Pobierz w pdf - Extrastory

Transkrypt

Pobierz w pdf - Extrastory
Ścianka wspinaczkowa
Publikacja na extrastory.czytajzafree.pl
Autor:
roxetka
Ścianka wspinaczkowa – rękopis (Per)
W Halmstad został otwarty budynek ze ściankami wspinaczkowymi. Zarówno Per jak i Marie chcieli sprawdzić co to za
miejsce, byli ciekawi jak tam jest. Nie mieli jednak zielonego pojęcia kto prowadził to miejsce. Był to jak na ich
nieszczęście – facet, który grał z Perem w Gyllene Tider i miał śpiewać w Roxette zamiast Marie. Po tym jak usłyszał od
Pera, że jednak jego miejsce zostanie zajęte przez Marie – wściekł się i zerwał z obojgiem kontakt. Przez jakiś czas po
kłótni czasem tylko „pluł dymem” odgrażając się, że coś im zrobi. Jego groźby spełzły jednak na niczym. Per i Marie
dość długo zastanawiali się czy pojechać czy jednak sobie odpuścić. W końcu Marie stwierdziła:
- Boimy się tego tak? A może zmienić nasz strach w tremę jaką odczuwamy przed koncertem i zwalczyć go tak jak
zwalczamy tremę koncertową?
- Coś w tym jest… - mruknął z zastanowieniem Per. Po chwili dodał:
- Jedźmy tam. Żadne z nas nie wie jak to jest wspinać się na ściance a teraz skoro możemy się tego dowiedzieć…
- Zgadzam się, będzie fajna zabawa – powiedziała Marie. Ani ona ani Per nie zdawali sobie sprawy co ich czeka.
Pojechali jeszcze tego samego dnia, którego odbyli rozmowę. Kiedy weszli do budynku – mieli pecha, bo przywitał ich
właściciel. Rozpoznał oboje od razu ale przed innymi klientami pokazał grę pozorów w stosunku do Pera i Marie. Wtedy
jeszcze żadne z nich nie zorientowało się co facet knuje od samego zresztą początku. Dopiero kiedy podał im liny,
których mieli używać do wspinaczki – Marie zorientowała się, że coś jest nie tak kiedy zobaczyła jaką słabą linę dostał
Per.
- Czy te liny na pewno są dobre? – spytała z lekkim niepokojem w głosie dziewczyna.
- Tak, czemu pytasz? – odpowiedział pytaniem na pytanie facet. Pytanie będące jego odpowiedzią zadał z dziwnym
złowieszczym spokojem.
- Pytam, bo gołym okiem można zauważyć, że lina Pera jest o wiele za słaba, że może pęknąć a wtedy…
- Wydaje ci się – skłamał facet. Dobrze wiedział, że Marie go przejrzała. Dziewczyna niestety dała sobie tymi słowami
uśpić czujność, bo trzymając w dłoniach liny swoją i Pera, powiedziała:
- Może masz rację? To pewnie zdenerwowanie przed wspinaczką sprawia, że się tak zachowuję…
- Zdarza się i tak… - powiedział facet. Spokój z jakim odpowiedział Marie był tak samo jak wcześniej złowieszczy. Po tej
wymianie zdań podeszli do ścianki i zaczęli się przygotowywać. Z przygotowaniami pomogła im Ana Lisa, dziewczyna,
która pracowała jako osoba asekurująca podczas wspinaczek.
- Ty zajmiesz się asekuracją Marie a ja będę asekurował przy wspinaczce Pera – mówiąc, facet użył tonu nie
Strona: 1/23
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
znoszącego sprzeciwu. Bał się, że Ana chcąc mu odmówić może wykryć jego spisek i po kryjomu podać Perowi linę,
która będzie odpowiednia dla niego, odpowiednio mocniejsza.
- Dobrze… - mruknęła zrezygnowana, myśląc: „A już liczyłam, że uda mi się uratować mu życie… Jeśli coś mu się
stanie – to będzie tylko i wyłącznie moja wina a jego przyjaciółka nie daruje mi tego…”. Natomiast Per, rozglądając się
po sali pomyślał: „Chyba jednak się myliłem. Chyba nie miałaś racji Marie. Nie jestem pewny czy uda nam się ten
strach zwalczyć sposobami na tremę koncertową. To jest chyba zbyt silne…”. Natomiast dziewczyna myślała:
„Przepraszam cię Per ale chyba podsunęłam nam zły pomysł… Sposoby na tremę koncertową przy tym strachu w
ogóle się chyba nie sprawdzą…”
- Czy mogę ci ufać Oskar? – spytał przed wspinaczką Per.
- Jasne, że tak; zmieniłem się, nie jestem już tak nieodpowiedzialnym szczeniakiem jak te kilkanaście lat temu – facet
kłamał w żywe oczy. Spojrzenie jakim patrzył na Pera mówiło: „Jesteś tak samo głupi i naiwny jak wtedy, Gessle, nie
zmieniłeś się ani trochę; ciesz się ostatnimi chwilami życia”. Natomiast na Marie popatrzył tak jakby chciał powiedzieć:
„Tobą też się zajmę Fredriksson. Ale – wszystko w swoim czasie”. Chwilę później zaczęli się wspinać. Wszystko szło
dobrze do pewnego momentu. „Coś z tą liną jest chyba nie tak…” – zastanawiał się Per, czując że lina nie utrzymuje go
tak mocno jak powinna.
- Przytrzymaj tą linę trochę mocniej! – zawołał z góry do Oskara.
- Wszystko jest w porządku! – usłyszał w odpowiedzi Per, co niestety było wierutnym kłamstwem.
- Czy z twoją liną wszystko jest OK.? – Per skierował pytanie do Marie kiedy byli jeszcze na tym samym poziomie.
- Tak, czemu pytasz? – zdziwiła się lekko.
- Sam nie wiem, czuję że z moim sprzętem coś jest nie w porządku i boję się czy przypadkiem z twoim nie jest tak
samo.
- Spokojnie, nie musisz się bać.
Po kolejnych kilku, może kilkunastu minutach bezproblemowej wspinaczki usłyszeli kilkukrotnie powtórzony cichy
trzask. To lina Pera zaczęła pękać. Jak na złość zaczęła pękać w okolicach pasa chłopaka; na dokładkę żadne z nich nie
zdawało sobie sprawy, nie zauważało co się dzieje. Nagle jednak Per, robiąc krok w górę, stracił równowagę. Na swoje
nieszczęście od kostek w dół zaplątał się w linę i zawisł na ściance głową w dół jak nietoperz.
- Ratunku! – zawołał, spadając.
Słysząc krzyk przyjaciela, Marie bez zastanowienia chwyciła go mocno za rękę. Chwyt był co prawda mocny ale
niestety niewygodny i nie było szans żeby tak długo wytrzymali.
- Niech ktoś wezwie pomoc! – zawołała Marie – Nie wytrzymam tak dłużej! – zawołała po kolejnych kilku minutach
czując, że jeszcze chwila i wypuści rękę Pera ze swojej – Niech ktoś się wreszcie ruszy, patrzcie co się z nim dzieje! –
wołała, prawie płacząc. Widok, na którego opisanie Marie nie mogła znaleźć słów był naprawdę okropny. Per zwisał
głową w dół, był splątany liną, prawie zupełnie stracił już kontakt z rzeczywistością, Marie dosłownie ostatkiem sił
walczyła żeby nie pozwolić mu spaść a nikt z zebranych w hali nie miał odwagi żeby wezwać pomoc. W pewnym
momencie Marie szepnęła:
- Przepraszam… - i zwolniła uścisk ręki co spowodowało, że jej przyjaciel spadł rozbijając sobie głowę i to bardzo
poważnie. „Tego już za wiele” – pomyślała Ana Lisa, asekurując roztrzęsioną Marie przy zejściu ze ścianki. Po zejściu
dziewczyna podbiegając do Oskara i trzykrotnie go policzkując, zawołała:
- Nie daruję ci tego! Jeśli coś mu się stanie – podam cię do sądu albo zrobię cokolwiek innego żeby puścić cię z torbami!
– Marie była naprawdę wściekła.
- A ja jej w tym pomogę! – zawołała Ana Lisa, podbiegając do Marie i Oskara i wciskając dziewczynie w dłoń kartkę ze
słowami: „To wszystko przeze mnie, przepraszam; pomoc jest już w drodze”.
Strona: 2/23
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
- Wy chcecie mi cokolwiek zrobić? Takie dwa chuchra, zera? – pytał z cynicznym zimnem w głosie Oskar. Dziewczyny
nie zdążyły mu się nawet odgryźć kiedy nagle chwyciło je jakichś dwóch drabów.
- Teraz się zabawimy, ślicznotki – syknął ten, który trzymał Marie.
- Jesteś tego taki pewien kozaku? – spytała dziewczyna, wijąc się jak fryga. Robiła to żeby znaleźć miejsce, po
uderzeniu w które będzie mogła bez problemu się uwolnić. Po chwili walki i poszukiwań kopnęła draba z całej siły w
krocze. Facet zgiął się w pół i wypuścił ją z uścisku.
- Kopnij go w krocze, wtedy się uwolnisz! – zeskakując miękko na podłogę. Kiedy obie były wolne – chwyciły się za ręce
i wybiegły z hali.
- Przeczytaj proszę tą kartkę, którą masz w ręku, tam znajdziesz wyjaśnienie całej tej stagnacji kiedy twój przyjaciel… poprosiła smutno Ana Lisa kiedy były w zacisznym, bezpiecznym miejscu.
- Nie obwiniaj się, ten facet manipulował nami od początku tyle, że ja najpierw go przejrzałam a potem dałam sobie
uśpić czujność. On zresztą od początku, od kiedy znam Pera, miał z nim na pieńku. Jeszcze w Gyllene Tider się nie
dogadywali. Natomiast kiedy założyliśmy Roxette – szkoda słów… A tak a propos: co z Perem, dokąd go zabrali? Wiesz
coś? – spytała po chwili ciszy dziewczyna, zmieniając temat.
- Zabrali go do Sztokholmu ale nie wiem co mu jest… - szepnęła smutno Ana Lisa, dodając po chwili równie smutno jak
wcześniej: - To przeze mnie… Gdybym zareagowała kiedy prosiłaś…
- To nic, powiedz mi tylko czemu tego nie zrobiłaś?
- Bo bałam się Oskara. To despota…
- Racja… Despota jakich mało… Mogłabyś odwieźć mnie do domu i zostać ze mną…? – poprosiła Marie. Po chwili
dodała: - Nie jestem w stanie prowadzić samochodu po tym wszystkim… A sama w domu też nie wytrzymałabym ani
chwili… Mieszkamy… to znaczy mieszkam w okolicach starówki Halmstad. Tutaj masz dokładny adres.
- Nie potrzebuję go, wiem gdzie mieszkacie. Jesteśmy sąsiadami. Dzielą nas dwa może trzy domy. I jeszcze coś:
mówiąc o was nie rób proszę czegoś takiego jak przed chwilą. Nie pomijaj Pera. Musisz wierzyć, że wszystko będzie
dobrze, że wyjdzie z tego i wszystko będzie jak dawniej – mówiła Ana Lisa. Ton z jakim mówiła do Marie był pełen
wsparcia, ciepła, zrozumienia.
- Ale ja tak bardzo się boję, że… że Per może nie mieć tyle szczęścia i… - Marie nie wytrzymała i rozpłakała się. Słowa
„śmierć”, „odejście” nie ważne w jakiej byłyby formie – nie mogły przejść jej przez gardło. Bała się nawet je
wypowiedzieć. Myślała, że gdyby je wypowiedziała – sprawiłaby, że i tak małe szanse Pera na przeżycie byłyby jeszcze
mniejsze. Kiedy dojechały do domu – dopiero tam zaczęło się najgorsze. Marie zaczęła zachowywać się naprawdę
dziwnie tak jak nie zachowywała się nigdy wcześniej. Chodziła z kąta w kąt powtarzając, że cały ten wypadek to jej
wina, wszystkie zdjęcia swoje i Pera, które miała pooprawiane w ramki poodwracała tak żeby zdjęcia nie były widoczne.
Chwilę później znów zaczęła płakać. Tym razem rozpłakała się tak bardzo, że po kilku minutach zaczęło brakować jej
tchu a Ana Lisa w ogóle nie miała pojęcia jak ją uspokoić. Na początku będąc przekonaną, że to nic takiego, myślała:
„Nie będę ingerować, zaczekam aż uspokoi się sama”. Potem jednak widząc, że sprawa robi się coraz poważniejsza –
przyszły myśli typu: „I co teraz zrobić…? Muszę ją uspokoić a nie chcę zrobić jej krzywdy…”. Po chwili zastanowienia
dziewczyna pobiegła do kuchni. Biorąc w dłoń podgrzany wcześniej lekko woreczek z melisą myślała: „Oby tylko
zadziałało…”. I miała rację. Marie wdychając opary melisy unoszące się z trzymanego przez Anę woreczka uspokoiła
się a po chwili usnęła, osuwając się dziewczynie na ręce. „Kamień z serca… - przemknęło jej przez myśl – Nie odstąpię
jej teraz ani na chwilę, nie może być sama” – stwierdziła Ana, niosąc Marie do pokoju. Chwilę później dziewczyna
nawet nie orientując się kiedy – usnęła ze zmęczenia obok niej. Sen dziewczyn był tak mocny, że obudziły się dopiero
następnego dnia rano. Było już co prawda trochę lepiej niż poprzedniego dnia, bo zdjęcia w ramkach wróciły do
normalnych ustawień ale Marie nadal była smutna, przybita. Prawie w ogóle się nie odzywała. Jeśli już – tak jak
poprzedniego dnia powtarzała, że wypadek Pera to jej wina. Anie Lisie słowa Marie sprawiały przykrość, dziewczyna nie
mogła słuchać jak ta się obwinia ale dzielnie z tym walczyła i wyprowadzała ją z błędu. Używała różnych argumentów.
