33% Zn). Producent: Königliches Arsenal, Dresden; listopad 1915 roku; łuska z mosiądzu 67 (67% Cu 33% Zn). Producent: Deutsche Waffen­u. Munitionsfabriken, Karlsruhe/Berlin; luty 1908 roku.
P OSZUKI W ANI A 35 Producent: Ehrich u. Graetz, Berlin; sierpień 1915 roku; łuska z mosiądzu 67 (67% Cu 33% Zn). Producent: Württembergische Metallwarenfabrik, Geislingen/Steige; sierpień 1915 roku; łuska z mosiądzu 67 (67% Cu 33% Zn). Producent: Gustav Genschow, Durlach in Baden; październik 1914 roku. Producent: Rheinische Metallwarenfabrik, Düsseldorf; czerwiec 1915 roku; łuska z mosiądzu 67 (67% Cu 33% Zn). Producent: Lindener Zündhütchen u. Thonwarenfabrik, Hannover; styczeń 1915 roku; łuska z mosiądzu 72 (72% Cu 28% Zn). Producent: Munitionswerke, Schönebecke an der Elbe; listopad 1915 roku; łuska z mosiadzu 67 (67% Cu 33% Zn).
36 P OSZUKI W ANI A Producent: RWS, Nürnberg und Stadeln; kwiecień 1915 roku. Producent: Oberschlesische A.G., Schönebeck an der Elbe; grudzień 1915 roku; łuska z mosiadzu 67 (67% Cu 33% Zn). Producent: Polte Magdeburg; marzec 1908 roku; łuska z mosiądzu 72 (72% Cu 28% Zn). Producent: König. Arsenal, Spandau; październik 1902 roku; nabój z pociskiem tępołukowym; łuska z mosiądzu 72 (72% Cu 28% Zn). Producent: König. Arsenal, Spandau; grudzień 1903 roku; nabój z pociskiem ostrołukowym; łuska z mosiądzu 72 (72% Cu 28% Zn). Producent: König. Arsenal, Spandau; kwiecień 1904 roku; amunicja przeznaczona do km; łuska z mosiądzu 72 (72% Cu 28% Zn).
P OSZUKI W ANI A 37 Producent: König. Arsenal, Spandau; luty 1913 roku; pocisk tępołukowy scalony z łuską S; łuska z mosiądzu 72 (72% Cu 28% Zn). Producent: RWS, Utendörffer, Nürnberg; wrzesień 1915 roku; łuska z mosiądzu 67 (67% Cu 33% Zn).
38 P OSZUKI W ANI A P OSZUKI W ANI A 39
M I LI TARI A Znakow anie niemieckiej amunicji 7,92x57 M auser produkow anej dla Hiszpani Jarosław „ JARO” Ciemiński Po wybuchu wojny domowej w Hiszpanii 17 lipca 1936 roku zarówno Niemcy, jak i Włochy postanowiły wesprzeć zbrojnie rebeliantów. Niemcy oddelegowały do Hiszpanii „Legion Condor”, dostarczyły też znaczne ilości uzbrojenia, między innymi amunicji strzeleckiej. Wzorem innych państw (np. Austrii), zaopatrujących obie strony konfliktu w amunicję, zastosowano odmienny, odbiegający od standardowego system kodowania, uniemożliwiający identyfikację producenta. Brak informacji na ten temat powoduje znaczne zamieszanie w środowisku kolekcjonerskim. Pomimo częstego występowania amunicji lub łusek 7,92x57 Mauser z „zmodyfikowanym” systemem znakowania dość często dochodzi do pomyłek podczas identyfikowania znalezisk. Najczęstszym błędem jest przypisywanie produkcji niemieckiej z lat 1937­38 holenderskiej fabryce amunicji Staatsbedrijf der Artillerie Inrichtingen z Hemburga oraz jugosłowiańskiej wytwórni broni i amunicji z Użic (Fabrika Orużja i Municje). Pomyłki te spowodowane są zbliżonym wyglądem znakowania fabryki P413 (zdj.1) do amunicji produkowanej w Hemburgu oraz dotychczasowymi danymi źródłowymi odnoszącymi się do znakowania amunicji przez fabryki używającej kodu literowego B (zdj.2). Poniżej przedstawiono zestawienie systemów kodowania niemieckich wytwórni amunicji 7,92x57 Mauser produkującej amunicję na rynek hiszpański i odpowiadające im sposoby kodowania na amunicji przeznaczonej dla Wermachtu.
40 P OSZUKI W ANI A A P131 ­ Deutsche Waffen­u. Munitionsfabriken A.G. (D.W.M.), Berlin­Borsigwalde ( póżniej jako asb) AI P413 ­ Deutsche Waffen­u. Munitionsfabriken A.G., Lübeck­ Schlutup (póżniej jako edq, tko) B Polte, Magdeburg (aux) B II P207 ­ Metallwerke Odertal GmbH., Odertal Post Lautaberg (bne) B III P186 ­ Metallwerke Wolfenbüttel GmbH., Wolfenbüttel (bnf) B IV P154 ­ Polte Armaturen­u. Maschinenfabrik A.G., Grüneberg (auy) B V P345 ­ Silva Metallwerke GmbH., Genthin (avu) C I P120 ­ Dynamit A.G., wcześniej Dynamit A.G., Alfred Nobel & Co., Empelde bei Hannover (emp) C II nieznany C III P151 ­ Rheinisch­Westfälische Sprengstoff A.G. (R.W.S.), Stadeln bei Nürnberg (dnf) D 2 P490 ­ Hasag, Hugo Schneider A.G., Werk Altenburg (wg) D 3 nieznany Dotychczas udało się zgromadzic i zidentyfikować następujące oznaczenia: P OSZUKI W ANI A A X 37 X A X 37 X A Z 37 Z AI e 37 e AI o 37 o
41 42 P OSZUKI W ANI A AI o 37 o AI o 38 o AI p 37 p AI p 37 p B 37 S II B 38 1 l B 38 1 III B 38 2 II B 38 2 III B 2 38 IV B 2 38 IV B 3 38 IV B 38 1 V B 38 2 V B 38 3 V B 38 5 V B b 38 V B V q 38 CI 1937 * CI 1938 * CII 37 * 19 CIII 38 * 19 D 2 1 37 D 3 1 38
P OSZUKI W ANI A Śladem legendy Joanna Jak zwykle w wolne weekendy, wybierałam się z tatą i moją przyjaciółką na poszukiwania z wykrywaczami. Tym razem miał to być teren wsi Stefanów. Nie istniejąca dzisiaj wioska była świadkiem wielu zdarzeń z okresu II wojny światowej, między innymi zwycięskiej bitwy party­ zanckiej 25 pp AK mjr­a „Leśniaka„ z przeważającymi siłami wroga SS i policji. Chcieliśmy znaleźć ślady tamtych wydarzeń. Ja machałam Cibolą, a tata X terrą 50. Na miejscu okazało się, że teren jest dosłownie „zryty” i wygląda jak księżyc z niezasypanymi dziurami po pseudoposzu­ kiwaczach. Mimo wszystko postanowiliśmy spróbować. Po dwóch godzinach mieliśmy parę monetek carskich i trochę łusek. Tata stwierdził, że nic tu po nas i że poje­ dziemy w nowe miejsce. Studiowaliśmy w domu stare mapy tych rejonów, tak że zawsze mieliśmy jakieś dwie alternatywne miejscówki. Kilka kilometrów dalej, na starej leśnej drodze zatrzyma­ liśmy samochód, wykrywki w dłoń i w las. Widać było, że dawniej stały tu chaty, znaleźliśmy starą studnię, zdziczałe drzewa owocowe i kasztany ­ olbrzymie, popró­ chniałe, z wielkimi dziuplami. Nagle Bogna ( moja przyjaciółka ) dziko krzyknęła, a z jednej z dziupli wyleciała duża sowa machając ogromnymi skrzydłami. Zaczęliśmy penetrować teren. Najpierw tata znalazł kilka monet, za chwilę ja mam sygnał i pierwszy bagnet „niemiec„ ląduje w plecaku. Po godzinie mamy niezłe wyniki, oprócz bagnetu mam ładownicę niemiecką z zawartością, odznakę za rany srebrną, sporo łusek i nieśmiertelnik cały jednostki artylerii. Tata wygrzebał całą skrzynkę od mg­ty pełną w środku, piękną odznakę NSKOV i klamerkę do pasa. Zrobiliśmy przerwę posilając się co nieco i ruszyliśmy dalej. Poszliśmy wzdłuż rzeki kierując się na niewysokie wzniesienia tuż za lasem. Zaczęły się łąki a przez środek tych łąk wiła się nieduża rzeczka . Pasły się krowy,to był wspaniały widok. Po drodze wyszedł jeden bagnet – czworokątny „rusek” i kilka guzików. Ja z Bogną skupiłyśmy się na okolicach rzeki, a tata przeszukiwał wzniesienia P OSZUKI W ANI A i drogę polną. No i zaczęło się, najpierw hełm radziecki, resztki mosina, klamry, guziki, monety, o łuskach nie wspomnę. Już nie było gdzie fantów upychać dlatego wszystko składałyśmy w jedno miejsce. Tata nas zawołał ze wzgórza, bo pojawił się jakiś człowiek. Przywitaliśmy się grzecznie, a gość wkurzony pyta czy wiemy że to jego działka? My, że nie, ale przepraszamy jeże­ li coś złego zrobiliśmy. „ Panie, jak coś znaleźliście wartościowego to trza się podzielić. Tu Niemcy szli obłowione ze wschodu i pełno złota miały„. Pokazaliśmy mu nasze skarby, na co pokiwał głową, że złomu to on nie chce i powiedział: „jak chceta zbierać