An glik we Wroc ła wiu pod glą da nas
Transkrypt
An glik we Wroc ła wiu pod glą da nas
8 wroclaw.wyborcza.pl MW Piątek 5 lutego 2016 NASI CUDZOZIEMCY Terence Clark-Ward KORNELIA GLOWACKA-WOLF Skończył studia filmowe oraz filozofię, jest dyrektorem w Queen’s School of English we Wrocławiu. Napisał dwie książki do nauki języka angielskiego „Żegnajcie błędy – Angielski dla Polaków” oraz „I can sing in English”, podręcznik dla kilkulatków. We wrocławskim Radiu RAM co niedziela od godz. 12 do 14 wspólnie z Maćkiem Przestalskim zapraszają na „Sunday Lunch w kulinarnym Wrocławiu”. Mieszka z żoną i dwójką dzieci na Oporowie. Zrobiłem taki eksperyment: na imprezie przedstawiłem się jako Ukrainiec spod Lwowa. I nikt nie chciał ze mną rozmawiać prawdy o tym świecie jest skazane na porażkę. Nawet jeśli zgodzimy się, że – pomagając – lepiej jest dawać wędki niż ryby, to nie mamy wpływu na ludzi, którzy na tej wędce rozpalą ognisko. Nasze kultury się różnią. A to powinno być powodem do dumy, nie kłótni o kolor skóry. Pokłóćmy się lepiej o człowieczeństwo. ROZMOWA Z TEREN CEM CLARK-WARDEM J OAN NA D ZI KOW SKA : Dlaczego Polska? T E REN CE C LARK-WARD : Początkowo wasz kraj uważałem za nieciekawy. Wiedziałem, że macie Lecha Wałęsę i „Solidarność”, a stolicą jest Warszawa. Kiedy po studiach dowiedziałem się, że Ministerstwo Edukacji Narodowej szuka specjalistów od języka angielskiego, zaryzykowałem. To mogłoby fajnie wyglądać w CV, chciałem więc popracować przez parę miesięcy i wrócić. Miałem 25 lat, 500 funtów i wszystkie rzeczy w plecaku. I 600 złotych odłożone na wszelki wypadek, gdybym potrzebował pieniędzy na podróż powrotną. To były ciemne czasy, lata przed wejściem Polski do Unii Europejskiej. Nie było Ryanaira, jeździłem do domu autokarem. A razem ze mną – Polacy. Tylko że ich traktowano na granicy jak przestępców, jakby nie mieli prawa wyjeżdżać. Niektórzy faktycznie nie mieli dokumentów. Tych zostawiali – tak jak stali – na granicy w Calais, w porcie. Byli gorsi, bo nie mieli brytyjskiego paszportu jak ja. Po 17 latach wyrobiłeś sobie polski paszport? – Nie. Mam brytyjskie obywatelstwo, wciąż czuję się Anglikiem. Głosuję tam w wyborach, bo te decyzje dotyczą wciąż moich rodziców i rodzeństwa. Jeden z prezesów międzynarodowej korporacji, surowy i pracowity, powiedział mi kiedyś, żebym nigdy nie zapomniał, skąd jestem. Nieważne, co osiągniesz, musisz pamiętać o swoich korzeniach. Czemu to ważne? – Bo jeśli pamiętasz i umiesz się do tego przyznać – nawet w sytuacji, gdy lepiej byłoby skłamać – pozostajesz szczery. A szczerość jest jedną z cech dobrego życia. Mój tata był mechanikiem, mama – recepcjonistką. Dzięki nim jestem uparty, nie brak mi determinacji. Jeśli porównamy możliwości rozwoju do drzwi, to oczywiście otwiera je dobra wola. Ale to determinacja sprawia, że drzwi pozostają otwarte. Natomiast bez dobrej woli stajemy się źli, korzystając z tej metafory – wyważamy drzwi, niszcząc wszystko wokół. Na przełomie lat 90. i nowego stulecia Polakom brakowało dobrej woli i determinacji. Kiedy powiedziałem znajomym, że chciałbym otwo- wyborcza.pl MAGAZYN WROCŁAW Anglik we