Kilkakrotnie bardzo mało brakowało żeby Ana Lisa całą winę wzięła na siebie ale na szczęście do niczego takiego nie
doszło.
- Zawieź mnie proszę do szpitala dobrze? – poprosiła znienacka Marie dwa dni po wypadku – Chcę zobaczyć Pera,
Strona: 3/23
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
dowiedzieć się jakie dają mu szanse, co ogólnie mu jest… - dodała po chwili.
- Oczywiście – zgodziła się bez wahania Ana. Po krótkiej chwili ciszy dodała: - Zastanawiałam się czy nie zaproponować
ci tego wcześniej ale bałam się jak zareagujesz…
- Czemu? – zaciekawiła się Marie.
- Sama nie wiem… Bałam się, że… że nie dość, że możesz mi odmówić to w przypływie złości możesz coś zrobić sobie
czy mnie…
- Spokojnie, niepotrzebnie aż tak się bałaś. Jedyne z czym się zgodzę to odmowa. Tak, mogłam ci odmówić. Ale ta
krzywda fizyczna to totalna bzdura.
- Kamień z serca… - mruknęła Ana Lisa.
Jakiś czas po tej wymianie zdań – pojechały. Przez całą drogę nie odzywały się do siebie. Ana była skupiona na drodze
natomiast Marie myślała o Perze. Ogólnie w głowie miała porządny mętlik. Widziała przed oczami jeszcze raz cały ten
wypadek; w najgorszych momentach prawie wbijała paznokcie w fotel pasażera.
- Jak myślisz, na jakim oddziale może leżeć? – spytała dziewczyna kiedy dojechały na miejsce.
- Nie mam pojęcia… Czemu pytasz?
- Bo wolę znaleźć go nie pytając o nic pielęgniarek. Nie chcę trafić na jakąś wredną zołzę.
- Już wiem co możemy zrobić – rzuciła po chwili zastanowienia Ana.
- Tak?
- Sprawdźmy najpierw czy na liście operacji na dziś nie ma nazwiska Pera. Jeśli jest – idziemy pod odpowiedni blok
operacyjny i sprawa załatwiona. Jeśli nie – zapytamy ale jakiegoś lekarza. Oni nie polecą sobie tak z nami w kulki.
- Niezły pomysł – zgodziła się Marie, lekko się uśmiechając. Zrobiła to pierwszy raz od dnia wypadku. „Oby tak dalej” –
pomyślała Ana Lisa, widząc uśmiech na twarzy Marie. Dziewczyny znalazły nazwisko Pera na liście planowanych
operacji. Marie miała dużo zastrzeżeń: po pierwsze to, że Per był operowany dopiero dwa dni po całym wypadku a po
drugie to, że zarówno jego imię jak i nazwisko zostało napisane z rażącymi jak na język szwedzki błędami. „Co oni
sobie myślą? – przemknęło wściekłej dziewczynie przez myśl – Uważałam ten szpital za najlepszy w całym Sztokholmie
a nawet w całej Szwecji a tu co? Widocznie nasza służba zdrowia zaczyna schodzić na psy. Muszę to wszystko jak
najszybciej wyjaśnić…” – myślała, idąc szybkim krokiem w stronę sali operacyjnej. Ana Lisa nie odzywała się i starała
się dogonić Marie a żeby to zrobić zaczęła biec lekkim truchtem.
- Co się stało, czemu tak pędziłaś? – spytała zasapana kiedy usiadły na krzesłach przed salą operacyjną.
- Bo byłam i jestem wściekła – mruknęła nieprzyjemnie Marie, szarpiąc ze złością zamek kurtki, którą miała na sobie.
- Mogę wiedzieć czemu…? – spytała bardzo niepewnie Ana.
- Jasne, może kiedy to z siebie wyrzucę – poczuję się lepiej? – zgodziła się Marie, kończąc odpowiedź z zastanowieniem
w głosie.
- Więc…? – przypomniała się lekko Ana.
- Wściekłam się, bo nie dość, że operują Pera dopiero dwa dni po całym tym wypadku to jeszcze jego imię i nazwisko
zostało napisane z tak paskudnymi błędami... Tak jakby zrobił to ktoś kto nie zna szwedzkiego (w tym akurat Marie
miała rację). Ale – pal diabli te błędy, to jeszcze można byłoby podarować, w końcu zdarzają się każdemu. Za to, że tą
operację robią mu dopiero dziś – zbesztam lekarza, który ją prowadził i lekarza prowadzącego Pera tak ostro, że długo
się nie pozbierają…
- Wiesz co? Słuchając twoich słów bałam się ciebie przez dobrą chwilę… - stwierdziła dziewczyna. Po chwili spytała:
Strona: 4/23
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
- I jak? To, że mi się wygadałaś – pomogło ci?
- Hmmm… - mruknęła Marie, po czym powiedziała: - Tak, czuję się już lżej. Takie wygadanie się, sporo daje – dodała.
Resztę czasu operacji czyli jakieś trzy i pół godziny dziewczyny w większości przemilczały. Czasem cisza była
przerywana przez Anę Lisę. Dziewczyna czasem brała winę za wypadek na siebie a czasem zadawała różne pytania.
Kiedy pytała – pytała o wszystko. Jak długo Marie zajmuje się muzyką, jak długo istnieje Roxette… Zadawała też
pytania, które wchodziły już trochę bardziej w prywatną sferę dziewczyny. Zawsze wtedy zostawiała furtkę, dodając po
zadaniu pytania: „Jeśli nie chcesz – nie odpowiadaj, nie będę nalegać”. Po kolejnej chwili ciszy dziewczyna zadała
pytanie, które zostawiła sobie na sam koniec choć bardzo korciło ją żeby zadać je jako pierwsze.
- Jaki jest Per? – spytała. Na słowo „jest” położyła szczególny nacisk. Zrobiła to żeby pokazać Marie, że powinna tak jak
ona wierzyć, że wszystko będzie dobrze.
- Jaki jest… - zastanowiła się Marie – No to mnie zaskoczyłaś… - mruknęła, po czym po chwili ciszy powiedziała: - Jest…
zabawny, romantyczny, dobrze czuję się w jego towarzystwie, wiem, że mogę mu zaufać i powierzyć każdy sekret.
Przyjaźnić się z nim czy kimś takim jak on to prawdziwy zaszczyt – tymi słowami Marie skończyła swoją wypowiedź.
Kiedy mówiła – była całą rozpromieniona. Do końca operacji Pera zostało jakieś czterdzieści pięć minut, może godzina.
Przez ten czas dziewczyny nadal rozmawiały, żartowały, zaśmiewały się do rozpuku z anegdot opowiadanych przez
Marie. Najzabawniejsze były opowiadania opisujące różne wpadki i inne śmieszne sytuacje, które miały miejsce w
trakcie koncertów, wywiadów czy nakręcania teledysków do piosenek. Marie opowiadała właśnie jedną z takich historii
kiedy nagle drzwi bloku otworzyły się. Kiedy Ana Lisa zobaczyła co się dzieje – poderwała się z miejsca. Zdziwiona
Marie przerwała opowiadanie i rozglądając się wokół lekko skołowanym wzrokiem, spytała:
- Co się stało? Wystraszyło cię coś…?
- Nie, skończyła się już operacja i…
- Nareszcie. W którą stronę skierowali się lekarze?
- W lewo, na OIOM
- Chodźmy tam – powiedziała Marie, ruszając truchtem. Ana bez słowa zaczęła biec, próbując dogonić Marie, co udało
jej się szybko. Kiedy dobiegły – Marie od razu chciała wejść do sali Pera. Niestety udaremniła jej to lekarka
przechodząca korytarzem.
- Nie może pani tam wejść – rzuciła w kierunku Marie, patrząc na nią wzrokiem, który gdyby tylko potrafił – mógłby
zabić.
- Czemu? – Marie stanęła jak wryta.
- Po prostu, nie i już. Musi pani zaczekać. Za kilka dni zostanie przeniesiony do normalnej sali.
- Czy mogę przynajmniej na niego przez chwilę popatrzeć…? – głos Marie zaczynał się załamywać.
- No dobrze…. – burknęła z niechęcią lekarka. Najchętniej kazałaby dziewczynom wyjść z budynku szpitala. „Co za
zołza… Czemu tak się zachowuje? Zazdrości nam czegoś?” – myślała zła Marie, idąc powoli w stronę sali. Nie była w
ogóle świadoma, że miała rację, rozgryzła ją. Lekarka faktycznie była przepełniona zazdrością. Zazdrościła Perowi i
Marie przyjaźni jaka ich łączyła, zaufania jakie mieli do siebie nawzajem i wreszcie kariery jaką robili. Kiedy doszły na
miejsce, zaczęły w ciszy przyglądać się Perowi i rozmyślać o wypadku. Marie była tak zamyślona, że nawet czuła łez,
które toczyły się po jej policzkach.
- To ja powinnam była spaść… - załkała.
- Wcale nie, nie mów tak. To moja wina – odparła Ana Lisa, przytulając Marie do siebie. Dziewczyna nie protestowała
ale po chwili kiedy dotarł do niej sens słów wypowiedzianych przez Anę – wyprostowała się i spytała:
- Jak to: twoja wina?
- Po prostu: powinnam była zareagować kiedy widziałam jaką linę dostał Per. A ja to zignorowałam… - tym razem głos
Strona: 5/23
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
Any załamał się. Po chwili kiedy emocje opadły, Marie zagadnęła:
- Pamiętasz tą lekarkę? Czemu ona się tak dziwacznie zachowała? Miała szczerą ochotę nas stąd wykurzyć… Ale – i tak
byśmy się nie dały, prawda? – Marie spróbowała się uśmiechnąć co niestety niezbyt jej wyszło.
- Jasne, że byśmy się nie dały tej wrednej jędzy – odparła Ana a po chwili zastanowienia dodała:
- Chyba wiem czemu się tak zachowała. Kieruje nią zwyczajna zazdrość.
- Zazdrość? Głupota… Przeszło mi to przez myśl nawet ale zaraz to odrzuciłam. Czego mogłaby nam zazdrościć?
- Przyjaźni, kariery… Naprawdę nie mam zielonego pojęcia co może jej siedzieć w głowie.
- Co za dziwna kobieta… Obyśmy jej już nie spotkały.
- Tak…
Po kolejnych kilkunastu minutach pojechały do domu. Marie była wszystkim tak zmęczona, że niedługo po wyruszeniu
usnęła. Anie było żal ją budzić kiedy dojechały ale przemogła się i zrobiła to najdelikatniej jak tylko umiała.
- Jesteśmy na miejscu… - szepnęła miękko.
- Czy mogłabyś zostać ze mną na noc…? – zapytała niepewnie Marie.
- Jasne, niepotrzebnie pytałaś. Nie miałabym sumienia zostawiać cię samej po tym wszystkim. A zresztą – zdążyłam się
tu już nieźle zadomowić – zaśmiała się.
- Faktycznie, prawie o tym zapomniałam…
- Zdarza się – odparła Ana, kiedy wchodziły do domu.
- Czy mogłabyś zostać u mnie do czasu aż Per zostanie wypisany? Boję się zostać tu sama a wiem, że to potrwa
długo… Nie wiem nawet czy on w ogóle przeżyje, wyjdzie z tego…
- Nie mów tak. Musisz wierzyć, że mu się uda. Per na pewno chciałby żebyś w niego wierzyła.
- Tak, masz rację, głupio mi… Zawsze powtarzał mi żebym wierzyła w siebie czy nas w zależności od sytuacji… szepnęła zawstydzona Marie, spuszczając głowę.
- To nic, każdemu zdarza się chwila załamania – odpowiedziała, uśmiechając się ze wsparciem Ana Lisa. Po chwili
dodała:
- A co do tego zatrzymania się u ciebie: dobrze ale muszę zabrać od siebie dodatkowe rzeczy.
- Dobrze. Czy mogę iść z tobą?
- Pomogłabym ci z ciuchami a i tak w domu bałabym się zostać nawet wiedząc, że jesteś tylko o kilka ulic ode mnie…
- Jasne, że tak. Sama miałam zaproponować ci pomoc.
- No to chodźmy zanim się ściemni.
Po tej wymianie zdań poszły do domu Any. Po chwili ciszy Marie zaproponowała:
- Zajmiesz mój pokój. Ja na ten czas mogę przenieść się do pokoju Pera.
- Nie, dziękuję, zajmę pokój Pera a po wszystkim przeniosę się do siebie.
- Dobrze – zgodziła się Marie. Nie zdawała sobie sprawy, że nie da sobie sama rady z opieką nad Perem po jego
powrocie ze szpitala. Od następnego dnia zaczął się prawdziwy młyn. Media kolorowe dowiedziały się o wypadku Pera.
Strona: 6/23
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
Wszystkie gazety zaczęły o tym pisać. Najgorsze było to, że znaczna większość tego co zamieszczone było w
artykułach było jednym wielkim kłamstwem. Gazety za bardzo koloryzowały całą tą historię. Na samym początku Marie
znosiła bez słowa to co czytała. Do czasu. Najbardziej zraniły ją słowa Oskara wypowiedziane w jednym z wywiadów.