takie hełmy i inne to idźta do „Galasa”, ma już 96 lat i wie gdzie co jest, a mieszka tam, na skraju tego lasu.” Jeszcze raz przeprosiliśmy tego jegomościa i ruszyliśmy z fantami do samochodu. Podjechaliśmy pod dom starszego czło­ wieka, który siedział na ławeczce pod drzewem głaszcząc kota trzymanego na kolanach. ­ Dzień dobry Panu. ­ Dzień dobry, państwo do mnie ? Odezwał się mocnym głosem. ­ Chcieliśmy z panem porozmawiać trochę o historii tej ziemi, oczywiście jeżeli nie przeszkadzamy. ­ Proszę, proszę, rzadko mnie tu kto odwiedza, mają mnie za dziwaka. Przychodzi tylko Zosia, która robi mi zakupy. Siadajcie. Opowiedzieliśmy „dziadkowi„ nasze dzisiaj­ sze przygody z poszukiwaniem, a on że trafliśmy najpierw przy kasztanach na starą leśniczówkę, spaloną przez „Kałmuków” w 1944, a później przy rzece na miejsce potyczki na białą broń Rosjan z Niemcami ze stycznia 1945. Stwierdził, że co ciekawsze rzeczy to już inni wyciągnęli, ale on wie jeszcze o wielu innych ciekawych miejscach. „Dziadek Galas„ wydawał się szczerym i szlachetnym człowiekiem. To jak opowiadał, sprawiało że słuchałam z otwartymi ustami wyobrażając sobie wszystkie te historie, tak jakbym w nich uczestniczyła . Opowiedział nam dużo ciekawych historyjek związanych z wojną,
43 okresem międzywojennym i o cza­sach PRL­ u. Najbardziej zaciekawiła mnie historia, która wydarzyła się długo przed wojną. Nasz „Dziadek Galas „ jako mały chłopaczek pasał krowy na okolicznych łąkach. Nie tylko opiekował się swoimi krowami, ale też innych co bogatszych gospodarzy. Pewnego dnia jak zwykle doglądał krów, gdy nad niewielkim wzgórkiem zauważył coś dziwnego. Na początku myślał, że ktoś zostawił nie dogaszone ognisko, ale ku swojemu przerażeniu zobaczył jakieś tańczące ogniki nad ziemią. Ze strachu, zlany potem, zaczął strasznie krzyczeć i pognał w stronę wsi. Bał się wrócić nawet po krowy. Dopiero ojciec i matka przyprowadzili zwierzęta. Wiele lat później (około 40­50 lat) dowiedział się o tak zwanej reakcji chemicznej „oczyszczanie się złota„. Próbował odnaleźć to miejsce sprzed lat i kopał w wielu miejscach, ale wszystko na nic. Teren był dość duży, a we wspom­ ieniach dziecka wyglądało to wszystko inaczej. Po jakimś czasie dał za wygraną. Zadałam mu pytanie, skąd wiedział, że akurat tam było złoto ? „Może bym nie szukał, tylko pokojarzyłem kilka faktów z okresu I Wojny Światowej. Niedaleko stąd, pod Opocznem odbyła się prawdziwa bitwa między Rosjanami i Austryjakami. Na początku „ruskim” szło nieźle, ale Austryjacy dostali posiłki i kontruderzyli, odrzucając Rosjan aż tutaj. Carscy stracili wielu żołnierzy i sprzętu, a tu ich resztki zostały otoczone i wzięte do niewoli. Ludzie powiadali, że zakopali tutaj pienią­ dze na wypłaty dla wojska, wszystko w srebrze i złocie. Wtedy kiedy widziałem te ogniki to nic o tym nie wiedziałem. Rodzicom też nie powiedziałem, skłamałem żem widział upiora. Niby nic, ot legenda, ale potwierdza ją jeszcze jedno zdarzenie. Otóż w latach 20 – tych przyjechało do wsi dwóch takich cwaniaków, elegancko ubranych. Zatrzymali się w karczmie u Żyda i urzędowali tam kilka dni. Wieczorami w karczmie, przy wódce rozpytywali chłopów o różne rzeczy, a to gdzie się „ruscy„ ukrywali przed poddaniem, a to czy mieli wozy z żelaznymi kratami i takie tam. Chłopy przy kieliszku opowiadali chętnie, gdzie, co i jak. Jednego wieczoru Leśniczy siedząc przy innym stoliku i przypatrując się owym „gościom„ przeprowadzającym śledztwo, zauważył, że mają rewolwery i lornetki. Po cichu wysłał „umyślnego” konno na posterunek do Przysuchy i podał list do ówczesnego 44 P OSZUKI W ANI A komendanta. Obaj przyjezdni zostali aresztowani, okazało się w toku śledztwa, że brat jednego z nich, który służył w carskiej armii został wzięty tutaj do niewoli i to on opowiedział bratu o zakopanej kasie pułku. Oczywiście zostało to wzięte za kłamstwa, a ludzi owych oskarżono o szpiegostwo, gdyż mieli przy sobie niemieckie papiery. „Tak i koniec historii. Czy tam co jeszcze jest ? Nie wiem . Mogę wam pokazać gdzie wtedy pasłem te krowy. Dzisiaj to już inaczej wygląda, sporo zarosło, ale łąki są jeszcze regularnie koszone.” Zaprowadził nas niedaleko tego wzgórza, na którym spotkaliśmy gościa z krowami. Nie było go teraz. „Galas„ machnął ręką wzdłuż i powiedział : ­ To gdzieś tutaj. Tyle, że wtedy to w dole przy rzece była tama wodna po starym Młynie, co się dawno temu spalił. Rzeczywiście z góry można było dostrzec słabo już widoczne pozostałości wałów spiętrzających wodę. ­ Chcecie to szukajcie, tylko uwaga na właściciela, bardzo goni obcych. ­ Wiemy, wiemy już go poznaliśmy. Chce żeby się z nim podzielić jak znajdziemy skarb. Wróciliśmy do domu i od razu do starych map. Mam taką z 1839 r później z 1914 i z 1915. Porównaliśmy wszystkie i rzeczy­ wiście, był tam kiedyś młyn wodny. Zaznaczone były też rejony zieleni ( lasy i duże drzewa ). Cały tydzień przygodo­ wywaliśmy się na sobotnią eskapadę. Wyru­ szamy o 4.00 rano. Jeszcze ciemno, ale jak dojeżdżamy robi się szaro. Kawy łyk i odpalam swoją Cibolkę. Teren przecze­ sujemy systematycznie, pas za pasem. Małe sygnały zaznaczamy wbitym patykiem, i dalej. Około 8­ej, pojawia się „nasz przyjaciel do podziału łupów„. Witamy się, pokazujemy, że niczego nie kopaliśmy i czekamy z decyzją na właściciela gruntu. ­ Ano zobaczymy, cośta tam wynaleźli. Najwięcej było łusek, ale trafiły się monetki, od boratynek po II RP, dwie odznaki szturmowe i trochę guzików. Za każdym razem wpadaliśmy przy nim w zachwyt ze znalezisk, jakie to super i „och” i „ech”. Wreszcie zrezygnował i pozwolił nam grzebać ile chcemy, tylko wszystkie dołki mamy zasypać. UFF, ulga, udało się pozbyć przybysza, można wrócić do systematycznego przeszukiwania. Mniej
więcej, na krawędzi wzniesienia, ustawio­ nych było sporo kamieni, zebranych z pól otoczaków. Przy tych kamieniach są resztki ogniska i sporo kapselków od piwka i wódeczki. To nas jednak nie zraża. Systematycznie oczyszczamy ze „świadków„ ziemię. Najpierw u mnie, dość duży i mocny sygnał pod kamieniami. Tata potwierdza to swoim Minelabem. Odrzucamy pryzmę kamieni, składowanych tu przez całe lata. Co jakiś czas machnięcie wykrywką i sygnał jest coraz silniejszy. Ziemia pod kamieniami jest wilgotna, a na jej powierzchni pełza mnóstwo ślimaków. Powoli łopatą odrzucamy ją na bok. Sygnał jest spory, wskazuje obiekt o wymiarach około 60 cm x 40 cm. Czy to jest skrzynka z kasą ? Za chwilę się tego dowiemy, gdyż sygnał pokazuje, że coś jest nie głęboko. Gdzieś na 50­60­ciu centymetrach jest metal. Łukowato wygię­ ta pokrywa grubej, stalowej skrzynki. Na górze pokrywy wzmocnienia ze stalowymi ćwiekami. Wszystko bardzo zardzewiałe. Emocje sięgają zenitu. Jeszcze chwila, jeszcze trochę ziemi i jest odkopana. Nie wyciągamy jej z dziury. Widzę zamknięcie na skobel, teraz otwarte, w pozycji do P OSZUKI W ANI A góry, brak kłódki. Z boku skrzynki dziura prawie na całą wysokość boku, jakieś 50 cm. Widocznie tędy wysypało się złoto i tutaj się „przeczyszczało”. W środku ziemia i dno też zniszczone. Nie ma śladu po pułkowym złocie. Siedzimy chwilę nic nie mówiąc. Każdy z naszej trójki myśli ­ co się stało ze złotem ? Nie ulega wątpliwości, że tu coś było. Czy któryś z tych dwóch „ szpiegów” wrócił tu i znalazł skrzynię ? Czy może ktoś inny z ukrywających skrzynkę wrócił i oczyścił skrytkę ? Tego się prawdopodobnie nigdy nie dowiemy. Na koniec pośmialiśmy się trochę z tego wszystkiego i uznaliśmy, że jednak warto było, choćby dla tego dreszczyku emocji. Niewątpliwie była to moja największa przygoda z wykrywaczem, która o mały włos nie skończyła się znalezieniem skarbu. Tak naprawdę to skarbnicą wiedzy okazał się „Dziadek Galas„, mam nadzieję, że na wiosnę zdrowie mu pozwoli na pokazanie mi innych ciekawych miejscówek. praca zgłoszona w Poszukiwaczy Skarbów
