Żelazo cenniejsze od złota
Transkrypt
Żelazo cenniejsze od złota
Żelazo cenniejsze od złota Przy stanowisku hutniczym (nr 20) panowie: Władysław We− ker, Tomasz Majer, Wojciech Siuciak przy pomocy studen− tów Instytutu Archeologii Uni− wersytetu Warszawskiego, pró− bują zrekonstruować proces pro− dukcji żelaza, stosowany na te− renie Polski, od II w. p. Ch. do V w. Niestety nie wiadomo do− kładnie, kiedy zdobyto umieję− tność pozyskiwania żelaza, wie− my natomiast, że pochodzi ona z terenu współczesnej Azji Mniejszej. Prezentowany piec dymarski, hutnicy wykonali sa− mi wzorując się na pradawnej metodzie, używając w tym celu cegły glinianej (glina wymie− szana ze słomą i piaskiem). Jed− norazowo do producji żelaza wykorzystuje się ok. 100 kg węgla drzewnego i 100 kg rudy darniowej, występującej po− wszechnie w przyrodzie (jest to tzw. wsad). Rudę po wykopa− niu wypraża się w ogniu, aby ją oczyścić z niektórych zanieczy− szczeń m.in. organicznych (jest to proces wzbogacania). Nastę− pnie bryły rozbija się na drob− niejsze części. Proces przygo− towania paliwa, jakim był wę− giel drzewny w mielerzach mo− żna zobaczyć przy stanowisku nr 9 (dziegciarza). Jak wygląda budowa dymarki? Najpierw wy− kopuje się w ziemi zagłębienie (tzw. kotlinkę), które wypełnia się drewnem (spełnia ono funk− cję rusztu utrzymującego pale− nisko na stałej wysokości). Na− stępnie z cegły glinianej (łączo− nej mokrą gliną) buduje się piec w kształcie cylindra, osiągają− cego wysokość ok. 1,5 m. Zbu− dowana dymarka musi być osu− szona za pomocą spalanej wew− nątrz słomy. Po osuszeniu roz− pala się dymarkę przy użyciu węgla drzewnego, umożliwiają− cego osiągnięcie wysokiej te− mperatury (1200−1300oC). Do wnętrza pieca wrzuca się kolej− no warstwami, uprzednio przy− gotowane: węgiel i rudę. W mia− rę spalania się węgla wsad prze− suwa się w dół i trzeba go stale uzupełniać. Tlenek węgla, po− wstały w wyniku niepełnego spalania węgla w wysokiej tem− peraturze powoduje redukcję tlenków żelaza zawartych w ru− dzie, aż do uzyskania czystego żelaza. Składniki rudy nie za− wierające tego pierwiastka (tzw. skała płona) − głównie krzemio− nka (SiO2) oraz inne zanieczy− szczenia tworzą żużel. Powstaje on w procesie topienia krze− mionki, która wchodzi w reak− cje chemiczne z innymi skład− nikami. Żużel topi się w temp. 1050−1200oC, a spływając do ko− je się łupkę żelazną w postaci nieregularnej bryły, złożonej z drobinek żelaza (grąpi) spojo− nych żużlem. Następnie podda− je się ją obróbce kowalskiej, w wyniku której grąpie są zgrze− wane razem. Cały żużel wraz z innymi zanieczyszczeniami w wyniku wielokrotne− go przekuwania zos− taje usunięty. Żużel, który tworzy się po− niżej łupki w postaci kloca i pozostaje ja− ko odpad w ziemi, jest elementem, na podstawie którego rekonstruuje się ca− ły proces dymarski, organizację pracy itp. Szacuje się, że z jed− nej dymarki uzyski− wano w końcowym etapie ok. 10−15 kg żelaza nadającego się do produkcji m.in. broni lub narzędzi. Na większą skalę, w HutnicyWładysław Weker i Tomasz Majer Polsce produkowano fot. Alicja Dużyk je głównie w rejonie Gór Świętokrzys− tlinki wypełnionej drewnem kich, Mazowsza (okolice Pru− tworzy tzw. kloc żużla. Zredu− szkowa