Oskar, zapytany jak zniósł wiadomość o wypadku przyjaciela z zespołu, powiedział: „Gessle wcale nie jest moim
przyjacielem. Należało mu się to co go spotkało, szkoda tylko, że nie udało mi się go zabić. Ale i tak osiągnąłem to co
chciałem. Roxette nie będzie już zagrażać Gyllene Tider. Na miejsce Gelnera kogoś sobie znajdziemy. Muszę tylko
jeszcze zrobić coś tej jego przyjaciółeczce. Nastraszyć ją albo trochę poharatać…”. Kiedy Marie doczytała wypowiedź
Oskara do końca – odrzuciła z całych sił gazetę tak, ze wylądowała pod kominkiem i płacząc pobiegła do swojego
pokoju, zamykając drzwi na klucz. Ana Lisa słysząc hałas, wyjrzała z pokoju. Kiedy zobaczyła leżącą pod kominkiem
gazetę – podniosła ją i zaczęła czytać. Kiedy czytała wywiad Oskara – zaczęła dosłownie gotować się z wściekłości.
Kiedy doczytała go do końca – wrzuciła gazetę do śmietnika i drżącą ręką wyciągnęła z kieszeni komórkę. Wysłała do
Oskara SMSa, w którym napisała: „Jak mogłeś tym pismakom coś takiego powiedzieć?! To jeszcze nic: jak możesz w
ogóle życzyć śmierci Perowi? Czy on jest ci coś winny? Nie pozwolę ci tknąć Marie i Pera! Nawet nie licz na to, że uda ci
się cokolwiek im zrobić. Obronię ich przed tobą”. Kiedy wysłała wiadomość – podeszła pod drzwi pokoju Marie.
Odczekała chwilę po czym zapukała lekko do drzwi.
- Kto tam? – spytała lekko wystraszona Marie, słysząc pukanie.
- To tylko ja, Ana, nie bój się – odpowiedziała miękko dziewczyna.
- Jak dobrze, że to ty… Bałam się, że może ktoś…
- Niepotrzebnie, wpuścisz mnie? – spytała. Rozmawiały ciągle przez drzwi.
- Oczywiście, że tak, przepraszam… - mruknęła Marie. Chwilę później szczęknął klucz w zamku i drzwi otworzyły się.
Dziewczyny przez dobrą chwilę stały naprzeciwko siebie nie odzywając się, po czym Marie nadal nic nie mówiąc mocno
przytuliła się do Any i po chwili zaczęła płakać.
- Czytałaś ten… ten wywiad…? – spytała Marie, nadal płacząc.
- Niestety tak… Zachodzę ciągle w głowę jak to się stało, że on jest tak strasznie cięty na ciebie i Pera… Czy wy macie
jakieś zatargi? – spytała Ana, siedząc z Marie na jej łóżku i ciągle ją obejmując.
- Stricte ja i Oskar nie. On ma zatargi z Perem jeszcze z czasów Gyllene Tider. Ale na mnie jest zły za to, że zajęłam
jego miejsce w Roxette.
- Co? – zdziwiła się Ana.
- Nie wierzysz ale to prawda. W pierwszych planach to on miał być pierwszym wokalistą Roxette ale Perowi spodobał
się mój głos więc się Oskara pozbył.
- I bardzo dobrze zrobił. Nie wyobrażam sobie piosenek lub partii, które normalnie wykonujesz ty – w wykonaniu
Oskara… Wyobrażasz sobie… „Listen to your heart” w wykonaniu Oskara? – spytała Ana Lisa ze śmiechem.
- Hmmm… Nie, nie wyobrażam sobie – zaśmiała się Marie po czym spytała:
- A wyobrażasz sobie tą piosenkę śpiewaną przez Pera…?
- Też nie… - mruknęła Ana, patrząc na Marie wzrokiem, który pytał: „Co ty knujesz…?”
- To posłuchaj tego hihi… - zaśmiała się Marie, podchodząc do półki z płytami i wkładając do odtwarzacza jedną z nich.
Chwilę później z odtwarzacza popłynęły pierwsze tony piosenki. Przez cały wstęp instrumentalny Ana Lisa była
przekonana, że Marie sobie z niej żartuje. Natomiast kiedy usłyszała jej pierwsze słowa – osłupiała. Przez całą piosenkę
nie odzywały się do siebie a Marie znów zaczęła cichutko płakać. Kiedy piosenka się skończyła, Ana podając Marie
chusteczkę, szepnęła:
- Przepiękne… Czy ta wersja piosenki jest umieszczona na jakiejś oficjalnie wydanej przez was płycie?
- Nie…
Strona: 7/23
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
- A może wydacie płytę z wersjami demo waszych najlepszych piosenek?
Marie nie odezwała się tylko skierowała smutny wzrok w stronę zdjęcia Pera stojącego na komodzie i pomyślała: „Co o
takim pomyśle sądzisz?”. Po wysłuchaniu piosenki dziewczyny poszły spać. Niestety nie spały dobrze, zwłaszcza Marie.
To dlatego, że przez całą noc dręczyły ją koszmary i głuche telefony. W snach widziała cały wypadek Pera z tą tylko
różnicą, że jest zdana na siebie, nie jest w stanie dostatecznie dobrze udzielić mu pomocy co skutkuje śmiercią Pera.
Natomiast z telefonami było jeszcze gorzej. Dzwoniły na zmianę – raz domowy a raz komórka Marie. Dziewczyna
odbierała za każdym razem, mając nadzieję, że to może lekarz Pera z jakimiś dobrymi informacjami o jego stanie
zdrowia. Niestety, za każdym razem po odebraniu telefonu Marie słyszała po drugiej stronie tylko głośny przerażająco
świszczący oddech a po chwili sygnał przerwania połączenia. Po którymś (może piątym z kolei) takim telefonie zła i
przerażona Marie trzymając komórkę w ręku, poszła do Any. Po wejściu stała przez chwilę nic nie mówiąc po czym
szepnęła drżącym głosem:
- Pomóż mi proszę, boję się… - i usiadła niepewnie na krawędzi łóżka.
- Co się stało? – spytała spokojnie Ana Lisa, dopiero teraz otwierając oczy i unosząc głowę z poduszki (wejście Marie
obudziło dziewczynę ale ta zareagowała dopiero słysząc jej głos; liczyła po cichu na to, że Marie po prostu nie chce
spędzić sama reszty nocy i po wejściu do pokoju ułoży się gdzieś i spokojnie zaśnie).
- Kilka razy ktoś dzwonił do mnie. Dzwonił nie tylko na komórkę ale też na domowy. Nie odzywał się i po chwili po
prostu się rozłączał… Znasz może ten numer…? – zadając pytanie, Marie wyciągnęła w kierunku Any dłoń z trzymanym
w niej telefonem. Dziewczyna wzięła aparat, otworzyła listę ostatnich połączeń i patrząc ze strachem na Marie,
szepnęła:
- Niestety tak…
- Kto to jest…? – serce Marie w jednej chwili znalazło się w okolicach gardła.
- To… to Oskar… - szepnęła przerażona Ana – To on nęka cię głuchymi telefonami.
- Skąd on ma mój numer? – spytała dziewczyna, podrywając się z miejsca.
- Nie mam zielonego pojęcia… Czy zamieszczałaś go na swojej stronie internetowej?
- Nie, ani na swojej ani na Roxette. Gdyby nasi fani się do niego dorwali…
- Faktycznie… A może Per dał mu twój numer za twoimi plecami?
- Coś ty, skąd nie zrobilibyśmy sobie czegoś takiego.
- No to już nie mam pomysłów…
- Ale za to ja wiem skąd on go ma.
- Skąd?
- Dała mu go Tina, moja starsza siostra. Zrobiła to bez mojej wiedzy, ostro się wtedy pokłóciłyśmy. Ale co mam teraz
zrobić, jak reagować na telefony?
- Po prostu ich nie odbierać. Odbieraj tylko domowy. Pocieszę cię czymś jeszcze. Niedługo przestanie do ciebie
wydzwaniać. Do wszystkiego ma słomiany zapał, szybko rezygnuje.
- Całe szczęście. To tylko kilka telefonów a ja już psychicznie wysiadam…
- Nie dziwię ci się…
Po tej rozmowie dziewczyny żeby uspokoić rozkołatane nerwy – włączyły cicho jedną ze starszych płyt Roxette,
dokładnie „Look sharp!”.Bardzo szybko obie zasnęły i nie obudziły się już do rana. Następnego dnia zaraz po śniadaniu
pojechały do szpitala. Kiedy tylko weszły do budynku – pierwsze swoje kroki skierowały w stronę gabinetu lekarza
Strona: 8/23
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
prowadzącego Pera. Niestety nie było go w gabinecie. Dziewczyny stały pod jego drzwiami przez dobrą chwilę. Po
upływie tego czasu Ana Lisa widząc lekarza idącego z przeciwnego końca korytarza, powiedziała do Marie:
- Jest wreszcie, chodź.
Dziewczyny od razu zaczęły biec żeby go dogonić.
- Co z moim przyjacielem? – spytała prosto z most Marie, stając przed lekarzem. „Spróbuj tylko mnie okłamać albo
zataić cokolwiek…” – mówiło zimne spojrzenie dziewczyny.
- Przed chwilką pani przyjaciel miał rezonans magnetyczny i tomografię komputerową. Jest teraz w stanie śpiączki
farmakologicznej. Zostanie z niej wybudzony dopiero kiedy zniknie obrzęk mózgu. A nie stanie się to zbyt szybko, bo
obrzęk jest bardzo duży. To tyle; na razie – lekarz zataił przed Marie i Aną najważniejszy fakt: po wybudzeniu ze
śpiączki może Perowi grozić poważna amnezja. Dziewczyny nie zdawały sobie z tego sprawy i uwierzyły, że lekarz
powiedział im o wszystkim.
- Czy mogę go zobaczyć?
- Dziś już tak.
Słysząc te słowa dziewczyny od razu skierowały się w stronę sali Pera. Wchodząc, Marie otarła ukradkiem oczy i
szepnęła:
- Wybacz mi, to wszystko to moja wina….
- Nie mów tak. Per nie chciałby żebyś się obwiniała. Ten wypadek równie dobrze mógł przydarzyć się którejś z nas –
mówiła spokojnie Ana, przytulając Marie do siebie. Widziała bardzo dobrze, że to jest dziewczynie potrzebne. Resztę
dnia dziewczyny spędziły u Pera. Opowiadały mu o wszystkim. Na samym początku Marie opowiedziała o telefonach,
którymi jest nękana. Kiedy o tym mówiła – miała wrażenie, że Per zareagował. Wrażenie było jednak błędne, reakcji ze
strony chłopaka nie było żadnej. Ana Lisa miała rację mówiąc, że Oskar traci szybko zapał do wypełniania zamiarów,
które sobie obierze jakiś czas wcześniej. Nękał Marie telefonami jeszcze przez jakiś tydzień, może krócej. Ale po
upływie tego tygodnia zdarzyło się coś o wiele, wiele gorszego. W tym akurat momencie Ana i Marie były w szpitalnym
bufecie. Oskar wykorzystał to, że sala Pera jest pusta, więc zakradł się tam, odłączył mu kroplówkę a na dodatek
kilkoma nakłuciami – jedno obok drugiego – uszkodził butlę kroplówki. Kiedy to zrobił, schował się gdzieś w sali i
patrząc na powolną śmierć Pera (wtedy był przekonany, że dopina swego) czekał na pojawienie się dziewczyn. Im też
chciał zrobić krzywdę. Dziewczyny wchodząc do sali żartowały, śmiały się, robiły sobie nawzajem psikusy. Kiedy jednak
zobaczyły co się stało – przeraziły się, stanęły jak wryte, Marie nie była w stanie powstrzymać łez. Zachowanie
dziewczyny wykorzystał Oskar. Przyciągnął ją od tyłu do siebie i przesuwając delikatnie ostrze scyzoryka po skórze
dziewczyny, wycedził:
- Teraz zrobiłem to delikatnie. Ale jeśli cokolwiek zrobisz nie po mojej myśli – pokiereszuję cię tak, że nigdy już nie
wrócisz do swojego dawnego wyglądu..
- Czemu się tak zachowujesz…? Czy my coś ci zrobiliśmy? Jesteśmy ci coś winni? – zadając te pytania, Marie łkała i
próbowała osłonić dłońmi twarz. Bała się, że Oskar może mocno ją zranić.
- Jeszcze się pytasz? – syknął. Chciał ubliżyć Marie ale w ostatniej chwili sobie odpuścił. Zranił dziewczynę ale jeszcze
na razie płytko.
- Zabrałaś mi główny wokal i jeszcze pytasz czy jesteście mi winni cokolwiek? – wściekłość Oskara rosła co chwila.
- Nie powinieneś mieć pretensji do mnie. To Per jest liderem Roxette, nie ja – Marie też była coraz bardziej wściekła.
„Też powód… Gdyby chodziło o coś innego, gdyby zabrano mu jakąś rzecz materialną – to zrozumiem. Ale taki hałas o
główny wokal w zespole?” – myślała dziewczyna. Nagle poczuła, że scyzoryk dwa razy do połowy długości ostrza
zagłębia się w jej klatce piersiowej.
- Ratunku! Ratunku! – wołała Ana Lisa, która akurat wchodziła do sali i widziała całe zajście. Na całe szczęście lekarze
szybko się pojawili. Po lekkim, w sumie potrójnym zranieniu nożem Marie również przeszła o sporo krótszą operację.