konkursie Wortalu 45 P ODZI EM I A Szyb górniczy Bytom M iechow ice Mariusz Bąk Pewien czas temu środowisko poszukiwaczy obiegła informacja o otworzeniu wejścia do legendarnego bytomskiego szybu skrywającego zrabowane przez Niemców skarby. Udało się tam wielu miłośników tajemnic, w większości wypadków nie przygotowanych do tego co spotkali na miejscu. Szyb w Bytomiu Miechowicach stał się sławny za sprawą legendy mówiącej o ukryciu w jego środku skrzyń pochodzących z transportu zorganizowanego przez gubernatora GG Hansa Franka. Według lokalnej legendy (i o dziwo relacji naocznych świadków) konwój ciężarówek z Krakowa dotarł do stacji kolejowej w Biskupicach gdzie najpra­ wdopodobniej miano przenieść skrzynie do specjalnego pociągu. Pociąg natomiast powinien skierować się na Dolny Śląsk gdzie na Franka czekała już specjalnie przygotowana składnica mająca zabezpieczyć zagrabione przez niego dzieła sztuki. Na nieszczęście dla Niemców pociąg spóźniał się budząc w nich zdenerwowanie. Komendant transportu postanowił na własną rękę szukać jakiegoś alternatywnego rozwiązania dla ukrycia przewożonego ładunku. Ciężarówki po pewnym czasie zostały skierowane do ośrodka NSDAP. Trudno określić jaki był ich dalszy los. Jednak w tym momencie na trasie przejazdu pojawia się wspomniany w tytule stary szyb górniczy. Nie byłoby w tym niczego tajemniczego gdyż na Śląsku takich miejsc jest wiele, teoretycznie w każdym mieście Śląska i Zagłębia znajdują się jakieś nieczynne kopalniane szyby, gdyby nie fakt, uruchomienia szybu przez Niemców bez wyraźnego celu. Szyb, który od roku 1934 był zabezpieczony i zasypany, został nagle odkopany i zabezpieczony po koniec wojny. Potem również nagle i tajemniczo „zniknął” na wiele lat.
46 P OSZUKI W ANI A różnoraki złom tworzący w szybie tzw. korek blokujący dalsze dotarcie w głąb szybu. Organizując odpowiedni sprzęt osiągnąłem Czy kryje się w nim jakaś tajemnica, czy na dnie znajdują się przewożone przez Niemców skrzynie ?? Legenda mówi, że do szybu ładunek był spuszczany na linach przez więźniów, co po przeprowadzonych badaniach wydaje się raczej niewykonalne. Obecnie warunki wewnętrz szybu są bardzo ciężkie – strugi lejącej się wody, niestabilne ściany, brak tlenu, wiszący i zaklinowany P OSZUKI W ANI A głębokość 170 m co przy ewentualnym opuszczaniu skrzyń na linach czyni tą pracę wręcz niemożliwą do wykonania w warunkach wojennych bez wcześniejszego przygotowania odpowiedniej ilości i długości lin.
47 P OSZUKI W ANI A Tajemnica cmentarza Tomasz Jaskulski Zupełnie przypadkiem wpadła mi w ręce pewna stara mapa. Chciałem kupić ją od człowieka, u którego była, niestety nie chciał sprzedać. Była to kolorowa mapa bliskich mi terenów, często odwiedzanych przeze mnie z wykrywaczem. Na szczęście mogłem zrobić ksero mapy. Było na niej sporo adnotacji czerwonym atramentem. Pismo eleganckie i równe wskazywało na wykształconego człowieka. Zaznaczonych było kilka miejsc kółkiem lub strzałką. Studiując mapę na początku nie trafiłem na nic ciekawego. Wszystkie opisy i zaznaczenia miejsc były mi znane. Bywałem tam z wykrywką, ale efekty były mizerne. Mapa była datowana na 1937 rok, a adnotacja na górze brzmiała ''zaadoptowano na potrzeby wojskowe ­ VIII 1939 roku.” Było więcej dopisków nieznanego autora, ale nie miały charakteru ciekawostki, czy jakiejś tajemnicy. Porównałem ją z aktualnymi oraz innymi starymi mapami i tu pojawiły się ciekawostki. Najpierw znalazłem kilkanaście dróg występujących na starej mapie, a w aktualnych tylko lasy w tych miejscach. Później zobaczyłem typowe oznaczenie cmentarza na skraju jednej z miejscowości. Muszę tu jeszcze zaznaczyć, że na tym terenie do 1947 było 14 wsi. Zostały wysiedlone siłą na ziemie zachodnie, a miejsce po nich zalesione. Ten cmentarz mnie zaintrygował, gdyż bywałem nie jeden raz w tamtym rejonie i nigdy nie widziałem aby coś tam było. Pojechałem z kumplem na miejsce. Po wiosce zostało tylko kilka starych, owocowych drzew i jedna studnia, teraz zasypana. W miejscu gdzie według mapy miałby się znajdować cmentarz było tylko las i krzaki. Nic nie znaleźliśmy. Postanowiłem pojechać do pewnej gminnej miejscowości ­ G., gdzie w strukturach władzy gminy pracował mój przyjaciel. Spytałem go czy pomoże mi odnaleźć kogoś żyjącego jeszcze z tej wioski. Zapalił się do pomysłu i wskazał jednego starszego człowieka ­ pana Stefana. Starszy pan po wywiezieniu na ziemie zachodnie, postanowił wrócić do swych korzeni i już w 1949 roku osiedlił się nieopodal swojej byłej wsi. Oczywiście jak najszybciej pojechał 48 P OSZUKI W ANI A zobaczyć rodzinne strony, lecz to co zastał wprawiło go w zdumienie. Tereny wysiedlone zajęte były przez wojsko, które miało tam swoje poligony. Wioska została praktycznie rozebrana i zalesiona, aby śladu po niej nie było. Za wsią, przed ścianą pierwotnego lasu znajdował się kiedyś cmentarz, ale nie był to cmentarz wiejski. Parafia i cmentarz gdzie chowano mieszkańców był w G. oddalonym o 6 km. Co to był więc za cmentarz ? ­" Proszę pana, to był cmentarz wojskowy, jeszcze z I WŚ. Austriacy wybudowali, piękny kamienny mur, w środku stał mały pomnik z tablicą, a wokół było około 80 ­ ciu grobów oznaczonych metalowymi krzyżami. Pamiętam, jak moja matka opowiadała, że był tu szpital polowy carskiej armii. Sporo żołnierzy rannych w bitwie ( nie wiadomo o jaką bitwę chodzi i gdzie miała miejsce) zmarło tu z ran. Byłi pochowani tu żołnierze rosyjscy i austriaccy. Wszystkie tabliczki z datą śmierci były datowane na grudzień 1914 r i początek 1915 roku. Cmentarz był zawsze zadbany, ludzie z wioski palili tam świece w dniu wszystkich świętych, pamiętano o mogiłach żołnierzy. Tym bardziej, że było wśród nich wiele polskich nazwisk. Kiedy wróciłem w 1949 roku poszedłem obejrzeć moją wieś. Nie poznałem tego miejsca. Ziemia zaorana, wszędzie wznosił się młody las. Po cmentarzu nawet śladu. Było widać ścianę starego lasu i tabliczki z zakazem wstępu na teren wojskowy. Postanowiłem zaznaczyć miejsce gdzie był cmentarz póki jeszcze dobrze pamiętałem. Na drzewach wyciąłem kilka znaków, a na ziemi poukładałem trochę kamieni ­ mniej więcej obrys cmentarza. Po 1989 roku kiedy wojsko wyniosło się z tych terenów a wszystko przeszło we władanie Nadleśnictwa, próbowałem zainteresować wielokrotnie ich kierownictwo, aby upamiętnić to miejsce pochówku z 1915 roku. Niestety nie było żadnej odpowiedzi. Jest tak do dzisiaj. Teraz jestem już za stary, aby coś zrobić w tej sprawie, ale może wy... może wam uda się. Umówimy się w przyszłym tygodniu to pokażę wam to miejsce."