pod Warszawą), w oko− kowane żelazo na wysokości licy Wrocławia i Opola. Ślady wlotów powietrza (dyszy), two− pojedynczych dymarek pocho− rzy drobne kuleczki zwane “grą− dzących z różnych epok znale− piami”, które nie ulegają stopie− ziono na terenie całego kraju. niu (czyste żelazo topi się w Niestety, nie zachowały się żad− temp. ok. 1600oC). Powietrze ne przekazy historyczne infor− potrzebne do całego procesu do− mujące o szczegółach technicz− staje się do dymarki poprzez nych tego typu procesów. Dy− wspomniane wloty − czyli dy− marki oraz produkcja żelaza pre− sze. Prawdopodobnie w staro− zentowane w Biskupinie są re− żytności stosowano w tym celu konstrukcją opartą na danych miechy. Po zakończeniu proce− archeologicznych i współczes− su, który trwa ok. 24 godzin, nej wiedzy technicznej. dymarka jest burzona. Uzysku− EWA SZCZECIŃSKA Dziś o tradycyjnych zajęciach. Jak żyli ludzie w Biskupinie? Jak radzili sobie z kłopotami dnia codziennego nie mając, jak my teraz, prądu, gazu, nie wspo− minając o lodówce czy samochodzie? Czy my współcześni potrafilibyśmy pra− cować w prehistorycznej osadzie bez tego wszystkiego? W krzemień trzeba odpowiednio uderzyć... Dotychczas nie zdawałam sobie sprawy, że krzemień jest tak niezwykle ciekawym kamie− niem. Dopiero rozmowa z pa− nem Witoldem Miglem, nauko− wcem z Państwowego Muzeum Archeologicznego w Warszawie pogłębiła moją wiedzę. Krzemień to swoisty “rodzy− nek” tkwiący w skałach wapien− nych. O ile owe skały powstały z muszelek opadających na dno mórz, to krzemień jest przero− bionymi przez tysiąclecia tlenka− mi i krwinkami żywych organiz− mów, które posiadały wiele żelu krzemionkowego. Ów żel tward− niał i stawał się krzemieniem. Pe− wnie dlatego krzemień jest naj− twardszą skałą, którą można zna− leźć na naszych polach, a mimo to kruchą, gdyż jednorodną. Dzięki swym właściwościom krzemień w zamierzchłych cza− sach był bardzo popularny. Wyra− biano z niego przede wszystkim narzędzia np. bardzo ostre noże (sprawdziłam). Oczywiście na takim rze− miośle trzeba się było znać. Pan Migl zdradził mi tajemnicę − po prostu w krzemień trzeba od− powiednio uderzyć. Jak? pew− nie ktoś się zastanowi. Otóż były różne techniki. Technika wiórowa, która stosowana przy wykonywaniu długich i ostrych kling wyglądających jak paski krzemienia, nie można było uży− wać od razu (to pewnie coś dla leniuchów), dorabiać rękojeść lub a nawet przerobić na grot strzały. Następną metodą było rzeź− bienie w krzemieniu (tzw. me− toda rdzeniowa). Nie była ona zbyt skomplikowana. Po pros− tu brało się kawałek krzemienia i odłupywało to, co niepotrzeb− ne. Najczęściej w ten sposób powstawały “płoszcza” tzn. ostrza oszczepów. W późnie− jszych czasach rozpoczęto rów− nież szlifować krzemienie na piaskowcu. Robiono tak siekie− ry i dłuta. Jednak najciekawsze w krze− mieniu jest chyba to (jak to stwierdził jeden ze zwiedzają− cych), że “tak kapitalnie pęka”. Wystarczy uderzyć zwykłym kamieniem, użyć odpowiedniej siły (choć stworzenie odpowie− dniego naprężenia jest dość tru− dne) i będziemy mieli w ręku prahistoryczny nóż. Może wte− dy odezwie się w nas pierwotny instynkt. Nie radzę jednak po− lować na terenach wykopalisk. ALICJA DUŻYK