Dopóki Marie nie doszła do siebie – Ana Lisa miała naprawdę ciężki orzech do zgryzienia, bo musiała bronić przed
Strona: 9/23
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
Oskarem dwoje przyjaciół, którzy byli bezbronni a on był silniejszy od wszystkich trojga razem wziętych. Ale dała sobie
ze wszystkim dzielnie radę. Często zdarzało się, że Ana więcej czasu spędzała u Marie niż u Pera. Działo się tak dlatego,
że dziewczyna była przerażona. Bała się tak bardzo, że często wydawało jej się, że jeśli zostanie sama – ktoś zrobi jej
krzywdę. Z czasem jednak strach Marie malał. Ale to nie znaczyło, że dziewczyna miała uśpioną czujność. Nic z tych
rzeczy. Mimo, że czuła się coraz pewniej – zdarzały się jeszcze czasem bardzo nieciekawe momenty. Od czasu do
czasu zdarzało się, że Marie brała jakiegoś tęgiego pielęgniarza czy lekarza za Oskara. Przerażenie tak bardzo nad nią
wtedy dominowało, że często wręcz niemożliwym było wyjaśnienie jej, że się myli, że jest w stu procentach bezpieczna.
Ana kiedy tylko mogła – opowiadała Perowi o wszystkim, niczego nie pomijając. W niektórych momentach miała
wrażenie jakby dostała odpowiedź, reakcję. Odrzuciła te myśli od siebie, myśląc: „Co ja sobie wyobrażam? Przecież z
takim obrzękiem, po upadku z takiej wysokości nie ma najmniejszych szans żeby tak szybko wrócił do siebie, żeby w
jakimkolwiek stopniu odzyskał świadomość, sprawność. Aż mi wstyd, że muszę tak okłamywać Marie… Ale z drugiej
strony – nie miałabym odwagi powiedzieć jej prosto z mostu prawdy”. Błędem było odrzucanie przez Anę Lisę od siebie
myśli o tym, że reakcje Pera są realne. One były realne ale tak bardzo delikatne, że ktoś skupiony na czymś zupełnie
innym – w ogóle by ich nie wyczuł.
- Mam wiadomość – powiedziała Ana, wchodząc pewnego dnia do sali Marie.
- Dobrą mam nadzieję… - dziewczyna lekko się wystraszyła.
- Tak, wiadomość jest dobra.
- Więc? – strach Marie w jednej chwili zmienił się w radość a dokładniej w radosne oczekiwanie.
- Per zaczyna delikatnie reagować na to co się do niego mówi. Ruchy dłoni, lekkie uściski, próby otwarcia oczu…
- Jaka szkoda, że nie mogę tego zobaczyć… - Marie momentalnie posmutniała.
- Jeszcze tylko kilka dni, wytrzymaj. Choćby dla niego – pocieszyła ją Ana, delikatnie ocierając łzę toczącą się po
policzku przyjaciółki. Kilka dni później – jakieś dwa może trzy – Marie została wypisana. Na początku musiała bardzo
uważać na rany po scyzoryku. Czasem ból był tak duży, że, nie mogła wziąć pełnego wdechu. Po kilku dniach wszystko
wróciło jednak do normy.
- Zawieź moje rzeczy proszę do domu. Chciałabym zobaczyć Pera, spędzić przy nim trochę czasu – poprosiła Marie w
dniu wypisywania ze szpitala.
- No nie wiem… Trochę się boję zostawić cię samą…
- Czego boisz się konkretnie?
Tego, że Oskar znów może ci coś zrobić a ty osłabiona po wypadku nie dasz sobie rady, nie będziesz miała na tyle
siły…
- Argumenty są przekonywujące ale bardzo cię proszę… Zaraz po zostawieniu tych rzeczy wrócisz tutaj – mówiąc,
Marie spojrzała na Anę Lisę tak, że ta nie miała sumienia dłużej z nią walczyć.
- No dobrze. W razie gdyby coś się działo – chowaj się w najmniej dostępne dla niego miejsce.
- Dobrze, już nawet wiem, gdzie mogę się schować i gdzie na pewno będę bezpieczna – odpowiedziała Marie. Przed
oczami od razu stanęła jej sala Pera. W końcu przed wypadkiem spędzała w niej bardzo dużo czasu; nieraz nawet całe
dnie. Po tej wymianie zdań dziewczyny rozstały się. Ana wyszła ze szpitala a Marie weszła do sali Pera. Wchodząc tam
od razu się rozpromieniła. Zniknął nawet lęk o to, że Oskar może coś jej zrobić. Mimo, że Per był nieprzytomny, można
było nawet wprost powiedzieć „bezbronny” – czuła się przy nim bezpiecznie tak jak zawsze kiedy wszystko było w
porządku. Przez jakiś czas po wejściu nie mówiła nic. To dlatego, że nie wiedziała co przekazała mu Ana a czego nie.
Po chwili zastanowienia zaczęła opowiadać. Opowiadała a reakcji fanów Roxette. Ale o reakcji prawdziwych fanów,
którzy naprawdę przejęli się całym tym wypadkiem. Chciała też opowiedzieć jak zareagowali pseudo fani i jaką
pożywkę miały tak zwane „bulwarówki”. Opowiadając zauważyła, że Per dziwnie się zachowuje, jest jakiś niespokojny.
- Jaka szkoda, że nie możesz powiedzieć mi co się dzieje… - szepnęła, patrząc z bijącym szybko sercem na dziwne i
nietypowe zachowanie przyjaciela. W pewnym momencie Per całą swoją siłą woli i podświadomości a głównie
Strona: 10/23
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
podświadomości uniósł rękę i zatrzymał ją w okolicach blizn na klatce piersiowej Marie.
- Chcesz powiedzieć, że… - szepnęła ale nie dokończyła, bo w tej samej chwili ręka Oskara zawisła tuż nad jej głową
ale Marie poderwała się i śmignęła za całą aparaturę podtrzymującą funkcje życiowe Pera. Dziewczyna ulokowała się w
takim miejscu, że była w 100% bezpieczna. Nie musiała tam długo przebywać, bo po chwili pojawiła się Ana Lisa.
Weszła do sali najciszej jak tylko potrafiła po czym z całych sił uderzyła go bokiem dłoni w kark co spowodowało, że
stracił przytomność.
- Jesteś już bezpieczna – powiedziała zasapana Ana Lisa. Miała trudności z oddychaniem, bo dużym wysiłkiem było dla
niej wyciągnięcie Oskara na korytarz.
- Całe szczęście… Oboje uratowaliście mi życie. Tobie dziękuję teraz a Perowi podziękuję kiedy dojdzie do siebie.
- Oboje? Nie rozumiem… - Ana Lisa była w szoku.
- Swoim zachowaniem, które mocno mnie zaniepokoiło Per próbował dać mi do zrozumienia, że jest coś nie tak. Na
początku sądziłam, że to może coś z nim, że to może on czuje się gorzej. Wszystko się zmieniło kiedy uniósł rękę i
zatrzymał ją mniej więcej na poziomie mojej klatki piersiowej.
- A oczy? Co z jego oczami? – pytając Ana prawie wstała ze swojego miejsca.
- To dziwne ale ciągle były zamknięte.
- Dużo w tym niejasności… - zgodziła się Ana.
Od następnego dnia dziewczyny nadal przychodziły do Pera. Tym razem przychodziły bezpieczne, bez lęku o siebie.
Wszystko dlatego, że przed wyjściem z budynku poprzedniego dnia poprosiły portiera, żeby nie wpuszczał Oskara i
żeby przekazał tą prośbę swoim zmiennikom.
- Czemuśmy wcześniej na to nie wpadły? – spytała podenerwowana niemało Marie. Była zła na siebie, na swoją
niedomyślność.
- Zawsze musi stać się coś mniej lub bardziej złego. Dopiero potem człowiek idzie po rozum do głowy.
- W zupełności się z tobą zgadzam.
Po półtorej miesiąca od próby zabójstwa Marie, Per odzyskał przytomność. Marie była wtedy w jego Sali a Ana w
szpitalnym bufecie. Ruch był tam dziś wyjątkowy, bo o ile normalnie zakupy zajmowały jej dziesięć do piętnastu minut
tak dziś w kolejce do kasy stała już ponad pół godziny. Kiedy tylko Marie zauważyła, że z Perem coś jest nie w
porządku – od razu pobiegła po lekarzy. Serce drżało jej z radości. Zupełnie nie była świadoma tego, że za chwilę
wszystko rozsypie się w drobny mak, okaże ułudą.
- Może pani do niego wejść. Tylko ostrzegam, że jest solidnie osłabiony – powiedziała miła młoda lekarka, wyglądająca
na stażystkę. Marie tylko skinęła jej głową i już jej nie było. Kiedy weszła – kolana się pod nią ugięły a z oczu potoczyły
się łzy. Nawet tego nie poczuła. Kiedy się zachwiała – przysiadła ostrożnie na krawędzi łóżka. Przez cały ten czas
emocje blokowały ją tak, że nie mówiła nic. Za to swoją dłoń położyła na dłoni Pera. Kiedy poczuła ciepło jego dłoni pod
swoją – zrobiło jej się tak lekko i spokojnie na duszy jak nigdy wcześniej. Żeby poczuć to ciepło mocniej – zacisnęła
palce wokół dłoni chłopaka, który wtedy zareagował. Wyszarpnął dłoń jakby został oparzony wrzątkiem czy co gorzej
jakąś substancją żrącą.
- Masz ochotę na jakąś zabawę? Mimo tego wszystkiego? Ech, kochany, zadziwiający na każdym kroku Per… uśmiechała się przez łzy Marie. Mimo że w niej wszystko się śmiało – Per czuł się zupełnie inaczej. Jemu nie było do
śmiechu, był przerażony. Kiedy znów spróbowała wziąć go za rękę – znów ją cofnął. Tym razem zrobił to delikatniej.
Zrobił to delikatniej tylko dlatego, że cofnął rękę już w momencie kiedy ich dłonie dzieliło kilka może kilkanaście
centymetrów.
- Czy my się w ogóle znamy…? – spytał w końcu słabiutkim szeptem.
- To dalej twoja gra? – również odparowała pytaniem Marie – To przestaje być zabawne… - dodała. Przerażenie w niej
Strona: 11/23
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
rosło. Orientowała się, że dzieje się coś złego. W tym czasie wróciła Ana ale widząc, że Marie jest u Pera i że ten
odzyskał przytomność – nie chciała im przeszkadzać. „Wypytam ją o wszystko kiedy wyjdzie. Niech nacieszy się tym,
że końcu po tak długim czasie mogą porozmawiać normalnie” – myślała przyglądając im się i nawet nie zdając sobie
sprawy jak cierpi Marie.
- Skąd, jaka gra – Per był zły, zdezorientowany. Próbował też odwrócić głowę w bok żeby nie widzieć Marie. Przez to
jednak, że uniemożliwiały mu to różne kable a przede wszystkim kołnierz ortopedyczny – zacisnął tylko powieki –
Naprawdę nie wiem kim jesteś. Nie pamiętam nawet własnego imienia ani tego skąd tu się wziąłem. Zupełnie nic… słowa – mimo, że szeptał – wylewały się z niego jak potok – Boję się tego wszystkiego… - zakończył spokojniej ale
nadal patrząc na przyjaciółkę nieufnie spomiędzy dłoni, którymi zakrył twarz.
- Boję się… - powtórzył po dłuższej chwili, nie uzyskawszy od Marie odpowiedzi. Nie ufał jej, to fakt ale bardzo liczył, że
jakoś mu pomoże.
- Przepraszam cię… - rozpłakała się i wybiegła. Zrozumiała co na nią spadło.
- Zostań! Wróć! Nie zostawiaj mnie, proszę! – wołał Per, próbując wyciągnąć dłonie w kierunku wybiegającej Marie. Bał
się jej, nie poznawał, nie pamiętał kim jest ale teraz przeważył u niego lęk przed tym, że zostanie zupełnie sam, że nikt
nie wyjaśni mu co się dzieje, co mu dokładnie jest, nie pomoże. Tymczasem dziewczyna biegła. Biegła przed siebie; nie
słyszała wołającej za nią Any Lisy, która gdy tylko zobaczyła ją wybiegającą z sali – rzuciła się za nią pędem
zostawiając na parapecie niedojedzoną drożdżówkę z toffi, które tak bardzo lubiła. A Marie nadal biegła przed siebie.
Łzy zalewały jej oczy tak, że nie widziała już prawie nic. Nie czuła nawet zmęczenia, które za to zaczęło już doskwierać
Anie Lisie, która też ze wszystkich sił starała się nic sobie z niego nie robić. Wszystko po to, żeby nie zgubić Marie,
dogonić ją wreszcie i dowiedzieć się co się stało. Udało się to wreszcie po prawie godzinie biegu w przyszpitalnym
parku. Ana dopędziła Marie, chwyciła ją za ramiona, gwałtownie odwróciła w swoją stronę i – już delikatniej – przytuliła
do siebie. Odczekała dobrą chwilę po czym kiedy zaczęły powoli iść w stronę szpitala – bardzo niepewnie spytała:
- Co się stało? Jesteś w stanie mi powiedzieć…? Nie nalegam, pamiętaj – ostatnimi słowami dała jej możliwość odwrotu,
odmowy. Przez kolejną długą a nawet bardzo długą chwilę Marie i Ana nie odzywały się. Obie się przygotowywały.
Jedna do powiedzenia o wszystkim i reakcji przyjaciółki a druga – na to co na nią spadnie, to co sprawiło, że jej
przyjaciółka (przez ten czas naprawdę mocno się zaprzyjaźniły choć przyjaźń Marie i Pera tego nie przebijała) tak
zareagowała, wybiegła z taką prędkością jakby została trafiona igłą z jakimś środkiem pobudzającym w naprawdę
końskiej dawce. Kiedy przysiadły na ławce a od budynku dzieliło je jakieś siedemset, może osiemset metrów, Marie
odezwała się wreszcie:
- Per stracił pamięć – wyrzuciła te słowa jednym tchem jakby były czymś co trzeba odrzucić najdalej jak się tylko da.