Pojechaliśmy autem razem z panem Stefanem. Dla niego była to już niezła wyprawa. Ubrany w krótką kurtkę typu battle dres i furażerkę na głowie ruszył powoli z laską w ręku na miejsce dawnego cmentarza. Las był już nie do rozróżnienia, gdzie był pierwotny, a gdzie zalesiony w 1947r. Przez około 1 godzinę szukaliśmy śladów na drzewach i ziemi. Bezskutecznie. Pan Stefan był już zmęczony i nie za bardzo mógł się odnaleźć w tej okolicy. Odwieźliśmy starszego pana do domu i postanowiliśmy sami szukać dalej. Wpadłem na pomysł skorzystania map Nadleśnictwa, gdzie pracował kolega, a który chwalił się kiedyś, że pudełko zapałek odnajdzie według swoich map. I tak spotkaliśmy się z Rafałem, wyjaśniliśmy całą sprawę oczekując natychmiastowej odpowiedzi. „ Chwila, chwila, to tak od razu nie będzie. Muszę pojechać w teren. Dopiero na miejscu, po obejrzeniu i zidentyfikowaniu drzew pokażę wam to miejsce.” Na miejscu od razu widać było profesjonalizm zawodowy naszego kolegi. Wyznaczył kilka punktów, odnalazł kilka charakterystycznych drzew i pokazał nam na jednym z Grabów wycięty krzyż. P OSZUKI W ANI A „ Tu widać, gdzie sięgał stary las, a z tego miejsca było prowadzone nowe sadzenie. Te drzewa mają około 60 lat, a tu wiele jest starszych. „ Najważniejsze jednak było odnalezienie znaku na grabie. Bo to oznaczało, że jesteśmy na dobrej drodze w odszukaniu śladów. Później znaleźliśmy jeszcze dwie kupki kamieni usypanych w liniach prostych i pasujących do znaku na drzewie. Według naszych wyliczeń cmentarz mierzył jakieś 40 x 30 metrów, ale nie jest to jeszcze precyzyjne określenie wymiarów. Na razie na tym zakończyliśmy nasze działania w odnalezieniu starego cmentarza. W tym roku planujemy sięgnąć i odnaleźć jakieś dokumenty dotyczące tej tajemnicy. Jeżeli wszystkie dowody wskażą na umiejscowienie w „naszym„ rejonie tego cmentarza – zwrócimy się oficjalnie do władz, nie tylko gminnych, o odnowienie miejsca pochówku tych żołnierzy. I jeszcze jedno, pan Stefan powiedział też, że Austriacy wybrali to miejsce, gdyż obok była już stara mogiła, która znalazła się później w obrębie cmentarnego muru. Czyżby pochowani byłi tam Powstańcy Styczniowi ? I z jakiej bitwy pochodzili ranni carscy żołnierze z okresu XII 1914 i I 1915 ?
49 KONKURS W yniki konkursu fotograficznego Na konkurs przyszło wiele ciekawych prac. Wybór był niezwykle ciężki gdyż oprócz interesujących obiektów okazało się, że część prac powinna być również oceniana pod kątem artystycznym. Starając się wybrąć tzw. złoty środek po obejrzeniu kilkuset zdjęć po kilka razy decyzja o zwycięzcy w końcu zapadła. Główną nagrodę wykrywacz metali Anticus ufundowaną przez firmę Armand wygrał … Andrzej Śmigielski. Autorowi gratulujemy, podobnie jak pozostałym konkursowiczom, których prace znajdą się w kolejnych numerach gazety. Zapraszamy do obejrzenia zdjęć zwycięzcy !!! DZIKOWIEC ­ Kopalnia Jonberg
50 P OSZUKI W ANI A DZIKOWIEC ­ Potężne wyrobiska kopalni Jonberg DZIKOWIEC ­ Wąski chodnik kopalni Jonberg GŁUSZYCA ­ Ceglana obudowa sztolni nr 2 GONTOWA ­ Tory wchodzące w zawał w odnodze sztolni nr 2 GONTOWA ­ Wykuta w piaskowcu sztolnia nr 1 GONTOWA ­ Zalany fragment korytarza sztolni nr 2
P OSZUKI W ANI A 51 JAWORNIK ­ Betonowy strop w sztolni nr 7 JAWORNIK ­ Początkowy zawalony odcinek obudowy sztolni nr 2 JAWORNIK ­ Sztolnia nr 7 JAWORNIK­ Sztolnia nr 2 LUDWIKOWICE ­ Fragment zachowanej w całości zabudowy chodnika kopalni Wenceslaus LUDWIKOWICE ­ Chodnik transportowy
52 P OSZUKI W ANI A LUDWIKOWICE ­ Chodnik transportowy kopalni Wenceslaus LUDWIKOWICE ­ Poprzewracana obudowa kopalni Wenceslaus LUDWIKOWICE ­ Tunel techniczny pod muchołapka LUDWIKOWICE ­ Widok na tunel odwadniający w stronę ul Fabrycznej LUDWIKOWICE ­ Wodospad w tunelu odwadniającym LUDWIKOWICE ­ Zalany chodnik transportowy
P OSZUKI W ANI A 53 LUDWIKOWICE ­ Żelbetonowa obudowa kompleksu Miłków­Ludwikowice OSÓWKA ­ Początkowy fragment 3 sztolni OSÓWKA ­ Widok za pierwszą tamą 3 sztolni RUDIGER ­ Widok w stronę wyjścia RUDIGER ­ Zalany początkowy fragment chodnika SOBOŃ ­ Ceglana komora w sztolni nr 3
54 P OSZUKI W ANI A SOBOŃ ­ Drewniana obudowa w sztolni nr 3 SOBOŃ ­ Suchy fragment sztolni nr 2 SOKOLEC ­ Magazyn materiałów wybuchowych sztolnia Hellmuth SOKOLEC ­ Mijanka kolejki wąskotorowej SOKOLEC ­ Wapienne nacieki sztolni Hellmuth
P OSZUKI W ANI A 55 SP RZĘT P OSZUKI W ACZA Bartek 3 (w ersja „ S” ) Kopi Wykrywacz metali Bartek produkowany przez Pana Aleksandra (ALL­a) jest wykrywaczem typu VLF pracującym w trybie statycznym i dynamicznym z ukierunkowaniem na poszukiwania w statyku. Wykrywacz posiada dyskryminację, która działa tylko w trybie statycznym, w trybie dynamicznym wykrywacz pracuje w trybie "wszystkie metale". Z założenia BARTEK 3 jest przeznaczony dla osób mających już do czynienia z wykrywaczami. Budowa wykrywacza (wersja "S"): Wykrywacz składa się z 3 części a mianowicie: • sondy z rurką i przewodem, • rurki łącznikowej, • rękojeści z zamontowanymi: pudełkiem elektroniki ze wskaźnikiem wychyłowym, pudełkiem na baterie i podłokietnikiem. Rozłożony wykrywacz mieści się do plecaka wraz z innymi niezbędnymi klamotami. Poszczególne części wykrywacza pasują do siebie i złożenie wykrywacza nie sprawia trudności. Kabel sondy jest solidny. Montaż kabla do sondy wygląda porządnie a wtyk po zamontowaniu do electronicboxu trzyma się stabilnie. Waga wykrywacza po złożeniu mieści się w granicach dopuszczalnych norm, nie odbiega od wagi innych piszczałek tej klasy. Chociaż po pierwszych wyjazdach łapka bolała (co prawda wcześniej miałem o wiele lżejszy sprzęt ale.). Wyważenie wykrywacza jest niezłe, ale mogłoby być trochę lepiej. Wykrywacz posiada regulację wysokości i dopasowanie długości wysięgnika do preferencji użytkownika nie sprawia problemu. Sonda wykrywacza, to sonda koncentryczna o średnicy 250 mm z dziurą w środku. Wykonana jest z żywicy (chyba). Wykonanie sondy solidne. Sonda jest w kolorze białym, co mnie osobiście średnio pasuje, ale biały kolor ma w tym przypadku chronić sondę przed zmianami termicznymi powodowanymi przez słońce ­ biały kolor odbija promienie słoneczne, przez co sonda a konkretnie jakieś układy w niej nie łapią temperatury przy przejściach z cienia na słoneczny teren i odwrotnie ­ przez co praca ma być stabilniejsza. Elementy regulacyjne panelu sterowania: • przełączniki: ­ włącz / wyłącz ­ dyskryminacja / wszystkie metale ­ pamięć / auto (zerowanie / dynamik) • pokrętła: ­ czułość wszystkie metale ­ czułość dyskryminacja ­ dyskryminacja ­ regulacja dźwięku ­ balans gruntu Dodatkowo panel posiada wskaźnik wychyłowy oraz gniazdo słuchawek "mini jack". Wykrywacz zasilany jest 12 paluszkami umieszczonymi w pudełku po podłokietnikiem. Montaż ogniw zasilających nie sprawia większych trudności oraz nie wymaga zastosowania wkrętaka, noża lub innych ostrych narzędzi. Praca z wykrywaczem nie przedstawia wielkich trudności, ale wymaga sporego treningu. Użytkownik, który kupił BARTKA 3 jako pierwszy sprzęt będzie miał duże trudności w "okiełznaniu" wykrywacza. Moje pierwsze wyjazdy z BARTKIEM 3 ­ choć nie jest to mój pierwszy wykrywacz ­ powodowały u mnie wzrost ciśnienia, ślinotok i nerwowy tik lewego oka, ale po kilku tygodniach