Wrocławiu podgląda nas – Polacy wciąż czują się gorsi od Zachodu i lepsi od sąsiadów zza wschodniej granicy. Gazeta Wyborcza Przyjechałem, bo miałem poczucie, że w Anglii wszystko już było, a Polska dopiero będzie mierzyć się z wyzwaniami rzyć szkołę językową, wszyscy mówili: ale po co, to się nie uda. Nie dostrzegali tej perspektywy rozwoju, któ ra mnie tu za trzy ma ła; Pol ska wchodziła do NATO, spodziewałem się, że niedługo będziecie w Unii Europejskiej. Miałem poczucie, że w Anglii wszystko już było, a Polska dopiero bę dzie prze ra biać moż liwo ści i mierzyć się z wyzwaniami. I zakochałeś się w dziewczynie z Wrocławia. – Tak, ale mi łość to za ma ło. Z dziewczyną można się wyprowadzić i zamieszkać gdziekolwiek, banalna wymówka. Polska, którą poznawałem, nie potrzebowała wymówek. Kiedy byłem mały, mama opowiadała mi o polach, na których wyrosły supermarkety. Kilkanaście lat później sam to obserwowałem! Wrocławski plac Grunwaldzki był nędznym skrzy żowa niem z tar gowi skiem, na któ re ze wsi zwo żo no świeże jajka. A teraz stoją tam biu- rowce, jest galeria handlowa – no, to jest fascynująca zmiana. Polska dała mi możliwości. W Anglii byłbym tylko kolejnym absolwentem filozofii, a tutaj mogę uczyć języka, wydać parę książek, coś przetłu ma czyć, po prowa dzić dwu ję zyczny program kulturalny w radiu czy pisać artykuły na stronie dla obcokrajowców. Fakt, wykorzystałem to, że pochodzenie stawia mnie w roli autorytetu w pewnej dziedzinie. Moje zdanie się liczy, bo Polacy wciąż czują się gorsi od Zachodu i lepsi od sąsiadów zza wschodniej granicy. To widać choćby w warstwie językowej, bo Polacy w Anglii to imigranci, ale nikt tak nie mówi o Anglikach, którzy przyjechali do Polski. Zro bi łem kie dyś ta ki eks pe ry ment: na imprezie przedstawiłem się jako Ukrainiec spod Lwowa. I nikt nie chciał ze mną rozmawiać, od razu „do widzenia”. Niezbyt tolerancyjne. – Ale bezmyślna tolerancja też może być niebezpieczna – toleruje się przecież też te rzeczy, które nam się nie podobają. To tolerancja podszyta frustracją, podporządkowana normom społecznym i bezrozumna. Tolerancja, słowo-wytrych. Zamiast niej potrzebujemy raczej mądrej akceptacji i odwagi, żeby dyskutować o tym, co nas obchodzi. Co to znaczy: mądra akceptacja? – Jeśli mój sąsiad robi remont z samego rana, jestem wkurzony. Sąsiad oczywiście ma prawo, więc to toleruję, chociaż wcale mi się nie podoba. A akceptacja jest wtedy, kiedy wychodzę do tego sąsiada i pytam: – Kolego, jest szósta rano, musisz o tej porze wieszać szaf ki? Może odpowie, że później odbiera dzieci ze szkoły albo ma jakieś spotkanie; musi. Dopiero kiedy to zrozumiem, mogę zaakceptować jego zachowanie. Mogę też powiedzieć, że przeszkadza mi w odpoczynku i zaproponować, że- by zaczął pracę pół godziny później. Razem decydujemy, co dalej. Cudzoziemcy we Wrocławiu, szczególnie o innym niż biały kolorze skóry, doświadczają rasizmu. Skąd się on w Polakach bierze? – Zaobserwowałem, że rasizm często łączy się z pieniędzmi. Jeśli do British International School, w której czesne kosztują 4 tys. zł, chodzą dzie ci czar no skó re i ma li Azja ci, wszystkie