- Nie pamięta tylko momentu wypadku? To normalne. Minie za kilka dni – Ana nadal nie rozumiała co sprawiło, że
Marie wybiegła ze szpitala nawet szybciej niż strzała wypuszczona z łuku sportowego.
- Gorzej. O wiele gorzej. On nie pamięta kim jest, nie poznaje mnie, boi się. Myśli, że mogę mu coś zrobić. Nie dam
sobie sama rady, pomóż mi – w tym momencie Marie znów zapłakała (ale już spokojniej) i zorientowała się, że jej
wcześniejsza umowa z Aną poszła wniwecz. Natomiast Ana zorientowała się że lekarze bez skrupułów je oszukali.
- Zaczekaj tu, zaraz wracam – powiedziała.
- Ale…
- Zaczekaj – Ana rzuciła to jedno słowo już nawet nie patrząc w stronę Marie. Za to przyspieszyła kroku. I to podwójnie.
Swoje kroki skierowała oczywiście do gabinetu ordynatora oddziału. Niestety trafiła przysłowiową „kulą w płot”, bo go
nie było. „Lekarz prowadzący Pera powinien być u siebie. Ma teraz dyżur” – pomyślała, rzucając okiem na zegarek i
kierując się do jego gabinetu. Szła a właściwie biegła w jego stronę. Kiedy się przed nim zatrzymała – schyliła głowę w
dół żeby uspokoić rozszalałe tętno po czym nacisnęła klamkę.
- Tam ktoś jest, wchodzi pani bez kolejki – zestrofowała ją starsza pani, podnosząc się z miejsca. Dziewczyna tylko
uderzyła ją wzrokiem i weszła. Nawet nie zrobiło się jej wstyd choć pewnie powinno. Nie teraz.
- Jak pan nas mógł tak oszukać?! – ryknęła, opierając wyprostowane w łokciach ręce na biurku i patrząc na lekarza z
góry (facet i tak był „nikczemnego” wzrostu)
Strona: 12/23
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
- Nie rozumiem… - udawał głupiego.
- Dobrze pan wiedział, że Per może stracić pamięć, ba, że tak się stanie! – krzyczała. Krzyczała tak głośno, że ludzie
zebrani przed gabinetem słyszeli wszystko. Nie dbała o to.
- Nawet laik taki jak ja wie, że upadek z takiej wysokości jest niebezpieczny czy nawet śmiertelny!
- I co z tego? Zdarza się – prychnął facet.
Słysząc te słowa Ana ze złością uderzyła go w twarz.
- I co, zdarza się – wypowiedziała te słowa takim samym tonem jak on swoje wcześniej, obróciła się na pięcie i wyszła.
- Przepraszam panią bardzo… - zwróciła się zawstydzona do kobiety, która jakiś czas wcześniej dała jej reprymendę.
Było jej wstyd nawet dwa razy bardziej.
- To nic, dziecko – zwróciła się do niej miękko – Musiało chyba chodzić o kogoś ci bliskiego…?
- Powiedzmy… - mruknęła zmieszana Ana Lisa. Nie mogła przecież nazwać Pera swoim partnerem. Nic ich nie łączyło.
Za to „smalił” do niej cholewki Oskar. Ale po tym co się stało – nie miał u dziewczyny najmniejszych szans. Kiedy już w
pełni się uspokoiła – wyszła ze szpitala i skierowała się w stronę ławki, na której czekała na nią podenerwowana,
łkająca cichutko Marie.
- Już po wszystkim. Wiem wszystko – szepnęła siadając obok i przytulając do siebie Marie, czemu dziewczyna w ogóle
nie protestowała.
- I co…? – spytała, unosząc na Anę zapuchnięte od płaczu oczy, z których leciały łzy na co ona w ogóle nie zwracała
uwago.
- Bardzo dobrze wiedział co się stanie kiedy Per odzyska przytomność.
- Co?! – Marie zareagowała jakby została ukąszona przez co najmniej osę czy pszczołę – Czemu nie powiedział o tym
wprost? – spytała już spokojniej siadając a raczej osuwając się na ławkę kompletnie bez sił – Przecież to jego
obowiązek do licha… - była wszystkim tak bardzo osłabiona, że tylko wyszeptała te słowa choć normalnie pewnie by je
wykrzyczała.
- Masz rację, to jego obowiązek. Naprawdę nie wiem dlaczego to zrobił… - zgodziła się Ana, pozwalając Marie przytulić
się do siebie. Przez jakiś czas dziewczyny nie odzywały się. Można było tylko usłyszeć przerywany ciężki oddech Marie.
To, że był taki ciężki było oczywiście spowodowane bardzo długotrwałym płaczem dziewczyny.
- Czemu to musiało na nas spaść…? – spytała wreszcie trochę mocniej wtulając się w Anę i mocniej zaciskając powieki,
które i tak cały czas były zamknięte. Kiedy je zacisnęła – wyraźniejsze stały się strzępy obrazów, które powoli zaczęły
układać się w jedną, spójną całość. Marie zobaczyła bitwę na poduszki jaką stoczyła z Perem rankiem jakieś trzy dni
przed wypadkiem. W pewnym momencie zaśmiała się w głos. Rozśmieszył ją moment, w którym Per z lekką „pomocą”
przyjaciółki ląduje na podłodze. Dokładniej rozśmieszyło ją szczęście jakie sprzyjało Perowi, bo sprawiło, że wylądował
na kilku poduszkach, które już na podłodze leżały. „Musiał nade mną chyba czuwać anioł stróż…” usłyszała cichnące
słowa przyjaciela. Cichły, bo Marie śmiejąc się otworzyła oczy co sprawiło, że obraz całej sytuacji uleciał.
- Co cię tak rozśmieszyło? – spytała Ana Lisa – W ogóle przez jakiś czas wyglądałaś jakoś tak… inaczej… - Anie nadal
chodziło po głowie jakieś słowo – Tak… spokojniej – zakończyła wreszcie.
0 Już opowiadam – zaczęła Marie, zmieniając pozycję. Poprzednia zarówno dla niej jak i dla jej przyjaciółki była już
niewygodna – Jakieś trzy czy cztery dni przed wypadkiem stoczyliśmy rano bitwę na poduszki. Czasem nam takie
pomysły wskakują do głów – zaśmiała się – Per nie dość, że dostał ode mnie tęgiego łupnia – jak zwykle zresztą – to
jeszcze dla śmiechu podcięłam go i jak długi grzmotnął na podłogę. To mnie rozbawiło. Szczęście mu sprzyjało, bo
bęcnął w miejsce gdzie już leżało kilka poduszek. Powiedział wtedy, śmiejąc się: „musiał chyba nade mną czuwać jakiś
anioł stróż”. Wtedy wszystko zaczęło mi się rozmazywać, bo śmiejąc się otworzyłam oczy. Szkoda tylko, że ten anioł
nie czuwał nad Perem na ściance… - zakończyła Marie, smutniejąc momentalnie.
Strona: 13/23
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
- Mylisz się. Ten anioł czuwał nad nim nawet wtedy tylko po prostu jego siła była zbyt słaba – odpowiedziała jej Ana, po
czym delikatnie musnęła jej czoło wargami.
- Jak ja bym chciała żeby to była prawda…
Po kilu minutach ciszy Marie poprosiła:
- Wracajmy już, dobrze…? Nie wiem jak ty ale ja jestem już naprawdę mocno zmęczona. Po całym dzisiejszym dniu…
- Dobrze, chodźmy. Mnie też zaczyna dopadać zmęczenie. Dopiero teraz poczułam, że przemarzłam i zgłodniałam…
- Fakt… Przesiedziałyśmy tu mnóstwo czasu a wszystko to moja wina. Przepraszam… - Marie było strasznie wstyd.
- Nie wygaduj bzdur; gdybym to zignorowała – nie dowiedziałabym się prawdy, mogłabyś się zgubić i wreszcie bałabym
się o ciebie.
Po tej wymianie zdań – podniosły się z ławki i ruszyły w stronę szpitala. Kiedy zerknęły przez otwarte drzwi sali Pera do
jej środka (nikt ich nie przymknął od momentu wybiegnięcia stamtąd Marie) – pielęgniarka wymieniała mu kroplówkę a
on patrzył spokojnie przed siebie. Kiedy przeszły dziewczyny – potraktował je zupełnie normalnie jak setki tysięcy
innych dziennie przewijających się tędy ludzi. Marie patrząc na niego miała nadzieję, że w oczach przyjaciela zobaczy
przebłysk świadomości, że on coś sobie przypomni albo, że przynajmniej zareaguje na jej widok. Niestety – czcze
marzenia. W trakcie jazdy powrotnej było jeszcze spokojnie. Dopiero kiedy dziewczyny wróciły do domu – praktycznie
od wejścia – wróciły złe emocje. Niestety – ze zdwojoną siłą. Marie znów – tak jak w dniu wypadku – odwróciła
wszystkie ich zdjęcia, chodząc po domu potrącała wszystko i często zdarzało się, że różne ulubione figurki czy inne
bibeloty należące do Pera jak na przykład delfinki, które można było wprawiać w ruch czy figurka klucza wiolinowego
albo labradora zrobione z kamionki (dwie ostatnie – delfiny były szklane) rozleciały się w drobny mak. Ana Lisa przez
ten czas spokojnie patrzyła. Pilnowała tylko jednego: żeby Marie nie zraniła się poważnie. Dobrze wiedziała, że jej coś
takiego jest potrzebne, że to niedługo minie. „Wygląda z boku nieciekawie, może i powinnam ją powstrzymać ale nie
wydaje mi się to konieczne” – myślała Ana, patrząc na Marie ze strachem i smutkiem. W pewnym momencie zrobiło się
ciszej. Marie nadal płakała ale stała w miejscu. Stała i patrzyła przez łzy na bałagan jaki ona zrobiła wokół pokoju Pera
jak i ten widoczny w środku (od dnia wypadku nic nie było tam zmieniane, przestawiane. Dziewczyny owszem,
wchodziły tam ale nie ruszały niczego). Po chwili usiadła na podłodze plecami do drzwi pokoju Pera, szepnęła:
„Przepraszam cię za te bibeloty” i wybuchła kolejną głośną falą płaczu. Tym razem Ana już zareagowała. Tym bardziej,
że spomiędzy palców Marie wypływała krew. „No ładnie. Jeszcze tylko brakowało tego, żeby się pokaleczyła” – myślała
Ana, biegnąc do kuchni po wodę utlenioną i opatrunki. W trakcie opatrywania ran Marie płakała ale nie z bólu. Ból był
jedyną rzeczą, której nie czuła. Płakała w przewadze ze strachu, bezsilności. Była psychicznie rozbita. Z jednej strony
bardzo chciała żeby Per mógł już wrócić do domu, brakowało go jej. Z drugiej natomiast – bała się tego dnia. Nie miała
zielonego pojęcia o opiece nad osobą, która ma w pełni uszkodzony ośrodek poznawania w mózgu. Kiedy Ana Lisa
skończyła opatrywać dłonie Marie – po odniesieniu opatrunków zaprowadziła dziewczynę do pokoju. Musiała pomóc jej
wstać i zaprowadzić do sypialni. Marie była tak wycieńczona, że prawie w ogóle nie była świadoma tego co robi, co się
dzieje z nią, wokół niej. „Ten bajzel posprzątam kiedy Marie zaśnie spokojnie, nie mogę zostawić jej teraz” –
przemknęło Anie przez myśl kiedy szły.
- Przytul mnie, co…? – poprosiła cichutko po jakimś czasie Marie. Nie dość, że zrobiła to cicho to jeszcze ogólnie ton
jakim wypowiedziała prośbę był jakiś dziwnie nieobecny; nienaturalnie nieobecny.
- Albo mi się wydaje albo ona kieruje te słowa do Pera mimo, że go tu nie ma… - powiedziała w głos Ana Lisa,
spełniając mimo wszystko prośbę Marie. Po jakimś czasie Marie zasnęła. Dziewczyna mimo tych problemów usnęła
spokojnie, z uśmiechem na ustach.