56 P OSZUKI W ANI A objawy te zniknęły z powodu wyeliminowania przyczyn ­ nauczyłem się ustawiać wykrywacz (no może poza połapaniem się do końca w dyskryminacji). Mamy do wyboru szukanie w dwóch trybach: statycznym i dynamicznym. W trybie statycznym mamy wybór pomiędzy pracą z dyskryminacją lub na wszystkich metalach natomiast w trybie dynamicznym możliwa jest praca tylko w "all metal". Dyskryminacja działa prawidłowo, choć "złapanie ustawień", co i kiedy odrzucamy lub nie jest łatwe i wymaga długiej zabawy (jedna z przyczyn objawów opisanych wyżej). Zmiana trybu pracy z dynamicznego na statyczny odbywa się poprzez przełączenie przełącznika. Czułość wykrywacza ustawiamy oddzielnie dla trybu pracy wszystkie metale i dyskryminacji. Bardzo ważnym elementem regulacyjnym jest balans gruntu. Prawidłowe ustawienie balansu gruntu ma decydujący wpływ na osiągi wykrywacza i jego poprawną pracę (kolejna przyczyna powyższych objawów). Wykrycie metalu sygnalizowane przez wskazanie wskaźnikiem wychyłowym i dźwiękiem. W statyku w trybie wszystkie metale i w dynamiku wykrycie metalu jest wskazywane poprzez wychył wskazówki w prawo i sygnał dźwiękowy, natomiast w statyku z dyskryminacją metal "odrzucany" jest sygnalizowany tylko przez wskaźnik wychyłem wskazówki w lewo natomiast fant pożądany jest sygnalizowany przez wychył wskazówki w prawo i dźwięk. Stopień wychyłu wskazówki oraz "moc" sygnału z głośnika świadczą zaleganiu i wielkości fantu. Sygnał z głośnika jest przyjemny i można go sobie regulować pokrętłem głośności. Jednocześnie pokrętłem głośności możemy pracować jak wycinaniem (ściszanie głośnika) eliminując słabe sygnały ­ lecz wpływa to na zmniejszenie efektywności wykrywacza. Oczywiście zalecane jest szukanie ze słuchawkami z wiadomych powodów. Wykrywacz BARTEK 3 jako ukierunkowany na pracę w statyku przeznaczony jest raczej do militarów, ale także monetki łapie bardzo przyjemnie. Pull taby też. Zasięgi wykrywacza są porządne. Krótko mówiąc ładnie bierze. Podczas kilkudziesięciu wyjazdów w teren z udziałem BARTKA 3 stwierdzam, że jest to udany wykrywacz, pracuje przyzwoicie i stabilnie. Baterie starczają na tyle ile przy sprzęcie tej klasy. Pomimo, że stelaż zrobiony jest z kuli inwalidzkiej (po odpowiednich przeróbkach oczywiście) jego konstrukcja jest wygodna mocna i stabilna. Nic się nie buja, sonda trzyma się sztywno. Jednym słowem: sprzęt jest warty kupienia i mogę go każdemu polecić. Przykładowe znaleziska (oczywiście nie są to wyniki przeprowadzanych testów, lecz efekt pracy z wykrywaczem): • • • • • • • talerz od Diechtiariewa: ok. 70 cm, łuski karabinowe i pepeszki: od 10 do 30 cm, nakrętki stalowe ochronne na zapalniki do pocisków artyleryjskich: od 10 do 40 cm, monetki: drugowojenne fenigi: do 10 cm, zamek od trzyczwórki: ok. 20 cm, kapsel Polmos spłaszczony: ok. 30 cm. i tak dalej.
P OSZUKI W ANI A 57 58 P OSZUKI W ANI A M I LI TARI A Samochód P ancerny W Z.34 Muzzy 21 sierpnia 1933 roku Szef Departamentu Technicznego Ministerstwa Spraw Wojskowych podjął decyzję o przebudowie samochodu pancernego wzór 28 na pojazd o napędzie kołowym. Pracę tę zlecono Biuru Konstrukcyjnemu Wojskowego Instytutu Badań Inżynierii, po pewnym czasie przemianowanemu na Biuro Badań Technicznych Dowództwa Broni Pancernych. Projekt przebudowy zakończono na początku 1934 roku, a 30 marca zademonstrowano pierwszy przebudowany samochód. 9 kwietnia samochód rozpoczął próby na terenie Puszczy Kampinoskiej. W rezultacie stwierdzono konieczność zastosowania specjalnych gąsienic przeciwślizgowych na tylnich kołach w czasie jazdy po terenach piaszczystych piaszczystych błotnistych. Do listopada trwały jeszcze prace przy zmianach konstrukcyjnych ­ pod koniec miesiąca wszystkie wozy doświadczalne wraz z całą dokumentacją techniczną przekazano do Kierownictwa Zaopatrzenia Broni Pancernych. Samochód został przyjęty do uzbrojenia pod nazwą "samochód pancerny wz. 34", a przebudowa pozostałych pojazdów miała się odbywać w poszczególnych jednostkach, na wzór dostarczonego modelu. W czasie przebudowy używano części z samochodów ciężarowych Polski Fiat 621 L. Modernizacja odbywała się stopniowo, przy wykorzystaniu różnych odmian typowych zespołów części. W wyniku tego powstały trzy odmiany samochodu pancernego noszące nazwy: wz. 34, wz. 34­I, wz. 34­II. W samochodzie wz. 34 w porównaniu z samochodem pancernym wz. 28 zmieniono jedynie tylny most, zastępując go mostem typu Polski Fiat 614. samochodów osobowych i ciężarowych powstałych powstałych czasie modernizacji. Zastosowano silnik Polski Fiat 108­III o mocy 25 KM, tylny most zamieniono na model Polski Fiat 618 o wzmocnionej i ulepszonej konstrukcji. Zastosowano też nową skrzynię biegów, instalację elektryczną i hamulce hydrauliczne. Samochody pancerne zostały uzbrojone w 1 km 7,92 mm Hotchkiss wz. 25 lub w armatę czołgową kal. 37 mm wz. 1918. W latach 1934­1937 przebudowano praktycznie wszystkie posiadane samochody pancerne wz. 28 na model wz. 34 ­ razem było to około 90 pojazdów. Budow a Głównym elementem samochodu była rama, na której montowano silnik, zespół przeniesienia napędu, zespoły podwozia oraz całe nadwozie. Auto posiadało napęd na koła tylnie, hamowanie pojazdu odbywało się przy pomocy 2 hamulców, przy czym poszczególne rodzaje samochodów różniły się rozwiązaniami tego urządzenia. W samochodzie wz.34 główny hamulec mechaniczny uruchamiany pedałem nożnym działał na bęben umieszczony na wale napędowym, ręczny działał na bębny tylnych kół. W samochodzie wz.34­II zastosowano znacznie nowsze hamulce hydrauliczne działały na bębny tylnych kół, zaś hamulec ręczny był połączony z bębnem umieszczonym na wale napędowym. W samochodzie wz. 34­I oprócz zmiany mostu zmieniono też silnik ­ zastosowano silnik Polski Fiat 108, pochodzący z samochodu osobowego Polski Fiat 508. Najnowocześniejszy silnik znajdujący się w wz.34­II był silnikiem gaźnikowym 4 suwowym surowym pojemności 995 cm3 chłodzonym cieczą. W samochodzie wz. 34­II ­ model ten powstał w najliczniejszej liczbie egzemplarzy, zasto­ sowano części pochodzące z typowych Wz. 34 posiadał 4­biegową skrzynię biegów o zsynchronizowanym 3 i 4 biegu. Kadłub wykonany był z płyt stalowych, walcowanych i utwardzanych powierzchniowo.