bawią się razem. Dopiero w biedzie jest inaczej. Pojawia się zazdrość, strach – że obcy zabiorą pracę – i niechęć, która wynika z niewiedzy. Ilu wrocławian wie, skąd się wzięła figura Murzyna na budynku „Gazety Wyborczej”? Czy to już rasizm? Albo margaryna Palma z rysunkiem czarnej buzi: to rasizm czy tylko niewinna tradycja? Tak samo jak wiersz „Murzynek Bambo”, którego nauczyła się na lekcji w pierwszej klasie moja córka. I bezmyślnie tolerujemy tę „tradycję”. Jak z tym wygrać? – Jeśli jesteśmy w sytuacji, kiedy jeden na jeden dyskutujemy o naszych poglądach – za pomocą argumentów. Ale te na nic się zdadzą w sytuacji, kiedy czterech pijanych mężczyzn podchodzi do takiego faceta jak ja w klubie i zaczyna krzyczeć: „wracaj do siebie, Angolu”. Nic nie zdziałam przecież, jeśli powiem, że każdy z nich ma pewnie znajomych albo rodzinę w Wielkiej Brytanii, na zmywaku. Nie pobiję się z nimi. Bezpieczeństwo jest ważniejsze, więc po prostu wyjdę z klubu. Trzeba zachować zdrowy rozsądek w tej walce z głupotą. Bo jeśli zostanę, nie pobiją mnie dlatego, że jestem Anglikiem, tylko dlatego, że jestem idiotą. To przypomina mi retorykę: nie noś krótkiej spódniczki, bo cię zgwałcą. – Nie powinno tak być, ale tak bywa. Wszędzie. Polska nie jest tutaj wyjątkiem. Inny świat to utopia, podobnie jak poszukiwanie uniwersalnej A co zrobić z tymi, którym nic się nie chce? Wydaje się, że brytyjski program pomocowy zamiast pomóc, ściągnął tylko socjalnych turystów, którzy znaleźli sposób na życie za darmo. – Potrzebna jest konsekwencja. To może niepopularna opinia, ale uważam, że jeśli bezrobotny nie chce się uczyć, nie chce pracować – niech dostaje pieniądze, w porządku. Ale później, o ile będzie taka potrzeba, niech broni kraju podczas wojny, niech stanie na pierwszej linii frontu. Nie możemy przez całe życie wyciągać dłoni po darmowe korzyści, musimy sami coś oddać państwu. Inaczej nie da się zbudować dobrego społeczeństwa. Wyrosłem z liberalizmu absolutnego, kiedy zacząłem mieć coraz więcej: dom, rodzinę, pracę. Dbam o to i wiem, że będę tego bronić za wszelką cenę. To spory problem wszystkich demokratycznych państw: brakuje obowiązków w tej wyzwolonej obywatelskości. Ufam jednak temu, co mówił Władysław Frasyniuk: „Potrzeba trzech pokoleń, żeby zmienić sposób myślenia”. Jakiej jeszcze lekcji nie odrobiliśmy od 1989 roku? – Brakuje wam stabilności politycznej. Polscy politycy zmieniają partie jak rękawiczki – a to znaczy, że nie muszą brać odpowiedzialności za swoje obietnice. Polska wciąż ma też problem z korupcją. Opowiem żart. Francuz i Polak spotykają się u tego pierwszego w domu. Piękna, 300-metrowa willa. „Skąd miałeś tyle pieniędzy?” – pyta Polak. „A widzisz tam w oddali? To autostrada. Dostaliśmy na nią 10 milionów, budowa kosztowała siedem. No i mam!”. Parę miesięcy później spotykają się ponownie, tym razem w Polsce. Dom równie piękny, 700 metrów z ogrodem i basenem. „A ty skąd wziąłeś pieniądze na taką rezydencję?” – pyta Francuz. „Widzisz autostradę, tam w oddali? Nie. No właśnie!”. Łatwiej przyjąć pieniądze na autostradę niż 400 uchodźców. ROZMAWIAŁA JOANNA DZIKOWSKA WR 1