- Domyślam się kogo widzi we śmie – zaśmiała się pod nosem Ana Lisa. Po wyjściu z pokoju Marie (nie zamykała drzwi
na wypadek gdyby działo się coś złego) najpierw uprzątnęła bałagan a potem zadzwoniła do swojej znajomej, świeżo
upieczonej pani psycholog. Chciała skonsultować się w sprawie zachowania Marie, tego czy było czego się bać kiedy
była najpierw taka pobudzona a później skrajnie wyciszona, wręcz nieobecna. Ana została uspokojona. Usłyszała w
odpowiedzi, że u kogoś na kogo spadły takie problemy – takie zachowania są normalne. Dłużej lub krócej – to zależy od
predyspozycji osobowościowych – ale normalne. Po tej rozmowie ona również poszła spać. Nawet nie zorientowała się
kiedy zasnęła. Jedyne co było planowane to zmiana miejsca noclegu. Tej nocy Ana Lisa wyjątkowo ułożyła się na małej
kanapie w pokoju Marie. Było niewygodnie ale nie zwracała uwagi na to. Ważniejsze było dla niej żeby być pod ręką w
razie gdyby coś się działo. Coś lub ktoś chyba nad dziewczynami czuwał, bo ta noc minęła spokojnie. Była krótka
Strona: 14/23
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
(Marie obudziła się nagle niewiele po czwartej nad ranem jakby coś ją wystraszyło; bardzo długo nie mogła uspokoić
się, powiedzieć co to było a i o normalnym śnie też żadnej mowy być nie mogło) potem okazało się, że to silny
podmuch wiatru otworzył okno w pokoju Pera. Wszystko się zgadzało ale w połowie. Okno było otwarte i było otwarte
w pokoju Pera. Ale nie przez wiatr. To była znów sprawka Oskara. Znów chciał zastraszyć dziewczyny a w
szczególności Marie, która – jak się domyślał – Bez Pera w pobliżu była niepewna, nieśmiała. Ale one były przekonane,
że okno otworzył wiatr. Zaraz po śniadaniu dziewczyny pojechały do szpitala. Chciały dowiedzieć się jak czuje się Per,
czy ma jakieś szanse na powrót do pełnej sprawności i wreszcie czy jest szansa, że odzyska – przynajmniej w części –
pamięć. Marie osobiście najbardziej zależało na tym żeby przynajmniej przypomniał sobie nazwiska swoje i jej. Cała
reszta wyszłaby w przysłowiowym „praniu”. Roxette nie było teraz najważniejsze. Fanom powiedziałoby się prawdę. Ci
wierni zrozumieliby. Byłoby im przykro – na pewno – ale zrozumieliby. Kiedy dziewczyny weszły do szpitala umówiły się,
że Ana pójdzie wypytać lekarzy o wszystko a Marie pójdzie do jego sali. Kiedy zastała pustą salę – przeraziła się.
Pojawiły się najgorsze myśli. Nawet ta naprawdę najgorsza o odejściu Pera. „Czemu nikt nie zadzwonił, nie powiedział
mi” – myślała przerażona idąc w stronę dyżurki.
- Co z moim przyjacielem…? – zapytała zupełnie nieswoim głosem lekarza wyglądającego na jej rówieśnika, może
starszego o dwa, trzy lata.
- Proszę podać jego nazwisko – powiedział młodzik nawet nie podnosząc wzroku znad karty jakiegoś pacjenta. Mimo,
że nie uniósł wzroku, ton jego głosu nie był wcale oschły czy coś podobnego. Nic z tych rzeczy.
- Per Gessle… - Marie była przerażona.
- Spokojnie, jest teraz na tomografii – lekarz dopiero teraz uniósł wzrok na Marie – Nie było się o co bać. Przeraziła
panią pewnie ta pusta sala? – spytał patrząc z nadzieją swoimi zielonymi oczami w ciemnobrązowe oczy Marie – Jestem
zastępcą jego lekarza prowadzącego, Anders Bölen – przedstawił się, wyciągając do dziewczyny rękę, którą ta
uścisnęła niepewnie.
- Marie Fredriksson. Szkoda, że nie lekarzem prowadzącym – mruknęła smutno Marie, przypominając sobie jak lekarz
Pera potraktował Anę.
- Doktor jest dziwny, to prawda. Sam czasem mam go dość. Ale mam dobrą wiadomość: za dwa miesiące przechodzi
na emeryturę a wtedy ja przejmuję wszystkich jego pacjentów, w tym pani przyjaciela.
- Ciekawe czego dowie się nasza znajoma… Czy mogę wejść do Pera po zabiegu, posiedzieć u niego trochę…? – kiedy
Marie pytała – głos nie wiedzieć czemu – trochę się jej załamał.
- Tak ale dopiero kiedy się obudzi. Kontrast jaki dostał na zabieg spowodował, że będzie teraz spał mocno i dość długo.
Ale proszę popatrzeć na to z pozytywnej strony. Sen to regeneracja. A skoro regeneracja to prawdopodobnie większa
szansa na odzyskanie pamięci przez pani przyjaciela. Muszę już iść, pozostali pacjenci czekają – zakończył – podając
Marie chusteczkę do nosa. Po chwili jednak obrócił się, dopędził ją i poprosił:
- Mogę prosić o autograf… Od początku istnienia Roxette jestem waszym wielkim fanem. A z Perem będzie dobrze,
wyjdzie z tego. Mówię to jako fan grupy a nie urzędas, łapiduch w kitlu. Pamiętaj Marie, będzie dobrze. “Listen to your
heart when he’s calling for you...” - zaśpiewał, odbierając od Marie autograf i odchodząc. Na tej samej kartce
dziewczyna dopisała na odwrocie: „Pomogłeś mi i to bardzo, wielkie dzięki. Gdybyś potrzebował porady do czasu aż
Per zostanie wypisany szukaj mnie pod jego salą lub w bufecie”. Jakiś czas po tej rozmowie pokazali się lekarze
przewożący Pera z gabinetu tomografii komputerowej do jego sali. Spał tak spokojnie jakby nic się nie działo, jakby to
była tylko zwykła drzemka. Choć prawda niestety była inna… Marie usiadła przed salą i zaczęła czekać tak jak
wcześniej poradził jej Anders. Po kolejnych trzydziestu minutach pojawiła się Ana.
- Czemu nie wchodzisz? – spytała, podając Marie jagodziankę (dziewczyna była porządnie głodna ale bała się poprosić,
przyznać).
- Nie, dziękuję… - zaczęła bronić się, odmawiać.
- Weź, są naprawdę smaczne – przekonywała Ana choć tak naprawdę nie ugryzła ani kęsa swojej jagodzianki; grała z
Marie sprytnym fortelem.
- No dobrze… - mruknęła dziewczyna, wyciągając rękę po swoją drożdżówkę – A nie wchodzę, bo nie mogę –
Strona: 15/23
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
odpowiedziała na zadane wcześniej przez Anę pytanie.
- Jak to: nie możesz? – dziewczyna była zdziwiona.
- Nie mogę teraz tam wejść – poprawiła się Marie, zauważając swoją gafę – Wejdę dopiero kiedy Per obudzi się po
tomografii. Kontrast jaki dostał – zafundował mu niezłą drzemkę. A ty co wiesz? – spytała, przełykając kęs drożdżówki
trzymany w ustach i patrząc na Anę Lisę z niemałym lękiem.
- Najkrócej mówiąc: musimy wierzyć i czekać. Dom trzeba będzie „opisać”, opowiadać Perowi o wszystkim, nawet już
teraz, nie denerwować się jeśli kilkakrotnie zapyta o to samo, no i oczywiście puszczać piosenki Roxette.
- Roxette już nie istnieje – mruknęła smutno Marie, ocierając łzy.
- Co ty wygadujesz?
- Dziwisz się? Nie ma już szans żeby cokolwiek sobie przypomniał. Cokolwiek związanego z zespołem. Cudem będzie
jeśli przypomni sobie nasze imiona – Marie mówiła coraz bardziej podniesionym głosem – A co mamy zrobić żeby nas
jakoś kojarzył…? – spytała spokojniej, wskazując siebie i Anę.
- Prosta sprawa. Wystarczy, że będziemy nosić przyczepione do ubrań kartki z imionami. Najpierw. Potem zmienimy to
na jakieś bardziej subtelne akcenty np. bransoletki, wisiorki…
- Niezły pomysł. A o co chodziło ci z… - Marie brakowało słów.
- Opisaniem domu – podpowiedziała Ana.
- No tak, dzięki. Nie ma to jak skleroza…
- Sprawa jest prościutka. Wystarczy, że w najważniejszych miejscach nakleimy strzałki z nazwami miejsc, do których
prowadzą. A na szafkach napiszemy co w której jest.
- Zazdroszczę ci…
- Czego?
- Spokoju, pomysłów jak pomóc. Tym bardziej, że w końcu Per jest moim przyjacielem, to ja znam go lepiej, dłużej niż
ty.
- To nic takiego, po prostu tak mam – podsumowała Ana, śmiejąc się.
Dziewczyny czekały ale na próżno. Per nie obudził się już do rana. Kilkakrotnie zdarzało się, że czekając któraś z
dziewczyn przysypiała ale na bardzo krótko. Kiedy się budziła – była smutna, było jej przykro, bo sądziła, że przegapiła
to na co tak niecierpliwie liczyły, czekały. Ale następnego dnia – spełniły się oczekiwania dziewczyn. Per obudził się
wczesnym popołudniem. Był już nawet moment gdzie zarówno Marie jak i Ana Lisa straciły nadzieję. Ale –
niepotrzebnie. Kiedy otworzył oczy – obie dziewczyny siedziały przy nim. Widząc, że się budzi, serca wdrapały im się w
okolice gardeł i zaczęły się tam tłuc jak ptaki na uwięzi.
- Idę po lekarzy – szepnęła z olbrzymim trudem Marie (w gardle nie miała ani odrobiny śliny i każde słowo raniło ją.
Można było mieć takie wrażenie) i wybiegła.
- Kto to był? – zapytał Per, śledząc wzrokiem wybiegającą dziewczynę.
- To Marie, twoja przyjaciółka – odparła Ana.
- A ty, ja? Kim my jesteśmy? – pytał Per. Ton jakim zadawał pytania był coraz bardziej niepewny.
- Spokojnie, nie bój się. Na pytania odpowiem ci później, bo Marie i lekarze się już zbliżają.
- Dobrze… - odpowiedź chłopaka była zamyślona, wycofana, nawet trochę nieobecna.
Strona: 16/23
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
Po kilku może kilkunastu minutach ten sam młody lekarz, który kilka dni wcześniej pocieszył wystraszoną Marie –
poprosił ją do siebie. Mówił w formie oficjalnej ale spokojnie.
- Proszę popatrzeć w moje oczy – powiedział spokojnie, uśmiechając się – i mieć taką nadzieję na wszystko jak odcień
tęczówek na to, że z tego wyjdzie, przypomni sobie wszystko. Naprawdę będzie dobrze – dodał, puszczając do
dziewczyny oko, które miało znaczyć: „To, że mówiłem teraz w formie oficjalnej nie znaczy, że nie pamiętam o
wcześniejszych naszych luźnych pogaduchach”. Dziewczyna natomiast odwzajemniła się przepełnionym nadzieją
spojrzeniem i uśmiechem. „Bardzo, bardzo ci dziękuję i o niczym nie zapomnę” – zdawało się mówić spojrzenie Marie.
Lekarz odszedł w swoją stronę a silna psychicznie dziewczyna poszła w stronę Any Lisy. Ta moc (oczywiście
pozytywnie) zaskoczyła i uderzyła Anę. „Świetnie, bardzo miło na to i na ciebie patrzeć” – uśmiechnęła się zarówno do
niej jak i sama do siebie. Natomiast Per patrzył na przyjaciółkę, zastanawiając się: „Ktoś chyba musiał wesprzeć ją
psychicznie… Szkoda tylko, że to nie mogłem być ja…” – kiedy te słowa w formie myśli przepływały mu przez głowę –
momentalnie posmutniał. Zaczął też usilnie przypatrywać się Marie, chciał przypomnieć sobie jej imię, zwrócić się do
niej ale… „Co się dzieje, przecież ja ją na pewno znam, muszę ją znać. Gdyby tak nie było – nie prosiłbym jej żeby
została kiedy tak nagle wybiegła z sali…” – myślał.
- Mogłabyś powiedzieć mi kim jesteśmy… - zwrócił się do Any, wskazując całą ich trójkę. Marie drgnęła na dźwięk
głosu Pera. „Brakowało mi tego…” – pomyślała, czując przyjemne dreszcze tym bardziej, że Per mówił spokojnie, może
trochę nienaturalnie cicho. Ale przynajmniej nie bał się tak bardzo jak zaraz po odzyskaniu przytomności. Słysząc jego
głos to ona chciała spełnić jego prośbę. Ana jednak zatrzymała ją, kładąc jej rękę na ramieniu i mówiąc szeptem:
- Nie, ja się tym zajmę. Wiem, że chciałabyś ale obiecałam mu to już wcześniej. Nie róbmy mu zbędnego mętliku w
głowie.
Dziewczyna zrezygnowana, nawet ze złością chciała powiedzieć: „Przecież on i tak nic nie pamięta, to nie byłoby dla
niego różnicą!” ale zaniechała tych słów i tylko szepnęła smutno:
- Dobrze, rozumiem…
Per słysząc ton głosu przyjaciółki popatrzył na nią jakby chciał powiedzieć: „Nie martw się, będzie dobrze. Kiedyś
jeszcze nieraz sobie pewnie pogadamy”. Po chwili ciszy Ana wzięła głębszy wdech, szepnęła do samej siebie: „Odwagi,
bo cała jej masa będzie ci potrzebna” po czym zaczęła mówić. Głos jej drżał, dłonie się pociły i lekko trzęsły ale wzrok
ciągle miała utkwiony na oczach i twarzy chłopaka.
- Ja mam na imię Ana Lisa – zaczęła dziewczyna, wskazując na siebie – Mam na imię Ana Lisa ale jeśli byłoby ci
wygodniej – mów mi po prostu Ana. Zresztą – większość moich znajomych tak zwraca się do mnie ze zwyczajnej
wygody. Poznaliśmy się na hali ze ściankami wspinaczkowymi. I tam niestety zdarzył się twój wypadek…
- Na czym on polegał, jakim cudem tu wylądowałem? – o ile słuchając wypowiedzi Any, Per był spokojny, o tyle zadając
pytania – przeraził się.
- Za chwilkę będzie czas na pytania. Na razie mam jeszcze trochę do opowiedzenia – uwaga została zwrócona mu
przez dziewczynę tak spokojnie jakby zrobił drobny nic nie znaczący szkolny błąd.
- Dobrze, opowiadaj dalej – był wyraźnie zaciekawiony. „Dobra nasza, zaciekawił się” – pomyślała Ana Lisa, wracając
do opowieści:
- Twoja przyjaciółka ma na imię… - Ana zaczęła opowiadać o Marie. Wskazała ją i w odpowiednim momencie umilkła.