Płyty łączono przy pomocy kątowników i nitów lub śrub. Cały kadłub ustawiony był na ramie i przymocowany do niej. W płytach kadłuba umieszczono kilka otworów zamykanych płytami na zawiasach. Na lewej bocznej płycie umieszczono właz dla kierowcy, w pokrywie włazu umieszczono szczelinę obserwacyjną. Cztery podobne szczeliny umieszczono w płycie skośnej przed kierowcą. Z tyłu samochodu znajdowało się wejście dla dowódcy będącego jednocześnie strzelcem. Na ścianach bocznych przedziału bojowego umieszczono ramy na skrzynki z amunicją do karabinu maszynowego lub półki na naboje do armaty. W przedziale bojowym umieszczona była też bateria akumulatorów. Tutaj przechowywano też płachtę brezentową do okrywania pojazdu oraz gaśnicę i pompę do pompowania kół. Ciekawostką był całkowity brak opancerzenia od spodu ­ w przedziale bojowym podłoga składała się z drewnianych desek ułożonych bezpośrednio na ramie. Nad przedziałem bojowym na łożysku kulowym umieszczona była wieża z zamon­ towanym uzbrojeniem. W ścianach wieży znajdowały się dwa otwory obserwacyjne zamykane pokrywami ze szczelinami obserwacyjnymi. W przedniej ścianie wieży zamocowane było jarzmo dla broni ­ dla km jarzmo kuliste (takie samo jak w TK/TKS), natomiast natomiast wozach uzbrojonych w armatę zastosowano jarzmo prostokątne konstrukcji francuskiej typu Puteaux, używane w czołgach Renault FT. Na zewnątrz kadłuba umocowano koło zapasowe, łopaty i kilofu, stalowe liny oraz łańcuchy przeciwpoślizgowe. Zamiast nich stosowano również ostrogi gąsienicowe zakładane na tylne bliźniacze koła i przewożone na tylnych błotnikach. Samochody P ancerne W Z.34 w e w rześniu 1939 r. W skład szwadronu wchodziło 7 samochodów pancernych ­ samochód dowódcy plus dwa plutony po trzy wozy (jeden z działkiem 37 mm i dwa z karabinami maszynowymi). W sumie stan szwadronu wynosił 45 żołnierzy (3 oficerów, 14 podoficerów i 28 szeregowców), siedem samochodów pancernych, trzy samochody ciężarowe, jeden samochód osobowy z radiostacją, pięć motocykli, cysterna z paliwem, oraz kuchnia polowa. 60 P OSZUKI W ANI A W czasie mobilizacji, w sierpniu 1939 roku sformowano 10 szwadronów wyposażonych w samochody pancerne wz.34. Były to następujące pododdziały: ­ szwadron dla 21 dywizjonu pancernego Wołyńskiej Brygady Kawalerii armii "Łódź", zmobilizowany przez 12 batalion pancerny w Łucku; ­ szwadron dla 31 dywizjonu pancernego Suwalskiej Brygady Kawalerii SGO "Narew", zmobilizowany przez 7 batalion pancerny w Grodnie; ­ szwadron dla 32 dywizjonu pancernego Podlaskiej Brygady Kawalerii SGO "Narew", zmobilizowany przez 7 batalion pancerny w Grodnie; ­ szwadron dla 33 dywizjonu pancernego Wileńskiej Brygady Kawalerii armii "Prusy", zmobilizowany przez 7 batalion pancerny w Grodnie; ­ szwadron dla 51 dywizjonu pancernego Krakowskiej Brygady Kawalerii armii "Kraków", zmobilizowany przez 5 batalion pancerny w Krakowie; ­ szwadron dla 61 dywizjonu pancernego Kresowej Brygady Kawalerii, zmobilizowany przez 6 batalion pancerny we Lwowie; ­ szwadron dla 62 dywizjonu pancernego Podolskiej Brygady Kawalerii, zmobilizowany przez 6 batalion pancerny we Lwowie; ­ szwadron dla 71 dywizjonu pancernego Wielkopolskiej Brygady Kawalerii, zmobilizowany przez 1 batalion pancerny w Poznaniu; ­ szwadron dla 81 dywizjonu pancernego Pomorskiej Brygady Kawalerii, zmobilizowany przez 8 batalion pancerny w Bydgoszczy; ­ szwadron dla 91 dywizjonu pancernego Nowogródzkiej Brygady Kawalerii zmobilizowany przez 4 batalion pancerny w Brześciu. Niestety w chwili wybuchu wojny samochody pancerne były pojazdami przestarzałymi i mocno wyeksploatowanymi. W momencie zarządzenia mobilizacji większość sprzętu wchodziła w skład jednostek ćwiczebnych biorących udział w letnich manewrach. Sporo
z nich po manewrach było uszkodzonych, uszkodzonych uszkodzonych powodu braku części zamiennych nie mogły być dobrze wyremontowane. Z powodu zastosowania tylko tylnego napędu kół i średnich właściwości trakcyjnych pojazdy były w dużym stopniu przywiązane do dróg, a pokonanie bezdroży i płytkich rzeczek lub piaszczystych odcinków polnych powodowało wiele komplikacji i unieruchamiało całe pododdziały. Uzbrojenie również mocno ograniczało ich zastosowanie w walce ­ przestarzałe działo o niskiej prędkości początkowej nie przebijało grubszych płyt pancernych, dodatkowo działo miało bardzo mały zasięg. W pierwszych dniach września samochody pancerne wz.34 brały udział głównie w rozpoznaniu. Zdarzały się pojedyncze epizody w których załogi działając z zasko­ czenia odnosiły sukces w starciach z Niem­ cami, np. 3 września pod Słupią. Niestety sprzęt wykruszał się bardzo szybko ­ uszkodzony, ugrzęzły lub zatrzymany z powodu braku paliwa, niszczony był przez własne załogi. Do końca walk dotrwały pojedyncze egzemplarze, które także zostały zniszczone z chwilą kapitulacji. P OSZUKI W ANI A Dane taktyczno­techniczne samochodu pancernego w z.34 Ciężar: wz.34 i wz.34­I ­ 2,1 t (2,2 z działkiem); wz.34­II ­ 2,2 t. Załoga: 2 osoby. Uzbrojenie: 1 armata 37 mm Puteraux SA 1918 (96­100 naboi) lub 1 km 7,92 mm Hotchkiss wz.25 (2000 naboi) Prędkość max: wz.34 i 34­I ­ 55 km/h; wz.34­ II ­ 50 km/h Zasięg: 150 km po drodze, 130 w terenie. Silnik: Samochód wz.34 ­ silnik gaźnikowy 4 suwowy Citroen B­14, moc 20 KM; Samochód wz.34­I ­ silnik gaźnikowy 4 suwowy Polski Fiat 108, moc 23 KM; Samochód wz.34­II ­ silnik gaźnikowy 4 suwowy Polski Fiat 108­III, moc 25 KM. Zbiornik paliwa: wz.34 ­ 55 l.; wz.34­II ­ 40 l. Układ napędowy: sprzęgło główne ­ suche, jednotarczowe; Samochód wz.34 ­ skrzynia przekładniowa mechaniczna z reduktorem ­ 6 biegi do przodu, 2 do tyłu; Samochód wz.34­II ­ skrzynia przekładniowa mechaniczna ­ 4 biegi do przodu, 1 do tyłu; Wymiary: wz.34 i wz.34­I długość ­ 3620 mm, szerokość ­ 1910 mm, wysokość 2220 mm, prześwit 250 mm; wz.34­II długość 3750 mm, szerokość 1950 mm, wysokość 2230 mm, prześwit 230 mm. Pokonywanie przeszkód: wzniesienia do 18 stopni, brody do głębokości 30 cm.