Liczyła, że może chłopak wpadnie na to jak ona się nazywa. Dziewczyna kiedy została wskazana – spojrzała na
przyjaciela z nadzieją, jej oczy mówiły: „Dasz sobie radę, wypowiesz moje imię…” – niestety, nic z tego. Per przyglądał
się Marie przez chwilę bez słowa po czym spytał:
- Jak ona ma na imię…? Próbuję to sobie przypomnieć ale nie udaje mi się… - ostatnie zdanie wypowiedział jakby się
usprawiedliwiał. Czuł się winny.
- Nie bój się, to minie – szepnęła z nadzieją Marie, delikatnie całując Pera w policzek. Chciała cokolwiek powiedzieć a
wiedziała, że nie może wkradać się w zaczęte już przez kogoś opowiadanie. Po wypowiedzeniu tego zdania poczuła się
lżej.
Strona: 17/23
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
- Ona ma na imię Marie – Ana tymczasem wróciła do swojego opowiadania – Tworzycie razem zespół, który nazywa się
Roxette. Macie dużo różnych nagród, zdobyczy… Ale zobaczysz je dopiero po powrocie do domu. Platynowe czy złote
płyty są zbyt duże żeby je tu przynieść. Są zbyt duże i zbyt ciężkie.
- A ja? Kim ja jestem…? – Per powtórzył to pytanie już któryś raz tego dnia. Ale nikt nie zwrócił na to uwagi. Kiedy je
zadawał – czuł się dziwnie, uczucia były mieszane. Bał się ale już tylko siebie. Traktował się jak intruza, którego – w
zależności od tego co usłyszy – będzie próbował zwalczyć lub zaakceptuje.
- Dzięki, że mi o tym przypomniałeś. Nie ma to jak mieć kogoś kto trzyma rękę na pulsie i pamięta o wszystkim – Ana
zaśmiała się serdecznie do zaszokowanych przyjaciół. Użycie przez nią tych słów było planowane. Specjalne
zaakcentowanie słów „przypomniałeś” i „pamięta” też. Ale z naszej zaskoczonej dwójki tylko Marie (i to dopiero po
jakimś czasie) zrozumiała ich sens. Nie tyle samych słów co akcentu położonego na nie przy wypowiedzi przez Anę.
- Ty nazywasz się Per. Per Gessle – wróciła do głównej opowieści dziewczyna – Masz też kilka przezwisk, które nie mam
pojęcia skąd się wzięły ale w większości znajomi – zwłaszcza z zespołu – zwracają się do ciebie po imieniu. W Roxette
jesteś głównym gitarzystą i – obok Marie – głównym wokalistą. Grasz też na harmonijce ustnej. Teraz poukładaj sobie
to wszystko, my będziemy obok. Gdybyś chciał o coś zapytać – zawołaj – zakończyła Ana i wyszła. Marie wyszła
dosłownie chwilkę za nią. Wyszła chwilę później, bo ukradkiem przyglądała się na to jak teraz zachowa się Per. Chłopak
osunął się na poduszki (pozbył się już kołnierza) i zaczął szeptać do siebie. Niektóre słowa szeptał głośniej, inne ciszej,
jeszcze inne tak cicho, że na pierwszy rzut oka wydawało się, że żadne dźwięki nie wypływają z krtani chłopaka.
„Wypowiedz moje imię albo chociaż nazwę zespołu, proszę…” – zdawały się mówić oczy Marie, które smutniały z każdą
sekundą. Dziewczyna już prawie straciła nadzieję gdy nagle… „Roxette” – usłyszała cichy szept. Słowo było bardzo
cicho wyszeptane przez Pera ale dziewczyna usłyszała je wyjątkowo wyraźnie. Wszystko dlatego, że wokół też było
cicho. Chwilę po usłyszeniu nazwy zespołu wypowiedzianej przez przyjaciela - Marie zniknęła mu z oczu. „Udało się!” –
dziewczyna chciała krzyknąć z radości ale na szczęście tego nie zrobiła. Przez kolejną krótką chwilę, dla uspokojenia
rozkołatanego serca stała oparta o ścianę tak mocno, że miało się wrażenie jakby była stopiona z nią w jedno. Kiedy
się uspokoiła – zaczęła iść w stronę Any. „I see you comb your hair…” – usłyszała nagle. Słowa dotarły do niej w formie
szeptu trochę delikatniejszego niż poprzedni. Fraza została zaśpiewana przez Pera niewiele wolniej niż w oryginale.
Marie zatrzymała się w miejscu nagle, jakby ktoś ją zamienił w kamień. Stała tak przez chwilę, po czym obróciła się i
zrobiła kilka kroków w stronę sali Pera.
- Co ja robię? – powiedziała po kolejnej chwili do siebie ale już głośno. Na tyle głośno, że Ana usłyszała te słowa mimo,
że nie były wykrzyczane – Wyobraźnia spłatała mi figla i to porządnego – dodała, wracając do Any.
- O co ci chodziło? – spytała Ana kiedy Marie doszła do niej – I czemu stałaś tak długo przed salą Pera?
- Najpierw usłyszałam jak wypowiada nazwę zespołu i musiałam uspokoić rozszalałe z uciechy nerwy. Potem wracając
wydało mi się, że słyszę jak śpiewa cicho frazę „How do you do!”... To ostatnie nie mogło być prawdą – zakończyła.
Ostatnie zdanie wypowiedziała naprawdę mocno i stanowczo.
- Ale było. On naprawdę zaśpiewał tą frazę – powiedziała Ana Lisa.
- Co?! – Marie nie mogła uwierzyć – Jakim cudem? Przecież on nie poznaje nas, nie pamięta o wiele więcej niż wypadku,
więc…
- Ale tak się stało… - powiedziała Ana Lisa. Marie po usłyszeniu słów dziewczyny chciała wręcz pobiec do sali Pera,
przytulić się do niego… Już nawet poderwała się ze swojego miejsca ale znów została powstrzymana przez Anę.
- Czemu powstrzymujesz mnie tym razem? – spytała zupełnie spokojnie Marie. Teraz nie była zła, była najzwyczajniej w
świecie ciekawa tego co odpowie jej Ana Lisa.
- Powstrzymuję cię, bo gdybyś wbiegła do sali Pera – mógłby się wystraszyć. Najprawdopodobniej w ogóle nie był
świadomy tego, że zaśpiewał tą frazę, więc…
- Faktycznie… Tak o tym nie pomyślałam… - szepnęła zamyślona Marie, z powrotem siadając na krześle. Po jakichś
czterdziestu minutach od tego zdarzenia (dziewczyny zdążyły przysnąć na jakiś czas), przebudziły się słysząc, że Per je
nawołuje. Z początku wydało im się, że to złudzenie ale – jednak nie.
- Dziewczyny! Dziewczyny! – po pierwszej, nieudanej próbie spróbował jeszcze dwa razy (dziewczyny musiały się
Strona: 18/23
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
rozbudzić, upewnić, że to nie żart, blef). Stare powiedzenie „Do trzech razy sztuka” zadziałało przy trzecim podejściu
chłopaka.
- Idź spokojnie – szepnęła Ana widząc jak Marie rusza w stronę sali dość szybkim krokiem.
- Dzięki, że mnie powstrzymałaś. Te emocje… - odparła dziewczyna zwalniając kroku.
- Jesteśmy. Chciałeś o coś zapytać? – tym razem pytanie zadała Marie.
- Tak. O to jak doszło do tego wypadku, czy mam jakieś szanse… - odparł bardzo niepewnie Per.
- Na to, że wyjdziesz ze szpitala masz pełne szanse. Nie wiemy dokładnie kiedy to się stanie ale stanie się na pewno –
na pytanie Pera odpowiadała Marie – A ten wypadek… To była bardzo nieciekawa sytuacja – mówiła jeszcze spokojnie
ale bała się momentu kiedy dojdzie w opowiadaniu do upadku Pera. Zanim wróciła do głównego opowiadania –
poprosiła Anę:
- Pomóż mi w odpowiednim momencie, dobrze? Boję się, że się rozkleję…
- Dobrze, nie martw się – uspokoiła ją Ana Lisa.
- Wybraliśmy się na tą ściankę choć bardzo oboje się tego baliśmy – zaczęła opowiadać Marie. Tym razem Ana słuchała
bez słowa i czekała na to czy okaże się potrzebna, czy będzie musiała ratować całą sytuację i dokończyć opowiadanie
za nią – Mimo, że strasznie się baliśmy zdecydowałam – czego bardzo żałuję – że jednak tam pojedziemy.
- Czemu tego żałujesz? – spytał z podobnym jak przy opowiadaniu Any zaciekawieniem Per.
- Bo twój wypadek to moja wina, to ja powinnam leżeć tu teraz…- kiedy Marie odpowiadała – głos jej zadrżał a w
oczach pojawiły się pierwsze łzy ale z nimi jeszcze sobie poradziła. Zacisnęła powieki, żeby je cofnąć a głos uspokoiła
kilkoma głębszymi wdechami.
- Nie mów tak, nie obwiniaj się – odpowiedział jej spokojnie ale smutno po czym uśmiechnął się i wyciągnął do niej rękę.
Dziewczyna ujęła ją delikatnie i z lękiem, nadal pamiętając żywo co stało się kiedy Per odzyskał przytomność. Tym
razem jednak nie cofnął dłoni. Zachęcona tym gestem i uśmiechem przyjaciela dziewczyna złożyła swoją drobną dłoń
w jego ręce i pozwoliła ze spokojem w sercu i spojrzeniu żeby jego palce zamknęły się na jej dłoni. Dostrzegła też w
oczach Pera coś w rodzaju bardzo oddalonego powrotu pamięci. „Próbuję sobie ciebie i to wszystko przypomnieć ale
nie daję rady, wybacz…” – zdawało się mówić ze swojej głębi spojrzenie Pera. Odpowiedziała na to też spojrzeniem,
które mówiło: „Walcz. Wierzę w ciebie, wierzę, że ci się uda”. Przez jakiś czas Marie nie mówiła nic. Przygotowywała się
do przekazania najgorszego. Wreszcie zaczęła znów opowiadać:
- Kiedy tam weszliśmy okazało się, że to miejsce prowadzi Oskar z Gyllene Tider, z którym miałeś ostro na pieńku… Marie urwała, bo Per wszedł jej w słowo:
- Oskar, Gyllene Tider? O co chodzi, o czym wy mówicie? Miałem z nim na pieńku? Ciekawe o co się pokłóciliśmy... –
chłopak niemal wyrzucił z siebie te pytania, zbombardował nimi Anę i Marie jak pociskami.
- Zapamiętaj te pytania, dobrze? – zwróciła się szeptem do Any Lisy Marie, na co ta odpowiedziała tylko skinieniem
głowy, natomiast głośniej do Pera powiedziała – podobnie spokojnym tonem jak wtedy kiedy chłopak pytał o to kim są
on i dziewczyny:
- Trochę za dużo tych pytań jak na jeden raz…
„Powinieneś raczej powiedzieć: <<O kogo się pokłóciliśmy>>” – pomyślała szybko Marie, po czym wróciła do
opowiadania:
- Zaczęliśmy się wspinać, mnie przy tym pomagała Ana – Marie wskazała ją – a tobie Oskar. Używałeś o wiele słabszej
liny niż ja, bo nie miałeś wpływu na to jaką dostaniesz a ja… - dziewczynie kolejny raz załamała się głos, tu już nie za
bardzo udało się jej to powstrzymać – A ja dałam uśpić sobie czujność. Później straciłeś równowagę, zaplątałeś się w
linę, próbowałam ci pomóc ale… - tu Marie nie wytrzymała, rozpłakała się i sytuacja prawie w stu procentach się
powtórzyła. To było prawie 100% deja-vu, bo…
Strona: 19/23
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
- Wróć! Wróć! Wróć, Marie! – wołał Per, po tym jak dziewczyna wybiegła z jego sali, płacząc. Imię przyjaciółki
wypowiedział zupełnie nieświadomie.
- Czemu tak wybiegła? Zrobiłem coś nie tak, uraziłem ją czymś…? – pytając, Per był bardzo smutny, wystraszony.
Zadając pytania nie patrzył nawet na Anę Lisę, choć przed nią nie powinien ukrywać swoich uczuć, wstydzić się.
- Nie, nie zrobiłeś nic złego. Te przeżycia, które was ostatnio spotkały są dla Marie jeszcze zbyt świeże, żywe. A ty
jesteś dla niej kimś bardzo ważnym więc to, że nie była w stanie ci pomóc tym bardziej ją boli. Pójdę do niej, muszę ją
uspokoić. Kiedy wrócimy odpowiem na twoje pytania. Jeśli nie uda nam się już dziś wrócić – zrobię to jutro, obiecuję.
Czy zdajesz sobie sprawę z tego co zrobiłeś kiedy Marie wybiegała? – spytała Ana, stojąc już w drzwiach sali.
- Nie… Coś złego… - Per był wystraszony mimo, że ton głosu Any był zupełnie spokojny.
- Nie, skąd, nie bój się, rozluźnij się trochę, jesteś strasznie spięty – powiedziała widząc, że ze strachu Per napiął
wszystkie mięśnie do granic możliwości, wręcz prawie do bólu.
- Powiedz mi co takiego zrobiłem, proszę – błagał ją chłopak. Nadal był przekonany, że Ana kłamie a on zrobił coś,
czego nie powinien.
- Wywołałeś imię Marie kiedy wybiegała – odparła Ana Lisa.