61 HI STORI A Zbyt późno doceniony Michał Urbańczyk Bohaterowie z 1939 roku. Obecnie niewielka i ciągle pomniejszająca się grupa staruszków, którzy dopiero teraz zaczynają być dostrzegani i doceniani. 50 lat po bohaterskiej obronie Żywiecczyzny w forcie „Waligóra” w Węgierskiej Górce ponownie dochodzi do walk. Grupka chłopców uzbrojonych w petardy i pistolety na kulki bawi się w wojnę. Siedzący na balkonie pobliskiego domu dziadek – weteran, ze łzami w oczach obserwuje beztroską „zabawę w wojnę”. Był świadkiem i uczestnikiem wydarzeń tamtych dni. Zamyślił się i przypomniał tamte czasy. 1 września 1939 roku VII Bawarska Dywizja Piechoty przekroczyła granicę polską w Zwardoniu. W dniu 2 września o godz. 11.00 została zatrzymana w Milówce. Walki trwały 8 godzin, po czym opór stawiły 2 forty w Węgierskiej Górce (37 żołnierzy) "Waligóra" i "Wędrowiec", oraz 1 i 2 kompania strzelecka baonu "Berezwecz", do których nie dotarł rozkaz wycofania się. „Włóczęga” poddał się 3 września o godz. 8.30, a "Wędrowiec" dowodzony przez kpt. Tadeusza Semika o godz. 17.00. Pozostałe oddziały wycofały się w kierunku Żywca. Utworzona z resztek 1 i 2 kompanii nowa kompania pod dowództwem kpt. Tadeusza Kadego wycofała się przez Ostre w kierunku Lipowej. Pozostałe oddziały zgodnie z rozkazem wycofały się w kierunku Andrychowa. Do potyczki doszło w Zadzielu. W walkach granicznych oraz w bitwie o Węgierską Górkę Niemcy ponieśli olbrzymie straty w ludziach i sprzęcie bojowym. Tamtejsze zmagania wojenne ochrzczono mianem „Westerplatte południa”. Weteran ocknął się z zadumy. Ponownie spojrzał na fort. Chłopcy zakończyli swoją wojnę wynikiem 2:3 i odjechali. Przy budowli pojawili się poszukiwacze z wykrywaczami metalu. Najpierw obeszli fort kilka razy aż wreszcie zaczęli kopać. Dziadek obserwował wszystko uważnie: widział jak chłopcy 62 P OSZUKI W ANI A mozolnie machają łopatami, przerzucają ziemię. W końcu wyciągnęli z niej dziwny przedmiot. Oczyścili go i porównali z czymś w książce. Wykopalisko okazało się rewolwerem. Wówczas weteran przypomniał sobie jeszcze jedno zdarzenie.. Kapitulacja Załogi fortu Waligóra. Żołnierze wyłaniali się z ciemnej otchłani bunkra: brudni, poranieni, spragnieni. Nagle padł strzał. Niemiec sięgnął niespodziewanie po broń i z dachu fortu zastrzelił jednego z Polaków. Natychmiast został przeszyty serią z karabinu. Zachwiał się i przewrócił, a jego pistolet stoczył się ze skarpy i zniknął w trawie. Przypominając sobie tamte wydarzenia starzec zlokalizował dokładnie miejsce gdzie potoczył się pistolet. To właśnie tam poszukiwacze wykopali jakiś rewolwer. Czyżby to był właśnie ten! Zmęczony myśleniem i ciągłym przypominaniem sobie tamtych dni zasnął... ­ Niech pan się obudzi panie Tadeuszu! Rozległo się wołanie. Weteran otworzył oczy i zobaczył przed sobą listonosza. ­ Polecony dla pana, odparł listonosz Starzec spojrzał na kopertę zaadresowaną następująco: Kpt. Tadeusz Semik ul. Fortowa 13, po czym otworzył ją i przeczytał list: „Mamy zaszczyt zaprosić pana, panie Kapitanie Tadeuszu na uroczystości 40 rocznicy bohaterskiej Obrony Węgierskiej Górki w 1939 roku. To Pan wówczas przez 2 dni bohatersko dowodził obroną tutejszych fortów za co z całego serca Panu dziękujemy ­ Towarzysze broni. U dołu listu widniał jeszcze jeden zapisek: „Zostaniesz odznaczony”. Kapitan Semik nie zdążył za życia zostać odznaczony. praca zgłoszona w Poszukiwaczy Skarbów
konkursie Wortalu M I LI TARI A Sow ieckie maski GP 4 M OD08 Marek Kulig Końcem lat dwudziestych rozpoczęto prace nad nową maska dla armii, cywilów a także oddziałów Obrony Cywilnej. W pierwszej kolejności dostawali maski członkowie Obrony Cywilnej (Ossoaviakhim) oni także do 1940 roku dopuszczali typ GP4 do sprzedaży. Pierwsze maski oznaczano jako typ TTS, lecz po niedługim czasie przyjęto, że cywilne maski miały oznaczenie GP4 a wojskowe, 08 lecz niczym oprócz oznaczenia się nie różniły. Maska kosztowała 11 rubli, produkowana w trzech wielkościach 1, 2, 3. Wszystkie sowieckie maski produkowały zakłady państwowe, nie miały one nazwy tylko numer, dlatego też ciężko jest określić gdzie została wyprodukowana dana maska, ale jak dotąd spotykałem maski z zakładów nr57 oraz 27. Główną cechą charakterystyczną była rura powleczona materiałem bawełnianym przymocowana na stałe do maski. Pierwsza nieudana partia była wykonana ze złej jakościowo ciemnobrązowej gumy, która się łatwo rozrywała i w czasie użytkowania guma się zapadała utrudniając oddychanie. Część twarzowa składała się z dwóch połączonych ze sobą kawałków gumy, w miejscu przyczepu pasków ogłowia wydłużono część twarzową tak, że tworzyła ona jedność z ogłowię w skład ogłowia wchodziło 5 elastycznych regulowanych pasków. Posiadała ona torbę wykonaną z grubego płótna, parciany pasek na ramię, dwie wydzielone komory wewnątrz a klapa miała ścięte rogi i była zamykana na dwa kołki drewniane, które się przeciągało przez pętle przyszyte na zewnętrznej części torby. Szklane okulary osadzone na części twarzowej za pomocą stalowych obręczy przecierało się nasączonym odpowiednim roztworem flanelowym kawałkiem materiału, który zapobiegał parowaniu. Komora zaworowa wykonana ze stali była pomalowana na zielono w dolnej części komory znajdował się zawór wydechowy osłonięty aluminiową przysłoną. W poprawionym modelu zastosowano część twarzową z tłoczonej jasno brązowej gumy, brązowa lub zielona torba była zamykana na pasek i miała na zewnątrz kieszonkę. Dodano stalowy pojemniczek pomalowany matowym ciemno zielonym lakierem wysokości około 10cm z 5 przetłoczeniami przechowywano w nim pakiet odkażający. Do okularów zrobiono też specjalne obręcze, które przytrzymywały dodatkowe okulary celuloidowe zapobiegające parowaniu. Problem zapadania się maski rozwiązał wyprofilowany kawałek stalowej blachy umiejscowiony wzdłuż części nosowej. W październiku 1937 roku na podstawie badań instytutu w Porton Down zmodernizowano maski 08 skracając część twarzową zmodernizowane maski posiadały już oznaczenie MOD 08 jako pierwsze zaopatrzono w nie oddziały stacjonujące przy granicy rosyjsko fińskiej. Maski produkowano do 1943 roku. Partię masek MOD 08 w 1939 roku zmodernizowano dla potrzeb armii niemieckiej nadając im oznaczenie G01 oraz montując w miejsce rury łącznik gwintowy przystosowany do użycia z niemieckimi pochłaniaczami.