- Naprawdę? Wypowiedziałem jej imię… - szepnął do siebie rozluźniając mięśnie w jednej dosłownie chwili – To
wszystko stało się naprawdę? – spytał głośniej z niedowierzaniem.
- Tak – odpowiedziała mu spokojnie Ana, dodając: - Teraz wyjdę jej poszukać, uspokoić – po tych słowach wyszła.
Znalazła Marie na tej samej co ostatnio ławce. Dziewczyna siedziała na niej, ramionami obejmując podkurczone kolana,
głowę miała schowaną między nimi a ramiona się jej trzęsły po czym można było poznać, że płacze.
- Czy… czy dokończyłaś resztę…? – zapytała urywanym głosem Marie, podnosząc głowę i patrząc na Anę Lisę mocno
zapuchniętymi oczami.
- Nie… - powiedziała smutno dziewczyna, dodając kiedy zobaczyła pytający wzrok przyjaciółki: - Nie zrobiłam tego, bo
zaczął pytać czemu wybiegłaś, czy cię uraził… Ale mam naprawdę dobrą wiadomość, która bardzo cię ucieszy…
- Jaką?
- Kiedy wybiegałaś – nie słyszałaś już tego pewnie ale Per nawołując żebyś wróciła… - Ana znów urwała żeby pobudzić
zainteresowanie Marie.
- Co zrobił? Mów! – ponaglała dziewczyna.
- Wywołał twoje imię! – wykrzyknęła Ana.
- Poważnie?! – zawołała również niedowierzając Marie – Czy był tego świadomy? – spytała kiedy uspokoiła się.
- Zupełnie nie. Dopóki nie wyjaśniłam mu co się stało, był wystraszony jak dziecko, przekonany, że zrobił coś złego,
zakazanego.
- Biedny Per… Przez ten wypadek ujawniają się u niego cechy, których nie miał nigdy wcześniej. Owszem, był wrażliwy
ale nie do tego stopnia, o którym mówisz… - powiedziała do Any i znów pokonały tą samą drogę co kilka dni temu. Ana
pamiętała o obietnicy złożonej Perowi, przygotowywała odpowiedzi na pytania, które im zadawał ale – nie udzieliła mu
ich. Kiedy zerknęła do sali – zobaczyła, że Per śpi.
- Miłych snów, zobaczymy się jutro – szepnęła.
- Czekając na nas zasnął – zwróciła się Ana do Marie – Kiedy śpi wygląda tak… - dziewczyna szukała odpowiedniego
słowa.
Strona: 20/23
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
- Niewinnie, delikatnie… - próbowała podpowiedzieć Marie.
- Dokładnie tak. Tylko czy te wrażenia nie są złudne?
- Nie. On ogólnie jest drobny i szczupły. Ale ja jestem gorszym szkieletorem…
- Przestań – rzuciła Ana, zaczynając się śmiać. Przekomarzając się tak doszły do samochodu. Po jakichś trzech
tygodniach Per został wypisany ze szpitala. Przez cały ten czas dziewczyny opowiadały mu o wszystkim, puszczały
piosenki Roxette, odpowiadały kiedy pytał. Najczęściej pytał o Roxette i swoją znajomość z Marie. Często niedowierzał
słysząc piosenki śpiewane przez siebie.
- To ja? To mój głos? – pytał z niedowierzaniem na przykład w trakcie „7twenty7”.
- Tak, tak niedowiarku – śmiała się Marie – Czasem potrafisz zrobić ze swoim głosem takie rzeczy, że… - dodała, po
chwili wybuchając kolejną falą śmiechu, która dla kogoś kto patrzyłby z boku, nie znał prawdy mogłaby się wydać
raniąca Pera.
- To co zrobiłem musiało być okropne a… a Marie (dziewczyny nosiły już drobiazgi, po których Per starał się je
rozpoznawać choć często jeszcze się mylił) wykorzystuje to, naśmiewa się… - szepnął smutno – Wyłączcie tą płytę –
poprosił równie smutno jak wcześniej, zamykając oczy i wciskając głowę w poduszkę.
- Skąd, nie naśmiewam się z ciebie – powiedziała Marie, uspokajając się, poważniejąc – Przypomniała mi się po prostu
wyjątkowo zabawna sytuacja z jednego z naszych koncertów…
- Co to takiego było?
- Zacząłeś przy jednej z naszych piosenek – chyba „Dangerous”… - Marie urwała i zaintonowała pierwsze dwie frazy
piosenki, napotykając pytający wzrok przyjaciela – Zacząłeś w pewnym momencie piosenki tak zmieniać głos, że
stopniowo wszyscy przestali nadążać za tobą a potem już tylko się śmiali. Ty też zanosiłeś się śmiechem… - ostatnie
zdanie Marie wypowiedziała bardzo cicho i smutno. W myślach dodała: Tak bardzo brakuje mi twojego śmiechu…
Zawsze był taki jasny, wnosił tyle życia…”. Widząc smutek w spojrzeniu i wyrazie twarzy przyjaciółki – Per położył
delikatnie swoją dłoń na jej policzku. Robiąc ten gest patrzył na nią dokładnie tak jak zawsze kiedy ją pociesza jeśli coś
idzie jej nie tak.
- Nie bądź smutna, uśmiechnij się – Per mówił te słowa spokojnie, swoim normalnym tonem. Ana Lisa przysłuchiwała
się wszystkiemu z boku. Zarówno jej jak i Marie serca zaczęły bić szybciej. „Może coś sobie przypomniał – myślały – A
może… Przypomniał sobie wszystko ale się droczy… Marie wspominała, że wyjątkowo to lubi” – to już były myśli Any.
- Czy… czy mnie pamiętasz? – spytała Marie, z trudem przełykając ślinę i patrząc na Pera z nadzieją.
- W jakim sensie? – chciał upewnić się chłopak.
- Chodzi mi o to czy pamiętasz moje imię albo to jak się poznaliśmy…
- Masz na imię Ana a poznaliśmy się na ściankach wspinaczkowych.
- Pomyliłeś się – Marie walczyła z tym żeby się nie rozpłakać – Mam na imię Marie. To jest Ana – dziewczyna wskazała
na przyjaciółkę po czym wyszła i usiadła na korytarzu zaciskając powieki spod których zaczęły wypływać łzy czego
dziewczyna nie kontrolowała. "A już było tak blisko... Chyba zbyt mocno liczę na to, że on odzyska tą pamięć. To się
nie stanie. Ale ja nie mogę odbierać Perowi nadziei. Ma jej w sobie tak dużo...". Dwa dni później Per wrócił do domu,
który już był odpowiednio przygotowany i opisany.
- To nasz dom? - Per spytał takim tonem jakby nie dowierzał temu co widzi.
- Tak. Mieszkamy tu już dobre parę lat. Kupiliśmy go za pieniądze, które zarobiliśmy za płytę "Joyride".
- A gdzie mieszkaliśmy do tej pory? - Per zadał to pytanie kiedy byli w salonie. Ana nie odzywała się ale słysząc pytanie
Pera, posłała pytający wzrok w kierunku jego i Marie.
Strona: 21/23
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
- W ohydnej dwupokojowej kawalerce. Brrr... - wstrząsnęła się - Całe szczęście, że szybko kupiliśmy ten dom, bo grzyb
w tej klitce był tak duży, że strasznie się męczyliśmy. Zwłaszcza ty.
- Co masz na myśli?
- Ciągły katar, ból zatok... Żeby móc w miarę normalnie funkcjonować musiałeś brać całe mnóstwo prochów...
- Gorąca herbata - zagadała wesoło Ana żeby zmienić temat, rozluźnić lekko napiętą atmosferę i podała Perowi i Marie
kubki z tęgo parującą herbatą.
- Dzięki - odpowiedział Per, uśmiechając się - A ty? Nie masz ochoty? - spytał po chwili.
- Zaraz przyniosę swoją - odpowiedziała Ana i skierowała się w stronę kuchni. Po chwili rozmawiali i żartowali, popijając
herbatę. Dzień za dniem mijał spokojnie. Marie codziennie sprawdzała ich stronę internetową, różne fora na ich temat.
Reakcje dziewczyny były różne. Czasem się cieszyła, wzruszała a czasem - wściekała się. Często udawało jej się
ukrywać przed Perem i Aną swoje prawdziwe emocje ale nie zawsze miała tyle siły.
- Co się dzieje? - pytał zawsze w takich momentach Per.
- Nie chciałbyś wiedzieć - odpowiadała chłodno i nieprzyjemnie, zamykając laptopa jednym trzaśnięciem i biegnąc do
swojego pokoju. "Co mogło się stać? - zastanawiał się Per, stając przed drzwiami pokoju Marie i wsłuchując się w jej
cichy płacz - Gdybym tylko potrafił go obsługiwać" - myślał ze złością rzucając iskrzące zdenerwowaniem spojrzenia w
kierunku sprzętu. Jakieś dwa i pół miesiąca po incydencie z wpisem, który urągał godności przyjaciół stało się coś co
było dla całej trójki wielkim zaskoczeniem i niespodzianką. Per odzyskał pamięć. Przypomniał sobie dokładnie wszystko.
Zarówno to co działo się przed wypadkiem jak i sam moment upadku ze ścianki. Wszystko było o tyle dziwne, że Per
odzyskał pamięć kiedy spał. Uciął sobie małą drzemkę i w pewnym momencie obudził się zaniepokojony wypowiadając
szeptem imię Marie. Dziewczyna słysząc szept przyjaciela przeszła szybkim krokiem z salonu gdzie się znajdowała pod
uchylone drzwi jego pokoju. "Powiedz coś jeszcze..." - pomyślała. Po kolejnej chwili jej prośba została spełniona.
"Roxette, koncerty, fani, zawiedzione osoby, ścianka, hala, wspinaczka, Oskar..." - Per na samym początku wypowiadał
słowa spokojnie. Potem jednak robił to coraz szybciej i szybciej. Dziewczyna weszła do pokoju Pera kiedy usłyszała jak
ten rozbija jednym rzutem o ścianę ramkę ze zdjęciem swoim i Oskara, mówiąc przez zaciśnięte zęby:
- Mogłem przez ciebie zginąć ty bydlaku!
- Uspokój się i cofnij, bo się pokaleczysz. Zaraz posprzątam to szkło - powiedziała Marie najspokojniej jak tylko mogła.
Chciała już wyjść z pokoju żeby uprzątnąć bałagan i uspokoić nerwy ale Per wziął ją za ręce i zaczął badawczo
przyglądać się twarzy przyjaciółki.
- Czemu przyglądasz mi się tak dziwnie? - spytała. Wzrok Pera sprawiał, że czuła się wyjątkowo nieswojo.
- Bo... Bo pamiętam wszystko! - zawołał Per - Wszystko sobie przypomniałem Marie, możesz to nawet sprawdzić! wołał szczęśliwy.
- Nie muszę, wierzę ci - odpowiedziała dziewczyna. Oboje byli wzruszeni, płakali ze szczęścia. "Te słowa, tempo w
jakim je wypowiadał aż wreszcie to zdjęcie..." - przemknęło jej przez myśl. Tymczasem Ana wróciła do domu (wybrała
się na spacer po brzegu fiordu żeby porobić trochę zdjęć) i zdziwiła się zastając zniszczoną ramkę i płaczących Marie i
Pera w jego pokoju. "Co się stało? - przeraziła się - Z którymś z nich coś jest nie tak? Oby tylko u Pera nie wykryto
kolejnych poważniejszych zmian niż ta amnezja, z którą musi walczyć..." – rozmyślając tak, Ana Lisa nie miała
zielonego pojęcia, że łzy jakie widzi u swoich przyjaciół to łzy szczęścia.
- Sprzątnę ten bajzel a ty idź poszukać Any, może już wróciła – powiedziała Marie, odsuwając się od Pera o krok i chcąc
zacząć zbierać przynajmniej największe części ramki i szkła. Wtedy Per zauważył blizny po scyzoryku Oskara na klatce
piersiowej przyjaciółki.
- Skąd te blizny? Kto zrobił ci krzywdę? – pytał a jego złość rosła z każdą chwilą.
- Ja się tym zajmę, chodź – zagadała wesoło Ana (zdążyła się domyślić, że bała się niepotrzebnie) wsuwając głowę w
otwarte drzwi, biorąc Pera za rękę i lekko pociągając w swoją stronę.
Strona: 22/23
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
- Co się stało, skąd ona ma te szramy?
- Spokojnie, nie denerwuj się. Te blizny to sprawka Oskara. Najpierw zranił Marie scyzorykiem – na szczęście dość
płytko. To jeszcze nic. Kiedy Marie po wypisaniu ze szpitala przyszła do ciebie – uratowałeś ją przed Oskarem.
Uratowałeś jej życie mimo, że byłeś nieprzytomny.
- Co?! – Per nie wierzył, był w szoku – Jak ja mogłem uratować jej życie skoro – jak sama mówisz – byłem nieprzytomny?
- wystarczyło, że uniosłeś rękę w okolice blizn, wcześniej dając jej do zrozumienia, że coś jest nie tak.
- Trudno uwierzyć, że dobrze to odczytała…
- Dla mnie to nie jest dziwne. To się po prostu nazywa przyjaźń. Znacie się już tak długo…
Po całym zdarzeniu cała trójka zgodnie stwierdziła, że ścianki wspinaczkowe – nawet te na otwartym powietrzu – będą
omijać szerokim łukiem. Roxette znów wróciło do świata show – biznesu a Ana pracowała z nimi. Była odpowiedzialna
za kontakty grupy z fanami, które – czasem mogło się mieć wrażenie – że po wypadku Pera były sporo mocniejsze niż
przed nim.
Strona: 23/23
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl

Podobne dokumenty