P OSZUKI W ANI A 63 ORGANI ZACJ E P olskie Tow arzystw o Badań Historycznych w Będzinie Zachęcamy do wstępowania w szeregi stowarzyszenia wszystkich zainteresowanych profesjonalnymi poszukiwaniami. Pamiętajcie, że to my jesteśmy tymi, którzy wybierają projekty, finansują ich badania, a następnie je realizują. Stowarzyszenie działa zgodnie z polskim prawem, posiadając odpowiednie pozwolenia na wszystkie organizowane akcje. Uczestnicy XXVI Międzynarodowego Zlotu Miłośników Eksploracji stali się świadkami współpracy pomiędzy stowarzyszeniem, a archeologami, historykami czy muzeami. Kandydatów zachęcamy do wypełnienia i odesłania deklaracji przystąpienia do Polskiego Towarzystwa Badań Historycznych w Będzinie. Po otrzymaniu deklaracji kandydat jest rejestrowany na miesięczny „okres próbny”. Po tym czasie osoby chcące stać się pełnoprawnymi członkami stowarzyszenia są zobowiązane do opłacenia 64 P OSZUKI W ANI A składki członkowskiej. Każdy przyjęty do stowarzyszenia kandydat otrzymuje legitymację członkowską wraz ze znaczkiem typu pins. Zapraszam również do kontaktu z przed­ tawicielem stowarzyszenia, który udzieli niezbędnych informacji związanych z przystą­ ieniem do stowarzysznia: M ariusz Ziętara GG 15762218, e­mail: [email protected] Wydrukowaną i poprawnie wypełnioną deklarację należy przesłać na poniższy adres: P olskie Tow arzystw o Badań Historycznych w Będzinie ul.P iastow ska 29/ 1 42­500 Będzin
DEKLARACJ A W stąpienia do P olskiego Tow arzystw a Badań Historycznych w Będzinie Zgłaszam chęć wstąpienia do Stowarzyszenia na prawach członka zwyczajnego. Nazwisko i imię: ………………………………………………………………………………………………………. Data i miejsce urodzenia: ………………………………………………………………………………………… Adres do korespondencji: ………………………………………………………………………………………… …………………………………………………………………………………………………………………………………… E­mail: ……………………………………………………………………………………………………………………… Telefon: …………………………………………………………………………………………………………………… Niniejszym deklaruję chęć wstąpienia do Polskiego Towarzystwa Badań Historycznych w Będzinie, zwanego dalej Stowarzyszeniem. Oświadczam, iż zapoznałem się z treścią Statutu Stowarzyszenia i jako jego członek zobowiązuję się do przestrzegania postanowień Statutu oraz uchwał jego władz. Oświadczam też, że jestem świadom swoich praw i obowiązków wynikających z przynależności do Stowarzyszenia. Oświadczam, iż wyrażam zgodę na przetworzenie podanych przeze mnie danych osobowych do wszystkich celów związanych ze złożoną przeze mnie deklaracją zgodnie z Ustawą o ochronie danych osobowych z dn. 29 sięrpnia 1997 r. (Dz. U. Nr 133 poz. 833 z 1997 r.). …………………………………………… (podpis czytelny) Miejscowość: …………………………………………………… P OSZUKI W ANI A Data: ……………………………
65 Stow arzyszenie " P olskie Tow arzystw o Badań Historycznych" Rozdział I P ostanow ienia ogólne 1) Stowarzyszenie nosi nazwę " Polskie Towarzystwo Badań Historycznych ", w dalszych postanowieniach regulaminu zwane Towarzystwem. 2) Towarzystwo jest zrzeszeniem osób fizycznych. 3) Siedzibą Towarzystwa jest Będzin, ul. Piastowska 29/1. Terenem działania jest obszar Rzeczypospolitej Polskiej. 4) Towarzystwo jest zawiązane na czas nieokreślony, jest stowarzyszeniem zwykłym, działa na podstawie przepisów ustawy Prawo o stowarzyszeniach (Dz. U. z 1989r. nr 20, poz. 104 z późniejszymi zmianami) oraz niniejszego Regulaminu. 5) Działalność Towarzystwa oparta jest przede wszystkim o pracę społeczną członków. Rozdział I I Cel i środki działania 6) Celem Towarzystwa jest: a) ochrona kulturowego i historycznego dziedzictwa europejskiego, b) popularyzację wiedzy historycznej, archeologicznej i architektonicznej oraz propagowanie niekonwen­ cjonalnych form spędzania wolnego czasu, 7) Towarzystwo realizuje swój cel poprzez następujące środki działania: A) organizowanie spotkań, prelekcji, projekcji filmowych, konferencji i różnego rodzaju imprez; B) opiniowanie i zajmowanie stanowiska w sprawach dotyczących celów Towarzystwa i jego członków; C) popieranie przedsięwzięć organizowanych przez osoby i podmioty współpracujące z Towarzystwem; D) prowadzenie analiz i studiów; E) współpracę z władzami państwowymi i samorządowymi, partiami i stowarzyszeniami, placówkami nauko­ wymi. F) organizowanie i prowadzenie przedsięwzięć mogących przyczynić się do realizacji celów Towarzystwa; G) doradztwo organizacyjne i prawne; H) wymianę informacji, materiałów i sprzętu; I) organizowanie badań archeologicznych, historycznych i architektonicznych; J) organizowanie poszukiwań zaginionych i zapomnianych zabytków, atrakcji turystycznych i podziemi K) organizowanie i prowadzenie biblioteki i archiwum dla Towarzystwa; L) organizowanie i wspieranie działalności muzealnej i kolekcjonerskiej. M) współpracę z wszelkimi osobami oraz instytucjami o podobnych celach działania, N) mobilizowanie opinii publicznej i wywieranie nacisku na władze w celu wprowadzania zmian zgodnych z celem działania Towarzystwa. 8) Towarzystwo nie może prowadzić działalności gospodarczej. Rozdział I I I Członkow ie ­ praw a i obow iązki 9) Członkiem Towarzystwa może być każdy obywatel Rzeczypospolitej Polskiej, który identyfikuje się z celem Towarzystwa. 10) Członkiem Towarzystwa staje się po złożeniu pisemnej Deklaracji o Wstąpieniu, wykazaniu się aktywnością na rzecz celu działania Towarzystwa oraz po zarekomendowaniu przez dwóch członków Towarzystwa. 11) Członkowie Towarzystwa mają prawo: a) biernego i czynnego uczestniczenia w pracach Towarzystwa, b) korzystania z dorobku i wszelkich form działalności Towarzystwa, c) udziału w zebraniach, wykładach oraz imprezach organizowanych przez Towarzystwo, d) zgłaszania wniosków, co do działalności Towarzystwa. 12) Członkowie Towarzystwa mają obowiązek:
66 P OSZUKI W ANI A a) brania udziału w działalności Towarzystwa i realizacji jego celów, b) przestrzegania regulaminu Towarzystwa, c) regularnego opłacania składek. 13) Utrata członkostwa następuje na skutek: a) pisemnej rezygnacji, b) wykluczenia przez zebranie członków: ­ z powodu łamania regulaminu i nieprzestrzegania uchwał Towarzystwa, ­ z powodu niepłacenia składek, c) utraty praw obywatelskich na mocy prawomocnego wyroku sądu, d) śmierci członka. Rozdział I V Struktura organizacyjna Tow arzystw a 14) Wszyscy członkowie Towarzystwa mają takie same prawa i obowiązki. 15) Członkowie Towarzystwa wybierają spośród siebie Przedstawiciela. 16) Uchwały zebrania członków Towarzystwa zapadają zwykłą większością głosów przy obecności co najmniej połowy członków uprawnionych do głosowania, chyba że dalsze postanowienia Regulaminu stanowią inaczej. Rozdział V Finanse Tow arzystw a 17) Towarzystwo uzyskuje środki na działalność statutową wyłącznie ze składek członkowskich. 18) Towarzystwo prowadzi gospodarkę finansową zgodnie z obowiązującymi przepisami. Rozdział VI P ostanow ienia końcow e 19) Uchwałę w sprawie zmiany Regulaminu oraz uchwałę o rozwiązaniu Towarzystwa podejmuje zebranie członków Towarzystwa kwalifikowaną większością głosów ­ (dwóch trzecich), przy obecności co najmniej połowy uprawnionych do głosowania. 20) Podejmując uchwałę o rozwiązaniu Towarzystwa zebranie członków określa sposób jego likwidacji oraz przeznaczenie majątku Towarzystwa. 21) W sprawach nie uregulowanych w niniejszym Regulaminie zastosowanie mają przepisy Prawa o Stowarzyszeniach
P OSZUKI W ANI A 67 

Podobne dokumenty

Pobierz - Gazeta Poszukiwania

Pobierz - Gazeta Poszukiwania o  II nagroda: Nagroda książkowa ufundowana przez miesięcznik Poszukiwania  o  III nagroda: Nagroda książkowa ufundowana przez Portal Poszukiwania.pl,  18. Jury zastrzega sobie prawo do innego podz...

Bardziej szczegółowo